2015-08-08 Rządząca Platforma jak Rejtan broni Bankowy Tytuł Egzekucyjny
1. Ponad 3 lata temu klub poselski Prawa i Sprawiedliwości złożył w Sejmie projekt ustawy o likwidacji Bankowego Tytułu Egzekucyjnego (BTE). Po wielomiesięcznym oczekiwaniu w zamrażarce ówczesnej marszałek Ewy Kopacz, został wprowadzony pod obrady i na szczęście rządzącej koalicji nie udało się go odrzucić w pierwszym czytaniu. Został więc skierowany do komisji finansów publicznych, ta z kolei skierowała go do podkomisji zajmującej się problematyką bankową i tam na dobre ugrzązł. Po głośnym rozstrzygnięciu Trybunału Konstytucyjnego z kwietnia tego roku o niekonstytucyjności tego instrumentu i konieczności zmiany prawa w tej sprawie do 1 sierpnia 2016, prace nad tym projektem znowu ruszyły i bardzo szybko zostały zakończone, ponieważ ustała obstrukcja posłów Platformy. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu projekt ustawy był już gotowy do III czytania, a więc ostatecznego głosowania i niestety dziwnym zbiegiem okoliczności, zniknął z porządku obrad. O przywrócenie tego projektu do porządku obrad upominał się na sali plenarnej poseł Adam Abramowicz, przedstawiając po raz kolejny niszczące skutki stosowania BTE przez banki ale nie zareagowała na to wystąpienie ani marszałek Sejmu ani obecna podczas posiedzenia premie Ewa Kopacz.
2. Przypomnijmy tylko, że BTE, to przywilej jaki banki miały jeszcze w poprzednim ustroju i mimo przejścia do gospodarki rynkowej, broniły go skutecznie przez ostatnie 25 lat. BTE to dla banków swoisty bat na ich dłużników, który mogą wystawić w każdej chwili nawet nie zawiadamiając o tym drugiej strony. W ciągu zaledwie kilku dni uzyskują w sądzie tzw. klauzulę wykonalności (najczęściej na zamkniętym posiedzeniu) i natychmiast uruchamiają komorników, którzy ściągają należności, kierując się tylko chęcią uzyskania jak największych kwot prowizji. Niestety ten sposób oddziaływania na dłużników jest wykorzystywany w Polsce niezwykle chętnie. Na przykład w roku 2011 takich tytułów banki wystawiły ponad 1 mln (w kolejnych latach niewiele mniej) i dotyczyło to zarówno przedsiębiorców jak i osób fizycznych.
3. Często licznie obecne w naszym kraju banki zagraniczne, wykorzystują BTE wręcz do niszczenia przedsiębiorstw, które stały się poważną konkurencją dla firm pochodzących z ich krajów, równie często dochodzi do egzekucji długów wątpliwych, które powstały w dużej mierze z winy banku. Takim przypadkiem była sprawa tzw. opcji walutowych, większość polskich przedsiębiorstw została wtedy bezwzględnie wykorzystana przez banki, które wcześniej te opcje im wręcz wciskały, nie informując o ogromnym ryzyku z tym związanym. Duża część przedsiębiorców szantażowana wtedy przez banki wystawianiem BTE i zajmowaniem rachunków bankowych oraz przejmowaniem majątku, podpisała z nimi ugody tylko po to aby nie stracić wszystkiego. Z rachunków przedsiębiorstw w związku z opcjami, wyparowało w latach 2008-2009 około 20 mld zł, a więc olbrzymie pieniądze i tylko najbardziej oporni i zasobni w środki finansowe przedsiębiorcy, do tej pory procesują się z bankami.
4. Teraz pod presją stosowania wobec nich BTE stoją posiadacze tzw. kredytów frankowych, szczególnie ci którzy z coraz większym trudem je obsługują, szczególnie po głębokiej dewaluacji złotego wobec franka w styczniu tego roku po decyzji banku centralnego Szwajcarii o zaprzestaniu bronienia kursu tej waluty. W zachowanie BTE jeszcze przez blisko rok zaangażował się ostatnio Związek Banków Polskich (tak naprawdę powinien się nazywać związkiem banków w Polsce) i decyzja o niedopuszczeniu projektu ustawy o likwidacji BTE do głosowania, wskazuje na to, że wylobbował ją u posłów Platformy. Kuźmiuk
Michalkiewicz o Dudzie walczącym z V kolumną Michnika Michalkiewicz „ Obóz zdrady narodowej nie odpuści Dudzie”...”Pomysł powołania przez prezydenta dudę specjalnej komisji dbającej o dobre imię polski, jest dobry, na początku mogłyby bronić naszej Ojczyzny przed Adamem Michnikiem, który jest przywódcą piątej kolumny w Polsce. Mam nadzieję, że do żyję chwili, kiedy naczelny GW zostanie wyciągnięty za fraki i wywalony z Polski „...”Prezydent ma dwa samodzielne uprawnienia, to jest inicjatywa ustawodawcza oraz prawo weta, ale również one pozostają zależne od woli większości parlamentarnej. Obóz zdrady i zaprzaństwa, czyli PO i Gazeta Wyborcza nie zejdzie z wojennej ścieżki. Zobaczymy jaki będzie wynik tej wojny bo, im bliżej będzie do wyborów tym ta wojna się zaostrzy „...”Zdaniem redaktora Michalkiewicza trwa w Polsce wojna z siłami bezpieczniackimi, która przejęły władzę w chwili wprowadzenia stanu wojennego i do tej pory nie chce jej oddać - Platforma Obywatelska, została wyznaczona na pierwszy oddział szturmowy w tej wojnie, wystawiony przez bezpieczniacką soldateskę „...(źródło )
Niesłychane! „Życzenia” gazety Michnika dla prezydenta Dudy. „Życzę, by umiał Pan szanować mądrzejszych od siebie””....”Życzę prezydentowi Dudzie, by umiał szanować mądrzejszych od siebie, umiał kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie strachem przed mentorami z PiS-u „ „...(więcej )
Prof. Nowak: „Obawiam się, że w stosunku do prezydenta Dudy rozwinięty zostanie przemysł pogardy”. Symptomy już widać..”...”Obawiam się , że w stosunku do prezydenta Dudy rozwinięty zostanie przemysł pogardy, jak wtedy kiedy prezydentem był Lecha Kaczyński. Jeżeli rzecznik prasowy rządu jeszcze przed zaprzysiężeniem mówi ironicznie, że Andrzej Duda będzie także jego prezydentem, a aktorka Anna Nehrebecka nazywa go [A. Dudę – red.] chłystkiem, nie wróży do dobrze „...(więcej )
„Lawina życzeń dla Michnika „....”Już bez znaku zapytania i niepewności. "Super Express", a wraz z nim szereg polityków składa Adamowi Michnikowi życzenia z okazji narodzenia potomka.67-letni redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" został przyłapany przez fotoreporterów tabloidu na spacerze z młodszą kobietą i dziecięcym wózkiem. „...”Niektórzy nie kryli zdziwienia, inni zazdrości. Przytoczmy kilka z małych gratulacyjnych depesz. „....”Widywałem Adama nie tak dawno w towarzystwie młodych kobiet, ale jest to dla mnie ogromna niespodzianka. Życzę młodemu człowiekowi wiele szczęścia i mniej zapracowanego oraz ideologizującego ojca- dodawał Jan Rulewski.A Magdalena Środa dodawała, że już zdążyła Michnikowi pogratulować osobiście. Liczy także, że wraz z Ryszardem Kaliszem będą orędownikami tzw. urlopów tacierzyńskich”..
http://naszeblogi.pl/51942-panteon-obyczajowych-lajdakow-michnik-korwin-mikke-kalisz
„ Francuska komedia zakazana na Wyspach Brytyjskich i w USA „.....”Francuska komedia „Za jakie grzechy, dobry Boże?” została zakazana w USA i Wielkiej Brytanii, z powodu braku politycznej poprawności. Okazuje się, że mieszkańcy tych anglojęzycznych krajów – zdaniem tamtejszych dystrybutorów – nie chcą się śmiać (albo nie mają do tego prawa?) z Żydów czy Arabów.”...”Polski dystrybutor podkreśla, że „większość angielskojęzycznych recenzji zarzuca filmowi utrwalanie rasistowskich stereotypów, choć reżyser Philippe de Chauveron broni swojego dzieła. Jego zdaniem „Za jakie grzechy, dobry Boże?” przekłuwa balon uprzedzeń pompowany przez coraz popularniejszy we Francji anty-imigrancki Front Narodowy i podkreśla, iż mimo że Francuzi bywają czasem rasistami, to zdrowy rozsądek wygra i w ostatecznym rozrachunku wszyscy - bez względu na kolor skóry czy wyznanie - będą potrafili żyć obok siebie w harmonii.” ...”Francuską komedię polscy widzowie mają okazję oglądać od 14 listopada. Fabuła opowiada o tragedii francuskich burżujów, którzy swe cztery córki wydają za maż za: araba, żyda, chińczyka i murzyna. „..(więcej )
Ważne Michalkiewicz „ Pomysł powołania przez prezydenta dudę specjalnej komisji dbającej o dobre imię polski, jest dobry, na początku mogłyby bronić naszej Ojczyzny przed Adamem Michnikiem, który jest przywódcą piątej kolumny w Polsce. Mam nadzieję, że do żyję chwili, kiedy naczelny GW zostanie wyciągnięty za fraki i wywalony z Polski
Mój komentarz Lewactwo to bezwzględna świetnie zorganizowana banda , to de facto kolaboranci i piąta kolumna. Żaden nowoczesna suwerenne państwo nie może sobie pozwolić na istnienie czegoś takiego jak Gazeta Wyborcza.
Jeżeli w USA należące do lichwiarstwa koncerny filmowe nie dopuściły do dystrybucji komedię francuska , która jest niepoprawna ideologicznie i zagraża ideologii politycznej poprawności ,która jest religia polityczną panującą w USA to chyba taka Gazeta Polska , gdyby w USA miała taką poczytność jak Wyborcza w w Polsce i by opluwała polityczną poprawność, gender , lichwiarstwo,aborcje , Izrael i socjalistyczny system społeczny to by natychmiast została zlikwidowana Polacy nie powinni z siebie robić idiotów i powinny bronić swój chrześcijański ład ideologiczny tak jak to robią Niemcy , Izrael, USA, Rosja, Chiny. Po prostu rząd powinien doprowadzić do likwidacji Gazety Wyborczej jak obcej ideologicznej V kolumny Marek Mojsiewicz
Dyskryminowana ich mać Subotnik Ziemkiewicza Amnesty International to była kiedyś – sięgam pamięcią w te lata – bardzo poważna i zasługująca na szacunek organizacja, która zrobiła wiele dobrego dla naszej części świata. Walczyła o więźniów politycznych, o łamane przez totalitarne reżimy prawa obywatelskie. Potem zaczęła się dziwna ewolucja, czyniąca z niej organizację coraz bardziej lewacką i groteskową. Katalog „praw człowieka” w rozumieniu AI zaczął się szybko rozrastać, obejmując na przykład „prawo do zabezpieczenia socjalnego”. W związku z tym na celowniku organizacji obok krwawych satrapii znalazły się demokratyczne państwa wolnorynkowe, a Margaret Thatcher zrównano z Idim Aminem. Potem głównym zajęciem AI stała się walka z orzekaniem i wykonywaniem kary śmierci, co uczyniło państwem najbardziej wg AI „łamiącym prawa człowieka” Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Mniej więcej w czasie, gdy „obrona praw człowieka” zaczęła oznaczać walkę z globalnym przeludnieniem, a potem z globalnym ociepleniem, dałem sobie ze śledzeniem kolejnych poczynań upadłej organizacji spokój. Piątkowa „Rzeczpospolita” przyniosła jednak wiadomość elektryzującą. Na nadchodzącym światowym posiedzeniu w Dublinie do coraz to dłuższego katalogu praw człowieka dopisane zostanie prawo do świadczenia i kupowania usług seksualnych. „Seks jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka i pozbawianie kogokolwiek prawa kupowania usług seksualnych stanowi naruszenie praw człowieka” – cytuje gazeta przygotowany do przegłosowania projekt. W ten sposób po USA na celownik obrońców „praw człowieka” wchodzi uważana kiedyś za prymusa w tej dziedzinie Szwecja, jedyny kraj na świecie, który karze osoby korzystające z prostytucji. Gazeta wyjaśnia także motywy, jakie przyświecają AI: organizacja uznała, że do najbardziej dyskryminowanych grup społecznych na świecie należą prostytutki. Przyjęcie wspomnianej wykładni potrzebne jest, by organizacja mogła zacząć w ramach obrony praw człowieka i obywatela walkę o zalegalizowanie prostytucji we wszystkich krajach świata. W sumie – jak się już przekroczyło pewną barierę szaleństwa, to, jak mówią mieszkańcy totalitarnych Stanów Zjednoczonych, anything goes. Logicznym kierunkiem zapowiadanej kampanii będzie nie tylko uznanie prostytucji za legalny, normalny zawód, z prawem odpowiedniej reprezentacji zawodowej, świadczeń etc. – ale także walka ze społeczną dezaprobatą dla tego sposobu zarabiania. Koniec z używaniem słowa na „k” w charakterze przekleństwa, koniec z nadawaniem pogardliwego kontekstu określeniom tego rodzaju, że ktoś się „sprostytuował”, „sprzedał” albo „dał d…”. Za takie słowne ekscesy będzie można dostać dwa lata bez zawiasów na podstawie kleconej właśnie we wciąż jeszcze platformerskim Sejmie ustawy o „mowie nienawiści”.
Właściwie, jak się zastanowić, to na przykład słowa „k… twoja mać” będą karalne z aż dwóch paragrafów. Po pierwsze owo staropolskie słowo, o którym już wspomniałem – niełatwo będzie wyperswadować sędziom, że weszło ono do polszczyzny właśnie jako uprzejmy eufemizm, za sprawą Barbary Radziwiłłówny, którą tak właśnie, grzeczną łaciną nazywano w publicystyce, aby nie używać (w końcu była jednak królową) obelżywego słowa „dziewka”. A po drugie – owa nieszczęsna „mać”. Inni obrońcy praw człowieka, choć może ci z Amnesty International już też, ogłosili przecież, że mówienie o ojcu i matce jest dyskryminowaniem par homoseksualnych. Należy (niektóre kraje skandynawskie już wprowadziły to do prawa) używać określeń „rodzic A” i „rodzic B”. Co prawda, to też dyskryminacja, bo dlaczego, na przykład, mężczyzna ma być „A”, a kobieta „B”, albo odwrotnie? Należy to poprawić: „rodzic A” i „rodzic A”. Że się zrobi bardak w dokumentach? Ale dyskryminacji nie będzie. Pewną pociechę heterykom niech niesie, że krokiem następnym będzie karanie par homoseksualnych, w których jedna ze stron odgrywa rolę „męską”, a druga „żeńską” – bo i to przecież „zachowanie dyskryminacyjne”. Logicznym skutkiem uznania za prawo człowieka prawa do zaspokojenia seksualnego musi być zaangażowanie w tę sprawę państwa. Co, jeśli ktoś jest brzydki jak diabeł albo capi mu z paszczy i płeć przeciwna zaspokajać go nie chce? Musi za „te rzeczy” płacić. Ale jeśli go nie stać? Rzecz jasna, państwo musi mu zapewnić odpowiednie zabezpieczenie w ramach zapewniania „godnego poziomu życia”. Jedna możliwość to specjalny zasiłek na opłacenie sobie prosty… może lepiej powiem, osoby dyskryminowanej – komentując na gorąco poczynania AI w telewizji „Republika” nazwałem go „kogutowym”, ale to też niedopuszczalna dyskryminacja, przecież chodzi nie tylko o sfinansowanie niezaspokojonemu facetowi wyjścia na dziwki, ale i niezaspokojonej kobiecie tzw. boytoya. Druga, też do rozważenia, to stworzenie sieci bezpłatnych państwowych bur… urzędów „wizytantek” (poręczne, niedyskryminujące pojęcie M.V. Llosy). Jest to, mówiąc nawiasem, stary pomysł oświeceniowego reformatora Retifa de la Bretogne (ciekawym polecam stosowny rozdział z „Wieku Markiza de Sade” Jerzego Łojka). Pozostaje kwestią techniczną, czy wizytantki miałyby mieć płacone z budżetu, czy jak postulował to Retif, posłużyć się przymusowym poborem. Co prawda, jak wiemy już z doświadczeń z pomocą socjalną, tego, co bezpłatne, nigdy nie jest dość, bo popyt na darmochę jest nieograniczony. Wyłania się problem, jak sprawiedliwie obdzielić państwowym seksem wszystkich, albo jak wybrać spośród nich najbardziej potrzebujących, nikogo nie dyskryminując. Poza tym jest kwestia niedyskryminowania żadnej z potrzeb, a jak sobie człowiek poczyta, ot, taką choćby książeczkę jak „Seks Nietypowy” prof. Lwa Starowicza, opisującego przeróżne dziwne przypadki z jakimi się zetknął w swym gabinecie, to wie, że sposobem seksualnego zaspokojenia może być doprawdy wszystko. I wszystkiego tego, na mocy praw człowieka, będziemy się mogli domagać od państwa, bo jak nie, to przywołamy w sukurs Amnesty International. Jedna z aktywniejszych twitterianek po wspomnianym komentarzu w Republice zapytała, czy może na tej podstawie zażądać codziennej porcji obiadowego mięsa. Przypomniał mi się „Kompleks Portnoya” więc w ciemno odpowiadam: oczywiście, Pani Ireno, że Pani może, powie Pani, że taka orientacja - i niech ktoś odważy się podskoczyć! Teoretycznie jest jeszcze trzeci sposób: państwo może narzucić obowiązek bezpośredniego zaspakajania potrzeby współobywatela na innych obywateli (jeśli któremuś z czytelników przemknęło przez myśl, że mogłoby to mieć dobre strony, niech sobie popatrzy na zdjęcie którejś z naszych egerii feminizmu). W swej istocie, czym to się różni na przykład od tego, że jesteśmy zmuszeni oddać część zarobionych przez siebie pieniędzy komuś, kto ich nie zarobił, a potrzebuje, bo to jego prawo człowieka? Prawo może więc stanowić, że nikt nikomu nie może odmówić, pod sankcją. W ten sposób AI rozwiąże wreszcie problem, od którego się wszystko zaczyna, czyli problem prostytutek i prostytutków jako dyskryminowanej grupy społecznej. Prostytucja po prostu zniknie, bo żądanie za to pieniędzy trzeba będzie uznać za próbę wymuszenia… Zaraz, cholera. Czyli znowu prostytucja stanie się przestępstwem, a przecież wpisanie seksu dla katalogu praw człowieka miało posłużyć jej dekryminalizacji… Z tymi prawami człowieka nie jest jednak łatwo. Tak sobie można żartować, ale kiedy sobie pomyśli człowiek, co zrobiono z pojęciem praw człowieka – to po prostu ręce i nogi opadają. Dziś praktycznie nie ma już ono żadnego sensu. I tu ciekawą pointę dopisuje znowu wspomniana w powyższym tekście Szwecja, gdzie oficjalnie uznano, że parada homoseksualistów – sama w sobie będąca oczywiście spełnieniem idei praw człowieka – narusza te prawa, jeśli próbuje prowokacyjnie przechodzić przez dzielnicę muzułmańską. Mówiąc krótko – kiedy już z praw człowieka zrobiło się zbiorowym wysiłkiem pokoleń lewackich idiotów jeden wielki absurd i pośmiewisko, to, co rzeczywiście jest prawem i czyim, zaczyna określać ten, kto w obronie swojego rozumienia praw człowieka nie waha się dać w mordę albo poderżnąć gardło. Nie przejmując się, co mu na ten temat mogłaby powiedzieć (gdyby się odważyła) Amnesty International. PS. Pozwolę sobie przypomnieć, że wieloletni działacz życzliwie przywołanej tu organizacji został właśnie Rzecznikiem Praw Obywatelskich III RP. Nie wiem, czy wybiera się na kongres do Dublina i co ewentualnie zamierza tam wygłosić, ale na podstawie różnych jego wypowiedzi można mieć pewne podejrzenia.Rafał A. Ziemkiewicz
Ostatnie podrygi przed zmianą etapu Czyżby Bronisława Komorowskiego, który prezydentem właśnie być przestał, rzeczywiście prześladowało jakieś fatum? Nie dość, że przegrał wybory, chociaż sam pan redaktor Michnik, co prawda w osobliwej formie, obiecywał mu, że wygra i to w cuglach, bo z przegraną musiałby się liczyć tylko wtedy, gdyby „po pijanemu przejechał na pasach zakonnicę w ciąży”, to jeszcze zbieg okoliczności popsuł mu uroczyste zakończenie prezydentury. Nawiasem mówiąc, pomyłka pana redaktora Michnika co do wygranej prezydenta Komorowskiego pokazuje po raz kolejny, że kto słucha redaktora Michnika, ten sam sobie szkodzi. Oczywiście, „Gazeta Wyborcza” jest chyba najważniejszym elementem żydowskiej piątej kolumny w Polsce, więc nawet zmyłkowe deklaracje pana redaktora Michnika są przez wiele środowisk przyjmowane bez zastrzeżeń, niczym marksizm w Związku Radzieckim, ale to tym gorzej dla Polski, w której historyczny polski naród od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe z polskojęzyczną wspólnotą rozbójniczą. Ta wspólnota gotowa jest wysługiwać się każdemu, kto obieca jej możliwość pasożytowania na historycznym polskim narodzie. Z tego powodu bardzo trudno jest zostać „prezydentem wszystkich Polaków”, bo czyż można jednocześnie służyć narodowi i go zdradzać? Mimo tej pierwotnej i obiektywnej niemożności pan prezydent Andrzej Duda przesłał do redakcji „Gazety Wyborczej” list z ofertą „odbudowy wspólnoty Polaków”. W imieniu redakcyjnego sanhedrynu odpowiedział mu pan red. Jarosław Kurski, prywatnie brat pana Jacka Kurskiego, który po rozmaitych perypetiach, oddał się znowu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu – że mianowicie „GW” ma nadzieję, iż wielu wyborczych obietnic nie będzie realizował – i tak dalej. Dostrzegam w tym zapowiedź wojny, którą polskojęzyczna wspólnota rozbójnicza wespół z rosnącym w siłę lobby żydowskim będzie toczyła z nowym prezydentem – bombardując go „miłością”, od której wysychają trawy i zioła. Tak się bowiem składa, już od czasów rewolucji bolszewickiej, a z pewnością od czasów sławnych stalinowskich „fołksfrontów”, że żydokomuna walczy „z nienawiścią”, z upodobaniem strzelając nienawistnikom w potylice. Oczywiście, dzisiaj czasy są inne, dzisiaj nawet „nazistowskie obozy zagłady” są chwilowo nieczynne, bo świat wkroczył w etap, na którym obowiązują inne mądrości. Na tym etapie historia zatacza koło w tym sensie, że nieubłagany postęp znowu wyrusza na wojnę ze wstecznictwem, które w naszym nieszczęśliwym kraju tradycyjnie reprezentuje Kościół katolicki, podobnie jak i za Stalina. Toteż wychodząc naprzeciw oczekiwaniom drugiej generacji Szechterów, salonowy jajcarz Stanisław Tym, znowu stręczy swoje usługi, wieszcząc na łamach „Gazety Wyborczej”, że już wkrótce wszystkie dopływy Wisły będą prawe, a woda w nich – święcona. Widać, że prezydent Duda jest tu tylko pretekstem, bo dla polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, sprzymierzonej dzisiaj, tak samo, jak za Stalina - z Żydami, wrogami nie są żadni Umiłowani Przywódcy, co to „przychodzą i odchodzą”, tylko organizacja, w której historyczny naród polski znajduje oparcie. Sytuacja jest podobna, jak w bajce Ezopa o wilkach, co walczyły z owcami. Nie mogły ich jednak rozgromić, bo po stronie owiec walczyły owczarki. Toteż wilki wpadły na pomysł, by wysłać do owiec delegację pokojową, która oświadczyła, że one do owiec nic nie mają, że przyczyna trwającej wojny są owczarki, które „dzielą” i „jątrzą”. Zatem, jeśli tylko owce wydadzą im owczarki, to między owcami i wilkami zapanuje wieczny i niezmącony pokój. I głupie owce się zgodziły – oczywiście na własną, rychłą zgubę. Niezbadane są wyroki Boskie, ale właśnie dlatego niepodobna wykluczyć, że obecna wojna może być rodzajem kary za umizgi czy to w ramach „dni judaizmu”, czy też w postaci dekorowania polakożerczych Abrahamów Foxmanów medalami Jana Pawła II. Wróćmy jednak do nieszczęść, które – przynajmniej w przypadku byłego już prezydenta Bronisława Komorowskiego – muszą chodzić parami. Nie mam oczywiście na myśli wyskrobania do czysta kasy Kancelarii Prezydenta, bo czyż można było żywić wątpliwości, że otaczająca go ekipa, przyzwyczajona jeszcze z dawnych czasów, że „jak zwykle – grabimy”, cokolwiek tam zostawi? Ciekawe tylko, czy swoją dolę dostał też opętany przez Żydów biłgorajski chłop, czyli pan Henryk Wujec, czy też – podobnie jak to bywało za czasów KOR-owskich – znowu został wydymany? Mówiąc o nieszczęściach, mam na myśli to, że wszystkie uroczystości związane z zakończeniem prezydentury, zostały przyćmione – również kadrowo – przez najwspanialsze wydarzenie towarzyskie ostatniego półrocza, jakim stał się pogrzeb pana doktora Jana Kulczyka w Poznaniu. Zjechało tam tylu żałobników, że nie mogli pomieścić się w kościele, zarezerwowanym na tę okoliczność dla rodziny nieboszczyka no i gości najdostojniejszych, wśród których można było dostrzec obydwu żyjących byłych prezydentów: Lecha Wałęsę i Aleksandra Kwaśniewskiego, W odróżnieniu od Aleksandra Kwaśniewskiego, który najwyraźniej musiał sobie przeborować dojście do nowych kurków finansowego zasilania, Lech Wałęsa sprawiał wrażenie nieutulonego w żalu. - Trudno się dziwić, zważywszy na alimenty, jakie może utracić – skomentował dygnitarz drobniejszego płazu, z gromady oczekującej na zewnątrz świątyni. Nie to jest jednak ważne, tylko to, że nawet Pierwsza Dama nie mogła towarzyszyć prezydentowi Komorowskiemu w jego ostatnich podrygach, tylko musiała udać się na pogrzeb, żeby nie padło jakieś podejrzenie. Wskutek tego pan prezydent Komorowski w swoim ostatnim słowie musiał sam siebie chwalić i nawet ustawka w postaci spontanicznego spotkania z warszawiakami wypadła blado, bo WSI musiały wystawić jakiś drugi, a może nawet trzeci garnitur obywateli zaufanych. Dlatego najbardziej przekonująco wypadła scena pożegnania prezydenta Komorowskiego z Armią. Nawet na najstarszych generałach, co to samego jeszcze znali Stalina, zrobiła ona wrażenie, wyciskając im z oczu łzy wzruszenia. Od razu było widać, że jeśli nawet przyjdą na uroczystość objęcia przez prezydenta Dudę zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi, to w duchu go oleją – zgodnie zresztą z mądrością etapu, w jaki nasz nieszczęśliwy kraj właśnie wchodzi.
Stanisław Michalkiewicz
2015-08-09 Listy wyborcze Platformy sygnałem do wojny wszystkich ze wszystkimi
1. Prominentni politycy Platformy od wielu dni perorowali w mediach jak demokratyczną partią jest Platforma, w trudnym dla siebie momencie, a mimo to zachowała oddolny sposób budowania list wyborczych.
Rzeczywiście na posiedzeniach regionalnych propozycje takich list zostały ustalone, czołowe miejsca przypadły najbardziej rozpoznawalnym politykom, wiele pierwszych miejsc zapewnili sobie także bohaterowie tzw. afery podsłuchowej, którzy niedawno zostali wyrzuceni z rządu przez premier Kopacz.
Ponieważ w mediach w tym w szczególności w internecie, pojawiło się wiele głosów krytycznych dotyczących takiego kształtu list, otoczenie premier ale i sama Ewa Kopacz przecież także przewodnicząca Platformy, najpierw nieśmiało, a później bardziej zdecydowanie, zaczęli informować, że dojdzie do głębokiej przebudowy list.
2. Kilka dni temu premier Kopacz oświadczyła, że przygotuje autorski projekt list wyborczych i pójdzie z nim na posiedzenie zarządu Platformy ,który odbył się w ostatni piątek tuż przed 3-tygodniową przerwą w obradach Sejmu i Senatu.
Rzeczywiście ten autorski projekt list wyborczych, musiał wywołać wręcz burzę, ponieważ piątkowe obrady zarządu trwały aż 10 godzin, a konferencja prasowa premier Kopacz, odbyła się dopiero tuż przed 23, z blisko 3-godzinnym opóźnieniem.
Szefowa rządu wyraźnie zmęczona, przedstawiła niezbornie komunikat z tych obrad, podkreślając obywatelski charakter Platformy, a następnie czekającym kilka godzin dziennikarzom nie odpowiedziała na żadne pytanie, tylko nakazała rzecznikowi rządu rozdanie im nowych list wyborczych (ograniczonych do 3 czołowych miejsc).
3. Nie będę tych pierwszych trójek opisywał, są prezentowane na wielu portalach internetowych, rzeczywiście „z jedynek” zostali usunięci prominentni politycy (szczególnie ci zamieszani w aferę podsłuchową), ale z reguły zachowani zostali w pierwszej trójce.
Złamane zostały wcześniej prezentowane przez Platformę zasady budowania list (przynajmniej 1 kobieta w pierwszej trójce i przynajmniej dwie w pierwszej piątce), niektórzy politycy zostali umieszczeni na listach w „obcych” dla siebie okręgach wyborczych (np. Grzegorz Schetyna, znalazł się na czele listy świętokrzyskiej), a czasami obok siebie znaleźli się politycy, którzy są ze sobą w ostrym konflikcie (na liście podwarszawskiej byli europosłowie Michał Kamiński na drugim miejscu i na trzecim Paweł Zalewski, liderką jest marszałek Sejmu Kidawa-Błońska).
Zresztą były europoseł Paweł Zalewski sytuację w okręgu podwarszawskim już bardzo ostro skomentował na TT - „z panami Kamińskim i Giertychem nie odzyskamy zaufania Polaków” (Roman Giertych ma startować z tego okręgu do Senatu jako kandydat niezależny ale Platforma chcąc mu ułatwić ten start ,wycofała swojego dotąd żelaznego kandydata, Łukasza Abgarowicza, który już 2-krotnie wygrał wybory w tym okręgu).
4. Wprawdzie taki kształt list musi jeszcze zatwierdzić Rada Platformy ale wszystko wskazuje na to, że skoro zarząd partii został przez przewodniczącą w tej sprawie złamany, to i to gremium ostatecznie listy zatwierdzi.
Wojna o kształt list wyborczych, która zaczęła się w Platformie, tuż po ustaleniu ich kształtu w poszczególnych okręgach, po tych zmianach dokonanych przez przewodniczącą Kopacz, tylko się nasili.
Kandydaci Platformy nie będą koncentrowali się na sporach z kandydatami ze swojego okręgu z konkurencyjnych list i pracą na jak najlepszy wynik swojej listy, a na pewno będą skrycie „podchodzili” swoich kolegów, którzy znajdują się na liście wyżej od nich, tylko na skutek „widzimisię” przewodniczącej Ewy Kopacz.
Platforma mocno straciła w sondażach, głównie na skutek wielu afer coraz mocniej nagłaśnianych przez media, poważnej utraty wiarygodności po 8 latach rządzenia i jej kierownictwo bardzo liczyło, że odbiją się mocno po ostatnich zmianach w rządzie, a szczególnie teraz po prezentacji „mocnych” list wyborczych.
Ale zamiast „mocnych” list, będziemy mieli raczej wojnę wszystkich ze wszystkimi, a to nie wróży dobrego wyniku w październikowych wyborach. Kuźmiuk
2015-08-10 Zostawią ten „pasztet” następcom
1. Wysocy przedstawiciele rządu PO-PSL (premierzy, wicepremierzy, ministrowie skarbu) po wielokroć zapowiadali zakończenie Gazoportu w Świnoujściu, ówczesny premier Tusk zapewniał, że będzie to jesień 2014, premier Kopacz -lipiec 2015, były minister Skarbu Włodzimierz Karpiński- jesień 2015, od nowego ministra skarbu Andrzeja Czerwińskiego dowiedzieliśmy się niedawno, że będzie to II połowa 2016. W ten sposób szybkimi krokami zbliżamy się do daty, o której swego czasu mówił były członek zarządu PGNiG Andrzej Parafianowicz czyli roku 2017 w podsłuchanej rozmowie z byłym ministrem infrastruktury Sławomirem Nowakiem. Wtedy kiedy odbyła się ta rozmowa czyli w połowie 2014 roku, tego rodzaju komentarz mógł się wydawać żartem, teraz okazuje się jednak się, że Parafianowicz stwierdzając, że tak mówi się na mieście, miał jednak na ten temat precyzyjne informacje.
2. Brak Gazoportu, a szczególnie przedłużająca się niepewność co do daty oddania go do użytku, a dokładnie daty kiedy będzie on mógł przyjąć pierwsze statki ze skroplonym gazem, stawia nas w niesłychanie trudnej sytuacji wobec Gazpromu jeżeli chodzi o negocjacje o obniżce cen gazu importowanego z Rosji. Do opinii publicznej w Polsce (zresztą z rosyjskiej prasy) przedarła się jakiś czas temu informacja pokazująca czarno na białym, że nasz kraj płaci najdrożej za rosyjski gaz i niestety oprócz słania do Gazpromu protestów i ewentualnego sporu przed Trybunałem Arbitrażowym (który może ten spór rozstrzygnąć za kilka lat), nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Oddanie Gazoportu, który mógłby przyjąć 5 mld m3 gazu, a po szybkiej rozbudowie kolejne 2,5 mld m3 (czyli blisko 3/4 tego co importujemy z Rosji), stworzyłoby PGNiG znacznie lepszą niż do tej pory pozycję negocjacyjną, nie tylko w sprawie bieżących cen kupowanego gazu ale także ewentualnego nowego kontraktu z Rosją na zakup gazu po roku 2022.
3. Przypomnijmy tylko, że decyzję w sprawie budowy terminalu LNG w Świnoujściu podjął jeszcze rząd Jarosława Kaczyńskiego pod koniec 2006 roku i przygotował program jej finansowania ze środków krajowych i unijnych ale rząd Tuska niestety przez parę kolejnych lat się wahał czy projekt ten kontynuować. Sama budowa Gazoportu w Świnoujściu, została fizycznie rozpoczęta dopiero w marcu 2011 (a więc z ponad 3 letnim opóźnieniem), a kamień węgielny wmurował sam premier Donald Tusk. Jak to miał w zwyczaju na zwołanej wtedy na placu budowy konferencji prasowej podkreślał, że harmonogram realizacji inwestycji został tak przygotowany aby zdążyć pod już zamówione dostawy gazu z Kataru.
