część 1: Nowiny To było wielkie zaskoczenie dla całego SGC. Plotki na temat tego ciągle krążyły po całej bazie, mimo tego, że minęły już dwa dni od tego wydarzenia. Pojawiało się coraz więcej spekulacji, wszyscy o tym dyskutowali. W międzyczasie człowiek, o którym to krążyły plotki stał spokojnie jak gdyby nic się nie stało. Ktokolwiek wystarczająco odważny spytał się go o tą sprawie, on odpowiadał: „bez komentarza”. Jego plan był bardzo tajny, nikt nie mógł poznać żadnych szczegółów. Dlatego też wszyscy, co mogli i nawet ci, co mieli wolne zostali w bazie w dniu, w którym był planowany powrót major Carter z wizyty u ojca. „Odbieramy sygnał SG-1.” Zabrzmiały wszystkie głośniki na poziomie 28. Sierżant Davis obiecał wszystkim pod paroma groźbami od dowódców drużyn, SG, że puści tę wiadomość na cały poziom. Dlatego też niemal każda osoba z bazy podążała teraz w kierunku pomieszczenia wrót. Powstały nawet korki na schodach awaryjnych, nie mówiąc już o windzie, do której nie było już żadnego dostępu. 30 sekund później, postać major Carter pojawiła się z falującego horyzontu zdarzeń. Zdziwił ją fakt, że w pomieszczeniu wrót jest tyle osób i coraz więcej się schodzi. Zdjęła plecak i broń przekazała najbliższemu żołnierzowi. „Witam pułkowniku. Czy coś się stało?” Spytała swojego dowódcy, który cierpliwie oczekiwał jej przybycia na końcu rampy. „O taa. Jak tato?” Spytał z wielkim uśmiechem Podchodząc do niego odpowiedziała: „Dobrze, miło, że pytasz, ale... Co się stało?” ,”Jeśli byś ładnie zapytała to bym powiedział.” Była już zdecydowany by zostawić ten temat, jednak jej ciekawość wygrała: „Dobra, jeśli mi nie powiesz powiem wszystkim, co się stało na P45 N78” „Ej, miałem na myśli – ładnie.” Powiedział z lekka oburzony. „Nie było ładnie?” Obstawali przy swoim jednak Jack pierwszy zaczął: „Hammond ma grypę, chwilowo ja dowodzę bazą” „Tym lepiej dla pana, jednak nie wydaje mi się by ci wszyscy ludzie...” Sam wskazała ręką na otaczającą ich audiencje „... Są z tego powodu, że pan dowodzi bazą.” „Racja” Każdą inną osobę taka dyskusja już dawno by zirytowała, jednak pięć lat pracy z nim pozwoliło jej wyćwiczyć swój charakter i cierpliwość o wiele bardziej niż u zwykłych ludzi. „Nie chcesz mi powiedzieć to trudno, Teal’c na pewno mi powie.” Wzruszając ramionami zaczęła iść w kierunku wyjścia, ale ta droga była zablokowana przez tłum ludzi. By wyjść musiała nie raz użyć słowa „przepraszam”, słysząc w między czasie wiele szeptów. „Gdym ja tak mógł mówić do pułkownika” „Jest odważna” „Nauczy się być takim natrętnym” „Ciekawe czy major Carter udziela lekcji?” „Straw to teraz pułkowniku” Już niemal udało się jej dostać, gdy... „LUDZIE!! Z DROGI. „ Pułkownik wrzasnął rozkazująco do widowni, która była na tyle mądra by wykonać ten rozkaz. Szybko się odsunęli robiąc mu przejście. „Carter, czekaj” Podbiegł do niej by ją dogonić. W międzyczasie zdążyła dojść do windy i nacisnąć przycisk. Obracając się odpowiedziała mu: „Słucham, sir?” „To nie jest śmieszne i ty wiesz o tym!” Powiedział kpiąco. „Siły Powietrzne nie płacą za to by być śmiesznym” „A nie możesz być?” „A po co?” „By np. mnie rozśmieszyć.” „Siły Powietrzne nie płacą mi za rozbawianie innych.” „Carter!” Drzwi windy się otworzyły. Weszła do środka, a on za nią. Niektórzy z publiczności postanowili podjąć próbę wejścia do środka, jednak pułkownik szybko podniósł rękę by ich powstrzymać. Sam nacisnęła guzik poziomu 20, na którym to znajduje się pokój Teal’ca. Drzwi się zamknęły. Tymczasem przed windą rozpoczęła się rozmowa: „Czy ktoś wie gdzie jest pokój Teal’ca?” „Poziom 20!” „Musimy tam iść.” „Schody awaryjne!” Ktoś wpadł na pomysł. Wtedy cały tłum zaczął się przemieszczać w kierunku obranego przez nich celu – poziom 20. Ponownie wszyscy rozpoczęli się przepychać na schodach między poziomem 28, a 20. Niektórzy używali swojej stanowiska by dostać się szybciej, ale na szczęśćcie w ogólnym rozrachunku nikt nie został ranny. Tylko jednej ćwiartce udało się dostać do celu przed samą windą. Znaczy to, że około 25 par oczu zdążyło przywitać pułkownika i majora na poziomie 20, gdy otworzyły się drzwi windy. Wychodzą z windy pułkownik zwrócił się do ludzi, którzy zdążyli tu dotrzeć: „Wow, co za czas!” „Pułkowniku, powiedział pan jej?” Pułkownik Griff (dowódca SG2) spytał się go ciężko dysząc po tej szybkiej wspinaczce po ośmiu piętrach w tak rekordowym czasie. Drzwi windy się zamknęły z major Carter w środku. „Czy to wystarczy za odpowiedź?” „Jak dużo wiele pan powiedział?” Zapytał Perace (dowódca SG15) „Główne rzeczy, jeszcze nie mówiłem o czasie.” „Naprawdę?” Teraz zapytał Fereti (dowódca SG4). Najwyraźniej tylko dowódcy oddziałów mieli na tyle odwagi by rozmawiać z Jackiem. Inni postanowili tylko biernie się przysłuchiwać. Nikt nie miał odwagi nie będąc dobrze znanym przez pułkownika prowadzić z nim rozmowę. „Niiii.” Opierając się o ścinane skrzyżował ręce i spojrzał na drzwi windy. Wszyscy w widowni wymienili się spojrzeniami, gdy nagle drzwi windy się otworzyły i wszyscy skierowali swoją uwagę z powrotem w tamtym kierunku. Gwałtownie z windy wyszła major Carter łapią pułkownika za kołnierzyk tak mocno, że niemal nie stracił równowagi mimo tego, że się opierał o ścianę. Przybliżając swoją twarz do niego powiedziała: „Musisz mi pomóc!” Jej oczy przepełniała wielka panika. „Jejku, no nie wiem Carter. Siły powietrzne nie płacą mi za pomaganie innym.” Uśmiechnął się z triumfem. „Dobra, to nie jest śmieszne, będę rozśmieszać, cokolwiek chcesz, tylko MASZ mi pomóc”. Mówiła tak trzęsąc nim całym trzymając za kołnierzyk. To było zbyt wbrew przepisom, uwzględniając jeszcze to, że obserwuje ich pół bazy. Złapał ją w nadgarstku i odsuwając jej rękę broniąc się przed dalszym potrząsaniem: „Bez obawy Carter. Wszystko pod kontrolą” „Tak?” Chciałaby mu wierzyć jednak, gdy sprawa nie jest sprawą życia lub śmierci, ma wątpliwości czy zawsze mówi prawdę. „Jak wiesz teraz jestem tutaj dowódcą, dopóki stan generała się nie polepszy.” Mówił z knującym coś głosem. „Co znaczy, że?..” Na resztę, pozwolił się jej domyśleć. „A co jeśli generał wróci?” „Cóż, powiedziałem mu, że może to zrobić tylko jeden raz. Jeśli nie przejedzie tej próby jutro, nie będzie kolejnego razu.” „Właściwe pułkowniku, jeśli czytałeś reguły, może on to zrobić trzy razy” „Cóż, on o tym nie wie, co nie? I jestem pewien, że nikt mu o tym nie powie, co nie?” Powiedział przenosząc swój wzrok na