Katrina i Pan Bóg
Ostatni potężny huragan Katrina dał wiele do myślenia Amerykanom, a także wszystkim ludziom. Katastrofa Nowego Orleanu odbiła się głośnym echem w prasie różnego rodzaju. Posypały się komentarze pełne krytyki rządu, narzekania na temat upadku ekonomii amerykańskiej, uwagi o konieczności zmian w polityce zagranicznej itd. Ale najciekawsze są komentarze dotykające religijnych aspektów tego tragicznego wydarzenia. Podobnie więc jak to było w przypadku tsunami w południowo-wschodniej Azji, padały pytania o Pana Boga.
Pomimo iż wielkie wpływy zyskał sobie w Ameryce bezbożny związek ACLU, usiłujący zamienić Stany Zjednoczone na państwo formalnie ateistyczne, Katrina przypomniała ludziom, że z Panem Bogiem trzeba się liczyć. "Kiedy uderza nieszczęście, śmiertelnicy wołają do Boga" - pisze Grant Swank[1]. Dziennikarz przypomina, że po 11 września 2001 r. członkowie Kongresu obu partii śpiewali na Kapitolu hymn "God Bless America". "Kiedy się robi spokojniej na świecie, Bóg łatwo idzie w zapomnienie. Lecz kiedy przychodzi nowa, potężna katastrofa, Bóg znowu wypływa na powierzchnię ducha i myśli. Otwierają się usta, wołając o Bożą interwencję" (tamże). Znane jest u nas przysłowie: "Jak trwoga, to do Boga". Coś takiego stało się w Ameryce. Wraz z Katriną "znowu Pan Bóg został uznany, znowu w Niego uwierzono, znowu się Go wzywa, a nawet błaga jako wybawcę z odmętów nacierającej masy wody".
Powtórka z Sodomy
Oczywiście jednym z pytań natarczywie powracających w takich sytuacjach, jest to, "jak Bóg mógł na taki huragan pozwolić?"[2]. Autor udostępnia czytelnikom podstawową prawdę, że zło pojawiło się na ziemi w następstwie grzechu. Ponieważ człowiek przestał słuchać Pana Boga, ziemia i przyroda nie musi słuchać człowieka; a nawet ponieważ świat został skażony grzechem (uczestniczy w duchowym upadku człowieka), stąd przyroda nie musi bezwarunkowo słuchać człowieka. Chaos w przyrodzie jest następstwem winy człowieka. Nie można w żaden sposób winić o to Pana Boga. Bóg nie przestaje być nadzieją człowieka (tamże). Autor zresztą słusznie przypomina, że właściwą perspektywą ukazującą sens życia jest wieczność. W kolejnym tekście Grant Swank dotyka bardziej konkretnej kwestii: grzechu, który teraz właśnie prowokuje sprawiedliwość Bożą i woła o karę[3]. Nowy Orlean ściągnął na siebie karę przez ciężkie grzechy: wynika stąd obowiązek nawrócenia. Chodzi tu zwłaszcza o coroczną celebrację "święta" homoseksualistów organizowanego właśnie pod koniec sierpnia w Nowym Orleanie. Owo "święto" nosi zagadkową nazwę "Southern Decadence" (co można przetłumaczyć jako "Południowy Upadek" czy jakoś podobnie). To miał być jakiś wesoły, swawolny "festiwal", promujący rozpasany styl życia. Kaznodzieja metodystów Gary Hopkins donosił, że "liczne tysiące uczestników zamierzały włóczyć się po Nowym Orleanie 'celebrując swoją odmienność seksualną'". Innymi słowy - pisze Swank - "Sodoma i Gomora miały ożyć w jasnym świetle dnia i w nocnych odwiedzinach (...) Policja miałaby obowiązek patrzeć w inną stronę albo napełniać więzienia. Przyzwoici obywatele mieliby zamknąć oczy lub dyskretnie zerkać na wszechobecną bezecność. Małe dzieci miałoby się zabrać na jakąś bezpieczną wycieczkę, by uniknęły obserwowania cynicznej parady na ulicach miasta. Ludzie interesu liczyliby wystrzałowe zyski płynące z otwartych portfeli w świątecznej rozpuście".
