Czy są róznice między atakiem na WTC, Pentagon i jeszcze jeden amerykański samolot pasażerski - a katastrofą w Smoleńsku? Ano są poważne różnice ale i są pewne podobieństwa. Obejrzałem wiele filmów dokumentalnych (pełnometrażowych) o atakach na WTC, Pentagon i jeszcze jeden samolot pasażerski, który to jakobo opanowali pasażerowie i spadł na ziemię, tylko że, w dziurze po jego upadku nie można było znaleźć fragmentów potężnego s-tu pasażerskiego. Ilość dowodów zaprzeczających oficjalnej wersji zamachu terrorystycznego jest porażająca. Na ten temat wypowiadało się również wielu naukowców od konstrukcji budynków oraz specjalistów od materiałów wybuchowych. Duński instytut oficjalnie opublikował wyniki badań swoich naukowców. Jasno one potwierdzały, że w szczątkach WTC znależli oni składniki materiałów wybuchowych. Takich dowodów (o któych wspomina wielu blogerów) są setki. Najlepsze jest to, że całość zwalenia się nie 2 a 3 budynków była transmitowana przez telewizje amerykański i inne. Ten 3-ci zawalił się w podobny sposób jak 2 wieże WTC - choć nie był przedmiotem ataku - ale w nim miały siedziby pewne służby specjalne USA. Pentagon - to już totalna pomyłka - ktoś spieprzył wewnętrzna robotę Amerykanów. Oj długo by pisać. Moja znajoma w USA - już w roku 2007 pisała mi, że większość Amerykanów nie wierzy wersji oficjalnej - jest przekonana - że to wewnętrzna robota sługusłow klubu Bildenberga usiłujących wprowadzić NWO. Tak, wojsko amerykańskie ma wpojone pewne zasady - by ratować swoich nawet własnym kosztem. To daje żołnierzom pewną ufność, że kumple ich nie opuszczą. Ale to są zasady wewnątrz wojska. To cywile (rząd) decydował o amerykańskich "interwencjach w róznych punktach świata" i miał w dupie to, ilu amerkańskich żołnierzy tam polegnie. Chyba nie muszę wypisywać tu całej listy wojskowych interwencji lub wojen USA poza granicami własnego kraju - ile setek tysięcy poległo i dalej polega w ramach "interwencji USA". Przecież informacje o poległych żołnierzach USA i cywilach spływają do nas każdego dnia - jak choćby dzisiaj.
Wracając do róznic:
1. Są nagrania z uderzenia 1-szego samolotu w pierwszą wieżę a potem w drugą. Są nagrania z ich zawalenia, a nawet z zawalenia kolejnego budynku w okolicy znanego jako WTC 7 - w który nic nie uderzyło - a stało się to kilka godzin po zawaleniu tych 2-ch pierwszych wież. Co ciekawe telewizje poinformowały o tym, zanim się to jeszcze zdarzyło,
2. Są nagrania telewizyjne po ataku na Pentagon, gdzie jak na przywołanym w poście zdjęciu dziurka po uderzeniu potężnego o dużej rozpiętości skrzydeł samolotu - jest "maleńka" - dopiero potem się ta ściana zawaliła a szczętków samolotu i pasażerów oraz ich bagażu nigdy nie odnaleziono.
3. Z katastrofy w Smoleńsku nie ma nagrań z jej przebiegu - oprócz tego co zarejestrował już po niej kamerzysta Wiśniewski i jacyś "przypadkowi goście telefonami komórkowymi,
4. W USA odnalazły się dokumenty rzekomych zamachowców a w Polsce zaginął jeden z rejestratorów.
Podobieństwa obu "katastrof"
1. W obu przypadkach szybko było wiadomo, kto je dokonał,
2. W obu przypadkach fałszowano (poprzez media) przekaz z ich zdarzenia, przyczyn ich i osób odpowiedzialnych,
3. Nie miały znaczenia opinie niezależnych naukowców - specjalistów (np co do WTC o braku możliwości zawalenia się po pożarze obu wież oraz oficjalnych badań stwierdzających obecność w zgliszczach składników materiałów wybuchowych - oficjany komununikat badaczy w tym duńskich) czy polskich w przypadku meteorologa stwierdzającego pełną winę Rosjan - szybko po wizycie Klicha u Klicha - usuniętego ze składu komisji.
4. W obu przypadkach nie dopuszczono do śledztwa międzynarodowego - by ich przyczyny badali również naukowcy bezstronni.
5. W WTC zginęło pona 3000 "zwykłych ludzi". Zwykłych? Przecież każde życie jest darem od Stwórcy, który nie rozróżnia zwykłych od niezwykłych. Kolejne tysiące umarły i umierają wskutek zatrucia organizmu np azbestem. Rząd USA ma to w nosie. W katastrofie smoleńskiej zginęło mniej ludzi - ale była to elita narodu polskiego. Nie chcę porównywać obu tych argumentów - bo nie ma kryterium by to ocenić.
6. Ofiara tysięcy ludzi ginących podczas zamachu WTC i kolejnych - po jego skutkach - doprowadziła w USA - do znacznego ograniczenia wolności ludzkich. Wszystko w kierunku NWO.
W Polsce doprowadziła do kontynuacji rządów Tuska i prezydentury Komorowskiego. A do czego oni obaj zmierzają - widzi każdy myślący i dociekliwy. Do zdrady kraju i narodu - Polski. W tragedii WTC (Pentagonu i tego jeszcze jednego samolotu) zginęły tysiące ludzi - pasażerów, strażaków itp. Obecnie okazuje się, że ofiar skutków (zapylenie azbestem no) są dodatkowe tysiące Amerykanów - wtedy przebywających w okolicy tragedii lub ratowników. A jak się okazuje rząd USA ma ich tragedie życiowe (oraz rodzin) głęboko gdzieś. No i to jest kolejne podobieństwo obu tych tragedii - moim zdaniem wywołanych przez służby specjalne - amerykańskie i polskie (może we współpracy z rosyjskimi). Służby specjalne USA, Rosji i Polski - podejrzewam - że świetnie znają prawdę. Ale gra w szachy polega na czymś innym. No i jest jeszcze świetna wiedza - "Sztuka wojny". Jestem przkonany, że Rosjanie znają prawdę o ataku na WTC jak i to, że Amerykanie znają prawdę o przebiegu katastrofy smoleńskiej. I obie strony świetnie zdają sobie sprawę z układu, który może nie jest zawartym oficjalnie ale... Czas pokaże, tak jak teraz po ujawnieniu wiedzy Amerykanów o mordach radzieckiego NKWD w wielu miejscach ZSRR (obecnie Rosji). I czemu nic nie zrobili? Bo handlowali "prawdą" dla własnego interesu. Nic bardziej hańbiącego dla Polaka. Akwedukt
Kim jest Tomasz Sakiewicz Kim jest Tomasz Sakiewicz? ur. 31 grudnia1967 w Warszawie) – polski dziennikarz i publicysta. Redaktor naczelny tygodnika Gazeta Polska oraz miesięcznika Niezależna Gazeta Polska.Obecnie ma kilkanaście procesów sądowych i spraw w prokuraturze i, jak do tej pory, prawie wszystkie przegrywa.Od kilku dni mamy dostep do dokumentow IPN. Co się okazuje, ze jego przeszłość jest szyta uzbeckimi nicmi.W latach 50 i 60 dziesiatych rodzina Sakiewiczow jest zaprzyjazniona z rodzina Anrzejewskich. Ale wrocmy troche do histori, by lepiej zrozumiec. Leon Andrzejewski – właśc. nazw. Ajzen Lajb-Wolf – wróg N°1 Polskości, Narodu Polskiego i Wolnego i Niepodległego Państwa Polskiego, polonofob, stalinowiec, polakożerca, fanatycznie i zajadle nienawidził polskości, Polaków i Polski, wicedyrektor IV, III Departamentu – zbrodniarz ludobójca MBP i UB mąż Krystyny Żywulskiej, działacz komunistyczny, pułkownik Urzędu Bezpieczeństwa (UB). Chodził do szkół żydowskich w Łodzi. Od 1928 członek KPP. 1929-33 i 1934-39 przebywał we więzieniu za działalność antypaństwową. 1939-41 wysługiwał się władzy sowieckiej we Lwowie; sowietyzował tamtejsze związki zawodowe. Od 1943 politruk w Wojsku Polskim w ZSRR. 1944 zastępca komendanta “polskiej” szkoły służby bezpieczeństwa w Kujbyszewie (Rosja) i z absolwentami tej szkoły (głównie Żydzi) przybył do zajętego przez Armię Czerwoną Lublina w lipcu 1944. Mianowany kierownikiem Ochrony PKWN; 1944-46 zastępca kier. Wydziału Personalnego Resortu Bezpieczeństwa Publicznego, jednocześnie dowódca Szkoły Oficerskiej Urzędu Bezpieczeństwa (UB); 1946-48 dyrektor Gabinetu Ministra BP; 1948-49 zastępca komendanta Centrum Wyszkolenia Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (MBP) w Legionowie; 1949-53 wicedyr. Departamentu IV MBP; 1953-54 p.o. dyr. Dep. III MBP; 1954-55 wicedyr. Dep. III MBP; 1955 1956 wicedyr. Dep. IV Komitetu ds. BP; 1956-57 wicedyr. Dep. I Komitetu ds. BP. Zwolniony 30.1.1957. Pracownik MSW do 1960. Współodpowiedzialny za zbrodnie okresu stalinowskiego w Polsce.Dzis, syn tego bandziora, Tadeusz Andrzejewski, jest inspiratorem i wskrzesicielem polskich masonow. A co ciekawsze: bliskim przyjacielem Tomasza Sakiewicza.Jakie sa z tego wnioski? Czy Tomasz Sakiewicz pelni jakas funkcje w masonerii?Proszę spojrzec na fakty i sami ocenic; Sakiewicz agentem „razwiedki”?
Cenzura w Gazecie Polskiej
No i stało się, Stanisław Michalkiewicz został ocenzurowany przez pana Tomasza Sakiewicza – najnowszy felieton znanego publicysty pt. „Pochwała pana Zagłoby” nie ukazał się w tygodniku „Gazeta Polska”. Teza Michalkiewicza jest jasna – na Radio Maryja i O. Rydzyka sidła założyła „razwiedka” (mówiąc szczerze, do końca nie wiem, dlaczego autor używa tego terminu, chyba, jako pewną figurę retoryczną, bo ludzi, których przypisuje do „razwiedki”, jako żywo z Moskwą niewiele mają wspólnego, chyba, że kiedyś). „Razwiedka” to oczywiście tygodnik, „Wprost” – ale skoro tak, to jest nim także red. Sakiewicz i jego „Gazeta Polska”, która w nagonce na Radio Maryja bierze udział jeszcze bardziej zajadle. Nie dziwi, więc, że nie „puścił” on tekstu Michalkiewicza. Pytanie brzmi jednak – czy red. Michalkiewicz liczył na to, że puści?
Niszcz Kaczyzm
http://www.myslpolska.org/?article=478
Sakiewicz znowu judzi Odezwał się niejaki Tomasz Sakiewicz, nawiedzony agentoman, który udostępnił łamy swojej „Gazety Polskiej” dla ubeckich popłuczyn zgromadzonych przez lata na ks. Stanisława Wielgusa i ogłosił, że odkrył straszliwie groźnego „kapusia”. Teraz pisze (wydanie internetowe „Gazety Polskiej”), że Jarosław Kaczyński błądził, bo budował IV RP z Samoobroną i… neoPAX-em. Sakiewicz ma nadzieję, że się to kończy.
http://www.myslpolska.org/?article=46
ABP Stanisław Wielgus a Gazeta Polska Oświadczenie w sprawie listu otwartego do Ojca Świętego red. Tomasza Sakiewicza Im więcej czasu mija od chwili haniebnej nagonki na osobę abpa Stanisława Wielgusa, tym więcej faktów świadczy o tym, że była to z premedytacją zorganizowana akcja mająca na celu zniszczenie autorytetu tego kapłana i nie dopuszczenie go do pełnienia zaszczytnej funkcji arcybiskupa warszawskiego.
http://www.myslpolska.org/?article=457
Tomasz Sakiewicz a PiS Tomasz Sakiewicz tłumaczy, że nie może pokazać materiałów, ani podać źródła dla ochrony swego informatora… po czym okazało się już oficjalnie, że te dokumenty były do osiągnięcia w IPN i publikuje je „Rzeczpospolita” – gazeta tradycyjnie mająca dobre układy z rządem….Teraz wiadomo, że tym informatorem był prezes IPN, Janusz Kurtyka…Te przykłady świadczą dobitnie, że dziennikarstwo obywatelskie Pana Sakiewicza stoi pod znakiem zapytania. Dużym znakiem zapytania…Jest to właściwie nowa wersja dziennikarstwa śledczego… Za danych czasów dziennikarze szukali dojścia do źródeł zbliżonych do służb specjalnych.Teraz służby przychodzą, rzucają kwity i mówią – „pisz, Naród czeka!”. Jakiś czas temu zapytałem, czy „Gazeta Polska” jest tubą służb specjalnych – teraz nie ma co pytać – to widać i… czuć. Pytanie, które zadano jakiś czas temu byłej dziennikarce GP, Anicie Gargas, czy nie jest przypadkiem pracownikiem służb na niejawnym etacie – w przypadku Tomasza Sakiewicza jest niestosowne – to świadomy…
http://azraelk.wordpress.com/2007/01/14/dziennikarz-do-zadan-specjalnych/
Aktualnie pan Tomasz Sakiewicz jest uprzywilejowanym redaktorem Panow Kaczyńskich!Bądź tu madry i pisz wiersze!
Niezalezna.pl tubą propagandową PiSUważam że nazwa strony jest adekwatna pomimo tego że większości może ona sugerować ;”niezależność do cenzury” “niezależność od systemowych mediów ” itp. W istocie niezalezna.pl jest niezależna od prawdy ,niezależna od rzetelności,niezależna od obiektywizmu który jak wiadomo powinien być głównym walorem wolnego medium . Niezalezna.pl jest zwyczajną pisowsko-parytjną przybudówką .A właściwie to nie “zwyczajną “, a obskurną i prymitywną , nacelowaną na takiegoż czytelnika ( odbiorcę ) Tak tedy niezalezna.pl 1 lipca br zaserwowała informacją że najprawdopodobniej do Polski ,w trybie nadzwyczajnych przybędzie W.Putin wzburzony do żywego treścią Białej Księgi
http://niezalezna.pl/12692-putin-przyleci-do-polski
Putin w Polsce Czy można było wtedy tj 1 VII podać ( zasugerować ) taką informację ? NIE ! jeśli ma się choć odrobinę szacunku dla własnych czytelników ,nie wolno było właśnie w tym czasie podawać tej informacji Może miesiąc wcześniej może kwartał później ,ale nie 1 VII .Dlaczego ? 1 VII W.Putin był z wizytą w Buriacji i spotkał się z Daszą Warfolemową i to ,a zwłaszcza to drugie , było powodem że pisały po tym wszystkie dosłownie wszystkie rosyjsko języczne media.Wystarczyło otworzyć jakąkolwiek stronę żeby natknąć się na informacje o tym .Oczywiście w zalezności od “charakteru ” jedne pisały z podziwem inne z szyderstwem ale pisały wszystkie. “Kopciuszek” z Buriacji uratował rodzinną wioskę od wymarcia 1 “Kopciuszek “- bo kilka lat temu (2008 ) 7-letnia Dasza z Buriackiej wioski zwróciła się do Putina z prośbą o spełnienie marzenia którym było posiadanie takiej sukienki jak Kopciuszek na balu. Putin zaprosił Dasze ,jej wówczas 11 -letnia siostrę Anne z mamą do Moskwy .Dasza otrzymała wymarzoną “sukienkę Kopciuszka ” , obydwie dziewczynki uczestniczyły w choinkowej zabawie na Kremlu ,a podczas “herbatki” mama Daszy opowiedziała Putinowi o niewesołym położeniu rodzinnej wioski w której pozostało już tylko kilka rodzin ,reszta porzuciła tradycyjne zajęcia i rozjechała się do miast Rosji szukać lepszych warunków do życia. Zaraz po tym spotkaniu (2008 r ) Putin zlecił opracowanie planu inwestycji koniecznych do tego aby powstrzymać a nawet odwrócić zjawiska niszczące rodzinną wioskę Daszy .Sam przyjął honorowy patronat nad realizacją tych planów. I właśnie wtedy ;1 VII 2011 r,wtedy kiedy niezalezna.pl wysysała z brudnego palucha swe “informacje”,W.Putin odwiedził wieś Daszy ,zjadł z jej rodziną śniadanie ,spotkał się z mieszkańcami sioła 1 Wszystkie media ,od tych poważnych po “bulwarowe” pisały i interesowały się tym co Dasza powiedział Putinowi ,co Putin jadł u Daszy ,czy kokardy we włosach Daszy były ładne czy nieładne (Putin wyraził zachwyt)
Niezalezna.pl kłamie Niezalezna.pl nie pisałaby takich pierdół ale skądś ma pewność że żaden z jej czytelników za pomocą jednego kliknięcia nie zechce zweryfikować tego co przeczytał na tym jakże niezależnym portalu.Ja nawet rozumiem niezalezna.pl ,chciała a raczej musiała za wszelką cenę przekonać wszystkich, że sprawa Białej Księgo jest tak ważna że pół swiata i cała Rosja wstrzymała oddech,znieruchomiała ze zgrozy ,dlatego “poszła na całość” nie cofnęła się przed oczywistym kłamstwem.Tymczasem w tamte dni nie Biała Księga ale kokardy we włosach Daszeńki skupiły całą uwagę.
niezalezna.pl niezmorodwana jest w takiej żonglerce faktami, która skutecznie odwraca uwagę prawdę.
Dziś ów portal zamieścił artykuł z tak zwanej Gazety Polskiej ; Komorowski biesiadował z ludźmi Putina
http://niezalezna.pl/15742-komorowski-biesiadowal-z-ludzmi-putina
Putin i oligarchowie Czegóż się dowiadujemy, że Oleg Deripaska jest człowiekiem Putina. Oczywiście Oleg Deripaska człowiekiem Putina nie jest .Przeciwnie ,Putin nie skrywa swej powsciągliwości względem tego oligarchy. W czasie słynnego konfliktu w podmoskiewskim Pikalewie Oleg Deripaska był tym którego Putin w sposób ostentacyjny potraktował jak psa. Przypominam, że w Pikalewie na skutek swawoli oligarchów ludzie nie dostawali przez 3 miesiące wypłaty. Nie dostawali dopóki nie pofatygował się tam Władimir Władimirowicz .Oleg Deripaska to ten który się tłumaczy a potem na polecenie Putina niczym uczniak grzecznie podchodzi do “katedry ” i podpisuje co trzeba.Na końcu W.Putin przypomina mu o konieczności zwrotu pióra .Władimir Władimirowicz ledwie toleruje Olega Deripaska i któż zgadnie dlaczego .Może po prostu nie lubi oligarchów a może nie lubi tylko niektórych oligarchów.Na przykład oligarchów związanych z finansowymi neotrockistowskimi banksterami .Właśnie z tą grupą reprezentowaną przez syna przewodniczącego komunistycznej partii USA ,Williama Browdera 2 związany jest Oleg Deripaska. Deripaska połączył się z tą rodziną mozna powiedziec dosłownie ,ożenił się z wnuczką Borysa Jelcyna Pauliną 3 A że Komorowski ,Janukowicz rozmawiają w gronie amerykańskich żydów ? cóż w tym dziwnego ? jeśli mają nastąpić pewne drobne korekty geopolityczne to przecież trzeba rozmawiać to oczywiste
Antoni Macierewicz i teorie spiskowe niezalezna.pl niezalezna.pl której dewizą jest my informujemy – oni kłamią ,interesuje się nowościami ,co oczywiste i zrozumiałe. Co oczywiste i zrozumiałe zainteresowała się również słynną sprawą przecieków z WikiLeaks i dodam że interesowała się intensywnie tak było do wczoraj ,bo właśnie wczoraj poziom zainteresowania niezaleznej.pl przeciekami z WiliLeaks obniżył się gwałtownie żeby nie powiedzieć drastycznie.
Mam na uwadze wczorajsze rewelacje na temat Antoniego Macierewicza opisane na wp.pl WikiLeaks ujawnia kolejne sensacyjne informacje o Polsce. Tym razem głównym bohaterem depeszy autorstwa byłego ambasadora USA w Polsce Victora Ashe’a jest były wiceminister obrony narodowej w rządzie PiS – Antoni Macierewicz. Zdaniem dyplomaty, Macierewicz “swoim nieodpowiednim zachowaniem szkodzi dyplomacji” oraz “ma paranoję na punkcie teorii spiskowych”. Jak czytamy w depeszy WikiLeaks pochodzącej z sierpnia 2006 roku, Macierewicz już w pierwszym miesiącu urzędowania wywołał spore kontrowersje. “W wywiadzie telewizyjnym powiedział, że “większość byłych ministrów spraw zagranicznych było agentami sowieckich służb specjalnych”. Zarzuty Macierewicza publicznie zakwestionował Radosław Sikorski, który zażądał pisemnego uzasadnienia tej wypowiedzi. Premier Jarosław Kaczyński miał wówczas wezwać Macierewicza do wyjaśnień, ale ostatecznie je zaakceptował i nie wyciągnął wobec niego konsekwencji.
Dyplomata opisał również przebieg kariery Macierewicza. – “W swojej historii ma liczne ‘polowania na czarownice’, a przez wielu był postrzegany, jako człowiek mający wręcz paranoję na punkcie teorii spiskowych w najnowszej historii Polski” – ujawnia WikiLeaks. Ashe wspomina również o “liście Macierewicza” z 66 nazwiskami rzekomych agentów SB, która stała się jednym z powodów upadku rządu Jana Olszewskiego.
“Nieodpowiedzialne zachowanie Macierewicza i jego ataki na politykę zagraniczną sprzed 2006 roku spowodowały wytworzeniem trującej wręcz atmosfery wokół dyplomatów i polityków, w tym przewodniczącego komisji spraw zagranicznych Pawła Zalewskiego oraz posła Andrzeja Leppera – czytamy w depeszy.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,A…..omosc.html
w głowę zachodzę z jakiego powodu niezalezna.pl zignorowała tę informację ? bo chyba nie dlatego że stosuje wybiórczość czyli manipulacje .To niemożliwe ,przecież jak wiemy/
Niezalezna.pl a Janukowycz i Ukraina
Dzięki niezależnej niezaleznej.pl dotarła do nas wstrząsająca wiadomość że oto :
Cytat: Drwił z Janukowycza teraz uciekł z kraju.Denys Ołejnikow, producent obraźliwych dla prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza koszulek z napisem “Dziękujemy mieszkańcom Donbasu”, opuścił kraj w obawie przed aresztowaniem i zagrożeniem dla bezpieczeństwa swych bliskich……Hasło, z którym walczy ukraińska milicja, stało się popularne dzięki kibicom klubu piłkarskiego Dynamo Kijów. W sierpniu na meczu Dynama z Karpatami Lwów wykrzykiwali oni po rosyjsku “Spasibo żytieliam Donbassa za priezidienta pidorasa” (“Dziękujemy mieszkańcom Donbasu za prezydenta (…))”.Donbas to zagłębie węglowe na wschodniej Ukrainie, gdzie urodził się i wychował prezydent Janukowycz. Pedał: określenie obraźliwe?
http://niezalezna.pl/16494-drwil-z-janukowycza-teraz-uciekl-z-kraju
Zapewne przez zapomnienie ( bo przez cóż innego ) niezlezna.pl nie dokonała pełnej translacji hasła na j.polski ,zatem uzupełnimy tę niedoróbkę : Dziękujemy mieszkańcom Donbasu za prezydenta pedała Zaczęło się od hasła jakie kibice “Karpaty Lwów” skandowali podczas meczu z Dynamo Kijów ( fonetyczne brzmienie hasła – Spasibo żytieliam Donbassa za priezidienta pidorasa” Jak wiadomo,u nas i nie tylko u nas , od pewnego czasu trwają spory czy określenie “pedał ” jest obraźliwe czy też nie jest .Dla tych którzy uważają że jest to obraźliwe reakcja ukraińskiej milicji jest oczywista .Natomiast dla tych drugich ,czyli dla tych którzy uważają że określenie “pedał ” nie jest pejoratywne reakcja owej milicji jest przesadna co dość wyraźnie daje się wyczuć w tonie informacji z niezaleznej.pl .Któż mógłby się tego spodziewać po tym portalu ? A przecież w nieodległej przeszłości w ramach ochrony prezydenckich dóbr osobistych policja ścigała za znacznie bardziej duperelne sprawki :
Znieważenie Lecha Kaczyńskiego
Cytat:
Prokuratura zdecyduje czy postawić zarzuty mężczyźnie, który miał znieważyć prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 54-latek został w sobotę zatrzymany podczas uroczystości w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego z udziałem głowy państwa – poinformowało w niedzielę po południu Biuro Ochrony Rządu. Do zatrzymania doszło na warszawskich Powązkach w okolicach pomnika Gloria Victis, gdzie o 17.00 odbywała się centralna część rocznicowych obchodów z udziałem m.in. prezydenta Kaczyńskiego.
http://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_…..97825.html
Cytat:
31-letni mieszkaniec Olkusza w Małopolsce usłyszał zarzut znieważenia prezydenta Rzeczpospolitej. Nocą w ostatni weekend mężczyzna wraz z kilkoma osobami pił alkohol na krakowskich Plantach i śpiewał wulgarną piosenkę, której słowa obrażały Lecha Kaczyńskiego. Obraził też jedną z osób, która zwróciła mu uwagę.
http://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_…..23906.html
Cytat:
Lubelska prokuratura umorzyła śledztwo przeciwko 34-letniemu Przemysławowi D., podejrzanemu o znieważenie prezydenta Lecha Kaczyńskiego podczas spotkania z mieszkańcami Lublina w 2008 r. Mężczyzna miał wówczas użyć słów “spieprzaj dziadu”.
Jarosław Kaczyński zawsze dziewica z kotem
http://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_…..72000.html
Nie wiem jak tam kto, ale ja stałych nienaruszalnych standardów etycznych po niezaleznej.pl się nie spodziewam .I chyba zagłosuję na ten PIS choćby dlatego aby przekonać się kto pierwszy zaryzykuje i jaka będzie reakcja organów ścigania na hasło : Dziękujemy PIS-owi za premiera pedała Ten tylko dręczy mnie dylemat czy dla zaspokojenia próżnej ciekawości mam prawo ściągać nieszczęście na i tak dostatecznie nieszczęśliwy kraj . I na litość boską ! nie zapominajcie o niezłomnej zasadzie niezaleznej.pl My informujemy – Oni kłamią Na stronie niezależna.pl jest taki dział historia http://niezalezna.pl/historia a w tym dziale są następujące poddziały.
POLSKA 1918-1921
POLSKA 1944-1956
W SPRZECIWIE: 1956-1989
SOLIDARNOŚĆ
III RP 1989 ― 2010
Józef Piłsudski zdrajca
Brakuje XX lecia międzywojennego. Dlaczego serwis, który rzekomo tak ceni sobie prawdę i mocno promuje publicystykę historyczną kompletnie omija zagadnienie II RP? Ano, dlatego, że wtedy nie dałoby się ominąć tematu życia i twórczości Józefa Piłsudskiego. Musieliby napisać kolejno:
- O jego koneksjach z Leninem.
- O napadach na pociągi i zabójstwach niewinnych ludzi.
- O tym jak chciał wywołać powstanie i wykrwawić naród polski w przeddzień I wojny światowej byle pomóc Japończykom.
- O tym jak już po wybuchu I WŚ znowu chciał wywołać powstanie w zaborze rosyjskim byle ułatwić wojnę Niemcom.
- O tym jak to siedział w twierdzy w Magdeburgu a w rzeczywistości mieszkał w domku i z nudów bujał się po mieście czekając na koperty z żołdem.
- O tym jak został przerzucony do Warszawy specjalnym pociągiem.
- O tym, że naczelnikiem nie wybrał go naród tylko Rada Regencyjna ustanowiona przez Niemców.
- O tym, że sam siebie mianował marszałkiem polski.
- O tym, że zwycięstwo w bitwie warszawskiej to zasługa gen. Rozwadowskiego szefa sztabu generalnego i doskonałych oficerów frontowych a nie wojskowego amatora, jakim był Piłsudski.
- O tym, że Piłsudski podczas natarcia bolszewików zrzekł się stanowiska naczelnika, co ukryto przed opinia publiczną, aby nie obniżyć morale.
- O tym, że blokował dalszą ofensywę wojsk polskich, aby bolszewicy mogli wygrać .wojnę domową.
- O tym, że blokował pomoc dla powstań śląskich i wielkopolskiego.
- O tym, że wylansował na stanowisko prezydenta polski człowieka, którego brat był litewskim szowinistą.
- O tym jak obalił legalny rząd w wyniku 3 dniowej wojny domowej.
- O tym, że kazał mordować przeciwników politycznych z gen. Tadeuszem Rozwadowskim na czele.
- O usuwaniu z armii najbardziej doświadczonych generałów.
- O konstytucji kwietniowej wprowadzonej bezprawnie.
- O procesie brzeskim.
- O zmuszeniu do emigracji Wincentego Witosa, Wojciecha Korfantego i Józefa Hallera.
- O tym, że książka „Nikodem Dyzma” była właśnie szyderą z Józka.
- O tym że sam kazał pochować się na Wawelu
Wreszcie musieliby napisać o tym jak rząd sanacyjny pomógł III Rzeszy rozebrać Czechosłowacje, co pozwoliło otoczyć Polskę od południa, o tym jak na polecenie zachodnich aliantów nie zmobilizowano całej armii polskiej, co ogromnie ułatwiło Niemcom zwycięstwo w kampanii wrześniowej i o tym jak nasz Naczelny Wódz Rydz Śmigły spierdolił razem z rządem do Rumuni zostawiając armie na pastwę agresorów.
Piłsudski: bohater czy zdrajca? Prawda Tego wszystkiego „niezależna” nie napisze gdyż cholernie utrudniłoby to pompowanie mitu Piłsudskiego i jego ekipy. Z wybiórczością artykułów idzie w parze wybiórczość komentarzy. Na wp.pl czy onet.pl jest publikowanych jakieś 70-80 procent moich komentarzy, publikują czasem nawet te, w których jadę po samych portalach. Natomiast jak na niezależnej.pl jakieś dwa lata ośmieliłem się skrytykować PIS nie publikują żadnego mojego komentarza. ŻADNEGO! Nawet jak pisałem neutralne światopoglądowo komentarze do artykułów sportowych. To ma być wolność słowa?
Film wyśmiewający islam i Mahometa wywołał burzę. Kim jest jego reżyser?
Infonurt2 :JPII powiedział że wiek XXI będzie religijny .. albo go wcale nie będzie..
Ambasador USA w Libii Christopher Stevens oraz trzech innych pracowników amerykańskiej placówki dyplomatycznej zginęło w czasie ataku na ambasadę w libijskim Bengazi. Nie wiadomo, czy za atakiem na amerykańską ambasadę w Libii stoi któraś z islamskich organizacji, czy była to “spontaniczna akcja” miejscowej bojówki Atak na budynki ambasady Stanów Zjednoczonych miał być formą protestu w związku z kręconym obecnie przez amerykańskiego amatora sztuki filmowej obrazem, który zdaniem części radykalnych środowisk muzułmańskich obraża proroka Mahometa.
W Bengazi niezidentyfikowani mężczyźni wdarli się poza ogrodzenie ambasady, po czym ostrzelali budynki i wrzucili do ich wnętrza ręcznie robione bomby. – Jeden z amerykańskich urzędników został zabity, zaś trzech innych odniosło rany. Pozostali pracownicy zostali już ewakuowani i przebywają w bezpiecznym miejscu – poinformował wiceminister spraw wewnętrznych Wanis al-Szarif. Dopiero po kilku godzinach okazało się, że zabitym urzędnikiem jest ambasador USA w Libii Christopher Stevens. Według arabskiej telewizji Al-Dżazira, dyplomata zginął zatruty dymem. Śmierć ambasadora potwierdziła także amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton. – Jesteśmy załamani tą straszliwą stratą – powiedziała Clinton. – Obecnie niektórzy próbują usprawiedliwiać ten wściekły atak jako odpowiedź na jakiś prowokacyjny materiał umieszczony w internecie – dodawała. – Stany Zjednoczone zawsze ubolewają, kiedy próbuje się godzić w czyjekolwiek uczucia religijne. Ale chciałabym postawić sprawę jasno: nigdy nie może być żadnego usprawiedliwienia dla tak brutalnych aktów jak ten – skomentowała atak na ambasadę. Clinton zapewniła, że Amerykanie winą za zamach nie obarczają całego narodu libijskiego, ale tylko “małą i brutalną grupę”. W specjalnym oświadczeniu atak w Bengazi potępił prezydent USA Barack Obama. Zapowiedział też, że Stany Zjednoczone będą współpracować z Libią w celu postawienia przed sądem sprawców ataku na konsulat.
Uderzyć w interesy USA Jak donoszą miejscowi dziennikarze, w zamach na placówkę była najprawdopodobniej zamieszana organizacja Ansar al-Szaria, jednakże jej przedstawiciele zaprzeczają tym doniesieniom. Z drugiej strony korespondenci wyjaśniają, że atak nie musiał być przygotowany przez jakieś większe ugrupowanie, gdyż wciąż wielu ludzi porusza się w pełnym uzbrojeniu pomimo zakończenia konfliktu mającego na celu obalenie dyktatora Muammara Kaddafiego. Będący ciągle w trakcie powstawania film, który wywołał tak gwałtowne reakcje społeczności muzułmańskiej, to niskobudżetowa produkcja 56-letniego mężczyzny z Kalifornii Sama Bacile´a. Po tym jak zapowiedź obrazu trafiła do internetu i została przetłumaczona na arabski, mężczyznę okrzyknięto “wrogiem islamu” i wezwano do protestów i demonstracji. W sieci pojawiły się także nawoływania do uderzenia w interesy USA w stolicy Libii, Trypolisie. Jak dotąd na szczęście nie odnotowano żadnych poważnych antyamerykańskich incydentów w tym mieście.
Protestujący wdarli się do ambasady Celem ataku muzułmanów była także ambasada amerykańska w Kairze. Napastnicy wdarli się na teren tamtejszej placówki dyplomatycznej i zdjęli flagę Stanów Zjednoczonych, opuszczoną do połowy masztu, w celu uczczenia zamachów na World Trade Center z 11 września 2001 roku. Chorągiew zastąpiono proporcem z nadrukowanymi symbolami muzułmańskimi. Przed budynkiem zgromadziło się kilka tysięcy manifestantów. W ich ocenie, materiał umieszczony w internecie nie tylko jest poniżający dla proroka Mahometa, ale także narusza granice wolności wypowiedzi. Zdaniem protestujących, swój sprzeciw wobec filmu powinni wyrazić nie tylko muzułmanie, ale także chrześcijanie. Dwugodzinny film pt. “Innocence of Muslims” (Niewinność muzułmanów), który Bacile reżyserował i do którego napisał scenariusz, kosztował 5 milionów USD. Jego produkcję sfinansowano z pomocą ponad 100 żydowskich donatorów. Obecnie autor kontrowersyjnego obrazu ukrywa się. Cytujące go agencje informują, iż mężczyzna nazwał islam “rakiem”, zaś swój film określił prowokacyjną deklaracją polityczną potępiającą tę religię. Z kolei zdaniem republikańskiego kandydata na prezydenta Mitta Romneya za tak tragiczny rozwój sytuacji odpowiada pośrednio szef Białego Domu Barack Obama, który nie zareagował w porę i adekwatnie na zaogniającą się sytuację wokół amerykańskich placówek dyplomatycznych w islamskiej Afryce. “Jest to haniebne, że pierwszą reakcją administracji Obamy nie było potępienie ataków na nasze misje dyplomatyczne, ale sympatyzowanie z tymi, którzy za tymi atakami stoją” – głosi oficjalne oświadczenie Romneya. Łukasz Sianolecki
Jedna odpowiedź to “Śmierć po filmie”Świat nienawidzi USA za politykę uskuteczniająca interesy Większego Izraela. A idiotka Hillary, która zbija kasę na uprawianiu tej polityki, wyraża publiczne zdziwienie „dlaczego?”. Przy okazji, najwyższy czas, aby usuąnć syjonistyczne tablice „ul. Roosevelta” z polskich miast. Sam Bacile, mężczyzna podający się za twórcę antyislamskiego filmu "Innocence of Muslims" (Niewinność muzułmanów), najprawdopodobniej nie istnieje. Do takich wniosków doszła agencja Associated Press, która wytropiła człowieka, rzekomo używającego pseudonimu. Ma nim być 55-letni kopt z Kalifornii. Agencja przekazała taką informację, powołując się na przedstawiciela amerykańskich organów ścigania, który zastrzegł sobie anonimowość Filmowiec ukrył się, gdy jego obraz, odebrany jako znieważanie proroka Mahometa, sprowokował ultrakonserwatywnych muzułmanów do ataków na placówki dyplomatyczne USA w Egipcie, Libii i Jemenie. W Benghazi w takim ataku zginął ambasador USA. Kilkunastominutowy fragment "Niewinności muzułmanów":
Wypowiadając się we wtorek przez telefon z nieujawnionego miejsca, Sam Bacile pozostał wierny swym poglądom, nazywając islam "rakiem". Podkreślał, że jego film był z założenia prowokacyjną deklaracją polityczną potępiającą tę religię. Reżyser przyznał, że przykro mu, iż ofiarą oburzenia, jakie w Libii wywołał jego film, padł Amerykanin. Uznał jednak, że zawiodły systemy bezpieczeństwa i że "Ameryka powinna coś z tym zrobić".
