do trzech razy sztuka

Do trzech razy sztuka

„Przesycona tęsknotą historia naszej znajomości, zamknięta w irracjonalnie sentymentalnej melodii. Żałuję, że nigdy nie będę miała szansy zanucić Ci jej do ucha.”

Chyba każdy zna bajkę o Śpiącej Królewnie. Pamiętam jak moja mama mi ją czytała do snu i wówczas nie mogłam się nadziwić temu, jak to się stało, że główna bohaterka spała tak mocno! Przecież tak się nie dało! Rodzicielka śmiała się serdecznie i okrywała mnie kołdrą, całując w czoło, a potem z matczyną czułością i typowym dla siebie poczuciem humoru, odpowiadała, że może Księżniczka troszeczkę udawała, jak przystało na kobietę i czekała na wybawienie przez ukochanego mężczyznę. Ja wtedy z dumą informowałam, że w takim bądź razie, też zasnę na bardzo długo i będę czekała na swojego rycerza. Choć był to tylko niewinny żart i to w pełni nieświadomy, wpadłam dosłownie, jak śliwka w kompot. Jednak powiedzenie: ‘Uważaj, o co prosisz, bo możesz to dostać’, nie było zwykłą przestrogą i spotkał mnie podobny los, jak bohaterkę mojej ulubionej baśni, tyle, że na mnie nikt nie czekał. Mnie przystojny i seksowny książę, nie miał obudzić swym pocałunkiem.

Często mówi się, że w ówczesnym społeczeństwie egzystuje taka postać, której losy krzyżują się z niesamowitym księciem. Ja nie do końca dawałam temu wiarę, ale gdzieś po drodze stwierdziłam: czemu nie? Przecież jak kochać to księcia, jak kraść to miliony! Tak, więc czekałam na mojego jedynego, lecz on najwyraźniej nie zamierzał się pojawić. Więc wzięłam sprawy w swoje ręce, dosłownie. Choć nigdy nie uważałam się za księżniczkę, to wierzyłam w przeznaczenie. Chciałam mieć, chociaż to złudne poczucie, że kiedyś i mnie dosięgnie szczęście. Nigdy nie byłam wytworna i grzeczna. Wręcz przeciwnie. Bywałam głośna, sarkastyczna i uparta, ale nie czyniło to ze mnie złego człowieka. Nadzieja matką głupich, można rzec, ale tak naprawdę tylko to mi pozostało.

Choć minęło tyle lat, od powstania tej pięknej, acz wzruszającej historii, która, jak to przystało na baśń, kończy się happy endem, każda mała dziewczynka słucha jej z zapartym tchem. Nigdy mnie to nie dziwiło. Kochałam tę opowieść i być może, dlatego tak mocno pokładałam wiarę w tym, że mój jedyny w końcu mnie odnajdzie i będziemy razem na zawsze. Chciałam śnić o nim dalej i wierzyć, że kiedyś stanie się jawą, niestety dokładnie wiedziałam, w jakim stanie się znajduję i nie było to do końca możliwe. Jednakże moja iskierka nadziei zawsze się tliła, dzięki czemu miałam szansę wyzdrowieć.

Mieliście kiedyś tak, że spotkaliście pewną osobę i sprawiała ona wrażenie, waszej bratniej duszy? Od pierwszego kontaktu wzrokowego, zdawało wam się, że to ktoś niezwykle ważny i jesteście w stanie ofiarować jej wszystko, co posiadacie? Swoje serce, czas i wszelką uwagę?

Ja tak miałam. Niestety on nie był prawdziwy. Wyimaginowałam sobie go, tak, aby nigdy mnie nie zranił. Aby był przy mnie do końca, podczas tej ciężkiej drogi, jaką musiałam przebyć. Wiecie jak to jest z ludźmi. Przychodzą, przyzwyczajają, a potem odchodzą. Nie chciałam cierpieć w ten sposób, dlatego najbezpieczniej było wymyślić sobie moją druga połówkę. Bez zbędnych obietnic przyjaźni po wieki, czy nawet przesadnych deklaracji miłości.

Ostatnimi czasy, nie należałam do zbyt wylewnych osób. Niezwykle dziwne było dla mnie, przytulanie obcych osób i używanie tego miłego głosiku mówiącego: ‘Cześć, kochanie, co u ciebie słychać?’ Żenada. Czyż nie powinniśmy kierować tych słów do kogoś wyjątkowego? Bardzo ważnego w naszym życiu? Zamiast tego szastamy zwrotami na prawo i lewo, przez co stają się one beznamiętne i pozbawione prawdziwości. Ja chciałam w moim życiu czegoś głębszego. Wiedziałam, że jeśli powiem komuś ‘kocham cię’, albo nawet głupie i proste ‘lubię cię’, będzie to miało znaczenie. Nie tylko dla mnie, choć może nawet przede wszystkim, dla osoby, do której skieruję owe wyznanie. Niestety życie nie było tak szczere, jakbym tego chciała, ponieważ ludzie mówiąc dobre rzeczy, starali się zamaskować wszystko, co złe. To spowodowało erę kłamstw i pozorów w mojej egzystencji.

Zawsze zastanawiałam się, co takiego konkretnego dzieje się, że ludzie oraz otaczająca mnie rzeczywistość, stają się zepsuci? Nigdy nie dostałam prawidłowej odpowiedzi. Bo tak naprawdę jej nie było. Na zło tego świata złożyło się wiele rzeczy. Egoizm, władza, pieniądze –to tylko podstawowe grzechy śmiertelnika. Jednak z perspektywy czasu, stwierdziłam, że nie ma sensu walczyć z systemem, choć był i jest do chrzanu, nie miało to najmniejszego celu. Co ma być, to będzie, a ja nie musiałam przykładać się do tego, aby być jedną z wielu. Dlatego też postanowiłam być sobą, w najbardziej zwyczajny sposób, jaki tylko mógł być. To mi dawało poczucie, że jestem w pełni normalna i potrafię egzystować w tym świecie.

Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo żałuję, że nie doszłam do tych wniosków znacznie wcześniej. Kiedy teraz jestem w tym szpitalu, dzień przed Wigilią, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że nie dostałam takiej szansy, która pozwoliłaby mi przeżyć tak mojego życia, żebym mogła powiedzieć: naprawdę byłam szczęśliwa. To takie żałosne z mojej strony, aby robić coś takiego tuż przed świętami. Jakby to miało cokolwiek zmienić. Niestety nie zmieni, ale jeśli jesteście ciekawi mojej historii, poświęćcie trochę uwagi tej dziewczynie, która właśnie leży w tym szpitalnym łóżku, blada niemal jak płatki śniegu na dworze i pogrążona we śnie, niczym Śpiąca Królewna.

Nie wiem czy słyszeliście o śmierci klinicznej, czy odłączeniu duszy od ciała, albo o podobnym gównie, ale jestem w zbliżonym stanie. Teraz jestem czymś dziwnym, duchem, zjawą… cokolwiek, nieważne. Sama jeszcze tego nie rozgryzłam. W każdym bądź razie, jestem świadoma wszystkiego, ale nic nie mogę zrobić. Słyszę rozmowy, odczuwam zapachy, a nawet jestem świadoma czyjegoś dotyku, jednak nie jestem w stanie odpowiedzieć, ani nawet dać znać, że wszystko do mnie dociera. Jedyne, co mi tak naprawdę pozostało, to wyobraźnia i halucynacje, przez co nie do końca czuję się teraz normalna.

Ale zacznijmy od początku. Nazywam się Patt. Wiem, mało kobiece imię, ale cóż, nie był to mój wybór. Mam dwadzieścia pięć lat i leżę w śpiączce w szpitalu, po operacji mózgu. Aktualnie mamy dwudziesty trzeci grudnia dwa tysiące trzynastego roku i powoli umieram. Wiem, że nie mogę być wiecznie w takim stanie, dlatego też pewnie któregoś dnia mnie odłączą, jeśli nie wymyślę sposobu, aby się obudzić. Jak już mówiłam, system jest do kitu i nic nie mogę z tym zrobić.

- Cześć, Patt –słyszę głos mojego przyjaciela. –Jak tam dziś się czujesz? –pyta swoim australijskim akcentem, przez co wewnętrznie szczerzę się niemiłosiernie. –Wyglądasz dobrze, więc zgaduję, iż wygodnie ci tu.

- Nie, nie jest mi wygodnie –odpowiadam i wywracam oczami, ale mimo to nadal się uśmiecham. Znaczy w myślach to robię, bo moje ciało po prostu leży bezwładnie. Wiem, że mnie nie słyszy, ale lubię mieć tą złudną nadzieję, że może kiedyś uda mi się z nim nawiązać kontakt.

- Piękna pogoda na zewnątrz –mówi lekkim tonem i choć nie widzę jego twarzy, wiem, że uśmiecha się kącikiem ust. –Założę się, że uwielbiasz zimę i Boże Narodzenie. Ja w sumie też lubię –podchodzi do okna i patrzy na pokryte śniegiem dachy oraz ulice w zadumie. –Wiesz, kolędy, kolacja wśród najbliższych i prezenty. Moja mama zawsze piecze piernik, tylko dla mnie –śmieje się i siada na fotelu przy moim łóżku. –Uwielbiam to ciasto, bez niego nie ma świąt. Kiedyś, kiedy byłem młodszy, pomagałem robić ciasteczka w różnych kształtach, a potem wieszałem je z siostrą na choince. Wszyscy śmiali się ze mnie, że zamiast zajmować się bardziej męskimi rzeczami, ja bawię się w dom z babcią i siostrą. Ale to sprawiało mi radość. Ten zapach przyprawy korzennej w całym mieszkaniu, w tle Cicha noc i ten rozgardiasz związany z kolacją wigilijną, to były oznaki zbliżającego się święta. Pamiętam podekscytowanie tą magiczną nocą, jakby posiadała ona w sobie jakieś nadprzyrodzone moce i sprawiała rzeczy niemożliwe –czuję, jak dotyka mojej dłoni i pod powiekami widzę jego zatroskaną twarz. –Chciałbym, abyś się obudziła –mówi szeptem.

- Ja też –uśmiecham się smutno, walcząc z łzami. –Ale wiem, że jeśli się obudzę, ciebie nie będzie przy mnie. Jesteś moją halucynacją, wytworem mojej wyobraźni, mojego chorego mózgu.

- Walcz, dziecino –całuje moją dłoń, przez co czuję ciepło w okolicy serca. Jest mi dobrze, kiedy to robi. Odczuwam spokój i troskę bijącą od niego, ale mimo to nie mogę pozbyć się guli rosnącej w gardle. Za wiele dla mnie znaczył i nie chciałam go stracić.

- Matt –wypowiadam jego imię i tak bardzo pragnę dotknąć jego twarzy naprawdę, a nie tylko w swoim umyśle.

- Wrócę jutro –całuje mnie w czoło i odchodzi.

Czuję, jakbym miała się rozpaść na kawałki, co jest surrealistyczne, bo leżę przykuta do łóżka. Ponadto, owy mężczyzna nawet nie istnieje. Stworzyłam go sobie w głowie, nadając odpowiednie cechy, aby mnie pokochał i był przy mnie, w takich chwilach jak ta, ale nawet on mnie teraz opuszcza. Wiem, że wróci. Zawsze dotrzymuje obietnic, ale to nie powstrzymuje mojego lęku.

Staram się uspokoić. Biorę głęboki –wyimaginowany –oddech, bo przecież w rzeczywistości nic nie mogę zrobić i staram się nie myśleć o tym. Może skoro znowu jestem sama, posłuchacie, od czego to się zaczęło? W końcu i tak nie mam nic do roboty.

Zaczęło się to piętnastego maja dwa tysiące trzeciego roku.

- Tato, naprawdę nic mi nie jest –powtarzam wywracając oczami. –Po prostu zrobiło mi się słabo. Jest ciepło, więc się nie dziw.

- Uderzyłaś się w głowę, jedziemy do szpitala. Bez dyskusji –mówi stanowczym tonem i otwiera ostentacyjnie drzwi od granatowego merca.

- Wielce mi, co –irytuje się podnosząc głos. –Wydawało mi się, że widziałam coś i dlatego się zagapiłam, a potem z tego upału zrobiło mi się gorąco i zemdlałam.

- Patt, zrób mi tę uprzejmość i wsiądź do auta, kiedy cię proszę –ojciec mówi spokojnie, ale po chwili milknie. –Co masz tutaj z boku? –dotyka mojej głowy z prawej strony. –To krew, w tej chwili jedziemy do szpitala.

- Krew? –dotykam lekko pulsującego miejsca i czuję, jak lepki płyn zaczyna ściekać mi po szyi. –Cholera, niedobrze mi –mamrocze widząc czerwone palce i osuwam się ponownie na ziemię.

Budzę się na urazówce, kiedy ktoś mało delikatnie goli mi bok głowy.

Zaraz, chwila.

- Zostaw moje włosy! –wrzeszczę na kobietę.

- Spokojnie –mówi i unosi ręce do góry. –Masz ranę na głowie i potrzebne jest szycie.

- Ale ja mam bal za kilka tygodni! –krzyczę i staram się usiąść. Zauważam mojego zatroskanego ojca i zwracam się do niego. –Nie pozwól jej tego zrobić –proszę z mina zbitego psiaka.

- Patt, nie możesz paradować sobie z dziurą w głowie –mówi racjonalnie, ale nie chcę tego słuchać.

- Nic mi nie jest! –wyrywam sobie z ręki kroplówkę i chcę wstać, ale kobieta przytrzymuje mnie.

- Postaram się zaszyć ranę jak najstaranniej, abyś nie straciła dużo włosów –mówi spokojnie utrzymując ze mną kontakt wzrokowy, wiedząc, że ma nade mną przewagę. –Teraz opowiedz, co się stało.

Wzdycham ciężko i mam ochotę wyjść stąd, ale ponownie kładę się na łóżko.

- Szłam z tatą do auta i zobaczyłam coś dziwnego –skrzywiła się. –Jakiś facet biegał po parku w przebraniu mikołaja, tyle, że nie miał spodni i zaczął śpiewać kolędy. Zastanowiło mnie to, gdyż mamy maj i zapytałam tatę, czy go widzi, ale on powiedział, że nie. Kiedy spojrzałam na tamto miejsce ponownie, już go nie było. Na ławce był tylko prezent ładnie zapakowany. Potem poczułam, że robi mi się duszno i momentalnie zrobiło mi się słabo. Uderzyłam zdaje się o barierkę, a potem o chodnik –skrzywiła się. –Swoją drogą, niezłe prochy tu dajecie, że nic nie czuję –kiwam głową z aprobatą, co nie do końca jest dobrym pomysłem, bo laska obok, właśnie goli mi głowę brzytwą.

