Maria Konopnicka Dym

background image

WejdŸ na stronê

http://wolnelektury.pl/

i zobacz, jak wiele mo¿liwoœci daje interaktywna wersja szkolnej biblioteki

internetowej Wolne Lektury.

Ten utwór nie jest chroniony prawem autorskim i znajduje siê w domenie publicznej, co oznacza, ¿e mo¿esz go
swobodnie wykorzystywaæ, publikowaæ i rozpowszechniaæ.

Maria Konopnicka

Dym

Ile razy spojrza³a w okno swej izdebki, tyle razy widzieæ go mog³a, jak z ogromnego komina

fabryki wali³ siwym s³upem. Nieraz nawet umyœlnie odrywa³a od roboty stare swoje oczy,
aby rzuciæ na niego choæ jedno spojrzenie. W spojrzeniu tym by³a dziwna b³ogoœæ i jakby
pieszczota. Ludzie szli i przechodzili, œpiesz¹c w ró¿ne strony, rzadko który spojrza³ w górê
w kierunku komina, jeszcze rzadszy zauwa¿y³ sin¹ smugê dymu. Ale dla niej dym ten mia³
szczególne znaczenie, mówi³ do niej, rozumia³a go, by³ w jej oczach niemal ¿yw¹ istot¹.

Kiedy o wczesnym brzasku na opalowym

1

, mieni¹cym siê barwami jutrzni tle nieba, dym

rozk³êbia³ siê nad kominem w kr¹g³ych, czarnych runach, roznosz¹c ostr¹, gryz¹c¹ woñ sadzy,
wiedzia³a ona, ¿e tam jej Marcyœ w kot³owni przy palenisku stoi, ognie zanieca, miarkuje,
rozk³ada, wysoki, smuk³y, gibki, w granatowej p³óciennej bluzie, spiêtej skórzanym pasem,
w lekkiej fura¿erce

2

na jasnych w³osach, z szeroko odwiniêtym u szyi ko³nierzem.

– Ocho – szepnê³a wtedy, uœmiechaj¹c siê – Marcyœ fasuje…
Istotnie fasowa³. Z gorliwoœci¹ nowicjusza

3

sypa³ na palenisko wêgiel, kosz za koszem, za

siebie i za palacza pracuj¹c, dumny ze swojej œwie¿ej godnoœci kot³owego. A razem z tym
wielkim, jasnym p³omieniem wybucha³y mu w duszy pieœni, którymi siê kot³ownia rozlega³a
od œwitu do nocy.

Wkrótce jednak czarne k³êbiska dymu biela³y, rzed³y, stawa³y siê l¿ejsze, a¿ wskroœ

pogodnych b³êkitów wybi³y w górê lekkim, równym s³upem.

Ten widok wlewa³ w serce wdowy radoœæ i pogodê.
– Wszystko dobrze… – szepta³a – wszystko dobrze, Bogu Najwy¿szemu dziêki!
I krz¹ta³a siê po ubogiej izdebce, zaœcielaj¹c ³ó¿ko swoje i synowski tapczan, zamiataj¹c œmieci

star¹ brzozow¹ miot³¹ i rozpalaj¹c na kominku drewka do po³udniowego posi³ku.

Wtedy to na wprost wielkiego fabrycznego komina z wspania³¹ kit¹ dymu wznosi³o siê

w b³êkity cienkie, sinawe pasemko sponad dachu facjatki

4

, gdzie mieszka³a wdowa; pasemko

tak w¹t³e i nik³e, jak tchnienie starych piersi, co je wydobywa³y z ogniska.

1. (przyp. red.) opal – drogocenny kamieñ barwy mlecznej, mieni¹cy siê barwami têczy.

2. (przyp. red.) fura¿erka – czapka wojskowa bez daszka.

3. (przyp. red.) nowicjusz – cz³owiek nowy, który niedawno wzi¹³ siê do jakiejœ pracy.