Niejasna tożsamość Nie jest jasne, kim tak naprawdę jest Sam Bacile. Mężczyzna podawał różny wiek, raz było to 56 lat, innym razem 52, z kolei według profilu na YouTube miałby mieć 75 lat. W wywiadzie mówił o sobie, że jest izraelskim Żydem, podawał się za handlarza nieruchomościami, a później twierdził, że jest amerykańskim Żydem. Śledztwo dziennikarzy wykazało, że w Stanach Zjednoczonych najprawdopodobniej nie mieszka nikt o takim imieniu, a już na pewno nie posiada on licencji agenta nieruchomości. Pojawiły się pogłoski, że "Sam Bacile" to jedynie pseudonim i to nie Żyda, a chrześcijanina pochodzącego z jednego z arabskich państw. Ostatnią wersję zdaje się potwierdzać Steve Klein, konsultant zatrudniony przy produkcji filmu. Powiedział on, że reżyser obawia się o członków swojej rodziny mieszkających w Egipcie. Klein ujawnił, że ostrzegał reżysera, iż może się on stać "następnym Theo van Goghiem". Van Gogh, holenderski filmowiec, został zabity przez muzułmańskiego ekstremistę w 2004 roku za nakręcenie filmu, odebranego, jako obraza islamu.
Kopt z Kalifornii stał za filmem? Dziennikarze AP ujawnili, że "Niewinność muzułmanów" współfinansowały najprawdopodobniej trzy radykalne chrześcijańskie wspólnoty. Wcześniej informowano, że produkcja została sfinansowana przez około stu żydowskich darczyńców z całego świata. Kontrowersyjny pastor Terry Jones, znany z publicznego podpalenia Koranu w 2010 roku, mówił ABC News, że twórcy filmu kontaktowali się z nim w sprawie pomocy w dystrybucji, dodał także, że w środę rozmawiał przez telefon z reżyserem "Innocence of Muslims" i że modli się za niego. Dodał, że nie rozmawiał z reżyserem osobiście i nie zna jego tożsamości. Najświeższy trop prowadzi do 55-letniego kopta. Według AP, za pseudonimem "Sam Bacile" stoi w rzeczywistości mieszkający w Kalifornii Nakoula Basseley Nakoula. Mężczyzna przyznaje, że brał udział w produkcji, ale przeczy, jakoby był twórcą. Nakoula kontaktował się w środę wieczorem z agencją AP i twierdził, że zajmował się jedynie logistyczną pomocą w kręceniu tego filmu. Na dowód tezy, że jest jego twórcą, AP podaje, że numery telefonów, użyte do kontaktowania się z reżyserem, doprowadziły dziennikarzy do przybliżonego miejsca zamieszkania Nakouli w Los Angeles. Agencja podaje również, że mężczyzna w przeszłości był karany za oszustwa finansowe oraz przedstawia dokumenty sądowe, z których wynika, że w przeszłości posługiwał się wieloma fałszywymi nazwiskami. Przedstawiał się m.in. jako Nicola Bacily i Erwin Salameh. W 2010 roku Nakoula był w Kalifornii oskarżony o zakładanie kont bankowych pod cudzymi nazwiskami, uzyskanymi z kradzieży danych osobowych, i wyłudzanie pieniędzy od banków. Skazano go na zapłacenie 790 tys. dolarów odszkodowania i na 21 miesięcy w więzieniu federalnym. Zabroniono mu też korzystania z komputera i internetu przez pięć lat bez zgody kuratora sądowego.
Ekipa czuje się oszukana Film powstał w ciągu trzech miesięcy latem 2011 roku. Zagrało w nim 59 osób, ekipa filmowa liczyła ok. 45 osób. W całości film został pokazany tylko raz, w tym roku, w prawie pustym kinie w Hollywood.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że większość aktorów i ekipy nie wiedziała, w jakim przedsięwzięciu biorą udział. Serwis Gawker dotarł do Cindy Lee Garcii, która grała w filmie. Aktorka twierdzi, że wypowiadane kwestie celowo zdubbingowano w taki sposób, by uzyskać antyislamską wymowę. Pierwotnie film nosił tytuł "Pustynni wojownicy" i w scenariuszu nie było niczego obraźliwego wobec islamu. Dodała, że reżyser, który przedstawił się jako Bacile, powiedział jej, iż jest Egipcjaninem.
"Ludzie z obsady i ekipy są niezwykle zmartwieni i czują się wykorzystani przez producent. W 100 proc. nie popieramy tego filmu i zostaliśmy całkowicie zmyleni, co do jego celu i zamiaru" - napisano w oświadczeniu, pod którym podpisało się 80 osób zaangażowanych w produkcję.
"Niewinność muzułmanów" przedstawia Mahometa jako oszusta, nieodpowiedzialnego kobieciarza, który aprobował molestowanie seksualne dzieci. Muzułmanie są przeciwni jakiemukolwiek przedstawianiu wizerunków proroka, a obrażanie go wywołuje ich gniew i oburzenie. W 2005 roku karykatury Mahometa opublikowane przez jedną z duńskich gazet wywołały protesty i zamieszki w wielu krajach muzułmańskich.INFONURT2
Nierządy i rządy Tadeusza Mazowieckiego Rząd Tadeusza Mazowieckiego został powołany przez Sejm 24 sierpnia 1989 roku a zatwierdzony przez Ten Sejm i Prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego*** w dniu:
12 września 1989 roku
Rząd Tadeusza Mazowieckiego powstał po nieudanej próbie utworzenia rządu w dniu 2 sierpnia 1989 przez Generała Czesława Kiszczaka z PZPR. Do dnia 12 września 1989 roku role rządu pełnił rząd Mieczysława Franciszka Rakowskiego, ale bez MFR. W dniu 1 sierpnia 1989 roku Sejm przyjął dymisję MFR złożoną 4 lipca 1989 roku. Oto skład pierwszego rządu Tadeusza Mazowieckiego:
Tadeusz Mazowiecki, premier z ramienia "Solidarności"
Leszek Balcerowicz; wiceprezes rady ministrów, minister finansów, "Solidarność" dawniej PZPR
Generał Czesław Kiszczak; wiceprezes Rady Ministrów, minister spraw wewnętrznych , odpowiedzialny za weryfikacje pracowników UB i SB z których minimum 70 % przeszło do nowopowstałego Urzędu Ochrony Państwa. Członek Biura Politycznego PZPR Generał Czesław Kiszczak to współtwórca Stanu Wojennego, Członek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.Minister spraw wewnętrznychw rządzie MFR. Odpowiedzialny za niszczenie akt UB, SB.
Generał Florian Siwicki; minister obrony narodowej Generał Siwicki był ministrem obrony narodowej w rządach generała Wojciecha Jaruzelskiego, Zbigniewa Messnera, MFR. Członek Biura Politycznego KC PZPR, Członek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, współtwórca Stanu Wojennego.
Marcin Święcicki; minister współpracy gospodarczej z zagranicą Marcin Święcicki, był sekretarzem KC PZPRprywatnie zięć Eugeniusza Szyra, członka KPP, PPR, członka Biura Politycznego PZPR, wicepremiera, który wraz z Julią Bristygierową proponowali J. Stalinowi, przeniesienie Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego ad patres Franciszek Adam Wielądek, minister transportu, żeglugi i łączności, PZPR
Jacek Kuroń; minister pracy i polityki socjalnej "Solidarność"
Czesław Janicki; wiceprezes Rady Ministrów, minister rolnictwa, gospodarki żywnościowej i leśnictwa z ZSL.
Jan Janowski, wiceprezes Rady Ministrów, minister - kierownik Urzędu Postępu Naukowo-Technicznego i Wdrożeń, Stronnictwo Demokratyczne
Jacek Ambroziak; minister, szef Urzędu Rady Ministrów, „Solidarność"
Artur Balazs; minister bez teki ds. socjalnych i cywilizacyjnych wsi, "Solidarność"
Aleksander Bentkowski; minister sprawiedliwości z ZSL
Izabella Cywińska; minister kultury i sztuki "Solidarność"
Aleksander Hall; minister bez teki ds. współpracy z organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami, "Solidarność"
Bronisław Kamiński; minister ochrony środowiska, zasobów naturalnych, z ZSL
Andrzej Kosiniak-Kamysz; minister zdrowia i opieki społecznej z ZSL
Marek Kucharski; minister bez teki ds. organizacji resortu łączności SD
Aleksander Mackiewicz; minister rynku wewnętrznego, "Solidarność"
Jerzy Osiatyński; minister, kierownik Centralnego Urzędu Planowania, "Solidarność"
Aleksander Paszyński; minister gospodarki przestrzennej i budownictwa "Solidarność"
Henryk Samsonowicz; minister edukacji narodowej "Solidarność"
Profesor Krzysztof Skubiszewski; minister spraw zagranicznych, bezpartyjny.
Tadeusz Syryjczyk; minister przemysłu "Solidarność"
Witold Trzeciakowski; minister-członek Rady Ministrów, "Solidarność"
Małgorzata Niezabitowska, rzecznik rządu, "Solidarność" Prezesem Radiokomitetu, powołanym przez premiera Tadeusza mazowieckiego był Jerzy Urban* / prawdziwe nazwisko Urbach, pochodził z rodziny syjonistów. Ojciec należał do Bundu. Jerzy Urban był rzecznikiem rządu komunistów
Część członków rządu Tadeusza Mazowieckiego, to współpracownicy służb specjalnych PRL / vide Lista Macierewicza i Milczanowskiego /
Treść listy Macierewicza
LECH WAŁĘSA TW "Bolek" Figuruje w KW MO Gdańsk oraz w kartotece informacyjnej wydz. II BEiA UOP i kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany 29.XII.70 r. pod numerem 12535 przez wydz. III KW MO Gdańsk. Akta archiwalne zachowane. 19 czerwca 1976 roku zaprzestano kontaktów z powodu niechęci "Bolka" do współpracy TW "Bolek" od 1970 do 76 r. przekazywał SB informacje dotyczące destrukcyjnej działalności niektórych pracowników stoczni. W styczniu 71 poinformował m.in. o tym, że jego koledzy z wydziału W-4: Jasiński, Kontor i Popielawski szykują akcje strajkową. W innym raporcie prosił, by SB wzięła go na przesłuchanie, co pozwoliłoby mu uwiarygodnić się przed kolegami. Za przekazane informacje "Bolek" był wynagradzany na łączna sumę 13100 zł. W czasie prezydenckiej kampanii - przed wynikami I tury - (gdy szefem UOP był Antoni Milczanowski) dokonano ekspertyzy zgodności pisma Lecha Wałęsy z raportami podpisanymi przez TW "Bolek". Centralne Laboratorium Kryminalistyki, które wykonywało ekspertyzę, uchyliło się od wydania jednoznacznej opinii, ponieważ dostarczono mu jedynie kserokopie raportów, a nie oryginały. Wśród dokumentów związanych z Lechem Wałęsą znajduje się notatka służbowa z 1992 r. podpisana przez dyrektora Zarządu Kontrwywiadu UOP Konstantego Miodowicza. Podajemy jej treść:
Podług kpt.xxx (pracownika merytorycznego byłego przedstawicielstwa KGB) oraz mjra yyy (rezydenta warszawskiej KGB), służba, którą reprezentują jest w posiadaniu materiałów świadczących o fakcie współpracy Lecha Wałęsy z b.SB, MSW i PRL. Zdaniem mjra yyy, grafolodzy nie mieliby trudności z potwierdzeniem ich autentyczności. Informacje agenturalne uzyskane w ostatniej dekadzie, w okolicznościach czyniących mało prawdopodobna tezę, iż stanowiły element zaplanowanych działań o charakterze inspirująco-dezinformującym.
WIESŁAW CHRZANOWSKI (ZChN, Marszałek Sejmu RP) TW "Zuwak", TW "Spółdzielca". Figuruje w księdze inwentarzowej Wydz. III BEiA UOP oraz w kartotece ogólnoinformacyjnej Wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany najpierw w UBP Warszawa, następnie 13.03.74 pod nr 4976 przez wydz. III KWMO Warszawa oraz 11.06.86 pod nr 74495 przez wydz. IX Dept. I Warszawa. Nr arch. 1610/I; nr arch. 10530/I, data archiwizacji 8.11.89, nr mikrofilmu 22911/1. Miejsce złożenia akt wydz. III BEiA UOP. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 22.06.76.
POSŁOWIE:
1. ALEKSANDER BENTKOWSKI /PSL/. Kategoria TW, kryptonimy "Arnold" i "Kamil".
Figuruje w księdze inwentarzowej wydz. III BEiA UOP, księdze inwentarzowej WUSW Rzeszów nr 1, kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany 29.04.77 pod nr 11861 przez wydz. II WUSW Rzeszów. Data archiwizacji 31.10.91 pod nr arch. 24248/I, nr mikrofilmu 24248/1. Akta archiwalne zachowane. Materiały archiwalne zawierają dokumenty sygnowane przez Bentkowskiego.
2. MICHAŁ JAN BONI /KLD/. Kategorie TW-k, TW, kryptonim "Znak".
Daty rejestracji: 15.02.88 przez wydz. III-2 SUSW Warszawa oraz 29.11.88 przez wydz. III-2 Warszawa. Nr rejestr. 54946. Materiały zniszczono w styczniu 90 r. (bądź nie odnalezione). Kontaktów zaprzestano 5 stycznia 90.
3. MAREK TADEUSZ BORAL /SLD/. TW "Klementyna".
Figuruje w księdze inwentarzowej BEiA delegatury UOP Łódź oraz w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II WEiA UOP. Zarejestrowany 11.07.75 pod nr 2272. Nr archiwalny 72/I, data archiwizacji 15.04.76. nr mikrofilmu 72/1, Miejsce archiwiz. WEiA del. UOP w Łodzi. Akta archiwalne zachowane, materiały archiwalne zawierają dokumenty sygnowane przez Borala. Kontaktów zaprzestano 15.04.76.
4. GEORG ROCHUS BRYLKA /Mniejszość Niemiecka/. TW "Feliks".
Figuruje w księdze inwentarzowej. Zarejestrowany 9.07.75 przez Pion II RUSW Lubliniec pod nr CZ-464. nr arch. I-3638. Data archiwizacji 27.11.86. Miejsce archiwiz. WEiA del.UOP w Katowicach. Akta archiwalne zachowane. Kontaktów zaprzestano 17.11.86.
5. JÓZEF STANISŁAW BŁASZCZEĆ /ZChN/. TW "Józef".
Figuruje w księdze inwentarzowej. Data rejestr.15.05.78. Nr rejstr. 2652, wydz. III-A
Częstochowa. Nr arch. I-1495, data archiwizacji 27.11.80. Nr mikrofilmu 232/1. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 21.07.80.
6. WŁODZIMIERZ CIMOSZEWICZ /SLD/. KO/DI "Carex".
Figuruje w archiwum Zarządu Wywiadu. Nr rejestr. 13613, data rejestr. 25.09.80. Organ rejestr. wydz. II dep. I Warszawa. Nr arch. J-8938, data archiwizacji 24.08.84.
7. JÓZEF CINAL /PSL/. TW "Józef Polak".
Figuruje w księdze inwentarzowej i kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany 21.01.82 pod numerem 5739 przez wydz. IV Bielsko-Biała. Nr archiwalny I-3430, data archiwizacji 9.07.84, miejsce archiwiz. Wydz."C" WUSW w Bielsku-Białej. Materiały zniszczono 1.12.89, bądź nie odnaleziono. Data zaprzestania kontaktów 9.07.84.
8. EUGENIUSZ CZYKWIN /bezpartyjny/. TW "IZYDOR", "WILHELM".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany 23.08.77 przez wydz. IV KW MO Białystok pod numerem 21661. Nr arch. I-8510. Miejsce archiwizacji WEiA del.UOP w Białymstoku. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 13.09.89.
9. PIOTR STANISŁAW FOGLER /UD/. TW "Turysta".
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany dwukrotnie: 23.12.76 przez wydz.IV SUSW Warszawa pod nr 15579, nr arch.12970/I, miejsce archiwizacji wydz.VIII BEiA UOP oraz 29.03.80 przez wydz. IV dep.V Warszawa pod nr 59343, nr arch.17064/I. Data zaprzestania kontaktów 2.04.83.
10. ANTONI JAN FURTAK /PL/. TW "Jonatan", "Platan".
Nr rejestr. 42097, data rejestr. 31.12.81, organ rejestrujący wydz.IV KW MO Gdańsk.
11. ANDRZEJ TADEUSZ GĄSIENICA-MAKOWSKI /PChD/. TW "Andrzej II".
Figuruje w księdze inwentarzowej. Zarejestrowany 26.12.81 przez wydz. V WUSW Nowy Sącz pod numerem NS-6251. Miejsce archiwizacji WEiA del.UOP w Krakowie. Akta archiwalne zachowane, materiały archiwalne zawierają dokumenty sygnowane przez w/w osobę. Data zaprzestania kontaktów 10.12.83.
12. TOMASZ HOLC /PPG/. TW "Zenek".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany przez wydz. IV dep. II MSW Warszawa pod numerem 38119. Miejsce archiwizacji Biuro "C" Warszawa. Akta archiwalne zachowane. Materiały archiwalne zawierają dokumenty sygnowane przez w/w. Data zaprzestania kontaktów 16.07.76.
13. ROMAN JAGIELIŃSKI /PSL/. TW "Ogrodnik".
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA UOP oraz w kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany przez wydz. VI WUSW Piotrków Tryb. 25.03.81 pod numerem 5332.
14. ZBIGNIEW TADEUSZ JANOWSKI /SLD/. TW "Janek".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany dwukrotnie: pod nr 12877 dn.13.02.88 przez wydz. V Warszawa oraz pod numerem 55956 dn.28.11.88 przez wydz. V-2 SUSW Warszawa.
15. JERZY JASKIERNIA /SLD/. KO/DI "Prym".
Figuruje w archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany pod nr 37279 dnia 4.12.73 przez wydz. XI dep.I Warszawa. Nr arch. J-7062, data archiwizacji 6.03.80, miejsce archiwiz. AZW UOP. Akta archiwalne zachowane.
16. EUGENIUSZ KIELEK /NSZZSolidarność"/. TW "Onyks", TW-k.
Figuruje w wydz. V BEiA delegatury Radom oraz w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany przez wydz. II Tarnobrzeg dnia 9.09.82 pod numerem 2254. Miejsce archiwizacji sekcja "C" WZO WUSW w Tarnobrzegu. Data zaprzestania kontaktów 10.09.82. Ponownie zarejestrowany jako TW-k przez wydz. V Tarnobrzeg, dnia 3.05.89 pod nr 11447.
17. ALEKSANDER KRAWCZUK /SLD/. KP "Aleksander", PK "Chata".
Figuruje w księdze inwentarzowej. Zarejestrowany przez Inspektorat I Kraków dn. 22.11.61 pod nr 2557/62. Miejsce archiwizacji WEiA del. UOP w Krakowie. Akta archiwalne zachowane. Materiały archiwalne zawierają dokumenty sygnowane przez w/w osobę. Data zaprzestania kontaktów 18.04.78.
18. TADEUSZ LASOCKI /ChD/. TW "Kamil".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany 15.07.81 pod nr 4915 przez wydz. VI Łomża. Miejsce archiwizacji sekcja "C" WZO WUSW w Łomży. Data zaprzestania kontaktów 22.06.88.
19. JAN MAJEWSKI /PSL/. TW "Gucio", "Jodła".
Figuruje w księdze inwentarzowej i kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany trzykrotnie: pod nr 41678 przez wydz. V-2 SUSW Warszawa, pod nr TG-3761 przez PVI RUSW SB Opatów oraz przez wydz. IV Kraków. Archiwizacja: pod nr 18255/I dn. 26.08.86 pod nr 3969/I dn.27.05.88 oraz pod nr 41779/I dn.2.08.76. Miejsca archiwizacji wydz. II BEiA UOP i sekcja "C" WZO WUSW Tarnobrzeg. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 27.05.88.
20. WIT WIKTOR MAJEWSKI /SLD/. KO/DI "Wito", "Zev".
Figuruje w księdze inwentarzowej wydz. III BEiA UOP, w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP, kartotece odtworzeniowej wydz. I BEiA UOP. Zarejestrowany przez wydz. I dep.I Warszawa dnia 25.08.79 pod nr 56953. Nr archiwalny 19352/I, data arch.19.03.86, nr mikrofilmu 19352/1. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 6.03.86.
21. JANUSZ ROMAN MAKSYMIUK /PSL/. TW "Roman".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. zarejestrowany pod nr 46734 dnia 15.07.83 przez Pion VI RUSW Oleśnica. Nr archiwalny 60430/I, nr mikrofilmu 60430/1. Miejsce archiwizacji WEiA del. UOP we Wrocławiu. Data zaprzestania kontaktów 27.09.89.
22. PIOTR MOCHNACZEWSKI /SLD/. TW "Michał".
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany pod nr 25515 dnia 27.01.83 przez wydz. III-1 Szczecin. Nr arch. 50535/I, data archiwizacji 22.11.89. Miejsce archiwiz.wydz."C" WUSW w Szczecinie. Materiały zniszczono 25.03.90 (bądź dotychczas nie odnalezione). Data zaprzestania kontaktów 16.12.89.
23. LESZEK MOCZULSKI /KPN/. TW "Lech".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA, komputerowej ZSKO i odtworzeniowej wydz. I BEiA UOP. Zachowała się teczka pracy i teczka personalna TW "Lech". Zarejestrowany 29.08.69 pod numerem 4750 przez wydz. III-2 SUSW Warszawa. nr archiwalny 16526/I, data archiwizacji 09.07.84. Miejsce archiwizacji WIII BEiA UOP. Akta archiwalne zachowane, zawierają dokumenty sygnowane przez w/w osobę.
24. JERZY OSIATYŃSKI /UD/. TW "Osiatyński".
Figuruje w księdze inwentarzowej wydz. III BEiA, kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA i odtworzeniowej wydz. I BEiA UOP. Zarejestrowany pod numerem 74164 przez wydz. II dep.MII MSW Warszawa, miejsce archiwizacji wydz. III BEiA. Jako TW-k zarejestrowany pod nr 34080. Akta archiwalne zachowane.
25. JACEK JAN PIECHOTA /SLD/. TW "Robert".
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany 3.05.84 pod nr 28853 przez wydz III-1 Szczecin. Materiały zniszczono 24.11.89 (bądź dotychczas nie odnalezione). Data zaprzestania kontaktów 24.11.89.
26. BOHDAN PILARSKI /PSL-"S"/. KIN "Ravel vel Surma".
Figuruje w archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany 8.04.65 pod numerem 6395 przez wydz. VIII dep. I Warszawa. Nr arch. J-1712, data archiwizacji 25.08.66. Miejsce archiwiz. AZW UOP.
27. WŁADYSŁAW REICHELT /KLD/. TW "Adam".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA. Zarejestrowany 11.11.75 pod numerem 33437 przez wydz. III Poznań. Nr archiwalny 36162/I, miejsce archiwizacji wydz."C" WUSW w Poznaniu. Materiały zniszczono dnia 14.12.89 (bądź dotychczas nie odnalezione). Data zaprzestania kontaktów 29.08.86.
28. WOJCIECH JAROSŁAW SALETRA /SLD/. TW "Tadeusz".
Figuruje w księdze inwentarzowej WEiA del. UOP Radom. zarejestrowany 27.06.84 pod nr 23813 przez wydz. III KW MO Kielce. Nr arch. 39414/I, data archiwizacji 29.08.89, nr mikrofilmu 39414/1. Akta archiwalne zachowane, /w WEiA Del. UOP w Radomiu/ zawierają dokumenty sygnowane przez w/w osobę. Data zaprzestania kontaktów 29.08.89.
29. RYSZARD SMOLAREK /PSL/. TW "Monika".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA oraz odtworzeniowej wydz. I BEiA UOP. Zarejestrowany 8.05.79 pod nr 3860 przez wydz. II KW MO Konin. Miejsce archiwizacji WEiA del. UOP w Poznaniu. Akta archiwalne zachowane, zawierają dokumenty sygnowane przez w/w osobę. Data zaprzestania kontaktów 18.07.83.
30. EWA TERESA SPYCHALSKA /SLD/. TW "Czuma".
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA. Zarejestrowana 20.06.88 pod nr 55153 przez wydz. V-2 Warszawa.
31. GRAŻYNA STANISZEWSKA /UD/. TW "Kowalska".
Figuruje w księdze inwentarzowej i kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowana 6.04.78 pod nr 2762 przez wydz. III KW MO Bielsko-Biała. Nr arch. I-1095, data archiwizacji 10.01.79, nr mikrofilmu 1095/1. Akta archiwalne zachowane, zawierają dokumenty sygnowane przez w/w osobę. Miejsce archiwiz. WEiA del. UOP w Katowicach. Data zaprzestania kontaktów 10.01.79.
32. MARIAN ROMAN STAROWNIK /PSL/. TW "Roman".
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany 10.12.84 pod nr 32171 przez wydz. VI WUSW Lublin. Nr arch. I/19920, data archiwizacji 30.10.89. Miejsce archiwiz. wydz."C" WUSW Lublin. Materiały zniszczono 30.01.90 (bądź dotychczas nie odnalezione). Data zaprzestania kontaktów 30.10.89.
33. HERBERT SZAFRANIEC /KLD/. TW "Grażyna".
Figuruje w księdze inwentarzowej. Zarejestrowany przez wydz. II KW MO Katowice. Nr archiwalny I-4307, data archiwizacji 15.05.70. Miejsce archiwiz. wydz."C" KW MO Katowice. Data zaprzestania kontaktów 7.06.72.
34. BOGUMIŁ EDWARD SZREDER /PSL/. TW "Rolnik".
Figuruje w kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany 25.05.84 pod nr 48203 przez wydz. III-1 Gdańsk. Nr archiwalny 26149/I, miejsce archiwizacji wydz."C" WUSW w Gdańsku. Data zaprzestania kontaktów 10.07.89.
35. TADEUSZ SZYMAŃCZAK /PL/. TW "Dobrodziej".
Figuruje w WEiA del. Łódź i kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany 28.12.81 pod nr 4537 przez wydz. IV WUSW Skierniewice. Nr arch. 880/I, data archiwizacji 16.02.83, miejsce archiwiz. sekcja "C" WZO WUSW w Skierniewicach. Materiały zniszczono w 89 r. (bądź dotychczas nie odnalezione). Data zaprzestania kontaktów 16.02.83.
36. JAN EUGENIUSZ ŚWITKA /SD/. TW "Jasio".
Figuruje w księdze inwentarzowej i kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany 2.09.61 pod nr 934 przez wydz. III KW MO Lublin. Nr arch. 9846/I, data archiwizacji 16.08.62, nr mikrofilmu 2834/1, miejsce archiwizacji WEiA del. UOP w Rzeszowie. Akta archiwalne zachowane, zawierają dokumenty sygnowane przez w/w osobę. Data zaprzestania kontaktów 16.08.62.
37. MARIUSZ STEFAN WESOŁOWSKI /UD/. TW "Marek".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA oraz odtworzeniowej wydz. I BEiA. Zarejestrowany 22.12.78 pod nr 4/550 przez WPG KW MO Olsztyn. Nr arch. 17257/Im, data archiwizacji 12.11.84, nr mikrofilmu 17257/1m. Miejsce archiwiz. w Prezyd. KWP w Olsztynie. Akta archiwalne zachowane, zawierają dokumenty sygnowane przez w/w. Data zaprzestania kontaktów 12.12.84.
38. Bogumił ZYGMUNT ZYCH /SLD/. TW "Konrad".
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA, kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA i kart.odtworzeniowej wydz. I BEiA UOP. Zarejestrowany 23.06.87 pod nr 10982 przez wydz III WUSW Wałbrzych. Nr arch. I-6059, data archiwizacji 16.11.88. Miejsce archiwiz. sekcja C WZO WUSW w Wałbrzychu. Materiały zniszczono 29.01.90 (bądź dotychczas nie odnalezione). Data zaprzestania kontaktów 16.11.88.
39. JAN ZYLBER /PPG/, TW "Roman".
Figuruje w księdze inwentarzowej wydz. III BEiA, kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany 28.12.79 pod numerem 58115 przez wydz. IV dep. II Warszawa. Nr arch. 18140/I, data archiwizacji 10.11.84. Miejsce archiwiz. wydz. III BEiA UOP. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 14.09.84.
SENATOROWIE:
40. GERHARD BARTODZIEJ /bezpartyjny/. TW "Agata", OZ, KO/DI "Waris".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA oraz w archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany trzykrotnie: 24.02.77 pod nr 34942 przez wydz. III Katowice, 20.04.85 pod nr 91345 przez wydz. VII dep. I Warszawa, 16.04.85 pod nr 16333 przez wydz. VII dep. I Warszawa. Miejsca archiwizacji: W"C" WUSW w Katowicach, AZW UOP. Materiały archiwalne zachowane, zawierają dokumenty sygnowane przez w/w. Daty zaprzestania kontaktów - jako TW "Agata" 23.10.80, jako OZ 23.10.88, jako KO/DI "Waris" 4.01.90.
41. WŁADYSŁAW FINDEISEN /UD/. KIN "Wiktor", "Vikers".
Figuruje w Archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany najpierw 04.06.60 pod nr 5928 przez wydz. II dep. II Warszawa, następnie 18.08.65 przez wydz. VII dep. I Warszawa. Miejsce archiwizacji W III BEiA UOP. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 05.03.68.
42. KRZYSZTOF HORODECKI /bezp./. TW "Marek".
Zarejestrowany 2.10.80 pod nr 3569 przez wydz. II Piła. Nr arch. 1248/I. Miejsce archiwizacji WEiA del. UOP w Poznaniu. Akta archiwalne zachowane, zawierają dokumenty sygnowane przez w/w osobę. Data zaprzestania kontaktów 17.10.84.
43. JAN JESIONEK /KPN/. TW "Skaut", "Edmund I", "Podróżny", "Leon".
Figuruje w księdze inwentarzowej. Zarejestrowany 03.05.72 pod nr XV-2/362/72 przez WPG Katowice oraz 09.02.82 pod nr 48362 przez wydz. III Katowice. Nr arch. I-8477, nr mikrofilmu 2994/1. Miejsce archiwizacji WEiA del. UOP w Katowicach. Akta archiwalne zachowane, zawierają dokumenty sygnowane przez w/w osobę. Daty zaprzestania kontaktów 11.01.82 i 03.01.83.
44. STANISŁAW KOSTKA /KPN/. TW "Kos".
Figuruje w księdze inwentarzowej WEiA del.Rzeszow. Zarejestrowany 08.12.69 pod nr 4102 przez SB KP MO Jarosław. Nr arch. I-9348. Miejsce archiwizacji W"C" KW MO w Rzeszowie. Materiały zniszczono 30.06.82 (bądź dotychczas nie odnaleziono). Data zaprzestania kontaktów 10.04.72.
45. ANDRZEJ HENRYK KRALCZYŃSKI /NSZZ"S"/. TW "Terlecki".
Figuruje w księdze inwentarzowej i kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany dwukrotnie: 6.04.78 pod nr BB-2765 przez wydz. III-A Bielsko-Biała i 19.06.81 pod nr BB-5191 przez wydz. V. Miejsce archiwizacji WEiA del. UOP w Katowicach. Akta archiwalne zachowane. Daty zaprzestania kontaktów 28.07.79 i 18.08.82.
46. Pod tym numerem figuruje osoba o nazwisku MAZUREK, która nie jest ani członkiem rządu, ani członkiem parlamentu i na liście znalazła się omyłkowo.
47. EUGENIUSZ WILKOWSKI /NSZZ"S"/. TW "Wiktor".
Figuruje w kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany 21.02.80 pod nr 6438 przez wydz. III Chełm. Miejsce archiwizacji S"C" WZO WUSW w Chełmie. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 22.11.84.
48. MIECZYSŁAW WŁODYKA /PSL/. TW "Rolnik".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zachowała się teczka pracy i teczka personalna TW "Rolnik". Zarejestrowany 5.02.80 pod nr 831 przez WPG Słupsk. Nr arch. Im/6265. Miejsce archiwizacji w Prezyd. KWP w Słupsku. Data zaprzestania kontaktów 31.05.89.
49. JAN TOMASZ ZAMOYSKI /ZChN/. KO "Hrabia", TW "Hrabia".
Zachowała się teczka pracy i teczka personalna TW "Hrabia". Zarejestrowany pod nr 9470 przez wydz. V dep. II Warszawa, następnie 5.04.76 pod nr 15057 przez wydz. II SUSW. Nr arch. 8952/I, 12604/I, miejsce archiwizacji WIII BEiA. Akta archiwalne zachowane, data zaprzestania kontaktów 15.09.79.
50. STANISŁAW JÓZEF ŻAK. /UD/. TW "Piotr", KO/DI "Piotr".
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA, archiwum Zarządu Wywiadu i kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany 18.10.67 pod nr 4070 przez wydz. II KW MO Kielce oraz 31.01.75 pod nr SMW-2/1362 przez dep. I MSW. Miejsce archiwizacji W"C" KW MO w Kielcach. Data zaprzestania kontaktów 22.05.70.
CZŁONKOWIE RZĄDU:
51. Michał ANDRZEJ JAGIEŁŁO /podsekretarz stanu w min. kultury i sztuki/.
Konsultant "Jot". Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany 2.01.80 pod nr 40745 przez wydz. V dep. II Warszawa.
52. WOJCIECH MARIAN MISIĄG /podsekretarz stanu w min.finansów/. Konsultant, TW "Jacek".
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA oraz w archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany 25.07.88 pod nr 17272 przez wydz. VIII dep. I Warszawa oraz dnia 31.05.86 pod nr 96872 przez wydz. XI dep. II Warszawa. Miejsce archiwizacji AZW UOP.
53. JAN MARIAN KOMORNICKI /podsekretarz stanu w min.ochrony środowiska/ TW "Nałęcz".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA. Zarejestrowany pod nr NS-7089 przez Pion VI RUSW SB Zakopane. Miejsce archiwizacji W"C" KW MO Nowy Sącz. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 30.11.89.
54. ALEKSANDER KRZYMIŃSKI /podsekretarz stanu w MSZ/. TW "Henryk", KO "Alek".
Figuruje w księdze inwentarzowej wydz. III BEiA i w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA. Zachowała się teczka pracy i teczka personalna TW "Henryk". Zarejestrowany 4.12.58 pod nr 3415 przez wydz. III dep. II Warszawa, pod nr 45934 przez wydz. VII dep. V oraz przez wydz. I dep. I. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 23.09.60.
55. JAN KAZIMIERZ MAJEWSKI /podsekretarz stanu w MSZ/. TW "Michalik".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zarejestrowany 14.04.50 pod nr 13/44 przez wydz. III Zarządu I Szef. WSW Warszawa. Data zaprzestania kontaktów 21.04.55.
56. ANDRZEJ MARIAN OLECHOWSKI /minister finansów/. KO/DI "Must".
Figuruje w archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany 4.11.72 przez wydz. V dep. I Warszawa. nr arch. J-7588, data archiwizacji 25.06.81. Miejsce archiwiz. AZW UOP.
57. ANDRZEJ IRENEUSZ PODSIADŁO /podsekretarz stanu w min. finansów/. Konsultant "PA", KO/DI "Bułgar".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej Wydziału II BEiA UOP oraz archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany 24.10.85 pod nr 93 211 przez wydz. IV dep. V Warszawa oraz 20.09.76 przez wydz. V dep. I Warszawa. Miejsca archiwizacji W III BEiA UOP i AZW UOP.
58. ANDRZEJ ANTONI SICIŃSKI /minister kultury/. KO/DI "Sotos".
Figuruje w archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany 2.06.73 pod nr 9656 przez wydz. IV dep. I Warszawa. Nr arch. J-1236, data archiwizacji 30.05.75. Miejsce archiwiz. AZW UOP. Materiały zniszczono (bądź dotychczas nie odnalezione).
59. KRZYSZTOF JAN SKUBISZEWSKI /minister spraw zagranicznych/. TW "Kosk".
Figuruje w księdze inwentarzowej wydz. III BEiA oraz w archiwum Zarządu Wywiadu. Zarejestrowany pod nr 6173/64/5242 przez dep. I Warszawa. Nr arch. 9669/I, data archiwizacji 3.10.69, nr mikrofilmu F-7974/1 oraz nr arch. J-1770. Miejsca archiwiz. WIII BEiA UOP oraz AZW UOP. Akta archiwalne zachowane.
60. JACEK MARIA STANKIEWICZ (sekretarz stanu w URM). TW "Jacek".
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP oraz w kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany 16.10.68 przez wydz. V KW MO Bydgoszcz. Nr archiwalny 2866/I, data archiwizacji 6.07.74. Miejsce złożenia akt: wydz."C" KW MO Toruń. Data zaprzestania kontaktów 6.07.74.
