Czas wolny 2

Człowiek od najmłodszych lat rozwija się pod wpływem rodziny, różnych grup społecznych, instytucji, a także pod wpływem środków masowego przekazu, szczególnie telewizji. Telewizja zawładnęła życiem bardzo wielu dzieci i ich rodziców, podporządkowała sobie rozkład zajęć w ciągu dnia, burząc niejednokrotnie jego strukturę, przyciągając i zatrzymując na wiele godzin członków rodziny przed telewizorem.

    Dorastająca młodzież stosunkowo mało czasu spędza przed telewizorem, bardziej pochłania ją kontakt z rówieśnikami. Dopiero wówczas, gdy kontaktów tych nie może swobodnie rozwijać, chętniej korzysta z telewizji.
Telewizja wkracza zatem tam, gdzie życie społeczne jest zakłócone (np. jej intensywny odbiór daje się zauważyć w rodzinach zagrożonych rozbiciem) lub gdy odbiorcy brakuje energii dla prowadzenia aktywnego życia społecznego. Telewizja jest też trwałym towarzyszem osób samotnych, mających trudności w nawiązywaniu kontaktów z innymi.
    Trzeba zresztą przyznać, że pośród różnych sposobów spędzania czasu wolnego telewizja jest sposobem szczególnie atrakcyjnym. Po pierwsze: jest wygodna, sama przychodzi do domu odbiorcy bez jakichkolwiek przygotowań, niewygód. Po drugie: jest łatwa w odbiorze, operuje udźwiękowionym obrazem, wymaga mniejszego wysiłku intelektualnego niż czytanie, mniejszej koncentracji uwagi niż słuchanie radia, a nade wszystko wyręcza wyobraźnię. Telewizja, choć z pewnością przybliża nam świat, to jednak warunki odbioru jej programów narzucają istotne ograniczenia, których powinniśmy być świadomi, by unikać ich negatywnych skutków.

Nadawca - odbiorca

    Elektroniczne środki przekazu - telewizja, także satelitarna i kablowa, czy sieci internetowe - zmieniają w skali powszechnej sposób funkcjonowania kultury. Intensywny rozwój środków technicznych ma też konsekwencje społeczne, polityczne i ekonomiczne. Młody człowiek coraz więcej doświadczeń osobistych, wiedzy i poglądów nie czerpie z bezpośredniego kontaktu z innymi ludźmi, przyrodą, dziełami sztuki, ale z rzeczywistości spreparowanej przez media, w naszym kraju głównie telewizję.
    Atrakcyjne programy telewizyjne potrafią zmienić ustalony zwyczajem rozkład dnia, np. w porze nadawania seriali telewizyjnych czy głośnych zawodów sportowych.
    Nasuwa się pytanie: czy i w jakiej mierze oglądanie telewizji wywiera korzystny wpływ na wychowanie młodzieży? Siła oddziaływania środków masowego przekazu polega na przedstawieniu różnorodnych stylów życia, pojawiają się bohaterowie utworów literackich, filmów, seriali telewizyjnych. Są to postacie rzeczywiste, historyczne bądź współczesne albo fikcyjne, przedstawione w sposób uproszczony lub rozbudowanej postaci o cechach dodatnich lub ujemnych. Wywierają one szczególny wpływ na młodego odbiorcę, który niejednokrotnie próbuje naśladować swojego bohatera.
    Wymienia się dziś trzy rodzaje wpływu telewizji na dzieci i młodzież:

  • bezpośredni,

  • kumulatywny (utwory fabularne silnie kształtują poglądy i postawy),

  • podświadomy (przejawia się w przenoszeniu uczuć i antypatii z bohatera utworu na aktora kreującego daną postać).

    Ważne jest, aby odbiorca miał świadomość tego, co wybiera oglądając telewizję.

Telewizja a rodzina

    A. Przecławska w pracy Zróżnicowanie kulturalne młodzieży a problemy wychowania (PWN, Warszawa 1976) podaje: "Rodzina jeśli w ogóle ingeruje w kontakty telewizyjne swoich dorastających dzieci, to ograniczają się one przeważnie do wydzielenia czasu przeznaczonego na telewizję, bądź zakazuje oglądania audycji, przeważnie z niewielkim skutkiem. O wiele rzadziej można zauważyć oddziaływania pozytywne, skierowujące uwagę dziecka na audycje uznawane za wartościowe, czy też fakt podejmowania z młodzieżą dyskusji, które mają na celu interpretację przekazywanych treści".
    Twierdzi ona, iż dzieci zagrożone niedostosowaniem społecznym wychowywane są bez wzorców - jeśli rodzina nie spełnia podstawowych zasad, dla tych dzieci wzorzec stanowią bohaterowie filmowi. Dla większości nie liczą się żadne wartości, dominuje bohater - "twardziel" naładowany agresją. Sposobem na życie jest również język telewizyjny pełen wulgaryzmów.
    Który z filmów dla młodzieży przedstawia pełną, szczęśliwą rodzinę? Prawie żaden. Tatuś ma kochankę, mamusia kolejnego przyjaciela, syn zarabia na pozycję w szkole cwaniactwem, a córeczka myśli o tym, jak nie "wpaść" w ciążę.
    Przykładem pozytywnym mogłyby być przeznaczone dla całej rodziny zachodnie seriale, takie jak "Cudowne lata", "Dzień za dniem" czy "Pełna chata". Mają one niewątpliwie dydaktyczny charakter, pouczając bawią, są łatwe, lekkie i przyjemne, ale mają też jedną wadę - są wybitnie amerykańskie. Tworzą uproszczony obraz świata, dają łatwe i nie zawsze zgodne z naszymi rodzinnymi doświadczeniami recepty na życie.
    Wśród młodzieży szkół ponadpodstawowych przeprowadzone zostały ankiety analizujące najbardziej lubiane "rodziny filmowe". Wynika z nich, że młodzież najchętniej ogląda filmy, które przedstawiają rodziny w zabawny sposób. Humor jest dominującą cechą, która sprawia, że lubią daną "rodzinę filmową". Znikoma część młodzieży zwraca uwagę na otwartość, tolerancję czy zrozumienie. Większość młodzieży uważa, że "rodziny filmowe" są za mało realne, wyidealizowane, ale za to podobnie jak ich bohaterowie chcą żyć na wesoło, żeby ich rodzina była wpływowa i bogata.
    Nasz świat współczesny z jego szybkim przepływem informacji kształtuje i zmienia osobowość człowieka. Film i telewizja prezentują różne poglądy, opinie i wydarzenia w sposób realistyczny, są więc nie tylko środkami informacji i ekspresji lecz mogą również wywierać wpływ na głębsze warstwy osobowości człowieka. Komunikat przekazywany przez film lub telewizję masowym odbiorcom działa szybko i silnie, jednak niewiele osób interpretuje informacje, większość przyjmuje je bezkrytycznie. Oddziaływanie mediów na nasze życie jest bez wątpienia zauważalne, dlatego oczywistym jest, że telewizja poprzez emisję licznych filmów, programów i reportaży o tematyce rodzinnej wywiera wpływ na wyobrażenia młodzieży o obrazie ich przyszłych rodzin. Nie znaczy to jednak, że telewizja jest jedynym i podstawowym źródłem informacji, z którego młodzi ludzie czerpią wiedzę na temat rodziny. Prawdziwą skarbnicą wiedzy o życiu rodzinnym jest dla młodzieży własna rodzina oraz obserwacja znajomych rodzin, radio, prasa i książki. Nie ulega jednak wątpliwości, że telewizja wykorzystywana w mądry i racjonalny sposób może wnieść istotny wkład w proces wychowania rodzinnego i wywierać korzystny wpływ na młodzież.
    Naczelną zasadą mediów powinno być hasło "równać w górę", a nie uleganie wzorcom i modom populistycznym zmaterializowanego świata.

Postulaty adresowane do rodziców i nauczycieli, twórców i reżyserów programów telewizyjnych

1. Selektywny wybór programów telewizyjnych, wspólne oglądanie, stworzenie podczas oglądania programu sytuacji umacniającej więź psychiczną między członkami rodziny oraz wspólne rozmowy po obejrzeniu programu. Rozmowy tego rodzaju mają istotne znaczenie wychowawcze, uczą bowiem młodzież wyrażania własnych opinii o programie. Rodzice powinni uczyć dzieci korzystania z telewizji w sposób racjonalny, aktywny, selektywny i krytyczny. Ważne jest, aby rodzice zdawali sobie sprawę, że nie tylko mass media, ale przede wszystkim lansowane przez nie wzory osobowe i wychowawcze będą decydowały o przyszłym modelu rodziny.

2. Zadaniem szkoły i nauczycieli powinno być przygotowanie do selektywnego i krytycznego odbioru telewizji. Nauczyciele powinni kształtować u uczniów umiejętność poznawania, rozumienia i przyswajania odbieranych przez nich treści telewizyjnych. Należy w szkołach wprowadzić problematykę rodzinną. W szczególności powinno się nadać należytą rangę przedmiotowi - wychowanie do życia w rodzinie.

3. Twórcy programów telewizyjnych powinni pamiętać o potrzebie przekazywania w rożnych programach dla młodzieży treści, które byłyby dostosowane do jej możliwości intelektualnych i zainteresowań, gdyż tylko ciekawa, przekonywująca, dostosowana do wielu zainteresowań i potrzeb treść programów ma szansę skutecznego oddziaływania wychowawczego. W celu zwiększenia pozytywnego wpływu telewizji należy bardziej wnikliwie przygotowywać programy pod względem ich wartości poznawczych, wychowawczych i artystycznych. W większym zakresie niż do tej pory należy dostarczać wzorców społecznego zachowania, a nie tylko rozrywkę.

Barbara Sędzimir

Telewizja jest obecnie najpopularniejszym środkiem masowego przekazu, a jej oglądanie najczęstszym sposobem spędzania czasu wolnego. Warto więc zastanowić się nad świadomym wykorzystaniem jej w procesie wychowania dzieci.

    Z dotychczasowych badań wynika, że ze względu na dużą plastyczność i tempo rozwoju dzieci telewizja może mieć znaczny wpływ na wzmocnienie zachowań zarówno pozytywnych jak i negatywnych. Jednak obserwacje i praktyka wskazują, że tych drugich jest o wiele więcej.

Syndrom uzależnienia

    Telewizja, opanowując czas wolny dziecka, wyparła inne sposoby wykorzystania tego czasu. Atakując najważniejsze zmysły człowieka (wzrok i słuch), zaciera różnice między wyobraźnią odbiorcy a rzeczywistością. Telewizyjny obraz nie zostawia miejsca dla dziecięcej wyobraźni, która powinna być ukierunkowana na rzeczywistość i fakty, a nie na gotowe skonstruowane obrazy.
    Obraz medialny neutralizuje intelektualne władze człowieka, gdyż podstawowym kanonem komunikacji jest słowo jako źródło myślenia. Model myślenia obrazami uniemożliwia odbiorcy rozróżnienie prawdy od fałszu, a nadawcy otwiera możliwości wpływania na zachowania widzów, prowadząc do syndromu uzależnienia telewizyjnego. Świat przedstawiony w telewizyjnym obrazie, zwłaszcza skonstruowany ekspresyjno-dynamicznym montażem, hipnotyzuje widza ukrytą wizualną perswazją, silnie atakującą podświadomość. Dziecko oglądające telewizję nie tylko wygląda jak bezmyślny, znieruchomiały posążek - ono naprawdę wtedy nie myśli. Zauroczony poruszającymi się na ekranie postaciami i natłokiem przekazywanych treści młodociany widz nie jest w stanie odróżnić, co jest ważne, a co drugorzędne. W ciągu jednego dnia, a nawet jednego telewizyjnego programu prezentowane są treści o jednakowej randze: ważne i błahe, płytkie i głębokie, zabawne i tragiczne. Wymagają one od odbiorcy selekcji, kwalifikacji i wartościowania. Operacje te są bardzo trudne i dzieci nie zawsze potrafią je wykonać. W związku z tym informacje, jakie do nich docierają, mają w ich odczuciu charakter równorzędny, przyjmowane są z zaciekawieniem, ale w sposób mało krytyczny, co zaciera różnice między dobrem a złem. W sytuacji, gdy często działają silne bodźce, odbiorca przestaje uczuciowo na nie reagować, angażować się w ukazywane na ekranie wydarzenia. Mechanizm obronny może przyczynić się do ukształtowania postawy obojętności wobec krzywd, cierpień, nieszczęść i tragedii.

