lektury

Stanisław Dygat, Jezioro Bodeńskie.

Autor zaczął pisać powieść w liatopadzie1942r., a zakończył w czerwcu 1943r. W druku powieść ukazała się w roku 1946. Pomysł na książkę narodził się jeszcze przed wybuchem wojny, jest to więc książka przedwojenna, chociaż de facto ukazała się dopiero po wojnie.  Miejsce akcji to obóz dla internowanych cudzoziemców w Konstancji nad Jeziorem Bodeńskim, w którym znalazł się pisarz. W przedmowie wyznaje, że nie było mu tam ani dobrze ani źle, ale chciał się stamtąd wydostać do normalnego, wolnego życia. Prapradziadek bohatera był Francuzem, ale los przywiódł go do Polski i odtąd został zapoczątkowany prawdziwy ród bohatera. Dziadek uczestniczył w powstaniu styczniowym, musiał uciekać do Francji, ale polskość zwyciężyła — ojciec bohatera wrócił do Polski. Narrator został internowany właśnie z powodu francuskiego obywatelstwa. Opisuje „towarzyszy niedoli”, czyli współwięźniów : Thompsona — 45-letniego Anglika, lubianego przez wszystkich,  Roullota — spolszczonego Francuza, dziwaka, Weildermajera — Alzatczyka, mówiącego po polsku ze wschodnim akcentem, który nigdy nie był w Alzacji i  Vilberta, również Francuza. Razem jest ich ośmiu. Mimo że są zamknięci, dochodzą do nich wiadomości ze świata, np., że Szwajcaria wypowiedziała wojnę Niemcom. To jednak okazuje się pomyłką — detonacje, które słyszeli, okazały się ćwiczeniami na poligonie, a całe zamieszanie powstało stąd, że kolejarz zastrzelił policjanta romansującego z jego żoną. Widzi, jak Anglik czyści buty Niemcowi. Przy okazji snuje refleksje na temat cech niektórych narodów: Polak nigdy nie wyczyściłby butów Niemcowi, nawet pod groźbą śmierci, Francuz być może ugiąłby się pod grozą rewolweru, a Niemiec gdyby miał czyścić buty Anglikowi uznałby to za odrazę narodową. W obozie przebywa też Mac Kinley —intelektualista , poliglota. Bohater oczekuje na list z Warszawy, a jednocześnie obawia się go. Wspominając swoje życie przed obozem równocześnie snuje refleksje na temat Polski i postawy Polaków: „Po co ta Polska zerka zawsze albo na lewo albo na prawo, albo na wschód, albo na zachód, a nic sama nie chce wymyślić?” Według niego Polska przyzwyczaiła się do swojego męczeństwa, jak do roli, którą musi odgrywać. Kiedyś czcił i szanował Francję, ale odkąd ta skapitulowała przed Niemcami, wszystkie swoje uczucia przelał na Anglię. Suzanne jest w nim zakochana. Z tego powodu odrzuciła zaloty leutnanta. Bohater nie czuje się godny uczucia, jakim obdarza go dziewczyna, ogranicza go ono. Czuje się też ograniczony przez polskość. Odczuwa solidarność z Janką Birmin przeciwko Suzanne. Francuz Vilbert próbuje kpić z Polaków, z polskiego pijaństwa, przytacza powiedzenie „pijany jak Polak”, ale bohater udowadnia mu jego ignorancję i tłumaczy, że to powiedzenie oznacza kogoś, kto wypiwszy dużo zachowuje zupełną trzeźwość. O Niemcach sądzi, że ten naród unicestwia pojęcie i ideę człowieczeństwa. Bohaterowie snują rozważania o rodzinie, o tym, że teraz życie przeniosło się z domów na ulice, że rodzina staje się powoli anachronizmem. Wspomina swoje wizyty u Natolskich, dziadunia „symbol miłości rodzinnej pełnej poświęcenia”. Drażni go uprzejmość  pro forma, woli od niej swoją otwartość. Według niego „wieczność miłości mieści się w jej krótkotrwałości”. Uważa, że gdyby miłość Romea i Julii została spełniona, to nikt by o nich nie pamiętał. Wtedy, gdy osiągamy rzecz, której pragniemy, najbardziej się od niej oddalamy. Nie chce mieć nic do czynienia z muzyką, jeśli sam nie może jej stworzyć. Zastanawia się, „Czyż piękno życia nie składa się z patosu rzeczy niepotrzebnych?” Zadaje też sobie inne pytania, dotyczące sensu i wartości życia: dlaczego znalazł się w obozie, dlaczego chce dręczyć Suzanne i mścić się na niej, dlaczego nie jest taki, jakim chciałby być, dlaczego jego czyny odbiegają od jego zamiarów. Słyszy grę Janki na fortepianie. Janka gra Małgorzatkę na kołowrotku i ten utwór rozbudza uśpioną w nim zdolność uczuć. Wychodzi na jaw przekręt dokonany na konserwach rybnych — internowani oraz żołnierze mieli je dostawać trzy razy tygodniowo, a tymczasem nie widzieli ich na oczy. Janka i Suzanne zaprzyjaźniają się ze sobą. W obozie pojawia się Harry Markowski — Polak posiadający obywatelstwo angielskie, lat około czterdziestu, handlowiec. Jak sam wyznał, został Anglikiem, bo tak mu było wygodniej. Wkrótce opuścił obóz. Także Suzanne dostała zwolnienie z obozu. Po jej odjeździe bohater czuje się winny wobec niej, wie, że ją skrzywdził, ale już jest za późno. Ucieka do Szwajcarii, ale czuje, że zachował się nie fair wobec swoich towarzyszy, nie chce, by z jego powodu władze obozu mściły się na nich i dlatego postanawia wrócić. Tej samej nocy próbowało uciec trzech boyów, ale zostali złapani. Więźniowie snują różne rozważania o miłości, o człowieku i jego naturze itp. Wg bohatera miłość między kobietą i mężczyzną byłaby piękna, gdyby nie pociągała za sobą piętna niewolnictwa. Nadchodzi dzień wygłoszenia odczytu przez bohatera, dla pozostałych uczestników obozu uczestnictwo w nim jest okazją do przywrócenia własnej indywidualności. W czasie wygłaszania odczytu widzi jak niewiele trzeba, by zburzyć nastrój wzajemnej życzliwości między ludźmi. Dla niego „Zrozumieć można tylko swoje, cudze da się najwyżej obejrzeć.” Wkrótce po wystąpieniu bohatera, które zakończyło się skandalem Janka z matką opuściły obóz. Umiera Roullot. Ostatnie zdanie powieści brzmi: „Bo tymczasem wybuchła wojna i dostałem się do niewoli.” Proza Dygata wydaje się niedokończona, niedomknięta, mamy wrażenie, że będzie jakiś ciąg dalszy. Niejednoznaczność i niedookreślenie to cechy charakterystyczne Dygata, który pokazuje przez niej sposób istnienia świata. Niejednoznaczność zauważamy w stylu pisarza i stosunku do konwencji gatunkowych, bo chociaż pierwsza powieść – Jezioro Bodeńskie (1946) odznacza się klamrową kompozycją, to i tak możemy dostrzec kontynuację historii w kolejnych utworach – Karnawał (1968), Dworzec w Monachium (1973). W styl pisarski Dygata wpisuje się przemieszczenie elementów tradycyjnych i nowatorskich, twórca budując świat przedstawiony nie zwraca uwagi na rzeczywisty prototyp. Równocześnie jednak naśladując rzeczywistości, zachowuje jej podstawowe atrybuty, tworzy przy tym opozycję wobec zyskującej popularność w prozie powojenne tradycji naturalistyczno-reportażowej. W Jeziorze Bodeńskim spotykamy rzeczywistość konkretną, autor sugeruje prawdziwość a nawet autentyczność zdarzeń. Odwołuje się do własnej biografii, bowiem główny bohater powieści tak jak autor: był internowany w obozie dla obcokrajowców w Konstancji, ma podobne pochodzenie polsko-francuskie, stąd też wynikały kłopoty z wyborem studiów. Forma powieści to coś pośredniego między pamiętnikiem, biografią, a kreacją fikcyjną. Widzimy bowiem w utworze to co się śni bohaterowi, to co przeżywa we własnej wyobraźni, to co się mogło wydarzyć. Świat powieściowy Dygata stale oscyluje między realnością, a przywidzeniami, marzeniami sennymi, halucynacjami. Ponadto bohaterowie zdają sobie sprawę, że owa rzeczywistość nie jest rzeczywistością, a udawaniem, grą. Życie bohatera mieści się między marzeniem i sferą niespełnień, poszukiwaniem aprobaty i agresją, pragnieniem czynu i totalny lenistwem, czułością i ironią. Dygat odwrócił hierarchię ważności elementów zawartych w dziele, ważne stały się u niego ambiwalencje w motywacjach psychicznych jednostki. Trudność polega na określeniu statusu człowieka współczesnego, który nie może być sobą w sytuacji zniewolenia. O jego zachowaniu decyduje sytuacja zewnętrzna. W Jeziorze Bodeńskim bohater musi odgrywać rolę typowego Polaka, tak chcą widzieć go współtowarzysze niedoli (Francuzi, Anglicy). Autor buduje rolę bohatera ze stereotypów utrwalonych w naszej literaturze; bohater tak jak Konrad z Dziadów znajduje się w więzieniu, tak jak Kordian u Słowackiego marzy o wielkim czynie i porzuca kochającą Laurę (Suzanne). Bohater zdaje sobie sprawę z odgrywanej roli, wie jednak, że nie może jej porzucić. Oprócz motywacji zewnętrznej istnieje wewnętrzna niedojrzałość, która wiąże się nie z wiekiem, a z psychiką bohatera, dotyczy sfery uczuciowej i intelektualnej. Ma ona wpływ na działania bohatera, które na jej skutek nie wynikają z pobudek racjonalnych, a z emocji. Emocje te są zakorzenione w naszej podświadomości, jako pewne stereotypowe rodzaje zachowań społecznych.  Bohater poddaje się kompromitacji, a raczej autokompromitacji, dociera do prawdy nawet jeśli jest ona żałosna. Jezioro Bodeńskie w chwili ukazania się, stanowiło raczej kontynuację wcześniejszej literatury, spokrewnienie z nową twórczością ukazywało się w ostrym zobrazowaniu mitologii narodowej. Miejscami sarkastyczna wymowa była szokująca dla literatury powojennej. Dlatego też Jezioro Bodeńskie zostało zaliczone do powieści z kręgu obrachunków inteligenckich. Powieść ta uznana jest za najlepszy utwór Dygata, można ją odczytywać jako powieść o zachowaniu warunkowanym społecznie, politycznie i kulturowo, jako powieść która gra z konwencjami i mitami narodowymi. Dzieło to stanowi wyjście dla dalszej twórczości Dygata, jednak nic go przewyższa.  Pierwsze i ostatnie zdanie Jeziora Bodeńskiego brzmią identycznie: „Tymczasem wybuchła wojna i dostałem się do niewoli”. Zdanie to zapowiada „otwartość” powieści, polegającą na tym, iż zasadniczy problem – zmaganie z polskością – nie zostaje rozwiązany i każdy czytelnik musi się z nim uporać na własny sposób. W powieści Dygata polskość oznacza przede wszystkim wszechwładzę stereotypów. Są to stereotypy narzucone przez literaturę romantyczną i wpajane w szkole kolejnym pokoleniom. Katalog narodowych cech polskich ujawnia francuski poeta Vilbert w słownym pojedynku z narratorem. Najważniejsze z nich to „chciejstwo” (czyli traktowanie życzeń jako rzeczywistości), łatwowierność, bezpodstawne spory, bezradność w kryzysowych sytuacjach, marzenia o czynie. Niektóre stereotypy formułowane są w sposób aforystyczny, np. „Przeznaczeniem Polski jest zwycięstwo, ale losem męczeństwo”, „Po co ta Polska zerka zawsze albo na lewo, albo na prawo, albo na wschód, albo na zachód, a nic sama nie chce wymyślić?” Polacy skazani są na swe narodowe stereotypy. Po prostu nie ma od nich ucieczki. Wprawdzie pojawia się w powieści kontrstereotyp (Markowski Harry), ale