61. STANISŁAW EDMUND SZUDER (podsekretarz stanu w Ministerstwie Łączności). TW "Zeus"
Figuruje w kartotece odtworzeniowej wydz. II BEiA UOP zarejestrowany 11.05.87 pod numerem 42110 przez Wydz.Techniki Poznań
KANCELARIA PREZYDENTA:
62. LECH FALANDYSZ (podsekretarz stanu) TW-k, TW "Wiktor"
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP. Zachowała się teczka pracy i teczka personalna TW "Wiktor". Zarejestrowany przez wydz. III KSMO Warszawa pod numerem 6995 i przez wydz. II SUSW pod numerem 15822. Nr archiwalny 9893/I-k, data archiwizacji 25.04.74; nr archiwalny 15783/I, data archiwizacji 15.04.83. Miejsce złożenia akt BEiA UOP. Akta archiwalne zachowane. Data zaprzestania kontaktów 25.04.74
63. JERZY JAN MILEWSKI (sekretarz stanu w BBN) TW "Franciszek"
Figuruje w księdze inwentarzowej wydz. III BEiA, w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP i kartotece ZSKO. Zarejestrowany przez wydz. III KW MO Gdańsk pod nr I-179. Nr archiwalny 21713/I, data archiwizacji 6.01.89. Miejsce złożenia akt BEiA W-wa. Akta archiwalne zachowane.
64. JANUSZ ALEKSANDER ZIÓŁKOWSKI (sekretarz stanu) TW
Figuruje w kartotece ogólnoinformacyjnej wydz. II BEiA UOP oraz w kartotece komputerowej ZSKO. Zarejestrowany przez wydz. II KW MO Poznań pod nr 9645. Nr archiwalny 30235/I, data archiwizacji 12.08.74. Miejsce złożenia akt wydz."C" KW MO Poznań.
* W 1983 w poufnym liście do gen. Czesława Kiszczaka zaproponował utworzenie w MSW specjalnego pionu propagandowego, którego celem miałoby być m.in. programowanie i realizacja czarnej propagandy oraz prowadzenie przemyślanej, zręcznej i stałej kampanii na rzecz zmiany obrazu SB, MOi ZOMO w społeczeństwie i inicjowanie akcji tych służb dla ocieplenia ich wizerunku, do którego polecał m.in. Mariusza Waltera, gdyż to najzdolniejszy w ogóle redaktor telewizyjny w Polsce, który przedstawia tow. Mieczysławowi Rakowskiemu.
Oto list Jerzego Urbana do wicepremiera generała Czesława Kiszczaka:
Tow. Generał Czesław Kiszczak Minister Spraw Wewnętrznych
Proponuję utworzenie w MSW oddzielnego pionu ( służby) propagandowej, działającej także w obrębie MO. Znaczna część politycznie ważnych w skali kraju przedsięwzięć polityczni-propagandowych ma związek domeną działalności MSW. Dopóki w kraju toczyć się będzie walka polityczna, MSW będzie planować i realizować przedsięwzięcia o największym znaczeniu z punktu widzenia jej przebiegu. Niezbędny jest, więc poważny, instytucjonalny instrument umożliwiający lepsze wykorzystanie propagandowe tych operacji, bezpośrednie oddziaływanie na społeczeństwo w pożądanym kierunku. (...) Służba propagandowa MSW powinna mieć możliwość dawania do TV, radia i prasy gotowych programów do druku, albo też dostarczania TV, radiu i prasie półproduktów, którym ostateczny kształt nadadzą redakcje TV, radia i prasy.(..) W przypadku tego rodzaju rozbudowy służby propagandowej, decydujące znaczenie będzie mieć obsada kadrowa. Trudno jednak znaleźć dobrych dziennikarzy, którzy zdecydują się przejść do MSW. Nie mniej mam pewne propozycje, które jak uważam, warto przynajmniej rozważyć:
Wojciech Jaruzelski, I Sekretarz KC PZPR, twórca stanu wojennego, został prezydentem z polecenia Adma Michnika, który w Gazecie Wyborczej napisał
"Wasz / PZPR /prezydent-Wojciech Jaruzelski, nasz ?Solidarność, premier Tadeusz Mazowiecki
1. Mariusz Walter nadaje się na głównego konsultanta, jakiegoś szefa propagowania, szefa realizacji programów radiowo-tv - jednym słowem na kierownika pionu propagandy, lecz główną siłę koncepcyjno - fachową. (...) Pozytywnie zweryfikowany w 1982r. Sam się usunął z TV, mając dość nękania go. (...) Walter zwleka z decyzją powrotu, żądając satysfakcji i pognębienia jego wrogów.(...) Walter jest więc w tej chwili do wzięcia i wkrótce będzie za późno, bo ma otrzymać wysokie stanowisko w TV, jak mu się tam oczyści przedpole. (....) Gdyby udało się pociągnąć Waltera, on zaproponuje dużo młodych, zdolnych ludzi. Ja dalej będę myśleć, rozglądać się, szukać - Jerzy Urban
Sąd Okręgowy w Warszawie sygn. akt VIIIK37/98 t. IV, akta tajne
Przesłuchanie Grzegorza Żemka„Odpowiedzialnym z ramienia II Zarządu Sztabu Generalnego WP za lokowanie agentów w sferze mediów był Ryszard Pospieszyński, najpierw pracownik Komitetu Centralnego PZPR, a później dyrektor generalny Filmu Polskiego. Ja dostałem od służb specjalnych wojskowych zadanie po konsultacjach z Pospieszyńskim, aby znaleźć za granicą firmę, która mogłaby pełnić rolę „konia trojańskiego", to znaczy, która mogłaby służyć do wprowadzenia agentów na obszar na Zachodzie, w dziedzinie mediów. Był to rok 1987. Jedyną firmą zagraniczną w dziedzinie mediów, którą znałem była firma należąca do Jana Wejherta, ulokowana w Irlandii, na obszarze doków portowych, które stanowiły wydzielony w Irlandii obszar tzw. „raju podatkowego". Mechanizmy działań tego raju podatkowego były analogiczne do tych, które funkcjonowały na Guernsey. Firma ta nazywała się Cantal, a później zmieniono jej nazwę na I.T.I. Ta firma finansowała się z kredytów banku handlowego International w Luksemburgu. Zapytałem służb wojskowych czy mogę podjąć kontakt z Wejhertem. Otrzymałem wówczas informację, że on już współpracuje ze służbami wojskowymi, więc będzie to proste. W tym czasie byłem dyrektorem Departamentu Kredytów w BHI. Poznałem w czasie tych rozmów z Wejhertem jego współpracowników m.in. Marcina* Waltera. Zasugerowali mi, że jeżeli jest potrzeba zorganizowania - znalezienia przykrycia dla agentów działających w dziedzinie mediów i ich finansowanie, to najlepiej stworzyć międzynarodowy koncern z udziałem Filmu Polskiego. (...) Przekazałem te sugestie do wojska, ale postawiłem warunek że jeżeli mam się tym zająć to muszę dostać ludzi którzy znają się na mediach i byliby w stanie taki koncern zorganizować. (...) Ten biznesplan przekazałem do WSI oraz Wejchertowi, do oceny.(...) Przyznaję jednak, że przez cały czas miałem naciski ze służb specjalnych czy to ze strony Pospieszyńskiego żeby jak najszybciej zorganizować ten koncern medialny na zachodzie. W związku z tym rozpoczęła się pierwsza faza tworzenia tego koncernu; muszę przyznać że trochę „na wariackich papierach". (...) Chcę przypomnieć, że w końcu 1988 r. z konta W.K. Nebeling, tj. zaszyfrowanego konta wojskowego w banku International w Luksemburgu (BIL) dokonywano wypłat na konto pana Weinfelda, oznaczone Group Weinfeld, nie pamiętam w tej chwili w jakim banku. Mnie zlecono żebym takie wpłaty przekazywał jako dysponent konta. Wiem, że kwoty przekazywane we frankach belgijskich Weinfeld zamieniał na dolary i przekazywał do Attachatu Wojskowego w Brukseli. Będąc już dyrektorem FOZZ-u też dokonywałem takich operacji , a nawet osobiście zamieniałem pieniądze i zanosiłem do Attachatu Wojskowego przy Ambasadzie Polskiej w Brukseli. Attache był Wojciech Myszak. Chcę sprecyzować wyglądało to tak, że ja przekazywałem do Weinfelda pieniądze z konta wojskowego w BIL a on przywoził mi czek na franki belgijskie. Ja je zamieniałem na dolary i zanosiłem do Attachatu. Wynikało to stąd, że wojsko rozliczało się tylko w dolarach. Informacje o których mówię zawierają również dokumenty w aktach tajnych na k. 113,116. W późniejszym okresie czasu Weinfeld szantażował służby wojskowe , że ujawni operacje gotówkowe prowadzone przez wojsko na terenie Belgii. (...)
* - oczywista pomyłka w imieniu
Dokument znajduje się w Raporcie Komisji Weryfikacyjnej o działalności żołnierzy i pracowników WSI. Str. 302-303 i stanowi aneks nr.9
http://www.wsi.emulelinki.com/aneks_9.htm
Tak, w świetle powyższych dokumentów, wyglądają „historyczne" podstawy, na jakich powstał koncern medialny ITI i rzeczywiste inspiracje jego twórców. Nie ma żadnych powodów, by sądzić, że współpracujący z wojskowymi służbami specjalnymi Wejchert i Walter zakończyli tę współpracę w wolnej Polsce. Takich ludzi i takiego majątku służby nie wypuszczały z rąk. Jeżeli przyjąć, że układ PRL -owskich służb wojskowych przetrwał w niezmienionej formie do obecnych czasów, w takim samym stopniu przetrwała również szeroko rozumiana agentura. Jak wyraźnie wynika z zeznań Grzegorza Żemka - kadrowego oficera WSI, finansowanie koncernu medialnego odbywało się poprzez Bank International w Luksemburgu, służący wywiadowi PRL do dokonywania nielegalnych operacji finansowych. Jasno też określono zadania operacyjne medialnego „konia trojańskiego". Dalekowzroczna strategia służb sowieckich, zakładała proces transformacji ustrojowej, w której przeprowadzeniu szczególną rolę przypisano „wolnym mediom". W tworzeniu pozorów państwa demokratycznego, konieczne były struktury propagandy, kamuflowane pod przykryciem prywatnych mediów, dające solidne zaplecze finansowe i służące manipulacji opinią publiczną. Innym sposobem, była zgoda komunistycznych służb na powołanie mediów, zarządzanych przez koncesjonowaną opozycję - czego przykładem może być Gazeta Wyborcza, powstała na skutek ustaleń, zawartych przy Okrągłym Stole. Jeżeli z tej perspektywy spojrzeć na informacyjną działalność TVN -u, nietrudno dostrzec, że jej priorytetem jest obrona status quo, zwanego umownie III Rzeczpospolitą. To wokół mediów takich jak TVN czy Gazeta Wyborcza, powstały środowiska opiniotwórcze i tam należy szukać pierwszej linii obrony frontu - ustaleń Okrągłego Stołu. Łatwość, z jaką tego typu media, posługują się materiałami uzyskanymi od służb specjalnych, znajduje swoje uzasadnienie w słowach Jerzego Urbana - „Służba propagandowa MSW powinna mieć możliwość dawania do TV, radia i prasy gotowych programów do druku, albo też dostarczania TV, radiu i prasie półproduktów, którym ostateczny kształt nadadzą redakcje TV, radia i prasy.
**Mariusz Walter wraz Janem Wejchertem założył holding medialno propagandowy ITI International Trading and Investments Holdings SA Luxembourg.
Dzis w skład ITI wchodzą:
TVN – ogólnotematyczna stacja telewizyjna nadająca od 3 października 1997
TVN 24 – pierwsza w Polsce całodobowa telewizja informacyjna nadająca od 9 sierpnia 2001
TVN 7 – kanał rozrywkowo-filmowy, 1 marca 2002 swoją nazwę na TVN Siedem zmienił przejęty dwa miesiące wcześniej RTL 7
TVN Meteo – kanał pogodowy, rozpoczął nadawanie 10 marca 2003
TVN Turbo – kanał motoryzacyjny, uruchomiony 12 grudnia 2003
TVN International – telewizja emitująca swój program dla Polaków mieszkających za granicą, ruszyła 29 kwietnia 2004
TVN Style – kanał lifestylowy, został uruchomiony 1 sierpnia 2004
NTL Radomsko – 14 grudnia 2005 nastąpiło przejęcie lokalnej telewizji radomszczańskiej NTL
nSport HD – kanał sportowy nadający w HD od 12 października 2006
Wojna i Pokój – kanał filmowy emitujący produkcje rosyjskie od 17 listopada 2006
Mango 24 – 23 maja 2007 TVN kupiła spółkę Mango Media, nadawcę stacji telezakupowej nadającej od 1 marca 2002
Religia.tv – kanał o profilu chrześcijańskim, tworzony we współpracy z Tygodnikiem Powszechnym, uruchomiony dnia 15 października 2007 roku
TVN CNBC – kanał o profilu ekonomiczno-biznesowym we współpracy programowej z CNBC, ruszył 3 września 2007
TVN HD – kanał nadający, w jakości HD od 28 sierpnia 2007
nSport – kopia kanału sportowego, w jakości SD od 3 października 2008 roku – na potrzeby Telewizji na kartę
nFilm HD – od 2 września 2009 kanał filmowy premium
nFilm HD 2 – drugi kanał filmowy typu premium, od 2 września 2009
TVN HD+1 - kanał nadający, w jakości HD od 1 maja 2010, retransmisja TVN HD, z godzinnym opóźnieniem.
nSHOW 3D - serwis nadający w standardzie 3D
Michał St. de Z…
Gazeta Bankowa: Kontrolowanie banków na poziomie europejskim ze względu na skalę związanych z tym trudności jest pobożnym życzeniem W artykule „Unia bankowa za i przeciw” opublikowanym we wrześniowym wydaniu Gazety Bankowej, prof. Eugeniusz Gostomski prezentuje bardzo obszernie dyskusję toczącą się w Europie na temat unii bankowej. Poniżej publikujemy fragment artykułu dotyczący argumentów przeciwników tego projektu.
„(…) Przeciwko utworzeniu unii bankowej w ramach UE wysuwa się wiele argumentów natury organizacyjnej, politycznej i ekonomicznej. Osoby sceptycznie odnoszące się do idei unii bankowej wskazują na to, że pomysł ten nie jest podparty żadnymi głębszymi analizami ekonomicznymi i pomija wcześniejszy raport grupy de Larosiere’a, którego zalecenia w postaci utworzenia Europejskiej Rady Ryzyka Systemowego i europejskiego systemu nadzoru nad rynkami finansowymi są obecnie realizowane. Przeciwnicy powołania do życia unii bankowej podnoszą kwestię związanego z tym ograniczenia suwerenności państw w niej uczestniczących. Uważają oni, że władza nad sektorem bankowym jest istotną prerogatywą rządów i dlatego przekazanie kompetencji nadzorczych nad bankami do organu paneuropejskiego oznaczałoby ograniczenie podmiotowości państwa. Jednak z drugiej strony bez oddania części suwerenności na rzecz organu paneuropejskiego nie będzie możliwa dalsza integracji ekonomiczna w ramach UE, która jest konieczna w celu przezwyciężenia skutków kryzysu zadłużeniowego w strefie euro. Przeciwko szybkiemu wprowadzeniu unii bankowej opowiada się prezes Bundesbanku Jens Weidmann. Uważa on, że wymagałaby to zarówno zmiany traktatów dotyczących funkcjonowania Unii Europejskiej, jak i zmiany konstytucji w poszczególnych krajach członkowskich, czego nie sposób dokonać w krótkim czasie i dlatego unię bankową należy postrzegać jako uwieńczenie długiego procesu porządkowania finansów publicznych w krajach UE i pogłębiania integracji gospodarczej. Bardzo sceptycznie do możliwości utworzenia unii bankowej odnosi się rząd niemiecki, chociaż nie zablokował on prac nad jej stopniowym urzeczywistnieniem. Przed negatywnymi skutkami unii bankowej przestrzega 172 ekonomistów niemieckich w głośnym liście otwartym opublikowanym po szczycie brukselskim 5 lipca 2012 roku. Działania w kierunku unii bankowej uważają oni za zły krok prowadzący do wspólnej odpowiedzialności krajów strefy euro za długi banków eurolandu, czyli do unii transferowej. Według nich unia bankowa stałaby się instrumentem obciążenia oszczędnych i pracowitych społeczeństw kosztami braku rozsądku społeczeństw żyjących ponad stan. Krytycy idei unii bankowej nie zgadzają się z poglądem, iż paneuropejski nadzór bankowy będzie skuteczniejszy niż krajowe nadzory. Ich zdaniem kontrolowanie banków na poziomie europejskim ze względu na skalę związanych z tym trudności jest pobożnym życzeniem. Odrzucają oni również propozycję wspólnego gwarantowania depozytów bankowych, ponieważ prowadziłaby ona do nasilenia się pokusy nadużycia w systemie bankowym poszczególnych krajów unijnych. Podobnie krytycy unii bankowej odrzucają pomysł stworzenia wspólnego funduszu ratującego banki przed upadłością. Udzielanie bankom dodatkowego zabezpieczenia stanowiłoby zachętę do „rozdawania” kredytów, czyli udzielania tanich kredytów zarówno podmiotom prywatnym, jak i publicznym. Tym samym mielibyśmy do czynienia z powielaniem błędów z pierwszych lat istnienia strefy euro, kiedy kraje Południa, korzystając z wysokiej wiarygodności krajów Północy, mogły bez problemu zaciągać na dużą skalę tanie kredyty na finansowanie swego importu, długu publicznego i inwestycji mieszkaniowych, co doprowadziło do wybuchu kryzysu zadłużeniowego w tych krajach. Reasumując, należy stwierdzić, że sam termin „unia bankowa” nie jest adekwatny do przedsięwzięć, które unia ma obejmować. Jej wprowadzenie będzie możliwe dopiero w dłuższej perspektywie. Kluczowe znaczenie ma przy tym wola polityczna krajów eurolandu do ograniczenia swej suwerenności na rzecz instytucji paneuropejskich. Na razie bardzo sceptycznie do unii bankowej odnoszą się Niemcy, bez zgody których o żadnej unii bankowej w UE nie może być mowy.” Prof. Eugeniusz Gostomski
W jaki sposób racjonalnie opuścić strefę euro
http://gonzalolira.blogspot.com/2012/07/how-country-rationally-exits-eurozone.html
Znajdujemy się w obliczu doświadczeń z wychodzeniem z kryzysu wywołanego przez euro. Kto będzie pierwszy? Włochy czy Hiszpania? W każdym wypadku będzie z tym niezły galimatias. Cała kwestia wychodzenia ze strefy euro ma miejsce, ponieważ konkretne państwo nie ma już pieniędzy na to, aby finansować swoje działania. W każdym z tych przypadków: Hiszpania, Grecja i pewnie Włochy, ten moment nadchodzi, a co do Hiszpanii, to jest to tylko kwestia dni. Gdy suwerenne państwo osiąga ten stan rzeczy, nie ma innego wyjścia, tylko opuścić EMU i powrócić do swej narodowej waluty, którą rząd może potem zdewaluować. Czyniąc tak, rząd jednocześnie ma wszystkie zasoby pieniężne, jakich potrzebuje na swoje działania, a także może spłacać swoje długi. Sektor prywatny otrzymuje na wstępie zastrzyk adrenaliny, bowiem dotyczy go przecież handel zagraniczny, a jego towary i usługi staja się wiele tańsze na rynkach zagranicznych. Sytuacja z zatrudnieniem mocno się poprawia, gdyż producenci sprzedający swoje dobra za granicę zatrudniają więcej pracowników, aby realizować zamówienia. Rząd zostaje odcięty od zagranicznych rynków finansowych, jego sektor finansowy doznaje wielkiego ciosu, ceny podstawowych produktów i usług rosną dramatycznie uderzając po kieszeni biednych, niższą klasę średnią, osoby starsze i nieprzygotowane na szok. Mimo tych negatywów, wymuszona konwersja walutowa i dewaluacja jest dobrodziejstwem dla zbankrutowanych państw. Zasadniczo jest to reset ekonomiczny: doświadczenie historyczne pokazuje, że choć w perspektywie krótkoterminowej to zaboli, to jednak pomaga na nowo rozbudzić gospodarkę. Okazało się to pomocne w przypadku USA w 1933 r., Niemiec w 1948 r., w Ameryce Łacińskiej w latach 80-tych, w Argentynie i Urugwaju w 2001 r. Jest to zasadnicza sprawa niezbędna do zrozumienia zarówno sekwencji, jak też mechanizmów procesu, aby móc przewidzieć co się stanie, a w ten sposób poczynić prawidłowe decyzje inwestycyjne. Gdy decyzja polityczna w sprawie opuszczenia EMU zostanie podjęta, oto co należy robić dalej:
1. Rząd postanawia stworzyć nową walutę krajową oraz tworzy podstawy jej wymiany w stosunku do euro (niech tą nową walutą będzie nueva peseta).
2. Rząd zasila tymi nuevas pesetas miejscowy sektor finansowy i zarządza dokonanie wymiany. W ten sposób Bank Centralny przejmuje wszystkie denominowane w euro depozyty w bankach lokalnych i dokonuje ich zamiany na nuevas pesetas. A wszystkie banki lokalne z kolei również dokonują konwersji euro swoich klientów detalicznych na nuevas pesetas as well—wszystkie te operacje zamiany mają miejsce na podstawie określonego kursu wymiany. Rząd wymienia wszystkie nowoemitowane nuevas pesetas na euro, w ten sposób euro znajdzie się teraz w sejfie rządowym.
3. W tym samym czasie, gdy dokonywana jest przemiana sektora finansowego na posługiwanie się nueva peseta, rząd zobowiązauje się spłacać wszelkie długi krajowe w nuevas pesetas. Każde denominowane w euro zobowiązanie albo umowa automatycznie i bezwarunkowo płacone jest w nuevas pesetas. Wszystkie zobowiązania emerytalne i pensje rządowe również wypłacane są w nuevas pesetas.
4. Rząd dekretuje również, że wszelkie długi prywatne, w tym wszystkie zobowiązania konsumenckie wobec sektora bankowego (tj. z kart kredytowych, hipoteczne, etc.) zostają przekonwersowane na nuevas pesetas na podstawie ustalonego kursu wymiany.
5. Rząd obowiązkowo wprowadza przepisy o zamrożeniu płac i zamrożeniu cen. Gdyby tego nie zrobił, ceny poszybowałby na księżyc, wywołując gwałtowną inflację. Nie da się powiedzieć, że nie nastąpi owczy pęd, owszem – będzie, niezależnie od zamrożenia płac i cen. Czarny rynek także będzie się rozwijał. Ale zamrożenie płac i cen zatrzyma możliwy wybuch paniki inflacyjnej; albo przynajmniej zwolni jej skalę na tyle, aby powstrzymać sytuację przed wybuchem histerii. Kontrola nad kapitałem nie będzie konieczna w związku z tym, że euro deponentów zostało zamienione na nuevas pesetas. Na pewno depozyty dolarowe uciekną w sekundę po tym, jak pojawi się ogłoszenie o konwersji, ale rachunek dolarowy będzie wymagał względnie niewielkich rozmiarów dla zbilansowania płatności w obliczu prognozowanego opuszczenia strefy euro.
6. Rząd podejmie także próbę zamiany wszystkich zobowiązań na nuevas pesetas. To może okazać się niekonieczne, zwłaszcza, że część kredytodawców nie zechce zwrotu pożyczek skonwertowanych. Może się zdarzyć, że zagraniczni posiadacze obligacji będą mieć polityczne mechanizmy powstrzymania wymuszonej konwersji euro-obligacji na obligacje w nueva peseta. Lecz rząd z całą pewnością będzie próbować dokonać konwersji swych długów zagranicznych z euro na nuevas pesetas—i prawdopodobnie osiągnie jakiś sukces przynajmniej co do jakiejś transzy tych nieuregulowanych obligacji.
7. Gdy rząd przeprowadzi konwersję tylu obligacji, ilu zdoła na nową walutę krajową, dokona wtedy dewaluacji nueva peseta—dużej dewaluacji. Początkowa dewaluacja w zakresie 20-30 % jest historycznie rzecz biorąc całkiem uzasadniona (patrz kraje Ameryki Łacińskiej w latach 80-tych), zaś ostateczny jej wymiar osiągnąć może nawet rozmiar 100 % w ciągu 6 do 18 miesięcy.
Ja twierdzę: to jest racjonalny sposób opuszczenia eurostrefy. Zatem, jeżeli postulujemy racjonalność takiej decyzji i jej wprowadzenia, wówczas, aby było to skuteczne, i aby zminimalizować ryzyko paniki, wszystkie opisane uprzednio działania (za wyjątkiem pkt 6) winny być zrealizowane jak najszybciej się da: powiedzmy w czasie weekendu. Jest to całkiem wykonalne: współczesna technologia finansowa z łatwością pozwoli rządowi na wymuszenie zamiany bankowych depozytów w euro na depozyty w nueva peseta niemal w jednej chwili. Jak wyżej zastosowanie będzie miało to rozwiązanie do lokat i zadłużeń klientów detalicznych banków. Krok 7 – dewaluacja nueva peseta—również nastąpi niezwłocznie: w niedzielę wieczór po całym tygodniu pracy. Dewaluacja nueva peseta jest oczywiście kluczowym punktem całej tej operacji: rząd opuszczając strefę euro, dokonuje dewaluacji nueva peseta po to, żeby na nowo pobudzić gospodarkę do działania. Problemem nie będzie wprowadzenie takiego schemata, problemem będzie natomiast sprawa przecieków: jeśli jakiś sektor publiczny zostanie uprzedzony o tym, co nadchodzi, wówczas osiągnięty będzie skutek taki, jak to, co wydarzyło się w Argentynie w 2001 r. – ogromne konwoje opancerzonych pojazdów, wyworzące pieniądze oligarchów z kraju, zanim rząd zdążył je zamienić na nową walutę. Zatem, jeżeli rząd podejmie decyzję wyjścia ze strefy euro, musi to być decyzja szybka i zaskakująca. Jeśli rozpatrywanie za i przeciw przeciągnie się zbyt długo lub taka decyzja będzie rozciągnięta w czasie, albo pojawią się przecieki, wtedy nastąpi masowy odpływ kapitału tak samo, jak w Argentynie w 2001 r., co spowoduje straszne zawirowania i szkody dla gospodarki.
Krytycy nieustannie twierdzą, że żaden kraj nie może opuścić eurostrefy, gdyż jeśli to zrobi, to tym samym będzie odcięty od rynków obligacji, a tym samym również nie będzie w stanie pożyczać pieniędzy, aby dokonywać zakupu koniecznych dóbr z importu, jak zboża, ropy, itp. Jest to głupie zastrzeżenie, ponieważ nie bierze ono pod uwagę mechanizmów opuszczenia EMU i dokonania powrotu do krajowej waluty:
Jeżeli rząd poprzez przymusową zamianę przejmie euro z depozytów banków i ludności, a w zamian wyda depozyty w nueva peseta, to rząd skonfiskuje niemal w całości środki w euro. Oczywiście: rozpocznie się drukowanie nuevas pesetas i przymusowa wymiana dla każdego. A dokąd trafią te euro? Do rządowego skarbca. W ten oto sposób, w kategoriach krótko-średnioterminowych, rząd nie będzie potrzebować rynku euroobligacji, gdyż będzie mieć pod dostatkiem euro na realizację swych potrzeb. (To wyjaśnia również potrzebę szybkości działania oraz zachowanie w sekresie decyzji o wprowadzeniu nowej waluty: jeśli nastąpi przeciek, kapitał postawi rząd w bardzo trudnej sytuacji, rząd zostanie bez euro, na co absolutnie nie może sobie pozwolić. Pewnie od razu pojawi się argument, że rząd kradnie euro od ludzi, co w rzeczy samej tak wygląda. Lecz nie zajmuję się tutaj rozważaniami moralnymi co do takiej decyzji, zajmuję się praktycznymi aspektami zagadnienia z punktu widzenia zdecydowanego na wszystko rządu, jaki staje w obliczu bankructwa, a podjął decyzję o opuszczeniu strefy euro). Chociaż rząd, jaki wychodzi ze strefy euro i dokonuje przymusowej wymiany walut na walutę krajową, będzie mieć tyle euro, ile mu potrzeba do pokrycia płatności w rozliczeniach międzynarodowych w warunkach krótko-średnioterminowych, w tym do zakupu koniecznych towarów importowanych, jak zboża i ropa, to nie oznacza to automatycznie, że nigdy nie będzie potrzebować międzynarodowych rynków obligacji: to oznacza, że w kategoriach krótko-średnioterminowych, rząd opuszczający EMU będzie na wstępie zajmował dobrą pozycję posiadania twardej waluty do rozliczeń zewnętrznych, a tym samym zdolność do pokazania środkowego palca wszystkim oburzonym z rynków euroobligacji. I dalej, przechodząc do tego racjonalnego scenariusza: euro potrzebne będzie po to, żeby kupować konieczne dobra importowane. Aby zabezpieczyć się przed hiperinflacją nueva peseta, rząd prawdopodobnie będzie musiał subsydiować niektórych większych importerów zbóż, pory i innych podstawowych dóbr importowanych, aby zamortyzować nagły wzrost cen żywności dotykający szerokie warstwy społeczeństwa. Sposób, w jaki dokonywane będzie to subsydiowanie winien być oparty na sprzedaży euro, jakie rząd skonfiskował dla tych właśnie krajowych importerów po specjalnym kursie, lepszym niż na rynku ogólnym oraz ze zrozumieniem, że importerzy zboża i paliw, którzy kupują je na rynkach zewnętrznych, będą je potem sprzedawać na rynku krajowym po cenach odpowiednio regulowanych, aby były dostępne dla ludności. Nie wszystko jest słodkie i jasne w opisanym scenariuszu: całe mnóstwo firm małego i średniego biznesu przeżyje krach i zostaną zamknięte, co odbędzie się też z równoległym skokiem bezrobocia, ponieważ te firmy będą mieć zobowiązania w walutach zagranicznych, jakich nie będą mogły spłacić, bo ich lokalnie sprzedawane produkty będą obecnie o wiele tańsze w związku z dewaluacją nueva peseta. Jednak, sprawa, jaka ma naczelne znaczenie, jest taka, że rząd w tym momencie będzie w posiadaniu rezerw walutowych, zarówno euro, jak też nuevas pesetas, i będzie mógł je wpuścić na rynek, aby zaczęły cyrkulować wśród ludności, a to wprowadzi kraj w nową fazę funkcjonowania.
Misza i jego krysza Gdyby Misza T. był człowiekiem honoru, odszedłby sam z roboty na lotnisku Bolek Airport w Gdańsku. Niestety, zamiast tego mamy jeszcze jeden przykład arogancji syna swojego ojca. Misza T. nie jest ani pierwszym ani jedynym. Przykładów nie brakuje. Synowie czołowych polityków często uważają że wszystko im wolno i że są bezkarni, ponieważ chroni ich krysza tatusia i jego kolegów. To funkcjonuje dobrze w krajach totalitarnych, ale często kończy się niestety rozlewem krwi (synowie Husseina w Iraku lub synowie Kadafiego w Libii). W demokracjach krysza działa z reguły też tylko do pewnego czasu, potem przychodzi czas rozliczeń. Buta i arogancja jaką manifestuje Misza T. i jego tatuś są więc raczej niebezpieczne dla nich samych. W ostatnich dekadach mieliśmy przykłady synów polityków, którzy kończyli swoje biznesowe kariery z wielkim hukiem. Przytoczmy poniżej dwa:
Jean-Christophe Mitterand– syn francuskiego prezydenta Francois Mitteranda, który przez lata robił geszefty w cieniu taty i jego kolegów, został skazany w dwóch aferach: dwa lata więzienia w zawieszeniu i 375 tys Euro grzywny za udział w nielegalnej sprzedaży broni w Angoli, 30 miesięcy więzienia i grzywny 600 tys Euro za oszustwa podatkowe.
Syn prezydenta przez lata działał w szemranych biznesach na terenie Afryki i być może był kontaktowany przez szemranych pośredników właśnie dlatego że był synem prezydenta.
Mark Thatcher – syn Margaret Thatcher został skazany na cztery lata więzienia w zawieszeniu za udział w nieudanym zamachu stanu w Gwinei Równikowej, gdzie Thatcher był jednym ze finansowych sponsorów operacji. Wcześniej był oskarżany o udział w operacjach parabanków w Afryce Południowej, które pożyczały pieniądze policjantom, urzędnikom i żołnierzom, na lichwiarskich warunkach. Także USA ścigało go za oszustwa podatkowe, ale sprawa została umorzona (żona Thatchera jest bogatą Amerykanką). Dotychczasowa kariera Miszy T. - od cieplej posadki w prorządowej “Gazecie Wyborczej” - do lotniska Bolka w Gdańsku - poprzez mafijny OLT Express - pokazuje ze on też chce być bogaty i sławny, jak na syna premiera przystało.
Syn prezydenta Mitteranda został skazany za korupcję i oszustwa
Syn Margaret Thatcher został skazany za finansowanie zamachu stanu
Balcerac
Próba totalnej fiskalizacji życia gospodarczego Propozycja zmian przy podatku VAT pokazuje kierunek myślenia rządu o przedsiębiorczości i gospodarce – jedynym ich pomysłem jest z jednej strony podnoszenie podatków, a z drugiej tworzenie systemu, który jest bardziej represyjny i wrogi gospodarce - mówi w rozmowie ze Stefczyk.info Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. Stefczyk.info: „Rzeczpospolita” przeprowadziła sondaż w 200 przedsiębiorstwach. Pracodawcy ocenili proponowane przez rząd zmiany w opodatkowaniu VAT, w skali szkolnej, na 2,7. Czy rzeczywiście przedsiębiorcy mają na co narzekać? Od lat polski system VAT jest jednym z najbardziej niesprzyjających przedsiębiorcom. Nic dziwnego, że taką ewolucję ministerstwo finansów proponuje w dalszym ciągu. Wszystko zmierza do tego, aby wycisnąć jak najwięcej z podatków do wpływów budżetowych, bez liczenia się z przedsiębiorcami i zrozumienia ich problemów. I ta propozycja, i wprowadzanie kas fiskalnych dla podmiotów, które mają wręcz symboliczny obrót gospodarczy wskazują na to, że mamy do czynienia z próbą totalnej fiskalizacji życia gospodarczego; bez wzięcia pod uwagę tego, że może to przynieść odwrotnie do zamierzonych skutki. Doraźnie może to, co prawda przynieść efekty w postaci wyższych wpływów do budżetu, ale przedsiębiorcy prędzej czy później będą musieli zneutralizować te negatywne zmiany, a to odbije się na kondycji polskiej gospodarki i zwiększającym się bezrobociu. To pokazuje też kierunek myślenia rządu o przedsiębiorczości i gospodarce – jedynym ich pomysłem jest z jednej strony podnoszenie podatków, a z drugiej tworzenie systemu, który jest bardziej represyjny i wrogi gospodarce. Stąd nic dziwnego, że Bank Światowy umieścił polski system podatkowy na 127. miejscu na 183 badane kraje, oceniając go jako jeden z bardziej wrogich systemów wobec gospodarki. Warto cofnąć się jeszcze dalej, do raportu z bodajże 2006 roku, który zamówił ówczesny rząd. Wynika z niego, że same koszty poboru podatku wynoszą ok. 40 milionów złotych. To pokazuje jak niezwykle kosztowny jest to podatek.
Finansiści spytani przez dziennik o te zmiany z jednej strony mówią o negatywnym wpływie m.in. na płynność finansową spółek, z drugiej wspominają o konieczności dostosowania się polskiego prawa do unijnych regulacji. Czy unijne prawo mocno wpływa na te zmiany? W innych krajach nie ma jakoś tego typu problemów z VAT-em. Jak można mówić, że UE nam coś narzuca, skoro w innych krajach jest pod tym względem lepiej? Dyrektywy nie determinują tak mocno polityki rządu – czy ułatwić przedsiębiorcom życie i funkcjonowanie, czy wręcz przeciwnie, wyciskać ich jak cytrynę.
Sporo kontrowersji wywołuje także termin wprowadzenia zmian; mówi się o początku przyszłego roku. Czy czas, który daje rząd przedsiębiorcom do przystosowania się do zmian jest wystarczający? Absolutnie nie. To pokazała też zmiana stawek VAT i koszty, jakie zapłaciła polska gospodarka w związku z nią. Koszty przyswojenia się przedsiębiorców do zmian w ogóle nie są brane przez rząd pod uwagę. W normalnym, demokratycznym kraju nie może być tak, że ustawy podatkowe są praktycznie w każdym roku zmieniane. Przydałby się przynajmniej kilkuletni vacatio legis, a nie kilka miesięcy czy tygodni. To jest niedopuszczalne i sprzeczne z duchem polskiej konstytucji.
Czy ta negatywna ocena zmian, jaką wystawili Ministerstwu przedsiębiorcy wpisuje się szerzej w negatywne nastroje pracodawców? Mamy taką sytuację w tym roku, która jest zapowiedzią fundamentalnych zmian systemu w Polsce. Do tej pory, jeśli popatrzymy na strajki w III RP, na ulicę wychodzili protestować pracownicy socjalni czy też pracownicy zakładów przemysłowych. Natomiast po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, gdy sprawy w kraju mają się na tyle źle, że strajkować zaczęli przedsiębiorcy. Miało to miejsce na Sali Kongresowej na Kongresie Niepokonanych. Skoro w roku 2012 przedsiębiorcy mają tego dosyć i manifestują, to znaczy, że w tym systemie nie da się żyć i prędzej czy później dojdzie do jego zmiany.