Tymczasem przyszła Katrina. Festiwal się nie odbył. Grupa ludzi, względnie ruch, noszący nazwę "Repent America", zaczął odważnie wzywać Amerykę do nawrócenia, podkreślając, że Sąd Boży dotknął miasto, które stało się siedliskiem grzechu. Bóg musiał zainterweniować. Obecnie nawet gubernator Luizjany nawoływał w mediach do modlitwy za Amerykę i Nowy Orlean. "Jakie to godne zastanowienia, że Nowy Orlean, który ostentacyjnie witał sodomitów, obecnie potrzebuje modlitwy i pomocy Boga, który odwraca oczy od tego rodzaju zboczeń". Swank dalej snuje swoją refleksję: "To jest tak, kiedy uderza klęska. Dopóki niebo jest jasne i ludzkie brzuchy są pełne, Pana Boga można odstawić na bok. Ale kiedy spada katastrofa na Amerykę, to wszystkie władze państwa i media wołają do Boga. Co musi Pan Bóg myśleć o takim rodzaju hipokryzji?" Autor stawia jednak pytanie, czy ci, którzy organizowali te niemoralne imprezy, potrafią obecnie zastanowić się nad sensem swoich działań? "Czy jakieś poczucie moralne przebije się przez tę skorupę?". Dyrektor ruchu "Repent America" stwierdził: "Czyn Boga zniszczył zepsute miasto. Nowy Orlean był miastem, które szeroko otwarło wrota dla publicznej celebracji grzechu. Ono już nie może nigdy być takie samo. Nie możemy zapominać, że mieszkańcy Nowego Orleanu tolerowali i zapraszali nikczemność do swego miasta przez długi czas" (tamże).
Bezradność ludzka
Oczywiście w Nowym Orleanie ucierpieli także ludzie dobrzy. Nie brakowało ich w tym mieście: pisze o tym nasz autor w innym tekście[4]. Jest nieuniknione, że w takiej katastrofie cierpią także niewinni, ale Pan Bóg potrafi ich dokładnie odróżnić, zapewniając im tę łaskę, jaką dla nich przygotował. Zawsze zresztą grzesznicy zbawiali się przez ofiarę i cierpienia niewinnych i ten fakt jest wpisany w ogólną ekonomię zbawienia. Dobrzy odnajdują drogę ocalenia przez wiarę, nadzieję i miłość. Natomiast ateiści i agnostycy są w tragicznej sytuacji i wciąż zadają sobie pytanie: "Czy Pan Bóg jest, czy też Go nie ma, jakim rodzajem piekła jest świat, w którym się poruszamy i dlaczego administracja Busha nie potrafiła powstrzymać Katriny?" (tamże).
Niektórzy rzeczywiście zastanawiają się, czy ta skala nieszczęścia nie pochodzi częściowo z winy rządu, który wpoił w lud przekonanie, że władza doskonale dba i zadba o obywateli w każdej sytuacji. Wielu ludzi istotnie czekało na pomoc ze strony państwa, która długo nie przychodziła i czuli się głęboko zawiedzeni. Pewien autor uważa, że należy wychować ludzi do bardziej czynnej i twórczej odpowiedzialności, nie pozostawiając ich na poziomie dzieci czekających na łaskawy gest władzy opiekuńczej[5]. Są to uwagi słuszne, ale w obecnej sytuacji odnoszą się do spraw bardziej odległych.
Gdy Pan Bóg nie może milczeć
Natomiast znany nam Grant Swank powraca do tematu Pana Boga, ponieważ różne e-maile kierowane do niego, zawierały pytanie o miłosierdzie i cierpliwość Boga w kontekście tej klęski.[6] Autor poprawnie przedstawia zarówno niezgłębione miłosierdzie Boże, jak i niepojętą cierpliwość Boga, który czeka na nawrócenie człowieka. Jednak z pewnych powodów, znanych tylko Mądrości Bożej, cierpliwość Boża pozwala, by wkroczyła sprawiedliwość, upominająca się o honor Boga. Grant Swank w artykule z 3 września[7] powraca do tematu grzechu i nawrócenia, przytaczając treść e-maili, które do niego dotarły. Ktoś słusznie zwraca uwagę, że w "celebracjach" Southern Decadence były obecne elementy bluźniercze, pochodzące z kultu szatana, z magii i "misteriów" pogańskich odprawianych w Afryce. Były więc w nich akcenty bezpośrednio godzące w świętość i majestat Stwórcy. Swank stwierdza, że wymienione praktyki były już napiętnowane w Biblii. "Bóg nie może tolerować praktyk, które przypisują szatanowi cechy boskie" (tamże). Są to praktyki magiczne, które mają dać człowiekowi poczucie więzi z "wysokim bogiem", ale nie Bogiem objawionym w Biblii, a więc de facto - z szatanem. Jest interesujące, że praktyki te są aprobowane przez liberalną teologię, przez współczesnych pogan, New Age i tym podobne kierunki. Jest niewątpliwe, że za tymi praktykami kryje się wpływ szatana. Autor szerzej omawia ten temat (który zresztą był często komentowany przez ks. prof. Posackiego).
