989

31/05/2013 „Życie się pojawia wtedy, gdy zaczyna pracować mózg”- twierdzi przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej, pan Leszek Miller. Wielki to musi być mędrzec, skoro jego widzenie życia sprowadza się do pracy mózgu. A na pytanie dziennikarza TVN 24 kiedy to następuje, odpowiedział, że to już sprawa naukowców(????) Oni muszą ustalić, od kiedy pracuje mózg u człowieka.. To jest właśnie efekt zgubnej idei oświecenia, która zakłada, że człowiek jest mądrzejszy od Pana Boga- w tym człowiek- Leszek Miller. Bo niektórym mózgi nie pracują do końca życia.. To według teorii pana Leszka Millera- nie są ludźmi.. Nie wiem oczywiście od kiedy każdemu człowiekowi zaczyna pracować mózg i nie potrafiłbym stwierdzić, czy to już jest człowiek, czy jeszcze nie.. ”Naukowcy” powinni tedy badać każdego człowieka w łonie matki i sprawdzać czy pracuje mu mózg: jak pracuje- to jest już człowiekiem, a jak nie pracuje- to można go usunąć. Albo jak pracuje, można w papierach wpisać , że nie pracuje.. Bo kto to sprawdzi- jakiś doktor Mengele?- należący jako członek do Sojuszu Lewicy Demokratycznej- to znaczy człowiek z mózgiem-niewinnego człowieka może zabić… Jak stwierdzi, że jego mózg nie pracuje. Bo mózg zabijającego na pewno pracuje.. No, musi pracować, skoro potrafi drugiego człowieka zabijać…. Oczywiście idąc tym tokiem bezrozumności, można dowolnie ustalać – ma to robić człowiek-od kiedy pojawia się życie człowieka. Pani profesor Joanna Senyszyn na przykład – koleżanka klubowa pana Leszka Millera- często mówi o „płodzie”- tak jak nieżyjąca już pani Jaruga Nowacka czy żyjąca pani Wanda Nowicka, które od razu stały się ludźmi, chociaż” płodami ”też były- ale jakoś przeżyły przechodząc przez tę fazę nieczłowieczeństwa.(!!!) Że to niby nie jest człowiek, jak jest „ płodem” Do piątego czy szóstego tygodnia życia- to jest płód, czyli to nie jest człowiek, a zaraz po tym czasie- staje się człowiekiem. Dobrze, że nie człowiekiem, pardon-członkiem od razu- Sojuszu Lewicy Demokratycznej.. Te granicę można swobodnie ustalać w zależności od większości parlamentarnej. I teraz nie wiem- mam dylemat: czy w Sojuszu Lewicy Demokratycznej są ludzie, czy tylko płody. Skoro granicę można ustalić dowolnie.. ”Życia człowieka nie można ustalać na drodze większości parlamentarnej ”-grzmiał wczoraj jeden z biskupów, podczas Święta Bożego Ciała.. I słuszna Jego Ekselencji rajca- pardon- racja! A czy inne sprawy można ustalać na drodze większości parlamentarnej? Skoro życia człowieka nie można, bo zwykły nonsens- to dlaczego można inne sprawy – skoro to tez nonsens..? Większość parlamentarna nie powinna mieć żadnego prawa pętania większościowo wolności jednostki.. Wolność człowieka jest jego prawem naturalnym- prawem danym od Boga., w postaci rozumu i wolnej woli. Prawem, które powinno być szanowane przez państwo, nawet państwo neutralne światopoglądowo choć takiego państwa nie ma na świecie. Nawet laicka Francja opiera swoje istnienie o religię- błędną religię praw człowieka, polegająca na przywiązywaniu człowieka do biurokratycznego państwa.. Prawa człowieka w konsekwencji powodują, że wolny kiedyś człowiek staje się własnością biurokratycznego państwa prawnego- prawnego demokratycznie przy pomocy większości. Skoro życie człowieka pan przewodniczący Mao, pardon- Leszek Miller- ustala w zależności od tego, czy mózg już pracuje, czy może jeszcze nie- to równie dobrze można ustalić czy ktoś jest człowiekiem czy nie, od momentu jak idzie do szkoły..(???)Albo jak zaczyna raczkować, albo jak powie słowo” Rodzic I”, albo słowo” Rodzic II”, bo słowo „ mama” i „ tata” będzie zakazane w ramach praw człowieka i obywatela.. We Francji powoli idą w tym kierunku.. Chociaż jak będzie miało dwóch tatusiów, to będzie miało dylemat: czy zwracać się do pierwszego ojca ”Rodzic I” czy „Rodzic II”- ja proponuję na razie, póki sprawa nie jest ostatecznie ustalona demokratyczne i parlamentarnie, żeby dzieci zawracały się do swoich ojców i mam- słowem” Leszek”. Ale co zrobić , jak ukarać dziecko, które nie wiadomo, czy jest jeszcze dzieckiem, czy może jeszcze „płodem” jak w sposób naturalny- bez dekretowania parlamentarnego – powie pierwsze słowo” mama”, albo” tata” w zależności od płci.? Jak płeć jeszcze będzie, bo Lewica zamierza płeć zlikwidować.. Nie będzie mężczyzn i kobiet- będą tylko” obywatele”.. A w zasadzie proleci- jak u Orwella.. Ja już dawno czuję się proletem żyjącym w demokratycznym państwie prawnym.. Nie wiem jak Państwo.? Można też ustalić, czy ktoś jest człowiekiem, czy nie, w zależności od poglądów politycznych… Ludzie Prawicy nie są ludźmi- za to ludźmi są zdecydowanie ludzie Lewicy. To na pewno! Tylko dlaczego próbują selekcjonować ludzi, na ludzi i na nieludzi?. Już w historii rewolucyjnej lewicy ustalano kto jest człowiekiem a kto nie: Hitler na przykład ustalił demokratycznie w parlamencie, że Żydzi nie są ludźmi- przy pomocy ustaw norymberskich. Wyrzucił ich poza nawias ludzkości.. Stalin ustalał inaczej- wszyscy kułacy to nie ludzie, i zesłał ich do łagrów jak bydło.. Natomiast marksista Po Plot- człowieka jako człowieka określał po spracowanych rękach.(???). Jak miał spracowane- był człowiekiem, jak miał ręce niespracowane i do tego okulary- to człowiekiem nie był.. Ale według Prawa Bożego każdy człowiek jest człowiekiem. Od poczęcia do naturalnej śmierci. I to sam Stwórca decyduje komu życie zabrać, a komu jeszcze dać.. Bo to On to życie dał.. A jak przyjmujemy, że życie daje człowiekowi człowiek , to musimy się pogodzić z tym, że człowiek może innemu człowiekowi to życie zabrać.. Nie wolno dawać w ręce człowieka życia innego człowieka! Chyba, że odebrał życie niewinnemu człowiekowi na przykład zabijając go z premedytacją, naruszając piąte przykazanie Boże- wtedy człowieczy sąd powinien mu życie odebrać jeszcze za życia- a na resztę kary – kary duchowej – musi poczekać . Wszystko to zostanie załatwione na Sądzie Ostatecznym.. Pan Bóg jest sędzią sprawiedliwym , który za dobre wynagradza, a za złe karze. Bądźmy ufni! Jak to sprawiedliwy Ojciec. Lewica ma problem z ustaleniem, od kiedy człowiek jest człowiekiem, a kiedy jeszcze człowiek nie jest człowiekiem.. My- prawica – tego problemu nie mamy. Życie powstaje wtedy, gdy złączą się ze sobą dwie komórki- męska i żeńska. I wtedy powstaje życie. Życie jest darem Pana Boga, i to jest wielka wartość- bo dana od samego Pana Boga.. Życie trzeba szanować, tak jak szanuje się każdy dar.. Ale Lewica ma to do siebie, że życia innych nie szanuje.. Chociaż sami życie dostali.. I nikt ich z życia nie usunął.. Bo nie hołdował idiotycznemu rozróżnień na „płód” czy na „ człowieka’… Człowiek się kształtuje w wymiarze czasowym.. I jest człowiekiem od samego poczęcia. Aż do starości!. I kobieta nie powinna mieć prawa zabijania swojego dziecka, na przykład ze względów” społecznych”: Oczywiście zdarzają się straszne wybory.. Gdy zagrożone jest życie matki lub dziecka.. Decyzje podejmuje wtedy indywidualnie lekarz.. On jedynie jest władny podejmowanej decyzji.. Panu Leszkowi Millerowi nie podobało się również stwierdzenie jednego z biskupów, że ”Prawo Boże powinno być ponad prawem stanowionym przez człowieka”. To jest chyba jasne dla każdego myślącego człowieka , niekoniecznie” płodu’.. Prawo do życia, do wolności, do indywidualności- to jest moje naturalne prawo.. Każdy człowiek z takim prawem przychodzi na świat Boży.. I nikt nie powinien mu tego prawa zabierać- żadne demokratyczne państwo prawne.. Ale żyjemy w totalitarnym państwie demokratycznym i do tego prawnym, a dla takiego państwa nic nie jest święte.. Po prostu „płody ”przegłosują! Bo prawdopodobnie nie mają mózgów i wtedy- zgodnie z teorią przewodniczącego Leszka Millera- nie są ludźmi… Bo” życie pojawia się wtedy gdy zaczyna pracować mózg”. A czy w ogóle mózgi pracują politykom demokratycznym- skoro o prawdzie decyduje większość WJR

KE stawia Tuska do kąta i każe uczyć się od Orbana

1. Ostatni komunikat Komisji Europejskiej z 29 maja tego roku, poświęcony krajom objętym procedurą nadmiernego deficytu, nie pozostawia już chyba żadnych wątpliwości co do oceny reform podjętych przez Viktora Orbana na Węgrzech i polityki „ciepłej wody w kranach” Donalda Tuska w Polsce. KE zaleciła aby Rada uchyliła procedurę nadmiernego deficytu wobec 5 państw: Włoch. Łotwy. Węgier, Litwy i Rumunii, przyjęła także zalecenia skierowane do Rady o przedłużenie terminu korekty nadmiernego deficytu od 1 roku do 2 lat dla 6 państw: Hiszpanii, Francji, Holandii, Polski, Portugalii i Słowenii. Wyjście z procedury nadmiernego deficytu jest możliwe po spełnieniu dwóch warunków : deficyt sektora finansów publicznych (a więc obejmujący deficyt budżetu państwa, deficyty wszystkich jednostek samorządu terytorialnego, a także deficyt sektora ubezpieczeń społecznych) w roku poprzednim (w tym przypadku 2012) jest niższy niż 3% PKB, prognoza służb KE wskazuje, że deficyt ten nie przekroczy poziomu referencyjnego 3% PKB w okresie objętym prognozą (w tym przypadku w latach 2013-2014).

2. W przypadku Węgier deficyt sektora finansów publicznych wyniósł tylko 1,9% PKB w roku 2012, a prognoza KE szacuje ten deficyt w roku 2013 na 2,7% PKB i w roku 2014 na 2,9% PKB. Przypomnijmy tylko, że ten nielubiany przez europejskie elity i media premier Węgier, po 8 latach rządów lewicowych, przejął kraj wiosną 2010 roku z ujemnym wzrostem PKB, ogromnym deficytem sektora finansów publicznych, długiem publicznym i programem drastycznego ograniczania wydatków, które zaordynował jeszcze w 2008 roku, Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Pod koniec 2010 roku zdecydował się nawet na konfrontację z MFW i KE i odrzucając warunki, na których obydwie te instytucje chciały kontynuować program pomocowy dla jego kraju i doprowadził do jego przerwania.

3. Zdecydował się także na konfrontację z inwestorami zagranicznymi i wprowadził dodatkowe kryzysowe opodatkowanie w sektorach gdzie mieli oni pozycję dominującą. Dla banków na okres 3 lat od 2010 do 2012 roku w wysokości od 0,15 do 0,5% ich sumy bilansowej. Podobnie na 3 lata podatkiem kryzysowym od przychodów (czyli swoistym podatkiem obrotowym), zostały opodatkowane: handel wielkopowierzchniowy od 0,1 do 2,5%, telekomunikacja od 2,5 do 6,5% i energetyka 1,05%. Od 2013 roku na Węgrzech stawka podatku dochodowego od firm wynosi tylko 10% (najniższa w UE, podobną ma tylko Cypr), a w podatku dochodowym od osób fizycznych, którego stawka wynosi 16% została wprowadzona ulga prorodzinna, która pozwala rodzinie z trojgiem dzieci, odliczyć od podatku około 17 tys. zł rocznie (dla porównania ulga na troje dzieci w Polsce wynosi około 3400 zł), co oznacza, że otrzymujący średnie wynagrodzenia rodzice w tym kraju, nie płacą wcale podatku dochodowego od osób fizycznych.

Oczywiście były i decyzje mniej popularne, wydłużenie wieku emerytalnego z 62 do 65 lat, czy ograniczenia niektórych wydatków na politykę społeczną. Węgry mają także najwyższą w UE podstawową stawkę VAT wynoszącą 27%. Zaproponował także Węgrom wybór w zakresie ubezpieczeń społecznych albo zostają w II filarze (nasze OFE) i jednocześnie rezygnują z emerytury państwowej albo przenoszą zgromadzone tam kapitały do specjalnego państwowego funduszu, który będzie nimi zarządzał. Blisko 95% Węgrów, płacących składki ubezpieczenia społecznego, wybrało to pierwsze rozwiązanie i w związku z tym wyraźnie zmalały wydatki budżetowe na dofinansowanie systemu emerytalnego. Rozpoczął unaradawianie strategicznych gałęzi gospodarki (po wcześniejszej wyprzedaży przez lewicę). Między innymi wyrwał za blisko 1 mld euro z rosyjskich rąk pakiet kontrolny swojego największego koncernu naftowego MOL.

4. Po paru latach „wieszania na nich psów”, Węgry są coraz lepiej oceniani przez inwestorów zagranicznych, a czołowe europejskie banki inwestycyjne podkreślają w swoich ocenach, dobre perspektywy dla węgierskiej gospodarki. Potwierdzeniem tych ocen jest wzrost PKB w I kwartale 2013 roku o 0,7%. Wygląda więc na to, że po paru latach trudnych reform, wychodząc wręcz „z gospodarczego bagna” pozostawionego przez rządzącą Węgrami lewicę, premier Wiktor Orban wyprowadził ten kraj na prostą.

5. Niestety odwrotnie jest w Polsce. Premier Tusk przejmował kraj ze wzrostem PKB wynoszącym blisko 7%, Polska była poza procedurą nadmiernego deficytu (deficyt sektora finansów publicznych wyniósł na koniec 2007 roku tylko 1,9%, a gdyby minister Gilowska tak jak Rostowski zdecydowała się na przejęcie 2/3 składki z OFE, to ten deficyt byłby bliski zeru), a rząd Prawa i Sprawiedliwości wynegocjował i zostawił następcom, 95 mld euro na politykę spójności i politykę rolną w latach 2007-2013. Polityka „ciepłej wody w kranie” Donalda Tuska, doprowadziła do spadku PKB prawie do zera (w I kwartale 2013 roku wzrost PKB wyniósł tylko 0,5%, a w stosunku do kwartału poprzedniego zaledwie 0,1%), do wysokiego deficytu sektora finansów publicznych (KE szacuje go jeszcze w roku 2014 na blisko 4% PKB), podwojenia długu publicznego z 500 do blisko 1000 mld euro, wysokiego bezrobocia i wielu innych nieszczęść w gospodarce i w sferze społecznej. KE odsyła Tuska ze względu na nadmierny deficyt na kolejne dwa lata do kąta i każe się uczyć od Orbana. Tośmy doczekali czasów. Kuźmiuk

Udał nam się Baczyński Jest taki kawał − stary, a mówiąc dokładniej, starozakonny. Rozmawia katolik z żydem: "My wierzymy, że Chrystus zmartwychwstał". Na co żyd: "No nie, jak możecie wierzyć, że człowiek mógł zmartwychwstać?". "My wierzymy, że Chrystus nie był zwykłym człowiekiem, tylko Synem Bożym, urodzonym z dziewicy". "No nie, no jak możecie wierzyć, żeby dziewica urodziła dziecko?" Katolik z irytacją: "A jak wy możecie wierzyć, że kiedy wasz świątobliwy cadyk wypadł za burtę z dwoma suszonymi śledziami w kieszeni, to je ożywił modlitwą i wyniosły go bezpiecznie na brzeg?" A wtedy oburzony żyd: "No, bo to jest przecież prawda!". Przypominał mi się nieodparcie ten żart nad niemal każdym akapitem wywiadu, jakiego udzielił zaprzyjaźnionej "Gazecie Wyborczej" szef zaprzyjaźnionego z nią tygodnika "Polityka", Jerzy Baczyński. Wywiad poświęcony jest głównie zachwalaniu swojego pisma i znieważaniu konkurencji, i leci to dokładnie tak, jak powyżej. Tygodniki prawicowe, a zwłaszcza "Do Rzeczy", krytykując rząd i wyszukując przykłady tego, co w III RP szwankuje, co się nie udało i co zagraża, nie uprawiają żadnego dziennikarstwa, tylko zaspokajają "plemienne" potrzeby "pisowskiej" części Polski. Natomiast "Polityka" i inne media, które popierają Tuska i widzą w III RP same sukcesy, a opozycję przedstawiają nieodmiennie jako groźnych i śmiesznych oszołomów, broń Boże nie zaspokajają w ten sposób żadnych potrzeb, ani propagandowych potrzeb obozu władzy, ani psychicznych potrzeb członków klasy przez tę władzę uprzywilejowanej czy też po prostu naiwnych, którzy zanadto się w "Tusku musisz" emocjonalnie zaangażowali i teraz rozpaczliwie potrzebują potwierdzania słuszności dokonanego wyboru. Nie. Te media, one po prostu obiektywnie przedstawiają rzeczywistość. Mówiąc krótko: jeśli ktoś w toczącym się sporze politycznym, w dociekaniu prawdy o Smoleńsku, dyskusji o in vitro, legalizowaniu związków "wesołków" i każdej w ogóle sprawie ma zdanie odmiennie od środowiska, które ogłosiło kiedyś pana Baczyńskiego "dziennikarzem dwudziestolecia", to tylko wysługuje się Kaczyńskiemu, Kościołowi, szeroko pojętej prawicy. A jeśli uważa "wielki historyczny sukces III RP" za tak oczywisty, że oburza go samo pytanie o jakieś konkretne przykłady, jeśli na podobnej zasadzie wierzy najgłębiej, iż cała prawda o wyłącznej winie pilotów w Smoleńsku została już w pięć minut po zamachu (nie parodiuję, cytuję, dokładnie takim freudowskim przejęzyczeniem posługiwali się na antenie Tok FM minister Sikorski z redaktorem Żakowskim i nawet tego nie zauważyli) całkowicie wyjaśniona sławnym esemem, który ujawnił potem śp. generał Petelicki, i wreszcie jeśli entuzjastycznie popiera beztroskie otwieranie każdej puszki Pandory, czy to in vitro, czy innych biotechnologii − to po prostu jest mądrym, inteligentnym człowiekiem. I nie podważa tego przekonania nawet oczywisty fakt, że ci "mądrzy", "prawdziwi dziennikarze" dostają od władzy, której im ich dziennikarska mądrość każe wiernie sekundować, liczne i sute "obrywy", choćby z ministerstw reklamujących u nich za nasze pieniądze polskie drogi, świeże powietrze w lasach państwowych czy elektryczność − podczas gdy prawica i Kościół, choćby chciały, nie mają czym korumpować i prawicowe media utrzymują się niemal wyłącznie ze sprzedaży.

Ale analogia trochę zawodzi. Żyd z anegdoty to figura zabawna, bo szczera. Redaktor Baczyński, z całym szacunkiem, nie może być tak głupi, żeby swej - delikatnie mówiąc - niekonsekwencji nie dostrzegać, bo gdyby był aż tak głupi, już dawno obciąłby sobie przy goleniu nos albo wykonał innego "darwina". Redaktor Baczyński posługuje się tą argumentacją z przebiegłym cynizmem. Bo, po prostu, ma problem. I przyjemnie mi stwierdzić, że tym problemem jestem między innymi ja. Redaktor Baczyński nie przypadkiem bowiem atakuje głównie tygodnik "Do Rzeczy", nie przypadkiem stanowczo wzywa, aby nie brać udziału w programach TV Republika, bo to "zatrute drzewo", i nie przypadkiem w zawoalowany, ale jednoznaczny sposób przypomina domom mediowym, że każda reklama umieszczona w "mediach prawicowych" będzie odnotowana, gdzie trzeba, i wzięta pod uwagę sami wiecie przy jakich okazjach. Redaktor Baczyński zagonił się w kozi róg. Sukces swojego tygodnika sam bowiem zbudował na tym właśnie mechanizmie "tożsamościowym", który obłudnie wytyka prawicowej konkurencji, jakby "dziennikarstwo tożsamościowe" nie było czymś oczywistym, i to praktycznie od zarania istnienia nowoczesnych mediów. Konkretnie: zbudował ten sukces na tożsamości "inteligenckiej". Ten "brand", jak dowodzą wielokrotnie przeze mnie cytowane badania profesora Domańskiego, jest w Polsce niezwykle cenny, godnościowy. Każdy lubi się czuć inteligentem, tym bardziej, im mniej ma do tego realnych podstaw, i to właśnie wykorzystują media establishmentu, od swego zarania wykorzystując polityczne uprzywilejowanie, jakie dał im układ Okrągłego Stołu, do zbudowania wrażenia "salonu", jednomyślności intelektualnych i artystycznych elit po jedynie słusznej stronie. "Polityka" ma czytelników, którzy wierzą, że czytając ten tygodnik i jego dodatki (nieprzypadkowo tytułowane "niezbędnik inteligenta", "inteligent na działce" etc.) zyskują nobilitację na inteligenta. Proste i samo w sobie nie zasługujące na potępienie, na tym wszak polega dobry PR, by związać markę z nabywcą poprzez wrażenie, iż go ona dowartościowuje. Ale w pojęcie "inteligent" - jakkolwiek usilnie się je stara przerobić na "wyznawca słusznych poglądów, nie-oszołom" - wpisany jest pewien krytycyzm. Inteligent z definicji powinien znać różne poglądy, być ciekawym argumentów, porównywać je i samodzielnie wyciągać wnioski. Samodzielnie myśleć, a nie - jak to jest cechą "obrazowanszcziny", "leminga" - cedować swe myślenie na "autorytety" i tylko im rezonować. I to jest właśnie to, czego redaktor Baczyński ma prawo się bać. Bo jego stronie tych argumentów dramatycznie brakuje, i to coraz bardziej. W zderzeniu racji, w opisie faktów na dłuższą metę nie ma "Polityka" szans i każdy jej czytelnik, który by - chcąc naprawdę zasłużyć na miano inteligenta - zapragnął poznać z autopsji racje prawicy, "stanie, niby dziecko, z usty zdumionymi". I zmuszony będzie stwierdzić, że, o cholera, ta druga strona bynajmniej nie jest bandą idiotów, ale ma liczne konkretne i przekonujące dowody, przeczące temu, co mu dotąd jako jedynie słuszne ładowano do głowy. Dlatego Baczyński wespół z "Wyborczą" i całym tym towarzystwem starają się wszystko co "prawicowe" oznaczyć jako strefę skażoną, jako coś nie tylko niewartego poznania i nieciekawego, ale wręcz zakazanego. Tam, krzyczą, nie zaglądajcie! My wam zrelacjonujemy i sami się przekonacie, co to warte, ale sami − Boże broń! Nie nada, nie prawilna! Bo zaglądając tam, za te rozwieszone przez nas fladry, przestaniecie być inteligentami, zrozumiano? Bo tamto czytają tylko "pisowcy", a wy przecież nie chcecie być pisowcami, prawda? Dlatego właśnie szczególnie zajadle atakuje Baczyński nie "Gazetę Warszawską" czy TV Trwam, nie te media prawicowe, które stawiają sprawy radykalnie czy nie kryją politycznego zaangażowania, ale właśnie "Republikę", która stara się zawsze zapraszać drugą stronę, i "Do Rzeczy". Bo tu widzi największy potencjał przekonywania niezdecydowanych i podbierania mu jego "lemingów". A czemu akurat teraz? Pewnie dlatego, że argument, którym dotąd posługiwało się całe jego środowisko: "PO na pewno ma rację, bo przecież wygrywa we wszystkich sondażach!", nagle został mu wybity z ręki. Bo powody do "radosnego" traktowania otaczającej rzeczywistości rozwiewają się jak mgła, a rzeczywistość okazuje się prezentować jak autostrada Nowaka czy pas startowy w Modlinie. Bo gdyby tak usiadł z nami redaktor Baczyński do uczciwego starcia na argumenty, to - i wie on to doskonale -w trzech złożeniach byłoby po sprawie. Nie dlatego, że my tacy mądrzy, tylko że on musiałby się upierać, iż dwa plus dwa to pięć, a czasem trzy lub siedem. A tego nie sposób udowodnić, jeśli dopuści się, by audytorium utraciło opisaną na wstępie wiarę, że "no bo to jest przecież prawda!". Więc robi facet, co może, żeby nie dopuścić, żeby przynajmniej część swych odbiorców utrzymać w stanie bezmyślnie potakującego leminga. Szczerze życzę jego czytelnikom, żeby mu się to nie udało. RAZ

Koziej - i wszystko jasne. Po publikacji "GP" szef BBN atakuje dziennikarkę „Gazeta Polska” ujawniła, że wśród autorów „Białej Księgi Bezpieczeństwa Narodowego”, wydanej przez kierownictwo BBN, są osoby zarejestrowane jako tajni współpracownicy służb specjalnych PRL, a także funkcjonariusze tych służb. Jak zareagował na publikację generał Stanisław Koziej, szef BBN? Nie odniósł się do kwesti tworzenia ważnych dokumentów państwowych przez ludzi skompromitowanych, lecz wykorzystał okazję do ataku na dziennikarkę Dorotę Kanię. Zresztą komentarz Kozieja - zamieszczony na oficjalnej stronie BBN - jest na wyjątkowo żałosnym poziomie. Dorota Kania w tekście „Służby PRL-u u Komorowskiego” (opublikowanym w najnowszym numerze „Gazety Polskiej”) ujawniła m.in., że wśród autorów „Białej Ksiegi Bezpieczeństwa Narodowego” wymienia się Krzysztofa Liedla, obecnie zastępcę dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Pozamilitarnego Biura Bezpieczeństwa Narodowego oraz dyrektora Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas. Krzysztof Liedel od lat jest przedstawiany jako „ekspert z zakresu terroryzmu”, a w przeszłości ochotnik, który wstąpił do Milicji Obywatelskiej i trafił do Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej, czyli ZOMO. „Powstałe po czerwcu 1956 r. ZOMO służyło przede wszystkim do pacyfikacji demonstracji niepodległościowych. W latach 80. na skutek brutalnych ataków funkcjonariuszy tej formacji zginęło co najmniej kilkadziesiąt osób, czym służba ta zasłużyła sobie w opinii publicznej na miano najbardziej bandyckiej formacji MO” – napisała Dorota Kania.

7 września 1989 r. na mocy rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych ZOMO przestały istnieć, a miesiąc później Liedel został słuchaczem Wydziału Bezpieczeństwa Państwa Akademii Spraw Wewnętrznych im. Feliksa Dzierżyńskiego w Legionowie. Przebieg jego dalszej kariery jest tajny – jak czytamy w katalogach Biura Lustracyjnego IPN – akta Krzysztofa Liedla zanonimizował poprzedni ich dysponent.

Zresztą nie chodzi tylko o Liedla, bo szefem zespołu redakcyjnego jest szkolony w Moskwie gen. Stanisław Koziej, a jego zastępcą Zdzisław Lachowski (w dokumentach Służby Bezpieczeństwa figurujący jako tajny współpracownik o ps. Zelwer). Przewodniczącym Zespołu Systemu Bezpieczeństwa Narodowego jest z kolei dr Andrzej Karkoszka (w aktach komunistycznej bezpieki zapisany jako tajny, wieloletni współpracownik o ps. Eta, Karaś i Markowski). Jest też Roman Kuźniar, bliski współpracownik prezydenta.

