404

Libia: syjonistyczny smok i bębny wojny Jonathan Azaziah 26.3.2011, przekład - skrót Ola Gordon i Piotr Bein [przypisy w oryginale]

Bębny wojny dla Libii z Tel Awiwu, Waszyngtonu, Londynu (dokładniej: z londyńskiej enklawy banksterów). Poprzednio bębnili Afgańczykom i Irakijczykom. Wg bębniarzy, ich wojna jest przeciwko dzieciom mniejszego Boga: kobietom niższego stanu, mężczyznom o mniejszych prawach. To masowy mord bezbronnych niewinnych, okupacja, kradzież ziemi i zasobów, profanacja i dehumanizacja – ludobójstwo. Cel bębniarzy: przetrwać, jako jedyny właściciel świata, który będzie rządzić masami bydła. 20 lat sankcji, okupacja i dziesiątkowanie ziemi, wody i zasobów naturalnych, zrujnowały naród wiernych i odważnych Irakijczyków. Zdecydowany i odważny naród afgański też zna zbrodniczą muzykę interwencjonizmu USA. W obu przypadkach, zniszczenie przyszło pod maską humanitaryzmu. Rakiety i bomby pakowane w fałszywe współczucie dla prześladowanych. Przemoc dla wyzwolenia. Mordy dla wolności. Bębniarze chcą z Libijczyków zrobić następną przygodę humanitarną. Kadafi obalił (1969) króla Indrisa, monarchiczną marionetkę okupowanej przez syjonistów machiny wojennej USA i Włoch, dążących do re-kolonizacji Libii. To Kadafi usunął bazy USA z Libii i konsekwentnie wspierał walkę o odzyskanie okupowanej Palestyny od syjonistów i ich bezwzględnych agentów [1]. Dokonywane przez Kadafiego w ostatniej dekadzie opuszczanie rewolucyjnych ideałów i sprzedania się Izraelowi i aroganckim zachodnim przyjaciołom nie usunął tych faktów u jego nowych i niełatwych sojuszników. Izrael chciał zemsty. Wykorzystując Libijczyków, jako ofiarne baranki, a fale protestów w świecie arabskim jako przykrywkę, ukuł spisek usunięcia władcy Libii. Syjonistyczny smok umieścił się na scenie, zaczęła grać muzyka syjonistycznego chaosu.

Krótka historia: operacja Trojan, Lockerbie i Abu Salim Na początku prezydentury zbrodniarza wojennego Regana, mendia krzyczały o tym, co później stało się długotrwałą propagandą: o libijskim szwadronie śmierci działającym w USA celem egzekucji Regana. Źródłem tej bzdury był Manucher Ghorbanifar, b. agent tajnej policji Sawak obalonego szacha Iranu. Notoryczny Sawak znany był z brutalnych tortur, wyuczonych od Mosadu. Ghorbanifar był głęboko powiązany z Mosadem, światowym liderem w terroryzmie fałszywej flagi. Celem bujdy o szwadronie libijskim było zdobyć poparcię publiki USA do ataku na Libię [2]. Ta operacja fałszywej flagi nie spelniła oczekiwań syjonistycznego architekta, więc Izrael uruchomił operację Trojan. Trojan to izraelskie urządzenie komunikacyjne używane przez LAP (LohAma Psicologist), zespół broni psychologicznej Mosadu, stacja przekaźnikowa służąca zmylaniu raportów wywiadowczych transmitowanych z izraelskich okrętów przebywających w regionie. Trojan ma być ulokowany w krajach przeciwnych kompleksowi jot, wg izraelskich służb – we wrogim środowisku, będącym na celowniku oficjalnej placówki, np. ambasady. Fałszywe raporty odbierali sprzymierzeńcy Izraela na odrębnych częstotliwościach, gdzie informacje były potwierdzane przez Mosad. Niewielu sojuszników wie, że raporty tworzył Izrael. Operacja Trojan odniosła sukces, gdyż urządzenie zostało zainstalowane w stolicy Libii, Trypolisie, a rząd USA zaczął odbierać liczne wiadomości od Trojana i przetwarzać dowody wywiadu, że Libia miała ścisłe związki z planowaniem i realizacją działań terrorystycznych. Szefowie Mosadu byli b. zadowoleni [3]. Końcowa faza operacji Trojan (5.4.1986) zbombardowała dyskotekę w Berlinie (2 żołnierzy USA i Turczynka zabici, a ciężko rannych 229 osób) [4]. Za tę haniebną fałszywą flagę obwiniono Libię, zamach bombowy na dyskotekę La Belle (1986) był akcją Mosadu i CIA [5], doprowadzając do akcji wojskowej USA (El Dorado Canyon 15.4..1986). To zbrodnicze naruszenie suwerenności Libii zabiło dziesiątki cywilów Libii, w tym 15-miesięcznej adoptowanej córki Kadafiego [6]. Mordy te zaprojektowano w celu nadania znaczenia Mosadowi wśród międzynarodowych wywiadów i pokazania arabsko-islamskiemu światu, że USA są po stronie Izraela [7], a dokładniej, że USA stanie tam, gdzie nakażą syjoniści. Doskonale rozumiejąc oszustwo i arogancję sił próbujących złamać jego i Libijczyków, Kadafi nie ustąpił. Wtedy Izrael zniszczył lot Pan Am 103 (21.12.1988), zamach nad Lockerbie. Zginęło 270 osób [8]. Abdelbaset Mohmed Ali al-Megrahi, zupełnie niewinny b. oficer libijskiego wywiadu, został skazany na 27 lat w szkockim więzieniu Greenock za Lockerbie. Nie było najmniejszych dowodów przeciwko niemu. Jego aresztowanie i uwięzienie były przerażającym i celowym błędem wymiaru sprawiedliwości, który okradł jego żonę i 5 dzieci z dziesiątków lat wspólnego życia [9]. Jego skazanie odwróciło uwagę od prawdziwych wykonawców i przyczyn Lockerbie: dalszej demonizacji Kadafiego i Libii [10]. Nad Lockerbie użyto bomby walizkowej, podpisu Mosadu, który wykorzystał to samo w Kenii, licznych miejscowościach okupowanej Palestyny, Beirucie, Dubaju, Londynie, Houston i Indiach [11]). Lockerbie był kolejną izraelską akcją fałszywej flagi przeciw odwiecznym wrogom syjonizmu, Arabom i muzułmanom, dla anty-islamskiego programu wciągania świata przez mendia syjonistycznych ekstremistów. Z Lockerbie powiązany był w niesławny palestyński terrorysta Abu Nidalem, usunięty jako agent Mosadu. Kilka godzin po katastrofie, zespół LAP Mossadu rozpętał wojnę psychologiczną we wszystkich mendiach, przekazując pionkom Izraela, że za zamachem stała niewątpliwie Libia. Dzień po zbrodni, agenci Mosadu byli w Lockerbie w Szkocji, aby usunąć dowody – walizkę. Szefem bezpieczeństwa Pan Am w momencie ataku był Izaak Jeffet, b. szef bezpieczeństwa izraelskiej linii lotniczej El Al [12], znanego frontu dla najbardziej skomplikowanych operacji sabotażowych Mosadu [13]. Wersja mendiów o Lockerbie ukryła udział Mosadu i CIA. Na pokładzie Pan Am 103 były ogromne ilości przemycanej przez CIA heroiny i agentów CIA i DIA [14]. Bomba walizkowa Mosadu zlikwidowała ich i ochroniła interesy jego partnera w terroryzmie na globalnym rynku narkotyków. Był jeszcze jeden cel Mosadu, który zmienił świat: Operacja fałszywej flagi 11 IX Mosad i jego sieć pomagierów, sajanim. Lockerbie był główną operacją LAP wojny psychologicznej, sugerując umysłom Zachodu, zwłaszcza w USA, że Arabowie porywają samoloty i rozsadzają je z nienawiści do Zachodu. Kiedy zdalnie sterowane samoloty SPC Dow Zakheima uderzyły w WTC 11 IX, Amerykanie (i reszta świata) przypomnieli sobie Lockerbie i nie ruszyli palcem, gdy mendia powiedziały im, że 19 arabskich porywaczy zaatakowało USA. Nieznali nazwisk Silversteina, Laudera, Lowy’ego, Eisenberga i Harela, głównych zbrodniarzy 11 IX [15]. Z al-Megrahim postawionym w stan oskarżenia i uwagą świata skoncentrowaną na Kadafim za Lockerbie, syjoniści cieszyli się z kolejnej udanej akcji. W 1-ym kwartale 1992 r., zgodnie z planem, przestępcza ONZ nałożyło krzywdzące sankcje za atak na naród libijski. Sankcje niszczyły zdolności rafinacyjne Libii, uniemożliwiały Libijczykom podróże przez ponad 10 lat i odcięły ich od krewnych w USA [16]. ONZ nie zniosło sankcji do 2003 r., a USA wobec Libii do 2004 r. To wtedy Kadafi niechętnie sprzedał się Zachodowi, którym pogardzał.

Zbrodnia w więzieniu Abu Salim (czerwiec 1996), ostro skrytykowana przez organizacje praw człowieka, realizowała program Mosadu i jego LAP-u przeciw Kadafiemu na całym świecie, uzasadniający zbrodnicze sankcje USA i ONZ przeciw Libii. Mimo że raporty o rzezi Libijczyków w Abu Salim były niesprawdzalne i rzadkie, wg światowej sławy Human Rights Watch (HRW), zamordowano 1200 osób [17]. Wspierane przez USA, HRW wymyśliło bzdury o gazowaniu irackich Kurdów w Halabdży, by usprawiedliwić wszczętą przez syjonistów inwazję na Irak 20 lat temu. Nadal służy, do tworzenia wsparcia dla syjonistycznej koalicji inwazji na Irak 8 lat temu. Wywiad obaliły masakrę w Halabdży, czystą propagandę wojenną [18]. Fałszywkę Abu Salim wykorzystawali lewicowcy świata, by uzasadnić “rewolucję” w Libii. HRW wpadło w syjonistyczną pułapkę bicia w bębny wojny do inwazji. HRW finansuje na 100 mln $ na rok internacjonalistyczny syjonista, zbrodniarz wojenny George Soros [19], który również wspiera J Street [żydostwo banksterskie Wall Street - PB], syjonistyczną grupę lobbystyczną za okupacją, wojną i czystkami etnicznymi, podszywającą się pod miłujących pokój [20]. Nieprzypadkiem Soros, destrukcyjny miliarder odpowiedzialny za nieuczciwe operacje giełdowe we Francji, bankructwo Banku Anglii i prowadzenie wojny finansowej z Malezją [21], wycofał inwestycje z Libii zaledwie 3 miesiące przed rozruchami [22], a teraz jego imperium prowadzi atak na Kadafiego [23]. Soros odpowiada też za infiltrację egipskiej rewolucji i używanie swoich pełnomocników do pisania projektu nowej konstytucji, która zniewoli Egipcjan niewolnictwem znacznie gorszym niż Mubarak [24]. Syjonistyczny smok już zaczął podpalać narody Libii i Egiptu.

Trzy powody Kiedy tylko mocarstwa zachodnie zniosły sankcje przeciwko Kadafiemu (l. 2003-2004), programy w dept. stanu USA ustanowiły w Libii pro-demokratyczne grupy, aktywowane celem zmiany reżimu, pod płaszczykiem powstania lub rewolucji, gdyby Kadafi kiedykolwiek wyłamał się. Pierwszy błąd Kadafiego w oczach syjonistycznego smoka (wrzesień 2009): przemówienie w ONZ: Cały świat powinien wiedzieć, że Kennedy chciał zbadać reaktor jądrowy Izraela demon [25]. Elitarna jednostka Mosadu, Kidon w zmowie z CIA i elementami mafii Koszer Nostra Lansky’ego, zamordowali Kennedy’ego z kilku powodów. Cicha wojna Kennedy’ego z architektem masakry Al-Nakba, Ben-Gurionem ws. programu nuklearnego Izraela jest na górze listy [26]. Izrael nie lubi, by wspominać o tym. Drugą wpadką Kadafiego był libijski konwój pomocy humanitarnej, kierowany przez jednego z jego synów, który przełamał nielegalne, międzynarodowo potępiane oblężenie palestyńskiej Gazy (lipiec 2010). Statek al-Amal wiózł 2 tys. t żywności, oleju, lekarstw i prefabrykowanych domów. Marynarka Izraela nękała statek i zagroziła pasażerom na pokładzie siłowym przejęciem [27]. Syjoniści pokazali, jak daleko posuną się, by utrzymać śmiertelny głód w Gazie. Mord 9 z Flotylli Wolności na wodach międzynarodowych mówi o tej makabrze [28]. Zaledwie 4 dni przed “rewolucją 17 II” w Libii, Kadafi zaangażował się w trzecie i ostatnie nieszczęście, wywołując syjonistycznego smoka. W wyniku powstań w Tunezji i Egipcie, które usunęły dyktatorów Ben Alego i Mubaraka (na ironię, przyjaciół Kadafiego), Kedafi wezwał Palestyńczyków na całym świecie do buntu przeciwko okupantowi, by zgromadzili się, przypłynęli do wybrzeży okupowanej Palestyny i zwrócili się do syjonizmu, by oddał się w ręce represjonowanych Arabów lub zmierzył się z rewolucją [29]. Utrzymywanie Palestyńczyków, jako zdemoralizowanych i podporządkowanych to główna broń reżimu syjonistów w 63-letniej okupacji Ziemi Świętej. Trzyma kolaboranckie pionki jak Abbas i Fajad, by prowadzili Palestyńczyków wieczną drogą syjonistycznej niewoli. Każde wezwanie Palestyńczyków do upominania się o godność jest zagrożeniem bytu Izraela. Wezwanie Kadafiego do okupowaneych Palestyńczków mogło być honorowe, ale dla syjonistycznego smoka, był to akt wojny.

Kontrolowana opozycja: podstawowa lekcja o syjonizmie Masowy morderca dziesiątków mln rosyjskich chrześcijan, przywódca bolszewików Lenin powiedział: Najlepszym sposobem kontroli oporu jest byśmy prowadzili go sami. Nie powinno być zaskoczeniem, że syjoniści zwani neo-konserwatyści, dopuszczający jedynie leninowców i b. trokistów [30], przewodzą wszczepianiem grup na rzecz demokracji na całym Bliskim Wsch. i w całej Płn. Afryce, kontrolując sprzeciw względem globalnej hegemonii syjonistów. Rada dyrektorów w National Endowment for Democracy (NED), lider projektu “pro-demokracji” w Libii [31], a także notoryczna instytucja globalistów Freedom House [32], składają się prawie wyłącznie z neo-konów. Fundacja NED powstała w l. 1982-1984 po badaniach przez wiernego syjonistę Allena Weinsteina na czele mnóstwa projektów globalistów maskowanych wprowadzaniem demokracji. Weinstein napisał wiele książek w obronie ludobójczych operacji syjonistów na całym Bliskim Wsch., w których podkreślił konieczność zaangażowania się Ameryki w bezprawne państwo Izrael [3]. Weinstein publicznie przyznał (1991) o NED: Wiele z tego, co robimy dzisiaj zostało wykonane potajemnie 25 lat temu przez CIA. NED pierze forsę CIA [34] – doskonała przykrywka, zważywszy pozory organizacji obrony demokracji. Szefem NED jest Carl Gershman, globalista i gorliwy syjonista, nagrodzony za poparcie programu CIA w Tybecie, autor Israel, the Arabs and the Middle East [Izrael, Arabowie i Bliski Wschód] broniącej masakry al-Nakba i kolonializmu Izraela [35]. Gershman pracował też dla najbardziej jadowitych organizacji syjonistów, skrzydła wywiadu Izraela (ADL), jest wściekłym islamo- i chrześcijano-fobem. Wg niego, Koran oczernia Żydów, chrześcijanie szerzą mit mordu rytualnego, Arabowie i ich kultura cierpią na choroby moralne, a antysemita to każdy wiążący 11 IX z Mosadem [36]. NED podniósł łeb w Egipcie od upadku Mubaraka [37], a kiedy Kadafi rozwścieczył smoka, zaczął w Libii organizować “pro-demokratyczne” protesty i zakładać organizacje, np. ALCF, LHPDF i TL [38]. W powstaniu w Libii uczestniczy siostra NED, Państwowy Instytut Demokratyczny NDI, gdzie szefową jest syjonistyczna zbrodniarz wojenna i rzeźnik irackich dzieci, Madeleine Albright [39], oraz liczne organizacje finansowane przez NDI i MEPI [Bliskowschodnia Inicjatywa Partnerstwa] [40]. Czy działają w interesie narodu libijskiego, kierowane przez anty-muzułmańskich, anty-chrześcijańskich, anty-arabskich, pro-wojennych, pro-syjonistycznych podżegaczy wojennych? “Rewolucję 17 II” w Libii zorganizowała Narodowa Konferencja Libijskiej Opozycji (NCLO), założona w Londynie (25. 6.2005) celem wzniecania niepokoju i utworzenia rządu z osób „zaufanych”. W jej skład wchodzi 6 grup, m.in. Narodowy Front Ocalenia Libii (NFSL) libijskiego uchodźcy w Londynie, Ibrahima Sahada [43]. Na początku rewolucji, Sahad i in. zaczęli dostarczać mendiom materiały “z pierwszej ręki” o mordach, naruszaniu praw człowieka i in. dziwacznych, niesprawdzonych oskarżeniach. Sahad powiedział nawet, że Kadafi nie przeżyje protestów [44]. Mendia nie dopuściły do głosu dysydentów z okupowanych Palestyny, Iraku, Kaszmiru, Afganistanu, ani z Somali, Pakistanu czy Libanu. Dlaczego więc libijscy dysydenci? Bo należą do NFSL, utrzymywanej przez CIA i najbliższy syjonistom reżim Arabii Saudyjskiej [45]. Katarska marionetka syjonistów, Al Dżazira czy zachodnie mendia, jak BBC i New York Times, wszystkie zostawiają trop do NFSL (CIA) [46]. W Libii ustanowiono (27.2.2011) Narodową Radę Przejściową (NTC), której członkiem jest Mahmoud Dżibril. Ostatnio spotkał się on w Paryżu z podżegaczem wojennym Clintonową i syjonistycznym prezydentem Francji, Sarkozym, oraz rozmawiał przez telefon z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych, Williamem Hague [49]. Wiele lat spędził w USA, gdzie zdobył edukację, doktorat i wykładał. Był szefem największego think tanku Libii z 2009 r., Narodowego Zarządu Rozwoju Gospodarczego (NEDP), partnera London School of Economics [51], uczelni na utrzymaniu Sorosa [52]. Kiedy “rebelianci” zwyciężą i obalą Kadafiego, Dżibril będzie nadal szefem instytucji dążącej do neoliberalizmu. Same jego ppowiązania obalają pretensje NTC do ekskluzywnej reprezentacji Libijczyków. NTC to ekskluzywna reprezentacja syjonistów w Libii. NTC natychmiast zażądało zakazu lotów nad Libią [53].

Izraelska wojna: od wywrotu do agresji Smocza polityka syjonistów dokonała wielu szkód: mord na Kennedym, 11 IX, terror w Pakistanie, wymyślona Al Kaida, broń i pieniądze dla organizacji “terrorystycznych” m.in. talibów [55]. Przez brytyjski wywiad, Izrael usiłował wprowadzić swą politykę w Libii 5-6 lat wcześniej niż w Pakistanie. Komórce Al Kaidy zapłacono za egzekucję Kadafiego [56], na jej czele stał Anas al-Liby, który zorganizował zamachy (1998) na ambasady USA w Kenii i Tanzanii [57]. Operacje te były częścią długotrwałego izraelskiego projektu, w którym Mosad rekrutował Palestyńczyków do dokonywania aktów terroru celem uzasadnienia eskalacji izraelskich działań zbrojnych w okupowanej Palestynie. Współpraca ta nie odniosła sukcesu [58]. Nic dziwnego, że Kadafi oskarżył Al Kaidę o zamieszki w Libii [60]. W tym przypadku „Al Kaida” to CIA i Mosad. Kiedy przez 10 lat ataki fałszywej flagi i sankcje nie obaliły Kadafiego, rozpoczęli totalną agresję. Z pomocą sojuszników w CIA i Radzie Przejściowej, stworzyli iluzję, że to ona reprezentuje Libijczyków i wywołali iluzję pt. kryzys humanitarny. Od samego początku rewolucji, pokazywano cierpienia i rzezie nieuzbrojonych demonstrantów przez afrykańskich najemników Kadafiego [61], który natychmiast to zanegował [62]. Rząd USA postarał się, by w rezolucji ONZ (27.2.2011) była klauzula chroniącą najemników, że nie będzie wolno oskarżać ich o zbrodnie [63]. Są to mordercze korporacje, np. Dyncorp i Xe, zatrudniane w Iraku i Afganistanie. Tam też nie są ścigane za swe zbrodnie, bo najemników rekrutuje Globar CST, izraelska firma powiązana z Mosadem i Szin Bet, zajmująca się też handlem bronią w Gruzji i niektórych krajach Afryki. Jej szefem jest emerytowany izraelski gen. Izrael Ziw. Uczestniczył on w spotkaniu ze zbrodniarzami wojennymi: ministrem obrony Barakiem i premierem Netanjahu, tuż przed wybuchem rewolucji libijskiej i dostał pozwolenie na zatrudnienie 50 tys. najemników w Libii, co doprowadziło do interwencji militarnej NATO [64]. Tak rozpoczęło się “bombardowanie” cywili w Bengazi (22.2.2011) przez Kadafiego. Tę farsę ujawniło rosyjskie wojsko [65], potem zbrodniarze wojenni np. adm. Mike Mullen i sekretarz obrony Robert Gates [66]. Mimo to, mendia donosiły o tym jak o fakcie. Podczas rzezi przez najemników, syjonistyczny smok wyciągnął Projekt Nowego Wieku Ameryki (PNAC), którego żądzy krwi nie zaspokoiły miliony ofiar w Iraku i Afganistanie. Teraz chce zemsty na Kadafim. Dzień po nalotach na Libię, Inicjatywa Polityki Zagranicznej (FPI) napisała do Obamy o natychmiastową interwencję zbrojną w celu usunięcia Kadafiego i zakończenia przemocy. Członkowie FPI: Wolfowitz, Kristol, Abrams, Kagan, Edelman i Senor, ludobójczy maniacy, projektanci ataku na Irak i Afganistan. Dołączyli do nich Joe Liebermann i John McCain żądając, by Obama uzbroił rebeliantów [68]. Obama ogłosił (28.2.2011) największe sankcje, zamrażając libijskie aktywa 30 mld $ i posyłając okręty do wybrzeży Libii [69]. Następnego dnia izraelski wiceminister wojny, Danny Avalon, wezwał do zorganizowania strefy zakazanej dla lotów, by skończyć z ludobójstwem [70]. Nie wzywał do tego, kiedy Izrael zaatakował Liban (2006) i Gazę (2008-2009). Oddział SAS dowodzony przez MI6 (partner Mosadu) pokazał się w Libii (6.3.2011) z dostawą broni, amunicji, materiałami wybuchowymi i fałszywymi paszportami dla libijskich “rebeliantów”, Libijczykom niepodobało się to i pokazali, że nie byli to Anglicy, lecz Izraelczycy z fałszywymi paszportami brytyjskimi. Misja nie udała się, Libijczycy aresztowali ich i wyrzucili. ONZ uchwaliło (17.3.2011) rezolucję pozwalającą na podjęcie wszelkich środków ochrony ludności cywilnej, tj. natychmiastowe bombardowanie Libii [74].

Ropa i gaz Najważniejszym w Egipcie był strajk pracowników przemysłu naftowego, którzy mieli dosyć korupcji, niewolniczych zarobków, braku związków zawodowych i gazu pompowanego do Izraela. Egipt wstrzymał jego dostawy 13.2.2011. Izrael produkuje 20% energii elektrycznej z gazu naturalnego, niezbędnego syjonistom do utrzymania 63-letniej okupacji Palestyny. Izrael potrzebuje też innego źródła ropy, stąd jego celem Libia, która ma największe zasoby ropy w Afryce [87]. USA podpisało z Izraelem (1.9.1975) porozumienie: Rząd USA dołoży wszelkich starań, aby był w pełni elastyczny, w granicach swych zasobów, oraz zezwoleń i środków Kongresu, w oparciu o potrzeby bieżące i długoterminowe, wyposażenia wojskowego dla Izraela i innych wymogów obrony, jego zapotrzebowania na energię i potrzeb gospodarczych …Jeśli ropa potrzebna Izraelowi… nie jest dostępna, … USA niezwłocznie udostępni jej zakup Izraelowi [88]. Czyli, gdy syjoniści mają zapotrzebowanie na ropę, USA odpowiedzą na skinięcie Izraela i zabezpieczą jej dostawę. Podobnie jak w przypadku Iraku, kiedy Netanyahu pochwalił iracką ropę płynącą z Kirkuku do Hajfy (89), więc wojna z Libią jest rzeczywiście wojną o ropę. Ale nie dla USA, tylko syjonistów.

Podsumowanie: Purim i okupacja Nieprzypadkowo wojna z Libią, zemsta zaprojektowana przez syjonistów i wprowadzona w życie przez ich agentów politycznych, rozpoczęła się w rocznicę ataku na Irak (2003). Kilku analityków i polityków wspomniało o tym, ale nie mówi się o sprawie ważniejszej: Libię, tak jak Irak (nieludzkie inwazje) a wcześniej Kosowo, zaatakowano w Purim, żydowskie święto zemsty z biblijnej Księgi Estery, upamiętniającej mord perskiego premiera Hamana, który próbował zniszczyć naród żydowski, a zniszczył siebie. W Purim 2011, Izrael znów zablokował Zachodni Brzeg i Gazę [95]. W Purim 2006 roku palestyńscy więźniowie zostali rozebrani do naga, bici, zatrzymani i fotografowani, kiedy czołgi ostrzelały więzienie z nielegalnie przetrzymywanymi Palestyńczykami [96].

W Purim 5.3.1991, Kongres USA uczcił rasistowskiego, ksenofobicznego, ludobójczego rabina lubawiczerów, Menachema Mandela Schneersona, wybitnego przywódcę moralnego Ameryki, wg prezydentów USA. Zabijanie gojów, wg Sznersona, jest dopuszczalne, aprobowane a nawet zalecane, gdyż goje to odrębny gatunek. Ten potwór był duchowym przywódcą wielu urzędników w syjonistycznym rządzie USA od pierwszej administracji Busha, przez drugą. Ci syjonistyczni urzędnicy zaprojektowali i wykonali inwazję, okupację i ludobójstwo w Iraku i Afganistanie. Czy rozlewali krew gojów w Purim, by zadowolić swojego duchowego przywódcę? [97]. Zabijanie Arabów (Amalekitów) w Purim jest świętą izraelską tradycją [98] Niektórzy rabini mówią, że Arabowie zasługują na zagładę, bo przeszkadzają w budowie trzeciej świątyni [99]. Syjonistyczne media szerzą kłamstwa o nieistniejącej broni chemicznej Kadafiego, bo koalicja sama używa broni chemicznej przeciwko Libijczykom. To na nich zrzucono 45 bomb ze zubożonym uranem, 800 kg każda. Koszmar zaczyna się od nowa: nowotwory i deformacja płodów, tak jak to miało miejsce wśród niewinnych Irakijczyków w Mosulu, Basrze, Faludży, Samarze i Bagdadzie. Tak jak to miało miejsce wśród Albańczyków kosowskich, po 11 t uranowych pocisków NATO. Tak było w Gazie po Operacji Lany Ołów [110] i w Afganistanie [111]. Ból, cierpienia, więcej bólu i cierpień, to wszystko przynoszą sojusznicy światu, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie.

