BIES GNIEŹNIKA
Do dnia dzisiejszego można oglądać na krańcach Gniezna, stare szańce zbudowane w celu obrony miasta. O tym miejscu, w minionym wieku krążyły podania że mieści się w nim rozpadlina, w której od dawien dawna gnieździ się bies. Podobno to miejsce nazywano Gnieżnikiem.
Wokół Gnieżnika rosła zawsze bujna i piękna trawa. Nie należy się dziwić, że tam właśnie najczęściej pastuszkowie przypędzali swoje krowy, gdyż prędko najadały się do syta soczystej trawy i później leżały spokojnie przeżuwając pokarm. Oni wtedy mogli spokojnie zabawiać się na łące.
Któregoś dnia, gdy bydło spokojnie polegiwało, rozbawieni pastuszkowie, zaczęli rzucać dla zabawy swoimi nakryciami głowy. Przyglądał się tej beztroskiej zabawie i swawoli z ukrycia bies, który pilnował skarbów w czeluściach rozpadliny. Podobała mu się ta zabawa i napewno by się w nią włączył , gdyby nie był kadukiem. Rozmyślał przeto co by tu zrobić, jaki wymyśleć psikus, żeby choć na chwile zmącić zabawę. Okazja niebawem się nadarzyła. Jeden z chłopców tak wysoko rzucił swój kaszkiet, że ten poszybował prosto w stronę ukrytego psikuśnika, spadając mu prosto pod kopytko. Bies nie namyślał się długo. Podniósł natychmiast kaszkiet z ziemi i uradowany, że zrobi chłopcom figiel, natychmiast schował się z pięknym nowym kaszkietem w czeluściach zapadliny.
Na próżno wszyscy szukali zagubionego kaszkietu. Nigdzie go nie było. Wyglądało na to, że zapadł się pod ziemię. Kiedy doszli do zapadliny jeden z pastuszków zawyrokował :
- Nic tylko kaszkiet wpadł do dziury i teraz kusiciel ma go w swojej mocy !
Pastuszek, który postradał kaszkiet, zląkł się, że może go nie odzyskać, zaczął więc głośno płakać. Usłyszał ten dziecięcy płacz , siedzący w głębi bies Gniżnika. Podsunął się bardzo blisko wyjścia i nadsłuchiwał, co też pastuszkowie o jego psocie mówią. To co usłyszał natychmiast zmiększyło nawet jego diabelskie serce. Współczujący swojemu koledze pastuszkowie, martwili się o Janka, że jak pójdzie do domu dostanie lanie, bo zgubił nowy kaszkiet. A najgorsze to jest to, że idzie zima i w czym on będzie chodził skoro mu ojciec nowego kaszkietu nie kupi. Niedawno przecież pochowali matkę, a z małego gospodarstwa nie ma za dużo zysków. Nie od święta im bieda do garnków zagląda. Będzie musiał biedny Janek z gołą głową chodzić.
Gdy bies to wszystko usłyszał, żal mu się zrobiło małego chłopca , któremu spłatał tak brzydki figiel. Postanowił, natychmiast nie tylko zwrócić nakrycie głowy , ale kaszkiet wypełnić złotymi dukatami. Jak pomyślał tak też i zrobił. Wyrzucił do góry na powierzchnię ziemi kaszkiet ze złotem. Chłopiec uradowany tym znaleziskiem, pokazał pastuszkom złote monety i odzyskany kaszkiet.
Po powrocie do domów pastuszkowie opowiedzieli o przygodzie jaka na Gnieżniku przy rozpadlinie się wydarzyła. Jakie najpierw nieszczęście, a potem szczęście Janka spotkało. Zachłanni rodzice na drugi dzień ubrali w odświętne kaszkiety chłopców i przykazali, by i w tym dniu zabawę powtórzyli i swoje kaszkiety do dziury biesa powrzucali. Gdy tylko chłopcy znaleźli się na łące, nie bacząc na bydło, które przygnali zaczęli zabawę kaszkietami. Rzucali je do góry i coraz bardziej zbliżali się do zapadliny. Kiedy już byli od niej na parę kroków, powrzucali wszystkie kaszkiety do dziury biesa. Usiedli wokół niej i czekali, kiedy psikusnik zacznie je spowrotem wyrzucać. Zaczynało się już zmierzchać i słońce za las zachodzić, a kaszkietów jak nie było tak nie ma. Zauważyli, że i bydło gdzieś się porozchodziło i nie było go na łące. Zaczęli strasznie pomstować i kląć na biesa. Tego pokuśnik zdzierżyć już nie mógł. Zakręcił wiatrem i z dziury powytlatywały wszystkie kaszkiety napełnione łajnem krowim. Kiedy pastuszkowie chcieli je podnieść z ziemi wyleciał z rozpadliny grat małych kamyczków i zeschniętych liści. Bies zemścił się na tych co przeciwko niemu brzydkich słów używali.
Do rana z rodzicami chłopcy szukali zgubionych krów, które bies złośliwie po lesie rozpędził.
W Gnieźnie i okolicy dość długo ludzie mówili o tej niezwykłej przygodzie, która pastuszków na Gnieżniku spotkała. Jak ich bies za chytrość i używanie brzydkich słów ukarał. Dla tego też do dnia dzisiejszego brzydkich słów i wyrażeń na ulicy Gniezna nie usłyszysz. A jeżeli ktoś usłyszy, to może być pewien, ze jest to mieszkaniec z innego miasta. Tubylec nie chciałby mieć do czynienia z Gnieżnikiem, który za takie słowa łajnem krowim natychmiast obrzuci !