widownie. „Tak Pułkowniku” „Nikt tego nie zrobi, sir” „Masz moje słowo” „Nie ma obawy majorze” „Nie ode mnie, nigdy w życiu” Nagle wszyscy zaczęli rozmawiać w tym samym czasie. Sam spojrzała na nich i rozluźniła się, wie, że może im ufać bardziej nawet niż samemu pułkowniku w tej sprawie. „Wystarczy!!!” Znowu pułkownik zmuszony był krzyknąć, Zapanowała cisza. Świadomość korzyści z bycia dowódcą dały mu wielką satysfakcje. Kładąc jedną rękę na jej ramieniu nacisnął przycisk windy: „Zajmę się wszystkim Carter, bez obaw”. Drzwi windy się otworzyły, poprowadził ją do środka i nacisnął przycisk poziomu 25, gdzie znajduje się jej pokój. „Powiem ci dokładnie, co planuję na jutro. Będzie zabawa.” „Nie podążajcie za nami tym razem” Pułkowniku zdążył poinformować publikę zanim drzwi zostały zamknięte. „Co się stało?” „Jakieś nowiny?” Pytały się osoby, które dalej dochodził ze schodów i których ominął cały spektakl. Wszyscy się skupili wokół windy i ponownie rozpoczęto ogromną dyskusję. Powstał ogromny szum niemal taki jak w ulu. Ci, którzy byli świadkami wydarzenia przekazywali raport innym, których tu nie było. „Była ogłuszona” „Nie, raczej przerażona. Nie widziałeś jak go trzymała?” „Całkowicie się załamała” „Cóż, jeśli byłbyś nią, też byś się nie załamał?” „Racja” „Nie chciałbym nim być” „Jest naprawdę naiwny, naprawdę myślał, że pułkownik pozwoli mu dołączyć do SGC” „Jak sądzisz, czy wyjdzie stad żywy?” „Z tymi wszystkim sztuczkami, które zna O'Neill, powiem NIE” „O'Neill dalej nie ujawnia swojego planu na jutro” „Może wyciągniemy go od Teal’ca?” „Ohoł, nie ma mowy” „Nie ma szans” „Chory jesteś?” „Chcesz skończyć w szpitalu” „A od Jonasa?” „Wątpię” „Nawet nie wiadomo czy będzie w to zamieszany” „Taaa” „Najwyraźniej musimy poczekać do jutra” „Właśnie” „Nieee, oczekiwanie na coś mnie zabija” „Kurde” „Czemu pułkownik nie może nam ujawnić co zrobi jutro.” „Ponieważ to pułkownik O'Neill!” „Będziesz tu jutro?” „Żartujesz? Muszę tu być” „Tia, nie ma, co się pytać.” „Do diabła, mamy jutro misję” „Racja. Co za pech” „Nie martwcie się, wszystko wam opowiemy” „Przyniosę jutro aparat” „A ja kamerę” „Dobra chłopaki, zróbmy sobie przerwę” „Do jutra” „O której jest ta próba?” „O dziesiątej” „Nie spóźnij się” „Nie zapomnę” I tłum zaczął się rozchodzić, niektórzy poszli do domu, niektórzy do swoich pokoi, reszta do swojej przerwanej pracy, a reszta po prostu znikła. Jedno jest jednak pewne, większość z nich będzie tu jutro. Dlaczego? Ponieważ będzie to dzień próby dla Rodneya! Rodneya McKaya! Cześć 2: Jak się zaczęło? Dwa dni wcześniej „Nie wiesz, kim jestem?” Doktor McKay rzucał to kolejnymi słowami na strażnika. „Wiem, ale nie mogę nikogo tutaj wpuścić bez przepustki” Żołnierza Whitby nie wzruszyła postawa McKaya mówiąca: 'Jestem ważną osobą, więc wpuść mnie'. „Myślę, że nie zrozumiałeś mnie dobrze za pierwszym razem. Czy... ty... wiesz... kim... ja... jestem?” Powtórzył pytanie z palcem skierowanym na niego. „Nie masz przepustki, nie przejdziesz” Żołnierz oznajmił mu. Doktor McKay dręczył go już niemal od godziny. To było zabawne mówić cały czas 'Nie” do niego, ponieważ ten doktorek z sercem z kamienia nie wiedział jak to przyjąć odmowę. Słyszał on wiele opowieści o tym, że doktor obraził major Carter. Jak w ogóle taka osoba może stąpać po ziemi? Major Carter jest jedną z najbardziej przyjaznych ludzi, jakich zna, zawsze wita go uśmiechem i pozdrawia go podczas wchodzenia do bazy. McKay zaczął machać rękami w powietrzu: „Wiesz co, zadzwoń do major Carter, ona da mi pozwolenie „Major Carter nie ma w bazie” „Jest na misji?” „To tajne” Żołnierz Whitby miał satysfakcje. Rzadko ma okazje denerwować tego doktora. Oprócz tego to był nudny dzień i nikt nie przeszedł przez jego stanowisko przez ostatnie cztery godziny. „To z generałem Hammondem?” „Generała nie ma w bazie.” „Czemu?” „To tajne.” McKay stał już niemal przy biurku. „Więc, kto teraz dowodzi w bazie?” „Pułkownik O'Neill” Wspomnienie tego nazwisko sprawiło, że McKay poczuł nie przyjemny dreszczyk. Dobrze musiał się zastanowić nad kolejnym zdaniem, jakie ma zamiar powiedzieć. „Czy możesz poinformować pułkownika o tym, że chcę z nim porozmawiać o czymś bardzo ważnym?” „Oczywiście, ale musisz sprecyzować, co to jest to „coś ważnego”. Ponieważ pułkownik nie nawiedzi rozmów bez celu, a ja nie chcę go wkurzać” McKay spojrzał na żołnierza: „Nie” „Więc nie dzwonię!” „Czemu?” „To tajne” A właściwie nie, tylko strażnik ma dzisiaj swój dzień. Każdy, kto ośmiela się nie szanować dobrego imienia major doktor Sam Carter zasługuje na złe traktowanie. „Dobra, powiedz mu, że chcę przyłączyć się do SGC” Żołnierz Whitby czuł jakby dostawał zawału serca. Świat się kończył. Został nosicielem. Z zza rogu wyszedł Anubis. Jego twarz była biała jak śnieg. McKay chce pracować w SGC? Więc Bóg musiał zapomnieć ile razy SGC uratowało świat. Musi coś na to poradzić; nie ma mowy na świecie by ten ktoś mógł dołączyć do nich. Ale nie ma pojęcia jak temu zapobiec, czemu nie przekazać tej sprawy w zaufane ręce pułkownika O'Neill? Strażnik sobie z tym nie poradzi, wiec dzwoni po pułkownika. McKay ostrożnie wsłuchiwał się w rozmowę. „Pułkowniku O’Neill, tu punkt kontrolny 1, mam tu doktora McKay, sir...” „Tak pułkowniku. Powiedział, że chce pana widzieć...” „Powiedział, że chce dołączyć do SGC...” „yyy, Sir, właściwie może. Była o tym notatka tydzień temu...” „To nie ja jestem odpowiedzialny za pańskie notatki, sir” „To robota porucznika Keller z biura administracji, sir” „Tak, sir” „Tak, sir” „Przekażę mu, sir” „Tak, sir” Odłożył słuchawkę. Zrobił to, co należało dla dobra SGC, reszta zależy od Pułkownika. „Więc?” McKay spytał niecierpliwie. Żołnierz Whitby specjalnie wziął głęboki oddech i zwlekał z odpowiedzią. „Więc? Co powiedział?” McKay coraz bardziej naciskał na strażnika. „Pułkownik O'Neill powiedział, że najpierw musi sprawdzić notatki i wtedy przyjdzie się z tobą tu zobaczyć.” „Wiesz ile to zajmie?” „Znając Pułkownika... godzinę... lub więcej.” McKay warknął. To już jest pewne, żołnierz Whitby ma swój najlepszy dzień w SGC. --- 2 godziny, 26 minut i 46 sekund później „Czemu jeszcze go tu nie ma?” McKay zapytał strażnika po raz czterdziesty piąty. „To tajne” Żołnierz Whitby odpowiedział po raz 45 tak samo. Zachował swoją postawę twardego żołnierza od trzech godzin tylko po to by działać McKay-owi na nerwach, co widać dosyć skutkowało. „Nie możesz przynajmniej zadzwonić