Smok jak smok

Dziury

Smok jaki jest, każdy widzi. Taki z zielonymi, wypolerowanymi łyskami specjalnym płynem, zębami rodem z reklam gumy orbit, pazurkami itp. No i jeszcze taki dodatek w zestawie- skrzydełka. No co się będę nad smokiem rozwodzić. Smok jak smok.

Smok o którym częściowo będzie to opowiadanie nie różnił się zbytnio. No… może był taki trochę mały i nie miał farta. Wyjątkowo go nie miał. Wywalili go z Krakowa, Warszawy, Kielc… no, długo by wyliczać. Nic dziwnego, że owy smok o imieniu tak długim, że nie będę go teraz przytaczać. Przyleciał do Lęborka. Nie zamierzał tam trafić- po prostu leciał przed siebie i leciał, aż się zmęczył. Los chciał, że zmęczył się właśnie nad Lęborkiem. Nie wiadomo, czemu miał taki kaprys.

,, Trudno – pomyślał smok z powietrza podziwiając budynki- skoro nie chcieli smoka w takich dużych miastach to może tu mi się poszczęści. ,,

Zataczając kręgi zniżał lot. Miasto jak miasto. Jego uwagę zwróciła fontanna koło jakiegoś placu z żabami, wielki park z czołgiem, zamek, jakiś wielki budynek z napisem Kupiec… Latał i szukał, ale ni w ząb- nie mógł znaleźć jakieś małej, przytulnej, spokojnej jaskini. Nie mógł znaleźć nawet wielkiej, odpychającej. Widocznie w Lęborku nie było żadnych jaskiń.

Mała dziewczynka zmierzająca z babcią do przedszkola ( była bowiem godzina za pięć ósma) nazywająca się Małgosia ( miała 5 i pół lat, lubiła tańczyć, śpiewać i ciastka z biedronki, ale to już inna opowieść ) spojrzała w górę, na niebo.

-Babciu, patrz, patrz! Tabaluga!!!

-Tak, tak słonko – przytaknęła babcia – oczywiście… Choć do przedszkola.

-No , ale naprawdę!

Smok szukał wszędzie. W Lęborku, w okolicznych wsiach ( nie gardził Kębłowem, ani Łowczem) ale nigdzie nie było jaskiń. Już chciał zrezygnowany polecieć dalej (mimo, że był strasznie zmęczony) gdy nagle zawrzała w nim chęć walki. Nie ma tak! On tu sobie zamieszka! I koniec! W końcu w Warszawie też nie mieszkał w żadnej jaskini.

Znów zaczął zataczać kręgi nad miastem…

***

Dzwonek dawno już zadzwonił. Uczniowie klasy 2b podczas swojej pierwszej lekcji – fizyki myśleli o przeróżnych sprawach. Ola zastanawiała się, czemu coś suka pod jej ławką ( była to jej własna noga wprowadzona drgawkami w taki ruch, że co chwila waliła w ławkę). Magda główkowała, czemu nie ma Kaszy. Jedna z jej hipotez była taka, że nie trafiła do drzwi autobusu, którym miała pojechać do szkoły. Maciej myślał o dwóch rzeczach na raz : o Windows’ ie Seven i o tym, jak powie Weronice o gryzącym go problemie z Windows’ em Seven. Marek, nowy uczeń, oceniał ostatnie pierwsze dni w klasie. Głowy uczniów były zaprzątnięte różnymi rzeczami, ale jak najbardziej nie fizykom .

Nagle, do klasy, pomimo 15 minutowego spóźnienia, weszła, a raczej wpadła do klasy Kasza. Przewróciła się prawie, zahaczając swą zagipsowaną ręką o klamkę i z bananem na ustach rozejrzała się po klasie.

-A jakieś :,, przepraszam za spóźnienie ,,? – spytała rozeźlona fizyczka. Nie dość, że uczy w szkole w którym są zbaranieli uczniowie, którzy myślą, że jak płacą za szkołę, to z dadzą, to jeszcze takie to nie wychowane…- Za moich czasów to…

-Tak, wiem, to było dawno temu – Kasza była zbyt zajarana, by czekać jeszcze chociaż sekundę, aby nauczycielka skończyła wykład z historii – Ej, wiecie co? Mamy na dworze smoka.

