Maria Konopnicka
Dym
Gatunek: nowela
Miejsce akcji: rozgrywa się w małym pokoiku na poddaszu, położonym w kamiennicy niedaleko fabryki. Mieszkają w nim: Marcyś - robotnik z fabryki i jego matka.
Czas akcji: to druga połowa XIX wieku, prawdopodobnie lata 70-te.
Znaczenie tytułu:
Symbolicznie oznacza płynność spraw ludzkich, kruchość i przemijalność życia, brak pewników, na których mogłoby się ono opierać, niemożność głębokiego pocieszenia po przeżytej tragedii.
Motyw dymu pełni również funkcję kompozycyjną. Pojawia się na początku i w zakończeniu utworu; towarzyszy narracji, jako swoisty, bo obdarzony własnym znaczeniem, łącznik
Z obrazów dymu można odczytać informacje na temat stanów psychicznych bohaterki.
Wydobywający się z fabrycznego komina oznacza pracę syna, wypływającą z tego dumę, radość i pogodę.
Z komina izdebki wydobywa się inny dym, cienkie, sinawe pasemko sponad dachu facjatki, który symbolizuje uczucia matki.
dymu który dziwne przybierał i kształty i barwy - stał się sublimacją marzeń i pożywką dla wyobraźni.
W zimowe noce dym symbolizuje domowe ciepło i obecność ukochanego syna, bezpiecznego u boku swej matki.
Dym zmienia oblicze w momencie wybuchu, staje się wtedy symbolem śmierci, zagrożenia, zniszczenia.
Czasami przybiera kształty syna, jednak, kiedy staruszka próbuje wyciągnąć do niego ramiona, postać unosi się i rozwiewa, pozostawiając tylko nieustanny, tępy ból.
Sposób ukazania matczynej miłości w utworze:
Dym to miniaturowe studium miłości i rozpaczy matki. Wielkie i głębokie uczucie jest tu rozpisane na drobne codzienne wydarzenia. Każdy gest, odruch, spojrzenie, najdrobniejsze słowo ma znaczenie i służy ukazaniu tej miłości. Matka nie istnieje poza swoją relacją do syna. Całe jej życie nakierowane jest na niego. Spędza z Marcysiem niewiele czasu, bowiem chłopak niemal cały dzień pracuje. Staruszka potrafi tęsknić i czekać na różne sposoby. Wstaje o świcie, by przygotować skromny posiłek. Dba o każdą minutę snu syna, więc nie budzi go, aż do ostatniej chwili. Po wyjściu Marcysia czas wypełniała czujnym czekaniem. Wpatrywała się w dym wylatujący z fabrycznego komina i próbowała odgadnąć, co robi jej dziecko. Z chwilą, gdy zbliżała się przerwa obiadowa pieczołowicie przygotowywała dom na przyjście Marcysia. Ich rozmowy są zdawkowe, oszczędne, to tylko kilka zwyczajnych słów. Przejmujący jest opis wspólnego posiłku. Matka, wpatrzona w Marcysia, tylko udaje, że je. W rzeczywistości czeka aż syn skończy, by oddać mu swoją porcję. Dopiero po jego wyjściu posila się resztkami i ogryza ostatki chleba. Kiedy chłopiec wychodzi do pracy, nasłuchuje synowskich kroków na schodach. Dopiero gdy te ucichną, zabiera się do pracy - łatania ubrań Marcysia. Matka nie może oderwać się od spoglądania w okno, jakby to pozwalało jej na stały kontakt z synem
Matka
stara i drobna wdową,
nosi biały czepek i różowy fartuch,
zajmowała wraz z jedynym, ukochanym synem małą izdebkę na poddaszu,
z okna obserwowała dyn unoszący się z fabryki komina, w której jej Marcyś był kotłowym,
jest symbolem matczynej miłości,
pełna poświęcenia i oddania,
mimo zmęczenia domowymi obowiązkami, takimi jak przygotowywanie posiłków, sprzątanie, naprawa odzieży syna, nigdy nie narzekała,
miłość do syna dodawała jej sił,
wstawała o świcie by przyrządzić Marcysiowi śniadanie, a gdy posiłek był już gotowy – cichutko szeptała godzinki (by tylko nie obudzić ukochanego jedynaka),
samotny czas oczekiwania na powrót syna wypełniała sobie przyrządzaniem skromnego obiadu (najczęściej zupa – barszcz, krupnik czy grochówka - i bochenek chleba),
kochała syna najbardziej na świecie,
gdy rano wychodził do pracy, siadała w oknie i spoglądała na dym wydobywający się z fabryki tak, jakby był Marcysiem,
widziała w unoszącym się pyle syna, który symbolizował ciężką pracę jej jedynaka,
obserwacja dymu stanowiła treść jej życia,
głęboko wierzyła w Boga, modląc się przez cały dzień,
przy każdej wykonywanej czynności starała się chwalić Boga,
gdy Marcyś poinformował ją o złym śnie, za wszelką cenę starała się go uspokoić, tłumacząc spokojnie – mino rosnącego przerażenia – że piorun to znak wesela,
Po tym wydarzeniu nie miała już dla kogo żyć.
Marcyś
jest półsierotą.
pracuje jako kotłowy w fabryce,
mieszka w małej facjatce na strychu, w budynku naprzeciwko miejsca pracy,
jest sumiennym i rzetelnym pracownikiem co staje się powodem wykorzystywania przez kolegów z fabryki,
choć pracował po kilkanaście godzin dziennie siedem dni w tygodniu, to nigdy z jego ust matka nie usłyszała słowa narzekania,
najlepszym przyjacielem i najukochańszą osobą w jego życiu jest matka, która dbała o niego z całych sił,
gdy pracował, starał się co chwila spoglądać na dym unoszący się znad matczynej izby, co powodowało przypływ gorących uczuć do staruszki,
Jego życie stanowiła praca i kilka godzin, które spędzał w towarzystwie matki.
