Lovecraft Przypadek Charlesa辺tera Warda

PRZYPADEK

CHARLESA

DEXTERA WARDA




ROZDZIA艁 PIERWSZY


Rezultat i prolog


-1-


Z prywatnego szpitala dla ob艂膮kanych w pobli偶u Providence, Rhode Island, znikn膮艂 ostatnio wyj膮tkowo dziwny osobnik. Nazywa艂 si臋 Charles Dexter Ward i zosta艂 tam bardzo niech臋tnie umieszczony przez zrozpaczonego ojca, kt贸ry dostrzeg艂 niepokoj膮ce zmiany w osobowo艣ci syna i rosn膮c膮 aberracj臋 przechodz膮c膮 od zwyk艂ego ekscentryzmu do mrocznej manii wyra偶aj膮cej si臋 sk艂onno艣ciami morderczymi. Lekarze przyznawali, 偶e s膮 kompletnie zbici z tropu; by艂 to bowiem niecodzienny przypadek zar贸wno pod wzgl臋dem fizjologicznym jak i psychologicznym.

Przede wszystkim, pacjent wygl膮da艂 nienaturalnie staro; starzej ni偶 powinien wygl膮da膰 kto艣, kto liczy sobie dwadzie艣cia sze艣膰 lat. To prawda, zaburzenia umys艂owe potrafi膮 wywo艂a膰 raptowny proces starzenia si臋, ale twarz tego m艂odego cz艂owieka nabra艂a w jaki艣 subtelny spos贸b cech charakterystycznych wy艂膮cznie dla ludzi niebywale leciwych. Po drugie, jego procesy organiczne wchodzi艂y w relacje jakich nie notowa艂a dot膮d praktyka medyczna. Oddech i akcja serca wykazywa艂y niewiarygodn膮 arytmi臋, a g艂os kt贸rego praktycznie w og贸le nie by艂o, potrafi艂 wznie艣膰 si臋 co najwy偶ej do szeptu.

Zadziwiaj膮co d艂ugi i sprowadzony do minimum okaza艂 si臋 proces trawienia, a reakcje nerwowe na zwyczajne bod藕ce nie posiada艂y analogii z 偶adnymi zaobserwowanymi dot膮d ani normalnymi, ani patologicznymi odruchami. Sk贸ra by艂a chorobliwie zimna i sucha, o strukturze tkanki przesadnie gruboziarnistej i ma艂ej spoisto艣ci. Znik艂o nawet du偶e, oliwkowe, przyrodzone znami臋 na prawym biodrze, podczas gdy na piersi uformowa艂 si臋 niespotykany za艣niad czy te偶 czarniawa plama, kt贸rej wcze艣niej nie by艂o. S艂owem, og贸艂 lekarzy by艂 zgodny, 偶e w Wardzie spowolnione zosta艂y w niespotykanym stopniu procesy metaboliczne.

R贸wnie偶 i pod wzgl臋dem psychologicznym, Charles Ward stanowi艂 wyj膮tek. Jego szale艅stwo nie mia艂o odpowiednika w niczym, co notowa艂y najnowsze nawet i najobszerniejsze dzie艂a medyczne; kry艂o jednak w sobie si艂臋, zdoln膮 uczyni膰 z Warda geniusza lub przyw贸dc臋, gdyby nie jego zwichrowanie i przedziwne, groteskowe formy. Doktor Willett, lekarz domowy Ward贸w, utrzymuje, 偶e wielkie zdolno艣ci umys艂owe pacjenta, oceniane na podstawie reakcji na sprawy wykraczaj膮ce poza sfer臋 jego szale艅stwa, rzeczywi艣cie wzros艂y od chwili odosobnienia. Ward, to prawda, zawsze by艂 erudyt膮 i mi艂o艣nikiem staro偶ytno艣ci; lecz nawet jego najlepsze, wcze艣niejsze prace nie 艣wiadczy艂y o tak fenomenalnej b艂yskotliwo艣ci i wnikliwo艣ci s膮du, jakie manifestowa艂 podczas prowadzonych przez psychiatr贸w bada艅. Przy tak pot臋偶nym i klarownym umy艣le trudno by艂oby legaln膮 drog膮 umie艣ci膰 m艂odzie艅ca w szpitalu, gdyby nie 艣wiadectwo wielu postronnych os贸b oraz zadziwiaj膮ce luki w zasobie wiadomo艣ci Charlesa, tak nieprzystaj膮ce do jego inteligencji. Do ostatniej chwili przed swym znikni臋ciem, poch艂ania艂 ksi膮偶ki i prowadzi艂 dyskusje, na tyle, na ile pozwala艂 mu na to jego nieszcz臋sny g艂os; a bystrzy obserwatorzy, nie przewiduj膮c wcale jego nieoczekiwanego znikni臋cia, bez wahania przepowiadali jego rych艂e zwolnienie.


-2-


Jedynie doktor Willett, kt贸ry przyj膮艂 Charlesa Warda na 艣wiat, i nast臋pnie od pocz膮tku 艣ledzi艂 jego rozw贸j fizyczny i umys艂owy, 偶ywi艂 powa偶ne w膮tpliwo艣ci co do jego przysz艂ego zwolnienia. Sam doktor dozna艂 takich prze偶y膰 oraz odkry艂 rzeczy tak straszne, 偶e nawet nie odwa偶y艂 si臋 podzieli膰 nimi ze swymi sceptycznymi kolegami. A w zwi膮zku z ucieczk膮 utrzymywa艂, 偶e nic o niej nie wie. By艂 ostatnim cz艂owiekiem, kt贸ry widzia艂 pacjenta, a z ostatniej z nim rozmowy wyszed艂 w stanie przera偶enia zmieszanego z ulg膮, co przypomnia艂o sobie kilka os贸b w trzy godziny p贸藕niej, kiedy ucieczka wysz艂a na jaw. Ucieczka ta jest jedn膮 z niewyja艣nionych zagadek szpitala doktora Waite'a. Otwarte okno wychodz膮ce na pionowe urwisko o wysoko艣ci sze艣膰dziesi臋ciu st贸p, niczego nie wyja艣nia. Ale jest faktem bezspornym, 偶e po rozmowie z Willettem m艂odzieniec znikn膮艂. Willett nie mia艂 nic na ten temat do powiedzenia, niemniej sprawia艂 wra偶enie bardziej odpr臋偶onego psychicznie ni偶 przed ucieczk膮 pacjenta. Wiele os贸b czu艂o jednak, 偶e powiedzia艂by o wiele wi臋cej, gdyby mia艂 pewno艣膰, 偶e wi臋kszo艣膰 da mu wiar臋. Warda zasta艂 w pokoju, ale kiedy wkr贸tce po jego wyj艣ciu kto艣 z personelu zastuka艂 do drzwi, odpowiedzia艂a mu cisza. Gdy drzwi otworzono, pok贸j by艂 pusty i jedynie przez otwarte okno ch艂odny, kwietniowy wiatr nawiewa艂 delikatn膮 chmur臋 b艂臋kitnawo-szarego kurzu, kt贸ry omal nie udusi艂 wchodz膮cych. To prawda, 偶e jaki艣 czas przedtem wy艂y psy, ale dzia艂o si臋 to jeszcze wtedy, gdy wewn膮trz by艂 Willett; potem ju偶 zwierz臋ta niczego nie wyczuwa艂y i nie okazywa艂y niepokoju. Ojciec Warda, kt贸remu telefonicznie natychmiast zakomunikowano o ucieczce syna, wydawa艂 si臋 tym faktem bardziej zasmucony ni偶 zaskoczony. Zanim przyby艂 osobi艣cie doktor Waite, Willett odby艂 z nim rozmow臋, w kt贸rej obaj zgodnie wyparli si臋 jakiejkolwiek wiedzy o ucieczce czy wsp贸艂udzia艂u w niej. Wy艂膮cznie z kr臋g贸w najbli偶szych przyjaci贸艂 Willetta i Warda seniora dochodzi艂y pewne informacje, lecz by艂y one zbyt fantastyczne, by bra膰 je serio. Fakt faktem, 偶e do chwili obecnej, po zaginionym szale艅cu nie zosta艂 nawet 艣lad.

Charles Ward od dziecka przejawia艂 zami艂owanie do staro偶ytno艣ci, zapewne pod wp艂ywem atmosfery s臋dziwego miasta w kt贸rym 偶y艂 oraz wielu relikt贸w przesz艂o艣ci wype艂niaj膮cych ka偶dy k膮t starej, usytuowanej na grzbiecie wzg贸rza posiad艂o艣ci jego rodzic贸w na Prospect Street. Z biegiem lat oddanie si臋 sprawom minionym ros艂o: historia, genealogia, studia nad architektur膮 kolonialn膮, meblami i wytworami rzemios艂a tak g艂臋boko go poch艂on臋艂y, 偶e wypar艂y z kr臋gu jego zainteresowa艅 wszystko inne. Te w艂a艣nie zami艂owania musz膮 by膰 brane pod uwag臋 w kontek艣cie jego szale艅stwa; bo jakkolwiek same w sobie nie stanowi艂y j膮dra choroby, zadecydowa艂y o jej zewn臋trznych przejawach. Wszelkie dostrzegane przez psychiatr贸w luki w jego wiedzy dotyczy艂y zagadnie艅 wsp贸艂czesnych, ale by艂y z kolei wyr贸wnywane przez ogromn膮 acz skrz臋tnie skrywan膮 orientacj臋 w problemach minionych; przychodzi艂o wr臋cz na my艣l, 偶e pacjent dos艂ownie przenosi艂 si臋 za pomoc膮 jakiej艣 nieznanej formy autohipnozy w przesz艂o艣膰. Intryguj膮ce te偶 by艂o to, 偶e ostatnio Ward ca艂kiem straci艂 zainteresowanie histori膮, kt贸r膮 przecie偶 tak wybornie zna艂. Mo偶e opanowa艂 j膮 zbyt dok艂adnie i wszelkie jego wysi艂ki zmierza膰 zacz臋艂y w kierunku ogarni臋cia rzeczy wsp贸艂czesnego 艣wiata, kt贸re dot膮d tak ca艂kowicie i rozmy艣lnie wymazywa艂 ze swej 艣wiadomo艣ci. Robi艂 co m贸g艂, by si臋 z nimi nie zdradza膰, lecz dla ka偶dego, kto bacznie go obserwowa艂, by艂o oczywiste, 偶e ca艂y ten nowy program lektur i rozm贸w powodowa艂o 偶arliwe pragnienie przyswojenia sobie takiego zasobu wiedzy o w艂asnym 偶yciu oraz praktycznym i kulturowym pod艂o偶u dwudziestego wieku, jaki przystoi komu艣, kto urodzi艂 si臋 w 1902 roku i zdoby艂 wykszta艂cenie we wsp贸艂czesnych szko艂ach. Psychiatrzy zastanawiaj膮 si臋, jak 鈥 ze wzgl臋du na tak niepe艂n膮 wiedz臋 鈥 zbieg艂y pacjent poradzi sobie w skomplikowanym, dzisiejszym 艣wiecie; przewa偶aj膮 opinie, 偶e si臋 鈥減od艂o偶y", a jego sytuacja b臋dzie bardzo przykra a偶 do chwili, kiedy zas贸b jego informacji nie osi膮gnie normalnego poziomu.

W艣r贸d psychiatr贸w panuj膮 rozbie偶ne opinie co do pocz膮tku szale艅stwa Warda. Doktor Lyman, znakomity bosto艅ski autorytet, umiejscawia go w roku 1919 lub 1920 鈥 ch艂opiec ko艅czy艂 w艂a艣nie ostatni rok nauki w szkole Moj偶esza Browna. Wtedy to nieoczekiwanie porzuci艂 studia nad przesz艂o艣ci膮 na rzecz bada艅 okultystycznych, rezygnuj膮c tym samym ze szko艂y wy偶szej i motywuj膮c sw膮 decyzj臋 tym, 偶e zacz膮艂 oddzielne studia wiele wi臋kszej wagi. Ward zmieni艂 swe zwyczaje: rozpocz膮艂 ustawiczne poszukiwania w dokumentach miejskich i na starych cmentarzach, tropi膮c pewien, wykopany w 1771 roku gr贸b; gr贸b swego przodka Josepha Curwena, kt贸rego papiery znalaz艂 by艂 za 艣cienn膮 p艂aszczyzn膮 dekoracyjn膮 w bardzo starym domu w Olney Court na Stampers Hill, w kt贸rym 鈥 jak m贸wiono 鈥 zamieszkiwa艂 Joseph Curwen.

Og贸lnie m贸wi膮c, nie spos贸b zaprzeczy膰, 偶e zima 1919鈥1920 roku przynios艂a ogromn膮 przemian臋 Warda; wtedy bowiem porzuci艂 nieoczekiwanie studia nad staro偶ytno艣ci膮 i rozpocz膮艂 gor膮czkowe badania okultystyczne w kraju i za granic膮, urozmaicaj膮c je tylko dziwnie uporczywymi poszukiwaniami mogi艂y swego przodka.

Doktor Willett by艂 jednak odmiennego zdania, a s膮d sw贸j opiera艂 na d艂ugiej i bliskiej znajomo艣ci z pacjentem, oraz na pewnych przera偶aj膮cych badaniach i odkryciach, jakich pod koniec dokona艂. Owe badania i odkrycia pozostawi艂y ju偶 w nim trwa艂y 艣lad; kiedy o nich m贸wi, dr偶y mu g艂os, kiedy pisze o nich 鈥 dr偶y mu r臋ka. Willett twierdzi, 偶e zmiana z prze艂omu 1919 i 1920 roku zapocz膮tkowa艂a tylko post臋puj膮cy regres, kt贸ry skumulowa艂 si臋 w strasznej, godnej politowania, niesamowitej alienacji w roku 1928. Przyznaj膮c bez wahania, 偶e ch艂opiec zawsze by艂 niezr贸wnowa偶ony, przesadnie wra偶liwy i 偶ywo reaguj膮cy na otaczaj膮ce go zjawiska, nie zgadza si臋, 偶e ju偶 tamta wczesna przemiana oznacza膰 mia艂a przej艣cie od rozs膮dku do szale艅stwa; wierzy natomiast o艣wiadczeniu Warda, 偶e ten odkry艂, czy te偶 ponownie odkry艂 co艣, czego skutki dla ludzkiej my艣li okaza艂yby si臋 wielkie i zdumiewaj膮ce.

Jest prze艣wiadczony, 偶e rzeczywiste szale艅stwo przysz艂o wraz z p贸藕niejsz膮 zmian膮; ju偶 po tym jak Charles wydoby艂 portret Curwena i jego stare papiery; ju偶 po zagranicznej podr贸偶y do dziwnych miejsc, i po straszliwych inwokacjach 艣piewanych w tajemniczych okoliczno艣ciach; ju偶 po jakich艣 odpowiedziach na te inwokacje oraz po gor膮czkowym li艣cie napisanym w 艣miertelnej udr臋ce i z nie wyja艣nionych powod贸w; ju偶 po fali wampiryzmu i z艂owieszczych plotkach w Pawtuxet; i po tym, jak pami臋膰 pacjenta zamyka膰 si臋 zacz臋艂a przed wyobra偶eniami wsp贸艂czesnymi, jego g艂os zanik艂, a wygl膮d fizyczny przechodzi艂 subtelne zmiany, co p贸藕niej dostrzega艂o wiele os贸b.

Dzia艂o si臋 to w tym mniej wi臋cej czasie 鈥 co z du偶膮 trafno艣ci膮 wykaza艂 Willett 鈥 kiedy z osob膮 Warda 艂膮czono koszmarne zdarzenia i doktor by艂 absolutnie pewien, 偶e istniej膮 wystarczaj膮ce dowody na to, by uzna膰 za prawdziwe twierdzenie m艂odzie艅ca, i偶 dokona艂 prze艂omowego odkrycia. Po pierwsze, dw贸ch bystrych robotnik贸w by艂o 艣wiadkami odnalezienia starych papier贸w Josepha Curwena, a po drugie sam ch艂opiec pokaza艂 kiedy艣 Willettowi te papiery wraz ze stronic膮 z pami臋tnika Curwena; dokumenty nosi艂y wszelkie znamiona autentyczno艣ci. Dziura, w kt贸rej Ward je znalaz艂, istnieje do dzi艣, a komplet tych dokument贸w Willett widzia艂 w miejscu, w istnienie kt贸rego trudno by艂oby w og贸le uwierzy膰 i jeszcze trudniej je udowodni膰. By艂y zagadki i dziwne zbiegi okoliczno艣ci zwi膮zane z listami Orne'a i Hutchinsona, by艂 problem charakteru pisma Curwena i tego co w zwi膮zku z doktorem Allenem wydoby艂 na 艣wiat艂o dzienne detektywi; to wszystko oraz straszliwe przes艂anie napisane 艣redniowieczn膮 minusku艂膮, znalezione w kieszeni Willetta, kiedy ten odzyska艂 przytomno艣膰 po swoim wstrz膮saj膮cym prze偶yciu.

Ale najbardziej rozstrzygaj膮ce s膮 dwa odra偶aj膮ce wyniki, jakie pod koniec poszukiwa艅 uzyska艂 doktor z dw贸ch formu艂; wyniki, kt贸re rozstrzygaj膮 kwesti臋 autentyczno艣ci papier贸w i ich monstrualnych zwi膮zk贸w z czasem, kiedy papiery te zosta艂y wydarte z ludzkiej pami臋ci.

Trzeba cofn膮膰 si臋 do wcze艣niejszego 偶ycia Charlesa Warda, jako do czego艣, co nale偶y do przesz艂o艣ci i historii, kt贸re tak g艂臋boko ukocha艂. Jesieni膮 1918 roku, wykazuj膮c spory zapa艂 do zaj臋膰 wojskowych, rozpocz膮艂 pierwszy rok nauki w usytuowanej bardzo blisko domu Ward贸w szkole Moj偶esza Browna. G艂贸wny, stary budynek wzniesiony jeszcze w 1819 roku zawsze pobudza艂 wyobra藕ni臋 interesuj膮cego si臋 histori膮 m艂odzie艅ca, a rozleg艂y park, kt贸rym otoczona by艂a Akademia, zwraca艂 jego uwag臋 sw膮 malowniczo艣ci膮. Ward prowadzi艂 ubogie 偶ycie towarzyskie; czas sp臋dza艂 g艂贸wnie w domu, na w臋dr贸wkach, w salach wyk艂adowych, na 膰wiczeniach wojskowych lub na gromadzeniu informacji o przesz艂o艣ci i wiedzy genealogicznej w Ratuszu, w Gmachu Stanowym, w Bibliotece Publicznej, w Athenaeum, w Towarzystwie Historycznym, w Bibliotekach Johna Cartera Browna i Johna Haya na Uniwersytecie Browna oraz w nowo otwartej Bibliotece Shepleya na Benefit Street. Warto opisa膰, jak w tamtych czasach wygl膮da艂 Ward. Wysoki, szczup艂y, o jasnych w艂osach, zamy艣lonych oczach, lekko przygarbiony, ubiera艂 si臋 cokolwiek niedbale i og贸lnie sprawia艂 wra偶enie raczej niezgrabnego i nieatrakcyjnego.

Podczas spacer贸w, kt贸re po艣wi臋ca艂 zawsze poszukiwaniom historycznym, stara艂 si臋 wynale藕膰 po艣r贸d wielu relikt贸w wspania艂ego, starego miasta jaki艣 偶ywy obraz stuleci, kt贸re min臋艂y. Mieszka艂 w wielkiej, georgia艅skiej rezydencji usytuowanej na szczycie stromego wzg贸rza, wznosz膮cego si臋 na zachodnim brzegu rzeki i z tylnych okien w skrzyd艂ach zbudowanego bez jednolitego planu domu mia艂 osza艂amiaj膮cy widok na rozci膮gaj膮ce si臋 za skupiskiem wie偶, kopu艂, dach贸w i drapaczy chmur purpurowe wzg贸rza za miastem. Tu si臋 urodzi艂 i z tej w艂a艣nie uroczej, klasycznej werandy znajduj膮cej si臋 na ozdobionym podw贸jnym pasem cegie艂 froncie domu, po raz pierwszy wywioz艂a go w dzieci臋cym w贸zku niania; min臋li niewielk膮, bia艂膮 farm臋 sprzed dwustu lat, kt贸ra sta艂a tu ju偶 na d艂ugo przed powstaniem tej cz臋艣ci miasta i kieruj膮c si臋 w stron臋 okaza艂ych budynk贸w uczelni, szli eleganck膮 ulic膮 na kt贸rej, po艣r贸d wystawnych podw贸rek i ogrod贸w, drzema艂y pewne siebie i ekskluzywne, stare, kwadratowe rezydencje zbudowane z ceg艂y oraz mniejsze, drewniane domki z w膮skimi frontami zdobionymi przez doryckie kolumny.

Wieziony by艂 r贸wnie偶 wzd艂u偶 sennej Congdon Street ci膮gn膮cej si臋 poni偶ej, na zboczu stromego wzg贸rza, zabudowanej rz臋dem przylegaj膮cych do siebie dom贸w wzniesionych tarasowato na spadzistej ulicy. Niewielkie, drewniane domki by艂y tu starsze, gdy偶 miasto rozbudowuj膮c si臋, wspina艂o w g贸r臋 stoku. Podczas tych przeja偶d偶ek musia艂 wch艂on膮膰 w siebie wiele z kolorytu osobliwej, kolonialnej osady. Niania zazwyczaj zatrzymywa艂a si臋 i przesiadywa艂a na 艂awkach na Prospect Terrace, gdzie gaw臋dzi艂a z policjantami; jednym z jego pierwszych dzieci臋cych wspomnie艅 by艂o wielkie, rozci膮gaj膮ce si臋 na zach贸d morze zamglonych dach贸w, kopu艂 oraz wynios艂ych, odleg艂ych wzg贸rz, kt贸re ujrza艂 pewnego zimowego popo艂udnia z ogromnej, ogrodzonej skarpy fioletowe i mistyczne na tle gor膮czkowego, apokaliptycznego zachodu s艂o艅ca w kolorach czerwonych, z艂otych, purpurowych oraz zadziwiaj膮cego odcienia zieleni. Wielka, marmurowa kopu艂a Gmachu Stanowego wyr贸偶nia艂a si臋 masywn膮 sylwetk膮, a wie艅cz膮cy j膮 pos膮g k膮pa艂 si臋 w jaki艣 fantastyczny spos贸b w barwnych ob艂okach spowijaj膮cych p艂on膮ce niebo.

Kiedy podr贸s艂, rozpocz膮艂 swe s艂ynne spacery; pocz膮tkowo w towarzystwie zniecierpliwionej, wlok膮cej si臋 niani, potem sam 鈥 zatopiony w marzeniach i rozmy艣laniach. Dociera艂 coraz dalej i dalej w d贸艂 tego prawie pionowego wzg贸rza, za ka偶dym razem osi膮gaj膮c starsze i osobliwsze partie starodawnego miasta. Rusza艂 ostro偶nie w d贸艂 stromej Jenckes Street okolonej 艣cianami dom贸w o dachach w stylu kolonialnym ze szczytami, do rogu cienistej Benefit Street, gdzie natychmiast wy艂ania艂 si臋 przed nim drewniany zabytek z dwoma przej艣ciami ozdobionymi jo艅skimi pilastrami, a obok resztki pradawnej farmy oraz wielki, ze sm臋tnymi resztkami georgia艅skiego majestatu dom S臋dziego Durfee. Obecnie by艂a to dzielnica ruder zamieszka艂a przez ubog膮 ludno艣膰 i m臋ty spo艂eczne, ale tytanicznej wielko艣ci wi膮zy rzuca艂y tu od艣wie偶aj膮cy cie艅 i ch艂opiec zazwyczaj w臋drowa艂 na po艂udnie, mijaj膮c d艂ug膮 lini臋 wzniesionych jeszcze przed Rewolucj膮 dom贸w z ogromnymi kominami i klasycznymi portalami. Te po wschodniej stronie sta艂y na wysokich fundamentach i wiod艂y do nich podw贸jne kondygnacje kamiennych, ogrodzonych por臋cz膮 stopni i m艂ody Charles potrafi艂 sobie doskonale wyobrazi膰, jak wszystko to tutaj wygl膮da艂o, kiedy ulica by艂a nowa, a czerwone obcasy i peruki przesuwa艂y si臋 pod barwnymi frontonami, kt贸rych 艣lady m贸g艂 jeszcze dostrzec.

Po stronie zachodniej wzg贸rze opada艂o r贸wnie stromo jak po przeciwnej, a偶 do starej 鈥淭own Street", kt贸r膮 tw贸rcy w 1636 roku po prowadzili brzegiem rzeki. Bieg艂o od niej mn贸stwo niewielkich zau艂k贸w z pochy艂ymi ze staro艣ci i st艂oczonymi domami, pochodz膮cymi z zamierzch艂ych czas贸w, i jakkolwiek fascynowa艂y one m艂odego Warda, du偶o up艂yn臋艂o czasu nim odwa偶y艂 si臋 zag艂臋bi膰 w ich archaiczne labirynty, w strachu, by nie okaza艂y si臋 jakim艣 snem czy bram膮 wiod膮c膮 do nieznanego przera偶enia. Kiedy wreszcie skierowa艂 tam swe kroki, zrozumia艂, 偶e nie ma w nich nic gro藕nego; szed艂 wi臋c wzd艂u偶 Benefit

Street, mijaj膮c 偶elazne ogrodzenie ko艣cio艂a 艣w. Jana skrywaj膮ce ko艣cielny cmentarz, a za nim, pochodz膮c膮 z 1761 roku siedzib臋 w艂adz kolonialnych i pi臋trz膮ce si臋 cielsko Golden Ball Inn, gdzie zatrzyma艂 si臋 swego czasu Washington. Patrz膮c dok艂adnie w kierunku wschodnim, z Meeting Street dawniej Goal Street, a nast臋pnie King Street 鈥 m贸g艂 ujrze膰 sklepion膮 w 艂uk kondygnacj臋 schod贸w, do kt贸rych do chodzi艂a pn膮ca si臋 po stoku szosa, a w dole po zachodniej stronie wyziera艂 zbudowany ze starej ceg艂y budynek by艂ej szko艂y kolonialnej, u艣miechaj膮cy si臋 przez ca艂膮 szeroko艣膰 drogi god艂em G艂owy Szekspira, gdzie jeszcze przed Rewolucj膮 drukowana by艂a Providence Gazette and Country Journal. Dalej pojawia艂 si臋 wspania艂y Pierwszy Ko艣ci贸艂 Baptyst贸w z 1775 roku ze zbytkown膮 i z niczym nie por贸wnywaln膮 wie偶膮 Gibbsa oraz georgia艅skimi dachami i wznosz膮cymi si臋 nad nimi kopu艂ami. Tutaj i dalej na po艂udnie, s膮siedztwo stawa艂o si臋 lepsze, przemieniaj膮c si臋 w cudown膮 grup臋 dawnych rezydencji; a jeszcze starsze zau艂ki wiod艂y w d贸艂, ku spadaj膮cej na zach贸d przepa艣ci; upiorna w swym archaizmie, obni偶a艂a si臋 a偶 do opalizuj膮cych nizin, gdzie wstr臋tna cz臋艣膰 miasta przylegaj膮ca do rzeki przypomina艂a dumne dni Indii Wschodnich z ich r贸偶noj臋zycznym wyst臋pkiem, n臋dz膮, nadgnitymi nadbrze偶ami oraz kaprawymi dostawcami okr臋towymi i nazwami zau艂k贸w, kt贸re przetrwa艂y do dzi艣: Uliczka Grubej Forsy, Uliczka Sztabek Z艂ota, Sztabek Srebra, Monety, Dublonu, Guldena, Dolara, Dziesi臋ciocent贸wki, Centa.

