Dom partii Wkrótce po zdobyciu władzy komuniści postanowili zbudować prestiżowy gmach dla władz centralnych partii. W połowie stycznia 1945 roku po zajęciu Warszawy przez jednostki sowieckie, członkowie Polskiej Partii Robotniczej samowolnie zajęli dużą sześciopiętrową kamienicę u zbiegi Alei Jerozolimskich i Emilii Plater na siedzibę Komitetu Warszawskiego PPR. Jednocześnie bezprawnie zajęto dla KC PPR zachowany pałacyk na rogu Alei Ujazdowskich i Alei Róż. „Dopełniliśmy więc formalności zajęcia – wspominał Symeon Surgiewicz – budynku, wypisując na szerokim, szarym papierze, przygotowanym jeszcze na Pradze jako „plomby”, grubym, kaligraficznym pismem „Zajęte dla władz centralnych PPR”. To bezprawie zostało usankcjonowane dekretem z 26 października 1945 roku o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy, na mocy którego własność wszelkich warszawskich gruntów została przeniesiona na rzecz gminy. Pomimo posiadania siedziby dla władz komunistycznych, już w połowie 1946 roku zrodziła się inicjatywa wzniesienia nowego budynku dla PPR. Jej konieczność uzasadniano dynamicznym wzrostem szeregów partyjnych oraz potrzebą stworzenia odpowiednich warunków pracy dla aparatu centralnego partii. Na mocy uchwały Sekretariatu KC PPR z 26 sierpnia 1946 roku powołano Komitet Budowy Gmachu KC PPR pod przewodnictwem Franciszka Mazura. Nowa siedziba KC miała powstać na terenie u zbiegu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu. W celu sfinansowania inwestycji zamierzano wyemitować specjalne cegiełki o zróżnicowanych nominałach. Wedle pierwotnych planów zakończenie budowy miało nastąpić 1 września 1948 roku. Już na jesieni 1945 roku Biuro Odbudowy Stolicy przewidywało umieszczenie na „skarpie wiślanej” grupy gmachów i zespołów architektonicznych – „siedzib naczelnych społecznych instytucji stanowiących właściwy ośrodek stołeczny. Łańcuch tych zespołów architektonicznych ciągnąć się będzie głównie od Starego Miasta na północy do Belwederu na południu. Charakter krajobrazowy skarpy przesądza o zabudowie luźnej, mocno przerośniętej zielenią i niewysokiej, od dwu do trzech kondygnacji monumentalnych”. Przyszły plac budowy gmachu KC obejmował obszar czterech posesji, udostępnionych partii na mocy wspomnianego dekretu komunizującego. Na początku grudnia 1946 roku odbyło się zebranie informacyjne dla uczestników ogłoszonego przez Stowarzyszenie Architektów RP konkursu na projekt gmachu KC PPR. Przewodniczącym sądu konkursowego został Zygmunt Skibniewski, a jego zastępcą Jan Zachwatowicz. Do konkursu zaproszono ówczesną elitę środowiska architektonicznego, a termin wykonania prac konkursowych ustalono na 8 kwietnia 1947 roku.
Ostatecznie w maju 1947 roku na mocy decyzji sądu konkursowego zwycięzcą został projekt młodych architektów: Wacława Kłyszewskiego, Eugeniusza Wierzbickiego i Jerzego Mokrzyńskiego. Architekci ci, zwani później grupą „tygrysów”, przedwojenni absolwenci Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, w swej twórczości wyraźnie nawiązywali do przedwojennej szkoły architektonicznej. W opinii sądu konkursowego zwycięski projekt należał do „grupy prac kształtujących budynek w sposób zwarty”, a z przestrzennego punktu widzenia sytuowała gmach KC jako dominantę architektonicznie zamykającą ciąg Alei Ujazdowskich, od Belwederu do placu Trzech Krzyży. Podjęta ostatecznie na wiosnę 1948 roku decyzja o „przejściu od jednolitego frontu do jedności organicznej” pomiędzy PPR i PPS, wpłynęła na korektę wcześniejszych decyzji podjętych w sprawie budowy gmachu KC PPR. Na spotkaniu władz obu partii w kwietniu 1948 roku, Władysław Gomułka podkreślił, iż budowa gmachu władz centralnych partii „jest ważnym ogniwem w łańcuchu całokształtu akcji zjednoczeniowej i przy właściwym ujęciu może się w poważnej mierze przyczynić się do zespolenia i stopienia szeregów obu partii w jeden monolit. Z tego punktu widzenia posiada ona znaczenie nie tylko gospodarcze, lecz również polityczne”. W ten sposób w zręczny sposób połączono potrzebę wzniesienia nowego gmachu z ideę „pogłębienia jedności” członków obu partii. Nowa partia stanowić miała wspólny dom dla klasy robotniczej, a gmach miał być tego materialnym wyrazem. Na wspomnianym posiedzeniu obu partii powołano Komitet Budowy Wspólnego Domu, do którego uprawnień należało sprawowanie naczelnego kierownictwa budowy gmachu oraz prowadzenie akcji zbiórki pieniędzy na ten cel. W skład Komitetu weszli: Władysław Gomułka, Marian Spychalski i Zenon Kliszko z PPR oraz Józef Cyrankiewicz, Michał Kaczorowski i Stefan Arski z PPS. Budowa Wspólnego Domu stanowić miała rezultat ofiarności członków obydwu partii, czyli „całego świata pracy”. Koszt przedsięwzięcia oszacowano wstępnie na 1 md ówczesnych złotych. Zbiórka pieniędzy na budowę gmachu miała być wyrazem „proletariackiej solidarności” członków obu partii, ale także miernikiem stopnia mobilizacji aparatu partyjnego na wszystkich szczeblach. Chociaż zbiórka miała charakter dobrowolny, to jednak powinnością każdego członka obu partii było wniesienie swojego wkładu w budowę Wspólnego Domu. Zadanie realizacji zbiórki powierzono organizacjom partyjnym obu partii. Opracowano nawet procentową skalę opodatkowania członków obu partii. I tak zarabiający miesięcznie do 6000 zł zadeklarować powinni od 100 do 150 zł, do 9000 zł – 300-600 zł, do 12 000 zł – 800-1000 zł, do 15 000 zł – 1500-2000 zł. Kwoty te rosły więc proporcjonalnie do dochodów, a najlepiej zarabiający (ponad 25 000 zł) mieli obowiązek przekazać na ten cel co najmniej 50% pensji. Termin składania oświadczeń deklaracyjnych ustalono na 1 czerwca 1948 roku. Donatorzy rejestrowani byli w zeszytach kontrolnych, a pokwitowanie stanowiły specjalne cegiełki, posiadające status papierów wartościowych. Na awersie cegiełek o nominałach 50, 100, 500 i 1000 zł znalazł się zarys gmachu oraz hasło „Budujemy Wspólny Dom” Równocześnie z podjęciem wspomnianej uchwały uruchomiono gigantyczną machinę propagandową. W prasie partyjnej wprowadzono stałe rubryki przedstawiające wyniki akcji deklaracyjnej, pojawiały się liczne zobowiązania podejmowane przez załogi poszczególnych zakładów pracy. Prasa nie ustawała w mobilizowaniu do ofiarności, cytując listy otrzymane od czytelników. W jednym z nich towarzysz napisał, iż „ofiarował na Dom otrzymany od krewnych z zagranicy dolar, pierwszy i jedyny dolar jaki w życiu posiadałem” .
Zbiórka pieniędzy na budowę domu partii nie miała być jednorazową inicjatywą, była bowiem rozciągnięta w czasie akcją, która miała zmobilizować całe społeczeństwo, nie tylko członków obu partii. Pod hasłem „Budujemy wspólny dom – wolnym ludziom – lepszym dniem” próbowano ukazać zależność między materialnym wkładem w budowę gmachu a symbolicznym procesem tworzenia przez partię nowej Polski, będącej „wspólnym domem” dla wszystkich obywateli. Jednym z pierwszych, którzy odpowiedzieli na ten apel byli członkowie Związku Literatów przekazując na szczytny cel 100 000 zł. 1 maja w prasie opublikowano okolicznościowy wiersz Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego „Budujemy Wspólny Dom”, w którym czytamy m.in.:
„Dom stawiamy, wielki dom,
budujemy, prosty, jasny
dom w obłokach, dom pod gwiazdy,
budujemy Dom Przyjazny
naszym myślom, naszym snom,
robociarski, własny dom,
wspólny dom,
braterski dom –
nad wawelskie złote ściany,
rozświetlony, rozśpiewany!”
W dniu „święta pracy” odbyła się także zbiórka uliczna zorganizowana przez komitety zbiórkowe, w czasie których zebrano ponoć ponad 30 milionów złotych. Po upływie terminu składania deklaracji, 10 czerwca 1948 roku ogłoszono, iż suma zadeklarowanych wpłat przekroczyła zakładaną kwotę miliarda złotych. Po zjednoczeniu obu partii na zjeździe w grudniu 1948 roku, na początku stycznia 1949 roku przemianowano Komitet Budowy Wspólnego Domu na Komitet Budowy Centralnego Domu PZPR. Na stanowisko generalnego pełnomocnika zbiórki powołano Henryka Szafrańskiego, który kierował ją aż do sierpnia 1952 roku, nigdy nie przedstawiając formalnego jej rozliczenia. W sumie zebrano ponad 57, 6 mln nowych złotych, a budowa gmachu wraz z wyposażeniem pochłonęła ponad 52 mln złotych. Budowa gmachu partii rozpoczęła się faktycznie w maju 1948 roku. Kierownikiem budowy oraz głównym konstruktorem obiektu został Marian Rzędowski, uzdolniony konstruktor, jeden z prekursorów budownictwa żelbetowego w Polsce, znakomity organizator. Uroczyste rozpoczęcie budowy nastąpiło 22 lipca 1948 roku, w dniu „święta” ogłoszenia Manifestu PKWN, kiedy to oszalowano pierwszą żelazną konstrukcję fundamentu wraz z siatką, na której zawieszono transparent z datą 22 lipca 1948 roku. W dniu 19 grudnia 1948 roku odbyła się uroczystość położenia kamienia węgielnego pod Dom Partii. W wygłoszonym przemówieniu Bolesław Bierut wskazał, iż „budowla, która wyrasta przed naszymi oczyma jest budowlą niezwykłą. Budowla niezwykła nie w sensie materialnym, kształtu i wyglądu, lecz przez ideę, która doprowadziła do powstania tego budynku. Idee ta to tkwiąca w masach robotniczych od zarania ruchu robotniczego myśl o jedności. Z tej właśnie idei jedności wyrasta budowla, będąca jej symbolem”. W wybranym projekcie konkursowym biurowiec posiadał sześć kondygnacji, ostatecznie jednak, ze względów użytkowych, dodano siódmą. Cofnięcie jej poza linie wszystkich elewacji frontowych i wewnętrznych pozwoliło utworzyć taras z balustradą, którym można było obejść budynek dookoła. W kubaturze liczącej około 140000 m2 zamierzano pomieścić kilkaset pokoi biurowych, sale konferencyjne, wystawowe, biblioteki oraz czytelnie. Gmach został podpiwniczony, dzięki czemu wygospodarowano miejsce na garaż podziemny, a całość podziemni zaprojektowana została w taki sposób, aby mogła pełnić funkcję schronu, odpornego na pośrednie działanie bomb burzących. Zdecydowaną większość użytych przy budowie cegieł pochodziła z rozbiórki monumentalnego pomnika bitwy pod Tannenbergiem, wzniesionego w latach 20. pomiędzy Olsztynkiem a Stębarkiem. Schody zewnętrzne od strony ulicy Nowy Świat pochodziły z mauzoleum Hindenburga, zbudowanego w1934 roku w centralnym miejscu pomnika. Materiału kamieniarskiego do wystroju wnętrz, oprócz zakupionego marmuru z Carrary, dostarczyły kamieniołomy kieleckie. Piaskowiec, którym oblicowano ściany zewnętrzne pochodził z szydłowieckiego kamieniołomu „Pikiel”, specjalnie uruchomionego na nowo na potrzeby budowy gmachu. Prace sztukatorskie przeprowadził Ludwik Orłow, współautor przedwojennego projektu Państwowej Fabryki Związków Azotowych w Mościcach. Do prac wykończeniowych sięgnięto po najlepszych polskich przedwojennych rzemieślników. Jednego, który położył stiuki, sprowadzono nawet z Francji. Przy robotach stolarskich korzystano z najlepszych surowców – ościeżnice wykonano z drewna dębowego, a futryny okienne były szwedzkie. W 1951 roku zmontowane kondygnacje gmachu posiadały już piaskowcową elewację, stąd też zadecydowano o przeprowadzeniu przed nim uroczystości pierwszomajowych. Ustawiono trybunę honorową, a na elewacji zawieszono wielkoformatowe portrety działaczy komunistycznych, ze Stalinem na czele. Od tego momentu do budynku sukcesywnie zaczęły przenosić się poszczególne wydziały KC. Wraz ze zbliżającym się momentem całkowitego zasiedlenia gmachu, nieodzownym stało się zorganizowanie jego ochrony. Obowiązek ten przypadł Departamentowi Ochrony Rządu wchodzącemu w skład Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Zadanie było trudne, gdyż budynek tworzył czworobok, nie posiadający żadnego parkanu, co pozwalało na swobodny dostęp przechodniów do każdego z jego skrzydeł. Ostatecznie trzy przejścia pod filarami od strony Alei Jerozolimskich zostały zamknięte dla ruchu pieszego i samochodowego dekoracyjnym łańcuchem. Analogicznie postąpiono ze skrzydłem od ul. Książęcej, gdzie ze względu na schody flankujące cokół, przewidziano jedynie ruch pieszy. Dodatkowo zamurowano okna w kamienicach od strony tej ulicy. Łącznie zorganizowano 11 zewnętrznych posterunków, a w czterech czynnych wejściach umieszczono punkty sprawdzające przepustki. W ten sposób zdezawuowano od samego początku koncepcję gmachu jako miejsca dostępnego dla wszystkich obywateli. Dygnitarze partyjni skryli się za zasiekami posterunków milicji. Gmach w całości został przekazany do eksploatacji na początku sierpnia 1952 roku. Architektura Domu Partii stanowi kontynuację przedwojennego umiarkowanego modernizmu. Jak tłumaczył Jerzy Mokrzyński: „Po prostu zdążyliśmy przed słynną naradą partyjnych architektów w czerwcu 1949 roku, od której realizm socjalistyczny stał się obowiązującą doktryną”. Zrezygnowano także z większości dekoracji ściennych i rzeźb. Nic więc dziwnego, iż ostateczny kształt budynku spotkał się z ostrą krytyką orędowników socrealistycznych rozwiązań w architekturze, którzy – jak Stefan Tworkowski – podkreślali, iż „patrząc z zewnątrz na gmach nie wyczuwa się, gdzie jest mózg i gdzie serce Partii, nie wyczuwa się, która część gmachu jest najważniejsza”. Ostatecznie jednak kształt budynku nie uległ zmianie. W latach 70. rozpisano konkurs na rozbudowę gmachu KC PZPR, który zakładał zlokalizowanie na tyłach Muzeum Narodowego wolnostojącego dwukondygnacyjnego pawilonu, połączonego przeszklonym naziemnym łącznikiem na wysokości I piętra z budynkiem KC. Wybrano nawet projekt, jednak nie został on nigdy zrealizowany. Z kolei koncepcja nadbudowy gmachu o jedną lub kondygnacje została zaniechana po negatywnej ekspertyzie technicznej. Z pewnością gmach KC wzniesiony w umiarkowanych formach nie zdominował historycznego Traktu królewskiego. Przez kilkadziesiąt lat stanowił odizolowaną wyspę w centrum miasta. „Gmach Partii – napisał Konwicki w „Małej apokalipsie” – leżał sennie na wielkiej kamiennej platformie. Stare, zmęczone zwierzę z oślepłymi oczami”. Po likwidacji partii, gmach został siedzibą Giełdy Papierów Wartościowych, a z części wypracowanego przez gmach zysku sfinansowano budowę Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego na Powiślu.
Wybrana literatura:
Odbudowa Warszawy w latach 1944-1949. Wybór dokumentów i materiałów.
Warszawa Stolica Polski Ludowej.
Dzieje śródmieścia.
M. Leśniakowska – Architektura w Warszawie 1946-1965
Zbudować Warszawę piękną….. O nowy krajobraz stolicy (1944-1956)
T. Konwicki – Mała apokalipsa
Godziemba's blog
Tusk w krainie marzeń Przyjęta przez rząd strategia rozwoju Polski na najbliższe 17 lat jest zbiorem oderwanych od rzeczywistości haseł i pobożnych życzeń Doświadczenia ostatnich 20 lat dowiodły, że nasi politycy nie mieli i nie mają pomysłu na Polskę. W 1989 r. elity, które doszły do władzy, nie miały zielonego pojęcia o ekonomii, gospodarce i ślepo ulegały podszeptom i presji z zachodu. Działania, jakie wówczas podjęli zarówno komuniści, jak i opozycja, miały na celu wyłącznie tzw. ustawienie się, a nie budowę zamożnego i silnego państwa. Myślenie strategiczne naszych polityków sprowadzało się do powtarzania jak mantra dwóch frazesów, że naszym celem jest członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Za wszelką cenę. I konsekwentnie ów cel realizowano. W zamian za łapówki przehandlowano polską rację stanu na rzecz globalnych instytucji. Nasze elity dały się skorumpować. Samodzielna polska myśl strategiczna na szczeblu rządowym była i jest fikcją. Weszliśmy do NATO, weszliśmy do UE i ... okazało się, że to, co miało być skutecznym lekarstwem stymulującym rozwój Polski, zmieniło swój charakter z wolnorynkowego na socjalistyczny i zamiast pomagać, szkodzi. Przećwiczyliśmy to już w okresie PRL. Opinię publiczną karmi się kłamliwymi hasełkami, szczególnie w czasie kampanii wyborczych, ale czy to jest myśl strategiczna, czy to jest racjonalne planowanie rozwoju kraju na bazie rzetelnych analiz i odideologizowanego spojrzenia na rzeczywistość? Do 1997 r. istniał w Polsce Centralny Urząd Planowania, który był spuścizną po komunie i zajmował się „planowaniem" gospodarki. W ramach reform go zlikwidowano i powstało Rządowe Centrum Studiów Strategicznych (RCSS). W 2006 r. rząd Kazimierza Marcinkiewicza w ramach „taniego państwa" je zlikwidował, a jego kompetencje przeniósł do Kancelarii Premiera. W niej funkcjonował Zespół Doradców Strategicznych, który przekształcono w Departament Analiz Strategicznych. Wygląda to na ciągłą degradację i marginalizowanie tej kwestii.
Strategia według translatora Google Platforma Obywatelska rządzi już drugą kadencję i jej liderzy mieli na tyle dużo czasu, by nie tylko zdiagnozować sytuację państwa, ale i opracować plan strategiczny. 11 stycznia rząd triumfalnie przyjął dokument „Polska 2030. Trzecia fala nowoczesności. Długookresowa strategia rozwoju kraju", przygotowany przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji kierowane przez Michała Boniego. Bardzo obiecujący tytuł nawiązuje do sformułowania Alwina Tofflera, który odwołuje się w swoich badaniach do pojęcia technologii i ery postindustrialnej i jest... futurologiem. Problem w tym, że ów dokument jest jak dzwon, głośny, ale pusty w środku. Próbowano w nim dokonać diagnozy, w jakiej kondycji znajduje się nasze państwo i co należy dalej robić. Największym grzechem tego dokumentu jest to, że choć prace nad nim rozpoczęto przed 2009 r., to nie ma w nim słowa o globalnym kryzysie finansowym. Nie bada się jego źródeł, nie omawia wpływu na naszą gospodarkę. Kryzys potraktowano jedynie jako przeszkodę i czynnik odsuwający w czasie realizację strategii, a nie, jako być może... wielką szansę dla Polski. Tezę tą potwierdzają przykładowe rekomendacje i wskaźniki, które powinniśmy osiągnąć, a które już po upływie trzech lat brzmią jak szyderczy chichot historii:
- zwiększenie długookresowego tempa wzrostu PKB z 4,3 proc. rocznie do co najmniej 5 proc. na przestrzeni całego okresu 2009–2030 – obecnie gwałtownie hamujemy do zera i należy się raczej martwić, czy nie zaliczymy czerwonego koloru rzeczywistej recesji;
- utrzymanie inflacji w granicach 1–4 proc. rocznie i całkowita eliminacja strukturalnego składnika deficytu sektora finansów publicznych (cykliczne zrównoważenie SFP) – przez ostatnie lata był problem ze zbiciem inflacji poniżej 4 proc., o deficycie miłościwie nie wspominajmy;
- zwiększenie dzietności do poziomu co najmniej 1,6 dziecka. Obecnie jest 1,3 i wszystko wskazuje na to, że będzie jeszcze gorzej.
Rzuca się w oczy brak konkretów i skupienie się na czynnikach społecznych, kulturowych i ideo-logicznych. Przez cztery lata nic nie zrobiono, aby naszkicować przynajmniej jakiś cień planu. Przyjęty 11 stycznia dokument liczy sobie ok. 150 stron. Większa jego część jest niepoważna, aby nie rzec satyryczna. Autorzy napisali, że opierają swoją strategię dla Polski na programie „Europa 2020" napisanym w Brukseli. Jakość dokumentu każe podejrzewać, że fragmenty strategii przetłumaczono za pomocą... translatora Google. Ów dokument okazał się jednak tylko uproszczoną wersją. Wersja właściwa liczy ok. 430 stron. To wspaniały, barwny materiał, pełen wykresów i tabelek opisujących stan obecny, niezawierający jednak wyliczeń, modeli i scenariuszy przyszłości, jakie powinny być wykonane podczas opracowywania tego typu strategii i uzależnione od rozwoju sytuacji, tak jak to jest robione za granicą. Do tej strategii dobudowano jeszcze dziewięć strategii obszarowych, które mają zawierać bardziej szczegółowe rozwiązania i propozycje.
Bez pomysłu na Polskę Dokument jest rozległy i bardzo niesystematyczny, więc bardzo trudno się w nim zorientować i wyciągnąć podstawowe informacje. Roi się w nim od całej masy sprzeczności i niekonsekwencji. Powstawał przez bardzo długi czas, podobno przy udziale wielu osób, a następnie poddano go 30-dniowym konsultacjom. Jak podaje stosowny raport, zgłoszono łącznie 413 uwag od 6154 instytucji i osób prywatnych, z których wiele jest utrzymanych w tonie: „Dokument nie jest spójny tematycznie. Nie jest zrównoważony w opisie problemów i wyzwań, nie jest też oparty na rzetelnych diagnozach. Jest to eklektyczny zbiór różnych zapisów wyrażonych przez poszczególne resorty, napisany barokowym, niezrozumiałym dla przeciętnego obywatela językiem, z pozorami naukowości. Wprowadza swoisty żargon z pogranicza nauki i języka mass mediów. (...) Posługuje się specyficznym i hermetycznym językiem mającym czasem charakter specyficznych zaklęć i tzw. nowomowy. Z pewnością intelektualnie twórczy, ale mało użyteczny w procesie planowania strategicznego" – to opinia Towarzystwa Urbanistów Polskich. „Obecny dokument odzwierciedla niespójne, a nawet wykluczające się założenia i wizje rozwoju Polski, jest także raczej zbiorem życzeń, a nie rzetelną diagnozą, co każe wątpić w skuteczność poszczególnych polityk społecznych, gdyby miały się one opierać na Strategii..." – to z kolei zdanie Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. Przejdźmy do konkretów. Istotą „pomysłu" na Polskę za według twórców strategii rozwój cyfrowy i innowacyjność. Ktoś chyba za dużo naczytał się wspomnianego Alwina Tofflera i jego teorie chciał przetestować w Polsce. Ciągle powraca motyw „skoku cywilizacyjnego", który w cudowny sposób odmieni naszą rzeczywistość i spowoduje wygenerowanie miejsc pracy w tak dużej ilości, że zabraknie siły roboczej, dlatego musimy ciężko pracować nad aktywizacją ludzi i wszechstronnie rozwijać kapitał społeczny. Branża szkoleń może się czuć bezpiecznie, robotę ma zapewnioną co najmniej do 2030 r. Rozwój cyfrowy, kapitał ludzki, edukacja mają spowodować wzrost kreatywności oraz innowacyjności gospodarki. Co poza tym? Zaplanowano zupełnie nierealne wyniki. Przykładowo w 2015 r. deficyt budżetowy ma być zredukowany do 1 proc. PKB. Brzmi to niepoważnie przy zaplanowanym na 2013 r. deficycie na poziomie 3 proc. (w styczniu osiągnięto już 25 proc. zaplanowanego na ten rok deficytu)! Podobnie jest z wieloma innymi wskaźnikami. Pokłosie odrealnienia strategii od sytuacji kryzysu międzynarodowego? W strategii zapisano zmiany podatkowe w kierunku zwiększenia znaczenia podatków pośrednich, czyli większego opodatkowania konsumpcji i zmniejszenia podatków bezpośrednich. Co ciekawe, ani nie przeliczono skali tych zmian, ani nie obliczono skutków budżetowych i nie podano stawek procentowych. Jako wisienkę na torcie w kwestii podatków zostawiam państwu planowane ściągnięcie od Polaków w formie nowych podatków dodatkowego 1,7 proc. PKB, co przy PKB wynoszącym ok. 1,5 bln złotych stanowi – bagatela – 25,5 mld złotych w formie nowych podatków: opłat za drogi, likwidacji ulg, opłat emisyjnych ETS (podatki ekologiczne). Pojawiające się napięcia demograficzne i emerytalne są wielkim wyzwaniem. Autorzy piszą wprost, że posłanie sześciolatków do szkoły to rozpaczliwa próba ratowania systemu emerytalnego. Plany ratowania sytuacji obejmują również kwestię OFE i należy się liczyć z kolejnymi zamachami na funkcjonowanie funduszy. Zdumienie budzi zapis o konieczności zrównania w prawach homoseksualnych związków partnerskich z małżeństwami, jakby to miało mieć jakikolwiek wpływ na demografię. Ciężko dostrzec tu konkretne rozwiązania, które dałyby impuls prorozwojowy, raczej proponuje się gaszenie pożaru, tylko zamiast wody stosuje się benzynę.
Małe i średnie firmy skazane na pożarcie W braku wyliczeń i wykazaniu zależności tkwi jeden z głównych problemów z tym dokumentem. Jego spójność pozostawia wiele do życzenia, nie ma zachowanego ciągu przyczynowo-skutkowego. Organizm gospodarczy to mechanizm naczyń połączonych. Razi brak zróżnicowanych scenariuszy, modeli budżetu, wpływu jednych czynników na inne. Trzeba pamiętać o tzw. efekcie motyla, którego trzepot skrzydeł w amazońskiej dżungli może wpływać na burzę w Europie. Z gospodarką trochę tak właśnie jest. Zdaję sobie sprawę, że zbadanie tych zależności to mozolna i żmudna praca. Tysiące zmiennych, mnóstwo możliwości i zależności, ale od twórców takiego dokumentu chyba właśnie czegoś takiego powinniśmy wymagać. Bagatelizowana jest rola przemysłu. Autorzy strategii założyli, że liczy się tylko model postindustrialny. Sektor małych i średnich firm polskich określa się jako mało innowacyjny, bez zastanowienia się nad przyczynami takiego stanu rzeczy i bez szukania sposobów na zmianę sytuacji. W jaki sposób mają być innowacyjne, skoro są bezlitośnie łupione kolejnymi daninami? W dokumencie z lubością się podkreśla, że zagraniczne firmy są zdecydowanie bardziej innowacyjne niż nasze rodzime. Powtarzanym jak mantra pomysłem jest wzrost edukacji i jakości pracowników w Polsce. Mamy stworzyć podstawę, zainwestować w naukowców, a wielkie koncerny i firmy z całego świata stworzą u nas centra rozwojowe technologii cyfrowych. Rezultat takiej polityki będzie taki, że z pomocą naszej kadry będą rozwijać badania, by następnie opatentować wynalazki w kraju pochodzenia korporacji. Wystarczy spojrzeć na wykres liczby patentów w Polsce i wyciągnąć wnioski. Po wejściu do Unii i otwarciu rynku liczba nowych patentów rejestrowanych w Polsce spadła o 2/3. Nikt nie analizuje przyczyn takiego stanu rzeczy. Mamy się stać jednym wielkim laboratorium, które można wywieźć w każdej chwili razem z naukowcami? Kolejne miliony mają opuścić kraj? Jeżeli taki jest pomysł na rozwój Polski, to czarno to widzę. Jak ta koncepcja ma się do rozpoczętej przez USA polityki reindustrializacji swojej gospodarki czy industrialnej polityki gospodarczej Niemiec? Czy raczej nie jest tak, że obecność rodzimych firm przemysłowych sprzyja rozwojowi innowacyjności? Odrzucany jest model rozwoju określany jako azjatycki, ponieważ jest zbyt egzotyczny. Nie wspomina się jednak o tym, że poprzez industrializację swoich gospodarek startowały do nowoczesności Korea, Japonia czy Chiny. W Europie tak zbudowano potęgę Szwajcarii i Finlandii. Hiszpania w czasie negocjacji warunków wstąpienia do Unii uzyskała obietnicę stopniowego zdejmowania ceł w celu ochrony własnego przemysłu. Dzięki temu stworzyła mu szansę na nadgonienie zaległości technologicznych.
Budujemy drugą Holandię Katastrofalne skutki może mieć pominięcie zagadnienia systemu finansowego i zagrożeń między-narodowych. W studium narracja w tych kwestiach sprowadza się do mglistego marzenia o przyjęciu euro, jakby to miało być naszym parasolem ochronnym. System finansowy to krwiobieg gospodarki, to broń ekonomiczna, którą w tej chwili światowe mocarstwa wywijają jak maczugą. Masowy druk pieniądza przez Narodowy Bank Polski i walący się światowy system finansowy to nie są rzeczy, które można przemilczeć. Nie analizuje się nieuczciwej konkurencji ze strony zarówno innych państw, jak i globalnych koncernów. Nie żyjemy w pustce. Każdy pilnuje swoich interesów, a my w świetle tego dokumentu w sprawach międzynarodowych finansów zachowujemy się jak dzieci we mgle. To jest realne zagrożenie, a tymczasem rząd w dokumencie strategicznym uprawia science fiction. W strategii na lata 2020–2030 uwzględniono czas zmian generacyjnych i wymianę pokoleniową w elitach politycznych kraju. Gdybym był złośliwy, sparafrazowałbym to w ten sposób: „Dobra, jest rok 2030, teraz to się, młodzi, bujajcie, nas to już nie dotyczy, róbcie sobie, co chcecie". Dużo elementów w tej strategii to instrukcja, jak zapobiec wybuchowi niezadowolenia społecznego. Całość wygląda tak, jakby zaproszono naukowców, którzy prawdopodobnie są dobrymi fachowcami w swoich dziedzinach, i rzucono im hasło: dajcie nam cokolwiek. Ci w najlepszej wierze wysłali ministerstwu propozycje ze swojej dziedziny. Ktoś inny próbował ułożyć to w wątpliwą i mocno zideologizowaną całość, bez oglądania się na realia. Strategia ma być weryfikowana co cztery lata. Pytanie tylko, przez kogo, skoro w zasadzie nie mamy ośrodka badań strategicznych. Wydaje się, że kwestia planowania powinna być rozwiązana systemowo. W jaki sposób, to już zupełnie inna kwestia, wymagająca mądrej dyskusji. Z przykrością należy stwierdzić, że coś, co mogło stać się wartością dodaną, zamieniło się w kolejną propagandówkę rządu i koncert pobożnych życzeń. Gierek chciał budować drugą Japonię, Donald Tusk w pierwszej kadencji budował zieloną wyspę – drugą Irlandię, obecnie budujemy drugą Holandię. Nie żartuję, w strategii rządowej mamy wprost napisane, że punktem odniesienia ma być dla nas ambitnie PKB per capita Holandii. Czy my naprawdę nie możemy zbudować po prostu Polski? Socjalizm jest u nas wiecznie żywy, jedynie fetysze się zmieniają – kiedyś był to przemysł ciężki, dziś to kapitał społeczny. Czy ta strategia, ten plan niesie ze sobą szansę na stabilne, spokojne, dostanie życie, sprzyjające zakładaniu i utrzymaniu rodziny? Śmiem wątpić. Czy jest w stanie porwać Polaków do pracy, zaangażowania? Wolne żarty. Jeżeli nasz „skok cywilizacyjny" ma wyglądać jak ten dokument, to owszem, będzie to skok, ale do pustego basenu na główkę.
Mariusz Gierej
Jacek Bartyzel: „Hiszpański łącznik” Jędrzeja Giertycha Przyczynek do źródeł informacji autora Hiszpanii bohaterskiej na temat karlizmu Jak prawie wszyscy chyba Polacy, swoją intelektualną przygodę z karlizmem zaczynałem od lektury zbioru reportaży z ogarniętej wojną domową Hiszpanii – autorstwa wybitnego działacza Stronnictwa Narodowego i teoretyka nacjonalizmu Jędrzeja Giertycha (1903-1992) – zatytułowanego Hiszpania bohaterska. Tom ten, na który złożyły się w większości artykuły opublikowane pierwotnie w periodykach obozu narodowego, takich jak: „Kurier Poznański”, „Warszawski Dziennik Narodowy”, „Myśl Narodowa” i „Wszechpolak”, uzupełniony o inne, w postaci książkowej ukazał się w sierpniu 1937 roku1. Polski narodowiec przebywał w Hiszpanii siedemnaście dni, od 8 do 24 kwietnia 1937 roku, do czego należy jeszcze dodać trzydniowy (6-8 kwietnia) pobyt w salazarowskiej Portugalii, skąd do Hiszpanii – oczywiście do strefy powstańczej – wjeżdżał. Jak wynika z jego książki, mimo krótkiego stosunkowo czasu pobytu, zdołał odwiedzić wszystkie większe regiony oraz główne miasta wyzwolone dotąd przez powstańców: był przeto w Starej Kastylii, Estremadurze, Andaluzji, Kraju Basków i Nawarrze; odwiedził między innymi tymczasową stolicę rządu powstańczego – Burgos, uniwersytecką Salamankę, bohaterskie Toledo, Talaverę de la Reina2, Sewillę i Kordobę, stolicę Nawarry – Pampelunę; był oczywiście również na froncie – tak madryckim, jak północno-wschodnim (baskijskim). Rozmawiał zarówno z bezpośrednimi uczestnikami walk, jak i z cywilami; sam podkreśla szeroki przekrój społeczny swoich interlokutorów: oficerów i prostych żołnierzy, bojowników milicji poszczególnych nurtów ideowych („czerwonych beretów” karlistowskich, „zielonych beretów” monarchistycznej Renovación Española, „piaskowych koszul” chadeckiej Acción Popular i „granatowych koszul” Falange Española), urzędników i działaczy politycznych, księży i kleryków, ziemian i chłopów, robotników i drobnomieszczan. Nie udało mu się natomiast uzyskać audiencji u Generalísimo Francisco Franco y Bahamonde (1892-1975) ani spotkać z żadnym z pozostałych dowódców powstania. Przechodząc już bezzwłocznie do tematu niniejszego przyczynku, należy powiedzieć, że o karlizmie i karlistach Giertych pisze dużo i z niekłamaną sympatią – wręcz z entuzjazmem. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że ogólnie rzecz biorąc, cały el bando nacional budził w nim podziw – (…) – to trzeba stwierdzić, że ilekroć autor pisze o karlistach, ów stan entuzjazmu osiąga u niego swoje fortissimo. Powód tego jest generalnie jeden: w karlizmie autor dostrzega (zupełnie słusznie) kwintesencję ultrakatolickiego ducha Starej Hiszpanii, religijność gorącą, mistyczną i „krucjatową”, a więc najbliższą jego własnemu stanowi ducha. Powiada on także wprost, że gdyby szedł za odruchem uczucia, to ubrałby się w czerwony beret requeté i zaciągnął do walczących szeregów. (…) Na podstawie wspomnianych fragmentów książki można stwierdzić, że przybysz z Polski miał (czy może raczej nabył w trakcie pobytu w Hiszpanii) bardzo dobre rozeznanie tak w historii, jak w ideowo-politycznym obliczu karlizmu. (…) Przez wiele lat, studiując już karlizm źródłowo, ale czasami powracając z sentymentem do Hiszpanii bohaterskiej, zastanawiałem się, z jakich źródeł korzystał autor w przedmiocie karlizmu? Kto był jego „hiszpańskim łącznikiem/ami” z karlistami – nie licząc oczywiście anonimowych rozmówców, na których się powołuje? Czyżby głównym źródłem jego informacji był – niemały – wgląd w to, co w literaturze przedmiotu nazywa się „karlizmem socjologicznym”? Trzeba naprzód powiedzieć, że Giertych ani owych źródeł jakoś celowo nie zaciera, ani ich specjalnie nie eksponuje. Przyznaje, że nie udało mu się – choć planował – spotkać z karlistowskimi „numer 1” i „numer 2”: Miguelem Fal Conde oraz hr. de Rodezno. Innych jefes bądź teoretyków karlizmu nie wymienia jednak nawet z nazwiska, wyjąwszy rozstrzelanego przez Czerwonych jako zakładnik, autora książki Estado Nuevo – Victora Praderę (1873-1936). Najważniejszy trop autor Hiszpanii bohaterskiej podaje dwukrotnie właśnie w odnośnikach do cytatów: jest nim książka Fal Conde y el Requeté. Juzgados por el Extranjero. Crónicas de prensa [„Fal Conde i Requeté. Osądzeni przez cudzoziemca. Kroniki prasowe”], Ordenado y traducido por Fernando Miguel Noriega, Editorial Requeté, Burgos 1937. Niestety, przez wiele lat nie udawało mi się dotrzeć do tej publikacji. Przełom nastąpił przypadkiem, we wrześniu 2008 roku, kiedy uczestniczyłem w konferencji naukowej pt. “Una revisión de la Tradición política hispánica. A los 175 años del Carlismo”, zorganizowanej przez Consejo de Estudios Hispánicos “Felipe II”, odbywającej się w Madrycie. W foyer, gdzie wyłożone były książki do sprzedaży, mój wzrok padł na niewielką książeczkę formatu B5, stron 78 numerowanych + 1 (lecz nonparelem), w malinowej okładce i z Krzyżem Burgundzkim (Cruz de Borgoña) jako motywem graficznym na okładce. To był właśnie ten tytuł!
(…) Całość zob. w: „Templum Novum”, nr 13/2013, s. 92-104.