„Wśród tajnych dokumentów zniszczonych w Departamencie I MSW znajduje się protokół zniszczenia z 18 stycznia 1990 r. Czytamy w nim, że urodzony w 1953 r. Kuźniar został zarejestrowany jako kontakt operacyjny „Uniw” pod numerem 16645” – przypomina Dorota Kania, która wymienia zresztą więcej nazwisk. Po publikacji tekstu D. Kani na reakcję szefa BBN gen. Stanisława Kozieja nie trzeba było długo czekać. Na stronie internetowej Biura Bezpieczeństwa Narodowego ukazał się tekst zatytułowany: „Komentarz szefa BBN: "Kania – i wszystko jasne. Czyli o zatrutym patrzeniu na bezpieczeństwo Polski". Pełnym inwektyw, mało wyszukanych aluzji, momentami pisany wręcz prostackim językiem. Zacytujemy dwa fragmenty:

„A dla wzbogacenia zdartego już trochę repertuaru dodałbym jeszcze, że jeśli nie z pewnością, to z Pani podejrzenia i insynuacji, powinienem być agentem także służb amerykańskich, niemieckich, francuskich, belgijskich, włoskich i – o zgrozo – nawet NATO-wskich (jeśli takowe są, a Pani redaktor zapewne w to nie zwątpi), bo tam też, podobnie jak w Moskwie, kończyłem różne przeszkolenia, staże i kursy operacyjne i strategiczne. Sam tego nie wiem, więc liczę na Pani skrupulatność i dociekliwość. A może uda się Pani nawet znaleźć jakiś ślad Mosadu lub konszachtów z Jamesem Bondem. To byłby dopiero sukces. Ale Pani redaktor na taki zasługuje” – napisał Stanisław Koziej. gb

Czy ABW wie za dużo? Kolejne afery mogą wstrząsnąć giełdą. NASZ WYWIAD z Januszem Szewczakiem wPolityce.pl: - Właśnie odkrywa się przed nami największa afera korupcyjna w polskim górnictwie. Chodzi o łapówki przy sprzedaży kombajnów dla pięciu spółek. Jeden z jej głównych bohaterów idzie na współpracę z prokuraturą i zaczyna sypać. Zamieszanych w proceder ma być 40 osób. Możemy się chyba spodziewać prawdziwej bomby, gdy zaczną pojawiać się przecieki ze śledztwa. Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK: - Absolutnie tak. Po tym, jak ABW wykryła tę wielką aferę łapówkarsko-kombajnową, można powiedzieć, że powraca temat mafii węglowej i układu w górnictwie, tak swego czasu ośmieszany. Jeszcze kilka dni temu prezes dużej giełdowej spółki Kopex, wcześniej prezes zagranicznej spółki Voest-Alpine „Technika Górnicza i Tunelowa” dziś jest świadkiem koronnym i ujawnia gigantyczną skalę korupcji w górnictwie związanej z łapówkami dla firm zamawiających kombajny i inne urządzenia górnicze. Sprawa jest rozwojowa i może sięgać dziesiątek milionów złotych. A co najgorsze, może dotyczyć też wielu dużych spółek z GPW. Rozwój tego tematu może więc wstrząsnąć polską giełdą.

Pod warunkiem, że powiązania zostaną naświetlone, że służby dotrą do dowodów. Już wkrótce może się okazać, że po zreformowaniu służb przez obecny rząd, a dokładnie premiera Tuska, ABW takich sukcesów mieć nie będzie, bo zostanie znacząco osłabiona, zdegradowana albo, jak niektórzy mówią, wręcz „rozwalona”. Jeśli będą się pojawiać sprawy takiego kalibru, Agencja nie będzie mogła się nimi zajmować. Przejmie je policja, CBŚ. A trzeba przypomnieć, że takich afer w ABW nie brakuje. Można zadać pytanie, czy te zmiany, o których na portalu wPolityce.pl można wiele przeczytać, zmiany zasadnicze i niekorzystne dla Agencji i dla państwa, nie są przypadkiem spowodowane ogromną, gotową już do użycia wiedzą i zgromadzonymi dowodami dotyczącymi wielkich afer w wielu innych kluczowych dla gospodarki sektorach przemysłowych, zwłaszcza spółkach energetycznych. Mam na myśli wydatkowanie setek milionów złotych na marketing, reklamy, consulting itd.

Kłania się tu choćby najświeższa sprawa dotycząca związków firm energetycznych z siatkarskim klubem z Sopotu. Tak, ale to – można powiedzieć – mały „pikuś”. Kłania się bowiem również wyciszona sprawa Enei – tam były gigantyczne nieprawidłowości badane przez ABW. Kłania się też dziwnym trafem ciągle niewyjaśniona afera związana z przetargami na informatyzację administracji państwowej. Mówiło się, że mogło dojść do przekrętów na miliardy złotych. ABW ma także kompletną wiedzę, dość dobrze udokumentowaną, na temat afery przy prywatyzacji polskich uzdrowisk. W kontekście tych spraw zegarki Nowaka czy jego kontakty z CAM Media okażą się błahostką. Idzie przecież o „przewalanie” ogromnych sum w spółkach giełdowych. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ma podobno również ogromną wiedzę i długie godziny nagrań dotyczących nieprawidłowości i nadużyć przy budowie autostrad i stadionów na Euro 2012, z których opinia publiczna poznała dopiero jakiś mały wycinek. Być może rząd obawia się kar ze strony Unii Europejskiej i to powstrzymuje władzę przed zrobieniem użytku z tej wiedzy. I wreszcie gdyby przyjrzeć się nieco dokładniej największej polskiej inwestycji, czyli kupna przez KGHM kanadyjskiej spółki Quadra za blisko 10 mld zł, a zwłaszcza transferowi tych pieniędzy za granicą i rosnącym ciągle kosztom uruchomienia tej inwestycji w Kanadzie i Chile, gdzie też w grę wchodzą miliardy złotych, włos zjeżyłby się na głowie.

Dotknął Pan kilku tematów, które opinia publiczna mogła ledwie „liznąć”. Są one jedynie sygnalizowane i zaraz przyciszane, by wspomnieć choćby ujawnione w tygodniku „Sieci” informacje o lobbingu na rzecz Rosjan ws. Azotów przez Jana Krzysztofa Bieleckiego czy aferę Amber Gold. Ta ostatnia sprawa powraca tylko w krótkich doniesieniach o kolejnych przedłużeniach aresztu dla państwa P. A nadal nie wiemy, kto był pomysłodawcą Amber Gold, kto na tym przedsięwzięciu zarobił i kto je ochraniał. ABW jest kopalnią wiedzy o mega przekrętach w polskim biznesie na miliardy złotych. Oby nie stało się tak, że już niedługo ta kopalnia zostanie skutecznie zatopiona, jak metro Powiśle czy tunel pod Wisłostradą w Warszawie.

Wracając do górnictwa, należy wspomnieć też o innych aferach, które czekają na wyjaśnienie – łapówkach rzędu 3 mln zł, którymi zajmuje się już częstochowski sąd (25 osób oskarżonych) i nieco mniejszej z udziałem dyrektora kopalni w Rudzie Śląskiej. Trudno dziwić się opiniom, że polskie górnictwo jest przeżarte złodziejstwem. I warto zadać pytanie o wydolność antykorupcyjną państwa. Przecież sprawa, od której zaczęliśmy dotyczy lat 1998-2006. Zarzuty stawiane są dopiero po kilkunastu latach! To potwierdzenie tezy, że mafia węglowa istniała. Po drugie, tej wiedzy i tych materiałów prawdopodobnie jest dużo więcej na każdy inny temat. A przecież sektor energetyczny, o którym wspomniałem, jest kluczowy pod względem wielkości inwestycji. Największe pieniądze na przedsięwzięcia gospodarcze mamy wydawać właśnie tam. Proszę sobie teraz wyobrazić skalę zagrożenia w przypadku uruchomienia inwestycji za dziesiątki miliardów złotych, jak w przypadku elektrowni atomowej! Możemy mieć tu do czynienia z olbrzymią skalą korupcji, choć oczywiście patologie w górnictwie pojawiają się częściej. I są szalenie groźne dla Giełdy Papierów Wartościowych. Wszystko wskazuje na to, że nawet największe spółki giełdowe z udziałem Skarbu Państwa współpracowały z tą firmą i z tym człowiekiem, dziś świadkiem koronnym. To bardzo charakterystyczny wycinek ukazujący znacznie większy problem. Chyba rzeczywiście te ruchy w służbach, o których pan Stanisław Żaryn tak mądrze i dociekliwie pisze, mogą mieć głębszy podtekst. Być może zgromadzono za dużo wiedzy i jest ona za bardzo obciążająca dla ekipy rządzącej od sześciu lat. Rozmawiał Marek Pyza

01/06/2013 „Demokracja przypomina autobus pełen pasażerów, którzy mają zdecydować w sposób zbiorowy, dokąd kierowca powinien jechać”- wyczytałem w książeczce pana Franka Karstena, ”Mity demokracji” która właśnie pojawiła się na polskim, rynku, a którą kupiłem na Targach Książki na Stadionie Narodowym, a ściślej mówiąc kupił mój syn dla mnie, bo go o to poprosiłem.. Miło jest przeczytać zdania, pod którymi się podpisuję bez żadnych zahamowań emocjonalnych, tym bardziej, że od wielu lat- dokładnie siódmy rok- piszę, że ten sposób wyboru władz i podejmowania decyzji jest kompletnym, ale to kompletnym nonsensem.. Nie ma nic wspólnego z logiką, tak jak podjęta w 1939 roku decyzja pana Józefa Becka- ministra spraw zagranicznych II Rzeczpospolitej- przyjęcia przez Polskę głównego uderzania największej armii świata- armii Adolfa Hitlera. Mniejszość jest na łasce kaprysów większości.. A konkretniej- jednostka jest ma łasce kaprysów większości.. ”Jednostka niczym, jednostka zerem”- jak twierdził towarzysz MAjkowaki.. Demokracja równa się socjalizm.. Jeszcze jedną ciekawą rzecz wyczytałem w „Mitach demokracji”.. Rzecz dotyczy Kodu Regulacji Federalnych w Stanach Zjednoczonych.. Jest to zbiór ustaw i regulacji, które towarzyszą Amerykanom na co dzień w demokratycznym państwie prawnym i socjalistycznym, jakim od pewnego czasu stają się Stany Zjednoczone- kiedyś ojczyzna wolności i poszanowania własności.. Życie mieszkańców oparte było o poszanowanie Praw Bożych, których tak nienawidzi pan Leszek Miller z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, że twierdzi, że Polska to ”państwo Talibów”(????) A cóż złego jest w Dziesięciu Przykazaniach i poszanowaniu ludzkiej wolności , własności czy życia? Rozumiem, że Lewicy przeszkadza wolność człowieka, jego własność, która daje wolność, a człowiek powinien się rodzić i umierać wtedy, kiedy chce Lewica.. W roku 1925 Kod Regulacji Federalnych to była niewielka książeczka, której człowiek nie mógł znaleźć pośród innych książek, które miał w domu.. W roku 2010- Kod Regulacji Federalnych liczył- uwaga!- 200 tomów(????) Sam spis treści liczył 700 stron(!!!!!!) Autor słusznie uważa, że jest to wynik demokracji większościowej panującej w Ameryce, która przegłosowuje wprowadzając w życie amerykanów wszystko jak leci.. Między innymi sposób krojenia i gotowania krążków cebuli w restauracjach(????). W latach 2001-2010 objętość Kodu Regulacji Federalnych wzrosła z 1,8 miliona słów do- uwaga!- 3,8 miliona słów(????). Wystarczyło tylko 85 lat, żeby normalny kraj- jakim były Stany Zjednoczone- zamienić w obóz koncentracyjny przepisów federalnych.. federalnych. Za rządów G. Busha przybywało 1000 stron regulacji rocznie.. A był to „ republikanin”..(????) Czyli amerykańska prawica(????)już dawno różnica pomiędzy demokratami i republikanami się zatarła.. Nie ma żadnej różnicy, czy rządzą republikanie, czy demokraci.. W ostatnich latach wyjątkiem był prezydent Ronald Reagan, ale za jego rządów dług publiczny również rósł.. I jeszcze jedna ciekawostka: w 2004 roku w Holandii obowiązywało 12 000 ustaw i regulacji zawierających 140 000 artykułów(????). Prawda, że wielkie osiągnięcie demokracji?? A pan Leszek Miller pokrajałby wszystkich tych księży, którzy gdzieś nareszcie bąkneli o demokracji, jako czymś złym, a nie dobrym.. Demokracja jest zaprzeczeniem zdrowego rozsądku.. Kościół Powszechny powinien uświadamiać wiernym, że demokracja jest ukrytym złem, jest wrogiem cywilizacji łacińskiej, odbiera ludziom wolność i własność. Zniewala ich większościowo i centralnie- w Sejmie, a doprawia regionalnie- w gminach.. Jest tak duszno od regulacji, że człowiek ledwo dyszy. A demokraci pouchwalają ile jeszcze się da.. Nie dalej jak wczoraj przekonałem się o dewastacyjnej roli demokracji większościowej, która bez pardonu gwałci naturalne prawo do wolności.. Tak jakby ktoś demokratycznie gwałcił naturalne prawo grawitacji, Prawo Archimedesa czy prawa aerodynamiki.. Sądzę, że może przyjść taki czas, że deomokraci przegłosują większościowo naturalne prawa fizyczne, i będziemy mieli nowoczesne prawa demokratyczne z zakresu fizyki, mechaniki czy matematyki.. Na razie przegłosowują naturalne prawa moralne, ekonomiczne, zdrowy rozsądek i prawo budżetowe- żeby się nigdy nie domykało. A pamiętaj przecież rozchodzie być z przychodem w zgodzie . Czy demokratów to obchodzi? Nie! Obchodzi ich, żeby dziś.. O resztę niech się martwią wnuki i prawnuki.. Ustawa nakłada na mnie obowiązek wymiany dowodu rejestracyjnego co sześć lat, bo tyle miejsc na urzędową pieczęć ustawodawca przewidział- po badaniu technicznym samochodu. Jakiś czas temu- nieźle to pamiętam- takich miejsc było 12. A więc co dwanaście lat „obywatel” wymieniał dowód rejestracyjny samochód płacił- obecnie 73,50. Bo samochód musi przechodzić badania techniczne każdego roku- przynajmniej mój. No i ponieważ mam zainstalowany dodatkowo zbiornik gazu LPG, za badanie płacę więcej niż gdyby miał tylko zbiornik na benzynę. Gdybym przyjechał na badanie w eleganckim garniturze- z pewnością zapłaciłbym więcej za to, że posiadam zbiornik LPG i elegancki garnitur. Liczą się znamiona i wymiona , z których można doić. Zgodnie z wyobrażeniami marksistów- więcej zyskujesz- progresywnie więcej płacisz.. Dokładnie to samo myślenie wykazuje lewicowy minister Bartłomiej Sienkiewicz, prawnuk konserwatywnego Henryka Sienkiewicza- który ma pomysł, żeby więcej zarabiający płacili wyższe mandaty- za przekroczenie prędkości ustanowionej na oko przez urzędników demokratycznego państwa prawnego. Strach już się dzisiaj bać, jak neomarksiści wprowadzą zróżnicowanie cen na wszystkie towary w sklepach w zależności od dochodów’ obywateli”, czyli stada niewolników przyporządkowanych państwu demokratycznemu i prawnemu. Wśród nich i ja, niewolnik demokratycznego państwa prawa i człowieka, które to państwo ubezwłasnawalnia mnie tak jak innych’ obywateli”- powiedzmy sobie szczerze: demokratoryczne państwo prawne jest właścicielem milionów niewolników żyjących w przezroczystym niewolnictwie, niewidzialnym na pierwszy rzut oka- a widzialnym jak człowiek na chwilę przestanie czuć się niewolnikiem i zobaczy ile drutów kolczastych i pod napięciem przepisów go ubezwłasnawalnia.. Oczywiście propaganda twierdzi co innego.. A demokratyczne urwisy dokręcają przepisów na tony.. Jeszcze więcej praw człowieka w demokratycznym państwie praw człowieka.. Im więcej praw człowieka- tym oczywiście mniej sprawiedliwości.. I większy burdel z serdlem.. Wszedłem do urzędu ufny, że na mnie nie popadnie i uda mi się załatwić sprawę szybko i sprawnie- tak jak twierdzą premier z prezydentem- którzy tak kochają demokratyczne państwo prawne udoskonalając go systematycznie. I to wszystko przy jednym okienku.. Informację zasięgnąłem przy okienku innym ,płaciłem przy innym, a sprawę załatwiałem przy innym. Trzy w jenym.. Samochód zostawiłem przed urzędem w strefie płatnego parkowania, bo jak „obywatel”: przyjeżdża do urzędu w sprawie urzędowej to jeszcze musi zapłacić za parkowanie samochodu. W Radomiu obok urzędu przy ulicy Kilińskiego jest parking bezpłatny , poza strefą płatnego parkowania, ale wiecznie zajęty w godzinach urzędowania urzędników, tak że mała jest szansa, żeby każdy „obywatel” się na ten parking załapał.. Nie załapałem się i ja, więc zaparkowałem przed urzędem, ale bacznie obserwując, czy urzędnicy miejscy nie zaczaili się gdzieś w zakresie widzenia myśliwego i zwierzyny łownej.. Ja czułem się zwierzyną łowną, bo mam zasadę, że nigdy w żadnym mieście za parkowanie na ulicy nie płacę, bo nie widzę powodu, ukrywam samochód w miejscach jeszcze nie objętych płatnym parkowaniem, albo parkuje na chwilę- rozglądając się bacznie, czy myśliwi się nie zbliżają, żeby ujść z zasadami- i nie płacić. Nie chodzi o dwa złote- chodzi o zasadę. Tym, bardziej, że wiele lat temu- też w demokratycznym państwie prawnym- inicjowałem akcję, jako prezes Unii Polityki Realnej O/Radomskiego i zbierając podpisy do Rady Miejskiej-, żeby tę strefę zlikwidować, i żeby nie zagrażała ona wolności parkowania człowieka. I została zlikwidowana jak generał Marcinkowski został prezydentem Radomia. To jest moja satysfakcja osobista, ale Radomianie odzyskali trochę wolności.. Bo o wolność- w demokratycznym państwie prawnym- należy walczyć codziennie, ponieważ sama istota demokracji polega na zabieraniu człowiekowi wolności.. Nie nadąży się z odzyskiwaniem wolności- nie ma na to szans.. 400- 500 ustaw rocznie! To ile akcji należałoby organizować, żeby odzyskiwać wolność? Chociaż w takt jej tracenia? Gdy nastąpiły rządy , że tak powiem Prawa, i że tak powiem- Sprawiedliwości, – strefa płatnego parkowania została przywrócona, i mieszkańcy pobawieni wolności parkowania. Nie dość, że przywrócona- to i rozszerzona.. Na przykład w miejscu obok szpitala miejskiego. Ale powróćmy do miejsca na stempel pod dowodem osobistym rejestrującym mój pojazd w nowym dowodzie rejestracyjnym.. Ano okazało się, że jest wszystko, i nowy zbiornik gazu, i prawidłowy przegląd, i opłata manipulacyjna- czy jak się ona nazywa i dowód osobisty- paszportu i książeczki zdrowia nie wymagano- musiała być jakaś” reforma,” której nie zauważyłem. Ale okazało się, o czym zapomniałem, że współwłaścicielami samochodu jest jeszcze dwóch moich synów, dołączonych do własności cztery lata temu po to, że mając prawa jazdy, nie posiadali samochodów, a żeby pracowali na przyszłościową zniżkę ubezpieczeniową i obowiązkową, w ramach prawa człowieka do obowiązku ubezpieczenia. I tu się zaczął problem: musi być pełnomocnictwo obu moich synów na zgodę, żeby poszerzyć ilość rubryk w nowym dowodzie rejestracyjnym, przenoszącym wszystkie dotychczasowe dane.. Byłem zdziwiony, tym bardziej, że kilka dni wcześniej instalowałem nowy zbiornik gazu i nikt mnie nie pytał o pełnomocnictwa moich synów, którzy są współwłaścicielami samochodu. Tak jak zmieniałem felgę, czy naprawiałem samochód.. A przecież za każdym razem szynowie byli współwłaścicielami.. Tak jak nigdy jeszcze policjant obywatelski nie pytał mnie, gdy mnie zatrzymał, czy mam pełnomocnictwo moich synów do jeżdżenia moim samochodem., Ki diabeł, że. przy powiększeniu ilości rubryk w niezmienialnym dokumencie, tylko jego przedłużeniem- potrzebna jest zgoda dwóch moich synów.. Nawet na wjazd za granicę nie potrzebuję zgody dwóch synów . Powinna być zgoda również mojej żony… „A jakby Pan sprzedawał samochód” ?-powiedział jeden z dwóch urzędników państwowych. Ano, wtedy potrzebna byłaby zgoda dwóch współwłaścicieli- odpowiedziałem. Bo wtedy współwłasność zmienia właściciela. Ale ja tylko- jako „obywatel” niewolnik, chcę stawiać dodatkowe pieczątki związane z przeglądem- przez państwo- mojego samochodu, żeby mi było bezpieczniej, w końcu sam nie potrafię sobie zapewnić bezpieczeństwa- tylko musi to robić pod przymusem wytypowany przez państwo „ obywatel” taki sam jak ja- zarówno „prywatny”- jak i państwowy.. Wychodząc z urzędu demokratycznego państwa prawnego, za wycieraczką samochodu znalazłem odpowiedni kwit upoważniający mnie do zapłacenia mandatu, za to, że zaparkowałem w miejscu przed urzędem w strefie płatnego parkowania.. I ci co mi mandat włożyli, też nie pytali mnie czy mam pełnomocnictwa od synów, żeby mi ten mandat mogli włożyć.. Dyskusja z urzędnikami kosztowała mnie mandat.. Może bym akurat zdążył.. Ale zachciało mi się dyskusji.. Ale na szczęście przeczytałem na kwicie, że jeśli opłacę ten mandat dzisiaj w określonym miejscu, to nie zapłacę 50 złotych- tylko 25.. Czy prędzej pojechałem pod biuro opłacania mandatów za bezpłatne parkowanie w strefie płatnego parkowania, i biegiem do biura na pierwsze piętro, żeby zdążyć przed włożeniem mi kolejnego mandatu… Bo zaparkowałem znowu w strefie płatnego parkowania. Zobaczcie Państwo jacy przebiegli są urzędnicy. Nie umiejscowili siedziby poza strefą parkowania. I wiecie co Państwo? Przy pobieraniu mandatu urzędniczka też nie pytała mnie, czy mam pełnomocnictwo moich dwóch synów, na zapłacenie przeze mnie mandatu..(????) I to mi ulżyło, że jeszcze nie jest tak źle.. Ale jak zaczną żądać pełnomocnictwa dwóch moich synów na wymianę opon z jesiennych- na wiosenne- to będę musiał pozbawić synów własności starego samochodu.. Bo już nie wytrzymam. I problem sam się rozwiąże.. Chyba, że…. Będzie potrzebne pełnomocnictwo dwóch moich synów, na pozbawienie ich własności, oprócz zrzeczenia się jej oraz pełnomocnictwo mojej żony, która jest przecież moją żoną.. Mam jeszcze mamę- ona też kiedyś dołożyła się do zakupu samochodu.. Ojciec już nie żyje.. Ale jak stoję nad grobem ojca to wydaje mi się, że obok mnie stoi urzędnik skarbowy i krzyczy, że pozostał jeszcze jakiś podatek do zapłacenia..

…ale chyba mi się tylko wydaje. Na pewno mi się wydaje. Bo jest to niemożliwe w demokratycznym państwie prawnym i do tego urzeczywistniającym zasady społecznej niesprawiedliwości – pardon– co ja piszę- oczywiście – sprawiedliwości… Kończę, bo musze biegnąć po te pełnomocnictwa.. WJR