Smutne i nikczemne jest to, że tak wielu “dziennikarzy”, “poszukiwaczy prawdy” i “działaczy” wyrażało radość z tej okupacji i ludobójstwa Libijczyków, zapominając o lekcjach z przeszłości. Nie było ich kiedy Amerykanie palili irackie dzieci, NATO niszczyło Kosowo, Ameryka i NATO zabijała Afganistan, ani gdy Izrael zabijał niewinnych w Libanie i Gazie. Nie było ich kiedy amerykańskie drony zamieniały Pakistan w pył. Teraz już są, chwalą wojnę Obamy, którego syjonistyczna machina w Chicago nazywa pierwszym żydowskim prezydentem [112]. Syjonistyczny smok zionie ogniem na jeden naród czy inny od prawie 64 lat. Potrzebuje krwi Amalekitów by przetrwać. Nie obchodzi go, ilu Libijczyków zginie brutalną śmiercią spowodowaną uranem, byleby osiągnął swój cel. Już znalazł Dżibrila, pionka Zachodu, który ma zastąpić Kadafiego [113]. Ogromna większość Libijczyków, którzy nie są opłacani przez CIA, nie ważne czy są za, czy przeciwko Kadafiemu, nie chcą mieć nic wspólnego z okupantami, których celem jest zniszczenie ich kraju. Powinni stworzyć prawdziwą opozycję i rozliczyć się ze zdrajcami stojącymi po stronie okupantów, tak jak Hezbollah w Libanie, by uratować państwo. Samostanowienie to prawo uniwersalne, należne wszystkim narodom, zakorzenione w duchowym kodzie moralnym każdego społeczeństwa – muzułmańskiego, chrześcijańskiego, świeckiego czy innego. Nie mogą odebrać go obcy, niemający nad nimi żadnej jurysdykcji. Libia pokona to oblężenie dokonane przez syjonistycznego smoka, bez względu na to, ile będzie potrzebować na to czasu. Niech pamiętają “humanitarianie”, że wojna nie jest odpowiedzią na wszystko, a służy tylko mnożeniu bogactwa globalistów. Powinni pamiętać słowa Che Guevary: Wyzwoliciele nie istnieją. To narody same się wyzwalają. I taka jest prawda. Tegoż autora po polsku:

http://piotrbein.wordpress.com/2010/11/25/terror-%E2%80%9Eiracki%E2%80%9D-dla-ludziowcow/
http://piotrbein.wordpress.com/2011/02/14/izraelska-wojna-rozszczepiajaca-pakistan-irak-i-egipt/
http://piotrbein.wordpress.com/2011/03/08/koszer-nostra-z-artykulu-jonathana-azaziaha/
http://grypa666.wordpress.com/2011/01/25/wikileaks-szamir/

Za http://piotrbein.wordpress.com/2011/03/29/libia-syjonistyczny-smok-i-bebny-wojny/

Komentarz własny. Od początku „rewolucji” w Libii nazywałem ją obcą interwencją. Ani razu nie dałem się na tę żydowską prowokację nabrać. Cztery dni temu, w piątek doprowadziłem do porządku dziwnie „unieruchomiony” przez półtora tygodnia komputer. Dzisiaj rano znów zaczyna się on „blokować”. „Niewidzialna ręka” działa nadal… Boję się, że kiedyś stanie on na dobre. Poliszynel

http://krasnoludkizpejsami.wordpress.com

Dlaczego wojna? Kadafi chciał znacjonalizować ropę. Reason for war? Gaddafi wanted to nationalise oil. http://english.pravda.ru/hotspots/crimes/25-03-2011/117336-reason_for_war_oil-0/
Tłumaczenie Ola Gordon

W dniu 25 stycznia 2009 roku libijski przywódca zaproponował nacjonalizację amerykańskich, brytyjskich, niemieckich, hiszpańskich, norweskich i kanadyjskich kompanii naftowych z powodu niższych cen ropy. „Kraje eksportujące ropę powinny zdecydować się na nacjonalizację ze względu na szybki spadek cen ropy naftowej. Musimy porozmawiać o tym poważnie,” powiedział Kadafi. „Obecnie ropa powinna być własnością państwa, abyśmy mogli lepiej kontrolować ceny przez zwiększenie lub zmniejszenie produkcji.” Ta wypowiedź zaniepokoiła główne firmy zagraniczne działające w Libii: Anglo-Dutch Shell, British Petroleum, U.S. ExxonMobil, Hess Corp., Marathon Oil, Occidental Petroleum and ConocoPhillips, hiszpański Repsol, niemiecki Wintershall, austriacki OMV, norweski Statoil, Eni i kanadyjski Petro Canada. W 2008 roku libijski koncern państwowy National Oil przygotował raport na ten temat, który zaproponował zmianę umów o podziale produkcji z firmami zagranicznymi, w celu zwiększenia dochodów budżetowych państwa. W wyniku tych zmian w umowach, Libia zyskała $5,4 mld w dochodach z ropy naftowej. 16 lutego 2009 r. Kadafi poszedł krok dalej i wezwał Libijczyków do poparcia jego wniosku o rozwiązaniu rządu i dystrybucji dochodów z ropy bezpośrednio do 5 mln mieszkańców kraju. Jednak jego plan przekazania dochodów z ropy naftowej bezpośrednio do Libijczyków spotkał się ze sprzeciwem wyższych urzędników, którzy mogli stracić pracę ze względu na równoległy plan Kadafiego pozbycia się korupcji. Niektórzy urzędnicy, w tym premier Al-Bagdadi, Ali Al-Mahmoudi i Omar Bin Farhat Guida z Banku Centralnego, powiedzieli Kadafiemu, że środek ten może zaszkodzić gospodarce kraju w perspektywie długoterminowej z powodu „ucieczki kapitału.” „Nie bójcie się bezpośredniej redystrybucji pieniędzy z ropy i stworzenia bardziej sprawiedliwej struktury zarządzania, która odpowiada interesom ludzi,” Kadafi powiedział w Komitecie Ludowym. Komitety te tworzą podstawową strukturę libijskiego państwa. Dzięki nim obywatele są reprezentowani na szczeblu powiatowym. „Administracji nie udało się i krajowej gospodarce również się nie powiodło. Wystarczy. Rozwiązaniem jest to, by naród libijski bezpośrednio otrzymywał dochody z ropy i decydował, co z nimi zrobić,” Kadafi powiedział w przemówieniu emitowanym przez telewizję publiczną. W tym celu libijski przywódca wezwał do radykalnej reformy biurokracji rządowej. Pomimo to, wysocy rangą urzędnicy libijskiego rządu głosowali za opóźnieniem planów Kadafiego. Tylko 64 ministrów z 468 członków Komitetu Ludowego głosowało za propozycją Kadafiego, 251 dostrzegało ją, jako pozytywną, ale zdecydowało się na opóźnienie jej realizacji. Z uwagi na odrzucenie propozycji, Kadafi potwierdził na publicznym spotkaniu: „Przez te wszystkie lata moim marzeniem było przekazanie władzy i dochodów bezpośrednio narodowi.” Więc … jest to następne kłamstwo, fałszywy obraz Kadafiego dyktatora, który okrada swój naród. Do tej pory oglądaliśmy zdjęcia manifestacji wspierających Kadafiego pokazywanych, jako przeciwko niemu. Zauważono już profesjonalny, zagraniczny i Photoshop charakter plakatów anty-Kadafi, trzymanymi do góry nogami, przez ludzi nieznających umieszczonych na nich liter. Mamy zdjęcia jednostronnych bitew, gdzie ciężko uzbrojeni terroryści „walczą” z nikim. Mieliśmy raporty, rażąco nieprawdziwe, że Kadafi uciekł z kraju. Mieliśmy wystarczająco dużo raportów o zamachach bombowych przeciwko własnemu narodowi, które nigdy nie miały miejsca, a także atakach na „nieuzbrojonych cywilów,” które okazały się nieprawdziwe. Jest oczywiste, że nie ma „nieuzbrojonych cywilów,” którzy uczestniczyli w tych działaniach przeciwko Kadafiemu, lecz CIA i innych najemników służb wywiadowczych, obce elementy i Al-Kaidę. Pokazano, że poziom życia w Libii jest najwyższy w Afryce i że Libii należą się słowa uznania w kwestii praw człowieka. Ile kłamstw musimy wyłapać zanim któryś z notabli zwróci na nie uwagę? Starają się przedstawić Kadafiego jak szaleńca, gdy mówi o zwalczaniu Al-Kaidy, a teraz muszą przyznać, że to prawda. Według ustaleń Alexandra Cockburna, są dwa dokumenty zdecydowanie broniące sprawę Kadafiego: „Pierwszy – tajemnicza depesza z ambasady USA w Trypolisie z 2008 r. do Departamentu Stanu, część skarbu Wikileaks, zatytułowana „Ekstremizm we wschodniej Libii,” która ujawniła, że na obszarze tym panuje sentyment antyamerykański, pro-dżihad. Drugi dokument, a raczej zbiór dokumentów, są to tzw Sinjar Records, dokumenty Al-Kaidy, które wpadły w ręce Amerykanów w 2007 roku. Były one należycie przeanalizowane przez Centrum Zwalczania Terroryzmu w Akademii Wojskowej w West Point. Al-Kaida jest organizacją biurokratyczną i dokumenty zawierają dokładne dane na temat personelu, w tym tych, którzy przybyli do Iraku w celu walki z Amerykanami i siłami koalicyjnymi i, w razie potrzeby, popełniali samobójstwo. Badanie statystyczne przeprowadzone przez analityków West Point nt. personelu Al-Kaidy stwierdza, że ​​jeden kraj zapewniał „znacznie więcej” zagranicznych bojowników w przeliczeniu na liczbę mieszkańców niż jakikolwiek inny, a mianowicie Libia.” Więc kto tu jest szalony? Oczywiście, że banda szaleńców, która dokonuje brutalne ataki na Libię w oparciu o najgorszy zbiór kłamstw w historii świata. Jeśli chcesz wiedzieć, dokąd zmierzają, wystarczy spojrzeć na ich osiągnięcia, usłane ludobójstwem, kradzieżą i zniszczeniem. Jest coraz więcej dowodów na to, że cała ta operacja była planowana z zewnątrz (czytaj w USA i UE) od dłuższego czasu. Najpierw otoczyć (Egipt i Tunezja), a następnie dokonać inwazji. Wesley Clark ujawnił tę listę zakupów, na której była Libia. W Stanach Zjednoczonych jest szczególna grupa interwencjonistycznych podżegaczy wojennych, którzy nie wiedzą, co robią:  Susan Rice, Hillary Clinton i Samantha Power, oczywiście seksualnie sfrustrowanych i represjonowanych nienawidzących mężczyzn lesbijek, które chcą udowodnić, że są mężczyznami. Widzimy ataki na tereny mieszkalne, ginie wielu cywilów. Były ataki na dom Kadafiego, wyraźna próba egzekucji. Dzisiejsze raporty wywiadu mówią, że planują inwazję lądową. Zachodni faszyści nigdy się nie zmieniają. Określenie „humanitarne bombardowania” przypomina podwójną mowę George’a Orwella. Można tylko zgadzać się z oświadczeniem Kadafiego: jest to „grupa obłąkanych faszystów, którzy skończą na śmietniku historii.” Historia z pewnością osądzi ich tak samo jak Adolfa Hitlera.

http://stopsyjonizmowi.wordpress.com

31 marca 2011 Demokratyczne państwo prawne, jako organizacja przestępcza.. - no i groteskowa- jak najbardziej, pełna celebrytów, demagogii, zwyczajnego kłamstwa, obłudy i obywatelskiego nieposłuszeństwa władzy wobec „obywateli”, którzy to jaśnie państwo wybrali.. Tyle” bajek” ile przelewa się codziennie  strumieniem przez merdia, starczyłoby na dobranoc dla dzieci całego świata. Często słyszę na początku zdania wypowiadanego przez politycznego  celebrytę następujące słowa: „Przypominam sobie…”. Wtedy właśnie przypominają mi się słowa pana Marka Twaina: „Gdy mówisz prawdę, nie potrzebujesz sobie niczego przypominać”(!!!) A Ronald Reagan powiadał tak: ”Oszukasz mnie raz- wstydź się. Jeśli oszukasz mnie po raz drugi- to już muszę się wstydzić ja”(!!!!) Ojciec strofuje syna: - Wziąłbyś się za jakąś robotę, a nie tylko leżysz na tapczanie. Ja w twoim wieku po całych nocach rozładowywałem wagony. Z kuchni wtrąca się matka: - Tak. Dopóki cię nie złapali… Będą laptopy.. Tak obiecał pan premier Donald Tusk z Platformy jak najbardziej Obywatelskiej. To znaczy mają je dostać” za darmo” pierwszoklasiści. Im one są jak najbardziej potrzebne, bo jak wyglądałby pierwszoklasista współczesny  bez rządowego laptopa? Jakoś dziwnie i nie na miejscu.. Co innego jak dostanie laptopa, którego zafundują mu inni, którzy laptopów, - pardon- pierwszoklasistów nie posiadają. Pierwszoklasistów ci u nas około( tak podają merdia!- nie da się policzyć dokładnie!) jest 350 000. A na zakup laptopów rząd przeznacza 2 miliard złotych z budżetu-, że tak powiem państwa, które zadłużone jest przez politycznych celebrytów na sumę 1000 miliardów  dolarów, czyli trzy biliony złotych.(!!!!) Wiem, że jeden miliard w tę, czy jeden miliard w tamtę - to żaden problem dla obywatelskiego państwa prawnego i demokratycznego. Tak jak te 13 miliardów dolarów odsetek rocznie, które płacimy, jako „obywatele” demokratycznego państwa prawnego i demokratycznego. No cóż.. Prawa człowieka! Te są najważniejsze.. Bo mówiła żony ciotka, że tych, co płacą nic złego nie spotka, prawdaż? Oprócz tonięcia w długach i… bankructwa. A co jakiś czas celebryci polityczni powtarzają, że socjalistce państwo demokratyczne nie ma pieniędzy.. Jak to nie ma? A te 2 miliardy złotych na laptopy- to pies czy wydra? Demokracja  ma pewne fundamenty, na których jest oparta- na przykład wybory, które ja – na swój użytek nazywam bachanaliami, podczas których tumani się lud, rozwesela i nabiera obietnicami, czasami realizowanymi za ciężkie jego pieniądze, na przykład orliki, na które wydano już 27 miliardów złotych, nie licząc największego z nich- tego w Warszawie, na którego ostateczny kosztorys czekam z niecierpliwością. Stawiam na 2 miliardy złotych nie licząc kosztów utrzymania później... Będzie to najdroższy orlik na świecie. Rozumiem, że jeszcze przed samymi bachanaliami wyborczymi, premier Donald Tusk zafunduje laptopy dla przedszkolaków- zanim pójdą do pierwszej klasy, bo jakie byłoby to niesprawiedliwe, gdyby ci co dzisiaj  są w pierwszej klasie dostali laptopy, a ci, którzy w pierwszej klasie będą za rok-  laptopów nie dostali. I co powiedzieliby rodzice tych, którzy  laptopów nie dostali. No i bardzo przykro będzie tym wszystkim dzieciom, którzy mają to nieszczęście, że są w drugiej klasie- i też laptopów nie dostaną(????). No i z trzeciej i czwartej. Dzieci, co prawda jeszcze nie głosują, dopiero jak znowelizuje się ustawę obniżając wiek głosowania do 16 lat, wtedy człowiek najbardziej podatny jest na manipulację i obietnicę- do pierwszego razu, jak go oszukają.. No, ale nadchodzą następne demokratyczne  roczniki. Można je oszukiwać kolejno, a to laptopami, a to „ darmowymi” stypendiami, stypendiami to” darmowymi mieszkaniami”- ja będą starsi. Potem już tylko  każdemu minimum socjalne, no i te zaległe 100 milionów, o których wspominał pan Lech Wałęsa. Ale Światowego Kongresu Żydów nie da się zaspokoić laptopami.. Światowy Kongres chce od nas 65 miliardów dolarów, jako zadośćuczynienie roszczeniom z tytułu rekompensaty  „ ofiarom Holokaustu”. I wezwał do bojkotu Polski(????) Żeby Polskę zabojkotować na śmierć.. Żeby była jasność.. Własność ukradzioną i znacjonalizowaną przez komunistów trzeba oddać jak najbardziej, ale nie tylko Żydom, ale wszystkim, którym taką własność zabrano. Ale tylko tym, którzy mają na nią papiery  lub są spadkobiercy, którzy takie papiery mają.. W żadnym innym przypadku, nie należy oddawać, no, bo komu..?

W takim przypadku  jak nie ma właściciela i spadkobierców własności oddawać nie ma, komu, więc w każdym cywilizowanym kraju przejmuje własność gmina, sprzedaje ją – jak najszybciej-, żeby nie stała i nie niszczała- i sprawa załatwiona. W tym przypadku jest inaczej: Światowy Kongres Żydów uważa się za prawnego spadkobiercę własności pożydowskiej, na którą to własność nie ma żadnych dokumentów, ale jedynie dobre chęci, że po linii i na bazie – im się należy. To tak jakbym ja pojechał do Stanów Zjednoczonych, tam się osiedlił, założył światowy Kongres  Polaków i domagał się zwrotu majątków po pomordowanych Polakach przez Niemców, na które nie mam aktów własności, ani dokumentów spadkowych.. Każdy sąd by mnie wyśmiał, tak jak odrzucił pozew  ŚKŻ przeciwko Polsce w Nowym Yorku jakiś czas temu.. Nie dość, że nie mamy wiz amerykańskich – moim zdaniem dlatego, że nie zapłaciliśmy tych 65 , miliardów dolarów - chociaż u boku Amerykanów toczymy wojny światowe, to jeszcze mamy stać się ofiarami  i współuczestnikami Holokaustu.. Skoro III RP nie chce” oddać ofiarom Holokaustu ich mienia” to Światowy Kongres Żydów wzywa do bojkotu Polski.. Jak to „ ofiarom Holokaustu ich mienia”?? A żyją jeszcze ofiary Holokaustu? Wojska właściwie nie mamy, mamy  biurokrację wojskową i cywilów, wielu oficerów, i niewielu żołnierzy.. Ale mamy za to wybory  miss w wojsku, a konkretnie w Wyższej Oficerskiej Szkole Wojsk Lądowych. Wojskowe  celebrytki przechadzały się w nocnej bieliźnie, majtkach i stanikach. Kandydatki prezentowały między innym taniec brzucha, umiejętności wokalne i jazdę na rolkach- tak informuje strona internetowa uczelni. Odbył się również pokaz tresury mężczyzn(???) Studentka oficerka prowadziła kolegę oficera na smyczy.. Prawda, że niezła zabawa? Ja byłem w wojsku, jako podchorąży, w czasach minionych, w roku 1981, w tzw. komunie, ale czegoś podobnego nie widziałem i nie słyszałem, żeby w wojsku organizować tego typu imprezy.. Wojsko – to wojsko, a nie przygotowanie do pracy w burdelach i agencjach towarzyskich.. Szkoda, że strona internetowa Wyższej Szkoły  Oficerskiej Wojsk Lądowych nie podaje, co po imprezie  wyboru miss robili oficerowie i oficerki, gdy już miss została wybrana.. I kogo potem wybrała? Na ile oficerowie zostali wciągnięci w „ zabawę” i jak to się skończyło? Feminizacja wojska trwa, tak jak w  policji.. Widuję patrole policyjne składające się z kobiety i mężczyzny- uśmiechnięci i radośni.. Kotłują państwową benzynę na tzw. patrolach. Głównie polują na kierowców, jakby ich tu obskubać fiskalnie.. Z tego, że klasztor męski, znajduje się naprzeciwko klasztoru żeńskiego może nic złego nie wynikać.. Ale może i  wynikać. Dlatego nie stawiało się klasztoru męskiego naprzeciwko klasztoru żeńskiego.. I tak było dobrze.. WJR

Moralność Kal(isz)ego Gdy Kalisz zabrać Kaczyńskiemu immunitet - dobry uczynek Gdy Ziobro Kaliszowi zabrać immunitet - zły uczynek!

1. Jarosław Kaczyński postąpił honorowo i zrzekł się immunitetu w procesie prywatnoskargowym, który mu wytoczył Roman G. Szacunek dla honorowego postanowienia miesza się jednak z obawami. Oto, bowiem lider opozycji Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, zamiast realizować swój demokratyczny obowiązek patrzenia władzy na ręce, żeby nie obrosła w piórka - będzie wycierał sądowe korytarze. Będzie je wycierał za nic, bo to przecież nie on miotał oskarżenia, tylko się przed nimi bronił. To jemu przecież Roman G. bez cienia dowodów zarzucił zbieranie haków. Przy okazji G. doniósł na samego siebie, bo jeśli widział te haki, to, jako funkcjonariusz państwowy powinien natychmiast złożyć zawiadomienie o przestępstwie.

2. Domyślam się, że Jarosław Kaczyński znajdzie się w trudnej sytuacji. Sąd każe mu udowodnić, że Roman G. kłamał, a żeby to udowodnić, Kaczyński sam będzie musiał dowieść, że wbrew twierdzeniom pana G. - haków nie zbierał. Ale weź tu człowieku wszystko rzuć i udowodnij, że czegoś nie robiłeś, zwłaszcza czegoś tak ogólnikowego i niesprecyzowanego, jak rzeczone zbieranie haków?    

3. Kaczyński zrzekł się immunitetu, czym sprawił zawód sforze czekającej z hucpą, żeby mu ten immunitet odbierać i sporo się przy tym naujadać.  Wśród przebierających nogami do zabierania Kaczyńskiemu immunitetu, rej wodził charyzmatyczny poseł Kalisz z SLD.Z miną zatroskanego państwowca dowodził poseł Kalisz, że immunitet Kaczyńskiego uchyli trzeba, bo to poważna sprawa, nie chodzi przecież, że ktoś o kimś coś powiedział, ale trzeba sprawdzić, czy Kaczyński rzeczywiście haki zbierał.  Taki pryncypialny ten Kalisz!

4. A ja znalazłem w sieci taką wiadomość z 3 marca ubiegłego roku: Sejmowa Komisja Regulaminowa i Spraw Poselskich opowiedziała się przeciwko uchyleniu immunitetu Ryszardowi Kaliszowi, o co wnioskował obecny europoseł PiS Zbigniew Ziobro. Chodzi o publiczne wypowiedzi Kalisza, który stwierdził, że Ziobro popełnił przestępstwo w związku z tym, iż na przełomie lat 2005-2006 r. ujawnił prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu, jako osobie nieuprawnionej, materiały z postępowania w sprawie mafii paliwowej.

5. No i proszę! Jak Kaczyński nazwał Romana G. kłamcą - trzeba uchylić immunitet. A jak Kalisz nazwał Ziobrę przestępcą, (choć Ziobro nie został skazany, ani nawet oskarżony, jego sprawa została umorzona) - to immunitetu uchylać nie trzeba! Zerknijcie państwo w biuletyn sejmowej Komisji Regulaminowej z 3 marca 2010 roku. Kalisz tam był i nie tylko pomówionego przez siebie posła Ziobro nie przepraszał, ale łajał, tumanił, przestraszał. Bronił własnego immunitetu z taką sama pryncypialna miną, z jaką dziś zabiera immunitet Kaczyńskiego. Pomówił Bogu ducha winnego Ziobrę i schował się za immunitet.

6. Powiem państwu, że jako człowieka Kalisza lubię, ale szlag mnie trafia, gdy opierza się on w pióra obrońcy praworządności. Jeszcze mam w pamięci wywiad Danuty Olewnik, która opowiadała, że ministra Kalisza po butach chciała całować, żeby ratował jej brata - bezskutecznie. I pamiętam też jak osaczano posła Gruszkę, żeby się nie dobrał do mafii paliwowej i jak bez zdania racji uwięziono asystenta Gruszki Marcina Tylickiego, z którego zrobiono rosyjskiego szpiega. Oskarżenie to było jedną wielką hucpą, w sądzie rozpadło się w drobiazgi, tyle, że Tylicki swoje odsiedział, a jego matka przypłaciła to śmiercią. Kalisz był wtedy ministrem spraw wewnętrznych.

7. Dziś pan poseł Kali niepotrzebnie traci okazję, żeby w sprawach praworządności siedzieć cicho...

Janusz Wojciechowski

Autor "Listu z Polski" dla wpolityce.pl: "Rząd zaostrzy politykę wobec Rosji, by ratować twarz przed wyborami" Film „List z Polski" Mariusza Pilisa najpierw pokazano w Holandii. Jako pierwszy stawiał pytania, których bali się polscy nadawcy. Holenderska telewizja okazała się bardziej od polskich zainteresowana śledztwem ws. katastrofy smoleńskiej. Polacy mogli go oglądać tylko w Internecie. W filmie wypowiadają się m.in. rosyjski dysydent Władimir Bukowski, historyk prof. Norman Davies, były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, historyk stosunków polsko –rosyjskich prof. Andrzej Nowak, pilot Janusz Więckowski i wielu innych. 5 kwietnia do księgarń trafi książkowa kontynuacja „Listu z Polski", pod tym samym tytułem, napisana wspólnie z Arturem Dmochowskim. Zawiera wnikliwe rozmowy z osobami, które dokumentalista zaprosił do udziału w filmie.

Z Mariuszem Pilisem spotkaliśmy się w dniu warszawskiej promocji książki.

Od powstania pana filmu minęło ponad pół roku. Jak w tym czasie zmieniło się pana postrzeganie katastrofy smoleńskiej? - Szczerze powiedziawszy nie zmieniło się. Mam za to więcej pytań. Wydawało mi się, że przynajmniej kilka fundamentalnych kwestii, związanych z moimi obawami, będzie wyjaśnionych. Liczyłem, że padną jakieś sformułowania w przestrzeni publicznej, które trochę mnie uspokoją. Niestety ich nie ma. Dlatego wydaje mi się, że zarówno film jak i książka są bardzo aktualne. Moje postrzeganie katastrofy wcale nie ulega ewolucji. Elementy, które wydawały się – w cudzysłowie – bardzo stabilne, jak nieprzygotowanie polskich załóg, jakieś naciski, jakieś kłótnie, po kolei zaczynają odpadać. Problem w tym, że w ich miejsce nic nowego się nie pojawia. Oznacza to, że pozostajemy cały czas w orbicie pewnych domysłów, które na pewno nie służą stosunkom polsko-rosyjskim.

Jakie pytania wydają się panu najważniejszymi dziś, prawie rok po katastrofie? - Gdzie są czarne skrzynki? Dlaczego nie mamy wraku? Jak wyglądała cała geneza podwójnych obchodów rocznicy Katynia? I dlaczego Rosjanie w tak nieprawdopodobnie brutalny sposób potraktowali nas swoim raportem? Chyba poza wszelką dyskusją jest, że był on bardzo jednostronny. Nawet przez tych, którzy inwestowali w miłość polsko-rosyjską, jest przyjmowany ze zdziwieniem.

Czy nastąpi odkochanie się polskich władz? - Chyba nam to grozi. I nie tyle będzie efektem dojrzałości prowadzonej polityki zagranicznej, ile zwykłą koniunkturą polityczną, ruchem obliczonym na ratowanie twarzy przed wyborami. Na fali tego, co nazywamy wojną polsko-polską, dominującą nad każdym elementem życia publicznego, możemy w sprawie Smoleńska spodziewać się zaostrzenia polskiej polityki wobec Rosji. Ale wydaje mi się, że niewiele z tego wyniknie, bo nie mamy argumentów. Pozbawili nas ich Rosjanie, albo też pozwoliliśmy im na to. Walka dla samej walki spowoduje tylko podrażnienie Rosji.

A nie uważa pan, że jeśli to zaostrzenie kursu wschodniego miałoby nastąpić, to raczej w styczniu, najpóźniej w lutym, gdy – po publikacji raportu MAK – było już jasne, w co grają Rosjanie? - Katastrofa smoleńska będzie determinować nasze wzajemne stosunki przez długie lata. Dlatego uważam, że to twarde stanowisko należało pokazać jeszcze w kwietniu zeszłego roku. To jest poza dyskusją. Raport MAK obnażył kompletną słabość polskiego rządu i jego strategii miłości. Nie tylko my, prości obywatele, byliśmy zaskoczeni. Ale było widać, że zaskoczony był również rząd. Zakładam, więc, że nie było żadnej strategii, która w jakikolwiek sposób mogłaby być realizowana, gdyby założono, że Rosjanie będą mieli złą wolę. To powinno było się stać, ale znowu się nie stało. Dziś – prawie rok po tragedii – nie mamy polskiej części raportu, mamy za to obowiązującą od kilku miesięcy rosyjską. Wydaje się, że polityka zaostrzania kursu wobec Rosji jest dość logiczną konsekwencją pewnych zachowań naszych rządzących. To wszystko składa się na bardzo pesymistyczny obraz pogorszenia stosunków polsko-rosyjskich.

Ci, którzy interesują się katastrofą smoleńską, pana film znają doskonale. A jakie nowe spojrzenie da im książka „List z Polski"? - Film jest tylko 50-minutowym zmontowanym obrazem rzeczywistości podanym w pierwszej osobie przez narratora, czyli mnie. Siłą rzeczy każda z osób zaproszonych do tego filmu, miała na ekranie ledwie kilka minut. Rozmowy z nimi zajęły mi od godziny do półtorej. Padały w nich niesłychanie pasjonujące słowa, otwierające całkowicie nowe spojrzenie na wiele kwestii, które w filmie się po prostu nie zmieściły. Podzieliłbym je na trzy płaszczyzny. Pierwsza to sama katastrofa smoleńska i to, jak moi rozmówcy ją rozumieją. Z drugiej strony sytuacja Polski i stosunków polsko-rosyjskich na przestrzeni historii. Ale najważniejszym chyba jest kierunek, w którym padają pytania o polskie bezpieczeństwo, o polskich sojuszników, o to gdzie jest nasze miejsce, czy możemy się czuć bezpiecznie, jako naród. Film budowały emocje, w książce zderzymy się z potężną wiedzą, z bardzo szerokim kontekstem widzenia tej części świata. Wydaje mi się, że książka bardziej niż film powinna być obecna na rynkach zachodnich, bo każdy z moich rozmówców podaje pewne definicje, które wspólnie tworzą niesłychanie czytelny obraz Europy Środkowo-Wschodniej w kontekście ekspansji rosyjskiej. I jestem przekonany, że jest to wiedza, której nie mają zachodni analitycy. Rozmawiał Marek Pyza

 Jacek Sasin: „Nie tylko nie ma dobrej woli strony rosyjskiej, ale jest wola manipulowania, zatajania prawdy” Były zastępca szefa kancelarii Lecha Kaczyńskiego w wywiadzie dla „Super Expressu" stwierdził, że prezydent Komorowski nie powinien dać wyraz swojemu niezadowoleniu w związku z prowadzeniem śledztwa ws. Katastrofy smoleńskiej i powinien upomnieć się o prawdę. Jacek Sasin odnosząc się do kwestii raportu polskiej komisji badającej okoliczności katastrofy smoleńskiej stwierdził, że jego zdaniem raport nie będzie wyjaśniał przyczyn katastrofy i nie odpowie na najważniejsze pytania. Spodziewam się, że raport będzie próbą obrony rządu. Taki katalog wytłumaczeń swoich działań bądź ich braku. Przeciąganie daty publikacji to poszukiwanie odpowiedniej daty, którą rząd Tuska uzna za najlepszą ze względów wyborczych. Kluczowe jest coś innego. Nie wiemy jeszcze, co w tym raporcie się znajdzie. Mam jednak pewność, że będzie to tylko przyczynek. Nie będzie wyjaśniał powodów katastrofy, nie odpowie na najważniejsze pytania. Raport komisji Millera musi się, bowiem opierać tylko na tych dokumentach i dowodach, które posiada strona polska. A nie posiada kluczowych, jak wrak samolotu, oryginałów czarnych skrzynek. Raport będzie, zatem miał znaczenie tylko w rozgrywkach politycznych w Polsce - stwierdził Sasin.

