1015

Metodą sowietologiczną W koszmarnych czasach komuny na Zachodzie zawrotne kariery robili tak zwani sowietologowie. Częściowo dlatego, że było wśród nich wielu Żydów, którzy najpierw uczestniczyli w utrwalaniu władzy ludowej, gdzie tam Józef Stalin im kazał, a potem, to znaczy - po wojnie sześciodniowej na Bliskim Wschodzie - skwapliwie wykorzystali możliwość wydostania się z cudnego socjalistycznego raju na kapitalistyczny Zachód. Tam nie tylko zaprezentowali się w charakterze ofiar tubylczego antysemityzmu, ale też stręczyli się w charakterze znawców sowieckiego systemu. Żydzi kierujący rozmaitymi sowietologicznymi instytutami, w odruchu solidarności rasowej dawali im zarobić na bułeczkę i masełko, dzięki czemu powstała straszliwa wiedza („powstała wnet straszliwa wiedza, że Byt się zgęszcza i rozrzedza”). Sowietologowie czytali sowiecką prasę, nasłuchiwali wiadomości z Moskwy oraz innych stolic sowieckiego imperium i z tych fusów próbowali wywróżyć, kto, to znaczy - jaka frakcja idzie w górę, a która pikuje w dół, no i oczywiście - co z tego wyniknie w bliższej i dalszej przyszłości. Dzięki temu nawet i my z zapartym tchem dowiadywaliśmy się, jak to „jastrzębie” z KC na śmierć i życie walczą z partyjnymi „liberałami” - i tak dalej. Wprawdzie po transformacji ustrojowej komuny już „nie ma”, podobnie jak Wojskowych Służb Informacyjnych, czy izraelskiej broni jądrowej, ale sowietologiczna metoda nadal okazuje się przydatna przy opisie rzeczywistości w naszym nieszczęśliwym kraju, co potwierdzałoby trafność spostrzeżenia prof. Bogusława Wolniewicza, że komunizm wcale nie upadł, a tylko „mutuje”. To zresztą widać coraz wyraźniej z tym, że rewolucja komunistyczna prowadzona jest według strategii sformułowanej przez Antoniego Gramsciego, który położył nacisk nie na przekształcenia własnościowe, tylko rewolucję kulturową. W podobnym duchu wypowiadała się też Caryca Leonida w słynnym poemacie „Caryca i zwierciadło” zalecając marszałkowi Greczce poniechanie użycia atomowych kartaczy na rzecz metodycznego i cierpliwego duraczenia: „a kiedy zwolna, po troszeczku w tej dialektyce się wyćwiczą, to moją staną się zdobyczą”. Krótko mówiąc, rewolucja kulturowa sprawi, że przekształcenia własnościowe dokonają się same, nawet bez specjalnego terroru. Dlatego też Unia Europejska nie toleruje żadnej władzy poza własną, a więc - władzy rodzicielskiej, bo to wszak władza, w dodatku - autonomiczna wobec państwowej, podobnie jak władza religijna - też autonomiczna wobec państwowej, przynajmniej w kręgu cywilizacji łacińskiej. Dopiero w tym kontekście można w pełni docenić straszliwy ciężar deklaracji pana red. Michnika, który w rozmowie z podwładnymi funkcjonariuszkami zauważył, że w naszym nieszczęśliwym kraju „jesteśmy na siebie skazani”. Skazanie na nieustanne towarzystwo pana redaktora Michnika jest bardzo podobne do mąk piekielnych, jako rodzaj kary gorszej od śmierci. A to niestety jest bardzo prawdopodobne zwłaszcza, gdyby Umiłowani Przywódcy zrealizowali żydowskie roszczenia majątkowe. Kto wie, czy i pan redaktor czegoś już nie wywąchał, bo skoro jesteśmy „skazani”, to znaczy, że ktoś nas już skazał. Ładny interes! Ale to tylko taka dygresja, bo zastosowanie sowietologicznej metody do analizy sytuacji w naszym nieszczęśliwym kraju daje ciekawe rezultaty. Oto prezes Jarosław Kaczyński został pochwalony przez pana prezydenta Komorowskiego za „wycofanie swoich aktywów ludzkich” z szeregów „radykałów” - co objawiło się w przeniesieniu partyjnych uroczystości niepodległościowych do Krakowa. Prezydent Komorowski przestrzegł, że ci „radykałowie”, to „młode wilki”, które pragną zagryźć „starego wilka” w postaci „dominującej partii prawicy polskiej”. No proszę! Jeszcze niedawno w ocenie prezydenta Komorowskiego prezes Kaczyński na czele PiS „demolował ustrój państwa”, a tymczasem okazało się, że o żadnej demolce ustrojowej nie ma mowy, że PiS to „dominująca partia polskiej prawicy”, słowem - jeden z bastionów establishmentu, postawiony na prawicowym odcinku frontu. Wystarczy, by na horyzoncie pojawiło się prawdziwe zagrożenie dla reżimu, a zaczęła obowiązywać zupełnie inna mądrość etapu. Bo że zaczęła obowiązywać, to prawie pewne, skoro nawet pan redaktor Michnik docenił obecność „Jarka” na pogrzebie Tadeusza Mazowieckiego, a nawet zadeklarował gotowość spotkania „z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim” - dla dobra demokracji w Polsce. Oczywiście brak koordynacji daje o sobie znać, wskutek czego pan minister Bartłomiej Sienkiewicz jeszcze „radykałów” określa mianem „ideowych dzieci PiS” , podobnie jak minister Sikorski, krytykujący PiS, że „przestaje myśleć”, gdy tylko chodzi o „relacje z Rosją”. No dobrze - ale skąd właściwie ten brak koordynacji wynika? Czy z polskiego safandulstwa, to znaczy - bałaganu, w którym minister spraw wewnętrznych i minister spraw zagranicznych nie wie, jaki jest nowy rozkaz w sprawie prezesa Kaczyńskiego i PiS, czy też żadnego bałaganu nie ma, tylko prezydent Komorowski znajduje się pod wpływem innej bezpieczniackiej watahy, podczas gdy minister Sienkiewicz i minister Sikorski - pod wpływem watahy innej?

Ta druga możliwość wydaje się bardziej prawdopodobna, bo przypuszczenie, że pan minister spraw wewnętrznych naprawdę nie wiedziałby, jaki jest rozkaz, byłoby po prostu niegrzeczne. On oczywiście wie, ale się z nim nie zgadza - i dlatego właśnie w części niezależnych mediów głównego nurtu pojawiły się głosy krytyki nie tylko pod adresem policji, ale również, a może nawet przede wszystkim - pod adresem pana ministra Sienkiewicza. Warto zwrócić uwagę, że żadne głosy krytyki nie pojawiły się pod adresem pana ministra Sikorskiego, co może świadczyć o tym, że pan minister Sienkiewicz pozostaje pod wpływem innej watahy, niż pan minister Sikorski, a co więcej - że wataha nakręcająca ministra Sikorskiego kontroluje wszystkie niezależne media głównego nurtu, podczas gdy wataha nakręcająca ministra Sienkiewicza - tylko niektóre. Można by w związku z tym wchodzić w jeszcze drobniejsze szczegóły, ale nie ma takiej gwałtownej potrzeby, bo ważniejsza wydaje się zmiana retoryki, zasygnalizowana w wystąpieniu prezydenta Komorowskiego. Już nie „faszyści”, tylko „radykałowie”. Może to oznaczać rozszerzenie strefy wyjęcia spod prawa nie tylko na „faszystów”, jak dotychczas, ale również na „radykałów”, których z rozmaitych powodów do „faszystów” zaliczyć niepodobna. Warto odnotować, że niezależne media głównego nurtu zareagowały w sposób możliwy do przewidzenia; nie tylko życzliwie przyjęły apel Fundacji na rzecz Społecznej Różnorodności, by „radykałów” nie zapraszać do mediów i w ten sposób zabezpieczyć właściwą różnorodność na odcinku medialnym, ale nawet już się do niego w podskokach zastosowały. Najwyraźniej w obliczu prawdziwego zagrożenia następuje weryfikacja mądrości obowiązujących na etapach poprzednich, reżym zwiera szeregi, w związku z czym tylko patrzeć, jak dotychczasowa spektakularna „zimna wojna” zostanie zastąpiona ostrożnymi karesami w ramach „pięknego różnienia się”, które ani nikomu nie szkodzi, ani nikogo nie uraża. Stanisław Michalkiewicz

Gdy nasi okupanci reorganizują Wprawdzie okupowany przez soldateskę nasz nieszczęśliwy kraj nieubłaganie osuwa się po równi pochyłej w kierunku całkowitej utraty niepodległości i politycznej suwerenności, ale czyż nie jest to odpowiedni moment do zastanowienia się nad tym, jaki ustrój polityczny jest najlepszy? W dodatku pojawił się sprzyjający moment, kiedy to soldateska dała premieru Tusku do zrozumienia, że musi coś zmienić, by wszystko zostało po staremu i przeprowadza mu tzw. rekonstrukcję rządu, zamieniając siekierki na kijek. Skoro tak, to znaczy, że wszystko jest pod kontrolą i to podwójną, a w tej sytuacji chyba jasne, że rekonstrukcja rządu nie ma większego, a prawdę mówiąc - żadnego znaczenia. Oczywiście żadnego znaczenia dla Polski - bo dla rekonstruowanych - jak najbardziej. Jedni zaczną zakładać stare rodziny, przyjaciołom dawać koncesje na hurtownie spirytusu, a przyjaciółkom kupować garsoniery i brylanty, które - jak wiadomo - są prawdziwymi przyjaciółmi kobiet, podczas gdy inni będą się zastanawiać, gdzie by tu bezpiecznie schować zdobycze ludu pracującego. Ale cóż to wszystko może obchodzić NAS? Ani nie dadzą nam koncesji na hurtownie spirytusu, ani nie podzielą się z nami zdobyczami. Więcej tedy pożytku, niż z ekscytowania się rekonstrukcją rządu premiera Tuska, możemy odnieść z refleksji nad politycznym ustrojem. Warto tedy zwrócić uwagę, że nie minęło jeszcze 100 lat, jak zamiast monarchii, powszechnie wprowadzono w Europie ustroje republikańskie. Polegają one na tym, że kolaborująca z finansowymi grandziarzami soldateska i bezpieka za pośrednictwem sprzedajnych inteligentów wmawia mikrocefalom, że są „suwerenami” i w ogóle - ale bezlitośnie okrada ich z bogactwa, które własna pracą wytwarzają. Wystarczy wspomnieć, że na przestrzeni zaledwie 100 lat podatki w Europie wzrosły o około 1000 procent, a dzień wolności podatkowej (moment w którym obywatel zarobił na wszystkie podatki, jakich żąda od niego państwo), który w najbardziej fiskalnym podówczas państwie świata, Cesarstwie Austro-Węgierskim, dla wiejskiego kowala przypadał na przełomie stycznia i lutego - obecnie w Polsce przypada w pierwszej dekadzie lipca - żeby zrozumieć, że monarchia jest od republiki zdecydowanie tańsza. Nic dziwnego, skoro co cztery lata, a niekiedy i częściej, rusza na każde państwo stado wygłodniałych szakali, próbujących oszwabić obywateli pod pretekstem „reform” i „socjalu”. Prof. Walter Williams, badający w Ameryce po 30 latach od ich wprowadzenia serię socjalnych programów „Wielkie Społeczeństwo” odkrył, że zaledwie 28 proc. pieniędzy wydanych na te cele trafiło do biednych, natomiast 72 proc. zostało przechwycone przez administrujące tymi programami aparaty biurokratyczne, które byłyby w ogóle niepotrzebne, gdyby prezydent Johnson tych programów w 1965 roku nie wprowadził. A przez 30 lat wydano na nie tyle, że można by za to wykupić majątek trwały 500 największych przedsiębiorstw amerykańskich i CAŁĄ ZIEMIĘ UPRAWNĄ W USA! Dlatego też dzisiaj wszystkie republiki - zwłaszcza te „wrażliwe społecznie” - żyją na koszt przyszłych pokoleń - również przyszłych pokoleń Polaków, które za naszym biernym przyzwoleniem, pan minister Jacek „Vincent” Rostowski, powiększając dług publiczny, bez ceregieli okrada. Czyż nie lepiej zastanowić się nad tym, niż nad konsekwencjami podmianki pani Krystyny Szumilas przez panią Joannę Kluzik-Rostkowską, którą znamy, jak zły szeląg? Stanisław Michalkiewicz

24/11/2013 Na zjazdach socjal- bolszewickich demokratów Znowu odbyły się spędy socjaldemokratycznych urwisów skomasowanych w dwóch głównych partiach socjaldemokratycznych w Polsce – Prawa i Sprawiedliwości Społecznej oraz Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej i Rynków Finansowych. Obie te socjaldemokratyczne partie najbardziej obsiadają swoimi działaczami państwo polskie biurokratyczne- jak kruki.. Tysiące ich zasiadają po różnych tłustych posadach fundowanych im przez niewolników demokratycznego państwa polskiego, zwanego tymczasowo III Rzeczpospolitą.. Swoich darmo – jedzących urwisów mają również Polskie Stronnictwo Ludowe i Sojusz Lewicy Demokratycznej.. Te wszystkie socjaldemokracje mają jeszcze dotacje z budżetu polskiego państwa, na swoja pasożytniczą działalność partyjną.. Będzie tego w sumie ze 100 milionów złotych rocznie- tyle co kosztowały nas rozmowy o pogodzie przez ostatnie dwa tygodnie na Stadionie Narodowym wbudowanym za niewielka kwotę- bo tylko 2000 milionów złotych.. Ale się bawią! A ojczyzna tonie. Czy jest jeszcze ktoś w Polsce- oprócz działaczy Platformy Obywatelskiej Unii Europejskiej i Rynków Finansowych, kto poważnie bierze słowa wypowiadane przez głównego architekta bałaganu panującego w III Rzeczpospolitej, pana premiera Donalda Tuska? Działacze wierzą w swojego wodza, bo on zapewnia im tłuste posady.. Przyjechali na bolszewicki zjazd socjaldemokratyczny- nawet bez zwyczajowego programu propagandowego..(???) Co zauważyli nawet dziennikarze przebywający w otoczeniu socjaldemokratów.. Bez zwyczajowego programu na zjazd? Ile już tych programów było i nic z tego nie wynika? A co ma wynikać z propagandowych programów? Wyłącznie propaganda. Awangarda bolszewicka zawsze zachodzi nas od tyłu.. I mówi z błędami ortograficznymi.. „Sił nam nie zabraknie”- twierdził pan premier Donad Tusk na bolszewickim zjeździe.. Ale do czego sił nie zabraknie? Do dalszego rabowania nas, upokarzania i plątania nowymi przepisami Unii Europejskiej.?. Bo o żadnym liberalizmie mowy być nie może.. Unia nie jest liberalna- Unia jest socjalistyczna.. Liberalizm jest synonimem wolności- socjalizm- synonimem zabierania wolności.. Tak jak jasnym jest, że Hrabina Cosel była kochanicą Augusta Sasa.. A nowego kłamstwa słucha się przyjemniej niż starej prawdy.. A stara prawda jest taka, że socjaldemokrata może budować jedynie socjalizm na bazie demokracji socjalistycznej. Te zjazdy bolszewickich demokratów i socjałów- to taki Armagedon… Miejsce gdzie spotykają się wrogowie Boga.. Bóg ani nie ukochał demokracji- ani nie ukochał socjalizmu.. Bóg jest asocjalnym królem.. Tym bardziej , że socjalizm jest kradzieżą, a demokracja głupotą większości.. Podczas zjazdów bolszewickich demokratów , w wyniku których to zjazdów będziemy mieli więcej socjalizmu, więcej biurokracji, więcej głupoty i więcej długów- okazało się że redaktor Karolina Rożej odkryła- w polskim radiu, że przy zbieraniu ziaren kakaowca w Ameryce Południowej i Środkowej- wykorzystywane są dzieci(???) W związku z tym czekolada ma gorzki smak(???) Ile ta zorganizowana Lewica naopowiada ludziom zwanych w demokracji” obywatelami” tych głupstw.?. Sam jako dziecko wchodziłem na drzewa u dziadka w Pile, Powstańca Wielkopolskiego i zrywałem jabłka na targ, wiśnie, gruszki i z wijących się pnączy – winogron.. Ile wtedy miałem lat.. Dziewięć, dziesięć- może jedenaście.. Byłem dzieckiem, ale porzeczki i maliny zbierałem, szykując je na handel na pilskim targu. Dobrze ówcześnie, że. pani redaktor Karoliny Rożej wtedy jeszcze nie było na świecie, bo gdyby w „polskim radiu” ogłosiła, że jakieś dziecko w Pile zbiera jabłka, maliny, winogron- bez właściwego zezwolenia i pozwolenia władz- to by dopiero był skandal.. Na skalę międzynarodową, ale wtedy jakoś” komunistyczna” władza, a były to lata sześćdziesiąte nie zawracała sobie zbytnio głowy, żeby ograniczać władzę rodzicielską rodziców i dziadków- tak jak dziś.- w neokomunizmie Nie było jeszcze wyciągania dzieci spod władzy rodziców- poprzez tzw. praw dziecka, a dziecku można było dać klapsa w celach dyscyplinujących.. Tym bardziej, że po lasach grasowały jeszcze bandy antykomunistyczne- ostatniego antykomunistę” Lalka” – zastrzelono- o ile pamiętam- w roku 1963.. W rocznicę idiotycznego Powstania Styczniowego.. Dzisiaj też jest pełno” antykomunistów”- a to wszystko kryptokomuniści.. Jadam czekoladę różnych firm- i warszawską, i krakowską i Milkę. Nie palę, nie piję specjalnie- to może dlatego lubię czekoladę… Nie wiem- i jest mi to obojętne, ale przyznam się Państwu, że nigdy nie miałem wyrzutów sumienia, żebym jedząc mleczną czekoladę ufundowaną na kakaowcu, denerwował się, że owoce kakaowca zbierały dzieci ośmio, czy dziewięcioletnie- tak jak kiedyś zbierałem jabłka- ja, winogrona, maliny czy porzeczki.. I nie przypominam sobie, żeby jakiś kupujący ode mnie owoce moje i mojego dziadka, pytał mnie, czy nie jestem za mały, żeby pracować, przy zbieraniu owoców.? Dziadek miał też marchewkę na handel- ale wtedy była warzywem- a nie owocem.. Cebula była cebulą, a por- porem- tu się nic nie zmieniło. Ślimakiem- jako rybą- nie handlowaliśmy.. I dwóch facetów wtedy nie było związkiem partnerskim.. I ciągnąłem wózek z owocami i warzywami na rynek w Pile, kilka kilometrów- przez ulicę Lelewela.. Może 4 kilometry- jako mały chłopak. I jakoś nikomu z dorosłych nie przychodziło do głowy mnie strofować, że pracuję..(???) A sprawiało mi to przyjemność- miałem zajęcie i to było coś nowego.. Dziadek- kowal Powstaniec Wielkopolski- nie płacił za mnie podatku ZUS. Nie było praw dziecka, dzieciaki pomagały rodzicom i dziadkom w polu.. Socjalistyczne państwo mniej zajmowało się dziećmi niż w dzisiejsze państwo socjalistyczne.. A pani redaktor Karolinie Rożej przeszkadzają dzieci zbierające owoce kakaowca- na razie nie warzywa.. Sama uprawia propagandę- a innym – chciałaby zabronić pracować. To lepiej jak dzieciaki będą siedziały w domu i się nudziły, a nie uczyły się pracować? Może pani redaktor marzy się propaganda szkolna już od 5 lat.. Żeby oduczyć dzieci myślenia i zaradności… Bogactwo pochodzi właśnie z pracy, a nie z propagandy szkolnej.. A zresztą o losie dziecka niech decydują rodzice- a nie redaktor Karolina Rożej, której nawet nie smakuje czekolada wytworzona dzięki pracy dzieci zbierające owoce kakaowca.. Wtedy czekolada ma gorzki smak.. A skąd wie, która czekolada jest wytworzona dzięki niewolniczej pracy dzieci w Ameryce Południowej? Ma widocznie nosa- albo redaktor prowadzący propagandę – jej kazał.. To jest tak z propagandą odnośnie Chin.. Propaganda lewicowa twierdzi, że coś tam wytwarzają więźniowie..(???) I to jest nie w porządku, że coś produkują więźniowie a potem więźniowie państw socjalistycznych i prawnych- to kupują.. A co mnie- jako konsumenta obchodzi- kto co wytwarza? Pasuje mi- kupuję! Nie pasuje- nie kupuję.. Kto będzie wnikał kto i co oraz jak wytwarza? Wszystko zależy od kultury i tamtejszej tradycji.. czy Pani redaktor Karolina Rożej chciałaby pozmieniać tradycję państw Ameryki Południowej i Środkowej? I wprowadzać tam swoje porządki wydumane w głowach socjalistów wszelkiej maści, którzy zapędzają ludzi w biedę, niosąc kaganek fałszywej oświaty? I takie to rzeczy wykuwają się na zjazdach wszelkiego rodzaju bolszewików socjaldemokratycznych. WJR

Uchwała programowa Prawa i Sprawiedliwości

1. Po wczorajszym posiedzeniu Rady Politycznej Prawa i Sprawiedliwości, przekaz medialny został skoncentrowany na wyborach personalnych (wybór wiceprezesa Antoniego Macierewicza) i Komitetu Politycznego (do którego weszło kilka nowych osób), a najważniejszy jej dorobek merytoryczny, został niestety pominięty milczeniem. Otóż została przyjęta uchwała programowa, która wymienia 4 priorytety, o które zdaniem Rady, powinien być oparty program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości, nad którym prace już jakiś czas trwają. Te priorytety to: demografia, praca, wzrost poziomu wynagrodzeń i rozwój gospodarki.

2. Diagnoza sytuacji demograficznej w Polsce jest ogólnie znana. Młodzi Polacy niepewni o swoją pracę boją się zakładać rodziny i mieć dzieci. Część z nich wyjeżdża za granicę, jeżeli im się powiedzie to tam zakładają rodziny i w większości już do Polski nie wrócą. Już na początku 2014 roku GUS poinformuje, że jest nas 37 milionów, a jeżeli obecne tendencje demograficzne miałyby się utrzymać, to na koniec tego stulecia będzie nas zaledwie 16 milionów. Stąd priorytetem programu Prawa i Sprawiedliwości będzie polityka prorodzinna z prawdziwego zdarzenia w której to państwo weźmie na siebie dużą część kosztów wychowywania dzieci (między innymi bon rodzinny na każde dziecko, progresywne ulgi podatkowe, dofinansowanie kosztów żłobka albo opłacanie składek na ubezpieczenie społeczne rodzica opiekującego się małym dzieckiem, subwencja przedszkolna, bezpłatne podręczniki w szkołach podstawowych i bony podręcznikowe w pozostałych, „pensja macierzyńska” dla bezrobotnych kobiet lub tych które utraciły pracę po urodzeniu dziecka do ukończenia przez nie 3 roku życia wykorzenienie najbardziej wstydliwego problemu w Polsce -głodu wśród dzieci, wreszcie ambitny program mieszkaniowy skierowany do młodych rodzin).

3. Drugi priorytet to praca, a więc tworzenie nowych trwałych miejsc pracy oraz ochrona już istniejących. Mamy już „Narodowy Program Zatrudnienia” którego rezultatem ma być 1,2 miliona nowych stabilnych miejsc pracy w ciągu 10 lat w tzw. Polsce powiatowej. W przygotowaniu jest program „Polska firma rodzinna” adresowany do mikro, małych i średnich przedsiębiorstw, który będzie zawierał rozwiązania podatkowe, preferencje inwestycyjne, a także dotyczące zatrudniania i szkolenia pracowników wraz z rozwiązaniami administracyjnymi wychodzącymi naprzeciw oczekiwań przedsiębiorców.

4. Trzeci priorytet to wyższy poziom wynagrodzeń w gospodarce inaczej Polska nie wyrwie się z „pułapki średniego rozwoju”. Proponujemy „Pakt dla wzrostu wynagrodzeń”, którego stronami będą: strona społeczna, pracownicy i rząd jako gwarant jego funkcjonowania. Pracodawcy, przyjmujący zasady paktu będą korzystali z premii inwestycyjnych, a dodatkowym wsparciem dla polskiej przedsiębiorczości będą przygotowywane w programie rozwiązania podatkowe o charakterze proinwestycyjnym i prozatrudnieniowym.

5. Wreszcie priorytet czwarty to gospodarka. Polska musi się rozwijać w tempie, które pozwoli w ciągu najdalej 20 lat, na zrównanie się z najbardziej rozwiniętymi gospodarkami krajów UE. Do osiągnięcia tego celu niezbędne jest spełnienie dwóch warunków: sprawnie działające i wolne od korupcji państwo, gwarantujące bezpieczeństwo uczciwym obywatelom, solidarne z każdą rodziną, każdą grupą społeczną i regionem, a także w związku z tym że kapitał ma narodowość promowanie inwestowania w naszym kraju przez samych Polaków. Priorytety w polityce gospodarczej to wsparcie dla strategicznych dla państwa firm oraz odbudowa polskiego przemysłu w oparciu o wykorzystanie polskiej myśli technologicznej czyli realizacja wielkiego planu inwestycyjnego obejmującego rozwój przemysłu, budownictwo mieszkaniowe, a także szeroko rozumianą infrastrukturę. O te właśnie priorytety ma być oparty program Prawa i Sprawiedliwości, który zostanie przyjęty pod koniec lutego 2014 roku w czasie programowej tury IV Kongresu naszej partii.

Kuźmiuk

Kaczyński o zakazie okradania Polaków podatkami ? Adam Machaj „Chińczycy zawiesili podatek dochodowy od drobnych przedsiębiorców „.....”od 1. sierpnia „komunistyczny” rząd w Pekinie zawiesił pobór podatków od firm, których obrót jest mniejszy niż 3200 dolarów amerykańskich miesięcznie!!! źródło
Jarosław Kaczyński „Zbudować sprawne państwo polskie, to zbudować je także w obszarze wartości. Podstawy aksjologiczne nie mogą być tylko deklaracją, one muszą być w sferze czynów. Trzeba Polskę zasadniczo zmienić. Trzeba Polskę uczynić krajem sprawiedliwym, bo dziś jest krajem głęboko niesprawiedliwym „.....”Jeśli jesteśmy Polakami, jeśli chcemy, by Polska trwała, to musimy sobie jasno powiedzieć: pierwszym zadaniem każdej dobrej władzy w Polsce, a my przecież dążymy do władzy, jest odwrócenie tego fatalnego trendu, który prowadzi dziś do zwijania się naszego narodu. Jesteśmy dziś mniej liczni niż 20 lat temu. Kwestie demograficzne są dziś w samym centrum polskich spraw. Po to, by te sprawy w ogóle istniały, musi istnieć Polska. By istniała Polska, muszą istnieć Polacy. Jeśli trendy się utrzymają, przy końcu wieku będzie nas 16 milionów. To kwestia najważniejsza „....(źródło )
Profesor Michał Wojciechowski „ nadchodzi rodzinna katastrofa”...”Jak to wygląda w przypadku rodziny? Władze chcą ją poddać kontroli państwa. „”...”Na koniec powiedzieć trzeba, że sprawcą tego nadwątlania moralności jest głównie państwo. Udając opiekuńczość, konkuruje ono z rodziną. Tymczasem zdrowa rodzina jest warunkiem przetrwania społeczeństw, jako że nie ma innej drogi do zrodzenia i wychowania przyszłych pokoleń. Zawłaszczanie przestrzeni publicznej i prywatnej przez aparat biurokratyczny, zagrażając rodzinie, zagraża istnieniu całego społeczeństwa. „...”Szczęście rodzinne stoi najwyżej w hierarchii celów i wartości Polaków. Jednocześnie większość z nas doświadcza lub doświadczyła porażek i nieszczęść rodzinnych: wychowania w rodzinie niepełnej, rozwodów, zdrad. „....” Narzędziem dyskryminacji ekonomicznej jest system podatkowy. Najważniejsza jest tu sama wysokość podatków. Przed około stu laty sektor publiczny państw europejskich dysponował kilkunastu procentami PKB. W USA nawet poniżej dziesięciu procent. Takie było więc łączne opodatkowanie. „...”Ziemie polskie przeżywały w tym czasie rozwój gospodarczy, któremu towarzyszył wzrost ludnościowy. „...”Znaczny wzrost podatków spowodował, że dziś około połowy PKB wydaje w Polsce sektor publiczny. Wobec wysokiego opodatkowania pracy łączne obciążenie pensji jest jeszcze większe, rzędu dwóch trzecich. Mnogość podatków i składek maskuje ten stan rzeczy. Takie opodatkowanie, w połączeniu z biurokratycznymi ograniczeniami, sprzyja bezrobociu, niepewności zatrudnienia u pracujących, konieczności pracy zarobkowej młodych matek oraz emigracji. Te zjawiska działają szkodliwie na rodzinę. „...”W świetle statystyk najgorszą sytuację materialną mają w Polsce rodziny z liczniejszymi dziećmi – a nie na przykład emeryci „...”W tych ramach kluczową rolę odgrywa system emerytalny. Składka emerytalna zmniejsza środki do dyspozycji rodziny. Jednocześnie w zamian za składkę pracujący dostają obietnicę, że kiedyś w przyszłości jakiś rząd zapewni im emerytury. W ten sposób władza mniej zostawia na dzieci, a zarazem skutecznie nadwątla motywację do ich posiadania jako podpory w starości. Potem te dzieci utrzymać będą musiały i rodziców, i bezdzietnych. Tymczasem bez przyrostu naturalnego nie ma mowy o znośnych emeryturach. Obecnym systemom emerytalnym grozi więc bankructwo. „....”Zgodnie z propozycją Centrum im. Adama Smitha należy przyznać dzieciom prawo głosu wykonywane przez rodziców – inaczej politycy się nie obudzą. „....” Obecny moralny kryzys więzi rodzinnych stanowi przede wszystkim skutek podważenia materialnego i społecznego oparcia dla instytucji rodziny. Także do rodziny odnosi się maksyma łacińska „primum vivere, deinde philosophari" – najpierw żyć, potem filozofować. Problem nie sprowadza się przy tym do niedoboru środków na rodzinę w polityce społecznej, lecz wynika z roli i funkcjonowania państwa w dobie obecnej. „....”Można odnieść wrażenie, że państwo nie zajmuje się tylko tymi dziedzinami, którymi zająć się nie jest w stanie. Jest to odwrotność zasady pomocniczości (czyli subsydiarności). Zasada ta, kluczowa dla katolickiej nauki społecznej, uznana jest także w preambule do Konstytucji RP. Zakłada ona, że państwo nie powinno zajmować się tym, czym mogą się zająć sami obywatele albo społeczności mniejsze: samorządy, stowarzyszenia, przedsiębiorstwa. Państwo powinno im pomagać w spełnianiu tych funkcji i wkraczać bezpośrednio tylko tam, gdzie jest to konieczne. „....”Jak to wygląda w przypadku rodziny? Władze chcą ją poddać kontroli państwa. „...”Już starożytna grecka myśl społeczna uznawała pierwszeństwo rodziny przed państwem. „...”Również w Biblii więź rodzinna wyprzedza narodową i państwową. Tymczasem obecne państwa ograniczają funkcje rodziny. Jest ona osłabiana na płaszczyźnie ekonomicznej, którą uważam za ważniejszą, oraz prawnej. „....”Więcej się rodzinie zabiera, niż daje. Zresztą gdzie tu logika? Lepiej byłoby nie zabierać i nie wydawać na pośredniczące w tych operacjach chmary urzędników. „.....”Tymczasem, skoro rodzina jest podstawową, pierwotną i konieczną dla trwania społeczeństw komórką społeczną, do praw człowieka muszą należeć prawa rodziny. Bez szczęścia rodzinnego i wychowania w rodzinie człowiek nie wyrośnie na osobę zdolną do korzystania z praw indywidualnych i społecznie przydatną. Dlatego trzeba powiedzieć, że dzieci mają prawo do obojga rodziców, a małżonkowie do partnerów, którzy dotrzymają zobowiązań. No a rodzice – prawo do lojalnych dzieci. Rodzina jako całość ma prawo do życia godziwego materialnie. „....”Zauważmy jeszcze, że pewne elementy systemu podatkowego, wraz z polityką społeczną w sferze zasiłków, stawiają w lepszej sytuacji osoby rozwiedzione i samotnie wychowujące dzieci, co sprzyja rozpadowi rodziny oraz rozwodom pozornym. źródło
Profesor Wojciechowski „Za obecny dług zapłacą obywatele. Powiększanie długu publicznego staje się więc zamaskowaną formą kradzieży „....”Oznacza to, że zaciąganie pożyczek przez rządzących narusza przykazanie "nie kradnij!" i właściwie powinno być ścigane przez prawo „...”Następnie kradzieżą jest wywoływanie inflacji przez emisję pustego pieniądza i lewych papierów wartościowych, praktyka powszechna. „...”Cechy oszukańczej piramidy finansowej ma system emerytalny, w którym składkami ściągniętymi dziś spłaca się stare zobowiązania, a płacącym obiecuje, że kiedyś przyszły rząd coś im da

http://naszeblogi.pl/36918-wedlug-prof-wojciechowskiego-tusk-jest-zlodziejem
Kaczyński ,słusznie zresztą mówił o konieczności zmiany aksjologicznych fundamentów państwa i społeczeństwa polskiego . Idealnym doradca dla Kaczyńskiego byłby profesor Wojciechowski , świecki teolog w miejsce różnego rodzaju hochsztaplerów ekonomicznym . Wojciechowski wytłumaczyłby dlaczego dług publiczny to ordynarna kradzież , dlaczego system emerytalny to zwykła przestępcza piramida finansowa , dlaczego polski system podatkowy jest forma dyskryminacji Polaków . Profesor Wojciechowski wytłumaczyłby dlaczego utrzymanie obecnego systemu podatkowego i struktur biurokratycznych zabiera Polakom wolność i poddaje ich totalitarnej kontroli. Program, czy raczej zapowiedź programu PiS jest zbyt ogólnikowa i pozbawiona konkretów , ale wcześniejsze deklaracje Kaczyńskiego ,że pójdzie drogą państw dalekiego Wschodu Orbana , oraz wprowadzenia ustaw Wilczka budzą nadzieję ,że po dojściu do władzy skończy z bandyckim okradaniem Polaków podatkami . „Polecam również przeczytanie innego uzupełniającego tekstu Wojciechowskiego pod tytułem „Daleko do kapitalizmu i demokracji ,. Pełzający totalitaryzm „ „Albo pójdziemy ku państwu nadzoru biurokratycznego, politycznego i propagandowego, albo ku wolnościowemu. „...”Na pewno jednak państwo nie służy większości – przeciwnie,zabiera obywatelom coraz więcej wolności i pieniędzy, krok po kroku idąc ku kontroli typu totalnego „...( więcej )
Marek Mojsiewicz

Refleksje nad ruchem narodowym w Polsce Odradzający się w Polsce ruch narodowy wyróżnia się dwiema cechami: jest, po pierwsze, ruchem ludzi młodych, po wtóre – kwestionuje umowę okrągłego stołu jako podstawę obecnego ustroju III Rzeczpospolitej i ograniczający polską suwerenność Traktat Lizboński. Ruch narodowy nawiązuje do myśli politycznej Romana Dmowskiego, stąd zapewne silne poparcie ze strony starszych pokoleń, przez co w ruchu tym nawiązana zostaje ideowa łączność międzypokoleniowa, z takim uporem i kosztem tak wielkich ofiar zrywana i niszczona przez komunistyczne władze w okresie PRL. W roku 1989 rozproszone i zdziesiątkowane środowiska narodowe nie były reprezentowane przy okrągłym stole, co więcej – ich ewentualna reprezentacja wykluczona została przez architektów okrągłego stołu: bezpieczniaków od gen.Kiszczaka i tzw. lewicę laicką, o czym świadczą m.in. zapisy tajnych rozmów Jacka Kuronia z przedstawicielami gen.Kiszczaka z połowy lat 80-ych. Zważywszy, że ustrój III Rzeczpospolitej (z obecną Konstytucją i ordynacją wyborczą włącznie) oparty jest w całości o ustalenia „okrągłego stołu” (mające charakter zatajonej przed opinią publiczną „zmowy układających się stron”) i ich konsekwencje (brak reprywatyzacji, dekomunizacji, lustracji, złodziejskie uwłaszczenie komunistycznej nomenklatury) – powiedzieć można, że odradzający się ruch narodowy nie mieści się w establishmencie politycznym, ukształtowanym „spodstolnie”, akceptującym w pełni „okrągły stół” jako fundament ustrojowy III Rzeczpospolitej. Dlatego właśnie ruch narodowy jest przedmiotem niewybrednych ataków ze strony tego establishmentu, a żydowskie lobby polityczne chętnie przylepia temu ruchowi etykietkę „faszystów” – na tej samej zasadzie, na jakiej wysługując się wcześniej komunistom nazywało polskich patriotów „sługusami imperialistów”, „zaplutymi karłami reakcji” itd. Nawiasem mówiąc – propagandyści osławionej Julii Brystygierowej i bezpieczniacy Jakuba Bermana z UB nawet AK-owców nazywali „faszystami” i pod tym zarzutem skazywali ich na śmierć lub wieloletnie więzienie. W dzisiejszej spodstolnej III Rzeczpospolitej te metody propagandowe, jak widać, powracają, a przoduje w nich „Gazeta Wyborcza” kierowana przez Adama Michnika. W karykaturze niepodległego państwa, jaką była Polska Rzeczpospolita Ludowa, sowiecki satelita, w latach 1953-68 część komunistów („Natolińczycy”, czyli „chamy”) próbowała w swych wewnątrzpartyjnych dintojrach odwoływać się do pewnych elementów programowych przedwojennej narodowej demokracji przeciwko konkurencyjnej frakcji („Puławian”, czyli „Żydów”). Tyle, że w miejsce postulowanej przed wojną przez Dmowskiego walki ekonomicznej o gospodarczą emancypację polskiego handlu spod dominacji żydowskiej – PRL-owsy komuniści z frakcji „Natolin” podstawili „walkę z syjonistami”, do których zaliczyli swych konkurentów do władzy z żydowskiej frakcji „Puławy”... O żadnym poważnym odwołaniu się do programu przedwojennej narodowej demokracji mowy nawet nie było, choćby z tej prostej przyczyny, że przedwojenna narodowa demokracja nigdy nie uznała sowieckiej okupacji Polski, PRL-u i władz komunistycznych. Elity endecji – narodowej demokracji - zostały zmasakrowane przez komunistyczny reżim. PAX Bolesława Piaseckiego nie był kontynuacją przedwojennej endecji - był komunistyczną „wydmuszką”... Odradzający się dzisiaj w Polsce autentyczny ruch narodowy stanowi poważne zagrożenie nie tylko dla partii spodstolnego establishmentu, ale przede wszystkim dla żydowskiego lobby politycznego, silnej sprężyny „umowy okrągłego stołu”; lobby to pracuje intensywnie dla destrukcji polskich więzi narodowych a zarazem dla wzmacniania narodowych więzi żydowskich. Tego rodzaju „prace” obserwować można zresztą we wszystkich krajach, gdzie istnieje diaspora żydowska i żydowskie lobby polityczne. We Francji na przykład – toutes proportions gardees - gdzie lobby to wcale nie jest słabe, Front Narodowy doświadcza podobnych działań propagandowych, jakim poddawany jest młody ruch narodowy w dzisiejszej Polsce. Przypomnijmy, że 30 stycznia 1986 roku Żydowska Agencja Telegraficzna informowała, że przedstawiciele trzech francuskich partii, Partii Republikańskiej (Alain Madelin), Partii Socjalistycznej (Michael Charzat), Ruchu Lewicowych Radykałów (Christian Duroc) i RPR (Michel Guillenschmidt) złożyli w imieniu swych partii zobowiązanie wobec żydowskiej Loży B’nai B’rith (!), że ich partie nie będą zawierać żadnych porozumień i koalicji z Frontem Narodowym... Ruch narodowy w Polscd nie przybrał jeszcze swej postaci stricte politycznej: pozostaje ruchem, nie jest partią polityczną. I chociaż jego przywódcy nie wykluczają w przyszłości przekształcenia ruchu w partię polityczną – na dziś nie ma jeszcze programu politycznego na podobieństwo istniejących partii. To raczej luźna jeszcze federacja organizacji i stowarzyszeń, wspierana spontanicznym poparciem wielu setek tysięcy obywateli. Nad odradzającym się ruchem narodowym w takim embrionalnym jeszcze organizacyjnie kształcie zawisły jednak już dwa zagrożenia. Pierwsze – to możliwość rozprawienia się z nim metodami policyjnymi przez obecną, coraz bardziej faszyzującą, totalizującą się demokrację spodstolną. Właśnie „demokratyczny” Sejm uchwalił ustawę powołującą w Polsce sowieckie „psychuszki” – obywatele zakwalifikowani przez władzę jako „dyssocjalni” będą mogli tam być przetrzymywani dożywotnio! Co więcej – trwają prace nad kolejną ustawą, która przewiduje możliwość tłumienia rozruchów w Polsce przy pomocy sił bezpieczeństwa obcych państw: to nic innego, jak zalegalizowanie „bratniej pomocy”, znanej z czasów komunistycznych. Jednocześnie (zapewne wskutek braku dekomunizacji i lustracji w środowiskach sędziowskich) zapadają wyroki polityczne skazujące za tak niejasno kwalifikowane czyny, jak „mowa nienawiści” czy „język nienawiści”, co jest formą cenzury represyjnej, znanej dobrze z czasów PRL. Jak widać zatem, spodstolna demokracja, która sama degeneruje się w demokrację faszyzującą czy komunizującą, przygotowuje narzędzia prawne dla stłumienia odradzającego się ruchu narodowego, i nie tylko! Drugim zagrożeniem dla ruchu narodowego jest możliwe agenturalno-operacyjnego przejęcia jego kierownictwa. Taki wariant przećwiczono już zresztą w Niemczech, gdzie okazało się niedawno, że ponad połowę ścisłego kierownictwa nowej partii narodowo-socjalistycznej stanowili agenci i konfidenci niemieckiej bezpieki. Niektórzy komentatorzy w Polsce upatrują już nawet „głowę” takiego przejętego kierownictwa w postaci utworzonego niedawno Instytutu Myśli Państwowej , która ma być przyprawiona ruchowi narodowemu w miejsce „uciętej” głowy dotychczasowej. Najbardziej prawdopodobne są jednak podwójne równoległe działania wobec narodowców: i represyjne, o agenturalne. Czy ten spontaniczny, oddolny ruch narodowy przetrwa, wytrzyma tak zmasowany, propagandowo-represyjno-agenturalny atak ze strony sił spodstolnego establishmentu? Czas pokaże. Czas pokaże też, jaki jest stosunek do ruchu narodowego Prawa i Sprawiedliwości, najsilniejszej dziś, jedynej partii centroprawicowej. Czy PiS (który sam podczas swych krótkich rządów chciał „rozsadzić układ” spodstolny) ujrzy w ruchu narodowym politycznego sojusznika? Taki alians byłby w przyszłości pożądaną jakością na polskiej scenie politycznej, zwłaszcza że pierwsza jego próba (koalicyjna współpraca PiS i Ligi Rodzin Polskich z lat 2005-2007, zakłócana obecnością „Samoobrony”) nie była udana. Marian Miszalski

Wszystko jeszcze przed nami

*Spiskowiec prawdę wam powie *Nowinki prowokacyjne: jakość zamiast ilości

*Olek i Radek: wart Pac(an) pałaca*Partnerstwo: strategiczne czy wschodnie?

