KRI
Jest to jedna z licznych wersji mitu o stworzeniu świata i o potopie zanotowana w opowieściach plemion algonkińskich. Kri są najdalej na zachód mieszkającą częścią wielkiej rodziny Algonkinów. Przytoczona poniżej wersja została zapisana przez podróżnika-geografa Davida Thompsona, zanim misjonarze dotarli do plemion, które zachowały tę historię w swoich opowieściach.
Weesack-Kachack jest bohaterem wielu opowieści plemienia Kri. Imię jego znaczy: Pochlebca.
Początek świata
Kiedy już były na świecie rośliny i pierwsi ludzie, Stwórca powiedział do Weesack-Kachacka:
– Opiekuj się moim ludem, naucz go, jak ma żyć. Pokaż mu wszystkie niebezpieczne korzenie, które mogłyby mu szkodzić, a nawet zabijać go. I nie pozwalaj kłócić się między sobą ani ludziom, ani zwierzętom.
Ale Weesack-Kachack nie usłuchał Stwórcy. Pozwalał wszystkim robić, co kto chciał. Wkrótce rozpętały się kłótnie i bójki, a krew lała się obficie. Stwórca, bardzo niezadowolony, ostrzegł Weesack-Kachacka:
– Jeśli nie zdołasz utrzymać na ziemi porządku, odbiorę ci wszystko i będziesz nieszczęśliwy.
Ale Weesack-Kachack nie uwierzył przestrogom Stwórcy i nie usłuchał polecenia. Niedbale spełniał swoje obowiązki i na przekór woli Stwórcy różnymi sztuczkami podjudzał ludzi i zwierzęta do nienawiści. Toteż wszyscy się ze sobą sprzeczali i bili, aż ziemia poczerwieniała od krwi.
Tym razem Stwórca mocno się rozgniewał:
– Odbiorę ci wszystko i obmyję ziemię do czysta.
Weesack-Kachack wciąż jeszcze nie wierzył groźbie; nie wierzył, dopóki nie zaczął padać taki deszcz, że strumienie i rzeki wezbrały. Dzień po dniu, noc po nocy deszcz nie ustawał. Woda w rzekach i jeziorach podnosiła się coraz wyżej i w końcu wylała się przez brzegi i spłukała ziemię. Morze wtargnęło na ląd i wszelkie stworzenia utonęły z wyjątkiem jednej wydry, jednego bobra i jednego piżmaka. Weesack-Kachack próbował zatrzymać morze, ale okazało sięmocniejsze od niego. Usiadł więc na wodzie i płakał, zaś Wydra, Bóbr i Piżmak zgromadziły się przy nim w bliskości.
Po jakimś czasie deszcz przestał padać, a morze się cofnęło. Weesack-Kachack nabrał otuchy, nie śmiał jednak się odezwać do Stwórcy. Długo myślał o swoim nieszczęściu, aż w końcu powiedział sobie:
– Gdybym mógł wydobyć spod wody odrobinę starej ziemi, zrobiłbym z niej wyspę, gdzie moglibyśmy żyć wszyscy czworo.
Nie była mu dana moc stwarzania czegoś nowego, ale miał moc powiększania tego, co już zostało stworzone. Nie umiał też nurkować i nie wiedział, jak daleko jest do starej ziemi, więc głowił się, co począć. Stwórca ulitował się nad nim i rzekł:
– Dam ci moc odtworzenia wszystkiego na nowo pod warunkiem, że użyjesz starego tworzywa, ukrytego pod wodą.
Unosząc się razem z trzema zwierzętami na falach, Weesack-Kachack przemówił do nich:
– Umrzemy z głodu, jeżeli któreś z was nie przyniesie mi z dna morza grudki ziemi, abym z niej zrobił wyspę dla wszystkich.
Zwrócił się do Wydry:
– Jesteś odważna, silna i żwawa. Daj nurka i przynieś odrobinę ziemi, a ja ci obiecuję mnóstwo ryb, żebyś miała co jeść.
Wydra dała nurka, ale wypłynęła z powrotem nie przynosząc niczego. Weesack-Kachack pochlebstwami namówił ją, żeby spróbowała po raz drugi i trzeci, ale zawsze nadaremnie. Kiedy wróciła z niczym po raz trzeci, była tak zmęczona, że już nie chciała więcej nurkować.