4. (przyp. red.) facjatka – izba na poddaszu.

Szkolna biblioteka internetowa Wolne Lektury tworzona jest dziêki pracy Wolontariuszy oraz wsparciu Ministerstwa
Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Fundacji Rozwoju Spo³eczeñstwa Informacyjnego i Fundacji Kronenberga przy Citi
Handlowy. Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekê Narodow¹ z egzemplarza pochodz¹cego ze zbiorów BN.

Sk³ad automatyczny tekstu zrealizowa³ Marek Ryæko przy u¿yciu systemu X E TEX i fontu Antykwa Pó³tawskiego.

Maria Konopnicka, Dym

1

background image

Ale m³ody kot³owy zawsze to pasemko dostrzega³. A nie tylko je dostrzega³, ale siê do niego

uœmiecha³. Wiedzia³ on dobrze, ¿e tam, u komina, stara jego matka w bieluchnym czepcu na
g³owie, w to³ubku

5

, przepasanym ró¿owym fartuchem, drobna, zawiêd³a, zgarbiona szykuje

dla niego jakiœ barszcz wyœmienity lub wyborny krupnik. Zdawa³o mu siê nawet czasem, ¿e
wyraŸnie czuje smakowit¹ woñ tych specja³ów

6

.

Z podwójnym tedy zapa³em dorzuca³ na palenisko œwie¿¹ szuflê wêgla i, podczas kiedy

palacz po g³owie siê drapa³, on, stoj¹c jedn¹ nog¹ na podmurowaniu, zwinny i giêtki, za dwóch
nastarcza³

7

w robocie.

I tak naprzeciw siebie sz³y w niebo te dwa oddechy: fabryki i facjatki, nikn¹c w przejrzystych

lazurach

8

, mo¿e ³¹cz¹c siê w nich nawet.

Ku po³udniowi dym fabryczny rzednia³ nieco; olbrzymie p³uca machin zwalnia³y sw¹ pracê,

wypuszczone pary przeszywa³y raz i drugi powietrze ostrym, przykrym œwistem, a ch³opak,
jak huragan, do izdebki wpada³.

– Mamo, jeœæ – wo³a³ ju¿ od progu, a cisn¹wszy fura¿erkê na stó³, bieg³ do klatki z kosem,

wisz¹cej w okienku. Kos, jak tylko ch³opaka obaczy³, wydawa³ gwizd przeci¹g³y, do fabrycznej
œwistawki podobny, a potem zaczyna³ swoje zwyk³e kuranty

9

, których go nauczy³ Marcyœ.

Ch³opak stawa³ przed klatk¹, k³ad³ rêce w kieszenie i gwizda³ tak¿e. A¿ siê œciany trzês³y od
gwizdania tego.

A matka rozpoœciera³a tymczasem na stole piêkn¹, ¿ó³t¹ serwetê, w niebieskie jelenie

wyrabian¹, i stawia³a g³êbok¹ fajansow¹ wazkê krupniku, barszczu z rur¹ albo grochówki
z wêdzonk¹, albo te¿ zacierek, jak tam wypad³o. Obok wazki wystêpowa³ na stó³ chleb
w du¿ym bochnie, g³ówna tego posi³ku podstawa.

Znika³ on te¿ prawie w po³owie, ledwo siê ch³opak przysun¹³ do niego. Kawa³ za kawa³em

kraja³, w miseczce z sol¹ macza³, a precz dogadywa³:

– Dobry chleb, mamo!
– Dobry, synku – odpowiada³a za ka¿dym razem wdowa. – Jedz z Bogiem, jedz! Na chwa³ê

Panu Jezusowi i Matce Jego Przenajœwiêtszej…

Ch³opak nie dawa³ siê prosiæ, a razem z chlebem znika³a i zawartoœæ misy.
– Dobry barszcz, mamo – mówi³ wtedy.
Matka ju¿ od kilku chwil jad³a coraz wolniej. Miesza³a ³y¿k¹ w talerzu, dmucha³a w niego.

