CHŁOPI TOM 1

TOM PIERWSZY: JESIEŃ

Rozdział I

Ksiądz przywitał troskliwie, idącą na zimowe żebry starą Agatę. Przez chwilę rozmawiał z kobietą o jej ciężkim losie, po czym włożył jej w ręce złotówkę i pobłogosławił. Kiedy Agata odeszła ksiądz chciał modlić się brewiarzem, ale zadumał się nad roztaczającym się jesiennym krajobrazem. Ruszył w drogę w stronę kaplicy, co rusz to zagadywał jakiegoś przechodnia, chwile zatrzymał się koło grupy ludzi, pracujących na polu. Pobłogosławił wszystkim, porozmawiał i odszedł. Stojący na polu poczęli chwalić księdza, ale przywołani do porządku przez Annę szybko wrócili do pracy.

Wzięli się chyżo za robotę i w cichości, że ino słychać było dziabanie motyczek o twardą ziemię, a czasem suchy dźwięk żelaza o kamień. Czasami ktoś niektoś wyprostował zgięty i zbolały grzbiet, odetchnął głęboko, popatrzył bezmyślnie na siejącego przed nimi i znowu kopał, wybierał z szarej ziemi żółte ziemniaki i rzucał do kosza, przed się stojącego.

Ludzi było kilkanaścioro, przeważnie starych kobiet i komorników, a za nimi bieliły się dwa krzyżaki, u których w płachtach leżały dzieci raz w raz popłakując.

Kobiety znowu zaczynają gadać to o Agacie, to o Dominikowej, którą posądzają o czary i jej córce Jagnie, która tylko się stroi i rozgląda za mężczyznami. Nagle do Hanki przybiegła Józka Borynówna z wiadomością, że zdycha jedna z krów. Tymczasem słońce zachodzi i wszyscy przerywają pracę. Jeszcze tylko Jagustynaka plotkuje o Borynie, twierdzi, że gospodarz jeszcze krzepki i każda panna by za niego poszła.

Rozdział II

Na Borynowym podworcu, obstawionym z trzech stron budowlami gospodarskimi, a z czwartej sadem, który go oddzielał od drogi, już się zebrało dość narodu; kilka kobiet radziło i wydziwiało nad ogromną czerwono-białą krową, leżącą przed oborą na kupie nawozu.

Hanka rozpaczając nad chorą krową, posłała Józkę po Ambrożego, który zna się na leczeniu. Niestety było już a późno. Na podwórku pojawił się Boryna z synem Antkiem, rozwścieczony gospodarz, krzyczał na kobiety, że zmarnowały mu zwierzę. Wszyscy rozeszli się, widząc, że złość gospodarza może się skończyć bijatyką. W końcu Boryna zażądał posiłku, więc udano się do domu.

Dom był zwykły kmiecy – przedzielony na przestrzał sienią ogromną; szczytem wychodził na podwórze, a frontem czterookiennym na sad i na drogę.

Jedną połowę od ogrodu zajmował Boryna z Józią, a na drugiej siedzieli Antkowie. Parobek z pastuchem sypiali przy koniach.

Nieco udobruchany gospodarz zarządził oporządzenie krowy i poszedł spać. Witek, który pasł krowę i boi się gniewu Boryny, prosi o pomoc Józię. Tymczasem gospodarz wstał i udał się do wójta, by dowiedzieć się o oskarżenia, jakie rzuciła na niego Jewka. Po drodze rozmyśla o zmarłej żonie. Wójt podsunął gościowi myśl o nowej żonie, proponując mu Jagnę Dominikową, co wyraźnie spodobało się Borynie, choć nie dał tego po sobie poznać, jednak wracając do domu, nadrobił drogi, by przejść koło domu Jagny. Myśl o małżeństwie podobała mu się bardziej o tyle, że nie chciał przepisywać gospodarki na dzieci, poza tym Jagna miała spory posag. Wieczorem leżąc w łóżku rozmyślał o Jagnie.

Rozdział III

Kuba pierwszy się obudził i zaczął chodzić po gospodarstwie, chwilę pobawił się z psem Łapą, by zaraz zająć się obrządkiem. Potem poszedł obudzić Witka, który wstawszy, siadł przed chałupą i bawił się z ptaszkami. Nagle pojawił się Boryna i nie bacząc na lamenty parobka, począł go bić za zmarnowanie najlepszej krowy. Następnie stary gospodarz począł budzić syna (Antka) i wydawać mu polecenia, co skończyło się kolejnym już spięciem między mężczyznami. Boryna wydał resztę poleceń i pojechał na sąd.

Przed sądem panował gwar. Wiele ludzi czekało na rozstrzygnięcie sporu. Jedna sprawa dotyczyła Dominikowej – matki Jagny – więc Boryna uważniej się jej przyglądał. Oskarżano Bartka Kozła o przywłaszczenie sobie świni Dominikowej. Po przerwie przyszła pora na sprawę Boryny. Jewka, która służyła przez pewien czas u niego, twierdziła, że wygnał ją z dzieckiem (którego był ojcem) i nie zapłacił jej za posługę. Płakała i krzyczała, ale nikt nie dał jej wiary, nie miała również żadnych świadków na potwierdzenie swoich słów. Boryna wygrał sprawę i poczuł wielką ulgę. Poczekał na Dominikową, by pójść z nią do karczmy napić się wódki. Matka Jagny uznała, że to kowal namówił Ewkę na to oskarżenie, byle tylko pognębić teścia. Wracali do wsi razem, w drodze kobieta zaczęła się podpytywać, czy Boryna nie zamierza się jeszcze ożenić, na co ten odpowiedział:

„I... nie bierą mnie już ciągotki do kobiet, za starym...”

Rozmowa toczyła się dalej, a tymczasem Dominikowa zobaczyła córkę, chciała zejść do niej, ale ta obrabiajła z innymi kobietami len. Boryna grzecznie powitał Jagnę i pomyslał: „Dzieucha kiej łania... W sam raz”.

Rozdział IV

Niedziela. Kuba pilnował inwentarza i uczył niechętnego Witka pacierza. Wystrojeni ludzie już szli do kościoła. Kuba pobiegł na plebanię zanieść księdzu kilka kuropatw, za co otrzymał „całą złotówkę” oraz błogosławieństwo od dobrodzieja. Rozradowany poszedł do kościoła i stanął z przodu, tam gdzie wójt i najbogatsi gospodarze, przez co usłyszał kilka słów nagany. Modlił się żarliwie, a w czasie kazania wpatrywał się w księdza, jak w jakiego Archanioła. Kapłan tak żarliwie wzywał do nawrócenia, że po całym kościele rozszedł się żałosny płacz wiernych. Gdy Jambroży zbierał ofiarę, Kuba rzucił swój pieniążek i długo wybierał resztę, jak to czynią gospodarze. Potem podczas procesji szedł blisko niosących baldachim i śpiewał głośno w uniesieniu.

Po procesji wszyscy zbierali się na przykościelnym „smętarzu”. Kuba nie śpieszył się wyjątkowo na obiad i stał z resztą, rozglądając się naokoło i rozmawiając ze znajomymi. Wśród zebranych stał kowal, na którego co i rusz spoglądał Boryna, bojąc się gadania zięcia. Jednak Jagna odciągnęła wzrok Maćka, szła powoli z matką, piękna i strojna. Kobieta rozglądała się naokoło, a gdy jej oczy ujrzały Antka, oblała się rumieńcem.

Obiad u Borynów był długi i smaczny. Józia tego dnia robiła za gospodynię, więc tylko chwilami przysiadała na ławie. Boryna zagadnął Kubę o wizytę u księdza, ten z zapałem wszystko opowiedział. Wszyscy włączyli się w rozmowę o książkach i gazetach, które czyta ksiądz, co doprowadziło do kolejnej kłótni między ojcem a synem:

- I kowal z młynarzem trzymają gazetę.

- I... to i taka kowalowa gazeta! - rzekł urągliwie Boryna.

- Takutka sama kiej księża - powiedział ostro Antek.

- Czytałeś? Wiesz?

- Czytałem i wiem, a bo raz!

- I nie zmądrzałeś nic z tego, że się zadajesz z kowalem.

- La ojca to ino ten mądry, co chocia z półwłóczek ma abo i ogonów krowich z mendel.

- Zawrzyj gębę, pókim dobry! A to ino okazji szuka, żeby się kłyźnić! Chleb cię to rozpiera,

widzę... mój chleb...

- Ością on mi już stoi we grdyce, ością...

- Szukaj se lepszego, na Hanczynych trzech morgach będziesz jadł bułki.

- Będę żarł ziemniaki, ale mi ich niktój nie wymówi.

- Nie wymawiam ci i ja...

- Ino kto drugi?... Haruj jak ten wół, jeszcze ci słowa dobrego nie dadzą...

- We świecie jest lekciej, nie trza robić, a dadzą wszystko...

- Pewnie, że jest lepiej.

- To se idź i posmakuj.

- Z gołymi rękami nie pójdę.

- Kijek ci dam, cobyś się miał czym od piesków oganiać.

- Ociec! - wrzasnął Antek zrywając się z ławki, ale padł zaraz, bo Hanka ujęła go wpół, a

stary popatrzył groźnie, przeżegnał się, jako że już było po obiedzie, i odchodząc do izby

rzekł twardo:

- Na wycug do ciebie nie pójdę, nie!