1 Zob. J. Giertych, Hiszpania bohaterska, Warszawa 1937, skład główny Ossolineum, Nowy Świat 72.
2 Co dla naszego tematu ważne, choć o tym akurat autor książki nie wspomina (więc zapewne o tym nie wiedział), to niepozorne miasteczko w pobliżu granicy z Portugalią ma ważne miejsce w heroicznej historii karlizmu, tu bowiem 3 X 1833 roku skromny inspektor poczty Manuel González (niedługo potem rozstrzelany przez armię uzurpatorki Izabeli II) nadał depeszę proklamującą Infanta Don Carlosa Marię Isidra królem Karolem V, co było iskrą wywołującą powstanie, zwane I wojną karlistowską. Jacek Bartyzel
Czy jest szansa, że JŚw. Franciszek nosił maskę – i teraz ją zdejmie? (jest video!) Na swoim blogu na onet.pl napisałem: Jezuita (!), o.Jerzy Marian kard. Bergoglio, abp Buenos Aires, obejmie Tron Św.Piotra jako Franciszek I. Czekam z dużym niepokojem... Dodając optymistycznie: Jezuici zawsze byli podejrzewani o lewicowe, totalitarne skłonności. Ale: zobaczymy! Na co odezwał się {~Rafał} - tymi słowy: Znalazłem te słowa Papieża Franciszka wypowiedziane w 2007 roku, cytuję: "Żyjemy w części świata o największych nierównościach, która, choć najszybciej się rozwija, to najmniej ukróca cierpienia swoich mieszkańców. Nierówna dystrybucja dóbr trwa, tworząc sytuację grzechu społecznego, która woła o pomstę do nieba". Umieszczam link do strony na której ową wypowiedź znalazłem http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,13557632,Nowy_papiez_Franciszek__10_rzeczy__ktore_trzeba_wiedziec.html
Uważam, że papież ma w 100% rację i jego pontyfikat będzie wskazaniem do opamiętania się w kwestiach propagowania neoliberalnych wartości, które nie mają wiele wspólnego z nauczaniem Jezusa Chrystusa. Pewnie Pan Janusz powie, że Papież Franciszek to socjalista, a może również nie omieszka stwierdzić, że Jezus Chrystus też jest socjalistą? Jezus Chrystus wiemy z ewangelii ukochał ludzi biednych, słabych, poniżonych. Jezus powiedział nawet, że cyt: "Łatwiej będzie wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego" oraz drugi cytat" Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi". Jak to się ma panie Januszu do pańskich poglądów? Deklaruje się pan jako katolik, więc rozumiem, że chyba nie śmiał by pan kwestionować nauczania samego Jezusa Chrystusa?”
Otóż: Pańska wypowiedź jest niesłychanie charakterystyczna. Pokazuje, że socjaliści mają na oczach końskie okulary.
Rozumiem, że Pan twierdzi, że Chrystus popierał równość? Ale-ż zaprzecza temu nawet Pański cytat! Jeśli "Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi", to znaczy, że żadnej równości nie będzie.Zmieni sie tylko system wartości. A teraz inne cytaty:
O pannach i lampach oliwnych: Mateusza 25:1-13 Wtedy podobne będzie Królestwo Niebios do dziesięciu panien, które, wziąwszy lampy swoje, wyszły na spotkanie oblubieńca. A pięć z nich było głupich, pięć zaś mądrych. Głupie bowiem zabrały lampy, ale nie zabrały z sobą oliwy. Mądre zaś zabrały oliwę w naczyniach wraz z lampami swymi. A gdy oblubieniec długo nie nadchodził, zdrzemnęły się wszystkie i zasnęły. Wtem o północy powstał krzyk: Oto oblubieniec, wyjdźcie na spotkanie. Wówczas ocknęły się wszystkie te panny i oporządziły swoje lampy. Głupie zaś rzekły do mądrych: Użyczcie nam trochę waszej oliwy, gdyż lampy nasze gasną. Na to odpowiedziały mądre: O nie! Gdyż mogłoby nie starczyć i nam i wam; idźcie raczej do sprzedawców i kupcie sobie. A gdy one odeszły kupować, nadszedł oblubieniec i te, które były gotowe, weszły z nim na wesele i zamknięto drzwi. A później nadeszły i pozostałe panny, mówiąc: Panie! Panie! Otwórz nam On zaś, odpowiadając, rzekł: Zaprawdę powiadam wam, nie znam was (...).
Przypowieść o talentach (Mateusza, 25, 14-30) –
http://biblijni.pl/Mt,25,14-30
cytuję samo zakończenie, bo długa: „... Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu, bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz - w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów". Przypowieść o robotnikach w winnicy – gdzie kapitalista płaci za prace w/g cen rynkowych, jawnie odrzucając żądania „sprawiedliwości społecznej”. Są i inne. A Pismo Święte wyraźnie mówi: „Nie będziesz miał względów dla ubogiego przy sprawie jego”. Wszystkich trzeba traktować tak samo, bez żadnego „wyrównywania”. Uwaga Chrystusa: "Łatwiej będzie wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego" jest oczywiście bardzo trafna: na bogatych czyhają znacznie liczniejsze pokusy (rozpusta, pijaństwo, narkotyki, rozrzutność itd.) niż na biednych.
Przechodząc do teraźniejszości: niestety: o.Jerzy Marian kard. Bergoglio, abp Buenos Aires, był socjalistą. Jedyna nadzieja, że kłamał, by dzięki temu w tym przeżartym komunizmem kościele płd-amerykańskim awansować, potem zostać papieżem – i JŚw.Franciszek po zasięściu na Tronie Piotrowym zdejmie, jak Pius IX, maskę. Dlaczego tylko w tym nadzieja? Bo tylko nierówność jest twórcza. Wyrównywanie powoduje, że nic się nie opłaca robić.
Równość jest najgłębiej sprzeczna z zasadami naszej, chaldejsko-żydowsko-chrześcijańsko-grecko-rzymsko-germańskiej cywilizacji, najdoskonalszej cywilizacji. Równość jest uważana w niej za niemoralną. Dlaczego? [UWAGA: trudny kawałek!] Gdyby równość była gospodarczo korzystna, to w walce cywilizacyj zwyciężyłyby te, które właśnie równość uważają za moralną (np. Indianie Navajo). Jednak to my już lataliśmy samolotami – a Indianie Navajo w tym samym czasie żywili się pędrakami. I do dziś nie wnieśli żadnego wkładu w naszą cywilizację. W mrowiskach trafiają się pasożyty, które pożerając mrówki od wewnątrz, noszą ich skorupkę i maskę, i jeszcze są karmione przez inne mrówki! Dziś naszą cywilizację przeżarli od środka członkowie wrogiej nam, unijno-socjalistycznej anty-cywilizacji.
Musimy się bronić – albo nasze mrowisko, osłabione przez pasożyty, zostanie zdobyte przez inne gatunki mrówek – np. żółte albo zielone... I to video:
Jezuici zawsze byli podejrzewani o silne, lewackie odchylenie, ale...
... ale postać Piusa IX daje nam nadzieję! - Janusz Korwin-Mikke o wyborze papieża Franciszka
https://www.youtube.com/watch?v=IlK-UXGGUTs
JKM
„Przełom” panowie, ale stójcie cicho Że niezależne media głównego nurtu, to kupa gówna, wiadomo było od zawsze, a jeśli nawet ktoś naiwnie myślał, że nie jest aż tak źle, to musiał przejrzeć na oczy najpóźniej w czerwcu 1979 roku, kiedy do Polski przyjechał Jan Paweł II. Uczestnicy tamtych wydarzeń pamiętają, że w nabożeństwach z udziałem papieża uczestniczyły tłumy; setki tysięcy, a niekiedy nawet ponad milion ludzi - tymczasem państwowa telewizja pokazywała wyłącznie grupki starszych kobiet, jakieś zakonnice, słowem - pustkę. Jedyny wyjątek uczyniła dla nabożeństwa w Oświęcimiu - no, ale tam partii chodziło o pokazanie, że również papież jest przeciwko zachodnioniemieckim rewizjonistom i odwetowcom. Znaczy - jest po tej samej stronie, co partia, więc tu telewizja dostała dyspensę. Toteż po takim traumatycznym przeżyciu normalni ludzie stracili wiarę w telewizję. Wiarę w telewizyjny przekaz podtrzymywali jedynie rozmaici ubowniczkowie wszystkich płci, no i konfidenci, realizujący zadania wyznaczone przez oficerów prowadzących. Oficerowie prowadzący wyznaczali też zadania kupie gówna, toteż obydwie strony, to znaczy - nadawcy i odbiorcy przekazu, znakomicie się rozumiały. Trzeba było zmiany pokoleniowej, by pojawił się nowy typ odbiorcy w postaci „młodych, wykształconych”. Wierzą oni telewizji bardziej niż własnemu rozsądkowi, co przychodzi im tym łatwiej, że już mają nasrane w głowie, zatem rozsądku u nich za grosz - dzięki czemu wszystkie, zwłaszcza osobowe składniki kupy gówna w postaci niezależnych mediów głównego nurtu, mają się świetnie, świadcząc sobie nawzajem i rozkwitając „jak grzyb trujący i pokrzywa”. Niestety nie jest to jedyna kupa gówna, jaka napełnia nasz nieszczęśliwy kraj przeraźliwym smrodem. Drugą kupę gówna tworzą Umiłowani Przywódcy, którzy pod różnymi pretekstami; jedni pod pretekstem „modernizacji” naszego nieszczęśliwego kraju, inni znowu - pod pretekstem płomiennej obrony interesów narodowych, odprawują swoje happeningi i odgrywają rozmaite skecze. Oto na przykład stanowiący ważną część składową jednej ze wspomnianych kup pan premier Tusk, przez bodaj tydzień odgrywał komedię z udziałem pobożnego ministra Gowina - czy wyrzuci go z rządu, czy nie. W końcu go nie wyrzucił - ale warto zwrócić uwagę, że premier Tusk pozwolił ministru Gowinu zostać w rządzie dopiero podczas drugiej rozmowy - bo po pierwszej najwyraźniej musiał zapytać kogoś ważniejszego, czy ma Gowina zostawić, czy nie - i dopiero kiedy otrzymał razrieszenije, mógł szczęśliwemu ministrowi sprawiedliwości zakomunikować dobrą nowinę. Podkreślam to, bo to dodatkowa poszlaka potwierdzająca moją ulubioną teorię spiskową, według której Umiłowani Przywódcy, ci wszyscy prezydenci, premierzy, ministrowie oraz dygnitarze drobniejszego płazu, to rodzaj marionetek poruszanych przez bezpiekę gwoli stworzenia u nas pozorów życia politycznego, celem lepszego ukrycia chamskiej okupacji. Z kolei prezes Prawa i Sprawiedliwości odegrał komedię z konstruktywnym wotum nieufności wobec rządu premiera Tuska. Nie miało ono żadnych szans powodzenia, a marszalica Kopaczowa kandydata na premiera „rządu technicznego” w osobie pana prof. Glińskiego nawet nie wpuściła na mównicę, w następstwie czego prezes Kaczyński posłużył się tabletem. Kupa gówna w niezależnych mediach, komentowała te wszystkie wydarzenia z całą powagą, co skłania mnie do podejrzeń, iż ta sama warząchew miesza zarówno jedną, jak i drugą kupę. I tak trwalibyśmy w nieświadomości, gdyby nie Judejczykowie. Ci nie tylko swoim zwyczajem zachodzą nas od tyłu, ale w dodatku nawet o tym piszą w swoich gazetach. Oto w „The Times of Israel” z 5 marca czytamy, iż 5-osobowa delegacja reprezentująca utworzony pod egidą izraelskiego rządu i Agencji Żydowskiej zespół HEART (Holocaust Era Asset Restitution Taskforce) spotkała się w Warszawie z przedstawicielami rządu w osobach bufonowatego ministra Sikorskiego, pobożnego ministra Gowina i przebiegłego ministra Rostowskiego, Umiłowanych Przywódców drobniejszego płazu ze strony rządowej oraz opozycyjnej. Co tam uradzono - tego oczywiście nie wiemy - ale przewodniczący żydowskiej delegacji pan Robert Brown nie posiadał się z radości, że oto w sprawie „restytucji” nastąpił „przełom”. Wprawdzie minister Sikorski ten „przełom” zdementował, ale - po pierwsze - kto wierzy ministrowi Sikorskiemu, ten sam sobie szkodzi, bo dla kariery gotów on dorżnąć nie tylko „watahę”, ale nawet naszą biedną Ojczyznę - a po drugie - Judejczykowie coś tam jednak też muszą wiedzieć, skoro nawet dane z naszego spisu powszechnego z 2011 roku przechowywane są w Izraelu. Najwyraźniej nasi dygnitarze musieli coś obiecać, podobnie jak obecny państwowy myśliciel pan Kazimierz Marcinkiewicz, którego prezes Kaczyński wytrzepał był z banana na premiera rządu naszego nieszczęśliwego kraju, naobiecywał w marcu 2006 roku Dawidowi Harrisowi. Warto tedy przypomnieć, że chodzi o przejęcie od Polski majątku szacowanego na 60-65 miliardów dolarów, a problem polega na tym, iż zarówno organizacje przemysłu holokaustu, rząd Izraela, jak i zespół HEART nie ma żadnego tytułu prawnego by podnosić jakiekolwiek roszczenia. Naciski na Umiłowanych Przywódców, których bezpieczniacy powysuwali jak nie do rządu, to do opozycji idą zatem w tym kierunku, by taką podstawę prawną dopiero s t w o r z y l i, słowem - by zaplanowanemu przez grandziarzy rabunkowi Polski nadali pozory legalności. Trzeba przyznać, że strona żydowska działa cierpliwie i metodycznie, wykorzystując każda okazję. Kiedy Polska starała się o wejście do NATO, musiała z tego tytułu zapłacić Żydom łapówkę w postaci ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, przewidującej transfer mienia w nieruchomościach, szacunkowej wartości ok. 10 mld dolarów zarówno na rzecz 9 istniejących gmin żydowskich w Polsce, jak i nowojorskiej organizacji wiadomego przemysłu. W czerwcu 2009 odbyła się w Pradze „międzyrządowa” konferencja „Mienie Ery Holokaustu”, gdzie wykorzystując obecność różnych pożytecznych idiotów (nasz nieszczęśliwy kraj reprezentowany był przez skorodowany „skarb narodowy” w osobie Władysława Bartoszewskiego) stronie żydowskiej udało się stworzyć „podstawę moralną” . No a teraz - „przełom”, którego „nie ma”, podobnie jak WSI, czy izraelskiej broni jądrowej. Charakterystyczne, że Umiłowani Przywódcy, zarówno z szajki rządowej, jak i opozycyjnej, nie puszczają pary z gęby. Najwyraźniej ustalili coś, o czym boją się nam powiedzieć - bo kupa gówna w niezależnych mediach, wiadomo - ma to surowo zakazane od swoich oficerów prowadzących. Dzięki temu lepiej rozumiemy przyczyny, dla których Umiłowani Przywódcy, zarówno z rządu, jak i z opozycji, z takim zaangażowaniem odgrywali przed nami komedie czy to z pobożnym ministrem Gowinem, czy też z „premierem” Glińskim. SM
System jest domykany Na początku tygodnia gruchnęła wieść, że pan generał Krzysztof Bondaryk, który ostatnio utracił posadę szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, dostanie nową posadę - szefa nowej tajnej służby. Będzie to już ósma bezpieczniacka wataha okupująca nasz nieszczęśliwy kraj oficjalnie – bo watah nieoficjalnych jest prawdopodobnie znacznie więcej. To znaczy – oficjalnie ich „nie ma” - jak na przykład Wojskowych Służb Informacyjnych czy izraelskiej broni jądrowej – ale wiadomo, że ta oficjalna nieobecność jest tylko wyższą formą obecności. Warto tedy przypomnieć bezpieczniackie watahy istniejące oficjalnie: Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Służba Kontrwywiadu Wojskowego, Służba Wywiadu Wojskowego, Centralne Biuro Śledcze, Centralne Biuro Antykorupcyjne oraz Policja Skarbowa. Pan generał Bondaryk ma stanąć na czele tworzonego pod egidą Ministerstwa Obrony Narodowej Centrum Kryptografii, czy czegoś takiego – ale już wiadomo, że nowa wataha ma zajmować się przede wszystkim internetem. Oczywiście trochę przesadziłem, pisząc, że wieść o tym „gruchnęła”. Gdzieżby tam znowu takie wieści mogły „gruchać”! Na przykład, wieść o „przełomie”, jaki ostatnio podobno nastąpił w kwestii żydowskich roszczeń majątkowych, w ogóle nie przebiła się do niezależnych mediów głównego nurtu, które bez reszty zajęte były problemami sodomitów i gomorytek stanowiących, jak wiadomo, sól ziemi czarnej. Zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową, w którą mądrym, roztropnym i przyzwoitym nie wolno wierzyć pod rygorem natychmiastowej i nieodwracalnej utraty przyzwoitości, wspominania o „przełomie” musieli niezależnym mediom zabronić oficerowie prowadzący, którzy dla jakichś sobie tylko znanych powodów pragną utrzymać ów „przełom” w tajemnicy przed naszym mniej wartościowym narodem tubylczym – oczywiście do czasu, bo potem trzeba będzie – jak powiadają adwokaci – „zapłacić i odsiedzieć” („wygrał pan sprawę; trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć”) – a tego już ukryć niepodobna.
Rzuca to pewne światło również na przyczyny powierzenia panu generału Krzysztofu Bondaryku nowej posady przy kontrolowaniu internetu. 18 lutego br. MSW wycofało „do dalszych prac” projekt ustawy zgłoszony do laski na druku sejmowym nr 1066, a mający na celu stworzenie pozorów legalności dla tzw. bratniej pomocy, czyli dopuszczenia zagranicznych funkcjonariuszy, również spoza UE, do operacji pacyfikacyjnych na terenie naszego nieszczęśliwego kraju. Na tej zasadzie bratniej pomocy przy pacyfikowaniu naszego mniej wartościowego narodu tubylczego mogłoby naszym okupantom udzielać nie tylko gestapo, ale i NKWD czy Mosad. Niezależne media nie zająknęły się na ten temat ani słowem, co pokazuje, że oficerowie prowadzący mocno trzymają niezależnych dziennikarzy za mordę – natomiast w internecie wybuchła burza z piorunami – i chyba to właśnie było przyczyną wycofania przez MSW projektu „do dalszych prac”. Nic zatem dziwnego, że w środowisku naszych okupantów musiała dojrzeć myśl, by ten cały internet też poddać ścisłej kontroli bezpieczniackich watah – a ponieważ pan generał Bondaryk akurat był bez posady, no to rada w radę uradzono, by położenie łapy na internecie powierzyć właśnie jemu. Już on tam wszystkim pokaże, że popamiętają ruski miesiąc! Do czego bowiem to podobne, żeby na skutek intenetowego jazgotu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych musiało rejterować z takimi zbawiennymi projektami? Oczywiście pan generał Bondaryk sam tej łapy na internecie trzymał nie będzie. Podobnie jak w przypadku wymienionych wyżej bezpieczniackich watah, również i ta nowa będzie dysponowała rozbudowaną agenturą. Być może nawet zatrudnieni obecnie przy internecie tajni współpracownicy dotychczasowych watah zostaną odkomenderowani do Centrum Kryptograficznego pana generała Bondaryka i już za te pieniądze będą nie tylko śledzić i oddawać przed niezawisłe sądy autorów wypowiedzi „ksenofobicznych”, „antysemickich”, „homofobicznych” i w ogóle – wyrażonych w „języku nienawiści” – ale również rozpowszechniać opinie jedynie słuszne, zgodne z aktualną linią i oczekiwaniami naszych sąsiadów, strategicznych partnerów, a zwłaszcza - Naszej Złotej Pani. Jak widzimy, system obejmujący dozowanie informacji właśnie jest ostatecznie domykany. Czy w tej sytuacji można jeszcze liczyć na obiektywizm Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która przecież też jest „pod władzą postawiona”? SM
16/03/2013 „Jestem przywiązany do swojego optymizmu” - stwierdził pan premier Donald Tusk, prezes Rady Ministrów i najlepszy premier III Rzeczpospolitej, bo czy Polacy mogą mieć lepszego premiera niż pan Donald Tusk? Mamy premiera najlepszego z możliwych i dodatkowo, nie dość że dobrze i sprawiedliwie rządzi to jest w sposób naturalny jest przywiązany do swojego optymizmu. Optymizm- jak to się mówi w innych sprawach- wyssał niejako z mlekiem matki.. Daj Boże takiego premiera innym narodom.. Przynajmniej mogliby się- tak jak my- karmić jego wrodzonym optymizmem.. Chociaż …jak tak dalej pójdzie-samym optymizmem premiera się nie najemy.. I pan premier stara się ze wszystkich sił demokratycznych, przywiązać nas do swojego optymizmu.. A poza naszymi plecami stara się- wraz z panem wicepremierem Jackiem Vincentem Rostowskim- obmyślić kolejny sposób, żeby nas obskubać z resztek pieniędzy. A.tak naprawdę, jak to napisał Jose Ortega y Gasset:”: Sytuować naród w antykwariacie”.. Albo nawet w podziemiach antykwariatu.. A wszędzie dookoła czuć swąd demokracji w Winnicy Pańskiej.. Ale byłem wczoraj zaskoczony.. W TVN 24 pan Ireneusz Dudek, wielce zasłużony dla muzyki i dla Śląska powiedział, że nie jest zwolennikiem demokracji i okazało się, że jest bardzo mądrym człowiekiem. Słuchając go- miałem wrażenie, że słuchałem samego siebie.. Jest konserwatystą- jak najbardziej.. Jednak nie wszyscy zwariowali i zostali zarażeni optymizmem pana premiera Donalda Tuska.. W tym pan Ireneusz Dudek. „.Breakout,” „Kwadrat”, „SBB”, „Apokalipsa.”. Optymizm pana premiera prowadzi naród na manowce- nie tylko manowce demokracji.. Na manowce cywilizacji.. Rozmowa była o wyborze nowego papieża.. Widać wyraźnie, że środowiska lewicy wrogiej naszej upadającej cywilizacji, nie mogą się pogodzić z faktem, że wybrany został ponownie papież konserwatywny- tak przynajmniej wynika z zachowania propagandy- skoro współpracował z dyktaturą – jak twierdzi propaganda.. Trwa wyszukiwanie w życiu obecnego papieża Franciszka czegoś co pasowałoby do tezy okropnego papieża, nie nadającego się na Tron Piotrowy.. A mim zdaniem dobrze się stało, że papieżem został Argentyńczyk, skoro 40% Katolików Powszechnych mieszka obecnie w Ameryce Łacińskiej.. Skoro Europejczycy poddawani systematycznie praniu mózgów odeszli od Chrześcijaństwa, za sprawą masonerii propagującej prawa człowieka i demokrację- to niech nowy papież spróbuje odbudować Chrześcijaństwo z Ameryki Południowej.. A…… Watykan można tymczasem przenieść do Buenos Aires. Może wtedy feministka Kora przestałaby wyśpiewywać swoją melodię o Buenos Aires.. Bo by ją przysłowiowy szlag trafił.. Tym bardziej, że po pięćdziesięciu kilku latach przypomniała sobie, że była molestowana przez jakiegoś księdza w Krakowie.. Niech spróbuje dzisiaj być molestowana.. Może jeszcze jacyś mężczyźni lubią feministki.. No i pani prezydent Cristina Fernandes de Kirchner byłaby bardzo niezadowolona, tak jak jest niezadowolona z wyboru papieża z Argentyny.. Ją też mało co szlag nie trafi, jako człowieka lewicy.. ”Oid mortales”- usłyszcie śmiertelni- to są słowa hymnu argentyńskiego.. W zjednoczeniu i wolności-„En Union y Libertad”..Ewa Peron i jej mąż Peron doprowadzili Argentynę na skraj bankructwa, przez swoje lewicowe rządy, oparte na marksizm.. Bogatym zabrać dać biednym.. A kto wytworzy bogactwo?- mniejsza z tym . Samo się wytworzy, przy pomocy fałszywej ekonomii.. Seniora Evita rozrzucała ze swojego balkonu pieniądze biednym.. Nie swoje pieniądze.. Tłumy ja kochały, bo jak nie kochać kogoś, kto daje „ za darmo”.. Carlos Saul Menem oszukał lud.. Naobiecywał im różnych bzdur, żeby zdobyć władzę- jak to w demokracji-, a potem tak naprawdę wprowadził liberalizm i wolny rynek.. I Argentyna ruszyła do przodu gospodarczo.. Bo bogactwo pochodzi z pracy, a nie z rozdawnictwa.. W Europie wszędzie już prawie wszystko rozdają.. I dlatego nie tworzą powoli bogactwa.. Miliony na zasiłkach . miliony w biurach,. miliony rolników na utrzymaniu państwa..
Jakoś feministki i feminiści nie mają ostatnio szczęścia.. A to spłonie dom pani feministki Karoliny Korwin- Piotrowskiej, a to spłonie dom pana Szymona Majewskiego, a to wczoraj spłonął dom pani Anny Maruszenko.. Apeluję! Przeciwniku propagandy TVN… Przestań palić domy” dziennikarzy” TVN.. Już lepiej pisać swoje uwagi na murach… I obalać mury, ale nie palić.. Rewolucja i tak pożera potem własne dzieci.. Podczas Marszu Niepodległości” nieznani sprawcy” spalili wóz transmisyjny TVN.. byłem- widziałem, ale nie widziałem, kto podpalił.. Byłem wtedy pod pomnikiem wielkiego Polaka- Romana Dmowskiego. Przecież nie spokojni uczestnicy Marszu.. Tylko” nieznani sprawcy”- tak jak za poprzedniej komuny.. Ze wstydu mało co nie spaliła się pani” aktorka” Renata Dancewicz- wielka feministka i deklarująca się jako ateistka. To i dobrze, bo przecież katoliczka nie działałaby na rzecz zabijania dzieci jeszcze nie poczętych.. To się nazywa Ruch na Rzecz Prawa do Aborcji.. A prawo do życia dziecka – gdzie? Pani Renata wspólnie z kolegą” aktorem” serialu” Na wspólnej”, Zbigniewem Stryją, jechali sobie spokojnie z kawiarni po omówieniu kolejnego ciekawego odcinka serialu, zostali zatrzymani przez Policję Obywatelką i okazało się, że pani aktorka Renata Dancewicz, a tak naprawdę aktywistka ruchu przeciw życiu, ma za dużo promili alkoholu we krwi..(???) To wielki wstyd, żeby feministka i ateistka się upijała.. Jaki to przykład dla innych feministek i ateistek.. Jako nieliczna wśród znanych feministek ma ładną buzię, tak jak inna feministka- Małgorzata Domagalik, której dawno nie widziałem. Pani Renacie grozi odebranie prawa jazdy.. Żeby tylko w serialu” Na Wspólnej” scenarzysta nie pokusił się wpleść jakieś sceny z panią Renatą, w której pani Renata prowadzi samochód, podczas gdy nie ma prawa jazdy.. Chociaż w Polsce podobno prawie 400 000”obywateli” demokratycznego państwa prawa i głupoty- nie posiada prawa jazdy.. Albo ich nie stać na permanentne egzaminy, albo mają w przysłowiowej d….e państwowy papier, tym bardziej, że potrafią jeździć.. Pani Renata może być tą 400 001.. Koleżanki feministki staną w jej obronie, jako prześladowanej przez Policję Obywatelską. Skąd wiem, że potrafią jeździć nie posiadając prawa jazdy? Bo Policja Obywatelska rzadko, bo rzadko- ale po wypadku twierdzi, że powodujący wypadek” nie posiadał prawa jazdy”. Wszyscy pozostali- a jest ich 99.999999%- popełniają wypadki posiadając prawo jazdy.. To zasadnym jest pytanie: czy posiadanie prawa jazdy jest warunkiem wystarczającym do niepowodowania wypadków..? Oczywiście, że nie. Decyduje umiejętność prowadzenia samochodu i zachowania się na niebezpiecznych drogach polskich, a nie świstek państwowego papieru , kupionego za duże pieniądze, który nie daje żadnych gwarancji umiejętnego prowadzenia samochodu w różnych warunkach.. Każdy oczywiście może być przywiązany do swojego optymizmu najmocniej, jak tylko potrafi, ale „optymizm nie zatopi nam Polski”- jaki pisał wielki polski pisarz Józef Mackiewicz, zamilczany przez propagandę na śmierć, bo ośmielił się mieć własną dewizę życiową, że „ tylko prawda jest ciekawa”.. Bo taka jest prawda. I nie ma to nic wspólnego z optymizmem, który naprawdę nie zastąpi nam Polski. Nawet optymizm pan premiera Donalda Tuska.. Nie należało oddawać Polski w pacht Unii Europejskiej, panie premierze Bo lepszy na wolności kęsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki, nieprawdaż WJR
Jest szansa, niech Tusk znowu jej nie spieprzy Parlament Europejski otworzył możliwość uzyskania znacznie większych pieniędzy dla polskiej wsi
1. My, europosłowie Prawa i Sprawiedliwości, zacisnęliśmy zęby i głosowaliśmy za budżetem UE, wynegocjowanym na kolanach przez Donalda Tuska. Dla mnie to było najtrudniejsze, omal nie dostałem szczękościsku, bo w zakresie rolnictwa, mojego oczka w głowie, ten budżet jest dla Polski skrajnie zły. Ale obawialiśmy się, że jeśli Tusk pojedzie negocjować jeszcze raz, to znów poklepią go plecach i może być jeszcze gorzej. Wybieraliśmy między dżumą, jaką jest brak wieloletniego budżetu i cholerą, jaka ten budżet jest. Wybraliśmy cholerę.
2. Mało tego, że wybraliśmy, to jeszcze zorganizowaliśmy dla tej cholery poparcie. Grupa polityczna EKR, w której ramię w ramie z PiS rej wodzą brytyjscy konserwatyści, jako jedyna wniosła projekt rezolucji popierającej budżet. Niestety, rezolucja ta została odrzucona, w dużej mierze głosami chadeków, politycznych sojuszników PO i PSL. Platforma nie potrafiła ich przekonać. Taki wspaniały budżet i Platforma nie wyżebrała dla niego poparcia. Biedaczka popierała projekt przedstawiony przez PiS, bo przez własnych sojuszników została odtrącona. Legł w gruzach mit o wielkich wpływach PO w Europie. To PiS ma zdecydowanie większe wpływy.
3. Pozycję PiS w Parlamencie Europejskim pokazały głosowania budżetowe, ale najbardziej głosowania w sprawie Wspólnej Polityki Rolnej. To my, Prawo i Sprawiedliwość, nikt inny, mówiliśmy w Europarlamencie – Polsce należy się na rolnictwo 42 miliardy Euro! Zgłaszaliśmy wielokrotnie wnioski i poprawki do uchwał Parlamentu, wskazujące na te kwotę (poprawka 500 w `komisji Rolnictwa, poprawka 127 na sesji plenarnej Europarlamentu). I po kilku latach bojów dostaliśmy 36,3 miliarda. Rząd PO-PSL tymczasem ogłosił, że chce tylko 34,5 miliarda Euro na polską wieś, no to dali mu 28,6 miliarda.
4. A jednak piłka wraca na boisko i zaczynają się twarde negocjacje między Parlamentem, Komisją i Radą. Będę w nich uczestniczył jako sprawozdawca grupy EKR do spraw Wspólnej Polityki Rolnej. Jest szansa na znaczące zwiększenie pieniędzy dla polskiej wsi. Przede wszystkim jednak polski premier, polski rząd musi chcieć tych pieniędzy. Prawo i Sprawiedliwość tam gdzie ma swoja reprezentację, w Europarlamencie, zrobiło w tej sprawie więcej niż mogło. Teraz Donald Tusk niech naprawdę ruszy cztery litery swojego nazwiska i zacznie walczyć o pieniądze dla polskiej wsi.
Jest szansa, niech jej znowu Tusk nie spieprzy… Wojciechowski
Ile jest nieprawdy w „prawdzie”. Obrzydliwa historia równie obrzydliwej informacji i jak na nią reagowano Przyznaję, że wstrząsnęła mną informacja o komentarzu na temat wyboru kardynała Jorge Mario Bergoglio, umieszczona na fejsbukowym profilu nijakiej Ewy Wójciak, która mieni się być dyrektorem poznańskiego Teatru Ósmego Dnia. No i wybrali ch..., który donosił wojskowym na lewicujących księży
– stwierdziła przedstawicielka kultury o Ojcu Świetym. Jej wypowiedź jest wymowna pointą tematu, który przewija się w mediach tzw „głównego nurtu” od momentu wyboru papieża Franciszka przez watykańskie konklawe. Pojawia się on prawie w każdym programie publicystycznym „wrzucany” bądź przez zaproszonych, nieprzyjaznych Kościołowi gości, a jeżeli ci, z jakichś tam powodów nie chcą się wypowiadać, z lubościa podrzucają go moderujący. Nawet w państwowej telewizji TVP Kultura „Hala odlotów” nie obeszło się bez dyskusji, w której niektórzy uczestnicy „z troską pochylali się” nad ciemnym rzekomo fragmentem życia argentyńskiego duchownego. Warto przypomnieć mechanizm medialnej akcji „donosiciel Bergoglio”, bo jej twórcy z GW już się powoli wycofują, pisząc, że to nie do końca sprawdzona wersja wydarzeń. Tuż po ogłoszeniu wyniku konklawe, komentujący na bieżąco wydarzenie w TVN 24 zasłużony dziennikarz „Gazety Wyborczej” Maciej Stasiński przypomniał książkę argentyńskiego dziennikarza Horatio Verbitsky’ego „Cisza”. Autor stwierdza w niej, że nowo wybrany papież w 1976 r. współpracował z policją junty argentyńskiej wojskowej i wydał w jej ręce dwóch swoich zakonnych braci o poglądach zbliżonych do teologii wyzwolenia. Relację Verbitsky oparł na wypowiedziach adwokatów duchownych. Rzecznik kardynała nazwał publikację „stekiem kłamstw”, a w wydanej oficjalnie biografii Bergoglio, że autor udowadniał, że było wręcz odwrotnie. To właśnie dzięki interwencji hierarchy dwaj lewicujący mnisi odzyskali wolność. Ale to oczywiście dla redaktora Stasińskiego drobny szczegół, o którym nie warto wspominać. Nie mam nic przeciwko lustracji osób publicznych i ich rodzin. Zresztą zachowanie Stasińskiego pokazuje wyraźnie, że jego gazeta jest tego samego zdania, choć jej najwyżsi przedstawiciele nazywają to „grzebaniem w brudach”, „polowaniem na czarownice” etc. Oczywiście wskazane jest, by lustrujący był w miarę czysty, ponieważ sam może zostać zlustrowany. Niniejszym przypominam, że red. Maciej Stasiński we wczesnej młodości podpisał zobowiązanie do współpracy z SB, o czym swego czasu było całkiem głośno. Na jego korzyść przemawia fakt, że jak sprawa wyszła na światło dzienne, to nie ukrywał, iż dał się zastraszyć i podpisał. Tyle o pierwszej osobie tego niesmacznego dramatu. Nastepną, z jeszcze ciekawszą przeszłością, jest autor „bestselleru” „Cisza” – Horatio Verbitski. Zanim został dziennikarzem śledczym działał aktywnie, jako członek lewicowo-chrześcijańskiej organizacji terrorystycznej Montoneros sławnej m.in. z zabójstwa gen. Pedro Eugenio Aramburu (przywódcy antyperonistwoskiego przewrotu) i z ataku na koszary wojskowe w Buenos Aires w 1975 r. Po rozbiciu organizacji przez juntę, guerillas przenieśli swoja kwaterę główną na … Kubę. I kółko się zamyka. Zresztą całe to towarzystwo działało w oparciu o strategię „miejskiej partyzantki” Ernesto Che Guevary. Sam Verbitski przyznawał się do udziału w strzelaninach, w których, jak twierdzi „szczęśliwie nikt nie zginął”. Co innego natomiast zeznali - jeden z komendantów Montoneros Mario Firmenich i jego 5 towarzyszy. Według nich Verbitski planował i wziął czynny udział w dwóch poważnych zamachach. Zginęło w nich łącznie 22 oficerów argentyńskiego wywiadu. Tyle, co do wiarygodności drugiej osoby dramatu - autora informacji. Opierając się na takim źródle, kilkanaście minut po ogłoszeniu kard. Bergoglio papieżem dziennikarz GW rozpowszechnia wszem i wobec informację w mediach o zakonniku donosicielu. Choć nikt jej nie zweryfikował, nie liczę nieśmiałych protestów siedzącego w programie obok Stasińskiego celebryty o pogladach zbliżonych do katolickich Szymona Hołowni, wiadomość zaczęła żyć swoim życiem. Aż w końcu dotarła do Poznania, gdzie oburzona „taką niegodziwością” dyrektor Teatru Ósmego Dnia Ewa Wójciak, skomentowała ją we właściwy dla ludzi kultury, przepraszam, lewackiej subkultury, sposób. Apeluję do wszystkich ludzi wierzących i niewierzących w Poznaniu o natychmiastową reakcję. Apeluję do władz miasta, apeluję do tych, którym przyzwoitość nie jest obca. Takiego chamstwa nie można puścić płazem. Niech wezmą transparenty i pikietują teatr dniem i nocą. Niech wykupią bilety na przedstawienie i wygwizdują występujących na scenie aktorów, tak długo, aż Wójciak nie ustąpi ze stanowiska. Niech piszą do władz o wstrzymanie państwowych dotacji. Nie tłumaczcie przed sobą samym, że ona nie jest godna tego, by przez nią stać na mrozie. Jeżeli pozwolimy, by tacy ludzie kultury bezkarnie obrażali głowę Kościoła, to nie długo będą w ten sposób publicznie obrażali Was. Chyba dobre imię papieża Franciszka leży Wam na sercu. Przypomnę wszystkim starą anegdotę. Może nie dokładnie, ale z sensem:
Kiedy dobrali się do bogatych, siedziałem w domu. Kiedy przyszli po biednych, siedziałem w domu. Jak przyczepili się do Żydów, nie ruszyłem się z miejsca. Tak samo, kiedy zrobili to z katolikami. Jak przyszli po mnie, nie było już nikogo. Andrzej R. Potocki
Artur Łoboda: Największa teoria spiskowa okazała się prawdą. Ludzkość płaci za to wysoką cenę. W pierwszych latach Trzeciej RP zupełnie nie rozumiałem postępowania rządzących. Jawna polityka niszczenia polskiej gospodarki i demoralizacji Społeczeństwa – nie przystawała do idei Rzeczypospolitej – mającej być lekarstwem na zło komunizmu. A gdy politycy jawnie głosili że "trzeba ukraść pierwszy milion" to uznałem, że ja już nie nadaję się do tego świata. Bezczelność propagandystów liberalizmu – głoszących, że panujący chaos jedyną drogą do bogatego społeczeństwa powodowała, że maleńkimi wyjątkami – cały Naród Polski oszalał i podążał drogą wskazaną przez polityków. Moim życiem kieruje zbieg przypadków, które prowadzą mnie w zadziwiające miejsca i sytuacje. W 1995 roku zainteresowałem się historią Żydów na Krakowskim Kazimierzu. Dzielnica była wtedy mocno zrujnowana i zastanawiałem się – jak historia może pomóc w jej ożywieniu. Dostęp do tekstów źródłowych był mocno ograniczony. Dzisiaj dysponujemy ogromną ilością danych w Internecie, ale wtedy była to pionierska praca, która wymagała ogromnego uporu. Jeszcze dziś używa się wiele uogólnień i celowych uprostrzeń służących zniechęceniu potencjalnego odbiorcy do poznania prawdziwej historii Żydów. A wtedy byłem wręcz na pustyni informacyjnej. Z różnych publikacji historycznych zbierałem fragmenty informacji i skladałem je tak samo – jak archeolodzy fragmenty wykopalisk. Żydzi tworzyli w Europie hermetyczne gminy – niedostępne z zewnątrz. O tym – co się w ich obrębie działo – nie wiedzieli Chrześcijanie. Dlatego bardzo pomocne były dla mnie publikacje Mayera Bałabana, który jako polski historyk podejmował kilkakrotnie historię własnego Narodu. W pracach Bałabana zauważyłem jednak pewną manierę odchodzenia od suchych faktów i używania wygładzonych wypowiedzi w tematach mogących rzucać złe światło na historię Żydów. Takim był opis kolaboracji z okupantami w czasie Potopu Szwedzkiego i współudział w grabieży majątków Chrześcijan.