Ale barszczu nie ubywa³o jakoœ. Kiedy wiêc ch³opak wymiót³, co mia³ przed sob¹, i w¹siki
runiej¹ce

10

wierzchem rêki otar³, pyta³a skwapliwie:

– A mo¿e byœ, synku, jeszcze… Mnie dziœ coœ nie bardzo jakoœ…
Chcia³a mu daæ poznaæ, ¿e jej nie smakuje, ale ba³a siê wyraŸnym k³amstwem Boga obra¿aæ,

bo barszcz by³ doskona³y.

– A no – mówi³ ch³opak – kiedy mama nie je…
Podstawia³a mu z poœpiechem swój talerz, mówi¹c:
– Jedz, dziecko, jedz! Na chwa³ê Panu Jezusowi…
Ch³opak tedy znów siê zabiera³ do ³y¿ki po swojemu.
– Co mama chce od tego barszczu? – pyta³. – To królewski barszcz!
– By³by on, by³by, synku – odpowiada³a mrugaj¹c oczami – tylko ¿e mi do niego bobkowego

liœcia

11

przybrak³o…

Zdarza³o siê, ¿e nie dojada³.
Zlewa³a wtedy resztê w glinian¹ ryneczkê i stawia³a w kominku, tak aby syn nie spostrzeg³

tego…

Tê resztê uwa¿a³a ju¿ za wy³¹czn¹ swoj¹ w³asnoœæ i, kiedy ch³opak wyszed³, posila³a siê ni¹,

dogryzaj¹c ostatków chleba.

5. (przyp. red.) to³ub – malowany kaftan.

6. (przyp. red.) specja³ – smaczna (czêsto równie¿: wyszukana) potrawa.

7. (przyp. edyt.) nastarczaæ – zapewniaæ odpowiedni¹ iloœæ czegoœ.

8. (przyp. red.) lazur – b³êkit nieba, bardzo intensywny i czysty.

9. (przyp. red.) kurant – melodia wygrywana regularnie przez zegary co kwadrans, co pó³ godziny lub godzinê.

10. (przyp. red.) ruñ – m³oda zieleñ œwie¿o wyros³ego zbo¿a; tu: m³ody zarost twarzy.

11. (przyp. edyt.) liœæ bobkowy – liœæ laurowy, u¿ywany jako przyprawa do zup, sosów itp.

Maria Konopnicka, Dym

2

background image

Wszystko to odbywa³o siê z niezmiern¹ szybkoœci¹. M³ody kot³owy chwilowo zastêpowany

tylko bywa³ w po³udnie i œpieszyæ siê musia³. Zaledwie zjad³, ¿egna³ siê szerokim znakiem
krzy¿a, ca³owa³ matkê w zapracowan¹ wychud³¹ rêkê, chwyta³ fura¿erkê, a gwizdn¹wszy na
po¿egnanie kosowi, zbiega³ w trzech susach z facjatki na dó³. Wdowa stawa³a wtedy w poœrodku
izdebki z zebran¹ ze sto³u serwet¹ w rêku i s³ucha³a grzmi¹cego tupotu nóg synowskich
z trwo¿nym i b³ogim zarazem uœmiechem.

– Œwiêty Antoni! – mówi³a, krêc¹c g³ow¹ – z leceniem takim! Nogi jeszcze po³amie… schody

porozbija…

I sta³a tak zas³uchana, dopóki nie huknê³y na dole drzwi od sionki i nie przebrzmia³o echo tej

szalonej kanonady

12

nóg m³odych i silnych. Wtedy dopiero koñczy³a sk³adaæ serwetê, zmywa³a

statki, ogarnia³a ogieñ popio³em, a siad³szy u okna, ³ata³a synowsk¹ odzie¿ i bieliznê.