W czasie kryzysów, wiadomo: strzeżcie się agentów – przestrzegał doświadczony, długoletni konspirator i spiskowiec, Józef Piłsudski. Można mu wierzyć. Kryzys polityczny mamy w Polsce tak dobrze, jak od 1989 roku, a kryzys ekonomiczny – jeszcze dłużej. To i agentów muszą być dzisiaj „rzesze nieprzebrane”, zwłaszcza, że III RP zafundowała nam, z naszych podatków, aż siedem służb tajnych. Także liczba obcych służb tajnych zwiększyła się: w dwudziestoleciu międzywojennym działały poważnie na terenie Polski cztery wywiady: sowiecki, niemiecki, brytyjski i francuski, wywiad amerykański raczej śladowo interesował się Polską. Dzisiaj doszedł i amerykański, i izraelski, pewnie i białoruski i ukraiński, każdy sobie rzepkę skrobie, a co oskrobie to wymienia z innym po dobrym kursie, wedle potrzeby. Jak tu nie strzec się agentów? W dniu 11 listopada idą ulicami stolicy dwa marsze: jeden „prezydencki”, drugi – obywatelski. O tym pierwszym powiadają złośliwi, że idą tam sami agenci poprzebierani za polityków, działaczy, autorytety moralne, oralne i inne, ochraniani „przypadkową publicznością”, złożoną głównie z cywilnych agentów drobniejszego płazu udających „zwykłych przechodniów”. Z tym drugim – Marszem Niepodległości – sprawa trudniejsza, bo idą w nim głównie obywatele nie trudniący się „kryzysowym fachem”. W zeszłym roku policyjni prowokatorzy delegowani do Marszu zdemaskowali się i wszystko się wydało: zamysł policyjno-prowokatorskiego rozbijania tego Marszu. W tym roku linię rozbijactwa utrzymano, ale sięgnięto po subtelniejsze metody, zapewne wskutek powołania przez organizatorów własnej straży Marszu no i „intelektualny podkład” mentalny oberpolicmajstra ministra Bartłomieja Sienkiewicza. Straż Marszu pilnuje, jak wiadomo, by nikt z maszerujących uczestników Marszu nie zaczepiał i nie prowokował przypadkowej publiczności. Policja natomiast powinna pilnować, by nikt z przypadkowej publiczności nie atakował i nie prowokował maszerujących. W tym roku policja jakoś dziwnie nie potrafiła upilnować nawet tego, by poza trasą Marszu (przy „squatcie” i przy „tęczy”) oraz w newralgicznym punkcie przy ambasadzie rosyjskiej nie doszło do prowokacji. Wprawdzie nie miały tam miejsca jakieś szczególne burdy, ale za to nadające się do medialnego nadymania przez liczną agenturę ulokowaną z kolei w mainstreamowych merdiach. Jak się nie ma, co się lubi... Porównując tedy prowokacje ubiegłoroczne z prowokacjami tegorocznymi powiedzieć można, że zgodnie z zaleceniami leninowskimi „ilość przechodzi w jakość”. Aż strach pomyśleć, z jakimi to „prowokacyjnymi jakościami” możemy mieć do czynienia w przyszłości! W końcu po to się zwalnia miejsca w więzieniach, po to wprowadzono do polskiego prawodawstwa sowieckie „psychuszki”, po to „trwają dalsze prace” nad ustawowym upoważnieniem obcych sił porządkowych do interwencji w Polsce. Najwyraźniej po Traktacie Lizbońskim staliśmy się już tak bardzo „suwerennym inaczej” państwem, że obce bezpieki pacyfikujące niepokornych Polaków będą tylko utwierdzać tę suwerenność... Wszystko to nie powinno to jednak zrażać obywateli. Im lepiej zorganizowana obywatelska manifestacja, zwłaszcza im skuteczniejsza straż własna – tym skuteczniej kompromituje prowokatorów i ich mocodawców, ujawniając ich samych, ich zamysły, techniki i metody. Im twardsze narzędzia opresyjne reżimu - tym większe jego znienawidzenie. W tym roku znacznie bardziej kompromitująca niż „frajerstwo” policji i chytre zamysły ministra Bartłomieja Sienkiewicza była kompromitacja ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, która znalazła celną pointę w internecie: „w sprawie katastrofy smoleńskiej zrobił mniej, niż w sprawie podpalenia budki przy rosyjskiej ambasadzie”. Czy jednak od ministra Sikorskiego można w ogóle wymagać czegokolwiek „więcej”, niż wypatrywania miękkiego lądowania na jakiejś synekuralnej posadzie w przyszłości? Szlak pod tym względem przetarł mu już Kwaśniewski, który wylądował na ciepłej posadce u ukraińskiego Żyda-nababa. Ale i tu Kwaśniewski nie grzeszy sukcesami: jego słynna „misja” w sprawie zamiany prawomocnej kary więzienia Julii Tymoszenko na rekreacyjne „leczenie w Niemczech” spełzła na niczym. Bo także od Kwaśniewskiego – czego właściwie wymagać? Nikt nie może być kimś. Wygląda na to, że Radek i Olek są siebie warci.

Czas pokaże, czy fiasko akcji „blond Julia jest chora, więc do Niemiec do doktora” to zarazem koniec „partnerstwa wschodniego”, czy będzie ono miało jeszcze jakieś „ultimos podrygos”? Wydaje się przecież, że dwaj strategiczni partnerzy, Rosja i Niemcy, nie zaryzykują swego strategicznego partnerstwa dla jakiegoś tam „partnerstwa wschodniego”, które potrzebne jest im w rządzeniu Europa jak bokserowi warcaby. Czyż nie podzielili już między sobą stref wpływów w Europie?...I czy ta linia nie przebiega mniej więcej tak, jak winszowali sobie Ribbentrop i Mołotow?...

Marian Miszalski

Rzeź schetyniątek Kiedy rozpoczęła się restrukturyzacja rządu premiera Tuska? Rozpoczęła się trochę wcześniej, niż on sam zapowiadał, co stanowi dodatkowa poszlakę, że premier Tusk nie tyle tworzy wydarzenia i rządzi naszym nieszczęśliwym krajem, tylko zaledwie na nie reaguje w dodatku często z opóźnieniem. Bo restrukturyzację rządu premiera Tuska rozpoczęła niezależna prokuratura, żądając uchylenia immunitetu ministra Nowaka, podobnież prawej ręki premiera Tuska na stanowisku ministra infrastruktury. Nawet gdyby niezależna prokuratura zgłosiła takie żądanie z własnej inicjatywy, to i tak musiałoby ono przyprawić premiera Tuska o potężne bóle głowy od zastanawiania się, kto tak naprawdę za tym stoi - ale w tym przypadku nie było co się zastanawiać, bo sekwencja wydarzeń była nazbyt widoczna. Oto Grzegorz Schetyna, a właściwie nie tyle on osobiście, co protegująca go bezpieczniacka wataha, najwyraźniej postanowiła pójść za ciosem, to znaczy - kontynuować podsłuchową aferę zmontowana przy okazji wyznaczania wrocławskiego gauleitera Platformy Obywatelskiej, z wykorzystaniem niezależnej prokuratury. W takiej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak poradzić ministru Nowaku, by już nic nie kombinował, tylko zachował się „honorowo” i zwolnił posadę. Skoro posada tak czy owak już się zwolniła, nie było na co czekać, więc restrukturyzacja rządu się rozpoczęła. W rezultacie na pierwszy plan wysunęła się pani Elżbieta Bieńkowska, która nie tylko zachowała fotel ministra rozwoju regionalnego, ale w spadku po ministrze Nowaku odziedziczyła ministerstwo infrastruktury a dodatkowo uzyskała stanowisko wicepremiera. Od razu widać, że na forsie unijnej, którą właśnie Parlament Europejski zatwierdził na lata 2014-2020 ktoś już położył wypielęgnowaną rączkę pani Bieńkowskiej. Kto? Zapewne ci sami, którzy rządzili i rządzą tzw. „Katangą” - jak za komuny niekiedy nazywano Śląsk - a którym pani Bieńkowska dała się poznać od najlepszej strony. Wskazywałby na to również następny ruch w ramach restrukturyzacji, który nie tylko wzbudził protesty Niemców, ale i desperację ekologów z Greenpeace’u, aż zaczęli się wycofywać z klimatycznego szczytu, jaki kotłuje się na Stadionie narodowym w Warszawie. Mówię oczywiście o dymisji Marcina Korolca, ministra środowiska, pod pretekstem opóźnień nad ustawą o gazie łupkowym, na miejsce którego mianowany został Maciej Grabowski, wiceminister finansów. Podobnież w ocenie premiera Tuska minister Korolec nie gwarantował dostatecznego „bezpieczeństwa biznesowego” przy gazie łupkowym, podczas gdy pan Grabowski pewnie je gwarantuje. W jaki sposób i komu - aaa, to zapewne jedna z największych tajemnic państwowych III Rzeczypospolitej. W każdym razie widać, że to nie przelewki, bo jeśli w grę wchodzi „bezpieczeństwo biznesowe”, zwłaszcza w sektorze paliwowym, który i w Rosji i w naszym nieszczęśliwym kraju jest zastrzeżony dla bezpieczniackich watah, to żarty się kończą, a trup ściele gęsto. Aliści - jak to ze wszystkim u nas - akcenty powagi a nawet grozy, przeplatają się z niezamierzonym efektami komicznymi. Otóż wiadomo powszechnie, że rozmaite ryzykowne eksperymenty, w rodzaju na przykład wprowadzania ustroju socjalistycznego, czy wciągania Polski do unii walutowej, powinno się najpierw testować na szczurach. Tymczasem ci, którzy w 2007 roku nastręczyli premieru Donaldu Tusku Jacka „Vincenta” Rostowskiego na ministra finansów, postąpili akurat odwrotnie. Dopiero teraz się zreflektowali, podsuwając premieru Tusku na ministra finansów pana Mateusza Szczurka, dotychczas głównego ekonomistę ING Banku Śląskiego, który powstał w „Katandze” w 1988 roku, a więc w okresie uwłaszczania się nomenklatury, w którym najsmaczniejsze lody kręcili bezpieczniacy wojskowi i przemysłowi. Warto przypomnieć, że w tym czasie ministrem górnictwa w rządzie premiera Messnera był generał Czesław Piotrowski, więc te puzzle się zazębiają. Najzabawniejsze zaś w tym wszystkim jest to, że znowu aktualności nabrała anegdotka o Aronku z roku 1968 i to nie tylko z powodu żydowskich korzeni pana ministra Rostowskiego, ale i ze względów sytuacyjnych. Oto podczas lekcji dyrektor szkoły spotyka na boisku szkolnym Aronka i surowo pyta go, dlaczego on nie w klasie. - Bo, panie dyrektorze, logiki nie ma. - odpowiada Aronek. - Jak to: logiki nie ma? - pyta dyrektor. - Bo panie dyrektorze, ja się zesmrodziłem i pan profesor wyrzucił mnie z klasy. I teraz oni tam wszyscy siedzą, podczas gdy ja - na świeżym powietrzu - wyjaśnia Aronek. I tak to właśnie wygląda; pan minister Rostowski zostawił Polskę z długiem publicznym, którego wysokości na skutek uprawianej przez ministra „kreatywnej księgowości” nikt nawet dokładnie nie zna; szacunki wahają się od biliona złotych do nawet 3 bilionów 400 miliardów - bo tak właśnie szacują wysokość długu publicznego Polski niektórzy ekonomiści z Instytutu Sobieskiego. Na mieście powiadają, że pan Jacek „Vincent” Rostowski zamierza kandydować do Parlamentu Europejskiego. To świetny pomysł; mając immunitet Parlamentu Europejskiego będzie mógł zaśmiewać się do rozpuku z głupich polskich gojów. Nic na to oczywiście poradzić nie można - ale powinniśmy pamiętać, kto i po premieru Tusku w 2007 roku, kiedy to został on wystrugany z banana na premiera, Jacka „Vincenta” Rostowskiego na ministra finansów, a potem nawet na wicepremiera nastręczył. Przejdzie on wreszcie do historii naszego nieszczęśliwego kraju dzięki pomysłowi„umorzeniu” obligacji Skarbu Państwa, które za pieniądze zrabowane obywatelom pod pozorem „składki emerytalnej” musiały kupować Otwarte Fundusze Emerytalne. Nazywało się to „inwestowaniem”, za które właściciele owych Funduszy inkasowali sutą prowizję bez żadnych konkretnych zobowiązań, bo gwarantem realizacji zobowiązań pozostawało państwo. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak pan Rostowski dostanie nagrodę Nobla, a szkoły w naszym nieszczęśliwym kraju pod kuratelą pani Joanny Kluzik-Rostkowskiej będą się o nim uczyć na pamięć - oczywiście w tonie hagiograficznym. Kto wie, czy ten obowiązek nie spadnie również na biednych studentów pod kuratelą pani prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej. Posłowała ona dotychczas do Parlamentu Europejskiego, a teraz mandat po niej odziedziczy Tadeusz Ross, znany również jako „Zulu-Gula”. Słowem - jaja jak berety! Kiedy tak w ramach restrukturyzacji rządu bezpieczniackie watahy zamieniają premieru Tusku siekierkę na kijek, w kraju rozpoczęła się istna rzeź schetyniątek. „Banda nie przebacza” - głosi słynna piosenka o Murce, dziewczęciu czarnookim, która w bandzie żyła od najmłodszych lat - tak samo, jak wiele cudownych dzieci z telewizji i innych niezależnych mediów głównego nurtu. Banda nie przebacza - więc skoro schetyniątka zrobiły premieru Tusku takie świństwo podczas wyborów wrocławskiego gauleitera PO, to bezpieczniaccy protektorowie premiera odwinęli się, aż miło. „Nie będzie Grzesiek pluł nam w twarz” - więc od kilku dni Centralne Biuro Antykorupcyjne przeprowadza masowe aresztowania dygnitarzy pod pretekstem straszliwej afery korupcyjnej w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, Ministerstwie Spraw Zagranicznych, Głównym Urzędzie Statystycznym - a lista tych instytucji jest niepełna, gdyż afera ma charakter rozwojowy, jako że perfidni schetyniacy powłazili wszędzie gdzie tylko się dało. Ciekawe, czy dojdzie do spektakularnych zatrzymań podczas sobotniej konwencji Platformy Obywatelskiej, czy też bezpieka będzie wolała uniknąć aż takiej ostentacji. Zresztą, czy dojdzie, czy nie - mniejsza o to, bo ważniejsze jest to, iż wewnatrzpartyjną kurację przeczyszczającą przeprowadza Centralne Biuro Antykorupcyjne. Ale przecież i pan Schetyna nie jest dziecko, więc tylko patrzeć, jak funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego będą po kolei aresztowani przez jakąś inną bezpieczniacka watahę. A la guerre comme a la guerre - powiadają wymowni Francuzi, więc mówi się trudno; straty muszą być. Na tle tej gwałtownej wojny tli się wojenka przeciwko Kościołowi katolickiemu. Przodujący od lat w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym pan red. Tomasz Lis, w swoim „Newsweeku” piórem Aleksandry Pawlickiej skrytykował biskupów za pozowanie na „męczenników na pluszowym krzyżu”. Przyczyną jest krytyka ideologii „gender” jakiej dopuścili się biskupi w kazaniach 11 listopada, podczas gdy powinni raczej skrytykować parafiańszczyznę i zaściankowość, przed którą właśnie genderowcy otwierają przepastne horyzonty. Pani Pawlicka twierdzi, że zwykli księża mają tych całych biskupów dość więc tylko patrzeć, jak podążą w karnych szeregach za panią filozofową Magdaleną Środą, która prostą drogą poprowadzi ich do Chrystusa. Chodzi o najnowsze odkrycie pani Środziny, że gender został wymyślony przez Jezusa Chrystusa, który „uważał, że wszyscy są równi”. W takiej sytuacji na czele pochodu znajdzie się niewątpliwie przewielebny ksiądz Wojciech Lemański, bez którego parafianie z Jasienicy Dolnej nie mogą już wytrzymać i w związku z tym zbierają podpisy do papieża Franciszka, żeby przywrócił go na posadę, a przy okazji chłoszczą pryncypialnie biskupów, że nie są dla nich nauczycielami, tylko „surowymi sędziami”. Aż strach pomyśleć, co to będzie, kiedy papież Franciszek odpowie na petycję odmownie, albo co gorsza - ją zignoruje. W końcu druga prawda wiary katolickiej głosi, że i Pan Bóg jest „sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze” - więc w tej sytuacji nic nie jest przesądzone. Tymczasem cierpliwość „Gazety Wyborczej” wobec papieża Franciszka jest na wyczerpaniu, bo zawodzi on pokładane w nim nadzieje jedną po drugiej. Jeśli tedy ta kropla przepełni czarę goryczy, to nie ma rady - trzeba będzie zorganizować Żywą Cerkiew, która tubylczych katolików poprowadzi do judeochrześcijaństwa, w którym, jak wiadomo, wszyscy będą się miłowali, to znaczy - każdy z każdym. SM

25/11/2013 „Dzień bez czapki”- będzie wkrótce obchodzony przez lewicę ekologiczną, zaraz po obchodach” Dnia bez futra”.. Wczoraj maszerowali zgodnym krokiem po Krakowskim Przedmieściu protestując przeciwko wszystkim, którzy noszą futra. Przyznam się Państwu, że nie wiem, czy chodzi o futra w ogóle- czy tylko o futra ze zwierząt. To zresztą wszystko jedno, bo co za różnica czy lewicowi ekolodzy pogańscy protestują przeciw noszeniu czegokolwiek.. Człowiek powinien być wolny i nosić co uważa-byleby nie chodził nago po ulicy… A że piękne kobiety chodzą w futrach.?. To jest ładnie i przyjemniej na ulicy.. Dawniej lewicowi poganie oblewali piękne kobiety w pięknych futrach ze zwierząt- czerwoną farbą.. Dlaczego napisałem, że będzie „Dzień bez czapki”? Bo sam mam czapkę z barana- a to też zwierzę- i nie wiadomo, czy następna manifestacja nie będzie wymierzona przeciw tym wszystkim którzy mają czapki ze zwierząt.. Żeby w XXI wieku, wieku głupoty, socjalizmu i praw zwierząt- nosić czapkę ze skóry zwierzęcia? To wielki skandal.. Precz z czapkami ze skóry zwierząt.! A potem już tylko „ Dzień bez szalika”, „Dzień bez skórzanych butów”, „ Dzień bez skórzanych pasków”, „Dzień bez skórzanych spodni”. „ Dzień bez skórzanych torebek”, „Dzień bez skórzanych portfeli”, „Dzień bez skórzanych koszul””, Dzień bez skórzanych kurtek”.. I tak nam się dobiorą do skóry z tą skórą.. Tak jak dobierają się do naszych kieszeni. .Właśnie- żeby zedrzeć z nas skórę- socjalistyczny rząd zaplanował na „ aktywną walkę z bezrobociem”- uwaga!- 5 miliardów złotych(!!!). Porozrzuca tę sumę po urzędach na zmarnowanie.. Bo jak można walczyć z bezrobociem za głupie 5 miliardów złotych? W roku 2014. 50 miliardów- oooooo- to co innego! Wtedy można walczyć z bezrobociem naprawdę. .Ile dobrego można wtedy zrobić urzędnikom walczącym z bezrobociem.. Jak im napełnić skórzane kieszenie..? A bezrobocie będzie rosło i rosło., bo pieniądze na walkę z nim pochodzą z prywatnego sektora, w którym powinny pozostać, żeby bezrobocie było mniejsze.. A wyciągnięte- spowodują, że bezrobocie się zwiększy.. I wtedy z większą siłą rząd znowu przystąpi do walki z bezrobociem, które stworzył.. I w roku 2015 – przeznaczy na walkę z bezrobociem nie 5 miliardów, a przynajmniej 10 miliardów.. Ile my tej głupoty jeszcze wytrzymamy? Obawiam się, że to jeszcze nie koniec? Socjaliści są zdeterminowani.. Nic tak nie robi im dobrze, jak walka bohaterska z przeszkodami nieznanymi w innych ustrojach. Im więcej pozorowanych przeszkód- tym bardziej bezkompromisowa walka. No i wyższe koszty.. Przy okazji trzeba rozdmuchać biurokrację.. Niech walczy z bezrobociem- sama z tego procederu żyjąc zupełnie nieźle.. No i jaka propaganda.. ”Obywatele” myślą, że to krok we właściwym kierunku.. Że to wszystko dla nich.. Bezrobocie spadnie, jak spuszczone spodnie.. A wiecie Państwo ile w przyszłym Roku Pańskim dostanie od rządu na swoje zbędne wydatki , pasożytująca – nie tylko na grzbietach rolników demokratycznego państwa prawnego, ale także na naszych–Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa? 1,82 miliarda złotych(!!!) Prawie tyle co wartość zbudowanego Stadionu Narodowego.. To nie lepiej było zbudować drugi taki sam Stadion Narodowy? Po drugiej stronie Wisły? Byłaby jakaś symetria.. O pogodzie działacze ekologiczni gadaliby sobie równolegle.. Tyle, że kosztowałoby to nas nie 100 milionów złotych- a 200 milionów.. Coś za coś.. 1,82 miliarda złotych dla walczących biurokratów z wolnym rynkiem w rolnictwie.. Ile ONI mają tam samochodów służbowych na utrzymaniu? Należy im się ta suma- jak psu zupa.. Może zorganizują „ Dzień bez zabijanych zwierząt” w ramach praw zwierząt. A najśmieszniejsze jest to, że rząd ciągle szuka nowych pieniędzy. .Padają firmy, młodzi wyjeżdżają, demografia pod zdechłym psem- a socjalistyczny rząd szuka pieniędzy.. Musi jeszcze wydusić, żeby było co marnować.. Polska jest niezwykle bogatym krajem- trzeba tylko wydusić pieniądze z nieumundurowanych” obywateli”. W końcu wszyscy przynależymy do demokratycznego państwa prawnego jako niewolnicy, którzy na te fanaberie muszą płacić.. Bo mówiła żony ciotka, że tych co płacą nic złego nie spotka.. Ale czy nie spotyka nas naprawdę nic złego?

A co z tarczą antyrakietową. pardon- antykorupcyjną? Miała być i chronić nas- „obywateli” przed korupcją uprawiana przez urzędników państwowych wyższego szczebla korupcyjnego. Nie wiem czy miała nas też chronić przed urzędnikami szczebla niskiego i średniego.. W każdym razie nie ochroniła.. Na razie 38 osób aresztowanych, a szef grupy aresztujących powiedział, że może się skończyć na……200(???) Pieniądze w rękach urzędników to oczywiście pożar.. Jak można lekkomyślnie dawać im takie góry pieniędzy, żeby mogli kraść? Przecież okazja zawsze czyni złodzieja.. Jak muszą się świecić im oczy na widok tych wielkich pieniężnych możliwości, które się przed nimi roztaczają? Marsz urzędników przez instytucje trwa.. Obok marszu Lewicy przez instytucje kulturalne- tak jak zaplanował towarzysz Gramsci.. Obsadzili już wszystko! No i teraz robią nam wodę z mózgów.. I nie jest to odwaga lęku przed niczym.- z naszej strony. Jest to strach przed lekiem- co nas jeszcze spotka.. Ale jest pewna nadzieja dla Europy.. Europa ojczyzn budzi się powoli, przeciw państwu o nazwie Unia Europejska.. Koszmarnym Lewiatanie biurokratycznym pochłaniającym wolność jednostki na rzecz kolektywu.. Francuski Front Narodowy wygrał zdecydowanie w wyborach uzupełniających w miejscowości Brignoles w departamencie Var- Prowansja- Lazurowe Wybrzeże.. Kandydat narodowców francuskich i patriotów otrzymał tam 53,9 głosów dystansując panią Katarzynę Delzers, reprezentantkę” konserwatywnej”( tak jak u nas Prawo i Sprawiedliwość)-UMP, o poparcie której apelowała- uwaga!- Partia Socjalistyczna(!!!) Tam tez jest zmowa Okrągłostołowa- chociaż Okrągłego Stołu tam nie było.. To tak jakby u nas o poparcie Prawa i Sprawiedliwości apelował Sojusz Lewicy Demokratycznej. Obecnie w skali kraju Front Narodowy może już liczyć na 24% głosów, a w wyborach europejskich wiosną przyszłego roku ugrupowanie stanie się największą partią Francji. Jest szansa, że wspólnie uratujemy Europę przed rakiem socjalizmu międzynarodowego.. To samo dotyczy Włoch, Holandii, Zjednoczonego Królestwa.. Narastają ruchy przeciwne Unii Europejskiej jako państwu- Europa powinna być Europą ojczyzn, a nie jednym biurokratycznym zcentralizowanym państwem oplatającym człowieka w każdym wymiarze.. No i politycy demokratyczni w demokracji.. Jak pisał konserwatywny Charles Maurras:” Polityk uczciwy w demokracji to ten, który kradnie dla swojej partii, a nie dla siebie”(???) Na razie był obchodzony’ Dzień bez futra”.. Marzę o tym, żeby był kiedyś- jeszcze za mojego życia obchodzony” Dzień bez Unii Europejskiej”. To byłoby coś… WJR

Zmarnowali 95 mld euro, przygotowują się do zmarnowania 100 mld euro

1. Na sobotniej Konwencji Platformy premier Tusk w ramach już 4 expose podczas swoich 6-letnich rządów, obiecywał Polakom drugi skok cywilizacyjny w oparciu o 100 mld euro, uzyskanych w ramach unijnego budżetu na lata 2014-2020. Ten pierwszy jak się można domyślać to skok, który miał zrealizować rząd Tuska przy pomocy środków z obecnego wieloletniego budżetu UE na lata 2007-2013 wynegocjowanego przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, z którego do Polski ma trafić około 95 mld euro. Do tej pory wprawdzie rozliczono około70 mld euro (projekty już opłacone przez Brukselę), pozostałe projekty będą realizowane i rozliczane do końca 2015 roku ale niestety jak się okazuje większość tych środków wydawanych pod rządami Donalda Tuska i Platformy, została zmarnowana.

2. Klasycznym przykładem takiego nieefektywnego wydawania pieniędzy unijnych jest Program Operacyjny Innowacyjna Gospodarka (PO IG). Dotychczasowe rezultaty realizacji tego programu są coraz częściej określane przez znawców tej problematyki zwyczajnym marnowaniem ogromnych pieniędzy (niektórzy z nich jak profesor Krzysztof Rybiński w pogłębionych analizach dowodzą, że wydatkowanie środków w ramach tego programu, wręcz zabija polską gospodarkę). Należy w tym miejscu przypomnieć, że PO IG na lata 2007-2013, to program opiewający na 10,2 mld euro w ramach którego do tej pory zatwierdzono już ponad 16 tysięcy projektów na ogólną sumę ponad 44 mld zł. Do jesieni tego roku zrealizowano już ponad 20 mld zł płatności w ramach tego programu i jak najbardziej na miejscu są pytania o efektywność wydawania tak ogromnych środków finansowych. Krytyczne oceny skutków realizacji PO IG, potwierdzają niestety statystyki i rankingi dotyczące innowacyjności w Polsce. Jak się wydaje rezultatem wydatkowania wspomnianych 44 mld zł (do tej pory jak już zaznaczyłem rozliczono ponad 20 mld zł) w ramach unijnego programu PO IG, jest zmniejszenie liczby innowacyjnych przedsiębiorstw przemysłowych z 23% w roku 2006 do 17% w roku 2012. Z kolei w rankingu innowacyjności Światowego Forum Ekonomicznego sporządzanego zresztą corocznie), w ciągu ostatnich kilku lat (a więc w okresie realizacji PO IG ), Polska spadła aż o 20 miejsc z 44 miejsca w 2007 roku na 63 w roku 2012.

3. Mimo wydatkowania ogromnych środków unijnych, branżą najbardziej dotkniętą bankructwami jest ciągle budownictwo. W tym sektorze upadło w roku 2012 273 firmy (blisko 1/3 wszystkich upadłości) czyli aż o 87% więcej niż w roku ubiegłym. Podobny proces ma miejsce w 2013 roku. Z wielkimi firmami giełdowymi z sektora budowlanego, które upadły (takimi jak DSS, Hydrobudowa, PBG),były związane setki podwykonawców i upadłości generalnych wykonawców wielkich inwestycji, spowodowały trwającą do tej pory wśród nich, falę upadłości bądź likwidacji. W kategoriach ekonomicznych trudno tę falę upadłości zrozumieć, ponieważ w latach 2007-2013 tylko sektor publiczny, wydał na inwestycje infrastrukturalne (głównie drogi, linie kolejowe, stadiony) ponad 130 mld zł. Właśnie w związku z finalizacją przygotowań do Euro 2012, a także kończeniem się wydatkowania środków finansowych z budżetu UE na lata 2007-2013, rząd Donalda Tuska obiecywał branży budowlanej boom inwestycyjny, a niestety mamy największą w Europie falę upadłości w tej branży.

4. Teraz dowiadujemy się jeszcze o ogromnej skali korupcji w przetargach informatycznych realizowanych w ramach programów unijnych na kwotę przynajmniej 1,5 mld zł (trwają także postępowania prokuratorskie dotyczące korupcji w przetargach drogowych i kolejowych), co tylko potwierdza, tezę formułowaną przez badaczy tego zjawiska, że około 30% ze wspomnianych 95 mld euro, pochłonęła korupcja. Zmarnotrawiono dużą część środków z obecnej perspektywy finansowej, blisko 1/3 pochłonęła korupcja, a ci którzy rządzili w tym czasie mówią o skoku cywilizacyjnym w wyniku wydania kolejnych 100 mld euro z budżetu UE w latach 2014-2020. Jeżeli nie odsuniemy ich od władzy, zmarnotrawią i „przekręcą” i te pieniądze. Kuźmiuk

Kaczyński ostrzega reżimową tubę propagandową Niemiecki Bundesrat skieruje na początku grudnia do Trybunału Konstytucyjnego wnisoek o zdelegalizowanie Narodowodemokratycznej Partii Niemiec (NPD) jako rasistowskiego ugrupowania gloryfikującego przemoc - poinformowało dziś MSW Badenii-Wirtembergii. „...”Pełnomocnicy procesowi zakończy;i prace nad wnioskiem do TK prowadzone na podstawie dowodów zebranych przez działającą od zeszłego roku grupę roboczą - powiedział minister spraw wewnętrznych Badenii-Wirtembergii Reinhold Gall, jeden z inicjatorów zakazu działalności skrajnej prawicy. „....”W 2003 roku sędziowie Trybunału Konstytucyjnego oddalili wniosek o delegalizację, uznając, że materiał dowodowy mający wskazywać na niezgodną z prawem działalność NPD jest niewiarygodny ze względu na istnienie w kierownictwie partii agentów niemieckich służb specjalnych. Sędziowie nie byli pewni, czy materiał obciążający pochodzi od autentycznych członków partii, czy też od współpracowników policji. „....(źródło )
Hofman „ Jeśli nie zostanie przywrócona elementarna równowaga w programach informacyjnych i publicystyce telewizji publicznej, nie ma sensu stosować starych reguł. Dziś one nie obowiązują i nie my je wypowiedzieliśmy. Wypowiedziały je obecne władze telewizji.(…) będziemy musieli powołać nową telewizję publiczną, polską BBC. Telewizję naprawdę wypełniającą swoje obowiązki, bez względu na to, kto rządzi. Ale oczywiście bez ludzi, którzy zajmowali się brudną robotą. Dla nich będzie wilczy bilet. Naprawdę, nie brakuje w Polsce młodych, zdolnych ludzi, a także doświadczonych, lecz przyzwoitych, którzy tego wyzwania się podejmą.”...”My mówimy: zmieńcie się albo przejdziecie do historii. Będziecie zamykać tę telewizję i wszyscy w Polsce będą wiedzieć, że to przez was. „.....(źródło )
Jarosław Kaczyński „ Nawiązując do słów Hofmana, Jarosław Kaczyński powiedział:Ta zmiana – generalna – idąca w kierunku instytucjonalizacji, obiektywizmu telewizji publicznej jest jak najbardziej potrzebna. Ja się pod tym całkowicie podpisuję. Ale to nie jest stanowisko partii, bo takiego nie ma. Ja to mówię jako obywatel Jarosław Kaczyński, a Adam Hofman jako Adam Hofman.'...(źródło )
Krasnodębski „ Inną charakterystyczną cechą polskich mediów jest struktura własności typowa dla zdominowanego kraju peryferyjnego. „.....”Druga część należy do zagranicznych właścicieli, zwłaszcza niemieckich. To, że80 proc. prasy należy do właścicieli z kraju sąsiedniego, którego interesy z natury rzeczy bywają rozbieżne z polskimi, należy ocenić jako realne zagrożenie dla polskiej demokracji i suwerenności. Fakt, że w Polsce o czymś tak zupełnie oczywistym nie można w ogóle dyskutować, świadczy, że proces ograniczenia suwerenności, przynajmniej intelektualnej, postąpił już daleko. „.....”Rzeczywistość sprawi, że sprawy wizerunku zejdą siłą rzeczy na plan dalszy i wróci polityka. A wówczas powinniśmy także podjąć trud takiej prawnej regulacji struktury mediów, w tym między innymi ograniczenia roli korporacji zagranicznych, aby podobny upadek standardów, który zagraża naszej wolności politycznej, się znowu nie powtórzył. Albowiem to media powinny służyć polskiej demokracji, a nie polska demokracja mediom.” „..że także media prywatne i ich przekaz stanowią co najmniej równie poważny problem dla polskiej demokracji. Tym poważniejszy, że ciągle jeszcze nie wyartykułowany. Pojawia się pytanie – które w rozwiniętych demokracjach stawiane jest od dawna – czy konieczne są granice dla wolności mediów, bez których stają się one zagrożeniem dla wolności politycznej i równych praw obywateli. Czy nie znaleźliśmy się w sytuacji, gdy potrzebna stała się ingerencja państwa, regulująca działalność mediów, ograniczająca ich wolność, aby ochronić wolność obywateli oraz wolność Polski”...(więcej )
solt Zsebesi „Szybka korekta budżetu „.....”W razie potrzeby podniesiona może być również stopa nadzwyczajnego podatku obciążającego przede wszystkim banki oraz wprowadzony byłby nowy, progresywny podatek od dochodów reklamowych mediów. Ten ostatni oznaczałby miliardowe ubytki w dochodach netto największych na Węgrzech zagranicznych firm medialnych takich jak Axel Springer, Ringier, czy RTL. „.....””Chociaż minister gospodarki Mihály Varga dał do zrozumienia, że te nadzwyczajne oszczędności i nowe przychody dla budżetu nie są potrzebne, a ich ewentualne zastosowanie mogłoby odbywać się stopniowo, w zależności od takiej, czy innej realizacji budżetu, to premier oznajmił, że nie chce ryzykować. Dlatego rząd planuje jednorazowe wprowadzenie wszystkich nowych środków „...(więcej)
Song Hongbing o Ameryce XIX wieku „ Wojna o pieniądz „Sugerujemy abyście ze wszystkich sił spierali znane dzienniki tygodniki, a głównie prasę związaną z rolnictwem i religią , z determinacją sprzeciwiając się emisji „zielonego „dolara przez rząd . Powinniście natychmiast strzymać wszelkie dotacje pieniężne dla tych kandydatów ,którzy nie wyrażają się jasno i nie potępiają w ostrych słowach emisji „zielonego „ dolara. Likwidacja systemu emisji waluty państwowej przez banki lub powrót do emisji pieniądza przez rząd doprowadzi do sytuacji w której państwo będzie dostarczać ludziom pieniądze ,co wyrządzi szkody nam ,bankierom oraz pośrednikom kredytowym , a tym samym zaszkodzi naszym żywotnym interesom.Spotkajcie się jak najszybciej z kongresmenami z waszych okręgów wyborczych ,zażądajcie od nich gwarancji ochrony dla naszych interesów.W ten sposób będziemy mogli sprawować kontrole nad legislatywą„ Song Hongbing „ Wojna o pieniądz „ strona 59    „....(więcej)
„Węgierski rząd poinformował, że zaproponuje nowe poprawki do konstytucji.Wcześniejsze - spotkały się z krytyką Unii Europejskiej i organizacji obrony praw człowieka. Sekretarz stanu w ministerstwie sprawiedliwości Robert Repassy powiedział, że przedstawiona ostatnio piąta poprawka zawierać będzie między innymi nowe zasady podejmowania decyzji o tym, które organizacje i instytucje religijne będą uznawane za Kościoły. Poprawka ta modyfikuje też zakaz nadawania reklam wyborczych w mediach prywatnych.”....”Według kolejnych poprawek kampania wyborcza będzie dozwolona w telewizji i radiu komercyjnym, lecz ich właścicielom nie będzie wolno pobierać za to opłat, a wszystkie partie polityczne będą miały taki sam czas antenowy. Partie polityczne będą też mogły umieszczać za darmo swe reklamy wyborcze w mediach publicznych. Repassy poinformował, że wspólnoty religijne, które spełnią odpowiednie kryteria, będą mogły określać siebie jako Kościoły, lecz parlament w dalszym ciągu będzie miał prawo wyznaczania tak zwanych uznanych Kościołów, mających zniżki podatkowe i inne przywilej „.....(więcej )
W Europie narzedziem wprowadzenia rządów autorytarnych staje sie likwidacja parti opozycyjnych. Po faktycznej delegalizacji opozycyjnej parti w Grecji , Złotego Świtu ( wiecej )

ten sam manewr chcą zastosować Niemcy Już w XIX wieku w Ameryce rody lichwiarzy , które walczyły o ustanowienie nowego typu eksplatacji w postaci kontroli produkcji pieniądza uznały ,że należy zmonopolizować i wykorzystać media, w tym czasie gazety do ogłupiania wybiorców i wpływania na skład sceny politycznej . Przejęcie kontroli nad prasą i jej faktyczne zmonopolizowanie bardzo szybko rozpoczłęo upadek Ameryki . Czym mogą być zmonopolizowane media pokazał najlepiej niemiecki socjalista Goebbels i rosyjski socjalista Lenin. Bez zmonopolizowania mediów przez wspólczesnych euroscojalistów nie byłoby zniszczenia chrześcijaństwa w Europie przez fantyków politycznej poprawności . Nie jest przypadkiem że większość polskojęzycznych mediów , w tym radio RMF Onet i wiekszosci prasy lokalnej jest w niemieckicj rękach .I ni eprzypadkeim jest że Orban w ramach procesu dekolonizacji Wegier rozpoczął niszczenie podatkami niemieckich mediów . Co wiecej Orban w politycznnej sile neimeickich mediów widzi zagrożenei dla suwerennosci Węgier i ustawowo ograniczył ich wpływy na kampanie wyborcze Monopolizacja mediów nie tylko zagraża wolności słowa , ale ją likwiduje . Monopolistyczne media są w swej istocie zagrożeniem dla wolności , demokracji i wolności sumienia Dlatego dobrze ,że Krasnodębski tworzy intelektualne podstawy do przyszłych zmian jakie obiecuje j dokonać Kaczyński , czyli zdemonopolizowania mediów i zagwarantowania ich pluralizmu. Pluralistyczne media są fundamentem wolności słowa , zmonopolizowane staja się zwykłym instrumentem propagandy totaliatarnego państwa . Wart zauważyć ,że całkowity monopol mediów lekko wyprzedza rządy autorytarne i totalitarne Oczywiscie Hofman i Kaczyński jawnie grożąc służalczym w stosunku do reżimu medium ma szanse zrobić wyłom w zmonopolizowanym aparcie propagandy Wrecz odwrotnie robi wtej chwili obóz pruski z Tuskeim na czele . Ograniczając prawa obywatelskie i dokonując jawnego zamchu na wolnośc słowa chca jeczcze bardziej wzmocnic i uszczelnić monopol reżimowych mediów. Chodzi o ograniczenie praw do wolności słowa, sumieni a i prawa do wolności poglądów w kościołach. „Projekt zmian w Kodeksie wyborczym, który wprowadza zakaz agitacji wyborczej na terenie kościołów i w miejscach kultu religijnego innych związków wyznaniowych trafił jednak do prac komisji. W piątkowym głosowaniu Sejm nie poparł wniosku o jego odrzucenie w pierwszym czytaniu.Za odrzuceniem projektu głosowało 203 posłów, 236 było przeciw, a 4 wstrzymało się od głosu. W związku z odrzuceniem wniosku, projekt został skierowany do komisji nadzwyczajnej ds. zmian w kodyfikacjach.Kodeks wyborczy z 2011 r. zabrania prowadzenia agitacji wyborczej m.in. na terenie urzędów administracji rządowej i samorządowej, sądów, jednostek wojskowych, a także zakładów pracy, jeśli w swym sposobie i formie zakłóca ona normalne funkcjonowanie tych zakładów.Sojusz Lewicy Demokratycznej chciałby dodać do art. 108 zapis o tym, by agitacja była zakazana również "na terenie kościołów i w miejscach kultu religijnego innych związków wyznaniowych”....(źródło )
Krasnodębski w wywiadzie Bobera „Ale w interesie Komorowskiego leży właśnie to, by w mediach publicznych zostały utrzymane wpływy jego ludzi oraz lewicy. Tak naprawdę jest to spór "domowy", bo PO jest w gruncie rzeczy również partią lewicową „...”On miał powiązania z Unią Wolności i był przez długi czas właśnie urzędnikiem, głównie w Ministerstwie Obrony Narodowej. Nigdy nie był takim liberałem, który stawia na pobudzanie gospodarki i ograniczanie biurokracji. Te decyzje pokazują właśnie zachowawczy charakter prezydentury Komorowskiego. Dlatego nawet nie wspomina on o jakichś reformach, potrzebnych Polsce zmianach itp. Nie ma też nic ważnego do powiedzenia o problemach świata czy Europy. Dba głównie o ochronę interesu biurokratyczno-wojskowego establishmentu. „.....”W ten sposób ludzie dawnej opozycji pod płaszczykiem swoich zasług tworzą nową oligarchię w państwie? „..(więcej )