Kuba myślał o czekających go wydatkach na kożuch i buty. Hanka z dzieckiem na rękach oraz Antek poszli na pole, rozmawiali, co i rusz, o biedzie, o tym, że ojciec nie chce im przepisać ziemi. Kobieta narzekała coraz bardziej, a Antek nie słuchał, kiedy Hanka to zauważyła rozzłoszczona i smutna poszła sobie. Biedna kobieta nie miała nawet, z kim porozmawiać. Nawet Kuba udawał, że śpi. Kiedy sobie poszła, otworzył oczy i patrzył w kierunku karczmy, bo go paliła „ta złotówka”. Poszedł, długo się namyślał, po czym kazał nalać: „Półkwaterek, ino krzepkiej!”. Żyd Jankiel, dowiedziawszy się zapłacie od księdza za kuropatwy, obiecał dać dziesiątaka za jednego ptaszka. Widząc zainteresowanie parobka dodał, ze za sarnę zapłaci całego rubla. Kuba początkowo nie chciał się zgodzić (nie wolno było zabijać zwierząt w pańskim lesie), ale że był już zadłużony u sprytnego Jankiela – zgodził się. Tymczasem w karczmie zrobiło się gwarnie, pijani ludzie tańcowali, szczególnie Franek młynarczyk skory był do zabawy. W alkierzu natomiast siedział Antek z kowalem, podeszła do nich również Jagustynka. Kowal rozprawiał o lepszym życiu, o tym że dworscy mają wszystko, że się uczą i są panami. Jagustynka rozzłościła kowala niedowierzaniem, więc ją wyrzucił z alkierza. Karczma opustoszała. Tylko Kuba jeszcze spał w popiele i nie chciał się obudzić. W końcu jednak dał się przekonać do wyjścia. Jankiel zdążył mu obiecać strzelbę, żeby mógł odpracować przepitego rubla. Zrozpaczony Kuba wracał do domu, nie wiedział, jak mógł przepić w jeden wieczór całego rubla.

Rozdział V

„Jesień szła coraz głębsza”. Wszyscy gorączkowo przygotowywali się na jarmark. W domu Borynów pracowano do późna w nocy. Wieczorem gospodarz począł pytać Kubę, czy zostanie u niego na służbie dłużej. Parobek wahał się, więc targowali się długo przy gorzałce, aż ustalili odpowiednie wynagrodzenie („trzy ruble i dwie koszule miasto zadatku”). Boryna trochę był zły, że tyle pieniędzy musi wydać, ale wiedział, za co płaci – Kuba był doskonałym pracownikiem. Na koniec parobek prosił jeszcze, żeby Maciej nie sprzedawał źrebicy. Kochał to wierzę, bo je odchował i własnym kożuchem przykrywał.

Rano drogi do Tymonowa zapełniły się ludźmi zmierzającymi na jarmark.

Tyla narodu szło, jakby wieś cała wychodziła.

Szli gospodarze, co biedniejsi, szły kobiety, szły parobki i dziewczyny, i komornicy też szli, a i biedota sama – najemnicy tegoż ciągnęli, bo jarmark to był ten, na którym godzono się do robót i zmieniano służby.

Od Borynów na jarmark pojechał Antek z pszenicą i koniczyną, a Józia z Hanką pognały maciorę i wieprzka. Maciej Boryna poszedł później na piechotę, bo liczył, że się z kimś zabierze po drodze. Stało się nie inaczej, spotkał organistę, który zaproponował podwózkę. Na wozie siedział również Jaś, który przyjechał ze szkoły specjalnie na jarmark. Okazało się, że syn organisty po skończeniu szkoły ma iść na księdza. Mężczyźni trochę ponarzekali na ciężkie czasy. Niebawem z przodu ukazał się wóz Dominikowej. Kiedy organista ich wymijał, Boryna aż się obejrzał i krzyknął żartobliwie: „Spóźnita się!”. Jagna tylko odkrzyknęła z uśmiechem, że zdążą. Jaś od razu zwrócił uwagę na urodę dziewczyny, natomiast organista dość pogardliwie wyraził się o Jagnie, co nie spodobało się Borynie. Gdy tylko dojechali do miasteczka podziękował za podwiezienie i pożegnał się.

Jarmark był wielki, kolorowy i głośny. Czego tam nie było: i pszenica, i zwierzęta, i książki nabożne, i zabawki, i czego tylko dusza zapragnęła. Boryna szybko odnalazł córkę i synową, dowiedział się, że jeszcze nie sprzedały świni, bo mało dają. Potem począł szukać Antka. Zobaczył go siedzącego na workach i twardo targującego się z Żydami. Boryna oznajmił synowi, że idzie do pisarza złożyć skargę na dwór, bo to z ich winy padła „jego graniasta”. Opowiedział wszystko pisarzowi, ten trochę podkolorował całą historię, napisał skargę i zgodził się występować w sądzie, jeśli sprawa przejdzie. Boryna pożegnał się i poszedł z powrotem na jarmark, a tam natknął się na Jagnę, wybierającą kapelusze. Dziewczyna zaczęła się go radzić, Boryna wykorzystał okazję i zaczął dziewczynę czarować, aż się zawstydziła. Zapraszał ją na wódkę, ale nie chciała, poszedł, więc przed nią, by torować jej drogę wśród tłumu. Gdy doszli do stoisk z płótnami, dziewczyna aż wzdychała z zachwytu nad wstążkami, chustami. Boryna cały czas towarzyszył Jagnie, chciał jej nawet kupić wstążkę, ale się nie zgodziła. Maciej jednak nie dał za wygraną i odchodząc ofiarował dziewczynie jedwabną chustę i wstążkę, kupione, kiedy nie patrzyła. Jagna nagle zobaczyła żebrzącą Agatę, porozmawiały chwile.

Boryna idąc do Antka, spotkał kowala, który zaraz zaczął upominać się o swoje. Ale Boryna upierał się, że nic nie jest zięciowi winien. Poszli napić się wódki. W karczmie kowal znowu zaczął rozmowę o przepisaniu ziemi, na co Boryna oznajmił, że nic nie da póki żyw, a jak zechce to się i ożeni. Ale nieco uspokojony gospodarz obiecał kowalowi ciołka po graniastej. Rozeszli się do swoich. Jarmark dobiegał końca.

Rozdział VI

„Deszcz się rozpadał na dobre”. Cały świat zrobił się szary i smutny. Nastała powszechna cisza. Tego dnia cała wieś wycinała kapustę. Pod wieczór Jagna i Szymek kończyli swoją pracę, a Józia z Hanką swoją. Jagustynka zaczęła pytać o śluby, tak zeszło na ewentualny ponowny ożenek Boryny. Jagna słuchała w ciszy sprzeciwów Józi i Hanki. Kobiety umówiły się jeszcze „na obieranie” i rozeszły się do domów. W drodze powrotnej Jagna spotkała Antka, oboje szli dziwnie zmieszani, a młody Boryna namawiał dziewczynę by przyszła „w niedzielę na muzykę do Kłebów”. Jagna wahała się, ale po gorących zachętach Antka obiecała przyjść. W domu Jagna zastała starego człowieka –wędrownika świętego od grobu Jezusowego. Starzec właśnie wychodził, ale zapowiedział, że pewnie jeszcze wróci. Tymczasem przybył Jambroży. Poopowiadał trochę nowin, podano kolację, po czym synowie Dominikowej „jak zwykle zajęli się sprzątaniem, myciem naczyń i obrządkiem”, a Jagna siadła z Jambrożym przed kominem. Starzec począł wypytywać Jagnę, czy kto się starał o jej rękę, itd. Komplementował dziewczynę, by zaraz wybadać, czy byłaby przychylna Borynie. Dominikowa zachęcona perspektywą dużego zapisu, powiedziała, żeby przysyłali swaty. Jagnie było wszystko jedno, zrobi, co matka każe. Zadowolony Jambroży poszedł od razu do Boryny. Dominikowa pytała potem córki, jak jej się ta propozycja podoba, ale Jagna jakby nie słuchała, siedziała zamyślona:

A bo to jej źle było przy matce? Robiła, co chciała, i nikt jej marnego słowa nie powiedział. Co ją tam obchodziły gronta, co zapisy, a majątki – tyle, co nic, abo i mąż? Mało to chłopów latało za nią? – niechby tylko chciała, to choćby wszystkie na jedną noc się zlecą...(...) jak matka każą, to pójdzie za Borynę... Juści, że go nawet woli od innych, bo kupił jej wstążkę i chustkę... juści... ale i Antek by kupił to samo... a i inne może... żeby tylko miały Borynowe pieniądze... każden dobry... i wszystkie razem... a bo ona ma głowę, żeby wybierać? Matki w tym głowa, żeby zrobić, jak potrza...

Tymczasem wpadła Józia z zaproszeniem na obieranie następnego dnia.

Rozdział VII

Nastał kolejny dzień deszczowej pogody, wszyscy siedzieli w chałupach. Jagnie od rana było jakoś smętnie, nie mogła znaleźć sobie miejsca, niecierpliwie czekała na wieczorne "obieranie" u Borynów. Nagle do chałupy wszedł Mateusz, ten sam, o którego Jagnę pomawiano najwięcej, „że z nim w sadzie nocami się schodzi, a często i gdzie indziej puszcza...”. Mężczyzna porwał dziewczynę i zaczął ją całować. Oszołomiona Jagna bezskutecznie próbowała się wyrywać. Na szczęście nadszedł Jędrzej, a potem matka, która przegoniła parobka. Czas już było się ubierać i iść do Borynów.

U Boryny już było sporo ludzi.

Ogień buzował się na kominie i rozświetlał ogromną izbę, aż lśniły się szkła od obrazów i kołysały się te światy, czynione z kolorowych opłatków i na nitkach wiszące u czarnych, okopconych belek; na środku izby leżała kupa czerwonej kapusty, a w półkole, szeroko zatoczone, twarzami do ognia, siedziały rzędem dziewczyny i kilka kobiet starszych - obierały z liści kapustę, a główki rzucały na rozesłaną pod oknem płachtę.

