O muzyce i śpiewie w liturgii (2008-12-12 11:58:00)
Z księdzem Piotrem Paćkowskim, pracownikiem naukowym Instytutu Muzykologii KUL, założycielem i dyrygentem Chłopięco-Męskiego Chóru Katedry Siedleckiej „Pueri Cantores Podlachienses”, rozmawia ks. Paweł Siedlanowski
* Kiedyś śpiewano bardzo dużo – w domu, w kościele, na spotkaniach. Śpiew wiele wyrażał. Dzisiaj coś się tutaj bardzo pozmieniało. Ludzie milczą w świątyni... Dlaczego?
To fakt. Nasze życie wypełnione jest dźwiękiem, który jest gotowym produktem odtwarzanym za pomocą radia, TV, CD, komputera. Jeszcze nie tak dawno w domu śpiewało się nie tylko pieśni religijne, obrzędowe, ale różne. Dziś już nawet małe dzieci nie śpiewają. Od najmłodszych lat człowiek jest nastawiony tylko na odbiór. Zanika sposób komunikacji, jakim jest śpiew. Oddzielny problem to pytanie, dlaczego w kościołach się nie śpiewa – są tam przecież i starsi, pamiętający inny model kultury....
* Zatem, jakie są przyczyny?..
Jest ich wiele. Na pewno są to przemiany obyczajowe, kulturowe. Druga przyczyna – myślę, że związana ze zmianami soborowymi. Sobór postawił sobie za zadanie, poprzez wprowadzenie do liturgii śpiewów ludowych (wcześniej nie były on traktowane jako śpiew liturgiczny – jego rolę pełnił tylko chorał gregoriański) przybliżenie jej wiernym. Problem był taki, że nie było odpowiedniego repertuaru – owszem, były śpiewy obrzędowe, paraliturgiczne, katechizmowe – należało zatem zastanowić się, które śpiewy wprowadzić do liturgii. Sobór wymagał, aby były one urozmaicone, aby na każdą niedzielę był inny zestaw pieśni. Tak się nie stało – olbrzymi repertuar ludowy zredukowano do małej grupy utworów. Skutek jest taki, że dzisiaj śpiew w naszych kościołach jest nudny, bo te same pieśni są ciągle powtarzane. Mało pieśni przybyło – nie podjęto trudu skomponowania nowych.
* Ponadto – śpiewane są tylko 2, 3 zwrotki. Więcej nie znamy....
Nam się ciągle śpieszy. Chcemy zredukować czas liturgii – zamknąć ją w godzinie, czy 45 minutach... Jest to cecha współczesnego świata - wszystkich: pośpiech i przez to spłycanie całej rzeczywistości. Pieśni liturgiczne mają być swego rodzaju „zapchajdziurą”, tłem, mają wypełnić określoną chwilę, kiedy np., ksiądz przygotowuje dary – kiedy tę czynność zakończy, natychmiast śpiew jest przerywany. Podobnie – procesja wejścia – skraca się ją maksymalnie, a przez to często pieśń ma jedynie 1, 2 zwrotki. Aby szybciej...Tymczasem śpiew ma ważną rolę do spełnienia. Kiedy jej nie spełnia, staje się nieczytelny, ograniczony, nudny.
Często wiele psuje nagłośnienie – ustawione zbyt głośno. Śpiewa ksiądz, śpiewa organista, a ludzie nie mają szans, by siebie usłyszeć. Dlatego milkną. Wiele, szczególnie nowych świątyń, ma fatalną akustykę, co także ma niebagatelny wpływ na odbiór słów i muzyki. Można to sprowadzić np. w ten sposób: śpiewa organista, kiedy się na chwile wyłącza, w kościele robi się cicho – ludzie nie śpiewają...Nie biorą odpowiedzialności za śpiew.
* A jaki wpływ na nasze milczenie ma kultura audiowizualna, w której jesteśmy dziś niewątpliwie mentalnie zanurzeni?
Ogromny. Głośnik w kościele traktowany jest jaki głośnik radia – to oczywiście proces odbioru podświadomy. Proszę zobaczyć, jak my słuchamy radia, TV: czytamy książkę, coś tam robimy – medialny głos nam w tym towarzyszy. Myślę, że od strony psychologicznej, w wyniku tych przyzwyczajeń, każdy głos przefiltrowany przez aparaturę elektroniczną, jesteśmy skłonni traktować w taki sam sposób. Wyłącza nas – nie tylko w sytuacji śpiewu, ale także w odbiorze słowa. Wycisza i nastawia na odbiór, a nie dawanie z siebie czegokolwiek.
