17 czerwca 2015 Nowi ministrowie rządu Kopacz wyraźnie z łapanki
1. Premier Ewa Kopacz i jej zastępca wicepremier Siemoniak, a także wspierające rząd media, rozpływają się wręcz nad zaletami nowych ministrów i wiceministrów, a wystarczyło posłuchać ich pierwszych wypowiedzi po odebraniu prezydenckich nominacji, żeby przekonać się, że pochodzą „z łapanki”. Nie to, żebym wybrzydzał na kompetencje tych nowych ludzi w rządzie, zapewne są fachowcami w dziedzinach za które przez najbliższe 4 miesiące przyjdzie im teraz odpowiadać ale to co przekazali dziennikarzom na pierwszych konferencjach prasowych potwierdza, że zostali gwałtownie wyrwani ze swych środowisk, nawet bez krótkiej rozmowy z szefową rządu, co zamierzają w najbliższym czasie w swoich resortach zrobić.
2. Najbardziej znaczącą postacią z 3 nowych ministrów konstytucyjnych jest oczywiście kardiochirurg profesor Marian Zembala nazwany przez wicepremiera Siemoniaka w jednym z wywiadów radiowych ” Messim, który wszedł na boisko w 75 minucie meczu, który Platforma wyraźnie przegrywa i ma go przez te 4 miesiące wygrać dla tej partii”. Rzeczywiście profesor Zembala to znakomity kardiochirurg ze szkoły profesora Religi, spopularyzowany jeszcze w świetnym wyświetlanym niedawno w naszym kraju filmie fabularnym pt. „Bogowie” ale z zarządzaniem ochroną zdrowia na czym „polegli” jego poprzednicy z Platformy na tym stanowisku Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz, zapewne będzie miał poważne kłopoty. Już pierwsza jego propozycja aby firmy ubezpieczeniowe mające w ofercie ubezpieczenia komunikacyjne przekazywały część składki na ratownictwo medyczne, pokazuje, że nie zapoznał się on „z osiągnięciami” 8 letnich rządów Platformy, która takie wpłaty zlikwidowała. Takie rozwiązanie przygotował i wprowadził w życie właśnie profesor Religa w 2007 roku, przynosiło ono kilkaset milionów złotych do budżetu NFZ ale 2008 roku ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz, przygotowała zmiany w ustawie o finansowaniu ochrony zdrowia i opłata została zlikwidowana.
3. Z kolei nowy minister sportu wioślarz, złoty medalista z Pekinu, zaskoczył dziennikarzy na pierwszej konferencji prasowej stwierdzeniem, że swoje zamierzenia programowe przedstawi dopiero za kilka tygodni. Na uwagę dziennikarzy, że za 4 miesiące wybory i w związku z tym jeżeli będzie się ociągał, to może nawet nie zdążyć zaprezentować swoich pomysłów, odpowiedział, że nie zamierza wyprowadzać się z resortu. Tyle tylko, że nic mi nie wiadomo, żeby ten znakomity skąd inąd sportowiec, miał kontynuować swoją misję także w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, który niechybnie powstanie po jesiennych wyborach parlamentarnych.
4. Nowy minister skarbu Andrzej Czerwiński na pierwszej konferencji prasowej także sprawiał wrażenie niezorientowanego w najważniejszych sprawach jakimi zajmuje się obecnie jego resort. Zapewnił, że nie będzie „wietrzenia” spółek skarbu państwa, choć akurat czerwiec jest miesiącem kiedy odbywają się walne zgromadzenia przyjmujące ich roczne sprawozdania finansowe i tym stwierdzeniem uspokoił zapewne wielu prezesów. A przecież gdyby zastosować w odniesieniu do prezesów ten sam schemat jakim posłużyła się premier Ewa Kopacz w rekonstrukcji swojego rządu, to powinni zostać odwołani szefowie największych spółek skarbu państwa, ponieważ zostali po wielokroć nagrani, a fragmenty ich rozmów, które znalazły się w mediach, stawiają ich naprawdę w niekorzystnym świetle. Tylko mimochodem wspomniał nowy minister o dwóch najważniejszych sprawach jakie pilotuje resort skarbu, budowie Gazoportu i naprawie branży węglowej, a przecież realizacja tych dwóch priorytetów w najbliższych miesiącach, to być albo nie być jego resortu. Wszystko to potwierdza, że te nominacje ministerialne miały głównie charakter wizerunkowy ale Platformy jednak nie uratują. Kuźmiuk
PiS rzuci Macierewicza na pożarcie wyborczej tłuszczy ? „Prawo i Sprawiedliwość wygrywa w sondażach i już szykuje się na przejęcie władzy po jesiennych wyborach parlamentarnych. Okazuje się, że w rządzie PiS nie będzie miejsca dla... Antoniego Macierewicza - informuje "Dziennik Gazeta Prawna". ….”Macierewicz szefem BBN? „...(źródło )
„Podczas sobotniej konwencji PiS Beata Szydło ma zostać przedstawiona jako kandydat na premiera po jesiennych wyborach parlamentarnych – ustalił „Nasz Dziennik”....”To na razie nieoficjalne informacje, ale taki scenariusz jest coraz bardziej prawdopodobny. Prawo i Sprawiedliwość, przedstawiając osobę, którą widzi jesienią na czele rządu, przyćmiłoby w ten sposób konwencję PO i utrzymało inicjatywę w kampanii wyborczej. Posłowie PiS w rozmowie z „Naszym Dziennkiem” podkreślają, że Beata Szydło jest najlepszym kandydatem na stanowisko szefa rządu, nie tylko dlatego, że pokazała zdolności organizacyjne i przywódcze”...(źródło )
„W tym roku kończę 68 lat, ale mimo to ZUS odmawia mi prawa do emerytury – pisze pani Eugenia. – Po skończeniu 60 lat złożyłam do ZUS wniosek o przyznanie świadczenia. Okazało się, że przepracowałam 9 lat i 9 miesięcy. Moje zatrudnienie skończyło się wraz z urodzeniem szóstego dziecka. W 1977 roku rozpoczęłam urlop wychowawczy, z którego już nie wróciłam do pracy. Zajmowałam się trzynaściorgiem swoich dzieci. Wszystkie były zdrowe i każde z nich obecnie pracuje zawodowo. W oddziale ZUS powiedziano mi, że nie mam co liczyć nawet na minimalne świadczenie. Czy naprawdę kobietom, które poświęciły się wychowaniu dzieci, nie należą się specjalne emerytury – pyta czytelniczka. „...”Niestety nie. Nasz system ubezpieczeniowy jest tak skonstruowany, że osoby ubezpieczone mają prawo do świadczeń przynajmniej minimalnych. Zasada ta nie dotyczy jednak wszystkich, lecz jedynie tych, które spełnią kryterium dotyczące okresu składkowego i nieskładkowego. Przez wiele lat warunkiem otrzymania najniższej emerytury był staż pracy wynoszący 20 lat dla kobiet oraz 25 lat dla mężczyzn. Podniesienie wieku emerytalnego spowodowało, że obecnie kobieta urodzona po 31 grudnia 1948 r. ubiegająca się o minimalną emeryturę musi udowodnić 21 lat składkowych i nieskładkowych „...(źródło )
Ula Ujejska „ Rząd fachowców - rząd autorski Prezydenta”...”Rewolucja w PiS? „...”Wielu analityków i komentatorów uważa, że pisowski beton jest niereformowalny i wręcz uwikłany w lokalne "sprawki". Otóż, geniusz Kaczyńskiego i to przewiduje w swych planach - bo to Prezydent elekt będzie prawdopodobnie siłą sprawczą, siłą która wymusi na pisowskim betonie zmiany. Czas pokaże czy i tym razem cel postawiony przez Prezesa wyda odpowiednie owoce.Wielu analityków i komentatorów zwróciło także uwagę na deklarację Prezesa Kaczyńskiego, że On nie musi być Premierem po ewentualnym zwycięstwie PiS w wyborach do sejmu, że to Prezydent powinien ewentualnie wskazać Premiera. Tak więc zarzut, że to wycieraczka Prezesa jest trampoliną do kariery, może okazać się kulą w płot. Prezydent elekt tak jakby zrobił już ten pierwszy krok, wskazując na Beatę Szydło, że byłaby dobrym kandydatem na to stanowisko. Idźmy dalej, jaki scenariusz powyborczy szykuje się ze strony "obozu prezydenckiego"? Wszystko wskazuje na to, że zostanie powołany RZĄD FACHOWCÓW, złożonych z bezpartyjnych a także szeroko tu rozumianych koalicyjnych polityków z pewnym dorobkiem naukowym i politycznym pod kierownictwem „.. ( więcej )
Przemówienie Prezesa Robert Winnicki, inaugurujące nową kadencję władz Ruchu Narodowego. Udostępnij innym!
„Przemawiam dziś do Was po raz pierwszy jako prezes partii wybrany bezpośrednio przez delegatów. Struktury krzepną, nasze działania podlegają instytucjonalizacji a przywództwo zostało sformalizowane. To dobrze, to kolejny krok, który prowadzi na naszej drodze do odbudowy Obozu Narodowego.Na początku chciałbym powiedzieć parę słów o wspomnianym już przywództwie. Bo jest to zagadnienie niezwykle ważne. Patrząc krytycznie na naszą, polską historię, trzeba powiedzieć, że myśmy mieli zdecydowanie za mało silnych, mądrych i konsekwentnych przywódców. Trzeba powiedzieć, że I Rzeczpospolita, przy całej swojej wielkości i potędze, upadła również dlatego, że anarchiczne pierwiastki tkwiące w naszej kulturze politycznej hamowały kształtowanie się silnego przywództwa narodowego, państwowego. Mieliśmy wybitne jednostki, to prawda. Mieliśmy co najmniej tylu zdolnych ludzi, co gdzie indziej. Mieliśmy co najmniej tak wielu potencjalnie dobrych kandydatów na przywódców, co inne narody. Tylko, że nasza kultura, nasz system mentalny i system polityczny, do którego zwyrodnienia dopuścili nasi przodkowie, ciągnął tych zdolnych ludzi do dołu.W takiej atmosferze, w myśleniu kategoriami wybujałego indywidualizmu, w którym każdy na zagrodzie chce być równy wojewodzie, żadne silne przywództwo ukształtować się nie może. W społeczeństwie, w którym każdy pielęgnuje przede wszystkim swoje jednostkowe ego, poklask zdobywają przede wszystkim najgłośniejsi krzykacze i pieniacze. Tacy, co to nieustannie licytują się na możliwie najmocniejsze określenia i uprawiają retoryczne popisy. Tych określa się mianem ludzi zdecydowanych, ludzi z charakterem. Szanowani są również ludzie rzadcy, nijacy, obli i bez właściwości. Ci z kolei postrzegani są jako rozważni, umiarkowani i rozsądni. Endecka szkoła przywództwa, łącząca kształtowanie silnego charakteru równolegle z rozsądkiem i roztropnością polityczną, idzie wbrew tej fatalnej wadzie, jaka rozpowszechniła się już dawno w naszym narodzie. Taki właśnie model przywództwa zaprezentowaliśmy podczas ostatniej kampanii wyborczej, wystawiając kolegę Mariana Kowalskiego – silną zdecydowaną osobowość, a przy tym człowieka szerokich horyzontów, odpowiedzialności i mądrości politycznej Ta wspomniana wada narodowa jest oznaką niedojrzałości. Niedojrzałości, która w przypadku pojedynczego człowieka skutkuje głupimi decyzjami. W przypadku narodu skutkuje nieustannymi klęskami i przegrywaniem historii. Dlaczego tyle miejsca poświęcam tej kwestii? Dlatego, że nigdy dosyć przypominania co stanowi istotę polskiej Idei Narodowej. Istota ta jedynie w części jest zbiorem poglądów na historię, religię, tradycję, państwo, gospodarkę czy stosunki międzynarodowe. Druga, nieodłączna, integralna część naszej Idei, to organiczne podejście do Narodu. To swoisty psychologizm narodowy i pedagogika narodowa, która każe nam nieustannie pracować nad podniesieniem poziomu intelektualnego, biologicznego, moralnego i duchowego Polaków. Polska Idea Narodowa, nasza Idea, niesie nam przed oczy zadanie nieustannego zabiegania o naród silny i mądry. Naród ludzi silnej woli i charakteru. Mój wybór na funkcję Prezesa nie zamyka kwestii kształtowania przywództwa w Ruchu Narodowym. Przed nami wybory do innych ciał statutowych, do Rady Politycznej, Sądu Koleżeńskiego, Komisji Rewizyjnej. Później powołamy nowy Zarząd Główny. W kolejnych miesiącach będziemy organizować Zjazdy Regionalne, na których będziemy wybierać władze na szczeblu wojewódzkim. Będziemy tworzyć struktury lokalne, koła. Wszędzie, na każdym szczeblu działalności Ruchu Narodowego istnieje kwestia przywództwa. Która, powiedzmy to sobie otwarcie, jest przede wszystkim kwestią olbrzymiego wysiłku, pracy i odpowiedzialności, a nie jakiś specjalnych zaszczytów czy przywilejów. Zasada jaka przyświeca i musi nam przyświecać w kształtowaniu tego przywództwa, jest jasna i klarowna. Od początków, od pierwszych Marszów Niepodległości i porozumień. Od początków naszej drogi. Po pierwsze – stawiamy na ludzi ideowych, pracowitych i ofiarnych, którzy konsekwentnie kroczą drogą narodowej działalności. Po drugie – promujemy ludzi dobrze zorganizowanych, systematycznych, poukładanych. Takich, którzy wprowadzają porządek w otaczającej ich rzeczywistości. Po trzecie – opieramy działalność o ludzi odważnych, łączących siłę woli z osobistą rozwagą i mądrością. Ludzi, którzy rozwiązują problemy, zamiast ich przysparzać. Odrodzić Polskę to dobrze zorganizować naród i państwo. Zorganizować zaś naród i państwo może tylko potężna siła społeczno-polityczna, która sama będzie składać się z jednostek dobrze uformowanych. Tą siłą jest, tą siłą coraz bardziej się staje i tą siłą będzie w jeszcze większym stopniu w przyszłości, Ruch Narodowy. Idąc tropem myśli Romana Dmowskiego, musimy dziś z ogromną precyzją opisywać wyzwania stojące przed naszym narodem oraz twórczo je podejmować. Najważniejszymi dziś zagadnieniami w życiu Narodu, decydującymi o jego przyszłości, są dwie kwestie:
- przetrwanie i rozwój biologiczny, czyli przezwyciężenie obecnej katastrofy demograficznej i masowej emigracji Polaków poza granice
- oraz obrona, umocnienie i rozwinięcie tożsamości narodowej opartej o nasze tysiącletnie dziedzictwo kultury, tradycji i religii
Odpowiadając na te dwa wielkie wyzwania nasz naród musi się w XXI wieku zmierzyć w pierwszym rzędzie ze zjawiskiem neokolonializmu kulturowego, politycznego i gospodarczego, jaki dotknął Polskę po roku 89.
W dziedzinie kultury, obyczajów i zasad rządzących społeczeństwem musimy mocno trzymać się tradycji zakorzenionej w dziedzictwie cywilizacji łacińskiej. W autentycznym dziedzictwie Zachodu. Jednocześnie, patrząc i doświadczając tego, czym dziś emanują społeczeństwa zachodnie, jaki przekaz kultury i wartości niosą, musimy jasno i jednoznacznie powiedzieć: nie jesteśmy, nie chcemy być i nie będziemy takim Zachodem. Ta deklaracja przywiązania do fundamentów i kulturowej suwerenności musi być naszą konstytucją w nadchodzących latach i dekadach. Musimy iść tutaj „węgierskim tropem” i jednoznacznie podkreślać naszą odrębność od Zachodu w tym względzie. Dotyczy to również praktyki życia społecznego. Ruch Narodowy będzie dążył do tego, by za pomocą obostrzeń prawnych obciąć zagraniczne finansowanie tym wszystkim, którzy w Polsce szerzą ideologiczny i cywilizacyjny ferment, uderzający w nasze tradycje, obyczaje i religię. Tak jak państwo polskie zwalczało przed II wojną światową komunistyczną agenturę, tak dziś nasze państwo musi stanąć do walki z ideologiczną agresją idącą z zachodnich wylęgarni kulturowego marksizmu. Będziemy walczyć o promocję wartości, o budowę kultury opartej na polskich, chrześcijańskich podstawach. Podejmiemy walkę o przywrócenie należnego miejsca historii i nauczania literatury oraz kultury narodowej w polskim szkolnictwie. Powiemy również stop propagandzie unijnej w szkołach. Dwie dekady kosmopolitycznego prania mózgów to i tak zdecydowanie za dużo. W obronie naszej kulturowej, narodowej tożsamości i spoistości działamy również na innych polach. Dążymy do tego, by zesłańcy, którzy trafili na Syberię lub do Kazachstanu i ich potomkowie mogli wrócić do kraju. Sprzeciwiamy się przy tym masowej imigracji z obcych kręgów kulturowy i organizujemy akcję „Chcemy repatrianta a nie imigranta!” I mamy do tego pełne prawo! Mamy, jako naród będący gospodarzem w naszym kraju, prawo do decydowania o jego przyszłości, mamy prawo do decydowania o tym, kogo do Polski zapraszamy, a kogo nie. Nikt nie może nam tego prawa odmówić, nawet Komisja Europejska czy malowany prezydent Unii Donald Tusk czy jakikolwiek inny służący Angeli Merkel. Jeśli mowa o suwerenności, to trzeba powiedzieć jasno – powinnością polskiego rządu jest dziś wygrywać sytuację międzynarodową dla naszych korzyści. Jest działać zgodnie z zasadą, zgodnie z cnotą dobrze pojętego egoizmu narodowego. Hańbą jest widzieć polskie władze wysługujące się interesom niemieckim, ukraińskim, amerykańskim, rosyjskim czy jakimkolwiek innym. Dosyć tego! Znów trzeba przywołać węgierski przykład i wskazać, że w obecnym zwarciu pomiędzy Zachodem i Rosją, które ma miejsce na Ukrainie, Polska musi przede wszystkim zadbać o swoje bezpieczeństwo i interesy. Twardo kalkulując, twardo i skutecznie grając i nie mając żadnych złudzeń wobec żadnej ze stron konfliktu. Musimy dbać o naszą pozycję polityczną, dążąc, wraz z Węgrami, do uczynienia Grupy Wyszehradzkiej realnym podmiotem gry, występującym z podniesioną głową zarówno wobec Wschodu, jak i Zachodu. Musimy dbać o nasze interesy ekonomiczne, nie rzucając je na szali pustych gestów, które nie przynoszą żadnych realnych korzyści. Musimy dbać wreszcie o nasz wizerunek i prowadzić aktywną politykę historyczną, zwłaszcza tę dotyczącą XX wieku. Dotyczy to zarówno Niemiec, Rosji, jak i innych państw, w tym Ukrainy. Nie może być żadnej zgody na promocję ludobójczych formacji, odpowiedzialnych za śmierć i dramat setek tysięcy Polaków, przez naszych rzekomych sojuszników. A na terenie Polski symbolika banderowska powinna być ścigana na równie z symboliką nazistowską i komunistyczną. Do tego również będzie dążył Ruch Narodowy. Neokolonialne pęta, krępujące nam swobodny rozwój, to nie tylko kultura i polityka, ale nade wszystko gospodarka. Ruch Narodowy zdecydowanie odrzuca, modne w wielu środowiskach, jałowe a niekończące się spory dotyczące zaangażowania państwa w ekonomię. Zamiast nieustannego mielenia teorii, my mówimy: interes narodowy, głupcze! Polski pracodawca i polski pracownik mają o wiele więcej wspólnych interesów niż np. polski przedsiębiorca i obcy podmiot, zagraniczna korporacja. Kto tego nie pojmuje i próbuje debatę gospodarczą sprowadzać na jałowe tory etatystyczno-wolnościowych przepychanek, ten nic nie rozumie z wyzwań, przed jakimi stoi dziś Polska. Walczymy o polskiego rolnika i polską własność – mówimy „Polska ziemia w polskich rękach” i dążymy do konstytucyjnej ochrony ziemi. Sprzeciwiamy się zdecydowanie prywatyzacji Lasów Państwowych, które są naszym wielkim, wspólnym dobrem. Priorytetem polskiego gospodarowania powinno być, wzorem rozwiązań zastosowanych po II wojnie światowej w Korei Południowej, stworzenie szeregu bardzo silnych przedsiębiorstw i konsorcjów, które będą w stanie podejmować globalne wyzwania. To, oraz upowszechnienie drobnej własności wśród milionów Polaków, są nasze czołowe zadania. Musimy stoczyć bitwę o handel i bitwę o polskie instytucje finansowe. W tym celu dążyć będziemy do wprowadzenia podatku obrotowego i zastępowania nim podatku dochodowego. Zagraniczne sieci handlowe i banki mają płacić podatki w Polsce, jeśli chcą u nas działać. A jeśli nie zechcą tego robić – droga wolna, nie będziemy płakać. Zrobią miejsce polskim przedsiębiorstwom. Reformy wymaga państwo polskie, począwszy od najważniejszych rozwiązań ustrojowych. W trakcie kampanii wyborczej podkreślaliśmy konieczność wprowadzenia systemu prezydenckiego. Swój postulat podtrzymujemy, pomimo że prezydentem nie został najlepszy kandydat, czyli kol. Marian Kowalski. Polsce potrzeba silnego przywództwa, o czym mówiłem już wcześniej. Potrzeba personalnej odpowiedzialności za sprawowaną władzę i podejmowane decyzje. Na każdym szczeblu, od najwyższego poczynając. Potrzeba nam konstytucyjnych zmian chroniących naszą walutę, polską własność ziemi i kulturową tożsamość naszego narodu. Potrzebujemy zmian w ordynacji wyborczej, tak by służyła ona odnowieniu państwa, silnym rządom i wprowadzeniu świeżej krwi do polskiej polityki. Napawa mnie satysfakcją, że w ciągu ostatnich lat nasze postrzeganie rzeczywistości tak bardzo upowszechniło się w polskim społeczeństwie. Że powoli, ale konsekwentnie nasycamy polską przestrzeń publiczną narodowymi wątkami. Pamiętacie jaki zamęt i zgorszenie wywołało trzy lata temu moje hasło o „obaleniu republiki okrągłego stołu”? W minionych wyborach kandydaci posługujący się taką retoryką zdobyli niemal jedną trzecią głosów! Nie możemy sobie, koleżanki i koledzy, w tym gronie nie pogratulować wielu rzeczy. Choćby takich, jak współudział w zatopieniu Palikota i jego szajki. Nie było miasta, miasteczka czy wsi w Polsce, w którym tego siewcy wszystkiego co najgorsze, nie witaliby narodowcy. Dzisiejszy zwrot w stronę tożsamości, patriotyzmu i tradycji, jaki obserwujemy w młodym pokoleniu Polaków, jest w dużej mierze również naszą zasługą. Mamy prawo być z tego dumni. Choć nie jesteśmy jeszcze w parlamencie, to zmieniamy już od dłuższego czasu rzeczywistość społeczno-polityczną w Polsce. Teraz musimy postarać się o to, by narodowe poglądy, narodowe widzenie świata zagościło również na Wiejskiej. Zanim jednak dojdzie do wyborów parlamentarnych, czeka nas referendum 6. września. W referendum tym Ruch Narodowy będzie opowiadał się za reformami, które służyć będą rozbiciu okrągłostołowego układu politycznego i uformowaniu się nowej konfiguracji, która da Polsce siłę i podmiotowość. Dlatego będziemy opowiadać się za wprowadzeniem do ordynacji wyborczej JOW. Będziemy również opowiadać się za zmianą obecnego sposobu finansowania partii politycznych, konserwującego dotychczasowy układ i za korzystnymi zmianami dla podatników. Ruch Narodowy włączy się kampanię referendalną. Będziemy kładli nacisk na to, by dotrzeć do społeczeństwa z jak najszerszą informacją na temat systemów wyborczych. Będziemy prezentować różnorodne rozwiązania ustrojowe w całym świecie, w których obecne są JOW-y. A są to systemy najróżniejsze, co w obecnym czasie zostało uproszczone i zdeformowane w debacie publicznej wyłącznie do opcji zeo-jedynkowej. Jednym z takich ciekawych przykładów, o których się nie mówi, jest choćby system węgierski. Zajmiemy się edukowaniem społeczeństwa w obszarze, który jest przedmiotem wielu spekulacji i narastającej mitologii. Jeszcze raz serdecznie dziękując za wybór, chciałem na zakończenie ponownie przytoczyć słowa Romana Dmowskiego z jego wystąpienia „Polska jako wielkie państwo”. Ten fragment mówi o naszej odpowiedzialności. Nie tylko za Polskę, ale i za naszą cywilizację w jej bardzo szczególnym, trudnym momencie: „Wielkie, silne państwo polskie potrzebne jest nie tylko nam do naszego rozwoju narodowego, do urzeczywistnienia naszych celów i spełnienia naszych zadań. Niemniej jest ono potrzebne do utrwalenia pokoju, a z nim warunków wielkiej pracy cywilizacyjnej całej Europy” Czołem Wielkiej Polsce! >>...(źródło )
Marian Kowalski , kandydat na prezydenta RP Ruchu Narodowego „ Mówimy o konkretach. Na przykład - trzeba rozwiązać ZUS, przecież jak runie ta piramida finansowa, to dojdzie do katastrofy. Trzeba rozbroić tę bombę zegarową, póki nie wybuchnie z całą mocą. Nie można dłużej utrzymywać tworu, który hamuje rozwój naszej gospodarki.” ...(więcej )
Ważne Jerzy Targalski „ "To, kto będzie premierem i jaki będzie skład koalicji, jest sprawą wtórną, samo przejęcie władzy nie gwarantuje przeprowadzenia zmian, które oczywiście zależą od składu rządu, ale również od tego czy będzie dostatecznie dużo osób silnych we władzach. W dzisiejszych czasach wiele rzeczy zależy od spraw osobowościowych. Pozostaje pytanie czy w przyszłym rządzie będzie dostatecznie dużo osób o silnym charakterze" ...(źródło )
„Do tej pory uważano, że ministrami będą prawie wyłącznie posłowie. Teraz mówi się, a Beata Szydło potwierdza to w wywiadzie dla „wSieci”, że w skład nowej ekipy mogą wejść doradcy. I że mogą być zaprezentowani na konwencji programowej zjednoczonej prawicy (czyli PiS i jego koalicjantów) w Katowicach — na początku lipca. Głównym celem takiej operacji miałoby być uspokojenie tzw. finansowych rynków i kręgów biznesu „...(więcej )
Mój komentarz Warto zwrócić uwagę na słowa Targalskiego ,że samo zdobycie władzy przez PiS nie gwarantuje przeprowadzenia zmian. Że potrzebne są silne osobowości w rządzie PiS ma około 30 procent poparcia i wcale nie jest pewne , czy poświęcanie Kaczyńskiego. Macierewicza, a pewnie i Mariusza Kamińskiego coś da, bo taka bezideowość , gotowość do rzucania lewicowej gawiedzi najlepszych ludzi ujdzie uwadze innych wyborców .Przypomnę tylko że Duda zyskał w pierwszej turze tyle samo głosów , co Kaczyński,a druga turę wygrał przez przypadek ,bo dzięki temu że w tym samym czasie pojawił się radykalny ruch antysystemowy i zagłosował przeciw Komorowskiemu . Nie za Dudą, ale przeciw Komorowskiemu . I jak wynika z sondaży z powrotem odwrócił się od Dudy. I PiS powinien to przyjąć z pokorą do wiadomości . Nie jest dobrą rzeczą również podlizywanie się lichwiarstwu i pod ich kątem dobieranie ministrów i tworzenie rządu. Słabe przywództwo PiS , a takie będzie jeśli dojdzie do marginalizacji najtwardszych ludzi , typu Kaczyński , czy Macierewicz niczym dobrym się nie skończy .Wcześniej j , czy później tylko rozłamem . Słabe przywództwo to również ryzyko że nie dojdzie do koalicji z Kukizem. bo silni ludzie układu z PO zmanipulują ludzi Kukiza i sami wejdą z nimi w koalicję. Warto przeczytać wystąpienie Winnickiego ,w który sporo miejsca poświęcił kwestii przywództwa politycznego . Ten młody polityk Ruchu Narodowego ma więcej rozumu niż większość prominentnych karierowiczów z PiS Zobaczymy , co się będzie działo w sobotę, bo to już nie będą plotki , ani kontrolowane przecieki frakcji i różnego rodzaju lobby wewnątrz PiS. PiS potrzebuje silnego przywództwa i jasnego konkretnego programu , bo bełkot Szydło ,że żadnej rewolucji nie będzie , a jednie „ pozytywna zmiana „ już nikogo nie przekona Marek Mojsiewicz
Instynkt samozachowawczy razwiedki Nie jest dobrze. Jak powiadają gitowcy – bo oni powiadają nie tylko, że „wszystko gra i koliduje”, ale również inne rzeczy – na przykład, że pani premierzyca podobna jest do Penelopy. A ta cała Penelopa co? „W dzień szyje, a w nocy się pruje” – powiadają gitowcy, nawiązując w ten sposób do „Odysei”, tyle że po swojemu. W „Odysei” Homer twierdził, że Penelopa, nie chcąc spierać się z natrętnymi zalotnikami, w dzień tkała szatę, rzekomo na zaślubiny z którymś z nich, a w nocy ją pruła. Kto wie, czy i pani premierzyca nie próbuje w ten sposób grać na czas, przedłużając nie tylko agonię swego rządu, ale i agonię Platformy Obywatelskiej, która smrodem swego rozkładu zaczyna drażnić nawet delikatne nozdrza proroka mniejszego, jakim jest pan red. Jacek Żakowski. Widać, że i Salon zaczyna być tą całą Platformą zdegustowany, tym bardziej że przygotowana przez razwiedkę tratwa ratunkowa w postaci „Nowoczesnej.pl” pana Ryszarda Petru chyba w ogóle nie wypłynie. Najwyraźniej coraz mniej w Polsce frajerów, którzy jeszcze raz daliby nabrać się na pana prof. Balcerowicza, a zwłaszcza na „legendarnego” pana Frasyniuka. Inna rzecz, że skoro razwiedka próbuje w charakterze jasnego idola zaprezentować opinii publicznej taki park jurajski, to znaczy, że i u tajniaków mortus kadrowy. Nie tylko zresztą u tajniaków; właśnie „Gazeta Wyborcza” utyskuje na temat poziomu festiwalu piosenki w Opolu – że „smutne i żenujące”. Ale jakże ma być inaczej, skoro system podziału łupów doprowadził w przemyśle rozrywkowym do masowego wysypu przeraźliwych grafomanów i ich kopulantek, lansowanych („a potem lansował mnie przez dwie godziny”) w charakterze gwiazd? Co tu dużo gadać: gołym okiem widać degrengoladę i schyłek, z czego wnioski musi też wyciągnąć razwiedka. Rzecz w tym, że jak tak dalej pójdzie, to już niedługo zostanie postawiona w obliczu alternatywy: albo powystrzelać młodych Polaków w ulicznych rozruchach, a resztę wygonić za granicę na emigrację, albo odblokować narodowy potencjał ekonomiczny, choćby w postaci NEP-u, urządzonego w swoim czasie przez ministra Mieczysława Wilczka. Od razu trzeba przy tym zwrócić uwagę, że wystrzelanie i emigracja nie jest z punktu widzenia naszych bezpieczniackich okupantów w gruncie rzeczy żadnym wyjściem. Kto bowiem w takim razie będzie tu pracował, umożliwiając bezpieczniackim watahom ciągniecie korzyści z okupacji Polski? A jeśli nie będzie miał kto tu pracować, to znaczy, że razwiedka zostanie z milionami emerytów, z których przecież już niczego wycisnąć się nie da. Przeciwnie – to im trzeba będzie dawać, podobnie jak wyhodowanemu w międzyczasie politycznemu zapleczu systemu – no a z czego, pytam się ja was? Tak właśnie przemawiała do swoich generałów Caryca Leonida: „Nam nużno kuszat’, nużno brat’, no sprasziwaju was – od kogo?” Dlatego nadchodzi czas, gdy apelując do instynktu samozachowawczego razwiedki, można będzie podjąć próbę przekonania jej do odblokowania narodowego potencjału gospodarczego, zablokowanego w następstwie nieustannych nowelizacji ustawy Wilczka i przechwytywania coraz większego zakresu władzy nad wytwarzanym przez ludzi bogactwem. Bo jeśli ludzi zabraknie, to i władza na nic się nie przyda. Zauważył to w „Małym Księciu” Król zamieszkujący planetę. Wyjaśnił Małemu Księciu, że panuje nad starym szczurem, którego wprawdzie co pewien czas skazuje na śmierć, ale zaraz musi go ułaskawiać, bo w przeciwnym razie nie miałby już nad kim panować. Miejmy tedy nadzieję, że razwiedczykowie, podobnie jak cały RAZWIEDUPR, nie okażą się głupsi od premierzycy, która przypomniała sobie, że jak trwoga – to do Franciszka, któremu zawiozła prezent w postaci odroczenia głosowania nad zapładnianiem w szklance. Wyobrażam sobie, jaki klangor wybuchnie wśród wyzwolonych dam w Salonie, ale klangor klangorem, a w demokracji liczy się ilość. Tymczasem kiedy tylko wróciłem z Ameryki, zadzwonił do mnie pan poseł Dziedziczak, rozgoryczony mymi publikacjami, jakoby zgodził się na tworzenie w Sejmie proizraelskiego lobby. Pan poseł tłumaczył mi, że popiera Izrael w Palestynie, bo jak w Palestynie pójdzie coś nie tak, to Izrael zwali się nam na głowę tutaj. W obliczu takiej alternatywy lepiej kochać go na odległość. Jest w tym pozór logiki, bo na jakiej właściwie zasadzie Polska miałaby być wobec Izraela zobowiązana? Nich sobie w razie czego idzie choćby i do diabła, ale dlaczego akurat tutaj? Nie ma żadnego powodu, poza pragnieniem obrabowania Polski z tamtej strony i zepchnięcia w ten sposób naszego narodu do drugiej kategorii we własnym kraju. Być może RAZWIEDUPR wiąże z tym nadzieje, że Izrael powierzy mu misję trzymania w ryzach mniej wartościowego narodu tubylczego, podobnie jak w swoim czasie Stalin – ale w takim razie razwiedka rzeczywiście zasługiwałaby na to, żeby ją pozabijać. Zwróciłem ponadto panu posłowi uwagę, że izraelski prezydent Riwlin, w przeddzień swego przyjazdu do Warszawy na uroczystość otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich, udzielił wypowiedzi dla PAP, w której między innymi stwierdził, że „pamięta” zarówno o sprawie roszczeń, jak i o „złożonych obietnicach i podpisanych umowach”. Trochę zdziwiony zapytałem pana posła, dlaczegóż to nikt nie zainterpelował ministra spraw zagranicznych, kto, komu i jakiej treści obietnice w tej sprawie złożył, kto, z kim i jakiej treści umowy podpisał oraz czy i jakie z tego tytułu Polska przyjęła zobowiązania. Nie uzyskałem jasnej odpowiedzi, ale mam nadzieję, że choćby gwoli skonfundowania pana ministra Schetyny taka interpelacja powinna się przed wyborami pojawić – żebyśmy i my mieli lepsze rozeznanie, kto czym dyszyt, a przy okazji autorzy takiej interpelacji mogliby przypiąć sobie parę listków do wieńca sławy…
Stanisław Michalkiewicz
18 czerwca 2015 Wyjątkowo obrzydliwa akcja „Wyborczej”
1. We wczorajszym wydaniu „Gazety Wyborczej” ukazał się artykuł Jakuba Wątora pod znamiennym tytułem „Znikająca Dudapomoc. Sprawdziliśmy gdzie prezydent udziela porad prawnych”. Już w tytule dwa kłamstwa. Dudapomoc nie znika bo jest oferowana ciągle tylko w nowym miejscu i nie przez prezydenta Dudę, bo ten do 6 sierpnia jest zaledwie prezydentem – elektem, bez żadnych uprawnień. Piszę o tej obrzydliwej akcji „Wyborczej” ponieważ akcji Dudapomocy przyglądam się z bliska od wielu tygodni jako że jej pomysłodawcą jest mój kolega z Parlamentu Europejskiego, poseł Janusz Wojciechowski. Rzeczywiście akcja Dudapomocy została uruchomiona w prezydenckiej kampanii wyborczej ale została ona oparta na doświadczeniach pomocy prawnej jaką prowadzi od wielu lat biuro europosła Janusza Wojciechowskiego. To do jego biura zgłaszają się od lat setki ludzi pokrzywdzonych przez polskie sądy, prokuratury, administrację rządowa i samorządową, zwykli ludzie od których plecami odwróciło się polskie państwo, czasami tylko po to aby usłyszeć dobre słowo, żeby ktoś wysłuchał ich „historii”, bo na jakiekolwiek działania prawne jest już za późno. Poseł Wojciechowski nagłaśnia te problemy w TVP w programie Elżbiety Jaworowicz „Sprawa dla reportera”, czy w programie telewizji Polsat „Państwo w Państwie” i często te interwencje kończą się sukcesem, choć sprawy wydają się z gruntu beznadziejne.
2. Swoje doświadczenia w zakresie udzielania pomocy prawnej zwykłym ludziom poseł Wojciechowski zaoferował kilka miesięcy temu kandydatowi na prezydenta Andrzejowi Dudzie, z przekonaniem, że gdy ten zostanie wybrany na prezydenta, ta pomoc uzyska stempel człowieka wybranego przez Naród. Tak powstała właśnie Dudapomoc, która w kampanii wyborczej była świadczona w lokalu na ulicy Pięknej w Warszawie wynajętej ze środków finansowych sztabu Andrzeja Dudy. Świadczył ją osobiście europoseł Janusz Wojciechowski, pracownicy jego biura poselskiego ale także liczni woluntariusze w tym tak znani jak Pani Zofia Romaszewska, a ostatnio także prawnicy – połowie i senatorowie Prawa i Sprawiedliwości. Wraz z zakończeniem kampanii wyborczej skończyła się dzierżawa lokalu przy ulicy Pięknej i Dudapomoc została przeniesiona do siedziby Prawa i Sprawiedliwości na ulicę Nowogrodzką w Warszawie, interesanci są przyjmowani wręcz w „ruchu ciągłym”.
3. Ponieważ akcja Dudapomocy była od początku bardzo dobrze odbierana przez opinię publiczną, to już od pierwszego dnia jej uruchomienia dziennikarze sympatyzujący z prezydentem Komorowskim, za wszelką cenę chcieli ją zdyskredytować i ośmieszyć.Stąd przez pierwsze kilka dni w lokalu na ulicy Pięknej wręcz koczowali dziennikarze telewizji informacyjnych z kamerami po to tylko aby „złapać’ jakiegoś niezadowolonego, który byłby rozczarowany udzieloną mu pomocą.Nikogo takiego nie udało się znaleźć, choć biuro przyjmowało po kilkadziesiąt osób dzienne, zastawiono więc pułapkę 25 maja sądząc, że po wygranej Andrzeja Dudy, biuro będzie zamknięte, wszak kampania wyborcza się skończyła.Ale biuro działało i 25 maja i będzie działało dalej, aż będzie można je uruchomić już w Kancelarii Prezydenta po zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy w dniu 6 sierpnia.