Talaga Dla Ukrainy odnówmy Sojusz Międzymorza Andrzej Talaga „Stowarzyszenie Ukrainy z UE to nie misja cywilizacyjna, ale ofensywa geopolityczna. Litwini mają rację, trzeba mieć Kijów po swojej stronie, nawet oligarchiczny i niedemokratyczny, nie ma czasu na subtelności. „....”Za półtora miesiąca Litwa obejmie przewodnictwo Unii Europejskiej. Jest duża szansa, iż za jej kadencji UE podpisze umowę stowarzyszeniową z Ukrainą. W Komisji Europejskiej, w Niemczech, a i w innych krajach słychać tymczasem krytykę, że Wilno prze do niej, nie patrząc na łamanie przez Kijów praw człowieka. To niepokojące głosy, nie można bowiem chwilowych słabości ustroju ukraińskiego kłaść na szali w kontrze do geostrategicznego usytuowania Ukrainy. To sprawy z dwóch różnych kategorii wagowych. „.....”Polska powinna w tym wypadku stanąć murem za Litwą, odnowić tym samym, choćby na chwilę, nieformalny sojusz Międzymorza, jak górnolotnie by to nie brzmiało; jeśli mamy gdzieś żywotny interes, to właśnie w trwałym wyrwaniu Ukrainy Rosji, niezależnie, czy przestrzega ona standardów unijnych czy nie. Umowa stowarzyszeniowa będzie znaczącym krokiem w tym kierunku. „...”Ukraina nie jest w stanie utrzymać długo niezależnej pozycji. Rosja wywiera na nią ogromną presję, by przystąpiła do organizowanej przez Moskwę unii celnej, a w przyszłości unii eurazjatyckiej. Bez wsparcia UE Kijów prędzej czy później ulegnie. Strefa przejściowa w ciągu dekady przestanie istnieć. „.....”Warto przypomnieć, że w czasach Stalina najsilniej kolektywizacja i w konsekwencji głód uderzyły właśnie w Ukrainę, Związek Sowiecki nie mógł bez niej przetrwać, trzeba więc było ją spacyfikować, tak by ewentualną secesję uczynić niemożliwą.Podobnie myślał Hitler, który nie wyobrażał sobie swojego kontynentalnego imperium bez Ukrainy, a bez Rosji owszem. Dlatego Niemcy włożyli większy wysiłek militarny w jej zdobycie i potem utrzymanie oraz zabezpieczenie niż w marsz na Moskwę.”....”Paweł Kowal w artykule opublikowanym w „Nowej Europie Wschodniej” zgłosił kontrowersyjny, ale wielce uzasadniony postulat, by uprawiać politykę nie tyle z siłami politycznymi na Ukrainie, ile z ich rzeczywistymi mocodawcami, czyli oligarchami. To klasa swingująca, raz patrząca w kierunku wschodnim, raz zachodnim, w zależności od doraźnych interesów, czego najlepszym przykładem najsilniejszy współczesny magnat Ukrainy Rinat Achmetow, mocno usadowiony w „ordynacji” donbaskiej „.....”Długofalowym gospodarczym oraz politycznym interesem czołowych sił oligarchicznych jest utrzymanie niezależności Ukrainy i najlepiej jej neutralności cywilizacyjnej pomiędzy Wschodem oraz Zachodem, ale jeśli okaże się to niemożliwe – marsz na Zachód. „...(źródło )
Rymkiewicz”Podziela pan tezę mówiącą, że dzisiejsza Polska przypomina tę z XVIII wieku? Oczywiście. Podstawowa analogia – co zasygnalizowałem już w „Wieszaniu” – polega na nieistnieniu państwa. W XVIII wieku, w jego pierwszej połowie, przed konfederacją barską i rozbiorami, państwo zaczyna się rozpadać i znikać, pozostają jego resztki. Mam poczucie – podobnie jak wielu Polaków – że państwo, w którym dzisiaj żyjemy jest państwem w stanie rozpadu. Analogia jest tutaj oczywista. Żadna epoka nie tłumaczy nam tak dobrze dzisiejszej rzeczywistości jak wiek XVIII. Czy historia skończy się podobnie? Nie wiem.„...”To książka skrajnie pesymistyczna; można powiedzieć, że to coś mówi o sytuacji w Polsce, bo ona – podobnie jak cały cykl - odzwierciedla to, co się działo w Polsce w ostatnich dziesięcioleciach. Nasze perspektywy są coraz ciemniejsze, coraz mniej jasno widać, co się nam przydarzy. Stąd też ciemność mojego Reytana. „.... „Ten protest na sejmie kwietniowym w 1773 roku kończy się krwią i śmiercią. Poszedłbym dalej i zaryzykował stwierdzenie, że śmierć Reytana jest analogiczna do śmierci Rzeczypospolitej. Dlatego jeden z rozdziałów w mojej książce nazywa się „Ostatnie słowa Rzeczypospolitej” – to zdanie wypowiedziane przez Reytana, gdy upada on w progu sejmu… … co niewiele zmienia, bo inni posłowie po prostu po nim przechodzą.Tak. Oni depcząc, przechodzą po nim, ponieważ on nie chciał ich wypuścić. Koniecznie chciał doprowadzić do otwarcia obrad sejmowych, nieskonfederowanych – co nigdy nie nastąpiło – ale on przez te cztery dni o to walczył. Chodziło o to, by on po otwarciu obrad i wyborze marszałka sejmowego mógł natychmiast przy pomocy liberum veto zerwać ten sejm. Skutkiem tego byłoby unieważnienie wszelkich postanowień. Wtedy nie zatwierdzono by rozbioru Polski.”....”Zgadza się, ale proszę pamiętać, że obcym mocarstwom szalenie wówczas zależało, by mieć stempel, że Polacy godzą się ze swoim losem. „.....(źródło )
Leszek Żyliński „ Do chwili zjednoczenia Rzeszy w 1871 roku intelektualiści 
i pisarze niemieccy raczej marzyli 
o Europie, niż myśleli o niej na serio. Dopiero wiek XX stał się – na dobre i złe – czasem niemieckich „projektów europejskich". …..”wiek XIX przyniósł początkowo wśród myślicieli niemieckiego kręgu językowego zwrot ku przeszłości i mitologizację starego Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Jego uniwersalna misja wypełnić się miała w oparciu o chrześcijańską tradycję i kulturę. „....”późniejszy noblista Tomasz Mann w sążnistym eseju „Betrachtungen eines Unpolitischen" z 1918 roku. Ustawił w nim niemiecką kulturę jako emanację europejskiego ducha z jej formą, stylem i wspólnotą przeciw cywilizacji Zachodu opartej na pieniądzu, oświeceniu i indywidualistycznej demokracji. „....”Swoją europejskość próbowali Niemcy w tamtym czasie wymyślić i realizować także poprzez koncepcję Mitteleuropy. Pomysł ten zaprezentował w 1915 roku teolog i liberalny polityk Fryderyk Naumann w książce pod takim tytułem. Zakładał on, że w wyniku sytuacji wojennej jako „dziejowa konieczność" oraz wyraz „reorientacji myślowej" powstanie w środku Europy nowa konfederacyjna struktura państw. Postulowany przez niego związek miał nie tylko zapewnić zwycięstwo w światowym starciu z Zachodem i Rosją, ale nadto miał ugruntować powstanie jakościowo nowej potęgi europejskiej. „....”Wyobrażona środkowoeuropejska wspólnota, która docelowo stać się miała „państwem środkowoeuropejskim", rozciągała się w wizji Naumanna „od Morza Północnego i Bałtyku po Alpy, Adriatyk i południowe skrawki niziny naddunajskiej". I choć Naumann do swego projektu chciał przede wszystkim argumentami i perswazją przekonać Polaków, Węgrów i Czechów, to nie ukrywał, że rdzeniem Mitteleuropy będzie żywioł niemiecki, i że – jak pisał – to „niemiecka konfesja gospodarcza" zdeterminuje charakter nowego państwa. „....”Henryk Mann poświęcił się natomiast programowi pojednania niemiecko-francuskiego, „.....”„Musimy założyć nasz własny Kościół" – postulował Henryk Mann – aby zaprowadzić równość między narodami i zjednoczyć Europę. Przyszłość tego Kościoła zależeć będzie od wiary: „Wiarą jest Europa, ewangelią jej jedność". „....”W 1923 roku młody pisarz austiracki Richard Nikolaus hrabia Coudenhove-Kalergi opublikował książkę pt. „Pan-Europa", która zawierała szczegółowy program zjednoczenia kontynentu. Kieruje się tyleż przekonaniem o konieczności położenia kresu nacjonalistycznemu zaczadzeniu umysłów Europejczyków, co wyobrażeniem o możliwej roli zjednoczonej Europy jako jednego z pięciu mocarstw światowych. Kulminujący w wojnie światowej upadek Europy wyprowadza autor z kryzysu światopoglądowego, w jaki popadli Europejczycy, tracąc – wraz z uznaniem demokratycznej zasady równości w polityce państwowej – wyróżniający ich niegdyś arystokratyzm ducha. „....”Projekt europejski „obiecywał pewną rekompensatę zagłady Rzeszy, a nawet gwarantował jakąś większą, choć niezbyt sprecyzowaną przyszłość. Poza tym idea Europy wychodziła – jak już sama nazwa wskazuje – z roszczeniem reprezentowania czegoś idealnego, ideowego czy też idealistycznego, tak więc była wręcz predestynowana, aby nadać pewnej podniosłości suchemu procesowi rekonstrukcji materialnej. Każdy mógł w nią wtłoczyć własne wyobrażenia". ….(źródło )
Wilno chce za wszelką cenę podpisania umowy stowarzyszeniowej UE z Ukrainą „.....” Najważniejszym wydarzeniem będzie szczyt Partnerstwa Wschodniego zaplanowany na 28 listopada w Wilnie. Może się on okazać sukcesem, gdyby doszło do podpisania negocjowanej od dawna umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. „....”Litewska dyplomacja usilnie forsuje ten cel, nie bacząc na koszty. Z nieoficjalnych rozmów z jej przedstawicielami wynika, że dla Litwy sprawa uwięzienia Julii Tymoszenko jest drugorzędna. Ukrainie powinno dać się umowę stowarzyszeniową, aby odciągnąć ją od Rosji i wciągnąć w orbitę wpływów europejskich. „.....”państwa Europy Zachodniej, w tym przede wszystkim Niemcy. – Ich postawa będzie kluczowa. „....”Na razie z Berlina nie płyną żadne nowe sygnały. A do tej pory Niemcy bardzo wyraźnie opierały się ustępstwom na rzecz Janukowycza. „. .(więcej )
Niemcy nigdy na przestrzeni 900 lat nie były tak słabe terytorialnie. Dotyczy to również żywiołu niemieckiego i kultury . Rosja europejska została cofnięta terytorialnie o 300 lat . Budowa prze Niemcy Unii Europejskiej jako IV Rzeszy to ostatni , raczej skazany na porażkę ich ostatni zryw . Unia Europejska się wali . Bo wali się jej gospodarka , innowacyjność technologiczna .Jeśli socjalistyczny Związek Radzicki się rozpadł właśnie z powodu niewydolności gospodarczej i technologicznej, to tym bardziej rozpadnie się jeszcze przed unifikacją socjalistyczna IV Rzesza. Należy bardzo poważnie brać pod uwagę scenariusz szybkiego rozpadu Unii . I w związku z tym rozpocząć budowę a raczej odbudowę starego porządku w Europie Środkowej , który zagwarantuje krajom Międzymorza bezpieczeństwo geopolityczne , a ich obywatelom wolności gospodarcze , swobody polityczne, a także wolność religijną . Jak bardzo ważny jest sojusz Polsko Ukraiński nie tylko jako fundament odbudowy Federacji Jagiellońskiej w jej najszerszej dynastycznej formie obejmującej całą Europę Środkową i część Bałkanów , ale również dla bytu biologicznego obu narodów warto przypomnieć co dla Polaków . Ukraińców , Białorusinów, Litwinów oznaczała utrata Rzeczpospolitej Romuald Szeremietiew „Od pewnego czasu w gronach analityków i znawców polityki międzynarodowej pojawiają się głosy, że Europa znowu może być miejscem sprzecznych interesów prowadzących do konfliktów, podobnych do tych z przeszłości. Wydaje się, ze w interesie odpowiedzialnego kształtowania relacji między narodami leży, aby Europa Środkowa także z racji takich obaw stała się mocnym ogniwem spajającym europejski system. Dlatego też  Rzeczpospolita, jako związek Polaków, Białorusinów i Ukraińców powinna wrócić na polityczną mapę świata. Taką potrzebę powinniśmy uświadamiać odwołując się do doświadczeń z przeszłości.Amerykański historyk Timothy Snyder w książce „Skrwawione ziemie” przedstawił europejskie terytoria, na których w pierwszej połowie XX wieku dochodziło do największych zorganizowanych mordów ludności cywilnej. Na obszarze Europy Środkowej i Wschodniej między latami trzydziestymi a pięćdziesiątymi reżimy Stalina i Hitlera wymordowały co najmniej 14 milionów ludzi. W książce znajduje się mapka „skrwawionych ziem”. Zarysowany na niej obszar w całości pokrywa się z terytorium dawnej Rzeczypospolitej.  Bez wątpienia to jej brak umożliwił ludobójstwo ludności białoruskiej, estońskiej, litewskiej, łotewskiej, polskiej, ukraińskiej, żydowskiej. Zarówno Stalin jak i Hitler mordowali narody Rzeczypospolitej. Rzeczypospolitą trzeba odbudować także przez pamięć dla tych ofiar.” …..(więcej )
I na koniec optymistycznie o panice Rosji Lech Kaczyński „Jaka to koncepcja? Federacyjna?”.....”większość z tych krajów znajduje się na terenie dawnej Rzeczypospolitej.”.....”To Rosjanie się tego boją. Przez swoich przyjaciół w Unii Europejskiej pytali mnie, czy przypadkiem nie chcę odbudowywać takiego wielonarodowego tworu.” ...(więcej)
Andrzej Talaga „Polska staje więc przed strategicznym wyborem, jaką UE poprzeć i gdzie jest w niej nasze miejsce. Wielka Europa – słaba Polska czy wielka Polska – słaba Europa. To jednak fałszywa alternatywa, nie mamy bowiem wystarczającego potencjału do rozwoju w pełni samodzielnego, mocnego państwa. „....”Poluzowanie więzów ze Wspólnotą może zakończyć się powrotem do balansowania między Niemcami a Rosją, co dobrze się dla Rzeczypospolitej nie skończyło. Nie mamy potencjału demograficznego, surowcowego, technologicznego i gospodarczego, by zrównoważyć te potęgi. Im silniejsza, bardziej spójna Unia, tym będziemy bezpieczniejsi, choć bez wszystkich atrybutów suwerenności. „...(więcej )
 Krzysztof Kłopotowski „.....”Geniusz Niemców „....”Nasz sąsiad to najbardziej twórczy naród w Europie, o najgłębszej kulturze, najlepszej technologii i najzdrowszej gospodarce. „....”I jakiż to mamy wybór związku między Niemcami a Rosją, jeśli rozpadnie się Unia Europejska?”....”Nasz sąsiad to najbardziej twórczy naród w Europie. Po strasznej klęsce w II wojnie światowej odbudował potęgę i zamierza znów urządzać kontynent po swojemu. Można niemiecką wizję świata odrzucić, ale najpierw trzeba poznać i zrozumieć odsuwając na bok bolesne uprzedzenia. „....” Odradzanie się historycznie prorosyjskiej ideologii endeckiej może popchnąć Polaków w stronę Moskwy z pomocą agentury Kremla. Tymczasem obraz Niemiec w ujęciu Watsona robi duże wrażenie. Musimy poprawić skrzywiony obraz mocarstwa, którego wpływy na Polskę będą rosły. „....”Tak, mamy czego się bać w kontaktach z Niemcami; naszej słabości i braków rozumu państwowego. Ale możemy też oczekiwać wielkich korzyści, ucząc się od nich, jak w ciągu historii, poczynając od miast zakładanych na prawie magdeburskim w średniowieczu. Dają lepszy wzór, niż barbarzyńskie imperium KGB. Cieszmy się z członkostwa Unii Europejskiej dopóki Unia istnieje. To dla nas dobre miejsce. Ale gdy trzeba będzie wybrać związek z Niemcami lub Rosją, wybierzmy wyższą kulturę, cywilizację i porządek. Nie tyle składając „hołd berliński", ile twardo negocjując warunki współistnienia obu naszych narodów. „....”Życia intelektualnego nie sposób przecenić – pisze historyk Max Lenz. – Dostarcza ono podstawy, na której może wiecznie spoczywać siła państwa. Czy potrafimy docenić to zdanie w Polsce? Czytelnictwo książek jest u nas dwa razy niższe, a szkoły wyższe należą do najgorszych w tzw. rankingu szanghajskim. Źle to wróży Rzeczypospolitej prawie bez własnej myśli naukowo-technicznej i przemysłu, ani poważnej armii, lecz za to z elitą wstydzącą się swojego narodu. „....”Zaś Niemcy są dumne. Dały Europie i światu w XIX wieku biologię komórkową, socjologię, geometrię nieeuklidesową, fizykę kwantową, historię sztuki i inne dziedziny wiedzy. Wypracowały też nowożytną ideę uniwersytetu, jako placówki badawczo-kształcącej. Stworzyły warstwę inteligencji humanistycznej. Skomponowały muzykę, która o niebo przewyższa inne narodowe. „Pomiędzy publikacją przełomowej »Historii sztuki starożytnej« Johanna Joahima Wickelmanna w 1754 roku oraz nagrodą Nobla dla Erwina Schroedingera w 1933 r., Niemcy zmieniły się z ubogiego krewnego krajów zachodnich pod względem intelektualnym w dominującą siłę w sferze idei bardziej niż Francja, Wielka Brytania, Włochy, czy Holandia, bardziej nawet niż Stany Zjednoczone", stwierdza Watson. „....”4 października 1914 r., na początku trzeciego miesiąca wojny światowej, 93 intelektualistów niemieckich wydało odezwę „Do kulturalnego świata", wśród nich Tomasz Mann. Uznali wojnę za atak na niemiecką kulturę, a nie walkę z pruskim militaryzmem. „.....”W owym czasie praktycznie nie było analfabetyzmu w II Rzeszy. „.....”W 1900 roku wychodziło w Niemczech 4 221 gazet, we Francji około 3000, a w Rosji 125. W 1913 r. wydano w Rzeszy najwięcej książek na świecie, 31 051 tytułów. Ale Niemcy objęły przewodnictwo umysłowe Europy już na początku XIX wieku mając najwięcej towarzystw i czasopism naukowych, zaś niemiecki stał się wiodącym językiem nauki. „....”Kiedy w styczniu 1933 r. Hitler przejął władzę, dalej przewodzili światu zdobywając więcej nagród Nobla niż jakikolwiek inny naród, więcej niż Amerykanie i Brytyjczycy razem wzięci. Wiek XX mógł być wiekiem niemieckim, zamiast – amerykańskim stuleciem. Jednak III Rzesza do 1939 r. zesłała do obozów koncentracyjnych lub na emigrację 60 tysięcy pisarzy, artystów, muzyków i naukowców. Sekretarz Winstona Churchilla powiedział, że alianci wygrali II wojnę światową, ponieważ „nasi uczeni niemieccy byli lepsi od ich uczonych niemieckich". Głównie byli to Żydzi, którzy przejęli niemiecki kod kulturowy i połączyli z własnym, co im dało niesamowitą dynamikę umysłu. Wskutek ich imigracji Amerykanie myślą dziś po niemiecku i żydowsku. Bismarck zapytany, jakie jest najważniejsze wydarzenie nowożytnej historii powiedział „Ameryka Północna mówi po angielsku". A mogła po niemiecku. „.....”Władzę w państwie zjednocznym przez Prusy miała wojownicza arystokracja „.....”Wśród inteligencji pojawiła się pogarda dla demokracji, parlamentaryzmu i polityki „.....”Niemcy prowadzą w Europie w rejestracji patentów, mając ich trzy razy więcej, niż następna w kolejności Francja. W badaniach fizycznych są lepsi od Anglii, Francji i Rosji, chociaż wypadają za Szwajcarią, Danią i Ameryką. W inżynierii jedyne nieamerykańskie instytuty w pierwszej dwudziestce świata, znajdują się w Niemczech oraz Szwajcarii i Danii. „.....”I jakiż to mamy wybór związku między Niemcami a Rosją, jeśli rozpadnie się Unia Europejska? …..”Krzysztof Kłopotowski”...”W tekście wykorzystałem następujące prace: Peter Watson, „The German Genius"...(więcej ) Marek Mojsiewicz

Panie premierze „przykrywki” już nie działają

1. Dzisiaj z okazji Dnia Dziecka po raz pierwszy w czasie swych już blisko 6-letnich rządów, premier Tusk zdecydował się zaprosić dzieci nie tylko do ogrodów Kancelarii ale także do swojego gabinetu. W przygotowanej na tę okoliczność specjalnej reklamówce pokazanej wczoraj w zaprzyjaźnionych telewizjach, premier Tusk, przygląda się bawiącym się przy jego biurku dzieciom i zachęca do odwiedzenia Kancelarii stwierdzeniem „każde z was będzie mogło choć przez chwilę być premierem”. Zapewne dzisiaj wieczorem materiały z przebiegu Dnia Dziecka w Kancelarii Premiera, będą na czołówkach wszystkich telewizji 24-godzinnych i we wszystkich programach informacyjnych tych stacji. Nie ulega wątpliwości, że obchodzenie po raz pierwszy od 6 lat w ten sposób Dnia Dziecka przez premiera Tuska, ma bezpośredni związek i z jego osobistymi bardzo słabymi notowaniami, jeszcze słabszymi Platformy której przewodzi, wreszcie jest próbą „przykrycia” choć na parę dni, różnego rodzaju, kompromitujących rządzących wydarzeń.

2. A tych wydarzeń ostatnio jest coraz więcej, jakby rozpostarty dotąd parasol medialny nad Platformą i jej szefem powoli zaczął być zwijany. To zwijanie wynika prawdopodobnie także z faktu, że media które do tej pory stały murem za Platformą i rządem przez nią stworzonym, w sytuacji rosnącego niezadowolenia społecznego, coraz bardziej zdają sobie sprawę, że pomiędzy tym co pokazują w swoich programach, a odczuciami zwykłych ludzi, jest coraz większa przepaść i najwyższy czas zacząć się uwiarygadniać u widzów, słuchaczy i czytelników. Przejawów byle jakiego rządzenia, łamania prawa przez ludzi Platformy, a także niegodnych zachowań przez te 6 lat rządzenia, było co niemiara ale dopiero od niedawna w zasadzie każdy dzień przynosi jakąś sensację, której są oni, negatywnymi bohaterami.

3. Kilka przykładów takich wydarzeń z ostatnich dni. Najpierw te związane z fatalnym rządzeniem. Ogłoszenie przez ministra zdrowia redukcji koszyka gwarantowanych świadczeń zdrowotnych, żeby można było wprowadzić dodatkowe ubezpieczenia zdrowotne (a więc wprowadzenie odpłatności za niektóre usługi medyczne), przedłużenie przez KE dla Polski procedury nadmiernego deficytu, bo od 2009 roku rządowi Tuska nie udaje się doprowadzić deficytu sektora finansów publicznych do poziomu poniżej 3% PKB, wreszcie wykonanie po 4 miesiącach blisko 90% całorocznego deficytu budżetowego, co oznacza konieczność nowelizacji budżetu na 2013 rok, mimo ponoć bardzo konserwatywnego jego przygotowania. Łamanie prawa to między innymi przekazanie 6 mln zł środków budżetowych na finansowanie komercyjnego koncertu Madonny na Stadionie Narodowym, czy przekazanie 11 mln zł klubowi siatkarskiemu Trefl Sopot, przez zarząd spółki Skarbu Państwa PGE EJ1, która została powołana do budowy elektrowni atomowej. Wreszcie niegodne zachowania ludzi Platformy to między innymi zegarki ministra Nowaka, za co pozywa tygodnik Wprost, który o tym napisał, na kwotę 3 mln zł, czy niedawny incydent z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz, której nie stać było na bilet za 5 zł do wilanowskiego parku, a zatrzymujący ją strażnik został za zażądanie tego biletu zbesztany i o mało nie zwolniony z pracy.

4. Premier i jego PR-owcy mają pewnie nadzieję, że tego rodzaju eventami jak ten dzisiejszy z obchodami Dnia Dziecka w Kancelarii Premiera, choć na trochę ocieplą wizerunek szefa rządu i być może poprawią jego notowania i rządzonej przez niego Platformy w badaniach opinii publicznej. Ale na to jest już za późno, to co do tej pory działało bez zarzutu, różnego rodzaju wrzutki i ustawki z udziałem zaprzyjaźnionych mediów w sytuacjach niewygodnych dla samego premiera czy jego partii, teraz nawet jeżeli są przez nie podchwytywane, działają już bardzo krótko. Starają się już o to sami ministrowie rządu Tuska i różnej maści działacze Platformy w terenie, którzy wręcz codziennie dostarczają coraz to nowych wydarzeń świadczących coraz bardziej o degrengoladzie tej partii. A i Polacy przejrzeli na oczy, kto nimi rządzi. Kuźmiuk

Możeł w permanencji Pan prezydent mnie zaskoczył, już po raz drugi w niedługim czasie. I, co pewnie marnie o mnie świadczy, po raz drugi właściwe tym samym. Rozmowę z jego szefem kancelarii, panem Michałowskim, czytałem z niedowierzaniem, czy to nie jakiś dowcip prima aprilisowy − aż sobie uświadomiłem, że dopiero co z podobnym niedowierzaniem czytałem zapowiedzi czekoladowej celebry w Dniu Flagi. Wtedy też widać było od pierwszej chwili, że to kompletny idiotyzm, że musi się skończyć klapą i ośmieszeniem głowy państwa, a mimo to zapowiedzi zrealizowano. Mało tego, mimo marnej raczej frekwencji i ogólnej żenady (najżyczliwsze salonowi autorytety nabrały wody w usta, jedynie off record perorując, niczym towarzysz Jan Winnicki z „Alternatyw”, że cały pomysł był zawstydzający) panu prezydentowi najwyraźniej się spodobało. Ten orzeł – możeł, różowe karteczki i balonki, oklaskujący celebryci i podarowany zegarek, wszystko to najwyraźniej uznał pan prezydent za miłe doznanie i postanowił je nie tylko przedłużyć, ale wręcz zintensyfikować. Jak zatem ogłosił w jego imieniu pan Michałowski, prezydent cały rok 2014 postanowił zamienić w jedno wielkie święto. Będziemy świętować w permanencji „wielkie rocznice związane z naszą wolnością”. A więc nie tylko 4 czerwca, symbol zgodnego zignorowania przez starą i nową ekipę rządzącą woli wyrażonej przez naród − bo naród komunę wyciął wtedy w pień, a Wałęsa ze swoim Obkomem zdecydowali, że głupi naród się nie zna i wycięci i tak do Sejmu wejdą, skoro taka była umowa między „światłymi elitami”. Będziemy świętować także Okrągły Stół, powstanie rządu Mazowieckiego, ogłoszenie planu Balcerowicza… Nie pytam, czy także brutalną pacyfikację strajku w Nowej Hucie i śmierć księdza Zycha z rąk „nieznanych” sprawców, ale skoro poddajemy się czarowi III RP oraz magii okrągłych rocznic, to nie powinno się zapomnieć także o 70-leciu Manifestu PKWN. I to nie tylko ze względu na sponsorujące „radosne” obchody zakłady wytwórcze wyrobów czekoladowych i czekoladopodobnych, ale przede wszystkim dlatego, że to tam właśnie, w Chełmie Lubelskim i w dacie 22 lipca, bije źródło obu strumieni, które się spotkały przy suto zastawionym stole w Magdalence i przezwyciężyły tam historyczne podziały. Zapowiedź świątecznego roku podziałała na mnie tym mocniej, że na stronie gdzie ją znalazłem sąsiadowała z depeszą o wyniku badań, opatrzoną wymownym tytułem: „kolejny miesiąc pogarszania się nastrojów”. No jasne, skoro narasta pesymizm, rozczarowanie i nieufność do władzy, to zapowiedź radosnych obchodów przez cały rok są najlepszym, co władza i establishment mogą zrobić, żeby nastroje poprawić. Długo nad tym myślałem, i doszedłem do wniosku, że kulminacyjny moment obchodów, 4 czerwca 2014, powinna kancelaria prezydenta i zaprzyjaźnione z nią media uczcić organizacją wielkiego polukrowania Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina na różowo. Kasę na odpowiednią ilość różowego lukru na pewno się w którymś ministerstwie znajdzie, a cóż za symbol Jubilatki! Ja bym to urządził tak, żeby do wielkiego lukrowania świętujący naród podchodził pochodem, z wiaderkami różowej słodyczy, poprzedzany przez czynniki oficjalne i parytetowe delegacje − z jednym wiaderkiem grupka gejów-chłopców, z drugim gejów-dziewczynek, potem obojga płci lesbijki, reprezentacja osób bi- i trans, potem delegacja tych najodważniejszych Polaków, którzy na wezwanie salonu złożyli oficjalny akt apostazji… Przed wejściem na rusztowanie, z którego wylewałyby swoje wiaderka na ten sen pijanego cukiernika, jak zwykła PKiN nazywać moja żona, każda grupa pochylałaby głowy przed trybuną honorową z autorytetami, panem prezydentem i grupą patronujących mu postępowych biskupów (jak się żaden nie opowie, się szybko na biskupa wyświęci z nominacji redaktora naczelnego tego dyżurnego księdza Lisa, zapomniałem nazwiska), bo jak cały naród, to cały, są w końcu, jak zauważył Adam Michnik, nawet „dobrzy endecy”, więc i księży-patriotów III RP paru się znajdzie. Oczywiście, w pochodzie powinno się nieść także czekoladowe podobizny ojców założycieli − wspomnianego Michnika, Wałęsy, Geremka, generałów Kiszczaka i Jaruzelskiego… Przydałaby się także wielka diorama Okrągłego Stołu na lorach, żywe obrazy układane przez dzieci z „przymierza rodzin” z chorągiewkami, tańczące drag queens, wielka figura Balcerowicza z banknotów, którą przed prezydencką trybuną porwie się na drobne i rozsypie nad placem Defilad, zapewniając tym samym godną święta frekwencję… a nad wszystkim powinien fruwać, podwieszony pod helikopterem na sznurku albo na drucie wielki Miś z tzw. pańskiej skórki, oczywiście, jak wszystko w świątecznym kolorze róż majtkowy. Uff… najśmieszniejsze, że wszystkie pomysły, które wydają mi się groteskowe, i tak pewnie zostaną przelicytowane. Najwyraźniej stronnictwo „radości” odleciało w kosmos i żyje w przekonaniu, że wszystkie idzie dobrze, a wrażenie problemów wynika tylko z malkontenctwa drobnej grupki zawodowych narzekaczy. Podobno Gomułka był autentycznie zszokowany faktem, że robotnicy okazali swe niezadowolenie, bo wedle jego danych żyło im się pod jego rządami znakomicie i mieli się coraz lepiej. Gierek nie stracił tego przekonania nawet jeszcze i na starość, czego dowodem udzielony Rolickiemu wywiad-rzeka. Tego rodzaju władza − a pod względem strukturalnym to przecież wciąż ta sama elita, ten sam aparat administracyjny, który nigdy nie był w stanie poradzić sobie z problemem sznurka do snopowiązałek i papieru do toalet − tak po prostu ma, że widzi tylko szczęście i dobrobyt poddanych, a jeśli widzi cokolwiek innego, to postrzega to jako spisek, perfidną prowokację i krecią robotę wrogich sił. Odlot pana prezydenta idzie przecież w parze z odlotem innych peowców. Premier postanowił ratować swe nadwątlone sondaże okazując stanowczość wobec abp Michalika i sekundując Millerowi w kolejnej − Boże mój, której to już w dwudziestoleciu? − próbie rozpętania antykościelnej histerii. Jego podwładni z arogancją wysłali na drzewo obrońców maluchów, nie kryjąc pogardy, w jakiej mają jakieś tam podpisy zwykłych obywateli, choćby ich było i milion. Nawet tak drobne zdarzenie, jak zbesztanie strażnika przez panią prezydent Warszawy, która pożałowała pięciu złotych na bilet i jeszcze brnie w głupie krętactwa, że „chciała zwrócić uwagę” na nielogiczny system sprzedaży biletów, czy utyskiwania posłanki Pomaskiej na procesję Bożego Ciała, która popsuła jej rowerową wycieczkę, wpisują się w obraz totalnego rozbezczelnienia i deprawacji rządzących. Każdy tydzień przynosi takich drobnych zdarzeń coraz więcej, i wbrew pozorom, nie zostają one zupełnie zapomniane. Ucieczka w fantazje o hucznych obchodach czegoś, czego zdecydowana większość Polaków wcale świętować nie zamierza, jest dla zmierzchających rządów równie typowa, jak ucieczka w arogancję i agresję. Doświadczenie uczy, że tak czy owak, zawsze jest to ucieczka donikąd. RAZ

Modlę się, żeby UE się sama rozwaliła

Rz: Lubi pani posługiwać się prowokacją w polityce? Krystyna Pawłowicz, poseł PiS: – Skądże znowu. Ja nikogo nie prowokuję. Przez lata byłam wykładowcą akademickim i ten dydaktyk czasami ze mnie wychodzi. Głośno mówię, przejaskrawiam przykłady, gdyż wtedy studenci lepiej rozumieją problem, przedstawiam sprawy dwubiegunowo. Nawet wachlarza używam od lat i zupełnie nie rozumiem, dlaczego w Sejmie uchodzi to za prowokację. Wyciągam wachlarz i wszyscy się patrzą. Sprowadzam sprawy do konkretów – ludzie się obrażają.

Gdy wypowiadała się pani o Marszu Szmat, to też dydaktyk wziął górę? Moja wypowiedź, w której cytowałam zaproszenie wystosowane przez organizatorów na tę imprezę, została zmanipulowana w dalszych przekazach. Wyszło na to, że wszystkie te okropne słowa – szmaty, kurwy, alfonsy – były moimi własnymi ocenami. No i wszyscy na mnie napadli. A to były tylko cytaty z oficjalnej strony organizatora marszu. Na dodatek głupio wyglądałam w czasie tej rozmowy – pochylona jak stara babcia, z telefonem przyciśniętym do ucha. Nie mam doświadczenia medialnego i stąd to wszystko. Ale te 8 minut kontaktu z TVN 24 nauczyły mnie bardzo dużo.

Dodała pani co nieco od siebie w tej wypowiedzi, na przykład „baby bez gaci", „wyrzygać". Panią to razi? A mnie uraził widok tych pań, uczestniczek Marszu Szmat, które paradowały po mieście na wpół gołe i wyglądały koszmarnie. To była ohyda, brzydactwo takie. Moja wypowiedź o tej imprezie była dosadna, ale posłużyłam się wyłącznie określeniami, których wobec siebie użyli organizatorzy marszu. Najwyraźniej jego uczestniczki najlepiej rozumieją taki język. Poza tym jak się sprawę sprowadzi do konkretu, to ludzie wiedzą, o co chodzi.

Pewnie ponownie stanie pani za to przed Sejmową Komisją Etyki. Zresztą nie po raz pierwszy. Byłam tam tylko jeden raz, za wulgarne słowo, które rzekomo wypowiedziałam na posiedzeniu plenarnym, którego jednak nie było na nagraniu debaty. Komisja nie dała wiary moim tłumaczeniom, nawet nie odsłuchała nagrania i ukarała mnie, łamiąc zasadę domniemania niewinności. Dlatego postanowiłam, że więcej tam nie pójdę. Nie mam do tej komisji szacunku.

Dała pani temu wyraz w liście, który pani napisała do Komisji Etyki, gdy wezwano panią po raz drugi. Cała komisja się obraziła, nawet pani koleżanka klubowa. Mam prawo zrobić drobny, obronny wykład komisji, która nie ma zielonego pojęcia o zasadach wolności słowa. A że oni nie zrozumieli mojego listu, to nie moja wina.