Jeœli to by³o lato, d³ugo jeszcze, bardzo d³ugo widzieæ mog³a dym, wal¹cy z fabrycznego

komina. Czasami to siê tak zapatrzy³a w niego, ¿e i robota wypad³a jej z rêki…

Dziwne bo przybiera³ kszta³ty i barwy.
To jak ¿elazna gadzina

13

, wywija³ siê sam z w³asnych przegubów

14

, coraz dalej, coraz wy¿ej; to

jak leciuchna zas³ona, w powietrzu wia³, siej¹c przed siebie ob³oczki ró¿ane; to jak z kadzielnicy,
prosto w górê szed³, we³ni¹c siê

15

miêkko po krajach; to jak olbrzymi pióropusz, pod s³oñce siê

pali³, z komina, jak z he³mu, za wiatrem wiej¹c; to siê w jakieœ postacie cudne wyd³u¿a³, w jakieœ
mary nieziemskie, jakieœ widzenia…

Czasem go wiatr wydyma³, jak ¿agle wielkiego statku; czasem rozrywa³, niby k³êby paku³

16

;

czasem pêdzi³, jak tuman czarniawy. A zad¿d¿y³o siê

17

na œwiecie, to chmur¹ ciê¿k¹ nad

kominem sta³, i p³atami po dachach siê wiesza³, i t³uk³ nad ziemi¹, nie wiedz¹c, kêdy siê dziaæ.

Gdy przysz³a zima, zapala³a wdowa lampkê u komina i robi³a przy niej grube na sprzeda¿

poñczochy.

Ale choæ od okienka wia³o srodze i szron a¿ do izby zalatywa³ przez spróchnia³e ramy,

podchodzi³a do niego co raz, ¿eby na fabrykê spojrzeæ.

Gorza³a ona wprost facjatki d³ugim szeregiem oœwietlonych okien, hucza³a wewnêtrzn¹ prac¹

p³uc swoich olbrzymich, szczêka³a ¿elastwem, dŸwiêcza³a biciem m³otów, zgrzyta³a zêbami pi³,
sycza³a ¿¹d³ami topionych metalów. Dym, który teraz na tle g³êbokiego granitu niebios wali³
z jej komina, p³omienny by³, ogniami ziej¹cy, snopy iskier ciska³, jak race.

Szerokie ³uny od niego skroœ nieba sz³y i het, precz, odbija³y wielkie ciche zorze…
Patrza³a na nie wdowa w zadumaniu.
Z zadumy tej wyrywa³o siê gwizdanie kosa, który, rozbudzony œwiat³em, bij¹cym z fabryki

w okienko, zaczyna³ wycinaæ swoje kuranty. W izdebce robi³o siê weselej, ogieñ trzeszcza³ na
kominku, a kos dar³ siê a¿ do og³uszenia. A kiedy na niebie ksiê¿yc w pe³ni stan¹³, ca³e ono
widzenie ogniste topnia³o w blaskach miesiêcznych.

PóŸnym wieczorem dopiero wraca³ syn i od progu ju¿ znowu wo³a³:
– Mamo, jeœæ!…
A razem z t¹ m³od¹, siln¹ postaci¹ wstêpowa³o w progi izdebki wesele, œmiech i swoboda.

Z mniejszym ju¿ teraz poœpiechem posila³ siê ch³opak, opowiada³ przez chwilkê to i owo
rozpytuj¹cej siê go o ubieg³y dzionek matce, po czym zaczyna³ szeroko ziewaæ, przeci¹gaæ
siê, kos nawet nie bawi³ go ju¿ w takiej chwili.

– IdŸ spaæ, synku, idŸ spaæ! – mówi³a matka, g³aszcz¹c go po g³owie. – Bo to jutro do dnia ci

znów trzeba…

– Pójdê, mamo… – odpowiada³ sennym g³osem – zmordowa³em siê tak, ¿e to ha!
– A pacierz, synku, zmów – przypomina³a jeszcze.
– Zmówiê, mamo.

12. (przyp. red.) kanonada – odg³os wystrza³ów broni palnej; przen.: w ogóle ka¿dy huk, ha³as.

