Tytuł oryginału: STAR WARS: A Forest Apart
Autor: Troy Denning.
Przekład: Wojciech “Quother” Bogucki.
Korekta: Mateusz „Freedon Nadd” Smolski
Bastion Polskich Fanów Star Wars, Stopklatka i tłumacze nie
czerpią żadnych dochodów z opublikowanie poniższych treści.
Tłumaczenie jest wykonane dla fanów, przez fanów
Część pierwsza
Po drugiej stronie korytarza powietrznego, biegnącego obok domu Chewbaccy, znajdowała się Galeria Sasal, której czterdzieści wież otaczających antresole na otwartym powietrzu przypominało wielkością Studnię Umarłych na Kashyyyku. Obok galerii stał Kompleks Wauth, masywniejszy niż Góra Korrokrrayyo. Nieopodal wyłaniały się mirrstalowe iglice Ooe'b Towers, dorównujące wysokością drzewom wroshyr, i połączone ze sobą plątaniną pomostów dla przechodniów, co zawsze przypominało Chewbacce labirynty w Lesie Cieni. Nie byłoby uprawnionym stwierdzenie, że podobało mu się życie na Coruscant, ale przyzwyczaił się już nazywać to miejsce "domem" - biorąc choćby pod uwagę kontury i zagadkowość tego lasu, składającego się ze strzelistej linii budynków i durastalowych otchłani poniżej.
Stojąca u boku Chewbaccy jego towarzyszka życia, Mallatobuck, patrzyła przez transpastalową szybę, zahipnotyzowana rzeką pojazdów płynącą powietrznymi korytarzami.
- [Czy tak się właśnie odprężają na Coruscant?] - zapytała. Niebieskie oczy i miodowe futro nic się nie zmieniły od dnia, w którym Chewbacca ofiarował jej siebie. - [Okrążając świat w śmigaczach?]
- [Ależ nie] - pokusił się o żart Chewbacca. - [Osobiście to zarządziłem na Twoje powitanie.]
- [Uważaj. Wiesz, że zawsze wierzę Twoim słowom] - odparła Mallatobuck, nie odwracając się od okna. - [Mimo to wydaje mi się, że będę tęsknić za tymi rzekami pojazdów. Przypominają Kaskadę Rrynorrorun. Niekończącą się. Kojącą.]
- [Może i niekończącą się, ale żeby od razu kojącą?] - Chewbacca potrząsnął głową. - [To chyba nigdy nie próbowałaś zmienić korytarza w pionie, Malla.]
- [To prawda] - zgodziła się, - [Ponieważ wydawało mi się, że cenisz życie moje i naszego dziecka.]
- [W rzeczy samej. Wiesz, że nigdy nie pozwoliłbym Ci prowadzić.]
- [Co takiego?] - Malla wydała groźny pomruk, udając poirytowanie. - [Z taką gadką, to masz szczęście, że jesteś ojcem mojego syna.]
- [I to jak wielkie.]
Chewbacca uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie. Malla czekała na niego pięćdziesiąt lat, zanim wrócił ze swych młodzieńczych wypraw, a potem poślubiła go, wiedząc, że ma dług życia wobec Hana Solo, który uniemożliwi im wspólne zamieszkanie.
W momentach próżnego upojenia, Chewbacca uważał, że to jego siła i nieustępliwość w walce zdobyły mu jej oddanie. Ale gdzieś głębiej czuł coś innego.
Czuł, że był najszczęśliwszym Wookiem w całej Galaktyce.
Sprawdził czas i, zasmucony jak szybko upłynęły mu ostatnie godziny w towarzystwie Malli, oznajmił:
- [Pora na nas.]
- [Sprawdzę, czy Lumpy skończył już pakować prezenty] - Malla odwróciła się, a potem zatrzymała, wskazując na plastoidową, naramienną torbę leżącą w przedpokoju. - [To dziwne.]
Chewbacca zerknął w tamtą stronę.
- [Lumpy?]
Malla złapała go za ramię.
- [Galaktyczni Rebelianci] - westchnęła.
Chewbacca skrzywił pogardliwie usta.
- [Czy często się w to bawi?]
- [Tak] - odrzekła Malla. - [Ale tu przynajmniej ma prawdziwe zabawki.]
- [Prawdziwe zabawki?]
- [Tak] - stwierdziła Malla. - [Czy nie zauważyłeś jak Cię ubóstwia?]
- [Czy ma też moje hologramy?] - Chewbacca zaczął cieplej myśleć o Galaktycznych Rebeliantach.
- [W pewnym sensie] - z głosu Malli przebijała irytacja. - [On Cię naśladuje.]
Chewbacca uśmiechnął się.
- [Co w tym złego? Mały powinien mieć szacunek dla…]
- [To więcej niż szacunek] - weszła mu w słowo Malla. - [Posłuchaj, rzucasz za sobą ogromny cień - o wiele dłuższy stąd, niż gdybyś mieszkał z nami w Rwookrrorro. Lumpy tak bardzo próbuje być synem "Wielkiego Chewbaccy," że zaczyna to męczyć jego przyjaciół i irytować przeciwników - a kiedy chcą, żeby odwołał to, co mówi, wraca zawsze do domu cichy i pokrwawiony.]
- [Zawsze?]
Malla skinęła głową.
- [Doszło do tego, że już prawie nie wychodzi z domu.]
Chewbacce opadła szczęka.
Malla ponownie skinęła głową.
Chewbacca popatrzył gniewnie na drzwi.
- [Rozumiem.]
Ktoś tak silny jak Malla, łatwo mógł kogoś przekonać, że Lumpy nie cierpi z powodu nieobecności ojca, ale prawda była taka, że dług życia kładł się ciężarem na życie całej rodziny. Istniały rzeczy, których nawet najlepsza matka nie mogła nauczyć młodego Wookiego tak dobrze, jak zrobiłby to ojciec - a kiedy dochodziły do kłopotów opisanych przez Mallę, żaden ojciec nie mógł być lepszym nauczycielem niż Chewbacca.
Chewbacca odwrócił wzrok ku Malli.
- [Lumpy nie powinien z Tobą wracać.]
Malla uniosła brew.
- [Nie powinien?]
- [Przydałoby mu się spędzić trochę czasu z ojcem] - oznajmił pewny siebie. - [Nie dłużej niż standardowy rok lub dwa. Wszak w jego wieku nie powinien zbyt długo przebywać z dala od lasu.]
- [Nie, ee.., tak. To znaczy, chyba masz rację. Z tym lasem] - Malla zamrugała kilka razy, a kiedy wróciło jej opanowanie, wyraz twarzy stał się bardziej zamyślony. – [A co z Tobą? Dasz sobie radę?]
- [Jestem jego ojcem. I radę sobie dam.] - Chewbacce taka odpowiedź by wystarczyła, ale domyślał się, że Malla będzie chciała znać szczegóły. - [Mam dla niego pokój I jestem pewny, że Księżniczka wypożyczy mi od czasu do czasu Threepia.]
- [Robot protokolarny? Do nadzorowania Wookiego?] - Malla potrząsnęła głową. - [Chyba tylko z ogłuszającą pałą.]
- [Mam nadzieję, że nie] - przyznał Chewbacca. - [Chodziło mi o naszą ambasadę. Jest niedaleko stąd, a Księżniczka Leia ma dobre stosunki…]
- [Ty jesteś w dobrych stosunkach z naszą ambasadą] - Malla puknęła się w głowę. - [Czasami jesteś niemal uniżony.]
Choć "uniżony" nie było komplementem dla Wookich, Chewbacca nie zaprotestował.
- [A więc się zgadzasz?]
Malla myślała jeszcze przez chwilę, a potem oznajmiła:
- [Byłoby dobrze, gdyby się przekonał, że Twoje życie to nie jest jedna długa holoprzygoda. Powinien wiedzieć, że przez większość czasu wykonujesz normalne rzeczy: zajmujesz się "Sokołem" albo kryjesz się z Hanem po kątach, podczas oficjalnych ceremonii.]
Chewbacca spojrzał na nią z ukosa.
- [Czy właśnie tak myślisz?]
- [Niczyje życie, tak jak Twoje, nie było w ten sposób pokazywane w HoloNecie. Ty, i Han Solo oczywiście, powinniście być już z dziesięć razy martwi] - Malla wzięła go za rękę i skinęła głową. - [To by mu dobrze zrobiło.]
Chewbacca uśmiechnął się.
- [A więc postanowione] - ruszył w kierunku drzwi. - [Skończy grać w te swoje gry, a ja nauczę go jak wygrać walkę na pięści.]
- [Co takiego?] - Malla podążyła za nim. - [A jak to pomoże cokolwiek rozwiązać? Ucząc go walki na pięści spowodujesz, że Lumpy będzie mówił o Tobie jeszcze więcej i w dodatku będzie potrafił zmusić innych, by tego słuchali. A pozbawienie go tych jego gier sprawi jedynie, że będzie o Tobie mówił troszkę mniej.]
- [Przechodzi teraz pewien etap w życiu] - odezwał się Chewbacca. - [Zakończy go, gdy nauczy się pewności siebie, a to przyjdzie, gdy odniesie zwycięstwo.]
Doszli do drzwi i Malla złapała Chewbaccę za ramię.
- [Nasz syn próbuje być Tobą. W tym tkwi problem.] - jej głos był tak cichy, że Chewbacca musiał się nachylić, żeby cokolwiek usłyszeć. - [To co musisz zrobić, mój miły, to nauczyć go być sobą.]
Chewbacca przez chwilę rozważał słowa Malli i wreszcie skinął głową.
- [Zgoda. Musi się nauczyć być sobą. Ale musi się także nauczyć wygrywać walkę na pięści.]
Minął drzwi, wchodząc do swojego pokoju, w którym obraz Wookiego o kasztanowym futrze warczał znad podstawki holokomu. Pod wizerunkiem, widać było długą linię statystyk a nad nim wyświetlało się imię "Lumpacca."
Plastoidowe krzesło przed konsolą było puste, a w jej rogu widać było migoczącą wiadomość, grożącą zakończeniem sesji, jeśli gracz nie odpowie w ciągu trzydziestu standardowych sekund.
- [Lumpy?] - zawołał Chewbacca.
Gdy nie otrzymał odpowiedzi, wyszedł z pomieszczenia i rozejrzał się po przedpokoju.
Drzwi do łazienki były otwarte, ale wnętrze było pogrążone w ciemności. Tak samo było z obiema sypialniami.
Chewbacca poczuł ssanie w żołądku.
- [Lumpy?]
Za rogiem rozległo się przyciszone stuknięcie i najgorsze obawy Chewbaccy znalazły swoje potwierdzenie, gdy mijając przedpokój, zauważył kolejne otwarte drzwi - drzwi łączące tylną część mieszkania Wookiego z tylną częścią apartamentu rodziny Solo.
Malla zbliżyła się do niego i spojrzała mu przez ramię.
- [Nasz syn przeszedł przez te drzwi?] - zapytała. - [Lumpy?]
- [Nie posłuchał nas] - mimo, że bardzo chciał, by Lumpy odnalazł swój rrakktorr - śmiałość i zuchwałość w sercu Wookiech - Chewbacca był więcej niż niepocieszony faktem, że mały zaczął go szukać w luksusowym apartamencie Hana i Lei. - [A jeśli właśnie teraz zaczął się w jego życiu okres buntu, to wybrał sobie na to paskudny moment.]
- [To nie mógł być Lumpy] - sprzeciwiła się Malla. - [Przecież by mnie zawołał.]
- [To musiał być Lumpy. Wszak dom Solo jest pusty.]
Rada Tymczasowa wydawała tego wieczoru bankiet na cześć kolejnych, przyłączających się do Nowej Republiki światów. Leia, C-3PO i Winter byli w Pałacu Cesarskim, nadzorując przygotowania. Han, jak zwykle odkładając przygotowania na ostatnią chwilę, próbował znaleźć gdzieś krawca, który ekspresowo przygotowałby mu odświętne, cywilne ubranie.
Chewbacca ruszył w kierunku otwartych drzwi.
- [Lumpy! Niczego nie doty…]
Z głębi apartamentu dobiegł go głośny trzask.
- [To nie wygląda dobrze] - powiedziała Malla. - [Czy Księżniczka Leia bardzo się rozzłości?]
- [To zależy od tego, co rozwalił. Jeśli będzie to śpiewająca lampa, którą Jumerianie dali jej w prezencie ślubnym, być może nawet mu podziękuje] - stwierdził Chewbacca. - [Pozostaje mieć nadzieję, że nie stłukł Hanowi butelki "Ithoriańskiej Mgły." To byłoby bardzo niedobrze.]
Chewbacca wszedł do mieszkania Hana i Lei - przykładu alderaańskiej elegancji, nawet tutaj z tyłu - i ruszył w kierunku wykonanego z larmańskiego kamienia westybulu. Stamtąd korytarz prowadził do gabinetu Lei, sypialni, garderoby i przestronnego pomieszczenia odświeżającego, składającego się z siłowi, łaźni parowej i urządzeń wspomagających kąpiel, które potrafiły pulsować, podgrzewać, wytwarzać bąbelki i namineralizować kąpiących się do tego stopnia, że wpadali oni w stan ospałej błogości.
Przed garderobą Lei leżał stłuczony flakonik jej perfum, którego bursztynowa zawartość rozlana była na podłodze. Wewnątrz, pokój był zawalony porozbijanymi kosmetykami, rozrzuconą biżuterią, srebrną zastawą stołową, hologramami z gabinetu Lei i zestawem tysiąckredytowych żetonów, które Han trzymał na pamiątkę czasów, kiedy rozbił bank w kasynie Pavo Prime.
Z jednej z przepastnych szaf w głębi pokoju dobiegał szaleńczy łoskot.
Chewbacca właśnie chciał dać do niej nura, gdy Malla chwyciła go za ramię i szepnęła:
- [To mi nie wygląda na Twojego syna.]
- [Miło mi to słyszeć] - stwierdził Chewbacca. - [Bo gdyby tak było, to musiałbym…]
- [Nie Chewbacca, chodzi mi o to, że Lumpy nie jest taki niszczycielski. Nigdy nie zrobiłby czegoś takiego.]
Chewbacca przyjrzał się jeszcze raz bałaganowi na podłodze i ssanie w żołądku, którego wcześniej doświadczył, zamieniło się w strach. System bezpieczeństwa rozpoznawał Mallę i Lumpy'ego jako uprawnionych gości, ale mimo to, droid strażniczy powinien już się tu zjawić, by zidentyfikować hałasy.