Filip Memches „Świat według gadzinówkiNiemcy już w czasie wojny doskonale zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Stąd u nich taka dbałość o różnorodność prasy„...” Przeciwbólowe środki perswazji. Co z tego wszystkiego wynika? Niemcy świetnie zdawali sobie sprawę z opiniotwórczej roli mediów. Bo media to bądź co bądź czwarta, nie byle jaka, władza. Kiedy przeglądamy się w nich jak w lustrze, one nad nami panują. Mogą nasze poczucie wartości czy godności zarówno zawyżać, jak i zaniżać. Mogą nasze potrzeby czy nasze kompleksy rozgrywać. Mogą to robić dziś, jak mogły ponad pół wieku temu.”.....”Tymczasem nie możemy zapominać, że skuteczny podbój to nie tylko brutalna przemoc, lecz i miękkie, wręcz przeciwbólowe, środki perswazji. Od zniewolenia fizycznego groźniejsze pozostaje zniewolenie duchowe. „..Okupacja hitlerowska utrwaliła się w polskiej pamięci zbiorowej jako jeden wielki koszmar. To oczywiście truizm. Chociaż nie dla kogoś, kto czerpałby wiedzę na ten temat z ówczesnych źródeł. W tym przypadku chodzi o tak zwane gadzinówki, czyli polskojęzyczne tytuły wydawane w Generalnej Guberni z upoważnienia jej władz „...(więcej)
Krasnodębski  „Ostatnia faza kryzysu finansowego spowodowała,  że do świadomości Polaków, a także innych Europejczyków  dotarło, jak bardzo dominującym państwem  na Starym Kontynencie jest nasz zachodni sąsiad „ Stało się coś, czego się kiedyś obawiano. Jak wiadomo, Wielka Brytania i Francja zgodziły się bardzo niechętnie na zjednoczenie Niemiec, bojąc się zakłócenia równowagi w Europie ....”„W liberalnym ładzie hegemonicznym reguły są negocjowane, podporządkowanie się jest oparte na zgodzie. (…) Słabsze i drugorzędne państwa mają możliwość głosu, a ich zgoda, by operować w ramach ładu jest oparta na gotowości państwa dominującego, by się powściągać i sprawować swoją władzę oraz przywództwo, kierując się dobrem ogólnym. W swej najbardziej rozwiniętej formie liberalnej ład hegemoniczny jest oparty na regułach prawa” ....”  Obecnie, gdy trudna faza jednoczenia Niemiec została zakończona, ich siła wzrosła niepomiernie. Czy Niemcy staną się hegemonem Europy? A jeśli tak, to czy będą hegemonem liberalnym w wyżej zdefiniowanym sensie? Może Europa przekształci się w imperium z dominującym, niemieckim rdzeniem? „...”Trzeba jednak pamiętać, że są drugim na świecie eksporterem broni, a ostatnio eksport ten również szybko rośnie „....”Nie można jednak wykluczyć, że zwyciężą tendencje mocarstwowe, coraz mocniejsze wśród niemieckich elit. Tony Corn, doradca amerykańskiego Departamentu Stanu, twierdzi, że „dzisiaj niemieckie elity (…) próbują uczynić z 27 członków Unii Europejskiej nowoczesny odpowiednik 27 landów Cesarstwa Niemieckiego”….”o taką formę ładu politycznego i współpracy, w której Polska zachowałaby suwerenność, przyjazne stosunki z sąsiadami i możliwości rozwojowe, a jednocześnie, która nie pozwalałaby na dominację Niemiec. Rozumiał to Lech Kaczyński, podkreślając, że „nasza rozgrywka w Unii to w pewnym sensie gra o suwerenność wobec polityki niemieckiej” ….”Coraz wyraźniejsze jest też podporządkowanie kulturowe i polityczne. Podejmowane w Polsce przez niemieckie instytucje działania mogą uchodzić za przykład „hegemonialnej socjalizacji”, w której elicie państwa podporządkowanego wpaja się normy kulturowe państwa hegemonicznego.Elita kraju podporządkowanego przyswaja je sobie i dzięki temu uprawia politykę zgodną z wyobrażeniami hegemona o porządku politycznym „.....”Prezydent Lech Kaczyński zwracał uwagę na chęć uzyskania przez Niemcy wpływu na polską politykę: „Nie chodzi o to, że chcą nas zaatakować, wymordować czy nie pozwolić nam w miarę dobrze żyć. Chodzi o to, aby nie pozwolić Polsce stanąć na drodze Niemiec do statusu mocarstwa w skali globalnej„.....”W cytowanej książce Ikenberry przeciwstawia liberalnej hegemonii relacje kolonialne, w których dominacja jest zupełna.Istnieją jednak także formy pośrednie, na przykład relacje neokolonialne. Zakładają [one] bardziej pośrednie rządzenie, w którym lokalne elity sprawują rządy w swoim systemie politycznym, ale pozostają bezpośrednio związane z krajem dominującym i są zależne od niego. Lokalne elity są kooptowane do odgrywania pomocniczej roli w szerszym hierarchicznym porządku polityczno-gospodarczym i są nagradzane ekonomicznymi korzyściami i gwarancją bezpieczeństwa. Zarówno w przypadku kolonialnych, jak i neokolonialnych relacji w tle istnieje groźba zastosowania przemocy w celu wymuszenia władzy dominującego państwa, ograniczającej suwerenność i wyznaczającej granice wyborów politycznych w państwie podporządkowanym„. „...(więcej) Marek Mojsiewicz

Demokratyczna wersja totalniactwa „Kiedyś sobie ubogi suchotnik zamarzył. Padły państwa olbrzymie, aby tak się stało.” - napisał Jan Lechoń w zakończeniu wiersza na pogrzeb Juliusza Słowackiego na Wawelu. Juliusz Słowacki rzeczywiście był suchotnikiem i w dodatku - ubogim, a „zamarzył sobie” odrodzenie Polski z niewoli zaborców. I rzeczywiście - przynajmniej jedno zaborcze państwo - Cesarstwo Austriackie na skutek przegranej wojny „padło”, to znaczy - przestało istnieć, a na jego miejscu pojawiła się republikańska Austria i wiele innych państw, tak zwanych „narodowych”, między innymi - Polska. Nawiasem mówiąc, pojawienie się po I wojnie światowej w Środkowej Europie niepodległych państw, zostało 81 lat później uznane za przyczynę II wojny światowej. Tak w każdym razie ujął to prezydent Rosji Włodzimierz Putin w przemówieniu wygłoszonym 1 września 2009 roku na Westerplatte. Za przyczynę II wojny światowej uznał on traktat wersalski, który „upokorzył dwa wielkie narody” to znaczy - niemiecki i rosyjski. W jaki sposób „upokorzył”? Ano właśnie w taki, że w obszarze leżącym między nimi zatwierdził istnienie niepodległego państwa polskiego. Prezydent Putin taktownie tego wątku już nie rozwijał, ale przecież i sami możemy dojść do wniosku, że skoro istnienie w obszarze między Niemcami i Rosją niepodległego państwa polskiego stanowi „upokorzenie” dla obydwu „wielkich narodów” i przyczynę wojny, to w interesie europejskiego, a nawet światowego pokoju należy takie przyczyny jak najszybciej eliminować. Toteż wkrótce po deklaracji prezydenta Obamy z 17 września 2009 roku, po ratyfikacji traktatu lizbońskiego przez prezydenta Kaczyńskiego i po proklamowaniu w listopadzie 2010 roku strategicznego partnerstwa NATO-Rosja, zaistniały polityczne warunki do polsko-rosyjskiego pojednania. Toteż w następstwie „dyplomacji ikonowej” stosowna deklaracja została podpisana w sierpniu 2012 roku przez Patriarchę Moskwy i Wszechrusi Cyryla oraz JE abpa Józefa Michalika, który w udzielonym przy tej okazji wywiadzie zauważył, że „na tym etapie nie mogliśmy tego nie zrobić”. Warto w związku z tym przypomnieć, że pojednanie jest aktem dwustronnym; nie wystarczy, że Polacy pojednają się z Rosjanami. Konieczne jest, by również Rosjanie pojednali się z Polakami. A nie trzeba specjalnie znać Rosjan, by wiedzieć, że z Polakami pojednają się oni na swoich warunkach, a właściwie na jednym - że Polacy zgodzą się na status „bliskiej zagranicy”. Wtedy istnienie państwa polskiego nie będzie już „upokarzające” ani dla jednego, ani dla drugiego strategicznego partnera, gdyż zarówno uznanie statusu „bliskiej zagranicy” z jednej strony, a „pogłębienie integracji” z drugiej strony sprawi, że pokój w Europie spocznie na solidniejszych fundamentach. Oczywiście w takiej sytuacji o żadnej niepodległości Polski mowy być nie może - ale czyż ambicji politycznych narodów mniej wartościowych nie należy poświęcać na ołtarzu europejskiego pokoju? Wracając do ubogich suchotników, to warto zauważyć, że Juliusz Słowacki nie był suchotnikiem jedynym. W wieku XX pojawił się kolejny ubogi suchotnik w osobie Antoniego Gramsciego, który „zamarzył sobie” przeprowadzenie rewolucji komunistycznej. Aliści po cięgach, jakie niemiecka socjaldemokracja dostała w roku 1919, entuzjazm do gwałtownej rewolucji komunistycznej na wzór bolszewicki w Europie Zachodniej gwałtownie opadł, co Gramsciego szalenie martwiło. Do tego stopnia, że rozmyślając, jak by tu mimo wszystko do rewolucji komunistycznej doprowadzić, doszedł do wniosku, że Marks się pomylił, a jego spiżowa formuła, jakoby „byt” określał „świadomość” na pewno nie jest uniwersalna, a prawdopodobnie w ogóle fałszywa. Cóż bowiem tak naprawdę człowieka „alienuje”, czyli zniewala - czy zewnętrzna przemoc, czy kultura „burżuazyjna”? I Gramsci doszedł do wniosku, że główną przyczyną alienacji jest burżuazyjna kultura, bo dostarcza ona człowiekowi kategorii, przy pomocy których on myśli, ocenia, porównuje i wybiera. Zatem jeśli nawet chciałby się przeciwko tej kulturze zbuntować - a na tym przecież polega rewolucja - to czyni to przy pomocy owych kategorii, co sprawia, iż jego bunt jest daremny, bezskuteczny. Jeśli tedy rewolucja komunistyczna ma się jednak dokonać, to zdaniem Gramsciego, do kultury burżuazyjnej należy wprowadzić „ducha rozłamu”, to znaczy - „burżuazyjne” kategorie kulturowe należy nasycić komunistyczną treścią i w ten sposób rewolucja sama się dokona nawet nie wiadomo kiedy. To znaczy - oczywiście nie „sama”; samo nic na tym świecie się nie robi. Nie chodzi o to żeby „sama”, tylko o to, by ludzie, którzy w następstwie tej rewolucji mieliby zostać wyzwoleni z „alienacji”, nie zorientowali się, że są obiektem jakiejś rewolucyjnej operacji. Inaczej mówiąc - trzeba ich tak znarkotyzować, by do końca operacji się nie przebudzili, a potem i tak nie będą już o niczym pamiętać. Marzenia Gramsciego początkowo nie wywołały rezonansu, ale kiedy w 1968 roku wybuchła na Zachodzie młodzieżowa rewolta, to jej przywódcy odkryli Gramsciego na nowo, nazwali to „kontrkulturą” i zapowiedzieli „długi marsz przez instytucje”, by dzięki ich opanowaniu wykorzystać ich możliwości do podstępnego przerabiania ludzi normalnych na tzw. „ludzi sowieckich”. Człowiek sowiecki tym się różni od normalnego, że wyrzeka się wolnej woli, a więc tego, co w rozumieniu chrześcijańskim przesądza o „podobieństwie bożym” w człowieku. Ta rezygnacja z wolnej woli wcale nie musi być świadoma i dobrowolna. Przeciwnie; im mniej rozeznania, tym lepiej. Liczy się skutek w postaci zoperowania. Janusz Szpotański w „Carycy i zwierciadle” tak charakteryzuje tę metodę która, nazywa „duraczeniem”: „Na czarne białe mówić nada, bo to przemawia do Zapada. Nada ich przekonywać mudro, że wojna - mir, że chlew, to źródło, a okupacja - wyzwolenie. I będą cieszyć się szalenie. A kiedy zwolna, po troszeczku w tej dialektyce się wyćwiczą, to moją staną się zdobyczą. Poniał ty mienia, jołop Greczko?” - tłumaczyła Caryca Leonida marszałowi Greczce, dlaczego ta metoda jest lepsza i skuteczniejsza od „bombardirowania atomnymi kartaczami” zachodniej Europy („Atomnych nielzia nam kartaczy! Nam nada tolko oduraczyć!”). Nawiasem mówiąc, Carycy chodziło również o stronę ekonomiczną przedsięwzięcia: „Niszczyć swą zdobycz? Kakij smysł!” Głównymi narzędziami duraczenia stała się piekielna triada w postaci państwowego monopolu edukacyjnego, dzięki któremu jeden „wariat na swobodzie” może za jednym pociągnięciem pióra duraczyć całe pokolenia, które nawet nie przeczuwają, że ktoś bez znieczulenia operuje im mózgi - niezależnych mediów głównego nurtu, w których zoperowane uprzednio karne kadry deprawują intelektualnie telewidzów, radiosłuchaczy i czytelników, przesłaniając rzeczywistość potiomkinowską rzeczywistością podstawioną, no i wreszcie - przemysłu rozrywkowego, który dostarcza swoim klientom prefabrykowanych marzeń i wzorców do naśladowania. Jak zauważył Stanisław Lem, „nawet konklawe można doprowadzić do ludożerstwa, byle postępować cierpliwie i metodycznie” i temu podporządkowana jest nowa strategia komunistycznej rewolucji. Oczywiście w tle są również narzędzia terroru; „długi marsz przez instytucje” zakończył się bowiem całkowitym sukcesem, w następstwie czego marksizm kulturowy a la Gramsci przeobraził się z intelektualnej propozycji w normy obowiązującego prawa, za którym stoi przemoc państwa. Bo wprawdzie strategia się zmieniła, ale cel pozostał ten sam. Mówi o nim kultowa piosenka komunistów: „Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata.” Tym „śladem przeszłości” jest nic innego, jak łacińska cywilizacja, od samego początku znienawidzona przez Żydów, a później - również przez socjalistów, wśród których udział Żydów zawsze był nieproporcjonalnie duży. Dlaczego cywilizacji łacińskiej nienawidzą Żydzi? Bo cywilizacja żydowska jest od łacińskiej odmienna w każdym z trzech głównych elementów: greckiego stosunku do prawdy, zasadach prawa rzymskiego i etyce chrześcijańskiej, jako podstawie systemu prawnego państwa. Szczególnie znienawidzonym elementem jest chrześcijaństwo, ponieważ chrześcijański uniwersalizm podważa, jeśli wręcz nie unieważnia żydowskich uroszczeń do wyjątkowości w całym Kosmosie, które, jak wiadomo, są najważniejszym elementem plemiennej tożsamości. Dlatego też żydowska taktyka wobec chrześcijaństwa ma charakter dwutorowy; z jednej strony frontalny tak w postaci agresywnego ateizmu, jak czynili to bolszewicy, a co dzisiaj , w ramach zmiany strategii, przybiera postać walki o „tolerancję” rozumianą jednakże nie jako cierpliwe znoszenie jakichś patologii, tylko jako obowiązek ich akceptacji. Nietrudno się domyślić, że obowiązek akceptacji patologii podważa wszelką etykę, a chrześcijańską w szczególności. Dlatego, o ile w strategii bolszewickiej, jednym z istotnych narzędzi rewolucji było ekscytowanie przez inspiratorów rewolucji zawiści na tle ekonomicznym w tak zwanych szerokich masach, to w ramach nowej strategii winduje się na piedestał wszelką gorszość natury ludzkiej, domagając się dla niej „szacunku”, a nawet wymuszając rodzaj kultu, jak w przypadku sodomitów. Oczywiście sodomici, feministki i im podobni są tylko rodzajem proletariatu zastępczego, którym rewolucjoniści posługują się w charakterze mięsa armatniego, przy pomocy którego mają nadzieję obalić bastiony kultury burżuazyjnej, a które potem przepuszczą przez totalniacką maszynkę do mięsa. Rzecz w tym, że dotychczasowy, tradycyjny proletariusz, czyli pracownik najemny, okazał się dla rewolucjonistów sojusznikiem fałszywym. Czegóż bowiem pragnie taki tradycyjny proletariusz? By przestać być proletariuszem! „Szmaciak chce władzy nie dla śmichu lecz dla bogactwa, dla przepychu. Chce mieć tytuły, forsę, włości i w nosie przyszłość ma Ludzkości!” Co gorsza, kiedy już proletariuszem być przestanie, to staje się nieprzejednanym wrogiem rewolucjonistów i rewolucji - „że mu zdobycze zabrać mogą” - na co zresztą mają ochotę, więc ta obawa wcale nie jest bezpodstawna. Tymczasem sodomita sodomitą być nie przestanie, podobnie jak kobieta, wszystko jedno - biedna, czy bogata, kobietą być nie przestaje - więc trzeba tylko ja przekonać, że jest oprymowana przez męskie szowinistyczne świnie, przed którymi potrafią je obronić tylko rewolucjoniści. Dzięki temu nadal mają proletariat, który mogą niby to „wyzwalać” z „alienacji”, a tak naprawdę - używać w charakterze mięsa armatniego. Drugim torem żydowskiej taktyki wobec chrześcijaństwa jest przenikanie do jego struktur organizacyjnych na zasadzie: jeśli nie możesz ich pokonać - przyłącz się do nich. Oczywiście nie po to, by im pomagać, tylko - by doprowadzić ich do stanu bezbronności. Narzędziem tej metody walki jest lansowanie „judeochrześcijaństwa”, a więc czegoś, czego podobnie jak „centralizmu demokratycznego” za pierwszej komuny - nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Judeochrześcijaństwo ma zasugerować chrześcijanom, że między judaizmem, a chrześcijaństwem właściwie nie ma żadnych, a już zwłaszcza - nieusuwalnych sprzeczności. Tymczasem jest ich cały legion, ale wystarczy już jedna podstawowa: Chrystus. Chrześcijanie, czyli christianos, to po prostu „chrystusowcy”, podobnie jak hitlerowcy, czy stalinowcy. Jakże tedy „chrystusowcy” mogą flirtować z doktryną, według której Chrystus to perfidny oszust, który za karę gotuje się we wrzących ekskrementach? Oczywiście na tym etapie judeochrześcijaństwo jeszcze się maskuje, niby to poszukując synkretycznej formuły, przy pomocy której można by poróżnione domy pogodzić. Taką właśnie formułą jest lansowana przez „judeochrześcijan” czyli - powiedzmy wprost - żydowskich dywersantów w Kościele katolickim - koncepcja, według której zmartwychwstanie Chrystusa nie było faktem historycznym, a tylko emocjonalnym pragnieniem Jego uczniów. Genialną intuicją przeczuł to św. Paweł, który swoich rodaków przejrzał na wylot i trzy metry wgłąb ziemi. Dlatego przestrzegł - i ten głos niesie się gromem przez tysiąclecia - że „jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara!”. Krótko mówiąc - judeochrześcijaństwo jest rodzajem silnej trucizny, której celem jest rozpuszczenie chrześcijaństwa, by zniknęło, niczym sól w ukropie. Drugim wrogiem cywilizacji łacińskiej są socjaliści. Jako totalniacy, dążą do zbudowania państwa, które nie toleruje żadnej władzy poza własną. Dlatego zwalczają zarówno własność prywatną - bo wszak jest ona „władztwem nad rzeczą” autonomicznym również względem państwa - dlatego zwalczają Kościół katolicki - bo jest on hierarchiczną strukturą, a więc strukturą władzy autonomiczną względem państwa, a także rodzinę - bo i ta jest strukturą władzy, w dodatku względem państwa nie tylko autonomiczną, ale i pierwotną. Wszystko to zmierza do destrukcji cywilizacji łacińskiej. Jak widzimy, z jednej strony mamy opracowaną w szczegółach strategię, metodycznie realizowaną przez zdyscyplinowane grona wykonawców. Tymczasem po stronie obrońców łacińskiej cywilizacji panuje kryzys przywództwa, który skutkuje poczuciem bezradności wobec wroga. Uczestniczyłem przed kilkoma miesiącami w dyskusji z udziałem pewnego hierarchy kościelnego, któremu działacz katolicki, notabene „judeochrześcijanin”, czynił wyrzuty, że „kaprale” a więc katolicy świeccy, błąkają się w kółko nie mogąc połączyć się z „generałami”. Odczytałem to jako rodzaj przymówki o finansową kroplówkę, ale niezależnie od tego diagnoza nie była wcale odległa od rzeczywistości. Toteż kiedy można było zabrać głos, pozostałem przy tej militarnej metaforyce i zauważyłem, że nawet gdyby „kaprale” jakimś cudem połączyli się z „generałami”, to nawet w takiej sytuacji mogliby nadal krążyć w kółko, bo żeby armia mogą maszerować do zwycięstwa, musi najpierw zidentyfikować wroga, a następnie wyjść mu naprzeciw, by stawić mu czoło. Wiemy, co się dzieje, że jesteśmy obiektem napaści, zatem - kto jest naszym wrogiem? Sala zamarła w oczekiwaniu, bo hierarcha natychmiast odpowiedział, że wróg jest znany. To jest szatan! Ano, obawiam się, że takie rozpoznanie dowodzi tylko zaawansowanego kultu Świętego Spokoju. Bo jeśli nawet szatan, to przecież działa poprzez ludzi. Tych sługusów szatana jednak z jakichś tajemniczych powodów nie można nazwać po imieniu. Nie da się ukryć; dobrze to nie wygląda. SM

26/11/2013 „Gdyby Polska została napadnięta, nasze wojska byłyby zdolne obronić terytorium wielkości….. powiatu- twierdzi w rozmowie z” Rzeczpospolitą” profesor Józef Marczak z Akademii Obrony Narodowej. Powiatów w Polsce mamy 385, a więc nasze wojsko nie obroniłoby 384 powiaty.. Musiałby się bronić same.. Skoro w wysokonakładowej prasie ukazują się takie informacje- to Panie Boże strzeż nas od jakiejkolwiek agresji.. Myślę, że Armia Białorusi nakryłaby nas czapkami.. Chyba, że pomogłoby nam NATO.. ale…. Na pytanie czy Polska jest bezpieczna, pan profesor twierdzi, że do niedawna wielu polityków tak myślało, że wystarczy przynależność do NATO”Od 2008 roku nieco się to zmienia. Przełomem była wojna Rosji z Gruzją. Wielu uświadomiło sobie, że o bezpieczeństwo należy dbać. No właśnie.. Sojusze sojuszami, ale o swoje bezpieczeństwo należy dbać samemu.. To jest tak jak z ubezpieczeniami.. Państwo wciągnęło nas w ZUS, potem w OFE- a teraz znowu propaguje ubezpieczanie się na starość w kolejnym filarze…. Poprzednie dwa filary są bankrutami.. Ale w tym czasie wydaje wielkie sumy na różne ciekawe rzeczy, na które wydawać nie powinno.. Na przykład na biurokratyczną Agencję Mienia Wojskowego wyda w przyszłym roku- 193 miliony złotych(???) Szkoda nawet tych 193 milionów złotych na utrzymanie czegoś co ma być sprzedane.. Szybko sprzedać- i nie utrzymywać biurokratycznych pułkowników, majorów może nawet generałów- którzy z istnienia Agencji Mienia Wojskowego zrobili sobie niezłe przytulisko.. I tak do emerytury- a może nawet powyżej. .Dorobić sobie na emeryturze parę ładnych groszy- to jest miła sprawa- przynajmniej dla dorabiającego- bo mnie miła dla podatnika.. Ale już na Zasób Własności Rolnej Skarbu Państwa państwo w przyszłym roku wyda- 873 miliony złotych(???) O co tu chodzi? Zamiast to wszystko sprywatyzować i wystawić na licytację- utrzymuje się państwową własność do której państwo dopłaca 873 miliony złotych.. Łupi nas- , żeby dopłacić.. A nie lepiej nie dopłacać? Ale widocznie są jakieś siły biurokratyczne, które zainteresowane są w dopłacaniu.. W dopłacaniu jest jakaś siła- tak jak w orkiestrach dętych.. Zawsze można skubnąć jakąś posadkę- ku chwale ojczyzny.. Posad państwowych ci u nas dostatek- ale trochę więcej- a dostatek będzie większy.. Dostatek tych, którzy z utrzymywania fikcyjnych posad żyją – oczywiście.. A na taka promocję eksportu państwo socjalistyczne wydaje tylko 54 milionów złotych rocznie.. Dlaczego tylko 54 miliony? Tak mało.. Co państwo promuje? Od promowania powinni być prywatni przedsiębiorcy, którzy prowadzą interesy- a nie socjalistyczne państwo prawne, które nawet miesza się do eksportu.. Biznes – to biznes, a państwo- to państwo.. Państwo powinno mieć inne funkcje niż biznes.. Biznes ma zarabiać- państwo ma stać na straży wolności tych, którzy zajmują się biznesem.. I chronić ich bezpieczeństwo.. A nie bawić się w promowanie eksportu.. Ale znowu ileś tam posad jest do zajęcia.. Tak jak w Funduszu Restrukturyzacji Przedsiębiorstw(????) Jest coś tak biurokratycznego.. Na Fundusz Restrukturyzacji Przedsiębiorstw socjalistyczne państwo prawne i demokratyczne wyda w przyszłym roku 2014- 738,4 miliona złotych(!!!!) Tylko tyle? A dlaczego nie okrągłe 1000 milionów(????). Przedsiębiorstwa byłyby lepiej zrestrukturyzowane.. A przy 2000 milionach- tak zrestrukturyzowane , że ho ho.. Już tylko wszystkie te przedsiębiorstwa do rany przyłóż.. Prowadzić dialog i restrukturyzować robiąc reformy.. To są filary socjalizmu.. Dialog, restrukturyzacja, reformy.. Reform jak najwięcej, żeby reformatorzy mogli sobie pożyć dostatnio i na rachunek. Bo co to za reformator, jak przez jego długie życie nie zrobi chociaż kilku reform?. Reformatorzy- jak wiadomo- żyją z reform.. Nie ma reform- nie ma reformatorów.. No i gdzie się podzieją ze swoimi reformami? Gdyby je robili na sobie za swoje pieniądze.. Ale ONI je robią za nas i za nasze..! Od 1918 roku- o czasu panowania w Polsce demokracji i socjalizmu- reformy.. I Polacy to wszystko wytrzymują? Na informatyzację demokratyczne państwo prawne wyda w roku 2014—uwaga!- 8 miliardów złotych(???) Gdyby nie było tylu urzędów ile jest- to nie trzeba byłby tyle informatyzować. I nie byłoby tylu afer.. A tak informatyzują i robią afery- w przyszłym roku – z a 8 miliardów złotych. Co jakiś czas wraz z informatyzacją robią afery- informatyzacja- muszą równać się afery. Biurokracja – informatyzacja- aferyzacja.. Tak jak przy elektryfikacji- dzisiaj plus VAT. Spółka Restrukturyzacji Kopalń- to 424 miliony złotych(???) Już dwadzieścia lat jak restrukturyzują.. Nie da się tych kopalń sprywatyzować, żeby nie dokładać tych 424 milionów rocznie złotych? Widocznie nie da.. Bo znowu w spółce siedzą reformatorzy i restrukturyzują , restrukturyzowali i będą restrukturyzowali do końca świata- i tak jak Jurek Owsiak- grał swoją Orkiestrę- i o jeden dzień dłużej.. Świata już przez nich nie będzie, ale spółki biurokratyczne nadal będą.. Nawet gdy nie będzie już co restrukturyzować.. Biurokracja nie da nigdy za wygraną.. Chyba, że skończą się upaństwowione pieniądze.. Skończy się biurokratyczny socjalizm, na co się na razie nie zanosi.. Socjalizm musi zbankrutować, nie dlatego, że jest okrutny i zły.. Musi zbankrutować bo jest niewydolny.. Niczego nie tworzy- wszystko redystrybuuje.. I zabija przedsiębiorczość innych.. Agencja Rynku Rolnego dostanie od socjalistycznego państwa na przyszły rok- 346 milionów złotych, w ramach szastania przez państwo demokratyczne i prawne- pieniędzmi. Żadne państwo- nawet socjalistyczne i prawne w tym demokratyczne nie ma żadnych pieniędzy oprócz tych, które ukradnie „obywatelom” na swoje fanaberie. Danych dotyczących wydatków na armię, z wykluczeniem biurokracji armijnej- na razie nie mam.. Ale skoro wykładowca Akademii Obrony Narodowej twierdzi, że wystarczy nam do obrony ….powiatu(???) To ile powiatów moglibyśmy obronić, gdyby zamiast na biurokrację- socjalistyczne państwo prawne przekazało pieniądze na armię.. Komu w normalnym państwie potrzeba jest Agencja Rynku Rolnego..? Potrzebne jest rolnictwo, żeby żywiło, i ewentualnie broniło- ale Agencja Rynku Rolnego????? Ilu tam siedzi różnych takich co to rozdzielają cudze pieniądze.. Od tego rozdzielania niczego nie przybywa- oprócz problemów, które generuje każda odmiana socjalizmu.. Czy to rolnego, czy to miejskiego, czy agencyjnego.. Czy jakiegokolwiek innego.. Gdyby Polska została napadnięta, okupant mógłby sobie pozabierać te wszystkie agencje, wraz z długiem socjalistycznego państwa prawnego.. Niektórzy moi koledzy z prawicy twierdzą, że już żyjemy pod okupacją..(???)

Pod okupacją biurokracji demokratycznego państwa prawnego.. I to jest prawda! WJR

Spór PiS-u i PO o wydatkowanie środków unijnych

1. Po wczorajszej konferencji prasowej zorganizowanej przez Prawo i Sprawiedliwość z udziałem prezesa Jarosława Kaczyńskiego, krytykującego wydatkowanie środków unijnych i w konsekwencji szefową resortu rozwoju regionalnego Elżbietę Bieńkowską, wybuchła medialna awantura. Natychmiast konferencję, w której miano odpowiedzieć na zarzuty Prawa i Sprawiedliwości, zapowiedziało ministerstwo rozwoju regionalnego. Miała w niej uczestniczyć sama minister Bieńkowska ale ostatecznie wystąpił tylko rzecznik resortu. I wypadł bardzo blado, wiele jego odpowiedzi było tak skonstruowanych, że w zasadzie potwierdzało zastrzeżenia zgłoszone przez Prawo i Sprawiedliwość.

2. Przypomnijmy tylko, że rząd Prawa i Sprawiedliwości wynegocjował dla Polski kwotę prawie 95 mld euro na politykę spójności i wspólną politykę rolną na lata 2007-2013 (a więc niewiele mniejszą niż ta wynegocjowana teraz przez rząd Platformy i PSL-u na lata 2014-2020 w wysokości 101 mld euro) i po przygotowaniu programów, na podstawie których powinny być one wydatkowane, oddał władzę w wyniku przegranych wyborów parlamentarnych na jesieni 2007 roku. Ważnym posunięciem rządu premiera Jarosława Kaczyńskiego było ustanowienie dodatkowego programu Polska Wschodnia, skierowanego do województw tzw. ściany wschodniej (warmińsko- mazurskiego, podlaskiego, lubelskiego, podkarpackiego i świętokrzyskiego), na kwotę 2 mld euro, co było realizacją w praktyce zawartego w Konstytucji RP ale i w programie naszej partii, zasady równoważenia rozwoju. Te dodatkowe środki wydatkowane na znacznie prostszych zasadach niż te z regionalnych programów operacyjnych, skierowane do wszystkich 16 województw naszego kraju, pozwoliły tym 5 województwom na znaczącą poprawę stanu infrastruktury technicznej w stosunku do pozostałych regionów.

3. Prawo i Sprawiedliwość na wczorajszej konferencji prasowej, zwróciło uwagę na zagrożenia jakie są związane z wydatkowaniem środków unijnych z obecnego wieloletniego budżetu UE. Po pierwsze wbrew optymizmowi rządowemu mimo tego, że szybkim krokami zbliża się koniec roku 2013, a więc koniec okresu programowania, rozliczonych zostało tylko 60% przyznanych Polsce środków z funduszu spójności (czyli takich z których środki dotarły do beneficjentów, a Komisja Europejska nie zgłosiła do tych rozliczeń żadnych zastrzeżeń ). Na 90 % środków podpisano wprawdzie umowy ale nie wiadomo czy zostaną one zrealizowane i rozliczone do końca grudnia 2015 roku (jeżeli chodzi o środki z funduszu spójności obowiązuje tzw. zasada n+2). Największe wątpliwości budzi wydatkowanie środków na rozwój kolei. Na około 20 mld zł środków do końca października 2013 roku, rozliczonych zostało zaledwie 4 mld zł czyli zaledwie 20%, a zakontraktowanych projektów na 12 mld zł co oznacza coraz większe prawdopodobieństwo, że około 8 mld zł na ten cel nie zdążymy wykorzystać i to mimo sfinansowania z tych środków zakupu takiej drogiej „zabawki” jaką jest pociąg Pendolino.

4. Dramatycznie wygląda sytuacja w wydatkowaniu środków na tzw. projekty informatyczne i to zarówno na poziomie centralnym jak i realizacja projektów przez samorządy województw. Zaprojektowano zbudowanie 17 tysięcy kilometrów informatycznych sieci szerokopasmowych, a do tej pory zrealizowano zaledwie 1,3 tysiąca kilometrów co oznacza, że zrealizowano zaledwie 10% zamierzeń. Teraz doszły jeszcze podejrzenia o korupcję przy większości projektów informatycznych (do 130 projektów na kwotę przynajmniej 1,5 mld zł), co może oznaczać zablokowanie ich rozliczeń przez KE.

5. Takie i podobne zastrzeżenia można zgłaszać do większości programów realizowanych zarówno na poziomie krajowym i jak i regionalnym, stąd mocne stwierdzenia Prawa i Sprawiedliwości o zmarnotrawieniu większości środków unijnych z perspektywy finansowej na lata 2007-2013. W sytuacji kiedy Donald Tusk na konwencji partyjnej Platformy mówi o 100 mld euro z następnego unijnego budżetu na lata 2014-2020 i o tym, że ma dokładny rozliczony na miesiące plan ich wydatkowania, trzeba Polakom zapalić czerwone światło, że skoro zmarnotrawił 95 mld euro przez 6 lat swoich rządów to zmarnotrawi i trochę większą kwotę w latach następnych jeżeli „nie pogonimy” go z urzędu w zbliżających się coraz szybszymi krokami wyborach parlamentarnych. Kuźmiuk

27/11/2013 Realizm to uznanie rzeczywstości No cóż… W demokracji- naród to codzienny plebiscyt. I wczoraj w Radomiu odbył się plebiscyt.. Przyjechał pan Janusz Korwin- Mikke- leader Kongresu Nowej Prawicy.. Spotkanie odbyło się w Resursie Kupieckiej- zwanej dzisiaj Obywatelską.. W Resursie są dwie sale- mała na 130 miejsc- duża na 450.. Wynajęliśmy małą, z możliwością przejścia do dużej.. Gdyby coś się z frekwencją zmieniło.. Już o 18.30 zauważyłem, że będzie źle- to znaczy sala będzie za mała.. Ale w dużej odbywały się jakieś zajęcia.. Pan Janusz zaczął swoje wystąpienie punktualnie o 19.00 Wysokopodatkowa demokracja a wolność. .Ludzie rodzą się wolni, ale potem muszą żyć w okowach biurokracji.. Przyznam się Państwu, że sytuacja przeszła moje oczekiwania.. Już przed 19.00 sala zrobiła się pełna, było ciasno jak w pudełku ze szprotkami.. Mimo, że krzesła zostały przesunięte do przodu.. Duszno, gorąco, przytulnie.. Ale tłum napływał nadal. Powiedział mi potem dyrektor Resursy, że 50- 100 młodych ludzi odeszło z kwitkiem- nie zmieściło się na korytarzu.. Reszta słuchała w ciszy i napięciu.. Około 19.30 przenieśliśmy spotkanie do dużej sali.. Można śmiało powiedzieć, że swoją obecnością zaszczyciło nas ponad 500 osób. .To duży sukces- jak na Radom i rolnicze otoczenie.. Całość wystąpienia będzie można obejrzeć od jutra w Telewizji Radom..

Pan prezes był w formie. .Inny język, inny sposób myślenia, inny spojrzenie na rzeczywistość.. Zaistnienie poza propagandą.. Ojczyzna to ziemia i groby, to przeszłość, pomieszana z teraźniejszością. i przyszłością.. Państwo etatystyczne pożera wolność jednostek.. A społeczeństwo to fałszywie pojęta Wolność, fałszywie pojęta Równość i fałszywie pojęte- Braterstwo.. Wszelkie zdobycze Rewolucji . W demokracji podobno, wolnym jest ten co głosuje..(????) To zapytajcie Państwo wszystkich tych” obywateli”, którzy głosować już nie chodzą.. Stracili nadzieję.. Przy pomocy swojego własnego głosu można być swoim własnym ciemiężcą.. A tłum i tak zawsze fałszywie odbiera rzeczywistość.. Kierując się głównie emocjami.. Tłum nigdy nie może darować zdrowemu rozsądkowi.. Tak jak Józek, któremu pani Beata Kozidrak z zespołu Bajm- nie chciała darować tej nocy.. I wszędzie to demoliberalne gęganie.. Nie dziwota więc, że normalny człowiek ma dość tego ciągłego gęgania.. Pragnie usłyszeć jakieś normalne słowa, usłyszeć jakiś normalny język, przebywać w atmosferze prostoty, logiki, nienaumyślności.. Poza rzeczywistością podstawioną.. Bo- dzięki lewicowym rządom- żyjemy w rzeczywistości podstawionej, Ta prawdziwa istnieje. Jak najbardziej… Ale nie jako podstawiona.. Jest rzeczywista- prawdziwa.. A rzeczywistość to zgodność z rzeczywistością.. Spotkanie przeciągnęło się do 21.30.. Ile jeszcze pozostało nie zadanych pytań? Młodzi ludzie są ciekawi świata.. To dobrze- nie wszyto stracone.. Słuchali z wielkim zainteresowaniem.. Pytania były rzeczowe.. Pan Janusz przywiózł walizkę swoich książek.. Sprzedaliśmy prawie całą.. To znaczy walizka została- książki zostały sprzedane.. Przy wyjściu wielki tłum i tumult.. Autografy, autografy i jeszcze raz autografy.. Pan Janusz podpisywał, podpisywał, i podpisywał.. Potem była kolacja w dwadzieścia osób.. Sami swoi, prywatne rozmowy, my i reszta- na scenie politycznej. Socjalizm bankrutuje, my „ jesteśmy rzymscy, czyli jesteśmy ludźmi”- jak twierdził Charles Maurras.. Na pytanie czy pan prezes nie boi się, że go mogą zabić służby specjalne, odpowiedział, że się nie boi.. Bo nawet gdyby miał ochronę- to i tak, gdyby chciały- to by go zabiły.. I słuszna jego racja. Może tajne służby nie doceniają wpływu pana Janusza Korwin- Mikke- na przykład na młodzież.. Tak jak swojego czasu w Szwajcarii.. Tajne służby w Szwajcarii wolały inwigilować dadaistów niż Lenina, bo był dla nich śmieszny..(????) Czy dochodząca do miliona liczba wyborców może być śmieszna? Chyba, że w końcu nas poprą, żeby ratować kraj.. „Reakcjonista nie stoi na prawo od lewicy, stoi naprzeciwko niej”- twierdził samotnik z Bogoty- Mikołaj Gomez Davila. My konserwatyści stoimy naprzeciwko tej całej socjalistycznej bandy prowadzącej Polskę do katastrofy.. Zniesienie państwa, własności, rodziny- to proponował socjaldemokrata Lenin. A co proponują jego duchowi następcy? Czy czasami nie zniesienie państwa, własności, rodziny? Państwo oddali Unii Europejskiej, własność ograniczają państwowo, rodzinę – jako tradycyjny model życia ;ludzi- rozbijają.. Budują państwo „obywatelskie”, w którym wszyscy mają się zajmować wszystkim.. A przecież każdy ma swoją indywidualną rolę.? Dosyć wykorzystywania do prac habilitacyjnych prac magisterskich.- chciałoby się powiedzieć… Wielkość człowieka liczy się ilością jego wrogów.. A pan Janusz Korwin- Mikke ma wrogów wielu.. Naszymi sprzymierzeńcami są obecnie młodzi ludzie, którzy nie mają nic do stracenia, nie są uwikłani w państwo, nie mają w tym burdelu przyszłości., są rozczarowani i gnębieni przez państwo.. Już próbowali na swoim- nie wyszło! Podatek ZUS zabił im marzenia.. Urzędnicy, podatki, przepisy.. I życie w okowach biurokracji demokratycznej i prawnej.. Impreza skończyła się koło 23.00. Zrobiło się jakoś zimno..” Jest zimno, bo mamy zimę”- jak twierdził jeden z bohaterów serialu w PRL-u… a pan Janusz pojechał w kierunku Józefowa - w taką zimną i ciemną noc.. Męczył go jakiś kaszel.. Spotkanie z mieszkańcami Radomia bardzo nam się udało.. Zapisali się nowi członkowie i wielu deklarowało pomoc podczas zbliżających się kampanii.. Realizm to uznanie rzeczywistości.. WJR

Rosjanie niestety rządzą w EuRoPol Gazie

1. Wczoraj przez media przebiegła informacja o tym, że sąd rejonowy dla miasta Stołecznego Warszawy, powołał na wniosek dwóch polskich akcjonariuszy PGNiG (48% akcji) i Gaz Traiding (4%), kuratora dla polsko-rosyjskiej spółki EuRoPol Gaz. To rozpaczliwa próba polskich akcjonariuszy aby umożliwić spółce podejmowanie jakichkolwiek decyzji po tym jak prezes i wiceprezes tej spółki, przedstawiciele PGNiG w jej zarządzie, blisko 3 tygodnie temu podali się do dymisji. W tej sytuacji w zarządzie spółki zostało dwóch przedstawicieli rosyjskiego akcjonariusza czyli Gazpromu ale nie mogą oni podejmować żadnych decyzji, ponieważ jej statut tego zabrania. Co więcej przedstawiciele rosyjskiego Gazpromu, nie uczestniczą ostentacyjnie w kolejnych posiedzeniach Walnego Zebrania Akcjonariuszy, czym uniemożliwiają powołanie członków zarządu delegowanych przez stronę polską, a tym samym paraliżują działalność spółki.