Telewizyjna rzeczywistość

    Telewizja, dążąc do zwiększenia swej oglądalności, stara się pokazywać wydarzenia spektakularne, wstrząsające, niezwykłe. Współczesny telewidz z trudem odnajduje program o przyjaźni, miłości, i bezinteresowności. Udowodniono, że obserwowanie scen przemocy, gwałtu, brutalności rodzi agresywne zachowania u telewidza. Szczególnie narażone są dzieci, które każdą scenę z szybką akcją i wzrostem napięcia chłoną i doskonale zapamiętują. Owa brutalna rzeczywistość telewizyjna jest źródłem nerwowości, rozdrażnienia, napięć emocjonalnych i braku poczucia bezpieczeństwa. Niemożliwość rozładowania uczuć podczas oglądania ulega kumulacji, zaburza zachowanie dziecka. Może nastąpić gwałtowne wyładowanie emocjonalne lub ruchowe, a nawet stępienie wrażliwości na silne bodźce. Odbija się to na jego kontaktach społecznych - dziecko przejawia nieadekwatne zachowanie do zaistniałej sytuacji. Bardzo często dzieci naśladują telewizyjnych bohaterów, identyfikując się z postaciami z filmów. Z badań M. Dąbrowskiej wynika, iż rzeczywistość telewizyjna na dobre "rozgościła się" w świecie współczesnych dzieci. Autorka na podstawie analizy rysunków dziecięcych, odpowiadających na pytanie, co zaprząta ich myśli stwierdza, iż ponad 70% dzieci wybrało rzeczywistość telewizyjną. Są one emocjonalnie związane z bohaterami i światem telewizyjnym. Ta rzeczywistość jest im bliższa, lepiej ją znają, lepiej rozumieją niż tę z otaczającego je świata zewnętrznego (rodziny, rówieśników, przyrody). Telewizyjna rzeczywistość wkroczyła w świat realny współczesnego dziecka, stała się faktem. Dzieci odwołują się do zdarzeń, które znają ze szklanego ekranu. Realny świat (najbliższe otoczenie dziecka, przyjaźnie, zabawy, gry) zdaje się być wypierany przez telewizyjną rzeczywistość, która w świadomości współczesnych dzieci zaczyna zajmować coraz większe obszary.

Wychowanie i socjalizacja

    Ukazana na ekranie rzeczywistość (okrucieństwo, gwałt, przemoc, bezwzględność) podpowiada różne formy aspołecznych zachowań możliwych do wykorzystania przez dzieci w czasie wolnym. Telewizja przejęła więc funkcje wychowawcze i socjalizacyjne. Dorośli pochłonięci swoimi obowiązkami ograniczają swój czas spędzany z dzieckiem do niezbędnego minimum. Zadowoleni są, gdy dziecko samo potrafi sobie zorganizować czas, zająć się jakąś zabawą, czytaniem, lub oglądaniem telewizji. Szklany ekran nie powinien zastępować dziecku kontaktu z rodzicami. Jednak w wielu rodzinach właśnie wokół telewizora koncentruje się życie rodzinne. Wobec dzieci telewizja odgrywa rolę niańki, natomiast młodzieży dostarcza wzorów postępowania, rozbudza konsumpcyjne apetyty, popularyzuje modę na bycie twardym, bezwzględnym i silnym, zaś niekoniecznie inteligentnym.

Percepcja i układ nerwowy

    Młodzież ulegająca czarowi telewizji, a zwłaszcza prezentowanym w niej herosom i przeżywanym w niej przygodom, ma wypaczony obraz świata i zdehumanizowany wizerunek człowieka. Samoocena tych młodych ludzi jest bardzo niska i w konsekwencji jest źródłem trudności w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami, słabej odporności na frustracje, nieumiejętności przewidzenia skutków swego działania. Są to wyraźne objawy zaburzeń charakterologicznych. Telewizja jako środek dostarczający wielu różnorodnych wrażeń wzrokowych i słuchowych mocno obciąża układ nerwowy człowieka, zmusza do nieustannej pracy, a tym samym prowadzi do zmęczenia. Jest to szkodliwe szczególnie dla dzieci charakteryzujących się delikatnym układem nerwowym. Doraźnie objawia się to słabą koncentracją uwagi, niepokojem ruchowym, mniej sprawnym wykonywaniem różnych czynności, nadpobudliwością i drażliwością. Konsekwencje te są niezależne od treści odbieranych za pośrednictwem telewizji, powoduje je tylko zbyt duża liczba wrażeń i informacji nadmiernie obciążających narządy percepcji i układ nerwowy.

Choroba telewizyjna

    Telewizja wywiera negatywny wpływ nie tylko na rozwój psychiczny dziecka, ale również na rozwój fizyczny. Dziecko, wbrew swoim potrzebom rozwojowym, siedząc przed telewizorem pozostaje przez dłuższy czas w pozycji biernej, nieruchomej, a często niewłaściwej. Ogranicza ona inne zajęcia dziecka, a przede wszystkim zajęcia ruchowe na świeżym powietrzu. Ma to niekorzystny wpływ szczególnie na dzieci znajdujące się w okresie intensywnego rozwoju fizycznego. Jeśli człowiek dorosły, zamiast uprawiać różne sporty, ogląda sprawozdanie z meczów, zamiast oddać się turystyce podziwia kadry filmu krajobrazowego, sytuacja nie jest najlepsza - można to potraktować jako formę kompensacji. Jeśli zaś czyni to dziecko, ma to niekorzystny wpływ na jego prawidłowy rozwój fizyczny, co w konsekwencji prowadzi do różnego rodzaju chorób. Przykładem może być tzw. choroba telewizyjna, której objawami są zapadnięta klatka piersiowa, zaokrąglone plecy, zwiotczałe mięśnie, schorzenia oczu, lęki nocne.

Rodzinny trans

    Są też inne aspekty oglądania telewizji, wymagające kontroli i regulacji. Przede wszystkim telewizja jest wrogiem komunikacji w rodzinie. Jakże często zdarza się, że cała rodzina siedzi przed telewizorem razem - nie wspólnie, lecz obok siebie. Są w jednym miejscu, lecz nie mają kontaktu ze sobą, każdy z nich jest w kontakcie z bohaterem filmu, redaktorem programu czy sprawozdawcą sportowym. Dziecko wielokrotnie prosi ojca lub matkę o obejrzenie rysunku czy budowli z klocków, rodzice jednak zajęci oglądaniem filmu albo w ogóle nie słyszą prośby, albo odtrącają je "idź", "nie przeszkadzaj". Kilkakrotnie odpychane, z coraz mniejszym zapałem podejmuje kolejne próby nawiązania kontaktu i zwrócenia na siebie uwagi. W rodzinach spędzających dużo czasu przed telewizorem więzi pomiędzy poszczególnymi jej członkami stopniowo się rozluźniają. W sytuacji, gdy rodzina jest pogrążona w telewizyjnym transie, nie ma czasu na rozmowę, na wymianę myśli, uczuć, przekazywanie różnych wartości. Dopiero po ograniczeniu oglądalności programów telewizyjnych życie rodzinne może nabrać zupełnie innego sensu. Wolni od elektronicznego zniewolenia członkowie rodziny zaczęliby zajmować się sobą i znajdować czas na rozwijanie wspólnych i indywidualnych zainteresowań. Mówiąc o telewizji jako źródle braku komunikacji w rodzinie można pokusić się również o odwrotne stwierdzenie - ludzie, którzy potrafią cieszyć się sobą nie popadają w telewizyjne uzależnienie i potrafią uchronić przed nim swoje dzieci, ukazując im znacznie bogatszy, piękniejszy i ciekawszy świat od tego, jaki można obejrzeć na szklanym ekranie.
    Nie sugeruję rozbijania telewizora w przypływie desperacji, ale raczej nauczenia się panowania nad nim zamiast być jego niewolnikiem. Koniecznością staje się nauczenie dzieci odbioru świata za pomocą telewizji, gdyż obok rodziny, przedszkola i szkoły, telewizja przygotowuje dzieci do życia w społeczeństwie. Właściwie traktowana może stać się wartościowym narzędziem nauczania przez programy edukacyjne, przeniesienie dziecka w świat cudownych obrazów ze świata przyrody, krainy baśni, może pokazywać im piękny świat kultury, sztuki i nauki. Wiele filmów rodzi i rozwija pozytywne uczucia, sprawia, że lepiej rozumiemy problemy niepełnosprawnych, upośledzonych, chorych i samych siebie.

Wybór programów

    Proces przygotowania dzieci do odbioru programów telewizyjnych należy rozpocząć od najwcześniejszych lat, kształtując niezbędne w tej dziedzinie umiejętności i nawyki. Rodzice powinni kierować procesem recepcji i percepcji odbieranych przez dzieci treści, rozbudzając przez to potrzeby poznawcze, społeczne i kulturalne dziecka. Nawet wówczas, gdy realizatorzy przygotowują program w sposób najbardziej staranny i przemyślany, nigdy nie wiedzą, kto go będzie odbierał. Dziecko nie otrzymuje sygnałów ostrzegawczych "program nie dla ciebie", "program za trudny". Rodzice, którzy interesują się tym, co dzieci oglądają, najczęściej nie wiedzą, jaka będzie zawartość treściowa programu, jakie wartości oferuje on ich dziecku, a jakie może przynieść niebezpieczeństwa. Zatem twórcy programów telewizyjnych powinni starać się o wyostrzenie własnej wrażliwości oraz samooceny tworzonych audycji. Jeśli twórcy programów informacji masowej nie zareagują na obecną sytuację, wynikającą z jakości nadawanych treści, to wiek XXI będzie wiekiem gwałtu, przemocy, okrucieństwa i zachowań dewiacyjnych. Obecni badacze coraz częściej obarczają telewizję największą odpowiedzialnością za agresję, brutalność dzieci i wzory negatywnych zachowań. Dopiero na dalszych miejscach stawiają upadek autorytetów moralnych, sytuację rodzinną, kryzys pedagogiki oraz problemy ekonomiczne i gospodarcze.
    Aby przygotować dzieci do odbioru telewizyjnych treści, radzę skorzystać z kilku wskazówek. Po pierwsze - kontrolować jakość programów oglądanych przez dzieci; po drugie - kontrolować czas i ilość oglądanych programów. Nawet dobre programy mogą mieć niepożądany wpływ na pozostałe zajęcia dzieci, jeśli spędzają one przed telewizorem zbyt dużo czasu. Po trzecie - należy w rodzinie określić zasady oglądania telewizji. Jednak przy wprowadzeniu tych trzech zasad wobec dzieci najlepszą próbą niech będzie zastosowanie ich do siebie. Często rodzicom również potrzebne są regulacje telewizyjnych przyzwyczajeń.

Urszula Parnicka
Instytut Wychowania Fizycznego i Sportu w BiaŁej Podlaskiej

Literatura:

1. Dąbrowska M., Telewizyjna fikcja a rzeczywistość w świadomości dziecka. "Problemy Opiekuńczo-Wychowawcze" 2000, nr 3, 50-51.
2. Parnicka U., Czas wolny przedszkolaka. "Wychowanie w przedszkolu" 1995, nr 2, 77-81.
3. Sosa J., Czy telewizja reklamuje przemoc. "Problemy Opiekuńczo-Wychowawcze" 1999, nr 1, 29-32.
4. Szymik M., Wpływ telewizji na wzrost agresywności u dzieci. "Wychowanie w przedszkolu" 1998, nr 5, 346-350.