Klasa spojrzała na nią lekko zdziwiona. No, wiadomo – szkoła szkodzi zdrowiu. Ale aż tak, by widzieć smoki?

-Ej… Kasza, siadaj tu grzecznie, wyjmuj zeszycik i się ucz. – powiedział Zuzia tonem psychologa, który uspokaja chorego. - damy ci tabletki, zmierzymy ciśnienie i gorączkę…

-Kasza, nie bredź- poprosiła Magda.

- No nie wierzycie? – Kasza powiodła spojrzeniem po klasie. Na widok niezbyt mądrej miny Marka zaśmiała się, równie głupio – To choć cie zobaczyć.

- Siadać na miejsca! – wrzasnęła fizyczka widząc wstających uczniów – Wpiszę wam uwagi!

- A… wpisuj – zachęcił Amadeusz i wyszedł razem z resztą.

Nauczycielka wzięła dziennik, otworzyła na odpowiedniej stronie i idąc za 2b pisała. Musiała przecież ich pilnować! To obowiązek nauczyciela. Nigdy by się nie przyznała, że szła tam, aby zobaczyć też, co ubzdurała sobie ta Studzińska. Krzycząc: ,, Zatrzymajcie się! Ani kroku dalej!,, podpisywała się pod notką:

Klasa wychodzi z klasy bez zgody nauczyciela. Studzińska i Wac są wyjątkowo chamscy. I jeszcze Ganobis bawi się w doktora i oferuje Studzińskiej narkotyki ( nazywa je tabletkami ) I oni mnie nie słuchają. To jest bardzo zła klasa.

Uczniowie zatrzymali się za drzwiami, na podwórku.

-Ha. Widzicie?

Ku ogólnemu zdziwieniu stał tam smok. Po chwili, gdy minął szok, odezwał się Wołosz.

-Łe… mały ten smok. I taki zielony… No… Taki nijaki.

-A widziałeś większego? Głupi jesteś i tyle – wkurzyła się Kasza.

-A skąd wiesz, że nie widział? – podjął wątek Ama.

-Bo niby gdzie? Ilu znasz ludzi, co widzieli smoki – pomogła koleżance Magda.

-Chmy… - zastanowił się Amadeusz.

-Tak właściwie to zna już 14… - zauważyła trzeźwo Kasza.

-Kogo? – nie mógł skryć zdziwienia chłopak.

-No… tą klasę.

Fizyczka, zapomniana przez uczniów gapiła się na gada. Przypomniała sobie baśnie w których smoki pożerały piękne, młode królewny. No, może miała już swoje lata, ale lepiej dmuchać na zimne. Rzuciła dziennik na ziemię i pognała do dyrektorki. Tak, pani dyrektor na pewno coś zrobi. Pech chciał, że wpadła na biegnącą, by zobaczyć smoka, 1b. Nauczycielka nie miała szans z szarżującą drzwi, kolorową masą uczniów. Po krótkiej walce o życie, jakoś wydostała się z kłębowiska ciał. Ostatkiem sił złapała się ostatniej, w miarę dobrotliwej ręki. Była własnością zdezorientowanej pani Xeni, tej od niemieckiego.

- O co tu w ogóle chodzi – spytała fizyczkę, na szczęście po polsku.

-Smok! – wycharczała i pobiegła w stronę sekretariatu.

Xenia spojrzała na nią zdziwiona i poszła zobaczyć swoich uczniów. Ujrzała przedziwny widok: pomiędzy dwoma klasami - 1b i 2b - stał, jakby nigdy nic, zielony, niezbyt duży smok. Kilka osób karmiło go tym, co akurat miało w kieszeniach. Reszta zażarcie się kłóciła.

-Smok jest nasz!!! – wrzasnęła rozjuszona Asia.

