Requiem dla snu, filmowa adaptacja powieści Huberta Selby'ego Jr., to dantejska wyprawa czwórki bohaterów do piekła złudzeń i głęboko skrywanych pragnień. Aronofsky ukazuje wzloty i upadki ludzi rozpaczliwie próbujących zrealizować swoje pragnienia w dzisiejszym Brooklynie. W konfrontacji z rzeczywistością, ich nadzieje na odmianę życia nie mają szans. Nie mogąc poradzić sobie z otaczającym ich światem, wszyscy uciekają w uzależnienia - narkotyki, słodycze, telewizję czy papierosy. Dążąc ślepo do zrealizowania swojej wizji szczęścia, nie zauważają, kiedy ich marzenia przemieniają się w coś, co doprowadza ich do samotności, a w rezultacie - do osobistej tragedii. Każdy z bohaterów ostatecznie pozostaje zupełnie sam ze swoimi fantazjami, tym samym przeżywając osobistą tragedię.
Miejscem akcji jest Brooklyn. Film przedstawia historię trojga młodych ludzi i starszej kobiety, którzy z powodu samotności, zagubienia i ślepej pogoni za marzeniami, popadają w nałogi współczesnego świata. Reżyser Darren Aronofsky w sposób bezpośredni i brutalny przedstawił skutki takiego życia.
Akcja filmu rozpoczyna się latem. Starsza kobieta, Sara Goldfarb, mieszka samotnie w brooklyńskiej dzielnicy Brighton Beach. Jej mąż odszedł kilka lat temu, a jedyny syn, Harry, wyprowadził się. Ulubionym zajęciem kobiety jest oglądanie telewizji oraz sporadyczne spotykanie się z zaprzyjaźnionymi sąsiadkami. Pewnego popołudnia Sara otrzymuje telefon, którego nadawca informuje ją, iż została wybrana do wzięcia udziału w telewizyjnym show, nagrywanym na żywo w siedzibie jej ulubionej stacji. Od tego momentu Sara popada w obsesję – za cel obiera sobie zrzucenie rzekomo zbędnych kilogramów, przez co poddaje się drakońskiej diecie, opartej na stosowaniu tabletek na odchudzanie od szemranego lekarza-dietetyka. Kobieta uzależnia się od pigułek, które w rezultacie doprowadzają ją do psychozy amfetaminowej.
W międzyczasie syn Sary, Harry, i jego dziewczyna – pochodząca z bogatej rodziny Marion – uzależniają się od heroiny. Harry i jego najlepszy przyjaciel Tyrone trudnią się handlem narkotykami, chcą bowiem zarobić duże pieniądze i rozpocząć lepsze życie – rozprowadzanie używek ma im pomóc w osiągnięciu celu. Harry chce zainwestować w butik dla swojej dziewczyny, podczas gdy Tyrone marzy o zerwaniu z profesją drobnego ulicznego bandziora i uczynieniu swojej matki dumnej. Niestety, jesienią Tyrone pada ofiarą gangsterskiej wojny, w wyniku której trafia do więzienia. Harry przeznacza lwią część zarobionej jeszcze w lecie gotówki, by wpłacić kaucję za przyjaciela. Przyjaciele kontynuują dążenie do spełniania swoich marzeń. Harry odkrywa także powstałą na swoim przedramieniu infekcję.
Nadchodzi zima. Sara, kompletnie uzależniona od pigułek na odchudzanie, trafia do szpitala. Kilkudniowe kuracje odwykowe nie pomagają i ostatecznie zostaje ona poddana terapii elektrowstrząsowej. Harry i Tyrone docierają na Florydę, lecz w wyniku wcześniejszych iniekcji dożylnych przedramię Harry'ego całkowicie pokrywa się bolesnymi krwiakami. W jednym z miejscowych szpitali bohaterowie zostają aresztowani. Tymczasem na Brooklynie powrotu swojego partnera oczekuje zrozpaczona Marion. Narkotykowy głód dziewczyny zaostrza się, oddaje się bezwzględnemu stręczycielowi. W wyniku splotu dramatycznych wydarzeń, Sara zostaje zdiagnozowana jako katatoniczka i osadzona w szpitalu psychiatrycznym; Tyrone zostaje osadzony w więzieniu o podwyższonym rygorze, gdzie jest bity i poniżany; Marion by zdobyć narkotyki uczestniczy w poniżającej seksualnej orgii; Harry'emu natomiast zostaje amputowana lewa ręka. W ostatniej scenie – śnie Sary – występuje jednak ona w telewizji, a jej syn zostaje przedstawiony jako dobrze zapowiadający się biznesmen.