4. Na początku marca tego roku ukazał się długo oczekiwany raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) dotyczący realizacji budowy Gazoportu w Świnoujściu. Raport nie zostawił przysłowiowej suchej nitki na rządowych instytucjach realizujących tę inwestycję zarówno poszczególnych resortach (skarbu, infrastruktury, gospodarki), podmiotach im podległych (np. na Transportowym Dozorze Technicznym), spółkach będących inwestorami (GAZ-SYSTEM, Polskie LNG), wreszcie wykonawcach w tym włoskiej spółce Saipem. Wyłonił się z niego wręcz niesłychany chaos organizacyjny i kompetencyjny związany z realizacją tej inwestycji (w tym także niezwykła przychylność rządzących dla generalnego wykonawcy czyli włoskiej Saipem), co świadczy o kompletnym braku nadzoru nad państwowymi instytucjami ze strony poszczególnych ministrów. NIK zwrócił także uwagę, że jeżeli do końca tego roku inwestycja nie zostanie oddana do użytku i rozliczona, to Polska będzie musiała zwrócić środki z budżetu UE w wysokości około 450 mln zł, które były przeznaczone na realizację tego projektu (w świetle informacji ministra Czerwińskiego środki te są poważnie zagrożone). Wygląda niestety na to, że koalicja PO -PSL już teraz zdecydowała, że do wyborów parlamentarnych będzie zapowiadać zakończenie budowy Gazoportu do końca tego roku, a rozruch technologiczny w II połowie 2016, a tak naprawdę podjęła decyzję, że zostawia ten przysłowiowy „pasztet” następcom Kuźmiuk
Nasi okupanci „już tęsknią”„Na placu Piłsudskiego trębacze w trąby dmą. Tam wódz Państwa Polskiego przegląda armię swą”. Czy pan prezydent Andrzej Duda rzeczywiście przejrzał swą armię? To nawet możliwe, bo ostre słońce tego dnia mogło rozproszyć nawet bardzo gęste opary obłudy, jakie musiały towarzyszyć ceremonii objęcia przez nowego prezydenta zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi. Zresztą – powiedzmy sobie szczerze – te całe „Siły Zbrojne” to w zdecydowanej większości poprzebierani w mundury urzędnicy, przestępujący z nogi na nogę w oczekiwaniu na wcześniejszą emeryturę – bo zgodnie z obowiązującą w państwie socjalistycznym filozofią, liczy się dopiero życie na emeryturze, do której wcześniej trzeba się przygotować. Toteż zarówno bezpieczniackie watahy, jak i uczestnicy „Sił Zbrojnych” jeden przez drugiego czynią przygotowania, jakie tam kto może i potrafi. Próbkę tych zabiegów mogliśmy sobie obejrzeć przy okazji przetargów na sprzęt wojskowy, zwłaszcza śmigłowce. Gdyby nie certyfikat „kryształowej uczciwości”, jaki panu ministrowi Tomaszowi Siemoniakowi wystawił inny kryształowy uczciwiec, czyli pan minister Grzegorz Schetyna, moglibyśmy żywić rozmaite podejrzenia, a tak to nie ma rady – wypada zwalić wszystko na zmienność etapów. Rzecz w tym, że przetargi odbywały się w roku 2012, gdy obowiązywał jeszcze porządek lizboński, ustalony – jak pamiętamy – 20 listopada 2010 roku na szczycie NATO w Lizbonie, kiedy to proklamowano strategiczne partnerstwo NATO-Rosja. Porządek ten osiągnął swoje apogeum właśnie w roku 2012, kiedy to w sierpniu na Zamku Królewskim w Warszawie Patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl podpisał z JE abp. Józefem Michalikiem, ówczesnym przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, Deklarację o pojednaniu miedzy narodami polskim i rosyjskim. Ciekawe, że wtedy nikt – ani stojący na nieubłaganym gruncie rozdziału Kościoła od państwa biłgorajski filozof, ani kanibalica Wanda Nowicka, co to za pośrednictwem Towarzystwa Rozwoju Rodziny była futrowana pieniędzmi pochodzącymi z handlu organami wydartymi z jeszcze ciepłych ludzkich embrionów, ani posągowa pani Małgorzata Kidawa-Błońska, ani bywalec Klubu Wałdajskiego, w którym złowrogi ruski czekista Putin karmił i poił swoich drogich gości, to znaczy pan redaktor Adam Michnik – żaden z nich ani tym bardziej żaden dygnitarz drobniejszego płazu nie zająknął się na temat inwazji „państwa wyznaniowego” – chociaż deklarację par excellence polityczną, podpisali dwaj przedstawiciele Kościołów. Ale na tamtym etapie obowiązywały poprzednie mądrości, a na następnym, który nastał po zresetowaniu przez prezydenta Obamę swego poprzedniego resetu w stosunkach amerykańsko-rosyjskich z 17 września 2009 roku – całkiem inne. Tymczasem o ile przetarg na śmigłowce i inne zabawki odbywał się na poprzednim etapie, to testowanie już na następnym – i z tego powodu pojawiły się rozmaite śmierdzące dmuchy, które musiał swoimi poręczeniami rozwiewać sam pan minister Grzegorz Schetyna. Espérons tedy, że i pan prezydent Andrzej Duda przez gęste opary obłudy jednak „armię swą” przejrzał na wylot, bo jeśli nie, jeśli uznał, że to wszystko naprawdę – to marny jego los. Co bowiem na temat swego nowego zwierzchnika armia myśli, a zwłaszcza co na temat nowego prezydenta myśli rządząca naszym nieszczęśliwym krajem soldateska – to w żydowskiej gazecie dla tubylczych Polaków wyjaśnił pan redaktor Michnik, który na objęcie urzędu przez nowego prezydenta zareagował „smutkiem i niepokojem”. Skoro tak reaguje red. Michnik, który w związku ze zmianą prezydenta chyba nie utracił jakichś znaczących alimentów, to cóż dopiero soldateska, od stanu wojennego nie tylko rozkradająca nieszczęsną Rzeczpospolitą, ale w dodatku przez swoich konfidentów wmawiająca opinii publicznej, że państwo zostało rozkradzione przez „solidaruchów”? Nie tylko „smuci się”, nie tylko się „niepokoi”, ale najwyraźniej uderza w czynu stal. Skoro definitywnie zakończył się etap umizgów wobec Kościoła i teraz chodzi już tylko o to, by – pozbawiając historyczny naród polski nawet takiej namiastki politycznej reprezentacji – doprowadzić go do stanu całkowitej bezbronności wobec Żydów i państw poważnych, RAZWIEDUPR porzucił pozory i oficjalnie zainaugurował Żywą Cerkiew. W kościele Panien Wizytek koncelebrujący nabożeństwo dziękczynne w intencji odchodzącego prezydenta Komorowskiego i Pierwszej Damy przewielebni presbyteroi, podkreślając, że nie są episcopoi, przeprosili za zniewagi i zelżywości, jakich pan prezydent doświadczył od tych ostatnich, i poprosili o „przebaczenie”. Znaczy się księżowski „proletariat” otwarcie wystąpił przeciwko kościelnej „burżuazji” i chyba tylko przez roztargnienie ksiądz Luter albo ksiądz Sowa nie zaintonował „Międzynarodówki”: „Wyklęty powstań ludu ziemi (…), dziś niczym jutro wszystkim my”. Jestem pewien, że „liczni wierni”, którzy na polecenie oficerów prowadzących „zgromadzili się” przed kościołem i wykrzykiwali, że „już tęsknią”, skwapliwie by w ten znajome tony uderzyli. Zresztą – co się odwlecze, to nie uciecze, tym bardziej że episcopoi na takie dictum schowali Dudę w miech, bo jużci – jeszcze światło nie zostało oddzielone od ciemności i nie wiadomo, czy po październikowych wyborach prezydent Duda będzie dusił wrogów Polski gołymi rękami, czy też zostanie oblężony w Pałacu Namiestnikowskim przez nieprzyjacielską koalicję. Po Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Most”, jaka odbyła się 18 czerwca br. w Warszawie, podczas której tubylczy bezpieczniacy, przy rekomendacji bezpieki izraelskiej, złożyli Amerykanom ofertę utrzymywania w ryzach mniej wartościowego narodu tubylczego w zamian za możliwość dalszego na nim pasożytowania, a oferta została według wszelkiego prawdopodobieństwa przyjęta – okazało się, że Platforma Obywatelska nie zostanie podmieniona, w związku z czym panu Ryszardowi Petru, który w innej koncepcji miał został jasnym idolem („Ach, w kogóż nieszczęsny ma wpatrzyć się naród, by szukać jasnego idola, w którego umyśle zbawienia tkwi zaród? To jasne, że w Pana Karola!”) i na zachętę dostał od razu 11 procent, zostało odcięte zasilanie i będzie musiał dołączyć do obozu zdrady i zaprzaństwa. Oczywiście oficerowie prowadzący o tej zmianie koncepcji natychmiast poinformowali Umiłowanych Przywódców w Platformie Obywatelskiej, którzy w walce o „jedynki” na listach wyborczych zaczęli się nawzajem zagryzać. Dzięki temu widowisku każdy mógł pozbyć się resztek złudzeń, że PO reprezentuje jakiś wyższy od przeciętnego poziom kultury politycznej czy choćby ogólnej. Każdy mógł zobaczyć, że to hałastra, która tylko była nadymana przez poprzebieranych za dziennikarzy konfidentów w niezależnych mediach głównego nurtu i w salonie, który nie traci nadziej na alimenty finansowe i prestiżowe. Toteż i on „już tęskni”, ale jednocześnie szykuje się do wojny. Stanisław Michalkiewicz
2015-08-11 Spokojnie Pani premier, już za 3 miesiące rząd będzie współdziałał z prezydentem Dudą
1. Premier Kopacz i inni prominentni politycy Platformy, bardzo nerwowo reagują na wszelkie propozycje współpracy z jakimi zwraca się do rządu od kilku dni prezydent Andrzej Duda.Prezydent Andrzej Duda już w orędziu wygłoszonym w Sejmie przed Zgromadzeniem Narodowym, zapowiedział że najszybciej jak to będzie możliwe we współpracy z dwoma największymi organizacjami związkowymi Solidarnością i OPZZ-em, skieruje dwa projekty ustaw. Pierwszy będzie poświęcony obniżeniu wieku emerytalnego do 60 lat kobiety i 65 lat mężczyźni (być może z modyfikacją związaną z koniecznością posiadania także określonego okresu składkowego, czego życzą sobie związkowcy), drugi podwyższeniu kwoty wolnej od podatku z 3 tys. zł do 8 tys. zł w podatku PIT. Zapowiedź złożenia tych dwóch projektów ustaw jeszcze w tej kadencji Sejmu wywołała natychmiast złośliwe komentarze premier Kopacz, a marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, nie bardzo wiadomo dlaczego w imieniu całego Parlamentu stwierdził, że na pewno nie uchwali on tych ustaw.
2. Jeszcze większe negatywne emocje u rządzących wywołała kolejna propozycja prezydenta Andrzeja Dudy o wypracowaniu tym razem wspólnie z rządem Ewy Kopacz projektu ustawy o wypłacaniu kwoty 500 zł miesięcznie na każde dziecko w rodzinach mniej zamożnych i na drugie i każde kolejne w rodzinach zamożniejszych. Prezydent złożył tę propozycję, głównie dlatego, że jest związana z poważnymi wydatkami budżetowymi, gdyby taka pomoc trafiła szacunkowo do około 3 mln dzieci, to kosztowałoby to rocznie blisko 18 mld zł. Drugim powodem zwrócenia się w tej sprawie do rządu, jest to, że tylko on dysponuje szczegółowymi danymi dotyczącymi dochodów na członka rodziny w rodzinach wychowujących dzieci, a także danymi dotyczącymi rodzin wychowujących jedno i więcej dzieci, a bez tych informacji trudno jest ustalić ilość beneficjentów tego projektu, a w konsekwencji także koszty tego przedsięwzięcia.
3. Po zgłoszeniu tej propozycji współpracy z rządem przez prezydenta w ostatnią sobotę, przez kolejne dni politycy Platformy występujący w mediach mieli tylko jeden przekaz, Andrzej Duda wycofuje się ze swoich obietnic wyborczych, bo chce żeby to rząd przygotowywał mu projekty ustaw, z którymi się przecież nie utożsamia. Także premier Kopacz używa coraz „barwniejszych” określeń opisujących jej zdaniem zachowanie prezydenta. Wczoraj rano w wywiadzie w programie I PR stwierdziła, że projekty ustaw zapowiedziane przez prezydenta Dudę „to nie jest sprawa pomocy dla obywateli ale gry politycznej”, specjalnie się nie wysilając aby przedstawić jakieś rzeczowe argumenty przemawiające za taką ocenę. I prawie na jednym oddechu zażądała od prezydenta, zwołania Rady Gabinetowej podczas której miałaby go zapoznać z zamierzeniami poszczególnych ministrów na najbliższe 2,5 miesiąca, które pozostały do wyborów. Wieczorem już wywiadzie dla Polsatu News była jeszcze bardziej dosadna twierdząc, że propozycje ustawowe prezydenta Dudy przypominają „taką sytuację, że ktoś wchodzi do supermarketu, zbiera z półek, a trzeba podejść do kasy i zapłacić” (nie wiadomo czy miała na myśli jej ulubioną Biedronkę, którą tak zawzięcie reklamowała w ostatnich tygodniach).
4. Choćby te wypowiedzi rządzących z ostatnich kilku dni świadczą o tym, że nie ma wśród nich żadnej woli współpracy z prezydentem, mającym przecież świeży mandat powierzony mu przez naród. W tej sytuacji chyba trzeba przestać zabiegać o współpracę z tą ekipą rządową, wszak za najdalej 3 miesiące, będziemy mieli nowy rząd, a ten jestem tego pewien, będzie ściśle współpracował z prezydentem Andrzejem Dudą. Kuźmiuk
Ubecka transfuzja do Platformy Obywatelskiej Po Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Most”, jaka odbyła się 18 czerwca br. w Warszawie z udziałem polskojęzycznych ubowców starszej i najnowszej generacji oraz ubowców izraelskich, ześlizg Platformy Obywatelskiej po równi pochyłej, który uprzednio wydawał się niepowstrzymany, trochę przyhamował, a nawet jakby zastopował. Jeśli bowiem Amerykanie rzeczywiście przyjęli ofertę tubylczych ubowców, którą wsparli wszak ubowcy izraelscy, to tym samym musieli zgodzić się na istnienie politycznej ekspozytury ubowców na politycznej scenie – a jest przecież tajemnicą Poliszynela, że tą ekspozyturą jest właśnie Platforma Obywatelska. Wiemy to nie tylko z powodu obecności słynnego „tenora”, czyli pana doktora Andrzeja Olechowskiego przy narodzinach tej partii, ale również, a może nawet przede wszystkim – z opowieści pana generała Gromosława Czempińskiego, który z jakichś zagadkowych powodów zaczął opowiadać, ile to rozmów i bliskich spotkań III stopnia musiał odbyć, by do powstania Platformy Obywatelskiej w ogóle doszło. Zahamowanie ześlizgu Platformy Obywatelskiej w polityczny niebyt, a nawet jego zastopowanie oznacza, że Amerykanie ofertę ubowców przyjęli i to ze wszystkimi konsekwencjami. Dlatego właśnie popularność „Nowoczesnej.pl” pana Ryszarda Petru nagle przestała rosnąć, a z kolei na równi pochyłej znalazł się ruch firmowany przez pana Pawła Kukiza, który w tej kombinacji jest potrzebny na politycznej scenie jak psu piąta noga. Ale zahamowanie, a nawet zastopowanie ześlizgu Platformy Obywatelskiej w polityczny niebyt ma swoja cenę. Tak się akurat złożyło, że po zakończeniu Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Most”, rozpoczęło się w Platformie Obywatelskiej układanie list wyborczych. W9okół tego rozpętała się tam straszliwa awantura, ponieważ dotychczasowi partyjni baronowie musieli pożegnać się z pierwszymi miejscami, a jeśli nawet nie – to musieli wynieść się z okręgów wyborczych, w których korzystali z dobrego fartu. Niezależne media głównego nurtu, w których poprzebierani za dziennikarzy konfidenci na polecenie oficerów prowadzących zajmują się dezinformowaniem opinii publicznej, zaczęły przekonywać telewidzów, słuchaczy i czytelników, że to pani premierzyca Ewa Kopacz demonstruje w ten sposób swoją samodzielność i władzę. Nie ma w tym ani słowa prawdy, bo pani premierzyca – podobnie zresztą, jak premier Donald Tusk – piastuje tylko zewnętrzne znamiona władzy – i podobnie jak jej poprzednik – jest nakręcana przez tę samą rękę, która na to stanowisko ja wprowadziła. Rewolucja w Platformie Obywatelskiej jest następstwem decyzji ubowców, by przyjęcie przez Amerykanów ich politycznej oferty wykorzystać dla wprowadzenia do Platformy Obywatelskiej nowej generacji konfidentów. Warto bowiem przypomnieć, że ubecka oferta dotyczy utrzymywania w ryzach mniej wartościowego narodu tubylczego w zamian za umożliwienie dalszego pasożytowania na nim. Pasożytowanie zaś wymaga posiadania rozbudowanej agentury również z instytucjach tworzących prawo, żeby nadawała ona temu procederowi pozorów legalności. Najwyraźniej nowa generacja agentów została przez bezpieczniaków uznana za bardziej posłuszną i dlatego na pierwsze miejsca na listach wyborczych Platformy Obywatelskiej zostali wysunięci nie tylko działacze z drugiej, albo i trzeciej linii, a nawet nie należący do Platformy Obywatelskiej „sympatycy”, co w przypływie szczerości ujawniła właśnie pani premierzyca.
Stanisław Michalkiewicz
2015-08-12 Coraz bardziej niechciany przetarg na śmigłowce
1. Tylko zmienił się lokator Pałacu Namiestnikowskiego i całym nowym impetem ruszyły znowu protesty w związku z rozstrzygnięciem przetargu na zakup śmigłowców dla polskiej armii. W poniedziałek w tygodniku „Wprost” ukazał się artykuł pod znamiennym tytułem „Kto uziemił śmigłowce” sugerujący poważne nieprawidłowości w tym przetargu, mowa w nim o fałszowaniu dokumentacji przetargowej, że wybrane francuskie Caracale nie spełniają wymogów jakie były postawione przez wojsko, o tym że warunki przetargu zmieniały się podczas jego trwania. Wprawdzie minister obrony i rzecznik prasowy ministra zapowiedzieli proces przeciwko wydawcy tygodnika „Wprost” ale nie wyjaśnili zarzutów jakie zostały postawione we wspomnianym artykule. Wczoraj ukazał się także adresowany do nowego prezydenta RP Andrzeja Dudy list podpisany przez szefów trzech największych organizacji związkowych (Solidarności, OPZZ i Federacji Związków Zawodowych) ale także jednej z największej organizacji pracodawców Pracodawcy RP o zaapelowanie do rządu premier Ewy Kopacz aby ponownie przeanalizował decyzje podjęte w ramach przetargu na śmigłowce dla wojska.
2. Przypomnijmy tylko, że w wyniku przetargu na helikopter dla polskiej armii odrzucone zostały oferty amerykańskiej firmy Sikorsky i należącej do niej PZL Mielec, oferującej śmigłowiec S-70i Black Hawk i jego morską wersję Seahhawk, a także oferta włosko - brytyjskiej grupy Augusta Westland i ich zakładów PZL Świdnik, oferujące helikopter AW149. Śmigłowce amerykańskie znajdują się na wyposażeniu 22 armii świata w tym przede wszystkim armii amerykańskiej i przetestowane zostały w wielu konfliktach wojennych w tym w ostatnich latach w Afganistanie. Z kolei te francuskie zaledwie w kilku krajach (poza Francją tylko w Brazylii, Meksyku, Malezji, Indonezji i Tajlandii), natomiast śmigłowiec ze Świdnika wchodzi do produkcji i w związku z tym jak określił go prezes tego zakładu Krzysztof Krystowski jest najnowocześniejszym produktem w tym segmencie uzbrojenia.
3. Ponadto należy podkreślić, że zarówno konsorcjum amerykańskie jak i konsorcjum włosko-brytyjskie mają swoje zakłady w Polsce, ci pierwsi zatrudniają w samym PZL Mielec około 2 tysięcy pracowników (u kooperantów kolejne kilka tysięcy), ci drudzy w PZL Świdnik około 6 tysięcy pracowników. Zwycięzca przetargu nie ma natomiast żadnego zakładu w Polsce, ponoć zobowiązał się tylko, że na podstawie porozumienia z WZL w Łodzi, będzie montował w przyszłości śmigłowce Caracal. Według prezesa Krystowskiego z PZL Świdnik w jego zakładach (i u kooperantów) powstaje aż 60% śmigłowca AW129, podobnie zaangażowanie zakładu w Mielcu, deklarowali Amerykanie przy budowie Black Hawk-ów w naszym kraju.
4.Wybór przez MON francusko- niemieckiego śmigłowca Caracal już w świetle tych faktów co najmniej zastanawiający, zwłaszcza że nagle z niejasnych powodów gwałtownie wzrosła jego cena. Do niedawna bowiem publicznie informowano, że zakup 70 śmigłowców dla polskiej armii będzie kosztował od 8 do 12 mld zł, teraz zakup zmniejszono do 50 śmigłowców, a mają one kosztować aż 13 mld zł, co oznacza, że podrożały przynajmniej o kilkadziesiąt milionów złotych za sztukę wręcz w ostatnich tygodniach. Ponadto jak ujawnili posłowie Prawa i Sprawiedliwości z sejmowej komisji obrony narodowej 25 śmigłowców Caracal przyleci do Polski z Francji, natomiast pozostałe 25 według zapewnień koncernu Airbus ma być montowane w Polsce. Wszystko więc wskazuje na to, że pieniądze z polskiego budżetu będą podtrzymywały miejsca pracy we francuskim przemyśle zbrojeniowym podczas gdy w obydwu zakładach produkujących śmigłowce w Polsce tzn. w Świdniku i Mielcu zaczęły się przygotowania do znaczących zwolnień pracowników. W ten sposób za ogromne budżetowe pieniądze koalicja Platformy i PSL-u doprowadza do likwidacji setek miejsc pracy w funkcjonujących zakładach lotniczych w Mielcu i Świdniku z jednoczesną złudna nadzieją, że powstaną za kilka lat jakieś dodatkowe miejsca pracy w zakładach PZL w Łodzi.
5. W świetle tych nowych mocnych protestów i poważnych wątpliwości wynikających z artykułu opublikowanego przez tygodnik „Wprost” oraz tych zwartych w powyższym tekście, konieczne jest publiczne przedstawienie przez rząd argumentów przemawiających za wyborem francuskich śmigłowców. Także coraz większy dystans przedstawicieli wojska i ministerstwa gospodarki do negocjacji umowy offsetowej z Francuzami, świadczy o tym że zaczynają się oni obawiać odpowiedzialności za podejmowanie decyzje, co tylko potwierdza, że nawet w środku obecnej machiny rządowej są poważne wątpliwości do zakupu Caracali. Kuźmiuk
Iluzja, czy felonia? Kiedy ten felieton ukaże się w druku, będzie już po wszystkim, to znaczy – pozornie po wszystkim – bo tak naprawdę, to dopiero się zacznie. Chodzi mi oczywiście o tak zwane „przejęcie władzy” przez pana prezydenta Andrzeja Dudę, który w związku z tym porozdziela posady w swojej Kancelarii, podobnie jak wcześniej porozdzielał je pan prezydent Bronisław Komorowski. Najosobliwszym elementem tej ceremonii będzie oczywiście przejęcie zwierzchnictwa nad silami zbrojnymi naszego nieszczęśliwego kraju. Najosobliwszym dlatego, że żaden prezydent, może z wyjątkiem generała Jaruzelskiego, żadnego zwierzchnictwa nad siłami zbrojnymi nie sprawował. Było dokładnie odwrotnie – to soldateska, która w roku 1980, w związku z rozpadaniem się partii pod naporem społecznego buntu, przesunęła w swoją stronę punkt ciężkości władzy, nie wypuściła jej do dnia dzisiejszego. W rezultacie punkt ciężkości władzy znajduje się poza konstytucyjnymi organami państwa – również poza tymi wszystkimi prezydentami.
Być może są jeszcze ludzie pamiętający, jak to minister Milczanowski w sierpniu 1993 roku przyprowadził do Belwederu przywódców bezpieczniackich watah, którym ówczesny prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa złożył osobliwą deklarację lojalności – że mianowicie „stanie w ich obronie z całą mocą”. W przełożeniu na język ludzki oznaczało to deklarację posłuszeństwa aż po grób i była to bodaj jedyna obietnica w życiu, której Lech Wałęsa chyba dotrzymał. Dotrzymał – bo wiedział, że gdyby tylko spróbował nie dotrzymać, to soldateska zaraz by mu przypomniała, skąd wyrastają mu nogi, łącznie ze szczegółami historii niejakiego „Bolka”, na którego temat również sam były prezydent Wałęsa rozwijał rozmaite fantasmagorie. Podobnie było z następcą gdańskiego noblisty, Aleksandrem Kwaśniewskim. I on wiedział, komu zawdzięcza swoje wyniesienie i nawet nie próbował wierzgać przeciwko ościeniowi, zachowując się zgodnie z formułą wyśpiewaną w swoim czasie przez pana Pawła Kukiza: „Bo tutaj jest, jak jest – po prostu – i ty dobrze o tym wiesz!” W rezultacie dziesięcioletnia kadencja Aleksandra Kwaśniewskiego, który był prawdziwym nieszczęściem dla Polski, doprowadziła do tego, iż nasz nieszczęśliwy kraj nie potrafił zrealizować żadnych korzyści choćby z faktu przynależności do NATO, bo prezydent Kwaśniewski, akomodując się do oczekiwań swoich protektorów i osobiście uważając, że jeśli będzie wysługiwał się Amerykanom, to prezydent Bush zrobi go pierwszym sekretarzem ONZ, a w ostateczności – pierwszym sekretarzem NATO, podporządkował tym naiwnym nadziejom interesy Polski. Wskutek tego ugruntował w Ameryce przyzwyczajenie do politykowania w Polsce za pomocą agentury; stare kiejkuty za 15 mln dolarów napiwku zrobią wszystko, czego się od nich zażąda, więc w jakim celu Amerykanie mieliby zachowywać jakieś pozory partnerstwa? Polityczna wojna RAZWIEDUPR-a z prezydentem Kaczyńskim wzięła się stąd, że soldateska, pamiętająca wszak obecność Lecha Kaczyńskiego u generała Kiszczaka w Magdalence potraktowała pogróżki rozwalenia „układu”, jako akt czarnej zdrady – a wiadomo, że „banda nie przebacza”. Więc chociaż już w kwietniu 2008 roku pan prezes Jarosław Kaczyński w przemówieniu wygłoszonym w Krakowie podał samo istnienie „układu” w wątpliwość, soldateska nie dała mu wiary, mobilizując przeciwko braciom Kaczyńskim nie tylko konfidentów, ale wszystkie środowiska i osoby uzależnione, które rozkazy oficerów prowadzących wzbogacają do dziś własną pomysłowością. Z Bronisławem Komorowskim nie było już żadnego problemu; chodził na smyczy soldateski jak w zegarku, co trafnie przewidział pan generał Marek Dukaczewski, zapowiadając w 2010 roku otwarcie butelki szampana z okazji wygranej marszałka Komorowskiego. Ale i soldateska nie jest pozostawiona samopas; odkąd w drugiej połowie lat 80-tych poprzewerbowywała się na służbę do RAZWIEDUPR-ów państw poważnych, musi akomodować się do kompromisów, do jakich doprowadzają one na terenie naszego nieszczęśliwego kraju. Zatem kiedy w związku ze zresetowaniem przez prezydenta Obamę poprzedniego „resetu” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich, nastąpiła w Polsce gwałtowna reaktywacja Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, prezydent Bronisław Komorowski utracił znaczną część dotychczasowego społecznego zaufania na rzecz kandydata PiS Andrzeja Dudy, któremu w charakterze premiera miałaby towarzyszyć absolwentka Szkoły Liderów przy Departamencie Stanu USA, pani Beata Szydło. Warto przypomnieć, że absolwentem tej samej szkoły był również Bronisław Komorowski, Aleksander Kwaśniewski, Hanna Suchocka, a nawet – Kazimierz Marcinkiewicz. Pokazuje to, że każdą demokracją ktoś musi jednak kierować – a skoro już musi, no to kieruje! Ta, wydawałoby się, klarowna sytuacja, nieco się komplikuje na odcinku wewnętrznym po Międzynarodowej Konferencji Naukowej „Most” z 18 czerwca br., podczas której ubecy starszej i najnowszej generacji, za rekomendacją ubeków izraelskich, złożyli Amerykanom ofertę swoich usług w zakresie utrzymywania w ryzach mniej wartościowego narodu tubylczego w zamian za możliwość dalszego pasożytowania na nim – i wszystko wskazuje na to, że oferta została przyjęta. Oznaczałoby to, iż soldateska również w warunkach zresetowanego resetu, pozostaje alternatywą polityczną w ramach Stronnictwa Amerykańsko-Żydowskiego, a w tej sytuacji „zwierzchnictwo” pana prezydenta Andrzeja Dudy nad „siłami zbrojnymi” może być w najlepszym razie iluzoryczne, bo w wariancie gorszym możemy być świadkami felonii. O tym, jak będzie, przekonamy się wkrótce; jeśli konfidenci oraz środowiska i osoby uzależnione od soldateski rozpętają kampanię nienawiści przeciwko prezydentowi Dudzie, będzie to nieomylnym świadectwem felonii – i to za przyzwoleniem amerykańskiej razwiedki.
Stanisław Michalkiewicz
2015-08-13 Pociąg do pracy premier Kopacz
1. Od wczoraj oprócz hasła „pociąg na Ewę”, premier Kopacz będzie realizować kampanię wyborczą Platformy posługując się także hasłem „pociąg do pracy”, co ma podkreślać, że priorytetem jej rządu jest ochrona miejsc pracy.
Wczoraj premier Kopacz wznowiła swoje podróże koleją, tym razem wybrała się aż na 2 dni do województwa wielkopolskiego gdzie spotkała się z reprezentantami różnych zawodów: rzemieślników, piekarzy, żołnierzy, handlowców.
Tak się dziwnie składa, że szefowa rządu podróżuje tylko i wyłącznie pociągami ekspresowymi, więc najpierw dociera do dużych miast, a później przemieszcza się za nią kawalkada samochodów rządowych i ochrona BOR i dowożą ją do mniejszych miejscowości w odwiedzanym regionie. Premier Kopacz do tej pory nie przejechała się kolejami regionalnymi, którymi Polacy najczęściej jeżdżą do pracy, czy do szkoły, dopiero jeżdżąc w takich warunkach, mogłaby się dowiedzieć jakie są prawdziwe problemy mieszkańców naszego kraju.
2. Ewa Kopacz od 2001 roku jest posłanką z regionu radomskiego, w ostatnich wyborach w 2011 roku startowała tu jako urzędujący minister zdrowia, zdobyła ponad 40 tysięcy głosów, z programem wspierania ważnych inwestycji infrastrukturalnych takich jak budowa obwodnicy Radomia w ciągu krajowej E-7, czy modernizacja trasy kolejowej z Warszawy do Radomia. W kampanii wyborczej 2011 roku na zaproszenie minister Kopacz odwiedzali Radom liczni ministrowie rządu Platformy i PSL-u w tym ówczesny minister Infrastruktury Sławomir Nowak, czy minister Rozwoju Regionalnego Elżbieta Bieńkowska i zapewniali, że obydwie inwestycje zostaną w nadchodzącej kadencji zrealizowane. Ba od jesieni 2011 roku Ewa Kopacz została marszałkiem Sejmu, a więc drugą osobą w państwie, jej możliwości wpływu na decydentów z Platformy w rządzie Donalda Tuska, były ogromne, a niestety obydwie inwestycje ślimaczą się niemiłosiernie. Ponad rok temu kiedy Ewa Kopacz została premierem, powołała na ministra infrastruktury i rozwoju swoją koleżankę partyjną z Radomia, Marię Wasiak ale i to niewiele zmieniło w realizacji obydwu inwestycji.
3. Przetarg na budowę dwujezdniowej obwodnicy Radomia odbył się dopiero w lipcu tego roku (a więc z opóźnieniem blisko 4 -letnim), a jej realizacja zakończy się najprawdopodobniej w roku 2019, natomiast zakończenie rozpoczętej w 2011 roku modernizacji linii kolejowej z Radomia do Warszawy nastąpi dopiero po roku 2020 (a więc inwestycja będzie realizowana ponad 10 lat). Obydwie inwestycje są niezwykle ważne dla mieszkańców ponad 200 tysięcznego Radomia i blisko 700 tysięcznego regionu, ponieważ do Warszawy do pracy dojeżdża codziennie przynajmniej kilkanaście tysięcy osób. Obecnie podróż pociągiem kolei regionalnych z Radomia do Warszawy ze względu na brak modernizacji linii kolejowej (od Warki do Radomia jest to linia jednotorowa), trwa ponad 2,5 godziny, co oznacza, że dojeżdżający do pracy spędzają w nim ponad 5 godzin dziennie, a takie funkcjonowanie jest wręcz koszmarem. Wiem coś na ten temat, spotykałem się jako poseł na Sejm RP z tego regionu kilkakrotnie z reprezentacją dojeżdżających i w ich imieniu pisałem po wielokroć interpelacje do kolejnych ministrów infrastruktury. Tych interpelacji i odpowiedzi na nie, zebrała się opasła teczka, ministrowie i wiceministrowie resortu infrastruktury, a jakże zapewniali, że obydwie inwestycje zostaną szybko zrealizowane ale później mnożyły się unieważnienia przetargów, kłopoty z wykupem gruntów, przedłużały się uzgodnienia środowiskowe, komplikacje ze środkami unijnymi, wreszcie zmieniali się wiceministrowie odpowiedzialni za te projekty i tak w kółko.
4. Teraz zakończenie obydwu inwestycji jak już wspomniałem planuje się dopiero na koniec 2020 roku, a mieszkańcy regionu radomskiego, są tym stanem rzeczy ogromnie rozgoryczeni. Może między innymi dlatego, premier Kopacz przeniosła się z kandydowaniem z regionu radomskiego do Warszawy aby w toczącej się kampanii wyborczej nie rozliczać się z obietnic złożonych na jesieni 2011 roku. Jeżeli jednak chce wykorzystywać w kampanii wyborczej Platformy hasło „pociąg do pracy”, to naprawdę powinna się przejechać choć raz porannym pociągiem kolei regionalnych z Radomia do Warszawy, z którego korzystają dojeżdżający do pracy mieszkańcy regionu radomskiego. Kuźmiuk
Cenckiewicz Aparat Komorowskiego zagraża Dudzie i Polsce „Sławomir Cenckiewicz: Andrzej Duda powinien przeczytać aneks do raportu z likwidacji WSI. "Prezydent musi być wyposażony w wiedzę"...” ujawnił, że podczas swojej rozmowy z Grzegorzem Żemkiem, ten tłumaczył, że był gigantyczny problem ze ściąganiem środków od podmiotów prywatnych, gdy sprawaFOZZ legła w gruzach.Wynajęto - tu powołuję się na jego relację - służby izraelskie, które według emka są najlepszymi ściągaczami długów, ale mają najwyższą stawkę - 60 procent”...”Sławomir Cenckiewicz podkreślił, że to spore wyzwanie, by dostosować ten aneks do wyroku TK.Minister Antoni Macierewicz mówił już w 2007 roku, że aneks jest dostosowany do reguł, które prezydentowi narzucił Trybunał Konstytucyjny. Nie chcę podpowiadać prezydentowi, co ma zrobić - jest głową państwa i suwerennym politykiem - ale nie ulega wątpliwości, że prezydent powinien ten dokument przeczytać. (…) Prezydent musi być wyposażony w wiedzę. Ta wiedza jest osadzona w pewnym okresie czasu, ale prezydent powinien być wyposażony w tę wiedzę”..”Przez osiem lat pracowałem w IPN i wiem, jak wygląda wytwarzanie dokumentów służbowych, ich rejestracja… Wszystko to jest odnotowane w księgach kancelaryjnych prezydenta RP. Trzeba studiować dzienniki korespondencyjne. Ten dokument musi być odnotowany, choć pewnie był złożony w tajnym sejfie prezydenta. Trzeba dokonać wewnętrznego audytu - tego nie może robić szef kancelarii tajnej zastany tam 6 sierpnia. Tu państwo polskie musi mieć daleko idące podejrzenia wobec tych ludzi. To potencjalnie aparat wrogi nowemu prezydentowi. Smoleńsk jest jakąś cezurą „..(źródło )
Gadowski: Nowa dyrektor PISF ma skrajnie lewackie poglądy i zerowe kwalifikacje. Należy powołać nowy Instytut.”..Będą powstawały filmy gorsze niż „Pokłosie” - pani Sroka jest skrajnie lewicowo nastawiona. Będzie wspierała funkcje bezwartościowe, ale ideologicznie naszpikowane „odpowiednim” przekazem '...”Poza tym - to osoba o skrajnie lewicowych, by nie rzec lewackich poglądach zbliżonych do środowisk LGBT, pochodząca z sitwy Jacka Majchrowskiego. To ona jest główną winowajczynią skandalicznej kandydatury Krakowa do Zimowych Igrzysk Olimpijskich, co kosztowało miasto ponad 20 mln złotych. „..”Co więc stało za tym, że została powołana na to środowisko
Układy - klikowe, sieciowe relacje i decyzje Jacka Majchrowskiego, który jest człowiekiem niemoralnym.”...”Jedyne wyjście to rozwiązać PISF jako instytucję przyznającą fundusze tylko „swoim”, a powołać poważną instytucję realnie wspierającą sztukę filmową. PISF nie spełnia dziś tej roli, jest pompą pompującą pieniądze do środowisk salonu. „...(źródło)
Ważne Politycy PiS uważają, że telewizja i radio w Polsce powinny być narodowe, nie prywatne. Już obmyślili plan przejęcia władzy w mediach publicznych.PiS chce po przejęciu władzy przekształcić państwowe radio i telewizję w instytucje kulturalne. Tym sposobem politycy tej partii będą w stanie zmienić skład zarządu Polskiego Radia i TVP, które jako spółki skarbu państwa pozostają w rękach PO, PSL i SLD –„..(źródło )
Cenckiewicz to musi być odnotowany, choć pewnie był złożony w tajnym sejfie prezydenta. Trzeba dokonać wewnętrznego audytu - tego nie może robić szef kancelarii tajnej zastany tam 6 sierpnia. Tu państwo polskie musi mieć daleko idące podejrzenia wobec tych ludzi. To potencjalnie aparat wrogi nowemu prezydentowi. Smoleńsk jest jakąś cezurą
Mój komentarz Lewactwo jest bezwzględne . Łamie nawet tą nędzną , kolonialną konstytucje jak w wypadku planów związków partnerskich , czy kuriozalnej obłąkanej ustawy o uzgadnianiu płci. Mamy do czynienia z totalną wojną ideologiczną ,kulturowa i gospodarczą jaką lichwiarstwo i wysługujące się mu lewactwo prowadzi z narodami Zachodu, a której celem ostatecznym jest stworzenie totalitarnego niewolniczego społeczeństwa w którym nowi niewolnicy będą pozbawieni prawa do posiadania Boga, rodziny, własnych dzieci i własności Polacy jako naród potrzebują zdecydowanego przywództwa gotowego dać odpór totalitarnej ideologi , dać narodowi przeświadczenie ,że traktują lewactwo poważnie i nie spoczną, boki nie odniosą ostatecznego zwycięstwa, czyli wyrwania z korzeniami w Polsce politycznej poprawności, gender i socjalistycznego modelu gospodarki. Cenckiewicz uważa że ludzie Komorowskiego i Platformy zagrażają nie tylko Dudzie ,ale stanowią zagrożeni dla państwa polskiego jako takiego. Dlatego też wszystkie instytucje państwowe opanowane przez lewactwo należy zlikwidować i powołać na nowo. Należy pousuwać ze wszystkich instytucji państwowych i budżetówki ,że szczególnym uwzględnieniem szkól wszystkie osoby o poglądach lewackich. Bo to jest śmiertelne starcie dwóch cywilizacji z których przetrwać może tylko jedna. Albo przetrwa polska chrześcijańska cywilizacja ,albo lewacka niewolnicza cywilizacja politycznej poprawności i gender
Marek Mojsiewicz
2015-08-14 Bankowcy niesłychanie natarczywie domagają się zmian w tzw. ustawie o frankowiczach
1. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu niespodziewanie uchwalono ustawę o tzw. kredytach frankowych z poprawką, która obliguje banki udzielające tzw. kredytów frankowych do umorzenia aż 90% różnicy pomiędzy obecną wartością kredytu przeliczonego na złote po obecnym kursie, a wartością kredytu w dniu jego udzielenia także przeliczonego na złote po ówczesnym kursie franka. Oznaczałoby to, że koszty przewalutowania w 90% pokryją banki udzielające tzw. kredytów frankowych i mimo ograniczenia liczby tych, którzy z przewalutowania będą mogli skorzystać poprzez metraż ich mieszkania, czy relację wartości kredytu do wartości jego zabezpieczenia, przekraczającą 80%, to według szacunków Związku Banków Polskich miałoby to kosztować wspomniane banki ponad 20 mld zł.