Decyzja sądu pozwala na bieżące funkcjonowanie spółki ale nie rozwiązuje żadnego z coraz bardziej nabrzmiałych jej problemów i niestety potwierdza tezę, że Rosjanie coraz bardziej zdecydowanie rozpychają się w EuRoPol Gazie.

2. Przypomnijmy tylko, że wszystko to co się dzieje obecnie w EuRoPol Gazie jest konsekwencją „słynnego” porozumienia gazowego pomiędzy Polską i Rosją zawartego w 2010 roku. Wtedy to właśnie ówczesny wicepremier Pawlak z ówczesnym wicepremierem Rosji Sieczinem, podpisali porozumienie o dodatkowych dostawach rosyjskiego gazu do Polski. Rząd Tuska uznał to porozumienie za swój wielki sukces będący ponoć dowodem bardzo dobrych stosunków z Rosją. Na czym ten „sukces” polegał? Umowę podpisano do roku 2022 ale nastąpiło to dopiero po burzliwej debacie w Sejmie, zarządzonej zresztą na wniosek PiS, bo wcześniej rząd Donalda Tuska forsował umowę aż do roku 2037. Poza tym w kontrakcie zawarte zostały: formuła cenowa kupowanego gazu oparta na cenach ropy naftowej i ceny znacznie wyższe niż dla innych odbiorców w Europie Zachodniej, zakaz reeksportu przez Polskę gazu kupionego w Rosji, opcja bierz i płać (a więc płać także wtedy kiedy nie jesteś w stanie gazu zużyć).

3. Niestety były także znaczące ustępstwa wobec Rosjan jeżeli chodzi o zapisy statutowe dotyczące spółki EuRoPol Gaz, a także sposobu jej funkcjonowania. Otóż polska strona ostatecznie przystała na zaproponowane jeszcze podczas wizyty w 2009 roku ówczesnego premiera Putina w Polsce, wypchnięcie mniejszościowego (4%) polskiego udziałowca EuRoPol Gazu, spółki Gaz-Trading (PGNiG i Gazprom mają po 48% akcji). Do tej pory to uzgodnienie na szczęście nie zostało zrealizowane. Przystała także na 4 osobowy zarząd spółki (2 przedstawicieli PGNiG, 2 przedstawicieli Gazpromu, który od tej pory ma podejmować decyzje jednogłośnie. Sporne sprawy zgodnie z tymi nowymi zapisami w statucie, ma rozstrzygać Rada Nadzorcza, której przewodniczącym jest przedstawiciel Gazpromu. Darowano także stronie rosyjskiej około 0,5 mld USD zaległych opłat za tranzyt gazu Jamałem, a także odszkodowań za brak dodatkowych dostaw gazu do Polski w 2009 roku (z czego nie wywiązał się Gazprom, mimo wcześniejszych zobowiązań). Wreszcie strona polska zgodziła na obniżenie rentowności EuroPolGazu do maksymalnie 2% (wcześniej 6-7%) i w związku z tym znacznego obniżenia opłat dla Gazpromu za tranzyt gazu przez Polskę do Niemiec (około 27 mld m3).

4. Teraz Rosjanie do maksimum wykorzystują, zapisy w statucie EuRoPol Gazu i poszerzają w niej swoje wpływy, nawet przez podejmowanie decyzji, które mają mało wspólnego z profesjonalnym podejściem biznesowym (opuszczenie obrad WZA, aby sparaliżować działalność spółki jest taką właśnie decyzją). Zdaje się, że w ten sposób chcą wymusić na polskiej stronie zgodę budowę gazociągu przez Polskę na Słowację, który dla zmyłki nazywają Jamałem II, o czym poinformował prezydent Putin w telewizji, a premier Tusk przyznał się ,że nic o sprawie nie wie. W Polsce po tym skandalu, poleciały głowy (w zarządzie PGNiG, a pewnie była to jedna z przyczyn późniejszego odwołania ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego) i sprawa przycichła. Teraz jak się wydaje ze zdwojoną siłą wraca i niestety powołanie kuratora dla spółki EuRoPol Gaz przez polski sąd, tych rosyjskich działań niestety nie zablokuje. Kuźmiuk

Polska w cieniu wielkiej polityki Parlament ukraiński nie przyjął „pakietu ustaw”, mocą których ukraińscy więźniowie mogliby „wyjeżdżać na leczenie do Niemiec”... Ten „pakiet ustaw”, na który naciskała Unia Europejska (nawiasem mówiąc: urągający suwerenności państwowej) był pretekstem, aby skazana prawomocnym wyrokiem Tymoszenko mogła wydostać się na wolność, co stanowiło warunek podpisania przez Unię Europejską umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. wWadomo było od początku, że to tylko pretekst, a jeśli wiadomo było od początku, że władze ukraińskie na ten pretekst nie wyrażą zgody – po co było tyle medialnego hałasu wokół tej sprawy? Wydaje się, że medialno-propagandowa otoczka potrzebna była głównie polityce niemieckiej dla osłony jej prawdziwego kierunku. Niemcy niby popierały stowarzyszenie Ukrainy z UE – ale znacznie bardziej od tego stowarzyszenia cenią sobie przecież strategiczne partnerstwo z Rosją, z którą - jak wolno sądzić – dokonały już podziału stref wpływów w Europie Wschodniej. Czy aby granicą tych stref nie jest wschodnia granica Polski? A zważywszy wysoką aktywność i siłę wywiadu rosyjskiego w Polsce – nie można wykluczyć, że granice tę przesunięto na zachód, ale ciągle w obrębie Polski... Bynajmniej nie ma ona głównie geograficznego charakteru, ale gospodarczy: jeśli banki, przemysł i media w Polsce – to głównie niemieckie, jeśli surowce – to głównie z Rosji... Gdy Barak Obama potwierdził wycofanie się USA z aktywnej polityki w Europie – dał tym samym Rosjanom i Niemcom mocny bodziec do wspólnego urządzania Europy. Wypchnięcie USA z obecności w Europie to przecież stary cel polityki rosyjskiej i – przynajmniej od czasu zjednoczenia Niemiec – nie do pogardzenia również dla polityki niemieckiej. Niemcy wprawdzie potrzebują jeszcze ochronnego, amerykańskiego parasola nuklearnego, ale chcą zarazem prowadzić pod tym parasolem bardziej samodzielna politykę światową. Od czasów przegranej wojny Niemcy przezwyciężyły jeden jej fatalny dla siebie skutek: podział Niemiec. Pozostały dwa inne: utrata niemieckich ziem wschodnich (dzisiejsze polskie ziemie zachodnie) i suwerenność militarna (Bundeswehra pozostaje nadal pod kontrolą amerykańską, Niemcy nie mają broni nuklearnej). Unia Europejska przybliża Niemcy do ekonomicznej dominacji na dzisiejszych polskich ziemiach zachodnich (unijna polityka regionalizacji!), a forsowanie „unijnych sił zbrojnych” przybliża Bundeswehrę do emancypacji. Coraz lepsze stosunki Niemiec z krajami nadbałtyckimi (Litwa, Łotwa, Estonia) to też dodatkowa wskazówka, jak wygląda obecny niemiecko-rosyjski podział stref wpływów w Europie. Zwłaszcza złe stosunki polsko-litewskie zastanawiają. Można je tłumaczyć „zaszłościami historycznymi” sprzed II wojny światowej lub „litewskim nacjonalizmem”, ale możliwe jest i inne tłumaczenie: zamiast szukać silnej więzi ze słabą III Rzeczpospolitą Litwa woli oparcie w silnych Niemczech gdy już Ameryka wycofała się z aktywnej polityki europejskiej. Wcześniej, gdy była aktywna w Europie – zachęcała Polskę i inne postkomunistyczne kraje Europy Wschodniej do rozwijania w ramach UE „partnerstwa wschodniego”, traktowanego jako polityczny klin wbijany w niemiecko-rosyjskie strategiczne partnerstwo. Gdy wycofała się z tej polityki – „partnerstwu wschodniemu” zwiędło. Po co Niemcom i Rosji „partnerstwo wschodnie” leżących między nimi krajów postkomunistycznych, jeśli mają własne, bezpośrednie partnerstwo strategiczne? Po co pośrednik, który zwykle podraża koszty wszelkich transakcji, także politycznych?... W miarę gruntowania się niemiecko-rosyjskiego podziału stref wpływów w Europie każdy ze strategicznych partnerów poczyna sobie coraz śmielej także na terenie Polski. Doprowadza to do napięć między rozmaitymi służbami obcymi, wewnętrznymi bezpieczniackimi koteriami i wystruganymi przez nich politykami wraz z klientelą. Uwidocznia się to najlepiej w Platformie Obywatelskiej, dawnym „Kongresie Aferałów”, wstrząsanej dziś tzw.aferami korupcyjnymi. Niektórzy komentatorzy przewidują, że rząd Tuska upaść już wiosną, co nie musi wcale oznaczać, że wyczerpie się bezpieczniacki, spodstolny napęd życia politycznego w Polsce. Nawet w przypadku zwycięstwa wyborczego Prawa i Sprawiedliwości – koalicja PO i SLD może mieć więcej głosów dla utworzenia rządu...Wiele zależy zatem od współpracy politycznej PiS z ugrupowaniami na prawo od PiS. Niedawna nominacja Antoniego Macierewicza na czwartego wiceprezesa PiS może być sygnałem, że PiS – przezwyciężając dawny błąd z czasów współpracy z Ligą Polskich Rodzin – otwiera się na prawo. Skromny to krok, ale w dobrą stronę. Marian Miszalski

Niemcom udało się odsunąć Ukrainę od Polski i Unii

Proces akcesyjny Turcji - proces negocjacyjny w sprawie przystąpienia Turcji do Unii Europejskiej formalnie rozpoczął się wraz ze złożeniem przez ten kraj oficjalnej aplikacji, 14 kwietnia 1987. Jednak już wcześniej, w roku 1963, UE (wówczas Europejska Wspólnota Gospodarcza) przyznała Turcji status członka stowarzyszonego (ang. Associate Member), co ukazuje długie i ścisłe kontakty ekonomiczne tego kraju z Europą. '...( źródło )
„Izrael posiada umowę o wolnym handlu z Unią Europejską. Polska stała się stroną tej umowy z dniem wstąpienia do Unii Europejskiej. Izrael jest krajem stowarzyszonym z UE na podstawie Umowy Stowarzyszeniowej. Należy zwrócić uwagę również na obowiązujące w tym zakresie kontyngenty. „.....( źródło )
Maroko „ Ważną datą dla królestwa był rok 1996, czyli podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE, która weszła w życie w marcu tego roku. Maroko nie kryje swoich aspiracji unijnych, ale zdaje sobie sprawę, że dążenie do pełnego członkostwa byłoby utopią. Chce jednak być dla unii czymś więcej niż tylko państwem stowarzyszonym. Doświadczenie Turcji pozwala przypuszczać, że również Maroku uda się wypracować uprzywilejowany status w stosunkach z UE. „...(źródło )
Aleksander Kwaśniewski, „ Rosja szantażuje Janukowycza, ale Unia mogła dać Ukrainie lepszą ofertę”.....”komentował w Radiu Zet ostatnie wydarzenia w tym kraju: nagły zwrot rządu, który zawiesił proces przygotowań do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią oraz wielotysięczne protesty Ukraińców przeciwko tej decyzji.Były prezydent stwierdził, że za woltą Janukowycza stoi Rosja, która ma duże możliwości wpływania na Ukrainę.'....”W jego ocenie, aby przeciwdziałać szantażowi Moskwy Unia Europejska powinna działać bardziej odważnie. I przedstawić Ukrainie lepszą ofertę, która pomoże gospodarce tego kraju.- Unia Europejska musi zrozumieć, że ta batalia ma wymiar dalece poważniejszy aniżeli kwestie budżetu europejskiego, czy naszych możliwości. To, co musi stać się po stronie zachodniej, to jest przygotowanie pakietu ekonomicznego, na przykład ile kredytu jesteśmy w stanie udzielić i na jakich warunkach - powiedział Kwaśniewski. I dodał: - Jeżeli rzeczywiście wiemy, jak będzie zachowywać się Rosja- i tu nie trzeba być filozofem żeby wiedzieć, bo Rosja zawsze takich metod używa - no to nasza odpowiedź powinna być dużo bardziej konkretna, właśnie w tej sferze ekonomicznej, w tej sferze wsparcia gospodarki, ponieważ rząd odpowiada za to, co będzie jutro”.....(źródło )
Krzysztof Mazur „Turcy przygotowują się także do budowy elektrowni atomowej. „....”Biorąc pod uwagę te wskaźniki, OECD umieściła Turcję w swoich prognozach w pierwszej dziesiątce najbardziej rozwiniętych gospodarczo państw świata. „....”Wzrost tureckiego PKB w 2010 roku wyniósł 8,9 proc., przewyższając nawet tempo chińskie; również wzrost w 2011 roku przekroczył zakładane tempo i wyniósł blisko 8,5 procent „......”Także pod koniec 2011 roku budżet państwa zanotował nadwyżkę – zjawisko dawno zapomniane w finansach krajów UE, w tym niestety także w Polsce – a relacja długu publicznego w stosunku do PKB również oscyluje na bezpiecznym, niespełna 40-procentowym poziomie. Jest to tym bardziej istotne, że jeszcze w 2006 roku relacja ta wynosiła ponad 46 proc., a w latach dziewięćdziesiątych zadłużenie to wynosiło ponad 70 proc. PKB. Czyli jednak można, i to szybko, obniżać zadłużenie, a jednocześnie zwiększać tempo wzrostu gospodarczego. „.....”Tureckie rezerwy złota wynoszą ok. 320 ton (wzrost o 337 proc. w ciągu 10 lat) i są np. trzy razy większe od podobnych rezerw naszego kraju. „....”Lotnisko w Stambule (w 2012 r. obsłużyło prawie 41 mln pasażerów) jest najszybciej rozwijającym się portem lotniczym w Europie, „.....”Turcja jest również jednym z krajów o najwyższym przyroście ludności. Mało kto zdaje sobie sprawę, że jeszcze w 1960 roku Polska liczyła ciut więcej obywateli (blisko 30 mln) niż ówczesna Republika Turecka, przeżywająca wtedy swój pierwszy powojenny przewrót polityczny. Ale już 15 lat później Polaków było o 35 mln, podczas gdy liczba Turków wzrosła do 40 milionów. Obecnie jest nas, jak wiadomo, niewiele ponad 38 mln, a uwzględniwszy migracje zagraniczne, mieszkańców Polski nawet ubywa, podczas gdy kraj nad Bosforem liczy już blisko 75 mln ludności „....”Turcy stanowią najliczniejsza grupę narodową mieszkającą w Niemczech). Rodzi to zresztą kolejne kontrowersje i niepewności związane z ewentualną akcesją Turcji do UE, gdyż w krótkim czasie mógłby to być najludniejszy kraj w Unii. Dodatkowym problemem jest fakt, że Turcja jest praktycznie w 100 proc. krajem islamskim. „.....”Turcja zaczyna coraz mocniej konkurować w eksporcie produktów rolniczych z krajami UE, wypierając razem z Chińczykami firmy europejskie z ich dotychczasowych największych rynków zbytu, np. z Rosji (dla przykładu: w ostatnim okresie Turcja wyeksportowała do Rosji trzy razy więcej pomidorów niż cała UE). „....”lokomotywą tureckiego eksportu jest właśnie ta gałąź przemysłu, a największe obroty przyniósł tureckim firmom motoryzacyjnym właśnie eksport samochodów „ „....(więcej)
Marek Cichocki „No właśnie, spójrzmy na Turcję, która jest poza Unią i tak pewnie zostanie. Spójrzmy na bilans korzyści.”....”Ja nie twierdzę, że popełniliśmy błąd, przystępując do Unii, ale pokazuję, że wstąpienie do niej niesie różne konsekwencje. W trzecim sektorze istnieje zjawisko zwane „grantozą": ludzie tam pracujący czują się tak pewnie, bo dostają granty, że już nie są w stanie zmobilizować się do myślenia, działania. Jedną z konsekwencji naszego wejścia do Unii da się porównać do tej grantozy – jeśli dostajemy strumień pieniędzy z Unii, to nie czujemy motywacji, by cokolwiek zrobić.”.....”Porównajmy: Turcja dziś to nieźle zorganizowane państwo, rzesze uczącej się, ogromnie zmotywowanej młodzieży, która chce coś zrobić i ma świetnie rozwijającą się gospodarkę opartą często na własnym kapitale, który nie boi się inwestować na przykład w edukację i zakłada uniwersytety.”.....A Polska? Niewątpliwie osiągnęliśmy wielki awans cywilizacyjny, ale nie dostrzegam w nas mobilizacji, determinacji, by samemu coś zrobić. Raczej widzę tendencję, by przystosować się i skorzystać z tego, co napływa z Brukseli.„...””Tamtej Unii już nie ma i w pewnych obszarach musimy sobie radzić sami. Widzimy to choćby w sprawach obronnych, troski o to, by Polska była w stanie bronić się przed hipotetycznym atakiem przez dwa tygodnie, bo jak się obronisz przez dwa tygodnie, to Zachód musi zacząć coś robić. „.....” bliższych nam spraw dobrym przykładem jest polityka energetyczna. Unia rozwija pakiet klimatyczny, który wprowadzony konsekwentnie w Polsce zniszczyłby naszą konkurencyjność. I musimy sobie radzić, choćby budując elektrownię atomową. Zdolność do jej wybudowania jest oznaką, że potrafimy mobilizować swoje siły i dajemy wyraźny sygnał, iż w tym obszarze decydujemy sami”......” Wywiad Roberta Mazurka z Markiem Cichockim „Coraz powszechniejsze, i to nie tylko w Polsce, ale i w społeczeństwach dużo bardziej sytych, jest przekonanie, że dzisiejsi 30-, 40-latkowie po prostu nie będą mieli żadnych emerytur. I nawet przyjmowane jest to z pewną pogodną rezygnacją.”...”O zjednoczenie Niemiec. Unia powstawała w wyniku równowagi sił między dwiema potęgami europejskimi – Niemcami i Francją. Teraz, gdy w środku kontynentu powstało 80-milionowe państwo z olbrzymim potencjałem gospodarczym, ta równowaga już nie istnieje.””....(więcej)
„Coraz bliżej nowego rządu u naszych zachodnich sąsiadów. Jak podają niemieckie media chadecy i socjaldemokraci doszli do porozumienia w sprawie traktatu koalicyjnego'.....”Po kilkunastu godzinach rozmów partie chadeckie i socjaldemokratyczna SPD, porozumiały się m.in w sprawie najbardziej spornej - płacy minimalnej. Zostanie ona wprowadzona od 2015 roku i będzie wynosiła 8,50 euro za godzinę. „....(źródło )
„...:Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz podczas rozmowy telefonicznej z prezydent Litwy Dalią Grybauskaitė powiedział, że decyzja o rezygnacji z umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską jest spowodowana licznymi groźbami i szantażem ze strony Rosji – podaje Baltic News Service. 
- Ukraina nie wytrzymała szantażu gospodarczego, który od kilku miesięcy prowadzi Kreml. Rosja groziła wprowadzić blokadę handlową dla firm ze wschodniej Ukrainy, gdzie skupia się największy przemysł krajowy i gdzie zatrudnione są setki tysięcy ludzi. Naraziłoby to Ukrainę na miliardowe straty – cytuje słowa ukraińskiego prezydenta agencja BNS, opierając się na wypowiedźi doradcy prezydent Litwy Iowita Nialiuszene. „...(źródło)
„Ukraina nadal prowadzi negocjacje na temat podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską - oznajmił premier Mykoła Azarow otwierając posiedzenie rządu w KijowieZ kolei prezydent Janukowycz zapewnił, że władza nie użyje siły do rozpędzenia manifestacji w Kijowie, o ile te zachowają pokojowy charakter.Odpowiedzialnie oświadczam, że proces negocjacji w sprawie podpisania umowy o stowarzyszeniu jest kontynuowany, prace na rzecz zbliżenia państwa do standardów europejskich nie zostały wstrzymane ani na jeden dzień”....”Chcę podkreślić, że celem trójstronnych negocjacji jest usunięcie rozbieżności i podpisanie umowy o stowarzyszeniu i o strefie wolnego handlu z UE na lepszych dla Ukrainy warunkach, aby nie straciła ona ani rynku rosyjskiego ani unijnego „....(źródło )
Przykład takich krajów stowarzyszonych jak Turcja, Izrael, czy Maroko pokazuje ,że stowarzyszenie z Unia przynosi korzyści i nie ma większego wpływu na sprawy wewnętrzne . Wojna handlowa Rosji z Ukrainą nie może trwać w nieskończoność . Niemcy pakują dziesiątki miliardów euro w Grecję, więc trudno uwierzyć ,że kwestia kilkunastu miliardów euro, które Unia mogłaby dać Ukrainie to jakiś problem Dla Niemiec stowarzyszenie , a później być może członkostwo w Unii to poważne zagrożenie. Niemcy liczą na to ,że skonsumują Polskę . Są jednak za aby zeuropeizować , czy tez zgermanizować połączone obszary Polski i Ukrainy . Polacy i Ukraińcy mówią zbliżonymi językami , posiadają szmat wspólnej historii , i są bliskie kulturowo , czego nie można powiedzieć o Polakach i Niemcach Sprawa komplikacji z podpisaniem umowy stowarzyszeniowej jest dosyć dziwna. Do końca nie wiadomo , czy Niemcy w ostatniej chwili nie zablokowałyby podpisania umowy . Nie wiemy też jaki uzgodnienia w tej sprawie zawarła Merkel z Putinem .Zaskoczone protestami na Ukrainie Niemcy praktycznie nie wsparły Ukrainy , nie mówiąc już o jednoznacznych deklaracjach , co do poparcia podpisania umowy, czy też znaczącego wsparcia finansowego dla Ukrainy Być może Janukowycz i oligarchia ukraińska celowo wywołali protesty , aby wymusić na europejskiej opinii publicznej poparcie stowarzyszenia Ukrainy z Unią. Wskazywałoby na to publiczne opowiadanie Janukowycza o szantażu Moskwy. Niemcy znajdują się teraz wa bardzo niezręcznej sytuacji. Jeśli to była tylko gra Janukowycza , to będą musiały wyrazić zgodę Oczywiście może być i tak ,że Niemcy chcą umyć ręce i nie narażać się opinii publicznej w Polsce i innych krajach Europy Środkowo Wschodniej o rękami Moskwy i Janukowycza nie dopuścić do powstania dużego słowiańskiego obszaru gospodarczego, jaki powoli budowałaby Ukraina i Polska. Naiwnością jest czynienie odpowiedzialnym za ewentualne niepodpisanie umowy Janukowycza . W tle jest nie tylko Putin, ale jego najwierniejszy sojusznik w Europie Merkel
video Polska, Ukraina - w Europie czy w jej przedsionku? Gościem krakowskiego Klubu Wtorkowego był dr Mykoła Riabczuk, ukraiński poeta, prozaik, krytyk literacki i publicysta. (Absolwent Politechnik Lwowskiej, Instytutu Literackiego im. M. Gorkiego w Moskwie, doktor teorii literatury. Jeden z założycieli opiniotwórczego czasopisma Krytyka, stypendysta i gościnny profesor kilku uniwersytetów amerykańskich) Spotkanie prowadził prof. Andrzej Nowak.
Adam Michnik doczekał się kolejnego potomka? Tak zdaje się sugerować „Super Express”, któremu udało się sfotografować naczelnego „Wyborczej” z dziecięcym wózkiem i młodszą kobietą. „....”Słyszeliśmy je m.in. z ust cotygodniowej felietonistki „GW”, wiedzącej co nieco o życiu szefa”. Nie do końca wierzyliśmy, tym bardziej że nie tak dawno plotkowano przecież też o bardzo złym stanie zdrowia redaktora „....(źródło )
Jadeitowy Królik leci na Księżyc „Jadeitowy Królik", bo tak nazywa się chiński łazik, ma wyruszyć już na początku grdnia. Ten potężny skok programu kosmicznego może jednak zaszkodzić nowej misji NASA „...”Chińska misja ma wystartować na początku grudnia, choć dokładnej daty nie podano. Nazwa została wybrana w internetowym głosowaniu i ponoć nawiązuje do chińskiego folkloru. Jadeitowy Królik ma poruszać się z prędkością 200 metrów na godzinę (rosyjskie Łunochody osiągały 5 km/h) i wspinać się na zbocza o nachyleniu do 30 stopni. Nieznane są bliższe szczegóły misji, jednak będzie to pierwsza od lat 70. księżycowa sonda, która będzie się poruszała po powierzchni. Ostatnia taka wyprawa to radziecki Łunochod 2, który trafił na Księżyc w 1973 roku i przejechał po nim 37 km. Jednak od 40 lat nic, co człowiek zbudował, po Srebrnym Globie nie jeździło.”....(źródło ) Marek Mojsiewicz

Zbankrutował fiskus! Ach, jak przyjemnie, chociaż oczywiście nieprzyjemnie, to znaczy - nie tyle może nieprzyjemnie, co niedobrze! Przyjemnie - bo jakże ma być inaczej, skoro w tak znakomity sposób potwierdza się moja ulubiona teoria spiskowa, według której punkt ciężkości władzy w naszym nieszczęśliwym kraju leży poza konstytucyjnymi organami państwa, a ci wszyscy Umiłowani Przywódcy, to tylko pionki - żałośni figuranci, których soldateska powystrugiwała z banana, żeby stworzyć sobie taki demokratyczny parawan, za osłona którego rabuje Polskę, aż miło? A znowu niedobrze - bo jakże ma być dobrze, skoro to prawda? I oto jeden z takich żałosnych figurantów nazwiskiem Tusk Donald, którego soldateska wystrugała z banan na premiera, opowiada duby smalone, jak to będzie „rekonstruował” rząd, jak on to sobie wszystko „przemyślał”, żeby stworzyć doskonały zespół - i tak dalej - że Polska powinna być z jego rządów zadowolona, słowem - bredzi, niczym Piekarski na mękach. Bo tak naprawdę to przecież cała Polska widziała, jak za rekonstrukcję jego rządu zabrała się soldateska za pośrednictwem niezależnej prokuratury, która dostała rozkaz ugotowania na wolnym ogniu ministra Nowaka. Gdyby było inaczej, to niezależna prokuratura nawet w gorączce by nie pomyślała o wszczęciu postępowania przeciwko ministru Nowaku z powodu zegarka. Tymczasem jeszcze nie ostygł fotel, w który pan minister Nowak w czasach dobrego fartu puszczał złote myśli, a już zamiar rejterady z rządu zgłosiła pani Barbara Kudrycka. Najwidoczniej przewąchała, że na tym etapie lepiej jej będzie pisać książki, niż ministrować. Skoro nawet ona już przewąchała, że lepiej wycofać się na z góry upatrzone pozycje, póki jeszcze można, to i premier Tusk Donald chyba też się zorientował, że złocą mu rogi, niczym w starożytnym Rzymie bykowi, co to miał być zaszlachtowany w ofierze dla Jowisza Największego i Najlepszego. Taki byk mógł sobie bógwico na swój temat i na temat swoich złotych rogów wyobrażać - oczywiście dopóty, dopóki nie zetknął się boleśnie z rzeczywistością. Więc kiedy tak premier Tusk Donald tokuje o swoich wspaniałych rządach, okazało się, że zbankrutował... fiskus! Z pisma dyrektora departamentu Administracji Podatkowej Ministerstwa Finansów Macieja Młodzikowskiego z dnia 5 listopada br. wynika, że izbom skarbowym w kraju zabrakło ponad 31 milionów złotych na tzw. płatności obligatoryjne. Ładny interes! Skoro bankrutują poborcy podatkowi, to cóż tu myśleć o całej reszcie bajzlu? Ponieważ izbom skarbowym brakuje na prąd i ogrzewanie, to pan dyrektor Młodzikowski zapowiada, że trzeba będzie polecieć po wynagrodzeniach urzędników . Ajajajajajajaj! Jeszcze w stanie wojennym Jerzy Urban buńczucznie deklarował, że „rząd się wyżywi” - ale widocznie od tamtych czasów soldateska zdążyła już wszystko rozkraść do gołej ziemi i teraz nie stać jej nawet na wyżywienie własnej sfory. Cóż tedy sądzić o panu premierze Tusku Donaldzie, tokującym niczym głuszec w momencie, gdy pan dyrektor Młodzikowski pisze takie pisma? Najprościej byłoby powiedzieć, że premier Tusk swoim zwyczajem kłamie. Czy jednak takie wyjaśnienie byłoby taktowne? Oczywiście, że by nie było, zatem musimy taktownie przyjąć, że pan premier Tusk nie kłamie. To znaczy oczywiście kłamie, jakże by inaczej - ale nie kłamie świadomie. Taktownie bowiem zakładamy, że pan premier Tusk po prostu nie wie, jaka jest prawdziwa sytuacja, bo zapewne do pełnej konfidencji nie jest przez soldateskę dopuszczany. Niby z jakiej racji, skoro został wystrugany z banana nie do rządzenia, tylko do bajerowania mikrocefali, zwanych inaczej lemingami? Toteż nie wie, jak jest i z czystym sumieniem może tokować, że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej, że kryzys się skończył i w ogóle - że Polska powinna być z jego rządów zadowolona. Obiektywnie jednak ten bajer nie ma nic wspólnego z prawdą, więc jest kłamstwem, tyle, że nieświadomym. Ale skoro nieświadomym, to znaczy, iż premier Tusk Donald jest tylko żałosnym figurantem, nakręcanym rano i wieczorem przez dyżurnego oficera. Quod erat demonstrandum. A tu jeszcze ta „rekonstrukcja”. O tym, co mamy o niej sądzić, poucza nas historia powołania pierwszego rządu premiera Tuska Donalda. Jak pamiętamy, Platforma miała wtedy „gabinet cieni”, to znaczy - grupę działaczy, którzy ostrzyli sobie tam zęby na poszczególne resorty. Ale kiedy przyszło do tworzenia rządu, okazało się, że tylko pan Drzewiecki, późniejszy „Miro” z afery hazardowej i pani Kopacz Ewa swoje resorty objęli, a pozostali kandydaci, albo musieli obejść się smakiem, albo na otarcie łez dostali zupełnie inne posady. I tak szefem resortu finansów miał być Zbigniew Chlebowski, ale Moce nastręczyły premieru Tusku brytyjskiego poddanego Jacka „Vincenta” Rostowskiego i „Zbycho” musiał potem z „Rychem” spotykać się na cmentarzu. Bogdan Zdrojewski miał być ministrem obrony, ale nie wiadomo skąd zjawił się psychiatra Bogdan Klich i pan Zdrojewski został przesunięty na odcinek kultury. Ministrem sprawiedliwości miała być Julia Pitera, ale skądciś zjawił się pan Zbigniew Ćwiąkalski i pani Piterze trzeba było na poczekaniu stworzyć jakieś operetkowe stanowisko, które nie wiadomo nawet, jak się dokładnie nazywało. I tak dalej. Warto podkreślić, że członkowie „gabinetu cieni” potulnie się na wszystko zgodzili i nawet Jan Maria Rokita, co to wycofał się wtedy z polityki w domowe zacisze, do dziś nie puścił pary z gęby, co właściwie się wtedy stało. Najwyraźniej to właśnie jest największa tajemnica państwowa III RP, a kto by ją zdradził - umrze podwójnie: ciałem i duszą. Ale co jeden człowiek chce zakryć, to drugi odkryje, „święte pieczęcie złamie, powyskrobuje”, zwłaszcza w sytuacji, gdy trzeba wiele zmienić, żeby wszystko pozostało po staremu. Stanisław Michalkiewicz

28/11/2013 20 miliardów dolarów - tyle musi zapłacić pani Julia Tymoszenko , żeby wyjść po trzech latach na wolność. Piękna Julia siedzi za malwersacje przy zawieraniu umowy na gaz z Rosją.. Nie jest to zgodne ze” standardami” europejskim, w myśl których polityk nie może trafić do więzienia, nawet jak przywłaszczył sobie miliardy dolarów.. Bardzo ciekawe” standardy”(????) Lewicowi politycy popierający Unię Europejską- jako państwa- muszą pozostać bezkarni.. Ciekawe jakie” standardy” dotyczą polityków tzw. eurosceptycznych.?. Ciekawe czy Unia się za nimi ujmie i jakie „ standardy” dotyczą właśnie takich polityków? Przeciwnicy Unii Europejskiej powinni pójść normalnie do pierdla- jak coś ukradli.. Nad nimi nie ma zmiłuj się.. Na szczęście tacy politycy nie decydują. na ogół o zakupie gazu..

U nas umowę gazową podpisywał jeszcze pan Waldemar Pawlak z Polskiego Stronnictwa Ludowego, jako wicepremier i szef Ministerstwa Gospodarki, jak najbardziej potrzebnego w gospodarce socjalnej niepotrzebnego biurokratycznej,, a niepotrzebnego w gospodarce wolnorynkowej, w której na nieszczęście- nie żyjemy. Ministerstwo Gospodarki przydaje się jak najbardziej ekologom-, żeby wejść po drabinie na jego dach i protestować przeciwko globalnemu ociepleniu.. Z dachu Ministerstwa Gospodarki, zarządzanego obecnie przez pana Janusza Piechocińskiego- bardzo dobrze widać zbliżające się globalne ocieplenie. Tym bardziej, że prawdopodobnie drabiny dostarczyła ekologom straż pożarna, której szefuje pan Waldemar Pawlak. Popatrzcie Państwo- jak to człowiek odtrącony pała chęcią zemsty za stracone stanowisko.?. Nawet dostarczy drabinę ekologom, żeby weszli na głowę panu Januszowi Piechocińskiemu. -po drabinie przez dach.. Bo rozmowy o pogodzie globalnego ocieplenia trwały na Stadionie Narodowym przez dwa tygodnie. Kosztowały nas podatników- 100 milionów złotych. Podczas rozmów nie potrzebne były drabiny.. Ale potrzebne były toalety, których dostatek jest w samym sercu Stadionu Narodowego- największej socjalistycznej inwestycji w stolicy, i największej w całej Polsce.. W końcu to dwa miliardy złotych żywej gotówki..(!!!!) I okazało się przy okazji, że toalet jest za mało.. Dobudowano więc jeszcze jedną na zewnątrz za sumę 5 milionów złotych.. Jak utopiono 2 miliardy- to jeszcze 5 milionów nie robi różnicy. Tym bardziej, że można tam wziąć sobie prysznic.. To znaczy- nie do domu.. Tak po prostu- obmyć się prysznicem.. Jest tam naprawdę pięknie- widziałem na zdjęciach w Internecie.. Po prostu” standardy” europejskie- nie to co zwykły Toy- Toy.. I nie wiem, czy są tam wanny- ja na przykład preferuje wannę ponad prysznicem.. Przy okazji można byłoby rozpętać dyskusję o wyższości prysznica nad wanną.. Na szczeblu sejmowym i w końcu coś sensownego ustalić większością głosów sejmowych.. A prysznice i umywalki będą znikać powoli- w końcu jest to własność „ wspólna”, czyli niczyja.. Każdemu” obywatelowi” coś się w tej materii należy- w końcu biurokracja warszawska postawiła tę toaletę za pieniądze wspólne. Platforma Obywatelska Unii Europejskiej i Rynków Finansowych stawia na stadionowe toalety zewnętrzne… Można byłoby w przyszłości- jak będą pieniądze, i skończy się „kryzys” wywołany przez rządzących, obudować toaletami po 5 milionów złotych Stadion Narodowy dookoła, żeby można skorzystać z ekskluzywnej toalety możliwie poręcznie. W każdym praktycznie miejscu, w końcu jak komuś się zachce skorzystać, nie będzie biegał z jednego końca Stadionu Narodowego- w drugi.? Bo po drodze może zgubić to co organizm chce wyrzucić natychmiast i zanieczyścić przy okazji Stadion Narodowy.. Toalet dla psów i innych milusińskich na razie nie ma, ale- kto w przyszłości wie! Jak sprawę zdominują ekolodzy zwierzęcy, którzy preferują zwierzę- ponad człowiekiem.. Oczywiście ponad wszystkim są ONI- panowie przyszłego ekologicznego świata, najlepiej świata bez ludzi- z mnóstwem ekologów pogańskich.. Niech się rozmnażają i czynią świat, no nie sobie poddanym, ale żeby świat uczynił ich swoimi sługami.. Będą sami na tym kiedyś Bożym Świecie, będą delektować się ciszą głuchej przyrody, nie zaludnionej przez ludzi.. Przynajmniej w socjalistycznej Europie Praw Człowieka i Demokracji, gdzie człowiek odchodzi w przeszłość.. Człowiek stworzony na wzór Pana Boga odchodzi w przeszłość.(????). A miało być tak ciasno, że ludzie mogli jedynie funkcjonować stojąc na jednej nodze.. Tak nas ekolodzy straszyli straszną wizją przeludnienia Europy.. Nawet w Rzymie- podczas negocjacji ludnościowych- określili ilu nas ma być w segmencie poszczególnych narodów.. Na Polskę przypadło 15 milionów zaludniających land Polska..

„ Jaś dlatego nosił szelki,

bo kapelusz miał za wielki,

a czapeczka była mała-

więc skarpetka opadała”

Mapa głodu oczywiście zawsze pokrywa się z mapą fałszywych ideologii. To jasne! Europa jest coraz bardziej socjalna i coraz bardziej biednieje, przejadając to, co kiedyś- w czasach kapitalizmu- wypracowała.. Socjalizm- ponad kapitalizmem.. Dzielenie- ponad mnożeniem.. Dokąd ma dotrzeć socjalna Europa oparta o dzielenie a nie mnożenie? Chyba do przepaści..! Ale tymczasem w Polsce, na przyszły rok rząd zapisał w budżecie 20 milionów złotych na ”wsparcie rozwoju i organizowanie dialogu i partnerstwa społecznego”(???) Nie mogę nigdy zrozumieć słów tej nowomowy. U Orwella było przynajmniej wiadomo ” Niewola- to wolność’- i było wiadomo, że jest odwrotnie.. A teraz- w obecnej nowomowie?„Rozwój i organizowanie dialogu i partnerstwa społecznego.”. Nie wiem czy chodzi o ględzenie podczas dialogu organizowanego społecznie, czy może o rozwój partnerstwa społecznego w kontekście dialogu, czy może o dialog rozwojowy podczas partnerstwa społecznego, a może o partnerstwo dialogu w rozwoju głodu organizowanego społecznie.. W każdym razie będzie wydane na ten cel 20 milionów złotych.. I o to chodzi! Za 20 milionów złotych sobie pogadać o niczym.. W Centrum Dialogu Społecznego organizowanego społecznie przez biurokrację społeczną i narodową na Stadionie Narodowym.. Kto jest tym partnerem społecznym organizującym rozwój partnerstwa i dialogu? Ci sami co wymyślili dialog i partnerstwo społeczne- pousiuadali po przeciwnych stronach tego samego stołu dialogowego i społecznego organizując go za 20 milionów.. Ale Piękna Julia będzie musiała oddać 20 miliardów dolarów(???) To ile ona zrobiła na podpisaniu tego gazowego kontraktu naprawdę? Może 50 miliardów dolarów?

„Jaś dlatego nosił szelki,

bo kapelusz miał za wielki,

a czapeczka była mała-

więc skarpetka opadała”.

Ręce opadają z tego wszystkiego.. No właśnie- dlaczego mówi się że ręce opadają..? A przecież mogą opadać i nogi.. Może opadać i głowa, mogą opadać ramiona., mogą opadać włosy..” Włosy opadają”- gdy prowadzi się dialog i partnerstwo społeczne w toalecie za 5 milionów złotych., nieprawdaż? A na pewno osuwa się zdrowy rozsądek.. W coraz większą czeluść.. I staje się ciemność…. WJR

Czy minister Szczurek został oddelegowany do rządu przez zagraniczny sektor finansowy?

1. Wczoraj prezydent Komorowski wręczył nominacje czterem nowym ministrom i wicepremier Bieńkowskiej, w tym także ministrowi finansów Mateuszowi Szczurkowi, którego ponoć polecił szefowi rządu, ustępujący minister Jan Vincent Rostowski. Został on wprawdzie przez premiera Tuska przedstawiony na konferencji prasowej jako jeden z najzdolniejszych ekonomistów młodego pokolenia, nie chcę więc podważać jego kwalifikacji, bo zwyczajnie nie znam człowieka ale w najwyższym stopniu zaniepokoił mnie jako obywatela i posła RP, sposób tej nominacji i jej przyszłe skutki. Żaden szanujący się kraj europejski, nie pozwoliłby sobie aby ministrem w jego rządzie został człowiek, który jednego dnia reprezentuje jako główny ekonomista dużą zagraniczną grupę bankowo-ubezpieczeniową (ING), a już drugiego, reprezentuje ten kraj jako szef resortu finansów. Mamy więc do czynienia z klasycznym konfliktem interesów. Ale widać, że takie „subtelności”, są obce ekipie Donalda Tuska, bo przecież wcześniej szefem resortu finansów został człowiek, który nie miał zameldowania w Polsce, a podatki płacił w Wielkiej Brytanii.

2. Ale ta poważna wątpliwość nie jest w tej sprawie niestety jedyna. Otóż w Sejmie mamy już rządowy projekt ustawy o zmianach w Otwartych Funduszach Emerytalnych (OFE), który wprawdzie uderza w interesy Powszechnych Towarzystw Emerytalnych (PTE) właścicieli OFE ale jak się okazuje, te ostatnie specjalnie w tej sprawie, nie protestują. Nie protestują, bo rządzący umieścili w tych zmianach, trzy istotne „bonusy”, bardzo korzystne dla towarzystw emerytalnych. Całość tego rządowego przedłożenia jak zapowiedział na konferencji prasowej, minister Szczurek popiera. Pierwszy to rezygnacja z tzw. minimalnej wymagalnej rocznej stopy zwrotu, która do tej pory była ważnym instrumentem ochrony interesów ubezpieczonych w OFE. Jeżeli jakiś Fundusz w danym roku takiej stopy nie osiągnął, dopłacić musiał jego właściciel czyli PTE. Teraz takiego bezpiecznika już nie będzie więc skutki ewentualnych strat obciążą samych ubezpieczonych, nie ulega więc wątpliwości, że to jeden z największych prezentów rządu (kosztem ubezpieczonych na rzecz Funduszy).

