Pytania nieobojętne
Dlaczego?
Kraków kładł się spać. W domach gasły światła, ulicami przejeżdżały szybko ostatnie autobusy i tramwaje jakby zawstydzone, że zakłócają ciszę zmęczonym ludziom; spóźnieni przechodnie szybko zdążali do swych domów, tylko ja nie mogłam się spieszyć...
Wieczór, to była dla mnie pora szczególna. Patrzyłam wtedy na gasnące i zapalające się światła w oknach i myślałam o ludziach, którzy je zapalają. Modliłam się za nich...
To był dar od Boga, ta modlitwa za innych, za bliskich i oddalonych, za znanych mi i za całkiem obcych - tak robiłam od dzieciństwa. Modlitwa za innych - do czego nie chciałam się przyznać - stała się pierwszym zwiastunem mojego powołania. Pragnęłam być dla wszystkich, dawać siebie innym. Nie wiedziałam jednak, jak to robić. O ile modlitwa była czymś prostym, samoistnie ze mnie wychodzącym, o tyle bycie dla wszystkich przerastało mnie. Na razie byłam dla moich przyjaciół - pochłaniały mnie ich problemy, "traciłam" dla nich czas, przebywając zbyt mało z własną rodziną i z Romkiem - moim chłopakiem, modlącym się. o to, abym została jego żoną...
Znaliśmy się długo. Ja chodziłam na "oazę", a później na spotkania modlitewne grupy modlitewnej Odnowy. Romek był lektorem. Było mi z nim dobrze, rozumieliśmy się. Gdzieś głęboko jednak czułam, że Bóg chce mnie mieć tylko dla siebie. Pytałam: "Dlaczego nie mogę iść «normalną» drogą? Dlaczego chcesz tego, czego ja nie chcę? Dlaczego?". Paradoksalnie jednak nie chciałam usłyszeć odpowiedzi. Postanowiłam jednak...
podjąć wyzwanie
Podczas wakacyjnych rekolekcji oazowych poznałam siostrę nazaretankę. Polubiłyśmy się bardzo. Kontakt z nią rozbudził we mnie skutecznie zagłuszane pragnienia. Dlatego też pomyślałam, że po maturze wstąpię do tego zgromadzenia. Rok szkolny dobiegł końca i ja ze świadectwem dojrzałości w kieszeni pojechałam na rekolekcje powołaniowe organizowane przez Zgromadzenie Sióstr Świętej Rodziny z Nazaretu. Przyjeżdżam do domu formacyjnego, wchodzę do kaplicy i czuję...
"Nie, to nie jest twoje miejsce!"
"Boże, Ty sobie ze mnie kpisz. Rozstałam się z Romkiem, zrezygnowałam ze studiów, a Ty tak po prostu: To nie jest twoje miejsce. Co mam robić?!"
Wróciłam. Na razie wiodłam tak zwane normalne życie - studium pomaturalne, przyjaciele, wspólne wyjazdy, zabawy, plany, marzenia i pytanie...
...co dalej...?
Pewnego dnia jedna z moich koleżanek zaproponowała, bym pojechała z nią na rekolekcje do sióstr karmelitanek bosych. "Nic mi się nie stanie, jeśli będę jej towarzyszyć" - pomyślałam.
Pod koniec rekolekcji rozmawiał z nami ojciec duchowny. Moja przyjaciółka dowiedziała się, że to, co odczuwa, może być powołaniem albo wynikiem pobożności. Ja natomiast usłyszałam, że powinnam jak najszybciej wstąpić do Karmelu.
"Chyba zwariowałeś, Boże! Zakon kontemplacyjny to przeżytek. To nie dla mnie!" - mówiłam w swoim sercu, przekonana mimo wszystko, że coś w tym jest.
Wróciłam jednak do Krakowa. Skończyłam studium i zaczęłam szukać swego miejsca w świecie. Wiedziałam już, że nie wyjdę za mąż, do Karmelu jednak bałam się wstąpić. Odkryłam, że w Krakowie są dwa Karmele. Odwiedziłam ten przy ulicy Kopernika. Podwójna krata z kolcami w rozmównicy, półmrok, cisza...