-Nie! Mamy do niego takie prawo, jak wy! – zawył bojowo Krzyś.

-My go pierwsi zobaczyliśmy!

-Nieprawda!

-Niech sam zdecyduje – zawyrokowała Xenia, widząc, że klasy gotowe są, aby rzucić się na siebie i pozagryzać się nawzajem. A jeśli miała gryźć 2b… Nie, to byłaby masakra.

Smok doskonale zrozumiał o co chodzi. Nie był przecież zwykłym jaszczurem, tylko smokiem. Smokiem! Popatrzał a to na jednych, a to na drugich. W końcu podszedł do tych starszych. Pierwszaki zawyły, czując się wyjątkowo oszukane.

-Taki lajf – skomentował Marek.

Wygrani gimnazjaliści popędzili radośnie w kierunku drzwi. Gdy byli już przy nich, okazało się, że mają problem. Smok nie mógł zmieścić się w drzwiach.

-Wyważ – zachęciła Kasza.

Smok z chęcią skorzystał z propozycji i już po chwili znajdował się w szkole. Rozejrzał się zdziwiony. ,,Dziwnie tu…,, - pomyślał

***

Tymczasem dyrektorka wysłuchała relacji roztrzęsionej fizyczki.

-Zobaczymy… - uspokoiła – Na pewno się pani się przewidziało.

Zaczęła się zastanawiać nad prawdziwością słów, gdy usłyszała łomot dobiegający z parteru. Zbladła, widząc 2b kroczą przed… no cóż, nie dało się zaprzeczyć – przed smokiem.

-Musimy bronić szkoły – zawołała natchniona. – Zamknij drzwi moja sekretarko!

Niestety sekretarki nie było, bo poszła do pokoju nauczycielskiego, by zrobić sobie kawę.

- Donato – zawołała do nauczycielki fizyki, bo tak miała na imię – zabarykaduj drzwi!

-Oczywiście. Ale jak będziemy bronić uczniów?

-No cóż… Najpierw brońmy siebie, potem pomyślimy o uczniach. Zabarykaduj drzwi.

-Ale czym?

-No nie wiem… np. szafą.

Po kilku minutach pracy mięśni, których ani fizyczka, ani dyrektorka nie miały na zbytku, drzwi zostały zabarykadowane.

-A inni nauczyciele? – spytała nagle fizyczka.

-No trudno. Będą o nich śpiewać pieśni. Podaj mi książkę telefoniczną. Musimy zadzwonić do kogoś, kto nam pomoże.

***

Smok doszedł do wniosku, że jego wybór był dość dobry. Polubił tych uczniów, choć bez wątpienia byli trochę dzicy. A i jeszcze ich klasa właściwie przypominała stopniem zniszczenia jakąś starą , trochę zapuszczoną jaskinię. Po podłodze walały się tony przeróżnych odpadków: papiery, worki, drewniane, osikowe kołki (niewiadomego pochodzenia), wrak plastikowego samochodziku (to samo) i wiele, wiele innych. Na dodatek Mila pobiegła jeszcze do domu po ciemne prześcieradła, by przysłonić okna. Tak… było mu tu dobrze. Gdyby jeszcze zlikwidować tych nauczycieli, którzy godzinami rozwodzili się nad nieistotnymi rzeczami jak np. nad wzorem na obwód koła. I gdyby nie było uczniów jakiś innych klas, którzy co chwilę wpadali na przerwach, by go zobaczyć. Niektórym nawet nie chciało się czekać do przerwy i wpadali go obejrzeć podczas lekcji, ku ogólnemu niezadowoleniu ludzi uczących.

Nadeszła pora lekcji polskiego z wychowawczynią, panią Małgorzatą.

Polonistka słyszała od innych nauczycieli, że w jej klasie siedzi jakiś dziwny stwór ( co nie przeszkadzało im w prowadzeniu lekcji ). Wiedziała też, że zabarykadowano sekretariat z bliżej nieokreślonych przyczyn. Ale przecież… ludzie mają bujną wyobraźnię. Weszła więc do klasy i z początku nie zauważyła nic dziwnego. Oprócz olbrzymiego bałaganu. No i co, do licha, robiły jakieś koce, pozawieszane na oknach?