4. Do tej pory biuro przyjęło ponad 2 tysiące różnych spraw, z których aż wylewa się niesprawiedliwość i opresyjność polskiego państwa wobec zwykłych ludzi, często w bardzo trudnej sytuacji życiowej.Pytany o jego skuteczność Dudapomocy europoseł Wojciechowski mówi tak „My pracujemy w hospicjum sprawiedliwości, a czasami nawet w prosektorium. Sprawy z którymi ludzie przychodzą, to są często sprawy zupełnie beznadziejne, sprawy sprzed lat, prawomocnie zamknięte ale niosące ze sobą poczucie niesprawiedliwości. Jest jednak nadzieja, że posłuży to zmianom w prawie. Niesprawiedliwość i krzywda nigdy nie może być ostateczna”.„Gazeta Wyborcza”, która przyznała prezydentowi Komorowskiemu tytuł „Człowieka roku” i nigdy go nawet nie zapytała czy jego Kancelaria zatrudniająca setki urzędników, pomogła przez 5 lat choć jednemu człowiekowi pokrzywdzonemu przez państwo, próbuje w ordynarnie obrzydliwy sposób zdyskredytować przedsięwzięcie świadczone od wielu tygodni przez woluntariuszy. Kuźmiuk
Czarnecki szykuje się na szefa MSZ w rządzie Beaty Szydło ? Ryszard Czarnecki „Niemcy to nasz wielki i ważny sąsiad. Od lat usiłowano nas przedstawiać jako partię antyniemiecką, co jest absurdem. Jesteśmy jednak za tym, aby wyraźnie definiować przedmioty sporu „...” Słowa „przewrót" w polityce zagranicznej unikałbym jak diabeł święconej wody. Nie należy używać języka, który może odstraszać naszych partnerów czy dawać amunicję naszym oponentom, którzy chcieliby zepsuć wizerunek nowej władzy w oczach europejskich partnerów. Ale trzeba wyciągnąć wnioski z błędów polityki zagranicznej tandemu Tusk – Sikorski. „...”Wystarczy więc po prostu korekta dotychczasowej linii?...Należy napełniać treścią hasła nigdy nierealizowane. Na przykład to, gdy Donald Tusk słusznie mówił, że Unia w kwestii Ukrainy powinna mówić głosem Polski, ale nic w tej sprawie nie zrobił. Trójkąt Weimarski, tak zachwalany w kwestii Ukrainy, okazał się papierową figurą geometryczną.”...”Jest zgoda, że Polska powinna współtworzyć politykę unijną i nie musi to być od razu zmiana traktatu. Nie musimy na to czekać, aby spowodować poprawę pozycji Polski. Sprawa pakietu klimatycznego jest dobrym przykładem. Polska go przyjęła, a następnie minister Andrzej Kraszewski określił go jako katastrofę. Po czterech latach Tusk musiał wetować jego ustalenia. Inny przykład: w wielu obszarach mamy płacić lub grozi nam płacenie kar w wysokości kilkudziesięciu tysięcy euro dziennie za niewdrażanie unijnych dyrektyw. To wynik tego, że nie reagowano wcześniej, na poziomie ich tworzenia. „...” Celem polskiej polityki powinno być też dążenie do ograniczania dwustronnych kontaktów naszych europejskich partnerów z Rosją na rzecz wspólnej polityki wobec Moskwy. „...”. Powinniśmy pracować z innymi członkami NATO, zwłaszcza z Niemcami, aby doprowadzić do zmiany ich stanowiska w sprawie pomysłu stałej obecności sił NATO bliżej Rosji. „...”Grupa Wyszehradzka to jeden z najcięższych grzechów zaniechania rządu Platformy. Bo jest jego winą, że nasi partnerzy nieraz czuli się lekceważeni czy pomijani. Tak było na przykład w przypadku pomocy unijnej dla Węgier przed kilku laty, kiedy Polska zachowała się jak wysłannik płatników netto do budżetu unijnego, zamiast poprzeć plan Budapesztu, nawet mało realny. Współpracę regionalną trzeba koniecznie reanimować mimo różnic w podejściu do Rosji. Trzeba, aby nasi partnerzy zrozumieli, że Trójkąt Weimarski nie jest alternatywą i na ołtarzu relacji z Niemcami czy Francją Polska nie będzie składać kontaktów z państwami naszego regionu. „...”Prezydent Duda mówił też o konieczności kształcenia nowych kadr dla MSZ. Mogło to zabrzmieć jak slogan PiS sprzed lat o odzyskaniu MSZ.Polityka zagraniczna nie lubi rewolucji, także kadrowych. Zmiany są faktem, chociażby ze względów demograficznych. Można oczywiście sięgać po nowych młodych i zdolnych ludzi, chociażby pracujących w licznych think tankach czy na uniwersytetach. Ale bez wstrząsów.”...”Podkreśla pan konieczność zmian w polityce zagranicznej, ale nie gwałtownych. Nie ma więc już także w pana obozie mowy o powstaniu z kolan (ten termin zrobił karierę dziesięć lat temu)?To piękna metafora, ale w ten sposób nie robi się polityki zagranicznej. Polityka zagraniczna nie jest obliczona na schlebianie określonemu elektoratowi. Musi być dobra dla kraju i skuteczna.”...rozmawiał Piotr Jendroszczyk (źródło )
Zamiast Dudy miał startować Czarnecki? Kaczyński zdradza: Było czterech kandydatów”...”Jarosław Kaczyński przyznaje w wywiadzie, że Andrzej Duda sprawdził się, bo byłzaprzeczeniem Bronisława Komorowskiego, na zasadzie porównania stary-młody, bierny-dynamiczny. Kiedy dziennikarze Gazety Polskiej podpytują prezesa PiS, jakich jeszcze kandydatów brał pod uwagę, podrzucają trzy inne nazwiska: Grzegorz Bierecki (senator i szef SKOK-ów), Ryszard Czarnecki (europoseł) i prof. Andrzej Nowak (historyk). Były cztery osoby i były rozważania w ścisłych i szczelnych gronach - opowiada Kaczyński, nie potwierdzając początkowo żadnego z nazwisk. - Były też badania socjologiczne dotyczące oceny tych kandydatów. No i było moje, chociaż nie od razu prezentowane, przeświadczenie, żenajlepiej by było, gdyby to był Andrzej Duda - dodaje. Ale w końcu przyznaje, że na giełdzie nazwisk pojawiło się nazwisko prof. Piotra Glińskiego, wcześniejszego "premiera technicznego" PiS. Prof. Nowaka nikt nigdy nie brał poważnie pod uwagę. Z całym szacunkiem i sympatią, uważam prof. Nowaka za jednego z najwybitniejszych polskich intelektualistów, ale ani przez chwilę i w żadnym razie nie był brany pod uwagę jako kandydat na prezydenta - zdradza Kaczyński. - A prof. Gliński był i wypadł tak samo dobrze jak Andrzej Duda Trudno było jednak przeciwstawić pana profesora Komorowskiemu jako symbol zmiany pokoleniowej.'...(źródło )
2014 rok Europoseł PiS Ryszard Czarnecki jest gotowy do udziału w wyborach prezydenckich. - Mój start jest bardzo prawdopodobny, jeśli partia podejmie taką decyzję - zadeklarował polityk.„...”Na antenie Radia Plus eurodeputowany znów poruszył kwestię prawyborów prezydenckich w PiS. Jak stwierdził, „nie ma żadnej wypowiedzi publicznej prezesa na ten temat, poza tą na konferencji gdy premier Kaczyński powiedział, że to ciekawy pomysł”.Polityk zapowiedział, że decyzję o tym czy takie prawybory się odbędą PiS podejmie po wyborach samorzadowych. Sam Czarnecki jest ich goracym zwolennikiem. Jako pierwszy zgłosił ten pomysł na łamach tygodnika „wSieci”. To według mnie okazja do pokazania alternatywy, programu PiS, okazja do pokazania osobowości. PiS jest bogaty ludźmi —argumentuje dziś polityk. Mój start w wyborach jest bardzo prawdopodobny, jeśli PiS podejmie taką decyzję. Jako zdyscyplinowany członek partii się podporządkuję „...”„Rz” informowała, że Jarosław Kaczyński, który długo rozważał pomysł przeprowadzenia prawyborów miał ostatnio zmienić zdanie w tej kwestii. Na posiedzeniu Komitetu Politycznego partii zapowiedział, że nazwisko kandydata wskaże sam.Czarnecki zaprzeczył też doniesieniom „Newsweeka”, jakoby Jarosław Kaczyński na tym samym posiedzeniu mówil o swoim odejściu z partii, jeśli PiS przegra wybory parlamentarne. Według Czarneckiego takie słowa nie padły.Przynajmniej ja tego nie pamiętam, PiS wygra wybory, a nie przegra. Ja takich słów sobie nie przypominam. Prezes wedle mojej pamięci takiej kwestii nie poruszał, wierzy w zwycięstwo w wyborach samorządowych i parlamentarnych— mówił w Radiu Plus Czarnecki.„Rz” twierdzi jednak, że prezes PiS rzeczywiście mówił o swoim odejściu, ale w innym kontekście. Nie miała być to zapowiedź poddania się w razie porażki wyborczej, ale ostrzeżenie dla członków partii, że jeśli listy parlamentarne będą równie słabe, co te do sejmików wojewódzkich, to on zostawi partię i jej problemy.” …...(więcej )
Witold Gadowski „ PiS powoli staje się siedliskiem wygodnie umoszczonej, partyjnej biurokracji, której dobrze jest tak jak jest. Za nic nie odpowiadają, dobre pensyjki biorą do kieszeni i kto chciałby to zmieniać. Jedynym problemem dla wielu prominentnych pisowców jest dziś …Jarosław Kaczyński!„...”Rację mają reżimowi analitycy – tak, jedynym problemem PiS jest jego lider. Przecież bez niego tak można by się fajnie dogadać i wspólnie umościć w hermetycznym ciepełku polskiej polityki„.( więcej )
2010 rok „ Dotarliśmy do najpilniej strzeżonej tajemnicy europosła Ryszarda Czarneckiego (47 l.). Okazało się, że polityk Prawa i Sprawiedliwości ma nie tylko nową żonę, co odkryliśmy kilka tygodni temu, ale także dwumiesięcznego synka – Stasia Czarnecki ma już dwóch synów z poprzedniego małżeństwa. Po raz trzeci tatą został w wakacje. Syn to owoc jego nowego związku.Jak już pisaliśmy,Ryszard Czarnecki w tym roku ożenił się z córką pierwszego polskiego kosmonauty Emilią Hermaszewską (36 l.). Polityk od początku utrzymywał to w wielkiej tajemnicy...( więcej )
2014 „Prezes PiS, Jarosław Kaczyński podejrzewa, że w jego partii szykowany jest spisek. Jak donosi "Newsweek" prezes uważa, że część polityków chce przejąć władzę w PiS. „...”"Newsweek „ twierdzi, że pierwszym krokiem 'spiskowców" ma być wystawienie kandydatury twórcy SKOK Grzegorza Biereckiego w prawyborach prezydenckich organizowanych przez PiS Tygodnik informuje, że w spisku mieliby uczestniczyć m.in. rzecznik PiS Adam Hofman, europoseł Ryszard Czarnecki. - Kto pierwszy zgłosił pomysł prawyborów? Ryszard Czarnecki. A kto go wspierał w kuluarach? Adam Hofman. To nie przypadek – zauważa jeden ze współpracowników Kaczyńskiego.Bierecki jednak zaprzecza jakoby miał startować w wyborach Tygodnik pisze, że drugim krokiem grupy miałoby być przejęcie kontroli nad finansami partii. Nieoficjalnie wiadomo, że PiS ma kłopot ze znalezieniem środków na nadchodzące wybory: samorządowe, prezydenckie i parlamentarne. Jednym z rozważanych rozwiązań jest zaciągnięcie kredytu. Oczywiście w SKOK-ach, gdzie jest już zadłużony sam prezes.” ….(więcej)
arosław Makowski „Walka o sukcesję”...”jeśli Jarosław Kaczyński przegra listopadowe wybory samorządowe, w szeregach PiS może pojawić się myśl: „Z Kaczyńskim jednak nie da się wygrać! I to nawet bez Tuska". A więc: Kaczyński jest za mocny, by PiS został zmarginalizowany, ale za słaby, by wygrywać wybory. Co więcej, goryczy klęski po ewentualnej porażce w wyborach samorządowych może dopełnić przegrana kandydata PiS w wyborach prezydenckich. Czyli: dziewiąta porażka z rzędu. A to oznacza, że tysiące działaczy zaczną kalkulować, że może jednak potrzebują innego lidera „....”Tęsknota
za nowym lideremKto pierwszy publicznie może dać sygnał do ataku na Kaczyńskiego, zacząć podważać jego przywództwo? Ci, którzy dziś z nadzieją wypatrują powrotu PiS do władzy. A więc prawicowi publicyści, od braci Karnowskich poczynając poprzez Łukasza Warzechę, a na Rafale Ziemkiewiczu kończąc.To publicyści, którzy mają już serdecznie dość pięknie przegrywającego przywódcy PiS. Nieraz już pokazywali, że czekają z utęsknieniem na nowego lidera prawicy. Gdy tylko bowiem po prawej stronie pojawiał się nowy projekt polityczny, prawicowa polityka i publicystyka zdradzała ekscytację, że oto w końcu rodzi się twór, który daje szansę na nowe otwarcie i wymarzone zwycięstwo. A przede wszystkim – na pogrążenie PO.”..”Tak przecież było, przypomnijmy, gdy pojawił się PJN, czyli – dla tych, którzy zapomnieli – Polska Jest Najważniejsza. To miała być nowoczesna prawica, która zabierze to, co dobre PiS, i całkowicie pogrąży PO. Ostatnio z podobnym entuzjazmem witany był projekt Polski Razem Jarosława Gowina. Na konwencji założycielskiej do boju zagrzewał zwolenników prawicowy publicysta Rafał Ziemkiewicz. Za Gowina trzymano kciuki i pompowano go przede wszystkim dlatego, że liczono, iż podzieli PO. Jak wiemy, nic z tych projektów nie zostało. „....”Oczywiście Jarosław Kaczyński chce zwycięstwa. By o nim myśleć, musi znosić i zacieśniać współpracę z Jarosławem Gowinem i Zbigniewem Ziobrą. O ile ten ostatni jest w szeregach PiS spalony, bo zdradził, o tyle Gowin zdradził, ale PO, zawiązując ostatecznie koalicję z PiS. Dziś lider Polski Razem jest bardziej pisowski niż niejeden stary pisowiec, choćby Joachim Brudziński. Walczy jako koalicjant Prawa i Sprawiedliwości, jak tylko potrafi, o legitymizację swojej tam obecności. „...(więcej )
rezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział swoje odejście, jeśli jego partia przegra przyszłoroczne wybory parlamentarne. Deklaracja padła na komitecie politycznym Prawa i Sprawiedliwości i, według relacji świadków, miała być ostrzeżeniem dla członków partii, którzy wywołują wewnętrzne konflikty, zamiast wspólnie pracować na rzecz zwycięstwa. „...”Jednak jak ustaliła "Rzeczpospolita" Kaczyński miał uświadomić władzom ugrupowania, że ma dość wewnętrznych wojen, które osłabiają listy i apelować o pracę na rzecz zwycięstwa, a jego deklaracja była groźbą, a nie zapowiedzią ucieczki.- Prezes na koniec komitetu powiedział, że omówione wcześniej listy kandydatów w wyborach do sejmików są słabe. Przekonywał, że jeśli taki sam błąd partia popełni za rok, gdy będzie wystawiać kandydatów do Sejmu, to PO znów będzie miała więcej posłów. Wtedy on nie będzie się dłużej walczył o poprawę jakości list, tylko zostawi partię i jej problemy - mówił gazecie jeden ze współpracowników Kaczyńskiego.- W partii są ludzie, którzy czekają na jego odejście, ale są też tacy, którzy zdają sobie sprawę, że bez niego PiS ma małe szanse na przetrwanie w tym kształcie - ocenia w rozmowie z "Rz" jeden z członków komitetu politycznego. Z kolei, według "Newsweeka", w Prawie i Sprawiedliwości niewiele osób wierzy w samodzielne zwycięstwo, a współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego polują na jego miejsce.Kaczyński zapowiedział również, że decyzje w sprawie kandydatów w wyborach prezydenckich podejmie zaraz po zakończeniu wyborów samorządowych. Nieoficjalnie mówi się o pięciu możliwych kandydatach: prof. Andrzeja Nowaka, prof. Piotra Glińskiego, europosłów Andrzeja Dudę i Ryszarda Czarneckiego oraz twórcę SKOK, senatora Grzegorza Biereckiego.”. ….(więcej )
Rząd wyszedł naprzeciw najbardziej radykalnym postulatom środowiskLGBT, które propagowano podczas ostatniej „parady równości”. Już w przyszłym tygodniu koalicja rządząca wraz z lewicą przegłosuje rządowy projekt ustawy legalizującej in vitro, który w ostatnim rozdziale, w art. 91 pkt 3 przewiduje wprowadzenie do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego art. 75¹ tworzącego możliwość uzyskania statusu prawnego ojca mężczyźnie względem obcego mu dziecka poczętego in vitro. W tym celu wystarczy, by matka surogatka nosząca ciążę z dzieckiem poczętym in vitro oświadczyła, że będzie on ojcem dziecka. Zgodnie z proponowaną w rządowym projekcie ustawy o leczeniu niepłodności treścią nowego art. 75¹ k.r.o., do uznania ojcostwa dziecka poczętego wskutek zabiegu sztucznego zapłodnienia wystarczy złożenie przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego dwóch oświadczeń. Jedno to oświadczenie matki surogatki, drugie zaś to oświadczenie mężczyzny, którego wskaże ona jako ojca. Sejm został o tym kontrowersyjnym rozwiązaniu poinformowany w opinii Sądu Najwyższego, którą jednak całkowicie zignorowała komisja zajmująca się tym projektem. W opinii SN czytamy, że rozwiązanie to „pozostawia wykreowanie rodzinnego stosunku prawnego ojcostwa pomiędzy osobami obcymi poza wszelką kontrolą”. Sąd Najwyższy w swej opinii wzywał Sejm do poważnego przemyślenia tego, czy rzeczywiście chce wprowadzać rozwiązanie kreujące „stosunek ojcowski mężczyzny, od którego dziecko nie pochodzi, który nie jest mężem matki w przypadku urodzenia dziecka wskutek zastosowania procedury medycznie wspomaganej prokreacji” (s. 15). W praktyce, projektowany przepis umożliwi uzyskanie prawnego statusu ojca mężczyźnie, który nie jest genetycznie spokrewniony z dzieckiem, na podstawie oświadczenia kobiety, którego prawdziwości nie sposób będzie zweryfikować.Jeśli art. 75¹ k.r.o. zostanie w przyszłym tygodniu uchwalony i wejdzie w życie, nic nie będzie stało na przeszkodzie, ażeby również mężczyzna niebędący partnerem matki mógł zostać przez nią uznany za ojca. W ten sposób tylnymi drzwiami wprowadza się do polskiego porządku prawnego instytucję macierzyństwa zastępczego (surogacji). Homoseksualiści zyskają bowiem prawne narzędzie pozwalające im na wytworzenie stosunku pokrewieństwa między nimi a dzieckiem matki-surogatki. Wystarczy, że złoży ona oświadczenie uznające danego homoseksualistę za ojca dziecka.”...(źródło )
Szeremietiew: Putin się przeliczył. „W Berlinie coś się zmieniło i tam relacje z Ameryką stały się ważniejsze”...”Rosjanie „przewieźli się” na Niemcach, a Władimir Putin przeliczył się sądząc, że Europa nie będzie umiała się zjednoczyć i utrzymać wspólnego stanowiska wobec Rosji „...”Gość programu „Świat” zwrócił uwagę, że „nie przypuszczano na Kremlu, że Europa - taka jaka jest - będzie w stanie utrzymywać sankcje wobec Rosji”.Jak zaznaczył ekspert w dziedzinie wojskowości, przyczyniła się do tego zmiana postawy Niemiec.W Berlinie coś się zmieniło i tam relacje z Ameryką stały się ważniejsze. Widać wyraźnie, że zmieniła się polityka Angeli Merkel, która kiedyś nie była tak twarda”...(źródło )
„Zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy do Pekinu na uroczystości zakończenia II wojny światowej we wrześniu to najważniejszy efekt wizyty ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetyny w Państwie Środka „..”Relacje z Chinami są niedoceniane przez nadwiślańską klasę polityczną. W ostatnich latach to Pekinowi bardziej zależało na współpracy z Warszawą. Chińczycy uznali, że nasz kraj jako największy w Europie Środkowo-Wschodniej będzie odgrywał rolę nieformalnego lidera regionu. Niestety polscy politycy nie pojęli znaczenia tej propozycji. W grudniu 2014 r. w Belgradzie odbył się szczyt 16 przywódców środkowoeuropejskich z premierem Chin Li Keqiangiem, ale zabrakło w nim najważniejszego z punktu widzenia Pekinu partnera – polskiej premier. Znawca Chin, Radosław Pyffel, nieobecność tę nazwał „zdumiewającym” i „poważnym dysonansem”. ...”Jedwabny Szlak zrewolucjonizuje w przyszłości geopolityczne stosunki za naszą wschodnią granicą. Pekin, rozszerzając swoje wpływy w kierunku zachodnim, zmarginalizuje Rosję. Już dziś skutecznie wypycha Moskwę z Azji Centralnej i rozbudowuje swoje przyczółki w krajach postsowieckich, na Ukrainie i Białorusi. Jest wielce prawdopodobne, że w ciągu kilku dekad, a w takim horyzoncie czasowym uprawiają politykę Chińczycy, stanie się głównym rozgrywającym w Europie Wschodniej. „...(źródło
Profesor Andrzej Nowak „Główna partia opozycyjna, z którą ja i wielu z nas wiążę nadzieje na przełom w nadchodzącym roku, mam wrażenie jest znużona i w pewnym stopniu przyzwyczajona do funkcjonowania w ramach wiecznej opozycji. Niestety odnoszę wrażenie, że wielu z członków PiS zostało wytresowanych przez ten system, w którym wolno pozostawać opozycji w swoim bezpiecznym getcie, w którym poza okresem wyborczym, kiedy ataki partii rządzącej są zaciekłe, jest wystarczający spokój aby te diety poselskie pobierać „...”Mamy powody nie tyle co do optymizmu, lecz do tego aby nie załamywać rąk. Powstaje silny nurt antyszkoły oficjalnej narracji mającej oduczyć Polaków bycia obywatelami.Mamy do czynienia z różnymi działaniami i inicjatywami, które starają się naszą wspólnotowość ratować. ….(więcej )
„politykiem, z którym dobrze się współpracuje jest Grzegorz Schetyna - powiedział w TOK FM Witold Waszczykowski rozważając sytuację, w której po wyborach parlamentarnych PiS miałoby zawrzeć koalicję z PO. „...”. Pytany o to, czy nie będzie to okazja do realizacji planów przez Pawła Kukiza, polityk PiS przyznał, że - jego zdaniem - Kukiz osiągnął pewien pułap, którego dalej nie przekroczy. Teraz będzie musiał ujawnić konkretny program i może się okazać, że nie wszystkim się on będzie podobał.”...” Jacek Żakowski zapytał o to, czy Prawo i Sprawiedliwość mogłoby stworzyć koalicję z Pawłem Kukizem. Witold Waszczykowski zaznaczył, że zależy to od tego, kogo Kukiz będzie miał obok siebie. Dodał też, że nie obejdzie się bez rozmów o jednomandatowych okręgach wyborczych, skoro tak wielu Polaków poparło ten pomysł. - Trzeba będzie wyjaśniać, że JOW-y wrócą nas do XVII wieku. Do posłów i ziem własnych, którzy będą się liczyli tylko z problemem elektoratu z danej dzielnicy - powiedział polityk PiS. Waszczykowski spytany o to, czy istnieje szansa na koalicję PO-PiS po jesiennych wyborach, odpowiedział, że "na dziś takiej opcji nie ma". Zaznaczył jednak, że w polityce nigdy nie należy mówić "nigdy". Zdaniem Waszczykowskiego, w Platformie jest kilku polityków, z którymi da się współpracować. Wymienił przy tej okazji Grzegorza Schetynę, mówiąc, że "zmienił on radykalnie funkcjonowanie ministerstwa spraw zagranicznych wobec opozycji" czy zaproponował prezydentowi elektowi, że może rezydować w pałacyku MSZ do momentu zaprzysiężenia.” ...(więcej )
Ważne Ryszard Czarnecki ”Prezydent Duda mówił też o konieczności kształcenia nowych kadr dla MSZ. Mogło to zabrzmieć jak slogan PiS sprzed lat o odzyskaniu MSZ.Polityka zagraniczna nie lubi rewolucji, także kadrowych. Zmiany są faktem, chociażby ze względów demograficznych. Można oczywiście sięgać po nowych młodych i zdolnych ludzi, chociażby pracujących w licznych think tankach czy na uniwersytetach. Ale bez wstrząsów.”...”Podkreśla pan konieczność zmian w polityce zagranicznej, ale nie gwałtownych. Nie ma więc już także w pana obozie mowy o powstaniu z kolan (ten termin zrobił karierę dziesięć lat temu)?To piękna metafora, ale w ten sposób nie robi się polityki zagranicznej. Polityka zagraniczna nie jest obliczona na schlebianie określonemu elektoratowi. Musi być dobra dla kraju i skuteczna. 2014 Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział swoje odejście, jeśli jego partia przegra przyszłoroczne wybory parlamentarne. Deklaracja padła na komitecie politycznym Prawa i Sprawiedliwości i, według relacji świadków, miała być ostrzeżeniem dla członków partii, którzy wywołują wewnętrzne konflikty, zamiast wspólnie pracować na rzecz zwycięstwa. „...”Jednak jak ustaliła "Rzeczpospolita" Kaczyński miał uświadomić władzom ugrupowania, że ma dość wewnętrznych wojen, które osłabiają listy i apelować o pracę na rzecz zwycięstwa, a jego deklaracja była groźbą, a nie zapowiedzią ucieczki.- Prezes na koniec komitetu powiedział, że omówione wcześniej listy kandydatów w wyborach do sejmików są słabe. Przekonywał, że jeśli taki sam błąd partia popełni za rok, gdy będzie wystawiać kandydatów do Sejmu, to PO znów będzie miała więcej posłów. Wtedy on nie będzie się dłużej walczył o poprawę jakości list, tylko zostawi partię i jej problemy - mówił gazecie jeden ze współpracowników Kaczyńskiego.- W partii są ludzie, którzy czekają na jego odejście, ale są też tacy, którzy zdają sobie sprawę, że bez niego PiS ma małe szanse na przetrwanie w tym kształcie - ocenia w rozmowie z "Rz" jeden z członków komitetu politycznego. Z kolei, według "Newsweeka", w Prawie i Sprawiedliwości niewiele osób wierzy w samodzielne zwycięstwo, a współpracownicy Jarosława Kaczyńskiego polują na jego miejsce.Kaczyński zapowiedział również, że decyzje w sprawie kandydatów w wyborach prezydenckich podejmie zaraz po zakończeniu wyborów samorządowych. Nieoficjalnie mówi się o pięciu możliwych kandydatach: prof. Andrzeja Nowaka, prof. Piotra Glińskiego, europosłów Andrzeja Dudę i Ryszarda Czarneckiego oraz twórcę SKOK, senatora Grzegorza Biereckiego.”. ….(więcej )
Mój komentarz Nie do uwierzenia wręcz ,że w PiS byli ludzie, którzy rozważali możliwość wystawienia jako kandydata partii, która odwołuje się do wartości katolickich rozwodnika. To byłaby chyba najwyższej próby kpina z Polaków. Na szczęście Kaczyński pokrzyżował plany lewackiej agentury i postawił na słabo znanego porządnego katolika, na Dudę .Bo gdyby kandydatem został Czarnecki i pewnie by przegrał to miałby szanse zostać premierem , gdyby Kaczyński zdecydował się samemu nie obejmować tego stanowiska Po przeczytaniu wywiadu Czarneckiego w Rzeczpospolitej odnosi się wrażenie ,że o polityce zagranicznej oraz o sprawach zmian personalnych w MSZ rozmawia przyszły minister spraw zagranicznych . O wybujałych ambicjach Czarneckiego oraz o wsparciu silnej koterii w PiS świadczy rozpaczliwy ruch Kaczyńskiego z Dudą ,by tylko zablokować Czarneckiego. Czarnecki chyba jednak nie odpuścił i taka teka szefa MSZ pewnie by mu " pasiła " Proszę zwrócić uwagę na oświadczenie Czarneckiego ,że PiS pozostawi MSZ i de facto duży obszar polityki w rękach ludzi Geremka , Tuska, Sikorskiego . Bo oświadczył że żadnych radykalnych zmian personalnych nie będzie. Czarnecki najbezczelniej w świecie podlizuje się ludziom Platformy. To po cholerę głosować na PiS, jeśli w takim MSZ dalej będą rządzić ludzie Platformy i Geremka A Polska naprawdę potrzebuje radykalnych zmian . I wyrzucenia lewaków i ludzi starego Układu ze wszystkich instytucji państwa , a już na pewno z MSZ. Marek Mojsiewicz
U progu ciekawych czasów Z obfitości serca usta mówią – powiada Pismo Święte. I rzeczywiście. Niedawno były premier Kazimierz Marcinkiewicz podczas przesłuchania u resortowej „Stokrotki” zeznał, że naszym nieszczęśliwym krajem rządzą „służby”, które w dodatku „robią, co chcą”. Pan Kazimierz Marcinkiewicz nie jest ani specjalnie wiarygodnym, ani specjalnie bystrym obserwatorem, ale przecież ziarenko prawdy może trafić się nawet ślepej kurze, więc cóż dopiero - byłemu premierowi rządu? Skoro jednak „służby”, czyli bezpieczniackie watahy „rządzą”, to co w takim razie robi rząd – na przykład zrekonstruowany właśnie rząd pani premierzycy? Wygląda na to, że rząd pani premierzycy piastuje jedynie powierzone mu przez „służby” tak zwane zewnętrzne znamiona władzy w postaci gabinetów, sekretarek, limuzyn, no i oczywiście związanej z tym forsy, do której najwyraźniej wszyscy się przyzwyczaili. Widać to choćby z wynurzeń pani Elżbiety Bieńkowskiej w rozmowie z bezpieczniakiem Wojtunikiem, że za 6 tysięcy złotych to pracuje tylko „idiota lub złodziej”. Ja bym tam pani Bieńkowskiej nie dał nawet 6 złotych, bo wydaje mi się, że jej praca nie jest tego warta – ale „służby” widać mają na ten temat inne zdanie i futrują ją pieniędzmi, aż człowiek się dziwi, gdzie w takim bądź co bądź niewielkim organizmie mieści się tyle forsy. Mniejsza zresztą o panią Bieńkowską, niech jej tam będzie na zdrowie, bo ważniejsze są przecież te „służby”, które według byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza, „rządzą” naszym nieszczęśliwym krajem.Według mojej ulubionej teorii spiskowej, punkt ciężkości władzy przesunął się w stronę „służb” i już tam pozostał w początkach stanu wojennego. Poszlaką na to wskazującą było internowanie Edwarda Gierka i jego pierwszego ministra Piotra Jaroszewicza. Nie dlatego przecież, by stwarzali oni jakieś zagrożenie dla ustroju socjalistycznego, czy sojuszów. Taka myśl nie przyszłaby do głowy ani Edwardowi Gierkowi, ani Piotrowi Jaroszewiczowi nawet w gorączce. Generał Jaruzelski zdecydował się ich internować, by przy pomocy takiej aluzji przekazać opinii publicznej ważną informację, że oto partia przestała się już liczyć i odtąd liczą się tylko „służby”, a najbardziej - wojskowy RAZWIEDUPR.Aliści w drugiej połowie lat 80-tych, kiedy po spotkaniu Michała Gorbaczowa z prezydentem Ronaldem Reaganem na Islandii okazało się, iż istotnym elementem ustanawianego właśnie nowego porządku politycznego w Europie będzie ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, bezpieczniacy, którzy dotychczas wysługiwali się sowieciarzom w zamian za możliwość pasożytowania na historycznym narodzie polskim, zaczęli przechodzić na służbę do państw, które wkrótce stały się nowymi sojusznikami Polski. Z tego powodu również bezpieczniacy nie są samodzielni w rządzeniu naszym nieszczęśliwym krajem. Oni tylko wykonują zlecenia swoich zwierzchników z państw poważnych, na służbę których się przewerbowali.Dlatego tak naprawdę Polską rządzą trzy stronnictwa: Stronnictwo Ruskie, które teraz zostało zepchnięte do głębokiej defensywy, ale oczywiście nie składa broni – Stronnictwo Pruskie, które teraz właśnie traci wpływy na rzecz gwałtownie reaktywowanego Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Widać to nie tylko po ostatnich przesunięciach na politycznej scenie, ale również choćby po niedawnej pielgrzymce pana ministra Schetyny do Izraela, gdzie – jak wynika z komunikatu końcowego - rozmawiał o wszystkim, tylko nie o wysuwanych wobec Polski majątkowych roszczeniach. Czyżby miał to już surowo zakazane? Tego wykluczyć nie można, bo państwa poważne mają wobec naszego nieszczęśliwego kraju swoje projekty, które tu realizują właśnie za pośrednictwem bezpieczniaków tworzących odpowiednie stronnictwa, a ci z kolei rano i wieczorem nakręcają panię premierzycę razem z frakcją psiapsiółek oraz innych Umiłowanych Przywódców, by ćwierkali z właściwego klucza.Dlatego też nic nie pomogą nawoływania pana profesora Krzemińskiego w „Gazecie Wyborczej”, by Platforma Obywatelska ponownie nawiązała więź z masami. O żadnej więzi Platformy Obywatelskiej z „masami” nie może być mowy, bo „masy” już straciły do niej cierpliwość. Nie pomogą jej nawet podejmowane przez pana ministra Siemoniaka gorączkowe próby przeflancowania się do Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, bo trudno będzie przelicytować konkurencję w nadskakiwaniu. W tej sytuacji losy naszego nieszczęśliwego kraju zależą od tego, czy Niemcy wytrwają w strategicznym partnerstwie z Rosją, czy też machną na nie ręką by – oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem – wziąć udział w montowanej przez Amerykanów antyrosyjskiej krucjacie. Co tu ukrywać – idą ciekawe czasy. Stanisław Michalkiewicz
19 czerwca 2015 Ponad 200 tys. hektarów polskiej ziemi sprzedanej tzw. słupom
1. W ostatnią środę w komisji rolnictwa Parlamentu Europejskiego był omawiany raport przygotowany przez Transnational Institute z Brukseli, dotyczący rozmiarów masowego wykupu gruntów rolnych w poszczególnych krajach UE w celach spekulacyjnych. Generalnie raport skupia się głównie na krajach Europy Środkowo – Wschodniej przyjętych niedawno do UE i pokazuje, że zjawisko wykupu ziemi rolnej przez cudzoziemców z roku na rok narasta. W raporcie wymieniono miedzy innymi Rumunię, gdzie około 10 % użytków rolnych znajduje się w rękach inwestorów z krajów trzecich, Węgry gdzie w drodze umów objętych tajemnicą handlową inwestorzy zagraniczni nabyli około 1 miliona hektarów, wreszcie Polskę gdzie głównie poprzez instytucję tzw. słupa, inwestorzy zagraniczni nabyli ponad 200 tysięcy hektarów ziemi rolnej.
2. Raport brukselskiego instytutu potwierdza powszechne przekonanie, że mimo obowiązującego w Polsce zakazu zakupu ziemi rolnej przez cudzoziemców na podstawie ustawy obowiązującej od 1 maja 2004 roku do 1 maja 2016 roku, która pozwala na taki zakup ale tylko po uzyskaniu zezwolenia MSW, trwa intensywny wykup polskiej ziemi na postawione osoby. Rządząca Platforma i PSL bagatelizują ten proceder, stwierdzając, że ma on charakter marginalny (tak przynajmniej wynika z corocznych sprawozdań składanych przez szefa MSW przed Sejmem), choć Najwyższa Izba Kontroli (NIK) w raporcie z 2013 roku dostrzega już jego powagę.
3. Przypomnijmy tylko, że NIK skontrolowała zakup państwowych nieruchomości rolnych przez cudzoziemców w latach 2011-2013 (do 30 kwietnia 2013 roku), a więc przez zaledwie 2,5 roku w trzech oddziałach Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR): zachodniopomorskim, dolnośląskim i mazowieckim i z jej raportu wyłania się przerażający obraz niekontrolowanej sprzedaży państwowej ziemi w szczególności cudzoziemcom głównie reprezentujących kapitał holenderski, duński i luksemburski. Najbardziej jaskrawo było widać ten proceder na terenie oddziału zachodniopomorskiego ANR, gdzie wprawdzie cudzoziemcy bezpośrednio nabyli zaledwie 23 hektary gruntów rolnych (na to trzeba zgody MSW) ale już spółki z mniejszościowymi udziałami kapitału zagranicznego nabyły przez ostatnie 2,5 roku w przetargach nieograniczonych blisko 3 tysiące hektarów państwowej hektarów ziemi (na to już nie potrzeba zgody MSW). Jakby tego było mało cudzoziemcy po nieskorzystaniu przez zachodniopomorski oddział ANR z prawa pierwokupu, nabyli udziały spółek, które były właścicielami około 4,6 tysiąca hektarów ziemi (na to także nie trzeba zgody MSW). MSW twierdzi więc, że problemu wykupu polskiej ziemi przez cudzoziemców nie ma, natomiast z raportu pokontrolnego NIK wynika, że jest on bardzo poważny, skoro zaledwie przez 2,5 roku na terenie jednego województwa w rękach cudzoziemców znalazło się blisko 7,6 tysiąca hektarów ziemi.
4. Raport NIK dotyczy tylko zakupu ziemi przez spółki z mniejszościowymi udziałami kapitału zagranicznego, a nie zakupów dokonywanych przez inwestorów zagranicznych na podstawione osoby fizyczne tzw. słupy, a skala tego procederu w Polsce ogłoszona na forum komisji rolnictwa PE, rzeczywiście poraża. Trudno się jednak dziwić skali tego zjawiska w Polsce, skoro Agencja Nieruchomości Rolnych (ANR), dysponująca zasobom ziemi będącej własnością Skarbu Państwa ma narzucany przez ministra finansów poziom dochodów wynoszący 1,5-2 mld zł rocznie, co oznacza, że urzędników Agencji nie interesuje kto nabywa polską ziemię w przetargach nieograniczonych ale raczej to, żeby nabywca kupował jak największe areały i możliwie po jak najwyższej cenie. Polscy rolnicy, którzy chcą powiększać swoje gospodarstwa z reguły nie są w stanie spełnić takich warunków narzucanych przez Agencję. W Sejmie od dwóch lat leży projekt ustawy w zasadzie uniemożliwiający zakup polskiej ziemi przez cudzoziemców po 1 maja 2016 i jednocześnie unieważniający wszystkie tzw. słupowe transakcje ale większość koalicyjna Platformy i PSL-u nie jest niestety zainteresowana jego uchwaleniem.Kuźmiuk
Kopacz między Bogiem a "Bogami" Rzadko zdarza mi się spadać z wrażenia ze stołka, i to jeszcze z powodu programu telewizyjnego, ale kiedy "Wiadomości" pokazały pierwsze posiedzenie rządu Ewy Kopacz w nowym składzie - byłem blisko. Niby to przypadkiem kamera uchwyciła, jak pani premier wita się z nowym ministrem zdrowia, profesorem Zembalą. "W imię Boże, zaczynajmy!" - powiedział pan minister do pani premier. "W imię Boże!" - zgodziła się pani premier i przybiła mu wobec milionów widzów piątkę. Cóż to nowy-stary rząd tak "w imię Boże" zaczyna? Drażnieniem biskupów obietnicą refundowania in vitro, na której spełnienie i tak nie ma kasy? Wprowadzaniem pod pozorem "leczenia niepłodności" prawa do adopcji dla par homo (tak, zostało to sprytnie zawarte w ustawie, którą koalicja niebawem przegłosuje - odsyłam do analizy instytutu "Ordo Iuris")? Przepychanie "związków partnerskich" albo jakiejś kolejnej lewackiej "konwencji" pod pozorem chronienia Polski przed przemocą, ubóstwem i wszystkimi siedmioma plagami unijnymi? O nie, to już nie ten etap. Teraz Platforma, na zewnątrz przynajmniej, się zrobiła pobożna nad wyraz, a już zwłaszcza pani Kopacz osobiście. Najwyraźniej "powrót do korzeni" oznacza nie tylko powrót na listy wyborcze "Miro" Drzewieckiego (A pan Sobiesiak - też? Sponsoruje? Uff, to jestem spokojniejszy), ale także powrót do czasów, gdy Donald Tusk uzupełniał na wybory kościelny ślub i modlił się na rekolekcjach w Tyńcu, a inni platformersi pod przewodem marszałek Radziszewskiej pielgrzymowali do Matki Boskiej Trybunalskiej z nominacją na Patronkę Sejmu. Rzecz wydaje się samobójcza, bo przecież jedyną emocją, która ożywia zwolenników PO, jest dziś emocja - taka zresztą typowo "murzyńska", kolonialna - wrogości do Kościoła i religijności. Bo marzące o awansie na "europejczyków" tutejsze białe czarnuchy odruchowo uznają w nich istotę polskości, tego dławiącego ich "obciachu", który chcieliby z siebie zmyć i wyrwać. Wystarczy poczytać tak modne ostatnio listy otwarte lemingów do Partii albo ich internetowe fora czy profile. Nie ma tam deklaracji "popieram PO, bo jest dobra" - wyłącznie "zagłosuję na PO, bo Duda chodzi do Kościoła, bo nienawidzę Rydzyka, bo jak wygra PiS to każe wszystkim biegać na pielgrzymki i będzie wsadzać do więzienia za seks". Kiedy leming chce krótko zdefiniować wrogów albo naubliżać im, używa przymiotnika "katolicki". Nawet Muzeum Powstania Warszawskiego (i same Powstanie) złe jest dlatego, że "katolickie". Czy pani Kopacz zastanowiła się, jak ten jej najtwardszy elektorat się czuje, widząc ją całującą papieski pierścień? Ba, ją jak ją, ale ten Misiu Kamiński wpity ustami w dłoń papieża tak intensywnie, jakby usiłował mu przez rękę wyssać mózg (zresztą sądząc po ostatniej encyklice niewykluczone, że mu się udało)? Pewnie się zastanowiła, ale doszła do logicznego wniosku, że chorzy z nienawiści do Kościoła i tak na nią zagłosują, bo nie mają na kogo innego, a demonstracyjną pobożnością zapunktuje u katolickiej większości. Lenin powiadał, że aby być dobrym bolszewikiem, trzeba sobie uświadomić, na jak bezgraniczną pogardę zasługuje istota ludzka. Platformę Obywatelską w kształcie obecnym, czyli ten "miastowy peezeel", w jaki "inicjatywę trzech tenorów" przekształcił Tusk, też cechuje bezbrzeżna pogarda dla wyborców. Trzeba naprawdę gardzić ludźmi, by wierzyć, że można ich kupić tak tanio. Że się powie "szacun" i już będą głosy młodzieży. Że się powie "w imię Boże" i już katolików się ma w kieszeni. Że po ośmiu latach wypychania całego pokolenia na śmieciowe umowy i śmieciowe dyplomy obieca się jakąś tam ustawę, program, dopłaty do miejsc pracy, i ciemny lud to kupi i będzie zachwycony. A jak się doda jeszcze kolejne nowe otwarcie, kolejną rewolucję legislacyjną i kolejne "nowe twarze", to już w ogóle. I tak wracamy do punktu wyjścia, czyli do nowej twarzy PO - wspomnianego już profesora Zembali, prezentowanego przez wypasione publicznymi pieniędzmi media jako ucznia i następcę wielkiego Religii, którego pamiętacie, drodzy wyborcy, z filmu "Bogowie". Z pozoru manewr świetny. Cyniczny do wyrzygania - kto jeszcze pamięta, jak PO polowała na Religę do tego stopnia zajadle, że użyto nawet pod lipnym pretekstem "aresztu wydobywczego" dla doktora Pinkasa, aby wymusić na nim jakieś obciążające Religę zeznania? - ale kto by się przejmował drobnomieszczańską przyzwoitością, gdy grozi odsunięcie Partii od koryta. Skoro pionier polskiej kardiologii i transplantologii z nami, któż przeciwko nam? No cóż, okazało się, że jeśli ktoś tak bardzo chce być ministrem, że gotów przyjąć to stanowisko w sytuacji rozpadu władzy, na zaledwie kilka miesięcy przed wyborami, to lepiej się go strzec. Profesorowi wystarczyły trzy dni, by już kilkakrotnie strzelić sobie i ekipie, której wizerunek miał uratować, w kolana. Najpierw ogłosił swoim sztandarowym projektem tzw. podatek Religi, czyli przeznaczenie na ratownictwo medyczne części składki OC. Oczywiście, przez cztery miesiące pozostałe do wyborów taka zmiana nie ma szans przejść nie tylko przez parlament, ale nawet przez tzw. uzgodnienia międzyresortowe, więc można zapowiedź traktować tylko jako element wizerunkowego picu - ale właśnie co z niej dla wizerunku wynika?