- [Ktoś wyłączył system alarmowy] - szepnął Chewbacca. Łagodnie pchnął Mallę w kierunku westybulu. - [Znajdź komlink i wezwij ochronę budynku.]
- [Dobrze.] - Malla odwróciła się z powrotem. - [Jak tylko się upewnię, że nasz syn jest bezpieczny.]
Wiedząc, że lepiej schodzić z drogi jej matczynym instynktom, Chewbacca cicho warknął i zakradł się do szafy. Lumpy leżał na podłodze, wyjmując rzadką alderaańską zastawę stołową i cenną elektronikę biurową z rozdartego plecaka i upychając ją pospiesznie do jednej z ubraniowych toreb Lei.
W tylnej części szafy, obok niewielkiej dziury w ścianie, stał jakiś wymizerowany człowiek o mlecznej skórze. Celował z podręcznego blastera w głowę małego.
- Ani kroku dalej, Wookie! - głos napastnika brzmiał jak nierówny zgrzyt - o ile to był w ogóle głos. Jego spiczaste uszy odstawały od bezwłosej, wychudłej głowy, a wychudzony szkielet był tak cienki, że aż dziw brał, że jest on w stanie unosić swoje obdarte brzemię. Chewbacca nie był pewny rasy intruza, nie mówiąc już o jego płci. Mały, tępy nos i wysokie policzki sugerowały ludzką samicę, ale długi podbródek i cienkie szare wargi sprawiały wrażenie bardziej męskich.
- Jeszcze krok futrzaku i wypalę temu małemu trzecie oko.
Lumpy odwrócił się z szeroko otwartymi oczami, a jego miękkie, dziecięce futro układało się płasko na głowie. Ten widok był tylko potwierdzeniem żywionego przez Chewbaccę przekonania, że powinien koniecznie spędzić z małym trochę czasu. Rozdarty plecak sugerował walkę, a przecież Lumpy był niemal tak samo duży, jak mierząca w niego, wychudzona postać. Pewnie był też od niej dwa razy silniejszy.
Gdyby wiedział, jak sobie dawać radę, złodziej nigdy nie miałby szansy na wymierzenie w niego blastera, a mały mógłby bez problemu dokonać wyboru: uciec czy zaatakować. Zamiast tego, wyglądał na pozbawionego pewności siebie, a nawet zawstydzonego, jak gdyby to on odpowiadał za całe zamieszanie.
- [Widzę, że złapałeś włamywacza] - powiedział Chewbacca. Czuł napierającą na jego plecy Mallę i posunął się o krok do przodu, żeby zrobić dla niej miejsce. - [Doskonale. Han i Leia będą wdzięczni.]
Oczy Lumpy'ego zabłysły dumnie, ale głos zabrał złodziej.
- Cisza! Jeszcze jedno słowo od któregokolwiek z Was i...
- [Mój mąż wyrwie ci ręce] - zadudniła Malla. Zerwała z wieszaków Lei garść ubrań, żeby zrobić sobie więcej miejsca obok Chewbaccy. - [Puść naszego syna!]
Złodziej, który najwidoczniej nie rozumiał ani słowa w Shyriiwook, popełnił błąd kierując blaster w stronę Malli.
- Nikomu nie musi stać się krzywda.
Chewbacca zignorował go i postąpił pół kroku naprzód.
- [Lumpy, chodź...]
- [W porządku, tato!] - Lumpy rzucił się na złodzieja. - [Mam go!]
Ale Chewbacca widział, że Lumpy wcale go nie ma - głowa i ręce małego znów były na ziemi. Włamywacz bardzo łatwo uniknął ataku, chwytając Lumpy'ego za rękę i oplatając mu szyję płynnym ruchem ramienia tak błyskawicznie, że Chewbacca nie zdecydował się na skok w jego kierunku, choć właśnie się do tego przygotowywał.
Obawiając się, że Malla nie ma doświadczenia, żeby rozpoznać, z jak niebezpiecznym intruzem mają do czynienia, złapał ją powstrzymująco za łokieć. Próbowała strzasnąć jego rękę, ale jej nie pozwolił.
Złodziej, który nic z tego nie przegapił, uśmiechnął się.
- Dobry chłoptaś. A teraz, jak już wspomniałem, nikomu nie musi stać się krzywda.
Celując blasterem w pierś Chewbaccy, za pomocą palca u nogi przekopał się przez na wpół wypełnioną torbę ubraniową, wyciągnął z niej rządowy notes elektroniczny i podrzucił go zgrabnie do góry. Owinięta wokół szyi Lumpy'ego ręka wystrzeliła błyskawicznie do przodu i złapała notes. Zanim Chewbacca mógł zrobić jakikolwiek ruch, złodziej ponownie ściskał szyję mniejszego Wookiego.
- Wyjdźcie na zewnątrz i zamknijcie drzwi a wtedy ja zniknę - włamywacz wskazał na ziejącą obok niego dziurę w ścianie. - Wróćcie za trzy minuty, to odzyskacie małego całego i zdrowego.
Malla zaczęła się powoli wycofywać w kierunku drzwi ale Chewbacca szarpnął ją z powrotem.
- [Nie zostawimy go samego z naszym synem] - warknął. - [Pewnie potem zażąda okupu.]
- No dalej! - rozkazał intruz.
Chewbacca potrząsnął głową, wyciągnął rękę i uniósł jeden palec.
- [Lumpawarrump, chcę, żebyś do mnie podszedł]
Włamywacz wystrzelił, celując ponad ramieniem Chewbaccy. Trafił w suknie Lei i po chwili ostra woń stopionego jedwabiu wypełniła szafę.
- Następny nie chybi.
Chewbacca ponownie potrząsnął głową i podniósł drugi palec.
- Teraz, Lumpy.
- [Nie bój się] - dodała Malla. - [To nie czas, żeby się sprzeciwiać.]
- [Nie boję się] - rzucił Lumpy, choć futro miał oklapłe. - [Patrzcie!]
Chwycił oplecione wokół jego szyi ramię i pociągnął je do przodu, ale miał zbyt wyprostowane nogi, żeby móc przewrócić nawet kogoś o wiele mniej niebezpiecznego niż ten złodziej. Chewbacca pchnął Mallę w jedną stronę, sam rzucił się w przeciwną, a spanikowany włamywacz, nie dając sobie już najwyraźniej rady z jedenastoletnim Wookiem, począł zasypywać pokój blasterowymi błyskawicami.
- [Ugnij kolana, Lumpy!] - ryknął Chewbacca. - [A potem ciągnij.]
Lumpy ugiął kolana, a potem padł na ziemię pod ciężarem intruza. Chewbacca podniósł się na nogi i, cisnąwszy przed siebie pełną garść dymiącego jedwabiu, rzucił się na intruza.
W połowie drogi zderzył się z Mallą i oboje wylądowali o jakiś metr od złodzieja.
- Ostatnia szansa, futrzaku - perłowe oczy wpatrzone były w Chewbaccę. - Cofnij się albo Twój ...
Chewbacca wściekle zaatakował, posyłając niedoszłego porywacza na półki z butami. Podręczny blaster poleciał w róg, ale złodziej zrobił pół obrotu i stanął na nogi, nadal ściskając w ręku skradziony notes.
Chewbacca rzucił się do przodu. Ale z Mallą i Lumpy'm, w szafie było zbyt ciasno, żeby zrobić to w miarę szybko. Złodziej prześlizgnął się pod jego wyciągniętym ramieniem, odbił się od podłogi i zniknął w otworze, nogami do przodu.
Malla chwyciła Lumpy'ego w ramiona, a Chewbacca przecisnął się między nimi, sięgając ręką do przewodu serwisowego. Nie miał on więcej niż pół metra szerokości i ledwo mieścił w sobie ramię Wookiego. Ten podniósł się na kolana i zaczął poruszać ramieniem wewnątrz, natrafiając na rury, wiązki kabli i akcesoria wentylacyjne, ale nie na złodzieja.
- [Uciekł jak kkekkrrg rro] - oznajmił. Potem się odwrócił i zobaczył Lumpy'ego przytulonego do piersi Malli. - [Wszystko w porządku?]
Dziwny wyraz wstydu przebiegł przez twarz Lumpy'ego. Zmarszczył brwi i uwolnił się z objęć matki.
- [Ten złodziej jest ranny] - powiedział. - [Już go miałem, dopóki nie wyciągnął blastera]
Chewbacca wybuchnął śmiechem.
- [Czyż tak zawsze nie bywa?] - odstąpił od otworu i położył rękę na ramieniu Lumpy'ego. - [Ale dobrze zrobiłeś, Lumpawarrump. Bo to nie był zwykły złodziej.]
Lumpy otworzył usta.
- [Jak to?]
- [Czy zwykły złodziej zabrałby zwykły notes elektroniczny, a zostawił to?] - Chewbacca trącił nogą wysadzany klejnotami chronometr - podarunek od mieszkańców Bakury jako dowód wdzięczności za udział Hana i Lei w pokonaniu Ssi-ruuków. - [Przyszedł tu, by skraść informacje, nie bogactwo.]
- [Nasz syn walczył ze szpiegiem?] - spytała Malla.
Chewbacca skinął dumnie głową.
- [Tak uważam. Ktokolwiek to był, chciał, tylko upozorować włamanie.] - wyszedł za Mallą z szafy i podążył za nią do splądrowanej garderoby. - [Musimy wezwać służbę bezpieczeństwa Nowej Republiki.]
- [Służbę bezpieczeństwa?] - powtórzył Lumpy, który jeszcze siedział w szafie. - Przecież nigdy go nie złapią!]
- [Im wcześniej zaczną śledztwo, tym większe będą mieli szanse] - Chewbacca poprowadził Mallę przez westybul, w kierunku przetrząśniętego gabinetu Lei. - [Dlatego musimy się pospieszyć.]
- [Ale ten przewód jest tak długi jak korzenie wroshyra!] - głos Lumpy'ego był wyciszony przez wylot przewodu serwisowego. - [A ten szpieg może sobie w nim wyciąć drogę ucieczki w dowolnym miejscu.]
- [Chodź tu, Lumpy] - Malla cofnęła się do szafy. - [Twój ojciec powiedział…]
- [Mam lepszy pomysł.]
- [Nie!]
Chewbacca i Malla zaryczeli w tej samej chwili, rzucając się do wnętrza szafy.
Lumpy już wcisnął się do otworu.
- [Tylko ja jestem na tyle mały, by się tu zmieścić] - chwycił jakieś rury i zniknął z pola widzenia. - [Spotkamy się na dole. Poczekam tam na Was, dobrze?]
- [Niedobrze!] - Malla pośpieszyła ku dziurze i wetknęła doń głowę. - [Lumpy…]
Chewbacca zaszedł ją z tyłu i zatkał jej dłonią usta.
- [Nie wrzeszcz] - odciągnął ją delikatnie, zastanawiając się już, z kim powinien się skontaktować, by się dowiedzieć, dokąd prowadzi przewód serwisowy. - [Lumpy będzie bezpieczniejszy jeśli szpieg nie będzie wiedział, że ktoś za nim idzie.]
Malla wtuliła się w niego.
- [Chcesz, żeby tam poszedł?]
Chewbacca potrząsnął głową.
- [To niebezpieczne, a on nie jest gotowy.] - nie mógł się powstrzymać od uśmiechu. - [Ale to było odważne. Nasz syn niedługo odnajdzie swój rrakktorr.]
Malla odwróciła wzrok i wpatrywała się w drzwi.
- [To nie rrakktorr, mój mężu. To Galaktyczni Rebelianci.]
Część druga
Poziom 2012 elektrowni był królestwem urządzeń i droidów, nasyconym ostrą wonią rozpuszczalników i słabo oświetlonym, gdyż rzadko był odwiedzany przez posiadaczy organicznych oczu. Chewbacca sprawdził schemat wieży w notesie elektronicznym i, wyłączając pręt jarzeniowy, żeby nie powiadomić złodzieja o swojej obecności, wszedł do przestronnego pomieszczenia. Powietrze było gorące od wydzielanego przez maszyny ciepła, a durastalowa podłoga trzęsła się od nieustannego warkotu rozmaitych urządzeń. Sylwetki robotów o dziwnych kształtach przelatywały, przechodziły i przetaczały się w ciemności, często w tak bliskiej odległości, że dawało się dostrzec ich usmarowane podzespoły lub dyndające na wszystkie strony plątaniny przewodów.
Chewbacca okrążył wysoką na dwa piętra pompę cyrkulacyjną, która była sercem samowystarczalnego systemu wodno-kanalizacyjnego budynku, i zatrzymał się parę kroków dalej. Zaraz na prawo, w stronę wnętrza budynku, mógł dostrzec gigantyczne żyrofiltry, które przekształcały ścieki z powrotem w czystą wodę.
Wookie studiował przez chwilę schemat, a potem wskazał ciemność po lewej.
- [Zakratowane wyjście z serwisowego jest tam, przy suficie] - oznajmił. - [Lumpy powinien czekać gdzieś w pobliżu.]
- [Tam gdzie te rozbłyski?] - spytała Malla.
- [Rozbłyski?] - Chewbacca spojrzał w kierunku, który wskazywała i dostrzegł niewielką kaskadę niebieskich iskier. Schował notes i chwycił za samopowtarzalny blaster przyczepiony do bandoliera.
- [Czyżby coś spawali? Przecież powiedziałem ochronie budynku, żeby opuścili to miejsce.]
- [A oni Ci powiedzieli, że sami się tym zajmą.] - głos Malli stał się piskliwy z niepokoju, a może nawet ze strachu. - [Każdy las ma swoje oryyki. Nie mogą strząsnąć Cię ze swojego drzewa, więc przeszkodzą Ci w polowaniu.]
- [Nie przeszkodzą w tym polowaniu] - zapewnił ją Chewbacca. - [Nie ma się co martwić wszystko jest pod kontrolą.]
- [Wszystko jest pod kontrolą] - powtórzyła Malla. - [Gdyby tak było, nasz jedenastoletni syn nie ścigałby szpiegów i nikt by tam niczego nie spawał.]
Chewbacca westchnął.
- [Zaraz będzie pod kontrolą] - stwierdził. - [Zaufaj mi.]
Przyrzekając wyrwać ręce dowódcy dziennej zmiany straży, Chewbacca ruszył do przodu. Żeby uzyskać dostęp do pełnego schematu elektrowni i żeby w ogóle tam zostać wpuszczonym, Wookie był zmuszony skontaktować się z Hanem, który właśnie pospiesznie wracał do domu, i kazać mu zagrozić publicznym ujawnieniem niekompetencji straży. Jej dowódca najwidoczniej znalazł inny sposób, żeby zwolnić bieg wydarzeń, zanim nie uda mu się zebrać swojego oddziału i przejąć kontroli nad sytuacją.