Świat straconych marzeń, czyli koszmar rzeczywistości
|
"Po obejrzeniu tego filmu nie będziesz tą samą osobą" (Sight & Sound) - zdanie to najkrócej i najlepiej oddaje moc wrażeń jakie przynosi najnowszy film Darrena Aronofsky'ego "Requiem dla snu". Widziałem w życiu kilka obrazów, które szokują i zmieniają sposób w jaki patrzysz na świat, ale to co zaserwował Aronofsky naprawdę miesza w głowie. Obraz młodego reżysera jest wizją upadku na samo dno ludzi dotkniętych nałogiem i tak naprawdę nie jest istotne jaki to nałóg. Ofiary uzależnienia, czy to narkomanii, czy telewizji, jak to jest w przypadku bohaterów, czy alkoholu lub seksu, podążają w jednym kierunku, po równi pochyłej, na samo dno. Głównymi postaciami filmu są telewizyjna maniaczka Sara Goldfarb (Ellen Burstyn), jej syn Harry (Jared Leto), jego dziewczyna Marion (Jennifer Conelly) oraz ich przyjaciel Tyrone (Marlon Wayans). Harry i Tyrone stoją u progu narkomańskiej drogi, palą jointy, sniffują kokainę (?), wstrzykują heroinę (?), po prostu eksperymentują dla zabawy z substancjami psychoaktywnymi. Postanawiają też na narkotykach zarabiać. Prochy mają być dla nich kluczem do sukcesu. Na początku jest tak rzeczywiście. Chłopaki odkładają niemałą sumkę a przy okazji żyją i bawią się. Harry planuje wspólną przyszłość z Marion, która chce otworzyć sklep z ciuchami własnego projektu i własnej produkcji. Gdy Tyrone ma awansować w narkomanskiej hierarchii wybucha wojna gangów a Tyrone zostaje aresztowany. Wszystkie odłożone pieniądze idą na kaucję. W mieście nie ma towaru. A okazuje się, że obaj przyjaciele i Marion potrzebują przyładować...
Matka Harry'ego, kobieta samotna, namiętnie i pasjami ogląda telewizję. Pewnego dnia dostaje aplikację, która po wypełnieniu pozwoli jej wystąpić w telewizji.. Po odesłaniu dokumentu Sara próbuje zmieścić się w swoją najelegantszą sukienkę aby móc w niej wystąpić w tv. Niestety, lata zrobiły swoje i Sara musi zastosować dietę by móc się zmieścić w ubranie. Jak się okazuje dieta stanowi dla niej ogromne wyzwanie, wszystko na co spojrzy przyjmuje formę jedzenia. Gdy dowiaduje się, że w sąsiedztwie jest klinika która leczy nadwagę farmakologicznie, postanawia spróbować tej metody. Okazuje się, że środki przepisane przez lekarza to psychotropy, a konkretnie speed (amfetamina?). Sara zostaje, jak jej syn, narkomanką, tylko nie zdaje sobie z tego sprawy.
Wszyscy wpadają w nałóg, który doprowadzi każdego z bohaterów do zguby. Postaci różni tylko sposób w jaki zaczęła się ich "przygoda" z prochami, dalsza droga dla wszystkich wyglada tak samo.