Not. Sv
Sensacyjne nagrania ws. Amber Gold Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski w rozmowie z urzędnikiem kancelarii Donalda Tuska prosił o instrukcje, czy przyspieszać posiedzenie sądu ws. aresztu Marcina P., prezesa Amber Gold. „Gazeta Polska Codziennie” jest w posiadaniu nagrania tej rozmowy. Rozmowa odbyła się 6 września – w dniu, w którym minister sprawiedliwości Jarosław Gowin podjął decyzję o kontroli pracy Ryszarda Milewskiego. Przedmiotem kontroli jest m.in. nadzór nad wykonaniem orzeczeń w postępowaniach karnych wobec szefa Amber Gold Marcina P. Przeprowadzają ją sędziowie wizytatorzy z Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Gdy sekretarka prezesa sądu okręgowego usłyszała, że dzwoni urzędnik z Kancelarii Premiera, natychmiast połączyła go z prezesem Ryszardem Milewskim. Mężczyzna, który przedstawił się jako asystent szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego, ustalił z nim zarówno datę posiedzenia sądu ws. zażalenia obrońcy Marcina P. Łukasza Daszuty na areszt szefa Amber Gold, jak i umówił spotkanie prezesa z premierem Donaldem Tuskiem.Prezes Milewski podkreślał również, że się dostosuje, jeśli chodzi o termin spotkania. – Jak pan premier wyznaczy, tak będziemy – mówił. Ostatecznie ustalono, że do spotkania dojdzie 13 września.
– Cały czas mam włączoną komórkę i czekam na telefon – stwierdził szef gdańskiego sądu okręgowego w odpowiedzi na pytanie, czy minister Arabski może dzwonić w godzinach wieczornych. Pytany o skład sędziów na spotkaniu z premierem, zaproponował prezes Sądu Rejonowego Gdańsk-Północ Jolantę Piątek oraz wiceprezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Alinę Miłosz-Kłoczkowską.W trakcie rozmowy poruszana była również sprawa kontroli, którą zarządził w gdańskim sądzie okręgowym minister sprawiedliwości Jarosław Gowin.
– Dowiedziałem się o tym z telewizji i od kolegów z ministerstwa i z Warszawy, że leci na pasku zarządzenie, a już o piątej mówiono o tym w Sejmie – zapewniał Milewski, zaznaczając w rozmowie z rzekomą Kancelarią Premiera, że na spotkaniu chciałby przekazać bardzo istotne informacje na temat prac cywilnych.
– Było 15 osób, a ja nawet słowem się nie odezwałem na tym spotkaniu (…). Spotkanie prowadził minister Gowin, pani prezes od spraw cywilnych zreferowała sprawę, minister spytał o kuratora okręgowego, ten odpowiedział, po czym Gowin wyszedł na konferencję i ogłosił swoją decyzję – takimi słowami prezes Milewski komentował w trakcie rozmowy telefonicznej spotkanie trójmiejskich sędziów z szefem resortu sprawiedliwości.
„Codzienna” zwróciła się do prezesa Ryszarda Milewskiego z pytaniami na temat ww. rozmowy, ale nie chciał na nie odpowiedzieć.
– Nie będę udzielał informacji w tym zakresie ze względu na to, że toczy się śledztwo w tej sprawie, prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Gdańsku i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego – powiedział „Gazecie Polskiej Codziennie” prezes Ryszard Milewski. Sędzia Milewski nie chciał nam również powiedzieć, czy o swojej próbie spotkania z premierem informował Jarosława Gowina, ministra sprawiedliwości, który nadzoruje sądownictwo w Polsce. Prezes sądu okręgowego nie chciał również ujawnić, jakie informacje chciał osobiście przekazać premierowi Donaldowi Tuskowi.
– Postępowanie zostało wszczęte w związku z artykułem 230 kodeksu karnego (powoływanie się na wpływy w instytucjach publicznych – przyp. red). – potwierdza nam Grażyna Wawryniuk, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa skierował do prokuratury prezes Milewski.
Wczoraj Sąd Okręgowy w Gdańsku nie uwzględnił zażalenia obrońcy Marcina P., co oznacza, że szef Amber Gold pozostanie w areszcie Samuel Pereira
Dyspozycyjny jak niezawisły sędzia. Skandal w Gdańsku Sprawa prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku wskazuje na dwa bardzo groźne typy patologii. Po pierwsze, karygodną dyspozycyjność sędziów i taką organizację pracy sądów, która nie umacnia sędziowskiej niezawisłości, a wręcz przeciwnie. Po drugie, mitem jest przekonanie o złym centrum (Warszawie jako centrum państwa) i dobrej Polsce lokalnej. Skala patologii jest tam znacznie większa niż w centrum, bo mniejsza jest kontrola. Także kontrola lokalnych mediów, które często siedzą w kieszeni lokalnej władzy i lokalnych układów.
Dyspozycyjny jak niezawisły sędzia. Skandal w Gdańsku Opcja zerowa w sądach? Dlaczego nie. Jeśli sądy i sędziowie mają działać tak jak szef Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski w dziennikarskiej prowokacji „Gazety Polskiej Codziennie”, to opcja zerowa byłaby uzasadniona. Tym bardziej że sędziowie nie przeszli po 1989 r. weryfikacji. I dlatego, że ich wewnętrzne sądy dyscyplinarne absolutnie nie spełniają funkcji eliminowania z zawodu sędziów przekupnych, nieetycznych czy niekompetentnych.Jakieś niezależne sądy pewnie w Polsce są. I niezależni sędziowie też się uchowali. Tylko oni są także ofiarami złego systemu. Realnie jest tak, jak w dziennikarskiej prowokacji „Gazety Polskiej Codziennie”. Wielu sędziów jest dyspozycyjnych, szczególnie ci funkcyjni. Są oni nadzwyczaj chętni do tego, by władza wykonawcza mówiła im, co mają robić. Ryszard Milewski, prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, nie miał prawa umawiać się z szefem kancelarii premiera, a tym bardziej z samym szefem rządu. A na to z ochotą przystał w rozmowie z domniemanym asystentem Tomasza Arabskiego. To wszystko jest złamaniem zasady niezawisłości sędziowskiej. I to złamaniem absolutnie bezwstydnym. Sędzia Milewski nie tylko się skompromitował, ale z treści rozmowy z nim wynika, że obrońcy Marcina P. mogą podważyć decyzję gdańskiego sądu okręgowego o utrzymaniu aresztu dla niego. Bo sędzia Milewski dał powody do wątpienia w normalny sposób wyłonienia składu sędziowskiego, co mogło mieć wpływ na to konkretne orzeczenie.Gotowość prezesa sądu do aranżowania spotkania z premierem i jego ministrem oznacza wypowiedzenie posłuszeństwa ministrowi sprawiedliwości. Bo jeśli nawet byłyby jakieś ważne powody, aby prezes sądu spotykał się z szefem kancelarii premiera czy samym Donaldem Tuskiem, to sędzia nie powinien tego robić bez wiedzy i zgody ministra sprawiedliwości. I Jarosław Gowin musi z tej sytuacji wyciągnąć wnioski. I konsekwencje służbowe. Pomorze Gdańskie jest specyficznym miejscem, bo tam ten sam układ polityczno-biznesowo-sądowo-prokuratorsko-policyjno-towarzyski rządzi praktycznie od 1989 r. A nawet wchłonął on niektóre ważne osoby z poprzedniego systemu, co wyszło na jaw choćby przy okazji afery Stella Maris. To oznacza, że w Trójmieście wszystko załatwia się bardziej bezczelnie niż gdzie indziej, bo poczucie bezkarności jest tam mocno ugruntowane. Świadczy o tym choćby sprawa nagrań przedsiębiorcy Sławomira Julkego, których bohaterem jest prezydent Sopotu Jacek Karnowski. Te taśmy kompletnie Karnowskiemu nie zaszkodziły, znowu wygrał wybory i rozdaje karty.
Poczucie bezkarności i bezwstydu cechuje też wspomaganie przez polityków i urzędników firm Amber Gold i OLT Express. Słynne ciągnięcie liny, do której podczepiony był samolot OLT Express jest przez prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza traktowane jak coś, czym kompletnie nie trzeba się przejmować. W Trójmieście nikt nigdy się takimi drobiazgami nie przejmował, bo wszystko uchodziło na sucho. O wielu tego typu sprawach po prostu nie wiemy, a dopiero wtedy mielibyśmy pełny obraz. W tej sprawie mamy dwie ważne kwestie, a właściwie patologie. Po pierwsze, karygodną dyspozycyjność sędziów i taka organizacje pracy sądów, która nie umacnia sędziowskiej niezawisłości, a wręcz przeciwnie. Po drugie, mitem jest przekonanie o złym centrum (Warszawie jako centrum państwa) i dobrej Polsce lokalnej. Skala patologii jest tam znacznie większa niż w centrum, bo mniejsza jest kontrola. Także kontrola lokalnych mediów, które często siedzą w kieszeni lokalnej władzy i lokalnych układów. Te dwa typy patologii powinny zostać pilnie zdiagnozowane i zlikwidowane. Stanisław Janecki
Gazeta Polska . Nagranie służalczego wobec Tuska sędziego Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski w rozmowie z urzędnikiem kancelarii Donalda Tuska prosił o instrukcje, czy przyspieszać posiedzenie sądu ws. aresztu Marcina P., prezesa Amber Gold. Nomenklatura II Komuna zmusza do wierzenia swoje chłopstwo pańszczyźniane ( tak status Polaka w III RP określił Kukiz ..(więcej)
do wierzenia w zabobon o niezawiłym , sprawiedliwym systemie sadownictwa i krystalicznie uczuciowych i niezwisłych sędziach. Tymczasem jak ujawniała Gazeta Polska sędziowie w Polsce ordynarnie wiszą na klamkach , są do dyspozycji , są na „usługi „ o każdej godzinie dnia i nocy .Dla premiera, jego urzędników , kryminalistów , kumpli , towarzyszy partyjnych , towarzyszy z mediów. Najdobitniej czym są tak naprawdę sądy w Polsce wyraził Korwin Mikke „Poraziła mnie informacja o tym, jakimi dowodami dysponował skład SN, który ostatecznym wyrokiem orzekł, że p. Marian Jurczyk nie był agentem SB: oryginał podpisanego oświadczenia o współpracy, pokwitowania za otrzymane pieniądze…Przywykłem już, że „polskie” sądy w sprawach politycznych (i nie tylko) kierują się dziwacznymi interpretacjami Prawa –ale takich sk…ysynów, jak ci, co głosowali nad tym orzeczeniem, jeszcze nie widziałem. Najwyższa pora coś z tym zrobić! I zrobię.”....(więcej)
Towarzysze z odcinka propagandy i indoktrynacji II Komuny wbijają do głów klasy ciężko na nich pracujących ( 83 procent wartości pracy Polaka zagarnia II Komuna w postaci podatków, akcyz , przymusowych składek ubezpieczeniowych ) , że istniej w Polsce klasyczny trójpodział władzy. Klasyczny trójpodział władzy zakłada niezależność władzy wykonawczej, ustawodawczej i sądowniczej. Jak to wygląda w praktyce II Komuny . Zobaczmy jak to działa w systemie politycznym zwanym demokracją wadliwą , demokracją fasadową , czy jak popłuczyny PRL , którymi jest II Komuna nazwał Śpiewak, w systemie wodzowsko oligarchicznym . Tusk sam siebie mianuje na „biorące” miejsce na liście wyborczej do Sejmu . Następnie już jako poseł sam siebie wybiera, sam na siebie głoduje na bycie władzą wykonawczą, na bycie premierem. Następnie jako poseł sam siebie kontroluje jako premiera . Tutaj zagadka. Dlaczego Kaczor Donald nie może zostać premierem Polski „(odpowiedź tutaj)
Tutaj muszę wspomnieć o akcji Kukiza zmieleni.pl ( w tej chwili 69 122 oosby podpisane ) i profesora Przystawy w sprawie referendum w celu wprowadzenia w Polsce jednomandatowych okręgów wyborczych , które pozwoliłyby pozbyć się z Sejmu Ruchu Palikota, PSL, SLD
Warzecha.Kukiz chce wygnać trzodę figurantów i miernot z Sejmu
Teraz zobaczmy jak bardzo niezależny od premiera jest system sądowniczy i jak bardzo niezawiśli są sędziowie II Komuna na podanym przez Gazetę Polską przykładzie Gazeta Polska „Prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszard Milewski w rozmowie z urzędnikiem kancelarii Donalda Tuska prosił o instrukcje, czy przyspieszać posiedzenie sądu ws. aresztu Marcina P., prezesa Amber Gold.„Gazeta Polska Codziennie” jest w posiadaniu nagrania tej rozmowy. „....”Gdy sekretarka prezesa sądu okręgowego usłyszała, że dzwoni urzędnik z Kancelarii Premiera, natychmiast połączyła go z prezesem Ryszardem Milewskim. Mężczyzna, który przedstawił się jako asystent szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego, ustalił z nim zarówno datę posiedzenia sądu ws. zażalenia obrońcy Marcina P. Łukasza Daszuty na areszt szefa Amber Gold, jak i umówił spotkanie prezesa z premierem Donaldem Tuskiem. ....(źródło)
Gontarczyk „Wyrok wydany w sprawie Wałęsa – Wyszkowski potwierdza jedną z fundamentalnych zasad funkcjonowania III Rzeczypospolitej: kiedy obraduje sąd, nikt nie może czuć się bezpieczny – pisze historyk „....(więcej)
Bugaj: „jedyne, co bym zmienił w konstytucji, to przepisy o Trybunale Konstytucyjnym.”.. „Bo uważam, że ostatnio zajmuje się on falandyzacją prawa. To bardzo ostre słowa, bo oznaczają pokrętną interpretację przepisów. Bugaj :” Wiem ale gołym okiem widać, że orzeczenia Trybunału odzwierciedlają preferencje politycznych jego członków”.....(więcej)
Czy w takim razie jest jakieś rozwiązanie. Należy wprowadzić model republikańskiego ustroju i wybierać sędziów w wyborach powszechnych. Szczególnie sędziów Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego. „Sędziowie wybierani w wyborach bezpośrednich, powszechnych Zabobonem jest twierdzenie ,że obywatele nie mogą wybierać sędziów w wyborach powszechnych . Jeśli można wyłaniać w wyborach powszechnych władze ustawodawcza i wykonawczą , to dlaczego pozostawić poza demokratycznymi regułami władze sądownicza. Nie ma żadnego racjonalnego argumentu aby tego nie robić. Z wyjątkiem jednego , który w sposób z reguły zawoalowany jest zawsze podnoszony. Obywatele są za głupi , zbyt nierozgarnięci aby wybrać sędziów Czy rzeczywiście tak jest , że obywatele są niezdatni umysłowo i nie mają wystarczających kompetencji aby dokonać prawidłowego , cokolwiek to znaczy wyboru. Senyszyn nazwała Trybunał Konstytucyjny Trybunałem Prostytucyjnym . I Nic. Tak jakby nazwani w sposób pośredni przez Senyszyn ludzi zasiadających tam prostytutkami nic nie znaczyło . Korwin Mikke nazwał ludzi , będących sędziami w Sądzie Lustracyjnym zwykłymi s..synami Było to po orzeczeniuw sprawie Jurczyka . Mimo ewidentnych dowodów ,że Jurczyk był agentem ludzie wyłonieni bez demokratycznych bezpośrednich wyborów stwierdzili ,że tym agentem nie był. Aby nie ośmieszać sparszywiałego już i tak autorytetu wymiaru sprawiedliwości ludzi , będący tam sędziami nie odważyli się wytoczyć Korwin Mikke procesu Problemem całego demokratyczne świata jest uzurpowanie sobie przez sędziów najwyższych instancji , USA jest to Sąd Najwyższy , w Polsce Trybunał Konstytucyjny prawa kreowania prawa , wchodzenie w uprawnienia władzy ustawodawczej. W USA Sąd Najwyższy raz kreuje fundamentalne prawo ,że kara śmieci jest legalna, a raz że nie jest. Wszystko odbywa się pod pozorem badania zgodności prawa z konstytucją . W tej chwili bada się czy ”związki „ homoseksualne są zgodne z konstytucją USA. Już sama próba takiej interpretacji jest ogromnym nadużyciem i łamanie ducha tej konstytucji . Bo potrzebny jest niemały tupet i bezczelność, aby twierdzić ,że ten napisany w XVIII wieku dokument był pisany z myślą o rodzinie homoseksualnej. Jednym uczciwym rozwiązaniem byłoby zmienić konstytucję. Kilku ludzi zasiadających w Sądzie Najwyższym faktyczna władze zmiany konstytucji. Jakim zagrożeniem dla demokracji jest niekontrolowana w procesie demokratycznym metoda mianowania ludzi ,często swoich na takie kluczowe stanowiska . W Polsce Trybunał Konstytucyjny również staje się zagrożeniem dla demokracji, dla normalnego funkcjonowania prawa, gdyż w sposób dowolny może obalać prawa stanowione . Trybunały , Sądy są polem do rozgrywek oligarchicznych . Obsadzani tych ważnych stanowisk jest nacechowane egoizmem politycznym i prywatą, gdyż organy te często chronią prywatne interesy . Pamiętna sprawa ogródków działkowych, spółdzielni mieszkaniowych, czy ostatnia dotycząca gruntów ornych w miastachLudzie pełniący zawód sędziego bez demokratycznej kontroli ze strony społeczeństwa i związane z tym poczucie całkowitej bezkarności poczuciem doprowadzili , co jest normalnym typowym patologicznym procesem do zideologizowania systemu sprawiedliwości . Ilustracją bezkarności była sprawa człowieka z Bydgoszczy , pełniącego zawód sędziego , który pomimo bliskiej zażyłości z gangsterem oraz kryminalnych oskarżeń był całkowicie bezkarny , chroniony mafijna wręcz solidarnością kastową , która nie uchyliła mu immunitetu . Nawet człowiek zasiadający w samym Sądzie Najwyższym jako sędzia był podejrzany o korupcję. Sytuacja taka może być porównywalna tylko do sprzedaży ustaw przez ludzi pełniących funkcje posłów w Sejmie . Obie sytuacje stanowią zagrożeni dla podstaw funkcjonowania państwa. Zideologizowanie całej korporacji stanowi następne zagrożenie dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa. Korporacja bowiem pozbawiona nadzoru demokratycznego i demokratycznych mechanizmów wyboru sędziów selekcjonuje i wspiera kariery tych, którzy podzielają ideologiczne , stojące w sprzeczności z rozsądkiem i poczuciem sprawiedliwości metody i cele . Sprawa np. ideologicznej koncepcji przestępstwa jako efektu represyjności społeczeństwa, czy fanatycznego dążenia do obniżenia wysokości kar Specjalne prawa jaki posiada korporacja, czy raczej kasata sędziowska oraz metody mianowania ludzi do tej kasty są zwykł al pozostałością feudalizmu i należałoby z tym skończyć. Niezawisłość sędziów. To następny zabobon. Ludzie są zależni od tych, którzy ich mianują i wybierają na coraz wyższe stanowiska w hierarchii wymiaru sprawiedliwości. Powoduje to ,że bardzo często są dyspozycyjni w stosunku do środowiska i tych organów które o ich losie decydują. Czy w takim razie demokratyczne wybory sędziów dokonywane w wyborach powszechnych przez obywateli nie stanowiłyby właśnie rękojmi tej niezawisłości . Czy to nie obywatele wybraliby tych uczciwych , sprawiedliwych Z pewnością tak (źródło)
I na koniec „Krakowscy prokuratorzy prowadzą śledztwo dotyczące podejrzeń ołapówkarstwo wśród sędziów Sądu Najwyższego- „...”CBA od 2008 r. rozpracowywali grupę adwokatów ze znanych kancelarii.Podejrzewali, że byli w stanie skorumpować nawet sędziego Sądu Najwyższego, który wydawał wyroki po myśli ich klientów. Wśród rozpracowywanych w tej sprawie osób był Ryszard Sobiesiak. „....(więcej)
Kaczyński oprócz tego ,że stwierdził że Polska, a w zasadzie III RP nie jest państwem prawa dodał bardzo ważne zdanie ,które zmroziło establishment rządzący Polską , eksploatujący Polaków. Powiedział „ Sądy w Polsce powinny być całkiem nowe „....(więcej)
i z ostatniej chwili „Posłowie PiS podczas konferencji prasowej w Sejmie nazwali rozmowę "bulwersującą i wstrząsającą". Andrzej Duda (PiS) podkreślił, że sytuacja jest na tyle wymowna, "aby wyrazić zwątpienie w niezależność i niezawisłość gdańskiego Sądu Okręgowego". "Prezes Sądu Okręgowego rozmawia jak służący z asystentem szefa kancelarii premiera. To niezwykle wymowne. Nie mamy żadnych wątpliwości, że w tej sprawie powinno zostać podjęte postępowanie. Apelujemy do ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, żeby rozważył odwołanie prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku, jak również podjęcie w trybie artykułu 14 par. 1 ustawy o ustroju sądów powszechnych postępowania dyscyplinarnego, żeby zwrócił się w tej sprawie do rzecznika dyscyplinarnego polskiego sądownictwa" - powiedział Duda. „....( źródło ) Marek Mojsiewicz
Ziemkiewicz: Sędziowie rodem z "Misia" "Gazeta Polska Codziennie" przeprowadziła prowokację. Dziennikarz podający się za asystenta Tomasza Arabskiego poprosił o rozmowę z prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku, prowadzącego sprawę Amber Gold - Ryszardem Milewskim. W trakcie tej rozmowy, prezes sądu, bez wahania ustala terminy kolejnych rozpraw zgodnie sugestiami rzekomego urzędnika. Sprawę komentuje Rafał Ziemkiewicz, publicysta "Uważam Rze" Stefczyk.info:Jaki obraz wymiaru sprawiedliwości wyłania się z prowokacji dziennikarskiej przeprowadzonej przez GPC? Czy można mówić, że w Polsce mamy niezależne sadownictwo? Rafał Ziemkiewicz: Pytanie sugeruje, że mieliśmy jakieś sądownictwo, które się pogorszyło, a tymczasem mamy do czynienia ze sprawą, która jest z jednej strony skandaliczna, a z drugiej absolutnie nie zaskakuje. A tymczasem to wciąż jest jak w PRL-u. Władza dzwoni, a urzędnik, który powinien być niezależny stoi na baczność jak ten facet w "Misiu", który dostał polecenie, że ma natychmiast paszporty załatwić i to na poduszkach. Nie sprawdza w ogóle, kto do niego dzwoni. Wystarczy, że się zapyta "Jak tam w waszym życiu osobistym?", co dla widza było jasną formułką, kogo bohater filmu udawał. Myślę, że jest to dokładnie ta sama sytuacja, z której korzystał Wachowski, gdy wydzwaniał do ludzi absolutnie nie podlegających mu formalnie, nie mając prawa absolutnie wydawać im pleceń, i mówił "Jest życzeniem Pana prezydenta, żeby to i to zrobić". I oni to robili. A teraz sytuacja monopartii i Tuska jako pierwszego sekretarza sprzyja powrotowi do tych nawyków i zachowań i tego samego sposobu myślenia.
Sędziowie wciąż działają w myśl zasady "ruki po szwam"? To konsekwencja braku gruntownej reformy sądownictwa po 89' roku? Mamy sądownictwo zdominowane przez ludzi, którzy sądzili w PRL-u, albo ich potomków, albo wychowanków. Mamy samorząd sędziowski, który pazurami broni immunitetów sędziów stalinowskich, chociaż są to zbrodniarze. Jest pięćdziesiąt kilka przypadków ewidentnych zbrodniarzy, gdzie środowisko sędziowskie podtrzymuje ich immunitet po prostu dlatego, że trzyma się zasady, że swoich nie pozwolimy ruszać. Nawet Sąd Najwyższy pod przewodnictwem pana Gardockiego przyjął skandaliczną uchwałę zdejmującą odpowiedzialność z sędziów stanu wojennego i to z jakimś kuriozalnym stwierdzeniem, że skoro oni nie sądzili w państwie prawa, to nie można od nich wymagać, żeby prawa przestrzegali. Osobną sprawą jest prokuratura. W PRL-u prokuratorzy byli po to, żeby klepnąć to, co im służba bezpieczeństwa przynosiła. I przez 20 lat wolna Polska nie doczekała się lepszych sędziów i prokuratorów. W każdym razie nie doczekała się tego, żeby ci lepsi zdominowali środowisko. Tu nie było żadnej próby naprawy, żadnej próby zmian. Wszystko zostało jak w PRL.
Czy uczynny sędzia z Gdańska po ujawnieniu całego zajścia powinien nadal być prezesem sądu? Człowiek o takim sposobie myślenia w ogóle nie powinien być przewodniczącym sądu. Natomiast jestem przekonany, że w swoim środowisku zyska on bardzo mocne poparcie i do żadnej dymisji nie dojdzie. Not.ansa
UJAWNIAMY. Miller czyściutki jak łza. Prokuratura zamyka śledztwo ws. nadzoru nad BOR w czasie przygotowywania wizyt w Smoleńsku No i po wszystkim. Jerzy Miller może spokojnie szczycić się opinią doskonałego nadzorcy BOR w czasie, gdy szefował resortowi SWiA. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga właśnie umorzyła śledztwo w sprawie „niedopełnienia obowiązków służbowych w okresie od 18 marca 2010 r. do 11 kwietnia 2010 r. przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji Jerzego Millera, poprzez niewłaściwe sprawowanie nadzoru nad Biurem Ochrony Rządu”. Szczegóły tej decyzji nie są jeszcze znane. Pewne jest, że zarzutów nikt nie usłyszy, a to oznacza, że śledczy uznali, iż minister prawidłowo nadzorował BOR. Wszystko w czasie, gdy Biuro – według tej samej prokuratury – nie trzymało się przepisów organizując zabezpieczenie rosyjskich wizyt najważniejszych osób w państwie. Śledczy postawili w tej sprawie (choć w innym śledztwie) zarzuty wiceszefowi BOR gen. Pawłowi Bielawnemu. Jego przełożonych – gen. Janickiego i ministra oszczędzili. To wbrew logice, bo przecież prokuratura podała ponad 20 (!) uchybień, na które przed 10 kwietnia nikt nie zwracał uwagi, nikogo nie zaniepokoiły. Ostatecznie śledczy napisali, że stwierdzone w tym zakresie istotne uchybienia miały znaczący wpływ na obniżenie bezpieczeństwa ochranianych osób, tj. Prezesa Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej Pana Donalda Tuska oraz Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Pana Lecha Kaczyńskiego i Jego Małżonki Pani Marii Kaczyńskiej. I co z tego? Ano nic.
Czy telefon dzwonił do prezesa Ryszarda Milewskiego także w sprawach wytaczanych przez Wałęsę Wyszkowskiemu? Zapis prowokacji dziennikarskiej - nagrania rozmowy osoby podającej się za asystenta szefa Kancelarii Premiera z prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku, Ryszardem Milewskim - rzuca nowe światło także na procesy, które Lech Wałęsa wygrywa z Krzysztofem Wyszkowskim w sprawie agenturalności byłego przywódcy "S". Dziś wiemy, że mężczyzna, który przedstawił się jako asystent szefa Kancelarii Premiera Tomasza Arabskiego, zdołał ustalić w trakcie rozmowy z prezesem sądu zarówno datę posiedzenia sądu ws. zażalenia obrońcy Marcina P. na areszt szefa Amber Gold, jak i umówił spotkanie prezesa z premierem Donaldem Tuskiem. Czy tego typu telefon nie zadzwonił do prezesa Milewskiego w sprawie Wyszkowski-Wałęsa? Oto fragment rozmowy dziennikarza wPolityce.pl z Krzysztofem Wyszkowskim sprzed kilku dni:
(...) na podstawie olbrzymiej ilości dowodów przedstawionych dowodów i zeznań świadków, sąd pierwszej instancji uznał, że miałem prawo stwierdzić, że był Tajnym Współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, i oddalił wniosek Wałęsy. Było to moje pełne zwycięstwo, na podstawie przeprowadzonego postępowania dowodowego. Później jednak sprawa na wniosek Wałęsy poszła do Sądu Apelacyjnego:
A Sąd Apelacyjny, bez przeprowadzenia jakiegokolwiek postępowania, na zasadzie czysto uznaniowej, wyłącznie deklaratywnej, zmienił wyrok, orzekając, że dowodów na współpracę Wałęsy nie było i nie ma. Tu przychodzi na myśl działanie Sądu Apelacyjnego, który kontrolował działania prokuratury i podległych mu sądów w sprawie Amber Gold. Tam też tak to wyglądało: fakty jedno, a sądy drugie.
A więc sąd pierwszej instancji przyznał rację Wyszkowskiemu - "na podstawie olbrzymiej ilości dowodów przedstawionych dowodów i zeznań świadków". A Sąd Apelacyjny - ten, w którym kontrolę zarządził minister Gowin i którego prezes padł teraz ofiarą prowokacji telefonicznej - "bez przeprowadzenia jakiegokolwiek postępowania, na zasadzie czysto uznaniowej, wyłącznie deklaratywnej, zmienił wyrok, orzekając, że dowodów na współpracę Wałęsy nie było i nie ma". Wyrok w pierwszej instancji opierał się na faktach, a w drugiej - na widzimisię. Albo na telefonie. Krzysztof Wyszkowski w rozmowie z nami dodał:
I skoro jest tak, że minister sprawiedliwości wysłał do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, tego konkretnie, który zajmował się sprawą Amber Gold, a teraz będzie zajmował się moją sprawą z Wałęsą, lustratorów, którzy mają sprawdzić tamte postępowania, bardzo bym się cieszył, gdyby wysłał również lustratorów, którzy sprawdzą to wyrokowanie w mojej sprawie. Jeżeli minister sprawiedliwości jest tak dzielny, że nie boi się tych, którzy stoją za Marcinem P., to może nie będzie się też bał tych, którzy stoją za wyrokami skazującymi mnie bez procesu w sprawie Wałęsy. Będzie to godzina prawdy gdańskiego sądownictwa. Apeluję więc do ministra o kontrolę analogiczną z tą w sprawie Amber Gold. Nasza redakcja skierowała kilka dni temu zapytanie do ministra sprawiedliwości , czy w związku z nieprawidłościami w sprawie Amber Gold, nie należałoby skontrolować także procesów wytaczanych Krzysztofowi Wyszkowskiemu przez Lecha Wałęsę - obie sprawy toczyły się przecież w Gdańsku. Odpowiedzi jeszcze nie ma, ale mamy telefoniczną obietnicę, że wkrótce będzie.Sprawę będziemy monitorować, bo wygląda na to, że sędzia Milewski telefony z góry odbierał chętnie. Może nawet już po pierwszym dzwonku. Jacek Karnowski
"Tabloidy atakują III władzę”. Giertych o niemoralności i „świństwach” „GPC”. Może gazety w ogóle nie
Roman Giertych, który ostatnio jest najgorliwszym obrońcą działań Platformy Obywatelskiej, znów dał wyraz swojego przywiązania do standardów panujących w III RP. Giertych odnosi się do publikacji „Gazety Polskiej Codziennie”, która przedstawia nagranie rozmowy osoby podającej się za asystenta szefa Kancelarii Premiera z prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku, Ryszardem Milewskim.
„Sędzia zachował się nieroztropnie” – mówi Giertych i szybko dodaje, że „GPC” zachowała się niemoralnie. Zdaniem Giertycha gazeta nie powinna jednak robić takich prowokacji. Według słynnego ostatnio prawnika jest to…świństwo. „Narzuca się natomiast pytanie: czy tego typu działania, jak dzwonienie i prowokowanie III władzy, nie świadczą o tym, że IV władza, czyli media, czuje się już zarówno władzą ustawodawczą, jak i nad władzą wykonawczą i sądowniczą? Organizowanie tego typu prowokacji jest moim zdaniem nie fair. To niemoralne” – dodaje Giertych, który przyznaje, że działania „GPC” nie są sankcjonowane karnie, ale jest to dowód na „bezkarność tabloidów”. „Oszukano sędziego sądu okręgowego, zrobiono mu świństwo”- mówi były wicepremier, który, uwaga, dodaje, że „ sędzia dał się zwieść, ale z drugiej strony uczciwy człowiek nie spodziewa się prowokacji”. Sprawa trafiła do prokuratury gdańskiej. Sędzia Milewski skierował już do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego na powoływaniu się na wpływy w kancelarii premiera. Giertych nie uważa, że takie działanie cokolwiek przyniesie.
„Nie wydaje mi się, żeby sędzia mógł coś tym osiągnąć. Takie działanie nie jest w tej chwili karane. Ale nie wiem, czy nie powinno być. Sędziowie dotychczas nie byli atakowani przez tabloidy. Teraz zaatakowano III władzę, to bardzo groźne dla demokracji. Może stać się tak, że sądy nie będę udzielały informacji pełnomocnikom procesowym, bo będą się bały prowokacji. To utrudni pracę dziesiątkom tysięcy adwokatów” - uważa Giertych. No cóż, w świecie marzeń Giertycha tabloidy nie robią świństw sędziom, politykom i innym osobom publicznym. W świecie marzeń Romana Giertycha gazety znają swoje miejsce i nie są…bezkarne. Na dodatek tabloidy w takim świecie są moralne. A o tym co jest moralne, decyduje były szef Młodzieży Wszechpolskiej. Ł.A/Tok Fm
Notatka ABW ws. Amber Gold pozostanie tajna. "Wachlowanie publiczne notatkami służbowymi jest niebezpieczne" Na nic wcześniejsze deklaracje premiera Tuska o tym, że chciałby upublicznienia notatki ABW ws. Amber Gold. Jak poinformowali posłowie zasiadający w sejmowej komisji ds. służb specjalnych, notatka z maja bieżącego roku pozostanie tajna. Tym samym nadal opinia publiczna nie będzie miała wiedzy o tym, jakie wiadomości posiadał premier na temat Amber Gold. Przed komisją ds. służb specjalnych stają dzisiaj szefowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz Generalnego Inspektora Informacji Finansowej. Mają tłumaczyć się posłom ze swoich działań ws. Amber Gold. Szef resortu spraw wewnętrznych zapewniał, że służby zrobiły wszystko, co należało w sprawie spółki Marcina P. Utrzymywał także zdanie premiera, który twierdził, że z notatki ABW w tej sprawie nie dowiedział się niczego więcej niż podawały media.
Wachlowanie publiczne notatkami służbowymi jest niebezpieczne - argumentował Jacek Cichocki.Wcześniej na konferencji prasowej szef rządu podkreślał, że byłby osobiście usatysfakcjonowany, gdyby ta notatka w całości była jawna. Im więcej jest tajemnic urzędowych i państwowych, tym łatwiej niektórym hasać z insynuacjami na mój temat - mówił premier. Notatka ABW nie zostanie jednak odtajniona. Według PiS jej ujawnienie pomogłoby wyjaśnić opinii publicznej wątpliwości związane z działaniami organów państwa w sprawie Amber Gold, w tym działaniami szefa rządu. PiS zapowiedziało także złożenie zawiadomienia do prokuratora generalnego o możliwości popełnienia przestępstwa przez Tuska; według PiS premier nie dopełnił obowiązków w związku z wyjaśnianiem sprawy Amber Gold. Politycy PiS zarzucają Tuskowi, że mimo, iż dostał notatkę ABW w maju, nie ostrzegł Polaków przed Amber Gold. PiS złożyło także ponownie wniosek o powołanie sejmowej komisji śledczej. ABW, według Cichockiego, informowała o swoich podejrzeniach wobec Amber Gold, wskazując, że spółka może opierać działalność na mechanizmie tzw. piramidy finansowej, a także, że środki z Amber Gold mogą być wyprowadzane, niezgodnie z zasadą funkcjonowania spółki, m.in. na działalność grupy OLT.
Lw, PAP, tvn24.pl
Euro zmienia Unię na gorsze. "W interesie Niemiec jest aby w przyszłości szefem Komisji Europejskiej został Niemiec..." W czwartek ukaże się mój cotygodniowy felieton w Dzienniku Gazecie Prawnej pt. “Euro zmienia Unię na gorsze”. W tekście pokazuję, jakie interesy ścierają się w Niemczech i co może z tego wynikać dla przyszłości strefy euro. Poniżej fragment:
Kluczowym obszarem starcia banksterów, którzy stworzyli alians z rządem Francji, i niemieckich fabrykantów jest Europejski Bank Centralny. Fabrykanci potrzebują stabilności, która jest ważniejsza dla nich niż utrzymanie euro, a stabilność gwarantuje niezależny bank centralny, tak jak kiedyś gwarantował Bundesbank. Banksterzy wolą, aby EBC stał się manipulowalny politycznie, co przez dekady było także celem pokoleń francuskich polityków. Na razie banksterzy mają przewagę w tym starciu, bo doprowadzili do silnego zaangażowania EBC w pośrednie finansowanie krajów i banków południa Europy. To odbywa się kosztem stabilności, co pokazuje skala zobowiązań jaką wobec systemu Target 2 mają kraje południa Europy, co oznacza że ten system jest w takiej samej skali, liczonej już w setkach miliardów euro, finansowany przez niemiecki Bundesbank. Ponadto zwiększenie skali działania EBC rodzi uzasadnione obawy, że z tej drogi już nie ma odwrotu i przez lata lub dekady EBC będzie musiał finansować rządy i banki Hiszpanii i Włoch, a z czasem być może i Francji. W ten sposób niezależność EBC już jest historią i stabilność finansowa Europy, gwarantowana kiedyś przez Bundesbank i potem EBC jest zagrożona. We wrześniu i październiku 2013 roku odbędą się wybory w Niemczech, które określą układ sił w tym kraju na kolejne, kluczowe dla przyszłości Unii Europejskiej, cztery lata. Zobaczymy, czy Niemcy, którzy coraz lepiej rozumieją, że stabilność jest dla nich ważniejsza niż istnienie strefy euro, poprą tych polityków, którzy doprowadzili do podporządkowania EBC interesom banksterów. W tym kontekście mam jeszcze dwie uwagi:
- w interesie Niemiec jest aby w przyszłości szefem Komisji Europejskiej został Niemiec, lub Donald Tusk, który udowodnił, że zawsze wspiera niemiecką wizję Europy.