W dalszej części wywiadu Jacek Sasin oskarżył rząd Donalda Tuska o „realizowanie rosyjskiego scenariusza" i „podejmowanie z Moskwą gry przeciwko własnemu prezydentowi". Były zastępca szefa kancelarii prezydenta Kaczyńskiego wyraził też swoje obawy związane z treścią raportu, w której jego zdaniem mogą się znaleźć informacje mające na celu zasłonić inne ważne sprawy związane z katastrofą. Właśnie temu ma służyć ostatni wysyp informacji i działań mających odwrócić uwagę od najważniejszych pytań. Te plotki o naciskach są już dziś o tyle bezsensowne, że dobrze wiemy, iż piloci podjęli decyzję o tym, że lecą na inne lotnisko. Niedawno mieliśmy jednak plotki o jakimś filmie, na którym gen. Błasik miał się kłócić z kpt. Protasiukiem. Kompletnie zmyślona historia pojawiła się w kilku tekstach „Wyborczej". Możliwości są dwie. Dziennikarze „Gazety" spreparowali te informacje sami albo ktoś im je podsunął. Od samego początku jest tu próba przerzucenia winy na ofiary - stwierdził Jacek Sasin. Sasin zarzucił też stronie rosyjskiej utrudnianie śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, unikanie odpowiedzialności i preparowanie dowodów. A jak inaczej nazwać to, że w stenogramach z czarnych skrzynek nie było kluczowych informacji? Albo występowały w nich takie zdania, których nie ma na nagraniu?! Przecież owo „jak nie wyląduję to mnie zabije" kursowało w mediach niemal, jako dowód na winę Lecha Kaczyńskiego! Do preparowania dowodów dochodzi utrudnianie śledztwa, brak współpracy z polskimi śledczymi. Nie tylko nie ma dobrej woli strony rosyjskiej, ale jest wola manipulowania, zatajania prawdy. W takiej sytuacji powinniśmy o tym głośno mówić. I prezydent powinien głośno dać wyraz swojemu niezadowoleniu i upominać się o prawdę - oświadczył Jacek Sasin w wywiadzie dla „Super Expressu". Super Express

Bank? czy gang? cz.1/wstęp/Drodzy blogerzy, czy zgodzicie się ze mną, że, cechą oszustów jest to, że starają się ukryć, swoje dane by uniemożliwić dojście do siebie, i działają przez podstawione osoby?, Paraliżując próby reklamacji.* Nie od dziś są powszechne bezsilne żale na bez względną rabunkową działalność banków, utrudniającą rozwój kraju i rujnującą obywateli. Wszystko wskazuje na to, że niektóre holdingi bankowe mają jakiś interes w zahamowaniu rozwoju gospodarczego Polski, utrwalenie kryzysu i nędzę społeczeństwa. Nie od dzisiaj płynie lawina skarg na banki od ich klientów. Lawina znajdująca czasem hamowane odbicie w mediach. Jest to najbardziej powszechne przy kredytach długoterminowych i hipotecznych. Pojęcie uczciwości i kodeksu handlowego zasad prawnych są dla wielu banków rzeczą obrzydliwą, a podstępne mataczenie i manipulowanie dla oszukania klienta w celu złego rozporządzeniem swoim mieniem jest rzeczą powszechną./k. karny przewiduje ściganie tego z urzędu/ Rządowi tuska, dla przedłużenia za wszelką cenę swego maksymalnego żałosnego trwania obok kontynuowania niekorzystnej prywatyzacji mienia społecznego /za bezcen/,- rujnującej w miarę nowoczesne zakłady i zwiększającej bezrobocie / wiadomo że kupcy nie są idiotami i widząc że sprzedający wszelką cenę chce sprzedażą ratować swoje trwanie, dają coraz niższą cenę,/ bierze się za dalszą prywatyzację banków. Ostatnio tuskorząd równolegle do nagonki na mające tradycję narodową kasy "SKOK" i ograbienia z środków na rozwój NBP ,dąży do pozbycia się wpływów na ten bank.-Mimo że przynosi on dalekosiężne zyski i ma nadzorować komercjalne banki. > Ponieważ się zbliżają wybory, ostatnio wicepremier od gospodarki Pawlak w Wirtualnej Polsce wypowiedział wojnę bankom w skandalicznie haniebny sposób oszukujących klientów. Wojna ta ma dotyczyć tylko jednego sposobu nieuczciwego systematycznego comiesięcznego kolonialnego wyzysku Polaków, dotyczy to tzw. spreadów tj. manipulowania kursami dewizowymi, i ignorowania kursów NBP. Dotychczas za zaniechanie tego żyłowania i respektowanie kursu NBP banki pobierały i pobierają jednorazowy haracz. Haracz ten jest szczególnie wysoki w przypadku Noble Getinbanku, najbardziej chyba maksymalnie, do granic możliwości, oszukującego klientów i mającego do nich najbardziej lekceważący stosunek. /Sam w imieniu klienta, którego reprezentuję i na jego żądanie opłaciłem teki haracz, bo jednorazowy haracz był w sumie nieco niższy od comiesięcznego rozboju./ >Panie Pawlak w pokerze istnieje pojęcie "sprawdzam", pozwoli P. że w swoim i klientów banku imieniu powiem P. sprawdzam Pana. pokerową zagrywkę, mam nadzieję ,że jeszcze przed wyborami, inni P. wyborcy zawołają: "sprawdzam" szczerość P. wypowiedzi. Sądzę, że sprawi P. nie tylko najbliższe zaplecze, czyli najbogatsi rolnicy, ale ci średniacy, kredytobiorcy niewolnicy mniej lub bardziej nieuczciwych banków zaczną nieco ufać P. słowom. Sądzę, że być może nie będzie P. kontynuował tzw. już przysłowiowej tyskometody obiecywania Irlandii. Źle Pan wychodzi na tym sojuszu z PO. Sądzę, że niech P. zmieni orientację a obywatele i PIS puszczą w niepamięć P. udział wspólnie z tuskiem w nocnym zamachu stanu przeciw Premierowi Olszewskiemu. Był Pan wtedy młodym niedoświadczonym naiwnym politykiem. Wróćmy do banków żeby nie opierać się na teoriach dalej zajmę się kolejno konkretnymi rodzajami kredytów i wkładów i konkretnymi bankami. Postaram się korzystać z rozluźnionej solidarnej zmowy milczenia i przyrzeczonej informacji od innych banków stosujących mniej drastyczne metody o metodach mataczenia ich bardziej niesolidnych konkurentów. Morze w końcowych odcinkach wpisów wspólnie z blogerami uda mam się zrobić ranking banków. Może też ekonomiści blogerzy wysuną pod dyskusję sposoby choćby częściowego ratunku przed dławiącym uściskiem banków. /W końcowym odcinku wpisów wysunę też 2 propozycje, choć nie jestem ekonomistą/ Na początek omówmy politykę kredytową i obsługę oszczędności na przykładzie wg. mnie najgorszego i najbardziej lekceważącego i wyzyskującego klientów banku :- Noble Getinbanku. Noblebank jest wydzieloną do udzielania kredytów filią Getin Banku. i wchodzi w skład holdingu Getin Holding SA. W skład tegoż holdingu wchodzą: w podejrzanym celu stworzony pośrednik Open Finanse. Wbrew kłamliwie rozpowszechnianym informacjom że holding jest Polski i do obsługi Polski w jego skład wchodzą też: Sombel Bank /ukraina/;Plus Bank /Białoruś/,\;Carcade Leasing/Ukraina; Credit Zone/ Romunia; Noble Securietes; Noble Funds TFI i szereg innych. Związanie Noble Getinbank z krajami postsowieckimi, częściowo tłumaczy traktowanie klientów, jako bezwolnej niewolniczej masy przeznaczonej do wyzysku, traktowanej jak dawniej w epoce kolonialnej traktowano murzynów. Obecnie murzyni są bez porównania lepiej traktowanie od mieszkańców młodych demokracji, których rząd nie interesuje się losem swoich obywateli a może ma też jakiś interes w ubożeniu społeczeństwa /szczegóły i przykłady w następnych odcinkach wpisów //Niedawno pełnomocnik Wojewody mazowieckiego w rozmowie telefonicznej w innej sprawie wyraził słuszna opinię że holdingi z kapitałem mieszanym a polską załogą traktują klientów mieszaną dozą postkomunistycznej pogardy i resztką kolonistycznych resymentów właścicieli niewolników/. Podaną strukturę Holdingu można wygrzebać w internecie. Można też dowiedzieć jak brzmią nazwiska przewodniczącego RN i Prezesa Zarządu Getin Banku. Nie można natomiast nigdzie dowiedzieć się jak brzmi adres internetowy tych Panów, jak i również adres internetowy Dyrektora departamentu kredytów /ani o istnieniu takiego departamentu/. Powyższe uniemożliwia złożenie odwołania od decyzji na ich ręce bez pośrednictwa osoby upoważnionej do negocjacji, która bez przerwy ,kilkanastokrotnie zmienia decyzje prawomocne w świetle prawa handlowego i dobrych obyczajów, żąda po wielokroć tych samych dokumentów i przeciąga sprawę tygodniami wynajdując sposoby na zgarnianie dodatkowych pieniędzy odklienta. Dzwoniąc do banku z prośbą o podanie adresów emailowych tych panów dowiadujemy się, że jest to niemożliwe./nawiązanie do pierwszych akapitów niniejszego wpisu*/ Idąc do wojewódzkiego szefa Departamentu Kredytowego Noblebanku, powiadujemu się od recepcjonistki naprzód, że szefa niema w biurze a później że jest zajęty. Po złożeniu kopii dokumentów bezskutecznie oczekuje się na obiecany telefon. Inaczej postąpił ku memu zdziwieniu dyrektor oddziału Fortis Banku, to, którego nie mając jeszcze ściągniętego składu Holdingu przez pomyłkę zawędrowałem, przyjął mnie natychmiast udzielił, wszelkich możliwych wyjaśnień i porad, zaoferował ewentualną pomoc leżącą w jego możliwościach. Obecnie wszędzie w świecie w krajach cywilizowanych i nawet mniej cywilizowanych istnieje conajmniej dwu instancyjny system odwoławczy, z wyjątkiem działającego w krajach posowieckich i w Polsce Noblebanku. W tej sytuacji po umieszczeniu paru odcinków tego cyklu, umieszczę odwołanie do P. Przewodniczącego R.N. dr. Leszka Czarneckiego -jednego z udziałowców i Prezesa Zarządu Noblebanku, odwołanie w formie listu otwartego. Mam nadzieję, że w uznaniu P. dr. za honorowego człowieka różnych instytucji, pisane słowo honor nie czyta się, jako horror. A na marginesie chciałbym się zapytać, jakie monitowanie styku banków, posłów rządzącej koalicji i wyższych urzędników państwowych prowadzi Pani Pitera? i czy prowadzi takie monitowanie?. Podniesie się nagonka na mnie od zainteresowanych i ich pełnomocników, że coś insynuuję ja nic nie insynuuję tylko pytam?. Chyba mi wolno pytać i chyba obywatele nie mają jeszcze całkiem, wzorem niezależnych mediów, za plastrowanych ust. W następnych odcinkach omówię sytuację i sposób działania Noblebanku na przykładzie kredytów hipotecznych udzielanych w obcej walucie, bo takich kredytobiórców jest olbrzymia ilość. / i sytuacja jest mi najlepiej znana m.in. z udzielonego pełnomocnictwa/, oraz opiszę jak są zawierane umowy i jakie są prowadzone matactwa przy prowadzeniu kont, jak się bronić przed tymi matactwami uzasadniającymi nazwanie moim zdaniem bank nie tyle za złodziejski a wręcz za rozbójniczy /różnica między złodziejstwem a rozbojem jest znana/.
Apeluję do blogerów i ich znajonych by swoje przykre doświadczenia z bankami podawali w komentarzy do tych wpisów, ewentualnie przesyłali na mój adres e-mailowy: kajeka@wp.pl ,/jeżeli by Bank chciał mi wytoczyć proces do czego zachęcam to po wyslaniu zapytania podam swoje konieczne do tego dane/ Przesłane materiały postaram się umieścić w mediach nie przekupionych przez banki ogłoszeniami. Proszę też zgłoszać się do uczestnicwa w organizowanej na Facebook,u grupy znajomych "antybank" dla wspólnej obrony i ewentualnie dla skorzystania z instytucji pozwów zbiorowych. /wiadomo w grupie siła a tylko z siłą się liczą rozbójnicy/.

Ciąg dalszy w cz.2. kajeka

Kulisy manipulacji Noble banku, wydzielonego oddziału do rozbójniczych matacji Getinbanku Wydzielony Noble ma po całym mieście rozrzucone oddziały Open Finanse, stanowiący 3 stopień utajnienia Getin Banku. Potężna kosztowna, nachalna i kłamliwa reklama we wszystkich mediach napędza naiwnych zarówno do Open Finanse jak Noble Banku. Bank wychodzi z filozofii że należy klientów zdobywać nie uczciwym postępowaniem a kłamliwą reklamą. Reklama twierdzi że jest do najbardziej przyjazny klientowi bank a jest całkowicie odwrotnie. Im więcej reklamy to tym większe intencje ograbienia klienta. Kłamstwa zaczynają się już od początku od odwiedzin w Open Finanse. Dowiemy się na stępie że Open finanse reprezentuje wiele banków i wybierze dla nas najlepszy bank i najkorzystniejszą ofertę. /Noblebank do wstępnych machinacji wyznacza przeważnie sprytnego przedstawiciela z Open Fnanse nazywając go opiekunem klienta/. Tymczasem Open Finase reprezentuje wyłącznie jednego kredyto dawcę Noblebank i nie ma w czym wybierać. Oczywiście możemy pojechać na Białoruś lub Ukrainę i wziąć, podejrzewam że znacznie korzystniejszy kredyt w bratnich filiach Getinbanku w tych krajach. Usługa Noblebanku jest najgorsza ze wszystkich propozycji innych banków min. z powodu lekceważenia wszystkich przyjętych przez bank warunków podpisanych przez siebie umów. Kilka przykładów. W podpisanej przez bank umowie w części integralnej umowy w tabeli prowizji jest klauzula, podobna do klauzuli w innych bankach że za aneks bank pobiera prowizję w wysokości 200zł. Inne analizowane banki trzymają się tej klauzuli, natomiast Nobilbank ,pobiera za karencję w spłacie części kapitałowej kredytu/dopisując do zadłużenia klienta/ dodatkowe procentowe opłaty. Przy kredycie na 3 pokojowe mieszkanie gdy umowa jest we frankach to po przeliczeniu całkowite opłaty tylko za aneks sięgają nawet do 47.000zł /czterdzieści siedem tysięcy zł/.
Po przeliczeniu przekazanej dewloperowi wpłaty w złotych na franki naliczeniu procentu za aneks we frankach wielkość kredytu wzrasta o 15.000franków a po i przeliczeniu franków znowo na zł znowu na zł. po kursie banku różnym od kursu NBP ,całkowita suma za karencję sięga 47.000zł. /Suma niewiarygodna, ale mam na to dokumenty i jeżeli ktoś nie wierzy udostępnię je/. Należy zauważyć że bank nie pobiera od Banku szwajcarskiego odrazu całej sumy franków. Opłaca za zarezerwowanie i ubezpieczenie kredytu i już na tym ma kolosalny zarobek. Ostatnio w okresie przedwyborczym nawet vice premier raczył zauważyć ten rozbój. Noblebank potrafi przez swojego tzw. opiekuna klienta przemycić wśród podpisywanych kilkudziesięciu kartek jednego aneksu strony drugiego aneksu za które pobiera dodatkowe opłaty. Bank w żadnych szczegółach od mających marginalne znaczenie , do istotniejszych nie szanuje szczegółów podpisanej przez siebie umowy. Np. za przesunięcie o 5 dni daty spłaty kredytu żąda tylko 200zl + nieznane koszty związane terminu spłaty KW rzędu paru tys. zł. //ile 2 czy 3tys./ W umowie podaje że opłaty za wpisy hipoteczne bierze na siebie a w rzeczywistości opłaty potrąca z konta klienta, każąc mu dodatkowo przesyłać do każdego swojego wydziału coraz nowe wyciągi z hipoteki, które mu hipoteka już przesłała. Przykłady można by mnożyć.
Bank odmawia przesłania szczegółowej historii zwiększenia obciążenia salda kredytu i potrąceń, co uniemożliwia zorientowania się w jego machlojkach. Inne banki udzielają karencje w spłacie kapitału za 200zł, bez horendalnych dodatkowych opłat i gwarantują kredytobiorcom możliwość samemu ustalania wielkości opłat i wcześniejszą spłatę kapitału bez pobierania za to 10% karnych opłat jak robi Noblebank. Przy tych manipulacjach łamane są przepisy art.286, 303,304 K.K. obowiązujące wszystkich obywateli ,ale jak widać nie Nobil banku. Proszę więc samemu ocenić czy to jest bank przyjazny klientowi jak się reklamuje. Jeżeli jest przyjazny to swoim zarządzającym: wg Wirtualnej Polski, zarobki oficjelii banku kształtują się: prezes-holdingu Radosław Boniecki zarobił jedyne" 1 mln 608 tys. zł. Natomiast już prezes samego Getin Noble Banku, Krzysztof Rosiński zainkasował 5 mln 309 tys. zł. Najwięcej zarobił na tym oczywiście główny udziałowiec spółki, trzeci na liście najbogatszych Polaków - Leszek Czarnecki, wypłacił sobie 7,7 mln zł pensji z racji pełnienia funkcji szefa rady nadzorczej. Konieczna jest ustawa że procentowa opłaty bankowe za aneksu i inne opłaty nie mogą przekroczyć kwoty np.700zł. Należy usprawnić obrót państwowymi obligacjami by można je było niezwłocznie sprzedać. A pochodzące ze sprzedaży kupić by dać większą alternatywę, poza lokatami bankowymi. Jeżeli Noblebank uważa że w czymś w jakimś szczególe mijam sie z prawdą - to droga sądowa jest przed nim otwarta. CDN.-

W następnym 3 odcinku, opiszę historię i sposób zawarcia jednej z umów Noblebanku.
P.S. N koniec-apel do tych dwóch osób które przesłały mnie 2 informację:
1/ Informację z wykaz nazwisk krajowych osób zajmujących ważne stanowiska, którym Noblegetinbank udzielił nie oprocentowane umarzalne kredyty. /Nawet nie mam pojęcia, że takie stanowiska istnieją./
2/ Informację łamanym językiem polskim, że Plus Bank /białoruska filia holdingu/ pośredniczy w przesyłaniu pieniędzy /prominentów białoruskich?/ na zachód. Nie znam się na prawie bankowym i nie wiem czy to legalne.
Apeluję to tych osób by przesłały mi jakieś ksera dokumentów potwierdzających powyższe. Ksera łatwo przesłać skanując je do komputera i przesyłając, jako załączniki do
e-maili wysłanych na adres: kajeka@op.pl Ksera nie są dowodami w sądach, ale są wystarczające jak sądzę by zainteresować nimi blogierów i dziennikarzy.
Bez nich informacje są bezwartościowe. Informatorzy nie powinni obawiać się dekonspiracji, gdyż po przesłaniu z komputra kawiarenki internetowej i wykasowaniu historii ,żaden diabeł nie dojdzie kto ani skąd nadał dokumenty.
link -salon24.pl/ -[ważne. ciekawe, lwowiak 1935]