- Zrobimy ci kilka badań, zaszyjemy rozcięcie i powinno być okej –lekarka uśmiecha się i bierze do pracy. –Zaraz zabiorą cię na rezonans, a ja w tym czasie chciałabym porozmawiać z panem –zwraca się do ojca, a ten potakuje.

- Powinieneś coś zjeść, albo, chociaż wody się napić –mówię z lekkim śmiechem. –Jesteś zielony, chyba nie puścisz pawia, co?

- To nie jest zabawne, Path1 –pieszczotliwie zdrabnia moje imię, dzięki czemu znowu czuję się jakbym miała cztery latka, a tata obroni mnie przed wszelkim złem tego świata. Razem z siostrą wymyślili mi tę ksywkę, która była nawiązaniem do mojego charakteru. Było to głupie, ale lubiłam ją.

- Wiem, wiem –wywracam oczami i uśmiecham się do niego. –Kocham cię.

- Ja ciebie też –chwyta moją dłoń i delikatnie głaszcze.

- Gotowe, młoda damo –mówi lekarka. –Czas na resztę badań.

Czuję się lekko odrętwiała, ale jakoś daję radę wstać i udać się w wyznaczonym kierunku. Obok mnie jakaś stażystka próbuje nawiązać rozmowę, ale nie mam na to ochoty. Chyba przez te proszki jestem lekko przytłumiona.

W końcu po całej wieczności, udaje mi się powrócić do ojca, który ma niewyraźną minę.

- Spadajmy stąd –mówię z lekkim uśmiechem. –Mam już dość tego okropnego miejsca.

- Niestety kochanie, ale musisz zostać na obserwacji –mówi cicho.

- Daj spokój, tato –wywracam oczami. –Już zaszyli mi dziurę w dyni, więc poradzę sobie i mózg mi nie wypłynie.

- Patt –patrzy na mnie przestraszony –musisz zostać.

- Coś nie tak? –pytam marszcząc brwi. –Co się dzieje?

- Podejrzewają, że jesteś poważniej chora, niż na to wygląda –mówi spokojnie, choć wiem, że jest cholernie zdenerwowany. –Jestem pewien, że to nic takiego, ale muszą być pewni.

- Czego? Co mi niby jest?

- Możesz mieć guza mózgu –patrzy mi głęboko w oczy i kładzie ręce na ramionach.

- Tylko dlatego, że się wywaliłam, albo widziałam jakiegoś świra?! –krzyczę. –Ludzie są bardziej walnięci ode mnie i jakoś nikt im nie każe robić tych bezsensownych badań, ani zostawać w tym paskudnym szpitalu!

- Kochanie, wiem, że się boisz, ale jestem pewien, że to tylko fałszywy alarm –uśmiecha się pocieszająco i przytula mnie.

- Więc wracajmy do domu –szepczę. –Nie chcę tu zostać.

- Wiem, kochanie.

- Przepraszam, mogę pana na chwilę poprosić? –pyta pielęgniarka. –Musi pan podpisać kilka dokumentów.

- Oczywiście –odpowiada i głaszcze mnie po policzku. –Nie martw się króliczku, wszystko będzie dobrze.

Siadam na krześle i jedyna, na co mam ochotę to krzyk. Podkulam nogi pod siebie i obejmuję kolana ramionami. Boję się skanów rezonansu i tego, czy będzie na mnie wydany wyrok śmierci. Cholera, mam dopiero piętnaście lat. Za kwartał mam rozpocząć liceum. Obrać swoją ścieżkę w życiu, a potem rozpocząć studia i ułożyć sobie życie. To takie popieprzone i surrealistyczne. Jeszcze kilka godzin temu kupowałam sukienkę na bal i obmyślałam dodatki, a tu nawet mogę nie dożyć końca roku szkolnego!

- Patt, gdzie twój tata? –pyta lekarka z urazówki, która szyła mi głowę.

- Pielęgniarka go wezwała –mówię i mój głos brzmi obco.

- Sala dla ciebie już jest niemal gotowa –głaszcze mnie po ramieniu i posyła mi współczujący uśmiech. Wtedy dostrzegam w dłoni wielką, szarą kopertę. Wyniki. –Jestem pewna, że dogadasz się z innymi na oddziale.

Więc jednak jestem chora. Czuję jak krew odpływa mi z twarzy, więc zamykam oczy i opieram czoło o ramiona. Cichy szloch wyrywa mi się z piersi, ale łzy nie płyną. Myśli kłębią mi się, ale nie jestem w stanie sklecić jakiegoś sensownego zdania. Boże, czy ja umrę? Przemyka mi przez myśl i wtedy podnoszę głowę.

Nie, nie mogę. Jestem za młoda na to. Wstaję z miejsca i idę w kierunku stołówki, gdyż potrzebny mi cukier. Na korytarzu widzę chłopaka z rozciętym łukiem brwiowym, który czeka na kolejkę do urazówki.

- Co to, dzień nieudacznika? –pyta wskazując na mój plaster za uchem. Odwracam się do niego niechętnie i patrzę z grymasem.

- Raczej dzień spotkania z idiotą –odpowiadam.

- Co ci się stało? –pyta. –Biłaś się z jakąś laską? –uśmiecha się szeroko i wiem, że wyobraża sobie Bóg wie, co.

- Nie jestem tak tępa jak poniektórzy –patrzę na niego wymownie.

- Ja działałem w afekcie, więc… -zawiesza głos bezradnie, wzruszając ramionami. –To, co się stało?

- Upadłam –mówię swobodnie. –Teraz czekam na wyniki –przygryzam wargę i siadam obok niego. –Tamten drugi wygląda gorzej? –pytam z małym uśmiechem.

- Właściwie nie –krzywi się lekko i patrzy mi prosto w oczy. Boże, ale ma piękny kolor tęczówek. Lazurowy błękit. Zawsze marzyłam o takim. Powoli tonę w nich, a kiedy to zauważa uśmiecha się zawadiacko. Natychmiast przerywam kontakt wzrokowy i odchrząkam.

- Więc, co doprowadziło do tego, że tu jesteś? –pytam, aby nie myśleć o jego oczach, ani bliskości. Koleś zdecydowanie za bardzo mnie pociąga, a to dość rzadko się zdarza. W dodatku, kurczę, ja go nawet nie znam!

- Bunt –szczerzy się i moje serce robi fikołka. –Starzy chcą wyprowadzić się, a mi się nie uśmiecha zmieniać otoczenie. Oni sobie wymyślili piękną historyjkę i ja do niej niestety nie pasuję.

- Hm –udaję, że się namyślam. –W sumie nieźle radzisz sobie w tym oporze. Ciemne spodnie, czarna koszulka jakiejś kapeli, która pewnie gra jakieś mroczne brzmienie, potargane włosy i skórzana kurtka. Jestem pod wrażeniem –kpię. –A ta bójka –klepię go po ramieniu i udaję, że zaimponował mi –stary, pokazałeś im, kto tu rządzi.

- Zabawne –wywraca oczami i uśmiecha się kącikiem ust. Podoba mi się, gdy to robi.

- Więc jaka jest twoja przyszłość? –pytam szczerze zaciekawiona.

- Mam być prawnikiem, lekarzem, albo strażakiem –uśmiecha się.

- Świetlana przyszłość –ironizuję. –Nie masz celu?

- Nie, staram się go dopiero znaleźć –patrzy na mnie i przez chwilę się waha. –A co z tobą?

- Nie wiem –nagle dociera do mnie, że wszystkie moje plany mogą spalić się na panewce. Spuszczam głowę w dół i staram się opanować nadchodzący atak paniki.

- Twój ojciec cię szuka –mówi pielęgniarka, ja po chwili podnoszę się. –Łóżko jest już gotowe.

- Miło był cię poznać… -zawieszam się i krzywię.

- Matt –mówi z lekkim uśmiechem i ujmuje moją dłoń. Jest duża, silna i ciepła, choć właściwie męska, lepiej ją opisuje.

- Patt –przedstawiam się, na co on wybucha serdecznym śmiechem.

- Świetnie się dobraliśmy –nadal nie cofa ręki, przez co czuję dziwne i przyjemne ciepło.

- Muszę wracać, czas na mnie –mówię i wykrzywiam usta w grymasie.

- Zostajesz tu? –dziwi się. –Coś sobie zrobiłaś, oprócz tego? –pokazuje na plaster.

- Szukają jakiegoś guza pod kopułą, czy czegoś –śmieję się, ale on od razu mnie rozszyfrowuje i patrzy na mnie zmartwiony.

- Przepraszam, za to, co na początku powiedziałem –wstaje i zrównuje się ze mną. Jest znacznie wyższy niż przypuszczałam.

- Nie lituj się nad umierającą –używam specjalnie sarkazmu, aby nie pokazać, jak bardzo się denerwuję.

- Nie umrzesz –mówi pewnym tonem i patrzy mi prosto w oczy. –Nie możesz tego zrobić –głaszcze mnie po policzku i uśmiecha się zawadiacko. –Jeszcze się spotkamy, księżniczko –lekko całuje moje usta i wchodzi do zabiegowego. W progu odwraca się, aby zbadać moją reakcję i jest dokładnie taka jak zamierzał. Stoję wryta w ziemię, niezdolna wypowiedzieć nawet słowa. Wtedy on puszcza mi oczko i znika za drzwiami.

Miał rację, nie umarłam. Jednak nie mogłam dojść do tego, czemu ten chłopak wywarł na mnie tak wielkie wrażenie. Zapamiętałam jego cudowne oczy, lekki akcent i zawadiacki uśmiech. Choć nigdy więcej go nie spotkałam, to z pewnością mogę powiedzieć, że długo marzyłam o znalezieniu kogoś takiego, nawet przez te ostatnie dziesięć lat. Ujął mnie wieloma rzeczami i wtenczas rozpamiętywałam cała w skowronkach tamto spotkanie. Być może dzięki niemu nie myślałam o zbliżającej się operacji? Był moją odskocznią i wierzyłam, iż kiedyś spełni swoją obietnicę i ponowienie nasze drogi się skrzyżują.

W mojej wyobraźni był księciem. Właściwym mężczyzną, po nieudanych związkach i wielu rozczarowaniach, co do ludzi. Wiem, że jestem naiwna, jednak nie powstrzymałam tych fantazji, nawet teraz, a może zwłaszcza teraz. Kiedy mój guz powrócił, Matt, tym razem ten dorosły, był moją odskocznią. Wymyślając sobie przyjaciela, było mi łatwiej. Choć nie mógł mnie przytulić, tak jakbym chciała, to i tak czułam jego obecność. Uwielbiałam, kiedy mnie nawiedzał i opowiadał coś swoim kojącym głosem. Od czasu do czasu gładził moją rękę, całował w czoło, albo w nadgarstek. Choć były to tylko odczucia związane z moim mózgiem i nie działy się w rzeczywistości, dla mnie miały ogromne znaczenie, ponieważ nikt nigdy tak się o mnie nie troszczył, jak właśnie on. Czułam się przez niego kochana i dlatego nie pozwoliłam mu odejść. Jest jedynym facetem, na którego kiedykolwiek mogłam liczyć, a uwierzcie mi przez te dziesięć lat, wcale nie stroniłam od randek.

- To, z którym tym razem się spotkasz? –pyta moja siostra oblizując łyżeczkę z lodami truskawkowymi. –Założyłaś seksowną kieckę –porusza figlarnie brwiami, a ja szczerzę się. –Mam nadzieję, że nie z Mokrym Fredem –krzywi się.

- Nie, nie z nim, broń Boże –udaję przerażenie. –On jest zbyt… mokry –śmieję się głośno, a Claire mi wtóruje. –To mój nowy kolega Chris, idziemy razem na studniówkę –obracam się, aby w pełni przyjrzała się mojej sukience, może nieco za krótkiej, ale to tylko detale, bo jest niesamowita. –A dziś jest nasza pierwsza –namyślam się chwilę –no dobra, druga randka.

- Aż się boję zapytać, jaka była pierwsza –śmieje się z pełna buzią, a ja trącam ją w ramię.

- Nie bądź taka wścibska –pokazuję jej język i cicho szepczę –schowek na miotły.

- Wiedziałam, że ta malinka jest świeża! –krzyczy podekscytowana, a ja zamykam jej usta dłonią.

- Szalona, spokojnie –kręcę lekko głową. –Jeśli ojciec się dowie, w życiu nie puści mnie na studniówkę z nim, a tym bardziej na randkę.

- Nie no nie na bal to cię puści, wyluzuj bananowca –nabiera koleją porcję lodów na łyżeczkę i wywraca oczami.

- Wiesz jak to mówią: studniówka przeruchana, matura zdana –puszczam jej oczko, na co krztusi się.

- Boże, dobrze, że ojciec nie słyszy jak bardzo mnie deprawujesz –mówi udawanym oburzonym tonem.

- Och zamknij się, nie jesteś lepsza z JJ’em! –wytykam.

- Ale my jesteśmy już razem ponad rok, więc możemy się obściskiwać. To normalne –wzrusza ramionami. –A ty cały czas przebierasz w facetach.

- Szukam mojego jedynego –wzruszam ramionami bezradnie. –Nie każdy ma księcia, jak na tacy. Niektórzy muszą być cierpliwi.

- Ty i cierpliwość, bitch please –patrzy na mnie z politowaniem. –Nie moja wina, że szukasz ‘tego’ faceta –poprawia się na łóżku i robi tą dziwną minę, przez co wiem, że szykuje się do swojego wielce mądrego i refleksyjnego przemówienia.

- On istnieje –ucinam wszelkie spekulacje.

- To, po co umawiasz się z innymi, skoro czekasz na niego? –zadaje pytanie, które od dawna mnie nurtuje. Uch, cholerne młodsze siostry! Istny wrzut na dupie!

- Nie chcę być sama –mówię lekko się krzywiąc. –Bywam trudna w obyciu na stałe.

- Bo jesteś szurnięta –śmieje się głośno i odkłada pusty pojemnik na szafkę nocną.

