KARTKA Z PAMIĘTNIKA
13.04.1399 r.
Od kilku dni podróżowałam z księżną Anną Danutą na stanowisku jej dworki. Jechaliśmy, świetnie się bawiąc, śpiewając i tańcząc wśród śmiechów. Ten dzień nie różnił się więc znacznie od pozostałych. Nic nie zapowiadało takiego wydarzenia!
Słońce chyliło się już ku zachodowi, kiedy dotarliśmy do gospody „Pod Lutym Turem”, by tam zatrzymać się i odpocząć. Pierwsza do gospody weszła księżna, a za nią stanęłam ja, ściskając w dłoniach moją luteńkę z ćwiekami. Wnętrze było właściwie całkiem zwyczajne. Po środku stały długie, oporne stoły i ławy, a na przeciwległej ścianie można było zobaczyć duże, kamienne palenisko. Pod sufitem wisiały niezliczone wiązki suszonych warzyw oraz przypraw, a na ścianach widniały piękne pejzaże.
Zwyczajni klienci, speszeni, poczęli śpiesznie opuszczać pomieszczenie, kłaniając się przed nami z należytym szacunkiem. W pewnym momencie Kejstówna zatrzymała dwóch mężczyzn. Jeden z nich, krępy i dość niski rycerz, od razu wdał się z nią w rozmowę. Drugi zaś- młodzieniec o blond włosach, który przyglądał mi się od dłuższej chwili- usiadł obok i przysłuchiwał się wymianie zdań.
Wkrótce, napojeni, oddaliśmy się ulubionej rozrywce- zabawie. Anna Danuta poprosiła mnie, bym zaśpiewała. Z chęcią wskoczyłam najbliższą ławkę i otworzyłam usta, z których dobyły się pierwsze nuty mojej ulubionej piosenki. Niechybnym trafem, w pewnym momencie przechyliłam się i byłabym spadła, gdyby nie złapał mnie owy blond włosy młodzieniec, na którego wcześniej zwróciłam uwagę. Wziął mnie w swoje silne ramiona i, zaniósłszy do księżnej, postawił mnie na ziemi i sam ukląkł. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się później stało. Okazało się, że chłopak nazywa się Zbyszko ze Spychowa. Ślubował mi trzy pawie czuby na pomstę śmierci mojej matki. Od tamtej pory mam swojego rycerza.
Danusia Jurandówna