3. Drugi bonus na rzecz Funduszy, to rezygnacja z obniżenia tzw. opłaty za zarządzanie, pobieranej co miesiąc przez Fundusze od całości zgromadzonych aktywów. Wprawdzie w rządowym projekcie znajduje się zapis o obniżeniu o połowę prowizji od wpłacanej składki przez ubezpieczonych (z dotychczasowych 3,5% do 1,75%) ale to nie tutaj, są główne „frukta” OFE. Otóż to właśnie opłata za zarządzanie była głównym źródłem dochodów OFE i ich właścicieli, przy dotychczasowych aktywach Funduszy w wysokości około 300 mld zł wynosiła około 3 mld zł rocznie więc nawet po umorzeniu 150 mld zł aktywów obligacyjnych, będzie ona sięgała około 1,5 mld zł rocznie.

4. Wreszcie trzeci bonus, to możliwość inwestowania przez Fundusze za granicą (do tej pory ograniczona do 5% aktywów). Wprawdzie powiększenie możliwości inwestowania następuje na skutek rozstrzygnięcia Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu ale rządowa propozycja aby tą możliwość powiększyć aż do 30% aktywów, jest niewątpliwie kolejnym prezentem dla OFE i ich właścicieli w szczególności tych zagranicznych (a takich jest przecież w Polsce większość).

5. Skoro w tak ważnym momencie dla przyszłości OFE i ich właścicieli czyli PTE, którzy do tej pory zarobili na Polakach przynajmniej 18 mld zł i chcą zarabiać dalej, oddelegowuje się do polskiego rządu na stanowisko ministra finansów głównego ekonomistę zagranicznej grupy bankowo-ubezpieczeniowej, to zasadnym jest pytanie czyje interesy będzie on teraz reprezentował? Czy premier Tusk jest pewien, że nowy minister który w banku zarabiał przynajmniej 50 tysięcy złotych miesięcznie, a teraz najwyżej 12 tysięcy złotych miesięcznie, naprawdę będzie pilnował interesów Skarbu Państwa? Postawmy otwarte pytanie czy premier godząc się na takiego ministra finansów, nie ma żadnych wątpliwości, że może on „dwóm Panom służyć”, a jeżeli nawet jednemu to niekoniecznie musi to być polskie państwo?

Kuźmiuk

Czekamy na wyznania kochanka żony Tuska „Lawina życzeń dla Michnika „....”Już bez znaku zapytania i niepewności. "Super Express", a wraz z nim szereg polityków składa Adamowi Michnikowi życzenia z okazji narodzenia potomka. 67-letni redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" został przyłapany przez fotoreporterów tabloidu na spacerze z młodszą kobietą i dziecięcym wózkiem. „...”Niektórzy nie kryli zdziwienia, inni zazdrości. Przytoczmy kilka z małych gratulacyjnych depesz. „....”Widywałem Adama nie tak dawno w towarzystwie młodych kobiet, ale jest to dla mnie ogromna niespodzianka. Życzę młodemu człowiekowi wiele szczęścia i mniej zapracowanego oraz ideologizującego ojca - dodawał Jan Rulewski.A Magdalena Środa dodawała, że już zdążyła Michnikowi pogratulować osobiście. Liczy także, że wraz z Ryszardem Kaliszem będą orędownikami tzw. urlopów tacierzyńskich.”...(źródło )
Cezary Gmyz „ Jak ustaliło „Do Rzeczy”, porsche cayenne, którym jechał poseł i spowodował stłuczkę na rondzie Zesłańców Syberyjskich, należy do firmy olsztyńskiej bizneswoman Katarzyny Sztylc . Potwierdza to sam zainteresowany. – Od pewnego czasu jesteśmy parą – mówi „Do Rzeczy” poseł i były funkcjonariusz CBA. Samochód został wzięty w leasing. Jego wartość to 289 tys., a nie pół miliona – jak pisały media. „...”Sztylc i Kaczmarek poznali się dzięki partii. „....”Kaczmarek zanim zasiadł za kierownicą porsche, zwrócił się z zapytaniem do Biura Analiz Sejmowych, czy musi to wpisać do rejestru korzyści. – Wciąż czekam na odpowiedź w tej sprawie – mówi. „...(źródło )
Donald Tusk pamiętliwy jest - tak mówią zgodnie jego znajomi i wrogowie. Na własnej skórze przekonał się Wojciech Fułek, którego kiedyś coś łączyło z żoną obecnego premiera . Gdy przed trzema latami Fułek startował w wyborach na prezydenta Sopotu, Tusk wolał poprzeć bohatera skandalu z korupcją w tle Jacka Karnowskiego, niż dawnego przyjaciela Małgorzaty. „....”"Zakochałam się, tak po prostu, nie wiadomo kiedy. Znowu ktoś zwracał na mnie uwagę" – wspominała w książce „Między nami”. – "Co za gnojek. Co on ze mną robi. Całe życie mi spieprzył" – myślała wówczas o Donaldzie.Tabloidy natychmiast rzuciły na poszukiwania dawnego przyjaciela Małgorzaty Tuska. I szybko trafiły na jego trop. Tajemniczym mężczyznaą okazał się obecny samorządowiec z Sopotu – Wojciech Fułek, poeta i pisarz, działacz podziemia.Nie chcę rozmawiać o sprawach prywatnych – powiedział „Faktowi” pytany o dawne czasy”.....( źródło )
Czy żona Donalda Tuska, pozazdrościła Danucie Wałęsowej? Jedno jest pewne - ona również chwyciła za pióro i opowiedziała o swoich małżeńskich problemach. Co za gnojek. Co on ze mną robi. Całe życie mi spieprzył – pisze w swojej książce Małgorzata Tusk odnosząc się do miłosnej przygody, która omal nie zrujnowała ich małżeństwa. „....”Wtedy ktoś zwrócił na nią uwagę i zakochała się, a małżeństwo Tusków zawisło na włosku. Wszyscy oprócz Donalda wiedzieli co się dzieje. Dotarło do niego, dopiero, gdy Małgorzata postanowiła, że odchodzi i zabiera dziecko. „...(źródło )
Adam Michnik doczekał się kolejnego potomka? Tak zdaje się sugerować „Super Express”, któremu udało się sfotografować naczelnego „Wyborczej” z dziecięcym wózkiem i młodszą kobietą. „....”Słyszeliśmy je m.in. z ust cotygodniowej felietonistki „GW”, wiedzącej co nieco o życiu szefa”. Nie do końca wierzyliśmy, tym bardziej że nie tak dawno plotkowano przecież też o bardzo złym stanie zdrowia redaktora „...(więcej )
"Lech Wałęsa nie jest pewien, kto co na niego ma" - twierdzi Sławomir Cenckiewicz w rozmowie z Bogdanem Zalewskim. Autor książki "Wałęsa. Człowiek z teczki" ujawnia w rozmowie z dziennikarzem RMF FM, jak podążył tropem materiałów kompromitujących ex-prezydenta i byłego lidera "Solidarności". ...”Napisał pan, że Mieczysław Wachowski, wieloletni zaufany Lecha Wałęsy był w osiemdziesiątych latach, nazwę to łagodnie, "organizatorem potajemnych schadzek" lidera "Solidarności" z kobietami w hotelu Solec w Warszawie. Hotel był naszpikowany pluskwami i monitoringiem z kamer. Jakie pan ma na to dowody i po co pan w ogóle wyciąga takie sprawy na światło dzienne „...”Ten wątek nie jest zupełnie odkrywczy, nowatorski. Ta sprawa została opisana w dwóch bardzo dobrych książkach z 1993 roku "Kim pan jest, panie Wachowski?" i "Droga cienia" Ingi Rosińskiej i Pawła Rabieja”....”czy Lech Wałęsa a robił różnego typu skoki w bok, niemalże publiczne, tylko i wyłącznie z głupoty? Czy robił to wszystko z poczucia bezkarności, z poczucia tego, że ma jakieś wielkie wsparcie na szczytach władzy? I że nic mu nie zaszkodzi, nawet tego typu ekscesy, gdzieś tam po nocach w naszpikowanych techniką operacyjną hotelach. W tym kontekście ja do tego powracam i to opisuję, tym bardziej że pojawiają się różnego typu materiały, również te, które wywiózł na Zachód Wasilij Mitrochin”...”Słynne "Archiwum Mitrochina" „...”to pułkownik KGB, który w 1993 roku wyjechał na Zachód i wywiózł wielkie archiwum. Jest tam mowa o różnych kompromitujących materiałach o charakterze obyczajowym, dotyczących Lecha Wałęsy, którymi po prostu dysponowali obóz władzy w PRL i Moskwa. Mnie interesują te lejce, za które trzymano Wałęsę w momencie, kiedy on stawał się osobą niemalże symboliczną, ikoną "Solidarności" i przywódcą polskiego narodowego ruchu antykomunistycznego”. „...(więcej )
Adam Michnik „ Jesteśmy podzieleni. Wielka część naszych rodaków definiuje naszą sytuację jako katastrofę, ruinę ubekistan. Na to jest jedna rada cierpliwość. Cukier musi się rozpuścić. Cierpliwość to powinność patriotyczna „...”Cierpliwość oznacza, że metodami wojskowymi, pałkami się do niczego ludzi nie przekona. Trzeba wierzyć, że kropla drąży skałę „...(więcej )
Michnik jest mesjaszem politycznej poprawności w Polsce . I jego przewidywania ,że aby moralność, etyka, system wartości socjalistycznej politycznej poprawności stał się normą w Polsce , religią państwową Polaków wystarczy ...czas. Zona Tuska bezpruderyjnie pisze że zrobiła go rogaczem i nie ma poczucia winy, czy wstydu . W zasadzie opisuje swoją rodzinę , swoje małżeństwo z Tuskiem jako coś bezwartościowego , opresyjnego w stosunku do niej . Małgorzata nie ma poczucie ,że pisząc o tym jak zdradzała męża , jak przyprawiała mu rogi poniża go . Mało kto patrzy na Tuska jak na faceta, który zapewne z miłości do żony i aby zapewnić swojemu synowi rodzinę przełyka takie upokorzenie. Ostentacyjna niewierność żony zdemolowała jednak jego psychikę , w dużej mierze ukształtowała jego obecną chorą i patologiczna osobowość Etyka politycznej poprawności , cierpliwość Michnika w mieszaniu cukru zżera od środka również prawą stronę . Poseł Kaczmarek, podstarzały playboy ostentacyjne buduje swój wizerunek utrzymanka starszej już kobiety . Biedny materialnie przyjmuje prezent w użytkowanie, zabaweczkę jaką jest porsche I jak widzimy Cezary Gmyz nie widzi w byciu utrzymankiem nic zdrożnego . Sytuacja przypomina film Amerykański Żigolo .
Czy się różni 67 letni żenujący satyr Michnik od żony Tuska, , Kaczmarka , czy Wałęsy . Niczym wszyscy publicznie afiszują się ze swoją moralnością socjalistycznej politycznej poprawności Karnowski „” Bez niego Tusk nie zrobi kroku – mówi jeden z naszych informatorów.”…” W kuluarach Platformy krążyły dość wiarygodne opowieści o użyciu tak zwanego coacha, trenera psychologicznego, który pomógł Tuskowi poradzić sobie z klęską, praktycznie zbudował jego osobowość na nowo. Wtedy narodził się dzisiejszy premier – twardy, zewnętrznie odporny na krytykę, zazwyczaj rozluźniony, a kiedy trzeba – brutalny. A przede wszystkim, potrafiący te emocje w sobie wywoływać zależnie od potrzeb. Tego trenera miał przyprowadzić Tuskowi właśnie Ostachowicz. Więcej – kiedy trzeba, ma go przyprowadzać i dzisiaj. „....(więcej )
Wiktor Ferfecki „ Problemy z seksem na prawicy” ….„Afery obyczajowe są dla konserwatystów szczególnie trudne. I często źle rozgrywają je w mediach. „Józef Oleksy mówi, że na ostatnie afery obyczajowe na prawicy patrzy z zaniepokojeniem. Jego zdaniem prawdziwy wysyp spraw tego typu jest jednak dopiero przed nami. – Na razie to tylko incydenty. Nasilenie nadchodzi zazwyczaj przed wyborami „...”.młody poseł PiS Mariusz Antoni Kamiński. Gdy pod koniec lutego ogłosił, że się rozwodzi, od razu dodał, że to dla niego trudna decyzja, a cały majątek zostawia żonie. „....”To dalszy ciąg sprawy, którą opisał „Wprost". Zdaniem tygodnika „piękna i przebiegła" Ilona Klejnowska „omotała" Mariusza Łuszczka, byłego już pracownika Solidarnej Polski, by wydobywać od niego informacje. „.....”Artykuł o perypetiach uczuciowych Kurskiego chciał opublikować w styczniu tygodnik „Nie". Publikację zablokował adwokat europosła. Przyniosło to efekt odwrotny od zamierzonego. O sprawie napisały największe portale i trafiła ona na pierwszą stronę tabloidu „Fakt"......”Najbardziej znanym przykładem są kłopoty byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza, który w styczniu 2009 roku ogłosił, że rozstaje się z żoną.Choć próbował otwarcie opowiedzieć o zmianach w swoim życiu, zgubiły go entuzjastyczne wypowiedzi o nowej narzeczonej, w których trudno było dopatrzyć się skruchy z powodu rozwodu.”.....”Kilka miesięcy później udzielenia informacji o szczegółach swojej sprawy rozwodowej odmówił tabloidom poseł PSL Eugeniusz Kłopotek. „.....Sprawa zaczęła się od wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. Powiedział, że Dorn łamie reguły, wnioskując o zmniejszenie alimentów na rzecz dzieci z poprzedniego małżeństwa. Po stronie prezesa stanął Przemysław Gosiewski, jednak szybko się okazało, że sam nie jest przykładnym mężem i ojcem. – Coś we mnie pękło. Dłużej nie mogłam znieść tej hipokryzji – powiedziała „Super Expressowi" jego była żona Małgorzata Gosiewska, obecnie posłanka PiS. Zarzuciła mu, że nie interesuje się synem z pierwszego małżeństwa. Oświadczenie do mediów wysłała też żona Dorna.”.. „...(więcej )
Wieści z KosmosuKrzysztof Kowalski „ Górnicy Kosmosu „....”Gorączka złota lada chwila znowu wybuchnie. Ale tym razem na miarę XXI wieku – na żadnym z kontynentów, lecz w przestrzeni pozaziemskiej. „...”Według obliczeń dokonanych w Massachusetts Institute of Technology planetoida zbudowana z niklu i żelaza może mieć wartość rzędu 20 bilionów dolarów. „...”Deep Space Industries zamierza już w 2015 roku wysyłać małe sondy typu Fireflies, ważące 25 kg, których zadaniem będzie określanie, które asteroidy mogą być źródłem surowców. „...”Niewyobrażalne zasobyAstrofizycy z Uniwersytetu Wisconsin-Madison odkryli, że na Saturnie padają diamentowe deszcze, w jego atmosferze formują się diamenty średnicy jednego centymetra. Podobnie dzieje się na Jowiszu.Symulacja komputerowa dokonana przez specjalistów z California Speciality Engineering wskazuje, że także Neptun i Uran rodzą diamenty.”....”Takie są perspektywy kosmicznego górnictwa. Specjaliści z NASA studiują możliwość sprowadzenia „surowcowej" asteroidy na orbitę księżycową. Przewidują, że poradzą sobie z obiektem średnicy 7 metrów ważącym 500 ton. Manipulowanie asteroidą odbyłoby się za pomocą sondy wystrzelonej rakietą Atlas.Plan przewiduje włożenie asteroidy w pojemnik średnicy 10–15 metrów, połączenie go linami z sondą i holowanie w stronę Srebrnego Globu.Niewykluczone, że projekt tego rodzaju, szybciej i na większą skalę, zrealizują prywatne firmy. Do tego celu powołano Planetary Ressources”....”– Kosmiczne górnictwo nastawione będzie na pierwiastki niezbędne dla zaawansowanych technologii. Zapotrzebowanie na pierwiastek dysproz wzrośnie o 2600 proc., a na neodym o 700 proc. Ziemskie zasoby nie zaspokoją go, ratunkiem będzie kosmiczne górnictwo – wyjaśnia Peter Diamandis, współzałożyciel Planetary Ressources. „...”Druga amerykańska firma powołana do eksploatacji bogactw kosmosu to Deep Space Industries. „...”W 2016 roku rozpocznie się wysyłanie sond 32-kilogramowych. Będą zdolne do pobierania próbek i dostarczania ich na Ziemię. Trzeci etap to holowanie wybranych asteroid na orbitę Księżyca, tam pozyskiwanie z nich cennych surowców i dostarczanie ich do baz księżycowych, stacji kosmicznych, ziemskich fabryk.Według niezależnej prognozy opracowanej w Keck Institute for Space Studies technika i technologia niezbędne do takiej eksploatacji będą w pełni dostępne za 10 lat.”...(źródło ) Marek Mojsiewicz

Antypolonizm. Rozmowy Sommera z Michalkiewiczem o nienawiści wobec Polaków

Michalkiewicz Sommer

SOMMER: Kogo, Pańskim zdaniem, można zakwalifikować jako przedstawiciela antypolonizmu wśród Polaków? Takie zjawisko określa się z grecka mianem ojkofobii, co można też przetłumaczyć jako samonienawiść lub strach przed najbliższym otoczeniem. Można powiedzieć, że jest dość powszechne – przecież najbardziej zajadłymi wrogami Ameryki są niektórzy Amerykanie; istnieją Żydzi, którzy nienawidzą Izraela itd. Jak to jest u nas? MICHALKIEWICZ: Myślę, że dwa środowiska. Jedno to świadoma piąta kolumna, która uczestniczy w operacji doprowadzania mniej wartościowego narodu tubylczego do stanu bezbronności, by uczynić go tak zwanym „nawozem Historii”; a drugie to towarzystwo, które wprawdzie nie wie do końca, co czyni, ale obiektywnie wpisuje się w nurt antypolonizmu.

Pierwsze – to środowisko skupione wokół „Gazety Wyborczej” i tak zwanego salonu. Najtwardszym jądrem tej grupy są oczywiście polscy Żydzi, którzy w przypadku konfl iktu interesów polskiego i żydowskiego bez wahania stają w większości po właściwej, czyli żydowskiej stronie – a otaczają ich albo pożyteczni idioci, którzy naprawdę uważają, że te wszystkie propagandowe makagigi o „tolerancji” i że „wszyscy ludzie będą braćmi”, to prawdy, którym trzeba podporządkować wszystko – albo karierowicze, którzy wprawdzie w te makagigi nie wierzą, ale skwapliwie udają i odcinają od tego kupony. W tej drugiej grupie jest wielu duchownych, którzy próbują zrobić karierę na stręczeniu tubylczym katolikom tak zwanego judeochrześcijaństwa. To jest ta piąta kolumna świadoma – a żeby nie być gołosłownym, przypomnę o roli, jaką odegrało środowisko „Gazety Wyborczej” w lansowaniu Jana Tomasza Grossa, który w związku z projektowaną operacją „Jedwabne” został awansowany do rangi „historyka”, którym przecież nie jest, i to w dodatku od razu „światowej sławy”. Środowisko „GW” bardzo się przy nadymaniu Grossa napracowało – no a wydawnictwo „Znak” zarówno w 2001 roku, jak i potem, przy okazji książki „Strach”, urządziło Grossowi prawdziwy festiwal.

Drugie środowisko to tak zwane organizacje pozarządowe i rozmaici „artyści”-hochsztaplerzy. Część tych „organizacji pozarządowych”, które oczywiście są popodłączane do rozmaitych finansowych kurków, rządowych, unijnych i samorządowych, kolaboruje z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, która z kolei jest na kontrakcie z wiedeńską Agencją Praw Podstawowych – takim paneuropejskim gestapo, które monitoruje mniej wartościowe narody europejskie, czy się aby nie bisurmanią, ulegając ksenofobii, antysemityzmowi, rasizmowi lub homofobii. Helsińska Fundacja Praw Człowieka, nawiasem mówiąc, na żydowskiej finansowej kroplówce Jerzego Sorosa – ok. 3 mln dolarów rocznie – wygrała przetarg na usługi delatorskie dla Agencji Praw Podstawowych i w związku z tym monitoruje pod obstalowanym kątem nasz mniej wartościowy naród tubylczy – w czym pomagają jej wspomniane „organizacje pozarządowe”. Za pieniądze, które dostają tytułem „grantów”, muszą wykazywać się osiągnięciami, więc wykrywają antysemitów, ksenofobów, rasistów i homofobów pod każdym krzakiem. Im nie chodzi o to, by Polskę i Polaków szkalować; chcą tylko dostać łatwe pieniądze, żeby móc sobie na to konto wypić i zakąsić – ale rezultat jest taki, że świat otrzymuje sygnał, iż w Polsce dzieje się coś niepokojącego, co skłania opinię zagraniczną do przekonania, że Polaków nie wolno zostawić samopas, tylko trzeba poddać ich kurateli starszych i mądrzejszych, bo w przeciwnym razie ZNOWU zrobią coś okropnego. I wreszcie artyści-hochsztaplerzy. Jest taki np. w Lublinie, kieruje ośrodkiem „Brama Grodzka”, w ramach którego urządza od czasu do czasu jakieś żydowskie „łodirydi” – że to niby Żydzi ciągnęli w górę polską kulturę. Najwyraźniej to jednak za mało, bo od czasu do czasu ktoś go „napada” – na przykład wrzuca mu przez okno cegłę – ale koniecznie ze swastyką. Podejrzewam, że tę swastykę to już on sam na tej cegle wydrapuje i wrzuca sobie do domu, bo wtedy Żydzi w całego świata nim się interesują, niczym Watykan feldkuratem Ottonem Katzem. U nas chyba nie ma Polaków – wrogów narodu polskiego, bo u nas bardzo rzadko ktoś coś robi naprawdę, a szczerze mówiąc, prawie nigdy. Jest natomiast mnóstwo snobów, którzy o niczym innym nie marzą, tylko żeby uważano ich za cudzoziemców. Ale to żałosne figury, chociaż oczywiście często zostają celebrytami. I wreszcie niewielka grupka, która znęcona szmalcem, jaki na podstawie ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich przekazywany jest tymże gminom, dla miłego grosza udaje Żydów. Np. w Gdańsku są dwie gminy żydowskie, które oskarżają się nawzajem o fałszerstwo. Sam znam filuta, który nie tylko udaje Żyda, ale nawet wkręcił się do władz w jednej gminie.

SOMMER: Istnieje jednak grupa Polaków, która nie zajmuje się niczym innym jak tylko załamywaniem rąk nad wadami polskości. Oczywiście nie jest tak, że ta krytyka jest w całości bezpodstawna, niemniej niewątpliwie traktowanie Polski tylko i wyłącznie jako obiektu krytyki, niedostrzeganie, że mimo tych wszystkich prawdziwych i wydumanych wad polskość trwa, więc musi mieć jakąś siłę, może prowadzić do konkluzji, że w gruncie rzeczy dla tych ludzi najlepiej by było, gdyby Polska zniknęła, bo wtedy ten karykaturalny potworek zostanie zakopany do ziemi i nikt go nie będzie już więcej oglądał. Taka postawa wyziera na przykład z polskich filmów i jest chyba nawet czymś w rodzaju ideologii czy religii. I nie można powiedzieć, że robią to np. Żydzi. Oczywiście gdy jakiś lansowany wcześniej artysta wychodzi z tej postawy, to jest odrzucany. Taki przypadek zdarzył się na przykład pisarce Dorocie Masłowskiej, która była super, gdy opisywała Polskę jako kraj zdziczałych, zidiociałych skinów i lumpów, a gdy tylko dostrzegła w swej twórczości bardziej pozytywną część polskiej rzeczywistości, to od razu okazała się beztalenciem. Skąd się bierze ta ojkofobiczna postawa – bo to nie jest chyba tylko kwestia wiktu i opierunku? MICHALKIEWICZ: Myślę, że Żydzi mają emocjonalny stosunek do Polaków i jest to stosunek wrogi. Pisała o tym jeszcze w 1942 roku Zofia Kossak – nawiasem mówiąc, w apelu, by Polacy prześladowanym Żydom pomagali – ale jednocześnie zwróciła przenikliwie uwagę, że prześladowani przez Niemców Żydzi bardziej niż Niemców dlaczegoś nienawidzą Polaków. Nazwała to „tajemnicą duszy żydowskiej”, a trochę światła na tę tajemnicę rzucił Michał K. Pawlikowski, który w książce „Wojna i sezon” pisze tak: „Skąd więc ta ironia historii, że Żydzi na całym świecie zapominają o pogromach w carskiej Rosji, zdają się zapominać o strasznych zbrodniach niemieckich (z wyjątkiem może obywateli Izraela), ale dokładnie pamiętają o »pogromach« polskich? Odpowiedzi na to pytanie trzeba szukać w psychice nie żydowskiej, ale polskiej. W Polsce nie było geograficznej »linii osiedlenia«, która była hańbą Rosji carskiej. Nie było też, jak w carskiej Rosji, organizowanych przez władze pogromów. Ale Polacy mieli – a zapewne wciąż mają – jakiś antysemityzm mistyczny, jakąś mentalną »linię osiedlenia«, która ich niewidzialnie, lecz mocno odgradza od Żydów. (…) Nawet endek mógł z całego serca przyjaźnić się i ściskać z pojedynczym Żydem. Ale endek był wrogiem żydowskiego tłoku. I nie tylko endek”. Nawiasem mówiąc, Aleksander Sołżenicyn w książce „Dwieście lat razem”, poświęconej stosunkom rosyjsko-żydowskim, podważa pogląd, jakoby pogromy w Rosji były organizowane przez władze. Raczej zarzuca władzom nieudolność i inercję, a jeśli już – złą wolę – i to Ochranie, która uprawiała własną politykę, niekoniecznie uzgadniając ją z władzami, to znaczy z premierem czy cesarzem. Jeśli chodzi natomiast o Polaków, jak to Pan nazywa, „załamującymi ręce” nad wadami polskości, to podzieliłbym ich na dwie grupy. Pierwsi są autentycznie zatroskani tymi wadami i wytykają je po to, by się Polacy z nich otrząsnęli. Można powiedzieć, że „gryzą sercem”.

Druga grupa natomiast zajmuje się wyszydzaniem polskości, żeby na tym czarnym, przez siebie namalowanym tle lepiej zabłysnąć rzekomymi swymi zaletami. Takich snobów jest całkiem sporo – i właśnie oni tworzą tak zwany salon, który posłusznie podryguje, jak mu tam pan redaktor Michnik czy jeszcze lepiej – sam główny cadyk Rzeczypospolitej, czyli pan Aleksander Smolar, zagra. Warto pamiętać, że aprobata jednego, czy drugiego daje się natychmiast przełożyć na brzęczącą monetę a któż nie chciałby zarobić parę zło-tych i jeszcze zostać pochwalony za odwagę i nonkonformizm?

SOMMER: Ten antypolonizm wychodzi jednak na wierzch w dziwnych miejscach. Jak się na przykład przyjrzeć tzw. polskim instytutom kulturalnym za granicą, to można odnieść wrażenie, że oprócz promowania polskiej muzyki, zajmują się one lansowaniem postaw antypolskich. Polska prezentowana jest niemal wyłącznie jako jakaś karykatura, straszny kraj, który ma same grzechy na sumieniu. W efekcie więc Polakom zabierane są podatkowe pieniądze pod pretekstem tego, że trzeba promować Polskę czy polskość, a promuje się antypolonizm. Ja myślę, że w tym paradoksalnym działaniu tkwi jednak pewien logiczny mechanizm. Z jakichś tajemniczych powodów w polskiej władzy zawsze były silnie nadreprezentowane grupy skażone antypolonizmem – i to trwa od 1918 roku. Przecież przed wojną nigdy tak naprawdę nie doszli do władzy narodowcy czy inna prawica, podobnie po 1989 roku tego typu środowiska nigdy na serio do władzy nie doszły. Natomiast środowiska o charakterze polonofobicznym u tej władzy są permanentnie, więc promują swoją ideologię. Dlaczego tak się dzieje? MICHALKIEWICZ: No, to akurat stosunkowo najłatwiej wyjaśnić. Kiedy Radosław Sikorski w nagrodę za porzucenie Kaczyńskich i deklarację gotowości w dorzynaniu watahy został ministrem spraw zagranicznych, właśnie „GW” wyjaśniała, że nie ma obawy, bo bez względu na to, kto jest akurat ministrem, ministerstwem tak naprawdę kieruje ekipa skompletowana przez prof. Bronisława Geremka, który kierował się przy tym kryterium narodowościowym albo – jak kto woli – rasowym. Toteż nic dziwnego, że np. Ryszard Schnepf, ambasador RP w Waszyngtonie, za pieniądze ambasady zorganizował pokaz filmu „Pokłosie”, nakręconego w ramach wychodzenia naprzeciw żydowskiej polityce historycznej. A jeśli chodzi o przyczyny ogólniejsze, to wskazałbym przede wszystkim na przeprowadzoną w ramach systemowego przygotowania do transformacji ustrojowej selekcję kadrową w strukturach podziemnych, w następstwie której z tzw. strony społecznej, która z razwiedką pod kierownictwem generała Kiszczaka namawiała się co do podziału władzy nad mniej wartościowym narodem tubylczym, została wyeliminowana tzw. ekstrema. „Ekstrema” to był jeden z dwóch nurtów opozycji demokratycznej, nawiązujący do tradycji II RP i Armii Krajowej. Drugim nurtem była tzw. lewica laicka, czyli dawni stalinowcy w pierwszym albo drugim pokoleniu, którzy „ekstremę” pragnęli wyeliminować z trzech powodów. Po pierwsze dlatego, że między „ekstremą” a „lewicą laicką” istniało nieusuwalne napięcie, spowodowane pamięcią o tym, jak „lewica laicka” „ekstremę” w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku mordowała i prześladowała na wszelkie sposoby. Tedy dla podreperowania sobie reputacji płomiennych bojowników o wolność „lewica laicka” – w porozumieniu z razwiedką, która udzieliła tutaj dyskretnej pomocy – „ekstremę” wymanewrowała. Druga przyczyna polegała na tym, że wg „lewicy laickiej”, w której najtwardszym jądrem byli i są przecież Żydzi, w mrocznych zakamarkach duszy narodu polskiego drzemią straszliwe demony ksenofobii i antysemityzmu. Dlatego do spółki z komunistami, którzy może się tam i momentami antysemicko bisurmanili, ale do mniej wartościowego narodu tubylczego mają też stosunek przedmiotowy, trzeba było „ekstremę” wyeliminować z życia politycznego. I wreszcie powód trzeci: razwiedka wprawdzie traktowała „lewicę laicką” jak synów marnotrawnych, którzy pobłądzili, ale serca przecież cały czas mają prawidłowo, po lewej stronie – zaś do „ekstremy” nie miała najmniejszego zaufania więc jakże miała się z nią namawiać? I tak już zostało, a powtórkę mamy znowu. Kiedy w ubiegłym roku na Marszu Niepodległości ujawnił się polityczny Ruch Narodowy, zarówno komuna, jak i żydokomuna, czyli „lewica laicka” już w trzecim pokoleniu, proklamowały świętą wojnę z „faszyzmem”. Niech Pan zrozumie: jeśli razwiedka i żydokomuna zaakceptowały scenariusz rozbiorowy, w ramach którego na „polskim terytorium etnograficznym” władzę będzie sprawowała szlachta jerozolimska, która już przebiera nogami, nie mogąc doczekać się „odzyskania mienia żydowskiego” – to po co tu w tym akurat momencie jakiś „ruch narodowy”, wyrażający ambicje polityczne mniej wartościowego narodu tubylczego? Więc oskarżą ich o „faszyzm”, podczas gdy zarówno razwiedka, jak i „lewica laicka” to totalniacy – ci ostatni wprawdzie drapują się w wolnościowe kostiumy, ale co z tego, skoro spod nich wyglądają ubeckie cholewy? Faszyzm, owszem, zagraża Polsce, podobnie jak i innym krajom UE – ale właśnie z Brukseli. Faszyzm nie polega na tym, że ktoś nie lubi Żydów czy podnosi rękę w rzymskim pozdrowieniu – ale na przekonaniu, że państwu wszystko wolno. Twórca faszyzmu, Benito Mussolini, przedstawił formułę tej ideologii: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu!”.

SOMMER: Postawa antypolska wśród Polaków jest silnie skorelowana z ich antyklerykalizmem. Nawet ostatnio pojawiło się takie badanie, z którego wynika, że grupa Polaków deklarujących ateizm jest jednocześnie krytyczna wobec Kościoła i „polskiej tradycji”, cokolwiek by to miało znaczyć. A z kolei ludzie wierzący są znacznie bardziej narodowi i prawicowi. Czy nie sądzi Pan, że antyklerykalizm to jeden z wymiarów antypolonizmu wśród pewnych grup Polaków? MICHALKIEWICZ: Powiem tak: antyklerykalizm w Polsce ma co najmniej trzy oblicza. Pierwsze – to „antyklerykałowie” przedwojenni, którzy nie tyle byli antyklerykałami, co po prostu ateistami albo agnostykami – jak np. prof. Tadeusz Kotarbiński, nazywany przez Janusza Szpotańskiego „Teofobem Doro”. W ich przypadku ateizm czy agnostycyzm nie łączył się z postawą antypolską. Co najwyżej można przypisać im pewną lekkomyślność w postaci niedoceniania roli religii jako czynnika kształtującego i umacniającego więź narodową, co mogło być też skutkiem naiwności. Wspomniany prof. Kotarbiński na pytanie, dlaczego właściwie postępować etycznie i np. poświęcać się dla innego człowieka, zamiast go zjeść – jeśli Boga nie ma – odpowiadał, że tak dyktuje mu „serce”. Jak na filozofa to dość zabawne, nieprawdaż? Druga twarz antyklerykalizmu, to renegaci w postaci sowieckich kolaborantów, a szczególnie ubowców. Ponieważ jednym z warunków otrzymania „broni i władzy” („w Urzędzie dają broń i władzę, a wkoło kraj jak Zachód dziki!”) było zaparcie się Boga, no to się dla miłego grosza zapierali, a potem już angażowali się w to emocjonalnie, bo widok tych, którzy się nie zaparli, strasznie kłuł ich w oczy. Tu już możemy dopatrzyć się oblicza antypolskiego, bo ubowcy i partyjniacy zwalczali religię również, a może nawet przede wszystkim – bo jacy tam z torturantów filozofowie! – jako istotny składnik znienawidzonej polskości, którą trzebili, wykonując zadanie zlecone im przez sowieciarzy. No i wreszcie trzecie oblicze – snobizujących się półinteligentów. Ci durnie uważają, że ateizm jest trendy, że jeśli nie będą ostentacyjnymi ateistami i antyklerykałami, to mogą zostać posądzeni o „wiochę” i inne kompromitujące sprawy – więc robią, co mogą, by tego ryzyka uniknąć. Oczywiście świat – zwłaszcza ten mający u naszych prowincjonalnych, żeby nie powiedzieć: parafiańskich światowców reputację nowoczesnego i postępowego – wygląda całkiem inaczej. Na przykład moja własna córka po podróży do USA, a konkretnie do Los Angeles w wieku lat 15 czy 16 przekonała się, że Amerykanie – i to właśnie ci z Los Angeles, a więc chyba tak nowocześni, że już bardziej nie można – są bardzo religijni. Zatem świat wygląda całkiem inaczej, niż wyobrażają sobie rozmaite Kuby Wojewódzkie i ich kopulantki. Ci żałośni durnie ze snobizmu pragną, by uważano ich za cudzoziemców, więc demonstrują hurtową pogardę dla wszystkiego, co polskie, w tym również dla Kościoła i religii. Podobni są w tym do bohaterów satyrycznego wiersza rosyjskiego, w którym autor wykpiwał takich właśnie snobów w postaci Myszy i Szczura: Wsio nasze każetsa mnie sierym i abycznym, w związku z czym w swoich domach mieli różne zagraniczne rzeczy: Na cziom ty jesz i pjosz, na cziom sidisz, kuda ni glaniesz – wsio iz zagranicy! Miedzy innymi:

A etot nieżnyj puch dostali mnie wcziera; on afrikanskij, on ot Pielikana! – ale zarówno Mysz, jak i Szczur na co dzień odżywiali się chlebem i słoniną, więc autor puentuje: My znajem, jest’ jeszczio siemiejki, gdie nasze chajut i braniat, gdie s umilenijem gladiat na zagranicznyje naklejki – a sało russkoje jediat. Ci durnie też odżywiają się polskością, bez której zginęliby jak sól w ukropie, ale z powodu głupoty o tym nie wiedzą – co oczywiście ich nie usprawiedliwia.

SOMMER: Czy więc ostanie wzmożenie antyklerykalizmu, przybierające teraz na przykład formę „walki z pedofilią” wśród księży, nie jest też przypadkiem objawem umocnienia się antypolonizmu i przejściem do bardziej aktywnych jego form? MICHALKIEWICZ: To jest szersza sprawa, bo „walka z pedofilią” jest elementem walki z Kościołem katolickim w ogóle i ma na celu przedstawienie go jako szajki porażonych priapizmem szaleńców i hipokrytów. Animatorzy tej wojny, to znaczy Żydzi i socjaliści, każdy z trochę innych pobudek, liczą, że w ten sposób poderwą zaufanie katolickich mas do Kościoła i w ten sposób – jak to jeszcze w starożytności opowiadał Ezop, co już wspominaliśmy – pozbawią owce ochrony owczarków. Toteż współcześni animatorzy rewolucji komunistycznej wg recepty Antonio Gramsciego, realizując strategię marksizmu kulturowego, próbują oddzielić owce od owczarków, aby w ten sposób doprowadzić je do stanu psychicznej, a potem i fizycznej bezbronności, by je bez przeszkód eksploatować. To jest, jak powiadam, element szerszej batalii – batalii ze znienawidzoną cywilizacją łacińską, o której komuna śpiewa w swojej kultowej piosence, że „przeszłości ślad dłoń nasza zmiata”. Tym „śladem” jest właśnie łacińska cywilizacja, wspierająca się na trzech filarach: greckim stosunku do prawdy, zasadach prawa rzymskiego i etyce chrześcijańskiej, jako podstawie systemu prawnego. Ponieważ Polska należy do cywilizacji łacińskiej, to jest oczywiste, że walka z tą cywilizacją jest skierowana również przeciwko Polsce.

SOMMER: Jednak takiego nasilenia tego ataku jak ostatnio to chyba jeszcze nie było, zawłaszcza że opiera się to wszystko na wątłych podstawach. Szczególnie zaś zabawne jest, że tuż przed rozpętaniem tej nagonki, dosłownie trzy dni wcześniej, wizytował Polskę Roman Polański – z wiadomymi zarzutami i ponoć nawet na okoliczność tej wizyty dostał jakiś list żelazny, by go wpuszczono i wypuszczono bez gadania. To wszystko każe zastanowić się nad polskimi mediami, w jakim stopniu to właśnie media – i które – kreują antypolonizm? Jaki mają w tym interes? MICHALKIEWICZ: To nie media, Panie Tomaszu, tylko nasi okupanci, którzy swoim zwyczajem gotowi są służyć każdemu, kto tylko pozwoli im pasożytować na narodzie tubylczym. Soldateska za komuny służyła sowieciarzom i taki Jaruzelski gotów byłby nas wszystkich dla Breżniewa wymordować – ale kiedy okazało się, że sowieciarze wycofają się z Europy Środkowej, to bezpieczniacka swołocz natychmiast zaczęła się przewerbowywać na służbę do przyszłych sojuszników – bo jużci, domyślili się, że gdy Sowieci się wycofają, to nastąpi odwrócenie sojuszy. Poza tym w nowych warunkach ustrojowych znacznie więcej uwagi zwraca się na masowe nastroje, toteż bezpieka nie tylko potworzyła własne koncerny medialne (akurat mam proces sądowy na ten temat z TVN, więc wiem, co mówię), ale i powprowadzała do niezależnych mediów głównego nurtu tylu konfidentów, ilu tylko mogła. Jeśli więc media prowadzą jakąś kampanię, to nie z inicjatywy własnej – chociaż oczywiście w szczegółach jedne mogą trochę różnić się od innych – ale z inicjatywy soldateski, która zwąchała, że jak się przyłączy do komunistycznej rewolucji, to zostanie wynagrodzona nawet w sytuacji, kiedy na polskim terytorium etnicznym zostanie zainstalowana Judeopolonia. Wtedy też potrzebni będą tłumacze, pałkarze, torturanci – więc soldateska próbuje się podłączyć do spółdzielni i zasłużyć.