Świadectwo matki

    Mamy sześcioro dzieci (20, 18, 16, 11, 7 i 1,1 lat) i muszę przyznać, że czułam ogromną obawę, gdy postanowiliśmy kupić na raty komputer. Jesteśmy oboje z mężem fizykami, więc komputer jest naszym narzędziem pracy - ale w domu? Nasłuchałam się i naczytałam wiele na temat zgubnego wpływu komputera na dzieci, stąd moje obawy. Komputer jednak pojawił się w domu, i o dziwo, żadnej rewolucji nie sprawił. Może dlatego, że od razu ustaliliśmy reguły używania: godzina gier, a programy użytkowe i dydaktyczne bez ograniczeń - jak dotąd, nie jest to nadużywane, nawet w dobie wszechpanującego Internetu. Przez pewien czas była wydawana rodzinna gazetka "TRYBIK", w której umieszczaliśmy artykuły bieżących spraw rodziny. Okazuje się, że najważniejszy w korzystaniu z dobrodziejstw nauki i techniki jest zdrowy rozsądek. Mimo wielkiego pędu do nowości rodzice muszą sobie uświadomić, że pewne ograniczenia i zakazy są potrzebne dla dobra naszych dzieci. Zdaję sobie sprawę, że wygodniej jest pozwolić dziecku na siedzenie przed komputerem czy telewizorem, bo wtedy jest ono spokojne, nie hałasuje - ale to nie jest sposób na wychowanie. Nawet jestem gotowa postawić tezę, że w szkołach coraz trudniej pracuje się z dziećmi, ponieważ w domach rodzinnych najczęściej rozmowy zastępuje telewizor, a wolny czas wypełniają gry komputerowe czy buszowanie po Internecie. Te formy kontaktu ze światem też rozwijają młodego człowieka, ale ograniczają jego rozwój uczuciowo-emocjonalny w kontaktach z drugim człowiekiem. Dotyczy to także wzajemnego porozumiewania się w rodzinie, z rodzicami i rodzeństwem.
    Powróćmy do szkoły. Te, grzeczne w domu, dzieci w szkole realizują wszystkie swoje pomysły, niekiedy szalone, ponieważ takie jest prawo młodych, że mają tysiące pomysłów i dobrze byłoby, gdyby choć część z nich realizowały w domu. Wiąże się to często z hałasem i nieporządkiem, dlatego gdy widzę dom wysprzątany i poukładany, w którym są dzieci, wydaje mi się to podejrzane i żal mi tych dzieci. Dziecko potrzebuje ruchu i pewnej kontrolowanej swobody. Często pytam dzieci: co łatwiej zrobić: wcisnąć przycisk włączający telewizor, komputer, czy wymyślić coś wypełniającego wolny czas? Oczywiście, ta druga czynność jest trudniejsza dla dzieci jak i dla rodziców, ale ileż satysfakcji mamy z dobrej zabawy z siostrą, bratem, koleżanką czy kolegą. Rodzice muszą nauczyć dzieci, jak zagospodarować wolny czas, np. pograć w gry planszowe, w których są przegrani i wygrywający żywi ludzie, a nie - jak w komputerze - ktoś bliżej nieokreślony, z którym nie trzeba się liczyć, bo jeśli wygra, to można go wyłączyć, poza tym z komputerem nie można się pokłócić.
    Nie zapomnę doświadczenia z moimi dziećmi i dziećmi z podwórka, z którymi tworzyliśmy "Słoneczne podwórko". Mieliśmy własną bibliotekę, wystawę rysunków robiliśmy na klatce schodowej, na której też wystawialiśmy sztuki, a gdy pojawiało się wypożyczone wideo, wszystko zamierało. W naszym domu jest zawsze gwarno i bywa tu o wiele więcej dzieci niż mamy zapisane w dowodzie osobistym. Przeraża mnie moment, gdy niekiedy włączamy wideo, wówczas gwar milknie, jest ogólna hipnoza. Dzieci wpatrzone w ekran TV czy w monitor komputera przestają ze sobą rozmawiać, dyskutować, nawet się sprzeczać, zupełnie jak w ostatniej scenie "Wesela" Wyspiańskiego. Nie ma z nimi kontaktu. Możemy pozwolić na to, żeby nasze dzieci weszły w taki stan tylko od czasu do czasu. Ileż radości sprawia dzieciom włączenie starego projektora wyświetlającego bajki, które trzeba przesuwać scena po scenie i czytać komentarz. Komputer nie zastąpi rozmów przy wspólnym stole, przy gorącej herbatce czy kawie. Musimy zdać sobie sprawę, że jak zaniedbamy od wczesnego dzieciństwa potrzebę rozmowy, to w sytuacjach, kiedy nasze nastolatki będą miały potrzebę porozmawiania, nie będziemy potrafili z nimi rozmawiać, i one z nami też. Bo cóż z tego, gdy nasze mądre dzieci będą rozmawiać z ludźmi na całym świecie dzięki Internetowi, a nie będą potrafiły porozmawiać z najbliższymi? Często zastanawiam się, czy będą zdolne zaopiekować się swoimi rodzicami, gdy zajdzie taka potrzeba. Przecież komputerowe pokolenie inaczej odbiera ten świat, tak jakby nie był ich światem. A to właśnie oni mają tworzyć ten lepszy świat, gdzie dostrzega się drugiego człowieka, jego potrzeby, zainteresowania, radości i troski. Ja przez całe życie bawię się z dziećmi, nie tylko swoimi. Mam dla nich czas, aby ich wysłuchiwać i dzielić się swoimi doświadczeniami. Razem organizujemy podwórkowe podchody, ogniska, olimpiady, a w czasie Wielkiego Postu mamy swoją Drogę Krzyżową i wiele innych rzeczy, o których kiedyś napiszę.
    Zachęcam wszystkich rodziców, aby nie obawiali się kontrolowania i ograniczania kontaktu dziecka z komputerem. W zamian muszą mu coś zaproponować, a najlepszą ofertą jest czas poświęcony przez rodziców wyłącznie dziecku - nie przy okazji, ale tylko dla niego.

Małgorzata Trybuła

Wychowanie do rekreacji staje się w XXI wieku jednym z podstawowych obowiązków opiekuńczo-wychowawczych wobec dziecka. Wspólne systematyczne spędzanie czasu wolnego jest okazją do bliskich i stałych kontaktów rodziców z dzieckiem. Jest to dobry moment do przeżywania szczególnej radości czerpanej z poznawania i odkrywania nowego człowieka, który nie tylko rośnie i rozwija się na oczach rodziców, ale który zadziwia, zaciekawia i wzbogaca przeżycia dnia codziennego. Dzieje się tak dzięki dziecięcej świeżości uczuć, spontaniczności zachowań i nieprzepartej potrzebie poznawania. Poprzez obowiązek wychowania do aktywności ruchowej matka i ojciec mają rzeczywistą możliwość poznawania świata od nowa, gdzie dziecięca radość ruchu i odkrywania staje się ich radością, podobnie jak każdy sukces dziecka jest ich sukcesem.
Wśród osób z dzieciństwa pierwsze miejsce zajmuje matka. Jej szczególnie zawdzięczamy to, co dobrego w nas: życzliwość, bezinteresowność, serdeczność, wrażliwość, system wartości itp. To, co mogą dać ręce i serce matki, jest bezcenne i dla każdego z nas pozostanie tajemnicą. Aktualne funkcje społeczne kobiet i zmiana ich sytuacji życiowej powinny inspirować je do nowego spojrzenia na rzeczywistość społeczną i rodzinną oraz na swoje zadania w dziedzinie wychowania do aktywności ruchowej. Kobiety jako matki mogą znacząco wpływać na udział dzieci w rekreacji fizycznej, wykorzystując w tym celu metodę oddziaływania przykładem osobistym.

Wiek przedszkolny w procesie wychowania

Z punktu widzenia wychowania do rekreacji ruchowej szczególne znaczenie w tej dziedzinie przypisuje się rodzicom małych dzieci, a zwłaszcza dzieci w wieku przedszkolnym. Biorąc pod uwagę podatność wieku przedszkolnego na wszelkie wpływy wychowawcze i powszechnie uznany w pedagogice pogląd, że nawyki wpajane przez dom rodzinny są najtrwalsze (Pośpieszyl 2002), niektórzy autorzy chyba słusznie uważają, że problem wychowania do rekreacji dotyczy przede wszystkim rodzin z małymi dziećmi.

Wiek przedszkolny jest okresem intensywnego rozwoju sprawności fizycznej, nabywania wielu umiejętności, które dają dziecku poczucie panowania nad własnym ciałem. Dzieci między 3. a 7. rokiem życia z łatwością opanowują jazdę na nartach, łyżwach, wrotkach, rowerze, szybko uczą się reguł różnych gier i zabaw ruchowych. Dzieje się tak dzięki stworzeniu dziecku zewnętrznych warunków i okazji do do tzw. wyżycia się ruchowego, ale nade wszystko dzięki pozwoleniu mu na samodzielne próbowanie swoich możliwości ruchowych i spontaniczną aktywność. Często występująca obawa o bezpieczeństwo dziecka nie może przerodzić się w instrument hamujący naturalną ruchliwość dziecka i jego dążenie do swobody i samodzielności, bowiem aktywna postawa dziecka jest czynnikiem rozstrzygającym o powodzeniu w wielu sytuacjach.

Przeświadczenie o potrzebie wychowania do rekreacji fizycznej w naszym kraju staje się coraz bardziej powszechne i wspierane coraz liczniejszymi badaniami naukowymi (Kędzior 2000, Piech 2002). Wychowanie do rekreacji fizycznej stwarza pozytywną sytuację wychowawczą w specyficznych warunkach zabawy i rozrywki, co korzystnie przyczynia się do integracji rodziny. Aktywność ruchowa matki z dzieckiem sprzyja kształtowaniu postaw prospołecznych, przybierających postać interakcji między dwoma podmiotami (wychowawcą i wychowankiem), mającymi swoje indywidualne cechy i w sposób aktywny nawzajem oddziałujące na siebie. Wzajemna otwartość matki czy ojca na potrzebę ruchu dziecka i odwrotnie, oznacza udostępnienie i odbiór wartości skoncentrowanych na dobru wspólnym. Dopiero spełnienie tych warunków może zagwarantować wychowanie dziecka, umiejącego być "z drugim" i "dla drugich", funkcjonować w grupie społecznej. Przez rekreację w rodzinie zachodzi jakby sprzężenie zwrotne: dzieci poprzez swoją naturalną potrzebę ruchu prowokują matki do aktywności ruchowej, a aktywność fizyczna matki stanowi dla dziecka wzór do naśladowania. Jest to szczególna relacja osobowa, gdy radość jednego człowieka jest radością drugiego, a dobro jednego jest dobrem drugiego. Jest to możliwe, ponieważ u podstaw relacji matka - dziecko leży prawdziwa miłość. Na fundamencie miłości tworzy się w domu sprzyjająca atmosfera do rozwijania rekreacji ruchowej w rodzinie.

Wychowawcze formy aktywności ruchowej

Najpopularniejszą formą rekreacji ruchowej są spacery. Korzysta się z nich przez całe życie, choć osoby w różnym wieku kierują się różną motywacją. W przypadku matek posiadających małe dzieci ta forma aktywności wynika nie tyle z indywidualnych potrzeb matki, co z powinności i obowiązku wobec swojego dziecka. Spacery i zabawy na świeżym powietrzu zaspokajają u dzieci głód ruchu, dotleniają, hartują a jednocześnie wdrażają do regularnej aktywności ruchowej. Dają dobrą podstawę do szerszej aktywności fizycznej, mającej służyć prawidłowemu rozwojowi fizycznemu dziecka.

Spacer jest nie tylko ćwiczeniem ciała, ale jest także zajęciem aktywizującym rozwój psychiczno-umysłowy, szczególnie wówczas, gdy spacerując z dzieckiem zaspokaja się jego ciekawość świata poprzez odpowiedzi na nieustannie zadawane pytania, wymianę myśli i spostrzeżeń, zbieranie kwiatów, liści, kasztanów, poznawanie roślin, słuchanie śpiewu ptaków itp. Za pośrednictwem spaceru matki realizują podwójne zadanie: spełniają powinność wobec dziecka, a jednocześnie same mają okazję do uzupełnienia pewnej dozy ruchu dla siebie. Należy jednak zauważyć, że spacer jest zbyt mało intensywną dawką ruchu dla dziecka w wieku przedszkolnym, które potrzebuje aktywności urozmaiconej, wzbogaconej różnymi zabawami i grami, przynoszącymi wiele przyjemności i korzyści zdrowotnych. Więź wytworzona we wspólnej zabawie ma trwały charakter, przyczynia się do integracji, wzmacnia więzi rodzinne, a także rozwija postawy poznawcze i przełamuje nudę. Zabawa poprzez spontaniczność daje poczucie swobody i otwartości działania, stwarza możliwość wyżycia się w dowolnych formach ruchowych, pozbawia zewnętrznych przymusów. Dzięki szczególnej więzi miłości, łączącej matkę i ojca z dzieckiem w spontanicznych sytuacjach, mogą oni skutecznie wykorzystać możliwości motoryczne dziecka i zarazić go aktywnością ruchową.

Z obowiązków i tradycji wychowania w polskiej rodzinie wynika szczególne znaczenie matki w kształtowaniu postaw młodego pokolenia wobec kultury fizycznej i zdrowego stylu życia. Specyficzne warunki zabawy są doskonałą sytuacją wychowawczą, w której rodzina ma okazję do bliższego i wszechstronnego poznania się, integracji i uczenia się rozwiązywania problemów na poziomie mikrośrodowiska. Bowiem zabawa dziecka w rodzinie to namiastka życia dorosłego, jego naśladowanie, gromadzenie doświadczeń, to czynność przygotowująca dziecko do funkcjonowania w makrośrodowisku. Wiele zabaw ruchowych to wbrew pozorom nie rozrywka - to praca doskonaląca zmysły, sprawność, jedyna dziedzina, w której dziecko może wykazać własną inicjatywę i niezależność.

Udział matek i ojców w kreacji rodzinnych zainteresowań aktywnością ruchową może przejawiać się w różnych formach i szerokiej gamie - począwszy od osobistej gimnastyki porannej, poprzez różne dyscypliny sportowe, dając przykład, motywując, kształtując potrzeby, wdrażając do wspólnego uczestnictwa, tworząc w ten sposób klimat akceptacji dla rozwoju zainteresowań sportowych w rodzinie.

Obok aktywnych form ruchu rodzice mogą inspirować rozwój biernych zainteresowań sportowych rodziny, chodząc wspólnie na mecze, organizując spektakle rodzinnych spotkań przy oglądaniu sprawozdań telewizyjnych z imprez sportowych, a na czas np. igrzysk olimpijskich czy mistrzostw świata organizować czasem urlopowe formy rodzinnego uczestnictwa w ich odbiorze.

Proces edukacji zdrowotnej w rodzinie najczęściej realizuje matka, przeciwstawiając się paleniu, piciu alkoholu - to ona głównie kreuje zdrowy styl życia. Od akceptacji matki dla aktywnych form spędzania czasu wolnego (weekendy, urlopy itp.) zależą głównie formy rekreacyjno-sportowe, realizowane na gruncie życia rodzinnego. Choć często ich inicjatorami są ojcowie, to bez pozytywnego nastawienia matek do tych form nie staną się one trwałym elementem stylu życia i nie zyskają pełnej akceptacji środowiska.