okazuje się on kosmopolitą i renegatem, trudno go więc polecić jako wzór godny naśladowania. Akcja powieści Stanisława Dygata toczy się w czasie drugiej wojny światowej nad Jeziorem Bodeńskim. Narrator, Polak francuskiego pochodzenia, usiłuje poradzić sobie z podwójną rolą, jaką przyszło mu odgrywać: z jednej strony chętnie pozuje na reprezentanta szlachetnego i heroicznego narodu, z drugiej zaś narasta w nim stopniowo poczucie konieczności deheroizacji. Dochodzi do niej podczas odczytu pt. Ja i mój naród. Pomyślany niezwykle serio odczyt przekształca się w happening, podczas którego toczy się pojedynek na miny. Następuje akt wyzwolenia, zerwania z narodowymi stereotypami. Ale przecież całkowite wyzwolenie nie jest możliwe. Dlatego też autor Jeziora Bodeńskiego proponuje cykliczność, powtarzalność aktu wyzwalania osobowości. Powieść osadzona jest wyraźnie w kontekście gombrowiczowskim. Nawiązanie do Ferdydurke nosi znamię niemal formalne. Internowanie w szkole - to przecież jakby gombrowiczowskie cofnięcie człowieka dorosłego do szkoły.

Opowiadania Hłaski charakteryzują się odmiennością od schematów prozy socrealistycznej – zamiast typowych dla niej bohaterów, będących częścią zgranego kolektywu i definiujących się poprzez uczestnictwo w zbiorowości, w prozie Hłaski występują bohaterowie indywidualni , dramatycznie przeżywający swoje emocje i stawiający je ponad sprawami zbiorowymi. Bohaterowie ci poszukują oparcia w trwałym systemie wartości moralnych, przeżywają jednak rozczarowanie w zetknięciu z rzeczywistością, która (inaczej niż w optymistycznych utworach socrealizmu) przedstawiana jest jako skażona, pozbawiona miejsca na nadzieję i szczęście[1]. Odmienna jest także przestrzeń, w których rozgrywa się akcja utworów – proza socrealistyczna akcentowała zazwyczaj urodę odbudowującej się po wojniei piękniejącej Polski, u Hłaski natomiast otoczenie jest nieprzyjazne, biedne i przygnębiające; cechy te podkreśla często pogoda – w opowiadaniach Pierwszego kroku w chmurach zazwyczaj pada deszcz, a jeśli pojawia się słońce, to jego światło wyostrza jedynie brzydotę przestrzeni[2]. Zanegowana zostaje również wartość pracy i współdziałania kolektywu – praca jest dla bohaterów Hłaski źródłem męczarni i przygnębiającej monotonii, a inni ludzie – nieszczęść i rozczarowań[3]. Obszarem polemiki z socrealizmem jest w Pierwszym kroku w chmurach także język – zamiast oficjalnego języka propagandy pojawia się mowa potoczna, gwara środowiskowa, mowa proletariatu i wulgaryzmy. Język władzy, tchnący optymizmem i złożony ze sloganów jest kompromitowany jako fałszywy – w Odlatujemy w niebo entuzjastyczne informacje o locie człowieka na księżyc skontrastowane są z gorzkim monologiem bohatera o trudnościach życia we współczesnej Polsce, a w Robotnikach optymistyczna relacja spikera radiowego zostaje przerwana przez przekleństwo jednego z bohaterów[4]. Od charakterystyki tej odbiega jedynie zawarte w tomie opowiadanie Baza Sokołowska, stanowiące realizację socrealistycznego schematu[5].