- Chrzań się odpadzie genetyczny –rzucam w nią szczotką do włosów, ale oczywiście pudłuję. –To ich wina, nie umieją mnie zatrzymać na stałe –jęczę. –Wszystko jest fajnie do czasu, a potem nie ma to sensu.

- Dla ciebie nic nie ma sensu, jeśli chodzi o uczucia –wypomina mi. –Nie możesz wszystkich karać za to, że kilka osób zachowało się wobec ciebie nie fair. Na świecie jest ponad sześć miliardów ludzi i wyobraź sobie, że nie wszyscy są do bani. Statystycznie mamy przyjaciela siedem lat, a znajomości, które wydają nam się bez sensu, mają najtrwalszy fundament.

- Och dzięki za wykład, Wikipedio, ale darujmy sobie te statystyki –wywracam oczami. –System jest do bani, dlatego lepiej nie identyfikować się z całą populacją. Lepiej być jedynym w swoim rodzaju. Pamiętaj o tym, w liceum.

- Jesteś niemożliwa –kręci głową i daje za wygraną. –Idź już do tego swojego kochasia, niech przynajmniej zafunduje ci coś przyjemnego, żebyś się tak nie spinała. I tak na marginesie –mówi, gdy jestem przy drzwiach –jesteś ułomem emocjonalnym. To choroba i trzeba ją leczyć!

- Też cię kocham! –krzyczę, gdy już jestem na schodach i po chwili słyszę jej wesoły rechot, co wprawia mnie w lepszy nastrój.

Claire jest ode mnie dwa lata młodsza, ale czasem czuję, jakby ta granica wieku, w ogóle między nami nie istniała. Być może, dlatego, że zawsze była tą poukładaną i mającą sprecyzowane plany na przyszłość, córeczką? Tak, to może być ten powód. Ja odkąd wycieli mi tego paskudnego guza, zapragnęłam spróbować wszystkiego i to w dosłownym znaczeniu tego słowa. Uprawiałam lekkoatletykę, interesowałam się muzyką, zwłaszcza tą starą, chodziłam na dodatkowe fakultety, aby dowiedzieć się więcej o komputerach, gdyż świat fantastyki i grafiki komputerowej, totalnie mnie wciągnął, a także posiadałam wielu znajomych. Chciałam wykorzystać mój czas jak najintensywniej, aby potem powiedzieć, że spróbowałam wielu rzeczy i niczego nie żałuję.

Nie powiem, taka filozofia miała sens, ale koniec końców pomyliłam się. Stałam się robotem, który nie miał uczuć. Wiecie jak to jest z dużą paczką, która liczy i dziewczyny i chłopaków. Zazdrość, kłamstwa i jakieś insynuacje. Przestało mnie to bawić i zadałam sobie sprawę, że to nie było do końca dla mnie. W relacjach z ludźmi chodziło mi przede wszystkim o szczerość i dobrą zabawę, ale nie dostałam tego. W sumie nie czułam się tam sobą, więc dałam sobie spokój z systemem. Tam wszystkie emocje były w pełni zaplanowane. Kiedy cała paczka się śmiała, ja również, kiedy coś się stało, ja także wyrażałam zainteresowanie, dlatego po pewnym czasie uciekłam w wirtualny świat. Projektowanie gier i tej innej rzeczywistości, było dla mnie odskocznią i wiedziałam, że to jest mój kierunek. Byłam ambitna i pracowita, dlatego wiedziałam, że osiągnę w tej dziedzinie sukces i wcale się nie pomyliłam. Stało się tak, gdyż nie pasowałam po prostu do tych ludzi. Po pewnym czasie przestały mnie bawić ich tandetne żarty, a licealni chłopcy stracili na atrakcyjności. Wydawało mi się to po prostu głupie, więc kiedy zakończyłam etap liceum wzięłam życie we własne ręce i to dosłownie.

- Patt, jesteś pewna, że dasz sobie radę? –pyta ojciec marszcząc czoło.

- Jasne! –wywracam oczami. –Tato, potrzebuje tego. Liceum było do bani, zresztą sam wiesz, jakie są nastolatki. Teraz potrzebuję porządnego kopa w tyłek, aby wziąć się w garść.

- Ale mieszkanie samej? –patrzy na mnie z powątpiewaniem.

- Na razie będę w akademiku, a kiedy już zaklimatyzuje się, to wynajmę coś. Być może poznam moją wielką i szaloną miłość, a wtedy zamieszkam z kimś?

- Faceci w tym wieku nie mają wiele do zaoferowania –mówi z przekąsem.

- A kto mówi o mężczyznach? –prycham i widzę jak raptownie podnosi głowę. Wybucham głośnym śmiechem i obejmuje go. –Nie przejmuj się, tatuśku, nie gram w swojej drużynie –uspokajam.

- Do grobu mnie wpędzisz –kręci głową i gładzi moje plecy kojąco. Przy nim zawsze będę bezpieczna, cokolwiek by się działo.

- Nie tak prędko, masz jeszcze jedną córę do wychowania –mówię żartobliwie. –Musisz ją porządnie wydać za mąż i wybić z głowy psychologię, na którą się wybiera. Ona już bierze mnie za wariatkę! –skarżę się i czuję, jak jego klatka piersiowa drży. –To nie jest zabawne, ten mały wrzód na tyłku, zawsze daje mi jakieś psychoanalizy, albo wymyśla niestworzone rzeczy. Jestem pewna, że przez nią jeszcze bardziej oszaleję i zamkną mnie w zakładzie z jakże twarzowym, białym kaftanem.

- Będę za tobą tęsknił –odsuwa się ode mnie na długość ramion i patrzy mi w oczy.

- Spokojnie, jeszcze nie wyjeżdżam. Mamy całe lato, dla siebie.

- Mama byłaby z was dumna –mówi całując mnie w czoło.

- Oczywiście, w końcu jesteśmy geniuszami. Ja mam mózg i urodę, a Claire mózg i emocje. Zajdziemy daleko z takimi połączeniami –tym razem to ja całuję go w czoło i szczerzę się szeroko.

- Już jestem! –słyszę głos siostry, która wchodzi do mieszkania. Po chwili staje w progu salonu i krzywi się lekko. –Coś mnie ominęło?

- Wyjeżdżam na jesień –mówię lekko, a ona patrzy na mnie powątpiewając.

- Rozmyślisz się jeszcze pewnie –wzrusza ramionami i idzie na górę.

Branie odpowiedzialności za siebie, było jedną z rzeczy, których nauczyła mnie właśnie młodsza siostra. Ona zawsze dotrzymywała słowa i choćby waliło się, czy paliło, to i tak zawsze wywiązywała się z obowiązków. W gruncie rzeczy, to ona była dla mnie przykładem, ona z nas dwóch była wzorem do naśladowania. Posiadała wiele wytrwałości, ale przy tym była bardzo pomocna. Ją system nie zniszczył i nie pozbawił uczyć, gdyż zawsze była sobą. Jeśli jej coś nie pasowało, nigdy nie brała w tym udziału, ani nie przymilała się na siłę. Była tą szczęściarą, że posiadała umiejętności interpersonalne, ale jej szczerość i ta świadomość, że osiągnie wiele, jeśli będzie dążyła do upragnionych celów, zjednywały jej odpowiednie grono znajomych. Nie wpadła w pułapkę fałszywych przyjaciół, ponieważ w przeciwieństwie do mnie, nie pchała się do popularnych osób, ona wolała dojść do celu okrężną drogą, ale własną. Za to zawsze ją podziwiałam.

- Cześć Path –słyszę głos mojej małej siostry, no może nie takiej małej, ale dla mnie i tak zawsze pozostanie, kimś, za kogo będę odpowiedzialna. –Nie uwierzysz jak zasypało. Śnieg jest dosłownie wszędzie. Dziś nawet auta nie mogłam odpalić –lekko śmieje się i słyszę jak krząta się po sali. Wymienia kwiaty, patrzy na moją kartę, czy coś uległo zmianie, a następnie siada w fotelu obok. –Dziś piekłam piernik z tatą i inne smakołyki. Święta tuż tuż, a my nawet choinki nie ubraliśmy. Zawsze to było twoje zadanie, a teraz nawet nikt nie ma ochoty obchodzić świąt –chwyta moją dłoń i całuje ją delikatnie. –Cholernie tęsknimy, wiesz?

- We wish you a Merry Christmas. We wish you a Merry Christmas. We wish you a Merry Christmas and a Happy New Year!!! –krzyczę na całe gardło i skaczę wokół choinki.

- Zaraz potłuczesz wszystkie bombki –odzywa się Claire, ale mam to gdzieś.

- Dziś jest Wigilia! –patrzę na nią jak na kosmitkę. –Jest piękna pogoda. Słoneczko świeci, mrozik szczypie i mamy tonę jedzenia w lodówce!

- Tak, to rzeczywiście powód by skakać po całym salonie –uśmiecha się i pomaga mi zawiesić koraliki.

- Patrz na to –zmieniam piosenkę w odtwarzaczu na Mariah Carey2 i zaczynam śpiewać. –I don't want a lot for Christmas. There's just one thing I need I don't care about the presents. Underneath the Christmas tree I just want you for my own. More than you could ever know. Make my wish come true. All I want for Christmas is you3!!! –pokazuję na nią i biorę ją do tańca. Chwilę się opiera, ale potem szaleje razem ze mną. Co z tego, że mamy na sobie dresy, grube, zimowe skarpety i wyciągnięte swetry. Mamy siebie i to się w tej chwili najbardziej liczy. Z resztą do kolacji pozostało jeszcze sporo czasu, więc zdążymy się odpicować. –I just want you for my own. More than you could ever know. Make my wish come true. All I want for Christmas is you baby!!!4 

- Jesteś szurnięta –mówi śmiejąc się, a ja robię długi ślizg po podłodze.

- Te skarpety są zajebiste –rechoczę. –Przydatny prezent.

- Od kogo tym razem? –pyta.

- Od Bena, właśnie ustaliliśmy, że będziemy przyjaciółmi i zanim wyjechaliśmy do rodziny, wymieniliśmy się prezentami.

- To ten od chomika i sera? –pyta, a ja potakuję. –Nie dziwię się, że wam nie wyszło –lekko marszczy nos.

- Skąd mogłam wiedzieć, że to zwierzę nie je sera? –wywracam oczami. –Ważne, że przeżył. Ledwo, ledwo, ale przeżył.

- Mysz je ser, a chomik chyba jakieś specjalne żarcie –patrzy na mnie wymownie, ale postanawiam nie zagłębiać się w ten temat.

- Gdyby nie lubił sera, to by go nie jadł –kończę z mocnym akcentem. Fuck yeah! Nie ma to, co dobra riposta. –Choinka ubrana, ale czegoś mi brakuje –stukam jednym palcem wskazującym po wardze, zastanawiając się, o co może chodzić. –Wiem! Nie ma naszego łańcucha!

- Co znowu? –krzywi się.

- Zróbmy łańcuch! Tak jak byłyśmy małe –wołam. –Przyniosę papier, klej i nożyczki.

- Mamy jeszcze sporo czasu, więc w sumie możemy się czymś zająć –wzrusza ramionami. Wiem, że chce ze mną spędzić jak najwięcej czasu i dlatego godzi się na te wszystkie dziwactwa, za co kocham ją jeszcze bardziej. –Przyniosę na wszelki wypadek taśmę, tata pewnie wróci za jakieś dwie godziny, więc możemy poszaleć.

- Taśma? –patrzę na nią zdziwiona, ale nie chce mi się drążyć dalej tematu. –Chodźmy na kanapę, tam będzie wygodniej.

- Włącz telewizor, powinna lecieć Opowieść wigilijna.

- Okej –przytakuję. –Już zdecydowałaś, co zrobisz ze studiami? –pytam zerkając na nią.

- Nie –wzdycha. –Nie chcę zostawiać taty samego.

- Jestem pewna, że niemiałby nic przeciwko temu –mówię poważnie. –Wydaje mi się, że byłby szczęśliwy, jeśli zamieszkałybyśmy razem.

- Poważnie to rozważasz? –pyta unosząc brwi.

- A z kim miałabym mieszkać, jeśli nie z tobą, głupolu? –drażnię się. –Jesteś moją młodszą siostrą, jasne, że chcę z tobą dzielić dom. Uwierz mi, akademiki są do bani.

- Wybrałam psychologię –mówi, a ja nie komentuje tego.

- Będziesz świetnym psychologiem –klepię ją po nodze, aby dodać otuchy. –Tylko błagam, nie trenuj na mnie!

- Ale ty jesteś dobrym obiektem do badań! –oponuje. –Z ostatniej pracy miałam celujący!

- Wzruszyła mnie twoja historia, ale nie –kręcę głową i uśmiecham się lekko. Dobrze jest wrócić do domu, nawet na te dwa tygodnie. –Może jednak powinnaś w takim bądź razie iść na prawo? –dokuczam jej, ale nie daje się sprowokować.

- To już przesądzone –wzrusza bezradnie ramionami, ale wiem, że nie okazuje nawet cienia skruchy. –A jak tam tobie idzie? Zadowolona jesteś ze studiów?

- Tak, to jest moja droga –uśmiecham się. –Jednak wirtualny świat, jest tym, czego potrzebuję i dzięki niemu spełniam się całkowicie. Poza tym mam samych facetów na wydziale, więc jest zajebiście.

- Jakby cię jeszcze obchodzili –patrzy na mnie wymownie.

- Generalnie, jest w porządku –lekko uśmiecham się. –Dostałam stypendium i mam brać udział w projekcie badawczym. Zajmie mi to dużo czasu i pochłonie wiele energii, ale mam nadzieję, że się opłaci. Stawką jest moja przyszłość, jeśli coś takiego będę miała w CV, mogę dostać każdą robotę.

- Gratuluję –szczerzy się. –Czemu nic się nie chwaliłaś?

- Bo to na razie tylko plany, a przede mną ogrom pracy i wysiłku. Czaisz, że będę zarabiała tworząc gry i bajki? –śmieję się. –Nie wierzę normalnie.

- Pasuje to do ciebie, naprawę. Dzięki temu, jesteś sobą.

- Dziękuję –wstaję i otrzepuję się z resztek papieru, chyba jeszcze będzie czekało mnie odkurzanie. –Pokaż to nasze dzieło.

- Nie jest źle, ale gdzie to zawiesimy?

- Na choince, a gdzieżby indziej –szczerzę się.