Podobieństwa między zamachem na Kennedy’ego a katastrofą smoleńską 22 listopada 1963 roku jako uczeń liceum w Bełżycach byłem w kinie w tamtejszym Domu Kultury. W pewnym momencie seans został przerwany, zapaliły się światła, a przed ekran wyszedł pan Zygmunt Watras, oficer AK pseudonim „Książę”, który po powrocie z Workuty przytulił się na posadzie kierownika kina w Bełżycach. Pan Watras podał wiadomość, że w Dallas w Teksasie zastrzelony został prezydent Stanów Zjednoczonych John Kennedy. Na widowni rozległ się szmer, po czym światła zgasły i film potoczył się dalej. 45 lat później, podróżując po Ameryce, trafiłem również do Dallas i dzięki uprzejmości pana Stanisława Futomy, który był tam moim gospodarzem, znalazłem się na Dealey Plaza, gdzie w 1963 roku dokonano zamachu. Jest tam wszystko pozaznaczane, łącznie z krzyżykiem na jezdni w miejscu, gdzie prezydenta Kennedy’ego ugodziła pierwsza kula. Miała ona zostać wystrzelona przez Lee Harveya Oswalda – komunistę, który nawet „wybrał wolność” w Związku Sowieckim, ale w końcu udało mu się wrócić do Ameryki. Oswald miał strzelać z okna stojącego nieopodal budynku, w którym wtedy mieściła się składnica książek. Budynek stoi nadal, a na jego ścianie wmurowana jest metalowa tablica pamiątkowa z napisem głoszącym, że z okna tego budynku Lee Harvey Oswald PRAWDOPODOBNIE strzelał do prezydenta Kennedy’ego. To słowo „prawdopodobnie” ktoś podkreślił metalowym rylcem. Najwyraźniej – podobnie zresztą jak i ja – musiał być zaskoczony, że niebywale energiczne i szalenie szeroko zakrojone śledztwo nie zdołało z całą pewnością ustalić nawet tego, czy Oswald strzelał, czy nie. Komisja Warrena po dziewięciu miesiącach drobiazgowego śledztwa, w trakcie którego przesłuchano setki świadków, obejrzano dziesiątki amatorskich filmów nakręconych przez ludzi stojących wzdłuż trasy przejazdu prezydenckiego samochodu i wykonano wiele eksperymentów, ustaliła, że Lee Harvey Oswald działał sam, podobnie jak sam działał Jack Ruby, który w dwa dni później, w biały dzień zastrzelił Oswalda w chwili, gdy ten był prowadzony przez uzbrojonych agentów FBI. Co prawda pełna dokumentacja raportu Komisji Warrena została utajniona do 2039 roku, więc ja pewnie już się z nią nie zapoznam, a jeżeli w ogóle wspominam o tym, to przede wszystkim ze względu na pewne podobieństwo między zamachem na prezydenta Kennedy’ego a katastrofą samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie, który 10 kwietnia 2010 roku runął na ziemię w okolicach lotniska Siewiernoje w Smoleńsku. Podobieństwo to nie dotyczy oczywiście okoliczności tamtego zamachu i tej katastrofy, bo te były zupełnie inne. Dotyczy ono reakcji niezależnych mediów głównego nurtu na próby ustalenia rzeczywistego przebiegu wydarzeń zarówno w Dallas, jak i w Smoleńsku. Bo niezależnie od Komisji Warrena, która swoje śledztwo zakończyła w roku 1964, prokurator Okręgowy Nowego Orleanu Jim Garrison w roku 1967 wszczął nowe śledztwo w tej sprawie. Według Garrisona, zamach na prezydenta Kennedy’ego był następstwem politycznego spisku, którego główną sprężyną była CIA. Twierdził on tedy, że Komisja Warrena od samego początku podążała fałszywym tropem, a Oswald został wyznaczony przez tajniaków na kozła ofiarnego i na wszelki wypadek zamordowany. Ale nawet nie podejrzenia amerykańskich tajnych służb o sprawstwo kierownicze zamachu na prezydenta Kennedy’ego i kierowanie śledztwa na fałszywy trop wskazywałyby na podobieństwo ze smoleńską katastrofą, tylko – jak wspomniałem – reakcja amerykańskich niezależnych mediów głównego nurtu na śledztwo prowadzone przez prokuratora Garrisona i na niego samego. Niepodobna nie zauważyć tego samego mechanizmu, jaki obecnie możemy zaobserwować w niezależnych mediach głównego nurtu w Polsce wobec zespołu posła Antoniego Macierewicza i wobec niego samego. Mechanizm i w jednym, i w drugim przypadku jest identyczny, podobnie jak i metody. Prokurator Garrison od samego początku stał się obiektem ośmieszającej kampanii propagandowej, a okoliczność, że wszystkie media biorące w niej udział drwiły z Garrisona nie tylko w tym samym czasie, ale i w identyczny sposób, wzbudzała i wzbudza podejrzenia, iż zarówno całą kampanią, jak i jej medialnymi wykonawcami kierowali tajniacy z CIA. Ponieważ wobec zespołu posła Macierewicza i wobec niego samego niezależne media głównego nurtu w Polsce prowadzą identyczną kampanię drwin, w ramach której w tym samym czasie kolportowane są identyczne szyderstwa, skłania to do podejrzeń, że – podobnie jak w latach sześćdziesiątych w USA – również teraz w Polsce całą tą kampanią, jak i jej medialnymi wykonawcami kierują tajniacy z… ano właśnie. Ja na przykład podejrzewam, że główną sprężyną są tajniacy z Wojskowych Służb Informacyjnych, których wprawdzie „nie ma”, bo we wrześniu 2006 roku zostały one z inicjatywy wspomnianego Antoniego Macierewicza rozwiązane – ale mimo rozwiązania funkcjonują sobie znakomicie na zasadzie życia po życiu na bazie swojej agentury, którą sobie już po transformacji ustrojowej skompletowały i która stanowi podstawowe narzędzie okupacji kraju przez soldateskę. Udział niezależnych mediów głównego nurtu w kampanii dyskredytowania zespołu Antoniego Macierewicza w Polsce – podobnie jak udział niezależnych mediów głównego nurtu w kampanii dyskredytowania prokuratora Garrisona w USA – pokazuje, że zarówno tam, jak i tutaj, a tutaj może nawet w stopniu jeszcze większym niż tam, niezależne media głównego nurtu naszpikowane są konfidentami tajnych służb – zarówno rozmaitymi „Stokrotkami” z ubeckich dynastii, jak i ambicjonerami wziętymi z ulicy, których ponadymano na autorytety medialne, a nawet moralne. Oczywiście w tych warunkach, kiedy zarówno w Ameryce, jak i w naszym nieszczęśliwym kraju za zacieranie śladów zabrali się pierwszorzędni fachowcy, zaś niezależne media zacierają nawet ślady po zatarciu, nie ma wielkich szans na poznanie rzeczywistego przebiegu wypadków – chyba że dopiero po odtajnieniu dokumentacji Komisji Warrena, co ma nastąpić dopiero w 2039 roku. Obawiam się, że nasi okupanci nie puszczą farby w sprawie katastrofy smoleńskiej nawet po stu latach, bo zapewne liczą, że nasz nieszczęśliwy kraj, niechby nawet z ramienia starszych i mądrzejszych, pod takim czy innym szyldem partyjnym będą okupowali, a jego obywateli eksploatowali i okradali znacznie, znacznie dłużej. SM

29/11/2013 20 listopada 2013 roku - w kolejną rocznicę swoich imienin, pan Janusz Korwin- Mikke wydał oświadczenie, które przytaczam Państwu w całości: „JE Donald Tusk usunął p. Jana Vincenta( ps. „Jacek Rostowski”) z funkcji ministra finansów. Zażądałem od Prokuratury, by niezwłocznie zatrzymała Go- przed jego przypuszczalnym wyjazdem do Wielkiej Brytanii, która nie wyda nam poddanego Królowej- w związku z podejrzeniem o popełnienie następujących przestępstw:

- próby obrabowania właścicieli kont we wszystkich OFE i zamiany obligacji na bliżej nieokreślone” zobowiązania państwa do wypłacania emerytur”. Obligacje w OFE opiewały na określone kwoty pieniężne- zobowiązania mogą być dowolnie zmieniane, wiek emerytalny podnoszony, stawki emerytur powiększane lub( co znacznie bardziej realne) zmniejszane:

- inspirację do obrabowania niemal wszystkich obywateli poprzez zmianę umowy międzypokoleniowej, która przewidywała emerytury w wieku 65( dla kobiet: 60) lat Ponieważ chodzi o przestępstwa na wielką skalę, a podejrzany z pewnością będzie chciał zacierać ślady przestępstw i szukał schronienia za granicą- nieodzowne jest natychmiastowe zatrzymanie ww. Janusz Korwin- Mikke Prezes Kongresu Nowej Prawicy” W jakich mediach poszła informacja o tym oświadczeniu? Wszak jest to sprawa wagi państwowej.. Rabunek milionów ludzi z ich oszczędności- co prawda przymusowych , rabunku narzuconego przez socjalistyczne państwo demokratyczne i prawne- ale jednak oszczędności. I mimo, że Trybunał Konstytucyjny stwierdził większością demokratycznych głosów, że Polacy nie są właścicielami pieniędzy zebranych w OFE i ZUS(???) Widzicie Państwo, że większością można wszystko- nawet uchwalić demokratycznie, że pieniądze „obywateli” nie są już ich pieniędzmi- są własnością państwa.. Co prawda jest to postępowanie logicznie wobec niewolników demokratycznego państwa prawnego: niewolnik państwa nie może być z definicji właścicielem czegokolwiek, w tym swoich dzieci, którym Platforma Obywatelska Unii Europejskiej i Rynków Finansowych i Zakazu Dawania Klapsów- uniemożliwiła dawanie klapsów nie swoim dzieciom(!!!). Jedyną receptą na powrót do normalności, jest zlikwidowanie statusu niewolnika- człowieka żyjącego w demokratycznym państwie prawnym, będącym nowoczesną formą okupacji ciała i duszy człowieka , żyjącego w oparach demokratycznego absurdu- demokratycznego państwa totalitarnego.. Nadzorcy wyłącznie wymienią się miejscami pomiędzy sobą, żeby nam jeszcze bardziej dopiec i zniewolić..( vide” rekonstrukcja rządu). Trzeba zlikwidować niewolnictwo, a nie wymieniać nadzorców.. Tak jak w tym powiedzeniu pana Janusza: trzeba zabrać koryto, a nie wymieniać świnie przy korycie.. Cały czas się dziwię, że demokratyczne państwo prawne nie upaństwowiło wszelkich oszczędności” obywateli”- wszak niewolnik nie powinien mieć prawa do czegokolwiek, w tym do swojej własności.. Wszystko w ustroju niewolniczym jest własnością państwa. Ile dobrego , demokratyczne państwo prawne mogłoby zrobić dla siebie, gdyby skonfiskować oszczędności niewolników- obywateli komunistycznego państwa prawnego? Komuniści zawsze nienawidzili własności człowieka- własność daje jakąkolwiek wolność, a wolność jest zbyt cenną rzeczą- jak twierdził Lenin- i należy ją reglamentować.. Własność, wolność i rodzinę należy zlikwidować.. Nareszcie ideał Lenina zostanie spełniony- tylko innymi metodami.. Lenin mordował i grabił, obecni leniniści robią to pokojowo.. Ale cel jest ten sam! Tym bardziej, że cel uświęca środki.- według towarzysza Lenina.. Ideał likwidacji własności, wolności i rodziny- jest nadrzędny wobec świetlanej przyszłości, którą nam gotują komuno- socjaliści.. Tym bardziej socjalistyczny rząd po liftingu.. Socjalizm to redystrybucja dochodu, ograniczenia własności, nadrzędna rola państwa wobec człowieka- obywatela przywiązanego mocnym więzami do państwa w postaci przepisów. Jak twierdził jeden z komuno- socjalistów” bydło należy trzymać na mocnym łańcuchu”- miał na myśli ludzi.. Tak wszelcy socjaliści traktują ludzi- Dzieci Boże. Nie inaczej traktują nas obecni- współcześni socjaliści… Socjaliści ze swojej natury są wrogami wolności człowieka, jego własności- wiążącej się ściśle z wolnością, i jego tradycją, w której został wychowany.. Bóg, człowiek, tradycja, rodzina- to wrogowie utopijnych koncepcji socjalizmu biurokratycznego.. Nie przypadkowo socjaliści systematycznie rozbudowują biurokrację. Więcej nadzorców- większe niewolnictwo.. Żeby człowieka zgnoić do reszty.. I ta ciągła i niespożyta walką z cywilizacją łacińską opartą o wolność i własność człowieka.. Czy było do pomyślenia nawet w poprzedniej komunie, żeby oskarżać szpital w Szczecinie, aby ten wypłacił 90 000 złotych odszkodowania, za to, że ksiądz przez niedopatrzenie i pomyłkę udzielił umierającemu ostatniego namaszczenia, a umierający nie przynależał do Kościoła Powszechnego? Już znalazł się usłużny prawnik, który zajmie się wyciąganiem pieniędzy ze szpitala, czyli z naszych kieszeni, bo państwowe szpitale są potwornie zadłużone, jak wszystko w socjalizmie biurokratycznym.. Każda okazja jest dobra, żeby dołożyć Kościołowi.. Za spowiedź, bez zgody rodziny- powinno być publiczne wieszanie księży.. Jak podczas tzw. Rewolucji Francuskiej.. Przydałaby się też Konstytucja Cywilna Kleru.. Największym złem jest oczywiście Kościół. Bo nie ustrój, który fundują nam wrogowie naszej wolności, dla których nie powinno być wolności- jako wrogów wolności.. Pan minister Jacek Vincent Rostowski zadłużył nas na 341 miliardów dolarów(???). Taki miał widocznie rozkaz.. Spotykał się w gronie Bilderberg Grup i coś tam ustalał, sprawy niewidoczne dla oczu dziennikarzy.. I taki człowiek przez wiele lat zaczaił się przy kasie polskiego państwa, co prawda demokratycznego i prawnego, ale jednak państwa.. Moim zdaniem, był wtyczką międzynarodowych gremiów, które zajmowały się wyciąganiem z Polaków pieniędzy.. I nie tylko z Polaków- na razie pani Wiktor Orban na Węgrzech zrobił z tymi nygusami porządek.. Spłacił co się należało- i wynocha. Te wszystkie Międzynarodowe Fundusze Walutowe żyjące z odsetek.. Polska nie potrzebuje pożyczać pieniędzy- Polska pieniądze ma, ale w większości są marnowane.. Gdyby nie te upusty gotówki- nie byłoby długów.. Długi generują międzynarodowe gremia przy pomocy pomocników tubylczych., którzy nagrywają napad na nas.. Współuczestniczą w rabunku.. Czy Państwo myślicie, że pan Szczurek będzie inny? Gdyby miał być inny- nie znalazłby się w tym wrogim nam rządzie- to chyba jasne! Jak się wchodzi między wrony, trzeba krakać jak i ony, nieprawdaż? WJR

Profesor Modzelewski miał rację

1. Ponad 2 miesiące temu weszły w życie zmiany w ustawach o podatku VAT i ordynacji podatkowej, wprowadzające tzw. odwrócony VAT i solidarną odpowiedzialność dostawcy ale i nabywcy w zakresie podatku VAT przy obrotach paliwami. Podczas debaty nad tymi propozycjami rządu Tuska na komisji finansów publicznych, przedstawiałem argumenty zawarte w ekspertyzie sporządzonej na tę okoliczność przez profesora Witolda Modzelewskiego (zresztą twórcę podatku VAT w Polsce), który twierdził, że proponowane rozwiązania, nie tylko nie przyniosą dodatkowych dochodów budżetowych z tytułu podatku VAT, a wręcz mogą je uszczuplić. Wczorajsze wydanie „Pulsu biznesu” potwierdza tę tezę, po dwóch miesiącach obowiązywania zmian, nie ma pozytywnych rezultatów ani w postaci dodatkowych wpływów z podatku VAT, czy też wzrostu sprzedaży paliw na stacjach benzynowych.

2.Przypomnę tylko, że rządowa koncepcja walki z wyłudzeniami przedstawiona przez resort finansów we wspomnianym projekcie ustawy, była dwutorowa. Z jednej strony było to wprowadzenie odwróconego VAT (płaci nabywca, a nie dostawca) przy obrocie 24 grupami towarowymi wyrobów metalowych, na co pozwala stosowna dyrektywa unijna (na podstawie tej dyrektywy 2 lata temu minister finansów wprowadził odwrócony VAT w transakcjach obrotu złomem co jego zdaniem wyeliminowało wyłudzenia VAT w tym obrocie). Z drugiej natomiast była to tzw. solidarność podatkowa (odpowiedzialność nabywcy za nieodprowadzony VAT sprzedawcy) dla tzw. towarów wrażliwych zawartych w załączniku nr 13 (9 grup towarowych wyrobów metalowych, paliwa i nieobrobione złoto).

3. Pierwsze rozwiązanie wydawało się być do przyjęcia do momentu kiedy do Sejmu wpłynęła wspomniana ekspertyza prof. Modzelewskiego, drugie natomiast już od początku ze względu na daleko idącą uznaniowość pozostawioną urzędnikom skarbowym, którzy w tych sprawach będą decydowali, budziło nasz sprzeciw. Otóż odpowiedzialność nabywcy za zobowiązania podatkowe dostawcy zgodnie z zapisami ustawy, miała występować wówczas kiedy wartość nabywanych towarów wrażliwych od jednego dostawcy miesięcznie przekroczy wartość 50 tys. zł netto oraz kiedy w momencie dostawy towarów podatnik wiedział lub miał uzasadnione podstawy do tego aby przypuszczać, że kwota podatku VAT przypadająca na tę transakcję, nie zostanie wpłacona przez dostawcę na rachunek urzędu skarbowego.

I właśnie ten zapis jak twierdził prof. Modzelewski, może być podstawą do przerzucania odpowiedzialności podatkowej na dowolnie wybrane przez urzędników skarbowych podmioty gospodarcze. Niestety nie udało się tych zapisów poprawić, żeby tę uznaniowość ograniczyć.

4. Jeżeli chodzi o odwrócony VAT, to profesor Modzelewski w swojej ekspertyzie napisał, że zaproponowane przez rząd rozwiązania nie tylko nie doprowadzą do uszczelnienia systemu poboru tego podatku ale wręcz spowodują jego ubytek o kolejne 6 mld zł i to tylko w II półroczu tego roku. Zdaniem profesora zmiany w podatku VAT przeprowadzone przez rząd Platformy i PSL-u w poprzedniej kadencji, a także zmiany właśnie wprowadzone, doprowadziły do kompletnego rozszczelnienia poboru tego podatku. Na potwierdzenie tej tezy szef Instytutu Studiów Podatkowych, przytoczył dane wg. których wydajność podatku VAT w warunkach roku 2012 powinna pozwolić na osiągnięcie aż 140 mld zł dochodów budżetowych, a osiągnięto około 120 mld zł, a na koniec tego roku zdaniem profesora mogą wynieść one tylko około 110 mld zł. Te miażdżące dane niestety nie spowodowały żadnej refleksji większości koalicyjnej Platformy i PSL-u w komisji, na jej posiedzenie nie zaproszono prof. Modzelewskiego w celu choćby wysłuchania jego argumentów i ustawa w kształcie zaproponowanym przez rząd, została uchwalona przez większość koalicyjną Platforma-PSL. Teraz dowiadujemy się, że nie przyniosła ona przynajmniej na razie dodatkowych dochodów budżetowych, a za jakiś czas pewnie się dowiemy, że urzędy skarbowe egzekwując wspomnianą solidarność podatkową w zakresie VAT, „wykończyły” trochę polskich firm. Kuźmiuk

Opera żebracza O łapówkarstwie rozpowszechnionym przy "cyfryzacji" państwa CBA dowiedziało się w roku 2009. Ale zaraz potem Tusk je "odzyskał" i obsadził swoimi ludźmi, więc Biuro badało sprawę bardzo, bardzo długo. Badało i badało, i badałoby ją tak nadal, do przysłowiowej śmierci usmarowanej, tak jak bada bez końca wiele innych afer korupcyjnych, gdyby nie odezwała się instancja, której rząd suwerennej III RP podskoczyć się nie waży: Unia Europejska. Komisja Europejska oznajmiła, badając kwity z polskich ministerstw, że korupcja przekroczyła u nas poziom, który Unia jest w stanie tolerować, wstrzymała fundusze na cyfryzację i zobowiązała Polskę do "zlikwidowania nieprawidłowości". Wtedy - kto pamięta? - podniósł się straszny krzyk i stało się jasne, że ktoś, mówiąc dosadnie, musi beknąć. Kto, tego Bruksela nie przesądzała - ona nie zajmuje się działalnością śledczą, a jedynie tym, co widać w ogólnym rozliczeniu. Sądzę, że od tego czasu trwała intensywna krzątanina, mająca na celu odpalenie afery w sposób możliwie najlepiej kontrolowany i ukierunkowanie siły eksplozji tak, aby wysadziła tylko wybranego kozła ofiarnego. Dziś nie ma już wątpliwości, że tym kozłem ofiarnym ma być polityczny patron Witolda D., Grzegorz Schetyna. Nie żebym go żałował, ale robić z niego jedynego cwaniaczka w rządzącej sitwie to naprawdę niezasłużone deprecjonowanie pozostałych, w końcu, jak widać, jeszcze cwańszych, skoro potężny niegdyś Schetyna dziś ledwie zipie. Plan, jak się zdaje, jest taki, żeby punktowo wyczyścić sprawę w cyfryzacji, postraszyć cwaniaczków w innych resortach, by żądali mniej i brali bardziej dyskretnie, wykazać się w Brukseli, tutaj pozamiatać, i dzięki temu wszystkiemu pozostać. Ot, powtórka z afery hazardowej na wiele większą skalę. Silnym atutem w ręku Tuska są wciąż zdyscyplinowane media rządowego agit-propu. Popatrzcie, z jakim poświęceniem przekonuje on od paru dni, że zatrzymania przez CBA i zarzuty zagrożone wieloletnim więzieniem to pikuś, a jedyną godną naszej uwagi aferą jest niezapłacenie przez posła PiS podatku od prywatnej pożyczki. No i jak intensywnie zajmują naszą uwagę "nowym otwarciem" i oblewaną tonami lukru nową-starą twarzą rządu. Zasłonięcie się przez Tuska panią Bieńkowską jest zrozumiałe, zważywszy, że jest to jedyny minister, który przez 6 lat nie zanotował spektakularnej wpadki. Umie zbilansować lewą kolumnę z prawą, wypełnić unijne kwestionariusze tak, by nie wróciły do poprawek, i to jest uważane za ogromny sukces (bo jeśli mierzyć skuteczność "rozwoju regionalnego" pytaniem, czy rzeczywiście unijne fundusze zostały wydane w sposób zmniejszający rozziew pomiędzy "Polską A" i "Polską B", już tak różowo nie jest). Ale zastawienie się Bieńkowską ma także ten dodatkowy sens, że jest ona dysponentem ogromnych jak na polski rynek reklamowy pieniędzy na "promocję UE" - milionów euro, które dystrybuuje pomiędzy wierne władzy stacje i tytuły. Symboliczny był numer "Gazety Wyborczej" pełen zachwytów nad nową wicepremier, uzupełniony reklamową wkładką, w której jej resort wykupił co najmniej 14 z 20 stron. Gdybyśmy od przedstawicieli samej "Agory" nie wiedzieli, że w spółce tej (wykazującej za pierwsze 3 kwartały 2013 r. straty 11 mln złotych) istnieje "chiński mur" pomiędzy działem reklamowym a redakcją, moglibyśmy sobie coś pomyśleć. Zwłaszcza w kontekście nie tak dawnego artykułu Jerzego Baczyńskiego, w którym naczelny "Polityki" dał był wyraz irytacji sposobem wymuszania przez resort pani Bieńkowskiej określonych treści w zamian za transferowane do mediów europieniądze. Możliwe, że dziś Baczyński pluje sobie za ten tekst w brodę, widząc, kto i gdzie się nań powołuje, ale fakt faktem, że "Polityka", o ile mi wiadomo, pozostaje wciąż (mimo współzaangażowania w finansową katastrofę, jaką jest Tok FM) na plusie, w przeciwieństwie do wspomnianej "Agory" czy TVN, które na sprzedaży tuskowej wazeliny wychodzą już jak przysłowiowy Zabłocki na mydle. Wszystkie nadzieje utrzymania się przy władzy przez obecną szajkę opierają się więc na założeniu, że media zdołają wystarczającą część społeczeństwa utrzymać w stanie otępienia i ogłuszenia, w którym akceptuje ono argument "jesteśmy, jacy jesteśmy, rządzimy, jak rządzimy, ale i tak lepiej my niż PiS, który Polskę podpali". Wierne kadry nie zawodzą - wystarczy popatrzeć, w jakim szale uwijają się z zachwalaniem "zrekonstruowanego" rządu Lis, Paradowska, Kuźniar i inne "pluszaki". A jednak efekt jest jakby marniejszy. Kolejne próby rozpętania wojny smoleńskiej - "przecieki" z prokuratury na ekspertów Macierewicza, prowokacje z bydgoskim mostem czy zawieszeniem Rońdy - najwyraźniej nie dają rezultatów. Ba, PiS wręcz zmienił narrację, prezes wymawia się na spotkaniach od pytań o przyczyny tragedii formułą "dopiero gdy zdobędziemy władzę, będzie można to wyjaśnić", a Antoni Macierewicz oburza się na "tefałenowskie kłamstwa" jakoby kiedykolwiek mówił o zamachu. "Rekonstrukcja" też okazała się śmiechu warta, nie udało się nawet ukryć, że nowi ministrowie propozycję objęcia resortów dostali w przeddzień jej ogłoszenia, i nawet najbardziej zajadli chwalcy Tuska nie są w stanie wyjaśnić, dlaczego Jacek Rostowski, do poniedziałku genialny, ceniony na świecie i stanowczo - o czym premier gniewnie zapewniał aż dwukrotnie - nie do zastąpienia, we wtorek okazał się jednak niegodnym. Przede wszystkim klapą okazał się wybrany przez Tuska generalny "kurs na lewo". Tu, muszę przyznać, myliłem się - sądziłem, że przedwcześnie deklarując się jednoznacznie jako przyszły koalicjant PO, Leszek Miller dokonał klasycznego "zaszycia się w worku z trupem", tymczasem, jak na razie, zbliżenie tych partii otworzyło przepływ elektoratu z PO do SLD - niebawem SLD zajmie w sondażach drugie miejsce za PiS. Rację miał więc Roman Giertych, wieszczący, że umizgi do lewicy partię Tuska w oczach wciąż raczej tradycjonalistycznego polskiego społeczeństwa wykończą. I oby spełniła się i druga część tej przepowiedni byłego szefa LPR. Jak mówił Marek Kochan, pijar jest jak pudrowanie twarzy. Żeby był w ogóle możliwy, trzeba mieć twarz do upudrowania - w powietrzu mejkap nie zawiśnie. Rządowa propaganda wciąż jest potężna, wciąż pracuje na pełnych obrotach, wciąż tumani i straszy "smoleńskimi podpalaczami" i "brunatnym zagrożeniem", ale przypomina to końcówkę lat osiemdziesiątych, kiedy nawet najbardziej skomuszałe komuchy nie umiały nawet siebie samych, we własnym gronie, przekonać, że ich władza ma jeszcze jakąś przyszłość i cokolwiek pozytywnego może zrobić. Jeśli wyciśniemy całe "rekonstrukcyjne" ględzenie, całą "konwencję programową" PO i przemowy Tuska wymachującego kartkami, na których jakoby zapisany miał "konkretny strategiczny plan", to co zostanie? Obietnica pieniędzy z Unii. "Trzysta miliardów", "nawet więcej niż się spodziewaliśmy", to już właściwie jedyna obietnica, jedyny przedmiot owego "konkretnego planu", w którym oczywiście nie ma żadnego konkretu, tylko same ogólniki i chciejstwo. Uzyskanie pieniędzy z Europy i festiwal ich wydawania - na tym się zamknął horyzont III RP. Kto chce, niech śni dalej. Trzysta miliardów rozłożone na pięć lat to zaledwie kilka procent polskiego PKB. A te trzysta miliardów to przecież na razie obietnica, a nie konkretne, przyznane fundusze, to górny pułap tego, co Unia może dać, jeśli zechce. A zechce, jeśli te pieniądze zostaną przeznaczone na cele przez nią wskazane i wydane w sposób przez jej urzędników określony - więc gdyby nawet Tusk miał rzeczywiście na tych swoich kartkach jakieś konkretne plany, to i tak realnych dysponentów obiecanej kasy one nic nie obchodzą. Unia da na to, co jej się opłaca - jak na razie, na przykład, z każdego unijnego euro wydanego na drogi, 60 centów wróciło do firm zachodnich, a w kwocie 300 miliardów, której wyżebraniem tak się władza chwali, duże sumy przeznaczone są na kompletnie nam niepotrzebne bzdety, na przykład na zakup produkowanych w Niemczech urządzeń do wyłapywania z powietrza i zakopywania pod ziemią dwutlenku węgla. "Nadmierne poleganie na funduszach zewnętrznych jest zawsze dowodem na nierealistyczny osąd sytuacji... prawdziwe wyzwanie dla reformatorów to sprawić, by krajowy kapitał pracował dla krajowej gospodarki"... Te verba veritatis wyrwały się nie komu innemu, tylko Radosławowi Sikorskiemu, ministrowi rządu Tuska, i to temu, który obok premiera i komisarza Lewandowskiego występował w "durnych raczej" (jak przyznał potem Lewandowski) spotach wyborczych obiecujących unijne miliardy, jeśli PO wygra. A dalej jeszcze otwartym tekstem mówi minister to, co dla znających rzeczy jest oczywiste, ale w oficjalnej propagandzie stanowczo wypierane, że okrzyczana pomoc dla Grecji (w którą nas pan premier też pakował) nie była wcale pomocą dla Grecji, tylko - via grecki rząd - dla unijnych banków. Dobrze, że ministrowi zdarzy się czasem mieć gorszy dzień i pogadać z dziennikarzami szczerze. Szkoda, że media nie potrafią wskazać, iż ten mechanizm pomocy - przez "dotowany" rząd z powrotem do swoich kieszeni - niekoniecznie dotyczy tylko Grecji. I że trzysta miliardów, z których się cieszą jak głupi polscy żebracy, i którymi wymachuje przed nosem ogłupionemu elektoratowi przywódca tak nieudolnie rządzącej ekipy, pięknie się prezentuje tylko na papierze. Rafał Ziemkiewicz

Sześciolatki do szkół czyli dalszy ciąg reformy emerytalnej Zacząłem pisać ten felieton w kwadrans po tym, jak Sejm przegłosował, że sześciolatki obowiązkowo będą musiały chodzić do szkoły. Jest to dobra okazja, aby zająć racjonalne stanowisko nie tylko w tej sprawie, żywo interesującej opinię publiczną, ale także przypomnieć postulaty naszego środowiska odnośnie szkolnictwa jako takiego. Po pierwsze – jak mi się zdaje, nikt nie powiedział wprost, o co w całej sprawie chodzi. Osobiście wątpię w prawdziwość rządowych argumentów, że rzeczywistym celem tej reformy jest „dobro dzieci”. Rząd o dobro dzieci nie walczyłby z taką zawziętością i wbrew woli rodziców tychże dzieci, którzy zaraz będą głosować w wyborach europejskich, samorządowych, a za dwa lata – w parlamentarnych. Gdy rząd z taką determinacją walczy o „dobro” jakiejś grupy społecznej, to jest to znak, że kryją się za tym poważne interesy aparatu urzędniczego. Myślę, że reforma „sześciolatkowa” stanowi praktyczne i ukryte uzupełnienie reformy emerytalnej, podwyższającej obowiązek pracy do 67 roku życia. O ile tamta zmiana zwiększała liczbę lat pracy konieczną do uzyskania emerytury i faktycznie skracała czas jej pobierania, o tyle ta jeszcze wydłuża liczbę lat pracy przyszłego emeryta. Dzisiejszy siedmiolatek kończy studia i idzie do pracy w wieku ok. 24 lat. Po obniżeniu początku przymusu szkolnego do sześciu lat będzie kończył studia i szedł do pracy w wieku ok. 23 lat. Czyli o rok dłużej będzie pracował na ZUS, a więc na miękkie fotele, luksusowe samochody, marmury, dobre pensje, laptopy pracowników tej firmy, a szczególnie kadry dyrektorskiej tej instytucji. Po drugie – spór zwolenników referendum i jego przeciwników jest oczywiście fałszywie ustawiony. Zamiast zapytać się o problem, kiedy dzieci muszą być posyłane do szkół, trzeba było zadać pytanie, czy nie należy znieść przymusu szkolnego jako takiego. Po zniesieniu tego przymusu rodzice będą mieli pełne prawo zadecydować, czy i kiedy poślą swoje dzieci do szkoły. Mogą być nawet i tacy, którzy nie poślą ich w ogóle. Straszne? Przeciwnie – przecież ktoś musi machać łopatą i w tym celu wykształcenie nie jest potrzebne. Nie spodziewam się zresztą, aby było wielu takich rodziców. Nie wyznając jednak zasady, że „wszystkie dzieci są nasze”, muszę uznać absolutne prawo rodziców do decydowania o przyszłości swoich pociech. Po trzecie – rzeczywista reforma edukacyjna musi opierać się na radykalnej deetatyzacji szkolnictwa. Piszę o tym nie dlatego, że wierzę, iż szkoły niepubliczne są lepsze od państwowych. Wiele lat uczyłem w jednych i drugich (konkretnie w szkolnictwie wyższym) i nie mam wątpliwości, że uczelnie państwowe przedstawiają wyższy poziom niż prywatne. Niestety, państwowe szkolnictwo staje się anachronizmem z powodu integracji Polski z Unią Europejską i związaną z tym faktem swobodą podróżowania, podejmowania pracy i osiedlania się. W tej chwili nasz kraj stał się dużym eksporterem dobrze wykształconej, młodej siły roboczej do podstarzałych i stetryczałych społeczeństw zachodnich. W praktyce wygląda to tak, że polskie matki urodzą polskie dzieci, wykarmią je polską piersią. Następnie polski podatnik pobuduje im szkoły i wykształci je na swój wyłączny koszt. I gdy tylko młodzi ludzie te szkoły ukończą, to zaraz potem znaczący procent tej młodzieży wyjeżdża na Zachód, aby tam szukać zarobku i kariery. Część z nich przesyła pieniądze do Polski i po jakimś czasie wraca. Jednak spora część – a może i większość – osiedla się w tych krajach na stałe, traktując je jako swoje nowe ojczyzny. Innymi słowy: podatnicy wykształcili młodego obywatela, a tenże obywatel natychmiast pojechał pracować gdzie indziej i tamże przyczyniać się do wzrostu PKB. Nawet urzędaski z ZUS nie mają z niego żadnego pożytku, gdyż płaci składki ubezpieczeniowe do jakiegoś socjalistycznego odpowiednika ZUS w innym kraju Unii Europejskiej. Po czwarte – należy zmienić metodę uzyskiwania świadectw ukończenia kształcenia na poziomie podstawówki, gimnazjum, studiów itd. Myślę, że powinno się to odbywać podobnie jak egzaminy na prawo jazdy. W każdym województwie powinny istnieć państwowe (gdyż wydające państwowe świadectwa) komisje egzaminacyjne, do których – po opłaceniu egzaminu – może zgłosić się każdy, aby móc przejść badanie wiedzy i umiejętności, w wyniku którego może otrzymać dyplom poświadczający, że ukończył edukację na poziomie szkoły podstawowej, średniej lub wyższej. Do egzaminu takiego mógłby przystąpić ten, kto ukończył szkołę państwową, prywatną, był uczony w domu przez rodziców lub guwernera czy też jest zwykłym samoukiem. W końcu rzecz nie tkwi w tym, aby ileś tam lat spędzić w ławce szkolnej i przejść z litości do następnej klasy, ale w tym, aby coś umieć. Jeśli zdający egzaminu nie przejdzie, to może się poduczyć i spróbować raz jeszcze. Oto liberalizm edukacyjny w najczystszej postaci, gdzie państwo ogranicza się wyłącznie do przeprowadzenia ostatecznego egzaminu końcowego i wydania stosownego paradnego dyplomu z wielką pieczęcią. Ministerstwo Edukacji Narodowej można zredukować do jednego departamentu powołującego wojewódzkie komisje i ustalającego minima wiedzy koniecznej do uzyskania dyplomów dla poszczególnych poziomów. Niestety, dyskusja sejmowa na temat konieczności posyłania do szkół sześciolatków potoczyła się w kierunku mocno socjalistycznym i dotyczyła tego, czy państwo ma prawo położyć łapę na dzieciach w wieku sześciu, czy siedmiu lat. Dotyczyła więc objawów etatystycznej choroby, a nie jej istoty. Całej dyskusji zresztą w ogóle mogło nie być. Wystarczyło przy reformie emerytalnej podnieść wiek nie do 67, ale od razu do 68 lat. Wtedy aparat biurokratyczny ZUS dostałby od razu swój haracz płatny o rok dłużej i nie byłoby potrzeby przeganiania dzieci z domów do klas szkolnych. Socjalizm charakteryzuje się tym, że potrzebuje taniej i niewolniczej siły roboczej, która przyniesie mu składki niezbędne do jego istnienia. Czy haracz ten zapłacą młodzi, czy starzy – to już dla systemu żadna różnica.

Wielomski

30/11/2013 „Misie będą przekazywane dzieciom dotkniętym problemem przemocy domowej, na razie pilotażowo w powiatach: węgrowskim oraz szydłowieckim” powiedział pan Marek Świszcz, zastępca szefa mazowieckiej policji, siedząc na konferencji prasowej obok pana Pawła Loranty, szefa szydłowieckiej policji. Cała akcja misiów przekazywanych dzieciom od policjantów dzieje się na Mazowszu., a będzie się działa wkrótce w innych komendach. Maskotka- pluszowy Miś będzie przekazywana przez policjantów dzieciom w czasie interwencji związanych z domową przemocą Policji chodzi o to, żeby podczas ich interwencji, wręczając dziecku pluszaka zmniejszać dzieciom stres.. (????). Pomysł na to, by próbować zmniejszać dzieciom stres podczas interwencji poprzez wręczanie im pluszaków komendant wojewódzki policji w Radomiu przywiózł z USA(!!!), kraju kiedyś normalnym, a obecnie na równi pochyłej gospodarczo, pełnym cenzury poprawności politycznej, wywracającym łacińskie wartości do góry nogami , na których mieszkańcy tego pięknego kraju zbudowali potęgę gospodarczą nieznaną w historii świata.. Teraz policja- zamiast zajmować się przestępcami- rozdaje pluszowe misie podczas interwencji dotyczącej” przemocy w rodzinie”.(???) W roku 2012. było 50 takich interwencji.. W tym roku- podobnie.. Policja współpracuje z pozarządową Fundacją Dzieci Niczyje. Na rozdawanych maskotkach zamieszczone jest logo Fundacji Dzieci Niczyje z numerem bezpłatnego Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży ( 116 111) oraz adresem strony internetowej.. Fundacja Dzieci Niczyje, została założona – jako organizacja pozarządowa, mającą jak najbardziej rządowe pieniądze, przez panią Alinę Margolis- Edelman w roku 1991,, żonę pana Marka Edelmana, nieżyjącego już komunisty z Żydowskiej Organizacji Bojowej, która walczyła w czasie Powstania w Getcie, obok Żydowskiego Związku Wojskowego- prawicowej organizacji żydowskiej, która walczyła pod flagą polską. Prawie wszyscy zginęli z bronią w ręku. Propaganda urobiła legendę o głównej roli Żydowskiej Organizacji Bojowej- pomijając patriotyczny Żydowski Związek Wojskowy.. Jak wiadomo- komuniści nie mają ojczyzny.. A prawdziwą dla nich ojczyzną każdego komunisty był ZSRR.. Pan Marek Edelman za życia związany był z towarzystwem Unii Wolności, organizacji partyjnej już nie istniejącej.. Był związany z KOR-em, ROAD-em, Unią Demokratyczną, Partią Demokratyczną.. Wcześniej z Solidarnością.. Od 1939 roku należał do Socjalistycznego Związku Młodzieży Przyszłość.. A jako młody chłopak należał do Socjalistiszer Kinder Farband- młodzieżowej przybudówki BUND-u- komunistycznej organizacji żydowskiej.,.. Mama pana Marka należała do Bundu, a tata- do rewolucyjnych socjaldemokratów radzieckich. .Po klęsce Powstanie w Getcie, reszta powstańców komunistycznej Żydowskiej Organizacji Bojowej walczyła w składzie Armii Ludowej w Powstaniu Warszawskim.. Na starość rozstał się żoną- Aliną Margolis- Edelman, a mieszkał w Warszawie z przyjaciółką- panią Paulą Sawicką.. Fundacja Dzieci Niczyje zajmuje się przemocą w rodzinie w zakresie: przemocy fizycznej, zaniedbania, krzywdzenia emocjonalnego i wykorzystania seksualnego. I „uwrażliwienia społeczeństwa na proceder krzywdzenia dzieci”(???) Przeanalizujmy krótko te tajemnicze słowa, którym posługuje się Fundacja Dzieci Niczyje- tak naprawdę służąca- moim zdaniem- do rozbijania rodzin, a nie do ich naprawiania. Zewnętrznym znamieniem tego jest- moim zdaniem- natrętnie umieszczany numer telefonu, żeby dziecko przy każdej okazji mogło naskarżyć na tatę lub mamę, do Fundacji Dzieci Niczyje., współpracującej z Policją Obywatelską.. „Przemoc fizyczna”- może to być danie dziecku klapsa, albo przyłożenie po pubie paskiem od spodni, bo dziecko jest niesforne.. To na pewno będzie” przemoc fizyczna”- jak najbardziej. Po zgłoszeniu i naskarżeniu na rodziców- będzie można odebrać dziecko rodzicom i oddać socjalistycznemu państwu na wychowanie. Będzie znacznie lepiej, dziecku państwowemu, niż prywatnemu okładanego klapsami i paskiem od spodni- nawet ze sztucznej skóry.. To jest na pewno” przemoc fizyczna”…(!!!) ”Zaniedbanie”(???) Co może się kryć pod tym słowem? Nie danie dziecku drugiego śniadania? Nie przypilnowanie, żeby dziecko umyło zęby, nie zaszczepienie przymusowo państwowego dziecka., a może za mały pokój, w którym wychowuje się dziecko. Albo nie to jedzenie, które życzy sobie dziecko państwowe… Wszystko może być pretekstem do odebrania dziecka przez socjalistyczne państwo rodzicom.. Wystarczy, że dziecko naskarży na niesfornych rodziców dzwoniąc do Fundacji Dzieci Niczyje i przyjedzie funkcjonariusz Fundacji wraz z policjantem- a jakże obywatelskim z pluszakiem i zabierze dziecko rodzicom.. ”Dzięki tym misiom chcemy przerwać barierę zmowy milczenia, która często towarzyszy przemocy w rodzinie”- twierdzi, pan Marek Świszcz. -zastępca komendanta wojewódzkiego policji obywatelskiej. Czyżby pan komendant nie widział jaką pułapką jest miś dla małego dziecka z umieszczonym na nim numerem telefonu? I czyżby pan komendant preferował donosicielstwo dzieci na rodziców? Żeby szybciej rozbić rodzinę., tak jakby samo postępowanie państwa wobec rodziny nie było wystarczającym sposobem na rozbijanie rodziny.. „Krzywdzenie emocjonalne”- co może się kryć pod tą zbitką słowną? Ano na przykład nie zaspokajanie potrzeb emocjonalnych dziecka- nie kupienie mu nowej komórki, słodyczy, smartfona, czy innego gadżetu- bo akurat rodziców nie stać, bo okradziony przez państwo rodzic nie ma pieniędzy.. Jest to z pewnością” krzywdzenie emocjonalne” bo dziecko może powiedzieć wywiadzie dla Fundacji Dzieci Niczyje, że rodzice go skrzywdzili emocjonalnie, aż się rozpłakało.. Jak dziecko płacze, to na pewno jest to znęcanie się emocjonalne nad dzieckiem.. Dziecko musi mieć wszystko od rodziców, żeby nie płakało.. Zwykła grzechotka może nie wystarczyć- jako alibi dla znęcającego się rodzica.. Rodzica I i Rodzica II- bo słowo ‘mama’ i „ tata” już we Francji zostało wyprowadzone z użycia.. Niechybnie czeka to i nas.. dziecko będzie musiało krzyczeć zamiast” mama” i „ tata”- Rodzic I i Rodzic II.. Dziecko będzie przesłuchiwane na okoliczność skrzywdzenia przez rodziców w” miejscu przesłuchań przyjaznym dzieciom”(????) Fundacja ma coś takiego do dyspozycji..(???) Fundacja jest upoważniona do przyznawania certyfikatów Przyjaznych Pokoi Przesłuchań(????) Zobaczcie Państwo? Bezpieka stalinowska ma pokoje przesłuchań dla dzieci.. (???) I wydaje certyfikaty? Więzienia za Stalina nie były certyfikowane.. „Wykorzystanie seksualne”..(???) I wcale tu nie chodzi o to, żeby ojciec odbywał stosunek seksualny ze swoim dzieckiem, co próbuje wmówić nam Fundacja Dzieci Niczyje, że to są nagminne praktyki w rodzinach. Wystarczy, że ojciec pogłaszcze nie tak swoje dziecko po głowie( a jak ma głaskać- czy głaskanie jest już certyfikowane?), albo będzie mył swoje dziecko w wannie- nie pod prysznicem., zaraz będzie podejrzany o molestowanie seksualne i wykorzystywanie swojego dziecka seksualnie.. A nie daj Boże, żeby wziął swoje dziecko na kolana.. To jest oczywisty seks! Wykorzystanie seksualne! Ja kapię się w wannie, co nie podoba się mojemu czytelnikowi, bo powinienem brać prysznic.. I ocenił mnie jako nie godnego siebie.. On bierze prysznic? A co? Kapanie się w wannie już nie jest cool? To jest przejaw zgniłego tradycjonalizmu? I w tym procederze rozbijana rodzin uczestniczy policja propagandowo rozdając jakiś misie, z numerami telefonów Fundacji Dzieci Niczyje, której celem jest rozbijanie polskich rodzin.. Żeby dzieciaki skarżyły na swoich rodziców. Donosicielstwo podnoszone do rangi cnoty- jak za Stalina I twórczynią tego wariactwa była żona pana Marka Edelmana- Alina Margolis- Edelman. Czy ONI nie dadzą już nigdy spokoju polskim rodzinom? I Fundacja Dzieci Niczyje posiada jeszcze „ kartki świąteczne”, bez emblematów świąt chrześcijańskich.(???) Proszę sobie zobaczyć na ich stronie internetowej…. Tak jak Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka- nie ma nic wspólnego z Bożym Narodzeniem.. Ale ma słowo” świątecznej” w swojej nazwie , że to niby chrześcijaństwo. Po sponsorach często poznać jakie interesy reprezentujeFundacja.. Ręce precz od dzieci rodziców!. WJR

W sprawie likwidacji przemysłu, działania rządu Tuska bez zmian

1. Ponad miesiąc temu wprowadzając do porządku obrad Sejmu pytanie o przyszłość Stoczni Gdańskiej, doprowadziliśmy razem z posłem Andrzejem Jaworskim do tego, że minister skarbu i przedstawiciele Agencji Rozwoju Przemysłu, zaczęli znowu rozmawiać z inwestorem ukraińskim, większościowym właścicielem stoczni. Niestety z wczorajszego komunikatu wydanego przez resort skarbu po tych rozmowach, a także z odpowiedzi na moją interpelację w tej samej sprawie, wynika, że rządzący położyli już przysłowiowy „krzyżyk” na przyszłości Stoczni Gdańskiej. Rzeczywiście Stocznia, ma od ponad 2 lat poważne kłopoty finansowe ale w związku z tym, że ukraiński inwestor wyłożył na to przedsięwzięcie już blisko 0,5 mld zł, ciągle przedstawia nowe propozycje jej ratowania. W odpowiedzi na moją interpelację, minister skarbu konsekwentnie przerzuca pełnię odpowiedzialności za kłopoty Stoczni na ukraińskiego inwestora i zdaje się bezradnie rozkładać ręce, choć w przypadku innych podmiotów w których ARP jest mniejszościowym inwestorem (np. w stoczni Crist, która powstała na gruzach stoczni Gdynia), podobne propozycje tych większościowych, akceptował bez zmrużenia oka.