-Proszę to natychmiast zdjąć. – zażądała.

-Ale on bardzo lubi, jak jest ciemno... – próbował wytłumaczyć dyplomatycznie Maciek.

- I posprzątajcie ten bałagan.

Wtedy go zobaczyła. Wydał jej się wielki, zielony i wyjątkowo krwiożerczy. Pani Małgorzata nie była jedną z tych osób, które po zobaczeniu smoka, odczuwają nieopisaną radość, jak jej wychowankowie.

-Smoki przecież nie istnieją. – jęknęła jeszcze i zemdlała.

-Jak myślicie, mogę teraz użyć telefonu, by zadzwonić po straż pożarną? – spytał Bartek, bo w tej szkole, nie można było używać telefonów komórkowych.

-Na pogotowie. Po co ci straż pożarna? – poprawił Krzysiek.

-Chyba możesz – zawyrokowała Ola.

-Biedna… - Kasza spojrzała w stronę nauczycielki – Nie zobaczy jak nasz smok robi beczki w powietrzu. A wszystkim tak się podoba. Co nie, smoku?

Smok w potwierdzeniu puścił przez nos wyjątkowo okrągłe kółko z dymu i pokiwał głową.

***

Dyrektorkę bolały palce od stukania w guziki telefonu. Niewiadomo dlaczego, policjanci, strażacy i cała ta reszta tylko ją wyśmiały. Myślała też, czemu wszyscy łowcy smoków, których znalazła w ,,Wielkiej, Światowej Książce Telefonicznej,, Donata, mieszkali w Czechach, Francji lub na innych końcach świata.

-Masz coś? – spytała fizyczkę.

-Jest jakiś egzorcysta w Polsce. Jakub Wędrowycz… - zaczęła zapytana.

-Po co nam egzorcysta? My chcemy łowcę smoków.

-A… Szukam, szukam.

Po półgodzinie nauczycielka zawołała radośnie.

-Jest! Jest! Nazywa się Darek Jaczkowski. Mieszka w Gdańsku. Czyli jak się zgodzi, to będzie tu może za 2 godziny, czy jakoś tak.

-Dzwonimy.

-Jego usługi trochę dużo kosztują…

-Trudno. Nadszarpniemy trochę fundusz szkoły, ale za to uratujemy świat!

***

-Jest duży, zielony! – tłumaczyła krzycząc dyrektorka, stojącemu pod oknem łowcy smoków.

- I krwiożerczy! – dopełniła opis fizyczka.

-Zabił kogoś? – spytał pan Darek.

-Nie wiemy. Pewnie tak! – odwrzeszczała dyrektorka.

- To pewnie Leklus Molectis – ocenił łowca.

- Złapie go pan? – zawołała fizyczka. Widząc, że Jaczkowski kiwa głową spytała się jeszcze – Możemy otworzyć drzwi od sekretariatu?

-Oczywiście. Już nic panią nie grozi. – po chwili dodał – Bo inaczej, to jak panie by mi zapłaciły?

-To już trzeba? – zmartwiła się dyrektorka.

-Tak. Niestety, moje usługi są płatne z góry. To jakbym przypadkowo się zabił. – widząc przerażone twarze klientek dodał pospiesznie. – Ale niech się panie nie boją. Jestem łowcą smoków na 100%i nie dam się załatwić byle jakiemu Leklus Molectis – dodał z pogardą w głosie.

***

Trwał angielski, gdy do klasy 2b wszedł wysoki, chudy mężczyzna, o lekko psycholowatym wyglądzie.

- Gdzie jest gad? – warknął.

-Smok? – upewniła się Magda – Nie widzi pan go? Raczej nie jest za mały.

Facet chwilę oceniał stwora, aż w końcu rzekł.