Chodziło wtedy o wypowiedź, że twarz Anny Grodzkiej kojarzy się pani z twarzą boksera. Nie mówię o ludziach, że są kanaliami, a Niesiołowski owszem No bo tak mi się kojarzy. Czy nie mam prawa tego powiedzieć? Co więcej, komisja nie ukarała mnie za tę wypowiedź, tylko za list, który jej się nie spodobał.

Zarzuciła pani członkom komisji, że z powodów politycznych piętnują ludzi. To akurat jest prawda. Komisja ukarała mnie za wypowiedź, że związki partnerskie są jałowe. Przecież są. Tam jest zero życia, tylko zaspokajanie nienaturalnych najniższych instynktów.

Ludzie mają prawo żyć jak chcą i nie powinno się ich obrażać. A czym ja ich obraziłam? Kobieta i mężczyzna będą zawsze naturalną relacją, a dwóch facetów i dwie baby zawsze nienaturalną i zawsze jałową. Mam prawo tak powiedzieć. Korzystam z wolności słowa.

Twierdzi pani, że wszystkie pani wypowiedzi mieszczą się w granicach wolności słowa? A te o prezydencie, że nie umie pisać ani czytać? A umie? Przecież on robi rażące błędy ortograficzne, a zamiast czytać, zawodząc recytuje. Więc nie umie czytać. Czytanie i pisanie ma dla mnie znaczenie. Przez całe życie tym się głównie zajmowałam. Boli mnie, że ktoś, kto skończył studia, ma takie potknięcia.

Wielu ludzi uważa, że jest pani żeńskim odpowiednikiem Stefania Niesiołowskiego. To nieprawda. Ja nikogo nie obrażam, a Niesiołowski tak. Nie mówię o ludziach, że są kanaliami, a Niesiołowski owszem. Nie używam jak on wulgaryzmów ani słów uwłaczających innym ludziom. Gdy mówię, że związek homoseksualny jest jałowy, a pomysł ustawy o związkach partnerskich niezgodny z konstytucją, to nikogo nie obrażam. Wiem, że to ich boli, ale prawda czasami boli.

Część osób postrzega panią jako nietolerancyjną, agresywną i obrażającą ludzi. Tak uważają moi przeciwnicy polityczni ze środowisk lewackich i genderowych, ponieważ nie daję się zakrzyczeć i umiem z nimi dyskutować. Mam zasady i ugruntowany porządek rzeczy. Lewacy i genderowcy chcą wszystko wywrócić do góry nogami. Spaskudzili słowo feminizm, który dla mnie oznacza troskę o kobietę, a dla lewackich feministek zerwanie z rodziną i macierzyństwem oraz upokorzenie kobiet. Tak samo chcą spaskudzić słowo rodzina, które pochodzi od rodzenia, a co może urodzić dwóch facetów w związku homoseksualnym. Wszystko chcą przeinaczyć.

Po historii z Marszem Szmat pojawiły się opinie, że pani wypowiedzi szkodzą PiS. Różnie można to oceniać. Wiem, że PiS walczy o środek sceny politycznej, nie o skrzydła. I gdy pojawia się osoba taka jak ja, która wypowiada się w sposób barwny i stawia sprawy dwubiegunowo, to może to być pewien problem dla partii. Ale potrafię wyciągać wnioski z takich sytuacji. Nie jestem w Sejmie w swoim imieniu, tylko mojej grupy politycznej. Chcę, żeby PiS jako projekt polityczny zwyciężyło, dlatego postaram się powściągnąć język w Sejmie. Na pewno nigdy już nie pójdę do TVN. W Telewizji Trwam, Telewizji Republika czy w TV Niezależna można więcej powiedzieć. A o elektorat centrowy niech walczą koledzy, którzy są bardziej obyci medialnie i łatwo jest im ukryć emocje.

Czy w PiS ktoś z panią rozmawiał, że powinna się pani trochę powściągnąć. Sama rozmawiałam na ten temat z prezesem Jarosławem Kaczyńskim. A poza kilkoma kolegami, którzy na podstawie zmanipulowanych nagrań skrytykowali moje wystąpienie, inni nie zgłaszali do mnie pretensji. Młodzi koledzy z klubu sami dali się nabrać, choć uważają się za bardziej obytych medialnie.

A co by było, gdyby Kaczyński uznał, że z powodu swojej ekspresji jest pani zbyt obciążająca dla PiS? To bym odeszła. W Sejmie jestem dla prezesa Kaczyńskiego i jego projektu. Ponad wszystko chciałabym, żeby ten projekt udało się zrealizować.

Nie jest pani na razie członkiem PiS. Zamierza pani wstąpić do tej partii? Nie, z moim temperamentem rozsadziłabym pewnie każde zebranie. Za młodu wyżywałam się w sporcie, uprawiałam lekką atletykę, biegałam z Ireną Szewińską, gdy miałam 14 lat. Byłam w pierwszej setce polskich sprinterek. Rzucałam oszczepem i dyskiem. Bardzo lubiłam sport.

Jak to się stało, że trafiła pani do polityki? Właściwie to zostałam do tego zmuszona przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Myśmy się kiedyś kolegowały. To ja ją zarekomendowałam Leszkowi Falandyszowi, gdy Lech Wałęsa szukał kandydata na prezesa NBP spoza Unii Demokratycznej. Dzięki mnie dostała tę funkcję. U mnie w domu robiła sobie kampanię. A gdy po 12 latach wróciła na wydział prawa, uznała, że moje poglądy jej nie odpowiadają, i jako kierownik zakładu po kolei odbierała mi wykłady, ćwiczenia, aż wreszcie zostałam z jedną grupą seminaryjną. Tak mi się odwdzięczyła.

Akurat wtedy prezes Kaczyński zaproponował mi kandydowanie do Sejmu. I dobrze się stało, ponieważ czuję się tu jak ryba w wodzie. Tylko muszę uważać, żeby nie wpadać w medialne zasadzki.

A więc nie przyszła pani do Sejmu po to, żeby zmienić jakiś wycinek rzeczywistości? Na początku nie, ale szybko się zorientowałam, że mam tu misję do wypełnienia. Posłowie nie znają konstytucji i nagminnie ją naruszają. Na przykład traktują „wytyczne" jako źródło prawa polskiego, choć tak nie jest. Albo uchwalają ustawy z mocą wsteczną. Dotyczy to ustawy o Euro 2012. Niedawno uchwalaliśmy ustawę sięgającą wstecz aż trzy miesiące. Po prostu koszmar. Jak w jakimś gangsterskim filmie. Pomyślałam wtedy, że napiszę do pani marszałek Ewy Kopacz, żeby zorganizowała posłom seminarium z wiedzy o konstytucji. Ale w końcu machnęłam ręką. Znowu by się okazało, że prowokuję. Moja wiedza prawnicza nie bardzo się w Sejmie przydaje.

A jak to się stało, że zajęła się pani sprawami światopoglądowymi? To jest absolutny przypadek. Klub przydzielał zadania posłom i ja dostałam do przedstawienia stanowisko klubu w sprawie ustawy o związkach partnerskich.

Pracuje pani też w Sejmowej Komisji ds. Unii Europejskiej. Jaki jest pani pogląd na naszą obecność w UE? PiS było za wejściem Polski do Unii, ale takiej, która rządziła się starymi zasadami. Tymczasem Unia ewoluuje w kierunku, który nam się nie podoba. Chcemy Unii suwerennych państw, a nie federacji. A ja osobiście w ogóle nie akceptuję naszego członkostwa w UE, o czym prezes Kaczyński wie i co zaaprobował. Traktat akcesyjny narusza naszą konstytucję, a wyrok Trybunału Konstytucyjnego w tej sprawie był polityczny. Wraz z wejściem do UE zmieniliśmy suwerena. Nie jest nim już naród – jak stanowi konstytucja – tylko Unia Europejska, skoro w 70–90 proc. spraw gospodarczych decyzje podejmuje Bruksela.

Uważa pani, że nie powinniśmy być w Unii? W obecnym kształcie nie przynosi nam to nic dobrego. Zniszczyła tylko nasz język prawa. Weźmy pojęcie wolności gospodarczej, które jest fundamentalne. Unia zupełnie go nie respektuje. Jest gorsza od komunizmu, wszystko chce kontrolować, ma policzoną każdą krowę, kozę i kurę. Nawet cukier w spiżarce zważy. To jest system totalny, w którym uczestniczymy za względnie niewielkie pieniądze pomocowe. Tyle że to nie jest żadna pomoc, tylko pułapka kredytowa, o czym się przekonała Grecja, która najpierw wydawała unijne pieniądze, a dziś ma długi do spłacenia.Jestem z gruntu przeciwna Unii. Czekam i modlę się, żeby to się po prostu samo rozwaliło.

Nie mamy żadnych korzyści 
z obecności w Unii? Nie mamy. Były tylko nadzieje, które uznano za korzyści. Zlikwidowano polski przemysł. Co w tym jest dobrego? Jesteśmy zadłużeni, ponieważ Unia, dając pieniądze, wymaga wkładów własnych, a więc musimy pożyczać, żeby te środki wykorzystać. Na dodatek tracimy poczucie tożsamości narodowej. Absolutnie nie widzę żadnego pożytku z Unii. Dla mnie ta akcesja oznacza koniec Polski. Uważam zresztą, że Polski już nie ma. Polacy są wykorzeniani, niszczony jest polski Kościół. Została tylko nazwa. Eliza Olczyk

02/06/2013 „Donald Tusk jest mężem stanu” - powiedziała wczoraj pani Julia Pitera z Platformy jak najbardziej Obywatelskiej, której obywatelskość wystaje jej z buta- mam na myśli Platformę Obywatelska- niczym przysłowiowa słoma.. Jakoś dziwnie się składa, że Platforma Obywatelska robi od sześciu lat rzeczy, które nie podobają się „ obywatelom”? To co to za obywatelskość tkwi w samej Platformie Obywatelskiej? I nawet demokratyczne sondażownie ujawniają, że poparcie ludu Platformy Obywatelskiej spada na łeb i na szyję. Być może przyszedł czas-, żeby zdjąć parasol ochronny znad demokratycznej Platformy Obywatelskiej.. Służby nie próżnują.. Zresztą służba nie drużba.. A i prezydent Putin nie zasypia gruszek w popiele.. Na ciągłej warcie.. Służby pana prezydenta Putina- jak donosi „Rzeczpospolita”., będą współpracowały z naszymi służbami.(???). A to się porobiło- już nie będą współpracowały z amerykańskimi, izraelskimi czy niemieckimi? Czy może jednocześnie.. To znaczy służby będą współpracowały ponad naszymi głowami.. Ale do tego trzeba jakoś wybory zorganizować, żeby było demokratycznie i fajnie, odlotowo i radośnie. Nie zapomnę do końca mojego życia, jak pani Jukia Pitera, będąc swojego czasu członkiem Unii Polityki Realnej i nawet członkiem Rady Głównej tej prawicowej partii- w pewnym momencie wzięła swoją torebkę i swoje wszystkie rzeczy i wyszła z pokoju na Nowym Świecie, z siedziby tej partii, i nigdy już nie wróciła do tej prawicowej partii o nazwie Unia Polityki Realnej.. Po jakim czasie znalazła się w europejskiej Platformie Obywatelskiej Unii Europejskiej.. Jej syn związany był z Ligą Republikańską, pana Kamińskiego.. Jakie to są dziwne losy ludzi, którzy kiedyś związani byli ze zdrowym rozsądkiem, a dzisiaj przeszli na stronę ludzi wrogich Polsce i Polakom.? Ale kariera to rzeczywistość- a. bycie w wiecznej opozycji- to utopia. I wtedy – gdy wychodziła- pomyślałem sobie, że do nas nigdy już nie wróci.. I miałem rację! Ach jest” mężem stanu”(???). To bardzo prawdopodobne, bo jak na „męża stanu” przystało, nie powiedział narodowi przez wiele lat , ani słowa prawdy, nie ustaje w budowie socjalizmu, biurokracji , podnoszeniu podatków i wprowadzaniu rozwiązań antycywilizacynych, sprzecznych – nie tylko z naszą cywilizacją- ale także ze zdrowym rozsądkiem.. I ten ciągły piar.. Permanentnie w aureoli piaru.. Jaki to mądry człowiek, jaki” mąż stanu”, jaki wybitny człowiek, prawie tak wybitny- jak profesor od Prawa Pracy- pan Lech Kaczyński, któremu w Radomiu- Prawo i że tak powiem- Sprawiedliwość- będzie stawiało pomnik.. A za jakie to zasługi, i to w Radomiu? Żeby sobie zasłużyć na pomnik, człowiek za życia powinien coś sensownego zrobić dla swojego narodu.. Tym bardziej, że pomnik ma stanąć nie na prywatnej działce ,tylko na gminnym gruncie.. Ale Radomiem rządzi Prawo i Sprawiedliwość i ma większość w Radzie Miasta.. Większością można w demokracji wszystko.. Może za to, że uczestniczył w tajnych rozmowach z panem generałem Kiszczakiem z innymi osobami- w Magdalence? I co ONI tam ustalali? Może powie nam dzisiaj pan Lech Wałęsa, pan Władek Frasyniuik, czy może pan Tadeusz Mazowiecki? ONI też tam byli i ustalali.. Pani Julia Pitera powiedziała jeszcze, że” 4 czerwca Polacy oszukali stronę komunistyczną”(????) Niemożliwe? Pani Julio.. Czy się coś pani nie pomyliło? Co gdzieś widzę obrazy telewizyjne widzę panów: Kwaśniewskiego, Aleksego, Siwca, Borowskiego, Nałęcza, Millera czy Olechowskiego- siedzącego po stronie rządowej Okrągłego Stołu. Nie widać, żeby czuli się oszukani przez Polaków.. Wprost przeciwnie: pełni są życia i radości, w przeciwieństwie do Polaków, którym zgotowali okrutny los, oddali państwo Unii Europejskiej, wywindowali podatki do granic obsurdu, doprowadzili do Wielkiej Emigracji Polaków, i wyśmiewają się codziennie z głupich Polaczków, którzy na nich głosują.. A pan Aleksander Kwaśniewski był nawet dwukrotnie prezydentem” wszystkich Polaków”.. Brylują wszędzie i nic im się nie stało, zamiast gnić w kazamatach, za to co zrobili z ludźmi w poprzednim socjalizmie, doprowadzając kraj do bankructwa.. TO są dzisiaj milionerzy, umilionowieni i wyfutrowani z pieniędzy budżetowych za pomocą układów politycznych.. Pan Kwaśniewski nosi zegarek nie za 35 000 złotych.. ON nosi zegarek za 50 000 dolarów(!!!) I pani mówi, pani Julio, że Polacy oszukali stronę komunistyczną..(????) To strona komunistyczna wystrychnęła na dudka, razem z ludźmi generała Kiszczaka- Polaków. Razem z tymi z” Solidarności”, którzy na plecach robotniczych dorwali się do podziału władzy pomiędzy siebie, i dawnych aparatczyków komunistycznych. Naród dzisiaj stacza się coraz bardziej w biedę, i to nie przez żaden” kryzys’- tylko w wyniku rezultatu rządów socjalistów budujących socjalizm europejski- kiedyś moskiewski. Nie wiem oczywiście za ile nosi zegarek pan Oleksy, pan Siwiec czy pan Miller.. Wiem, że naród został oszukany, a strona komunistyczna ma się zupełnie dobrze, zdecydowanie lepiej, niż miała się w poprzednim topornym socjalizmie.. To wszystko są milionerzy.. Ale usta mają jeszcze pełne haseł tumaniących lud.. Do tej pory nie ma potępienia komunizmu, a pan Miller wychwala Gierka, który trwonił pieniądze na budowę socjalizmu. Tak jak wychwala go pan Jarosław Kaczyński –tez socjalista- tyle, że pobożny.. Była euforia jak pieniądze pożyczał- potem przyszła depresja i stan wojenny.. Oczywiście towarzysz Gierek budował socjalizm z mniejszym rozmachem, niż pan Donald Tusk- według pani Julii Pitery- „Mąż stanu”(????) Mąż – to na pewno- nawet podczas jakiejś demokratycznej kampanii- wziął ślub i się w końcu ożenił.. Zadłużyć kraj na 1000 miliardów dolarów- to jest dopiero „ mąż stanu”. Nie tylko on sam- wszyscy spod gwiazdy Okrągłego Stołu.. Pan Kaczyński, jak telewizja TV Republika mu się rozkręci- z pewnością porzuci pozory, i zerwie współpracę z TV TRWAM.. Ojciec Ryzyk już to widzi.. Odrzuci wszelkie pozory, i wtedy lud zobaczy, do czego zdolny jest pan Kaczyński- jako część porozumienia Okrągłego Stołu.. Ale, żeby zaraz „ mąż stanu.(???) To tak jakby panią prezydent Gronkiewcz- Waltz- nazwać” mężem stanu”, czy” żoną stanu” przynajmniej za awanturę jaką zrobiła strażnikowi, który nie chciał jej wpuścić do ogrodu w Wilanowie, bo nie uiściła 5 złotych opłaty, którą wprowadził jej kolega partyjny- minister kultury i dziedzictwa narodowego. Wszyscy będący z panią prezydent- bilety mieli- tylko pani prezydent, koleżanka pani Julii Pitery- biletu nie miała. Ale pani Julia walczyła z korupcją, jako szefowa organizacji rządowej do walki z korupcja którą najczęściej tworzy rząd na szczeblu rządowym a inni- mniejszego płazu- na szczeblu poniżej rządowym.. Korupcję tworzą przepisy i urzędnicy. A przypisów przybywało za rządów Platformy Obywatelskiej- tak jak urzędników, Przybyło ponad 100 000(????) Z taka armią to można wygrać każde demokratyczne wybory.. Urzędników przybyło- pożytecznych miejsc pracy ubyło.. Ale walka z korupcją się jeszcze nie skończyła.. Pierwsza bitwa o dorsza za 6,50, którego kupił urzędnik za pieniądze” publiczne”, żeby cos tam zbadać- została wygrana. Czas na kolejne bitwy.. Żeby wygrać wojnę- trzeba wygrywać bitwy… A podczas Stadionu Narodowego przedobrzyli na co najmniej 1,5 miliarda złotych(!!!). A gdzieś, ktoś poturbował psa i ukradł- ale nie demokratycznie- ławkę z parku.. Nie widzieć słonia w menażerii- to jest dopiero sztuka. Wygląda na to, że parasol znad Platformy Obywatelskiej został cofnięty.. Teraz muszą nam podstawić demokratycznie na przykład Prawo i Sprawiedliwość. Albo Europę Plus.. jak się uda. Musi być kilka wariatów ,w takt wahań demokratycznego ludu,, ale żeby nasi zostali przy korycie… Służby zawsze mają kilka wariantów- w końcu nie pracują tam idioci.. Jak będą chcieli to z pani Julii Pitery- zrobią” męża stanu”.- „żonę stanu”.. Jestem za tym , żeby moja dawna koleżanka z Unii Polityki Realnej została okrzyknięta” mężem” stanu lub żoną ” stanu… Najlepiej Kazachstanu.. I nie piszę tego, żeby mieć coś do Kazachstanu, który właśnie wchodzi w strefę wolnego handlu pomiędzy Rosję i Białoruś. .Może do całości dołączy Ukraina- i u nich dobrobyt będzie wzrastał, bo dobrobyt pochodzi z pracy, a nie z życia na zasiłkach i na kredyt. Tam są mężowie stanu, a u nas??? Mężykowie stanu, dla których Polska- to puste słowo. Ale wycierają sobie nim usta namiętnie.. Żeby były słodsze od malin, tak jak usta towarzysza Stalin. O czym pisała i informowała nas- pani Wisława Szymborska.- noblistka. WJR

Hałaś Układ może dokonać zamachu na Kaczyńskiego Marcin Hałaś „ Dziś realne wydaje się trzecie zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego: pokonanie w wyborach w 2015 r. Platformy Obywatelskiej.”....””Gdyby wielkość polityka określać miarą wierności założonym celom, Kaczyński byłby tytanem. Gdyby mierzyć ją miarą skuteczności, również nie miałby sobie równych: dwukrotnie wygrał w Polsce wybory prezydenckie, raz został premierem. „....”Gdy napisałem o nim po raz pierwszy w tekście „Czy Jarosławowi Kaczyńskiemu grozi zamach?", zarzucono mi tabloidyzację publicystyki i dążenie do wywołania sensacji za każdą cenę. Mimo to trzeba wspomnieć i o takim aspekcie sytuacji: projekt polityczny prezesa PiS, realizowany według scenariusza „samotności długodystansowca" i oparty na charyzmie jednego lidera, może lec w gruzach z chwilą, kiedy tego lidera zabraknie. Polityka to także gra o wielkie pieniądze, tak wielkie, że nikt nie jest w stanie dać stuprocentowej gwarancji, że nie zrodzi się gdzieś koncepcja wsparcia antypisowskich działań politycznych fizyczną eliminacją prezesa tej partii. „....”Tak, słyszę już ten ton oburzonych głosów: Polska to nie republika bananowa, przecież żyjemy w środku Europy, w państwie należącym do Unii Europejskiej, więc samo rozważanie takiego scenariusza kwalifikuje autora do grona głębokich oszołomów. Tyle że w tymże środku Europy zamordowano już – jak wskazują wszystkie poszlaki – wysokiego urzędnika państwowego, prezesa NIK Waleriana Pańkę, pozorując wypadek samochodowy. Chodziło o znacznie mniejszą sprawę niż przejęcie władzy: o tuszowanie afery FOZZ, będącej częścią programu transferu publicznego majątku w łapy czerwonych. Zamordowano – jak wskazują wszelkie poszlaki – również pozorując wypadek samochodowy, Marka Karpa, sowietologa i wieloletniego dyrektora Ośrodka Studiów Wschodnich, ze względu na wiedzę, jaką posiadł. A jeśli chodzi o kategorię nieprawdopodobieństwa – gdyby ktoś sześć lat temu powiedział, że prezydent RP i dowódcy wszystkich rodzajów broni Wojska Polskiego zginą w katastrofie lotniczej, a polscy śledczy nie będą mogli w swobodny, samodzielny i dogłębny sposób zbadać wraku samolotu i jego czarnych skrzynek, to każdy normalny człowiek przyjąłby to albo za wizję chorego umysłu, albo też za political fiction z gatunku tych mniej prawdopodobnych od scenariusza amerykańskiego filmu „Dzień Niepodległości". „...” Kaczyński to antykomunista, niepodległościowiec, prawicowiec, ale to ostatnie odnosi się tylko do sfery moralno-społecznej. W wizji gospodarczej pozostaje centrolewicowcem, spadkobiercą tradycji PPS, ma słabość i do związków zawodowych, i do roli państwa w gospodarce. Tymczasem dzisiaj jedyną drogą, która może prowadzić do sukcesu, jest połączenie bezkompromisowego etosu niepodległościowego z liberalizmem gospodarczym. Słowem: rząd, który realizując polityczny program Jarosława Kaczyńskiego, oddaje resorty gospodarcze politykom ukształtowanym przez idee Kongresu Nowej Prawicy. „.....(źródło)
Wyborcza pisze „Prezes PiS Jarosław Kaczyński z prywatnej ochrony korzysta od co najmniej dwóch lat. Płaci za to partia. I to dużo. - Dotarliśmy do faktur, z których wynika, że miesiąc pracy ochroniarzy wynajętych przez Prawo i Sprawiedliwość może kosztować nawet ponad 100 tys. zł - pisze "Newsweek". Tygodnik podaje, że prezesa i jego warszawski dom ochraniają pracownicy GROM Group.”.....”Dlaczego usług ochroniarzy były tak kosztowne? "Newsweek" pisze, że w cenę wliczono m.in. podnajem budki znajdującej się na posesji sąsiadującej z willą Kaczyńskiego. Barak stał się siedzibą ekipy chroniącej dom prezesa. - Budka wygląda jak punkt obserwacyjny - zamiast szyb ma wstawione lustra weneckie „...(więcej )
Wyborcza , która szczuje fanatyków socjalistycznej politycznej poprawności na Kaczyńskiego posuwa się w swojej zoologicznej nienawiści coraz dalej . Opisy ochrony , szkice sytuacyjne z pewnością prowokują chorych z nienawiści do Kaczyńskiego zwolenników Platformy i lewactwa . Być może już niedługo w obliczu możliwości zdobycie konstytucyjnej większości przez Kaczyńskiego natkniemy się w reżimowej prasie na dokładne „ dziennikarskie „ opisy nie tylko gdzie znajdują się budki strażnicze i jak są wyposażone , ale również szczegółowego rozkładu dnia , kiedy wstaje, kiedy wychodzi z domu , gdzie się zatrzymuje , jakie ma przyzwyczajenia. Drzewiecki Polskę pod rządami swego kumpla , któremu dostarczał kasę nazwał dzikim krajem . I ja bym z nim nie polemizował. Z pewnością Kaczyński , charyzmatyczny polski przywódca powinien być w tej chwili najlepiej chronioną osobą w Polsce . Bo chodzi o niewyobrażalną ekonomiczną stawkę . O prawo” Układu „do eksploatacji prawie 40 milionów niewolników . Michalkiewicz „W 1995 roku Centrum Adama Smitha obliczyło, że państwo polskie konfiskuje rodzinie pracowników najemnych 83 procent dochodu – jeśli brać pod uwagę tylko to, do czego ci ludzie są zmuszeni przez prawo. Wynika z tego, że rzeczywiste podatki są znacznie wyższe, niż podają statystyki, bo statystyki nie uwzględniają na przykład przymusowych „składek” ubezpieczeniowych, sięgających przecież połowy dochodu. W ten sposób ludzie, formalnie pozostając właścicielami, zostają wyzuci z własności nie tylko wskutek konfiskaty przytłaczającej większości płynących z niej dochodów, ale również poprzez mnożenie regulacji, „ ….(więcej )
O Niemczech i o Rosji nie wspomnę .„Jak ocenia komentator "Sueddeutsche Zeitung", Polska skłania się ku temu, by utwierdzić się teraz w swej "historii cierpienia". "Dlatego katastrofa samolotu z Katynia niesie ze sobą zagrożenie przeistoczenia się w mit narodowej historiografii. Nakłada się tu na siebie zbyt dużo symboliki i tragizmu" - pisze "Sueddeutsche Zeitung" i apeluje: "Tak nie może się stać"…”Według dziennika, tragedii nie wolno nadawać cech mistycznych."Jeśli jest jakaś nadzieja w całym tym cierpieniu, to taka: może uda się teraz to, co nie udawało się od początku III Rzeczpospolitej, wskutek sporów ideologicznych i partyjnych - pojednanie narodu z jego przeszłością, porozumienie społeczeństwa co do postrzegania historii, odpolitycznienie historii" - ocenia dziennik. Dodaje, że polityka historyczna Lecha Kaczyńskiego dzieliła i czerpała siłę z mitów przeszłości.”…” "Tragedia musi być zatem przestrogą, by Polska uwolniła się z kajdan własnej historii. Prezydent Kaczyński był niewrażliwy na delikatne sygnały pojednania, które wysłał rosyjski premier Władimir Putin jeszcze przed kilkoma dniami nad grobami (w Katyniu). Zamiast tego Kaczyński chciał prowadzić politykę koncentrującą się na ofiarach, gdy ze swoją delegacją wsiadał do samolot”…” Także "Die Welt" ocenia, że w bólu i żałobie jest też pewna nadzieja. "Zachowanie polskiego premiera i przywódców w Moskwie po katastrofie pokazuje w sposób imponujący, że obie strony dokładają starań, by nie obudziły się stare demony" - pisze "Welt". Dodaje, że także dla Europejczyków, żyjących w oddali, ten element nadziei ma też ważne znaczenie na przyszłość.” „...(więcej )
Afera FOZZ. Historia kontrolera NIK Michała Falzmanna, dzięki któremu cała sprawa wyszła na jaw. Chryzmatyczny bezkompromisowy czlowiek, poświęcający się całkowicie dla dobra kraju nawet za cenę wlasnego życia. Falzmann to jedyna osoba, która premierowi Balcerowiczowi podczas kontroli prowadzonej w jego ministerstwie zadała wprost pytanie "Kiedy Pan przestanie kraść?" Falzmann zmarł na zawal w tajemniczych okolicznościach. Jego szef Walerian Pańko zginał w tajemniczym wypadku. To pierwsze ofiary polityczno ekonomicznych mordów w III RP. Afera FOZZ to największy przekręt w PRLu Marek Mojsiewicz

Destabilizacja Polski - czy oderwanie ryjów od koryta? WCzc.prof.Krystyna Pawłowicz (PiS, W-wa) modli się o rozpad UE. Wg p.Rafała Trzaskowskiego (PO, CEP) rozpad UE oznaczałby destabilizację Polski. To prawda: upadek ZSRS oznaczał destabilizację PRL – i o to chodziło. Upadek UE to „destabilizacja III RP” - co oznacza wysadzenie z siodła tej całej Bandy Czworga – i o to chodzi. By całe to towarzycho, tę biurokrację kompradorską, przenieść z sali sejmowej do aresztów śledczych – a następnie do kamieniołomów. P.Poseł oświadczył to ostrzegawczo, odwołując się do wspólnego interesu Bandy Czworga: „Koniec UE to destabilizacja Polski, a chyba na tym nam nie zależy”. Pewnie, że IM nie zależy! To wszystko jest tu:

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/kurski-slowa-pawlowicz-o-ue-to-zawoalowany-atak-na-kaczynskiego,329880.html

Proszę zauważyc, że „Kurski podkreślał, że »słowa Pawłowicz nie są jego słowami«. - Są zbyt radykalne, a przede wszystkim są zawoalowanym atakiem na prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Europoseł proszony o wyjaśnienie swojej wypowiedzi przyznał, że również w pewnym stopniu prezes PiS ponosi winę za przyjęcie Traktatu Lizbońskiego, który zdaniem Kurskiego, dla Polski był niekorzystny”. Jak to: „w pewnym stopniu”?!? W 100%! Inna sprawa, że PO podpisalaby go bez żadnych wahań. I większość Posłów Solidarnej Polski, z p.Zbigniewem Ziobro (CEP, Kraków)na czele, też głosowała za Anschlußem

Na zakończenie zobaczmy, czym różni się krytyka p.Jacka Kurskiego od mojej:

„Rzeczywiście Unia Europejska idzie w złą stronę. Architektura europejska bardzo się zmieniła i to na niekorzyść. Polacy głosowali za inną Unią w 2003 roku, chociażby taką, w której głos Polski w Radzie Europejskiej był prawie równy głosowi Niemiec czy Francji”. Otóż: rzekoma „Unia Europejska” (czyli w kolejnych wcieleniach: EWG – Wspólnota - Wspólnoty – UE) idzie w złym kierunku od ćwierćwiecza – i trzeba było być ślepym, by tego nie widzieć – i głupim, by mysleć, że ten trend się zmieni. Polacy w 2003 roku glosowali za Anschlußem do Wspólnoty – a nie do UE. UE powstala 1-XII-2009 po ratyfikacji (w listopadzie 2009) przez śp.Lecha Kaczyńskiego (i, jako ostatniego, JE Wacława Klausa...) Traktatu Lizbońskiego. Natomiast liczba głosów w Radzie Europejskiej czy PE jest bez znaczenia. Znam kilku Niemców czy Francuzów których wolałbym w Unii zamiast p.Donalda Tuska czy p.Jacka Kurskiego! Tu nie o narodowość chodzi – choć w propagandzie dla maluczkich trzeba tego argumentu używać – lecz o ideologię, którą Unia narzuca obywatelom 27 (za miesiąc: 28) euro-stanów. Ideologię niszczącą, demoralizującą, hamującą rozwój. I gdyby p.Jacek Kurski i Jego kumple z SP byli in gremio we władzach UE, a p.Ziobro był Przewodniczącym RE – to jeszcze bardziej bałbym się Unii, niż obecnie!!! JKM

Zmartwychwstanie żydokomuny Ach, iluż nieporozumień można by uniknąć, gdyby nie ten fatalny brak koordynacji! Weźmy dla przykładu pana profesora Pawła Śpiewaka z Żydowskiego Instytutu Historycznego. Uwija się jak może, pisze książki i w ogóle - żeby przekonać wszystkich, że „żydokomuna” nie tylko nie istnieje, ale nigdy jej „nie było”. W ten sposób żydokomuna dołącza do katalogu rzeczy i zjawisk nieistniejących, w którym na poczesnym miejscu znajdują się Wojskowe Służby Informacyjne, izraelska broń jądrowa i tak dalej. Cóż jednak z tego, kiedy amerykański wiceprezydent Biden, zupełnie nie wiedząc, co czyni, w jednej chwili wszystkie jego wysiłki niweczy? Oczywiście wiceprezydent Biden może nawet nie wie o istnieniu pana prof. Śpiewaka i jego heroicznych wysiłkach i tylko zwyczajnie chce podlizać się amerykańskim Żydom, bez czego jego kariera polityczna mogłaby gwałtownie się załamać na przykład na skutek oskarżenia o jakiś pedofilski epizod sprzed 40 lat - ale co z tego, skoro na skutek jego lekkomyślności wieloletnie wysiłki pana prof. Śpiewaka mogą lec w gruzach? Bo wiceprezydent Biden właśnie publicznie podziękował żydowskim przywódcom za wspieranie instytucjonalizowania sodomickich par w Ameryce i Europie, a zwłaszcza - za urabianie w odpowiednim kierunku opinii publicznej. Skuteczność żydowskich wpływów w tym zakresie pan wiceprezydent Biden precyzyjnie oszacował aż na 85 procent! Już tam pan wiceprezydent Biden wie, co mówi, wie, co żydowskich przywódców szczególnie udelektuje, bo inaczej, chcąc się im podlizać, dziękowałby im za coś zupełnie innego, nieprawdaż? Ale nie ma rzeczy doskonałych, bo w ten sposób amerykański wiceprezydent dekonspiruje udział żydowskich przywódców i organizacji w forsowaniu na Zachodzie komunistycznej rewolucji według strategii zaproponowanej przez Antoniego Gramsciego. Jak pamiętamy, włoski komuch Antoni Gramsci doszedł do wniosku, że zamiast przerabiać normalnych ludzi na ludzi sowieckich drogą terroru, lepiej będzie ich zoperować poprzez rewolucję kulturową. Proponował w związku z tym wprowadzenie do znienawidzonej „kultury burżuazyjnej” - jak to nazywał - „ducha rozłamu” w postaci podsunięcia dotychczasowym kategoriom kulturowym zupełnie innej treści. Słowem - „burżuazyjna” w formie, jak gdyby nigdy nic - ale już „socjalistyczna” w treści. Tę operację na niezupełnie świadomych rzeczy całych narodach komuna przeprowadza za pomocą piekielnej triady w postaci państwowego monopolu edukacyjnego, zglajchszaltowanych mediów głównego nurtu i przemysłu rozrywkowego, przede wszystkim - kina. Ponieważ wpływy Żydów w przemyśle rozrywkowym nie stanowią dla nikogo, no, może poza młodym panem Michałem Oleszczykiem z „Tygodnika Powszechnego”, żadnej tajemnicy, podobnie jak w telewizji, to nietrudno się domyślić, że bez żydowskiego poparcia, a nawet aktywnego udziału, operacja nie byłaby możliwa. Jeśli jednak Żydzi, przynajmniej ci, którzy mają wpływy w mediach i przemyśle rozrywkowym, angażują się aktywnie w komunistyczną rewolucję według strategii Antoniego Gramsciego, to znaczy, że żydokomuna nie jest żadnym bytem urojonym, tylko istnieje naprawdę. Dlaczego żydokomuna angażuje się w każdy bolszewicki eksperyment, to sprawa osobna i przynajmniej w tej chwili nie będziemy tego roztrząsać - ale samego istnienia żydokomuny w świetle deklaracji wiceprezydenta Bidena zakwestionować niepodobna. Co innego, gdyby wiceprezydent Biden najpierw poradził się pana profesora Śpiewaka. Być może przekonałby go on, że na obecnym etapie lepiej zbyt ostentacyjnie nie dziękować, że z podziękowaniami jeszcze zdąży, kiedy już mniej wartościowe narody tubylcze zostaną zoperowane definitywnie. Inna rzecz, że taka perswazja mogłaby obudzić podejrzenia nawet w panu wiceprezydencie Bidenie, czy na tym docelowym etapie będzie on jeszcze komukolwiek potrzebny - a to mogłoby go trochę zreflektować w jego lizusostwie wobec Żydów. Jednym słowem - i tak źle i tak niedobrze, „i nie miłować ciężko i miłować”. A tu jeszcze na domiar złego trwają przygotowania do czerwcowego kongresu SLD. Pan przewodniczący Miller chciałby zapewnić mu odpowiednią oprawę, toteż podejmuje próby zwabienia rozmaitych celebrytów do wystąpienia na tej imprezie w charakterze tzw. tła. Udało mu się skaptować pana Daniela Olbrychskiego, pana profesora Hartman a i nieśmiertelnego pana Szymona Szurmieja. Sojusz Lewicy Demokratycznej ma ambicję przekształcenia obywateli naszego nieszczęśliwego kraju w ludzi sowieckich - oczywiście na tym etapie nie według metod stalinowskich, tylko według strategii włoskiego komucha Gramsciego - co kamufluje pod pozorem „modernizacji”. Jak zwał, tak zwał - widać wyraźnie, że po staremu chodzi o przeforsowanie komuny - a o czym może świadczyć udział w tym przedsięwzięciu pana prof. Hartmana i pana Szymona Szurmieja? A o czymże, jeśli nie o żydokomunie, której istnieniu próbował zaprzeczać pan prof. Paweł Śpiewak. Jak widzimy, brak koordynacji występuje nie tylko na szczeblu międzynarodowym, ale nawet w skali naszego nieszczęśliwego kraju! Można oczywiście zachodzić w um („zachodzim w um z Podgornym Kolą...”) skąd u pana Daniela Olbrychskiego, czy pana prof. Hartmana taka skłonność do popierania „modernizacji” - no bo pan Szurmiej zawsze stał na nieprzejednanym stanowisku. Skoro jednak 20 maja prezydent Putin wydał rozporządzenie nakazujące Federalnej Służbie Bezpieczeństwa nawiązać współpracę z kontrrazwiedką wojskową w Kraju Prywiślińskim, na razie używającym nazwy Rzeczpospolita Polska, to nie ulega wątpliwości, że musi się to jakoś przekładać na konkrety, a wśród nich również na sytuację polityczną w naszym nieszczęśliwym kraju. Wszystkiego, ma się rozumieć, to nie wyjaśnia, ale rzuca snop światła na różne sprawy, dzięki czemu można nie tylko lepiej je spenetrować, ale nawet zauważyć tzw. wstydliwe zakątki. Jeśli tedy mamy do czynienia z systematycznym spadkiem popularności Platformy Obywatelskiej, to nieomylny to znak, iż parasol ochronny, jaki razwiedka poleciła rozpiąć nad tą formacją w 2005 roku, jest obecnie stopniowo zwijany - a jak już FSB w porozumieniu ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego wyłoni nowe Umiłowane Przywództwo dla mniej wartościowego narodu tubylczego, to zostanie on zwinięty całkowicie. Żeby jednak nie dopuścić do niespodzianek, pan red. Michnik 25 maja urządził na Czerskiej debatę pod hasłem: „czy zagraża nam faszyzm”. „Nam”, czyli antyfaszystom, to chyba jasne - bo przecież faszystom faszyzm zagrażać nie może. A kto jest antyfaszystą? To proste - od czasów Józefa Stalina antyfaszystą jest każdy, kto przyłączy się do fołksfrontu. Najwyraźniej panu redaktoru Adamu Michniku powierzono przy organizacji fołksfrontu zadania - zwłaszcza zadanie dostarczenia pozoru moralnego uzasadnienia dla rozprawy z „faszystami”. Przypominam, że wojna z „faszyzmem” została ogłoszona przez bezpiekę już 11 listopada ubiegłego roku, zaraz po zakończeniu Marszu Niepodległości, a skoro po majowym rozporządzeniu prezydenta Putina o współpracy FSB z tubylczą Służbą Kontrwywiadu Wojskowego pan red. Michnik zorganizował wspomnianą debatę, to nieomylny to znak że zmagania z faszyzmem znajdują się w przededniu decydującej fazy. Któż bowiem ma do faszystów lepszego nosa, któż najlepiej potrafi pokonać faszyzm, jeśli nie żydokomuna? Któż lepiej potrafi pojednać mniej wartościowy naród tubylczy z Rosją, niż żydokomuna? Tego lepiej nie potrafi nikt, zwłaszcza tak zwani „narodowcy”, na których Putin nie chce nawet splunąć - więc nic dziwnego, że w tych okolicznościach żydokomuna musi się objawić, chociaż pan profesor Śpiewak twierdzi, że jej „nie ma”, a nawet nigdy „nie było”. SM

03/06/2013 „Prawo Boże może człowiek stosować lub nie - natomiast prawa stanowionego musi przestrzegać” - twierdzi pan poseł Adam Szejnfeld z Platformy Obywatelskiej. Pan poseł Adam Szejnfeld jest laureatem wielu nagród i osiągnięć- wystarczy wejść na jego stronę w Wikipedii.. Samo wymienianie zajęłoby mi wiele czasu.. Politycznie przynależał do Unii Wolności, do Unii Demokratycznej, no i obecnie do Platformy Obywatelskiej.. W stanie wojennym był nawet internowany.. Tak mu się nie podobał poprzedni socjalizm.. Ale podoba mu się jak najbardziej- obecny, który buduje wraz z kolegami z Platformy Obywatelskiej.. Demokratyczny socjalizm europejski.. Pomyślmy chwilę co powiedział pan poseł Adam Szejnfeld: człowiek żyjący w Polsce, w państwie, którego fundamentem etycznym i moralnym jest chrześcijaństwo -póki co- może przestrzegać Prawa Bożego lub nie.(???). Bardzo ciekawy punkt widzenia.. Człowiek może kraść, cudzołożyć, mówić fałszywe świadectwo przeciw bliźniemu swemu, zabijać.. Nie musi przestrzegać Praw Bożych- czyli dziesięciu przykazań, ale prawa stanowionego przez demokratyczny Sejm przestrzegać musi.. Bardzo ciekawe i wielce pouczające. W pasy niebezpieczeństwa w samochodzie zapinać się muszę i przewozić swoje dziecko w foteliku- bo tak postanowiono w Sejmie. Ale już mówić prawdę- niekoniecznie.. Przecież już obecnie można swobodnie zmieniać zeznania w sądach demokratycznych i powszechnych, w zależności jak podpowie oskarżonemu – adwokat. To jak w takim bałaganie można ustalić prawdę? Kiedyś w Ameryce przysięgało się na Biblię.. Tak jak w sprawie zawarcia związku małżeńskiego- przed pastorem lub księdzem.. Dzisiaj ślubów udziela urzędnik państwowy.. W tym zdaniu pan poseł nawołuje chrześcijan, że mogą przestrzegać dziesięciorga przykazań, ale nie muszą, bo to tylko Prawa Boże, a nie ustanowione przez człowieka- czyli Prawa Człowieka. Jest kontynuatorem ideologii Rewolucji Francuskiej, która obaliła Prawa Boże obowiązujące przed wprowadzeniem Praw Człowieka- te człowieka są lepsze od Praw Bożych. Tym bardziej, że Boże są niezmienne, i są to obowiązki, a nie prawa. Natomiast człowiek może prawa dowolnie zmieniać, uchwalać nowe, nakładając je na stare, tak, żeby sprzeczność tych co były uchwalone wcześniej z tymi uchwalonymi później- była jak największa.. Wtedy jest korzyść podwójna: więcej jest praw człowieka i więcej jest bałaganu wynikającego z praw człowieka. Prawa naturalne- jak wolą ateiści- jednak ograniczają prawo stanowione, bo stanowiący musi liczyć się z prawem człowieka do wolności, do życia czy do własności., I uchwalając prawo stanowione musi kierować się fundamentalnymi prawami wynikającymi z natury życia człowieka.. Człowiek powinien rodzić się wolnym, mieć prawo do życia- inny człowiek nie może decydować o tym, czy ktoś może żyć , czy też nie- i to w głosowaniu powszechnym i demokratycznym.. Inny człowiek nie ma prawa ograniczać drugiemu człowiekowi jego naturalnego prawa do wolności nie szkodzącej drugiemu człowiekowi, jego prawa do życia i jego prawa do własności. Tymczasem pan poseł twierdzi, że najważniejszych praw – praw naturalnych- człowiek przestrzegać nie musi, natomiast, tych, które uchwali człowiek przeciwko innemu człowiekowi- jak najbardziej.. W Holandii na przykład uchwalono, że nie wolno postawić sobie kurnika bez zezwolenia, w Norwegii, Norweżki nie mogą uprawiać prostytucji poza Norwegią(???) Wyczytałem to w książeczce” Mity demokracji”, którą niedawno ukończyłem.. To znaczy, w Norwegii- mogą, byle by nie prostytuowały się poza Norwegią.. Mimo, że prostytucja jest patologią podnoszoną już prawie we wszystkich krajach demokratycznych i prawnych- do rangi cnoty.. To czym jest w takim razie cnota? Cnota zaczyna uchodzić za frajerstwo- tylko patrzeć jak będzie karana.. I tak , na każdym kroku, uczciwy człowiek nie ma czego szukać w demokratycznym państwie prawnym.. Musi kręcić i mataczyć, bo zewsząd wyzierają na niego przepisy, które musi łamać, żeby zachować odrobinę zdrowego rozsądku.. W chorym państwie przepisowym nie ma zmiłuj.. Bo komu nie zdarzyło się wyprzedzać na linii ciągłej wozu z sianem jadącym na wiadukcie? A te 33% pracujących Polaków w tzw. szarej strefie- to co robi? Łamie prawo stanowione, stanowiące o przeznaczeniu jego pieniędzy odebranych mu przez demokratyczne państwo prawne oparte o prawa człowieka, a nie o poszanowanie cudzej własności.. A ilu przejeżdża codziennie czerwone światło- nie dlatego, że chce, ale akurat miga żółte i zaraz czerwone.. Ilu pracuje bez zgody demokratycznego państwa prawnego, które ustanowiło płace minimalną i obowiązkowy podatek ZUS..? Ilu w umowach przy zakupie samochodu z zagranicy wpisuje co innego niż jest w rzeczywistości? Ilu nie wozi ze sobą gaśnicy czy apteczki? Ilu przekracza ustanowioną przez państwo prędkość na drogach? Ilu jest wkurzonych, że musi utrzymywać armię urzędników, którzy mu tylko paraliżują życie.?. Realizując ustanowione prawo człowieka Proszę zwrócić uwagę, że poseł Adam Szejnfeld, wobec Prawa Bożego używa słowa” stosować”, a wobec prawa ustanawianego przez człowieka słowa” przestrzegać”.. A nie powinno być odwrotnie? Prawa Bożego” przestrzegać”, a stanowionego- „stosować”.. Prawo stosowane być powinno przestrzegając Prawa Bożego.. Bo jak oderwać od siebie życie od przykazania” nie zabijaj”? Albo przykazania nie „kradnij”..? Oczywiście demokratyczne państwo prawne posiłkujące się mrowiem prawa stanowionego oparte jest na kradzieży.. Każdy socjalizm oparty jest na kradzieży? Demokracja równa się socjalizm.. I dlatego socjaliści tak forsują prawo stanowione przy pomocy narzędzia demokracji.. Przegłosują- i już jest! I przeszkadza im Prawo Boże szanujące wolność człowieka i jego wolną wolę.. Socjalistyczne państwo zawłaszcza- stanowiąc demokratyczne prawo- wolę człowieka.. I realizuje kolektywnie wolę większości, pomijając wolę jednostki.. A przecież każdy od Pana Boga dostał rozum i wolna wolę, żeby mógł najpełniej sam, szukać szczęścia i realizować swoje życie najpełniej jak tylko potrafi.. Ale robi to coraz śmielej- za niego państwo.. Dlatego w tym haniebnym procederze przeszkadza socjalistycznemu państwu- prawo naturalne- Prawo Boże, które – gdyby go przestrzegano- hamowałoby zapędy demokratów w pętaniu nas różnymi przepisami.. A przecież chodzi o to właśnie, żebyśmy jak najbardziej byli spętani przepisami w demokratycznym państwie prawnym.. I to realizuje z cała konsekwencją demokratyczne państwo prawne.. Stanowiąc! I ustanawiając, żeby było ustanowione, a czy jest rozsądne i zgodne z naturalnym porządkiem rzeczy? A czy to władzę obchodzi? Liczy się demokracja.. WJR

Wipler zdradza Kaczyńskiego dla Zbieraniny Gowina „Poseł PiS Przemysław Wipler ogłosił powstanie stowarzyszenia "Republikanie" …..”Jego zdaniem w programie PiS nie ma recepty na to co dzieje się w kraju. Przekonywał, że potrzebne są poważniejsze zmiany, niż proponuje to PiS.W stowarzyszeniu "Republikanie nie będzie łączonego w mediach z Wiplerem Gowina.- Jarosław Gowin jest politykiem partii rządzącej w tym kraju i bierze odpowiedzialność za to jak rządzona jest Polska - powiedział Wipler.- PO to partia która od 6 lat oszukuje Polaków – stwierdził”.....(źródło)
Jak wynika z naszych informacji zbliżonych do partii PiS, potwierdzają się sugestie, które od kilku tygodni krążyły w sejmowych i politycznych kuluarach. Przemysław Wipler poseł Prawa i Sprawiedliwości opuści dziś szeregi tej partii. Poinformuje o tym na specjalnej konferencji prasowej.Mówi się o tym, że Wipler będzie chciał kandydować na prezydenta Warszawy. W spekulacjach pojawiają się również plotki dotyczące nowej formacji politycznej, którą Wipler chciałby budować razem z Jarosławem Gowinem i środowiskiem partii PJN.”....(źródło)
Projekt polityczny mediów reżimowych II Komuny pod robocza nazwą „ Zbieranina Gowina” wchodzi w fazę realizacji . Bo Wipler musiał otrzyma solidne zapewnienie ,że otrzyma za zdradę Kaczyńskiego 30 politycznych srebrników , czyli jakiś udział w nowej partii , w „Zbieraninie Gowina „Ludzi słabych najtaniej kupuje się obietnicami i groźbami. W wypadku Wiplera chodzi raczej o to pierwsze. Dołącza tym do całej listy zmanipulowanych pieszczochów reżimowych mediów . Błysk fleszów , kawka w telewizyjnych studiach i pompowanie ego Wipler jest podobny do Kowala i Migalskiego. Nie jest rasowym aparatczykiem, cynicznym karłowatym „ machiavellim” jak Giertych ,czy Michał Kamiński . Jest po prostu pożytecznym idiotą panujących socjalistów. Na co liczy Wipler zdradzając Kaczyńskiego . Że sam ustawi listy partyjne nowej partii . Że jego program będzie programem Zbieraniny Gowina . Że jak wygra wybory to zostanie premierem i zreformuje kraj. Bardzo szybko zorientuje się tak jak Giertych ,że jest tylko popychadłem Ale chyba Wipler n i e jest takim idiota ,aby na to liczyć. „ Zbieranina Gowina „ nie osiągnie wystarczającego wyniku , aby samodzielnie rządzić . Co ja czeka. Kolacja z Palikotem , Tuskiem lub jego następcą . Gowin już pokazał do jakiego upodlenia gotów jest się posunąć , aby utrzymać się u żłoba Tutaj warto przytoczyć pewną mądrość ludową Elegancko ubrany „gentleman” pyta się damy . Czy poszłaby Pani ze mną za 500 złotych ? Co też Pan . Oburza się dama. A za 50 tysięcy złotych ?. Dama jest zaskoczona kwotą . Po chwili mówi ,że tak. . Gentleman na otwiera portfel , coś szuka i wyciągając zwitek banknotów mówi . Czy pójdzie Pani za 200 złotych , bo tyle tylko mam . Za kogo mnie pan ma rzuca oburzona dama . Na co Gentleman . To już ustaliliśmy, teraz negocjujemy kwotę. Szkoda mi Migalskiego, szkoda Kowala. , teraz szkoda mi Wiplera . Obiecywano im władzę nad całym krajem , a teraz maja wystąpić w podłej inscenizacji tandetnej sztuki . W czasie wojny domowej, walki o likwidację socjalistycznej okupacji z czym mamy do czynienia w tej chwili nie czas na spory o szczegółowe rozwiązania. Giertych był konfidentem Tuska w rządzie Kaczyńskiego Giertych ” Część Polaków zawsze tęskniła za silną władzą. Raz mniej, raz bardziej. Takim momentem był 2006 r., stąd wzięła się moja bliska współpraca z PO, z Donaldem Tuskiem. Myśmy wtedy obalili próbę konstytucyjnego zamachu stanu, który robił Lech z Jarosławem Kaczyńskim.”.....”Akurat. Wróćmy do tego konstytucyjnego zamach stanu, co to było?
- Próba doprowadzenia do zmiany władzy przy wykorzystaniu konstytucyjnych instrumentów, ale wbrew duchowi prawa. PiS próbował na początku 2006 r. doprowadzić do przyspieszonych wyborów, grając terminami ustawy budżetowej. Nawiasem mówiąc, orędownikiem tej próby był mój przyjaciel Michał Kamiński. Pięć klubów się temu sprzeciwiało: PO, SLD, Samoobrona, PSL i my. Myśmy wtedy okupowali salę posiedzeń w Sejmie, dyżury mieliśmy, bo baliśmy się, że zamkną ją na klucz. Myśmy mieli już dogadanego nowego marszałka, Bronisława Komorowskiego, miał być przegłosowany przez 300 posłów, ale trochę wbrew procedurze..”.....”Wszystko w panice przed wyborami.- Tak, nie ukrywam. PiS miał wtedy w sondażach pod 50 proc. Myśmy wszyscy wiedzieli, że po wyborach mieliby większość w Senacie i w Sejmie. Przy prezydencie Lechu Kaczyńskim oznaczało to władzę totalną.”......” Kiedy się panu tak przestawiło, że PiS to wróg?- Nigdy nie byłem sojusznikiem PiS. To ja doprowadziłem jego rząd do upadku.Był pan jego koalicjantem.
- W 2005 r. byłem pewien, że będzie PO-PiS, a my będziemy budować opozycję i czekać na swój czas. Gdy Donald, pamiętam ten Konwent Seniorów, przyszedł i powiedział, że nie wchodzi do rządu i będą tylko pozorować koalicyjne rozmowy, to mi się świat zachwiał. Miałem pomysł, że przerobię partię na bardziej konserwatywno-liberalną, będziemy atakować od strony opozycji. Jak mi to Donald powiedział, powstało pytanie - co dalej z Ligą. Wszyscy pchali nas do rządu. Miałem rozłam wewnętrzny, który doprowadził do wyjścia sześciu posłów i groził dalszym odchodzeniem. Wtedy zrozumiałem, że Liga to trup. Byłem przed dylematem: albo wejdę w koalicję i będę czekał, albo mnie załatwią. Moja cała strategia od wejścia do rządu sprowadzała się do tego, żeby być pupilem Kaczyńskiego, żeby zapomniał wszystko to, co było, te walki. A to dlatego, że uważałem, że Kaczyński będzie chciał nas zabić, a miał prokuraturę, Ziobrę, miał wszystko. I moja jedyna nadzieja była w tym, że dojdzie do kryzysu, zanim mnie rozwali. Rozwali?- To znaczy aresztuje. „...”Rzeczywiście, czasem wchodził pan w konflikt z PiS, np. z Kluzik-Rostkowską.
- Ale wszystko z prawej strony, żeby przekonać Jarosława, że moje porozumienie z PO jest niemożliwe. Bez przerwy mi zarzucał, że ja mam kontakty z Tuskiem...I słusznie zarzucał.
- Nie dało się ukryć. Wyszło, że Tusk był u mnie w domu. A to od razu lądowało na biurku u Jarka. I w związku z tym ja musiałem obchodzić go od prawej strony, żeby miał pewność, że niemożliwe jest porozumienie z PO Zostawmy to. Mówię o strategii partii. Żeby zejść z linii strzału. W czerwcu 2007 r. wszystko się ważyło. Miałem w PiS człowieka, któremu do dziś jestem wdzięczny, w komitecie politycznym, wiedziałem, co oni myślą, nie byłem głuchy, dokładnie wiedziałem, co rozważa Kaczyński. Słynny kret? On nadal tam jest? Nie powiem kto, ale nie był to ani Michał Kamiński, ani Adam Bielan, a raczej ktoś, kto ich w tym czasie bardzo zwalczał. I dokładnie wiedziałem, gdzie będą uderzać. Więc w czerwcu 2007 r. już prawie była decyzja, że to my idziemy pod nóż, był przeciek, że będą zatrzymywać Wierzejskiego. Ale pogadałem z Ziobrą i zasugerowałem mu, że są ciekawsze tematy. Krótko mówiąc, Ziobro się przekonał, że lepiej Jarka przekonać do drugiego frontu, czyli ataku na Samoobronę.Jak pan przekonał Ziobrę?
- To moja tajemnica. I gdy Jarosław rzucił się na Leppera, dla mnie to był po prostu moment, w którym powiedziałem: "Teraz albo nigdy". Albo go załatwię, albo mnie wsadzi do więzienia, taka była alternatywa. Ja już wiedziałem, że prokuraturę mają całkowicie podporządkowaną, na telefon.
Pamiętam, jak byłem przesłuchiwany w aferze gruntowej i pani prokurator okręgowa, która mnie wezwała jeszcze jako posła pod groźbą doprowadzenia, przesłuchując mnie, co chwila dzwoniła: - Tak, panie ministrze, tak, panie ministrze. Totalnie mieli podporządkowane też służby.” ...(więcej )
Krążą pogłoski ,że Przemysław Wipler chce opuścić Prawo i Sprawiedliwość ,bo partia skręca gospodarczo w lewo”.... „Mówi się, że pójdzie pan z Gowinem tworzyć nową partię? Te plotki biorą się stąd, że na otwarciu dostępu do zawodów bardzo mi zależało i zależy, po to poszedłem do polityki. I w tej sprawie faktycznie bardzo dobrze współpracowało mi się z obecnym ministrem sprawiedliwości”......„Pojawiają się pogłoski, że rozważa pan odejście z Prawa i Sprawiedliwości bo jest pan niezadowolony z kierunku w jakim, pod względem gospodarczym, zmierza ta partia. Ile w tym prawdy? „....”Przemysław Wipler, poseł PiS, twórca Fundacji Republikańskiej: Pogłoski o tym co rzekomo zamierzam zrobić różni życzliwi rozsiewają od dawna. Miałem być już liderem Kongresu Nowej Prawicy, Ruchu Narodowego i jakiejś nowej partii. Nie, na chwilę obecną nigdzie się nie wybieram, jestem w PiS. „.....”Na chwilę obecną? To jest w języku polityki potwierdzenie.Żaden odpowiedzialny polityk nie może powiedzieć, że gdzieś będzie na wieki. Bo przecież jesteśmy w partiach by realizować nasze idee i program, a formacje często je korygują. Nie ukrywam, że nie podoba mi się gospodarczy skręt w lewo jakiego dokonuje Prawo i Sprawiedliwość. „...” I wiem, że wielu moich kolegów chciałoby bym to powiedziawszy wyszedł z partii, poddał się i zostawił im wolną rękę. Tego nie zrobię, będę walczył by PiS reprezentowało bliskie mi wartości „....”Chciałby pan zostawić OFE bez zmian?Nie, OFE trzeba zlikwidować, ale moim zdaniem odpowiedzią na patologie OFE nie są patologie ZUS czyli wybór między OFE a ZUS. „....” – jestem gorącym zwolennikiem tzw. emerytury obywatelskiej, nazywanej w polskiej debacie politycznej również „systemem kanadyjskim”. Emerytura w tej samej wysokości dla wszystkich Polaków którzy osiągnęli określony wiek i przepracowali określoną liczbę lat, finansowana z innych podatków niż drakońska tzw. „składka emerytalna” zabijająca miejsca pracy i wysyłająca miliony Polaków za granicę. I oczywiście bez pośrednictwa ZUS. Zresztą, jestem otwarty na rozmowę na temat „co dalej” z emeryturami, nie chciałbym przede wszystkim by te pieniądze wpadły w ręce Rostowskiego, który przeje te 270 miliardów oszczędności z OFE i kupi za nie trzecią kadencję dla PO.”'....(więcej )
Paweł Kowal, prezes PJN myśli o współpracy z byłym ministrem sprawiedliwości „....”Kowal . Jarosław Gowin to poważny polityk, dla którego liczy się dobro Polski,z takimi ludźmi można zrobićto, co na Węgrzech udało się Orbanowi„.....”wPolityce.pl: - Napisał pan na Twitterze po wczorajszej dymisji ministra Gowina: „Czy zaczyna się coś nowego?W centrum? Na prawicy?”i „Trzeba pozyskać dobrych polityków dla spraw a nie dla partii”. Co miał pan na myśli publikując te tweety? „.....” Kowal”....” Zaskoczę pana –myślałem wtedy o Orbanie.Przemyślałem sobieto, co on robi na Węgrzech i jak bardzo coś takiego jest nam w Polsce potrzebne.A chodzi o centrum, nawet radykalne w pewnych swoich posunięciach, którepostawi na zmiany systemu, rozszerzenie dostępu do władzy,tak żeby to ludzie mieli na nią wpływ. W takim przypadku w gręwchodziłaby też zmiana regulacji dotyczących procesu wyborczego. I to mi się skojarzyło faktycznie z Gowinem, w tym sensie, żew Polsce taka partia, takie silne środowisko polityczne w końcu powstanie. Najprawdopodobniej właśniepo jakimś istotnym „odłupaniu” się jednego ze znaczących polityków PiS lub Platformy”.....”wpolityce.Czy to znaczy, że będzie pan namawiał Jarosława Gowina do stworzenianowej partii, w której znalazłyby sięm.in. PJN i Solidarna Polska?”......”Ale z drugiej strony jeśli Gowin już się zdecyduje czy jest nadal politykiem Platformy, czy już nie izechce pójść krok dalej, to będzie już nowa sytuacja.I chcę wyraźnie powiedzieć - tu nie chodzi o jakąś nową organizację, choć to zawsze może tak się skończyć„.Rozmawiał Mariusz Krzemiński „...(więcej ) Marek Mojsiewicz