Jeśli "haracz Religi", jak to nazwała Ewa Kopacz wnosząc przed laty jako nowy minister zdrowia o jego likwidację, był dobry, więcej, jeśli w ogóle Religa był taki wspaniały, jak się go teraz celem podpromowania Zembali maluje, to po diabła przez osiem lat jedliśmy tę żabę, czyli tolerowaliśmy rządy w resorcie Kopacz i Arłukowicza? Trudno też uznać za zręczną zapowiedź nowego ministra, że będzie ministrem tylko trzy dni w tygodniu, a zwłaszcza, że co tydzień będzie wizytował różne placówki służby zdrowia, by zapoznawać się z ich problemami (czyli że ich nie zna?). No, a już iście feudalna wypowiedź, że gdyby w gliwickiej klinice, gdzie prof. Zembala dyrektoruje już od 20 lat, ktokolwiek zastrajkował, natychmiast zostanie wyrzucony z pracy, porównywalna się wydaje w skutkach rażenia z idiotami pracującymi za sześć tysięcy wicepremier Bieńkowskiej. Zwłaszcza że padła w kontekście obrabowanych z dodatków za nadgodziny pielęgniarek z Wyszkowa. Wygląda na to, że w wizerunku spodziewanego wizerunkowego mesjasza kontekst "Bogów", kardiologicznego mistrzostwa i pomagania ciężko chorym, przegrywa już po kilku dniach z wizerunkiem typowego przedstawiciela trzęsącego polską służbą zdrowia lobby ordynatorsko-profesorskiego. Tego lobby, które często uważane jest za jeden z jej głównych problemów. Bo czy takim ludziom jak prof. Zembala - na bok odkładając jego niewątpliwą biegłość w wykonywanym zawodzie - zależy na zmianie układu, w którym jest, de facto, udzielnym księciem na państwowym szpitalu i aparaturze, w niejasny sposób powiązanym z latyfundiami prywatnymi? Nikt rozsądny nie będzie mu zazdrościł zarabianych milionów, któż ma je zarabiać, jeśli nie lekarz, który doszedł w transplantologii do mistrzostwa - ale każdy przyzna, że układ, w którym do państwowych szpitali trafia się przez prywatną praktykę ordynatora, jest chory. A myślenie: "jakby mi tu kto zastrajkował, to na zbity pysk z dnia na dzień!" trudno wytłumaczyć inaczej, niż jako oznakę przesiąknięcia feudalną mentalnością. Na dodatek, zamiast przeprosić pielęgniarki, okazać im odrobinę empatii, choćby udawanej, i zwekslować, że miał na myśli moralną niedopuszczalność odchodzenia od łóżek pacjentów, nowy minister idzie w zaparte, a za nim, chcąc nie chcąc, cały rząd, zapisując hurtem kolejną grupę społeczną do PiS i Kukiza. Jeśli do tego dodać drobniejsze wtopy - jak wyznanie innego nowego ministra, że propozycję objęcia stanowiska dostał nieoczekiwanie krótko przed ogłoszeniem nominacji, co zadaje kłam zapewnieniom i samej premier, i jej rzeczniczki, że nie było żadnej paniki ani łapanki, i wszyscy nowi ministrowie dogadani byli jeszcze przed odwołaniem poprzedników - to można jedynie przypomnieć obserwację, tylko z pozoru banalną, jakiej był dokonał Włodzimierz Czarzasty w czasach, gdy z jego partią działo się dokładnie to samo, co teraz z PO: "Jak nie idzie, to nie idzie". W sensie: jak już się latami pudrowana fasada zaczyna sypać, to się sypie, cokolwiek by robić. I zaklinanie "w imię Boże" rzeczywistości oraz pielgrzymki - nie pomogą. Nawet gdyby pani premier pojechała nie tylko do Watykanu, a do samej Jerozolimy, i obiecała tam koronację Chrystusa na Króla Polski.
Co skądinąd, zważywszy, że w obecnej sytuacji i elektorat Grzegorza Brauna staje się dla PO łakomym kąskiem, wcale by mnie już nie zdziwiło. Rafał Ziemkiewicz
Razwiedka w obliczu alternatywy Nie jest dobrze. Jak powiadają gitowcy – bo oni powiadają nie tylko, że „wszystko gra i koliduje”, ale również inne rzeczy – na przykład, że pani premierzyca podobna jest do Penelopy. A ta cała Penelopa co? „W dzień szyje, a w nocy się pruje” - powiadają gitowcy, nawiązując w ten sposób do „Odysei”, tyle, że po swojemu. W „Odysei” Homer twierdził, że Penelopa, nie chcąc spierać się z natrętnymi zalotnikami, w dzień tkała szatę, rzekomo na zaślubiny z którymś z nich, a w nocy ją pruła. Kto wie, czy i pani premierzyca nie próbuje w ten sposób grać na czas, przedłużając nie tylko agonię swego rządu, ale i agonię Platformy Obywatelskiej, która smrodem swego rozkładu zaczyn a drażnić nawet delikatne nozdrza proroka mniejszego, jakim jest pan red. Jacek Żakowski.
Widać, że i Salon zaczyna być ta całą Platformą zdegustowany tym bardziej, że przygotowana przez razwiedkę tratwa ratunkowa w postaci „nowoczesnej.pl” pana Ryszarda Petru chyba w ogóle nie wypłynie. Najwyraźniej coraz mniej w Polsce frajerów, którzy jeszcze raz daliby nabrać się na pana prof. Balcerowicza, a zwłaszcza – na „legendarnego” pana Frasyniuka. Inna rzecz, że skoro razwiedka próbuje w charakterze jasnego idola zaprezentować opinii publicznej taki park jurajski, to znaczy, że i u tajniaków mortus kadrowy. Nie tylko zresztą u tajniaków; właśnie „Gazeta Wyborcza” utyskuje na temat poziomu festiwalu piosenki w Opolu – że „smutne i żenujące”. Ale jakże ma być inaczej, skoro system podziału łupów doprowadził w przemyśle rozrywkowym do masowego wysypu przeraźliwych grafomanów i ich kopulantek, lansowanych („a potem lansował mnie przez dwie godziny”) w charakterze gwiazd? Co tu dużo gadać; gołym okiem widać degrengoladę i schyłek, z czego wnioski musi też wyciągnąć razwiedka. Rzecz w tym, że jak tak dalej pójdzie, to już niedługo zostanie postawiona w obliczu alternatywy: albo powystrzelać młodych Polaków w ulicznych rozruchach, a resztę wygonić za granicę na emigrację, albo odblokować narodowy potencjał ekonomiczny, choćby w postaci NEP-u, urządzonego w swoim czasie przez ministra Mieczysława Wilczka. Od razu trzeba przy tym zwrócić uwagę, że wystrzelanie i emigracja nie jest z punktu widzenia naszych bezpieczniackich okupantów w gruncie rzeczy żadnym wyjściem. Kto bowiem w takim razie będzie tu pracował, umożliwiając bezpieczniackim watahom ciągniecie korzyści z okupacji Polski? A jeśli nie będzie miał kto tu pracować, to znaczy, że razwiedka zostanie z milionami emerytów z których przecież już niczego wycisnąć się nie da. Przeciwnie – to im trzeba będzie dawać, podobnie jak wyhodowanemu w międzyczasie politycznemu zapleczu systemu – no a z czego, pytam się ja was? Tak właśnie przemawiała do swoich generałów Caryca Leonida: „Nam nużno kuszat’, nużno brat’ - no sprasziwaju was - od kogo?” Dlatego nadchodzi czas, gdy apelując do instynktu samozachowawczego razwiedki można będzie podjąć próbę przekonania jej do odblokowania narodowego potencjału gospodarczego, zablokowanego w następstwie nieustannych nowelizacji ustawy Wilczka i przechwytywania coraz większego zakresu władzy nad wytwarzanym przez ludzi bogactwem. Bo jeśli ludzi zabraknie, to i władza na nic się nie przyda. Zauważył to w „Małym Księciu” Król, zamieszkujący planetę. Wyjaśnił Małemu Księciu, że panuje nad starym szczurem, którego wprawdzie co pewien czas skazuje na śmierć, ale zaraz musi go ułaskawiać, bo w przeciwnym razie nie miałby już nad kim panować. Miejmy tedy nadzieję, ze razwiedczykowie, podobnie jak cały RAZWIEDUPR nie okaże się głupszy od premierzycy, która przypomniała sobie, że jak trwoga – to do Franciszka, któremu zawiozła prezent w postaci odroczenia głosowania nad zapładnianiem w szklance. Wyobrażam sobie, jaki klangor wybuchnie wśród wyzwolonych dam w Salonie, ale klangor – klangorem, a w demokracji liczy się ilość. Tymczasem kiedy tylko wróciłem z Ameryki, zadzwonił do mnie pan poseł Dziedziczak, rozgoryczony mymi publikacjami, jakoby zgodzi się na tworzenie w Sejmie proizraelskiego lobby. Pan poseł tłumaczył mi, że popiera Izrael w Palestynie, bo jak w Palestynie pójdzie coś nie tak, to Izrael zwali się nam na głowę tutaj. W obliczu takiej alternatywy lepiej kochać go na odległość. Jest w tym pozór logiki, bo na jakiej właściwie zasadzie Polska miałaby być wobec Izraela zobowiązana? Nich sobie w razie czego idzie choćby i do diabła, ale dlaczego akurat tutaj? Nie ma żadnego powodu, poza pragnieniem obrabowania Polski z tamtej strony i zepchnięcia w ten sposób naszego narodu do drugiej kategorii we własnym kraju. Być może, ze RAZWIEDUPR wiąże z tym nadzieje, że Izrael powierzy mu misję trzymania w ryzach mniej wartościowego narodu tubylczego, podobnie jak w swoim czasie Stalin – ale w takim razie razwiedka rzeczywiście zasługiwałaby na to, żeby ją pozabijać. Zwróciłem ponadto panu posłowi uwagę, że izraelski prezydent Riwlin, w przeddzień swego przyjazdu do Warszawy na uroczystość otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich udzielił wypowiedzi dla PAP, w której między innymi stwierdził, że „pamięta” zarówno o sprawie roszczeń, jak i o „złożonych obietnicach i podpisanych umowach”. Trochę zdziwiony zapytałem pana posła, dlaczegóż to nikt nie zainterpelował ministra spraw zagranicznych, kto, komu i jakiej treści obietnice w tej sprawie złożył, kto, z kim i jakiej treści umowy podpisał oraz czy i jakie z tego tytułu Polska przyjęła zobowiązania. Nie uzyskałem jasnej odpowiedzi, ale mam nadzieje, że choćby gwoli skonfundowania pana ministra Schetyny, taka interpelacja powinna się przed wyborami pojawić – żebyśmy i my mieli lepsze rozeznanie, kto czym dyszyt, a przy okazji autorzy takiej interpelacji mogliby przypiąć sobie parę listków do wieńca sławy.
Stanisław Michalkiewicz
20 czerwca 2015 Gazprom ułoży dwie kolejne rury na dnie Bałtyku
1. W tym tygodniu na dorocznym Międzynarodowym Forum Gospodarczym w Petersburgu, Gazprom podpisał z trzema wielkimi firmami z Europy Zachodniej list intencyjny o zbudowaniu dwóch nowych nitek gazociągu Północnego po dnie Morza Bałtyckiego.List intencyjny z Gazpromem podpisali niemiecki koncern E.On, austriacki koncern paliwowy OMV i brytyjsko-holenderski koncern Shel, a wyniku realizacji ma powstać spółka zajmująca się budową, w której tak jak to rosyjska firma praktykuje, będzie miała ona 51% udziałów.Dwie nowe nitki będą miały przepustowość wynoszącą 55 mld m3 gazu i mają powstać do końca 2020 co oznacza, ze 4 nitkami Gazociągu Północnego, Rosja będzie zdolna wyeksportować 110 mld m3, co oznacza że w ten sposób będzie trafiać na Zachód ponad 2/3 rosyjskiego eksportu gazu do krajów UE.
2. Jednocześnie na tym samym Forum ministrowie energetyki Rosji i Grecji podpisali porozumienie o budowie przez terytorium tego kraju gazociągu nazywanego Tureckim Potokiem (wcześniej w Turcji Rosja podpisała podobne porozumienie z tym krajem).Ten z kolei gazociąg o długości 1100 km, ma biec z Rosji pod nie Morza Czarnego (najprawdopodobniej będzie się składał z dwóch nitek), a następnie przez terytorium Turcji i właśnie Grecji (inwestycję na terytorium Grecji ma sfinansować jeden z rosyjskich banków).Na granicy Turcji i Grecji ma być wybudowany tzw. hub czyli punkt odbioru gazu dla tych krajów UE, które będą chciały korzystać z rosyjskiego gazu dostarczanego na Południe Europy.Tym gazociągiem Gazprom będzie w stanie dostarczać do Europy Zachodniej kolejne 50 mld m3 gazu i w ten sposób Gazociągiem Północnym i Tureckim Potokiem, może dopłynąć do wszystkich krajów UE i Turcji, cały eksport rosyjskiego gazu na Zachód.
3.Przypomnijmy tylko, że do budowy gazociągu Północnego Gazpromowi udało się zaangażować jako udziałowców wielkie koncerny niemieckie, francuskie i holenderskie, choć przedsięwzięcie to na Zachodzie Europy, było uznawane za bardzo kontrowersyjne głównie w sensie ekologicznym.Z jaką determinacją ta inwestycja była przygotowywana i realizowana zarówno przez Rosję jak i przez Niemcy widać było po politykach, którzy zostali w to przedsięwzięcie zaangażowani. Wystarczy wymienić byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera, czy byłego premiera Finlandii Paavo Lipponena.Jakiś czas temu szwedzki dziennik „Dagenes Nyheter”, korzystając z materiałów portalu WikiLeaks napisał, że Rosja wykorzystała pieniądze, służby specjalne oraz politykę i polityków żeby przeforsować budowę Gazociągu Północnego, wręcz wymuszając w krajach skandynawskich brak sprzeciwu wobec tej inwestycji. Podobnie oddziaływano na państwa nadbałtyckie i niestety nasz kraj Polskę.Niestety żadnej oficjalnej reakcji instytucji unijnych na tę publikację nie było, co więcej okazało się, że Gazociąg Północny dzięki zaangażowaniu polityków niemieckich, nie jest objęty tzw. III unijnym pakietem energetycznym, co oznacza, że na zawsze, dostęp do przesyłu tą rurą mają tylko Rosjanie i Niemcy.
4. Teraz mimo nałożonych na Rosję sankcji w tym także tych dotyczących zablokowania dostarczania Rosji nowoczesnych technologii do wydobycia i transportu ropy i gazu wielkie zachodnie firmy angażują z wieloletnie projekty inwestycyjne z rosyjskim Gazpromem. Realizacja tych inwestycji oznacza, że Rosjanom nie będą za kilka lat potrzebne gazociągi na Ukrainie i najprawdopodobniej eksport gazu na Zachód przez terytorium tego kraju ustanie zupełnie. Ponadto niepotrzebny może być już Gazpromowi także przebiegający przez Białoruś i Polskę Gazociąg Jamalski, którym ta firma eksportuje do Europy Zachodniej około 30 mld m3 gazu w tym 3 mld m3 do Polski. Konsekwencja w oskrzydleniu przez Rosję, Ukrainy i Polski jeżeli chodzi o dostawy gazu do Europy Zachodniej jest doprawdy zadziwiająca, a udział w tym przedsięwzięciu wielkich koncernów zachodnich w tym głównie niemieckich dostarczających do nich technikę i technologię bardzo wymowny. Kuźmiuk
Zawaliła się stodoła *Kartoflisko: zamiast banku – bauer! * Rząd Kopacz - piroga czy latryna? Nowy wyciek z tajnych służb * Skończyć z ględzeniem zastępczym! „Tu, gdzie dzisiaj jest ściernisko, będzie kiedyś San Francisco, a tu gdzie to kartoflisko – będzie stał mój bank!” – śpiewali radośnie bracia Golcowie. Śpiewali tak chyba w dobrej wierze: wierząc, że znajdzie się wreszcie w Polsce jakaś siła polityczna, która wdroży w gospodarce wolny rynek zamiast spodstolnego kapitalizmu kompradorskiego ( tylko dla złodziei ze spodstolnej sitwy-siuchty i ich klienteli). O ile mi wiadomo, żaden z braci Golców nie dorobił się jednak własnego banku, nie mówiąc już o setkach tysięcy innych młodych ludzi: jedni na umowach śmieciowych, inni nawet pracują w bankach, ale też: raczej golcy na pensji, niż samodzielni bankierzy. Bracia Golcowie żyją z drobnego show-businessu (o ile nie zainwestowali zapobiegliwie w jakiś drobny biznesie). Plotkarskie media informują, że zarobili 3 miliony złotych. Żeby jednak założyć w Polsce najskromniejszy bank trzeba na „dzień dobry” wyłożyć co najmniej miliard złotych ( licząc nader optymistycznie). Pokażcie mi ino młodego człowieka w Polsce spodstolnej, który dorobił się własnego banku... Ha,ha,ha!... Od czasu do czasu, tu i ówdzie, widzę wokół supermarketów i gdzie indziej dyskretne szyldy: „Pożyczki. Żagiel”. Kuna i Żagiel? Sam już Żagiel? A gdzie Kuna?...No ale Kuna i Żagiel to stare, tajne służby, a nie bezrobotna, pełna inicjatywy i dobrych chęci młodzież. Nawet państwowy Narodowy Bank Polski, którym zarządza p.Marek Belka (szczęśliwy posiadacz aż dwóch bezpieczniackich ksywek) też jest chyba bardziej partyjny, niż „państwowy”, przynajmniej sadząc z rozmowy p.Belki z p.Sienkiewiczem, nagranej przez którąś z tajnych służb „U Sowy”. Którą? Ba! W rządzie PO/PSL nikt tego nie wie, podobnie jak nikt nie wie, co jest na pozostałych jeszcze taśmach, na których nagrano coś koło 100 prominentów „obozu rządzącego”, dzisiaj w stanie upadłości. Na kogo padnie kolejna ujawniona taśma?... Kto już robi w portki ze strachu?...Wobec takiej „niewiadomej” – co tu się dziwić, że z pirogi zwanej „obozem rządzącym” wyrzucani są teraz kolejni „murzyńscy chłopcy” na pożarcie krokodylom. Jakież to zabawne: z ministrami rządu tuskokopaczowego – „europejczykami” pono! – dzieje się jak z murzyńskimi chłopcami: pozbywamy się zbędnego balastu. Won do szamba! Bo porównanie z pirogą nie jest tutaj trafne; nasuwa się zgoła inne. Któż nie zna trywialnej, ludowej zaśpiewki: „Zawaliła się stodoła, zawalił się sracz”?... Zawalił się „obóz rządzący” (stodoła), i jego rząd (sracz). Deska sedesowa daje jeszcze jakieś oparcie p.Kopacz, ale poświęcani chłopcy spadają w szambo: chlup, chlup – i tylko smród. Człowiek honoru prędzej dałby się pożreć krokodylom... Toteż rządy gówniarzy z PO/PSL, wspierane długo przez „zdystansowanych” dzisiaj gówniarzy z SLD i żydowskiego lobby politycznego, nie dały młodzieży polskiej nawet własnego „kartofliska” (a co tu myśleć o bankach...): wszystko wskazuje, że gdy w przyszłym roku skończą się dopłaty z UE – obsiane i zaorane dla unijnych dopłat „kartofliska i ścierniska” przejdą na własność brukselskich złodziei i ich pieszczochów. Przyjdzie bauer!...A zagraniczne banki ściągną sobie z ciężko pracujących Polaków haracz płynący z długu publicznego. Pani komisarz Bieńkowska, w nagranej rozmowie, jest szczera i precyzyjna. „Kto zarabia dzisiaj w Polsce 6 tysięcy złotych, albo idiota, albo złodziej” – powiada. 6 tysięcy złotych to pospolita pensja w biurokracji rządowej: idiotów tam raczej nie ma, więc pozostawaliby złodzieje... Mamy w Polsce ponad 400 tysięcy takich wesołych posad, garb datujący się jeszcze od „charyzmatycznego premierostwa” Buzka. W nagrodę dostał posadę w Brukseli, całkiem jak ostatnio Tusk za swe zasługi: w demontażu państwa polskiego?... Niezły ściek, ta Bruksela... Tymczasem gówniarstwo z „obozu rządzącego” próbowało oskarżyć prokuratora generalnego, p.Seremeta, o „wyciek materiałów z prokuratury”. Materiały jednak nie „wyciekły z prokuratury”- nie ma na to żadnych dowodów; wyciekły raczej od „pokrzywdzonych” ( nagranych „U Sowy”) lub ich pełnomocników procesowych. I raczej nie „wyciekły” – tylko kontynuowana jest operacja tajnych służb (czy tylko rodzimych, czy działających na zlecenie służb zagranicznych?) podmiany „obozu rządzącego” inną formacją. Sprowokowana przez Baraka Obamę sytuacja w Ukrainie (próba wstawienia nogi w już-już domykające się drzwi strategicznego partnerstwa Berlina i Moskwy) spowodowała wzrost znaczenia w Polsce Stronnictwa Amerykańsko-Izraelskiego. Czy upadek rządów gówniarstwa z PO/PSL wskutek afery podsłuchowej nie jest aby funkcją tej amerykańskiej prowokacji? Dopóki Waszyngton będzie się upierał przy tej nodze wstawionej w drzwi ( a nie jest wcale pewne, czy będzie się upierał d ł u g o...) – czas pracuje dla PiS i skupionej wokół opozycji. Owszem, jeśli upór Waszyngtonu trwać będzie długo - ten czas można dobrze wykorzystać w interesie polskim: przede wszystkim dla pozyskiwania dla Polski statusu kraju przyfrontowego, jakim cieszy się Izrael na Bliskim Wschodzie ( Izrael dostaje na przykład od Waszyngtonu 4 miliardy dolarów rocznie, które natychmiast lokuje na procent w bankach amerykańskich; na razie by nas to zadowoliło...) i trwalszej amerykańskiej obecności militarnej w Polsce. Oczywiście wystawiamy się w zamian na ryzyko pierwszego uderzenia – dlatego dodatkowo możemy żądać od Waszyngtonu oficjalnego odcięcia się od żądań finansowych złodziei z przedsiębiorstwa holocaust, popieranych ostatnio oficjalnie przez rząd Izraela. I co ważne, bardzo ważne: takie stanowisko wobec Waszyngtonu nie powinno być prezentowane w dyplomatycznych „dyskrecjach” i „poufnościach”, „my sobie gadamy, a na zewnątrz cisza”! Takie stanowisko polskie powinno być u p u b l i c z n i o n e i n a g ł o ś n i o n y medialnie, jako o f i c j a l n e s t a n o w i s k i o n o w e g o r z ą d u, zwłaszcza, że mamy już nowego prezydenta. Gdyż tu nie ma żadnych tajemnic, koń jaki jest - każdy widzi, Polacy dobrze już wiedzą, o co toczy się międzynarodowa gra wokół Polski i jakie kombinacje z czyjej strony są możliwe. Polska opinia publiczna ma wiedzieć, bez niejasności i niedomówień, czego bronić chce polska władza, przed kim bronić, i jak bronić. Jeśli obawy przed upublicznieniem prawdziwych polskich racji stanu i prawdziwych dla niej zagrożeń miałyby być nadal skrywane przed opinią publiczną dotychczasowym „ględzeniem zastępczym” rozmaitych politycznych i medialnych gówniarzy – to na nic cała „podmianka”, chociaż stwarza pewną szansę. Na nic odwoływanie się do Narodu, do wspólnoty kultury, źródeł i korzeni – jeśli nowa władza miałaby uznać się za mądrzejszą od dzisiejszej samowiedzy Polaków. Takie „mędrkowanie” da co najwyżej kolejną mutację podziału na „my” i „oni”, a rozbudzone nadzieje pogrążyć może szybko w nowym kryzysie zaufania. Marian Miszalski
Firma Monika Olejnik na tropie KRUS Subotnik Ziemkiewicza Stara przedwojenna zasada aktorska powiada – nieważne, czy cię recenzują dobrze czy źle, ważne, żeby cię wymienili z nazwiska. W dobie dzisiejszego medialnego szumu wydaje się ona jeszcze trafniejsza niż kiedykolwiek, dlatego z iście ewangeliczną wyrozumiałością odnoszę się do wszelkiego rodzaju hejterów, nawet tych rozpowszechniających o mnie oczywiste oszczerstwa – chcą czy nie, oni też pracują na moją popularkę i dochody. Za to, że użyję cytatu z przedwojennego kabaretu’ „ja gardzę takie typy”, co usiłują obślinić mnie aluzją, sugestią, insynuacją, z jakiegoś powodu – może procesowego? – nie adresując jej po nazwisku. To mnie irytuje na tyle, że na podsumowanie tygodnia, w którym podobne przypadki zdarzyły się dwa razy, złamię z tej irytacji jedną ze swych publicystycznych zasad i poświęcę tekst osobistym porachunkom. Z góry czytelników przepraszam, ale mam pewną nadzieję, że sprawa, którą przy okazji poruszę, a która stanowi środowiskowe tabu, zaciekawi ich. Pierwszy z tych wypadków, dodam tytułem usprawiedliwienia, jest na dodatek bardzo pilny. Dotyczy bowiem pana Piechocińskiego, który, jak wieść niesie, w najbliższych już godzinach stanie się „byłym”. A „byli” – jak ja ich za to uwielbiam, swoją drogą! – to mają do siebie, że wszystko wiedzą i wszystko doskonale rozumieją, a już szczególnie to, czego zupełnie nie rozumieli wtedy, gdy rządzili i za to odpowiadali. Na razie jednak, w chwili gdy piszę poniższe słowa, pan Piechociński jest jeszcze wicepremierem i przewodniczącym PSL, więc trzeba mu oczywiste sprawy tłumaczyć jak przysłowiowej krowie na rowie. Pozwalam sobie więc panu wicepremierowi wyjaśnić, że gdy w radiowym wywiadzie użala się nad dziwnym statusem prawnym rolnika w Polsce, a szczególnie nad kryterium „rolniczości” stosowanym w tzw. ubezpieczeniach społecznych, i pozwala sobie zakończyć swe światłe wywody okrzykiem „Korwin Mikke i pewien znany redaktor won z KRUS!” – to wychodzi na kompletnego idiotę. Bo to pan, panie Piechociński, jest odpowiedzialny za krytykowane przez siebie przepisy, i to pańska partia od lat staje na uszach, aby ich nie zmieniono. A sprawa jest prosta jak drut. To że „znany redaktor”, czyli ja właśnie, ale też Korwin, ale też przygarść dziennikarzy i co najmniej kilkudziesięciu artystów (z tych, którzy publicznie o tym mówili, pamiętam Michała Żebrowskiego oraz Monikę Strzępkę i Pawła Demirskiego) w świetle polskiego prawa jest rolnikami, wynika z prawnej definicji, iż rolnikiem jest ten, kto jest właścicielem ziemi. Choćby jego „gospodarstwo rolne” było w istocie działką rekreacyjną. Nie podoba się panu? To pan to do cholery zmień. Nikt inny nie jest bardziej władny to zrobić. Niech prawo zdefiniuje rolnika jako tego, który się z produkcji rolniczej utrzymuje – i po kłopocie. Nie jestem w stanie policzyć, ile razy o tym pisałem, namawiając do takiej zmiany. W końcu o tym, że jestem dla tego sklerotycznego państwa rolnikiem wiedzą wszyscy ode mnie właśnie. A jestem nim nie dlatego, że mi na tym KRUS jakoś specjalnie zależy, ale dlatego, że utrzymując się wyłącznie z honorariów autorskich i posiadając ziemię orną jestem ustawowo zmuszony (!) właśnie w ten sposób realizować obowiązek „ubezpieczenia społecznego”. Nie mam etatu, bo nie chcę, nie zarejestrowałem swego pisania jako działalności gospodarczej, wyjaśnię w tym tekście dlaczego, a tych paręnaście hektarów mam i nie pozwalam im leżeć odłogiem, więc z mocy przepisów wychodzi tak, jak wychodzi. Śmie pan mieć do mnie pretensje, że stosuję się do prawa, którego wy sami bronicie jak niepodległości (a w istocie bardziej, bo, nie czarujmy się, niepodległość to widać że wam wisi nacią)? Nie wiem, czy więcej w tym bezczelności, czy głupoty. A dlaczego takie prawo obowiązuje? Bo gdyby rolnikiem był nie ten, kto ma ziemię, ale ten, kto produkuje, to rolnicy musieliby składać deklaracje o dochodach. Można by ich wtedy objąć podatkiem dochodowym. A to byłby problem nie tyle dla rzeszy ledwie-z-ziemi-żyjących małorolnych z przysłowiową jedną krówką i jedną kurą na zagonie, o których troska jest tu oficjalnym pretekstem – ale przede wszystkim dla wsiowych krezusów z „peezelu”. I dla dużej części posłów, senatorów i zaprzyjaźnionych biznesmenów tej partii. Jeśli pan Piechociński tego nie rozumie, to trzeba w ocenie jego potencjału intelektualnego przyznać rację pani Bieńkowskiej. Do jakiegoś tajemniczego znanego redaktora w KRUS nawiązała też aluzyjnie Monika Olejnik. „Znam pewnego dziennikarza, który udaje rolnika i jest w KRUS”, pochwaliła się w rozmowie – cokolwiek na wyrost, aż tak znowu blisko, żeby mogła się tym szczycić, się nie znamy – a z kontekstu wynikało, że to jakiś przekręt, cwaniactwo i kombinowanie. Chce pani o tym porozmawiać, pani redaktor? Zdaje się nie, skoro posługuje się mętnymi aluzjami, zamiast otwarcie wyartykułować, do kogo pije. Ale jak i tak skorzystam z zaproszenia. Zacznijmy od pytania – a czy pani Olejnik jest dziennikarką? Bo wedle mojej wiedzy – nie. Jest przecież, formalnie, przedsiębiorcą. Jednoosobową firmą „Monika Olejnik”. To nie pani Monika, dziennikarka, siedzi przy mikrofonie albo przed kamerą, tylko firma. Prawda? Gdyby to była Monika Olejnik osoba fizyczna, to by musiała płacić podatek dochodowy w wysokości 14 839 pln 02 gr plus 32 proc. od zarobków ponad 85 528 zł rocznie, który to próg, sądząc choćby po jej szpilkach (nie wymawiam, ale moi sąsiedzi z Kujawsko-Pomorskiego mają równowartość jednej takiej pary na utrzymanie całej rodziny przez półtora miesiąca) szybko przekracza. I nie mogłaby sobie od tego nic odliczyć tytułem tzw. kosztów uzyskania. Nic, ani gronia, bo byłoby to honorarium autorskie, czyli płatność z tytułu umowy o dzieło z przeniesieniem praw autorskich. Owszem, kiedyś przed laty to się opłacało i pewnie wtedy pani Monika była dziennikarką a nie firmą. Ale PO wywalczony jeszcze przez Stefana Żeromskiego 50-cioprocentowy koszt uzyskania na honoraria autorskie zniosła, i nie zastąpiła go mniejszym, 30-procentowym, stosowanym do dziś w wypadku zwykłych umów-zleceń, tylko możliwość odliczania jakichkolwiek kosztów, powyżej pewnej stałej, niskiej kwoty zarobku, zlikwidowała totalnie. W ten sposób honorarium autorskie stało się najwyżej w III RP opodatkowanym rodzajem dochodu, i nic dziwnego, że wszyscy, nie tylko dziennikarze, ale także naukowcy i artyści od niego uciekają, stając się formalnie lipnymi przedsiębiorcami. Bo kiedy taka na przykład pani Olejnik występuje jako Firma Monika Olejnik, co z punktu widzenia publiczności niczym się nie różni, to wystawia firmie, w której wystąpiła, rachunek i płaci od tego samego dochodu podatek liniowy 19 proc. Co więcej, w miarę inwencji swojego księgowego oraz tolerancji urzędu skarbowego (zmiennej) ma prawo sobie przeróżne wydatki „wrzucać w koszty”. Być może nawet koszt zakupu niezbędnych do wykonywania firmowych usług strojów – tego nie wiem – ale na pewno czynsz, rachunki, benzynę etc. Jeśli panią redaktor mierzi że dziennikarz „udaje rolnika”, to wypadałoby się wytłumaczyć, w czym lepsze jest udawanie przez dziennikarza przedsiębiorcy? Pani Olejnik powie, że niska składka i objęcie bezpłatnym ubezpieczeniem zdrowotnym to miała być forma pomocy państwa dla ubogich rolników (bogatych przy okazji też) a nie dla dobrze sytuowanych dziennikarzy. Słusznie. A 19-proc. podatek liniowy dla przedsiębiorców miał służyć zachęcaniu ich do zatrudniania pracowników, tak to tłumaczył, wprowadzając go, premier Leszek Miller. Czy firma Monika Olejnik zatrudnia kogoś poza nią samą? A inne podobne firmy? Piszę o czymś powszechnym – państwu się zdaje, że w serialu czy reklamie występuje aktor taki-nie-taki, a wcale nie, to występuje Firma Aktor. Że tu czy tam coś wygłasza, pisze albo egzaminuje jakiś profesor, a to też Firma Profesor. Prawie wszyscy dziennikarze, może poza garstką weteranów, mających z przyzwyczajenia etaty, to nie dziennikarze, tylko firmy. Duża oszczędność, ale nie pozbawiona wad. Państwo się zapewne spytają – skoro to takie opłacalne, to dlaczego autor niniejszego subotnika trzyma się dziwacznego statusu piszącego rolnika, zamiast też założyć firmę, zoptymalizować podatek o połowę i wrzucać sobie w koszta? Frajer? Nie, ja po prostu mam inne priorytety. Zaciskam zęby i płacę wiadomym synom – w ubiegłym roku z tytułu podatku dochodowego było to 130 tysięcy pln, bo miałem czelność wydać bestseller, a za to socjalistyczne państwo karze z całą bezwględnością – nie dlatego, żeby zachować ten przywilej, że zamiast 1200 złotych miesięcznie kradną mi na „ubezpieczenie społeczne” tylko niecałe 900 na kwartał (a pani redaktor-firma pochwali się, ile podatku zapłaciła?) bo od razu widać, że to żaden zysk, ale dlatego, że kiedy jest się firmą, to w każdej chwili może człowiekowi wleźć do domu jedna z czterdziestu inspekcji i nałożyć dowolną karę. Może też mu urząd skarbowy naliczyć za parę lat wstecz jakieś dodatkowe opłaty, bo urzędnikowi zmieniło się po czasie widzimisię, co jest kosztem, a co nie, i co odliczać można, a czego nie wolno. Oczywiście – jeśli władza zechce wobec kogoś okazać złośliwość. W tym rzecz, że ja z góry to zakładam, bo sam lubię różnym ważniakom okazywać złośliwość i ich wkurzać. Więc horrendalny podatek muszę odżałować jako koszt swojej niezależności. Ale jeśli ktoś, jak na przykład pani redaktor Olejnik, złośliwy jest głównie wobec opozycji, to bycie firmą wydaje się rozwiązaniem bezpiecznym. Bo, skoro już żeśmy dotknęli tego tabu, o którym tzw. liderzy opinii trzymają zmowę milczenia, przerywaną ewentualnie tylko mętnymi aluzjami do „udawania rolników” (widzicie więc Państwo, dotrzymuję słowa, że z dzisiejszych osobistych porachunków coś wyniknie) patologia, której tu dotykamy, nie jest moim zdaniem bez wpływu na zachowania gwiazdorów dziennikarstwa i innych celebrytów. Ja płacę ten KRUS, niski, płacę podatek od honorariów autorskich, horrendalnie wysoki, płacę nawet abonament RTV, i z tym wszystkim każdy może mnie pocałować dokładnie tam, gdzie szynkarza Paliveca ze „Szwejka”. Ale wyobrażam sobie, że dla kogoś, kto – jak pono Tomasz Lis od TVP – za program bierze 90 tysięcy „na firmę” widmo owych czterdziestu kontroli albo choćby tylko umiarkowanie upierdliwego urzędu skarbowego musi straszne. Podobnie, jak dla aktora-celebryty, który poprztala jako firma w licznych serialach i ma akurat dobrą passę do reklam. Albo tzw. inteletualisty, który jako firma konsumuje krajowe i zagraniczne granty. Myślę, że ma to wpływ na lizusostwo niektórych dziennikarzy wobec obecnej władzy i ich paniczny strach przed zmianą. Szczególnie w wypadku tych, którzy na opozycję nawylewali prze ostatnie lata cysterny pomyj i boją się zemsty. I że ta sytuacja bardzo wzmacnia skłonność różnych sław do gorliwego wspierania rządzącego układu, mimo całej jego zgnilizny. No bo, trudno coś mówić na pewno, ale niejeden sobie na pewno pomyślał, że gdyby Duda nie wygrał wyborów, to milicjanci narąbanemu panu Danielowi tylko by zasalutowali albo jeszcze odeskortowali go grzecznie do celu podróży. A na co sobie organa, nawet bez żadnej zachęty PiS-u, zaczną pozwalać, jak obecna „waadza” przerżnie i w parlamencie? „Ach, strach, strach, rany boskie…” Nie mam złudzeń, rządzące III RP elity polityczne celowo naprodukowały patologii i celowo starały się w nich umoczyć każdą grupę zawodową z osobna i wszystkie razem. Także w tych dotyczących podatków i zatrudnienia. KRUS, który praktycznie jedyny się jako ich przykład wymienia, nie jest bynajmniej patologią jedyną ani największą – tyle, że miastowym akurat łatwo tylko tę zauważać. Czy można mieć pretensje do dziennikarzy, artystów czy tzw. intelektualistów że chcą żyć i dostosowują się do idiotycznego prawa, udając przedsiębiorców, choć przecież nimi nie są, tak, jak i ja nie jestem w ścisłym sensie rolnikiem? Nie. W państwie patologicznym jako dziennikarz nie mam dobrego wyboru, albo władza będzie miała na mnie bat, albo ponosić muszę koszty swojej niezależności. Ja swojego wyboru nie ukrywam i nie widzę powodu, żeby ludzie-firmy, jak chcą sobie powycierać uszminkowane usta moim „krusownictwem” (bo z jakiegoś powodu mają z nim straszny ból pleców, choć w swojej sytuacji ludzi-firm nic złego nie widzą) robili to za pomocą aluzji do jakiegoś nie określonego z nazwiska „znanego redaktora”. Rafał A. Ziemkiewicz
W służbie jazgotu i ciszy W naszym nieszczęśliwym kraju każdego dnia dowiadujemy się o ważnych wydarzeniach. Na przykład najważniejszym wydarzeniem zakończonego właśnie Festiwalu Piosenki w Opolu była bójka, jaka za kulisami stoczył pewien gwiazdor z pewnym menażerem. Nawiasem mówiąc, za pierwszej komuny, kiedy cenzura kneblowała swobodne dyskusje, jedynie festiwale piosenki stwarzały sposobność do wygadania się. Koneserzy dokonywali drobiazgowych, wyrafinowanych analiz poszczególnych piosenek, w swoich recenzjach wznosząc się na szczyty publicystycznej finezji. Teraz – nic z tych rzeczy – bo wprawdzie nie ma cenzury, ale też i w piosenkach nie ma niczego, co warto byłoby recenzować. Jedna w drugą są przykładem przeraźliwej grafomanii. Na przykład: „gdzieś na skraju drogi pośród pól / wszystko bierze zwycięzca albo nic / tak mówią inni lecz nie ty / bo kochać i żyć / mieć w życiu cel umiałeś.” To jest pozycja wyróżniona nagrodą, więc cóż dopiero mówić o pozostałych? W tym wszystkim prawdziwa jest jedynie forsa – i o nią właśnie biją się gwiazdy za kulisami. Tedy festiwal w Opolu zakończył się efektowną bójką, a jakby tego było za mało, to właściciel słynnej restauracji „Pod Pluskwami” nosi się z zamiarem jej zamknięcia z powodu krzywdy, jakiej doznał w następstwie spisku zawiązanego przez kelnerów na zgubę III Rzeczypospolitej. Okazało się, że nagrane zostały nie tylko rozmowy, ale i czyny – konkretnie zaś czyny nierządne w postaci „odgłosów stosunku seksualnego” i to w dodatku – niejednego. Ładny interes! Nic dziwnego, że w natłoku takich ważnych informacji niezależne media głównego nurtu nie mają już ani czasu ani głosy do tego, by podać jakieś bliższe szczegóły związane z wizytą tubylczego ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetyny w Izraelu. Pan minister Schetyna twierdzi, że pojechał tam walczyć o prawdę historyczną – tak, jakby to właśnie Izrael tę prawdę historyczną fałszował i właśnie stamtąd wypływały oszczerstwa o „polskich obozach zagłady” - a przecież tak chyba nie jest, no nie? Komunikat niestety niewiele wyjaśnia. Przeciwnie – prowokuje do stawiania pytań – na przykład co konkretnie oznacza „przełamywanie wadliwych kodów pamięci” w związku z II wojna światową? Kto te wadliwe kody zakodował, na czym ta wadliwość polega i dlaczego trzeba takie sprawy załatwiać akurat w Izraelu? Nie są to zresztą pytania ani najważniejsze, ani jedyne. Oto czytamy w komunikacie, że „strony wyrażają także zadowolenie z odnowienia życia żydowskiego w Polsce oraz deklarują wsparcie dla jego dalszego rozwoju”. Rzecz w tym, że każde życie, zwłaszcza rozwijające się, czy „odnawiające”, a nie wygasające, wymaga solidnych podstaw materialnych, mówiąc prost – wymaga pieniędzy. Co w tym kontekście oznaczać może deklaracja polskiego ministra spraw zagranicznych o „wsparciu” dla „dalszego rozwoju” żydowskiego życia w Polsce? Czy przypadkiem nie wychodzi ona naprzeciw wysuwanym przez stronę żydowską wobec Polski żądaniem spełnienia roszczeń majątkowych, szacowanych na 60, a może nawet 65 miliardów dolarów? Pan minister Schetyna kiedyś wspominał, że realizacja tych roszczeń nie pociągnęłaby za sobą żadnych negatywnych następstw dla Polski, więc takie przypuszczenie nie byłoby pozbawione podstaw. Tym bardziej, że izraelski prezydent Riwlin, w przeddzień swojej ubiegłorocznej wizyty w Warszawie, gdzie uczestniczył w uroczystości otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich, udzielił wypowiedzi dla PAP, w której wspomniał m.in., że doskonale pamięta o sprawie tych majątkowych roszczeń, o „złożonych obietnicach i podpisanych umowach”. Te „obietnice” i te „umowy” nadal pozostają tajemnicą dla polskiej opinii publicznej i charakterystyczne jest, że mimo rozpalonych do białości antagonizmów między Platformą Obywatelską, a Prawem i Sprawiedliwością, żaden poseł PiS nigdy nie pofatygował się z zainterpelowaniem pana ministra Sikorskiego, ani pana ministra Schetyny w tej sprawie. A przecież zmuszenie któregoś z nich do udzielenia odpowiedzi mogłoby dodatkowo pogrążyć Platformę Obywatelską jako obóz zdrady i zaprzaństwa – chyba, że obydwa ugrupowania w tej sprawie idą ręka w rękę ponad podziałami. Milczenie spostrzegawczych i szalenie dociekliwych dziennikarzy zarówno z mediów niezależnych, jak i mediów niepokornych, sprzyja najgorszym podejrzeniom – chociaż nie można przecież wykluczyć, że wizyta pana ministra Schetyny w Izraelu ma na celu podtrzymanie słabnącej pozycji PO na polskiej scenie, podobnie jak wizyta pani premierzycy u papieża Franciszka. Stanisław Michalkiewicz
21 czerwca 2015 Platforma nie jest już w stanie wywołać emocji nawet u swoich najzagorzalszych działaczy
1. Wczoraj odbyły się w Warszawie dwie konwencje rządzącej Platformy i opozycyjnego Prawa i Sprawiedliwości (z udziałem Polski Razem Jarosława Gowina i Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry) i raczej nie powinno być wątpliwości, która zrobiła większe wrażenie na Polakach.W tej pierwszej mimo występów tzw. nowych twarzy (między innymi nowego ministra zdrowia prof. Zembali czy też eurodeputowanego Jarosława Wałęsy, który ostatnio został szefem Instytutu Obywatelskiego po Bartłomieju Sienkiewiczu) i samej premier Kopacz emocji w zasadzie nie było.A przecież to do hali na Ursynowie zwieziono najzagorzalszych działaczy Platformy z całego kraju, którzy teraz ponoć mają chodzić od drzwi do drzwi i pytać Polaków jakiego rodzaju ich potrzeby ta partia ma umieścić w swoim programie.Jeżeli nawet wśród nich podczas tej zrealizowanej z rozmachem konwencji nie udało się wywołać entuzjazmu, to znaczy, że już nie ma nadziei nawet na przyzwoity wynik, a cóż dopiero na zwycięstwo w nadchodzących wyborach Parlamentarnych.