Przy okazji zapamiętajmy, że najazd szwedzki 1655-1656, był okresem największej grabieży w historii Polski – aż do Drugiej Wojny Światowej. Ponieważ głównym zajęciem Żydów był handel i lichwa to na wzór dynastii królewskich – łączyli się w więzy małżeńskie z rodzinami z odległych miast Europy. To pozwalało zarówno dobrze handlować – bo od razu istniało przedstawicielstwo biznesowe w innym miejscu, ale też używać "listów zastawnych", które były pierwowzorem weksli. Takie układy rodzinne pozwalały na unikanie płacenia podatków i omijanie obowiązujących wtedy praw handlowych. Zresztą Żydzi wyznawali zasadę, że Prawo może działać tylko na ich korzyść. Dlatego rozwinęli instytucję łapownictwa – skutecznie wymigując się z płacenia obowiązujących podatków. Użyłem w tym momencie świadomego uogólnienia, przed którym wzdrygam się w każdym tekście. Ale w XVI wieku wszyscy mieszkańcy żydowskiej częsci Kazimierza deklarowali, że ich profesją jest lichwiarstwo. A jednocześnie wielokrotnie upomnienia o zapłacenie podatków nic nie osiągnęły. Reprezentujący Żydów w Polsce – Sejm Czterech Ziem zobowiązany był zbierać podatki i przekazywać je Królowi. Było to konsekwencją praw – dzięki którym nie płacili podatków miejskich. Podczas gdy Chrześcijanie musieli je płacić. Jednak Sejm Czterech Ziem nie wywiązywał się ze zobowiązań wobec Korony. Przez sto pięćdziesiąt lat dług rósł do niebotycznej kwoty. W tym samym czasie bankierzy wyprowadzili z Polski ogromne ilości złota. Skutkiem tego był upadek gospodarki polskiej – a za nim zubożenie tej części Żydów, którym nie udało się ograbić innych: zarówno Żydów – jak też Chrześcijan. Na koniec Sejm Czteroletni umorzył monstrualny dług Żydów wobec Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Bardzo jednoznaczna moja ocena postępowania Żydów w tamtym okresie wynika z faktu, że dotyczy większości Żydów. Ale były wtedy też postawy asymilacji ze społeczeństwem polskim i odejścia od zapyziałego Judaizmu. Postawy takie uznawane były za zdradę Narodu Żydowskiego i tępione wśród Żydów, a sami Chrześcijanie nie byli zainteresowani dołączeniem Żydów, którzy w przeszłości dokonali niejednego oszustwa. Prowadzony duchem polskiej tolerancji starałem się odszukać w historii Żydów te zjawiska, które mogły świadczyć o ich dobrej woli – współżycia z Chrześcijanami. Sztandarową postacią w historii Polski mógłby być mieszkający w XVI wieku na Kazimierzu – Moses Isserles Remuh – filozof przewidujący połączenie Judaizmu z Chrześcijaństwem. Ale człowieka oceniać należy nie tylko po słowach, lecz także czynach. A on sam też zajmował się lichwą. W kronikach Rady Miejskiej Krakowa (zwanych księgami radzieckimi) zachowały się relacje z podstępnych przejęć nieruchomości dokonanych w efekcie lichwy przez Żydów. Sam Mayer Bałaban napisał o bankructwie w 1650 roku największych banków i wynikającego z tego faktu upadku gospodarki w Polsce. Dziś wiemy, że złoto z największego wtedy Banku Forbesa zostało wywiezione do Prus i posłużyło do budowy Państwa Pruskiego – z którego terenu fałszowano polską monetę. Historia Żydów w Polsce pokazuje – jak w ciągu kilku lat – z powodu wielkich matactw finansowych – powstawały ogromne fortuny. I kiedy w 1996 roku czytałem te informacje to pomyślałem "rany boskie – oni dokładnie to samo robią dzisiaj". Wystarczyło przytoczyć ogromne oszustwa w aferze ART-B, w której uczestniczyło wielu dyrektorów banków, albo popatrzeć na działalność Gorege’a Sorosa, który dokonał matactw niespotykanych w historii Świata. Historia naucza, że naturalną konsekwencją takich działań będzie wielki światowy kryzys i pogromy Żydów. Nie chcąc być odpowiedzialnym za ewentualny antysemityzm – z wielką ostrożnością podchodziłem do tematu. Przede wszystkim – musiałem się upewnić – co do słuszności wniosków. Żywiłem też naiwną nadzieję, że uświadomieni intelektualiści żydowscy sami będą walczyć z takim zagrożeniem. Jeszcze pod koniec lat dziewięćdziesiątych opublikowałem w Internecie kilka tekstów, które doskonale odczytają znawcy tematyki żydowskiej. Wynikało z nich, że są ludzie, którzy wiedzą – jakie przekręty dokonywane są wobec Świata. Ale jedyną odpowiedzią na te teksty był atak na Polskę – z ktorej wychodziły takie głosy. Na czele tego ataku wystąpił Tomasz Gross – ze swoimi kłamstwami. W 2002 roku trafiłem, w Internecie na środowisko Żydów walczące z żydowskim "egocentryzmem". Napisałem do nich bardzo delikatne przesłanie – przestrzegające przed skutkami działania żydowskich gangsterów ekonomicznych. Moje określenie stało się potem źródłem słowa "bangster" – czyli bankier-gangster. W roku 2003 opublikowano mój artykuł "Globalizm – czyli programowy upadek świata" na kilku światowych witrynach. Administratorzy tych witryn zamieścili bez mojej wiedzy – dodatkowe informacje mojej aktywnosci na rzecz dialogu polsko żydowskiego. Otrzymywałem wiele opinii na temat tego artykułu. Pewien Japończyk podzielił sie ze mną informacją: jak w czasie wywołanego przez Sorosa "kryzysu azjatyckiego" stracił dorobek swojego życia – podobnie jak miliony Azjatów. Ale konto pocztowe zostało wykorzystane do setek ataków hakerskich i prób podesłania wirusa. Zmuszony byłem zamknąć to konto i dialog międzynarodowy się urwał. Przez kilka lat moja przestroga dla Świata znajdowała się na stronie "The Jewish Tribal Review". Ale – gdy w 2005 roku witryna została zamknięta – zdecydowałem się opublikować polski tekst tego artykułu uważając, że otumanione Społeczeństwo Polskie może w końcu zacznie myśleć.
http://www.zaprasza.net/a_y.php?article_id=4310
Tu informacja o Wspomnianej witrynie:
"The Jewish Tribal Review (also known as the JTR) is a website which specialises in Jewology and Judeo-criticism. It hasn’t been updated since 2005, seemingly because of lack of funding and an attack by the Canadian Jewish Congress through its crypto-communist puppet front the so-called Canadian Human Rights Commission. However a vast archive of information remains and the website is mirrored on Radio Islam and HolyWar.org. It positions itself as a media watchdog, reviewing and critiquing content from mainstream news about "Jewish and Zionist influence in popular culture, Jewish ethnocentrism, Jewish power, Jewish wealth, American Judeocentrism and Jewish political lobbying". Dziś – w 2013 roku znajdą Państwo w Internecie bardzo dużo informacji na temat ogromnych matactw finansowych z lat 2008-2009, które doprowadziły do nędzy miliony Amerykanów. A przecież już w 2003 roku otrzymali ode mnie bardzo jasną zapowiedź tego wielkiego przekrętu. Tu jest kilka filmów pokazujących, że Amerykanie nie są ludźmi myślacymi.
Już tylko symbolicznie przypomnę działalność Davida Duke’a,
Zamiast pohamować swoją pazerność – żydowscy gangsterzy stali się jeszcze bardziej bezczelni i dokonują teraz matactwa na skalę światową – przy którym wszystko – co do tej pory miało miejsce – zbladnie. Przez wiele lat bezcelne żydowskie media terroryzowały Chrześcijan i wmawiały im, że Naród Żydowski jest wyjątkowym, a Żydzi najmądrzejszymi ludźmi na świecie. Ja jednak już dawno pisałem, że jako "Naród" są wyjątkowo głupi bo – co chwilę – z pazerności doprowadzają do pogromów i szukają nowego schronienia. Przez 600 lat Polska była schronieniem dla Żydów. A jednak cały czas działali na rzecz zniszczenia tego Państwa. W drugiej połowie XX wieku Stany Zjednoczone były największym obrońcą Żydów i filantropem Izraela. A mimo to żydowscy bankierzy bardzo aktywnie niszczą ten kraj. Przez jakiś czas udało się omotać społeczeństwa świata kłamstwem, że zdobyty majątek świadczy o inteligencji. Na własnych błędach ludzkość uczy się, że wielkie majątki zdobywa się przede wszystkim przez grabież cudzej własności.
Wiele lat dążyłem do tego by uświadomić – niezaangażowanych w gangsterskie przekręty Żydów – by dla przyszłości własnych dzieci stanęli przeciwko żydowskim gangsterom. Znam kilkanaście takich przypadków. Ale jest to mniej – niż kropla w morzu potrzeb. Ten tekst – niechaj posłuży za kolejne ostrzeżenie. Być może ostatnie. Za kilka lat ktoś rzuci hasło by Żydzi wyprowadzili sie na inną planetę. Artur Łoboda
17/03/2013 „Nadrzędność prawa unijnego wobec przepisów krajowych nie oznacza ograniczenia naszej suwerenności”- twierdził, będąc prezesem Trybunału Konstytucyjnego, pan prezes Marek Safian, syn pana Zbigniewa Safiana. A był nim w latach 1998- 2006, popierany przez Aleksandra Kwaśniewskiego, znanego” Europejczyka”, kiedyś uwielbiającego ZSRR i z tego faktu ciągnącego korzyści. Obecnie pan Marek Safian jest sędzią Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości i tam sprawiedliwie feruje wyroki.. Przecież jesteśmy częścią „cywilizowanej”: Europy.. Na pewno nie cywilizowanej na moralności chrześcijańskiej..(!!!) A jak „cywilizowanej”??? Jeśli emblematy w postaci cyrkla fartuszka i kielni- mogą być oznakami cywilizacji.. Europą rządzą dziś wrogowie cywilizacji łacińskiej..
Zobaczcie Państwo! Ludzie władzy potrafią bezceremonialnie wciskać nam każdy kit, zanim zaczniemy zjadać kit z okien, tak jak wybierać resztki ze śmietników.. Nadrzędność czegoś nie powoduje podległości tego nad czym to coś ma nadrzędność(???) Starszy stopniem nie jest oficerem nadrzędnym nade mną- jako szeregowym. To jest dopiero pokrętna logika. Skąd ONI czerpią tego typu logikę? Żeby nam wcisnąć każde głupstwo. To tak jakby pan Zbigniew Safian- tata pana Marka Safiana, pseudonim literacki Andrzej Zbych- będąc podporucznikiem Ludowego Wojska Polskiego, nie podlegał swojemu przełożonemu, a” Stawka większa niż życie”, nie była filmem propagandowym wynikającym z podległości Polski wobec Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.. I tak jakby będąc naczelnym redaktorem” Słowa Żydowskiego” nie podlegał nikomu innemu, nawet wydziałowi prasy KC-PZPR.. Podobnie z panem Markiem Safianem.. Obecnie jest sędzią Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, ale wcześniej był uczestnikiem Centrum Obywatelskich Inicjatyw Solidarności- i też komuś podlegał- nie był suwerennym. Albo będąc członkiem Rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka nie liczył się ze sponsoringiem pana G.Sorosa.. Też nie był suwerenem, czy jako przewodniczący Rady Naukowej Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, nie wiedziałem nawet, że jest coś takiego jak- Rada Naukowa Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości.. Przy pomocy takiej Rady nie ma możliwości, żeby do kręgu decydentów mógł się prześlizgnąć ktoś obcy.. Tylko sami swoi- i po to tworzą te rady- jak to w Kraju Rad.. Pan Stefan KIsielewski, najbardziej znany opozycyjny publicysta PRL-u, współzałożyciel Unii Polityki Realnej- nie będący niczyim agentem, opublikował na łamach Tygodnika Powszechnego” w dniu 2.12 .1984 roku, zamiast cotygodniowego felietonu spis najbardziej wrednych ludzi reżimu , któremu się wysługiwali bez pardonu.. Nadał temu tytuł” Moje typy”. Właśnie na tej liście znalazł się pan Zbigniew Safian, tata pana Marka Safiana- prezesa Trybunału Konstytucyjnego, który- moim skromnym zdaniem- powinien być jak najszybciej zlikwidowany, jako czwarta izba parlamentu, której orzeczenia są ostateczne i nieodwoływalne. Ten Trybunał- moim zdaniem- został powołany po to, żeby żadnych poważnych spraw ustrojowych nie można było nigdy przeforsować . Jest to gremium typowo polityczne, lewicowe, strażnik idei socjalistycznej.. I dlatego taki wrzask się podniósł w całej socjalistycznej Europie, gdy pan Orban na Węgrzech ograniczył cokolwiek kompetencje Trybunału.. To jest bardzo ważna instytucja dla socjalistów w każdym landzie Unii Europejskiej.. Socjaliści strzegą go jak źrenicy oka.. Bo demokracja demokracją, ale ktoś tym wszystkim musi kierować- tak jak ” wolnym rynkiem”.. Niech on sobie będzie- ale socjaliści muszą mieć nad nim nadzór i nim kierować. .Żeby nie wymknął się spod kontroli.. Wolność człowieka jest największym wrogiem socjalistów.. Wolność jako prawo naturalne, które każdy z nas otrzymał od samego Pana Boga.. Przeciw Węgrom protest wyraziły też Stany Zjednoczone(???) Popatrzcie Państwo? Braciom socjalistom ze Stanów Zjednoczonych też nie podoba się to Węgrzy robią u siebie..(???) To już nie wolno nic, nawet mając większość? Musi być wszystko po linii i na bazie.. Międzynarodowe sitwy trzymają się razem.. W USA też wkrótce będę odbywały się śpiewy” Ody do Radości”- jak socjalistyczna Europa połączy się ze Stanami Zjednoczonymi, no nie od razu, ale powoli acz systematycznie i globalnie. Mało kto wie, ale narodowy socjalista Adolf Hitler kazał wykonywać „ Odę do radości” podczas uroczystości oficjalnych. Jest to fragment IX symfonii D- moll autorstwa Ludwika von Bethovena- wielkiego zwolennika Rewolucji Francuskiej , szczególnie krwawych jakobinów, w ideologicznych popłuczynach której obecnie żyjemy.. Gorzej! Żyjemy podczas Wielkie Rewolucji Kulturalnej opartej o marksizm kulturowy.. O doktrynę Gramsciego- już zrealizowaną.. Lewica oponowała zdecydowaną większość prasy, telewizji, uniwersytetów, fundacji- gdzie aktywiści lewicowi krzewią idee socjalizmu, międzynarodowego ściślej – trockizmu.. Czyli budowę jednego wielkiego biura.. W każdym razie pan Zbigniew Safian, jak twierdzi Instytut Pamięci Narodowej, był agentem Informacji Wojskowej o pseudonimie” Żerań” A w roku 1993, czasopismo ”Arka” twierdziło, że pan Zbigniew Safian przyczynił do rozstrzelania byłego akowca Jana Nesslera, też służącego w Ludowym Wojsku Polskim. To było w roku 1944- był donos – było rozstrzelanie. Pan Zbigniew stanowczo zaprzeczał.. Jako członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, kierował od roku 1951 działem propagandy w Centralnym Zarządzie Księgarstwa..(???)Odznaczony Krzyżem Kawalerskim orderu Odrodzenia Polski(??) Czy to nie są jaja? Największych zaprzańców odznacza się odznaczeniami państwowymi.. I kontynuacja tego wszystkiego trwa w najlepsze. Im kto gorszy i większy zdrajca- ten dostaje wyższe odznaczenia państwowe.. Może przyjdą kiedyś czasy, że ktoś to wszystko poodbiera i powie naszym rodakom, że to wszystko były fałszywe autorytety i fałszywi ludzie. Na razie kłębimy się w kiszonej kapuście propagandy i kłamstwa- wywyższania” typów spod ciemnej gwiazdy”, a poniżania ludzi uczciwych i porządnych.. Zachęcam do przejrzenia listy Kisiela” Moje typy”.. Jeszcze jest w Internecie- póki co.. Póki pan generał Krzysztof Bondaryk nie utworzy nowej tajnej służby do ścigania wszystkiego co wolne w Internecie.. Ma się nazywać Centrum Kryptografii. Inicjatywa wyszła z Ministerstwa Obrony Narodowej,, gdzie niedawno został dokooptowany pan generał Waldemar Skrzypczak, wydawałoby się, że naprawdę przejmujący się sprawami wojska.. Wtopił się w obecne zło.. I jest mu dobrze.. Nadrzędność prawa nad innym prawem- nie oznacza kwestionowania prawa nad którym nadrzędność sprawuje inne prawo.. To jest dopiero dowcip stulecia.. Tak jak wiele innych dowcipów padających w polskiej demokracji rządzonej przez tajne służby.. Wszędzie pełno agentów, i dlatego wydaje nam się, jakby Polską rządzili jej najgorsi wrogowie.. Bo tak naprawdę jest! Żeby chociaż rządzili po linii polskiej racji stanu.. Ciekawe jak rozprawią się z „Platformą Oburzonych”?? Na razie sączą propagandowo , że zbieranina od Sasa do lasa.. Tylko, że ci wszyscy ludzie i organizacje zebrały się w jednej sprawie: przeprowadzenia referendum dotyczącego zmiany ordynacji wyborczej.. Na okręgi jednomandatowe. Przypomnijmy: pomysł Unii Polityki Realnej z roku 1991.. Nikt wtedy nie był tym zainteresowany.. Mało tego: system proporcjonalny wpisano do konstytucji III RP(!!!) Żeby nikt nie mógł tego zmienić, gdyby nawet ktoś uzyskał większość.. Wtedy na pomoc przyjdzie polityczny Trybunał Konstytucyjny.. I wszystko pozostanie po staremu.. Tak pozmieniać , żeby wszystko pozostało po staremu- to jest sztuka! Demokracja- mać! przepisów krajowych nie oznacza ograniczenia naszej suwerenności”- twierdził, będąc prezesem Trybunału Konstytucyjnego, pan prezes Marek Safian, syn pana Zbigniewa Safiana. A był nim w latach 1998- 2006, popierany przez Aleksandra Kwaśniewskiego, znanego” Europejczyka”, kiedyś uwielbiającego ZSRR i z tego faktu ciągnącego korzyści. Obecnie pan Marek Safian jest sędzią Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości i tam sprawiedliwie feruje wyroki.. Przecież jesteśmy częścią „cywilizowanej”: Europy.. Na pewno nie cywilizowanej na moralności chrześcijańskiej..(!!!) A jak „cywilizowanej”??? Jeśli emblematy w postaci cyrkla fartuszka i kielni- mogą być oznakami cywilizacji.. Europą rządzą dziś wrogowie cywilizacji łacińskiej.. Zobaczcie Państwo! Ludzie władzy potrafią bezceremonialnie wciskać nam każdy kit, zanim zaczniemy zjadać kit z okien, tak jak wybierać resztki ze śmietników.. Nadrzędność czegoś nie powoduje podległości tego nad czym to coś ma nadrzędność(???) Starszy stopniem nie jest oficerem nadrzędnym nade mną- jako szeregowym. To jest dopiero pokrętna logika. Skąd ONI czerpią tego typu logikę? Żeby nam wcisnąć każde głupstwo. To tak jakby pan Zbigniew Safian- tata pana Marka Safiana, pseudonim literacki Andrzej Zbych- będąc podporucznikiem Ludowego Wojska Polskiego, nie podlegał swojemu przełożonemu, a” Stawka większa niż życie”, nie była filmem propagandowym wynikającym z podległości Polski wobec Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich.. I tak jakby będąc naczelnym redaktorem” Słowa Żydowskiego” nie podlegał nikomu innemu, nawet wydziałowi prasy KC-PZPR.. Podobnie z panem Markiem Safianem.. Obecnie jest sędzią Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, ale wcześniej był uczestnikiem Centrum Obywatelskich Inicjatyw Solidarności- i też komuś podlegał- nie był suwerennym. Albo będąc członkiem Rady Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka nie liczył się ze sponsoringiem pana G.Sorosa.. Też nie był suwerenem, czy jako przewodniczący Rady Naukowej Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, nie wiedziałem nawet, że jest coś takiego jak- Rada Naukowa Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości.. Przy pomocy takiej Rady nie ma możliwości, żeby do kręgu decydentów mógł się prześlizgnąć ktoś obcy.. Tylko sami swoi- i po to tworzą te rady- jak to w Kraju Rad.. Pan Stefan KIsielewski, najbardziej znany opozycyjny publicysta PRL-u, współzałożyciel Unii Polityki Realnej- nie będący niczyim agentem, opublikował na łamach Tygodnika Powszechnego” w dniu 2.12 .1984 roku, zamiast cotygodniowego felietonu spis najbardziej wrednych ludzi reżimu , któremu się wysługiwali bez pardonu.. Nadał temu tytuł” Moje typy”. Właśnie na tej liście znalazł się pan Zbigniew Safian, tata pana Marka Safiana- prezesa Trybunału Konstytucyjnego, który- moim skromnym zdaniem- powinien być jak najszybciej zlikwidowany, jako czwarta izba parlamentu, której orzeczenia są ostateczne i nieodwoływalne. Ten Trybunał- moim zdaniem- został powołany po to, żeby żadnych poważnych spraw ustrojowych nie można było nigdy przeforsować . Jest to gremium typowo polityczne, lewicowe, strażnik idei socjalistycznej.. I dlatego taki wrzask się podniósł w całej socjalistycznej Europie, gdy pan Orban na Węgrzech ograniczył cokolwiek kompetencje Trybunału.. To jest bardzo ważna instytucja dla socjalistów w każdym landzie Unii Europejskiej.. Socjaliści strzegą go jak źrenicy oka.. Bo demokracja demokracją, ale ktoś tym wszystkim musi kierować- tak jak ” wolnym rynkiem”.. Niech on sobie będzie- ale socjaliści muszą mieć nad nim nadzór i nim kierować. .Żeby nie wymknął się spod kontroli.. Wolność człowieka jest największym wrogiem socjalistów.. Wolność jako prawo naturalne, które każdy z nas otrzymał od samego Pana Boga.. Przeciw Węgrom protest wyraziły też Stany Zjednoczone(???) Popatrzcie Państwo? Braciom socjalistom ze Stanów Zjednoczonych też nie podoba się to Węgrzy robią u siebie..(???) To już nie wolno nic, nawet mając większość? Musi być wszystko po linii i na bazie.. Międzynarodowe sitwy trzymają się razem.. W USA też wkrótce będę odbywały się śpiewy” Ody do Radości”- jak socjalistyczna Europa połączy się ze Stanami Zjednoczonymi, no nie od razu, ale powoli acz systematycznie i globalnie. Mało kto wie, ale narodowy socjalista Adolf Hitler kazał wykonywać „ Odę do radości” podczas uroczystości oficjalnych. Jest to fragment IX symfonii D- moll autorstwa Ludwika von Bethovena- wielkiego zwolennika Rewolucji Francuskiej , szczególnie krwawych jakobinów, w ideologicznych popłuczynach której obecnie żyjemy.. Gorzej! Żyjemy podczas Wielkie Rewolucji Kulturalnej opartej o marksizm kulturowy.. O doktrynę Gramsciego- już zrealizowaną.. Lewica oponowała zdecydowaną większość prasy, telewizji, uniwersytetów, fundacji- gdzie aktywiści lewicowi krzewią idee socjalizmu, międzynarodowego ściślej – trockizmu.. Czyli budowę jednego wielkiego biura.. W każdym razie pan Zbigniew Safian, jak twierdzi Instytut Pamięci Narodowej, był agentem Informacji Wojskowej o pseudonimie” Żerań” A w roku 1993, czasopismo ”Arka” twierdziło, że pan Zbigniew Safian przyczynił do rozstrzelania byłego akowca Jana Nesslera, też służącego w Ludowym Wojsku Polskim. To było w roku 1944- był donos – było rozstrzelanie. Pan Zbigniew stanowczo zaprzeczał.. Jako członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, kierował od roku 1951 działem propagandy w Centralnym Zarządzie Księgarstwa..(???)Odznaczony Krzyżem Kawalerskim orderu Odrodzenia Polski(??) Czy to nie są jaja? Największych zaprzańców odznacza się odznaczeniami państwowymi.. I kontynuacja tego wszystkiego trwa w najlepsze. Im kto gorszy i większy zdrajca- ten dostaje wyższe odznaczenia państwowe.. Może przyjdą kiedyś czasy, że ktoś to wszystko poodbiera i powie naszym rodakom, że to wszystko były fałszywe autorytety i fałszywi ludzie. Na razie kłębimy się w kiszonej kapuście propagandy i kłamstwa- wywyższania” typów spod ciemnej gwiazdy”, a poniżania ludzi uczciwych i porządnych.. Zachęcam do przejrzenia listy Kisiela” Moje typy”.. Jeszcze jest w Internecie- póki co.. Póki pan generał Krzysztof Bondaryk nie utworzy nowej tajnej służby do ścigania wszystkiego co wolne w Internecie.. Ma się nazywać Centrum Kryptografii. Inicjatywa wyszła z Ministerstwa Obrony Narodowej,, gdzie niedawno został dokooptowany pan generał Waldemar Skrzypczak, wydawałoby się, że naprawdę przejmujący się sprawami wojska.. Wtopił się w obecne zło.. I jest mu dobrze.. Nadrzędność prawa nad innym prawem- nie oznacza kwestionowania prawa nad którym nadrzędność sprawuje inne prawo.. To jest dopiero dowcip stulecia.. Tak jak wiele innych dowcipów padających w polskiej demokracji rządzonej przez tajne służby.. Wszędzie pełno agentów, i dlatego wydaje nam się, jakby Polską rządzili jej najgorsi wrogowie.. Bo tak naprawdę jest! Żeby chociaż rządzili po linii polskiej racji stanu.. Ciekawe jak rozprawią się z „Platformą Oburzonych”?? Na razie sączą propagandowo , że zbieranina od Sasa do lasa.. Tylko, że ci wszyscy ludzie i organizacje zebrały się w jednej sprawie: przeprowadzenia referendum dotyczącego zmiany ordynacji wyborczej.. Na okręgi jednomandatowe. Przypomnijmy: pomysł Unii Polityki Realnej z roku 1991.. Nikt wtedy nie był tym zainteresowany.. Mało tego: system proporcjonalny wpisano do konstytucji III RP(!!!) Żeby nikt nie mógł tego zmienić, gdyby nawet ktoś uzyskał większość.. Wtedy na pomoc przyjdzie polityczny Trybunał Konstytucyjny.. I wszystko pozostanie po staremu.. Tak pozmieniać , żeby wszystko pozostało po staremu- to jest sztuka! Demokracja- mać! WJR
Źle idzie ministrowi Rostowskiemu w 2013 roku
1. W ostatnich dniach na stronach internetowych ministerstwa finansów pojawił się komunikat o wstępnych wynikach wykonania budżetu państwa za miesiące styczeń – luty 2013 roku. Wynika z nich, że mimo upływu blisko 17% czasu, wpływy do budżetu są na znacznie niższym poziomie niż ten upływ, a przy zwiększonych wydatkach głównie dopłatach do systemu ubezpieczeń społecznych, deficyt po 2 miesiącach wyniósł aż 60,9% całorocznego. Oczywiście słabe wpływy podatkowe są pochodną wyraźnego spowolnienia w gospodarce, które widać było już przynajmniej od roku.
2. Przypomnijmy tylko, że jakiś czas temu GUS podał wstępne dane za IV kwartał 2012 roku i jak się można było tego spodziewać wzrost gospodarczy był wyraźnie niższy niż w III kwartale i wyniósł zaledwie 1,1%. To, że w gospodarce dzieje się źle, widać już było w I półroczu 2012 roku. W I kwartale wzrost PKB wyniósł jeszcze 3,6%, w II kwartale już tylko 2,3%, a w III kwartale zaledwie 1,4%. W III kwartale 2012 roku wzrost PKB wyniósł tylko 1,4% ale dodatnio na ten wzrost wpływała jeszcze konsumpcja ale tylko 0,1 pkt procentowego, ujemnie akumulacja w tym inwestycje, które odnotowały spadek aż o 0,8 pkt procentowego i wreszcie dodatnio wskaźnik eksportu o 2,1 pkt procentowego. W IV kwartale konsumpcja wpływała już ujemnie na wzrost w wysokości 0,5 pkt procentowego, akumulacja także ujemnie w wysokości 0,2 pkt procentowego, a wzrost uratował już tylko dodatni wpływ eksportu netto w wysokości 1,8 pkt procentowego co wynikało z szybszego niż w poprzednim kwartale wzrostu eksportu przy wolniejszym spadku importu. Czynniki krajowe ciągną nasza gospodarkę już tylko w dół, a symboliczny wzrost utrzymujemy tylko właśnie na korzystne kształtowanie się eksportu w relacji do importu.
3. Trzeba jednak pamiętać, że to wszystko to już przeszłość, właśnie bowiem kończy się już trzeci miesiąc 2013 roku i zostało tylko niecałe dwa tygodnie dni do końca jego I kwartału. Te negatywne tendencje w gospodarce są niestety kontynuowane i wygląda na to, że w tym kwartale odnotujemy jeszcze głębszy spadek konsumpcji i inwestycji, a liczenie tylko na korzystne relacje pomiędzy wzrostem eksportu i importu w sytuacji recesji w gospodarkach głównych odbiorców naszych towarów i usług, ma jednak bardzo krótkie nogi.
4. A takie spowolnienie oznacza znacznie niższe niż upływ czasu, wykonanie wpływów podatkowych. I tak wpływy z podatku VAT stanowiły tylko 14% wpływów całorocznych (niecałe 20 mld zł na ponad 160 mld zł zaplanowanych), z akcyzy 13,5% (8 mld zł na 64 mld zł ), z CIT (4 mld zł na 30 mld zł) i PIT 16% (7 mld zł na 43 mld zł). Jeszcze gorzej idą wpływy niepodatkowe (tutaj są zaplanowane między innymi wpływy z mandatów). Ich wykonanie po 2 miesiącach wynosi niewiele ponad 10% (3 mld zł z zaplanowanych ponad 30 mld zł). Jednocześnie w wyniku spowolnienia wyższe niż upływ czasu muszą być wydatki w tym dotacje do systemu ubezpieczeń społecznych. Dotacje do FUS wyniosły aż 29% całorocznych (11 mld zł z zaplanowanych 37 mld zł). Znacznie wyższe niż upływ czasu były również dotacje do jednostek samorządu terytorialnego 27% (14 mld zł z 51 mld zł zaplanowanych) i wydatki na obsługę zadłużenia zagranicznego 33,7% (blisko 4 mld zł na zaplanowane 11,4 mld zł). To wszystko spowodowało, że deficyt budżetowy już pod 2 miesiącach tego roku wyniósł aż 60,9% tego zaplanowanego na cały rok. Wszystko więc wskazuje na to, że minister Rostowski nie ma innego wyjścia tylko zabrać się do roboty i przygotować nowelizację budżetu. A ta przecież będzie musiała polegać na cięciach wydatków. Źle Pan zaczął rok ministrze Rostowski. Kuźmiuk
Jakie są prawdziwe Pana cele, Panie Przewodniczący Duda? Czego mozemy si.ę spodziewać po Panu Dudzie? Jakie są jego cele? Intrygujące słowa padły wczoraj podczas spotkania „Platformy Oburzonych” w Gdańsku. Duda owiedział, "że ze spotkania powinno wyjść przesłanie do prezydenta o zainicjowanie jak najszybciej zmiany konstytucji w sprawie zmiany ustawy o referendach". Nie do końca wiadomo, co o tym sądzić. Z jednej strony, nie można podejrzewać pana Dudy o naiwność. Więc o cóż tu chodzi? A może o zwykłe ambicje polityczne. Zauważmy, że Pan Duda, wraz z Kukizem, dość sprytnie manipulują opinią publiczną. Mówią, ”My dążymy do dialogu w Polsce, a nie do konfrontacji” , jednocześnie gremialnie wskazują, że w ogóle nastąpił kryzys partii politycznych w Polsce i trzeba pozostawić za sobą nie tylko D. Tuska, ale i J. Kaczyńskiego. Czy pan Duda, spostrzegając narastanie wzburzenia w Polsce, nie miałby ochoty, stać się jednym z czołowych rozgrywających w polskiej polityce, zastępując Prawo i Sprawiedliwość? Zauważmy, że transformacja związku zawodowego pod przywództwem Pana Dudy w ruch polityczny, moglaby skutecznie spacyfikować Prawo i Sprawiedliwość. Bo cóż innego od pana Dudy mógłby zaproponowac PIS, skoro sam J. Kaczyński odwołuje się do spuścizny dawnej Solidarnosci? W przypadku skrystalizowania się nowego solidarnościowego ruchu do społeczeństwa Polsce wysłałoby sygnał: zobaczcie- oto odrodziła się dawna moc Solidarności – idźcie za nią – ona tak jak w 1980, tak i teraz uczyni krok w oddaniu realnej władzy w ręce Polaków! W ten sposób zabrałoby wszystkie atuty J. Kaczyńskiemu i PISowi, przejmując wyznawane przezeń ideały i sens egzystencji politycznej. Czy tak już w pewnej formie nie było? Czy postulaty Platformy Obywatelskiej nie miały na celu odebranie monopolu na „prawo i sprawiedliwość” PISowi? Jakże ta sytuacja mogłaby się podobać ośrodkowi prezydenckiemu! Prezydent Komorowski czyni wszak od pewnego czasu gesty, które miałby zjednać część narodowo nastawionego segmentu społeczeństwa, składając choćby wieńce pod pomnikiem Dmowskiego i grupując wokół siebie „narodowców” w postaci Giertycha, Kamińskiego i Marcinkiewicza. P. Duda doskonale zdaje sobie sprawę z narastającego konfliktu między prezydentem a premierem i dystansowania się Prezydenta od części poczynań pana Tuska. Jednocześnie , jako bystry obserwator rzeczywistości, zdaje sobie sprawę, że niezależnie od rozwoju sytuacji, środowisko prezydenckie, ( oczywiście z naciskiem na „środowisko”, a nie samego Prezydenta) nie pozwoli na zanegowanie „praw kardynalnych” w Polsce, czyli do zmarginalizowania sił postmagdalenkowych. Zauważmy, że część społeczeństwa zadowoliłaby ledwo kosmetyczną zmianą na stanowisku Premiera, przy niedopuszczeniu do władzy PIS. Czyli – tak jak za ancien regime’u – można by zrzucić „błędy i wypaczenia” na ekipę Tuska, a jednocześnie zastąpić ją inną, wierną starym zasadom. Problemem dla środowiska prezydenckiego jest to, iż obecnie nie narodził się godny następca, stąd można podejrzewać, iż nadal pan Tusk jest przy władzy, choć widoczny od dawna jest zwrot w części prorządowych mediów. Nie wyszła na razie kwestia ani z Palikotem, ani z Gowinem. Pan Duda, jak się wydaje, doskonale nadałby się do planów prezydenckich. Dopuszczony do współwładzy z oczyszczoną częścią Platformy, zacząłby realizować swoje polityczne ambicje – bo że takie posiada, chyba nikt szczególnie nie wątpi – mimo jego gorących zapewnień. Jakie by były tego skutki? Dla środowiska prezydenckiego wręcz wyborne: praktycznie zablokowałby powrót J. Kaczyńskiego do władzy, gdyż pozwolonoby Panu Dudzie „zagospodarować” element narodowy – czyli wywrotowy. Jeżeli taka zmiana nastąpiłaby nawet przed najbliższymi wyborami, to i tak gwarantowałoby spokojne do niech dotrwanie. Jeżeli zas przygotowałoby grunt pod następne wybory, to sojusz Prezydenta I związku Solidarność, zupełnie zabrałby PISowi szanse na wygraną.
Pozbycie się Donalda Tuska uspokoiłoby znaczną część społeczeństwa, która uznałaby, że „rewolucja się dokonała” i teraz jak za PRL- wszystko będzie lepiej. Pozwolono by na kilka gestów- usuniętoby może szkodliwe czyny pani Kudryckiej – by zadowolić opłakujących niszczenie historii prawicowców. Do pana Dudy dołączyłby Instytut Mysli( ?) Politycznej oraz ruchy narodowe, podkreślające swoją niezależność od PISu, a jednocześnie, wzorem Dmowskiego, nadal spoglądające na Rosję, w ramach słowiańskiego panslawizmu. Dokoptowanoby także „oburzonych” z Kaczyńskiego - jak Ziobrę czy Migalskiego, co zadowoliłby pewnie znaną panią socjolog. To pozwoliłoby prorosyjskiemu środowisku Prezydenta zachować kontrolę na narodowcami, spacyfikować Palikota i Kwaśniewskiego, a jednocześnie nie naruszać wiecznej przyjaźni z rządem w Moskwie. W takiej sytuacji, znów zwyczajnie przegrałoby państwo polskie.
AlexanderHamilton1
Ślimaki protestują w Wielkopolsce Wsłuchajmy się w ten protest, zanim nam zostanie tylko szczaw….
1. Byłem wczoraj w Krobi, w południowej Wielkopolsce, gdzie 3 tysiące rolników protestowało na rynku przeciw planom wyrzucenia ich z ziemi i wybudowania tam kopalni odkrywkowej węgla brunatnego. Spokojny, wyważony w czynach i słowach, ale bardzo dramatyczny protest, z którym się utożsamiam i który wspieram. Po to protest Ślimaków, tych z „Placówki”, broniących swojej ziemi wbrew wszelkich przeciwnościom losu.
2. Nie ma w Polsce lepszego rolnictwa niż wielkopolskie i nie ma chyba lepszego w Europie. Jadąc samochodem do Polski od zachodu, z Niemiec, wjazd do Wielkopolski to wjazd do cywilizacji. Gdzieś tam koło Berlina pagórki, lasy, gdzieniegdzie pola i niewiele ludzkich siedzib – a w Wielkopolsce zaczyna się widok starannie uprawionej ziemi, zadbanych gospodarstw, licznych budynków inwentarskich. To centrom hodowli świń w Polsce. Tych świń, których których jest w Polsce o połowę mniej niż przed laty i z których mięso kiedyś eksportowaliśmy w świat, głównie do Związku Radzieckiego (który w zamian za to brał od nas statki), natomiast dziś sprowadzamy je z Danii, bo własnego na kotlety już nie starcza. Ale w Wielkopolsce świnie świnie wciąż trzymają się mocno. Skoro rolnictwo wielkopolskie jest potęgą, to dlaczego potęgi tej nie zniszczyć/
3. Rozmawiam z rolnikami z okolic Krobi. Mocno starszy pan mówi – panie pośle, od niepamiętnych czasów wiadomo, że tu jest węgiel brunatny, nauczyciel w szkole nam to mówił. Za najgorszej komuny, za Bieruta już to było wiadome. Ale nikt nie poważył się po ten węgiel sięgać, bo to by oznaczało zniszczenie spichlerza żywnościowego Polski. Komuniści nas oszczędzili, choć mieli szajbę na punkcie budowy kopalni, a obecna władza chce nas zniszczyć bez litości!