Temat narkotyków jest ostatnio dość modny, jednak nikomu nie udało się zjawiska ukazać w tak sugestywny sposób. Nieprawdopodobne jest to, jak kapitalnie reżyser przedstawia cały proces upadku, od zabawy, przez kolejne fazy coraz głębszego uzależnienia do totalnego pogrążenia się w odmętach nałogu. Aronofsky zwraca uwagę na destrukcyjny wpływ uzależnienia, jakiekolwiek by ono nie było. Gdy naszym zachowaniem zaczyna kierować chęć zaspokojenia nałogu zatracamy człowieczeństwo. Gubimy gdzieś integralność naszej osobowości, stajemy się ubezwłasnowolnieni. I tak naprawdę to nie ma znaczenia środek, który to powoduje. Istotny jest sam stan, w którym nie w pełni jesteśmy w stanie pokierować własnym postępowaniem, w którym zrobimy wszystko aby zaspokoić nasz nałóg. Każdy nałóg niesie ze sobą zagrożenie, ponieważ odbiera nam cząstkę nas samych, przejmując kontrolę nad naszym życiem.
Obraz Aronofsky'ego jest najbardziej przerażającą wizją uzależnienia jaką dane mi było zobaczyć w kinie. Nałóg staje się życiem bohaterów. Wszyscy mają jakąś idee fixe, która powoduje zatracenie się w uzależnieniu a apokaliptyczna wizja reżysera ukazuje postępujące, powodujące samotność grzęźnięcie w nałogu. Poza psychicznym aspektem upadku jest także fizyczny. Widzimy jak, bądź co bądż, atrakcyjni fizycznie bohaterowie doprowadzają się do katastrofy, prostytucja, więzienie, choroba.
Poraziła mnie forma w jakiej reżyser przedstawia rosnącą przepaść między Marion i Harrym. Wspólne plany na przyszłość przerodziły się we wspólne ćpanie. Nie ma nic więcej.
Po pierwszym filmie Darrena Aronofsky'ego nie należałem do miłośników jego twórczości. Eksperymentalna forma fotografowania i nerwowy,dynamiczny montaż "Pi" nie przypadły mi do gustu. Niemniej jednak wizualnie tamten obraz miał w sobie coś intrygującego i zapadł mi w pamięć. Natomiast "Requiem.." wstrząsnął mną do żywego, niesamowity klimat filmu; symbolika zdjęć (w króciutkich ujęciach - flashach, ukazane zażywanie drug'ów i włączenie się Sary do odbioru - naprawdę nieprawdopodobne zestawienie) i realizm piekła do jakiego stopniowo podążają osoby dramatu. Reżyser użył w nowatorski sposób sprawdzonych środków i metod budowania nastroju. Bardzo szybki montaż, dzielony ekran, cyfrowe efekty specjalne, różne nośniki obrazu sprawiają, że obraz poraża swoją sugestywnością sprawiając, że czujemy się wtłoczeni w fotel.
Być może wielu z Was w tytule mojej recenzji znajdzie analogię do dzieła Krzysztofa Kieślowskiego, zatytułowanego "Krótki film o zabijaniu". I wcale nie będzie to skojarzenie bezpodstawne. Pamiętamy przecież z jak wielką zawziętością i niespotykanym realizmem polski reżyser przedstawił, krok po kroku, problem kary śmierci, wydobywając z widza emocje prosto z serca. Podobnego zabiegu dokonuje Darren Aronofsky, jednak na warsztat bierze zupełnie inną tematykę. W swym dziele "Requiem dla snu" dokonuje przerażającego studium ludzkiego upadku spowodowanego błahymi w istocie marzeniami.
Akcja filmu skupia się na czworgu bohaterach z Nowego Jorku. Sara Goldfarb to zapalona fanka telewizji, dzięki której ucieka przed samotnością, charakterystyczną dla ludzi w podeszłym wieku. Jej syn, Harry, odwiedza ją bardzo rzadko, w całości poświęcając czas swojej dziewczynie, Marion. Pełni młodzieńczej werwy planują, wraz z dobrym przyjacielem - mającym już nie raz kłopoty z prawem - Tyrone'em, otworzyć sklep z ubraniami. Sara w tym samym czasie otrzymuje wiadomość, na którą czekała od lat - wystąpi w programie telewizyjnym. I kiedy każdy z bohaterów realizuje swoje marzenia, pojawia się pewien problem, który całkowicie je rozwieje - uzależnienie.