13. (przyp. edyt.) gadzina – tu: w¹¿.

14. (przyp. red.) przegub – tu: skrêt.

15. (przyp. red.) we³niæ siê – falowaæ.

16. (przyp. red.) paku³y – krótkie w³ókna lnu lub konopii.

17. (przyp. edyt.) zad¿d¿y³o siê – spad³ deszcz; por. d¿d¿yæ: padaæ (o deszczu).

Maria Konopnicka, Dym

3

background image

Ca³owa³ jej rêkê, klêka³ przed swoim tapczanem i, schyliwszy g³owê na z³o¿one d³onie,

odmawia³ szybko pó³g³osem Ojcze nasz i Zdrowaœ, tu i ówdzie przerywaj¹c modlitwê potê¿nym
ziewniêciem, po czym bi³ siê ha³aœliwie w piersi, ¿egna³ z rozmachem i, zdj¹wszy poœpiesznie
odzie¿, rzuca³ siê na twarde pos³anie.

Natychmiast te¿ prawie usypia³, a w izdebce s³ychaæ by³o dawno jego równy, g³êboki oddech,

podczas kiedy matka d³ugo jeszcze szepta³a zdrowaœki przed poczernia³em, ze z³ocistego t³a
wychylaj¹cym siê obliczem Panny Najœwiêtszej.

Nareszcie lampka gas³a, kos przestawa³ siê trzepotaæ po klatce, ucisza³o siê wszystko, aby

znów jutro o brzasku siê zbudziæ.

Z tym budzeniem by³a zawsze bieda. Wdowa sypia³a tym snem staroœci krótkim, czujnym,

jakby oszczêdzaj¹cym godzin ¿ycia przed wielkim zaœniêciem w mogile.

Ze snu tego budzi³a siê po drugich kurach zaraz, na d³ugo przed pierwsz¹ gwizdawk¹

fabryczn¹ i, zwlók³szy siê z poœcieli, drepta³a po izdebce, szykuj¹c polewkê dla syna i szepc¹c
godzinki. W okienku sta³a wtedy wielka i cicha gwiazda zaranna, wprost na twarz uœpionego
ch³opca œwiec¹ca. Matka coraz to na twarz tê powiod³a oczyma. Rada by ju¿ zbudzi³a jedynaka
swego, ale g³êbokie uœpienie ch³opca wstrzymywa³o j¹.

– Niech ta! – szepta³a pó³g³osem. – Niech ta jeszcze Ÿdzieb³uchno poœpi…
Dopiero kiedy siê rozleg³ przeraŸliwy œwist puszczonej pary, wo³a³a na ch³opca:
– Marcyœ! Marcyœ! Wstawaj, synku! gwi¿d¿¹…
Ch³opak odwróci³ g³owê do œciany.
– To kos, mamo… – mówi³ wpó³przytomnie.
– Ale! kos tam! We fabryce gwizdaj¹, synku, nie kos!
Przeci¹ga³ siê, nakrywa³ z g³ow¹, mrucza³, ale matka nie ustêpowa³a. Nocny dy¿ur siê

koñczy³, kot³owy na swoim miejscu pierwszy stan¹æ musia³ przed robotnikiem jeszcze.
Powtarza³o siê to ca³y tydzieñ Bo¿y, niedzieli nie wyjmuj¹c nawet.

Ale jednego razu, kawa³ jeszcze do ranka by³o, ch³opak siê z krzykiem ze snu porwa³ sam

i na poœcieli siad³.

Matka ju¿ by³a przy nim.
– Co to? Co ci, synku, co? – pyta³a troskliwie.
Nie odpowiada³. Patrza³ na ni¹ szeroko otwartymi oczyma, usta mia³ dr¿¹ce, czo³o w zimnym

pocie. Rozpiêta na piersiach koszula podnosi³a siê od mocnych, g³oœnych prawie uderzeñ serca.