2. Akcje banków które miały w swoich portfelach dużo tzw. kredytów frankowych, gwałtownie zniżkowały (nawet o 20%), a bankowcy w tym w szczególności Związek Banków Polskich (ZBP), zaczęli natarczywie domagać się zmian w tej ustawie podczas prac nad nią w Senacie. Szef senackiej komisji budżetu i finansów publicznych senator Platformy Kazimierz Kleina, natychmiast zapewnił na konferencji prasowej, że jego komisja na początku września poprawi ustawę i wróci do propozycji poselskiej (koszty przewalutowania po 50% miałyby ponieść banki i kredytobiorcy), a marszałek Senatu stwierdził, że wszyscy senatorowie Platformy będą głosowali za taką wersją ustawy.
3. Bankowcy w tym w szczególności szef ZBP Krzysztof Pietraszkiewicz domagają się także od marszałek Sejmu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej spotkań ze wszystkimi klubami parlamentarnymi i chcą straszyć posłów nie tylko skutkami finansowymi przewalutowania tzw. kredytów frankowych ale także zahamowaniem akcji kredytowej przez banki, które na tej operacji stracą najwięcej. Pietraszkiewcz ]już wcześniej domagał się spotkania z prezydentem-elektem i jak wynikało z jego wywiadu dla TV Onet, chciał go przestraszyć idącymi w dziesiątki miliardów złotych stratami jakie w wyniku takich decyzji mają ponieść banki w Polsce.
4. Tak się jednak złożyło, że prezes Pietraszkiewicz "wystartował" z tym straszeniem skutkami przewalutowania tzw. kredytów frankowych w momencie, kiedy Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) opublikował raport o stanie węgierskiej gospodarki i finansów publicznych i wystawił rządowi tego kraju swoistą laurkę (rząd tego kraju ustawowo z dniem 1 stycznia 2015 roku zdecydował się na przewalutowanie hipotecznych kredytów walutowych po kursie z listopada 2014 roku a wiec jeszcze przed "tąpnięciem" franka). Podkreślił wysoki wzrost gospodarczy wynoszący w roku 2014 3,6% PKB z zaznaczeniem, że podstawowym jego czynnikiem był silny wzrost popytu wewnętrznego, wyraźny spadek bezrobocia i wyjście z unijnej procedury nadmiernego deficytu. Pozytywnie ocenił także ustawowe przewalutowanie kredytów hipotecznych we frankach, euro i jenach i stwierdził, że spadek wysokości rat tych kredytów o około 20%, spowodował nie tylko poprawę sytuacji materialnej rodzin, które takie kredyty zaciągnęły, odsunięcie od nich widma utraty m mieszkań, na które te kredyty zostały zaciągnięte ale także jest to korzystne z makroekonomicznego punktu widzenia, ponieważ poważnie stymuluje to popyt wewnętrzny.
5. Straty na przewalutowaniu prawie w całości poniosły na Węgrzech banki, w Polsce jeżeli nie teraz, to po październikowych wyborach też tak będzie, bo przecież to instytucje najbardziej dochodowe, a w ostatnich latach mimo kryzysu, ich zysk netto nie spada poniżej granicy 17 mld zł rocznie. Natarczywość bankowców w tej sprawie, wywołuje tylko jeszcze większą determinację posłów, którzy coraz wyraźniej widzą, że banki świadomie wciągały swoich klientów w pułapkę, sprzedając im toksyczne instrumenty w postaci tzw. kredytów frankowych. Przychodzi teraz czas zapłaty za tę bezwzględność banków w stosunku do swoich klientów (oferujący te kredyty, teraz już byli pracownicy banków mówią, że hale sprzedaży kredytów frankowych w swoim slangu nazywali rzeźnią). Kuźmiuk
Powstanie Warszawskie a Bitwa Warszawska Nie taję, mam co roku problem z rocznicą Powstania Warszawskiego. Z jednej strony, trudno się nie cieszyć, gdy widzi człowiek te wielkie rzesze młodych ludzi chcących upamiętnić polską walkę o honor, godność i niepodległość Ojczyzny. Piszę o polskim życiu publicznym od lat, pamiętam dobrze czasy, gdy rząd dusz należał do szyderców, gdy władze Warszawy - z UW, SLD, później z PO - różnymi praktycznymi argumentami odpierały pomysł, by w dniu rocznicy upamiętniać "godzinę W" wyciem syren i zatrzymaniem na chwilę miejskiego ruchu, a wtórująca im "Wyborcza" wręcz pomysł ten wyszydzała jako rzekomy przejaw polskich kompleksów i zacofania. Pamiętam jej artykuły o rzekomym mordowaniu przez Powstańców Żydów, wywody mędrków, że patriotyzm to takie samo zło i anachronizm jak rasizm, pamiętam jak Wojewódzki doznawał publicznie orgazmów nad słowami Peszkówny, że gdyby na Polskę znowu ktoś napadł, to ona nie zamierza schodzić do kanałów czy być sanitariuszką, tylko "po prostu spier...a z tego kraju". Cieszę się, to chyba oczywiste, że ten postępowy panświnizm, w którym michnikowszczyzna i tzw. elity III RP usiłowały wychować młode pokolenie Polaków, nie przyjął się i przegrał z wartościami. Z drugiej strony, moja radość byłaby większa, gdyby zamiast 1 sierpnia te tłumy wychodziły na ulice 15-go, świętować nie masakrę i rzeź Polaków, ale lanie, jakie spuścili oni potężnemu najeźdźcy, ratując nie tylko swoją świeżo odzyskaną niepodległość, ale także całą Europę. Gdyby zgromadzeni na Placu Teatralnym zamiast o dymie pożarów i mieczu siekącym nasz kraj, na który tylko jeden Bóg coś może porazić, śpiewali radośnie "lance do boju, szable w dłoń!" i wspominali, jak nasi dziadowie gonili bolszewicką hołotę, aż ta gubiła w ucieczce sapogi. Uważam, że Lech Kaczyński popełnił kardynalny błąd, wyłom w rządach szyderców wykorzystując do budowy Muzeum Powstania Warszawskiego, a nie Muzeum Bitwy Warszawskiej i poświęconego jej Łuku Triumfalnego. Po prostu, decyzja podjęta została w odruchu upamiętnienia najpierw tego, co emocjonalnie bliższe, bez świadomości, że tworzy się nią politykę historyczną, która będzie miała długofalowe skutki. Serce zamiast rozumu - jak to zwykle na polskiej prawicy.
Niestety, pojemność ludzkiej pamięci i zdolność do emocji jest ograniczona - dobrze wiedzą o tym organizacje żydowskie i afroamerykańskie w USA, od lat toczące bezwzględną wojnę o to, co ma w powszechnej świadomości funkcjonować jako archetyp zbrodni wszech czasów, holocaust czy kolonializm i niewolnictwo (czarni na razie przegrywają, ale biologia jest po ich stronie). Nie ma miejsca na dwa muzea, dwa święta i dwie bitwy, zwłaszcza w odstępie dwóch tygodni. Poszło w stronę Powstania i raczej się tego już nie da zmienić. Fakty, mówiąc krótko, są takie... Po pierwsze, wbrew oczekiwaniom pomagdalenkowych elit patriotyzm nie stał się "anachronizmem" ani "zbieraniem psich kup", tylko żywą, łączącą Polaków emocją, w której stopniowo odradza się poczucie polskiej godności ("popnacjonalizm", jak to w bezsilnej frustracji nazwała demaskatorsko "Wyborcza" - Boże mój, ależ oni się tam musieli zapluwać widząc te obchody i słysząc, kogo wita na nich głucha cisza, a kogo oklaski). Po drugie, to poczucie godności, wskutek wspomnianego błędu prawicowej polityki historycznej, krystalizuje się wokół wydarzenia, które nie bardzo się na mit założycielski nadaje. Zamiast przypominać sobie co roku cud sprawności i mądrości politycznej naszych przodków, którzy w 110 procentach wykorzystali zmianę międzynarodowej koniunktury i upomnieli się o niepodległe państwo, zdołali je z niczego w krótkim czasie postawić na nogi, ogromnym wysiłkiem całego społeczeństwa stworzyć i wyekwipować w wyniszczonym czteroletnią wojną kraju milionową armię i spuścić manto wielokrotnie silniejszemu, odwiecznemu wrogowi - skazaliśmy kolejne pokolenia na rozpamiętywanie, jak nasi bohaterowie idący z visami na "tygrysy" zostali podle zdradzeni, opuszczeni i wyrżnięci w pień, z inspiracji i ku zadowoleniu fałszywych sojuszników. Problem z Powstaniem Warszawskim polega bowiem na tym, że - jakkolwiek by się jeżyła przeciwko tej diagnozie patriotyczna wrażliwość - było od pierwszej chwili skazane na ten los, jaki je spotkał. Powstało na ten temat już tyle książek, i tyle jeszcze powstanie, i wszystko to odbija się i będzie odbijać jak od ściany, bo skoro się już przyjęło, że Powstanie świętujemy, to trzeba sobie samym wmówić, że to Powstanie było sukcesem. No, a co najmniej, że nie było głupie. Komu z tym lepiej, niech wierzy, ale moim obowiązkiem, jako pisarza, jest głosić prawdę. Prawda jest taka, że obficie produkowane egzegezy, uzasadniające, iż Powstanie wybuchnąć musiało i bez niego byłoby jeszcze gorzej, są niestety dorabiane post factum, z dzisiejszego punktu widzenia, w oderwaniu od wiedzy historycznej. Czasem opierają się na całkowitych fałszach (np. "gdyby nie Powstanie, Stalin zrobiłby z nas 16. republikę" - nie, decyzję o powołaniu marionetkowego państwa polskiego podjął Stalin już wcześniej; czy też "Warszawa musiała powstać, bo Niemcy i tak by ją spalili i wymordowali za odmowę kopania umocnień" - nie, w dokumentach niemieckich nie ma śladu takich zamiarów), a czasem na niesprawdzalnych, kompletnie wyssanych z palca frazesach typu: "bez Powstania nie byłoby Sierpnia i Solidarności". A czasem, i to jest najciekawsze, na przywołaniu faktu niewątpliwego, tylko zupełnie przez przywołujących nierozumianego. Z tą ostatnią argumentacją spotykałem się ze strony entuzjastów Powstania w tym roku najczęściej. Faktem jest to, co powiedział między innymi bardzo często cytowany Jan Karski, że gdyby Powstanie nie wybuchło, Stalin oskarżyłby Polskę, że Armia Krajowa to tylko blef, że nie było żadnego podziemia, że Polacy w ogóle nie walczyli, więc nic im się z owoców zwycięstwa nad Hitlerem nie należy. Niewątpliwie - tak by zrobił. Oczywiście, trudno nie zadać pytania, co otrzymaliśmy z owoców tego zwycięstwa, skoro Powstanie wybuchło, trwało 63 dni i skończyło się całkowitą zagładą stolicy oraz rzezią jej mieszkańców. Odpowiedź brzmi: dokładnie tyle samo, co Czesi, Rumuni czy Węgrzy - nic. Otóż prawdziwą przyczyna wybuchu tego nieszczęsnego powstania była niewiarygodnie cyniczna, długotrwała i intensywna kampania propagandowa prowadzona przez Stalina, ale także przez znajdujące się pod jego ogromnym wpływem media brytyjskie i amerykańskie (bardzo czekam na historyka, który ten temat opracuje). Przez wiele miesięcy Polaków oskarżano, że nie walczą, że są de facto sojusznikami Hitlera (a jednocześnie cenzura uniemożliwiała im jakąkolwiek na te oskarżenia odpowiedź). Szczególnie nasiliło się to po odkryciu masowych grobów w Katyniu; wprawdzie rząd Polski nie odważył się nigdy oskarżyć o tę zbrodnię sowietów, ale sam fakt, że zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża wystarczył, aby de facto wykluczyć Polskę z grona aliantów i - idę o zakład - sprzątnąć Sikorskiego, który wracał z dalekowschodniej podróży z zebranymi tam dowodami. Przecież to proste jak drut. Dla Anglosasów było oczywiste, że jeśli Stalin chce Polski wraz z całą Środkową Europą, to mu ją należy dać. Dla Stalina - że im więcej Polaków zginie z rąk Niemców, tym mniej będzie miał potem z nimi kłopotu. Dla Zachodu też najwygodniejsze było, żeby Polacy wyginęli i o nic się potem nie mogli upomnieć. Stąd to nieustanne szczucie, które ówczesnych Polaków doprowadzało i w końcu doprowadziło do szaleństwa. Jednocześnie, przypomnijmy, alianci do minimum przykręcili pomoc dla polskiego podziemia i zrzuty broni (nie zdołano do Polski wysłać nawet połowy przeszkolonych "cichociemnych", bo RAF nie dawał nam samolotów, nawet tych, na których latały nasze załogi) zakładając, że Polacy wykorzystywać ją będą przeciwko sowietom. Słowa Karskiego są świadectwem, że Stalin wspólnie z Churchillem i Rooseveltem założyli Polsce tak zwanego, jak zwą to zapaśnicy, nelsona. Jeśli nie rzucicie wszystkich sił do walki z Niemcami i nie wyginiecie w niej do ostatniego, to was oskarżymy, że sprzyjacie Hitlerowi i wykluczymy z obozu zwycięzców jako fałszywych sojuszników. A jeśli dacie się podjudzić, no to was Niemcy wytłuką, więc też się pozbędziemy problemu. "Polacy, czuły naród, dali nabrać się" - jak to ujął w sławnej piosence Kaczmarski. Rządzący w Londynie, widząc beznadziejną sytuację, nie zrobili nic, uciekli przed decyzją i scedowali ją na niskiej rangi dowódców lokalnych. A ci, nie mając pojęcia o całej tej politycznej grze, w której Churchill, Roosevelt, Stalin i Hitler zgodnie, choć nie w porozumieniu, dążyli do biologicznej zagłady Polaków, poddani wielomiesięcznej presji stalinowskiej gadzinówki "Kościuszko", judzącej, że AK nie chce walczyć i jest w porozumieniu z Hitlerem - ochoczo spełnili oczekiwania całej czwórki (bo i dla Niemców, dodajmy, powstanie w Warszawie było optymalnym rozwiązaniem problemu "polnische banditen"). Straszna historia, gorzka, wieńczącą pasmo polskiej naiwności i nieodpowiedzialności, rozpoczęte szaloną decyzją, by obronić przed Hitlerem Francję i Anglię biorąc jego agresję na siebie, w idiotycznym przekonaniu, że mocarstwa się za to odwdzięczą. Nie chcę tu pisać więcej, poświęciłem odkłamywaniu tej historii całą książkę (polecam zainteresowanym tematem) - w każdym razie nie jest to historia na mit założycielski. Ale stało się, właśnie Powstanie na ten mit wybrano, zamiast Niepodległości i Bitwy Warszawskiej. Mam z tym kłopot. To, że ja mam kłopot, oczywiście, to pikuś, ale kłopot mają z tym wszyscy patrioci. A przynajmniej powinni mieć. Rafał Ziemkiewicz
2015-08-15 Komorowski coraz aktywniejszym uczestnikiem przemysłu pogardy
1. Bronisław Komorowski mimo upływu już 3 miesięcy od przegranych wyborów prezydenckich, wyraźnie nie może pogodzić się z porażką i w kolejnych wywiadach radiowych i prasowych, coraz mocniej atakuje prezydenta Andrzeja Dudę i jego wyborców. Tak było w niedawnym wywiadzie dla radia TOK FM, w podobny sposób Bronisław Komorowski wypowiedział się w obszernym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" jaki przeprowadzili z nim Adam Michnik i Jarosław Kurski. Były prezydent po raz kolejny podkreśla, że przegrał wybory przez nienawiść do niego, sianiem której zajmował się jego rywal w wyborach Andrzej Duda i jego wyborcy, to nie tylko w czasie kampanii wyborczej ale nawet po jej zakończeniu.
2. O tym ostatnim okresie mówi tak " równolegle do deklaracji o potrzebie odbudowania wspólnoty, gdy żegnałem się z siłami zbrojnymi, urządzono mi kocią muzykę i wrzeszcząc w czasie hymnu narodowego. To byli ci sami ludzie, z tymi samymi transparentami, którzy w czasie kampanii wyborczej, siali przeciwko mnie nienawiść na rozkaz. Do nich przemawiał prezydent Andrzej Duda na krakowskim Przedmieściu zwracając się do nich "Kochani". Wyjątkowo absurdalne oskarżenie urzędującego prezydenta, który w dniu swego zaprzysiężenia przemawiał nie tylko na zamkniętych uroczystościach w Sejmie podczas Zgromadzenia Narodowego czy na Zamku Królewskim gdzie przejmował odznaki najwyższych odznaczeń państwowych ale także przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu.
Prezydent Andrzej Duda chciał dać satysfakcję kilkudziesięciu tysiącom Polaków, którzy spontanicznie zjechali do Warszawy i tego dnia byli obecni pod wszystkimi gmachami, w których odbywały się uroczystości. Wygłosił więc przemówienie przed Pałacem Prezydenckimi podziękował ludziom, którzy w ogromnym skwarze czekali na niego prze wiele godzin, sugerowanie więc było to podziękowanie dla ludzi którzy zakłócali uroczystość z udziałem Komorowskiego, która odbywała się dwa dni wcześniej, jest wyjątkowo podłe i nikczemne.
3. A przecież Bronisław Komorowski wykonał także kilka innych nieprzyjaznych gestów wobec wtedy prezydenta - elekta Andrzeja Dudy między innymi, wręczył o 2 tygodnie wcześniej nominacje generalskie (próbował "podchodzić" Andrzeja Dudę czy wręczy nominacje generalskie przez niego przyznane ale gdy ten odmówił wręczył je 1 sierpnia zamiast 15 sierpnia), czy doroczną nagrodę " Solidarności" (miała być wręczona 31 sierpnia, a przyśpieszono ten termin blisko o miesiąc na 4 sierpnia, stąd brak kierownictwa związku na tej uroczystości). Ponadto jak poinformowała Rzeczpospolita w artykule pod znamiennym tytułem "Pustki w budżecie Kancelarii Prezydenta", Kancelaria wydała w ciągu 7 miesięcy tego roku większość środków na wynagrodzenia, aby sparaliżować jej działalność w pozostałych 5 miesiącach. Z informacji zawartych w tym artykule wynika, że w tuż przed II turą wyborów prezydenckich 22 maja ale także po raz kolejny 16 lipca, szef Kancelarii dokonał zmian w jej statucie w konsekwencji także w regulaminie organizacyjnym i w regulaminie wynagradzania pracowników. Te decyzje pozwoliły na likwidację niektórych stanowisk pracy, a zwalniani w ten sposób oprócz odpraw przewidzianych przez kodeks pracy w takich okolicznościach, otrzymali także odszkodowania będące równowartością ich kwartalnych zarobków (a więc sumarycznie 6 miesięczne wynagrodzenia).
4. Świadome uczestnictwo Komorowskiego w tych wszystkich niegodziwościach i jednoczesne oskarżanie swego następcy o nienawiść jest coraz bardziej oczywistym uczestnictwem w przemyśle pogardy. Wydawało się, że zapowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy o konieczności budowania Wspólnoty Polaków, zniechęcą dotychczasowych twórców i aktywnych realizatorów przemysłu pogardy do jego uruchamiania, niestety wystartował on ponownie już nazajutrz po wyborze Andrzeja Dudy, a teraz jego uczestnikiem został Bronisław Komorowski. Kuźmiuk
2015-08-16 Upały - brak prądu i klęska suszy, intensywne deszcze – powodzie
1. Zwolennicy rządzącej już blisko 8 lat koalicji Platformy i PSL-u oburzają się na głosy krytyczne przedstawicieli największej partii opozycyjnej Prawa i Sprawiedliwości o skutkach tego rządzenia. Podkreślają ponad 20% wzrost PKB osiągnięty w tym czasie, wiele nowych inwestycji zarówno na poziomie centralnym, regionalnym i gminnym, zmniejszanie się bezrobocia i dużo innych ich zdaniem ważnych osiągnięć. Tego lata przyszedł jednak praktyczny test tych wielkich osiągnięć, trwające już blisko 3 tygodnie upały z temperaturą przekraczającą 30 stopni i okazało się, że zaczyna brakować prądu, a prawie w całym kraju mamy klęskę suszy.
2. Przez kilka dni mieliśmy poważne ograniczenia w dostawach prądu (oszczędzone zostały tylko gospodarstwa domowe), zresztą bardzo chaotyczne co skutkowało ogromnymi stratami w przemyśle głównie tym zużywającym duże ilości energii elektrycznej (hutnictwo, przemysł materiałów budowlanych, przemysł chemiczny, szklarski) ale także w małych i średnich firmach. Po kilku dniach chaosu zaczęto ogłaszać w mediach publicznych tzw. „stopnie zasilania" identyczne jak w latach osiemdziesiątych poprzedniego stulecia, kiedy "waliła się" gospodarka socjalistyczna, co rodzi naprawdę dramatyczne skojarzenia po blisko 26 latach polskich przemian. Okazało się, że mamy za mało czynnych bloków wytwarzających energię elektryczną, a spora część z tych chłodzona wodą z rzek, musi ograniczyć produkcję, ponieważ stan wód w głównych rzekach poważnie się obniżył. W tej sytuacji jak szyderstwa brzmią informacje o tym, że mimo powołania blisko 4 lata temu spółek celowych do budowy pierwszej elektrowni atomowej i wydania setek milionów złotych, do tej pory nie udało się nawet wybrać lokalizacji dla tej inwestycji, a sam termin oddania jej do użytku przesunięto już poza rok 2030. Ślimaczą się także inwestycje w bloki węglowe, budowa bloku energetycznego w elektrowni w Kozienicach będzie zakończona z ponad rocznym opóźnieniem (w 2018 roku) z budową bloków energetycznych w elektrowni Opole zwlekano kilka lat, a teraz kiedy inwestycję już rozpoczęto, idzie ona jak po grudzie.
W fatalnym stanie są także linie przesyłowe, ponieważ okazało się, że gdybyśmy nawet musieli importować większe ilości energii w czasie jej dramatycznego braku, to ich przepustowość, a zwłaszcza stan techniczny na to nie pozwolą.
3. W tych dniach przedstawiciele drugiej partii koalicyjnej PSL-u (wicepremier Piechociński, minister Sawicki) zaczęli publicznie gwałtownie apelować o priorytet dla małej retencji, która pozwoliłaby, na zatrzymanie dużej części wody pochodzącej z opadów. A przecież przez 8 lat oni i ich partyjni koledzy w zarządach wszystkich 16 samorządach województw i samorządach powiatów i gmin, mogli wydawać budżetowe, a w szczególności unijne pieniądze na budowę zbiorników retencyjnych, niestety postawili na budowę aquaparków. Niby tu i tam chodzi o inwestycje związane z wodą ale okazuje się, że jednak basenów nie da się wykorzystać do nawadniania pól i aż dziw bierze, że dopiero dramatyczna susza uświadomiła decydentom z PSL-u, że jednak trzeba zmienić wodne priorytety. Parę razy w ciągu 8 ostatnich lat po parodniowych opadach deszczu, mieliśmy także liczne powodzie w różnych częściach kraju i ogromne straty materialne w infrastrukturze technicznej ale także w mieniu tysięcy ludzi i bardzo poważne straty w rolnictwie. Wtedy także ministrowie rządu Platformy i PSL-u zapewniali o budowie kolejnych dużych zbiorników retencyjnych ale także wsparciu programów małej retencji realizowanej przez powiaty i gminy. Gdy tylko znikało zainteresowanie opinii publicznej skutkami powodzi, problematyka realizowania programów retencyjnych schodziła na plan dalszy, a takie inwestycje realizowali tylko "zapaleńcy" samorządowi w gminach.
4. Tak to kilkutygodniowa susza zweryfikowała stan naszego państwa, który jednak okazuje się być bliższy temu scharakteryzowanemu przez byłego ministra Bartłomieja Sienkiewicza (h.., d..., kamieni kupa), niż przez byłego premiera Donalda Tuska (zielona wyspa), czy byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego (złoty wek). Nawet gdyby przedstawiciele opozycji byli tendencyjni w swych ocenach, czy też tylko krytykowali rządzących w związku z toczącymi się kampaniami wyborczymi, to weryfikacja stanu państwa przez naturę, nie powinna postawiać co do tego żadnych złudzeń. Kuźmiuk
Upały sprzyjają demokracji Jakby jeszcze tego było mało, że Państwo Islamskie najwyraźniej uwzięło się, by Europę, a zwłaszcza nasz nieszczęśliwy kraj wykończyć upałami, to jeszcze pani premierzyca Kopacz Ewa dostała „pociągu do pracy”. Aż strach pomyśleć, czym to się skończy; upały i „pociąg do pracy” mogą okazać się mieszanką, której nasz nieszczęśliwy kraj nie przetrzyma. Ale incipiam. Otóż jak wiadomo, fala upałów, z którą mamy do czynienia, jest następstwem napływu mas gorącego powietrza znad Afryki Północnej, gdzie, jak wiadomo, na skutek serii jaśminowych rewolucji, przeprowadzonych w ramach „pogłębiania integracji w ramach Unii Śródziemnomorskiej”, czyli budowania kieszonkowego imperium francuskiego w basenie Morza Śródziemnego oraz amerykańskich „operacji pokojowych”, a także „misji stabilizacyjnych”, na ogromnych obszarach obejmujących Afrykę Północną i część tak zwanej „czarnej”, rejon Bliskiego i Środkowego Wschodu, wytworzył się polityczny i ogólny chaos, z którego wyłoniło się Państwo Islamskie. Najwyraźniej wykorzystuje ono wszelkie środki by zdestabilizować sytuację w Europie – między innymi masy gorącego powietrza. Na skutek tego Europę, a nasz nieszczęśliwy kraj w szczególności nawiedziła fala upałów, które natychmiast przełożyły się na sytuację gospodarczą. Wprawdzie zgodnie z rozkazami wydanymi przez RAZWIEDUPR dla konfidentów poprzebieranych za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu oraz za polityków Platformy Obywatelskiej, w naszym nieszczęśliwym kraju jest „dobrze”, a będzie jeszcze dobrzej, a w szczególności nie znajduje się on w żadnej „ruinie”, jak podobno twierdził pan prezes Jarosław Kaczyński, tylko w stanie kwitnącym – tak samo, jak za Edwarda Gierka – oczywiście zanim wszystko się skawaliło. Wtedy – jak pamiętamy – Polska była nawet 10 potęgą gospodarczą świata. Dzisiaj RAZWIEDUPR aż tak daleko się nie posuwa, ale co rozkaz, to rozkaz i w telewizji „Republika” najpobożniejszy senator Platformy Obywatelskiej, czyli pan Jan Filip Libicki, bez względu na to, co do niego mówią, powtarza, jakby go ktoś nakręcił, że jest dobrze, a będzie jeszcze dobrzej – oczywiście o ile władzy nie uchwyci złowrogi Jarosław Kaczyński na czele swoich siepaczy. RAZWIEDUPR bowiem nakazał swoim konfidentom rozpowszechniać pogłoski, że PiS to banda gorsza nie tylko od kompanionów kapitana Kida, ale nawet – od towarzyszy Józefa Stalina. Toteż mnóstwo ochotników demonstruje blizny po męczeństwach doznanych od PiS – ostatnio do orszaku męczenników jednym susem dołączyła pani Krystyna Janda. Okazało się, że PiS w przystępie małpiego okrucieństwa nie tylko umożliwił jej korzystny zakup kina „Polonia” w Warszawie, nie tylko wynajął kuluary, dzięki czemu obiekt mógł sam na siebie zarabiać, ale w dodatku opanowany przez PiS warszawski magistrat dał jej milionową subwencję, niezależnie od subwencji z mazowieckiego urzędu marszałkowskiego. Pani Janda doznawszy od PiS-u takiego męczeństwa, o powrocie do władzy złowrogiego Jarosława Kaczyńskiego myśli ze zgrozą, co skłania do zastanowienia, czy PO nie zadała jej jeszcze większych mąk. Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było – mawiał dobry wojak Szwejk – ale to nieważne, bo oczywiście ważniejsza jest fala upałów, podstępnie nasłana na nasz nieszczęśliwy kraj przez Państwo Islamskie. „Słońce pali, a ziemia idzie w popiół prawie, świata nie znać w kurzawie. Rzeki dnem uciekają, a zgorzałe zioła dżdża z nieba wołają” - pisał w XVI wieku Jan Kochanowski, z czego wynika, że bisurmanowie już wtedy musieli próbować na nasz swoich sztuczek klimatycznych. Tedy rząd ogłosił był 20 stopień zasilania, co starszym ludziom od razu przypomniało epokę „trudności wzrostu” - jak ówczesna propaganda nazywała ekonomiczna zapaść kraju – ale już następnego dnia RAZWIEDUPR nakazał rządowi 20 stopień zasilania odwołać i deficyt energii uzupełnić zakupami za granicą. Z tego wszystkiego pani premierzycy Kopacz Ewie coś musiało zlasować się w głowie i rozpoczęła objeżdżać nasz nieszczęśliwy kraj, demonstrując w ten sposób „pociąg do pracy”. Szlajać się muszą za nią oczywiście telewizyjni reporterzy, którzy z powagą rejestrują sceny rozmów pani premierzycy a to z energetykami, a to z piekarzami, a to z krowami – warto przypomnieć, że z krowami rozmawiał również Edward Gierek, zachęcając je – podobno z dobrym skutkiem – do większej wydajności udojowej – a wieczorem przeprowadzają z panią premierzycą „rozmowy”, przypominające palavery białego człowieka z dzikim. Ciekawe, kto tę kampanię wykombinował – czy pani Mucha, czy pan Kamiński, do niedawna przypominający prosię tylko zewnętrznie, czy obydwoje naraz – tak czy owak publiczność telewizyjna musi mieć z tego sporo uciechy, a przy tym i okazji do utwierdzenia się w przekonaniu, że naszym nieszczęśliwym krajem rządzi banda idiotów. Takie przekonanie, mówiąc nawiasem, sprzyja demokratyzacji stosunków politycznych, bo widząc panią premierzycę Ewę Kopacz, każdy nabiera pewności siebie, że i on też mógłby zostać premierem. W rezultacie ścisłe sztaby partyjne są oblegane przez kandydatów na Umiłowanych Przywódców, bo jużci – kto by nie chciał zostać posłem czy senatorem i pobierać diety, a w dodatku – korzystać z immunitetu? Toteż ruch niczym w mrowisku, zwłaszcza wokół pana Pawła Kukiza, któremu wprawdzie sondażownie co i rusz odejmują procenty, ale nadzieja – jak wiadomo – umiera ostatnia. Tymczasem już niedługo, bo we wrześniu, czeka nas referendum, w którym dotychczas pan prezydent Komorowski zadał był trzy pytania. Okazuje się jednak, że to za mało, więc pani Beata Szydło domaga się dopisania jeszcze trzech pytań – o przywrócenie poprzedniego wieku emerytalnego, o utrzymanie dotychczasowego sposoby zarządzania Lasami Państwowymi i o obowiązek szkolny dla sześciolatków. Niektórzy prawnicy twierdzą jednak, że jest już za późno, by zmieniać postanowienie prezydenta poprzez dopisanie dodatkowych pytań, ale inni powiadają, że nie jest za późno, byle na zmianę zgodził się Senat. Wynika z tego, że po wyborach prezydenckich również wśród konstytucjonalistów ujawniły się różne szkoły jurysprudencji, co wzbudza nadzieję, że po wyborach ten pluralismus rozkwitnie jeszcze bardziej i jak będzie trzeba, to eksperci udowodnią wszystko. Podwyższona ze względu na upały oraz polityczne ożywienie temperatura dała o sobie znać również w życiu Kościoła, który, mówiąc nawiasem, przez żydokomunę i tak zwany salon znowu jest oskarżany o forsowanie „państwa wyznaniowego”. Warto przypomnieć, że te oskarżenia Kościoła ze strony żydokomuny i salonu, który wtedy nazywał się oczywiście inaczej, o forsowanie państwa wyznaniowego i w ogóle – o sypanie piasku w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów, pojawiły się po raz pierwszy za Stalina. Potem były okresy umizgów, kiedy to pan Andrzej Szczypiorski, (TW „Mirek”), na fali ostentacyjnej pobożności demonstracyjnie się ochrzcił, ale mówiono na mieście, że pierwszy chrzest mu się nie przyjął. Nawiasem mówiąc, podobna sytuacja miała miejsce i teraz w przypadku pani Krupy. Pani Krupa, znana z tak zwanych „odważnych” fotografii, pojechała nad Jordan, żeby się po raz drugi ochrzcić. Ciekawe, czy podobnie jak w przypadku pana Andrzeja Szczypiorskiego, pierwszy chrzest jej się nie przyjął, czy też skorzystała z okazji do kolejnej „odważnej” fotografii z cyklu „mokrego podkoszulka”. Ale nie o tym chciałem przypomnieć, tylko o nabożeństwie w warszawskim kościele Panien Wizytek, w intencji dziękczynnej za posługę pana prezydenta Komorowskiego i Małżonki. Podczas nabożeństwa po raz pierwszy zabrzmiała w kościele retoryka walki klasowej; koncelebrujący nabożeństwo „presbyteroi”, czyli księżowski proletariat, przeciwstawił się „episcopoiom”, czyli kościelnej burżuazji w osobach biskupów. Jego Eminencja Kazimierz kardynał Nycz wezwał wprawdzie księdza Aleksandra Seniuka na „ojcowską rozmowę”, ale wszystko zakończyło się wesołym oberkiem, bo jużci; w przyszłym roku przyjedzie do naszego nieszczęśliwego kraju papież Franciszek na Światowe Dni Młodzieży, podczas których nikt nie będzie przecież pokazywał mu „Żywej Cerkwi”, tylko przeciwnie – zademonstrowana zostanie pokazucha „jedności” i w ogóle. Wygląda na to, że RAZWIEDUPR też sobie to wkalkulował i w ramach trzeciego etapu – bo drugi miał miejsce w roku 1990, kiedy to „ajatollahowie” zostali przez żydowską gazetę dla Polaków oskarżeni o forsowanie „państwa wyznaniowego” - nie tylko postanowił oskarżyć, ale dla księży-patriotów stworzyć alternatywę w postaci „Żywej Cerkwi”, która u nas będzie nazywała się Kościołem Otwartym. Stanisław Michalkiewicz
2015-08-17 Czy krzesła i stoły pojadą z premier Kopacz także do Krakowa?