Zawartość 

Recepcja 

Pierwszy krok w chmurach od momentu opublikowania cieszył się dużym zainteresowaniem krytyków. Większość recenzentów była do debiutanta nastawiona pozytywnie i chwaliła go za odejście od fałszywego optymizmu, prezentowanego w literaturze socrealistycznej, poświęcenie twórczości indywidualnemu, pojedynczemu człowiekowi i zawarte w jego prozie poszukiwania moralne. Hłaskę określano mianem głosu pokolenia, przypisywano mu także zadanie odnowienia literatury polskiej i nazywano go tej literatury "prorokiem"[6]. Głosy krytyczne wobec twórczości pisarza były nieliczne, a ich autorzy zarzucali mu głównie nadmierny pesymizm, wulgarność, epatowanie fizjologią i zbyt daleko posuniętą negację[7]. W 1958 roku Pierwszy krok w chmurach został wyróżniony nagrodą Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek[8]. Cieszył się także dużą popularnością czytelniczą – w marcu 1957 i styczniu 1958 roku książka została wznowiona w podwojonym nakładzie. Książka została także stosunkowo szybko przełożona na liczne języki europejskie oraz na języki: hebrajski, koreański i esperanto[7].Przedstawienie życie robotników w socrealizmie Socrealizm to oficjalna doktryna władz socjalistycznych na temat tego, jak wyglądać miała sztuka (w tym literatura). W Polsce obowiązywał on w latach 1949–1956. Miał stanowić narzędzie propagandy socjalistycznej. Jednym z głównych założeń socrealizmu w literaturze było przedstawianie życia i pracy robotników zgodnie z ideami komunistycznymi, to znaczy w sposób pozytywny. Robotnicy pojawiający się w utworach z kręgu literatury socrealistycznej są ludźmi szczęśliwymi, zadowolonymi ze swojej pracy. Ich życie jest dla nich idealne dzięki ustrojowi państwowemu. Stosunek Hłaski do socrealizmu Hłasko w swoich utworach demaskuje socrealizm. Zestawia ze sobą przedstawienie robotniczego życia przez oficjalną propagandę, jakie on sam widział, z tym jakie jest ono naprawdę. Robi to w sposób bezpardonowy – brutalny i realistyczny. Czas i miejsce powstania utworu Hłasko od 1953 roku podróżował po Europie Zachodniej. W 1957 roku drukował w odcinkach w tygodniku „Panorama” powieść Głupcy wierzą w poranek. Pisał utwór na bieżąco, w czasie jego ukazywania się. Następnie, w 1958 roku powieść została wydana w Paryżu pod tytułem Następny do raju w jednym tomie wraz z innym utworem powieściowym (Cmentarze). Utwór Hłaski jest powieścią podzieloną na piętnaście części. Każdą z nich można czytać jako osobne opowiadanie. Ostatnia nosi taki sam tytuł jak całość. W dalszej części niniejszego opracowania omówiony jest wyłącznie ostatni rozdział-opowiadanie.  Znaczenie tytułu Raj oznaczać ma, zgodnie z doktryną socrealistyczną, miejsce życia i pracy robotników. Hłasko, demaskując taką wizję w utworze nadaje temu określeniu zupełnie inny, odwrotny sens. Raj rzeczywiście jest miejscem życia robotników, ale jest to „raj” w sensie ironicznym. Przebywają w nim ludzie nienawidzący się, borykający z ciągłymi problemami, niemający szans na lepszą egzystencję. Wizję socrealistycznego, idealnego świata podsumowuje wypowiedź jednego z bohaterów utworu: Każda ziemia, choćby najgorsza, jest prawdą; a każdy raj, choćby najlepszy, jest, mimo wszystko, kłamstwem. Poza tym „raj” pojawia się w rozdziale-opowiadaniu także w dwóch innych znaczeniach. Jedno ma charakter gorzkiego żartu – kierowca wiozący aresztowanego przez milicjantów bohatera mówi, że za odpowiednią opłatą może go zawieść nawet do raju (można więc uznać, że raj to tu więzienie). Drugie pojawia się, kiedy jedna z postaci na końcu utworu odchodzi z miejsca, w którym żyje. Zapytana, dokąd zamierza się udać, odpowiada między innymi, że idzie szukać kolejnych ludzi, którzy szukają raju (czyli kolejnych naiwnych robotników, którzy uwierzyli w propagandę socjalistyczną). Trójka bohaterów (Zabawa, Warszawiak i Orsaczek) wybiera się do miasta na obchody Pierwszego Maja. Kiedy dojeżdżają, wysiadają ze swoich ciężarówek i każdy chce udać się w swoją stronę. Okazuje się jednak, że mimowolnie podążają za sobą, i że sami nie wiedzą, dokąd idą. W związku z tym Warszawiak i Zabawa postanawiają napić się wódki w jedynej w okolicy knajpie. Orsaczek odłącza się od nich. Warszawiak i Zabawa siedzą w knajpie do wieczora i piją, nie odzywając się przy tym do siebie. Dowiadujemy się, że Warszawiak ma zamiar opuścić miejsce, w którym pracuje. Kiedy wieczorem wracają przez miasto, do Zabawy podchodzi ktoś i zaciąga go na trybunę, aby publicznie powiedział jak dobre jest jego życie jako robotnika-kierowcy ciężarówki. Razem z nim idzie Warszawiak. Obaj, mimo iż mają świadomość, że ich życie jest beznadziejne, przedstawiają je zgodnie z wizją socrealistyczną. Wieczorem wracają z miasta do domu. W tym czasie Orsaczek upija się do nieprzytomności. Odzyskuje ją dopiero w środku nocy. Okazuje się, że ukradziono mu dużą ilość pieniędzy. Z wściekłości demoluje pierwszomajowe dekoracje, w wyniku czego zostaje złapany przez milicjantów. Następnie akcja przenosi się w miejsce, gdzie mieszkają bohaterowie. Okazuje się, że Warszawiak i Zabawa, mimo iż pracują ze sobą od długiego czasu, nie wiedzą nawet, jak mają nawzajem na imię. Na końcu Warszawiak wyjeżdża.

„Obłęd” Jerzego Krzysztonia to książka różna od pozostałych opowieści o szpitalach dla psychicznie chorych. Wszystkie inne mimochodem lub celowo tworzą spektakl z efektowną fabułą, zaskakującymi zwrotami akcji, happy endem lub wzruszającą porażką w finale. „Lot nad kukułczym gniazdem” albo „Ptasiek” (ciekawa zbieżność ptasich motywów?), te opowieści wciągają, ale zawsze pozostaje wątpliwość: a jak jest naprawdę? Gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna fikcja literacka?Tymczasem opowieść Krzysztonia na żadne fajerwerki się nie sili, to prosta historia podzielona na trzy części: pierwszą, szaleńczej wędrówki po Warszawie obłąkanego redaktora radiowego; drugą, leczenia, gdy szpital w Tworkach jest więzieniem, a umysł dąży do samounicestwienia; i trzecią, powolnego powrotu bohatera do świadomości. W jednym zdaniu można streścić opowieść szaleńca, ale nie zdradziłem tu żadnego sekretu tej na poły biograficznej opowieści. Sedno historii tkwi gdzie indziej. Jest to relacja do bólu prawdziwa. To jej główny walor i największy defekt zarazem. Walor, bo prawda zawsze jest w cenie. Defekt, bo kto odważy się przez niemal tysiąc stron druku śledzić wywody szaleńca? Nie, żeby samemu zaraz wariować. Po prostu szaleńcy wydają z siebie nieskładny bełkot. I ta książka boli, bo jej znaczna część zawiera urojenia, chwilami piękne poetycko, chwilami intrygujące filozoficznie, ale zawsze bez składu, zawsze dla zwykłego człowieka nic nie warte, bo wypowiedziane przez wariata, wysnute z urojonych przesłanek. I czyta się to, jak słucha się monologu szaleńca, najpierw z zaciekawieniem, potem poprzez upartą powtarzalność motywów z coraz większym znużeniem, z żalem w sercu, że ten człowiek, tak inteligentny, marnuje swoją erudycję na snucie idiotycznych teorii. Cóż zrobić? Można chwilowo się wyłączyć, pobieżnie przerzucić kilka stron, tak jak pobieżnie słucha się wariata, nie zawsze rozumiejąc, co ma na myśli, ale zawsze czując na sobie jego wzrok. Cały czas jego obecność wywiera wrażenie, może to błysk oczu, może zapał głoszonych teorii, może iskierka szaleństwa, tląca się też w duszy każdego zdrowego człowieka?... Dla mnie osobiście najciekawsza okazała się część trzecia, etap powolnego przełamywania własnych obłędnych imaginacji, które jeszcze uporczywie wracają, ale zza mgły wyłaniają się już kontury rzeczywistości, ludzie zyskują prawdziwe imiona, a pawilony tworkowskiego szpitala nabierają wyrazistości. Dopiero wtedy widać, jak głęboko zapuściła swoje korzenie paranoja, i jak trudno ją wyplenić. Dopiero wtedy można docenić wysiłek, jaki wkładają rekonwalescenci w powrót do rzeczywistości. Można pojąć, jak bardzo prawdziwy był dla bohatera świat, który opisywał w dwóch pierwszych częściach, a który lekkomyślnie nazwaliśmy bredzeniem. To rzeczywistość rodząca się w ludzkim mózgu, mająca pretensje do prawdziwości i stająca w szranki z naszą, zdrową rzeczywistością. Trudno objąć nam jeden świat, a pomyślmy, jak ciężko nosić w sobie dwa lub więcej skłócone ze sobą światy. „Obłęd” nie jest książką genialną, jest za to bardzo rzetelny w tym, co opisuje. Jeśli chce się zajrzeć w „piękny umysł”, warto po nią sięgnąć. Dla kogoś, kto szuka przygody, pozostają książki Kena Kesseya i Whartona.Tomek Mularski
Kamień na kamieniu nie posiada linearnie poprowadzonej akcji, stąd trudno jest mówić o jej streszczaniu. Cały utwór jest skomponowany z długiego monologu, którego autorem jest zarazem główny bohater dzieła – Szymon Pietruszka. Opętany jest on wizją zbudowania rodzinnego grobowca. Opowiada o swoich dziejach. Wspomina zatem lata wojny i swojej działalności w partyzantce, przypomina sobie nieudaną karierę urzędniczą, opowiada o rodzinie, zarówno tej mieszkającej na wsi, jak i tej z miasta. Wreszcie przywołuje tragiczne zdarzenie, jakie stało się jego udziałem – wypadek drogowy i kalectwo jako jego skutek. Najwięcej miejsca zajmują jednak w powieści rozważania i refleksje na temat wsi. Chłopska epopeja Powieść Myśliwskiego jest jednym z najdoskonalszych przejawów tzw. nurtu wiejskiego w literaturze polskiej. Sam pisarz wywodził się ze środowiska chłopskiego i doskonale rozumiał problemy współczesnej mu wsi. Ta przenikliwość i trafność obserwacji znalazła swoje odzwierciedlenie także w Kamieniu na kamieniu. Niektórzy krytycy nazywają wprost powieść Myśliwskiego „chłopską epopeją”. Decyduje o tym żywioł epicki dzieła, konstrukcja bohatera typowego dla pewnej społeczności i ukazanie tejże społeczności w ważnym dla niej momencie dziejowym (ta ostatnia cecha epopei jest w powieści bardzo silnie akcentowana – tło wydarzeń i istotną cezurę stanowi najpierw II wojna światowa, a potem transformacje ustrojowe i będące ich wpływem przemiany społeczne czy gospodarcze). Pod pewnymi względami bardzo zbliża się Kamień na kamieniu do Pana Tadeusza – oba te utwory przedstawiają pewną panoramicznie ujętą wizję rzeczywistości, a zarazem stanowią pożegnanie tego, co odchodzi. Mickiewicz oddał poetycki hołd przechodzącej powoli w przeszłość kultury szlacheckiej. Myśliwski czyni podobnie, tyle tylko, że tu pragnie on podkreślić rolę wsi w tworzeniu polskiej tradycji, tożsamości narodowej, więzi społecznych i zachowania norm moralnych. Wszystko to w odniesieniu do szlachty jest oczywiste, nowość polega jednak na tym, że tym razem chodzi o niedocenianych często chłopów. Plebejska filozofia życia Myśliwski daje bardzo szczegółowy, realistyczny, ale też pogłębiony psychologiczne oraz operujący licznymi symbolami obraz polskiej wsi. Opisuje on proste życie chłopów. Wydawać by się mogło, że dalekie im są filozoficzne dywagacje, ale nic bardziej błędnego. Otóż, naturalnie, nie posiadają oni wielkiej książkowej wiedzy, ale cechuje ich ogromna mądrość życiowa i przenikliwość. Szymon Pietruszka jest w powieści bohaterem typowym – jego światopogląd zbieżny jest w głównej mierze z postrzeganiem rzeczywistości przez chłopów w powojennej Polsce. Jedyne, co go wyróżnia, to wzmożone poczucie pustki, jałowości, bezsensu życia oraz obsesyjna chęć zbudowania rodzinnego grobu jako wymiernego, namacalnego świadectwa swojego ziemskiego bytowania Powiązanie człowieka z naturą U Myśliwskiego ponownie odnajdujemy to, co spotykaliśmy już u Mickiewicza czy Orzeszkowej, powiązanie życia człowieka z naturą, światem fauny i flory, wpisanie się w swoisty rytm przyrody, współistnienie z nią i wzajemne uzupełnianie się. Wyznacznikiem postępowania i działań bohaterów jest w dużej mierze aktualna pora roku, decyduje ona zwłaszcza o tym, jakie prace na roli należy podjąć, organizuje jednak także czas wolny. Bardzo ważnym symbolem w powieści jest chleb – owoc, jaki wydaje ziemia. Stanowi on swoiste połączenie świata przyrody i ludzi, ulega też pewnego rodzaju sakralizacji. Warto podkreślić jeszcze, że u Myśliwskiego, podobnie jak wcześniej u Reymonta więź chłopa z ziemią jest bardzo silna, nierozerwalna. Zarazem powieść ukazuje, jak rzeczywistość historyczna warunkuje także i tę zależność. Zmiany ustrojowe po II wojnie światowej powodują rozluźnienie tych odwiecznych stosunków. Naturę wypiera miasto. Chłopskie doświadczanie transcendencji (Boga i świętości) Powieść Kamień na kamieniu warto też rozpoznać, zwracając uwagę na subtelne podjęcie tematyki religijnej. Przy czym nie chodzi tu o religię instytucjonalną, wynikającą z przykazań kościelnych, ale bardziej o świętość świecką, związaną z moralnością czy etyką. Szymon Pietruszka nie jest wcale stereotypowym chłopem, o płytkiej, lecz żarliwej wierze. Jego kontakty z instytucjonalnym Kościołem są bardzo luźne, by nie powiedzieć znikome. A mimo to bohaterowie powieści zdają się szukać Boga, odczuwać z Nim bezpośrednią niemal mistyczną więź. Transcendencja postrzegana przez chłopów w Kamieniu na kamieniu to nie budynek kościoła czy postać księdza, ale proste obcowanie z Chrystusem w modlitwie. Do Zbawiciela są kierowane wszystkie prośby, jest on traktowany niemalże wręcz jak człowiek, a nie Bóg. Chłopi potrzebują jednak namacalnego świadectwa Boskiej obecności w świecie, stąd tak wiele we wsi krzyży. Odpowiada to zresztą typowej mentalności chłopskiej, nie tylko w prozie Myśliwskiego ma to miejsce, ale też we współczesnej wsi. Doświadczanie świętości ma jednak we wsi opisywanej przez pisarza także charakter zabawowy, mniej uroczysty. Chodzi rzecz jasna o odpust, który jest ważnym wydarzeniem w życiu powieściowych postaci  Obraz społeczeństwa polskiego u progu dziejowych zmian Myśliwski osadza akcję swojej powieści w czasie, w którym nieodwołalnie postępują zmiany wielowiekowych zaszłości w relacjach miasto – wieś. Chłopi coraz częściej dają się skusić propagandą gospodarki kapitalistycznej i wyruszają do miast. Następuje przemieszanie się tych dwu środowisk i stopniowego upodabniania się jednych do drugich. Skutkuje to tym, że zanikają dawne tradycje czy obyczaje wiejskie, jakie w nowej rzeczywistości nie znajdują już zastosowania. Powieść przedstawia zatem świat, w którym zachodzi szereg zmian. Inna staje się mentalność chłopska (o tym wspomnieliśmy wyżej), ale ukazany jest także mozolny proces industrializacji wsi, jej uwikłania w politykę rodzącego się socjalizmu, zachodzące przemiany społeczne i gospodarcze. Ewoluuje w toku akcji powieści także sam jej główny bohater – Szymon Pietruszka. Kolejne etapy jego życia warunkują wiejskie pochodzenie i odebrane wychowanie, patriotyzm w czasie wojny, zdławiony potem monotonią i jałowością zajmowanej pozycji urzędniczej, poszukiwanie miłości, tragiczny wypadek i wreszcie ostatni cel życia – idea pozostawienia czegoś po sobie, a konkretnie rodzinnego grobowca.