Matka czy ojciec mogą być skutecznymi kreatorami aktywności ruchowej w rodzinie przede wszystkim w dniach wolnych od pracy i w czasie urlopu. Takie aktywne formy wypoczynku wymagają przygotowania wydolności organizmu i aktualizowania sprawności motorycznej wszystkich członków rodziny do czekających zadań ruchowych. Weekendy mogą stać się udaną płaszczyzną kształtowania i podtrzymywania gotowości organizmu do aktywnych form wypoczynku urlopowego, integrujący rodzinę w tych poczynaniach. To właśnie matka może nadać im charakter wspaniałej zabawy, wprowadzając nawet elementy współzawodnictwa. Ten sposób spędzania czasu wolnego może przybrać niekiedy postać pikniku, wzbogaconego o spożywanie przygotowanych potraw i napojów w scenerii środowiska naturalnego. Matka, będąc kreatorką takich form weekendowego sportowania, tym samym przygotowuje rodzinę do pełnej aktywności sportowej w czasie urlopu bez zagrożenia dla zdrowia, a służąc jego pomnażaniu.

Cechy skutecznego wychowania do rekreacji ruchowej

Styl życia rodziców wpływa na wyrabianie nawyków uprawiania ćwiczeń, zabaw ruchowych i sportów przez dzieci, które uczestnicząc we wspólnych zajęciach w czasie wolnym obserwują zachowania rodziców. Jednak na dziecko łatwiej wpływa przykład matki niż ojca, gdyż łączą je z matką silniejsze więzy (Pośpieszyl 2002), a okres dzieciństwa tradycyjnie uważany za decydujący o dalszym rozwoju daje dużą szansę na realizację edukacji zdrowotnej poprzez aktywne wykorzystanie czasu wolnego w rodzinie.

Kreatywna rola matki w procesie wychowania do czasu wolnego i aktywności ruchowej jest ważnym zadaniem w realizacji macierzyństwa, bowiem macierzyństwo nie wyraża się jedynie w wydaniu dziecka na świat, ale również w jego wychowaniu. Jest posługą wychowawczą wobec dziecka. Wychowanie do aktywności ruchowej jest jedną z trudniejszych sztuk i wymaga szczególnej troski i współdziałania ze strony kobiet, bowiem na nich ciągle jeszcze spoczywa ciężar obowiązków wychowawczych w rodzinie. Trzeba samemu być, by móc drugiego współtworzyć. Wychowywać - to kształtować harmonijnie człowieka, przekazywać wartości. Przekazuje się je nie tylko słowem, ale przede wszystkim własnym przykładem. To matka najczęściej jako wzór osobowy wpływa na formowanie postaw dzieci wobec różnych przejawów życia, w tym zdrowia i rekreacji fizycznej. Matka jest przewodniczką dla pierwszych kroków dziecka, oparciem w okresie dorastania i punktem odniesienia na jego dalszej drodze życia.

Poziom i zakres wychowania do aktywnego spędzania czasu wolnego jest funkcją świadomości wychowawczej rodziców, który warunkuje intencjonalne i racjonalne organizowanie doświadczeń dzieci w tym zakresie. Świadomość ta dotyczy wiedzy o roli, sposobach i formach racjonalnego wypoczywania, oraz możliwościach zagospodarowania czasu wolnego, znajomości standardów rozwojowych, warunkujących właściwy dobór treści i form aktywności w czasie wolnym dla określonego wieku. Od poczucia odpowiedzialności kobiety za zdrowie i samopoczucie członków rodziny zależą w dużej mierze ich nawyki i przekonania związane z czasem pracy i wypoczynku. Mimo wielu przeciwieństw i utrudnień wynikających z wielości ról pełnionych w życiu przez kobietę, sposób wypoczywania i spożytkowania czasu wolnego jako integralnego elementu stylu życia dokonuje się właśnie przy ogromnym udziale matki.

Choć powszechnie wiadomo, że matka odgrywa decydującą rolę w kształtowaniu pozytywnych wzorów spędzania czasu wolnego, to jednak współczesna kobieta, pracująca zawodowo, często nie znajduje czasu na ten rodzaj aktywności w rodzinie. Zapomina o wartościach ponadczasowych, takich jak sport, ruch i zabawa, o czym świadczą liczne badania na ten temat (np. Chatys 2001, Parnicka 2002, 2003).

Urszula Parnicka

Literatura:
W. Chatys, Środowisko rodzinne a zabawy i gry ruchowe, "Lider" 3/2001.
J. Kędzior, Rekreacja ruchowa i turystyka w ramach wypoczynku wrocławskich rodzin z dziećmi w młodszym wieku szkolnym, w: Studia nad czasem wolnym mieszkańców dużych miast Polski i jego wykorzystaniem na rekreację ruchową, red. J. Wyrzykowski, Warszawa. 2000.
U. Parnicka, Matka inicjatorką gier i zabaw ruchowych w rodzinie, "Rocznik Naukowy"ZWWF, Biała Podlaska 2002.
U. Parnicka, Aktywność ruchowa matek dzieci w wieku przedszkolnym, w: "Studia i Monografie" 92/2003.
K. Piech, Imprezy sportowo-rekreacyjne dzieci z rodzicami jako sposób promocji aktywności ruchowej w rodzinie, Warszawa 2002 (praca doktorska).
K. Pośpieszył, O chronieniu więzi rodzinnych, które są siłą niezwykłą, w: "Małżeństwo i Rodzina" 2/2002.

"Rodzinne" uprawianie turystyki, rekreacji i sportu, oprócz wspólnej troski o zdrowie i kondycję fizyczną, ściśle wiąże się z budowaniem i wzmacnianiem więzi w rodzinie, pogłębianiem wzajemnych relacji oraz kształtowaniem cech i postaw pożądanych w życiu rodzinnym i społecznym. Uprawianie aktywności fizycznej w gronie rodzinnym wzmacnia poczucie wspólnoty oraz pomaga w tworzeniu atmosfery pełnej miłości, życzliwości i radości.

Szczególną formą aktywności ruchowej, w której może uczestniczyć cała rodzina, są wycieczki. Turystykę można uprawiać bez względu na wiek, należy jednak pamiętać, aby trasy i sposób poruszania się dostosowywać do możliwości poszczególnych członków rodziny oraz do ich zainteresowań.

Warto pamiętać, że "bycie razem" ubogaca wszystkich. Odpowiedzialni rodzice powinni pamiętać, aby czas wolny spędzany z dziećmi, przeznaczać nie tylko na zakupy w hipermarkecie i oglądanie telewizji, ale również na aktywny wypoczynek.

Wycieczki turystyczne dostarczającą rodzinie wielu przeżyć i nowych doświadczeń. Rodzice mają okazję zobaczyć swoje dziecko w innych warunkach, niż na co dzień - mogą zaobserwować, jak ich pociecha radzi sobie z pokonywaniem trudności, czy wykazuje się samodzielnością, czy wierzy w swoje możliwości. Dzieci z kolei, obserwując rodziców, mogą być zaskoczone ich umiejętnościami. Warto pamiętać, że jeśli dziecko będzie postrzegało swoich rodziców jako dobrych przewodników "na trasie", łatwiej mu będzie zaakceptować ich jako przewodników w życiu. Czas wyprawy daje wszystkim możliwość pełniejszego poznania się w nowych, często trudnych sytuacjach, okazywania sobie wzajemnej pomocy i współpracy w osiąganiu celu. To przydaje się nie tylko podczas wycieczek, ale również w życiu codziennym.

Wycieczka jest niezastąpioną okazją do rozmawiania ze sobą. Rozmowa podczas wyprawy, oprócz wymiany myśli, wrażeń i poglądów, skłania do zwierzeń, do dzielenia się radościami i zmartwieniami, niejednokrotnie pomaga w rozwiązywaniu konfliktów. Szczery dialog może być sposobnością do zawarcia trwałej przyjaźni rodziców z dziećmi oraz szansą na zacieśnienie więzi uczuciowych między wszystkimi członkami rodziny.

Wycieczka jest też wyjątkową okazją dla rodziców, by rozbudzać w dziecku rozmaite zainteresowania. Dziecko, które w trakcie wyprawy obserwuje otaczający świat, zadaje mnóstwo pytań. Udzielając odpowiedzi, rodzice mogą nie tylko wyjaśniać prawa przyrody, ale także powinni uczyć swoje pociechy zachwytu nad pięknem otaczającego świata i wskazywać na jego Stwórcę. Dzięki temu, oprócz chęci do samodzielnego odkrywania świata, w dzieciach budzi się wrażliwość na piękno i pragnienie poznania Boga. Odkrywanie nowych miejsc, przybliżanie historii zwiedzanych terenów, znajomość topografii, którą mogą wykazać się rodzice, będzie z pewnością inspirujące dla dziecka i będzie korzystnie wpływało na jego rozwój.

Z "rodzinnego" uprawiania turystyki wypływa jeszcze jedna korzyść: wspólne wspomnienia. Jeden człowiek zapamiętuje z wyprawy szczególnie piękne widoki, zaskakującą pogodę lub niebezpieczne sytuacje. Drugi pamięta zmęczenie związane ze zdobywaniem szczytu, jeszcze inny wycieczkę kojarzy z zapachem lasu lub smakiem kanapek przygotowanych przez mamę. Wspomnienia scalają rodzinę i służą wzmacnianiu więzi. Kto jako dziecko brał udział w rodzinnych wyjazdach, z pewnością będzie uprawiał turystykę z założoną przez siebie rodziną.

Jadwiga Sendor, Henryk Kuczaj

"Biegniemy wszyscy palić ognisko! Kto pierwszy dobiegnie na miejsce, dostanie najlepszy kawałek kiełbasy!" - zawołał nauczyciel i... pobiegł sam.

Uczniowie znaleźli się wówczas w rozterce, pojawiły się wątpliwości: po co w ogóle palić ognisko, dlaczego potrzebne są suche patyki, czy nie można zjeść zimnej kiełbasy i czy nie lepiej spędzić wolny czas przed telewizorem, bo właśnie zaczyna się komediowy serial?... Litania pytań, bezsensownych i zarazem przytłaczających, pytań o bezsens istnienia, o brak celów i ideałów, o to, kim być i jak żyć.

Dzisiaj młody człowiek robi niewiele, a jeśli zostaje do tego zmuszony, zawsze stawia pytanie "za co?" lub "za ile?" musi się trudzić. Nie przyjdzie mu nawet do głowy, aby zapytać "dla kogo podjąć ten trud?". Nie ma u uczniów pasji działania, nie ma przepisu na dobre chęci i ciekawe życie. Nie chce im się uczyć, ani podejmować jakiegokolwiek wysiłku. Nie chce się nawet logicznie myśleć, ani szukać odpowiedzi na pytania o to, kim są oraz skąd i dokąd zmierzają. Chcą natomiast mieć, byle dużo, najlepiej gotowe i jak najszybciej. I kiedy nie zawsze okazuje się to możliwe, wtedy młody człowiek ucieka od rzeczywistości w świat złudzeń i nierealnych wizji, sięga po alkohol, papierosy, narkotyki i szuka szczęścia tam, gdzie go nie ma. A kiedy się budzi, znowu zaczyna się oszukiwać po to, aby się usprawiedliwić i po to, aby nie stawiać sobie żadnych wymagań. I skutek wciąż ten sam: niechęć do życia, działania i rozwoju, wstręt przed wysiłkiem i realizacją swych pasji. Trudno nawet zrozumieć słowo SUKCES, nawet sukces w pracy nad samym sobą, bo i po co odnosić sukcesy, skoro w świecie młodzieży to przynosi tylko pogardę innych, to zwyczajny "obciach". A jeśli nawet sukces się zdarzy, tak jakoś zupełnie przez przypadek, to wtedy katorgą staje się publiczny odbiór nagrody.

Ale przecież są w szkole uczniowie tryskający energią i radością, u których góry i morze, na przekór utartym wzorcom, nieustannie wygrywają z telewizorem i komputerem. Istnieją nadal młodzi ludzie, dla których laury olimpiad są na wyciągnięcie ręki, a udział w uroczystych akademiach jest zaszczytem i wyróżnieniem. Są tacy, którym nieobca jest harcerska pasja, a hasło: "Bóg, honor i ojczyzna" nie jest wyświechtanym sloganem. Wydają gazetki, piszą i recytują wiersze, biorą udział w zawodach, turniejach i konkursach, godnie reprezentując szkołę. Tańczą, śpiewają, grają na różnych instrumentach, wystawiają sztuki teatralne, są wolontariuszami, modlą się i pracują. Oni nie zmarnowali danej im szansy, nadal chcą i potrafią z zapałem zmieniać świat, tworząc bogatą kulturę i korzystając z uroków prawdziwego życia.

Jednak, jak długo jeszcze wystarczy płonących zapałem młodych oczu i rąk, które rozsiewać będą po świecie życie, zachęcać do pracy, wysiłku i działania? Jak długo wystarczy zapału zmęczonym życiem nauczycielom, aby podsycać ten młodzieńczy żar i ciągle rozpalać ogień ludzkich serc?

Gdzie więc mieszka szczęście w gimnazjum? Może w złotym pucharze i srebrzystym dyplomie, które w szkolnej gablocie mówią o tym, że w tej szkole są tacy młodzi ludzie, dla których pasja i działanie to właśnie jest prawdziwe życie.

Bernadetta Górska

Jak wykorzystać czas wolny?
Zastanawia się nad tym młodzież, zastanawiamy się też i my - wychowawcy. W dobie agresji, pośpiechu, lekceważenia wartości należałoby pomyśleć, gdzie szukać rozwiązania i poprawy. Czym zająć naszych wychowanków, aby spędzanie wolnego czasu przyniosło pożytek dla nich i poczucie zadowolenia dla nas?
Od kilkunastu lat jestem nauczycielem wychowania fizycznego i wychowawcą, bliska mi jest idea sportu, a więc i wychowywania przez sport. Dlatego pragnę podzielić się moimi przemyśleniami, które wypływają z praktyki, ale w dużej mierze także z literatury fachowej. Owe przemyślenia koncentrują się głównie na miejscu i roli sportu w procesie wychowania.