1. Już dzisiaj premier Kopacz razem ze swoimi ministrami wybiera się pociągiem ekspresowym do Krakowa aby odbyć tam kilka spotkań, a we wtorek poprowadzić posiedzenie Rady Ministrów. Będzie to w ciągu kilkunastu ostatnich tygodni już 4 wyjazdowe posiedzenie rządu (wcześniej odbyły się w Katowicach, Łodzi i we Wrocławiu), jak się okazuje dosyć kosztowne prowadzenie kampanii wyborczej Platformy za pieniądze podatników. Jak ustalili bowiem dziennikarze tygodnika „Wprost„ jeden taki dwudniowy wyjazd kosztuje przynajmniej 300 tysięcy złotych, przygotowuje go około 100 pracowników Kancelarii Premiera i urzędu wojewódzkiego w mieście do którego rząd się udaje (Kancelaria Premiera konsekwentnie od kilku tygodni nie odpowiada na pytania dziennikarzy o koszty wyjazdowych posiedzeń rządu). Takie obrady poza Warszawą to konieczność wysłania w delegację przynajmniej kilkudziesięciu pracowników Kancelarii Premiera i ministerstw, którzy odpowiadają za poszczególne tematy omawiane na wyjazdowym posiedzeniu, a więc także konieczność pokrycia ich kosztów podróży i przynajmniej jednego noclegu w dobrym hotelu. Okazało się także, że wyjazdowe posiedzenie Rady Ministrów to nie tylko konieczność przemieszczenia licznych pracowników administracji rządowej ale także przewiezienie stołów i krzeseł z Kancelarii Premiera, aby jak to ujął rzecznik rządu, ”żeby ministrowie mieli pełen komfort podczas obrad).
2. Ale to nie wszystko, logistyka tego rodzaju wyjazdów premier Kopacz i jej ministrów oficjalnie obywających się pociągiem, wymaga jednak przemieszczenia się także rządowych limuzyn. Jak ustalili dziennikarze mimo przejazdu premier Kopacz pociągiem, towarzyszy jej kawalkada rządowych limuzyn, które podążają w ślad za szefową rządu tylko po to aby odebrać ją i jej otoczenie z dworca kolejowego, a później po spotkaniach w terenie odwieźć z powrotem do Warszawy już bez telewizyjnych kamer i radiowych mikrofonów. Słynny był wyjazd premier Kopacz i jej najbliższego otoczenia do Trójmiasta także pociągiem tyle tylko, że jak się później okazało do Gdańska poleciał także rządowy samolot, bo nie było pewności, że premier zdąży na pociąg powrotny do Warszawy. Zdążyła, i w związku z tym samolot wrócił pusty do Warszawy, a przelot w obydwie strony jak podały tabloidy, kosztował podatników około 100 tys. zł.
3. Czym będzie zajmował się rząd w Krakowie? Z doniesień medialnych wynika, że agenda obrad Rady Ministrów w najbliższy wtorek nie jest zbyt bogata, zawiera zaledwie 3 merytoryczne punkty. Pierwszy to program współpracy z Polonią i Polakami za granicą w latach 2015-2020, drugi to program rozwoju turystyki do roku 2020 i wreszcie trzeci to nowelizacja ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Nie ma więc przynajmniej na razie w porządku obrad żadnej sprawy związanej bezpośrednio z Krakowem czy szerzej województwem małopolskim, którą należałoby ze względu na jej wagę omówić na wyjazdowym posiedzeniu Rady Ministrów być może także z udziałem władz regionalnych i lokalnych, która w jakiś sposób uzasadniałaby poniesienie tak wysokich kosztów związanych z wyjazdami poza Warszawę wszystkich ministrów i ich najbliższych współpracowników.
4. Widać z tego wszystkiego wyraźnie, że doradcy premier Kopacz uznali, że skoro Andrzej Duda wygrał wybory prezydenckie licznymi spotkaniami w terenie, to wystarczy go naśladować, żeby także odnieść sukces. Ale aby tak się stało spotkania muszą być autentyczne (a nie ustawiane jak te wyjazdowe posiedzenia Rady Ministrów), a także sama kandydatka i jej partia muszą być wiarygodni (a w tym przypadku zarówno wiarygodność szefowej rządu jak i całej jej partii jest co najmniej wątpliwa), więc mimo tego, że z rządem podróżują także stoły i krzesła, to z tych wyjazdów poza Warszawę „chleba jednak nie będzie”. Kuźmiuk
2015-08-18 Nowe otwarcie w polskiej polityce zagranicznej
1. Wczoraj minister w Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy Krzysztof Szczerski zaprezentował plan wizyt zagranicznych nowo wybranej głowy państwa w ciągu pierwszych 100 dni od zaprzysiężenia. Tych do tej pory potwierdzonych wizyt jest aż 8 i mają one zarówno charakter dwustronny ale i wielostronny z naciskiem na odbudowanie współpracy regionalnej (z krajami Europy Środkowo-Wschodniej) ale także wzmocnienie bezpieczeństwa naszego kraju. Do 8 wymienionych już wizyt dojdą najprawdopodobniej jeszcze kolejne 3: do Paryża – spotkanie z prezydentem Francji, do Brukseli – spotkania z przewodniczącymi PE, KE i Rady i do Kijowa – spotkanie z prezydentem Ukrainy. Jeżeli na Forum Ekonomiczne w Krynicy przybędą zapowiadani przez organizatorów prezydenci bądź premierzy niektórych europejskich krajów, to prezydent Andrzej Duda przyjmie ich wszystkich w jednym z ośrodku prezydenckich na południu Polski.
2. Swoje wizyty zagraniczne prezydent Andrzej Duda zacznie mocnym akcentem od spotkania z prezydentem Estonii w dniu 23 sierpnia, a więc w kolejną rocznicę podpisania paktu Ribbentrop - Mołotow, który łamiąc ówczesne prawo międzynarodowe pozwolił Niemcom i Sowieckiej Rosji na porozumienie w sprawie zajęcia terytoriów kilku niepodległych państw w tym Polski. To przypomnienie jest szczególnie aktualne w sytuacji kiedy już współczesna Rosja zajmuje zbrojnie kolejne terytoria niepodległych państw takich jak Gruzja, Mołdawia, a ostatnio przy pomocy tzw. separatystów także Ukrainy, a niektóre kraje Unii europejskiej gotowe są te aneksje zaakceptować w imię robienia interesów gospodarczych z agresorem. Spotkanie Andrzeja Dudy z prezydentem Estonii ma także wymiar zwrócenia uwagi na problemy krajów będących wschodnią flanką NATO coraz bardziej zagrożonych agresywnymi zachowaniami i działaniami Rosji.
3. Później będą wizyty i spotkania z przywódcami wiodących krajów Unii Europejskiej (Niemiec, W. Brytanii), a także wizyta w Nowym Jorku na kolejnym posiedzeniu ONZ podczas której dojdzie do spotkania z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Niezwykle ważne będzie uczestnictwo prezydenta Andrzeja Dudy w wielostronnych spotkaniach przywódców licznych krajów Europy ze szczególnym uwzględnieniem krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Taki charakter ma spotkanie z prezydentami Grupy Arraiolos (Niemcy, Polska, Austria, Bułgaria, Estonia, Finlandia, Włochy, Łotwa, Portugalia, Słowenia), posiedzenie grupy Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Słowacja i Czechy), a także mini szczyt NATO z udziałem krajów Europy Środkowo - Wschodniej w Bukareszcie którego współgospodarzem będzie oprócz prezydenta Rumunii także prezydent Polski (Estonia, Łotwa, Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria). I na koniec tego okresu bardzo ważna wizyta której gospodarzami będą Chiny, podczas której prezydent Andrzej Duda będzie przewodniczącym polskiej delegacji rządowej, a gdzie oprócz przedstawicieli 9 krajów Europy Środkowo-Wschodniej, będą także przywódcy krajów wyłonionych po rozpadzie Jugosławii: Słowenii, Chorwacji, Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry i Macedonii oraz Albanii (formuła 16+1).
4. Jak widać z tej agendy spotkań wyraźnie wyłaniają się 3 wektory polityki zagranicznej jaką chce budować nowy prezydent Andrzej Duda. Pierwszy to bezpieczeństwo w oparciu o NATO, temu służą wszystkie wizyty ale szczególnie te, które mają przygotować wspólne stanowisko szeroko rozumianych krajów Europy Środkowo-Wschodniej przyszłoroczny szczyt tej organizacji w Warszawie. Drugi to gospodarczy i temu służą wizyty w głównych krajach do których kierujemy obecnie polski eksport ale na szczególną uwagę zasługuje wielkie gospodarcze spotkanie w Chinach, nie ulega bowiem wątpliwości, że w przyszłości to może być obiecujący polski partner we współpracy gospodarczej.
Wreszcie trzeci wektor to szeroko rozumiana współpraca regionalna zarówno w ramach Grupy Wyszehradzkiej ale także szerzej wszystkich nowo przyjętych krajów do UE jak również krajów wyłonionych po rozpadzie Jugosławii.
5. Po raz pierwszy nowo wybrany prezydent przedstawia plan polityki zagranicznej na najbliższe 3 miesiące, przejrzyście pokazuje jego wektory i co więcej chce go realizować razem z rządem jeszcze tej koalicji. Nowe otwarcie w polityce zagranicznej wyłania się z tej zaprezentowanej agendy wyjazdów zagranicznych prezydenta Andrzeja Dudy aż nadto wyraźnie. Kuźmiuk
Zamiast „strefy buforowej” Wprawdzie jest wiele przesady w stwierdzeniu, jakoby nasza niezwyciężona armia stawiła się na sobotnią defiladę in corpore, z całym posiadanym sprzętem, bo tak naprawdę w defiladzie wzięło udział zaledwie 10 procent żołnierzy – ale reszta już nie musi być aż tak bardzo daleka od prawdy. Nasza niezwyciężona armia na defilady nadaje się, jak mało która, podobnie jak na pogrzeby i inne uroczystości. Nawiasem mówiąc – tak samo było w czasach saskich, kiedy w naszym nieszczęśliwym kraju obowiązywała doktryna polityczna i wojenna, że „Polska nierządem stoi”. Chodziło o to, że Polska, jako kraj słaby, nikomu nie zagraża, toteż nikt nie ma żadnego powodu, by zagrażać Polsce. „Lecz tymczasem na mieście inne były już treście” i na przykład pruski teoretyk wojny Karol von Clausewitz uważał, że sprawcą wojny nie jest napastnik, tylko napadnięty, bo swoją słabością zachęcił napastnika do napaści. Zwłaszcza na tym tle widać niedostatki polskiej doktryny wojennej i kiedy zastanawiamy się nad ich przyczynami, musimy przypomnieć tajny traktat prusko-rosyjski w Poczdamie z roku 1720. Rosja i Prusy postanawiały blokować wszelkie próby powiększenia polskiej armii. I rzeczywiście; chociaż prób powiększenia wojska było w Polsce całkiem sporo, a niektóre nawet dochodziły do fazy ustawodawczej, to aż do końca istnienia Polski, żadna nie została zrealizowana. Przyczyna wydaje się oczywista; zwłaszcza w XVIII wieku plagą polskiego życia publicznego był jurgielt, to znaczy – obca agentura. Nie było chyba nikogo, kto by nie brał pieniędzy od obcych ambasadorów. Nie za to przecież, że bronił polskich interesów państwowych, tylko odwrotnie – że kosztem polskich interesów państwowych jurgieltnik forsował w Polsce interesy obce. Warto tedy przypomnieć, że podjęta 4 czerwca 1992 roku próba ujawnienia agentury, czyli jurgieltników w strukturach państwa polskiego, została zablokowana przez obydwie strony umowy „okrągłego stołu”: RAZWIEDUPR i wyselekcjonowaną przezeń „stronę społeczną”, której soldateska powierzyła w naszym nieszczęśliwym kraju piastowanie zewnętrznych znamion władzy. W charakterze kropki nad „i” trzeba dodać, że sama soldateska, poszukując polisy ubezpieczeniowej w związku ze spodziewaną ewakuacją imperium sowieckiego z Europy Środkowej, w drugiej połowie lat 80-tych przewerbowała się na służbę do przyszłych sojuszników Polski i te zależności reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii. Potwierdza to między innymi międzynarodowa konferencja naukowa „Most”, jaka odbyła się w Warszawie 18 czerwca br. Ubecja starej i nowej generacji, czyli kiejkuty stare i nowe, przy rekomendacji ubeków izraelskich, złożyła Stanom Zjednoczonym ofertę utrzymywania w ryzach mniej wartościowego narodu tubylczego w zamian za obietnicę możliwości dalszego spokojnego na nim pasożytowania. Wszystko wskazuje na to, że oferta została przyjęta, bo i USA wolą politykować w Polsce przy pomocy starych i nowych kiejkutów, które za napiwek w wysokości 15 milionów dolarów zrobią wszystko, co się im każe, więc po co fatygować się z jakimiś pozorami partnerstwa? Dlatego w tym samym czasie, gdy różni amerykańscy ważniakowie sadzą Polsce komplementy, jaki to z nas sojusznik i w ogóle – 46 kongresmenów pisze do sekretarza stanu Johna Kerry’ego list z żądaniem „wzmocnienia nacisków” na Polskę, by zadośćuczyniła tzw. „roszczeniom żydowskim”, to znaczy – pozwoliła Żydom się obrabować. W rezultacie rządów jurgieltniczych Polska nie uzyskuje nawet tych korzyści, jakie mogłaby uzyskać w związku z przynależnością do NATO i słusznie w wywiadzie dla „Financial Times” prezydent Andrzej Duda zwrócił uwagę, iż w NATO Polska traktowana jest jako „strefa buforowa”. Wynika to ze sformułowanej jeszcze w latach 60-tych przez ówczesnego sekretarz obrony Roberta McNamarę doktryny „elastycznego reagowania”: taktownie nawzajem oszczędzamy własne terytoria, więc haratamy się na przedpolach. Znaczy – w strefach buforowych. Dla obszaru przeznaczonego na „strefę buforową” żaden cymes to nie jest, nawet jeśli amerykańska, czy kanadyjska drużyna uświetni defiladę naszej niezwyciężonej armii. Nie zmienia tej sytuacji „rotacyjna obecność” sojuszniczej kompanii, czy nawet batalionu na terenie Polski, bo nawet gdyby ta obecność nie była „rotacyjna”, to i tak nie wiemy przecież, co te sojusznicze wojska zrobią. Wiemy tylko, czego na pewno nie zrobią; na pewno nie będą słuchały rozkazów rządu polskiego, tylko rozkazów własnych rządów i jeśli na przykład w chwili zagrożenia rozkażą one im się wycofać, to na pewno zrobią to z wielką skwapliwością. Dlatego też Polska nie powinna nasładzać się ani żadnymi „rotacyjnymi obecnościami” ani nawet obietnicami rozlokowania na naszym terytorium baz NATO. Trzeba bowiem pamiętać, że w podpisanym w Moskwie 12 września 1992 roku traktacie „2 plus 4” sygnatariusze zobowiązali się do nieprzesuwania baz ani ciężkiej broni NATO na wschód od dawnej granicy niemiecko-niemieckiej. Traktat ten otworzył drogę do zjednoczenia Niemiec, a i Polska nie powinna go podważać, bo Niemcy zobowiązały się do uznania tego traktatu za traktat pokojowy z Polską – do którego odwoływały się postanowienia konferencji czterech mocarstw w Poczdamie w roku 1945. Wreszcie Niemcy nie życzą sobie żadnych baz na terenie Polski, również z uwagi na strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie. A ponieważ na takie bazy musiałoby wyrazić zgodę całe NATO, to nie ma co na to liczyć. Dlatego jeśli USA znowu powierzyły Polsce niebezpieczną rolę amerykańskiego dywersanta na Europę Wschodnią, to w rezultacie podjęcia się tej roli Polska stała się państwem frontowym. Oczekiwalibyśmy zatem od Stanów Zjednoczonych – po pierwsze – solennej obietnicy, że już nigdy, pod żadnym pozorem USA nie będą na Polskę naciskały w sprawie realizacji żydowskich roszczeń majątkowych, a po drugie – że Polska zostanie przez USA potraktowana tak samo, jak inne państwo frontowe, to znaczy – Izrael. Oczekiwalibyśmy takiego samego finansowego wsparcia ze strony USA, jakie corocznie uzyskuje Izrael oraz podobnych udogodnień wojskowych. Nie po to, by instalować na polskim terytorium jakieś „bazy NATO”, nad którymi musiałaby wiecować np. Hiszpania, czy Grecja, tylko żeby wzmocnić i zmodernizować polską armię, która wprawdzie stanowi element sił sojuszniczych na wschodnim skraju obszaru obrony NATO, ale przecież musiałaby słuchać rozkazów rządu polskiego, jaki by on tam nie był. Stanisław Michalkiewicz
2015-08-19 Wielkie sieci handlowe płacą coraz mniej podatku dochodowego
1. W jednym z ostatnich wydań dziennika „Rzeczpospolita”, ukazał się artykuł dotyczący unikania płacenia podatku dochodowego przez wielkie sieci hiper i supermarketów pod znamiennym tytułem „Podatkowy raj dla wybranych”.
Autor artykułu Piotr Mazurkiewicz pisze, że z roku na rok zmniejszają się wpływy z podatku CIT, płacone przez sieci handlowe i podaje dane za rok 2014, z których wynika, że 10 największych sieci w Polsce miało około 110 mld zł przychodów, natomiast zapłaciły one około 500 mln zł podatku dochodowego, a więc podatek stanowił mniej niż 0,5% wartości obrotów. Z kolei wywiadownia gospodarcza Bisonde Polska podaje dane dotyczące obrotów i podatku dochodowego płaconego przez 175 firm handlowych w roku 2013 i latach wcześniejszych, z których wynika, że zapłacony podatek dochodowy wynosił 0,47% przychodów, podczas gdy w roku 2012 jeszcze 0,67%, co oznacza że wpływy te spadły z roku na rok o 25%. Wszystko wskazuje na to, że podatek dochodowy od 175 firm handlowych w roku 2014, będzie jeszcze niższy niż ten wpłacony przez nie w roku 2013.
2. To zadziwiająca sytuacja ponieważ jednocześnie widzimy jak poszczególne sieci handlowe, mocno inwestują w nowe powierzchnie handlowe tak że nowe obiekty handlowe powstają jak grzyby po deszczu. O ile jeszcze kilka lat temu te inwestycje były dokonywane tylko w dużych miastach, w ostatnim okresie, to inwestycje w nowe powierzchnie handlowe prowadzone w miastach powiatowych, a nawet miasteczkach gminnych. Skoro wpłaty podatku dochodowego z roku na rok maleją, to oznacza, że sieci handlowe osiągają coraz mniejsze zyski, a to stoi w sprzeczności z coraz większym rozmachem inwestycyjnym w nowe powierzchnie handlowe.
3. Trzeba przy tym zwrócić uwagę, że wartość obrotu produktami spożywczymi w Polsce jest z roku na rok coraz wyższa i w roku 2014 wyniosła 243 mld zł. Przy czym małe sklepy realizują już tylko niecałe 23% obrotów, pozostałe ponad 75% to: hiper i supermarkety aż 35% obrotów, dyskonty 27%, a sieci typu „Żabka” 13,5%, a więc handel artykułami spożywczymi został już w ponad 3/4 przejęty przez sklepy sieciowe. Ponieważ sieci handlowe coraz mocniej monopolizują handel artykułami spożywczymi w Polsce, w coraz trudniejszej sytuacji znajdują się ich dostawcy, którym stawiają coraz trudniejsze warunki. Wydłużone terminy płatności (często do 90 dni - co oznacza blisko 3 miesięczne darmowe ich kredytowanie), coraz wyższe tzw. opłaty półkowe, opłaty promocyjne, opłaty za umieszczenie produktów w gazetkach reklamowych wszystko to oznacza przerzucanie dużej części kosztów handlowych na dostawców.
4. Zadziwiające, że na te coraz mniejsze wpływy z podatku CIT od sieci handlowych, nie reaguje minister finansów i służby skarbowe. Przecież tego rodzaju dane o wpływach z podatku CIT, które już spadły poniżej 0,5% obrotów, minister finansów ma na swoim biurku już następnego dnia po zakończeniu roku obrachunkowego ale niestety przez ostatnie kilka lat nie znalazł lekarstwa na ten proceder. Jak podała Najwyższa Izba Kontroli w swoim raporcie pokontrolnym polskie służby skarbowe, nie są przygotowane do kontrolowania firm zagranicznych, które wyprowadzają z naszego kraju osiągnięte tutaj zyski przy pomocy tzw. cen transferowych. Handlowe spółki - matki za granicą, sprzedają spółkom - córkom w Polsce wiele produktów po zawyżonych cenach i bez możliwości wykazania im stosowania takich cen, udowodnienie procederu wyprowadzenia zysków nie można udowodnić. Wydaje się więc że tylko wprowadzenie dodatkowego podatku obrotowego od sieci wielkopowierzchniowych, może doprowadzić do tego, że zyski osiągane przez te sieci w Polsce będą w pełni opodatkowane, a to także poprawi warunki konkurowania ze sklepami sieciowymi resztek handlu detalicznego realizowanego przez drobne sklepy rodzinne. Kuźmiuk
Sanhedryn ruszył na wojnę Ach, niedobrze, niedobrze... Ktokolwiek doradza panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, nie powinien zapominać o ludowych mądrościach wyrażonych w przysłowiach i porzekadłach. Na przykład w przestrodze, by nie rozgrzebywać gówna, bo rozgrzebane będzie tylko mocniej śmierdziało. I rzeczywiście. Zapominając o tej przestrodze pan prezydent Duda wystosował pojednawczy list do redakcji „Gazety Wyborczej”. W imieniu redakcyjnego sanhedrynu odpowiedział mu pan red. Kurski, brat Jacka Kurskiego, co po rozmaitych perypetiach oddał się ponownie panu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Odpowiedź pana red. Kurskiego, pod pozorami poprawności, była arogancka – ale do arogancji szabesgojów zatrudnionych w żydowskiej gazecie dla Polaków już przywykliśmy, bez względu na to, czy arogantem jest pan Kurski, czy też pochodząca ze świętej rodziny pani red. Dominika Wielowieyska. Podobnie zachowywali się pracownicy „Nowego Kuriera Warszawskiego”, który w czasie okupacji był w Generalnej Guberni niemiecką gazetą dla Polaków, z tą jednak różnicą, że tamci liczyli na protekcję niemiecką, a ci dufni są w żydowskiej. Więc o ile arogancja zatrudnionych w żydowskiej gazecie dla Polaków nie mogła być dla nikogo żadnym zaskoczeniem, to już mobilizacja czytelników, by oni też na list pana prezydenta Dudy odpowiedzieli, pokazuje, iż nie tylko redakcyjny sanhedryn, ale i środowisko czytelników „GW”, od lat chlipiące michnikowszczynę w charakterze intelektualnej zupy („którzy chlipiecie z „Naje Fraje” swą intelektualną zupę, mądrale, oczytane faje...”), gotowe jest bezwarunkowo dać się użyć w charakterze mięsa armatniego w wojnie przeciwko prezydentowi Dudzie. Najzabawniejsza była zawarta w jednym z opublikowanych w „GW” listów deklaracja, że „nie jesteśmy idiotami”. Ciekawe skąd czytelnicy żydowskiej gazety dla Polaków czerpią w tej kwestii taką pewność? Prawdopodobnie z przyczyny zauważonej jeszcze w XVII wieku przez francuskiego aforystę, Franciszka księcia de La Rochefoucauld. Zauważył on, że „nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy – ze swego rozumu”. Idioci w szczególności, bo z powodu idiotyzmu nie są w stanie zauważyć nawet tego, że są idiotami. Mniejsza jednak o czytających „GW” mikrocefali, co ciekawsze są przyczyny, dla której żydowska gazeta dla Polaków postanowiła frontalnie zaatakować prezydenta Dudę. Z pewnością nie wchodzą tu w grę przyczyny rasowe, bo pod tym względem sytuacja pana prezydenta Dudy jest bardzo podobna do sytuacji prezydenta Komorowskiego, który przez „GW” był traktowany jak najukochańsza duszeńka. Ale skoro nie przyczyny rasowe – to jakie? Wydaje się, że interesującym tropem są podejrzenia, czy nawet oskarżenia, że pod prezydenturą Andrzeja Dudy Polska stanie się „państwem wyznaniowym”. Warto przypomnieć, że ten motyw w antypolskiej propagandzie środowisk żydowskich i żydokomuny jest nie tylko bardzo stary, ale i wielokrotnie używany. Najpierw podczas „utrwalania władzy ludowej” to znaczy – tresowania historycznego narodu polskiego w uległości wobec Sowietów. Głównymi treserami byli przysłani do Polski przez Stalina semitowie, z trójką największego kalibru: Jakubem Bermanem, Hilarym Mincem i Romanem Zambrowskim. W tej tresurze chodziło nie tylko o porzucenie wszelkich rojeń o odzyskaniu niepodległości, ale również, a może nawet przede wszystkim – o odcięcie historycznego narodu polskiego od Kościoła katolickiego, który nie tylko siłą rzeczy był przeciwnikiem komunistycznej ideologii, ale w dodatku jego centrala znajdowała się poza zasięgiem sowieckiej władzy. Zwalczanie Kościoła odbywało się – podobnie zresztą jak i dzisiaj – pod hasłem walki nowego ze starym, postępu z wstecznictwem, jasnoty z ciemnotą. Oczywiście czołowymi przedstawicielami jasnoty i postępu były – podobnie zresztą jak i dzisiaj - żydowskie handełesy po akademiach pierwszomajowych, albo innych postępowych hederach, w których mełamedzi wbijają kandydatom nauk zbawienne prawdy, że „cztery nogi dobre – dwie nogi złe”. Słabsze charaktery niekiedy się dla miłego grosza lub kariery tej tresurze poddają i „płatnym językiem” głoszą chwałę nowych porządków, jak np. utalentowany pijanica Konstanty Ildefons Gałczyński. W jednym ze swoich poematów przedstawił „Ciemnogród” zaludniony przez „ponure ciotki, badaczki kałów i dwa tysiące stu klerykałów”, wśród których dlaczegoś dominowali „organiści” - i tak dalej. Na takim czarnym tle semicki major UB prezentował się w charakterze jasnego idola, zwłaszcza, że to jemu, a nie komu innemu objawiał się we śnie sam Feliks Edmundowicz Dzierżyński („i przyszedł towarzysz Dzierżyński do towarzysza majora” - pisał Andrzej Mandalian w wierszu „Towarzyszom z bezpieczeństwa”). Bo – powiedzmy sobie szczerze – podobnie jak i wtedy, tak i teraz, trzecie już pokolenie UB próbuje wdeptać w ziemię trzecie pokolenie Armii Krajowej. A w awangardzie „bezpieczeństwa” - i wtedy i teraz – semiccy kulturtragerzy, nie ustający w wysiłkach nad zbudowaniem konkurencyjnej wobec Kościoła „Żywej Cerkwi”. Raz jest to środowisko „księży patriotów”, później, na etapie amikoszonerii, semici i marranowie w Klubach Inteligencji Katolickiej stręczą tubylcom „judeochrześcijaństwo”, w którym na pierwsze miejsce wśród prawd wiary wybija się sprzeciw wobec „antysemityzmu”, no a teraz, z okazji zmiany na urzędzie prezydenta po raz pierwszy pojawiła się w Kościele retoryka walki klasowej: proletariaccy „presbyteroi” otwarcie wystąpili przeciwko kościelnej burżuazji, czyli „episcopoiom”. Już w tej retoryce można bez trudu dostrzec szpony bezpieki, czerpiącej z tego samego źródła inspiracji, co i dawniej, dzięki czemu na naszych oczach odradza się w nowej postaci żydokomuna. Wprawdzie w nowej postaci, ale po staremu wroga Kościołowi, jako ostatniej organizacji – również politycznej – w której historyczny naród polski znajdował niekiedy oparcie. Wystąpienie akurat teraz z retoryką walki klas na odcinku kościelnym wydaje się dobrze przez żydokomunę wykalkulowane. Wprawdzie JEm Kazimierz Nycz zapowiedział „rozmowę” z przewielebnym księdzem Aleksandrem Seniukiem, ale nietrudno się domyślić, że nic z tego nie wyniknie. W przyszłym roku bowiem odbędą się w Krakowie Światowe Dni Młodzieży z udziałem papieża Franciszka, traktowanego przez wielu niczym „rewizor iz Pietierburga” u Gogola, więc nikt nie będzie w przeddzień tak wielkiej uroczystości rozpoczynał żadnych jatek. Przeciwnie – należy spodziewać się pokazuchy „jedności”, niczym w Arce Noego, gdzie jak wiadomo stłoczone zostały rozmaite zwierzęta, więc siłą rzeczy musiało dochodzić do rożnych osobliwych krzyżówek: „judeochrześcijan” z bezpieczniakami, proletariackich „presbyteroiów” z żydokomuną – i tak dalej - bo nic tak nie zachęca do eksperymentów, jak pewność braku konsekwencji. Stanisław Michalkiewicz
Kukiz zmusi Szydło do wejścia Winnickiego do rządu ? „Paweł Kukiz wystartuje do parlamentu z Warszawy. Zajmie „jedynkę” na stołecznej liście.”...”Miłosz Lodowski rzecznik prasowy powstającego ruchu Pawła Kukiza, ujawnił „Polska the Times” jak wyglądać mogą listy wyborcze tworzone przez nowe ugrupowanie. „...”Kandydaci Polonii znajdą się na liście wyborczej w Warszawie, bo tylko na tę listę mogą głosować Polacy przebywający na emigracji „...”Mimo, że pełne listy ruchu Pawła Kukiza poznamy dopiero we wrześniu, to już dziś znamy część nazwisk. Do parlamentu startować będą m.in. przedstawiciele Ruchu Narodowego, czyli Marian Kowalski, Robert Winnicki i Krzysztof Bosak. Znajdzie się też miejsce dla polityków Kongresu Nowej Prawicy - Artura Dziambora i Jacka Wilka. O mandat parlamentarny z pomocą Kukiza, powalczy też były kandydat na prezydenta Paweł Tanajno. Ważną informacją jest fakt, że „jedynką” we Wrocławiu może zostać legendarny przywódca „Solidarności Walczącej” Kornel Morawiecki. „Kornel” koordynuje grono ekspertów skupionych wokół Kukiza.”...(źródło )
Rafał Ziemkiewicz „Turboniepokorni”...”Fakt jest faktem, że kształtuje się i krzepnie osobna prawicowa (cokolwiek to słowo jeszcze znaczy) formacja, nazwijmy ją, „turboniepokornych”. Dla nich jesteśmy mięczakami, niepotrzebnie komplikującymi proste sprawy – ale też coraz częściej jesteśmy dla nich tym, czym dla nas była michnikowszczyzna. A na dodatek traktujemy ich często dokładnie tak, jak michnikowszczyzna w czasach, gdy wydawała się sobie zwycięską, traktowała nas. Naprawdę, gdy przypomnę sobie początek lat dziewięćdziesiątych – totalna dominacja rozchamionej swą potęga „Gazety Wyborczej”, prawicowe bieda-pisemka, rachityczną obecność na spotkaniach zepchniętych do salek parafialnych – nie widzę powodu, żeby turboniepokorni, uznający Zachód za co najmniej nie mniejszy, a może nawet i większy syf, niż Moskwę, wolni od fetyszyzowania demokracji i weryfikujący po swojemu uznane przez nas autorytety, nie mogli za lat dwadzieścia stać się istotnymi graczami debaty publicznej. Kto wie, może nawet jej zwycięzcami.”..”To, czy mają na to szansę, zależy od rządów PiS i tego, co będzie się działo po ich przesileniu. Jest taka zasada, że kiedy ktoś zrazi się do drugiej żony, to nie wraca do pierwszej, tylko szuka kolejnej. Jeśli PiS, z przeproszeniem, spieprzy sprawy, to „wahadło społecznych nastrojów”, wbrew tej popularnej przenośni, wcale nie wróci do pozycji „PO”, tak jak nie wróciło do lewicy, tylko przesunie się jeszcze dalej w umowne „prawo „...(więcej)
„Michał Szułdrzyński: Z nowymi ludźmi Paweł Kukiz skręca w prawo „...”Muzyk odsunął od siebie ideologów JOW i otoczył się działaczami prawicowych partii. Choć sam śpiewał na Majdanie, nie stroni od polityków niechętnych Ukrainie. „...”Wbrew zapowiedziom nie doszło we czwartek do spotkania Pawła Kukiza z Patrykiem Hałaczkiewiczem, byłym szefem swego sztabu wyborczego w wyborach prezydenckich. Na Facebooku Kukiz pisał, że miało to być spotkanie ostatniej szansy dla ludzi ze środowisk JOW i Bezpartyjnych Samorządowców. „...”faktem jest istotna ewolucja, jaką muzyk przeszedł w ostatnich miesiącach. Dotyczy ona jego profilu ideowego. Jest wyraźna, jeśli spojrzymy, kogo uczynił swymi przedstawicielami regionalnymi. Jak w kampanii byli to głównie ludzie owładnięci ideą JOW lub samorządowcy, którzy stawiali sobie za cel rozbicie obecnego układu partyjnego, tak dziś pełnomocników Kukiza charakteryzują dwie cechy – nastawienie prawicowo-narodowe i sceptycyzm wobec Ukrainy. Wśród 18 pełnomocników (16 regionalnych, jednego ds. kresów i jednego ds. Polaków za granicą) są osoby związane z Ruchem Narodowym, Kongresem Nowej Prawicy czy też kojarzeni wcześniej z takimi ugrupowaniami jak PJN i Polska Razem Jarosława Gowina. „...” Z takimi ludźmi Kukizowi będzie znacznie łatwiej dogadać się z PiS, niż gdyby miał u boku ideologów JOW. Świadomie lub nie otacza się pragmatykami, którzy przy okazji będą pomostem do rozmów koalicyjnych w przyszłym Sejmie. Jest to też zapowiedź wyborczego sojuszu ze środowiskami narodowymi czy opuszczonymi przez Janusza Korwin-Mikkego politykami spod znaku KNP. Słowem: zwrot w prawo. „...”Na pełnomocnika ds. Kresów powołał urodzoną we Lwowie dziennikarkę Marię Pyż-Pakosz. Jej poglądy są zdecydowanie antymajdanowskie. W wywiadach broniła legalności prezydentury Janukowycza i opowiadała o urokach życia na Ukrainie pod jego rządami, potępiała zaś nacjonalizm Majdanu.Kukiz zbliżył się również do ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, bardzo krytycznego wobec Ukrainy. W jednym z ostatnich wywiadów zachwalał zaś Wiktora Orbana, który przecież wyłamuje się z europejskiej solidarności w relacjach z Putinem. Wszystko to wskazuje na zasadniczy zwrot w poglądach Kukiza na politykę wschodnią.”. ( więcej )
„aweł Kukiz „Wierzę, że Jarosław Kaczyński będzie chciał napisać nową konstytucję i to jest obecnie celem jego życia „...Moim głównym celem jest zmiana ustroju państwa. I uprzedzając pytanie o program: czy można mieć większy program niż zmiana ustroju? To tak jakby zapytać chłopów pańszczyźnianych, którzy chcieli uwłaszczenia, jak chcą to zrobić bez programu. „...”eżeli system napisany jest przeciw obywatelowi, to nie jestem w stanie nic zrobić, np. zreformować sądownictwa i prokuratury, zapobiec wyprowadzaniu z Polski kapitału. Bo to nadzorują partiokraci, którzy traktują państwo jak dojną krowę, a obecna ordynacja powoduje, że czynią to bezkarnie. „...”Program PiS zakłada zatrzymanie kapitału w Polsce.To akurat bardzo mi się podoba. Ja w tym podatku od banków, przewidzianym na 0,39 proc., przesunąłbym jeszcze przecinek w prawą stronę.”...”O potrzebie zmiany konstytucji mówi PiS. Partia ta proponowała kiedyś system prezydencki.W środowiskach zwolenników JOW panuje przekonanie, że powinno się wprowadzić 460 okręgów i system parlamentarno-gabinetowy. Ja do tego grona nie należę. Uważam, że powinno dojść do wzmocnienia władzy wykonawczej poprzez wzmocnienie prezydenta. W skrócie to mogłoby być tak, że posłowie byliby wybierani w JOW na wzór systemu brytyjskiego, a prezydent miałby takie uprawnienia jak w modelu francuskim.”...”A pan będzie kandydował do Sejmu, czy do Senatu?Ja muszę być w Sejmie.”...”a rozmawiam z każdym. Gdyby teraz Leszek Miller przedstawił projekt zmiany ordynacji na jednomandatową i projekty ustaw hamujące drenaż Polski, to bym ten projekt popierał. Ja popieram dany projekt, a nie osobę czy partię.Grzegorz Schetyna byłyby lepszym partnerem niż Ewa Kopacz?Jeżeliędzie konieczność gry dla dobra ojczyzny z PO, to z pewnością pierwszą osobą będzie Schetyna.Macie ze sobą kontakt? Widziałem się z nim kilka dni temu. Mijaliśmy się w jednej ze stacji telewizyjnych i przywitaliśmy się w obecności kamer. Tyle. Z pewnością w Schetynie, który również niesie ze sobą cały bagaż tego zdeprawowania Platformy, zostało najwięcej państwowca. Na ile to jest przygniecione różnymi zobowiązaniami, które można traktować jako haki, tego nie wiem. Być może będę posiadał taką wiedzę, kiedy uda się partycypować we władzy i mieć dostęp do dokumentów.”...”Dla mnie pani Szydło jest również ogromną nadzieją, i ten nowy duch w PiS jest również dla mnie ogromną nadzieją, tylko że oni też są niepewni. A są niepewni dlatego, że są w PiS grupy takie, które wolałyby zamrożenia obecnego systemu, ponieważ dbają o swój partykularny interes. Szydło jest lepszą kandydatką na premiera od Kaczyńskiego? Podziwiam Jarosława Kaczyńskiego za to, że ponad osobiste ambicje stawia dobro Polski. Chcę wierzyć w szczerość tych intencji. I chciałbym uwierzyć w jeszcze jedną rzecz... Jaką? Wierzę, że Jarosław Kaczyński będzie chciał napisać nową konstytucję i to jest obecnie celem jego życia. Kaczyński mógłby stanąć na czele komisji konstytucyjnej?”...”Ma pan zaufanie do Jarosława Kaczyńskiego, jako ewentualnego partnera politycznego? Jestem przekonany, że podobnie jak ja stawia Polskę ponad siebie.”...”Polska powinna wejść do strefy euro? A skąd. To bzdura. A jakie powinny być w Polsce podatki? Nie chcę podatków. Najlepiej gdyby wszyscy Polacy płacili KRUS.”...”Potrzebna jest repolonizacja mediów?