Medaliony Motto: Ludzie ludziom zgotowali ten los.

Profesor Spanner

Jest to relacja z wizji lokalnej przeprowadzonej w Instytucie Anatomicznym w Gdańsku. Członkom Komisji towarzyszą dwaj niemieccy lekarze, profesorowie, koledzy Spannera. W ciemnej piwnicy widzieli leżące na ziemi nagie ludzkie ciała. W sarkofagach, w cementowych basenach poukładane jedne na drugich leżały ciała bez głów. Mijali baseny pełne trupów, kadzie, w których leżały bezwłose głowy, ludzie pocięci na części, odarci ze skóry. W skrzyniach ułożona była warstwami spreparowana skóra ludzka, na półkach leżały wygotowane czaszki i piszczele. Strych był zapełniony czaszkami i kośćmi ludzkimi. Przed Komisją tego dnia zeznawał młody gdańszczanin, student medycyny i asystent prof. Spannera. Pracował w Instytucie jako preparator trupów i dokładnie relacjonował, na czym polegało jego zajęcie. Na pytanie, czy nikt mu nie powiedział, że robienie z ludzi mydła jest zbrodnią, odpowiedział, że tego nikt mu nie mówił. Chłopak był pełen podziwu dla zaradności Niemców, którzy umieli zrobić „coś z niczego”. Zeznawali też dwaj koledzy Spannera, którzy bronili go. Jeden argumentował, że profesor robił to dla dobra Rzeszy, ponieważ Niemcy przeżywały kryzys ekonomiczny, a drugi dodał, że wypełniał sumiennie polecenia, gdyż był karnym członkiem partii faszystowskiej.

 Dno

Relacja kobiety, która w czasie wojny straciła rodzinę, a sama znalazła się w obozie koncentracyjnym. Przez dwa miesiące przebywała na Pawiaku, gdzie poddawana była niesamowitym torturom. Opowiada o eksperymentach, które Niemcy przeprowadzali na więźniach, a gdy ludzie byli już prawie umierający z wycieńczenia, pozbywali się ich przez zastrzelenie. Ona pamięta, jak była bita gumową pałką, ponieważ chciano od niej wydobyć informacje. Potem wywieziono jeńców do obozu w Bunzig, pracowała w fabryce amunicji. Warunki w obozie: kobiety budzono o 3 rano, do jedzenia dostawały kromkę chleba i czarną kawę. Od 4.00 do 5.30 musiały, bez względu na pogodę, stać na apelu. Za każde przewinienie były surowo karane. Za źle posłane łóżko czy źle umyty kubek zamykano je w bunkrach, gdzie przebywały obok wcześniej zmarłych współwięźniarek. Głodzone, aby przeżyć, uciekały się do kanibalizmu. Potem kobieta przedstawiła wstrząsające fakty z podróży pociągiem do Ravensbrück. Przewożono je w wagonach przeznaczonych dla zwierząt. Stały ciasno jedna obok drugiej, spały na stojąco, a potrzeby fizjologiczne załatwiały tam, gdzie stały. W czasie jednego z postojów tak bardzo krzyczały, że niemiecki oficer kazał otworzyć drzwi wagonów, a kiedy to uczyniono, przeraził się wyglądem kobiet, kazał im wysiąść, by doprowadziły się do porządku. Kilka kobiet nie wytrzymało psychicznie i zwariowały. Wykrzykiwały jakieś nazwiska i fakty, które ukrywały w czasie przesłuchań. Niemcy jednak nie słuchali ich i bez skrupułów zastrzelili.

 Kobieta cmentarna

Tytułowa bohaterka opiekuje się grobami. Opowiada, że ginie tyle ludzi, iż nie chowają na bieżąco ciał. Cmentarz jest usytuowany obok getta, więc codziennie widzi, jak umierają śmiercią samobójczą Żydzi. Kobieta czuje, że codzienne obcowanie ze śmiercią uczyniło ją obojętną na zjawisko umierania, opowiada o tym, jak o zwyczajnych wydarzeniach. Opowiada o dziwnym przypadku, kiedy mąż kazał ekshumować zwłoki żony, by zmienić jej sukienkę z białej na niebieską, a potem, w trzy miesiące później, popełnił samobójstwo.