Chewbacca powinien był się tego spodziewać. W końcu tamten był Sullustianinem.
Gdy razem z Mallą zbliżyli się do miejsca rozbłysków, dostrzegli sylwetkę sześcioramiennego droida naprawczego. Stał na swoich hydraulicznych, długich na pięć metrów szczudłach, i spawał nową, durastalową kratę to wylotu przewodu serwisowego. Powietrze przepełniał zapach topionego metalu i trudno było wyczuć jakikolwiek ślad Lumpy'ego, złodzieja, czy nawet rozlanych perfumów Lei, ale w migoczącym świetle Chewbacca dostrzegł rząd wypalonych laserem znaków, które utwierdziły go w przekonaniu, że właśnie w tym przewodzie znajdował się Lumpy.
- [Zatrzymaj się!] - rozkazała Malla. - [Wypuść stamtąd mojego syna!]
Kiedy droid nie przerwał swojej pracy, Chewbacca gniewnie zaryczał i trzasnął kolbą blastera w jedno ze szczudeł.
Robot przerwał pracę i, nadal podtrzymując kratę, przechylił głowę w dół, patrząc na Chewbaccę. Tam, gdzie powinny znajdować się jego fotoreceptory, miał opaskę optyczną - standardową modyfikację, zaprojektowaną w celu redukcji wydzielania światła w zautomatyzowanych elektrowniach.
- Nie zaprogramowano mnie na taki język - poinformował droid. - Proszę przejść na wspólny lub na świetlny kod binarny.
Chewbacca, którego gardło, podobnie jak u innych Wookiech, nie potrafiło sobie poradzić sobie ze wspólnym, skierował lufę blastera na droida, sugerując mu oddalenie się od kraty.
- Przykro mi, że nie możemy się ze sobą porozumieć - droid ponownie skierował swoją uwagę na kratę, aktywując palnik. - Dla Waszego bezpieczeństwa, prosiłbym …
Gdy strzał Chewbaccy trafił w jego główne źródło zasilania, sześć ramion droida opadło wzdłuż tułowia, a opadający w dół, nadal zapalony palnik omal nie odciął Wookiemu ręki. W chwilę potem, odbijając się z jazgotem od droida i chybiwszy o włos Chewbaccę, spadła na ziemię krata. Malla odciągnęła męża od powracającego niczym wahadło palnika.
- [Dlaczego nie użyłeś wyłącznika?]
- [Tak było szybciej] - Chewbacca zgasił palnik i zawiesiwszy blaster na ramieniu, zaczął się wspinać w kierunku ziejącej z otworu czerni. - [Lumpy?]
Kiedy odpowiedź nie nadeszła, Chewbacca włączył pręt jarzeniowy i dostrzegł kilka kawałków sierści na końcówkach durastalowych krat, które wcześniej zostały przecięte, prawdopodobnie przez uciekającego złodzieja. Obudowa biegnącej tamtędy wiązki kabli była umazana krwią, ale nie na tyle, by mogło to sugerować jakąś walkę.
Prawdopodobnie Lumpy albo złodziej skaleczyli się, wydostając się z tunelu
. - [Nie ma go tu] - Chewbacca zeskoczył z powrotem na ziemię, a jego duma z odwagi syna zaczęła powoli zmieniać się w niepokój. - [Nie zaczekał.]
- [Czy to Cię dziwi?] - Malla włączyła własny pręt jarzeniowy i zaczęła omiatać nim podłogę. – [Ty tam nie zwykłeś nikogo słuchać.]
- [Nie szanuje własnego słowa] - grzmiał Chewbacca, pogrążając się w gniewie. - [Tak nie wolno. A na dole jest niebezpiecznie. Jak mógł być tak głupi?]
Malla westchnęła.
- [A Ty byś zaczekał?]
- [A co to ma do rzeczy?] - gniew powoli opuszczał Chewbaccę, gdy uświadomił sobie jej słowa. Że Lumpy robił tylko to, co wydawało mu się, że zrobiłby jego ojciec. - [Poza tym, to co innego.]
- [Nie dla niego.] - odparła Malla.
Przykucnęła na podłodze, przysuwając pręt jarzeniowy do ciemnej kałuży, w której widoczny był odciśnięty ślad stopy małego Wookiego. Dotknęła plamy końcówkami palców - była niemal tak gęsta jak miód - i podniosła rękę do nosa.
- [Krew] - zawyrokowała.
- [U wyjścia do przewodu serwisowego też była] - Chewbacca rozejrzał się po podłodze i szybko znalazł kolejny ślad. - [Lumpy nawet nie myślał o tym, żeby zaczekać. Kiedy wrócimy do domu, będę musiał przeprowadzić z nim długą dyskusję na temat granic jego buntu.]
Malla stanęła obok niego.
- [To nie bunt] - stwierdziła. - [On tak robi ponieważ wydaje mu się, że Ty byś tak zrobił, a nie dlatego, że chce w jakiś sposób podkreślić swój autorytet.]
- [To się z pewnością zmieni, kiedy z nim skończę.]
Malla milczała przez chwilę.
- [Po prostu sprowadźmy go z powrotem do domu, Chewbacca.]
- [Zrobimy to] - zapewnił ją Chewbacca. - [Ale potem, będę obstawał przy swoim.]
Malla nie powiedziała ani słowa, pozostawiając Chewbaccę w rozterce. Nie wiedział, czy wątpiła w jego słowa, czy też była zwyczajnie zmartwiona. Choć ciężko było mu to przyznać, miał również własne wątpliwości. Wydawało mu się, że powinien był instynktownie wiedzieć, jak dobry ojciec zachowałby się w takiej sytuacji. Ale prawda wyglądała tak, że ilekroć go widział, Lumpy wydawał się wyglądać coraz bardziej obco. Raz był futrzaną kulą, śmiejącą się wniebogłosy w objęciach matki, by już po chwili huśtać się na krokwiach.
Nie mając wyboru, z blasterem w jednej dłoni, użył pręta jarzeniowego, by podążać po śladach, nakazując Malli, by swój trzymała nisko i z dala od siebie. Ślady wiodły wzdłuż podłogi i stawały się coraz słabsze aż do chwili, gdy znaleźli kolejny odcisk stopy w kałuży krwi. W pierwszej chwili Chewbacca stwierdził, że jego syn nie dba o to gdzie stąpa, ale wtedy zauważył, że Lumpy specjalnie skręcał stopę, by mocniej nasiąkła krwią.
- [Zostawia nam ślady celowo] - zawyrokował. - [Może jestem dla niego zbyt ostry.]
- [Zostawianie śladów to nie czekanie] - Malla podążała po śladach, aż do wąskiego przejścia pomiędzy parą ogromnych zbiorników chłodziwa. - [Dlaczego jeszcze tu nie ma ochrony?]
- [Wyjaśnienie tego zabrałoby pewnie z tydzień] - rzucił Chewbacca. Sullustiański dowódca był drobiazgowym planistą i skrupulatnym organizatorem. Zanim skończyłby otaczanie budynku barierami i zbieranie danych, złodziej dawno by uciekł, a Lumpy leżałby gdzieś martwy lub nieprzytomny.
- [Lepiej, że ich tutaj nie ma. Ich procedury tylko by nas spowalniały.]
Gdy zbliżali się do drugiego końca zbiorników z chłodziwem, Malla zatrzymała się wykrzyknęła z niepokojem.
- [Nie!]
Wyobrażając sobie najgorsze, Chewbacca odepchnął ją z drogi i rzucił się do przodu, zwijając jedną dłoń w pięść, a drugą zaciskając na blasterze. Podchodząc bliżej, zauważył jedynie wypukły kształt droida sprzątającego powierzchnie płaskie. Jego purpurowy szperacz oświetlał krwawy ślad, którym podążali. Kiedy czujniki robota wykryły stojących mu na drodze Chewbaccę i Mallę, grzeczne usunął im się z drogi, by umożliwić im przejście.
Chewbacca kazał Malli oświetlić podłogę za robotem. Jedyną pozostałością śladów, które tak starannie zostawił im Lumpy, był dwumetrowy pas gwałtownie schnącej durastali. Uklęknąwszy, Chewbacca odłożył na bok blaster i chwycił droida sprzątającego za obie strony jego plastoidowej obudowy.
- [Dokąd prowadziły te ślady?]
Wskaźniki na przednim panelu robota zamigotały.
- Że co, proszę?
Sfrustrowany Chewbacca ryknął i obrócił droida dookoła jego osi.
- [Wracaj tam, skąd tu przyszedłeś.]
Robot odwrócił się z powrotem i oświetlił reflektorem punktowym nogi Wookiego.
- Proszę mi wybaczyć ale ja tu sprzątam.
- [Sprzątasz?] - Chewbacca oderwał droida od podłogi i podniósł go nad głowę. - [Gdzie mój syn?]
- Nie chciałem Pana niepokoić - kontynuowała maszyna tym samym uprzejmym głosem. - Zaraz zejdę Panu z drogi.
- [Chyba on nie rozumie w Shyriiwook.]
Chewbacca odrzucił robota z niesmakiem. Uderzył w ziemię parę metrów dalej i zaczął prosić o pomoc w odzyskaniu równowagi.
- [Tato!] - głos Lumpy'ego był ledwo słyszalny ponad warkotem gigantycznego wentylatora po prawej. - [Tutaj!]
Chewbacca podniósł broń i oświetlając sobie drogę prętem jarzeniowym, ruszył w kierunku wołającego.
- [Lumpy! Czy jesteś ranny?]
- [Nie!] - krzyknął. - [Ale pospieszcie się, bo ich dłużej nie utrzymam!]
- [Ich?] - zdziwiła się Malla.
Okrążyli zespół bulgoczących filtrów i w świetle pręta jarzeniowego Malli dostrzegli syna, siedzącego na szczycie tworzących rząd, wysokich na metr nadciśnieniowych rur. Kucał na trzeciej w kolejności, próbując utrzymać kogoś za wierzgające kostki wystające z wlotu. Obie stopy były obute w lewe buty.
Chewbacca pospieszył w stronę rur, bardziej zaskoczony niż dumny. Zaczął wykrzykiwać instrukcje, niekoniecznie logicznie ze sobą powiązane.
- [Uważaj. Zaprzyj się nogami! Potrząśnij nim!]
- [Chewbacca!] - wrzasnęła biegnąca za nim Malla. - Nie zachęcaj go!]
- [Nie martwcie się] - Lumpy zaczął kołysać ramionami tam i z powrotem, wywołując stłumione dudnienie wewnątrz rur. - [To nie są prawdziwi szpiedzy, tylko...]
Kimkolwiek nie byli, ich blastery były na tyle prawdziwe, żeby wywołać fontannę niebieskich błyskawic, wydobywającą się z otworu wlotowego. Strzelali pod kiepskim kątem i wszystkie strzały minęły Lumpy'ego. Ale zaskoczyły go na tyle, że rozluźnił uchwyt i spadł z drugiej strony rury nadciśnieniowej, znikając z pola widzenia.
Chewbacca dobiegł do rzędu rur i jednym skokiem wylądował na trzeciej z nich. Opadł na kolana, przystawił blaster do wylotu i otworzył na oślep ogień w głąb rury.
- [Miałem ich, tato!] - Lumpy wdrapał się na górę, stając naprzeciwko Chewbaccy, dokładnie na linii ognia złodziei, gdyby nagle zdecydowali się na kontratak. - [Widziałeś?]
- [Widziałem.] - wciąż strzelając w głąb rury, Chewbacca wyciągnął rękę nad otworem wlotowym i delikatnie odepchnął Lumpy'ego. - [Ale powiedziałeś, że zaczekasz w serwisowym.]
- [Nie mogłem] - powiedział Lumpy - [Nie po tym, co usłyszałem.]
- [To co usłyszałeś nie ma znaczenia] - stwierdziła zbliżając się do nich Malla. - [Ja Ci wcale nie pozwoliłam ścigać kogokolwiek.]
- [To prawda] - zgodził się Lumpy. - [I nie tylko Ty...]
- [Ja także] - Chewbacca przestał strzelać i, ucieszony w duchu, że wyczuł w głosie Lumpy'ego nutę buntu, odwrócił się do syna. - [A nie dość, że nas nie posłuchałeś, to jeszcze złamałeś słowo.]
Na pierwszą oznakę dezaprobaty w głosie ojca, ramiona Lumpy'ego obwisły, a oczy wypełniły się rozgoryczeniem. Mimo to nie unikał spojrzenia Chewbaccy, a kiedy przemówił, głos miał już spokojny.
- [Być może nie powinienem tego zrobić] - oznajmił. - [Ale posłuchajcie, czego się dowiedziałem.]
Niepewny, czy Lumpy się z nim zgadzał, czy wręcz przeciwnie, Chewbacca rzucił ukradkowe spojrzenie na Mallę, która jedynie wzruszyła ramionami i uniosła ręce. Także nie wiedziała, co z tym począć.
Chewbacca spojrzał na Lumpy'ego.
- [Tylko nie myśl, że to wpłynie na twoją karę. Jesteśmy teraz w coruscanckim Lesie Cieni i musisz się nauczyć, że nie możesz do takich miejsc wchodzić samemu.]
- [Wiem, ale się ucieszycie, że to zrobiłem] - Lumpy nie wyglądał na przerażonego zbliżającą się karą, zdawał się nawet ją akceptować. - [Oni nie byli prawdziwymi szpiegami…]
Miękki syczący odgłos dobiegł z wlotu to rury i Chewbacca ledwo zdążył wyciągnąć stamtąd swój blaster, zanim zasuwane, metalowa pokrywa zatrzasnęła się, zamykając otwór. Nakazał gestem Lumpy'emu ciszę i kazał Malli oświetlić drogę od rury do pobliskiej zaworowni, gdzie przypominający ptaka, niewielki, bezramienny robot właśnie uskakiwał za tablicę kontrolną znikając z pola widzenia.
Chewbacca popatrzył za nim przez chwilę i odwrócił się do Lumpy'ego.
- [To mów.]
- [Kiedy dotarłam do końca przewodu serwisowego, było tam jeszcze dwóch małych białych ludzi, jak złodziej] - zaczął Lumpy. - [Sprzeczali się, mówiąc jak "On" będzie zły, dlatego, że włamanie nie wyglądało tak jak powinno.]