I mówią – dostaniecie ziemię pod Koszalinem, tam się wyprowadzicie. A to przecież nasze ojcowizny, wypieszczone, wypracowane od pokoleń. Ta ziemia od niepamiętnych czasów była chłopska, bo to historycznie wieś biskupia, a więc wieś wolnych, dumnych chłopów. Ich godność i dumę czuć w każdym słowie, przesiedlenie ją zabije. Chłop bez ojcowizny, bez korzeni, nie jest już chłopem.
4. Rząd oficjalnie odpowiada – nie, nie ma jeszcze planów budowy kopalni, to na razie tylko koncesje na poszukiwania. I firma PAK poszukuje. Poszukuje tego, co już dawno zostało znalezione. Wiadomo przecież, ze ten węgiel jest. Ludzie nie są głupi i wiedzą, że koncesja na poszukiwania to niezbędny wstęp do koncesji na wydobycie. Nie wierciliby, gdyby nie mieli zamiaru potem kopać. Rząd mógłby powiedzieć – tu kopalni nie będzie, nie pozwolimy na wyłączenie gruntów rolnych spod produkcji, bo to przecież Minister Rolnictwa udziela takiego pozwolenia. Ale rzad tego nie mówi, a firma wierci. Znaczy, ze pozwolenie na kopalnie będzie, a rolnicy spod Gostynia, Leszna czy Rawicza powinni się już pakować.
5. Przy okazji wychodzi na jaw polskie państwo prawa. Koncesja na wiercenie nie oznacza automatycznie prawa wejścia na chłopski grunt, trzeba to prawo od rolnika po prostu kupić, dogadać się z nim co do ceny. Rolnicy nie chcą się zgodzić na wiercenia, firma ma z tym kłopot – ale od czego zaprzyjaźniona policja i sądy? Firma idzie do sądu z pozwem o wydanie zgody na wejście na grunt, sad na posiedzeniu niejawnym, bez wiedzy rolnika wydaje w trymiga postanowienie o zabezpieczeniu roszczenia wydaje zgodę na natychmiastowe rozpoczęcie wierceń. Przyjeżdżają przedstawiciele firmy w asyście policji, machają chłopu przed nosem sądowym papierem – i wiercą, jak na swoim.
6. Wszystko to dzieje się prawem kaduka. Sad nie ma prawa wydać takiego zabezpieczenia, bo po pierwsze sytuacja nie nagli, a po drugie zabezpieczenie nie może zmierzać do pełnego zaspokojenia roszczenia. Poza tym firma nie ma prawa egzekwować orzeczeń sądowych sama, od tego jest komornik, a oni bez komornika przychodzą. No i policja nie ma prawa wspierać prywatnych zajazdów, może tylko asystować przy prawnych czynnościach komornika.
7. Co mamy robić – pytają rolnicy – gdy przyjadą znowu wiercić z tymi sądowymi postanowieniami? Zapytajcie, czy jest z nimi komornik. I zapytajcie policjantów o to, czy maja jakiś nakaz od prokuratora czy sądu, żeby wprowadzać intruzów na wasz grunt. Jeśli tego nie ma, to dzwońcie na 112, że jacyś złodzieje i przebierańcy na wasz grunt chcą się wedrzeć i żądacie natychmiastowej interwencji, bo to wy jesteście „na prawie”, a nie oni. Poszukiwań brunatnego węgla nie można realizować brunatna siłą. Tu dodam, że senatorowie PiS wnieśli do Prokuratora generalnego zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa nielegalnego wkraczania na chłopski grunt.
8. Owszem, w Polsce trzeba budować drogi, fabryki, czasem i kopalnie i trzeba pod to wywłaszczać chłopski grunt. Ale na litość boską – trzeba ważyć zyski i straty. Węgiel brunatny ma alternatywę – mamy przecież wciąż na Śląsku węgiel kamienny, nie wiedzieć czemu kopalnie pozamykano. Jest w Polsce gaz łupkowy, który trzeba zacząć wydobywać. Węgiel brunatny to bardzo nieefektywny surowiec energetyczny, jego wydobywanie metoda odkrywkową jest niesłychanie energochłonne i kosztowne. No i to zniszczenie rolnictwa! Bo to nie tylko dziura w ziemi, ale i lej depresyjny, który odwadnia ziemię i wykańcza rolnictwo kilkadziesiąt kilometrów wokół.
9. Ktoś mnie pytał – a Unia Europejska co na to? Odpowiadam – nic! To nasz, polski problem. Chce sobie Polska budować kopalnię, niech buduje. Jak straci ziemię rolną i będzie miała mniej chleba, to będzie musiała go kupić. Sprowadzimy go do Polski z Brazylii i sprzedamy. Drogo sprzedamy! Ostatni spis rolny pokazał, że w ciągu zaledwie 8 lat Polska straciła prawie 1,5 mln ha ziemi rolnej. To prawie tyle, co całe województwo wielkopolskie, które ma 1,7 mln ha. Półtora miliona hektarów ziemi rolnej mniej – i cholera wie, na co to poszło. Gdzie te półtora miliona hektarów fabryk, autostrad i dróg? Jak tak będziemy szafowali ziemią, to nasze dzieci nie będą jadły chleba. W odwodzie szczaw jeszcze pozostanie, ale czy on wyrośnie na kopalnianych hałdach? Dlatego, zanim zostanie nam tylko szczaw, wsłuchajmy się w ten protest Ślimaków w Wielkopolsce.
PS. W Krobi protestowali też, jakże by inaczej, ofiarni obrońcy wsi ze współrządzącego Polska już szósty rok PSL-u. Jestem człowiekiem nieskłonnym do złośliwości, więc choć mnie korciło, to publicznie im nie odpowiedziałem sparafrazowanym Gogolem – przeciw komu protestujecie? Przeciw sobie protestujecie! Wojciechowski
GWAŁT NA AFRODYCIE Ministrowie finansów strefy euro i szefowa MFW Christine Lagarde uzgodnili w sobotę nad ranem „pakiet ratunkowy” dla zagrożonego niewypłacalnością Cypru w wysokości 10 mld euro. Pakiet „ratunkowy” polega na tym, że prawie 6 mld euro zajebali Cypryjczykom z kont bankowych. Upss… Chciałem oczywiście napisać, że „opodatkowali”, ale mi się „wymsknęło”. Żeby nie pogorszyć jeszcze bardziej poglądów podatników na podatki nazwali to „wkładem do pakietu”. Ten „jednorazowy” (?) „wkład do pakietu” w przypadku depozytów do 100 tys. euro wyniesie 6,75%, a powyżej tej kwoty – 9,9%. PKB Cypru to zaledwie 0,2% PKB całej UE. O co chodzi? Podobno Cypr „ma duże znaczenie dla przyszłości całej strefy euro”. Jakże to? Jak duże znaczenie w dochodach gospodarstwa domowego mają dochody ze źródła przychodu przynoszącego 0,2% całego dochodu??? Odpowiedź kryje się tutaj: „ewentualna niewypłacalność Cypru odbiłaby się niekorzystnie na nastrojach inwestorów i zaufaniu do krajów strefy euro a także wywołałaby negatywne reperkusje na rynkach finansowych. Pokrzyżowałaby też starania EBC przywrócenia stabilizacji finansowej strefy euro”!!! Niebywałe! Rozumiem, że kradzież pieniędzy z banków przez rządy – i to jeszcze zagraniczne – nie podważa zaufania „inwestorów” do krajów strefy euro, a wręcz przeciwnie – i „reperkusje” na „rynkach finansowych” będą jak najbardziej pozytywne. Ciekawe, czy nie podważy to zaufania mafii rosyjskiej do krajów strefy euro? Upss… Znowu się wymsknęło. Chciałem oczywiście napisać „inwestorów” rosyjskich. Bo część depozytów w cypryjskich bankach to ich pieniądze. Ale chyba nie więcej niż 30% (oficjalnie 25%). I mam dziwne przeczucie, graniczące z pewnością, że w minionym tygodniu ten procent uległ istotnemu zmniejszeniu, bo jakoś mi się nie chce wierzyć, że nikt z bankierów nie wiedział co będzie musiał zrobić w sobotę i nie poinformował o tym „inwestorów” rosyjskich. Duża część naszych rodaków, którzy przez lata praktykowali optymalizację podatkową na Cyprze powinna być wdzięczna Najlepszemu Ministrowi Finansów w Europie Wschodzącej, Który Został Wicepremierem za zmianę umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania z Cyprem. Dzięki temu część z nich zmieniła w zeszłym roku jurysdykcje podatkowe w których prowadzi swoje operacje i już nie ma rachunków w Nikozji. Jak widać „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Ale oczywiście to jest niemożliwe żeby w innych krajach takie rzeczy się powtórzyły... Nieprawdaż…? Więc lekka przecena złota w ostatnich tygodniach na pewno nie miała nic wspólnego z sytuacją na Cyprze i została spowodowana przez „wolny rynek”, a nie żadne manipulacje banków centralnych i rządów zatroskanych o nastroje na „rynkach finansowych”!
GREAT DEAL Jak pamiętamy z lekcji marksizmu, klasa robotnicza mogła sobie nie uświadamiać swojego prawdziwego interesu i dlatego „kierowniczą rolę” w budowaniu dla niej komunistycznego raju musiała odgrywać jej awangarda. Dlatego klasa robotnicza mogła pić szampana „ustami swoich przedstawicieli”. Cypryjscy ciułacze też mogą sobie nie uświadomić swojego prawdziwego interesu w zwalczaniu „negatywnych reperkusji na rynkach finansowych”, więc uświadomił ich Goldman Sachs. Opodatkowanie cypryjskiej klasy robotniczej w celu poprawienia „nastrojów inwestorów” i budowaniu ich „zaufania do krajów strefy euro”, tak by nie pokrzyżować starań EBC „przywrócenia stabilizacji finansowej strefy euro” ma być dla nich „Great Deal”! Tak przynajmniej uważa uosabiający „rynki finansowe” Goldman Sachs. www.businessinsider.com/goldman-two-lessons-from-cyprus-bailout-2013-3 Oczywiście za ten transfer od biednych do bogatych oskarżony zostanie – jakżeby inaczej – „neoliberalizm”. Bo przecież ministrowie finansów strefy euro i szefowa MFW Christine Lagarde którzy uradzili w sobotę to wiekopomne rozwiązanie, jak i Francisco Garzarelli z Goldmana, który popisał się tą wybitną analizą, to klasyczni „neoliberałowie” są.
Gwiazdowski
TVN wychodzi z WIG20 Spółka TVN SA opuściła indeks giełdowy WIG20 i zostanie w poniedziałek zastąpiona w indeksie przez Eurocash. Jest to kolejny etap zwijania się post-komunistycznego wizjonerskiego przedsięwzięcia, na którego czele wystawiono Waltera i Wejcherta. Nic nie trwa wiecznie, szczególnie imperia zbudowane na piasku. Po Agorze, TVN wyszedł właśnie z głównego indeksu giełdowego WIG20 i dołączył do anonimowego tłumu giełdowych średniaków. Udział TVN w indeksie WIG20 był stosunkowo mały (1,87%) i spółka od lat serwowała udziałowcom giełdowym hiobowe wieści. Spadała wycena akcji i obrót akcjami na giełdzie. O tym jakie są nastroje we władzach TVN może świadczyć niedawna wiadomość, że osoba pełniąca funkcje kierownicze w TVN sprzedała 1000 (tysiąc) akcji spółki, uzyskując marne 9,5 tys. PLN. To jest desperackie wyprzedawanie resztówek i kolejny sygnał, że nikt we władzach TVN nie spodziewa się nowych wspaniałych czasów dla spółki. Pieniądze, które TVN zarabia na operacjach idą na spłatę kolosalnego długo spółki. Dla akcjonariuszy giełdowych pozostają tylko kopiejki:
monsieurb.nowyekran.pl/post/86884,co-sie-kreci-w-tvn
Przedstawiciele rodzin Wejchertów i Walterów już wyfrunęli z zarządu TVN. A to miała być taka piękna rodzinna firma, zbudowana, jak to głosi legenda, za kilka tysięcy marek niemieckich zarobionych na sprzedaży czipsów i kaset wideo.
Stery TVN są od trzech lat w rekach tajemniczych szwajcarskich najemników, zorganizowanych wokół Kasjera ITI z Zurychu, Bruno Valsangiacomo. Najemnicy z Zurychu objęli kluczowe pozycje w spółce: Markus Tellenbach jest prezesem, John Driscoll dyrektorem finansowym i prezesem TVN Media a Christian Anting członkiem zarządu nowej połączonej platformy nc+. Trwa zacięta walka o kasę, jako że Francuzi z Vivendi / Canal Plus są już w kapitale TVN (oraz w radzie nadzorczej spółki) i coraz uważniej patrzą na ręce wizjonerów:
monsieurb.nowyekran.pl/post/84007,nowe-rozdanie-w-tvn-ie
Historia kołem się toczy. Po raz kolejny, po Napoleonie i po Traktacie Wersalskim, Francuzi czyszczą nasz zrusyfikowany grajdołek. Balcerac
Jakie są prawdziwe Pana cele, Panie Przewodniczący Duda? Czego mozemy si.ę spodziewać po Panu Dudzie? Jakie są jego cele? Intrygujące słowa padły wczoraj podczas spotkania „Platformy Oburzonych” w Gdańsku. Duda owiedział, "że ze spotkania powinno wyjść przesłanie do prezydenta o zainicjowanie jak najszybciej zmiany konstytucji w sprawie zmiany ustawy o referendach". Nie do końca wiadomo, co o tym sądzić. Z jednej strony, nie można podejrzewać pana Dudy o naiwność. Więc o cóż tu chodzi? A może o zwykłe ambicje polityczne. Zauważmy, że Pan Duda, wraz z Kukizem, dość sprytnie manipulują opinią publiczną. Mówią, ”My dążymy do dialogu w Polsce, a nie do konfrontacji” , jednocześnie gremialnie wskazują, że w ogóle nastąpił kryzys partii politycznych w Polsce i trzeba pozostawić za sobą nie tylko D. Tuska, ale i J. Kaczyńskiego. Czy pan Duda, spostrzegając narastanie wzburzenia w Polsce, nie miałby ochoty, stać się jednym z czołowych rozgrywających w polskiej polityce, zastępując Prawo i Sprawiedliwość? Zauważmy, że transformacja związku zawodowego pod przywództwem Pana Dudy w ruch polityczny, moglaby skutecznie spacyfikować Prawo i Sprawiedliwość. Bo cóż innego od pana Dudy mógłby zaproponowac PIS, skoro sam J. Kaczyński odwołuje się do spuścizny dawnej Solidarnosci? W przypadku skrystalizowania się nowego solidarnościowego ruchu do społeczeństwa Polsce wysłałoby sygnał: zobaczcie- oto odrodziła się dawna moc Solidarności – idźcie za nią – ona tak jak w 1980, tak i teraz uczyni krok w oddaniu realnej władzy w ręce Polaków! W ten sposób zabrałoby wszystkie atuty J. Kaczyńskiemu i PISowi, przejmując wyznawane przezeń ideały i sens egzystencji politycznej. Czy tak już w pewnej formie nie było? Czy postulaty Platformy Obywatelskiej nie miały na celu odebranie monopolu na „prawo i sprawiedliwość” PISowi? Jakże ta sytuacja mogłaby się podobać ośrodkowi prezydenckiemu! Prezydent Komorowski czyni wszak od pewnego czasu gesty, które miałby zjednać część narodowo nastawionego segmentu społeczeństwa, składając choćby wieńce pod pomnikiem Dmowskiego i grupując wokół siebie „narodowców” w postaci Giertycha, Kamińskiego i Marcinkiewicza. P. Duda doskonale zdaje sobie sprawę z narastającego konfliktu między prezydentem a premierem i dystansowania się Prezydenta od części poczynań pana Tuska. Jednocześnie , jako bystry obserwator rzeczywistości, zdaje sobie sprawę, że niezależnie od rozwoju sytuacji, środowisko prezydenckie, ( oczywiście z naciskiem na „środowisko”, a nie samego Prezydenta) nie pozwoli na zanegowanie „praw kardynalnych” w Polsce, czyli do zmarginalizowania sił postmagdalenkowych. Zauważmy, że część społeczeństwa zadowoliłaby ledwo kosmetyczną zmianą na stanowisku Premiera, przy niedopuszczeniu do władzy PIS. Czyli – tak jak za ancien regime’u – można by zrzucić „błędy i wypaczenia” na ekipę Tuska, a jednocześnie zastąpić ją inną, wierną starym zasadom. Problemem dla środowiska prezydenckiego jest to, iż obecnie nie narodził się godny następca, stąd można podejrzewać, iż nadal pan Tusk jest przy władzy, choć widoczny od dawna jest zwrot w części prorządowych mediów. Nie wyszła na razie kwestia ani z Palikotem, ani z Gowinem. Pan Duda, jak się wydaje, doskonale nadałby się do planów prezydenckich. Dopuszczony do współwładzy z oczyszczoną częścią Platformy, zacząłby realizować swoje polityczne ambicje – bo że takie posiada, chyba nikt szczególnie nie wątpi – mimo jego gorących zapewnień. Jakie by były tego skutki? Dla środowiska prezydenckiego wręcz wyborne: praktycznie zablokowałby powrót J. Kaczyńskiego do władzy, gdyż pozwolonoby Panu Dudzie „zagospodarować” element narodowy – czyli wywrotowy. Jeżeli taka zmiana nastąpiłaby nawet przed najbliższymi wyborami, to i tak gwarantowałoby spokojne do niech dotrwanie. Jeżeli zas przygotowałoby grunt pod następne wybory, to sojusz Prezydenta I związku Solidarność, zupełnie zabrałby PISowi szanse na wygraną.
Pozbycie się Donalda Tuska uspokoiłoby znaczną część społeczeństwa, która uznałaby, że „rewolucja się dokonała” i teraz jak za PRL- wszystko będzie lepiej. Pozwolono by na kilka gestów- usuniętoby może szkodliwe czyny pani Kudryckiej – by zadowolić opłakujących niszczenie historii prawicowców. Do pana Dudy dołączyłby Instytut Mysli( ?) Politycznej oraz ruchy narodowe, podkreślające swoją niezależność od PISu, a jednocześnie, wzorem Dmowskiego, nadal spoglądające na Rosję, w ramach słowiańskiego panslawizmu. Dokoptowanoby także „oburzonych” z Kaczyńskiego - jak Ziobrę czy Migalskiego, co zadowoliłby pewnie znaną panią socjolog. To pozwoliłoby prorosyjskiemu środowisku Prezydenta zachować kontrolę na narodowcami, spacyfikować Palikota i Kwaśniewskiego, a jednocześnie nie naruszać wiecznej przyjaźni z rządem w Moskwie. W takiej sytuacji, znów zwyczajnie przegrałoby państwo polskie.
AlexanderHamilton1
Platforma Oburzonych, czyli lepszy protestacyjny obciach niż salonowe lizanie dupy Migawki w TVN ze spotkania w stoczniowej hali BHP pokazują co najmniej dwie rzeczy, których boją się rządzący bez alternatywy. Montaż tych najbardziej żenujących wypowiedzi przeplatany jednym zdaniem Kukiza i Dudy nie pozastawia wątpliwości, że lęk został wyrównany prostacką satyrą. Nazwiska do niedawna kojarzone ze stroną władzy bez alternatywy zostały ocenzurowane i umieszczone między postaciami wcześniej skompromitowanymi na wieki. Warto przypomnieć głośne „zwariowanie” Gabriela Janowskiego, był to chyba jeden z bardziej prymitywnych numerów odpowiednich czynników, które napasły posła jakąś „pigułką gwałtu” i potem pokazały gorszące sceny w telewizji. Janowski po zaliczeniu epizodu był jeszcze posłem i politykiem w kilku formacjach i jakoś nie spożywał posiłków na mównicy sejmowej, cudownie ozdrowiał, jednak nigdy nie zapomniał o zmianie właścicieli i jakości cukrowni. Dziś można spojrzeć na tamte nieporadne protesty Janowskiego z zupełnie innej perspektywy. Nie ma w Polsce polskich cukrowni i nie ma polskiego cukru, mamy niemieckie fabryki i biały słodzik. Wspominam o Janowskim dlatego, że powtórzono stare sprawdzone metody, oto Platforma Oburzonych stała się medialny spektaklem oszołomów wpychających naszą europejską Wyspę w kąt zaścianka. Podobnie, a właściwie jeszcze gorzej skończył Lepper krzyczący do Balcerowicza, Olechowskiego, Kwaśniewskiego, Piskorskiego i Klewek. Miał rację, co nie znaczy, że sam był czysty, bo gdyby był to by… był i krzyczał nadal. Tak wygląda pierwszy lęk władzy – protestujesz, znaczy masz we łbie… nie po kolei. Drugi lek odnosi się do skali. W żadnej migawce nie pokazano przekroju protestu, ponad sto rozmaitych organizacji sprowadzono do „manewrów wojskowych zapowiadających III rozbiór Polski”. Tymczasem w hali BHP zgromadziły się podmioty tak różne jak NSZZ i OPZZ, wspomniany Kukiz i działaczka krzycząca „precz ze złodziejami”. Groźne, cholernie groźne dla władzy, stąd reakcja oparta na lekceważeniu i satyrze. Mam świadomość, że Platforma Oburzonych nie dokona cudów, ale nie mam też zamiaru torpedować tej inicjatywy, chociaż nie zgadzam się ani z Dudą, ani z Kukizem. Pierwszy widzi nadzieję w referendach, co jest takim sobie pomysłem, nie spotykanym w państwach o stabilnej pozycji, poza wyjątkiem szwajcarskim. Drugi zauroczony lub nawet oczadzony JOW, nie wie co czyni. Wprowadzenie JOW w polskich realiach oznacza, że na czoło wysunie się coś 10 razy bardziej podłego od Platformy Obywatelskiej. Trudno sobie wyobrazić i jedno i drugie? Zgadza się, ale takie są realne zagrożenia. W senacie mamy JOW i przewagę PO o jakiej marzy salon. Cudowna teoria w zderzeniu z praktyką zawsze i wszędzie skutkuje pogorzeliskiem. W tej chwili w Anglii trwa gorąca debata jak się pozbyć JOW i wspominam o brytyjskich dylematach, bo najczęściej podaje się przykład Anglii. Na Wyspach JOW niczego nie zmieniły w układzie partyjnym, a to zdaniem naiwnego Kukiza ma się w Polsce po JOW-ach zmienić. Coś i ktoś taki jak niezależny kandydat istnieje tylko i wyłącznie na poziomie gminy i powiatu, w skali kraju JOW dostarczą nam idiotów rozpoznawalnych w telewizji, ponieważ żadna partia nie zaryzykuje anonimowego profesora. Do tej patologii dołączą „niezależni” biznesmeni, na przykład ten Amaro, czy jak mu tam z jedyną gwiazdką Michalina w Polsce, albo synowa Solorza. Oczywiście jedynym kryterium „niezależności” będzie wydana kasa na kiełbasę i wódę wyborczą. Rozum nie znajdzie w Platformie Oburzonych rozwiązań, rozum powinien zamknąć oczy i wspierać wszystko, zwłaszcza w takim przekroju społecznym, co zniesie patologię największą. Platforma Oburzonych nie ma szans na sprawowanie władzy, podobnie jak nie miała legendarna Solidarność, ale może i też podobnie jak Solidarność dać impuls. Obojętnie jaką przyjąć stanowczość w krytyce, mimo wszystko PRL od PRLII odróżnia co najmniej Internet. 33 lata temu 21 postulatów wyglądało jeszcze bardziej nieporadnie, zabawnie i bezsensu, a jednak zmieniło rzeczywistość. Ze smutkiem stwierdzam, że na powtórkę w wykonaniu Platformy Oburzonych nie liczę, ale zabijanie podobnych inicjatyw, które mogą dać zaczyn dla czegoś przełomowego uważam za zbrodnię. Trzeba patrzeć realnie i widzieć w tym ruchu poważne zagrożenia dla przegnitej władzy, a nie przyszłych ministrów. Nie wiem jak inni, ale ja kopał nie będę, choćby dlatego, żeby nie odstraszać innych zainteresowanych oporem. Matka Kurka
Paweł Kowal .Tusk jest lewackim ekstremistą
Kukiz oskarża PiS ,że niszczą Wiplera , bo poparł JOW ( video )
Richard Dawkins „"W granicach znaczeniowych słowa »człowiek«, odnoszących się do kwestii moralności aborcji, każdy płód jest w mniejszym stopniu człowiekiem niż dorosła świnia - napisał na swoim profilu na Twitterze prof. Richard Dawkins. „....”Dawkins podkreślił również, że "świnia nie ma ludzkiego DNA, ludzkiego potencjału oraz ludzkiej inteligencji". "Prawdopodobnie ma zdolność odczuwania bólu, czego nie ma płód poddawany aborcji „.....”Richard Dawkins zaznaczył, że w dyskusji na temat aborcji najważniejsze jest zadanie pytania, "czy płód odczuwa ból". „.....(źródło )
Paweł Kowal „Wbrew temu, co mówi premier, PO to nie centrum. Mamy rząd, który jest lewacki i ekstremistyczny, a Tusk jest dziś kompletnie niewiarygodny „...”Proszę pokazać drugą centrową partię w Europie, która przez kilka miesięcy organizuje ideologiczne awantury. To jest lewacki rząd, ekstremistyczny. On używa takiej ideologii i takiej frazeologii. Premier nie jest już w centrum. Niech premier przeczyta sobie książkę Rokity, swojego kolegi, i przypomni sobie na czym wyrastał w 2003-2004 roku „....”Jedyna szansa dla Polski, to że w Polsce zostaną ludzie i będą się bogacić. Nie, Polska nie może być tylko krajem dla bogaczy, którzy mają ogromny kapitał i krajem ludzi, którym się proponuje szczaw z nasypu. „...(źródło)
W historycznej sali BHP Stoczni Gdańskiej odbyło się inauguracyjne spotkanie Platformy Oburzonych. „....”Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska: To bardzo dobra wiadomość, że związkowcy, stowarzyszenia i fundacje spotkały się w Gdańsku. „....”Polską rządzi partia władzy, a nie programu, co jest źródłem uzasadnionej frustracji „.....”Bo mamy nie tylko problem partii rządzącej źle – w sensie merytorycznym – lecz także problem partii zmierzającej coraz bardziej otwarcie do zbudowania fasady demokracji. Wraca władza jednej partii, obejmującej szerokie centrum od lewa do prawa, z jednym liderem, jedynie słusznym programem i z monopolem na rację. I nie musimy się tego domyślać, premier Donald Tusk w ostatnim wywiadzie (dla „Gazety Wyborczej” – przyp. red.) powiedział wyraźnie, że musi być jedna partia centrum, która nie będzie podatna na ekstremizmy z prawej i lewej strony i uratuje kraj. Nie można bardziej otwarcie zdeklarować antydemokratycznego projektu. „....” Takie Wielkie Centrum nie musi liczyć się ani z opozycją, ani ze związkiem zawodowym, ani z organizacjami społecznymi. Nie musi przeprowadzać konsultacji społecznych i szanować setek tysięcy podpisów złożonych pod obywatelskimi inicjatywami. „.....”Jednomandatowe okręgi wyborcze mają być sposobem na walkę z partiami i ich liderami. Tymczasem nie ma demokracji bez partii politycznych „....”Dwie, góra trzy dobrze skonstruowane, różniące się programem, elitami, nie „zblatane ze sobą” i autentycznie rywalizujące partie to jedyna droga. Taki mechanizm zapewnia wolności obywatelskie, pluralistyczne media i pluralistyczny w swoich politycznych sympatiach
biznes. . „....(źródło )
Należy docenić Kowala za trafna diagnozę sytuacji politycznej w Polsce. Lewaccy ekstremiści w rządzie . Lewacki ekstremista na czele rządu. Lewicowość jako istotę Platformy zauważył już wcześniej Krasnodębski. Lewak Tusk już wcześniej rozpoczął cichą wojnę religijna z Polakami . Teraz jednak coraz szybciej i z coraz bardziej otwartą przyłbicą próbuje ostatecznie dokonać ideologicznego przewrotu, ideologicznego zamachu stanu Do czego zmierza Tuski ,jakie są faktyczne fundamenty intelektualne Platformy najlepiej zrozumiemy, kiedy zaznajomimy się z opinią guru lewicy Dawkinsem „ "W granicach znaczeniowych słowa »człowiek«, odnoszących się do kwestii moralności aborcji, każdy płód jest w mniejszym stopniu człowiekiem niż dorosła świnia” Dzięki Kaczyńskiemu i zbudowanemu przez niego Obozowi Patriotycznemu Polacy postawili tamę lewactwu. Powstrzymali ,lub co najmniej spowolnili pochód socjalistów politycznej poprawności. Kaczyński ideologiczny ruch oporu Polaków przeciw euro socjalistycznemu kulturkampfowi oparł na politycznym kulcie Lecha Kaczyńskiego , oraz na katolicyzmie . Połączenie tych dwóch elementów pozwoliło zbudować spójną intelektualnie tożsamość nowoczesnego Polaka. Tu warto przypomnieć Rymkiewicza, który dokonał brutalnej , ale mającej potwierdzenie w rzeczywistości definicji Polaka Rymkiewicz „ Nie można bowiem być Polakiem, będąc niewolnikiem. „...”Niemal połowa Polaków głosowała na Jarosława Kaczyńskiego, a to znaczy, że niemal połowa Polaków chce pozostać Polakami „...(więcej )
Obóz patriotyczny buduje drugi obieg kultury . Posiada własnych intelektualistów, reżyserów , pisarzy i poetów . Nawet w wypadku zwycięstwa w Polsce niemieckiego socjalizmu i wprowadzenia systemu gospodarczego i społecznego socjalistycznej III Rzeszy i Hitlera Polacy mogą ta okupację przetrwać. I trwać jak Turcy i muzułmanie, którzy w Europie utrzymali swoją odrębność kulturową i odrzucili całkowicie religię politycznej poprawności Lewacy w Polsce , co opisała Fedyszak Radziejowska dążą , a raczej już zbudowali „demokracje fasadową „. Lewicowa konstytucja II Komuny jest tak skonstruowana , aby Polacy nie mieli nic do powiedzenia w Polsce . Pozwala małym zakonspirowanym kastom i lewackim grupkom przejąć kontrole nad partiami politycznymi, Sejmem , rządem, sądownictwem Platforma Oburzonych chce wprowadzić w Polsce ustrój republikański , ustrój , który jest właściwy wolnym Polakom . Widocznym problemem już teraz jest manipulacja kierująca jego ostrze w stronę Kaczyńskiego. Przypomnę tylko nieudaną próbę Rydzyka doprowadzenia do sojuszu Kaczyńskiego z Dudą „Rydzyk w sposób oględnie mówiąc nie elegancki pognał Ziobrę precz . Pokazał Ziobrze ,że „pańska łaska na pstrym koniu jedzie „ Ziobro budował partię opartą na socjalizmie chrześcijańskim .Rydzyk wsparł jednoczenie prawicy , a dodatkowo zbudował sojusz charyzmatycznego Kaczyńskiego z równie charyzmatycznym ,agresywnym przywódcą robotniczym. Tylko Kaczyński Duda mieli przywilej przemawiania .Duda przypieczętował sojusz nazywając Solidarność związkiem chrześcijańskim „...(więcej )
Czyżby już istniał scenariusz , w którym nomenklatura Platformy wykorzysta Platformę Oburzonych niczym pierwszą naiwną , aby zablokować marsz po władzę Kaczyńskiego, a następnie na grzebiecie Dudy i Kukiza ponownie opanować Sejmu i wzmóc lewacki terroryzm Wystarczy ,że wymieni się Tuska na kogoś innego, kogoś , kto nagle obieca ,że jak tylko wygra wybory to wprowadzi JOW i wzmocni referendum . A potem , po wygranych wyborach pokaże „wała” frajerom , tak jak było ze zmieleniem 750 tysięcy głosów pod referendum . Już tera Tusk ustawia Platformę do takiego ruchu Tusk „- Przewodniczący Duda jednoznacznie deklaruje, że jego celem jest obalenie rządu - mówi premier Donald Tusk „....”"źle się dzieje, kiedy związek zawodowy uważa, że jego głównym celem jest obalanie demokratycznie wybranych władz". - Ale gdybym powiedział, że się obawiam, to bym przesadził – „...”"jak patrzy na prawicowych sojuszników przewodniczącego Dudy, którzy w niezwykle zdeterminowany sposób bronili się przed okręgami jednomandatowymi, to obecność pana Kukiza w tym towarzystwie pod hasłem okręgów jednomandatowych wydaje się albo nieporozumieniem, albo szukaniem tego, co łączy wyłącznie pod kątem niechęci". - Bo z całą pewnością z PiS i z Solidarnością pan Kukiz okręgów jednomandatowych nie wywalczy. My wbrew tym środowiskom politycznym przeforsowaliśmy okręgi jednomandatowe do Senatu i do kilku szczebli samorządu terytorialnego – argumentuje Tusk. „....(źródło )
Tak czy inaczej nie można dopuścić do bratobójczej wojny pomiędzy zwolennikami Kaczyńskiego, zwolennikami JOW i zwolennikami demokracji bezpośredniej , czyli mocnego referendum . Bo pożyteczni idioci w tych opcjach już są szczuci jedni na drugich. Kaczyński powinien poprzeć mocne referendum , a jow y w pakiecie z systemem prezydenckim „George Reisman „ Dlaczego nazizm był socjalizmem , oraz dlaczego socjalizm był totalitaryzmem „ ….”Celem tego wystąpienia są dwie rzeczy. Po pierwsze, chcę pokazać, dlaczego nazistowskie Niemcy były państwem socjalistycznym, a nie kapitalistycznym. Po drugie, chcę pokazać, dlaczego socjalizm — rozumiany jako system gospodarczy opierający się na państwowej własności środków produkcji — pociąga za sobą dyktaturę totalitarną. „....|”Opisanie nazistowskich Niemiec jako państwa socjalistycznego było jednym z wielkich dokonań Ludwiga von Misesa. „..(więcej )
Krasnodębski „Ale w interesie Komorowskiego leży właśnie to, by w mediach publicznych zostały utrzymane wpływy jego ludzi oraz lewicy. Tak naprawdę jest to spór "domowy", bo PO jest w gruncie rzeczy również partią lewicową „....””Ta prezydentura dopisuje więc kolejny rozdział do historii zaprzaństwa w Polsce? „....”Według mnie, podobnie wygląda prezydentura Komorowskiego: nastawiona na sprawowanie władzy, zachowanie status quo, cynizm i kompletny brak dbałości o dobro Rzeczypospolitej, a zamiast tego dbanie jedynie o interesy elity rządzącej. Charakteryzuje go też nielotność umysłowa, która jest dominującym rysem tej prezydentury. Widać to zwłaszcza w zestawieniu z poprzednim prezydentem Lechem Kaczyńskim, który był wybitnym intelektualistą, choć mało medialnym. „...(więcej )
„Szef Solidarności Piotr Duda (na zdj.), występując wczoraj w Gdańsku na spotkaniu Platformy Oburzonych, zapowiedział zwrócenie się do prezydenta RP z wnioskiem o zmianę w konstytucji przepisów dotyczących referendów. Podpisane pismo ma dotrzeć do głowy państwa do końca miesiąca „....”My niżej podpisani (...) zwracamy się do Prezydenta RP z apelem i wnioskiem o wszczęcie procedury zmiany Konstytucji w zakresie przepisów o ogólnokrajowym referendum, która umożliwi obywatelom decydowanie w tak kluczowych sprawach jak wiek emerytalny, ordynacja wyborcza, finansowanie partii politycznych, ilość posłów czy istnienie Senatu - czytamy w przyjętym przesłaniu, które zaproponowała uczestnikom spotkania NSZZ Solidarność. „.....”Duda zapowiedział, że będą kolejne tego typu spotkania. - Nie mamy gdzie się cofać, to jest nasze być albo nie być - dodał. „.....”Muzyk Paweł Kukiz (założyciel inicjatywy Zmieleni.pl) „...”Referendum jest rzeczą podstawową, musimy przywrócić podmiotowość obywatelom „.....”(źródło )
Dariusz Sagan ”W 1950 roku w encyklice Humani Generis papież Pius XII stwierdził, że ewolucjonizm jest poważną hipotezą i że należy rozpatrywać ją na równi z hipotezą przeciwną, czyli kreacjonistyczną. 46 lat później w liście do Papieskiej Akademii Nauk papież Jan Paweł II wyraził już jasno, że dzięki postępowi nauki i zbieżności wyników niezależnych badań z wielu dziedzin naukowych można uznać, iż "teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą' „.....”Jan Paweł II nie wyjawił explicite, jaką teorię ewolucji uważa za coś "więcej niż hipotezę", ale wielu komentatorów domniemuje, że chodziło mu o najpowszechniej przyjmowany współcześnie przez naukowców darwinizm, który ze względu na wprowadzone do niego modyfikacje często jest nazywany neodarwinizmem. „......”następującą wypowiedź Jana Pawła II:” Wszystkie obserwacje dotyczące rozwoju życia prowadzą do podobnych konkluzji. Ewolucja form żywych, której etapy i mechanizmy bada przyrodoznawstwo, ujawnia zachwycającą wewnętrzną celowość. Ta celowość, która kieruje tymi bytami bez ich udziału i bez ich wpływu, skłania człowieka do przypuszczeń o istnieniu Umysłu, który jest ich wynalazcą, ich stwórcą.”.....”Podobne metody wykrywania projektu, budząc spore kontrowersje, zwolennicy najnowszej wersji kreacjonizmu, tzw. teorii inteligentnego projektu, chcą wykorzystać w takich naukach jak biologia czy kosmologia.39 Celowość w przyrodzie można więc postrzegać również naukowo, a gdyby uznano roszczenia teoretyków projektu za słuszne, ich metody mogłyby wspierać filozoficzne argumenty na rzecz istnienia Boskiego zamysłu w przyrodzie, mimo iż sami teoretycy projektu nie identyfikują projektanta na podstawie argumentów naukowych. „...(źródło )
Marek Oramus „Nasza planeta, uświęcona Bożym Narodzeniem i fizyczną obecnością Boga, zyskała status sanktuarium na skalę wszechświata „....”Teolog wychodzi z tego dylematu obronną ręką, twierdząc, że do śmierci męczeńskiej Chrystusa doszło jeden jedyny raz: na Ziemi. Tu właśnie Syn Boży odkupił w jednym akcie swej Męki od razu cały kosmos. Jeżeli więc gdziekolwiek żyją obce istoty rozumne, to, co się stało na Ziemi, stało się również w ich intencji. „.....”Równie trudne byłoby podołanie przez ludzkość faktowi, że nasza planeta jako miejsce zstąpienia Boga zyskuje wyróżniony status pośród planet i ras kosmicznych wszechświata. Jeżeli śmierć Chrystusa dokonuje się dla całego kosmosu, automatycznie stajemy się sanktuarium w odpowiednio wielkiej, bo kosmicznej skali, czymś w rodzaju kosmicznej Częstochowy albo kosmicznego Betlejem, jak woli to nazywać teolog ojciec Jacek Salij. Nie tylko Palestyna, gdzie żył i nauczał Chrystus, zasługuje na miano Ziemi Świętej, cała nasza planeta staje się święta. „...(więcej )
Marek Mojsiewicz
18/03/2013 Program NSDAP programem socjalstycznej Europy Wpadł mi w ręce stary numer miesięcznika ”Opcji na prawo” z 2004 roku- Nr5 w którym na stronie 47 można znaleźć program gospodarczy Narodowo- Socjalistycznej Partii Robotniczej Niemiec , towarzysza Adolfa Hitlera. Adolf Hitler – jego ferajna – był oczywiście socjalistą, tyle, że narodowym, a nie tak jak o nim mówi propaganda” skrajną prawicą”. Hitler – i prawica. Nic śmieszniejszego nie można było wymyślić. Ale propaganda wymyśliła, bo wstyd im się przyznać do tego, że ten lewicowy chuligan- zbarbaryzował Europę, rozpętując wojnę, mordując, zabijając bezlitośnie podludzi, w imię wyższości rasy niemieckiej.. To są sprawy poważne, tak jak inne poważne, o których trudno dowiedzieć się z głównego nurtu propagandy, bo propaganda nie jest od informowania o ważnych zdarzeniach dotyczących Polski, na przykład jak trudno było i jest dowiedzieć się, o czym pisał” The Times of Izrael” w dniu 5.03.13 roku. Propaganda jest od dezinformacji mianowicie od wybijania do polskich głów treści i znaczeń słów, które propaganda i ludzie za nią stojący- uważają za właściwe. Pisał mianowicie o tym że 5 osobowa delegacja z Izraela reprezentująca Holocaust Era Asset Restitution Taskforse( HEART) pod egidą izraelskiego rządu spotkała się z polską delegacją rządową., w skład której wchodzili między innymi pan Radosław Sikorski, pan Jarosław Gowin i pan Jacek Vincent Rostowski. Byli też ludzie z” opozycji.” No i coś tam uradzono, ale nie wiadomo co.. Polscy „obywatele” nie dowiedzą się, o czym ich rząd rozmawiał na szczeblu rządowym z jakąś organizacją, która żadnym rządem nie jest. Jest organizacją, tak jak nie dowiedzą się o czym polski rząd w liczbie 55 osób rozmawiał w Izraelu podczas wyjazdowej sesji w lutym 2011 roku.. HEART to organizacja niedawno utworzona , a powołana do restytucji mienia żydowskiego w krajach Europy Środkowo- Wschodniej. Chodzi o to, że Światowy Kongres Żydów domaga się od Polski zwrotu 65 miliardów dolarów za mienie pozostawione w Polsce przez Żydów pomordowanych przez Niemców, a będących obywatelami polskimi. Sprawy te zostały już dawno uregulowane i załatwione, ale sprawa pieniędzy pomordowanych nadal budzi emocje, tym bardziej, że odnośnie tych 65 miliardów dolarów nie ma żadnych dokumentów. Tam gdzie dokumenty były- mienie zostało oddane i sprawa załatwiona.. Tam gdzie nie ma dokumentów, nawet sąd amerykański odrzucił pozew Światowego Kongresu Żydów.. No bo gdzie są dokumenty świadczące o wartości majątku.?. I jakim spadkobiercą pomordowanych przez Niemców Żydów jest Światowy Kongres Żydów..(???0 Tak jak HEART-od egidą rządu Izraelskiego.. Izrael powstał w roku 1948, z brytyjskiego mandatu Palestyńskiego- to co Niemcy wyprawiali z Żydami w Polsce jako obywatelami polskimi woła o pomstę do nieba.. Ale co ma do tego Izrael, państwo, którego wtedy nie było? To nie byli obywatele Izraela, bo Izraela nie było? Chciałbym, żeby ci wszyscy gadający codziennie w mediach o różnych mało istotnych sprawach, porozmawiali poważnie o tej sprawie.. Bo 65 miliardów dolarów z naszego budżetu- to nie w kij dmuchał.. Tym bardziej, że pan Robert Brown, przewodniczący delegacji z Izraela nie posiadał się ze szczęścia twierdząc, , że w sprawie nastąpił” przełom”(???) A my Polacy, nie możemy się z polskich gazet o tym dowiedzieć. Musimy dowiadywać się z Izraelskich..