Czym jest sport?
Jest on nabywaniem poprzez ćwiczenie ciała i psychiki nawyku sprawniejszych zachowań fizycznych i psychicznych. Te ćwiczenia są potrzebne dla uzyskania harmonii działań ludzkich - zdrowia psychicznego i fizycznego.

Zdrowie staje się w rodzinie głównym zadaniem wychowania i wykształcenia wszystkich władz duszy i ciała dziecka. Dziecko odczuwa naturalną potrzebę ruchu. Stąd ruch w postaci biegania, rzucania piłką, wchodzenia na drzewa lub wyższe przedmioty powoduje prawidłowe funkcjonowanie organizmu. Rodzice często powstrzymują nadmierną ruchliwość dziecka. Jednak powinni się martwić, gdy prowadzone za rękę dziecko nie przejawia potrzeby wchodzenia na mijane ławki lub wzniesienia. Potrzeba ruchu i potrzeba sportu jest zawsze oznaką zdrowia dziecka.

Sport w szkole
Sport w szkole jako ukierunkowany ruch jest podstawą pełniejszej radości. Angażuje sferę psychiczną człowieka, uczy skupienia uwagi na określonych zadaniach i cieszenia się nimi. Sport jako harmonia działań ludzkich jest w szkole pierwszym etapem najpoważniejszych powiązań człowieka z innymi osobami, przygotowuje do realizowania najpoważniejszych zadań człowieka. Rozumnie realizowany sport jest zapowiedzią poprawnego kształtu kultury. Dlatego tak ważne jest uczestnictwo w zajęciach sportowych, ponieważ ruch i zabawa są podstawowymi formami działalności dzieci i młodzieży oraz przejawem ich aktywności i pasji działania.

Zygmunt Gilewicz, znany polski teoretyk wychowania fizycznego, w swym dziele pt. "Teoria wychowania fizycznego" stwierdził, że ruch i zabawę traktujemy jako przeciwstawienie pracy i jako dobrowolnie podjęty sposób spędzania czasu wolnego od zajęć obowiązkowych.

Jak ogromną rolę pełniło wychowanie fizyczne dwieście lat wcześniej, czytamy w odpowiednich dokumentach Komisji Edukacji Narodowej: "Ćwiczenia i gry do mocy szykowności, zręczności i szybkości ciała, do męstwa i odwagi najprzyzwoitsze wydają się te: gra w piłkę z ubieganiem się, balon, czyli gra w dużą piłkę, ciskanie zręczne kamieni na wodę, gonitwy do pewnego kresu, wyprzedzanie się (...)". Owe zalecenia tak naprawdę są realizowane do dziś.

Sport jako sposób na wykorzystanie wolnego czasu
Z. Gilewicz mówiąc o zabawie i sporcie wyraził pogląd, że dostrzec w nich można wyjątkowo ważne momenty:

  • konstruowanie zrodzonych w wyobraźni form i kształtów z rzeczywistości,

  • współdziałanie z innymi,

  • radość w działaniu i zadowolenie z osiągnięć,

  • uczucie odprężenia i oderwania się od rzeczywistości,

  • strumienie dodatnich przeżyć,

  • poczucie własnych możliwości i wartości rosnące w miarę systematycznego uprawiania sportu.

Sport, zabawa, ruch mają ogromny wpływ na kształtowanie młodego człowieka i jego stosunku do siebie samego i innych. Dlatego ważne jest, aby poczesne miejsce w spędzaniu wolnego czasu zajęła kultura
fizyczna i wszystko, co się z nią wiąże.

Leszek Kołosiński

Leszek KoŁosiński - nauczyciel wychowania fizycznego w Zespole Szkól Budowlanych w Chełmie

Wychowaniem i resocjalizacją poprzez turystykę zajmowałem się czynnie ponad dwadzieścia lat - najpierw jako wychowawca, a następnie dyrektor jednego z wielu eksperymentujących zakładów poprawczych w Polsce. Mimo różnych społecznych i politycznych tendencji, mimo wciąż zmieniających się uwarunkowań finansowych i prawnych, nigdy z tej działalności nie rezygnowałem i nigdy nie przestawałem jej propagować wśród swoich kolegów, znajomych i swoich zwierzchników. Dlaczego? - To bardzo proste! Bo to właśnie dzięki turystyce, przy niewielkim ryzyku, udawało się nam osiągać wspaniałe, pedagogiczne efekty. Turystyka jest bowiem jedną z najbardziej uniwersalnych, szybkich i skutecznych metod wychowywania młodzieży, zwłaszcza tej zagubionej, agresywnej i trudnej.

Korzystając z propozycji dra Philippa Walkenhorsta z Uniwersytetu w Dortmundzie oraz życzliwości Państwa Barbary i Ryszarda Batzik z Holzwickede, miałem okazję uczestniczyć w wielu międzynarodowych spotkaniach i dyskusjach na temat nowych trendów i metod resocjalizacji w współczesnej Europie. Dzięki Elżbiecie Czyż z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka mogłem też zauważyć, jak otwarci na owe trendy są nasi rosyjscy koledzy. Pragnę podzielić się z Państwem swoimi refleksjami i uwagami dotyczącymi specyficznych walorów turystyki resocjalizacyjnej w bezpośredniej pracy z młodzieżą społecznie zagubioną i trudną.

Od kilku lat korzystam z emerytury ale mimo tego zawodowego dystansu, skłaniającego do głębszej refleksji i zadumy, moje poglądy na temat resocjalizacyjnych walorów turystyki kwalifikowanej wcale się nie zmieniły. Turystyka - jako twarda szkoła charakteru - nadal pozostaje moją wielką, życiową pasją i nadal staram się ją aktywnie propagować, zwłaszcza wśród studentów, z którymi obecnie pracuję. Jestem głęboko przekonany, że odpowiednio zaprogramowana turystyka, a zwłaszcza survival, może stać się jedną z najskuteczniejszych i najtańszych metod współczesnej resocjalizacji w naszym i nie tylko naszym kraju.

Po co chodzisz po górach?

Siedzimy w niewielkim kręgu na drewnianych ławach małego, górskiego schroniska. Naprzeciw nas i obok siedzą młode dziewczyny - urocze, miłe, można by powiedzieć - podobne do aniołów. Siedzą też chłopcy o twarzach młodych, ale wcale nie anielskich - zniszczonych narkotykami, nikotyną, alkoholem, o twarzach wytatuowanych i pooranych różnymi historiami ich dotychczasowego awanturniczego życia. Za oknami gwiżdże mroźny wiatr, sypie biały śnieg... a w schronisku miło, ciepło, cicho. W tej przytulnej, schroniskowej ciszy, rozlega się nagle mocny, męski głos:

"Po co chodzisz po górach?" - Cisza...

"Po co chodzisz po górach?!" - Jeszcze głośniej powtarza pytanie ks. Paweł, wierny przyjaciel trudnej młodzieży, a zarazem świetny turysta.

Po kilku refleksjach, przypominających bardziej rozmowę niż kazanie, w przyjacielskiej atmosferze tego bieszczadzkiego schroniska, pada w końcu prosta, lecz jakże głęboka odpowiedź: - "Chodzisz po to, aby stać się twardym! - Twardym... jak ten górski głaz!". Ksiądz odruchowo pokazuje ręką na jeden z leżących przy kominku granitowych kamieni.

Po trudach zimowej, całodziennej wyprawy na górskie szczyty, mimo widocznego zmęczenia, albo też i dzięki niemu, wszyscy uczestnicy spotkania poczuli wówczas prawdę i siłę tych kilku, prostych słów. Znowu zaległa cisza, ale już trochę inna - osobista i wypełniona nieco innym, bardziej prywatnym pytaniem: czy ja jestem twardy? - Jak te górskie skały, jak wskazany przez księdza głaz? Jeśli jestem wychowawcą, kuratorem, nauczycielem... to ile mam zapału, hartu ducha i silnej woli, aby nie ulec zniechęceniu, zmęczeniu i różnym innym przeszkodom, związanym z pracą z młodzieżą społecznie zagubioną i trudną? Jeśli jestem studentką, dziewczyną, jedną z tych, które nie mogą spokojnie patrzeć, jak ich koleżanki i koledzy staczają się na dno, to czy mam w sobie tyle uporu, odwagi, niezbędnego dystansu i wdzięku, aby wyciągana do tych zdemoralizowanych chłopaków moja przyjacielska dłoń była dla nich wymagającym, ale życzliwym gestem nadziei i pomocy? Jeśli jestem osobą postronną, zaproszoną przez tych chłopców lub ich opiekunów do wspólnego stołu, czy też do wspólnej, turystycznej wędrówki, to czy wystarczy mi zaufania i mocnej wiary, że "zło można dobrem zwyciężyć", i że takie wspólne spotkania, intensywne wędrówki, przygody i przeżycia mają swój społeczny i pedagogiczny sens? Czy naprawdę wierzę, że nie da się wychować młodego człowieka dla społeczeństwa w izolacji, a więc bez kontaktu z tym społeczeństwem?

- A jeśli jestem... chłopakiem? - Jednym z tych obdziarganych, wytatuowanych, nieufnych i agresywnych młodych ludzi, to czy stać mnie na to... czy już stać mnie na to, aby powiedzieć twardo i mocno - NIE! NIE - swoim kolegom, swoim złym przyzwyczajeniom i skłonnościom, a czasem też swoim własnym rodzicom! Czy jestem już na tyle świadomy, zahartowany i twardy, że stać mnie na to trudne, męskie - "NIE!"? Wychowanie bowiem różni się tym od tresury, że zawsze powinno zmierzać do samowychowywania, a resocjalizacja - prowadzić do samoresocjalizacji.

Zaprezentowana scena zatarła się już w mojej pamięci. Nie pamiętam ani imion, ani nazwisk wielu z siedzących tam w kręgu osób. Pamiętam jednak dobrze ich głęboko zamyślone twarze i słyszę stawiane przez księdza pytania. Myślę, że warto je zadać także i dziś.

Po co więc z tak trudną i napiętnowaną społecznie młodzieżą chodzimy po górach? Po co pływamy tratwą lub kajakiem po zimnych wodach zamarzającej rzeki? Po co spać w szałasach, namiotach lub pod gołym niebem w odludnym, dzikim terenie? Po to, aby stawać się twardym jak górski głaz, w upartym dążeniu do celu i wymaganiach wobec siebie. Jest bowiem duża szansa na to, że taki pozytywny "twardziel" zdoła kiedyś pokonać wszelkie przeszkody w swym codziennym, wcale niełatwym życiu.

Czy warto?

Czy warto tak się wysilać i tak ryzykować? Czy te trudne, forsowne wędrówki, rzeczywiście kogoś zmienią, komuś pomogą? Czy ambitna turystyka jest rzeczywiście interesującą szansą na znaczne przyśpieszenie procesu resocjalizacji młodzieży najtrudniejszej i najbardziej odrzucanej przez społeczeństwo?
Z wychowankami Zakładu Poprawczego w Laskowcu koło Ostrołęki w ciągu ponad dwudziestu lat mojej zawodowej pracy przemierzyłem rowerem, kajakiem, na nartach i pieszo kawał Polski. Poza murami poprawczaka, w słońcu i deszczu, w upale, śnieżycy i mrozie spędziłem z nimi setki nocy i dni. Z roku na rok powiększało się grono kolegów - wychowawców, którzy aktywnie włączali się i wzbogacali tę naszą turystyczną działalność. Powiększała się też ciągle liczba sympatyków i przyjaciół naszego zakładu, którzy decydowali się często na wspólne z nami uczestnictwo nawet w bardzo trudnych i forsownych imprezach typu survival czy "robinsonada". Pamiętają o nas turystyczni weterani - nasi dawni wychowankowie i w miarę swych aktualnych możliwości starają się nadal utrzymywać z nami kontakt, często też propagując twarde zasady turystyki kwalifikowanej we własnym środowisku.

Turystyka kwalifikowana jest twardą, ale też wyjątkowo skuteczną, uniwersalną "szkołą charakterów", zwłaszcza dla uczniów niesfornych i tych najtrudniejszych. Stosunkowo łatwo jest nią zainteresować wychowanków i dosyć szybko z jej pomocą można osiągać wspaniałe, pedagogiczne rezultaty. Turystyka taka umacnia społeczne więzi i integruje zakład ze środowiskiem, a równocześnie szlifuje indywidualne charaktery nie tylko wychowanków, ale i wychowawców. Łagodzi ujemne skutki społecznej izolacji, a jednocześnie ułatwia realizację wielu zadań typowo zakładowych. Znacznie wycisza tendencje do niebezpiecznych wystąpień i buntów oraz hamuje drastyczne przejawy więziennej podkultury. Skutecznie chroni wychowanków przed recydywą, a także obniża w nich naturalną chęć do ucieczek. Z przeprowadzonych u nas w latach osiemdziesiątych badań wynika, że w przypadku wychowanków intensywnie uprawiających turystykę zjawisko recydywy występuje kilkakrotnie rzadziej niż u innych. Jeśli zaś chodzi o ucieczki - to zaledwie 0,4% uczestników naszych wycieczek dokonało w badanym okresie tego typu wykroczenia. Później wyniki w tym zakresie były jeszcze lepsze. Ambitna turystyka jest więc formą aktywności przyjemnej, ale i bardzo pożytecznej. Turystyka może z powodzeniem stymulować rozwój różnorodnych zainteresowań artystycznych, sportowych, naukowych itp., może też sama stać się ważnym celem i życiową pasją. Może być jednocześnie przygodą i lekarstwem, zabawą i pracą, wysiłkiem i relaksem. Turystyka taka jako czynnik wyjątkowo atrakcyjny i twórczy może i powinna mieć bardzo istotny wpływ na wychowanie naszych dzieci i młodzieży, w tym zwłaszcza młodzieży społecznie niedostosowanej i trudnej.