- Polska powinna prefinansować swoje potrzeby pożyczkowe na 2013 rok w jak największej skali teraz, co idzie bardzo dobrze, ponieważ zmiana preferencji politycznych w Niemczech może przed wyborami w tym kraju doprowadzić do zmiany stanowiska Niemiec w sprawie EBC, co w połączeniu z nadchodzącą recesją w Polsce może znacząco ograniczyć popyt inwestorów zagranicznych na nasze obligacje rządowe. Dziennik Krzysztofa Rybińskiego
Wiktoria politycznie niepoprawna Kiedy Polacy nie mogą zdobyć się na nakręcenie choćby jednego filmu propagującego nasze dziejowe dokonania, inne narody prowadzą w najlepsze własną politykę historyczną za pomocą kinematografii. Dobrze, więc, że przynajmniej włoski reżyser w swoim najnowszym obrazie o bitwie wiedeńskiej przypomina jedną z najpiękniejszych kart polskiego oręża. Przed trzema laty Brytyjska Partia Narodowa, występująca w obronie miejsc pracy zabieranych ponoć Anglikom przez między innymi polskich imigrantów, posłużyła się chwytliwym hasłem „Bitwa o Anglię”, jednak strzeliła sobie w stopę, umieszczając na plakacie swej kampanii zdjęcie symbolizującego najsłynniejszą bitwę powietrzną II wojny światowej myśliwskiego Spitfire’a, który – jak się okazało – należał do polskiego asa z legendarnego dywizjonu 303! Kiedy ktoś wytknął to zaskoczonym angielskim nacjonalistom, okazało się, że po prostu nie mieli oni pojęcia, że brytyjskiego nieba przed hitlerowską Luftwaffe bronili w roku 1940 jacyś Polacy, a biało‑czerwona szachownica na burtach samolotu jakoś z niczym im się nie skojarzyła. Nic zresztą dziwnego, że nie mieli pojęcia, bo powszechna wiedza historyczna budowana jest współcześnie przez popkulturę.
Inni potrafią, a my? Wiedzą o tym doskonale Czesi, którzy nakręcili świetny obraz o swoich wspaniałych, choć znacznie mniej licznych od Polaków lotnikach służących podczas Bitwy o Anglię w dywizjonach RAF. Kiedy wbity w fotel podziwiałem brawurowo nakręcone przez twórców Ciemnoniebieskiego świata sceny podniebnych walk, zastanawiałem się, dlaczego w naszym kraju przez tyle lat nie powstał film gloryfikujący udział w zmaganiach na brytyjskim niebie naszych pilotów, którzy przecież stanowili drugą po samych Anglikach (a gdyby wziąć pod uwagę skuteczność w walce – bezsprzecznie pierwszą) nację broniącą Albionu? Wpływ, jaki na polski przemysł filmowy wywierają intelektualni bandyci, wmawiający Polakom, że są narodem patologicznie zanurzonym we własnej historii, tłumaczy ten fakt tylko częściowo. Jak bowiem można było zlekceważyć tak doskonałe z punktu widzenia PR całego polskiego narodu okazje, jakimi były sześćdziesiąta i siedemdziesiąta rocznica Bitwy o Anglię i nie uczynić nic, co przypominałoby światu o naszym w niej udziale? Dopiero w tym roku rozeszła się wieść, że reżyser i aktor Jerzy Skolimowski pisze scenariusz filmu poświęconego Dywizjonowi 303… Wspomniany Jerzy Skolimowski wziął również udział w innym filmie, upamiętniającym udział Polaków w nie mniej ważnym wydarzeniu historycznym, którym warto pochwalić się przed Europą i światem. Już za rok będziemy obchodzić 330. rocznicę wiedeńskiej wiktorii Jana III Sobieskiego. Co prawda i tym razem nasza kinematografia nie była w stanie wygenerować samodzielnie dzieła odpowiedniej rangi (a tyle mówiło się o Melu Gibsonie w ekranizacji Victorii autorstwa Cezarego Harasimowicza…), wzięła jednak udział w międzynarodowej produkcji stworzonej pod przewodnictwem Włochów, której efekt w październiku bieżącego roku wejdzie na ekrany kin.
Reżyser nie kryje poglądów Reżyser Bitwy pod Wiedniem Renzo Martinelli – nieznany dotychczas szerszej widowni w Polsce – należy do tych twórców filmowych, którzy lubią łączyć fotel reżyserski z biurkiem scenarzysty. Tak jest i tym razem – mamy więc pewność, że autor w pełni identyfikuje się z opowiadaną historią. Nie jest mu też obca, o czym świadczy choćby jego poprzedni film o cesarzu Fryderyku I Barbarossie (Klątwa przepowiedni), tematyka historyczna, choć traktuje ją po swojemu, wplatając liczne wątki nadprzyrodzone czy zgoła fantastyczne. Tym, co wyróżnia jednak prawie wszystkie filmy Martinellego to publicystyczne, konserwatywne przesłanie. Tak było zarówno w przypadku dramatu Porzus opowiadającego o masakrze dokonanej przez partyzantów z komunistycznej Brygady Garibaldiego na katolickich żołnierzach Resistenza Italiana, jak i Placu pięciu księżyców demaskującego Czerwone Brygady oraz Szlachetnego kamienia, w którym reżyser podjął temat terroryzmu islamskiego (po jego premierze musiał ponoć korzystać z osobistej ochrony w obawie przed zamachem). Nie dziwi więc, że jego najnowszy film w oryginale nosi tytuł September Eleven 1683 w oczywistym nawiązaniu do słynnych zamachów z 11 września 2001, będących – zwłaszcza dla Amerykanów – symbolem starcia między Zachodem a światem islamu.
Z katolickiej perspektywy Wydarzenia przedstawione w Bitwie pod Wiedniem odbiegają nieco od historii, jaką znamy. To właściwie nawet lepiej – mamy, bowiem okazję porównać naszą – polonocentryczną (i bardzo dobrze, zresztą) wizję – z nieco inną perspektywą. Tym bardziej, że jest to perspektywa jak najbardziej katolicka. Otrzymujemy, więc nie tyle klasyczny film kostiumowy czy fabularyzowany paradokument, ale barwną, nieco fantastyczną opowieść, umieszczoną w siedemnastowiecznej Europie oglądanej ze specyficznego, bo włoskiego punktu widzenia, z silnym akcentami publicystycznym i, co tu ukrywać, niezbyt poprawnym politycznie przesłaniem. Poznajemy oto historię bł. Marka z Aviano, kapucyńskiego zakonnika, wspaniałego kaznodziei, dokonującego cudownych uzdrowień, który miał w dzieciństwie zetknąć się z innym ważnym uczestnikiem wydarzeń roku 1683, przyszłym wielkim wezyrem Kara Mustafą, który przypadkiem (jak się okazuje, nie ma przypadków!) uratował mu życie. Tak związał się los tych dwóch ludzi, którzy spotkali się ponownie jeszcze tylko raz w życiu – pod Wiedniem. Wcześniej jednak przeżywający rozmaite wizje i natchnienia ojciec Marek, grany w filmie przez Fahrida Murraya Abrahama (warto odnotować, że jego rodzice byli syryjskimi chrześcijanami), znanego choćby z genialnej roli Salieriego w Amadeuszu Formana, dowiaduje się o przygotowaniach sułtana Mehmeda IV do wielkiej wojny przeciw chrześcijaństwu. Udaje się do Wiednia, na dwór cesarza Leopolda (w tej roli Piotr Adamczyk), aby go nakłonić do ożywienia ducha Lepanto i zawiązania antytureckiej Ligi Świętej z Polską, Wenecją i mniejszymi państwami niemieckimi. Cesarz nie chce słyszeć o sojuszu, nie wierzy bowiem, że Porta Otomańska złamie pokój, nazywa przy tym profrancuskiego króla polskiego Jana III barbarzyńcą z krucyfiksem. Film nie wystawia zresztą Leopoldowi laurki: kiedy przychodzi wreszcie godzina próby i Turcy ruszają na Austrię, ucieka on z zagrożonego oblężeniem Wiednia, a konie jego karety niemal tratują ludzi idących w przebłagalnej procesji ulicami miasta. Nie zawodzi natomiast Sobieski (Jerzy Skolimowski), który – jak wiemy – przybywa z odsieczą i objąwszy dowództwo nad siłami sprzymierzonych, rozbija w pył wojska Kara Mustafy (Enrico Lo Verso), samodzielnie prowadząc szarżę swych skrzydlatych rycerzy. Choć większość scen bitewnych rozgrywa się bez udziału Polaków, ta ostatnia szarża z pewnością usatysfakcjonuje polskiego widza. Nie pozostawia bowiem wątpliwości, kto rozstrzygnął bitwę na korzyść strony chrześcijańskiej. Autorzy filmu nie ukrywają zresztą, że zwracają się do odbiorcy polskiego, przez nawet niezbyt zawoalowane odwołania do współczesnej Polski, takie jak choćby obraz Czarnej Madonny i współczesne polskie godło na sztandarze czy Marek z Aviano przemawiający do wojsk chrześcijańskich – Polaków, Niemców i innych nacji – z krucyfiksem Jana Pawła II. Nie bez znaczenia jest również udział licznych polskich aktorów: oprócz Skolimowskiego i Adamczyka, w filmie występują: Alicja Bachleda‑Curuś (księżna Eleonora Lotaryńska), Daniel Olbrychski (generał Kątski), Borys Szyc (hetman Sieniawski) i Wojciech Mecwaldowski (Franciszek Kulczycki).
Islam zdemaskowany Przekaz obrazu jest jasny: islam zawsze chciał zniszczyć naszą cywilizację i zdobyć całą Europę. Taki był jego cel w XVII wieku, taki jest również teraz. Europejczycy różnych nacji tylko wówczas będą mogli mu się przeciwstawić, jeśli zjednoczeni powrócą do swoich korzeni, ożywią w sobie wiarę i żyć będą w zgodzie z tradycją. Jeśli odnajdą na nowo swą chrześcijańską tożsamość. Martinelli propaguje zresztą tolerancyjną postawę w stosunku do samych innowierców – główny bohater chętnie rozmawia z muzułmanami, a nawet broni jednego z nich przed linczem ze strony chrześcijańskich sąsiadów – nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości co do swego prawdziwego zdania na temat ich religii. Tylko jedna prawda jest prawdziwa – mówi kapucyn z Aviano. W bardzo ciekawy sposób – ustami Kara Mustafy – komentowana jest też polityka króla Francji Ludwika XIV, który tradycyjnie już sprzyja ekspansji Turków, licząc na zniszczenie przez nich potęgi znienawidzonych Habsburgów. Kara Mustafa śmieje się z Ludwika, wyznając szczerze, że kiedy padnie Wiedeń, jego wojska pod sztandarem Mahometa pójdą nie tylko na Rzym, ale również na Paryż. Czyż nie jest to ostrzeżenie dla środowisk laickich współczesnej Europy, które w ślepej nienawiści do chrześcijaństwa nie cofną się nawet przed próbą rozprawienia się z nim rękami muzułmanów, niepomne, iż same staną się następnym celem? Piotr Doerre
Chcę mieć pewność, że to mój mąż Wniosek o ekshumację byłego wiceministra Tomasza Merty, który zginął w katastrofie smoleńskiej, trafił wczoraj do prokuratury wojskowej.
- Złożyłem taki wniosek do prokuratury - potwierdza w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" mec. Bartosz Kownacki, pełnomocnik wdowy po wiceministrze kultury. - Mam nadzieję, że zostanie pozytywnie rozpatrzony - dodaje adwokat.
- Mimo bólu i stresu, które rodzi taka decyzja, ja po prostu nie widzę innej możliwości upewnienia się co do tożsamości osoby, której ciało spoczywa w grobie mojego męża - uzasadnia złożenie wniosku Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury.
- To, z czym mamy do czynienia - z takim poziomem chaosu, fałszerstw i kłamstw zawartych w dokumentach rosyjskich - zmusza nas do podejmowania aż tak trudnych i drastycznych decyzji - podkreśla.
- Po prostu nie sposób moim zdaniem poznać prawdy i uporządkować tego, co zostało zabałaganione w innym trybie niż właśnie takim - słyszymy. Merta obawia się jednak efektów badań laboratoryjnych, po ewentualnej ekshumacji.
- Pozostaje obawa co do wiarygodności tego, co ma się stać tutaj, w Polsce, z uwagi na kolejne doniesienia o niedopuszczeniu niezależnych ekspertów przez prokuraturę - wskazuje wdowa po wiceministrze.
- Rodzi się pytanie, dlaczego prokuratura tak bardzo boi się niezależnych ekspertów i nie chce ich obecności i ich wpływu na przebieg tego śledztwa - zastanawia się. Podobnie jak jej pełnomocnik Magdalena Merta ma nadzieję na uwzględnienie wniosku przez prokuraturę wojskową.
- Gdyby poważnie traktować prawo, to nie sposób byłoby podjąć innej decyzji niż przychylna - uważa Merta. - Wynika to z prawnej zasady bezpośredniości dowodu, która mówi, że wszystkie dowody, które może zebrać osobiście, powinny być w ten sposób pozyskane, a nie należy opierać się na cudzych ustaleniach - dodaje.
- Jestem świadoma, że taka decyzja będzie zależała nie od merytorycznych argumentów, bo one są i są nie do zbicia, tylko od właściwego klimatu politycznego - ocenia wdowa.
- Po raz kolejny pragniemy podkreślić, że decyzja o przeprowadzeniu ekshumacji zwłok jest decyzją indywidualną o charakterze szczególnym. Prokuratura nie podejmuje pochopnie tego typu decyzji. Do jej podjęcia muszą być spełnione określone przesłanki formalnoprawne oraz musi być zgromadzony odpowiedni materiał dowodowy, w oparciu o który może nastąpić tego typu rozstrzygnięcie procesowe - podkreśla kpt. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
W Gdańsku i Warszawie Prokuratura dokonała już - z urzędu - ekshumacji ciał posłów Zbigniewa Wassermanna i Przemysława Gosiewskiego oraz prof. Janusza Kurtyki. W prokuraturze leży jeszcze wniosek o ekshumację szefa Komitetu Katyńskiego Stefana Melaka. W najbliższy poniedziałek ma się odbyć ekshumacja zwłok Anny Walentynowicz na cmentarzu "Srebrzysko" w Gdańsku-Wrzeszczu. Jak poinformował prezydium zespołu smoleńskiego mec. Stefan Hambura, pełnomocnik rodziny Walentynowiczów, prokuratura ocenia, że osoba pochowana w grobie rodzinnym jest kimś innym niż założycielka "Solidarności". Badania autopsyjne mają być przeprowadzone w placówce w Bydgoszczy. Przedstawiciele zespołu informują także o kolejnej ekshumacji, która ma zostać przeprowadzona 17 września na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Prokuratura na razie nie podaje, o jaką osobę chodzi. Jak się jednak dowiedział "Nasz Dziennik", plany te dotyczą najprawdopodobniej Teresy Walewskiej-Przyjałowskiej, wiceprezes Fundacji "Golgota Wschodu".
- O planowanej ekshumacji zwłok w pierwszej kolejności dowiaduje się rodzina osoby zmarłej, której wyjęcie z grobu planuje Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie - stwierdza krótko kpt. Maksjan. Jak dodaje, "Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie ma zwyczaju informować opinii publicznej o swoich zamierzeniach procesowych przed ich realizacją"Zenon Baranowski
Leki tańsze, czyli droższe Ceny 472 leków refundowanych spadły w bardzo specyficzny sposób, bo pacjent zapłaci za nie więcej, a w najlepszym wypadku tyle samo. Jak to możliwe? Weźmy choćby szczepionki na alergię. Przed rokiem 2012 lek był pełnopłatny – kosztował 170zł. Obecnie został wpisany na listę refundacyjną, więc pacjent ma płacić za niego 60 proc. wartości. Jest jednak mały kruczek. Jednocześnie z refundacją wzrosła cena leku - ze 170 zł do 320zł. Czyli obecnie pacjent za lek zapłaci 192 zł, o 22 zł więcej niż poprzednio bez zniżki.
Leki tańsze, czyli droższe Do 495 medykamentów, które znalazły się na zaktualizowanej we wrześniu 2012 r. liście leków refundowanych pacjenci dopłacą więcej. Ceny 472 leków teoretycznie spadły. Teoretycznie, bo faktycznie wzrosły. Na liście znalazło się 78 nowych produktów, jednak tylko 43 spośród nich jest tam po raz pierwszy. Wśród nowości nie ma ani jednego leku innowacyjnego.Rynek leków w Polsce wart jest ponad 28 mld zł, z czego NFZ na refundację leków przeznacza 11,8 mld zł. Resztę płaci pacjent. Ceny tych 472 leków spadły w bardzo specyficzny sposób, bo pacjent zapłaci za nie więcej, a w najlepszym wypadku tyle samo. Jak to możliwe? Weźmy choćby szczepionki na alergię. Przed rokiem 2012 lek był pełnopłatny – kosztował 170zł. Obecnie został wpisany na listę refundacyjną, więc pacjent ma płacić za niego 60 proc. wartości. Jest jednak mały kruczek. Jednocześnie z refundacją wzrosła cena leku - ze 170 zł do 320zł. Czyli obecnie pacjent za lek zapłaci 192 zł, o 22 zł więcej niż poprzednio bez zniżki. Chory zwykle musi mieć lek, więc dopłaci.
- W Polsce udział współpłacenia pacjenta w ogólnych wydatkach na ochronę zdrowia w 2010 roku wyniósł 67 proc., podczas gdy w tym samym czasie w Czechach 25 proc., a w Niemczech i Słowacji 26 proc. - mówi portalowi obserwator.com Michał Pilkiewicz, dyrektor IMS Health, firmy monitorującej rynek leków. To, że zdecydujemy się współdzielić koszty leków, czyli zwykle płacić więcej, to dopiero początek problemu. Po aktualizacji ustawy mamy więcej leków refundowanych, jednak szczęście będzie miał ten, kto je wykupi. Bo fizycznie nie ma ich ani w aptekach, ani w hurtowniach. Brakuje insulin, leków na padaczkę i nowotwory. A wszystko przez tzw. eksport równoległy. Jeśli lek krąży miedzy hurtownią w Polsce a jakimś zagranicznym podmiotem, zyskuje na wartości. Gdy leku nie ma, w zamian można wydać wyłącznie te leki zastępcze, które widnieją w programie farmaceutycznym. - Muszę mówić, że lek jest dobry, chociaż tak naprawdę wiem, że zawiera nieczyste substancje, które pacjentowi po prostu szkodzą. Muszę tak mówić, bo inaczej nie będzie obrotu w aptece, a ja stracę pracę - żali się farmaceutka z Wielkopolski. Jeśli pacjent potrzebuje leku, który kosztuje na przykład 40 zł, raczej go nie dostanie w małej aptece, bo hurtownia żąda zamówienia za minimum 500 zł. Mała apteka nie zaryzykuje, bo jeśli pacjent nie kupi, lek się przeterminuje. Jeśli zamówi tylko kilka opakowań, musi za wysyłkę dopłacić 54 zł. Zwykle nie zamawia go wcale, żeby nie ponieść strat. Tylko duże apteki sieciowe mogą sobie pozwolić na takie zakupy, gdyż schodząc poniżej kosztów zachęcają klientów, a zarabiają na innych lekach. W Polsce nie ma standardów leczenia, więc nie ma leków innowacyjnych. Według raportu IMS Health Polska jest rynkiem farmaceutycznym o najwyższym w Europie, 66-proc. udziale leków generycznych, czyli przestarzałych, w wartości sprzedaży. – Polski rynek jest absolutnie zdominowany przez leki odtwórcze, bardzo często stare. To powoduje, że o nowoczesnym leczeniu wielu chorób, w tym chorób cywilizacyjnych, w Polsce możemy zapomnieć – mówi portalowi obserwator.com Bolesław Piecha, szef sejmowej komisji zdrowia. Na ustawie refundacyjnej autorstwa Ewy Kopacz tak naprawdę zyskały wielkie koncerny farmaceutyczne, choć miało być odwrotnie. To one w praktyce decydują, jakie leki są rejestrowane na liście refundacyjnej. Jeżeli po negocjacjach z państwem lek nie uzyska ceny minimalnej, którą wyznaczył koncern, lek trafia po prostu za granicę. Do pacjenta w Polsce trafi jedynie wtedy, jeżeli ten wykupi go za 100 proc. ceny rynkowej. Natalia Kaptur
Obama gra Katyniem Od 10 września jednym z głównych tematów w tzw. mainstreamie jest opublikowanie przez Archiwa Narodowe USA kilku tysięcy stron dokumentów na temat ludobójstwa katyńskiego. Część była do tej pory tajna, ale jeszcze nigdy nie było tak dobrze, by nie mogło być lepiej i wiele materiałów nadal spoczywa w przepastnych sejfach w Waszyngtonie i okolicach. Z polskiego punktu widzenia nie ma w nich w zasadzie nic nowego, gdyż o sowieckim sprawstwie wiedzieliśmy, kolejnych wierchuszek partyjnych nie wyłączając, od początku. Czy to przez – tak jak w moim przypadku - przekazy rodzinne, czy literaturę drugoobiegową. Ale hańbiącą postawę „naszych” aliantów zachodnich znało o wiele mniej osób. Był kult, pokutujący do dziś, że Londyn i Waszyngton to ostoje polskich dążeń niepodległościowych. Totalna bzdura, wyłączywszy okres urzędowania w Białym Domu najbardziej wybitnego prezydenta USA w XX wieku – Ronalda Reagana. Z reguły byliśmy rozgrywani. Dziś także. Czytam partami ujawnione dokumenty. Jak na razie najciekawsze są relacje z lasu katyńskiego o zwłokach polskich oficerów, przekazane wywiadowi wojskowemu USA przez dwóch amerykańskich jeńców wojennych pojmanych przez Niemców - kpt. Donalda B. Stewarta i ppłk. Johna H. Van Vlieta jr. W 1951 roku Stewart zeznawał przed tzw. komisją Maddena amerykańskiego Kongresu. Komisja wykonała dobrą robotę, ale jej raport z grudnia 1952 r., postulujący powołanie międzynarodowej komisji katyńskiej, został zablokowany w Białym Domu. Z kolei Van Vliet napisał dwa raporty w 1945 i 1950 r. Charakterystyczne, że ten pierwszy zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach, podobnie jak wcześniejszy o dwa lata raport na temat Katynia Owena O'Malley’a, brytyjskiego ambasadora przy rządzie polskim na uchodźstwie, który Churchill wysłał do Roosevelta 13 sierpnia 1943 r. Ma rację prof. Jan Ciechanowski, gdy mówi, że „od dawna było wiadomo, że Niemcy po przystąpieniu do ekshumacji w Katyniu ściągnęli na miejsce kilku jeńców amerykańskich i brytyjskich, by byli świadkami. Wiedział też Churchill. W 1943 r. mówił o trzyletnich sosenkach posadzonych na katyńskich grobach (…). Utajnienie informacji przez władze USA raz jeszcze pokazuje, że Churchill i Roosevelt z pewnością nie chcieli żadnego zatargu z Rosją. USA zależało, by ZSRR wojował z Japonią, a Churchillowi, by Stalin wziął na siebie główny ciężar walk z Niemcami". I pod tym względem dokumenty amerykańskie mają znaczenie, potwierdzając po raz enty zdradzenie Polski. Churchill zresztą ma i inną rzecz na sumieniu. Mord w Gibraltarze dokonany na Naczelnym Wodzu i premierze RP gen. Władysławie Sikorskim. Co to ma wspólnego z Katyniem? Według jednej z wersji, za którą opowiada się m.in. Dariusz Baliszewski, Sikorski nie chciał oddać Anglikom dokumentów dotyczących zbrodni. Chciał je ujawnić, a to mogłoby zaszkodzić Wielkiej Trójce i koalicji antyniemieckiej. O tym, że żadnej katastrofy liberatora nie było, a Naczelny Wódz zginął w Pałacu Gubernatora Gibraltaru mówił w programie Baliszewskiego w lutym 2008 r. Antoni Chudzyński, były sekretarz ministra Tadeusza Romera, major brytyjskiego kontrwywiadu MI 6. Warto do tych programów sięgnąć, tym bardziej, że przy łucie szczęścia można je jeszcze zdobyć na zestawie dwóch płyt dvd, wydanych przez TVN (!), m.in. z filmem „Generał. Zamach na Gibraltarze”. Po śmierci Sikorskiego sprawa polska zeszła ze światowej wokandy i w zasadzie już wtedy staliśmy się częścią Imperium Zła. A akta Anglicy utajnili, ostatnio bodajże do 2050 roku. Zapewne dlatego, że mają czyste ręce… Czy za oddanie nas pod okupację Stalinowi, za wymordowanie przez komunistów tysięcy żołnierzy AK, NSZ, WiN, II Konspiracji, czy ludzi przeciwnych reżimowi, by pozostać tylko przy czasach tuż powojennych, usłyszeliśmy „przepraszamy”? Nigdy w życiu i to niezależnie, czy – by pozostać przy Ameryce - za Oceanem rządzili Republikanie, czy Demokraci. Ale czy mogło być to możliwe skoro aż do 1991 roku, a więc do rozpadu Związku Sowieckiego, Stany Zjednoczone wzbraniały się przed obarczeniem Sowietów odpowiedzialnością za ludobójstwo? Profesor Mark Kramer z Uniwersytetu Harvarda przytacza następujący fakt: „W 1992 r. jeden z działaczy Polonii amerykańskiej napisał do administracji prezydenta George'a W. Busha w sprawie Katynia. Urzędnik Departamentu Stanu odpowiedział mu, że aż do przyznania w kwietniu 1990 r. przez rząd ZSRR, że to Stalin odpowiada za Katyń, władze amerykańskie „nie miały wystarczających informacji” na ten temat. Jak można było tak mówić, skoro prawda była znana już ponad 40 lat wcześniej?" Pozostawiam bez komentarz Gdyby w Stanach nie był akurat gorący czas kampanii prezydenckiej to byśmy figę zobaczyli, a nie dokumenty katyńskie, a Marcy Kaptur, reprezentująca z ramienia Demokratów w Kongresie Stan Ohio, mogłaby jeszcze długo w tej sprawie dobijać się do drzwi Gabinetu Owalnego. Zresztą o tym jak rozległa jest wiedza Barracka Obamy o Polsce lat okupacji – i jego zainteresowanie naszym krajem - świadczy skandal podczas majowej uroczystości wręczenia Medalu Wolności przyznanego pośmiertnie Janowi Karskiemu. Obama stwierdził wówczas, że w czasie II wojny światowej istniały „polskie obozy śmierci”. A że do listopada, gdy Amerykanie pójdą do urn coraz bliżej, no to trzeba Polonii rzucić jakąś przynętę, by poparła kandydata Demokratów i zapewniła mu reelekcję, podobnie jak robił to podczas wojny Roosevelt zapewniając o poparciu dla przedwojennych granic Rzeczpospolitej. Przesada? Całkiem niedawno Mitt Romney wystrzelił z ciężkiej artylerii mówiąc, że Demokraci oraz osobiście Obama zdradzają polskiego sojusznika, gdyż wycofali się z planów budowy tarczy antyrakietowej i generalnie są Polsce nieprzychylni. Obama poczekał i zagrał w odpowiedzi kartą katyńską. Ma doskonałych ludzi od PR, którzy wiedzą, że Katyń może bardziej trafić do świadomości Polonii niż argumenty kandydata Republikanów o tarczy antyrakietowej. Julia M. Jaskólska
Mecz Polska - Anglia w Telewizji Trwam? Biorąc pod uwagę to, że mecz z Anglią jest gratką dla kibiców, myślę, że trzeba zapewnić dostęp do tego meczu naszym kibicom w paśmie otwartym w telewizji, która dostępna jest w wielu platformach cyfrowych. Wysłałem oficjalnego maila w tej sprawie do spółki Sportfive. Czekamy na odpowiedź - mówi w rozmowie ze Stefczyk.info poseł PiS Andrzej Jaworski.
Stefczyk.info: Napisał pan na jednym z portali społecznościowych, że Telewizja Trwam będzie ubiegać się o prawo do pokazania jednego z najważniejszych meczów piłkarskich tej jesieni, spotkania między Polską a Anglią. To żaden żart? Inicjatywa jest poważna, bo technicznie Telewizja Trwam jest gotowa do takiego przedsięwzięcia. Wszystko zależy teraz od tego, co z tą sprawą będzie chciała zrobić spółka Sportfive, która ma prawa do tego meczu. Według mnie, to co się ostatnio stało; mianowicie, że dwa mecze nie były transmitowane w telewizji otwartej, pokazało wszystkim Polakom, a zwłaszcza kibicom, że prawo nie działa dobrze w tym zakresie. Do tej pory nikt nie kwestionował, że mecze polskiej kadry powinny być transmitowane w kanałach niekodowanych. Stało się inaczej, a KRRiTV ograniczyła się tylko do zajęcia stanowiska, którym zresztą nikt się nie przejął. Natomiast Sportfive oświadczył, że rozmawiał z tymi podmiotami, które się zgłosiły, że nie chce tak naprawdę nikogo wykorzystać, lecz sprzedać mecz po cenie rynkowej. Biorąc pod uwagę to, że mecz z Anglią jest gratką dla piłkarskich fanów, myślę, że trzeba zapewnić dostęp do tego meczu naszym kibicom w paśmie otwartym w telewizji, która dostępna jest w wielu platformach cyfrowych. Czekamy jednak na to, jak zareaguje Sportfive.
W kontekście meczu mówi się także o ewentualnej cenie za transmisję. W grę podobno wchodzi milion euro. Każda telewizja, która transmituje tego typu mecze powinna podchodzić do sprawy w sposób rynkowy – tyle jest coś warte, ile to kosztuje. Nie jest żadną tajemnicą, że PZPN sprzedając prawa do meczów spółce Sportfive, uczynił to po konkretnej kwocie. Jeżeli Sportfive nie będzie chciało zrobić interesu życia, ale podejdzie do sprawy w sposób odpowiedzialny, to jesteśmy w stanie się dogadać, ponieważ wiemy, jak wygląda rynek reklam w Polsce i mamy już w tej sprawie poczynione pewne rozmowy.
Telewizja zajęła już oficjalne stanowisko w tej sprawie? Wysłano ofertę do firmy Sportfive? Wysłałem oficjalnego maila w tej sprawie, zgodnie z wcześniejszą rozmową telefoniczną. Wszystko się stało dwa dni temu, na razie nie ma odpowiedzi, ale jestem przekonany, że sprawa jest na tyle ważna dla naszych kibiców, że uda się zrobić tak, aby ten mecz można było zobaczyć.
Ze sprawą zaznajomiony jest o. Tadeusz Rydzyk? Jak zareagował na taki pomysł? Naturalnie. Przedstawiliśmy pewien projekt, jako osoby, które współpracują z tą Telewizją i traktują jako istotny element rynku mediów. Potraktowany on został tak jak każdy inny projekt związany z telewizją. Po prostu – jeżeli nikt inny nie potrafi i nie chce transmitować takiego wydarzenia, to Telewizja Trwam może zrobić niespodziankę i mały prezent polskim kibicom.
Mają Państwo już potencjalnych komentatorów tego meczu? Jest na rynku przynajmniej kilku znanych i cenionych komentatorów sportowych, którzy kolokwialnie mówiąc, są do wzięcia. Przeprowadziliśmy wstępnie rozmowy z dwoma z nich, ale nie chcę mówić o nazwiskach, dopóki nie będzie potwierdzenia ze strony Sportfive.
Taka transmisja mogłaby się stać dobrym argumentem w kontekście walki o miejsce na multipleksie?
Nie ukrywam, że gdyby inicjatywa się powiodła, to może dałoby to do myślenia prezesowi Braunowi, który jest autorem wielu dziwnych i nieprawdziwych informacji o Telewizji Trwam. Not. Sv
Wildstein: Tylko komisja śledcza może wyjaśnić aferę Amber Gold Czy wymiar sprawiedliwości, który melduje się na rozkaz, gdy zadzwoni ktoś z Kancelarii Premiera będzie w stanie zbadać realne powiązania ludzi władzy z oszustem działającym na Wybrzeżu? - zastanawia się Bronisław Wildstein, publicysta "Uważam Rze". Stefczyk.info: Co tak naprawdę ujawniła prowokacja "Gazety Polskiej Codziennie" o funkcjonowaniu polskiego państwa?
Bardzo mocno ukazała postawy sędziów. Mamy tu do czynienia z prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku, który na telefon kogoś, kto podaje się za pracownika Kancelarii Premiera zachowuje się jak subordynowany wykonawca poleceń. Ustawia rozprawę dokładnie na wtedy, kiedy trzeba. Oczekuje na polecenia, żeby je wypełnić. W tym kontekście mówienie o niezawisłości sędziów może budzić daleko idące wątpliwości. Ale problem nie polega na tym, że sądy w Polsce są bez reszty zawisłe od władzy. Problem jest głębszy. Obecna władza jest emanacją rządzącego w Polsce establishmentu, oligarchii, w której również partycypuje korporacja sędziowska. Charakterystyczne jest jak różnie reaguje ona na wystąpienia różnych osób. Np. poseł, były piłkarz Jan Tomaszewski za stwierdzenie o prezesie PZPN został skazany, a Stefan Niesiołowski - za dużo bardziej brutalne wypowiedzi - był uniewinniany. Absurdalne pozwy wygrywa Adam Michnik, a za realne obelgi pod adresem swoich przeciwników Lech Wałęsa uzyskuje nieomal imprimatur, bo sędzia stwierdza, że jemu więcej wolno. To pokazuje, że istnieją partie i ludzie, z którymi ta korporacja czuje się dużo bardziej związana. Oczywiście nie wszyscy sędziowie są tacy. Ale dominujący ogół.
Inny przykład: prokuratura, która przez kilka lat nie mogła się zdecydować na postawienie zarzutów Marcinowi P., natychmiast wszczęła postępowanie ws. prowokacji dziennikarskiej... Ciągle mamy do czynienia ze standardami, które urągają elementarnym zasadom prawa. W wypadku Amber Gold mieliśmy do czynienia z człowiekiem, który nie płacił VAT. Każdy, kto w Polsce spóźni się parę tygodni z zapłaceniem VAT, dostaje rachunek z naliczonymi odsetkami groźba komornika, a pewien przedsiębiorca mógł sobie nie płacić. Bo miał odpowiednie poparcie. Korporacje prawnicze nie działają w obronie obywateli i standardów prawnych. Charakterystyczne jest też to, że PO całkiem uniezależniła prokuraturę. Oddanie kolejnego fragmentu zarządzania państwem korporacji prokuratorskiej powoduje, że nie można prokuratora odwołać. PO poszła jeszcze dalej. Wyjęła z gestii ministra sprawiedliwości rozpatrywanie skarg na sędziów. W efekcie sędziowie sami rozpatrują skargi na siebie. Ale ci sami sędziowie są wpisani w establishment rządzący Polską. Ta prowokacja mówi nam jeszcze jedno: że można mieć spore wątpliwości, czy taki wymiar sprawiedliwości, który melduje się na rozkaz, gdy zadzwoni ktoś z Kancelarii Premiera, będzie badał realne powiązania ludzi władzy z oszustem działającym na Wybrzeżu.