- ["On"?] - zdziwił się Chewbacca. Teraz, kiedy jego syn był bezpieczny, powrócił niepokój związany ze złodziejem. - [Kto będzie zły?]
- ["On"] - powtórzył Lumpy. - [Myślę, że to ich szef. Przynajmniej Rath, człowiek, którego złapałem w mieszkaniu, tak wywrzaskiwał. O tym, że zdobył przynajmniej notes elektroniczny, a potem przyszło ich jeszcze paru i powiedział, że muszą szybko dostarczyć notes do CZ, bo nie mają czasu, żeby się doń włamać, i że muszą się spotkać za dziesięć standardowych godzin.]
- [Spotkać gdzie?] - spytał Chewbacca. Intruz i jego kompani wyglądali teraz bardziej na sabotażystów niż na szpiegów. - [Czy mówili co się stanie za dziesięć godzin?]
Lumpy wzruszył ramionami.
- [To wszystko, co usłyszałem, zanim się oddalili.] - wyprostował się. - [Ale pomyślałem, że chcielibyście to wiedzieć. To dlatego za nimi poszedłem i próbowałem wziąć ich do niewoli.]
Pokrywa rury za plecami Lumpy'ego nagle się odsunęła. Chewbacca odciągnął małego i chwyciwszy za blaster skoczył w jej stronę, by się lepiej przyjrzeć.
Pokrywa zatrzasnęła mu się przed nosem.
Malla skierowała pręt jarzeniowy w kierunku zaworowni, gdzie przypominający ptaka droid znów znikał z widoku.
- [Nie podoba mi się to] - Chewbacca pchnął Lumpy'ego w stronę matki. - [Kiedy nadejdzie ochrona budynku będziesz bezpieczny, potem Han sprowadzi tu pododdział żołnierzy. Powiedz im wszystko, co powiedziałeś mnie, a także to, co sobie jeszcze przypomnisz.]
Lumpy zatrzymał się przy rurach nadciśnieniowych.
- [A gdzie Ty będziesz?]
- [Spróbuję złapać Twoich złodziei.] - Chewbacca wyciągnął notes elektroniczny i, trzymając nadal w ręku blaster, przywołał ponownie schemat pomieszczenia. - [Ścienny sejf w biurze Księżniczki Lei był otwarty. Jeśli to stamtąd zabrali notes…]
- [To mógł mieć zapisane jakieś tajemnice Nowej Republiki!] - dokończył Lumpy.
Chewbacca podniósł wzrok i ujrzał Lumpy'ego stojącego z rękami wspartymi na biodrach na szczycie rury nadciśnieniowej.
- [Idę z Wami] - oświadczył. - [Tylko ja mogę ich złapać]
- [Póki co, masz jedenaście lat] - Chewbacca zdobył się na spokojny głos. Zaczynał dostrzegać, że zbyt łatwo poszło mu wygaszenie w Lumpy'm zarzewia buntu, które z czasem przekształci się w prawdziwy rrakktorr wojownika Wookiech. - [Już sprawiłeś, że jestem z Ciebie dumny. Ale nie powinniśmy kusić losu.]
Lumpy wypiął pierś.
- [Ale powiedziałeś, że tu na dole jest niebezpiecznie.]
- [Ale nie dla Twojego ojca.] - Malla chwyciła Lumpy'ego za rękę.
- [Nie!] - Lumpy wyrwał się i mijając Chewbaccę, przeskoczył na sąsiednią rurę. - [On mnie potrzebuje, żeby …]
Nagle pokrywa rury się otworzyła i cztery blade ręce wystrzeliły z wewnątrz, chwytając Lumpy'ego za kostki. Malla wrzasnęła. Chewbacca rzucił jej swój notes, a w jego ręku pojawił się blaster. Lumpy padł na twarz na rurę. Jego oczy przepełniał strach. Wyciągnął rękę w kierunku Chewbaccy, a potem ześlizgnął się do otworu i zniknął.
Część trzecia
Rura nadciśnieniowa - nawet na czworaka, Chewbacca ledwo się tam zmieścił - wychodziła na ciemną otchłań, przez którą przechodził korytarz powietrzny wypełniony leniwie poruszającymi się pojazdami transportowymi i podświetlony rzędem neonowych reklam, zwisających z olbrzymiego Kompleksu Waugh na przeciwko. Pod reklamami, w opadającej w czarną czeluść miasta ścianie budynku, którego fasadę załamywały znajdujące się w nierównomiernych odstępach balkony i loggie, tylko gdzieniegdzie migotały w oknach przyćmione światła.
Chewbacca nie dostrzegł nigdzie śladu Lumpy'ego, ale to nie oznaczało, że mały przepadł.
Wookie wyciągnął przed siebie lufę blastera - zmiażdżoną, gdy użył jej by zapobiec zamknięciu się pokrywy wlotowej - i zbliżył ją do wylotu rury, by się upewnić, że pole energetyczne jest wyłączone. Gdy nie pojawiły się żadne wyładowania, wysunął ostrożnie na zewnątrz głowę i rozejrzał się w około.
Dzięki stuleciom kwaśnych deszczów i cuchnącego powietrza, ściany, szczególnie poniżej, usiane były nierównościami i wgłębieniami, co czyniło je nadzwyczaj zdatnymi do wspinaczki.
Dostrzegał także wyloty sąsiednich rur nadciśnieniowych, wystających na jakiś metr z pokrytych porostami ścian.
Dobiegł go zza pleców głos Malli:
- [Widzisz coś?]
- [Jeszcze nie.]
Ignorując boleśnie protestujące mięśnie, nadszarpnięte jeszcze gdy wyrywał wejście do rury, Chewbacca odwrócił się na plecy i zauważył opadające w jego kierunku podwozie długiego śmigacza. Mógł on należeć do ochrony budynku, ale jeden z jego podwozia wyciekało coś niebieskiego. Sullustiański dowódca ochrony nie mógłby tolerować takiego niechlujstwa.
Chewbacca wciągnął się z powrotem do środka i zaczął pospieszać Mallę.
- [Cofaj się!] - rzucił. - [Chyba mamy…]
- [Kłopoty] - dokończyła Malla, odczołgując się do tyłu.
Śmigacz zatrzymał się u wylotu rury, chybotając się dziko, w miarę jak kierowca walczył o utrzymanie nad nim kontroli, utrudnione przez uszkodzone podwozie. Pojazd był opancerzony czarnym plastoidem, miał kwadratowy przedział pasażerski z tyłu i puste stanowisko ogniowe za kabiną kierowcy. Na dachu, ochronna kopuła wieżyczki ogniowej już dawno nie istniała, pozostawiając jedynie gładką, durastalową, obrotową obręcz.
Wieżyczka wyposażona była także w ciężki blaster, za którym stał wychudły Devaronianin w obszarpanym płaszczu. Jego ostre zęby były brązowe i miejscami spróchniałe, rogi mu się skurczyły wskutek niedoboru pewnie z tuzina rodzajów witamin, a jego skóra była równie blada jak złodzieja, który skradł Lei notes elektroniczny. Krzyknął na kierowcę i odczekał aż dygoczący tył pojazdu zacznie się przesuwać w kierunku wejścia do rury. Chewbacca przestał się wycofywać, prychnął z obrzydzeniem i ruszył z powrotem w kierunku wylotu rury.
- [Chewbacca] - zaczęła Malla. - [Wiem, że jesteś wściekły, ale...]
- [Nie ma się czym martwić]
Devaronianin otworzył ogień, pokrywając fasadę budynku wyładowaniami. Nie udało mu się trafić w rurę, ale jeden z rykoszetów ugodził w jego kiwający się pojazd. Chewbacca dotarł do końca rury i opadł na brzuch, przykrywając swój pokrzywiony blaster w ten sposób, by strzelec mógł widzieć jedynie wylot lufy.
- [Wystarczy!] - ryknął.
Choć było wątpliwym, czy Devaronianin rozumiał Shyriiwook, jego oczy powędrowały w kierunku czubka wystającej broni. Przestał strzelać i skulił się we wnętrzu wieżyczki.
- To było tylko ostrzeżenie - wrzasnął. - Jeśli chcesz dzieciaka z powrotem, wracaj do domu i zapomnij o notesie Księżniczki.
Chewbacca ocenił dystans do śmigacza na nie więcej niż pięć metrów.
- Rób co mówię, to wróci do domu o północy - ciągnął Devaronianin. - Zacznij się wtrącać, to dostaniesz go w kawałkach.
Nie odwracając wzroku od mówiącego, Chewbacca szepnął.
- [Podeprzyj mnie, Malla]
- [Co takiego? Chyba nie myślisz o…]
- [To się niczym nie różni od skakania po drzewach] - uspokoił ją Chewbacca.
- [Ale Ty nie byłeś na drzewie od pięćdziesięciu lat!]
Devaronianin chciał dodać do swej przemowy jeszcze kilka uwag, gdy ponownie zerknął na lufę blastera i nagle pochylił się, znikając z pola widzenia.
- [Teraz, Malla!]
Kiedy Chewbacca poczuł na stopach zaciśnięte ręce Malli, chwycił obrzeże rury i wystrzelił niczym rakieta w stronę śmigacza. Ten właśnie pochylał swój dziób, zaczynając się obracać, ale Wookie już tam był, opadając na niego i uderzając brzuchem o dach.
Śmigaczem szarpnęło i przechyliło go na jedną stronę, ale Chewbacca zdążył już wysunąć pazury i uczepić się obrotowej wieżyczki podczas, gdy kierowca próbował odzyskać kontrolę nad pojazdem. Chwilę później obok męża znalazła się Malla, wczepiając się w wieżyczkę obiema rękami, a po chwili jej waga zrównoważyła śmigacz, gdy ześlizgnęła się w stronę przedziału pasażerskiego.
- [Niezły skok] - ocenił Chewbacca.
- [Miałeś rację, to jak skakanie po drzewach] - jej oczy były okrągłe z przerażenia. - [Oprócz tego, że tutaj cel jest o wiele bardziej ruchomy.]
Devaronianin wychylił się z wieżyczki i wycelował pistolet blasterowy w Mallę. Chewbacca chwycił go za róg i pociągnął go na dach przedziału pasażerskiego.
Devaronianin zawył i zwinął się, próbując wymierzyć blaster w Chewbaccę. Malla chwyciła go za nogę, wyrwała z uścisku Chewbaccy i rzuciła go za siebie. Chewbacca dostrzegł jedynie spadającą korkociągiem wśród ruchu pojazdów bladą postać.
Śmigacz wszedł w płytkie nurkowanie, a potem zaczął się szaleńczo trząść i rzucać na wszystkie strony, gdy kierowca próbował ich zrzucić. Chewbacca spojrzał wzdłuż dachu na Mallę.
- [Utrzymasz się?]
Malla zerknęła na sznur przesuwających się w dole pojazdów.
- [Jak jaszczurka drzewna w czasie cyklonu!]
Chewbacca chrząknął z zadowoleniem, a potem uderzył pięścią w okno w drzwiach. Transpastal była zbyt mocna by ją zbić, ale zaskoczony kierowca zwrócił wzrok w tym kierunku - o to właśnie chodziło. Jednym płynnym ruchem wciągnął się na dach i wcisnął głowę w otwór w wieżyczce.
Kierowca - Rodianin o żółtej skórze, którego talerzowate wyrostki były rozpalone i złuszczone - zerknął w lusterko. Wykrzyknął trwożliwie i sięgnął po umieszczoną w kaburze za oparciem blasterową strzelbę. Chewbacca podparł się jedną ręką o podłogę, a drugą wyrwał broń z uścisku Rodianina.
- {Nie ruszaj się!] - zawarczał, wciąż głową w dół.
- Co? - głos Rodianina sugerował, że właściciel był na granicy paniki. - Kto tam potrafi gadać z Wookiemi?
Chewbacca wycelował strzelbę w jego głowę.
- Dobra, dobra! Wiem, czego szukasz.
Rodianin ponownie położył ręce na sterach i zaczął stabilizować ich nurkowanie - przynajmniej na tyle, na ile ten zdezelowany grat mógł stabilnie lecieć. Zauważył spojrzenie Chewbaccy w lusterku.
- Hej, włochaczu - zagaił nerwowo. - Tu trochę trzęsie, a Ty też nie wyglądasz zbyt stabilnie. Nie mógłbyś skierować kopyta w inną stronę?
Chewbacca warknął i obnażył kły.
- Głupie pytanie?
Chewbacca przytaknął.
Rodianin skupił wzrok na przedniej szybie i ostrożnie wyrównał lot. Chewbacca wślizgnął się do wnętrza i odsunął się na bok, robiąc miejsce Malli.
Wnętrze śmigacza cuchnęło stęchlizną i niemytymi ciałami. Wyglądało na to, że pojazd służył jako transporter więźniów. Pod każdą ze ścian przedziału pasażerskiego znajdowało się po pięć siedzeń, wszystkie skierowane w kierunku ścian i wyposażone w obręcze na ręce i nogi. Przed rzędem siedzeń, znajdowały się krzesła strażników, umieszczone na obrotowych podstawach, tak, że siedzący tam mogli jednocześnie pilnować więźniów i strzelać z przylegającej wieżyczki.
Nie było śladu Lumpy'ego. Malla zauważyła to natychmiast.
- [Gdzie jest mój syn?] - zaryczała na kierowcę.
Chewbacca położył jej rękę na ramieniu.
- [Myślę, że właśnie nas do niego zabiera.]
- [Myślisz?] - warknęła. - [Upewnijmy się.]
Malla wyciągnęła Chewbacce z pasa notes elektroniczny, a potem wślizgnęła się na fotel obok kierowcy. Wdusiła kilka przycisków i podsunęła Rodianinowi ekran pod nos.
Na ekranie pisało: "Gadaj gdzie nasz syn albo urwę Ci wyrostek."
- Będzie bezpieczniej, jeśli to przemilczę - oznajmił Rodianin. - A Wy zapomnijcie o notesie Księżniczki, to Wasz syn wróci cały i ...
Malla wstukała następną wiadomość i zamachała nią przed pyskiem Rodianina.
- "Oba wyrostki!"
Ten pozostał niewzruszony.
- Mówię poważnie. Ten dzieciak jest dość niesforny. Jeśli się dowiedzą, że się zbliżacie, mogą dojść do wniosku, że bardziej im zawadza niż jest użyteczny.
Chewbacca złapał go za wyrostek.
- Zabierają go do CZ! - wygadał się Rodianin. - Mam się z nimi tam spotkać.