Co o tym sądzą naukowcy?

Moje głębokie i czerpane z doświadczenia przekonanie o ogromnym bogactwie pedagogicznych walorów turystyki kwalifikowanej podzielają nasi wybitni naukowcy, tacy jak: Kazimierz Przecławski, Tadeusz Łobożewicz, Kazimierz Denek, a wcześniej także profesorowie: Stanisław Jedlewski, Otton Lipkowski, Aleksander Kamiński, Czesław Czapów i wielu innych. Już 200 lat temu jeden z czołowych działaczy "Komisji Edukacji Narodowej? J. Minasowicz sformułował takie rymowane hasło:

"Świat takich nauczycieli chwalił i chwali,
Którzy ucząc chodzili, a chodząc nauczali".

Wiele wypowiedzi tych znakomitych badaczy i uczonych harmonizuje ze znanym poglądem naszego Wielkiego Papieża - Jana Pawła II, który przez wiele lat sam był bardzo aktywnym turystą. Jako ksiądz, profesor uniwersytetu, a następnie biskup i kardynał, wraz z przyjaciółmi i młodzieżą przemierzył wiele górskich, kajakowych, rowerowych i narciarskich szlaków. Uważał on, że mądre wędrowanie może stać się "drogą wewnętrznej odnowy dla każdego człowieka". Z punktu widzenia wychowawcy i pedagoga to optymistyczne stwierdzenie tak wielkiego autorytetu i znakomitego turysty można potraktować nie tylko jako cenną zachętę, ale też jako konkretne, pedagogiczne zadanie - wciąż aktualne i bardzo ważne.

Profesor Czesław Czapów, zauroczony uniwersalizmem turystyki kwalifikowanej, dostrzegał w niej wyraźnie elementy wychowania: fizycznego, zdrowotnego, politechnicznego, estetycznego, moralnego, społecznego, patriotycznego, resocjalizacyjnego.

W wychowaniu typowo resocjalizacyjnym, realizowanym poprzez turystykę opartą na własnym doświadczeniu wyróżniam wiele cennych jej funkcji, jak: profilaktyczna, diagnostyczna, korekcyjna, kompensacyjna, integrująca, terapeutyczna, ortodydaktyczna.

O każdej z tych funkcji można wiele powiedzieć, posługując się konkretnymi przykładami z zawodowej pracy. Podobnie jest z wypracowanymi w ciągu wielu lat, specyficznymi zasadami uprawiania turystyki resocjalizacyjnej, wśród których są i takie, które na pierwszy rzut oka wyglądają niczym pedagogiczne herezje, np.: zasada ograniczonego zaufania, zasada niepełnej informacji, zasada dominowania skuteczności nad sprawiedliwością, czy też zasada uczciwej manipulacji. Rzeczywiście, setki zorganizowanych wycieczek i turystycznych imprez zaowocowały w końcu katalogiem różnych, tak zwanych pedagogicznych chwytów i zestawem bardzo dziwnych zasad. Wiele z nich domaga się oczywiście bardziej wnikliwych opracowań, analiz i naukowej weryfikacji. Ale też i nasza turystyczna szkoła charakterów jest także trochę dziwna.

Jaka to szkoła?

W tej naszej "szkole" nie ma ławek ani klas, ale każdy z jej "uczniów" ma tu własną tablicę, umieszczoną gdzieś głęboko w sercu i każdy na niej pisze swoją odpowiedź na fundamentalne pytanie: "po co, jak i dla kogo żyć?". Ktoś kiedyś na jednej z takich tablic napisał: "w górach zrozumiałem, że wolność jest piękna!". Tak - wolność jest piękna! Jeśli któryś z tych trudnych, zbuntowanych, młodych ludzi naprawdę to zrozumie, pojawia się realna szansa na to, że zacznie się o tę wolność rozsądnie starać i że będzie ją wreszcie szanował. Jest nadzieja na zrozumienie, że wolność to także odpowiedzialność!

W tej naszej "szkole" rzeczywiście nie ma ławek, dzwonka, klas, ale jest tradycja, wypracowana przez kolejne roczniki wychowanków i nas - wychowawców, instruktorów, nauczycieli. Jest poczucie wspólnoty i wyjątkowo wysoka ranga honoru! To właśnie HONOR jest tym najbardziej skutecznym zabezpieczeniem przed ucieczkami i różnymi wykroczeniami na naszych wyprawach. A jest to zabezpieczenie o wiele lepsze niż betonowe mury i żelazne kraty. Trzeba jednak nad wyrobieniem tego poczucia honoru w grupie trudnych wychowanków bardzo wytrwale i sumiennie popracować. Tu nie ma nic za darmo. Nasi wychowankowie muszą wiedzieć, że mężczyzna bez honoru jest jak balonik na wietrze, że za honor szlachetni ludzie nawet oddawali życie. Jeśli chcę dużo wymagać od innych, to jeszcze więcej powinienem wymagać od samego siebie. Ja też muszę być "człowiekiem honoru".

Jest rzeczą oczywistą, że aby zimą z kompasem w ręku chodzić przełajem po górskich bezdrożach, trzeba się samemu do tego odpowiednio przygotować i trzeba też bardzo dobrze przygotować swoich wychowanków. Ważne jest tu zarówno przygotowanie wychowawcze, jak i kondycyjne. Ogromną więc rolę odgrywają tu wszelkie spotkania i wycieczki treningowe, a zwłaszcza takie imprezy, które zawierają wiele elementów z tak zwanej "sztuki przetrwania" (survival). Są to najczęściej wyprawy bardzo forsowne. Dziesiątki kilometrów dziennie przy każdej pogodzie i w różnych porach roku. Zimowe noclegi w szałasach lub namiotach, przeprawy przez starorzecza, wertepy i bagna. Przyrządzanie posiłków w warunkach skrajnie prymitywnych, z produktów, które daje nam tylko sama przyroda, przy jednoczesnym zachowaniu elementarnych zasad bezpieczeństwa i higieny - a trzeba przyznać, że np. zimą nasza przyroda nie jest zbyt hojna. Obowiązuje przy tym zasada: minimalne wyposażenie, ale za to maksymalne wykorzystywanie siły woli, nabytych doświadczeń i specjalistycznej wiedzy. Bardzo ważne jest wówczas wzajemne zaufanie i koleżeńska pomoc w sytuacjach niebezpiecznych i trudnych. Często kontrastują ze sobą: ostre wymagania na szlaku i wesoły śpiew przy ognisku; szczere rozmowy i dyskusje w namiotach oraz twarde rozkazy przy forsowaniu terenowych przeszkód. Czasem nagrody, czasem kary, to tylko niektóre elementy naszych systematycznych treningów, dających szansę na atrakcyjny wyjazd każdemu, nawet najtrudniejszemu wychowankowi, jeśli tylko zgodnie z wcześniejszą umową sprosta on naszym oczekiwaniom i ostrym wymogom. Wszystko to potem procentuje i znacznie zmniejsza, choć przecież nigdy nie wyklucza ryzyka, i to zarówno ryzyka nieszczęśliwego wypadku, jak i ryzyka naruszenia zasad społecznego życia.

Czy jednak warto rzucać wyzwanie temu ryzyku, skoro wykluczyć go się nigdy nie da? Faktem jest, że w resocjalizacji bez ryzyka na ogół nie ma sukcesów. Sztuka polega na tym, aby przy minimalnym ryzyku osiągać maksymalne efekty, oraz aby to nieodzowne ryzyko mieściło się zawsze w granicach posiadanego doświadczenia i granicach zdrowego rozsądku.

Nie da się też często uniknąć potężnego zmęczenia, ale przy tej właśnie okazji niemal każdy odkrywa w sobie ogromne psychiczne i biologiczne rezerwy, których istnienia dotąd nawet nie podejrzewał. Ekstremalnie trudne warunki zmuszają nas do zrzucenia masek i albo ludzi dzielą, albo łączą - bardzo mocno i na długo! Najbardziej cenne zwycięstwa to te, które odnosimy sami nad sobą. A takie właśnie zwycięstwa można rzeczywiście osiągać w tej twardej walce pomiędzy zwątpieniem a uporem, w wyjątkowo pięknej, choć groźnej scenerii: wiatru, mrozu, śniegu, deszczu lub słońca. W dzikiej, odludnej okolicy bez namiotu, zapałek, wody i żywności przypadkowy turysta wytrzyma zaledwie kilka godzin, a wytrawny traper poczuje się wówczas jak ryba w wodzie - skutecznie i szybko zdoła rozwiązać wszystkie problemy i szczęśliwie przetrwa tam, gdzie inni się załamują lub poddają.

Dla naszych wychowanków taka właśnie twarda turystyka stwarza bezprecedensową szansę do skutecznego pokonania swoich głównych wad i słabości oraz daje szansę udanego powrotu z naszych gór, lasów i jezior - powrotu nie tylko do cywilizacji, ale i do społeczeństwa. Na tym polega bowiem najważniejszy egzamin w tej naszej - turystycznej "szkole charakterów", i na tym polega też prawdziwa resocjalizacja.

Czy to jest sprawiedliwe?

Czy ta zbuntowana, agresywna młodzież zasługuje na tak atrakcyjną formę resocjalizacji, jaką jest turystyka? Czy jest to społecznie sprawiedliwe, że tych złodziei, narkomanów i zabójców często wozimy nad morze, na jeziora albo w góry? Odpowiem tu prosto i szczerze: sprawiedliwe to nie jest! Są przecież i takie przestępstwa, jak na przykład zabójstwo, za które żadna kara nie może być jednocześnie humanitarna i sprawiedliwa - kara śmierci także nie. Jest to na pewno bardzo trudny problem moralny dla sędziego ale nie dla pedagoga. Pedagog nie musi być wcale sprawiedliwy - on powinien być skuteczny! To nie jest żadna nowa herezja - to pragmatyka, którą chciałbym tu nieco wyjaśnić. W powszechnie uznawanej hierarchii wartości sprawiedliwość nie była przecież nigdy najważniejsza. Znacznie wyżej od niej stawia się np. miłość, czasem altruizm lub szlachetne przebaczenie, ale w niektórych przypadkach, także karę - surowszą od oczekiwanej. W pedagogice taką niesprawiedliwość stosuje się dosyć często i osiąga się przy tym nieraz bardzo cenne rezultaty, bo pedagog, zwłaszcza resocjalizacyjny, powinien być nie tyle sprawiedliwy, co skuteczny. Od pytania: "za co?" w pedagogice resocjalizacyjnej o wiele ważniejsze jest pytanie: "po co?". Bardzo często na nasze wycieczki zabieraliśmy wychowanków wcale nie najlepszych i nie najspokojniejszych, ale tych szczególnie trudnych, którzy jechali nie za konkretne zasługi, a więc - nie "za co?". Oni jechali - "po coś!". Najczęściej po to, aby tam, za murami zakładu, mogli zatęsknić za piękniejszym i uczciwszym życiem i aby mogli udowodnić sobie i innym, że oni także mają swoje ambicje i swój własny honor, i że warto było im zaufać.

Jest jeszcze i taka prawda: obserwując z boku nasze forsowne wycieczki i rajdy często bardzo trudno jest odgadnąć, czy ci młodzi ludzie uczestniczą w nich w nagrodę, czy też może za karę?! To nie są przecież jakieś łatwe spacery, czy kosztowne i przyjemne wycieczki autokarowe. To jest na ogół twarda, uparta wędrówka, do ambitnie wytyczonych celów, a często wprost ostra walka z samym sobą, ze swoim zmęczeniem, zniechęceniem oraz ciężkie zmaganie się z piękną ale i groźną przyrodą. Tylko takie bowiem ambitne wycieczki stwarzają tym trudnym chłopcom znakomitą okazję do ich "wewnętrznej odnowy".