Jednak minister Gowin zareagował szybko. Zapowiedział wszczęcie procedury odwoławczej wobec prezesa. To może jednak nie jest aż tak źle? Zachowanie ministra Gowina akurat w tej sprawie jest właściwe. Powinno się w ten sposób reagować na zachowania, które po prostu uwłaczają wymiarowi sprawiedliwości. Ale jednocześnie stwierdzenie, że nie ma co powoływać komisji śledczej niestety jest wynikiem politycznego podporządkowania jego działań interesowi partii, z której pochodzi. Ta sprawa pokazuje, jak wielkie możemy mieć wątpliwości co do tego, czy wymiar sprawiedliwości poradzi sobie z rozwikłaniem afery Amber Gold. A jeśli są takie wątpliwości, to komisja śledcza, która by działała, co więcej - która by działała w świetle jupiterów, żeby Polacy mieli szanse się przekonać, o co naprawdę chodzi i czy mówi się im wszystko - jest niezbędna. A tu się nie wyciąga żadnej głębszej lekcji. Jakby to była incydentalna sprawa jednego jedynego sędziego, a nie przykład działania państwa polskiego - w najbardziej wrażliwym sektorze - wymiarze sprawiedliwości. Not. Ansa
Lisowi najwyraźniej pali się pod stopami, a biznes zaczyna się sypać. Proponuje wiec... zmowę cenową wydawców tygodników A miało być tak pięknie. Jeden z najlepiej opłacanych funkcjonariuszy mediów prorządowych najpierw miał doprowadzić do rozkwitu "Wprost", ale jakoś się nie udało. Pozostało wspomnienie z pożegnalnej gali - Donald Tusk z pluszowym liskiem. Symboliczne.Następnie przejął "Newsweek Polska" gdzie zastosował brukowe metody wywoływania skandali i zaaplikował serię tekstów pełnych narzekań iż polscy mężczyźni nie biorą pigułek antykoncepcyjnych. Sukces rynkowy miał być tylko kwestią czasu. Sukces tak wielki by opłacić pensję Lisa, która - jak wieść niesie - wynosi połowę budżetu niektórych innych tygodników. No, ale raty kredytów trzeba spłacić. Najwyraźniej jednak wszystko zaczyna się sypać. Nie pomaga niemal darmowe rozsyłanie "Newsweeka" prenumeratorom "Dziennika Gazety Prawnej", nie pomaga rozdawanie, nie pomagają rządowe reklamy. Jak podaje portal Wirtualnemedia.pl Tomasz Lis podczas konferencji Purple Day zorganizowanej przez dom mediowy Mindshare Polska uderzył w płaczliwe tony. Że Polacy nie kupują prasy, nie czytają, że to wszystko na granicy opłacalności. Nie tak, oj nie tak przemawiają ludzie sukcesu. A w puencie wystąpienia pojawia się sprawa zupełnie niepojęta - złożona publicznie propozycja ustanowienia zmowy cenowej:
W opinii Tomasza Lisa w takiej sytuacji wydawcy czołowych tygodników opinii powinni spotkać się i zawrzeć dżentelmeńskie porozumienie, że solidarnie podnoszą cenę swoich tytułów. - Oczywiście to jest moja prywatna opinia, a nie jakiekolwiek oficjalne stanowisko, ale pewna forma porozumienia wydaje mi się niezbędna. Tylko czy jest ono możliwe, gdy toczy się ostra rywalizacja między tytułami i w sytuacji wielkiej podejrzliwości między poszczególnymi firmami? Niby każdy mógłby chcieć porozumienia, ale być może każdy by się bał, że zostanie wykiwany i za zmianę zapłaci sam? - zastanawiał się Lis. Według opinii prawników z którymi się konsultowaliśmy sprawę powinien zbadać Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Jest to bowiem jawna propozycja zawarcia nielegalnej w świetle polskiego prawa zmowy cenowej. Podobny wniosek można wyciągnąć ze słów Małgorzaty Krasnodębskiej - Tomkiel, prezes UOKiK, która tak definiuje nielegalną zmowę cenową:
Zmowy cenowe są zagrożone przez prawo antymonopolowe. Grożą za nie sankcje, do 10 procent dochodów przedsiębiorcy. Zmowa cenowa to taka sytuacja w której przedsiębiorcy de facto eliminują konkurencję między sobą, ustalając na przykład wspólnie pułapy wprowadzanych cen, podwyżek itp.
ZOBACZ, CZYM JEST ZMOWA CENOWA I PORÓWNAJ Z PROPOZYCJĄ LISA:
W sprawie zaskakuje jeszcze jedno - wystąpienie połączone jest z atakiem na konkurencję, która radzi sobie bez żadnych wspomagaczy, utrzymując wysoką jakość dziennikarską. Lis dowodził: A przecież chociażby ceny czołowych tygodników opinii są zbyt niskie, ekonomicznie po prostu nie do utrzymania. Z 5 złotych, które czytelnik płaci za „Newsweek”, „Wprost” czy „Politykę”, wydawcy „na czysto” mają jakąś złotówkę, może złotówkę z groszami, a cena „Uważam Rze” jest jeszcze niższa, wręcz dumpingowa. To "wręcz dumpingowa" dobrze oddaje precyzję myśli Tomasza Lisa. Bo niby skąd wie? Czy to, że jego biznes się sypie oznacza, że inni sobie nie radzą? Ale zostawmy wątek zawiści. Istotniejszy wydaje się bowiem kontekst internetowy. Oto bowiem mający podbić rynek portal parówkowy założony przez Lisa okazuje się klapą. Miał być opiniotwórczy, jego naczelny miał być liderem opinii, a skończyło się na rozmowach o jesiennych fryzurach.
Grzywki z pasemkami zaatakują jesienią czyli redaktor Machała w akcji
I taki to właśnie powstał portal opiniotwórczy. Tyle samo ma wspólnego z "opiniotwórczością" co Lis z tygodnikiem opinii. Parówka to w końcu nie kiełbasa. Wu-ka Media Watch
Prawo kiłą pisane Zainstalowanie NIERZĄDU LUBELSKIEGO wymagało „podkładki”, na której można zaszczepić zraz syfa! I taki materiał został wygenerowany z „obywateli polskich” na przestrzeni od 1918 do 2012, pokoleniowo osadzają oni kompleksowo 85% przestrzeni życia publicznego w jego wszystkich aspektach! liczbowo jest to “EKIPA” OK. 120 tys. dzisiaj! W latach czterdziestych było ich ok.12-5 tysięcy, ale dochodzili towarzysze delegowani. Nowa prawda została zapisana w treści skandowanej przez młodych w Polsce: “sierpem i młotem w czerwona hołotę” i nie jest to folklor, jest to prawda o klonowaniu bermanów i bolków! Bermanów, bo to kreatorzy i animatorzy klonowania, a bolków, bo kundli nie brakuje! W Polsce tworzone jest prawo, które można zilustrować jak prostytuowanie w każdym aspekcie życia i to prostytuowanie kończone zainfekowaniem planowanym! Ruch społeczny “Solidarność” został utopiony w szambie Magdalenki i Okrągłego Stołu a gówna pływają do dzisiaj! Jest to trwający stan chorobowy i my jesteśmy na tego syfa skazani przez czerwonych! A są oni tacy sami i w Brukseli, Waszyngtonie, Paryżu czy Berlinie! Warszawka zaś, jest najbardziej kochanym miejscem żydokomuny na świecie, bez tego spokoju, jaki tu mieli, nigdy nie było by Izraela, wszak cały kapitał intelektualny państwa żydów do dzisiaj jest z nad Wisły! Dzisiaj stawiane są nam warunki przetrwania “pod stołem”, przy którym siedzi towarzystwo Tęczowe, na które my mamy pracować! Czerwone szturmówki zostały zastąpione szturmówkami w barwach tęczy! I jest to emblemat żydokomuny, gdzie kobiety mają mieć usta jak rozeta odbytu, szkoły mają formować idiotów bakałarzy, tata ma być mamą, a kalosze mają być marzeniem elegantek! Dobrze wariować jak przystępuje ,takie to przysłowie na co dzień formowało rozwagę! Rozwaga przychodzi różnymi drogami! Do lemingów ona też dotrze, bo czy można być tęczowcem, liberałem, komuchem, z gołą d..ą zimą? Wprawdzie igrzyska są latem, ale po tym przychodzi rozwaga potrzebna jak ciepłe gacie na zimę! Chleba naszego powszedniego ,oby nie od Środy, daj nam panie Konwencja Rady Europy o zwalczaniu przemocy wobec kobiet, taki to jest tytuł gdzie towarzyszki z towarzyszy, postanowiły skrzyknąć wokół siebie wyrastające z łażenia po drzewach zielone młodzieżówki, walące w bębny feministki, kochające inaczej, oraz niezachwiane wielbicielki trawki! Dla każdej sierotki wychowanej na leminga, łykanie takich tekstów jest obowiązkowe i nie ma żadnego związku z treściami logicznymi! Osłuchałem ostatnio szloch wychowanki tuby TV, Warakomskiej o jej trosce o kobiety polskie! Można by było rozgrywać personalnie, czy wystarczy być w zoo, aby być zoologiem! Ale, a niech tam Środa z CAŁYM ZBIOREM! Aktywu tęczowej międzynarodówki posprzedaje banki mydlane na wagę, niech zarzuci katoli ich dogmatycznym podziałem na rodzinę z ojcem i matką. Ten bardzo wrażliwy team pań (o wyjątkowych familiach) bardzo zabiega o fasadowe tyrady ,pozbawione rygorów wykonywalności! Może to być np.: Walka z nierządem, Walka z głodem, Walka z skutkami ocieplenia, byle gremia kierownicze tych “walk” dostały granty-fanty, i aby były wytłuszczone w przekaziorach jak to wspierają jedynie, jedną słuszną służbę “wielbiących” wszystkich z “nocnej zmiany”! Bo ten “zbiór” nie ma za zadanie powalczenie o to aby każda samotna matka dostawała za samotne rodzicielstwo rentę państwową, mieszkanie które pozwoli jej odejść od pijaka i ćpuna, dewianta i kata, czy też olśnionego fundamentalisty! Takich celów nie mają, bo wówczas musiały by dostrzegać szarganie konstytucji, a dalej prawa do pracy i bezpieczeństwa, kodeksu pracy który można wraz z ustawą emerytalną (działanie prawa wstecz)określić jako prawo bandyckie w którym nie liczą się ludzie tylko nadludzie! Kaci do pracy chadzają we frakach! a płeć ich to sprawa drugorzędna! Ofiary i skazańcy schodzą ze sceny! Bogdan Dziuma
Chiński kapitał zdecydowany na przejęcie polskich firm?
http://www.autonom.pl/index.php/news/informacje/1903-chinski-kapital-zdecydowany-na-przejecie-polskich-firm
Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, koncern Haier ma zamiar przejąć wroniecką Amikę. Największy polski producent AGD jest już po rozmowach z przedstawicielami Haiera, jednak obecnie rozmowy utknęły w martwym punkcie. Jeśli prezes Jacek Rutkowski i inni udziałowcy zmienią zdanie, Amica może podzielić los chociażby Huty Stalowa Wola, której cywilna część została zakupiona przez chiński LiuGong. Obecnie Polska jest w regionie największym partnerem gospodarczym Chin i trend ten będzie się utrzymywał. Jak do tej pory chińskie firmy zainwestowały w Polsce okolo 250 milionów euro. Haier to jednak jeden z największych producentów sprzętu AGD na świecie. Ze względów logistycznych stawia na stworzenie bazy produkcyjnej na miejscu w Europie i przejęcie Amiki byloby poważnym krokiem, ponieważ jak dotąd w Europie istnieje tylko jedna fabryka Haiera, a koszty transportu towaru z Azji przekraczają zysk oparty na niskich kosztach pracy w Chinach. Poza bezpośrednim zainteresowaniem chińskich firm polskimi firmami, można również odnotować inne sygnały zbliżenia rynków. Mimo nieudanej inwestycji w budowę autostrady A2 (chiński Covec), Polska w dalszym ciągu jawi się w Chinach jako strategiczne miejsce w Europie. Obecnie trwają chociażby rozmowy dotyczące wartych około 30 miliardów złotych kontraktów na budowę bloków w elektrowniach np. w Ostrołęce. W kwietniu z kolei zapowiedziano uruchomienie wartej 10 miliardów dolarów linii kredytowej dla firm z 16 europejskich krajów. Według słów premiera Wen Jiabao, celem strony chińskiej jest zbliżenie rynków „małych” krajów europejskich z rynkiem chińskim i zwiększenie wymiany handlowej do 100 miliardów dolarów do roku 2015.
Odwracają uwagę od Amber Gold To, że Jarosław Gowin krytykuje poparcie rządu dla konwencji przeciw przemocy nie zwiastuje rozpadu Platformy. Póki istnieje taki rywal jak PiS, konserwatyści są PO potrzebni – uważa politolog Rafał Chwedoruk. Media nagłaśniają kolejny spór w Platformie Obywatelskiej. Chodzi o stanowisko rządu, który w sprawie konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. Donald Tusk jest za, Jarosław Gowin przeciw. Znowu konserwatyści spierają się z liberałami. Czy to realny konflikt wewnątrz partii? Do pewnego stopnia tak. Chociaż, mam wrażenie, że u źródeł tej sytuacji leży co innego. PO to ugrupowanie, którego znaczna część członków jest w kwestiach obyczajowych konserwatywna, natomiast jego wyborcy w większości są pod tym względem liberalni. I to stanowi problem tej formacji. Stąd mamy kolejną wewnątrz niej dyskusję światopoglądową. Fenomenem w tym przypadku jest natomiast to, że ta dyskusja nie przynosi partii Donalda Tuska szkód. Wręcz przeciwnie, taka debata pozwala Platformie mobilizować różne bieguny swojego elektoratu. Do tego dochodzą europejskie ambicje Tuska i jego ugrupowania. Chcąc odgrywać ważną rolę w Parlamencie Europejskim nie można się narażać największym zasiadającym w nim frakcjom. PO jest członkiem frakcji chadeckiej. Ale jeśli kiedykolwiek będzie chciała wystawić swojego kandydata na jakieś prestiżowe stanowisko, nie może się narażać socjalistom i liberałom. Musi dbać o wizerunek formacji umiarkowanej, wolnej od podejrzeń o prawicowy radykalizm. To również może być przyczyną deklaracji premiera w sprawie konwencji Rady Europy.
Ale z jakiegoś powodu Donald Tusk ogłasza poparcie dla konwencji w tej chwili. Dlaczego? To ciąg pewnej medialnej aktywności Platformy Obywatelskiej. W ostatnich dniach dowiadujemy się o prywatnych znajomościach Romana Giertycha i próbach przełożenia tego na politykę. Albo o takim przełomowym, jeśli chodzi o losy polskiej gospodarki pomyśle jak stanowisko wiceministra finansów dla Joanny Kluzik-Rostkowskiej. I myślę, że każdy spór, który jest w stanie odwrócić uwagę opinii publicznej od takich spraw jak Amber Gold czy możliwość wstrząsów tektonicznych w polskiej gospodarce, jest dla PO na wagę złota.
Czy to próba wytrącenia z dłoni broni, którą ma opozycja? Opowiedzenie się przez PiS po tej samej stronie, co Gowin, nie jest dla tej partii komfortowe. Platforma to typowy przypadek partii władzy. Spory wewnątrz takiego ugrupowania stają się ważniejsze niż spory między nim a opozycją. Tak poza tym PO zdolna jest przyciągać wyborców z bardzo odległych biegunów. Teraz musi permanentnie przytrzymywać ich przy sobie. A zderzenia różnych nurtów powodują, że o tej formacji jest głośno. I o to chodzi jej kierownictwu.
Czy jednak wewnątrzpartyjne spory o konwencję przeciw przemocy czy ustawę o związkach partnerskich zwiastują proces dezintegracji PO? Czy grupa Gowina może się jednak znaleźć poza Platformą?
Nie ma realnych przesłanek takich podziałów. Podziały, które się naprawdę w Platformie dokonują dotyczą wpływów w partii czy aparacie państwa. Warunkiem sine qua non wyjścia grupy konserwatywnej z PO byłaby natomiast jakaś spektakularna klęska PiS i zniknięcie tej partii jako znaczącej siły politycznej. Wtedy moglibyśmy sobie wyobrazić ugrupowanie, w którym obok Jarosława Gowina znaleźliby się Roman Giertych, Paweł Kowal i inni mniej znani konserwatyści.
Ale jest i inny wariant. Konserwatywna formacja wyłoniłaby się z Platformy wcześniej. Odgrywałaby ona rolę formacji bardziej prawicowej niż PiS. Z jednej strony byłaby koncesjonowana przez PO, z drugiej – atakowałaby partię Jarosława Kaczyńskiego na przykład za hasła socjalne... Próba stworzenia koncesjonowanej lewicy w postaci Ruchu Palikota nie przyniosła dalekosiężnego sukcesu. Z kolei próba stworzenia prawicy, która w sprawach strategicznych nie zagroziłaby Platformie trwa od dawna. Tak było z PJN. Przedsięwzięcie to zakończyło się dramatyczną klęską. Teraz z kolei jest Solidarna Polska, także nie zwiastująca sukcesu. Do tego dochodzą ostatnie wypowiedzi Romana Giertycha, które przynoszą mu olbrzymi rozgłos. Zastanawiające jest też nagłaśnianie przez niektóre sprzyjające PO media różnych radykalnych, postendeckich środowisk. Wszystkie te próby kreacji nowej prawicy podejmowane były jednak na zewnątrz Platformy.
Ostatnio Jarosław Gowin używa pod adresem swoich wewnątrzpartyjnych adwersarzy mocnych słów – słów, które wcześniej nie padały. Może jednak jest to zwiastun jakiejś zmiany? Na razie nic na nią nie wskazuje. Nie wydaje się, aby Gowin był zainteresowany opuszczeniem PO. Proszę zauważyć, że on zawsze odgrywał w tej partii ważną rolę. Tak było chociażby w czasie afery hazardowej – to do niego zwracano się jako do swoistego sumienia Platformy, nie związanego bezpośrednio z kręgiem liderów. Natomiast w momencie, w którym znalazłby się w politycznej próżni musiałby walczyć o przetrwanie. Jedyne co by mu pozostało, to przystąpienie do PiS. Nie sądzę, że ktokolwiek chciałby zamienić rządową limuzynę na niepewny los polityka opozycji. Rozmawiał: Filip Memches
Deja vu, czyli z wielkiej chmury mały deszcz Głośno w mediach o prowokacji „Gazety Polskiej Codziennie”. Komentarze na temat wpadki prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku wydają się jednomyślne, a minister sprawiedliwości chce jego odwołania. Ale przecież nie takie rzeczy uchodziły rozmaitym ważnym ludziom w Polsce płazem. Po kolei. Dziennikarz „GPC” zadzwonił do prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku Ryszarda Milewskiego i podał się za asystenta Tomasza Arabskiego. W imieniu szefa Kancelarii Premiera umówił z sędzią spotkanie z Donaldem Tuskiem oraz ustalił datę posiedzenia sądu w sprawie zażalenia obrońcy Marcina P. Łukasza Daszuty na areszt szefa Amber Gold. Tym samym została brutalnie obnażona służalczość trzeciej władzy wobec politycznego establishmentu. Ale czy coś z tego wyniknie? W Polsce nie takie rzeczy się dzieją i działy. Przypomnijmy jedną z nich. Oto historia dziennikarskiej prowokacji Pawła Mitera. W listopadzie 2010 roku wysłał on w imieniu szefa Kancelarii Prezydenta Jacka Michałowskiego, z domeny jacek.michałowski@prezydent.pl, maila do p.o. prezesa TVP. W wiadomości – skądinąd napisanej z błędami – prosił o nowy program w telewizji. Jako protegowany do prowadzenia wskazany został absolwent politologii TVP Paweł Miter, czyli rzeczywisty autor korespondencji. Odpowiedź TVP była natychmiastowa. „Michałowski” uzyskał zwrotnego maila z zaproszeniem dla Mitera do telewizji. W styczniu 2011 roku Paweł Miter podpisał umowę na 39 tys. złotych, otrzymał VIP-owską przepustkę, miał też dostać do dyspozycji samochód TVP z kierowcą. Zdemaskowany został dopiero trzy miesiące później. Jak sam opowiadał, nikt go wcześniej nie próbował nawet legitymować, dane – zresztą nieprawdziwe – podawał z głowy. I co? i nic. Nikomu włos z głowy nie spadł. A co z osobami w TVP, które sprawę pilotowały, i które w jakimś stopniu ponoszą odpowiedzialność za aferę? Andrzej Jeziorek zachował stanowisko szefa Agencji Produkcji Telewizyjnej, a Marian Kubalica, ówczesny dyrektor biura zarządu TVP został wicedyrektorem TVP Sport. Z dużej chmury mały deszcz. Nie po raz pierwszy i nie ostatni. ANDRZEJ SZACH
Dlaczego uniewinniono Słowika i innych gangsterów Dawno, dawno temu mafia przekazała pewnej partii pieniądze w walizkach, workach i czym tam jeszcze. Wręczono je m.in. dlatego, że część sponsorów siedziała wtedy w więzieniu, ponieważ głupia władza w latach 90. XX wieku nie dostrzegła w nich biznesmenów i fajnych gości, lecz przestępców. Gdy partia zasilona kasą w workach i walizkach zaczęła być ważna, ci sponsorzy nadal siedzieli w więzieniu, bo nie można ich było wypuścić bez zakończenia procesu. Oni się jednak niecierpliwili, bo przecież zapłacili, a obdarowani słabo się starali. Aż wreszcie proces się skończył i obdarowali wypełnili zobowiązanie wobec swoich sponsorów, a ci okazali się niewinni i czyści. Słowik i Bolo uniewinnieni. Mafia pruszkowska niczym siostry miłosierdzia. Kompromitacja instytucji świadka koronnego. Totalna porażka prokuratury itd., itp. Czy wszystko to, co pisze się i mówi o wyroku w sprawie 37 członków gangu pruszkowskiego cokolwiek wyjaśnia? Nic albo prawie nic. Istnieje natomiast proste wyjaśnienie, tyle że jest ono dramatyczne. Dla państwa, dla ładu prawnego, porządku moralnego, dla świata, w którym chcielibyśmy żyć. To wyjaśnienie fantastyczne. Pofantazjujmy sobie, więc, bo to musi być fantazja. Gdyby to była prawda, żylibyśmy w państwie absolutnego bezprawia. Wyobraźmy sobie, że na początku poprzedniej dekady „partnerzy” opisywani w koncepcji tzw. stolika Żukowskiego (od nazwiska politologa i socjologa Tomasza Żukowskiego), czyli biznes, tajne służby, politycy i gangsterzy postanawiają skończyć z bezhołowiem w polityce. I zakładają sobie partię. Natychmiast zaprzyjaźnione media reklamują ją jako nowoczesną, atrakcyjną, witalną, sympatyczną etc. Ale nowa partia potrzebuje pieniędzy. I to takich pieniędzy, które można przynieść tylko w walizkach albo w workach. Nie mogą być na kontach, nie mogą dotrzeć przelewami, bo byłaby afera. Nawet, jeśli założyciele partii mają pieniądze w instytucjach i firmach, które reprezentują, nie mogą ich ot tak przekazać na partię. To muszą być pieniądze, których de facto nie ma. A takie ma tylko mafia. Jeśli fundatorzy partii są częścią „stolika Żukowskiego”, to mafia nie składa się z gangsterów biegających z giwerami po ulicach, lecz także z tych, którzy jeszcze w SB tymi gangsterami sterowali, jako swoimi informatorami i wspólnikami w interesach. Taka mafia potrzebuje też inwestorów ze świata legalnego i nielegalnego biznesu. Wreszcie potrzebuje osłony – polityków i ludzi z szeroko rozumianego wymiaru sprawiedliwości. Powstaje, więc układ zamknięty. I ten układ ma kasę i chce ją dać partii, która wydaje się spełniać wszystkie nadzieje i oczekiwania układu. Załóżmy, że partia ma ludzi wyznaczonych do zbierania pieniędzy na efektowne rozpoczęcie działalności. Jednym z nich jest skarbnik. Ma on szerokie kontakty, w tym z ludźmi układu. Balują oni nawet w restauracji jego żony. Jest on jednocześnie zaufanym szefa partii. Zanim układ przekaże mu pieniądze, odbywają różne wieczorki zapoznawcze. Sponsorzy chcą po prostu poznać sponsorowanych. Atmosfera jest miła, zawiązują się koleżeńskie układy. Pieniądze w walizkach, workach i czym tam jeszcze trafiają gdzie trzeba. Zostały przekazane m.in. dlatego, że część sponsorów znalazła się w więzieniu, ponieważ głupia władza w latach 90. XX wieku nie dostrzegła w nich biznesmenów i fajnych gości, lecz przestępców. Gdy partia zasilona kasą w workach i walizkach zaczęła być ważna, ci sponsorzy nadal siedzieli w więzieniu, bo nie można ich było wypuścić bez zakończenia procesu. Oni się jednak niecierpliwili, bo przecież zapłacili, a obdarowani słabo się starali. A przecież darczyńcy mieli wiedzę o obdarowanych, która powinna ich skłonić do działania. Nie tylko o tych workach i walizkach z kasą, ale też o wspólnych interesach. Kiedy już doszło do finału procesu, okazało się, że obdarowani jednak się postarali, bo wielu sponsorów okazało się niewinnymi jak baranki. Oczywiście wszystko to okazało się przez czysty zbieg okoliczności. A to dlatego, że w Polsce nie było i nie ma żadnej mafii. Politycy są czyści jak łza i żadnej brudnej forsy nie brali, a tym bardziej nie robili z nieistniejącą mafią żadnych interesów. Mafia, której nie ma, nie mogła nikogo szantażować. A sądy są niezawisłe, więc nie ma mowy, żeby wyrok nie był obiektywny i sprawiedliwy. I tylko wariat albo fanatyk mógłby twierdzić, że uniewinnienie wynika ze zrealizowania jakichś zobowiązań. Dlatego wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. W kraju rządzonym przez mafię. Stanisław Janecki
Nowotwory źle leczone Narodowy program zwalczania chorób nowotworowych miał być jedną z wizytówek rządu Donalda Tuska, ale okazał się porażką [A co nią nie było? - admin]. Kosztuje on rocznie 250 mln zł, ale jego efekty są mizerne, bo szwankuje zarówno profilaktyka, jak i leczenie chorych. Program obejmuje lata 2006-2015 i od początku było wiadomo, że trzeba go będzie udoskonalać – pierwszy rok, dwa traktowano, jako swego rodzaju test. Dlatego już poprzednia minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiadała wprowadzenie istotnych zmian, ale skończyło się na deklaracjach. Niczym szczególnym nie może pochwalić się w tym względzie także minister Bartosz Arłukowicz. Dlatego wciąż 85 proc. pacjentów nie ma dostępu do nowoczesnych terapii antynowotworowych, a niestandardowe leczenie, rozpowszechnione na Zachodzie, to wciąż luksus z powodu braku programów terapeutycznych. I to mimo tego, że co roku na program wydajemy minimum 250 mln złotych. Zdaniem posła Bolesława Piechy (PiS), przewodniczącego sejmowej Komisji Zdrowia, Narodowy program zwalczania chorób nowotworowych nie przynosi oczekiwanych rezultatów i coraz bardziej przypomina drogę przez mękę. I nie pomaga nawet to, że posłowie z Komisji Zdrowia wiele razy naciskali na rząd w tej sprawie.
- Mamy siedem lat trwania projektu i sporo środków finansowych wydanych na specjalistyczny sprzęt leczniczy, który często stoi bezużytecznie. Wreszcie mamy mało środków, a do tego wydanych wyjątkowo nieskutecznie, na profilaktykę, co jest przecież najważniejsze, bo chodzi o to, jak spowodować, by nowotwór był jak najszybciej wykryty i w pełni wyleczony – uważa Bolesław Piecha.
Na końcu Europy Uprawniona jest więc ocena, że podstawowe zadania, jakie stawiano przed programem zwalczania chorób nowotworowych, czyli wzrost wykrywalności i skuteczniejsze leczenie, nie są realizowane.
- Jeżeli chodzi o wykrywalność zachorowań na nowotwory, jesteśmy na przedostatnim miejscu w Europie, a już takie państwa jak Rumunia, Bułgaria czy Węgry mają lepsze osiągnięcia w tym zakresie od nas – martwi się poseł Piecha. I niestety, trudno oczekiwać, aby sytuacja miała się poprawić, skoro do tej pory rząd i Ministerstwo Zdrowia są bezczynne. Trudno się też dziwić, że pod względem leczenia nowotworów znajdujemy się w ogonie Europy, skoro w Polsce nakłady na leczenie jednego mieszkańca to 41 euro, podczas gdy w krajach Europy Zachodniej to 148 euro. Ale jeszcze większy problem dotyczy sposobów wydawania tych pieniędzy. Narodowy Fundusz Zdrowia, zdaniem posłów, powinien więcej pieniędzy kierować do publicznych szpitali i klinik, które leczą osoby z nowotworami. Zamiast tego pieniądze są rozproszone, a rząd zamiast zmienić strategię, zadowala się działaniami propagandowymi, chwaląc się otwieraniem nowych gabinetów onkologicznych czy zakładów radioterapii. Mierzalnym kryterium oceny skuteczności Narodowego programu zwalczania chorób nowotworowych może być odsetek zgonów z powodu zachorowań na nowotwory, który w Polsce nie spada, a przeciwnie – rośnie. To po chorobach układu krążenia druga przyczyna zgonów Polaków.
- Mniej więcej co czwarty zgon w Polsce następuje z powodu chorób nowotworowych, to dane bardzo niepokojące – uważa prof. Józefina Hrynkiewicz, poseł PiS, specjalizująca się w badaniu zagadnień polityki społecznej. Nieskuteczność programu upatruje ona w braku promocji zdrowia, która skłaniałaby pacjentów do wizyty u lekarza, w braku profilaktyki, a także niedostatecznym przygotowaniu lekarzy pierwszego kontaktu do wczesnego diagnozowania chorób nowotworowych. Również wskaźnik przeżywalności chorych na nowotwory, który wynosi około pięciu lat od momentu stwierdzenia choroby, nie poprawił się mimo wdrażania programu zwalczania chorób nowotworowych. To skutek nie tylko profilaktyki, ale i problemów z leczeniem. Kuleje nie tylko dostęp do nowoczesnych terapii leczenia nowotworów. W Polsce kolejki na standardowe chemioterapie są dwa razy dłuższe niż w przeciętnych krajach Europy, co oznacza, że prawdopodobieństwo nawet pięcioletniego przeżycia, nie mówiąc już o skutecznym leczeniu, maleje.
Komisja pisze dezyderat Podczas wczorajszego posiedzenia sejmowej Komisji Zdrowia przegłosowano projekt dezyderatu, który wzywa rząd i Ministerstwo Zdrowia do przedstawienia do 15 listopada zmian w Narodowym programie zwalczania chorób nowotworowych. Co ważne, dezyderat poparli także posłowie koalicji.
- Apelujemy o bezwzględne zwiększenie wydatków na wczesne wykrywanie nowotworów, bo tylko to gwarantuje pacjentom stuprocentową skuteczność wyleczenia, a nie tylko liczonego statystycznie pięcioletniego przeżycia czy przedłużania życia o kilka miesięcy. Na realizację programu, także na wczesne leczenie muszą się znaleźć pieniądze – mówi przewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia. Posłowie apelują także o przemyślane zakupy nowoczesnego sprzętu, który w wielu wypadkach nie jest należycie wykorzystywany.
- Może ten dezyderat napisany wspólnie przez posłów opozycji i koalicji, bez podziałów politycznych, zmusi nie tylko ministra zdrowia, ale także samego premiera do przejrzenia na oczy – ma nadzieję poseł Piecha. Ponadto posłowie chcieliby, aby sprawie przyjrzała się, Najwyższa Izba Kontroli. Inspektorzy NIK mogliby przyjrzeć się, jak wydawane są pieniądze na program zwalczania chorób nowotworowych i jak np. wykorzystywany jest drogi, specjalistyczny sprzęt.
Mariusz Kamieniecki
Nagroda za klientyzm Doniesienia “Der Spiegel”, jakoby Donald Tusk był kandydatem niemieckiej chadecji na szefa Komisji Europejskiej, mogą być kaczką dziennikarską schyłku sezonu wakacyjnego. Premier słabo mówi po angielsku i nic nie wiadomo o jego francuskim, a bez znajomości tych dwóch języków trudno koordynować prace instytucji unijnych. Jeśli jednak jest to prawda, projekt taki może być próbą rozstrzygnięcia gry politycznej prowadzonej przez kanclerz Angelę Merkel na trzech polach jednocześnie: na wewnątrzniemieckiej arenie politycznej, na forum UE i w dziedzinie polityki zagranicznej RFN, a konkretnie jej stosunków z Polską. CDU/CSU, która w Parlamencie Europejskim (PE) tworzy dominującą grupę posłów w jego największej frakcji – Europejskiej Partii Ludowej (EPL), ma siłę i interes, by taki zamiar przeprowadzić.
Interes Niemiec, interes Merkel Niemiecka scena polityczna jest wielopartyjna, ale szanse na rządzenie, często z mniejszym koalicjantem u boku, mają w RFN jedynie dwie partie zdolne do desygnowania kanclerza. Są to chrześcijańsko-demokratyczna koalicja ogólnoniemieckiej CDU z katolicką bawarską CSU oraz socjaldemokratyczne SPD. CDU/CSU jest więc głównym konkurentem SPD, choć zdarzały się w ubiegłych latach tzw. wielkie koalicje – tzn. wspólne rządy obu dominujących partii. Głównym kandydatem drugiej co do wielkości frakcji Parlamentu Europejskiego – Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów (S&D) – jest jej lider – eurodeputowany z ramienia SPD i obecny przewodniczący PE Martin Schulz. Jego zwycięstwo w wyścigu o fotel przewodniczącego Komisji Europejskiej byłoby zatem triumfem rywali pani kanclerz z wewnątrzniemieckiej sceny politycznej. Odebranie im tego sukcesu i wypromowanie kandydata EPL zdominowanej przez CDU/CSU byłoby więc pokonaniem socjaldemokratów w dwóch rozgrywkach jednocześnie – ukazywałoby ich niemieckiej opinii publicznej jako niezdolnych do promowania niemieckich pomysłów politycznych na forum UE z równą skutecznością, z jaką czynią to chadecy, i osłabiałoby ich wpływ na instytucje unijne.
CDU/CSU i SPD to nie PO i PiS Rozumowanie to jest jednak zbyt dosłownym przeniesieniem natury polskiej sceny politycznej na scenę niemiecką. Tymczasem CDU/CSU i SPD wprawdzie konkurują ze sobą o głosy niemieckich wyborców, jednak ich konflikt nie przypomina starcia PO z PiS. Celem rządzącej chadecji niemieckiej nie jest eliminacja opozycji z życia politycznego. Polityka zagraniczna obu głównych partii niemieckich różni się zaś, co do metod i akcentów, a nie, co do strategicznych celów. Martin Schulz, jako przewodniczący KE zapewne nie zapominałby o interesach RFN i ukazanie go niemieckiej opinii publicznej, jako gorszego kandydata na to stanowisko niż obecny premier Polski nie musi być, z punktu widzenia Angeli Merkel, skutecznym chwytem wyborczym wobec elektoratu niemieckiego. Z drugiej strony, Niemiec na fotelu szefa Komisji Europejskiej (obojętnie z CDU/CSU czy z SPD) raczej utrudniłby unijną politykę Berlina, wzmacniając kierowane pod adresem RFN oskarżenia o dominację. Niemiecka opinia publiczna zapewne to rozumie. Instytucje UE nie są też przedmiotem tak “nabożnego kultu” ze strony niemieckich partii politycznych i mediów, jak ma to miejsce w przypadku ich odpowiedników w Polsce. Bycie przewodniczącym KE nie jest szczytem kariery dla polityka RFN, a swej silnej pozycji w UE Niemcy nie muszą potwierdzać w taki właśnie sposób. Kandydatura Tuska może być, zatem wygodna, także z ogólnoniemieckiego, a nie tylko z partyjnego – chadeckiego – punktu widzenia.
Gra z Polską Jeśli zatem doniesienia “Der Spiegel” są prawdziwe, istotnym celem całej operacji jest raczej oddziaływanie na Polskę niż rywalizacja między CDU/CSU a SPD. Jakie są szanse jej skutecznego przeprowadzenia, jaki jest jej cel i co oznaczałaby ona w praktyce dla Polski? Wybory do Bundestagu odbędą się w Niemczech jesienią 2013 r., zaś elekcja przewodniczącego KE dopiero wiosną/latem 2014 roku. Nie ma zatem pewności, kto wtedy będzie kanclerzem RFN i jakiego kandydata będzie popierał. W lipcu br. sondaże dawały CDU/CSU 36 proc. poparcia, a SPD 30 procent. W warunkach kryzysu strefy euro i składania na barki niemieckich podatników coraz to nowych ciężarów związanych z jej “ratowaniem” na niemieckiej scenie politycznej do tego czasu wiele jeszcze może się wydarzyć. Zakładając jednak prawdopodobne przecież zwycięstwo chadecji, a zatem kolejną kadencję Angeli Merkel, jako szefowej rządu RFN, promowanie przez Niemcy Donalda Tuska na przewodniczącego KE ma sens z niemieckiego punktu widzenia i mogłoby być skuteczne.