Z konsoli odezwał się brzęczyk. Rodianin zerknął na ciemny wyświetlacz i uderzył weń pięścią. Pojawiła się tam zagmatwana mapa, która wnet poczęła zanikać, ale obraz był widoczny na tyle długo, by Chewbacca mógł dostrzec zieloną opadającą strzałkę.
Rodianin zaczął zniżać lot poprzez sznury pojazdów. Na początku powoli, potem coraz gwałtowniej, światła wzdłuż powietrznych korytarzy zaczęły migotać. Nawet ruch powietrzny, wijący się w kształcie migoczącego węża przez ciemną otchłań, począł się zmniejszać.
- [Co to jest CZ?] - wystukała Malla.
Rodianin zaczął się jąkać.
- Ce-ce-cen...
Chewbacca zacisnął dłonie na wyrostku.
Jąkanie nasiliło się. - T-t-t...
Doszło do tego drganie powiek.
- [Co się z nim stało?] - spytała Malla.
- [A jak myślisz? Spójrz na niego. Jest obłąkany.]
Chewbacca był przekonany, że Rodianin i jego kompani należeli do grupy "odrzuconych" - pozbawionych środków do życia mieszkańców planety, którzy upadli tak nisko, zarówno ekonomicznie jak i duchowo, że mogli zamieszkiwać jedynie ogarnięte mrokiem głębiny miasta, z trudem wiodąc mizerną egzystencję w tym niebezpiecznym miejscu, gdzie cywilizacja zamieniała się w barbarzyństwo. Nie miał pojęcia, do czego potrzebny im był notes elektroniczny Księżniczki, ale czuł, że odkrycie tej tajemnicy przyczyniłoby się do odnalezienia Lumpy'ego - w dodatku nie kolidowałoby to ze służeniem Nowej Republice i honorowaniem długu życia wobec Hana.
- [Powiedz mu, że Nowa Republika już wie o dzisiejszej nocy] - odezwał się Chewbacca. - [Powiedz mu, że to właśnie dlatego musimy odzyskać Lumpy'ego w ciągu najbliższych dziesięciu godzin.]
Ostrzegawczy ognik zapalił się w oczach Malli, ale bez wahania wystukała kłamstwo na klawiaturze.
Rozumiała, że Chewbacca miał obowiązki zarówno wobec syna jak i rodziny Solo.
Drugi wyrostek Rodianina odwrócił się w ich kierunku.
- Wiecie o dzisiejszej nocy?
Chewbacca zaczął ciągnąć za trzymany w ręku pierwszy.
Lekkie drżenie Rodianina zamieniło się w ogólną trzęsawkę, a śmigacz zaczął się kołysać, jakby był prowadzony przez kogoś pod wpływem środków odurzających.
- Ja… ja… nie mogę Wam powiedzieć.
- [Powiedz mu, że wiemy też o "Onym"] - poradził Chewbacca, przypominając sobie nazwisko, którym Lumpy określał ich herszta. - [Powiedz mu, że Nowa Republika potrafi go przed nim ochronić.]
Śmigacz zanurkował w zbliżający się sznur pojazdów, wywołując ostry syk u Malli. Przygotowała się na uderzenie, a po chwili głęboko odetchnęła, gdy unikając zderzenia, otarli się o zawalony gruzem pomost dla pieszych, który był niewidoczny do momentu, w którym nie został oświetlony przez przednie światła śmigacza. Opadli jeszcze trochę w dół, zajmując w końcu na wpół pusty korytarz powietrzny.
- [Jesteś pewny, że chcesz to powiedzieć?] - spytała Malla.
- [Jestem.] - Chewbacca odłożył na bok strzelbę, unosząc się, by sięgnąć nad oparcie fotela. - [To będzie ciekawe.]
- [To Katarnsare są interesujące. Podobnie jak cieniste pełzacze] - sprzeciwiła się Malla. Mimo to zaczęła wystukiwać słowa w notesie. - [A ja lubię monotonię. Monotonię i bezpieczeństwo.]
Pokazała ekran Rodianinowi.
Przeczytał, a potem krople piany zaczęły mu się pojawiać w kącikach pyska.
- Nikt nie może mnie ochronić. - spojrzał na Mallę. - Gdybyś naprawdę znała "Onego," ...
Chewbacca zauważył jak ręce Rodianina sztywnieją i nakazał Malli przejąć stery, a następnie wyciągnął kierowcę z siedzenia tuż przed tym, jak jego ręce wpadły w niekontrolowane, szaleńcze ruchy. Śmigacz zakręcił gwałtownie i zaczął się trząść, niemal wpadając w korkociąg, zanim Malla nie sprowadziła go na właściwy kurs.
- [Chewbacca! Zaraz …]
- [Spokojnie]
Chewbacca rzucił Rodianina do przedziału pasażerskiego, wcisnął się na fotel pilota i przejął stery. Śmigacz prowadził się mniej więcej jak wściekły rankor, a jego tylna część podskakiwała i opadała, w zależności od kaprysów uszkodzonego podwozia. Chewbacce ledwo się udało wyminąć resztki jakiegoś zwisającego balkonu i znów znalazł się w niemal pustym powietrznym korytarzu.
- [Nie jest tak źle.]
- [Nie jest tak źle?] - Malla potrząsnęła głową z niedowierzaniem. – [W takim razie Ty i Han graliście ostatnio w sabacca z Huttami!]
- [Oni mają Lumpy'ego] - powiedział Chewbacca. - [Ale my mamy ich pilota.]
Światełko alarmowe obudziło się do życia na panelu kontrolnym, ale znajdujący się pod nim napis był zbyt zanieczyszczony, żeby dało się go odczytać. Chewbacca zaklął i zaczął nasłuchiwać niepokojących odgłosów; nagle dobiegł go ryk wiatru wypełniającego przedział pasażerski. Spojrzał w lusterko i spostrzegł Rodianina stojącego na progu otwartych tylnych drzwi.
- Nie znacie "Onego" - krzyknął Rodianin i dał krok w otchłań.
- [Nie znoszę jak to robią] - mruknął Chewbacca do lusterka. - [Tchórzliwa ucieczka.]
- [Chewbacca, jak możesz być taki spokojny?] - Malla nie mogła oderwać wzroku od otwartych drzwi. - [Bez niego jesteśmy jak ślepy mallakin szukający swoich młodych!]
- [Wcale nie jestem spokojny, ale się nie martwię. I wcale nie jesteśmy jak ślepy mallakin.] - Chewbacca wskazał poprzez przednią szybę na bursztynowe światła jakiś kilometr przed nimi. Po prawej stronie, trzy z czterech były ciemne, a cała lewa strona nieregularnie migotała. - [Możemy dostrzec piórka na ogonach młodych.]
Malla spojrzała na poruszające się światła, westchnęła i mocniej usadowiła się w fotelu.
- [Przepraszam, Chewbacca. Zapomniałam, że jesteś w tym mistrzem.]
Wzruszył ramionami.
- [Han nie pozwala mi wyjść z wprawy.]
Chewbacca podążał za światłami przez parę kolejnych poziomów, starając się utrzymywać stały dystans między pojazdami i podobnie jak Rodianin, walcząc z niesprawnym pojazdem. Korytarze powietrzne opustoszały, a gdy opadli na jeszcze niższy poziom, przestały istnieć. Podróż zamieniła się w rozkołysaną i krętą jazdę przez zalegające ciemności, połączoną z unikaniem zwisających mostów i pomostów i przeciskaniem się nad zawalonymi gruzem balkonami. Cały czas napotykali żałosne postacie, które zamieszkiwały tą część miasta, tysiące postaci, które pojawiały się na moment w świetle przednich reflektorów, by zaraz czmychnąć w mrok.
Choć było to trudne, Chewbacca próbował się skoncentrować na pilotażu, starając się nie myśleć o tym, jak przerażony musi być Lumpy w śmigaczu przed nimi. Każdy jego nerw krzyczał, żeby leciał szybciej, żeby jego syn dowiedział się, że rodzice są w pobliżu. Ale Chewbacca nie mógł dać jakiegokolwiek znaku Lumpy'emu bez zaalarmowania jego porywaczy, a ostatnia rzecz, na którą mógł sobie pozwolić, był dziki pościg. Nawet jeśli nikt by się nie rozbił, wydawało się nieprawdopodobnym, żeby rozklekotany wehikuł, który pilotował, mógł dotrzymać kroku ściganym.
Malla także się nie odzywała i Chewbacca zastanawiał się jakie myśli błądziły jej po głowie. Równie mocno jak dług życia wywarł wpływ na ich związek, był przekonany, że Malla nigdy nie będzie wyrzucać mu tego, że pragnął ten dług spłacić, ani też nigdy nie będzie chciała, żeby się zhańbił i wrócił do domu za życia Hana. Wiele razy mówiła mu, że go kocha, gdyż może mu ufać, a ufała mu dlatego, że dotrzymywał słowa. Ale być może winiła go o to, że był zbyt miękki dla Lumpy'ego, i że nie nauczył go słuchać, kiedy to było potrzebne. Właściwie to sam się o to oskarżał.
Chewbacca podążał za śmigaczem pod długim odcinkiem durastalowej galerii, która zerwała się z podpór i opadła pod ostrym kątem nad otchłanią - w żadnym wypadku nie mógł tego nazwać korytarzem powietrznym - i spojrzał w kierunku Malli.
- [Przepraszam] - odezwał się.
Malla rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
- [Przepraszam? Za co chcesz przepraszać?]
- [Powinienem być bardziej stanowczy, ale nie chciałem psuć mu nastroju] - Chewbacca ponownie skupił się na pilotażu i spostrzegł, że światła z przodu zniknęły. Zwiększył szybkość. - [Nie mam w tym doświadczenia, Malla. Czasem wydaje mi się, że Lumpy jest mi zupełnie obcy.]
Malla położyła mu rękę na udzie.
- [Ale już nieźle Ci idzie, Chewbacca. Ja miałam jedenaście lat doświadczenia i to moje słowa sprawiły, że znalazł się w niebezpieczeństwie] - zapadła w milczenie i wyjrzała przez okno. - [Powinnam się trzymać od tego z dala. Teraz jesteś jedynym, którego chce słuchać.]
Chewbacca nie wiedział jak odpowiedzieć. W innych okolicznościach, schlebiłoby mu to, że syn tak go poważa. Teraz wspomnienia o nim wypełniły go przeraźliwym bólem.
Z przodu pojawił się blokujący dalszą drogę, pokręcony szkielet ogołoconego gwiezdnego frachtowca.
Chewbacca zahamował gwałtownie, wprowadzając śmigacz w poślizg i zatrzymując się tak blisko wraku, że był w stanie wyciągnąć rękę za okno i zetrzeć pokrywający go brud.
- [Niech to Hutt porwie!]
Chewbacca włączył punktowy reflektor i zaczął szukać jakiegoś dogodnego przejścia przez wrak - drogę, która mogła wyjaśnić, dlaczego nie udało mu się dogonić porywaczy.
- [Co się stało?] - spytała Malla.
- [Zgubiliśmy młode.]
Światło odsłoniło jedynie poskręcaną masę durastali, która powoli była rozparcelowywana przez wychudzonych zbieraczy metalu, których większość wyposażona była w urządzenia niewiele bardziej wyrafinowane od lewarów i laserowych pił.
Sto metrów nad nimi, rozdarta rufa wbita była w permakretową fasadę budynku; po drugiej stronie ulicy, jakieś sto metrów niżej, w miejscu, które kiedyś mogło być durastalowym, balkonowym lądowiskiem, zaklinowany był dziób
- [Mogli przelecieć pod spodem] - choć Malla próbowała mówić spokojnym głosem, dawało się wyczuć w nim oznaki paniki. - [Albo nad.]
Chewbacca potrząsnął głową.
- [Zauważylibyśmy to] – zawyrokował. - [Ich światła zniknęły mi z oczu raptem kilka sekund temu.]
Malla rzuciła okiem do tyłu.
- [Nie widziałam żadnych skrzyżowań, ale…]
- [To wcale nie znaczy, że ich tam nie było] - dopowiedział Chewbacca.
Spojrzał na pusty ekran monitora, który Rodianin zdołał wcześniej przywrócić do życia, i nagle huknął weń pięścią. Na ekranie pojawił się zagmatwany labirynt korytarzy i wskazujących kierunki strzałek.
Chewbacca zdążył zauważyć, że zielony wskaźnik, który pokazywał drogę, kończył się tuż przed zieloną kropką, która wskazywała ich aktualne położenie; wtedy obraz zniknął. Uderzył ponownie w monitor i okazało się, że najbliższe skrzyżowanie znajdowało się jakieś pięćset metrów za nimi.
Chewbacca potrząsnął głową.
- [Nie mogliśmy przelecieć więcej niż dwieście metrów odkąd ich zgubiłem. Nie lecieliśmy też zbyt szybko]
- [Dokąd, zdaniem Rodianina, się kierowali?] - spytała Malla. - [Do CZ?]
- [Cen coś-tam] - Chewbacca spojrzał na siedzenia dla więźniów z tyłu pojazdu, a potem wstukał dane do komputera. - [Centrum zatrzymań.]
Ponownie uderzył w monitor aż pojawiła się wiadomość. "Numer centrum zatrzymań?"
Chewbacca wpisał: "wyświetl spis centrów zatrzymań."
Tym razem, kiedy walnął w ekran, pojawiła się na nim lista lokalizacji i ich dekretacje, wszystkie zaopatrzone w imperialne prefiksy.
- [Imperialni „odrzuceni”?] - spytał Chewbacca. - [To bez sensu.]
- [Tak, ale mogłoby to wyjaśnić, co planują na dzisiejszy wieczór] - powiedziała Malla.
Chewbacca zmarszczył brwi.
- [Ceremonia powitalna] - wyjaśniła Malla. - [Imperialni mieliby z pewnością powody, by ją zakłócić.]
- [Wyjaśniałoby to także kradzież notesu elektronicznego Księżniczki] - zgodził się.
Alarm w głowie Chewbaccy rozbrzmiał ze zdwojoną siłą. „Odrzuceni” znaleźli sposób, żeby obejść system bezpieczeństwa w mieszkaniu Hana i Lei, więc mógł przypuszczać, że uda im się pokonać zabezpieczenia także w wojskowej klasy notesie Lei. Mogliby go wtedy wykorzystać w celu uzyskania kodów wejściowych i schematu pomieszczeń reprezentacyjnych Rady Tymczasowej, a Chewbacca nawet nie chciał myśleć o rozmiarze szkód, jakich mogliby tam dokonać po dostaniu się do tamtejszych przewodów serwisowych. Włączył komlink, próbując połączyć się z Hanem, ale kontrolka połączenia na złość nie chciała się zapalić.