Jaguś ogrzała ręce przy kominie, ostawiła trepy pod oknem i siadła zaraz z kraju przy starej Jagustynce, i jęła się roboty.

Zaczęły się rozmowy. Wszyscy cieszyli się, że Mateusz wrócił, bo będzie miał, kto przygrywać przy robocie. Mówiono też o Rochu, starym wędrowniku (był podobno u Grobu Jezusowego), który po trzech latach nieobecności zawitał do Lipiec. Był to bardzo dziwny człowiek, mówiący wieloma językami, nie przyjął gościny od księdza, bo uważał, że jego miejsce z ludem, a nie "na pokojach". Od ludzi tylko kapkę mleka przyjmował i kawałek chleba. Z wdzięczności uczył wiejskie dzieci. Rozmowy trwały, a tymczasem do chałupy wpadła „Nastusia Gołębianka, Mateusza siostra” z wiadomością, że młynarzowi konie ukradli jakieś „trzy pacierze temu”. Zaczęły się liczne komentarze, które przerwało wejście Boryny. Nakryto do stołu. Po posiłku nastała chwila przerwy przed powrotem do pracy. Wtedy do izby wszedł Roch z błogosławieństwem na ustach. Ktoś zaczął grać tak rzewnie, że Jagnie ze wzruszenia zaczęły płynąć łzy. Nagle za oknem zawył pies, ktoś przyciął mu nogę, Roch wstał uwolnić psa, bo:

I pies stworzenie boskie, i czuje krzywdę jako i człowiek... Pan Jezus miał też swojego pieska i nie dał nikomu krzywdzić...

Na słowa niedowierzania, iżby Pan Jezus miał psa jak zwykły człowiek, odpowiedział taką to historią: W czasach gdy Pan Jezus jeszcze po ziemi chodził, szedł sobie jednego razu na odpust do Mstowa. A upał był straszny i droga piaszczysta, a do losu jeszcze daleko. Zmęczony bardzo Pan Jezus co jakiś czas przysiadał sobie na wydmach, ale Zły, chcąc mu zmylić drogę i dokuczyć, bił racicami w piach, a kurz się podnosił ogromny i Pana Jezusa dusił Doszedł w końcu Pan Jezus do lasu. Odpoczął tam w cieniu, napił się i posilił, ułamał „niezgorszy kijek”, przeżegnał się, a potem wszedł w gęsty las. A w lesie Zły z innymi strachami poczęli trząść gałęziami i wyć, i ciemność całkowita nastała. Pan Jezus spieszył się na odpust, więc przegnał wszycie strachy, tylko się jeden dziki pies ostał, „bo w ony czas pieski nie były jeszcze z ludźmi pobratane”. Ten ci to pies ostał i leciał za Panem Jezusem, szczekał, to docierał do świętych nóżek. Jego, to udarł zębami za porteczki, to kapot Mu ozdarł i za torby chytał, i sielnie się dobierał do mięsa... ale Pan Jezus, jako że był litościwy i krzywdy nijakiemu stworzeniu zrobić by nie zrobił, a mógł go kijaszkiem przetrącić abo i zasie samym pomyśleniem zabić, to ino powieda:

- Naści, głupi, chlebaszka, kiejś głodny - i rzucił mu z torby. Ale pies się rozeźlił i zapamiętał, że nic, ino kły szczerzy, warczy, ujada, a dociera i całkiem już psuje Jezusowe porteczki.

- Chlebam ci dał, nie ukrzywdził, a obleczenie mi rwiesz i szczekasz po próżnicy. Głupiś, mój, piesku, boś Pana swego nie poznał. Jeszcze ty za to człowiekowi odsłużysz i żyć bez niego nie poradzisz... - powiedział Pan Jezus mocno, aż pies siadł na zadzie, potem zawrócił, ogon wtulił między nogi, zawył i kiej ogłupiały pognał w cały świat.

Pan Jezus poszedł na odpust. Pośród tłumu nagle rozległ się krzyk: „wściekły pies, wściekły pies!” i rzeczywiście miedzy ludźmi biegł pies z wywalonym językiem prosto na Pana Jezusa. Przestraszeni chłopi chcieli zabić psa, ale Pan Jezus poznał, że to to samo zwierzę, które spotkał w borze i zabronił robić mu krzywdę. Okrył go swoim płaszczem, gdy chłopi mimo zakazu chcieli bić psa, powiedział ludziom zgromadzonym na odpuście, że są „łajdusy” i bezbożnicy. Pan Jezus chciał już odchodzić, ale lud prosił, żeby z nim został i przebaczył mu grzechy. Tak tez Pan Jezus uczynił, a na odchodne powiedział, że odtąd psy będą służyć ludziom. Zaś odchodząc zawołał Burka (takie imię nadał dzikiemu psu), by szedł za nim. I tak też się stało, pies służył Panu Jezusowi aż do końca, kiedy to wył pod krzyżem, a po zmartwychwstaniu Jezusa poszedł z nim do nieba

Wszyscy trwali w milczeniu po tej opowieści, tylko Jagustynka drwiąco rzuciła, że ona lepsza zna historię, o tym „skąd się wół wziął człowiekowi”.

Pan Bóg stworzył byka.

I byk był.

A chłop wziął kozika,

Urznął mu u dołu

I stworzył wołu-

...i wół jest!

Wszyscy wybuchli śmiechem. Przyszedł wójt z księdzem, pogadali z gospodarzem. Boryna na koniec dziękował wszystkim za pomoc i oglądał się za Jagną, która szykowała się do wyjścia. Na to też czekał Antek, który wymknął się wcześniej, by móc pod osłoną nocy odprowadzić dziewczynę.

Rozdział VIII

Nazajutrz gruchnęła po Lipcach wieść o Borynowych z Jagną zmówinach. Wójt był dziewosłębem - więc wójtowa, że mąż srogo przykazywał pary z gęby nie puszczać przódzi, nim powróci, dopiero na odwieczerzu pobiegła do sąsiadki, rzekomo soli pożyczyć, i już na odchodnym nie wytrzymała, ino wzięła kumę na bok i szepnęła:

- Wiecie to, Boryna posłał z wódką do Jagny! Ino nie mówcie, bo mój tak przykazywał.

Plotki szybko się rozeszły i wywołały wielkie oburzenie: że taki stary, a za trzecią żonę się bierze; że taka, co się z niejednym szlajała, a zostanie pierwszą gospodynią we wsi i będzie głowę wysoko nosić. Tylko dzieci Borynowe nic nie wiedziały, bo nikt nie miał odwagi z taka wiadomością do nich zawitać.

Maciej cały dzień chodził struty, bo denerwował się o wynik oświadczyn. Jagustynka widząc to, pocieszała go, mówiąc, że i Dominikowi, i Jagna rozum mają, a sam Boryna dobrze robi, biorąc żonę. Jagustynka żałowała, że sama sobie drugiego męża nie wzięła, tylko ziemię na dzieci przepisała i teraz musi po ludziach służyć, żeby mieć, co jeść. Boryna pod wieczór poszedł do karczmy i tam czekał na wójta z wieściami. Tymczasem wójt z Ambrożym u Dominikowej według zwyczaju targowali się i przepijali, kiedy matka zgodziła się oddać córkę Borynie, poszli wszyscy do karczmy. Szczęśliwy Maciej hojnie wszystkich ugościł.

Gęsto pić poczęli, jeden po drugim i na przekładankę arak ze słodką, i wszyscy wraz mówić zaczęli, nawet Dominikowa podpiła se niezgorzej i nuż wywodzić różności, nuż prawić, aż się wójt dziwował, że taka mądra kobieta jest.

Synowie się też popili, bo Jambroży, to wójt przepijali do nich gęsto i zachęcali.

W czasie tej radosnej zabawy przyszło do rozmowy o zapisie na rzecz Jagny. Dominikowa chciała sześć morgów najlepszej ziemi. Boryna początkowo nie chciał się zgodzić, ale szybko uległ. W karczmie było coraz głośniej, wszyscy się popili. Boryna co rusz to prawił jakieś czułości Jagnie. Aż przyszedł czas powrotu do domu. Dominikowa z trudem wyciągnęła pijanych synów z karczmy, gdzie został już tylko Boryna z dziewosłębami. Tymczasem pojawił się młynarz z wiadomością, że „dziedzic sprzedał porębę na Wilczych Dołach”, do której chłopi również rościli sobie prawo z dziada pradziada. To wywołało wielkie oburzenie, szczególnie u Boryny.

Rozdział IX

W całej wsi zapanował powszechny smętek związany z pogorszeniem się pogody. Szczególnie cicho było w chałupie Boryny, bo dzieci dowiedziały się o planach matrymonialnych ojca. W Zaduszki Boryna ubrał się odświętnie i poszedł opłotkami do Jagny, co by się na dzieci nie natknąć. Witek prosił Kubę, żeby nauczył go strzelać. Chłopakowi marzyły się buty i lepsze życie w mieście. Poszli potem obaj na cmentarz do kościoła dać na wypominki.

Popołudniu na nieszpory odprawiane raz w roku na cmentarzu poszli już wszyscy z Borynowej chałupy. Po okolicy rozchodziły się odgłosy pobożnych pieśni. Ludzie chodzili między grobami, rozmyślając o bliskości śmierci. Kuba poszedł na stary cmentarz i tam rzucał na groby okruchy chleba, co by dusze czyśćcowe się pożywiły. Parobek wspominał swoją zmarła matkę – Magdalenę.

