Bajka o ślepym wojowniku
Dawno temu, w odległej krainie, istniało niewielkie królestwo, położone malowniczo wśród zielonych pagórków. Jego ludowi żyło się dobrze i spokojnie, jedynie od czasu do czasu nad polami przelatywał smok. Raz do roku miało miejsce ważne dla całej społeczności wydarzenie. Grupa śmiałków zbierała się, by udać się na niebezpieczną wyprawę. Jednak nie formowali drużyny, lecz każdy ruszał sam ze swoją misją.
Któregoś roku na wyprawę zgłosił się pewien młodzieniec. Czuł, że jego życie jest monotonne i jałowe, więc postanowił spróbować przygody. Zjawił się w wyznaczonym miejscu, w odpowiednim czasie, na swej lichej szkapinie i przyglądał się ciekawie całemu wydarzeniu.
Nad ceremonią pieczę miała rada złożona ze starych mędrców wszelakiego powołania. Każdy ze śmiałków był przyzywany przed oblicze rady, która dokonywała pewnych rytuałów i wysyłała go w świat.
W końcu przyszła kolej na naszego młodzieńca. Podszedł on trochę niepewnie i uklęknął przed szacownym gronem starców. Ci pomruczeli coś między sobą, poszeptali tajemne formuły ku niebu i poprosili młodego człowieka by się zbliżył. Następnie zawiązano mu oczy płócienną przepaską i ogłoszono mu wyznaczoną misję.
“Zostajesz Wojownikiem. W ciągu roku od dzisiejszego dnia masz odnaleźć i zabić smoka. W tym czasie nie wolno ci zdejmować opaski z oczu. Drogę możesz pokonywać konno, możesz również kontaktować się z innymi ludźmi. Ruszaj!”
Ktoś posadził naszego bohatera na konia, ktoś inny konia mocno klepnął po zadzie i…wyprawa się rozpoczęła.
Mijały dni, tygodnie i miesiące, a Wojownik uczył się życia w ciemnościach. Na swej drodze spotykał różnych ludzi, dobrych i złych, pomocnych i podstępnych. Bywały okresy gdy nie miał co jeść i krążył jak widmo bez celu. Zdarzało się też, że sploty okoliczności rzucały go w wir niesamowitych przygód. Jednak nigdzie na swej drodze nie spotkał smoka. W tawernach dochodziły go słuchy, że smoków w jego krainie już nie ma. Powoli zaczynał tracić nadzieję, a cel jego misji się zacierał. Posmutniał, zniknął jego pierwotny zapał i entuzjazm. Nie wiedział czy uda mu się znaleźć to, czego szuka.
Któregoś dnia Wojownik trafił do małej wioski u podnóża skalistej góry. Czuł się zmęczony, chciał zregenerować siły i dać odpocząć swojemu zwierzęciu. Bez trudu znalazł tawernę.
W środku było ciepło i duszno, ale panowała dość przyjemna atmosfera. Nasz bohater zamówił coś gorącego do zjedzenia i usiadł przy stole, który wydawał mu się pusty. Nagle poczuł, że jednak nie siedzi sam. Energia, którą wyczuł od niespodziewanego kompana była bardzo trudna do uchwycenia i określenia, a jednocześnie dziwnie znajoma. Nigdy wcześniej nie spotkał nikogo takiego.
Po krótkiej rozmowie okazało się, że w rogu stołu siedzi starsza kobieta. Mówiła bardzo szybko i nieskładnie, ale nie wzbudzała w Wojowniku wstrętu ani strachu, jedynie zaciekawienie. Dało się odczuć, że osoba ta cieszy się ogólnym szacunkiem i poważaniem. Po chwili powiedziała zaskakująco czystym i zrozumiałym głosem:
- Przyjdź do mojej chaty, tam znajdziesz miejsce na odpoczynek. Wiem co cię gnębi. Pomogę ci, jeśli chcesz.
Wojownika zdziwiła jej bezpośredniość i pewność siebie. Przez głowę przeleciały mu ostatnie miesiące tułaczki, przypomniał sobie ceremonię w gronie mędrców na samym początku. Poczuł, że ta kobieta wie bardzo wiele, a między nimi nawiązało się tajemnicze zrozumienie. Wiedział, że otrzyma pomoc i przyjął zaproszenie.
Gdy usiedli przy ogniu w chacie kobiety, w Wojowniku coś pękło. Z ogromną mocą poczuł zagubienie, frustrację i smutek. Opowiedział staruszce o ogromnym poczuciu winy z powodu niewykonania powierzonego mu zadania, które miało przecież dowieść jego dojrzałości. Jednocześnie czuł się odizolowany od świata, gdyż opaska utrudniała mu pełnie doświadczanie rzeczywistości. Było coś jeszcze - opaska jako symbol misji, uniemożliwiała Wojownikowi dokonanie nowych wyborów i znalezienie nowego celu.
- Pomóż mi ją zdjąć – powiedział cicho do staruszki. Ona delikatnie dotknęła jego ramienia i zapytała – Czy jesteś tego pewny?
Zamyślił się chwilę i nagle dotarło do niego, że nie musi już podążać za celem nadanym mu przez kogoś innego. Dotknął opaski i zrozumiał, że tak naprawdę wykonał misję, ponieważ pokonał niejednego smoka…i choć żaden z nich nie miał łusek i skrzydeł, nie latał, ani nie ział ogniem, to każdy z tych “smoków” wymagał od niego podjęcia ważnych decyzji, sprostania trudnościom i zmierzenia się z samym sobą. Przez wiele miesięcy podróżował jak ślepiec, a mimo to przetrwał i poradził sobie w wielu skomplikowanych sytuacjach.
Ponownie dotknął opaski i poczuł lęk. Przestraszył się, że po takim czasie w ciemności światło go oślepi i nie odzyska już nigdy wzroku. Poza tym, palcami wyczuł, że na skroniach opaska zaczęła wrastać w skórę. Bał się bólu rany, jaka pozostanie po uwolnieniu się od zasłony okrywającej jego oczy.
Wiedźma wyczuła jego obawy. Zagotowała na palenisku wodę i wrzuciła tam garść ziół, tłumacząc, że pomogą mu one złagodzić ewentualny ból. Powiedziała też, że zrobiła w swoim życiu wiele zdecydowanie bardziej skomplikowanych operacji, i zawsze udawało jej się doprowadzić do szczęśliwego rozwiązania. Na koniec dodała:
-Jeśli stwierdzisz, że życie bez opaski jest zbyt trudne, zawsze możesz ją z powrotem założysz. O ile będziesz jeszcze chciał…
Wojownik zobaczył, że ma wsparcie i jest bezpieczny. Wyobraził sobie siebie bez opaski, jak w pełnym słońcu jedzie na swym koniu i niczym się nie martwiąc, podąża ku swojemu własnemu celowi. Coraz bardziej pociągała go ta wizja. Tak bardzo, że jego powoli obawy bladły.
- Zróbmy to - powiedział odrobinę niepewnie. - Pomóż zdjąć mi opaskę - dodał bardziej stanowczo.
I wiedźma delikatnie zdjęła Wojownikowi opaskę. A opaska jakby sama chciała zejść - zupełnie nie stawiała oporów.
Wojownik przez 3 dni pozostał w półmroku chaty starej kobiety, która opiekowała się nim, a on snuł coraz śmielsze wizje dotyczące przyszłości.
Czwartego dnia wsiadł na konia i pojechał przed siebie. Ku swoim marzeniom.