"Tu jest twoje miejsce" - usłyszałam wyraźnie.
"Moje? Ale ja jestem żywa, spragniona ludzkiej przyjaźni, miłości, czułości i akceptacji..."
Musiałam przerwać mój wewnętrzny dialog. Weszła Siostra Przeorysza. Rozmawiałyśmy o mnie, o mojej decyzji. Kiedy z sercem pełnym lęku opuszczałam Karmel wiedziałam, że tam wrócę...
Czas przed wstąpieniem był trudny. Jedynym ukojeniem dla mnie była modlitwa w językach. W niej wyrażałam wszystkie najgłębsze pragnienia. Rozum mówił: "wybierz Karmel", uczucie: "zostań w świecie".
Byłam rozdarta
Termin wstąpienia do Karmelu wyznaczono mi na 18 grudnia. Kilka dni wcześniej umarł mój wujek. Po raz ostatni uczestniczyłam w rodzinnej, smutnej jednak uroczystości. Gdy wracaliśmy z rodzicami z pogrzebu, mieliśmy wypadek samochodowy. "Dachowaliśmy" w okolicznościach, w których samochód nie miał prawa zawieść. Nikomu nic się nie stało. Wiedziałam, że to znak Bożej troski o mnie i Bożego wołania. Wtedy po raz pierwszy z ufnością oddałam swój lęk Bogu i z radością zaakceptowałam swoje powołanie. Bóg zwyciężył!
Rodzice i Romek dowiedzieli się o mojej decyzji w ostatniej chwili. Mama z tatą to, że jestem karmelitanką, zaakceptowali dopiero po dziesięciu latach. Zresztą nie dziwię im się wcale. Rodzice także mają prawo dojrzewać do przyjęcia powołania, którym Bóg obdarował ich dziecko. Jeżeli ja tak się miotałam, to co dopiero oni. Przecież jestem ich częścią.
A Romek... O niego bałam się najbardziej, przecież go kochałam... Bałam się, że będzie miał żal do Pana Boga. Uczestniczył w moich pierwszych ślubach. Po zakończeniu ceremonii podszedł do kraty i podał mi bukiet róż. Po pół roku ożenił się i wyjechał z Krakowa...
Do Karmelu wstąpiłam inaczej niż wszystkie siostry, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Z reguły przełożeni zalecają, by święta po raz ostatni spędzić z rodziną. Ja moje święta spędzałam już w klasztorze. Po raz pierwszy zachwycając się darem? powołania.
Dziś...
...z perspektywy czasu...
mogę powiedzieć, że Karmel jest najwspanialszym darem, który otrzymałam. Tu jestem naprawdę szczęśliwa. Czasem myślę, że Pan Bóg lubi paradoksy. Ja, osoba bardzo towarzyska i żywa, odkrywam głębię ciszy i samotności. Miłość, czułość i akceptację otrzymuję od tego, który zaspokaja najgłębsze pragnienia serca. Znakiem Jego miłości są także moje współsiostry. Razem uwielbiamy naszego Oblubieńca, trwając u Jego stóp w nieustannej modlitwie za Kościół, za każdego człowieka, a zwłaszcza za kapłanów.
To właśnie tu, w Karmelu Pan Bóg pokazuje mi prawdę o sobie i o mnie. To tu zrozumiałam, że bez łaski i miłości Bożej jestem zdolna do każdego grzechu. To jest niezwykłe! Żyjąc w świecie uciekałam od Prawdy o Bogu i o sobie. W Karmelu odkrywam ją już trzynaście lat.
* * *
I jeszcze jedno. Zawsze pragnęłam być świętą. Sądziłam jednak, że mogę to osiągnąć własnym wysiłkiem. Ponieważ nie ma świętej Grażyny poprosiłam, aby zostawiono mi moje imię. Siostry zgodziły się. Zostałam więc siostrą Grażyną od Miłości Bożej. Bo jeżeli chcę być świętą, to tylko mocą Jego Miłości...
Siostry Grażyny, karmelitanki,
wysłuchała Sylwia Michalec