Wieczorem w izbie u Antków siedziała cała gromada ludzi, a wśród nich Roch. Tylko Boryny nie było, bo siedział do późna u Jagny. Stary pątnik pocieszał zasmuconych ludzi, że nie straszno umierać, bo dusza ludzka po śmieci do Pana Jezusa podąża.

Rozdział X

Antek poszedł do księdza pożalić się na ojca i poradzić, a ten go zapędził do szukania zgubionej kobyłki. Ksiądz pocieszał, że przecie inni nic nie mają i Bogu dziękują, a Antek, i trzy morgi ziemi posiada, i żonę i dzieci. Szli obok karczmy, gdzie gwar wielki panował. Antek powiedział, że chłopi nie pozwolą wycinać lasu, dopóki dwór się z nimi nie pogodzi, jak będzie trzeba to i siły użyją, by swoich praw bronić. Ksiądz chciał zganić za te słowa Antka, ale mężczyzna już gdzieś zniknął.

Antek myśląc cały czas o Jagnie, a „jak zadra tkwiła mu ona pod sercem, jak zła zadra, że jej nie wyciągnąć ni uciec od niej”, poszedł do kowala. Mężczyźni pokłócili się, kto więcej wziął od Boryny. Kowal wypomniał Antkowi, że się za Jagną uganiał. Wszedł wójt i począł Borynę usprawiedliwiać, więc i z nim kłótnia się wywiązała.

Następnego dnia rano syn Macieja rozmyślał, że teraz to już wszyscy będą przeciwko niemu, ale ku jego zdziwieniu kowal wszedł do izby, żeby się pogodzić. Kowal zaproponował, że jego żona przyjdzie dziś do Antka i razem rozmówią się z ojcem. Chodzi o to, żeby Boryna resztę ziemi przyobiecał tym dwojgu przy świadkach, a Józkę i Grzelę się spłaci. Jeśli Boryna obieca przy świadkach zawsze będzie z czym do sądu pójść, a już teraz jest, bo przecież są jeszcze cztery morgi po takowej matce.

- Wielka parada, cztery morgi - na mnie i na twoją...

- Ale go nie dał tobie ni mojej! A tyle roków sieje i zbiera! Zapłaci wam dobrze za to i z procentami...

Kowal nakazał spokój i niesprzeciwianie się ojcu w rozmowie. Wszystko po dobroci ma iść, a jak ojciec nie da, to się do sadu pójdzie. Pożegnali się, ale Antek na koniec, nie wiadomo czemu pogroził kowalowi. Teraz już Borynowy zięć nie wiedział, co Antek uczyni.

Juści, kto go ta wie, co zrobi? Sklął mnie, a gotów zrobić, com redził... to i lepiej, że kobieta przy tym będzie... a nie zrobi, pokłócą się... stary go wypędzi... Tak abo i nie, a zawsze się cosik udrze la siebie... - zaśmiał się radośnie, zatarł ręce (…)

Antek jednak zdecydował się porozmawiać z ojcem. W domu Hanka gotowała obiad i rozmawiała ze swoim ojcem starym Bylicą, który akurat przyszedł w odwiedziny. Skarżył się nieśmiało na Weronkę, córkę u której mieszkał. Kobieta tak oszczędzała, że i jeść czasem ojcu zapomniała dać, a i pierzynę, i łóżko mu zabrała. Hanka zaproponowała mu, żeby się przeniósł do niej na wiosnę, ale on tylko zabrał tobołek przygotowany przez córkę i poszedł, gdy w izbie pojawiła się Kowalowa z dziećmi. Antek naradzał się z siostrą, kiedy wpadła Jagustynka z wiadomością, że Maciej z Jagną byli u księdza na wesele prosić. Antek wyszedł na podwórze, ciągle w głowie słyszał kowalowe słowa – nie o grunt ci idzie, a o Jagusie. I tak się w nim uczucia przeplatały, raz nienawiść, raz namiętność w nim wzbierała. Nagle z zamyślenia wytrącił go Witek, który dostrzegł Borynę z daleka.

W izbie panowało jakieś napięcie, tylko Józia siedziała spokojnie, bo nie wiedziała, co się święci. Gdy doszło do rozmowy o zapisie, rozpętała się kłótnia. Antek domagał się swojej ziemi, straszył ojca sądem. Hanka również dodała swoje pretensje, a co najbardziej rozwścieczyło Macieja, nazwała Jagnę „świnią” i „lakudrą”. Boryna chciał w złości uderzyć synową, ale Antek nie dał, dorzucił jeszcze kilka zdań prawdy o Jagnie, co doprowadziło do bójki.

Rzucili się na siebie jak dwa psy wściekłe, chycili się za piersi i wodzili po izbie, miotali, bili sobą o łóżka, o skrzynie, o ściany, aż łby trzaskały. Krzyk się podniósł nieopisany, kobiety chciały ich rozerwać, ale przewalili się na ziemię i tak zwarci całą nienawiścią i krzywdami tarzali się, gnietli, dusili...

Całe szczęście, że rychło rozerwali ich sąsiedzi i odgrodzili od siebie...

Antka przenieśli na drugą stronę i zlewali wodą, tak osłabł z umęczenia i upływu krwi, bo twarz miał porozcinaną o szyby.

Staremu nic się nie stało; spencer miał nieco podarty i twarz podrapaną i aż siną z wściekłości...Sklął i powyganiał ludzi, co się byli zlecieli, drzwi od sieni zamknął i siadł przed kominem... Ale uspokoić się nie mógł, bo mu cięgiem wracało przypomnienie tego, co na Jagnę wypowiedzieli, a żgało go w serce jakby nożem...

Boryna przed snem chodził jeszcze długo po wsi, rozmyślając. Rano, gdy ranny Antek leżał jeszcze w łóżku, Maciej wszedł do izby syna i kazał się mu wynosić wraz z rodziną. Kazał zawezwać Kubę do pomocy przy przeprowadzce, ale parobek leżał chory, bolała go noga i ruszyć się nie mógł. Antkowie się wynieśli na koniec wsi do ojca Hanki już bez krzyków i kłótni. Przyszli ludzie z Rochem na czele, godzić ich chcieli. Bezskutecznie. Łapa pobiegł za Antkiem. Przy obiedzie Boryna pocieszał markotną Józię obietnicami nowych trzewików, kaftana i wstążek.

Rozdział XI

W dniu wesela Jagny i Boryny Dominikowa od rana chodziła po chałupie i ino patrzyła na córkę z troską i żalem, bo ckniło jej się, że Jagny już przy sobie mieć nie będzie. Tymczasem panna młoda wstała, ubrała się i słuchała matczynych rad. Zdziwiła się bardzo, kiedy dowiedziała się, że to Antek najbardziej przeciwko niej do ojca wygadywał. Nie chciała wcale w to wierzyć, nawet broniła mężczyznę, co lekko zatrwożyło Dominikową. Tymczasem przyszła Ewka do gotowania, a Jagna poszła z płaczem do komory.

W chałupie pięknie przystrojonej wycinankami przez Jagnę coraz gwarniej się robiło i weselej, tylko pannie młodej było wszystko jedno, wciąż myślała o Antkowych słowach:

Jakże, on by wygadywał, on?... Nie mogła wierzyć, nie chciała... bo aż się jej na płacz zbierało!... A może?... Wczoraj, kiedy prała w stawie, przeszedł i ani się nie spojrzał! A jak szli rano do spowiedzi z Boryną, spotkali go przed kościołem... z miejsca zawrócił jak przed złym psem... A może?... Niech szczeka, kiej taki, niech szczeka!...

Zaczęła się buntować przeciw niemu, ale z nagła wspomnienia tego wieczora, kiedy wracali z obierania kapusty od Boryny, buchnęły jej do mózgu i zatopiły ją całą w ogniu, i obwinęły jej duszę z taką mocą, a tak wyraziście w niej odżyły, że rady sobie dać nie mogła..

Nagle Jagna powiedziała matce, żeby jej po ślubie włosów nie obcinali. Matka i inne kobiety próbowały ją przekonać, że to nie wypada, ale ona była nieugięta. Nagle wpadł Witek po Jagustynkę bo z Kubą było gorzej.

Nadszedł czas ślubu i wesela. Boryna wraz z drużbami poszedł do domu Dominikowej po narzeczoną. A stamtąd oboje - Maciej przez druhny, a Jagna przez drużby - zostali zaprowadzeni do kościoła. Przed wyjściem Dominikowa pobłogosławiła parę obrazem. Po ślubie wszyscy poszli do Dominikowej chałupy na wesele. Muzyka grała głośno, a wesoło. Boryna z Jagną tańcowali pięknie, ale niezbyt długo. Podano wieczerzę, wszyscy zasiedli u stołu według dostojeństwa. Po wódce wójt zaczął rozmowę, oznajmił, że zarządzono zbiórkę na budowę szkoły. Na to powstał wielki sprzeciw, nikt takiej szkoły nie chciał. Potem jeszcze o wycinaniu lasu gorączkowo rozmawiali. Ale wesele trwało dalej. Toczyły się przeróżne rozmowy. Żartowano sobie sprośnie z młodej pary. Kucharki obmawiały Jagnę, że się źle prowadziła, że z niejednym ją widzieli a teraz Antkom się przez nią krzywda dzieje. Chłopi dobrze już napici dalej pomstowali na dwór i zły los. Zaczęto się rozchodzić po kątach po opłotkach. To znowu wszyscy się zebrali, kiedy muzykanci żwawiej poczęli przygrywać.

odprawować poczęli obrządki różne, jak to jest zwyczajnie przy oczepinach.