Tak. A także repolonizacja banków. Potrzebna jest tylko dobra wola przy tworzeniu nowej konstytucji”. „...(więcej )
Paweł Kukiz ogłosił listę 18 swych reprezentantów – po jednym z każdego województwa, uzupełnionych przez przedstawicieli Polaków mieszkających na Kresach Wschodnich i w Unii Europejskiej. Kim są wybrańcy Kukiza?
Grzegorz Czarnecki – woj. zachodniopomorskie. Ma 51 lat. Jestem ekonomistą, wydawcą, i nauczycielem. Zawodowo zajmuje się głównie wydawaniem książek. Jest lokalnym liderem Ruchu Obrony Wyborów.
Oskar Kochman – woj. podkarpackie. 24 lata. Student prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Regionalny szef Ruchu Narodowego. Podczas ostatnich wyborów samorządowych był liderem listy Ruchu do sejmiku z Przemyśla i Jarosławia. Niegdyś asystent obecnego posła Solidarnej Polski Mieczysława Golby.
Piotr Morta – woj. łódzkie. Kiedyś powiatowy radny PiS. Obecnie zasiada w radzie powiatu wieruszowskiego. Jest również wiceprzewodniczącym Europejskiej Rady Zakładowej koncernu Pfleiderer AG. W zeszłym roku „Dziennik Łódzki” nagrodził go tytułem samorządowca roku.
Kamila Kępińska – woj. małopolskiego. 27 lat. Psycholog, która prowadzi w Krakowie szkołę łączącą naukę jazdy i języków obcych. Włada biegle językami hiszpańskim, portugalskim i angielskim.
Krystian Kamiński - woj. lubuskie. 32 lata. Kierownikiem logistyki w firmie transportowej w Zielonej Górze. Regionalny szef Ruchu Narodowego. Jak przypomina „Fakt”, przygodę z polityką zaczynał w Młodzieży Wszechpolskiej, w której poznał Krzysztofa Bosaka, późniejszego posła LPR.
Jacek Wilk – woj. świętokrzyskie. Kandydat Kongresu Nowej Prawicy w tegorocznych wyborach prezydenckich. Ekonomista, prawnik i informatyk.
Dominik Kolorz – woj. śląskie. Szef śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”. Przez osiem lat był przewodniczącym górniczej „Solidarności”.
Agnieszka Białas – woj. wielkopolskie. Sekretarz poznańskiego oddziału stowarzyszenia KoLiber, które zrzesza młodych intelektualistów oraz przedsiębiorców o konserwatywno-liberalnych poglądach.
Romuald Bielewicz – woj. podlaskie. 40 lat. Zaczynał działalność polityczną w UPR. W ostatnich wyborach samorządowych chciał zostać miejskim radnym, ale mu się nie udało. Członek Opus Dei.
Adam Kondrakiewicz – woj. lubelskie. Przedsiębiorca i pracownik administracji samorządowej. Działacz Stowarzyszenia KoLiber. Lider listy Kongresu Nowej Prawicy do sejmiku lubelskiego w wyborach samorządowych.
Janusz Sanocki – woj. opolskie. Dawny burmistrz Nysy. W przeszłości był działaczemPZPR, „Solidarności”, a w latach 90. także KLD i UPR. Radny i dziennikarz.
Albert Łyjak – woj. dolnośląskie. Publicysta „Gazety Obywatelskiej”, pisma wydawanego przez „Solidarność Walczącą” Kornela Morawieckiego.
Mirosław Piesak - woj. kujawsko-pomorskie. 52 lata. Mistrz paraolimpijski z 2004 r. z Atlanty. Medalista z Sydney i Aten. Porusza się na wózku.
Grzegorz Paciulan – woj. warmińsko-mazurskie. Regionalny szef Forum Związków Zawodowych.
Artur Dziambor – woj. pomorskie. Kandydat w wyborach samorządowych na prezydenta Gdyni. Współzałożycielem Stowarzyszenia KoLiber. Właściciel szkoły językowej. Jak podaje „Fakt”, przez lata aktywnie wspierał Janusza Korwin-Mikkego, a potem został członkiem Rady Głównej Kongresu Nowej Prawicy.
Stanisław Tyszka – woj. mazowieckie. Współpracował z Przemysławem Wiplerem i Jarosławem Gowinem. Były dyrektor Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej. Obecnie ekspert Centrum im. Adama Smitha. Prawnik, ekspertem od deregulacji.
Maria Pyż – reprezentantka mieszkańców Kresów Wschodnich. Polka ze Lwowa, ma ukraińskie obywatelstwo. Rzeczniczka stowarzyszenia „Razem dla Kresów”i redaktor naczelna Polskiego Radia Lwów.
Grzegorz Zatorski - reprezentant Polaków z Unii Europejskiej. Mieszka w Dublinie. Współzałożyciel Klubu Republikańskiego w Dublinie oraz „Discover Poland”.
Wśród najbliższych współpracowników Kukiza są więc samorządowcy, narodowcy, dawni zwolennicy Janusza Korwin-Mikkego, działacze Stowarzyszenia KoLiber, „Solidarności” i „Solidarności Walczącej”. Jesienią okaże się czy to pospolite ruszenie podbije Sejm.” „...(więcej )
Mój komentarz Chyba mało kto tak naprawdę docenił Kukiza . Z całego zamieszania z listami wyłania się wcale nie tak luźna formacja , której rdzeniem jest Ruch Narodowy. Tuz obok tego rdzenia lokują się im bliscy programowo wolnorynkowcy Kongresu Nowej Prawicy. Jeśli PiS nie uzyska większości , której mu życzę to szydło będzie musiała wejść w koalicję z Kukizem , a ten na pewno wprowadzi do rządu kilku narodowców. Słaby premier, a takim będzie Szydło stanie się zakładnikiem Kukiza i Winnickiego. Jeśli PiS utrzyma system socjalistyczny , czyli między innymi przymusowy ZUS to będzie musiał utrzymać ucisk podatkowy i zusowski w stosunku do Polaków i ich małych firm . System socjalistycznego państwa dobrobytu zawalił się i żadne próby jego reanimacji , co obiecuje Szydło i Duda nie mają szansy na powodzenie , a to spowoduje dalsza zapaść Polski i w końcu spadek poparcia dla PiS . Co jest realnym dowodem na to że system w Polsce definitywne zawali się w Polsce pod rządami PIS. Otóż nigdzie na świecie w kraju w którym panuje przymusowego ZUS nie dużego wzrostu PKP. A co więcej wszystkie te kraje się wyludniają , przynajmniej jeśli chodzi o ludność tubylcza. Japonia, Korea Południowa, Tajwan , Rosja , Europa. To jest reguła , to jest prawidłowość i immanentna część systemu przymusowych ubezpieczeń i wysokich podatków. Kukiz i narodowcy od początku będą grali na przyspieszone wybory i w miarę spadku popularności rządu PiS ich żądania będą rosnąć, aż w końcu wyjdą z koalicji Proszę nie zapominać ,że Orban w odróżnieniu od Szydło postuluje utrzymywanie rodziny i dzieci z pracy rąk ich ojców i matek , a nie zasiłków. Oraz że chce całkowicie zlikwidować podatek dochodowy . Kukizowi i narodowcom , a nie Szydło jest bliżej do Orbana .A przede wszystkim Szydle daleko do takich mężów stanu jak Kaczyński , czy Orban. PiS w tej chwili przypomina kuternogę. Jedna noga ,sprawna,zdrowa, silna narodowo katolicka i druga usychająca , kulejąca socjalistycznego modelu społeczno gospodarczego. A Polska potrzebuje w tej chwili maratończyka Marek Mojsiewicz
2015-08-20 Coraz bardziej nerwowa sytuacja w zarządach spółek skarbu państwa
1. Premier Ewa Kopacz i rządząca koalicja Platformy i PSL-u doszli do wniosku, że podróże po kraju, liczne spotkania w starannie dobranych miejscach z jeszcze bardziej starannie dobranymi rozmówcami, wreszcie wyjazdowe posiedzenia Rady Ministrów, mogą poprawić notowania obydwu partii w badaniach opinii publicznej i stąd od kilkunastu tygodni w zasadzie codziennie mamy do czynienia z tego rodzaju wydarzeniami. Media sprzyjające rządzącym skrupulatnie relacjonują te wizyty, a podczas licznych briefingów prasowych dziennikarze nie pytają o ich rezultaty ale raczej o komentarze do takich czy innych działań opozycji. Premier Kopacz ma więc co i rusz okazję do krytykowania opozycji, do odsądzania „od czci i wiary” jej propozycji programowych, a ostatnio także do krytyki zamierzeń nowo wybranego prezydenta Andrzeja Dudy.
2. Dziennikarze dziwnym trafem nie pytają premier Kopacz o rezultaty rządzenia, o realizację zapowiedzi z expose, czy też deklaracji i zobowiązań które zaciągnęła szefowa rządu podczas już blisko rocznego kierowania Radą Ministrów. Takim poważnym zobowiązaniem było podpisanie porozumienia z ze strajkującymi górnikami na Śląsku w styczniu tego roku, w którym rząd zobowiązywał się do uratowania kopalń zgrupowanych w Kompanii Węglowej do września. Mimo tego, że od zawarcia tego porozumienia mija już ponad pół roku, okazuje się, że niewiele w tej sprawie zrobiono, a dopiero teraz toczą się nerwowe negocjacje w ministerstwie Skarbu Państwa z zarządami największych koncernów energetycznych aby zdecydowały się przejmować kopalnie. Polska Grupa Energetyczna (PGE) nie chce wyłożyć 400 mln zł na udziały w Nowej Kompanii Węglowej, która miałaby przejąć kopalnie z poprzedniej Kampanii, a z kolei zarząd koncernu Tauron, nie chce przejąć kopalni Brzeszcze. W tej sytuacji zapowiadane są w najbliższym czasie zmiany w radach nadzorczych albo zarządach tych spółek jeżeli dalej będą się opierały przed podjęciem decyzji w sprawie kopalń węgla kamiennego, których życzy sobie ministerstwo skarbu państwa.
3. Ale zamieszanie ma miejsce nie tylko w największych spółkach sektora energetycznego ale także w innych o strategicznym charakterze z punktu widzenia polskiej gospodarki. Dramatyczne apele płyną z koncernu miedziowego KGHM S.A., najpierw o gwałtownym pogorszeniu sytuacji finansowej spółki informowały opinię publiczną związki zawodowe, domagając się od ministra finansów redukcji obciążeń wynikających z wprowadzonego nagle w 2013 roku tzw. podatku miedziowego. Teraz o coraz trudniejszej sytuacji spółki mówią otwarcie członkowie zarządu, a prezes spółki ostrzega przed jej wrogim przejęciem (skarb państwa ma w niej niewiele ponad 30% akcji) w związku z gwałtowną przeceną akcji spółki na Warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych. Wprawdzie jakiś czas temu Parlament przyjął ustawę, która takim wrogim przejęciom strategicznych spółek skarbu państwa ma zapobiegać ale okazuje się, że minister skarbu przez wiele miesięcy nie był w stanie przygotować i wydać odpowiedniego rozporządzenia do tej ustawy. W ostatnich dniach dowiedzieliśmy się o niespodziewanej rezygnacji prezesa LOT S.A., spółki która jest w procesie restrukturyzacji z udziałem pomocy publicznej, na co zgodę wydała Komisja Europejska i każda nierozważna decyzja jej właściciela, może doprowadzić do bankructwa. Najbardziej zaskakujący w tej sprawie był komentarz ministra skarbu Andrzeja Czerwińskiego, który stwierdził, że nie wie dlaczego prezes LOT S.A. złożył rezygnację z zajmowanego stanowiska. Poważnie zagrożona jest więc realizacja porozumienia rządu z górnikami, koncerny energetyczne nie chcą brać udziału w jego realizacji, chwieje się w posadach KGHM. S.A, zagrożona jest restrukturyzacja LOT S.A., a premier Kopacz „słucha, rozumie, pomaga” tyle tylko, że na bilbordach wyborczych. Kuźmiuk
Chiny znowu wzięły za pysk BlackRock i lichwiarstwo Miriam Braun, Barbara Cöllen „BlackRock jest największą na świecie korporacją zarządzającą inwestycjami. Ale ten unikający rozgłosu finansowy gigant nie pozwala sobie patrzeć na ręce „...”BlackRock - "Czarną Skałę" z Nowego Jorku - największego inwestora na świecie. „...”Także korespondentka giełdowa z Wall Street, Heike Buchter, dopiero w ostatnich latach prowadząc kwerendę, kilkakrotnie natknęła się na tę nazwę. - Niektórzy bankierzy, owszem, mówili o BlackRock. Wymieniano też tę nazwę w kontekście oceny portfeli aktywów dla banków centralnych. Mówiono też o Larrym Finku szefie firmy - wspomina dziennikarka.”..”W swojej publikacji Heike Buchter nazywa BlackRock "najpotężniejszym koncernem, którego nikt nie zna". Korporacja ma pod kontrolą aktywa wartości 4,7 bilionów dolarów. Ponad 14 bilionów dolarów przepływa przez należącą do tego przedsiębiorstwa platformę handlową i analityczną "Alladin". To 5 procent wartości wszystkich akcji na świecie, obligacji i pożyczek. Lecz to nie wszystko. BlackRock doradza też bankom centralnym i ministerstwom finansów, wielkim inwestorom i rządowym funduszom inwestycyjnym. Także dużym funduszom emerytalnym w USA oraz towarzystwom ubezpieczeniowym - wyjaśnia Buchter. Ponadto finansuje firmy, skupując obligacje i akcje. - Właściwie niemal nie ma na rynku finansowym czegoś, w czym BlackRock nie miałby w tej czy innej formie jakiegoś udziału - twierdzi autorka publikacji.”...”Globalnie usieciowieni. Z niepozornego biurowca na Manhattanie szef firmy Larry Fink i jego armia ekspertów pociąga za wszystkie sznurki na rynkach finansowych na świecie. BlackRock jest na przykład udziałowcem w wiodących bankach Stanów Zjednoczonych i ma znaczące udziały w koncernach zbrojeniowych i naftowych. Posiada także udziały w największych firmach notowanych na frankfurckiej giełdzie.”...”Konflikty interesów nie są wykluczoneWszystko jedno, czy chodzi o zjeżdżające w Niemczech z taśmy produkcyjnej samochody, wydobywaną w Ameryce Południowej rudę żelaza, złoto w Afryce czy wypróbowywane w USA nowe lekarstwa - na tym wszystkim zarabiają udziałowcy funduszy BlackRock. Heike Buchter mówi, że w gruncie rzeczy nikt nie może dokładnie powiedzieć, gdzie mogą pojawić się problemy. Przez to, że macki tej korporacji sięgają w tak różne miejsca, nie wiadomo, gdzie mogą wystąpić konflikty interesów.”...”Heike Buchter pisze w swojej książce: "Ten najbardziej wpływowy człowiek w nowoczesnym świecie finansów wygląda na pierwszy rzut oka jak własny księgowy". W opinii autorki publikacji, Larry Fink osiągnął coś wyjątkowego, co nie udało się nikomu. "Stworzył sobie swoje Wall Street, własne imperium giełdowe. I to w ciągu niespełna 30 lat", pisze Buchter. "Aby tego dopiąć, trzeba mieć silne ego i niezwykle wygórowane ambicje". ...”. Zaczęła otrzymywać zlecenia od Rezerwy Federalnej. Ówczesny minister finansów Stanów Zjednoczonych Tim Geithner był z szefem BlackRock po imieniu. Dzisiaj eksperci BlackRock doradzają też innym państwom.Heike Buchter wskazuje na kompleksowość korporacji, na wiele obszarów, w których działa. - Pojedynczy obszar nie stanowi problemu - mówi. - Ale gdy spojrzymy na to wszystko razem, wtedy powstaje obraz, który daje do myślenia.”...(źródło)
Henryk Pająk takich półbogów , o których życiu prywatnym nikt nie śmie napisać nazywa „Niewidzialnymi „ . Oczywiście dla prawdziwych Niewidzialnych , , rodów które posiadają banki,korporacje , ogromne ilości nieruchomości Michnik ma status ubogiego krewnego , ale podejście mediów do Michnika pokazuje ogrom i znaczenie zjawiska „ Niewidzialności „ „...(więcej )
Mark Blyth„ 400 najbogatszych Amerykanów posiada więcej aktywów niż 150 milionów najuboższych Amerykanów...(więcej)
Prof. Mujahid Kamran – 7.06.2011 tłumaczenie Ola Gordon „Należy także pamiętać, że obecnie 80% amerykańskich elektronicznych i drukowanych mediów należy do tylko 6 dużych korporacji.”...”Kontrola USA i globalnej polityki przez najbogatsze rodziny na naszej planecie jest dokonywana w mocny, gruntowny i tajny sposób. Kontrola ta rozpoczęła się w Europie i ma ciągłość, którą można prześledzić aż do chwili, gdy bankierzy odkryli, że bardziej opłacało się udzielanie kredytów i pożyczek rządom niż potrzebującym osobom. „...”USA to kraj kontrolowany przez prywatną Rezerwę Federalną, którą z kolei kontroluje kilka rodzin bankowych, ustanowionych przez oszustwa w pierwszej kolejności. „....”Elita jest właścicielem mediów, banków, przemysłu obronnego i ropy naftowej. W książce Who’s Who of the Elite [Kto jest kim w elicie],Robert Gaylon Ross Sr. twierdzi: „Według mnie, są właścicielami amerykańskich sił zbrojnych, NATO, służb specjalnych, CIA, Sądu Najwyższego i wielu sądów niższej instancji. Wydają się kontrolować, bezpośrednio lub pośrednio, większość stanów, powiatów i lokalne organy ścigania”.„...”Elita dysponuje licznymi „think tank” [grupy ekspertów], które działają na rzecz rozszerzenia, konsolidacji i utrwalania jej pozycji na świecie. Królewski Instytut Spraw Międzynarodowych (RIIA),Rada Stosunków Międzynarodowych (CFR), Grupa Bilderberg, Komisja Trójstronna, oraz wiele innych podobnych organizacji, są finansowane przez elity i dla nich pracują. Te zespoły ekspertów publikują czasopisma, takie jak Foreign Affairs, w którym te imperialistyczne i przeciwko ludzkości pomysły są tworzone jako publikacje, a następnie, w razie potrzeby, rozbudowywane w postaci książek, które są szeroko reklamowane. „...”Zbigniew Brzeziński, Henry Kissinger et al, jak również neokońscy „thinkers” [myśliciele], swoją pozycję i dobre życie zawdzięczają przede wszystkim elicie. Jest to ważna sprawa, którą musimy zawsze pokazywać. Ci myśliciele i pisarze są na liście płac elity i dla nich pracują. Jeśli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości co do tego oświadczenia, to może pomóc przeczytanie następujących cytatów z wszechstronnie zbadanej książki prof. Peter Dale Scotta, The Road to 9/11– Wealth, Empire, and the Future of America [Droga do 11 IX – bogactwo, imperium i przyszłość Ameryki] (University of California Press, 2007):… Protegowanego przez Bundy’ego absolwenta Harwardu Kissingera mianowano doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego, po przewodniczeniu przez niego ważnej „grupie roboczej” w CFR. Jako były asystent Nelsona Rockefellera, Kissinger otrzymał od niego pieniądze żeby dla CFR napisał książkę o ograniczonych działaniach wojennych. Prowadził też przegraną kampanię Rockefellera nominacji prezydenckich w 1968 roku. Tak więc Rockefeller i CFR mogli zostać wyłączeni z kontroli Partii Republikańskiej, ale nie z republikańskiego Białego Domu. (str. 22)”...”Również wiele mówiący jest następujący cytat ze str. 38 książki:Relacje Kissinger – Rockefeller były złożone i z pewnością silne. Dziennikarz śledczy Jim Hougan napisał: „Kissinger, ożeniony z byłą asystentką Rockefellera, właściciel posiadłości w Georgetown, którego zakup był możliwy tylko przez dary i pożyczki od Rockefellera, zawsze był protegowanym swego patrona Nelsona Rockefellera, nawet jeśli nie pracował dla niego bezpośrednio”.Prof. Scott dodaje:Pojawienie się Nixona i Kissingera w Białym Domu w 1969 roku, zbiegło się z mianowaniem Dawida Rockefellera na dyrektora wykonawczego w Chase Manhattan Bank. Polityka zagraniczna detente duetu Nixon – Kissinger była bardzo zgodna z zamiarem Rockefellera na umiędzynarodowienie działalności bankowej Chase Manhattan. Tak więc w 1973 roku Chase Manhattan był pierwszym amerykańskim bankiem, który otworzył filię w Moskwie. Kilka miesięcy później, dzięki zaproszeniu zorganizowanemu przez Kissingera, Rockefeller został pierwszym amerykańskim bankierem, który rozmawiał z komunistycznymi przywódcami chińskimi w Pekinie.”...”Jak zauważył John Coleman w otwierającej oczy książce, The Tavistock Institute on Human Relations – Shaping the Moral, Spiritual, Cultural, Political and Economic Decline of the United States of America [Tavistock Institute on Human Relations - kształtowanie moralnego, duchowego, kulturowego, politycznego i gospodarczego upadku USA], to w 1913 roku powstałInstytut w Wellington House w Londynie, do manipulowania opinią publiczną. WedługColemana: Współczesna nauka o masowej manipulacji narodziła się w Wellington House w Londynie, krzepkie niemowlę akuszerowane przez lordów Northcliffe’a i Rothmere’a. Za finansowanie przedsięwzięcia odpowiadali monarchia brytyjska, lord Rotszyld i Rockefellerowie … celem tych w Wellington House było wpływanie na zmianę opinii Brytyjczyków, którzy stanowczo sprzeciwiali się wojnie z Niemcami, ogromne zadanie, które zrealizowano przez „kreowanie opinii” metodą badania opinii publicznej. Zatrudnieni zostali Arnold Toynbee, przyszły dyrektor badań w Królewskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (RIIA), lord Northcliffe i Amerykanie, Walter Lippmann i Edward Bernays. Lord Northcliffe był związany z Rotszyldami przez małżeństwo.”...”Tavistock Institute ma budżet $6 mld i pod jego kontrolą jest 400 organizacji wraz z 3000 ośrodków badawczych, głównie w USA. Stanford Research Institute, Hoover Institute, Aspen Institute w Colorado, i wiele innych, poświęconych manipulacji amerykańskiej, a także światowej opinii publicznej, to filie Tavistock. To pomaga wyjaśnić, dlaczego amerykańska opinia publiczna, ogólnie rzecz biorąc, jest tak zahipnotyzowana, że nie jest w stanie jasno widzieć rzeczy i na nie reagować. [to tym instytutem zajmuje się David Icke – przyp. tłum.]Zajmujący się Bilderbergami dziennikarz śledczy, Daniel Estulin, cytuje z książki Mary Scobey To Nurture Humanness [Kształcenie ludzkości], oświadczenie przypisane prof. Raymondowi Houghton, że CFR już od bardzo dawna wiedziała, że „nieuchronna jest absolutna kontrola zachowań … bez zdawania sobie sprawy przez ludzkość, że zbliża się kryzys”.Należy także pamiętać, że obecnie 80% amerykańskich elektronicznych i drukowanych mediów należy do tylko 6 dużych korporacji. Sytuacja ta powstała w ostatnich dwóch dekadach. Te korporacje są własnością elity. Jest prawie niemożliwe by człowiek, który jest zorientowany w tym co dzieje się na poziomie globalnym, oglądał, nawet przez kilka minut, zniekształcenia, kłamstwa i fabrykacje, nieustannie podawane przez te media, organy elity dokonujące propagandy i pranie mózgów.”...”Brzeziński twierdzi, że po raz pierwszy w historii ludzkości nie euro-azjatyckie mocarstwo stało się dominujące i musi zdobyć władzę nad Eurazją, jeśli ma pozostać dominującym mocarstwem światowym: „Dla Ameryki główną geopolityczną nagrodą jest Eurazjia … Około 75% ludzi na świecie żyje w Eurazji … Eurazja stanowi około 60% światowego PKB i około 3 / 4 znanych światowych źródeł energii”. „...”Brzeziński pisze: „Ale to na najważniejszym boisku świata – w Eurazji – w pewnym momencie może się pojawić potencjalny rywal Ameryki. To skupianie się na kluczowych graczach i prawidłowym ocenianiu regionu musi być punktem wyjścia do formułowania amerykańskiej strategii geopolitycznej dla długoterminowego zarządzania eurazjatyckimi interesami geopolitycznymi Ameryki”. „...”W swojej książce Brzeziński pokazał dwie bardzo ciekawe mapy – jedna z nich jest podpisana The Global Zone of Percolating Violence [Strefa globalna sączącej się przemocy] (str. 53) i druga (str. 124) jest podpisana The Eurasian Balkans [Eurazjatyckie Bałkany]. Pierwsza z nich pokazuje region obejmujący następujące kraje: Sudan, Egipt, Arabia Saudyjska, Turcja, Syria, Irak, Iran, wszystkie państwa Azji Środkowej, Afganistan, Pakistan i części Rosji, a także Indie. Druga to dwa kręgi, krąg wewnętrzny i krąg zewnętrzny – w zewnętrznym są te same kraje, jak na pierwszej mapie, ale wewnętrzny obejmuje Iran, Afganistan, wschodnią Turcję i byłe republiki radzieckie w Azji Środkowej.„Ten ogromny region, rozdarty przez zmienne nienawiści i otoczony przez konkurujących ze sobą potężnych sąsiadów, może być głównym polem bitwy … „ pisze Brzeziński. Dalej pisze:„Możliwe wyzwanie wobec amerykańskiego prymatu ze strony islamskiego fundamentalizmu może być częścią problemu tego niestabilnego regionu”. To zostało napisane w czasie, gdy tego rodzaju fundamentalizm nie był problemem” ...(więcej)
Murray N. Rothbard Tłumaczenie: Paweł Kot „W latach 1930. Rockefellerowie mocno naciskali na wojnę z Japonią, którą postrzegali jako agresywnego konkurenta o zasoby ropy i kauczuku w Azji Południowo-Wschodniej oraz zagrożenie dla ich marzeń o masowym „rynku chińskim” dla produktów naftowych. Z drugiej strony, nie chcieli interwencji w Europie, gdzie utrzymywali co prawda raczej słabe związki z Wielką Brytanią i Francją, ale posiadali za to bliskie powiązania finansowe z firmami niemieckimi, takimi jak I.G. Farben. „....”Morganowie byli z kolei silnie powiązani finansowo z Wielką Brytanią i Francją, toteż szybko opowiedzieli się za wojną z Niemcami, podczas gdy ich zainteresowanie Dalekim Wschodem stało się minimalne. Ambasador USA w Japonii, Joseph C. Crew, były partner Morgana, był jednym z niewielu urzędników w administracji Roosevelta, szczerze zainteresowanych pokojem z Japonią. „...”W pewnym sensie II wojna światowa była wojną koalicyjną: Morganowie dostali swojąwojnę w Europie, Rockefellerowie swoją w Azji. Do rządu wracali teraz tacy ludzie Morganów, jak Lewis W. Douglas i Dean G. Acheson (protegowany Henry’ego Stimsona), którzy opuścili administrację Roosevelta rozczarowani polityką słabej waluty i nacjonalizmem gospodarczym. Nelson A. Rockefeller został szefem działań związanych podczas II wojny światowej z Ameryką Łacińską, w ten sposób rozsmakowując się w służbie publicznej. „...”Po II wojnie światowej zjednoczony wschodni establishment, złożony z rodzin Rockefellerów, Morganów, Kuhnów oraz Loebów, krótko cieszył się ze swojej niekwestionowanej supremacji. „...”Trzeba jasno powiedzieć, że to, która partia znajduje się u władzy, jest o wiele mniej ważne od finansowych i bankowych powiązań danego reżymu „...”. Świadectwem znaczenia władzy finansowej była kontrola nad polityką zagraniczną, jaką przez długi czas posiadał Henry A. Kissinger, odkrycie niezwykle wpływowego starszego polityka Johna J. McCloya, związanego z Rockefeller-Chase Manhattan Bankiem „...”Poza kilkoma szczegółami, jasne jest, że wyzwanie rzucone władzy Rockefellerów i Morganów w Radzie ds. Stosunków Międzynarodowych (CFR) i stworzonej przez Rockefellerów Komisji Trójstronnej (Trilateral Commission) spaliło na panewce, i że „rząd ciągły” (ang. permanent government) rządzi niezależnie od partii będącej nominalnie przy władzy.”....”David Rockefeller, od 1970 (według Wikipedii od 1969 r. — przyp. red.) do 1981 r. prezes zarządu należącego do jego rodziny Chase Manhattan Bank, założył Komisję Trójstronną w 1973 r., a pomogło mu w tym wsparcie finansowe CFR oraz Fundacji Rockefellera. Joseph Kraft, waszyngtoński felietonista wielu czasopism, który osobiście wyróżnia się członkostwem w CFR i Komisji Trójstronnej, trafnie określił CFR jako „szkołę mężów stanu”, która „w przybliżeniu może być organem czegoś, co C. Wright Mills nazwał elitą władzy — grupą ludzi o podobnych zainteresowaniach i poglądach, zakulisowo kształtujących bieg wydarzeń”. „...”Komisji Trójstronnej przyświecała idea umiędzynarodowienia procesu formułowania polityki. Komisja składa się z małych grup liderów korporacji międzynarodowych, polityków i ekspertów od polityki międzynarodowej ze Stanów Zjednoczonych, Europy Zachodniej i Japonii, którzy spotykają się, by koordynować politykę gospodarczą i zagraniczną pomiędzy swoimi krajami. „...”Być może najważniejszą postacią w polityce zagranicznej od czasu II wojny światowej jest osiemdziesięcioletni John J. McCloy, ulubiony doradca wszystkich prezydentów. Podczas II wojny światowej McCloy, jako asystent podstarzałego sekretarza Stimsona, praktycznie zarządzał Departamentem Wojny „...”Przed i w czasie wojny, McCloy — uczeń Stimsona — poruszał się wokół Morgana (był zresztą jego prawnikiem); jego szwagier, John S. Zinsser, był w latach 1940. członkiem zarządu J.P. Morgan & Co. Wpisując się w powojenną zmianę układu sił, McCloy przeniósł się szybko do kręgu Rockefellera. Został partnerem w działającej na Wall Street firmie prawniczej Milibank, Tweed, Hope, Hardley&McCloy, która długo doradzała rodzinie Rockefellerów i Chase Bankowi. „...”Następnie objął stanowisko prezesa zarządu Chase Manhattan Banku, dyrektora Fundacji Rockefellera i Centrum Rockefellera, oraz wreszcie, od 1953 do 1970 r., prezesa zarządu Rady ds. Stosunków Międzynarodowych. W czasie prezydentury Trumana McCloy był prezesem Banku Światowego, a potem Wysokim Komisarzem USA w Niemczech. Był również specjalnym doradcą prezydenta Johna F. Kennedy’ego ds. rozbrojenia i przewodniczącym Komitetu Koordynacyjnego ds. Kryzysu Kubańskiego. To McCloy „odkrył” profesora Henry’ego Kissingera dla armii Rockefellera. Nic dziwnego, że John K. Galbraith i Richard Rovere przezwał McCloy’a „panem establishmentem”. ….”Szybki przegląd liderów polityki zagranicznej po II wojnie światowej pozwoli nam odkryć dominację elity bankierów. Pierwszym sekretarzem obrony Trumana był James V. Forrestal, były dyrektor generalny banku inwestycyjnego Dillon, Read & Co., ściśle związanego z grupą inwestycyjną Rockefellera. Forrestal był także członkiem zarządu Chase Securities Corporation, filii Chase National Bank. „....”Innym sekretarzem obrony Trumana był Robert A. Lovett, wspólnik w potężnym nowojorskim domu inwestycyjnym Brown Brothers Harriman. W czasie sprawowania obowiązków sekretarza obrony, Lovert pozostawał w zarządzie Fundacji Rockefellera. Sekretarz sił powietrznych Thomas K. Finletter był podczas służby czołowym prawnikiem korporacyjnym na Wall Street i członkiem zarządu CFR-u. W. Averell Harriman — multimilioner oraz wspólnik w Brown Brothers Harriman — był z kolei ambasadorem w Wielkiej Brytanii i sowieckiej Rosji oraz sekretarzem handlu w administracji Trumana. Harriman stanowił często niedocenianą, ale dominująca siłę w Partii Demokratycznej od czasów Roosevelta. „....”Za Trumana ambasadorem w Wielkiej Brytanii był też Lewis W. Douglas, szwagier Johna J. McCloya, członek zarządu Fundacji Rockefellera i CFR-u. Na stanowisku ambasadora przy Dworze Świętego Jakuba (oficjalna nazwa dworu angielskiego — przyp. red.) zastąpił go Walter S. Gifford, członek zarządu AT&T oraz przez prawie dwie dekady członek zarządu Fundacji Rockefellera. Ambasadorem przy NATO za Trumana był William H. Draper Jr., wiceprezydent Dillon, Read & Co.Duży wpływ na tworzenie polityki „zimnej wojny” przez administrację Trumana miał dyrektor ds. planowania polityki w Departamencie Stanu, Paul H. Nitze. Nitze, którego żona należała do rodziny Prattów, związanych z Rockefellerami od początków Standard Oil, był wiceprezesem Dillon, Read & Co.Gdy Truman przystąpił do wojny w Korei, utworzył Office of Defense Mobilization, które miało zarządzać krajową gospodarką. Pierwszym dyrektorem tej instytucji został Charles E. („elektryczny Charlie”) Wilson, dyrektor generalny kontrolowanego przez Morgana General Electric Company, który należał także do zarządu Morgan Guaranty Trust Company. Jego najbardziej wpływowymi asystentami byli Sidney J. Wienberg — wszechobecny, główny wspólnik w banku inwestycyjnym Goldman Sachs& Co. — oraz były generał Lucius D. Clay, prezes zarządu Continental Can Co. i dyrektor Lehman Corporation.Na stanowisku prezesa Banku Światowego McCloya zastąpił Eugene Black, który zajmował to stanowisko przez dwie kadencje Eisenhowera. Black sprawował również, przez 14 lat, funkcję wiceprezesa Chase National Banku. Do objęcia stanowiska w Banku Światowym namówił go Winthrop W. Aldrich, prezes zarządu banku Chase National Banku i szwagier Johna D. Rockefellera Jr.”...”Rządy Eisenhowera okazały się złotymi czasami dla interesów Rockefellerów. Będąc rektorem Uniwersytetu Columbia, Eisenhower często uczestniczył w obiadach na wysokim szczeblu, gdzie liderzy środowiska Rockefellerów i Morganów przygotowywali go do prezydentury. Spotykał się m. in. z prezesem zarządu Standard Oil of New Jersey Rockefellerów, dyrektorami generalnymi sześciu innych dużych przedsiębiorstw naftowych, wliczając Standard of California i Socony-Vacuum oraz wiceprezesem wykonawczym J.P. Morgan & Co.Gospodarzem jednego z obiadów był Clarence Dillon, multimilioner i emerytowany założyciel Dillon, Read & Co. W skład zaproszonych gości wchodzili: Russell B. Leffingwell — prezes zarządu J.P. Morgan & Co i CFR (przed McCoyem); John M. Schiff — główny wspólnik w banku inwestycyjnym Kuhn, Loeb& Co.; Jeremiah Milban — finansista i dyrektor Chase Manhattan Banku; oraz John D. Rockefeller Jr”....”Nawet jeszcze wcześniej, bo w 1949 roku, Eisenhower poprzez specjalny zespół badawczy został przedstawiony czołowym postaciom w CFR-ze. Zespół badawczy wyszedł z planem utworzenia nowej organizacji nazwanej American Assembly — w gruncie rzeczy rozbudowanego zespołu badawczego CFR-u — którego główną funkcją miało oficjalnie być budowanie perspektyw dla prezydentury Eisenhowera. Liderem komitetu Citizens for Eisenhower był multimilioner John Hay Whitney, późniejszy ambasador Ike’a w Wielkiej Brytanii, potomek wielu bogatych rodzin, którego dziadek stryjeczny (brat dziadka — przyp. red.), Oliver H. Payne razem z Johnem D. Rockefellerem Sr. zakładał Standard Oil Company. Whitney przewodniczył swojemu własnemu koncernowi inwestycyjnemu J.H. Whitney & Co., a później został wydawcą „New York Herald Tribune”.W administracji Eisenhowera polityka zagraniczna była prowadzona przez rodzinę Dullesów, a konkretnie przez sekretarza stanu Johna Fostera Dullesa, który wynegocjował traktat pokojowy z Japonią za czasów Trumana. Dulles przez trzy dekady był głównym wspólnikiem w Sullivan & Cromwell — czołowej firmie zajmującej się na Wall Street prawem korporacyjnym, której najważniejszym klientem było Standard Oil Company of New Jersey Rockefellerów. Dulles był przez 15 lat członkiem zarządu Fundacji Rockefellera, a przed zajęciem stanowiska sekretarza stanu — jej prezesem.Najważniejszy jest mało znany fakt, że żoną Dullesa była Janet Pomeroy Avery, kuzynka Johna D. Rockefellera Jr. Na czele supertajnej Centralnej Agencji Wywiadowczej za czasów Eisenhowera stał Allen Dulles — brat Johna Dullesa oraz również wspólnik w Sullivan & Cromwell. Allen Dulles przez długi czas pozostawał członkiem zarządu CFR-u i był jego prezesem od 1947 do 1951 roku. Ich siostra — Eleanor Lansing Dulles — była w tamtej dekadzie szefem sekcji niemieckiej w Departamencie Stanu.Podsekretarzem stanu i człowiekiem, który zastąpił Johna Fostera Dullesa na wiosną 1959 roku, był Christrian A. Herter — były gubernator Massachusetts. Jego żona, podobnie jak żona Nitzego, należała do rodziny Prattów. Wuj jego żony, Herbert L. Pratt, przez wiele lat sprawował funkcje dyrektora generalnego albo prezesa zarządu Standard Oil Company of New York. Jeden z kuzynów pani Herter, Richardson Pratt, zajmował stanowisko asystenta skarbnika Standard Oil of New Jersey do 1945 roku. Co więcej, jeden z wujów Hertera, przez wiele lat był skarbnikiem Rockefeller Institute for Medical Research.Herter został zastąpiony na stanowisku podsekretarza stanu przez C. Douglasa Dillona, ambasadora Eisenhowera we Francji. Douglas był synem Clarence’a i będąc samemu prezesem zarządu Dillon, Read & Co., miał szybko zostać członkiem zarządu Fundacji Rockefellera.”