jeszcze raz?” „Nie” „Czemu?” „Nie ma powodu, dla którego miałbym to robić” Wzruszył ramionami „Czekam już około 2-3 godziny, to jest POWÓD” McKay krzyknął. „To żaden powód dla mnie” „Argh, to jest powód. Pierwszą rzeczą, którą zrobię jak dołączę do SGC to cię wyrzucę” „Najpierw musisz wstąpić. A nawet, jeśli ci się to uda, nie masz prawa by to zrobić. Tylko Generał Hammond może to zrobić.” McKay zaczął poważnie rozmyślać nad możliwością pobicia żołnierza, ale odgłos kroków ze środka bazy powstrzymały jego zamiary. Skierował tam swój wzrok by zobaczyć, kto to. To był pułkownik, żołnierz Whitby stanął na baczność. Pułkownik O'Neill był w bardzo dobrym nastroju. „Doktor McKay” Jack przywitał go, zaraz po tym jak go zobaczył. „Nareszcie, wiesz jak długo musiałem tu czekać?” „Tak i nic mnie to nie obchodzi” McKay aż się cofnął. „Czekam tu 2-3 godziny na pana, dodając jedną godzinę sprzeczania się z żołnierzem o to jak można się dostać do bazy” Palec McKaya wskazywał na żołnierza Whitby. Pułkownik spojrzał na żołnierza. „Wykonywałem tylko swoją pracę, sir” Odpowiedział żołnierz z zrozumianym uśmiechem. „Tak trzymać, żołnierzu” „Tak jest” Zasalutował pułkownikowi. McKay słuchał rozmowy nerwowo, ale wiedział, że musi zachować spokój. Ma misję tutaj, której zadaniem jest dołączenie do SGC, by być bliżej pewnej 'artystki’, o którą tak zabiega. „Ehem. Pułkowniku O'Neill. Dołączam do SGC”, McKay powiedział stanowczo. „Naprawdę?” „Pewnie, mam wszystkie kwalifikacje potrzebne do tej roboty. Wiem, że jest nowy program dla rekrutów, SGC może zatrudniać własnych naukowców” „Mówisz pewnie rację... chyba!” Pułkownik właśnie przeczytał notatki i nowe instrukcje tylko pobieżnie, ale to co mówił McKay zdawało mu się prawdą. „Więc.. mogę do was dołączyć?” „Ale nadal pracujesz dla rządu, co nie? I nie myślę aby Rosjanie byliby zadowoleni z twojego odejścia” Ostrożnie powiedział pułkownik. „Mój kontrakt wygasa za miesiąc i nie mam zamiaru go przedłużać” „Rozumiem” „Jestem wtajemniczony w program i mam wszystkie wymagane kwalifikacje, jestem doskonałym kandydatem by tu pracować, pułkowniku” „Nie wątpię” Pułkownik się uśmiechnął. „Naprawdę? Więc... jestem przyjęty?” McKay niemal tryskał radością „aha.. oh... nie za szybko. Musisz przejść próby” „Próby?” „Coś jak test. Tylko by zobaczyć czy na prawdę jesteś tak dobry dla SGC. Każdy nowy rekrut je przechodzi” „Oh.. OK” „Próba odbędzie się za trzy dni. Bądź tutaj o 10:00, pasuje?” Pułkownik już obliczył dokładnie czas, za dwa dni, jego major przybędzie z powrotem z nowej bazy Tok'Ra. Oczywiście ona musi w niej także uczestniczyć by była z tego zabawa. „Będę tu, pułkowniku. Bez obaw” McKay uścisnął energicznie pułkowniku dłoń. „A. I jeszcze jedno. Jeśli oblejesz, to koniec. Nie ma powrotu i zawracania głowy strażnikom” McKay był tak uradowany, że się zgodził na to w ciemno: „Tak, masz moje słowo pułkowniku. Nie ma powrotu, nie ma zawracania głowy. Rozumiem”. Był tak pewny siebie, że przejdzie testy, ma w końcu rozum, nie ma żadnego powodu, dla którego SGC by go nie przyjęło. Niemal podskakiwał w swojej drodze powrotnej do samochodu. Po tym jak McKay odszedł, pułkownik O'Neill spojrzał na zdziwionego żołnierza Whitby. „Nie ma obawy, żołnierzu. Nie ma mowy by on wstąpił do SGC”. Szybko go zapewnił „Ależ pułkowniku, to genialny naukowiec i potrzebujemy jego zdolność” Żołnierz próbował udawać troskę o McKaya. „Uwierz mi. Sam zaprojektuję próby”. Mrugnął do strażnika. i wszystko było jasne. Pułkownik O'Neill jest dowódcą bazy dopóki generał nie wróci (i z tego, co słyszał Generał ma naprawdę groźną grypę), więc może zrobić wszystko z McKay em. „Rozumiem, sir” Żołnierz Whitby odpowiedział, nie ma możliwości by McKay przeszedł testy, nie z pułkownikiem jako ich twórcą. „O'Neill” Teal'c pojawił się z windy „Teal'c gościu” Pułkownik podszedł do niego. „I jak plan O'Neill?” „Wszystko idzie zgodnie z planem”. Powiedział z dużym uśmiechem na twarzy. „Będę zaszczycony by móc zemścić się” Na twarzy Jaffa pojawił się uśmiech satysfakcji, po czym obaj weszli do windy. „Chodź, mamy masę do roboty” I wtedy drzwi się zamknęły. Żołnierz Whitby był podekscytowany myślą testów przygotowanych przez pułkownika dla McKay-a. Będzie się działo i żołnierz Whitby nie ma zamiaru tego przeoczyć. Baza była dość opustoszała w ostatnie dni, a teraz to wydarzenie trochę zmieni w nudnym życiu bazy. Podniósł telefon i zadzwonił do sierżanta Green w departamencie komunikacji, który dobrze wiedział jak rozsyłać informacje po bazie. „Kto jutro przychodzi na wielkie wydarzenie!” Cześć 3: Noc przed McKay ma już za sobą pierwsze dwa dni testów. Pierwszy dzień minął mu na badaniach fizycznych. Janet powiedziała, że jest w dobrym stanie, nie jest na nic chory i nie ma innych objawów utraty zdrowia. Jedyne, co to ma alergię na cytrusy. Drugi dzień minął mu na wizytach w biurze doktora McKenziego. Zaraportował on, że doktor cierpi na zbyt wielką samodzielność w pracy, ale oprócz tego też jest w dobrym stanie. Jutro ostatni dzień testów. Najważniejszych testów. Wszyscy członkowie drużyny SG1 zebrali się w pokoju major Carter. Była godzina 23:23. Zebrali się tam by dokładnie omówić przebieg próby. Pułkownik O’Neill wtajemniczył ich wszystkich w swój plan. - „Jakieś pytania?” Zapytał na koniec - „Umm, sir. Jest pan tego pewien? To będzie niemal złamanie regulaminu.” Sam bardzo chciałaby McKay oblał ten test, jednak nie oznaczało to, że nie ma obaw przez przekroczeniem pewnych granic. Jak Hammond wyzdrowieje to na pewno przeczyta raporty z prób rekrutacyjnych, co oznacza że muszą być ostrożni, bardzo ostrożni. - „Niemal, a nie złamanie” - „Ale...” - "Masz lepszy pomysł?" - "Nie" Przytaknęła głową. - "Więc postanowione" Teal’c nic nie mówił, ponieważ on ma gdzieś regulamin, a zresztą musi się odpłacić za to co chciał z nim zrobić McKay. Jonas też cicho siedział, ponieważ jego rola w tym planie była bardzo mała, ale nawet ta mała rola była dla niego wyróżnieniem. - „Chciałbym wrócić do swojego pokoju by przygotować siebie na jutro O’Neill” poprosił Jaffa. - „Oczywiście, do zobaczenia jutro Teal’c.” Dużych rozmiarów Jaffa uśmiechnął się i schylając głowę opuścił pokój. - „Ja też lepiej zacznę przygotowania do jutra pułkownika. Jeśli mogę?” Jonas spytał - „Tak, proszę bardzo. Zrób tak ciężkie jak to tylko możliwe.” Pułkownik doradził z dużym uśmiechem. - „Tego nie można zrobić trudnym pułkowniku. Wszystko, co