Najpierw Jagusia musiała wkupywać się do gospodyń!

A potem jednym ciągiem odprawiali drugie ceremonie; aż parobcy uczynili długie powrósło z nieomłóconej pszenicy i opasali nim wielgachne koło, które druhny pilnie trzymały i strzegły, a Jagusia stojała w pośrodku: chciał z nią któren tańcować, podchodzić musiał, wyrywać przez moc i hulać w kole, nie bacząc, że go ta i prażyły drugimi powrósłami po słabiźnie. Zaś na dokończenie młynarzowa i Wachnikowa zaczęły zbierać na czepiec. Pierwszy wójt rzucił złoty pieniądz na talerz, a za nim, kiej ten grad brzękliwy, posypały się srebrne ruble i jako te listeczki na jesieni, papierki leciały. Więcej niźli trzysta złotych zebrali!

Teraz na nowo tance rozgorzały przeróżne, Boryna pochodził, to do jednych, to do drugich, a cały czas wodził oczami za Jagną. Tak miało trwać wiejskie wesele, póki ludzie się nie pomęczą i nie porozchodzą.

Rozdział XII

Świtem Witek wygoniony przez Jagustynkę z wesela poleciał do chałupy, zajrzał do Kuby, który leżał zmarnowany, cały w gorączce od kilku dni. Jakby na pocieszenie wrócił Łapa od Antków. Kuba żałował, że nie mógł uczestniczyć w weselu, które wciąż trwało. Parobek czuł się coraz gorzej, aż począł wzywać Witka, śpiącego obok:

- Zamrę już! Zamrę! Tak mnie boli, tak we mnie choroba rośnie i dusi... Witek, bieżyj po Jambroża... o Jezus, albo Jagustynki zawołaj... może co poredzą, bo już nie wydzierżę... już ta ostatnia godzina na mnie idzie... ten czas ostatni...

Przestraszony Witek pobiegł na wesele po pomoc, ale wszyscy byli spici i nie zwracali na niego uwagi. Kuba tymczasem zasnął przykryty słomą i łachmanami. Po śniadaniu przyszła do niego Jagustynka, ale tylko po to, żeby przepowiedzieć mu rychła śmierć. Chciała do niego wzywać księdza, ale nie pozwolił, bo jego zdaniem nie godziło się tak wielebnej postaci w stajni przyjmować. Został więc sam, tylko Witek czasem do niego zaglądał i Łapa dzielnie mu towarzyszył. Tymczasem na podwórku trwały przygotowania do przenosin. Wieczorem przyszedł do parobka Ambroży, ledwo wytrzeźwiały. Począł nogę oglądać i dziwił się co to za rana. Kuba wyznał, że to borowy go postrzelił Jamrozy powiedział, że jest za późno na jego leczenie, teraz to tylko do szpitala, gdzie nogę utną. Wtedy Kuba wyzdrowieje. Ale Kuba do szpitala nie chciał, bał się. Z resztą, co to za parobek bez nogi. Boryna by go wygnał, a wtedy co?

Przenosiny trwały. Jagna przybyła do domu Boryny, gdzie przywitał ją mąż. Muzyka zaczęła grać, w izbie już tańcowano. Przed domem kobiety ubolewały, że takiej nieporządnej dziewczynie najlepsze gospodarstwo się trafiło. Przyszedł wójt i wtedy najlepsza zabawa się rozpoczęła, prześmiewano się z państwa młodych i pito wódkę. Nagle w izbie pojawił się Żyd Jankiel, początkowo przywitały go przezwiska, ale wójt i Boryna kazali podać mu wódki i zagrać „żydowskiego”, co by se potańcował. Ale Jankiel niepostrzeżenie wykradł się do sieni, poszedł do Kuby strzelbę odebrać.

Ludzie zasiedli do wieczerzy podług starszeństwa, kiedy Roch zaczął wołać Jambrożego do Kuby. Okazało się, że parobek bał się szpitala, więc sam sobie nogę odrąbał siekierą i teraz leżał w kałuży krwi prawie nieprzytomny. Roch pojechał do Woli po księdza, a do Kuby przyszła Jozia z jedzeniem. Potem znowu został tylko z łapą i końmi. I kiedy w domu wciąż tańcowano i pito, ulatywała „Kubowa dusza”.

Wersja Druga

CHŁOPI, TOM 1 - JESIEŃ 

I 

Początkiem powieści Reymonta jest scena spotkania księdza ze starą Agatą. Spotkanie jest przypadkowe – podczas codziennej przechadzki proboszcz mija Agatę niosącą podróżny tobołek. Kobieta, zapytana o cel wędrówki, odpowiada, że wyrusza w świat po prośbie. Decyzję swoja tłumaczy tym, iż nie przystoi jej mieszkać u krewniaków także zimą, kiedy nie ma dla niej żadnej roboty w gospodarstwie, a pod dach zagarnąć trzeba także i zwierzynę. Zakłopotany ksiądz daje jej skromną jałmużnę i idzie dalej. Obserwuje szare pola, mija różnych ludzi i z każdym zamienia parę życzliwych słów na temat pracy, pogody czy gospodarstwa.

Ludzie kopiący kartofle w jednej z mijanych przez proboszcza grup, chwalą między sobą księdza. Rozmawiają o starej Agacie i obgadują Kłębów, czyli jej krewnych, którzy, jak się okazuje w przytoczonej rozmowie, wygnali ją na zimę. W rozmowie poruszony jest także temat Jagny: kobiety wyśmiewają się z jej wyniosłości i nieróbstwa. Pada sugestia, że mąż gospodyni, Hanki, romansuje z Jagną. Dowiadujemy się również, że teść Hanki, Maciej Boryna, wciąż nie przepisuje na syna swojej ziemi. Jest on jednym z bogatszych gospodarzy w całych Lipcach, opisany, jako jeszcze krzepki, zdolny do pracy i – na co zwracają uwagę kobiety – do żeniaczki.

Na pole przybiega Józka, córka Boryny, z informacją, że zachorowała jedna z krów. Kobiety od razu biegną na teren gospodarstwa. Jednocześnie zachodzi słońce i wszyscy kończą pracę w polu.  

II.  

Mimo interwencji Hanki i innych ludzi krowa zdycha. Widać, że dla wszystkich jest to duża strata. Jedynym, choć marnym pocieszeniem, jest ilość pożywienia, które jałówka może dostarczyć.

Pojawia się  wracający z miasta gospodarz, Maciej Boryna. Zgodnie z przewidywaniami rodziny denerwuje się na Hankę i na Józkę, obwiniając także je o śmierć krowy. Przekonany jest, bowiem, że gdyby nie jego nieobecność na gospodarstwie, nic by się zwierzęciu nie stało. W sposób widoczny Boryna budzi respekt wśród domowników, boi się go synowa, czyli Hanka, młody pastuch Witek, oraz córka.

Z dialogów oraz opisów odczuć bohaterów, daje się odczytać także niechęć syna do ojca. Kiedy Boryna śpi, rozzłoszczony Antek wypowiada pod nosem słowa: „śpia se kiej dziedzic, a ty parobku rób”. Niechęć ta jest odwzajemniona, myśląc o swoich dzieciach, Boryna mówi do siebie: „wszystkie to kiej te wilki za owcą”. Przekonany jest, że jedyne, o czym myślą, to spadek i gospodarstwo.

Antek z charakteru i zachowania jest podobny do swojego ojca, toteż również przed nim Hanka odczuwa lęk, nie śmie o nic go prosić.

Do późnego wieczora wszyscy krzątają się przy gospodarstwie. Nie ma czasu na lenistwo, ani na odpoczynek, cały czas w obejściu i w domu czeka na każdego jakiś obowiązek. Nawet Józka, która w zasadzie jest jeszcze małą dziewczynką, nieustannie wykonuje jakąś domową czynność.  

Jeszcze tego wieczoru Boryna jedzie do wójta. Okazuje się, że gospodarz ma przed sobą sprawę sądową – oskarżony jest o ojcostwo dziecka, które urodziła służąca u niego jakiś czas dziewczyna, Jewka.

W domu wójta, poza omawianiem czekającej Borynę rozprawy, namawiają go także do ożenku. Wśród propozycji pada imię Jagny. W drodze powrotnej Boryna idzie koło domu Jagny, zagląda przez okno i zachwyca się jej urodą.  

III.  

Następnego dnia stary, kulawy parobek Kuba i młody pastuch Witek, robią porządek w obejściu. Dokładnie opisane jest przy tym gospodarstwo Boryny. Stary Kuba, dokładny, pracowity i sumienny, odnosi się z surową troską i ze zrozumieniem, w stosunku do młodego sieroty, jakim jest Witek. Czule przemawia również do zwierząt, nie tylko karmi je i poi, ale również czule do nich przemawia, gładzi. Również jego pomocnik i podopieczny troszczy się o zmarznięte wróble, czy o zwierzęta z gospodarstwa.

Niespodziewanie Witek dostaje brutalną karę cielesną od gospodarza za to, że nie dość dokładnie pilnował krowy – „Boryna łoił go rzetelnie, wybijał mu na skórze swoją stratę tak zajadle, że Witek miał już gębę posiniaczoną, z nosa puściła mu krew, krzyczał w niebogłosy”.  