“Pilnowanie żyrandoli” Traktat lizboński zredukował rolę Komisji Europejskiej, a szczególnie pozycję polityczną jej szefa. Nie jest on już jedynym tej rangi urzędnikiem wspólnotowym i tym samym jedynym partnerem do rozmów z szefami rządów państw członkowskich. Obecnie, gdy dodano mu Hermana van Rompuya – przewodniczącego Rady Europejskiej, i Catherine Ashton – jako “szefową unijnej dyplomacji”, znaczenie przewodniczącego KE spadło. Jest on już “jednym z trzech”, a nie “jedynym” najwyższym urzędnikiem UE. Kryzys strefy euro przeniósł zasadnicze decyzje dotyczące losów UE poza jej struktury traktatowe (do tandemu francusko-niemieckiego i grupy frankfurckiej) lub do ciał, w których reprezentowani są tylko członkowie strefy euro (Eurogrupa – rada ministrów finansów państw tej strefy). Spowodowało to dalsze osłabienie roli Komisji Europejskiej, a więc i jej przewodniczącego. Trwający kryzys zapewne pogłębi to zjawisko, wzmacniając rolę rządu RFN, od którego decyzji finansowych zależy podtrzymanie chwiejącej się waluty unijnej. W tej sytuacji zapewne niewielu poważnych polityków europejskich zechce wystartować do wyścigu o fotel szefa KE. Urząd ten będzie, bowiem w najbliższym czasie nabierał coraz bardziej pozornego – teatralnego charakteru, a rzeczywiste decyzje będą zapadały poza nim. Okoliczność ta zwiększa prawdopodobieństwo opisywanego przez “Der Spiegel” scenariusza. Stanowisko przewodniczącego Komisji Europejskiej “od pilnowania żyrandoli” jak najbardziej nadaje się na nagrodę polityczną dla szefa rządu polskiego, który sprowadził swój kraj do roli klienta Niemiec w polityce europejskiej.
Polityka zagraniczna Polski á la PO Polityki zagranicznej rządu PO – PSL nie da się wytłumaczyć inaczej, jak tylko założeniem, że jej rzeczywistym celem jest zdobycie intratnych stanowisk dla jej kierowników. Cel taki był zresztą wielokrotnie formułowany publicznie, oczywiście w formie wyznacznika pozycji i prestiżu Polski w Europie. Dość przypomnieć projekt pozyskania dla Włodzimierza Cimoszewicza fotela przewodniczącego Rady Europy (nie mylić z Radą Europejską ani z Radą UE), stanowiska sekretarza generalnego NATO dla Radosława Sikorskiego czy zrealizowany właśnie dzięki poparciu Niemców w EPP projekt uzyskania fotela przewodniczącego PE dla Jerzego Buzka oraz operacja wypromowania Mikołaja Dowgielewicza, sekretarza stanu ds. europejskich w polskim MSZ, na wicegubernatora Banku Rozwoju Rady Europy, a Jana Truszczyńskiego (dawnego negocjatora wejścia Polski do UE) na atrakcyjne finansowo dla samego zainteresowanego, ale politycznie nieistotne dla interesów Polski, stanowisko dyrektora generalnego ds. edukacji, szkoleń, kultury i młodzieży w odnośnej Dyrekcji Generalnej KE. Ten personalny wymiar polskiej polityki zagranicznej jest skutecznie ukazywany wyborcom w Polsce jako miernik pozycji międzynarodowej Rzeczypospolitej.
Za co ta nagroda? Polska, która w ramach paktu fiskalnego popartego przez rząd Donalda Tuska została odsunięta od decyzji unijnych i na dodatek zapłaciła za to rozwiązanie przekazaniem 6,5 mld euro, która sprowadziła własną politykę wschodnią do teatralnego w swej istocie Partnerstwa Wschodniego, nieprzeszkadzającego współpracy niemiecko-rosyjskiej, pozbawionego pieniędzy i uwagi liczących się państw europejskich (dość przyjrzeć się liście nieobecnych na szczytach PW w Pradze i w Warszawie), która nie protestuje przeciw transferowi niemieckiej i francuskiej technologii wojskowej do Rosji, która dystansuje się od USA i nie próbuje konsolidować swych mniejszych sąsiadów, jak Czechy czy Węgry, opierających się uprzedmiotowieniu ich przez rdzeń unijny, lecz chętnie przyjmuje rolę politycznego klienta Berlina, popierając w ciemno wszelkie jego inicjatywy (od dystansowania się od NATO w wojnie libijskiej, po pakiet Euro-Plus z zawartym w nim ujednoliceniem podatków korporacyjnych w całej UE) – warta jest tej niewielkiej zapłaty, jaką byłby fotel przewodniczącego Komisji Europejskiej. Tym bardziej, że stanowisko to, jak wskazano wyżej, jest cieniem dawnej mocy tego urzędu. W tych poczynaniach rządu i premiera Tuska trudno doszukać się obrony interesów Rzeczypospolitej. Interes własny jego i jego współpracowników jest zaś jasny.
Dr Przemysław Żurawski vel Grajewski
...tak trudno ciebie kochać Polsko..PRUSZKÓW -niewinny !!! ten wyrok to porażka wymiaru sprawiedliwości..- Obywatele nie mają podstaw, żeby wierzyć, że państwo ich chroni - mówi były PREMIER RP Józef Oleksy...wpisując się w ogólny ton wypowiedzi publicystów.. pierdu, pierdu...takie farmazony może mówić tylko były premier , politycy za 60 tys.zł , "celebryci" mediów za 50 tys. zł miesięcznie i inni idioci , którzy nie rozumieją i nigdy nie zrozumieją człowieka - na etacie kraju - który za ich pracę z narażeniem życia - swojego i jemu najbliższych - płaci miesięcznie 2200 zł , 3600 zł , 4200 zł...dla ułatwienia podam, że "stójkowy" w Nowym Jorku zarabia 3500 USD... Po sześciu latach procesu tzw. gangu z Pruszkowa z 40 oskarżonych 14 zostało uniewinnionych i oczyszczonych z zarzutów a pozostali........ też potraktowani bardzo łagodnie...Oczywiście "Bolo" i "Słowik" uniewinnieni... bo jakże mogłoby być inaczej... Sąd tłumaczył to tym , że prokuratura przedstawiła słabe dowody i większość zarzutów oparła na zeznaniach świadków koronnych , czyli skruszonych przestępców.... same zeznania świadka koronnego bez wsparcia innymi dowodami nie wystarczają... uzasadniała wyrok sędzia Beata Najar...Adwokaci oskarżonych suchej nitki nie pozostawili na prokuraturze... ona przegrała na całej linii - komentowała wyrok mecenas Ewa Jachowicz , adwokat jednego z oskarżonych.. Tak łatwo formułować takie zarzuty w stronę organów ścigania , prokuratorów , sędziów... tak łatwo opluć ich honor , zarzucić spolegliwość , niedostateczną determinację w ściganiu... może i najgroźniejszych w Polsce przestępców....tylko stawiam pytanie ; a dlaczego miało by być inaczej ?... W imię jakich celów czy wartości funkcjonariusz państwa Polskiego miałby zachowywać się inaczej ?.. Czy Polskie Państwo stoi na straży swojego obywatela zatrudnionego - przez siebie - do pilnowania porządku prawnego ?... co ma zrobić policjant / prokurator , gdy dostaje do skrzynki pocztowej zdjęcia jego dzieci idących do szkoły ?.. a może jak zareagować , gdy w tornistrze synka znajdzie gałki oczne świni z przypiętą kartką " jutro to będą oczy twojej córeczki " ?... lub jak żona po cichu wyszepcze mu do ucha , że jakiś "dresiarz" dał jej torebkę ze strzykawkami z napisem AIDS mówiąc jej na ucho : jutro wbiję ci je w dupę....A jak ma zareagować strażnik prawa , gdy widzi , że jego kolega po fachu wylatuje ze stanowiska , jest postawiony w stan oskarżenia , aresztowany pod byle głupawym zarzutem " świadka koronnego " , który twierdzi , że bierze w łapę ?...Ile takich "medialnych" przypadków pokazywały media w latach ostatnich ?...Ilu policjantów / prokuratorów było oskarżonych o rzeczy , których się nie dopuścili ?..Udowadnianie swojej niewinności trwa latami... utrata honoru i środków do życia to kwestia kilku minut !... Taka "załatwiona" przez świat przestępczy kara nie jest tylko represją dla nadgorliwego śledczego , ale ma działać prewencyjnie w stosunku do pozostałych w służbie.... "Widzicie... nasze ręce są długie"... Łap złodziei rowerów , ale NAS nie tykaj !... Po takiej lekcji który z oficerów CBŚ , Prokuratury wykaże się nadzwyczajną starannością w ściganiu tych najgroźniejszych z groźnych bandziorów ?... Kto zrezygnuje z w miarę stabilnej pracy , w miarę spokojnej , opłaconej co prawda nisko , ale zawsze regularnie płaconej...w/g zasady spokojnie i do pierwszego...(dnia miesiąca-pensja).. Który z w/w UFA Rzeczypospolitej i jej urzędnikom ?... Ufa , że gdy on złapie i oskarży bandziora to nie spotka go krzywda lub jego najbliższych....Jaką ma pewność , że jego najwyższy przełożony nie współpracuje z mafią ( casus - Katowice ) i nie wyda go jak psa na pożarcie bandytom ?... Jaką ma pewność , że jego żona nie zostanie zgwałcona przez napasionych dresiarzy a synowi nieznani sprawcy nie obetną wszystkich paluszków ?...Kto z nich ufa POLSCE i jej najwyższym urzędnikom ?... chyba wariat lub jakiś narwaniec... Praca aparatu śledczego oparta jest na absolutnym zaufaniu do swoich przełożonych i najwyższych urzędników państwa...gdy "gołym okiem" widać korupcję na szczytach władzy , współpracę ministrów ze złodziejami , generałów z bandytami , polityków z mafiosami..... oficer / prokurator mówi sobie POCZEKAM !!!... nie wychylam się !!!... mój trud próżny... ONI i tak będą uniewinnieni , a ja zapłacę własną karierą , życiem i zdrowiem moich najbliższych... Trudno kochać kraj , który CIEBIE nie kocha... trudno się poświęcać dla sprawy , którą za kasę przehandlowali politycy... trudno walczyć ze złodziejstwem , za którym stoją najwyżsi urzędnicy.. PRUSZKÓW - uniewinniony ?.. ok.. będziemy go łapać raz jeszcze...jak AMBERA "G''...do skutku..6 albo 20 razy...niech się wstydzą ci , którzy za NIM stali...za bezczynność krzywda nas nie spotka , za nadgorliwość absolutnie tak... trzeba myśleć o sobie i swoich najbliższych...trzeba myśleć , że syn na zimę nie ma butów a córka wyrosła z ubiegłorocznego płaszcza...Za psie pieniądze ... psia praca... psi dostojnicy ! Uczciwość aparatu ścigania jest wprost proporcjonalna do uczciwości rządzących ...PANOWIE! WY i tak tego nie rozumiecie... nie do WAS to pisze... Legionista
Srutu tutu, Legionisto. Przyznam, że już dawno nie czytałem tekstu, który aż tak by mnie poruszył.Pisze oto Legionista:
Czy Polskie Państwo stoi na straży swojego obywatela zatrudnionego - przez siebie - do pilnowania porządku prawnego ?... co ma zrobić policjant / prokurator , gdy dostaje do skrzynki pocztowej zdjęcia jego dzieci idących do szkoły ?
Oto narodziła się nowa koncepcja:
PAŃSTWO MA PILNOWAĆ FUNKCJONARIUSZY POLICJI PRZED BANDYTAMI! Zaiste, tego nawet w komunie nikt nie był w stanie wymyślić! Legionisto, to POLICJA ma strzec państwa, a nie odwrotnie:).
Art. 1 u. 2 ustawy z dnia 6 kwietnia 1990 roku o policji określa wyraźnie, że do jej zadań należy:
1) ochrona życia i zdrowia ludzi oraz mienia przed bezprawnymi zamachami naruszającymi te dobra,
2) ochrona bezpieczeństwa i porządku publicznego, w tym zapewnienie spokoju w miejscach publicznych oraz w środkach publicznego transportu i komunikacji publicznej, w ruchu drogowym i na wodach przeznaczonych do powszechnego korzystania,
3) inicjowanie i organizowanie działań mających na celu zapobieganie popełnianiu przestępstw i wykroczeń oraz zjawiskom kryminogennym i współdziałanie w tym zakresie z organami państwowymi, samorządowymi i organizacjami społecznymi,
4) wykrywanie przestępstw i wykroczeń oraz ściganie ich sprawców, (…)
6) kontrola przestrzegania przepisów porządkowych i administracyjnych związanych z działalnością publiczną lub obowiązujących w miejscach publicznych.
Przegapiłem coś, Legionisto? Jest jeszcze jakiś inny organ w Państwie, który ma mnie, Humpty Dumptego, chronić przed bandziorami, zwłaszcza zorganizowanymi? Nie chce mi się nawet zaglądać do ustawy o prokuraturze, bo oba te organy maja psi obowiązek bronić mnie i Państwo.Właśnie w tej kolejności, choć bezustannie ją mylą.
Piszesz dalej:
A jak ma zareagować strażnik prawa , gdy widzi , że jego kolega po fachu wylatuje ze stanowiska , jest postawiony w stan oskarżenia , aresztowany pod byle głupawym zarzutem " świadka koronnego " , który twierdzi , że bierze w łapę ?...Ile takich "medialnych" przypadków pokazywały media w latach ostatnich ?...Ilu policjantów / prokuratorów było oskarżonych o rzeczy , których się nie dopuścili ?..Udowadnianie swojej niewinności trwa latami... utrata honoru i środków do życia to kwestia kilku minut !... Taka "załatwiona" przez świat przestępczy kara nie jest tylko represją dla nadgorliwego śledczego , ale ma działać prewencyjnie w stosunku do pozostałych w służbie.... "Widzicie... nasze ręce są długie"... Łap złodziei rowerów , ale NAS nie tykaj !... A niby KTO, Legionisto, inicjował te procesy? Tusk czy inny Ziobro albo jaki Kaczyński we własnej osobie dzwonili na odpowiednią komendę i mówili tonem nie znoszącym sprzeciwu:
- Up..dolić Kowalskiego! Wykonać! Czyja to jest wina, Legionisto? Kolegów z pracy. A jak kolegów, to we mnie, obserwatorze, od razu budzi się nieufność.
Bo może to długie i przewlekłe postępowanie jest po to, by sprawę zamydlić tak, aby winny nie poniósł kary?Każdy z nas, a przynajmniej większość, jeździ po Polsce.
Ile razy, Legionisto, dałeś w łapę „miśkowi”?To wina rządu, aktualnie nam administrującego??
A jeśli miśki biorą w łapkę, to inni są od takich pokus wolni? Miśki to mutanty, czy też przedstawiciele gatunku?
Piszesz to na kanwie uniewinnienia części „pruszkowa”. A nie przyszło ci do głowy, że opieranie wyroków na zeznaniach świadków „koronnych” bądź świadków incognito to złamanie prawa do sądu? Sprawiedliwego (rzetelnego) postępowania? A może w ramach walki z „pruszkowem” sam chcesz trafić do pierdla oskarżony anonimowo o jedzenie niemowląt np.? Bez jakichkolwiek innych dowodów winy. Legionisto, czy mało jest publikacji na NE, które wyraźnie dowodzą, że jeśli nawet ryba psuje się od głowy, to w tej chwili rozkład sięgnął już płetwy ogonowej? To fajnie tak, zwalić winę na anonimowe państwo. Praca aparatu śledczego oparta jest na absolutnym zaufaniu do swoich przełożonych i najwyższych urzędników państwa...gdy "gołym okiem" widać korupcję na szczytach władzy , współpracę ministrów ze złodziejami , generałów z bandytami , polityków z mafiosami..... oficer / prokurator mówi sobie POCZEKAM !!!... nie wychylam się !!!... mój trud próżny... ONI i tak będą uniewinnieni , a ja zapłacę własną karierą , życiem i zdrowiem moich najbliższych... Trudno kochać kraj , który CIEBIE nie kocha... trudno się poświęcać dla sprawy , którą za kasę przehandlowali politycy... trudno walczyć ze złodziejstwem , za którym stoją najwyżsi urzędnicy.. Czy za małymi i drobnymi cwaniakami, o których pisałem choćby tutaj:
http://obserwatorium.nowyekran.pl/post/56356,ksiega-va-banque
Stoją najwyżsi urzędnicy? Nie, Legionisto. Przez ostatnie dwie dekady m o r a l n i e sięgnęliśmy dna. Dno i dwa metry mułu. Pamiętasz?
http://obserwatorium.nowyekran.pl/post/66511,dno-i-dwa-metry-mulu
A za komuny niby było lepiej? Tyle, że ludzie żyli nadzieją, pse pana. Teraz nadzieja oznacza szansę na wyjazd z kraju. Już nawet nie za kasą, ale po normalność. Trudno kochać kraj , który CIEBIE nie kocha... Owszem, wina państwa, jako instytucji, nie ulega wątpliwości.Ale to jest własna wina rzekomo poszkodowanych organów, Legionisto.
To nie Tusk, Kaczyński albo inny Miller (i pewnie ktoś jeszcze) najnormalniej sp..dolił śledztwo. A może po prostu ktoś zamarzył sobie awans do Prokuratury Generalnej i na gewałt potrzebował sukcesu medialnego? Czy „pruszków” w ogóle istniał? W realnym świecie, poza medialną kreacją? A pamiętasz „aferę paliwową”? Byli tacy, co spędzili w areszcie śledczym prawie półtorej roku. I nic. Nic się nie stało, rodacy, nic się nie stało… Nie było „afery paliwowej”, za to była zadyma medialna. Legionisto, w jednym masz rację. Uczciwość wszystkich organów państwa jest dokładnie taka sama. Bez wyjątku. Wszystkich. Upadek państwa dawniej kończył się spektakularnym najazdem sąsiada. Dzisiaj po prostu zaczynają „siadać” poszczególne organy. Tu jest potrzebny skalpel, a nie reanimacja! Humpty Dumpty
Czterech przed komisję Sejmowa Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej może zająć się wnioskiem Prawa i Sprawiedliwości o postawienie przed Trybunałem Stanu członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji za odrzucenie wniosku o przyznanie Telewizji Trwam koncesji na naziemne nadawanie cyfrowe. Ale to, kiedy wniosek zostanie rozpatrzony, zależy od marszałek Sejmu Ewy Kopacz. Członkowie komisji stwierdzili wczoraj, że wniosek spełnia wszystkie warunki formalnoprawne zapisane w ustawie o Trybunale Stanu, aby został poddany sejmowej procedurze. Dotyczy on czterech z pięciu członków KRRiT: przewodniczącego Jana Dworaka, jego zastępcy Witolda Grabosia oraz członków Rady: Krzysztofa Lufta i Sławomira Rogowskiego. Nie obejmuje tylko Stefana Pastuszki, który wstrzymał się od głosu, gdy Rada decydowała o odrzuceniu podania o koncesję dla Telewizji Trwam. PiS przesłało swój wniosek do marszałek Sejmu jeszcze w lutym, a do komisji trafił on w marcu, potem był jeszcze uzupełniany. Posłowie PO domagali się przedstawienia ekspertyz prawnych, czy członków KRRiT można pociągnąć do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu z powodu nieprzyznania koncesji Telewizji Trwam. Poseł Andrzej Duda (PiS), wiceprzewodniczący komisji, powiedział "Naszemu Dziennikowi", że posłowie zapoznawali się z różnymi ekspertyzami (wczoraj były prezentowane kolejne dwie), które wskazywały, że wniosek jest prawidłowy. Dlatego nie było żadnych problemów z przegłosowaniem pozytywnego stanowiska komisji.
Co zrobi marszałek Nie wiadomo jednak, kiedy posłowie zaczną przesłuchania członków KRRiT i świadków. Najpierw bowiem marszałek Sejmu Ewa Kopacz musi formalnie wystąpić do Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej o zbadanie sprawy, a w ustawie o Trybunale Stanu nie zapisano żadnych terminów, które obligowałyby marszałka do wysyłania takich wniosków. Teoretycznie takie pismo może więc jeszcze długo poleżeć w kancelarii. - Mam nadzieję, że Ewa Kopacz nie będzie blokować wniosku - mówi wiceprzewodniczący Andrzej Duda. Choć poseł nie wyklucza, że może dojść do sytuacji, gdy PO będzie się starała jak najdalej odwlec sprawę Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Gdy marszałek Kopacz nada bieg sprawie, wymienieni we wniosku członkowie Rady będą musieli w ciągu 30 dni na piśmie ustosunkować się do zarzutów, a potem staną przed komisją. Samo postępowanie przypominać będzie prokuratorskie śledztwo: przesłuchiwani przez posłów, pod rygorem odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, będą nie tylko Jan Dworak i jego trzej współpracownicy, ale także inni świadkowie, jak pracownicy KRRiT i uczestnicy postępowania koncesyjnego. Posłowie spodziewają się, że wiele tych zeznań będzie bardzo ciekawych i mogą pokazać kulisy przyznawania koncesji na naziemne nadawanie cyfrowe. Arkadiusz Mularczyk (SP) uważa, że komisja odpowiedzialności może potrzebować nawet pół roku na rozpatrzenie tego wniosku, głównie ze względu na ilość dokumentów, które trzeba prześwietlić, i świadków, którzy mogą zostać wezwani na posiedzenie. - Wszystko oczywiście zależy od organizacji i sprawności pracy komisji - mówi Mularczyk.
Pod ścianą zarzutów Posłowie PiS w swoim wniosku wskazali, że Jan Dworak, Witold Graboś, Krzysztof Luf i Sławomir Rogowski dopuścili się złamania Konstytucji, ustawy o radiofonii i telewizji, kodeksu postępowania administracyjnego oraz konwencji międzynarodowych ratyfikowanych przez Polskę. Wobec Dworaka wysunięto trzynaście zarzutów, wobec trzech innych członków KRRiT - dziesięć. Najcięższe dotyczą nierównego traktowania podmiotów i dyskryminowania przez KRRiT Telewizji Trwam w postępowaniu koncesyjnym. Polegało to - zdaniem wnioskodawców - m.in. na nierzetelnej ocenie sytuacji finansowej Fundacji Lux Veritatis, właściciela Telewizji Trwam. Fundacja była w dużo lepszej kondycji ekonomicznej niż podmioty, którym przyznano miejsca na multipleksie cyfrowym. Tymczasem Rada twierdzi konsekwentnie, że to właśnie względy ekonomiczno-finansowe były decydującym powodem odrzucenia wniosku o koncesję cyfrową dla katolickiej telewizji. Zdaniem parlamentarzystów PiS, odmówienie Telewizji Trwam prawa do nadawania na cyfrowym multipleksie było skandalem, bo przeczyło też wolności mediów i ich pluralizmowi, a właśnie nad przestrzeganiem tych zasad ma czuwać KRRiT. Krzysztof Losz
Homoterroryzm, czyli od słów do czynów Zaledwie pół roku obcowania z pederastami i lesbijkami wystarczyło, by 28-letni Floyd Lee Corkins II z pełną wiarą przyjął bajania środowisk homoseksualnych o rzekomych prześladowaniach i cierpieniach osób „kochających inaczej”. Dlatego z bronią w ręku postanowił bronić ich praw. Pod koniec sierpnia wywołał strzelaninę w siedzibie Family Research Council w Waszyngtonie – ośrodku promującym tradycyjny, chrześcijański model rodziny. To kolejny już przypadek homoterroru. Corkins na stałe mieszka wraz z rodzicami w mieścinie Herdon. To już stan Wirginia, ale dosłownie o rzut beretem od opłotków stołecznego Waszyngtonu. W środę przed dwoma tygodniami, tuż po dziesiątej rano Corkins zaparkował swój samochód przy jednej ze stacji metra. Do śródmieścia Waszyngtonu zdecydował się dojechać środkami transportu publicznego. Spieszył się. W swym aucie na przednim fotelu pasażera pozostawił otwarty czarny futerał na pistolet. Broń nabył legalnie kilkanaście dni wcześniej. Natomiast najwidoczniej „zapomniał”, że w federalnym Dystrykcie Columbia nielegalne jest przewożenie oręża środkami transportu publicznego. Nie niepokojony dojechał w pobliże centrali Family Research Council. Po drodze zdążył jeszcze kupić w barze szybkiej gastronomii sieci Chick-fil-A 15 kanapek ze smażonym kurczakiem i pewnym krokiem minął fasadę z wykutym w kamieniu hasłem „Wiara, Rodzina, Wolność”. Wszedł do środka budynku. – Jestem tu umówiony. Mam przeprowadzić wywiad – skłamał w recepcji. Nie wszystkich jednak udało się mu oszukać. W zachowaniu Corkisa musiało być coś niepokojącego, bo drogę zagrodził mu postawny ochroniarz Leonardo „Leo” Johnson. Zdając sobie sprawę, że dalszą drogę ma zatarasowaną, intruz postanowił grać w otwarte karty.
Zamach – Nie podoba mi się wasza zajeb*** polityka! – zakrzyknął na cały hol. Z kieszeni wyciągnął pistolet marki Sig Sauer, kalibru 9 mm. I wystrzelił w ochroniarza. Na szczęście Corkins II jest kiepskim strzelcem. Strażnik został tylko ranny w lewe ramię. Rannemu udało się powalić i obezwładnić napastnika oraz przetrzymać go do czasu, gdy zjawiła się zaalarmowana policja. Dzięki bohaterstwu tego człowieka (– Wykonałem tylko swoją robotę – powiedział skromnie) najprawdopodobniej uniknięto prawdziwej masakry. Terrorysta miał przy sobie przeszło 50 sztuk amunicji. Floyd Lee Corkins II siedzi w areszcie bez możliwości wyjścia za kaucją. Ma zeznawać w tym tygodniu. Podczas wstępnego przesłuchania niewiele udało się z niego wydusić. Siedział cicho i tępym, beznamiętnym wzrokiem gapił się gdzieś w dal. Sprawiał wrażenie całkowicie nieobecnego. Postawiono mu zarzut napaści z zamiarem zabicia, za co grozi kara do 30 lat więzienia. Oskarżono go także o popełnienie drugiego przestępstwa – nielegalnego przewozu broni przez granicę stanu. To może zwiększyć jego odsiadkę o następne 10 lat.
Pederaści popierają terroryzm Strzelaninę w waszyngtońskim Ośrodku Badań nad Rodziną potępili zgodnie Barack Obama i republikański kandydat na prezydenta Mitt Romney. Ale rodzice są dumni ze swego syna. – On ma bardzo silny charakter i stanowcze przekonania. Uważa, że homoseksualistów nie można traktować w poniżający, niesprawiedliwy sposób – tłumaczą swoją latorośl. Także środowiska LGTB (skrót od lesbijek, gejów, transwestytów i biseksualistów) „rozgrzeszają” swojego obrońcę. – To uprzejmy, łagodny i skromny chłopak – nie może się go nachwalić David Mariner, szef waszyngtońskiego środowiska sodomitów i seksualnych odszczepieńców. W przypadku Corkinsa można śmiało przyznać rację powiedzeniu, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jego ojciec – Floyd Lee Corkins I – jest zajadłym orędownikiem praw homoseksualistów. Co ciekawe, studiowali na tej samej uczelni. Tyle że junior nie zdołał przebrnąć przez końcowe egzaminy. Od początku bieżącego roku synalek pracował jako wolontariusz w stołecznym ośrodku LGTB. Jakie wrażenie wywarły na jego rzekomo wrażliwej duszy slogany o „tolerancji i równości”, pokazał, ściskając w ręku spluwę Sig Sauer. Motywy działania homosiowego terrorysty wydają się jasne. Według amerykańskich mediów, Corkins nie zgadzał się z tym, że chrześcijańska organizacja zdecydowanie potępiła aborcję i wszelkie próby redefinicji małżeństwa i ostro krytykuje legalizację związków homoseksualnych. Środowiska LGBT, w których przez ostatnie miesiące obracał się Corkins II, okrzyknęły ją „grupą nienawiści”.
Krucjata Chick-fil-A Do zbrodniczego działania popchnęła go zaś ostatnia decyzja kierownictwa Family Resaerch Council, które udzieliło pełnego poparcia sieci restauracji Chick-fil-A. Firma ta jedynie w tym roku przekazała przeszło 2 miliony dolarów ze swego wypracowanego zysku na pomoc dla wszelakich antygejowskich ugrupowań i zaciekłą obronę małżeństwa jako wyłącznie związku jednego mężczyzny z jedną kobietą. Taka polityka oczywiście zboczeńcom podobać się nie może. Dlatego nawołują do bojkotu tej sieci gastronomicznej. Dodatkowo zaś zdenerwowała ich ostania wypowiedź szefa firmy, Dana Cathy’ego, który publicznie skrytykował związki jednopłciowe, podkreślając, że tolerowanie tego typu zachowań sprowadza na amerykański naród sąd Boży. Podjudzony przez gejowską propagandę Corkins II postanowił działać – i to w sposób zbrodniczy. Olgierd Domino
Nie ma sprawiedliwych, dlatego jest mafia Wyrok uniewinniający mafię pruszkowską, uderza przede wszystkim w instytucję świadka koronnego. Okazało się, że zeznania ”skruszonych” gangsterów nic nie znaczą. Bo prokuratura nie potrafi tych zeznań wykorzystać do rozbicia mafii, a sądy w te zeznania nie wierzą. Gdyby tak działał włoski wymiar sprawiedliwości w latach 90-tych XX wieku, „Cosa Nostra” rządziłaby Włochami do dziś. Osłabienie włoskiej mafii było możliwe dzięki jednemu uczciwemu sędziemu: Antonio Caponetto, dwóm prokuratorom: Giovanniemu Falcone i Paolo Borselino, oraz jednemu świadkowi koronnemu, który opowiedział Falcone, czym jest Cosa Nostra, jakie są jej struktury, jak działa, jak korumpuje polityków, jak zdobywa pieniądze, jak morduje. Człowiek, który stał się pierwszym włoskim świadkiem koronnym, nazywał się Tommaso Buscetta, wielokrotny morderca, wysoko postawiony w strukturach sycylijskiej mafii. Po aresztowaniu w Brazylii, został skazany na 10 lat, ucieka z więzienia znów do Brazylii. Wtedy na Sycylii toczy się II wojna mafijna, podczas której klan Corleone, dziesiątkuje rodzinę Buscetty. Aresztowany po raz drugi godzi się na współpracę z włoskim i amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Dzięki jego zeznaniom, prokuratorzy Giovanni Falcone i Paolo Borselino doprowadzają w 1986 roku do wielkiego procesu Cosa Nostra w Palermo. Przed sądem stanęło 475 członków Cosa Nostra, z których 360, po trwającym półtora roku procesie, zostało skazanych łącznie na 2665 lat więzienia. Proces odbywał się w bunkrze. Świadkiem koronnym był Tommaso Buscetta, oskarżycielami Falcone i Borselino, sądził Antonio Caponetto, wszyscy oni tworzyli razem specjalną grupę do walki z mafią. Prokuratorzy przygotowywali proces przez prawie 5 lat, mieli silną ochronę policyjną, pracowali w bunkrze, bo mafia wydała na nich wyroki śmierci. Wielu gangsterów zostało skazanych zaocznie. Wśród ukrywających się był też szef sycylijskiej mafii Toto Riina. Z jego rozkazu mafia zabiła dwóch braci Buscetty, z zemsty za zdradę, a w 5 lat po zakończeniu procesu, w 1992 roku - najpierw w zamachu bombowym zginął prokurator Falcone z żoną i ochroną osobistą, mafia wysadziła wtedy kilkaset metrów autostrady, prowadzącej z lotniska do Palermo, a potem prokurator Borselino. Bomba pozostawiona w samochodzie zaparkowanym przed jego domem zniszczyła pół kamienicy. Te ataki na prokuratorów, którzy stali się symbolem walki z mafią obudziły włoskie społeczeństwo. Ludzie zmusili polityków i wymiar sprawiedliwości do rozbicia mafijnej ośmiornicy. Rok później w 1993 roku zostaje aresztowany Toto Riina i skazany na dożywocie za zabójstwo Falcone i Borselino. W tym samym czasie rozpada się cały układ polityczny rządzący od II wojny światowej Włochami, zostaje ujawniony nielegalny system finansowania partii politycznych i włoska scena polityczna zostaje całkowicie przemeblowana. W maju 1993 roku Jan Paweł II pielgrzymuje na Sycylię, wzywa mafię do nawrócenia, a na tych, którzy nie wycofają się z Cosa Nostra - nakłada ekskomunikę. Zabrania księżom chrzcić dzieci mafiosów, odprawiać gangsterom katolickie śluby i pogrzeby. A cała ta przemiana zaczęła się od jednego świadka koronnego i jednego prokuratora, który mu uwierzył, nie przestraszył się i nie uciekł. My też mieliśmy świadka koronnego. Gangster o pseudonimie „Masa”- już wiele lat temu opowiedział prokuratorom o organizacji mafijnej zbudowanej przez gangsterów z Pruszkowa. Ujawnił też powiązania mafii pruszkowskiej z politykami, przedsiębiorcami, adwokatami, ujawnił cały przestępczy system. I został wyśmiany, i w zasadzie, skazany na śmierć, bo uwolniony „Pruszków”, zrobi wszystko, by „Masę” zabić z zemsty i ku przestrodze. Mieliśmy, świadka koronnego, zabrakło jednak odważnych prokuratorów i sędziów, a skorumpowany układ polityczny trwa nadal i kryje przestępców. (Jeszcze w 1998 roku, czyli 5 lat po ekskomunice Jana Pawła II nałożonej na włoską mafię, arcybiskup Gdańska Tadeusz Gocłowski, mimo protestów katolików, osobiście odprawia pogrzeb gangstera Nikosia vel Skotarczyka w gdańskiej w katedrze) Ewa Świecińska
14 września 2012 "Najsroższą karą za bigamięsą dwie teściowe”- twierdzi pan Janusz Korwin-Mikke, ale nie w programie pana redaktora Tomasza Lisa, w którym to programie pan” redaktor” próbował zrobić- jako dziennikarz- z pana Janusza człowieka nienawidzącego niepełnosprawnych, co nie jest prawdą- jako praktykujący katolik ma obowiązek szanować każde Dziecko Boże. I szanuje. Pan Janusz zwraca uwagę na system w którym żyjemy, tak jak na system, w którym żyją niepełnosprawni- inwalidzi. Jest przeciw podnoszeniu do rangi cnoty kalectwa, tak jak homoseksualizmu, prostytucji, obecnie złodziejstwa i bandytyzmu( patrz wyroki w sprawie gangu pruszkowskiego). Jakoś wszystko co do tej pory uchodziło za wstydliwe- merdia podnoszą do rangi cnoty. Czy to nie ciekawe? O co chodzi walczącym z cywilizacją łacińską a posiadającym media i inne środki masowej dezinformacji narzucających” obywatelom” nowy rodzaj świadomości? Zgodnie z wytycznymi Karola Marksa, żeby najpierw opanować nadbudowę, czyli świadomość, no i bazę- czyli stosunki ekonomiczne. Prawie wszystko Lewica międzynarodowa już opanowały.. A Polacy śpią! I przyglądają się temu wszystkiemu co w Polsce się dzieje.. Nad gospodarką państwo trzyma swoją brudną łapę.. Próbuje całkowicie zapanować nad świadomością.. Między innymi przy pomocy takich ludzi jak pan „redaktor” Tomasz Lis, który pobiera za swoją robotę coś około 30 000 złotych miesięcznie, i tak jak jego żona pani Hanna Smoktunowicz- coś około 50 000 złotych(????) Za co ONI biorą taką górę pieniędzy? Trzeba jak najszybciej ujawnić zasób zastrzeżony.. W końcu dziennikarzy za 5000 tysięcy miesięcznie można byłoby znaleźć wielu.. I dlaczego ONI brylują w mediach już od dwudziestu lat tzw. przemian? I muszą być na wizji , czasami z przerwami- na reklamę i konserwację. Pan Juliusz Braun, związany z Unią Wolności wcześniej, a obecnie popierającym Platformę Obywatelską Unii Europejskiej-- szef TVP twierdzi, że telewizja nie ma pieniędzy na transmisje meczów piłkarzy, programy dla dzieci, czy wydarzenia kulturalne. Ale na płacenie towarzystwu Lisom- ma! I żeby pan Lis zamiast zawodu dziennikarskiego uprawiał propagandę polityczną w obrządku polityczno- poprawnym i Lewicowym.. Pan Tomasz jest doskonałym działaczem lewicowego nurtu obowiązującego na świecie i w Europie.. Wszystko co płynie do nas z międzynarodowych gremiów mu się podoba. Cała te ideologia politycznej poprawności, aborcja, eutanazja, Unia Europejska- i umiejętnie zwalcza wszystkich, którym to wszystko się nie podoba. Trzeba przyznać, że robi to dobrze, bo miliony widzów myślą, że to jest właśnie prawdziwy dziennikarz za nikogo nie przebrany. A to, że zamiast wysłuchać gościa zaproszonego do studia przez niego samego, atakuje go niemiłosiernie nazywając go” faszystą”- słowem z arsenału środków Lewicy- to widzom nie przeszkadza. Przykleić komuś łatkę „ faszysty” – jest łatwo i łatwo wprowadzić widza w błąd. Faszyzm to ideologia wszędobylskiego państwa, które zajmuje się wszystkim , tak jak na przykład III Rzeczpospolita. To jest własnie państwo faszystowskie, Konserwatywni – liberałowie, w tym pan Janusz Korwin- Mikke- takie państwo zwalczają. To dlaczego pan Tomasz Lis, broniący państwa faszystowskiego, zwalcza pana Janusza- będącego wolnościowym konserwatywnym –liberałem- wrogiem państwa faszystowskiego o łagodnym (jeszcze!_) stosunku do „ obywateli”.? Na tej samej zasadzie, jak złodziej uciekając woła- łapać złodzieja. No i pan Janusz się doczekał: film wideo z wystąpieniem pana Janusza został usunięty, żeby nie można było go oglądać. .Jest napisane w sieci: ”Ten film został usunięty przez użytkownika”.. W ramach wolności słowa- jak to się zwykło mówić w III Rzeczpospolitej.. ONI nam dadzą w końcu” wolność słowa”.. Wkrótce się nam odechce.. Z przeciwnikami trzeba się rozprawiać krótko i treściwie.. Najpierw próbować przywrócić do głównego nurtu myślenia, wyeliminować w przeciwniku myślozbrodnię, jak można dać dobrą posadę- tak jak panu gereralowi Skrzypczakowi w Ministerstwie Obronmy Narodowej to dać posadę, a jak nie da się nic z nim zrobić – to popełnia samobójstwo, wjedzie na niego samochód lub tramwaj, albo spadnie w przepaść w Tatrach. Nawet jak trzydzieści parę lat chodził po górach.. Bardzo dobrze realizację sprawiedliwości w Polsce widać po ostatniej prowokacji Gazety Polskiej Codziennie, wobec pana sędziego Ryszarda Milewskiego- prezesa sądu w Gdańsku. Wystarczył telefon z Kancelarii Premiera, żeby ustalić termin posiedzenia sądu w sprawie pana Marcina z Amper Gold, pardon - Amber Gold- a pan sędzia przykucnąwszy nieco, natychmiast zgodził się na okresowe terminy posiedzenia sądu. Strach pomyśleć, co by było,. gdyby pan premier, albo ktoś podszywający się pod niego zażądał określonego wyroku w określonej sprawie. To byłoby dopiero skandal.. Zagroziłoby to demokratycznemu państwu prawa, bo na razie nie zagraża.. Jest „niezależność” sądów- jak najbardziej, To co kiedyś napisałem: sąd w Polsce jest niezależy od Platformy Obywatelskiej kiedy rządzi Prawo i Sprawiedliwość, a także jest niezależny od Prawa i Sprawiedliwości- jeśli rządzi Platforma Obywatelska.. Nawet proponował czy” przyspieszać „ posiedzenie, czy może” nie przyspieszać”. Co do terminów też był bardzo otwarty.. Zresztą co mu szkodzi przysłużyć się komuś z Kancelarii Premiera, na przykład asystentowi pana Arabskiego, tego samego, który wraz z panem Gradem i premierem Tuskiem ustalał według jakiej konwencji ustalać sprawy związane z „ „katastrofą smoleńską”? I ustalili, że według Konwencji Chicagowskiej, której zapisy dotyczą samolotów cywilnych, a akurat TU – 154 – to samolot wojskowy- TU-154M(Military) . Tak wygląda w pigułce w Polsce sprawiedliwość, niekoniecznie- społeczna. Wystarczy jeden właściwy telefon do właściwego człowieka- i już po sprawiedliwości.. Zresztą z rozdzielenie władzy wykonawczej, sądowniczej i ustawodawczej- tez nie jest najlepiej- pisząc oględnie. Posłowie( władza ustawodawcza) są ministrami- władza wykonawcza. A ci wcześniej byli posłami są sędziami.. I tak w demokratyczne kółko.. Pan Janusz oczywiście ma rację, że , że najsroższą karą za bigamię są dwie teściowe. Za quatromanię- cztery teściowe. A my mamy demokrację- to jest nawiększa kara dla nas wszystkich. Wszystko poplątane i zasupłane towarzysko, Jeden wielki syf wewnątrz- a na zewnątrz glanc pomada.. Dekoracje się rozpadające i co jakiś czas pokazujące co tak naprawdę znajduje się za przepierzeniem demokracji? I tak to wygląda.. Przy każdej okazji odsłony! WJR
Wymiar niesprawiedliwości do usług pana premiera... Czy to tylko Gdańsk? W ilu miastach sędziowie prowadza podobne rozmowy? A prokuratorzy? Krótki kurs niezawisłości sędziowskiej przeszliśmy w Gdańsku. Władza dzwoni - prezes ruki pa szwam - tak jest, skład sędziowski pod parą, ludzie odpowiednio dobrani, zaufani, w zależności od potrzeb mogą czytać akta dwa dni albo dwie minuty. Dwie minuty... czytaj, że jak trzeba to zamkną, a jeśli życzenie, to wypuszczą... Ile takich rozmów pan prezes odbył wcześniej? Ile spraw wyznaczył na telefon, ile składów sędziowskich ustawił, ile wyroków ustalił na zamówienie? Ale czy to tylko Gdańsk? W innych sadach podobni prezesi podobnych rozmów nie prowadzą? A prokuratorzy? Jak z ich niezależnością? Wydaje się, że cała ta niezależność sądów i prokuratur to jest co najwyżej niezależność od opozycji. A władza, nawet z niskiego szczebla (zadzwonił rzekomy asystent szefa kancelarii premiera, czyli noszący teczkę u noszącego teczkę za premierem. A jednak wystarczyło, żeby prezes sadu okręgowego wyprężył się jak struna i zameldował - sędziowie w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej czekają na dyspozycje w imieniu pana premiera.. W dodatku prezes sądu zamiast podać się do dymisji i w mysią dziurę schować, jeszcze kontratakuje i oskarża dziennikarzy o powoływanie sie na wpływy. Zapomina, że odpowiedzialność za powoływanie sie na wpływy dotyczy tylko takich sytuacji, gdy ktoś chciał z tych wpływów skorzystać. Panie prezesie sadu - a z jakich to wpływów w kancelarii premiera chciał pan skorzystać i do czego to fałszywe pośrednictwo było panu potrzebne? Co pan tam miał do załatwienia i dla kogo? Wymiar niesprawiedliwości do usług pana premiera....