dzialaczsta's blog

Brazylijskie wykłady gen. Sosnkowskiego W listopadzie 1944 roku, b. Naczelny Wódz generał Kazimierz Sosnkowski poprosił o trzymiesięczny urlop i udał się do Kanady w celu odwiedzenia synów. Oczekiwane wezwanie z Londynu nie nadchodziło, a kilkukrotnie przedłużany urlop przemienił się w końcu w przymusową emigrację. W końcu 1946 roku Prezydent Raczkiewicz zaproponował Generałowi objęcie teki ministra obrony narodowej w rządzie emigracyjnym. Sprawa ta stała się nieaktualna, gdy w marcu 1947 roku władze brytyjskie odmówiły Sosnkowskiemu wizy wjazdowej do Wielkiej Brytanii. W tym samym czasie również władze amerykańskie uniemożliwiły Generałowi podróż do Stanów Zjednoczonych. W marcu 1947 roku Brytyjczycy zakomunikowali polskim władzom wojskowym w Londynie, że z dniem 1 maja gen. Sosnkowski zostanie zwolniony z Polskich Sił Zbrojnych. W tej sytuacji rząd polski na emigracji przyznał Generałowi pensję w wysokości około 300 dolarów kanadyjskich, która wypłacano jedynie do września 1949 roku. Także zakupiona na przełomie 1946 i 1947 roku niewielka farma w Arundel (ok. 100 km od Montrealu) nie przynosiła dochodów. Mimo rozlicznych trudów dziennego Generał na bieżąco śledził wydarzenia na świecie, w tym w okupowanej Polsce. Z goryczą obserwował politykę mocarstw zachodnich wobec Stalina. Mając wreszcie od połowy 1949 roku możność swobodnego poruszania się po kontynencie amerykańskim, dość często bywał w Stanach, choć wiązało się to kłopotami finansowymi. Zapraszany na różne uroczystości, stał się jedną z najbardziej znanych i szanowanych postaci polskiej emigracji. W lecie 1952 roku dzięki pośrednictwu Alfreda Jurzykowskiego – swego b. adiutanta z 1920 roku, został zaproszony przez brazylijskiego Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych, do wygłoszenia cyklu wykładów w tamtejszej Akademii Sztabu Generalnego. Wykłady te świetnie oddają spojrzenie Generała na problemy światowej strategii politycznej i militarnej. Punktem wyjścia dla rozważań Generała była teza, iż w wyniku II wojny światowej „demokracje Zachodu odniosły imponujący tryumf w znaczeniu czysto militarnym, lecz wszystkie polityczne owoce zwycięstwa zebrała Rosja Sowiecka”. Sosnkowski uważał, iż w trakcie II wojny światowej przywódcy świata zachodniego popełnili wielki błąd wysuwając na plan pierwszy zagadnienia militarne, co sprawiło, że „Hasło wypierało coraz bardziej idee polityczne, aż w końcu zastąpiło je niemal całkowicie”. To upośledzenie kwestii politycznych „i w związku z tym brak koncepcji i przewidywań, dotyczących przyszłości Europy – wszystko to doprowadziło, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, do znacznego, często rozstrzygającego wpływu czynników wojskowych na decyzje o charakterze wybitnie politycznym. W warunkach podobnych najważniejsze postanowienia pobierane były nie tyle z punktu widzenia dalekosiężnych skutków dla powojennego układu świata, lecz pod znakiem doraźnych potrzeb wojny.” O dominacji spraw militarnych najdobitniej świadczy memoriał amerykańskiego sztabu wojsk lądowych z sierpnia 1943 roku, zawierający twierdzenie, że „Rosja jest decydującym czynnikiem w wojnie; że będzie ona panującą potęgą w Europie powojennej; że musi, przeto otrzymać wszelką pomoc i każdy wysiłek winien być podjęty, aby uzyskać jej współdziałanie.” Innym źródłem - wedle Generała – nieustannych ustępstw przywódców Zachodu wobec Stalina była działalność agentów sowieckich oraz „użytecznych idiotów”, którzy wywarli wielki wpływ na podjęcie wieku fatalnych i brzemiennych w skutki decyzji. „Częściowo przez ignorancję – dowodził Sosnkowski - ulegano w Ameryce podszeptom perfidnej propagandy, szerzonej od wewnątrz przez piąte kolumny i komunistyczne konspiracje, przenikające głęboko w publiczne i polityczne życie Stanów Zjednoczonych. Dzięki owej ignorancji wierzono, ze Politbiuro wyrzekło się planów rewolucji światowej; że Stalin jest to „porządny człowiek”, który mówi prawdę, dotrzymuje słowa i w gruncie rzeczy gotów jest do przyjaznej współpracy ze światem Zachodu; że pragnie on szczerze niepodległości i wolności państw sąsiadujących z Rosją Sowiecką. Przyjmowano za dobrą monetę zapewnienia Stalina, ze chce on tylko zabezpieczenia Rosji przed nowymi inwazjami ze strony Niemiec, a więc rad by widzieć w państwach ościennych rządy pozbawione antyrosyjskiego kompleksu, które dawały by gwarancje, że nie sprzymierzą się z Niemcami przeciwko Sowietom. Tacy zakonspirowani agenci, występujący na zewnątrz w „w szacie uczciwych i lokalnych obywateli, w masce liberałów i humanitarystów, filozofów, wolnomyślicieli i pacyfistów, są o wiele bardziej niebezpieczniejsi od komunistów jawnych, występujących legalnie w politycznym życiu państwowym, na terenie parlamentów, czy na gruncie związków zawodowych”. Ich działalność wspierana była przez wszechobecnych „fellow travelers” oraz obałamuconych intelektualistów liberalnych, dominujących w mediach i na uniwersytetach. W przypadku Wielkiej Brytanii, na której czele stał premier Winston Churchill, który w latach 20. w szeregu świetnych przemówień odsłonił bezlitośnie oblicze komunizmu oraz cele Rosji Sowieckiej, źródłem tragicznych decyzji był - zdaniem Generała – „ raczej oportunizm i cynizm polityczny, zawsze chętny i gotów czynić towar sprzedażny z cudzych interesów narodowych i z cudzych nieszczęść”. Sosnkowski wspomina przy tym swoje rozmowy z Brytyjczykami, podczas których na pytanie, „dlaczego sojusznikom zachodnim zdaje się zależeć na tym, aby w wojnie następnej naród polski był przemocą zmuszony walczyć przeciw Zachodowi, z którym czuje się związany węzłami tradycji, kultury i sposobu życia, przeciwko obozowi, któremu z instynktu i z przekonania Polacy chcą pozostać wierni. W rozmowach takich patrzono na mnie z niekłamanym zdumieniem, lub zgoła podejrzliwie, a w toku wymiany zdań odnosiłem wrażenie, że moi interlokutorzy uważają mnie za człowieka, który postradał zdrowe zmysły, a co najmniej zdolność trzeźwego sądu o rzeczach i sprawach”. Z tego też względu wszystkim, którzy wierzyli Stalinowi i bronili go na każdym kroku, a dzisiaj w obliczu powstania potężnego imperium komunistycznego i zniewolenia wielu europejskich narodów, skarżą się na niedotrzymanie słowa przez tyrana, należy się – wedle Generała - odpowiedź: „you should have known belter”. Przechodząc do analizy obecnej sytuacji międzynarodowej, generał Sosnkowski jednoznacznie zadeklarował, że zgadza się „całkowicie z twierdzeniem Whittakera Chmabersa , że wstrząs, przez który świat dzisiaj przechodzi, jest kryzysem totalnym: religijnym, moralnym, intelektualnym, socjalnym, politycznym, ekonomicznym. Przebieg i wynik obecnych zmagań, a więc i epoki dziejowej zależy niechybnie od stopnia powodzenia, jaki zdoła osiągnąć ofensywa komunistyczna w wymienionych powyżej dziedzinach ludzkiego ducha, ludzkiej myśli, ludzkiego działania. Jeśli uda się komunistom, owładnąć trzema dziedzinami najważniejszymi, mianowicie: religijno-moralną, intelektualną i polityczną, los cywilizacji chrześcijańskiej będzie przypieczętowany”. Bardzo znamienne są słowa Generała wskazujące na duże znaczenie wiary, stanowiącej najistotniejszą, najgłębszą potrzebę duszy ludzkiej. „U podstaw każdego kryzysu- mówił Sosnkowski - leży załamanie się zaufania, a w następstwie pragnienie zmiany i odnowy. Pomimo odmiennych pozorów człowiek o wiele silniej łaknie strawy duchowej, idealnej, niźli wartości materialnych”. To ograniczenie znaczenia wiary oraz pierwiastków moralnych w polityce było – zdaniem Sosnkowskiego - postawą samobójczą.Te rozważania były wstępem do próby odpowiedzi na pytanie, gdzie leży siła atrakcyjna komunizmu, na czym polega jego zdolność oddziaływania na wyobraźnię ludzi różnorodnych warstw społecznych w bardzo różnych krajach. „W dociekaniach swoich – stwierdzał Generał - dochodziłem do przeświadczenia, że poza skłonnością do idealizmu społecznego muszą istnieć w duszach ludzkich inne jeszcze czynniki, ułatwiające czerwonym ich grę, skoro dobrobyt powszechny, coraz większe zacieranie się różnic socjalnych poprzez niwelującą politykę podatkową i poprzez rosnącą socjalizacje gospodarki kapitalistycznej w krajach Zachodu, nie eliminuje komunizmu całkowicie, a jedynie osłabia jego siłę przyciągania. Myślę więc, że musi tutaj grać, i to grać silnie, czynnik moralny, a człowiek, który się szamoce w poszukiwaniu ideału czy światopoglądu, w dzisiejszym świecie staje często wobec pytania, co jest bardziej pociągające: czy brutalna szczerość komunistów, którzy czynią zło, nie przebierając w środkach, ale i nie udając przy tym aniołów, czy też obłuda strojąca się w maskę cnoty, a więc cecha, niestety przenikająca coraz głębiej we wszystkie dziedziny życia naszej cywilizacji.” Ideologia komunizmu obiecująca budowę nowego, sprawiedliwego ładu na świecie jest bardziej atrakcyjna od zachodniej koncepcji obrony istniejącego porządku. Ten brak wyraźne alternatywy sprawia, że „Świat komunistyczny ma wizję nowego ładu na ziemi, wizję złą i sprzeczną z prawem boskim i z prawem naturalnym, – ale ją posiada i do jej zrealizowania dąży przebojem, z mocą i konsekwencją. Świat Zachodu wizji przyszłości stworzyć dotychczas nie potrafił, a co więcej, często sprawia wrażenie bezradności, graniczącej z chorobą woli i wikła się przy tym w coraz to jaskrawsze sprzeczności.” I dopowiada następnie: „Czyż to (…) nie przywodzi na myśl okrętu, pozbawionego busoli w obliczu bliskiej burzy?... Czyż obraz ten nie przypomina człowieka, który w przełomowej chwili życia, pogubiwszy drogowskazy moralne, staje w niepewności, jaki kierunek ma obrać wśród labiryntu poplątanych i krzyżujących się ścieżek?”. W efekcie Sosnkowski stawia tezę, że jedynie siła moralna skojarzona z siłą fizyczną może być podstawą recepty na sukces w walce z komunizmem. Niezbędna jest odnowa moralna Zachodu, który „ideologię swoją wyznaje ustami, ale podstawowych zasad jej nie przestrzega w praktyce ani sercem, ani czynem. I ludzie i instytucje zachodniego świata zdają się pilnie potrzebować zreformowania, udoskonalenia, naprawy, a przede wszystkim oczyszczenia z zabójczych toksyn nieszczerości i zakłamania. Kłamstwo i nieszczerość zdolne są zabić każdą najżarliwszą choćby wiarę, a wątpliwości posiane w duszach jednostek, łącząc się i zlewając w strumienie, wyrosnąć mogą w rzekę powszechnego zwątpienia.” W tym sensie współdziała bezwiednie z komunizmem „każdy kapłan, który więcej dba o dochody parafii, niźli o dobro duchowe parafian”, każdy chrześcijanin, „który przestrzegając pilnie symbolicznych gestów i obrządków zapomina, że u podstawy nauki Chrystusowej jest miłosierdzie i miłość bliźniego”, każdy polityk, który „wyrzuca za burtę, jak zbędny balast, zasady moralne w polityce, który głosząc hasła równości i prawa, sprawiedliwości i wolności kupczy cudzymi ziemiami, wolnością jednostek i wolnością narodów, zdradą płaci za wierność, którzy wierzy, że w czasach dzisiejszych da się, wbrew prądom nurtującym ludzkość, niewolą połowy świata okupić wolność dla drugiej jego połowy”. Reasumując, Sosnkowski stwierdzał, że główną przyczyną sukcesów komunizmu jest kryzys wiary w moralne wartości Zachodu i rosnące przeświadczenie, że cywilizacja zachodnia jest nieuleczalnie chora. Apelując o powrót moralności do polityki, zdecydowanie krytykował koncepcje George’a Kennan’a autora „American Diplomacy” zalecającego odrzucenie prawno-moralnego podejścia do polityki międzynarodowej, porzucenie idealizmu na rzecz realizmu w polityce. Kennan potwierdził swoją tezę w artykule „America and Russa’s future” w „Foreign Affairs” z kwietnia 1951 roku, wskazując – wedle Generała - ze „rad by widzieć w koncercie mocarstwa (..) Również Rosję Sowiecką – oczywiście Rosję doprowadzoną do stanu spokojnej „koegzystencji”, a w zamian za to całą, niepodzielną i nieskrzywdzoną przez emancypacyjne dążenia ludów ujarzmionych przez nią w ciągu wieków”. Przyjęcie tej koncepcji oznaczało, zdaniem Sosnkowskiego – wyzbycie się przez Amerykę reszty przewagi moralnej i wpływu duchowego na świat współczesny. To zaś „Tęskne zerkanie ku wzorom XIX wieku, ku metodom mocarstwowego egoizmu, opierającego budowanie pokoju światowego na osławionej równowadze sił, połączonej zwykle z uciskiem, nie tylko pokoju nie przyniesie, lecz zgoła przeciwnie, prowadzi do zguby.” Nie będąc w stanie zrozumieć przyczyn wysuwania postulatów wyeliminowania z polityki międzynarodowej zasad moralnych, słusznie podkreślał, że „Świat komunistyczny wszystkie te fakty z tej dziedziny skrzętnie notuje wykorzystuje dla celów propagandowych, jako nieodparte dowody degeneracji Zachodu. W praktyce stosowanie tez podobnych musiałoby doprowadzić demokracje Zachodu (…) do utraty resztek zaufania, owej nieoszacowanej wartości, którą tylko z trudem niezmiernym daje się odbudować”. Taka polityka oznaczała utrwalenie podziału świata na dwie połowy, przy czym jedna cieszyłaby się wolnością, druga zaś skazana byłaby na niewolę. Podkreślał przy tym, iż iluzją jest nadzieja na przeczekanie, przetrzymanie komunizmu. Na niej wyrosły w Ameryce dwie szkoły myślenia – „Jedna z nich rada by rozbudować Amerykę w Gibraltar wolności, redukując przy tym pomoc amerykańską dla Europy i Azji, zwłaszcza w zakresie sił lądowych i przydziału środków pieniężnych. Oczywiście, redukcja podobna musiałaby w obu tych częściach świata wywołać nieobliczalne w skutkach wrażenie, że pozostawiono je własnemu losowi. Druga szkoła nie posuwa się tak daleko, lecz głosi tezę mniej zrozumiałą i jeszcze niebezpieczniejszą, albowiem opartą na iluzji, iż obecny stan rzeczy da się przeciągnąć przez dłuższy okres czasu, przez lat dwadzieścia, trzydzieści; ze Ameryka ze swymi zasobami zdoła wytrzymać ciśnienie polityczne, ekonomiczne i psychiczne, związane z długotrwałym pogotowiem zbrojnym”. Zwolennicy nowego kongresu wiedeńskiego, polityki „koegzystencji” nie uwzględniali w swoich koncepcjach natury komunizmu, nieuznającego żadnych traktatów, żadnych „linii podziału”, żadnych ograniczeń w swojej ekspansji. Taki „pokój” musiałby być „pokojem zbrojnym”, którego „koszta zdolne są rozsadzić najmocniejszą gospodarkę typu zachodniego”. Podobna chęć zawarcia pokoju za wszelką cenę była charakterystyczna także dla lat 30. XX w. , kiedy mówiono o pokoju równie wiele i gdy powszechna niechęć do wojny była nie mniej silna; ludzie lubiący filozofować rozstrzygają słuszność przysłowia łacińskiego „si vis pcem para bellum” i uświadamiają sobie, że bieg wypadków, nigdy nie pozostawał z nim w zgodzie.” Oto, dlaczego, mimo urzędowych obietnic pokoju, „wszędzie, gdzie ludzie się spotykają, wyczytać można na ich ustach pytanie:, jakie są prawdziwe zamiary Rosji Sowieckiej?” Zdaniem Sosnkowskiego złudne były przypuszczenia, że po śmierci Stalina dojdzie do zasadniczych zmian w Rosji Sowieckiej, które sprawią, że porzuci ona swe imperialne plany. „Szef” ukazując, iż zgon Lenina i długotrwałe walki Stalina o władzę nie naruszyły podstaw systemu, wskazywał ponadto, że „Ustrój komunistyczny w Rosji w ciągu prawie czterdziestoletniego istnienia zakorzenił się i okrzepł na tyle, że zmiana jednostek u góry nie może ani zmienić jego istoty, ani naruszyć jego fundamentów. Rosja, jako kolebka i centrala wojującego komunizmu, nie jest po prostu w stanie zaprzeć się swej misji dziejowej, którą upatruje w przewrocie powszechnym; ustrój sowiecki jest w swej treści i w praktyce rewolucją w permanencji, usystematyzowaną w ramach potężnego imperium – taki zaś ustrój zatrzymać się w połowie drogi nie może, gdyż oznaczałby to jego koniec. Prawem, które rządzi każda rewolucją, jest konieczność ciągłego ruchu naprzód”. Nie można, więc oczekiwać, że imperializm sowiecki będzie tracił swoją siłę „rozpędową”, aż w „końcu zgaśnie sam z siebie”, tak jak wygasła w końcu XVII wieku „pożoga wojującego islamu”. Nie można też oczekiwać, ze władcy Kremla porzucą myśl o dalszych podbojach, w obawie przed wzrostem sił odśrodkowych. „Rosja raczej bez wahania – słusznie wskazywał Generał - podwoi liczbę piętnastu milionów więźniów, przebywających obecnie w obozach koncentracyjnych, lecz nie wyrzeknie się opanowania świata. Wiemy zresztą, jakie skutki pociągnęła za sobą szerzona podczas ostatniej wojny wersja, że Stalin i Politbiuro porzucili myśl o rewolucji powszechnej, nie trzeba, więc ożywiać tej nieprawdziwej i szkodliwej legendy”. Równocześnie trafnie ukazywał objęcie przez komunizm patronatu nad walkami wyzwoleńczymi ludów i stworzenie pod egidą Kremla frontu uciśnionych narodów (Filipiny, Indonezja, Malaje, Indochiny, Birma, kraje arabskie Afryki Północnej). „I tak powstał paradoks naszych czasów: hasła wyzwolenia narodowego służą zamysłom i celom gnębicieli wolności, twórcom nowoczesnego niewolnictwa, którzy, wykorzystując indyferentyzm Zachodu i zaniedbanie przezeń zagadnień narodowościowych, potrafili przejąć dla siebie to ostre narzędzie polityki światowej.” Mrzonką była także rachuba, że narody podbite przez Sowiety powstaną przeciwko uciskowi komunistycznemu same, bez pomocy z zewnątrz. Generał mając w pamięci straszliwy los żołnierzy AK, uczestniczących w realizacji planu „Burza”, zdecydowanie wskazywał, że „bunty ludowe i powstania narodowe wewnątrz Rosji Sowieckiej lub na jej peryferiach mogą rozwinąć się dopiero wtedy, gdy armie alianckie znajda się w bezpośrednim pobliżu odnośnych terytoriów, w innym, bowiem wypadku wszelkie podobne próby byłyby bezlitośnie zduszone wśród potoków krwi i bezużytecznych hekatomb”. Rosyjski system policyjny, oparty o tradycyjną metodę prowokacji, został, bowiem przez komunistów udoskonalony do tego stopnia, że nawet najdoskonalsza i najsprawniejsza konspiracja nie jest w stanie mu się oprzeć. „Przecież podczas wojny ostatniej – bardzo trafnie ukazywał Generał - na obszarze okupacji niemieckiej w Polsce zbudowaliśmy prawdziwe państwo podziemne z trzystutysięczną armią konspiracyjną, z kompletną administracją tajną; natomiast na terenie okupacji sowieckiej każdy nasz wysiłek organizatorski kończył się stale masowymi aresztami i zupełnym, rozbiciem dopiero, co zbudowanej sieci…”. Generał zaznaczając, iż strategia sowiecka wykorzystuje różnorodne środki agresji, takie jak: propagandę, infiltrację i szpiegostwo, paraliżujące strajki i sabotaże, niepokoje i rozruchy, wywoływanie powstań zbrojnych, organizowanie zamachów stanu, dowodził, że celem tych „operacji wstępnych jest rozpoznanie przeciwnika, określenie jego słabych punktów, zdemoralizowanie go i osłabienie od wewnątrz”. Stare określenie Clasewitza, że „wojna jest dalszym ciągiem polityki prowadzonej innymi metodami”, zmieniło swoje znaczenie, gdyż strategia sowiecka dla złamania woli przeciwnika i osiągnięcia swoich celów politycznych stosuje rozległą skalę nieznanych dawniej środków. „Boje toczą się w różnorodnych postaciach; polami bitew są nie tylko wycinki terenowe i punkty geograficzne; wojen się nie wypowiada, lecz się je robi; armaty grają, lecz stosunków dyplomatycznych się nie zrywa; mobilizacja i operacyjne rozwinięcie sił zbrojnych przestały być jedynym i wyłącznym znamieniem, że istnieje stan wojny.” Dlatego też Generał przeciwny był nazywaniu obecnego etapu konfrontacji z Sowietami, mianem „zimnej wojny”, gdyż analiza faktów wskazywała, że Kreml rozpoczął już kroki wojenne, których celem jest przygotowanie gruntu do wojny „integralnej”. „Nazywanie rzeczy po imieniu ( wojną – Godziemba) ma duże znaczenie psychologiczne w okresach kryzysów i wojen; terminy wstydliwe, jak „akcja policyjna”, dezorientują opinię i usypiają ją wtedy, gdy konieczne jest najwyższe napięcie energii zbiorowej.” Generał od 1948 roku był przekonany o nieuchronności wybuch wojny z Rosją Sowiecką, czemu dał wyraz w liście do gen. Andersa, napisanym wkrótce po zamachu praskim. Generał słusznie zauważał, że w powojennej rzeczywistości dwa państwa mają rozstrzygające znaczenie: Stany Zjednoczone i ZSRS,  „a reszta łącznie z Wielką Brytanią, to w dzisiejszych warunkach elementy satelickie”. Oceniając, że Waszyngton zrozumiał wreszcie cele Moskwy, wykluczał jednak automatyczną gotowość do czynnego wystąpienia przeciw Kremlowi. „Alternatywa wojny prewencyjnej – pisał do b. dowódcy II Korpusu – wydaje mi się zupełnie nieprawdopodobna, albowiem ustroje demokratyczne wojen prewencyjnych nie uznają i wszczynać ich nie są w stanie”. Jednocześnie wyraził przekonanie, że dla Stanów Zjednoczonych granica ustępstw, za którą zaczyna się III wojna światowa, leży w Wielkiej Brytanii, na Bliskim Wschodzie oraz na kontynencie afrykańskim. Przypominał także, że już w 1945 roku sformułował tezę o nadejściu wojny światowej nie wcześniej niż za 5 i nie później niż za 15 lat, – przy czym traktował to jedynie jako ilustrację zasadniczej myśli o dojrzewaniu konfliktu w perspektywie czasu. Dwa lata później wybuch wojny koreańskiej w pełni zdawał się potwierdzać jego prognozę. Nadal jednak sądził, ż demokracje zachodnie wcześnie czy później zostaną zmuszone do walnej rozprawy z sowieckim imperializmem, gdy staną wobec groźby utraty własnej wolności. W trakcie rozmowy z Andersem we wrześniu 1950 roku uważał, że atmosfera polityczna nie dojrzała jeszcze do rozmów na temat tworzenia polskich oddziałów i przestrzegał Andersa, że Amerykanie mogą go „wymanewrować”, a ogłoszenie planów tworzenia armii może „zdezorientować niepodległościową opinię w kraju”. Podsumowując rozmowę b. Naczelny Wódz stwierdził, że jeśli dojdzie do rozmów z Amerykanami na temat tworzenia polskich wojsk, to trzeba obwarować je czterema warunkami politycznymi: 1) odwołanie Jałty i Teherany; 2) przywrócenie uznania legalnego rządu polskiego; 3) gwarancja granic wschodnich z 1939 roku; 4) na zachodzie utrzymanie granicy na Odrze i Nysie. Należy zgodzić się z Wojewódzkim, który uważa, iż maksymalizm owych postulatów wydaje się celowy, i wynikający zarówno ze względów taktycznych, jak i programowej linii „niezłomności”, przyjętej przez Sosnkowskiego. Zdecydowanie krytykował „błogie nadzieje na samoczynny rozkład czerwonego imperium i na ewolucyjne przekształcenie się Rosji Sowieckiej w pokojową demokrację”. Swoim oponentom odpowiadał: „Czy istnieje inna droga, na której możemy odzyskać prawdziwą niepodległość? (…) Tylko czas pokaże, kto grzeszył marzycielstwem”. Zaprezentowana w trakcie wykładów „brazylijskich” analiza sytuacji była, więc wynikiem wieloletnich przemyśleń b. Wodza Naczelnego. „Świat wolny – dowodził Generał - niechętnie wyzbywa się marzeń o pokoju i chętnie do nich powraca wbrew faktom bijącym w oczy. A przecież jedna z głównych tez Lenina, powtarzana i potwierdzana niejednokrotnie przez obecnego dyktatora Rosji, opiewa, że na dłuższą metę istnienie republik sowieckich obok państw kapitalistycznych jest nie do pomyślenia; że jedna z tych stron musi wcześniej czy później być pokonana i zniknąć z powierzchni ziemi, lecz zanim to nastąpi nieunikniony jest szereg straszliwych starć pomiędzy obozem komunistycznym i blokiem państw burżuazyjnych”. Świat zachodni winien zaprzestać wypatrywać objawów pojednawczości ze strony Stalina, musi, bowiem pamiętać, iż obliczone są one „na wywołanie waśni w obozie przeciwnym, a przede wszystkim na wbicie klina pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i demokracjami Europy Zachodniej. I dlatego trzeba powtarzać aż do znudzenia rzecz, która powinna być dobrze znana nawet recydywistom w Azji i w Europie, mianowicie, że teza o nieuniknionej rozprawie wojennej z zachodem należy do tych dogmatów strategii czerwonej, od których odchylenie się choćby w stopniu najlżejszym jest w świecie komunistycznym niedopuszczalne. Jedynie taktyka sowiecka jest giętka i zmieniana zależnie od okoliczności i potrzeb chwili; w kodeksie komunistycznym dopuszczalne są czasowo kompromisy, nawet przemijające współdziałanie z państwami burżuazyjnymi, o ile stąd płyną korzyści dla podstawowych celów strategii sowieckiej; co więcej kodeks ów zaleca w tych wypadkach świadome wprowadzanie w błąd, okłamywanie strony przeciwnej. Nic, więc dziwnego, że Stalin od czasu do czasu w wywiadach udzielanych dziennikarzom i politykom Zachodu głosi obłudnie o możliwości pokojowego współistnienia systemu komunistycznego z kapitalistycznymi ustrojami. Jest to oczywiście kłamstwo, obliczone na krótką pamięć ludzką i stosowane w celach czysto taktycznych.” Nie można też zapominać, iż rozstrzygające uderzenie w świat zachodni ma być wymierzone dopiero wtedy, gdy poprzez działania poprzedzające będzie on osłabiony w dostatecznej mierze, aby zapewnić generalnej ofensywie komunistycznej maksymalne szanse powodzenia w ramach minimalnego ryzyka. „. Byłoby, przeto omyłką – przekonywał Generał - interpretować niewątpliwą cierpliwość i obliczającą ostrożność strategów sowieckich, jako bierne oczekiwanie, aż warunki dojrzeją same przez się, czy to na drodze niszczących wojen pomiędzy państwami burżuazyjnymi, czy też na drodze procesów naturalnych, a więc na przykład na skutek załamania się gospodarki kapitalistycznej, rzekomo zdegenerowanej i niezdolnej do rozwiązania zagadnień współczesnych. Niewątpliwie, komunizm wojujący bierze w rachubę obydwa powyższe czynniki, ale ze swej strony czyni wszelkie wysiłki, aby procesy kryzysowe na Zachodzie przyśpieszyć, a nawet wywoływać, jeśli się da i gdzie się da.” Stalin doskonale wiedział – wedle opinii b. Naczelnego Wodza, – że „w systemach demokratycznych, gdzie elementem głównym jest żywy, wolny człowiek, gdzie istnieją takie „burżuazyjne przesądy”, jak prawa jednostki i potrzeby konsumpcyjne ludności, wyścig zbrojeń ma swoje granice, podczas gdy może być kontynuowany ad libitum w gospodarce totalistycznej, opartej o nowoczesne niewolnictwo, gdzie człowiek jako jednostka stał się niczym, a martwa cyfra jest czczonym fetyszem”. Ogólnym celem strategii sowieckiej we wstępnej fazie wojny miało więc być – zdaniem Generała - doprowadzenie państw Zachodu do takiego stanu dezorientacji i osłabienia, aby druga faza, obejmująca okres decydujących działań wojennych, przebiegała w warunkach najpomyślniejszych dla strony sowieckiej. We wstępnej fazie stosowane będą wszystkie środki i metody strategii komunistycznej, aż do operacji zbrojnych włącznie, z tym jednak, że operacje te będą przeprowadzane przez „awangardy strategiczne, złożone z piątych kolumn i armii satelickich, wspomaganych przez Rosję Sowiecką, organizacyjnie i materiałowo, podczas gdy nienaruszone jej siły zbrojne stałyby w odwodzie generalnych frontów czerwonych aż do czasu przejścia do fazy decydującej”. Przywódcy sowieccy byli prawdopodobnie pewni, że inicjatywa pozostanie całkowicie w ich ręku. W podobnym przeświadczeniu muszą ich utwierdzać – wedle Sosnkowskiego – „różne fakty, a więc kategoryczne odrzucanie przez demokracje wszelkiej myśli o działaniach prewencyjnych, liczne oświadczenia zachodnich mężów stanu, że państwa demokratyczne nigdy pierwsze nie rozpoczną działań zaczepnych, wreszcie przemożne na Zachodzie pragnienie uniknięcia wojny i związana z tym konfuzja pojęć, na skutek, której przestaje się w końcu rozumieć, co jest wojną, a co nią nie jest.” Równocześnie Sosnkowski bardzo zdecydowanie przeciwstawiał się remilitaryzacji Niemiec, twierdząc, że jest zupełnie niepojęte, „ dlaczego demokracje, zawierając pod naciskiem smutnej potrzeby koalicje z imperializmem tym lub owym, dopuszczają, a nawet doprowadzają do tego, by na klęsce jednego żywił się i rozrastał drugi”. I ostrzegał, ze poparcie dla rewizjonistycznych dążeń niemieckich przekreśla nadzieję, na to, że w trakcie wojny, żołnierze polscy, przeszliby na stronę Zachodu. „Co najmniej, więc w kalkulacji wojskowej państw zachodnich wartość bojową dwunastu dywizji niemieckich trzeba pomniejszyć w tej chwili o wartość dwudziestu dywizji polskich? (...) Co więcej jednak, decyzja odtwarzania sił zbrojnych Niemiec zachodnich wywołać musi i już wywołała analogiczna akcję sowiecką z tą jedynie różnicą, że najprawdopodobniej dywizje wschodnio-niemieckie powstaną o wiele szybciej? Wyrażał obawy przed odrodzeniem się imperializmu niemieckiego, który tylko czekał, aby zająć swe miejsce po pokonaniu imperializmu komunistycznego. Jedynym, więc rozwiązaniem dla Zachodu było – wedle Sosnkowskiego – porzucenie czysto obronnej strategii, która nie jest w stanie przynieść zwycięstwa i przejście do ofensywy na „odcinku politycznym i ideowym”. „Dopiero ścisłe powiązanie w jedną całość – apelował „Szef” - elementów politycznych z elementami wojskowymi daje to, co nazywamy strategią, – przy czym wedle wciąż ważnych zasad, sformułowanych przez Clausewitza, polityka powinna przodować i przewodzić sprawom wojskowym. Wielki już czas, by Zachód uprzątnął gruzy Jałty, określił swe cele polityczne, ogłosił wyraźny program organizacji politycznej świata po zgnieceniu imperializmu komunistycznego”. Niezmiernie istotne jest także jasne potwierdzenie przez przywódców Zachodu, że celem tej walki jest „przywrócenie wolności i całości krajom zaprzedanym oraz poparcie dążeń niepodległościowych ludów i narodów podbitych”. Narody te liczące w sumie prawie 75 milionów ludzi mogą stać się czynnikiem osłabiającym Rosję Sowiecką od środka oraz naturalnym sprzymierzeńcem Zachodu. W konkluzji stwierdzał: „Pozostaje, więc jedyna droga: uznać fakty, które mówią niedwuznacznie, że znajdujemy się we wstępnym okresie III wojny światowej; podjąć i wygrać całkowicie i na wszystkich polach walkę, narzuconą wolnemu światu przez stronę czerwoną. Na tej drodze istnieje przynajmniej jakaś szansa zmuszenia Rosji do przyjęcia warunków Zachodu, zanim jeszcze obecna, wstępna faza wojny rozwinie się w fazę drugą, totalną”. Ostatni z tych wykładów powtórzył 15 grudnia 1952 roku podczas spotkania zorganizowanego przez Instytut Józefa Piłsudskiego, w trakcie swej pierwszej powojennej wizyty w Londynie. Sala Instytutu nie była w stanie pomieścić wszystkich chętnych, dla tych, którzy nie znaleźli miejsca, rozmieszczono na klatce schodowej dodatkowe głośniki, aby umożliwić wysłuchanie referatu Sosnkowskiego. W porównaniu z tekstem wykładu „brazylijskiego” wprowadził jedną ważną zmianę – z dużo większą nadzieją patrzył na wynik konfrontacji z Rosją Sowiecką. Źródłem tego optymizmu był wynik wyborów w Stanach Zjednoczonych – prezydent-elekt gen. Dwight Eisenhower zapowiedział porzucenie postawy defensywnej i przejście do ofensywy politycznej w stosunku do Kremla, zaniechanie „polityki powstrzymania” na rzecz polityki wyzwolenia narodów spoza żelaznej kurtyny. W trakcie kampanii wyborczej gen. Sosnkowski na zaproszenie obu kandydatów udał się w końcu października 1952 roku do Stanów Zjednoczonych, aby przeprowadzić rozmowy z gen. Eisenhowerem (kandydatem republikańskim) oraz gubernatorem Adai Stevensonem (demokratą). To zaproszenie Generała wskazywało, iż koła rządowe w Ameryce musiały zapoznać się z „brazylijskimi” wykładami Sosnkowskiego i uznały, iż go za właściwego przedstawiciela Polonii. Komunikat prasowy stwierdzał: „Generał Sosnkowski w rozmowach poruszył aktualne tematy przedwyborcze, a mianowicie zagadnienie przywrócenia wolności narodom podbitym Europy Wschodniej. Obaj kandydaci zgodzili się z Generałem, ze wszelka akcja zachęcająca zniewolone narody do nieprzemyślanych i przedwczesnych zrywów byłaby bezcelowa, doprowadzająca jedynie dom likwidacji najlepszych cementów tych krajów. Generał Eisenhower określił pakt jałtański, jako haniebny i oświadczył, że będzie kontynuował swoje poglądy wyrażone w polityce wyzwolenia Polski i innych podbitych narodów. (...) Gubernator Stevenson powołał się na prezydenta Woodrow Wilsona, który pomógł w odzyskaniu niepodległości Polski i dodał, że byłby bardzo szczęśliwy i dumy zostać wykonawcą politycznego testamentu Wilsona”. Z tego też powodu, w zakończeniu swego wykładu w Londynie wyraził nadzieję, że Ameryka jest zdolna do przewodnictwa w rozpoczętej straszliwej walce z czerwonym „molochem”. „Bez nadziei i wiary żyć nie jest w stanie ani jednostka, ani zbiorowisko ludzki, ani społeczeństwo, ani naród, ani koalicje ludów. (…) Duchowy niepokój, graniczący z rozpaczą jest klimatem komunizmu, to dopuszczenie do tego, aby wiara w Amerykę z jej własnej winy uległa załamaniu, doprowadziłoby niewątpliwie do pogłębienia i upowszechnienia tego klimatu. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa oznaczałoby to zgubę wolnego świata. (…) Olbrzymia większość ludzi na świecie chce jeszcze wierzyć i ufać, że „Pax Americana” zdolna jest zapewnić wolność powszechną, przywrócić prawa narodów, zapewnić jednostkom prawo do szczęścia osobistego”. Nie można winić Generała, że ostatecznie wniosek nowego prezydenta Eisenhowera z lutego 1953 roku o odrzucenie umów, które spowodowały ujarzmienie wolnych narodów, nie został przez Kongres uchwalony i za milczącą zgodą administracji odesłany ad acta. Podobny los spotkał wniosek specjalnej komisji Kongresu powołanej do zbadania zbrodni katyńskiej, który zobowiązywał rząd amerykański do przedstawienia tej sprawy do orzeczenie Organizacji Narodów Zjednoczonych.

Wybrana literatura:

Kazimierz Sosnkowski – Materiały historyczne 

Kazimierz Sosnkowski – myśl – praca – walka

Ireneusz Wojewódzki – Kazimierz Sosnkowski podczas II wojny światowej

Maria Pestkowska – Kazimierz Sosnkowski

Janusz Zuziak – Dzieje Instytutu Józefa Piłsudskiego w Londynie 1947-1997

Godziemba's blog

Głupota czy coś więcej?

1. Niezależnie od siebie Premier Tusk i minister jego rządu Aleksander Grad wypowiedzieli się o dwóch prywatyzacjach, które świadczą albo o głupocie obecnie rządzących Polską albo niestety o czymś więcej. Szef rządu jak to ma ostatnio w zwyczaju „uświetniał swoją osobą uroczystość” oddania do użytku inwestycji w gdańskim koncernie petrochemicznym Lotos S.A. Rozbudowa i modernizacja zakładów w Gdańsku, trwała od 2008 roku i kosztowała blisko 1,5 mld euro. W dużej części była finansowana kredytem, który będzie spłacany przez najbliższe 10 lat, ale podwoiła zdolności przetwórcze rafinerii i uczyniła z niej poważny podmiot na rynku przetwórstwa ropy nie tylko w Polsce, ale wręcz w Europie Środkowo-Wschodniej.

2. Jakiś czas temu ogłoszony został zamiar sprzedaży większościowego pakietu akcji należących do Skarbu Państwa koncernu Lotos S.A i do końca kwietnia zainteresowane firmy mogą składać oferty na ich zakup. Już w tej chwili wiadomo, że to zainteresowanie wyraziły tylko i wyłącznie 3 rosyjskie koncerny naftowe. Premier Tusk na uroczystości w Gdańsku nie omieszkał odnieść się do tej prywatyzacji i zrobił to w sposób następujący „nie ma ideologicznych przesłanek by mówić „nie” inwestorom z jakiegokolwiek kraju, ale ze względu na pozycję surowcową Rosji i nasze uzależnienie od dostaw ropy wskazana jest ostrożność i powściągliwość”. Na czym miałaby polegać ta ostrożność i powściągliwość w stosunku do przedsiębiorstw rosyjskich skoro tylko one są zainteresowane kupnem Lotosu, a minister finansów potrzebuje 3 mld zł przychodów z tej transakcji jak „kania dżdżu”? Tego Premier nie wyjaśnił, jak również nie wyjaśnił, dlaczego rząd przez ponad 3 lata nie upominał się o sprawy rafinerii Orlen Możejki, której na podstawie decyzji politycznej rosyjskiego rządu ( ujawnił do niedawno portal WikiLeaks) zaprzestano dostaw ropy naftowej ropociągiem z Rosji. Nie wyjaśnił również, jakie skutki, będzie miało sprzedanie Lotosu Rosjanom, dla koncernu Orlen? Czy Rosjanie nie będą chcieli osłabić jego pozycji, poprzez odpowiednią politykę cenową Lotosu, do którego będą mogli sprowadzać ropę naftową, po dowolnie niskich cenach? Nie wyjaśnił także jak ta transakcja będzie wpływała na zmniejszenie naszego uzależnienia od dostaw surowców energetycznych z Rosji?

3. Z kolei podczas wizyty na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie Minister Skarbu Aleksander Grad, potwierdził wolę rządu dotycząca sprzedaży znaczącego pakietu akcji banku PKO BP S.A., ostatniego z wielkich banków, którego większościowym właścicielem jest Skarb Państwa. Chodzi o sprzedaż 10% akcji PKO BP, które ma w posiadaniu Bank Gospodarstwa Krajowego jak i około 15% akcji, którymi dysponuje bezpośrednio Skarb Państwa. Skarb Państwa ma do tej pory 40,99% akcji banku i chce zostawić w swoich rękach 25% akcji sądząc, ze będzie to pakiet kontrolny. Tutaj jednak Skarb Państwa może się bardzo zawieść, a załatanie pilnych potrzeb finansowych budżetu, które ma spowodować ta transakcja, okaże się niezwykle kosztowne dla polskiej gospodarki. Pozbycie się przez państwo ostatniego dużego banku, przy pomocy, którego można wpływać na system bankowy w Polsce a szczególnie jego zachowania wobec przedsiębiorców i gospodarstw domowych, jest posunięciem na granicy sabotażu.

4. Gwałtownie pogarszający się stan finansów publicznych i konieczność zasypania ogromnej dziury budżetowej, spowodowały, że zapisy kolejnych ustaw budżetowych, w których planuje się, a to 25 mld zł przychodów z prywatyzacji jak w roku 2010 czy 15 mld zł jak w tym roku, przyjmowane są bez żadnego głębszego zastanowienia. Za tymi wpływami kryją się jednak prywatyzacje, które są ewidentnie szkodliwe dla polskiej gospodarki. Przez całe 20 lat polskich przemian, wszystkie rządy (od lewa do prawa) raczej odpychały inwestorów rosyjskich od polskich firm, a już na inwestycje w sektorze energetycznym przez Rosjan, obowiązywało wręcz nieformalne embargo. Premier Tusk je znosi i wprawdzie mówi o ostrożności wobec Rosjan, choć to tylko zasłona dymna, skoro jedynymi potencjalnymi inwestorami w Lotosie S.A. mogą być tylko oni. Po prywatyzacji wielu banków w Polsce w latach 90-tych, później wypisano może atramentu, żeby pokazać, jakie to szkody poczyniło w polskiej gospodarce. Teraz rząd Tuska chce się pozbyć własności ostatniego największego banku w Polsce i nie ma na ten temat nawet próby poważnej debaty. Pod rządami Donalda Tuska doczekaliśmy, bowiem sytuacji, w której nawet mający wątpliwości do jego rządzenia, prof. Leszek Balcerowicz jest uważany „za wariata” zarówno przez rządzących, a także sprzyjających rządowi ekonomistów i zaprzyjaźnione media. Inni krytycy w tej sytuacji są wręcz bez szans nawet na zauważenie. Zbigniew Kuźmiuk

Ekonomiści radzą redukcję wydatków Pantharei, mawiał Heraklit z Efezu. Trafność jego spostrzeżenia potwierdza także fakt, że obecnie rząd PO – PSL już przestał usiłować negować, że nadrzędną przyczyną ekspresowego tempa demontażu OFE jest katastrofalny stan sektora finansów publicznych. Czyżby – wobec tego – jedyną niewiadomą pozostawało tylko to, kiedy rząd zlikwiduje OFE, choć tych niewiadomych winno być więcej? Ponieważ niezależnie od mojego wcielenia zawodowego (tj. wiceprezesa PTE Skarbiec-Emerytura SA, czy też np. członka Rady Nadzorczej Budimex SA, rekomendowanego przez OFE), zawsze priorytetowo traktowałem interes członków funduszy emerytalnych, zwracając uwagę na nieprawidłowości w ich funkcjonowaniu wtedy, kiedy dzisiejsi, utytułowani krytycy w ogóle ich nie dostrzegali, mam obecnie prawo bronić zagrożonych interesów milionów członków OFE, gdy są one w sposób oczywisty zagrożone. Dziś już nawet rząd D. Tuska przyznaje, że prawdziwą przyczyną „skoku na kasę OFE” jest załamanie sektora finansów publicznych. To już jakiś postęp. Dzięki temu nikt nie ośmieli się insynuować, że dopychane kolanem zmiany w OFE są powodowane nagłą iluminacją rządu i wspierających go niektórych ekonomistów, w tym tzw. „neofitów”, którzy do niedawna (bądź nadal) zasiadali w zarządach i radach nadzorczych PTE (sic!). Ponieważ dalsza dyskusja na temat zmian emerytalnych jest nadal konieczna – choćby z uwagi na konieczność edukowania tej połowy Polaków, którzy deklarują, iż nie rozumieją, o co chodzi w sprawie zmian w ustawie o OFE o charakterze ustrojowym. Z drugiej zaś strony, z uwagi na obowiązek obiektywnego rozstrzygnięcia wątpliwości, co do tego, czy proponowane zmiany są długoterminowo korzystne dla budżetu państwa, jak i przyszłych emerytów, generując rzekomo jedynie iluzję długu emerytalnego, nie zaś faktyczne przyszłe budżetowe i finansowe, najprawdopodobniej niezbilansowane zobowiązanie emerytalne.
Quo vadis świecie polityczny, czyli czas zabezpieczać się przed demograficznym tsunami? To politycy swymi błędnymi działaniami, bądź szkodliwym zaniechaniem doprowadzili do obecnego popsucia reformy emerytalnej i stanu budżetu państwa. Jednak z uwagi na „konieczność wyboru przyszłości” ważniejsza, niż powyższa konstatacja, jest znajomość aktualnych stanowisk polityków co do proponowanych zmian w OFE oraz tego, jakimi decyzjami w sprawie OFE mogą skutkować przyszłe zmiany na scenie politycznej po wyborach parlamentarnych. Przed oddaniem głosu w zbliżających się wyborach parlamentarnych winniśmy przede wszystkim pytać polityków o to czy i jakie działania zamierzają podjąć w celu minimalizacji negatywnych skutków „demograficznego tsunami”, spowodowanego negatywnymi trendami demograficznymi. Zarówno wynik ostatnich głosowań sejmowych, jak i publiczne wypowiedzi polityków w sprawie OFE, pozwalają na sformułowanie wstępnych prognoz. Każda z głównych partii, zdając sobie sprawę z mizerii budżetowej, wyraża przyzwolenie na krótkoterminowe obniżenie wartości składek przekazywanych do OFE. Najbardziej radykalny jest koalicyjny PSL. Minister Jolanta Fedak otwarcie zapowiada chęć drastycznego ograniczenia roli PTE, twierdząc, że „OFE to hazard emeryturami”, apologizuje przy tym repartycyjny system emerytalny. W wywiadzie udzielonym dla „Polska the Times” otwarcie przyznała: – Nie jestem jednak makroekonomistką, dlatego zawsze na system emerytalny będę patrzyła przez pryzmat interesu emerytów. Ale oceniając sytuację z dzisiejszej perspektywy, nie można wykluczać żadnego rozwiązania, łącznie z tym, że składka spadnie do zera. Lekceważenia bezpośrednich i pośrednich, złożonych następstw demontażu OFE dowodzi poniższa opinia Minister J. Fedak: – Zwolennicy OFE podkreślają, że warszawska Giełda Papierów  Wartościowych funkcjonuje dzięki aktywom OFE. Czy to przypadkiem nie grozi przeszacowaniem wartości spółek na giełdzie? Czy, aby nie za późno na stawianie takiego pytania? Co prawda rządowa kastracja OFE nie spowoduje wystąpienia efektu „bańki giełdowej”, lecz ubolewać należy, iż dotąd nic nie wiadomo czy rząd PO – PSL, dopychając kolanem zmiany ustawowe w OFE, w ogóle wszechstronnie przeanalizował w tzw. „rachunku ciągnionym” mikro- i makroekonomiczne skutki wprowadzenia tych zmian.