- A może nad kominkiem? –sugeruje, a ja przyznaję jej rację. –Mówiłam, że taśma się przyda –szczerzy się z wyższością, a mi nie pozostaje nic innego, jak wywrócić oczami.

- Zastanawiałam się, co zrobić z mieszkaniem –mówi Claire i gładzi mój policzek. –Teraz, kiedy mieszkam z JJ’em, stoi ono puste. Może powinnyśmy go sprzedać? Jest stanowczo za duże dla ciebie, tym bardziej, że nie wiadomo, kiedy będziesz w pełni sprawna.

- Ale ze mną wszystko w porządku, tylko po prostu nie mogę się obudzić! –chcę krzyknąć, ale na nic moje próby.

- Tata powiedział, że nie wie czy przyjedzie do ciebie dziś, czy jutro rano. Ale osobiście skłaniam się ku obu opcjach, wtedy złoży ci osobiście życzenia –zdaję sobie sprawę, że jest jej ciężko, ale nie mogę jej pocieszyć. Zawsze w takiej chwili przytulałam ją i mówiłam dobre słowo, ale teraz niestety nie jestem w stanie nic zrobić. –Podobno jego dziewczyna ma być na kolacji –śmieje się lekko. –Dobrze, że sobie kogoś wreszcie znalazł. Teraz nie będzie taki samotny.

- Nie mów w taki sposób, jakbym umarła! Ja żyję, Claire! Wciąż oddycham!

- Opowiem ci może, co się dzieje w świecie, co? –zmienia temat na neutralny i zaczyna swój niemający znaczenia bełkot.

Nie zrozumcie mnie źle. Kocham moją siostrę, jak nikogo innego na świecie. Przez większą część życia miałam tylko ją i tatę, to jasne, że jest dla mnie ważna, ale w takich chwilach jak ta, miałam ją ochotę udusić. Nigdy nie interesowałam się polityką, plotami z życia gwiazd i dobrze o tym widziała, a teraz za każdym razem opowiada mi podobne bzdury, gdy przychodzi. Tak jakby nie chciała poruszać przy mnie tematu mojej śpiączki i konsekwencji z tym związanych. Wiedziałam, że lekarze nie mają pojęcia, co mi jest. Moje wyniki były w porządku, mózg pracował, ale przyczyny mojej niedyspozycji nie znali. Nie wiedzieli, czy obudzę się jutro, za miesiąc, czy za rok. Oczywiście istniało prawdopodobieństwo, że mogłam zostać taka już na zawsze, ale nie chciałam o tym myśleć. Być może, dlatego czasem miałam tego dość. Chciałam posłuchać, jak wygląda park tej zimy, jakie prezenty kupiła swoim bliskim, albo jak wygląda wspólne mieszkanie z przyszłym mężem. Chciałam mieć, chociaż to najmniejsze poczucie, że nadal uczestniczę w jej życiu i zawsze będzie dla mnie tam miejsce, nawet teraz. Potrzebowałam jej, bardziej niż kiedykolwiek.

- Może ustalimy jakieś zasady odnośnie mieszkania? –pyta Claire, z nad parującej herbaty. Nigdy nie rozumiałam, czemu nie lubiła pić w kubku, szklanka przecież była taka mała!

- Zasady są proste –mówię i wyciągam drewniany nóż do smarowania tostów. –Po pierwsze sprzątamy po sobie, gotujemy wspólnie i jeśli mamy gościa w sypialni, zostawiamy coś na klamce, tak na wszelki wypadek –biorę gryz swojego jedzenia i mruczę z przyjemności. –Nutella, jest wypasiona –mówię z podziwem i oblizuję palce z kremu.

- Rachunki na pół i nie tykamy cudzych rzeczy, tak?

- A skoro już jesteśmy przy tym temacie, wzięłam sobie ten szafirowy lakier do paznokci –uśmiecham się do niej i widzę jak wywraca oczami. –A i zdejmij ten zegar ze ściany –kiwam głową na salon.

- To prezent do nowego mieszkania! –oburza się.

- Nie chcę, żeby kukułka budziła mnie w środku nocy, albo drzemki, więc ona tu na pewno nie zostaje. Poza tym, tam był całkiem ładny obrazek.

- To wyłączę ją, ale nich sobie wisi.

- Jest paskudna –wzdrygam się. –JJ ma kiepski gust.

- To nie od niego, rozstaliśmy się –krzywi się.

- Tego kwiatu to pół światu, więc nie rozpaczaj –klepię ją po ramieniu. –A swoją drogą, czemu?

- Znaczy jesteśmy w separacji, ściślej mówiąc –tłumaczy pospiesznie. –On wyjechał na studia, ja także, więc nie było sensu.

- Czyli jesteście w związku otwartym? –unoszę brew, patrząc na nią z zapytaniem, ale ona oczywiście nie wie, o co chodzi. –Możecie pukać do woli, ale nadal się kochacie i potem stworzycie super trwałą, opartą na szacunku i zaufaniu, więź czy rodzinę? Cokolwiek z resztą –śmieję się.

- Suka –mamrocze, ale mnie to nie wzrusza. –Musimy parę spraw przemyśleć, potem zobaczymy, co dalej.

- To ma sens –kiwam głową. –Jeśli chodzi o mnie, teraz za często nie ma mnie w domu, bo mam zajęcia od rana, a popołudniami jestem na tych szkoleniach i pracuję nad nowym projektem. Dlatego też nie będę miała zbytnio czasu na gotowanie, więc się nie złość –całuję ją w czoło. –Zapłaciłam już za mieszkanie za pierwszy kwartał, ale na razie nie musisz mi oddawać. Dogadamy się.

- Nie, właściwie mogę teraz nawet oddać ci pieniądze –wyciąga z kieszeni telefon, aby przeliczyć wszystkie koszty, ale wyrywam jej urządzenie z ręki. Swoją drogą, ma siostrę informatyczkę, która biegle zna matematykę, więc mogła darować sobie ten kalkulator. Ech ci nadmierni pierwszoroczni!

- Wybrałaś sobie drogi kierunek, siostrzyczko, więc na razie zatrzymaj sobie kasę na tonę książek, jakie będziesz musiała kupić. Ponadto, wydasz fortunę na kawę, kujonie, bo pewnie będziesz zarywała noce w bibliotece –wywracam oczami. –A jutro przyjdzie pan do instalacji, ma nam wymienić licznik.

- A skąd ty właściwie masz tyle kasy? –pyta ciekawa.

- Wieczorami pracuję w klubie –odpowiadam poważnie. –Dobra kasa, plus napiwki –biorę kawę z ekspresu i wlewam ją do mojego kubka, a następnie słodzę.

- Co tam robisz? –krzywi się.

- Tańczę –wzruszam ramionami. –Praca jak każda inna –oblizuje łyżeczkę i wychodzę z kuchni.

- Czekaj! –woła mnie i podąża za mną. –Czy ciebie już do reszty pogięło?! –krzyczy. –Dziewczyno, masz wykształcenie i stać cię na coś lepszego.

- W sumie, jest tam nawet zabawnie –wzruszam ramionami. –Całkiem przystojni kolesie tam przychodzą.

- Path! –krzyczy i wytrzeszcza oczy.

- Co, nie lubisz, jak ktoś na ciebie patrzy? To tylko taniec, nie panikuj. Nie umawiam się z takimi typkami, ani nawet nie bzykam.

- Ale… Boże, jak mogłaś zniżyć się do takiego poziomu?! –zdenerwowana chodzi po salonie, a ja wybucham głośnym śmiechem.

- Luzuj, młoda –mówię, żeby ją uspokoić.

- Jak mam wyluzować, jak moja siostra… -przerywa i zaciska swoje wargi w wąską kreskę –oszukujesz!

- Brawo Sherlocku! –śmieję się.

- Uch, jesteś niemożliwa! –warczy i obrażona siada obok mnie.

- Wygrałam konkurs młodych talentów na animację gry –wyjaśniam. –Dali sporo kasy i obiecali przyjrzeć się projektowi bardziej. Być może jak go podrasuję, wtedy ta gra wyjdzie na rynek.

- To super! –przytula mnie i całkowicie zapomina o moim niewinnym kłamstewku.

W owym czasie przyszedł czas na kolejny punkt zwrotny w moim życiu. Zadałam sobie sprawę, że jeśli sama o siebie nie zadbam, nikt za mnie tego nie poczyni. Chciałam, żeby postrzegali mnie za silną i zdolną osobę, która nie boi się wyzwań i zawsze walczy do końca. Po części udało mi się, ale skutkowało to tym, że musiałam wiele się wyrzec.

Samotność sama w sobie nie była taka zła. Miałam Claire, z którą zawsze mogłam porozmawiać, ojca, który wspierał mnie na każdym kroku, a także znajomych. Nie były to, co prawda jakieś zażyłe relacje, ale zawsze mogłam z nimi pogadać, jeśli mi się nudziło, albo wyskoczyć na głupiego drinka. Przyzwyczaiłam się do bycia samej i przestałam zabiegać o relacje z innym człowiekiem. Zamknęłam się bardziej w sobie, bo nie chciałam czuć ponownie rozczarowania, kiedy ktoś ponownie mnie zrani.

W gruncie rzeczy nikt nie miał pojęcia, jaka byłam naprawdę. Jedni brali mnie na cholernie zdolną służbistkę, inni za wredną jędzę, jednakże mała ilość otaczających mnie ludzi, wiedziała, jaka jestem na co dzień. Rzadko kiedy, ktoś, poza facetem, który chciał się ze mną przespać, dopytywał się mnie, co lubię i jakie mam zainteresowania. Lubiłam takie pytania, bo to oznaczało, że ktoś stara się pozyskać moją uwagę, ale jednocześnie bałam się tego, że ktoś dowie się czegoś o mnie. Tak jakbym była wystawiona na cios, ponieważ odsłoniłam się przed unikiem.

Nie lubiłam tej całej wesołej paplaniny dziewczyn, które znałam. Na co mnie wiedzieć, kto, z kim spał? Albo, jaki strój na gali, miała Jennifer Aniston? Albo jeszcze lepsze: GDZIE KUPIŁAŚ TE BUTY?! Tak to ostatnie było zdecydowanie moim ulubionym pytaniem, a połączone z podnieconym krzykiem i wytrzeszczonymi oczami, było bezbłędnym widokiem. Być może, dlatego nie do końca potrafiłam zaadoptować się do kolejnego środowiska. Choć być może tak właśnie jest podczas etapu nauki? Czy prawdziwa praca też taka była? Tam też były same laski z neuronem zamiast mózgu? Mam nadzieję, że nie.

Moją najlepszą przyjaciółką pozostała więc, Claire. Wiem, że nienawidzi mojego poczucia humoru, dziwnych odpowiedzi na pytania, ani mojego stylu życia. Ona była z tych optymistów i nigdy do końca nie rozumiała mojego ciętego dowcipu. Być może, dlatego tak bardzo nam na sobie zależało. Choć różniłyśmy się niemal skrajnie, począwszy od stroju, a skończywszy na celach w życiu, to wspierałyśmy się w każdym etapie życia. Od śmierci mamy mówiłyśmy sobie wszystko i tak pozostało do dnia dzisiejszego. Kochała mnie bezwarunkową, siostrzaną miłością i akceptowała mnie w pełni. Przy niej czułam się swobodnie, bo nigdy nie byłam pod osądem. Zawsze stawiała nas na równi, choć byłam pokręcona, odstraszałam wokół siebie ludzi i miałam swoją logikę działania. Za to najbardziej ją cenię. Nigdy nie próbowała mnie zmienić. Owszem, mówiła te swoje świetne, życiowe rady i starała się mnie nawrócić, jednak nie zrobiła nic, co naruszyłoby moje zasady, albo prywatność. Dlatego była tak wspaniałą siostrą i przyjaciółką. Po co miałam szukać drugiej takiej, skoro miałam ją?

Mieszanie razem, w gruncie rzeczy nie było dla nas niczym dziwnym. Zawsze się dogadywałyśmy, raz lepiej, raz gorzej, jednak kochałyśmy się i zawsze to rodzina była stawiana na pierwszym miejscu. Kiedy wreszcie zakończyłam studia z dyplomem magistra, zaczęłam pracę w dość prężnie działającej firmie. Spełniała ona moje wszelkie marzenia, ponieważ moja gra wyszła w bardzo dużym nakładzie, a ponadto mój szef nie miał nic przeciwko mojemu angażowaniu się w bajki dla dzieci. Dopóki wywiązywałam się ze swoich obowiązku, nie zawalałam terminów i byłam zdyscyplinowana, z pozostałym czasem mogłam robić, co tylko chciałam.

Claire powoli też kończyła edukację i miała praktyki w szpitalu psychiatrycznym, co niezwykle ją fascynowało. Była pełna pasji i ambicji, a kiedy przychodziła do domu, wiele godzin spędzała na analizowaniu każdego pacjenta. Wiedziałam, że kiedyś będzie świetna w tym zawodzie i mocno jej kibicowałam, tak jak ona mi. Często była moim testerem, kiedy wymyślałam jakąś nową rzecz do mojego wirtualnego świata. Lubiła zakładać okulary i grać na symulatorze, gdyż dzięki temu jej mózg odpoczywał, a ja miałam opinię dotyczącą, jakości gry. Wiedziałam, że czasem czeka na wiadomość, żeby przyszła przetestować jakiś dodatek. Była tak samo zaangażowana w moje życie jak, ja w jej.

- Kiepsko wyglądasz –mówię w kierunku siostry, która leży na kanapie i ogląda Dextera. Odkładam klucze na stolik i idę zrobić sobie coś do picia. To był koszmarny tydzień.

- Dopiero wstałam –mówi i uśmiecha się przeciągając. –Wczoraj był JJ i siedzieliśmy do późna, więc po pracy musiałam odespać.

- Idziemy na miasto? –pytam. –Chyba potrzebuję drinka.

- Nie chce mi się –jęczy. –Mam okres.

- Twój chłopak musiał być zawiedziony –śmieję się, na co wywraca oczami. –A tak poważnie, chodź ze mną, proszę –robię minę zbitego szczeniaczka.

- Naprawdę poszłabym, ale jutro z rana muszę wstać i jechać do szpitala.

- Jutro jest sobota –marszczę brwi.

- Ale wzięłam dodatkową zmianę, za to, że dziś wyszłam wcześniej. Głowa mi pękała i brzuch nawalał, nawet tabletka nie pomogła, więc przyszłam do domu –tłumaczy.