Ale wróćmy do programu NSDAP dla socjalistycznej Europy..” Pomoc państwa dla drobnego handlu, przemysłu i rolnictwa.”. To jest realizowane z całą determinacją do czasu jak skończą się pieniądze i cały ten dotacyjny socjalizm się zawali.. Jakie to wielkie marnotrawstwo utrzymywać drobny handel, przemysł czy rolnictwo. Na rolnictwo socjaliści europejscy wydają połowę budżetu Unii Europejskiej.. Będzie tego z 500 miliardów euro.. „Państwowa kontrola nad przedsiębiorstwami, domami towarowymi i spółdzielniami”. Już to wszystko ledwo cipi od tej urzędniczej kontroli państwowej, oprócz międzynarodowych sieci handlowych- które pozostają poza prawem polskim posiadając niezliczone ulgi i dotacje.. W kolejnym punkcie narodowi socjaliści proponowali” likwidację sieci handlowych”..(???) Instytucje publiczne nie mogły składać zamówień w sieciach., zakazano rabatów, narzucono ceny urzędowe, biurokracja komplikowała życie.. Niemiecki Front Pracy wchłonął spółdzielnie. .Wprowadzono licencje na sklepy i zakłady- od roku 1935- były obowiązkowe egzaminy na prowadzenie sklepu.. Była obowiązkowa przynależność do cechu.. Cechy regulowały poziom produkcji zamykały zakłady., które nie opłacały składek. Dotacje na remonty mieszkań, na adaptacje mieszkań z budżetu niemieckiego państwa.. Od roku 1935 wprowadzono obowiązek prowadzenia ksiąg rejestrowych. Od poziomu 30 000 marek niezaangażowanych w inwestycje, państwo uzależniało otwarcie firmy. Wprowadzono wysokie pensje dla urzędników- kwitła korupcja i nepotyzm.. Wprowadzono określone kolory na uliczne kramy- kolory ustanawiane przez urzędników w zależności od asortymentu.. Do końca 1939 roku zamknięto 50% przedsiębiorstw zbędnych- z punktu widzenia państwa. Prywatni pracodawcy musieli zatrudniać działaczy NSDAP.. Od roku 1936 ruszył 4 letni plan gospodarczy.. Od roku 1933 zmonopolizowano produkcję w 40%, a w 1937 już w 70%.. Władze narodowo socjalistyczne konfiskowały bez pardonu ziemię pod budowę zakładów i dróg dojazdowych.. Były przymusowe składki na Niemiecki Front Pracy, Narodowo Socjalistyczną pomoc Społeczną, ubezpieczenia od bezrobocia-4%, ubezpieczenia emerytalno- zdrowotne-5%, 3,5%- podatek pogłówny. 10 % składka na pomoc zimową. Ale zlikwidowano podatek od samochodów, bo Adolf Hitler uważał, że:” Garbus dla każdego”- powinien być.. Sprzęt sportowy kupowało Niemcom państwo w ramach hasła” Siła przez radość”.. Oczywiście socjalizm europejski jest głębszy od hitlerowskiego.. W końcu minęło 70 lat… Regulacji jest więcej, i jest więcej ingerencji państwa w gospodarkę, więcej jest urzędników i podatków…. Ale duch hitlerowski został zachowany. Państwo ponad wszystkim i ma panować nad jednostką.. I rozdzielać we wszystkich dziedzinach- dotacje. Im więcej dotacji- tym więcej podatków i więcej biurokracji I kółko socjalistyczne się zamyka.. Ale socjalizm się nigdy nie domknie.. Domknie nas w matni dziadostwa, niewoli i wielkiego biurokratycznego marnotrawstwa.. Jedynie to.. I to biurokratyczne przerzucanie pieniędzy, które jest istotą socjalizmu.. Im więcej socjaliści przerzucą- tym więcej zmarnują.. I nie ma z tego przerzucania żadnego rozwoju. Jest marnotrawstwo! Karmi się jednie pasożytująca biurokracja.. Hitler się zza grobu naśmiewa.. I znowu tworzą kolejną biurokrację o nazwie- Narodowy Operator Kopalin Energetycznych(???) Obowiązkowo musi być słowo” narodowy”, ale jakiego słowa brakuje? Słowa” polski”! WJR
Dlaczego nie dziwi cypryjska cisza po europejskiej nacjonalizacji kapitału? Patrząc na Cypr tak jak się powinno patrzeć, czyli wnikliwie i w całej rozciągłości, można doznać podwójnego, a kto wie czy nie potrójnego szoku. Dotąd żartobliwie przezywano Unię Europejską kołchozem, ale przyszedł czas, że nie ma najmniejszych wątpliwości co do skali realnie socjalistycznej patologii w tej ideologicznej organizacji, bo ostatnim krokiem wdrażającym komunizm jest nacjonalizacja. Cypr na oczach Europy i świata dokonuje nacjonalizacji kapitału, a mój potrójny szok odnosi się do reakcji na kilku poziomach. Przede wszystkim uderza kompletny brak buntu wśród samych Cypryjczyków, co wydaje się o tyle dziwne, że przecież pochodzą z tego samego kręgu kulturowego, co Grecy podpalający ulice za odebranie premii od zjedzonego deseru. Patrząc na reakcję Cypryjczyków widzimy dokładnie tyle ile dało się dostrzec w czasach nacjonalizacji komunistycznej – pogodzenie się z losem, paniczna próba ratowania czegokolwiek, żadnego oporu. Po drugie nadziwić się nie można spokojowi światowemu, poza Putinem, którego sponsorzy umoczą na Cyprze sporo kasy, świat żyje swoimi sprawami. Taka informacja, jak zamach na depozyty przejmowane przez państwo, jest autentyczną rewolucją komunistyczną i jakoś nadal obowiązuje zasada „niewidzialnej ręki” neoliberalizmu, czytaj marksizmu złodziejskiego pod śmieszniejszą nazwą. Jednak najbardziej osłabia trzeci gatunek szoku. Czytałem trochę wypowiedzi, komentarzy i analiz i albo miałem pecha albo rzeczywiście nikt nie zwrócił uwagi na to, że Cypr jest, czy też był jednym z najbardziej popularnych rajów podatkowych. Do Cypru uciekło wiele firm, które chciały płacić niskie podatki i mieć konta poza kontrolą fiskusa.
Rozumiem, że milczą zaszczuci nacjonalizacją Cypryjczycy, chociaż de facto nie rozumiem, rozumiem, że milczy świat, chociaż tak naprawdę nie rozumiem, ale milczenie całej grupy „biznesmenów”, którzy mają swoje mniej lub bardziej lewe interesy na Cyprze wprawia mnie w nieprzytomne osłupienie. W podobnych przypadkach zawsze odpowiedni ludzie robili odpowiednie „kampanie”, przecież wystarczy właściwie pokierować ludzkimi emocjami i bez trudu na Cyprze zrobi się Egipt albo tamtejszy premier, czy kto tam rządzi, będzie medialnym Kadafim. Nic takiego się nie stało i dopiero tę konstatację należy uznać za olbrzymiego kalibru konsternację. O czym może świadczyć milczenie przeplatane pomrukiem pułkownika KGB Władimira Putina? Jak dla mnie odpowiedź jest dość oczywista, za tą akcją stoją najpotężniejsze siły, którym nie ma kto „podskoczyć”. Czy sama brukselska biurokracja dałby sobie radę i poważyłaby się na taki numer? Być może, ale mnie tu zalatuje cichym błogosławieństwem starotestamentowym i wcale nie reżyserię mam na myśli tylko zainteresowanie podrzuconym eksperymentem. Ludzie mający w głębokim poważaniu pusty śmiech wywołany po „niemodnej” diagnozie muszą się zastanowić nad jednym. Gdyby to co się dzieje na Cyprze szkodziło tak zwanym „rynkom finansowym”, to mielibyśmy już w niedziele najnowsze „ratingi”, które sprowadzają Cypr poniżej Grecji. O ile cypryjski eksperyment nacjonalistyczny zagrażałby wiadomym ludziom, grzałyby się do czerwoności wszystkie największe agencje informacyjne i gwiazdy Hollywood występowałby w programach na żywo.
Tymczasem nastała wymowna cisza, jedynie niszowe stacje zajmujące się tematyką gospodarczą coś tam usiłują przebąkiwać, że niby cel szlachetny, bo ratuje Cypr przed kryzysem, ale jednak trochę niebezpieczny precedens. Taki stan rzeczy daje jasno do zrozumienia, że możni finansowi tego łez padołu nie zamierzają kiwnąć palcem, ale spokojnie sobie obserwują operację bez znieczulenia i zapewne już wyciągnęli pierwsze wnioski. Całe otumanienie unijne i w ogóle „nowoczesność” doprowadziła podległe narody do stanu psów znanego radzieckiego uczonego. Bunt zdechł jako pierwszy, bezmyślny masowy pęd do jednego rozwiązania sprawia, że jak część obległa bankomaty, to reszta za nią poleciała. Lud ruszył ratować co się da, ponieważ lud jest tak wytrenowany błyskami lampy, że podświadomie czuje swoją bezsilność, swój kompletny brak wpływu na bieg wydarzeń. Ciekawy eksperyment dla mistrzów marionetek, z jednej strony testuje się nowe formy wyzysku, z drugiej próg wytrzymałości skubanych. Grzechem byłoby popsuć tę pożyteczną zabawę i dlatego zabawa trwa na całego. Jedyną przeszkodą, ale też i nadzieją dla ludu europejskiego paradoksalnie są starzy komuniści z KGB, którzy na Cyprze umoczyli miliardy i nagle walczą o demokrację liberalną. Ciekaw jestem jak się ta, w moim odczuciu, nierówna walka potoczy. Ostatecznie można ludziom z KGB po cichu odpalić dolę i tym samym przytłumić radzieckie siły reakcji, stojące na przeszkodzie europejskiego nacjonalizmu w wersji neoliberalnej. Będę się przyglądał i wszystkim zainteresowanym jak działa „niewidzialna ręka rynku” polecam tę obserwację jako wyjątkowe studium, póki co pionierskiego przypadku. Matka Kurka
Gwiazdowski. Niemcy „zajeb..ły „ ludziom 6 miliardów euro Profesor Terlecki „Drugi powód to taki, że ta władza jest uzależniona od interesów zewnętrznych, wpływów i nacisków. Stara się utrzymać społeczeństwo w takim stanie, aby nie doszło do jakiegoś większego sprzeciwu i utrzymać się przy sterach rządu. A z drugiej strony działa tak, aby nie narazić się zewnętrznym protektorom. „....”To nie jest tak, że osoby sprawujące najwyższą władzę w państwie decydują o linii rządu. To środowisko, które rządzi, jest jednak znacznie szersze i ulokowane najczęściej w różnych międzynarodowych przedsięwzięciach finansowych. Te środowiska cały czas monitorują sytuację; czy ta obecna ekipa wciąż gwarantuje różne rozwiązania, czy też może trzeba ją już przetrzebić lub nawet wymienić na inną. Tusk jest zakładnikiem tych środowisk, więc też musi lawirować - tak, aby z jednej strony napięcia nie doprowadziły do jakiegoś wybuchu, a z drugiej - żeby nie ściągnąć na siebie niezadowolenia zagranicy. „.....(źródło)
Robert Gwiazdowski „Ministrowie finansów strefy euro i szefowa MFW Christine Lagarde uzgodnili w sobotę nad ranem „pakiet ratunkowy” dla zagrożonego niewypłacalnością Cypru w wysokości 10 mld euro. Pakiet „ratunkowy” polega na tym, że prawie 6 mld euro zajebali Cypryjczykom z kont bankowych.Upss… Chciałem oczywiście napisać, że „opodatkowali”, ale mi się „wymsknęło”. Żeby nie pogorszyć jeszcze bardziej poglądów podatników na podatki nazwali to „wkładem do pakietu”. Ten „jednorazowy” (?) „wkład do pakietu” w przypadku depozytów do 100 tys. euro wyniesie 6,75%, a powyżej tej kwoty – 9,9%.”....(źródło)
„Tysiące Cypryjczyków pobiegły w sobotę rano do banków na wieść o porozumieniu zawartym w Brukseli, na podstawie którego wszystkie depozyty znajdujące się na wyspie zostały obłożone jednorazową opłatą w wysokości od 6,75 do 9,9 proc. „.....”Jeszcze przed kilkoma dniami zarówno prezydent Republiki Cypryjskiej Nikos Anastasiadis, jak i jego minister finansów Michalis Saris zapewniali, że do niczego podobnego nie dojdzie. „.....”już w najbliższy wtorek Europejski Bank Centralny odciąłby cypryjskie banki od swoich funduszy pomocniczych, co doprowadziłoby do natychmiastowego upadku tych banków. To z kolei spowodowałoby bankructwo całego Cypru i najprawdopodobniej konieczność opuszczenia przez Nikozję strefy euro. „.....(źródło )
Piotr Duda „Krótko mówiąc, stosują zasadę: kto ma władzę, ten ma rację „....”A rok po debacie emerytalnej mamy ekonomistów, którzy przebąkują, że właściwie to trzeba będzie pracować do 72 czy 75 lat....(źródło )
Chińczycy dzięki wolnemu rynkowi w Chinach idą na emeryturę w wieku 60 lat a Chinki w wieku 50 – 55 lat ) „...(więcej )
Paweł Kowal „Wbrew temu, co mówi premier, PO to nie centrum. Mamy rząd, który jest lewacki i ekstremistyczny, a Tusk jest dziś kompletnie niewiarygodny „.(więcej )
Przemysław Wipler Trwa narzucona przez Niemcy konfiskata 1/10 środków gromadzonych na kontach bankowych na Cyprze. Cyprze mającym EURO! Eurostrefa to miała być pierwsza liga i standardy europejskie a wyszły z tego dekrety Bieruta. Do dziś odbija się nam czkawką. Euro, Rubel? Dziękuję, nie wchodzę.”...(źródło)
Jeśli myślicie państwo ,że macie firmy, domy, depozyty bankowe . To oznacza ,że myślicie że macie . Eurosocjaliści ze zacytuje Gwiazdowskiego „zajebali „ Grekom z Cypru 6 miliardów euro . Tylko 6 miliardów , bo jeśli mogli 6 miliardów , to dlaczego nie 10 ,.20 , albo 60 . Zasada jest ta sama . Siła, przemoc, bezkarność . Myśleliście państwo ,że jeśli pozwolicie okradać się II Komunie bandyckimi podatkami i przymusowymi ubezpieczeniami społecznymi to dostaniecie emeryturę pozwalająca na godne życie w wieku 60 lat dla kobiet . Tylko myśleliście. Socjaliści zagnali Polki jak zwierzęta pociągowe do pracy do 67 roku życia. Za chwilę zagnają polskie staruszki jak przewiduje Duda do śmierci , bo tym się skończy praca do 75 roku życia. Bo mechanizm jest ten sam , lewicowa przemoc , siła , bezkarność . Myślicie że macie domy, działki , mieszkania. Tylko tak myślicie. Lewicowy ekstremista , Tusk ,że posłużę się terminologią Kowala już po nie wyciągnął rękę , już próbował „zajebać „ Polakom , domy i mieszkania , bo do tego by się sprowadził podatek katastralny ( Jak Kaczyński pokonał wybitnego oszusta wyborczego ) Jeśli państwo myślicie ,że będzie sobie bezkarnie myśleć to tez sobie tylko tak myślicie . W Holandii powstały pierwsze obozy reedukacyjne wzorowane na piorących mózgi obozach czasów socjalisty Mao . Na razie w tych administracyjnych , bo nie potrzeba decyzji sądu , aby tam trafić piorą mózgi na trzymiesięcznych „kursach” za krzywe popatrzenie się na homoseksualistę . Ale jutro wsadza tam rodzica , bo ni zgodzi się aby mu zabrano dom i dzieci. ( więcej ) Europejscy socjaliści rządzący Unia Europejska nie spoczną na swej drodze ku Korei Północnej.
Aleksander Piński „Złodziej dobrobytu „...Nie chcę pozbyć się rządu. Chcę, by był tak mały, żebym mógł zaciągnąć go do umywalki i utopić" ...”Wbrew pozorom nie musimy cofać się do XIX w., bo są obecnie kraje wysoko rozwinięte, gdzie udział wydatków publicznych nie odbiega istotnie od tego sprzed stu lat w Europie czy USA. To na przykład wspomniany wcześniej Hongkong (17,3 proc. PKB), Singapur (17 proc. PKB) czy Tajwan (16 proc.). Co ciekawe, jeszcze w 1960 r. podobny poziom wydatków miały Szwajcaria (17,2 proc. PKB) i Japonia (17,5 proc. PKB). „.....”Wśród krajów rozwijających się drogę niskich wydatków publicznych wybrały też te, które odnoszą dziś największe sukcesy w doganianiu bogatych państw. To Chiny (wydatki publiczne na poziomie 23 proc. PKB) i Chile (24,4 proc. PKB). „.....”Podział na „wolnorynkowe" USA i „socjalną" Europę to stosunkowo nowa koncepcja. Jeszcze do lat 60. XX w. udział wydatków publicznych był po obu stronach Atlantyku zbliżony. Na przykład w 1960 r. wynosiły one 27 proc. PKB w USA i 32,4 proc. PKB w Niemczech, 30,1 proc. PKB we Włoszech i 34,6 proc. we Francji. Co takiego stało się w latach 60., że drogi USA i Europy się rozeszły? „...(więcej )
Jan Piński „W latach 1960–1999 średni wzrost gospodarczy wyniósł 8 proc. Później osłabł, ale np. w pierwszej połowie 2010 r. wyniósł 17,9 proc. w skali roku, wówczas najwięcej na świecie (w sumie w latach 1960–2010 PKB Singapuru wzrósł 41-krotnie) „....”W 2012 r. wydatki państwa stanowiły tylko 17 proc. PKB (i tak były wyższe ze względu na kryzys, bo w 2008 r. wyniosły 15 proc. PKB), podczas gdy w Polsce sięgają 43,3 proc. PKB. A ponieważ wydatki są niskie, to również podatki należą do najniższych na świecie. Jak podaje Heritage Foundation, w 2012 r. wyniosły one w Singapurze 14,2 proc. PKB (w Polsce 33,8 proc. PKB), co dodatkowo przyciąga inwestorów do tego kraju. „....”Rząd nigdy nie finansuje z długu konsumpcji: budżet regularnie wykazuje nadwyżki (na przykład w 2011 r. miał 32,42 mld USD przychodów i 29,74 mld USD wydatków). „...”Wystarczyły cztery dekady, aby jedno z najbiedniejszych państw świata prześcignęło Niemcy, USA i Szwajcarię „....”W porównaniu z Singapurem kraje należące do Unii Europejskiej są biedne. Jak podaje Bank Światowy, w 2011 r. PKB na obywatela według parytetu siły nabywczej wynosił 60 688 USD, prawie dwa razy więcej niż średnia dla krajów UE (32 644 USD). Mieszkańcy Singapuru są także o jedną piątą bogatsi niż Szwajcarzy (51 262 USD) i o jedną czwartą niż obywatele USA (48 112 USD). To w sumie trzeci najbogatszy kraj świata. Prześcignąć Singapur udało się tylko niewielkiemu (ma ok. 500 tys. mieszkańców) Luksemburgowi (89 012 USD) i opływającemu w ropę naftową Katarowi (88 314 USD). A trzeba wiedzieć, że Singapur żadnych bogactw naturalnych nie ma i musi płacić nawet za wodę do picia (sprowadza ją rurociągiem z Malezji). „.....”Singapur, jak każdy biedny kraj, trapiony był korupcją.Dzisiaj – według ostatniego rankingu Transparency International (Transparency International's 2012 Corruption Perceptions Index) – to piąte najmniej skorumpowane państwo świata (za Danią, Finlandią, Nową Zelandią i Szwecją). Dla porównania: Wielka Brytania jest w tym zestawieniu na 17. miejscu, a USA na 18”......”Już w 1960 r. wprowadzono prawo zakładające, że jeżeli polityk czy urzędnik ma majątek, którego nie mógłby osiągnąć z oficjalnych dochodów, jest to wystarczający dowód na korupcję. Nie trzeba już nic więcej udowadniać, by skazać taką osobę na więzienie, „.....”Na przykład w 2012 r. doszło tam tylko do 16 morderstw, co daje 0,2 morderstwa na 100 tys. mieszkańców (według Biura ONZ ds. Przestępczości i Narkotyków niższy wskaźnik ma tylko Monako). „....”Za bardzo dobry miernik jakości służby zdrowia uznaje się także wskaźnik śmiertelności niemowląt. W Singapurze jest on najniższy na świecie i wynosi 1,92 na 1000 żywych urodzeń (średnia za lata 2005–2010 według danych ONZ). Dla porównania w Polsce jest trzy razy wyższy (6,06 na 1000 żywych urodzeń, co oznacza, że co roku umiera u nas 1500 noworodków). Co najlepsze, system singapurski jest tani dla budżetu, kosztuje tylko 3–4 proc. PKB rocznie, czyli mniej niż w Polsce (ok. 5 proc. PKB). „.....”Z kolei Heritage Foundation oceniła, że kraj ten ma drugą – po Hongkongu – najbardziej liberalną gospodarkę świata. Interesy prowadzi tu obecnie 7 tys. firm z USA, Europy i Japonii, które zmieniły Singapur w jedno wielkie centrum przemysłowe. „.....”To także czwarte (po Londynie, Nowym Jorku i Hongkongu) centrum finansowe świata. „.....”Z opublikowanego w maju 2012 r. raportu Boston Consulting Group „The Battle to Regain Strength: Global Wealth 2012" (Bitwa o odzyskanie sił: globalne bogactwo 2012) wynika, że w Singapurze co szósta rodzina (17,1 proc.) ma do dyspozycji co najmniej milion dolarów wolnych środków. To oznacza, że żyje tam ponad trzy razy więcej milionerów (w stosunku do liczby ludności) niż w USA i ponad pięć razy więcej niż w Japonii. „..(źródło ) Marek Mojsiewicz
Gender niszczy ludzkość Gender tzw. psychologią głębi Junga i Freuda chce udowodnić światu i tak zarządzić ludzką myślą żeby – jak mówi Marcuse – uwolnić seksualność. Z tego powodu neomarksiści dążą do rewolucji kulturowej – chcą uwolnić popęd jako popęd. Europa wymiera, uniwersytet przestaje zajmować się prawdą o człowieku i taki stan rzeczy jest konsekwencją ideologizacji ludzkiej myśli zapoczątkowanej religijną rewolucją Marcina Lutra. Odkrywczą diagnozę ducha czasu przedstawił Ksiądz Profesor Tadeusz Guz z KUL w wykładzie „Zagrożenia ideologii Gender” w trzecim dniu Międzynarodowego Kongresu „Przyszłość świata idzie przez rodzinę” zorganizowanego przez Panią Profesor Marię Ryś na UKSW w dniach od 15 do 17 marca 2013 roku. Wyraźnym unaocznieniem luterańskiego przesterowania intelektu z myślenia realistycznego na unicestwienie prawdy o Bogu, o człowieku i o całej rzeczywistości jest wypowiedź Judith Butler, która odbierając nagrodę za Gender im. Th. W. Adorno (głównego ideologa neomarksizmu) 11 września 2012 r. we Frankfurcie nad Menem powiedziała, że taki podmiot jak kobieta i mężczyzna nie istnieje. Ideologia Gender która chce ostatecznie rozprawić się z kulturą jest zdaniem Profesora Tadeusza Guza najbardziej radykalną rewolucją w dotychczasowych dziejach świata. Chce unicestwić wszelką bytowość. Nowa lewica dokonuje psychologizacji dialektyki zawartej w teologii Marcina Lutra. W ideologii gender mamy do czynienia z kolejną z serii rewolucji które w ciągu minionych 500 lat, począwszy od rewolucji religijnej Marcina Lutra, przez rewolucję filozoficzną Hegla, rewolucję społeczną Marksa, Lenina i Engelsa niszczą prawdę o prawdziwym Bogu, o człowieku, o kulturze, o sztuce, o nauce. Gender jest rewolucyjnym narzędziem nowej lewicy której ideolodzy skupieni w kręgu tzw. szkoły frankfurckiej uznali, że Marks, Engels i Lenin są jeszcze zbyt mało radykalni i już nie wystarczający z ich koncepcją wyzwolenia kobiety z jej prymitywnego – jak twierdzili – związku z jednym mężczyzną. W ideologii marksistowskiej – kobieta – z prostytucji domowej miała być wprowadzona w prostytucję z całym społeczeństwem. Marksizm chciał sprostytuować każdego człowieka. Pierwotne korzenie Gender – Interpretacja fundamentów gender wymagała sięgnięcia do źródeł tej myśli i Prelegent wyjaśnił sposób i podał moment w historii ducha, w którym dokonało się takie przesterowanie ludzkiej myśli w ten sposób, że ona skutkuje tak groźną ideologią w naszych czasach. Zakłamanie prawdy o Bogu doprowadziło do zakłamania prawdy człowieku, o nauce, o sztuce o rzeczywistości, o relacjach. Profesor Tadeusz Guz wyjaśnił skąd się wzięło myślenie, że najpierw o człowieku zaczęło się myśleć już nie jako o osobie – „ktoś”, ale jako o rzeczy – „coś”, jako o części, by następnie w ideologii Gender ostatecznie powiedzieć jak Butler, że – nie ma kobiety i mężczyzny! I żeby w ogóle zanegować ludzką bytowość.
Jak do tego doszło U samych podstaw takiego myślenia o ludzkim bycie stoi taka koncepcja Boga, który nie jest Miłością. Szacowny Prelegent wyjaśnił, że korzeniem takiego myślenia jest zrewoltowanie przez Lutra katolickiej – wyrastającej z Objawienia chrześcijańskiego koncepcji Boga który jest Miłością i zastąpienie takiego miłującego Boga – sprzecznym w sobie Absolutem – sprzecznym bo włączającym w siebie również absolutnie pojęte zło – w osobie szatana. Ksiądz Profesor przypomniał, że H. Heine, który żeby móc bezpiecznie opublikować wyniki swoich badań emigruje w 1836 roku z Niemiec do Paryża i w Zur Ggeschichte der Religion und Philosophie in Deutschland udowadnia, że reformacja Lutra była w rzeczywistości rewolucją religijną, a nie żadną reformą. Celem reformacji Lutra było zniszczenie Boga Kościoła katolickiego a nie żadna odnowa Kościoła. Ksiądz Profesor wyjaśnia, że Luter nie dokonał reformy chrześcijaństwa ale uderzył w Kościół zbudowany na Piotrze. W dialektycznej teologii Marcina Lutra dokonuje się „przesunięcie” myślenia o relacjach z kategorii miłości na kategorię walki. W historii myśli, owe teologiczne kategorie dialektyki Lutra wyraża Hegel za pomocą pojęć filozoficznych i w ten sposób Hegel dokonuje rewolucji filozoficznej. W filozofii Hegla tak jak w teologii Lutra Absolut jest wewnętrznie sprzeczny, jest popędem seksualnym i w tej koncepcji nie istnieje żadna podmiotowość która mogłaby o sobie powiedzieć: jestem! bo wtedy Absolut zaczyna walkę z człowiekiem – i mówi – nie ma ciebie – i zabija, żeby w ten sposób dojść do samoświadomości. W takim rozumieniu Boga podmiot nie jest bytem ani świadomym ani wolnym. Jeszcze dalej ze swoją myślą idą Marks i Engels i „ubóstwiają” tzn. absolutyzują materię. W ich myśli kobieta i mężczyzna jako li tylko części materii muszą być ustawieni względem siebie w konflikcie. W tym myśleniu sprzecznością jest popęd ujawniający się w bytowości materii uzewnętrznionej jako kobieta z jednej strony i w bytowości materii wyartykułowanej jako mężczyzna z drugiej. Marksizm nie mówi o relacji miłości. W myśleniu marksistowskim istnieje jedynie konflikt między materią wyrażoną w kobiecie a materią wyrażoną w mężczyźnie – nie ma pojęcia osoby i w ten sposób sprzeczne części tak sprzecznie pojętej materii skazane są na walkę. Ideologia gender tak samo jak filozofia Hegla i materializm Marksa i Engelsa ma więc swoje praźródło w rewolucji religijnej Marcina Lutra i jako radykalizacja marksizmu-leninizmu – jest gender psychologizacją dialektyki Lutra poprzez zastosowanie psychologii głębi Junga i Freuda. Jako taka jest więc Gender efektem – najpierw filozofizacji dialektyki Lutra przez Hegla, socjalizacji dialektyki Lutra przez Marksa, Engelsa i Lenina oraz psychologizacji dialektyki Lutra tzw. psychologią głębi Junga i Freuda, w której znaczące miejsce przypisuje się szatanowi.
Ku pełni człowieczeństwa Wobec takich faktów Uczony zaapelował by nie iść na żadne kompromisy z duchem czasu. Ani Bóg, ani Biblia ani Święty Kościół nie mylą się w swoim dwu tysiącletnim nauczaniu i to jest prawda, że mężczyzna i kobieta są powołani do życia doskonałego. – Idźmy by zmartwychwstać bądź w naszej prawdziwej kobiecości – bo ona jest tylko raz… i męskość jest cudem i jest niepowtarzalna… Ksiądz Profesor wezwał: kroczmy ku pełni człowieczeństwa w Królestwie Niebieskim które to Królestwo wielka rzeczywistość małżeństwa i rodziny ma w swoim horyzoncie. Dr Aldona Ciborowska
...żywe kamienie... „Budujmy Kościół z żywych kamieni” - powiedział Papież Franciszek i słowa jego jakoś same, podświadomie, ułożyły mi się w myśl podobną – budujmy Polskę z żywych kamieni ! Minęło kilka dni od chwili gdy nad Watykanem ukazał się biały dym, a ja wciąż jestem pod wrażeniem krótkiej pierwszej homilii, wygłoszonej w Kaplicy Sykstyńskiej przez nowo wybranego papieża Franciszka... Powiedział w niej coś takiego, co głęboko mnie poruszyło, w co uważam, że warto się wsłuchać i przenieść na nasz, polski grunt. Papież powiedział - „Budujmy Kościół z żywych kamieni” i słowa jego jakoś same, podświadomie, ułożyły mi się w myśl podobną – budujmy Polskę z żywych kamieni!
Człowiek jest tym żywym kamieniem, który buduje Kościół, buduje go każdy kto ma Boga w sercu. Kto buduje Polskę? Polacy! Ci Polacy, którzy mają ją w sercu. To oni są żywymi kamieniami i nie ma znaczenia maluczcy oni czy możni, ze wsi czy z miasta, czy mieszkają w Zamościu, Bogatyni czy w Detroit, Londynie, Kairze, gdzieś na antypodach, nad Amazonką, na końcu świata... „Nie mogliśmy mieć większego pecha” - jęknęła lewacka Argentyna gdy okazało się, że syn Argentyny zasiadł na Stolicy Piotrowej. Pecha ma Europa, odstępująca od kanonów wiary katolickiej i jej wartości. Polskiemu lewactwu wybór kardynałów też zadał potężny cios i ich diabelskie wycie niesie się wciąż od Bałtyku do Tatr. Świat i Polska dostały w osobie papieża Franciszka wojownika z lewackimi patologiami w postaci m.in. eutanazji, wynaturzonych związków partnerskich i.i. Papież Franciszek stanął w obronie krzyża i podkreślił jego rangę - "Bez krzyża nie jesteśmy prawdziwymi uczniami Chrystusa."... Co zrobią teraz ci, którzy w 2010 r. walczyli z krzyżem na Krakowskim Przedmieściu, zwłaszcza polscy purpuraci ? Jedni z nich biernie przyglądali się jego usuwaniu, inny mieli w nim swój udział... Co zrobią ci, którzy walczyli o usunięcie krzyża z polskiej przestrzeni publicznej, np. z Sejmu RP, ze szkół, instytucji. Również polscy purpuraci, równie biernie przyglądający się temu zjawisku ? Co zrobi premier Donald Tusk, kierujący do nowo wybranego papieża list gratulacyjny deklarując : „Pragnę jednocześnie zapewnić Ojca Świętego o woli i gotowości Polski do dalszego umacniania więzi i współpracy ze Stolicą Apostolską w obronie kultury chrześcijańskiej w Europie i na świecie.”. Uwaga ! - „(...) w obronie kultury chrześcijańskiej w Europie i na świecie”....!!! To słowa ciężkie jak ołów bo zawierają ogromne zobowiązanie. Traktować je lekko można by tylko w jednym przypadku - gdyby ich adresatem był np. jakiś cyngiel czerski albo inny bliski sercu premiera lewak. Niestety – ich adresatem jest Papież ! I premier Tusk musi sobie zdawać sprawę, że od teraz każde jego przyzwolenie na burzenie porządku, który określa kultura chrześcijańska, będzie obrazą Głowy Kościoła Katolickiego. Już rozdarty w szpagacie między Putinem i Merkel Tusk - jak poradzi sobie w obliczu kolejnej deklaracji ? W swoistym trójszpagacie, w który sam się wepchał ? Słowność premiera Tuska nie ma precedensu dlatego należy się spodziewać, że deklaracje w liście gratulacyjnym są bańką mydlaną, która wkrótce pęknie, tak jak popękały wszystkie jego deklaracje przedwyborcze i inne, składane na przestrzeni pierwszej i drugiej kadencji jego rządów. Każdy medal ma dwie strony... Niedobrze się stało, że takiej treści deklaracje - swoisty szablon kurtuazji i dyplomacji - poleciały z warszawskiej KPRM do Watykanu bo wkrótce okażą się kłamstwem. Dobrze się stało – bo te słowa D.Tuska są w stanie zmobilizować Polaków by premier już więcej nie łamał danego słowa ! „Budujcie Kościół z żywych kamieni” – zaapelował nowy Pasterz w swej pierwszej papieskiej homilii, na progu nowego pontyfikatu. To być może jest motto nowego pontyfikatu i na pewno zadanie dla niego. To są słowa wyzwanie, słowa drogowskaz dla całego świata katolickiego. Również dla Polski i Polaków bo ich wydźwięk globalny przekłada się na Polskę jako element światowej wspólnoty chrześcijan - mocny, zdrowy polski Kościół to mocna, zdrowa Polska. Mocna, zdrowa Polska to mocny, zdrowy Kościół. Budujmy zatem – tą mocną, zdrową Polskę ! My – żywe kamienie, my opoka opoki – tej wielkiej chrześcijańskiej i tej naszej małej - polskiej.