Szampan dla PO, dla Polaków kac Zamach na OFE ma pozwolić Platformie Obywatelskiej trwać i nic nie robić (Ludwik Dorn taką sytuację zdiagnozował lapidarnie we właściwy dla siebie dowcipny sposób: „szampan dla PO, dla Polaków kac”) pozwala wierzyć, że celem PiS nie jest jednak marginalizacja OFE, mimo że ewentualny powrót znaczącej części członków OFE do ZUS, de facto, tonizowałby ryzyka budżetowe kosztem środków emerytalnych, które winny być gromadzone w OFE (a nawet – potencjalnie – także tych już uprzednio zgromadzonych). Ziszczenie się takiego scenariusza prowadziłoby w konsekwencji do wspólnego mianownika z wizją minister J. Fedak, tj. finalnej likwidacji OFE. Na szczęście PiS od PO i PSL różni opinia jego zaplecza intelektualnego. Stanowisko przedstawione przez Cezarego Mecha, byłego szefa Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi, byłego współtwórcy programu gospodarczego PiS, dowodzi świadomości zagrożeń, jakie dla bezpieczeństwa systemu emerytalnego w Polsce niosą koszty „demograficznego tsunami”. Znamienne jest, iż kwestia braku właściwego sekurytyzowania przyszłych zobowiązań emerytalnych, zdaniem zwolenników rządu PO, takich jak np. członka Rady Gospodarczej przy Premierze, byłego członka RPP i byłego prezesa PTE Skarbiec-Emerytura, Bogusława Grabowskiego, nie tylko nie stanowi zagrożenia, a wręcz rzekomy atut, (o czym poniżej), o tyle C. Mech ma pełną świadomość istnienia bardzo realnego niebezpieczeństwa, że obecna, błędna polityka gospodarcza, jak i brak działań prorodzinnych spowodują w sytuacji braku zastępowalności pokoleń, że obciążenia pracy w Polsce będą niebawem tak wysokie, iż praca w kraju może stać się nieopłacalna dla coraz bardziej nielicznego młodego pokolenia. Spadek dzietności ma fundamentalne znaczenie finansowe, gdyż utrzymywanie dzieci jest tańsze niż osób starszych, zaś brak wystarczającej liczby dzieci oznacza spadek ilości osób pracujących wraz ze starzeniem się społeczeństwa. C. Mech otwarcie stawia problem, iż zrównoważenie systemu emerytalno–rentowego wymagać będzie albo znaczącego wzrostu podatków, albo radykalnego cięcia emerytur i świadczeń chorobowych. Co więcej, im później podejmie się te wyzwania, tym drastyczniejsze społecznie będą następstwa tych zaniechań. Niestety, w Polsce mamy rażąco niskie wydatki na pomoc społeczną i świadczenia rodzinne (tylko 0,8 proc. PKB), tj. ok. trzy razy niże niż średnia w UE. W tym kontekście, to najwyższy czas, aby zacząć realizować faktyczną politykę prorodzinną, mimo, że najbardziej znani ekonomiści (na czele z prof. Leszkiem Balcerowiczem) radzą coś wręcz odwrotnego – redukcję wydatków prorodzinnych i tzw. transferów społecznych. Niestety w trakcie debaty telewizyjnej, ani L. Balcerowicz, ani J. Rostowski więcej kwestii przeciwdziałania negatywnym tendencjom demograficznym nie zauważyli. Mimo tego, stanowiska poszczególnych partii politycznych w kwestii OFE (fundamentalnie ważne dla każdego obywatela) winny być szczególnie analizowane przez wyborców w ich najlepiej pojętym interesie, zanim zdecydują oni, na kogo głosować. Z uwagi na stopień niewiedzy około 50 proc. Polaków w zakresie meandrów funkcjonowania II filaru, pomysłem racjonalnym wydaje się przeprowadzenie wraz z jesiennymi wyborami parlamentarnymi referendum, które miałoby dać odpowiedź czy pozostawić OFE, czy wrócić do ZUS. Czas do wyborów należałoby w takiej sytuacji poświęcić na edukowanie członków OFE (po to by wybierali racjonalnie i świadomie) oraz przeprowadzenie dalszych, pogłębionych i bardziej kompleksowych analiz pośrednich i bezpośrednich implikacji ewentualnego demontażu OFE.

Pojęciowe nadużycia, czyli poprawność polityczna „neofitów” Wobec nieświadomości znaczącej części społeczeństwa polskiego tego, czym w rzeczywistości skutkować będą wprowadzane zmiany w działalności otwartych funduszy emerytalnych, szczególnie szkodliwe jest lekceważenie głównych zagrożeń je powodujących i powodowanych, w tym przede wszystkim odpowiednio demograficznych i związanych z przyszłym ukrytym, niezbilansowanym długiem budżetowym. Nie należy ukrywać, że środowisko ekonomistów i finansistów jest podzielone do tego stopnia, iż prezentowane są różne, często skrajne, wzajemnie sprzeczne poglądy. Debata telewizyjna Balcerowicz – Rostowski była tego egzemplifikacją. Jak w takiej sytuacji oczekiwać, że tzw. przeciętni Polacy będą w stanie dokonać racjonalnego wyboru: wrócić do ZUS czy pozostać w OFE? Faktem godnym odnotowania jest to, iż skrajnymi krytykami OFE bywają także ekonomiści, którzy w przeszłości byli członkami zarządów i rad nadzorczych PTE. Jednym z nich jest Bogusław Grabowski, były prezes PTE Skarbiec–Emerytura SA, który popiera pomysł likwidacji OFE. Ciekawe, kiedy i z jakich względów dopiero teraz zauważył, że w zasadach reformy emerytalnej rzekomo popełniono błąd, gdyż do niedawna nic nie było wiadomo, aby poddawał on działalność funduszy emerytalnych tak frontalnej krytyce, jak to czyni obecnie. Doprowadziło to do tego, iż w jego kontrowersyjnym artykule pt. „Iluzja długu emerytalnego (ukrytego), czyli dlaczego OFE są generatorem długu publicznego”, opublikowanym w „Rzeczpospolitej” (16.03.2011 r.) sformułował on szereg wielce dyskusyjnych tez, mających rzekomo potwierdzać słuszność zmian forsowanych przez rząd PO – PSL. Jako były wiceprezes PTE Skarbiec-Emerytura (w czasie, kiedy to OFE osiągało najlepsze wyniki inwestycyjne w jego historii) z uwagi na ograniczoną objętość niniejszego tekstu, pozwolę sobie jedynie na sformułowanie kilku wątpliwości w stosunku do poglądów przedstawionych w w/w artykule B. Grabowskiego, byłego prezesa tego PTE Skarbiec-Emerytura (w czasie, kiedy OFE osiągało najgorsze na rynku rezultaty inwestycyjne, a członkowie funduszu emerytalnego masowo przenosili się do konkurencyjnych funduszy emerytalnych).
Ryzyko niezbilansowania B. Grabowski już na wstępie swego artykułu postawił tezę, iż: „przesunięcie składki do ZUS jest niezbędne i niezależne od pilnej potrzeby redukcji pozostałych wydatków”. Właśnie zasadne kontrowersje budzą – wskazane przez autora – owe rzekome przyczyny „przesunięcia składki do ZUS”, ponoć niezależne od palących potrzeb budżetowych. Przede wszystkim, zauważyć należy, iż B. Grabowski w swym artykule nie wykazał należnej atencji dla kreowania rozwiązań prorodzinnych, mających minimalizować przyszły, negatywy wpływ niekorzystnych trendów demograficznych. Ograniczył się do sugestii, jakoby przyszłe wypłaty z systemu emerytalnego miały być w pełni finansowane przyszłymi wpłatami składek. Myślę, że nie tylko ja nie zostałem przekonany przez autora, iż rzekomo bezzasadne jest twierdzenie, jakoby demontaż OFE skutkuje ukrywaniem, niezbilansowanego długu emerytalnego. Wbrew tezom B. Grabowskiego, ryzyko niezbilansowania istnieć będzie także po wprowadzeniu zmian w OFE, natomiast pogląd autora bazuje na wielu założeniach, które – co prawdopodobne – się nie ziszczą. Główne z nich to takie, iż I filar po zmianach bilansuje się w długim okresie i to przy relatywnie niskiej stopie zastąpienia. Tyle teorii. Natomiast funkcjonujący w praktyce, aktualnie obowiązujący system indeksacji indywidualnych kont w ZUS generuje poważne ryzyko niezbilansowania z tego względu, że w latach, w których tempo wzrostu przypisu składek emerytalnych jest wolniejsze od inflacji (czyli następuje realny spadek przypisu składek), waloryzacja stanów kont emerytalnych jest większa niż wzrost przypisu składek emerytalnych ZUS. Co najważniejsze, w żadnym okresie waloryzacja stanów kont emerytalnych nie jest niższa niż wzrost przypisu składek ZUS. W razie gdyby w długim, kilkudziesięcioletnim okresie wystąpiło kilka lat spadku PKB, co implikowałoby to, że wysokość rocznej waloryzacji stanów kont emerytalnych będzie za każdym razem wyższa o kilka punktów procentowych od tempa wzrostu przypisu składek emerytalnych ZUS, to w takim okresie skumulowany wskaźnik indeksacji stanów kont emerytalnych ZUS może być wyższy niż wzrost przypisu składek emerytalnych, i to o kilkanaście, a być może nawet kilkadziesiąt procent. Znaczący wzrost ryzyka niezbilansowania rozwiązania przyjętego w 1999 r. jest spowodowany przede wszystkim tym, że, podczas gdy pierwotna waloryzacja stanów kont emerytalnych powiązana była wyłącznie ze skalą wzrostu przypisu składek emerytalnych ZUS, natomiast w roku 2002, gdy nastąpił realny spadek tego przypisu o 2,3 proc., dodano w ustawie postanowienie, że wskaźnik waloryzacji nie może być niższy niż stopa inflacji. Właśnie dokonanie owej zmiany dowodzi istnienia immanentnego ryzyka makroekonomicznego, związanego z relatywną łatwością manipulowania zapisami na kontach ewidencyjnych w ZUS. Aktualne propozycje rządowe dotyczące specjalnie waloryzowanych subkont w ZUS, na które ma trafiać 5 proc. składki przekazywanej dotychczas do OFE implikują dalszy wzrost ryzyka politycznego niezbilansowania I filaru, gdyż stany kont mają być stosunkowo hojnie waloryzowane uśrednionym tempem wzrostu nominalnego PKB w pięcioletnich periodach, a nikt dziś nie jest w stanie dokładnie określić, czy i o ile system waloryzacji rzeczywiście będzie wyższy niż tempo przypisu składki.

Kontrowersyjne tezy Polska jest jednym z państw, w których właśnie dzięki reformie emerytalnej z 1999 r. można w miarę wiarygodnie szacować przyszłe zobowiązania emerytalne, – co jest wartością samą w sobie. Co więcej, wbrew obiektywnym analizom, z nieznanych przyczyn B. Grabowski stwierdził, iż w przyszłości system emerytalny będzie „samofinansujący się”. To musi dziwić, gdyż nawet dziś, przy funkcjonowaniu znaczącego komponentu kapitałowego systemu emerytalnego, nie jest to system „samofinansujący”. Cóż dopiero mówić o przyszłości, kiedy to „demograficzne tsunami” spowoduje wzrost stopnia niezrównoważenia finansowego systemu emerytalnego, szczególnie wziąwszy pod uwagę obietnice rządu, co do sposobu waloryzacji zapisów komputerowych na kontach przyszłych emerytów w ZUS. B. Grabowski kwestionuje też sensowność modelu polegającego na zamianie przyszłego zobowiązania emerytalnego na bieżące zobowiązanie obligacyjne, twierdząc, że to zasadniczy błąd, który trzeba naprawić. Niezrozumiałe jest również, dlaczego dostrzega, iż pogarszająca się demografia spowoduje w przyszłości spadek składki zdrowotnej, a nie zauważa, że czynnik demograficzny będzie powodował także zmniejszenie poboru przyszłej składki emerytalnej. Podobnie wątpliwe jest twierdzenie, jakoby wprowadzenie systemu zdefiniowanej składki z odpowiednim mechanizmem indeksacji zniweluje ryzyko demograficzne. Z treści artykułu B. Grabowskiego ma wynikać rzekoma przewaga niesekurytyzowanego, przyszłego zobowiązania finansowego wobec przyszłych emerytów nad skapitalizowanym, ujawnionym długiem budżetowym. Niezrozumiała jest także nomenklatura używana przez autora, który przyszły, ukryty, gotówkowy dług budżetowy, powstający w wyniku waloryzacji zapisów w ZUS, określa mianem „pozabilansowego, warunkowego zobowiązania finansowego”. O ile jeszcze można zgodzić się z B. Grabowskim, co do tego, iż trzymając się zasad rachunkowości „korporacyjnej”, a nie budżetowej, byłby to dług „pozabilansowy”, o tyle trudno się zgodzić z nazywaniem go mianem „warunkowego”. Chyba, że B. Grabowski już dziś zakłada, że nadwątlony obecnie kapitał wiarygodności państwa polskiego (w związku z obecnym faktycznym demontażem OFE), w przyszłości skutkować będzie niewywiązaniem się także z obietnic składanych przez obecny rząd (np. co do mechanizmów waloryzacji stanów kont w ZUS) oraz rządy kolejne. Wszak klarowne, niekorzystne i niedoszacowane tendencje demograficzne oraz proponowane zasady waloryzacji nie pozwalają na nieodpowiedzialne snucie pozytywnych scenariuszy w zakresie, który mógłby uzasadniać użycie w stosunku do przyszłych zobowiązań finansowych wobec polskich emerytów przymiotnika „warunkowe”. Pogląd B. Grabowskiego nakazuje podkreślić, iż państwa i korporacje zwykle popadają w poważne kłopoty finansowe z uwagi na gotówkowe zaburzenia w płynności finansowej, objawiające się utratą zdolności do obsługi własnych zobowiązań, nie zaś z powodu memoriałowych, „warunkowych” deficytów finansowych. Dlatego też powyższe tezy są szczególnie kontrowersyjne. Ekwilibrystyki słowne B. Grabowskiego, mające wykazać, iż rzekomo „dług emerytalny ukryty to nie przyszły dług publiczny, tylko przyszłe zobowiązanie emerytalne: terminowe, warunkowe, które, co jeszcze ważniejsze, w systemie zdefiniowanej składki znajdą w przyszłości automatyczne pokrycie w przyszłych dochodach z tytułu wpłacanych składek emerytalnych”, jak wykazano powyżej, wcale nie jest „automatycznie” pewne i prawdziwe ex definitione Autor jest jednym z twórców drugiego filaru i wieloletnim bankowcem inwestycyjnym, byłym prezesem PTE Skarbiec-Emerytura S.A Autor Ryszard Jach Kim pan jest, Mr. Nord Stream? Najsłynniejszych znamy: Władimir Putin, płk KGB, aktualny premier Rosji. Gerhard Schröder, były kanclerz RFN, pracownik Gazpromu. Pozostaje ten trzeci i najbardziej tajemniczy: mjr Matthias Warnig, przyjaciel Putina z Dresdner Bank. Takiej kariery nie wymyśliłby Frederic Forsyth. Powiązania agenturalne między służbami specjalnymi tak zwanego byłego bloku wschodniego są pielęgnowane po dziś dzień. One to decydują o największych projektach, jak np. Nord Stream AG, łamiąc wszelki opór krytyków. Ekologia na bakier? Nie szkodzi! Przecież Kreml nie płaci za protesty przeciwko własnym projektom! Nie wiemy wszakże, czy Putin i Warnig znali się już w NRD. Putin werbował agentów KGB z Drezna, a Warnig był w Berlinie (wschodnim) majorem w HVA (Hauptverwaltung Aufklärung), wydział XV, w resorcie Ericha Mielkego gdzie zajmował się szpiegostwem gospodarczym. Nadchodzi przełom, a wraz z nim lauretat złotego medalu za wierną służbę w Narodowej Armii Ludowej (rozkaz nr K 3158 z dnia 7 października 1989 roku) pnie się po szczeblach kariery. Dziś były komunistyczny agent, pracownik resortu MfS zwanego enerdowskim Gestapo, jest dyrektorem niemiecko-rosyjskiego konsorcjum Nord Stream AG. Przyznać trzeba, Matthias Warnig jest nie byle, jakim fachowcem: już w latach 1987 – 1989, kiedy komuniści powoli pakowali walizki, Warnig rozpracowywał Dresdner Bank swego późniejszego...Pracodawcę. Już w maju 1990 roku Warnig zamienia bezpiekę na gabinet w Dresdner Bank. Bank wysyła go do Petersburga (1991) i się na nim nie zawodzi. W 2005 roku „Arthur” czy „Ökonom“ (kryptonimy agenta) trafił na łamy „Wall Street Journal” – agent - utrzymuje gazeta – od 1988 roku pracował, jako rezydent wschodnioniemieckiego wywiadu w Dusseldorfie. Dowodem na to są jego raporty. Po „upadku” komunizmu w Rosji mogli pracować – jak za carskich czasów – jedynie cudzoziemcy z licencją. Wydawał je Putin, który w Moskwie i w Petersburgu, będąc wiceburmistrzem, odpowiadał za ich emisję. Być może to przypadek, że dla Dresdner Bank otrzymał ją major Warnig. Ale, jak to w życiu bywa, od tej pory drogi obu oficerów zeszły się. Po tym, jak niemiecki i francuski bank uzyskały licencje podano do wiadomości, że „rynek jest pełny”. I tak – przynajmniej rzez pewien czas – oba banki miały monopol w Rosji, a Putin wpływowych przyjaciół. Czy nikt nie próbował dobrać się Warnigowi do skóry? A jakże! Ale dochodzenie utknęło w martwym punkcie. Może jakiś konkurent sporządził brzydki donos? Wsio bywajet. Wszak dla Gerharda Schödera, którego błyskawiczna kariera w Gazpromie zadziwiła wielu, Władimir Putin to „demokrata czysty jak brylant”. Agent Arthur (major, pardon, dyrektor Matthias Warnig) unika aktualnie publicznych występów.

http://www.youtube.com/watch?v=C5YkhHyJlGI

Jan Bogatko - blog

Rekompensaty WJC, Światowy Kongres Żydów, wezwał do bojkotu Polski: skoro III RP nie chce „oddać ofiarom Holokaustu ich mienia” to nie należy przysparzać Polakom dochodów z turystyki. Otóż, po pierwsze: oddawać mienie właścicielom, (czemu tylko Żydom??!!) Należy i III RP powinna to zrobić. Jednak WJC chce przejąć mienie wszystkich pomordowanych Żydów, – do czego nie ma, oczywiście, żadnego prawa. A po drugie: handel – to obopólny interes. Np. turysta kupuje kilo cukru: on traci pieniądze – sprzedawca traci cukier. Turysta zyskuje słodycz – sprzedawca zyskuje forsę. W sumie zyskują na tym obie strony, – bo inaczej turysta by nie kupował. Dziwne: niby Żydzi – z zupełnie nie znają się na handlu... Może, dlatego, że to "działacze" a handlowcy? Gdyby znali się na businessie nie zostaliby działaczami WJC. JKM

"Wolne Pióra" i Holokaust Jest w sieci strona zatytułowana „Wolne Pióra”. Prowadzi ją p. Leszek W. P. Leszek W. jest b. ciekawym myślicielem i pisze na ogół słusznie. Z mojego punktu widzenia ma jedną wadę: śmiertelnie nie lubi mnie. Nic na to nie poradzę... Ale nie przejmuję się zupełnie, – bo co to byłby za polityk, który by nie miał śmiertelnych wrogów? Gdyby p. Leszka W. nie było, należałoby Go wymyślić. Na tej stronie swój blog prowadzi {jurciopan}. To znany mi artysta – za wszystkimi wadami i zaletami takich umysłów. Ostatnio zachwycił mnie takim tekścikiem:

http://jurcio.blogspot.com/

Woda woooda! Komu wodę?! (…) Oto, co ponadto Gross wyjawił na konferencji prasowej: Chłopi z okolic obozu zarabiali na wodzie dostarczanej do wagonów wiozących Żydów do obozu. I jemu, Grossowi, sze to nie podoba… To jurczopan sze pyta:, Co jemu sze nie podopa? Co to jest za geszeft, co nie przynosi zysk? Pszecież ten chłop poświęcał swój czas, on robił transport na ta woda, on miał swoje ryzyko, że go SS-man złapie! Ta woda to była taka ostatnia dopra rzecz przed pewna śmierć dla ten Żyd. Czemu polski chłop nie miał dostać za dopry towar dopra zapłata? To złoto żydowskie? Chyba lepiej, że ono poszło w ręce pracowitego chłopa, niż w ręce okupanta? Chyba, że nie lepiej? To są właśnie te drażliwe kwestie… A może Gross nie ma nic do polskiego chłopa, tylko jest zajadłym wrogiem prywatnej przedsiębiorczości? I wkurza się, że na obrzeżach tragedii raczkował jakby nigdy nic młody, drapieżny kapitalizm! TAK! I wiecie, jaki będzie jego następny krok? On w swojej kolejnej książce naśle na tych wiejskich biznesmenów sanepid! I wyjdzie wtedy cały syf, – że kubki nie były jednorazowe; że woda nieprzegotowana; (…) O-to-to-to właśnie! JKM

O wyższości wódki nad laptopem Jak wiadomo, w naszej młodej demokracji korupcja nie jest żadnym patologicznym marginesem, ale najgłówniejszą zasadą rządzenia. Wprawdzie istnieje nawet specjalna antykorupcyjna razwiedka, ale - podobnie jak ministerstwo pani Julii Pitery, której trzeba przecież było coś wymyślić na otarcie łez po wyślizganiu jej z resortu sprawiedliwości, jaki miał przypaść jej w udziale w „gabinecie cieni” – to tylko takie makagigi, żeby publika myślała sobie, że to wszystko naprawdę. Tymczasem naprawdę, to korupcja jest zasadą rządzenia naszym nieszczęśliwym krajem. Właśnie uzyskaliśmy spektakularny dowód na potwierdzenie tego faktu. Oto rząd premiera Tuska, któremu już na wszystko brakuje pieniędzy, postanowił rozdawać najmłodszym uczniom laptopy. Dlaczego najmłodszym uczniom? Ano, dlatego, żeby odsunąć od siebie podejrzenie o polityczną korupcję, bo wiadomo, że pierwszoklasiści nie głosują. Owszem, to prawda, ale rodzice pierwszoklasistów – jak najbardziej. A który rodzic nie zagłosuje na Platformę Obywatelską, jak jego dziecko dostanie od rządu laptopa? Takich niewdzięczników, co to biorą, a nie kwitują, na szczęście u nas nie ma. Tak w każdym razie muszą kombinować sobie strategowie pragnący sklecić po wyborach rząd z Platformy Obywatelskiej i SLD, co to nie tylko „pojedna” nas z Rosją, ale również w podskokach ureguluje bezcennemu Izraelowi wszystkie majątkowe rewindykacje. I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie to, że niezawisłe sądy jednocześnie solą surowe kary za przekupywanie wyborców wódką, czy pieniężnymi datkami. W czym wódka, czy gotówka gorsza jest od laptopa – doprawdy trudno zgadnąć. Jedyna różnica to ta, że wódkę kandydaci stawiają wyborcom z własnych, prywatnych pieniędzy, podobnie jak z własnych, prywatnych pieniędzy wypłacają gotówkę, – podczas gdy rząd zamierza rozdawać laptopy zakupione z pieniędzy odebranych przemocą podatnikom. Ale to chyba jeszcze gorzej, nieprawdaż? SM

"Były dwie maszyny. Która się rozbiła?"

Na poniższy tekst zwróciła niedawno uwagę na swym blogu MMariola

(http://mmariola.salon24.pl/292226,polski-1-0-1-kurs-79-czy-polski-121-kurs-259).

Proszę spojrzeć na podawany czas „Źródła wojskowe podają, że 15 min przed lądowaniem prezydenta służby kontrolne lotniska zabroniły lądować wojskowemu Ił-76 ze względu na złe warunki. On odleciał gdzie indziej. Pilotowi prezydenta też nie zalecali lądować. Ale zabronić mu nie mogli. Ekspert wojskowy wyjaśnił "Gazecie", że na pół godziny przed lądowaniem samolotu prezydenckiego na lotnisku Siewiernyj miał wylądować wojskowy Ił-76 z Moskwy, który wiózł oddział funkcjonariuszy Federalnej Służby Ochrony (odpowiednik BOR-u). Pilotował lotnik ze Smoleńska dobrze znający miejscowe warunki. Dwa razy podchodził do lądowania. W końcu zawrócił na moskiewskie Wnukowo. Kontroler lotów radził pilotowi samolotu prezydenta, by ten ze względu na mgłę lądował w Mińsku. Lotnisko w Smoleńsku nie ma automatycznego systemu naprowadzania. Do grudnia, było to lotnisko wyłącznie wojskowe, przede wszystkim dla samolotów transportowych, które są tu remontowane. Dopiero od tej pory jest wojskowo-cywilnym.”

http://wyborcza.pl/1,75478,7752603,Odradzano_ladowanie.html#ixzz1HzIOY6kf

Nie podejrzewamy, by dziennikarz „GW”, gazety tak bliskiej moskiewskiej prawdy, był źle poinformowany. Jeśli zaś zaglądniemy do stenogramów z wieży ruskich szympansów, to znajdziemy tam wprawdzie informację o próbach lądowania iła-76, ale już rad „kontrolera lotów”, by polska załoga „ze względu na mgłę lądowała w Mińsku”, raczej nie. Tym ostatnim jednak nie musimy się zbytnio przejmować, bo i dziś funkcjonariusze Ministerstwa Prawdy śpią spokojnie po blisko rocznej robocie propagandowej osłaniającej smoleńską zbrodnię. Nie musimy się też przejmować tym, gdzie poleciał ił-76, skoro nie przejmuje się tym Ministerstwo Prawdy (Plusnin podczas drugiego podejścia mówi o zapasowym w Twerze (kawałek drogi ze Smoleńska), następnie zaś, po ustaleniach z centralą w Moskwie, jest mowa kursie na Juchnow w obwodzie Kałużskim (http://www.esosedi.ru/loc/rossiya/kaluzhskaya_oblast/yuhnovskiy_rayon/yuhnov/3067/index.html#lat=54742263&lng=35233155&z=13&v=2&mt=0)

Wprawdzie w Juchnowie lotniska raczej nie ma, więc może chodzi o bazę lotniczą Worotyńsku (bo w Adujewie jest ponoć już opuszczona), a może o samą Kaługę? A Kaługa tak jakoś znajomo znowu w smoleńskiej historii brzmi, bo tam przecież miano, wedle „raportu komisji Burdenki 2” postawić w stan gotowości siły „Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych” (na lotnisku Grabcewo?). Tak jak i w Briańsku

(http://www.ourairports.com/airports/UUBP) (w Briańsku jest jeszcze jedno, stare, nieczynne lotnisko).

Ciekawić nas może zaś to, skąd wzięła się informacja, jakoby polski samolot miał lądować na Siewiernym pół godziny po ile-76, a nawet 15 minut po „zabronieniu lądowania” iłowi przez wieżę – skoro wieść gminna w ruskiej narracji niesie, że dopiero o 8.41 pol. czasu miało być „feralne przyziemianie” w smoleńskim lesie, czyli raptem ponad godzinę po drugim przyziemianiu iła-76? Może być wprawdzie zagadką to, że ruskie szympansy zabroniły lądować iłowi, ale już akurat polskiemu samolotowi z Prezydentem na pokładzie „zabronić nie mogły”, jak pisze nieoceniony funkcjonariusz MP, to jednak już meandry logiki, jaką wykłada się tylko w WUML-u przy Czerskiej i podręczniki tej logiki są nie do zdobycia nawet na czarnym rynku. Wróćmy po tych wypisach z Czerskiej do klasycznej ruskiej narracji, bo ta nas dziś interesuje, a w jej przypadku najlepiej posłuchać samych przedstawicieli ruskich mediów, a nie bratnich żurnalistów znad Wisły, choćby ci ostatni chcieli jak najlepiej i ze szczerym zaangażowaniem przekazać moskiewską prawdę. Oto jeden z takich ruskich speców (oznaczę go dla wygody: R) pojawia się w rządowej telewizji TVN24 i proszę prześledzić jego wypowiedzi w kontekście całej, przebiegającej na gorąco od pierwszych komunikatów o „awarii” po komunikaty o „132 ofiarach”, rozmowy, gdyż jak na moje oko i ucho, nieco WYPRZEDZAJĄ te wypowiedzi oficjalny przekaz rządowej telewizji TVN24. Będą w tym stenogramie moje wtrącenia w nawiasach (m.in. dotyczące pol. czasu poszczególnych elementów relacji), które, mam nadzieję, nie przeszkodzą w lekturze; wyciąłem też mniej istotne fragmenty lub zbędne powtórzenia. Osobami telewizyjnego dramatu będą: J. Kuźniar (K), R. Poniatowski (Po), W. Olejniczak (O), P. Paszkowski (Pa), A. Dudek (D), J. Mróz (M), B. Tadla (T) oraz „Pan Władimir” (R). Jako zupełny przypadek traktuję to, że i w telewizji TVN24, i TVP Info (nie sprawdzałem jak w innych było), akurat tego dnia pojawili się przedstawiciele FR na żywo w studiu. Pewne wypowiedzi mogą być Państwu dość dobrze znane, ale inaczej one wyglądają, gdy się je czyta, a inaczej, gdy się je słyszy. Proszę w ramach prostego zadania arytmetycznego, policzyć, ile razy pada fraza „prezydencki jak-40” podczas tego dramatu.

K: „(…) Mamy informacje bardzo ogólne o tym, że były jakieś kłopoty z lądowaniem prezydenckiego samolotu jak-40 na lotnisku w Smoleńsku (którym lotnisku? – przyp. F.Y.M.). Polska delegacja wspólnie z osobami, które z p. Prezydentem leciały do Lasu Katyńskiego na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej – wyleciały z Polski o godz. 6.50. Kilka minut temu (w stosunku do 9.19 – przyp. F.Y.M.) te nieoficjalne informacje o tym, że były jakieś problemy z lądowaniem tej prezydenckiej maszyny do nas dotarły. Próbujemy zebrać jak najwięcej jak najbardziej potwierdzonych informacji, tak żeby nie przekręcić niczego (…). Wg tego oficjalnego rozporządzenia to był jak-40 (…) A teraz Las Katyński – tam jest nasz specjalny wysłannik, Rafał Poniatowski (…)”

Po: „W tej chwili (9.20 – przyp. F.Y.M.) dochodzą do nas informacje, które trudno potwierdzić, trzeba przyznać, ale staramy się je zbierać i w jakiś sposób weryfikować. Z tego, co dowiedzieliśmy się na lotnisku w Smoleńsku, panuje tam totalna mgła, w związku z tym samolot prezydencki, który podchodził do lądowania, nie wylądował, nie przyziemił... Świadkowie, z którymi rozmawialiśmy (ciekawe, jacy – przyp. F.Y.M.), wiedzą tylko tyle, że można było usłyszeć, że piloci dodali gazu – no tak po to, aby samolot wyprowadzić z podejścia do lądowania – po czym, jak wynika z naszych informacji – kontakt z samolotem się urwał...” (W tym momencie nasuwa mi się skojarzenie z tym, co mówił S. Wiśniewski o tym, że wydawało mu się, że jakiś samolot wcześniej przed tupolewem wylądował i zaraz odleciał – czy nie mógł to być... prezydencki jak-40 pilotowany przez śp. gen. A. Błasika?)