Objê³a go ramionami matka.
– Co ci to, synku, co ci to? – pyta³a, tul¹c ch³opaka, jakby ma³e dziecko.
D³ugo uspokoiæ siê nie móg³.
– Nic, mamo – przemówi³ nareszcie z widocznym wysi³kiem – nic… – Tylko œni³o mi siê… ¿e…

piorun uderzy³ we mnie.

Wdowa œcierp³a. Ale nie da³a tego poznaæ po sobie synowi. Chcia³a przemówiæ, g³os uwi¹z³

jej w piersi.

Ch³opak siedzia³ na tapczanie sztywny, prosty, patrz¹c przed siebie wystraszonym wzrokiem.
– Piorun, mamo – mówi³ cichym, urywanym g³osem – taki czerwony, straszny, jak smok. Na

piersi mi pad³, mamo… taki straszny… czerwony…

Umilk³ i dysza³ g³oœno.
Wdowa opanowa³a siê jakoœ.
– Co tam, synku! – mówi³a, g³aszcz¹c go po rozpalonym policzku. – Co tam!… Sen mara, Bóg

wiara. Co tam, synku!

A gdy ch³opcu g³oœno zaszczeka³y zêby, przysiad³a przy nim, przycisnê³a g³owê jego do

swych wysch³ych piersi i tak go ko³ysa³a, jak kiedy niemowlêciem by³.

Ch³opak siê ukoi³, utuli³ wreszcie i na poduszkê opad³.
– Niech mama ju¿ idzie – rzek³ – niech mama idzie, po³o¿y siê… Ja usnê…
Ale nie usn¹³. Le¿a³ na wznak, z otwartemi szeroko oczyma, wpatrzony w gasn¹ce na

wschodzie nieba gwiazdy.

Spojrza³a na niego raz i drugi.
– A czemu nie œpisz, synku? – spyta³a.
– Nie mogê, mamo… – odpowiedzia³ cicho, skar¿¹cym siê g³osem.
Podesz³a i siad³a przy nim.

Maria Konopnicka, Dym

4

background image

– Nic siê nie trap, synku! – przemówi³a. – Nic siê nie trap! Albo to na to ten Pan Bóg mi³osierny

pioruny w niebie chowa, ¿eby zaœ nimi wdowie niebogiej jedynego syneczka ubijaæ? Nie da tego
Pan Jezus i ta Matka Przenajœwiêtsza… A ja ci to powiem, ¿e piorun wesele znamionuje, kiedy siê
kawalerowi, albo pannie œni. Ot co, widzisz, piorun znamionuje… Przecie sennik mam, to wiem.

Mówi³a to z uœmiechem, weso³o niemal, rêk¹ wysch³¹ po czole jego wodz¹c i w³osy mu

g³adz¹c, a¿ ch³opak dobrej myœli pocz¹³ byæ i te¿ siê uœmiechn¹³.

– To mama mówi, ¿e wesele? – spyta³.
– A przecie, ¿e nie co! Wesele, huczne wesele…
Zamyœli³ siê ch³opiec, a po chwili rzek³:
– To ja ju¿ wstanê, mamo…
– Wstañ, synku, wstañ… Zgotujê œniadanie, jak sobie podjesz, to ciê to odejdzie.
Jako¿ odesz³o. Weselej nawet by³o tego ranka, ni¿ zwykle w izdebce, bo ch³opak, czasu

doœæ maj¹c, jedn¹ po drugiej piosenkê na przeœcigi z kosem gwizda³, a¿ ptaszysko zachryp³o
i, kiedy przysz³o do Zosi, co jej siê chcia³o jagódek, gwizda³o tak ¿a³oœnie, jakby kto przez
nos œpiewa³. Uœmia³ siê Marcyœ, uœmia³a siê matka, i tak siê w radoœci rozstali. Kiedy wyszed³,
wdowa stanê³a przy drzwiach i nas³uchiwa³a oddalaj¹cych siê kroków. Lekkie by³y, raŸne,
swobodne, zwyczajnie m³ode nogi… Nawet spaczone i spróchnia³e schody nie skrzypia³y dziœ
tak, jak zazwyczaj. Dopiero kiedy ch³opak drzwi za sob¹ zatrzasn¹³, rzuci³o siê w niej serce
jakimœ nag³ym strachem, tak ³oskot ich by³ g³uchy, podziemny i takim przeraŸliwym echem
odbi³ siê w pustych sieniach. Podbieg³a do okienka, aby wyjrzeæ za synem.