Bezpartyjny fachowiec ds. wyborów? W PRL wpisany przez SB jako kontakt operacyjny, potem na „liście Nizieńskiego”, ostatnio debatował z „czarodziejem Putina od urn”

Niedawna konferencja w Moskwie polskiej Państwowej Komisji Wyborczej i rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej wywołała liczne kontrowersje. Instytucje europejskie od lat krytykują sposób liczenia głosów podczas wyborów w Rosji. Antyputinowska opozycja twierdzi, że dochodzi do fałszerstw. Podkreśla, że w niektórych regionach Rosji frekwencja wyborcza ma przekraczać 100 procent. W ostatnich wyborach prezydenckich Władimir Putin zdobył w Czeczeni ponad 99 procent głosów. Niewiele gorszy wynik miał mieć w Dagestanie czy Inguszetii. Dlatego szef rosyjskiej CKW Władimir Czurow, oskarżany jest w Rosji o fałszerstwa wyborcze i nazywany „czarodziejem Putina od urn”. Polska PKW odpowiadała, że moskiewska konferencja „stanowiła element współpracy Państwowej Komisji Wyborczej z organami wyborczymi innych państw”. PKW przypomniała również, że zapowiedź konferencji została ogłoszona podczas wcześniejszego spotkania z Rosjanami we wrześniu 2012 r. Okazuje się, że już w tamtym roku rosyjska i polska komisja zajmowały się m.in. rozwiązaniami prawnymi np. „w zakresie stosowania nowych technik i systemów informatycznych”. Natomiast przedstawiciele obu Komisji przedstawili referat również na następujący temat: „Technika i informatyka w wyborach. Modernizacja techniczna systemu wyborów”. To dość intrygujący temat referatu, zwłaszcza w świetle ustaleń śp. prof. Jerzego Urbanowicza. Poseł Maks Kraczkowski ujawnił, że profesor przed śmiercią był autorem specjalnego raportu:

W raporcie znajduje się m.in. cały wydruk informatyczny wskazujący na to, że duża część materiałów analizowanych przez Państwową Komisję Wyborczą przechodzi przez rosyjskie serwery. Warto również przypomnieć, że jednym z członków delegacji PKW na niedawną konferencję w Moskwie z rosyjską CKW był sędzia Andrzej Mączyński. Jest on jednym z ważniejszych luminarzy polskiego wymiaru sprawiedliwości. W latach 1984 – 1995 A. Mączyński był członkiem Komisji Nauk Prawnych Oddziału PAN w Krakowie. Od 1995 r. jest profesorem zwyczajnym, kieruje Katedrą Prawa Prywatnego Międzynarodowego UJ. W listopadzie 1997 r. z rekomendacji AWS został wybrany przez Sejm w skład Trybunału Konstytucyjnego. W grudniu 2001 r. powołano go na stanowisko wiceprezesa TK. Kadencję zakończył 5 listopada 2006. W 1998 r. prof. Mączyński został członkiem PKW. Po wyborze na sędziego Trybunału Konstytucyjnego złożył oświadczenie lustracyjne, że nie pracował, nie pełnił służby ani nie był świadomym i tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa PRL. To oświadczenie lustracyjne nie zostało zakwestionowane przez Rzecznika Interesu Publicznego, a potem przez Biuro Lustracyjne IPN, czyli organy te uznały, że zostało złożone zgodnie z prawdą. Istnieje jednak małe „ale”… Nazwisko Andrzeja Mączyńskiego znalazło się na tzw. „liście Nizieńskiego”. Był to spis osób, które podlegały lustracji i wobec których w dokumentach udostępnionych Rzecznikowi Interesu Publicznego zachowała się tylko rejestracja w ewidencji organów bezpieczeństwa PRL. Jednak w ocenie Sądu Najwyższego fakt takiej rejestracji nie był dostatecznym dowodem tajnej współpracy z komunistycznymi służbami specjalnymi. Dlatego Rzecznik Interesu Publicznego nie podważał oświadczeń lustracyjnych tych osób. We wrześniu 2005 r. część tej listy opublikował tygodnik „Głos” Antoniego Macierewicza. Po tej publikacji prokuratura wszczęła tajne śledztwo w sprawie m.in. o czyn z art. 265 § 1, czyli bezprawnego ujawnienia informacji stanowiących tajemnicę państwową. Na osobę Andrzeja Mączyńskiego wskazali również Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk, autorzy książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”. Opisując orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie ustawy lustracyjnej wskazali, że wśród beneficjentów tego wyroku są także sędziowie Trybunału. Ujawnili, że A. Mączyński znajdował się w latach 80. w ewidencji operacyjnej SB, jako kontakt operacyjny: Co najmniej pięciu z czternastu członków TK orzekających 21 października 1998 r. w sprawie zgodności ustawy lustracyjnej z konstytucją łamało fundamentalną zasadę prawa rzymskiego „nemo iudex in causa sua” [tzn. „Nikt nie może być sędzią we własnej sprawie”]. Przypadek wieloletniego agenta SB sędziego Zdzisława Czeszejko-Sochackiego został opisany w prasie. (…) Sędzia Andrzej Mączyński pozostawał w ewidencji operacyjnej SB w latach 1985–1990 jako kontakt operacyjny Wydziału III-1 WUSW w Krakowie. Ferdynand Rymarz, obecnie przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej, po raz pierwszy został zarejestrowany przez WSW w Krakowie w czasie pełnienia służby wojskowej w latach 1961–1962 jako informator o pseudonimie „Czarny”. Jego akta, zarchiwizowane pod nr. ZA-720, zostały później zniszczone. Zachowane materiały archiwalne pozwalają na ustalenie, że F. Rymarz został ponownie zarejestrowany przez Wydział II KW MO w Lublinie w 1965 r. pod nr. 5008 jako TW ps. „Fred”. Materiały zdjęto z ewidencji w 1969 r. i zarchiwizowano pod nr. I-9736 (zniszczone najprawdopodobniej w 1990 r.). Ponowne zarejestrowanie, tym razem jako KO ps. „R.F.”, nastąpiło w 1985 r. W tym wypadku można założyć, że KO był wykorzystywany do kontroli operacyjnej adwokatury. W 1990 r. materiały zdjęto z ewidencji i zniszczono. W wypadku F. Rymarza sądowi przedłożono nie mniej niż kilkanaście dokumentów dotyczących jego wcześniejszej działalności, brakowało jednak dowodów tzw. materializacji współpracy, czyli doniesień. Takich informacji brakowało też w sprawie Andrzeja Mączyńskiego. Obaj wspomniani sędziowie „oczyścili się” z publicznie pojawiających się zarzutów współpracy z komunistycznymi organami bezpieczeństwa państwa według reguł prawa, które wcześniej ustanowili.

za: Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk, „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii”, Warszawa 2008 r., s. 238 – 239.

 Konstatacja historyków IPN dotycząca faktu, że „wspomniani sędziowie „oczyścili się” z publicznie pojawiających się zarzutów współpracy z komunistycznymi organami bezpieczeństwa państwa według reguł prawa, które wcześniej ustanowili”, była w następnych latach wielokrotnie przywoływana i cytowana, np. przez prof. Andrzeja Zybertowicza. Nie jest znana reakcja któregoś z opisanych sędziów. Abstrahując od tych spraw lustracyjnych warto wskazać na inny problem dotyczący archiwów po organach bezpieczeństwa PRL. Kilka tygodni temu „Nasz Dziennik” wskazał, przywołując raport Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na temat współpracy SB z KGB, że informacje o Polakach zarejestrowanych przez SB w systemie w latach 1977--1990 mogą obecnie znajdować się jedynie w rękach służb specjalnych Rosji. Dane te mogą zawierać kilka lub nawet kilkanaście tysięcy nazwisk – z pewnością były wprowadzone przez innych abonentów systemu, w tym szczególnie Rosjan. Warto również przypomnieć inny fragment wspomnianego raportu ABW, który również cytował „ND”: Można jednak przypuszczać, że zgromadzone na przestrzeni 13 lat informacje, które były skrupulatnie zbierane i opracowywane przez Aparat Roboczy [KGB w Moskwie – przyp. red.], zachowały się w doskonałym stanie i były wykorzystywane przez KGB, a najprawdopodobniej rosyjskie służby specjalne nadal do nich sięgają. Dlatego z perspektywy archiwów Łubianki zupełnie inaczej można oceniać procesy demokratyczne zachodzące w niedawnych krajach satelickich, zaś kolejne wybory mogą stanowić interesujący wkład w poszerzanie wiedzy na temat przezwyciężania tzw. tajnych zakamarków ludzkiej duszy. Na koniec przypomnijmy jeszcze, że według doniesień medialnych: przedstawiciele rosyjskiej komisji wyborczej krótko skomentowali spotkanie z kolegami z Polski. Stwierdzili, że było ono bardzo owocne. Nic, tylko pogratulować… Piotr Bączek

Wzięli i się nie wywiązali ?

1 .W ostatnią sobotę w programie „Studio-Wschód” w TVP Info, zaprezentowano bardzo interesujący wywiad z Wiaczesławem Mosze Kantorem właścicielem koncernu Acron , który ni mniej ni więcej, tylko wystąpił z bardzo emocjonalnie wyrażanymi pretensjami do polskiego rządu, za to, że ten uniemożliwił mu przejęcie pakietu kontrolnego tarnowskich Azotów. Kantor podkreślał swoje już 20 letnie izraelskie obywatelstwo (choć przyznał, że posługuje się również rosyjskim paszportem), a także to, że tarnowska spółka interesuje go tylko i wyłącznie ze względów biznesowych. Potwierdził jednak kilka ważnych informacji, którym do tej pory zaprzeczali wszyscy ci, których z projektem Kantora, powiązały jakiś czas temu publikacje w tygodniku Newsweek i Gazecie Polskiej Codziennie.

2. Po pierwsze potwierdził, że w ułatwienie mu kontaktów z ministrami rządu Tuska, a także szefem Rady Gospodarczej Janem Krzysztofem Bieleckim, zaangażował byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, z którym jest w relacjach koleżeńskich. Stwierdził nawet, że Kwaśniewski od początku był przekonany, że nie ma żadnych przeszkód dla inwestycji Kantora w tarnowskie Azoty ale jak to ujął „miał na wszelki wypadek zapytać Bieleckiego”. Bielecki potwierdził Kwaśniewskiemu, że nie ma żadnych przeszkód i raczej nie można mieć wątpliwości, że tak było, bo w konsekwencji w połowie 2012 roku, odbyły się rozmowy Kantora z wiceministrem skarbu państwa Pawłem Tamborskim, który podpowiedział mu formułę publicznego wezwania na sprzedaż akcji tarnowskich Azotów, ba określił nawet pułap cenowy jaki inwestor ma zaproponować. Kantor tak zrobił, jego firma ogłosiła na warszawskiej giełdzie wezwanie do sprzedaży i zaproponowała 36 za jedną akcję, a na 3 dni przed zakończeniem tego wezwania podwyższyła tę cenę do 45 zł. Wtedy właśnie zareagował minister skarbu państwa Mikołaj Budzanowski. Publicznie powiedział o próbie wrogiego przejęcia Azotów przez Rosjan, prowadził poufne rozmowy z niektórymi PTE właścicielami OFE aby nie odpowiadały na to wezwanie, wreszcie ogłosił zamiar połączenia Tarnowa z Puławami i tym samym zablokował możliwość zdobycia przez Acron większościowych udziałów w spółce.

3. Podczas debaty sejmowej na początku czerwca tego roku na ten temat rząd reprezentował wspomniany wiceminister Paweł Tamborski. Nie pochwalił się wprawdzie swoimi kontaktami z Wiaczesławem Kantorem ale uspakajał pytających posłów. Sytuacją jest pod kontrolą, mimo zmniejszenia wartości akcji pozostających w rękach Skarbu Państwa do 33% w skonsolidowanej Grupie Azoty (po połączeniu z puławskimi Azotami), to razem funduszami emerytalnymi i EBOR, są to udziały większościowe. Rzeczywiście poważnymi akcjonariuszami grupy Azoty, są do tej pory zagraniczne PTE właściciele OFE (ING-9,96% i Aviva-7,86%), a także finansowi inwestorzy krajowi (TFI PZU-8,7%), oraz EBOR- 5,75%. Minister poinformował także o nowych zapisach w statucie spółki, które blokują możliwość wykonywania praw z akcji po przekroczeniu 20% udziału w kapitale dla wszystkich akcjonariuszy poza Skarbem Państwa ale nie jest do końca jasne czy tego rodzaju ograniczenia są zgodne z prawem unijnym. Dowiedzieliśmy się również, że Rosjanie mają już w skonsolidowanej grupie Azoty aż 15,35% akcji i wszystko wskazuje na to, że kupują dalej od rozproszonych akcjonariuszy. Rozproszony akcjonariat posiada 19,33% akcji i chętnie się ich pozbywa, bo ceny akcji Grupy Tarnów tym nadzwyczajnym rosyjskim popytem, zostały wywindowane obecnie do poziomu 70 zł za akcję.

4. Ponadto z wywiadu dowiedzieliśmy się, że rosyjski inwestor zaangażował w projekt ponad 0,5 mld USD czyli blisko 2 mld zł i już ta suma pokazuje, że to naprawdę nie są już żarty. Cała akcja prowadzona przez izraelsko- rosyjskiego miliardera, pokazuje jak w pigułce wszystkie słabości polskiego państwa. Okazuje się, że byli wysocy funkcjonariusze publiczni (były prezydent Aleksander Kwaśniewski, były premier Jan Krzysztof Bielecki) a także urzędujący wiceminister skarbu, mimo oficjalnego stanowiska szefa resortu skarbu państwa Mikołaja Budzanowskiego, które nazywa działania rosyjskiego inwestora wrogim przejęciem, są gotowi go wspierać i przekonywać premiera Tuska do zgody na tę inwestycję. Minister skarbu dokonuje konsolidacji zakładów przemysłu nawozowego, przeprowadza istotne zmiany w statucie spółki ale nie jest pewien czy zostaną one zaakceptowane przez Komisję Europejską? Wniosek klubu Prawa i Sprawiedliwości o powołanie sejmowej komisji śledczej w tej sprawie, złożony ponad 2 tygodnie temu, w świetle tych nowych faktów, staje się coraz bardziej zasadny, zanim się dowiemy że Acron ma już ponad 20% akcji i zgodnie ze statutem spółki domaga się miejsca dla swojego przedstawiciela w Radzie Nadzorczej spółki. Kuźmiuk

Czy agent STASI Oscar to Donald Tusk Na razie krążą tylko enuncjacje na ten temat, nie tylko prasowe. W tej sprawie wątpliwości, już od dawna, zdają się nie mieć redaktorzy strony byłych działaczy Wolnych Związków Zawodowych Kazimierz Maciejewski, Krzysztof Wyszkowski i Lech Zborowski. Teraz po opublikowaniu w Niemczech książki Ralfa Georga Reutha i Günthera Lachmanna pt. „Das erste leben der Angela M.” [...] Na razie krążą tylko enuncjacje na ten temat, nie tylko prasowe. W tej sprawie wątpliwości, już od dawna, zdają się nie mieć redaktorzy strony byłych działaczy Wolnych Związków Zawodowych Kazimierz Maciejewski, Krzysztof Wyszkowski i Lech Zborowski. Teraz po opublikowaniu w Niemczech książki Ralfa Georga Reutha i Günthera Lachmanna pt. „Das erste leben der Angela M.” („Pierwsze życie Angeli M.”) temat powraca ze zdwojona siłą.

„Książka ta dotyczy życia i działalności Angeli Merkel w NRD i odsłania nieznane , a raczej utajnione dotychczas czarne strony życiorysu obecnej kanclerz Niemiec.

… Wir können belegen, dass Angela Merkel dem DDR-System näher war als bislang bekannt. Während ihrer Tätigkeit an der Akademie der Wissenschaften der DDR war sie an ihrem ­Institut Funktionärin, beispielsweise von 1981 an als FDJ-Sekretärin für Agitation und Propaganda, was sie bis heute bestreitet. Außerdem saß sie in der Betriebsgewerkschafts-Leitung.“ … tłumaczenie:

Jesteśmy w stanie udowodnić ze Angela Merkel systemowi NRD była znacznie bliższa aniżeli dotychczas jest nam to znane.

Podczas swych zajęć na akademii nauk w dawnej NRD była funkcjonariuszka partii i tak w roku 1981, np. przykład, była szefem wydziału agitacji i propagandy FDJ oraz członkiem władz komisji zakładowej tejże uczelni”.

(źródło: http://wzzw.wordpress.com/2013/05/10/merkel-ma-akta-oscara-vel-d-tuska-%E2%98%9A-przeczytaj/).

Ralf Georg Reuth i Günther Lachmann nie pozostawiają złudzeń. Byli agenci Stasi i działacze FDJ (np. Wolfgang Schnur, czy Lothar de Maiziere) tworzyli na terenie byłej NRD struktury i oddziały CDU. Przypominają się lata 40. i 50. XX w., gdy blisko 70% członków NSDAP, po tzw. denazyfikacji, „spokojnie i bezstresowo”, przez nikogo nieniepokojeni, przystąpiło do odbudowy Republiki Federalnej Niemiec. W kontekście książki Reutha i Lachmanna, wygląda na to, że misja lustracyjna pastora Gaucka, dzisiaj prezydenta RFN, to wielka mistyfikacja. Tylko pobieżny rzut oka na karierę polityczną Donalda Tuska każe powątpiewać w jego czyste, zgodne z polską racją stanu, intencje. Przykłady, takiego stanu rzeczy, są znane wszem i wobec: „nocna zmiana” rządu Olszewskiego, powołanie do życia Platformy Obywatelskiej, która, co dzisiaj widać jak na dłoni, z zimną krwią dokonuje demontażu Państwa Polskiego, wasalne stosunki z Angelą M. – kuriozalne ordery i europejskie apanaże, stocznie, Nord Stream, Smoleńsk i cały kontekst związany z zamachem i strach, wielki strach przed pułkownikiem Putinem. Że akta STASI (i nie tylko) leżą gdzieś na Łubiance, nie powinniśmy mieć, co do tego, żadnej wątpliwości. Takie dokumenty nie płoną. Że czekiści trzymają całą tę zgraję sprzedawczyków na krótkiej smyczy, tzn. za mordę, również. Władimir Bukowski od lat przekonuje, że „przemiany” przełomu lat 80. i 90. XX w. w Europie Wschodniej zostały zaaranżowane i wykonane według „okrągłostołowych” i „pokojowych” koncepcji i instrukcji moskiewskich. To dlatego Kiszczak i Jaruzelski zostali ludźmi honoru, a Angela Merkel i pastor Gauck legitymizują wschodnioniemieckie FDJ, a Ceausescu musiał zginąć. A Putin siedzi sobie jak 1 września 2009 roku na Westerplatte, cyniczny, dumny i arogancki i zdaje się mówić: – Zabiliśmy tę polską swołocz w Katyniu; i co nam zrobicie… A pytanie pozostaje ciągle otwarte: – Czy agent STASI Oscar, to Donald Tusk. I tak sobie będziemy pytać… Bo nawet jeśli nie był, to wszystko co powie, może być przez Putina użyte przeciwko niemu. Na razie dużo ważniejsza w tej rozgrywce pozostaje Angela M.. Maciej Rysiewicz

Stanisław Michalkiewicz: Do wieprzów – w porę i nie w porę Stanisław Michalkiewicz: Do wieprzów – w porę i nie w poręch, jakże trudne jest życie według Ewangelii! Na przykład jest tam przestroga, by nie rzucać pereł przed wieprze, ale jest również zachęta, by błądzących upominać „w porę i nie w porę”. Nietrudno się domyślić, że im więcej wokół wieprzów, tym życie według Ewangelii jest trudniejsze, bo kogóż w końcu upominać „ w porę i nie w porę”, jeśli nie „wieprzów” właśnie? Taki jeden z drugiem „wieprz” nie wychodzi poza swoją wieprzowatość, poza „wypić i zakąsić” – co w polityce przekłada sie na gorączkowe poszukiwanie poularności za wszelką cenę, a więc również – za cenę podlizywania sie durniom. A w jaki sposób można podlizać się durniom? Tylko przez pokazanie, że się jest takim samym durniem, jak i oni, a nawet większym. Nie jest żadną tajemnica, że Leszek Miller desperacko walczy z Januszem Palikotem o przywództwo nad zjednoczoną lewicą. Janusz Palikot próbuje podlizać sie swoim mocodawcom i wyznawcom demonstrowaniem wrogości wobec chrześcijaństwa, a zwłaszcza – Koscioła katolickiego. Już się apostazjował, więc tylko patrzeć, jak zawrze braterstwo krwi z Belzebubem, zamieniając się z nim tą częścią ciała, jaka w postępowym środowisku jest szczególnie ceniona. Takiego przelicytować trudno, więc Leszek Miller nie ma łatwego życia. Nic zatem dziwnego, że chwyta się kazdej okazji – a ostatnio wydało mu się, iż dostarczył mu jej kardynał Stanisław Dziwisz. Powiedział on w kazaniu oczywistą oczywistość – że mianowicie „Kościół przypomina o nadrzędności prawa bożego nad prawem stanowionym” – co Leszek Miller nie tylko uznał za „skandaliczne”, ale nawet wyciągnął z tego wniosek, iż kardynał chciałby, by posłowie „biegali do duchownego przed podjęciem decyzji”. Nie wiem, cóż takiego złego mogłoby się stać, gdyby posłowie przed podjęciem decyzji konsultowali się z różnymi ludźmi, również z duchownymi. Duchowni są ludźmi wykształconymi, często bardzo gruntownie – podczas gdy w przypadku posłów różnie z tym bywa. W rezultacie uchwalają rozmaite buble prawne – a o ich jakości najlepiej świadczy liczba nowelizacji uchwalonych ustaw. Niekiedy bywają one nowelizowane kilka razy do roku – co jest niepodważalnym dowodem, iż nad ustawą pracowały jakieś hebesy bez podstawowego rozeznania w regulowanych materiach. Ja oczywiście wiem, że każdy z posłów jest bardzo zadowolony ze swego rozumu, a cóż dopiero Leszek Miller, który był nie tylko skierniewickim wielkorządcą, ale nawet premierem – ale to samopoczucie nie jest uzasadnione osiągnięciami. Przysłowie mówi – jaki pan, taki kram – a jak wygląda nasz nieszczęśliwy kraj pod rządami Umiłowanych przywódców – każdy widzi. Ale mniejsza juz o pożytki z konsultacji – bo znacznie ważniejsza jest „oczywista oczywistość” o której wspomniał kardynał Dziwisz. Nie chodzi przy tym o to, że „Kościół przypomina „ – bo to fakt niepodważalny – ale czy przypomina słusznie. Krótko mówiąc – czy rzeczywiście prawo boże jest , a w każdym razie - czy powinno być uważane za nadrzędne nad prawem stanowionym? Minimalny postulat, jaki musimy postawić pod adresem prawa pozytywnego, czyli stanowionego, to wykonalność. Wspomina o tym Antoni de Saint-Exupery, opisując w „Małym Księciu” spotkanie Małego Księcia z Królem. Król wprowadzając swego gościa w arkana sztuki rządzenia zapytał retorycznie: „jeśli rozkażę generałowi, aby jak motylek przeskoczył z kwiatka na kwiatek, albo żeby zamienił się w morskiego ptaka, a generał nie wykona tego, to czyja to będzie wina?” – Waszej Królewskiej Mości – odpowiedział Mały Książę – i słusznie, bo prawo powinno być przynajmniej wykonalne. No dobrze – ale skąd wiedomo, że jest wykonalne? Stąd, że każde prawo, bez względu na to, czego dotyczy, adresowane jest do ludzi – jak mają zachowywać się wobec przyrody nieożywionej, wobec roślin i zwierząt, czy wobec innych ludzi, albo wobec państwa. Wobec tego prawo nie może ignorować tego, jakimi ludzie są – bo w przeciwnym razie może być niewykonalne. A jakimi ludzie są? Nietrudno zauważyć, że właściwości ludzkie wynikają z tego, ze ludzie żyją. Zatem podstawową właściwością ludzką jest życie. Warto zauważyć, iż jest to cecha pierwotna względem państwa i prawa – że jest to – mówiąc inaczej – właściwość naturalna, której żaden Umiłowany Przywódca – nawet znacznie mędrszy od Leszka Millera – ani wykreować, ani znieść nie może. Inną właściwością ludzkiej natury jest zdolność do świadomego wybierania. Jest to właściwość ogromnie ważna, bo odróżnia gatunek ludzki od innych gatunków przyrodniczych. Kolejną naturalną właściwością jest zdolnośc ludzi do wytwarzania bogactwa i dysponowania nim. Właściwość ogromnie ważna, bo bez niej nie byłoby cywilizacji, przynajmniej w znanej nam postaci. Wreszcie naturalną właściwością człowieka jest wrażliwość na piękno – ogromnie ważna właściwość, bo właśnie ona jest źródłem kultury. Ponieważ te naturalne właściwości ludzkie są ogromnie ważne, to jest oczywiste, iż prawo stanowione nie powinno w żaden sposób w nie godzić. Żebyśmy mieli w tym względzie więcej pewności, musimy przełożyć te naturalne właściwości ludzkie na język prawa. Życie przekłada się na język prawa bez problemu. Zdolność do świadomego wybierania w języku prawa nazywa się wolnością, a zdolność do tworzenia bogactwa i dysponowania nim – własnością. Ciekawe – ale wrażliwość na piękno nie jest przekładalna na język prawa. Może to i dobrze? Mamy zatem katalog trzech ważnych właściwości ludzkiej natury, które po przełożeniu na język prawa tworzą katalog PRAW NATURALNYCH: życia, wolności i własności. Oznacza to, iż ten porządek jest, a przynajmniej powinien być w stosunku do prawa stanowionego przez Umiłowanych Przywódców porządkiem nadrzędnym. Ludzie wierzący – a kardynał Stanislaw Dziwisz do takich sie zalicza – uważają, że te prawa naturalne są dziełem Boga - a zatem – prawem bożym. Ludzie tzw. „niewierzący” w to nie wierzą – ale ten spór nie ma najmniejszego znaczenia dla uznania nadrzędnosci porządku praw naturalnych nad prawem pozytywnym. Wyjasnie to na przykładzie. Wyobraźmy sobie, ze wszyscy posłowie urodzili sie w latach parzystych. I kiedy sie zorientowali, ze tak się złozyło, uchwalili ustawę, według której majatek obywateli urodzonych w latach nieparzystych podlega konfiskacie i rozdzieleniu miedzy obywateli urodzonych w latach parzystych. Ustawa taka mogłaby być uchwalona jednogłośne, wiec z punktu widzenia procedur demokratycznych byłaby w jak najlepszym porządku – ale z punktu widzenia praw narutalnych w porządku by nie była – bo bylaby oczywiscie sprzeczna przynajmniej z dwoma tymi prawami: wolnością i własnością. I WŁAŚNIE DLATEGO w panstwie pragnącym uchodzić za praworządne byłaby niedopuszczalna. Tymczasem Leszek Miller sprawia wrażenie, jakby z tego wszystkiego nie zdawał sobie sprawy i myślał, że jak partia wpadnie na taki pomysł, to mozna ustawowo nakazać by łysych kryć papą. I co by na taką regulację powiedział partyjny kolega Leszka Millera, pan Józef Oleksy? Stanowczo Leszek Miller przesadził w podlizywaniu się durniom, bo nie chce mi się wierzyć, żeby nie zdawał sobie sprawy z tej „oczywistej oczywistości”. SM

Dokąd idzie Michnik? PDF

* Ogłoszono nabór do getta! *Brak chętnych do dialogowych ustawek?