„...mówią ci, którzy są w tej chwili na lotnisku (ciekawe, jacy „ci” - przyp. F.Y.M.). Wiemy, że na lotnisku panuje naprawdę wielkie zamieszanie(z jakiego powodu? I na czym może polegać? Przecież nie doszło do trzęsienia ziemi czy przejścia tsunami, przecież nie szturmują wojskowego lotniska tysiące ludzi – przecież, jak wiemy z późniejszych relacji „wsie pogibli”, nie było pożaru i nie było kogo ratować – co więc mogło powodować „wielkie zamieszanie”? - przyp. F.Y.M.)... Uruchomiono służby ratownicze i trwa wielkie oczekiwanie na to, co będzie dalej. (…) Wiemy w tej chwili, podkreślam, jest spore zamieszanie w tej chwili wokół lotniska w Smoleńsku. Na samym lotnisku w Smoleńsku tam jeżdżą służby ratownicze i wszyscy czekają na dalszy rozwój wypadków (jeżdżą i czekają? - czy nie jeżdżą i czekają? - przyp. F.Y.M. - i co się ma jeszcze wydarzyć? Jakie wypadki, skoro już „po wszystkim”?)”.

K: „Rafał, jak daleko jest z Lasu Katyńskiego, z miejsca, gdzie jesteś na lotnisko wojskowe w Smoleńsku? Pod Smoleńskiem.”

Po: „Sądzę, że jest to jakieś 15 km, nie więcej. (…)”

K: „Dopytuję o to, bo widzę u ciebie, że nie ma ani grama mgły (…)”

 

No i Poniatowski jeszcze raz powtarza historię o pilotach, którzy dodawali gazu i o urwanym kontakcie z nimi. Kuźniar przypomina, że o 9.30 miały się planowo rozpocząć uroczystości katyńskie. I po chwili:

K: „(…) Ogromna mgła, bardzo gęsta mgła wokół lotniska wojskowego w Smoleńsku. Samolot prezydencki jak-40, który wystartował z Warszawy o 6.50 z wojskowego Okęcia, nie wylądował, nie przyziemił, potem słychać było (…) że piloci dodali gazu, próbowali podnieść tę maszynę... I przed sekundą dosłownie (9.23 – przyp. F.Y.M.) otrzymałem informację od rzecznika polskiej dyplomacji, rzecznika MSZ, p. Piotra Paszkowskiego, który potwierdził, że prezydencki samolot jak-40 rozbił się niedaleko lotniska wojskowego w Smoleńsku. (…) Rzecznik MSZ dodaje jeszcze, że samolot się zapalił, ale został ugaszony. (Kierując się do Olejniczaka)To był jak-40, jedna z najbardziej wysłużonych maszyn w polskiej służbie, prawda?” (Jak bardzo Paszkowski był zorientowany w sytuacji na Siewiernym świadczy to, że podaje on dziennikarzom, iż Bahr miał nie tylko zawiadomić Sikorskiego „o wypadku”, ale i być świadkiem „wypadku” (http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7752546,Katastrofa_samolotu_prezydenta__Nikt_nie_przezyl.html; materiał wideo zamieszczony na stronie))

Olejniczak jednak nie chce rozmawiać o jakach-40, tylko interesuje się losem ludzi na pokładzie. Kuźniar przyznaje, że nie wiedzą nic o losie pasażerów i niedługo później podaje nowe doniesienia:

K: „(…) Informacja sprzed kilku sekund dosłownie (9.25 – przyp. F.Y.M.). Rzecznik MSZ Piotr Paszkowski potwierdza w rozmowie z TVN24, że wg wstępnych informacji prezydencki samolot jak-40, którym prezydencka para, prezydencka delegacja leciała (…) rozbił się, podchodząc do lądowania niedaleko wojskowego lotniska w Smoleńsku. (…) Maszyna rozbiła się niedaleko lotniska w Smoleńsku. Zapaliła się i została ugaszona. Tak informuje rzecznik MSZ (…), Reuters (…) powołując się na przedstawiciela lotniska wojskowego w Smoleńsku, informuje, że samolot się rozbił. To kolejne potwierdzenie tej nieprawdopodobnej, niewiarygodnej wiadomości. Mamy 2 źródła: Reuter i rzecznik MSZ-u. Prezydencki jak-40 rozbił się niedaleko wojskowego lotniska, na lotnisku w Smoleńsku.”

(I teraz pewna korekta w stosunku do tego, co Kuźniar mówił o 9.19)

K: „Te informacje... Ta informacja dotarła do nas około godz. 9., nie chcieliśmy jej państwu podawać, bo nie mieliśmy żadnych sprawdzonych informacji – nie robimy tego nigdy. Teraz mamy potwierdzenia z 2 źródeł (…) (po zapowiedzeniu gości mających przybyć do studia - przyp. F.Y.M.) 2 źródła potwierdzają: Agencja Reutera i rzecznik MSZ: maszyna jak-40, bardzo wysłużona maszyna w służbie polskich linii, które woziły najważniejsze osoby w państwie, rozbiła się niedaleko lotniska w Smoleńsku. (…) Przypomnę państwu informację sprzed chwili (…), która dotarła do nas ok. godz. 9-tej, ale nie było oficjalnego „tak, potwierdzam” - teraz już wiemy: rządowy jak-40 z prezydencką parą, z gośćmi pary prezydenckiej, rozbił się niedaleko Smoleńska.”

D: „(…) Przed chwilą to usłyszałem. Natomiast muszę powiedzieć, że jeżeli to jest prawda (tu Rusek się ogląda na Dudka), to to jest gigantyczna tragedia po prostu (…) mam ciągle nadzieję, że okaże się... Już wiemy, że awaria była, ale że jednak ktoś przeżył, no, trzeba mieć nadzieję...

(no i na scenę wkracza - o 9.30. - „pan Władimir”, pytany o lotnisko smoleńskie):

R: „To bardzo blisko Moskwy, 700 km. Jest dobre lotnisko. Nie wiem, w ogóle nie wiem, co się mogło stać? Może... Przecież trzeba było już od dawna zmienić te samoloty rządowe. Ile było tychróżnych problemów z tupolewem.” No właśnie. „Pan Władimir” zamiast szczegółowo o lotnisku, to już o „tych samolotach rządowych” i „różnych problemach z tupolewem”, a przecież w studiu rządowej telewizji TVN24 wszyscy są jeszcze na etapie „prezydenckiego, jaka-40”! Poza tym skąd ta myśl o „zmianie samolotów rządowych”, skoro parę miesięcy temu tupolew wrócił z Samary, z najlepszych, ruskich rąk?

K (półprzytomnie): „Teraz już rzeczywiście nie ma sensu przynajmniej na razie wspominać. (przytomnie) Jeszcze będziemy na to narzekać (?? - przyp. F.Y.M.). Natomiast chciałem zapytać, czy to jest dobrze wyposażone lotnisko, skoro jest gęsta mgła. Czy są tam urządzenia, które pomagają pilotom wylądować w takich warunkach?”

R: To jest współczesne lotnisko, które jest przecież w centrum Rosji. To nie jakieś tam zacofane, nie jakieś tam na prowincji dalekiej, tak że to jest... bardzo dobre warunki. Nie wiem tylko, co było z pogodą tam, w tym... (Kuźniar się wtrąca o mgle, „nie wie, jak z deszczem”, na co Rusek) Gęsta mgła. Może samolot był nie dostosowany?” Otóż to, lotnisko gites, tylko samolot nie ten. Wtrąca się Olejniczak, wracając do kwestii „prezydenckiego jaka”: „Bo my mówimy o jaku-40, to jest ten mały samolot. Polacy oglądając transmisje z wyjazdów premiera lub prezydenta, mają przed oczyma...” (Teraz bardzo ciekawy moment)

K: „Widok tupolewa, tak”.

O: „Widzą ten wielki samolot, tupolewa, dużo lepiej wyposażony, dużo mocniejszy. A to jest taki, samolot, który, ten jak, który jest niewielki, malutkim, można powiedzieć, samolotem. Współcześnie nie wiem, czy jeszcze produkowanym. I on służył, jeżeli już to, do lotów wewnątrz kraju, głównie i... Prezydent nie miał... Tam nie można było Prezydenta wziąć (…)

K: „(...) chociaż ja nie chcę spekulować, bo w tej oficjalnej rozpisce...

No i tu, jak pamiętamy, Kuźniar odkrywa, że Prezydent mógł lecieć tupolewem – przyp. F.Y.M. - wątek podchwytuje Olejniczak: „To tupolew”. Na co Kuźniar: „jest ogromny chaos informacyjny wokół tej sprawy”- no i wraca do naszego Ruska.

K: „Chciałem zapytać (…), jaka jest okolica tego lotniska pod Smoleńskiem. Czy tam jest las? Co tam jest?

R: „Zawsze w takiej tradycji rosyjskiej, że zawsze koło lotniska jest las. Jest jakiś pusty... przestrzenie na ziemi (?? - przyp. F.Y.M.), żeby właśnie samolot, który idzie do lądowania, żeby on był gdzieś nad lasem czy nad polem. Tak że nigdy nie ma takich dużych zabudowań (…) Smoleńsk też nie jest miastem, gdzie są wieżowce i tak dalej. Tak że w ogóle ten samolot jest używany na takich trasach, na której poleciał teraz, tzn. 700 km, to 500, 700 (?? - przyp. F.Y.M.).” Olejniczak w międzyczasie analizuje rozpiskę i stwierdza: „Z tego wynika, że Prezydent leciał tupolewem, tu 154m.”

D: To jest dobra wiadomość (skoro wedle oficjalnych doniesień rozbił się „prezydencki jak” - przyp. F.Y.M.)

O: „To jest duża maszyna i na pewno bardzo dobrze wyposażona.” Sytuacja, więc jakby się uspokaja, ale z kolei do Mroza nie można się dodzwonić, więc Kuźniar przypomina, czego się od Mroza dowiedział i znowu jest nieco nerwowo, bo ponoć to Mróz miał przed 9-tą przekazać „pierwsze informacje”. Kuźniar zresztą ni z gruszki ni z pietruszki mówi (9.33): „Mieliśmy mnóstwo niesprawdzonych informacji, nieoficjalnych, mówiących o tym, że coś złego stało się niedaleko lotniska w Smoleńsku... i kilka minut temu dosłownie (9.33 – przypominam – przyp. F.Y.M.) rzecznik MSZ-u i Agencja Reutera potwierdziły, że prezydencka maszyna rozbiła się niedaleko lotniska pod Smoleńskiem w czasie lądowania.” No i niedługo po próbie dodzwonienia się do Mroza, koło 9.34 dochodzi do udanego telefonicznego połączenia z Paszkowskim.

K: „Uporządkujmy te informacje. Wiemy, że były dwie maszyny. Która się rozbiła?” Pa (jakby nie dosłyszał pytania lub udał, że nie rozumie): „Tak, samolot rzeczywiście uległ rozbiciu przy podchodzeniu do lądowania w Smoleńsku. Najprawdopodobniej, – ale to są wstępne informacje, nie w tej chwili przekazywane(czemu wstępne, skoro do „wypadku” doszło o 8.41? - przyp. F.Y.M. - co jest jeszcze do ustalania?) - zahaczył o drzewa. Tak, że spadł, zapalił się. Akcja gaszenia samolotu została zakończona. Natomiast w tej chwili ekipy przystąpiły, no, do próby wydobycia pasażerów z pokładu samolotu.” Widać, więc, że Paszkowski nie ma bladego pojęcia, co się na Siewiernym dzieje i najpewniej przekazuje to, co Ruscy podają „do wierzenia”. Zauważmy, jak ewoluuje „wiadomość”. Fazy tej ewolucji są następujące:

1) awaria „prezydenckiego, jaka-40”,

2) rozbicie/lekki pożar, ale ugaszony,

3) katastrofa „prezydenckiego tupolewa”,

4) akcja ratunkowa/wydobywanie pasażerów, a w fazie ostatniej, odwołując się do ruskich komunikatów 5) „wsie pogibli”. Tymczasem, jeślibyśmy sobie przypomnieli choćby relację moonwalkera, to cała historia wygląda dokładnie odwrotnie. Najpierw jest faza

5), a potem 4) i/lub 3) (wedle różnych relacji) i 2). Oczywiście „prezydencki jak-40” już nie istnieje w późniejszej ruskiej narracji. Najpierw, więc ruscy milicjanci etc. ogłaszają, że „wsie pogibli”, a potem ruskie władze wysyłają straż i karetki, ale i tak właściwie „nie ma kogo ratować”. Niestety w polskich mediach ten scenariusz, nie wiedzieć, czemu chronologicznie nie został odtworzony, a przecież ciekawą migawką byłyby stojące bezczynnie samochody ruskiego pogotowia. Z tego, co pamiętam, to koło 10.20 jakiś jeden „strażak” pokazany jest z jakimiś składanymi, żółtymi „noszami” i to wszystko, a tak to panowie w czarnych kurtkach popalają ruskie cygarety. No ale wróćmy jeszcze do studia rządowej telewizji TVN24.

K (jakby jeszcze nie był pewien): „Ale który samolot – jak-40 czy tupolew?

Pa: „Nie. To jest tupolew. Tu 154m.”

K: „Tym, którym leciała Para Prezydencka i jej goście, tak?

Pa: „Niestety tak.

K: „A skąd... (informacja o jaku-40? - przyp. F.Y.M.)”

Pa (ciągnie swój wątek, jakby znowu nie słyszał, choć przecież to tenże sam Paszkowski podawał niedawno sprawdzoną informację o prezydenckim jaku-40!): „...Niestety tak, ale w tej chwili na bieżąco spływają informacje. No, samolot uległ bardzo znaczącemu zniszczeniu. Zapalił się po rozbiciu... (skąd gość wie, o jaki samolot teraz chodzi i co się naprawdę z tymże samolotem dzieje, skoro gościa nie ma na lotnisku, skoro jeszcze niedawno twierdził coś zupełnie innego o innym samolocie i skoro na Siewiernym nie ma żadnej akcji wydobywania pasażerów? - przyp. F.Y.M. - skąd ma te bieżące informacje?). Akcja gaszenia dobiegła końca, natomiast, no, w tej chwili, tak jak mówię, ekipy przystąpiły do próby wydobycia pasażerów z tego bardzo zniszczonego samolotu (...)”

K: „Będę czekał, tylko nie chcę powielać informacji niesprawdzonych (…) Czy planowane jest wzmocnienie tej służby konsularnej, ambasadorskiej? Czy wysyłacie tam z Warszawy kogoś?

Pa (jakby znowu nie słyszał lub udawał, że nie rozumie): „Halo?”

K: „Czy wysyłacie z Wwy kogoś, kto będzie wspierał tych ludzi tam na miejscu, naszego ambasadora?

Pa: „Analizujemy całą akcję.”

Jak ta analiza wyglądała, to wiemy dziś znakomicie. W studiu już więc wiadomo, że chodzi o tupolewa i zaczynają się deliberacje o możliwej liczbie ofiar. Dochodzi do połączenia z Mrozem, ale ten niczego nie potwierdza i opowiada o „nieopisanym chaosie”. Jest to godz. 9.39, a więc 1h „po wypadku”. Mróz zdążył już jednak spotkać świadka, co mu opowiedział o „absolutnie roztrzaskanym samolocie” i zapewnia, że jeszcze niczego NIE można potwierdzić. No i minutę później pojawia się wstępna informacja o 87 ofiarach śmiertelnych. I po tym wszystkim proszę się jeszcze wczytać w wygłoszoną po tej właśnie wiadomości, wypowiedź „pana Władimira” (pytanego znowu o lotnisko!):

R: „Jest bardzo dobre. Jest i cywilne, i wojskowe. Tak że w ogóle to jest bardzo duża tragedia i w imieniu Rosjan składam od razu kondolencje od wszystkich Rosjan – od wszystkich Rosjan, bo bardzo przykre, że na ziemi rosyjskiej takie wydarzenie znowu jakieś przykre dla Rosji i dla Polaków. (I teraz finałowy akord – przyp. F.Y.M.) Myślę, że już Polacy nie będą obciążać tym wydarzeniem rosyjskiej jakiejś tam władzy i tak dalej.” Już? Kiedy jeszcze nikt nie powiedział ani słowa o zamachu? Poza tym, z jakiej racji za „wypadkiem” miałyby stać od razu „władze rosyjskie”? Kuźniar jednak jakby wsłuchany w to, co mu ględzą do ucha (tak chyba dostaje wtedy część informacji), przechodzi nad wypowiedzią Ruska do porządku dziennego i po chwili znowu wraca do kwestii lotniska w sytuacji kryzysowej. W międzyczasie pojawia się Tadla mówiąca o „nieopisanym chaosie” na lotnisku.

K: „To jest lotnisko nowoczesne, jak pan mówi, dobrze zorganizowane. Jeżeli ma tam... mają... wylądować delegacje (? - przyp. F.Y.M.), to służba ochrony tego lotniska jest wzmacniana w takich sytuacjach? Oni tam mają odpowiednią liczbę służb, żeby pomóc ratować ewentualne...?

R: „Wszystkie służby, które potrzebne. Tak, że lotnisko jest nie jakieś tam zamrożone, niedziałające. To jest normalne lotnisko, na co dzień. Tak, że ja nie wiem, to po prostu jakaś, nie wiem, pomyłka straszna, że samolot zaczepił się za drzewo na przykład.” Mało brakuje, a „pan Władimir”, mimo że przecież dopiero śledzi relacje „na gorąco”, by powiedział o pancernej brzozie, co połamała tupolewa.

R: „No, co to... Co to może być... Do...”

D: „Może mgła?

R: „Może mgła. Tak. Kiedyś zdarzyło się coś takiego...”

Ciekawe, kiedy.

FYM

Pytanie o Polskę Żyję w kraju, w którym nic tak nie boli, jak cudzy sukces. Z szacunkiem do zmarłego prezydenta i jego patriotyzmu nie umiem dostrzec w nim męża stanu ani wytrawnego polityka – pisze prof. Aleksander Nalaskowski. Pamiętam, był rok 1967. Wraz z rodzicami pojechaliśmy do Krakowa. Miałem 10 lat i byłem zapalonym historykiem. Przy łóżku leżał „Poczet królów polskich”, który był długi czas moją ulubioną lekturą. Na ścianie nad łóżkiem wisiała spora makatka będąca kopią obrazu Matejki „Kościuszko pod Racławicami”. Nie oddałbym jej wówczas za nic na świecie. Kilka lat później makatka zaginęła w wirze przeprowadzek i remontów. Ten Kraków był dla mnie magiczny. Rodzice tą wyprawą zrealizowali moje najskrytsze marzenie. Na Wawel chodziliśmy, co dzień. Tak samo na czarodziejską Skałkę, gdzie na ławeczce przy sadzawce św. Stanisława niemiłosiernie cięły roje komarów. Mama była doskonałą przewodniczką. Ta miłośniczka historii, z zawodu geograf, potrafiła przecudnie opowiadać. Teraz rozumiem, jaką przyjemność musiałem jej sprawiać słuchając opowieści z rozdziawioną buzią. Ojciec zaś, ale już nieco później, wprowadzał mnie w obszar filozofii, a właściwie historii filozofii. Do tego stopnia, że gdy jako nastolatek wyjechałem na obóz sportowy (byłem ciężarowcem, członkiem kadry juniorów) to zabrałem z sobą trzy tomy „Historii filozofii” Tatarkiewicza. Nie muszę mówić, jaką byłem w tym towarzystwie osobliwością. Rodzice spowodowali, że pokochałem Polskę z jej Krakowem, Gdańskiem, Warszawą, Białymstokiem, Poznaniem, Bytomiem. Tak się rodził mój patriotyzm. Nie żaden pompatyczny czy sztandarowy, ale codzienny, by rzec - powszedni. U nas w domu nie było socjalizmu, PZPR-u, esbeków. Rodzice nie wpuścili tego za drzwi. Przez to zapewne w dużej mierze ulegaliśmy wszyscy złudzeniu (mam starsze rodzeństwo), że żyjemy w normalnym kraju. Były niedzielne obiady, msza święta z obowiązkową białą koszulą i aksamitką. Zupełnie do mnie nie docierało, że żyjemy w zniewolonym kraju. Pierwszy „zimny prysznic” to był marzec 1968 roku. Rodzice słuchali zakazanego radia. Oglądali telewizję i z niedowierzaniem kręcili głowami. Mój śp. ojciec był antysemitą. Ale nie od zawsze. Zaczęło się to od jego przygód z UB na początku lat pięćdziesiątych. Lotnik z eskadry Skalskiego, syn przedwojennego kułaka, ambitny. Nic też dziwnego, że wypełniający tajniackie gabinety Żydzi byli nim zaniepokojeni. Znam to ze szczątkowych opowiadań. Aż do śmierci ojciec niewiele o tym mówił. Chyba mu Appelbaumy przechrzczeni na Jabłońskich nieźle dopiekli. I tak bym pewnie tkwił w tym przekonaniu, gdyby nie opowieść pewnej kobiety z Ciechocinka. Ostatnią, bowiem dekadę swojego życia (ojciec zmarł w 2008 roku) tato jeździł latem do Ciechocinka. Mimo, że nie miał żadnych skierowań ni ulg - jeździł. Zdarzyło się, że małżeństwo polskich Żydów z Izraela chciało się przysiąść do stolika samotnie zajmowanego przez starszego pana w sanatoryjnej stołówce. Potem okazało się, że był to oficer Ludowego Wojska w stanie spoczynku. Gdy starsi państwo zapytali, czy mogą się dosiąść, usłyszeli, że „z Żydziunami przy jednym stole nie będę jadł, idźcie na korytarz; tam wasze miejsce”. Stołówka zamarła. Wówczas mój tato, ten antysemita, wstał od swojego stolika i zaprosił doń nieszczęsną i zdezorientowaną parę. A do pułkownika powiedział najgorsze słowa, jakie znał: „pan jesteś, no jesteś pan straszny prostak!”. Wówczas konsumenci zaczęli mu bić brawo. Miał wtedy tato 83 lata. Nigdy bym się o tym nie dowiedział, gdyby nie opowieść owej, w sumie przypadkowej, kobiety z Ciechocinka, która pracowała w sanatorium, jako kelnerka. W końcu polityka mnie dopadła. Najpierw w 1970 roku, gdy mama z niepokoju płakała zamartwiając się losem mojego brata studiującego wonczas w Gdańsku medycynę. W 1976 roku byłem już całkiem świadomy, w jakim kraju żyję i sporo wiedziałem o robotniczych „ścieżkach zdrowia”. Właśnie zdałem maturę… Krótko potem założyłem z przyjaciółmi teatr studencki, który był oczywiście na „nie” i bez nawiązań do Che Guevary, czy innych lewackich bandytów. Byliśmy za to w sferze zainteresowania esbeków. Były jakieś zatrzymania na „cztery-osiem”, boje z cenzurą, etc. O wielu rzeczach dowiedziałem się, gdy uzyskawszy status pokrzywdzonego, miałem częściowy wgląd do esbeckich dokumentów. Miałem w SB niezgorszą opinię. TW Adaś donoszący na kolegów i koleżanki okazał się być dziewczyną, zakochaną we mnie. Jej meldunek przedstawiał mnie jako bardzo dobrego studenta, co było bardzo luźnym potraktowaniem prawdy, a także jako apodyktycznego szefa teatru studenckiego, którego zajmowała sztuka, a nie polityka. Na pewien czas tajniacy dali mi spokój. W 1980 roku wraz z kolegami z teatru staliśmy trzy ostatnie dni strajku pod Stocznią Gdańską. Wdychaliśmy powietrze wolności, widzieliśmy Lecha stojącego na bramie tuż po podpisaniu porozumień. Widzieliśmy nadzieję tlącą się jasnym płomykiem w ich oczach.

„Jak teraz wam się żyje tutaj, w Polsce?” Mógłbym długo tak opisywać swój zwyczajny, pokoleniowy życiorys. Jednakże chciałem to zrobić „na skróty” i powierzchownie, bo nie o biogram tu chodzi. On tylko pokazuje, w jakiej atmosferze dorastałem. Tylko tyle. Bezpośrednią podnietą do napisania tego tekstu było spotkanie z Jędrkiem, kolegą pochodzenia żydowskiego. Wyemigrował stąd niemal w przeddzień ogłoszenia stanu wojennego. Poszliśmy razem na obiad, a potem do mnie na kawę i ciasto swojego wypieku. Jędrek, (bo tak miał na imię) zamieszkał na stałe w Danii. Pracował na uniwersytecie. Ukończył w Kopenhadze jakieś uniwersyteckie studia techniczne. Miał bardzo zadbane ciało, gładką skórę, świetnie odżywiony organizm. Zdał mi się innym, może wyższym, wcieleniem człowieka. Okazało się, że nie interesował się Polską, niemal w ogóle. Przez dwadzieścia lat od przełomu ustrojowego żartował, że prezydentem jest wciąż Wałęsa. Słyszał o smoleńskiej tragedii, ale niewiele. Czytał tylko lokalną prasę i oglądał tylko lokalną telewizję. Pamiętał, że nowy kraj pogrążył się w smutku po stracie Papieża. Szliśmy na obiad rozmawiając o remontowanym Toruniu, o budowanych autostradach, o sukcesach Małysza (o nim słyszał najwięcej). Usiedliśmy w eleganckiej knajpce i on zapytał: „Czy mogę ci zadać pytanie?”. „Oczywiście” - odparłem z ochotą. „Jak teraz wam się żyje tutaj, w Polsce? Chciałem tu wrócić, ale jakaś siła mnie stąd wypychała. W końcu wmówiłem sobie, ale chyba dość skutecznie, że Polska mnie zupełnie nie obchodzi i mam już dość przeprowadzek i remontów”. A przecież w czasie okupacji jego dziadków uratowała rodzina toruńskich zegarmistrzów… Upewniwszy się, że rzeczywiście chce on się czegoś dowiedzieć, spróbowałem mu nakreślić wizerunek naszego kraju. Nie potrafiłem. Wszystko się rwało. Ani chronologia, ani miejsca zdarzeń czy postrzeganie Polski przez pryzmat własnego domu nie zdawały egzaminu. Wówczas Jędrek robił wielkie oczy i od razu widziałem, że on nie rozumie, a ja nie trafiam. No, bo jak opowiedzieć o klimacie społecznym, o tym, że tkwią w nas jakieś pokłady podłości, pomieszanej z zawiścią, a nierzadko z nienawiścią. Ten kraj, który niejeden raz ratowała narodowa solidarność, gdy tylko mija zagrożenie, staje się podły, zawistny, ślepo i głupio zapatrzony w Zachód, wobec którego mamy niekończący się kompleks. Wobec osób, które mają ewidentne zasługi, potrafimy grzeszyć pychą, zazdrością i kłamstwem. Nikt tak jak my nie potrafi wcielać w życie przysłowia, że nikogo tak nienawidzimy, jak swoich wierzycieli. Uwielbiamy natomiast wygrywać nie tylko wtedy, gdy jesteśmy lepsi, ale z reguły wówczas, gdy przeciwnik się potknie i przewróci o nogę, którą mu podstawiliśmy. Dwadzieścia lat wolnej Polski spowodowało, że tęsknię do naszego domu, do niedzielnych obiadów i wyjazdów z rodzicami. Wtedy wszystko było prawdziwsze, a erudycja matki dawała mi sporą wiedzę. Teraz obserwuję, jak jedno czy drugie ugrupowanie stara się podeptać zasługi i niepospolitą odwagę Wałęsy. Postępowanie i poszukiwanie prawdy przez niektórych „ipeenowców” pozwoliło Grossowi postępować tak samo. Furda historia, furda fakty - najważniejsze jest posłanie, misja, która nieodmiennie brzmi: „zniszczyć mit Wałęsy”. Za to nie znoszę Kaczyńskich. Mam do nich wiele pretensji. Ale jednocześnie nie ma we mnie przyzwolenia na niszczenie już tylko jednego Kaczyńskiego i zbudowanie dla niego prawdziwej produkcyjnej taśmy nienawiści. Brylują tu gazety prawicowe, tak czy inaczej związane z ideologią charakteryzującą PiS. To haniebne i podłe. Ale są to jednocześnie jedyne gazety, które kupuję. Tylko je się daje czytać. Trzeba przyznać, że pod względem dziennikarskim, czysto warsztatowym, „Gazeta Wyborcza” czy „Polityka” są niejednokrotnie lepsze niż prasa prawicowa. Potrafię to docenić, ale nie potrafię wybaczyć wyraźnie kłamliwego interpretowania faktów. Cenię Michnika za jego działalność w podziemiu, ale nie ma we mnie nawet krzty akceptacji dla sposobu prowadzenia „Gazety”. Żyję w kraju, w którym znakomici aktorzy, zawodowo mówiący cudzymi tekstami, są traktowani jak eksperci od wszelkich spraw społecznych. Taką rolę odgrywa Olbrychski, którego w ostatnim czasie mocno eksploatowano, co w jego przypadku oznacza pomnożenie okazji do dobrowolnej kompromitacji. Wybitny aktor, symbol poniekąd polskiego kina, plótł brednie. Tak samo jest z Kutzem. Wybitnego reżysera po prostu nie daje się słuchać. Cenię odwagę i – w młodości - postawę prof. Stefana Niesiołowskiego. Jednocześnie wymiotować mi się chce, gdy słyszę jego agresję. Potrafi bez skrupułów obrazić każdego, kto mu się nie podoba. Jest sam w sobie uosobieniem nienawiści. Może też być przykładem mowy nienawiści. Jego słowa to plwociny trafiające na prawo i lewo. Wśród bożków jest też jeden szczególny. To Władysław Bartoszewski o nicku „profesor”. Starzec, który poniża, kogo zechce, który uwielbia brawa za swoje „dowcipne” skojarzenia. To nasz najnowszy „złoty cielec”, polityczne objawienie, ekspert od spraw niemieckich i żydowskich. Obiektywny fałszerz faktów.