- Siostra, zrób to dla mnie! –błagam ją. –Dziś z tego wszystkiego widziałam na ulicy jednego z tych potworów, które wykreowałam! Potem przewidziała mi się Królewna Śnieżka, ale bez siedmiu krasnoludków, to dziwne nie? –pytam marszcząc nos. –A najgorsze, że to nie był pierwszy raz, bo przez ostatni tydzień, cały czas widzę chodzące po mieście dziwne animacje. Potrzebna mi rozrywka. Od tygodni nie byłam na żadnej imprezie! Już zaczynam świrować!

- Poważnie? –widzę ten ożywiony błysk w oku i wiem, że jeśli się nie wycofam zacznie robić mi psychoanalizę.

- Och, daj spokój –jęczę. –Nie jestem chora! Chcę drinka, ewentualnie siedmiu i dobrego towarzystwa! Zrób mi tę przysługę.

- Naprawdę nie mogę –krzywi się. –Wiem, że jak wyjdziemy razem, to wrócę nad ranem i nie wstanę na zmianę. Bezpieczniejsze będzie sudoku na ten wieczór.

- Serio? –krzywię się i z mojego gardła wyrywa się przeciągły jęk.

- Tak, innym razem –obiecuje, a ja przytakuję pokonana.

- Tylko uważaj z tymi łamigłówkami, bo może ci się długopis zapalić. Pamiętaj niewyładowana frustracja seksualna, może prowadzić do poważnych problemów.

- Cokolwiek –wywraca oczami i skupia się na serialu.

Idę się wykąpać i zrobić makijaż na wieczór. Nie ma mowy, żebym siedziała tu dzisiaj. Woda skutecznie odpręża moje ciało, a różany płyn do kąpieli, delikatnie koi moje zmysły. Ostatnimi czasy, nie miałam czasu nawet na relaksującą kąpiel, a uwielbiałam jego zbawienny wpływ na mój organizm. Moczę się znacznie dłużej niż to konieczne, dopóki moja siostra nie musi wejść za potrzebą. Oczywiście nie omieszkam jej tego wypomnieć i dopiero wtedy wynurzam się z łazienki. Wybieram z szafy czarną sukienkę na szerokich ramiączkach, która idealnie opina moje ciało. Do tego szpilki na wysokim obcasie i zadowolona kładę wszystko na łóżku. Następnie biorę się za układanie włosów i robienie wieczornego makijażu. Nie staram się by wyglądał super seksownie, gdyż nie mam na to czasu, więc zadowalam się czarnymi kreskami, ładnie wytuszowanymi rzęsami i delikatnym różem na policzkach. Moje kasztanowe włosy zaczesuję do tyłu, a natapirowaną grzywkę podtrzymuję wsuwkami. Jest okej, stwierdzam patrząc w lustro. Wkładam swoją kreację i lekko krzywię się.

- Telefon ci dzwoni –woła siostra.

Biegnę na korytarz w poszukiwaniu torebki, o mało co nie przewracając się w tych szpilkach i w ostatniej chwili odbieram.

- Tak?

- Patt, katastrofa się dzieje –jęczy Kenna.

- Co się stało? –pyta z pozoru spokojnie, choć czuje, jak gniew zaczyna we mnie narastać. –Ostrzegam, streszczaj się, bo mam spotkanie.

- Musisz tu być –mówi.

- Ale, o co chodzi? –dopytuje się zdenerwowana.

- Serwery padły, potrzebne mi utracone dane, natychmiast!

- Skończyłam moją piętnastogodzinną zmianę dwie godziny temu –mówię z przekąsem. –Praca jest ostatnim miejscem, gdzie w tej chwili chcę być.

- Proszę! –wiem, że nie odpuści, więc odpuszczam.

- Dobra, daj mi pół godziny –wzdycham. –Zamów mi coś do jedzenia, tylko coś porządnego i smacznego! –zaznaczam.

- Kochana jesteś! –woła uszczęśliwiona.

- Ta, jasne. Do zobaczenia –żegnam się z przekąsem i widzę jak moja siostra szczerzy się do mnie. –Nawet nic nie mów –ostrzegam. –Ten dzień jest wystarczająco pojebany.

- Co ci się takiego stało? –pyta urażona.

- Byłam w pracy siedem godzin więcej niż to konieczne, a teraz muszę tam wrócić, bo oczywiście nikt nie jest dostępny! –krzyczę poirytowana. –Może powinnam tam zamieszkać?!

- Szybko się z tym uporasz i jeszcze kogoś poderwiesz w barze –mruga do mnie pocieszająco.

- Ponadto z tego wszystkiego widziałam jakieś stwory, które mówiły, że mają za mało mocy w tej grze! Oskarżyły mnie o rasizm! –nie zwracam uwagi na to, co powiedziała. –I jakby tego było mało, sukienka jest na mnie za duża. Cycki mi zmalały!

- To ostatnie, zapewne zmieni twoje dotychczasowe życie diametralnie –ironizuje.

- Żebyś wiedziała –opadam na kanapę i masuję skronie. –Czemu to mnie zawsze spotyka?

- Nie chcę cię dobijać, ale czy to nie jest dioda na twoim czole? –pyta zagryzając wargę, a ja macam obiekt na moim czole. Jak mógł pojawić się tam tak szybko, przecież dopiero co skończyłam robić make up!

- Fuck! Jeszcze rogu na środku czoła mi brakowało –złoszczę się.

- Korektor działa cuda –pociesza. –A teraz leć już, bo w końcu każdy facet będzie zajęty! –cmoka mnie w policzek, a ja niechętnie wstaję. Sprawdzam stan torebki: telefon, klucze, portfel, chusteczki, szminka, kosmetyczka, notes, długopis i wizytówka. Wszystko jest.

- Idę –nakładam płaszcz i wychodzę z mieszkania.

Na szczęście, ta cała katastrofa nie była niczym poważnym. Prawdę mówiąc Kenna mogła zrobić to sama, ale powstrzymałam się od komentarza, gdyż powiedziała, że ładnie wyglądam. Choć może, głównym powodem było cholernie dobre żarcie, jaki mi zamówiła? Tak, to chyba jednak o to chodziło.

Koniec końców, przed dwudziestą drugą zjawiam się w jednym z moich ulubionych barów. Siadam zmęczona przy kontuarze i zamawiam tequilę. Pierwsze dwa szoty wypijam szybko, chcąc jak najszybciej zapomnieć o tym cholernym dniu. Powoli uspokajam się i wreszcie zdejmuję płaszcz oraz rozsiadam się wygodniej. Wtedy zaczyna wszystko do mnie docierać. W głośnikach słyszę Michaela Buble Haven’t met you yet5 i mam ochotę roześmiać się na głos. Muzyka idealnie wpasowuje się w obecną sytuację, więc już w lepszym nastroju zamawiam kolejnego drinka.

- Widzę, że jesteś gotowa na kolejną kolejkę –mówi barman, na co uśmiecham się szeroko.

- Dokładnie –potakuję i tym razem z większym wyrafinowaniem sączę mojego drinka. Mam czas, aby rozejrzeć się wokoło i wreszcie odetchnąć.

- Ciężki dzień? –ponownie zagaduje mężczyzna.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo –przesuwam włosy na jedno ramię i wtedy go dostrzegam. Boże, jest demonem seksu. –Macie dobrą muzykę –zwracam się do barmana i dyskretnie obserwuję faceta, który właśnie wszedł.

- Szkocką –prosi barmana o drinka i zdejmuje kurtkę. Ma na sobie czarną koszulę z szarymi mankietami i kołnierzykiem, ciemne spodnie i już czuję, że mam na niego ochotę. W dodatku ten cieniutki, stalowy krawat… już widzę jak zawija się wokół mojej dłoni i przyciągam go do siebie.

- Ma pani bardzo dobry gust muzyczny –barman ponownie do mnie wraca i czuję na sobie wzrok nowego mężczyzny. Odwracam się w jego stronę, a on unosi szklankę w geście toastu. Odwzajemniam gest z uśmiechem i teraz mogę mu się lepiej przyjrzeć. Ma przystrzyżone blond włosy, ale nie po żołniersku i na oko trzydniowy zarost. Lubię zarost. I oczy, kochałam niebieskie tęczówki. Były tak rzadko spotykane, że teraz owy facet wydawał mi się unikatem.

- Moja siostra nie podzieliłaby tego stwierdzenia –śmieję się. –Tak w ogóle jestem, Patt –wyciągam rękę, którą bardzo delikatnie ujmuje.

- Greg –przedstawia się. –Miło mi poznać.

- Wzajemnie –posyłam mu uśmiech i zastanawiam się, czy ten facet byłby w moim typie. Nie, niekoniecznie. Miał dłuższe włosy, koloru karmelu, ciemne, wyraziste oczy i swobodny strój. Choć powycierane dżinsy powinny wydać mi się sexy wraz z koszulą podwiniętą do łokci, to mój wzrok, co jakiś czas uciekał na lewo, w stronę blondyna. –Nie widziałam cię tu –patrzę na niego upijając łyk mojego drinka.

- A to dziwne, bo już miesiąc tu pracuję –marszczy brwi.

- Cholera, chyba naprawdę mam zaległości –śmieję się. –Nie przypuszczałam, że już tyle czasu minęło.

- Wybacz, ale obowiązki wzywają –przeprasza i odchodzi z winą wymalowaną na twarzy.

Co jest, przecież na dobrą sprawę jest w pracy? Wzruszam ramionami, bo i tak przecież nie on mnie interesuje.

Odwracam się, aby spojrzeć na parkiet i przyglądam się tańczącym parom. Zauważam, że głośność została podkręcona, a światła przyciemnione. Dziś było wyjątkowo dużo ludzi. Kobiety seksowne i uśmiechnięte, a mężczyźni napaleni. Jakie to romantyczne, uśmiecham się kpiąco. Choć głosik w mojej głowie podpowiada mi, że jestem hipokrytką, bo przecież po to samo dziś przyszłam. Uciszam go szybko i staram się odprężyć.

Moją uwagę przykuwa piosenka Del Shannon, Runaway6, patrzę, jak ludzie się do niej bawią, nie zwracając na jej tekst. Jakby to była, jakaś pierwsza lepsza nuta. W głosie wokalisty wyczuwam emocje, które poruszają wrażliwą strunę mojego charakteru, która notabene nie jest za często odkrywana. Swego czasu była to moja ulubiona piosenka z lat sześćdziesiątych i wiązała ze sobą wiele miłych wspomnień. Uśmiecham się kącikiem ust i ponownie odwracam się w stronę baru. Przede mną stoi kolejny drink, przez co marszczę brwi i rozglądam się, zastanawiając, od kogo jest.

Wtedy nasze oczy się spotykają. Blondyn podchodzi ze szklanką w moją stronę i siada na taborecie obok.

- Witaj –uśmiecha się kącikiem ust, co mnie intryguje, bo nie wygląda na psotnego chłopca.

- Cześć –zagryzam wargę i patrzę na niego przez chwilę –dziękuję za drinka.

- Przyjemność po mojej stronie –delikatnie się kłania, a ja nie mogę powstrzymać się od wyszczerzu. –Jestem Matthews.

- Patt –wyciągam dłoń i czuję, jak jego palce delikatnie obejmują moją rękę. Przyjemne mrowienie przechodzi po moim ciele, więc biorę to za bardzo dobry znak.

- Niezaręczona, co za ulga –mówi, a ja unoszę jedną brew. –Taka kobieta wolna? To w dzisiejszych czasach nie do pomyślenia. Aż mi wstyd, za moją płeć.

- Wcale nie powinno –zabieram dłoń, gdyż dopiero teraz do mnie dotarło, że nadal ją ściska. –Co cię tu sprowadza? –pytam.

- Okropny dzień, tydzień, choć może to miesiąc? –śmieje się lekko i wywraca oczami. Nie mogę się nadziwić temu, że tak wielkie wrażenie na mnie robi. Obserwuję każdy jego ruch i nie mogę powstrzymać fantazji. Musi być świetny w łóżku. –A ciebie?

- To samo –przytakuję i biorę łyk tequili. –Paskudny okres, ale mam nadzieję, że to się zmieni –uśmiecham się lekko.

- Zabawne, to samo pomyślałem –delikatnie drapie się po brodzie i prosi o jeszcze jedną kolejkę. –Czym się zajmujesz?

- A jak ci się zdaje? –poprawiam się na krześle i siadam prosto. –Na kogo wyglądam?

Mężczyzna delikatnie mruży oczy i czuję go na całym ciele. Gdyby mógł, rozebrałby mnie wzrokiem.

- Duża firma, porządne stanowisko, duża kreatywność? –zagryza dolną wargę i uśmiecha się. –Mało czasu na rodzinę, przyjaciół i faceta. Jak mi poszło?

- Nie jest źle –potakuję. –Rodzina zawsze na pierwszym miejscu, choć nie powiem, że nie jestem pracoholiczką i mam czas na imprezy i facetów. Jeśli chodzi o pracę, właściwie jest to średnia firma, ale mam dużą swobodę i masz rację, wymaga dużej inwencji twórczej. Projektuję gry i współtworzę filmy animowane –uśmiecham się.

- Doprawdy? –wygląda na zdziwionego. –Jak ci się to podoba? Bajki to twój żywioł?

- Nie do końca, to jest dorywcze zajęcie –tłumaczę. –W większej mierze tworzę zombie i inne potwory, które prześladują mnie!

- Za dużo pracujesz.

- To samo mówiłam mojej siostrze, a ona wmawia mi chorobę psychiczną! Ludzie i ich zboczenia zawodowe –mamroczę, a Matthews patrzy na mnie skonsternowany. –Claire, moja młodszą siostra, kończy dyplom z psychologii i wszystko bierze pod lupę –wywracam oczami.

- Znam to –potakuje. –Sam jestem lekarzem, więc lepiej nie mów żadnych objawów neurologicznych –śmieje się i naprawdę podoba mi się ten dźwięk.

- Okej, w takim razie nic już nie powiem o halucynacjach –udaję, że zamykam buzię na kłódkę i wyrzucam za siebie kluczyk.

- Zatańczmy –wstaje i podaje mi dłoń. Ochoczo ją przyjmuję i idziemy razem na parkiet. Mężczyzna obejmuje mnie w talii i przyciąga blisko siebie. Czuję fakturę jego ciała i kładę brodę na jego ramieniu przymykając oczy. W duchu dziękuję za wolniejszy kawałek i rozkoszuję się biciem jego serca.