Contessa
Gotówka pewna jak w banku czyli wkład do stabilności Gotówka należy jak wiadomo do tzw. lokat „bezpiecznych”. Niebezpieczne jest na przykład złoto, które może zawsze spaść i się poturbować. Również akcje nie zawsze chcą jedynie wzrastać i zdarza się że spadają. Ale gotówkę w banku masz po prostu pewną… jak w banku. Pewniejszą od niej formą może być jedynie gotówka w banku strefy euro. Jak na przykład w banku cypryjskim…. Od początku tego weekendu jest ona tak pewna że nie dostanie się do niej nawet właściciel. Konta są mianowicie zablokowane, i to do wtorku, z uwagi na święto narodowe w poniedziałek. A we wtorek rano wszystkich ciułaczy na Cyprze czeka bardzo nieprzyjemna niespodzianka. Ich super bezpieczne depozyty zostaną mianowicie mocno przystrzyżone na potrzeby ratowania klasy banksterskiej. O ile? A no, na początek o małe 6.75% dla depozytów mniejszych niż €100,000. Natomiast wszystko ponad to przystrzyżone zostanie stawką prawie 10 procentową – 9.90% dokładnie.
Tę masową kradzież uchwaliła właśnie mafia brukselska przechodząc od razu do zablokowania rachunków ludności. Skradzione w ten sposób €5.8 miliarda służyć ma na bailout zaprzyjaźnionej mafii banksterskiej (Bailout jednej mafii przez drugą). Mogłoby się wydawać że za krótszy koniec w tych porachunkach mafijnych pociąga mafia rosyjska, do której należy zapewne większość depozytów powyżej €100,000 na Cyprze. Ale pozory czasem mylą. Wg. źródeł na przykład tylko 28% z €70 miliardów cypryjskich oszczędności należy do interesów rosyjskich. Obok innych mafii drobniejszego płazu reszta więc to raczej miejscowi ciułacze. Zerkamy na wszelki wypadek w kalendarz aby sprawdzić czy to aby nie Prima Aprilis. Ale nie, wszystko na poważnie. Cypryjski ciułacz we wtorek 19.03 nie pozbiera się więc ze śmiechu. Miał sobie w banku, dajmy na to, €20’000 życiowych oszczędności, a tu puff, i ma z tego tylko €18’650. €1350 podatku na ratowanie banksterów. Tym bardziej nie pozbiera się ze śmiechu ktoś kto właśnie przelał do lokalnego banku cypryjskiego, powiedzmy, €300’000 w ramach rozliczeń firmowych czy na przykład na zakup nieruchomości. Przez weekend spędzony w bezpiecznym euro banku jego gotówka zostanie przystrzyżona o drobne €26’550.
To że euro imperium rabuje poddanych na biliony euro w ramach rozmaitych „outright monetary transactions”, bailoutów i innych przekrętów klasy banksterskiej jest powszechnie znane. Ale jest to zawsze rabowanie na kredyt, rozłożone w czasie a przez to mniej bolesne. Nigdy jednak wcześniej nie posunęło się do aż tak bezpardonowej, bezpośredniej kradzieży gotówki z kont bankowych. Oczywiście w żargonie brukselskim, gdzie słowo „kradzież” zdelegalizowano, rabunek ten jest jedynie „wkładem do finansowej stabilności” Cypru – jak to ujął znany z poczucia humoru szef Eurogrupy Dijsselbloem, któremu „wydaje się słuszne poprosić o kontrybucję wszystkich posiadaczy rachunków”.mafia
Nam jakoś bardziej słuszne wydaje się w tej sytuacji co innego. Przypuszczenie mianowicie że właściciele depozytów bankowych w całej strefie euro zaczną w końcu myśleć i że masowo wygarną swoje oszczędności, nie czekając aż ich też poproszą bezpośrednio o „wkład do stabilności”. Bo to że poproszą mają pewne jak w banku… Bezpieczniejszy więc choćby własny materac niż bank unijny. Konfiskata depozytów jest w końcu racjonalnie oczekiwaną reakcją dochodzącego do ściany reżimu który wpada w desperację. Można spokojnie założyć że zanim EU w obecnym kształcie ostatecznie się rozleci ciułacze wszędzie w strefie euro zostaną poproszeni o „wkład”, i to pewnie nie jednokrotny.
Nie jest wykluczone że Dijsselbloem, przedwcześnie pokazując do czego reżim może się jeszcze posunąć, nieopatrznie poruszył lawinę która rozpad jedynie przyspieszy. Wszystko w systemie fiat money polega na zaufaniu że zadrukowany papier jest coś warty i że wartość ta jest bezpieczna. Gdy państwo samo przechodzi do bezpośredniego okradnia kont obywateli łamie tym to zaufanie bezpowrotnie. Rzuca to cień na całą strefę euro. Żadna papierowa wartość gdziekolwiek nie będzie odtąd bezpieczna. Banking w EU może nigdy więcej nie być tym czym był. DwaGrosze
Kasjer FOZZ na wolności Tydzień temu w Marsylii zastrzelono przy bramie więzienia byłego więźnia, który właśnie wychodził na wolność. Dzisiaj media oznajmiły, że kasjer FOZZ, Grzegorz Żemek, wychodzi na wolność przed końcem odbycia kary. Życzymy mu jak najdłuższego życia. Tydzień temu w Marsylii nieznani sprawcy zastrzelili byłego więźnia, który właśnie opuszczał więzienie po zakończeniu odbywania kary. Ofiara zdążyła tylko wyjść z bramy więzienia i przejść przez ulicę (zdjęcie powyżej). Sad Apelacyjny w Warszawie zadecydował dzisiaj, że kasjer FOZZ, Grzegorz Żemek, może przedterminowo opuścić więzienie, podobno za “wzorowe zachowanie”. Żemek miał siedzieć do lipca 2014 roku:
wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13582693,Glowny__bohater__afery_FOZZ_wychodzi_na_wolnosc.html
Żemek podobno nie ma kasy. Sędzia podkreślił, że cały majątek Żemka jest zajęty przez komornika i nie ma on środków, by spłacać zasądzone należności. Czy biedny Żemek wyląduje w garkuchni „Caritasu”, na szczawiowej diecie ?
Żemek poszedł siedzieć ponad dekadę temu. Siedział spokojnie, malował obrazki w celi i uczył się języków. Państwo karmiło go i opierało. Jak zareaguje Żemek na wolności na skok cywilizacyjny dzikiego kapitalizmu, który szaleje w naszym biednym kraju ? Czy będzie spokojnie czekał miesiącami lub latami na wizytę u lekarza specjalisty i płacił krocie za pełnopłatne leki ? Czy będzie kupował tylko polskie produkty w “Biedronce” Olbrychskiego ? Czy będzie jeździł obsikanymi pociągami ? A jeżeli Żemek zechce by żyło mu się lepiej i zapragnie pojechać na kilka miesięcy do Hiszpanii, pobalować zimą w St. Moritz, pojeździć sobie Bentleyem i pomieszkać w Konstancinie ? Co będzie, jeżeli Żemek zacznie wysyłać rachunki za FOZZ na lewo i na prawo ? Balcerac
Tak wygląda dyktat w strefie euro
1. Decyzje dotyczące przejęcia części oszczędności Cypryjczyków przez państwo, na skutek dyktatu UE, poprzedziły jakiś czas temu postanowienia, które powinny były wywołać wówczas choćby zastanowienie w społeczeństwach krajów członkowskich. Mianowicie na jesieni 2011 roku miały miejsce dwa wydarzenia, które pokazały jak wygląda prawdziwa demokracja w UE. W dwóch krajach UE, zostały powołane rządy przejściowe, w Grecji na kilka miesięcy we Włoszech na ponad rok, które bez żadnych dyskusji realizowały zalecenia KE, MFW i duetu Niemcy-Francja. Później odbyły się w tych krajach przedterminowe wybory ale oczekiwania Brukseli co do kształtu przyszłych rządów w tych krajach były bardzo mocno artykułowane w kampanii wyborczej i miały niewątpliwy wpływ na ich rozstrzygnięcia.
Wcześniej jednak w obydwu krajach zmiany premierów i w konsekwencji rządów, zostały przyjęte przez opinię publiczną z ulgą, a we Włoszech wręcz z radością, bo ludziom media wtłoczyły do głowy przekonanie, że to jest sposób na rozwiązanie kłopotów ich kraju.
2.Tyle tylko, że już parę tygodni później okazało się, że to po prostu ułuda, a kłopoty Grecji i Włoch będą trwały latami. Mimo wyrzeczeń Greków trwających już kilka lat, mimo umorzenia 100 mld euro długu i II pakietu pomocowego w wysokości 109 mld euro, relacja długu do PKB w tym kraju zmniejszy się do 120% (czyli poziomu od którego rozpoczął się grecki kryzys) ale dopiero za 10 lat. W Grecji 2013 rok będzie kolejnym, w którym spadnie PKB, a sumarycznie przez 5 lat kryzysu, PKB zmniejszy się o około 30% czyli o tyle i tracą kraje, przez które przetaczają się wojny. We Włoszech z kolei w gospodarce stagnacja, w tym roku ma nastąpić spadek PKB, a dług publiczny w relacji do PKB przekroczy 120 %, czyli w wartościach bezwzględnych ponad 2 bln euro. Bezrobocie będzie rosło, a gospodarka przygnieciona ciężarem obsługi gigantycznego długu, długo jeszcze nie wróci do poprzedniego stanu.
3. Żaden rząd nawet najbardziej światły, najbardziej prounijny, nie będzie w stanie zmienić szybko tego stanu rzeczy, choć zarówno Grecy jak i Włosi pod wpływem mediów, sprawiają wrażenie przekonanych, że nadejdzie jakieś cudowne ocalenie. Takie ocalenie nie nadejdzie, potrzebne są wyrzeczenia i to przez wiele lat ale dzięki przeprowadzonej operacji w Grecji i we Włoszech, Niemcy i Francja zyskują spolegliwe rządy, które już bez szemrania będą wykonywały unijne rozkazy.
4. W ostatnią sobotę rano do jeszcze zaspanych Cypryjczyków posiadających środki finansowe w bankach, dotarł komunikat, że będą musieli złożyć się na ratowanie zagrożonego bankructwem państwa. Ruszyli więc żwawo do bankomatów (banki aż przez 3 dni zamknięte – sobota, niedziela i państwowe święto w poniedziałek) ale okazało się, że niepotrzebnie, bo środki na specjalną jednorazową opłatę od posiadanych na rachunkach środków na ratowanie budżetu, zostały już zablokowane w piątek wieczorem. Ta jednorazowa opłata dla posiadaczy środków do 100 tysięcy euro wynosi 6,75%, a dla tych mających środki powyżej 100 tysięcy euro aż 9,9%. Na takie rozwiązanie zgodził się w Brukseli cypryjski minister finansów w piątek w nocy, bowiem tylko pod tym warunkiem ministrowie finansów krajów strefy euro i Międzynarodowy Fundusz Walutowy, gotowi byli udzielić 10 mld euro pomocy dla banków w tym kraju.
Wprawdzie cypryjski Parlament ma uchwalić prawo, które zalegalizuje wspomnianą jednorazową opłatę od środków na rachunkach bankowych dopiero w poniedziałek ale środki na ten cel zablokowano na rachunkach bankowych już w piątek. Według szacunków, które przy tej okazji opublikowano ze wspomnianej opłaty budżet Cypru uzyska kwotę około 5,8 mld euro, a więc stosunkowo duże pieniądze jeżeli porówna się je z całością wpływów podatkowych zbieranych na wyspie.
5. Mam nadzieję, że to co kraje strefy euro zafundowały Cypryjczykom, będzie wystarczającą przestrogą przed oddawaniem na rzecz UE kolejnych kompetencji przez państwa narodowe jak stało się to w pakcie fiskalnym, przyjętym przez większość Platforma-PSL wspieranej w tym przypadku przez posłów z klubów SLD i Ruchu Palikota. Tak niestety wygląda bowiem w praktyce unijna demokracja. Ma ona coraz mniej wspólnego z demokracją, a coraz bardziej przypomina dyktat krajów bardziej zamożnych na tymi będącymi w potrzebie. Kuźmiuk
CENA SMOLEŃSKIEGO WRAKU Publikacje prasy rosyjskiej, czy audycje kremlowskiej tuby – „Głosu Rosji”, są zawsze ważnym wskaźnikiem aktualnych relacji łączących reżim Tuska z putinowską Rosją. Gdybyśmy na tej postawie mieli dokonać ich przeglądu w okresie pierwszych miesięcy 2013 roku, widoczny będzie stan mocnego napięcia i krytyczna ocena działań szefa polskiego rządu. Ze względu na ton tej krytyki, niektóre z publikacji mogłyby nawet konkurować z artykułami naszej prasy opozycyjnej. Aktualny przekaz o sprawach polskich budowany jest według najprostszej formuły „kija i marchewki”, ujawniając przy tym cyniczną grę rosyjskich decydentów i przedmiotowe traktowanie ekipy rządzącej Polską. Z jednej strony mamy publikacje o złych rządach Tuska, wezwania do „niewykorzystywania smutnych kart historii w polityce”, czy opowieści o rosnącej rusofobii Polaków, której przejawem ma być zamiar instalacji amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Z drugiej, zapewnienia o „konstruktywnej współpracy” i „rosyjsko-polskim dialogu” oraz deklaracje przygotowań do „programu 2020 stosunków rosyjsko-polskich” i ogłoszenia roku 2015 roku „ rokiem Polski w Rosji i Rosji w Polsce”. Są tematy, które wydają się szczególnie absorbować uwagę rosyjskich przekaźników – sprawa zwrotu Tu-154, rozmieszczenie elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej oraz wizja wykorzystania polskich pokładów gazu łupkowego. W trakcie kontaktów dyplomatycznych dominuje zaś kwestia udzielenia Rosjanom wsparcia w sprawie umowy o współpracy między Unią Europejską a Rosją oraz starań o otwarcie granic z UE. Nietrudno zauważyć, że temat oddania Polsce wraku tupolewa jest od wielu miesięcy rozgrywany jako rodzaj „marchewki”, którą „polscy przyjaciele” otrzymają gdy spełnione zostaną rosyjskie warunki. O takim przeznaczeniu sprawy świadczą również wypowiedzi rosyjskich oficjeli, w których zapewnia się, że wrak zostanie zwrócony „po zakończeniu śledztwa”, co w realiach rosyjskich oznacza – w każdej chwili, gdy uznamy to za stosowne. Niedawne oświadczenie rzecznika Komitetu Śledczego Rosji Władimira Markina, iż „rosyjscy śledczy zakończyli wspólne z polskimi kolegami śledztwo w sprawie katastrofy samolotu prezydenckiego Tu-154”, wydaje się precyzyjnie wskazywać okoliczności, które mogłyby ułatwić Polakom odzyskanie samolotu. Można przypuszczać, że właśnie idei zamknięcia śledztwa smoleńskiego były poświęcone dwie wizyty prokuratora Seremeta w Rosji, o niej też rozmawiano podczas konsultacji Sikorskiego z Ławrowem i pobytu gen. Kozieja w Moskwie. Dopóki polskie śledztwo nie zostanie definitywnie zakończone, zwrot wraku nie wydaje się możliwy. Rosjanie już zrozumieli, że ustalenia parlamentarnego zespołu Antoniego Macierewicza niosą zbyt duże zagrożenie dla ich interesów i są dla Tuska poważnym problemem. Jeśli pod wpływem informacji ujawnionych przez zespół, prokuratura została zmuszona do podjęcia szeregu zaniechanych wcześniej czynności, a reżim do propagandowych kontrakcji -kremlowscy siłowicy nie mogą mieć pewności, że oddanie tupolewa bez zamknięcia śledztwa, nie skończy się obaleniem rosyjskiej wersji zdarzeń i nie wywołaniem potężnego wstrząsu. Gwarancją dla Rosjan ma być nie tylko zakończone śledztwo polskiej prokuratury ale bezwzględna lojalność „polskich przyjaciół”. Dla nich zaś, sprawa jest tym ważniejsza, że zwrot wraku miałby ogromne znaczenie polityczne i wizerunkowe. Leżący w Smoleńsku polski samolot jest przecież symbolem wasalnych relacji Tusk-Putin i dowodzi całkowitej nieudolności i uległości obecnego reżimu. Oddanie wraku poprawiłoby nie tylko osłabione notowania rządu, ale pozwoliło zamknąć sprawę tragedii smoleńskiej i ukrócić postulaty opozycji. Rosjanie, mając świadomość, jak ważny jest to czynnik, zrobią oczywiście wszystko, by osiągnąć maksymalne korzyści z tej transakcji i skłonić ekipę Tuska do najdalej idącej współpracy. W najbliższych miesiącach możemy być świadkami zdarzeń, które warto oceniać z tej perspektywy Nie wykluczam, że ogłoszona właśnie rezygnacja USA z umieszczenia w bazie w Redzikowie nowoczesnych antyrakiet SM-3, jest jednym z pierwszych wydarzeń na tej liście. Decyzja ma wprawdzie wymiar symboliczny, (dotyczy roku 2022 i nieistniejącej jeszcze broni) lecz wpisuje się w intencje Rosjan i pogłębia proces militarnego wycofywania USA z Europy. Zapewnie nie dowiemy się, jaki wpływ na tę decyzję miały oficjalne deklaracje, w związku z belwederskim pomysłem „polskiej tarczy antyrakietowej”. Duże znaczenie mógł mieć również projekt utworzenia „Wyszehradzkiej Grupy Bojowej” - która z punktu widzenia USA stanowi akt wymierzony w spoistość NATO i jest reakcją państw "zawiedzionych i niezadowolonych" z dotychczasowej współpracy w ramach Sojuszu.
Kierunek rosyjskich postulatów wyznaczają słowa sekretarza Rady Bezpieczeństwa Rosji Patruszewa, który podczas konsultacji szefa BBN w Moskwie, stwierdził, iż „Rosja ma nadzieję, że Polska udzieli pomocy w zapewnieniu gwarancji, że system obrony przeciwrakietowej nie będzie wymierzony przeciwko Rosji”. Z kolei, złożona niedawno w Brukseli deklaracja Sikorskiego – „Życzylibyśmy sobie, by w związku z przystąpieniem Rosji do Światowej Organizacji Handlu ruszyły wreszcie rozmowy o nowej całościowej umowie o współpracy między Unią Europejską a Rosją”, (nawiązująca wprost do ustaleń Sikorski-Ławrow) niesie zapowiedź włączenia polskiej dyplomacji w starania o podpisanie takiego dokumentu. Przypomnę, że w roku 2009 postawa polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego pokrzyżowała rosyjskie plany związane z przyjęciem traktatu Rosja-UE. Słowa Sikorskiego – „Polska będzie warunkowo popierać ruch bezwizowy dla Rosji i w tym samym tempie dla krajów Partnerstwa Wschodniego” świadczą natomiast, że po otwarciu granicy polsko-rosyjskiej przechodzi czas na wyważenie drzwi do Europy i w tym zakresie przewidziano kolejne zadanie dla „polskich przyjaciół”. Jednak najważniejszym „tematem negocjacyjnym” będzie z pewnością sprawa polskich łupków. Na arenie światowej od długiego czasu trwa histeryczna kampania propagandowa sterowana przez Moskwę. Jej ślady znajdziemy w „politycznie zaangażowanych” produkcjach filmowych Hollywoodu, (film „Promised Land”, ukazujący „mroczną stronę eksploatacji gazu łupkowego”) czy niespodziewanych występach prezesa Rosnieftu Igora Sieczina podczas niedawnej konferencji IHS CERAWeek w Houston, na której zebrali się szefowie największych koncernów paliwowych. Sprawie polskich złóż poświęcono wiele publikacji w prasie rosyjskiej, zwracając uwagę, że „Polska i Ukraina, które dysponują rzekomo dwiema trzecimi wszystkich europejskich zapasów tego surowca, przymierzają zbroję ‘zbawicieli przed dyktatem gazowym ze strony Rosji”. W tekście „Łupkowe fiasko Europy”, publicysta „Głosu Rosji” szydził - „Wygląda na to, że Polacy, którzy ogłosili gaz łupkowy priorytetem swojej polityki energetycznej, nie przyjmują się kosztami. Donald Tusk oświadczył, że w 2014 roku Polska rozpocznie przemysłowe wydobycie gazu łupkowego. Obecnie, ze względu na brak rezultatów w większości szybów, premier milczy.[…] Z czym więc mamy do czynienia? Prawie żaden z polskich szybów nie przyniósł dobrych rezultatów. Prawie wszystkie firmy zachodnie zawiesiły tu swoje badania geologiczne.” Zablokowanie eksploatacji polskich złóż będzie priorytetem rosyjskich starań, a decyzje rządu Tuska w tej kwestii będą pilnie obserwowane. Choć sprawy te dotyczą perspektywy kilku najbliższych lat, już dziś widać rosnący niepokój Rosjan i próby rozgrywania tematu. Również po polskiej stronie. Jedna z niedawnych inicjatyw dotyczących rozwoju technologii wydobycia gazu – utworzenie konsorcjum Polimex-Mostostal z Wojskową Akademią Techniczną, może oznaczać, że nad tym obszarem zostanie rozciągnięty parasol środowiska związanego z wojskiem. Biorąc pod uwagę belwederskie plany „reformy armii”, mające na celu wzmocnienie lobby wojskowego i poszerzenie zakresu zwierzchnictwa prezydenta nad Siłami Zbrojnymi oraz prorosyjskie stanowisko Komorowskiego w sprawie gazu łupkowego, to rozwiązanie może okazać się decydujące. W obecnej konstelacji politycznej, to Bronisław Komorowski i budowany przezeń ośrodek władzy prezydenckiej mają stać się najmocniejszymi gwarantami rosyjskich interesów. Rząd Tuska pełni w tym zakresie rolę mniej lub bardziej przydatnych wykonawców, których wartość jest na bieżąco weryfikowana i poddawana ocenie. Na taką ocenę składa się nie tylko kwestia wykonywania kolejnych dyrektyw. Wprawdzie Rosja ugrała już wiele dzięki ekipie Tuska, to – chcąc ugrać jeszcze więcej, musi podjąć grę w całkowicie innej konwencji. Perspektywa zwrotu wraku tupolewa, zamknięcia śledztwa smoleńskiego i wyciszenia sprawy katastrofy, może skłaniać Kreml do podjęcia gry na zastąpienie ekipy Tuska nowym, w pełni kontrolowanym „rozdaniem”. W takich działaniach warto dostrzec intencję pozbycia się nazbyt uciążliwego wspólnika oraz potrzebę wykreowania grupy, która potrafi sprostać strategicznym planom Kremla. Obecna ekipa, choćby z uwagi na współdziałanie z Putinem w rozgrywkach przeciwko prezydentowi Kaczyńskiemu oraz posiadania wiedzy o rzeczywistych zachowaniach Rosjan w związku z tragedią z 10 kwietnia, staje się mocno kłopotliwym sojusznikiem. Oczywiście - nie dlatego, iżby Tusk i spółka mogli wykorzystać tę wiedzę lub próbować uwolnić się od kurateli Moskwy. Jest to raczej kłopot, jaki może sprawiać zbyt skompromitowany i nieprzydatny już pomocnik, dla mocodawcy, który zaplanował przejście z „szarej strefy” do legalnego biznesu. Takie intencje Rosjan można dostrzec w związku z ich ofensywną polityką „marszu na Europę” i szukaniem dostępu do unijnych pieniędzy. Tusk „rozdarty” między moskiewskimi powinnościami, apetytem na unijną posadę i rolą „chłopca do poklepywania” dla Merkel – staje się mało wygodnym pomocnikiem. Niewykluczone, że z chwilą otrzymania stanowiska w strukturach unijnych, jego notowania wzrosną i może liczyć na nowe zadania. Obecne pomruki Kremla oraz krytyczne publikacje na temat rządu Tuska, trzeba odczytywać nie tylko jako czynnik mobilizujący czy wyraz dezaprobaty, ale zwiastun potencjalnych przetasowań politycznych. Jeśli na „podskubywanie” Tuska i jego rządu pozwalają sobie ośrodki propagandy III RP, dzieje się tak zwykle w przypadku zakulisowych rozgrywek o podział łupów lub dla wymuszenia korzystnych decyzji. Bez wątpienia, część tych wystąpień może być inspirowana przez środowiska prokremlowskie i mieć związek z intencją zastąpienia obecnej ekipy przez grupę mniej skompromitowaną i dostosowaną do nowych powinności. W tej grze wiodącą rolę odegra środowisko Bronisława Komorowskiego, a ponieważ tylko on może liczyć na pełne zaufanie Moskwy, „nowe rozdanie” odbędzie się pod dyktando Belwederu i uzyska jego akceptację. Opinie niektórych publicystów o walce na linii Tusk-Komorowski i rzekomych obawach lokatora Belwederu o przyszłą elekcję – nie zasługują na poważne traktowanie. Obecna hierarchia została ustalona na początku 2010 roku, zaś ówczesna rezygnacja Tuska z ubiegania się o prezydenturę nadal wyznacza ścisły podział ról. Gdyby obecny premier wyraził zamiar ubiegania się o to stanowisko w roku 2015 lub chciał postawić na innego kandydata PO, po kilku tygodniach mielibyśmy przyspieszone wybory parlamentarne. Polski samolot leżący dziś w Smoleńsku staje się zatem ważną „monetą przetargową” i byłoby naiwnością sądzić, że Rosjanie oddadzą go za marną cenę. Jeśli wrak odzyska ekipa Tuska, będzie to okupione głębokimi ustępstwami na rzecz Moskwy i rozszerzeniem zadań w ramach misji rosyjskiego konia trojańskiego. Może to nastąpić wyłącznie „z inicjatywy” Komorowskiego i służyć umocnieniu pozycji lokatora Belwederu. Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, że odbiór samolotu zarezerwowano dla kolejnej ekipy rządzącej. Akt ten stałby się symbolem „nowego otwarcia” w stosunkach polsko-rosyjskich i został wykorzystany dla definitywnego zakończenia sprawy smoleńskiej.
Aleksander Ścios
19/03/2013 Nie ma takiej zbrodni i niegodziwości, której nie popełniłby socjalistyczny rząd na Cyprze- kiedy zabraknie mu pieniędzy. No i popełnił. Dobiera się do prywatnych kont, gdzie jeszcze Cypryjczycy mają pieniądze Ale to tylko jednorazowo(???) Ach- jednorazowo! A potem będzie inne jednorazowo, potem następne, a potem jeszcze następne- aż jednorazowość zmieni się w permanentność…Te wszystkie atrapy państw, państw socjalistycznych zbankrutują wszystkie bez wyjątku.. I to już kwestia najbliższego czasu. .Ohydne państwa oparte o rabunek ludzi, zwanych dla niepoznaki” obywatelami”.. Też mi „obywatel”, który służy wyłącznie do wytrzepywania z niego pieniędzy.. Miejscowy rząd z Międzynarodową Szajką Funduszu Walutowego uprawia rozbój w biały dzień. Normalne państwa trzymają się z dala od tego wariactwa.. Od tych krętaczy, którzy zadłużają i doprowadzają do bankructwa.. Bankierzy- mać! Na Cyprze mieszka ponad 50 000 Rosjan. Już obliczyli, że stracą na rabunku 2 miliardy euro(???) I pomyśleć, że Republika Cypryjska wraz ze Słowenią były jednymi z najbogatszych kandydatów wstępujących do Unii Europejskiej w 2004 roku(!!!). Minęło dziewięć lat- i bankrut.. Każde państwo Międzynarodowy Fundusz Walutowy z Komisją Europejską pospołu-doprowadzi do bankructwa.. Wyssa z niego ile się da.. W Nikozji, pan prezydent Nikos Anastasiadis, obliczył sobie, że jeśli weźmie sobie z prywatnych kont 6 miliardów euro, to Międzynarodowy Fundusz Walutowy pożyczy mu 10 miliardów euro. Bardzo prawidłowo skonstruowany bilans.. Bo te 6 miliardów euro ma wpłacić do międzynarodowego Funduszu w gotówce.. Do tego dojdzie procent od tych 10 miliardów dla MFW– z jeden miliard- i co to za interes dla Cypru? Interes to jest, ale dla Międzynarodowego Funduszu Walutowego.. Żeby znowu z Cypryjczyków wyssać ile się da.- Wyzuć z prywatnych kont.. Mieszkańców na Cyprze nie jest zbyt dużo, około niecałego miliona,. ale natychmiast rzucili się do bankomatów po swoje pieniądze.. Opróżnili bankomaty w weekend, żeby nie dać się bolszewizmowi. I pomyśleć… Kiedyś bolszewizm oparty o kradzież, zgodnie z zaleceniami Lenina,. żeby kraść zagrabione- triumfował w ZSRR.. Rosja okradana przez Lenina i Trockiego padła na kolana.. Te dwa zbiry , wraz z innymi towarzyszami-wywoziły z Rosji złoto w tonach, ograbiali cerkwie i wywdzięczali się tym, którzy pomogli im zorganizować napad na Rosję carską.. Lenin miał na kontach w Szwajcarii ze 12 milionów dolarów. Zachęcam do lektury książki Dymitrija Wołkogonowa pod tytułem:” Prorok raju, apostoł piekła”.. To się dopiero państwo dowiecie o tym zbrodniarzu wiele.. Na przykład do dekretu Rady Komisarzy Ludowych” Socjalistyczna ojczyzna w niebezpieczeństwie” dopisał następujący fragment: ”Wszyscy należący do klasy bogaczy oraz ludzie zamożni winni zaopatrzyć się natychmiast w” książeczki pracy”, w których dokonywać się będzie cotygodniowych wpisów celem stwierdzenia, czy wywiązali się oni z przypadających im obowiązków wojskowych i administracyjnych(…) Książeczki pracy kosztują 50 rubli każda(…)Brak książeczki pracy lub dokonywanie nieprawidłowych wpisów będzie karane według praw obowiązujących w czasie wojny. Wszyscy posiadający broń muszą postarać się o nowe pozwolenie a) od komitetu blokowego ,b) od zakładu pracy. Bez uzyskania obu pozwoleń posiadania broni jest zabronione; karą za naruszenie tego prawa jest rozstrzelanie. Taka sama kara grozi za ukrywanie produktów żywnościowych”(???) Na razie na Cyprze za ukrywanie pieniędzy w przysłowiowych skarpetach- nawet pocerowanych dokładnie- nie grozi kara śmierci. Ale kto wie co będzie w przyszłości, jak rządowi nie uda się wykombinować gór pieniędzy dla Unii Europejskiej i Międzynarodowego Funduszu Walutowego.. Dziewięć lat bytności w Unii Europejskiej i [poddanie się dyktatowi Międzynarodówki Bankierskiej- a Cypr jest bankrutem.. Ale to jeszcze nie koniec.. Mieszkańcy Hiszpanii, Portugalii, Włoch, Grecji- pędźcie do bankomatów i zabierajcie swoje pieniądze.. Trudno.. Będą rewizje, będą szukać gdzie poukrywaliście swoje pieniądze, będą tworzyć tajne służby, żeby je wam zabrać.. Ale musicie podnieść rękawicę.. Bolszewizm zbliża się do was wielkimi krokami.. Tworzą siły europejskiego reagowania, bo zamieszki i bunt będzie.. Bo kto się w końcu nie zbuntuje jak go okradają? I jak mu chcą zabrać w przyszłości wszystko..? Bo konfiskaty będą narastać.. Jak pisał o Leninie Woroncow:” Twoje reformy sprowadzają się tak naprawdę do powszechnej katorżniczej pracy ze wszystkimi cechami reżimu więziennego: odebranie prawa do swobodnego poruszania się, system przepustek, jedzenie na komendę, przymusowe szkolenia itp. Udoskonalono też do granic możliwości wydział bezpieczeństwa CZK i jego nadzór nad wszystkimi obywatelami, system powszechnych rewizji i brak sądów(…) Trupa twojego rozwłóczą po ulicach Moskwy jak trupa Dymitra Samozwańca”. Na razie w Związku Socjalistycznych Republik Europejskich- można się przemieszczać zgodnie a Traktatem z Schengen… A co to za problem wprowadzić w Unii Europejskiej przepustki dla mieszkańców poszczególnych landów? Przecież jest Parlament Europejski- może przegłosować.. Rosjanie – gdzie kiedyś triumfował złodziejski bolszewizm Lenina i Trockiego, domagają się poszanowania prawa(???) Co się stało? Kiedyś Europa oparta o prawo rzymskie szanowała prawo, które było podstawą i elementem cywilizacji łacińskiej, której już w Europie socjalistycznej – nie ma.. Jest za to narastający bolszewizm wprowadzany przy pomocy demokracji większościowej.. A Rosja- kiedyś bolszewicka- domaga się poszanowania prawa? Putin zagroził, że jeśli rząd cypryjski nie odda tych 2 miliardów euro Rosjanom- to wyśle spadochroniarzy Speznazu i kanonierki.. Oczywiście to żart- ale wszystko być może.. W końcu 2 miliardy euro – to nie w kij dmuchał.. Rosja staje się cywilizowana- Europa coraz bardziej bolszewicka.. Nawet znany aktor francuski, sympatyk komunizmu, jak dobierają się do jego pieniędzy poprzez 75% podatek dochodowy- wybiera Rosję.. Czyżby nieoczekiwana zmiana miejsc? „Socjalizm wszystkim równo nosa utrze, bogatym jutro- a biednym- pojutrze”.. Nie wiem czy Fredro był na Cyprze.. Ale sprawę przewidział.. A jak dojdzie do głodu na Cyprze, jak Unia Europejska wraz z Międzynarodowym Funduszem walutowym okradnie Cypryjczyków ze wszystkiego, i jak Federacja Rosyjska , Mongolia, Chiny, Indie, Brazylia. Meksyk-będą przysyłać żywność dla głodnych mieszkańców Cypru- to trzeba będzie sięgnąć po metody Lenina, z którymi można zapoznać się czytając książkę historyka Wołkogonowa: Lenin przemawiając na posiedzeniu Rady Piotrogrodzkiej na temat walki z głodem, który wywołał konfiskując zboże” kułakom” zachęcał” masy’ by działały” samodzielnie”, to znaczy na własną rękę dokonywały rewizji i rekwizycji(….) Dopóki nie użyjemy terroru- rozstrzelanie na miejscu- wobec spekulantów, nic z tego nie wyniknie(…) Z rabusiami też trzeba postępować zdecydowanie- rozstrzeliwać na miejscu, a ludzi zamożnych należy posadzić na trzy dni bez chleba, ponieważ mają zapasy”(???)( strona 194) Chyba dopiero po tych trzech dniach – rozstrzelać…I książki o takim szaleńcu wydaje środowisko lewackiej” Krytyki Politycznej” W 2001 roku Produkt Krajowy Brutto Cypru- to11,9 miliarda euro- 15,6 tysiąca na jednego mieszkańca.. Dzisiaj mieszkańcy Cypru podczas weekendu biegną do bankomatów po swoje pieniądze.. Boże! Miej w opiece Cypryjczyków, których socjalizm europejski puści w końcu z torbami ,i w skarpetkach, jeśli dla wszystkich skarpetek starczy, tak jak inne kraje- w tym nasz.. Przecież przed przyłączeniem nas do Unii Europejskiej potrafiliśmy mieć i 7% wzrost gospodarczy.. Teraz walczymy o 1.%.. Marny nasz los.. I będą nowe podatki.. Bo Unia tak chce.. Nasze nowe państwo.. I nie ma takiej zbrodni i niegodziwości, której nie popełniłby socjalistyczny rząd, kiedy Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu pieniędzy nie będzie dość.. WJR
Papież o truciźnie komunizmu Przypadek kalendarza sprawia, że inauguracja pontyfikatu papieża Franciszka przypada w 76 rocznicę opublikowania przez papieża Piusa XI encykliki o niebezpieczeństwach bolszewizmu (Divini Redemptoris), której tekst pozostaje aktualny do dzisiaj. Wrzask straszny podniósł się w lewicowych mediach po wyborze papieża Franciszka, tak jakby lewaków pokropiono święconą wodą. To przypomina nam histeryczne reakcje komunistów w 1978 roku, po wyborze Jana Pawła II. Tylko, że wtedy było mniej mediów i wrzask nie był całodobowy. Skowyt lewaków jest być może tym większy, biorac pod uwagę to, że inauguracja pontyfikatu Papieża Franciszka odbywa się dokładnie w 76 rocznicę opublikowania przez Piusa XI encykliki piętnującej bolszewizm (Divini Redemptoris). Pius XI widział bolszewizm bliska, mieszkał w Warszawie jako nuncjusz apostolski podczas wojny polsko-sowieckiej w 1920 roku. Widział jak sowieci zgładzili kościół katolicki w Rosji i na Ukrainie. I jak więzili, zsyłali lub po prostu likwidowali księży - na przykład polski prałat Konstantyn Romuald Budkiewicz został rozstrzelany w piwnicach Ljublianki: www.pl.wikipedia.org/wiki/Konstanty_Romuald_Budkiewicz
Tekst encykliki Divini Redemptoris pozostaje aktualny do dzisiaj. Oto cytat: "Szybkie rozpowszechnianie się idei komunizmu, przenikających niepostrzeżenie do wszystkich krajów, małych i wielkich, wysoko cywilizowanych i słabo rozwiniętych, do najodleglejszych nawet zakątków ziemi, tłumaczy się również uprawianiem niecnej propagandy, jakiej świat zapewne dotąd nie widział. Kieruje się nią z jednego ośrodka, zręcznie dostosowując do warunków poszczególnych narodów: rozporządza ona ogromnymi środkami pieniężnymi, niezliczonymi stowarzyszeniami, kongresami światowymi i dobrze wyszkolonymi siłami, korzysta z czasopism i broszur, szerzy się w kinach, ze sceny teatralnej i przez radio, na koniec w szkołach i uniwersytetach, ogarniając powoli coraz szersze warstwy społeczne, nawet najbardziej wartościowe; jak trucizna sączy się niepostrzeżenie w umysły i serca."
www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/pius_xi/encykliki/divini_redemptoris_19031937.html
Umierając w 1939 roku, Pius XI nie mógł nawet podejrzewać, że czterdzieści parę lat później komuniści dokonają zamachu na papieża, na naszego Jana Pawła II. Nienawiść komunistów do nowego papieża Franciszka ma więc głębokie korzenie. Balcerac
Michalkiewicz krytycznie o Platformie Oburzonych Stanisław Michalkiewicz nie jest entuzjastą Platformy Oburzonych. Publicysta porównuje tą inicjatywę do AWS i zarzuca, że jest kolejną formacją etatystyczną. Współpracownik ojca Rydzyka uważa, że Platformie Oburzonych jest kolejną siłą polityczną, która pod pozorem głoszenia patetycznych, patriotycznych haseł chce się dorwać do państwowych stanowisk: "Dla liderów związkowych jest to wyzwanie, bo skoro ze związków zawodowych nie można przechodzić do polityki, to grozi im to uwiądem starczym. Któż z „młodych, wykształconych” będzie biegał za sprawami związkowymi, jeśli na czele związków będą stali dożywotni prezesi? Musi zatem zostać otwarta szybka ścieżka awansu ze struktur związkowych do polityki, a ponieważ oligarchizacja politycznej sceny taką możliwość blokuje, trzeba podjąć próbę stworzenia nowego ruchu na podobieństwo AW”S”."- czytamy w jego najnowszym
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2774
Jak widzimy Michalkiewicz porównuje Platformę Oburzonych do AWS-u. Jest to porównanie nieprzypadkowe; Michalkiewicz bowiem uważa, że aby zapewnić posady dla działaczy związkowych, rząd Jerzego Buzka zwiększył w tym celu liczbę stanowisk w sektorze publicznym. Według przyjaciela Korwin- Mikkego, Kukizowi z Dudą mogą przyświecać takie same cele. Paweł Kukiz nie jest faworytem Michalkiewicza; publicysta "Naszego Dziennika" zraził się do niego po tym jak muzyk wycofał się z komitetu honorowego "Marszu Niepodległości" ze względu na obecność autorytetu Radia Maryja, Jana Kobylańskiego. Michalkiewicz w swoim stylu insynuuje, że w ten sposób Kukiz chciał się podlizać Michnikowi. Według niego, salon miał docenić ten gest i się odwzajemnić: "Jej siłą napędową ma być też piosenkarz Paweł Kukiz, który w listopadzie ubiegłego roku zrejterował z Komitetu Poparcia Marszu Niepodległości, kiedy „Gazeta Wyborcza” zwróciła uwagę, że jest tam również Jan Kobylański. Wkrótce po tej zabawnej rejteradzie Polskie Radio znowu nadało piosenkę pana Kukiza, najwyraźniej dostosowaną do sytuacji: „Bo tutaj jest jak jest, po prostu - i ty dobrze o tym wiesz!” - zauważa Michalkiewicz. Michalkiewicz jest mistrzem w oskarżaniu innych o agenturalność. Zazwyczaj zarzut ten dotyka jego przeciwników politycznych. Nie inaczej jest i tym razem- Platforma Oburzonych może być rywalem politycznym ukochanego przez Michalkiewicza "Ruchu Narodowego", dlatego publicysta sugeruje, że jest tworem razwiedki: "Ale jak jest rozkaz, to policmajster powinność swej służby zrozumie - bez względu na to, czy rozkaz wydał car, partia, czy bezpieka, czyli „demokracja”. Więc albo „wariant białostocki”, czyli brutalna rozprawa w ramach „walki z faszyzmem”, w czym bezpieka może liczyć na poparcie żydokomuny - albo rozładowanie tego niebezpiecznego dla naszych okupantów potencjału poprzez wymanewrowanie młodych narodowców. Z tego punktu widzenia Platforma Oburzonych jest prawdziwym darem Niebios, bo młodzi ambicjonerzy, których w każdym ruchu politycznym, a więc i narodowym na pewno jest sporo, postawieni w obliczu alternatywy: albo niezawisły sąd, albo pod ogólnym kierownictwem Solidarności stanięcie do konkursu o posady - będą mieli potężny dysonans poznawczy, od czego niebezpieczny potencjał może zostać rozładowany bez eskalowania represji."- dowodzi błyskotliwie. Identyczny zarzut Michalkiewicz postawił tworzącemu się Instytutowi Myśli Politycznej. Można z tego wyciągnąć taki wniosek, że razwiedka jest przerażona siłą Ruchu Narodowego, który w sondażach prezentuje się gorzej, niż Kongres Nowej Prawicy, Janusza Korwin- Mikkego. Oczywiście Michalkiewiczowi do głowy nie przychodzi, aby pomyśleć, ze celem tego wysypu prawicowych projektów, jest osłabienie PiS. Warto jednak zauważyć, że kiedy "Gazeta Polska" ujawniła, że narodowcy byli szkoleni przez oficerów wojskowej bezpieki, to ten "pogromca razwiedki" kompletnie zlekceważył ten fakt, osobiście ręcząc za nieskazitelność oraz czystość, Ruchu Narodowego. Oczywiście, były to bezpodstawne oskarżenie mające zdezawuować Ruch Narodowy. Czyżby dziennikarze "Gazety Polskiej" nie wiedzieli, że bezpodstawnie można oskarżać tylko Jarosława Kaczyńskiego? Byłoby to dziwne, gdyż zasada ta jest aktywna w naszej polityce od ponad 20 lat. Stosuje go również bezkompromisowy publicysta Stanisław Michalkiewicz, który niedawno napisał, że rękami "autorów niepokornych" prezes PiS chciał wykończyć ojca Rydzyka. Kiedy wydawca "Do Rzeczy" wycofał się z tej inicjatywy Michalkiewicz i obalił jego oskarżenia; bezkompromisowy publicysta zamilkł i uznał sprawę za zamkniętą. Jak widać niczego to nie nauczyło; dzisiaj znowu ostro atakuje prezesa PiS:"Skoro „Stokrotka” w podobny sposób zoperowała starego faryzeusza, to nic dziwnego, że i związkowcy próbują - a przy nich uczestnicy podobno aż stu organizacji"- pisze o nim.