Gdy ju偶 podr贸s艂 i nabra艂 odwagi, m艂ody Ward zapuszcza艂 si臋 czasami na sam d贸艂, w wir gro偶膮cych zawaleniem dom贸w, po艂amanych belek, pokruszonych schod贸w, wykr臋conych balustrad, smag艂ych twarzy i odra偶aj膮cych zapach贸w; id膮c z South Main do South Water, wyszukiwa艂 doki, w kt贸rych ci膮gle jeszcze tkwi艂y osiad艂e na mieliznach parowce, zawraca艂 na p贸艂noc, na jeszcze ni偶sze poziomy, a偶 do pochodz膮cych z 1816 roku magazyn贸w o stromych dachach, a potem na szeroki plac przy Great Bridge, gdzie wci膮偶 jeszcze krzepko sta艂a na swych starodawnych 艂ukach Hala Targowa z 1773 roku. Na placu tym przystawa艂, by upaja膰 si臋 osza艂amiaj膮cym widokiem pn膮cego si臋 w g贸r臋 urwiska po wschodniej stronie starego miasta, pe艂nego georgia艅skich wie偶 i wie艅czonego rozleg艂膮 kopu艂膮 ko艣cio艂a Nauki Chrze艣cija艅skiej, podobnie jak Londyn zwie艅czony jest kopu艂膮 katedry 艣w. Paw艂a. Najbardziej lubi艂 przychodzi膰 tutaj p贸藕nym popo艂udniem, kiedy na Hal臋 Targow膮, staro偶ytne dachy i dzwonnice na wzg贸rzu pada艂y uko艣ne promienie s艂oneczne, oblewaj膮c wszystko z艂otem i roztaczaj膮c jaki艣 czar wok贸艂 drzemi膮cych nadbrze偶y, gdzie zazwyczaj rzuca艂y kotwice przybywaj膮ce z Indii okr臋ty. Kiedy tak b艂膮dzi艂 d艂u偶szy czas spojrzeniem, pod wp艂ywem tego widoku wpada艂 w przyprawiaj膮cy go prawie o zawr贸t g艂owy, poetycki nastr贸j. Nast臋pnie wchodzi艂 na pn膮cy si臋 w g贸r臋 stok i rusza艂 w stron臋 domu, ju偶 o zmroku mija艂 stary, bia艂y ko艣ci贸艂 i pi膮艂 si臋 dalej w g贸r臋 w膮skimi, stromymi drogami, podczas gdy w oknach o ma艂ych szybkach i w p贸艂kolistych okienkach nad drzwiami, znajduj膮cych si臋 wysoko nad podw贸jnymi kondygnacjami schodk贸w z 偶elazn膮 balustrad膮 wyj膮tkowo misternej roboty, pojawia膰 si臋 zaczyna艂y 偶贸艂te b艂yski.

Kiedy indziej, tak偶e w p贸藕niejszych latach, poszukiwa艂 wyrazistszych kontrast贸w; po艂ow臋 swej trasy, po艣wi臋ca艂 rozsypuj膮cym si臋 terenom kolonialnym na p贸艂noc od swego domu, gdzie wzg贸rze opada艂o na ni偶sze wzniesienie Stempers Hill i gdzie znajdowa艂o si臋 getto oraz dzielnica murzy艅ska, skupione wok贸艂 placu; z placu tego, przed Rewolucj膮, odje偶d偶a艂y dyli偶anse do Bostonu. Drug膮 cz臋艣膰 w臋dr贸wki przeznacza艂 na 艂askaw膮, po艂udniow膮 cz臋艣膰 w pobli偶u ulic George, Benevolent, Power i Williamsona, gdzie stare zbocze wci膮偶 jeszcze usiane by艂o pi臋knymi budynkami i resztk膮 ogrodzonego murem ogrodu przy pn膮cej si臋 w g贸r臋, stromej i zielonej alei z kt贸r膮 zwi膮zanych by艂o tyle upajaj膮cych wspomnie艅. W艂贸cz臋gi te oraz towarzysz膮ce im pracowite studia z ca艂膮 pewno艣ci膮 dostarcza艂y ogromnej wiedzy historycznej, kt贸ra w ko艅cu zagarn臋艂a bez reszty umys艂 Charlesa Warda, nie pozostawiaj膮c miejsca na 艣wiat wsp贸艂czesny; ilustruj膮 te偶 gleb臋 umys艂ow膮, na kt贸r膮 tej fatalnej zimy prze艂omu 1919 i 20 roku pad艂o ziarno, kt贸re p贸藕niej wyda艂o tak dziwny i straszny plon.

Doktor Willett jest przekonany, 偶e a偶 do tej z艂owr贸偶bnej zimy, kiedy to nast膮pi艂a pierwsza przemiana, zainteresowania historyczne Charlesa Warda pozbawione by艂y element贸w chorobliwych. Cmentarze, poza ich osobliw膮 i historyczn膮 warto艣ci膮, nie przyci膮ga艂y jego uwagi w jaki艣 szczeg贸lny spos贸b i m艂odzieniec by艂 ca艂kowicie wolny od jakichkolwiek gwa艂townych i dzikich instynkt贸w. Nast臋pnie z艂o艣liwymi etapami pojawia艂y si臋 dziwne nast臋pstwa jednego z jego genealogicznych triumf贸w, kiedy to po艣r贸d swoich przodk贸w ze strony matki odnalaz艂 pewnego bardzo d艂ugowiecznego m臋偶czyzn臋, kt贸ry nazywa艂 si臋 Joseph Curwen i kt贸ry przyby艂 tu z Salem w marcu 1692 roku. O cz艂owieku tym kr膮偶y艂o wiele tajemniczych, niezwykle dziwacznych i niepokoj膮cych opowie艣ci.

Welcome Potter 鈥攐 ojcu, o kt贸rym nie przechowa艂a si臋 najmniejsza wzmianka 鈥 prapradziadek Warda po艣lubi艂 w 1785 roku niejak膮 鈥淎nn Tillinghast, c贸rk臋 Elizy, c贸rki Kapitana Jamesa Tillinghasta". Pod koniec 1918 roku, studiuj膮c tom dawnych r臋kopi艣miennych rejestr贸w miejskich, m艂ody genealog natkn膮艂 si臋 na wzmiank臋 o legalnej zmianie nazwiska: w 1772 roku Eliza Curwen, wdowa po Josephie Curwenie ponownie nada艂a swe panie艅skie nazwisko Tillinghast swej siedmioletniej c贸reczce, Ann, poniewa偶: 鈥渘azwisko jej M臋偶a zha艅bione zosta艂o z Powodu tego, co wiadome si臋 sta艂o po jego Zgonie, kt贸ry potwierdzi艂 dawn膮 i znan膮 powszechnie Pog艂osk臋, kt贸ra nie budzi艂a

jednak zaufania w wiernej 呕onie, a偶 do chwili jej udowodnienia w takim stopniu, w jakim poprzednio budzi艂a w膮tpliwo艣ci". Informacj臋 t臋 Ward wydoby艂 na 艣wiat艂o dzienne, kiedy przypadkowo rozdzieli艂 dwie stronice, kt贸re ongi艣 zosta艂y pieczo艂owicie sklejone i po mozolnym przeprawieniu numeracji, traktowane jako jedna kartka.

Charles Ward poj膮艂 natychmiast, i偶 odnalaz艂 swego praprapradziadka. Odkrycie to zelektryzowa艂o go podw贸jnie, gdy偶 dosz艂y ju偶 do艅 pewne mgliste s艂uchy i natkn膮艂 si臋 na rozsiane tu czy tam aluzje dotycz膮ce cz艂owieka, po kt贸rym zosta艂o tak niewiele powszechnie dost臋pnych dokument贸w, i偶 wydawa膰 si臋 mog艂o, 偶e istnia艂a jaka艣 zmowa, by w og贸le wytrze膰 z pami臋ci jego imi臋. A ponadto pog艂oski i wzmianki by艂y tak niezwyk艂ej i prowokuj膮cej natury, 偶e ka偶dy musia艂 zada膰 sobie pytanie, co tak zaniepokoi艂o dawnych kronikarzy z czas贸w kolonialnych, 偶e wszelkimi sposobami starali si臋 wymaza膰 z pami臋ci t臋 posta膰; czy te偶 podejrzewali tylko, i偶 takie wymazanie jest spraw膮 a偶 nazbyt uzasadnion膮.

Wcze艣niej Ward niewiele po艣wi臋ca艂 uwagi osobie Josepha Curwena; teraz jednak odkrywaj膮c wi臋zy rodzinne z t膮 najwyra藕niej 鈥減rzemilczan膮" postaci膮, przyst膮pi艂 do gruntownych poszukiwa艅, wygrzebuj膮c wszystko, co si臋 da艂o na interesuj膮cy go temat. W tym ekscytuj膮cym 艣ledztwie 鈥 na podstawie starych list贸w, pami臋tnik贸w i stos贸w nie publikowanych wspomnie艅 zalegaj膮cych pokryte paj臋czyn膮 strychy Providence i innych miast, gdzie trafi膰 mo偶na by艂o na wiele m贸wi膮ce wzmianki 鈥 osi膮gn膮艂 w ko艅cu wyniki, kt贸re przesz艂y jego naj艣mielsze oczekiwania. Jeden, niezwykle istotny dokument, rzucaj膮cy pewne 艣wiat艂o na spraw臋, znajdowa艂 si臋 w miejscu tak odleg艂ym jak Nowy York, gdzie w Muzeum w Frances Tavern zalega艂a jaka艣 korespondencja z czas贸w kolonialnych z Rhode Island. Zdaniem doktora Willetta, rzecz膮 naprawd臋 prze艂omow膮, kt贸ra jednak sta艂a si臋 bezpo艣redni膮 przyczyn膮 zguby Warda, by艂y materia艂y znalezione w sierpniu 1919 roku za p艂aszczyzn膮 dekoracyjn膮 na 艣cianie wal膮cego si臋 domu w Olney Court. To w艂a艣nie, bez w膮tpienia, rozwar艂o owe mroczne horyzonty, kt贸rych kraniec g艂臋bszy by艂, ni偶 otch艂anie piekie艂.















































ROZDZIA艁 DRUGI


Poprzednik i groza


-1-


Zgodnie z kr膮偶膮cymi legendami oraz z tym, co us艂ysza艂 i wygrzeba艂 Ward, Joseph Curwen by艂 zadziwiaj膮cym, enigmatttycznym i w jaki艣 spos贸b przera偶aj膮cym cz艂owiekiem. W pierwszym okresie paniki spowodowanej czarn膮 magi膮, l臋kaj膮c si臋 zapewne k艂opot贸w z powodu samotniczego trybu 偶ycia oraz chemicznych, czy te偶 alchemicznych do艣wiadcze艅, kt贸re prowadzi艂, opu艣ci艂 by艂 rodzinne Salem i przyby艂 do Providence owej powszechnie znanej przystani dziwak贸w, ludzi niezale偶nych czy te偶 maj膮cych odmienne przekonania. Blady m臋偶czyzna oko艂o trzydziestki bardzo szybko zyska艂 obywatelstwo Providence i kupi艂 sobie dom, dok艂adnie na p贸艂noc od Gregory'ego Dextera, na samym dole Olney Street. Posesja ta sta艂a na Stampers Hill na zach贸d od Town Street i p贸藕niej przyj臋艂a nazw臋 Olney Court; w roku 1761, na tym samym miejscu, Curwen wybudowa艂 nowy, wi臋kszy dom, kt贸ry stoi tam zreszt膮 do dzisiaj.

Najdziwniejsze by艂o, i偶 Joseph Curwen wcale si臋 nie postarza艂 od chwili swego przybycia do miasta. Rozpocz膮艂 prac臋 w przedsi臋biorstwach okr臋towych, naby艂 kawa艂ek nadbrze偶y w pobli偶u Mile鈥擡nd Cave w roku 1713, pomaga艂 w przebudowie Great Bridge i Ko艣cio艂a Kongregacjonist贸w na wzg贸rzu; przez ca艂y ten czas zachowywa艂 wygl膮d cz艂owieka trzydziestopi臋cioletniego. Z up艂ywem dziesi臋cioleci owa szczeg贸lna cecha wywo艂ywa膰 zacz臋艂a wiele komentarzy; Curwen wyja艣ni艂 jednak, i偶 mia艂 krzepkich przodk贸w, a ponadto prowadzi prosty tryb 偶ycia, co sprawia, 偶e jest jaki jest. Jaki zwi膮zek mia艂a owa prostota z niewyt艂umaczalnym znikaniem i pojawianiem si臋 tajemniczego kupca oraz z dziwnym 艣wiat艂em p艂on膮cym w oknach jego domu przez ca艂e noce, nie wiedzia艂 tego w mie艣cie nikt. Tote偶 i szukano innych wyja艣nie艅 jego wiecznej m艂odo艣ci. Wi臋kszo艣膰 utrzymywa艂a, 偶e owa kondycja Curwena ma 艣cis艂y zwi膮zek z mieszanymi przez niego i gotowanymi chemikaliami. Kr膮偶y艂y zreszt膮 plotki o dziwnych substancjach, kt贸re przywozi艂 na swoich statkach z Londynu i z Indii lub te偶 nabywa艂 w Newport, Bostonie czy Nowym Yorku; a kiedy z Rehoboth przyby艂 stary doktor Jabez Bowen i po drugiej stronie Great Bridge, pod god艂em Jednoro偶ca i Mo藕dzierza otworzy艂 sk艂ad apteczny, ca艂e miasto wkr贸tce m贸wi艂o o lekach, kwasach i metalach, kt贸re ma艂om贸wny samotnik nieustannie tam zamawia艂 i kupowa艂. Wielu cierpi膮cych na r贸偶ne schorzenia, zak艂adaj膮c, 偶e Curwen posiad艂 cudowne i tajemnicze umiej臋tno艣ci medyczne, zwraca艂o si臋 do niego o pomoc; i chocia偶 nigdy jej nie odm贸wi艂 ordynuj膮c jakie艣 lecznicze napoje w dziwnych kolorach, to prawie nigdy nie bra艂 za to zap艂aty. W ko艅cu, kiedy min臋艂o dobrze ponad pi臋膰dziesi膮t lat od chwili przybycia obcego, a w jego twarzy odbi艂o si臋 najwy偶ej lat pi臋膰, ludzie zacz臋li szepta膰 rzeczy bardziej mroczne, i ... bardzo ch臋tnie wyszli naprzeciw jego pragnieniu samotno艣ci.

Prywatne listy i pami臋tniki z tamtych lat przytaczaj膮 mas臋 innych powod贸w, dla kt贸rych Joseph Curwen najpierw by艂 podziwiany, potem budzi艂 l臋k, a w ko艅cu wszyscy unikali go, jak morowego powietrza. G艂o艣ne by艂o jego nami臋tne umi艂owania cmentarzy, gdzie widywany by艂 o r贸偶nych porach i w najprzer贸偶niejszych sytuacjach; brakowa艂o jednak doniesie艅 o jakichkolwiek jego praktykach, kt贸re da艂yby mu miano hieny cmentarnej. Na Pawtuxet Road posiada艂 farm臋, w kt贸rej zazwyczaj sp臋dza艂 lato; widywano go te偶 jak wyrusza gdzie艣 konno o r贸偶nych porach dnia i nocy. Jedynymi jego s艂u偶膮cymi, a zarazem str贸偶ami by艂a para pos臋pnych Indian z plemienia Narragansett; m膮偶 by艂 niemy i przedziwnie wystraszony, a 偶ona posiada艂a nader odra偶aj膮ce rysy twarzy, zapewne z powodu p艂yn膮cej w jej 偶y艂ach domieszki krwi murzy艅skiej. W przylegaj膮cej do domu przybud贸wce znajdowa艂o si臋 laboratorium, gdzie Curwen prowadzi艂 wi臋kszo艣膰 do艣wiadcze艅 chemicznych. Ciekawscy tragarze i furmani, kt贸rzy dostarczali do ma艂ych drzwi na ty艂ach domu butle, worki lub pud艂a, d艂ugo opowiadali potem o niskim, zastawionym p贸艂kami pomieszczeniu z niezliczon膮 ilo艣ci膮 fantastycznych retort, tygli, alembik贸w i palnik贸w, przeb膮kuj膮c przy tym p贸艂g艂osem, i偶 ten milcz膮cy 鈥渃hemista" 鈥 co dla nich znaczy艂o alchemik 鈥 ju偶 niebawem znajdzie Kamie艅 Filozoficzny. Najbli偶si s膮siedzi farmy 鈥 mieszkaj膮cy w odleg艂o艣ci 膰wier膰 mili Fennerowie 鈥 opowiadali jeszcze dziwniejsze historie o pewnych d藕wi臋kach, kt贸re 鈥 jak utrzymywali 鈥 dobiega艂y noc膮 z miejsca, kt贸re zamieszkiwa艂 Curwen. S艂ycha膰 by艂o stamt膮d krzyki i nieustanne wycia; bardzo te偶 nie przypada艂a im do gustu ilo艣膰 pas膮cego si臋 na pastwiskach byd艂a, gdy偶 nie potrzeba by艂o go a偶 tyle, by jednemu staremu cz艂owiekowi i tak nielicznej s艂u偶bie zapewni膰 mi臋so, mleko i we艂n臋. Gatunek zwierz膮t zmienia艂 si臋 z tygodnia na tydzie艅, w miar臋 jak od farmer贸w w Kingston Curwen kupowa艂 coraz to nowe stada. R贸wnie偶 z wielkiej, kamiennej przybud贸wki, kt贸ra w miejscu okien mia艂a jedynie w膮skie szczeliny, emanowa艂o co艣 nies艂ychanie odstr臋czaj膮cego.

Pr贸偶niaki gromadz膮ce si臋 przy Great Bridge, wiele mia艂y do powiedzenia o miejskim domu Curwena w Olney Court; nie o tym wspania艂ym, nowym, wybudowanym w 1761 roku, kiedy to ju偶 jego w艂a艣ciciel musia艂 liczy膰 sobie dobrze ko艂o stu lat, ale o poprzednim 鈥 starym 鈥 z niskim dwuspadowym dachem pokrytym gontem i z poddaszem pozbawionym okien. Dom 贸w zosta艂 rozebrany, deska po desce, a drewno spalone z zachowaniem zadziwiaj膮cych 艣rodk贸w ostro偶no艣ci. To prawda, w tym akurat nie by艂o nic osobliwego, ale godziny, w jakich widywano tam 艣wiat艂a, tajemniczo艣膰 dw贸ch smag艂ych, pe艂ni膮cych rol臋 s艂u偶by cudzoziemc贸w, obrzydliwy, niewyra藕ny mamrot niewiarygodnie wiekowego Francuza zarz膮dcy, ogromne ilo艣ci jedzenia wnoszonego drzwiami, za kt贸rymi 偶y艂y tylko cztery osoby i rodzaj pewnych g艂os贸w prowadz膮cych czasami przyciszone rozmowy w najdziwniejszych godzinach 鈥 wszystko to 艂膮czono z czym艣, co znane by艂o pod nazw膮 Pawtuxet, i miejsce to zacz臋艂o si臋 cieszy膰 bardzo niedobr膮 s艂aw膮.

W wy偶szych sferach r贸wnie偶 wiele si臋 m贸wi艂o o domu Curwena. W miar臋 bowiem jak nowo przyby艂y stopniowo wci膮ga艂 si臋 w 偶ycie miasta, pracuj膮c czy to przy ko艣ciele, czy w handlu, zawiera艂 naturalnie znajomo艣ci w lepszym towarzystwie, w kt贸rym potrafi艂 si臋 艣wietnie porusza膰. By艂 dobrze urodzony, a Curwenowie czy te偶 Carwenowie z Salem nie potrzebowali w Nowej Anglii rekomendacji. Joseph Curwen w m艂odo艣ci wiele podr贸偶owa艂, mieszka艂 jaki艣 czas w Londynie i mia艂 za sob膮 co najmniej dwie podr贸偶e do Orientu; jego mowa, kiedy tego chcia艂, by艂a mow膮 wykszta艂conego, kulturalnego Anglika. Z tych czy innych powod贸w jednak, Curwenowi nie zale偶a艂o na towarzystwie. Wprawdzie nigdy nie odm贸wi艂 nikomu go艣ciny wprost, ale tworzy艂 tak膮 barier臋 sceptycyzmu, 偶e niewielu tylko odwa偶a艂o si臋 w jego obecno艣ci otworzy膰 usta z obawy, by nie wyj艣膰 na g艂upca.

Wydawa艂o si臋, 偶e w jego manierach czai si臋 jaka艣 tajemnicza sardoniczna arogancja, zupe艂nie tak, jakby dzi臋ki obcowaniu z pot臋偶nymi i lepszymi istotami, uwa偶a艂 wszelkie ludzkie stworzenia za przera藕liwie nudne. Kiedy w roku 1738 przyby艂 z Bostonu doktor Checkley 鈥攚ielki umys艂 鈥 by obj膮膰 rektorat Ko艣cio艂a Kr贸lewskiego, nie omieszka艂 z艂o偶y膰 wizyty cz艂owiekowi, o kt贸rym tak wiele s艂ysza艂. Szybko jednak opu艣ci艂 dom swego gospodarza, gdy偶 w jego mowie wyczu艂 jakie艣 z艂owieszcze tre艣ci. Pewnego zimowego wieczora, Charles Ward 鈥攄yskutuj膮c z ojcem 鈥攚yzna艂, 偶e wiele da艂by za to, by dowiedzie膰 si臋, jakie tajemnice starzec zwierzy艂 b艂yskotliwemu klerykowi; wszyscy pami臋tnikarze przyznawali zgodnie, 偶e doktor Checkley nigdy nikomu nie powt贸rzy艂 tego, co w贸wczas us艂ysza艂. 脫w zacny cz艂ek by艂 dog艂臋bnie wstrz膮艣ni臋ty i ilekro膰 potem rozmowa schodzi艂a na temat Josepha Curwena, wyra藕nie traci艂 wiele z radosnej pogody ducha.

Znany powszechnie natomiast by艂 pow贸d, dla kt贸rego inny cz艂owiek o wyrafinowanym smaku i du偶ym wykszta艂ceniu unika艂 tego hardego pustelnika. W roku 1746 przyby艂 do Providence pan John Merritt, starszy angielski gentelmen interesuj膮cy si臋 literatur膮 i nauk膮. Przyjecha艂 on z Newport do tego, szybko rozwijaj膮cego si臋 miasta, by postawi膰 tam sw膮 pi臋kn膮, wiejsk膮 posiad艂o艣膰 w Neck, kt贸ra znajduje si臋 obecnie w samym sercu dzielnicy najwspanialszych rezydencji. Pan Merritt prowadzi艂 komfortowe i w wielkim stylu 偶ycie; on pierwszy w mie艣cie utrzymywa艂 w艂asny pow贸z i s艂u偶b臋 w liberii, chlubi艂 si臋 te偶 posiadaniem teleskopu, mikroskopu i 艣wietnie dobranej biblioteki z艂o偶onej z angielskich i 艂aci艅skich ksi膮偶ek. S艂ysz膮c, 偶e Curwen jest posiadaczem najlepszego ksi臋gozbioru w Providence, pan Merritt zapowiedzia艂 si臋 z wizyt膮 i przyj臋ty zosta艂 bardziej serdecznie ni偶 ktokolwiek dotychczas. Jego nieskrywany zachwyt nad obfit膮 kolekcj膮 ksi膮g gospodarza, w kt贸rej obok klasyki angielskiej, greckiej i 艂aci艅skiej znajdowa艂 si臋 znakomity zestaw dzie艂 filozoficznych, matematycznych i naukowych 鈥 mi臋dzy innymi Paracelsusa, Agricoli, Van Helmonta, Sylviusa, Glaubera, Boyle'a, Boerhaave'a, Bechera i Stahla 鈥 sprawi艂, 偶e Curwen zaproponowa艂 mu wizyt臋 w laboratorium w swej farmie, dok膮d nigdy jeszcze nikogo nie zaprosi艂. Obaj bez zw艂oki udali si臋 tam pojazdem Merritta.

Pan Merritt zawsze potem utrzymywa艂, 偶e nie spotka艂 na farmie nic, co mog艂oby budzi膰 groz臋. Przyznawa艂 jednak, 偶e same ju偶 tytu艂y ksi膮偶ek w specjalnej bibliotece po艣wi臋conej zagadnieniom magii, alchemii i teologii, kt贸r膮 Curwen trzyma艂 w frontowym pokoju, wystarczy艂y, by na zawsze wzbudzi膰 w nim odraz臋. By膰 mo偶e zreszt膮, 偶e to sam wyraz twarzy w艂a艣ciciela, kiedy prezentowa艂 ksi臋gi, przyczyni艂 si臋 mocno do takiego uprzedzenia. Ta dziwaczna kolekcja, obok zestawu normalnych dzie艂, kt贸re nie zaniepokoi艂y niczym Merritta, obejmowa艂a wszystkich znanych mu kabalist贸w, demonolog贸w i mag贸w; by艂a istn膮 skarbnic膮 wiedzy z podejrzanych dziedzin alchemii i astrologii. T艂oczy艂y si臋 tam obok siebie Hermes Trismogistus w wydaniu Mesnarda, Turba Philosopharum, Uber lnvestigationis Gebera; i Klucz M膮dro艣ci Artephousa; by艂o tam wszystko, tak偶e kabalistyczny Zohar, Albertus Magnus Petera Jamma, Ars Magna et Ultima Raymonda Lullya w wydaniu Zetznera, Thesaurus Chemicus Rogera Bacona, Clavis Alchimiae Fludda, De Lapide Philosophico Trithemiusa. Bardzo licznie byli reprezentowani 艣redniowieczni 呕ydzi i Arabowie; pan Merritt zblad艂, gdy uni贸s艂 wspania艂y wolumin, zwracaj膮cy na siebie uwag臋 tytu艂em Qanoone 鈥 Islam, gdy偶 odkry艂, 偶e by艂 to w rzeczywisto艣ci zakazany Necronomicon szalonego Araba Abdula Alhazreda, o kt贸rym s艂ysza艂 tak potworne rzeczy szeptane tajemniczo par臋 lat wcze艣niej, zwi膮zane z odkryciem pewnych j odra偶aj膮cych rytua艂贸w w niewielkiej rybackiej wiosce Kingsport w okr臋gu Massachusetts Bay.

Lecz 鈥 zastanawiaj膮ca rzecz 鈥 szacowny gentelman odczu艂 niewyra藕ny dreszcz niepokoju z powodu drobnego szczeg贸艂u. Na olbrzymim mahoniowym stole le偶a艂a roz艂o偶ona tytu艂em do do艂u bardzo zniszczona kopia Borellusa opatrzona na marginesach i mi臋dzy liniami wieloma tajemniczymi notatkami dokonanymi r臋k膮 Curwena. Ksi臋ga otwarta j by艂a mniej wi臋cej w po艂owie, a jeden z paragraf贸w wyr贸偶nia艂 si臋 tak膮 ilo艣ci膮 g臋stych i dr偶膮cych poci膮gni臋膰 pi贸rem pomi臋dzy liniami mistycznych, czarnych liter, 偶e go艣膰 nie opar艂 si臋 gwa艂townej ch臋ci rzucenia na艅 okiem. Nie zdo艂a艂 okre艣li膰 natury podkre艣le艅, ani te偶 odczyta膰 niezwyk艂ego pisma, kt贸rym skre艣lone by艂y mi臋dzy wierszami notatki; ale co艣 w uk艂adzie ca艂o艣ci poruszy艂o go w dziwaczny i niezwyk艂y spos贸b. Sam tekst zapami臋ta艂 sobie po kres swoich dni, zapisuj膮c go starannie z pami臋ci w dzienniku. Raz nawet pr贸bowa艂 przeczyta膰 to swemu bliskiemu przyjacielowi, doktorowi Checkley'owi, ale zaniecha艂 tego pomys艂u spostrzeg艂szy jak g艂臋boko to wstrz膮sn臋艂o b艂yskotliwym rektorem. By艂o tam napisane:


Podstawowe Prochy Zwierz膮t tak mo偶na spreparowa膰 i zakonserwowa膰, 偶e pomys艂owy Cz艂owiek zdolen jest posi臋艣膰 ca艂膮 Ark臋 Noego we w艂asnej pracowni i wskrzysi膰 z Popio艂贸w dla w艂asnego kaprysu idealny Kszta艂t Zwierz臋cia, a poprzez Metod臋 nocnych egzekwii z podstawowych Proch贸w ludzkich Szcz膮tk贸w Filozof mo偶e, bez uciekania si臋 do wszetecznej Nekromancji, wywo艂a膰 z Popio艂贸w w jakie Cia艂o si臋 obr贸ci艂o, Kszta艂t kt贸regokolwiek ze zmar艂ych Przodk贸w".