– Jesteś tchórzem ! – wykrzyknął Weesack-Kachack. – Nie spodziewałem się, że twoje serce okaże się takie słabe. Za to Bóbr z pewnością zejdzie aż na dno. Bóbr cię zawstydzi.
I zwrócił się do Bobra:
– Jesteś dzielny, silny i mądry. Daj nurka i przynieś mi z dna troszkę starej ziemi, a ja ci z niej wybuduję wygodny dom na nowej wysepce, którą zrobię. Nie zamarzniesz w zimie! Daj nurka i zejdź prościutko na dno, jesteś przecież wspaniałym bobrem!
Bóbr dwa razy nurkował i dwa razy wrócił bez najmniejszej choćby grudki ziemi. Za drugim razem wypłynął na powierzchnię tak zmęczony, że Weesack-Kachack musiał mu pozwolić na dłuższy odpoczynek.
– Spróbuj jeszcze raz – prosił Weesack-Kachack, gdy Bóbr trochę odsapnął. – Jeżeli mi przyniesiesz trochę ziemi, zrobię dla ciebie żonę.
Bóbr chciał mieć żonę, więc dał nurka po raz trzeci. Bardzo długo pozostawał w głębinie i wrócił w końcu na pół żywy, ale bez grudki ziemi w łapach.
Weesack-Kachack był okropnie strapiony. Skoro ani Wydrze, ani Bobrowi nie udało się dotrzeć do dna, nie mógł się niczego spodziewać po Piżmaku. Jednakże nie mógł zaniechać tej ostatniej próby. To była jedyna szansa ratunku.
– Piżmaku, jesteś dzielny, silny i zwinny, chociaż mały. Jeżeli zejdziesz na dno i przyniesiesz mi stamtąd odrobinę starej ziemi, zrobię mnóstwo różnych korzeni i będziesz miał co jeść. Zrobię też sitowie, abyś mógł z niego i z mułu uwić sobie piękne mieszkanie.
– Wydra i Bóbr to głupcy – ciągnął dalej Weesack-Kachack. – Zabłądzili w wodzie, ale ty trafisz, jeżeli zgrabnie skoczysz, prosto na dno.
Piżmak dał nura głową w dół i spuszczał się coraz głębiej i głębiej, ale i on nic nie wskórał. Za drugim razem dłużej pozostał pod wodą. Kiedy wypłynął z powrotem na powierzchnię, Weesack-Kachack obejrzał jego łapy i obwąchał je.
– Czuję zapach ziemi – stwierdził. – Spróbuj jeszcze raz. Jeżeli mi przyniesiesz bryłkę ziemi, zrobię dla ciebie żonę, a żona urodzi ci mnóstwo dzieci. Zdobądź się na odwagę, nurkuj głową w dół i zejdź jak potrafisz najgłębiej.
Tym razem Piżmak tak długo nie wracał, że Weesack-Kachack zwątpił, czy go ujrzy jeszcze żywego. W końcu zobaczył wydobywające się z głębiny bańki powietrza, więc zanurzył w wodzie długie ramię, chwycił Piżmaka i wyciągnął go na powierzchnię. Biedne stworzenie ledwo zipało, ale tuliło przednimi łapkami do piersi grudkę ziemi.
Uszczęśliwiony Weesack-Kachack porwał grudkę i powiększył ją tak, że powstała wysepka. Wszyscy czworo – Weesack-Kachack, Wydra, Bóbr i Piżmak mogli wreszcie odpocząć i cieszyli się, że potonęli w morzu.
Niektórzy ludzie opowiadają, że Weesack-Kachack wyłowił też z wody jakąś drzazgę i zrobił z niej drzewa, a także kawałki kości, z których odtworzył nowe pokolenie różnych zwierząt.
Inni mówią, że to Stwórca na nowo stworzył wszystko. Rozkazał rzekom oddać morzu słoną wodę, a potem stworzył znów człowieka, zwierzęta i drzewa takie, jakie są po dziś dzień na ziemi. Odebrał Weesack-Kachack’owi władzę nad ludźmi i zwierzętami, zostawił mu tylko umiejętność schlebiania i oszukiwania.
Odtąd Weesack-Kachack płatał złośliwe figle zwierzętom i wywoływał mnóstwo zamieszania na świecie. Dlatego Indianie opowiadają o nim niezliczone historie i bawią się nimi w długie zimowe wieczory.
Przedruk za: Clark Ella Elizabeth: „Legendy Indian kanadyjskich”; Wydawnictwo „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1982 r.