Pan Bóg i moralność
Poruszony temat prowokuje do pewnych głębszych refleksji. Przede wszystkim problem wyłaniający się z całego wydarzenia prowadzi nas do biblijnej perspektywy historii, w której etos przymierza mężczyzny i kobiety (czyli małżeństwa) ściśle wiązał się z wiarą w Boga Stworzyciela i kultem oddawanym Jemu jako Ojcu i Zbawicielowi ludzkości. Ten związek etosu i religii jest widoczny nie tylko w aspekcie pozytywnym, kiedy wiara w prawdziwego Boga domaga się mocą swej wewnętrznej logiki kształtowania etosu małżeństwa i rodziny w duchu świętości. Historia biblijna pokazuje nierozerwalny charakter tego związku (dogmatu i etosu) także na tle sytuacji negatywnych, a więc na tle powtarzającej się ciągle niewierności Izraela, która została określona w świętych Księgach jako "cudzołóstwo", czyli zdrada przez oddanie się obcym, nieprawdziwym "bogom"; a zarazem faktem jest, że ta niewierność miała bardzo konkretny związek z grzechami nierządu i wylewaniem niewinnej krwi w imię kultu Baala czy Asztarty.
Ten związek między religią i etosem nie jest czymś przypadkowym, lecz stanowi więź wewnętrzną, wynikającą stąd, że człowiek został stworzony "na obraz Boży", a więc tak, aby swoim życiem objawiał Boga. W istocie - prawda stworzonego bytu znalazła swoją antropologiczną, etyczną i kultyczną (tym samym kulturową) syntezę w duchowej konstytucji rodziny, będącej pełnią stworzenia i integralnym symbolem - słowem podstawowego Objawienia Stwórcy skierowanego do ludzkości. Człowiek przeżywający w prawdzie swoje człowieczeństwo miał się stać "żyjącą chwałą Boga" (św. Ireneusz). Stąd nie było możliwe ukształtowanie prawidłowo życia rodzinnego bez świadomego i wyraźnego pielęgnowania więzi Przymierza ze Stwórcą. Równocześnie nie było możliwe trwanie w przyjaźni z Bogiem, jeśli przekreślało się etos małżeństwa i rodziny.
Strategia i taktyka "księcia tego świata"
Nie tylko ta biblijna historia, ale także ta zwyczajna ludzka, dostarcza nieustannych dowodów na to, że wiara w Stwórcę i akceptacja całego etosu małżeństwa i rodziny są czymś nierozdzielnym. Ilekroć kwestionuje się autorytet Boga, najpierw załamuje się moralność seksualna. Odwrotnie, ilekroć dochodzi do świadomego i publicznego zburzenia etosu rodziny, załamuje się wiara w Boga i samo naturalne poczucie więzi z Bogiem zanika. Ponieważ jednak człowiek jest istotą religijną, stąd na miejsce idei prawdziwego, ale "wymagającego" Boga, natychmiast, za podszeptem szatana, pojawia się idea "boga" tolerancyjnego, promującego "wolność" człowieka, przymykającego oko na moralne zdrożności w postępowaniu mężczyzn i kobiet; a nawet "boga", który pragnie takich form "kultu", które polegają na wszelkiej profanacji ludzkiego ciała. Tak tworzą się (i zawsze tworzyły) formy bałwochwalstwa, których nieodłącznym elementem była rozwiązłość, różne formy magii seksualnej i wszelakie zboczenia.
Jest to tragiczna pułapka, w którą wpadł człowiek, ulegając podszeptom pożądliwości: szukając "wyzwolenia" od twardego prawa Bożego, stał się niewolnikiem własnej namiętności i nikczemności, niewolnikiem człowieka i różnych władz manipulujących jego świadomością i niewolnikiem szatana. Święty Paweł interpretuje ten upadek człowieka jako "zamianę chwały Boga na chwałę czworonogów i płazów" (Rz 1, 23), co dobrze ilustruje miejsce, jakie człowiek, zbuntowany wobec Boga, znalazł dla siebie w całej hierarchii stworzonych bytów. (Zob. EV 21-23).