Boryna, po wymierzeniu pastuchowi własnej, domowej sprawiedliwości, jedzie do sądu, w sprawie Jewki. Miejsce gmachu sądowego opisane jest dość szczególnie – „narodu się nawaliło, że ani palca wetknąć, i parli się coraz krzepciej na kraty, aż trzeszczały”. Przeprowadzanych jest wiele spraw jednocześnie. Panuje chaos, ludzie kłócą się między sobą, obrażają nawzajem, sądowy woźny zaś nieustannie zmuszony jest uciszać petentów. Większość pozwów dotyczy spraw gospodarskich, zabitej zwierzyny, zagarniętych mórg ziemi itd.

Sprawa Boryny, który – jak się okazuje – nie jest winny, nie kończy się wyrokiem. Historia z poszkodowaną Jewką, którą w swoim czasie przygarnął, ukazuje go, jako człowieka, który mimo swojej zawziętości potrafi być litościwy.

W sądzie pojawia się też Dominikowa, matka Jagny. Po rozprawie wracają razem. Dominikowa podejrzewa kowala, czyli zięcia Boryny, o winę wobec Jewki i sprowokowanie jej do próby obarczenia Boryny. Motywacją kowala jest według niej czysta złośliwość. Dowiadujemy się, że Maciej jeszcze gorzej żyje z zięciem niż z synem. Ostrożnie temat schodzi na Jagnę, Boryna znów zaczyna myśleć o ożenku. 

IV. 

W niedzielę  wszyscy we wsi idą do kościoła. Msza jest kluczową ceremonią, bardzo uroczystą i przez wszystkich mieszkańców poważnie traktowaną. Ksiądz wzniosłym kazaniem doprowadza wiernych do łez i wyrzutów sumienia. Parobek Boryny, Kuba, który od księdza dostał złotówkę za upolowane ptaszki, rzuca ją ze wzruszeniem na tacę.

Widoczna jest tu również pewna hierarchia – niektórzy mieszkańcy wsi mają w kościele swoje ławki, innym (na przykład Kubie) nie wypada nawet podejść do przodu.

Pobożność  chłopów, mimo że widoczna tylko w niedzielę podczas mszy, jest jednak nieudawana. Powszechny jest respekt przed osobą księdza i świętym miejscem.

Kiedy po mszy z kościoła wychodzi Jagna, wszyscy mieszkańcy nie spuszczają z niej wzroku. Dla mężczyzn zachwycająca jest jej uroda, kobiety zaś przyglądały się dziewczynie z zazdrością.  

Przy niedzielnym obiedzie Antek znowu spiera się z Boryną, wypominając mu brak spadku w postaci zapisanej dla niego ziemi, a także skąpstwo. Potem przechadza się z Hanką i z zazdrością oglądają pole należące wciąż do ojca. Trudno dogadać im się także między sobą, i jedno i drugie nosi w sobie poczucie krzywdy i przekonanie o swojej samotności.

Syn Boryny nie szanuje żony, traktuje ją z obojętnością i surowością. Ona z kolei wyraźnie kocha Antka, oczekuje od niego dobrego słowa, zaś za każdym razem, gdy słyszy jego docinki i półsłówka, jest jej przykro. Nie rozumie również Macieja, wie, bowiem, że gdyby zapisał im ziemię, ona do starości troszczyłaby się o niego i dogadzała mu.  

W tym czasie wieczorne życie wsi toczy się w karczmie. Żyd Jankiel próbuje namówić Kubę, żeby okradał Borynę, obiecuje mu także alkohol i pieniądze za upolowaną zwierzynę. Ten jednak jest oburzony i nie godzi się na okradanie swojego gospodarza. Właściciel karczmy z kolei przedstawiony jest, jako człowiek chytry: dolewa parobkowi tak, że w końcu ten winien jest mu całego rubla.

Reszta towarzystwa także pije, niektórzy tańczą, wielu z nich kłóci się i dogryza sobie nawzajem.  

V.  

Opisana jest tu „pogłębiająca się” jesień, w której coraz krótszy dzień „wstawał coraz leniwiej, stężały od chłodu i cały w szronach, i w bolesnej cichości ziemi zamierającej”. Nadeszła pora wiatru, który „warzył resztki zieleni i rwał ostatnie liście topolom pochylonym nad drogami, że spływały cicho niby łzy”.  

We wsi przygotowywano się do jarmarku. Razem z nim nadchodził czas płacenia podatków. Ci, których nie stać było na uiszczenie obowiązkowych opłat, traktowali jarmark, jako okazję do sprzedania części inwentarza lub innych dóbr. Jedni chcieli sprzedawać krowy, inni z kolei młócili zborze lub tuczyli świnie albo gęsi. Okazuje się, że także podczas jarmarku najmowano służbę do pracy na gospodarstwach. Podczas roboty Boryna rozmawia z Kubą, namawia na pozostanie na służbie. Kuba stawia pewne warunki, na które Maciej niechętnie się zgadza. Poucza Kubę podczas rozmowy, że Jezus stworzył niektórych na gospodarzy, innych na parobków. Pada znamienna kwestia: „Takie już na świecie urządzenie jest i nie twoja głowa zmieni”.  

Kiedy rozpoczął się jarmark, już o świcie wyruszali ze wsi dosłownie wszyscy: gospodarze, parobkowie, kobiety, młode dziewczyny, biedota itd. – „Kto jeno żył, to z całej okolicy walił na jarmark”. Na jarmarku, poza kupnem i sprzedażą gospodarskich dóbr, odbywało się życie towarzyskie, dokonywano również zmiany służby i najmowano najróżniejszą pomoc. Przy okazji handlowano drobiazgami, ozdobami, czy odzieżą. Dla każdego jarmark był wielkim wydarzeniem i rozrywką naraz, podziwiano kolorowe towary, a ci, którzy nie mogli sobie na nie pozwolić cieszyli się już samym oglądaniem. 

Cały dzień, podczas drogi i na miejscu, Boryna obserwował uważnie Jagnę. Przy okazji odwiedził urzędowego pisarza po to, by złożyć skargę na dwór: chciał, bowiem uzyskać odszkodowanie za to, że jego krowa zachorowała na skutek zjedzonej na dworskim polu kończyny.

Po wyjściu od pisarza Boryna spotkał Jagnę. Pożartowali chwilę, po czym Maciej dał jej w prezencie chustę, którą kupił przedtem swojej córce, oraz drogą wstążkę z przykazaniem, aby nie godziła się zbyt pochopnie na różne propozycje zamążpójścia. Jagienka zdziwiona była zachowaniem Boryny, jednak nie sprawiało jej ono przykrości.

Jeszcze na jarmarku zdążył Boryna pokłócić się z kowalem, czyli swoim zięciem. Konflikt dotyczył ziemi, której Maciej nie zapisał również swojej córce, żonie kowala. W rozmowie tej pierwszy raz wspomniał także na głos o możliwych planach ożenku. Mimo pozornej zgody, która nastąpiła pod koniec, jeden drugiemu nie uwierzył w dane sobie nawzajem obietnice: „jeden drugiemu nie wierzył ani tyla, co za paznokciem – znali się dobrze, jak te łyse konie i przezierali na wskroś, kieby przez szyby”  

VI.  

Po jarmarku rozpoczęła się pora deszczowa, całe Lipce zrobiły się ciemne i wyciszone. Głównym zajęciem stały się „kapuśniaki”, czyli wycinanie i zwożenie kapusty. Mieszkańcy pomagali sobie nawzajem w robocie, jednego dnia wycinano warzywo w jednym, drugiego dnia w drugim gospodarstwie.

Wielu ludzi żartowało już z planów zamążpójścia Boryny. Najbardziej docinała szczególnie złośliwa Jagustynka. Na sugestię Hanki, że dopiero na wiosnę Boryna pochował żonę, odpowiada: „Kużden chłop to jak ten wieprzyk, żeby nie wiem jak był nachlany, to do nowego koryta ryj wradzi”. 

Kiedy z wycinania kapusty Jagna wracała do domu, spotkała Antka. Mężczyzna pomógł jej wyciągnąć wóz z zabłoconej ziemi, a następnie postanowił ją odprowadzić. Z ich zachowania oraz z dialogu między dwojgiem domyśleć się można, że od dawna trwa miedzy nimi flirt. Syn Boryny zwierza się, że to dla niej namówił Kłębów na zorganizowanie zabawy. Dziewczynie także uczuciowo nie był obojętny mąż Hanki, bo „tchu złapać nie mogła, ni przyciszyć serca namiętnie bijącego”.

Po powrocie do domu Jagna zastała u siebie Jambrożego. Tym razem kościelny pojawił się, jako swat. Krytykował młodych, którzy wesela chcą po to, by tylko balować za pieniądze z posagu żony, zdradzając po chwili, że przychodzi na polecenie Boryny. Dominikowa, po wyrażeniu wielu wątpliwości, wyraziła w końcu zgodę na zaręczyny, przekonując sama siebie tym, że córka jej będzie przez pierwszego gospodarza Lipiec szanowana.

Postawa Jagny z kolei była dość obojętna („mnie ta wszystko jedno, każecie, to pójdę”). Jedyną wyartykułowaną refleksją przyszłej narzeczonej było to, że majątki i ziemia są jej obojętne, oraz że u matki było jej dobrze z tego powodu, że robiła, co chciała. Borynę lubiła, mając jednak na uwadze to, że chustkę i wstążkę, którą kupił jej na jarmarku, dostałaby także i od innych, gdyby tylko mieli tyle pieniędzy, co gospodarz.

Tymczasem, niezależnie od wizyty Jambrożego i bez wiedzy o zaręczynach, do Jagny przyszła Józka prosić ja o pomoc w wycinaniu kapusty u Borynów.  

VII.  