- [Jesteśmy zdani na siebie?] - spytała Malla.
Chewbacca przytaknął.
- [Zbyt dużo tu na dole zakłóceń.]
- [Więc nasz syn jest w tarapatach] - zawyrokowała Malla. - [Na tej liście było chyba tysiąc takich centrów.]
- [Ponad setkę] - zgodził się Chewbacca. Znów huknął w monitor, studiując listę lokacji tak długo, jak ekran na to pozwolił, a potem kiwnął głową z satysfakcją. - [Ale moim zdaniem, to nam wystarczy.]
- [Naprawdę?] - głos Malli wyrażał pomieszaną z wątpliwościami nadzieję.
Chewbacca nakazał jej palcem cierpliwość, wyciągnął pręt jarzeniowy i skulił się, zaglądając pod siedzenie, żeby odczytać numer seryjny pod konsolą sterowniczą.
Nie znalazł żadnego.
Uśmiechnął się i wyłączył pręt. Ci, którzy naprawdę chcieli ukryć swoją tożsamość, zmieniali lub zamazywali numery seryjne swoich pojazdów. Z drugiej strony, Imperialny Wywiad lubił obwieszczać innym jak daleko mogą sięgać jego macki. Dlatego też używał pojazdów bez numerów seryjnych, co sprawiało, że ci, którzy takich informacji szukali, od razu wiedzieli, z kim mają do czynienia.
- [Teraz jestem pewny. Jesteśmy bliżej niż myślałem] - Chewbacca wyprostował się na siedzeniu i napotkał wzrokiem gromadę twarzy „odrzuconych,” których wyrazy twarzy były bardziej oceniające niż zainteresowane. - [O wiele, wiele.]
Odwrócił od nich twarz i, patrząc na ciemną fasadę budynku po stronie Malli, cofnął śmigacz w kierunku zawalonej galerii.
- [Chewbacca, może to by coś pomogło, gdybyś powiedział mi, czego szukamy.]
- [Jeszcze nie wiem dokładnie.]
- [Mówiłeś, że jesteśmy blisko] - zaoponowała Malla. - [I to ponoć bardzo blisko.]
- [Bo jesteśmy] - odrzekł Chewbacca. - [Ale jeszcze nigdy tego nie widziałem.]
- [Jakiego tego?]
- [Wejścia do tajnego, imperialnego centrum zatrzymań.]
- [Och] - w głosie Malli dało się wyczuwać nutkę przerażenia. - [Czy to może wyglądać jak niewielkie wejście do doków?]
- [Możliwe]
Malla wskazała w dół po swojej stronie śmigacza.
- [A więc powinieneś tu podlecieć.]
Chewbacca obrócił pojazd i, jakieś dwadzieścia metrów poniżej, dostrzegł przyćmioną niebieską poświatę, wydobywającą się z wejścia do durastalowego tunelu. Chociaż nie dostrzegał żadnych stanowisk ogniowych ani posterunków strażniczych, surowość, czy wręcz ascetyczność otaczającej tunel fasady, w połączeniu z brakiem w pobliżu jakichkolwiek portali i balkonów, nadawały wejściu jakąś przerażającą aurę.
- [Tak] - oznajmił Chewbacca. - [Jestem już pewny, że tak właśnie wygląda tajne, imperialne centrum zatrzymań.]
Część czwarta
Chewbacca skierował dziób pojazdu w niebieską, kwadratową paszczę tunelu i zaczął się powoli opuszczać w czeluści centrum zatrzymań. Malla wyciągnęła karabin blasterowy spomiędzy foteli i zaczęła omiatać wzrokiem przestrzeń pod nimi.
- [To model dla komandosów] - objaśnił ją Chewbacca. - [Odbezpiecza się automatycznie, gdy tylko chwycisz za łoże i położysz palec na spuście.]
Malla wypróbowała uścisk na broni i skinęła głową.
- [Nie ufam sobie z tym czymś] - schowała broń do kabury umieszczonej za fotelem pilota i zaczęła patrzeć przez przednią szybę. - [ Jestem pewna, że masz plan]
Chewbacca przytaknął.
- [I to całkiem niezły] - minął bardzo ostry zakręt, służący uniemożliwieniu penetracji miejsca na pełnej szybkości i oznajmił - [Znaleźć Lumpy'ego i zabrać go do domu. Kiedy „odrzuceni” zorientują się, że to my pilotujemy ich śmigacz, będą mogli próbować go zabić. Dlatego musimy działać szybko i uderzać mocno.]
Chewbacca minął kolejny ostry zakręt i, poprzez otwartą wrota bezpieczeństwa, wlecieli do olbrzymiego garażu. Oświetlony tym samym przyćmionym światłem co wejście do tunelu, garaż był wypełniony zdewastowanymi śmigaczami, beczkami z karboplastiku i walającymi się stertami jakichś gratów.
Na przeciwko tunelu, znajdował się ledwo dostrzegalny kształt, przypominający dwupiętrowy mostek, którego transpastalowy panel obserwacyjny pokryty był brudem i usiany śladami po blasterowych strzałach.
Drugi śmigacz zaparkował przy stanowisku obok mostka. Czterech „odrzuconych” stało za pojazdem, szarpiąc się z młócącą powietrze futrzaną kulą, którą próbowali zawlec przez otwarte drzwi bezpieczeństwa w głąb centrum przesłuchań. Gdy się zbliżyli, Chewbacca dostrzegł guzy i siniaki na zakrwawionych twarzach prześladowców swojego syna.
- [Patrz jaki im daje wycisk] - podleciał śmigaczem do sąsiedniego stanowiska. - [Naliczyłem dwa złamane nosy i przemieszczoną szczękę.]
Malla spojrzała na niego z dezaprobatą.
- [To nie jest dziecięca przepychanka, Chewbacca] - podniosła się z fotela i przeszła na tył śmigacza. - [Żeby tak walczyć, Lumpy musi być bardzo przerażony.]
- [Trochę strachu nie zaszkodzi. Później będzie bardziej ostrożny] - Chewbacca zatrzymał śmigacz. - [Wiesz co robić?]
Skinęła głową.
- [Walić mocno, szybko i wrócić z Lumpy'm]
- [I z notesem Księżniczki Lei, jeśli go znajdziemy] - Chewbacca wstał i wślizgnął się do wieżyczki strzelniczej. - [Będę Cię osłaniał.]
Malla wybiegła przez tylne drzwi śmigacza, wykrzykując ostrzeżenia i przekleństwa. Zanim Chewbacca zdążył unieść lufę ciężkiego blastera, była już przy „odrzuconych,” rozrzucając wychudłe ciała na boki i odtrącając kościste dłonie od syna. Chewbacca wystrzelił kilka razy w podłogę, żeby postraszyć uciekających przez drzwi bezpieczeństwa dwóch niedobitków. Oswobodzony Lumpy podniósł się na nogi i rzucił się za swoimi porywaczami.
- [Tędy!] - Lumpy wskazał ręką w kierunku drzwi. - [To jest...]
Malla złapała małego za ramię i szarpnęła go w kierunku śmigacza. Lumpy wyrwał się z jej uścisku. Strach najwidoczniej niczego go nie nauczył.
- [Lumpy!] - zaryczał Chewbacca. - [Chodź...]
- [To pułapka!] - Lumpy chwycił Mallę za rękę i próbował bezskutecznie zaciągnąć ją w stronę drzwi bezpieczeństwa. - [Szybko!]
Chewbacca obrócił się, żeby zlustrować resztę garażu i dostrzegł jak w dalekich rogach pomieszczenia otwierają się małe panele.
- [Uciekaj!]
Nakazał Malli ruchem ręki uciekać, a sam wypadł z wieżyczki w chwili, kiedy drzwi bezpieczeństwa zaczęły się zasuwać. Rzucił się na tył śmigacza i wystrzelił w górną prowadnicę. Drzwi się zablokowały.
Promienie z działek zaczęły trafiać w pancerz śmigacza, trzęsąc nim i przelatując przez niego na tyle często, by nie pozostawić żadnych wątpliwości, jaki byłby los tych, którzy chcieliby się tam ukryć. Malla i Lumpy dotarli do drzwi bezpieczeństwa i przeszli się przez zmniejszającą się szczelinę. Chewbacca pognał za nimi, uderzając w drzwi ramieniem i przeciskając się przez nie bokiem.
Dostał się w sam środek wiru rykoszetujących laserowych ładunków, młócących naokoło futrzanych ramion i fruwających ciał „odrzuconych.” Potem dostrzegł rząd bladych twarzy próbujących dostać się do środka z wejścia naprzeciwko i otworzył ogień z ciężkiego blastera.
Twarze zniknęły.
Następnie uderzył kolbą broni w czaszki dwóch kolejnych „odrzuconych,” posyłających w ściany blasterowe strzały, w miarę jak Lumpy próbował skierować ich ręce w stronę podłogi. Potem odwrócił się i ujrzał Mallę składającą na pół ostatniego przeciwnika - tyle, że w przeciwnym kierunku.
Potem, zostawiwszy ją, by osłaniała tyły, Chewbacca przestąpił nad kilkoma rozrzuconymi na ziemi ciałami i zajrzał przez drzwi do wnętrza ponurego bloku więziennego przeznaczonego dla około stu zatrzymanych. Przez centralną część pomieszczenia biegła mała grupa „odrzuconych,” uzbrojonych w przestarzałe karabiny blasterowe E-11.
Chewbacca uniósł swój ciężki blaster i potrząsnął głową, a kiedy tamci się zatrzymali i zaczęli kierować na niego lufy broni, ściął ich wszystkich.
Dopiero wtedy się zorientował, że i on, i jego rodzina znajdują się w pewnego rodzaju przedsionku, strefie przejściowej dla więźniów, ze stanowiskami strażników po lewej i rzędem ogłuszającym kajdanek po prawej.
Z garażu dobiegały nieustanne staccato laserowych działek, których strzały odbijały się od podłogi i od czasu do czasu trafiały w wybrzuszające się już drzwi bezpieczeństwa.
- [Wszyscy cali?] - spytał Chewbacca.
- [Ja... raczej tak] - oznajmił Lumpy. - [Tak mi się wydaje.]
- [Jesteś cały we krwi] - powiedziała Malla, zbliżając się do małego. - [Niech na Ciebie spojrzę.]
Już miał na to pozwolić, ale dostrzegł spojrzenie Chewbaccy i cofnął się.
- [To nie moja krew] - Lumpy spojrzał w kierunku dudniących od strzałów drzwi, a potem popatrzył na Chewbaccę. - [Dobrze, że wiedziałem o tej pułapce, prawda? Gdy...]
- [Jeszcze nie uciekliśmy, Lumpy] - stwierdził Chewbacca, rozglądając się po niewielkim pomieszczeniu w poszukiwaniu wyjścia. Drzwi prowadzące do stanowisk strażników były zatrzaśnięte, pozostawiając blok więzienny jedyną możliwą alternatywą, a tej Chewbacca chciał za wszelką cenę uniknąć. - [Później się wytłumaczysz.]
Twarz Lumpy'ego zmarkotniała.
Chewbacca zignorował wyrzuty sumienia, które poczuł, nie pozwalając małemu dokończyć i, zaglądając przez zabrudzoną szybę obserwacyjną do stanowiska strażników, zlokalizował panel kontrolny. Zagoniwszy Mallę i Lumpy'ego w róg pomieszczenia, przycisnął wylot lufy swojego ciężkiego blastera do transpastalowej ściany i naparł na niego z całych sił.
- [Lumpy, nigdy tak nie rób] - ostrzegł. - [Chyba, że będziesz musiał.]
- [Ale czy odrzut nie spowoduje …]
- [Spowoduje.]
Chewbacca zamknął oczy i nacisnął spust. Po chwili oślepionego błyskiem z lufy, odrzuciło go na ścianę po przeciwnej stronie. Następnym wrażeniem, którego doświadczył, było zsuwanie się po ścianie na podłogę z dzwoniącymi uszami i nozdrzami wypełnionymi zapachem przypieczonego futra. Jedno ramię miał uniesione do góry a napięcie mięśni między łopatkami odczuwał w niemniejszym stopniu niż uderzenie ogłuszającą pałą.
- [Możesz wstać?] - zapytał łagodny głos. Głos Malli.
Chewbacca otworzył oczy i przekonał się, że wciąż ma nogi. Potem rozpoznał niewielkie pomieszczenie, w którym byli nadal uwięzieni, a po chwili pamięć ostatnich chwil gwałtownie powróciła. Podniósł z podłogi upuszczoną broń, podniósł się z trudem na nogi i popatrzył na stanowisko strażników. W miejscu, gdzie przyciskał blaster do transpastali, znalazł dziurę wielkości pięści podczas gdy szyba obserwacyjna stała się nieprzezroczysta z gorąca.
- [Gdzie Lumpy?]
Malla wskazała gestem na drzwi do stanowiska strażników, które były już otwarte. Chewbacca przeszedł przez nie i znalazł czekającego wewnątrz Lumpy'ego, który pilnował drugiego końca pomieszczenia.
Kiedy dołączyła do nich Malla, Chewbacca podszedł do panelu kontrolnego, zamknął wejścia do bloku więziennego i do pomieszczenia strażników, a potem strzałem z blastera zniszczył konsolę.
Odwrócił się do Lumpy'ego.
- [A teraz opowiedz mi o tej pułapce.]
Lumpy był zachwycony.
- [Naprawdę?]
Chewbacca był rozdarty pomiędzy wyłojeniem małemu skóry za nieposłuszeństwo i pochwaleniu go za uratowanie im życia - po prostu nie wiedział, która droga pozwoli im trzymać Lumpy'ego pod kontrolą, zanim nie wydobędą się z tarapatów.
Ostatecznie ograniczył się do skinienia głową.
- [Kiedy wciągnęli mnie do śmigacza] - zaczął Lumpy -["On" podkreślił, że będziecie za nami podążać.]
- ["On"?] - spytała Malla.
- [Ich droid] - wyjaśnił Lumpy. - [Przynajmniej tak mi się wydaje, że "On" jest ich - wszyscy się zachowują jakby byli własnością "Onego." Droid powiedział, że wie jak myślą Wookie, i że będzie gotowy kiedy za mną pojedziecie. Więc kiedy tu przylecieliśmy, i "On" kazał swoim zbirom żeby trzymali mnie na parkingu dopóki nie nadlecicie, wiedziałem, że zastawia pułapkę.