Ale najgorsze rzeczy o Josephie Curwenie szeptano w pobli偶u dok贸w, w po艂udniowej cz臋艣ci Town Street. 呕eglarze s膮 lud藕mi przes膮dnymi; i zahartowani marynarze, kt贸rzy obsadzali niewielkie stateczki 偶aglowe przewo偶膮ce rum, niewolnik贸w lub melas臋, za艂ogi bu艅czucznych statk贸w pirackich i wielkich bryg贸w Brown贸w, Crawford贸w i Tillinghast贸w 鈥 wszyscy oni wykonywali potajemnie dziwne znaki magiczne, kiedy tylko w zasi臋gu ich wzroku pojawia艂a si臋 szczup艂a, wygl膮daj膮ca zwodniczo m艂odo posta膰 o 偶贸艂tych w艂osach i lekko przygarbionych plecach, wchodz膮ca do magazynu Curwena na Doubloon Street, czy te偶 rozmawiaj膮ca z kapitanami i nadzorcami za艂adunku na d艂ugim molo, gdzie nieodmiennie przyp艂ywa艂y statki Curwena. Urz臋dnicy i kapitanowie Curwena bali si臋 go i nienawidzili, a marynarze tworz膮cy za艂ogi jego statk贸w stanowili wymieszan膮 ha艂astr臋 z Martyniki, Wyspy 艣w. Eustachego, Hawany czy Port Royal. Z regu艂y 偶eglarze nies艂ychanie cz臋sto przemieszczali si臋 ze statku na statek i tym skuteczniej trzymali starego cz艂owieka w szachu. Za艂ogi, po zej艣ciu na l膮d rozchodzi艂y si臋 po mie艣cie; niekt贸rzy 偶eglarze dostawali takie czy inne zlecenia, z kt贸rych wiele dotyczy艂o farmy Pawtuxet. Wraca艂o stamt膮d niewielu 偶eglarzy, a ci, kt贸rzy wr贸cili, pami臋tali t臋 wizyt臋 do ko艅ca 偶ycia; dlatego te偶 najwi臋kszym problemem Curwena by艂o zapewnienie sobie r膮k do pracy. Zawsze kilku robotnik贸w odchodzi艂o us艂yszawszy kr膮偶膮ce po nadbrze偶ach Providence plotki, a zast臋powanie tych ludzi innymi stawa艂o si臋 dla kupca w Indiach Zachodnich uci膮偶liwe.

W roku 1760 Joseph Curwen by艂 ju偶 dos艂ownie wyrzutkiem, podejrzewanym o jakie艣 nieokre艣lone bli偶ej potworno艣ci i powi膮zania diabelskie, co w poj臋ciu og贸艂u by艂o tym gro藕niejsze, 偶e nie dawa艂o si臋 dok艂adnie okre艣li膰, zrozumie膰 ani udowodni膰. Przys艂owiow膮 ostatni膮 kropl膮 sta艂a si臋 zapewne sprawa zaginionych w marcu i kwietniu 1758 roku 偶o艂nierzy dw贸ch kr贸lewskich regiment贸w, kt贸re podczas marszu do Nowej Francji kwaterowa艂y w Providence; tak gwa艂towne, w niewyja艣nionych okoliczno艣ciach uszczuplenie stanu osobowego znacznie przekracza艂o 艣redni膮 dezercji. Fala plotek ros艂a tym bardziej, 偶e Curwen bardzo cz臋sto rozmawia艂 z odzianymi w czerwone p艂aszcze cudzoziemcami i kiedy kilku z nich zagin臋艂o bez 艣ladu, ludzie zacz臋li kojarzy膰 ten fakt z marynarzami kupca, kt贸rzy r贸wnie偶 znikn臋li w tajemniczych okoliczno艣ciach. Co by si臋 sta艂o, gdyby regimenty nie otrzyma艂y rozkazu wymarszu, nikt nie potrafi艂 powiedzie膰.

A tymczasem prowadzone na ca艂ym 艣wiecie interesy kupca kwit艂y. W mie艣cie posiada艂 monopol na handel saletr膮 potasow膮, czarnym pieprzem i cynamonem, z nadzwyczajn膮 艂atwo艣ci膮 prowadzi艂 te偶 inne przedsi臋biorstwa okr臋towe, zajmuj膮c si臋 obok Brown贸w importem utensyli贸w miedzianych, indygo, bawe艂ny, tkanin we艂nianych, soli, takielunku, 偶elaza, papieru, i wszelkiego rodzaju artyku艂贸w pochodzenia angielskiego. Tacy w艂a艣ciciele sklep贸w, jak James Green spod god艂a S艂onia, na Cheapside, Russellowie pod god艂em Z艂otego Or艂a, naprzeciwko Mostu, czy te偶 Clark i Nightingale pod Patelni膮 i Ryb膮 w pobli偶u New Coffee 鈥 House byli prawie ca艂kowicie zale偶ni od niego; a jego kontakty z miejscowymi gorzelnikami i mleczarzami z Narragansett oraz umowy z hodowcami koni i producentami 艣wiec w Newport czyni艂y ze艅 jednego z g艂贸wnych eksporter贸w Kolonii.

Jakkolwiek Curwen zosta艂 skazany na ostracyzm, nie zbywa艂o mu ducha obywatelskiego. Kiedy sp艂on臋艂a siedziba w艂adz kolonialnych wraz ze znajduj膮c膮 si臋 w niej bibliotek膮 publiczn膮, niezwykle hojnie wspom贸g艂 loteri臋. Z w ten spos贸b uzyskanego funduszu wybudowano w roku 1761 nowy, ceglany, pyszni膮cy si臋 do teraz gmach przy dawnej, g艂贸wnej ulicy, a strawione ogniem ksi臋gi, Curwen zast膮pi艂 nowymi. W tym samym roku wspom贸g艂 odbudow臋 uszkodzonego pa藕dziernikowym sztormem Great Bridge. Ufundowa艂 r贸wnie偶 loteri臋, dzi臋ki kt贸rej b艂otnisty Plac Targowy i poryta g艂臋bokimi koleinami Town Street doczeka艂y si臋 bruku wykonanego z du偶ych, zaokr膮glonych kamieni oraz chodnika 鈥 czy 鈥渄eptaka" po艣rodku. W tym samym mniej wi臋cej czasie zbudowa艂 sw贸j zwyczajny, lecz komfortowy nowy dom, do kt贸rego wej艣cie stanowi arcydzie艂o sztuki rze藕biarskiej. Kiedy w roku 1743 zwolennicy Whitefielda oderwali si臋 od ko艣cio艂a doktora Cottona na wzg贸rzu i wybudowali po drugiej stronie Mostu ko艣ci贸艂 Deacon Snow's, Curwen do艂膮czy艂 do nich; wkr贸tce jednak jego zapa艂 spo艂ecznikowski 鈥 a co za tym idzie, pomoc 鈥攐s艂ab艂y. I dopiero teraz powr贸ci艂 do tych pobo偶nych praktyk, jakby chcia艂 tym rozproszy膰 cie艅, kt贸ry pchn膮艂 go w odosobnienie i m贸g艂 wkr贸tce powa偶nie zaszkodzi膰 jego interesom.

Obraz tego dziwnego, licz膮cego sobie z pewno艣ci膮 ponad setk臋 m臋偶czyzny o wygl膮dzie cz艂owieka w 艣rednim wieku i o bladej twarzy, poszukuj膮cego rozpaczliwie wyj艣cia z otaczaj膮cej go chmury nieokre艣lonego l臋ku i odrazy, kt贸re trudno by艂o nawet zdefiniowa膰, by艂 patetyczny i pe艂en dramatyzmu, ale te偶 i budzi艂 pogard臋. A jednak taka jest ju偶 si艂a powierzchownych, ale popartych pieni臋dzmi gest贸w, 偶e szybko pojawi艂y si臋 pierwsze jask贸艂ki poprawy stosunk贸w i wychodzenia z izolacji. Najpierw przestali znika膰 jego 偶eglarze. Musia艂 te偶 najwidoczniej przedsi臋wzi膮膰 szczeg贸lne 艣rodki ostro偶no艣ci podczas swych wypraw na cmentarze, gdy偶 nikt ju偶 nie widzia艂, by odbywa艂 takie w臋dr贸wki. Ustawa艂y jednocze艣nie plotki o niesamowitych odg艂osach i dziwnych zjawiskach zachodz膮cych w Pawtuxet. Ale ilo艣膰 spo偶ywanej 偶ywno艣ci i sprowadzanego byd艂a by艂a wci膮偶 nieprawdopodobnie du偶a; i a偶 do czas贸w wsp贸艂czesnych, kiedy to Charles Ward zbada艂 zalegaj膮ce w Bibliotece Shepleya liczne sprawozdania i faktury handlowe Curwena, nikomu nie przychodzi艂o do g艂owy 鈥 za wyj膮tkiem jednego tylko, zapewne rozgoryczonego m艂odzie艅ca 鈥 aby dokona膰 mrocznego por贸wnania olbrzymiej liczby sprawdzonych przez niego w roku 1766 czarnych w Gwinei z niepokoj膮co nisk膮 liczb膮, na jak膮 m贸g艂 przed艂o偶y膰 bona fide rachunki od handlarzy niewolnik贸w na Great Bridge, jak te偶 od plantator贸w w Kraju Narragansett. Z ca艂膮 pewno艣ci膮, przebieg艂o艣膰 i pomys艂owo艣膰 tej odra偶aj膮cej postaci by艂y niezwyk艂e; i w razie potrzeby cz艂owiek 贸w potrafi艂 zapanowa膰 w doskona艂y spos贸b nad swymi instynktami.

Naturalnie, efekt tak sp贸藕nionej naprawy musia艂 by膰 niewielki. W dalszym ci膮gu nie dowierzano i unikano Curwena; a g艂贸wnym tego powodem by艂a owa nieszcz臋sna wieczna m艂odo艣膰, pozostaj膮ca w takiej sprzeczno艣ci ze znanym powszechnie jego rzeczywistym wiekiem. M臋偶czyzna rozumia艂, 偶e jego maj膮tek mo偶e ponie艣膰 niepowetowane straty. Dla kontynuacji skomplikowanych bada艅 i eksperyment贸w, niezale偶nie od tego na czym mia艂y one polega膰, potrzebowa艂 pot臋偶nych dochod贸w; a poniewa偶 zmiana 艣rodowiska pozbawi艂aby go korzy艣ci, jakie ci膮gn膮艂 z handlu, nic op艂aca艂o si臋 mu zaczyna膰 wszystkiego od pocz膮tku gdzie indziej. Rozs膮dek nakazywa艂 natychmiastow膮 i ca艂kowit膮 popraw臋 stosunk贸w z mieszka艅cami Providence tak, by pojawienie si臋 jego osoby nie by艂o ju偶 d艂u偶ej sygna艂em do przerywania rozm贸w i m臋tnych wykr臋t贸w, 偶e gdzie艣 tam czekaj膮 nie cierpi膮ce zw艂oki interesy; nale偶a艂o rozproszy膰 aur臋 nieufno艣ci i niepokoju, jaka go otacza艂a. Jeszcze wi臋kszych zmartwie艅 przysparzali mu jego urz臋dnicy, kt贸rych m贸g艂 rekrutowa膰 wy艂膮cznie spo艣r贸d szumowin, kt贸rych nikt inny nie chcia艂 zatrudnia膰; co do kapitan贸w i oficer贸w, tych trzyma艂 wy艂膮cznie strachem 鈥 d艂ugami hipotecznymi, skryptami d艂u偶nymi i znajomo艣ci膮 ich faktycznej sytuacji materialnej. Pami臋tnikarze cz臋stokro膰 donosz膮 o czarnoksi臋skich wr臋cz umiej臋tno艣ciach Curwena wydobywania sekret贸w rodzinnych, kt贸re s艂u偶y膰 mia艂y do jakich艣 niejasnych cel贸w. Przez ostatnie pi臋膰 lat przejawia艂 tak膮 znajomo艣膰 rzeczy minionych, 偶e wydawa膰 si臋 mog艂o, i偶 informacje te czerpa艂 bezpo艣rednio od dawno ju偶 nie偶yj膮cych ludzi.

W tym te偶 mniej wi臋cej czasie, przebieg艂y uczony poczyni艂 ostatni, rozpaczliwy krok, by odzyska膰 zaufanie otoczenia. Zupe艂ny dotychczas pustelnik zdecydowa艂 si臋 na korzystny maria偶, wybieraj膮c jak膮艣 dam臋, kt贸ra mia艂a po艂o偶y膰 kres bojkotowi jego domu. Mo偶liwe te偶, i偶 by艂y i g艂臋bsze przyczyny takiego zwi膮zku; przyczyny tak dalece wykraczaj膮ce poza znan膮 nam sfer臋 kosmiczn膮, 偶e jedynie papiery znalezione w sto pi臋膰dziesi膮t lat po jego zgonie pozwoli艂y sit; ich domy艣la膰. To jednak ju偶 na zawsze pozostanie li tylko w sferze domniema艅. By艂 naturalnie 艣wiadom ca艂ej otaczaj膮cej go atmosfery grozy i pot臋pienia, kt贸re sprawia艂y, 偶e 偶adne jego zaloty normaln膮 drog膮 nie mog艂y odnie艣膰 skutku; szuka艂 zatem takiej kandydatki, na rodzic贸w kt贸rej m贸g艂by wywrze膰 odpowiedni nacisk. Nie艂atwo by艂o takich znale藕膰, albowiem przyk艂ada艂 du偶膮 wag臋 do urody, og艂ady i statusu spo艂ecznego przysz艂ej panny m艂odej. Po jakim艣 czasie skierowa艂 ca艂膮 uwag臋 na jednego ze swych najlepszych i najd艂u偶ej u niego pracuj膮cych kapitan贸w statk贸w, dobrze urodzonego wdowca nazwiskiem Dutie Tillinghast o nieposzlakowanej opinii, kt贸rego jedyna c贸rka Eliza posiada艂a wszelkie wymagane zalety oraz gwarantowa艂a, 偶e w przysz艂o艣ci zostanie jedyn膮 spadkobierczyni膮 ojca. Kapitan Tillinghast by艂 ca艂kowicie zdominowany przez Curwena i po straszliwym spotkaniu w zwie艅czonym kopu艂膮 domu Tillinghast贸w na wzg贸rzu Powur's Lanc musia艂 przysta膰 na warunki Curwena, sankcjonuj膮c ojcowskim przyzwoleniem 贸w blu藕nierczy zwi膮zek.

Eliza Tillinghast liczy艂a sobie w贸wczas dziewi臋tna艣cie lat i by艂a wykszta艂cona i u艂o偶ona na tyle, na ile pozwala艂y ograniczone mo偶liwo艣ci materialne jej ojca. Chodzi艂a do szko艂y Stephena Jacksona, naprzeciwko Court House Parad臋, a jej matka zanim jeszcze umar艂a na syfilis w roku 1757 鈥 dobrze j膮 wprowadzi艂a we wszelkie fortele i arkana 偶ycia domowego. Pr贸bki haft贸w, kt贸re Eliza wykona艂a w roku 1753 鈥 mia艂a w贸wczas zaledwie dziewi臋膰 lat mo偶na do dzisiaj ogl膮da膰 w salach Towarzystwa Naukowego Rhode Island. Po 艣mierci matki, maj膮c do pomocy tylko jedn膮 Murzynk臋, sama prowadzi艂a ca艂y dom. Jej spory z ojcem na temat proponowanego ma艂偶e艅stwa musia艂y by膰 d艂ugie i dramatyczne; o tym jednak brak jakichkolwiek zapisk贸w. Jedno tylko pewne: jej zar臋czyny z m艂odym Kzr膮 Weedenem, drugim kapitanem nale偶膮cego do Crawford贸w statku pocztowego ,,Enterprise" brutalnie zerwano i si贸dmego marca 1763 roku w ko艣ciele Baptyst贸w zawarty zosta艂 zwi膮zek pomi臋dzy Eliz膮 Tillinghast a Curwenem. W uroczysto艣ci wzi臋艂a udzia艂 najwi臋ksza ilo艣膰 os贸b w historii miasta, a samej ceremonii dokona艂 m艂odszy Samuel Winson. 鈥淕azette" wspomina艂a o niej bardzo lakonicznie, a i to w wi臋kszo艣ci zachowanych egzemplarzy tego pisma, notka o 艣lubie zosta艂a wyci臋ta lub wyrwana. Ward po wielu poszukiwaniach w archiwach prywatnych kolekcjoner贸w, wygrzeba艂 wreszcie jeden kompletny egzemplarz z zachowan膮 notatk膮 i z rozbawieniem spostrzeg艂 nonsensown膮 wykwintno艣膰 j臋zyka:


Wieczorem w ubieg艂y poniedzia艂ek, pan Joseph Curwen z tego Miasta, po艣lubi艂 pann臋 Eliz臋 Tillinghast, C贸rk臋 Kapitana Dutie Tillinghasta, m艂od膮 dam臋, kt贸ra posiadaj膮c w sobie prawdziw膮 Cnot臋 i pi臋kn膮 Posta膰, ozdabia ten ma艂偶e艅ski Stan uwieczniaj膮c 贸w Szcz臋艣liwie Dobrany Zwi膮zek".


Odnaleziony w prywatnej kolekcji Melville'a F. Petersa z George Street przez Charlesa Warda, na kr贸tko przed jego pierwszym, s艂awnym szale艅stwem, zbi贸r list贸w Durfee 鈥 Arnolda pochodz膮cych z tego, i z nieco wcze艣niejszego okresu, rzuca ostre 艣wiat艂o na wyzwanie, jakie rzuci艂 opinii spo艂ecznej tym niedobranym zwi膮zkiem Curwen. Niemniej jednak Tillinghastowie posiadali spore wp艂ywy i dom Josepha Curwena ponownie zape艂ni艂 si臋 lud藕mi, kt贸rym w normalnych okoliczno艣ciach nie pozwoli艂by nawet przekroczy膰 progu swego domu. Nie zosta艂 jednak zaakceptowany towarzysko z powodu tej wymuszonej transakcji. Ale niezale偶nie od wszystkiego, ostracyzm 贸w nie by艂 ju偶 ca艂kowity. Osobliwy pan m艂ody zadziwi艂 ca艂膮 spo艂eczno艣膰 sposobem, w jaki traktowa艂 sw膮 m艂od膮 ma艂偶onk臋, okazuj膮c jej wielk膮 艂askawo艣膰 i wzgl臋dy. W nowym domu Olney Court nie dzia艂o si臋 obecnie nic niepokoj膮cego i jakkolwiek Curwen przebywa艂 przewa偶nie na farmie Pawtuxet 鈥 kt贸rej jego ma艂偶onka nigdy nie odwiedza艂a 鈥 to du偶o bardziej ni偶 kiedykolwiek przedtem podczas swego wieloletniego pobytu w mie艣cie, sprawia艂 wra偶enie normalnego obywatela. Tylko jedna osoba okazywa艂a mu jawn膮 wrogo艣膰, a by艂 ni膮 m艂ody oficer marynarki, kt贸rego zar臋czyny z Eliz膮 Tillinghast zosta艂y tak gwa艂townie zerwane. Ezra Weeden otwarcie poprzysi膮g艂 zemst臋 i mimo spokojnego charakteru, zachowa艂 w sobie zapiek艂膮 nienawi艣膰, co nie wr贸偶y艂o pomy艣lnej przysz艂o艣ci uzurpuj膮cemu sobie prawa ma艂偶onka Curwenowi.

Si贸dmego maja 1765 roku urodzi艂o si臋 jedyne dziecko Curwena 鈥擜nn; ochrzczona zosta艂a przez wielebnego Johna Gravesa w Ko艣ciele Kr贸lewskim, do kt贸rej to 艣wi膮tyni, w wyniku zawarcia ugody mi臋dzy Baptystami a Kongregacjonistami, zar贸wno m膮偶, jak i 偶ona zacz臋li ucz臋szcza膰 kr贸tko po 艣lubie. Wzmianki o tych narodzinach, podobnie jak dwa lata wcze艣niej o 艣lubie, zosta艂y skrupulatnie wymazane z wi臋kszo艣ci rocznik贸w miejskich oraz ko艣cielnych; i Charles Ward z najwi臋kszym trudem zdo艂a艂 do nich dotrze膰 ju偶 po odkryciu faktu zmiany nazwiska wdowy, a co za tym idzie ustaleniu zwi膮zk贸w rodzinnych z t膮 kobiet膮, co z kolei wzbudzi艂o w ch艂opcu gor膮czkowe zainteresowanie spraw膮; to ostatecznie znalaz艂o sw贸j punkt kulminacyjny w szale艅stwie. Metryk臋 urodzin odnalaz艂 dzi臋ki nawi膮zaniu kontaktu z potomkami lojalisty, doktora Gravesa, kt贸ry opuszczaj膮c sw贸j pastorat w obliczu nadci膮gaj膮cej Rewolucji zabra艂 ze sob膮 duplikaty wszystkich dokument贸w. Na 艣lad doktora Gravesa Ward trafi艂 dzi臋ki temu, 偶e dowiedzia艂 si臋, i偶 praprababka Ann Tillinghast Potter nale偶a艂a do ko艣cio艂a Episkopalnego.

Wkr贸tce po narodzinach c贸rki 鈥 zdarzeniu, kt贸re Curwen jak si臋 zdaje przyj膮艂 z zapa艂em mocno wykraczaj膮cym poza jego normaln膮 osch艂o艣膰 鈥 ojciec ma艂ej Ann postanowi艂 si臋 sportretowa膰. Wykonania obrazu podj膮艂 si臋 niezwykle uzdolniony Szkot nazwiskiem Cosmo Alexander, mieszkaj膮cy pod贸wczas w Newport, znany wcze艣niej jako nauczyciel Gilberta Stuarta. Obraz mia艂 wisie膰 na 艣ciennym panneau w bibliotece w domu w Olney Court, ale 偶aden z dw贸ch starych pami臋tnik贸w nie napomkn膮艂 o ostatecznym losie tego malowid艂a. W tym czasie kapry艣ny naukowiec wykazywa艂 oznaki niezwyk艂ego roztargnienia i ca艂y prawie czas sp臋dza艂 na farmie przy Pawtuxet Road. 脫wczesne 藕r贸d艂a donosz膮, 偶e najwyra藕niej t艂umi艂 w sobie podniecenie czy niepewno艣膰; jakby spodziewa艂 si臋 jakiej艣 fenomenalnej rzeczy lub by艂 u progu dziwnego odkrycia. Zdaje si臋, 偶e ogromn膮 rol臋 w tym odgrywa艂a chemia 鈥 czy alchemia 鈥 poniewa偶 zabra艂 ze swego domu na farm臋 ogromn膮 ilo艣膰 ksi膮偶ek o tej tematyce.

Symulacja zainteresowania sprawami miasta nie s艂ab艂a i nie przegapia艂 偶adnej okazji, by takich luminarzy jak Stephem Hopkins, Joseph Brown czy Benjamin West wspiera膰 w ich wysi艂kach d藕wigni臋cia miasta na wy偶szy poziom kulturalny, ni偶 patronuj膮cego naukom humanistycznym Newport. Pom贸g艂 Danielowi Jenckesowi ufundowa膰 w roku 1763 ksi臋garni臋; sta艂 si臋 p贸藕niej jego najlepszym klientem. Wyci膮gn膮艂 pomocn膮 d艂o艅 borykaj膮cej si臋 z k艂opotami finansowymi 鈥淕azette" drukowanej co 艣roda w domu z G艂ow膮 Szekspira w godle. W polityce gor膮co popar艂 Gubernatora Hopkinsa, kt贸ry wyst臋powa艂 przeciwko maj膮cej swe centrum w Newport partii Warda; jego p艂omienna mowa przeciwko wydzieleniu P贸艂nocnego Providence jako autonomicznego miasta z prawem g艂osu w Zgromadzeniu Generalnym wyg艂oszona w Hallu Hachera w 1765 roku najbardziej przyczyni膰 si臋 mog艂a do zdj臋cia ci膮偶膮cego wci膮偶 na nim pi臋tna. Ale obserwuj膮cy dok艂adnie jego poczynania Ezra Weeden szydzi艂 cynicznie z tej ca艂ej aktywno艣ci g艂o艣no m贸wi膮c, 偶e to wy艂膮cznie maska, pod kt贸r膮 w rzeczywisto艣ci nadal w odra偶aj膮cy spos贸b paktuje / najczarniejszymi otch艂aniami Tartaru. 呕膮dny rewan偶u m艂odzian pilnie i systematycznie obserwowa艂 Curwena, ilekro膰 ten pojawia艂 si臋 w porcie. Sp臋dza艂 d艂ugie nocne godziny na nadbrze偶u w przygotowanej ju偶 uprzednio p艂askodennej 艂odzi i kiedy tylko dostrzega艂 艣wiat艂o w magazynach Curwena, p艂yn膮艂 tam ukradkiem. 艢ledzi艂 te偶, gdy si臋 tylko da艂o, farm臋 Pewtuxet; raz nawet zosta艂 dotkliwie pogryziony przez spuszczone z 艂a艅cucha przez par臋 Indian psy.


-2-


Jesieni膮 1770 roku Weeden uzna艂, 偶e najwy偶szy ju偶 czas zwr贸ci膰 na Curwena uwag臋 zaintrygowanych mieszka艅c贸w miasta; niepewno艣膰 i oczekiwanie bowiem, jakie ostatnimi czasy demonstrowa艂, opad艂y ze艅 jak stara kapota, ust臋puj膮c miejsca 藕le skrywanej rado艣ci i triumfowi. Curwen sprawia艂 wr臋cz wra偶enie, jakby z najwy偶szym tylko trudem powstrzymywa艂 si臋 przed publicznym ujawnieniem tego, co odkry艂, pozna艂 czy te偶 dokona艂; ostatecznie jednak najwyra藕niej potrzeba zachowania tajemnicy przewa偶y艂a nad ch臋ci膮 podzielenia si臋 rado艣ci膮 z innymi. I Curwen niczego nigdy nic wyjawi艂. Dzia艂o si臋 to ju偶 po tym, jak si臋 zmieni艂, 鈥 co, jak si臋 wydaje, nast膮pi艂o na pocz膮tku sierpnia i kiedy to ponury naukowiec zadziwia膰 zacz膮艂 ludzi informacjami, kt贸rych udzieli膰 mu mogli wy艂膮cznie ich dawno zmarli przodkowie.

Ale tajemnicza i gor膮czkowa dzia艂alno艣膰 nie usta艂a wraz z przemian膮. Przeciwnie, ros艂a raczej; morskie interesy Curwena w ca艂o艣ci ju偶 prowadzili jego kapitanowie, kt贸rych przykuwa艂 do siebie okowami strachu, r贸wnie silnymi jak poprzednio szanta偶.

Zaprzesta艂 jednocze艣nie handlu niewolnikami, twierdz膮c, 偶e nie jest to ju偶 tak intratny proceder. Ka偶d膮 woln膮 chwil臋 sp臋dza艂 na farmie Pawtuxet; i ponownie zacz臋艂y kr膮偶y膰 tu i tam plotki o jego obecno艣ci w miejscach, kt贸re cho膰 nic s膮siadowa艂y bezpo艣rednio z cmentarzami, to tak by艂y usytuowane, 偶e ciekawscy ludzie zacz臋li zachodzi膰 w g艂ow臋, jakich nowych upodoba艅 nabra艂 na skutek swej przemiany stary kupiec. Ezra Weeden, pomimo i偶 z uwagi na swe podr贸偶e morskie m贸g艂 szpiegowa膰 go kr贸tko i sporadycznie, kierowany m艣ciw膮 偶膮dz膮 zemsty, jakiej brak艂o praktycznym mieszka艅com miasta i farmerom, posiada艂 ju偶 lepsze ni偶 ktokolwiek inny rozeznanie w sprawach Curwena.