Od tego, aby tych chłopców szybko łapać, jest policja. I życzę jej powodzenia. Od tego, by ich sądzić, są sądy. Niech więc ich sądzą - surowo i sprawiedliwie. Od tego jednak, aby w każdym z nich dostrzec małą iskierkę dobra i rozdmuchać ją w ciepły i pożyteczny płomień, jesteśmy właśnie my - pedagodzy! Dlatego nasza praca jest tak fascynująca i piękna, dlatego jest takim ważnym, społecznym zadaniem. Jako pedagog - wychowawca tych trudnych chłopców, nie mogę się ciągle koncentrować tylko na ich kryminalnej przeszłości. Nie mogę jej wymazać ani zmienić. Nie jestem w stanie podarować każdemu z nich innego, rodzinnego środowiska ani zapewnić im pracy. Wielu z nich powróci do pijackich melin, do dawnych kolegów, do niewydolnych wychowawczo matek i okrutnych często ojców. Dlatego zależy mi na tym, aby ich zahartować na trudy czekającego ich życia. Aby chodząc po bezdrożach, lasach i górach pokochali prawdziwą przyjaźń, uczciwość, piękno i przede wszystkim honor. Aby stali się właśnie takimi "twardzielami", którzy umieją być sobą i kiedy trzeba, potrafią mówić - "tak!" i potrafią mówić - "nie!" U nas chłopcy często śpiewają:

"Nie przeraża nas dźwięk kluczy
ani szara w oknach stal
tylko kraty w ludzkiej duszy
rodzą bunt a czasem żal..."

Mam nadzieję, że propagując "turystykę resocjalizacyjną" wśród ludzi zajmujących się młodzieżą społecznie zagubioną i trudną, stopniowo kruszymy nie tylko kraty w oknach, ale i kraty w ludzkich sercach, choć są one często bardziej twarde niż żelazo.

Gdzie są granice?

Gdzie są faktyczne granice naszych możliwości i gdzie są granice naszego zakładu czy więzienia? Nie jest to pytanie ani proste, ani łatwe. A jest ono bardzo ważne. Odpowiedź na to pytanie w dużym stopniu określa zakres autonomii takiej izolacyjnej placówki, jaką jest Zakład Poprawczy, czy Schronisko dla Nieletnich. Szeroka autonomia tego typu placówek, mimo pewnego ryzyka jej nadużywania, na ogół sprzyja szybkiemu wprowadzaniu różnych, pedagogicznych innowacji, ciekawych programów, oraz usprawnia wzajemną wymianę doświadczeń.

W zakładach poprawczych w Polsce i we więzieniach dla nieletnich w Niemczech oraz w innych placówkach resocjalizacyjnych w Europie, pod względem wieku oraz kategorii popełnionych przestępstw, przebywa bardzo podobna młodzież. Istnieją natomiast duże różnice w interpretowaniu granic i posiadaniu faktycznej autonomii. W polskiej resocjalizacji, w przeciwieństwie do rozwiązań np. niemieckich, dominuje pogląd, że młodego człowieka nie można przygotować do uczciwego i aktywnego życia w społeczeństwie bez kontaktu z tymże społeczeństwem i jego rówieśnikami. Stąd przywiązujemy dużą wagę do ścisłej integracji naszych placówek z tzw. środowiskiem otwartym. Faktyczne granice zakładu często się tu zacierają lub znacznie przesuwają. Nasi wychowankowie wraz z opiekunami uczestniczą w wielu międzyszkolnych i środowiskowych imprezach, zawodach, koncertach, spektaklach, a także w wybranych akcjach charytatywnych. I odwrotnie - nasze zakłady chętnie przyjmują różnych gości, jeśli tylko mają oni dla naszych wychowanków coś cennego do zaoferowania. Może to być na przykład wspólna dyskoteka, kulig, ognisko, wspólna modlitwa czy też ciekawa dyskusja. Szczególnie miło są u nas widziani studenci resocjalizacji i prawa, gdyż to oni będą kiedyś kontynuowali naszą pracę.

Zakład poprawczy, czy więzienie dla nieletnich nie może być samotną wyspą, zagubioną w oceanie powszechnej obojętności. Musi być on otoczony archipelagiem życzliwych mu osób i instytucji, gdyż bez tego zainteresowania i społecznej integracji będzie tylko produkował cynicznych przestępców i prymitywnych dzikusów. Ktoś mądry kiedyś powiedział: "społeczeństwo ma zawsze taką przestępczość, na jaką zasługuje". To nasze społeczne, polityczne, ekonomiczne i pedagogiczne błędy rodzą młodych przestępców i ich ofiary. To one są pierwotnym źródłem naszego lęku i społecznego niepokoju. Warto jest więc zainwestować w taką resocjalizacyjną działalność, która pozwoli nam zasłużyć na lepsze i bardziej bezpieczne życie. Temu celowi służy m.in. propagowana przeze mnie turystyka, a właściwie resocjalizacja poprzez turystykę.

A wracając do pytania - gdzie są faktyczne granice polskiego zakładu, czy też niemieckiego więzienia dla nieletnich lub innej placówki z dowolnego kraju w Europie, myślę, że wszędzie odpowiedź mogłaby być taka sama. Granice to nie kraty w oknach ani więzienne mury. Granice zakładu czy więzienia są tam, gdzie są jego wychowankowie i aktualnie pracujący z nimi ludzie. Jeśli ci chłopcy wraz z opiekunami są akurat w teatrze lub w górach - na wycieczce, to właśnie tam przesuwają się granice ich zakładu czy więzienia, i tam powinna sięgać nie tylko odpowiedzialność, ale także pewna pedagogiczna autonomia, bardzo potrzebna tym opiekunom. Odpowiedzialność - to bardzo ważne, ale i groźne słowo. Aby nie była ona jedynie stresem i paralizatorem cennych pomysłów i zapału, musi być proporcjonalna do możliwości, a służbowa kara za ewentualne uchybienia czy porażki powinna być proporcjonalna do faktycznej winy. Zbyt surowe traktowanie każdej porażki, bez doceniania intencji oraz wcześniejszych sukcesów, może załamać bądź zniechęcić nawet największego entuzjastę.

Skuteczność wielu metod stosowanych przez pedagogów zależy od ich autorytetu i społecznego statusu. Dlatego wyrażam tu zdziwienie, że status społeczny i zarobki ludzi bezpośrednio pracujących z trudną młodzieżą są tak relatywnie niskie, dużo niższe niż nauczycieli w zwykłych, publicznych szkołach. Za solidną i trudną pracę należy się przecież szacunek oraz solidne wynagrodzenie.

Doskonale pamiętam boje o bardziej humanitarny i skuteczniejszy system naszej resocjalizacji. Pamiętam nasz upór i determinację w staraniach o szerszą autonomię i wyższy status społeczny naszych zakładów. Dziś z pewną satysfakcją możemy powiedzieć, że pracownicy zakładów poprawczych w Polsce, pod względem wykształcenia, uzyskanej autonomii, społecznego szacunku i otrzymywanego wynagrodzenia, w porównaniu z nauczycielami ze szkół publicznych należą niewątpliwie do pedagogicznej elity naszego kraju i nie budzi to już żadnego, zdziwienia. O to właśnie z dużą determinacją, od kilku już lat, zabiegają nasi koledzy z Niemiec. Nowatorskie metody polskiej resocjalizacji spotykają się z żywym zainteresowaniem także we wielu innych krajach Europy. Szkoda tylko, że z przyczyn ekonomicznych i politycznych nie udało nam się stworzyć odpowiedniego systemu profilaktyki i opieki następczej. Bez tego nawet bardzo solidna i nowatorska praca wielu zakładów poprawczych w Polsce jest często marnowana albo wręcz zawieszona w próżni. Pod tym względem - to my właśnie możemy się wiele nauczyć od naszych sąsiadów zza granicy.

Dziwi mnie jednak, że nasze szkoły pedagogiczne nie dostrzegają tej znakomitej szansy, jaką mogłaby być "turystyka resocjalizacyjna". W ilu polskich uczelniach prowadzi się dziś wykłady i ćwiczenia, czy nawet tylko dodatkowe kursy z tej tematyki?

Wobec deficytu uniwersyteckich fachowców tego typu warto angażować do tej szkoleniowej pracy po prostu praktyków. Nie mówię tego gołosłownie. Od kilku lat, z inicjatywy dr Anny Chachaj-Nowickiej z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie prowadzę takie zajęcia ze studentami resocjalizacji w Kolegium Edukacji Specjalnej w Międzylesiu. Zainteresowanie studentów "turystyką resocjalizacyjną" przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Studenci są głodni konkretnej wiedzy z tzw. "pierwszej linii". Rozsądne łączenie teorii z praktyką, także na etapie szkolenia, jest niewątpliwym atutem każdej uczelni.

Od czasu opisanego tu spotkania w przytulnym schronisku, w górach stopniał niejeden już śnieg. Wielokrotnie zieleniły się drzewa. Podczas kolejnych wiosen szalonym tańcem popisywały się strumienie - a ja wciąż widzę zamyślone twarze i słyszę postawione wówczas przez księdza pytanie: "Po co chodzisz po górach?".

Ryszard Makowski

DZIECI W PRACY

dodane 2011-10-31 14:10

PAP |

W tym roku w co piątym gospodarstwie domowym, w którym są dzieci w wieku szkolnym, przynajmniej jedno z nich w czasie wakacji pracowało zarobkowo - wynika z badania przeprowadzonego przez ośrodek CBOS.

  Henryk Przondziono/GN W co piątej rodzinie dzieci w wakacje pracowały zarobkowo

Podobnie jak w latach ubiegłych, zdecydowanie najrzadziej zarobkowali uczniowie szkół podstawowych oraz gimnazjów - ankietowani, którzy przyznawali, że mieszkające z nimi dzieci w wieku 7-12 oraz 13-15 lat pracowały w wakacje, stanowią odpowiednio 2 proc. i 8 proc.. Aktywność zarobkowa była natomiast częstsza wśród uczniów szkół średnich - przejawiała ją młodzież z niemal jednej trzeciej rodzin, w których są osoby w wieku 16-19 lat (30 proc.).

Pracą zarobkową nieco częściej trudniła się w czasie ostatnich wakacji młodzież szkolna w gospodarstwach najgorzej sytuowanych - mówi o niej 26 proc. respondentów z rodzin, w których dochody per capita nie przekraczają 500 zł. Relatywnie częściej deklarują ją też ankietowani ze wsi (23 proc.) oraz najmniejszych (23 proc.) i największych ośrodków miejskich (24 proc.).

Wszystkich badanych, niezależnie od tego czy w ich najbliższym otoczeniu są dzieci w wieku szkolnym, CBOS poprosił o ocenę wakacyjnego zarobkowania uczniów. Wyraźna większość ankietowanych akceptuje pracę młodzieży ze szkół średnich (81 proc.). Ze zdecydowanie mniejszą aprobatą spotyka się praca zarobkowa gimnazjalistów, o dopuszczalności której mówi co czwarty respondent (24 proc.). Powszechny sprzeciw wzbudza natomiast praca uczniów najmłodszych, w wieku 7-12 lat, akceptowana zaledwie przez 2 proc. społeczeństwa.

Mniej niż jedna trzecia respondentów (31 proc.) deklaruje, że w ich gospodarstwie domowym są uczniowie szkół podstawowych, gimnazjów lub szkół ponadgimnazjalnych. Młodzież szkolna z prawie połowy tej grupy (47 proc.) spędziła wakacje w domu, nie opuszczając miejsca zamieszkania nawet na siedem dni. Jedna dziewiąta rodzin (11 proc.) zapewniła co najmniej tygodniowy wypoczynek części uczących się dzieci i młodzieży, a nieco ponad cztery piąte (42 proc.) - wszystkim z nich.

Wakacje poza domem częściej niż pozostali spędzali uczniowie z dużych miejscowości, a także pochodzący z dobrze sytuowanych rodzin. Co najmniej tygodniowy wyjazd wszystkim dzieciom w wieku szkolnym zapewniła jedna czwarta rodzin wiejskich (23 proc.) i tych, w których dochody per capita nie przekraczają 500 zł (24 proc.) oraz trzy czwarte żyjących w największych ośrodkach miejskich (77 proc.) i cztery piąte uzyskujących najwyższe dochody na jednego członka gospodarstwa domowego (82 proc.).

Respondenci z gospodarstw, w których co najmniej jedno dziecko nie wyjechało nawet na tygodniowy wypoczynek, w przeważającej części przyznają, że przesądziły o tym względy finansowe (61 proc.). Co trzeci uzasadnia tę sytuację brakiem zorganizowanego wypoczynku (35 proc.), co czwarty - przekonaniem, że dzieci nie chciały wyjeżdżać (28 proc.), bądź, że mogą wypoczywać w domu (25 proc.), a co piąty - brakiem czasu (20 proc.), tym że uczniowie byli potrzebni w gospodarstwie domowym (20 proc.) lub że są zbyt mali (17 proc.). Nieliczni deklarują, iż młodzież szkolna z ich gospodarstwa domowego nie wyjechała na wakacje ze względu na pracę zarobkową (9 proc.), z przyczyn zdrowotnych (2 proc.) lub z innych powodów (7 proc.).

Badanie przeprowadzono w dniach 29 września - 5 października 2011 roku na liczącej 1099 osób reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski. (PAP)

 

Z wiosłem w ręku

dodane 2012-07-12 00:15

Anna Kwaśnicka

Gość Opolski 28/2012 |

Wakacyjna przygoda na Małej Panwi okazała się trafioną propozycją diecezjalnego duszpasterstwa młodzieży.