.....”Być może dla zapewniania jakiejś równowagi dla tej bankiersko-biznesowej koalicji, Eisenhower wyznaczył na sekretarzy obrony trzech ludzi z kręgów Morgana, a nie Rockefellera. Charles B. Wilson był dyrektorem generalnym General Motors, członkiem zarządu J.P. Morgan & Co. Następca Wilsona, Neil H. McEllroy, był dyrektorem generalnym Procter & Gamble Co. Jego prezes zarządu, R. R. Deupree, był także dyrektorem J.P. Morgan & Co.Trzeci sekretarz obrony, który był za Eisenhowera podsekretarzem i sekretarzem marynarki, to Thomas S. Gates Jr., który był wspólnikiem w powiązanej z Morganami filadelfijskiej firmie inwestycyjnej Drexel & Co. Gdy Gates ustąpił ze stanowiska sekretarza obrony, został dyrektorem generalnym nowo utworzonego, flagowego banku komercyjnego w interesach Morganów — Morgan Guaranty Trust Co.Stanowiska sekretarza marynarki, a później zastępcy sekretarza obrony (zaś jeszcze później sekretarza skarbu) zajmował w administracji Eisenhowera teksański biznesmen Robert B. Anderson. Po opuszczeniu Departamentu Obrony, Anderson został członkiem zarządu kontrolowanej przez Rockefellera firmy American Overseas Investing Co. Zanim został sekretarzem skarbu, pożyczył 84 000 USD od Nelsona A. Rockefellera, aby kupić za nie udziały w firmie Nelsona — International Basic Economy Corporation.Szefem Komisji Energii Atomowej za Eisenhowera był Lewis L. Strauss. Przez dwie dekady Strauss był wspólnikiem w banku inwestycyjnym Kuhn, Loeb & Co. W 1950 r. Strauss został doradcą finansowym rodziny Rockefellerów, a wkrótce także członkiem zarządu Rockefeller Center.Potężną siłą przy decydowaniu na temat polityki zagranicznej była Rada Bezpieczeństwa Narodowego, w skład której wchodzili bracia Dulles, Strauss i Wilson. Szczególnie ważne jest stanowisko doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego. Pierwszym doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Eisenhowera był Robert Cutler — dyrektor generalny Old Colony Trust Co., największego trustu poza Nowym Jorkiem. Old Colony było filią First National Bank of Boston.”....”. W międzyczasie Eisenhower miał dwóch kolejnych doradców. Pierwszym był Dillon Anderson — prawnik korporacyjny z Huston, który pracował dla wielu firm naftowych. Szczególnie znacząca była jego posada prezesa małej, ale fascynującej firmy z Connecticut: Electro-Mechanical Research Inc. Electro-Mechanical była ściśle powiązana z pewnymi finansistami Rockefellerów: jednym z dyrektorów tej firmy był Godfrey Rockefeller, komandytariusz w banku inwestycyjnym Clark, Dodge & Co.Po nieco ponad roku Anderson zrezygnował ze stanowiska doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego i został zastąpiony przez Williama H. Jacksona — wspólnika w firmie inwestycyjnej J.H. Whitney & Co. Zanim Anderson doszedł do swojej silnej pozycji, był jednym z wielu tajnych doradców Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Do specjalnych doradców należał też Eugene Holman — dyrektor generalny Standard Oil Company of New Jersey.Możemy wspomnieć o jednej z akcji administracji Eisenhowera, która pokazuje zadziwiający wpływ personelu bezpośrednio powiązanego z bankierami i interesami finansowymi. W 1951 r. reżym Mohammeda Mossadeka w Iranie zdecydował o nacjonalizacji Anglo-Irańskiej Kompanii Naftowej. Nowo powołana administracja Eisenhowera od razu poważnie zaangażowała się w sytuację. Dyrektor CIA i były prawnik Standard Oil, Allen W. Dulles, poleciał do Szwajcarii, aby zorganizować potajemne obalenie Mossadeka, wtrącenie go do więzienia i powrót szaha na tron.Po długich zakulisowych negocjacjach przywrócono działanie przemysłu naftowego w Iranie, ale na innych zasadach. Brytyjczycy nie mieli już dla siebie całego tortu — ich udziały w nowym konsorcjum zredukowano do 40 proc., tyle samo dostało się pięciu największym firmom naftowym z USA (Standard Oil of New Jersey, Socony-Vacuum — wczesniej Standard Oil of NY, a obecnie Mobil — Standard Oil of California, Gulf i Texaco).Później ujawniono, że sekretarz stanu Dulles wprowadził ostre ograniczenia dla udziału w konsorcjum mniejszych, niezależnych przedsiębiorstw naftowych ze Stanów Zjednoczonych. Oprócz uzyskania korzyści dla Rockefellerów, Kermit Roosevelt, który z ramienia CIA kierował sytuacją na miejscu, został szybko nagrodzony posadą wiceprezesa Mellon’s Gulf Oil Corp.” „...(więcej )
„Kartel Rezerwy Federalnej: Osiem rodzin. Czterej jeźdźcy systemu bankowego (Bank of America, JP Morgan Chase, Citigroup i Wells Fargo) są właścicielami Exxon Mobil, Royal Dutch/Shell, BP i Chevron Texaco; wspólnie z Deutsche Bank, BNP, Barclays i innymi europejskimi bankowymi molochami. Jednak ich monopol w globalnej gospodarce nie kończy się na ropie. Z raportu 10K amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych są oni również posiadaczami wszystkich największych korporacji Fortune 500 (pięciuset największych korporacji świata).”....”. Najważniejszym powiernikiem majątku międzynarodowych oligarchów posiadających holdingi bankowe jest US Trust Corporation – założony w 1853 roku, będący obecnie w posiadaniu Bank of America. Ostatnim dyrektorem US Trust Corporation i honorowym członkiem zarządu był Walter Rothschild. Inni dyrektorzy to: Daniel Davison z JP Morgan Chase, Richard Tucker z Exxon Mobil, Daniel Roberts z Citigroup i Marshall Schwartz z Morgan Stanley. „.....”J. W. McCallister człowiek branży naftowej, posiadający koneksje z rodziną królewską Arabii Saudyjskiej napisał w książce „The Grim Reaper”, że informacje jakie zdobył od arabskich bankierów mówią o tym iż 80% udziałów w Nowojorskim Banku Rezerwy Federalnej należy do ośmiu rodzin z których cztery rezydują w USA. Są to: Goldman Sachs, Rockefellerowie, Lehman i Kuhn Loeb z Nowego Yorku; Rotszyldowie z Paryża i Londynu; Warburgowie z Hamburga; Lazardowie z Paryża; i Israelscy Moses Seifs z Rzymu. „....”Biegły księgowy Thomas D. Schauf potwierdza twierdzenia McCallistera dodając, iż ich banki kontrolują wszystkie 12 oddziałów Banku Rezerwy Federalnej. Wymienił tu takie banki jak; N.M. Rothschild z Londynu, Rothschild Bank z Berlina, Warburg Bank z Hamburga, Warburg Bank z Amsterdamu, Lehman Brothers z Nowego Jorku, Lazard Brothers z Paryża, Kuhn Loeb Bank z Nowego Jorku, Israel Moses Seif Bank z Włoch, Goldman Sachs z Nowego Jorku i JP Morgan Chase Bank z Nowego Jorku. Schauf wylicza Williama Rockefellera, Paula Warburga, Jacoba Schiffa i Jamesa Stillmana jako osoby posiadające duże udziały w FED-zie. [3] Schiffowie są ludźmi z wewnątrz Kuhn Loeb. Stillmanowie są ludźmi z wewnątrz Citigroup, którzy wżenili się w klan Rockefelerów na przełomie XIX i XX wieku. „....”Eustace Mullins doszedł do tych samych wniosków w swojej książce „The Secrets of the Federal Reserve” (Sekrety rezerwy federalnej), w której pokazuje koneksje łączące FED z jego bankami członkowskimi z rodzinami Rotszyldów, Warburgów, Rockefelerów i innych. Nie będzie przesadnym twierdzenie iż kontrola sprawowana przez te bankowe rodziny wywiera wpływ na całą światowa ekonomię, będąc jednocześnie celowo ukrytą przed opinią publiczną. Ich korporacyjne mediowe ramię banalizuje wszelkie fakty na ich temat określając je jako teorie konspiracyjne. Jednak fakty pozostają faktami. „...(więcej )
Tłum. Marcin M. Sołtysik Timothy P. Carney „Wielki Biznes i Wielki Rząd”....”Według ankiety przeprowadzonej w grudniu 2005 r., 90% Amerykanów uważa, że wielki biznes ma zbyt duży wpływ na decyzje Waszyngtonu. Każdego tygodnia nagłówki gazet ujawniają jakąś aferą wiążącą polityków, lobbystów, pieniądze korporacyjne i zarzuty łapówkarskie. Dyrektorzy firm bez przerwy spotykają się z senatorami, sekretarzami gabinetów czy prezydentami. Ustawodawcy i biurokraci płynnie i z niezwykłą szybkością zmieniają swe funkcje, to występując w roli urzędników państwowych, to znów w roli lobbystów korporacyjnych. Cokolwiek dzieje się podczas spotkań między szefami koncernów a senatorami nie może być niczym dobrym, w przeciwnym bowiem razie spotkania nie odbywałyby się za zamkniętymi drzwiami. „...”W 2003 r. ktoś stwierdził na przykład, że „gdy korporacje lobbują w rządzie, ich celem jest uniknięcie regulacji i obostrzeń prawnych”. „...”pogląd wygłosił historyk Artur Schlesinger: „Liberalizm w Ameryce (tj. rozwój państwa opiekuńczego i coraz większa rola rządowej ingerencji w gospodarkę) zwykle był ruchem zawiązywanym przez część społeczeństwa pragnącą utrzymać ryzach wielki biznes”. [1] Fakty wskazują jednak na coś zupełnie innego:– Enron niezmordowanie orędował na rzecz wprowadzenia surowych regulacji w dziedzinie energii, popieranych przez działaczy ochrony środowiska. Enron korzystał z posiadanego wpływu i działał tak, by trzymać urzędników, będących zwolennikami braku interwencji z dala od federalnych komisji regulujących funkcjonowanie przemysłu energetycznego.”...”Philip Morris gorąco wspierał rozszerzenie regulacji federalnych dotyczących sprzedaży oraz reklamy tytoniu. W międzyczasie rząd federalny, który pozywał niegdyś „Big Tobacco”, dokłada obecnie wszelkich starań, by zapewnić ochronę wielkim kompaniom tytoniowym przed konkurencją lub przed pozwami sądowymi. „...”Ostatnia podwyżka podatków w stanie Wirginia przeszła dzięki niestrudzonym staraniom liderów stanowego biznesu; warto również zaznaczyć, że wielki biznes ma za sobą długą historię popierania podwyżek podatków. „...”General Motors zapewnił kluczowe poparcie nowym, surowszym regulacjom dotyczących czystości powietrza, których wprowadzenie w życie przyniosło koncernowi olbrzymie zyski. „...”Wielki mit Mit, jakoby wielki biznes i wielki rząd rywalizowały ze sobą, tzn. że celem wielkiego biznesu jest ograniczony rząd, jest szeroko rozpowszechniony i głęboko zakorzeniony w społecznej świadomości. Artykuł zamieszczony w 1935 r. w „Chicago Daily Tribune” sugerował, że oddanie głosu przeciw Franklinowi D. Rooseveltowi oznacza w istocie oddanie głosu na wielki biznes. „Zwolennicy Nowego Ładu pod wodzą prezydenta postanowili”- jak przekonywał dziennikarz – „podjąć się stojącego przed nimi zadania przekonani, że ludzie nie poprą zorganizowanego biznesu i zechcą dać drugą szansę programowi Roosevelta”. Jednakże trzy dni wcześniej przewodniczący amerykańskiej Izby Gospodarczej wraz i grupą przedstawicieli środowiska biznesu spotkali się z Rooseveltem, by wyrazić swoje poparcie dla rozszerzenia programu Nowego Ładu. Niemalże 70 lat później komentator „New York Times” Paul Krugman atakował rząd George`a W. Busha tymi słowami: „Nowi chłopcy w mieście to twardogłowi konserwatyści – dla nich rząd posiadający zbyt dużo władzy to źródło wszelkiego zła; oni wierzą, że to, co dobre dla biznesu, jest zawsze dobre dla Ameryki, a każdy problem można rozwiązać, zmniejszając podatki i zezwalając na jeszcze większe zanieczyszczenie środowiska”....”W tym samym czasie w Wirginii środowisko wielkiego biznesu rozpoczynało kampanię na rzecz podwyższenia podatków, a Enron przekonywał najbliższych doradców Busha, by poparli Protokół z Kioto, dotyczący zmian klimatycznych. Miesiąc później, gdy Enron upadł, dziennikarze przypisali korupcję związaną z działalnością firmy i jej nieprzyzwoite wręcz zyski „anarchicznemu kapitalizmowi”, i utrzymywali, że „skandal wokół Enronu w oczywisty sposób dowodzi, że niczym nieograniczony wolny rynek nie działa”. W rzeczywistości Enron czuł się jak ryba w wodzie w świecie niezliczonych regulacji i błagał o rządową subwencję, ilekroć pojawiła się na nią szansa. „...”Historia wielkiego biznesu to historia wielkiego rządu „...”Wraz ze stopniowo rozrastającym się przez lata rządem, każda znacząca regulacja rządowa, nowy podatek czy dodatkowy wydatek z budżetu oznaczały korzyści dla wielkiego biznesu. Taki proceder ma miejscu już od czasów tzw. Ery Postępowej (lata między schyłkiem XIX w., a I wojną światową), „...”Roosevelt skutecznie rozszerzył władzę Waszyngtonu, często z zamiarem pomocy najgrubszym z grubych ryb wielkiego biznesu. „...” „Federalna inspekcja mięsa została, historycznie rzecz biorąc, utworzona na żądanie przetwórców” – pisał w artykule z 1906 r. – „Jest ona utrzymywana i opłacana przez naród Stanów Zjednoczonych, który tym samym składa się na korzyści dla przetwórców”. „...”„Stoimy i zawsze staliśmy na stanowisku, że należy rozszerzać inspekcje oraz kontrole sanitarne, których zadaniem jest zapewnienie możliwie jak najlepszych warunków”. Jak się okazało, mali przedsiębiorcy odczuli brzemię regulacji dużo bardziej niż wielkie firmy. „...”Przyjrzyjmy się teraz bliżej historii jednego z najsławniejszych amerykańskich trustów w Ameryce: US Steel. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX w., szybko łączące się przedsiębiorstwa przemysłu stalowego utworzyły gigantyczny US Steel, w którego skład weszło ostatecznie 138 firm stalowych. Jednakże w pierwszych latach nowego stulecia dochody koncernu zaczęły spadać. Troska o przyszły los firmy doprowadziła do spotkania o nader doniosłym znaczeniu. 21 listopada 1907 r. w eleganckim nowojorskim hotelu Waldorf-Astoria spotkało się na obiedzie 49 szefów czołowych przedsiębiorstw branży stalowej. Gospodarzem był przewodniczący US Steel sędzia Elbert Gary. Zebranie, pierwsze z serii „obiadów u Gary`ego”, miało doprowadzić do zawarcia dżentelmeńskiej umowy mającej zapobiec obniżce cen stali. Jak relacjonuje sam Gary, na drugim spotkaniu w kilka tygodni później, „wszyscy obecni tam producenci stwierdzili, że nie ma ani potrzeby, ani racjonalnego powodu, by w obecnej sytuacji dalej obniżać ceny”. ….”Rekiny wielkiego biznesu odbywały jawne spotkania – w obecności przedstawicieli Departamentu Sprawiedliwości z administracji Teddy`ego Roosevelta – aby ustalać ceny. Jednak nie przyniosło to spodziewanych rezultatów. Jak pisze Kolko, „w maju 1908 r. jednolity front przemysłu stalowego zaczął się powoli rozsypywać”. Niektórzy przedsiębiorcy zaczęli podważać uzgodnioną wcześniej umowę sprzedając stal po niższej cenie. „Z końcem czerwca 1908r. postanowienia umowy Gary`ego były martwe i nie miały żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Mniejsze firmy zaczęły obniżać ceny”. US Steel utracił udział w rynku, a za powstałą sytuację Kolko obwinia „jego technologiczny konserwatyzm i brak elastycznego przywództwa”. Tak naprawdę, zgodnie z tym co pisze Kolko, „US Steel nigdy nie posiadało szczególnej przewagi technologicznej nad konkurencją, co dotyczyło też dużych firm w innych branżach przemysłu”. ….”potężny rozmiar firm zwykle powoduje bezwładność i sztywność w podejmowaniu działań. US Steel traktował siebie jako bezbronnego giganta, któremu zagraża nieprzewidywalny wolny rynek, a nieudane starania Gary`ego mające na celu „racjonalizację” przemysłu stalowego skończyły się tym, że koncernowi pozostała tylko jedna, ostatnia linia obrony. „Po porażce na płaszczyźnie gospodarczej”, pisze Kolko, „wysiłki US Steel zwróciły się ku polityce”. I rzeczywiście, 15 lutego 1909 r. magnat stalowy Andrew Carnegie napisał list do „New York Timesa”, w którym przychylnie wypowiedział się o „rządowej kontroli” przemysłu stalowego. Dwa lata później, Gary odwołał się do tego listu przed obliczem komisji kongresu: „Wierzę, że nadszedł czas, kiedy musimy nagłośnić, a następnie wprowadzić kontrolę rządową(…) nawet w dziedzinie cen”. ….”Za wprowadzonymi przez Komisję Handlu Międzystanowego regulacjami dotyczącymi przemysłu kolejowego optowały głównie same firmy kolejowe. Redaktor „Wall Street Journal” zdumiony takim niespodziewanym obrotem spraw napisał w wydaniu z 28 grudnia 1904r.: „Nie ma nic bardziej godnego uwagi niż fakt, że poparcie udzielone przez prezydenta Roosevelta rządowym regulacjom opłat pobieranych przez kompanie kolejowe oraz rekomendacja pełnomocnika rządu ds. korporacji [Jamesa R.] Garfielda na rzecz federalnej kontroli firm międzystanowych spotkały się z tak pozytywnym odzewem wśród dyrektorów przedsiębiorstw przemysłowych”. „....”„Amerykańskie życie polityczne na początku [dwudziestego] stulecia w decydującym stopniu ukształtowała walka prowadzona przez wielki biznes o wprowadzenie federalnych regulacji w gospodarce”. ….”U progu I wojny światowej nic nie wskazywało na to, że starania te chociaż trochę osłabną. Oto na przykład wszystkim, którzy zebrali się w Departamencie Wojny 6 grudnia 1916 r. ukazał się niezwykle zaskakujący zestaw gości. Przywódca związkowy Samuel Gompers zasiadł przy stole wraz z prezydentem Wilsonem oraz pięcioma członkami jego gabinetu. Oprócz polityków partii demokratycznej z Gompersem do stołu zasiedli również prezes Baltimore and Ohio Railroad Daniel Willard, prezes Hudson Motor Corporation Howard Coffin, finansista z Wall Street Bernard Baruch, prezes Sears, Roebuck & Company Julius Rosenwald oraz kilku innych biznesmenów. To niezwykłe spotkanie było pierwszym zebraniem Rady Bezpieczeństwa Narodowego (RBN), utworzonej przez Kongres i Prezydenta Wilsona w celu zorganizowania „całego mechanizmu przemysłowego (…) w najbardziej efektywny sposób”. ….”Biznesmeni, którzy uczestniczyli w spotkaniu z 1916 r., przewidywali dla RBN zadania, które zarówno pod względem zakresu, jak i czasu trwania, wykraczały daleko poza, zbliżające się wielkimi krokami, zaangażowanie w I wojnę światową. „Mamy nadzieję” – napisał Coffin w liście wysłanym do DuPonta kilka dni przed spotkaniem – „że możemy już przygotowywać grunt pod zwartą strukturę przemysłową, cywilną i wojskową, która każdemu myślącemu Amerykaninowi zda się niezbędną dla przyszłego życia tego kraju w okresie pokoju i swobodnego handlu nie mniej niż w czasie potencjalnej wojny”. ….”RBN, dając początek projektowi rządowej kontroli nad przemysłem, przekazała wiele ze swoich uprawnień nowo powstałej w lipcu 1917r. Komisji Przemysłu Wojennego (KPW, ang. War Industries Board). Ta koalicja kapitanów przemysłu i przywódców politycznych coraz śmielej ingerowała we wszystkie aspekty gospodarki. Członek KPW i historyk Grosvenor Clarkson stwierdził, że KPW usiłowała „skupić w jedno handel, przemysł i całość władz państwowych”. Clarkson nie ukrywał swojej radości z faktu, że „czułki KPW sięgały do najskrytszych zakamarków przemysłu. (…) Nigdy jeszcze na kontynencie nie podjęto takiej próby, aby wiedzieć o wszystkim, co dzieje się w sprawach gospodarczych”. ….”W dziesięć lat później podobnie postąpił prezydent Herbert Hoover „....”Jako sekretarz handlu w latach dwudziestych ubiegłego stulecia, późniejszy prezydent pomógł utworzyć kartele w wielu gałęziach przemysłu amerykańskiego, nawet w tych, które zajmowały się sprzedażą kawy czy kauczuku. Jak napisał historyk gospodarczy Murray Rothbard, w imię utrzymania status quo Hoover „współpracował z większością firm przemysłu naftowego na rzecz ograniczeń w produkcji ropy naftowej”. ….”Jeszcze przed objęciem prezydentury przez Franklina D. Roosevelta, Hoover stworzył podwaliny pod Nowy Ład tworząc Amerykańską Korporację Rekonstrukcji Finansów (Reconstruction Finance Corporation), która zwiększyła kredyty udzielane bankom i przemysłowi kolejowemu. Co ciekawe, przewodniczący AKRF Eugene Meyer, był również prezesem Rezerwy Federalnej, zaś jego szwagier George Blumenthal, wysokim urzędnikiem koncernu J.P. Morgan & Co., posiadającego duży pakiet akcji firm kolejowych. „....”Franklin D. Roosevelt wdrożył podczas drugiej wojny światowej ten sam rodzaj rządowej kontroli gospodarki, łącznie z racjonowaniem i kontrolą cen, który Wilson zaprowadził podczas pierwszej. Wielki biznes czerpał dochody z regulowanej gospodarki w ten sam sposób tak, jak miało to miejsce za czasów administracji Wilsona. „...”Prezydent Harry Truman chciał, aby w przemówieniu jego sekretarza stanu z 5 czerwca 1947 r., które zostało wygłoszone podczas uroczystości rozdania dyplomów na Harvardzie, nie padło ani jedno słowo o planach odbudowy Europy. Nie udało się. Zarówno „New York Times”, jak i „Washington Post” zamieściły relację na pierwszych stronach. W przeciągu kilku dni, cały świat dowiedział się o planie Marshalla. Jednak niewielu wiedziało, że całym pomysłem stała koteria złożona w większości z biznesowej elity, zwana „prezydencką komisją ds. pomocy zagranicznej”. Obradom komisji przewodniczył sekretarz ds. handlu W. Averell Harriman – syn magnata kolejowego E. H. Harrimana, jednocześnie były prezes Union Pacific Railroad i Illinois Central Railroad. Oprócz niego w jej składzie zasiadało 9 biznesmenów. „Przez cały ten czas, przedstawiciele biznesu – szczególnie Harriman – ustalali program i nadawali ton pracy całej grupy” – pisze historyk Kim McQuaid – „Bez polityków powiązanych z korporacjami, wysiłki Trumana spełzłyby na niczym. Ludzie pokroju [barona bawełny Willa] Claytona i Harrimana ubrali ideę pomocy zagranicznej w kostium prokapitalizmu i antykomunizmu”. ….”Pewnego niedzielnego wieczora, 15 sierpnia 1971 r. miliony Amerykanów obejrzały Richarda Nixona przedstawiającego wytyczne Nowej Polityki Gospodarczej. Choć Nixon cieszył się reputacją zagorzałego konserwatysty, to jego Nowa Polityka Gospodarcza (co ciekawe, termin zapożyczony od Włodzimierza Lenina) dowiodła, że w istocie był on całkowicie innym człowiekiem. Otóż według założeń NPG, rząd federalny miał zakazać jakiejkolwiek podwyżki płac, cen czy czynszów przez następne 90 dni. Po tym okresie, rada ds. płac i cen miała przekazać środowiskom biznesowym instrukcje, kiedy i o ile mogą podnieść płace, pensje i ceny. Nazajutrz po wystąpieniu Nixona prezes Krajowego Stowarzyszenia Producentów W. P. Gullander oświadczył, że „odważny ruch, jakim chce wzmocnić amerykańską gospodarkę prezydent, zasługuje na poparcie i współpracę ze strony wszystkich grup”. Ta reakcja była typowa wśród ludzi biznesu. Jak donosił „New York Times” w wydaniu z 17 sierpnia 1971 r.: „Liderzy biznesu zaakceptowali, choć z różnym stopniem entuzjazmu, daleko idące propozycje, które obwieścił wczoraj wieczorem prezydent Nixon”. „...”Działając w imię „współczującego konserwatyzmu”, George W. Bush wyświadczył wielkiemu biznesowi liczne przysługi. Na przykład za pośrednictwem rządowego programu opieki medycznej zapewnił mu zyski ze sprzedaży leków na receptę. Przeforsował także ustawę o polityce energetycznej, gwarantującej liczne uznaniowe zwolnienia podatkowe oraz subsydia dla firm energetycznych, a także obietnicę pożyczki mającą ułatwić prowadzenie interesów z firmami zajmującymi się energią atomową w Chinach. Według raportu dyrektorów Programu Reformy Służby Zdrowia przy University’s School of Public Health w Bostonie „około 61,1% dolarów pochodzących z rządowego programu opieki zdrowotnej, które zostaną wydane na zakup większej niż wcześniej zakładano ilości leków na receptę, pozostanie w kieszeniach przemysłu farmaceutycznego w formie dodatkowego zysku. Ten nieoczekiwany przypływ gotówki, rozciągnięty na osiem kolejnych lat, przekłada się na dodatkowe 139 miliardów dolarów w kieszeniach firm związanych z tą najrentowniejszą gałęzią przemysłu”. …..”Keyser Söze, bohater filmu Podejrzani, stwierdza w jednej ze scen: „Najlepsza sztuczka diabła polegała na przekonaniu całego świata, że diabeł nie istnieje” ….(więcej )
Przeł. Juliusz Jabłecki Murray N. Rothbard „ W Obronie spiskowej teorii dziejów”....”Do refleksji na temat teorii spiskowych skłania w istocie trudny do przeoczenia fakt – z powodu swej wyjątkowej jaskrawości trafiający niekiedy nawet do tygodników politycznych – że niemal wszyscy członkowie nowej administracji Cartera, od samej góry, czyli od Cartera i Mondale`a [Walter Mondale – wiceprezydent w czasie prezydentury Jimmy ego Cartera (1977-1981) –przyp. tłum.], aż do samego dołu, albo należą do małej, na wpół tajnej, Komisji Trójstronnej (Trilateral Commission) założonej w 1973 r. przez Davida Rockefellera w celu kształtowania polityki USA, Europy Zachodniej i Japonii, albo zasiadają w radzie Fundacji Rockefellera. Reszta jest związana z interesami wpływowej grupy z Atlanty, szczególnie zaś z firmą Coca-Cola, czyli jedną z największych korporacji w Georgii. „....”Jak należy się na to wszystko zapatrywać ? Czy należy przypuszczać, że szeroko zakrojona działalność Davida Rockefellera na rzecz wdrożenia pewnych etatystycznych rozwiązań politycznych jest jedynie wyrazem czystego altruizmu? A może wiąże się raczej z próbą zrealizowania jakichś interesów finansowych? Czy Jimmy Carter został członkiem Komisji Trójstronnej zaraz po jej powstaniu dlatego, że Rockefeller i inni chcieli wysłuchiwać rad mało znanego gubernatora z Georgii? A może przestał on być skromnym gubernatorem i został prezydentem właśnie dzięki ich poparciu? Czy J. Paul Austin, prezes Coca-Coli, wspierał Jimmy`ego Cartera jedynie ze względu na troskę o dobro społeczne? Czy wszyscy ludzie z Komisji Trójstronnej, Fundacji Rockefellera i Coca-Coli zostali wybrani przez Cartera po prostu dlatego, że uważał ich za najlepszych kandydatów do objęcia posad w swojej administracji? Jeśli tak, to mielibyśmy do czynienia z zupełnie niebywałym zbiegiem okoliczności. Czyżby więc chodziło tu raczej o jakieś niezbyt czyste interesy polityczno-ekonomiczne? W każdym razie jestem zdania, że wszyscy, którzy odrzucają analizę polityki rządu pod kątem wzajemnych związków pomiędzy interesami politycznymi a ekonomicznymi, pozbawiają się tym samym ważnego narzędzia do opisu świata, w którym żyją. „..(więcej )
Zbyszek „Gdyby z podobną tezą: "Ameryka jest oligarchią" wystąpiła agencja RIA-Novosti, albo Russia Today. Gdyby z taką tezą wystąpił kolejny bloger poszukujący spiskowych wyjaśnień polityki, można by ją śmiało zlekceważyć. USA ma mają wielu zaprzysiężonych wrogów, którzy obrzucą to państwo błotem.Gdy teza ta jednak pada w czasopiśmie The Washington Times, a jest konsekwencją pracy dwóch amerykańskich profesorów z uniwersytetów Princeton i Northwestern, to wygląda ona już nie na tezę, ale informację o aktualnym ustroju USA. "Kto rządzi? Kto naprawdę ma władzę? Do jakiego stopnia większość obywateli USA jest suwerenem, półsuwerenem czy też jest głównie bezsilna?" - stawiają pytanie Gilens i Page, odwołując się do prac naukowych dotyczących amerykańskiego życia politycznego.W swojej pracy naukowej autorzy postanowili sprawdzić, która z grup wskazywanych przez ich poprzedników, faktycznie rządzi Stanami Zjednoczonymi: większość obywateli, grupa najbogatszych, ogólne grupy interesów, czy też grupy interesów tworzone przez korporacje.Do swojej pracy wybrali 1779 przypadków rozstrzygnięć politycznych na szczeblu federalnym, które zapadały pomiędzy 1981 a 2002 rokiem. Do jakich wniosków doszli? "Podczas gdy preferencje elit ekonomicznych i zorganizowanych grup interesu wpływają na rozstrzygnięcia polityczne, preferencje przeciętnych Amerykanów wydają się mieć na nie wpływ minimalny, bliski zeru. Preferencje elit ekonomicznych mają daleko bardziej niezależny wpływ na zmiany polityczne niż preferencje zwykłych ludzi. Nie znaczy to, że przeciętni obywatele zawsze przegrywają. Często zapadają rozstrzygnięcia zgodne z ich preferencjami, ale tylko dlatego, że te właśnie rozstrzygnięcia popiera elita finansowa. Co wyniki naszej pracy mówią o demokracji w Ameryce? (...) Wskazują one, że w USA większość - nie rządzi, przynajmniej w sensie wpływania na polityczne decyzje i rozstrzygnięcia. Kiedy większość obywateli nie zgadza się z elitą ekonomiczną i/lub grupami interesów, zazwyczaj przegrywa. Co więcej, z powodu wbudowanej w amerykańską politykę tendencji do utrzymywania status quo, nawet spore mniejszości preferujące jakieś rozwiązania polityczne, nie osiągają swoich celów. Na przekór, poważnie wyglądającym empirycznym danym, wspierającym wcześniejsze teorie rządów większości, nasze analizy sugerują, że większość Amerykanów ma mały wpływ na politykę przyjmowaną i prowadzoną przez rząd. (...) Wierzymy, że jeśli kierunki polityki są dominowane przez potężne organizacje biznesowe oraz małą liczbę bogatych obywateli, to aspiracje Ameryki do bycia demokratycznym społeczeństwem są poważnie zagrożone"....(więcej )
"Wojna o pieniądz"Song Hongbing "Kto pragnie uzależniać ludzi od kredytów? Do kogo należy amerykańska Rezerwa Federalna? Po co stworzono Międzynarodowy Fundusz Walutowy? A przede wszystkim: w jaki sposób prowadzona jest globalna wojna o pieniądz? Song Hongbing, chiński analityk finansowy, stara się odpowiedzieć na te pytania, spoglądając na świat zachodni z zewnątrz i usiłując dociec, w którym momencie ta dynamicznie rozwijająca się cywilizacja popełniła błąd, który doprowadził do dzisiejszego permanentnego kryzysu i rosnącego zadłużenia. Jego opowieść obejmuje ostatnie trzy wieki historii Europy i Ameryki, poczynając od założenia Banku Anglii w 1694 roku, poprzez dzieje rodziny Rothschildów i ich imperium finansowego, powołanie Rezerwy Federalnej, udział kół finansowych w inspirowaniu dwóch wielkich wojen światowych, rezygnację z parytetu złota, aż po kryzys naftowy lat siedemdziesiątych, klęskę "azjatyckich tygrysów" w latach dziewięćdziesiątych i ostatni kryzys finansowy na rynku nieruchomości USA. Przedstawiając dzieje powolnego upadku Zachodu polegającego na dobrowolnym oddawaniu się państw w niewolę banków, autor pragnie ostrzec Chiny i inne dynamicznie rozwijające się kraje Azji przed popełnieniem błędów, które mogą doprowadzić do utraty nie tylko dobrobytu, ale także suwerenności.Jednakże ta książka, pisana dla azjatyckiego czytelnika, może być również pouczająca dla nas. Choć bowiem popełniliśmy już wiele z błędów, o których pisze autor, zawsze jest nadzieja, że nie będziemy popełniać następnych. „...(więcej)
Historyk Uniwersytetu Georgetown, profesor Carroll Quigley: „Elity kapitału finansowego posiadają długoterminowy plan realizacji ostatecznego celu, którym jest kontrola nad światem poprzez ustanowienie jednego systemu finansowego. Ta machina ma być nadzorowana przez małą grupkę, która będzie zdolna rządzić strukturami politycznymi i światową gospodarką „ ....(więcej