muszę zrobić to....” - „Jonas, nie chcę tego słyszeć. Idź i zrób, co należy” Jack powiedział przerywając mu w połowie zdania - „Aha, dobrze. Do zobaczenia pułkowniku, Sam.” Jonas wiedząc, co robić szybko wyszedł. I tak oto pułkownik i major zostali sami w pokoju. - „Dobrze się czujesz?” Spytał zaniepokojony. Westchnęła opadając gwałtownie na łóżko: „Czemu miałabym nie być?” Przysiadając się koło niej powiedział: „Ty mi powiedz.” Spojrzała na niego: „On jest denerwujący.” - „Ej, ja też, ale nie widzę być panikowała z tego powodu.” Odpowiedział z niezadowoleniem na daną mu odpowiedź. - „Racja” Uśmiechnęła się. Rzadko Jack O’Neill przyznaje się, że jest denerwujący. Przy niej potrafi się szybko zmienić. - „Racje, że jestem denerwujący, czy to, że nie panikujesz przeze mnie?” - „To pierwsze” - „Mogę przymknąć oko za nie posłuszeństwo biorąc pod uwagę, że jest w stanie paniki”. Zażartował. - „Przecież ty się przyznałeś” - „Nie musisz się zgadzać ze wszystkim, co mówię.” - „Wręcz przeciwnie, SIR, muszę. Jesteś moim dowódca” Tak samo jak szybko wypowiedziała te słowa chciałaby je teraz tak samo szybko cofnąć. Patrzył na nią gdybając, co to byłoby gdyby nie był jej dowódcą. - „Bycie dowódcą śmierdzi. Muszę stykać się z nieposłuszeństwem podwładnych każdego dnia” Odpowiedział z narzekaniem sprawiając, że Sam zaczęła się chichotać łagodząc wywołujące napięcie. - „Obawiam się że przynależy pan do mnie.” - „Tia” Spojrzał na nią. Nie miał nic przeciwko nieposłuszeństwu, ani też skomplikowanym wykładom naukowym, ani też utknięciu w jednym zespole z nią. Obracając się do drzwi jeszcze raz westchnęła i powiedziała: „Prze niego dreszcze mnie przechodzą” - „Kogo? McKaya?” - „Ta. Najpierw, robił te wredne komentarze, a potem mówi, że jest zazdrosny. I wszystko zwala na złe dzieciństwo. Wytrzymałabym go tak normalnie, jednak ze świadomością, że będzie tu każdego dnia...” Wzruszyła ramionami: „... to bym musiała częściej odwiedzać doktora McKenzie.” - „Ej” Dotknął jej ramienia i ona spojrzała na niego. „Nie pozwolę by tak się stało. Uwierz mi.” - „Wiem, dzięki.” Pułkownik O’Neill Nie mam mowy by ten McKay postawił tu nogę, dopóki ja tu pracuje. Carter go nie chce. Jestem pewny tego. I tak ma być. Nawet, jeśli trzeba będzie wykorzystać stanowisko, jego tu nie będzie. Ten doktorek nie przejdzie tych testów. I z kumplem – Teal’c -iem, który będzie z nami nie ma żadnych szans. Dobre to, że akurat Hammonda nie ma (nie żeby chciał żeby chorował, ale...) Major Carter Wiedziałam, że będzie mnie prześladować, ale pewna była, że w SGC jestem bezpieczna. Moskwa i Kolorado są w końcu dosyć oddalone od siebie. Byłam zbyt naiwna. Krótki okres bym wytrzymała jednak, jeśli on tu będzie pracował, będę musiała go widywać codziennie. Nie lepiej pułkownik dotrzyma obietnicy. Jego plan jest bardzo manipulujący i musze zaznaczyć, że nie będzie to normalny test dla normalnych rekrutów. Teal’c Jeśli istnieje Bóg, to musze podziękować za możliwość, jaką mi dał. Jutro będę mógł dokonać zemsty. O’Neill i ja planowaliśmy to od dwóch dni. To jest plan doskonały. Jonas Quinn Pułkownik O’Neill uznał, że to SG1 musi przeprowadzić testy rekrutacyjne doktora McKaya. Jest on genialnym naukowcem, ale też nie lubię jego podejścia. I jestem pewien, że pułkownik go nie chce w bazie. Wszystko, co ja muszę zrobić to wykonać jeden z testów zaprojektowanych specjalnie dla McKaya. Żołnierz Whitby (i reszta personelu SGC) Czemu pułkownik O’Neill tak ukrywa plan? Niech go diabli, że dowodzi nie znaczy, że może robić wszystko. No cóż. Właściwie dowództwo dokładnie to znaczy. Ale nawet... Pułkownik Peerece (i reszta SG-15) Czemu musimy mieć akurat jutro misję? Nic interesujące nie działo się w bazie od tygodni, a kiedy się dzieje, nas tam nie będzie. Zastanawiam się czy pułkownik pozwoli nam przełożyć misję, chociaż raz... hmmm... nie ma szans... ale nie szkodzi zapytać, co nie? Doktor Rodney McKay Niedługo dołączę do SGC i będę widział ją każdego dnia. Ohhh. To będzie niebo na ziemi dla mnie. Nie mogę się doczekać jutra. Mój aniele... Nadchodzę. Generał Hammond Mam złe przeczucia. Chyba nie przez grypę, coś innego. Może chodzi o SGC? Część 4: Dzień Sądu Część Dzień był bardzo pogodny, ptaki śpiewały, trawa była zielona, a dzikie zwierzęta prowadziły swoje normalne życie. Jednak mało wiedziały one o tym, co się ma dzisiaj wydarzyć pod ich ukochaną górą. Pomysłodawcy tych wydarzeń musieli stanąć twarzą w twarz ze swoim wrogiem na poziomie 9 w szóstej czytelni bazy. - „Doktorze McKay? Proszę się tu podpisać.” Pułkownik wręczył mu papier z umową. - „Co to jest?” McKay spytał bez zastanowienia podpisując dokument. Był to jego wielki błąd. Trzeba czytać to co podpisujesz (nawet to drobnym druczkiem), gdy podpisuje się tego rodzaju dokumenty. Taki morał McKay na pewno wyciągnie po dzisiejszym dniu. - „Eee. To, co zawsze. No wiesz. Że nie będziesz kładł odpowiedzialność na SGC za jakiekolwiek psychiczne lub fizyczne urazy, które możesz otrzymać podczas przeprowadzania tych testów”. Sam powiedziała dokładnie czytając dokument i czując satysfakcję, że dostali to, czego chcieli. Kiwnęła głowa w kierunku pułkownika. Los McKay-a był teraz w ich rękach. Dosłownie i na dodatek legalnie. McKay podsumował tą odpowiedź słowami: „Dobry dowcip”. Powiedział kierując palec na majora. On jednak mógł tylko dać mu wyraz współczucia tego, co go musi teraz czekać. - „Zacznijmy testy.” Pułkownik ogłosił z zapałem. - „Więc od czego zaczynamy?” Spytał bardzo niecierpliwy McKay. - „Będą łącznie cztery testy, które musisz przejść. Każdy z nas poprowadzi jeden test. Pierwszy test przeprowadzi Jonas i będzie dotyczył on pamięci, potem Carter przeprowadzi test naukowy, po niej będę ja z testem logicznym i ostatni, ale równie ważny test to przygotowany przez Teal’ca test wytrzymałościowy. Jasne?” - „Tak jest. Pamięć, nauka, logika, wytrzymałość. Kapuje!” McKay odpowiedział uściskając własne dłonie - „ Doskonale. I jeszcze jedno. Wynik poznacz dopiero po wszystkich testach, wtedy, gdy zostaną wszystkie zakończone. Więc nie zdając pierwszego, nadal będziesz miał trzy pozostałe.” W tym momencie Jack i Teal’c wymienili między sobą konspiratorskie spojrzenie. - „Nie ma sprawy. Kiedy zaczynamy?” - „Gdy będziesz gotowy!” Jonas odpowiedział. - „Jestem!” Jonas podszedł do projektora: „Proszę usiąść doktorze McKay”. Powiedział mu wskazując krzesło przy stole, przed którym stał