2. Zresztą jakie pozytywne emocje można wywołać zarówno u swoich działaczy ale i zwykłych ludzi – potencjalnych wyborców, kiedy po blisko 8 latach rządzenia zapowiada się zbudowanie programu, który teraz będzie uwzględniał najważniejsze potrzeby Polaków.A przecież Polacy doskonale wiedzą bo czują to w swoich portfelach, że duża część z nich nie otrzymała nic z podziału blisko 23% skumulowanego wzrostu PKB z ostatnich 8 lat bo większość profitów została wywieziona z naszego kraju przez właścicieli zagranicznych przedsiębiorstw, bądź trafiła do niewielkiej najwyżej 10% grupy najbardziej zamożnych mieszkańców naszego kraju.Stąd właśnie blisko 3 milionowa „armia” Polaków (w tym milion dzieci) żyjących w skrajnej biedzie (a więc poniżej granicy biologicznego wyniszczenia), stąd blisko 2 miliony pracujących z najniższym wynagrodzeniem, stąd blisko już 3 miliony emigrantów i ciągle blisko 2 milionowe bezrobocie.Polacy także doskonale wiedzą, że 8 lat rządzenia Platformy i PSL-u to skonsumowanie blisko 100 mld euro (ponad 400 mld zł) środków europejskich, w dużej części zmarnotrawionych, blisko 1000 miliardów długu publicznego, który zmniejszono tylko dlatego, że udało się przejąć zupełnie 150 mld zł zgromadzonych w OFE i zmniejszyć zadłużenie choćby na papierze.W tej sytuacji przedstawienie nawet najlepszego programu we wrześniu przez Platformę niewiele może zmienić w odbiorze tej partii przez Polaków, ponieważ jej zamierzenia w świetle wyżej zaprezentowanych faktów, są kompletnie niewiarygodne.
3. Jakże inaczej przebiegała konwencja Prawa i Sprawiedliwości. Zrealizowana znowu z rozmachem jak poprzednie w prezydenckiej kampanii miała aż 3 bohaterów, Jarosława Kaczyńskiego, Andrzeja Dudę i wreszcie Beatę Szydło.Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński zrozumiał istotę tego co stało się w wyborach prezydenckich, zwycięstwo młodego kandydata, któremu parę miesięcy wcześniej nie dawano żadnych szans i ponad 20% poparcie dla Pawła Kukiza jako konieczność otwarcia się na zmianę pokoleniową w polityce i taką zmianę zaproponował.Prezydent-elekt Andrzej Duda przybył na kongres aby podziękować wszystkim którzy pracowali na rzecz jego zwycięstwa i jeszcze raz przypomniał myśl przewodnią swojej prezydentury- odbudowę narodowej wspólnoty Polaków.Zwrócił także uwagę na to, że w wybory w Polsce zaczyna się wygrywać prawdą i uczciwością i była to bardzo mocna jego sugestia pod adresem wszystkich partii politycznych i stowarzyszeń, które będą uczestniczyły w rozpoczynającej się kampanii wyborczej do Parlamentu.Wreszcie na koniec wystąpiła kandydatka na premiera rządu Zjednoczonej Prawicy wskazana wcześniej przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości- Beata Szydło i zapowiedziała ciężką pracę w kampanii wyborczej wszystkich kandydatów na posłów i senatorów i realizację programu, który zostanie przyjęty na lipcowym Kongresie w Katowicach. Ten kongres z kolei był zapowiedzią wyborczego zwycięstwa.Kuźmiuk
RAZWIEDUPR próbuje po dobremu Kiedy 22 czerwca 1941 roku Niemcy uderzyły na Związek Sowiecki, Ojciec Narodów, Chorąży Pokoju był tym tak zaskoczony i skonfundowany, że zaniemówił aż na całe dwa tygodnie i dopiero 3 lipca przemówił, rozpoczynając w te słowa: „Bracia i siostry!” Najwyraźniej ludojad przypomniał sobie czas spędzony w seminarium duchownym w Tyflisie, no i oczywiście – chrześcijańską retorykę. Tak samo zachowała się pani premierzyca, pobożnie pielgrzymując ad limina papieża Franciszka w nadziei, że ta wizyta przyczyni się do zahamowania ześlizgu Platformy Obywatelskiej po równi pochyłej. Podobnie do Józefa Stalina zachował się też pan prezydent Bronisław Komorowski, którego przegrana w wyborach prezydenckich też musiała niemile zaskoczyć tym bardziej, że klakierzy, no i przede wszystkim – RAZWIEDUPR musiał nieustannie zapewniać go o zwycięstwie. Nie tylko musiał zapewniać, ale zmobilizował cały park jurajski; odezwali się nawet generałowie z Ludowego Wojska Polskiego, co to samego jeszcze znali Stalina. Inna rzecz, że po pierwszej turze do pana prezydenta musiało dotrzeć, że nie jest dobrze i że fala odzyskiwania w naszym nieszczęśliwym kraju wpływów przez Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie może go pogrążyć, tak jak właśnie pogrąża Radosława Sikorskiego. Radosław Sikorski, który w swoim czasie ostro krytykował współczesną wersję „paktu Ribbentrop-Mołotow”, ale potem przeszedł na drugą stronę Mocy i w Berlinie złożył Naszej Złotej Pani „hołd pruski”. Takie zdrady jednak bezkarnie nie uchodzą: „niech sobie człowiek wiarę ma, czy nie ma, ale najgorzej, kiedy się nie trzyma tego, w co już raz wdepnął i próbuje, jaka się wiara lepiej dopasuje” - przestrzega poeta, a przykład Radosława Sikorskiego, który znalazł się na najlepszej drodze by zostać „zwisakiem”, podobnie jak biłgorajskiego filozofa, którego spektakularny ześlizg rozpoczął się – co charakterystyczne – od aktu apostazji, pokazują, że to nie żarty. Jak wiadomo, w okresie paniki po pierwszej turze wyborów prezydenckich, pan prezydent Komorowski zapałał nagłym zainteresowaniem dla jednomandatowych okręgów wyborczych i zapowiedział zainicjowanie w tej sprawie referendum. Prezydent może zarządzić takie referendum za zgoda Senatu, a ponieważ Senat się przychylił, to i prezydentowi Komorowskiemu nie pozostało nic innego, jak podpisać stosowne postanowienie, chociaż panika już mu chyba przeszła na rzecz rozgoryczenia. Toteż właśnie je podpisał w związku z czym 6 września odbędzie się referendum, w którym obywatele będą mogli odpowiedzieć na trzy pytania: czy są za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu, czy są za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa i czy są za wprowadzeniem ogólnej zasady rozstrzygania wątpliwości co do wykładni prawa podatkowego na korzyść podatnika. Jeszcze nie rozpoczęła się na dobre kampania referendalna, która trudno będzie oddzielić od parlamentarnej, a już widać, że RAZWIEDUPR stawia na porażkę ugrupowań antysystemowych. Wskazuje na to choćby układ pytań. O ile wszystkie ugrupowania mogą zachęcać do pozytywnej odpowiedzi na pytanie trzecie, to już w sprawie finansowania partii z budżetu, podobnie jak w sprawie jednomandatowych okręgów, ugrupowania systemowe będą agitowały przeciw, a jeśli nawet nie, żeby się w ten sposób nie zdemaskować, to będą prowadziły szeptaną propagandę na rzecz zbojkotowania referendum, które przy braku wymaganego quorum nie będzie miało żadnego znaczenia. Przypomnijmy bowiem, że postulat finansowania partii politycznych z budżetu był forsowany przez Ludwika Dorna, w owym czasie cieszącego się reputacją „trzeciego bliźniaka”, a PO, chociaż oficjalnie kręciła na to nosem, to przecież nie tylko przyzwyczaiła się do budżetowych pieniędzy, ale tak je polubiła, że już chyba nie mogłaby bez nich żyć. Jednomandatowe okręgi wyborcze uderzają, a w każdym razie mogą uderzyć we władzę ścisłych sztabów partyjnych, które z kolei kontrolowane są przez RAZWIEDUPR poprzez poutykaną tam agenturę. Mogłoby tak się stać, gdyby do wyborów w jednomandatowym okręgu mógł stanąć każdy, kto dajmy na to, wpłaci określoną, ale niezbyt wielką sumę na sfinansowanie wyborów – ale przecież właśnie tych szczegółów, w których, jak wiadomo, może ukrywać się diabeł, na razie nie znamy i prawdopodobnie nie będziemy znali również w czasie referendum, wskutek czego najważniejsze, pierwsze pytanie będzie zawieszone w próżni. W tej sytuacji jest bardzo prawdopodobne, że frekwencja może okazać się niższa od wymaganej, na co RAZWIEDUPR prawdopodobnie liczy. Musi bowiem wiele się zmienić, żeby wszystko pozostało po staremu, no nie? Na razie RAZWIEDUPR musiał podkręcić pana prezydenta Komorowskiego, by ocknął się z przygnębienia i zaczął się uwijać gwoli ratowania tego, co jeszcze można uratować. Tedy pan prezydent i małżonka zaprosili do siebie prezydenta-elekta z małżonką. O czym tam będą rozmawiali niedawni rywale – tego pewnie nigdy się nie dowiemy, ale nie można przecież wykluczyć, że pan prezydent Komorowski, oczywiście w imieniu RAZWIEDUPR-a, przedstawi swemu następcy warunki bezpiecznego urzędowania na stanowisku prezydenta. Jeśli będzie respektował interesy RAZWIEDUPR-a, a także innych bezpieczniackich watah, to nie tylko nic go nie spotka, ale nawet może zostać pochwalony przez resortową „Stokrotkę” oraz „Kasię” Kolendę-Zaleską. Kto wie, czy nawet sam pan redaktor Michnik nie zacznie o nim pisać per: „mój prezydent” - jak pisał o prezydencie Kaczyńskim podczas wyprawy do Tbilisi, jeszcze przez zmianą etapu, której zwiastunem był artykuł Pierwszego Cadyka Rzeczypospolitej, czyli pana Aleksandra Smolara. Pan Smolar bowiem zasygnalizował zmianę etapu i obowiązujących mądrości schlastaniem do suchej nitki „postjagiellońskich mrzonek” prezydenta Kaczyńskiego. Te „mrzonki” wzięły się stąd, że Kondoliza powiedziała, iż USA nie będą już forsowały przyłączenia Gruzji i Ukrainy do NATO, tylko pilnowały, by panowała tam „demokracja”, to znaczy – rządy amerykańskich agentów. No i pilnują – czego ilustracją są nie tylko żydowscy grandziarze na eksponowanych stanowiskach, ale i Michał Saakaszwili na stanowisku gubernatora Odessy. Saakaszwili był przedtem prezydentem Gruzji, z której został wygryziony przez Bidzinę (Borysa) Iwaniszwiliego i pałętał się bez przydziału, niczym nasz stary kiejkut Aleksander Kwaśniewski, który musi łapać różne dorywcze roboty. Innym przykładem pilnowania demokracji na Ukrainie jest tamtejsza ministrowa finansów Natalia Jaresko, delegowana do Kijowa wprost z Departamentu Stanu w Waszyngtonie. Nawiasem mówiąc, ukraiński prezydent Poroszenko właśnie chce wygryźć szefa Służby Bezpieki Ukrainy pod pretekstem, że nie dość energicznie walczy z korupcją. To chyba nawet prawda, a najlepszym tego dowodem jest sam prezydent Poroszenko, oligarcha, któremu mimo straszliwego konfliktu, zimny ruski czekista Putin jakoś nie odebrał fabryki czekolady w Lipiecku. Widać jakoś się tam dogadują, oczywiście nie informując o tym pana Pawła Kowala w Warszawie, który myśli, że z tą wojną na Ukrainie to wszystko naprawdę. Więc jeśli prezydent-elekt zrozumie na czym powinny polegać „wielkie zmiany”, to nic go nie spotka, ale jeśli nie, no to... Co prawda i prezydent-elekt też coś musi wiedzieć, a zwłaszcza – jakie skutki dla RAZWIEDUPR-a pociągnie za sobą odzyskanie w naszym nieszczęśliwym kraju wpływów przez Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, więc może rady prezydenta Komorowskiego potraktować cum grano salis. Co innego dostojne żony. Wyobrażam sobie, jak pani Anna Komorowska oświeca panią Dudową nie tylko w kwestiach protokolarnych, ale również – jak gotować na gazie i tak dalej. Tak czy owak być może jesteśmy właśnie świadkami narodzin nowej, świeckiej tradycji, dzięki której organizacja przestępcza o charakterze zbrojnym, w jaką RAZWIEDUPR na swój obraz i podobieństwo przekształcił III Rzeczpospolitą, będzie mogła sprawiać wrażenie cywilizowane. Stanisław Michalkiewicz
22 czerwca 2015 Premier „tego kraju”
1. Wczoraj w programie „Fakty po faktach” w TVN24, gościem Anity Werner była premier Ewa Kopacz i w związku z tym, że ta wizyta była zapowiadana od sobotniej konwencji Platformy, wydawało się że zaprezentuje w zaprzyjaźnionej telewizji przynajmniej jedno ważne przesłanie, z którym Platforma pójdzie do wyborów parlamentarnych. Nic z tego, znowu było atakowanie Prawa i Sprawiedliwości (między innymi zdaniem Kopacz rekomendacja Beaty Szydło na premiera gdyby Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory parlamentarne, to oszukiwanie Polaków), a także po raz kolejny wzywanie prezesa Kaczyńskiego na debatę (ostatecznie okazało się że może debatować także z Beatą Szydło).
Już w tym momencie pojawiła się pierwsza sprzeczność w wypowiedzi premier Kopacz, ponieważ wzywała ona prezesa Kaczyńskiego na debatę programową, a przecież Platforma ma mieć program dopiero we wrześniu, a teraz zaledwie powołano 10 zespołów programowych, które rozpoczną nad nim pracę.
2. Zresztą pytania o program wywoływały na twarzy Kopacz duże napięcie, wszak ma ona świadomość, że Platforma rządzi 8-lat i w pierwszej kolejności powinna rozliczyć się „z sukcesów” z tego okresu.A tych było „tyle co kot napłakał”, ba wiele posunięć najpierw rządu Tuska, a teraz Kopacz było wyraźnie sprzecznych z zamierzeniami głoszonymi w kolejnych expose (Tusk miał między innymi wyrzucać z rządu ministrów, którzy przyjdą z propozycjami podwyżek podatków, a w czasie blisko 7 lat jego rządzenia tych podwyżek podatków i składek było aż 13 i oczywiście nikt z rządu za te propozycje nie został zwolniony).Podstawowym problemem Platformy i premier Kopacz w odniesieniu do programu jest wiarygodność, niezależnie od tego co znajdzie z się w nim, jakiego rodzaju zobowiązania ta partia chciałaby przedstawić wyborcom, to po 8 latach pustych obietnic, trudno będzie ich przekonać, że teraz będą one rzetelnie realizowane.
3. Później były pytania o ochronę zdrowia (w której premier Kopacz się ponoć specjalizuje) i protesty pielęgniarek w ten w szpitalu w Wyszkowie, który został zakończony po tygodniu po wizycie u strajkujących nowego ministra zdrowia Mariana Zembali i obiecaniu im podwyżek.Premier zapewniła, że od wielu miesięcy resort zdrowia pracował nad podwyżkami właśnie dla pielęgniarek i że są na ten cel pieniądze, choć na dodatkowe pytania prowadzącej, ile ta podwyżka ma kosztować i kto ją sfinansuje, odpowiedzi szefowej rządu nie było.Nie potrafiła także wyjaśnić jaki będzie mechanizm tych podwyżek, skoro pieniądze są przyznawane szpitalom na podstawie kontraktów zawieranych z NFZ, w których Fundusz kontraktuje określoną ilość procedur medycznych na każdym oddziale szpitalnym.
4. Z przebiegu wywiadu wynikało także, że premier Kopacz nie radzi sobie nie tylko z rządzeniem czy przygotowaniem nowego programu Platformy ale także z kierowaniem samą partią.Pytana czy odwołani niedawno z rządu ministrowie znajdą się na listach wyborczych Platformy, nie udzieliła jednoznacznej odpowiedzi, twierdziła że spodziewa się ich honorowego zachowania czyli jak można się domyślać, rezygnacji z tego startu.Zresztą trochę to sama zasugerowała stwierdzeniem, że spodziewa się ich podobnego zachowania jak w przypadku rezygnacji z ministerialnych posad ale przecież doskonale wiemy z doniesień medialnych, że ministrowie je złożyli, dopiero po długich naleganiach samej premier Kopacz.Jednak podczas tego wywiadu najbardziej raziła mnie nie miałkość wypowiedzi premier Kopacz ale ciągłe używanie sformułowania „w tym kraju”.Rzeczywiście jest ono często używane w mowie potocznej ale wyraża jakiś dystans, ba brak identyfikacji z krajem, w którym się urodziło i się nim mieszka.Ale żeby premier rządu nie potrafiła powiedzieć o kraju w którym kieruje Radą Ministrów, że to mój kraj albo po prostu Polska, to jest doprawdy oburzające. Kuźmiuk
Kaczyński tworzy pozakonstytucyjny ośrodek władzy ? Michał Karnowski „ "PiS chce powtórzyć wariant Orbana i zdobyć solidną władzę"....”Bez wątpienia warto zauważyć, że na naszych oczach dzieje się historia. To co Prawo i Sprawiedliwości przeprowadza w tych tygodniach, a co jest skutkiem zwycięstwa Andrzeja Dudy, ma moim zdaniem pewien wymiar historyczny. Można to określić jako próbę zdobycia naprawdę solidnej władzy i powtórzenia wariantu orbanowskiego. Beata Szydło jako kandydatka na premiera jest bezpośrednią konsekwencją zwycięstwa Andrzeja Dudy. PiS próbuje zbudować przyszły obóz władzy w szerokiej konstrukcji. Jest prezydent Andrzej Duda i gdyby premierem był Jarosław Kaczyński to byłyby konflikty i on chce tego uniknąć. Chce się ustawić ponad tymi ośrodkami władzy i stać się kimś w rodzaju dodatkowego ośrodka kierowniczego. Jest to ryzykowne, ale bardzo ambitne „...” Podzielam oczekiwania społeczne dotyczące ucywilizowania pewnych rzeczy. I tu PiS wysyła jasny sygnał, a Platforma idzie za tym. Jeżeli utrzymamy umowy śmieciowe w tej formie i tej skali, to wypędzone one z Polski resztę młodych ludzi. Ci ludzie pojadą tam gdzie mają większe elementy socjalne „...”Karnowski podkreślił, że nie jest zwolennikiem przeniesienia wszystkich pracowników na umowy o pracę. Wspomniał też o problemie z niemożliwością zwolnienia niektórych pracowników administracji publicznej. „...(źródło )
Prof. Staniszkis: „Jesteśmy w momencie, który wymaga błysku wielkości Kaczyńskiego. Chowanie tego jest błędem”..”Uważam, że sytuacja jest zbyt poważna, żeby iść w polityce na taką „ciepłą wodę”. Kaczyński powinien zaryzykować przekonanie do siebie jako do wizjonera, do swojego poczucia humoru, autoironii, wiedzy, umiejętności syntetycznego ujmowania zjawisk.A nieprzerzucać się z Kopacz tymi samymi hasłami o lepszym życiu „..”ak. Ciągle uważam, że lepszym kandydatem byłby Jarosław Kaczyński. Słyszałam wypowiedź Beaty Szydło, iż teraz nie jest czas na – jak powiedziała – polityków celebrytów, tylko polityków rzemieślników. Celebryci w ogóle nie są politykami, więc ja bym raczej rozróżniała polityków artystów-wizjonerów i polityków rzemieślników. Uważam, że Jarosław Kaczyński jest tym pierwszym. Moment zmiany - która musi być rozumiana bardziej poprzez identyfikację mechanizmów, czy spiral, które nas ściągają w dół, a nie tak zdroworozsądkowo jak zrobiła to Beata Szydło – wymaga właśnie wizjonerstwa, odwagi i wiedzy. „...”To, co mnie najbardziej uderzyło w tych dwóch konwencjach, to uderzające podobieństwo Beaty Szydło i Ewy Kopacz. Do tego stopnia, że podbierały sobie sformułowania. Kopacz mówiła o „dobrej zmianie”, a Szydło o bezpieczeństwie w różnych wymiarach. Obie przedstawiały jakąś koncepcję takiej tuskowej „ciepłej wody”, to znaczy rządzenia sprowadzonego bliżej ludzkich potrzeb. Myślę, że – po pierwsze - to za mało jak na wyzwania, które stoją przed Polską. Bo to są wyzwania również strukturalne, wymagające zmiany funkcjonowania całości. Po drugie – to nie odpowiada potrzebom młodego pokolenia. W ogóle nie padało słowo wolność. Chodzi o wolność opartą na zaufaniu, która pozostawia moment samoregulacji. Nie mówiło się o instytucjach. Jeżeli to podobieństwo będzie się utrzymywało, to będzie tak, jak było 25 lat temu przy „okrągłym stole”, że strona opozycyjna w pewnym momencie musiała zacząć nosić wielką plakietkę „SOLIDARNOŚĆ”, bo ci, którzy występowali w jej imieniu, coraz bardziej zbliżali się do przeciwnika. Uważam, że to jest złe i nie odpowiada potrzebom. Jesteśmy w momencie, który wymaga błysku wielkości – tego co ma Jarosław Kaczyński. Chowanie tego jest błędem. To trochę imitacja tego, co Joanna Kluzik-Rostkowska robiła w kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego. „..”Widać, że Kaczyński boi się swojej przegranej i robi pewien unik. Ale sytuacja jest na tyle poważna, że nie czas na uniki. Przypomnijmy sobie jego własną diagnozę, w perspektywie taśm, katastrofy smoleńskiej, dotychczasowego śledztwa smoleńskiego, że nie jesteśmy, w jakimś sensie, państwem suwerennym, że zachodzi w Polsce rozwój zależny i polityka transakcyjna. Tylko powrót do takiej abstrakcyjnej, wizjonerskiej diagnozy może stworzyć programy, które wywołają zmianę. Oczywiście w potencjalnym nowym rządzie, jak się orientuję, będą ludzie do tego zdolni. Ale obawiam się takiej rzemieślniczej małostkowości u Szydło. To znaczy, że jak ktoś będzie lepszy od niej, czy będzie mówił językiem, który jej nie pasuje, lub nadepnie jej na odcisk, jak Krzysztof Szczerski, to będzie próbowała takich ludzi eliminować. Gdyby do tego doszło, byłoby to ściąganiem w dół całości, a nie podciąganiem. Uważam więc, że wysunięcie Beaty Szydło na premiera, jest bardziej ryzykownym posunięciem niż postawienie samego siebie przez Kaczyńskiego. Potrzeba dziś umiejętności politycznej syntezy i pokazania politycznej woli, a nie takiego „dziubdziania”. A podobieństwo Szydło do Kopacz (przy czym Kopacz jest bardziej płaczliwa; Szydło dłużej terminowała, więc ma znacznie większość odporność, bo funkcjonowała w trudnym układzie i zahartowała się) trochę mnie zmroziło. „...”Gdy ktoś jest racjonalny, ale w tym wymiarze wielkim, tak jak Kaczyński, a ktoś po prostu rozsądny, jak Kopacz i Szydło, to takie rzeczy się nie spotykają. „...(źródło )
Jadwiga Staniszkis „ Jeśli PiS przejmie władze, to należy zacząć sanację – od spraw elementarnych i odbudowy zaufania. Jeśli jednak premierem ma być Beata Szydło, to okaże się drugą Ewą Kopacz. Kiedy Szydło mówi o gospodarce, to zgadzam się z Jackiem Rostowskim, który odpowiadał jej ironią. ...(więcej )
„Piotr Zaremba we "wSieci": Rząd PiS - będzie zaskoczenie. „...”Jarosław Kaczyński naprawdę nie chce być premierem, ba, nie chce być nawet marszałkiem Sejmu. Beata Szydło jako szef rządu, eksperci w roli ministrów gospodarczych, łagodzenie kantów, ale też twarda walka z lobby pasożytującymi na państwie „...”Jarosław Kaczyński naprawdę jest gotów nie tylko wysunąć Beatę Szydło jako kandydata na premiera w samej kampanii, lecz także powierzyć jej jesienią władzę nad rządem „...”porównania z Kazimierzem Marcinkiewiczem są o tyle nietrafne, że tamten został wyciągnięty z drugiego szeregu już po wyborach. Ona zaś miałaby społeczny mandat, który Kaczyński zamierza honorować. „...”Do tej pory uważano, że ministrami będą prawie wyłącznie posłowie. Teraz mówi się, a Beata Szydło potwierdza to w wywiadzie dla „wSieci”, że w skład nowej ekipy mogą wejść doradcy. I że mogą być zaprezentowani na konwencji programowej zjednoczonej prawicy (czyli PiS i jego koalicjantów) w Katowicach — na początku lipca. Głównym celem takiej operacji miałoby być uspokojenie tzw. finansowych rynków i kręgów biznesu. „...”W tygodniku także rozmowa Piotra Zaremby i Anny Wojciechowskej z Beatą Szydło na temat zamian, w trakcie których jest Prawo i Sprawiedliwość oraz ewentualnego objęcia przez wiceprezes PiS kierownictwa nad rządem.To, że moje nazwisko pojawia się w tym kontekście, to niewątpliwie duża satysfakcja, ale liderem PiS jest bezsprzecznie Jarosław Kaczyński stwierdza szefowa kampanii Andrzeja Dudy w wywiadzie zatytułowanym „Ja jak Marcinkiewicz? W życiu!”. ...(więcej )
Beata Szydło, PiS: obecny model gospodarczy się wyczerpał”...”chcemy stworzyć jeden ośrodek (z ministrem w randze wicepremiera), który skupiłby nadzór nad resortami gospodarczymi. W ramach tej koncepcji operowałby także minister finansów. „...”koordynacja. Minister finansów nadal pełniłby rolę strażnika budżetu, tym bardziej że mamy problemy z naprawą finansów publicznych. Ale nie decydowałby już tak, jak się to często zdarzało w ciągu ostatnich siedmiu lat, o tym, czy uruchamiamy czy też nie, ważne dla kraju projekty prorozwojowe.”...”A jaka będzie rola i kompetencje Państwowej Rady Rozwoju? - To ciało zewnętrzne, eksperckie. Wicepremier rozwoju odgrywałby w nim kluczową rolę. W jej skład wchodziłby też prezes NBP „ ...(więcej )
Ważne „Beata Szydło jako kandydatka na premiera jest bezpośrednią konsekwencją zwycięstwa Andrzeja Dudy. PiS próbuje zbudować przyszły obóz władzy w szerokiej konstrukcji. Jest prezydent Andrzej Duda i gdyby premierem był Jarosław Kaczyński to byłyby konflikty i on chce tego uniknąć. Chce się ustawić ponad tymi ośrodkami władzy i stać się kimś w rodzaju dodatkowego ośrodka kierowniczego. Jest to ryzykowne, ale bardzo ambitne „
Mój komentarz Karnowski przedstawił niezwykle ciekawą koncepcje w której Kaczyński mianując Dudę na prezydenta, a Szydło na premiera zrobił to planując marginalizację obu tych urzędów .Karnowski uważa ,że Kaczyński planuje zbudować pozakonstytucyjny ośrodek władzy, który będzie kontrolował faktycznie państwo, w tym urzędy prezydenta i premiera. Bardzo to karkołomne , ale gdyby się to Kaczyńskiemu udało, to moglibyśmy mówić o rozwiązaniu kwadratury koła jak jest kolonialny ustrój Polski i ochlokratyczna demokracja. Zadanie na miarę geniusza. Taki ośrodek , nie związany za bardzo z werdyktami chorego kolonialnego systemu wyborczego mógłby przeprowadzić niezbędne reformy i modernizację Polski. Szkoda ze nie rozwinął swojej myśli jak miałaby taki ośrodek wyglądać i czy ma to jakiś związek z planami Szydło stworzenia słabego rządu eksperckiego oraz jeszcze bardziej rozmywającej władzę rządu państwowej Rady Rozwoju i ze stworzeniem jakiegoś silnego , faktycznie poza rządowego centrum. Należy tylko kibicować Kaczyńskiemu , bo jeśli by mu się udało stworzyć stabilny, silny ośrodek polityczny niezależny od niemieckich gadzinowych mediów , od lichwiarskich mediów , od socjalistycznego lumpen elektoratu jak stanową 5 milionów emerytów , 2,5 milion rencistów i 3.5 milion pracowników sfery budżetowej to byłoby to dzieło geniusza politycznego. Marek Mojsiewicz
Złoto, czy uran w orbicie Marsa? Żeby nie zaczynać od Adama i Ewy, lepiej cofnąć się w czasie trochę bliżej, to znaczy – do 15 sierpnia 1971 roku, kiedy to amerykański prezydent Ryszard Nixon ogłosił, że Stany Zjednoczone wycofują się w porozumienia z Bretton Woods. Konferencja w Bretton Woods odbyła się w lipcu 1944 roku, a jej celem było ustanowienie nowego ładu finansowego na świecie, ponieważ dotychczasowy ład finansowy został zniszczony na skutek II wojny światowej. Wojna bowiem powoduje spustoszenia we wszystkich dziedzinach życia, a zwłaszcza w dziedzinie finansowej, ponieważ jest przedsięwzięciem szalenie kosztownym. Dzisiaj oczywiście żadnych wojen już nie ma, chyba, że prowadzi je znienawidzony zimny rosyjski czekista Putin. Zgodnie bowiem z odpowiedzą, jakiej udzieliło w swoim czasie Radio Erewań słuchaczowi pytającemu, czy będzie wojna (wojny oczywiście nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu), dzisiaj wojen już nie ma. Są tylko „operacje pokojowe”, „misje stabilizacyjne”, a w najgorszym razie - „kinetyczne operacje militarne”, kończące „rewolucje” podjęte w celu obalenia tyranów jakichś takich nie naszych. Bo tyranowie nasi, to znaczy - „nasze sukinsyny” w rodzaju np. Piotra Poroszenki, Arszenika Jaceniuka, czy władcy Arabii Saudyjskiej, Jego Wysokości Salmana ibn Abd al-Aziz Al Su’uda, są naszymi najukochańszymi duszeńkami i wszelka krytyka ich poczynań, aczkolwiek teoretycznie dozwolona, jest głęboko niesłuszna i bardzo źle widziana zarówno na tym świecie, jak i na tamtym. Te „operacje pokojowe” też są szalenie kosztowne, prawie tak samo kosztowne, jak wojna, ale nie ulega wątpliwości, że wojna jest jeszcze kosztowniejsza, zwłaszcza wojna światowa, więc nic dziwnego, że dotychczasowy ład finansowy na świecie uległ zniszczeniu i na okres powojenny trzeba było przygotować jakiś ład zastępczy. Jego fundamentem została waluta amerykańska, na co złożyły się co najmniej dwie ważne przyczyny. Po pierwsze, dolar był światową walutą transakcyjną, z czego Stany Zjednoczone nie tylko czerpały, ale i nadal czerpią spore korzyści i bardzo pozycji dolara pilnują. Ilustracją tej czujności jest choćby los straszliwego Saddama Husajna. Obwiniany był on o wyprodukowanie broni masowej zagłady, której wszelako nie można było nigdzie znaleźć. Pojawiły się spekulacje, że ta broń została ukryta na pomalowanym na czarno okręcie, który pod osłoną nocy pływa po morzach i oceanach – ale tego okrętu też nie można było nigdzie zlokalizować – aż dopiero pan red. Bronisław Wildstein, nie ruszając się z Warszawy, jednym rzutem oka spenetrował prawdę – że mianowicie straszliwy Saddam Husajn ukrył tę broń „w miejscach niemożliwych do wykrycia”. Od razu wszystko stało się jasne – ale, powiedzmy sobie szczerze – nie to zgubiło Saddama Husajna, tylko to, że zaczął się odgrażać iż w transakcjach eksportu ropy odejdzie od dolara na rzecz innych walut: japońskiego jena, albo europejskiego euro. Takiej zbrodni miłujący pokój świat nie mógł już tolerować, więc Saddam Husajn został schwytany i powieszony przez siły pokojowe – oczywiście na podstawie wyroku niezawisłego sądu, zorganizowanego przez dowództwo operacji pokojowej. Drugą przyczyną, dla której dolar stał się fundamentem ładu finansowego z Bretton Woods była okoliczność, że przynajmniej częściowo respektował on standard złota. Standard złota jest to zobowiązanie, jakie zaciąga emitent pieniądza papierowego, że na każde żądanie wymieni banknoty na złoto według ustalonego parytetu – w przypadku dolara – uncję złota za 35 dolarów. Wprawdzie od roku 1933, kiedy to zasoby złota w USA zostały znacjonalizowane przez prezydenta Franklina Roosevelta, dolar przestał być wymieniany na złoto w stosunkach detalicznych, ale zachował wymienialność w wielkich transakcjach międzynarodowych, więc respektował standard złota przynajmniej częściowo.Ład finansowy ustanowiony w Bretton Woods funkcjonował sprawnie do połowy lat 60-tych. W połowie lat 60-tych coraz dotkliwiej zaczęło dawać się we znaki zjawisko w postaci rosnących ilości waluty amerykańskiej poza granicami Stanów Zjednoczonych – tak zwanych „eurodolarów” i „petrodolarów”. Eurodolary wzięły się stąd, że po zakończeniu II wojny światowej, rząd amerykański wystąpił wobec rządów z ofertą pomocy w odbudowie gospodarek ze zniszczeń wojennych w postaci tzw. Planu Marschalla. Plan ten składał się z dwóch zasadniczych elementów: po pierwsze – rząd amerykański stawiał do dyspozycji rządów państw objętych tą ofertą wielkie ilości amerykańskich towarów. Z ich sprzedaży rządy czerpały środki na odbudowę gospodarek, a przy okazji ten handel nakręcał koniunkturę. Drugim elementem planu było stworzenie całego systemu przywilejów w dostępie towarów pochodzących z krajów objętych planem, na rynek amerykański. W rezultacie gospodarki krajów objętych Planem Marschalla nie tylko szybko odbudowane zostały ze zniszczeń, ale wkroczyły w okres burzliwego rozwoju. Zatem nie tylko strumień towarów amerykańskich płynął do Europy przez Atlantyk, ale coraz zwiększy strumień towarów europejskich płynął przez Atlantyk do USA – a odwrotnie płynęła do Europy rzeka dolarów. To właśnie były „eurodolary”. Petrodolary natomiast wzięły się stąd, że pod koniec II wojny, a zwłaszcza po jej zakończeniu, nastąpił gwałtowny rozwój motoryzacji i komunikacji lotniczej. W rezultacie skokowo wzrosło zapotrzebowanie na ropę naftową, a ponieważ transakcje importu ropy rozliczane były w dolarach, w posiadaniu krajów naftowych znalazły się wielkie ilości waluty amerykańskie – petrodolary. Eurodolary i petrodolary stwarzały problem dla USA, bo w miarę wzrostu ich ilości, gwoli podtrzymania parytetu dolara, Ameryka musiała rzucać na rynek coraz to nowe partie złota. Budziło to głosy krytyki w Ameryce. Krytycy podnosili, że chociaż cały świat korzysta z tego, że ustanowiony w Bretton Woods ład finansowy jest stabilny, to tylko Ameryka musi ponosić tego koszty. Najwyraźniej korzyści czerpane przez USA z fakty, że dolar jest światowa walutą transakcyjną, traktowali jako „oczywistą oczywistość”, w związku z czym konieczność sprzedaży złota nie była już uważana za rodzaj inwestycji, tylko -niesprawiedliwego obciążenia. I kiedy w 1971 roku Francja zagroziła, że zażąda wymiany wszystkich swoich eurodolarów na amerykańskie złoto, prezydent Nixon uznał, że zabawa posuwa się za daleko i wycofał Amerykę z porozumienia w Bretton Woods.Ta decyzja doprowadziła do odejścia świata od standardu złota. W obiegu pojawiły się puste waluty o płynnych kursach, czyli tzw. pieniądz fiducjarny. Definicja pieniądza fiducjarnego jest taka, że ma on wartość, ponieważ ludzie myślą, że ma wartość. W rezultacie upadła ostatnia bariera hamująca chciwość banków emisyjnych i w ogóle banków. Żeby lepiej zrozumieć w jaki sposób banki czynią zadość swej chciwości, musimy postawić głupie pytanie: co to jest bank. Czasami warto zadawać głupie pytania, ponieważ bywają one szalenie inspirujące. XVIII-wieczny niemiecki astronom Henryk Olbers postawił głupie pytanie, dlaczego właściwie w nocy jest ciemno? Odpowiedź pozwoliła na ustalenie, że Wszechświat nie jest nieskończenie wielki. Ośmieleni tym precedensem wracamy do głupiego pytania: co to jest bank. Każdy wie, co to jest bank. To jest magazyn do przechowywania cudzych pieniędzy. Wyobraźmy sobie, że mamy 100 kg złota. Nie chcemy trzymać go w domu, bo złodzieje tylko na to czekają, więc zanosimy je do wyspecjalizowanego magazynu, który wydaje nam kwit magazynowy. Jeśli potem chcielibyśmy kupić sobie samochód, czy dom, to moglibyśmy odebrać z banku nasze złoto, zanieść je sprzedawcy, ale możemy tego nie robić i wręczyć sprzedawcy ów kwit, a on już sobie dalej z nim poradzi. Ten kwit nie jest pieniądzem, bo pieniądz cały czas leży w piwnicy banku. On jest tylko substytutem pieniądza, ale to nic nie szkodzi, skoro za jego pośrednictwem można regulować zobowiązania, czyli – mówiąc potocznie – można nim płacić. I jeśli banki wydają tylko tyle kwitów, ile mają depozytów, to to się nazywa systemem stuprocentowej rezerwy bankowej. Banki jednak uważają, że skoro kwitami magazynowymi można płacić, to dlaczego miałyby sobie żałować – i wypuszczają znacznie więcej kwitów, niż maja depozytów. Nazywa się to elegancko systemem częściowej rezerwy bankowej. Banki pracujące w systemie częściowej rezerwy – a obecnie w tym systemie pracują wszystkie banki – wypuszczają kwity fałszywe. Problem polega na tym, że nie wiadomo, które są fałszywe, bo wszystkie są jednakowe. Żeby sprawdzić, które są fałszywe, trzeba by zgromadzić wszystkich posiadaczy kwitów z jednym miejscu w jednym momencie – a wtedy ktoś stojący na końcu kolejki nic by za swój kwit nie dostał i wtedy by się wydało, że to kwit fałszywy. Jednak taka możliwość jest tylko teoretyczna. Ludzie może nie chcieliby przyjmować kwitów co do których mają wątpliwości, czy aby są prawdziwe – ale są do tego zmuszani przez rządy na podstawie przepisów o prawnym środku płatniczym. Musimy w walucie emitowanej przez bank, którego rząd przeważnie jest właścicielem, płacić podatki, wnosić rozmaite opłaty i kary, rozliczać transakcje itd. Mamy zatem do czynienia z przestępczą formą zmowy rządów z bankami – ale na czyją szkodę?Dotychczasowy mechanizm kreowania przez banki pieniądza z niczego sugerowałby, że banki wypłukują złoto z powietrza. Ale złota w powietrzu nie ma – w każdym razie tak nam podpowiada doświadczenie życiowe. Inna sprawa, że i na doświadczeniu życiowym do końca polegać nie można, bo na przykład podpowiada nam ono, że zawsze umiera kto inny. W tym jednak przypadku doświadczenie życiowe chyba nas nie zawodzi; złota w powietrzu nie ma. W takim jednak razie tym bardziej intrygująca staje się kwestia, skąd właściwie banki wypłukują złoto – bo że wypłukują, to rzecz pewna. Na trop tego miejsca naprowadza nas zjawisko zwane inflacją. Zgodnie z prawem podaży i popytu, jeśli na rynku gwałtownie przyrasta ilość jakiegoś towaru, a ilość innych towarów albo wcale nie przyrasta, albo przyrasta, ale nie tak gwałtownie, to pogarszają się proporcje wymiany towaru, którego jest na rynki nadmiar, na wszelkie inne towary. Z tego punktu widzenia pieniądz jest takim samym towarem, jak każdy inny, zatem jeśli na rynku pojawia się coraz więcej pieniędzy, to pogarsza się proporcja wymiany pieniądza na wszelkie pozostałe towary, czyli mówiąc potocznie – rosną ceny wszystkich towarów, bo wszystkie one wyrażone są w jednostkach pieniężnych. I to właśnie jest inflacja. Jeśli, dajmy na to, mówimy, że inflacja wynosi 10 procent rocznie, to znaczy, że banknot 100-złotowy, który 1 stycznia wart był 100 – 31 grudnia wart będzie już tylko 90. To znaczy, że każdemu posiadaczowi każdego banknotu 100-złotowego – i odpowiednio innych nominałów – ktoś ukradł 10 złotych bez przerywania snu. I to jest odpowiedź na pytanie, skąd banki wypłukują złoto; nie z powietrza, bo go tam nie ma, tylko z portfeli i kieszeni ludzi zmuszonych przez rządy do posługiwania się walutą przez nie emitowaną na podstawie przepisów i prawnym środku płatniczym. Ale samo wyprodukowanie pieniądza fiducjarnego przez bank, jeszcze nie daje mu dochodu. Pojawia się on w dopiero momencie wprowadzenia pieniądza do obiegu gospodarczego, to znaczy – w momencie znalezienia osoby fizycznej, albo prawnej, która ten pieniądz przyjmie, zaciągnie z tego tytułu zobowiązanie – a wtedy już go mamy, już musi pracować dla nas aż do śmierci. Najprostszym sposobem wprowadzenia pieniądza do obiegu gospodarczego jest pożyczenie go. Ludzie chętnie pożyczają, bo pożycza się cudze, a dopiero oddać trzeba własne. Rządy o niczym innym nie myślą, tylko jakby tu obywatelom przychylić nieba, to znaczy – żeby byli szczęśliwi. A kiedy są szczęśliwi? Wtedy, kiedy mają pieniądze. Wprawdzie wiadomo, że pieniądze szczęścia nie dają, ale każdy dlaczegoś chce przekonać się o tym osobiście. Wreszcie banki dławiące się od nadmiaru pieniądza, jeden przez drugiego szukają kogoś, komu by mogły go wtrynić i uczynić w ten sposób swoim niewolnikiem, a przynajmniej – wyrobnikiem. Wydawałoby się tedy, że łańcuszek szczęścia jest zamknięty, gdyby nie pewna nieprzyjemna okoliczność – że mianowicie są ludzie, co pożyczają, a potem nie chcą oddać. Gdyby ryzyko „złych długów” obciążało jedynie banki, to w pewnych sytuacjach mogłoby okazać się nie do udźwignięcia. Dlatego w 1938 roku w USA powstała instytucja potocznie nazywana Fannie Mae – początkowo jako rządowa, potem została sprywatyzowana, ale nawet jako prywatna, korzysta z pieniędzy publicznych. Jej celem jest zdejmowanie z banków ryzyka złych długów i rozkładanie go na wszystkich podatników. W 1970 roku powstała druga taka instytucja, potocznie zwana Freddie Mac. Dzięki rozłożeniu na wszystkich podatników ryzyka złotych długów, nic już nie hamuje banków przed rozszerzaniem oferty kredytowej. W ten sposób, dzięki odejściu od standardu złota i kolaboracji z rządami, które w zamian za pożyczki na sfinansowanie deficytów budżetowych zastawiają dochody z przyszłych podatków, banki zdobyły nie tylko władzę polityczną, pozostawiając z demokracji tylko pustą skorupę, ale w dodatku są na najlepszej drodze do stopniowego przejmowania własności milionów ludzi.„Już w podziemiach synagog wszystko złoto leży, amunicję przenoszą czarni przemytnicy, naradzają się szeptem berlińscy bankierzy, dzwoni tajny telefon w warszawskiej bóżnicy” - pisał Julian Tuwim w wierszu „Anonimowe mocarstwo”. Miała to być satyra na Adolfa Nowaczyńskiego – że bełkot i oszołomstwo – ale oto minęło kilkadziesiąt lat i oto co się stało. W październiku 2009 roku przetoczyła się przez portale internetowe wiadomość, że Chiny kupiły w USA 5 700 sztabek złota. Nie byłoby w tym może nic osobliwego, gdyby nie to, że po zbadaniu owych sztab, pochodzących ze sławnego Fortu Knox okazało się, że to nie żadne złoto, tylko pozłocony po wierzchu wolfram. Dochodzenie wykazało, że już przed kilkunastu laty w jednej z amerykańskich fabryk przetopiono na sztabki 16 ton wolframu i pozłocono. 640 tys. tych sztabek miało być zdeponowanych właśnie w Forcie Knox, a pozostałe 840 tysięcy zostało sprzedane na światowych rynkach. Czy to wszystko prawda, czy nie – trudno zgadnąć, bo Amerykanie nałożyli na tę informację surdynę, a i wykiwany nabywca też nie będzie się chwalił, jak to został wyrolowany. Przeciwnie – będzie udawał, że naprawdę ma złoto. Jednak z obfitości serca usta mówią i wychodząca w Warszawie pod redakcją Adama Michnika żydowska gazeta dla Polaków, a więc mająca do takich spraw specjalnego nosa „Gazeta Wyborcza”, w numerze z 18 listopada 2010 roku, ni stąd ni zowąd zamieściła notatkę pod tytułem: „Złoto coraz droższe. Czas na obrączki z wolframu”. Ciekawe skąd żydowska gazeta dla Polaków dowiedziała się, że przyszedł czas na obrączki i to właśnie akurat z wolframu? Czyżby stąd, że jeszcze w czasach sławnego Alana Greenspana, co to został obcmokany jako finansowy Wunderkind, mając wiedzę o światowej gospodarce w małym palcu, dwa banki „złotego kartelu” czyli JP Morgan i Goldman Sachs, „pożyczyły” od FED 15 tys. ton złota. W jakich podziemiach je schowały i kto pilnuje interesu?Co jeden człowiek próbuje zakryć, to drugi wkrótce odkryje. Dlatego też w kwietniu 2011 roku Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA zawarły porozumienie pod nazwą BRICS, którego celem jest stworzenie nowego systemu finansowego w skali światowej, powrót do standardu złota, a tym samym – zdetronizowanie fiducjarnego dolara z funkcji światowej waluty transakcyjnej. Pamiętając, jaki los spotkał Saddama Husajna, który tylko się na ten temat odgrażał, czegóż można spodziewać się w sytuacji, kiedy nie pojedynczy dyktator, tylko grupa państw o poważnym, jeśli nie bardzo poważnym potencjale gospodarczym i militarnym, deklaruje identyczny zamiar? Wprawdzie USA nadal mają najwyższy budżet wojskowy, wynoszący około 640 miliardów dolarów, ale nie jest to już więcej, niż budżety wojskowe wszystkich pozostałych państw świata razem wziętych, a co ważniejsze – ta przewaga z roku na rok stopniowo się zmniejsza. Dlatego najbliższe 10 lat mogą okazać się decydujące dla przyszłych losów nie tylko systemu finansowego, ale w ogóle – przyszłych losów świata, a polityczny przewrót na Ukrainie, dla którego USA w 2013 roku zapaliły zielone światło i wyasygnowały około 5 mld dolarów, może byś zwiastunem nadchodzącego zamętu.