Wszelkie zastanawiaj膮ce manewry okr臋t贸w dziwnego kupca sk艂adano na og贸艂 na karb niespokojnych czas贸w, kiedy to ka偶dy kolonista stawia艂 zdecydowany op贸r postanowieniom Aktu Cukrowego, kt贸ry w znacznym stopniu skr臋powa艂 ruch statk贸w. Przemyt i oszustwo podatkowe sta艂y si臋 w Narragansett 鈥 Bay obowi膮zuj膮cym prawem, a nocny wy艂adunek nielegalnych towar贸w 鈥 rzecz膮 zwyczajn膮. Ale Weeden, kt贸ry noc w noc posuwa艂 si臋 za galerami lub niewielkimi jedno-偶aglowymi stateczkami wymykaj膮cymi si臋 cichcem spod magazyn贸w Curwena w dokach na Town Street, szybko nabra艂 pewno艣ci, 偶e to wcale nie uzbrojonych okr臋t贸w Jego Kr贸lewskiej Mo艣ci tak unikaj膮. Przed zmian膮, jaka w 1766 roku zasz艂a w Curwenie, 艂odzie te w wi臋kszo艣ci za艂adowane by艂y zakutymi w 艂a艅cuchy Murzynami, kt贸rych przewo偶ono na drugi kraniec zatoki i wysadzano w niewidocznym miejscu wybrze偶a, tu偶 na p贸艂noc od Pawtuxet; Murzyni byli potem przewo偶eni w g贸r臋 zatoki, a nast臋pnie l膮dem do farmy Curwena. Tam umieszczano ich w olbrzymiej, kamiennej przybud贸wce, kt贸ra zamiast okien posiada艂a tylko w膮skie szpary. Jednak po roku 1766 ca艂y ten proceder uleg艂 zmianie. Import niewolnik贸w nagle usta艂 i Curwen na jaki艣 czas zawiesi艂 w og贸le swe nocne rejsy. Nast臋pnie, gdzie艣 wiosn膮 1767 kupiec jeszcze raz zmieni艂 polityk臋. Galery ponownie zacz臋艂y wyp艂ywa膰 nocami z czarnych, pogr膮偶onych w ciszy dok贸w, ale tym razem sp艂ywaj膮c na pewn膮 odleg艂o艣膰 w d贸艂 zatoki, zapewne gdzie艣 w rejon Nanquit Point, gdzie czeka艂y ju偶 dziwne, r贸偶nie wygl膮daj膮ce, sporych rozmiar贸w statki, z kt贸rych odbierano towar. Nast臋pnie marynarze Curwena sk艂adali 艂adunek w pewnym um贸wionym miejscu na wybrze偶u, sk膮d by艂 transportowany l膮dem do farmy i ponownie chowany w tej samej kamiennej budowli, gdzie poprzednio umieszczano Murzyn贸w. 艁adunek w ca艂o艣ci prawie sk艂ada艂 si臋 z du偶ych, pod艂u偶nych i ci臋偶kich skrzy艅, niepokoj膮co przypominaj膮cych trumny. Weeden ca艂y czas z nies艂abn膮c膮 uwag膮 obserwowa艂 farm臋, nawiedzaj膮c j膮 prawie ka偶dej nocy, i rzadko kiedy trafia艂 si臋 taki tydzie艅, aby tam nie by艂; za wyj膮tkiem naturalnie zimy, gdy pokrywaj膮cy ziemi臋 艣nieg zdradzi艂by natychmiast 艣lady jego st贸p. Ale nawet w贸wczas, podchodzi艂 cz臋sto najbli偶ej jak to mo偶liwe drog膮 lub po skutej lodem pobliskiej rzece, by obejrze膰 sobie 艣lady pozostawione przez innych. Ze wzgl臋du na to, i偶 cz臋sto odrywa艂y go od tego zaj臋cia obowi膮zki marynarza, wynaj膮艂 Eleazara Smitha, kompana z tawerny by ten prowadzi艂 obserwacj臋 podczas jego nieobecno艣ci; we dw贸jk臋 ponadto byli w stanie skuteczniej rozpuszcza膰 jakie艣 nadzwyczajne plotki. Je艣li tego nie uczynili, to dlatego tylko, by nie ostrzec ofiary, uniemo偶liwiaj膮c tym sobie dalszego 艣ledztwa. Przed podj臋ciem kolejnych dzia艂a艅 chcieli dowiedzie膰 si臋 czego艣 konkretnego. To, co odkryli, rzeczywi艣cie musia艂o by膰 wstrz膮saj膮ce i Charles Ward wiele razy wspomina艂 rodzicom, i偶 boleje nad tym, 偶e Weeden spali艂 p贸藕niej swoje notatki. Jedyne informacje o ich odkryciach pochodz膮 z chaotycznie prowadzonego pami臋tnika Eleazara Smitha oraz wzmianek innych pami臋tnikarzy i autor贸w list贸w. Zgodnie z ich opini膮, sama farma by艂a tylko skorup膮 ukrywaj膮c膮 co艣, co budzi艂o wstr臋t i groz臋; co艣 zbyt tajemniczego i niepoj臋tego, by dok艂adnie okre艣li膰.

Z notatek tych wynika, 偶e Weeden i Smith bardzo wcze艣nie nabrali przekonania, i偶 pod farm膮 rozci膮ga si臋 ca艂a sie膰 tuneli i katakumb, gdzie obok Indianina i jego 偶ony, mieszka艂 liczny personel. Sam dom by艂 strzelistym reliktem pochodz膮cym z po艂owy siedemnastego stulecia, z olbrzymim kominem i okratowanymi oknami o przejrzystych niczym diament szybach, a po p贸艂nocnej stronie, gdzie dach schodzi艂 najbli偶ej ziemi, przylega艂a do艅 przybud贸wka mieszcz膮ca w sobie laboratorium. Budynek sta艂 z dala od innych, ale s膮dz膮c po r贸偶norodnych odg艂osach rozlegaj膮cych si臋 w bardzo dziwnych porach, musia艂 istnie膰 jaki艣 inny, tajny dost臋p do 艣rodka. Przed 1766 rokiem by艂o to mamrotanie i szepty Murzyn贸w przechodz膮ce w oszala艂y skowyt, splataj膮ce si臋 z pie艣niami czy inwokacjami. Z czasem jednak g艂osy przyj臋艂y szczeg贸lny i straszliwy charakter d藕wi臋ku przebiegaj膮cego ca艂膮 gam臋 od basowego, monotonnego przyzwalania po wybuchy oszala艂ej furii, od grzmi膮cej rozmowy po b艂agalny j臋k, od po偶膮dliwego dyszenia po krzyki protestu. D藕wi臋cza艂y tam r贸偶ne j臋zyki znane Curwenowi, lecz jego chrapliwa odpowied藕, wym贸wka czy gro藕ba, zawsze dawa艂a si臋 wyr贸偶ni膰.

Wygl膮da艂o na to, 偶e w domu przebywa kilkana艣cie os贸b; Curwen, je艅cy oraz stra偶. Dochodzi艂y stamt膮d odg艂osy w tak dziwnych j臋zykach, 偶e ani Weeden ani Smith 鈥 otrzaskani przecie偶 w wielu portach ze wszystkimi dialektami 艣wiata 鈥 nigdy takich nie s艂yszeli, ani nie byli w stanie przypisa膰 ich jakiejkolwiek nacji. Rozmowy te kojarzy艂y si臋 z odmawianiem katechizmu, jakby Curwen wymusza艂 z przera偶onych lub zbuntowanych wi臋藕ni贸w jakie艣 wiadomo艣ci.

Weeden mia艂 w notesie wiele spisanych dos艂ownie urywk贸w pods艂uchanych rozm贸w, prowadzonych po angielsku, francusku, i hiszpa艅sku, czyli w j臋zykach kt贸re zna艂, i kt贸rych bez przerwy u偶ywa艂. Nic z tego niestety nie ocala艂o. Niemniej Weeden stwierdzi艂 kiedy艣, 偶e obok kilku ca艂kiem upiornych dialog贸w, w kt贸rych mowa by艂a o minionych sprawach r贸偶nych rodzin w Providence, wi臋kszo艣膰 tych pyta艅 i odpowiedzi, jakie by艂 w stanie zrozumie膰, dotyczy艂o spraw historycznych i naukowych, odnosz膮cych si臋 niekiedy do miejsc i czas贸w niebywale odleg艂ych. Kiedy艣 na przyk艂ad, jaka艣 wpadaj膮ca raz w gniew, raz w przygn臋bienie osoba przepytywana by艂a po francusku o masakr臋 " Czarnego Ksi臋cia, dokonan膮 w 1370 roku w Limoges, zupe艂nie jakby istnia艂 jaki艣 racjonalny pow贸d, dla kt贸rego ten kto艣 powinien to zna膰. Curwen pyta艂 wi臋藕nia 鈥 bo by艂 to wi臋zie艅 鈥 czy rzezi dokonano w imi臋 Znaku Koz艂a znalezionego na o艂tarzu w staro偶ytnej, rzymskiej krypcie pod katedr膮 i czy Czarnoksi臋偶nik z Sabatu w Haute Yienne wypowiedzia艂 Trzy S艂owa. Nie otrzymawszy odpowiedzi, inkwizytor chwyci艂 si臋 艣rodk贸w ostatecznych; rozleg艂 si臋 przera偶aj膮cy pisk, a po chwili ciszy szmer i d藕wi臋k uderzenia.

呕adnej z tych rozm贸w nikt nie obserwowa艂, gdy偶 okna by艂y zawsze szczelnie zas艂oni臋te. Niemniej, podczas jednej z nich, prowadzonej w nieznanym j臋zyku, niezwykle zaskoczy艂 Weedena cie艅, kt贸ry pojawi艂 si臋 na tle zas艂on; przypomina艂 mu pewn膮 lalk臋, jak膮 widzia艂 jesieni膮 1764 roku w Hallu Harchera, gdzie jaki艣 cz艂owiek z Germaniown w Pensylwanii da艂 pomys艂owy pokaz, reklamowany jako 鈥淲idok S艂ynnego Miasta Jeruzalem, gdzie przedstawione b臋dzie samo Jeruzalem, 艢wi膮tynia Salomona, jego Kr贸lewski Tron, s艂awne Wie偶e, Wzg贸rza jak te偶 Obraz M臋ki Naszego Zbawiciela od Ogr贸jca Oliwngo poczynaj膮c a偶 po Krzy偶 na G贸rze Golgocie; rodzaj zr臋cznego Rze藕biarstwa, podany ku uciesze Ciekawskich". Incydent z cieniem mia艂 miejsce wtedy w艂a艣nie, gdy pods艂uchuj膮cy podkrad艂 si臋 blisko okna frontowego pokoju, w kt贸rym odbywa艂a si臋 rozmowa, czym zaalarmowa艂 par臋 Indian, kt贸rzy poszczuli go psami. Po zdarzeniu tym, nigdy ju偶 nie dochodzi艂y z domu d藕wi臋ki rozm贸w i Weeden ze Smithem doszli do wniosku, 偶e przeniesiono je w jakie艣 miejsce pod ziemi膮.

A 偶e miejsca takie istnia艂y, wskazywa艂o bardzo wiele rzeczy. Gdzie艣 spod ziemi, tam gdzie na g贸rze nie by艂o 偶adnej zabudowy, dobiega艂y od czasu c艂o czasu niewyra藕ne krzyki i j臋ki, a na ty艂ach farmy, w g膮szczu porastaj膮cym brzeg rzeki, gdzie strome stoki schodzi艂y na dno doliny Pawtuxet, odkryto 艂ukowe, wprawione w masywn膮, kamienn膮 futryn臋 d臋bowe drzwi, kt贸re najwidoczniej stanowi膰 musia艂y wej艣cie do jaski艅 wewn膮trz wzg贸rza. Kiedy i jak zbudowano te katakumby, Weeden nie by艂 w stanie powiedzie膰; bez przerwy jednak zwraca艂 uwag臋, z jak膮 艂atwo艣ci膮 mo偶na by tam 艣ci膮gn膮膰 grup臋 robotnik贸w, kt贸rzy nie byliby widoczni od strony rzeki. A Joseph Curwen faktycznie zleca艂 swej pstrej zbieraninie 偶eglarzy r贸偶norodne zaj臋cia! Podczas ogromnych deszcz贸w wiosennych w roku 1769 obaj obserwatorzy pilnie 艣ledzili wznosz膮ce si臋 nad rzek膮 stoki, by zobaczy膰 czy przypadkiem nie zostan膮 wyp艂ukane na 艣wiat艂o dzienne jakie艣 podziemne sekrety; wysi艂ki ich 鈥 wynagrodzone zosta艂y odkryciem w miejscach, gdzie woda wy偶艂obi艂a g艂臋bokie koryta, mn贸stwa ko艣ci ludzkich i zwierz臋cych. Oczywi艣cie istnia艂o inne, o wiele prostsze wyja艣nienie tego zjawiska: ko艣ci znajdowa艂y si臋 zar贸wno na ty艂ach magazynu farmy, jak i na terenie starych cmentarzy india艅skich. Weeden i Smith jednak wyci膮gn臋li swoje wnioski.

W styczniu 1770 roku, kiedy Weeden i Smith wci膮偶 jeszcze zastanawiali si臋 bez skutku, co my艣le膰 lub co robi膰 z ca艂膮 t膮 osza艂amiaj膮c膮 spraw膮, nast膮pi艂o wydarzenie z 鈥淔ortalez膮". Celnik贸w strasznie rozw艣cieczy艂o spalenie w Newport latem poprzedniego roku niewielkiego statku stra偶nik贸w portu 鈥淟iberty". W odpowiedzi ich flota dowodzona przez admira艂a Wallace'a niezwykle wzmog艂a czujno艣膰, koncentruj膮c sw膮 uwag臋 na obcych statkach; i przy tej w艂a艣nie okazji uzbrojony szkuner Jego Kr贸lewskiej Mo艣ci 鈥淐ygnet" pod dow贸dztwem kapitana Harry'ego Leshe'a pochwyci艂 pewnego wczesnego ranka, po kr贸tkim po艣cigu p艂askodenn膮 鈥淔ortalez臋" z Barcelony w Hiszpanii, dowodzon膮 przez kapitana Manuela Arrud臋, zmierzaj膮c膮, zgodnie z dziennikiem okr臋towym z Grand Cairo w Kgipcie do Providence. Szukaj膮c kontrabandy, celnicy natkn臋li si臋 na zdumiewaj膮ce cargo sk艂adaj膮ce si臋 wy艂膮cznie z egipskich mumii przeznaczonych dla 鈥溑籩glarza A.B.C." kt贸ry 鈥 kapitanowi Arrudzie honor nie pozwala艂 wyjawi膰 jego prawdziwego nazwiska 鈥 towar sw贸j mia艂 odebra膰 na galery tu偶 na Nanquit Point. S膮d Wiceadmiralicji w Newport, niewiele mia艂 tu do roboty, skoro towar, cho膰 z jednej strony nie posiada艂 charakteru kontrabandy, to jednak wwo偶ony by艂 w tajemnicy przed prawem. W wyniku kompromisu wi臋c, polecono poborcy Robinsonowi zwolni膰 statek, zabraniaj膮c jednocze艣nie zawijania do kt贸regokolwiek portu na wodach Rhode Island. Kr膮偶y艂y potem pog艂oski, 偶e widziano go przy nadbrze偶ach Bosto艅skich, cho膰 oficjalnie nigdy tam nie zawin膮艂.

To niezwyk艂e wydarzenie zyska艂o w Providence spory rozg艂os i nikt ju偶 nie w膮tpi艂, 偶e istnieje zwi膮zek mi臋dzy owym 艂adunkiem mumii, a z艂owieszczym Josephem Curwenem. jego egzotyczne badania, import zadziwiaj膮cych substancji chemicznych oraz poci膮g do cmentarzy by艂y powszechnie znane i nie trzeba by艂o szczeg贸lnej wyobra藕ni, by po艂膮czy膰 jego osob臋 z tym potwornym 艂adunkiem, kt贸ry dla kogokolwiek innego w mie艣cie nie by艂by nawet do pomy艣lenia. Sam Curwen, jakby wybiegaj膮c tym podejrzeniom naprzeciw, przy wielu okazjach wspomina艂 o znajdowanych w mumiach sk艂adnikach balsamuj膮cych i ich warto艣ciach chemicznych, my艣l膮c zapewne, 偶e za艂atwi tym spraw臋. Weeden i Smith oczywi艣cie nie w膮tpili ani przez chwil臋, jak si臋 rzecz mia艂a naprawd臋 i dawali upust najdzikszym teoriom dotycz膮cym Curwena i jego potwornych zaj臋膰.

Kolejna wiosna, podobnie jak poprzednia, przynios艂a ulewne deszcze; i ponownie czujnie obserwowali brzeg rzeki za farm膮 Curwena. Zn贸w zosta艂y wymyte spore partie brzegu i tym razem te偶 pokaza艂a si臋 pewna ilo艣膰 ko艣ci. Nie ods艂oni艂y si臋 jednak 偶adne podziemne komory i korytarze. Ale jednak z wioski Pawtuxet, le偶膮cej oko艂o mili w d贸艂 rzeki, tam gdzie woda sp艂ywa艂a wodospadami po skalnych tarasach by dalej zn贸w podj膮膰 sw贸j spokojny bieg, dociera膰 zacz臋艂y dziwne pog艂oski. Znajdowa艂y si臋 tam osobliwe, stare chaty, pn膮ce si臋 w g贸r臋 stoku, od stoj膮cego we wsi mostu i zakotwiczonych w sennych dokach kutr贸w rybackich. Stamt膮d w艂a艣nie zacz臋艂y dochodzi膰 niejasne doniesienia o rzeczach, kt贸re sp艂ywaj膮 z falami rzeki, ukazuj膮c si臋 na chwil臋 ludzkim oczom, kiedy przeskakiwa艂y nad wodospadami. Naturalnie, Pawtuxet jest d艂ug膮 rzek膮, przep艂ywa przez wiele zamieszka艂ych rejon贸w, gdzie wyst臋puj膮 cmentarze i padaj膮 ulewne, wiosenne deszcze; ale okolicznym rybakom mieszkaj膮cym w pobli偶u mostu bardzo nie podoba艂 si臋 szalony spos贸b, w jaki spogl膮da艂o na nich co艣 z tych rzeczy, kiedy skaka艂o w d贸艂, w spokojn膮 wod臋; straszna te偶 by艂a po艂owa zaledwie czego艣 co p艂aka艂o rozdzieraj膮co 鈥 jakkolwiek tego stan nie wskazywa艂 na to, by w og贸le mog艂o p艂aka膰. Plotki te sprawi艂y, 偶e Smith 鈥 Weeden by艂 akurat na morzu 鈥 po艣pieszy艂 na brzeg rzeki za farm臋. Natkn膮艂 si臋 na wyra藕ne 艣lady korytarza wiod膮cego w g艂膮b stoku; niewielka lawina zasypa艂a go pot臋偶nym zwa艂em ziemi wymieszanej z krzakami, kt贸re zsun臋艂y si臋 z g贸ry. Smith zacz膮艂 nawet wst臋pnie kopa膰, ale z braku sukcesu zaniecha艂 pracy 鈥 a raczej zaniecha艂 jej powodowany l臋kiem przed mo偶liwym sukcesem. Ciekawe, jak potoczy艂yby si臋 losy, gdyby by艂 w贸wczas na brzegu uparty i przepe艂niony 偶膮dz膮 zemsty Weeden.


-3-


Jesieni膮 1770 roku Weeden uzna艂, 偶e ju偶 najwy偶szy czas by rozg艂osi膰 o swych odkryciach; zebra艂 bowiem ogromn膮 ilo艣膰 艂膮cz膮cych si臋 ze sob膮 fakt贸w, a ponadto mia艂 naocznego 艣wiadka w osobie Smitha, kt贸ry za艣wiadczy, i偶 nie s膮 to tylko czcze wymys艂y spowodowane zazdro艣ci膮 i 偶膮dz膮 zemsty. Na pierwszego powiernika wybra艂 kapitana Jamesa Mathewsona z 鈥淓nterprise", kt贸ry z jednej strony zna艂 Weedena na tyle dobrze, by nie w膮tpi膰 w jego szczere intencje, a z drugiej posiada艂 wystarczaj膮ce wp艂ywy w mie艣cie, by wys艂uchano go z uwag膮. Spotkanie odby艂o si臋 w g贸rnej sali Sabin's Tavern znajduj膮cej si臋 w pobli偶u dok贸w i uczestniczy艂 w nim r贸wnie偶 Smith, kt贸ry potwierdzi} ka偶dy szczeg贸艂 relacji Weedena. Na kapitanie Mathewsonie wywar艂o to kolosalne wra偶enie; jak ka偶dy mieszkaniec miasta, on r贸wnie偶 podejrzewa艂 Josepha Curwena o najgorsze i takie potwierdzenie jego przeczu膰 鈥 poparte dowodami 鈥 wystarczy艂o mu w zupe艂no艣ci. Pod koniec narady, niezwykle powa偶ny i zas臋piony Mathewson obieca艂 obu m艂odzie艅com absolutn膮 dyskrecj臋. Przeka偶e, powiedzia艂, informacje najbardziej 艣wiat艂ym i wiarygodnym obywatelom Providence 鈥 s膮dzi, 偶e b臋dzie to oko艂o dziesi臋ciu os贸b 鈥 i zasi臋gnie ich rady. Zgadza艂 si臋, 偶e dyskrecja jest niezb臋dna; w spraw臋 nie wolno bowiem miesza膰 ani konstabli i milicji miejskiej, ani te偶 鈥 przede wszystkim 鈥 艂atwo zapalnego t艂umu. Nie wolno dopu艣ci膰, by powt贸rzy艂y si臋 znane ju偶 wypadki z czas贸w przera偶aj膮cej paniki w Salem, nieca艂e sto lat wcze艣niej, w wyniku kt贸rych przyby艂 do miasta Curwen.' Mathewson s膮dzi艂, 偶e najw艂a艣ciwszymi osobami, do kt贸rych nale偶y si臋 zwr贸ci膰, to doktor Benjamin West, kt贸rego broszura o ostatnim przej艣ciu Wenus 艣wiadczy, 偶e jest wybitnym naukowcem i my艣licielem; wielebny James Manning, dyrektor Szko艂y, kt贸ry w艂a艣nie przyby艂 z Warren i chwilowo zamieszka艂 w nowym budynku szkolnym na King Street, oczekuj膮c na zako艅czenie budowy kolejnych pomieszcze艅 uczelni na wzg贸rzu, powy偶ej Presbyterian Lane; by艂y gubernator Stepheh Hopkins, cz艂owiek o niezwykle rozleg艂ych horyzontach umys艂owych, zasiadaj膮cy w Towarzystwie Filozoficznym w Newport; John Carter, wydawca 鈥淕azette"; czterej bracia Brownowie 鈥 John, Joseph, Nicholas i Moses 鈥 znani miejscowi potentaci, z kt贸rych Joseph by艂 r贸wnie偶 naukowcem 鈥攁matorem; stary doktor Jabez Bowen, erudyta, posiadaj膮cy zarazem wiadomo艣ci z pierwszej r臋ki o dziwacznych zakupach Curwena, oraz kapitan Abraham Whipple, dow贸dca statku kaperskiego, cz艂owiek o legendarnej odwadze i energii, kt贸ry z ca艂膮 pewno艣ci膮 pokieruje ewentualn膮 akcj膮. Ludzie ci 鈥 je艣li wyra偶膮 zgod臋 鈥 powinni spotka膰 si臋 i podj膮膰 wsp贸ln膮 decyzj臋, a przede wszystkim ustali膰, czy powiadamia膰 o wszystkim Gubernatora Josepha Wantona w Newport.

Misja kapitana Mathewsona przynios艂a skutki przechodz膮ce naj艣mielsze oczekiwania; bo jakkolwiek kilka os贸b wyrazi艂o pewne w膮tpliwo艣ci, co do upiornych w膮tk贸w opowie艣ci Weedena, to wszyscy byli zgodni, 偶e nale偶y podj膮膰 tajn膮 i zorganizowan膮 akcj臋. By艂o jasne, i偶 Curwen stanowi jakie艣 mgliste, ale realne zagro偶enie dla dobrobytu miasta i Kolonii, i dlatego za wszelk膮 cen臋 musi zosta膰 usuni臋ty. Pod koniec grudnia 1770 roku zesp贸艂 wybitnych obywateli Providence zebra艂 si臋 w domu Stephena Hopkinsa, by poczyni膰 wst臋pne ustalenia.

Najpierw dok艂adnie przestudiowano przekazane kapitanowi Mathewsonowi przez Weedena zapiski, a nast臋pnie obaj m艂odzi z艂o偶yli szczeg贸艂owe sprawozdanie. Pod koniec spotkania, zebranych ogarn膮艂 lei niepok贸j, g贸r臋 jednak wzi臋艂a ponura determinacja, kt贸r膮 najlepiej wyrazi艂 znany z rubaszno艣ci i bezbo偶no艣ci kapitan Whipple. Nie mo偶e powiadomi膰 gubernatora, gdy偶 potrzebne tu by艂y dzia艂ania daleko wykraczaj膮ce poza prawo. Curwen, dysponuj膮cy ukryt膮 pot臋g膮 o nieznanych mo偶liwo艣ciach, nie by艂 cz艂owiekiem, kt贸remu mo偶na bezpiecznie zaproponowa膰 opuszczenie miasta. Mog艂y bowiem z tego wynikn膮膰 tylko jakie艣 gro藕ne akcje odwetowe, a nawet gdyby 贸w z艂owrogi cz艂owiek zastosowa艂 si臋 do 偶膮dania i miasto opu艣ci艂, stanowi艂oby to wy艂膮cznie przesuni臋cie nieczystego brzemienia w jakie艣 inne miejsce. By艂y to czasy bezprawia i ludzie, kt贸rzy przez ca艂e 艂ata kpili sobie z oddzia艂贸w zbrojnych celnik贸w kr贸lewskich, nie mieli w zwyczaju cofa膰 si臋 przed czym艣, co nakazywa艂 im obowi膮zek. Liczna grupa zaprawionych w morskich zmaganiach m臋偶czyzn musi najecha膰 Curwena w jego farmie Pawtuxet i da膰 mu ostatni膮 szans臋 wyja艣nie艅. Je艣li si臋 oka偶e, 偶e jest szale艅cem zabawiaj膮cym si臋 wydawaniem wrzask贸w i prowadzeniem ze sob膮, r贸偶nymi g艂osami wyimaginowanych rozm贸w, zostanie po prostu odizolowany. Je艣li natomiast wyjdzie na jaw co艣 powa偶niejszego, a istnienie czegokolwiek ohydnego w podziemiach oka偶e si臋 prawd膮, on sam 鈥 i wszyscy, kt贸rzy z nim s膮 musz膮 umrze膰. Nale偶y uczyni膰 to bez rozg艂osu i nawet wdowa po nim, ani jej ojciec, nie musz膮 zna膰 prawdy.


Wci膮偶 jeszcze dyskutowano kwesti臋 tych radykalnych 艣rodk贸w, kiedy w mie艣cie wydarzy艂 si臋 tak straszliwy i niewyt艂umaczalny incydent, 偶e przez jaki艣 czas w ca艂ej okolicy nie m贸wiono o niczym innym. Pewnej styczniowej, ksi臋偶ycowej nocy, nad skut膮 lodem rzek膮 i pokrytymi grub膮 warstw膮 艣niegu wzg贸rzami, roznios艂y si臋 wstrz膮saj膮ce wrzaski i twarze wszystkich wyrwanych ze snu mieszka艅c贸w miasta przylgn臋艂y do szyb W oknach; a mieszka艅cy Weybosset Point ujrzeli ogromnego, bia艂ego stwora miotaj膮cego si臋 szale艅czo na niewielkim placyku przed budynkiem z G艂ow膮 Turka. Z dala dobiega艂o ujadanie ps贸w, lecz wkr贸tce ucich艂o nim jeszcze w przebudzonym miasteczku; wszcz膮艂 si臋 ruch i ha艂as. Uzbrojeni w muszkiety i latarnie m臋偶czy藕ni wybiegli na dw贸r by zobaczy膰, co si臋 dzieje; poszukiwania jednak nie da艂y rezultat贸w. Nast臋pnego ranka, w pobli偶u po艂udniowych falochron贸w Great Bridge 鈥 gdzie D艂ugi Dok ci膮gnie si臋 a偶 do destylarni Abbotta 鈥 odkryto w okowach lodu gigantyczne, muskularne i ca艂kiem nagie cia艂o; to偶samo艣膰 tego stwora d艂ugo jeszcze by艂a tematem nieko艅cz膮cych si臋 domys艂贸w i szeptaniny. Jego st臋偶a艂a twarz, o wysadzonych przera偶eniem z orbit oczach, poruszy艂a ka偶d膮 strun臋 w pami臋ci leciwych starc贸w. Wstrz膮艣ni臋ci, przepe艂nieni ze zdumieniem i l臋kiem, pomrukiwali skrycie; w tych sztywnych, obrzydliwych rysach dostrzegli bowiem zadziwiaj膮ce podobie艅stwo do kogo艣, kto umar艂 pe艂ne pi臋膰dziesi膮t lat wcze艣niej.