projektor. - „Przedstawię ci pięć zdjęć. Każde zdjęcie pojawi się na ekranie tylko przez kilka sekund. Musisz się skoncentrować. Na koniec dostaniesz dziesięć pytań testowych i będziesz miał pięć sekund by na jedno z nich odpowiedzieć. Czy to jasne?” McKay usiadł na krześle. - „Jak słońce” Odpowiedział z uśmiechem. To proste, jego pamięć jest doskonała i ten test to bułka z masłem. - „A więc zaczynamy. Gotowy?” - „Tak.” Jonas zgasił światło w pomieszczeniu i projektor zaczął szumieć pokazując pierwszy obraz. Było to zdjęcie pomieszczenia wrót, z kilkoma ludźmi dokoła. McKay próbował jak najlepiej zapamiętać każdy szczegóły, ale nagle coś usłyszał. - „Pułkowniku, czy tu nie jest przypadkiem za gorąco?” Na 100% głos major Carter - „Trafna uwaga, całkiem tu gorąco!” Odpowiedział pułkownik O’Neill. - „Pozwoli pan na zdjęcie... sir?” Ona nie mogła tego powiedzieć, ale McKay w nieusłyszanej części wstawił własne wyobrażone części garderoby. Słyszał nawet plotki, że nosi ona taką małą koszuleczkę. (SGT: chodzi o tą z odcinka 104- Broca Divide). - „To wbrew zaleceniom o ubraniu majorze.” McKay naprawdę wolałby, aby pułkownik się zgodził. - „Tak sir, ale ja się tu ugotuję. Poza tym, kto tu dowodzi? Mogę?” - „Rozumiem. Proszę bardzo, zdejmuj.” McKay-owi zawirowało w głowie. - „Dziękuję pułkowniku. Nie pożałuje pan tego.” McKay wyraźnie słyszał jak ona próbuje zdejmować to coś z siebie. Kazał sobie zapamiętać by podziękować pułkownikowi, że po zapaleniu światła będzie mógł mieć taki widok. - „Uuuu, sir. Potrzebuję pomocy.” - „Służę pomocą!” - „Czy może pan pociągnąć?” McKay niemal nie skoczył z krzesła i nie pobiegł jej pomóc. - „Proszę bardzo” McKay słyszał jak pułkownik bierze głęboki wdech. Mimowolnie jego głowa zaczęła się obracać by zobaczyć, co tam się dzieje. Jednak nie mógł ich widzieć. Było zbyt ciemno. I wtedy, nagle w pokoju nastała jasność. Na McKaya patrzył teraz także pułkownik O’Neill, który trzymał w ręku but, a także major Carter, która była bez jednego buta! Pułkownik uśmiechnął się i powiedział: „McKay, nie powinieneś się skoncentrować na ekranie?” Kurde, za bardzo się rozkojarzył pewnym majorem zdejmującym but, że zapomniał o ekranie. I wtedy Jonas wręczył mu papier i długopis. - „Zacznę od pierwszego pytania.” - „Poczekaj. Mogę jeszcze raz zobaczyć te zdjęcia? Rozkojarzyłem się.” Jonas zmarszczył brwi: „Powiedziałeś, że jesteś gotowy. Obawiam się, że nie mogę pozwolić ci ich jeszcze raz zobaczyć. Nie obawiaj się doktorze McKay, to pytania wyboru. Można się domyśleć odpowiedzi, jeśli nie jesteś pewny. Zaczynamy od pierwszego pytania”. Twarz McKaya przypominała twarz ducha. Pułkownik O'Neill uśmiechnął się, dobrze wyuczył Jonasa. Zwrócił major Carter buta, wzięła go od niego i spojrzała na niego. - „Nie mogę uwierzyć, że zrobiłam coś tak podłego” Powiedziała szeptem. - „Ciężkie czasy wymagają krytyczny kroków majorze, a to dopiero początek”. W międzyczasie w stołówce został postawiony szerokoekranowy telewizor. Sierżant Siler zadbał o to by został on podłączony do kamery bezpieczeństwa z szóstej czytelni na poziomie 9, w której to odbywały się testy. Niemal wszyscy zgromadzili się wokół niego. Niektórzy wzięli ze sobą krótkofalówki by informować na bieżąco resztę personelu, który nie mógł opuścić swoich posterunków w bazie. - „Widziałeś jak McKay obrócił wzrok od ekranu?” - „Nie mogę uwierzyć, że jest tak głupi by to zrobić” - „Coś musiało się tam stać, gdy zgasili światła” - „Taa, i to nie to, co mógł widzieć, było zbyt ciemno” - „Więc coś co musiał usłyszeć” - „Czemu nie ma dźwięku?” - „Musielibyśmy podłożyć podsłuch w czytelni” - „Jest ktoś odważny?” - „Nie ja” - „Czemu pan tego nie zrobi, sir? Jest pan dzielny, czyż nie?” - „Hej, dzielny, ale nie głupi” - „Jakieś pomysł?” - „A co powiecie na system wentylacyjny?” - „Co z nim?” - „Cóż, nie musimy właściwie podkładać podsłuchu w samym pomieszczeniu wystarczy, że ktoś to zrobi zaraz za wywietrznikiem” - „Racja” - „Właściwie można to zrobić” - „Dobra, Barlow, zrobisz to.” - „Ja? Czemu ja! Sir?” - „Ponieważ jesteś wystarczająco mały by dostać się do systemu wentylacyjnego” - „Racja” - „No Paweł, możesz to zrobić” - „Ale jeśli pułkownik się dowie...” - „Nie dowie” - „No, Paul, nic nie powiemy” - „Postawie ci drinka później, jak to zrobisz” - „Jeśli nie możesz się zdecydować, zrobię z tego rozkaz” - „Uuu... dobra, zrobię to” - „To jest duch walki” Z powrotem w czytelni. Jonas skończył swoją część, teraz jest kolej na major Carter - „Dobra, jest tak. Mamy generator naquada i...” - „Ej... ej... nie sprawdzisz najpierw wyników testu pamięciowego?” McKay wtrącił się jej w słowo. - „Jak pułkownik wcześniej powiedział McKay, nie poznasz wyników dopóki nie skończysz wszystkich testów. Lepiej zacznij słuchać ludzi, kiedy do ciebie mówią, wiesz?” Powiedziała szorstkim głosem. - „A tak. Mój błąd. Przepraszam” McKay był tak pewny, że oblał test pamięciowy, więc nie ma powodu na resztę testów. Ale to był przepis, więc musi być najlepszy. Przynajmniej w ten sposób może pokazać majorowi, że nie jest kompletnym nieudacznikiem. - „Więc, jak mówiłam. Mamy generator naquada. Specjalnie go uszkodziłam, i musisz go naprawić poniżej pięciu minut. Nie musisz go naprawić kompletnie, wszystko, co musisz zrobić to tylko upewnić się by nie eksplodował. Dam ci 30 minut by przeczytać instrukcje obsługi i zapoznać się z nim” Podała mu książkę. - „Kapuje. Przeczytać instrukcje i naprawić generator”. Zaczął kartkować instrukcje i koncentrować się, gdy major Carter dołączyła do reszty drużyny na drugim końcu pokoju. - „Jesteś pewien, że musimy to robić?” Szepnęła do pułkownika, który się uśmiechał. - „Jeśli chcemy go zniechęcić od ponownej próby, sądzę że tak major Carter” Teal’c odpowiedział także szeptem. - „Sam, czy masz wątpliwości, co do tego?” Jonas zapytał zaniepokojony. - „Carter, tchórzysz?” Pułkownik się zaniepokoił się, że jego major chce się wycofać. W końcu trzeba wykonać plan do końca. - „NIE...” Powiedziała trochę głośniej, i obniżyła z powrotem swój głos. „...ale, już raz oblał, więc nie widzę powodu by robić to drugi raz” - „Uwierz mi, Carter. Gdy skończymy z nim, będzie innym człowiekiem” - „Oooo.... Lepiej dla niego.” Lub wszystkie pieniądze, która wydała na różne zakłady przepadną. - „Powiedz... Jak dobra jesteś w graniu?” Zapytał pułkownik. - „Grałam w szkolnym przedstawieniu” Tłumaczenie: całkiem dobrze. - „Wystarczająco jak dla mnie” - „A