Stanisław Michalkiewicz
23 czerwca 2015 „Polskie banki” już straszą prezydenta – elekta
1. Wczoraj podczas Europejskiego Kongresu Finansowego obywającego się w Sopocie prezes Związku Banków Polskich (tak naprawdę powinien się on nazywać Związek Banków w Polsce) Krzysztof Pietraszkiewicz, odpowiadając na pytanie TV Onet o skutki przewalutowania tzw. kredytów frankowych dla systemu bankowego, stwierdził że kosztowałoby to od 20 do 65 mld zł i w konsekwencji oznaczałoby głęboką recesję w polskiej gospodarce. Już podanie strat systemu bankowego w przedziale 20 do 65 mld zł pokazuje, że banki, które na tzw. kredytach frankowych zarobiły krocie (i dalej zarabiają), główne swoje siły skierowały na straszenie rządzących skutkami przewalutowania, a nie przygotowaniem ofert dla kredytobiorców, które choć trochę poprawiłyby ich sytuację i zapobiegłyby niewypłacalności. Banki, które w swoich portfelach mają najwięcej tzw. kredytów frankowych już od blisko 6 miesięcy siedzą cicho i nie reagują ani na wezwania Krajowego Nadzoru Finansowego, ani prezesa Narodowego Banku Polskiego, żeby wyjść na przeciw oczekiwaniom, choćby tylko dla tych kredytobiorców, którzy znaleźli się w najtrudniejszej sytuacji po głębokiej dewaluacji złotego wobec szwajcarskiego franka.
2. Przypomnijmy tylko, że przedstawiciele środowiska tzw. frankowiczów, spotkali się pomiędzy I i II turą wyborów prezydenckich z kandydatem na prezydenta Andrzejem Dudą. Uzyskali od niego wtedy deklarację, że jeżeli zostanie wybrany już w pierwszych miesiącach swego urzędowania złoży projekt ustawy, który uzna tzw. kredyty walutowe za instrumenty spekulacyjne wysokiego ryzyka i tym samym pozwoli wszystkim zainteresowanym na ich przewalutowanie na złote po kursie z dnia uzyskania kredytu. Po wyborze zresztą prezydent – elekt Andrzej Duda, tę deklarację bardzo zdecydowanie potwierdził. Kredyty te więc zostałyby najprawdopodobniej potraktowane jako kredyty złotowe od momentu ich udzielenia i w związku z tym tak jak tamte oprocentowane, jednocześnie jednak kredytobiorca uzyskałby możliwość odzyskania od banków poniesionych kosztów tzw. spreadów (na tym właśnie banki udzielające tzw. kredytów frankowych głównie zarabiały).
3. Stąd właśnie jak sądzę reakcja prezesa ZBP Krzysztofa Pietraszkiewcza, który domaga się spotkania z prezydentem-elektem i chce go jak wynika z jego wywiadu dla TV Onet przestraszyć idącymi w dziesiątki miliardów złotych stratami jakie w wyniku takich decyzji mają ponieść banki w Polsce. Tak się jednak złożyło, że prezes Pietraszkiewicz „wystartował” z tym straszeniem skutkami przewalutowania tzw. kredytów frankowych w momencie, kiedy Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) opublikował raport o stanie węgierskiej gospodarki i finansów publicznych i wystawił rządowi tego kraju swoistą laurkę (rząd tego kraju ustawowo z dniem 1 stycznia 2015 roku zdecydował się na przewalutowanie hipotecznych kredytów walutowych po kursie z listopada 2014 roku a wiec jeszcze przed „tąpnięciem” franka). Podkreślił wysoki wzrost gospodarczy wynoszący w roku 2014 3,6% PKB z podkreśleniem, że podstawowym jego czynnikiem był silny wzrost popytu wewnętrznego, wyraźny spadek bezrobocia i wyjście z unijnej procedury nadmiernego deficytu. Pozytywnie ocenił także ustawowe przewalutowanie kredytów hipotecznych we frankach, euro i jenach i stwierdził, że spadek wysokości rat tych kredytów o około 20%, powoduje nie tylko poprawę sytuacji materialnej rodzin, które takie kredyty zaciągnęły, odsunięcie od nich widma utraty m mieszkań, na które te kredyty zostały zaciągnięte ale także jest to korzystne z makroekonomicznego punktu widzenia, ponieważ poważnie stymuluje to popyt wewnętrzny. Straty na przewalutowaniu prawie w całości poniosły na Węgrzech banki, w Polsce zapewne też tak będzie ale tak się składa, że od 25 lat, są to instytucje najbardziej dochodowe, a w ostatnich latach mimo kryzysu, ich zysk netto nie spada poniżej granicy 17 mld zł rocznie. Kuźmiuk
Kombinacje przed wielkimi zmianami Uff, już minęła pracowita sobota, kiedy to w naszym nieszczęśliwym kraju odbyły się bodaj aż trzy sabaty i jedna konferencja. Mówiąc o sabatach mama oczywiście na myśli partyjne konwencje przedwyborcze Platformy Obywatelskiej, Prawa i Sprawiedliwości oraz rozpadającej się partyjki biłgorajskiego filozofa, który już nie wie, czego się teraz czepić. Poza tym odbyła się konferencja Polskiego Stronnictwa Ludowego, na której Waldemar Pawlak przez podstawione osoby próbował dokonać zamachu stanu, wysadzić w powietrze prezesa-wicepremiera Janusza Piechocińskiego, a na jego miejsce wstawić pana Kosiniaka-Kamysza, ministra ministrowicza dziedzicznego. Ale incipiam. Na konwencji Platformy Obywatelskiej pani premierzyca zapowiedziała, że problemy Polaków rozwiąże w cztery miesiące. W cztery miesiące! Najwyraźniej najwyższy czas, żeby nie tylko pana posła Niesiołowskiego, ale i panią premierzycę przebadał jakiś weterynarz, żebyśmy i my się dowiedzieli, od jak dawna ma te objawy. Takie rzeczy bowiem czasami rozwijają się niepostrzeżenie, czego dowodem był austriacki generał Potiorek. Dowodził on bodajże korpusem w sposób nie zwracający niczyjej uwagi, może poza tym, że w odróżnieniu od innych wojskowych dygnitarzy, miał zainteresowania naukowe. Badał mianowicie ciężar gatunkowy żołnierza. W tym celu żołnierza w pełnym oporządzeniu zanurzał w beczce z wodą, zapisywał, ile wody wypiera i tak określał jego ciężar gatunkowy. I dopiero kiedy w ten sam sposób postanowił zbadać ciężar gatunkowy oficerów sztabowych, wsadzono go w plecionkę i oddano w ręce infirmerów, którzy stwierdzili, że przypadłość rozwijała mu się w głowie od dawna. Ciekawe, od kiedy rozwija się w głowie pani premierzycy. Czy proces rozpoczął się jeszcze w okresie przynależności do ruchu ludowego, czy dopiero od objęcia resortu zdrowia w rządzie premiera Tuska, czy jeszcze kiedy indziej? Z kolei na konwencji PiS podzielono skórę na niedźwiedziu w ten sposób, że kandydatką na premierzycę po pani Kopaczowej została pani Beata Szydło. W ten sposób pan prezes Jarosław Kaczyński będzie mógł pociągać za podwójne sznurki i tylko będzie musiał uważać, żeby mu się nie poplątały – sznurek premierowski ze sznurkiem prezydenckim. Oczywiście wszystko pozostaje w zawieszeniu do jesiennych wyborów, po których możliwe są rozmaite kombinacje. Kombinacja pierwsza – że PiS wygrywa większością konstytucyjną. Wtedy dowiemy się prawdy o Smoleńsku, chociaż nie od razu, tylko oczywiście stopniowo – bo takiej pięknej katastrofy nie można przecież roztrwonić za jednym razem, tylko wykorzystywać ją po gospodarsku, żeby starczyła co najmniej do roku 2027. Poza prawdą o Smoleńsku zaczniemy realizować „wariant węgierski”, ale oczywiście nie mechanicznie, tylko z uwzględnieniem polskiej specyfiki. Orban kombinuje z Putinem – to my odwrotnie – przeciw Putinowi z premierem Arszenikiem i prezydentem Poroszenką, co to walczy i walczy z tą korupcją i zwalczyć jej nie może, niczym dziadek, który nie mógł wyciągnąć rzepki.
Kombinacja druga – że PiS nie uzyskuje większości konstytucyjnej, ale tylko rządową. W tej sytuacji będziemy już tylko poznawać prawdę o Smoleńsku, bo wariant węgierski, nawet w wersji przystosowanej lokalnie, trzeba będzie zredukować do mechanicznego żyrowania posunięć premiera Arszenika i prezydenta Poroszenki to znaczy – kontynuować dotychczasową linię, może urozmaiconą żądaniami odszkodowań wojennych od Niemiec. Kolejna kombinacja – PiS nie uzyskuje nawet większości „rządowej” w związku z czym musi montować koalicję, bo w przeciwnym razie pani Beata Szydło nie mogłaby zostać premierzycą, a to przecież już postanowione. No dobrze – ale z kim? Może z Pawłem Kukizem? Czy jednak antysystemowy Paweł Kukiz zaryzykuje koalicję z systemowym PiS-em? Wprawdzie PiS prezentuje się jako ugrupowanie również antysystemowe, ale czy Paweł Kukiz aby na pewno w to uwierzy, no i przede wszystkim – czy uwierzą w to zwolennicy pana Kukiza? W tej sytuacji znacznie pewniejsza jest koalicja PiS z PSL-em, który ma stuprocentową, a w porywach nawet jeszcze większą zdolność koalicyjną. Co prawda PSL pozostaje obecnie w koalicji z Platformą Obywatelską, ale czegóż się nie robi dla Polski? Skoro pan prezes Kaczyński dla dobra Polski protegował panią Beatę Szydło na premierzycę, to dlaczego nie mógłby zdecydować o koalicji z PSL-em? Chodzi o to, iż dobro Polski polega na odsunięciu od władzy Platformy Obywatelskiej. Na tym właśnie mają polegać wielkie zmiany, a skoro tak, to każdy środek dobry. „Taka, panie, kombinacja” - jak mawiał Antoni Lange. Tedy mniej więcej już wiemy, co i jak, więc w tej sytuacji nie ma potrzeby zajmowania się dziwnie osobliwą trzódką biłgorajskiego filozofa, która, razem z nim prawdopodobnie zostanie wyrzucona w „ciemności zewnętrzne”, to znaczy – poza Sejm, gdzie, jak wiadomo, jest „płacz i zgrzytanie zębów”. Dla biłgorajskiego filozofa będzie to prefiguracja piekła, do którego tak czy owak trafi, choćby z powodu apostazji. Tam przez całą wieczność będzie zmuszony do oglądania w dni parzyste spektaklu Izabeli Cywińskiej „Cud Purymowy”, co, jak wiadomo, gorsze jest od śmierci, a w dni nieparzyste – do wysłuchiwania kompozycji „Nergala”, co graniczy już z małpim okrucieństwem. Ale w piekle nie można liczyć na żadne względy, toteż biłgorajski filozof już teraz musi przygotowywać się na najgorsze. Na razie podzielił się władzą w „Twoim Ruchu” z panią Barbarą Nowacką. Pewnie liczy na to, że będą mogli się rozmnażać i w ten sposób zapewnić tej partii kontynuację. Tymczasem kiedy Umiłowani Przywódcy kotłują się na partyjnych konwencjach, obmyślając nowe wersje starych bajek, RAZWIEDUPR też przygotowuje się do zmiany warty, związanej z odzyskiwaniem wpływów w naszym nieszczęśliwym kraju przez gwałtownie reaktywowane Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie. Właśnie odbyła się konferencja pod tytułem „Most”, na której przypomniano zasługi RAZWIEDUPR-a w zorganizowaniu transportu rosyjskich Żydów do bezcennego Izraela. Jak pamiętamy, w tym właśnie celu utworzony został GROM, który potem już siłą inercji przetrwał, chociaż nie bardzo było wiadomo, co właściwie z nim robić. Ale teraz, kiedy trzeba będzie znowu ochraniać nie tylko transporty Żydów z bezcennego Izraela do naszego nieszczęśliwego kraju, ale i trzymać później w ryzach niesforny, mniej wartościowy naród tubylczy, RAZWIEDUPR znowu przypomina o sobie, oferując swoje usługi w zamian za obietnicę pozwolenia na dalsze pasożytowanie na historycznym narodzie polskim. Jak widzimy, każdy przygotowuje się na nadchodzące wielkie zmiany z tym, że oczywiście – każdy po swojemu.
Stanisław Michalkiewicz
24 czerwca 2015 Sejmowa wojna o „lichwę”
1. Dzisiaj w sejmowej komisji finansów publicznych w ramach pierwszego czytania, ma się odbyć debata poświęcona rządowemu projektowi tzw. ustawy antylichwiarskiej, dotyczącej funkcjonowania firm pożyczkowych udzielających tzw. chwilówek.Projekt ustawy miał być reakcją rządu na aferę Amber Gold ale także na bardzo krytyczny raport o funkcjonowaniu w Polsce firm lichwiarskich pożyczkowych jaki przygotował już ponad 2 lata temu Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK).Przypomnijmy tylko, że tuż po aferze Amber Gold na jesieni 2012 roku rząd Tuska publicznie zobowiązał się do przygotowania ustawy, która ukrócić miała lichwiarskie praktyki powstających jak grzyby po deszczu firm pożyczkowych specjalizujących się w tzw. chwilówkach.Taki projekt z udziałem UOKiK-u powstał już ponad rok temu ale był długo blokowany na poziomie rządowym poprzez instytucję tzw. uzgodnień międzyresortowych, a amunicji poszczególnym ministerstwom dostarczali lobbyści zatrudnieni przez największe firmy pożyczkowe.
2. Przypomnijmy także, że do głównego gracza na tym rynku firmy Provident (która tylko w roku 2014 udzieliła takich pożyczek na 2 mld zł i zarobiła z tego tytułu około 0,4 mld zł), dołączył w ciągu ostatnich dwóch lat Profi Kredyt, którego właścicielem jest czeski miliarder David Beran (ta firma pożyczyła w postaci tzw. chwilówek w roku 2014 około 0,5 mld zł), a ostatnio także firma Vivus tym razem rosyjskiego oligarchy Olega Bojko, która w ciągu 2 lat dorobiła się blisko 0,5 miliona klientów (firma udziela miesięcznych pożyczek do 2,5 tys. złotych także przez internet).Szczególnie zadziwiająca jest kariera tej ostatniej firmy pożyczkowej, która wchodziła do Polski jako mały start-up zarejestrowany na Łotwie mający działać w obszarze nowych technologii, a dzięki ogromnym środkom przeznaczonym na reklamę (między innymi ze sloganem „pierwsza pożyczka za darmo”), stała się jedną z czołowych firm pożyczkowych w naszym kraju.Sumarycznie ten rynek obecnie w Polsce to około 4 mld zł pożyczek rocznie z tendencją do stałego wzrostu, wszak ludzi niezamożnych bez zdolności kredytowej i w związku z tym skazanych na firmy pożyczkowe będzie raczej przybywać niż ubywać.
3. Ponieważ przedłożenie rządowe jak twierdzą eksperci bardziej wychodzi na przeciw oczekiwaniom firmy Provident, druga co do wielkości firma Vivus wytacza coraz cięższe działa przeciwko temu projektowi.Do tej wojny zaprzężone zostały nie tylko firmy PR-owskie i zawodowi lobbyści ale także organizacje przedsiębiorców do których należą wspomniane firmy pożyczkowe.Jedna z tych organizacji Konfederacja Lewiatan (do której należy Provident) zorganizowała na początku czerwca w Sejmie konferencję pt. „Nadzór nad działalnością firm pożyczkowych”, na której gościem zaproszonym do stołu prezydialnego była przewodnicząca sejmowej komisji finansów publicznych posłanka Platformy Krystyna Skowrońska.Jak z tego wynika nikt specjalnie się nie troszczy o los klientów firm pożyczkowych, którzy płacą za tzw. chwilówki w stosunku rocznym po 300-400% wartości pożyczki ale przede wszystkim posłowie rządzącej partii pilnują interesów lichwiarskich firm.W świetle tej wojny firm pożyczkowych zupełnie innego wymiaru nabiera atak rządzącej Platformy na SKOK-i i próba ich osłabienia, a w przyszłości być może nawet likwidacji.Wszak to one mają blisko 3 miliony oszczędzających, a po ograniczeniu działalności SKOK-ów duża część z nich pewnie nie mogłaby być klientami banków, a stałaby się raczej pożyczkobiorcami w tych lichwiarskich firmach. Kuźmiuk
Czy PiS będzie bronił osiągnięć socjalizmu przed Kukizem? Anna Nowacka-Isaksson „...”Podczas gdy u nas przejście na emeryturę w 67. roku życia wciąż budzi kontrowersje, Szwedzi podnoszą poprzeczkę jeszcze wyżej. Niedługo bowiem, jak stwierdził przewodniczący Rady Polityki Pieniężnej John Hassler, trzeba będzie tam pracować do 70. roku życia.”...”Trzy lata temu premier Fredrik Reinfeldt w słynnym wystąpieniu mówił o konieczności narysowania mentalnej mapy u Szwedów na nowo i rozważenia, w jakim stopniu każdy z mieszkańców tego kraju jest gotów utrzymywać aktywność zawodową do późnych lat. „...”Fredrik Reinfeldt wysunął też postulat pracowania do 75. roku życia. Według niego byłby to nowy rodzaj życia zawodowego, w którym następowałaby częstsza zmiana posady. W jego opinii 55-latki na rynku pracy staliby się o wiele atrakcyjniejsi, gdyby pracodawca wiedział, że jeszcze przez 20 lat interesować ich będzie dalsza kariera (lub harówka). „...(źródło )
„W USA 40 proc. dzieci dorasta w domach bez ojców, w Polsce i Anglii 25 proc. „..(źródło )
Philo „ jedno jest pewne, tygodnik WPROST opublikował środowiska jakie będą tworzyły zaplecze programowe partii Kukiza. „Konserwatywno-liberalne środowiska: biznes i think tanki wesprą projekt Pawła Kukiza” – czytamy w tygodniku. „Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, Centrum im. Adama Smitha, WarsawEnterprise Institute, Stowarzyszenie KoLiber, środowiska kojarzone z republikańskim think tankiem wejdą w skład ekipy walczącej o miejsca w Sejmie i Senacie” – dowiaduje się „Wprost”.Dziś mają zakończyć się rozmowy z poszczególnymi instytucjami. Jeśli ostateczna umowa zostanie podpisana, Kukiza będą wspierać m.in. Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha, i prof. Robert Gwiazdowski, prezes Warsaw Enterprise Institute" - informuje WPROST.”...(źródło )
Rozmawiał Paweł Chmielewski z Łukaszem Warzechą „ Pojawiły się spekulacje, że ruch Kukiza mógłby zostać wsparty przez Centrum im. Adama Smitha. To prawdopodobne? „...”Mogę powiedzieć tylko tyle, że gdyby rzeczywiście istniał planu startu wolnorynkowców z Centrum im. Adama Smitha z list Kukiza i gdyby ludzie ci mieli szansę wejść do parlamentu, mógłbym się tylko cieszyć. Taki wolnorynkowy hamulec wobec socjalnych pomysłów Prawa i Sprawiedliwości – gdyby Ruch Kukiza miał wejść z nią w koalicję – byłby bardzo pożądany w przyszłym rządzie. „...”Doskonale pamiętam, że PiS obniżyło w czasie swoich rządów podatki i mam nadzieję, że taki będzie rzeczywisty kierunek także tym razem. Nawet jeżeli obniżki podatków, to chciałbym, by PiS nie poszło w łatwe rozdawnictwo pieniędzy. Mam też nadzieję, że nie będzie próby ograniczenia swobody zawierania umów cywilno-prawnych. Wojna z tak zwanymi „umowami śmieciowymi” – bardzo nie lubię tego określenia – jest cały czas jednym z żelaznych punktów w programie PiS. Nie byłoby jednak dobrze, gdyby była prowadzona kosztem ludzi w ten sposób zarabiających. „...”Obawia się więc pan, że bez konserwatywnych liberałów, których mógłby wprowadzić do parlamentu Kukiz, PiS może pójść w pańskiej ocenie nazbyt socjalną drogą? „...”Obietnice socjalne zawsze były częścią programu PiS, bo jest to przecież partia socjalna – nazywam ją takim neo-PPS, to mniej więcej ten etos „...(źródło )
Stefan Chwin „ PiS ma już ikonę narodową i socjalną, czas na ikonę nowoczesności, którą właśnie wyrwał z rąk PO. Może to być oferta nowoczesnego państwa opiekuńczego, na którą wielu czeka. Jeśli PiS ją złoży, czekają nas nowe czasy. „...” Możliwe, ale nie lekceważyłbym takich wybuchów. Ich refleksem stało się niebywałe wyniesienie Pawła Kukiza. Politycy PO i przychylni im komentatorzy nie przyjmują do wiadomości, że pod powierzchnią tzw. normalnego życia buzuje furia z powodu np. frustrujących stosunków pracy w Polsce. Kapitalizm jest systemem trudnego życia, w którym nie wszyscy sobie radzą, dlatego wielu czeka na pomoc. „..”idealny klimat dla silnej lewicy. - Bynajmniej. PiS przejmuje całe obszary lewicowych frustracji, które naprawdę są ważne dla ludzi. Umiejętnie wydobywa w programie problemy socjalne. Zaczynając od frankowiczów, przez umowy śmieciowe, aż po sprawę emerytur.”..”Puste obietnice. - Powtórzę to, co powiedziałem dwa lata temu - polityka to emocje, a nie racjonalnie wyważane argumenty. Jak ktoś chce wygrać wybory, powinien o tym pamiętać. PiS jest mądrzejszy niż np. lewica polska, która od lat popełnia ten sam, zupełnie elementarny błąd. Bo każda partia, która w Polsce podnosi rękę na Kościół, popełnia polityczne samobójstwo. Jeżeli ktoś bierze się do polityki, ale nie uwzględnia tego faktu, to zachowuje się jak bohater filmu surrealistycznego. Tak właśnie polska lewica sama siebie wymazała z polskiego życia politycznego. Młodzi i starsi lewicowcy, wszystkowiedzący, nadąsani, okazują swoją lewicową irytację np. w sprawie in vitro czy małżeństw homoseksualnych. Ma to być dla społeczeństwa terapia szokowa, ale wynik wyborów prezydenckich świadczy, że dla tego typu formacji lewicowej nie ma miejsca na polskiej scenie. Ostre stawianie spraw obyczajowych, które powszechnie uchodzą za drastyczne, obchodzi garstkę ludzi i tylko rozdrażnia katolicką większość. Dlatego PiS rozsądnie zmienił się w prawicową lewicę katolicką. Przekaz brzmi: jesteśmy prawicowcami w ramach tradycyjnej kultury polskiej, a równocześnie prowadzimy lewicową politykę socjalną. Platforma nie lubi pojęcia państwa opiekuńczego. Stosuje je jako straszak przeciw PiS-owi, a to błąd. Oczywiście państwo opiekuńcze ma swoje patologie - ale gdyby je wprowadzać racjonalnie? Tymczasem oferta liberałów, atrakcyjna dla młodych wilków kapitalizmu, to dziś za mało, żeby wygrać wybory w kraju, w którym większość wyborców stanowią pracownicy najemni. Ale ci syci i zadowoleni też odejdą od PO do NowoczesnaPL, która przypilnuje ich interesów „...”Jesteśmy aż tak naiwni, że w XXI wieku wierzymy Robin Hoodowi kapitalizmu, bo nabluzga władzy? - To ważne dla bezbronnych. Bardzo podoba się - i nie tylko młodym ludziom - to, w jaki sposób on traktuje media w Polsce. Politycy Platformy zachowują się wobec największych dziennikarzy w wazelinowym stylu. Kukiz we wszystkich swoich wystąpieniach ustawia tych dziennikarzy, bo widzi w nich ludzi władzy. Myśli pan, że Monika Olejnik i Tomasz Lis to ludzie władzy? - Władzę prawdziwą mają w tej chwili osoby z mediów, które decydują, kogo dopuścić, a kogo nie, do czasu największej oglądalności. Te decyzje, które prawdopodobnie zapadają gdzieś znacznie wyżej niż w pokoju jakiejś gwiazdy telewizyjnej, związane są z linią polityczną danej stacji. Sporo Polaków uważa media za element systemu władzy. Kukiz to bardzo zręcznie wykorzystuje. Nie był przez długi czas nigdzie zapraszany, a teraz jest i nie można go, ot tak po prostu, wyprosić za drzwi. Wchodzi do studia i na oczach widzów wywraca wszystko do góry nogami. Jak? - Dotąd wazeliniarze z PO i innych partii starali się prześcigać w odpowiedziach na pytania gwiazd medialnych, a Kukiz strofuje te gwiazdy albo krzyczy np.: "Dlaczego pani mi przerywa? Ja teraz będę mówił!". To się ludziom podoba, bo przypomina sceny z tysięcy mieszkań, gdzie bezsilni ludzie, patrząc na telewizyjny ekran, mają ochotę butem rzucić w telewizor. A teraz myślą: To jest nasz człowiek, ja to bym się u tej gwiazdy zachował dokładnie tak samo jak on! Nareszcie bym jej wygarnął! Nareszcie jej przerwał! Nareszcie go zbeształ! Nareszcie mu utarł nosa! Kukiz jako jeden z nich tam się wdarł, do tej elektronicznej twierdzy, i wszystko za nich może powiedzieć, a nawet wykrzyczeć!”...”PiS w tej chwili przechwycił z rąk PO ikonę nowoczesności. Ma już ikonę narodową i socjalną, czas na nowoczesność. Może to być oferta nowoczesnego państwa opiekuńczego, na którą wielu czeka. Jeśli PiS ją złoży, czekają nas nowe czasy. „..”Natomiast PiS jest inwazyjny, bo ma pomysł, jak powinno wyglądać życie duchowe każdego Polaka. I na dodatek chce to życie urządzać poprzez instytucje państwowe, szkolnictwo, kulturę. To mnie trochę jako pisarza niepokoi. Ale z drugiej strony PiS lepiej wyczuwa stan świadomości, jaki jest w tej chwili w Polsce. Liberalizm chętnie nam wmawia, że dobrem wspólnym jest rozwój gospodarki, bo wtedy wszystkim skapnie. Teraz się okazuje, że jesteśmy w fazie kapitalizmu, gdzie ci, którzy mają, będą mieli jeszcze więcej, a ci, którzy nie mają, będą mieli tyle samo albo mniej. PiS dobrze to wie. Wierzy pan, że PiS może się stać nowoczesną, otwartą partią? - Pana i moje myślenie jest nacechowane elementem wiary w twardą stabilność struktur, z którymi mamy w tej chwili do czynienia. Ale niewykluczona jest zupełna ewolucja PiS-u. Sprawa z Dudą jest sygnałem, że ich też niepokoi zmiana pokoleniowa, która następuje w Polsce, więc lepiej od PO się do niej przygotowali. Teraz to wygląda na monolit, jednak nie wiadomo, czy w nowym PiS-ie będzie miejsce dla żubrów pisowskich typu Macierewicz, przynajmniej na pierwszej linii. Myślę, że w PiS-ie mocno się zastanawiają, czy nie modelować partii w stronę nowoczesnej partii konserwatywnej bez rozmaitych dotychczasowych ostrości. „...(źródło )
Beata Szydło „ Ale są też kwestie bardziej skomplikowane: emerytury, niskie płace, umowy śmieciowe, służba zdrowia, problemy osób niepełnosprawnych. Tutaj w Karniewie spotkała mnie właśnie niepełnosprawna kobieta, która żaliła się, że nie może znaleźć pracy właśnie z powodu swojej niepełnosprawności. Niektóre z tych zgłaszanych kwestii można rozwiązać szybciej, inne wymagają zmian systemowych, ale musimy mieć świadomość tego, co się dzieje. „..(źródło )
Niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" jako pierwszy napisał tekst o Beacie Szydło „...”"FAZ" uważa, że Szydło, podobnie jak prezydent elekt Andrzej Duda, w sposób perfekcyjny ucieleśnia zmianę wizerunku PiS - przejście od narodowo-katolickiego oddziałubojowego do konserwatywnej europejskiej partii akcentującej mocno opiekuńczość. „...”Jak zaznacza, Kaczyński jest co prawda niekwestionowanym liderem polskiej prawicy, lecz jego "nieprzejednanie, jego bezkompromisowa retoryka skierowana przeciwko przeciwnikom - liberałom, Niemcom czy gejom", spowodowały, że jest "obiektem trudnej do przezwyciężenia antypatii". „...”"Duda, ale i ten polityk może poważyć się na "wyjście z cienia" przemożnego prezesa. Szydło była szefową sztabu Dudy i jest z nim związana. Jeżeli w październiku zostanie premierem, oboje mogą spróbować zjednoczyć się - pisze dziennikarz "FAZ" Konrad Schuller. „..(źródło )
Józef Darski”Partia polityczna nie może istnieć bez pieniędzy i aparatu. Funkcjonariusze są niezbędni, gdyż tylko oni mając zapewniony byt, najczęściej na posadach samorządowych lub sejmowych, mogą poświęcić cały czas na działalność polityczną. Obywatele muszą przede wszystkim pracować w gospodarce narodowej, by zapewnić byt rodzinom, więc ich zasoby, w tym finansowe i czasowe, są niezwykle ograniczone. Nie ma zatem możliwości zastąpienia systemu politycznego jakimiś ruchami społecznymi, samorządami czy demokracją bezpośrednią, o czym marzyli ideolodzy lewicy. Z drugiej strony aparat ma własne interesy i w sposób naturalny odrywa się od swojej bazy wyborczej, jeśli czuje się bezkarny. W konsekwencji, jeśli nie napotka oporu ze strony społeczeństwa, zamienia się w zamkniętą kastę zainteresowaną z jednej strony korzyściami finansowymi ze sprawowania władzy, a z drugiej zaczyna postrzegać każdą inicjatywę obywatelską, każdą aktywną grupę obywateli jako konkurencję i zagrożenie, które należy zwalczać wszelkimi dostępnymi metodami. Rodzi się nawet wspólnota interesów między aparatami nawet konkurencyjnych partii, które głównego i wspólnego przeciwnika dostrzegają w społeczeństwie, które jedynie przeszkadza w konsumpcji owoców władzy. Z kolei kierownictwo partii politycznej rozbudowuje i nagradza swój aparat stanowiskami po wygranych wyborach. Stąd długie pozostawanie poza koalicją rządzącą czy samorządami prowadzi do rozkładu partii w postkomunizmie. Żadne ustawy i apele tu nie pomogą, gdyż mamy do czynienia z procesem naturalnym. Dopiero zmiana środowiska społecznego, zmusi aparaty partyjne do walki o poparcie społeczeństwa, gdy to ono będzie decydowało o zwycięstwie wyborczym i cieszeniu się owocami władzy. W zamian za to administracja państwowa i samorządowa będzie dbać o interes obywateli. Nie dla idei czy z miłości ale z konieczności lub wręcz strachu przed utratą władzy i pociągnięciem do odpowiedzialności większość polityków będzie postępowała zgodnie z interesem społeczeństwa i narodu. „...(źródło )
„Szanse, że fiskus sięgnie po pieniądze instytucji finansowych i handlowych, po ewentualnym wyborczym sukcesie PiS i ugrupowania Pawła Kukiza, są duże. Oba ugrupowania mają bowiem w programie podatek od aktywów „..”W kwestiach społeczno-politycznych wyborcy Pawła Kukiza sytuują się między elektorami Bronisława Komorowskiego i Andrzeja Dudy. Łączy ich przede wszystkim niezadowolenie z sytuacji w Polsce, 59 proc. źle ocenia kierunek zmian w kraju - „..”W I turze wyborów prezydenckich na Kukiza głosowali przede wszystkim ludzie młodzi w wieku od 18 do 24 lat (46 proc.) i od 25 do 34 roku życia (45 proc.). Grupę tę stanowili głównie uczniowie i studenci (48 proc. z nich poparło Kukiza), niewykwalifikowani robotnicy (41 proc.), pracownicy średniego szczebla, w tym technicy (40 proc.) oraz bezrobotni (30 proc.). 32 proc. wyborców Kukiza to osoby ze średnim wykształceniem; 32 proc. - osoby praktykujące religijnie kilka razy w roku; 30 proc. określające swoje poglądy polityczne jako centrowe; 30 proc. uzyskujące relatywnie najwyższe dochody per capita. Częściej są to mężczyźni niż kobiety (27 proc. wobec 19 proc.)”...(źródło )
Witold Gadowski „ PiS powoli staje się siedliskiem wygodnie umoszczonej, partyjnej biurokracji, której dobrze jest tak jak jest. Za nic nie odpowiadają, dobre pensyjki biorą do kieszeni i kto chciałby to zmieniać. Jedynym problemem dla wielu prominentnych pisowców jest dziś …Jarosław Kaczyński!„...”Rację mają reżimowi analitycy – tak, jedynym problemem PiS jest jego lider. Przecież bez niego tak można by się fajnie dogadać i wspólnie umościć w hermetycznym ciepełku polskiej polityki„.( więcej )
PiS w tej chwili przechwycił z rąk PO ikonę nowoczesności. Ma już ikonę narodową i socjalną, czas na nowoczesność. Może to być oferta nowoczesnego państwa opiekuńczego, na którą wielu czeka. Jeśli PiS ją złoży, czekają nas nowe czasy. „...”Wierzy pan, że PiS może się stać nowoczesną, otwartą partią? - Pana i moje myślenie jest nacechowane elementem wiary w twardą stabilność struktur, z którymi mamy w tej chwili do czynienia. Ale niewykluczona jest zupełna ewolucja PiS-u. Sprawa z Dudą jest sygnałem, że ich też niepokoi zmiana pokoleniowa, która następuje w Polsce, więc lepiej od PO się do niej przygotowali. Teraz to wygląda na monolit, jednak nie wiadomo, czy w nowym PiS-ie będzie miejsce dla żubrów pisowskich typu Macierewicz, przynajmniej na pierwszej linii. Myślę, że w PiS-ie mocno się zastanawiają, czy nie modelować partii w stronę nowoczesnej partii konserwatywnej bez rozmaitych dotychczasowych ostrości. Tylko silni przywódcy, a nie instytucje, mogą stworzyć stabilną Europę - twierdzi premier Węgier, p. Wiktor Orban.- Uczono nas przez ponad dekadę lub dwie, że przywództwo oznacza instytucje, że pracą lidera jest zarządzanie pracą instytucji. Ale kiedy jest się w kłopotach, potrzeba personalnego przywództwa, a personalne przywództwo nie jest respektowane w Europie. Jest raczej postrzegane jako zagrożenie - powiedział p. Orban podczas konferencji o bezpieczeństwie w Bratysławie.”...(źródło )
Mój komentarz Warto zwrócić uwagę na diagnozę Targalskiego , który mówi o tworzeniu się w sposób naturalny wspólnocie interesów pomiędzy aparatem , działaczami partyjnymi partii w Sejmie przeciwko obywatelom i ich interesom Nie będę krył ,że bardzo mnie niepokoi skoncentrowanie się zarówno Dudy jak i Szydło na obronie i próbach usprawnienia bandyckiego socjalizmu w Polsce. Dam przykłady .Karnowski jest przeciwny likwidacji śmieciówek w najbliższym czasie , co oznacza ,że bezrobotny ma dostęp do służby zdrowia , rencista , emeryt , urzędnik i pracownik budżetówki , a parę milionów Polaków, ciężko pracujących i faktycznie utrzymujących cały ten socjalistyczny lumpenelektorat nie ma dostępu do służby zdrowia . To pierwszy przykład zbydlęcenia systemu socjalistycznego w Polsce. Domaga się od Dudy i Szydło , aby natychmiast po dojściu do władzy zlikwidowali wyzysk Polaków pracujących na śmieciówkach . Drugi przykład . Praca aż do śmierci Polaków , kobiet i mężczyzn . Na razie 67lat , ale jak pokazuje Szwecja 70 a później 75 lat . Duda obiecał przywrócenia polskim frajerom ,że cofnie wiek emerytalny na poziom 65 mężczyźni i 60 kobiety , po czym wycofał się z tego dając warunek zapier.. przez 40 lat . Domagam się od Dudy i Szydło , aby przestali traktować Polaków jak bydło robocze i przywrócili bezwarunkowy wiek emerytalny 65 i 60.