Przy torze kolejowym

Historia Żydówki, która wraz z mężem i jeszcze jednym więźniem uciekła z transportu. Mężczyzn zastrzelono, a ona, ranna w kolano, leżała przy torze kolejowym. Ludzie przychodzili, oglądali ją, ale nikt nie pomógł jej. Cierpiąca kobieta poprosiła jednego z młodych mężczyzn, by kupił jej wódkę i papierosy. Jedna z wiejskich kobiet przyniosła jej kawałek chleba i kubek mleka. Ranna Żydówka prosiła policjantów, by ją zabili, ale oni nie zareagowali na jej słowa. Później znowu się pojawili, a kobieta błagała ich, by skrócili jej cierpienia i wtedy ten mężczyzna, który wcześniej jej pomagał, poprosił policjanta o rewolwer i ku zgorszeniu gapiów, zastrzelił ją. Pochowano ją razem z wcześniej zastrzelonymi przez Niemców uciekinierami, obok toru.

 Dwojra Zielona

Bohaterka opowiada o swoich wojennych doświadczeniach. W czasie wojny straciła rodzinę, a sama ukrywała się na strychu, nie jadła nic oprócz cebuli, surowej kaszy manny i kawy zbożowej. W czasie zabawy sylwestrowej, która polegała na rozstrzelaniu 65 osób, kula niemiecka trafiła ją w oko, oko wypłynęło. Trafiła do szpitala, gdzie chciała odebrać sobie życie, a później dobrowolnie poszła do obozu, by być razem z rodakami.

 Wiza

Kolejny raport o losach ludzi w niemieckich obozach koncentracyjnych. Była więźniarka bez zażenowania opowiada, że w obozie zachowywała się, jak jakiś gestapowiec. Na dowód tego przytacza historię myszek, które zagnieździły się w ziemniaku, a ona najpierw chciała obserwować, jak zjada je kot, ale ostatecznie ukryła je w słomie. Dodaje, że koszmar obozowy pomagała jej przetrwać myśl o męce Pana Jezusa. Mówi też o wizie, czyli łące pod lasem, na którą wyganiały kobiety-więźniarki, esesmanki, obojętne czy na dworze był upał, czy mróz. Szczególnie dotkliwie zimno odczuwały Greczynki i gdy pewnego dnia pojawiło się słoneczko, one przesunęły się w to miejsce, by się ogrzać i zaśpiewały po hebrajsku żydowski hymn. Nazajutrz była selekcja, a gdy bohaterka opowiadania przyszła na wizę, była ona pusta.

 Człowiek jest mocny

Relacja Michała P., który opowiada, w jaki sposób odbywał się proces mordowania więźniów. Najpierw ich przywożono do obozu, kierowano do łaźni, a potem do komory gazowej. Następnie wywożono ich do lasu i tam zakopywano. Na początku stycznia 1942 r. wywieziono go razem z innymi 40 więźniami do Chełmna, gdzie pracował jako segregator ubrań i butów po zagazowanych ofiarach. Nie mógł znieść codziennego widoku uśmiercanych ludzi, więc zatrudnił się w lesie, bo tam podobno zakopywano uduszonych już ludzi. Kiedy przyjeżdżał transport, ludzi, którzy jeszcze żyli, zabijano strzałem w tył głowy. Później obrabowywano ich z kosztowności, nawet obcęgami wyrywano złote zęby. Pewnego dnia wśród wyrzuconych z samochodu zwłok zauważył ciało swojej żony oraz siedmioletniego synka i czteroletniej córeczki. Położył się na zwłokach żony i chciał, aby Niemcy go zabili, ale oni stwierdzili, że jest silny i może jeszcze popracować. Pewnego dnia udało mu się uciec z samochodu przeznaczonego do transportu ciał.

 Dorośli i dzieci w Oświęcimiu

Opowiadanie podsumowujące działalność niemieckich obozów koncentracyjnych. Oprócz takich znanych obozów, jak: Oświęcim, Brzezinka, Treblinka, Majdanek było wiele miejsc, w których mordowano i zagrzebywano „miliony istnień ludzkich”. Żydom włoskim, holenderskim, norweskim i czeskim obiecywano świetne warunki pracy w niemieckich obozach na terenie Polski. Pewnej grupie obiecano nawet na własność przemysłową Łódź i zalecano im, by brali tylko ze sobą najcenniejsze rzeczy, a potem duszono ich w hermetycznie zamykanych samochodach spalinami albo kierowano do gazu. Kosztowności im zrabowane wywożono do Rzeszy. Więźniowie wywodzili się ze wszystkich grup społecznych i z różnych narodów. Największym zbrodniarzem w Oświęcimiu był August Glass, który upatrzone ofiary bił w nerki, nie pozostawił śladów, a pobita osoba umierała po trzech dniach. Hitlerowcy miażdżyli stopą krtań więźniów, zanurzali głowę w kadzi z wodą i trzymali tak długo, póki więzień się nie udusił. Inny miał zwyczaj uderzania gumową pałką zakończoną ołowiem, uderzał tak celnie, że zgon następował na miejscu. Wszyscy oprawcy wcześniej przeszli dwuletnie kursy sadystycznego okrucieństwa. W obozie przebywało 600 dzieci, które wiedziały, że są przeznaczone na śmierć, dlatego krzyczały, że nie chcą umierać. Doktor Epstein z Pragi przechodząc pewnego dnia pomiędzy blokami obozu zauważył, że dzieci przesuwają po ziemi jakieś patyczki. Na pytanie, co robią odpowiedziały, że bawią się w palenie Żydów.

CZAS I MIEJSCE AKCJI

Akcja „Medalionów” rozgrywa się w pierwszych miesiącach po zakończeniu II wojny światowej. Pisarka działała w Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce. Przesłuchania świadków i niemieckich zbrodniarzy, udział w wizjach lokalnych w miejscach hitlerowskich zbrodni, usłyszane rozmowy z ocalałymi sprawiły, że powstał ten cykl opowiadań. Ich fabuła obejmuje lata II wojny światowej, lata wciąż żywe w pamięci ludzi, których wspomnienia mamy w „Medalionach”.Nie da się jednoznacznie określić miejsca akcji „Medalionów”, bo jest takich miejsc wiele. Wymienia się ich nazwy lub opisuje ogólnikowo. Akcja rozgrywa się przede wszystkim na terenach Polski. Opowiadanie „Profesor Spanner” rozgrywa się w pobliżu niemieckiego Instytutu Anatomicznego w Gdańsku-Wrzeszczu.W opowiadaniu „Dno” wymienia się nazwy obozów, w których przebywała bohaterka. Mamy więc więzienie na Pawiaku, Ravensbrück oraz Bunzig (tu mieściła się fabryka amunicji). Miejscem akcji „Kobiety cmentarnej” jest cmentarz, który leży w pobliżu żydowskiego getta. „Dwojra Zielona” i „Wiza” mówią o obozach koncentracyjnych, które rozmieszczone były na terenie Polski. Akcja „Człowiek jest mocny” rozgrywa się w pałacu niedaleko Chełmna, w którym masowo mordowano Żydów. W ostatnim opowiadaniu „Dorośli i dzieci w Oświęcimiu” Nałkowska pisze o Oświęcimiu. FORMA UTWORU „Medaliony” to dzieło z pogranicza gatunków – opowiadania, reportażu, nawet eseju. Świadczy o tym:
- wykorzystanie różnych form narracji: mowy pozornie zależnej, monologu, behawiorystycznego opisu,
- dwie perspektywy narracyjne: narratorka (intelektualizm) i postaci (subiektywność, osobiste przeżycia),
- ograniczony do minimum komentarz odautorski („arcydzieło pisarskiej powściągliwości”,
- język pozbawiony ozdobników stylistycznych, oszczędny, lakoniczny; w wypowiedziach postaci często język potoczny, prosty, czasem z błędami.

TYTUŁ zaczerpnięty został od popularnego określenia nagrobkowych fotografii ludzi zmarłych. Wyjaśnienie tytułu zawiera też opowiadanie „Kobieta cmentarna”. Czytamy w nim: „Później przyszedł czas, gdy na cmentarz spadały pociski. Posągi i medaliony potłuczone leżały wzdłuż alei. Groby z otwartymi wnętrzami ukazały w pękniętych trumnach swoich umarłych”. Pisarka pokazuje w swoich miniaturach literackie portrety ludzi, którzy przeżyli piekło hitleryzmu. Ludzie ci są pozbawieni cech indywidualnych, są to typy uniwersalne dla tragedii milionów. Książka Zofii Nałkowskiej jest swoistym pomnikiem ofiar nazizmu. Jest to pomnik poświecony tym, którzy ponieśli śmierć w zagładzie oraz tym, którzy przeżyli wojnę i dali świadectwo prawdzie. Opowiadania chronią przed zapomnieniem tych tragicznych wydarzeń i upamiętniają ludzi, którzy zginęli. Relacje rozmówców narratorki są jak zastygłe medaliony, na których są wizerunki zmarłych wiecznie żywych w pamięci, bo nikt nie powinien zapominać o tym tragicznym okresie w dziejach ludzkości i o tym czasie odwróconego dekalogu.