ty?” - „Ja? Grałem Piotrusia Pana raz” - „Naprawdę?” - „Ta, w przedszkolu” Tłumaczenie: nie tak dobrze - „Czy mam zacząć się obawiać?” - „O nie. Nie martw się. Miałem masę praktyki podczas służby w siłach specjalnych” Tłumaczenie: jest lepszy od niej właściwie - „AAaaaaa...” Porucznik Paul Barlow przeczołgał się do wylotu wentylacji przeklinając zły los, że jest taki mały. W końcu dotarł do celu. Nie mógł się oprzeć by zerknąć do pokoju. Wszyscy członkowie SG1 stali w jednym koncie pokoju, gdy Doktor „Jestem mądry” McKay w przeciwnym kącie czytając książkę. Położył podsłuch tak blisko jak tylko mógł; zadanie zakończone. Przeczołgał się z powrotem chcąc się wydostać z stamtąd tak szybko jak to tylko możliwe. Zastanawiając się, co to będzie za komedia z McKay-em w roli głównej. - „Czas się kończy McKay” Major Carter ogłosiła. - „O tak, jestem gotowy” Sam wyciągnęła przed nim dłoń. Ten popatrzył pytająco. - „Instrukcja?” Powiedziała to jakby to była najbardziej oczywista rzecz. McKay uśmiechnął się tylko nieśmiałe oddając jej książkę. Teal’c przyniósł reaktor i położył na stole, przy którym McKay odbywał swój pierwszy test. Odchodząc dał McKay-owi zastraszające spojrzenie. W między czasie Major Carter wręczyła McKay-owi narzędzia potrzebne do testu. - „Twoje pięć minut zaczynają się...” Major Carter nastawiła swój zegarek, „teraz!” McKay szybko otworzył pokrywę generatora i zaczął szukać, w czym tkwi problem. Spojrzał na jądro generatora, najważniejszą jego część. I oto jest, Major Carter zrobiła dziurę w systemie chłodzenia i wszystko, co trzeba zrobić to zatkać dziurę. Zaczął szukać narzędzi by to zrobić, gdy w kątem oka zauważył coś. Jego Anioł stał tak blisko pułkownika O'Neill. Teal'c i Jonas stali przed nimi, ale najwyraźniej zapomnieli o nich całkowicie. Miała ona obie ręce na jego twarzy. Wyglądało to jakby jej dłonie obrysowały linie twarzy i czule mu się przyglądała. McKay zgłupiał. Jego Anioła... z innym... arghhh. Nic dobrego. Major Carter lubiła siebie w tej roli, gdy powoli pozwoliła swoim palcom podążać w dół twarzy. Jego oddech stawał się coraz cięższy, tak samo jak jej. Czuła jak ręce spoczywają na jej biodrach. Brązowe oczy przed nią mówił wszystko, co chciała usłyszeć; miała tylko nadzieje, że jej oczy robią tak samo. Byli zatraceni w swoim świecie fant... Piii Piii Jej zegarek poinformował ją, że czas McKaya się skończył. Bez spuszczania wzroku z pułkownika i w bliskiej odległości od jego twarzy ogłosiła: „Koniec czasu McKay” Bum! McKay został pokryty żółtą farbą. Generator wybuchł, ale on nadal był w zbyt dużym szoku by się poruszyć. - „Nie udało ci się rozbroić bomb”. Powiedziała dalej patrząc w oczy pułkownika. - „O dziękuje Majorze myślę, że udało się pani wyciągną to coś z mojego oka” Powiedział pułkownik O'Neill nadal patrząc jej w oczy. - „Zawsze do usług sir” Odeszła od niego bardzo powoli kierując swój wzrok powoli na McKaya: „Myślę, że powinieneś wsiąść prysznic i zmienić ubranie McKay. Jonas pokaże ci gdzie jest prysznic” Jonas podszedł do McKaya szturchając go: „Hej” McKay obudził się ze stanu zdezorientowania, jego mózg ciągle analizował to co zobaczył i porównywał z tym co usłyszał: „Co?” „Wezmę cię do pomieszczenia pryszniców.”. I Jonas zawlekł McKaya do pokoju prysznicy. Tymczasem w stołówce, ludzie zaczęli mówić. - „Nie mogę w to uwierzyć. Drugi raz spieprzył test.” - „McKay jakby skamieniał” - „Może zobaczył ducha” - „Całkiem podoba mi się pomysł z żółtą farbą!” - „Czy ktoś może zrobić zdjęcie z kamery?” - „Ja mogę” - „Cudownie” - „Też chcę” - „I ja” - „Wyślę to na naszej grupie mailowej, nie martwcie się” - „Dzięki Carrie” - „Rządzisz dziewczyno” - „Ej, ktoś wie może, co go rozkojarzyło?” - „Założę się, że to na pewno ma coś wspólnego z pułkownikiem O'Neill i Major Carter” - „No co ty? Teal’c i Jonas zasłaniali widok. Na pewno musi to być coś z nimi wspólnego.” - „Taaa, to najgłupsza wymówka. Coś wpadło mi do oka! Akurat!” - „Ale zadziałała” - „Definitywnie” - „To takie naturalne” - „Co chcesz przez to powiedzieć?” - „Właśnie podłożyliśmy pluskwę w pokoju, mam nadzieje, że dźwięk wszystko nam wyjaśni.” - „Taaa?” - „Więc?” - „Co masz na myśli?” - „Pluskwa nic nie da” - „Chyba masz racje” - „Co innego możemy zrobić” - „O'Neill jest bardzo przebiegłym pułkownikiem” - „Musimy tylko czekać i zobaczyć” - „Taaa” Zapanowała cisza w pokoju - „Kto idzie na poziom 9 zobaczyć żółtego McKaya?” Część 5: Dzień Sądu II - „Witamy z powrotem, doktorze” McKay nosił teraz standardową czarną koszulkę używaną w SGC, ale żółta farba zostawiła ślady na jego twarzy i włosach. - „Spieprzyłem, co nie?” Powiedział McKay ze złamanym sercem, nie udało mu się i on o tym wiedział. Na pewno nie uda mu się dołączyć do SGC. - „Tak, ale nie martw się. Jeszcze dwa testy przed tobą” Pułkownik uśmiechnął się niewinnie. - „Czy zrobi to jakąś różnicę?” McKay spytał już obojętnie tracąc swój duch walki. - „Znowu, znowu. Nie wiesz o tym, że trzymamy wszystkie papiery naszych rekrutów i robimy listę każdego roku by wiedzieć, który z nich jest najgorszy? Nie chcesz chyba być na szczycie tej listy, co nie?” O'Neill próbuje go skusić. Wiedział, że trzeba urazić dumę McKaya. - „Robicie?” Spytał w niedowierzaniu - „Pewnie. Dlatego powinieneś przejść jak najlepiej resztę testów”. Nie było takiej listy, ale nie byłoby zabawy gdyby McKay nie przeszedł wszystkich testów. McKay zastanowił się chwilę, i wiedział, że nie ważne jak długo będzie myślał, wyniki będą takie same: „Dobrze pułkowniku, dam z siebie wszystko” - „To jest duch. Zaczynajmy test logiczny” - „Dobra, co mam robić” - „Usiądź tu” McKay usiadł tam gdzie chciał pułkownik, wtedy pułkownik dał mu kawałek papieru i długopis. - „Jest taka sprawa. Zadam ci jedno pytanie i musisz na nie odpowiedź zgodnie z tym jak sądzisz. Dam ci dwie minuty na napisanie odpowiedzi. Możesz napisać więcej niż jedną odpowiedź na pytanie. Jakieś pytania?” - „Nie” - „Tylko powiedz, kiedy będziesz gotowy” McKay wziął głęboki wdech: „Gotowy, słucham” - „Dobra, zadam pytanie raz. Słuchaj uważnie” Pułkownik zrobił krótką przerwę: „Są trzy karaluchy na ścianie, dwa płci żeńskiej, a trzeci męskiej. Dwa płci żeńskiej walczą ze sobą, ale ten, który spadł ze ściany to płci męskiej. Dlaczego spadł?” Stołówka. - „O ludzie” - „Ten człowiek jest niesamowity” - „Chyba wiedzieliśmy, że logika i O'Neill nie idą tą samą drogą” - „Nie wierzę, że ja szanowałem tego