Trzeci przykład .Biedni pracujący . Płaca minimalna nie wystarcza na opłacenie rachunków i utrzymanie rodziny. Domagam się od Dudy i Szydło , aby natychmiast podnieśli płacę minimalną na taki poziom , aby ludzie ciężko pracujący nie żyli w nędzy Oczywiście tylko głupi by wierzył ,że Duda i Szydło to zrobią. Dlaczego . Ano dlatego że Duda to porządny katolik ale i socjalista, a Szydło to socjalistka . Oboje wierzą że socjalizm to najlepszy ustrój dla Polski . A cały ten gówniany zdychający system ratuje się eksploatując miliony Polaków. śmieciówkami , zmuszając do życia w nędzy miliony ciężko pracujących za grosze pracujący biednych Polaków i zmuszając schorowanych Polaków starców do pracy aż do śmierci . Po to tylko aby licząca 3.5 miliona osób budżetówka , 5 milionów emerytów 2.5 miliona rencistów , dwa miliony bezrobotnych mieli dobre życie, dobre płace , dostęp do służby zdrowia i przywileje Ten bydlacki socjalistyczny system jest nie do zreformowania .Należy go po prostu zlikwidować I o ile jeszcze Kaczyński mówił o emeryturze kanadyjskiej , prawie do rezygnacji z przymusowych ubezpieczeń społecznych, czy wprowadzeniu na nowo ustaw Wilczka , o tyle nowe wilki PiS o tym wszystkim milczą . Mam nadzieję ,że po wyborach PiS zacznie likwidować ten upadający system , bo jeśli nie to po dwóch latach rządów Dudy i Szydło Polacy znienawidzą PiS tak samo jak teraz Platformę Jeśli Kukiz oprze się na programie gospodarczym Centrum Smitha oraz narodowców , to po upadku PiS on i jego ludzie mogą być ostatnią deską ratunku dla Polski . Oby nie okazało się że Kukiz będzie przysłowiową brzytwą, której tonąca Polska się chwyci . Oby nie okazało się że Pis jest partia Systemu ,że będzie broniło systemu socjalistycznego w Polsce zbudowanego przez kolaborantów przeciwko Kukizowi ,że PiS będzie walczył z buntem młodych pacyfikują siłą manifestacje antysytemowe . Oby tak się nie stało i aby po wyborach okazało się że wszystko co piszę jest bezpodstawne. Ze Duda i Szydło oszukali Niemców i lichwiarzy , którzy tak im teraz sekundują w utrzymaniu ich programu i cały czas liczą że Duda i Szydło utrzymają i rozbudują państwo opiekuńcze w Polsce.
Nie podoba mi się słabe przywiązanie programowe Kukiza do kościoła i katolicyzmu . Tutaj postawa Dudy jest wzorowa . Ale pamiętajmy ,że PiS jest partią władzy , której aparat tak naprawdę jest bezideowy , bo o , gdyby nie Kaczyński to mało brakowało , aby kandydatem na prezydenta tej „ chrześcijańskiej „ partii został rozwodnik Czarnecki.I tutaj Targalski celnie opisał procesy demoralizacyjne zachodzące w polskich partiach . Bo może się okazać że nie będzie komu w PiS rozliczyć Zamachu Smoleńskiego , powsadzać aferałów , wziąć za pysk oligarchów. Bo obawiam się, że od rządu zostaną odsunięci twardzi i ideowi PiS owcy , oprócz Kaczyńskiego także Macierewicz , czy Mariusz Kamiński. Proszę pamiętać o słowach Orbana ,o tym jak ważne jest silne przywództwo . Marek Mojsiewicz
Wyrok wskazujący Nareszcie mamy dowód na bezzasadność narzekań, że w Polsce nic się nie opłaca. Jakże się nie opłaca, kiedy przecież się opłaca! Nie wszystko oczywiście, to jasne, ale niech no ktoś pokaże chociaż jeden kraj na świecie, w którym wszystko się opłaca. Takiego kraju na świecie nie ma; nawet w Ameryce gdzie wiele rzeczy się opłaca, przecież nie opłaca się wszystko. Na przykład nie opłaca się dokonywać gwałtownych zamachów na prezydenta. Za takową psotę w Ameryce grozi nawet kara śmierci, a w takiej sytuacji trudno utrzymywać, że opłaciłoby się przyjęcie takiego zlecenia. Na tamtym świecie – o ile mi wiadomo – liczy się tylko waluta dobrych uczynków, a nie, dajmy na to, dolary. Pewnie z tego właśnie powodu pan generał Sławomir Petelicki, którego odwiedził był seryjny samobójca, wstąpił do SB, żeby spełniać dobre uczynki. Wiadomo, że nigdzie indziej, nawet w klasztorach o najbardziej surowej regule, nie było tylu okazji do dobrych uczynków, jak w SB. To prawda, ale prawdą jest też, że nie ma rzeczy doskonałych, więc i w SB było tyle samo okazji do dobrych uczynków, co do uczynków złych. Właśnie przekonał się o tym pan generał Czesław Kiszczak, którego niezawisły sąd prawomocnie skazał na dwa lata więzienia w zawieszeniu za udział w związku przestępczym o charakterze zbrojnym, który 13 grudnia 1981 roku wprowadził w Polsce stan wojenny. Kierownikiem tego związku przestępczego, a właściwie jego hersztem, był jak wiadomo premier-generał Wojciech Jaruzelski, który jednakowoż nigdy za to nie został skazany. Przeciwnie – został nawet pierwszym prezydentem III Rzeczypospolitej – żywym dowodem upadku komunizmu, a w dodatku po śmierci urządzono mu państwowy pogrzeb, na którym Aleksander Kwaśniewski wydał generałowi Jaruzelskiemu komendę: „spocznij”, a reszcie żałobników – komendę: „baczność!” - pewnie na wypadek, gdyby trzeba było znowu stanąć w szeregach organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, która na podstawie ustawy nr 1066 o „bratniej pomocy” wskazywałaby formacjom zbrojnym obcych państw cele do odstrzału. Już tam Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, ani nawet panu redaktorowi Michnikowi nie drgnęłaby ręka, zwłaszcza gdyby chodziło o zuchwalców, którzy podnieśliby rękę na ich zdobycze. Przykład generała Jaruzelskiego pokazuje, że kierowanie związkiem przestępczym o charakterze zbrojnym opłaca się w Polsce jak najbardziej nie tylko za komuny, ale i za demokracji. Przypadek generała Kiszczaka pokazuje z kolei, że samo tylko uczestnictwo opłaca się jakby mniej – ale przecież też się opłaca, zwłaszcza na tle innych przestępstw skatalogowanych w kodeksie karnym. W kodeksie karnym przestępstwa znacznie mniejszej wagi zagrożone są karami znacznie surowszymi od tej, jaką niezawisły sąd wymierzył generałowi Kiszczakowi, więc on też nie powinien narzekać. Wyrok skazujący generała Kiszczaka na karę dwóch lat wiezienia w zawieszeniu nie tylko przekonuje ponad wszelką wątpliwość, że uczestnictwo w związku przestępczym o charakterze zbrojnym jest u nas opłacalne, a przypadek generała Jaruzelskiego - że jeszcze bardziej opłacalne jest kierowanie takim związkiem – ale w dodatku stanowi zachętę dla potencjalnych naśladowców, których z pewnością nie brakuje wśród bezpieczniackich watah. Kiedy ich interesy, związane z okupacją naszego nieszczęśliwego kraju wydadzą im się zagrożone, wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie będzie stanowił wskazówkę, czego się trzymać. Wobec perspektywy utraty korzyści z okupacji kraju, ryzyko skazania przez niezawisły sąd na dwa lata wiezienia w zawieszeniu jest doprawdy niewielkie, żeby nie powiedzieć - żadne, toteż jestem pewien, że w godzinie próby żadna z bezpieczniackich watah nie zawaha się przed wzięciem udziału w związku przestępczym o charakterze zbrojnym. Korzyści z uczestnictwa w takim związku zdecydowanie przeważają nad dolegliwościami kary w zawieszeniu, nawet jeśli brać pod uwagę tylko uwłaszczenie nomenklatury poprzez spółki nomenklaturowe, a zupełnie pominąć aferę Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Jak pamiętamy, PRL wyasygnowała na nielegalny wykuł długów 1 700 milionów dolarów, długi wykupiono za 60 milionów dolarów, a reszta musiała zostać rozkradziona przez uczestników związku przestępczego o charakterze zbrojnym – no bo przecież się nie rozpłynęła, no nie? Nasze dieło prawoje – my pobiedili – mogą zatem powiedzieć sobie nie tylko uczestnicy związku przestępczego o charakterze zbrojnym, ale również liczni jego sympatycy, tworzący polskojęzyczną wspólnotę rozbójniczą, z którą historyczny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe. Ta wspólnota rozbójnicza właśnie 13 grudnia 1981 roku wystąpiła zbrojnie przeciwko niepodległościowym aspiracjom historycznego narodu polskiego, pod kierownictwem związku przestępczego o charakterze zbrojnym, którym kierował generał Wojciech Jaruzelski, a w którym uczestniczył generał Kiszczak. Toteż kiedy pojawi się potrzeba wzięcia mniej wartościowego tubylczego narodu w ryzy na zlecenie jakiegoś państwa poważnego, albo choćby tylko starszych i mądrzejszych, polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza od razu będzie wiedziała co robić i po której stronie stanąć – oczywiście jeśli tylko państwo poważne, albo starsi i mądrzejsi obiecają jej możliwość dalszego pasożytowania na historycznym narodzie polskim. Bo tylko to się opłaca. Stanisław Michalkiewicz
25 czerwca 2015 Polski fiskus nie radzi sobie ze ściąganiem podatków od zagranicznych firm
1. Nie wzbudził jakoś zainteresowania w głównych mediach opublikowany wczoraj raport Najwyższej Izby Kontroli raport o ściąganiu przez polski aparat skarbowy podatku dochodowego od firm z udziałem kapitału zagranicznego. A zawartość raportu sporządzonego w oparciu o badanie przez NIK działań aparatu skarbowego wobec takich firm w województwie małopolskim, dolnośląskim i wielkopolskim jest naprawdę interesująca.
2. NIK pisze wprost, „że urzędy kontroli skarbowej i urzędy skarbowe w tych województwach „nie przeprowadziły dostatecznych działań, które skutecznie zapobiegłyby uchylaniu się od opodatkowania przez podmioty z udziałem kapitału zagranicznego, poprzez transferowanie dochodów poza polski system podatkowy”. Izba podczas kontroli stwierdziła, że polskie organy podatkowe nie były należycie przygotowane do kontrolowania podmiotów z udziałem kapitału zagranicznego, co więcej przeprowadziły tylko nieliczne kontrole weryfikujące legalność transferu dochodów za granice bez opodatkowania. NIK wymienia 3 przyczyny tego stanu rzeczy: brak systemowych narzędzi umożliwiających typowanie do kontroli podmiotów powiązanych kapitałowo i osobowo, brak lub ograniczony dostęp do baz danych porównawczych umożliwiających ocenę czy ceny stosowane w transakcjach pomiędzy podmiotami powiązanymi odbiegają od wartości rynkowych i wreszcie niewystarczające przygotowanie pracowników służb skarbowych do badania tak trudnych merytorycznie zagadnień.
3. Ten stan rzeczy potwierdził również raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) o ściągalności podatków przez polską administrację podatkową, który został upubliczniony w maju tego roku. Ministerstwo Finansów się nim specjalnie nie chwaliło, choć został sporządzony w ostatnich miesiącach na jego zamówienie, bo raport nie zostawia suchej nitki na funkcjonowaniu administracji podatkowej w naszym kraju. Główną konkluzją raportu MFW jest stwierdzenie, że polska administracja podatkowa słabo sobie radzi sobie ze ściąganiem podatków, a te słabe wyniki są sprzeczne z tym co osiągają w tym samym czasie służby skarbowe w innych krajach UE.
4. MFW badał wydajność podatkową z 4 głównych podatków: VAT, akcyzy, PIT i CIT w latach 2007- 2014 i stwierdził, że od 2008 roku wydajność ta wyraźnie spada, choć nie ma ku temu wyraźnych powodów, z roku na rok rośnie PKB, mamy również do czynienia z corocznym wzrostem cen, wzrastały także stawki podatkowe (VAT i akcyzy) a także obciążenia podatkiem PIT (ze względu na likwidację ulg podatkowych i brak waloryzacji progów podatkowych). Relacja ta wyraźnie rosła w latach 2005-2007 z 15,9% do 17,5% PKB, a już od 2008 roku zaczęła gwałtownie spadać aż do 13,1% PKB w 2013 roku, a w roku 2014 miała wzrosnąć zaledwie do13,5% PKB. Ta różnica pomiędzy najlepszą wydajnością w 2007 roku i przewidywaną na rok 2014 wynosi aż 4% PKB, co w warunkach tego roku oznacza, że do budżetu państwa wpłynęło o blisko 70 mld zł mniej niż powinno wpłynąć przy utrzymaniu wydajności z roku o najlepszej wydajności (1% PKB w cenach bieżących w 2014 17,4 mld zł).
5. Głównym sprawcą tej wynoszącej blisko 70 mld zł luki podatkowej są wprawdzie słabe wpływy z podatku VAT ale i wpływy z CIT, które badał NIK też nie „idą ” najlepiej. Otóż w roku 2008 podatek CIT płaciło w naszym kraju 312,4 tysiąca firm i w każdym olejnym roku ich ilość rosła od kilku do kilkunastu tysięcy, by w roku 2013 osiągnąć lekko ponad 400 tysięcy. Podobnie jest z przychodami jakie osiągają te firmy. W 2008 roku było to niewiele ponad 3 biliony złotych, a w roku 2013 przychody te przekroczyły znacznie kwotę 5 bilionów złotych czyli zostały prawie podwojone.
Natomiast wpływy z podatku CIT osiągnęły w 2008 31,2 mld zł z kolei w latach 2009-2010 uległy znacznemu zmniejszeniu do poziomu odpowiednio 25,5 mld zł i 28,9 mld zł z powodu wyraźnego spowolnienia wzrostu gospodarczego, by później znowu urosnąć do 31,5 mld zł, a w latach 2012 – 2013, znowu zmalały do poziomu 28 mld zł. Różnica pomiędzy największymi wpływami, a tymi z roku 2013 wynosi 3-4 mld zł i zapewne duża jej część stanowią niskie wpływy tego podatku od firm zagranicznych. Kuźmiuk
Pierwszy kraj zakazujący małżeństw z osobami z in vitro Prezes Prawa i Sprawiedliwości komentuje najnowsze propozycje dotyczące przepisów związanych ze sztucznym zapłodnieniem metoda in vitro Ja jako człowiek , który w tych sprawach słucha Kościoła, wiem, że 15 tys. razy in vitro oznacza bardzo, bardzo wiele aborcji i mój stosunek do tego wynika z nauk Kościoła – powiedział Kaczyński w Sejmie.”. ...(więcej )
Piotr Kościelniak „ Jeszcze w tym roku w Wielkiej Brytanii może urodzić się dziecko z materiałem genetycznym trzech osób. Izba Gmin w głosowaniu zdecydowała o dopuszczeniu nowej kontrowersyjnej techniki rozrodu. „...”Metoda bazuje na zapłodnieniu in vitro. Wymiana części materiału genetycznego - na wolny od mutacji, lecz dostarczony przez „trzeciego rodzica" „...”Wielka Brytania będzie pierwszym krajem dopuszczającym takie modyfikacje genetyczne zarodków. „...”„To gigantyczny postęp naukowy dający nadzieję wielu rodzinom w tym kraju i na całym świecie" - cytuje słowa przedstawicieli brytyjskiego Ministerstwa Zdrowia „The Guardian".Przeciw byli konserwatywni parlamentarzyści i kościół. Oponenci z organizacji protestujących przeciw manipulacjom genetycznym wskazują, że to pierwszy krok do stworzenia „designerskich dzieci", których cechy wyglądu i osobowości będziemy programować na poziomie DNA.”....” Mitochondria dysponują własnym zestawem genów — dziedziczonym tylko po matce. Nie wpływają one ani na wygląd, ani na charakter czy zachowanie. Pomysł polega na tym, aby DNA w mitochondriach zastąpić materiałem od kobiety pozbawionej mutacji. Dziecko posiadałoby wówczas zaledwie 0,1 proc. DNA od „trzeciego rodzica" — dawczyni. „. ..(więcej )
Dr hab. Andrzej Lewandowicz „ ...kluczowy element inżynierii reprodukcyjnej zgodnie z klasyczną wizją heroldów kontroli urodzeń. Według niej, rozwój populacji (preferencyjnie poza małżeństwem) zależeć ma od woli i potrzeb totalitarnego państwa. Promowanie przez rząd sztucznej reprodukcji opartej na eugenice i oderwaniu prokreacji od małżeństwa, „.....”Wsparcie in vitro, i to za cudze pieniądze podatników, to jednak nie „wsparcie polityki prorodzinnej” „....”Manipulacje ludzką prokreacją poprzez procedurę in vitro, która leczeniem nie jest, tylko hodowlą, z samej definicji trudno zaliczyć do działań prorodzinnych. „. ..(więcej )
Terlikowski: Posłowie PO od dziś poza Kościołem”..” Prezydium Konferencji Episkopatu Polski. To właśnie to zacne grono jasno stwierdziło, że „przyjęty przez Radę Ministrów projekt ustawy o leczeniu niepłodności zawiera rozwiązania, które uniemożliwiają jakikolwiek udział katolika w pracach służących jego przyjęciu” – podkreślili biskupi. I jasno dodali: „... w procesie legislacyjnym nie można pomijać granic dla uczestnictwa w przyjęciu niemoralnego prawa, które stawia jasna i uzasadniona ocena etyczna, oparta o uniwersalne wartości, które w jednakowym stopniu dotyczą wszystkich ludzi, tak wierzących, jak i niewierzących. Ich pominięcie rodzi odpowiedzialność moralną za skutki wejścia w życie takiej regulacji i może oznaczać wykluczenie się ze wspólnoty Kościoła” - napisała Konferencja Episkopatu Polski. „..(źródło )
Rząd wyszedł naprzeciw najbardziej radykalnym postulatom środowiskLGBT, które propagowano podczas ostatniej „parady równości”. Już w przyszłym tygodniu koalicja rządząca wraz z lewicą przegłosuje rządowy projekt ustawy legalizującej in vitro, który w ostatnim rozdziale, w art. 91 pkt 3 przewiduje wprowadzenie do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego art. 75¹ tworzącego możliwość uzyskania statusu prawnego ojca mężczyźnie względem obcego mu dziecka poczętego in vitro. W tym celu wystarczy, by matka surogatka nosząca ciążę z dzieckiem poczętym in vitro oświadczyła, że będzie on ojcem dziecka. Zgodnie z proponowaną w rządowym projekcie ustawy o leczeniu niepłodności treścią nowego art. 75¹ k.r.o., do uznania ojcostwa dziecka poczętego wskutek zabiegu sztucznego zapłodnienia wystarczy złożenie przed kierownikiem urzędu stanu cywilnego dwóch oświadczeń. Jedno to oświadczenie matki surogatki, drugie zaś to oświadczenie mężczyzny, którego wskaże ona jako ojca. Sejm został o tym kontrowersyjnym rozwiązaniu poinformowany w opinii Sądu Najwyższego, którą jednak całkowicie zignorowała komisja zajmująca się tym projektem. W opinii SN czytamy, że rozwiązanie to „pozostawia wykreowanie rodzinnego stosunku prawnego ojcostwa pomiędzy osobami obcymi poza wszelką kontrolą”. Sąd Najwyższy w swej opinii wzywał Sejm do poważnego przemyślenia tego, czy rzeczywiście chce wprowadzać rozwiązanie kreujące „stosunek ojcowski mężczyzny, od którego dziecko nie pochodzi, który nie jest mężem matki w przypadku urodzenia dziecka wskutek zastosowania procedury medycznie wspomaganej prokreacji” (s. 15).W praktyce, projektowany przepis umożliwi uzyskanie prawnego statusu ojca mężczyźnie, który nie jest genetycznie spokrewniony z dzieckiem, na podstawie oświadczenia kobiety, którego prawdziwości nie sposób będzie zweryfikować.Jeśli art. 75¹ k.r.o. zostanie w przyszłym tygodniu uchwalony i wejdzie w życie, nic nie będzie stało na przeszkodzie, ażeby również mężczyzna niebędący partnerem matki mógł zostać przez nią uznany za ojca. W ten sposób tylnymi drzwiami wprowadza się do polskiego porządku prawnego instytucję macierzyństwa zastępczego (surogacji). Homoseksualiści zyskają bowiem prawne narzędzie pozwalające im na wytworzenie stosunku pokrewieństwa między nimi a dzieckiem matki-surogatki. Wystarczy, że złoży ona oświadczenie uznające danego homoseksualistę za ojca dziecka.”. ...(więcej )
Brytyjczyk zapłodnił in vitro matkę i urodził się brat”...”Brytyjczyk, którego nazwiska media nie ujawniają, ma ok. 25 lat i nie jest na stałe związany z żadną kobietą . Chcąc mieć dziecko, skorzystał z pomocy surogatki. Początkowo miała nią zostać daleka krewna, ale wycofała się z powodów zdrowotnych. Z pomocą mężczyźnie przyszła wtedy jego własna matka i poczęte przez in vitro dziecko urodziło się jako... brat własnego ojca - informuje portal natemat.pl.”...”Chłopczyk, który przyszedł na świat, był według prawa bratem mężczyzny, więc musiał on... adoptować swoje dziecko. Sąd Najwyższy w Londynie pozytywnie dla 25-latka rozstrzygnął sprawę, ale to precedens w sądownictwie i sprawa jest pierwszym takim przypadkiem na Wyspach. Sędzia, choć zaznaczył, żewszystko przebiegło zgodnie z prawem . ...(więcej )
Marzena Nykiel” Koniec z udawaniem katolicyzmu. Czas na decyzje. Czy Komorowski potrafi stanąć po stronie prawdy?”....”Czy w tak trudnych dla Polski czasach wojny cywilizacyjnej, w ostatniej fazie rewolucji kulturowej, Polsce potrzebny jest lewicowy prezydent? Czy naprawdę mamy oddać ją w ręce człowieka, który dla zyskania poparcia elektoratu potrafi przez lata trwać w moralnej schizofrenii? Platforma Obywatelska od dawna jest już partią lewicową. Opowiada się za rozwiązaniami prawnymi o marksistowskim rodowodzie i forsuje przepisy, które skutecznie zdekonstruują struktury społeczne. Przyjęta przez Sejm Konwencja Rady Europy ws. przemocy wobec kobiet została wprowadzona siłą. Jej postulaty są zwieńczeniem długofalowej strategii demontażu społeczeństwa. O jej totalitarnym charakterze i konsekwencjach, jakie niesie pisałam wielokrotnie, więc odwołam się tutaj do wcześniejszych tekstów. „...”Jak Komorowski odpowie na apel ks. bp. Ignacego Deca, który w liście otwartym prosi o nieratyfikowanie Konwencji? Panie Prezydencie, wielokrotnie Pan określał się jako wierzący i praktykujący katolik. Jest Pan katolikiem od chwili chrztu, a zwolennikiem określonej partii od pewnego czasu. Partie i rządy przemijają, a słowo Boga trwa na wieki, słowo, którego aktualnie strzeże Kościół, którego Pan jest członkiem” ….(więcej )
Wątpliwości rozwiane! Platforma musi przestać się podszywać pod katolików. Kościół nie akceptuje in vitro”...”Metoda in vitro jest nie do pogodzenia z nauczaniem Kościoła. Nie ma możliwości żadnego kompromisu na płaszczyźnie moralnej, jeśli chodzi o tę kwestię. Każdy katolik, który jest zaangażowany w życie społeczne, polityczne, musi uwzględniać tę bezwzględną ocenę tej metody. (…) Rządowy projekt ustawy o in vitro jest z punktu widzenia nauki Kościoła nie do przyjęcia powiedział bp Artur Miziński, przedstawiciel Episkopatu Polski, tłumacząc że rządowy projekt sprzeciwia się uniwersalnym wartościom, godzi on w godność osoby ludzkiej, w prawa dziecka, w prawo do środowiska naturalnego, do poczęcia, wzrastania, rodziców. „...”Lewica – ta oficjalna i ta przyczajona (w postaci Platformy Obywatelskiej) „...” wysyła do ataku Jana Hartmanam który namawia posłów do zmiany Kościoła na bardziej otwarty. „...”To wszystko jest jakiś średniowieczny folklor. (…) Kościół bezprawnie wywiera nacisk na państwo polskie umożliwiając uregulowanie in vitro. Niech ci posłowie zobaczą jaki mają Kościół i jak są prawdziwymi chrześcijanami niech sobie wybiorą inny kościół chrześcijański. Jest ich bardzo wiele. Kościół, który nie będzie ich w ten sposób molestował „...”W swojej zapiekłej antyklerykalnej wypowiedzi Jan Hartman zdradza kilka zaawansowanych planów lewicy.— nie chodzi o neutralność światopoglądową, a o narzucenie lewackiej, ateistycznej optyki, która sprzyja przeformatowaniu narodu w łatwą do sterowania grupę społeczną; — poglądy katolików mają zostać całkowicie usunięte z przestrzeni publicznej,o co zadba „konwencja antyprzemocowa”, gdy tylko zostanie ratyfikowana przez Bronisława Komorowskiego. Zapisano w niej przecież, że wszelkie stereotypy wynikające z tradycji i religii mają zostać wykorzenione”.. ...(więcej )
Anna Nowacka „gdy kobieta zmieni płeć na męską, nadal będzie mogła zajść w ciążę. By więc uniknąć nieporozumień, proponują, by określenie „kobieta w ciąży" zastąpić wyrażeniem „osoba w ciąży"...” Jeśli parlament przyjmie propozycję, od 1 lipca wynajęcie matki surogatki, która ma urodzić dziecko komuś innemu, będzie w Szwecji legalne”.....”Rada aprobuje m.in. przekazywanie zapłodnionych in vitro komórek jajowych obcym osobom.”....” Rząd wystąpił bowiem z wnioskiem, by przy zmianie płci został zniesiony wymóg sterylizacji. „....” Szwecja jest na najlepszej drodze do zrewolucjonizowania tradycyjnego rozumienia pojęcia „macierzyństwo".Krajowa rada Medyczno-Etyczna, organ doradczy rządu i parlamentu, przedstawiła wytyczne dotyczące zapłodnienia i narodzin.”. ...(więcej )
Anna Nowacka „gdy kobieta zmieni płeć na męską, nadal będzie mogła zajść w ciążę.By więc uniknąć nieporozumień, proponują, by określenie „kobieta w ciąży" zastąpić wyrażeniem „osoba w ciąży"...” Jeśli parlament przyjmie propozycję, od 1 lipcawynajęcie matki surogatki, która ma urodzić dziecko komuś innemu, będzie w Szwecji legalne”.....”Rada aprobuje m.in. przekazywanie zapłodnionych in vitro komórek jajowych obcym osobom.”....” Rząd wystąpił bowiem z wnioskiem, by przy zmianie płci został zniesiony wymóg sterylizacji. „....” Szwecja jest na najlepszej drodze do zrewolucjonizowania tradycyjnego rozumienia pojęcia „macierzyństwo„...(więcej )
Chińczycy prowadzą badania mające na celu zmianę DNA ludzkiej istoty. Doświadczenia dokonywane są na genach zawartych w komórkach rozrodczych, ale i na żyjących już ludzkich embrionach. „...”Kontrowersyjne badania polegają na zlokalizowaniu zmutowanego genu, który może spowodować chorobę, następnie naprawieniu go poprzez wstrzyknięcie odpowiednich enzymów, lub wymianie na inny. Zaplanowano już co najmniej pół tuzina eksperymentów genetycznych na ludzkich zarodkach, zmierzających do wyeliminowania ryzyka zachorowania człowieka np. na raka piersi, czy mukowiscydozę. Działania chińskich naukowców budzą wątpliwości. Świat nauki ostrzega, że majstrowanie przy ludzkim DNA zawartym w plemnikach, komórkach jajowych, a nawet żyjących już dzieciach znajdujących się na zarodkowym etapie rozwoju to puszka Pandory. Nie wiadomo na przykład, jakie geny rodzice przekażą swoim dzieciom. Od co najmniej kilku lat słychać też plotki o tym, że Chińczycy prowadzą podobne badania w celach wojskowych. Nowe doniesienia mogą to uwiarygadniać.”...(źródło
Kazus zwierzęco-ludzkich hybrydOd kilku lat odnotowuje się w świecie medycznym na razie wciąż jeszcze sporadyczne przypadki tworzenia hybryd zwierzęco-ludzkich. Pierwsze doniesienia o przeprowadzeniu podobnych eksperymentów nadeszły z Chin, gdzie w 2003 roku naukowcy z Shanghai Second Medical University przenieśli jądro komórki ludzkiej skóry do komórki jajowej królika, tworząc embrion – pierwszą ludzko-zwierzęcą hybrydę będącą modelem międzygatunkowej komórki macierzystej. Podobne doświadczenia przeprowadził 5 lat później angielski genetyk dr Lyle Armstrong z Uniwersytetu w Newcastle, który wyhodował zarodki będące połączeniem krowich enukleowanych oocytów i jąder komórkowych pobranych z ludzkich embrionów. Podczas konferencji w Sennet w Izraelu 25 marca 2008 roku Armstrong oświadczył, że zarodki zdołały przeżyć 3 dni, po czym zostałyzniszczone. Powyższeprzypadki skłaniają do etycznej refleksji nad tworzeniem zwierzęco-ludzkich hybryd. „..(źródło )
Wywiad Ewelina Pietryga z profesorem.Stanisławem Cebratem, kierownikiem Zakładu Genomiki Uniwersytetu Wrocławskiego„Narażamy życie całej populacji” „Narażamy życie całej populacji. Wyniki analiz komputerowych są przerażające. Pokazują, że metody zwiększające częstość mutacji, takie jak in vitro, mogą zabić całą populację, nawet jeśli stosuje się je u jednego czy dwóch procent osobników. Załóżmy, że z in vitro rodzi się kobieta z wieloma defektami recesywnymi, których nie widać. W życiu spotyka mężczyznę poczętego co prawda naturalnie, ale też nie bez wadliwych genów, bo każdy z nas ma ich kilka. W jej przypadku jednak prawdopodobieństwo, że któryś z nich zetknie się z innym z pary również uszkodzonym i ujawni się defekt, jest większe. Bo ich więcej ma. Zwiększanie częstości mutacji prowadzi w końcu do osiągnięcia wartości krytycznej. A wówczas populacja ginie. To tak jak z podgrzewaniem wody. Jest coraz cieplejsza, aż zaczyna wrzeć... i znika. „....” Zarodki można przecież poddać badaniom przedimplantacyjnym i pozbyć się wadliwych... To zależy, czy chcemy pozbyć się genów letalnych czy tych, które się nam mniej podobają. To już jest metoda eugeniczna. Chcielibyśmy zająć się doborem genów do naszej przyszłej puli genetycznej. Taka dyskryminacja niepokoi mnie także jako człowieka...
W takim razie niektórzy po prostu nie powinni mieć dzieci? Tak uważam. Jeśli natura postawiła takie bariery, nie powinniśmy ich łamać. Nasza wiedza ciągle jest skromna i nie jesteśmy w stanie przewidzieć skutków zmian w naturalnych regułach gry. W naszym zakładzie badamy ewolucję populacji, używając czasem do obliczeń tysięcy procesorów. Wydaje się, że naturalne populacje balansują blisko warunków krytycznych i jeśli choć odrobinę zwiększymy częstość mutacji w genach, nawet te olbrzymie giną. W przypadku in vitro zwiększamy ją dziesięciokrotnie.
Motylek w Chinach powoduje tornado w Teksasie? Owszem. Drobna zmiana powiela się, amplifikuje. Mówi o tym olbrzymia dziedzina fizyki – teoria chaosu. Chaos nie jest bałaganem. Jego prawa rządzą wieloma dziedzinami naszego życia. Pan myśli o ... Historii. Czy wie pani, że w procesie norymberskim lekarz Hitlera powoływał się na zalecenia Alexisa Carella, Amerykanina francuskiego pochodzenia, laureata medycznej Nagrody Nobla? Carell uważał, że należy pozbyć się „gorszych" nie tylko w komorach gazowych, ale i przez sterylizację. Komórka jajowa widać jest dziś w cenie... To najdroższy element w in vitro. Choćby dlatego, że stymulacja hormonalna i pobieranie komórek bardzo obciąża zdrowie kobiety. Wolno ją temu poddać tylko kilka razy w życiu. Najtańszym źródłem komórek byłyby jajniki żeńskich płodów po aborcji. Komórki jajowe są tam już prawie dojrzałe. To jakiś szatański pomysł, kto by to robił?
Jeśli komórka jajowa kosztuje
5 tysięcy dolarów? Już kilkanaście lat temu informowano o tego typu pracach. Lepiej cieszmy się, że nie wpadli na ten pomysł naziści. Proszę sobie wyobrazić, jak wyglądałyby wtedy obozy dla kobiet. Aborcji poddawane byłyby Niemki zapłodnione przez rasowych Niemców. Potem z żeńskich płodów pozyskiwano by komórki jajowe, zapładniano by je plemnikami rasy panów, a zarodki można by już wszczepiać Żydówkom czy Cygankom. Ot, produkcja czystej rasy na wysoką skalę, stosowana czasem w hodowli bydła. „Może komórka jajowa też wybiera losowo... Widzi pani, nawet słynny francuski pionier sztucznego zapłodnienia Jacques Testart wycofał się z procedury ICSI, twierdząc, że losowość jest tu absolutnie niemożliwa. Istnieje na to wiele dowodów. Ale to tylko początek różnic, bo jeśli cały proces poczęcia przeniesiemy w warunki sztuczne, to wszystko zaczyna inaczej działać. Począwszy od intensywnego podawania hormonów kobiecie, aby wywołać dojrzewanie wielu jajeczek równocześnie.
Mówi pan o hormonalnej stymulacji jajników? Tak. Proszę sobie wyobrazić, że cykle menstruacyjne kobiety z dwóch, trzech lat ściskamy nagle do jednego cyklu. W jakich warunkach dojrzewają wtedy komórki jajowe? W świetle najnowszych badań oznacza to, że ich informacja genetyczna może zostać zaburzona. Niedawno na konferencji oglądałem prezentację hodowli komórek jajowych w różnych warunkach. Zaskoczony, zapytałem badaczkę, czy wyobraża sobie, jak wpłynie to na piętnowanie rodzicielskie. Nie miała pojęcia, o czym mówię... Ja też nie mam. Pyta pani, czym jest piętnowanie rodzicielskie? Wbrew groźnemu brzmieniu, to po prostu znakowanie informacji pochodzącej od rodziców. Człowiek, jak wiadomo, otrzymuje dwa, niemal identyczne zestawy genów; jeden od matki, drugi od ojca. Posiadamy zatem parę każdego z genów. Niektóre z nich są jednak aktywne, jeżeli pochodzą od matki, inne – gdy od ojca. Geny „pamiętają" swoje pochodzenie przez całe nasze życie. To zapobiega na przykład stworzeniu człowieka z dwóch plemników czy dwóch komórek jajowych. Jeśli jednak pamięć o pochodzeniu zostanie zaburzona, mogą pojawić się poważne wady genetyczne. Szacuje się, że po in vitro wadliwe piętnowanie zdarza się około 10 razy częściej niż przy naturalnym poczęciu. I przyczyną może nie być bezpłodność rodziców, ale sama procedura. Przy sztucznym zapłodnieniu myszy i bydła częstość defektów związanych z piętnowaniem jest podobna. A nikt nie wykonuje go u myszy z powodu bezpłodności. Jakie defekty obserwuje się u dzieci po in vitro? Zacytuję badania dużego amerykańskiego instytutu: ciężkie wrodzone wady serca stwierdza się 2,1 razy częściej niż u poczętych naturalnie, rozszczepienie wargi 2,4 razy częściej. Cztery i pół razy częściej dzieci te chorują na zrośnięcie przełyku. To dane z ciąż pojedynczych. Defekty w ciążach mnogich są o wiele częstsze, a takich jest po in vitro 20 razy więcej. Wady te niekoniecznie są warunkowane genetycznie. Ale już w 2003 r. Brytyjczycy wykazali, że po zapłodnieniu w szkle zespół Beckwitha i Wiedemanna, związany z piętnowaniem rodzicielskim, występuje aż dziesięciokrotnie częściej. Co składa się na ten zespół? nadwaga, deformacja twarzy, przerost języka, asymetria i skłonność do nowotworów?