* Msza św. staje się „theatrum”, a wierni publicznością...
Tak – i dlatego tak ważne są zewnętrzne znaki, odpowiednio poprowadzony śpiew, aby nie tylko zatrzymywały na sobie, ale prowadziły ku rzeczywistości, którą wyrażają. Sprawowanie liturgii i jej poszczególnych elementów szybko, powierzchownie powoduje, że nie tylko nie dochodzi do głębokiego spotkania, ale nawet to przysłowiowe „theatrum” staje się bardzo marne... Mówiąc o mikrofonach, myślę, że jest to już dziś konieczność, nie potrafimy się bez nich obyć – ważne jest jednak, aby ich używanie było rozsądne i umiarkowane.
* Podczas Mszy św. śpiewamy wiele pieśni, a właściwie piosenek, oazowych, pielgrzymkowych, kanonów Taize’. Mają różną treść, jakość. Jak traktować ten repertuar w liturgii?
Na początek pewne rozróżnienie. Buntuję się trochę przeciwko postawieniu w jednym szeregu pieśni oazowych, pielgrzymkowych, kanonów z Taize’. Takie jest obiegowe rozumienie, ale u podstaw Ruchu „Światło – Życie” było bardzo głęboka troska założyciela, ks. Blachnickiego, o liturgię. Śpiewniki oazowe zawierają olbrzymi materiał, bardzo wartościowych śpiewów liturgicznych. Popularne określenie „piosenka oazowa” jako synonimu piosenki obozowej, jest z pewnością krzywdzące.
Problemem są pieśni, które z założenia nie były komponowane dla liturgii – jest taki nurt muzyczny, zapoczątkowany przez ojca Duvala we Francji, znany szeroko także u nas, piosenek katechetycznych, przybliżających w bardzo współczesny, ciepły sposób Boga, Ewangelię, ale nie są to pieśni do wykorzystania podczas Mszy św. Niekiedy idziemy po najmniejszej linii oporu, zgromadzenie liturgiczne traktujemy jako miejsce, czas i przestrzeń, gdzie ma być miło, fajnie, a wszyscy się będą dobrze czuli. Często podstawowym elementem zgromadzenia jest danie młodzieży do ręki gitary i powiedzenie: śpiewajcie, byle było ładnie... Msza św. zamienia się w koncert, a wierni w publiczność.
Kanony z Taize’ mają specyficzny charakter – są to śpiewy uwielbienia. Są to teksty krótkie, utworzone nie na liturgię Kościoła rzymsko – katolickiego, ale na spotkania medytacyjne. Być może, można je zastosować w liturgii, np. jako uwielbienie, czy dziękczynienie, ale ich nadużywanie jest zupełnie niepotrzebne. Co ciekawe, w tej chwili wspólnota z Taize’ odchodzi od tych śpiewów, a wprowadza chorał gregoriański.
* Czy istnieją przepisy liturgiczne określające dobór i charakter śpiewów liturgicznych?
Są bardzo ścisłe przepisy. Muzyka jest integralną częścią liturgii, tzn. nie jest to tylko dodatek, ozdoba, wypełnienie chwili ciszy. Nie może to być więc śpiew jakikolwiek– sam śpiew jest liturgią - musi się pokrywać z jej treścią i porządkiem. To jest podstawowy wyznacznik doboru pieśni. Przede wszystkim, jak mówią dokumenty Kościoła, śpiew ma mieć charakter sakralny – jest to pojęcie szerokie i wieloznaczne. Najkrócej mówiąc, chodzi o głębię, dostojność, ma w nich być niejako zapisana nieskończoność Pana Boga – tak, jak się to dzieje np. w chorale. Ostatecznie decyzję, co należy zaliczyć do zbioru pieśni liturgicznych, podejmuje episkopat danego kraju. Są powoływane specjalne komisje do tego celu, które wypowiadają się na temat tekstu i melodii – biskupi to później zatwierdzają.