- [Ten droid…] - Chewbacca zajął miejsce Lumpy'ego przy wyjściu, za którym widoczny był pusty korytarz z dwójką drzwi od strony garażu i zepsutą turbowindą na końcu. Wiedział, że winda jest zepsuta, gdyż ktoś wepchnął zdezelowaną drabinę w jej szyb. - [Jak wyglądał "On"?]
- [Pająkowaty, z błyszczącym korpusem i mnóstwem długich nóg] - opisał Lumpy.
- [Wygląda na to, że to jakiś droid przesłuchujący serii IT] - doszedł do wniosku Chewbacca, próbując zrozumieć, jak przestarzały robot-oprawca mógł dokonywać takich rzeczy. - [Dobrze się spisałeś. Roboty serii IT są bardzo sprytne - a to jest ważny powód, żebyś od teraz postępował tak jak mówię.]
- [Nie martwcie się] - odezwał się Lumpy.
- [Jesteśmy zmartwieni] - powiedziała Malla. - [Gdybyś nas wcześniej posłuchał, nie wpadlibyśmy w takie kłopoty.]
- [Ale wtedy nie wiedzielibyśmy, gdzie jest notes komputerowy Księżniczki Lei…]
- [Lumpy!] - Chewbacca spuścił wzrok na małego. - [Martwisz mnie.]
Nie czekając na odpowiedź, Chewbacca ruszył korytarzem. Mimo, że był zaniepokojony tym, co robot typu IT mógł zaplanować na wieczorny bankiet, najważniejszą była dla niego ucieczka z całą rodziną z centrum zatrzymań. Danie się zabić, próbując osiągnąć status bohaterów, nie ocaliłoby nikogo.
Oboje drzwi w korytarzu okazały się być zamknięte od zewnątrz, więc jedyną możliwą drogą ucieczki mogła być jedynie turbowinda.
Chewbacca w każdej chwili spodziewał się gromady „odrzuconych,” wypadających zza pleców lub z szybu windy, ale udało im się dojść do końca korytarza bez przeszkód.
Nakazał Malli i Lumpy'emu odczekać chwilę, podczas gdy sam wspiął się na prowizoryczną drabinę, by się upewnić, że w pobliżu nikogo nie ma. Już nie słyszał łomotu blasterów w garażu, ale dochodziły stamtąd inne dźwięki: przytłumiony warkot i ściszone okrzyki, oraz niewątpliwy skrzek wydającego rozkazy droida.
Wspiąwszy się na drabinę, znalazł się w tym samem, przypominającym mostek pomieszczeniu, które miał okazję widzieć wcześniej; teraz przyglądał się ciemnym stołom, konsolom kontrolnym i stanowiskom blasterów.
Kiedy obiekt był nowy, panele obserwacyjne po obu jego stronach umożliwiały niezakłócony widok zarówno na garaż, jak i na blok więzienny. Teraz transpastal była tak umazana, że mógł jedynie dostrzec mgliste kształty i upiorne sylwetki.
Na jasno oświetlonym stole w środku pomieszczenia, niewielki, przypominający ptaka droid pochylał się nad notesem elektronicznym, bucząc, piszcząc i migotając, gdy jego manipulator tańczył nad klawiaturą. W przeciwieństwie do wszystkiego w centrum zatrzymań, korpus droida był lśniący i wypolerowany, a jego serwomotory nasmarowane i dobrze utrzymane.
Chewbacca zniżył się na drabinie i zwrócił do Lumpy'ego.
- [Czy z IT był jeszcze drugi robot?] - szepnął.
Lumpy skinął głową.
- [Tak, mały slicer] - odparł równie cicho. - [To on był ze złodziejami w mieszkaniu Solo.]
Chewbacca kiwnął głową ze zrozumieniem. Przypomniał sobie podobnego robota, który krył się za rurami nadciśnieniowymi, zanim porwano Lumpy'ego, poza tym, obecność slicera mogła z pewnością wyjaśnić obejście systemu alarmowego w mieszkaniu. Nie mówiąc już o tym, że mógł on nakazać robotom sprzątającym zatarcie śladów włamywaczy w elektrowni. Jego obecność nie wyjaśniała tylko faktu, w jaki sposób, taki wart milion kredytów robot znalazł się w rękach „odrzuconych.”
- [Slicer pracuje właśnie nad jakimś notesem elektronicznym…]
- [To na co czekamy?] - wyrwał się Lumpy Wskoczył na prowizoryczną drabinę i zaczął się wspinać. - [Za nim!]
Tym razem Chewbacca był na to przygotowany.
- [Na dół!] - ściągnął Lumpy'ego z drabiny i postawił go zdecydowanie na ziemi. - [Jeszcze sprawisz, że ktoś zginie.]
Oczy Lumpy'ego zaokrągliły się, zbierając na płacz, a jego warga zaczęła drżeć. Chewbacca od razu poczuł się winny, ale bycie szorstkim wydawało się jedyną drogą wyjścia z sytuacji. Wycelował palec w twarz małego.
- [Nie jesteś gotowy] - powiedział stanowczo. - [Zostaniesz ze swoją matką. Zrozumiano?]
Lumpy skinął głową i z ponurą miną zaczął wpatrywać się w podłogę.
Chewbacca spojrzał na Mallę, wywrócił oczy i spytał.
- [Dacie sobie tu radę?]
- [W razie czego, wiemy gdzie Cię szukać] - odparła Malla. - [Ale pośpiesz się.]
Chewbacca zmierzwił Lumpy'emu futro, wspiął się po drabinie i zaczął podchody, niczym Wookie na łowach. Kiedy był już na tyle blisko, by być pewnym trafienia w cel, podniósł blaster i wymierzył go w robota. Kiedy zbliżył się na odległość trzech kroków, zatrzymał się i chrząknął.
Slicer kontynuował pracę.
- Jestem zajęty.
Chewbacca wystrzelił, chybiając o włos obudowę jednostki centralnej. Ramiona manipulatora zatrzymały się, a automat podskoczył obracając się w kierunku Wookiego.
- O co chodzi? - zażądał wyjaśnień. Zarejestrowawszy gatunek Chewbaccy, droid przeszedł na Shyriiwook. - [Mam tu nieprzekraczalny termin.]
- [Nie dokończysz tej pracy] - poinformował go Chewbacca. - [Wyłącz się, to może przetrwasz, żeby zostać przeprogramowanym.]
Droid opadł na notes komputerowy.
- [Zaprogramowano mnie na autodestrukcję na wypadek schwytania, ale nie musi do tego dojść. Mogę wyprowadzić Cię z tego miejsca żywym.]
- [To oznacza, że stąd wyjdziesz, a stanie się tak tylko wtedy, gdy przewieszę Cię sobie przez ramię] - Chewbacca postąpił naprzód i zaczął przyglądać się jego obudowie. - [Co z Ciebie za model? ISB jeden-dwadzieścia?]
- [Jeden-dwadzieścia?] - zadrwił robot. - Proszę mnie nie obrażać. Mój procesor jest pięćdziesiąt koma trzydzieści dwa razy szybszy niż u jeden-dwadzieścia.]
- {Więc musisz być wyposażony w GwendoLyn-Sześć] - stwierdził Chewbacca.
- [Zgadza się] - odrzekł dumnie robot. - [Tachyonowe ścieżki zapisu, pamięć kwantowa i biodyski]
- [Niezły jesteś] - zauważył Chewbacca. "I do tego musiałeś zostać wyprodukowany przez MerenData, imperialnego dostawcę droidów, w ciągu ostatnich dwóch lat." - [Musiałeś kosztować Ysannę Isard całą kompanię szturmową.]
- [Nie wiedziałem] - przyznał szczerze droid, który pomimo swoich możliwości przetwarzania danych, całkiem sporo o sobie powiedział. - [Koszty nigdy nie były moją priorytetową funkcją.]
Chewbacca uśmiechnął się, słysząc zwierzenia droida.
Poprzednia dyrektor imperialnego wywiadu, Ysanne Isard, była przez jakiś czas spoiwem łączącym Imperium pod nieobecność Palpatine'a. Na szczęście dla Nowej Republiki, zginęła półtora roku temu, kiedy jej prom eksplodował, pod koniec Wojny o Bactę.
Gdy Chewbacca składał w pamięci elementy spiskowej układanki, usłyszał za sobą delikatny szmer - prawdopodobnie jakiś ślimak odpadł od ściany. Najważniejsze było to, że wreszcie zrozumiał elementy planu Isard. Wysłać slicera, żeby uaktualnił oprogramowanie droida typu IT, który wciąż krył się w zakamarkach tajnego, imperialnego ośrodka zatrzymań, a potem usiąść i patrzyć jak wykonuje on swoją nową priorytetową dyrektywę: zniszczyć rząd odbudowującej się Nowej Republiki.
- [Słyszałem, że Ysanne Isard nigdy nie martwiła się o koszty] - zauważył Chewbacca, cały czas celując w robota. - [Ale jak…]
Chewbacca przerwał, czując na krzyżu dotyk lufy blastera.
- Myślę, że już dość się nagadaliście - stwierdził chrypliwy głos.
- [Chyba tak.]
Chewbacca pociągnął za spust, niszcząc slicera, notes i większość stołu, a potem odwrócił się w stronę napastnika, odskakując w bok i wysuwając ramię, by odepchnąć od siebie jego blaster. Poczuł szarpnięcie w łokciu i usłyszał trzask kruchej czaszki, ale już po chwili przyglądał się lufie broni kolejnego „odrzuconego.”
Ten okazał się ludzką samicą, równie bladą i obszarpaną jak pozostali, ale wyższą, o ostrym nosie i lodowatymi białymi oczami.
Wskazała na blaster, który trzymał w ręku.
- Rzuć to!
Za nią pojawiły się nagle dwie kosmate sylwetki, które zaczęły cicho skradać się w jej kierunku.
Chewbacca potrząsnął głową.
- Drugi raz nie powtórzę.
Rzucił broń na podłogę.
- Dobrze. Gdzie dwójka pozostałych?
Chewbacca wzruszył ramionami.
Oczy kobiety zwęziły się i wycelowała mu w głowę blaster.
- A więc nie ma powodu, żebyś…
Przerwał jej ostry głos robota typu IT, dobiegający z komlinku u jej pasa.
- Melduj. Widziałem rozbłyski strzałów.
Ostrożnie, nadal trzymając wycelowany w głowę Chewbaccy blaster, podniosła do ust komlink. Był to model krótkiego zasięgu, wykorzystujący wiązkę bezpośrednią, i przez to idealny w otaczających ich głębinach miasta.
- Miałeś rację - odezwała się kobieta. - Wookie przyszedł dokładnie do slicera. Załatwił go.
Malla skorzystała z rozproszenia kobiety i dała ostatnie dwa kroki do przodu. Pomimo to, Chewbacca zaczął mieć dziwne wrażenie, że wpadł w kolejną pułapkę. Po cichu zaczął błagać kobietę, żeby wspomniała, że także notes Księżniczki Lei został zniszczony.
Zamiast tego, kobieta spojrzała na swego nieprzytomnego partnera i dodała.
- Ratha też.
- To bez znaczenia - stwierdził IT. - ISB wykonał swoje zadanie. Już potrafię wykorzystać notes Księżniczki. Czy wyeliminowałaś Wookiech?
- Jeszcze nie.
Malla sięgnęła ponad ramieniem kobiety odtrącając blaster i w tej samej chwili zakrywając jej drugą ręką usta. „Odrzucona” zaczęła się szarpać, ale szybko skończyła, gdy Chewbacca pogroził jej palcem. Lumpy pojawił się chwilę później, z blasterem jej partnera w ręku.
- To na co czekasz? - pogroził IT. - Czy mam Cię znowu przypalać?
Chewbacca wskazał na blaster w ręku syna i podniósł trzy palce. Lumpy wystrzelił trzy razy w najbliższy stół, a Chewbacca zaczął wyć udając ból.
- Tak jest o wiele lepiej - stwierdził IT. - Upewnij się, że są martwi i wracaj do garażu. Czas „odrzuconych” nadchodzi. Kiedy Rebelianci przejdą do przeszłości, Wasza lojalność zostanie hojnie wynagrodzona.
Chewbacca uśmiechnął się szyderczo, odebrał kobiecie komlink i zmiażdżył go w dłoni.
- [Strach i nadzieja] - Chewbacca wyciągnął rękę i uderzył za uchem kobietę, która natychmiast zapadła w sen. - [Oto narzędzia oprawcy i tyrana. Kiedy słyszy się te słowa razem, czas by sięgnąć po kuszę.]
Lumpy skinął głową nadal wpatrując się w podłogę.
Chewbacca zmarszczył brwi.
- [O co chodzi? Jeśli jesteś zły, miej przynajmniej odwagę spojrzeć mi w oczy.]
- [Nie jestem zły] - Lumpy napotkał spojrzenie Chewbaccy, ale nie było w jego oczach iskierek buntu, jedynie przeprosiny, a może nawet wstyd.
- [Chciałem Ci po prostu pokazać. To wszystko.]
- [Co takiego pokazać?]
- [Że dam sobie radę sam] - odparł Lumpy. - [Jak Ty i Han.]
- [Ach...]
Zdumiony Chewbacca potrząsnął głową. Malla miała rację - buntownicze zachowanie Lumpy'ego miało na celu bardziej zadowolenie ojca niż przekonanie się o swojej własnej wartości. Nie wróżyło to dobrze rrakktorrowi Lumpy'ego w ciągu najbliższych paru lat, ale znaczyło, że Lumpy ma szlachetne serce, które szczęśliwie pomoże mu bezpiecznie kroczyć poprzez mroczne ścieżki, i to o wiele skuteczniej niż jakikolwiek rrakktorr.
Chewbacca zmierzwił małemu futro na głowie.
- [Mój synu, z pewnością się pogubiłeś. Nie Twoja to wina.]
- [Naprawdę?] - Malla i Lumpy odezwali się w tej samej chwili.
- [Czy ukradłeś notes elektroniczny Księżniczce Lei?] – odpowiedział pytaniem Chewbacca. - [Oto jak się mają sprawy dotyczące rodziny Solo. Gdybyś nie poszedł za złodziejem, sytuacja wyglądałaby o wiele gorzej. Moglibyśmy stracić cały Rząd Tymczasowy.]
To spostrzeżenie wydawało się niezmiernie ucieszyć Lumpy'ego.
- [Więc można powiedzieć, że właściwie uratowałem Nową Republikę?]
Chewbacca uśmiechnął się.