MOTTO UTWORU: Motto zbioru – „Ludzie ludziom zgotowali ten los" – jest zawarte w ostatnim opowiadaniu pt. „Dorośli i dzieci w Oświęcimiu”. Głównym celem pisarki było pokazanie do czego są zdolni ludzie – do terroru, masowych zabójstw, wyszydzania z innych, zadawania im cierpienia... Nie chodziło o narodowość, bo nieważne czy jest się Niemcem, Polakiem, czy Rosjaninem, ważne co się robi względem innych. Zofia Nałkowska pokazała, jak nieobliczalny i okrutny może być w pewnych sytuacjach człowiek. Pisarka zastanawia się jak mogło dojść do takiej tragedii? Jak człowiek mógł tak skrzywdzić drugiego człowieka. W tym motcie słyszymy głos przerażenia, że opisany dramat jest dziełem człowieka. To ludzie stworzyli faszyzm, hitleryzm, obozy zagłady, piece, więc są odpowiedzialni za tę potworna rzeczywistość. Jest to bez wątpienia uniwersalne motto, które pokazuje moc zła wszechobecną na świecie.

BOHATEROWIE Naoczni świadkowie wydarzeń:
- Profesor Spanner - młody chłopak pracujący w instytucie profesora Spannera,
- Kobieta cmentarna - kobieta bywająca często na cmentarzu przylegającym do muru getta wspomina ludzi skaczących z okien płonących domów,
- Przy torze kolejowym - świadek tragicznego losu Żydówki rannej w kolano podczas ucieczki z transportu.Ofiary przedstawiające swe tragiczne przeżycia:
- Dno - więźniarka Pawiaka, później obozu w Ravensbrück, pracownica fabryki amunicji,
- Dwojra Zielona - Żydówka długo się ukrywająca potem także zamknięta w obozie,
- Wiza - kolejna więźniarka obozu koncentracyjnego
- Człowiek jest mocny - Michał P., Żyd pracujący w Chełmnie przy grzebaniu pomordowanych (udało mu się uciec); tragicznym przeżyciem był dla niego zobaczenie zwłok żony i dzieci. POBLEMATYKA

„Medaliony” to utwór o:
- tragedii ludzi uwikłanych w koszmar wojny,
- planowej, zorganizowanej zagładzie Żydów (Człowiek jest mocny)
- rzeczywistości obozowej (Wiza, Dno)
- destrukcyjnym wpływie wojny na psychikę ludzką (Profesor Spanner, Dwojra Zielona)
- reifikacji człowieka (Profesor Spanner)
- reifikacji człowieka (Profesor Spanner)
- człowieku – to ostrzeżenie przed tym, do czego jest zdolny (motto całego zbioru, Dorośli i dzieci w Oświęcimiu)