Polska jest chora! Zatem żyję w kraju, w którym nic tak nie boli, nie doskwiera, jak cudzy sukces. Z szacunkiem do zmarłego prezydenta i jego szczególnego patriotyzmu nie umiem dostrzec w nim męża stanu ani wytrawnego polityka. Był dotkliwie nijaki, bardzo wycofany, niepewny swoich decyzji. Był marnym prezydentem. Ale uczciwym, prawdomównym i demokratycznie wybranym. Dlatego tak bardzo boli mnie każda kpina z niego. Boli podszyta ironią niemal każda audycja polityczna w TVN. Prezydenta już nie ma, ale pozostał jego brat, którego wizerunek media rysują w sposób krzywdzący i prześmiewczy. Cokolwiek by nie mówić, Jarosława Kaczyńskiego znamy (w większości) tylko z przekazów medialnych. A te z kolei mają dlań pełną szkatułę szyderstw i maciupeńką sakiewkę z akceptacją. Nie trzeba być profesorem, aby to dostrzec. Jeden z moich znajomych jest operatorem i przez dłuższy czas pracował dla jednej z najpopularniejszych stacji. Ma prawie dwa metry wzrostu. Opowiadał jak dostał wytyczne, aby korzystając ze swego wzrostu filmował Kaczyńskiego zawsze maksymalnie od góry, aby ten polityk robił wrażenie jeszcze niższego niż w istocie jest. Cóż za diabelska sztuczka, prawda? A jaka podłość! Jednocześnie nie umiem zaakceptować polityki Prezesa Jarosława, boję się jego zapiekłości i tego, że gna do władzy, aby rozliczyć świat za śmierć brata. Zupełnie tak, jakby przysięgał go pomścić. Boję się polityki uprawianej pro domo sua. Wychowany w normalnym domu, nauczony przez matkę uwielbienia dla historii nie potrafię zrozumieć obecności kapłana w publicystycznym programie prowadzonym i skonstruowanym przez naczelnego redaktora „Playboya”. W ten sposób duchowny legitymizuje istnienie tego kolorowego magazynu robiąc to w obecności niemających nic poza bredniami do powiedzenia celebrytami, przebrzmiałymi sławami gitary elektrycznej czy feministkami. Czasami udomowiona w organizmie choroba daje o sobie znać wykwitami skórnymi, wrzodami ropnymi czy zmianami w psychice. A Polska jest chora! Bo jakże inaczej traktować początkowy zachwyt dla wykwitu wrzodowego nazywającego się Palikot? Byłego posła wspieranego przez Kalisza czy sześćdziesięcioletnią wokalistkę z grupy rockowej chwalącą się rekordowo długim konkubinatem. Jak środowiska inteligencji katolickiej, chrześcijan czy po prostu ludzi wierzących mogły dopuścić do publicznego, transmitowanego przez liczne stacje telewizyjne obrażania, deptania godności polskich biskupów! Martwimy się stanem Kościoła, podziałami wewnątrz episkopatu czy nieuczciwymi macherami z komisji majątkowej jednocześnie nie wykonując żadnego ruchu w jego obronie, w obronie przeciwko Palikotom, Senyszynom czy żałosnym Sipowiczom. Jak dobrze, że moi rodzice tego nie dożyli.

Media i politycy Do mojego rodzinnego domu rodzice socjalizmu nie wpuścili. Modliliśmy się wspólnie i chodziliśmy razem do kościoła. Teraz polityka nie tylko wlazła do mojego domu, ale bezczelnie żąda niedzielnego obiadu. I tutaj kolejne srogie smagnięcie knuta. To „Radio Maryja”. Naprawdę nie da się go w całości słuchać. Może to przychodzi z wiekiem i dlatego mój śp. Tato słuchał go na okrągło. Ja nie umiem. Nie chcę słuchać antysemickich i obrzydliwych w swym ideologicznym przekazie pogadanek Jerzego Roberta Nowaka. Radio Maryja przez swą działalność na długi czas skompromitowało w Polsce ideę radia katolickiego. Niestety. Jednocześnie jednak nie mogę słuchać wynurzeń Stanisława Obirka, byłego jezuity, który zrzucił habit, by stać się konkubentem zamężnej niewiasty. Nie umiem bez negatywnych emocji czytać felietonów dyżurnego chrześcijanina z „Gazety Wyborczej” Jana Turnaua. Jego ekumenia to nie tyle porozumienie kościołów, co osłabienie pozycji i znaczenia Kościoła katolickiego. Jest uczestnikiem i współwykonawcą zadania „mieszania w głowach”. Tę umiejętność „GW” opanowała do perfekcji. Pod tekstem Turnaua pojawia się zazwyczaj felieton o księżach - pedofilach, księżach - złodziejach, księżach - kombinatorach. Kawałek dalej niechcący jakby pojawia się wątpliwość, czy JP2 może być beatyfikowany, skoro za jego pontyfikatu zdarzyły się te wszystkie brudne sprawki. W moim domu nic się aż tak nie mieszało. Dzięki rodzicom świat był prostszy. I „tak” znaczyło „tak”, a „nie” znaczyło „nie”. Co więcej było, to od złego było. Zupełnie jak u św. Mateusza Ewangelisty.

Sporo szacunku wzbudzają u mnie politycy, a zwłaszcza ci funkcyjni, którzy oficjalnie praktykują wiarę. Tak było na początku z Bronisławem Komorowskim, który nieco żartobliwie skarżył się, że nawet podczas komunii świętej w wiejskim kościele na Mazurach borowcy starają się być jak najbliżej podopiecznego. Ale co mi po wierzącym prezydencie, którego niemal z definicji szanuję (to też sprawka moich śp. Rodziców), jeśli okazał się on politycznym ignorantem, werbalnym pajacem, człowiekiem, na którego Polska w żaden sposób sobie nie zasłużyła. Często pytam, za co ta kara? Bolało, gdy prezydent miast jak prawdziwy mężczyzna stanąć przed tłumem „obrońców krzyża”, chował się do mysich norek, udawał, że go nie ma, że nie jest prezydentem, że to sprawa dla władz stolicy, że nie ma się o co bić, bo sprawy rozwiążą się same. Wtedy wiedziałem, że prawdziwy prezydent leży w trumnie. Tak samo bolało, gdy polski rząd, a nade wszystko premier, pozwolili, by komisja MAK powołana w kraju rozpitych do maksimum obywateli, w kraju, w którym wóda jest ważniejsza niż dobrobyt i demokracja, gdy ta komisja zarzucała naszemu generałowi, że był pijany. Jednocześnie nie ujawniając ani na jotę, jak wyglądała z punktu widzenia technicznego i medycznego procedura badania krwi denata. Przyjęliśmy te wszystkie „makowskie” prawdy jak objawione i niepodważalne. Ale cóż premier, jeśli największy dziennik w kraju najwyraźniej chce winy za katastrofę dopatrywać się tylko po naszej stronie. A prezydent bez znaczących przesłanek stawia tezę o boleśnie banalnej prawdzie. Gdyby tak się pospieszył Lech Kaczyński, zostałby medialnie zaszczuty, a potem zniszczony. Gdy Kaczyński powiedział swoje słynne „Irasiad jest zdenerwowana” to za sprawą gazet, Internetu i telewizji wszyscy rechotali ze śmiechu. Mówiono nawet o psie „Lechusiad”. Gdy obecny prezydent najpierw scharakteryzował zachowanie wody, potem coś bigosował, a na końcu zrobił z żony Obamy ladacznicę, wiele (większość) mediów potraktowała to, jako sarmacki żart, szlachecką jowialność. Gdy Komorowski w jakiejś tam księdze walnął dwa ortograficzne byki, to jeden z posłów PO skomentował to tak: „a kto z nas nie robi błędów ortograficznych?”. W moim rodzinnym domu być w domu o 20.00 oznaczało dwudziestą na zegarze. Gdy w programie TV w gazecie było napisane, że „film dla dorosłych”, to nie mogliśmy nawet zapytać, czy jednak możemy oglądać. Wszystko było proste, surowo egzekwowane i mądre. Teraz świat się zmieszał. Także obyczajowo. Hurtowo pozwalamy swoim pociechom żyć na kocią łapę, nosić do szkoły prowokacyjnie skąpe spódniczki i bluzeczki, siedzieć przy komputerze godzinami. Na to wszystko mamy jedno wytłumaczenie: „świat idzie do przodu”. To nie świat idzie do przodu, ale my jesteśmy głupi i się cofamy. To nie świat pozwala na konkubinat, lecz my, to nie świat skraca spódniczki, ale chłopcy obcinają je wzrokiem i ślinią się na widok pępka. Ileż to razy słyszeliśmy, że nasz episkopat jest słaby. Ale to nieprawda. Bo nie episkopat jest słaby, lecz my mu w niczym nie pomagamy. Pozwalamy (a myślę tu o urzędnikach magistrackich z Warszawy) na homoseksualne parady z „otwartym na świat” Kaliszem, znakomicie wykształconym Pacewiczem, bezbożną Senyszyn wymachującą biczem do praktyk sado-maso. To władze stolicy pozwoliły na całkowicie haniebną burdę zorganizowaną przez kuchcika z ASP, gdzie widać było krzyż zrobiony z puszek po piwie Lech czy ukrzyżowanego, pluszowego misia. Z drugiej strony mieliśmy takich, którzy pod krzyżem „harcerskim” się modlili wraz z tymi, którzy mieli wzrok stęskniony za mózgiem, których cechowała żądza przygody i zadymy. Oni też mówili, że bronią krzyża. Dopuściliśmy do tego, że jakieś kobiety w kompletnym amoku zaczęły wypędzać szatana z księży, którzy w strojach liturgicznych przyszli po krzyż, aby go przenieść. Znowu się wszystko zmieszało.

Edukacja, głupcze! Nigdy dotąd nie było widać, jak bardzo telewizja jest upartyjniona, jak bardzo ten podstawowy mechanizm informacyjny podlega rozkazom polityków. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy w pewnej białostockiej wsi stałem w kolejce po chleb, który właśnie „rzucono na sklepy”. Ogonek był spory. Widać było gołym okiem, że nie starczy dla wszystkich. Ale też widać było, jak niektóre osoby poza wszelką kolejnością podchodziły do lady i mówiły: „Jadziu, daj no dwa bułeczki chleba”. Sklepowa dawała, kasowała i już. Zapytałem stojącego przede mną pracownika pobliskiego SKR-u: „Jak to tak, bez kolejki?”. Gość w gumofilcach zaraz mi miękkim i śpiewnym akcentem wytłumaczył: „Ma znajumość ze sklepowom to nie musi stać jak jakiś śwanc w kolejce”. Koniec. Kropka. Ewidentna akceptacja bezprawia usankcjonowanego obyczajem. Podobnie było z telewizją. Zmiana prezydenta natychmiast oznaczała wyrzucenie z ramówki Pospieszalskiego i Wildsteina. Społeczeństwo zaakceptowało tę zmianę i sposób jej przeprowadzania, bo taki jest obyczaj. Nikt nie liczy się z widzem, nikt nie pyta o zdanie udziałowców TVP (płacą wszak abonament), po prostu Pospieszalski robił program zbyt krytyczny, a to przeszkadzałoby nowemu prezydentowi i ekipie rządzącej w sprawnym prowadzeniu gry PR. Trzeba, zatem Pospieszalskiego czy Wildsteina wywalić. No i wywalili, przy milczącej akceptacji Polaków. I znowu mieszanka prawa z bezprawiem, obyczaju z normą społeczną. Zasmucające, że za tymi dziennikarzami nie ujęli się solidarnie inni żurnaliści. Ale na taki gest trzeba niebywałej wprost szlachetności.

Niezwykłym fenomenem jest polska szkoła. Jej ramy organizacyjne, podział przedmiotów, sposób prowadzenia zajęć mają cechy szkoły dziewiętnastowiecznej. Jej treści to idiotyczny, pozbawiony wyrazistych celów i przeładowany zlepek programowy. Nauczyciele nasamprzód traktowani jak niewolnicy-rzemieślnicy uciekali ze szkoły, jeśli tylko mieli gdzie. Z czasem wytworzył się mechanizm, który do szkoły selekcjonował miernoty, którym odpowiadała mało odpowiedzialna praca (nie znam przypadku, by rozwiązano z nauczycielem szkoły publicznej umowę z powodu złych wyników uczniów), łącznie ponad trzy miesiące wolnego i pewna, comiesięczna płaca. Zadziwiające jest to, że o mankamentach szkoły wszyscy wiedzą, bo mają w niej dzieci albo wnuki czy też mają relacje od dzieci sąsiadów bądź spotykanych na imieninach znajomych pracujących w szkole. Próby zmian nie powiodły się. Pracownicy edukacji to rzesza ca 700 tysięcy ludzi o wyjątkowo zachowawczych odruchach. Nie udała się i nie została dokończona (w ok. 40%) reforma Buzka/Handtkego, nie wiadomo, o co chodzi Katarzynie Hall w jej próbach zmiany systemu oświaty. Raz to próbuje stawiać kroki milowe, a innym razem kroczki maleńkie i w dodatku do tyłu. Nie trzeba długo dywagować, aby dostrzec, że za lat dwadzieścia lub trzydzieści Polska w jakiś, może polityczny sposób, zniknie. Jeśli tylko prawdą jest, że „takie będą Rzeczpospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Jeśli młodzieży nie wychowujemy, co widać na każdym kroku, jeśli nie stawiamy jej zadań do wykonania, to nie tylko nie możemy oczekiwać rozwojowej Polski, ale Polski w ogóle; jako takiej. Da się, bowiem importować samochody, paliwa, artykuły spożywcze, ale nie da się jednak importować żadnej warstwy społecznej, na przykład inteligencji. W tym kontekście (właśnie w tym!) Niezrozumiałe jest kunktatorstwo rządu i samego Donalda Tuska w poszukiwaniu sposobów wydobycia gazu łupkowego. Niezależność energetyczna byłaby niezwykle mocną kartą przetargową Polski na  arenie międzynarodowej. Ale nam jakoś niespieszno. To kolejny element budujący dystans między mną a moją Ojczyzną.

Sukcesy… i bolączki Ale coś jednak się powiodło. Myślę tu o genialnej inicjatywie budowania „Orlików”, czyli niewielkich aglomeratów sportowych składających się z boisk do różnych gier pokrytych znakomitymi nawierzchniami. To boiska do siatkówki, koszykówki, piłki nożnej, a zimą lodowiska do jazdy rekreacyjnej i do gry w hokeja. Miejsca z pełnym zapleczem socjalno-higienicznym. Co ważne nikogo nie trzeba prosić o możliwość gry. Bo tam na okrągło pracują dozorcy, dzięki którym Orliki są w nienagannym stanie. Jak napisałem wcześniej to genialne (w swojej kategorii) posunięcie. Daleko skuteczniejsze niż wszystkie wychowawcze reformy pospołu. I znowu się coś miesza - nieudolność z pomysłowością i skutecznością. Oczywiście „orlikowa inicjatywa” to działanie ze znacznie lżejszej kategorii jak wydobywanie gazu z łupków, ale tutaj również można ocenić konsekwencję i determinację działania w realizacji przedwyborczych obietnic. Chociaż - rzecz jasna - zbudowanie nawet kilkuset orlików jest znacznie łatwiejsze i tańsze niż skonstruowanie i uruchomienie szybu gazowego. Każdy, obdarowany zdrowym rozsądkiem i minimalną nawet spostrzegawczością, musi sobie zadawać pytanie:, co jeszcze na scenie politycznej robi Oleksy, Cimoszewicz, Miller, Jaskiernia, Martyniuk, a w jakiś sposób także Jaruzelski i nawet Kiszczak? Mieli już czas swojej władzy. Potem mieli jeszcze trochę władzy na bis, ale już bez mordów dokonanych przez nieznanych sprawców, a teraz przywdziewają, przynajmniej niektórzy, togi doradców, mędrców, wyroczni. Tak Jaruzelski decyzją prezydenta Komorowskiego został doradcą w sprawach Rosji. Bo to jest nasza przeszłość pchająca się do utraconych przywilejów, do mediów, do wielbicieli. „Żeby jeszcze, chociaż trochę”. Nasza przeszłość nas dogania i cichutko propaguje swój oddolny socjalizm. A my? Cóż możemy my? Czy odstraszymy ich ujadaniem Bartoszewskiego? Czy może zechcemy się wreszcie dowiedzieć, czym jest ów słynny koniec, po którym - wg Leszka Millera - poznać prawdziwego mężczyznę? Na pchających się do władzy „działaczy lewicowych średniego pokolenia” mamy osobliwy i oryginalny pomysł. Przywalamy swoim. Z Kaczyńskiego robimy „oszołoma Kaczora”, z Wałęsy robimy konfidenta (szkoda, że tak późno się urodził, byłoby znakomicie móc mu przyłożyć współpracą z SS) i głupka, z inteligentnego i naprawdę patriotycznego Korwina-Mikke zrobiliśmy nieszkodliwego błazna. Bo jeśli tylko się przebić przez przybraną przez Korwina maskę i retorykę to daje się usłyszeć mnóstwo doskonałych spostrzeżeń i – choć nie zawsze trafnych - sposobów rozwiązywania problemów. Ale i inaczej sobie przykładamy. Na przykład wyniesieniem na tron Leppera czy Łyżwińskiego albo skrajnym, co do głośności roztrząsaniem historii ich kontaktów z jakąś praczką czy szwaczką z niewielkiego miasta. Leppera historia Kaczyńskim nie wybaczy. Nigdy. To największy błąd ich – wydawałoby się – przemyślanej i dalekowzrocznej polityki.

Dlatego tylko wobec takiego kraju jak Polska mógł sobie na takie insynuacje pozwolić nienawistny i zapiekły Jan T. Gross. Amerykanom, Brytyjczykom, Francuzom czy nawet Niemcom nigdy by tego nie zrobił, bo jest tchórzem i naukowym tandeciarzem. Zupełnie zaskakująco firmowanym przez jak dotąd szanowane wydawnictwo „Znak”. Przedstawiłem Państwu obszerny fragment listu, który napisałem do Jędrka. Widział on, bowiem, że w sformułowaniu odpowiedzi na pytanie „Jaka jest dziś Polska” mam pewne problemy i nie umiem tego zadowalająco zrobić a vista. Stanęło na tym, że napiszę do Jędrka  list. Teraz go Państwu przedstawiam. Ocenzurowałem go wyrzucając zeń wątki osobiste i skróty myślowe zrozumiałe tylko dla nas dwóch. Zapytałem też kolegę, czy mogę list opublikować rezygnując oczywiście z zawartej w nim wszelkiej prywatności. Pozwolił. Aleksander Nalaskowski

10 kwietnia, dzień zrównania Czy potrafimy sprawić, by nasi zmarli pod Smoleńskiem wprowadzili w nasz świat, choć na chwilę, ducha równości i pogodzenia? – zastanawia się prawnik i publicysta Chciałbym, aby obchody smutnej rocznicy 10 kwietnia były odwrotnością tego wszystkiego, co w związku z katastrofą smoleńską wydarzyło się w Polsce w ciągu ubiegłego roku. Chciałbym, by przekaz, jaki sobie wzajemnie wyślemy, wspominając zmarłych, był odwrotnością przekazu posmoleńskiego z lat 2010 – 2011. Chciałbym, zatem – używając banalnego języka dla niebanalnej moim zdaniem propozycji – by ta rocznica nas połączyła; by była okazją do zrównania pamięci o wszystkich zmarłych tego dnia pod Smoleńskiem, a w konsekwencji instrumentem zrównania godności wszystkich uczciwych Polaków, bez względu na ich przekonania, preferencje polityczne i pozycję społeczną. Paradoksalnie ta posępna okazja taką szansę nam daje – może w wyższym stopniu niż jakakolwiek inna.

W obliczu śmierci Wynika to z samej istoty śmierci. Przy jej wszystkich okropieństwach śmierć ma – przepraszam za to słowo w tym kontekście – jedną wielką zaletę: ona zrównuje ludzi, a to zrównanie zmarłych może się przenieść – przy dobrej woli i pewnym wysiłku z naszej strony – także na żywych. W obliczu śmierci nie ma hierarchii: urzędu, wieku, stanowiska. Nie ma różnic płci, przynależności partyjnej, religii i stopnia naukowego; śmierć nie rozróżnia między ilością orderów zmarłych ludzi ani ich zasługami. Śmierć jest wielkim zrównywaczem: w ładniejszych słowach, niż zdolny jest to ująć prawnik, pouczali nas o tym poeci – od Szekspira i Calderona przez Mickiewicza po Miłosza. „Król jest żebrakiem, gdy się skończy sztuka" – pisał Szekspir (wspomagany zgrabnie w tej frazie przez Barańczaka) – i na koniec tej pięknej, ale w sumie smutnej sztuki, jaką jest życie, jeden aktor zdejmuje koronę królewską, inny odkleja sztuczną brodę mędrca, inny zdejmuje czarny płaszcz i binokle szefa policji, inny jeszcze odpina tekturowe ordery dworzanina. Śmierć nie ma respektu dla szarży i hierarchii – i w tym (pewno tylko w tym) jest szlachetna. Czy potrafimy tę szlachetność śmiertelnego zrównania wykorzystać? Czy potrafimy sprawić, by nasi zmarli pod Smoleńskiem wprowadzili w nasz świat, choć na chwilę, ducha równości i pogodzenia?

Parada figur Polityczne pokłosie 10 kwietnia było wśród nas, żywych, paskudne. Wyszły z nas (używam z pewną przesadą pierwszej osoby liczby mnogiej, ale wcale nie zamierzam bić się w piersi, bo nie mam powodu) cechy publiczne najgorsze: paranoja, podejrzliwość, haniebny cynizm, bezdenna głupota. Oto niektóre figury z tego marnego przedstawienia: liderzy partii, którzy po udanej, (choć w końcu przegranej) kampanii prezydenckiej postanowili powrócić do Smoleńska, jako głównego tematu programowego swej partii, w ten sposób upartyjniając i zawłaszczając politycznie katastrofę, której ofiarami byli wszak ludzie wszystkich opcji partyjnych. Lider opozycji, czynnie delegitymizujący demokratycznie wybrane władze, prezydenta bojkotując i sugerując jego wybór przez przypadek lub pomyłkę.

Oto socjolog z niedalekiej Bremy, który w serii histerycznych artykułów wyraża swą teatralną pogardę dla tych, którzy przed katastrofą ważyli się krytykować tragicznie zmarłego prezydenta. Oto sędziwy, ale afektowany poeta, który grafomańsko nawołuje brata poległego prezydenta, by ten coś „zrobił w tej sprawie", i odmawiający atrybutu polskości tym, którzy nie głosują na partię przeżywającą zbiorowo, lecz cynicznie los „poległych" pod Smoleńskiem. Oto kiepski kabareciarz, który odreagowuje swą PZPR-owską przeszłość, piskliwie wzywając byłych krytyków prezydenta Kaczyńskiego „na kolana", jak gdyby ktokolwiek miał jakieś powody, by go słuchać z powagą. Oto była nieudolna minister i paradny bufon jadący do USA, by tam antyszambrować u polityków trzeciego sortu w sprawie „umiędzynarodowienia" śledztwa. Oto redaktor naczelny niszowego dotychczas pisemka budujący nakład swej gazety na podgrzewaniu paranoi i teorii spiskowej. Oto komentator brukowego tabloidu mnożący w swym blogu dziesiątki „pytań" i „wątpliwości" dotyczących katastrofy, w tym także o sztuczną mgłę pod Smoleńskiem, przy aplauzie internetowej publiki i nieumiejący się wycofać z żadnej insynuacji...

Zatruta debata Wystarczy? Jeśli nie, mogę kontynuować obraz tej galerii paranoidalno-cynicznej, ale chyba nie jest to potrzebne. I niech mi nikt nie mówi, że to postaci marginalne, epizody nieistotne, gazetki i blogi niszowe. Tego typu postawy, wypowiedzi i opinie zatruły debatę o przyczynach katastrofy i o racjonalnych środkach, które należy podjąć, by nigdy więcej do takiego zbiegu fatalnych decyzji, niekompetencji i dezorganizacji nie dopuścić.

Potrzeba wizji 10 kwietnia nie będzie miejsca na taką racjonalną debatę – i nawet nie powinno jej być tego dnia. Ale będzie miejsce na westchnienie, łzy i – dla wielu ludzi – modlitwę. Chodzi o to, by tym przejawom serdecznych uczuć towarzyszyła intencja zrównania wszystkich zmarłych – a poprzez nich nas wszystkich – a nie dodatkowego podzielenia, zróżnicowania i judzenia. Polityczne pokłosie 10 kwietnia było wśród nas, żywych, paskudne. Wyszły z nas cechy publiczne najgorsze: paranoja, podejrzliwość, haniebny cynizm, bezdenna głupota Jak to zrobić? Nie wiem, do tego potrzeba wizjonerskiego reżysera lub przynajmniej doświadczonego „event managera", ale wyobrażam sobie, że można się zebrać na spotkaniach, wiecach i mszach, na których po prostu będą wyczytywane wszystkie nazwiska zmarłych – wszystkich, podkreślam – z bardzo krótkimi, ciepłymi ich sylwetkami biograficznymi. By uczestnicy tych smutnych spotkań zaabsorbowali na dobre fakt, że w tej strasznej katastrofie zginął prezydent RP Lech Kaczyński i stewardesa Barbara Maciejczyk, szef Sztabu Generalnego generał Franciszek Gągor i funkcjonariuszka BOR młodsza chorąży Agnieszka Pogródka-Węcławek, prawosławny ordynariusz WP Miron Chodakowski i ewangelicki duszpasterz Adam Pilch, prawicowy wicemarszałek Krzysztof Putra i lewicowa posłanka Jolanta Szymanek-Deresz, rektor katolickiej uczelni ks. Ryszard Rumianek i feministka Izabela Jaruga-Nowacka... By ta jedyna dobra rzecz, która może wynikać ze zbiorowej śmierci – jej moc zrównywania – jakoś przeszła na nas, którzy jeszcze (przez chwilę przecież tylko) żyjemy.

Czy chciałbym, by tak się stało? Ogromnie. Czy przewiduję, że tak się stanie? Ani przez chwilę.

Wojciech Sadurski

Bezczelność Sadurskiego Wojciech Sadurski ma na swoim koncie teksty mniej lub bardziej pokrętne, mniej lub bardziej bezczelnie manipulanckie, jednak jego dzisiejszy artykuł w „Rzeczpospolitej” należy do osiągnięć rekordowych. Czegoś równie bezczelnego i udającego coś innego niż nim jest w rzeczywistości, tak nasyconego złą wolą i ze złą wolą pisanego, dawno nie zdarzyło mi się czytać. Sadurski stosuje w swoim tekście chwyty ograne i doskonale znane. Najpierw mamy, zatem zmylenie odbiorcy pozornie łagodnym i usypiającym wstępem. Sadurski rozpisuje się o równości wobec śmierci, przytaczając literackie odniesienia. Opisuje, jak to by było pięknie, gdyby ta równość wobec śmierci stała się punktem wyjścia do innego sposobu uczczenia rocznicy katastrofy niż to miało miejsce dotąd. Dotąd, bowiem pokłosie 10 kwietnia było „paskudne”. I tu Sadurski przechodzi do ofensywy, której pierwszym wystrzałem jest następujący passus: „Wyszły z nas (używam z pewną przesadą pierwszej osoby liczby mnogiej, ale wcale nie zamierzam bić się w piersi, bo nie mam powodu) cechy publiczne najgorsze: paranoja, podejrzliwość, haniebny cynizm, bezdenna głupota”. Tu Sadurski dyskretnie podkreśla, że on sam nie ma sobie nic do zarzucenia, jest po prostu bez winy. Kto zatem jest winny, z kogo powyłaziły te wszystkie szkaradzieństwa? Oto z tych wszystkich, którzy ośmielili się nie zgadzać ze sposobem widzenia i komentowania 10 kwietnia, jaki zatwierdzili on i jego salonowi kumple. Tylko, bowiem ten sposób, posiadający salonowe imprimatur, jest nieparanoiczny, niepodejrzliwy, niehaniebny, niecyniczny – słowem – cywilizowany i europejski. Dalej następuje poczet paranoików i cyników, w którym Sadurski z właściwą sobie elegancją i szacunkiem dla adwersarzy opisuje kilka szczególnie widocznie przez siebie niecierpianych postaci, (choć bez nazwisk, co jest dodatkowym erystycznym wybiegiem: taki jestem miły, że ich nie nazywam, a przecież moi hiperinteligentni czytelnicy i tak wiedzą, o kogo chodzi). Ja również miałem przyjemność znaleźć się w tym gronie: „Oto komentator brukowego tabloidu mnożący w swym blogu dziesiątki »pytań« i »wątpliwości« dotyczących katastrofy, w tym także o sztuczną mgłę pod Smoleńskiem, przy aplauzie internetowej publiki i nieumiejący się wycofać z żadnej insynuacji”. Sadurski, mający na moim punkcie obsesję nie od dziś, stosuje tu zresztą najprymitywniejszy środek: skoro komentator z „brukowego tabloidu”, (co jest zresztą pleonazmem), to wiadomo z góry, że pisze jakieś głupoty. Można by oczywiście rozkładać tekst Sadurskiego na części pierwsze. Po takiej analizie byłby absolutnie nie do obrony, bo – jak to u Sadurskiego bywa – sprowadza się on do garści inwektyw, ubranych we w miarę zgrabną retorykę i podlanych sosem podłej, jakości erystyki; wszystko zaś ma dowodzić, że to my, oświeceni salonowcy mamy dyktować sposób przeżywania smoleńskiej katastrofy, a nie jakaś tam mącąca tłuszcza. Szkoda na to jednak czasu i wysiłku. Lecz żeby nie być gołosłownym, przyjrzę się tylko dwóm przykładom. Pierwszy to mój własny. Czy Sadurski potrafiłby wywieść, dlaczego postawione przeze mnie wkrótce po katastrofie pytania są wyrazem głupoty i paranoi? Czy potrafiłby na konkretnych przykładach pokazać, na czym polegała ich rzekoma paranoiczność? Czy umiałby dowieść, dlaczego absurdalne miałoby być pytanie o sztuczną mgłę, – które zresztą zadawała także polska prokuratura, widocznie również zinfiltrowana przez paranoicznych cyników? Oczywiście – nie. I dlatego takimi detalami Sadurski się nie zajmuje. Z wyższością rzuca kilka określeń, działających na wyćwiczonego przez „GW” czytelnika jak lampka na psa Pawłowa i na tym poprzestaje. Wywody Sadurskiego wyglądają na spójne tylko dla bardzo naiwnych, słabo myślących, i tylko na poziomie największej ogólności. Druga sprawa: Sadurski ucieka się na końcu do kolejnego erystycznego zabiegu, komponując swój wyciąg z listy ofiar, mający pokazywać, że w katastrofie zginęli ludzie, mający bardzo rozbieżne często poglądy. Tylko, czego ma to dowodzić? Trzeźwo oceniają - niczego. Oczywiście zamiar Sadurskiego jest czytelny: ustawia tak wszystkich tych, którzy mają nadal wątpliwości, pytania do rządu, uważają śledztwo za źle prowadzone i nie chcą pogodzić się z wykluczaniem takich opinii z obiegu publicznego, jako wyrażanych jedynie przez politycznych żołnierzy jednej strony. A skoro w katastrofie zginęli przedstawiciele różnych stron to – manipuluje Sadurski – tych pytań stawiać nie wolno, wątpliwości mieć nie wolno, bo one są „polityczne”. „Apolityczne” jest unikanie jakichkolwiek wątpliwości. Tekst Sadurskiego jest wyjątkowo bezczelną manipulacją, gdyż przemyca następującą tezę: moglibyśmy godnie świętować 10 kwietnia – godnie, czyli bez zadawania niewygodnych pytań, bez krytykowania rządu za nieudolność, bez wątpienia w rosyjską dobrą wolę itp. – gdyby nie banda mącicieli, którzy odzierają śmierć z jej godności, mnożąc jakieś paranoiczne wątpliwości. Innymi słowy – jedyny godny i właściwy sposób podejścia do tragedii smoleńskiej to ten autoryzowany przez salon i Sadurskiego. A w tym sposobie żadne wątpliwości i niewygodne pytania, a także pretensje wobec salonu za jego dawne zachowania wobec śp. prezydenta się nie mieszczą. Nie wiem, po co Sadurski napisał ten tekst. Może z wewnętrznej potrzeby. A może żeby zatrzeć niemiłe wrażenie, jakie mogło powstać w salonowych kręgach po tym, jak za niezależność myślenia w sprawie programu Pospieszalskiego wyróżnił go Piotr Semka w swoim komentarzu. Sadurski, przerażony, że chwali go „pisowski” publicysta, czym prędzej umieścił w Salonie24 mętne dementi, a teraz uznał, że musi jeszcze mocniej pomerdać ogonkiem, żeby nie doznać wykluczenia i nie zostać oskarżonym o „prawicowe zboczenie”. Jakakolwiek byłaby motywacja, tekst Sadurskiego dowodzi, że jakakolwiek dalsza polemika z jego autorem mija się z celem. Nie warto więcej zajmować się kimś, kto manipuluje z pełną świadomością i dowodzi dobitnie swojej złej woli. P.S. Tym bardziej dziwi mnie, że ma on brać udział z dzisiejszej debacie Salonu24 z Jarosławem Kaczyński. Ale cóż, wybór Igora. Mnie to skutecznie zniechęca, aby się jej przyglądać. Warzecha

Libia: syjonistyczny smok i bębny wojny

Jonathan Azaziah 26.3.2011, przekład - skrót Ola Gordon i Piotr Bein [przypisy w oryginale]

Bębny wojny dla Libii z Tel Awiwu, Waszyngtonu, Londynu (dokładniej: z londyńskiej enklawy banksterów). Poprzednio bębnili Afgańczykom i Irakijczykom. Wg bębniarzy, ich wojna jest przeciwko dzieciom mniejszego Boga: kobietom niższego stanu, mężczyznom o mniejszych prawach. To masowy mord bezbronnych niewinnych, okupacja, kradzież ziemi i zasobów, profanacja i dehumanizacja – ludobójstwo. Cel bębniarzy: przetrwać jako jedyny właściciel świata, który będzie rządzić masami bydła. 20 lat sankcji, okupacja i dziesiątkowanie ziemi, wody i zasobów naturalnych, zrujnowały naród wiernych i odważnych Irakijczyków. Zdecydowany i odważny naród afgański też zna zbrodniczą muzykę interwencjonizmu USA. W obu przypadkach, zniszczenie przyszło pod maską humanitaryzmu. Rakiety i bomby pakowane w fałszywe współczucie dla prześladowanych. Przemoc dla wyzwolenia. Mordy dla wolności. Bębniarze chcą z Libijczyków zrobić następną przygodę humanitarną. Kadafi obalił (1969) króla Indrisa, monarchiczną marionetkę okupowanej przez syjonistów machiny wojennej USA i Włoch, dążących do re-kolonizacji Libii. To Kadafi usunął bazy USA z Libii i konsekwentnie wspierał walkę o odzyskanie okupowanej Palestyny od syjonistów i ich bezwzględnych agentów [1]. Dokonywane przez Kadafiego w ostatniej dekadzie opuszczanie rewolucyjnych ideałów i sprzedania się Izraelowi i aroganckim zachodnim przyjaciołom nie usunął tych faktów u jego nowych i niełatwych sojuszników. Izrael chciał zemsty. Wykorzystując Libijczyków, jako ofiarne baranki, a fale protestów w świecie arabskim jako przykrywkę, ukuł spisek usunięcia władcy Libii. Syjonistyczny smok umieścił się na scenie, zaczęła grać muzyka syjonistycznego chaosu.