człowieka” - „Jak on został dowódcą SG1?” - „Jaka jest logika w tym pytaniu?” - „Przeraża mnie fakt, że Thor w ogóle gada z nim i go lubi” - „Błagam niech ktoś mi powie, że zaraz Hammond wróci” - „Lata w siłach specjalnych. I to jedyne pytanie, jakie mógł wymyślić?” - „Czy to w ogóle było pytanie?” - „Moja 10-letnia córka potrafi zadawać bardziej inteligentne pytania” Telewizor znowu zwrócił ich uwagę, pokazywał McKaya drapiącego się po głowie, który próbował coś napisać na kartce. Zapadła kompletna cisza, którą nagle przerwano: - „McKay nie może odpowiedzieć na pytanie” TO wszystko wyjaśniało, więc nikt nic nie mówił. Wszyscy wpatrywali się w ekran telewizora. „Uuu... Ktoś z was zna odpowiedź?” Nikt nie pisnął ani słowa. - „Cofam wszystko, co powiedziałem o pułkowniku” - „Ja też” - „I ja” - „Tak samo tu” - „Jak i ja” - „On wie, co robi” - „Bez sprzeciwu” - „Odzyskał mój respekt” - „Całkowicie” - „Koniec czasu McKay. Przestań pisać” Pułkownik wziął papier z biurka i sprawdzał go przez chwilę, taaa, tak jak myślał, McKay źle zrozumiał. Ale to nie ważne. Teraz kolej na Teal’ca: „Teal’c, McKay należy do ciebie” - „Dziękuje O'Neill” Teal’c uśmiechnął się wrogo, gdy McKay zaczął się pocić. Miał drobne obawy przed dużym Jaffa, i nie polepszyło jemu humoru świadomość tego, że nie mógł odpowiedzieć na pytanie pułkownika O'Neill. O tak. Jeszcze trzeba wspomnieć o wydarzeniu, w wyniku, którego McKay skasował, sformatował, zlikwidował Teal’c z pamięci wrót, co znaczyło jego śmierć. I z tego, co słyszał, Jaffa mają dobrą pamięć. Niemal taką jak słonie. - „Doktorze McKay, proszę za mną” McKay wyraźnie zmniejszył się „Uuuu... Co będzie teraz?” - „Ostatni test, to test wytrzymałościowy. Nie jest skomplikowany. Czy widzisz to pudełko tam?” Teal’c wskazał w kierunku dużego pudełka w jednym z kątów pokoju: „Wszystko, co musisz zrobić to tam wejść” - „To tyle?” Spytał z niedowierzaniem, bo brzmiało to zbyt proso. Teal’c podniósł brew: „Jak mówisz, tak jest” McKay chciał już mieć to za sobą, to był najgorszy dzień w jego życiu. Zastanawiał się, kiedy wszystko się tak skopało, obudził się tak pewny siebie, że zda te testy, ale teraz, chce już tylko wrócić do domu. Poszedł do pudełka i wszedł do środka. - „Miłej zabawy Teal’c” Usłyszał głos pułkownika zanim zauważył ze Teal’c także wszedł do środka i zamknął pudełko. - „O... oł” - „To test wytrzymałościowy, zobaczymy jak długo wytrzymasz zanim stracisz przytomność” Z powrotem w stołówce - „Do diabła” - „Arggg... Wtedy, gdy zaczęło się robić ciekawie” - „Skąd wzięli to pudło?” - „Mogłem się domyśleć. Wypożyczyli je dziś rano z magazynu.” - „Powinieneś!” - „Czemu nie umieściłeś kamery lub podsłuchu, cokolwiek?” - „Hej, nie wiedziałem, że go użyją do testu. Wiesz, o co nie raz SG1 prosi?” - „No mów” - „Tak, tak, o co proszą?” - „Uchyl rąbka tajemnicy” - „Wykrztuś to w końcu” - „Uuuu.. to tajne.. sorki” - „Nieee” - „Nie rób tego więcej” - „Chcesz skończyć na łasce doktor Fraiser i jej strzykawek?” - „Hej, to nie moja wina” - „Teal’c może go tam zabić na śmierć” - „Myślisz?” - „Jak długo McKay tam wytrzyma?” - „Zadałeś złe pytanie. Jak długo Teal’c tam zostanie?” - „50 baksów że godzinę” - „Wchodzisz?” - „Nie, ja daje 50 na pół godziny. McKay nie wytrzyma tak długo” - „40 na pół godziny” - „40 na 45 minut” - „45 na godzinę” - „40 na 20” - „40 na 30” - „50 na 10 minut, Teal’c jest dobry, bardzo dobry” - „Hej chłopaki, Teal’c wyszedł!” - „Wyszedł?” - „To chyba żart” - „To było szybkie” - „Czy ktoś mierzył czas” - „Tak. Myślę, że to było poniżej trzech minut!” - „Trzech!?” - „Nie może być” - „Jesteś pewien?” - „Na pewno” - „Wow, Teal’c jest AŻ tak bardzo dobry” W czytelni - „Teal’c, to było szybkie” Major Carter wzruszyła brwiami. Pułkownik pouczył: „Cóż Carter, nie ważna ilość, ważna jakość. Racja, mistrzu Teal’c?” - „To prawda O'Neill. Mam przyjemności ogłosić, że doktor McKay nie zdał testu” Jaffa czuł się z tym bardzo dobrze, dokonał swojej zemsty. - „A więc to już oficjalne. Jest naszym najgorszym rekrutem” Pułkownik O'Neill uśmiechnął się bardzo zadowolony. - „To prawda” Teal’c kiwnął głową. - „Hej. Co chcecie zrobić z doktorem McKay?” Zapytał Jonas. - „Wezwijcie szpital. Niech się nim zajmą” Pułkownik już nie chciał się zajmować McKay-em. Jonas poszedł zobaczyć jak się ma McKay, gdy w między czasie Teal’c wezwał szpital. Pułkownik spojrzał na Major Carter - „Widzisz majorze. Dotrzymałem obietnicy, nie ma się czym martwić.” Powiedział z miłym uśmiechem - „Cóż Sir, musze powiedzieć, że przepraszam za moje zwątpienie w pańskie możliwości” - „Nie ma sprawy majorze” - „Więc.... Jeśli mogę spytać. Jaka jest odpowiedź na twoje pytanie?” Była ciekawa, to nie było przeciętne logiczne pytanie. - „Znaczy, że nie wiesz?” Udawał, że jest zaskoczony - „Domyślam się jednak... Powiedzmy, że twoja logika jest inna od mojej.” - „Co to ma znaczyć?” - „Masz... Niesamowity sposób myślenia” Dobrała słowa ostrożnie. - „Oh... Dzięki” - „Wiec... Odpowiedź?” „O tak. Ponieważ karaluch płci męskiej kibicował i klaskał swoimi rękoma, gdy dziewczyny walczyły, przez co stracił stabilność na ścianie” Patrzyła na niego wyraźnie myśląc jak to może być możliwe na tej Ziemi. Ale wtedy, uznała to za nieważną rzecz i powiedziała tylko: - „Acha” To tyle, co mogła powiedzieć. Z powrotem w stołówce - „Uuuu...” - „Czy to...” - „Czy ty....” - „Jak...” - „Czy to ja czy też...” - „Gdzie w tym logika?” - „Pamiętajcie, to o pułkowniku mówimy” - „Taaa, nie ma w nim logiki wcale” - „Niech ktoś sprawdzi jego głowę” - „Czy nie są wykonywane takie testy, gdy przystępujemy do SGC? Jak on jest przeszedł?” - „Nie miał żadnych testów. Był pierwszy człowiekiem, który przeszedł przez wrota” - „Rozumiem” - „Straciłem respekt do niego... Znowu” Część 6: Powrót do normalności Minął tydzień od testów McKaya. 6 dni od wielkiego przyjęcia w stołówce, podczas którego całe SGC celebrowało fakt, że McKay-owi nie udało się przejść testów egzaminacyjnych. 5 dni od czasu, gdy doktor Fraiser ogłosiła, że McKay nie może już opuścić szpital. 4 dni od czasu, gdy doktor McKenzie odkrył najciekawszy przypadek pacjenta w swojej karierze. 3 dni od czasu, gdy doktor McKenzie porzucił badania nad wyjątkowym przypadku pacjenta. 2 dni od czasu, gdy SG1 odprowadziło McKaya na lotnisko, wysyłając z nim pielęgniarki (Rosjanie chcieli swojego eksperta wrót z powrotem, więc opłacili lot). 