Melvin Sickler „ Jak powiedział to pewnego razuMayer Anselm Rothschild:„Pozwólcie mi tworzyć i kontrolować pieniądze państwa, a ja nie dbam o to, kto ustala jego prawa.” …..”4 czerwca 1963 roku prezydent Kennedy podpisał dokument prezydencki, zwany Dekretem Prezydenta nr 11110 (Executive Order11110), który stanowił poprawkę Dekretu Prezydenta nr10289 z dnia 19 września 1951 r.Dało to Kennedy'emu, jako prezydentowi Stanów Zjednoczonych, prawną możliwość tworzenia własnych pieniędzypotrzebnych do prowadzenia działalności państwa, pieniędzy, które należałyby do społeczeństwa i byłyby wolne od długu i odsetek.Wydrukował więc banknoty Stanów Zjednoczonych, kompletnie ignorując banknoty Rezerwy Federalnej pochodzące z prywatnych banków Rezerwy Federalnej„.....”Nasze obliczenia pokazują ,że Kennedy wyemitował 4 292 893 825 dolarów w gotówce. Było doskonale oczywiste,że Kennedy zdecydował się podważyć System Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych. Zaledwie kilka miesięcy później, w listopadzie 1963 r światem wstrząsnęła szokująca wiadomośćo zamachu na prezydenta Kennedy'ego.”.....” Interesujące jest to, że następnego dnia po zamachu na Kennedy'ego, wszystkie banknoty Stanów Zjednoczonych, które wyemitował Kennedy, zaczęły być wycofywane z obiegu”...(więcej )
„Dysproporcja między najbogatszymi ludźmi, a resztą świata ma tendencję wzrostową. Według raportu opublikowanego przez organizację Oxfam: 85 najbogatszych osób na świecie posiada tyle, ile połowa najbiedniejszej ludności świata. „...”Według raportu, 210 osób, stało się miliarderami w ciągu ostatniego roku, dołączając do grupy 1426 osób, które posiadają łącznie równowartość 5,4 bilionów dolarów. Łączne bogactwo jednego procenta najbogatszych ludzi na świecie wynosi obecnie ponad 110 bilionów dolarów.„Ta ogromna koncentracja zasobów ekonomicznych w rękach małej liczby osób stanowi znaczące zagrożenie dla systemu politycznego i gospodarczego” – stwierdza raport.”....”Od chwili publikacji tego tekstu, problem tylko się powiększył. Najnowsze dane pokazują, że liczba osób posiadających tyle co połowa ludzkości zmniejszyła się z 85 do 67 osób. „.(więcej )
„Pod koniec maja 2014 roku Lynn Forrester de Rothschild, żona „emerytowanego” prezesa dynastii Rothschildów, (Evelyna de Rothschild) zorganizowała konferencję o nazwie „Inclusive Capitalizm” z jej ulubionymi lobbystami, jak były prezydent USA Bill Clinton czy książę Karol. Tematem konferencji było redystrybucja światowego bogactwa i pomoc biednym. „...”W tworzonym rządzie światowym znacjonalizowana własność prywatna będzie pod zarządem Rothschildów, redystrybucja naszych majątków poprzez podatki, konfiskaty naszych oszczędności dla „wspólnego dobra” jakim jest walka z np. globalnym ociepleniem . Dlatego wszyscy uczestnicy „Inclusive kapitalizmu” zgodzili się, że wyższe podatki i redystrybucje naszych (oczywiście nie ich własnych) bogactw jest niezbędna.„...”„fundamentalna transformacja globalnego kapitalizmu jest konieczna aby powstrzymać niebezpiecznie przyspieszające zmiany klimatu” – Książe Karol, Inclusive Capitalism 27.05.2014„...”W ubiegłym roku zbrodniczy korporacyjny gigant Monsanto oficjalnie dołączył do Światowej Rady Biznesu na rzecz Programu Zrównoważonego Rozwoju ONZ. Grupa potężnych interesów obejmuje mega banki, koncerny naftowe, wszyscy zjednoczeni są w promowaniu totalitarnego światowego komunizmu „Agenda 21″. „...”Rothschildowie zorganizowali konferencje, której celem jest zastąpienie korporacyjnego kapitalizmu nowym „kapitalizmem globalnym” opierającym się na uwłaszczeniu majątku prywatnego oraz jego redystrybucji poprzez tworzony w tym celu program Inclusive Capitalism.Program ma na celu zniwelowanie dysproporcji w dochodach oraz ochronę dóbr naturalnych naszej planety. Konferencja zgromadziła kapitał inwestycyjny o wartości 30 bilionów dolarów co odpowiada jednej trzeciej światowych aktywów, wśród prelegentów znaleźli się: Książę Karol, Bill Clinton oraz prezes Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde!”...”Program przygotowany przez Rothschildów nosi nazwę Inclusive Capitalism i jest cyklem spotkań łączącym zarządzających największymi aktywami finansowymi (banki, korporacje i fundusze inwestycyjne), organizacje rządowe i pozarządowe oraz środowisko akademickie i międzynarodową elitę w celu wprowadzenia nowego globalnego ustroju zgodnie z rezolucjami ONZ. „...”Lynn de Rothschild żona lorda Evelyna de Rothschild oraz jej poplecznicy krytykują własny bankowo-korporacyjny kapitalizm i popierają program zrównoważonego rozwoju, ratyfikowany przez kraje członkowskie ONZ na początku lat 90-tych. Projekt opracowany w 1992 roku przez ONZ nosi nazwę Agenda 21, polska wersja ukazała się w roku 1993 w opracowaniu „Dokumenty końcowe Konferencji Narodów Zjednoczonych Środowisko i Rozwój„. Projekt ONZ pod pretekstem globalnej współpracy na rzecz ochrony planety i jej mieszkańców buduje struktury rządu światowego. „...”„Każdy lokalny organ powinien wejść w dialog z obywatelami, organizacjami lokalnymi i przedsiębiorstwami prywatnymi aby sformułować lokalną Agendę 21. W drodze konsultacji i konsensusu, władze lokalne będą uczyć się od obywateli i lokalnych grup obywatelskich, społecznych, biznesu i organizacji przemysłowych, uzyskując dane niezbędne dla sformułowania najlepszych strategii.”- Agenda 21, rozdział 28. „....”„Ziemia, ze względu na swoją unikalną naturę i ważną role jaka odgrywa w ludzkich siedliskach, nie może być traktowana jako zwykła własność, kontrolowana przez osoby prywatne, podlegające naciskom i niedomogom rynkowym. Prywatne posiadanie ziemi jest również głównym instrumentem akumulacji i koncentracji bogactwa i stąd, jeśli nie będzie powstrzymane, może się stać wielka przeszkodą w planowaniu i implementacji planów rozwoju… społecznej sprawiedliwości… a zdrowe warunki, środowisko dla ludzi może być osiągnięte jeśli ziemia jest użyta w interesach społeczeństwa jako całości. Dlatego publiczna kontrola użytku ziemi jest nieodzowna.”- Konferencja ONZ na temat Ludzkiego Osadnictwa, wstęp do „Agenda 21”, Punkt 10. „...”Jednak korzenie tej ideologii sięgają dużo dalej do 1776 roku, programu 6-punktowego Mayer Amschel Rothschilda i Adama Weishaupt’a. Jeden z punktów Weishaupta (edukacja) został szczegółowo omówiony na wykładzie prof. Piotra Jaroszyńskiego –„...” Komunistyczny rząd światowy – Aaran Russo (1943-2007) Zanim zaczniemy omawiać temat spotkania zorganizowanego przez Rothschildów przypomnijmy sobie osobę Aarona Russo, był on słynnym managerem gwiazd, hollywoodzkim reżyserem i producentem, jego filmy zdobyły 6 nominacji do Oskara i 2 nominacje do Złotego Globu. Jak większość producentów i reżyserów w środowisku Hollywoodzkim był narodowości żydowskiej, jednak wbrew panującej w Hollywood syjonistycznej propagandzie, Russo był przeciwnikiem globalizacji oraz instytucji Banku Rezerw Federalnych (FED).”...”Wielki wpływ na działalność polityczną i filmową Russo odegrała bliska znajomość z Nickiem Rockefellerem. Nick Rockefeller jest bardzo bogatym prawnikiem i biznesmenem, członkiem jednej z najpotężniejszych żydowskich rodzin na świecie mającej swoje udziały w branży bankowej, surowcowej, medycznej oraz wielu innych.Nicholas Rockefeller jest prezesem kilku międzynarodowych korporacjo oraz członkiem CFR, znajduje się na oficjalnej liście członków Komisji Trójstronnej, która wywiera wpływ na politykę rządu USA.”...”W ostatnim wywiadzie jakiego udzielił Aaron Russo przed śmiercią opowiedział on o jego bliskich, przyjacielskich stosunkach z Nickiem Rockefellerem, wspomina w jaki sposób członek rodziny Rockefellerów nawiązał z nim kontakt, jak razem spędzali czas w gronie rodzinnym oraz jak N.R. próbował go przekonać do przyłączenia się do projektu budowy Nowego Świata.Nick Rockefeller zaoferował Russo stanowisko członka Komisji Trójstronnej, poinformował go o mających nastąpić wydarzeniach po których Ameryka przystąpi do wojny z „niewidzialnym wrogiem”, którym będzie terroryzm.Walka z terroryzmem będzie pretekstem do odebrania amerykanom wolności, a jej ostatecznym celem miało być wprowadzenie osobistych identyfikatorów RFID.„...”W wywiadzie Lynn Rothschild opisała swoje bajkowe życie, m.in. jak poznała swojego męża na spotkaniu Grupy Bilderberg w 1998 roku, gdzie została przedstawiona Evelynowi przez wspólnego przyjaciela Henrego Kissingera, jak po ślubie w 2000 roku spędzili miodowy miesiąc w Białym Domu na zaproszenie urzędującej pary prezydenckiej – Clintonów oraz kilka kolejnych dni w posiadłościach królowej Anglii. W tym samym wywiadzie pojawiła się wzmianka o organizowaniu przez Lynn konferencji ale pomimo istniejącej oficjalnej strony, nie było na ten temat żadnej informacji w mediach. …..(więcej )
Ważne Potężne spadki na chińskiej giełdzie”...”Ciąg dalszy poważnych spadków na chińskiej giełdzie. W Szanghaju inwestorzy pozbywają się akcji, mimo zapowiedzi uruchomienia przez rząd Chin programu interwencyjnego. Państwowe firmy i fundusze zobowiązały się do skupu akcji, gdy indeks Shanghai Composite będzie poniżej poziomu 4,5 tys. punktów, jednak kolejne firmy zawieszają obrót giełdowy, licząc, że uda się ograniczyć straty. Tak gwałtowne spadki mogą oznaczać początek giełdowego krachu w Chinach. „...”Około 1300 przedsiębiorstw, czyli blisko połowa z obecnych na chińskiej giełdzie firm, zawiesiło notowania akcji. „Jest źle i może być jeszcze gorzej. „..”Chińska giełda traci mimo zapowiedzi skupu akcji i zamrożeniu przez rządzącą krajem Radę Państwa zamrożenia nowych debiutów. Elementem pakietu pomocowego miało być także wsparcie banku centralnego Chin dla firm, które zajmują się dystrybucją kapitału do inwestorów (a mówiąc wprost, które udzielają inwestorom pożyczek na zakup akcji), a także stworzenie dodatkowego – wartego 19 mld dol. – funduszu ratunkowego. Fundusz miał nie tylko wspierać brokerów, ale również służyć skupowaniu akcji spółek o największej kapitalizacji. „...(źródło )
„W ocenie komentatorów zahamowanie spadków, może być efektem działań władz. Ostatnim środkiem, który wprowadzono było nałożenie na największych inwestorów zakazu sprzedaży akcji przez pół roku.Dotyczy on posiadaczy pakietów większych niż 5 proc. papierów danej spółki. „..”Wstrzymane są notowania ok. 1300 spółek. „.(źródło )
listopad 2014 „Amerykańskie ETF walczą o dostęp do chińskiego (kontynent alnego) rynku akcji i obligacji o wartości 9 bilionów dolarów. Zarządzający na potęgę rejestrują nowe fundusze. Skąd ten pęd?Welcy gracze jak m.in. BlackRock, czy CSOP Asset Management w amerykańskim nadzorze zarejestrowali już prawie 40 funduszy ETF inwestujących w akcje chińskich spółek i tamtejsze papiery dłużne. To niemal sześć razy więcej niż funkcjonuje ich obecnie. W ten sposób każdy inwestor posiadający rachunek w amerykańskim biurze maklerskim będzie mógł zaangażować pieniądze w Państwie Środka, co do tej pory było możliwe tylko w przypadku kilku instytucji.”...”Jest w tym tak duży potencjał, że Chin nie można zignorować - przekonuje Patricia Oey, analityk w firmie Morningstar analizującej rynek funduszy. BlackRock, największa na świecie firma zarządzająca funduszami lansuje pierwszy amerykański ETF, który będzie bezpośrednio inwestował w akcje na giełdach w Szanghaju i Shenzhen. O uruchomienie go wnioskowała 15 września, a trzy dni później z podobnym wnioskiem do nadzorcy wystąpił CSOP, który już z Hongkongu inwestuje w chińskie akcje klasy A denominowane w walucie krajowej. 17 listopada ma wreszcie ruszyć połączenie handlowe między Hongkongiem a Szanghajem.Dzięki temu międzynarodowi zarządzający pieniędzmi będą mogli kupować chińskie akcje za13 miliardów juanów dziennie (2,1 miliarda dolarów). Jednocześnie akcje notowane w Hongkongu będą mogli kupować inwestorzy z Chin kontynentalnych.(źródło )
Mój komentarz Wiele razy pisałem o tym że realna władza na Zachodzie została przesunięta z ośrodków politycznych do dziedzicznych rodów lichwiarzy i oligarchów. Na przykładzie Chin i ich reakcji na atak na chińska giełdę dokonaną przez amerykańskich oligarchów posiadających takie instrumenty jak Black Rock widzimy jak ważny jest silny , dominujący ośrodek polityczny. Prezes Black Rock to tylko inteligentne popychadło Rockefellerów, Morganów Rothschildów. Bo to oni w końcu posiadają ten fundusz, oni podejmują kluczowe decyzje, a Flick musi je wykonać W odróżnieniu od USA i Europy , gdzie całkowicie scentralizowane giełdę kontrolują rody lichwiarzy w Chinach to rząd chin kontroluje giełdę. Lichwiarstwo musiało wskutek działań rządu Chin ponieść kolosalne straty na tej operacji . Rząd Chin bez większego trudu opanował sytuacje i na przyszłość raczej już nie dopuści do ponownej próby zdestabilizowania giełdy. Model chińskiej giełdy, na której rząd jest gwarantem stabilności powinna wprowadzić również Polska . Dodatkowo powinno się rozwijać zdecentralizowania obrotu akcjami , obligacjami , bo dlaczego ktoś, kto buduje mieszkalny, albo chce uruchomić drogą drukarkę 3d nie może wypuścić akcji, czy obligacji , tylko musi zaciągnąć kredyt u lichwiarskich banków Dzięki internetowi , czyli nadzorowi finansowemu online inwestorzy mogliby łatwo kontrolować swoje inwestycje. A my ciągle z giełdą i bankami w XIX wieku Marek Mojsiewicz
2015-08-21 Prezydent Andrzej Duda uszanował wolę ponad 6 mln Polaków
1. Wczoraj prezydent Andrzej Duda w swoim pierwszym orędziu zapowiedział, że zwróci się do Senatu z wnioskiem o zarządzenie referendum w sprawie wieku emerytalnego, obligatoryjności posyłania 6-latków do szkoły i przyszłości przedsiębiorstwa Lasy Państwowe, które chce połączyć z wyborami parlamentarnymi wyznaczonymi na 25 października. Jednocześnie poinformował, że chce uszanować wolę swojego poprzednika prezydenta Komorowskiego i w związku z tym nie będzie wycofywał wniosku o referendum zarządzonego na 6 września. Wniosek o nowe referendum zostanie skierowany przez prezydenta Andrzeja Dudę do Senatu i to senatorowie ostatecznie zdecydują czy w tych trzech ważnych sprawach, referendum ostatecznie się odbędzie.
2. Przypomnijmy tylko że ówczesny prezydent Komorowski po przegraniu I tury wyborów z Andrzejem Dudą i osiągnięciu w niej bardzo dobrego wyniku przez Pawła Kukiza (zwolennika Jednomandatowych Okręgów Wyborczych), zarządził przeprowadzenie referendum, które następnie zaakceptował Senat. To prezydenckie referendum zawierało 3 pytania: czy jest Pani /Pan za wprowadzeniem JOW w wyborach do Sejmu RP, czy jest Pani/ Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa, oraz czy jest Pani /Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika. Senat wielu wątpliwości dotyczących treści tych pytań ani zdecydowanego sprzeciwu swojego biura legislacyjnego w ogóle nie uwzględnił, marszałek Borusewicz (który teraz tak protestuje przeciwko psuciu prawa), zarządził po kilku godzinach dyskusji głosowanie i w związku z tym, że Platforma ma bezwzględną większość, referendum w kształcie zaproponowanym przez Komorowskiego zostało uchwalone.
3. Pod koniec czerwca na wiecu wyborczym w Bełchatowie kandydatka na premiera wysunięta przez Zjednoczoną Prawicę, poseł Beata Szydło zaproponowała aby do pytań referendalnych prezydenta Komorowskiego dołączyć jeszcze pytania o obniżenie wieku emerytalnego, wysyłania sześciolatków obligatoryjnie do szkoły i wreszcie przyszłości Lasów Państwowych. Przypomnijmy tylko, że we wszystkich tych sprawach miały miejsce inicjatywy obywatelskie (w sprawie 6- latków nawet dwie), dotyczące zorganizowania referendów, pod którymi podpisało się ponad 6 milionów osób. Wszystkie te podpisy po decyzjach koalicji Platformy i PSL-u zostały wprawdzie zmielone, a wnioski referendalne odrzucone w pierwszym czytaniu ale po ich ilości można wnioskować, że te sprawy naprawdę budzą ogromne zainteresowanie społeczne.
4. Prezydent Andrzej Duda zaprosił inicjatorów tych referendów do swojej Kancelarii na konsultacje podczas których usłyszał, że wszyscy oni podtrzymują ideę zorganizowania referendum w tych sprawach, pod którymi zebrali miliony podpisów. Wszystkie te trzy problemy są ciągle aktualne, co więcej coraz bardziej emocjonują opinię publiczną, ponieważ rządząca koalicja Platformy i PSL-u, coraz mocniej upiera się szczególnie przy utrzymaniu podwyższonego wieku emerytalnego i obligatoryjnego posyłania dzieci 6-letnich do szkoły. W tej sytuacji Senat, a szczególnie senacka większość należąca do Platformy, stanie przed nie lada wyborem, skoro zupełnie niedawno poparła referendum zarządzone przez prezydenta Komorowskiego w sprawach nie wywołujących specjalnego zainteresowania społecznego, to trudno chyba będzie jej odrzucić referendum w sprawach, pod którymi podpisało się ponad 6 milionów Polaków.
Prezydent Andrzej Duda uszanował wolę tych 6 milionów Polaków, co z tą wolą zrobią senatorowie Platformy, zobaczymy? Kuźmiuk
Płyńcie łzy moje, rzecze Bronisław Były prezydent Bronisław Komorowski nie umie odejść z klasą. Dobrał sobie rekordowo niekompetentnych współpracowników, przez pięć lat prezydentury nie zdobył się na najmniejszą inicjatywę i samodzielność, chyba że uznać za nie ośmieszające urząd i państwo gafy, a potem uwieńczył swą "żyrandolową" kadencję najbardziej chybioną i nieudolną kampanią wyborczą ćwierćwiecza, jeśli nie wszech czasów. Ale oczywiście przez myśl mu nie przechodzi, że wyborcza obsuwa mogła mieć coś wspólnego z jego własnymi ograniczeniami i błędami. Co to to nie. Były prezydent, odkąd stał się byłym, krąży po zaprzyjaźnionych mediach i wszędzie opowiada o tym, że padł ofiarą spisku. Spisku oraz "zorganizowanej fali nienawiści", "zaplanowanej kampanii zniesławiania", "gigantycznej akcji czarnego PR, demolowania wizerunku, niszczenia godności, przeprowadzonej z nieprawdopodobną brutalnością". Były prezydent nie przegrał wyborów. Przegrała je demokracja, "kierunek zmian wolnościowych według sprawdzonych wzorów wolnego świata europejskiego". "Zwyciężył duch nienawiści, wrogości, fanatyzmu" oraz "tradycja rokoszu i lekceważenia państwa". Wielką winę ponosi tu Kościół, który po śmierci Jana Pawła II odszedł od jego nauki, "przedłożył los zarodków ponad cud tworzenia nowego życia" i doprowadził do "klerykalizacji polityki".
Coś do zarzucenia samemu sobie? Tylko to, iż "wierzył, że prawda i racja same się obronią", i że "starał się być prezydentem wszystkich Polaków. A okazało się, że dążenie do bycia prezydentem wszystkich obywateli "nie zawsze premiuje", zaś prawda sama nie wygra z "agresją i nienawiścią", "zwłaszcza w czasach internetu". "Gdy żegnałem się z siłami zbrojnymi, urządzono mi kocią muzykę, i to wrzeszcząc w czasie hymnu narodowego. To byli ci sami ludzie, z tymi samymi transparentami, którzy w czasie kampanii wyborczej siali przeciwko mnie nienawiść na rozkaz. Do nich przemawiał prezydent Andrzej Duda na Krakowskim Przedmieściu, zwracając się: »Kochani«." "Powiesiłem w Belwederze portret Gabriela Narutowicza. Ku przestrodze!". Postać Gabriela Narutowicza w egzekwiach nad męczeństwem Komorowskiego wykorzystywana jest szczególnie intensywnie. Porównuje się z zamordowanym pierwszym prezydentem RP sam Komorowski, wyznając, co mu przyszło do głowy przy grobie Narutowicza w podziemiach warszawskiej archikatedry. Jeszcze silniej porównują Komorowskiego z zamordowanym przed bez mała wiekiem politykiem apologeci przegranego. W cytowanym tu wywiadzie Adam Michnik "patrząc na to z perspektywy analityka dwudziestolecia międzywojennego" (jak sam twierdzi) buduje pomiędzy zamordowaniem Narutowicza a nie wybraniem Komorowskiego na drugą kadencję nawet nie symetrię, a znak równości. Tak, prezydent Komorowski nie przegrał wyborów. Osiem milionów sześćset tysięcy Niewiadomskich ("tłum z Krakowskiego Przedmieścia") zamordowało go z nienawiści wyborczą kartką. Nie wiem doprawdy, czy można jeszcze wymyślić i powiedzieć coś głupszego. Ani, skoro można publicznie sadzić takie farmazony praktycznie bez niczyjej reakcji, czy jeszcze istnieje w Polsce jakakolwiek debata publiczna i jakikolwiek zdrowy rozsądek. Ale starajmy się zachowywać tak, jakby jednak istniały. Starajmy się tłumaczyć tym, którzy sobie wycierają gębę demokracją, krzycząc o zagrożeniach dla niej i wzywając do obrony, na czym demokracja polega. Ano na tym, że ludzie korzystają z prawa do oceny polityków, i jeśli ta ocena wypada negatywnie - głosują przeciwko nim. Druga kadencja prezydencka nie jest prawem naturalnym, jak prawo do życia, nie należy nawet do praw człowieka i obywatela. Jest decyzją wyborców. Demokracja polega również na tym, że w imię wolności słowa i prawa do krytyki władzy godzić się trzeba z faktem, iż niektórzy korzystają z tego prawa nieelegancko, łamiąc normy dobrego smaku, wulgarnie. Nie ma w demokracji polityka, na którego ktoś by kiedyś nie zabuczał, nie wygwizdał, nie rzucił jajem czy butem, nie wypisywał obelg albo nie robił sobie z niego chamskich żartów. Ale świat nie słyszał o przywódcy, który by się ośmieszał publicznym jojczeniem - oj, sponiewierali, panie, naurągali, a ja taki dobry, a te ludzie takie podłe, buuuu... To żałosne. Szczególnie, gdy obłudnie leje krokodyle ślozy polityk, który celował w kampanii negatywnej i całe swe polityczne istnienie opierał na ugruntowywaniu nienawiści i pogardy jednej części społeczeństwa wobec drugiej, w przekonaniu, że wybrał tę liczniejszą. A porównywać wyborczą przegraną z politycznym mordem może tylko skrajnie cyniczny propagandysta albo skończony idiota. (Na marginesie zostawmy już fakt, że legenda śmierci Narutowicza, do której z zamiłowaniem odwołuje się Michnik i cała lewica, jest zwyczajnie fałszywa. Narutowicz nie został zamordowany przez politycznego przeciwnika, tylko przez wariata, w imię szalonego planu "wstrząśnięcia narodem". Morderca, wbrew tej legendzie, nie miał afiliacji politycznych, jeśli już, był raczej piłsudczykiem niż endekiem, i to właśnie Piłsudskiego zamierzał zabić, na Narutowicza zdecydował się ostatecznie wskutek przypadku. Brutalna kampania prowadzona przeciwko prezydentowi, na tle swych czasów nie będąca niczym szczególnym, nie miała na niego wpływu.) Bronisław Komorowski odchodzi bez klasy. Już po przegranych wyborach zatrudnił w swej kancelarii dodatkowych 70 osób, czyszcząc w ten sposób budżet przeznaczony na cały rok, tak, że następca musi zaczynać od zadłużania się. Potem zwolnił wszystkich swoich protegowanych w ramach zwolnień grupowych, co nie tylko pozwoliło rozdać im wyższe odprawy, ale zgodnie z prawem uniemożliwia nowemu prezydentowi zatrudnienie na ich miejsce kogokolwiek przez najbliższy rok, poza objętymi zwolnieniem ludźmi Komorowskiego. Nie zwolnił też w porę mieszkania, tak, że nowy prezydent z rodziną mieszkać musi w hotelu. No i rzecz najbardziej skandaliczna - przed odejściem z urzędu polecił Komorowski za publiczne pieniądze wynająć dla siebie i swej rodziny mieszkanie na rok, a docelowo na pięć lat, mimo, iż oprócz domu w Budzie Ruskiej jest właścicielem dwóch lokali w Warszawie - jeden z nich wynajął na biuro kancelarii prawniczej, a w drugim mieszka jego dorosły syn, któremu z jakiegoś powodu nie poradził, żeby wziął kredyt, zmienił pracę i sam się o własne lokum zatroszczył. Żadna z powyższych informacji, podawanych przez portale internetowe i media sympatyzujące z opozycją, nie została zdementowana. Obozowi PO-PSL wystarcza, że kontrolowane przez nie media elektroniczne nie uznały żadnej z nich za wartą podjęcia, zamiast tego poświęcając całe dzienniki tak ważkim problemom społecznym, jak odgradzanie się przez plażowiczów parawanami albo zwiększona wskutek upałów groźba użądleń os. Drobny, ale znaczący przyczynek do zrozumienia, dlaczego w prezydenckim łkaniu tak istotną rolę odgrywają skargi na ten okropny, nie poddający się kontroli "wajchowych" internet. Bronisław Komorowski przegrał, bo jest politycznym nielotem, pozbawionym charyzmy, samodzielności i niezbędnych prezydentowi talentów - pięć lat temu zawdzięczał wyniesienie ponad poziom swych kompetencji Tuskowi, który wybrał osobę najmniej zdolną mu zagrozić, oraz Kaczyńskiemu, który zamiast wystawić do wyborów kogokolwiek innego, kandydował sam, nie przyjmując do wiadomości, jak wielki ma elektorat negatywny. Przegrał, bo był prezydentem PO, partii, która naobiecywała i żadnych obietnic nie dotrzymała, a teraz brnie w zaprzeczanie oczywistym faktom i szydzenie z niedożywionych dzieci, choć zawstydzającą skalę polskiej biedy potwierdzają wszelkie możliwe statystyki, od GUS i PCK po Eurostat (nawiasem - czy już potępiono należycie i wyszydzono panią Ochojską za prowadzoną od lat wspierającą propagandę Putina akcję "Pajacyk"?). Przegrał, bo uparł się wmawiać ludziom, że żyją w "złotych czasach" i że są zadowoleni. Bo wymyślił zupełnie idiotyczne referendum z bezsensownymi, pisanymi na kolanie, w nocy (jak właśnie wysypał go Henryk Wujec) pytaniami, z którego nie wynika nic, poza wsadzeniem kolejnych stu milionów złotych z publicznej kasy przysłowiowemu psu pod ogon. W najmniejszym stopniu dlatego, że prowadził nieudolną kampanię, podkreślającą wszystkie jego wady i bufonowate zachowania, a nie eksponującą nawet tych nielicznych osiągnięć, którymi by się mógł pochwalić. Ale, oczywiście, milej jest sobie wmawiać, że się padło ofiarą przemocy, zorganizowanej fali nienawiści, i w ogóle że winny jest cały świat. W sumie normalny ludzki odruch, uczciwość każe przypomnieć, że politycy PiS, na czele z samym prezesem, też po przegranych nie umieli się przed takimi żałosnymi zachowaniami powstrzymać. Tyle że wtedy i Komorowski, i PO, i wszyscy funkcjonariusze TVN, "Polityki" czy "Wyborczej" widzieli, że to żałosne. A teraz z poważnymi minami próbują wmówić swoim targetowym lemingom, że Komorowski jest męczennikiem i trzeba nad nim ronić łzy współczucia. Gdyby naprawdę byli przyjaciółmi byłego prezydenta i dobrze życzyli jego partii, powinni go raczej namawiać, by się ze swym rozgoryczeniem, obrażeniem na wyborców i brakiem klasy dobrze ukrył, zamiast jeszcze podbijać mu bębenek pochlebstwami o podobieństwie jego gorzkiego losu do Narutowicza. Rafał Ziemkiewicz
Jurgieltnicy Jak wiemy z przyrody („niedawno jeszcze parasol, jak wiemy z przyrody, był latającym gadem”) i z historii naszego nieszczęśliwego kraju, jedną z trapiących go plag, był jurgielt. Jurgielt rozpowszechnił się po „potopie” szwedzkim, który trwał wprawdzie tylko pięć lat, ale doprowadził do straszliwej dewastacji kraju. W rezultacie pojawiła się u nas warstwa społeczna, której przedtem nie było, a mianowicie „szlachta – gołota”. Byli to ludzie, którzy utracili wszelkie źródła dochodu, ale zachowali prawa polityczne, którymi natychmiast zaczęli frymarczyć. „Na parę dni przed nadchodzącym sejmikiem, ojciec mój, ja z nim wraz ze starszym bratem jechaliśmy (…) do Lublina. (…) Przebywszy most na grobli lubelskiej uderzył nasz wzrok (…) niezmierny obóz, jak koczowisko hordy Tatarów (…) Ujrzeliśmy białe namioty – szatry na kijach płachtami okryte, budy z gałęzi, przed nimi gorejące płomieniem ogniska, przy których zarzynano i pieczono na rożnach całe ćwierci wołów. A w środku to przy stołach to przy zydlach, to na ziemi w kuczkach siedzące tłumy i pożerające strawę. Inni przy beczkach piwa i miodu, przy kufach gorzałki, z wrzaskiem i hałasem, szklankami, garnkami, dzbankami raczący się trunkiem i wykrzykujący wiwaty. (…) Co to jest? - zawołał mój ojciec, spotkawszy kilku szlachty na grobli: ci odpowiedzieli: to partia podlaska naszego księcia” - pisze w „Pamiętnikach” Kajetan Koźmian. To właśnie była szlachta-gołota, której głosy można było kupić za przysłowiowy kieliszek wódki – z czego oczywiście korzystali magnaci, sami biorący znacznie poważniejszy jurgielt od ambasadorów. Wprawdzie Sejm Czteroletni pozbawił szlachtę-gołotę praw politycznych, odejmując im możliwość głosowania na sejmikach, gdzie wybierano posłów, ale szlachta-gołota wkrótce się odrodziła w nowej postaci – w postaci lumpeninteligencji, to znaczy – wykształconych, albo i niewykształconych łowców posad. Taki „wysadzony z siodła”, zbankrutowany ziemianin, przenosił się do miasta, gdzie przez znajomości i protekcję dostawał posadę w gazecie, gdzie doradzał, jak racjonalnie gospodarować i w ogóle. Ale gazeta to przecież jeszcze nic w porównaniu z urzędem. „W Urzędzie dają broń i władzę, a wkoło kraj, jak Zachód dziki!” - opisuje autor „Towarzysza Szmaciaka”. I tak oto, za sprawą „potopu szwedzkiego”, nasz nieszczęśliwy kraj do dzisiejszego dnia nie może uwolnić się od tej plagi, dzisiaj występującej w postaci Umiłowanych Przywódców, półmilionowej rzeszy biurokratów, no i oczywiście - „ludzi chałtury”, którzy dla miłego grosza gotowi są zjeść nawet gówno spod siebie. Znakomitą ilustracją stosunków panujących w środowisku szlachty-gołoty stała się wymiana zdań między panią Krystyną Jandą, co to w Warszawie prowadzi przedsiębiorstwo rozrywkowe, pretensjonalnie nazywane teatrem. Pani Janda, z jakichś powodów nie skorzystała z okazji żeby siedzieć cicho i włączyła się do kampanii straszenia mikrocefali Prawem i Sprawiedliwością. Nietrudno domyślić się, kto jest prawdziwym reżyserem tego widowiska. Na milę śmierdzi to bezpieką, która wykorzystuje sprawdzoną taktykę chronienia się przed odpowiedzialnością poprzez wskazywanie złodzieja zastępczego. Że robi to bezpieka, to oczywista oczywistość; w ramach systemowych przygotowań do transformacji ustrojowej, jeszcze w drugiej połowie lat 80-tych przystąpiła do rozkradania państwa w ramach uwłaszczania nomenklatury i rozkrada je nadal, wystawiając – jak to nazywał Lech Wałęsa - „zderzaki” w postaci Umiłowanych Przywódców, którzy temu łajdackiemu procederowi dostarczają pozorów legalności w postaci ustaw i rozporządzeń. Zatem, że bezpieka nie chce żadnej destabilizacji układu zapewniającego jej korzyści z okupacji kraju, to oczywista oczywistość. Co z tego ma, albo co z tego miała mieć pani Janda, że postanowiła opowiedzieć o swoim męczeństwie pod rządami PiS – trudno zgadnąć. Okazało się bowiem, że nie tylko jest świniowata, ale w dodatku lekkomyślna, skoro nie przyszło jej do głowy, że prawda wyjdzie na jaw. Bo oto gdy tylko pani Janda zaczęła tokować, jakie to paroksyzmy ją dotknęły za sprawą straszliwego Kaczora, co to celebrytki, a już specjalnie blondynki w rodzaju pani Jandy, uwielbia zjadać na śniadanie – oczywiście po uprzednim wymolestowaniu i tak zwanym „wymiąchu” - odezwał się pan poseł Arkadiusz Czartoryski, przypominając, jak to w latach 2003-2005, kiedy piastował synekurę wicemarszałka województwa mazowieckiego, pani Krystyna Janda była pieszczochą Prawa i Sprawiedliwości. Za sprawą tej partii mogła bowiem za niewielkie pieniądze nabyć kino „Polonia”, a w dodatku skorzystała z możliwości rozłożenia płatności na raty. Jakby nie dość było tego męczeństwa, to jeszcze PiS-owski urząd miasta wynajął w kupionym przez panią Jandę obiekcie kuluary, dzięki czemu interes zaczął sam na siebie zarabiać. Ale na tym nie koniec – pan Czartoryski wspomina, jak to Prawo i Sprawiedliwość posunęło się do jeszcze jednego małpiego okrucieństwa. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznało mianowicie interesowi pani Jandy subwencję w wysokości miliona złotych, a niezależnie od tego – władze samorządowe województwa mazowieckiego też dorzuciły jej „kilkaset tysięcy”. Ładny interes! Nietrudno zrozumieć, że poddawana tak intensywnym męczarniom pani Krystyna Janda nabrała do Prawa i Sprawiedliwości niewypowiedzianego wstrętu. Jeszcze łatwiej będzie nam zrozumieć taki niewypowiedziany wstręt, gdy wyobrazimy sobie, jakiej skali męczeństwa musiały zaaplikować jej kontrolowane przez Platformę Obywatelską oraz samorząd Warszawy i województwa mazowieckiego. Platforma Obywatelska wiadomo – mogła ja futrować z powszechnie znanej predylekcji tej partii zarówno do „ludzi chałtury”, jak i tak zwanej „sztuki czystej” - najlepiej wyrażanej w postaci sztuki mięsa z chrzanem. PiS natomiast – pewnie ad captandam benevolentiam. Niestety kierownictwo tej partii nie zna się na ludziach. Najwyraźniej liczyło na wdzięczność pani Krystyny, podobnie jak wcześniej – na wdzięczność pana Kazimierza Marcinkiewicza, pana Janusza Kaczmarka, pana Konrada Kornatowskiego, pani Elżbiety Jakubiak, czy pani Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Czy jednak jurgieltnicy poczuwają się do wdzięczności? Ani wtedy się nie poczuwali, ani teraz, co było i jest zrozumiałe, bo przecież jurgieltniccy kasjerzy nie obdarzają jurgieltników własnymi pieniędzmi, tylko pieniędzmi zrabowanymi podatnikom pod różnymi szlachetnymi pretekstami – między innymi – pod pretekstem „wspierania kultury”.