Ten związek między wiarą i moralnością, między tajemnicą Stworzenia i etosem małżeńsko-rodzinnym jest cynicznie wykorzystywany przez wrogów Pana Boga, różnych ateistów, masonów, komunistów, liberałów, dogmatycznych laicystów, w celu zniszczenia chrześcijaństwa. Znamy to dobrze z naszego polskiego podwórka, kiedy okupacyjne rządy komunistyczne, narzucając Narodowi ateizm, równocześnie, w sposób przewrotny i zbrodniczy, niszczyły rodzinę, wprowadzały ustawy profanujące małżeństwo, inaugurujące wojnę przeciw rodzącym się ludziom, propagujące rozwiązłość w różnej postaci, czego tutaj nie potrzeba szczegółowo wyliczać. Tak zresztą było w samej Rosji, tak było w innych krajach poddanych Związkowi Sowieckiemu, tak teraz dzieje się w krajach, gdzie drogą podstępu doszli do władzy nieprzyjaciele Boga albo po prostu nieszczęśliwi niewolnicy "księcia tego świata". Najbardziej cynicznym i bluźnierczym przejawem tej walki z chrześcijaństwem, a właściwie z Chrystusem, jest dążenie do prawnej aprobaty homoseksualizmu, qedofilii, kazirodztwa, jakby nie wystarczyło już samo barbarzyńskie podeptanie życia przez aborcję i eutanazję. Jest to równocześnie dążenie do zniszczenia rodziny, wbrew oczywistej prawdzie, że rodzina jest jedynym miejscem, gdzie człowiek może odnaleźć prawdę swego człowieczeństwa - odkryć ją i rozwinąć do jej autentycznej pełni.
Państwo jako struktura grzechu
Jest to specyficzny problem, którego nie mogę tu szerzej rozwijać: chodzi o to, w jaki sposób dochodzi do utworzenia się takiej "struktury grzechu", skutkiem której winni są nie tylko poszczególni ludzie, ale całe społeczeństwo, na przykład państwo albo choćby całe miasto. W rezultacie Pan Bóg ma pełne "prawo" karać całe społeczności, miasta, a nawet państwa, o czym szeroko piszą Prorocy. Jeśli rząd narzuca bezbożne i niemoralne ustawy, to winien jest także naród, jeśli nie protestuje w jakikolwiek sposób i nie bojkotuje tego rodzaju ustaw. Pamiętamy, że w Hiszpanii odbył się niedawno potężny protest przeciw ustawom bezbożnego rządu. Wtedy winy nie ponosi naród, tylko rząd. Ale kiedy naród zgadza się na takie ustawy albo je formalnie popiera w głosowaniu w imię przewrotnej filozofii głoszącej, że to, co jest przegłosowane, jest "dozwolone", czyli "moralne", wtedy taki naród ściąga na siebie wielką winę i pośrednio zgadza się, by sama sprawiedliwość Boża wkroczyła i ukarała winnych.
Jednak pewna zbiorowość, miasto czy państwo, może zawinić i stać się podmiotem zbiorowego przestępstwa nawet wtedy, kiedy nie ma odgórnych sugestii czy ustaw narzucających bezbożność i niemoralność, ale samo społeczeństwo pod wpływem moralnego bezwładu, ciśnienia masy, tysiącznych uzależnień wynikających z relacji ekonomicznych i kulturowych, reklamy i zgorszenia rozsiewanego przez media zatrute pornografią, wybiera drogę grzechu, który woła o pomstę do Boga. Tak było z pokoleniem Noego, tak było z Sodomą i Gomorą, tak było choćby z miastami u podnóża Wezuwiusza (Pompeje i Herkulanum), tak było - jak twierdzą sami Amerykanie - z Nowym Orleanem, tak może się stać z wieloma innymi miastami. Jeżeli w takim społeczeństwie jest jakaś zwierzchność obdarzona funkcją publicznej odpowiedzialności, a nie reaguje i zgadza się na publiczne zło, wtedy sama taka władza ponosi winę wspólnie z ludźmi poddanymi.
Kiedy władza (ustrój) nie opiera się na podstawach moralnych, to zwłaszcza w państwach "demokratycznych" wytwarza się coś w postaci błędnego koła czy samozaciskającej się spirali zła (por. "Evangelium vitae" 21). Wtedy władza nie ma odwagi interweniować w obyczaje społeczne, bo nie chce naruszać "wolności demokratycznych". Równocześnie społeczeństwo czuje się zmuszone popierać inicjatywy władzy, nawet te złe, bo przecież tę władzę "wybrało". Do tego dołącza się mit neutralności ideologicznej państwa oraz głupawa filozofia "praw człowieka", która pozwoliła na to, by człowiek został poddany "prawom reprodukcyjnym", w jakimś sensie odpowiednim dla zwierząt i roślin, ale sprzecznym z godnością człowieka i świętością powołania małżeńskiego. A na czele tej piramidy absurdu sadowi swój majestat Organizacja Narodów Zjednoczonych, która zupełnie zapomniała, w jakim celu została założona.