- Jesteś szczęśliwy? –pytam i zerkam na niego.

- Ogólnie, czy w tej chwili? –odbija piłeczkę.

Patrzę na niego zbita z tropu, a wtedy jego wargi zamykają się na moich. Jego jedwabisty język wkrada się w moje usta i delikatnie pieści mój narząd smaku. Obejmuje jego szyję ramionami, przylegając do niego całym ciałem. Czuję jego gorące dłonie na moich biodrach, potem brzuchu, aż w końcu zatrzymują się na żebrach. Bezwiednie moje ciało ociera się o niego, przez co wstrzymuję oddech. Opiera czoło o moje, a nasze przyspieszone oddechy się ze sobą łączą.

- Teraz jestem szczęśliwy –mówi i uśmiecha się czarująco, porywając mnie do tańca, w rytm kubańskiej muzyki. –Jesteś piękna –odsuwa włosy z mojej twarzy i po raz ostatni całuje moje usta.

Wydawał się być moim marzeniem. Dokładnie taki sam, jak sobie wymyśliłam. Seksowny, szarmancki i poukładany. Bez żadnego bałaganu w głowie, czy bezsensownych problemów. Był prosty i to w dobrym znaczeniu tego słowa. Nie chciałam skomplikowanego mężczyzny. Sama byłam zagmatwana, więc potrzebowałam kogoś łatwego w obsłudze. Kogoś, kto będzie moim oparciem i wytrzyma moje wahania nastrojów. Był tak idealny, że bałam się, iż za chwilę ulotni się.

Ta data na stałe utkwiła w mojej pamięci.

Zawdzięczałam to nowopoznanemu mężczyźnie, który oczarował mnie pod każdym względem. Spędziliśmy razem niezapomniane chwile. Do dziś nie mam ciarki, kiedy wspominam jak nasze ciała ocierały się w tańcu, albo to cudowne uczucie, kiedy staliśmy się jednością. Jego pocałunki rozpalały moje zmysły i pragnęłam go więcej i więcej. Jeszcze nigdy nie byłam pod tak wielkim urokiem faceta. Zazwyczaj bywałam sarkastyczna, a nawet cyniczna, ale z nim nie potrafiłam się tak obejść. Wyzwalał we mnie nieodkryte do tej pory emocje i do tej pory to robi. Mój wspaniały Matthews.

- Spotkamy się jeszcze? –pytam i przewracam się na bok, by przytulić się do niego.

- Będę przy tobie –całuje moje splątane włosy, a na moje usta wkrada się uśmiech.

- Porozmawiajmy o czymś –proponuję.

- O czym tylko chcesz –krzyżuje ramiona pod głową i patrzy mi prosto w oczy.

- Jaka jest twoja ulubiona książka? –pytam szczerze ciekawa.

- W zasadzie nie jestem zwolennikiem literatury, nie mam na to czasu –wzrusza bezradnie ramionami. –Jednak gdybym miał sięgnąć po coś do poczytania, to wybrałbym coś historycznego. Mój ojciec wykładał historię i zawsze miał w gabinecie mnóstwo książek. Niektóre przeczytałem jednym tchem, więc pewnie to byłby taki gatunek. A co z tobą?

- Fantastyka, zdecydowanie –uśmiecham się szeroko. –Uwielbiam wirtualny świat i pewnie wybrałabym Igrzyska śmierci, Bractwo czarnego sztyletu, Sukuba i być może Dni mroku –śmieję się głośno widząc jego minę. Nie zna ani jednego tytułu, no może poza Igrzyskami, ale tylko dzięki ekranizacji.

- Sukub7 to…? –uśmiecha się zawadiacko.

- Dokładnie to, czym myślisz –wywracam oczami i pochylam się, aby go pocałować.

- Drzemie w tobie niewyobrażalna siła, demonie seksu.

- Zabawne, to samo pomyślałam o tobie w barze –po raz ostatnie cmokam go w usta i odsuwam się. Nie wydaje się być zadowolony, ale uśmiecha się.

- Jaka jest twoja ulubiona płyta? Czego słuchasz? –zaczyna całować moją szyję i na chwilę tracę zdolność logicznego myślenie. Zbieram się jednak w sobie i odpowiadam.

- Nie mam –na chwilę przerywa i patrzy na mnie z góry. –Lubię każdy rodzaj muzyki, no może poza metalem, ale tak to szanuję każdy gatunek. Uwielbiam Queen z Freddim Mercurym, Elvisa, Metalice, The beatles, czasem trochę starego rok’n’roll’a i dużo, dużo innych kawałków.

- Mądra dziewczynka –ponawia wędrówkę po moim ciele, przez co moje zmysły stają się jeszcze bardziej wyczulone. –Masz za wiele zalet.

- Och, taka już moja rola –śmieję się i przewracam go na plecy. –Moja kolej.

Moje wspomnienia przerywa pobyt ojca.

Słyszę po jego głosie, że nie jest w najlepszej formie, ale nie mogę go pocieszyć. Chciałabym, aby w jakikolwiek sposób dowiedział się, że ja żyję i mam się dobrze, ale mój stan mi na to niestety nie pozwala.

Tata opowiada o przygotowaniach do jutrzejszej kolacji i jest mi bardzo szkoda, że nie będzie mi dane być z nimi tego dnia. Wizja spędzenia Bożego Narodzenia w tym szpitalu, wydaje się być koszmarna, liczyłam na to, że Matt będzie ze mną tego dnia i jakoś odwróci moją uwagę, jak to zawsze miał w zwyczaju. Czuję się pusta. W tym momencie dotarło do mnie, dlaczego Claire nie opowiadało, o tym, co się działo w jej życiu. Nie chciała rozpłakać się, tak jak ojciec w tej chwili.

- Path –szepcze cicho pochlipując –wróć do nas. Proszę cię –całuje moją dłoń i z jego gardła wydobywa się chwytający za serce płacz. –Nie zostawiaj nas samych. Błagam nie rób tego, co twoja matka i nie opuszczaj nas.

Moja mama umarła, gdy byłam mała. Właściwie nawet nie do końca ją pamiętam. Była chora na raka i odeszła dwa lata po urodzeniu Claire. Właściwie jak przez mgłę przypominam sobie wyczerpaną kobietę, leżącą w szpitalnym łóżku i płaczącego tatę obok niej. Była miłością jego życia i wiem, że gdyby nie ja i moja siostra, poddałby się. Jednak mając dwie córki poświęcił wszystko, aby wychować nas jak należy, nigdy się nie skarżąc, ani nie prosząc o pomoc. Był najwspanialszym mężczyzną na świecie i byłyśmy cholernymi szczęściarami, że opiekował się nami.

- Dziś znalazłem wasz łańcuch –mówi zdławionym głosem. –Tak bardzo brakuje mi tych waszych dziwactw. Pozwoliłbym ci na wszystko. Mogłabyś ubrać cały ganek w lampki, porozwieszać ozdoby po całym mieszkaniu, a nawet spróbować wszystkich potraw przed kolacją, abyś tylko mogła być z nami. Brakuje mi twojego głosu, który zna wszystkie kolędy i piosenki świąteczne. Dlaczego to musiało spotkać akurat ciebie, kotku?

Boże przysięgam, że jeśli zaraz nie przestanie dosłownie zapadnę się od środka.

Czuję, jak jego łzy skapują na moją dłoń i nie mogę go nawet przytulić. To jest takie niesprawiedliwe. Kurwa, cholernie niesprawiedliwe! Staram się nie myśleć o tym, ale nie potrafię wyłączyć się. Boże, czemu mi to robisz?!

- Wybacz, ale nie dam rady być tu w Wigilię, ten dzień był dla ciebie zbyt ważny –mówi zdławionym głosem. – Nie umiałbym spojrzeć ci w twarz i powiedzieć ‘Wesołych świat’, skoro one nie będą radosne. Nie chcę, żebyś była rozczarowana i była rozżalona z powodu twojej nieobecności. Jak chcesz możemy udawać, że to zwyczajny dzień, taki jak każdy inna? Wpadnę z samego rana i opowiem ci coś z życia twojej matki? –słyszę jak wybucha płaczem i moje serce pęka na miliony kawałków. Tak bardzo pragnę go pocieszyć i powiedzieć, żeby się o mnie nie martwił. –Nie wiem, co mam zrobić. To pierwsze święta, kiedy Mary i JJ będą na kolacji, ale co z tego, skoro ciebie nie będzie? Proszę cię, powiedz mi jak mam postąpić? –błaga i przytula się do mojego bezwładnego ciała.

Wigilijny poranek nie zaczął się tak dobrze jakbym chciała. Matt nie przyszedł, a wizyta mojego ojca pogorszyła całą sprawę. Nie chciałam, żeby tak wyglądały moje ulubione święta. Chciałam czuć radość, a zamiast tego zaczęłam wracać wspomnieniami do wszystkich felernych wspomnień. Czy to w takim razie oznaczało, że jednak umrę?

- I co podboje nieudane? –pyta moja siostra po powrocie do domu.

- A wręcz przeciwnie –szczerzę się. –Poznałam świetnego faceta.

- Co to za jeden? –pyta i idzie odgrzać sobie obiad. –Jak ma na imię?

- Matthews i jest lekarzem –mówię. –Jest niesamowity. Blondyn, niebieskie oczęta i nieprawdopodobnie seksowny.

- O –przeciąga samogłoskę –Pan Idealny –nabija się.

- Co sugerujesz, że zmyślam? –marszczę brwi i patrzę na nią jak na kosmitkę.

- Kochanie, nie musisz przy mnie udawać –patrzy na mnie wymownie. –Masturbacja z braku laku, też jest okej.

- O co ci znowu chodzi? –pytam zbita z tropu.

- Mała rada, jeśli zaczynasz koloryzować, to chociaż wymyśl jakiś przyziemny typ, a nie bajkowego księcia –uśmiecha się z politowaniem i wkłada danie do mikrofali.

- Ale on istnieje naprawdę! –krzyczę. –Był tu ze mną w nocy.

- Jedyne, co słyszałam, to twoje krzyki, a nie żadnego faceta –krząta się po kuchni w poszukiwaniu sosu i po chwili znajduje go. –Wstałam wystarczająco wcześnie, żeby zauważyć obecność jakiegoś dodatkowego osobnika w mieszkaniu, ale niestety nikogo nie zastałam.

- Bo wyszedł, nie chciał się na ciebie natknąć –tłumaczę racjonalnie.

- Daj spokój, Path –patrzy na mnie wymownie, a ja mam ochotę zazgrzytać zębami.

- Był tu ze mną!

- Udowodnij. Masz jego numer, jakiś ślad obecności, a może jesteście umówieni?

- Nie wzięłam jego numeru, ale obiecał, że się spotkamy!

- Okej –mamrocze.

- Nie kłamię! –krzyczę, ale siostra rzuca mi tylko współczujące spojrzenie.

- Wierze ci –mówi, ale tylko, dlatego, żeby dalej już tej rozmowy nie ciągnąć.

Matthews był tu. Wiedziałam to. Spędziłam z nim niesamowitą noc i między nami coś naprawdę zaiskrzyło. Pamiętałam dotyk jego dłoni, aksamitną skórę, a nawet tembr jego głosu. Musiał istnieć!

Jednak faktem było, że nie odezwał się. Śnił mi się kilkanaście razy i za każdym razem wywierał na mnie ogromny wpływ. Rano czułam nadal jego dłonie i delikatne wargi, które mnie całowały. Któregoś dnia, jakoś z miesiąc po naszej nocy, widziałam go na mieście. Wołałam go, ale mnie nie słyszał. Zabolało mnie to, nie mogę powiedzieć, że nie, ale co dziwne, nie przestałam o nim myśleć. Nie wiedziałam na początku, czy czułam się źle przez to, że go nie było i nie rozpoznał mnie, czy faktycznie coś było ze mną nie tak.

W końcu nadszedł kres wszystkiego. Coraz częściej miałam wrażenie, że Matthews jest gdzieś blisko mnie i to doprowadzało mnie do szaleństwa. Wtedy zrozumiałam.

- Patt, co się dzieje? –pyta moja siostra, kiedy leżę na łóżku zwinięta w kłębek, a łzy spływają po mojej twarzy.

- Boże, to na pewno musi być halucynacja –szlocham.

- Co? –pyta i przygląda mi się uważnie.

- Znowu mam guza. Moja podświadomość wymyśliła sobie Matthews’a. Mój ideał, w dodatku lekarz, aby mnie uleczył! –mój płacz staje się coraz głośniejszy i Claire bierze mnie w ramiona. –Znowu jestem chora!

- Niemożliwe –kręci głową i ściera łzy z twarzy. –Wszystko będzie dobrze –pociesza.

- Gówno prawda! –krzyczę i zaczyna mi brakować tchu. –Mój mózg wybrał nawet imię, tak jak tamtego chłopaka, kiedy miałam piętnaście lat! Miałaś rację, to tylko moja fantazja!

- Path, cichutko –uspokaja mnie i głaszcze po plecach.

- Czemu to mnie znowu spotyka?! Nie chcę przez to przechodzić jeszcze raz!

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze –wyciera moją twarz. –Uspokój się, weź głęboki oddech i zaraz zadzwonimy do lekarza, aby umówić się na wizytę. Jestem pewna, że to tylko przepracowanie.

- Nie rozumiesz, że ja go widzę, śnię o nim, a tamtej pierwszej nocy, nawet uprawiałam z nim seks! Jest moim guzem! Wytworem mojej wyobraźni!

Nie potrafię przestać płakać. Leżę tak kilka godzin, aż w końcu zasypiam wyczerpana, a Claire opiekuje się mną, jakbym to ja była jej malutką siostrzyczką. Jestem jej wdzięczna za wszystko, była dla mnie wsparciem do dnia operacji.

Miał być to zwykły guz. Choć w sumie taki też był. Wycieli go i podobno operacja poszła świetnie, ale już się nie obudziłam. Na początku było dziwnie, że nie mogłam rozmawiać z moją rodziną i poruszać się, ani nawet otworzyć oczu. Potem jednak usłyszałam jego głos.

- Hej, królewno –lekki, australijski akcent pieści moje uszy. –Słyszałem, że operacja poszła nieźle –bierze kartę i przegląda moje wyniki. –Jest dobrze, ale już chyba starczy tego leniuchowania. Już i tak wielkiego stracha napędziłaś tą śpiączką. Czekamy na ciebie.