- [Póki co, jeszcze nie.] - sprawdził komlink i, nadal nie mając sygnału, ruszył w kierunku panelu obserwacyjnego. - [Najpierw musimy ukraść śmigacz i wydostać się stąd.]
Malla rzuciła przeciągłe spojrzenie na zepsutą turbowindę.
- [Nie moglibyśmy się po prostu tamtędy wspiąć?]
- [Chciałbym, żeby się dało] - odrzekł Chewbacca. - [Ale nawet gdybyśmy wiedzieli, gdzie jesteśmy, zabrałoby to nam godziny, a poza tym to jest centrum zatrzymań. Prawdopodobnie nie ma ono połączenia z poziomami powyżej.]
- [A my musimy odzyskać notes Księżniczki Lei] - dodał Lumpy.
- [Jeśli będziemy w stanie] - powiedziała Malla. - [Jest tylko tak dużo …]
- [Nie, musimy] - podkreślił Lumpy, wyglądając przez dziurę po blasterowym strzale. - [Już ładują zemex.]
Chewbacce zaschło w gardle.
- [Zemex?]
Lumpy spojrzał na niego.
- [Zapomniałem Wam powiedzieć. Jak lecieliśmy tunelem, IT kazał jednemu z „odrzuconych” przygotować zemex do załadowania.]
Malla podeszła do Chewbaccy.
- [Czy to źle?]
Chewbacca skinął głową.
- [To imperialny gaz bojowy.]
Spojrzał przez dziurę na garaż. Na środku pomieszczenia, kilku „odrzuconych” wyjmowało siedzenia z przedziału pasażerskiego jednego z okrytych czarnym pancerzem śmigaczy. W pobliżu mostka, kilkunastu dalszych ostrożnie przenosiło durastalowe pojemniki z zemexem na koniec platformy przeładunkowej. Ze sterczącym czubkiem i czterema podpórkami, utrzymującymi je w pionie, cylindry wyglądały jak prymitywne bomby.
Trzymając w wysięgniku notes Księżniczki Lei, mały robot starannie nadzorował załadunek. Jego korpus był tą samą, błyszczącą, naszpikowaną czujnikami kulą, typową dla standardowego droida przesłuchującego klasy IT-O, ale ten dźwigał na sobie jeszcze narzędzia swojej profesji - nakłuwacze, palniki, skalpele laserowe - a wszystko to na swoich wieloprzegubowych nogach, przypominających odnóża jakiegoś insekta.
Malla westchnęła i spojrzała na Chewbaccę.
- [Coś mi się wydaje, że los Nowej Republiki jest w naszych rękach.]
- [Tak] - ta odpowiedź przeraziła Chewbaccę, ale istotnie tak było. Musiał powstrzymać droida co znaczyło, że rodzina musiała mu pomóc; nie sądził, że bez jego pomocy, Malla i Lumpy, jakże niedoświadczeni w poruszaniu się po tego szczególnego rodzaju dżungli Coruscant, zdołają powrócić do bardziej cywilizowanych poziomów miasta. - [Życie Hana także. Ma być na bankiecie.]
Malla skinęła głową.
- [Myślę, że musimy to zrobić.]
- [IT to nasz problem] - stwierdził Chewbacca. - [Nie możemy mu dać okazji, żeby ponownie aktywował działa w garażu.]
- [Dlaczego nie możemy go od razu poczęstować blasterami?] - spytała Malla.
- [Ponieważ powrót do domu to najważniejsza część misji] - odezwał się Lumpy - [chyba, że jest się na tyle szalonym, żeby wcielać się w postać stojącą po stronie Imperium.]
Malla poczekała, aż Chewbacca to przetłumaczy.
- [Nie możemy dać się tu uwięzić] - powiedział Chewbacca. - [Kiedy zacznie się strzelanina musimy być jak najbliżej śmigacza.]
Chwilę milczenia przerwał Lumpy.
- [Wiem jak to zrobić]
Chewbacca słuchał cierpliwie, a tak mu się przynajmniej wydawało, jak Lumpy wyjaśnia, w jaki sposób dla odmiany zwabić w pułapkę droida.
Kiedy mały skończył, Chewbacca potrząsnął głową.
- [Nie zgadzam się] - oświadczył. - [Myślałem, że już wyrosłeś z odgrywania bohatera.]
Lumpy zmarkotniał, opuścił głowę i powiedział.
- [Wyrosłem. I też się boję.]
- [To dobrze] - oznajmił Chewbacca.
Malla pomyślała przez chwilę i zwróciła się do męża.
- [To oznacza, że masz lepszy pomysł.]
Przez chwilę milczeli, gdy Chewbacca próbował wymyślić coś mądrego.
Wreszcie Malla oświadczyła.
- [Tak myślałam] - odwróciła się do Lumpy'ego. - [Do dzieła. Czego jak czego, ale tego droid się nie spodziewa.]
Lumpy zamrugał nerwowo.
- [Naprawdę?]
Gdy Malla potwierdziła, Lumpy odwrócił się do Chewbaccy.
Chewbacca spojrzał na Mallę i mruknął pozwalająco.
- [Nie mam lepszych pomysłów, więc chyba zostałem przegłosowany.]
Lumpy podszedł do dość sporego otworu, pozostałości po trafieniu z działka, znajdującego się nad platformą przeładunkową. - [W takim razie do zobaczenia wkrótce.]
- [Będę Cię osłaniał] - odpowiedział Chewbacca. - [Jeśli Cię złapią…]
- [Wiem, wiem. Nie płaszcz się przed nikim] - dokończył Lumpy. - [Droidy przesłuchujące nie są wcale lepsze od zabijaków wśród naszej rasy. Sprawy idą ku gorszemu, jeśli dasz im to, czego chcą.] - skończywszy mówić, Lumpy zaczął się przeciskać przez otwór. Ani Chewbacca, ani Malla nie objęli go, nie powiedzieli mu także jak bardzo go kochają. Oznaczało to, że wcale nie myślą o tym, że już go nigdy nie zobaczą. Po prostu zajęli pozycję dziesięć metrów od niego przy innym, mniejszym otworze, gdzie trudniej można było ich dostrzec i zaczęli się przyglądać ostrożnie opuszczającemu się w dół Lumpy'emu.
Widok podejmującego tak wielkie ryzyko syna był dla Chewbaccy niemal nie do zniesienia, a co gorsza, nawet Malla zgodziła się, że jest to konieczne dla zapobieżenia niszczycielskiemu ciosowi wymierzonemu w Nową Republikę. Zastanawiał się, jak często przyjdzie borykać mu się z podobnymi myślami w ciągu najbliższego roku lub dwóch.
Gdy stawiał na szali jedynie swoje życie, myśli miał skupione, a nerwy opanowane. Teraz jego umysł galopował w poszukiwaniu innych rozwiązań dla kwestii, w której czas na podejmowanie decyzji dawno minął. Ręce trzęsły mu się tak widocznie, że musiał zdjąć palec ze spustu, żeby przypadkowo nie wystrzelić.
Zaczął mówić w tym samym momencie co Malla.
- [Ty pierwsza] - powiedział.
- [Mam tylko małe pytanie] - odezwała się Malla. - [Jak często zdarzają się takie rzeczy?]
- [W pobliżu rodziny Solo?] - choć następne słowa miały być bolesne, wypowiedział je bez wahania. - [Zbyt często, żeby Lumpy mógł zostać.]
Malla wzięła go za rękę. - [Dziękuję, że to powiedziałeś.]
- [Ale i tak musi się nauczyć walki na pięści] - dodał z uśmiechem Chewbacca. - [Kiedy się z tym uporamy, dopilnuję, żeby przylecieć na Kashyyyk, żeby go przez parę tygodni pouczyć. Przez ten czas, Hanowi powinno się udać trzymać z dala od kłopotów.]
Malla uśmiechnęła się.
- [W porządku. A więc, do zobaczenia w domu.]
Pazury u nóg Lumpy'ego zazgrzytały po transpastali, kiedy poszukiwał łączenia o podstawy panelu obserwacyjnego. Odgłos tak zaskoczył „odrzuconych,” że jedna z grup niemal upuściła pojemnik z zemexem. Wszystkie oczy spojrzały w kierunku hałasu. Lumpy odnalazł łączenie, którego szukał, i zniżył się, żeby zaczepić na nim ręce.
IT zawył.
- [Zatrzymać go!]
Lumpy rozhuśtał się, skoczył i zniknął z widoku, gdzieś pod platformą.
- [Czas na nas] - powiedziała Malla.
Wybiegli z pokoju, zeszli obok zepsutej turbowindy, podbiegli do najbliższych drzwi i zastawszy je zamkniętymi, zastygli w oczekiwaniu. Chwilę później usłyszeli przerażony głos Lumpy'ego dochodzący zza ściany, ale był on zbyt przytłumiony, żeby dało się go zrozumieć. Po chwili droid IT odezwał się nakazującym tonem, dał się słyszeć ryk nieprzekonanego Lumpy'ego i drzwi się otworzyły.
Malla wciągnęła małego do środka. Chewbacca otworzył ogień, kładąc pokotem pół tuzina „odrzuconych.” Dym i iskry zaczęły się wydobywać z otworu w boku trafionego droida, który zaczął przemieszczać się wzdłuż niskiego sufitu, a następnie uniósł się wyżej, pomiędzy krokwie w centralnej części garażu. Cały czas ściskał notes Księżniczki Lei.
Chewbacca rzucił się naprzód. Jego szarża kompletnie zaskoczyła „odrzuconych” i ci, którym nie udało się uciec lub rozproszyć, zginęli. Zauważył droida IT, lawirującego szaleńczo nad platformą przeładunkową, i ponownie wymierzył broń w jego kierunku. Strzał rozrzucił na wszystkie strony kawałki obudowy, paralizatory i skalpelowate odnóża robota. Nie mógł jednak dostrzec części elektronicznego notesu.
Fala blasterowych igieł pomknęła ku niemu z platformy. Chewbacca odpowiedział ogniem, tracąc z pola widzenia IT, ale ograniczając zabójczą falę do chaotycznej strużki. Następnie przebiegłszy wraz z Mallą i Lumpy'm przez platformę, schronił się za pojemnikami z zemexem.
„Odrzuceni” wstrzymali ogień.
- [Niczym mallakin, który kryje się za katarnem] - zauważyła Malla. - [Ale jak wydostaniemy się z gniazda?]
Chewbacca wysunął głowę do góry. Dziesięć metrów dalej, zauważył lufy kilkunastu blasterów, skierowanych w ich stronę sponad śmigacza, którego wcześniej ładowali „odrzuceni.”
- [Zabierzemy gniazdo ze sobą] - Chewbacca podał Malli blaster. - [Strzelaj w podłogę i wystrasz ich.]
- [A co z notesem?] - spytał Lumpy. - [Dopóki go nie odzyskamy…]
- [IT przyjdzie do nas] - oznajmił Chewbacca. - [Jesteśmy zagrożeniem dla jego priorytetowej dyrektywy. Nie może nas pozostawić przy życiu.]
- [Mogłeś to ująć inaczej] - westchnęła Malla.
Chewbacca podniósł jeden z ciężkich pojemników z gazem i ułożył go sobie w dłoni. Ważył prawie tyle co skuter, ale Wookie był prawie w szale bojowym i nie miał problemu z jego ciężarem.
- [Za . . mną.]
Chewbacca ruszył w kierunku śmigacza, a Lumpy i Malla podążali za nim, również kryjąc się za pojemnikiem.
Przerażeni „odrzuceni” pozostali na swych stanowiskach za śmigaczem, przeglądając się z niedowierzaniem i rozdziawionymi ustami zbliżającym się Wookiem. Kiedy Malla zaczęła strzelać w ich kierunku, wyszli z transu i rozpierzchli się, szukając drogi ucieczki.
Gdy cała trójka zbliżyła się do śmigacza, IT, a raczej to, co z niego zostało, spłynęło z góry i zatrzymało się na głowicy pojemnika. Nadal miało trzy wysięgniki, a jeden z nich ściskał notes Księżniczki Lei. Ale brakowało mu większości obudowy korpusu, z którego wnętrza wystawały spalone przewody i stopione płytki drukowane.
Droid skierował mechaniczne oko na Chewbaccę i odezwał się niemal niezrozumiałym skrzekiem.
- Użyłeś go jako przynęty ... swoje własne potomstwo?
Chewbacca zatrzymał się przy tylnych drzwiach śmigacza i, nie spuszczając robota z oczu, skinął głową.
- Nie przewidziałem... tego. - gdy mówił, jedno z jego ramion przesunęło się w kierunku korpusu. - A ty nie przewidziałeś, że ...
Ale Chewbacca to przewidział; już wcześniej zauważył pierścienie grzewcze, znajdujące się w płaskiej końcówce ramienia. Gdy niewielki palnik zapalił się do życia, upuścił pojemnik z gazem i rzucił się na robota, łapiąc go u podstawy tnącego ramienia i uderzając nim o maskę śmigacza.
IT obrócił palnik wokół własnej osi, wypalając długą i głęboką ranę na zewnętrznej stronie zaciśniętej dłoni Wookiego. Ręka Chewbaccy mimowolnie rozluźniła uścisk, ale w tym samym momencie jego druga dłoń pomknęła w kierunku zbliżającego się do pojemnika z gazem robota. Tym razem złapał go za końcówkę wysięgnika.
- [Przytrzymaj go nieruchomo] - dobiegł go głos Malli.
Wepchnęła lufę blastera w otwór w zdewastowanym korpusie robota i pociągnęła za spust. IT zniknął w eksplozji niebieskiego światła, która sprawiła, że Chewbacca jeszcze przez jakiś czas mrugał oczami, próbując pozbyć się plam przed oczami, jednocześnie wytrząsając dopalające się resztki ze swojego dymiącego gdzieniegdzie futra na ręku.
- [Czy nie słyszałaś, jak mówiłem Lumpy'emu, żeby nigdy tak nie robił?] - rzucił.
- [Chyba, że będzie musiał.] - poprawiła go Malla. Wyciągnęła z uścisku Chewbaccy wysięgnik droida, wciąż zaciskający się na elektronicznym notesie Lei, i rzuciła go na przód śmigacza. - [A ja musiałam. A w ogóle, to przestań się skarżyć i weź nas do domu.] - popchnęła Lumpy'ego do śmigacza i podążyła za nim.
- [Dom] - Chewbacca wgramolił się na fotel pilota i uruchomił silnik, ruszając w kierunku tunelu, którym tu przybyli z taką szybkością, że musiał zwinąć stateczniki, gdy wchodził przechyłem w ostre zakręty. - [Do zobaczenia w domu.]