Stanisław Michalkiewicz
2015-08-22 Politycy Platformy dostali „wścieklizny” po ogłoszeniu referendum przez prezydenta Dudę
1. Po czwartkowym orędziu i ogłoszeniu przez prezydenta Andrzeja Dudę, że skieruje do Senatu wniosek o zarządzenie referendum w sprawie wieku emerytalnego, obligatoryjności posyłania 6-latków do szkoły i przyszłości Lasów Państwowych, wczoraj politycy Platformy przechodzili samych siebie, żeby wmówić Polakom, że pytania są „pisowskie”. Z samego rana konferencje prasową zwołał marszałek Senatu Bogdan Borusewicz ale szybko przeniósł ja na popołudnie, ponieważ przewodnicząca Platformy Ewa Kopacz zarządziła pośpieszne posiedzenie zarządu partii.
Po kilku godzinach narad przekaz medialny został ustalony, referendum prezydenta Komorowskiego jest dobre, bo pytania ułożył on sam, a referendum prezydenta Andrzeja Dudy jest złe, bo pytania przygotowało jego zaplecze partyjne.
2. Marszałek Borusewicz dodatkowo uznał, że pytania referendalne przesłane we wniosku prezydenta Dudy są zbyt ogólne i będzie żądał od Kancelarii dodatkowych wyjaśnień, ponadto zwróci się do Krajowego Biura Wyborczego o wyjaśnienie czy będzie ono w stanie przeprowadzić wybory i referendum w tym samym terminie. Jeszcze bardziej poirytowana wnioskiem o referendum, okazała się premier Ewa Kopacz, która oświadczyła, że czuje się wręcz oszukana przez prezydenta Andrzeja Dudę, który nie spotkał się z jej środowiskiem politycznym mimo tego, że chciało mu podpowiedzieć kilka innych pytań referendalnych. W związku z tym Andrzej Duda jest zdaniem premier Kopacz prezydentem partyjnym, a nie prezydentem wszystkich Polaków, co obiecywał w czasie kampanii wyborczej, a już na jej początku okazało się, że jest inaczej.
3. Wczoraj dwie konferencje prasowe miał marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, obydwie wprawdzie z zupełnie kuriozalnym przekazem o wyższości referendum Komorowskiego nad referendum Dudy i wypowiedziami formułowanymi tak, że słychać było wyraźnie iż ma on poważne kłopoty z językiem polskim. Podobnie dwa briefingi prasowe miała premier Kopacz, podczas których wręcz żądała od prezydenta Andrzeja Dudy uzupełnienia pytań referendalnych o kilka innych (wymieniła kwestię in vitro, rolę związków zawodowych) i przez wszystkie przypadki odmieniała jego „pisowską” prezydenturę. Pomocną dłoń do tonącej Platformy jak zwykle w takich przypadkach wyciągnęło TVN 24, minister Kamiński miał ekskluzywną rozmowę u redaktora Morozowskiego w programie „Tak jest”, gdzie przez 20 minut odsądzał Prawo i Sprawiedliwość i prezydenta Andrzeja Dudę „od czci i wiary”, a natychmiast po nim w programie „Fakty po faktach” przez blisko pół godziny gościła premier Ewa Kopacz, która wylała swoje żale znowu na PiS i prezydenta Dudę.
4. Przypomnijmy więc dlaczego prezydent Andrzej Duda zaproponował nowe referendum i ograniczył je do 3 pytań.
Otóż pod koniec czerwca na wiecu wyborczym w Bełchatowie kandydatka na premiera wysunięta przez Zjednoczoną Prawicę, poseł Beata Szydło zaproponowała aby do pytań referendalnych prezydenta Komorowskiego dołączyć jeszcze pytania o obniżenie wieku emerytalnego, wysyłania sześciolatków obligatoryjnie do szkoły i wreszcie przyszłości Lasów Państwowych. We wszystkich tych sprawach miały miejsce inicjatywy obywatelskie (w sprawie 6- latków nawet dwie), dotyczące zorganizowania referendów, pod którymi podpisało się ponad 6 milionów osób. Wszystkie te podpisy po decyzjach koalicji Platformy i PSL-u zostały wprawdzie zmielone, a wnioski referendalne odrzucone w pierwszym czytaniu ale po ich ilości można wnioskować, że te sprawy naprawdę budzą ogromne zainteresowanie społeczne.
5. Prezydent Andrzej Duda zaprosił inicjatorów tych referendów do swojej Kancelarii na konsultacje podczas których usłyszał, że wszyscy oni podtrzymują ideę zorganizowania referendum w tych sprawach, pod którymi zebrali miliony podpisów. Co więcej wszystkie te trzy problemy są ciągle aktualne, ba coraz bardziej emocjonują opinię publiczną, ponieważ rządząca koalicja Platformy i PSL-u, coraz mocniej upiera się szczególnie przy utrzymaniu podwyższonego wieku emerytalnego i obligatoryjnego posyłania dzieci 6-letnich do szkoły. Stąd taki, a nie inny kształt nowego referendum i tylko zła wola polityków Platformy powoduje, że próbują oni teraz za wszelką cenę do niego nie dopuścić, dyskredytując zarówno komitety obywatelskie, które zbierały podpisy jak i obecnego prezydenta, który nie chce pozwolić aby 6 milionów podpisów zostało ostatecznie wyrzucone do kosza. Teraz wszystko w rękach senatorów Platformy ale po wczorajszej „wściekliźnie” czołowych polityków tej partii, nie mam wątpliwości, że dostaną oni polityczną dyspozycję aby wniosek prezydenta Andrzeja Dudy o referendum bezwzględnie odrzucić. Kuźmiuk
Oświadczenie Mariana Kowalskiego z RN o zerwaniu z Kukizem „Marian Kowalski rezygnuje ze współpracy z Pawłem Kukizem. Lider Ruchu Narodowego wyjaśnia powody rezygnacji z wspólnego startu w wyborach oraz ujawnia kulisy kontaktów z Kukizem.”...” Jest koniec sierpnia, a nadal nie ma ułożonych list wyborczych. Nie możemy zbierać podpisów i prowadzić akcji promującej ten projekt polityczny „...”Wielu członków Ruchu Narodowego oraz przedstawicieli środowisk antysystemowych było zaproszonych przed komisję, którą nazywam weryfikacyjną. Te komisje miały wyłonić kompetentnych kandydatów na posłów „...'rozmowa była nawet przyjemna i merytoryczna. Z tego, co wiem, mam otrzymać miejsce, które jeśli sondaże się potwierdzą zaowocować może mandatem poselskim. Osobiście powinienem czuć się usatysfakcjonowany. Niemniej jednak od dłuższego czasu docierają do mnie niepojące sygnały z innych ośrodków. Wielu działaczy konserwatywnych, wolnościowych czy narodowych, takich eliminacji nie przeszła. Ci ludzie, którzy odważnie od lat uczestniczą w Marszu Niepodległości, choć grozi za to więzienie, są usuwani z list, a na ich miejsce wchodzą działacze partii politycznych. I to partii władzy, PO, starej lewicy , a nawet Ruchu Palikota „...”a znak solidarności z tymi ludźmi z różnych środowisk, którzy od wielu lat głoszą poglądy znienawidzone przez wrogów Polski. Nie byłbym w porządku wobec siebie, gdybym został posłem, wiedząc, że wiele osób, które mają kwalifikacje został odrzuconych. Nigdy bym sobie nie wybaczył takiego postępowania „...”Apeluje, panie Pawle ,niech ma pan odwagę wziąć do ręki długopis i stworzyć listy samemu. Albo startujemy razem, albo proszę powiedzieć, że nie ma miejsc dla nas na tych listach „...”Skoro jest na nich miejsce dla działaczy Platformy, ruchu Palikota czy ludzi starej lewicy, nie ma tam miejsca dla działaczy Ruchu Narodowego, wolnościowych i konserwatystów „..(źródło )
Jeszcze kilka dni temu..... „Paweł Kukiz wystartuje do parlamentu z Warszawy. Zajmie „jedynkę” na stołecznej liście.”...”Miłosz Lodowski rzecznik prasowy powstającego ruchu Pawła Kukiza, ujawnił „Polska the Times” jak wyglądać mogą listy wyborcze tworzone przez nowe ugrupowanie.„...”Kandydaci Polonii znajdą się na liście wyborczej w Warszawie, bo tylko na tę listę mogą głosować Polacy przebywający na emigracji „...”Mimo, że pełne listy ruchu Pawła Kukiza poznamy dopiero we wrześniu, to już dziś znamy część nazwisk. Do parlamentu startować będą m.in. przedstawiciele Ruchu Narodowego, czyli Marian Kowalski, Robert Winnicki i Krzysztof Bosak. Znajdzie się też miejsce dla polityków Kongresu Nowej Prawicy - Artura Dziambora i Jacka Wilka. O mandat parlamentarny z pomocą Kukiza, powalczy też były kandydat na prezydenta Paweł Tanajno. Ważną informacją jest fakt, że „jedynką” we Wrocławiu może zostać legendarny przywódca „Solidarności Walczącej” Kornel Morawiecki. „Kornel” koordynuje grono ekspertów skupionych wokół Kukiza.” „...(więcej )
Mój komentarz Jeśli to co mów Kowalski nie jest jakimś elementem rozgrywek wewnątrz Ruchu narodowego to zawiodłem się na Kukizie. Kukiz maila szanse rozbić układ po okragłostołowy i zburzyć mający 25 lat tradycję układ polityczny III RP i po raz pierwszy na taka skalę wprowadzić nowy element na scenę polityczną, do Sejmu . Wolnorynkowcy, narodowcy, twardzi konserwatyści mieli szansę stać się siłą współrządzącą. Jeśli i Kukiz rzeczywiście na swoich listach poumieszcza w większości jakieś lewackie mety , zrobi z Ruchu Kukiza taki śmietnik polityczny to będzie to znaczyło ,ze Układ ciągle trzyma mocno lejce w rękach Miejmy nadzieję, że to się szybko wyjaśni , bo celem tego typu zwrotu, o ile on rzeczywiście nastąpił jest zawiązanie koalicji Kukiz ,Platforma, Schetyna i zagrodzenie PiS owi drogi do władzy, i ole PiS nie zdobędzie większości Sejmowej. W tej sytuacji Kukiz zacznie być lansowany w reżimowych mediach Marek Mojsiewicz
Czas nielotów Subotnik Ziemkiewicza Reakcje władzy i jej medialnych lokajów na referendalną zagrywkę prezydenta Dudy dostarczają obserwatorowi tej samej prostej radości, co klasyczne sceny ze slapstickowej komedii – facet w ogrodzie nadeptuje na grabie i sam siebie wali trzonkiem w zęby, albo przydeptuje szlauch, zagląda do niego i oblewa się wodą... Dwa platformiane nieloty, były prezydent i marszałek Senatu, w ścisłej współpracy z równie niekumatą premier-przewodniczącą partii, podali prezydentowi Dudzie taką piłkę, że tylko głupi nie strzeliłby jej w samo okienko. Ronione teraz łzy i oskarżanie Dudy, że nie powinien korzystać z głupoty przeciwników, bo to nieładnie, tylko powiększają klęskę i żenadę. Rzecz w tym, że choć wiele argumentów przeciwko pytaniom referendalnym o wiek emerytalny, sześciolatki w szkołach i lasy, po które mogłaby sięgnąć władza, jest teoretycznie słusznych – to ta ekipa nie ma prawa ich używać, a gdy to robi, na milę bije od niej bezgraniczną obłudą i cynizmem. Wszystkie te argumenty są bowiem również argumentami przeciwko referendum Bronisława Komorowskiego i jako takie zostały wcześniej przez polityków i media PO wielokrotnie zdezawuowane. Andrzej Duda ma natomiast na podorędziu argument niezbity: sześć milionów podpisów. Ja – to znaczy, on, prezydent, może tak powiedzieć – niczego nie wymyślam. Nie napisałem sobie ze współpracownikami pytań na kolanie, w ciągu nocy, żeby były na rano do użycia w kampanii politycznej (jak według nie żadnego pisowca, tylko Henryka Wujca wyglądały narodziny referendum wrześniowego). Nie wymyśliło tych pytań żadne gremium partyjne. To były inicjatywy społeczne, pod którymi inicjatorzy zebrali setki tysięcy albo miliony podpisów i jeśli już PO, które te podpisy zmieliło, postanowiło wreszcie zacząć referenda urządzać – to właśnie te. Od razu, w poniedziałek po pierwszej turze wyborów prezydenckich pisałem, że ogłoszone przez Bronisława Komorowskiego referendum to kompletne samozaoranie. To właśnie ten głupi pomysł, a nie mityczna „zaplanowana, zorganizowana akcja czarnego PR, demolowania wizerunku, niszczenia godności, przeprowadzona z nieprawdopodobną brutalnością” zniweczył wizerunek publiczny byłego prezydenta, zbudowany na opinii o nim jako o polityku może niezbyt błyskotliwym, ale obliczalnym, poważnym i nieskłonnym do szaleństw. Pierwsze pytanie źle sformułowane, drugie tak pokręcone, że nie wiadomo, co wynika z odpowiedzi „tak” a co z „nie”, a trzecie w ogóle nie wiadomo o co i po co. Mimo to macierzysta partia Komorowskiego – prawdopodobnie nie umiejąc sobie wyobrazić skutków – udzieliła głupiemu pomysłowi pełnego wsparcia i przeforsowała referendum w Senacie, a potem jeszcze zaangażowała się w nie propagandowo, szantażując prezydenta Dudę niemożnością odwołania bezsensownej imprezy. Teraz przed PO i PSL są tylko dwie drogi – w obłudę i w groteskę. Obłudą jest powtarzanie, że to referendum „partyjne”, „wyborcze”, bo w interesie PiS. Jasne, a zachwalane przez PO i wsparte głosami PSL referendum wrześniowe to niby nie. Sam Komorowski przyznał w wywiadzie dla „Polityki”, że w zasadzie wymyślił je po to, żeby skłócić PiS z Kukizem. I na tę próbę skłócenia pójdzie 100 milionów podatniczych peelenów, podczas gdy Duda swoje – to znaczy, podchwycone od Elbanowskich i innych – referendum chce dołączyć do wyborów parlamentarnych, co koszt znacznie ogranicza. Osobną klasę w obłudzie ustanowił PSL, który za wrześniowym referendum głosował, ale je potępia, i zaapelował nawet do prezydenta Dudy by je odwołał a te sto baniek dał na cierpiących od suszy rolników. No, ale specjalnością tej partii zawsze było udawanie opozycji wobec własnego rządu przy jednoczesnym „ucapianiu” obydwoma garściami wszystkich możliwych profitów płynących ze sprawowania władzy. Natomiast groteską jest oskarżanie Dudy o partyjność (podpisy wystarczająco przed tym oskarżeniem chronią), o to, że uprawia politykę (rzeczywiście, dla polityka zarzut miażdżący) i że w ogóle jest podły tak bezlitośnie zatrzaskując pułapkę, którą nieloty z Platformy same na siebie zastawiły i same w nią wlazły. W połączeniu z ogólną strategią PO – szydzenia z wymyślonej przez siebie samą „Polski w ruinie”, straszenia Kościołem, rechotania z biedy, niedożywionych dzieci i wykluczenia społecznego, które są przecież oczywistym, zaświadczonym przez wszystkie możliwe badania i statystyki faktem, i urządzaniem gierkowskich cyrków objazdowego rządu – wszystko to zakrawa na zmyślną kampanię reklamową mojej książki omawiającej i analizującej wyborczą katastrofę PO w październikowych wyborach („Pycha i upadek”, od 18 września do nabycia w megastorach, księgarniach i salonikach prasowych). Pewnie mi państwo nie uwierzą – ale nie miałem z tym nic wspólnego. W Platformie po prostu zapanowały tzw. myśli samobójcze, od pewnego czasu robi ona wszystko co tylko może, żeby dać PiS w następnej kadencji samodzielną większość konstytucyjną. Osobiście traktuję to – będąc zagorzałym republikaninem – jako jeszcze jeden z licznych dowodów szkodliwości dyktatury. Dyktator, nawet wybitny, nie pozostawia po sobie wybitnych następców, jak pisał Dmowski. A nawet gorzej – zwłaszcza dyktator wybitny pozostawia po sobie kompletne miernoty, bo w jego cieniu nie ma prawa się nikt inny uchować. Nie trzeba się cofać do Piłsudskiego, Salazara czy Franco, wystarczy popatrzeć, z jakimi nieudacznikami u steru pozostawił swoją partię najcwańszy polityk w krótkich dziejach III RP. Ziemkiewicz
2015-08-23 Pierwszy krok na drodze budowania strategicznego partnerstwa w Europie Śr.-Wsch.
1. Dzisiejsza wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Estonii jest nie tylko pierwszą jego zagraniczną podróżą po zaprzysiężeniu ale także jak się wydaje pierwszym krokiem na drodze budowania przez Polskę strategicznego partnerstwa z krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Śp. prezydent Lech Kaczyński takie partnerstwo w czasie swej prezydentury budował, jego tragiczna śmierć ten proces niestety przerwała, a następca uznał, że tej drogi nie będzie kontynuował.
Wprawdzie nigdzie takiej zmiany nie ogłoszono ale odwrócenie się plecami od 3 państw nadbałtyckich, a także nie najlepsze relacje z takimi krajami jak Czechy, Słowacja i Węgry mimo formalnych spotkań w ramach Grupy Wyszehradzkiej, dobitnie o tym świadczą.
2. Wizyta w Estonii w dniu 23 sierpnia, a więc w kolejną rocznicę podpisania paktu Ribbentrop - Mołotow, który łamiąc ówczesne prawo międzynarodowe pozwolił Niemcom i Sowieckiej Rosji na porozumienie w sprawie zajęcia terytoriów kilku niepodległych państw w tym Polski jest aż nadto wymowna. Przypomnienie tego historycznego wydarzenia jest szczególnie aktualne w sytuacji kiedy już współczesna Rosja zajmuje zbrojnie kolejne terytoria niepodległych państw takich jak Gruzja, Mołdawia, a ostatnio przy pomocy tzw. separatystów także Ukrainy, a niektóre kraje Unii europejskiej gotowe są te aneksje zaakceptować w imię robienia interesów gospodarczych z agresorem. Spotkanie Andrzeja Dudy z prezydentem, premierem i przewodniczącym parlamentu Estonii ma także wymiar zwrócenia uwagi na problemy krajów będących wschodnią flanką NATO, coraz bardziej zagrożonych agresywnymi zachowaniami i działaniami Rosji.
3. Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Estonii rozpoczyna także jego całą serię spotkań z przywódcami prawie wszystkich krajów Europy Środkowo - Wschodniej. Ważne na tej drodze będzie uczestnictwo prezydenta Andrzeja Dudy w wielostronnych spotkaniach przywódców licznych krajów Europy ze szczególnym uwzględnieniem krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Taki charakter ma spotkanie z prezydentami Grupy Arraiolos (Niemcy, Polska, Austria, Bułgaria, Estonia, Finlandia, Włochy, Łotwa, Portugalia, Słowenia), posiedzenie grupy Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Słowacja i Czechy), mini szczyt NATO z udziałem krajów Europy Środkowo - Wschodniej w Bukareszcie którego współgospodarzem będzie oprócz prezydenta Rumunii także prezydent Polski (Estonia, Łotwa, Polska, Czechy, Słowacja, Węgry, Rumunia i Bułgaria), oraz kontynuacja spotkań w ramach Grupy Wyszehradzkiej (tym razem jego organizatorem będą Węgry).
4. Jak widać choćby z tej krótkiej bo zakrojonej tylko na najbliższe 3 miesiące agendy spotkań wyraźnie wyłaniają się 3 wektory polityki zagranicznej jaką chce budować nowy prezydent Andrzej Duda w odniesieniu do krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Pierwszy to bezpieczeństwo w oparciu o NATO, temu służą wszystkie wizyty ale szczególnie te, które mają przygotować wspólne stanowisko szeroko rozumianych krajów Europy Środkowo-Wschodniej przyszłoroczny szczyt tej organizacji w Warszawie. Drugi wektor to szeroko rozumiana współpraca regionalna zarówno z krajami nadbałtyckimi (Litwa, Łotwa, Estonia), spotkania w ramach Grupy Wyszehradzkiej ale także szerzej wszystkich nowo przyjętych krajów do UE z Europy Środkowo - Wschodniej ale także krajów wyłonionych po rozpadzie Jugosławii. Wreszcie trzeci wektor to współpraca gospodarcza w tym w szczególności energetyczna (sieci przesyłowe dla energii elektrycznej, ropy i gazu), a także drogowa i kolejowa (dla krajów nadbałtyckich szczególnie ważny jest polsko - litewski most energetyczny, czy droga Via Baltica). Wizyta prezydenta Andrzeja Dudy w Estonii jest więc pierwszym krokiem na drodze budowania tak rozumianego strategicznego partnerstwa krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Kuźmiuk
Stanisław Michalkiewicz o rozdawnictwie w kampanii: Komu dziś dać? Jeszcze dwa i pół miesiąca dzieli nasz nieszczęśliwy kraj od wyborów parlamentarnych, kiedy wyłonione zostanie nie tylko grono Umiłowanych Przywódców, którzy przez następne cztery lata będą pierdzieli w fotele w sejmie i senacie, pobierając za to od Bogu ducha winnych podatników haracz w zamian za to, że na polecenie naszych okupantów będą ich gnębić na wszelkie możliwe sposoby – ale również tak zwany rząd. Tak zwany – bo – po pierwsze – kiedy w roku 1980 punkt ciężkości władzy przesunął się w stronę tajnych służb, to już pozostał tam aż do dnia dzisiejszego. Każdorazowy „rząd” przede wszystkim musi odwdzięczyć się naszym okupantom za łaskawe powierzenie mu zewnętrznych znamion władzy i w dodatku sam nie decyduje o tym, jak ma się odwdzięczyć, tylko jest o tym informowany, niekiedy nawet w ostatniej chwili. Nikt chyba nie ma złudzeń, że pani Ewa Kopacz czy jej psiapsiółeczka Teresa Piotrowska, wystrugana z banana na ministra spraw wewnętrznych, mają jakąś władzę, skoro pani Piotrowska już drugiego dnia po nominacji zrzekła się wszelkiego nadzoru nad tajniakami. Pewnie wiedziała, że jakby się nie zrzekła, to zaraz by jej przypomnieli, skąd wyrastają jej nogi. Po drugie – że Polska, krnąbrnym piórem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ratyfikowała traktat lizboński, amputujący ogromny kawał politycznej suwerenności, a pozostałą resztkę systematycznie wypłukujący. Znakomitą ilustracją rzeczywistych możliwości tak zwanego rządu była deklaracja pana Sawickiego, ministra rolnictwa, który na suplikacje protestujących rolników odpowiedział, że napisze suplikę do Komisji Europejskiej. Taką suplikę mógłby napisać każdy z protestujących, bo pisanie suplik zaliczone zostało do podstawowych praw człowieka sowieckiego jeszcze za Stalina – o czym zaświadcza słynna czastuszka: „Ja w kołchozie urodiłaś i w kołchozie moja mat’. Ja w kołchozie nauczyłaś pisma k’ Stalinu pisać – ej, ej, Dunia ma, Dunia diewuszka maja”. Toteż pan minister Sawicki też pisze pisma „k’ Stalinu”, z tą tylko różnicą, że Stalin zmienił nazwę i obecnie nazywa się Komisja Europejska. Po trzecie wreszcie – jako że „omne trinum perfectum”, co się wykłada, że wszystko potrójne jest doskonałe – nasi bezpieczniaccy okupanci jeszcze w drugiej połowie lat 80. przewerbowali się na służbę do różnych państw poważnych – a te zależności reprodukują się w kolejnych pokoleniach ubeckich dynastii – wskutek czego Polską rządzą co najmniej trzy ubeckie stronnictwa: ruskie – obecnie, w związku z amerykańską krucjatą przeciwko Rosji, zepchnięte do głębokiej defensywy; pruskie – które desperacko walczy o zachowanie przynajmniej części dotychczas posiadanych wpływów; no i triumfujące stronnictwo amerykańskożydowskie, próbujące na tubylczej scenie politycznej dokonać podmianki, ale podmianki bezpiecznej, to znaczy – żeby wszystko zostało po staremu. Przekłada się to wszystko na narastające objawy zaostrzenia walki klasowej – o czym wspominał klasyk demokracji Józef Stalin, a co z dnia na dzień staje się coraz bardziej widoczne nie tylko w niezależnych mediach głównego nurtu, nie tylko w mediach tak zwanych niepokornych, ale również w internecie. Media bowiem – jak przenikliwie zauważył bodajże Grzegorz Braun – dzielą się na „niezależne”, to znaczy te, które słuchają Adama Michnika, oraz „niepokorne”, to znaczy te, które słuchają Adama Lipińskiego. Myślę, że w tym spostrzeżeniu Grzegorz Braun posłużył się rodzajem skrótu myślowego, bo zarówno Adam Michnik, jak i Adam Lipiński, chociaż oczywiście „ma pod sobą żołnierzy”, to jednak też jest człowiekiem „pod władzą postawionym” i przez nią jest rozliczany. Podobnie konfidenci, aktywizujący się w internecie, rozliczani są przez swoich oficerów prowadzących, więc nie tylko się uwijają, ale po rodzaju aktywności można nawet domyślić się, któremu z trzech stronnictw wysługuje się oficer prowadzący konkretnego konfidenta. Ich liczba systematycznie rośnie, co pokazuje, że cały nasz nieszczęśliwy kraj wciągany jest z wolna w Służbę Bezpieczeństwa, a także pozwala zrozumieć zagadkowe w przeciwnym razie mechanizmy rozmaitych karier. Nie można jednak powiedzieć, by jesienne wybory nie miały wpływu na osobistą sytuację może nie wszystkich obywateli, bo zdecydowana ich większość będzie po staremu bezlitośnie eksploatowana przez bezpieczniackie watahy, którym Umiłowani Przywódcy będą dostarczali pozorów legalności w postaci tak zwanych ustaw i rozporządzeń – ale niektórych – na pewno. Na przykład telewizyjnych panienek, zwanych inaczej „gwiazdami”. W stacjach prywatnych, to znaczy – w stacjach telewizyjnych, utworzonych z udziałem i za pieniądze bezpieczniackich watah, przede wszystkim – wojskowego RAZWIEDUPRa – bezpośredniego przełożenia być nie musi, natomiast w urzędówce na Woronicza – jak najbardziej. Jak wiadomo, urzędówka tym między innymi różni się od stacji tak zwanych prywatnych, że jest tam bardzo wielu dyrektorów – tak wielu, że trudno ich w ogóle policzyć. Oczywiście każdy z nich próbuje używać życia, no a – powiedzmy sobie szczerze – co to za życie bez panienek? Panienki, ma się rozumieć, nie pozwalają dyrektorom używać życia za darmo, oczekując od nich tak zwanego lansowania („a potem lansował mnie przez dwie godziny”), dzięki któremu zostają „gwiazdami”, które gdy już trochę przygasną, przepoczwarzają się w matrony, a niektóre nawet – w autorytety moralne. I słusznie – bo któż lepiej potrafi w dzisiejszych, zepsutych czasach podtrzymać moralny pion niż doświadczona bajzelmama? Oczywiście od debiutującej gwiazdy do matrony, a zwłaszcza – do autorytetu moralnego droga daleka, a lans – wyczerpujący („przez łóżek sto przechodzi szparko, stając się damą i pisarką”) – ale nawet na najdłuższej drodze trzeba postawić pierwszy krok. No dobrze – ale w którą stronę? Normalnie nie ma żadnych rozterek, ale w niepewnej sytuacji, jaka wytworzyła się w związku z jesiennymi wyborami, pojawia się to dramatyczne pytanie: komu dziś dać? Wprawdzie pan prezydent Komorowski, próbując wyjść naprzeciw tym rozterkom, stworzył mnóstwo faktów dokonanych, ale życie jest od tego wszystkiego bogatsze i stąd jaskółczy niepokój i nerwowość – nie tylko przecież w telewizyjnej urzędówce, ale wszędzie. Stanisław Michalkiewicz
2015-08-24 Miażdżący raport NIK dotyczący remontów dróg krajowych
1. W poprzednim tygodniu ukazał się raport NIK dotyczący oceny przygotowania i realizacji remontów dróg krajowych przez 7 z 16 regionalnych oddziałów GDDKiA (Łodzi, Krakowie, Wrocławiu, Szczecinie, Gdańsku i Olsztynie).
W raporcie NIK dosłownie miażdży kontrolowane oddziały GDDKiA stwierdzając między innymi, że zupełnie nie dbają one o takie ustalanie terminów prac i robót remontowych aby te nie utrudniały podróżowania i nie były przeprowadzane w porach największego natężenia ruchu na tych drogach. W efekcie dopuszcza się wykonawców remontów do zajmowania pasa drogowego w porach największego natężenia ruchu, uznając że jednymi wyznacznikami do rozpoczęcia robót są dobra pogoda i fakt aby prace nie kolidowały z innymi na danym odcinku drogi. NIK stwierdza ponadto, że internetowy informator GDDKiA o utrudnieniach wynikających z remontów dróg, zawiera często nieaktualne i nierzetelne informacje, co powoduje, że kierowcy zamiast korzystać z objazdów stoją w kilometrowych korkach. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze nieprzestrzeganie standardów antykorupcyjnych (szczególnie w oddziale łódzkim), co dopełnia fatalnego obrazu funkcjonowania oddziałów regionalnych GDDKiA.
2. Przypomnijmy tylko, że w połowie kwietnia tego roku ukazał się także raport NIK, dotyczący jakości robót drogowych realizowanych prze Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych (GDDKiA) i jej regionalne oddziały. Wtedy NIK szczegółowo skontrolowała 30 ze 124 inwestycji drogowych oddanych do użytku w latach 2008-2013 i ustaliła, że w aż 70% (22 inwestycjach) odcinków dróg wystąpiły wady i usterki (miedzy innymi spękana i nierówna nawierzchnia, niedobory asfaltu i niewłaściwie wykonana nawierzchnia bitumiczna). W prawie 1/3 kontrolowanych inwestycji wady wystąpiły w krótkim okresie (3,5-13,5 miesiąca) po oddaniu drogi do użytku, a w kilku przypadkach wady wykryto nawet przed oddaniem dróg do użytku.
3. Jeszcze cięższe zarzuty NIK sformułowała w odniesieniu do nadzorowania przez GDDKiA realizowanych inwestycji drogowych. Przez dwa pierwsze lata realizacji tych inwestycji GDDKiA w ogóle nie prowadziła monitoringu jakości robót i nie egzekwowała przekazywania informacji o liczbie i wynikach badań przeprowadzonych przez laboratoria drogowe, a w roku 2010 ten monitoring był tylko częściowy. A przecież monitoring ten miał wychwycić nieprawidłowości związane ze stosowaniem niewłaściwych materiałów i technologii do budowy tych dróg, a także wszelkie trudności wykonawców z realizacją inwestycji. Bez monitoringu wybudowano blisko 850 kilometrów dróg, a tylko z częściowym kolejne 350 kilometrów, co oznacza, że ponad 50 % dróg wybudowanych w latach 2008-2013 nie miało kontrolowanych w ogóle materiałów i technologii, które użyto do ich budowy. To grozi "wiecznymi remontami' dopiero co oddanych do użytku dróg i jak się jeździ po Polsce to można zauważyć, że remontów na drogach niedawno oddanych do użytku jest co nie miara.
4. Przy tak ogromnych patologiach związanych z budową dróg, rządząca koalicja Platformy i PSL-u, wydała w latach 2008-2013, ponad 100 mld zł na budowę dróg szybkiego ruchu i autostrad, a mimo tego nie ma i długo jeszcze nie będzie pełnego ciągu autostradowego z Zachodu na Wschód (A-2, A-4), ani z Północy na Południe (A-1). Z kolei na bieżące utrzymanie dróg krajowych (w tym remonty ), wydaje się rocznie około 3 mld zł, a więc w ciągu 8 ostatnich lat na ten cel zostało wydane aż 24 mld zł, a raport NIK obnaża tylko część patologii dotyczących wydawania tych pieniędzy. Miażdżące raporty NIK dotyczące budowy, a teraz remontów dróg krajowych, powinny wywołać zdecydowaną reakcję ministra infrastruktury i rozwoju ale w resorcie panuje głucha cisza w tej sprawie. Kuźmiuk