2. Przypomnijmy tylko, że ukraiński współwłaściciel Stoczni Gdańsk nie chce żadnych rządowych dotacji czyli jak to formułuje ARP „dosypywania pieniędzy podatników”, a chce tylko aby Agencja odblokowała mu możliwość samodzielnego zasilenia stoczni w środki finansowe na sensownych zasadach. Chce powiększenia o 85 mln zł kapitału akcyjnego spółki (64 mln zł on, 21 mln zł ARP ), a dodatkowe 100 mln zł, miałoby pochodzić ze sprzedaży głównej hali stoczni na rzecz inwestora prywatnego, który następnie wyleasinguje ją stoczni. Ale aby do tego doszło ARP powinna zdjąć zabezpieczenia (hipoteki) z hali i przenieść je na należące do stoczni grunty.

3. Ale to nie wszystkie informacje o działaniach mniejszościowego współwłaściciela Stoczni Gdańskiej. ARP w 2009 roku narzuciła Stoczni zatrudnienie etatowe 1900 pracowników, a także przerabianie na statki 22 tysięcy ton blach rocznie, bez względu na okoliczności. Te zobowiązania właśnie spowodowały, że stocznia w latach 2010-2012 musiała przynosić straty. Ponadto ARP jako współwłaściciel innych mniejszych stoczni na Pomorzu, obficie zasila je w środki publiczne, a także proponuje klientom Stoczni Gdańsk, przenoszenie do nich zamówień. Jednocześnie to właśnie z ARP, pochodzą przecieki do mediów, że Stocznia Gdańska upadnie i w związku z tym nie ma sensu wiązać się z nią długoterminowymi kontraktami na budowę statków. Jeżeli więc Stocznia Gdańska upadnie to inwestor ukraiński traci wszystko, natomiast ARP odbiera główną halę (na której ma zabezpieczenia) i dołącza ją do swojego holdingu, a więc to Ukraińcy mają determinację żeby Stocznię ratować, a ARP wręcz przeciwnie.

4. Trzeba także przypomnieć, że jak ustalili dziennikarze portalu trójmiasto.pl (którym ARP przez pomyłkę wysłała komplet dokumentów związanych z obecną sytuacją Stoczni Gdańskiej), ARP zamówiła w jednej ze znanych agencji PR-owej (agencja Profile pracująca dla kilku ministerstw rządu Tuska), schemat kampanii informacyjnej, która ma zdjąć z niej odpowiedzialność za spodziewaną upadłość Stoczni Gdańskiej. Na stronie wspomnianego portalu można było zapoznać się z liczącym trzy strony dokumentem pt. „Stocznia Gdańska- Plan działań komunikacyjnych i przekazy”, który nie zostawia żadnych złudzeń, że za publiczne pieniądze państwowa Agencja, zamówiła przygotowanie działań, które mają przekonać opinię publiczną, że upadłość Stoczni Gdańskiej jest jedynym możliwym rozwiązaniem, a jedynym winnym jest ukraiński inwestor. Minister Rafał Baniak odpowiadając na moją interpelację, potwierdza, że ARP współpracuje z agencją Profile od kliku lat (niestety koszty tej współpracy pominął milczeniem) ale jego zdaniem opracowanie dotyczące przyszłości Stoczni Gdańskiej, nie ma na celu wybielania Agencji. Niestety cała treść odpowiedzi na moją interpelację przez ministra Baniaka, jest skonstruowana tak jakby w całości bazowała na opracowaniu PR-owej firmy Profile. A więc w sprawie likwidacji przemysłu stoczniowego w Polsce w działaniach rządu Tuska, bez zmian. Kuźmiuk

W Smoleńsku jak w Dallas? 22 listopada 1963 roku jako uczeń liceum w Bełżycach, byłem w kinie w tamtejszym Domu Kultury. W pewnym momencie seans został przerwany, zapaliły się światła, a przed ekran wyszedł pan Zygmunt Watras, oficer AK pseudonim „Książę”, który po powrocie z Workuty, przytulił się na posadzie kierownika kina w Bełżycach. Pan Watras podał wiadomość, że w Dallas w Teksasie zastrzelony został prezydent Stanów Zjednoczonych John Kennedy. Na widowni rozległ się szmer, po czym światła zgasły i film potoczył się dalej. 45 lat później, podróżując po Ameryce, trafiłem również do Dallas i dzięki uprzejmości pana Stanisława Futomy, który był tam moim gospodarzem, znalazłem się na Dealey Plaza, gdzie w 1963 roku dokonano zamachu. Jest tam wszystko pozaznaczane, łącznie z krzyżykiem na jezdni w miejscu, gdzie prezydenta Kennedy’ego ugodziła pierwsza kula. Miała ona zostać wystrzelona przez Lee Harvey’a Oswalda, komunistę, który nawet „wybrał wolność” w Związku Sowieckim, ale w końcu udało mu się wrócić do Ameryki. Oswald miał strzelać z okna stojącego nieopodal budynku, w którym wtedy mieściła się składnica książek. Budynek stoi nadal, a na jego ścianie wmurowana jest metalowa tablica pamiątkowa z napisem głoszącym, że z okna tego budynku Lee Harvey Oswald PRAWDOPODOBNIE strzelał do prezydenta Kennedy’ego. To słowo „prawdopodobnie” ktoś podkreślił metalowym rylcem. Najwyraźniej, podobnie zresztą jak i ja, musiał być zaskoczony, że niebywale energiczne i szalenie szeroko zakrojone śledztwo nie zdołało z całą pewnością ustalić nawet tego, czy Oswald strzelał, czy nie. Komisja Warrena po dziewięciu miesiącach drobiazgowego śledztwa, w trakcie którego przesłuchano setki świadków, obejrzano dziesiątki amatorskich filmów, nakręconych przez ludzi stojących wzdłuż trasy przejazdu prezydenckiego samochodu i wykonano wiele eksperymentów ustaliła, że Lee Harvey Oswald działał sam, podobnie jak sam działał Jack Ruby, który w dwa dni później, w biały dzień zastrzelił Oswalda w chwili, gdy ten był prowadzony przez uzbrojonych agentów FBI. Co prawda pełna dokumentacja raportu Komisji Warrena została utajniona do 2039 roku, więc ja pewnie już się z nią nie zapoznam, a jeżeli w ogóle wspominam o tym, to przede wszystkim ze względu na pewne podobieństwo między zamachem na prezydenta Kennedy’ego, a katastrofą samolotu z prezydentem Lechem Kaczyńskim na pokładzie, który 10 kwietnia 2010 roku runął na ziemię w okolicach lotniska Siewiernoje w Smoleńsku. Podobieństwo to nie dotyczy oczywiście okoliczności tamtego zamachu i tej katastrofy, bo te były zupełnie inne. Dotyczy ono reakcji niezależnych mediów głównego nurtu na próby ustalenia rzeczywistego przebiegu wydarzeń zarówno w Dallas, jak i w Smoleńsku. Bo niezależnie od Komisji Warrena, która swoje śledztwo zakończyła w roku 1964, prokurator Okręgowy Nowego Orleanu Jim Garrison w roku 1967 wszczął nowe śledztwo w tej sprawie. Według Garrisona zamach na prezydenta Kennedy’ego był następstwem politycznego spisku, którego główną sprężyną była CIA. Twierdził on tedy, że Komisja Warrena od samego początku podążała fałszywym tropem, a Oswald został wyznaczony przez tajniaków na kozła ofiarnego i na wszelki wypadek - zamordowany. Ale nawet nie podejrzenia amerykańskich tajnych służb o sprawstwo kierownicze zamachu na prezydenta Kennedy’ego i kierowanie śledztwa na fałszywy trop wskazywałyby na podobieństwo ze smoleńską katastrofą, tylko - jak wspomniałem - reakcja amerykańskich niezależnych mediów głównego nurtu na śledztwo prowadzone przez prokuratora Garrisona i na niego samego. Niepodobna nie zauważyć tego samego mechanizmu, jaki obecnie możemy zaobserwować w niezależnych mediach głównego nurtu w Polsce wobec zespołu posła Antoniego Macierewicza i wobec niego samego. Mechanizm i w jednym i w drugim przypadku jest identyczny, podobnie, jak i metody. Prokurator Garrison od samego początku stał się obiektem ośmieszającej kampanii propagandowej, a okoliczność, że wszystkie media biorące w niej udział drwiły z Garrisona nie tylko w tym samym czasie, ale i w identyczny sposób, wzbudzała i wzbudza podejrzenia, iż zarówno całą kampanią, jak i jej medialnymi wykonawcami, kierowali tajniacy z CIA. Ponieważ wobec zespołu posła Macierewicza i wobec niego samego niezależne media głównego nurtu w Polsce prowadzą identyczną kampanię drwin, w ramach której w tym samym czasie kolportowane są identyczne szyderstwa, skłania to do podejrzeń, że - podobnie jak w latach 60-tych w USA - również teraz w Polsce całą tą kampanią, jak i jej medialnymi wykonawcami kierują tajniacy z... ano właśnie. Ja na przykład podejrzewam, że główną sprężyną są tajniacy z Wojskowych Służb Informacyjnych, których wprawdzie „nie ma”, bo we wrześniu 2006 roku zostały one z inicjatywy wspomnianego Antoniego Macierewicza rozwiązane - ale mimo rozwiązania funkcjonują sobie znakomicie na zasadzie życia po życiu na bazie swojej agentury, którą sobie już po transformacji ustrojowej skompletowały i która stanowi podstawowe narzędzie okupacji kraju przez soldateskę. Udział niezależnych mediów głównego nurtu w kampanii dyskredytowania zespołu Antoniego Macierewicza w Polsce, podobnie jak udział niezależnych mediów głównego nurtu w kampanii dyskredytowania prokuratora Garrisona w USA pokazuje, że zarówno tam, jak i tutaj, a tutaj może nawet w stopniu jeszcze większym niż tam, niezależne media głównego nurtu naszpikowane są konfidentami tajnych służb, zarówno rozmaitymi „Stokrotkami” z ubeckich dynastii, jak i ambicjonerami wziętymi z ulicy, których ponadymano na autorytety medialne, a nawet moralne. Oczywiście w tych warunkach, kiedy zarówno w Ameryce, jak i w naszym nieszczęśliwym kraju, za zacieranie śladów zabrali się pierwszorzędni fachowcy, zaś niezależne media zacierają nawet ślady po zatarciu, nie ma wielkich szans na poznanie rzeczywistego przebiegu wypadków - chyba, że dopiero po odtajnieniu dokumentacji Komisji Warrena, co ma nastąpić dopiero w 2039 roku. Obawiam się, że nasi okupanci nie puszczą farby w sprawie katastrofy smoleńskiej nawet po stu latach, bo zapewne liczą, że nasz nieszczęśliwy kraj, niechby nawet z ramienia starszych i mądrzejszych, pod takim, czy innym szyldem partyjnym, będą okupowali, a jego obywateli eksploatowali i okradali znacznie, znacznie dłużej.

Stanisław Michalkiewicz

Izrael dokazuje Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka - powiada przysłowie. W ubiegłą niedzielę tak zwana „Grupa 5 plus 1” to znaczy Stany Zjednoczone, Chiny, Rosja, Wlk. Brytania, Francja i Niemcy, podpisały porozumienie z Iranem na podstawie którego Iran obiecał, że nie będzie wzbogacał uranu w stopniu przydatnym do produkcji broni jądrowej, w zamian za co światowe mocarstwa złagodzą nałożone na ten kraj sankcje ekonomiczne, przede wszystkim - odblokują eksport irańskiej ropy. Porozumienie to zostało ostro skrytykowane przez Izrael jako „złe i niebezpieczne”, jako „historyczna pomyłka”. Nie byłoby w tym może niczego osobliwego, gdyby nie pogróżka, że Izrael „nie pozwoli, by Iran rozwinął swój potencjał wojskowo-nuklearny”. To znaczy - co konkretnie zrobi? Wprawdzie naturalnym stanem w stosunkach międzynarodowych jest stan anarchii, będący uboczną konsekwencją suwerenności państwowej, ale obok suwerenności mamy też mocarstwowość, to znaczy - posiadaną przez niektóre państwa zdolność egzekwowania ustanowionych przez siebie praw również poza swoimi granicami. Porozumienie zawarte z Iranem jest właśnie rodzajem takiego prawa, przeciwko któremu Izrael zamierza wierzgać. Każdemu wolno wierzgać, jak chce, chociaż oczywiście do czasu, bo trudno się spodziewać, by mocarstwa, które porozumienie z Iranem podpisały, takie dokazywanie tolerowały, zwłaszcza na dłuższą metę. Nie mogą tego zrobić choćby z obawy utraty prestiżu, która jest początkiem końca mocarstwowości. W takiej sytuacji to nie Iran, tylko Izrael mógłby zostać uznany za awanturnika stwarzającego śmiertelne niebezpieczeństwo dla społeczności międzynarodowej. Uznany tym łatwiej, że przecież Izrael nie tylko dysponuje bronią jądrową, co zresztą próbuje niezbyt starannie ukrywać, ale przede wszystkim dlatego, że właśnie Izrael wielokrotnie, a nawet z pewną ostentacją, lekceważył rezolucje Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych, o co dzisiaj oskarża nie tylko Iran, ale również - sygnatariuszy porozumienia. Takie oskarżenia ze strony Izraela nie są specjalnie taktowne. O ile dotychczas społeczność międzynarodowa traktowała izraelskie nietakty wyrozumiale ze względu na masakrę europejskich Żydów dokonaną przez Rzeszę Niemiecką w czasie II wojny oraz nadreprezentację Żydów wśród światowej finansjery, to przecież trudno oczekiwać, że ta wyrozumiałość będzie nieskończona, na podobieństwo cierpliwości Boskiej. A dlaczego Izrael wykazuje taką determinację w sprawie Iranu? Wyjaśnił to 4 października br. izraelski minister rozwoju, wody i energii Silvan Szalom z Likudu zauważając, że „kiedy Iran będzie miał własną bombę atomową, wtedy Turcja, Egipt i Arabia Saudyjska będą chciały własnych bomb i cały region całkowicie się zmieni. W takiej sytuacji gdy nasi sąsiedzi będą posiadać broń jądrową wycelowaną w miasta Izraela, kto będzie chciał żyć w Izraelu?” Okazuje się, że chodzi nie tyle o Iran, co o „sąsiadów”, a nawet aktualnych sojuszników! I dopiero na tym tle możemy docenić propozycję, jaką przed kilkoma laty przedstawił w niemieckiej prasie pewien malarz, by ze względu na niepewną sytuację na Bliskim Wschodzie przenieść Izrael do Europy. Wymienił dwie lokalizacje: Turyngię i Polskę. Ponieważ w Niemczech malarze dochodzą niekiedy do dużego znaczenia politycznego, a także, a może nawet przede wszystkim dlatego, że ze strony Izraela i żydowskich organizacji wiadomego przemysłu nasilają się naciski akurat na Polskę, by zrealizowała żydowskie roszczenia szacowane na 65 mld dolarów, prawdopodobieństwo przeniesienia Izraela do Turyngii jest raczej niewielkie, a w każdym razie - znacznie mniejsze, niż do naszego nieszczęśliwego kraju - zwłaszcza gdyby na Bliskim Wschodzie rzeczywiście coś poszło nie tak, a wielkie mocarstwa postanowiły zrobić Izraelowi jakiś prezent na otarcie łez. Stanisław Michalkiewicz

Szarża Łysiaka Subotnik Ziemkiewicza Przestałem reagować na kolejne przejawy antyendeckiej obsesji Łysiaka, bo uznałem, że byłoby to nudne dla czytelników. Tym bardziej, że epitetów „endecki” czy „neoendecki” używa Łysiak analogicznie, jak salon przymiotnika „faszystowski” − w oderwaniu od jakiegokolwiek znaczenia, po prostu jako obelgi stosownej dla wszystkiego, co mu się nie podoba i co uważa za prorosyjskie. W ten sposób endekiem staje się Mieczysław Moczar, neoendekiem Korwin Mikke a jądrem tradycji narodowej „neoendecki” tygodnik „Najwyższy Czas”. Trudno tu nie tylko polemizować, ale nawet zachować powagę. Ale w ostatnim felietonie, dotyczącym bitwy pod Somossierą, minął się Łysiak z prawdą − pal już diabli tę fobię endecką − nawet w odniesieniu do komunistów. To akurat nieprawda, żeby wykpiwali oni bohaterów tego znakomitego skądinąd zwycięstwa polskiej szabli i lancy. Owszem, krytykowali nasze zaangażowanie u boku Napoleona jako generalnie niesłuszne klasowo, ale niczego nowego w tej kwestii nie wymyślili − tak samo oceniał hiszpańskie awantury cesarza Francuzów np. Żeromski. I co tu gadać, męstwo męstwem, krew żołnierska krwią żołnierską, ale sprawy, o którą tam Polacy walczyli, obronić się nie da. Może i rację ma Łysiak, uparcie łącząc swe dwie życiowe miłości − Napoleona i Piłsudskiego. Jest istotnie podobieństwo. Sam Piłsudski jak Piłsudski, więcej powodów do szacunku niż potępienia, ale piłsudczycy − zgraja miernot, intrygantów i wręcz bandytów, z bardzo nielicznymi i marginalizowanymi w swym środowisku wyjątkami. Sam Napoleon − podobnie, ale ta banda jego pociotów, których usadzał na wszystkich możliwych europejskich tronach… Jeśli oderwać Somossierę i inne bitwy tej kampanii od historycznego konkretu, wyglądają świetnie, ale przecież, na litość Boską, nie walczyliśmy tam bynajmniej „o wolność naszą i waszą”, tylko wprost przeciwnie − za pomoc w walce o wolną Polskę sprzedaliśmy się Francji jako najemnicy do brudnej roboty, do dławienia wolności innych. Byliśmy tam częścią wojsk okupacyjnych, pacyfikujących katolickich powstańców, którzy nie godzili się na francuski podbój i rządy głupawego, bezbożnego Józefa Bonapartego. Formalne tytuły cara Aleksandra i jego wielkoksiążęcego brata do rządów nad Królestwem Polskim były znacznie uczciwsze, niż brata swego brata do tronu w Madrycie, więc jeśli czcimy Powstanie Listopadowe, to co do Somossiery − skoro akurat rocznice obu tych wydarzeń znajdują się w kalendarzu tak blisko − powinniśmy mieć bardziej zniuansowany stosunek. Podobnie, jak do antypapieskiej rajzy legionów Dąbrowskiego we Włoszech czy masakrowania tubylców na Haiti. Nie trzeba, naprawdę, katować się młodopolskimi frazami „Popiołów”, żeby dostrzec dwuznaczność tych fragmentów napoleońskiej epopei. No, ale dobrze, zapomnijmy po co i o co tam walczyliśmy, popatrzmy na bitwę i polską szarżę jako na zagadnienie czysto teoretyczne. W takim ujęciu nikt znający się na rzeczy nigdy nie kwestionował ocen, które Łysiak powtarza. Tak, byli szydercy, którzy „szarżę z szablami na armaty” przedstawiali jako przykład polskiej bezmyślnej brawury, dowodząc braku elementarnej wiedzy i zwykłego zdrowego rozsądku, bo przecież szarża była oczywistym, wielkim zwycięstwem. Tyle, że te głosy (w jakiejś części zresztą dające się usprawiedliwić odreagowywaniem romantycznych „upiększeń” naszej historii do granic idiotyzmu i poza nie) trudno przypisać komunistom Reprezentatywnym w tej kwestii komunistą był na przykład płk Zbigniew Załuski, autor m.in. wydanej rok przed moim urodzeniem książki „Siedem polskich grzechów głównych”. Jest to książka pełna rozmaitych komunistycznych bredni o Gwardii Ludowej, „Małym Franku” i innych szemranych gierojach, których ówczesną modą próbował towarzysz pułkownik wywieść od Kościuszki i Dąbrowskiego, poniżając jednocześnie (choć, trzeba przyznać, argumentami niebagatelnymi) dowódców września 1939 i Armii Krajowej. Ale akurat gdy pisze Załuski o historii polskich walk o niepodległość, to daje doskonały, logiczny i przejrzysty wywód, broniąc zmitologizowanych na głupio wydarzeń (także reduty Ordona, Poniatowskiego pod Lipskiem, historycznego Wołodyjowskiego czy powstania styczniowego) zarówno przed mitotwórcami, jak i przed współczesnymi sobie szydercami. Warto by doprawdy oddzielić jakoś tę część jego książki od wyżej wspomnianych bredni i wznowić, bo nie zestarzała się ani trochę. No, poza jednym punktem − właśnie opisem bitwy pod Somossierą, dokonanym zgodnie z ówczesnym stanem wiedzy historycznej, słowo w słowo tak samo, jak opisuje ją Łysiak. A przed jakimi to szydercami bronił poseł peerelowskiego „sejmu”, pułkownik LWP i członek PZPR naszej historii? Ano, przed Andrzejem Wajdą, na przykład, i jego arcyidiotyczną, żywcem z hitlerowskiego filmu propagandowego sceną szarży polskich ułanów na niemieckie czołgi. Przed gwiazdorami STS-u i Bim-bomu, przed literatami później zaangażowanymi w protestacyjne listy i „opozycję demokratyczną”… Czyli przed tym, co potem zdominowało KOR, a w III RP stało się Salonem. „Pierwszy bym strzaskał pałkę” na głowach komunistów, ale akurat w tej kwestii nie dali powodu. W każdym razie nie w swym dominującym w PRL nurcie. A teraz sedno sprawy i wyjaśnienie dlaczego w ogóle wziąłem się za tę polemikę − poza oczywiście, zrozumiałą mam nadzieję dla czytelników, żywiołową awersją do nurzania się przy sobocie w politycznych bieżączkach, od których już mi się cafa. Łysiak chwali szwoleżerów tak, że w sumie ich pomniejsza. Jako „polski kastet na francuskiej pięści”. Czyli bezmyślnych rębajłów, których jedyną zasługą miałoby być odważne wykonanie genialnego planu genialnego wodza. Tymczasem zasługa szwoleżerów była znacznie większa, niż się w tradycyjnym ujęciu przyjęło. I niechże, proszę, nie ulega ona pomniejszeniu. Polacy naprawdę wygrali tę bitwę − to oni ją wygrali dla Napoleona, a nie Napoleon posługując się nimi jako znakomitym narzędziem. Przekonująco udowodnił to kiedyś Robert Bielecki w książce o Somosierze z serii „Historyczne Bitwy”. Nie wiem, czy jako pierwszy, w każdym razie wywód jego jest nieodparty i jako jedyny tłumaczy fakty, których wersja przez wiele lat kanoniczna nie uwzględnia. Weźmy tylko jeden: dlaczego dowódca szwadronu, Kozietulski, pod którym ubito konia jeszcze przed pierwszą baterią, wdrapawszy się na innego, zamiast podążyć za swymi podwładnymi, wrócił na pozycję wyjściową? Dodajmy, że on sam ranny nie był. I raczej nie stchórzył, bo żaden z towarzyszy, nikt w ogóle go o to potem nie oskarżał i nie miał mu dziwnego zachowania za złe, a w owych czasach i sferach opuszczenia walczącego oddziału płazem by nie puszczono. Ba, Kozietulski powróciwszy, zameldował cesarzowi wykonanie rozkazu. Ale zameldował to w czasie, gdy szwoleżerowie atakowali dopiero kolejne baterie. Skąd zresztą mógł wiedzieć, jak im to idzie, skoro spadł, a potem zawrócił jeszcze przed pierwszą z nich? Rzut oka na mapę doliny (nie żadnego wąwozu, w którym się uparcie szwoleżerów maluje) wyjaśnia: cztery kolejne baterie blokujące drogę na Madryt ustawione były tak, że z pozycji francuskich dawało się zobaczyć tylko tę pierwszą. Napoleon mógł oczywiście wiedzieć o pozostałych od szpiegów, ale nic na to nie wskazuje. Wygląda raczej, że nie wiedział. Bitwa musiała więc wyglądać tak, że Napoleon dał swej przybocznej gwardii rozkaz zdobycia tylko tej jednej baterii, dającej się we znaki szturmującej pobliskie zbocza piechocie. Szwoleżerowie ją zdobyli, gramolący się na konia Kozietulski dostrzegł to i jako będący najbliżej (czas się w bitwie liczy) wrócił z meldunkiem. Tymczasem jego koledzy na zdobytej pozycji zorientowali się, że za pierwszą baterią jest druga, i jeśli pozostaną bezczynni, szybko zostaną zmieceni. Dowodzący w tym momencie szwadronem Dziewanowski podjął śmiałą i w tej sytuacji jedynie trafną decyzję − szarżować dalej i zdobyć także tę drugą baterię. Ale tam historia się powtórzyła. I potem powtórzyła się jeszcze raz. Do ostatniej baterii dotarła już tylko garstka jeźdźców, i gdyby zamiast Napoleona dowodził bitwą któryś z jego mniej kumatych marszałków, ofiarność Polaków mogłaby pójść na marne − po prostu Hiszpanie pozbieraliby się i odebrali utracone armaty. „Bóg wojny” natomiast zorientował się w sytuacji i posłał za zwycięskimi szwoleżerami odpowiednie siły. To jego zasługa. Ale samo zwycięstwo było w tym momencie zasługą polskiego oficera, który samodzielnie podjął właściwą i odważną decyzję, tak właśnie, jak powinien to umieć wzorowy oficer w dobrze walczącej armii. Słowem, powody, by być dumnym ze szwoleżerów są znacznie większe, niż tylko odegranie przez nich roli „kastetu”. I przypominam o tym nie z żadnej złośliwości wobec Łysiaka, którą mi się czasem imputuje, tylko jako przykład, że nawet ludzie bardzo zasłużeni dla podtrzymywania się polskiego poczucia godności i walki z propagandą poniżania naszej historii potrafią czasem nie docenić jej tak, jak na to zasługuje. RAZ

Z KIM CHCĄ NAS JEDNAĆ POLSCY HIERARCHOWIE Przed siedemdziesięciu laty, w nocy z 4 na 5 września 1943, Józef Stalin przyjął na Kremlu 3-osobową delegację przedstawicieli Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, nakazując zwołanie Soboru Biskupiego i wybór nowego patriarchy. Zdaniem emigracyjnych historyków prawosławia ta data wyznacza początek nowej organizacji kościelnej o nazwie "Rosyjski Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego" (Русская православная церковь Московского патриархата) (РПЦ МП) –(ROC). 14 września 1943 r. sowiecki dyktator podpisał rozporządzenie „O utworzeniu Rady do spraw Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej”, wyznaczając na jej przewodniczącego pułkownika NKWD G. Karpowa. Władze ZSRR potrzebowały poparcia Kościoła, by mobilizować Rosjan do obrony kraju. W przeciągu kilku miesięcy otwarto wiele kościołów i seminariów, zaczęto zwalniać z łagrów księży i biskupów. Na czele ROC Stalin postawił metropolitę Sergiusza, który już w roku 1926 wsławił się deklaracją lojalności wobec państwa: ”Musimy nie słowami, lecz czynami pokazać, że jesteśmy wiernymi obywatelami Związku Sowieckiego, lojalnymi wobec władzy sowieckiej. Wszelki cios, skierowany przeciwko Związkowi Sowieckiemu – czy to wojna, czy bojkot, czy jakakolwiek klęska społeczna, czy zwykłe zabójstwo zza węgła, w rodzaju warszawskiego, uważamy za cios skierowany przeciwko nam.” Ówczesna deklaracja Sergiusza i jego polityka uległości wobec bolszewików była głównym powodem powstania głębokich podziałów w rosyjskim Kościele – część duchowieństwa i wiernych poparła decyzję metropolity, część wypowiedziała mu posłuszeństwo i zdecydowała się na emigrację. 13 września 1922 w mieście Sremski Karlovci w Serbii ogłoszono powstanie Synodu Biskupów Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego poza granicami Rosji (RCPzG). Duchowni emigracyjni ostro krytykowali Kościół działający w Rosji, zarzucając mu serwilizm i współpracę z reżimem komunistycznym. W roku 1944 po śmierci Sergiusza (od którego imienia nazywano stalinowski ROC „sergianizmem”), patriarchą Moskwy i Rusi został wybrany metropolita leningradzki Aleksy. Wybór poprzedziło spotkanie patriarchy ze Stalinem i Mołotowem, podczas którego uzgodniono aktywną obronę polityki ZSRR oraz ustalono kalendarz wizyt zagranicznych nowego przywódcy ROC. Ponieważ liturgia prawosławna przewiduje m.in. modlitwy za rządzących i za wojsko, Aleksy I wsławił się wprowadzeniem do liturgii specjalnej modlitwy za Stalina:

„I jeszcze módlmy się za wielkie państwo radzieckie, o pokój, zdrowie i zbawienie całego ludu prawosławnego. I jeszcze módlmy się za zdrowie i zbawienie wszystkich mądrych i odważnych przywódców naszej ojczyzny prawosławnej. I jeszcze módlmy się za zdrowie i zbawienie wielkiego wodza Rosji Józefa Stalina i za całe mężne i zwycięskie jego wojsko”. W roku 1955 patriarcha potwierdził, że ROC w Związku Sowieckim posiada pełną swobodę, a „polityka radziecka w pełni realizuje ideały chrześcijaństwa głoszone przez Cerkiew”. Przez cały okres ZSRR, stosunki między rządem komunistycznym a przywódcami Cerkwi opierały się na relacjach zwierzchnik – podwładny. Aleksy I był wiernym poddanym, za co został czterokrotnie odznaczony Orderem Czerwonego Sztandaru Pracy, w tym dwukrotnie przez Breżniewa. Duchowni ROC ściśle wykonywali polecenia władz sowieckich, prowadząc szczególnie ożywioną działalność na arenie międzynarodowej. Ta aktywność hierarchów w utworzonej przez Sowietów Światowej Radzie Pokoju, a następnie (od 1961) w Światowej Radzie Kościołów oraz działania w kierunku „ekumenicznego otwarcia”, spotykały się z pełną akceptacją Kremla i zostały wysoko ocenione przez KGB jako wzorcowe działania agentury wpływu. Koordynacją „strategicznych” poczynań ROC zajmowało się Biuro Polityczne KPZR, zaś bieżąca działalność nadzorowana była przez IV Departament KGB (ds. kontroli polityki religijnej). W roku 1971, po śmierci Aleksego I, KGB zdecydowała o powierzeniu rządów nad Cerkwią Siergiejowi Michajłowiczowi Izwiekowi, znanemu jako patriarcha Pimen. Do historii serwilizmu wobec władzy sowieckiej przejdą „telegramy żałobne” Pimena, w których zmarłych przywódców KPZR, Andropowa i Czernienkę określał mianem „ludzi bezinteresownych, cieszących się miłością całego narodu” i wykazujących „wzniosłe wartości duchowe”. Po śmierci Pimena, patriarchą został wybrany Aleksy II - Aleksiej Michajłowicz Rydigier, wieloletni agent KGB o pseudonimie „Drozdow”. Z materiałów znajdujących się w archiwum w Tallinie wynika, że Aleksiej Rydygier został zwerbowany przez KGB Socjalistycznej Republiki Estonii 28 lutego 1958 roku. Miał wówczas 29 lat. Oficerowie prowadzący „Drozdowa” zaplanowali, że zostanie on biskupem rosyjskiej diecezji prawosławnej Tallina i Estonii i (podobnie jak miało to miejsce w przypadku wszystkich hierarchów ROC) ściśle nadzorowali jego karierę. W roku 1988 Rydygier został nagrodzony przez KGB specjalnym „dyplomem honorowym” z okazji 30-lecia wiernej służby. W czasie sprawowania urzędu przez Aleksego II, w roku 2007 doszło do podpisania aktu zjednoczenia ROC z Rosyjskim Kościołem Prawosławnym poza granicami Rosji (RCPzG), o co szczególnie zabiegał Władymir Putin. Nie wszyscy duchowni emigracyjni zaakceptowali ten wybór, zaś przeciwnicy kontaktów z ROC utworzyli Rosyjską Cerkiew Prawosławną na Wygnaniu. „Tygodnik Powszechny” w nr 27 z 2004 r. tak opisywał przygotowania do zjednoczenia kościołów: „Zanim doszło do pierwszych konsultacji między duchownymi, zwierzchnicy RCPzG spotkali się jednak z... przedstawicielem wyklętej władzy świeckiej (dialog “ruszył" dopiero po ubiegłorocznej wizycie prezydenta Putina w Nowym Jorku). Złośliwi twierdzą, że metropolita Ławr uwierzył, że bezbożna władza w Rosji upadła, kiedy zobaczył Putina całującego z należnym ceremoniałem święte ikony. Wtedy też władyka postanowił wziąć udział w prezydenckiej operacji “zbierania prawosławnych kamieni", rozrzuconych przez wichry historii. Głównym architektem zjednoczenia był ówczesny przewodniczący Wydziału Zewnętrznego Stosunków Cerkiewnych metropolita smoleński i kaliningradzki Cyryl. To on, po śmierci Aleksego II, w roku 2008 został wybrany nowym patriarchą moskiewskim i całej Rusi, przyjmując imię Cyryla I. Podkreślano wówczas, że były to „wybory w kręgu KGB”, ponieważ wszyscy trzej kandydaci na to stanowisko (Filaret, Klemens i Cyryl) byli wieloletnimi współpracownikami sowieckich służb. Kariera Cyryla - Władimira Michajłowicza Gundiajewa od początku była nadzorowana przez KGB. Zwraca się uwagę, że młody Gundiajew musiał cieszyć się niezwykłą przychylnością władzy radzieckiej, ponieważ został przedterminowo zwolniony ze służby wojskowej i za sprawą metropolity Nikodema (agenta KGB o pseudonimie „Światosław”) prosto z Armii Czerwonej trafił w roku 1965 do Leningradzkiego Seminarium Duchownego. Metropolita Leningradu i Nowogrodu Nikodem (Borys Rotow) przez lata czuwał nad karierą Gundiajewa, zabiegając o szybkie otrzymanie przezeń święceń kapłańskich, posadę wykładowcy w Leningradzkiej Akademii Teologicznej, a następnie funkcję reprezentanta ROC w Międzynarodowym Forum Młodzieży Prawosławnej. Dzięki Nikodemowi, zaledwie 23 letni Gundajew występując jako osobisty sekretarz biskupa mógł wyjeżdżać bez problemów za granicę i cieszył się zaufaniem komunistycznej władzy. Znany jest dokument z 16 kwietnia 1960 roku, w którym szef KGB Aleksander Szelepin rekomenduje Komitetowi Centralnemu KPZR metropolitę Nikodema na stanowisko przewodniczącego Wydziału Stosunków Zewnętrznych Cerkwi Prawosławnej i poleca mianowanie go przedstawicielem ROC w Światowej Radzie Pokoju. Cyryl I (pseud. w KGB „Michajłow), pozostając przez wiele lat pod opieką „Światosława” przeszedł identyczną drogę kariery jak jego patron – od działalności w Światowej Radzie Kościołów i kierowania Wydziałem Zewnętrznych Stosunków Cerkiewnych, po stanowisko biskupa smoleńskiego i patriarchy moskiewskiego. W niektórych publikacjach podkreśla się, że doświadczenie operacyjne Gundiajewa w sposób szczególny łączy go w serdeczniej przyjaźni z płk KGB Putinem i jest to „więź dwóch profesjonalistów – kolegów pracujących w różnych oddziałach służb sowieckich”. W wydanej na Zachodzie książce “Wieże tajemnic”, były funkcjonariusz IV Departamentu KGB Wiktor Szejmow twierdził, że agentura w ROC była czymś więcej niż tylko źródłem informacji: był to aktyw KGB zaliczany do nieumundurowanych pracowników służb sowieckich. Inny były oficer KGB Anatol Szuszpanow, w wywiadzie udzielonym przed laty rosyjskiemu tygodnikowi “Argumenty i Fakty“, przyznał, że agenci - duchowni Cerkwi prawosławnej byli de facto funkcjonariuszami KGB. Gdy w początkach lat 90. (które przez Cyryla są uznawane za najgorsze w historii Rosji), doszło do próby lustracji i badania akt KGB, natychmiast interweniował Patriarchat Moskiewski. Powołano wówczas (podobnie jak to miało miejsce w III RP) specjalną kościelną komisję do zbadania faktów współpracy duchownych ze służbami specjalnymi. Na jej czele stanął biskup kostromski Aleksy. Do dziś ani komisja ani kolejne Synody ROC nie wydały żadnego komunikatu w tej sprawie. Jak twierdzi opozycja - Cyryl zareagował szybko na to zagrożenie i zajął się gromadzeniem tajnych materiałów na swój temat, tworząc obszerne prywatne archiwum. Dzięki temu, jego oficjalny życiorys przypomina dziś hagiografię świętego mędrca i nie ma nic wspólnego z prawdą. Późniejszej karierze Cyryla-Gundiajewa towarzyszyły liczne skandale obyczajowe, finansowe i zarzuty korupcyjne. Jeszcze przed objęciem stanowiska patriarchy Moskwy jego osobisty majątek oceniano na cztery miliony dolarów. Obecnie uważa się, że Cyryl jest drugim po Putinie, najbogatszym człowiekiem w Rosji. Prócz apartamentu w Moskwie, ma także posiadać dom w Szwajcarii (gdzie co roku jeździ na narty), jacht „Pallada”, kilka kosztownych limuzyn oraz liczne konta bankowe i nieruchomości rozsiane po całym świecie. Na początku lat 90. duchowny zajmował się handlem wyrobami tytoniowymi, wwożonymi do Rosji bez cła i składowanymi w Monasterze Daniłowskim oraz obrotem ropą naftową, wykorzystując w tym celu instytucje ROC i korzystając z ulg i odpisów podatkowych. Gundiajew był m.in. założycielem banku komercyjnego "Relight" oraz funduszu „Nika”, który posłużył do importu do Rosji ogromnych ilości papierosów w ramach „pomocy humanitarnej”. Zyski z tych przedsięwzięć ocenia się na setki milionów dolarów, a działająca pod koniec lat 90. komisja nadzwyczajna, licząc straty państwa z tytułu przywilejów celnych w latach 1994-1996, stwierdziła, że wyniosły one prawie 33 miliardy rubli. Dzięki tej działalności, Cyryl zyskał przydomek „tabakowego metropolity”. W roku 2000 pojawiły się informacje o działalności Gundiajewa na rynku handlu owocami morza. Spółka w której ówczesny biskup smoleński miał udziały (JSC "Region") zajmowała się połowem krabów i krewetek, a zyski z tego interesu szacowano na co najmniej 17 milionów dolarów. Pomysły biznesowe Cyryla-Gundajewa dotyczyły spółek medialnych oraz budowy sieci nocnych klubów, w których rosyjska młodzież poznawałaby „alternatywne sposoby spędzania czasu po zmierzchu.” Również świątynie ROC są źródłem niemałych dochodów. Wiele rosyjskich kościołów, w tym moskiewska Katedra Chrystusa Zbawiciela, służy dziś celom komercyjnym. Na stronach rosyjskiej opozycji można przeczytać „oficjalny” cennik usług świadczonych w tej świątyni. I tak np. „organizacja koktajlu” na 250 osób kosztuje 50 tys. rubli, wynajęcie sali bankietowej na 170 osób -65 tys., a wynajem „intymnego zielonego pokoju”- 60 tys. rubli. W kompleksie katedralnym działają dziś firmy ochroniarskie i handlowe, „Centrum Sztuk Pięknych” i garaż dla ponad 300 samochodów. W raporcie rosyjskiego Forbes z 2012 r. dotyczącym finansowania partii politycznych, zwraca się m.in. uwagę na operacje wykonywane przez należący do ROC bank Peresvet (Пересвет), w którego radzie dyrektorów zasiadał Cyryl. Bank uczestniczy obecnie w finansowaniu putinowskiej partii „Jedna Rosja”, co – zdaniem opozycji, „doskonale tłumaczy nagłą troskę polityków tej partii o zdrowie duchowe Rosjan”. Bogacenie hierarchów, ich serwilizm, hipokryzja i moralna degrengolada, spotykają się z dezaprobatą Rosjan i wydają się głównym powodem braku zainteresowania prawosławiem lub traktowania go jako „religii rządzących”. Wprawdzie w rosyjskich statystykach wykazuje się liczbę 100 milionów wyznawców, to zaledwie 5 procent mieszkańców Rosji można uznać za praktykujących. Tylu bowiem uczestniczy w cerkiewnych nabożeństwach. Nawet w największe święta, moskiewskie kościoły ROC świecą pustkami. Zdaniem środowisk opozycyjnych, prawosławie jest przede wszystkim narzędziem indoktrynacji społeczeństwa rosyjskiego i służy umocnieniu władzy kagebistów, zaś jego wymiar religijny został sprowadzony do populistycznej, pustej fasady. Kościół pod przywództwem Cyryla porównuje się wręcz do „ideologicznego wydziału Komitetu Centralnego KPZR” i oskarża o bezgraniczną podległość reżimowi. Dzięki przyjaźni z Putinem, Cyryl I wyrósł na jedną z głównych postaci rosyjskiej sceny politycznej, zaś wyżsi duchowni ROC mają możliwość prowadzenia rozlicznych interesów i korzystają z VIP-owskich profitów. Na mocy decyzji Putina, zagraniczne wizyty Cyryla odbywają się na koszt państwa, a towarzysząca mu świta jest zwolniona z odprawy na lotniskach i posiada te same przywileje co członkowie rządu. Symbolem obecnych stosunków ROC z klanem kagebistów jest jedna z najważniejszych świątyń prawosławia - cerkiew św. Zofii, położona niedaleko Łubianki, którą przed kilkoma laty uroczyście poświęcono jako oficjalną „świątynię pracowników Federalnej Służby Bezpieczeństwa”. Wśród funkcjonariuszy KGB/FSB zasiadających na Kremlu sformowała się nawet grupa „prawosławnych czekistów” z Władimirem Jakuninem na czele, która zabiega o wsparcie finansowe i dba o kontakty z przedstawicielami hierarchii. Cyryl I jest zaś dumnym kawalerem medalu "200 lat rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych”, posiada odznaczenia MON i MSZ i jest „honorowym profesorem” Wojskowej Akademii Obrony im. Marszałka ZSRR Wasilewskiego. Do kolekcji odznaczeń Cyryl zaliczy obecnie tytuł „Człowieka Roku 2013” - „za wybitny wkład w umacnianie tradycji historycznych i kulturowych”. W ten sposób, płk Putin odwzajemnia się za przyznanie mu przez Cyryla „najwyższej nagrody Światowego Rosyjskiego Soboru Ludowego” za „bezprzykładne zasługi głowy państwa w odbudowie mocarstwowości Rosji”. W zamian za rozliczne przywileje i poczucie bezkarności ( organy ścigania FR oskarża się m.in.o tuszowanie przypadków pedofilii i przestępstw seksualnych wśród duchownych) ROC, wspólnie z kagebistami buduje dziś w Rosji system autorytarnej władzy „opartej na tradycyjnych rosyjskich wartościach”, zaś patriarcha Cyryl jest „najwierniejszym z wiernych” w wykonywaniu poleceń kremlowskiego satrapy. Podstawowy dogmat kremlowskiej mocarstwowości - koncepcja „wyjątkowości, unikalności rosyjskiej wizji demokracji i praw człowieka” – został uchwalony na Światowym Kongresie Narodu Rosyjskiego zorganizowanym przez Patriarchat Moskiewski w roku 2006 i potwierdzony w roku obecnym. Natomiast pod koniec maja 2010 roku, podczas spotkania Cyryla z przedstawicielami putinowskiej partii „Jedna Rosja” podpisano oświadczenie o współpracy, w którym zadeklarowano „narodowe porozumienie co do podstawowych wartości moralnych” oraz intencję „utrzymywania Rosji jako unikalnej cywilizacji szczególnie w kontekście globalizacji i wdrażanie na szeroką skalę programu modernizacji kraju”. To zadanie -„krzewienia rosyjskiej cywilizacji”, którą otwarcie przeciwstawia się „zużytym modelom zachodnim”, należy do głównych celów ROC. Głoszone przez duchownych hasło „pokoju na świecie”, uzupełnione o postulat „pokoju między religiami” jest dziś równie przydatne, jak w czasach ZSRR, gdy największy światowy agresor gromadził zgraje użytecznych głupców i agentury pod sztandarami „walki o pokój”. W zgodnej opinii niemal wszystkich rosyjskich środowisk opozycyjnych, Cerkiew stanowi groźne „narzędzie w rękach Putina” i spełnia identyczną rolę, jaką wykonywała w latach ZSRR. Jest potrzebna Putinowi do sprawowania „rządu dusz” i jak żadne inne narzędzie – przydatna do ekspansji na Europę i kraje katolickie. Niektórzy z rosyjskich duchownych, jak 75-letni Wiaczesław Winnikow nazywają kościół pod przywództwem Cyryla „Kościołem Szatana” i mówią wprost o „zorganizowanej grupie przestępczej pod nazwą Rosyjski Kościół Prawosławny”. Najnowszym pomysłem kremlowskich kagebistów jest projekt wpisania do konstytucji Federacji Rosyjskiej preambuły - "prawosławie jest podstawą narodowej i kulturowej tożsamości Rosji". Tym samym, prawosławie praktykowane przez hierarchów ROC stanie się religią państwową i otrzyma ten sam status, jaki w czasach ZSRR posiadał socjalizm. Uznałem za konieczne opublikowanie tych podstawowych informacji, ponieważ od wielu miesięcy odbywa się publiczny festiwal cynicznych kłamstw związany z belwederskim projektem „pojednania” ROC i polskiego Kościoła Katolickiego. Tzw. media katolickie oraz polscy hierarchowie przedstawiają fałszywy obraz Cerkwi i jeszcze bardziej kłamliwy wizerunek przywódcy tej organizacji, każąc dostrzegać Polakom w postaci współpracownika KGB „Michajłowa” - „męża opatrznościowego dla świata” i „osobowość charyzmatyczną”. Ponieważ te praktyki spotykają się z tchórzliwym milczeniem „naszych” mediów i środowisk opozycji, wielu Polaków nie posiada żadnej wiedzy o kulisach procesu „pojednania” i głównych aktorach tej ordynarnej mistyfikacji. Nie wolno przede wszystkim zapominać, że Rosja jest dziś krajem, który przoduje w przerażających statystykach: liczby aborcji i śmiertelności podczas jej wykonywania, śmiertelności niemowląt i dzieci, niewolnictwa i handlu dziećmi, liczby rozwodów, przestępczości wśród nieletnich, przypadków pedofilii, liczby zgonów spowodowanych alkoholizmem, liczby osób zarażonych HIV, gruźlicą i chorobami wenerycznymi, spadku liczby ludności, korupcji wśród rządzących, samobójstw. Taką listę można znacznie wydłużyć. Ludzie, którzy mówią nam, że putinowska ROC ma stać się „sprzymierzeńcem w walce o obronę wartości chrześcijańskich” lub – co gorsze, być partnerem „w sprawach obrony rodziny, prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci oraz prawa do wolności wyznania” - srodze drwią z polskich katolików i dopuszczają się szyderstwa z prawdy.