* Jak rozśpiewać kościół? Nie ma nic smutniejszego, jak posępni, milczący chrześcijanie na niedzielnej liturgii, stojący ze spuszczonymi głowami i ukradkiem spoglądający na zegarki...
Pierwsza sprawa to odpowiedzialność duszpasterzy za śpiew w kościele. Odpowiedzi ludu uczą spontaniczności – wyrażonej śpiewem. Różnorodność melodii łamie pewne stereotypy, wprowadza swoiste bogactwo. Konieczne jest także uczenie nowych śpiewów. Musi to być długotrwała, systematyczna praca trwająca wiele miesięcy, czy nawet lat. Potrzeba jest schola liturgiczna. Trzeba unikać banalnych tekstów, ponieważ spłycają całe uczestnictwo w liturgii, nie uczą należytego przeżywania Eucharystii. Warto tworzyć chóry parafialne. Trzeba formacji, aby nie było to gwiazdorstwo, ale rola służebna, przybliżanie tego, co się dzieje na ołtarzu. Msza św. nie jest zgromadzeniem, gdzie musi być „fajnie” – my musimy pamiętać o jej celu nadrzędnym i jej istocie: jest ona dziełem Pana Boga dla ludu, a nie odwrotnie. Jeżeli damy Mu szansę działania, On przyjdzie.
* Gdzieś nam zaginęła modlitwa psalmami – mam tu na myśli Jutrznię, a zwłaszcza Nieszpory. Chyba wymagają one ponownego „odkrycia”.
Kiedyś Nieszpory były modlitwą bardzo popularną, nie było parafii, w której by nie były śpiewane. Istniały różne tłumaczenia psalmów: poetyckie, rymowane – istniały też różne melodie. Coś się stało w latach 70-tych, po Soborze Watykańskim II, że zaczęto rezygnować z tych nabożeństw – być może dlatego, że uważano, iż Msza św. jest najważniejsza i inne nabożeństwa niedzielne są już niepotrzebne. Niewątpliwie warto wrócić do Nieszporów – Sobór zachęca wszystkich do modlitwy Liturgią Godzin. Jest to wielkie bogactwo Kościoła – praktyka pokazuje, iż ludzie chętnie włączają się w tę modlitwę, bo ona w sposób bardzo uniwersalny pokazuje kondycje ludzką: ból, radość, przemijanie, grzech i powstawanie z niego...
* Czym jest chorał gregoriański i dlaczego jest on nazywany „modlitwą czuwania”?
Nazwa pochodzi od papieża Grzegorza Wielkiego. Jako pierwszy usystematyzował liturgię. Nazwę wprowadził papież Leon IV w IX w. Jest to zestaw śpiewów, jakie powstały do liturgii Kościoła rzymsko – katolickiego. Definicja rzeczowa mówi, iż jest to „pierwszy i własny śpiew Kościoła rzymska – katolickiego”, a więc jest to coś, co jest naszą tożsamością, co odróżnia nas od innych Kościołów. Fascynujemy się śpiewami prawosławnymi, kulturami wschodnimi, a zapomnieliśmy i odstawiliśmy na bok chorał gregoriański. Nie jest to dobre. Przez to też gdzieś zaginęła wrażliwość na piękno i dostojeństwo śpiewów w liturgii.
„Śpiew czuwania” – jest to trudny śpiew, bo wymaga zewnętrznego i wewnętrznego zaangażowania człowieka. Do dziś jest tak w wielu klasztorach benedyktyńskich, że jeśli podczas śpiewania chorału któryś z zakonników pomyli się, to klęka na znak pokuty, bo on w tym momencie prawdopodobnie gdzieś odleciał myślami... Dziś wielu ludzi szuka wyciszenia w różnych formach jogi, medytacji – tymczasem są one w zasięgu ręki w Kościele. Chorał mogą wykonywać nie tylko wyspecjalizowane chóry, ale także wszyscy ludzie. Jeszcze raz podkreślam: jest to własny śpiew Kościoła. Nie można liturgii traktować jak worka, do którego można wszystko wrzucać. Liturgia jest własnością Kościoła, a nie własnością czyjąkolwiek. O to powinniśmy się naprawdę zatroszczyć, bo inaczej utracimy swoją tożsamość.
* Dziękuję za rozmowę.