"Antygona w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego - dialog z literacką konwencją "Życie w komunistycznej Europie Wschodniej, które w najlepszym przypadku cechowała hipokryzja, w najgorszym zaś okrucieństwo, miało swój udział w rozwoju sztuki. Rytuał i melodramat funkcjonowania w życiu publicznym, konieczność wyrażenia buntu w sposób zaszyfrowany, wykształciło pokolenie dramatopisarzy i reżyserów obdarzonych silną wyobraźnią., zmysłem polemicznym i zdolnością metaforycznego myślenia. Wielu z nich uświetniło scenę amerykańską swą obecnością, bądź jako goście, bądź jako emigranci. Rzadko jednak ma się do czynienia z dowcipniejszym i bardziej przenikliwym obserwatorem swej przybranej ojczyzny" - mówi Janusz Głowacki.1  Biografia autora wskazuje, że nie jest jedynym z tych, których można "zaszufladkować", żyje nie tak, jak większość "uporządkowanych", myśli nie tak, jak pomyślałby przeciętny rodak, widzi nie tak, jak większość, po prostu patrzy inaczej. Taka indywidualność nie żyje według utartych standardów, stąd dzieła, których formy nie przystają do żadnych klasyfikacji, rozmijają się z konwencjami dramatu (jeżeli konwencję utożsamić z dramatem klasycznym). Bo cóż to jest konwencja literacka? Przeciętnemu użytkownikowi języka słowo "konwencja" kojarzy się z uporządkowaniem. Pewnie semantyka tego słowa spowodowała, że definicja słownikowa jest również bardzo uładzona i w odniesieniu do literatury oznacza: utrwalony w praktyce zespół norm określających charakter dzieła oraz sposób ich zorganizowania w całość. Konwencjonalizacja dotyczyć może: motywów, bohaterów, wątków itp. Jeżeli poruszalibyśmy się tylko w obrębie konwencji literackiej, dzisiejsze dramatopisarstwo niewiele różniłoby się od tego z czasów Sofoklesa, i sztuka Głowackiego musiałaby być kolejną trawestacją antycznego dramatu. Inny aspekt problemu nakazuje rozpoznawać konwencjonalne nacechowanie tylko w kontekście literackiej tradycji, na którą mają wpływ nowe prądy filozoficzne, warunki społeczne, kulturalne i ekonomiczne oraz historia. Nie da się pominąć dwudziestu pięciu wieków historii jakie upłynęły od czasów Sofoklesa. Wszystkie te czynniki sprawiły, że konwencje również ulegały modyfikacjom, ponieważ upływ czasu sprawił, iż inaczej interpretuje się dziś to, co nazywane jest tradycją. Prawidłom tym podlega również sztuka. Głowacki w swym dziele wykorzystuje tylko wybrane elementy konwencji literackiej, pozostałe pomija lub modyfikuje, dostosowując je do gustów i problemów współczesnego czytelnika.  Teatr Sofoklesa to wielkie widowisko na scenie pod gołym niebem, proste tło architektoniczne, inscenizacja całkiem umowna. Podobnie w sztuce Głowackiego - scena jest tylko ławką wśród krzaków w Tompkins Square Park. Obok drzewo bez liści i kosz na śmieci. Sceny antycznego teatru charakteryzuje monumentalność. W kontekście "Antygony w Nowym Jorku" należy nieco zmienić semantykę tego słowa. W parku na Tompkins Square mieszkają bezdomni, okupują ławki i skwery. Są brudni i śmierdzą. Nie mają dokąd pójść, więc śpią, jedzą, gotują, chorują i umierają w tym najbardziej publicznym ze wszystkich teatrów; "widownię" mają ogromną.  Tu, na wschodniej ścianie Manhattanu umieszcza Głowacki bohaterów "Antygony w Nowym Jorku". Na ławce w Tompkins Square Park odnalazł byłego artystę, rosyjskiego Żyda i drobnego kanciarza z Polski - Pchełkę, którym udało się dotrzeć do Nowego Jorku. Przedsięwzięcie to pozbawiło ich całej energii. Osiedlili się więc na ławce w parku i wydaje się, że jest to ich punkt docelowy. Ławką w parku to jedyny adres, ostatnie miejsce, jakie im zostało. Są tu już od pięciu lat, może dłużej, sami nie pamiętają. Brzydzą się sobą, ale nie potrafią się rozstać. Pchełka kurczowo trzyma się Saszy, który kiedyś był malarzem, ale teraz trzęsą mu się ręce.  Nie byłoby tych dwóch bez Becketta, któremu zawdzięczamy ukazanie na scenie sytuacji powszechnych, zwykłych, codziennych - również takich pod drzewem bez liści, na brzydkiej ławce. Czyżby znowu sięganie do konwencji, konwencji teatru Becketta, do symbolu, absurdu? W pewnym sensie tak. To przecież Beckett każe królom chodzić w purpurowych szlafrokach, a czas historyczny mierzy budzikiem (S. Beckett "Końcówka"). Nie można w takim obrazie królewskich komnat odnaleźć podniosłej, czasami wręcz pompatycznej atmosfery antycznego dramatu. Akcja dzieła Sofoklesa rozgrywa się przed wspaniałym, królewskim pałacem w Tebach, a główne postaci dramatu to arystokracja tebańska, członkowie królewskiej rodziny. Czyżby degradacja społeczna bohatera? Od starożytności stopniowo zmieniał się wizerunek bohatera dramatu - u Sofoklesa cierpią i umierają królowie, herosi, u Becketta zwykli ludzie. Widać więc znaczną modyfikację, ale ciągle utrzymaną w konwencji literackiej. Sposób wykreowania postaci i sytuacji w "Antygonie w Nowym Jorku" jest małą "cegiełką", indywidualnym wkładem Głowackiego w nieustanne kształtowanie się nowych norm teatru, poetyki dramatu i nowego spojrzenia na rzeczywistość. Głowacki nie poddał tragedii Sofoklesa transformacji. Wprowadził do swojej sztuki archetyp Antygony i przez ten pryzmat spojrzał na zastaną rzeczywistość. Bezdomni w Tompkins Square Park to efekt "tu i teraz", ale też "wszędzie i zawsze" rzeczywistości, a polska rzeczywistość to: sierpień 1980, potem stan wojenny, potem uchodźcy polityczni i emigranci. W takiej perspektywie dziejów Głowackiego interesuje dramatyzm społeczeństwa XX wieku (społeczeństwo rozumieć należy dość wąsko - wygnani, bezdomni, obcy).  Antygoną w Nowym Jorku "to rzecz o ofiarach rozmaitych okoliczności - historycznych, socjalnych, psychicznych - i nie przyczyny, lecz ich zewnętrzne skutki przyciągają uwagę pisarza. Antygoną - królewna tebańska - również jest ofiarą okoliczności. Nie ma wpływu na swoje haniebne pochodzenie, nie może odwrócić klątwy ciążącej nad rodem Labdakidów, nie chciała też bratobójczej wojny. Jest samotna jak Portorykanka Anita, obie muszą zrobić to, co należy, muszą pochować kochaną osobę. Zawsze istnieje jednak ktoś - to władca Teb Kreon, to znów burmistrz Nowego Jorku - kto narusza tabu zwłok i wstrząsa uczuciami Antygeny córki Edypa albo Antygony z Nowego Jorku, czyli Anity, bezdomnej Portorykanki. Kreon zabrania pogrzebać brata Antygony, Polinejka, bo zdradził ojczyznę. Zmarły John, bezdomny kochanek Anity, zgodnie z rozporządzeniem władz Nowego Jorku powinien znaleźć się w zbiorowym grobie na Potter's Fieid, na więziennej wyspie Hart Island.  Motyw zakazu pogrzebu spotykamy już w utworze starszym od " Antygony "Sofoklesa o ćwierć wieku, w tragedii Ajschylosa" Siedmiu przeciw Tebom ". Zakończenie tej sztuki nie było jednoznaczne i we wznowieniu zmodyfikowano je pod wpływem znanej już wówczas sztuki Sofoklesa. Tradycja o czynie Antygony istniała. Starożytny autor Pausaniasz w II w.p.n.e opowiada, że:" w Tebach pod murami miasta było miejsce zwane "Przewłoką Antygony", tędy bowiem jak mówiono, wierna siostra, nie mogąc udźwignąć ciała brata, wlokła je do stosu Eteoklesa, by spłonęło razem z ciałem tamtego ".2 Anita - jak Antygona Sofoklesa - chce wyprawić pogrzeb trupowi, pochować go po bożemu, z dwiema świecami i stypą z kawałka serca umaczanego w miodzie. Ałe trup został zabrany przez ambulans i wywieziony na Pole Garncarza, jak wszystkie nie zidentyfikowane trupy w Nowym Jorku. Wrzuca się je potem do wspólnego dołu pod więzieniem, między przestępców, podrzutków, nędzarzy bez nazwisk. Ta nowa trzydziestopięcioletnia Antygona z Puerto Rico chce wykraść trupa i pogrzebać w parku. Antygona i Anita chowają swoich zmarłych we" własnych ", prywatnych grobach, blisko rodziny i przyjaciół, gdyż prawa moralne i boskie stawiają ponad zarządzenia i rozkazy władz ziemskich. Bohaterka tragedii Sofoklesa, za nieposłuszeństwo żywcem zamurowana, odbiera sobie życie. U Głowackiego - w wyniku policyjnego" oczyszczania "parku, usunięcia biednych, otoczenia terenu żelaznym płotem - Anita wiesza się na bramie.  Zakaz Kreona ma w pewnym sensie moralne uzasadnienie. Polinejk to zdrajca ojczyzny. Stoi zatem przed dylematem, czy jednakowy ma być pośmiertny los zdrajcy i obrońcy. W" Antygonie w Nowym Jorku "etyka i moralność są nacechowane piętnem bezwzględnej współczesności. Odczytując podtekst dzieła, można doszukać się paradoksalnych wniosków. W państwie, które jest wzorem współczesnej demokracji i równości wobec prawa, ludzi - których" winą "jest to, że nie mają siły przebicia, zaradności życiowej i domu, mieszkają na dworcach lub w parkach - grzebie się tam, gdzie nakazuje państwo i w sposób jaki dyktuje państwo - bezimiennie, we wspólnym dole. Państwo troszczy się o wszystkich obywateli - nawet bezdomnych - zapewnia im" godny pochówek ".  Odmówienie pochówku zmarłemu - wedle prastarego prawa sakralnego - było grzechem religijnym. Grzech taki - przeciw niepisanemu prawu - popełnił Kreon, ale też burmistrz Nowego Jorku i władze miasta, ponieważ wrzucanie zwłok do dołu jest raczej ich bezczeszczeniem niż rytualnym obrządkiem należnym zmarłemu. Inny jest stosunek Greków do zwłok i obrzędu pogrzebu. Bohaterka Sofoklesa chce pochować brata powodowana czcią należną majestatowi śmierci oraz miłością i współczuciem dla Polinejka. U Anity to odruch warunkowy, a uczucia, które nią powodują nie są tak wzniosłe. Sąd nad Anitą możliwy jest tylko" tu i teraz ", zmarłego grzebie nie dlatego, że zwłokom należy się szacunek, lecz dlatego, że:" pochodził z dobrej rodziny. Był arystokratą z Bostonu ".  Sąd nad Antygoną odbywać się może" wszędzie i zawsze ". Jej postępowanie, motywy wyboru, dramatyzm decyzji były i są literackim punktem odniesienia. W perspektywie jej tragizmu interpretuje się kreacje bohaterów dramatycznych następnych epok, jest zatem archetypem uniwersalnym, skonwencjonalizowanym. Antygoną łamie prawo własnego kraju, nie chce podporządkować swego dobrą osobistego i rodzinnego wspólnemu dobru obywateli, nie chce związków społecznych uznać za wyższe niż związki krwi, a państwo jest dobroczynne dla swoich obywateli. W innej sytuacji jest Anita - cudzoziemka, bezdomna, bez pracy. Państwo - jej nowa ojczyzna dało jej przestrzeń, ale nie sprawuje nad nią funkcji opiekuńczych, nie troszczy się o nią, nie ma w tym kraju żadnych praw, dlatego sytuację Anity należy rozpatrywać w ściśle określonym kontekście geograficzno - historycznym - na północnej półkuli u schyłku XX wieku. Paradoks tu niebywały, w tym najbardziej demokratycznym państwie świata, prawo i demokracja są dla wybranych. Cudzoziemcy, bezdomni, ci, którzy nie mogą nic dać państwu, nie pasują do jego struktur, więc wyrzucani są poza nawias, do Tompkins Square Park, a potem... gdzieś...  Jeszcze raz zostaje potwierdzona teza, że konwencję można rozpatrywać tylko integralnie z tradycją, która jest kształtowana przez warunki historyczne, polityczne, ekonomiczne. Czynniki te są zmienne, stąd dostosowują się do nich nurty literackie, wzory poetyckiego obrazowania wizerunki bohaterów, czyli wszystko to, co składa się na konwencję literacką. Niezmienne od wieków, nie dające się zmodyfikować są pierwiastki " ludzkie "- to, co dotyczy człowieczej głębi, istoty człowieczeństwa. Osobowość człowieka jest talią wielu" kart ", a te z napisami" rozum i emocje " mają w niej stałe miejsce. Postępowanie nasze zależy w dużej mierze od tego, których kart jest więcej. Można pokusić się o stwierdzenie, że we wszystkich działaniach kierujemy się uczuciem. To emocje, których często sobie nie uświadamiamy, powodują, że gnani zazdrością dopuszczamy się zbrodni. Miłość i szczęście sprawiają, że jesteśmy zdolni tworzyć wielkie rzeczy. Potrzeba posiadania, ciągłego sprawdzania siebie sprawia, że budujemy nowe fabryki, miasta i wielkie imperia. Dokonania manifestują naszą obecność w rzeczywistości. Być może samobójcza śmierć Anity - akt odwagi lub tchórzostwa, zależy od punktu widzenia - i odważny czyn Antygony miały służyć zamanifestowaniu obecności jednostki, domaganiu się praw i akceptacji.  W takim kontekście" Antygona w Nowym Jorku "jest dziełem ważnym. Jego szczególną wartością jest niewątpliwie inne spojrzenie na człowieka - przez pryzmat jego uczuć, uczuć nietypowych, zagmatwanych, których sam nie rozumie. Odzwierciedlenie tego kierunku poszukiwań znajdujemy już w psychologii drugiej połowy XIX wieku. S. Freud zajął się badaniem najgłębszych tajników duszy ludzkiej, posługując się metodami psychoanalizy. Nauka ta wyjaśniła wiele, ale nie wszystko. Wnętrze człowieka nadal pozostaje tajemnicą - wyzwaniem dla naukowców i poetów. Być może już wkrótce konwencjonalnym bohaterem będzie psychoanalityk, który mógłby pomóc Antygonie, Anicie, Saszy i innym.  W" Antygonach "sumienie bohaterów budzi się i dojrzewa w związku z moralnymi i boskimi powinnościami wobec zmarłych. To odwieczna historia, która opowiada o człowieku i o tym co nieludzkie w dziejach ludzkości na przestrzeni jej dziejów.  Historia sumienia, wyeksponowana dzięki losom Anity i jej zmarłego kochanka Johna, aktualna była w czasach Kreona i aktualna jest tu i teraz.  Nie należy przez to rozumieć, że dramat Głowackiego jest nową wersją antycznej tragedii, choć rozsławiony przez starożytnego tragika archetyp Antygony daje" Antygonie w Nowym Jorku "moralną wyrazistość, tematyczną doniosłość i formalną spójność. U Głowackiego" inni "- współcześni są też pozostali bohaterowie. To nie monumentalni, heroiczni rycerze, którzy dokonują wielkich czynów, to nie członkowie rodzin królewskich. W" Antygonie w Nowym Jorku "ludzie są tacy, jacy są, chciałoby się powiedzieć, że ludzie są tylko ludźmi. Na ławce w parku siedzą razem Sasza, który kiedyś był malarzem, ale już wszystko jedno czym był, bo mu się teraz trzęsą ręce i Pchełka - epileptyk i łgarz. Obaj opłaceni przez Anitę przemycają zwłoki Johna z Bronxu do Tompkins Squere Park. Okazuje się, że to nie jest ukochany Portorykanki, ale Pchełka miał wtedy atak epilepsji, a Sasza złamał okulary. Praca została wykonana, wymaga zapłaty, więc biorą pieniądze. Życia nie można zaplanować. Gdy wydaje się, że wspólny wyjazd Anity i Saszy jest przesądzony, znowu następuje nieoczekiwany zwrot akcji, Anita zostaje zgwałcona i sponiewierana, nie ma już nawet ławki w parku, żadnego miejsca na ziemi. Nikt po niej nie płacze. Odeszła niepostrzeżenie, jak wielu i trafiła - znów paradoks - do miejsca, przed którym chciała uchronić Johna. Antygona - bohaterka Sofoklesa - poświęciła swoje życie i szczęście rodzinne, w chwili podejmowania dramatycznej decyzji również była samotna, bliscy odeszli, nad rodziną ciążyło fatum. Śmierć mogła je przerwać.  Twórczość Głowackiego należy powiązać z" małym realizmem ". Głębią życia jest dla niego" mała stabilizacja ", tyle że w specyficznych warunkach uchodźców, emigrantów i obcych. W jego utworze istotną rolę odgrywa ironia i groteska. Głęboko w pamięci czytelnika i widza tkwi scena, w której profesor - kochanek żony Saszy - dowiódł, że Szekspir był kobietą. Ale na uroczystą akademię dla uczczenia odkrycia przyszedł Szekspir i dał kopniaka uczonemu - absurdyście." Antygona w Nowym Jorku "to okrutna tragikomedia. Na takie ukształtowanie utworu wpływa specyficzna kreacja narratora. Jest on przygłupi albo takiego udaje. Stąd ten specyficzny i bardzo śmieszny język - arcyludzki. Czytelnik wyczuwa też w wypowiedziach bohaterów subtelną, wyrafinowaną ironię i humor, a całość - świat przedstawiony - naszkicowana jest z reporterską, realistyczną dokładnością.  Jest jeszcze u Głowackiego czwarta postać - Policjant. Wygłasza komentarze, prolog i epilog. Jak chór starców w greckiej tragedii jest Miastem. Głosem Miasta. Jednak stasimon w jego wykonaniu nie przypomina monumentalnego, poetyckiego języka Greków. Policjant posługuje się codziennym językiem przeciętnego nowojorczyka, słowa często są nacechowane pejoratywnie, choć trudno tu mówić o hołdowaniu estetyce brzydoty. Takiego języka po prostu używa się w życiu, a życie to teatr.  Wspomniano już, że" Antygona w Nowym Jorku "zawdzięcza tragedii Sofoklesa m.in. formalną spójność. W zasadzie można uznać, że sztuka Głowackiego zachowuje - z pewnymi odstępstwami-zasadę jedności miejsca, czasu i akcji. Wszystko rozgrywa się w ciągu jednej nocy, a o tragicznej śmierci Anity dowiadujemy się z relacji Policjanta. W pierwszej części utworu akcja toczy się dość wartko, dialogi i monologi są błyskotliwe, zaprawione dyskretną kpiną, a kolejne sytuacje nieprzewidywalne i niekonwencjonalne. W drugiej części akcja traci nieco tempo, ale zawiera jeden moment ironii. Gdy Portorykanka przytula odzyskane zwłoki Johna - czy też wydaje jej się, że to on - i przywołuje w pamięci jego zaloty, zadaje pytanie:" Jak można nie rozpoznać człowieka, którego się kocha? "Chciałoby się powiedzieć, że pogrzeb Johna, jak wiele rytuałów politycznych jest gestem sztucznym, pozbawionym jakiegokolwiek sensu.  Podsumowując, można pokusić się o stwierdzenie, że" Antygona w Nowym Jorku "J. Głowackiego nie mieści się w ramach żadnej konwencji. Dzieło to trudno jest odnieść w każdym szczególe do antycznej tragedii, trudno też jednoznacznie umiejscowić je tylko w obrębie teatru absurdu, konwencji teatru Becketta. Myślę, że Głowacki korzysta z doświadczeń swoich poprzedników o tyle, o ile służą one ukazaniu nadrzędnego przesłania dzieła, dlatego nie tylko czerpie z gotowych wzorców, ale - transponuje je, dostosowuje do swoich potrzeb - jak się okazuje z powodzeniem. Jego dzieło to niewątpliwie swoista mieszanka konwencji i nowych, indywidualnych 4 elementów wniesionych przez autora - to dialog z literacką konwencją (konwencjami). 