PS. Wkrótce opublikuję mój list do pani redaktor Moniki Olejnik. Przypisała mi wczoraj w dwóch wywiadach porywający, ale nigdy nie napisany manifest patriotyczny, pt. "Obudź się Polsko". Miało być w nim coś o ludziach i o świniach. Nigdy nie czynię podobnych zestawień, ze względu na szacunek dla obu wymienionych gatunków...
Janusz Wojciechowski
Kompromitacja Słowo to znakomicie nadaje się do krótkiego podsumowania publikacji pod enigmatycznym tytułem „28 miesięcy po Smoleńsku”
http://www.smolenskzespol.sejm.gov.pl/28.pdf
Tytuł jest nietypowy z paru względów – po pierwsze: nie wiadomo, czy to opracowanie publicystyczne, czy badawczo-śledcze. Było nie było, termin „Smoleńsk”, to w najlepszym wypadku jedynie jakiś skrót myślowy, a nie określenie techniczne. Chciałoby się widzieć w „28 m-cach…” to ostatnie, lecz problem w tym, że wiele miejsca poświęca się w publikacji kwestiom stricte politycznym i to sięgając nawet do czasów „sprzed Smoleńska” (nawet do „Gruzji 2008”), a więc i „sprzed 28 m-cy”, a niewiele miejsca precyzyjnej rekonstrukcji zdarzeń. Oczywiście, ta precyzja obejmować ma jedynie „ostatnie sekundy lotu”, gdyż nic więcej dla „Zespołu” nie ma do wyjaśniania w „historii smoleńskiej”, a już na pewno nie wymaga żadnych śledztw ani badań sytuacja na Okęciu 10 Kwietnia. Mamy przecież zamieszczone zdjęcie sprzed odlotu „ok. godz. 7.10”, na którym ponoć widać śp. gen. A. Błasika „stojącego w drzwiach tupolewa” (s. 46). Lepsze to niż nic, pośród licznych zdjęć Tuska, Sikorskiego, Komorowskiego, Klicha-1, Klicha-2, Millera, Janickiego, Bahra, Turowskiego, Putina, Anodiny, Grinina etc., no i samego Macierewicza, co zrozumiałe, że o innych znakomitościach nie wspomnę (aczkolwiek ciężko odnaleźć któregokolwiek z akustyków prezydenckich, zwłaszcza głównego akustyka Sasina, który przecież, co tu dużo kryć, jakąś rolę w „wydarzeniach smoleńskich” odegrał, prawda?) – chociaż wydawać by się mogło, iż w „raporcie Macierewicza” powinny przede wszystkim (powtarzam: przede wszystkim) dominować zdjęcia związane z „katastrofą smoleńską”, nie zaś z…, że się tak wyrażę, geopolityką. Domyślamy się jednak, że skoro tytuł jest „28 miesięcy…”, to musi być w tym dokumencie o wszystkim – także więc o polityce i politykach.
Po drugie, skoro tytuł jest „28 m-cy…”, to daje to pewną stylistyczną swobodę samym autorom „raportu”, a zarazem pozwala mnie (tj. jednemu z czytelników tej publikacji, której jakąś część stanowią po prostu cytaty z innych materiałów, m.in. z legendarnej „Białej Księgi Zespołu”) lepiej zrozumieć, dlaczego w spisie treści nazwisko „Tusk” czy fraza „rząd Tuska” występuje tak wiele razy (proszę sobie policzyć). Co więcej, pierwsze dwa punkty publikacji to „Gra rządu premiera Tuska przeciw Prezydentowi RP” oraz „Rząd premiera Donalda Tuska oddał śledztwo Putinowi”, a więc można odnieść wrażenie, że „raport Macierewicza” analizuje szeroko rozumiane działania „rządu Tuska”, nie zaś kwestię samej tragedii z 10-04. Czy temu poświęcano gros prac „ZP” przez te ostatnie dwa lata? Niewykluczone. Punkt trzeci „raportu” to z kolei „Podsumowanie i krytyka raportów MAK i Jerzego Millera” – jest to tytuł jednak nieco na wyrost, skoro to właśnie z „raportu MAK” wzięły się te genialne, wiekopomne wskazówki i twarde dane (hard data) dotyczące „zamrożenia pamięci komputera pokładowego” na wysokości kilkunastu metrów oraz „hipotezy dwuwybuchowej” (czyli krytyka nie była posunięta zbyt daleko). Brakuje natomiast krytycznego opracowania jednego z najważniejszych przecież, skoro sam Macierewicz publicznie opowiadał o tym, iż zlecono ekspertyzę w jakimś niemieckim bodajże laboratorium, materiału, jakim był, jest i będzie, filmik Koli, a więc 1’24”. Nie ma też zapowiadanych onegdaj (w lutym 2012) jako przełomowe, tj. mające „zmienić bieg śledztwa” (http://niezalezna.pl/22682-tajemnica-czarnej-skrzynki-jaka-40) wyników badań Instytutu Ekspertyz Sądowych nad zapisem magnetofonowym z kokpitu jaka-40, a przecież chyba nie ma tu nikt nic do ukrycia, zważywszy na fakt, że na kogo jak na kogo, ale na por. Wosztyla właśnie „raport Macierewicza” powołuje się jako na jednego z najważniejszych świadków. Wprawdzie samego Wosztyla nie widzieliśmy przed „ZP” podczas intensywnych, bo sprowadzających się do przepytania kilku pracowników kancelarii Prezydenta oraz jednego polskiego montażysty, prac przesłuchaniowych tego gremium, a chyba Wosztyl miałby mnóstwo do powiedzenia o „katastrofie” – no ale stenogramy z „taśm Wosztyla etc.” właśnie chyba były do zdobycia, czyż nie? Nie leżą one w Moskwie w sejfie Putina, tylko w Krakowie. Dopiero punkt 4. „28 m-cy…” zawiera coś w rodzaju rekonstrukcji „katastrofy”, lecz wszystko to już po wielokroć zostało powiedziane lub napisane w rozlicznych publikacjach na łamach „GP” „NDz”, jak też w książce „Musieli zginąć” (Wierzchołowski & Misiak, Warszawa 2012) itd., więc zaskoczenia nie ma absolutnie żadnego. Jedyne może być takie, że z całą powagą i przekonaniem przedstawia się opinii publicznej (jako właściwie już pewne i niewymagające potwierdzenia) hipotetyczne wyniki badań i to dokonanych przecież na podstawie wyłącznie zdjęć (jest o tym otwarcie mowa na s. 10). Żaden z szacownych ekspertów nie był wszak osobiście na Siewiernym „po katastrofie” i nie oglądał z bliska wraku – w przeciwieństwie do członków „komisji Millera” (a wcześniej „komisji płk. Grochowskiego”, należałoby dodać – por. książkę płk. dr. E. Klicha „Moja czarna skrzynka” (Warszawa 2012), o której już pisałem). O ile więc komisja Burdenki 2 prowadziła prace „polowe” przez kilka dni „po katastrofie” (aż do całkowitego wysprzątania „miejsca” przez buldożery – co już jest mistrzostwem świata, jeśli chodzi o badania katastrof lotniczych), o ile „komisja Grochowskiego-Klicha-Millera” pracowała na polance przy XUBS „cały dzień, do nocy” (11 kwietnia 2010), o tyle „komisja Macierewicza” nie spędziła ani sekundy w tamtym miejscu, co od razu kwalifikuje jej badania i „raport” na o wiele wyższą półkę księgarską aniżeli ta na poprzednie z „raportem płk. Latkowskiego” włącznie (mam na myśli serię ksiąg pt. „Ostatni lot”). Na marginesie dodam, że uwagę o niebadaniu wraku przez „komisję Millera” formułuje sam Macierewicz (s. 8) – ciekawe, jak tę sprawę rozwiązuje w przypadku swojego grona badaczy, analizujących „katastrofę i jej miejsce”, by tak rzec, na odległość. Być może zresztą z tego powodu (badania bezdotykowe) nie musiała się „komisja Macierewicza” jakoś specjalnie zajmować zagadką „braku ciał” na Siewiernym – zwłaszcza w kontekście „dwóch eksplozji, które rozerwały samolot”. Jeśliby bowiem tak właśnie wyglądał przebieg zdarzeń, to ciała byłyby rozsypane na drodze rozpadu „prezydenckiego tupolewa”, a więc, jak to podaje właśnie „raport Macierewicza”, na przestrzeni „ponad 1 ha” (s. 133). Te ostatnie dane są o tyle zastanawiające, że przecież wielu świadków, z głównym akustykiem włącznie, twierdziło, iż wrak był rozrzucony na niewielkiej przestrzeni. Co gorsza (zacytuję, by nie było wątpliwości), twierdzi się tu: „znaczne rozrzucenie szczątków samolotu i ciał na obszarze o powierzchni ponad 1 ha oraz duża ilość fragmentów kilkucentymetrowej wielkości – wykluczają, by doszło jedynie do awaryjnego lądowania (lub upadku)” (j.w.), z czego jakiś paranoik smoleński mógłby wysnuć wniosek, że ciała ludzkie były rozrzucone na obszarze hektara (czego tylko nie udało się zarejestrować żadnemu fotoreporterowi). Mniejsza jednak z tym. Załóżmy obecnie coś, co może być zupełnie zaskakujące (na tle lektury zakazanej „Czerwonej strony Księżyca”) – załóżmy, że doszło tam właśnie, tj. na smoleńskiej polance wśród samosiejek, 10 Kwietnia, do katastrofy lotniczej „prezydenckiego tupolewa” wywołanej, jak to formułuje „raport Macierewicza”, działaniem osób trzecich – takiej katastrofy, że samolot rozerwały w popwietrzu dwie poteżne eksplozje. Pytanie więc: czym były one spowodowane? Czy ktoś zestrzelił tupolewa, czy też ładunki wybuchowe były zamontowane już na pokładzie i zdetonowane, gdy załoga zniżała się na wysokość decyzji (ignorując mgłę, komunikat „wieży”, że „warunków do lądowania nie ma”, jak też to, że „ił gdzieś odleciał”)? Jeśli ktoś zestrzelił „prezydenckiego tupolewa”, to powinny być jednoznaczne relacje świadków, iż widziano, jak np. inny samolot wysłał pocisk (ewentualnie ktoś atakujący z ziemi użył takiego pocisku). Takich relacji nie znalazłem w „raporcie”. Jeśli zaś „nad Siewiernym” zaszedłby zamach wywołany podłożeniem ładunków, to sprawa Okęcia powinna być bezwzględnie priorytetowa dla „Zespołu” – nie gdzie indziej bowiem, a tam przed wylotem miano dokonać pirotechnicznego sprawdzenia maszyny. Czyżby więc BOR zaniedbał dokładnego sprawdzenia samolotu, czy też sam BOR podłożył ładunki? A co z okolicznościowymi pakunkami, które wkładano w reklamówkach do luku, a przygotowywanymi przez pracowników KP? Tymczasem zagadnieniami porannych przygotowań do wylotu „ZP” poświęcił tyle czasu co kot napłakał, bo zaledwie jedno bidne wysłuchanie Szczegielniaka (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/03/tajemnice-okecia-2.html). O wiele więcej na ten temat (tj. przygotowań do wylotu i wykonywanych procedur) można wyczytać, nomen omen, w dokumentacji „millerowców”, z której sam „ZP” korzysta bardzo wybiórczo. Załóżmy też – zgodnie z duchem publikacji („28 m-cy”) – iż doszło do zamachu na XUBS, zaś „rząd premiera Tuska” robi wszystko, by sprawę zatuszować jako współwinny zbrodni. Co w takim razie powinna była robić taka grupa ludzi, która bezkompromisowo zmierza do wyjaśnienia tragedii? Po pierwsze, urządzać jak najwięcej wysłuchań publicznych, jak największej ilości świadków. Po drugie, regularnie publikować nie tylko stenogramy z tychże posiedzeń, ale i wszelką dostępną dokumentację dotyczącą obiegu informacji związanych z przygotowaniami do uroczystości, a następnie z prowadzeniem oficjalnego śledztwa. Po trzecie (i szczególnie ważne), nie włączać się w „normalne życie polityczne”, tylko (zakładając, iż uważa się, że doszło 10 Kwietnia do zamachu) uczynić wszystko, by sprawa była problemem nr 1 współczesnej Polski. Czy tak się stało? Czy choćby parlamentarzyści opozycji przez ostatnie dobre dwa lata koncentrowali się wyłącznie na wyjaśnieniu sprawy tragedii? Ależ skąd, spora ich część błyskawicznie przeszła nad 10-tym Kwietnia do porządku dziennego i włączyła się w „normalne polityczne życie”, tak jakby normalność bez wyjaśnienia przyczyn i przebiegu największej powojennej tragedii naszego kraju, była do uzyskania. Jest jeszcze kwestia wyjątkowo istotna. Załóżmy (znów), że wyleciał jeden rządowy samolot z 96 osobami na pokładzie i doszło do jego „rozerwania w powietrzu” nad smoleńskim Siewiernym, tak jak z uporem powtarza to od wielu już miesięcy „ZP” ze swymi ekspertami (choć nie od dwudziestu ośmiu, pamiętajmy, bo „narracja dwuwybuchowa” została zainicjowana przez Nowaczyka dopiero po opublikowaniu „raportu MAK”). Otóż w takiej sytuacji priorytetowa powinna być kwestia wyjaśnienia, kto osobiście dokonywał roszad 10 Kwietnia na Okęciu, kto przesadzał dziennikarzy (tych mających lecieć tupolewem) do jaka-40 i kto wpadł na pomysł usadzenia wszystkich dostojników na pokładzie jednego statku powietrznego. Jak wyglądała kwestia zapasowego samolotu (obligatoryjnego w przypadku lotów wg „HEAD” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/09/samoloty-zastepcze-i-inne.html))?
Nie czasem główny prezydencki akustyk? Czy ta sprawa nie powinna być wyjaśniana dokładnie w samym „raporcie Macierewicza” i postawiona na ostrzu noża, zwłaszcza że 9 kwietnia 2010 wieczorem była informacja o terrorystycznym zagrożeniu dotyczącym samolotu mającego wylatywać nazajutrz z jednego z unijnych stołecznych lotnisk? Tymczasem zagadnienia odpowiedzialności ludzi z kancelarii Prezydenta w ogóle nie istnieją w „raporcie”. Podobnie sprawy niezabezpieczenia „miejsca po katastrofie”, a przecież tak wiele osób było i w Smoleńsku, i w Katyniu, z samym Macierewiczem włącznie, które mogły przybyć na „miejsce wypadku” i starać się przynajmniej pilnować tego, by Ruscy niczego nie ruszali. Byli polscy ratownicy medyczni, żołnierze, parlamentarzyści – mnóstwo ludzi, nie licząc masy dziennikarzy, fotoreporterów itd. znad Wisły. Skoro o wilkach mowa, tzn. o ludziach mediów (tamtego dnia). Czemu „ZP”, obstając twardo przy narracji „katastroficznej”, a winiąc „rząd premiera Tuska” za zaistniały stan rzeczy (zarówno jeśli chodzi o samą „katastrofę”, jak i „zabezpieczanie miejsca”) nie urządził całej serii publicznych przesłuchań właśnie dziennikarzy – po to, by w ten sposób, tj. odsłaniając coraz to większe pokłady tego, co się działo 10 Kwietnia, wywierać nacisk na „rząd premiera Tuska” i przynajmniej dając opinii publicznej jak najszerszy obraz wydarzeń? Czemu nie wzywano urzędników państwowych takich jak „pan Stachelski”, „pan Strużyna”, „pan Górczyński” etc. etc., którzy pełnili także niezwykle istotną rolę w całej „smoleńskiej historii”? Czemu nie doprowadzono do wysłuchania relacji załogi jaka-40? Czemu nie konfrontowano świadków, których relacje są w różnych miejscach sprzeczne? Pytań można by mnożyć mnóstwo – stawiałem je zresztą i na blogu, i w „Czerwonej stronie Księżyca”. Ale odpowiedź jest jedna i to dość prosta: zadanie „ZP” było po prostu stricte polityczne – stąd też skoncentrowano się na jednym: udowodnieniu za wszelką cenę (bez względu na materiał dowodowy i na relacje przeróżnych świadków), iż „nad Siewiernym doszło do zamachu”, zaś pośrednią rolę w całej historii odegrał „rząd premiera Tuska” – i koniec. To wszystko wokół czego skoncentrował się „ZP” – proszę zresztą wczytać się we wstęp autorstwa Macierewicza, który nie pozostawia tu cienia wątpliwości. Nic dziwnego zatem, że efekt ponad dwuletnich prac jest taki a nie inny. A że rozmach propagandowy nadaje się rezultatom „badań” tak wielki, to znaczy, że cała historia 10 Kwietnia jest o wiele bardziej mroczna niż się wielu osobom wydaje. Problem polega tylko na tym, że „nie trzeba głośno mówić”, a tym bardziej głośno myśleć. Dlaczego sądzę, że można tu (tj. w przypadku „raportu Macierewicza”) mówić o kompromitacji? Proszę zajrzeć, jak wyglądają załączniki. Jeśli od samego początku, gdy tylko mistrz Macierewicz opowiadał na spotkaniach w przeróżnych salach i po przeróżnych parafiach, o „dziesiątkach tysięcy zdjęć”, wiadomo było (przynajmniej paranoikom smoleńskim), że to gigantyczne dossier to jedna wielka ściema, to przecież korespondecji mailowej pracowników KP i dokumentacji KP związanej z przygotowaniami do katyńskich uroczystości można było w załącznikach zamieścić trochę, czyż nie? Nie zachowała się? A co ze zdjęciami w posiadaniu Wierzchowskiego, o których wspominali Wierzchołowski i Misiak w „Musieli zginąć”? A może ostały się billingi „ocalałych” pracowników KP, które pozwoliłyby ustalić czasy połączeń (tak istotne w rekonstrukcji zdarzeń)? A może byłby jakiś protokół z działania „sztabu kryzysowego” w Smoleńsku (z udziałem pracowników KP i ambasady)? A może jakieś relacje osób, które brały udział w identyfikacjach zwłok na Siewiernym? A może fotografie z samego Siewiernego robione ponoć przez borowców przybyłych z Sasinem? A może i Sasin ma jakieś zdjęcia – tyle czasu przecież w Smoleńsku spędził (plus wcześniej dwa dni w Mińsku ponoć)? A ludzie z prezydenckiej obłsugi medialnej? Tam zdjęcia Wierzchowskiego czy innego Jakubika z Siewiernego, czy nawet borowców, to nic – gdzie są w „raporcie” jakieś nowe zdjęcia satelitarne z 10 Kwietnia poza tymi, które już znamy na pamięć? Czy nie można było do takich dotrzeć na przestrzeni ponad dwóch lat prac „ZP”? Wykupić? Zaprezentować w publikacji? Czyż możliwe jest, by nie było żadnego śladu po „dwóch potężnych eksplozjach, które rozerwały samolot w powietrzu” na jakimkolwiek podglądzie satelitarnym? Musi być. Skoro tak, to dotarcie do tych śladów nie powinno być skomplikowane – ale może to rzecz na następne miesiące prac. Warto będzie też wtedy wyjaśnić, dlaczego w wyniku eksplozji nie odezwała się, tj. nie wysłała alarmującego sygnału, tzw. radioboja statku powietrznego, która przecież ma reagować na silne wstrząsy powstające w wyniku zderzenia z ziemią czy po prostu lotniczej katastrofy. Skąd się w przekazie medialnym wziął „prezydencki jak-40” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/onet-920.html), skoro Prezydent miał lecieć „z wszystkimi” tupolewem? Czemu przesłuchano tak niewielu świadków? Czemu nie urządzono dokładnych przesłuchań członków Rodzin Smoleńskich (tak by zebrać jak najdokładniejsze relacje dotyczące stanu rzeczy oraz ciał ofiar)? Czemu nie przesłuchano świadków katyńskich (zarówno dziennikarzy, jak i parlamentarzystów)? Czemu Bahr w wywiadzie dla Torańskiej twierdzi (http://wyborcza.pl/1,76842,8941828,Startujemy.html), że przyjechawszy z Siewiernego „po katastrofie”, widział po wyjściu z auta: Macierewicza i zaraz potem Sasina (skoro ten ostatni, wedle jego własnych słów, miał jechać z ambasadorem z lotniska)? Od kogo o 10.47 telefonicznie uzyskał informację Macierewicz o „katastrofie”? Czy od Geisela (kierowcy Turowskiego) jak podejrzewa Bahr? Dlaczego wielu świadków nie widziało ani nie słyszało katastrofy? Dlaczego Wudarczyk z Polsat News twierdził, że „był jeszcze jeden samolot” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/by-jeszcze-jeden-samolot_31.html), dlaczego Kuźniar z TVN 24 pytał Paszkowskiego „która maszyna się rozbiła?” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/byy-dwie-maszyny-ktora-sie-rozbia.html)? Dlaczego w rządowej telewizji nie wiedziano, „który to był samolot i kto był na pokładzie?” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2012/07/tuz-po-9-tej-10-04.html). Jak, przez kogo (i dlaczego) została uszkodzona pancerna brzoza? Gdzie są zdjęcia z „depozytów dziennikarskich”? Jak to możliwe, że część ofiar wyglądała jakby spała? Na te dziesiątki pytań „raport Macierewicza” nie udziela odpowiedzi. A czemu to wszystko tak właśnie wygląda? Bo to polityka, proszę Państwa. To wszystko to polityka, niestety. Politycy myślą w pragmatycznych kategoriach, a więc na ile dane działanie przełoży się na jakieś polityczne, doraźne rezultaty. W „historii smoleńskiej” sprowadza się to z jednej strony (w „raporcie Macierewicza”) do koncentrowania publicznej uwagi na „rządzie Donalda Tuska”, z drugiej zaś do całkowitego przemilczania roli pracowników KP („ocalałych”) oraz tego, że można było zająć się (choćby prowizorycznym, wstępnym) zabezpieczaniem „miejsca wypadku” już wtedy, dysponując i ratownikami medycznymi, i żołnierzami przybyłymi na katyńskie uroczystości. Jak jednak już od ponad dwóch lat wiemy – w tejże historii smoleńskiej (po którejkolwiek ze stron) „nie ma winnych, są tylko zadziwieni”. Nikt się nie poczuwa do żadnej winy za to, co się 10 Kwietnia stało, a już na pewno nie urzędnicy prezydenccy, tak wyrozumiale przez „ZP” w pracach śledczych potraktowani.
„ZP” miał niestety od samego początku charakter polityczny, o czym przesądziła m.in. postać samego „Przewodniczącego”(wobec którego nie było żadnych kontrkandydatów). Macierewicz (niemający wszak bladego pojęcia o katastrofach lotniczych, a już naukowym badaniu w szczególności), sam natomiast będąc świadkiem w całej sprawie, a nie neutralną osobą, był w stanie pokierować pracami „ZP” tylko w taki sposób, by zwyczajnie „dowodziły tezy”, że w Smoleńsku w okolicach wojskowego lotniska musiało dojść do zamachu. Jak tej tezy dowiedziono, widzimy w „raporcie”. Góra musiała urodzić taką mysz. I urodziła. I co będzie dalej, „kraju węgla i stali”? 28 m-cy dalszych „intensywnych prac”? Może nawet mniej, skoro Macierewicz zapowiada (s. 6) „za rok raport końcowy” wraz z ostatecznymi wynikami. Już teraz więc możemy sobie ostrzyć intelektualne apetyty, zważywszy na ten materiał dowodowy, z którym możemy się zapoznawać. Najśmieszniejsze, choć lepiej byłoby rzec, najstraszniejsze jest to, że „narracja Zespołu” dokładnie przedłuża i utrwala moskiewską narrację. W jaki sposób? W taki, że nie kwestionuje się tu przecież prawie w ogóle oficjalnego scenariusza zdarzeń, przedstawianego już (z grubsza, tj. zanim nie opublikowano pierwszej wersji „stenogramów”) 10 Kwietnia. Innymi słowy (oficjalnie): na Okęciu zapakowano, łamiąc zasady bezpieczeństwa (chodzi o instrukcję „HEAD”) 96 osób (z których spora część byłaby najwyższej państwowej rangi) na pokład jednego samolotu i wysłano na lotnisko, które nie zostało sprawdzone, wysłano bez tzw. liderów oraz bez pisemnej zgody na wlot w ruską przestrzeń powietrzną i na lądowanie na XUBS. Pogoda nie nadawała się do lądowania, o czym otwarcie informowała wieża, mimo to zaś do lądowania zachęcał załogę tupolewa i por. Wosztyl, i na próbne podejście miał się zdecydować (vide „stenogramy”) sam śp. mjr. Protasiuk, który (zamiast drugiego pilota) prowadził korespondencję z wieżą, wykonując jednocześnie swoje czynności dowódcy statku. To próbne podejście zaś miało być wykonywane, mimo że wcześniej wieża odesłała po dwóch nieudanych próbach lądowania ruskiego iła-76, a więc (trzymając się oficjalnej wersji, zaznaczam), nie czekałaby na polskiego Prezydenta na płycie lotniska ochrona „gospodarzy”. Tak wyglądają główne zręby, znanej nam aż do bólu, oficjalnej narracji – pomijam dalsze jej szczegóły, typu „niekwitowanie” (przez załogę) i błędne ustawienie oraz błędne odczytywanie urządzeń pokładowych. Tego wszystkiego jednak wcale nie kwestionuje „rekonstrukcja” zawarta w „raporcie Macierewicza”. Czy więc w ten sposób drogi „Zespołu” nie zbiegałyby się mimowolnie z drogami nienawistnego „rządu premiera Tuska”, który swego czasu miał (jak napisano wyraźnie w raporcie) ukuć krótki opis wydarzeń w formie słynnego SMS-a mówiącego jak „doszło do katastrofy”? Przecież załoga „prezydenckiego tupolewa” nie musiała się zniżać we mgle – mogłaby pozostać na całkowicie bezpiecznej wysokości kręgu i (tak jak jest mowa w „stenogramach”) „powisieć pół godziny”. Niestety, „ZP” nie zadał sobie trudu nawet dokładnego przeanalizowania właśnie różnych wersji stenogramów, choćby po to, by zbadać, czy można je w ogóle uznać za godne choćby śladowego zaufania i czy np. wypowiedzi Protasiuka nie pochodzą z 7 kwietnia 2010, kiedy jako drugi pilot komunikował się z wieżą szympansów. „ZP” nie wysilił się nawet, by wydać przy tej okazji jakąś zwartą, krytyczną i porównawczą publikację „stenogramów CVR”. Do tej pory, nawiasem mówiąc, tylko w książce „Ostatni lot” (wersja 3; a więc ta Latkowskiego, Osieckiego, Prószyńskiego i Białoszewskiego; Warszawa 2011); pomijając bezkrytyczną edycję w „Kto naprawdę ich zabił?” Galimskiego i Nisztora (Warszawa 2010)), nie ukazały się w formie drukowanej, dokładnie omawiane wszystkie dotychczasowe „stenogramy” (tak jakby te materiały nie były wyjątkowo istotne w całym dochodzeniu). Ta jedna drobna rzecz ilustruje, jak profesjonalnie prowadzone są oficjalne „śledztwa” nad Wisłą od 10 Kwietnia. „Raport Macierewicza” nawet w tak prostej zdawałoby się kwestii, jak zwyczajna publikacja źródłowych dokumentów, nie posunął sprawy do przodu. Ale czy ktoś widzi w tym jakiś problem? Na pewno nie sam Macierewicz. E. Klich już w pierwszych zdaniach wspomnieniowej książki stanowiącej „wywiad-rzekę” mówi: „Ta sprawa nie jest jeszcze zakończona. Prędzej czy później do jej zbadania Sejm powoła komisję śledczą, jestem tego pewien” (s. 8). Te słowa nabierają jeszcze większej aktualności po publikacji „28 m-cy po Smoleńsku”. Nie jestem tylko pewien, czy powinna to być akurat sejmowa komisja – polityków w akcji w „historii smoleńskiej” już bowiem widzieliśmy aż za wielu (zaś polityzacja prac dochodzeniowo-śledczych prowadzi zwykle donikąd lub na jałowe ziemie). Na pewno jednak powinna taka nadzwyczajna komisja spełniać podstawowy warunek: całkowitej transparentności prowadzonych prac i pełnego upubliczniania wszystkich swoich przesłuchań, stenogramów oraz innych materiałów. Tego warunku jak dotąd żadnej „badawczej instytucji” nie udało się spełnić. Free Your Mind
Przepraszam Pana doktora Pawła Przywarę (Free Your Mind)
Przepraszam, iż Raport „28 miesięcy po Smoleńsku”:
- wskazuje jako współwinnych tragedii najwyższych funkcjonariuszy odkrytego przez doktora Przywarę Polskiego Państwa Podziemnego, w tym największego z patriotów: Pana Premiera Donalda Tuska, który, jak „ustalił” doktor Przywara, wraz z Jarosławem Kaczyńskim miał podjąć decyzję o poświęceniu porwanych zakładników w imię celów wyższych, wykazując się przy tym niebywałym heroizmem;
- zawiera analizy ekspertów Zespołu Parlamentarnego, którzy (czyżby w przeciwieństwie do Pana doktora Przywary?) w Smoleńsku nie byli,
- zawiera fragment niepublikowanego dotąd raportu 458 doktora Grzegorza Szuladzińskiego,
- w części technicznej skupia się na zupełnie nieważnej dla doktora Przywary kwestii końcówki lotu maszyny co do której doktor Przywara nie wie czy w ogóle wyleciała z Okęcia i dokąd została porwana,
- nie zawiera głównych odkryć „badaczy” skupionych wokół doktora Przywary, takich jak łańcuch pomylony z wiązką kabli, okopcenie statecznika pomylone z malowaniem samolotu na szaro, analiz zwykłych zdjęć wykonanych w podczerwieni, czy wreszcie nie rozwija tezy, jakoby niektóre osoby należące do rodzin Ofiar katastrofy „rzucały się nad pustymi trumnami”, jak był łaskaw zauważyć w trakcie swoich analiz sam Pan doktor Przywara,
- nie czyni zadość oczekiwaniu Pana doktora Przywary, zgodnie z którym wybuch na skrzydle powinien skutkować rozrzuceniem ciał pasażerów, a nie destrukcją skrzydła,
- zawiera nieznane dotąd zdjęcie wykonane z pokładu Jak-40, pokazujące wyrwany płat poszycia na drzewach przed ulicą Gubienki, a świadczący o możliwej eksplozji, oraz fotografię, z której wynika, że nie było rozdzielenia oficjalnej delegacji na nieznaną do dziś Panu doktorowi Przywarze liczbę samolotów,
- zawiera analizę rozpadu lewego skrzydła i zwraca uwagę na fragmenty samolotu pominięte w Raportach: KBWL LP i MAK,
- w przystępny sposób omawia i popularyzuje badania ekspertów ZP: W.Biniendy, G.Szuladzińskiego, K.Nowaczyka, M.Jaworskiego, W.Berczyńskiego,
- nie zawiera wysłuchania rodzin Ofiar, które wg Pana doktora Przywary powinny były publicznie, przed 150-osobowym gremium, w świetle jupiterów opowiedzieć o obrażeniach, jakie odnieśli ich Bliscy,
- nie zajmuje się możliwością odbicia miejsca katastrofy z rąk służb rosyjskich przez posła Antoniego Macierewicza na czele uzbrojonej wyłącznie w bagnety kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego, po przebiciu się śmiałym manewrem z katyńskiego cmentarza. To zaś uczyniłoby zadość oczekiwaniom Pana doktora Przywary w kwestii zabezpieczenia wrakowiska,
- ignoruje fakt, że Pan doktor Przywara- zgodnie ze stwierdzeniem samego Zainteresowanego- jest pod szczególną ochroną naszych sojuszników z NATO. Za w/w niedociągnięcia przepraszam również sympatyków Pana doktora Przywary w Komitetach Konferencji Smoleńskiej. Osoby, o których wspominam wiedzą o kogo chodzi.
Marek Dąbrowski