Kierowanie się niechęcią oraz złym emocjami nie jest dobrym doradcą; takie postępowanie często gubi człowieka. Michalkiewicz tak bardzo zabrnął w swojej niechęci do Kaczyńskiego, że nawet nie zauważył, że sam sobie zaprzecza. Oto najpierw zarzuca Platformie Oburzonych że powstała po to, żeby zaszkodzić narodowcom; żeby później twierdzić, że akcja skierowana jest przeciwko PiS: " Możliwości są dwie; albo liderzy Solidarności uznali, że na PiS trzeba położyć krzyżyk - a to jest zapowiedź katastrofy dla prezesa Kaczyńskiego - albo próbują w ten sposób prezesa Kaczyńskiego przekonać, by sprawił, iż na listach PiS w nadchodzących wyborach do Parlamentu Europejskiego, a potem - również tubylczego, znaleźli się związkowi liderzy."- czytamy. Co do wspomnianych narodowców, to Michalkiewicz głosi wszędzie gdzie tylko może- że to prawdziwie polska, patriotyczna siła, której "razwiedka" szczerze się obawia. Dowodem ma tutaj być kampania przeciw "faszyzmowi" jaka się przelała w mediach głównego nurtu (media miały ja zorganizować, ponieważ narodowcy zapowiedzieli obalenie "Republiki Okrągłostołowej"). Tyle tylko, że media, które tak bardzo się ich obawiają nie maja problemu z zapraszaniem ich do studia dając możliwość promowania Ruchu Narodowego. I tak w programie złowrogiej Moniki Olejnik wystąpił Krzysztof Bosak razem z Robertem Biedroniem. Zaś w "Faktach po faktach" Maria Łopuszańska- Piasecka, żywo dyskutowała z Piotrem Gadzinowskim na temat ostatniej Manify. Takiego przywileju nie ma nawet przyjaciel Michalkiewicza, Janusz Korwin- Mikke.Być może jest to zapowiedź większej współpracy w mediach, które Michalkiewicz posądza o agenturalność, Ruch Narodowy będzie odgrywał rolę pożądanej prawicy? Radzio
Zajmijmy się definiowaniem pojęć – Teoria spiskowa
źródło: http://en.metapedia.org/wiki/Conspiracy_theory
Teoria spiskowa Teoria spiskowa jest to epitet wynaleziony przez żyda-polemistę Karla Poppera. Pochodzi z 1945 r. i znalazł się w jego książce poświęconej propagandzie pozbawionego tradycji kosmopolityzmu p.t. „The Open Society and Its Enemies” (społeczeństwo otwarte i jego wrogowie – przypis) [1]. W tej książce, Popper ukuł ten termin w polemice z czymś, co określił nazwą “totalitaryzm” (np. Narodowy socjalizm i tak zwany “Stalinizm”). Jednocześnie, Popper stwierdził, że “nie chcę sugerować, że spiski nigdy nie mają miejsca. Wręcz przeciwnie, są to typowe zjawiska społeczne“. Jego zasadnicze użycie polega na zastosowaniu go w postaci instrumentalnie warunkującego sloganu (wytrycha językowego – przypis) pomyślanego jako broń psychologiczna, mająca za zadanie zniweczyć próby podjęcia prawdziwego śledztwa oraz badań nad ważnymi wydarzeniami i procesami. Od tego czasu termin ten jest wykorzystywany najczęściej do opisu członków ruchu Prawdy i mediów alternatywnych, albo w bardziej ogólnym znaczeniu wobec ludzi, którzy wyrażają opinie na temat wydarzeń historycznych, jakie nie pasują rządzącemu establishmentowi.
To, co wcześniej opisano jako “teorię spiskową” i miało charakter negatywnego epitetu, później stawało się prawdziwą historią „tych, przy władzy”, gdy było to politycznie wygodne, albo kłamstwo było tak oczywiste, że nie pełniło już użytecznej funkcji. Na przykład Zbrodnia Katyńska na Polakach przypisywana była z początku przez prasę aliantów Niemcom, jednak obecnie wiadomo, i przyznano publicznie, że została przeprowadzona przez sowiecki reżim terrorystyczny. Jeśli kogoś opisuje się jako twórcę “teorii spiskowej” w kontrolowanych mediach przy użyciu zniewagi, wówczas prawdopodobnie warto przyjrzeć się temu, co ma do powiedzenia, jednakże z należnym umiarem, ponieważ tym epitetem określa się także rzeczywistych pomyleńców, którzy są celowo umieszczeni pod tym samym hasłem, obok prawdziwych głosicieli prawdy. Szczególnie celowo wrzucają tutaj haniebnych propagatorów idei o reptilianach i o ufologii, więc zalecana jest należyta ostrożność.
1.↑ The Vancouver Sun (16 September 2006). “Attempting to make sense of senseless acts by Peter McKnight
Fałszywe złoto, zatruta ekonomia efektem talmudycznej moralności
19 Marzec 2013 Dodaj komentarz Przeskoczenie do uwag
Za: http://wiadomosci.monasterujkowice.pl/?p=4040#more-4040
Uwaga: Pomimo upływu 3 lat od publikacji poniższego artykułu, Redakcja StSy ze względu na zawarte w artykule informacje, zdecydowała się zaprezentować go czytelnikom, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznania się z jego treścią. Ostatnie szokujące informacje, zupełnie przemilczane przez światowe media wskazują, że pewne kręgi w Stanach Zjednoczonych sfałszowały miliony sztabek złota, których wartość ocenia się na zawrotną sumę 600 miliardów dolarów. Sprawa wyszła na jaw w październiku 2009 roku kiedy to Chiny, zakupiwszy około 5700 sztabek złota, każda o wadze 400 uncji, nabrały podejrzeń co do prawdziwej ich jakości. Po zbadaniu sztabek, które według oficjalnych dokumentów zostały wysłane bezpośrednio z amerykańskiego skarbca złota w Fort Knox (United States Bullion Depository), okazało się, że ich rdzeń wcale nie zawiera złota, lecz w sumie jest to sztaba wolframowa.
– wolfram jest metalem o wadze niemal równej złotu – jedynie pokryta zewnętrzną warstwą prawdziwego złota. Informację na ten temat przekazał przed kilkoma dniami jeden z największych pakistańskich dzienników Pakistan Daily, i choć jest ona niezwykłej wagi, pominięta została przez, tak niby różnorodne, choć w sumie mówiące jednym-słusznym głosem media. Dochodzenie w tej sprawie ujawniło, że najwyraźniej fałszerstwem na tak wielką skalę zajął się sam rząd USA, a przynajmniej za jego wiedzą i zgodą dokonano tego procederu w centralnych czynnikach tzw. Banku Rezerw Federalnych. Okazało się, że przed około 15 laty, w czasie administracji prezydenta Clintona (a chodzi tutaj o najbardziej wpływowe postaci tego okresu, czyli Roberta Rubina, Alana Greenspana i Lawrence’a Summers – nota bene wszyscy trzej są wyznawcami judaizmu, proizraelskimi i prosyjonistycznymi fanatykami, dla których prawdziwe dobro Ameryki zawsze ustępuje przed priorytetem Izraela i diaspory żydowskiej), w jednej z nowoczesnych fabryk na terenie USA, zużywając do tego celu 16 tysięcy ton wolframu, dokonano fałszerstwa w postaci wyprodukowania od 1,3- do 1,5-miliona odpowiednich sztabek wolframu. Sztabki wolframowe pokryto następnie warstwą złota, po czym około 640 tysięcy takich wolframowo-złotych falsyfikatów przesłanych zostało do skarbca w Fort Knox. Jak twierdzą źródła chińskie, pozostałe z tak wyprodukowanych sztabek, czyli nawet do 860 tysięcy, zostało upłynnionych na globalnych rynkach złota i światowych giełdach.
Dlaczego wolfram? Tak jak do doskonałego podrobienia pieniędzy papierowych potrzebny jest papier maksymalnie zbliżony w swoich własnościach fizyko-chemicznych do oryginalnego, tak i w przypadku próby podrobienia sztabek złota konieczne jest znalezienie takiego materiału, który sprawi, że fałszywa sztabka nie będzie się niczym różniła od oryginału. Potencjalni fałszerze natrafiają w przypadku złota na wielką trudność: złoto bowiem jest metalem bardzo ciężkim i znalezienie substytutu, który przy zbliżonych własnościach kosztuje dużo mniej, jest bardzo trudne. Z tego względu można brać pod uwagę jedynie dwa metale: zubożony uran, który jest stosunkowo tani (przynajmniej dla odbiorcy rządowego), lecz niestety cechuje się wykrywalną promieniotwórczością, oraz właśnie wolfram. Wolfram jest metalem bardzo tanim (30 dolarów za funt, w porównaniu do funta złota sięgającego 12 tysięcy dolarów) i różnica pomiędzy kosztem doskonale podrobionej sztabki wolframowo-złotej a złotą jest jak jeden do ośmiu: 400 uncjowa sztabka wolframowa kosztuje około 50 tysięcy dolarów, zaś złota – 400 tysięcy dolarów. Wolfram posiada również niemal identyczną jak złoto gęstość, co sprawia, że sztabka złota i wolframu waży niemal tyle samo. W przypadku zastosowania na przykład zwykłej stali, sztabka o tych samych wymiarach ważyłaby prawie 3 razy mniej niż prawdziwa sztabka złota. Przekonał się o tym niedawno centralny bank Etiopii, gdy w 2008 roku próbował sprzedać złoto rządowi Południowej Afryki – dostawa została zwrócona gdy okazało się, że zawiera sztabki złota wykonane ze stali, jedynie pokryte warstwą złota. O znalezieniu w zasobach bankowych Niemiec sfałszowanej sztabki wolframowo-złotej doniosła również niemiecka stacja telewizyjna ProSieben. Sztabki złota przekazane z amerykańskiego skarbca bankowi Chin, były właśnie w praktyce sztabkami wolframu pomniejszonymi o około 3 milimetry z każdej strony i z nałożoną 1,5-milimetrową warstwą złota. Tak wykonana podrobiona sztabka niemal we wszystkim przypomina oryginalną sztabkę złota: wagowo zgadza się perfekcyjnie, można ją obstukiwać uzyskując pożądany dźwięk, można ją poddać testom chemicznym, a nawet prześwietlić promieniami Rentgena, bez uzyskania negatywnych wyników. Jedynym sposobem na sprawdzenie czy sztabka w całości wykonana jest ze złota, jest wywiercenie małych otworów wgłąb sztabki. Złoto jest materiałem bardzo, bardzo kruchym (czyste złoto można niemalże modelować palcami), natomiast wolfram jest niezwykle twardy. Już pierwsza próba zrobienia otworu w takiej sztabce, kończy się złamaniem wiertła. I widocznie wiele wierteł Chińczycy połamali sobie.
Rotschild wycofał się z handlu złotem? W świetle tak ewidentenego fałszerstwa sztabek przysłanych do Chin, nowego znaczenia nabrały dotąd tajemnicze fragmentaryczne informacje pojawiające się tu i ówdzie w ostatnich latach. Śledztwo oraz tzw. biały wywiad wskazują np. na ciekawą wiadomość z 2 lutego 2004 roku, kiedy to prokurator na Manhattanie aresztował Stuarta Smitha, jednego z najwyższych przedstawicieli giełdy New York Mercantile Exchange – NYMEX. Interesujące, że po nalocie na biura wice-prezydenta NYMEX i po praktycznym zniknięciu tej osoby, nie ukazała się na ten temat żadna wzmianka i nic nikomu nie wiadomo o losach sprawy, a do dnia dzisiejszego biuro prokuratora milczy na ten temat nie wyjaśniając motywów akcji. Co jest jednak najstotniejsze i co może rzucać światło na prawdziwe przyczyny tej akcji, to fakt, że biuro owego prezydenta giełdy miało szczególne zadanie: przechowywało ono szczegółowe informacje o każdej transakcji każdej sztabki, wraz z miejscem pochodzenie, numerem seryjnym sztabki, kupcem, itp. Pomimo, że nadal nie wiadomo jaka grupa – rządowa, para-rządowa, bankowa, reprezentująca obcy wywiad – kontroluje ten sektor, to monopol na informację o każdej przeprowadzonej bądź zamierzonej transakcji jest niezbędny dla grupy chcącej kontrolować dystrybucję złota. Niemal w tym samym czasie, w kwietniu 2004 roku w sieci Reutersa pojawiła się równie tajemnicza informacja: oto londyński bank inwestycyjny NM Rothschild & Sons, Ltd znienacka oznajmił, że wycofuje się z transakcji złota na giełdzie londyńskiej. Komentatorzy nie znając prawdziwych przyczyn tak nieprawdopodobnej decyzji uznali, że albo “coś jest nie tak”, albo “wiedzą oni [tj. bank Rotschilda] o szykowaniu się jakiegoś wielkiego skandalu” związanego z handlem złotem, i nie chcą oficjalnie brać w tym udziału bądź też nie chcą być z tym skandalem kojarzeni.
Fed nie chce ujawnić informacji Jednym z komentatorów finansowych podejmująch te tematy był Bill Murphy, założyciel organizacji Gold Antitrust Action Committee (GATA), mającej na celu ukazywanie opinii publicznej nieprawidłowości w handlu złotem. Organizacja ta postawiła sobie za cel zdobycie od władz amerykańskiego federalnego systemu bankowego informacji o transakcjach złotem, gdyż wszelkie przesłanki wskazywały na trwającą dziesiątki lat manipulację cenami złota na rynkach światowych dokonywaną przez amerykański Bank Federalny. GATA, powołując się na prawo Freedom of Information Act (FOIA) upoważniającą do dostępu do informacji, złożyło wniosek do Federalnego Banku o ujawnienie wszystkich informacji o przeprowadzonych i zamierzonych transakcjach złota, począwszy od 1990 roku. 5 sierpnia 2009 roku Bank Federalny odpowiedział przekazując dokumenty liczące 173 stron, na których dokonano jednak wielu ocenzurowań zamazujących tekst. Poinformowano również, że nie ujawniono dodatkowych 137 stron. Gdy GATA odwołała się żądając wyjaśnień dlaczego nie ujawniono całości dokumentacji, w miesiąc później nadeszła odpowiedź od jednego z dyrektorów Systemu Rezerwy Federalnej, Kevina M. Warsh. W liście tym już w pierwszym paragrafie przyznano, że żądane informacje “dotyczące zamiany z innymi bankami zagranicznymi dokonywane przez System Rezerwy Federalnej, nie jest tym rodzajem informacji, którą zwykliśmy przekazywać opinii publicznej.”
Kto rządzi systemem monetarnym? I kto tu rządzi ?Oczywiście nie wiadomo na razie w jaki sposób i kto dokonał próby oszukania i poważnej destabilizacji światowego systemu zasobów złota, lecz nie mogło się to odbyć bez udziału tzw. federalnego banku Stanów Zjednoczonych. Czym zatem jest System Rezerwy Federalnej (zwany często pieszczotliwie Fed-em)? Jest to instytucja bankowa zawiadująca emisją pieniądza amerykańskiego i całkowicie go kontrolująca. Jest instytucją prywatną zarządzającą amerykańskim systemem finansowym, działającym wbrew literze Konstytucji, która wyraźnie mówi, że prawo do emisji pieniądza ma Kongres. Tak więc pomimo zwodniczej nazwy, na próżno szukać adresu tej instytucji w książkach telefonicznych na tzw. Blue Pages, czyli stronach wyliczających instytucje rządowe, bowiem “Bank Federalny” nie jest ani instytucją rządową ani federalną, jest natomiast instytucją prywatną i właśnie jako instytucja prywatna jest wymieniona na stronach żółtych, czyli na Yellow Pages, obok takich biznesów jak np. “Federal Express”.[1] Ta prywatna firma o celowo zwodniczej nazwie “Federal Reserve System”, nadzorowana jest przez pięciu członków wchodzących w skład Zarządu, czyli “Federal Reserve Board of Governors”. Może wymieńmy po kolei nazwiska dzisiejszych członków zarządu. Są to: Benjamin S. Bernanke, Donald L. Kohn, Kevin M. Warsh, Elizabeth A. Duke i Daniel Tarullo. Przed tymi dwiema ostatnimi osobami, funkcję sprawowali: Randall S. Kroszner i Frederic S. Mishkin. Może przyjrzyjmy się teraz sylwetkom tych osób, które – przypomnijmy – w sposób niemal absolutny zawiadują systemem monetarnym w Stanach Zjednoczonych i dodajmy ich pochodzenie etniczne, a otrzymamy interesujący obrazek:
Benjamin S. Bernanke – żydowskie
Donald L. Kohn – żydowskie
Kevin M. Warsh – żydowskie (najmłodszy w historii dyrektor Fed-u, mianowany w wieku 35 lat)
Elizabeth A. Duke – w biografii nie ujawniono – ani na stronach Banku Federalnego, ani w encyklopediach
Daniel Tarullo- w biografii nie ujawniono – ani na stronach Banku Federalnego, ani w encyklopediach
Poprzedni dyrektorzy:
Randall S. Kroszner – żydowskie
Frederic S. Mishkin – żydowskie
Gdyby jednak dalej penetrować skład osobowy Fed-u, to oprócz pięciu dyrektorów (dzisiaj: trzech jest pochodzenia żydowskiego, do tej pory było ich pięciu, czyli 100%), mamy również dwunastu regionalnych prezydentów. Uwzględnijmy zatem i tych dyrektorów i zobaczmy jak tutaj rozkłada się ta etniczna przynależność. Otóż okazuje się, że i tutaj mamy do czynienia z nieprawdopodobną nadreprezentacją etniczno-religijną pewnej grupy, która jednak oburza się gdy próbuje się wskazywać na jej oczywiste korelacje z systemem finansowym. Dla pełnego obrazu wymieńmy zatem nazwiska prezydentów poszczególnych oddziałów i ich etniczno-religijną przynależność:
Oddział Boston: Eric S. Rosengren – żydowskie
Filadelfia: Charles I. Plosser – żydowskie
Richmond: Jeffrey M. Lacker – żydowskie
St. Louis: James B. Bullard – żydowskie
Kansas City: Thomas M. Hoenig – żydowskie
Dallas: Richard W. Fisher – żydowskie
San Francisco: Janet L. Yellen – żydowskie
Minneapolis: Narayana R. Kocherlakota – w biografii nie ujawniono – ani na stronach Banku Federalnego, ani w encyklopediach (zastąpił Gary H. Sterna – żydowskie )
Nowy Jork: William C. Dudley – goj
Cleveland: Sandra Pianalto – goj
Atlanta: Dennis P.Lockhart – goj
Chicago: Charles L. Evans – goj
Tak więc z grupy pięciu członków Zarządu, trzech stanowią Żydzi, czyli 60 procent. Z grupy 12 regionalnych prezydentów, mamy dzisiaj 6 zadeklarowanych Żydów, czyli 50 procent. W sumie, na 17 najważniejszych stanowiskach zasiada 9 Żydów (dotychczas było ich 12), choć cały czas nie wiemy czy wobec reszty nie chodzi o zakonspirowanych Marranos. Wobec 2% populacji Żydów w USA, zjawisko to oznacza ponad 25-krotną nadreprezentację Żydów w zarządzie głównym i oddziałach Banku Federalnego (dotychczas była to nadreprezetacja ponad 35-krotna). Podobna sytuacja jest Departamencie Skarbu (U.S. Treasury Department), gdzie na 11 najważniejszych stanowiskach, w pięciu zasiadają zadeklarowani Żydzi.
Manipulacja Szefem Departamentu Skarbu jest dzisiaj jak wiadomo Timothy Geithner, którego jednak trudno jest zakwalifikować do którejkolwiek grupy, gdyż przed jego nominacją przez Baraka Obamę na to stanowisko, figurował on w Wikipedii jako Żyd, lecz później zmieniono go na członka “kościoła anglikańskiego (Episcopalian)”, a dzisiejsze wydanie Wikipedii nie informuje nawet o tym. Jaka jest “prawdziwa prawda” – nie wiadomo, ale czy to zmienia tak wiele? Nie aż tak bardzo, chociaż stanowi znakomity przykład tego, że o osobach zajmujących kluczowe stanowiska w państwie i organach wpływających na zasadnicze aspekty życia publicznego, tak w zasadzie to nic nie wiemy, poza dziesięcio-zdaniowym Resume publikowanym na oficjalnych stronach. Wiemy jaką szkołę ten i ów delikwent skończył, wiemy częściowo gdzie pracował, dowiadujemy się niekiedy, że np. lubi grać w golfa, ale o etnicznym pochodzeniu, o duchowej afiliacji, o wzorcach ideowych, z reguły nie wiemy nic. A przecież warto wiedzieć czy ktoś współuczestniczący w najważniejszych decyzjach państwa rzutujących na całe życie obywateli, adoruje Freuda, Marksa, Engelsa i innych bożków żydowskich. Warto wiedzieć, bo adoracja ta zawsze przynosiła jak najgorsze skutki. Z obecnym Sekretarzem Skarbu wiążą się też i inne ciekawe zjawiska. Oto na wieść o mianowaniu przez prezydenta-elekta Baracka Obamę na stanowisko Sekretarza Skarbu, giełda amerykańska “zareagowała” wzbijając się o 500 punktów, przełamując kilkudniowy spadek i marazm “inwestorów”. Mamy wreszcie wybawiciela – krzyczano – oto przyszedł na pokład nowego, wspaniałego, lśniącego “s/s Obama” nowy guru mający uzdrowić gospodarkę – obwieściły wszystkie media, finansowe stacje i portale. Wskaźniki akcji brazylijskich kopalń, chińskich firm budowlanych, amerykańskich gigantów poszybowały w górę, bo oto przyszedł ktoś, kto “zmieni to wszystko”, “uporządkuje bałagan”, “przebuduje gospodarkę”. Zaczęło się więc intensywne budowanie “nowego wspaniałego świata”, chociaż, jak ostrzegł swoistym bełkotem prezydent-elekt: “Będzie jeszcze gorzej zanim będzie lepiej”. Pomóc miał w tym procesie Timothy Geithner – “nowy” człowiek, przyjęty przez “inwestorów” niemalże jako “wybawiciel”. No cóż, przy takim poziomie medialnego kwiku można przeforsować każdą, nawet najbardziej absurdalną tezę, również i tą, że Geithner pochodzi spoza układu, jest “nowym” człowiekiem, no i że naprawi rozstrojoną gospodarkę. Przykład Geithera pokazuje przy okazji jak bardzo zmanipulowane są media, które potrafią na zawołanie wytworzyć efekt eurofii czy przygnębienia. Z uwagi na skomplikowane powiązania współczesnych instrumentów ekonomicznych, stosowany żargon finansowy graniczący z nowomową oraz to, że ekonomia jako tzw. nauka społeczna czyli w gruncie rzeczy pseudonauka jest w stanie wyprodukować sprzeczne ze sobą odpowiedzi, przeciętnemu obywatelowi można wmówić niemal wszystko. Wyspecjalizowane w nowoczesnej inżynierii socjotechniczej wszechwładne media, nie tylko na poziomie treści, ale nawet doboru towarzyszącej oprawy muzycznej stwarzają “klimat dnia” – a to totalnej klęski, a to zwycięstwa w bitwie o “lepszą przyszłość”, a to chwilowego zawieszenia. Wystarczy przez kilka dni posłuchać dajmy na to takiego National Public Radio, czyli tzw. publicznego radia amerykańskiego, by gołym okiem dostrzec, raz to prymitywaną, raz niezwykle wyrafinowaną manipulację. Aby sprostać zapotrzebowaniu na “kozła ofiarnego”, media te wyszukują też kolejnych “winnych” obecnego kryzysu by na nich chwilowo skupić wzbierającą się złość, a stają się nimi a to brokerzy i spekulanci z Wall Street, a to szefowie największych korporacji, a to oszuści mniejszego kalibru, których zresztą zawsze niemało. Najmniej winni okazują się być jednak ci, którzy od lat nieprzerwanie dzierżą władzę w poszczególnych rządowych bankach różnych państw, w amerykańskim “federalnym” banku rezerw i różnego rodzaju radach nadzorczych niezliczonych ciał finansowych, doradczych i “pozarządowych organizacji”. Osobników tych nie eksponuje się zbytnio w mediach, nie ukazuje się ich jako sprawców dzisiejszej klęski czy – broń Boże – jako złoczyńców. Wręcz przeciwnie – pokazywani są jako kolejni wybawcy. Jako jednego z takich wybawicieli przedstawiono Timothy Geithner’a, człowieka który pomimo stosunkowo młodego jak na wyjadaczy finansowego establishmentu wieku, był doskonale znany w kręgach finansowych i od lat zaangażowany w budowę systemu określanego już nawet oficjalnie jako “nowy porządek finansowy”, czyli elementu masońskiego Nowego Porządku Światowego, w którym wszystkim będzie żyło się dobrze, a niektórym jeszcze lepiej. Geithner to ten sam, pod którego bacznym okiem doprowadzono do kryzysu, który tak “niespodziewanie wybuchł” w czasie kampanii prezydenckiej. Geithner zatem to nie żaden człowiek spoza układu, lecz właśnie skuteczny wykonawca konkretnego Planu globalizacji. Jak pisza finansowy portal CNN.Money (listopad 2008):
“Geithner dzierżył przez ostatnie pięć lat jedno z najbardziej wpływowych, choć mało znanych stanowisk w tym kraju – jako prezydent New York Federal Reserve. Jego pozycja polegała w gruncie rzeczy na nadzorowaniu Wall Street. Jest również członkiem federalnego komitetu ‘otwartego rynku’ (Federal Open Market Commitee), który ustanawia politykę monetarną kraju”. Jakże to więc: przez pięć ostatnich lat był tym, który “nadzorował” Wall Street, którego ekscesy wskazuje się dziś jako przyczyny kryzysu, współustanawiał politykę monetarnę, która zawiodła w całej rozciągłości, był również członkiem Rady Stosunków Międzynarodowych (Council on Foreign Relations – CFR), wpływowego ciała dbającego o podbudowę teoretyczną imperialnego ekspansjonizmu USA i pryncypialność wobec “największego sojusznika” USA, czyli Izraela – i pomimo tego uważa się jego kandydaturę jako idealną i mającą przynieść Ameryce zbawienie? Otóż, nie “pomimo”, lecz właśnie dlatego.
Konsekwencje Manipulacja medialna, nadreprezentacja Żydów na kluczowych stanowiskach systemu finansowego, brak otwartości, a najczęściej zupełna tajność wielkich operacji finansowych, ukrywanie przed społeczeństwem bieżących działań kluczowych instytucji, nie dopuszczanie do poznania historycznych danych, ścisłe strzeżenie planów na przyszłość, przyzwolenie na tworzenie nowych i funkcjonowanie nieetycznych instrumentów finansowych, przede wszystkim lichwy – to tylko kilka przyczyn obecnego kryzysu. Thomas Jefferson przestrzegał, że “Instytucje bankowe są bardziej niebezpieczne dla naszej wolności niż czynna armia.” Prezydent Andrew Jackson, który już przed 180 laty sprzeciwiał się próbom utworzenia przez żydowskich bankierów “Banku Narodowego” (Bank of the United States), za co przeprowadzono na jego życie trzy zamachy, o bankierach mówił bez ogródek: “Jesteście plemieniem żmijowymi i złodziejami. Mam zamiar wyplenić was, i z pomocą Boga, wyplenię was. Ach, jeśli tylko naród amerykański zrozumiałby poziom niesprawiedliwości w naszym systemie monetarnym i systemie bankowym, to nim nastałby jutrzejszy dzień, wybuchłaby rewolucja.” Również i przedsoborowy Kościół, którego nie ogarnął jeszcze wtedy demoniczny obłęd “dialogów” i “ekumenizmów”, rozumiał przyczyny zła i jasno się na ten temat wypowiadał. Jak pisało w 1890 roku jezuickie wydawnictwo Civilta Cattolica: “Jeśli jakiś kraj oddala się od Boga, poddaje się rządom Żydów.” Dzisiejsza Ameryka i cały świat nie tylko oddaliły się od Boga, lecz pogrążyły w masońskiej i talmudycznej ideologii. Wcielane przez wrogów porządku społecznego plany totalnej kontroli nad wszystkim i wszystkimi oraz dążenie do dewastacji dusz każdego człowieka, stają się wzorcem funkcjonowania instytucji rządowych i społecznych. Równie głęboka dewastacja spotkała sferę gospodarczo-kapitałową, którą masońscy ideolodzy wraz ze światowymi lichwiarzami doprowadzili do sytuacji niemal bez wyjścia: pieniądz fiducjarny stał się bezwartościowym śmieciem, jedynie tymczasowo podtrzymywanym przy życiu za pomocą różnego rodzaju tricków i interwencji, a teoretyczna możliwość powrotu do partytetu złota została przekreślona również przez wprowadzenie do obiegu fałszywych sztabek złota. Piszę “również”, ponieważ i bez tego wołanie o powrót do tej formy monetarnego porządku już dawno utraciło racjonalne podstawy w wyniku przejęcia kontroli nad zasobami złota przez prywatne banki, w większości w rękach zaledwie kilku rodzin spod “czerwonego”, “zielonego” czy innego herbu. W rezultacie takiego stanu rzeczy, bez radykalnego uporządkowania sfery bankowości z likwidacją lichwy i systemu frakcyjnego; bez bezwzględnego powrotu fiskalnego konserwatyzmu; bez jak najszerszego zastosowania etyki w stosunkach społeczno-gospodarcznych, tak doskonale wyrażonej w encyklikach papieży Leona XIII i Piusa IX; bez powrotu do sprawdzonych, średniowiecznych metod autonomii lokalnych, rzemieślniczych, cechowych, stanowych; bez zastosowania zdrowej wizji dystrybucjonizmu i zasad solidarności społecznej; wreszcie, bez całkowitej przemiany mentalności społeczeństw z odrzuceniem cywilizacji śmierci, z milionami ofiar nienarodzonych dzieci, zgubnej również z ekonomicznego punktu widzenia – jedyną drogą dla ludzkości będzie pogłębiający się chaos, a w konsekwencji totalna zapaść i powrót do wymiany barterowej. Lech Maziakowski
Czy depozyty na Cyprze zostały zajumane? ‚Pakiet „ratunkowy” polega na tym, że prawie 6 mld euro zajebali Cypryjczykom z kont bankowych’ – trafnie pisze o bailoucie cypryjskich banksterów przez EU dr.Gwiazdowski. Nie wszystkim dosadność tego określenia może się wprawdzie podobać, ale nie nam. Co więcej, uważamy że nie ma trafniejszego określenia na to co się stało i co się coraz częściej dzieje wokół nas. Słowo ‚rabunek’ na przykład odpada w przedbiegach. Implikuje przemoc, czasem w ogóle mokrą robotę. Ofiara walczy, broni się, ale rabuś bierze górę. W najlepszym razie jest sterroryzowana, podnosi ręce do góry, a rabuś opróżnia jej kieszenie. Określenie ‚gwałt na podatniku’ czy na ludności jest też całkowicie nieadekwatne. Przede wszystkim są przypadki w których ofiary gwałtów odczuwają przyjemność. Nie stwierdzono niczego takiego natomiast w przypadkach podatnika gwałconego przez państwo. Kradzież jest już bliżej ale też najczęściej budzi inne skojarzenia. Złodziej to niższa kasta, brutal nie lubiący światła. Dla złodzieja mamy pogardę. Złodziej jest też często wandalem, nie tylko kradnie ale też demoluje, wyrywa, łamie. Zostawia dom nie zamknięty… Jakże też można nazwać państwo, które troszczy się przecież o nasze dobro, a w szczególności o emerytury, złodziejem? Wprost się nie godzi. ‚Zwinąć’ jest jeszcze bliżej, ale też niezupełnie. Zwijanie nie wymaga przemocy, nie wymaga nocy. Implikuje za to pewien spryt i przebiegłość. Nikt na przykład nie nazwie ‚zwijaniem’ wyszarpywania kolii z szyi ofiary. Kolie z gablot to owszem, zwijał może Arsene Lupin, ale na pewno nie jakiś zamaskowany osiłek z łomem. Zwinąć portfel może nam też kieszonkowiec w autobusie. Ale jeżeli pod groźbą AK47 każe wszystkim pozbyć się portfeli na tacę nie będzie to żadne zwijanie, będzie to rabunek. No więc jak nazwać sytuację w której ludzie, trzymając w zaufaniu pewne środki w zasięgu państwa lub instytucji kontrolowanych przez państwo, dowiadują się nagle i niespodziewanie, że część tych środków państwo sobie przywłaszczyło? Nie jest to z pewnością rabunek, z jego przemocą, itd. Nie żaden gwałt, ofiara nie leci od razu na komisariat a sprawcę łatwo ustalić bez DNA. Nie najlepiej pasuje też kradzież o którą ani śmiemy państwa posądzać… Nie ma też aktów wandalizmu czy pozostawionych otwartych drzwi. Wręcz przeciwnie, do zablokowanych kont nawet właściciel nie ma dostępu. No i nie jest to też żadne ‚zwijanie’ bo nie wymaga żadnego sprytu czy przebiegłości. No więc jak to nazwać? ‚Wywłaszczenie bez odszkodowania’ może? Wolne żarty! Oczywiście że zaj…nie! Zapytaj zresztą rząd cypryjski czy się kiedykolwiek przyzna że ‚wywłaszczył bez odszkodowania’ swoich obywateli. Podejrzewamy że powie nie. Albo zapytaj min. Rostowskiego czy ‚wywłaszczył bez odszkodowania’ posiadaczy kont OFE niedawno… Zaj…nie wymaga jedynie dekretu rządowego oraz naciśnięcia na guzik przez ministra finansów. Puff i cześć. Czyści nie przerywając snu – jak głosiła przedwojenna reklama. Jedno naciśnięcie blokuje konta czy skrytki we wszystkich placówkach w całym kraju, personel placówek staje na baczność i na komendę centrali czyści konta klientów na tyle na ile polecono im odgórnie. No dobrze, mógłby dociekać jakiś językoznawca, ale co jeśli chodzi o ‚zajumanie’? Całkiem nieźle, i blisko! Ale widzimy jedną małą różnicę… Do zajumania, na przykład audi w Berlinie, nie jest wymagany dekret rządowy… DwaGrosze
Rabunek na Cyprze. Jak wszędzie w UE! Przez ostatnie kilka dni na Cyprze miały miejsce dantejskie sceny. Ludzie masowo szturmowali banki, by wydobyć swoje pieniądze. Przyczyną run-u nie było jednak bankructwo banków jak to miało miejsce w dawnych dobrych czasach tylko to, że państwo zaplanowało zabrać sobie z kont obywateli od 6,75 proc. (dla lokat do stu tysięcy euro) do 9,9 proc. (dla lokat wyższych) ich odłożonego i już raz przecież opodatkowanego majątku. Oczywiście reakcja tłumu była bezsensowna, bo wybrać wszystkich pieniędzy z lokat się już nie udało. Bo nie ma tyle gotówki. Pewnym ratunkiem były przelewy zagraniczne, ale i tu wiele banków zastosowało blokadę uzasadnioną świętami. Nie po to europejska bankowość jest przecież w gruncie rzeczy państwowa, a banki to tylko koncesjonariusze parapodatkowych usług, za które oczywiście zdzierają solidną prowizję, by państwo nie mogło położyć łapy na złożonym w nich majątku obywateli w dowolnej chwili. Jakie były przyczyny takich planów cypryjskiego państwa, które przecież uchodziło dotąd za raj podatkowy? Oczywiście takie jak zwykle – niemożność dopięcia budżetu i dramatyczne zadłużenie. I jak zwykle zamiast dokonać drastycznych nawet cięć, postanowiono po prostu obrabować tych, którzy coś mają (w teorii podatkowej to się nazywa ability to pay principle – co się wykłada, całkiem logicznie zresztą, że trzeba rabować tych, którzy są zdolni zapłacić). Jak ktoś by chciał się dowiedzieć czegoś więcej o podobnych uzasadnieniach to zapraszam do mojej książki „Czy można usprawiedliwić podatki”. Powstaje pytanie czy i w Polsce liberalny rząd Tuska poważy się na podobne posunięcie, zwłaszcza, że nad polskim budżetem zbierają się coraz bardziej czarne chmury? Śmiem twierdzić, że nie wątpię. Tym bardziej, że na początku lat 80. minionego wieku podobne działania były w naszym kraju na porządku dziennym i nikt się specjalnie nie burzył (wtedy zamrożono lokaty w walutach – PRL-owskich złotówek nie rabowano, tylko po prostu je drukowano). A niektórzy specjaliści z ministerstwa finansów z tamtych czasów wciąż w nim siedzą i dobrze pamiętają te sprawdzone metody. Nic bardziej nie przemawia za całkowitą zmianą systemu bankowości w Europie niż to co obecnie obserwujemy na Cyprze. Po prostu, jak widać, europejskie banki nie są bezpiecznym miejscem składowania oszczędności. Tylko czy istnieje w tej sprawie jakaś alternatywa? Swoją drogą zabawne jest, że państwa dlatego właśnie podobno kontrolują banki, by nie było run-ów. Tymczasem jak trzeba, to same je wywołują. Ciekawe zresztą, czy te plany ostatecznie weszły w życie. Bo jeśli nie, to wypada pogratulować cypryjskiemu rządowi, że dostarczył swym obywatelom tak wyrafinowanej rozrywki. A na koniec, skoro już o podatkach mowa, jak zwykle przypominam o możliwości zasilenia 1 proc. z podatku PIT Fundacji Najwyższego Czasu (tutaj). Zostało jeszcze tylko 6 tygodni na rozliczenie… Sommer
Dramatyczna sytuacja gospodarstw domowych w Polsce
1. W połowie lutego Główny Urząd Statystyczny, podał dane dotyczące poziomu płac realnych w Polsce w 2012 roku.
GUS poinformował, że przeciętna płaca w gospodarce w roku 2012 wyniosła 3,52 tys. zł brutto i była realnie niższa o 0,1% niż w 2011 roku. Jeszcze gorzej było w sektorze przedsiębiorstw, gdzie realna płaca brutto, była niższa niż w 2011 roku o 0,3%. Mimo, że spadek jest niewielki, to jest wydarzenie obok którego, trudno przejść obojętnie. Wystąpiło ono bowiem pierwszy raz od ponad 20 lat czyli od początku transformacji w 1989 roku. Ten fakt ma bezpośredni wpływ na to co od prawie już roku dzieje się w polskiej gospodarce, w której następuje bardzo szybkie spowolnienie, prowadzące wprost do recesji w pierwszych dwóch kwartałach tego roku, a być może nawet w całym roku 2013.