Niestety, tak. Podobna skala zagrożenia wiąże się z zespołem Russela i Silvera. A to z kolei asymetria, niski wzrost i waga, duży obwód głowy i trójkątna twarz. Dzieci po in vitro częściej chorują też na nowotwory. Paradoksalnie – tak. Bo okazuje się, że niszcząc zarodki będące nosicielami na przykład genu mukowizscydozy czy anemii sierpowatej, eliminujemy hetero- zygoty. Heterozygota to osoba, która jeden gen ma dobry, a drugi defektywny. Natychmiastowy skutek usuwania heterozygot jest oczywiście pozytywny, bo mamy coraz „zdrowszą" populację, która może w pewnym momencie... zginąć. Bo jest nieprzystosowana do zmian środowiska. Jak to? Na przykład pewne heterozygoty są odporne na malarię, a to chyba drugi w rankingu światowy zabójca. Inne łatwiej przeżywają cholerę, czerwonkę czy inne infekcje przewodu pokarmowego, które dziesiątkowały do niedawna rów- nież kraje europejskie. Niektórzy twierdzą, że jeden defektywny gen w specyficznej parze genów podnosi inteligencję. Tylko w układzie heterozygotycznym ludzie mają szansę przeżyć.”...(więcej )
Ideolog Palikota profesor Hartman „Musimy się przygotować na takie społeczeństwo, w którym wolność prokreacji będzie ograniczona(...)Będzie uważane za coś niemoralnego i niewłaściwego zdawać się na przypadek. W prokreacji ustali się taki etyczny standard, że powinna ona przebiegać pod kontrolą genetyczną. nie ma żadnej oczywistości na rzecz przewagi moralnej którejkolwiek strony alternatywy: z jednej strony prokreacja całkowicie dowolna i zdana na przypadek i prokreacja ograniczona i kierowana.(...) Taka eugenika prewencyjna stanie się za jakiś czas standardem. (...)To przestanie być uważane za niewłaściwe i niestosowne i będzie przybywać ludzi udoskonalonych genetycznie.Nadal jeszcze ludzi.. może w przyszłości już także istot które będą bardziej zmanipulowane genetycznie i nie będą podpadały pod gatunek człowieka.
http://naszeblogi.pl/48653-korwin-mikke-belkocze-o-vitro-sojusz-z-lewactwem )
Marzena Nykiel „.”W krótkim czasie zręczna i bystra kampania medialna może przemienić wspólnotę gejowską w matkę chrzestną cywilizacji zachodniej— pisał Marshall Kirk w 1987 r. na łamach gejowskiego pisma „Guide Magazine”. Swoje abecadło homopropagandy rozwinął w wydanej dwa lata później książce „Po balu. Jak w latach 90. Ameryka pokona swój strach i nienawiść wobec gejów”. ...”Aby skutecznie przebić się z przekazem, trzeba dotrzeć do najbardziej konserwatywnych struktur za pomocą mediów i „pożytecznych idiotów”. Jak to zrobić? Bardzo prosto:„wykorzystać film i telewizję, atakować Kościoły”.Przepisy szczegółowe mówią o tym, by wplatać wszędzie wątki homoseksualne, zwłaszcza w filmach, reklamach, literaturze, programach telewizyjnych, pismach kolorowych. Przy rozmiękczaniu przekazu medialnego, należy budować front walki z Kościołem – ośmieszać, pomawiać, kompromitować, lekceważyć, mówić o zacofaniu i zaściankowości. Gdy już uda się osłabić jego autorytet, oddawać głos pseudo-katolikom, którzy będą mówić o tolerancji, zgodności też tu nieustanną walkę z Kościołem katolickim. Lobby homoseksualne podkopuje jego autorytet, wyciąga na wierzch bolesne, ale jednostkowe skandale i rozdmuchuje je do monstrualnych rozmiarów, przedstawia Kościół jako średniowieczny zaścianek, który nie nadąża za nowoczesną psychologią. „...(więcej )
Posłom popierającym in vitro abp Hoser grozi ekskomuniką. Tak mocne ostrzeżenie dla polityków, którzy opowiedzą się za metodą sztucznego zapłodnienia, jeszcze ze strony Kościoła nie padło”…” Abp Henryk Hoser, szef Zespołu Ekspertów Episkopatu ds. Bioetycznych, na pytanie dziennikarza PAP, czy posłowie, którzy publicznie deklarują się jako katolicy, a popierają in vitro (z mrożeniem zarodków), "muszą się liczyć z ekskomuniką", odparł: - Jeżeli są świadomi tego, co robią, i chcą, by taka sytuacja zaistniała, jeżeli nie działają w kierunku ograniczenia szkodliwości takiej ustawy, to moim zdaniem automatycznie są poza wspólnotą Kościoła.Abp Hoser miał na myśli to, że politycy sami wykluczają się z Kościoła, popierając in vitro. Tak działa ekskomunika - potwierdzenie ze strony Kościoła nie jest potrzebne.” ...(więcej )
„Poniższy tekst pragnie przedstawić katolickie stanowisko w kwestii zapłodnienia pozaustrojowego, wskazując główne argumenty, które stanowisko to uzasadniają.”...”dokumenty kościelne”...”Tematykę in vitro podjął Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae z 1995 roku. Mówi na ten temat punkt 14 encykliki. Natomiast punkt 63 porusza związaną z in vitro kwestię zabiegów na embrionach. Drugim dokumentem jest instrukcja Kongregacji Nauki Wiary o szacunku dla rodzącego się życia ludzkiego i godności jego przekazywania Donum vitae z 1987 roku. Encyklika wymienia argumenty przemawiające za odrzuceniem metody in vitro, natomiast instrukcja stanowi analizę bardziej szczegółową, omawiającą różne aspekty ingerencji w przekazywanie życia, odwołującą się do wielu wcześniejszych wypowiedzi Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. Jan Paweł II w encyklice odwołuje się do instrukcji.”...”Pierwszym argumentem przeciwko dopuszczalności in vitro jest to, iż ma tu miejsce oddzielenie prokreacji od aktu małżeńskiego. Nauka Kościoła wskazuje na wielką godność aktu małżeńskiego jako miejsca zjednoczenia małżonków – nie tylko cielesnego ale i duchowego. W akcie małżeńskim mąż i żona poprzez ciało wyrażają swą miłość i duchową jedność. Przekazywanie życia ma być owocem nie tylko biologicznego spotkania komórek, ale przede wszystkim duchowej jedności i miłości małżeńskiej wyrażonej poprzez ciało. Aktu małżeńskiego – świętego aktu przekazywania życia – nie można zastąpić przez procedurę technologiczną. „...”W dyskusjach nad kwestią in vitro zwolennicy tej metody często podnoszą argument, że małżonkowie mają prawo do posiadania dziecka. Nie jest to argument słuszny. Człowiek nie ma prawa do posiadania drugiego człowieka. Takie myślenie uprzedmiotawia dziecko. Instrukcja Donum vitaewskazuje, że dziecko nie jest rzeczą i nie może być uważane za przedmiot posiadania. „Jest raczej darem i to największym”. . .(więcej )
„„Lekarze powinni mieć prawo do zabijania noworodka- takie szokujące stanowisko opublikowało dwoje naukowców ze znanych na świecie uczelni. Według nich pozbawić dziecka życia możnanie tylko wtedy, gdy urodzi się ono np. niepełnosprawne. Również wtedy, gdy rodzice nie są w stanie zapewnić dziecku opieki lub prostu go nie chcą.Nazwali to aborcją po urodzeniu„ „....(więcej )
Ważne Jan Paweł II „W dyskusjach nad kwestią in vitro zwolennicy tej metody często podnoszą argument, że małżonkowie mają prawo do posiadania dziecka. Nie jest to argument słuszny. Człowiek nie ma prawa do posiadania drugiego człowieka. Takie myślenie uprzedmiotawia dziecko. Instrukcja Donum vitae wskazuje, że dziecko nie jest rzeczą i nie może być uważane za przedmiot posiadania. „Jest raczej darem i to największym”. ... Dr hab. Andrzej Lewandowicz „ ...kluczowy element inżynierii reprodukcyjnej zgodnie z klasyczną wizją heroldów kontroli urodzeń. Według niej, rozwój populacji (preferencyjnie poza małżeństwem) zależeć ma od woli i potrzeb totalitarnego państwa. Promowanie przez rząd sztucznej reprodukcji opartej na eugenice i oderwaniu prokreacji od małżeństwa, „.....”Wsparcie in vitro, i to za cudze pieniądze podatników, to jednak nie „wsparcie polityki prorodzinnej” „....”Manipulacje ludzką prokreacją poprzez procedurę in vitro, która leczeniem nie jest, tylko hodowlą, z samej definicji trudno zaliczyć do działań prorodzinnych. „. ..(więcej )
Ideolog Palikota profesor Hartman „Musimy się przygotować na takie społeczeństwo, w którym wolność prokreacji będzie ograniczona(...)Będzie uważane za coś niemoralnego i niewłaściwego zdawać się na przypadek. W prokreacji ustali się taki etyczny standard, że powinna ona przebiegać pod kontrolą genetyczną. nie ma żadnej oczywistości na rzecz przewagi moralnej którejkolwiek strony alternatywy: z jednej strony prokreacja całkowicie dowolna i zdana na przypadek i prokreacja ograniczona i kierowana.(...) Taka eugenika prewencyjna stanie się za jakiś czas standardem. (...)To przestanie być uważane za niewłaściwe i niestosowne i będzie przybywać ludzi udoskonalonych genetycznie.Nadal jeszcze ludzi.. może w przyszłości już także istot które będą bardziej zmanipulowane genetycznie i nie będą podpadały pod gatunek człowieka. „....(więcej)
Piotr Cywiński” Dzieci nie są już sprawą małżeństw heteroseksualnych, ba, wkrótce nie będą nawet sprawą „rodzin” lesbijek czy gejów. Tego w każdym razie domaga się Melissa Harris-Perry z nowojorskiego kanału telewizji MSNBC. Ta czterdziestoletnia moderatorka magazynu politycznego twierdzi:”Musimy pożegnać się z ideą, że dzieci należą do ich rodziców i rodzin, i uznać, że należą do społeczeństwa.”.....”Na Harris-Perry spadła lawina krytyki, jakoby czerpała natchnienie z ideologii głoszonej przez Hitlera, Marksa, Lenina, Stalina i Mao Zedonga. Ona sama odparowuje na swym blogu: podoba się komuś czy nie, społeczeństwo ma i będzie miało interes w narodzinach dzieci, niezależnie od interesów i potrzeb rodziców - koniec, kropka.„...(więcej)
Mój komentarz Oczywiście jeszcze nie ma jeszcze takiego kraju , który zakazuje swoim obywatelom małżeństw z osobami poczętymi w próbówce , ale to według mnie tylko kwesta czasu. Kwestą czasu jest też uznanie inżynierii majstrującej przy materiale genetycznym człowieka za zbrodniczą przeciwko ludzkości. Chińczycy dokonują manipulacji na embrionach ,zarodkach w celach wojskowych . Chodzi zapewne o planowane ataki genetyczne na populacje wroga , na przykład blokowanie przy użyciu substancji działania jednych genów i uaktywnianiu innych. Mówi się o psychologii tłumu ,o panice jaka wtedy wybucha. Ale nie to jest najgorsze . Najgorsze jest na stałe wprowadzanie do genotypu ludzkości nowych genów, lub sztuczne wpływanie na ich rozkład . In vitro jest metodą na wprowadzanie takiego sztucznego rozkładu stanowiącego śmiertelne zagrożenie dla całego gatunku. Bo niepłodność może być pewna gatunkową kontrolą przed przekazywaniem z pokolenia na pokolenie jakich groźnych mutacji , które się pojawiły i mogą stanowić zagrożenie dla ludzkości . Mutacja, która może wprowadzić zbyt duże zmiany jest eliminowana poprzez bezpłodność . Przykładem są bezpłodne muły , czyli mieszańce konia i osła. W ten sposób nie dopuszcza się do utrwalenia zbyt dużych zagrażających gatunkowi zmian genetycznych. A co nowymi genami od zwierząt, czy roślin. Lepiej nie myśleć . A co z pomysłem członka żydowskiej loży masońskiej Hartmana, który postuluje kontrole i genetyczna akceptacje przez państwo każdego nowego człowieka . Czy ma prawo się urodzić, czy nie . A najprawdopodobniej chodziło mu oto , aby wszczepiano kobietom tylko takie zarodki , które maja akceptacje genetyczną państwa. ,a zarodki nawet nie będą dziećmi kobiet . W państwie totalitarnym Hartmana wszystkie kobiety będą po prostu państwowymi surogatkami. Rasy niższe będą miały wszczepiony gen posłuszeństwa Należy zagwarantować prawo podstawowe każdego człowieka nie tylko do naturalnego poczęcia w rodzinie , ale przede wszystkim do tego , aby żaden inny człowiek nie miał prawa do wpływania , tworzenia, czy manipulacji na jego genotyp oraz do zakazu powoływani go do życia w sposób sztuczny, czy selekcji jego praw do życia. To nie tylko jednostkowe prawo prawo podstawowe istoty ludzkiej , ale to również prawo całego gatunku ludzkiego, który musi się bronić przed próbami jego sztucznego zmieniania. Bo długoterminowe skutki in vitro , czy ludzkiej inżynierii genetycznej są niewyobrażalne i mogą skończyć się zagładą całej ludzkości.Dziedzictwo genetyczne ludzkości powinno być pod szczególną ochrona
Marek Mojsiewicz
Ubeckie umizgi do Ameryki Podczas konferencji jałtańskiej, pewnego dnia Winston Churchill spotkał się z Józefem Stalinem i pokazał mu kartkę z propozycją rozdzielenia wpływów brytyjskich i sowieckich w poszczególnych krajach Europy i Azji. Na przykład zgodnie z tą propozycją w Grecji Wielka Brytania miałaby mieć 85 procent wpływów, w Jugosławii – Brytyjczycy i Sowieciarze po połowie, a w Polsce – 85 procent Sowieci zaś Brytyjczycy – 15 procent. Stalin w milczeniu postawił na kartce tak zwanego „ptaszka”. Po chwili Churchill powiedział: „w jednej chwili postanowiliśmy o losach całych narodów. Lepiej spalmy tę kartkę”. Stalin i teraz nic nie odpowiedział. Tedy w Jałcie Wielka Trójka podzieliła się wpływami. Co to znaczy – wpływami? Ano, to znaczy, że w uzgodnionym zakresie uczestnicy porozumienia będą kreowali rządy w wybranych państwach i ich politykę przy pomocy swojej agentury. Bo bez agentury i to rozbudowanej, o żadnych „wpływach” nie mogło być mowy. Wspominam o tamtej scenie, bo 18 czerwca odbyła się w Warszawie „Międzynarodowa Konferencja Naukowa Operacja MOSTY”, zorganizowana przez Organizację Byłych Oficerów Wywiadu. Międzynarodowa – bo obok ubeków tubylczych, uczestniczyli w niej również ubecy z Izraela. Tematem były wspominki, jak to ubecja, do spółki z szefami słynnej firmy ART-B, panami Gąsiorowskim i Bagsikiem, ochraniała transporty rosyjskich Żydów do Izraela. Konferencja nie spotkała się z zainteresowaniem niezależnych mediów głównego nurtu, chociaż uważam, że była najważniejszym wydarzeniem politycznym ostatniego półrocza, znacznie nawet ważniejszym, niż wybory prezydenckie. Zastanówmy się bowiem, dlaczego ubekom zrzeszonym w Organizacji Byłych Oficerów Wywiadu, zebrało się na wspominki akurat teraz? Pretekstem była oczywiście 25 rocznica pierwszego transportu, ale oprócz pretekstu były również przyczyny i to głębszej natury. Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie. Na jednym etapie przewagę ma Ruskie, na innym – Pruskie, no a obecnie, w związku ze wznowieniem aktywnej polityki amerykańskiej w tej części Europy, gwałtownie rośnie przewaga Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Ubecy – jak to ubecy. Na każdym etapie wysługują się każdemu, kto akurat ma w naszym nieszczęśliwym kraju ostatnie słowo i zapewnia im możliwość pasożytowania na historycznym narodzie polskim. Do niedawna tedy wysługiwali się Stronnictwu Ruskiemu i Stronnictwu Pruskiemu, co na scenie politycznej przekładało się na rządy Platformy Obywatelskiej w koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym. Kiedy jednak Stronnictwo Ruskie w związku z amerykańską rozgrywką z Rosją na Ukrainie zostało zepchnięte do głębokiej defensywy, a Stronnictwo Pruskie zaczęło tracić wpływy na rzecz gwałtownie reaktywowanego Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, Platforma Obywatelska od razu weszła w fazę ostrego kryzysu, któremu nie są w stanie zaradzić rozpaczliwe personalne roszady, jakie przeprowadza pani premierzyca. Zresztą mniejsza o Platformę Obywatelską; jak będzie trzeba, to RAZWIEDUPR na poczekaniu wykreuje nową partię, podobnie jak w swoim czasie wykreował Platformę. Ważniejsze jest oczywiście przejście ubeków na służbę do rosnącego w siłę Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego. Wspomniana konferencja miała bowiem na celu nie tylko przypomnienie Amerykanom zasług położonych przez ubecję w przeszłości, ale również, a właściwie przede wszystkim – zaoferowanie usług politycznych na przyszłość. Obecność na konferencji ubeków izraelskich miała zapewne dodać – no i chyba dodała – tej ofercie wiarygodności. Jest wysoce prawdopodobne, że Amerykanie tę ofertę przyjmą i to co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – od dawna przyzwyczaili się politykować w Polsce przy pomocy swojej agentury. Jest to nie tylko mniej skomplikowane od nawiązywania jakichś stosunków partnerskich, zresztą nie bardzo wiadomo – z kim, a – po drugie – znacznie tańsze. Cóż to bowiem znaczy dla Stanów Zjednoczonych dać starym kiejkutom w Polsce 15 milionów dolarów napiwku? To dla Ameryki nic nie znaczy, natomiast u nas stare kiejkuty za te pieniądze wykonają każde zlecenie i to w podskokach. Drugi powód, to taki, by na wszelki wypadek zapewnić sobie polityczną alternatywę. Tylko idiota stawia wszystko na jedną kartę, to znaczy – na jedną partię. Roztropniej jest postawić na dwie – bo wtedy każda lepiej się stara, rywalizując ze sobą o względy szefa, który dzięki temu nie tylko realizuje swoje wpływy, ale i kontroluje sytuację. W tej sytuacji ciekawe, co ubecja zrobi na politycznej scenie. Czy wykreuje jeszcze coś nowego, czy też nadal będzie wspierać Platformę – oczywiście już przekierowaną na nową orientację. Stanisław Michalkiewicz
26 czerwca 2015 Teraz będą straszyć „pisowską Grecją”
1. Po przegranych wyborach prezydenckich przez kandydata Platformy Bronisława Komorowskiego, do świadomości czołowych polityków tej partii chyba już doszło, że straszenie PiS-em i jego czołowymi politykami, nie jest już ani trochę skuteczne. Notowania Prawa i Sprawiedliwości w kolejnych badaniach opinii publicznej i to wszystkich ośrodków badawczych zdecydowanie przekraczają 30% podczas gdy Platformy oscylują w granicach 20%. Stąd jak się wydaje, główni PR-owcy Platformy doszli do wniosku, że straszenie samym PiS-em już nie działa więc trzeba to połączyć z jakąś dziejąca się na naszych oczach tragedią i tak padło na Grecję.
2. Rzeczywiście niezależnie od rozstrzygnięć dzisiejszego szczytu w Brukseli, Grecja tak naprawdę jest krajem zbankrutowanym ponieważ trudno sobie wyobrazić, żeby po 6 latach recesji i zwijania się gospodarki, kraj ten był w stanie obsługiwać dług publiczny, który obecnie sięga 170% PKB (kłopoty Grecji zaczęły się w 2009 roku przy długu publicznym wynoszącym 120% PKB). Nie jest to czas i miejsce, żeby analizować przyczyny, które doprowadziły ten kraj do bankructwa ale nie ulega wątpliwości, że jedną z głównych, było jego wejście do strefy euro, bez spełnienia warunków wynikających z Paktu Stabilności i Wzrostu i mało konkurencyjnej gospodarce. W tym miejscu należy przypomnieć, że to nikt inny jak ówczesny premier Donald Tusk na jesieni 2008 na Forum Ekonomicznym w Krynicy zapewniał zdumionych uczestników, że Polska wejdzie do strefy euro już w 2011 roku (dopiero na drugi dzień, po zorientowaniu się przez jego otoczenie, że nawet ze względów technicznych nie będzie to możliwe, poprawiono tę datę na rok 2012) Gdyby tę polityczną zapowiedź zrealizował, to Polska do tej pory, byłaby już na greckiej ścieżce, ponieważ podobnie jak Grecja nie spełniałaby wtedy ani kryteriów monetarno – fiskalnych ani warunku konkurencyjności gospodarczej.
3. Zdaniem czołowych polityków Platformy straszenie „pisowską Grecją” jest jak najbardziej uprawnione, ponieważ zarówno prezydent-elekt Andrzej Duda jak Prawo i Sprawiedliwość, w swoich programach, mają jakoby zapisane ogromne dodatkowe wydatki budżetowe (posługują się nie bardzo wiadomo przez kogo policzoną kwotą ponad 300 mld zł związanych z realizacją obietnic wyborczych). Jak te dodatkowe wydatki będą wyglądały w praktyce objaśnię na przykładzie dwóch prezydenckich projektów ustaw, jednego dotyczącego powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego, drugiego dotyczącego zwiększenia do 8 tys. zł kwoty wolnej od podatku dochodowego. Ponieważ nieznany jest jeszcze ich ostateczny kształt, to trudno szacować jakie będą ich wszystkie skutki finansowe i jaka ich część będzie musiała być sfinansowana w ramach budżetu państwa na rok 2016. Z rozmów jakie kandydat na prezydenta Andrzej Duda prowadził z dwoma największymi centralami związkowymi Solidarnością i OPZZ wynika, że związkowcy oczekiwali powrotu do poprzedniego wieku emerytalnego (60 lat- kobiety, 65 lat- mężczyźni) jednak w powiązaniu z ilością lat pracy, a mówiąc precyzyjniej z ilością lat składkowych więc jeżeli w konsultacjach tego rodzaju rozwiązania zostaną przyjęte, to ich ostateczne koszty będą wyraźnie mniejsze niż się powszechnie sądzi.
4. Drugi sztandarowy projekt, zwiększenie kwoty wolnej od podatku do 8 tysięcy złotych, został oszacowany jeżeli chodzi o skutki dla finansów publicznych przez Centrum Analiz Ekonomicznych (CenAZ) na kwotę 21,5 mld zł. Zdaniem ekspertów CenAZ wprowadzenie takiej kwoty wolnej od podatku uszczupliłoby wpływy z PIT o 18,4 mld zł i wpływy ze składek NFZ o kolejne 3,5 mld zł ale jednocześnie zmalałyby wydatki budżetowe na świadczenia rodzinne o około 0,4 mld zł. Zmniejszenie wpływów jednak to tylko jedna strona medalu, przecież te pieniądze pozostałyby w kieszeniach podatników i w dużej mierze zamieniłyby się w dodatkowy popyt prawdopodobnie w podobnej wysokości, co oznacza, że wyraźnie wzrosną wpływy z VAT, a także z podatku CIT. Co więcej kwota wolna od podatku może być ustanowiona jako kwota degresywna czyli zmniejszająca wraz ze wysokością rocznego dochodu, co oznaczałoby że pełną kwotę 8 tys. zł odliczenia mieliby podatnicy o najniższym poziomie dochodów rocznych, więc skutki finansowe takiego rozwiązania, byłyby wyraźnie niższe niż oszacowane przez CenAZ. „Pisowska Grecja” naprawdę Polsce nie grozi, daremne żale, próżny trud, Państwo politycy Platformy. Kuźmiuk
Co mi zrobisz, jak mnie przegłosujesz? Padł legislacyjny rekord świata - zaledwie 16 godzin zajęło sejmowej większości pełne "przeprocedowanie" ustawy otwierającej bramki na autostradach. Te bramki, które, pozwolę sobie przypomnieć, już prawie dwa lata temu zlikwidowała i zastąpiła systemem elektronicznego poboru myta Elżbieta Bieńkowska, kreowana w mediach na cesarzową menedżerskiego profesjonalizmu. Pięćdziesiąt baniek dla koncesjonariuszy to niby przysłowiowy pikuś, w ubiegłym roku budżet państwa dopłacił autostradowym kulczykom do interesu 1,4 miliarda, bo takie genialne myki w umowach porobiły przy okazji swego sztandarowego dokonania dwa rządzące Polską w bratnim przymierzu peezele (bo Polską, powtarzam raz jeszcze, nie rządzi żadna PO, która była partią Płażyńskiego, Rokity, Gilowskiej i innych, tylko dwa PSL-e, jeden wsiowy, drugi miastowy, oba do siebie podobne jak dwie krople z kanalizacji). Pikuś, no ale, jak zauważył ktoś w dzisiejszych gazetach, dwa razy więcej niż na przykład dopłaca państwo do barów mlecznych. No tak, bary mleczne są na co dzień znakomitą formą pomagania ludziom najbiedniejszym, starym... Ale co z tego, że to pożyteczne, skoro tak mało spektakularne? Czy jakieś tańsze o półtora złotego kotlety dla biedoty wygenerowałyby "niusa", że pani premier i jej partia cię kochają i o ciebie dbają? "Na emerytów, rencistów i inną biedotę my oddziałamy wew inny sposób" - jak mówił Kolega Kierownik w czasach, gdy Jacek Fedorowicz był krytykiem nomenklatury , a nie jej nadwornym trefnisiem - każdy emeryt, jest taki projekt, dostanie jednorazowo 400 złotych na rękę. Niech zna pańską łaskę przed wyborami. Pod hasłem, którym ogólnie uzasadnia władza swe nagłe przebudzenie, że osiem lat światłych rządów dwóch peezeli przyniosło wzrost i mnóstwo kasy, więc teraz, w końcówce kadencji, jest co dzielić. "Wspólnie budowaliśmy przez 8 lat nasz kraj, teraz musimy go wspólnie urządzić. PO chce Polski, która będzie domem szczęśliwych ludzi, w której będą panowały dostatek i bezpieczeństwo... Polacy będą mieli zdecydowanie wyższy standard życia... To jest mój cel, Polacy na to zasługują. Dobre zmiany już się dzieją....Rozpoczęliśmy walkę z niekorzystnymi trendami demograficznymi. Młodym mamom wypłacimy zasiłek po 1000 złotych przez dwanaście miesięcy. Zwiększamy też wydatki na żłobki i przedszkola. Pomagamy osobom starszym i ich opiekunom. Niedługo też przedstawimy propozycję dla osób, które mają problemy ze spłatą kredytów hipotecznych... W tej chwili przygotowujemy szczegóły tych rozwiązań... Szczegóły przedstawię w naszym jesiennym programie. Znaleźliśmy na to bardzo dobre rozwiązanie... Zamierzam obniżyć podatki, szczególnie te osobiste. Przedstawię projekt jesienią razem z całym programem". To oczywiście wybór cytatów tylko z pierwszej połowy dzisiejszego wywiadu pani premier Kopacz dla "Rzeczpospolitej" - plus jeszcze likwidacja "umów śmieciowych". Nie doczytałem na razie drugiej połowy, pewnie mówi tam pani Kopacz, że każdy dostanie od niej jeszcze złotą kartę kredytową i prywatne pendolino. "A co ja prosta baba, bez kozery powiem pińcset! Sto tysięcy! Milion!" I natośmy mieli "dwadzieścia pięć lat wolności", żeby stare skecze i piosenki z peerelowskich kabaretów znowu pasowały jak ulał. A jeśli ktoś potrzebuje mądrego terminu, proponuję na użytek przyszłych politologicznych opracowań: "państwo promisywne". Jeśli ktoś z państwa, zamiast czuć wdzięczność dla władzy za okazywaną przez nią od kilku tygodni na każdym kroku łaskawość, zapyta, czy i skąd władza na to wszystko weźmie, to ja mogę wyjaśnić. Weźmie z tych pieniędzy, których nie ma na realizację populistycznych obiecanek Andrzeja Dudy i PiS. Bo tym się różnią realne obietnice od populistycznych, że te drugie składają populiści, a te pierwsze partia odpowiedzialna. No bo przecież "jesteśmy przede wszystkim odpowiedzialną partią" - mówi w cytowanym wywiadzie pani premier. Może to różnica jedyna, ale wystarczająca. Przynajmniej dla lemingów. Ale jeśli komuś nie wystarcza, to ja chętnie wyjaśnię, dlaczego obietnice Dudy i Szydło mogą, jak wrzeszczą autorytety establishmentowych mediów, zrujnować budżet, a obietnice PO i PSL (emerytury poniżej sześćdziesiątki, przypomnijmy twórczy wkład tej drugiej partii) nie mogą zrujnować budżetu. Sprawa jest bardzo prosta: otóż Duda i Szydło są niebezpieczni, bo oni swoje obietnice naprawdę zamierzają realizować. A rządzące peezele, wszyscy wiedzą, obiecują tylko dla picu. Ustawa o otwarciu bramek przeprocedowana została z tak rażącymi naruszeniami prawa, że oczywiście Trybunał Konstytucyjny uzna ją za nieważną, mimo ustawowego skoku na tenże Trybunał, jaki właśnie peezele wykonały (nawet "Wyborcza" tak to nazwała - skokiem na Trybunał, oczywiście drobnym druczkiem na 10 stronie). Powstanie pewien zamęt ze zrodzonymi przez pic-ustawę skutkami finansowymi, bo Kulczyk et consortes będą się domagać tych 50 milionów za wstrzymanie poboru myta, ale to już będzie problem następnej ekipy rządzącej, i pani Kopacz się martwić nie musi. Ustawę o in vitro przepchnięto pomimo negatywnych opinii Biura Analiz Sejmowych, licznych autorytetów prawniczych i nawet samego Sądu Najwyższego, więc ją też uzna Trybunał za niekonstytucyjną, ale ten bubel prawny nie jest po to, żeby funkcjonował, tylko żeby - znowu - wygenerować niusa. Jak się przy okazji zdąży przed wyrokiem Trybunału przepompować trochę kasy z NFZ do zaprzyjaźnionych prywatnych klinik dłubiących w gonadach i szkle, które miały na pisanie tego prawa decydujący wpływ, to oczywiście też fajnie - a generalnie, niech się martwi następna władza. Projekt emerytur po czterdziestu latach stażu też wbudowany ma taki sprytny zapis, że w praktyce dotyczyć one będą tylko rolników, a innym te czterdzieści lat i tak wypadnie około 66. roku życia. Horyzont pani Kopacz i pana Piechocińskiego zamyka się dziś bowiem w tym, żeby z jednej strony przez cztery miesiące zmobilizować maksimum frajerów, którzy pozwolą im nie wypaść z Sejmu, a z drugiej maksymalnie się jeszcze przez te miesiące pozostające do nieuchronnego odstawienia od koryta nafutrować. Dlatego wszelkie pozory przyzwoitości i skrupuły idą w kąt. PSL bez żenady kładzie łapę na grafenie, mianując szefem Instytutu Technologii Materiałów Elektronicznych kolesia zamiast specjalistę, który wygrał konkurs, PO pcha lobbystom ustawy dające im wielomilionowe zyski (na przykład na rynku lichwiarskich pożyczek). Wyrwać co się da, naobiecywać i narozdawać w imieniu następców, i chodu w krzaki - to znaczy, jeśli wszystko dobrze pójdzie, w ławy sejmowej opozycji, dającej immunitety i wygodną trybunę do pryncypialnego krytykowania PiS-u i Kukiza za nieodpowiedzialność i łamanie dyscypliny budżetowej. Zresztą, nawet gdyby tych immunitetów zabrakło, nie będzie najgorzej, bo udało się w porę zmienić procedurę karna tak, aby nawet ewidentnym aferzystom wszystko się upiekło. I - tego jednego zdania zabrakło mi w wywiadzie pani premier - co nam zrobicie?! Rafał Ziemkiewicz
Tworzywo nieokrzesywalne *Zmysł frontalny * Życie seksualne dzikich *Krzątanina żuków gnojnych... *Ciąg dalszy – nastąpi, czy już nie? * Spekulacja i szara strefa – to jest to! Pewien intelektualista francuski z połowy ubiegłego wieku twierdził, iż posiadł „zmysł frontalny”, dzięki któremu odróżnia złą książkę od dobrej bez czytania. Jako że nie jestem intelektualistą francuskim z połowy ubiegłego wieku – poprzestaję na skromniejszym zmyśle frontalnym: mianowicie na określeniu hic et nunc co wyrośnie z partii politycznych zakładanych właśnie dla podmianki PO, zanim rozpoczną swą działalność. Bo to lęgnie się teraz kilka zawiązków nowych partii politycznych, mających zastąpić kloakę, zwaną Platformą Obywatelską (Platformą Oportunistów, Platformą Obskurantów itp.) oraz pozbierać do kupy (”kupy nikt nie ruszy, kupa śmierdzi”) płynną od rozwolnienia lewicę. Smród nie do wytrzymania. I otóż sądzę, że ze wszystkich tych inicjatyw nic dobrego nie wyrośnie: co najwyżej wzrośnie jeszcze większe stężenie hucpy i zadymy, nieznane dotąd, mimo niekwestionowanego dorobku w przedmiocie krzewienia bezczelności i cynizmu przez takie formacje, jak Unia Wolności, Sojusz Lewicy Demokratycznej, Polskie Stronnictwo Ludowe czy Platforma Obywatelska. Tak, jak z rozmaitych połączeń lury, cienkusza czy tandety nie powstanie aromatyczna kawa, dobre wino czy sztuka – tak z rozmaitych kombinacji osobowych tworzących szajki tych czy innych grandziarzy nie powstanie wiarygodna formacja polityczna. Od mieszania herbata nie staje się słodsza, ale nie jest to akurat dobre porównanie: można wsypać do szklanki herbaty nawet dziesięć łyżeczek cukru, lecz bez zamieszania będzie dalej gorzka: trzeba zamieszać, żeby cukier nadal słodycz cieczy. Natomiast gdy nie ma tam w ogóle cukru – owszem, można mieszać do us...śmierci. W dzisiejszym „obozie władzy” z jego koniunkturalnymi przybudówkami (i przed kim to ta cala lewica zgrywa się na opozycję?...) w ogóle nie ma żadnego „cukru”, żadnej słodyczy, żadnej wartości nigdy tam nie było, nic więc nie osłodzi tej lury: od początku „transformacji ustrojowej” było tam tylko chamstwo, pazerność, złodziejstwo i propaganda. Nic więcej. Jak to ładnie ujął kiedyś Tomasz Mann (w „Wyznaniach hochsztaplera Feliksa Krulla”): „Bo też należy, rzecz prosta, być urobionym z okrzesywalnego tworzywa, aby móc okrzesania dostąpić. Kto jest wyciosany z pośledniejszego drzewa, ten do okrzesania nie dojdzie”. Doszły natomiast nagrania z rżnięcia się establiszmętów z dziwkami „U Sowy” czy w „Amber Room”. Halo, studenci I roku socjolgii! Zamiast czytać „Życie seksualne dzikich” Bronisława Malinowskiego – posłuchajcie tych taśm: każda epoka ma swych dzikich!Wokół nowych partii politycznych krzątają się zgrane figury, unurzane w Pomagdalenkowej Spodstolności jak żuki gnojne w krowim łajnie: jedni chcą z tego tworzywa „odrodzić PO”, inni –wypromować „nowoczesną pl.”, jeszcze inni – zbudować „ szeroki front lewicy”, nie brak i chytrusków, pragnących osłabić ruch Kukiza pozorowanymi „inicjatywami buntowniczymi” (partia „frankowiczów szwajcarskich”?...), nawet p.Stonoga przebąkuje coś o własnej partii. Ciepło, ciepło – gorąco! Czy aby w sporach i waśniach bezpieczniaków z tajnych służb (przewerbowanych nadto a to do CIA, a to do BND, a to do Mosadu, a to wreszcie pozostających na ruskiej służbie) nie tkwi klucz do tych przymiarek?Obecna międzynarodowa koniunktura polityczna sprzyja póki co (ale jak długo to potrwa?...) opcji amerykańskiej i jej akolitom, spychając do defensywy opcje niemiecką i rosyjską. Gdyby utrzymała się do październikowych wyborów parlamentarnych – kto wie, czy nie dałoby się uzyskać PiS-owi (przy wsparciu prawicy) bezwzględnej większości parlamentarnej, co z kolei pozwoliłoby zmienić konstytucję tak, aby wprowadzić przynajmniej system prezydencki zamiast dotychczasowej degrengolady parlamentarno-gabinetowej? Bez takiej zmiany przekształcanie „ch...d...i kamieni kupy” , „państwa istniejącego tylko teoretycznie” w choćby zaczyn państwa prawdziwego będzie chyba niemożliwe.Okres dzielący nas od wyborów parlamentarnych powinien także wyjaśnić, kto naprawdę stoi za aferą podsłuchową. Nie, nie! – na żadne oficjalne wyjaśnienie tej sprawy przez czynniki rządowe i oficjalne nie ma co liczyć! Wystrugani z banana (z kartofla) „politycy” często nie wiedzą nawet, kto ich wystrugał i po co, a jeśli wiedzą, to przecież tego nam nie powiedzą... Dedukować możemy jedynie z faktów: jeśli w okresie dzielącym nas od wyborów parlamentarnych ukażą się kolejne taśmy z nowymi nagraniami, uderzającymi w dzikich z kręgów Pomagdalenkowego Establiszmętu – możemy ostrożnie wnioskować, że za rodzimymi bezpieczniakami-organizatorami podsłuchów stoją dziś służby amerykańskie i wysadzają teraz w powietrze statystów zaprzęgniętych do roboty niemiecko-rosyjskiej w Polsce. W takim szczęśliwym przypadku zwycięskiemu PiS-owi pozostawałoby jedynie wytargować od Ameryki nienaruszalność polskiej własności na Ziemiach Zachodnich i odcięcie się polityki amerykańskiej od oczywiście bezprawnych pod każdym względem (moralnym i prawnym) żydowskich żądań „restytucyjnych” (p.Schetyna bawił ostatnio w Izraelu: No i - – panie ministrze?...) Jeśli jednak jakaś tajemnicza ręka wstrzyma publikacje nowych nagrań (podobno podsłuchano ponad 100 spodstolnych dygnitarzy) – może to oznaczać, że organizatorzy podsłuchów z konkurencyjnych rodzimych służb zbierali sobie profilaktycznie haki na rządowych statystów (niekoniecznie z inspiracji służb obcych, choć i to niewykluczone), a teraz mogą nimi handlować, szantażować, wzajemnie podkładać sobie świnie itd., itp., etc.Symptomatyczne też będzie natężenie odporu, na jaki zdobędzie się Spodstolne Gówniarstwo wobec fali niosącej dziś do władzy PiS i prawicę: odpór bardzo silny byłby niechybną oznaką niemiecko-rosyjskiego zaangażowania się w tenże odpór, więc pośrednim potwierdzeniem zaangażowania amerykańskich służb w aferę podsłuchową kompromitującą rządy PO/PSL wspierane przez lewicę. Odpór słaby i impotentny zasię świadczyłby raczej o rodzimej inspiracji podsłuchów, zorganizowanych przez tajne służby w znacznie mniej ambitnych celach politycznych... Wszystko to są, rzecz jasna, spekulacje obywatelskie, ale co robić, jak nie spekulować, gdy premier Kopacz domaga się – podobno – dymisji szefa jednej z tajnych służb, a on powiada, że „za nic w świecie”! I słuszna jego racja: zdymisjonować to pani premier Kopacz może panią minister spraw wewnętrznych, Piotrowską, albo woźnego w swej kancelarii.Ze spekulacjami obywatelskimi w Spodstolnej III RP jest tak, jak z szarą strefą: są tak niezbędne dla higieny intelektualnej, samowiedzy i rozeznania sytuacji, jak szara strefa dla ludzi pracy, którzy nie godzą się na podatkowy wyzysk i pazerność biurokracji. W oczekiwaniu aż czas pokaże ( bo przecież nie pani Kopacz), kto nakręcił aferę podsłuchową ukazującą degrengoladę Spodstolnej RP możemy śmiało pospekulować na temat Grecji, gdzie ludność masowo wyciąga już oszczędności z banków. Spekuluję zatem ostrożnie, że Berlin nie dopuści do załamania się politycznego projektu pt.Unia Europejska i wydusi z europejskiego podatnika nowy haracz na utrzymanie tego tworu. Czy haracz ten zamaskowany zostanie tylko prostackim, chamskim dodrukiem euro, czy w inny sposób wyrafinowanego rabunku podatnika – czas pokaże. Marian Miszalski
27 czerwca 2015 Platforma próbuje ratować swoje sondaże za wszelką cenę
1. Nowelizację ustawy o autostradach płatnych i Krajowym Funduszu Drogowym rządząca koalicja Platformy i PSL-u przeprowadziła na ostatnim posiedzeniu Sejmu w ciągu zaledwie 16 godzin. W środę przed godziną 12-stą nowelizacja tej ustawy nie była jeszcze nawet projektem rządowym ale już po południu była w Sejmie i miała nadany numer druku, natychmiast została skierowana do komisji infrastruktury, by w czwartek można ją było przegłosować na sali plenarnej i skierować do Senatu. Senat nie wniósł do niej żadnych poprawek i wczoraj prezydent Komorowski mógł ją podpisać, a Kancelaria Premiera natychmiast ją opublikowała, bo jak napisano w jej uzasadnieniu ma zwiększyć bezpieczeństwo w ruchu drogowym, w szczególności w przypadku zwiększenia jego natężenia. Tak naprawdę nowelizacja pozwala zarządcy dróg na odstąpienie od poboru opłat za przejazd autostradą lub jej odcinkiem ale tylko w odniesieniu do dróg zarządzanych przez GDDKiA (a nie prywatnych koncesjonariuszy). Jednocześnie rząd podjął uchwałę dającą ministrowi infrastruktury i rozwoju prawo do podnoszenia bramek na autostradzie A-1 w wyznaczonych dniach i godzinach, a finansowanie strat z tego tytułu jakie poniesie KFD odbędzie się z rezerwy drogowej (jeżeli będzie to dotyczyło to wszystkich weekendów do końca sierpnia, koszt tej decyzji wyniesie około 50 mln zł).