- Skąd ja cię znam? –zastanawiam się na głos, przyglądając się jego sylwetce.

- Śnisz kochanie, cały czas śnisz –uśmiecha się i podaje mi białą różę. Biorę delikatnie kwiat do ręki, ale po chwili rozpada się on na kawałki. W dłoni pozostają mi tylko delikatne płatki i patrzę na niego przestraszona.

- Ty –wypowiadam zaskoczona, kiedy do mnie dociera. –To ciebie widziałam, jako mojego guza. To ty jesteś Matthews.

- Możesz mówić mi, Matt –uśmiecha się delikatnie i siada na brzegu mojego łóżka.

- Czy to oznacza, że nadal jestem chora? –pytam.

- Nie –kręci delikatnie głową i gładzi mój policzek. Jego ciepła dłoń sprawia przyjemne mrowienie, przez co przymykam oczy –po prostu bardzo chcesz, żebym z tobą został.

- I zostaniesz? –delikatnie rozchylam powieki, aby jeszcze raz zatopić się w jego lazurowych tęczówkach.

- Nie śmiałbym ci odmówić –całuje mnie w czoło i kładzie się koło mnie. –Zawsze z tobą będę.

Wtedy chyba po raz ostatni rozmawiałam z nim. Ale przychodził do mnie. Czułam jego obecność, zabawiał mnie swoimi anegdotkami z życia i opowiadał, mi swoje dzieciństwo. I choć nie mogłam prowadzić z nim konwersacji, lubiłam, kiedy przy mnie był. Zawsze z czułością całował moją dłoń, gładził po policzku i nigdy nie był znudzony. Miał taki niesamowity głos, że mogłabym go słuchać godzinami. Podczas, gdy odchodził, często wyobrażałam sobie, że się budzę i Matt, staje się kimś prawdziwym, a nie tylko moją halucynacją, albo wytworem mojej wyobraźni. Choć raz w życiu pragnęłam stać się Śpiącą Królewną, która czeka na pocałunek swojego rycerza. Lubiłam widzieć nas razem. Wiedziałam, że ktoś taki jak on, spełniłby moje wszelkie oczekiwania. To właśnie, dlatego wtedy zadałam mu pytanie odnośnie szczęścia, kiedy tańczyliśmy w barze. Odpowiedział, że teraz jest szczęśliwy i wtedy zdobył moje serce. To właśnie tego pragnęłam, chciałam, żeby ktoś dzięki mnie poczuł, że to jest właściwa osoba i właściwe miejsce.

To zabawne, pragnęłam tak niewiele, a było to w ogóle nieosiągalne z mojej strony.

Choć sama osiągnęłam sukces, miałam wspaniałą rodzinę, nie byłam spełniona. O prawdziwej miłości dowiadywałam się z romansów, albo komedii romantycznych, ale nigdy nie zaznałam tego ciepłego uczucia, a przynajmniej nigdy nikt naprawdę go nie odwzajemnił. Dlatego byłam nieszczęśliwa. W końcu nie da się zastąpić silnych ramion, słodkiego pocałunku i uśmiechu ukochanej osoby, spowodowanego tylko twoją obecnością. Jednak czułam, że mój Pan Idealny istnieje. I miałam rację. Wiedziałam to od naszego pierwszego spotkania. Dosłownie zahipnotyzował mnie. Posiadał w sobie wszystko, czego szukałam. Nie mogłam przejść obok takiej szansy, mimo że był tylko kimś zmyślonym. Chciałam mieć kogoś tylko dla mnie. Chciałam poczuć się porządna i kochana, w najbardziej zwyczajny sposób. Dlatego Matt był kimś idealnym. Nawet, jeśli nigdy nie obudzę się ze śpiączki, zawsze będę miała przeświadczenie, że istniał oraz otaczał mnie troską, nawet, jeśli tylko w mojej chorej głowie.

- Cześć Patt –siostra całuje mnie w czoło i kładzie coś na stoliku obok. –Przyniosłam ci kwiaty i ręcznie robioną kartkę od JJ’a. Podobno tata był na chwilę –słyszę, że jej głos szpeci jakaś dziwna nuta. –Nie wyglądał dziś za dobrze. Właściwie chciał nawet odwołać kolację, ale powstrzymałam go. Przepraszam, że musisz znosić to wszystko. To moja wina, od dawna miałaś halucynacje, powinnam była wiedzieć, że coś jest nie tak. Być może byłabyś tu z nami –delikatnie głaszcze mnie po ręce i po chwili słyszę jak siada wygodniej w fotelu i bierze głęboki oddech. –Jestem w ciąży, siostrzyczko –mówi cicho. –Będę miała dzidziusia –jej głos się załamuje, ale stara się pozbierać –a ciebie nie ma przy mnie. Jesteś najbliższą mi osobą i nawet nie mogę usłyszeć twojego wesołego pisku na tą wiadomość! Jest to kurwa, jakiś pieprzony żart z twojej strony, którego oczywiście nie rozumiem, ale już mam dość! –zaczyna histeryzować, ale po chwili bierze uspokajający oddech i kontynuuje. –Zniosę nawet to, że śmiejesz się z tego, że rzygam, co kilka godzin i jem na przemian ogórki i popcorn z lodami. Proszę obudź się, bo co to jest za życie bez kogoś takiego jak ty –jej glos staje się wyższy i słyszę jak zaczyna wpadać w panikę. –Path, do cholery!

Słyszę jak wstaje i płacze. Ja też to robię wewnętrznie, bo niczego teraz nie pragnę tylko uwolnić się z tej śpiączki. Pragnę być częścią swojej rodziny, być matką chrzestną nienarodzonego dziecka Claire i być szczęśliwa.

- Przepraszam –mówi cicho. –Chciałam powiedzieć ci to już tydzień temu, ale nie potrafiłam. Czułam, że to niesprawiedliwe, że ja mam życie, a ty tu tkwisz. Wiem, że zawsze mówiłyśmy sobie wszystko, ale ja już tak nie mogłam. To mnie po prostu wykańcza, że ty tu leżysz, a ja muszę udawać, że wszystko jest w porządku, chodząc do pracy, grając wieczorem w karty z JJ’em, czy gotując pieprzony obiad! –zawsze doceniałam jej emocjonalność, ale w tej chwili jej głos przepełniony bólem i bezsensownym poczuciem winy, dobija mnie. –Całe życie walczyłaś o wszystko, udzielałaś dobrych rad, abym trzymała się z dala od kłopotów. Utorowałaś mi drogę, abym miała łatwiej, abym nie cierpiała jak ty, a teraz tak nagle cholernie cicho się zrobiło bez ciebie. Bez twoich sarkastycznych uwag, dziwnego poczucia humoru, albo śpiewania starych piosenek –pociąga nosem i śmieje się, ale wiem, że nie jest to radosny odgłos. –Byłaś, cholera jesteś, idealną przyjaciółką i siostrą. To wcale nie twoja wina, że trafiałaś na samych idiotów w życiu, którzy doprowadzili do złamania twojego charakteru. Wiedz, że dla mnie zawsze byłaś kimś, kogo podziwiałam. Jesteś twarda i nieugięta, czasem wredna –wtrąca luzem –ale masz najwspanialszą duszę i serce. Wiem, że jedyne, czego brakowało w twoim życiu to miłości. Ale zasługujesz na nią, jak chyba nikt inny. Dlatego tego życzę ci w te święta. Chcę, żebyś wreszcie była szczęśliwa i pokochała kogoś z wzajemnością.

Siostra podchodzi do mnie i całuje mnie w czoło.

- Wczoraj użyłam twojego komputera, bo mój padł i miałaś mnóstwo powiadomień na jakimś dziwnym komunikatorze, którego nawet nazwy nie potrafię wymówić –stara się mówić lekko, ale wiem, że bez problemu powtórzyłaby nazwę programu. –Chyba byli to ludzie z pracy, ale był tam też list. Wydrukowałam go dla ciebie –kładzie kopertę na szafce i odchodzi. –Kocham cię.

- Ja ciebie też –odpowiadam i zostaję sama.

To była najgorsza Wigilia w moim życiu. Bez kolęd, dobrego jedzenia i świątecznej atmosfery w domu. W szpitalu było za cicho i za spokojnie, a przecież był to najwspanialszy dzień pod słońcem! Kochałam Boże Narodzenie i cholernie brakowało mi całego zamętu z nim związanego. Było mi trochę smutno, bo Matt jeszcze się nie pojawił, ale wiedziałam, że przyjdzie. Tego dnia nie zostawiłby mnie.

- Cześć, księżniczko –wita się i od razu moje serce robi fikołka. Wiedziałam, że w końcu się zjawi. –Wybacz, że dopiero teraz, ale rozumiesz, miałem kolację wigilijną w domu, a potem obchód. Moja mama chciałaby cię poznać –delikatnie całuje moją dłoń i siada obok. –Ładne kwiaty i kartka. Kto to JJ? Twój chłopak? –pyta, ale oczywiście nie otrzymuje odpowiedzi. –Mam nadzieję, że nie –śmieje się lekko. Mam ochotę wywrócić oczami, pieprzony czaruś, ale mimo to, jego głos nadal pieści moje uszy i nie mogę powstrzymać uczucia zadowolenia i komfortu, jaki przy nim czuję.

- Miałem bardzo ciężki dzień, mogę położyć się koło ciebie? –pyta i po chwili zdejmuje buty i przytula się do mnie. –Jesteś taka spokojna, kiedy tu jesteś i to do ciebie nie podobne –śmieje się. –Opowiem ci, co takiego się dziś stało.

Zaczyna z perfekcyjnością streszczać swój dzień i pewnie gdybym mogła, śmiałabym się do rozpuku. Jako jedyny nie użalał się nade mną, tylko starał się odwrócić moją uwagę. Jakbym żyła i prowadziła z nim konwersację. Był pieprzonym ideałem, ale w końcu nie mogłam się dziwić, skoro sama go stworzyłam.

- Moja rodzina jest obłędna –śmieje się i głaszcze moje włosy. –Gdybyś słyszała ich wykonanie All I want for Christmas is you –kręci głową. –Jeszcze nie słyszałem większego fałszu. Ale w tamtej chwili zdałem sobie sprawę, że to ciebie chcę na święta, więc czym prędzej przyjechałem. Co mam zrobić, abyś się obudziła, księżniczko? –pyta. –Już niemal północ –zerka na zegarek i gładzi mój policzek. –Wesołych świąt, Patt –całuje delikatnie moje usta. –Nie chcę ci życzyć wszystkiego najlepszego, ani tego też nie oczekuję od ciebie. Ja po prostu pragnę, abyś się obudziła i zapamiętała mnie.

Wtula się w moje ciało i zaczyna nucić Cichą noc. W tej chwili nic do szczęścia mi nie jest potrzebne.

- Boże, Claire, zabiję cię kiedyś za te rolety –mamroczę i przekręcam się na plecy. Pocieram twarz i otwieram oczy. –Co do cholery? –patrzę na pokój i to nie jest nasze mieszkanie.

Szpital. Próbuję sobie przypomnieć, co ja tu robię i jakim cudem jest tu tak jasno. Kiedy do mnie dociera, że miałam operację, wstaję z łóżka, ale kroplówka zatrzymuje mnie. Wyrywam ją z ręki i pochodzę do okna. Zima. Wszędzie jest śnieg i ozdoby świąteczne, co znaczy, że musi być już grudzień.

Podchodzę zdezorientowana do łóżka i przeglądam moją kartę.

Dwudziesty piąty grudnia?! Że niby mamy Boże Narodzenie?

Przeglądam wyniki i wychodzi na to, że byłam w śpiączce jakieś trzy miesiące. Cóż, przynajmniej się wyspałam. Czuję, że zaczyna robić mi się słabo, więc siadam i przymykam oczy, aby chwilę odpocząć. Na stoliku widzę kwiaty i ręcznie robioną kartkę.

Wstawaj śpiochu, wszyscy na ciebie czekamy.

JJ.

Cóż, miłe z jego strony –przemyka mi przez myśl i odkładam ją na swoje miejsce. Dostrzegam białą kopertę i z ciekawości otwieram ją.

Droga Patt,

Na początku chciałbym Cię przeprosić za to, że Cię zostawiłem. Podwójnie. Najpierw wtedy, kiedy miałaś piętnaście lat, a potem, gdy spędziliśmy razem noc.

Chciałbym, żebyś wiedziała, że jesteś kobietą, która oczarowała mnie dogłębnie. Całkowicie odmieniłaś moje życie. Dzięki Tobie stałem się lekarzem i wróciłem na dobrą ścieżkę, która zapewniła mi dobry zawód i przyszłość. Wręcz zmusiłaś mnie, abym zastanowił się nad swoim losem. Uchroniłaś mnie od zepsucia sobie życia, za co zawsze byłem Ci wdzięczny.

W pierwszej chwili nie poznałem Cię w barze. Zmieniłaś się, ale nie mogę powiedzieć, że na gorsze. Stałaś się silną, piękną i niezależną kobietą, która zasługuje na podziw. Przestraszyłem się, że tak wielki wpływ na mnie wywarłaś i osiągnęłaś to w zaledwie jedną noc, gdzie inne kobiety nie mogły trafić do mnie latami. Wybacz, że przegapiłem szansę, aby się tobą zaopiekować i być Ci podporą, kiedy tego oczekiwałaś.

Przepraszam Cię, dlatego, że nie szukałem Cię. Przepraszam, że to Ty zawsze musiałaś mnie odnajdywać i robić pierwszy krok. To ja powinienem był się tego podjąć, ale potem było już za późno.

Kiedy zobaczyłem Cię pogrążoną w śpiączce, nie mogłem przestać o Tobie myśleć. To był znak. Dlatego zacząłem odwiedzać Cię, pod byle pretekstem, aż w końcu przestałem się bawić w ukrywanie, że nie jesteś mi bliska. Bo jesteś. Każda cząstka mojej duszy jest z Tobą połączona i wiem, że czujesz to samo, co ja. Za każdym razem, kiedy przychodzę do szpitala i opowiadam Ci, co się takiego zmienia w moim życiu, wierzę, że mnie słyszysz.

