Kolekcja Heye'a
Przez dziesiątki lat nowojorskie Muzeum Amerykańskich Indian Fundacji Heye'a było mało znaną, poza wąskim kręgiem fachowców, placówką. Sprawy Indian były równie dalekie od codziennych problemów Nowojorczyków, jak samo muzeum odległe od kulturalnego centrum miasta i - co ważniejsze - od autentycznego przybliżenia nielicznym zwiedzającym świata kultury tubylczych Amerykanów. O jego niskiej randze świadczyć może choćby to, że nazwy muzeum próżno było szukać na listach kulturalnych atrakcji miasta, sporządzanych przez redakcję "The New York Times'a".
Niewielu ludzi zdawało się pamiętać, że w muzeum tym znajdowała się największa, najobszerniejsza i najpiękniejsza zapewne kolekcja sztuki i rzemiosła tubylczych ludów Ameryki Północnej, Środkowej i Południowej, której bezcenną z naukowego i artystycznego punktu widzenia wartość rynkową szacowano na ponad miliard dolarów. Tę liczacą ponad milion przedmiotów kolekcję zgromadził na przełomie stuleci nowojorski bankier i kolekcjoner indiańskich wyrobów George Gustaw Heye, i od jego nazwiska nazywano ją Kolekcją Heye'a.
Pomimo swej jakości, przez wiele lat kolekcja ta nie mogła zyskać należytego uznania w oczach władz nowojorskich, a dyrekcja muzeum bez powodzenia ubiegała się o znalezienie dla placówki godnej siedziby. W 1984 roku zdecydowano się nawet na rozpropagowanie zasobów i potrzeb muzeum w innych miastach, licząc się nie tylko z przeniesieniem placówki w inne miejsce kraju, ale być może także z częściowym jej rozproszeniem. Natychmiastowe odpowiedzi oraz konkretne propozycje finansowe m.in. z Las Vegas, Oklahoma City, Indianapolis i Denver spowodowały, że o muzeum przypomniały sobie także władze miejskie i stanowe Nowego Jorku.
Konflikt ze zdecydowanym już na przeniesienie siedziby placówki do Dallas kierownictwem muzeum niełatwo było załagodzić, ale do rozwiązania problemu przyczynił się rozumiejący nadrzędną wartość kolekcji mecenas sztuki, David Rockefeller. Dzięki jego staraniom Kolekcja Heye'a, już pod patronatem zasłużonego Instytutu Smithsona, znalazła godne miejsce w odrestaurowanym specjalnie na tę okoliczność budynku dawnego Urzędu Celnego na dolnym Manhattanie - w nowojorskiej siedzibie Narodowego Muzeum Amerykańskich Indian. Po niezbędnych pracach konserwatorskich udostępniono ją publicznie, wraz z innymi dziełami dawnej i współczesnej sztuki i rzemiosła tubylczych Amerykanów, 30 listopada 1994 roku.
Wybrane dzieła z Kolekcji Heye'a pokazano w ramach dwóch z trzech inauguracyjnych ekspozycji. Wystawa zatytułowana "Podróż Stworzenia", zawiera najwartościowsze pod względem artystycznym i historycznym eksponaty pochodzące z dawnych kultur obu Ameryk. Są tam takie skarby, jak krwistoczerwona tarcza Crow z wyobrażeniem myśliwego trzymającego w dłoni prawdziwego bociana, która odegrała znaczącą rolę w zwycięstwie nad Szejenami, owalny koszyk ludu Pomo, wykonany z piór kolibra, czy wspaniała XIX-wieczna maska obrzędowa z Północno-Zachodniego Wybrzeża.
Z kolei przedmioty pokazane w ramach wystawy "Wszystkie drogi są dobre" zostały wybrane przez samych Indian, twórców i teoretyków sztuki, ludzi potrafiących spojrzeć na muzealne eksponaty z innej, unikalnej i niedostępnej większości naukowców i badaczy, perspektywy. Wystawa ta inicjuje w pewnym sensie nowy rodzaj nauki - już nie tej odciętej od głosów tubylczych społeczności, zamkniętej w świecie własnych definicji i sztucznych hierarchii wartości. Udowadnia istnienie nauki otwartej na opinie i reakcje samych Indian, definiującej elementy różnych kultur także - i przede wszystkim - z tubylczego punktu widzenia.
Odejście od traktowania poszczególnych przedmiotów jak pozostałości po wymarłych ludach na rzecz ukazania ich w kontekście materialnego, duchowego i społecznego bogactwa tubylczych kultur, oddanie głosu najbardziej uprawnionym do tego przedstawicielom indiańskich wspólnot, których członkowie w innym, ściśle określonym, celu tworzyli i używali niegdyś zgromadzone obecnie w muzeum przedmioty, wykorzystanie tradycji i osiągnięć wielu wieków i kultur z myślą o przyszłości kolejnych pokoleń - to tylko niektóre z wielu elementów składających się na tę nowatorską koncepcję Narodowego Muzeum Amerykańskich Indian.
W ciągu jednego pokolenia środowisko naukowe USA, a przynajmniej jego część, przeszło drogę - od opisywanych przez Vine'a Delorię tzw. "antrosów", następców generała Custera, zbawiających Indian w myśl własnych teorii i interesów, do ludzi oddających do użytku Indianom - i nam wszystkim - miejsca takie, jak to nowe Muzeum. Była to droga równie daleka, jak droga od wioski plemiennej do wioski globalnej. Indianie, którym nie tak dawno przepowiadano los odchodzących w zapomnienie muzealnych eksponatów, dziś zastępują fałszywych proroków w kierowaniu muzeami, wytyczając nowe drogi. Bowiem, jak to podsumował Vine Deloria Jr. w swojej książce: "koło Karmy miele powoli, ale dokładnie. I zatacza pełen krąg."
Cień