Filmów na temat narkotyków było doprawdy mnóstwo. Jednakże dopiero "Requiem dla snu" niejako obnażyło ten problem. Wielu pyta, skąd ten zachwyt nad produkcją Aronofsky'ego, bo przecież temat stał się już oklepany i nudny, słowem - nic nowego. Chyba żaden inny film w tak dosłowny, przepełniony realizmem, a zarazem brutalny i psychodeliczny sposób nie pokazał, do czego prowadzą narkotyki. Reżyser, gdy wydaje nam się, że już więcej nie może pokazać, dopiero zaczyna 'zabawę', która u nie jednego widza wywołała szok, wprowadziła w osłupienie bądź po prostu spowodowała płacz.
Aronofsky, oprócz uzależnień, porusza w swym filmie więcej problemów. Przede wszystkim obala mit o popularnym 'amerykańskim śnie', który tak wyraźnie widać w hollywoodzkich produkcjach. W jego filmie każdy z bohaterów widzi przyszłość w różowych okularach, szczególnie ci młodzi, ale życie bardzo szybko weryfikuje ich optymizm. Można zadać sobie pytanie, co w tej głównej czwórce robi Sara Goldfarb? Aronofsky mógł przecież zrobić film z młodymi ludźmi, dla młodych ludzi, bo przecież to głównie ich dotyczy problem narkotyków. Jednakże dzięki tej postaci całość jest bardziej uniwersalna i nie skupia się tylko i wyłącznie na 'braniu' głównych bohaterów (jak to nie raz już było). Sara to postać niesamowicie symboliczna, przemawia przez nią samotność, odrzucenie przez społeczeństwo, brak jakichkolwiek przyjaciół, czy wreszcie zwykła ludzka niemoc. To też jedyna osoba, która nie ze swojej winy popadła w piekło uzależnień.
Sama fabuła filmu to jedynie niewielki procent z całości, na którą składa się świetne aktorstwo, bardzo oryginalne i wymowne zdjęcia oraz muzyka. Zacznijmy od tego pierwszego - gra aktorów w dziele Aronofsky'ego to prawdziwy majstersztyk. Wszyscy mieli do zagrania, mniej lub bardziej, skomplikowane postaci, bowiem każda z nich przechodziła swoistą metamorfozę, zarówno fizyczną jak i, przede wszystkim, duchową. Szczególny geniusz pokazała Ellen Burstyn, o jej roli powiedziana już dosłownie wszystko, prawie zawsze w samych superlatywach. Swoje przełomowe i, chyba, życiowe kreacje stworzyli Jared Leto, Jennifer Connelly i Marlon Wayans. Mieli spore pole do popisu. Na dość niekonwencjonalne rozwiązanie, jeśli chodzi o ujęcia, zdecydował się Matthew Libatique - autor zdjęć. Podzielenie ekranu na dwie części, charakterystyczne wstawki podczas zażywania, przyspieszenie bądź spowolnienie obrazu - to wszystko buduje nastrój filmu, jest pewnym smaczkiem, dodaje żywiołowości i realizmu, sprawia, że widz w pewien sposób 'czuje' to, co dzieje się na ekranie. Główny motyw muzyczny filmu - popularna, jak świat długi i szeroki, "Lux aeterna", to już prawdziwa poezja. Tragizm i emocje, jakie niesie ze sobą ten utwór, nierozerwalnie łączy się z dziełem Aronofsky'ego i nadaje pewnego wyraźnego kształtu całemu filmowi.
"Requiem dla snu" jest dla kinomaniaka jak ludzkie cierpienie. Nie jest z pewnością miłym doświadczeniem, ale prędzej czy później musimy poznać jego smak.