* Zimna wojna ma swe zalety... * Deja vu, albo repeta z KPP

W żydowskiej gazecie dla Polaków ukazał się niedawno tekst redaktora Michnika zatytułowany „Dokąd idzie Franciszek”. Artykuł nie odpowiada na tytułowe pytanie, tytuł to tylko pretekst do oceny Kościoła w Polsce wedle kryteriów ideologii neomarksistowskiej. Mniejsza o tę ocenę i o tę ideologię, ważniejsze, że z artykułu tego przebija strach Michnika o „zerwanie dialogu” między polskimi katolikami a środowiskiem marksistowsko-żydowskim, delegowanym do „troskania się” o Kościół Katolicki. Czy jednak taki dialog kiedykolwiek miał miejsce?... Odkąd powstała „Gazeta Wyborcza” wykluczyła z „dialogicznej obecności” na swych łamach tych, których uznała sobie za antysemitów, ksenofobów, nacjonalistów, faszystów etc., słowem tych, których intelektu, wiedzy i argumentów obawiała się najbardziej. W to miejsce podstawia sobie własnych „oponentów” i z nimi „dialoguje”... W ten sposób środowisko to zamyka się powoli i nieuchronnie we własnym mentalnym getcie, monologując sobie w pozorowanym dialogu. Skutkuje to nudą i intelektualną tandetą takiego monologu i, najwidoczniej, postępującym brakiem nowych chętnych do takiej mistyfikacji. Stąd michnikowe „wołanie o dialog” przypomina raczej ogłoszenie nowego naboru, nowego zaciągu do tego mentalnego getta. Nawiasem mówiąc – nie słyszałem o przypadku, by do dialogu organizowanego w tym getcie zaproszono na przykład prof. Roberta Nowaka, prof. Jacka Bartyzela, red.Stanisława Michalkiewicza, dr Ewę Kurek czy ks.prof. Waldemara Chrostowskiego( i długo by wymieniać, z kim getto „dialogować” jakoś nie chce). Wychodzi na to, że chce tylko z tymi, którzy najpierw do tego „getta postępu” zgłoszą akces. „Dialog” organizowany przez żydokomunę zamyka się więc we własnym ideologicznym środowisku, uzupełnianym chętnie leninowskimi „pożytecznymi idiotami”: ich właśnie werbuje się do tych „dialogicznych ustawek” , potem ewentualnie namaszcza na „autorytety” i włącza w krąg własnego monologu. I właśnie dlatego, że opinia publiczna pojęła już zasady doboru „dialogantów” - coraz więcej „zachęcanych” nie chce już uczestniczyć w dialogowaniu wedle Michnika; Michnik jakby wystraszył się, że – jeszcze trochę – a będzie „dialogował” już tylko z Hartmanem, Środą albo jakimś ex-jezuitą. „Monolog w odpowiedzi na monolog nie tworzy dialogu, tworzy zimną wojnę” – pisze zatroskany o Kościół Katolicki w Polsce Michnik... Niezupełnie. Monolog uprawiany w getcie żydokomuny słyszany jest przecież i poza tym gettem, podobnie jak w getcie tym wiedzą dobrze, co mówi się na świecie poza gettem. Żeby z kimś dzisiaj dialogować niekoniecznie trzeba z nim siadać przy jednym stole, podawać mu rękę czy zapraszać do domu. Chodzi przecież o argumenty. A co do zimnej wojny...- no cóż, lepsza zimna, niż gorąca, a poza tym nawet podczas zimnej wojny uczciwe argumenty zachowują swój walor prawdy. I w zimnej wojnie ktoś przecież ma rację... Z całą pewnością natomiast żaden dialog nie ma najmniejszego sensu z ludźmi złej woli, więc takimi, którzy nie chcą prawdy, jak ci Żydzi, co to zatykali sobie uszy, by jej nie słyszeć... Dialogowanie z politrukami i propagandystami to strata czasu. Po co uczestniczyć w takich mistyfikacjach? Czy można traktować poważnie ludzi gardzących prawdą, choćby na tyle poważnie, by z nimi poważnie rozmawiać? Pewnym ludziom nie tylko nie podajemy ręki, nie zapraszamy ich do domów, ale i nie rozmawiamy nimi poważnie. Politrucy i propagandyści są wśród nich. Spostrzegawczy Michnik dostrzegł, że „dialogiczne ustawki” między swoimi siuchto-sitewnymi, spodstolnymi, judeochrześcijanami, homoseksualnymi „małżonkami”, do których to „ustawek” dialogowcy dobierani są wedle klucza politycznej poprawności, uległości wobec neomarksizmu lub żydowskiego lobby politycznego już wkrótce przekształcą się w monolog jeszcze węższego getta, i na jeszcze niższym poziomie umysłowym ( już tam palikotowcy, żądający od księży udzielających komunii książeczek sanitarnych, wyznaczają „nowe standardy i nowe horyzonty”...). Że już mało kto spośród poważnych ludzi zechce uczestniczyć w takich ustawkach, bo nawet indoktrynowana na potęgę w szkołach państwowych młodzież ma już po dziurki w nosie politycznej poprawności. Michnikowe rozpaczliwe nawoływanie do „dialogu w Kościele polskim” odbieram jako ogłoszenie nowego nabru do getta żydokomuny, wołanie o nowych oportunistów lub pożytecznych idiotów, którzy mieliby uwiarygodniać w tym getcie ludzi złej woli wdając się z nimi w „dialogowanie” językiem politycznej poprawności i w subkulturce tego getta... Bo przecież mówiących innym językiem do takiego dialogu się nie zaprasza: od razy przypisuje się im „język nienawiści”. Ale, ale - czy są jeszcze jakieś rezerwy kadrowe, jacyś kandydaci na nowe autorytety żydokomuny? Jacyś wybitni dialoganci?...Nie ma. Palikot usiłował sięgnąć do głębokich rezerw ćwierćinteligenckich, do intelektualnej tandety i mierzwy, do potęgi głupoty - ale to, co wyciągnął i pokazał jeszcze bardziej śmieszy. A czy można takie rezerwy znaleźć w środowisku „Gazety Wyborczej”? Też już nie idzie: kogo tam kiedyś namaszczono na „autorytet moralny”, już się dawno zużył, kto dał się nabrać, ten się już nabrał (niejeden zresztą przejrzał w końcu na oczy!...), nowych chętnych niewielu. Sucho. O, red.Michnik ma powody do obaw: coraz mniej chętnych do dialogowania z ludźmi złej woli, z intelektualnymi tandeciarzami, z politrukami.... „Dokąd idzie Franciszek” zatem – to się dopiero okaże, ale dokąd idzie Michnik, dziwnie zatroskany polskim Kościołem Katolickim, to widać wyraźnie, i nie od dzisiaj. Idzie w tym samym kierunku, w którym szedł gdy penetrował archiwa MSW piętnując innych za chęć poznania prawdy, gdy zbratał się z Kiszczakiem na gruncie wspólnego rozumienia honoru, gdy zalecał dziennikarzom na konferencji prasowej w Paryżu „odpieprzyć od generała Jaruzelskiego” (gdzie ten dialog?...), gdy zaczął dekretować w swej gazecie, kto jest antysemitą, gdy dialogował sobie z Rywinem z ukrytym mikrofonem w szafie... Dzisiaj ma wielki strach w oczach: bo do basowania mu w ustawionych „dialogach” jest coraz mniej chętnych. A jeśli się jeszcze znajdują – to tak podłej jakości intelektualnej, że śmiech ogarnia. Getto śmieszne, tandetne, w dodatku coraz ciaśniejsze, coraz bardziej sekciarskie, całkiem jak niegdyś KPP – jakże redaktor Michnik ma się nie bać, jakże ma nie szukać gorączkowo dopływu świeżej krwi?... Tymczasem w żydowskiej gazecie dla Polaków coraz więcej tekstów „o potrzebie dialogu”. Nabór do getta, widać, to sprawa pilna! Marian Miszalski

Słomka: 4 czerwca - 24 lata fałszu Dziś mijają 24 lata od wyborów 4 czerwca 1989 roku. Wyborów, które są obecnie przez „media mętnego nurtu” kreowane sprzecznie z faktami jako „pierwsze wolne wybory”. Tuż przed „świętem 4 czerwca” uniewinniono I sekretarza Stanisława Kanię, a tuż po de facto uniewinni się (wyłączy z procesu) zapewne Czesława Kiszczaka, €“mentora tych „wolnych wyborów”. 9 czerwca odbędę spotkanie z Polakami w Cork (Irlandia). Spoza prezydenckiej inicjatywy rocznego fetowania wyborów kontraktowych zastanowimy się tam nad tym, jak tysiące naszych Rodaków wyrzuconych na emigrację odbiera fraternizację części opozycji czasów PRL z postkomunistami. Ocenimy efekty „transformacji”. Spora część środowisk „opozycji okrągłostołowej” nie zauważa, że jakiekolwiek świętowanie tej rocznicy nadyma wiatr w żagle dla apologetów „ludzi honoru” red. Adama Michnika. Tak, jak rząd Tadeusza Mazowieckiego (przez blisko dekadę posła na Sejm PRL) ze zbrodniarzami komunistycznymi Czesławem Kiszczakiem i Florianem Siwickim nie był demokratyczny, tak wybory z 4 czerwca 1989 roku nadzorowane przez operację MSW PRL pod kryptonimem „URNA” nic wspólnego z demokracją nie miały. Chyba że preferujemy wzorce putinowsko-białoruskie!? W styczniu 1989 r. - w przeddzień „Okrągłego Stołu” - zginęli dwaj księża związani z opozycją: w Warszawie ks. Stefan Niedzielak, a pod Białymstokiem ks. Stanisław Suchowolec. Kolejny, ks. Sylwester Zych, zginął w lipcu 1989 r. W tym czasie w więzieniach PRL są przetrzymywani więźniowie polityczni, np. niedawno zmarły dziennikarz i sowietolog Józef Szaniawski. Funkcjonariusze MSW PRL masowo niszczą akta osobowe agentów i przygotowują się do nowych ról w strukturach III RP (policja, sądownictwo, prokuratura czy biznes). Komuniści korzystając ze środków finansowych udostępnianych przez Komunistyczną Partię Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich przygotowują transformację komunistycznej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w „socjaldemokrację”. Co tu świętować? Żaden komunistyczny zbrodniarz z WRON czy sługus Kremla z KC PZPR nie poniósł nawet symbolicznej kary za straconą dekadę lat 80-tych. Za zabitych z Wybrzeża czy KWK „Wujek” i ofiary innych zrywów niepodległościowych. Jaruzelski „w nagrodę” został wybrany głosem posła opozycji z „dogadanego sejmu PRL X kadencji” na funkcję prezydenta PRL. „Zbrodniarzo-prezydent” nominował dziesiątki sędziów panujących nad warszawskim sądownictwem dotkniętym hańbą procesu WRON czy Kociołka - czym zapewnił sobie miano jedynego dyktatora XX wieku, który nie poniósł żadnej odpowiedzialności. To ci dyspozycyjni sędziowie przez ponad dekadę prowadzą proces lustracyjny Leszka Moczulskiego (następna odsłona 29 czerwca br... po orzeczeniu Europejskiego Trybunału Praw Człowieka), który jako jedyny lider opozycji czasów PRL został „agentem” wynagrodzonym 7-letnim pobytem w więzieniu. Żaden polityk postPZPRowski nie został równocześnie uznany za „kłamcę lustracyjnego” ani Józef Oleksy, ani Jerzy Jaskiernia, ani Włodzimierz Cimoszewicz i tak można mnożyć. Ciekawe czyje akta palono w 1989 roku, gdy niektórzy cieszyli się z koncesji „35%”? Można uznać, że na 100% nie były to akta „płotek”! Wiem, że część moich kolegów z opozycji czasów PRL piastujących mandaty posłów i senatorów wybranych w wyborach 1989 roku ma moralny problem. Jak bowiem skrytykować swój udział w zmowie komuny i środowiska miłośników „ludzi honoru”. Czy dla przykładu prezes Jarosław Kaczyński mógł przewidzieć w 1989 roku i roku następnym, że popierany w wyborach prezydenckich również przez Porozumienie Centrum Lech Wałęsa będzie forował Mieczysława Wachowskiego i będzie miał po latach wielkie problemy ze sprawami lustracji wspartej naukowymi pozycjami publikowanymi na bazie materiałów IPN? Nie mógł tego przewidzieć. Nie ma potrzeby żeby przepraszać za to, że ktoś dał się ponieść rzekomej „transformacji”. Jednak efekty 4 czerwca 1989 roku widać do dziś na każdym kroku. W jakiejś części wspólnie „zatrute owoce” tego dnia przełykamy do dziś i widzimy to podobnie w PiS, KPN-OP czy Prawicy RP.Niedawno publicznie zaproponowałem, aby ustanowić dzień 27 października „Dniem Demokracji”. Apeluję do patriotycznych działaczy z PiS po PSL, aby upamiętnić wybory do Sejmu RP I kadencji i tym odciąć się od spuścizny Okrągłego Stołu oraz Magdalenki. 4 czerwca pozostawmy tym, którzy patrzą dalej na postkomunistów przez pryzmat „ludzi honoru”. Ich dzisiejszy wybór i ich feta! Adam Słomka

Prezes GUS o możliwej recesji w I półroczu.

1. Wczoraj PAP opublikował relację z konferencji prasowej prezesa GUS Janusza Witkowskiego, której wprawdzie nadano optymistyczny wydźwięk ale między wierszami pojawiają się bardzo niepokojące informacje dotyczące polskiej gospodarki. Prezes Witkowski mówi o tym, że w II kwartale tego roku spodziewa się wzrostu PKB nie niższego niż w I kwartale (wyniósł 0,5% w ujęciu kwartał do kwartału z roku poprzedniego) i jego zdaniem świadczą o tym posiadane przez GUS dane za kwiecień. Jednocześnie wspomina jednak, że istnieje ryzyko tzw. recesji technicznej w I połowie tego roku. Jak to możliwe?

Recesja to spadek PKB w dwóch kolejnych kwartałach. Ta klasyczna występuje wtedy gdy ten spadek następuje w ujęciu do analogicznych kwartałów roku ubiegłego. Recesja techniczna występuje wtedy kiedy następuje spadek PKB ale w ujęciu do kwartałów poprzednich.

2. W I kwartale 2013 roku wzrost PKB w ujęciu do poprzedniego kwartału, wyniósł zaledwie 0,1% czyli był w granicach błędu statystycznego i ciągle zdaniem prezesa GUS jest możliwa korekta danych za ten okres. Nic nie wskazuje na to aby w II kwartale wstąpiły jakieś silniejsze tendencje wzrostowe w gospodarce więc gdyby się okazało po korekcie danych za I kwartał, że mieliśmy do czynienia ze spadkiem PKB w relacji do IV kwartału 2012, to także w II kwartale w relacji do I możemy mieć do czynienia z podobnym spadkiem PKB. Oczywiście jak ujął to prezes Witkowski, istnieje tylko pewne ryzyko realizacji takiego scenariusza ale sam fakt, że szef GUS-u prowadzi tego rodzaju rozważania, pokazuje jakiego rodzaju operacje muszą być prowadzone aby pokazać jakiś wzrost gospodarczy w naszym kraju przynajmniej w ujęciu statystycznym.

3. To zadziwiające, że prezes GUS musi prowadzić rozważania czy w I kwartale mieliśmy wzrost PKB o 0,1% czy spadek w podobnej wysokości w sytuacji kiedy zaledwie kilkanaście miesięcy temu w IV kwartale 2011 roku wzrost PKB wynosił jeszcze 4,3%, żeby już nie drażnić okresem 2006-2007, kiedy całoroczne wzrosty PKB, zdecydowanie przekraczały 6%. To zdziwienie jest tym bardziej zasadne, że struktura polskiego PKB pokazuje, że aż w 2/3 jego wzrost jest w naszych polskich rękach, ponieważ taki właśnie w nim udział ma konsumpcja i inwestycje. Przypomnijmy tylko, że w III kwartale 2012 roku wzrost PKB wyniósł tylko 1,3% ale dodatnio na ten wzrost wpływała jeszcze konsumpcja ale tylko w wymiarze 0,1 pkt procentowego, ujemnie akumulacja w tym inwestycje, która odnotowała spadek aż o 0,9 pkt procentowego i wreszcie dodatnio wskaźnik eksportu o 2,1 pkt procentowego. Z kolei w IV kwartale 2012 kiedy wzrost wyniósł tylko 0,7%, konsumpcja wpływała już ujemnie na wzrost w wysokości 0,5 pkt procentowego, akumulacja (inwestycje i zapasy) także ujemnie w wysokości 1,2 pkt procentowego, a wzrost uratował już tylko dodatni wpływ eksportu netto w wysokości 2,4 pkt procentowego co wynikało z wolnego wzrostu eksportu przy znacznie szybszym spadku importu. W I kwartale 2013 roku konsumpcja znowu wpływała ujemnie na wzrost w wysokości 0,1%, ujemnie wpływała również akumulacja (inwestycje i zapasy) w wysokości 0,8%, a wzrost ratował dodatni wpływ eksportu netto tym razem jednak już w niższej wysokości 1,4%. Z kolei dodatni wpływ na wzrost PKB eksportu netto wynika jednak głównie z tego, że wprawdzie rośnie eksport ale bardzo powoli za to bardzo szybko spada import i to właśnie daje duże wartości wpływu eksportu netto na wzrost.

4. A więc od 3 kwartałów mamy ujemny wpływ konsumpcji i inwestycji na wzrost PKB, a za kształtowanie się tych 2 czynników w pełni odpowiada polityka krajowa w tym w szczególności działania ministra finansów. Szokujący wręcz jest ujemny wpływ inwestycji na wzrost PKB w sytuacji kiedy lata 2012-2013, są ostatnim okresem wykorzystywania środków finansowych pochodzących z budżetu UE na lata 2007-2013. Statystyczny rachityczny wzrost PKB jest w tej sytuacji wykazywany dzięki dodatniemu wpływowi eksportu netto a ten z kolei jest możliwy tylko dlatego, że przy niewielkim wzroście tempa eksportu mamy do czynienia z szybszym spadkiem tempa importu. W praktyce więc recesję w gospodarce mamy ale statystycznie daje się ciągle jakiś wzrost wykazać. Kuźmiuk

Korwin-Mikke za „szeroką prawicową koalicją”. Co na to Wipler? Przemysław Wipler zadeklarował, że po rozstaniu z coraz bardziej lewicującym PIS „chce współpracować przede wszystkim z osobami, których obecnie nie ma w polskiej polityce”. W tym celu powołał do życia stowarzyszenie „Republikanie” (jego manifest można przeczytać tutaj) Za byłym dziennikarzem „Najwyższego Czasu!” stoi także Fundacja Republikańska, której analizy stanu państwa pod rządami PO i propozycje zmian w znacznej mierze wpisywały się w wolnościowy paradygmat Kongresu Nowej Prawicy. Współpraca Wiplera, byłego członka a nawet rzecznika Unii Polityki Realnej, z partią Korwin-Mikkego wydaje się więc czymś naturalnym i pożądanym. Co ciekawe lider KNP w rozmowie z dziennikiem.pl zadeklarował chęć budowania „szerokiej prawicowej koalicji”. Choć jej „kształt i forma przywództwa nie została jeszcze rozstrzygnięte” to już „trwają rozmowy”. Zdaniem Korwina „wygodniejsza jest koalicja niż tworzenie jednej partii” zwłaszcza „przed wyborami do Parlamentu Europejskiego”. Publicysta NCZ! uważa, że warto rozmawiać z PJN, ruchem Zmieleni.pl Pawła Kukiza, częścią działaczy ruchu narodowego, Jarosławem Gowinem oraz właśnie Przemysławem Wiplerem.

- Wipler był członkiem UPR, ale uległ złudzeniu, że może realnie coś zrobić w PiS. Na szczęście tych złudzeń się pozbył. Na polskiej scenie politycznej jest dziś miejsce na ugrupowanie prawicowe z liberalnymi hasłami na sztandarach – stwierdził polityk Kongresu Nowej Prawicy. Polityczną szansę dla zwolenników wolnego rynku (de facto niereprezentowanych w polskim parlamencie przez żadną z obecnych tam partii) dostrzega także Wipler. Jego zdaniem „jesteśmy w takim momencie, że są Polacy, którzy chcą niższych i prostszych podatków, chcą mniej państwa, ale państwa, które dobrze zajmuje się tymi obszarami, w których jest obecne. Chcą też państwa, które prowadzi efektywną politykę prorodzinną” (to ostatnie może być lejtmotywem Wiplera; poseł ma czwórkę dzieci i wielokrotnie zwracał uwagę np. na problem podatku VAT, który uderza w rodziny wielodzietne) Wipler zapytany przez dziennikarzy Tok FM o ewentualną współpracę z twórcą „Najwyższego Czasu!” zaznaczył, że „jest wystarczająco długo w polityce, żeby znaleźć istotne różnice między sobą a Korwinem” (poseł ich nie wymienił). Równocześnie uważa, że „środowisko, które stoi za politykiem, będzie się w wielu punktach zgadzać z jego postulatami i będzie z entuzjazmem na nie reagować”. Poseł widzi szereg obszarów, w których „programowo będzie można szukać sojuszników w bardzo różnych miejscach”. Dziennik.pl uważa, że polityk – podobnie jak JKM – jest zainteresowany budowaniem „szerokiej prawicowej koalicji”, w której będzie się jednak starał odsunąć Korwin-Mikkego na bezpieczną pozycję „duchowego lidera” nowej formacji. Publicysta NCZ! zapytany o gotowość ustąpienia miejsca byłemu podopiecznemu w fotelu szefa projektu stwierdził, że tworzący się ruch „może mieć wiele twarzy, to drugorzędna sprawa”. KNP w ewentualnych negocjacjach ma silną kartę przetargową. Obecnie partia Korwina cieszy się największym poparciem wśród partii poza parlamentem. JKM

04/06/2013 „Uczyńmy świat bezpiecznym dla demokracji” - twierdził prezydent Wilson, zaraz po pierwszej wojnie światowej Nie ma być demokracja bezpieczna dla świata, żeby świat był bezpieczniejszy dzięki demokracji dla ludzi- tylko chodzi o świat, żeby był bezpieczny dla demokracji . Bo demokracja dla demokratów- to rodzaj boga, którego trzeba czcić bez względu na konsekwencje tego diabelskiego narzędzia decydowania przy pomocy większości o losie pozostałych, którzy znaleźli się w mniejszości.- przegłosowani.. Wilson nienawidził monarchii(???) Dlatego popierał demokratyczne państwa narodowe.. Królestwo polskie nie mogłoby powstać- powstała Polska demokratyczna.. No i żyjemy od 1918 roku w demokracji. Z przerwą na lata- 1939-45, kiedy demokracji w Polsce nie było. Nie było wyborów. Bo już po roku 1945- wybory demokratyczne się odbywały. Zawsze się zastanawiam, dlaczego demokraci mówią, że w PRL-u nie było demokracji? Jak to- a wybory? Wybory nie są ilustracją demokracji? Że Front Jedności Narodu? Że fałszerstwa? A dzisiaj Front Jedności Okrągłego Stołu w Narodzie? Niektórzy twierdzą, że nie ma demokracji.. Żeby inni dostali się do Sejmu w wyniku demokratycznych wyborów jednomandatowych.. To w wyborach wielomandatowych demokracji nie ma, a w jednomandatowych będzie? Przecież demokracja między innymi polega na tym, że wybiera demokratyczny lud.. Wybierający lud jest fundamentem dekoracji- pardon- oczywiście – demokracji.. W PRL_u również lud chodził do wyborów, często dlatego, że się bał.. Dzisiaj się aż tak nie boi, więc połowa narodu nie chodzi- ma to w d….e.. Ale władza potrzebuje legitymizacji swojej władzy.. Jak frekwencja będzie spadać- demokratyczne wybory powinny być obowiązkiem, nieprawdaż? Tak jak w Grecji? I co wyszło z obowiązkowych wyborów w Grecji? Demokraci nie przegapią żadnej okazji, żeby świętować” zdobycze” demokracji. Nawet 4 czerwca obchodzą jako „ święto” „ częściowych wyborów”.” Rocznica częściowych wyborów” jest dzisiaj… Strona „ solidarnościowa” miała wtedy zagwarantowane 35 % w Sejmie demokratycznym.. Resztę miała strona” komunistyczna”. Ach, ”komunistyczna”? Nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności za trzymanie całego narodu w gospodarczym rezerwacie socjalizmu przez 45 lat(!!!) Wprost przeciwnie! Twórcy tamtego socjalizmu brylują spokojnie w mediach i opowiadają różne bajki. Jeden ze strony „komunistycznej” był nawet dwukrotnie demokratycznym prezydent Polski. Chociaż w poprzednim socjalizmie nie było przecież demokracji Zawsze się zastanawiam, kto wtedy tak naprawdę gwarantował te 35%?b Żeby można było zrobić dzisiaj ”święto wolności”(???) Wolności demokracji, która tak naprawdę jest wolności zaprzeczeniem. Ile trzeba mieć bezczelności i złej woli, żeby organizować” święto wolności”, gdy wszystkim prawie wiadomo, oprócz tych, którzy to” świeto’ organizują- że podążamy w kierunku wielkiej niewoli- właśnie przy pomocy demokracji. Niewolników zmuszać do obchodów” święta wolności”- jak u Orwella-„niewola to wolność”, a „ignorancja to siła”. Będzie świergolenie.. Jak u zeków w Gułagu- mądry był ten Sołżenicyn. Będą medale i wyróżnienia, będzie wieczorem orędzie. Będzie o wspaniałościach demokracji, praw człowieka, o „częściowych wyborach” o niepodległej Polsce.. Będzie wiele bajek, które na zawsze pozostaną bajkami.. Legendy , legendy i jeszcze raz legendy.. Wczoraj spadło dwadzieścia litrów wody na jeden metr kwadratowy- wczoraj w Płocku spadło 50 litrów na jeden metr kwadratowy- przelicza propaganda ilość spadającej wody. Ciekawe ile wody spadnie dzisiaj na głowy tych wszystkich, którzy przez dwadzieścia lat nauczyli się lać wodę? A demokratyczna Platforma Obywatelska forsuje w demokratycznym Sejmie pomysł, żeby ratować budżety samorządów, żeby samorządy- podlegające scentralizowanej władzy w Polsce- samo się rządziły, to znaczy wykonywały ustawy płynące z demokratycznego Sejmu.. Niby „samo’_ , a jednak’ „centro”.. Wiecie Państwo przy pomocy czego mają być ratowane samorządy w Polsce? Przy pomocy podwyżek opłat za pobyt w izbach wytrzeźwień z 250 złotych do 300?? To na pewno pomoże, jak skonstruowało się celowo system centralnego rządzenia krajem, żeby dół ani zipnął.. Nie będzie właściwego poboru podatków na dole- nie będzie dotacji centralnych, przyznawanych przez socjalistyczne państwo.. Nie wiem ilu pacjentów- płaci za pobyt w izbie wytrzeźwień , które powstały jeszcze za rządów pana generała Wojciecha Jaruzelskiego w ramach ustawy o wychowaniu w trzeźwości, którą to ustawę demokraci udoskonalają od trzydziestu lat– w trosce o nasze zdrowie w trzeźwości.. Nawet jak nie będzie ani jednego pijanego demokratycznie – machina państwowa ustawiona na walkę z alkoholizmem, będzie dalej z nim walczyła… Czas wyłapać tych wszystkich „obywateli”, którzy po pijanemu chodzą głosować demokratycznie. Skąd wiem, że po pijanemu? Bo wybierają wszystkich tych dziwnych ludzi- też” obywateli” i też demokratycznego państwa prawnego.. Przecież normalnie trzeźwy człowiek nie zagłosuje na tych bredniarzy i kłamców. Dziwne, że w demokratycznym Sejmie nie ma jeszcze polskiej i poselskiej izby wytrzeźwień. Tam trzeźwienie powinno być dla nich” za darmo”. Zresztą pobyt tam powinien być obowiązkowy, tak jak jest obowiązek wielu rzeczy, które posłowie wprowadzają w nasze demokratyczne życie.. Zresztą przydałyby się jakieś badania psychiatryczne dla posłów i jakieś proste podstawowe testy, które kwalifikowałyby ich do izby- poselskiej. Zarówno do tej niższej, jak i do tej wyższej.. Izba wytrzeźwień- w izbie poselskiej- czy to nie cudowne marzenie? Jak mówił Luter M. Kong” Mam marzenie”.. Zanim go nie przyłapano z kilkoma panienkami w łóżku? Ja też „ mam marzenie”.. Żeby Polska była Polską- jak śpiewał pan Janek Pietrzak. I żeby Polska zamiast państwem demokratycznego bezprawia – była państwem prawa.. Żeby nikt nie zmieniał prawa kilka razy w tygodniu, żeby prawo było stałym prawem, a nie huśtanym demokratycznie przy pomocy większości.. Może medialnie pomoże nam , nasz kolega partyjny, jeszcze za czasów Unii Polityki Realnej- pan Przemysław Wipler, który właśnie wystąpił z socjalistycznej formacji- Prawo i Sprawiedliwość.. Mógłby- gdyby chciał – pomóc nam medialnie.. Jako poseł demokratyczny, demokratycznego państwa prawnego.. Każdą pomoc medialną przyjmiemy z wdzięcznością.. I wtedy prześlemy te dwa nagie miecze.. Jeden od księcia szczecińskiego Kazimierza, a drugi od samego cesarza- Luksemburskiego. Bo ktoś musi rozprawić się z tymi wszystkimi, którzy krzywdzą miliony Polaków swoimi demokratycznymi decyzjami..