-Tak, jak myślałem. Łatwo nie będzie. To Leklus Molectis Ale nie bójcie się dzieciaki, rozwalę go i będziecie bezpieczne.

-Smoki mają nazwy łacińskie? – zaciekawił się Maciek, który od 3 roku życia pasjonował się biologią.

-Tak. I połowę ja wymyśliłem - wyjaśnił z dumą w głosie psychol.

-Widać. – skrzywił się Maciek – są niepoprawne gramatycznie. Powinno być…

-Zamknij się – wrzasnął rozwścieczony. On tu przyszedł, by ratować tym bachorom życie, a oni tu mu o poprawności łaciny gadają! – Jestem łowcą smoków, a nie filologiem od łaciny.

-Pan chce go zabić?! – oburzył się Ama.

-No tak… - zdziwił się lekko facet.

Uczniowie stanęli murem przed smokiem.

-Nie damy go tak łatwo! - wrzasnął Marek.

-Mam glany i nie zawaham się ich użyć – w głosie Kaszy coś brzmiało niebezpiecznie.

Łowca stał zszokowany.

-Ej no… Bez jaj. – burknął łowca.

- Smoka nie oddamy! – krzyknął bojowo Ama.

Nagle smok wzrokiem dał im do zrozumienia, aby go nie bronili. Dotąd niewiadomo, jak przekazał ową wiadomość naszemu stadu tubylców, ale wszyscy posłuchali. Możliwie, że telepatycznie.

,,Wyjdźcie ze szkoły,, - powiedział jeszcze smok.

-Czemu? - Spytał Krzysiek.

,,Wyjdźcie. I powiedzcie to też wszystkim klasą,,

-Ok., Ok…

Smok ruszył pędem przed siebie. Nie trafiając w drzwi, wywarzył ścianę. Łowca, wymachując dziko jakąś linką, popędził za nim.

***

To był przedziwny widok. Stojący przed szkołą uczniowie, ze stoickim spokojem patrzeli, jak smok, goniony przez Darka Jaczkowskiego co chwilę wyskakiwał ze ścian, pozostawiając po sobie dzióry. Nauczyciele zastanawiali się czy to w ogóle jest możliwe. Dyrektorka rzewnie płakała. Oto właśnie jakiś gad i jakiś pajac niszczą jej szkołę! Po pół godzinie budynek był dziurawy jak ser szwajcarski. I nagle… zawalił się. Dyrektorka zawyła.

-Bum. – skomentowała Ola.

Z walącego się budynku wyskoczył brudny łowca.

-Przeżyłem! – krzyknął.

Wszyscy obrzucili go niechętnym spojrzeniem, a dyrektorka rzuciła się na niego dzierżąc dzielnie parasolkę w dłoni.

- A masz! – wrzeszczała z euforią, w oczach okładając nieszczęśnika – Za szkołę! Za smoki! Za moją babcię! – długo wymieniała powody zaczynając od globalnego ocieplenia kończąc na dziurze w skarpetce.

Smok spojrzał zdziwiony na szkołę. Ściany układały się w tak jakby… tak! W jaskinię! Zawył uradowany. Miał dobre przeczucie, że w Lęborku mu się spodoba.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Smok wawelski, Teksty piosenek przedszkolnych
Ksiezniczka i smok
Kompot ze świeżego nieboszczyka Hannibal Smok
DWUGŁOWY ORZEŁ I ZŁOTY SMOK Chiny i Rosja
smok
Bertin Joanne Ostatni Lord Smok
2 Rycerz i smok Krzyżówka sylabowa
Smok w legendach chińskich
Shepard Lucius Smok Griaule (CzP)
29 Smok zdjęcie
28 Smok
3. Rycerz i smok. Tytuły, ^ MATERIAŁY (edukacja, terapia i zabawa)
Smok, Symbole
smok
op smok komentarz pl
[Papermodels@emule] [Maly Modelarz 1972 06] Polish Galleon Smok
Smok (3)
Smok wawelski scenariusz, Scenariusze spektakli

więcej podobnych podstron