Emigranci

Sylwestrowa noc. W jednym pokoiku w sutenerze gnieździ się dwóch, skrajnie różnych Polaków. Jeden jest typowym emigrantem za chlebem, który ciężko pracuje oszczędzając każdy grosz i chociaż chodzi w porwanych skarpetkach i wiecznie głodny, i tak zalega z płatnością za czynsz. Drugi to typowy intelektualista, emigrant polityczny, który opłaca mieszkanie za współtowarzysza, karmi go swoimi konserwami i nie wiedzieć czemu, mieszka z nim w tak obskurnej suterenie. Równie enigmatyczne są jego rozmowy ze współlokatorem, w których wypytuje go o różne rzeczy, a częstokroć uświadamia mu, jak wielką iluzją jest jego życie i że tak naprawdę jest on niewolnikiem pod każdym względem; niewolnikiem domu, żony, rodziny, pieniądza, religii, a nawet konwenansów. Przy kieliszku noworocznego trunku, przerażony groszorób próbuje protestować, jednak intelektualista nie daje za wygraną coraz usilniej wskazując mu jego niewolniczą sytuację. W końcu, w chwili emfazy atakowany niewolnik drze na strzępy całe zaoszczędzone pieniądze by w ten sposób udowodnić, że jednak jest wolny. To posunięcie okazało się tragiczne w skutkach dla nich obu. Właściciel podartych pieniędzy stracił dwa lata oszczędzania i ciężkiej pracy na obczyźnie, więc musi poświęcić drugie tyle zanim wróci do rodziny. Intelektualista zaś stracił... uosobienie idealnego niewolnika. Dopiero wówczas wyznaje on iż przez cały ten czas pracował nad dziełem swojego życia: traktatem o współczesnym niewolnictwie. Chciał zacząć już w kraju, gdzie sam był niewolnikiem, jednak strach krępował go za bardzo by mógł pisać. Dlatego wyjechał. Jednak za granicą przestał już być niewolnikiem więc stracił obiekt badań, jaki sam dla siebie stanowił. Na szczęście na emigracji spotkał rodaka - idealnego niewolnika, który odtąd miał być jego bohaterem i obiektem badań. Gdy okazało się jednak, że nawet tak idealny niewolnik ma chwile całkowitej wolności, czego dowodem było podarcie pieniędzy, jego badania straciły sens. Emigranci to najwybitniejszy utwór Sławomira Mrożka od ukazania się "Tanga", a zarazem jeden z najważniejszych polskich dramatów okresu powojennego. Dwaj cudzoziemcy z bliżej nieokreślonego kraju zamieszkują wspólnie suterenę w nieznanym mieście Europy Zachodniej. Wyobcowany intelektualista, AA, wybrał emigrację z powodów politycznych, jego towarzysz zaś, 'chłoporobotnik' XX, wyjechał wyłącznie dla zarobku. Skazani są na własne towarzystwo, a ich symbioza polega na wzajemnym uzależnieniu: XX wykorzystuje AA materialnie, ten natomiast twierdzi, że obserwuje towarzysza pod kątem studiów nad niewolniczą mentalnością swoich rodaków. AA, sam sfrustrowany i bezwolny, z wyższością odnosi się do przedstawiciela niższej klasy, dorobkiewicza, którego jedynym celem w życiu jest poprawa własnego bytu. W tych warunkach obustronne konflikty i antagonizmy nabierają wyjątkowej ostrości. W szerszym ujęciu konfrontacja pomiędzy AA i XX dotyka jednego z najważniejszych problemów w Polsce powojennej - rozdźwięku pomiędzy inteligencją i robotnikami. W finale dokonuje się synteza systemów wartości obu grup społecznych, zwiastująca przełamanie powstałych barier.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Omawiane lektury gimnazjum
Krzyżówki do lektur dla klas 1 3
Monamonachia-Krasicki(1), Lektury Okresy literackie
Dziady lll, Lektury Okresy literackie
Noc listopadowa-Wyspiański(1), Lektury Okresy literackie
zagadnienie 25, LEKTURY, ZAGADNIENIA Młoda Polska
EMC 78 UJ LEKTURY, Psychologia - studia, Psychologia emocji i motywacji
Świtezianka, krótkie streszczenia lektur
Pamiętnik z powstania warszawskiego, Lektury Szkolne - Teksty i Streszczenia
Pierścień wielkiej damy-Norwid(1), Lektury Okresy literackie
Żywot i sprawy Mikołaja Reja(1), Lektury Okresy literackie
Kochanowski Satyr, polski, lektura+notatki, Renesans, Notatki
w 80 dni dookola swiata - test, Lektury SP scenariusze lekcji

więcej podobnych podstron