  Anna Kwaśnicka W spływie wzięło udział 25 młodych osób z różnych stron diecezji oraz 6 opiekunów

Spływ Małą Panwią rozpoczęli w Krupskim Młynie. – Pierwszy odcinek był bardzo wymagający ze względu na liczne przeszkody, które czekały na nas w wodzie – opowiada ks. Jarosław Staniszewski, diecezjalny duszpasterz młodzieży, a Magdalena Snela i Katarzyna Kras dodają, że przez to w grupie zdarzyła się niejedna wywrotka czy zawieszenie na jakimś wystającym konarze. – Ale każdy szybko wdrapywał się z powrotem i płynął dalej – zapewniają z uśmiechem. Na wodzie spędzali kilka godzin dziennie. Potem był czas i na Eucharystię sprawowaną w plenerowych warunkach, i na wspólne przygotowywanie posiłku, a nawet na nocne gry w lesie, czyli tajemniczy świetlik po północy. – Goniliśmy się po lesie. Jedni mieli latarki, a inni nie – wyjaśnia Grzegorz Kozieł, dodając, że bardzo mu się podobało. A gdy uczestników spływu, gotowych do wypłynięcia na ostatni etap drogi z Ozimka do Turawy, pytam, czy taki obóz jest ciekawą formą spędzenia wakacji, młodzi jednogłośnie krzyczą, że tak.

– Atmosfera, którą tworzy ks. Jarek, jest rodzinna. Każdy czuje się tu dobrze – wyjaśnia Marta Domaradzka. Na wodzie doskonale radzą sobie zarówno wytrawni kajakarze, jak i nowicjusze. Jest sporo śmiechu, a przede wszystkim wyzwanie do podjęcia. – Młodzi ludzie to lubią – podkreśla diecezjalny duszpasterz młodzieży, dodając, że taka wakacyjna przygoda jest przede wszystkim okazją, by po bratersku spotkać się, by razem przygotować liturgię i w niej uczestniczyć, i by cieszyć się sobą. Okazją do tego był także biwak nad jeziorem w Turawie, który zakończył 5-dniowy obóz kajakowy. Na wakacyjny czas diecezjalni duszpasterze zaproponowali dzieciom i młodzieży szereg form wypoczynku, rekolekcji i aktywnej rekreacji. Duszpasterstwo młodzieży, oprócz spływu kajakowego, szykuje pieszą pielgrzymkę po hiszpańskim szlaku do Santiago de Compostela. Dla dziewcząt ze wspólnot Dzieci Maryi zaplanowano 5 turnusów rekolekcyjnych i pielgrzymkę do Rzymu, natomiast duszpasterstwo LSO organizuje dwa turnusy formacyjne w Raciborzu-Miedoni, w których weźmie udział ok. 70 ministrantów, a także sierpniowy obóz piłkarski w Kluczborku, na który zgłosiło się ponad 20 osób. Oczywiście tym kilku propozycjom diecezjalnym towarzyszy wiele inicjatyw parafialnych. Proboszczowie i wikarzy organizują dla dzieci i młodzieży m.in. spływy kajakowe, obozy przetrwania, wycieczki rowerowe i pielgrzymki – zsumować je wszystkie byłoby bardzo trudno.

Rusz się, a zobaczysz świetliki

dodane 2012-07-05 00:00

GOŚĆ GDAŃSKI 27/2012 |

Wakacje. Zmęczeni całoroczną pracą pragniemy odpocząć. Można wyjechać na drogą wycieczkę za granicę albo nudzić się na kanapie przed telewizorem lub komputerem. Ale można też wziąć rower albo kijki nordic walking i za darmo odkryć zabytki Trójmiasta i piękno Kaszub.

  Daria Kaszubowska -Kolarstwo to sport dla całych rodzin

Skwer Kościuszki w Gdyni. Środkiem biegnie pas wyścigowy, wokół stoją namioty z gadżetami. Wszędzie pełno dorosłych rowerzystów i dzieci na małych rowerkach. Z głośników niesie się męski głos: „Szybciej, szybciej! Świetnie dajecie sobie radę!”. Nagle metę przecina trójka maluchów liczących nie więcej niż cztery lata. Rowerki jeszcze czterokołowe, w różnych kolorach tęczy. Na głowach obowiązkowo kaski.

Prowadzący woła, że każdy stanie na podium. To taki trik – choć w I Dziecięcym Wyścigu Rowerowym w Gdyni udział wzięło 200 dzieci, organizatorzy podzielili ich według wieku na trójki. Właśnie po to, by każde dziecko miało szansę stanąć na podium i nie poczuło się gorsze. Każde z nich dostało upominek. – Pragniemy zaszczepiać aktywną formę spędzania czasu wolnego wśród najmłodszych. Jeśli nie nauczymy ich tego od maleńkości, potem kończy się to różnymi schorzeniami i wadami postawy. My chcemy, by dzieci były zdrowe, by spędzały czas aktywnie, rodzinnie i miały dużo radości – mówi Joanna Butora, szef Mediów Regionalnych, które były jednym z głównych organizatorów dziecięcych wyścigów rozegranych 19 maja w Gdyni. Pomysł się udał – dzieci przyjechały na skwer Kościuszki razem z rodzicami, brały udział w wielu konkursach. Zobaczyły, że bawić się można nie tylko w domu przed telewizorem czy komputerem. A śmiechu było co niemiara. – W wolnych chwilach całą rodziną siadamy na rowery i jedziemy przed siebie. To dla nas najlepsza forma wypoczynku – zapewniają Ania i Tomek z Gdyni, rodzice 9-letniego Kuby i 5-letniego Filipka. Ci, którzy nie wzięli udziału w majowej imprezie sportowej, nie muszą się zamartwiać. Organizatorzy zapewniają, że na jednej akcji się nie skończy. Zwłaszcza że zainteresowanie przerosło najśmielsze oczekiwania. Ludzie pokazali, że chcą aktywnie spędzać czas.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

Rowerem po Pomorzu

Kto ma ochotę zwiedzić Trójmiasto i okolice rowerem, z pewnością nie może narzekać na brak propozycji. Przewodniki prześcigają się w listach szlaków rowerowych. Wystarczy także przez chwilę pobuszować w internecie, by migiem znaleźć całą masę ofert. Na pewno warto bliżej zapoznać się z Trójmiejskim Parkiem Krajobrazowym, przez który wiedzie aż osiem różnych ścieżek rowerowych. Przede wszystkim są to szlaki łącznikowe, czyli krótkie dystanse łączące poszczególne osiedla z głównym szlakiem oraz miejsca najbardziej uczęszczane przez rowerzystów. Najdłuższa trasa liczy sobie ok. 43 kilometrów i biegnie od Gdyni Głównej aż do Wejherowa. Ale można z niej zjechać w kilku innych miejscach, m.in. w Redzie czy Rumi. W taką podróż koniecznie należy zabrać ze sobą mapę, bo niektóre odcinki są trudne orientacyjnie. A wybrać się warto, bo droga wiedzie przez najciekawsze przyrodniczo i kulturowo obszary parku. Początkujący rowerzyści mogą spróbować swoich sił na Rowerowym Szlaku Motławskim przez Żuławy Gdańskie. Trasa wiedzie wzdłuż rzeki Motławy głównie drogami asfaltowymi i jest dość łatwa. Od Gdańska spod Urzędu Wojewódzkiego przez Olszynkę, Mokry Dwór, Wróblewo, Suchy Dąb, Koźliny aż po Tczew. Po drodze można podziwiać wspaniałą żuławską przyrodę i wiele zabytków, w tym urokliwe kościółki. Tras rowerowych można mnożyć w nieskończoność. Najlepiej samemu usiąść z mapą i zaplanować, dokąd chce się pojechać i co zobaczyć. – Gdyby się bardzo uprzeć, to wszystkich podróżników rowerowych można by podzielić na dwa zasadnicze obozy: połykaczy kilometrów oraz turystów – mówi żartobliwie Remigiusz Kitliński, oficer rowerowy w Urzędzie Miejskim w Gdańsku. Stanowisko oficera rowerowego zostało utworzone trzy lata temu. Jego głównym zadaniem jest troska o komunikację rowerową w mieście. A trudno o bardziej zapalonego rowerzystę niż pan Remigiusz. Od lat zwiedza świat na rowerze. Dziesięć lat temu do wypraw dołączyła żona Justyna, a potem także i córeczka Natalka. Natalka już w wieku 11 miesięcy odbyła swoją pierwszą wyprawę rowerową po Estonii! – Dla nas najważniejsze są nie dystans i przebyta trasa, ale to, co na tej trasie można obejrzeć. Wśród rajdów, które dotąd zorganizowaliśmy, próżno szukać tras wiodących przez pół Europy, ku jakiemuś celowi: Nordkapp, Stambuł itd. My wolimy mieć pewność, że będziemy mieli dość czasu, by poznać dokładnie miejsca, przez które przejeżdżamy – tłumaczy Kitliński. Warto ich naśladować i przy okazji wycieczki zwiedzać okolicę. Nie tylko te odległe państwa, ale i Trójmiasto oraz Kaszuby.

Nordic walking tylko dla seniorów?

Jedna z tras rowerowych prowadzi z dworca PKP w Gdańsku-Osowej przez Chwaszczyno, Tuchomek, Warzenko, Tokary, Kawle Dolne, Trzy Rzeki, Hejtus, Kolonię aż do Sianowa. Tam znajduje się przepiękne Sanktuarium Matki Boskiej Sianowskiej, Królowej Kaszub. Warto wstąpić do wiejskiego kościółka i wymodlić potrzebne łaski, choćby i na podróż powrotną. Po drodze można uzupełnić siły w Bazie Wypadowej w Hejtusie. Hejtus to maleńka wioska wśród lasów, w której przecina się kilka tras rowerowych, szlaków pieszych, szlaków nordic walking. Biegnie tutaj nawet szlak pieszo-konny z Gdańska do Berlina śladami gen. Daniela Chodowieckiego. – To wspaniałe miejsce na aktywny wypoczynek – zachwala Beata Rydelek, właścicielka Bazy Wypadowej Hejtus, która w roku 2010 otrzymała I miejsce w Pomorskim Konkursie Agroturystycznym. – Przechodzą tędy trzy szlaki nordic walking i kilka szlaków rowerowych. Wypożyczamy kije do nordic walkingu i rowery. Mamy także trzy boiska do siatkówki. Jest u nas instruktor nordic walkingu, który pokazuje, jak prawidłowo chodzić z kijami. Organizujemy rajdy rowerowe, wyprawy nordic walking, turnieje siatkówki. Zainteresowanie aktywną formą wypoczynku jest coraz większe. Wiele osób przyjeżdża tutaj z Trójmiasta na rowerach. Inni przyjeżdżają samochodem, zostawiają go tutaj, wypożyczają sprzęt i ruszają na wycieczkę. Informacji o atrakcjach można szukać na naszej stronie internetowej www.bazawypadowa.pl – dodaje. Pani Beata uprawia sport razem z córkami: 22-letnią Olą i 16-letnią Natalią. Podkreśla, że to łączy rodzinę, bez względu na to, czy dzieci mają trzy, dziesięć czy dwadzieścia lat. Natalia złapała bakcyla i teraz trenuje kolarstwo w GKS Cartusia. Ma już spore osiągnięcia: zdobyła mistrzostwo Polski, zakwalifikowała się do ogólnopolskiej olimpiady młodzieży. Właśnie dlatego, że na własnym przykładzie doświadczyły, jak sport łączy ludzi, panie planują zorganizować familijne rajdy rowerowe i marsze na orientacje dla drużyn. A także po raz kolejny nocne marsze nordic walking w Walentynki 14 lutego. – Przyjęło się, że nordic walking to sport dla seniorów. To nieprawda! Wielu młodych ludzi z chęcią chodzi z kijkami. My z kolei współpracujemy ze szkołami podstawowymi, na przykład Szkołą Podstawową w pobliskim Wilanowie, i organizujemy dla dzieci różne zabawy, w tym związane właśnie z nordic walkingiem – wyjaśnia pani Beata. Nie trzeba daleko szukać, by przekonać się, że i młodzi chętnie wybierają ten rodzaj aktywności – W ubiegłym roku dzień w dzień aż do późnej jesieni chodziłyśmy z sąsiadką na kijki. To był nasz wieczorny rytuał. Nie tylko obie bardzo schudłyśmy, co oczywiste, ale też miałyśmy okazję bliżej się poznać. Tamtego lata miałyśmy mnóstwo przygód, których nie przeżyłybyśmy, siedząc w domu. Na przykład po raz pierwszy widziałyśmy w lesie świetliki – opowiada 24-letnia Maria z Gdańska. •


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
CZAS WOLNY(1)
Czas wolny, pedagogika
Czas wolny - 14-16, KONSPEKTY KSM
czas wolny. notatka, Lic Pedagogika Notatki, Pedagogika ZEWiP - notatki i prezentacje
krzyżówka 22 czas wolny, krzyżówki, krzyżówki
Inwestycje edukacyjne-czas wolny, program wychowawczy
prac a i czas wolny
czas wolny., język rosyjski
CZAS WOLNY bibliografia
Czas społeczny a czas wolny E Tarkowska
czas wolny
czas wolny
Czas wolny, Problemy i zagadnienia wychowawcze
wydrukowane, Pytanie 12, CZAS WOLNY
czas wolny dzieci
oswiadczenie o umiejetnosci plywania, Czas wolny, rekreacja i inne, zagle
Ramowy program szkolenia na stopnie żeglarskie 1, Czas wolny, rekreacja i inne, zagle
CZAS WOLNY z przyp.
opinia lekarza na stopnie zeglarskie, Czas wolny, rekreacja i inne, zagle

więcej podobnych podstron