Uczyńmy świat bezpiecznym od demokracji.. WJR

Orban bierze za pysk niemieckie media dekolonizuje Węgry Krasnodębski „ Inną charakterystyczną cechą polskich mediów jest struktura własności typowa dla zdominowanego kraju peryferyjnego. „.....”Druga część należy do zagranicznych właścicieli, zwłaszcza niemieckich. To, że 80 proc. prasy należy do właścicieli z kraju sąsiedniego, którego interesy z natury rzeczy bywają rozbieżne z polskimi, należy ocenić jako realne zagrożenie dla polskiej demokracji i suwerenności. Fakt, że w Polsce o czymś tak zupełnie oczywistym nie można w ogóle dyskutować, świadczy, że proces ograniczenia suwerenności, przynajmniej intelektualnej, postąpił już daleko. „.....”Rzeczywistość sprawi, że sprawy wizerunku zejdą siłą rzeczy na plan dalszy i wróci polityka. A wówczas powinniśmy także podjąć trud takiej prawnej regulacji struktury mediów, w tym między innymi ograniczenia roli korporacji zagranicznych, aby podobny upadek standardów, który zagraża naszej wolności politycznej, się znowu nie powtórzył. Albowiem to media powinny służyć polskiej demokracji, a nie polska demokracja mediom.”
„..że także media prywatne i ich przekaz stanowią co najmniej równie poważny problem dla polskiej demokracji. Tym poważniejszy, że ciągle jeszcze nie wyartykułowany. Pojawia się pytanie – które w rozwiniętych demokracjach stawiane jest od dawna – czy konieczne są granice dla wolności mediów, bez których stają się one zagrożeniem dla wolności politycznej i równych praw obywateli. Czy nie znaleźliśmy się w sytuacji, gdy potrzebna stała się ingerencja państwa, regulująca działalność mediów, ograniczająca ich wolność, aby ochronić wolność obywateli oraz wolność Polski”...(więcej )
List intelektualistów węgierskich „ Do Obywateli Europy „Nasze zaniepokojenie wynika z faktu, iż w XX wieku nie raz doświadczyliśmy, że za propagandową kampanią kompromitacji kraju okrzykniętego zbrodniczym może iść dosłownie wojskowa interwencja. „.....”Od wyborów 2010 roku przeciwko Węgrom planowo prowadzona jest kampania dyskredytacji. W jej ramach wielkonakładowe gazety, telewizje i inne media prawie każdego dnia publikują fałszywe i tendencyjne, służące kompromitacji wiadomości. Zabiegi te starają się wmówić opinii publicznej, która nie zna węgierskiej rzeczywistości, że na Węgrzech demokracja została wypaczona, mniejszości są prześladowane, nie ma wolności prasy, zwykli ludzie zmuszeni są żyć w strachu, szaleją antysemityzm i uprzedzenia, a skrajnie prawicowa elita szykuje się już do wprowadzenia totalitarnej dyktatury. „...”Winniście jednak być świadomi, że kampania ta nie przeciw Węgrom jest skierowana. W rzeczywistości kampania ta jest reakcją panującej w międzynarodowych mediach lewicowej i liberalnej warstwy inteligencji na ich miażdżącą klęskę, zadaną im przez węgierskich wyborców, jest reakcją na konserwatywną rewolucję na Węgrzech. Kręgi socjalistów i liberałów obawiają się, że konserwatywna rewolucja może przybrać szerszy, europejski rozmiar, dlatego pragną zniszczyć owoce węgierskiej przemiany i dlatego podjęły przeciw nam kampanię dyskredytacji. „.....” W demokratycznych wyborach 2010 roku zwyciężył centroprawicowy, konserwatywny obóz, zdobywając większość konstytucyjną 2/3 mandatów. Zwycięstwo to było możliwe, gdyż przygniatająca większość społeczeństwa miała dosyć szkód, jakie wyrządziły socjalistyczne i liberalne rządy o postkomunistycznej mentalności. „.....”Tę potężną duchową przemianę nazywamy „rewolucją dwóch trzecich”, gdyż doprowadziła do takiej społecznej zmiany, która w konstytucyjnych ramach umożliwiła zamknięcie przejściowego, postkomunistycznego okresu. W tym nadzwyczaj dwuznacznym okresie panoszyła się lewica, której dewiza brzmiała: „Może to niemoralne, ale legalne” „...(więcej )
słowa Attily Szalaya „ W 1989 r., około pół roku przed wolnymi wyborami, kiedy rozwiązano partię komunistyczną, wszystkie media były w rękach jej następczyni - partii socjalistycznej. W tym centralny dziennik ogólnokrajowy i 17 dzienników w poszczególnych regionach. W ostatnich miesiącach rządów komunistycznych wszystkie te tytuły sprzedano niemieckim koncernom Axel Springer i Bertelsmann „...(więcej )
Zsolt Zsebesi „Szybka korekta budżetu „.....”W razie potrzeby podniesiona może być również stopa nadzwyczajnego podatku obciążającego przede wszystkim banki oraz wprowadzony byłby nowy, progresywny podatek od dochodów reklamowych mediów. Ten ostatni oznaczałby miliardowe ubytki w dochodach netto największych na Węgrzech zagranicznych firm medialnych takich jak Axel Springer, Ringier, czy RTL. „.....””Chociaż minister gospodarki Mihály Varga dał do zrozumienia, że te nadzwyczajne oszczędności i nowe przychody dla budżetu nie są potrzebne, a ich ewentualne zastosowanie mogłoby odbywać się stopniowo, w zależności od takiej, czy innej realizacji budżetu, to premier oznajmił, że nie chce ryzykować. Dlatego rząd planuje jednorazowe wprowadzenie wszystkich nowych środków „....”W tym modelu poczesne miejsce zajmowałyby tzw. środki „niekonwencjonalne”, pod czym można rozumieć umacnianie ingerencji państwa w procesy rynkowe, rządową regulację cen, upaństwowienie kluczowych gałęzi, czy też wprowadzanie nadzwyczajnych podatków służących „ponoszeniu równych ciężarów”, co oznacza w praktyce faworyzowanie firm węgierskich i utrudnianie działalności wielkich firm zagranicznych. Pojawiają się w tym kontekście hasła tworzenia warstwy tzw. narodowych kapitalistów, a więc nacjonalizowania węgierskiej gospodarki. Cele te nie znajdują oczywiście poklasku w Brukseli. Eksperci z bardzo szczegółową wiedzą nt. Węgier wskazują, że w kraju, którego gospodarka jest otwarta i zależna od zagranicy w tak wielkim stopniu i zakresie, tzw. „niepodległościowa walka” Orbána i zwracanie się Węgier ku Wschodowi to nie tylko utopia, ale także wielkie potencjalne i rzeczywiste szkody.”....(źródło )
Żona Sikorskiego o nowym kolonializmie Niemieckim Ann Applebaum „Mam przed sobą wstępną wersję najnowszej „decyzji” Rady Unii Europejskiej w sprawie Grecji. Nie jest to tajny dokument, jego fragmenty pojawiły się w gazetach. Parlament w Atenach już przegłosował niektóre jego postanowienia. Podobną, choć nie tak szeroko zakrojoną decyzję ogłoszono już w lutym. Chociaż nikt nie robi z niej tajemnicy, mało się dotąd mówi o jej politycznym znaczeniu. Nie jest to bowiem zwykły produkt eurokracji. Przypomina raczej akt kapitulacji, który naczelny wódz podpisuje w stojącym w lesie wagonie na zakończenie krwawej wojny.”…” Ale decyzja ta stanowi przejaw czegoś zupełnie nowego. Wprawdzie Unia Europejska od zawsze wymagała od krajów członkowskich rezygnacji z części suwerenności, ale Grecja właściwie nie zachowa już żadnej suwerenności. Umowy z MFW również są obwarowane warunkami, ale język, w jakim je sformułowano, jest nieco inny: zadłużony kraj prosi o pomoc, fundusz reaguje. W tym przypadku UE postanowiła, co Grecja ma zrobić. Nie sądzę, by ktokolwiek zdawał sobie sprawę, że UE ma aż taką władzę nad swoimi członkami. A na pewno nie wiedzieli o tym Grecy.”…” jawne narzucenie Grecji woli UE posłuży także jako ostrzeżenie dla innych,”…” Ale jeśli łamiesz zasady, ryzykujesz znalezienie się pod obcą finansową okupacją. Jeszcze chyba nie ukuliśmy nazwy na to zjawisko – może neo-euro-kolonializm? – ale niepostrzeżenie już nadeszło.” „....(więcej )
Krasnodębski „Oczywiście te trzy drobne przedsięwzięcia nie uzdrowiłyby Rzeczypospolitej. Do tego trzeba byłoby zasadniczych reform strukturalnych. Na przykład w dziedzinie mediów, i to przede wszystkim prywatnych. Rynek medialny, w tym prasowy, powinien być odpowiednio uregulowany, także po względem właścicielskim, by zapewnić różnorodność stanowisk i idei.Natomiast o pamięć Lecha Kaczyńskiego, rzekomo obecnie niszczoną przez tych, którzy jej bronią, proszę się nie martwić. W sprawie Smoleńska i prezydentury Lecha Kaczyńskiego historia już wydała wyrok. Wystarczy posłuchać takich pieśni jak ta śpiewana przez Marię Gabler pt. "Prezydent idzie na Wawel" (że nie wspomnę o wspaniałym wierszu Jarosława Marka Rymkiewicza, o wierszu Marcina Wolskiego i wielu innych). Idę o zakład, że nikt nigdy nie zaśpiewa patriotycznych pieśni ani o Jaruzelskim, ani o Wałęsie, ani o Kwaśniewskim, ani o Komorowskim, ani o Tusku. I wszyscy wiemy dlaczego. Wszyscy wiemy. „...(więcej )
Zsolt Zsebesi „Szybka korekta budżetu „.....”W razie potrzeby podniesiona może być również stopa nadzwyczajnego podatku obciążającego przede wszystkim banki oraz wprowadzony byłby nowy, progresywny podatek od dochodów reklamowych mediów. Ten ostatni oznaczałby miliardowe ubytki w dochodach netto największych na Węgrzech zagranicznych firm medialnych takich jak Axel Springer, Ringier, czy RTL. „.....””Chociaż minister gospodarki Mihály Varga dał do zrozumienia, że te nadzwyczajne oszczędności i nowe przychody dla budżetu nie są potrzebne, a ich ewentualne zastosowanie mogłoby odbywać się stopniowo, w zależności od takiej, czy innej realizacji budżetu, to premier oznajmił, że nie chce ryzykować. Dlatego rząd planuje jednorazowe wprowadzenie wszystkich nowych środków „Orban rozpoczął proces dekolonizacji i burzenia budowanej niemieckiej „ Gospodarki Wielkiego Obszaru „ niemieckiej Mitteleuropy ( Strefa Euro . Polska definitywnie w strefie wpływów Niemiec ) Świadczy to osłabieniu Niemiec , których miejmy nadzieję przerosła budowa IV Rzeszy. Czy Niemcy udławili się zbyt duża dla nich do przełknięci zdobyczą . Czy Amerykanie po raz kolejny wrobili Niemcy pozornie dając im wolną rękę w Europie. Orban rozpoczął dekolonizację uderzając we współczesne narzędzia wyzysku kolonialnego , li obce banki i potężne , monopolistyczne obce koncerny . Orban niszczy je ekonomicznie, aby zrobić miejsce dla wybudowania planowanych kilkunastu światowych narodowych koncernów węgierskich . Słowo narodowy w tym wypadku oznacza ,że właściciele i zarządzający są Węgrami i kooperują z rządem węgierskim w realizacji makroekonomiczny interesów państwa węgierskiego. Niemcy budując niemiecka Europę Środkową przejęli kluczowe , strategiczne węzły gospodarki . Banki , sieci handlowe decydujące o źródłach zakupów, monopolistyczne firmy dostarczające energię elektryczną , wodę i tym podobne . I Media Orban do tej pory uderzył podatkami i kontrola cen w pierwsze trzy elementy kolonialnej konstrukcji . Jednocześnie obniżył podatki dla firm węgierskich i dla pracujących Węgrów i ich rodzin Teraz Orban uderza w następny segment kontroli neokolonialnej , tym razem kontrolujący umysły Węgrów i mający wpływ na wyniki wyborów i życie polityczne Węgier . Orban chce wyprzeć z Węgier aparat niemieckiej propagandy. Niemieckie media Tutaj warto pamiętać ,że ideologia politycznej poprawności jest imperialną ideologia Niemiec dla „podbitych narodów „ mającą ich zmienić w masy bezrozumnych niewolników. Zwierząt pociągowych nie posiadających rodzin, parzących się jak małpy, szympansy bonobo . Niewolników porzucający dzieci , które zresztą mają tak jak rodzice mieć wyprane mózgi i być wyznawcami religii politycznej jaką jest polityczna poprawność. . Znowu wykorzystuje instrumenty podatkowe . Orban obkłada podatkami wpływu reklamowe głównie niemieckie koncerny medialne Orban poszedł na kurs konfrontacji z Niemcami . Wykorzenienia i zniszczenia całkowicie niemeickiego kolonializmu na Węgrzech . Orban zrobił pierwszy wyłom w IV Rzeszy Niemcy i ich akolici próbują ucieczki do przodu i przyspieszają budowę federacji . Ponieważ ustrój gospodarczy Unii Europejskiej , mającej już wkrótce przekształcić się w federalną IV Rzeszę oparty jest na niewolniczym socjalizmie hitlerowskim to całkowity gospodarczy , a później polityczny upadek tego projektu jest niedługi .Zbigniew Kuźmiuk „Węgry już przed Polska we wzroście gospodarczym „ Jednocześnie wprowadził dodatkowe kryzysowe opodatkowanie banków na okres 3 lat od 2010 do 2012 roku w wysokości od 0,15 do 0,5% ich sumy bilansowej. Podobnie na 3 lata podatkiem kryzysowym od przychodów (czyli swoistym podatkiem obrotowym), zostały opodatkowane: handel wielkopowierzchniowy od 0,1 do 2,5%, telekomunikacja od 2,5 do 6,5% i energetyka 1,05%. Od 2013 roku na Węgrzech stawka podatku dochodowego od firm wynosi tylko 10% (najniższa w UE, podobną ma tylko Cypr), a w podatku dochodowym od osób fizycznych, którego stawka wynosi 16% została wprowadzona ulga prorodzinna, która pozwala rodzinie z trojgiem dzieci, odliczyć od podatku około 17 tys. zł rocznie (dla porównania ulga na troje dzieci w Polsce wynosi około 3400 zł), co oznacza, że otrzymujący średnie wynagrodzenia rodzice w tym kraju Węgrzech, nie płacą wcale podatku dochodowego od osób fizycznych. „....”Oczywiście to tylko niektóre posunięcia, które spowodowały ograniczenie deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3% PKB ale także dały pozytywne impulsy gospodarce, która do niedawna się ciągle zwijała (spadek PKB).Ostatnio bank BNP Paribas opublikował ciekawą analizę porównawczą Polski i Węgier, w której znalazło się stwierdzenie, że Polska i Węgry zamieniły się miejscami jeżeli chodzi o poziom wzrostu gospodarczego i perspektywy rozwoju w najbliższej przyszłości.Węgry w I kwartale tego roku odnotowały wzrost gospodarczy wynoszący 0,7% PKB ale niezwykle obiecująco wyglądają najbliższe perspektywy w tym zakresie, podczas gdy w Polsce wzrost ten wyniósł tylko 0,4 %, a w relacji do poprzedniego kwartału zaledwie 0,1%. Węgierskie inwestycje publiczne wzrosną z 3%PKB w roku 2012 do blisko 5%PKB w latach 2013-2015, podczas gdy w Polsce będą malały z 4,6% PKB w 2012 roku do 3,3% w roku 2015. Wreszcie polski deficyt sektora finansów publicznych i deficyt rachunku obrotów bieżących ciągle sięgają blisko 4% PKB, podczas gdy na Węgrzech ten pierwszy jest już zdecydowanie niższy od 3% PKB, a ten drugi nawet dodatni. „...(więcej )
Rzeczpospolita „Szefowie 13 koncernów z Niemiec, Austrii, Holandii, Czech i Francji (m.in. ING, RWE, CEZ, AXA i Allianz) zaapelowali do Komisji Europejskiej, by wytłumaczyła rządowi węgierskiemu, jak ważne dla biznesu są stabilne warunki jego prowadzenia, oraz skłoniła Węgry do wycofania się z niesprawiedliwych, zdaniem koncernów, dodatkowych obciążeń podatkowych”…..” Barroso poinformował wczoraj na stronie internetowej niemiecki dziennik "Die Welt". W liście zaapelowano do KE o wywarcie na rząd węgierski presji, by zrezygnował z nakładania "niesprawiedliwych obciążeń finansowych", które – według samego Deutsche Telecom – kosztowały jego węgierską filię firmy Magyar Telecom dodatkowo ok. 100 mln euro. Obciążenia te dotyczą właściwie firm zagranicznych, bo rodzime, najczęściej niewielkie, nie spełniają limitów dochodowych związanych z nowym podatkiem, jaki ma być płacony przez firmy do 2015 r.Węgrzy jesienią zmienili obciążenia podatkowe: zmniejszyli stawki PIT i CIT, ale zwiększyli obciążenia dla firm. Wprowadzili podatek bankowy oraz specjalną daninę od firm energetycznych, telekomów i dużych sieci sprzedaży detalicznej. „....(więcej )
”Poważnym sukcesem okazał się program tanich kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw, udzielanych z rezerw Węgierskiego Banku Narodowego. Nowy prezes banku, były minister gospodarki György Matolcsy ogłosił w tych dniach, że ze względu na ogromne zainteresowanie, łączny pułap tych kredytów został podniesiony z 500 miliardów do 750 miliardów forintów. Taką całkowitą kwotę banki komercyjne mogą otrzymać od banku narodowego na zero procent pod warunkiem, że udzielą z tych środków kredyty dla firm sektora MŚP oprocentowane w maksymalnej wysokości 2,5 proc. Przypomnijmy raz jeszcze, że podstawowa stopa procentowa WBN wynosi 4,5 proc. „....Rząd Viktora Orbána może świętować. Komisja Europejska zaproponowała w środę 29 maja br. zakończenie cokwartalnych ocen poczynań gospodarczych rządu w Budapeszcie i zapaliła tym samym zielone światło do uwolnienia Węgier od uciążliwości procedury nadmiernego deficytu budżetowego. Obostrzenia te zostały wprowadzone natychmiast po wstąpieniu kraju w 2004 r. do Unii Europejskiej.”...”Autor jest węgierskim dziennikarzem, był m.in. korespondentem agencji prasowej MTI w Warszawie. Jest absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego. „...(źródło )
Paweł Chojecki „ Pierwszym wariantem jest droga wytyczona przez Aleksandra Smolara: „Od razu po głosowaniu nad związkami partnerskimi pomyślałem, że Jarosław Gowin może być przyszłym przywódcą zmodernizowanego PiS-u. Jeżeli nastąpiłoby odejście, wymuszone czy dobrowolne, Kaczyńskiego. PiS-u poszerzonego o konserwatywną część Platformy.” „Wprost”, 25.02.Co ciekawe, Smolar nawet nie próbuje ukryć faktu, że Gowin jest w tej rozgrywce typowym figurantem:„Nigdy nie myślałem o Gowinie jako o poważnym polityku, raczej był typem „gadułki”, ideologa, nie polityka. Jednak w pewnym momencie zaczął on używać języka, powiedziałbym, „pisowskiego”, twardego. I to mnie zastanowiło. Powiedział: „Nie dbam o literę prawa”. To było szokujące, że mówi tak minister sprawiedliwości, bo to znaczy: „Nie dbam o prawo”. Wtedy zaczął się posługiwać językiem konfrontacyjnym, językiem dla mnie „pisowskim”. Dla mnie to było odkrycie nowego, politycznego Gowina.” j.w. „.....”„…zauważalna przez Polaków zmiana w rządzie to byłby powrót do rządu Grzegorza Schetyny”. RMF FM, 18.05.2013 „......”Dla Tuska Gowin „prorokuje” z kolei karierę zagraniczną:„Donald Tusk cieszy się wyjątkowo dużym autorytetem za granicą, co jest jego ogromnym osiągnięciem. To jest też atut dla Polski. To musi być decyzja pana premiera, czy chce ten atut wykorzystać, na przykład startując do PE i następnie będąc jednym z naturalnych kandydatów do najwyższych funkcji w instytucjach unijnych (…).” j.w.”.....”utrzymywanie wielkiego, czterdziestomilionowego narodu ze świetnymi tradycjami (a wraz z nim całej Europy Środkowej) w roli niewolniczego zaplecza siły roboczej i obszaru kolonialnego drenażu ekonomicznego. Gdy sztuczka z Nowym Okrągłym Stołem się powiedzie, zadowoleni będą zarówno nasi najbliżsi „przyjaciele” wspominani nazwiskami Mołotowa i Ribbentropa, „.....Gdyby jednak coś poszło nie tak i scenariusz Smolara nie wypalił (został już z powodzeniem rozegrany w Lublinie, gdzie PiS po wyborach 2010 r. miał bezwzględną większość w Radzie Miasta – 16 na 31 radnych – a po frondzie części działaczy ma … 6, a obóz PO-PSL został tak umocniony, że nie musi się martwić o przyszłość), można z powodzeniem rozegrać np. zwycięstwo wyborcze PiS-u połączone z nakręceniem załamania koniunktury gospodarczej i upadku funkcji państwa w kluczowych obszarach – zbuntowany lud wyjdzie na ulice (tym razem wezmą się za to fachowcy), zmiecie rząd JK, a BK wjedzie na białym koniu jako rozjemca. Utworzy rząd zgody narodowej ze Schetyną i Hofmanem/Lipińskim na czele i gramy dalej jak wyżej. Inny wariant to sprowokowane rozruchy społeczne, stan wyjątkowy i j.w. Kolejny scenariusz to fragmentacja obozu patriotycznego – powstaje silny Ruch Narodowy zantagonizowany z PiS-em, uzyskuje poważny wynik wyborczy i tworzy wspólny rząd jedności narodowej z odnowioną PO. PiS ulega marginalizacji i walkom frakcyjnym. „.....(źródło )
Marek Mojsiewicz

Naimski: Transformacja pod kontrolą służb Stefczyk.info: 4 czerwca 1989 roku odbyły się w Polsce wybory, które były jednym z pierwszych elementów tzw. polskiej transformacji. Do dziś jednak nie wiemy, jaką rolę w procesie przemian politycznych miały służby specjalne PRL, a także ZSRS. Co ten brak wiedzy o kulisach zmian w Polsce oznacza dziś? Czy to jest aktualny problem? Piotr Naimski: W sposób oczywisty ten problem jest aktualny. Brak porządnego opracowania historycznego dotyczącego tego, co w Polsce działo się w latach 80. i na przełomie lat 80. i 90. powoduje, że bardzo trudno opisać to, co w Polsce dzieje się dzisiaj, co jest przedmiotem naszej troski i kłopotów. Czesław Kiszczak po obaleniu rządu Jana Olszewskiego przez "koalicję strachu" udzielił wywiadu "Sztandarowi Młodych". Zwracając się do t.zw. „strony społecznej” rozmów przy Okrągłym Stole mówił: oddaliśmy Wam władzę na złotym talerzu, a wy nawet jej nie potrafiliście utrzymać. To była jego reakcja na obalenie rządu Olszewskiego, to było odreagowanie strachu, w którym on i jego środowisko trwali po utworzeniu rządu Olszewskiego. Premier Jan Olszewski przystąpił bowiem do działania z planem wyjścia poza porozumienie z Magdalenki i Okrągłego Stołu. I dlatego został obalony.
Znów wracamy do pytania o rolę służb w procesie transformacji. Kto stał za przyjętym modelem zmian? Pytanie o rolę służb jest właściwie pytaniem retorycznym. Przecież konstruktorem całego procesu, jego planistą i nadzorcą był gen. Czesław Kiszczak. On łączył w tamtym czasie w unii personalnej szefostwo nad cywilnymi i wojskowymi służbami specjalnymi. Opisanie tego, co się stało w czasie zmian, co je zapoczątkowało, jest dziś możliwe. Jednak na dobrą sprawę nikt tego jeszcze w całości nie zrobił. Są pewne elementy, które nam się co jakiś czas odsłaniają, ale one nie dają pełnego obrazu przemian. Przede wszystkim brakuje opracowania, które pokazywałoby przemiany w sferze gospodarczej.
Co przemiany w tym obszarze oznaczały? Chodzi o prowadzony proces uwłaszczenia zasadniczej części nomenklatury na majątku społecznym, publicznym, określanym jako "państwowy". To było przejście od komunistycznego systemu gospodarki „państwowej” do "systemu wolnorynkowego". Jednak gracze na tym wolnym rynku zostali wyznaczeni przez, mówiąc obrazowo, gen. Kiszczaka. Po takiej przemianie nastąpił szereg kroków legislacyjnych. Wprowadzono system prawny, który nazwano ogólnie "państwem prawa". Ten system zacementował rezultaty nomenklaturowej transformacji. Beneficjenci tego rodzaju transformacji zaczęli bronić swoich pozycji w oparciu o "państwo prawa". W przewrotny sposób wykorzystano nowe regulacje prawne do obrony nabytków z pokrętnej transformacji. Przecież w państwie prawa nie można niczego odebrać, kontrolować, pociągać do odpowiedzialności za działania „zgodne z ówczesnym prawem” itd., czyż nie tak?
Wydaje się, że ci beneficjenci na stałe zdominowali Polskę. Jaki kraj oni są w stanie budować? Jakiej Polski oni potrzebują? Oni potrzebują Polski szarej, potrzebują Polski "mętnej wody". Potrzebują kraju bez suwerennej władzy, która byłaby w stanie prawa Narodu, państwa polskiego wyegzekwować. Ta mętna woda w Polsce dodatkowo łączy się z tym, co dzieje się w Unii Europejskiej. W UE mamy sytuację, w której ogranicza się suwerenność rządów, władztwo państw narodowych nad gospodarką. Beneficjenci zmian w Polsce potrzebują kraju, w którym można robić swoje interesy na miarę małej stabilizacji, na miarę małego dorobkiewiczostwa, wspierając się jednocześnie na przepisach czy ustaleniach prawnych, które faktycznie niewiele mają wspólnego z dbaniem o dobro wspólne. To jest stan państwa polskiego, polskiej gospodarki, w którym kolejne pokolenie beneficjentów transformacji może czerpać korzyści z tego, co dokonało się w czasie tzw. przemian ustrojowych. Rozmawiał Stanisław Żaryn


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
989
glaskologia wydawnictwo 989 demo
989
989
989
989
989
989
Onkyo 989 DSP Enlarged
989
Onkyo 989 fan Japan
waltze 989 p
Wierszyki 989 1020
marche 989 p
Dz U 2016 poz 989

więcej podobnych podstron