2. Przypomnijmy tylko, że 6 sierpnia 2014 roku (a więc trochę później niż teraz) ówczesny premier Tusk niespodziewanie ogłosił, że jeszcze tego dnia zbierze się na nadzwyczajnym posiedzeniu Rada Ministrów i podejmie decyzję o otwarciu bramek na autostradzie A-1 pod Toruniem i pod Gdańskiem w trzy kolejne weekendy miesiąca sierpnia.
Widać było, że z błyskawicznie wówczas przeprowadzonych badań opinii publicznej dotyczących korków na autostradach wyszło, że może to kosztować Platformę utratę kilku kolejnych punktów poparcia w sondażach i stąd konferencja i ogłoszenie takiej decyzji. Od stania w kilometrowych kolejkach na punktach poboru opłat, zostali wtedy zwolnieni tylko kierowcy samochodów jadących nad morze i znad morza (A-1), podczas gdy ci na autostradzie A-4 i A-2 w dalszym ciągu musieli stać w korkach godzinami i jeszcze za to stanie musieli słono zapłacić (mamy bowiem najwyższe w Europie opłaty za przejazd autostradami). A przecież wielogodzinne kolejki, ciągle mają miejsce na autostradzie A-4 pod Wrocławiem i Gliwicami, a także na autostradzie A-2 pod Poznaniem i Świeckiem.
3. Wtedy na konferencji Tusk próbował udawać, że korki na autostradach zaczęły się zaledwie przed paroma dniami ale przecież było doskonale wiadomo, że ten problem narastał od 3 lat i pokazywał, że GDDKiA nie dawał sobie kompletnie rady z zarządzaniem ruchem na płatnych odcinkach tych dróg. Każdy wakacyjny weekend (ale kolejki były i wcześniej), zaczynał się od medialnych informacji o długości kolejek przed „bramkami”, na których albo pobiera się bilety aby później przy zjeździe za autostrady zapłacić za przejechany odcinek albo też uiszcza się opłaty. Ponieważ natężenie ruchu w tym okresie sięgało kilkudziesięciu tysięcy pojazdów na dobę ,,a pobór biletu albo jego opłacenie w zależności od tempa przeprowadzenia tych czynności, wynosi od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu sekund na jeden samochód przed bramkami tworzyły się wielokilometrowe kolejki w których rekordziści stali nawet 4 godziny.
4. Przez ten ostatni rok najpierw rząd Tuska a później Kopacz nie zrobił w tej sprawie nic, nie uporządkował nawet sprawy płacenia przez kierowców ciężarówek na drogach zarządzanych przez koncesjonariuszy – gotówką w sytuacji kiedy na drogach zarządzanych przez GDDKiA, korzystają oni z elektronicznego systemu poboru opłat viaTOLL. Nawet nie próbowano upowszechniać elektronicznego systemu opłat dotyczących samochodów osobowych. Ba część kierowców, którzy takie urządzenia sobie kupili, jadąc nad morze autostradą A-1, nie może z nich skorzystać, ponieważ akurat na tej autostradzie takie systemu poboru opłat do tej pory nie przewidziano. Z kolei prywatni koncesjonariusze pobierane opłaty w pełni odprowadzają na Fundusz Drogowy w związku z tym nie są zainteresowani ani wielkością natężenia ruchu na „swoich” odcinkach ani sprawnością obsługi na „bramkach”. Oni dostają ok.1,3 mld zł rocznie za dostępność koncesjonowanych odcinków autostrad i koncentrują się na corocznej waloryzacji tej kwoty. I w tej sprawie przez ostatnie 4 lata rządowi nie udało się zmienić prawa. Narastający skandal z zarządzaniem ruchem na autostradach doprowadził tylko do tego, że ówczesna minister Bieńkowska zapowiedziała, że jej resort „już jesienią”, zaprezentuje nową koncepcję pobierania opłat na płatnych odcinkach autostrad, ale wyjechała do Brukseli więc wszystko zostało po staremu. Teraz w popłochu rząd Kopacz chcąc uniknąć kolejnego skandalu zdecydował się wydać z budżetu 50 mln zł, żeby przynajmniej ci jadący nad morze i z powrotem nie pomstowali ale ci jadący na Wschód i na Zachód autostradami A-2 i A-4 i stoją w korkach przed bramkami, okazują się być po raz kolejny poza zainteresowaniem rządzących. Kuźmiuk
Oni chcą, aby Kaczyński miał władzę jak Piłsudski Girzyński: Jarosław Kaczyński ma przed sobą dwie drogi: albo zostać marszałkiem Sejmu albo patronem odnowy kraju na wzór Piłsudskiego.”...”Historia zatoczyła koło. Trochę wracamy do koncepcji z 20 lecia międzywojennego. Wówczas był prezydent i premier, a trochę z boku marszałek Józef Piłsudski, który po 26 roku był patronem tego co dzieje się w państwie, a nie pełnił żadnej oficjalnej funkcji publicznej. Piłsudski był patronem odnowy państwa – czyli sanacji, a premierzy się zmieniali… „..”Taka idea przyświeca Jarosławowi Kaczyńskiemu? Nie wiem. Jestem poza partia. Ale gdybym miał szukać analogii, biorąc pod uwagę jego autorytet i znaczenie na scenie politycznej i to kim jest dla obozu politycznego, którego jest liderem, to pewnie taką analogię bym odnalazł. Chyba, że w tle jest pomysł na przywrócenie parlamentowi właściwej roli w strukturach państwa. To widać od dwóch dni. Bo nagle wszyscy się zorientowali, ze marszałek Sejmu to naprawdę druga osoba w państwie, pod warunkiem, że nie jest tylko wyznaczonym przez premiera urzędnikiem do pilnowania parlamentu i rządowych ustaw.”...”Jarosław Kaczyński, zakładając sukces wyborczy, ma dzisiaj dwie drogi, którymi może iść. W warunkach normalnej demokracji parlamentarnej – stanąć na czele Sejmu i w pewien sposób kreować politykę rządu, bo to rząd podlega Sejmowi. Albo pozostawić to tak jak to funkcjonuje w ostatnich latach i jako lider środowiska politycznego, które będzie naturalnym zapleczem rządu, być patronem wielkiej odnowy państwa, która na wzór piłsudczykowski będzie się, mam nadzieję dokonywała. „...”o Beacie Szydło „Najgorszą, rzeczą jaką mogłaby zrobić byłoby, gdyby jako szef rządu próbowała budować alternatywne wobec zaplecza politycznego środowisko. Mam na myśli różnych ekspertów i bezpartyjnych fachowców, którzy za chwilę się znajdą. Bo to to przerabialiśmy za czasów premiera Marcinkiewicza. On na początku dostał dużą swobodę i nawymyślał różnych dziwnych, nie do końca sprawdzonych „fachowców.” No i był to eksperyment , który zakończył się się źle. „...(źródło )
Jacek Kurski „ "Jarosław Kaczyński jako ojciec zwycięstwa przypilnuje dobrej współpracy różnych ośrodków władzy"”...”Zwycięstwo Andrzeja Dudy zmieniło zasadniczo sytuację w Polsce w taki sposób, że dzisiaj jest mecz życia prawicy. Jest szansa na wielkie zwycięstwo i na większość parlamentarną „...”Były europoseł podkreślił, że Jarosław Kaczyński: jako ojciec tego zwycięstwa i Zjednoczonej Prawicy ma do przypilnowania dobrą współpracę różnych ośrodków władzy, zaplecza prezydenckiego, rządu, Sejmu, Senatu, samej partii Prawo i Sprawiedliwość i koalicjantów. To wymaga charyzmy. Tym trenerem, selekcjonerem będzie Jarosław Kaczyński Zupełnie inaczej sytuację widzi Jakub Rutnicki, który posłużył się starym argumentem polityków PO. Kaczyński przypilnuje prezydenta i premier, czyli stworzy super rząd”..”Decyzje będą musiały być konsultowane z panem prezesem. To nie najlepsze rozwiązanie i nie najlepiej to wróży „...(źródło )
Prof. Andrzej Nowak”...” Jarosław Kaczyński tę niesprawiedliwą wobec siebie samego sytuację doskonale rozumie, a myślę, że przekonał się o tym, jak wielka jest szansa na zasadniczą, dobrą zmianę – jak mówi hasło prezydenta Dudy – właśnie z chwilą osiągnięcia doskonałego wyniku wyborczego przez Andrzeja Dudę. Przypomnę, że pan prezes Kaczyński mówił tuż po wyborze pana Andrzeja Dudy na prezydenta, że sam nie dowierzał na początku, że liczył na 30-40 proc. szans „...”Myślę, że Jarosław Kaczyński przekonał się, że można naprawdę osiągnąć ten najważniejszy cel dla każdego polityka, czyli wpływ na rzeczywistość, ale nie trzeba realizować tego celu samemu, tylko podzielić się współodpowiedzialnością i znaleźć wykonawców tego wielkiego dzieła. „...”Jarosław Kaczyński jako niewątpliwie największy mąż stanu ostatnich dwudziestu paru lat po prostu temu celowi podporządkował swoje działania i dlatego wysunął panią Beatę Szydło jako kandydatkę na premiera. „...rof. Jadwiga Staniszkis mówi jednak, że dziś Polsce trzeba u władzy wizjonerów o szerokich horyzontach, a nie sprawnych organizatorów i technokratów, jakim wydaje się być Beata Szydło. Nie wydaje się Panu, że jedna dobrze wykonana kampania nie wystarcza, by być dobrym premierem? Że po prostu Beata Szydło nie sprosta wyzwaniu? „...”Myślę, że jest tu parę kwestii, na które warto zwrócić uwagę. Moje prywatne zdanie na temat zdolności do ogarnięcia najważniejszych kwestii, które stoją przed polskim rządem jest jednoznaczne – te zdolności w największym stopniu posiada Jarosław Kaczyński. Byłby i myślę, że będzie najlepszym strategiem dla zaplecza politycznego nowego rządu, który, daj Boże, uformuje się po jesiennych wyborach. Natomiast zagadnienie, o którym cały czas mówimy to różnica między etapem demokratycznej walki o władzę, a etapem sprawowania władzy. Potrzeba dwóch różnych twarzy, dwóch różnych postaci. Żeby wygrać wybory, trzeba dysponować kimś innym na czele wyścigu wyborczego niż Jarosław Kaczyński…”...”Ale jeśli plan się powiedzie… Otóż to. Tutaj przechodzimy do następnego etapu – najpierw trzeba wygrać wybory i Jarosław Kaczyński wziął to pod uwagę. Co do samego sprawowania władzy, tak jak napisałem w liście z lutego, sprawowanie władzy, w sytuacji, kiedy trzeba wykonać gigantyczną pracę naprawczą i reformatorską, będzie wymagało sił niemal nadludzkich, a czynnik ludzki trzeba brać pod uwagę.”...”To zadanie, które dzieli między siebie prezydent Rzeczypospolitej – mający tak duży mandat zaufania obywateli -, premier jako koordynator prac rządu, a po trzecie cała partia czy koalicja, która stanowi zaplecze polityczne dla działań rządu. W tym zakresie widzę rolę dla Jarosława Kaczyńskiego, jako architekta strategii władzy, która nie powinna wygasnąć, ale nie będzie to rola polegająca na codziennym użeraniu się z poszczególnymi ministerstwami, doglądaniu prac ministrów i wiceministrów i zmaganiu się z codzienną „bieżączką” polityczną. Potrzeba kogoś, kto będzie mógł spoza tej bieżącej polityki spoglądać na cele średnio i długo dystansowe, które stoją przed Polską. To miejsce dla prezydenta, ale i dla stratega partii, która wygrywa wybory.”..”Rozmawiał Marcin Fijołek „....(źródło )
Michał Karnowski „ "PiS chce powtórzyć wariant Orbana i zdobyć solidną władzę"....”Bez wątpienia warto zauważyć, że na naszych oczach dzieje się historia. To co Prawo i Sprawiedliwości przeprowadza w tych tygodniach, a co jest skutkiem zwycięstwa Andrzeja Dudy, ma moim zdaniem pewien wymiar historyczny. Można to określić jako próbę zdobycia naprawdę solidnej władzy i powtórzenia wariantu orbanowskiego. Beata Szydło jako kandydatka na premiera jest bezpośrednią konsekwencją zwycięstwa Andrzeja Dudy. PiS próbuje zbudować przyszły obóz władzy w szerokiej konstrukcji. Jest prezydent Andrzej Duda i gdyby premierem był Jarosław Kaczyński to byłyby konflikty i on chce tego uniknąć. Chce się ustawić ponad tymi ośrodkami władzy i stać się kimś w rodzaju dodatkowego ośrodka kierowniczego. Jest to ryzykowne, ale bardzo ambitne „...” Podzielam oczekiwania społeczne dotyczące ucywilizowania pewnych rzeczy. I tu PiS wysyła jasny sygnał, a Platforma idzie za tym. Jeżeli utrzymamy umowy śmieciowe w tej formie i tej skali, to wypędzone one z Polski resztę młodych ludzi. Ci ludzie pojadą tam gdzie mają większe elementy socjalne „...”Karnowski podkreślił, że nie jest zwolennikiem przeniesienia wszystkich pracowników na umowy o pracę. Wspomniał też o problemie z niemożliwością zwolnienia niektórych pracowników administracji publicznej.(więcej )
Profesor Andrzej Nowak „Główna partia opozycyjna, z którą ja i wielu z nas wiążę nadzieje na przełom w nadchodzącym roku, mam wrażenie jest znużona i w pewnym stopniu przyzwyczajona do funkcjonowania w ramach wiecznej opozycji. Niestety odnoszę wrażenie, że wielu z członków PiS zostało wytresowanych przez ten system, w którym wolno pozostawać opozycji w swoim bezpiecznym getcie, w którym poza okresem wyborczym, kiedy ataki partii rządzącej są zaciekłe, jest wystarczający spokój aby te diety poselskie pobierać „...”Mamy powody nie tyle co do optymizmu, lecz do tego aby nie załamywać rąk. Powstaje silny nurt antyszkoły oficjalnej narracji mającej oduczyć Polaków bycia obywatelami.Mamy do czynienia z różnymi działaniami i inicjatywami, które starają się naszą wspólnotowość ratować. ….(więcej )
Profesor Andrzej Nowak List na Konwencję Andrzeja Dudy „...”Wysoki i bardzo przeze mnie szanowany przedstawiciel Prawa i Sprawiedliwości zaprosił mnie we wtorek na sobotnią konwencję, która ma zainaugurować oficjalnie kampanię prezydencką dr. Andrzeja Dudy. W czwartek zadzwonił do mnie jeszcze wyższy (może nie wzrostem, ale znaczeniem) i równie przeze mnie szanowany przedstawiciel PiS i ponowił zaproszenie, prosząc o powiedzenie na konwencji kilku zdań. Ponieważ musiałem odmówić ze względu na chorobę, chciałem tutaj tych „kilka zdań” przedstawić, z nadzieją, że dotrą być może do części chociaż zgromadzonych na konwencji osób i tych także, którzy będą ją oglądali za pośrednictwem mediów. Tegoroczne wybory to jest walka na śmierć i życie. Nie dla Polski, bo Polska przetrwa, choć z ogromnymi, niepotrzebnymi stratami, jakie przynosi każdy dzień rządów najgorszej na pewno władzy w historii III RP. To jest walka na śmierć i życie dla Prawa i Sprawiedliwości. Partia, z którą politycznie sympatyzuję od jej początku i z którą, jak miliony innych wyborców łączyły mnie i łączą nadzieje na odnowienie Rzeczpospolitej, jest od ośmiu lat największą siłą opozycji. Gdyby teraz okazała się nie zdolna do odebrania władzy tym, którzy Rzeczpospolitą niszczą, to znaczyłoby, że przestała być dobrym narzędziem w służbie Polsce. Polacy będą musieli poszukać innego, a raczej stworzyć inne. Bo tych rządów, które wygnały miliony młodych ludzi z kraju w poszukiwaniu pracy, miliony innych skazują na brak jakichkolwiek perspektyw godnego życia, rządów, które zlikwidowały całe, ostatnie gałęzie przemysłu, zdewastowały polską naukę, pielęgnują zapaść polskiego szkolnictwa i kultury, a całą swoją skuteczność wyborczą opierają na straszeniu jednej połowy obywateli drugą – tych rządów nie możemy dłużej znosić. Ale, być może, będziemy musieli, jeśli Prawo i Sprawiedliwość nie zmobilizuje się w takim stopniu, by wygrać wybory, zarówno prezydenckie jak i parlamentarne, razem, jedne i drugie, dla Polski. Nie będzie żadnym sukcesem „druga tura”, nie będzie żadnym sukcesem potem zdobycie kilkunastu czy kilkudziesięciu mandatów więcej w wyborach parlamentarnych. Nie sukcesem Prawa i Sprawiedliwości, ale po prostu elementarnym obowiązkiem głównej siły opozycyjnej wobec obywateli, wobec Rzeczpospolitej, jest wygrać te wybory, przywrócić nadzieję na skuteczność demokracji. Po doświadczeniu ostatnich wyborów samorządowych będzie to na pewno trudne. Jeśli i w tych, prezydenckich i parlamentarnych, nie uda się dopilnować ich uczciwego przebiegu, a wcześniej przekonać Polaków, że warto dać jeszcze jedną szansę procesowi wyborczemu i oddać głos na dobry program, na mądrych, uczciwych, godnych kandydatów – wtedy odwrócimy się nie od PiS tylko, ale zapewne także od demokracji. To jest, naprawdę, ostatnia szansa. 10 lat temu Prawo i Sprawiedliwość pokazało, że może wygrać wybory. Jak dzisiaj tego dokonać? Oczywiście nie jestem „fachowcem” od wygrywania wyborów. Tacy skupiają się dzisiaj wokół pani premier Ewy Kopacz i pana prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ale jako obywatel, poproszony o zabranie głosu na konwencji wyborczej kandydata opozycji, pozwalam sobie jednak na kilka uwag.Po pierwsze, raz jeszcze podkreślę, trzeba wybory prezydenckie i parlamentarne traktować jako jedną, nierozdzielną sprawę. Pan dr Andrzej Duda może wykorzystać wszystkie swoje atuty człowieka młodego i doświadczonego jednocześnie w pracy politycznej, znakomicie wykształconego i skromnego zarazem, atuty najlepszego niewątpliwie w tych wyborach kandydata na urząd Prezydenta RP – i może te wybory przegrać. Dlaczego? Jak cień będzie szła za nim w propagandzie obozu strachu teza, że okaże się tylko marionetką w rękach „straszliwego demiurga”, który wróci na scenę w wyborach parlamentarnych w całej swej grozie. Jakkolwiek prezes Jarosław Kaczyński będzie się chował teraz, w czasie tej kampanii, to będzie nieuchronnie pojawiało się to pytanie: co dalej, jesienią? Prezydent Duda ma utorować drogę premierowi Kaczyńskiemu, powrotowi do „straszliwej IV RP”… Powrotu nie ma. Trzeba przekonać wyborców, że prezydent Duda symbolizuje szansę na nową wiosnę dla Polski. Obok niego warto już teraz, ośmielę się powiedzieć, wskazać nowego kandydata do roli premiera. Nie zostawionego tak haniebnie nad „odstrzał:”, jak to zrobiono ze znakomitą, merytoryczną kandydaturą profesora Piotra Glińskiego, i nie wybranego z tak fatalnym skutkiem przypadkowego „zastępcy”, jak to miało miejsce w przypadku pana Kazimierza Marcinkiewicza 10 lat temu. Nie, chodzi o wskazanie drugiej młodej twarzy wykształconego Polaka, który rozumie doskonale potrzeby swojej Ojczyzny i czuje się jednocześnie swobodnie w Europie, gotów ją także zmieniać na lepsze. Chodzi o przekonanie wyborców, że opozycja ma realną propozycję zmiany, nie powrotu. Wiem, śmieszne jest fetyszyzowanie zmiany, jakie osiągnęło apogeum myślowej pustki w kampanii amerykańskiego prezydenta przed kilku laty. Zmiana jest jednak naprawdę bardzo potrzebna i jest na pewno nośnym hasłem po ośmiu latach pogrążania się w bagnie pod dyktando tych samych wciąż, wytartych już do ostatecznego obrzydzenia twarzy PO-PSL-TVN. Opozycja musi pokazać nową twarz. Nie samego kandydata na prezydenta. Także kandydata na premiera. Jeśli chcemy wygrać te wybory dla Polski, wydaje mi się, że powinniśmy poważnie i szybko zarazem rozważyć taką potrzebę. Wiem, prezes Jarosław Kaczyński, wyrastający swoimi kwalifikacjami, przede wszystkim swoją polityczną mądrością o głowę ponad ogromną większość dzisiejszych polityków w Polsce, deklarował kilkakrotnie wolę dokończenia tej misji rządowej, którą przerwały przedterminowe, fatalne wybory 2007 roku. Ale dziś mamy rok 2015. Kiedy zacznie funkcjonować nowy rząd po wyborach parlamentarnych, na progu roku 2016, proszę wybaczyć tę uwagę, prezes Jarosław Kaczyński będzie miał 67 lat. Tyle ile miał Marszałek Piłsudski w chwili śmierci. Roman Dmowski był w tym wieku już od kilku lat faktycznym emerytem politycznym. Pamiętam, z rozmów, jaki kilkukrotnie miałem zaszczyt prowadzić z premierem Kaczyńskim, że przywołuje on wspaniałe przykłady prezydenta Charlesa de Gaulle’a, premierów brytyjskich Winstona Churchilla i Harolda MacMillana, którzy swoje kariery polityczne wieńczyli sprawowaniem najwyższych urzędów w dojrzałym bardzo wieku. I z pewnością prezes Kaczyński ma te siły, które pozwolą mu kierować jeszcze długie lata Prawem i Sprawiedliwością. Zapewnić zwycięstwo tej sile, którą zbudował, a raczej – powtórzmy – za pomocą tej siły zapewnić zwycięstwo Polsce: to jest, to powinien być cel najambitniejszy wielkiego polityka. W imię tego celu warto zastanowić się co do niego prowadzi, a co może przeszkodzić w jego osiągnięciu. Nad tym powinien zastanowić się każdy z posłów i senatorów, każdy z radnych Prawa i Sprawiedliwości, każdy kto sprawuje urząd zaufania publicznego z wyboru, przez głos oddany za zmianą obecnego układu władzy. Celem nie może być własna reelekcja. Celem nie może być własna autopromocja, a już zwłaszcza w roli „maskotki” programów redaktor Olejnik. Celem musi być zdecydowane zwycięstwo całej formacji, porwanie wyborców do tego zwycięstwa. Trzeba ich, to jest nas przekonać, że główna siła opozycyjna ma dość znakomicie przygotowanych, kompetentnych osób, by przejąć odpowiedzialność za państwo, by je naprawić, wyprowadzić z kryzysu, w każdej dziedzinie. Nie wiem, czy obecny skład PiS do tego wystarczy. Wydaje mi się oczywista potrzeba otwarcia, już w tej pierwszej, prezydenckiej kampanii, na nowych ludzi, fachowców z naszych znakomitych kadr inżynierskich, reprezentantów polskiej przedsiębiorczości, przedstawicieli środowisk akademickich (dlaczego tak mało wykorzystuje się potencjał, jakiego przykładem może być choćby tak prężny Akademicki Komitet Obywatelski im. Profesora Lecha Kaczyńskiego?). Nie trzeba ich odpychać, w poczuciu zagrożenia własnego miejsca w strukturach i hierarchiach opozycji, trzeba szukać takich, jak najlepszych ludzi, którzy będą mogli, będą musieli wziąć na swe barki ciężar pokierowania sprawami państwa w tak licznych jego przejawach i departamentach. „Kadrówka” nie wygrała niepodległości dla Polski. Stała się skutecznym narzędziem walki o tę niepodległość, w decydującym momencie, 11 listopada 1918 roku, kiedy urosła do dziesiątków tysięcy ludzi POW, działaczy Komitetów Narodowych wszystkich szczebli, tysięcy ochotników polskości, różnych zresztą orientacji i przekonań politycznych. Teraz, 10 maja, a potem w wyborach parlamentarnych, gdzieś pewnie w listopadzie, 97 lat po tamtym, wspaniałym Listopadzie, potrzebować będziemy dziesiątków tysięcy tych, którzy dopilnują rzetelności wyborów, setek, a nawet tysięcy tych, którzy potrafili by przekonać nas, że będą dobrymi gospodarzami polskiego przemysłu, szkolnictwa, kultury, drogowej i kolejowej infrastruktury, służby zdrowia, polskich Sił Zbrojnych, a także, a może przede wszystkim, będą mądrymi prawodawcami, ograniczającymi liczbę absurdów prawnych, które hamują nasz rozwój. Kampania – a raczej obie kampanie razem połączone w spójnym programie działania – powinna być w pierwszej swej fazie czasem przyspieszonego, to prawda – czasu nie ma, opracowania nowego, konsultowanego teraz, w roku 2015 z wyborcami, programu naprawy Polski. Tylko przez włączenie nowych ludzi i środowisk do tworzenia takiego OBYWATELSKIEGO programu będzie można uzyskać efekt zainteresowania, także mediów (a inaczej niż w 2005 roku mamy już przecież, choć słabe, świadomie marginalizowane, media, które nie ograniczają się tylko do ogłupiającej propagandy) sprawami ważnymi dla Polski, dla przeciętnego Nowaka czy Kowalskiego. Konwencje w amerykańskim stylu, objazd wszystkich powiatów przez kandydata – to nie wystarczy, to tylko narzędzia, może zresztą nie najskuteczniejsze. Potrzebne jest, powtarzam, zdobywanie nowych ludzi, tysięcy współpracowników, a ostatecznie milionów nowych wyborców. Zdobywanie nie przez (spóźnione na ogół) reakcje na medialne pułapki zastawiane przez propagandystów obozu władzy, ale przez narzucanie własnej agendy pytań, problemów, wydarzeń, które odbić się mogą echem w całym kraju. Zdobywanie przez przykład odnowy także we własnych szeregach. Słyszy się tyle, na pewno słusznie, o dramatycznym problemie ograniczenia dotacji dla partii, co skutkuje umacnianiem obozu władzy, wspieranego przez pieniądze uzależnionego od niej biznesu. Pieniądze są na pewno potrzebne w kampanii, ale największe nawet pieniądze nie zastąpią zaufania. Może warto zastanowić się, czy drogą do odzyskania takiego zaufania po straszliwych stratach, jakie spowodowały ostentacyjnie nowobogackie zachowania niektórych posłów PiS, nie byłoby swoiste opodatkowanie na czas kampanii – od marca do listopada „dziesięcina” z poselskich, euro poselskich, senatorskich, czy nawet radcowskich pensji i diet – na rzecz funduszu wyborczego? Nie wiem. Wiem na pewno, że trzeba o to zaufanie walczyć, że trzeba walczyć o porwanie wyobraźni, umysłów i emocji programem odnowienia wspólnego polskiego domu. Jeśli Prawo i Sprawiedliwość nie wygra tej walki w tegorocznych wyborach, rozegra się ona inaczej, już bez tej partii i może bez wyborów. Trzeba wygrać. Koniecznie. Cofać się nie ma dokąd. Przetrwać bez zwycięstwa nie można. „...(więcej )
„Prezes PiS, Jarosław Kaczyński podejrzewa, że w jego partii szykowany jest spisek. Jak donosi "Newsweek" prezes uważa, że część polityków chce przejąć władzę w PiS. „...”"Newsweek „ twierdzi, że pierwszym krokiem 'spiskowców" ma być wystawienie kandydatury twórcy SKOK Grzegorza Biereckiego w prawyborach prezydenckich organizowanych przez PiS Tygodnik informuje, że w spisku mieliby uczestniczyć m.in. rzecznik PiS Adam Hofman, europoseł Ryszard Czarnecki. - Kto pierwszy zgłosił pomysł prawyborów? Ryszard Czarnecki. A kto go wspierał w kuluarach? Adam Hofman. To nie przypadek – zauważa jeden ze współpracowników Kaczyńskiego.Bierecki jednak zaprzecza jakoby miał startować w wyborach Tygodnik pisze, że drugim krokiem grupy miałoby być przejęcie kontroli nad finansami partii. Nieoficjalnie wiadomo, że PiS ma kłopot ze znalezieniem środków na nadchodzące wybory: samorządowe, prezydenckie i parlamentarne. Jednym z rozważanych rozwiązań jest zaciągnięcie kredytu. Oczywiście w SKOK-ach, gdzie jest już zadłużony sam prezes. „...(więcej
Tomek Laskus „Skuteczność manewru Jarosława Kaczyńskiego, który najpierw zrezygnował z naturalnej przecież walki o prezydenturę, żeby później zrezygnować z jeszcze bardziej naturalnej walki o premierostwo, jest wprost proporcjonalna do utyskiwań, obaw, zmartwień i komplikacji, jakich się w tym posunięciu doszukują tak ci cyniczni, jak i ideologiczni wrogowie prezesa. „...”Troskają się bowiem o prezesa, który, gdy już wszystko powygrywa, zostanie bez władzy. A przecież, jak to zręcznie napisano w Gazecie Wyborczej, tygrys nie przerzuci się na warzywa. Czyli, zgłębiając tę zapędzającą się w obszary poetycko-literackie metaforę, zwierz polityczny, jakim jest Jarosław Kaczyński, żywi się wyłącznie władzą, władzą oddycha i władzy mu potrzeba, a jak jej nie będzie miał, to sfiksuje. Mało jednak, że sfiksuje z powodu braku władzy, sfiksuje także z powodu knucia ludzi, którym tę władzę powierzył. Bo Andrzej Duda i Beata Szydło zbudują sobie ośrodki, swoje (własne wręcz) ośrodki, z których środka będą prowadzić swoją (własną wręcz) politykę, politykę wrogą prezesowi, który będzie musiał popaść z nimi w nieuchronny konflikt, a wtedy niczym lew (w tym miejscu pozwolę sobie nieco zmodyfikować Wyborczą) pozagryza polityczne lwiątka, żeby rządzić, dzielić, władać, sterować i panować nad całością spraw ogólnopolskich tylko swoją (własną wręcz) prezesowską osobą. „...”Tusk zostawił Platformie rozdygotaną Ewę Kopacz, która nawet jak czyta, robi to tak, jakby niesprawnie dukała z (nie całkiem pełnej) głowy. Jarosław Kaczyński zostawia PIS-owi Beatę Szydło, prawdopodobnie przyszłą panią premier, oraz Andrzeja Dudę, lidera, kto wie, może i na dekady, ze wszystkimi papierami na męża stanu. I to byłoby na tyle w temacie dwóch polityków, z których jeden zakuwa teraz słówka z angielskiego, żeby dobrze wypaść przed swoimi zagranicznymi pryncypałami, a drugi zaplanował i właśnie realizuje wizję trwałego i ostatecznego wyrwania Polski z postkomunistycznej uprzęży. „...(źródło )
Prof. Staniszkis: „Jesteśmy w momencie, który wymaga błysku wielkości Kaczyńskiego. Chowanie tego jest błędem”..”Uważam, że sytuacja jest zbyt poważna, żeby iść w polityce na taką „ciepłą wodę”. Kaczyński powinien zaryzykować przekonanie do siebie jako do wizjonera, do swojego poczucia humoru, autoironii, wiedzy, umiejętności syntetycznego ujmowania zjawisk.A nieprzerzucać się z Kopacz tymi samymi hasłami o lepszym życiu „..”ak. Ciągle uważam, że lepszym kandydatem byłby Jarosław Kaczyński. Słyszałam wypowiedź Beaty Szydło, iż teraz nie jest czas na – jak powiedziała – polityków celebrytów, tylko polityków rzemieślników. Celebryci w ogóle nie są politykami, więc ja bym raczej rozróżniała polityków artystów-wizjonerów i polityków rzemieślników. Uważam, że Jarosław Kaczyński jest tym pierwszym. Moment zmiany - która musi być rozumiana bardziej poprzez identyfikację mechanizmów, czy spiral, które nas ściągają w dół, a nie tak zdroworozsądkowo jak zrobiła to Beata Szydło – wymaga właśnie wizjonerstwa, odwagi i wiedzy. „...”To, co mnie najbardziej uderzyło w tych dwóch konwencjach, to uderzające podobieństwo Beaty Szydło i Ewy Kopacz. Do tego stopnia, że podbierały sobie sformułowania. Kopacz mówiła o „dobrej zmianie”, a Szydło o bezpieczeństwie w różnych wymiarach. Obie przedstawiały jakąś koncepcję takiej tuskowej „ciepłej wody”, to znaczy rządzenia sprowadzonego bliżej ludzkich potrzeb. Myślę, że – po pierwsze - to za mało jak na wyzwania, które stoją przed Polską. Bo to są wyzwania również strukturalne, wymagające zmiany funkcjonowania całości. Po drugie – to nie odpowiada potrzebom młodego pokolenia. W ogóle nie padało słowo wolność. Chodzi o wolność opartą na zaufaniu, która pozostawia moment samoregulacji. Nie mówiło się o instytucjach. Jeżeli to podobieństwo będzie się utrzymywało, to będzie tak, jak było 25 lat temu przy „okrągłym stole”, że strona opozycyjna w pewnym momencie musiała zacząć nosić wielką plakietkę „SOLIDARNOŚĆ”, bo ci, którzy występowali w jej imieniu, coraz bardziej zbliżali się do przeciwnika. Uważam, że to jest złe i nie odpowiada potrzebom. Jesteśmy w momencie, który wymaga błysku wielkości – tego co ma Jarosław Kaczyński. Chowanie tego jest błędem. To trochę imitacja tego, co Joanna Kluzik-Rostkowska robiła w kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego. „..”Widać, że Kaczyński boi się swojej przegranej i robi pewien unik. Ale sytuacja jest na tyle poważna, że nie czas na uniki. Przypomnijmy sobie jego własną diagnozę, w perspektywie taśm, katastrofy smoleńskiej, dotychczasowego śledztwa smoleńskiego, że nie jesteśmy, w jakimś sensie, państwem suwerennym, że zachodzi w Polsce rozwój zależny i polityka transakcyjna. Tylko powrót do takiej abstrakcyjnej, wizjonerskiej diagnozy może stworzyć programy, które wywołają zmianę. Oczywiście w potencjalnym nowym rządzie, jak się orientuję, będą ludzie do tego zdolni. Ale obawiam się takiej rzemieślniczej małostkowości u Szydło. To znaczy, że jak ktoś będzie lepszy od niej, czy będzie mówił językiem, który jej nie pasuje, lub nadepnie jej na odcisk, jak Krzysztof Szczerski, to będzie próbowała takich ludzi eliminować. Gdyby do tego doszło, byłoby to ściąganiem w dół całości, a nie podciąganiem. Uważam więc, że wysunięcie Beaty Szydło na premiera, jest bardziej ryzykownym posunięciem niż postawienie samego siebie przez Kaczyńskiego. Potrzeba dziś umiejętności politycznej syntezy i pokazania politycznej woli, a nie takiego „dziubdziania”. A podobieństwo Szydło do Kopacz (przy czym Kopacz jest bardziej płaczliwa; Szydło dłużej terminowała, więc ma znacznie większość odporność, bo funkcjonowała w trudnym układzie i zahartowała się) trochę mnie zmroziło. „...”Gdy ktoś jest racjonalny, ale w tym wymiarze wielkim, tak jak Kaczyński, a ktoś po prostu rozsądny, jak Kopacz i Szydło, to takie rzeczy się nie spotykają ...(więcej )
Ważne Jacek Kurski „ "Jarosław Kaczyński jako ojciec zwycięstwa przypilnuje dobrej współpracy różnych ośrodków władzy"”. Jarosław Kaczyński: jako ojciec tego zwycięstwa i Zjednoczonej Prawicy ma do przypilnowania dobrą współpracę różnych ośrodków władzy, zaplecza prezydenckiego, rządu, Sejmu, Senatu, samej partii Prawo i Sprawiedliwość i koalicjantów. To wymaga charyzmy. Tym trenerem, selekcjonerem będzie Jarosław Kaczyński Girzyński: Jarosław Kaczyński ma przed sobą dwie drogi: albo zostać marszałkiem Sejmu albo patronem odnowy kraju na wzór Piłsudskiego. Jacek Kurski „ "Jarosław Kaczyński jako ojciec zwycięstwa przypilnuje dobrej współpracy różnych ośrodków władzy"”...”Jarosław Kaczyński: jako ojciec tego zwycięstwa i Zjednoczonej Prawicy ma do przypilnowania dobrą współpracę różnych ośrodków władzy, zaplecza prezydenckiego, rządu, Sejmu, Senatu, samej partii Prawo i Sprawiedliwość i koalicjantów. Andrzej Nowak Jarosław Kaczyński jako niewątpliwie największy mąż stanu ostatnich dwudziestu paru lat”...”W tym zakresie widzę rolę dla Jarosława Kaczyńskiego, jako architekta strategii władzy, która nie powinna wygasnąć, ale nie będzie to rola polegająca na codziennym użeraniu się z poszczególnymi ministerstwami, doglądaniu prac ministrów i wiceministrów i zmaganiu się z codzienną „bieżączką” polityczną.
Potrzeba kogoś, kto będzie mógł spoza tej bieżącej polityki spoglądać na cele średnio i długo dystansowe, które stoją przed Polską. To miejsce dla prezydenta, ale i dla stratega partii, która wygrywa wybory.” Rymkiewicz „ Uważam ,że Kaczyński jest największym polskim politykiem od czasów Józefa Piłsudskiego. Tak jak Piłsudski był największym polskim politykiem od czasów kanclerza Zamojskiego . Siła duchowa Jarosława Kaczyńskiego jest tak wielka „...(więcej)
Michał Karnowski „ "PiS chce powtórzyć wariant Orbana i zdobyć solidną władzę"...”PiS próbuje zbudować przyszły obóz władzy w szerokiej konstrukcji. Jest prezydent Andrzej Duda i gdyby premierem był Jarosław Kaczyński to byłyby konflikty i on chce tego uniknąć. Chce się ustawić ponad tymi ośrodkami władzy i stać się kimś w rodzaju dodatkowego ośrodka kierowniczego. Jest to ryzykowne, ale bardzo ambitne Jarosław Kaczyński „Nie możemy powiedzieć, że nastąpiło związanie polskiego porządku prawnego z chrześcijaństwem, z katolicyzmem. Ta konstytucja nie zaczyna się, jak powinna się zaczynać: w imię Boga wszechmogącego - podkreślił oklaskiwany prezes PiS. „....”sukces Kościoła podważałby postkomunistyczny porządek społeczny. „....”dawnego systemu broni m.in. "dawny społeczny zasób o tradycjach antyklerykalnych" uzupełniony przez "bardzo daleko idące wsparcie zewnętrzne". Jak wyjaśnił, chodzi o "zasób europejski", czyli Unię Europejską, a także organizacje związane z Narodami Zjednoczonymi. „....”w dyskusji nad nową organizacją państwa po 1989 r. elity odrzuciły m.in. koncepcję Jana Pawła II, który w 91 r. sformułował propozycję odwołującą się do dekalogu, ale też uniwersalizującą polski katolicyzm i polską katolicką tożsamość. Elity te, jak mówił Kaczyński, w dużej części ukształtowane były przez komunizm, w innej - wywodziły się z akcji dysydenckich wobec komunizmu, w jeszcze innej były związane z agenturą, a w ostatniej - były związane z "liberalizmem integralnym", czerpiącym m.in. z permisywizmu obyczajowego. „..(więcej)
Mój komentarz Niespodziewane , nawet dla Kaczyńskiego zwycięstwo Dudy, desygnowanie Szydło na premiera stwarza ogromne zagrożenie na powstanie kilku konkurujących ze sobą ośrodków politycznych w PiS i w konsekwencji jego rozbicie . Utrata władzy przez Kaczyńskiego oznaczałaby koniec szans na modernizacje Polski , zmianę konstytucji, bo Duda , pomimo swojej charyzmy jest politykiem wciąż ze zbyt mały doświadczeniem i zbyt młodym ,a Szydło to nie niestety wyrobnik a nie wizjoner w odróżnieniu od Kaczyńskiego. Problem jest na tyle poważny ,że wszyscy po początkowej euforii zwycięstwem Dudy i zaskoczeniem jakim był desygnowanie Szydło dostrzegli w tej konfiguracji poważne zagrożenie . Nie bez powodu kolaboranci uchwalili kolonialna konstytucję ,która wprowadza chaos w systemie władzy i wbudowała instytucjonalny konflikt i konkurencję pomiędzy prezydentem a premierem . Dodatkowo w PiS jest problem sukcesji , gdyż Kaczyński nikogo nie desygnował , na swojego przyszłego następcę co pozwoliłoby uniknąć walki frakcyjnych pomiędzy pretendentami. Być może Kaczyński zdecydował się na Dudę , ale na razie to nic pewnego Ten bajzel struktur władzy i kompetencji jaki zaistniał teraz w PiS wykorzystają Gowin i Ziobro .O tym że coś się złego dzieje w PiS świadczą słowa Marka Jurka ,który w swoim wywiadzie ( video poniżej ) ujawnił ,że Gliński szef ekspertów PiS nie dopuścił chrześcijańskich doradców od Jurka . Do tego Jurek sprawie oskarżył posłów PiS o pozorowanie walki i sprzeciwu wobec ustawy in vitro. O zbyt małą aktywność w walce z ustawą .To tylko Kaczyński trzyma to tatałajstwo w ryzach. Jurek zapowiedział rozmowy z Kaczyńskim w sprawie chrześcijańskich doradców Kaczyński jest kluczową postacią w Polsce . Bez niego o żadnych reformach nie ma mowy .W tej sytuacji zbudowanie silnego pozakonstytucyjnego ośrodka władzy ,który będzie trzymał urząd prezydenta, urząd premiera i Sejm w ryzach jest koniecznością . Jeśli Kaczyńskiemu się to uda to będzie to kolejny dowód jego geniuszu . Marek Mojsiewicz