1 dzień od czasu, gdy Hammond wrócił do SGC Czyli normalny tydzień w SGC. -”Poruczniku Jennings, czy cos się stało pomiędzy 3, a 4 Października?” Generał zapytał asystentkę. Patrzył na dokument z podpisami wchodzącego personelu do SGC, który to spis robi się zawsze przy punkcie kontrolnym. Teraz, pokazywał on, że większości jego ludzi było w bazie w tych dniach, nawet gdy większość z nich była na urlopie. Porucznik Brian Jenning poinformowała na temat wszystkich wydarzeń z tych dziewięciu dni (grypa była najwyraźniej bardzo mocna), całkiem lubiła swoją pracę, ponieważ Generał jest wspaniałym człowiekiem, z który można pracować, jednak nie wtedy, gdy zadaje takie pytania. Próba była bardzo zabawna poza tym, że tylko SG1 wiedzieli, co się tak naprawdę stało, ale mimo to nadal było zabawnie widzieć żółtego McKaya lub też jego w biurze McKenziego. Lub to jak McKay stracił swoją pewności siebie, i także gdy okazało się że McKay zaczyna mieć klaustrofobie, i wtedy gdy McKay... - „Poruczniku Jennings!?” Hammond upomniał swoją asystentkę jeszcze raz, był zaniepokojony, Porucznik Jenning jest dobrym oficerem, i bardzo rzadko traciła kontakt ze światem tak jak to było teraz. Jenning obudziła się ze swojego snu: „O tak sir, trzeciego i czwartego października...” Jenning udawała, że szuka czegoś w raportach pułkownika O'Neill, „trzeciego był dzień, kiedy major Carter wracała z wizyty u Tok'Ra, a czwartego było...” Wiedziała, co się stało czwartego, ale by zachować swój profesjonalizm, jeszcze raz zaczęła kartkować papiery: „Dr. McKay został poddany testom rekrutacyjnym”. Wtedy, Jenning zamknął raporty i położył je na biurku: „Teraz sir, SG11 znalazło nadzwyczajny materiał na P75-T6G i Major Carter...” - „Słucham? Dobrze słyszałem? Doktor McKay miał test rekrutacyjny?” Generał jest Generałem nie bez powodu, potrafi zauważyć coś, czego może nawet nie widać. I tu na pewno coś zobaczył. Porucznik Jennings cofnęła się lekko, została obarczona wielką odpowiedzialnością by generał się 'nie dowiedział' o próbach. - „Tak sir” To tyle na temat 'nie dowiedzenia' się. - „Gdzie jest raport o tym?” Jennings westchnął pod czas wdechu, wzięła inny dokument z pliku dokumentów: „Tutaj, generale”. Wręczyła Hammondowi plik. Generał wziął go i zaczął czytać, gdy zadzwonił telefon. Odebrał go. - „Hammond!” Porucznik Jennings próbował wsłuchać się w rozmowę. - „A... Pułkownik Chekov, jak się pan ma?” Uppsss... rosjanin! - „Czy to prawda?” - „Jaki jest jego stan teraz?” O oł. Najwyraźniej, McKay nie doszedł do siebie. - „Rozumiem” - „Bez obawy, pułkowniku. Zapewniam, że będzie pan informowany na ten temat” - „Tak pułkowniku” - „Spotkamy się” Generał Hammond odłożył słuchawkę. - „Jennings, powiedz pułkownikowi O'Neill i major Carter, że chcę się z nimi widzieć. Wznowimy rozmowę później” Generał zaczął czuć nawrót bólów głowy. - „Tak jest” Porucznik Jenning była wdzięczna, ponieważ nie chciała ona odpowiadać na pytania dotyczące McKaya. Szybko wyszła z biura generała i poszła w poszukiwaniu pułkownika i majora. Pułkownik i Major stoją teraz przed wejściem do biura Hammond-a. Sam wydaje się być spięta, gdy Jack... W ogóle niczym nie przejęty. Porucznik Jennings powiedział im, że Generał chce porozmawiać o ich małej zabawie w ostatnim tygodniu. - „Spokojnie Carter” Powiedział do niej zanim zapukał do drzwi. Spojrzała na niego oskarżającym wzrokiem. - „Proszę” Generał powiedział - „ Nie złamaliśmy żadnych przepisów, nie martw się” Otworzył drzwi i weszli razem do środka. Miał rację, nie złamali przepisów, ale było blisko, bardzo blisko właściwie. Potrząsnęła głową i weszła za nim, przynajmniej nie była sama. - „Wzywał nas pan Generale?” Pułkownik zapytał. - „Tak pułkowniku, majorze, proszę usiąść” Po tym jak siedli, Generał dał im srogie spojrzenie. - „Właśnie otrzymałem telefon od pewnego rosyjskiego generała” - „Tak?” Pułkownik zapytał niewinnie. - „Wyraził swoje zaniepokojenie stanem doktora po tym jak wrócił z Colorado Springs” - „Co z nim?” - „Nie graj głupiego Pułkowniku. Wiem, co pan robił. McKay jest genialnym naukowcem, gdyby testy nie były przygotowane przez SG1 by do nas dołączył!” Hammond znał dobrze upodobania pułkownika O'Neill-a - „Cóż sir. Musi żyć z faktem, że nie może” Pułkownik uśmiechnął się. - „Majorze, chce pani coś dopowiedzieć?” Hammond zwrócił się do Sam. - „Nie sir. Oblał testy i nic z tym nie można zrobić” Powiedziała dobrze wytrenowana przez pułkownika - „Rozumiem” Generał przytaknął, poza tym także nie lubił McKaya. Jeśli Rosjanie dalej będą ciągnąć tę sprawę, i tak nie ma dowodów, może im tylko wręczyć film z kamery bezpieczeństwa. Z tego, co słyszał to McKay dostał większego wstrząsu psychicznego niż fizycznego. - „Coś jeszcze sir?” - „Sprawdzę to raz Pułkowniku. Ale następnym razem, gdy pan zamierza zrobić coś takiego jak to, niech da mi pan ostrzeżenie” - „Zrobi się, generale” Pułkownik znał generała dobrze, te pytania są tylko częścią jego pracy, jaką musi wykonywać. - „Dobra, jesteś wolni. Widzę, że mam tu masę dokumentów do czytania” - „Tak jest” Obaj oficerowie opuścili pomieszczenie, zostawiając generała samego w biurze. Po tym jak drzwi zostały zamknięte i wyszli na zewnątrz, Pułkownik spojrzał na Sam. - „Hej, chcesz to uczcić?” Zapytał - „Uczcić?” Zapytała zmieszana - „To, że McKay nie dołączy do nas” - „Mieliśmy już przyjęcie sir” Szli ramię przy ramieniu korytarzem - „No taaa. Ale to była społeczna uroczystości. Mówię o prywatnej imprezie” - „Prywatnej, sir? Jak prywatnej?” - „NO... Zobaczmy. Myślałem na temat „Rozi” nowej włoskiej restauracji. Będę ja, ty, jeśli chcesz dołączyć. I... to tyle” „Tylko ty i ja?” Zainteresowała się, ale... musi być zawsze ale. „Taa, ja i ty. Co ty na to?” Próbował brzmieć łagodnie. Jeśli wykonała plan związany z próbami McKaya może także da sobie radę z tym. Pułkownik pokazał jej, że są rzeczy, które są warte ryzyka: „Chętnie” - „Cudownie, spotkamy się o 19:00 na górze?” - „Do zobaczenia” - „Cze” I wtedy rozeszli się w swoim kierunku. Nie wiedząc o tym że szła za nimi porucznik Keller, największa plotkara w bazie. Przysłuchiwała się ich rozmowie. Prywatna impreza, taaa? Jej umysł szybko pracował, może powinna zapytać sierżanta Forda by podłożył pluskwy w stolikach w tym „Rozi” by nie przegapić tej szansy. Doświadczenie nakazuje być ostrożnym, gdy się ma do czynienia z SG1. Szybko znalazła jeden z telefonów i zadzwoniła pod pewien numer. „Chłopaki, mamy kolejną ważną sytuację” KONIEC |
---|