W dniu, w którym miała iść do Borynów pomagając przy wycinaniu kapusty, odwiedził Jagnę Mateusz. Był to parobek, który po półrocznej wędrówce wrócił do Lipiec. Przed wyruszeniem w świat romansował z Jagną. W serdecznym przywitaniu przeszkodziła im Dominikowa. Wyrzuciła gościa, robiąc przy tym córce liczne wyrzuty.

Podczas swoich tłumaczeń, Jagna zaczyna jawić się, jako osoba bezwolna, łatwo ulegająca licznym emocjom, szczególnie emocjom związanym z mężczyznami: „zawsze z nią się tak dzieje, że niech kto a ostro spojrzy na nią (…) to się w niej wszystko trzęsie, moc ją odchodzi”. 

Podczas wycinania kapusty u Borynów, zebrała się w ich kuchni spora grupa kobiet. Pracowały, docinając sobie nawzajem lub żartując. Rozmowa zeszła między innymi na starego Rocha, tajemniczą postać, która co kilka lat pojawiała się w Lipcach. O człowieku tym mówiono, że podróżował po całym świecie, odwiedzając także Ziemię Świętą.

Rozmowę  przerwało wejście Boryny. Gospodarz skonstatował z radością, że Jagna ubrana jest w chustkę od niego, zaraz też zaczął częstować gości wódką i posiłkami. Pojawił się także tajemniczy Roch. Ze wszystkich ludzi towarzyszących Borynom przy pracy, najbardziej zainteresowana gościem była Jagna. Zastanawiała się jak to jest podróżować, jak wygląda nieznany jej świat. Ona jedyna też wzruszyła się grą skrzypiec, za które zabrał się jeden z gości Borynów – „zły same kapały z tej onej tęskliwości dziwnej, co jej była wstała w sercu nie wiadomo za czym”.

Muzykę  zagłuszył skowyt psa – okazało się, że Łapa, pies Borynów przycięty ma ogon. Wtedy to, chcąc pouczyć chłopów, że pies również jest żywym stworzeniem i cierpi jak człowiek, stary Roch zaczął opowiadać historię.

Historia była o tym, jak to Pan Jezus „szedł na odpust”. Opowiadał stary Roch, że podczas drogi „Zły” – prawdopodobnie Szatan – chciał zmylić trasę Jezusowi, posyłając przeciw niemu raz kurzawę, raz gęsty las, a na końcu dzikie zwierzęta. Kiedy znakiem krzyża przepędzone zostały zwierzęta, został tylko pies, jeszcze nie oswojony przez ludzi. Szczekał na Jezusa, próbował go ugryźć i nie dał się odgonić tak długo, aż zarządził Jezus, że odtąd będzie pies człowiekowi służył i nie da sobie bez niego rady. Opowieść Rocha kończy się historią, jak to Jezus obronił psa na odpuście, kiedy próbowali go zabić inni ludzie, ten zaś chodził już zawsze za nim, próbując także odgonić od krzyża Pana faryzeuszy. To pies również najdłużej czekał pod krzyżem, aż w końcu, umierając, powiedział mu Jezus „pójdź, Burek, ze mną”.

Poza złośliwą Jagustynką wszyscy potraktowali historię z powagą.  Kiedy rozchodzili się do swoich domów, Jagnę potajemnie odprowadził Antek.

VIII.  

Nazajutrz po wycinaniu kapusty rozeszła się wiadomość o zaręczynach Boryny z Jagną. Informacja od razu wzbudziła zazdrość wśród kobiet. Denerwowały się, że zarozumiałość Jagny jeszcze się spotęguje, kiedy stanie się pierwszą gospodynią w Lipcach. „Jagna! (…) To się lachała z tym i owym… a teraz gospodynią pierwszą będzie! Jest to na świecie sprawiedliwość?”, „Będzie się ona dopiero nadymała! I tak kiej ten paw chodzi a głowy zadziera”. Przewidywano też, że kowal, albo Antek z Hanką nie darują tego Jagnie, która w sposób naturalny zostanie ich konkurentką do ziemi. Nowina nieznana była tylko dzieciom Boryny.

Jedyną  osobą, która uważała, że Maciej powziął dobre postanowienie ,co do przyszłości, była Jagustynka. Okazało się, że zapisała ona swoim dzieciom całą ziemię i szybko została z niej wygnana.  

Do Dominikowej na swaty Boryna wysłał Jambrożego i wójta. Opisana jest scena, w której targują się oni o przyszłą pannę młodą. Wszystko odbywa się jak w przedstawieniu: matka Jagny udaje, że nie wie, o co i o kogo chodzi, obiecywana jest ziemia, inwentarz itd. Wedle powziętego wcześniej planu oficjalne zaręczyny zostały przyjęte i wszyscy poszli do karczmy, gdzie czekał Boryna.

Jagna przyjmowała radość narzeczonego spokojnie, a nawet z obojętnością. Ten z kolei był dla niej wylewny, obiecywał jej spokój, wygodę i dostatek. Inaczej rozmawiała z Boryną Dominikowa, wykorzystując nastrój przyszłego zięcia i twardo targując się z nim o najlepszą ziemię. Uzyskała tym samym korzystną obietnicę zapisu.

W karczmie poruszano także temat sprzedaży chłopskiego lasu przez dziedziców mieszkających we dworze.  
 

IX.  

Jesień  tymczasem chyliła się ku końcowi i powoli nadchodziły mrozy. Wieś obległa informacja, że dwór sprzedał jednak las na wyrąb i wszystkich ogarnął markotny, zimowy nastrój. Niewesoło było także u Borynów, gdzie dzieci Macieja wiedziały już o jego zaręczynach z Jagną. Wiedziano również o zapisanych jej sześciu morgach najlepszej ziemi. Józka i Hanka popłakiwały, Antek zaś „ani jadł, ni spał, nie mógł się zająć czymkolwiek, był ogłuszony jeszcze nieprzytomny zgoła i nie wiedzący, co się z nim dzieje”.  

Kuba tymczasem dostał strzelbę od Jankiela, aby polować dla niego na zwierzynę. Obiecał także Witkowi, że następnym razem ten pójdzie z nim do boru postrzelać. Przy okazji dowiaduje się czytelnik o samotności Witka, o tym, że nie ma on nikogo, a nawet nie pamięta imion rodziców.

Kuba zabiera go do kościoła, aby dał na wypominki za zmarłych. Ze wstydu, że nie pamięta ani jednego z członków swojej rodziny, Witek wymienia pierwsze imiona, jakie przychodzą mu do głowy.     

Nadeszły Zaduszki. Wszyscy odwiedzają groby zmarłych, słychać szepty modlitw i panuje nastrój grozy i tajemniczości. „Cicho było, tą dziwnie posępną cichością Zaduszek; tłumy szły drogą w surowym milczeniu, ino tupot nóg się rozlegał głucho, ino te drzewa przydrożne chwiały się niespokojnie (…), ino te grania i śpiewy proszalne dziadów łkały w powietrzu”.

Opisana jest także stara część cmentarza, o którą nikt z mieszkańców wsi już nie dbał. Właśnie w starej, zaniedbanej części Kuba odprawił rytuał Dziadów, rozrzucając chleb po mogiłach dla pokutujących dusz. Wypowiadał za każdym razem życzenie o treści „pożyw się, duszo krześcijańska, co cię wypominam w wieczornym czasie”. Przy okazji opowiedział również Witkowi, jak kiedyś służył we dworze, przy koniach i na polowaniach, dopóki dworu nie spalili, razem z służącą w nim matką Kuby.   

Reszta ludzi, szczególnie kobiet, odprawiała rytuał Dziadów potajemnie, także rzucając resztki zadusznej wieczerzy na nagrobki. 

X.  

Antek wybrał  się do księdza po poradę, w związku z planowanym ożenkiem Macieja. Pierwszą reakcją proboszcza był gniew: przypominał Antkowi, że Boryna jest jego ojcem i należy mu się szacunek, a ponadto inni ludzie mają o wiele gorzej i grzechem jest narzekanie na niesprawiedliwy los. Syn gospodarza odpowiada, że „juści, ino tej pokorności mam już po grdykę, że więcej nie ścierpię! Choćby i zbój, choćby i ukrzywdziciel, ale że ojciec rodzony, to już wolno wszystko, a dzieciom nie wolno dochodzić swojej krzywdy!”

Przy okazji dowiedział się także ksiądz, że wszyscy we wsi chcą walczyć z dworem o sprzedany las.  

Gorzki humor Antka spowodowany był nie tylko ziemią, którą odpisał  Boryna Jagnie, ale również zazdrością i słabością, jaką do Jagny, czyli do przyszłej macochy, odczuwał. Chcąc pobyć między ludźmi, aby poprawić, choć trochę nastrój, Antek udał się do szwagra, kowala. Tam jednak spotkały go drobne złośliwości i docinki na temat Jagny. Pokłócił się także ze szwagrem (o majątek Boryny), oraz z goszczącym u niego wójtem. Wójta oskarżał o to, że jest przez Borynę przekupiony, oraz że dostał wynagrodzenie od dworu za to, by trzymać stronę dziedzica w sprawie sprzedaży lasu. W złości, pokłócony i ze szwagrem i z wójtem wrócił do domu.  

Następnego dnia kowal przyszedł do Antka tak, jakby żaden konflikt między nimi nie zaszedł. Zaczął namawiać Antka, aby przy świadkach obiecał im Boryna ziemię, oraz by spłacili Józkę i drugiego brata, Grzela, który służył w wojsku. Jednocześnie namawiał go, aby nie załatwiał interesów kłótnią i aby udawał, że zadowolony jest z ożenku ojca. Antek jednak wyrzucił kowala z gospodarstwa wyzywając go od złodziei. Zorientował się, bowiem, że kowal chce dla siebie także gruntów po zmarłej matce Antka. Kowal tymczasem postanowił się dogadać z Boryną przeciw Antkowi.  