Musisz się obudzić. Moje serce pękłoby z żalu, jeśli straciłbym taką szansę na miłość. Nie mogę po raz kolejny pozwolić Ci odejść. Do trzech razy sztuka i tym razem obiecuję, że będę przy Tobie trwał. Każdego dnia będę czuwał przy Twoim łóżku, czekając aż otworzysz oczy i sobie mnie przypomnisz.

Wiedz jednak, że gdybym miał możliwość cofnąć czas ,tak, wybrałbym Ciebie. Gdybym mógł mieć jeszcze jedną próbę, wybrałbym Ciebie. Jeśli świat miałby się skończyć dzisiaj, lub za tysiąc lat, to wybrałbym Ciebie.

Twój na zawsze, Matt.

Matt? Cholera, aż tak mnie pokręciło, że wymyśliłam sobie list? Może nadal jestem w śpiączce i tylko śnię? A może umarłam? Czy to nie byłaby definicja nieba? Dowiedzieć się, że ktoś taki jak Matthews, jednak istniał i kochał mnie? Albo może był to czyściec? Miałam jakąś zagadkę do rozwiązania i kiedy ją wykonam, wreszcie będę mogła przejść na drugą stronę?

- Patt –słyszę australijski akcent. Podnoszę głowę i widzę mężczyznę ubranego w ciemne spodnie od garnituru i śnieżnobiałą koszulę, podwiniętą do łokci. W dłoni trzyma kawę i pączki, a po chwili kładzie wszystko na krzesło i chwyta mnie za ramiona. –Obudziłaś się –mówi, a jego głos przepełniony jest ulgą. –Boże, naprawdę już wszystko w porządku –bierze moją twarz w dłonie, ale nie wiem dokładnie jak mam się zachować.

- Czyli to nie jest czyściec? –pytam krzywiąc się. –Nie umarłam?

- Nie, jesteś tu ze mną –po raz kolejny mnie przytula i słyszę jak wdycha mój zapach. Patrzę na niego skonsternowana. –Żyjesz –mówi bardziej do siebie niż do mnie.

- Spokojnie –mówię i uważniej mu się przyglądam. Nie ma tym razem zarostu, przez co jestem lekko rozczarowana, bo lubiłam go, ale i tak wygląda bardzo dobrze. Ma lekko dłuższe włosy niż zapamiętałam, ale nadal są ładnie ułożone. Moja dłoń wędruje do jego twarzy i lekko uśmiecham się. –Jesteś najbardziej realną wizją, jaką kiedykolwiek miałam –lekko całuję go w policzek i do moich nozdrzy dochodzi lekki zapach jego wody toaletowej. –Nawet Królewna Śnieżka się do ciebie nie umywa –uśmiecham się lekko. –Choć w sumie bardziej realistyczny był kot Garfield, który wołał jedzenie –wywracam oczami.

- Jestem tu –mówi.

- Czyli nadal mam guza? –pytam. Na moim czole pojawia się zmarszczka. Jeszcze tego mi brakowało, żebym się dowiedziała, że mam znowu jakieś paskudztwo w mózgu. –Znowu będą mnie nawiedzać zombie i postacie bajkowe?

- Nie jestem twoją halucynacją –zapewnia. –Obudziłaś się i jesteś zdrowa –tłumaczy, a w moich pojawiają się łzy.

- Czyli to już koniec? –pytam, a po chwili coś do mnie dociera. –Czyli spotkałam cię naprawdę? Napisałeś ten list –wskazuję na kartkę papieru leżącą na łóżku –i byłeś tu ze mną cały czas?

- Dokładnie –przytakuje. –A teraz powiedz mi, jak się czujesz? –uważnie mi się przypatruje. –Coś cię boli?

- Jestem trochę skołowana i słaba, ale wydaje mi się wszystko w porządku –mówię wolno. –Chyba jestem głodna.

- To normalne, zaraz coś ci coś przyniosę.

- Nie, nie odchodź –proszę, chwytając go za rękę.

- W takim razie, lubisz pączki? –pyta z uśmiechem.

- Głupie pytanie –wywracam oczami. –Jakie masz?

- Z czekoladą i kremem nugatowym, bez lukru –bierze pudełko i częstuje mnie.

- Moje ulubione –mówię z rozmarzeniem. –Nie lubię lukru, a marmelada jest do kitu –słyszę jego śmiech i patrzę na niego zbita z tropu. –Co jest?

- Wygląda na to, że wracasz do zdrowia –szczerzy się, na co wywracam oczami.

- Czarna z dużą ilością cukru? –pytam wskazując na kubek kawy.

- Tak –potakuje.

- To daj mi –wyciągam rękę, ale nie jest przekonany. –Potrzebna mi kawa, chyba, że mam zasnąć znowu na kolejne trzy miesiące –uśmiecham się, ale nie podziela mojego poczucia humoru.

- To nie jest zabawne, Path –patrzy na mnie skrzywiony. –Wszyscy się o ciebie martwiliśmy.

- Dziękuję –mówię, tym samym przyznając, że może tamten żart nie był na miejscu. –Skąd znasz moją ksywkę? –pytam. –Jestem pewna, że ci o niej nie mówiłam.

- Twoja siostra mi powiedziała. Odszukała mnie dwa dni temu na dyżurze i podziękowała, że jestem przy tobie, kiedy jej, albo twojego ojca, nie ma w pobliżu. Nazwała cię Path i spodobało mi się to –wzrusza ramionami. –Skończyłaś? –pyta, a ja potakuję. –To dobrze –uśmiecha się i całuje mnie. –Czekolada mmm –delikatnie ssie moją dolną wargę i nie jestem w stanie odepchnąć go, cholera nawet tego nie chcę.

- Całujesz tak dobrze, jak zapamiętałam –śmieję się i przytulam się do niego. –Czyli to wszystko prawda? To wszystko, co było w liście?

- Tak –potakuje. –Tym razem choćby nie wiem, co się stało, nie spanikuję, ani nie pozwolę ci odejść. Teraz wszystko będzie inaczej.

- Do trzech razy sztuka? –uśmiecham się i obejmuję jego szyję ramionami. –Mam do ciebie prośbę.

- Cokolwiek zechcesz –lekko muska moje wargi i po plecach przechodzi mnie lekki dreszcz. Wspomnienia naszej wspólnej nocy powróciły do mnie ze zdwojoną siłą i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest kimś idealnym dla mnie. Boże, on istniał, był przy mnie przez cały czas, a na dodatek chciał mnie! Uczucie szczęścia sprawiło, że nie mogłam powstrzymać mojego uśmiechu.

- Przynieś mi komputer, chcę porozmawiać z siostrą –proszę go ładnie. –Chciałabym zobaczyć moją rodzinę.

- Już się robi, mam w aucie. Zaraz pewnie ktoś do ciebie przyjdzie –po raz ostatni całuje mnie i wychodzi.

Po chwili zjawia się inny lekarz oraz pielęgniarki i robią mi jakieś badania, aby upewnić się, że wszystko jest w porządku, a potem Matt wraca z laptopem.

- Zaloguję się na fecebook’u, może jest dostępna –mówię i kładę urządzenie na kolanach. –Masz bardzo stare oprogramowanie –zauważam mimochodem –i ten program antywirusowy –patrzę na niego z pobłażaniem. –Naprawdę sądzisz, że jest dobry i uchroni cię, przed zagrożeniami z Internetu?

- Mądrala –wywraca oczami i siada obok mnie. –Program był już wgrany, więc po co miałem tam grzebać? Pisało, że jest dobry, więc go zostawiłem.

- Może i był dobry z dekadę temu –śmieję się, na co daje mi kuksańca. –Jest JJ! –mówię podekscytowana i nawiązuję z nim połączenie.

- Cześć –wołam wesoła i macham do kamery.

- Patt –szczerzy się. –Obudziłaś się. Claire! Twoja siostra obudziła się! –krzyczy, a ja nie mogę pohamować się od śmiechu.

Po chwili na ekranie widzę moją siostrę i ojca.

- Cześć wam –szczerzę się. –Wesołych świąt!

- Córciu –ojciec z wrażenia siada na kanapie, a moja siostra zaczyna płakać.

- Przyjedźcie do szpitala, nie mogę się już doczekać was –wiercę się podekscytowana.

- Kiedy się obudziłaś, czemu nikt do nas jeszcze nie zadzwonił? –pyta ojciec.

- Tato, a czy to ważne? –uśmiecham się. –Jestem wśród żywych!

- Boże, kamień spadł mi z serca –mówi Claire i uśmiecha się do mnie. –Tęskniłam, cholernie.

- Nie przeklinaj młoda damo! –mówię takim tonem, jak to zawsze tata mnie pouczał. –Czekam na was, do zobaczenia –przesyłam im całusa i rozłączam się.

- Szczęśliwa? –pyta Matt i przytula mnie.

- Jak nigdy przedtem –siadam mu na kolanach i wplatam dłonie w jego włosy. Przez przypadek komputer spadł na podłogę, przez co lekko się krzywi. –Kupię ci nowy –zapewniam –to i tak był stary grat.

- Miał pięć lat! –śmieje się.

- Cholera, to naprawdę był dinozaurem i zasłużył na emeryturę –śmieję się głośno i złączam nasze usta. –W gruncie rzeczy wyświadczyłam mu przysługę.

- Och, tak? –unosi wysoko brwi, a jego dłonie delikatnie gładzą skórę na plecach. Czy już wspominałam, jak wspaniały krój miały te szpitalne koszule?

- Zaufaj mi, znam się na tym –pochylam się i zatrzymuję się kilka milimetrów od jego ust. –Cieszę się, że tu jesteś –szepcze.

- Nie, to ja się cieszę, że ty tu jesteś. Bez ciebie, nic nie byłoby takie, jak powinno być –mocniej napiera na moje usta, a dłonie stają się śmielsze.

- Mówił ci ktoś, że masz cudowne ręce? –pytam z zadziornym uśmiechem.

- Tak, ty. Wielokrotnie tamtej nocy –śmieje się widząc jak się krzywię.

- Zabawny z ciebie gość –wykrzywiam usta i zaczynam rozpinać jego koszulę. –Dokładnie tak jak zapamiętałam –mruczę całując jego tors. –Już nie mogę się doczekać, kiedy będziemy w domu, a ściślej mówiąc w mojej sypialni.

- Mamy jakieś pół godziny zanim twoja rodzina przyjedzie –mówi z uśmiechem.

- Biorąc pod uwagę, że dowiedzieli się, że jednak żyję, sądzę, że mamy jakieś dwadzieścia minut –uśmiecham się zadziornie. –A co z personelem?

- Badania już masz zrobione, więc raczej nikt nie powinien nam przeszkadzać, ale zaraz, czy ty przypadkiem nie byłaś osłabiona? –pyta.

- Och, zamknij się, psujesz wszystko.

- Tak? –śmieje się lekko.

- Ale nie przejmuj się, zaraz pokażę ci, jak możesz to naprawić –szczerzę się i odwiązuję górny sznureczek koszuli.

- Widzę, że ktoś tu chce mnie wykorzystać –unosi jedną brew i uśmiecha się do mnie.

- Byłam trzy miesiące w śpiączce, potrzebuję faceta, a ściślej mówiąc, ciebie –gładzę go po policzku, a jego oczy przeszywają mnie całkowicie –Masz coś przeciwko temu?

- Skądże znowu –jego dłonie badają fakturę nowoodkrytego ciała. –Zawsze możesz mnie tak wykorzystywać.

- Zapamiętam to sobie, zapamiętam. Wesołych świąt.

- Wesołych świąt, księżniczko –jego ciepłe wargi pokrywają się z moimi i wiem, że nic mi nie jest już potrzebne.

Wszystko było tak, jak należy. Śpiąca Królewna obudziła się, a przystojny Królewicz kochał ją całym sercem. I moje ulubione, może trochę lamerskie lub banalne, lecz mające wielkie znaczenie: I żyli długo i szczęśliwie. W końcu.

„Ona jest fantastyczna. Jest wybitna. Nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Uwierz mi, nie rozumiesz jej, ale nie czuj się źle z tego powodu (…) To najbardziej niesamowita osoba, jaką poznałem w życiu. Ma olbrzymią inteligencję, potencjał. Tylko po prostu potrzebuje kogoś odpowiedniego. Wiesz, patrzyłeś na nią, bo fascynowało cię coś, czego w ogóle nie rozumiałeś. Jak monolit w Odysei kosmicznej.”

— Żulczyk


  1. Path –ścieżka. Mam na myśli to, że chodzi własnymi drogami.

  2. http://www.youtube.com/watch?v=yXQViqx6GMY –Mariah Carey –All I want for Christmas is you

  3. Nie chcę wiele na święta. Jest jedna rzecz, której potrzebuję. Nie przejmuję się prezentami. Pod świątecznym drzewem. Chcę Cię po prostu dla siebie. Bardziej niż możesz sobie wyobrazić. Spełnij moje marzenie. Wszystkim, czego chcę na święta jesteś Ty.

  4. Chcę Cię po prostu dla siebie, bardziej niż możesz sobie wyobrazić. Spełnij moje marzenie. Wszystkim, czego chcę na święta jesteś Ty.

  5. http://www.youtube.com/watch?v=gcF9ICgLqi4 –teledysk. http://www.tekstowo.pl/piosenka,michael_buble,haven_t_met_you_yet.html –tekst piosenki <3 Cudowny i idealnie pasuje do Path, która czeka na swojego Księcia :D

  6. http://www.youtube.com/watch?v=iNkZV-XDqGo Del Shannon -Runaway

  7. Mityczny demon, który we śnie nawiedzał mężczyzn i ich wykorzystywał. Męską odmianą sukuba jest inkub.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Do trzech razy sztuka, Do trzech razy sztuka
Do dwóch razy sztuka
Do dwóch razy sztuka
507 Riley Eugenia Do dwóch razy sztuka
Palmer Diana Do dwóch razy sztuka
Palmer Diana Do dwóch razy sztuka
Palmer Diana Harlequin Bestsellers Do dwóch razy sztuka
Palmer Diana Do dwóch razy sztuka
Do dwoch razy sztuka Diana Palmer
RYTUAŁ DO TRZECH ARCHANIOŁÓW 29 września, Medytacje , ezoteryka ,kontrola umysłu
Od godów do Trzech Króli, Antykwariat, obyczaje=#
notatki do druku nls, SZTUKA UWODZENIA
Praca kwalifikacyjna do nauczania przedmiotu sztuka
2012 10 21 Do czterech razy morderstwo

więcej podobnych podstron