Równie piorunujący efekt, co kreacje aktorskie, wywiera muzyka: psychodeliczna, niepokojąca, wzbudzająca strach i trwogę, potęgująca mroczny i pełen grozy nastrój filmu. Ciekawym elementem zastosowanym w filmie jest rozczłonkowanie akcji, która w momencie finałowym składa się z kilku przeplatających się, niezależnych obrazów. Nie każdy potrafi obojętnie patrzeć na pełne poniżenia, rozpaczy i utraty godności sceny tego tak realistycznego dzieła.
Mimo iż świat narkotyków jest światem specyficznym, to i tu zdeterminowana tłuszcza nie cofnie się nawet przed najbardziej ekscentrycznym i desperackim krokiem, by choć na chwilkę osiągnąć niczym niezmącony błogostan. Nielegalny handel, prostytucja, choroba psychiczna, więzienie, zaprzepaszczenie własnego ja, osobowości i godności to cena "wolności" narkomana. W pogoni za marzeniami, co przecież nie jest ani grzechem, ani zbrodnią, bohaterowie tracą moralne granice. Nie ważne, co chcesz zdobyć, ważne jak.
Jednak jest jedna ważna rzecz, którą ukazuje ten film, a w jego odbiorze stanowi kolosalny punkt odniesienia - marzenia są piękne, tylko trzeba wybrać odpowiednią drogę do ich realizacji. A co znaczy w tym kontekście słowo "odpowiednia", każdy musi ocenić sam, według własnego systemu wartości. Bohaterom filmu można już tylko zadedykować requiem - mszę żałobną dla ich marzeń, dla życia, dla nich samych.
Wraz z Darrenem Aronofskym odbywamy podróż do najdalszych i najczarniejszych zakątków ludzkiego umysłu. Reżyser bez ogródek i zbędnego owijana w bawełnę, w sposób tak bezpośredni, że aż bolesny prowadzi nas przez zawiłe drogi uzależnień. Ukazuje przyczyny sięgania po wszelkiego rodzaju substancje, niekiedy będące jedynie skutkiem słabości psychicznej.
Bohaterami filmu są Harry (Jared Leto), jego dziewczyna Marion (Jennifer Connelly), jego przyjaciel Tyrone (Marlon Wayans) i jego matka Sara (Hellen Burstyn). Każde z nich przeżywa swoje "piekło na ziemi". Stopniowo stacza się, upada i już nie ma siły, żeby wstać i dalej walczyć o swoje życie. A my, widzowie, cierpimy razem z nimi.
Dla młodych wszystko zaczyna się niewinnie. Ot, przygoda z używkami. Na początku są pełni marzeń i życiowej energii, ale wraz z mijaniem kolejnych minut filmu, pogrążają się oni coraz bardziej. Narkotyki przestają być dla nich jedynie oderwaniem od rzeczywistości, a stają się środkiem niezbędnym do przeżycia. Paradoksalnie, nie mogą żyć bez trucizny. Przez to stopniowo tracą zdrowie, ale także siebie nawzajem: zamierają rozmowy, nie ma już zrozumienia, przyjaźni, miłości?
Z Sarą jest trochę inaczej. To samotna, starsza kobieta, której nałogiem jest telewizja. Takie, wydawałoby się, niegroźne uzależnienie. Jednak wpędza ją ono w następne, już o wiele bardziej poważne. Matka Harry'ego marzy o występie w programie telewizyjnym. Ona żyje tym marzeniem i kiedy w końcu ma szansę je spełnić, popada w istny obłęd: zaczyna łykać tabletki odchudzające i przeprowadza całkowitą zmianę swojego wizerunku. Na początku jest szczęśliwa. Sąsiadki zwracają na nią uwagę, ma nowe "przyjaciółki", nie jest już sama. Jednak z każdą następną, połkniętą pigułką, szukając realizacji pragnień, robi ona krok dalej w stronę śmierci.
Bohaterowie, pozornie tak różni, w rzeczywistości są do siebie bardzo podobni. Nie dają sobie rady z otaczającą ich rzeczywistością, żyją pogrążeni w iluzji, szukając spełnienia marzeń w zupełnie nieodpowiednich miejscach.