Ezra Weeden, 艣wiadek odnalezienia zw艂ok, maj膮c w pami臋ci szczekanie ps贸w ostatniej nocy, ruszy艂 wzd艂u偶 Weybosset Street w kierunku Muddy Dock Bridge, sk膮d w艂a艣nie dobiega艂o owo ujadanie zwierz膮t. 呕ywi艂 osobliw膮 nadziej臋 i nie by艂 wcale zaskoczony, gdy dochodz膮c do ko艅ca zasiedlonych teren贸w 鈥 tam, gdzie ulica wnika艂a w Pawtuxet Road 鈥攏atkn膮艂 si臋 na niezwykle intryguj膮ce 艣lady odci艣ni臋te w 艣niegu. Go艂y gigant 艣cigany by艂 przez psy i wielu m臋偶czyzn; odkry艂 te偶 bez trudu powrotny trop ogar贸w i ich w艂a艣cicieli. Najwyra藕niej zaprzestali po艣cigu, kiedy zbli偶yli si臋 zbyt blisko miasta. Weeden, u艣miechaj膮c si臋 ponuro, ruszy艂 niedba艂ym krokiem tym 艣ladem, kt贸ry doprowadzi艂 go 鈥 o czym z g贸ry zreszt膮 dobrze wiedzia艂 鈥 prosto na farm臋 Pawtuxet Josepha Curwena. Wiele da艂by za to, by podw贸rze by艂o mniej zadeptane. W pe艂nym 艣wietle dnia jednak nie odwa偶y艂 si臋 wykazywa膰 zbyt du偶ego zainteresowania tym miejscem. Doktor Bowen, do kt贸rego niezw艂ocznie uda艂 si臋 z raportem, dokona艂 ogl臋dzin dziwacznych zw艂ok. Dostrzeg艂 w nich anomalie, kt贸re kompletnie zbi艂y go z tropu. Przew贸d pokarmowy olbrzymiego m臋偶czyzny sprawia艂 wra偶enie z dawien dawna niefunkcjonuj膮cego, sk贸ra by艂a szorstka i z trudnych do okre艣lenia powod贸w, posiada艂a ma艂o spoist膮 struktur臋 tkanki. Pod wra偶eniem tego, co starcy szeptali o podobie艅stwie zw艂ok do dawno zmar艂ego kowala Daniela Greena 鈥 kt贸rego prawnuk Aaron Hoppin by艂 nadzorc膮 za艂adunku u Curwena Weeden rozpocz膮艂 dora藕ne poszukiwania grobu Greena. Noc膮 grupa dziesi臋ciu os贸b uda艂a si臋 na Cmentarz P贸艂nocny, naprzeciwko Herrender's Lane i otworzy艂a gr贸b. Jak si臋 spodziewano, by艂 pusty.

W mi臋dzyczasie za艂atwiono spraw臋 z przewo藕nikami poczty i zacz臋to przechwytywa膰 korespondencj臋 Curwena; na kr贸tko przed incydentem z nagim cia艂em, przej臋to list od niejakiego Jedediaha Orne'a z Salem, lektura tego listu wtajemniczonym obywatelom da艂a wiele do my艣lenia. Jego cz臋艣膰, skopiowana i przechowywana w prywatnym archiwum, sk膮d wydoby艂 j膮 Charles Ward, brzmia艂a jak nast臋puje:


Kontent jestem, 偶e kontynuujesz Dawne Sprawy na sw贸j Spos贸b, i nie imaginuj臋 sobie, by艣 lepiej to czyni艂 u p. Hutchinsona w Salem 鈥 Yillage. Z pewno艣ci膮 w tym co wskrzysi艂 H., z tego co艣my zebra膰 tylko cz臋艣ciowo zdolili, nie by艂o Niczego poza naj偶ywszym Okropic艅stwem. To co艣 mi przys艂a艂, nie Skutkuje, bo albo rzecz jaka si臋 zatraci艂a albo S艂owa nie by艂y w艂a艣ciwe, w moim Wym贸wieniu lub twym skopiowaniu. Bez nich jestem zgubiony. Nie znam na tyle arkan贸w Chimji by uda膰 si臋 za Borellusem i sam偶em si臋 popl膮ta艂 w VII Xi臋dze Neocronomicon, co mi j膮 poleci艂e艣. Lecz pragn臋 ci臋 przestrzec by艣 Uwa偶a艂 kogo wywo艂ujesz, bo 艢wiadom jeste艣 co p. Mather pisze w Marginaliach do _______ i sam mo偶esz os膮dzi膰 jak prawdziwie Ta Straszliwa rzecz jest przedstawiona. M贸wi臋 raz jeszcze, nie wywo艂uj Niczego, czego nie poskromisz; przez co rozumiem, 偶e w odwrotno艣ci To mo偶e wezwa膰 co艣 przeciw tobie, a przeciw czemu twe Najpot臋偶niejsze 艢rodki oka偶膮 si臋 bezradne. Pro艣 Mniejsze, 偶eby Wi臋ksze nie 偶膮da艂o Odpowiedzi i nie zapanowa艂o mocniej ni偶 ty. Zatrwo偶y艂em si臋 na wie艣膰, i偶 wiesz, co Ben Zaristnatmik trzyma w Hebanowej Skrzyni, gdy偶 wiem, kto ci to powiedzia艂. i ponownie prosz臋, pisz do mnie jako do Jedediaha, nie Simona. W tym Spo艂ecze艅stwie Cz艂owiek nie mo偶e 偶y膰 d艂ugo, a znasz m贸j Plan by wr贸ci膰 jako sw贸j Syn. Pragn臋 dowiedzie膰 si臋, co Czarzyciel dowiedzia艂 si臋 od Sylvanusa Cocidkusa w Krypcie pod rzymskim murem i b臋d臋 zobligowany za u偶yczenie Rkps, o kt贸rym m贸wi艂e艣".


Kolejny, niepodpisany list z Filadelfii nasuwa艂 podobne my艣li, zw艂aszcza w tym fragmencie:


Zastosuj臋 si臋 do tego, co艣 powiedzia艂, bym Ksi臋gi przesy艂a艂 wy艂膮cznie twymi Okr臋tami, ale nie zawsze wiem, kiedy si臋 ich spodziewa膰. W omawianej Kwestii, potrzebuj臋 tylko jednej jeszcze rzeczy; ale zapewniam, i偶 dobrze ci臋 pojmuj臋. Informujesz mnie, 偶e aby Efekt by艂 kompletny, nie mo偶e brakn膮膰 偶adnej Cz臋艣ci, ale nawet nie wiesz, jak trudno by膰 pewnym. To wielki Hazard i Brzemi臋 zabra膰 ca艂膮 skrzyni臋. A w mie艣cie (tj. 艣w. Piotra, 艣w. Paw艂a, 艣w. Maryi lub Ko艣ciele Chrystusa) jest trudno to wykona膰. Ale wiem, ile Defekt贸w by艂o w jednym wskrzyszeniu zesz艂ego pa藕dziernika i wiem, ile Okaz贸w musia艂e艣 u偶y膰, nim trafi艂e艣 na stosowny Tryb A.D. 1766; zatem we wszelkich Kwestiach b臋dziesz moim przewodnikiem. Z niecierpliwo艣ci膮 wygl膮dam twego Brygu i wypytuj臋 codziennie na Nadbrze偶u p. Biddle'a"


Trzeci podejrzany list pisany by艂 w nieznanym j臋zyku; nawet nieznanym alfabetem. W znalezionym przez Charlesa Warda pami臋tniku Smitha, znajduje si臋 niezdarnie skopiowana jedna, niezmiernie cz臋sto powtarzaj膮ca si臋 kombinacja liter i znawcy z Uniwersytetu Browna o艣wiadczyli, 偶e jakkolwiek nie potrafi膮 okre艣li膰 znaczenia samego s艂owa, to jest ono napisane alfabetem amharskiem, czyli abisy艅skim. 呕aden z tych list贸w nie dotar艂 do Curwena, a nieoczekiwane znikni臋cie Jedediaha Orne'a z Salem 鈥 jak zarejestrowano wkr贸tce potem 艣wiadczy膰 mo偶e, i偶 pewne osoby z Providence podj臋艂y cichcem odpowiednie kroki. R贸wnie偶 Pensylwa艅skie Towarzystwo Naukowe posiada otrzymany od doktora Shippena ciekawy list, odnosz膮cy si臋 do obecno艣ci pewnej paskudnej osoby w Filadelfii. Decyzja o podj臋ciu bardziej drastycznych krok贸w 鈥 plon ods艂oni臋cia przez Weedena fakt贸w 鈥 zapad艂a na tajnym zgromadzeniu zaprzysi臋偶onych, wypr贸bowanych 偶eglarzy i godnych zaufania dow贸dc贸w statk贸w, kt贸re odby艂o si臋 noc膮 w magazynach Browna. Zwolna, ale dok艂adnie krystalizowa艂 si臋 plan batalii, kt贸ra mia艂a zetrze膰 z powierzchni ziemi wszelki 艣lad niezdrowych tajemnic Josepha Curwena.

Mimo nadzwyczajnych 艣rodk贸w ostro偶no艣ci, Curwen najwyra藕niej przeczuwa艂, 偶e co艣 si臋 艣wi臋ci; i sprawia艂 wra偶enie bardzo tym zaniepokojonego. Jego pojazd bez przerwy widywano w mie艣cie i na Pawtuxet Road, a jego wymuszona towarzysko艣膰, kt贸r膮 ostatnimi czasy tak stara艂 si臋 zwalczy膰 uprzedzenia do swojej osoby, stopniowo gas艂a. Najbli偶si jego s膮siedzi 鈥 Fennerowie 鈥 pewnej nocy ujrzeli olbrzymi snop bij膮cego w niebo 艣wiat艂a, wydostaj膮cego si臋 z jakiej艣 szczeliny w dachu tajemniczej, kamiennej budowli o wysoko umieszczonych i niezmiernie w膮skich oknach; o zdarzeniu tym niezw艂ocznie donie艣li Johnowi Brownowi w Providence. Pan Brwon, kt贸ry praktycznie stan膮艂 na czci膰 grupy zdecydowanej zniszczy膰 Curwena, poinformowa艂 Fenner贸w, 偶e niebawem podj臋te zostan膮 kroki. Uwa偶a艂 bowiem, 偶e nale偶y ich cz臋艣ciowo wtajemniczy膰 w plan, skoro i tak b臋d膮 艣wiadkami najazdu na farm臋. T艂umacz膮c swe racje wyja艣ni艂, 偶e Curwen jest szpiegiem oficer贸w celnych w Newport, przeciw kt贸rym 鈥 jawnie czy skrycie 鈥 kierowa艂a si臋 pi臋艣膰 ka偶dego spedytora, kupca czy farmera w Providence. Bez wzgl臋du na to, czy uwierzyli w to czy te偶 nie, Fennerowie, b臋d膮cy bezpo艣rednimi 艣wiadkami wielu tajemniczych zjawisk na farmie Curwena, wi膮zali ka偶de z艂o z cz艂owiekiem o tak dziwacznych obyczajach. Dla nich pan Brown spe艂nia艂 tylko sw贸j obowi膮zek, tote偶 regularnie donosili mu o ka偶dym wydarzeniu, jakie mia艂o miejsce na farmie Pawtuxet.


-4-


Prawdopodobie艅stwo, 偶e Curwen ma si臋 na baczno艣ci i ima jakich艣 nadzwyczajnych 艣rodk贸w obrony 鈥 m贸g艂 to sugerowa膰 dziwny snop 艣wiat艂a 鈥 przy艣pieszy艂o ostatecznie obmy艣lan膮 w szczeg贸艂ach akcj臋 zdesperowanych obywateli. Zgodnie z pami臋tnikiem Smitha, kompania z艂o偶ona blisko ze stu m臋偶czyzn spotka艂a si臋 w pi膮tek, dwunastego kwietnia 1771 roku o dziesi膮tej wieczorem w wielkiej sali Thurstn's Tavern, mieszcz膮cej si臋 w Weybosset Point po drugiej stronie Mostu, pod god艂em Z艂otego Lwa. Spo艣r贸d najbardziej znacz膮cych os贸b, obok przyw贸dcy Johna Browna, znale藕li si臋 tam doktor Bowen z walizk膮 zawieraj膮c膮 instrumenty chirurgiczne, Prezydent Manning bez swej znanej powszechnie ogromnej peruki (najwi臋kszej w Koloniach), Gubernator Hopkins przybrany w czarny p艂aszcz i towarzysz膮cy mu jego brat Kseh, 偶eglarz, kt贸rego 鈥 za zgod膮 pozosta艂ych 鈥 wtajemniczy艂 we wszystko w ostatniej chwili, John Carter oraz kapitanowie Mathewson i Whipple, kt贸rzy mieli poprowadzi膰 grup臋. Najpierw przyw贸dcy ci odbyli na osobno艣ci, w tylnym pomieszczeniu, konferencj臋, a nast臋pnie kapitan Whipple przeszed艂 do sali og贸lnej, gdzie poleci艂 zgromadzonym marynarzom raz jeszcze z艂o偶y膰 przysi臋g臋 i wydal ostatnie instrukcje. Eleazer Smith znajdowa艂 si臋 wraz z dow贸dztwem na zapleczu, oczekuj膮c przybycia Ezry Weedena, kt贸ry 艣ledzi艂 Curwena i mia艂 zawiadomi膰 o jego wyje藕dzie na farm臋.

Oko艂o dwudziestej drugiej trzydzie艣ci na Great Brigde rozleg艂 si臋 ci臋偶ki turkot, a nast臋pnie d藕wi臋k p臋dz膮cego ulic膮 pojazdu; o tej godzinie nie by艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e to w艂a艣nie zgubny m臋偶czyzna udaje si臋 na swe ostatnie, nocne, bezbo偶ne gus艂a i nie by艂o potrzeby czeka膰 na potwierdzenie Weedena. Chwil臋 p贸藕niej, kiedy oddalaj膮cy si臋 pojazd zaklekota艂 lekko na Muddy Dock Bridge, pojawi艂 si臋 osobi艣cie Ezra i naje藕d藕cy, trzymaj膮c na ramionach rusznice, 艣rut贸wki oraz wielkie harpuny, kt贸re ze sob膮 zabrali, wylegli na ulic臋; w ciszy i wojskowym ordynku. W grupie byli Weeden i Smith, a z os贸b naradzaj膮cych si臋: kapitan Whipple 鈥 dow贸dca, kapitan Eseh Hopkins, John Carter, Prezydent Manning, kapitan Mathewson, doktor Bowen i Moses Brown, kt贸ry nie by艂 obecny na ostatniej odprawie w tawernie i zjawi艂 si臋 dopiero oko艂o godziny dwudziestej trzeciej. Wszyscy oni, wraz z setk膮 偶eglarzy 鈥 wyl臋knieni ale zawzi臋ci鈥 bez chwili zw艂oki rozpocz臋li d艂ugi marsz; min臋li Muddy Dock i ruszyli lekko wznosz膮c膮 si臋 Broad Street w kierunku Pawtuxet Road. Tu偶 za ko艣cio艂em Elder Snow's cz臋艣膰 ludzi zatrzyma艂a si臋 by jeszcze raz rzuci膰 okiem na rozci膮gaj膮ce si臋 pod wczesnowiosennymi gwiazdami Providence. Wie偶e i dachy ros艂y ciemnymi kszta艂tami, z zatoki na p贸艂noc od Mostu nadci膮ga艂a delikatnymi podmuchami s艂ona bryza, a na niebie, nad wynios艂ym wzg贸rzem za wod膮, kt贸rego poro艣ni臋ty drzewami grzbiet 艂amany by艂 lini膮 dach贸w nie wyko艅czonej jeszcze Szko艂y, p艂yn臋艂a Wega. U st贸p wzg贸rza, po obu stronach w膮skich alei spa艂o stare miasto; Stare Providence, dla kt贸rego bezpiecze艅stwa i r贸wnowagi psychicznej mieszka艅c贸w, mia艂o zosta膰 starte z powierzchni ziemi owo potworne, kolosalne blu藕nierstwo.

Po pi臋ciu kwadransach naje藕d藕cy dotarli 鈥 jak by艂o wcze艣niej ustalone 鈥 do farmy Fenner贸w, gdzie wys艂uchali najnowszych komunikat贸w o ofierze. Curwen przebywa艂 ju偶 w swej farmie ponad p贸艂 godziny. Niebawem po jego przybyciu, pojawi艂o si臋 dziwne, bij膮ce w niebo 艣wiat艂o, cho膰 okna farmy pozosta艂y ciemne. W trakcie tej relacji, po po艂udniowej stronie pojawi艂 si臋 kolejny ogromny blask i ludzie dopiero teraz u艣wiadomili sobie w pe艂ni, jak blisko s膮 miejsca nienaturalnych, wzbudzaj膮cych groz臋 cud贸w. Kapitan Whipple podzieli艂 uczestnik贸w na trzy zespo艂y; pierwszy, z艂o偶ony z dwudziestu m臋偶czyzn pod komend膮 Eleazera Smitha mia艂 rozstawi膰 si臋 wzd艂u偶 brzegu rzeki i strzec miejsc, gdzie wyl膮dowa膰 mog艂y posi艂ki Curwena, a do bezpo艣redniej akcji wkroczy膰 dopiero na sygna艂 dany przez pos艂a艅ca, drugi, r贸wnie偶 dwudziestoosobowy pod dow贸dztwem kapitana Eseha Hopkinsa mia艂 przekra艣膰 si臋 w d贸艂, do doliny rzeki na ty艂ach farmy i przy pomocy siekier lub armatniego prochu wywa偶y膰 d臋bowe drzwi na wysokim, stromym brzegu. Trzecia grupa 鈥 podzielona z kolei na trzy cz臋艣ci ruszy艂a do samej farmy i jej zabudowa艅. Pierwsz膮 cz臋艣膰, kapitan Mathewson mia艂 poprowadzi膰 do tajemniczej, kamiennej budowli z wysokimi, w膮skimi oknami, drug膮 鈥 do g艂贸wnego budynku farmy wi贸d艂 osobi艣cie kapitan Whipple, a trzecia pozosta艂a w obwodzie, otaczaj膮c ko艂em ca艂y teren farmy i czekaj膮c na sygna艂 w艂膮czenia si臋 do ataku.

Grupa rzeczna, na pojedynczy, ostry gwizd mia艂a wy艂ama膰 drzwi od strony wzg贸rza i chwyta膰 wszystko, co si臋 ze 艣rodka wy艂oni. Na dwa gwizdni臋cia 鈥 przekroczy膰 pr贸g i stawi膰 czo艂a nieprzyjacielowi lub te偶 do艂膮czy膰 do reszty atakuj膮cego kontyngentu. Grupie przy kamiennej budowli wyznaczono zadanie podobne: sforsowa膰 wej艣cie, ruszy膰 kt贸rymkolwiek z korytarzy, jaki tam znajd膮 i do艂膮czy膰 do reszty lub te偶 podj膮膰 jakie艣 inne dzia艂ania, w zale偶no艣ci od sytuacji; co wydawa艂o si臋 najbardziej prawdopodobne. Trzeci sygna艂 鈥 alarmowy, w postaci trzech gwizdni臋膰 wzywa艂 grup臋 rezerwow膮, otaczaj膮c膮 teren farmy. Z艂o偶ona z dwudziestu m臋偶czyzn, podzieli膰 si臋 mia艂a na dwie dziesi膮tki i r贸wnocze艣nie zaatakowa膰 nieznane g艂臋bie przez farm臋 i przez kamienn膮 budowl臋. Wiara kapitana Whipple'a w istnienie katakumb by艂a niezachwiana i oficer nie 偶ywi艂 偶adnych w膮tpliwo艣ci ustalaj膮c plan batalii. Mia艂 ze sob膮 艣wistawk臋 o dono艣nym, przenikliwym d藕wi臋ku i nie obawia艂 si臋, by ktokolwiek pomyli艂 sygna艂y czy ich nie dos艂ysza艂. Problemem jedynie by艂a grupa rezerwowa, rozstawiona wzd艂u偶 brzegu rzeki i znajduj膮ca si臋 na samej granicy zasi臋gu d藕wi臋ku. Dla niej wyznaczono specjalnego go艅ca. Moses Brown i John Carter udali si臋 z kapitanem Hopkinsem na stok spadaj膮cy do rzeki, a Prezydent Manning, przydzielony kapitanowi Mathewsonowi, ruszy艂 do kamiennej budowli. Doktor Bowen z Ezr膮 Weedenem w艂膮czeni zostali do grupy kapitana Whipple'a, szturmuj膮cej sam膮 farm臋. Atak mia艂 ruszy膰 w chwili, kiedy pos艂aniec od kapitana Hopkinsa dotrze do Whipple'a z wiadomo艣ci膮, 偶e partia rzeczna jest gotowa. Dow贸dca mia艂 da膰 wtedy g艂o艣ny, pojedynczy sygna艂, a wysuni臋te grupy przypu艣ci膰 jednoczesny atak w trzech punktach. Kr贸tko przed pierwsz膮 w nocy, trzy oddzia艂y opu艣ci艂y farm臋 Fenner贸w; jeden by strzec brzegu rzeki, drugi w poszukiwaniu doliny i drzwi w stoku wzg贸rza oraz trzeci, podzielony, prosto do budynk贸w samej farmy.

Hleazer Smith dowodz膮cy grup膮 strzeg膮c膮 brzeg贸w rzeki, informuje w pami臋tniku o zaj臋ciu wyznaczonej pozycji i d艂ugim oczekiwaniu na urwistym cyplu przy zatoce. Cisz臋 przerwa艂 raz odleg艂y gwizd, a w jaki艣 czas potem dziwaczna mieszanina st艂umionego ryku i wrzawy dziesi膮tk贸w garde艂 oraz huk eksplozji prochu 鈥 wszystkie dochodz膮ce z tego samego mniej wi臋cej miejsca. P贸藕niej jednemu z m臋偶czyzn wyda艂o si臋, 偶e s艂yszy wystrza艂 z karabinu, a sam Smith twierdzi, 偶e dobieg艂o go jakby pulsowanie tytaniczno grzmi膮cych s艂贸w rozbrzmiewaj膮cych w g贸rze, w powietrzu. Tu偶 przed 艣witem przyby艂 p贸艂przytomny pos艂aniec o dzikim wyrazie oczu i w ubraniu przesi膮kni臋tym odra偶aj膮cym, nieznanym odorem. Poleci艂 natychmiast rozdzieli膰 si臋 i rozej艣膰 w ciszy do dom贸w; o tym, kim by艂 Joseph Curwen i co wydarzy艂o si臋 tej nocy, nale偶a艂o ca艂kowicie zapomnie膰. Sam wygl膮d pos艂a艅ca m贸wi艂 du偶o wi臋cej, ni偶 ch艂opak przekaza艂. By艂 艣mia艂ym, znanym przez wszystkich 偶eglarzem, lecz wypadki ostatniej nocy wydar艂y cz臋艣膰 jego duszy, a raczej wypali艂y w niej 艣lad, kt贸ry pozosta膰 mia艂 ju偶 na zawsze. To samo dotyczy艂o zreszt膮 pozosta艂ych uczestnik贸w nocnego rajdu, kt贸rzy bezpo艣rednio trafili w t膮 stref臋 grozy. Wszyscy utracili co艣 lub co艣 w nich wesz艂o, czego nie spos贸b uj膮膰 ani opisa膰. Zobaczyli, us艂yszeli lub poczuli co艣, co nie pochodzi艂o z tego 艣wiata, i co towarzyszy膰 ju偶 im mia艂o do ko艅ca ich dni. Nigdy r贸wnie偶 nie pu艣cili na ten temat pary z ust; nawet dla najprostszych instynkt贸w 艣miertelnik贸w istniej膮 nieprzekraczalne granice. Od samotnego pos艂a艅ca bi艂a wzbudzaj膮ca groz臋 i strach aura, kt贸ra ludziom z grupy rzecznej zamurowa艂a wprost usta. Z wydarze艅 tych nie przetrwa艂y 偶adne relacje i pami臋tnik Eleazera Smitha jest jedynym pisanym 艣wiadectwem wyprawy, kt贸ra wyruszy艂a' spod god艂a Z艂otego Lwa pod Gwiazdami.

A jednak Charles Ward natrafi艂 w pewnej korespondencji Fenner贸w, kt贸r膮 odkry艂 w New London, gdzie jak wiedzia艂 鈥 mieszka艂a boczna linia tego rodu, na listy rzucaj膮ce wiele 艣wiat艂a na te wydarzenia. Z list贸w wynika, i偶 Fennerowie, z kt贸rych domu wida膰 by艂o w oddali zgubn膮 farm臋, obserwowali ruszaj膮c膮 kolumn臋 naje藕d藕c贸w, potem bardzo wyra藕nie s艂yszeli w艣ciek艂e ujadanie ps贸w Curwena, a po nim pierwszy, przera藕liwy ryk, kt贸ry przy艣pieszy艂 atak. Po tym pierwszym ryku pojawi艂 si臋 zn贸w snop bij膮cego z kamiennej budowli 艣wiat艂a, a zaraz potem 鈥 po drugim sygnale wzywaj膮cym do frontalnego ataku 鈥 rozleg艂 si臋 przyt艂umiony 艣wiergot wystrza艂贸w muszkietowych i przera偶aj膮cy, grzmi膮cy krzyk, kt贸ry autor listu, Luk臋 Fenner, okre艣li艂 jako: Waaaahrrrr 鈥 R'ivaahrrr. Nie spos贸b jednak odda膰 s艂owami tego d藕wi臋ku i m艂ody Fenner wspomina tylko, 偶e na 贸w krzyk, jego matka zemdla艂a. Powt贸rzy艂 si臋 on p贸藕niej ciszej, w akompaniamencie odg艂os贸w kanonady; jednocze艣nie znad rzeki doszed艂 huk eksplozji. Po up艂ywie godziny zacz臋艂y szale艅czo ujada膰 psy, a s艂abe dudnienie dobiegaj膮ce spod ziemi sprawi艂o, i偶 dr偶a艂y stoj膮ce na kominku 艣wieczniki. W powietrzu pojawi艂 si臋 ostry zapach siarki i Luke Fenner utrzymuje, 偶e jego ojciec pos艂ysza艂 trzeci alarmowy gwizd, jakkolwiek nikt inny z domownik贸w tego nie potwierdzi艂. Ponownie dobieg艂y st艂umione odleg艂o艣ci膮 d藕wi臋ki palby muszkiet贸w, a po niej g艂臋boki wrzask, ju偶 nie tak przeszywaj膮cy, lecz jeszcze obrzydliwszy ni偶 poprzednie; rodzaj gard艂owego, odra偶aj膮cego, mlaszcz膮cego kaszlu czy bulgotu, kt贸ry bardziej pora偶a艂 ci膮g艂o艣ci膮 i znaczeniem psychologicznym ni偶 rzeczywistymi walorami d藕wi臋kowymi.

Wtedy te偶, z miejsca gdzie znajdowa艂a si臋 farma Curwena, wyprysn膮艂 w niebo p艂omienisty stw贸r, a powietrze przeszy艂 zmieszany krzyk przera偶onych i doprowadzonych zarazem do w艣ciek艂o艣ci ludzi. Rozb艂ys艂y i zagrzechota艂y muszkiety, a p艂omienny stw贸r opad艂 na ziemi臋. Przy akompaniamencie przera藕liwych wrzask贸w ludzi pojawi艂 si臋 kolejny, taki sam potw贸r. Fenner napisa艂, i偶 zdo艂a艂 rozr贸偶ni膰 kilka gor膮czkowych s艂贸w: 鈥淲szechmocny Bo偶e, miej w opiece swe owieczki!". Rozleg艂o si臋 wi臋cej strza艂贸w i p艂omienisty stw贸r run膮艂 w d贸艂. Na trzy mniej wi臋cej kwadranse zapad艂a cisza i wtedy to ma艂y Arthur Fenner, brat Luke'a, zawo艂a艂 偶e widzi 鈥渃zerwon膮 mg艂臋" pn膮c膮 si臋 z przekl臋tej farmy do gwiazd. Nikt poza ch艂opcem nie dostrzeg艂 jej, ale Luk臋 pisze o intryguj膮cym zbiegu okoliczno艣ci i zbie偶no艣ci w czasie; w tej samej bowiem chwili, trzy znajduj膮ce si臋 w pokoju koty wpad艂y w straszliw膮 panik臋, je偶膮c sier艣膰 i pr臋偶膮c w 艂uk grzbiety.