Krótka historia: operacja Trojan, Lockerbie i Abu Salim Na początku prezydentury zbrodniarza wojennego Regana, mendia krzyczały o tym, co później stało się długotrwałą propagandą: o libijskim szwadronie śmierci działającym w USA celem egzekucji Regana. Źródłem tej bzdury był Manucher Ghorbanifar, b. agent tajnej policji Sawak obalonego szacha Iranu. Notoryczny Sawak znany był z brutalnych tortur, wyuczonych od Mosadu. Ghorbanifar był głęboko powiązany z Mosadem, światowym liderem w terroryzmie fałszywej flagi. Celem bujdy o szwadronie libijskim było zdobyć poparcię publiki USA do ataku na Libię [2]. Ta operacja fałszywej flagi nie spelniła oczekiwań syjonistycznego architekta, więc Izrael uruchomił operację Trojan. Trojan to izraelskie urządzenie komunikacyjne używane przez LAP (LohAma Psicologist), zespół broni psychologicznej Mosadu, stacja przekaźnikowa służąca zmylaniu raportów wywiadowczych transmitowanych z izraelskich okrętów przebywających w regionie. Trojan ma być ulokowany w krajach przeciwnych kompleksowi jot, wg izraelskich służb – we wrogim środowisku, będącym na celowniku oficjalnej placówki, np. ambasady. Fałszywe raporty odbierali sprzymierzeńcy Izraela na odrębnych częstotliwościach, gdzie informacje były potwierdzane przez Mosad. Niewielu sojuszników wie, że raporty tworzył Izrael. Operacja Trojan odniosła sukces, gdyż urządzenie zostało zainstalowane w stolicy Libii, Trypolisie, a rząd USA zaczął odbierać liczne wiadomości od Trojana i przetwarzać dowody wywiadu, że Libia miała ścisłe związki z planowaniem i realizacją działań terrorystycznych. Szefowie Mosadu byli b. zadowoleni [3]. Końcowa faza operacji Trojan (5.4.1986) zbombardowała dyskotekę w Berlinie (2 żołnierzy USA i Turczynka zabici, a ciężko rannych 229 osób) [4]. Za tę haniebną fałszywą flagę obwiniono Libię, zamach bombowy na dyskotekę La Belle (1986) był akcją Mosadu i CIA [5], doprowadzając do akcji wojskowej USA (El Dorado Canyon 15.4..1986). To zbrodnicze naruszenie suwerenności Libii zabiło dziesiątki cywilów Libii, w tym 15-miesięcznej adoptowanej córki Kadafiego [6]. Mordy te zaprojektowano w celu nadania znaczenia Mosadowi wśród międzynarodowych wywiadów i pokazania arabsko-islamskiemu światu, że USA są po stronie Izraela [7], a dokładniej, że USA stanie tam, gdzie nakażą syjoniści. Doskonale rozumiejąc oszustwo i arogancję sił próbujących złamać jego i Libijczyków, Kadafi nie ustąpił. Wtedy Izrael zniszczył lot Pan Am 103 (21.12.1988), zamach nad Lockerbie. Zginęło 270 osób [8]. Abdelbaset Mohmed Ali al-Megrahi, zupełnie niewinny b. oficer libijskiego wywiadu, został skazany na 27 lat w szkockim więzieniu Greenock za Lockerbie. Nie było najmniejszych dowodów przeciwko niemu. Jego aresztowanie i uwięzienie były przerażającym i celowym błędem wymiaru sprawiedliwości, który okradł jego żonę i 5 dzieci z dziesiątków lat wspólnego życia [9]. Jego skazanie odwróciło uwagę od prawdziwych wykonawców i przyczyn Lockerbie: dalszej demonizacji Kadafiego i Libii [10]. Nad Lockerbie użyto bomby walizkowej, podpisu Mosadu, który wykorzystał to samo w Kenii, licznych miejscowościach okupowanej Palestyny, Beirucie, Dubaju, Londynie, Houston i Indiach [11]). Lockerbie był kolejną izraelską akcją fałszywej flagi przeciw odwiecznym wrogom syjonizmu, Arabom i muzułmanom, dla anty-islamskiego programu wciągania świata przez mendia syjonistycznych ekstremistów. Z Lockerbie powiązany był w niesławny palestyński terrorysta Abu Nidalem, usunięty jako agent Mosadu. Kilka godzin po katastrofie, zespół LAP Mossadu rozpętał wojnę psychologiczną we wszystkich mendiach, przekazując pionkom Izraela, że za zamachem stała niewątpliwie Libia. Dzień po zbrodni, agenci Mosadu byli w Lockerbie w Szkocji, aby usunąć dowody – walizkę. Szefem bezpieczeństwa Pan Am w momencie ataku był Izaak Jeffet, b. szef bezpieczeństwa izraelskiej linii lotniczej El Al [12], znanego frontu dla najbardziej skomplikowanych operacji sabotażowych Mosadu [13]. Wersja mendiów o Lockerbie ukryła udział Mosadu i CIA. Na pokładzie Pan Am 103 były ogromne ilości przemycanej przez CIA heroiny i agentów CIA i DIA [14]. Bomba walizkowa Mosadu zlikwidowała ich i ochroniła interesy jego partnera w terroryzmie na globalnym rynku narkotyków. Był jeszcze jeden cel Mosadu, który zmienił świat: Operacja fałszywej flagi 11 IX Mosad i jego sieć pomagierów, sajanim. Lockerbie był główną operacją LAP wojny psychologicznej, sugerując umysłom Zachodu, zwłaszcza w USA, że Arabowie porywają samoloty i rozsadzają je z nienawiści do Zachodu. Kiedy zdalnie sterowane samoloty SPC Dow Zakheima uderzyły w WTC 11 IX, Amerykanie (i reszta świata) przypomnieli sobie Lockerbie i nie ruszyli palcem, gdy mendia powiedziały im, że 19 arabskich porywaczy zaatakowało USA. Nieznali nazwisk Silversteina, Laudera, Lowy’ego, Eisenberga i Harela, głównych zbrodniarzy 11 IX [15]. Z al-Megrahim postawionym w stan oskarżenia i uwagą świata skoncentrowaną na Kadafim za Lockerbie, syjoniści cieszyli się z kolejnej udanej akcji. W 1-ym kwartale 1992 r., zgodnie z planem, przestępcza ONZ nałożyło krzywdzące sankcje za atak na naród libijski. Sankcje niszczyły zdolności rafinacyjne Libii, uniemożliwiały Libijczykom podróże przez ponad 10 lat i odcięły ich od krewnych w USA [16]. ONZ nie zniosło sankcji do 2003 r., a USA wobec Libii do 2004 r. To wtedy Kadafi niechętnie sprzedał się Zachodowi, którym pogardzał.

Zbrodnia w więzieniu Abu Salim (czerwiec 1996), ostro skrytykowana przez organizacje praw człowieka, realizowała program Mosadu i jego LAP-u przeciw Kadafiemu na całym świecie, uzasadniający zbrodnicze sankcje USA i ONZ przeciw Libii. Mimo że raporty o rzezi Libijczyków w Abu Salim były niesprawdzalne i rzadkie, wg światowej sławy Human Rights Watch (HRW), zamordowano 1200 osób [17]. Wspierane przez USA, HRW wymyśliło bzdury o gazowaniu irackich Kurdów w Halabdży, by usprawiedliwić wszczętą przez syjonistów inwazję na Irak 20 lat temu. Nadal służy, do tworzenia wsparcia dla syjonistycznej koalicji inwazji na Irak 8 lat temu. Wywiad obaliły masakrę w Halabdży, czystą propagandę wojenną [18]. Fałszywkę Abu Salim wykorzystawali lewicowcy świata, by uzasadnić “rewolucję” w Libii. HRW wpadło w syjonistyczną pułapkę bicia w bębny wojny do inwazji. HRW finansuje na 100 mln $ na rok internacjonalistyczny syjonista, zbrodniarz wojenny George Soros [19], który również wspiera J Street [żydostwo banksterskie Wall Street - PB], syjonistyczną grupę lobbystyczną za okupacją, wojną i czystkami etnicznymi, podszywającą się pod miłujących pokój [20]. Nieprzypadkiem Soros, destrukcyjny miliarder odpowiedzialny za nieuczciwe operacje giełdowe we Francji, bankructwo Banku Anglii i prowadzenie wojny finansowej z Malezją [21], wycofał inwestycje z Libii zaledwie 3 miesiące przed rozruchami [22], a teraz jego imperium prowadzi atak na Kadafiego [23]. Soros odpowiada też za infiltrację egipskiej rewolucji i używanie swoich pełnomocników do pisania projektu nowej konstytucji, która zniewoli Egipcjan niewolnictwem znacznie gorszym niż Mubarak [24]. Syjonistyczny smok już zaczął podpalać narody Libii i Egiptu.

Trzy powody Kiedy tylko mocarstwa zachodnie zniosły sankcje przeciwko Kadafiemu (l. 2003-2004), programy w dept. stanu USA ustanowiły w Libii pro-demokratyczne grupy, aktywowane celem zmiany reżimu, pod płaszczykiem powstania lub rewolucji, gdyby Kadafi kiedykolwiek wyłamał się. Pierwszy błąd Kadafiego w oczach syjonistycznego smoka (wrzesień 2009): przemówienie w ONZ: Cały świat powinien wiedzieć, że Kennedy chciał zbadać reaktor jądrowy Izraela demon [25]. Elitarna jednostka Mosadu, Kidon w zmowie z CIA i elementami mafii Koszer Nostra Lansky’ego, zamordowali Kennedy’ego z kilku powodów. Cicha wojna Kennedy’ego z architektem masakry Al-Nakba, Ben-Gurionem ws. programu nuklearnego Izraela jest na górze listy [26]. Izrael nie lubi, by wspominać o tym. Drugą wpadką Kadafiego był libijski konwój pomocy humanitarnej, kierowany przez jednego z jego synów, który przełamał nielegalne, międzynarodowo potępiane oblężenie palestyńskiej Gazy (lipiec 2010). Statek al-Amal wiózł 2 tys. t żywności, oleju, lekarstw i prefabrykowanych domów. Marynarka Izraela nękała statek i zagroziła pasażerom na pokładzie siłowym przejęciem [27]. Syjoniści pokazali, jak daleko posuną się, by utrzymać śmiertelny głód w Gazie. Mord 9 z Flotylli Wolności na wodach międzynarodowych mówi o tej makabrze [28]. Zaledwie 4 dni przed “rewolucją 17 II” w Libii, Kadafi zaangażował się w trzecie i ostatnie nieszczęście, wywołując syjonistycznego smoka. W wyniku powstań w Tunezji i Egipcie, które usunęły dyktatorów Ben Alego i Mubaraka (na ironię, przyjaciół Kadafiego), Kedafi wezwał Palestyńczyków na całym świecie do buntu przeciwko okupantowi, by zgromadzili się, przypłynęli do wybrzeży okupowanej Palestyny i zwrócili się do syjonizmu, by oddał się w ręce represjonowanych Arabów lub zmierzył się z rewolucją [29]. Utrzymywanie Palestyńczyków, jako zdemoralizowanych i podporządkowanych to główna broń reżimu syjonistów w 63-letniej okupacji Ziemi Świętej. Trzyma kolaboranckie pionki jak Abbas i Fajad, by prowadzili Palestyńczyków wieczną drogą syjonistycznej niewoli. Każde wezwanie Palestyńczyków do upominania się o godność jest zagrożeniem bytu Izraela. Wezwanie Kadafiego do okupowaneych Palestyńczków mogło być honorowe, ale dla syjonistycznego smoka, był to akt wojny.

Kontrolowana opozycja: podstawowa lekcja o syjonizmie Masowy morderca dziesiątków mln rosyjskich chrześcijan, przywódca bolszewików Lenin powiedział: Najlepszym sposobem kontroli oporu jest byśmy prowadzili go sami. Nie powinno być zaskoczeniem, że syjoniści zwani neo-konserwatyści, dopuszczający jedynie leninowców i b. trokistów [30], przewodzą wszczepianiem grup na rzecz demokracji na całym Bliskim Wsch. i w całej Płn. Afryce, kontrolując sprzeciw względem globalnej hegemonii syjonistów. Rada dyrektorów w National Endowment for Democracy (NED), lider projektu “pro-demokracji” w Libii [31], a także notoryczna instytucja globalistów Freedom House [32], składają się prawie wyłącznie z neo-konów. Fundacja NED powstała w l. 1982-1984 po badaniach przez wiernego syjonistę Allena Weinsteina na czele mnóstwa projektów globalistów maskowanych wprowadzaniem demokracji. Weinstein napisał wiele książek w obronie ludobójczych operacji syjonistów na całym Bliskim Wsch., w których podkreślił konieczność zaangażowania się Ameryki w bezprawne państwo Izrael [3]. Weinstein publicznie przyznał (1991) o NED: Wiele z tego, co robimy dzisiaj zostało wykonane potajemnie 25 lat temu przez CIA. NED pierze forsę CIA [34] – doskonała przykrywka, zważywszy pozory organizacji obrony demokracji. Szefem NED jest Carl Gershman, globalista i gorliwy syjonista, nagrodzony za poparcie programu CIA w Tybecie, autor Israel, the Arabs and the Middle East [Izrael, Arabowie i Bliski Wschód] broniącej masakry al-Nakba i kolonializmu Izraela [35]. Gershman pracował też dla najbardziej jadowitych organizacji syjonistów, skrzydła wywiadu Izraela (ADL), jest wściekłym islamo- i chrześcijano-fobem. Wg niego, Koran oczernia Żydów, chrześcijanie szerzą mit mordu rytualnego, Arabowie i ich kultura cierpią na choroby moralne, a antysemita to każdy wiążący 11 IX z Mosadem [36]. NED podniósł łeb w Egipcie od upadku Mubaraka [37], a kiedy Kadafi rozwścieczył smoka, zaczął w Libii organizować “pro-demokratyczne” protesty i zakładać organizacje, np. ALCF, LHPDF i TL [38]. W powstaniu w Libii uczestniczy siostra NED, Państwowy Instytut Demokratyczny NDI, gdzie szefową jest syjonistyczna zbrodniarz wojenna i rzeźnik irackich dzieci, Madeleine Albright [39], oraz liczne organizacje finansowane przez NDI i MEPI [Bliskowschodnia Inicjatywa Partnerstwa] [40]. Czy działają w interesie narodu libijskiego, kierowane przez anty-muzułmańskich, anty-chrześcijańskich, anty-arabskich, pro-wojennych, pro-syjonistycznych podżegaczy wojennych? “Rewolucję 17 II” w Libii zorganizowała Narodowa Konferencja Libijskiej Opozycji (NCLO), założona w Londynie (25. 6.2005) celem wzniecania niepokoju i utworzenia rządu z osób „zaufanych”. W jej skład wchodzi 6 grup, m.in. Narodowy Front Ocalenia Libii (NFSL) libijskiego uchodźcy w Londynie, Ibrahima Sahada [43]. Na początku rewolucji, Sahad i in. zaczęli dostarczać mendiom materiały “z pierwszej ręki” o mordach, naruszaniu praw człowieka i in. dziwacznych, niesprawdzonych oskarżeniach. Sahad powiedział nawet, że Kadafi nie przeżyje protestów [44]. Mendia nie dopuściły do głosu dysydentów z okupowanych Palestyny, Iraku, Kaszmiru, Afganistanu, ani z Somali, Pakistanu czy Libanu. Dlaczego więc libijscy dysydenci? Bo należą do NFSL, utrzymywanej przez CIA i najbliższy syjonistom reżim Arabii Saudyjskiej [45]. Katarska marionetka syjonistów, Al Dżazira czy zachodnie mendia, jak BBC i New York Times, wszystkie zostawiają trop do NFSL (CIA) [46]. W Libii ustanowiono (27.2.2011) Narodową Radę Przejściową (NTC), której członkiem jest Mahmoud Dżibril. Ostatnio spotkał się on w Paryżu z podżegaczem wojennym Clintonową i syjonistycznym prezydentem Francji, Sarkozym, oraz rozmawiał przez telefon z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych, Williamem Hague [49]. Wiele lat spędził w USA, gdzie zdobył edukację, doktorat i wykładał. Był szefem największego think tanku Libii z 2009 r., Narodowego Zarządu Rozwoju Gospodarczego (NEDP), partnera London School of Economics [51], uczelni na utrzymaniu Sorosa [52]. Kiedy “rebelianci” zwyciężą i obalą Kadafiego, Dżibril będzie nadal szefem instytucji dążącej do neoliberalizmu. Same jego ppowiązania obalają pretensje NTC do ekskluzywnej reprezentacji Libijczyków. NTC to ekskluzywna reprezentacja syjonistów w Libii. NTC natychmiast zażądało zakazu lotów nad Libią [53].

Izraelska wojna: od wywrotu do agresji Smocza polityka syjonistów dokonała wielu szkód: mord na Kennedym, 11 IX, terror w Pakistanie, wymyślona Al Kaida, broń i pieniądze dla organizacji “terrorystycznych” m.in. talibów [55]. Przez brytyjski wywiad, Izrael usiłował wprowadzić swą politykę w Libii 5-6 lat wcześniej niż w Pakistanie. Komórce Al Kaidy zapłacono za egzekucję Kadafiego [56], na jej czele stał Anas al-Liby, który zorganizował zamachy (1998) na ambasady USA w Kenii i Tanzanii [57]. Operacje te były częścią długotrwałego izraelskiego projektu, w którym Mosad rekrutował Palestyńczyków do dokonywania aktów terroru celem uzasadnienia eskalacji izraelskich działań zbrojnych w okupowanej Palestynie. Współpraca ta nie odniosła sukcesu [58]. Nic dziwnego, że Kadafi oskarżył Al Kaidę o zamieszki w Libii [60]. W tym przypadku „Al Kaida” to CIA i Mosad. Kiedy przez 10 lat ataki fałszywej flagi i sankcje nie obaliły Kadafiego, rozpoczęli totalną agresję. Z pomocą sojuszników w CIA i Radzie Przejściowej, stworzyli iluzję, że to ona reprezentuje Libijczyków i wywołali iluzję pt. kryzys humanitarny. Od samego początku rewolucji, pokazywano cierpienia i rzezie nieuzbrojonych demonstrantów przez afrykańskich najemników Kadafiego [61], który natychmiast to zanegował [62]. Rząd USA postarał się, by w rezolucji ONZ (27.2.2011) była klauzula chroniącą najemników, że nie będzie wolno oskarżać ich o zbrodnie [63]. Są to mordercze korporacje, np. Dyncorp i Xe, zatrudniane w Iraku i Afganistanie. Tam też nie są ścigane za swe zbrodnie, bo najemników rekrutuje Globar CST, izraelska firma powiązana z Mosadem i Szin Bet, zajmująca się też handlem bronią w Gruzji i niektórych krajach Afryki. Jej szefem jest emerytowany izraelski gen. Izrael Ziw. Uczestniczył on w spotkaniu ze zbrodniarzami wojennymi: ministrem obrony Barakiem i premierem Netanjahu, tuż przed wybuchem rewolucji libijskiej i dostał pozwolenie na zatrudnienie 50 tys. najemników w Libii, co doprowadziło do interwencji militarnej NATO [64]. Tak rozpoczęło się “bombardowanie” cywili w Bengazi (22.2.2011) przez Kadafiego. Tę farsę ujawniło rosyjskie wojsko [65], potem zbrodniarze wojenni np. adm. Mike Mullen i sekretarz obrony Robert Gates [66]. Mimo to, mendia donosiły o tym jak o fakcie. Podczas rzezi przez najemników, syjonistyczny smok wyciągnął Projekt Nowego Wieku Ameryki (PNAC), którego żądzy krwi nie zaspokoiły miliony ofiar w Iraku i Afganistanie. Teraz chce zemsty na Kadafim. Dzień po nalotach na Libię, Inicjatywa Polityki Zagranicznej (FPI) napisała do Obamy o natychmiastową interwencję zbrojną w celu usunięcia Kadafiego i zakończenia przemocy. Członkowie FPI: Wolfowitz, Kristol, Abrams, Kagan, Edelman i Senor, ludobójczy maniacy, projektanci ataku na Irak i Afganistan. Dołączyli do nich Joe Liebermann i John McCain żądając, by Obama uzbroił rebeliantów [68]. Obama ogłosił (28.2.2011) największe sankcje, zamrażając libijskie aktywa 30 mld $ i posyłając okręty do wybrzeży Libii [69]. Następnego dnia izraelski wiceminister wojny, Danny Avalon, wezwał do zorganizowania strefy zakazanej dla lotów, by skończyć z ludobójstwem [70]. Nie wzywał do tego, kiedy Izrael zaatakował Liban (2006) i Gazę (2008-2009). Oddział SAS dowodzony przez MI6 (partner Mosadu) pokazał się w Libii (6.3.2011) z dostawą broni, amunicji, materiałami wybuchowymi i fałszywymi paszportami dla libijskich “rebeliantów”, Libijczykom niepodobało się to i pokazali, że nie byli to Anglicy, lecz Izraelczycy z fałszywymi paszportami brytyjskimi. Misja nie udała się, Libijczycy aresztowali ich i wyrzucili. ONZ uchwaliło (17.3.2011) rezolucję pozwalającą na podjęcie wszelkich środków ochrony ludności cywilnej, tj. natychmiastowe bombardowanie Libii [74].

Ropa i gaz Najważniejszym w Egipcie był strajk pracowników przemysłu naftowego, którzy mieli dosyć korupcji, niewolniczych zarobków, braku związków zawodowych i gazu pompowanego do Izraela. Egipt wstrzymał jego dostawy 13.2.2011. Izrael produkuje 20% energii elektrycznej z gazu naturalnego, niezbędnego syjonistom do utrzymania 63-letniej okupacji Palestyny. Izrael potrzebuje też innego źródła ropy, stąd jego celem Libia, która ma największe zasoby ropy w Afryce [87]. USA podpisało z Izraelem (1.9.1975) porozumienie: Rząd USA dołoży wszelkich starań, aby był w pełni elastyczny, w granicach swych zasobów, oraz zezwoleń i środków Kongresu, w oparciu o potrzeby bieżące i długoterminowe, wyposażenia wojskowego dla Izraela i innych wymogów obrony, jego zapotrzebowania na energię i potrzeb gospodarczych …Jeśli ropa potrzebna Izraelowi… nie jest dostępna, … USA niezwłocznie udostępni jej zakup Izraelowi [88]. Czyli, gdy syjoniści mają zapotrzebowanie na ropę, USA odpowiedzą na skinięcie Izraela i zabezpieczą jej dostawę. Podobnie jak w przypadku Iraku, kiedy Netanyahu pochwalił iracką ropę płynącą z Kirkuku do Hajfy (89), więc wojna z Libią jest rzeczywiście wojną o ropę. Ale nie dla USA, tylko syjonistów.

Podsumowanie: Purim i okupacja Nieprzypadkowo wojna z Libią, zemsta zaprojektowana przez syjonistów i wprowadzona w życie przez ich agentów politycznych, rozpoczęła się w rocznicę ataku na Irak (2003). Kilku analityków i polityków wspomniało o tym, ale nie mówi się o sprawie ważniejszej: Libię, tak jak Irak (nieludzkie inwazje) a wcześniej Kosowo, zaatakowano w Purim, żydowskie święto zemsty z biblijnej Księgi Estery, upamiętniającej mord perskiego premiera Hamana, który próbował zniszczyć naród żydowski, a zniszczył siebie. W Purim 2011, Izrael znów zablokował Zachodni Brzeg i Gazę [95]. W Purim 2006 roku palestyńscy więźniowie zostali rozebrani do naga, bici, zatrzymani i fotografowani, kiedy czołgi ostrzelały więzienie z nielegalnie przetrzymywanymi Palestyńczykami [96].

W Purim 5.3.1991, Kongres USA uczcił rasistowskiego, ksenofobicznego, ludobójczego rabina lubawiczerów, Menachema Mandela Schneersona, wybitnego przywódcę moralnego Ameryki, wg prezydentów USA. Zabijanie gojów, wg Sznersona, jest dopuszczalne, aprobowane a nawet zalecane, gdyż goje to odrębny gatunek. Ten potwór był duchowym przywódcą wielu urzędników w syjonistycznym rządzie USA od pierwszej administracji Busha, przez drugą. Ci syjonistyczni urzędnicy zaprojektowali i wykonali inwazję, okupację i ludobójstwo w Iraku i Afganistanie. Czy rozlewali krew gojów w Purim, by zadowolić swojego duchowego przywódcę? [97]. Zabijanie Arabów (Amalekitów) w Purim jest świętą izraelską tradycją [98] Niektórzy rabini mówią, że Arabowie zasługują na zagładę, bo przeszkadzają w budowie trzeciej świątyni [99].Syjonistyczne media szerzą kłamstwa o nieistniejącej broni chemicznej Kadafiego, bo koalicja sama używa broni chemicznej przeciwko Libijczykom. To na nich zrzucono 45 bomb ze zubożonym uranem, 800 kg każda. Koszmar zaczyna się od nowa: nowotwory i deformacja płodów, tak jak to miało miejsce wśród niewinnych Irakijczyków w Mosulu, Basrze, Faludży, Samarze i Bagdadzie. Tak jak to miało miejsce wśród Albańczyków kosowskich, po 11 t uranowych pocisków NATO. Tak było w Gazie po Operacji Lany Ołów [110] i w Afganistanie [111]. Ból, cierpienia, więcej bólu i cierpień, to wszystko przynoszą sojusznicy światu, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie.

Smutne i nikczemne jest to, że tak wielu “dziennikarzy”, “poszukiwaczy prawdy” i “działaczy” wyrażało radość z tej okupacji i ludobójstwa Libijczyków, zapominając o lekcjach z przeszłości. Nie było ich, kiedy Amerykanie palili irackie dzieci, NATO niszczyło Kosowo, Ameryka i NATO zabijała Afganistan, ani gdy Izrael zabijał niewinnych w Libanie i Gazie. Nie było ich, kiedy amerykańskie drony zamieniały Pakistan w pył. Teraz już są, chwalą wojnę Obamy, którego syjonistyczna machina w Chicago nazywa pierwszym żydowskim prezydentem [112]. Syjonistyczny smok zionie ogniem na jeden naród czy inny od prawie 64 lat. Potrzebuje krwi Amalekitów by przetrwać. Nie obchodzi go, ilu Libijczyków zginie brutalną śmiercią spowodowaną uranem, byleby osiągnął swój cel. Już znalazł Dżibrila, pionka Zachodu, który ma zastąpić Kadafiego [113]. Ogromna większość Libijczyków, którzy nie są opłacani przez CIA, nie ważne czy są za, czy przeciwko Kadafiemu, nie chcą mieć nic wspólnego z okupantami, których celem jest zniszczenie ich kraju. Powinni stworzyć prawdziwą opozycję i rozliczyć się ze zdrajcami stojącymi po stronie okupantów, tak jak Hezbollah w Libanie, by uratować państwo. Samostanowienie to prawo uniwersalne, należne wszystkim narodom, zakorzenione w duchowym kodzie moralnym każdego społeczeństwa – muzułmańskiego, chrześcijańskiego, świeckiego czy innego. Nie mogą odebrać go obcy, niemający nad nimi żadnej jurysdykcji. Libia pokona to oblężenie dokonane przez syjonistycznego smoka, bez względu na to, ile będzie potrzebować na to czasu. Niech pamiętają “humanitarianie”, że wojna nie jest odpowiedzią na wszystko, a służy tylko mnożeniu bogactwa globalistów. Powinni pamiętać słowa Che Guevary: Wyzwoliciele nie istnieją. To narody same się wyzwalają. I taka jest prawda. Tegoż autora po polsku:

http://piotrbein.wordpress.com/2010/11/25/terror-%E2%80%9Eiracki%E2%80%9D-dla-ludziowcow/
http://piotrbein.wordpress.com/2011/02/14/izraelska-wojna-rozszczepiajaca-pakistan-irak-i-egipt/
http://piotrbein.wordpress.com/2011/03/08/koszer-nostra-z-artykulu-jonathana-azaziaha/
http://grypa666.wordpress.com/2011/01/25/wikileaks-szamir/

Za http://piotrbein.wordpress.com/2011/03/29/libia-syjonistyczny-smok-i-bebny-wojny/

Komentarz własny. Od początku „rewolucji” w Libii nazywałem ją obcą interwencją. Ani razu nie dałem się na tę żydowską prowokację nabrać. Cztery dni temu, w piątek doprowadziłem do porządku dziwnie „unieruchomiony” przez półtora tygodnia komputer. Dzisiaj rano znów zaczyna się on „blokować”. „Niewidzialna ręka” działa nadal… Boję się, że kiedyś stanie on na dobre. Poliszynel


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dyrektywa 1987 404 EWG Zbiorniki ciśnieniowe
404
CSAE02 404
lim 902 402 404
kpk, ART 404 KPK, V KK 225/09 - postanowienie z dnia 4 marca 2010 r
404
404 477
404
68 trol 404
przekroj 582 616 597x210 id 404 Nieznany
racjonalista 404, Farmacja, Filozofia
404
404
Dyrektywa 1987-404-EWG Zbiorniki ciśnieniowe
404
404
404 405
404 Manuskrypt przetrwania

więcej podobnych podstron