Katrina a sprawa polska
A co w Polsce? Boga wyrzucono z życia publicznego, zastąpiono Go bożkami. Chrystus wciąż nie może się doczekać, by wybrano Go na Króla naszego Narodu i patrzy cierpliwie, jak wybiera się ludzi cynicznych, poniewierających Prawo Boże i świętość Kościoła. Prawo Boże odrzucono jako "niepostępowe", zmuszając Naród do uległości anonimowej i kosmopolitycznej administracji apokaliptycznej Bestii. Chrystus nie ma prawa do sumień i umysłów Polaków, natomiast te sumienia i umysły są karmione plewami kłamstwa i młótem obrzydliwości przez tak zwane "polskie" media. Słusznie kaznodzieja z okazji 25-lecia "Solidarności", cytując proroka Jeremiasza, biadał nad faktem, że "trwa w Polsce władza złoczyńców, ludzi zakłamanych, dążących do własnej korzyści kosztem ludzkiej krzywdy i zniszczenia wspólnego dobra". Przytoczył też wciąż aktualne zdania Wielkiego Prymasa Tysiąclecia na temat konieczności odrodzenia Narodu (zob. "Nasza Polska" 6 IX, s. 4).
Świętej pamięci Jan Paweł II wielokrotnie przypominał Polakom, na jakiej drodze mają wracać do pełni prawdziwej wolności: przez wierność Chrystusowi i życie Jego miłością. I co? Po pięciu miesiącach od dni bolesnej żałoby z powodu odejścia polskiego Papieża nic się w Polsce nie zmieniło. Nie nastąpiło zjednoczenie sił patriotycznych, wszyscy chodzą swoimi drogami, drogami ciasnej prywaty, a spadkobiercy zdrady Okrągłego Stołu szykują się do władzy na platformie propagandy przystrojonej nowymi frazesami, a w gruncie rzeczy starymi kłamstwami. Mam obawę, że na tej pogrzebowej platformie Naród zostanie wywieziony na cmentarzysko wymierających narodów Europy. A może należałoby się po prostu zjednoczyć w modlitwie, powierzając Chrystusowi Polskę w akcie pokuty i prawdziwego nawrócenia, a wszystkich złoczyńców odstawić definitywnie od władzy i pozwolić im w duchu chrześcijańskiego miłosierdzia, aby w ciszy i samotności rozmyślali nad ogromem swoich przestępstw, aby i oni dostąpili przebaczenia. Wielkim miłosierdziem jest wobec kogoś nie pozwolić mu dłużej grzeszyć, lecz stworzyć mu warunki pokuty i poprawy życia.
Nie możemy się łudzić. Także w życiu politycznym obowiązuje Prawo Boże i sam Bóg będzie sądził narody, jak mówi o tym Prorok Izajasz: "Bliska jest moja sprawiedliwość, Zbawienie moje się ukaże, ramię moje będzie sądzić ludy. (...) Zaiste niebo jak dym się rozwieje, i ziemia zwiotczeje jak szata, a jej mieszkańcy wyginą jak komary"... (Iz 51, 5.6.). Dlatego musimy przeżyć nadchodzący czas w duchu wielkiej odpowiedzialności za Polskę i świat.
ks. prof. Jerzy Bajda
[1] God is popular in a Hurricane, MichNews 29 VIII.
[2] Grant Swank, How can a Good God allow a Hurricane?, MichNews 31 VIII.
[3] Tenże, New Orleans Sin Brought Devastation: Repent America.
[4] What about the saints in New Orleans?, 2 IX.
[5] Justin Darr, New Orleans: The Nanny State's Bitter Fruit, Michnews 2 IX. Podobnie Alan Caruba porównuje sytuację Ameryki po Katrinie do stanu państw Trzeciego ¦wiata, podkreślając nieporadność państwa wobec poważnych zagrożeń dla społeczeństwa: "America as a Third World Nation", MichNews 3 IX.
[6] Grant Swank, God's Mercy and Patience in New Orleans, MichNews 2 IX.
[7] Gods Jealous Love in Catrina, MichNews.