Pi臋膰 minut p贸藕niej nadszed艂 silny podmuch przenikliwego ch艂odu, a powietrze wype艂ni艂 tak niezno艣ny smr贸d, 偶e tylko odurzaj膮ca, s艂ona wo艅 nadbiegaj膮cej od pobliskiego morza bryzy sprawi艂a, 偶e nie dotar艂 on do grupy na brzegu rzeki czy te偶 czuwaj膮cych akurat tej nocy mieszka艅c贸w wsi Pawtuxet. Fetor budzi艂 przejmuj膮cy, cho膰 nieokre艣lony l臋k, jaki wywo艂uj膮 zazwyczaj grobowce lub kostnice i nikt z Fenner贸w nigdy jeszcze takiego smrodu nie spotka艂. Chwil臋 p贸藕niej zabrzmia艂 okropny g艂os, kt贸rego nieszcz臋艣ni s艂uchacze nie byli w stanie nigdy zapomnie膰. Grzmia艂 on w niebie jak wyrok i dr偶a艂y szyby w oknach, kiedy zamiera艂y jego echa. By艂 on g艂臋boki i muzyczny; pot臋偶ny niczym mosi臋偶ne organy i z艂y jak zakazane ksi臋gi Arab贸w. Nikt nie potrafi艂 powiedzie膰, co znaczy艂, gdy偶 przemawia艂 w nieznanym j臋zyku, ale w swym li艣cie Luk臋 Fenner przedstawi艂 ow膮 demoniczn膮 inwokacj臋:


DEESMEES 鈥 JESHET 鈥 BONEDOSEFEDUYEMA 鈥 ENT鈥擳EMOOS".


I a偶 do roku 1919 nikt nie potrafi艂 znale藕膰 w tej surowej transkrypcji analogii do czegokolwiek, co istnia艂o w pami臋ci 艣miertelnik贸w. Dopiero Charles Ward 鈥 poblad艂y z nag艂a 鈥 rozpozna艂 w niej to, co Mirandola z dr偶eniem okre艣li艂, jako ostateczn膮 groz臋 po艣r贸d inkantacji czarnej magii.

Jakby w odpowiedzi na 贸w z艂owieszczy cud, z farmy Curwena buchn膮艂 niew膮tpliwie ludzki krzyk, a raczej zmieszany ch贸r wrzask贸w, po czym nieznany smr贸d zwielokrotnia艂, jakby mieszaj膮c si臋 z innym, r贸wnie niezno艣nym fetorem. Dono艣ne wycie przesz艂o z kolei w przeci膮g艂e paroksyzmy to opadaj膮cego to zn贸w wznosz膮cego si臋 zawodzenia. Chwilami stawa艂o si臋 ono prawie artyku艂owane, lecz nikt nie potrafi艂 rozr贸偶ni膰 s艂贸w; na koniec by艂 to ju偶 tylko rodzaj diabolicznego, histerycznego 艣miechu. I wtedy z ludzkich garde艂 wydar艂 si臋 krzyk ostatecznej zgrozy i czystego szale艅stwa; krzyk niezwykle dono艣ny i wyra藕ny, mimo g艂臋bin, z jakich dochodzi艂. Po nim zapad艂a cisza. I ciemno艣膰. Z nad farmy, unios艂y si臋 ku zamazanym gwiazdom k艂臋by gryz膮cego dymu, ale nie wida膰 by艂o blasku p艂omieni. Nast臋pnego dnia okaza艂o si臋, 偶e wszystkie budynki s膮 ca艂e i nieuszkodzone.

Tu偶 przed 艣witem dw贸jka przera偶onych pos艂a艅c贸w w przepojonych okropnym smrodem ubraniach zastuka艂a do drzwi Fenner贸w i poprosili o beczu艂k臋 rumu, za kt贸r膮 zreszt膮 hojnie zap艂aci艂a. Jeden z nich o艣wiadczy艂 kategorycznie, 偶e sprawa Josepha Curwena jest zako艅czona, a o wypadkach ostatniej nocy nie wolno nigdy wspomina膰. G艂os, jakim ten rozkaz by艂 wydany oraz wyraz twarzy pos艂a艅ca sprawi艂y, 偶e to aroganckie polecenie przyj臋te zosta艂o bez sprzeciwu. Tak si臋 te偶 i sta艂o; jedyn膮 relacj膮 z wydarze艅 tej okropnej nocy s膮 ukradkowo pisane listy Luke'a Fennera, w kt贸rych autor domaga si臋, by adresaci 鈥 krewni z Connecticut 鈥 niezw艂ocznie je spalili. Dzi臋ki temu, 偶e rodzina nie zastosowa艂a si臋 do pro艣by, historia tej straszliwej nocy nie odesz艂a w niepami臋膰. W wyniku d艂ugotrwa艂ych i uporczywych poszukiwa艅 w Pawtuxet, Charles Ward wydoby艂 na 艣wiat艂o dzienne jeszcze jeden szczeg贸艂 tej sprawy. Stary Charles Slocum powiedzia艂, i偶 jego dziadek s艂ysza艂 dziwne pog艂oski o zniekszta艂conych zw艂okach, znalezionych na polu w tydzie艅 po tym, jak rozg艂oszono wie艣膰 o 艣mierci Josepha Curwena. Wiele si臋 m贸wi艂o, 偶e zw艂oki te, na ile dawa艂o si臋 wywnioskowa膰, z ich spalonych i zdeformowanych kszta艂t贸w, nie nale偶a艂y ani do cz艂owieka, ani do 偶adnego ze znanych mieszka艅com Pawtuxet zwierz膮t.


-5-


呕aden z uczestnik贸w straszliwego najazdu nie pu艣ci艂 na jego temat

pary z ust i nieliczne informacje pochodz膮 od ludzi z grupy zewn臋trznej, kt贸ra wkroczy膰 mia艂a do walki na samym ko艅cu. Jest co艣 budz膮cego niepok贸j w determinacji, z jak膮 naje藕d藕cy niszczyli wszelkie, najdrobniejsze nawet wzmianki w gazetach i dokumentach odnosz膮ce si臋 do osoby Curwena.

艢mier膰 ponios艂o o艣miu 偶eglarzy, a ich rodziny, kt贸rym nie pokazano nawet zw艂ok, zadowoli膰 si臋 musia艂y o艣wiadczeniem, 偶e polegli oni w potyczce z celnikami. To samo dotyczy艂o licznych obra偶e艅 cia艂a, jakich doznali inni uczestnicy walki; opatrywane one by艂y i leczone wy艂膮cznie przez towarzysz膮cego wyprawie doktora Jabeza Bowena. Najtrudniej przychodzi艂o wyja艣nia膰 odra偶aj膮cy smr贸d, kt贸ry przylgn膮艂 do wszystkich uczestnik贸w najazdu; rzecz, o kt贸rej szeptano tygodniami. Z przyw贸dc贸w najci臋偶ej ranni zostali kapitan Whipple i Moses Brown, i listy ich 偶on m贸wi膮 o zdumieniu, jakie wzbudza艂a w nich ma艂om贸wno艣膰 m臋偶贸w oraz tajemnica, jak膮 otaczali swe obra偶enia. Psychologicznie rzecz bior膮c, wszyscy aktorzy nocnych wydarze艅 byli wstrz膮艣ni臋ci, 艣miertelnie powa偶ni, wystraszeni i postarzali o cale lata. Na szcz臋艣cie byli to twardzi, pro艣ci ludzie czynu, g艂臋boko i ortodoksyjnie wierz膮cy chrze艣cijanie, kt贸rym obca by艂a jaka艣 g艂臋bsza introspekcja czy te偶 zawi艂o艣ci natury psychologicznej. Najbardziej poruszony by艂 prezydent Manning; ale nawet on wydoby艂 si臋 z tego mrocznego cienia, t艂umi膮c wszelkie wspomnienia 偶arliw膮 modlitw膮. Ka偶demu z przyw贸dc贸w przysz艂o w p贸藕niejszych latach prowadzi膰 o偶ywion膮 dzia艂alno艣膰 na r贸偶nych polach; i by艂a to pomy艣lna okoliczno艣膰. Nieca艂y rok p贸藕niej, kapitan Whipple poprowadzi艂 t艂um, kt贸ry spali艂 鈥淕aspee" okr臋t nale偶膮cy do stra偶y celnej; w tym zuchwa艂ym czynie dopatrze膰 si臋 mo偶na kolejnej pr贸by zatarcia niezdrowych wspomnie艅.

Wdowie po Josephie Curwenie dostarczono zaplombowan膮, o艂owian膮 trumn臋 o dziwacznym kszta艂cie, znalezion膮 na farmie i najwyra藕niej przygotowan膮 na wszelki wypadek. O艣wiadczono tylko, 偶e w 艣rodku znajduj膮 si臋 zw艂oki jej m臋偶a, kt贸ry zgin膮艂 w potyczce z celnikami, ale ze wzgl臋d贸w politycznych nie wolno im poda膰 偶adnych bli偶szych szczeg贸艂贸w. To by艂o wszystko, czego 艣wiat dowiedzia艂 si臋 o ko艅cu Josepha Curwena. Carles Ward dotar艂 do jeszcze jednej wzmianki, na podstawie kt贸rej uku艂 pewn膮 teori臋. By艂 to bardzo w膮t艂y trop lekkie podkre艣lenie pewnego ust臋pu w skonfiskowanym li艣cie Jedediaha Orne'a do Curwena, kt贸rego fragmenty skopiowa艂 Ezra Weeden. Kopia by艂a w posiadaniu potomk贸w Smitha i mo偶emy tylko domniemywa膰, czy Weeden 鈥 ju偶 po wszystkim 鈥 podarowa艂 j膮 swemu kompanowi, jako niemy dow贸d potworno艣ci z jak膮 si臋 zetkn臋li, czy te偶 鈥 co bardziej prawdopodobne 鈥 Smith mia艂 j膮 ju偶 wcze艣niej i osobi艣cie podkre艣li艂 to, czego sam si臋 domy艣la艂 lub co zdo艂a艂 wyci膮gn膮膰 z przyjaciela, drog膮 zr臋cznych krzy偶owych pyta艅. Podkre艣lony ust臋p brzmia艂:


M贸wi臋 raz jeszcze, nie wywo艂uj niczego, czego nie poskromisz; przez co rozumiem, 偶e w odwrotno艣ci To mo偶e wezwa膰 co艣 przeciw tobie, a przeciw czemu twe Najpot臋偶niejsze 艢rodki oka偶膮 si臋 bezradne. Pro艣 Mniejsze, 偶eby Wi臋ksze nie 偶膮da艂o Odpowiedzi i nie zapanowa艂o mocniej ni偶 ty.


W 艣wietle tego ust臋pu, i uwzgl臋dniaj膮c to, na co by艂o zapewne sta膰 potwornych sprzymierze艅c贸w pobitego m臋偶czyzny, Charles Ward mocno zastanowi艂 si臋, czy Joseph Curwen rzeczywi艣cie zosta艂 zabity przez kt贸rego艣 z mieszka艅c贸w Providence.

Przyw贸dcy rajdu usilnie starali si臋 wymaza膰 z 偶ycia i dokument贸w Providence wszelk膮 pami臋膰 i wzmianki o zabitym m臋偶czy藕nie. Nie dopu艣cili nawet, by wdowa po nim, jej ojciec czy dziecko poznali prawdziwe okoliczno艣ci 艣mierci Curwena. Kapitan Tillinghast jednak by艂 cz艂owiekiem nad wyraz bystrym i szybko doszed艂 prawdy; przerazi艂a go tak strasznie, 偶e za偶膮da艂, by c贸rka i wnuczka zmieni艂y nazwisko, spali艂y bibliotek臋 i wszelkie pozosta艂e po Curwenie papiery oraz usun臋艂y z nagrobka jego imi臋 i nazwisko. Zna艂 bardzo dobrze kapitana Whipple'a; i od tego prostodusznego marynarza zapewne wyci膮gn膮艂 wi臋cej informacji, ni偶 ktokolwiek inny o okoliczno艣ciach 艣mierci przekl臋tego czarnoksi臋偶nika.

Pani Tillinghast, wdowa, znana, pod tym nazwiskiem od roku 1772 sprzeda艂a dom w Olney Court i przenios艂a si臋 do ojca na Power's Lane, gdzie zmar艂a w 1817 roku. Farma w Pawtuxet, przez wszystkich unikana, niszcza艂a z biegiem lat i niewyt艂umaczalnie pr臋dko si臋 rozpad艂a. Do 1780 roku pozosta艂y ju偶 wy艂膮cznie kamienie i resztki roboty murarskiej, a do roku 1800 run臋艂o i to, zamieniaj膮c si臋 w bezkszta艂tn膮 stert臋 gruzu. Nikt nie odwa偶y艂 si臋 przebi膰 poprzez zbite g膮szcze zaro艣li na brzegu rzeki i dotrze膰 do 艂ukowych drzwi. Nikt nie pr贸bowa艂 nawet wyobrazi膰 sobie okoliczno艣ci, w jakich 鈥 po艣r贸d grozy, jak膮 sam stworzy艂 鈥 umiera艂 Joseph Curwen.

S艂yszano jedynie czasami, jak stary ale krzepki jeszcze kapitan Whipple mruczy do siebie:

Diabe艂 to nada艂.... Przecie偶 tak cierpi膮c nie mia艂 powodu do takiego 艣miechu... Jakby przekl臋ty... trzyma艂 co艣 w zanadrzu. Za p贸艂 korony spali艂bym ten jego... dom.
































ROZDZIA艁 TRZECI


Poszukiwania i wywo艂anie


-1-


Jak ju偶 wiemy, Charles Ward na 艣lad swego przodka Josepha Curwena trafi艂 w roku 1918. I nic w tym dziwnego, 偶e natychmiast te偶 g艂臋boko zainteresowa艂 si臋 wszystkim, co dotyczy艂o tej minionej tajemnicy; ka偶da bowiem, najbardziej mglista i niepewna wzmianka o Curwenie, dla kogo艣 w czyich 偶y艂ach p艂yn臋艂a jego krew, musia艂a by膰 rzecz膮 nader istotn膮. 呕aden zreszt膮, obdarzony nerwem i wyobra藕ni膮 genealog nie post膮pi艂by inaczej i rozpocz膮艂by niezw艂ocznie chciw膮, systematyczn膮 pogo艅 za wszelkimi informacjami na ten temat.

Charles Ward pocz膮tkowo nie czyni艂 tajemnicy ze swych poszukiwa艅; i nawet doktor Lyman przyznaje, 偶e przed rokiem 1919 pacjent by艂 ca艂kowicie normalny. M艂odzieniec szczerze rozmawia艂, czy to z rodzicami 鈥 jakkolwiek matka nie by艂a szczeg贸lnie zachwycona przodkiem takim jak Curwen 鈥 czy to z pracownikami muze贸w i bibliotek, kt贸re odwiedza艂. Nie kry艂 te偶 przedmiotu swych zainteresowa艅, gdy zwraca艂 si臋 do prywatnych os贸b z pro艣b膮 o udost臋pnienie mu rodzinnych archiw贸w. Dzieli艂 przy tym powszechny, sceptyczny stosunek do wszelkich rewelacji objawianych przez dawnych pami臋tnikarzy i autor贸w list贸w. Niezmiernie go interesowa艂o, co rzeczywi艣cie wydarzy艂o si臋 na farmie w Pawtuxet przed stu pi臋膰dziesi臋ciu laty i kim naprawd臋 by艂 Joseph Curwen.

Kiedy przebrn膮艂 ju偶 przez pami臋tnik Smitha, przekopa艂 archiwa oraz dotar艂 do listu Jedediaha Orne'a, postanowi艂 osobi艣cie odwiedzi膰 Salem i na miejscu zbada膰 wczesn膮 dzia艂alno艣膰 i wszelkie powi膮zania Curwena. Uczyni艂 to podczas przerwy wielkanocnej w 1919 roku. W Instytucie Essex, kt贸ry zna艂 dobrze z wcze艣niejszych pobyt贸w w tym czaruj膮cym, starodawnym mie艣cie o rozpadaj膮cych si臋 wie偶yczkach i domach z dwuspadowymi dachami z czas贸w puryta艅skich, by艂 mile widzianym go艣ciem i szybko zebra艂 poka藕n膮 ilo艣膰 danych dotycz膮cych Curwena. Dowiedzia艂 si臋 z nich, 偶e jego przodek urodzi艂 si臋 w Salem鈥擸illage 鈥 dzisiejsze Danvers, siedem mil od miasta 鈥 osiemnastego lutego (wed艂ug Starego Stylu) w 1662-3 roku i w wieku lat pi臋tnastu wyruszy艂 w morze. Nie by艂o go dziewi臋膰 lat, a kiedy wr贸ci艂, m贸wi艂, ubiera艂 si臋 i zachowywa艂 jak rodowity Anglik. Zamieszka艂 w samym Salem. W tym czasie z rodzin膮 nie utrzymywa艂 ju偶 zbyt 艣cis艂ych kontakt贸w, sp臋dzaj膮c wi臋kszo艣膰 czasu nad osobliwymi ksi膮偶kami, kt贸re przywi贸z艂 by艂 z Europy, lub te偶 bawi艂 si臋 dziwnymi substancjami chemicznymi, jakie nadchodzi艂y do艅 okr臋tami z Anglii, Francji i Holandii Pewne jego wyprawy na prowincj臋 sta艂y si臋 przedmiotem natr臋tnej ciekawo艣ci miejscowych i szeptaniny, wi膮偶膮cej je z palonymi noc膮 na wzg贸rzach ogniami.


Jedynymi bliskimi przyjaci贸艂mi Curwena byli: pewien Edward Hutchinson z Salem鈥擸illage oraz niejaki Simon Orne z Salem. Cz臋sto widywano t臋 tr贸jk臋, jak radzi艂a ze sob膮 na B艂oniach; z pewno艣ci膮 : musieli odwiedza膰 si臋 w domach. Hutchinson mieszka艂 w odlegle po艂o偶onym w pobli偶u las贸w domu, kt贸ry z powodu dochodz膮ch z niego nocami d藕wi臋k贸w, nie cieszy艂 si臋 w艣r贸d co wra偶liwszych ludzi najlepsz膮 s艂aw膮. M贸wiono, 偶e gospodarz przyjmuje dziwnych go艣ci, a w oknach jego domostwa widywano r贸偶nokolorowe 艣wiat艂a. Zadziwia艂 niezdrow膮 wiedz膮 o dawno zmar艂ych osobach i dawno minionych zdarzeniach. Kiedy w Salem wybuch艂a panika i nasta艂y procesy czaro nic, znikn膮艂 鈥 i nigdy ju偶 o nim nie s艂yszano. Wtedy te偶 opu艣ci艂 Sali Joseph Curwen, i niebawem nadesz艂a wie艣膰, 偶e osiedli艂 si臋 w Providence. Simon Orne pozosta艂 natomiast a偶 do 1720 roku, kiedy to zacz膮艂 zwraca膰 powszechn膮 uwag臋 tym, 偶e si臋 nie starzeje. Wtedy znikn膮艂 i on, lecz w trzydzie艣ci lat p贸藕niej zg艂osi艂 si臋 z roszczeniami maj膮tkowymi, niesamowicie podobny do ojca, syn 鈥 Jedediah Orne. 呕膮dania swoje popar艂 dokumentami pisanymi niew膮tpliwie r臋k膮 Simona Orne'a. Mieszka艂 w Salem a偶 do 1771 roku, kiedy to pewne listy od obywateli Providence do Wielebnego Thomasa Barnarda i innych mieszka艅c贸w miasta sprawi艂y, i偶 zosta艂 po cichu i w zagadkowy spos贸b usuni臋ty.

W Instytucie Essex, w S膮dzie i w Rejestrze Dokument贸w dost臋pne by艂y pewne materia艂y dotycz膮ce wszystkich tych dziwnych spraw; zar贸wno zwyk艂e i zupe艂nie nieszkodliwe dokumenty, jak prawa w艂asno艣ci czy jakie艣 faktury handlowe, ale tak偶e tajne, o bardziej prowokuj膮cej tre艣ci. Dotar艂 r贸wnie偶 do czterech czy pi臋ciu protok贸艂贸w z proces贸w o czary. I tak niejaki Hepzibah Lawson na Rozprawie Oyera i Terminena, kt贸rej przewodniczy艂 S臋dzia Hathorne w dniu dziesi膮tego lipca 1692 roku, przysi膮g艂, 偶e: 鈥渃zterdziestek Wied藕m i Czarzycieli spotka艂o si臋 w Lesie za domem p. Hutchinsona", a pewien Amity How o艣wiadczy艂 na sesji z 贸smego sierpnia, przed S臋dzi膮 Gedbeyem, 偶e: 鈥減. G.B (George Burroughs) Nocy tej z艂o偶y艂 Znak Diabelski na Bridgeta S., Jonathana A., Simona O., Deliverence'a W., Josepha C., Susan P., Mehitable C. i Deborah B." Po艣r贸d dokument贸w znajdowa艂 si臋 te偶 katalog niesamowitej biblioteki Hutchinsona, kt贸r膮 znaleziono po jego znikni臋ciu, oraz niedoko艅czony, zaszyfrowany, pisany jego r臋k膮 dokument, kt贸rego nikt nie potrafi艂 odczyta膰. Ward poleci艂 zrobi膰 fotostatyczn膮 kopi臋 tego manuskryptu i kiedy tylko mu j膮 dostarczono, przyst膮pi艂 do odszyfrowania jej. Ca艂y sierpie艅 pracowa艂 gor膮czkowo i z jego rozm贸w i zachowania mo偶na wnosi膰, 偶e w pa藕dzierniku lub listopadzie trafi艂 wreszcie na klucz. Nigdy jednak oficjalnie tego nie potwierdzi艂.

Ale najwi臋cej uwagi Ward po艣wi臋ci艂 materia艂om dotycz膮cym Orne'a. Na podstawie charakteru pisma szybko ustali艂 鈥 co zreszt膮 ju偶 wcze艣niej wywnioskowa艂 z listu do Curwena, 偶e Simon Orne i jego domniemany syn byli w rzeczywisto艣ci jedn膮 i t膮 sam膮 osob膮. Jak pisa艂 Orne do swego korespondenta, w Salem nie by艂o bezpiecznie 偶y膰 zbyt d艂ugo, skutkiem czego uda艂 si臋 na trzydziestoletni膮 banicj臋, a po swoje dobra wr贸ci艂 ju偶 jako w艂asny potomek. Najwyra藕niej Orne by艂 zapobiegliwy i zniszczy艂 wi臋kszo艣膰 swej korespondencji, ale obywatele, kt贸rzy w roku 1771 podj臋li akcj臋, odnale藕li i zabezpieczyli nieco list贸w i papier贸w, kt贸re rozpali艂y ich ciekawo艣膰. By艂y w nich tajemnicze formy i diagramy pisane zar贸wno r臋k膮 Orne'a, jak i innych os贸b; dokumenty te Ward r贸wnie偶 sfotografowa艂 lub dok艂adnie skopiowa艂; w tym jeden wyj膮tkowo tajemniczy list, pisany charakterem, na jaki natkn膮艂 si臋 ju偶 by艂 w papierach w Rejestrze Dokument贸w i kt贸ry nale偶a艂 niew膮tpliwie do Josepha Curwena. 脫w list, cho膰 pozbawiony daty rocznej, wyra藕nie nie by艂 tym listem, na kt贸ry odpisa艂 Orne i kt贸ry zosta艂 skonfiskowany; Ward jednak by艂 najg艂臋biej przekonany, 偶e pochodzi艂 on najp贸藕niej z 1750 roku. Warto przytoczy膰 tekst w ca艂o艣ci, jako pr贸b臋 stylu cz艂owieka, kt贸rego dzieje by艂y tak mroczne i przera偶aj膮ce. Imi臋 adresata brzmia艂o: 鈥淪imon", ale gruba krecha (Ward nie zdo艂a艂 ustali膰 czy zrobi艂 j膮 Curwen czy Orne) zamazywa艂a w nag艂贸wku imi臋.

Providence, 1 maja.

Bracie: _____

Szanowny, Stary przyjacielu, nale偶ne Uszanowania i szczere 偶yczenia w imieniu Tego, kt贸remu s艂u偶ymy dla swej wiekuistej Pot臋gi. Doszed艂em w艂a艣nie do tego, co艣 zna膰 powinien, a co dotyczy Celu Ostatecznego, i tego co ze艅 wynika. Nie mam ochoty twoim i艣膰 艣ladem i Ucieka膰, gdy偶 Providence nie jest tak Ostre w tropieniu Rzeczy niezwyk艂ych i ustanawianiu Trybuna艂贸w. R臋ce mi wi膮偶膮 Statki i Dobra; nie uczyni臋 wi臋c tego, co艣 ty uczyni艂. Poza tym pod farm膮 w Patuxet znajduje si臋 To, o czym wiesz, 偶e nie mo偶e czeka膰 na m贸j Powr贸t jak Cokolwiek Innego.

Niemniej gotowem na ci臋偶kie terminy, jak ci m贸wi艂em, i d艂ugo pracowa艂em nad sposobem Powrotu po Zag艂adzie. Zesz艂ej Nocy wypowiedzia艂em S艂owa, kt贸re sprowadzi艂y YOGGE 鈥 SOTHOTHE i pierwszy Raz ujrza艂em oblicze, o kt贸rym m贸wi艂 Ibn Schacabac w _____ . Rzek艂o To, 偶e Kluczem jest III Psalm w Liber鈥擠amnatus. Kiedy S艂o艅ce w V Domu a Saturn w Potr贸jnym, narysuj Pentagram Ognia i wym贸w dziewi膮ty Wers trzykrotnie. Wers powtarza ka偶dy Krzy偶ownik lub Wtajemniczony, a Rzecz p艂odzona jest w Sferach Zewn臋trznych:

A z Nasienia Starego, Noity zrodzony postanie, kt贸ry Wstecz spojrzy nie wiedz膮c czego szuka.

Darmo czeka膰 je艣li nie ma Nast臋pcy, i je艣li Prochy, lub spos贸b tych Proch贸w osi膮gni臋cia, nie b臋dzie dla Niego got贸w. Ale moje to b臋d膮, i dlatego nie musz臋 poczynia膰 偶adnych Krok贸w ani zbyt Wiele szuka膰. Niebawem Proces trudnym si臋 stanie i wymaga膰 takiego Zapasu Okaz贸w b臋dzie, 偶e z trudem przychodzi mi przygotowanie Dostatecznej ich ilo艣ci; jednakowo偶 niebawem b臋d臋 mia艂 偶eglarzy z Indii. Ludzie woko艂o dziwowa膰 si臋 poczynaj膮, ale trzymam ich z daleka. Szlachta jest gorsza ni偶 Gmin, bo bardziej Drobiazgowa w swych Rachubach i 艂atwiej zdobywa pos艂uch i wiar臋. Ten Parson i p. Merritt rozgadaj膮 co艣, obawiam si臋, ale nie s膮 to a偶 tak Niebezpieczne Rzeczy. Substancje Chemiczne 艂atwo tu dosta膰, bo jest w Mie艣cie dw贸ch dobrych Chemik贸w, dr Bowen i Sam Carew. Poszed艂em za tym, co powiedzia艂 Borellus, a pomoc膮 s艂u偶y艂a mi VII Xi臋ga Abdula Al鈥擧azreda. Cokolwiek osi膮gn臋, b臋dziesz i ty to mia艂. A na razie nie zwlekaj i u偶yj S艂贸w, co ci je poda艂em. S膮 Prawid艂owe, lecz je艣li Pragniesz ujrze膰 Jego, zastosuj Napis na Egzemplarzu _____, kt贸ry ci niniejszym przesy艂am. Wymawiaj Wersy jak ka偶dy Krzy偶ownik i Wtajemniczony; a je艣li twa Linia nie wyga艣nie, przyjdzie w nadchodz膮cych leciach kto艣, kto spojrzy wstecz i u偶yje Proch贸w lub Materya艂贸w na Prochy kt贸re mu pozostawisz. Job. XIV, XIV.

Kontent jestem, 偶e艣 zn贸w w Salem i mam nadziej臋 niezad艂ugo ci臋 ujrze膰. Mam wy艣mienitego Ogiera i my艣l臋 o wynaj臋ciu Powozu. Jest jeden w Providence (p. Merritta) jakkolwiek Drogi s膮 fatalne. Je艣li ty zdecydujesz si臋 na podr贸偶, nie zapomnij o mnie. Z Bostonu wyruszysz Poste Rd. przez Dedham, Wrentham i Attleborough; we wszystkich tych Miastach wy艣mienite Gospody. Zatrzymaj si臋 w Gospodzie p. Balcoma Wrentham, gdzie 艂贸偶ka du偶o lepsze ni偶 u p. Hatcha, ale sto艂uj si臋 u tego Drugiego, gdzie lepsze jedzenie. Do Providence skr臋膰 przy wodospadach Patucket i dalej drog膮 obok Gospody p. Saylesa. M贸j dom stoi naprzeciwko Gospody p. Epenetusa Olneya obok Town Street, pierwszej na p艂n. od Olney's Court. Odleg艂o艣膰 od Boston Stor臋 XLIV mil.