Wybrane źródła:

D. Pospielovsky: The Orthodox Church in the history of Russia. Crestwood-New York: St. Vladimir's Seminary Press, 1998

Christopher Andrew, Wasilij Mitrochin Archiwum Mitrochina, t.I KGB w Europie i na Zachodzie, t.II KGB i świat Poznań - Wyd. Rebis, Poznań

http://fr-victor.ru/

http://www.vrns.ru/

http://shiropaev.livejournal.com/264663.html

http://www.rb.ru/article/blogery-ironiziruyut-nad-isklyuchitelnym-poletom-patrirha-kirilla-v-kitay-na-samolete-prezidenta/7162637.html

http://www.putin-itogi.ru/rab-na-galerah/

http://www.keston.org.uk/russianreview-56.php

http://www.rf-agency.ru/acn/stat_ru

http://crimestat.ru/3001

http://www.who.int/countries/rus/en/

http://inotv.rt.com/2013-05-01/Rossii-ne-udaetsya-perelomit-tendenciyu

http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,13540485,Wstrzasajacy_raport__najwiecej_samobojstw_dzieci_i.html

http://bezdekretu.blogspot.com/2012/09/kombinacja-operacyjna-pojednanie.html

http://ekai.pl/pojednanie2013/

http://www.pojednanie2013.pl/

Aleksander Ścios - blog

Kaczyński stanie się bohaterem narodowym Ukrainy ? Lech Kaczyński „Jaka to koncepcja? Federacyjna?”.....”większość z tych krajów znajduje się na terenie dawnej Rzeczypospolitej.”.....”To Rosjanie się tego boją. Przez swoich przyjaciół w Unii Europejskiej pytali mnie, czy przypadkiem nie chcę odbudowywać takiego wielonarodowego tworu.” ...(więcej)
Orban „Kiedy w lewicowej prasie węgierskiej czytam krytyki pod adresem Polski, że ma aspiracje, by na nowo stać się regionalną potęgą Europy Środkowej', to wtedy głośno mówię do siebie: 'No wreszcie!'.” Orban powiedział wówczas, że najbliższe dziesięć lat chciałby poświęcić budowaniu wspólnoty środkowoeuropejskiej, w której pierwsze skrzypce grałaby Polska – jako przywódca i organizator wspólnej strefy interesów państw położonych między Rosją a Niemcami. „.....(więcej)
Piłsudski „Ja was przepraszam, panowie, ja was przepraszam – to miało być zupełnie inaczej” – powiedział marszałek Piłsudski do ukraińskich żołnierzy w 1921 roku podczas wizyty w obozie w Kaliszu, po podpisaniu w Rydze traktatu pokojowego.” …..(więcej )
Macierewicz „Lech Kaczyński, mimo problemów, z jakimi musiał się borykać, był samodzielnym politykiem i skutecznie bronił suwerenności państwa. I dlatego uważam, że był najwybitniejszym polskim prezydentem. „....”Moim zdaniem Lech Kaczyński był najwybitniejszym prezydentem w dziejach Polski. Największym sukcesem jego prezydentury było zbudowanie sojuszu państw i narodów Europy Środkowej. Wcześniej ideę porozumienia państw położonych między Rosją a Niemcami propagował Józef Piłsudski – uniemożliwiła wówczas jej realizację słabość Polski i sytuacja geopolityczna. Te okoliczności zmusiły nas do zawarcia traktatu ryskiego po wojnie polsko-bolszewickiej. Oznaczało to rezygnację z programu budowy szerokiego porozumienia Europy Środkowej. W latach 40. wrócił do tego pomysłu, choć w innym zakresie, Władysław Sikorski. Dziś jest oczywiste, że budowa sojuszu w Europie Środkowej to nasza racja stanu. Prezydent Lech Kaczyński ideę przekształcił w realny projekt polityczny. Dzięki sprzyjającym warunkom gospodarczo-politycznym udało się to przeprowadzić w ciągu czterech lat, a więc błyskawicznie. Z tej koncepcji dzisiaj pozostały tylko drzazgi, ale mam nadzieję, że dzięki solidnym fundamentom narodowym, kiedy zmieni się władza w Polsce, będzie można do niej powrócić. Sojusz środkowoeuropejski w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi jest fundamentem polskiej racji stanu. Podobnie jak od ponad 300 lat podstawą racji stanu Wielkiej Brytanii jest utrzymanie równowagi sił w Europie i niedopuszczenie do powstania tam państwa hegemona, a racją stanu Rosji imperialnej jest sojusz z Niemcami. „...(więcej)
W rozmowie z Rymanowskimi Nałęczem dotyczącym sprawy usunięcia Krzyża Smoleńskiego Staniszkis nawiązała do swojej wizyty sprzed paru dni na Ukrainie i w kontekście walki Komorowskiego z wizja pomnika Lecha Kaczyńskiego .Powiedziała, że na Ukrainie uważają , że to właśnie Gruzja jest pomnikiem Lecha Kaczyńskiego. Dodała ,że Białoruś teraz przez Gruzje szsuka zbliżenia z Unią. Dodała ,że na Ukrainie uważają rządy obecnej ekipy za cofnięcie się do tyłu i zarzuceni linii Giedroycia w której to Polska ma pełnić rolę pomostu. Czujny ideologicznie Rymanowski w chwili gdy Staniszkis zaczęła przedstawia Lech Kaczyńskiego jako wielkiego męża  stanu natychmiast zareagował ucinając ten temat . „...(więcej )
Staniłko „Po trzecie wreszcie, polityka Lecha Kaczyńskiego zmierzała do politycznego zintegrowania krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Działania prezydenta nie przyniosły spodziewanych szybkich skutków, bo też tego typu wysiłki rzadko kończą się szybkim powodzeniem, jednak w oczach rosyjskich strategów i elit politycznych ich logika była całkowicie jasna i niebywale szkodliwa dla rosyjskich zamierzeń. Prezydent Kaczyński dążył bowiem do zbudowania trwałej koalicji Polski – jako lidera Europy Środkowej – nie tylko z krajami tzw. nowej Europy, ale również z krajami tzw. BUMAGI, czyli Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, Azerbejdżanu, Gruzji i Armenii. Ta strategia zbudowana była na tradycyjnym polskim myśleniu geopolitycznym, którego korzenie sięgają czasów jagiellońskich „...(więcej )
„Lech Kaczyński opowiedział się za Europą współpracy, wolną od dominacji państw. W takiej Europie Polska i Ukraina mogłyby być jednym z ważniejszych sojuszy dużych państw. Jego zdaniem, nasza współpraca powinny dotyczyć gospodarki, kultury, a przede wszystkim kwestii politycznych. Polski prezydent ponownie zadeklarował poparcie dla unijnych i NATO-wskich aspiracji Ukrainy.” ...(więcej)
Arkady Rzegocki „Polska to nadzieja dla wszystkich małych krajów" -  prezydenta Estonii, Toomas Hendrik Ilves wezwał  ostatnio Polskę do odegrania większej roli w UE i NATO, do wzięcia na siebie roli przywódczej w regionie. „....”Polacy są jedynym dużym narodem, który miał te same doświadczenia historyczne co inne państwa Europy Środkowej i Wschodniej. Lepiej widzą  zagrożenia, powinni więc wziąć na siebie odpowiedzialność za cały region leżący od stuleci miedzy „młotem (czasem sierpem) a kowadłem". „.....”Fakt, że znacząca część Polaków nie uznaje III RP za własne państwo wskazuje na istnienie jakiegoś ważnego mankamentu, istotnego braku. „....”Skąd ten – nazwijmy rzecz wprost – krzyk rozpaczy przywódcy Estonii?  Ilves nie ukrywa, że jego wystąpienie miało ośmielić (dosłownie) polskie elity i społeczeństwo do prowadzenia bardziej ambitnej polityki. „.....”Dla „Frondy" prezydent Węgier Viktor Orbán stwierdził: „Kiedy w lewicowej prasie węgierskiej czytam krytyki pod adresem Polski, że ma aspiracje, by na nowo stać się regionalną potęgą Europy Środkowej, to wtedy głośno mówię do siebie: No wreszcie!". …...”Od lat 90. wyrażane były podobne oczekiwania kierowane przez m.in. pełniących najwyższe stanowiska Węgrów, Rumunów, Chorwatów czy Słowaków. „... (więcej )
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że w niedzielę uda się do Kijowa w związku z ostatnimi wydarzeniami na Ukrainie. Zwrócił się też do szefa MSZ Radosława Sikorskiego i b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, by również jak najszybciej pojechali do Kijowa. „...”Kaczyński podkreślił na sobotniej konferencji prasowej w Warszawie, że w związku z tymi wydarzeniami potrzebna jest reakcja całej UE i Polski. - Ukraina stanęła dziś na rozdrożu - oświadczył prezes PiS. Dodał, że stanowisko PiS w sprawie Ukrainy jest jednoznaczne - należy popierać to wszystko, co prowadzi Ukrainę ku Europie.- Jutro ja i większa delegacja udajemy się do Kijowa - zapowiedział. Ocenił też, że w Kijowie jak najszybciej powinni też być specjalni wysłannicy PE Aleksander Kwaśniewski i Pat Cox oraz Sikorski i szef MSZ Szwecji Carl Bildt.”....(źródło )
Andrzej Talaga „Stowarzyszenie Ukrainy z UE to nie misja cywilizacyjna, ale ofensywa geopolityczna. Litwini mają rację, trzeba mieć Kijów po swojej stronie, nawet oligarchiczny i niedemokratyczny, nie ma czasu na subtelności. „....”Za półtora miesiąca Litwa obejmie przewodnictwo Unii Europejskiej. Jest duża szansa, iż za jej kadencji UE podpisze umowę stowarzyszeniową z Ukrainą. W Komisji Europejskiej, w Niemczech, a i w innych krajach słychać tymczasem krytykę, że Wilno prze do niej, nie patrząc na łamanie przez Kijów praw człowieka. To niepokojące głosy, nie można bowiem chwilowych słabości ustroju ukraińskiego kłaść na szali w kontrze do geostrategicznego usytuowania Ukrainy. To sprawy z dwóch różnych kategorii wagowych. „.....”Polska powinna w tym wypadku stanąć murem za Litwą, odnowić tym samym, choćby na chwilę, nieformalny sojusz Międzymorza, jak górnolotnie by to nie brzmiało; jeśli mamy gdzieś żywotny interes, to właśnie w trwałym wyrwaniu Ukrainy Rosji, niezależnie, czy przestrzega ona standardów unijnych czy nie. Umowa stowarzyszeniowa będzie znaczącym krokiem w tym kierunku. „...”Ukraina nie jest w stanie utrzymać długo niezależnej pozycji. Rosja wywiera na nią ogromną presję, by przystąpiła do organizowanej przez Moskwę unii celnej, a w przyszłości unii eurazjatyckiej. Bez wsparcia UE Kijów prędzej czy później ulegnie. Strefa przejściowa w ciągu dekady przestanie istnieć. „.....”Warto przypomnieć, że w czasach Stalina najsilniej kolektywizacja i w konsekwencji głód uderzyły właśnie w Ukrainę, Związek Sowiecki nie mógł bez niej przetrwać, trzeba więc było ją spacyfikować, tak by ewentualną secesję uczynić niemożliwą.Podobnie myślał Hitler, który nie wyobrażał sobie swojego kontynentalnego imperium bez Ukrainy, a bez Rosji owszem. Dlatego Niemcy włożyli większy wysiłek militarny w jej zdobycie i potem utrzymanie oraz zabezpieczenie niż w marsz na Moskwę.”....”Paweł Kowal w artykule opublikowanym w „Nowej Europie Wschodniej” zgłosił kontrowersyjny, ale wielce uzasadniony postulat, by uprawiać politykę nie tyle z siłami politycznymi na Ukrainie, ile z ich rzeczywistymi mocodawcami, czyli oligarchami. To klasa swingująca, raz patrząca w kierunku wschodnim, raz zachodnim, w zależności od doraźnych interesów, czego najlepszym przykładem najsilniejszy współczesny magnat Ukrainy Rinat Achmetow, mocno usadowiony w „ordynacji” donbaskiej „.....”Długofalowym gospodarczym oraz politycznym interesem czołowych sił oligarchicznych jest utrzymanie niezależności Ukrainy i najlepiej jej neutralności cywilizacyjnej pomiędzy Wschodem oraz Zachodem, ale jeśli okaże się to niemożliwe – marsz na Zachód. „...(więcej )
Romuald Szeremietiew „Od pewnego czasu w gronach analityków i znawców polityki międzynarodowej pojawiają się głosy, że Europa znowu może być miejscem sprzecznych interesów prowadzących do konfliktów, podobnych do tych z przeszłości. Wydaje się, ze w interesie odpowiedzialnego kształtowania relacji między narodami leży, aby Europa Środkowa także z racji takich obaw stała się mocnym ogniwem spajającym europejski system. Dlatego też  Rzeczpospolita, jako związek Polaków, Białorusinów i Ukraińców powinna wrócić na polityczną mapę świata. Taką potrzebę powinniśmy uświadamiać odwołując się do doświadczeń z przeszłości.Amerykański historyk Timothy Snyder w książce „Skrwawione ziemie” przedstawił europejskie terytoria, na których w pierwszej połowie XX wieku dochodziło do największych zorganizowanych mordów ludności cywilnej. Na obszarze Europy Środkowej i Wschodniej między latami trzydziestymi a pięćdziesiątymi reżimy Stalina i Hitlera wymordowały co najmniej 14 milionów ludzi. W książce znajduje się mapka „skrwawionych ziem”. Zarysowany na niej obszar w całości pokrywa się z terytorium dawnej Rzeczypospolitej.  Bez wątpienia to jej brak umożliwił ludobójstwo ludności białoruskiej, estońskiej, litewskiej, łotewskiej, polskiej, ukraińskiej, żydowskiej. Zarówno Stalin jak i Hitler mordowali narody Rzeczypospolitej. Rzeczypospolitą trzeba odbudować także przez pamięć dla tych ofiar.” …..(więcej )
Łysiak „Jakie są szanse, iż wojenna inicjatywa remocarstwowienia Rzeczypospolitej mogłaby się powieść? Primo: dziejowe fatum, które od dawna sprawia, że Polakom udają się rzeczy największe. Rafał Ziemkiewicz przypomniał w styczniu 2012 (na łamach „Rzeczypospolitej") o pewnym międzynarodowym spotkaniu prezydenta Kaczyńskiego. Przywódcy europejscy, chcąc tam wyrazić życzliwość wobec Polski, uznali, że najlepiej to zrobią deklarując współczucie wobec polskich dziejów, pełnych tragedii i klęsk.Kaczor" wysłuchał tego spokojnie, po czym zrobił lekko zdziwioną minę i odparł : „ — Ależ, proszę państwa, nasza historia jest taka, że wpierw zatrzymaliśmy na kilkaset lat ekspansję Niemców ku Wschodowi, później parcie islamu ku Zachodowi, a wreszcie marsz rewolucji bolszewickiej. W międzyczasie stworzyliśmy pierwszą europejską republikę z obieralnym, odpowiedzialnym przed prawem władcą, i z zasadą równouprawnienia religii, a kiedy przyszedł XX wiek, pierwsi stawiliśmy opór Hitlerowi, zmuszając Zachód, by rozprawił się z hitlerowską Rzeszą. Rozprawienie się z Sowietami zostało wszczęte przez polską Solidarność". Jasno widać, że kraj, który stworzył silne fundamenty upadku dwóch największych totalitarnych sys temów XX stulecia — może wszystko, żadne wyzwania mu niestraszne. „...(więcej )
Rzegocki „Brakującym elementem o fundamentalnym znaczeniu jest pamięć o Rzeczpospolitej Obojga Narodów. To właśnie  brakujący kamień węgielny. Bez przypomnienia znaczenia I Rzeczpospolitej nie uda nam się zbudować sprawnego, sprawiedliwego i wolnościowego państwa. Bez nawiązania do tradycji Jagiellońskich i Rzeczypospolitej wielu narodów nie uda nam się zrozumieć naszych przodków, naszych tęsknot, samych siebie. Bez Rzeczpospolitej nie zrozumiemy zachowania Polaków w wieku XIX, nie zrozumiemy atrakcyjności polskiej kultury, polskiego stylu życia, nie zrozumiemy wysiłku zbrojnego w wojnie bolszewickiej, a także determinacji Powstańców Warszawskich, niemal naturalnego oporu wobec obu totalitaryzmów, walki żołnierzy wyklętych czy fenomenu Solidarności. Bez I Rzeczpospolitej wreszcie nie uda się nam pogodzić Polaków z własnym państwem, nie uda się nam ze współczesnych Polaków uczynić dumnych i świadomych obywateli.”......”Znany amerykański historyk Timothy Snyder w książce „Skrwawione ziemie" opisał europejskie terytoria, na których w pierwszej połowie XX wieku dochodziło do największych zorganizowanych mordów ludności cywilnej bez związku z prowadzonymi działaniami wojennymi. Na obszarze Europy Środkowej i Wschodniej w krótkim czasie (od lat trzydziestych do początku pięćdziesiątych) wymordowano około 14 milionów ludzi. Snyder zarysował mapę owych „skrwawionych ziem". Co zaskakujące mapa ta niemal w całości (z wyjątkiem Krymu) pokrywa się z mapą państwa Jagiellonów i Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Po lekturze książki Snydera nasuwa się myśl, że jedną z przyczyn Holokaustu, głodu na Ukrainie, ludobójstwa ludności polskiej, litewskiej, łotewskiej, estońskiej, białoruskiej, ukraińskiej i innych nacji, był brak znaczącej siły politycznej w Europie Środkowej i Wschodniej, która zapewniłaby bezpieczeństwo w tym rejonie. Zabrakło jakiejś formy Rzeczpospolitej.”.....”A tymczasem państwo Jagiellonów i Rzeczpospolita stanowią klucz do zrozumienia polskości. Bez wiedzy o tym, czym było państwo wolnych i równych obywateli bez względu na pochodzenie i religię, nie zrozumiemy dzisiejszych tęsknot Polaków, i dystansu do III RP. Bez wiedzy o Rzplitej nie jesteśmy nawet w stanie wyobrazić sobie, jak wysoką kulturę polityczną i jak znakomity ustrój stworzyli w XVI wieku nasi dalecy przodkowie.Każdorazowe sięgnięcie bezpośrednio do myśli, pism sejmowych czy sejmikowych z XVI czy pierwszej połowy XVII wieku pokazuje państwo współrządzone przez wolnych, znakomicie wykształconych obywateli, którzy w większości przedkładają to co wspólne nad to co partykularne i osobiste. Słowem lektura tekstów źródłowych zawstydza nas, bo podobne postawy niezwykle rozpowszechnione w XVI wieku, dziś należą do rzadkości.”......”Prezydent Estonii apelujący do Polski i Polaków o większą aktywność międzynarodową podkreślał, że mocno wczytywał się w dzieje Polski. „.....”jest to w pierwszym rzędzie nasza przeszłość. Nie tylko ta najnowsza, naznaczona oporem wobec totalitarnego zagrożenia, ale przede wszystkim przeszłość sięgająca do fundamentów państwa stworzonego przez „wolnych z wolnymi, równych z równymi", którego zasadami ustrojowymi była wolność, równość, realna partycypacja obywateli w decydowaniu o sprawach lokalnych i ogólnopaństwowych, wreszcie sprawiedliwość i stojące na jej straży powszechnie szanowane prawo. „.....”Unia polsko-litewska pokonała bowiem bodaj najnowocześniejsze państwo ówczesnej Europy – państwo zakonu krzyżackiego nie tylko pod względem militarnym, ale także intelektualnym. Kto dziś poważnie traktuje wspierające Krzyżaków tezy Jana Falkenberga? Gdy tymczasem wielkość myśli  Stanisława ze Skarbimierza czy Pawła Włodkowica imponują i inspirują do dziś. „....”Tymczasem krakowski historyk i prawnik prof. Wacław Uruszczak, przekonująco dowodzi, że co najmniej od 1505 roku można mówić o państwie Jagiellonów jako o monarchii konstytucyjnej. Świętując rocznicę uchwalenia konstytucji 3 maja, zapominamy, że Rzeczpospolita była państwem konstytucyjnym, zapominamy choćby o Artykułach henrykowskich, Pactach conventach, nie mówiąc o Unii Lubelskiej. Słowem im bardziej wczytujemy się w dzieje Polski XV – XVIII wieku tym większej fascynacji ulegamy, szczególnie wtedy, gdy ówczesne rozwiązania ustrojowe i zachowania obywateli zestawimy z tym co działo się w innych państwach.  Ignorancja dotycząca tamtych osiągnięć zuboża nie tylko nas, ale także projekt europejski, abstrahujący od doświadczenia bodaj najdłuższej Unii w dziejach naszego kontynentu. „.....”Dr hab. Arkady Rzegocki – prodziekan Wydziału Studiów Międzynarodowych i Politycznych UJ, kierownik projektu Polski Ośrodek Naukowy UJ w Londynie, członek zarządu Ośrodka Myśli Politycznej, honorowy prezes Klubu Jagiellońskiego, autor m.in. Wolność i sumienie (2004), Racja stanu a polska tradycja myślenia o polityce (2008).....(więcej )
Polska nie porzuci Ukrainy”…” – Prezydent Kaczyński prowadził bardzo aktywną politykę, której celem byłoutrwalenie sojuszu polsko-ukraińskiego”…”I zapowiada, że Lech Kaczyński będzie chciał jak najszybciej spotkać się z nowym przywódcą Ukrainy,niezależnie od tego, kto wygra wybory. – Sojusz strategiczny Polski z Ukrainą nie opiera się na osobistych relacjach polityków, ale na wspólnocie wartości i tej samej wizji przyszłości – zapewnia prezydencki minister. „”....(więcej)
Video Profesor Nowak „ Historyczne korzenie Polityki Zagranicznej Lecha Kaczyńskiego „ ...(więcej )
video wykład profesora Andrzeja Nowaka „Rosja i I Rzeczpospolita „ ...(więcej )
video profesor Nowak „ Moskwa i Litwa : Początek geopolitycznego konfliktu „ ( XIV – XVI wiek ) ...(więcej )
Prezydent Lech Kaczyński jest bohaterem narodowym Gruzji . Jarosław Kaczyński ma szansę zostać bohaterem narodowym Ukrainy . Wyjazd na Ukrainę i wsparcie sił proeuropejskich , a faktycznie propolskich jest niezwykle dalekosiężną decyzją , strategiczna decyzja Kaczyńskiego. Warto tutaj przypomnieć ,że Jarosław Kaczyński w odróżnieniu od Komorowskiego postawił na Tymoszenko przeciw Janukowyczowi To co zrobił Janukowycz nie próbując podpisać umowy stowarzyszeniowej , a czego się po nim nie spodziewałem to wyjątkowa głupota polityczna , polityka skundlenia wobec Rosji . Janukowycz zdradził interesy Ukrainy i interesy I Rzeczpospolitej Co by było , gdyby nie było braci Kaczyńskich jako kontynuatorów wizji Piłsudskiego i Giedroycia . Czy cała Polska stoczyłaby się w pruski serwilizm Sikorskiego i Tuska Naród polski, ale również ukraiński i białoruski mają swoje odwieczne interesy , które przyjmuje się nazywać polityką jagiellońska . Wszystkie te narody potrzebują na tyle dużego państwa, aby mogło na nowo odbudować ustrój republikański i na nowo zapewnić swoim obywatelom wolności i kontrolę nad instytucjami państwowymi . Wszyscy potrzebujemy odbudowy I Rzeczpospolitej Idea ta nie jest obca poza obszarem państwowym I Rzeczpospolitej Orban Dlaczego Europa Środkowa jest dla nas ważna? Przede wszystkim dlatego, że ją kochamy. Region ten jest większą ojczyzną, zarówno dla nas, Węgrów, jak i pozostałych narodów zamieszkujących te tereny. Stąd bierze się naturalne dla nas, Węgrów, uczucie, że w Polsce czujemy się znacznie bardziej u siebie niż w innych rejonach świata. Między krajami Europy Środkowej jest bowiem pewne podobieństwo, mieszkające na tym obszarze narody tworzą wspólnotę i jako jej członkowie – jak zwykło się mówić – "rozumieją się w pół słowa".”…”Pewne natomiast jest to, że zawierane są nowe porozumienia i sojusze, a ten proces daje nam, narodom środkowoeuropejskim, wielkie możliwości. Cały region może zostać dowartościowany, jeśli zdołamy sprostać temu procesowi i wystąpić w jego ramach jako inicjatorzy.”…” Niewiele jest przykładów współpracy międzynarodowej, które mogłyby się poszczycić tyloma sukcesami, co Grupa Wyszehradzka. „…”Ważne Partnerstwo Wschodnie”Ważną dla nas wspólną sprawą jest los naszych sąsiadów na Wschodzie – a zatem także dotycząca ich inicjatywa UE, czyli Partnerstwo Wschodnie. Ten program unijny daje niezwykłą możliwość wydobycia naszych wschodnich sąsiadów z mroków zapomnienia w unijnej świadomości. Stawką jest możliwość stworzenia poprzez inicjowane także przez nich projekty wspólnej (a więc także razem z nimi) wizji UE w odniesieniu do Ukrainy, Mołdawii i Białorusi oraz trzech państw kaukaskich. W tej sprawie interesy państw środkowoeuropejskich – a zwłaszcza Węgier i Polski – są zbieżne. ….(więcej )
Jak Chiny zmienią polityczną mapę Europy. Radosław Pyffel, analityk, prezes think-tanku Centrum Studiów Polska-Azja w rozmowie z Krzysztofem Rakiem. Piotr Zychowicz napisał w Rzeczpospolitej „Rok 1920” Przegrane zwycięstwo” Oto parę fragmentów „Rok 1920 był momentem zwrotnym w dziejach Polaków. To właśnie wtedy, mimo militarnego zwycięstwa, ostatecznie umarła idea Polski wielkiej, która rozciąga się na szerokich połaciach Europy Wschodniej, swymi granicami sięgającej niemal po mury Kremla i po stepy Zaporoża, której obywatele mówili dziesiątkami języków i wznosili modły w kościołach, cerkwiach, synagogach, zborach i meczetach. ”...” To właśnie w Rydze Polska ostatecznie wyparła się idei jagiellońskiej – porozumienia narodów znajdujących się między Niemcami a Rosją. Jedynej koncepcji, która może zapewnić Polsce, że będzie liczącym się graczem, a nie średnim państwem, z wynikającymi z historii ambicjami, ale bez potencjału, by je zrealizować. „…„W 1920 roku zaczęła się Polska nacjonalistyczna, ograniczona w istocie do potencjału tylko jednego z tworzących ją niegdyś narodów.Czymże jest bowiem te 25 – 35 milionów Polaków, gdy z jednej strony ma się Niemcy, a z drugiej Rosję.”…” Zgodnie z tą ostatnią (zrealizowaną w Rydze) Polska miała być państwem opartym na plemiennej wspólnocie krwi, nie zaś wielonarodową Rzecząpospolitą. Jak obrazowo postulował Roman Dmowski w 1919 roku, „skróćmy tę Polskę trochę”....(więcej )
Z listu Kaczyńskiego „ Polska jest najbardziej wytrwałym sojusznikiem USA w Europie. Jest nieustannie zaangażowana we współpracę polityczną i militarną z Waszyngtonem. Świętej pamięci Prezydent Polski Lech Kaczyński, a także mój rząd partii Prawo i Sprawiedliwość, konsekwentnie budowały sojusz dużych i mniejszych państw Europy Środkowo-Wschodniej. Jego osią były kraje bałtyckie (Litwa, Łotwa, Estonia) oraz kraje Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Czechy, Słowacja i Węgry). Zrobiliśmy wiele, aby do struktur europejskich i NATO przybliżyć dawne republiki ZSRR, takie jak Ukraina, a także Gruzja, Azerbejdżan i Armenia oraz Mołdowa. Realizując interesy narodowe i regionalne, zderzaliśmy się z polityką zagraniczną Rosji, która systematycznie odbudowuje swoją strefę wpływów - fakt często pomijany przez amerykańskich i europejskich polityków.”…” Dzisiaj sytuacja jest całkiem inna w okresie poszerzenia UE w 2004 r. Niemniej, nasz priorytet powiększania roli Europy Środkowo-Wschodniej pozostaje niezmienny i wierzymy, że działa on w interesie sojuszu transatlantyckiego. Kraje, które niedawno odzyskały wolność i zerwały z Moskwą - także dzięki fenomenowi polskiej „Solidarności” - oczekują partnerskich i poważnych relacji z Waszyngtonem. Relacje pomiędzy Europy Środkowo-Wschodnią i USA muszą być ulicą dwukierunkową. Kraje naszego regionu również są zaniepokojone polityką Teheranu czy sytuacją na Bliskim Wschodzie niemniej, nasz region musi mięć zapewnioną ochronę i bezpieczeństwo”…” Europa w 2010 roku jest zdominowana przez największe państwa członkowskie UE w dużo większym stopniu niż to miało miejsce w roku 2004. Traktat Lizboński nie pomógł zrealizować obietnicy znacznego zwiększenia roli Europy w polityce międzynarodowej. Ten instrument nie załagodził także skutków światowego kryzysu finansowego.”…” Obecnie jesteśmy świadkami prób pomniejszania roli naszego regionu w Europie „...(więcej )
Wilno chce za wszelką cenę podpisania umowy stowarzyszeniowej UE z Ukrainą „.....” Najważniejszym wydarzeniem będzie szczyt Partnerstwa Wschodniego zaplanowany na 28 listopada w Wilnie. Może się on okazać sukcesem, gdyby doszło do podpisania negocjowanej od dawna umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. „....”Litewska dyplomacja usilnie forsuje ten cel, nie bacząc na koszty. Z nieoficjalnych rozmów z jej przedstawicielami wynika, że dla Litwy sprawa uwięzienia Julii Tymoszenko jest drugorzędna. Ukrainie powinno dać się umowę stowarzyszeniową, aby odciągnąć ją od Rosji i wciągnąć w orbitę wpływów europejskich. „.....”państwa Europy Zachodniej, w tym przede wszystkim Niemcy. – Ich postawa będzie kluczowa. „....”Na razie z Berlina nie płyną żadne nowe sygnały. A do tej pory Niemcy bardzo wyraźnie opierały się ustępstwom na rzecz Janukowycza. „. .(więcej )
Andrzej Talaga „Nawet gdybyśmy wykonywali nie wiem jak miłe gesty wobec „braci Moskali", jesteśmy skazani na polityczne, a w przyszłości może nawet militarne starcie. „.....”Rosyjscy przywódcy postrzegają świat w sposób bardziej realistyczny niż ich polscy konkurenci, zepsuci nieco unijnym nowomyśleniem. „...” Kilka wielkich tworów politycznych scalonych wspólnymi wartościami kulturowymi kontruje się wzajemnie w walce o władzę: chodzi głównie o USA, Chiny i Rosję. W takim świecie mniejsze państwa nie mają prawa funkcjonować samodzielnie, muszą mieć protektora lub wejść w alians cywilizacyjno-militarny. „....”Oficjalnym celem Rosji jest budowa strefy wpływów w postaci Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej poszerzonej o Ukrainę. Moskwa bez owijania w bawełnę postawiła sobie za cel zdominowanie Kijowa. Zadaniem Polski zaś jest dokładnie coś odwrotnego, a mianowicie niedopuszczenie do wciągnięcia Ukrainy w rosyjską orbitę i ulokowanie jej w bloku euroatlantyckim. To nie jakieś drobne przepychanki, lecz geopolityczna wojna. Obie strony walczą bowiem nie tylko o wpływy, ale także własne bezpieczeństwo. „......”Dlatego przede wszystkim Białoruś, lecz także Ukraina muszą być „rosyjskie". Polska zaś, jako kraj frontowy NATO, musi mieć od wschodu osłaniający ją bufor. Ukraina i Białoruś idealnie nadają się do tej roli. I Polacy, i Rosjanie potrzebują ich przestrzeni, dlatego jesteśmy skazani na walkę o nie. „.....”Dla Kijowa w długiej perspektywie nie ma innego wyboru niż Zachód albo Moskwa. Uprawiana tam obecnie polityka równego dystansowania się od Unii i Rosji jest nie do obrony, choćby z tego prostego powodu, że Ukraina nie posiada wystarczających zasobów demograficznych, surowcowych, wreszcie społecznych do utrzymania długotrwałej, pełnej suwerenności. W czyją orbitę by zaś nie wpadła, druga strona będzie to kontestować. „....”W koncepcie rosyjskiej polityki zagranicznej znalazła się także strategia uprawiana wprawdzie po cichu od lat, ale dopiero teraz wpisana do oficjalnego dokumentu. Chodzi o utworzenie jednolitego rynku z Unią Europejską w oparciu o wspólnotę cywilizacyjną europejskiego Zachodu i Rosji: cel pochodny to uruchomienie mechanizmów stałej współpracy z UE w zakresie bezpieczeństwa. Kiedy dodamy do tego konieczność stosowania „miękkiej siły", której Moskwa pozazdrościła Zachodowi, oraz wyraźne dystansowanie się od USA, robi się miękko – ale w nogach. Rosja, zgodnie z zasadą „koncertu mocarstw", chce bowiem układać architekturę powiązań ze Wspólnotą wcale nie z Unią jako całością, ale z silnymi państwami kontynentu, głównie Niemcami i Francją, w dodatku w kontrze do Stanów Zjednoczonych oraz NATO. Polska nie jest w tym przypadku brana pod uwagę  jako podmiot gry, lecz jako jej przedmiot.”.. ...(więcej)
Jak Chiny zmienią polityczną mapę Europy. Radosław Pyffel, analityk, prezes think-tanku Centrum Studiów Polska-Azja w rozmowie z Krzysztofem Rakiem. Marek Mojsiewicz


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
1015
Angielski Internet zwroty, Angielski zwroty 1006 - 1015, 1006
1015 PhysConst
1015
20120518-Sprawdzian10-1015
1015 chemia kol1
1015
1015 ModelPow
1015 Zal06id 11600 Nieznany (2)
1015
hp 1010 1012 1015 toner recarga desmontar
Bioinformatics 2003 Ginalski 1015 8
Whirlpool Laden Fl 1015 Polar PDT 1019
1015 212 GrDvor
1015
20120518 Sprawdzian10 1015
#1015 Conducting a Search
1015 PhysConst

więcej podobnych podstron