2. Ale spadek realnych wynagrodzeń w całej gospodarce i jeszcze głębszy w sferze przedsiębiorstw, źle wróży kształtowaniu się konsumpcji także w roku 2013. Trzeba przy tym przypomnieć, że średnioroczny wskaźnik inflacji w roku 2012 wynoszący 3,7%, w odniesieniu do rodzin o niższym poziomie dochodów jest wyraźnie wyższy i w ich przypadku płace spadły realnie o wiele bardziej niż o 0,1%. Rodziny takie wydają bowiem większość swoich dochodów na żywność i usługi związane z mieszkalnictwem, a ich ceny rosły w całym roku 2012, zdecydowanie bardziej niż odzwierciedla do wskaźnik inflacji. Spadek konsumpcji finansowanej z wynagrodzeń ale także z kredytów konsumpcyjnych (których realna wartość także w 2012 roku spadła), jest więc w 2013 roku nieuchronny. A ponieważ to konsumpcja odpowiada w Polsce za ponad 60% wzrostu PKB, to trudno się spodziewać, wzrostu PKB przynajmniej w pierwszych dwóch kwartałach 2013 roku, a być może w ciągu wszystkich 12 miesięcy. Sprawy w polskiej gospodarce idą więc zdecydowanie w złym kierunku i nic nie wskazuje na to, żeby ekipa Tuska, miała jakiś plan przeciwdziałania im.
3. Te dane potwierdzają niestety badania przeprowadzone przez międzynarodowy Instytut IPSOS MORI, który już 5 rok z rzędu bada poziom bezpieczeństwa i niestabilności finansowej gospodarstw domowych i publikuje te dane pod nazwą indeksu Genworth. Badania są prowadzone w 20 krajach na próbie 13 tysięcy gospodarstw (w Polsce jest to 1 tysiąc gospodarstw) i dotyczą zarówno oceny bieżącej sytuacji finansowej gospodarstw domowych jak i tej spodziewanej w najbliższych 12 miesiącach. Indeks Genworth wyrażany jest w punktach i stanowi proporcję odsetka dwóch grup gospodarstw domowych tych stabilnych finansowo do tych niestabilnych, które często doświadczają problemów finansowych i spodziewają się, że ich sytuacja finansowa się jeszcze pogorszy. W Polsce wartość tego indeksu od 5 lat spada i za 2012 rok wyniosła tylko 13 pkt (od 2008 roku spadła aż o 58%), co oznacza, że stabilnych finansowo w Polsce jest około 13% gospodarstw domowych, a te niestabilne stanowią aż 87%. W gorszej sytuacji niż gospodarstwa domowe w Polsce są tylko gospodarstwa domowe we Włoszech (11 pkt), Portugalii (6 pkt ) i Grecji (1 pkt.) ale jak wiadomo wszystkie te kraje są od kilku lat dotknięte ciężkim kryzysem, które wyrazem są głębokie spadki PKB w tych krajach.
4. W tej sytuacji nie bardzo wiadomo na czym jest oparty optymizm rządzących, którzy jak mantrę powtarzają frazę, że wprawdzie w I połowie tego roku będzie źle ale w drugiej należy oczekiwać odwrócenia się tej tendencji. Skoro gospodarstwa domowe a więc konsumenci twierdzą, że jest źle a będzie jeszcze gorzej, to znaczy, że trudno oczekiwać jakiegoś odbicia w II połowie roku, bo przecież to popyt wewnętrzny w Polsce odpowiada za 2/3 wzrostu gospodarczego. Kuźmiuk
Jak biurokraci wyłamali rączki politykom z Cypru. "Na podstawie tekstu można dokładnie zrekonstruować, jak to wszystko wyglądało" Eurobiurokraci przekraczają kolejne granice. Każą płacić Cypryjczykom podatek od kont bankowych objętych dotychczas rządową gwarancją wypłaty (wkłady w wysokości 100 tys. euro). Jeszcze gorzej wygląda jednak sposób, w jaki osiągnięto „kompromis” w sprawie pomocy finansowej dla wyspy. To był prawdziwy szantaż wykonany przez nieposiadających mandatu demokratycznego urzędników. Wbrew obiegowym opiniom, dobre dziennikarstwo gazetowe zawsze będzie w cenie. Pod warunkiem, że szuka faktów, żmudnie dociera do informacji i odsłania czytelnikom to, co zwykle zakryte. Taki jest „Wall Street Journal” i poniedziałkowy artykuł o kulisach negocjacji w sprawie pakietu pomocowego dla Cypru, który wymusza na władzach tego kraju wprowadzenie podatku na wszystkich posiadaczy kont bankowych w tym kraju. „WSJ” opiera się na rozmowach – co podkreśla – z aż ośmioma osobami albo bezpośrednio uczestniczącymi w negocjacjach, albo które zostały dokładnie poinformowane o ich przebiegu. Na podstawie tekstu można dokładnie zrekonstruować, jak to wszystko wyglądało. I trzeba przyznać, że najciekawsze – bo najwięcej mówiące o nowych zasadach, które zdaję się zapanowały w strefie euro – jest to, jak zapadały decyzje. Intensywne negocjacje w Brukseli trwały ponad dziesięć godzin i skończyły się nad ranem w sobotę. Najważniejsze osoby w negocjacjach, to zdaniem „WSJ”: szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde (piastująca stanowisko niepochodzące z wyborów demokratycznych – przypisek mój), członek zarządu Europejskiego Banku Centralnego ECB Joerg Asmussen (bez mandatu demokratycznego), komisarz UE ds. spraw gospodarczych (eurobiurokrata, nie wybrany przez obywateli UE) Olli Rehn. To właśnie ta trójka – podkreślmy - biurokratów bez mandatu wyborczego wymusiła na wybranym niedawno i zaprzysiężonym zaledwie 1 marca prezydencie Cypru Nikosowi Anastasiadisie zgodę na wprowadzenie podatku od kont bankowych dla wszystkich bez wyjątków. Zgodę, łamiącą standardową w UE rządową gwarancję dla wszystkich posiadaczy wkładów do 100 tys. euro (muszą oni zapłacić podatek w wysokości 6,75 proc. od swoich wkładów, gdy depozytariusze z powyżej 100 tys. – 9,9 proc.). Zdobycie przez Cypryjczyków 7,5 mld euro w ten sposób od własnych obywateli miało być warunkiem uzyskania jakiejkolwiek pomocy finansowej. Co najbardziej szokujące, że wcześniejsze propozycje były jeszcze bardziej drastyczne. Szefowa MFW zgłaszała pomysł zabrania… od 30 do 40 proc. wszystkich wkładów powyżej 100 tys. euro w zagrożonych bankructwem dwóch cypryjskich bankach – Laiki i Bank of Cyprus. Minister finansów Niemiec Wolfgang Schauble (polityk pochodzący z demokratycznego wyboru, ale tylko w Niemczech) oraz szef Eurogrupy (ministrów finansów strefy euro) Holender Jeroen Dijsselbloem (minister finansów w rządzie, ale od listopada 2012 r. bez mandatu parlamentarnego) od razu poparli projekt zebrania przez rząd Cypru 7,5 mld euro w postaci podatku od kont bankowych. W trakcie negocjacji z politykami cypryjskimi, Scheuble zaproponował swój pomysł – wprowadzenie 18 proc. podatku od kont bankowych na Cyprze. Gdy prezydent Cypru stawiał opór, po pierwszej w nocy w sobotę przyszedł czas na wyłamywanie ramionek. Bankowy biurokrata Asmussen zadzwonił do szefa ECB Mario Draghiego i zasugerował, żeby nie wspierać więcej dwóch cypryjskich banków. Co oznaczać mogło tylko jedno: ich likwidację. Prezydent Cypru ustąpił, zdobywając tylko jedno: aby w żadnym wypadku nowy podatek nie przekraczał dwucyfrowej wartości. Po zakończeniu negocjacji, porozumienie przesłano do parlamentu Cypru do zatwierdzenia. I zablokowano wypłatę wszelkich pieniędzy z cypryjskich banków, aby nikt nie uciekł przed fiskusem. Cały ten opis pokazuje na sposób działania i myślenia eurobiurokratów. I wbrew pięknym słówkom o demokracji, procedurach i niewzruszonych regułach, ich prawdziwy stosunek do demokracji. Wymuszanie na suwerennym państwie częściowej konfiskaty prywatnej własności w drodze niejawnych, nocnych rozmów. O skali arogancji - niewybieralnych przecież przez żadnych wyborców urzędników Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Europejskiego Banku Centralnego i Komisji Europejskiej – niech świadczy fakt, że zmusili oni do ustępstw wybranego zaledwie trzy tygodnie wcześniej prezydenta. No i forma: porozumienie odesłano na Cypr z zaleceniem zatwierdzenia natychmiast, w niedzielę, w dzień wolny. Nie lubię przesady, ale tak zapewne czuli się przywódcy Czechosłowacji, gdy we wrześniu 1938 r. zakomunikowano im i przekazano do wykonania warunki „pokoju naszych czasów” wymyślonego w Monachium przez najtęższych europejskich polityków… Ale najgorsze w tym jest to, że Cypr wydaje się być laboratorium, aby sprawdzić reakcję na nakaz opodatkowania wszystkich kont bankowych (dotychczas eurobiurokraci zarzekali się, że nie posuną się tak daleko). Choć mowa jest o tym, że to operacja „jednorazowa, unikalna” dla Cypru, nie sposób nie odnieść wrażenia, że tak wcale nie jest. Co bardziej nieostrożni już bowiem wspominają o podobnych krokach wobec… Włoch. Ot, choćby niejaki Joerg Kraemer, główny ekonomista niemieckiego Commerzbanku, wspomniał w rozmowie z gazetą „Handelsblatt” ni mniej, ni więcej, że „podatek w wysokości 15 proc. od aktywów finansowych” rozwiązałby problem włoskiego zadłużenia. Tak więc patrzmy uważnie na to, co się dzieje na Cyprze. Jeśli biurokratom uda się tam, nie wykluczone że spróbują we Włoszech czy Hiszpanii. A potem… będą już mogli właściwie wszystko. Bez oglądania się na suwerenność i demokrację. Gęby mają pełne frazesów o konieczności „europejskiej solidarności”, ale jak na razie mają zapłacić za nią tylko cypryjscy ciułacze. O obniżce – w ramach gestu „solidarności” – pensji eurobiurokratów czy europosłów nikt nawet nie wspomina. Bo cała ta zabawa zdaje się sprowadzać do od dawna preferowanej formuły: prywatyzacji zysków sektora bankowego i nacjonalizacji (spowodowanych błędną polityką) strat poprzez opodatkowanie zwykłych obywateli. Paweł Burdzy
Rothbard: Delegalizacja miejsc pracy Artykuł ukazał się pierwotnie w 1988 r. w czasopiśmie „Free Market”
Nie ma bardziej klarownego przykładu ilustrującego identyczność obydwu partii politycznych niż ich stosunek do płacy minimalnej. Demokraci zaproponowali podniesienie gwarantowanej prawnie płacy minimalnej ponad 3,35 USD za godzinę, do którego poziomu została podniesiona przez administrację Reagana w czasie tzw. wolnorynkowych lat w 1981 r. Odpowiedzią republikanów była propozycja wprowadzenia płac poniżej minimum dla nastolatków, którzy — jako pracownicy niewykwalifikowani — są najbardziej dotknięci jakąkolwiek zagwarantowaną prawnie płaca minimalną. Republikanie szybko zmodyfikowali to stanowisko w Kongresie, gdzie opowiedzieli się za wprowadzeniem okresu z niższą płacą minimalną dla nastolatków, który miał trwać śmieszne 90 dni, po których płaca miała wzrastać do wyższego minimum zaproponowanego przez demokratów (4,55 USD za godzinę). Jak na ironię, to senatorowi Edwardowi Kennedy’emu przypadło wskazać na absurdalny efekt ekonomiczny tej propozycji ― nakłonienie pracodawców do zatrudnienia nastolatków, po to, by zwolnić ich po 89 dniach i następnego dnia zatrudnić innych. Wreszcie, w charakterystyczny dla siebie sposób, George H. W. Bush wyprowadził republikanów z tej sytuacji, całkowicie się poddając i akceptując plan demokratów. Sytuacja wyglądała tak, że demokraci otwarcie zaproponowali znaczne podwyższenie płacy minimalnej, a republikanie, po okresie bezsensownego wodolejstwa, ostatecznie przystali na ten program.
Prawdę mówiąc, istnieje tylko jeden właściwy sposób postrzegania prawa o płacy minimalnej: jest to przymusowe bezrobocie, kropka. To prawo mówi, że jest nielegalne zatrudnianie kogoś, płacąc poniżej poziomu X dolarów za godzinę. Oznacza to po prostu, iż duża liczba dobrowolnych umów płacowych jest teraz nielegalna i dlatego będzie sporo bezrobocia. Pamiętajmy, że prawo o płacy minimalnej nie zapewnia żadnych miejsc pracy, a jedynie delegalizuje je ― i jest to jego nieunikniony skutek. Wszystkie krzywe popytu opadają w prawo, a popyt na siłę roboczą nie jest wyjątkiem. Dlatego ustawy zabraniające zatrudniania przy dowolnej płacy mającej sens na rynku (płaca minimalna w wysokości 10 centów za godzinę miałaby niewielki wpływ albo w ogóle by go nie miała) musi skutkować delegalizacją zatrudnienia i powodować bezrobocie. Jeśli płacę minimalną podnosi się z 3,35 do 4,55 USD za godzinę, konsekwencją jest pozbawienie pracy na stałe tych, którzy zostali zatrudnieni za stawkę, która znajdowała się w przedziale między tymi dwiema kwotami. Ponieważ krzywa popytu na jakikolwiek rodzaj siły roboczej (tak jak na każdy czynnik produkcji) jest wyznaczana przez ogólnie postrzeganą krańcową produktywność tej siły roboczej, oznacza to, że ludzie, którzy będą niezatrudnieni wskutek tego zakazu pracy będą właśnie „marginalnymi” (z najniższymi płacami) pracownikami; są to na przykład czarni i osoby młode, czyli ci pracownicy, których zwolennicy płacy minimalnej mają podobno bronić. Orędownicy płacy minimalnej i jej okresowego podnoszenia odpowiadają, że jest to zwykłe straszenie i że płaca minimalna nigdy nie powodowała bezrobocia. Właściwą ripostą jest postawienie jeszcze lepszego pytania: W porządku, skoro płaca minimalna jest takim cudownym remedium na biedę i nie ma żadnych skutków związanych ze wzrostem bezrobocia, to dlaczego jesteście takimi sknerami? Dlaczego pomagacie pracującej biedocie tylko takimi nieznacznymi stawkami? Dlaczego zatrzymywać się przy 4,55 za godzinę? Dlaczego nie 10 USD za godzinę? 100 USD? 1 000 USD? To oczywiste, że zwolennicy płacy minimalnej nie postępują zgodnie z własną logiką, ponieważ jeśli podnieśliby ją tak wysoko, praktycznie cała siła robocza byłaby bez pracy. Mówiąc krótko, można uzyskać dowolny poziom bezrobocia, po prostu odpowiednio podwyższając płacę minimalną. Wśród ekonomistów rozpowszechniona jest uprzejma postawa, przyjmowanie, iż błąd ekonomiczny jest wyłącznie rezultatem błędu intelektualnego. Ale są sytuacje, w których pojęcie przyzwoitości wprowadza w błąd, ponieważ jak napisał Oscar Wilde: „Powiedzieć komuś całą prawdę ― to czasami więcej niż obowiązek, to przyjemność”. Jeśli orędownicy wyższej płacy minimalnej byliby po prostu błądzącymi ludźmi dobrej woli, nie zatrzymaliby się na 3 czy 4 USD za godzinę, ale ta głupia logika wystrzeliłaby ich żądania w kosmos. Prawda jest taka, że są zawsze na tyle przenikliwi, aby ograniczyć żądania podnoszenia płacy minimalnej w punkcie, w którym tylko pracownicy z marginesu rynku pracy są przez nią dotknięci i nie ma zagrożenia pozbawienia pracy, na przykład, białych mężczyzn w średnim wieku z długim stażem w związkach zawodowych. Gdy dostrzeżemy, iż najbardziej żarliwymi zwolennikami prawa o płacy minimalnej są członkowie AFL-CIO (Amerykańska Federacja Pracy i Kongres Organizacji Przemysłowych), że konkretnym skutkiem praw o płacy minimalnej jest zdławienie konkurencji pracowników nisko wynagradzanych zagrażających wyżej wynagradzanym pracownikom należącym do związków zawodowych, to staje się oczywiste, na czym polega rzeczywista motywacja przy agitowaniu za płacą minimalną. To jest tylko jeden z wielu przypadków, w których pozornie ślepe trwanie przy błędnym rozumowaniu ekonomicznym maskuje tyko specjalny przywilej wprowadzony kosztem tych, którym ma podobno „pomóc”. Przyczyną obecnej fali agitacji za podwyższeniem płacy minimalnej jest efekt inflacji ― podobno powstrzymanej przez administrację Reagana ― która zniwelowała skutek ostatniego podniesienia płacy minimalnej w 1981 r., zmniejszając rzeczywisty efekt płacy minimalnej o 23 proc. Częściowo wskutek tego stopa bezrobocia spadła z 11 proc. w 1982 r. do poziomu poniżej sześciu proc. w 1988 r. Prawdopodobnie rozgoryczona tym spadkiem AFL-CIO i jej sojusznicy starają się naprawić tę sytuację, podnosząc stopę płacy minimalnej o 34 proc. Raz na jakiś czas ekonomiści, AFL-CIO i inni mądrzy socjaldemokraci odsłaniają maskę błędu ekonomicznego i otwarcie przyznają, że ich działania spowodują bezrobocie. Wtedy będą nadal usprawiedliwiać się, twierdząc, że jest bardziej „godne”, by pracownik korzystał z pomocy społecznej niż pracował za niską stawkę. To jest oczywiście doktryna głoszona przez wielu ludzi, którzy sami korzystają z pomocy społecznej. Jest to naprawdę osobliwa koncepcja „godności”, którą forsuje system wzajemnie powiązanych instytucji płacy minimalnej i pomocy społecznej. Niestety ten system nie daje przywileju wolnego wyboru tym licznym pracownikom, którzy nadal wolą być producentami niż pasożytami.
Murray N. Rothbard Tłumaczenie: Paweł Kot
Nauczyciel i prokurator, czyli świat postawiony na głowie Nauczyciel to mój zawód. Nawet wielki zawód. Swego czasu, aby móc ten zawód wykonywać, zapisałem się na podyplomowe studia pedagogiczne. W środowisku nauczycielskim trwała akurat gorączka starania się o wprowadzone niedawno stopnie awansu zawodowego, więc spora część moich kolegów z tych studiów była zaaferowana zbieraniem dokumentacji potwierdzającej ich wysokie kwalifikacje profesjonalne i osobiste. Większość kuluarowych rozmów dotyczyła tego, jak zdobyć stosowne zaświadczenia, jakie dokumenty można dołączyć do teczek, jak czytać stosowne rozporządzenia i ustawy. Koledzy bardzo chętnie dzielili się doświadczeniami, konspektami zrealizowanych projektów i zajęć pozalekcyjnych, a także szczególnie twórczych cyklów lekcji, udzielali sobie rad, a nawet wymieniali się nie wiadomo skąd wziętymi, wypisanymi in blanco zaświadczeniami o udziale w fachowych warsztatach i kursach czy wysłuchaniu fachowych wykładów. Pamiętam dyskusję wśród polonistów o tym, że gdy robi się z dzieciakami przedstawienie, warto przedłożyć dokumentację na papierze, a nie na płycie CD, której i tak nikt nie włoży do odtwarzacza, a w materiałach zajmuje wizualnie za mało miejsca. A w ogóle to lepiej zrobić jednak gazetkę niż przedstawienie, bo sama gazetka jest już dokumentem, który może zostać dołączony do papierów, i mniej z tym roboty. Pamiętam rozmowy matematyków o tym, że jest organizowany świetny konkurs, za udział w którym każdy uczestnik dostaje dyplom, więc jeśli zachęci się do udziału w konkursie całą klasę, to ma się całą teczkę dyplomów do skserowania i dołączenia do papierów. Pamiętam rozmowy o otwierających się fantastycznych możliwościach pozyskiwania grantów i dotacji dla różnych szkolnych przedsięwzięć i o tym, że wszelka „grantowa” aktywność jest bardzo dobrze widziana przez branżowe komisje. Pamiętam zazdrość, z jaką nauczyciele gimnazjalni i licealni spoglądali na koleżankę z młodszych klas podstawówki, która powiedziała uczniom, że dopiero wtedy będzie jej bardzo miło, gdy do zwyczajowych kwiatków na dzień nauczyciela dołączą własnoręcznie wykonane laurki, w których napiszą po kilka miłych słów i może jedno zdanko o tym, za co są swojej pani szczególnie wdzięczne. Dzieciaki wywiązały się na medal: cały plik pięknych laurek świadczących dobitnie o tym, że pani jest lubiana i że dobrze wykonuje swoją pracę, mógł zostać dołączony do prezentacji dorobku zawodowego. No i chyba właśnie przy tych laurkach czara się przelała. Jak to? Więc szkolni poloniści już nie rozmawiają o literaturze, gdy spotkają kolegę po fachu, nie kłócą się o sens skrzydlatych wersów? Szkolni matematycy nie sięgają odruchowo po skrawki papieru, aby zapisać jakieś niestandardowe rozwiązanie zadania, o którym myśleli od kilku miesięcy? Nauczyciele młodszych klas nie planują nowych zabaw? A wszyscy oni chętniej niż o dzieciakach, ich kłopotach i kłopotach z nimi, o szkolnych rozmowach, wojnach i awanturach, rozmawiają o dokumentach? Wszystko jest postawione na głowie? Właśnie dokumenty, awanse, ewaluacje, standardy stają się istotą naszej pracy, osią i punktem odniesienia naszego myślenia o zawodowej i społecznej misji, którą przyszło nam pełnić? I że właśnie tym zaczynamy się w szkole zajmować, ucząc niejako przy okazji. To nie tak, że właśnie wtedy zrozumiałem, iż szkoła, system edukacji, władze oświatowe, państwowe czy ktokolwiek inny (no właśnie, kto?) mąci w głowach porządnym ludziom, którzy przecież nie z żądzy zysku, prestiżu i władzy, ale najczęściej z przyjaźni dla bliźnich i świata wybrali trudny i niewdzięczny zawód. Nie, to przecież wiedziałem od dawna. Teraz jednak jakbym stracił wiarę, że twórcy systemu demoralizują jego uczestników niechcący, przez pomyłkę, mając na względzie wartości wyższe i jakieś końcowe dobro, do którego nie da się dojść tak, aby się nie ubłocić, nie uświnić. Teraz, od tej opowieści o wyłudzonych laurkach, widzę to tak, że chodzi właśnie o to, żeby nas ubłocić, uświnić, a odległego celu po prostu nie ma, nikt go nie wyznaczył i nikt go nie widzi. I im więcej od tego czasu pojawia się następnych reform, im bardziej kolejni ministrowie edukacji udoskonalają system, tym bardziej potwierdzają się te przypuszczenia. Lekarstwem na wszelkie szkolne niedostatki ma być jeszcze większa standaryzacja, ścisła kontrola zarówno każdej nauczycielskiej aktywności (tu kłania się choćby niedawny pomysł minister Szumilas zmuszenia nauczycieli do wpisywania wszystkich zawodowych czynności do specjalnych zeszytów), jak i sposobów i treści nauczania (określana eufemistycznie i bałamutnie „ewaluacją”), uzależnienie programów i sposobów nauczania od egzaminów (a nie odwrotnie!) i oczywiście towarzysząca temu wszystkiemu gigantyczna sprawozdawczość – tony papierów i gigabajty danych. Te wszystkie lekarstwa mają narkotyczne działanie. Z jednej strony znieczulają wszystkich uczestników edukacyjnego życia, pozwalają odwrócić uwagę od bólu wynikającego z faktu, że nikt nie ma pomysłu na to, albo – tym gorzej – nikt nie chce otwarcie powiedzieć, czemu obowiązkowa szkoła w naszym kraju ma służyć, jakiego chce wychować absolwenta, jakie społeczne więzi chce i powinna budować i z jakimi zagrożeniami się mierzyć. Z drugiej strony stają się centrum myślenia i wyobraźni pacjentów, którzy nie są w stanie myśleć o niczym innym niż o lekarstwie. Wszystkie więc głębokie motywacje do podjęcia nauczycielskiego zawodu: wychowawcza czy przywódcza pasja, zamiłowanie do wykładanego przedmiotu, potrzeba tworzenia i pogłębiania relacji czy choćby chęć wykonywania pracy, której efektów daje się doświadczyć, stają się drugorzędne, a w końcu wręcz zamierają. Ich miejsce zajmuje wieczne zaaferowanie dokumentacją, statystykami, fetyszyzm rubryk, planów i punktów, zbieractwo papierów. Oczywiście nauczyciele miewają z takiej narkotycznej kuracji wiele korzyści. Praca z młodymi ludźmi, obcowanie z każdym z nich z osobna i z wieloma w masie, jest niezwykle obciążająca psychicznie, tym bardziej, że młodzież miewa jeszcze rodziców. Jeśli nauczyciel oddzieli się od swoich uczniów standardami, jeśli informacji zwrotnej o swojej pracy szuka w statystykach i dokumentacji, a nie w relacjach, może nieco łagodzić te obciążenia. A jednak wielu, bardzo wielu odbiera ten biurokratyczny system jako narzucony i upokarzający, jako gwałt na własnych dobrych intencjach i szlachetnych motywacjach. Dążność władz oświatowych do wszechobecnej standaryzacji i kontroli wynika przecież z nieufności, z przekonania o niskim morale nauczycieli, ich złym przygotowaniu do zawodu i skłonności do wymigiwania się od pracy. Ale cóż, pracować trzeba, nie można wiecznie kontestować systemu, w którym tkwi się po uszy, i który zresztą nauczył się kontestatorów pozbywać. Pracować trzeba, trzeba się przystosować. Oczywiście zdarzają się wśród nauczycieli wybitne jednostki, potrafiące z jednej strony uniknąć skorumpowania przez system, a z drugiej wiecznej frustracji, ale czy edukacja niepodległego europejskiego państwa całkiem przyzwoitej wielkości może opierać się na wybitnych jednostkach? Sprawa korumpowania, demoralizowania ludzi wykonujących ważne społeczne funkcje przez nadmiernie kontrolujący i nieufny system ma, jak sądzę, zasięg szerszy niż edukacja. Nie tak dawno Polską wstrząsnęła sprawa dwuletniej Dominiki, której dyżurny lekarz pogotowia odmówił pomocy, mimo objawów ewidentnie wskazujących na zagrożenie życia. Dziewczynka zmarła, a na lekarza posypały się gromy. Czy słusznie właśnie na niego? W końcu przeszedł on już wieloletnią tresurę, która wyrabia w lekarzach odruch obliczania, czy koszt wykonanej przez niego usługi medycznej (tak właśnie: usługa, nie pomoc choremu człowiekowi!) nie przekroczy kwoty refundacji. Czy można się dziwić, że od lat konsekwentnie i bezwzględnie kształtowana dusza księgowego stłumiła ludzki odruch przerażenia, że człowiek może umrzeć bez pomocy? Czy można dziwić się, że wielu wspaniałych, pełnych empatii i energii społeczników przemienia się w, za przeproszeniem, menedżerów, widzących problemy społeczne wyłącznie tam, gdzie są jakieś pieniądze do wyciągnięcia? Czy można dziwić się naukowcom porzucającym pasjonujące, ale ryzykowne obszary badań, na rzecz takich, które może nie popchną świata do przodu, lecz z których da się łatwo stworzyć publikacje niezbędne do zawodowego awansu? Czy można dziwić się policjantom rozliczanym ze śledczych sukcesów, że starają się zniechęcić poszkodowanych do składania zeznań, gdy widzą, że poszukiwania sprawcy nie będą łatwe? No i czy można się dziwić, że w tym naszym polskim miasteczku mało jakoś porządnych prokuratorów? No ale czy byłby w ogóle możliwy taki system, który zakładałby, że skoro ludzie podejmują jakąś działalność, wykonują społecznie pożyteczny, choć nie zawsze finansowo czy prestiżowo doceniany zawód, to mają dobre intencje? Że człowiek może odnajdywać w swojej pracy radość? Że nie porzuci ważnej i mającej sens roboty, gdy tylko nadzorca się odwróci? Czy możliwy jest taki system, który będzie zakładał, że w miasteczku naszym niejeden prokurator jest porządny i że wcale on zresztą nie jest świnią? Czy możliwe byłoby w konstruowaniu systemu założenie, że człowiek właśnie świnią się staje, kiedy jest traktowany jak świnia, a jeśli z niego świni nie robić, wcale się świnią nie okaże? Co by szkodziło kiedyś spróbować… Jarosław Górski
Tomasz Sulewski: Popatrzył z miłością. I wybrał Zanim zaczniemy wyciągać Brzemienne W Konsekwencje Wnioski pomyślmy chwilę, wypijmy szklankę wody i spróbujmy zweryfikować fakty Od niecałego tygodnia mamy nowego papieża. W sumie to krótko, ale już wiele zdążyliśmy się o nim dowiedzieć. Ponieważ większą część zeszłego tygodnia byłem odcięty od cywilizacji, teraz nadrabiam na raz wszystkie zaległości. Wiem już więc, że Franciszek jest faszystą, który współpracował z juntą. Wydawał wszystkich swoich przyjaciół, a potem tańczył na ich grobach. A, wróć, grobów nie było, bo ich wrzucano do morza. To może nie tańczył faktycznie? Zresztą, wszystko jedno, przecież nawet jak nie donosił, to wiadomo, że nie donosił nie dość mocno. Tak czy owak – moralna kompromitacja Kościoła, który wybrał sobie taką głowę. Od wewnątrzkościelnej strony też nie jest najlepiej. Papież, wychodząc po konklawe na Balkon Błogosławieństw nie nałożył mucetu (tu taka uwaga drobna, szczególnie do katolickich komentatorów – „czerwoną pelerynkę” nosi Czerwony Kapturek; papież nosi mucet; nazywanie go „czerwoną pelerynką” ma tyle samo sensu, co mówienie na sutannę „biała sukieneczka”), a do tego brzydkim słowem potraktował papieskiego ceremoniarza. Co prawda nikt tego nie widział i nie słyszał, ale przecież nie od dziś wiadomo, że tak lądują debeściaki – pewnie mewa doniosła, ta, co na kominie siedziała. Jakby na to nie patrzeć jest to zerwanie z całą tradycją Kościoła. A nawet Tradycją. Przy tej okazji są też jednak dobre wiadomości. Papież jest jednocześnie wielkim reformatorem, który już, w tak krótkim czasie, zmienił zbrukane oblicze Kościoła. Nie tylko nie nałożył mucetu, ale też czerwonych butów. I pogłaskał psa. Do kościoła Santa Maria Maggiore pojechał zwykłym samochodem, a na kolację z kardynałami autobusem. Do tego sam, bez asysty, wykręca numery w telefonie i płaci za nocleg w hotelu. To spektakularne czyny, pokazujące, że główną osią tego pontyfikatu będzie liposukcja dokonywana na tłustych brzuchach katabasów,. I bardzo dobrze, przecież nie od dziś wiadomo, że Pan Jezus nie miał sakiewki, św. Piotr nie miał grzebienia, a pierwsi chrześcijanie jedli tylko szczaw. Bo czyż ktokolwiek zaprzeczy, że najważniejszym wyzwaniem stojącym aktualnie przed Kościołem jest pozbycie się tych wszystkich złot, srebr i platyn. A może paten? Też w sumie wszystko jedno – ważne, że papież taki jest franciszkański. To doskonała wiadomość. Tyle mniej więcej do mojej wiedzy wnosi przegląd informacji prasowych i facebook’owych wpisów moich znajomych. Pierwszy tydzień zaraz minie, po nim drugi i trzeci, emocje opadną. I dobrze. Bo w te gorące komentarze wplotło się zbyt wiele błędów. Po pierwsze – fajnie, że świat pędzi, a informacje krążą. Ale pamiętajmy w jakiej rzeczywistości żyjemy. Nie każda wiadomość, która znajdzie się w obiegu jest prawdziwa. Istotne momenty w historii sprzyjają natychmiastowym narodzinom plotek, pomówień, niedopowiedzeń, półcieni. Zanim zaczniemy wyciągać na ich podstawie Brzemienne W Konsekwencje Wnioski pomyślmy chwilę, wypijmy szklankę wody i spróbujmy zweryfikować fakty. Nie raz i nie dwa w historii dziennikarze ssali palce, żeby tylko mieć coś, co będzie cytowane. A jeśli zweryfikować się nie da – zaufajmy. Po co sobie psuć nerwy, a papieżowi start pontyfikatu? Po drugie – nie ma nic mniej mądrego, niż ocenianie czyichś intencji i działań po kilkudziesięciu godzinach pracy. Fakt, że już pierwsze kroki nowego papieża mogą być ważnymi sygnałami. Warto na nie zwracać uwagę. Ale nie zachowujmy się jak podniecone nastolatki, które po trzech publicznych wystąpieniach wiedzą już, że „ten papież za nic ma tradycję i liturgię, to dramat, dramat, dramat” albo „ten papież w końcu zdrapie złoto z ołtarzy, sprzeda na rynku i rozda biedakom”. Mam głębokie przekonanie, że ten Pontifex wymykał będzie się prostym podziałom na „progresistów” i „integrystów” i nieraz nas jeszcze zaskoczy. Dajmy mu jednak czas na to, by faktycznie zaczął działać. Jemu, ale i Duchowi Świętemu. A po trzecie i najważniejsze – patrząc na papieża, dostrzegajmy samych siebie. W herbie biskupim Franciszka widnieją słowa „miserando atque eligendo” – „wejrzał na niego z miłością i go powołał”. To cytat z homilii św. Bedy Czcigodnego, komentującego fragment Ewangelii św. Mateusza, w którym Pan Jezus powołuje celnika Mateusza (Mt 9, 9-13). Patrzy na niego i mówi mu „pójdź za Mną!”. Nie „popatrz na Mnie i pochwal, jaki to ja jestem nietuzinkowy, pociągający i fantastyczny, a potem pójdź do domu i zajmij się tym samym co wcześniej”, ale właśnie „pójdź za Mną!”. I to jest jedyna dla nas rada. Franciszek zaczął swój pontyfikat od popatrzenia na nas z miłością. Wykonał kilka gestów, które mają nas otrzeźwić i wezwać do działania, zgodnie z tym, co pisał do nas Benedykt XVI: „wiara bez miłości nie przynosi owocu, a miłość bez wiary byłaby uczuciem nieustannie na łasce i niełasce wątpliwości. Wiara i miłość potrzebują siebie nawzajem, tak że jedna pozwala drugiej, by mogła się zrealizować. Niemało chrześcijan rzeczywiście poświęca swoje życie z miłością samotnym, znajdującym się na marginesie lub wykluczonym, jako tym, do których trzeba pójść jako pierwszych i najważniejszych, których trzeba wesprzeć, ponieważ właśnie w nich odzwierciedla się oblicze samego Chrystusa. Dzięki wierze możemy rozpoznać w tych, którzy proszą o naszą miłość oblicze zmartwychwstałego Pana” (Porta fidei, 14). Teraz więc pora na nas – dajmy się powołać i pójdźmy w swoich codziennych sprawach za tym wskazaniem papieża. To, na ile nam się to uda, będzie dopiero prawdziwą miarą „rewolucji pokory” w Kościele. Tomasz Sulewski