Panie, jestem twym starym, oddanym przyjacielem i S艂ug膮 w Almosin 鈥 Metraton.

Josephus C.

Dla p. Simona Orne

William's 鈥 Lane, w Salem.


List ten, ciekawa rzecz, da艂 Wardowi pierwsz膮 wskaz贸wk臋, gdzie dok艂adnie sta艂 w Providence dom Curwena; w 偶adnym bowiem z napotkanych dot膮d dokument贸w, nie by艂o o tym mowy. Odkrycie poruszy艂o go w dw贸jnas贸b, gdy偶 okaza艂o si臋, 偶e nowszy dom Curwena, wybudowany w 1761 roku na miejscu starego, zniszczonego budynku, ci膮gle jeszcze istnieje w Olney Court i jest doskonale Wardowi znany z czas贸w jego w艂贸cz臋g po Stampers Hill, kiedy to poszukiwa艂 relikt贸w przesz艂o艣ci. Dom ten, oddalony zaledwie kilka przecznic od rezydencji Ward贸w, sta艂 na rozleg艂ym szczycie wysokiego wzg贸rza. Zamieszkiwa艂a go murzy艅ska rodzina, zatrudniana przez pa艅stwa Ward贸w przy wszelkiego rodzaju praniach, sprz膮taniach domu czy rozpalaniu w piecach. Nieoczekiwane odkrycie w odleg艂ym Salem dokumentu lokalizuj膮cego tak dok艂adnie gniazdo rodzinne Warda, niezwykle go poruszy艂o i m艂odzieniec postanowi艂 natychmiast po powrocie do domu zbada膰 to miejsce dok艂adniej. Bardziej natomiast zmiesza艂y go mistyczne fragmenty listu, kt贸re sk艂onny by艂 traktowa膰, jako rodzaj ekstrawaganckiego symbolizmu; niemniej z dreszczem emocji rozpozna艂 w wersecie biblijnym z odsy艂aczem do Job XIV, XIV, znany sobie ust臋p: 鈥淕dy cz艂owiek umiera, czy znowu o偶yje? Przez wszystkie dni mojej s艂u偶by b臋d臋 oczekiwa艂 a偶 nadejdzie zmiana."


-2-


M艂ody Ward wr贸ci艂 do Providence w stanic przyjemnego podniecenia, i w najbli偶sz膮 sobot臋 w ca艂o艣ci sp臋dzi艂 na d艂ugich i wyczerpuj膮cych ogl臋dzinach domu w Olney Court. Budynek, obecnie nadgryziony mocno z臋bem Czasu, nigdy nie by艂 w pe艂nym s艂owa znaczeniu rezydencj膮; By艂 to skromny, dwu i p贸艂 pi臋trowy dom w charakterystycznym dla Providence stylu kolonialnym, ze zwyk艂ym szpiczastym dachem, wielkim centralnym kominem i rze藕bionym artystycznie wej艣ciem, z promienistymi p贸艂kolistymi oknami i tr贸jk膮tnym frontem nad drzwiami oraz schludnymi, doryckimi pilastrami. Cho膰 zniszczony, zachowa艂 sw贸j pradawny klimat i Ward czu艂, 偶e spogl膮da na co艣, co ma 艣cis艂y zwi膮zek z gro藕nymi tajemnicami, kt贸re w艂a艣nie usi艂owa艂 zg艂臋bi膰. Murzyni, aktualni mieszka艅cy domu, dobrze znali Warda i stary Asa wraz ze sw膮 t臋g膮 偶on膮 Hannah, bardzo ch臋tnie pokazali wn臋trze domu. By艂o znacznie bardziej zdewastowane ni偶 przypuszcza艂 ogl膮daj膮c dom z zewn膮trz; ze smutkiem stwierdzi艂, 偶e przepi臋kne woluty nad gzymsami komink贸w oraz rze藕bione w kszta艂t muszli ornamenty znikn臋艂y, lecz 艣liczne boazerie i 艣cienne wyst臋py 鈥 pokiereszowane i obt艂uczone 鈥 Biblia, to jest pismo 艢wi臋te Starego i Nowego Testamentu. Warszawa, 1975, Brytyjskie i Zagraniczne Tow. Biblijne.

wci膮偶 jeszcze odznacza艂y si臋 pod pokrywaj膮c膮 je, tani膮 tapet膮. Generalnie poszukiwania rozczarowa艂y Warda; ale ostatecznie by艂o nies艂ychanie ekscytuj膮c膮 rzecz膮 przebywa膰 w murach rodowego gniazda, kt贸re zamieszkiwa艂 tak przera偶aj膮cy cz艂owiek, jak Joseph Curwen. Z dreszczem emocji m艂odzieniec dostrzeg艂 staro艣wieck膮, mosi臋偶n膮 ko艂atk臋, z kt贸rej dok艂adnie usuni臋to monogram.

Kiedy rozpocz臋艂y si臋 wakacje i szko艂a zosta艂a zamkni臋ta Ward po艣wi臋ca艂 ca艂y sw贸j czas na przemian to fotostatycznej kopii szyfru Hutchinsona, to zn贸w zbieraniu lokalnych informacji o Curwenie. Wci膮偶 brakowa艂o mu danych z wcze艣niejszego okresu. O p贸藕niejszym zebra艂 ju偶 w br贸d i trafi艂 na tak wiele trop贸w prowadz膮cych do innych miejsc, 偶e dojrza艂 mu w g艂owie plan wyprawy do Nowego Londynu i Nowego Yorku, by tam, na miejscu przejrze膰 interesuj膮ce go stare listy. By艂a to podr贸偶 bardzo owocna, przynios艂a listy Fennera zawieraj膮ce straszny opis najazdu na farm臋 Pawtuxet oraz listy Nigtingale 鈥 Talbota, z kt贸rych dowiedzia艂 si臋 o portrecie namalowanym na 艣ciennej p艂aszczy藕nie dekoracyjnej nad ozdobnym gzymsem kominka w bibliotece Curwena. Szczeg贸lnie zainteresowa艂a go sprawa portretu, gdy偶 by艂 niezmiernie ciekaw wygl膮du Josepha Curwena; i zdecydowa艂 si臋 ponownie odwiedzi膰 dom w Olney Court, by dok艂adniej poszuka膰 pod warstwami 艂uszcz膮cej si臋, p贸藕niejszej farby i grubymi pok艂adami wybrzuszonych tapet.

Poszukiwania podj膮艂 na pocz膮tku sierpnia, badaj膮c szczeg贸艂owo 艣ciany w pokojach na tyle du偶ych, by mog艂y by膰 bibliotek膮 straszliwego mieszka艅ca domu. Szczeg贸ln膮 uwag臋 zwraca艂 na p艂askie miejsca nad gzymsami komink贸w, kt贸re przetrwa艂y. Po godzinie przeszy艂 go dreszcz podniecenia; na .rozleg艂ej powierzchni 艣ciany nad kominkiem w ogromnym pokoju na parterze, zauwa偶y艂 wy艂aniaj膮c膮 si臋 spod kilku warstw 艂uszcz膮cej si臋 farby, powierzchni臋 ciemniejsz膮 ni偶 bywa zazwyczaj go艂y mur czy drewno. Kilka kolejnych poci膮gni臋膰 cienkim no偶em i nieoczekiwanie pojawi艂 si臋 fragment olejnego, wielkich rozmiar贸w portretu. Z pow艣ci膮gliwo艣ci膮 prawdziwego naukowca, m艂odzieniec pohamowa艂 sw膮 niecierpliwo艣膰 i nie ryzykowa艂 uszkodzenia malowid艂a przez samodzielne zdrapywanie wierzchniej farby no偶em. Potrzebowa艂 fachowej pomocy. Po trzech dniach wr贸ci艂 z panem Walterem Dwightem, kt贸rego pracownia znajdowa艂a si臋 u podn贸偶a College Hill; ten znakomity konserwator malarstwa przyst膮pi艂 do pracy w艂a艣ciwymi metodami i przy u偶yciu w艂a艣ciwych 艣rodk贸w chemicznych. Stary Asa i jego 偶ona byli niezwykle przej臋ci dziwnymi go艣膰mi, zw艂aszcza 偶e sowicie im wynagrodzono naj艣cie na domowe ognisko.

W miar臋 jak dzie艅 za dniem post臋powa艂a praca nad renowacj膮 obrazu, Charles Ward ze wzrastaj膮cym zainteresowaniem obserwowa艂 wy艂aniaj膮ce si臋 z d艂ugotrwa艂ego zapomnienia linie i cienie. Dwight rozpocz膮艂 od do艂u, dlatego te偶, mimo 偶e obraz ods艂oni臋ty ju偶 by艂 w trzech czwartych, jeszcze jaki艣 czas nie mo偶na by艂o rozpozna膰 twarzy. Widoczne by艂o tylko, 偶e to szczup艂y, dobrze zbudowany m臋偶czyzna, siedz膮cy j na rze藕bionym krze艣le na tle okna z widokiem na nadbrze偶e i statki, j ubrany w czarno鈥攂艂臋kitny surdut, wyszywan膮 kamizelk臋, kr贸tkie spodnie z czarnej satyny i bia艂e, jedwabne po艅czochy. Wraz z g艂ow膮 pojawi艂a si臋 schludna peruka z Albemarle, a poni偶ej szczup艂a, spokojna, zamkni臋ta twarz, kt贸ra zar贸wno Wardowi jak i malarzowi wydawa艂a si臋 znajoma. I dopiero na samym ko艅cu, restaurator dzie艂a i jego klient ze zdumieniem i odczuciem l臋ku dostrzegli w tym chudym,, bladym obliczu co艣, co wygl膮da艂o na dramatyczny figiel sp艂atany przez dziedziczno艣膰. Po ostatnim przemyciu portretu oliw膮 i przeci膮gni臋ciu jeszcze raz delikatn膮 skrobaczk膮, ukryte przez blisko dwa stulecia oblicze, ukaza艂o si臋 w ca艂ej krasie; i oszo艂omiony Charles Dexter Ward 鈥 cz艂owiek 偶yj膮cy my艣lami w przesz艂o艣ci 鈥 ujrza艂 w obliczu swego przera偶aj膮cego prapradziadka lustrzane odbicie w艂asnej twarzy.

Sprowadzi艂 rodzic贸w, by pokaza膰 im cudo, kt贸re odkry艂, i ojciec natychmiast postanowi艂 zakupi膰 malowid艂o, mimo 偶e wykonane by艂o na nieruchomym panneau. Podobie艅stwo do ch艂opca by艂o zdumiewaj膮ce; poprzez jak膮艣 atawistyczn膮 sztuczk臋, rysy Josepha Curwena 鈥 aczkolwiek nieco starsze 鈥 znalaz艂y po p贸艂tora stulecia swe wierne odbicie. Jakkolwiek sama pani Ward nie przypomina艂a w og贸le swego przodka, to pami臋ta艂a krewnych, kt贸rzy z rys贸w twarzy faktycznie podobni byli do jej syna i do Curwena. Odkrycie obrazu wcale nie sprawi艂o jej przyjemno艣ci i radzi艂a m臋偶owi, by raczej obraz spali艂, ni偶 bra艂 go do domu. Jest w nim, twierdzi艂a, co艣 niedobrego; nie tyle w samym portrecie, co w nies艂ychanym podobie艅stwie do Charlesa. Pan Ward jednak by艂 praktycznym cz艂owiekiem interesu 鈥 producentem bawe艂ny, w艂a艣cicielem du偶ych zak艂ad贸w przemys艂owych w Riverpoint w Dolinie Pawtuxet 鈥 i nie mia艂 zwyczaju kierowa膰 si臋 kobiecymi kaprysami. Portret, przez podobie艅stwo do jego syna wywar艂 na nim pot臋偶ne wra偶enie i uwa偶a艂, 偶e ch艂opiec zas艂u偶y艂 sobie na taki prezent. Charles 鈥 o tym nie trzeba nawet wspomina膰 鈥 z entuzjazmem odni贸s艂 si臋 do pomys艂u ojca. Po kilku dniach pan Ward odnalaz艂 w艂a艣ciciela domu 鈥 drobnego osobnika o gard艂owym akcencie i twarzy gryzonia 鈥 i po kr贸tkich targach o cen臋, zako艅czonych potokiem ordynarnych przekle艅stw, dosta艂 ca艂e obramowanie kominka wraz z zawieraj膮c膮 malowid艂o g贸r膮.

Teraz pozosta艂o tylko zdj膮膰 panneau i przenie艣膰 je do domu Ward贸w, gdzie w mieszcz膮cej si臋 na trzecim pi臋trze bibliotece Charlesa, wybudowano specjalnie kominek z imituj膮cym ogie艅 elektrycznym urz膮dzeniem. Charles mia艂 dopilnowa膰 przenosin, tote偶 dwudziestego 贸smego sierpnia, w towarzystwie dw贸ch do艣wiadczonych robotnik贸w z firmy dekoracyjnej Crookera, uda艂 si臋 do domu w Olney Court, gdzie z wielk膮 ostro偶no艣ci膮 i precyzj膮 oderwano obramowanie kominka wraz z zawieraj膮c膮 portret p艂aszczyzn膮 i przygotowano do transportu ci臋偶ar贸wk膮 firmy. W 艣cianie z go艂ej ceg艂y, jaka zosta艂a po tej operacji, m艂ody Ward dostrzeg艂 kwadratowe wg艂臋bienie, wielko艣ci jednej stopy kwadratowej, kt贸re musia艂o znajdowa膰 si臋 dok艂adnie na wysoko艣ci g艂owy na portrecie. Zaintrygowany m艂odzieniec zajrza艂 do 艣rodka; pod grub膮 warstw膮 kurzu i sadzy dostrzeg艂 plik po偶贸艂k艂ych papier贸w, gruby notatnik i jakie艣 strz臋py przegni艂ej materii, zapewne wst臋gi, kt贸ra kiedy艣 trzyma艂a to wszystko razem. Zdmuchn膮wszy kurz i popi贸艂, wyci膮gn膮艂 ksi膮偶k臋 i zerkn膮艂 na wyra藕ny tytu艂 na ok艂adce. Ten charakter pisma nauczy艂 si臋 rozpoznawa膰 natychmiast jeszcze w Instytucie Essex; napis na woluminie g艂osi艂: Dziennik i Notatki Jos. Curwena, Ob. Kolonii Providence, Poprzednio z Salem.

Przej臋ty bez miary swym odkryciem Ward, pokaza艂 ksi臋g臋 zdumionym robotnikom, kt贸rzy stali obok. Ich 艣wiadectwo, je艣li idzie o charakter i autentyczno艣膰 znaleziska, jest absolutnie wiarygodne i na nim doktor Willett opar艂 sw膮 teori臋, 偶e m艂odzieniec, kiedy zaczyna艂 dziwacze膰, by艂 jeszcze zupe艂nie normalny. Wszystkie pozosta艂e dokumenty pisane by艂y r贸wnie偶 r臋k膮 Curwena, a jeden z nich nosi艂 wyj膮tkowo z艂owieszczy tytu艂: Do Tego Kt贸ry Przyjdzie P贸藕niej, I w Jaki Spos贸b Mo偶na Dosta膰 Si臋 Poza Czas I Sfery. Kolejny pisany by艂 szyfrem; Wardowi wydawa艂o si臋, 偶e tym samym, kt贸rym pisa艂 Hutchinson. Trzeci dokument 鈥 tu poszukiwacz niezmiernie si臋 uradowa艂 鈥 wygl膮da艂 na klucz do tego szyfru; czwarty i pi膮ty, adresowane by艂y kolejno do: 鈥淓dw. Hutchinson, Szlachcic" i 鈥淛edediah Orne, Esq", 鈥渓ub Ich Potomek lub Potomkowie albo Ich Reprezentanci". na sz贸stym i ostatnim by艂o na pisane: Joseph Curwen, Jego 呕ycie i Podr贸偶e, w Kt贸re Uda艂 si臋 w latach 1685 i 1687: Czyli Gdzie Podr贸偶owa艂, Gdzie Si臋 Zatrzymywa艂, Kogo Widnia艂 i Czegosi臋 nauczy艂.


-3-


Dotarli艣my do punktu, w kt贸rym wi臋kszo艣膰 psychiatr贸w upatruje pocz膮tek szale艅stwa Charlesa Warda. Natychmiast po dokonaniu odkrycia, m艂odzieniec zerkn膮艂 do wn臋trza ksi膮偶ki oraz przejrza艂 pobie偶nie kilka kartek r臋kopis贸w; najwyra藕niej ujrza艂 co艣, co wywar艂o na nim piorunuj膮ce wra偶enie. Faktycznie, pokazuj膮c robotnikom tytu艂y, zdawa艂 si臋 przyk艂ada膰 wielk膮 wag臋 do tego, by nie zobaczyli samego tekstu i wykazywa艂 przy tym takie wzburzenie, 偶e trudno by艂o je przypisa膰 samemu tylko znaczeniu historycznemu i genealogicznemu znalezisk: Po powrocie do domu zakomunikowa艂 o odkryciu w taki spos贸b, jakby chcia艂 da膰 wyobra偶enie o nies艂ychanej wadze odkrycia, nie podaj膮c przy tym 偶adnych szczeg贸艂贸w. Nie pokaza艂 nawet tytu艂贸w, stwierdzaj膮c tylko, 偶e znalaz艂 pewne dokumenty pisane 鈥済艂贸wnie szyfrem" r臋k膮 Josepha Curwena, kt贸re 鈥 by pozna膰 ich rzeczywisty sens musi najpierw dok艂adnie przestudiowa膰. Nie pokaza艂by ich te偶 i robotnikom, gdyby ci nie przejawiali tak wielkiej ciekawo艣ci; lecz bez w膮tpienia jedynym jego pragnieniem by艂o unikn膮膰 niezdrowego zainteresowania i komentarzy, jakie taka tajemniczo艣膰 z pewno艣ci膮 by wzbudzi艂a.

Noc Charles Ward sp臋dzi艂 w swym pokoju na lekturze nowoznalezionej ksi膮偶ki i papier贸w; pracy nie przerwa艂 mu nawet 艣wit. Zaniepokojonej matce poleci艂 przys艂a膰 do swego pokoju 艣niadanie. Tego dnia pokaza艂 si臋 tylko raz, i to na kr贸tko 鈥 po po艂udniu 鈥 kiedy robotnicy przyszli instalowa膰 w jego pracowni kominek i portret Curwena. W nocy, zmaga艂 si臋 gor膮czkowo z zaszyfrowanym r臋kopisem, ucinaj膮c od czasu do czasu, w ubraniu kr贸tkie drzemki. Rano matka spostrzeg艂a, 偶e pracowa艂 nad fotostatyczn膮 kopi膮 szyfru Hutchinsona, kt贸r膮 wcze艣niej ju偶 wielokrotnie widzia艂a, na jej pytania m艂odzieniec odpar艂 kr贸tko, 偶e klucz Curwena nie ma tu prawdopodobnie nic do rzeczy. Po po艂udniu Charles przerwa艂 prac臋 i jak urzeczony obserwowa艂 robotnik贸w, kt贸rzy zako艅czyli w艂a艣nie instalowanie kominka, 鈥 zupe艂nie jakby naprawd臋 istnia艂y tam przewody kominowe 鈥 nieco z boku p贸艂nocnej 艣ciany pokoju, i wyk艂adali obecnie jego boki harmonizuj膮c膮 ze 艣cianami boazeri膮. Na ko艅cu przyst膮pili do mocowania samego portretu nad zwodniczo prawdziwym, elektrycznym paleniskiem. Frontowe panneau z malowid艂em przyci臋to i zamontowano w ten spos贸b, by pozosta艂a za nim wolna przestrze艅 na szaf臋. Po odej艣ciu robotnik贸w, Charles natychmiast przeni贸s艂 si臋 do pracowni, ale nie oddawa艂 si臋 ju偶 pracy bez reszty. D艂ugie chwile po艣wi臋ca艂 kontemplacji portretu, kt贸ry oddawa艂 mu spojrzenia, niczym sumuj膮ce i odbijaj膮ce w sobie lata i stulecia zwierciad艂o. P贸藕niej, kiedy rodzice przypomina膰 sobie zacz臋li zachowanie si臋 syna w tym okresie, dodawali wiele interesuj膮cych szczeg贸艂贸w o tej nag艂ej jego skryto艣ci i tajemniczo艣ci, jak膮 otoczy艂 siebie i swoje zaj臋cia. W obecno艣ci s艂u偶by nigdy nie kry艂 dokument贸w, kt贸re w艂a艣nie studiowa艂, wychodz膮c ze s艂usznego za艂o偶enia, 偶e zawi艂e i archaicznie manuskrypty Curwena s膮 i tak dla niej za trudne. Co innego rodzice; je艣li badany akurat r臋kopis nie by艂 pisany szyfrem albo nie zawiera艂 ca艂ej masy tajemniczych symboli i niezrozumia艂ych ideogram贸w (jak ten, zatytu艂owany: Do Tego, Kt贸ry Przyjdzie P贸藕niej...), przykrywa艂 go po prostu papierem, kt贸ry zawsze mia艂 pod r臋k膮 i czeka艂, a偶 go艣膰 opu艣ci pok贸j. Kiedy sam wychodzi艂 z pokoju lub udawa艂 si臋 na spoczynek, papiery zamyka艂 na klucz w antycznej komodzie. Wkr贸tce nabra艂 szczeg贸lnych nawyk贸w, przestrzegaj膮c 艣ci艣le godzin przeznaczonych na prac臋, d艂ugie spacery czy inne sprawy wymagaj膮ce wyj艣cia z domu. Nauka w otwartej w艂a艣nie po wakacjach szkole, gdzie rozpocz膮艂 ostatni rok, niezmiernie go nudzi艂a i postanowi艂 zrezygnowa膰 z przysz艂ych studi贸w na wy偶szej uczelni. Twierdzi艂, 偶e czekaj膮 go szczeg贸lnie donios艂e badania, kt贸re i tak otworz膮 przed nim takie horyzonty humanistyki i ca艂ej og贸lnej wiedzy, o jakich nie 艣ni艂o si臋 偶adnemu uniwersytetowi na 艣wiecie.

Oczywi艣cie, tylko kto艣, kto w mniejszym lub wi臋kszym stopniu by艂 ekscentrycznym, rozmi艂owanym w nauce samotnikiem, m贸g艂 przez d艂u偶szy czas znie艣膰 taki tryb 偶ycia. A Ward by艂 w艂a艣nie takim urodzonym naukowcem i odludkiem; dlatego te偶 rodzice raczej nad nim ubolewali, ni偶 byli zaskoczeni jego nieoczekiwanym zamkni臋ciem si臋 w sobie i skryto艣ci膮. Niemniej, matce i ojcu jednocze艣nie przysz艂o do g艂owy, 偶e' to jednak dziwne, i偶 tak otwarty dot膮d m艂odzieniec nie pokaza艂 im przecie偶 nawet jednej kartki ze znalezionego skarbu, ani nie informowa艂 ich na bie偶膮co 鈥 w miar臋 jak rozszyfrowywa艂 tajemnicze papiery 鈥 o post臋pach pracy. Pow艣ci膮gliwo艣膰 swoj膮 Charles t艂umaczy艂 tym, 偶e chce zaczeka膰 do chwili, gdy b臋dzie ju偶 w stanie ujawni膰 ca艂o艣膰 odkrycia; w miar臋 up艂ywu tygodni jednak, m艂odzieniec uporczywie milcza艂 i mi臋dzy nim a rodzin膮 wyrasta膰 zacz膮艂 mur, powi臋kszany jeszcze przez niech臋膰 matki, manifestuj膮cej swe niezadowolenie z jego studi贸w nad osob膮 Curwena.

W pa藕dzierniku Ward zn贸w zacz膮艂 odwiedza膰 biblioteki; nie szuka艂 jednak ju偶, jak mia艂o to miejsce poprzednio, materia艂贸w dotycz膮cych spraw dawnych. Czary i magia, okultyzm i demonologia 鈥 to teraz zg艂臋bia艂; a kiedy 藕r贸d艂a dost臋pne" w Providence okazywa艂y si臋 niewystarczaj膮ce, jecha艂 poci膮giem do Bostonu, gdzie korzysta艂 z bogactwa wielkiej biblioteki na Copley Square, Biblioteki Widenera w Harvardzie czy brookli艅skiej Biblioteki Studi贸w Ziona, gdzie by艂y pewne unikalne prace z zakresu biblistyki. Bez przerwy kupowa艂 nowe ksi膮偶ki i by pomie艣ci膰 ten nowy ksi臋gozbi贸r, sk艂adaj膮cy si臋 z najnowszych prac na niesamowite tematy 鈥 musia艂 zainstalowa膰 w swej pracowni dodatkowe rega艂y. Podczas 艢wi膮t Bo偶ego Narodzenia wybra艂 si臋 w podr贸偶 do kilku miejscowo艣ci 鈥 r贸wnie偶 do Salem, gdzie w Instytucie Essex pragn膮艂 przejrze膰 pewne dokumenty.

Gdzie艣 w po艂owie stycznia 1920 roku, Ward zacz膮艂 przejawia膰 wyra藕ne oznaki triumfu; jego przyczyny jednak nigdy nie wyjawi艂, jakkolwiek od tej pory przesta艂 艣l臋cze膰 nad szyfrem Hutchinsona. Przyst膮pi艂 z kolei do intensywnych studi贸w chemicznych i penetracji archiw贸w. W domu, na nie u偶ywanym poddaszu urz膮dzi艂 sobie laboratorium, j w bibliotekach natomiast myszkowa艂 w poszukiwaniu wszelkiego rodzaju 藕r贸de艂 dotycz膮cych statystyki demograficznej. Wypytywani p贸藕niej miejscowi kupcy, trudni膮cy si臋 handlem chemikaliami i artyku艂ami do bada艅 naukowych, demonstrowali dziwaczne i pozbawione sensu! wykazy substancji i instrument贸w nabywanych przez Warda. Urz臋dnicy z Budynku Stanowego, Ratusza i r贸偶norodnych bibliotek byli natomiast zgodni co do obiektu jego poszukiwa艅; uporczywie i gor膮czkowo szuka艂 grobu Josepha Curwena, z kt贸rego p艂yty grobowej, wsp贸艂czesna mu generacja tak dok艂adnie usun臋艂a nazwisko.

Stopniowo zacz臋艂o narasta膰 przekonanie, 偶e w rodzinie Ward贸w dzieje si臋 co艣 niedobrego. Charles ju偶 wcze艣niej wprawdzie mia艂 swoje dziwactwa i cz臋sto zmienia艂 zainteresowania, ale taka skryto艣膰 i osobliwe poszukiwania, nawet jak na niego, by艂y czym艣 niecodziennym. Do szko艂y ucz臋szcza艂 dla 艣wi臋tego spokoju, i chocia偶 nie obla艂 偶adnego egzaminu, najwyra藕niej straci艂 ca艂e swe dotychczasowe zainteresowanie i pilno艣膰. Zajmowa艂y go inne sprawy; i je艣li tylko nie by艂o go w nowym laboratorium wype艂nionym stosami przestarza艂ych, alchemicznych ksi膮g, to z pewno艣ci膮 艣l臋cza艂 gdzie艣 w mie艣cie nad dawnymi wykazami pogrzeb贸w, lub te偶 skleja艂 swe okultystyczne woluminy w pracowni, gdzie znad ozdobnego kominka na p贸艂nocnej 艣cianie pokoju spogl膮da艂y na艅 dobrotliwe oczy tak zaskakuj膮co podobnego do Charlesa, Josepha Curwena.