Szed³ lekko, œpiesznie, z podniesion¹ g³ow¹, a kiedy mia³ ju¿ przejœæ furtkê w fabrycznym

murze, odwróci³ siê i spojrza³ w górê. Mo¿e w okienko, a mo¿e tak sobie…

W chwilê póŸniej gêsty, czarny dym wali³ z fabrycznego komina.
Godziny up³ywa³y. W schludnie sprz¹tniêtej izdebce zrobi³o siê cicho; stary zegar z jaskraw¹

ró¿¹ na po¿ó³k³ej tarczy cyka³ opieszale na œcianie, kos próbowa³ najweselszych kurantów,
pociesznie walcz¹c z swym ochryp³ym g³osem, a wdowa mo¿e z myœl¹ o owym œnie syna, co
to wesele znamionowa³, przegl¹da³a swe odœwiêtne odzie¿e.

Naraz rozleg³ siê huk straszliwy. Zatrzês³y siê œciany, posypa³ gruz z komina. Okienko

z szczêkiem wypad³o. Wielki, iskrzasty s³up dymu buchn¹³ w niebo razem z fontann¹ cegie³
i wielkimi od³amami rozwalonego komina, wype³niaj¹c izbê przeraŸliwym blaskiem. Wdowa,
jak sta³a, tak skamienia³a s³upem. Ani jednego krzyku nie wyda³y jej zmartwia³e usta. Tylko
siê siwe w³osy podnios³y nad czo³em, tylko rozszerzone Ÿrenice zbiela³y, jakby u trupa, nag³¹
jak¹œ zgroz¹…

Mo¿e nawet nie s³ysza³a dzikiego wrzasku, jaki bi³ z ulicy:
– Kot³owy!… kot³owy zabity!

*

D³ugie jeszcze potem lata siadywa³a w tym samym okienku, patrz¹c osowia³ym, smêtnym

wzrokiem na fabryczny komin, z którego bi³y w górê sine s³upy dymu.

Dym ten wszak¿e nie przybiera³ ju¿ teraz dawnych rozlicznych kszta³tów, tylko zawsze

zamieni³ siê w mglist¹ postaæ jej drogiego ch³opca. Zrywa³a siê wtedy ze sto³ka i wyci¹ga³a
dr¿¹ce, wysch³e rêce. Ale mglist¹ postaæ wiatr unosi³ i rozwiewa³ j¹ gdzieœ w b³êkitach…

Maria Konopnicka, Dym

5


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Maria Konopnicka Dym 2
12 Maria Konopnicka Dym 2
maria konopnicka dym
Dym Maria Konopnicka
Konopnicka M Dym, Mendel gdański, Miłosierdzie gminy
Nasza szkapa (2) , Nasza szkapa - Maria Konopnicka
Nasza szkapa (2) , Nasza szkapa - Maria Konopnicka
Konopnicka Dym; Mendel Gdański; Miłosierdzie Gminy
Konopnicka M , Dym
Pozytywizm, Wiersze, Wiersze - Maria Konopnicka
Konopnicka M , DYM
Konopnicka Dym
Maria Konopnicka Wianki
Maria Konopnicka Nowele
Maria Konopnicka Co slonko widzialo
NOWELA Maria Konopnicka Mendel Gdański
wiersze maria konopnicka
Maria Konopnicka Jak To Ze Lnem Bylo

więcej podobnych podstron