Streszczenie:
Utwór rozpoczyna obraz, jaki widzi z okna matka Marcysia. Przed oczami ma fabrykę, w której od niedawna, na stanowisku kotłowego, pracuje jej syn. Uwagę wdowy przykuwa nieodmiennie dym, wydostający się z fabrycznego komina: Ile razy spojrzała w okno swej izdebki, tyle razy widzieć go mogła, jak z ogromnego komina fabryki walił siwym słupem. Dla zwykłych przechodniów nic on nie znaczy. Jednak dla bohaterki niesie w sobie informacje o tym, co robi jej syn: Ale dla niej dym ten miał szczególne znaczenie, mówił do niej, rozumiała go, był w jej oczach niemal żywą istotą.Wdowa wyobraża sobie jak ciężką pracę wykonuje jej dziecko i spokojnie oczekuje na jego przybycie do domu. Czas wypełniają jej domowe obowiązki.
Również Marcyś dostrzega dym wydobywający się z komina rodzinnego domu. Ten widok kojarzy mu się z posiłkiem, przygotowywanym przez troskliwą matkę. W trakcie krótkiej przerwy w pracy, Marcyś spieszy do domu, na obiad. Przybiega i już od progu krzyczy: Mamo jeść! Skromny posiłek złożony z zupy i chleba natychmiast znika ze stołu. Matka je nieco wolniej, by, kiedy syn skończy, zaproponować mu swoją porcję. Dawała do zrozumienia, że jedzenie jej nie smakuje i prawie wszystko oddawała dziecku. Dla siebie zostawiała jedynie resztki: Zdarzało się, że nie dojadał. Zlewała tedy resztę w glinianą ryneczkę i stawiała w kominku, tak aby syn nie spostrzegł tego. Tę resztę uważała już za wyłączną swoją własność i kiedy chłopak wyszedł, posilała się nią, ogryzając ostatki chleba.
Po kilkuminutowej przerwie Marcyś wraca do pracy w fabryce. Dopiero wieczorem przychodzi czas na wspólną kolację i krótką rozmowę. Zmęczenie jednak szybko daje o sobie znać. Marcyś zasypia tuż po odmówieniu modlitwy. Jego matka jeszcze długo po tym szepcze „Zdrowaśki” przed wiszącym w izbie obrazem Matki Boskiej. Wstawała również przed Marcysiem - rankiem, po drugim pianiu koguta. Przygotowywała polewkę dla syna i szeptała godzinki. Budziła go dopiero wtedy, gdy gwizd dobiegający z fabryki oznajmiał zakończenie nocnej zmiany. Te rytuały powtarzały się nieodmiennie przez siedem dni w tygodniu. Czas płynął w monotonnym, jednostajnym rytmie.
Pewnej nocy Marcysia wyrwał ze snu koszmar. Obudził się z krzykiem i usiadł na pościeli. Matka natychmiast znalazła się przy jego łóżku. Długi czas nie mogła uspokoić syna. Chłopcu przyśniło się, że uderzył w niego piorun: Piorun, mamo - mówił cichym, urywanym głosem taki czerwony, straszny jak smok. Na piersi mi padł, mamo... taki straszny... czerwony... Matka na poczekaniu wymyśliła wyjaśnienie nocnego widziadła. By uspokoić syna powiedziała, że piorun oznacza zbliżające się wesele. Marcyś uwierzył w jej słowa, ale oboje nie położyli się już do łóżek.
Ten ranek był szczególny. Marcyś miał nieco więcej czasu niż zwykle więc, kiedy jego matka przygotowywała śniadanie, gwizdał wszystkie znane piosenki razem z kosem, trzymanym w izbie. Wiele śmiechu i radości było tego ranka w domu ubogiej wdowy i Marcysia. Kiedy chłopak wyszedł, jego matkę ogarnął nagły strach, przenikliwe, dogłębne przeczucie zagrożenia. Zobaczyła jak syn przystanął i obejrzał się za siebie. Po chwili zniknął jej z oczu. Nagle (...)rozległ się huk straszliwy. Zatrzęsły się ściany, posypał gruz z komina. Okienko z szczękiem wypadło. Wielki, iskrzasty słup dymu buchnął w niebo razem z fontanną cegieł i wielkimi odłamkami rozwalonego komina, wypełniając izbę przeraźliwym blaskiem. Z ulicy dobiegał przeraźliwy krzyk: kotłowy zabity. W małej izdebce tuż obok fabryki stała skamieniała z rozpaczy matka.
Długo po tym wydarzeniu siadywała przy oknie i obserwowała dym wydobywający się z fabrycznego komina. Gdy długo się weń wpatrywała przybierał mglistą postać jej zmarłego syna. Zrywała się wtedy ze stołka i wyciągała do niego ręce. Ale mglistą postać wiatr unosił i rozwiewał ją gdzieś w błękitach....
Plan wydarzeń:
1. Opis ciężkiej pracy Marcysia oraz smutnego, pełnego wyrzeczeń życia staruszki:
· oszukiwanie kobiety podczas posiłków,
· samotne dni w domu przy oknie, z którego obserwowała fabrykę,
· wyzyskiwanie Marcysia przez przełożonych.
2. Złowieszczy sen Marcysia.
3. Uspokojenie syna przez matkę.
4. Ostatni wspólny poranek i codzienne, zwykłe pożegnanie.
5. Złe przeczucia i niepokój wdowy.
6. Obserwowanie dymu wydobywającego się z fabryki.
7. Wybuch w zakładzie.
8. Śmierć ukochanego jedynaka.
7. Samotne, wzbudzające litość życie wdowy.