Hankę  odwiedził stary Bylica, jej ojciec. Podczas rozmowy okazało się, że siostra Hanki źle traktuje ojca, który nie dojada, nie ma ciepłego miejsca do spania i często wyganiany jest z domu.   

Tego samego dnia, pod wieczór, kowalowa, Antek i Hanka spotkali się z Boryną na gospodarstwie. Wybuchła między nimi gwałtowna kłótnia o ziemię. Antek z żoną wypominali, ile pracy wkładają w gospodarstwo, które nie należy do nich, kowalowa zaś prosiła, aby odpisał Jagnie to, co już jej prawnie zapisał. Mężczyźni wygrażali sobie, kobiety płakały.

Boryna starał  się początkowo nie dopuścić do bójki. Apogeum kłótni nastąpiło wtedy, gdy Hanka zaczęła obrażać Jagnę. Boryna chciał uderzyć synową, jednak osłonił ją Antek dorzucając swoje trzy grosze do wyzwisk kierowanych w stronę Jagny. Wtedy to mężczyźni zaczęli się bić.

Boryna ucierpiał  mniej niż Antek, jednak spokoju nie dawała mu opinia, którą  właśnie zasłyszał o przyszłej żonie. Z żalu nakazał synowi, aby opuścił jego dom. Hanka i Antek wyprowadzili się po cichu, bez kłótni i protestów. Razem z nimi poszedł pies Łapa. Od decyzji Boryny nikomu z domowników nie ulżyło. 

XI.  

Niedługo po kłótni Antka z Boryną nadszedł dzień wesela. Dominikowa od rana pouczała córkę jak obchodzić się z przyszłym mężem tak, aby uzyskać coś dla siebie i nie doznać krzywdy.

Przygotowania do zabawy trwały od rana. Dziewczyny przyozdabiały wieś wstążkami i stroikami, a dom panny młodej jedliną i świerkiem. Z wnętrza domu wyniesiono sprzęty, a pokoje ozdobiła Jagna kolorowymi wycinkami.

Panna młoda nie odczuwała jednak radości z powodu ślubu. Odczuwała tęsknotę za czymś, czego nie umiała nazwać („kolebałam się w niej dusza jak woda i raz wraz biła, jakby o kamień jaki”). Dodatkowo nastrój jej psuła myśl o Antku. Kiedy bowiem matka z rana pouczała ją na temat małżeństwa, powiedziała także, jak to Antek obrażał Jagnę podczas kłótni z Boryną.

Cały dzień  do domu przychodzili na moment różni goście, niosąc w podarunku chleb, mięso, kury lub pieniądze. Szybko jednak wracali do siebie i dopiero pod wieczór, kiedy na drogę wyszła orkiestra, powychodzili z domów i przyłączali się do grających. Orkiestra doprowadziła gości do domu Dominikowej i zawróciła do pana młodego. Wójt i Szymon, jeden z braci Jagny, zgodnie z tradycją wyciągnęli Borynę z domu i powiedli do przyszłej małżonki.

U Dominikowej odbyło się błogosławieństwo i po nim dopiero para młoda w asyście gości, orkiestry i drużbów udała się do kościoła. Po szybkim ślubie wrócili do domu pannny młodej, gdzie przywitała ich znowu Dominikowa chlebem i solą.

Pierwszy taniec był zgodnie ze zwyczajem tańcem dla młodej – Jagna bawiła się wtedy z każdym z weselników, a na sam koniec z młodym. Boryna opisany jest, jako wyśmienity tancerz – „a okręcał w miejscu, a zawracał, a hołubce bił, aż wióry leciały z podłogi”. Po tańcu rozpoczął się posiłek, a wraz z nim picie, rozmowy, żarty. Poruszano gorące tematy, takie jak sprzedaż lasu lub nakaz wybudowania nowej szkoły, którą sfinansować miała wieś, i na którą nikt poza wójtem nie chciał się zgodzić.

Żartowano także z Jagny i Boryny. Po cichu szeptano o krzywdzie Antka i Hanki, o braku radości na twarzy Jagny, a wreszcie o romansach panny młodej z Mateuszem czy Antkiem i o braciach Jagny, Szymonie i Jędrzeju, którym od lat matka nie pozwala się żenić, i którzy zawsze wykonywali wszystkie czynności domowe tak, by siostra ich robiła w domu jak najmniej.

Po posiłku rozpoczęły się zabawy, a potem oczepiny. Polegały one na udawanej wojnie między panienkami, które broniły Jagny przed starszymi. Kiedy obrona nie udała się, z upozorowanym smutkiem założono Jagnie czepek na znak, że od tej chwili ma obowiązki żony. Na zmianę goście bawili się lub odprawiali weselne obrzędy. Trwało to do świtu, aż większość weselników posnęła od alkoholu i tańców.  

XIII 

Witek wrócił do domu z wesela o świecie i od razu zasnął. Dlatego też nie słyszał nawoływań Kuby, który od kilku dni z niewiadomych przyczyn był chory. Dopiero zbudzony przez psa zaniósł mu wodę i opowiedział trochę o weselu. Kuba jednak czuł się już bardzo źle, wszystko bolało go i gorączkował. Cierpiał i wołał o pomoc. Witek pobiegł, więc po pomoc na wesele, gdzie jednak większość była już pijana lub spała. Nikt za bardzo nie chciał go słuchać, a Jagustynka wyrzuciła go nawet z domu Dominikowej. 

Dopiero późnym rankiem Jagustynka zajrzała do Kuby, orientując się szybko, że parobek umiera. Chciała posłać po księdza, jednak Kuba nie zgadzał się, aby proboszcz, którego podziwiał z nabożeństwem, przychodził do niego do obory. Został, więc sam, z psem Łapą i końmi. Głaskał podchodzące do niego zwierzęta, nie mogąc się ruszać. Z daleko dochodziły go głosy weselników, które rozpoznawał. W malignie zastanawiać się zaczynał nad codziennymi kłopotami wsi i jej mieszkańców.

Kiedy pod wieczór przyszedł do Kuby Jambroży okazało się, że parobek ma postrzeloną łydkę, o której nikomu nie powiedział. Sprawcą  rany okazał się borowy, który przyłapał go na polowaniu na zające. Na uratowanie nogi było już za późno. Jambroży zasugerował obcięcie nogi w szpitalu, zakładając parobkowi tymczasowy opatrunek.

Kuba, gdy został  sam, zaczął rozpaczać. Z słów Jamborżego wywnioskował, że ucięcie nogi uratowałoby mu życie, jednak bał się, że jako bezużyteczny kaleka zostanie przez Borynę wygnany. „Juści, parobek bez kulasa… ni do pługa, ni do żadnej roboty. Cóż ja bym począł? Bydło mi ino pasać albo na żebry iść… we świat, pod kościół, gdzie… abo jak ten stary trep na śmiecie…”.   

W tym samym czasie Jagna uroczyście przeprowadzała się do męża. Muzyka wciąż grała, Boryna szykował poczęstunek. Dominikowa namawiała Jagnę, by odpoczywała i korzystała z wesela zamiast podejmować od razu gości. Reszta panien, razem ze swoimi matkami, zazdrościła Jagience nowego domu, przy okazji złośliwie obgadując ja i przesadnie troskliwą Dominikową.

Pojawił  się też Jankiel, którego niektórzy, jako Żyda, nie chcieli przyjąć. Boryna jednak wyniósł mu wódkę.

Zabawa rozgorzała na nowo, tym razem jednak Jagna zachowywała się jak gospodyni. Jednocześnie poczuła się radośnie i swobodnie w nowym domu.

Roch zawołał  Jambrożego do Kuby. Ten nie był zachwycony, że przerywają  mu posiłek – zawołał: „niech zdycha, a nie przeszkadza ludziom jeść”. Poszedł jednak za Rochem do stajni, gdzie okazało się, że parobek uciął sobie nogę siekierą nad kolanem. Myślał bowiem, że w ten sposób wyzdrowieje, unikając jednocześnie szpitala.

Roch troskliwie opatrywał Kubę i modlił się. Pojechał tez po księdza przykazując, aby nie zostawiano parobka samego. Jambroży jednak wrócił do domu Boryny napić się wódki. Do Kuby przyszła Józka, przyniosła mu trochę weselnego jedzenia, opowiadała mu o zabawie, o tym jak matka Jagny odgania syna od dziewczyny. Parobek jednak niewiele już rozumiał ze słów dziewczyny.  

Księga kończy się opisem, jak to ulatuje do nieba dusza Kuby, a w tle słychać wesołą zabawę weselników.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
W S Reymont Chłopi Tom I
OPRACOWANIE, Lektury Matura 2014, Chłopi TOM 1 +++
Chłopi tom 1 notatki
Opracowanie - Chlopi tom I, szkoła
Opracowanie - Chlopi tom I, SZKOŁA
Chlopi - Tom I, Polski
Chłopi TOM 1 - streszczenie
Test ze znajomości lektury Chłopi TOM I
Chłopi tom I streszczenie
Lisowska Niepokulczycka [Jest tu chłopiec (tom 1)]
Chlopi Tom I Reymont St W
chłopi tom 1 sprawdzian wsip
Chłopi tom 1 W S Reymont
Wladyslaw St Reymont Chlopi Tom II
Reymont Chłopi Tom I Jesień
Reymont Chłopi Tom IV Lato
Reymont Chłopi Tom III Wiosna
Reymont Chłopi Tom II Zima

więcej podobnych podstron