Pod koniec marca Ward do swych poszukiwa艅 archiwalnych doda艂 upiorn膮 seri臋 w艂贸cz臋g po starych cmentarzach miasta. Sprawa wysz艂a na jaw p贸藕niej, kiedy od urz臋dnik贸w w Ratuszu dowiedziano si臋, i偶 natrafi艂 zapewne na jaki艣 istotny 艣lad. Jego poszukiwania bowiem przenios艂y si臋 nieoczekiwanie z grobu Josepha Curwena na mogi艂臋 niejakiej Naphthali Field. Przyczyna tej zmiany wyja艣ni艂a si臋, gdy prowadz膮cy 艣ledztwo, przegl膮daj膮c te same kartoteki co uprzednio Ward, natrafili na fragmentaryczny dokument dotycz膮cy poch贸wku Curwena, kt贸ry unikn膮艂 losu innych, podobnych dokument贸w odnosz膮cych si臋 do tego cz艂owieka. By艂a w nim mowa o zdumiewaj膮cej, o艂owianej trumnie, kt贸ra z艂o偶ona zosta艂a ,,10 st贸p pd. i 5 st贸p z. od grobu Naphthali Field na c_____ ". Brak plan贸w teren贸w cmentarnych w ogromnym stopniu skomplikowa艂 poszukiwania i mogi艂a Naphthali Field wydawa艂a si臋 by膰 r贸wnie trudna do zlokalizowania, jak gr贸b samego Curwena; skoro jednak wymazaniu uleg艂 jedynie napis na jego kamieniu, z du偶ym prawdopodobie艅stwem mo偶na by艂o za艂o偶y膰, 偶e odnalezienie jej mogi艂y jest wy艂膮cznie kwesti膮 czasu i przypadku; je艣li nawet zagin臋艂a dokumentacja. Pozosta艂y zatem w臋dr贸wki 鈥 a poniewa偶 sk膮din膮d wiadome by艂o, 偶e jedyna istniej膮ca Naphthali Field (obiit 1729), o kt贸rej gr贸b mog艂o tu chodzi膰, by艂a baptystk膮, z poszukiwa艅 nale偶a艂o wy艂膮czy膰 cmentarz 艣w. Jana (dawniej Kr贸lewski) oraz tereny grzebalne Kongregacjonist贸w, w 艣rodku Cmentarza Swan Point.


-4-


Gdzie艣 w maju, doktor Willett, na 偶yczenie Warda seniora, zaznajomiony ze wszystkimi faktami dotycz膮cymi Curwena, kt贸re rodzina zdo艂a艂a wyci膮gn膮膰 od Charlesa w dniach kiedy ten jeszcze nie otoczy艂 si臋 tajemnic膮, odby艂 z m艂odym cz艂owiekiem rozmow臋. Rozmowa jednak nic nowego nie wnios艂a ani niczego nie rozstrzygn臋艂a, a Willett przez ca艂y czas jej trwania mia艂 艣wiadomo艣膰, 偶e Charles ca艂kowicie panuje nad sytuacj膮, zachowuj膮c czujno艣膰 ilekro膰 dotykano spraw istotnych. Jedyn膮 korzy艣ci膮 jaka wynik艂a ze spotkania by艂o to, 偶e tajemnicza m艂odzieniec musia艂 poda膰 jakie艣 racjonalne powody swego zachowania. Na bladej, beznami臋tnej twarzy nie odbi艂 si臋 nawet 艣lad zak艂opotania, kiedy Ward zgadza艂 si臋 pom贸wi膰 o swych poszukiwaniach, zastrzegaj膮c jednocze艣nie, 偶e nie ujawni samej ich istoty. O艣wiadczy艂, 偶e papiery przodka 鈥 w wi臋kszo艣ci zaszyfrowane 鈥 zawieraj膮 pewne nadzwyczajne sekrety dawnej wiedzy naukowej, por贸wnywalnej tylko z odkryciami zakonnika Bacona, a zapewne je przewy偶szaj膮. Niemniej, bez korelacji z ca艂ym zestawem wiedzy, ca艂kowicie obecnie zarzuconej, jest on praktycznie bez sensu, tote偶 prezentacja jej 艣wiatu w stanie obecnym i w zestawieniu wy艂膮cznie ze wsp贸艂czesn膮 nauk膮 mija si臋 z celem, odbieraj膮c jednocze艣nie ca艂膮 jej si艂臋 wyrazu i dramaturgi臋. By wyznaczy膰 tej wiedzy w艂a艣ciwe miejsce w historii my艣li ludzkiej, konieczna jest w艂a艣nie taka korelacja, dokonana przez kogo艣, kto zna pod艂o偶e kulturowe czas贸w, w kt贸rych si臋 wyewoluowa艂a. Do tego zadania Ward znaczy艂 w艂a艣nie siebie. Przyswaja艂 sobie, najszybciej jak potrafi艂 zapomniane sztuki z minionych czas贸w, kt贸re rzetelny interpretator danych Curwena musia艂 posi膮艣膰; 偶ywi膮c przy tym b艂og膮 nadziej臋, w stosownym czasie zaprezentuje i rozg艂osi co艣, co wzbudzi najwy偶si zdumienie ludzko艣ci i 艣wiata my艣li ludzkiej. Nawet Einstein o艣wiadczy艂 鈥 nie m贸g艂by bardziej zrewolucjonizowa膰 powszechnego poj臋 rzeczy.

O swych poszukiwaniach cmentarnych 鈥 do kt贸rych si臋 bez wahania przyzna艂 nic podaj膮c 偶adnych konkret贸w, stwierdzi艂, i偶 ma powody s膮dzi膰, 偶e na okaleczonym nagrobku Josepha Curwena umieszczone s膮 pewne mistyczne symbole; wyryte zgodnie z wol膮 zmar艂ego i pomini臋te przez ignorancj臋 tych, kt贸rzy usun臋li jego imi臋 z kamienia. Symbole te s膮 konieczne dla ostatecznego rozwi膮zania owego tajemniczego systemu. S膮dzi, 偶e Curwen pragn膮艂 dobrze zabezpieczy膰 sw贸j sekret i dlatego wszelkie dane porozrzuca艂 w tak osobliwy spos贸b. Kiedy doktor Willett prosi艂 o pokazanie tych mistycznych dokument贸w, Ward uczyni艂 to bardzo niech臋tnie. Pocz膮tkowo pr贸bowa艂 doktora zby膰 fotostatyczn膮 kopi膮 szyfru Hutchinsona oraz formu艂ami i diagramami Orne'a. Ostatecznie jednak pokaza艂 oryginalne znaleziska nale偶膮ce ongi艣 do Curwena: Dziennik i Notatki, szyfr (tytu艂 te偶 by艂 zaszyfrowany) oraz wype艂nione formu艂ami Do Tego, Kt贸ry Przyjdzie P贸藕niej 鈥 i pozwoli艂 zajrze膰 do 艣rodka, na niewyra藕ne litery.

Otworzy艂 te偶 pami臋tnik na wybranej specjalnie, zapewne ze wzgl臋du na banalno艣膰 tekstu, stronie. Willett zobaczy艂 zwi臋z艂e pismo kre艣lone po angielsku r臋k膮 Curwena. Dok艂adnie przyjrza艂 si臋 niewyra藕nym i zawi艂ym literom: og贸lnie charakter pisma jak i styl by艂y niew膮tpliwie siedemnastowieczne, jakkolwiek autor pisa艂 to w wieku osiemnastym. Willett szybko nabra艂 pewno艣ci, 偶e dokument jest autentyczny. Sam tekst faktycznie by艂 raczej banalny i Willett zapami臋ta艂 z niego tylko fragment:

,,Sr. 16 pa藕d藕. 1754.

Statek m贸j 鈥淲ahefal" wyp艂yn膮艂 dzi艣 z Londynu z XX nowymi lud藕mi zabranymi z Indii, Hiszpanami z Martineco i Holendrami z Surinamu. Holendrzy odej艣膰 pragn膮 s艂ysz膮c Z艂e rzeczy o tych Transakcjach, ale widz臋 ju偶, 偶e sk艂onni s膮 do Pozostania. Dla p. Knighta Dextera spod Wawrzynu i Xi臋gi 120 bel P艂贸tna Lnianego, 100 bel Posortowanego Batystu, 20 sztuk We艂nianej Bai, 50 sztuk L艣ni膮cej Tkaniny Jedwabnej, po 300 sztuk Shendsoy i Humhum. Dla p. Greena spod S艂onia 50 galonowych Pojemnik贸w na Mleko, 50 Szkandeli, 15 Wielkich Ba艅 na Mleko, 10 p. Szczypiec. Dla p. Perrigo i Zestaw Szyde艂. Dla p. Nightinga艂e 50 Ryz pierwszorz臋dnego Papieru Kancelaryjnego. Wym贸wi艂em zesz艂ej nocy po trzykro膰 SABAOTH, ale nikt nie przyby艂. Musz臋 wi臋cej wydoby膰 od p. H. W Transylwanii, jakkolwiek Ci臋偶ko niezmiernie tam dotrze膰, jako te偶 niezwyk艂ym jest fakt, 偶e nie mo偶e da膰 mi tego, co dobrze u偶ywa艂 przez lat sto. Simon nie pisa艂 przez tych V. Tygodni, ale tusz臋 otrzyma膰 niebawem od niego wie艣膰."

Kiedy doktor Willett doszed艂 do tego miejsca i przewr贸ci艂 kartk臋, Ward gwa艂townie chwyci艂 ksi膮偶k臋, nieomal wyrywaj膮c mu j膮 z r膮k.

Wszystko, co doktor zd膮偶y艂 dostrzec na nowo otwartej stronicy, to dwa kr贸tkie zdania, kt贸re jednak 鈥 ciekawa rzecz 鈥 utkwi艂y mu wiernie w pami臋ci. By艂o tam napisane: 鈥淭usz臋, 偶e Wers z Liber鈥擠amnatus wypowiedziany przez V Krzy偶ownik贸w i IV Wtajemniczonych rodzi Rzecz poza Sferami. Skieruje ona uwag臋 Tego Kt贸ry Ma nadej艣膰 鈥 je艣li go sobie zapewni臋 鈥 a on zwr贸ci si臋 do rzeczy Minionych i spojrzy wstecz poprzez te wszystkie lata, przeciw kt贸rym musz臋 posi膮艣膰 Prochy lub To, z czego je otrzyma膰".

Wi臋cej Willett nie zdo艂a艂 zobaczy膰, ale i to przelotne spojrzenie wystarczy艂o, by ogarn膮艂 go jaki艣 nowy, nieokre艣lony l臋k przed twarz膮 Josepha Curwena, kt贸ra spogl膮da艂a na艅 dobrotliwie znad kominka Potem zawsze ju偶 doznawa艂 dziwacznego wra偶enia 鈥 praktyka medyczna m贸wi艂a mu, 偶e to tylko wra偶enie 鈥 i偶 oczy z portretu pragn膮 wodzi膰 鈥 czy tylko pragn膮? 鈥 za m艂odym Charlesem Wardem, gdy ten porusza艂 si臋 po pokoju. Przed wyj艣ciem zatrzyma艂 si臋 na chwile i z uwag膮 przyjrza艂 si臋 obrazowi; zdumiony nies艂ychanym podobie艅stwem cz艂owieka z portretu do Charlesa, utrwali艂 sobie w pami臋ci najdrobniejszy szczeg贸艂 tajemniczej, pozbawionej kolor贸w twarzy, a zw艂aszcza lekk膮 skaz臋, czy te偶 blizn臋, na g艂adkim czole, tu偶 nad prawym okiem. Musia艂 przyzna膰, 偶e Cosmo Alexander by艂 malarzem godnym Szkocji, kt贸ra wyda艂a przecie偶 Reaburna 鈥 oraz nauczycielem zas艂uguj膮cym na tak s艂awnego ucznia jak Gilbert Stuart.

Wardowie, zapewnieni przez doktora, 偶e zdrowiu psychicznemu Charlesa nic nie zagra偶a, i 偶e podj膮艂 on tylko badania olbrzymiej przypuszczalnie wagi, stali si臋 bardziej ugodowi i wyrozumiali, kiedy w czerwcu m艂odzieniec o艣wiadczy艂, 偶e definitywnie rezygnuje z nauki na wy偶szej uczelni. Doda艂, 偶e czekaj膮 go badania o wiele wi臋kszym znaczeniu i wyrazi艂 te偶 ch臋膰 udania si臋 w nast臋pnym roku za granic臋, gdzie znale藕膰 mo偶e pewne 藕r贸d艂a, niedost臋pne w Ameryce. Stary Ward zdecydowanie si臋 temu sprzeciwi艂 twierdz膮c, 偶e to absurd puszcza膰 w tak膮 podr贸偶 osiemnastoletniego zaledwie m艂odzie艅ca; odno艣nie uniwersytetu natomiast wyrazi艂 zgod臋. Tak wi臋c, po niezbyt chwalebnym uko艅czeniu Szko艂y Mosesa Browna, nast膮pi艂 dla Charlesa trzyletni okres intensywnych studi贸w okultystycznych i poszukiwa艅 cmentarnych. Uznany zosta艂 za dziwaka, i jeszcze bardziej ni偶 dawniej wypad艂 z uk艂ad贸w towarzyskich rodziny; zajmowa艂 si臋 wy艂膮cznie swoj膮 prac膮 i sporadycznie tylko wyje偶d偶a艂 na kr贸tko do r贸偶nych miast w pogoni za jakimi艣 dokumentami. Pewnego razu wybra艂 si臋 na po艂udnie, by zobaczy膰 si臋 z dziwnym, starym Mulatem mieszkaj膮cym na moczarach, o kt贸rym wydrukowano w gazecie niezwyk艂y artyku艂. Poza tym odszuka艂 niewielk膮 wiosk臋 Adirondacks, sk膮d nadesz艂o doniesienie o pewnych osobliwych praktykach i ceremoniach. Ale wyprawy do Starego 艢wiata, o kt贸rej tak marzy艂, rodzice wci膮偶 mu zabraniali.

Kiedy w kwietniu 1923 roku osi膮gn膮艂 pe艂noletno艣膰 鈥 i dysponuj膮c niewielkim spadkiem, jaki otrzyma艂 po dziadku ze strony matki 鈥 Ward postanowi艂 wreszcie zrealizowa膰 swe marzenia i wyruszy膰 do Europy. O itinerarium podr贸偶y powiedzia艂 tyle tylko, 偶e wymogi studi贸w zawiod膮 go z pewno艣ci膮 do wielu miejsc, lecz o wszystkim b臋dzie uczciwie donosi艂 rodzicom w listach. Kiedy starzy Wardowie zrozumieli, i偶 decyzja ta jest nieodwo艂alna, pogodzili si臋 z losem i starali okaza膰 najdalej id膮c膮 pomoc w przygotowaniach. Ostatecznie w czerwcu, m艂ody cz艂owiek, opatrzony b艂ogos艂awie艅stwem rodzic贸w, kt贸rzy towarzyszyli mu a偶 do Bostonu, i do ostatniej chwili machali z przystani White Star w Charlestown odp艂yn膮艂 do Liverpoolu. Niebawem zacz臋艂y nadchodzi膰 listy m贸wi膮ce o pomy艣lnym zako艅czeniu podr贸偶y, o wynaj臋ciu 鈥 jak by艂o m贸wione 鈥 przyzwoitego mieszkania na Great Russell Street w Londynie, o tym, 偶e jak ognia unika wszelkich znajomych i przyjaci贸艂. W Londynie mia艂 pozosta膰 tak d艂ugo, a偶 nie wyczerpie pewnych 藕r贸de艂 jakie znalaz艂 w British Museum. O swym codziennym 偶yciu pisa艂 ma艂o, bo i niewiele mia艂 do pisania. Czas bez reszty poch艂ania艂y mu studia i eksperymenty naukowe dokonywane w laboratorium, kt贸re urz膮dzi艂 sobie w jednym z pokoi. Nic te偶 nie pisa艂 o w艂贸cz臋gach po tym historycznym, wspania艂ym, starym mie艣cie, z jego uroczymi, majacz膮cymi na tle nieba starodawnymi kopu艂ami i wie偶ami, z pl膮tanin膮 uliczek i zau艂k贸w, kt贸rych mistyczne sploty i nieoczekiwane widoki zaskakiwa艂y sw膮 zmienno艣ci膮. By艂a to dla rodzic贸w wspania艂a wskaz贸wka jak bardzo te nowe studia poch艂on臋艂y umys艂 m艂odzie艅ca.

W czerwcu 1924 roku kr贸tki list powiedzia艂 o przenosinach do Pary偶a 鈥 dok膮d ju偶 uprzednio odby艂 jedn膮 czy dwie podr贸偶e lotnicze po materia艂y z Bibliothetjue Nationale. Przez nast臋pne trzy miesi膮ce przys艂a艂 tylko jedn膮 poczt贸wk臋, podaj膮c w niej adres na Rue St. Jacques i informuj膮c, 偶e rozpocz膮艂 specjalne poszukiwania w bibliotece rzadkich r臋kopis贸w, nale偶膮cej do prywatnego kolekcjonera, kt贸rego nazwiska nie wymieni艂. Unika艂 kontakt贸w z lud藕mi, wi臋c 偶aden z powracaj膮cych z Europy turyst贸w nie spotka艂 studiuj膮cego tam m艂odzie艅ca. Po tej kartce nast膮pi艂a przerwa i dopiero w pa藕dzierniku nadesz艂a do Ward贸w barwna widok贸wka z Pragi; wyczytali w niej, 偶e Charles trafi艂 do t臋gi starodawnego miasta, by pokonferowa膰 z pewnym niewiarygodnie leciwym cz艂owiekiem, kt贸ry by艂 zapewne ostatnim 偶yj膮cym posiadaczem niezwykle osobliwych, 艣redniowiecznych informacji. Poda艂, 偶e mieszka na Neustadt i zapewnia艂, 偶e nie ruszy si臋 stamt膮d a偶 do stycznia; wtedy to przys艂a艂 kilka widok贸wek z Wiednia, w kt贸rych donosi艂 o w臋dr贸wkach po tym mie艣cie. By艂 w nim tylko przejazdem; wybiera艂 si臋 bowiem jeszcze dalej na wsch贸d, do jednego ze swych korespondent贸w, r贸wnie偶 studiuj膮cego okultyzm.

Nast臋pna kartka przysz艂a z Klausenburgu w Transylwanii. Charles zawiadomi艂, 偶e zbli偶a si臋 ju偶 do celu. Zamierza艂 jeszcze odwiedzi膰 Barona Ferenczy, kt贸rego dobra le偶膮 w g贸rach na wsch贸d od Rakus. Kartka z samego Rakus nadesz艂a w tydzie艅 p贸藕niej; Charles pisa艂, 偶e czeka ju偶 tam na艅 pojazd gospodarza i za chwil臋 opuszcza wiosk臋 by uda膰 si臋 w g贸ry. By艂a to ostatnia poczt贸wka 鈥 po niej nast膮pi艂a bardzo d艂uga przerwa. Dopiero w maju odezwa艂 si臋 ponownie, mimo i偶 rodzice ca艂y czas dos艂ownie zasypywali go listami. W pi艣mie tym, Charles odwodzi艂 matk臋 od pomys艂u spotkania si臋 z nim w Londynie, Pary偶u lub w Rzymie, dok膮d to Wardowie zamierzali si臋 uda膰 podczas planowanej po dro偶y do Europy. Studia, twierdzi艂, nie pozwalaj膮 mu opu艣ci膰 obecnego miejsca pobytu, a po艂o偶enie zamku Barona Ferenczy z kolei nit sprzyja wizytom. Pa艂ac stoi na odludziu, na stromej skale w poro艣ni臋tych lasami g贸rach, a sama okolica jest przez miejscowych unikana i normalni ludzie czuj膮 si臋 tam bardzo 藕le. Ponadto poprawnemu, konserwatywnemu szlachcicowi z Nowej Anglii nie przypad艂by do gustu sam baron. By艂 bowiem a偶 niepokoj膮co stary i mia艂 swoje nawyki. Lepiej, twierdzi艂 Charles, je艣li rodzice zaczekaj膮 a偶 wr贸ci do Providence, co powinno ju偶 niebawem nast膮pi膰.

Powr贸t jednak nast膮pi艂 dopiero w maju 1925 roku, kiedy to 鈥 po kilku zwiastuj膮cych kartkach pocztowych 鈥 m艂ody podr贸偶nik, bez rozg艂osu, wp艂yn膮艂 do Nowego Yorku na statku 鈥淗omeric", a nast臋pnie ruszy艂 autobusem w d艂ug膮 drog臋 do Providence. Spija艂 wzrokiem zielone, ci膮gn膮ce si臋 wzg贸rza, wonne sady, pe艂ne kwitn膮cych owocowych drzew, bia艂e od strzelistych wie偶 miasteczka wiosennego Connecticut; pierwsze po blisko dw贸ch latach spotkanie ze swojsk膮 Now膮 Angli膮. Kiedy pojazd przeci膮wszy Pawcatuck, dotar艂 do Rhode Island sk膮panej w czarodziejskim z艂ocie p贸藕nego, wiosennego popo艂udnia, zabi艂o mu mocniej serce; wjazd do samego Providence ulicami Reseryoir i Elmwood 鈥 mimo otch艂annej, zakazanej wiedzy jak膮 zdoby艂, by艂 czym艣 cudownym i zapieraj膮cym w piersiach dech. Ze skweru usytuowanego na szczycie wynios艂ego wzg贸rza 鈥 gdzie 艂膮cz膮 si臋 ulice Broad, Weybosset i Empire 鈥 ujrza艂 wok贸艂 siebie, i w dole, stoj膮ce w ogniu zachodz膮cego s艂o艅ca, dobrze znane, schludne domy, kopu艂y i wie偶e starego miasta; a ju偶 zawrotu g艂owy dosta艂 kiedy pojazd toczy艂 si臋 w d贸艂 do swej ko艅cowej stacji za Biltmore, przed oczyma Warda rysowa艂 si臋 olbrzymi garb starego wzg贸rza za rzek膮, spowity mi臋kk膮, pok艂ut膮 dachami zieleni膮 oraz wysmuk艂a, kolonialna iglica Pierwszego Ko艣cio艂a Babtyst贸w, kt贸ra w magicznym, wieczornym blasku majaczy艂a r贸偶owo na tle 艣wie偶ej wiosennej zieleni urwiska.

Stare Providence! Miejsce, gdzie tajemnicze si艂y drugiej i ci膮g艂ej historii powo艂ywa艂y go do 偶ycia, cofaj膮c jednocze艣nie ku cudom i sekretom, kt贸rych kra艅ca nie by艂 w stanie wyznaczy膰 偶aden prorok. Tu tkwi艂y korzenie 鈥 cudowne lub przera偶aj膮ce 鈥 ca艂ej sprawy, do kt贸rej przygotowa艂y Charlesa te wszystkie lata jego podr贸偶y i mozolnych studi贸w. Taks贸wka przemkn臋艂a przez Post Office Square 鈥 sk膮d wida膰 by艂o rzek臋 鈥 a potem obok starego Domu Handlowego na brzeg zatoki i ostro w g贸r臋 przez Waterman Street na Prospect, gdzie olbrzymia, l艣ni膮ca kopu艂a i zalane 艣wiat艂em zachodz膮cego s艂o艅ca jo艅skie kolumny Ko艣cio艂a Nauki Chrystusowej wskazywa艂y p贸艂nocny kierunek. Nast臋pnie min膮艂 osiem kwadratowych, przepi臋knych, starych rezydencji kt贸re ogl膮da艂 jeszcze oczyma dziecka 鈥 z ci膮gn膮cymi si臋 po obu stronach ulicy orginalnymi, ceglanymi chodnikami, po kt贸rych tak cz臋sto kroczy艂y jego m艂odzie艅cze stopy, i na ko艅cu, po prawej Stronie pojawi艂a si臋 ma艂a, bia艂a farma, po lewej za艣 klasyczny portyk Adama i majestatyczna, pe艂na wykuszy fasada wielkiego, ceglanego domu, w kt贸rym si臋 urodzi艂. Zapad艂 ju偶 zmrok, kiedy Charles Dexter Ward powr贸ci艂 do domu.


-5-


Psychiatrzy, nastawieni nie tak akademicko jak doktor Lyman, pocz膮tek prawdziwego szale艅stwa Warda wi膮偶膮 z jego europejsk膮 podr贸偶膮. Przyznaj膮, 偶e kiedy wyrusza艂, by艂 ca艂kiem zdr贸w, lecz po powrocie jego zachowanie dobitnie 艣wiadczy艂o o zgubnych zmianach, jakie w nim zasz艂y. Doktor Willett jednak jest odmiennego zdania; upiera si臋, 偶e wydarzy艂o si臋 to p贸藕niej; a dziwactwa m艂odzie艅ca w tym okresie przypisuje praktykowaniu rytua艂贸w, kt贸re pozna艂 by艂 za granic膮 鈥 zapewne niezwykle osobliwych, ale nie poci膮gaj膮cych jeszcze za sob膮 aberracji umys艂owej. Sam Ward, poza tym, 偶e wyra藕nie zm臋偶nia艂 i podr贸s艂, w swych reakcjach generalnie pozosta艂 normalny i w kilku przeprowadzonych z Willettem rozmowach wykaza艂 tak膮 r贸wnowag臋 psychiczn膮, jakiej 偶aden szaleniec 鈥 nawet w pocz膮tkowym stadium choroby 鈥 nie potrafi艂by symulowa膰 przez d艂u偶szy czas. Jedyn膮 w tym czasie rzecz膮, sugeruj膮c膮 ewentualnie szale艅stwo by艂y d藕wi臋ki jakie dobiega艂y o r贸偶nych porach z laboratorium na poddaszu, gdzie m艂odzieniec sp臋dza艂 prawie ca艂y czas. S艂ycha膰 by艂o dochodz膮ce stamt膮d 艣piewy, recytacje i rodzaj jakich艣 grzmi膮cych deklamacji w niesamowitym rytmie; i jakkolwiek d藕wi臋ki te wydawane by艂y g艂osem Warda, to charakter jego g艂osu i akcent wymawianych formu艂 mrozi艂 krew w 偶y艂ach s艂uchaczy. Nig, ukochany, s臋dziwy kot domownik贸w, za ka偶dym razem, kiedy s艂ycha膰 by艂o stamt膮d pewne tony, wyra藕nie o偶ywi艂 si臋 i pr臋偶y艂 grzbiet.

Od czasu do czasu dolatywa艂y te偶 z laboratorium zapachy w najwy偶szym stopniu intryguj膮ce. Niekt贸re z nich by艂y przykre, przewa偶a艂y jednak nieokre艣lone cho膰 natr臋tne aromaty sprowadzaj膮ce najfantastyczniejsze halucynacje. Ka偶dy, kto wci膮gn膮艂 w p艂uca 贸w przenikaj膮cy powietrze zapach, doznawa艂 chwilowych wizji rozleg艂ych horyzont贸w z dziwnymi wzg贸rzami, czy te偶 nieko艅cz膮cych si臋 alei sfinks贸w i gryf贸w o ko艅skim ciele, ci膮gn膮cych si臋 w niezmierzone dale. Charles Ward poniecha艂 ju偶 swych dawnych w艂贸cz臋g; czas sp臋dza艂 albo nad dziwnymi ksi膮偶kami, kt贸rych nawi贸z艂 do domu ca艂膮 mas臋, albo te偶 po艣wi臋ca艂 si臋 r贸wnie dziwacznym badaniom. T艂umaczy艂 to tym, 偶e europejskie 藕r贸d艂a roztoczy艂y przed nim nowe perspektywy i otworzy艂y mo偶liwo艣ci, dzi臋ki kt贸rym w najbli偶szych latach dokona rzeczy rewolucyjnych. Jeszcze bardziej upodobni艂 si臋 do Curwena z portretu w bibliotece, przed kt贸rym doktor Willett, zawsze ilekro膰 sk艂ada艂 Charlesowi wizyt臋, przystawa艂 zdumiony. Tak naprawd臋, to ju偶 tylko niewielka plamka nad prawym okiem m臋偶czyzny na portrecie odr贸偶nia艂a dawno zmar艂ego czarnoksi臋偶nika od 偶yj膮cego m艂odzie艅ca. Wizyty te, kt贸re Willett sk艂ada艂 Charlesowi na wyra藕ne 偶yczenie pana Warda, by艂y r贸wnie偶 spraw膮 zadziwiaj膮c膮. M艂ody cz艂owiek wprawdzie nigdy nie da艂 doktorowi wyra藕nej odprawy, ale te偶 i nigdy nie pozwoli艂 mu dotrze膰 do g艂臋bszych warstw swej psychiki. Willett cz臋sto zastawa艂 w pracowni r贸偶ne osobliwe rzeczy; a to ustawione na p贸艂kach lub stole niewielkie, wykonane z wosku wyobra偶enia o groteskowych kszta艂tach, to zn贸w wp贸艂 zatarte pozosta艂o艣ci k贸艂, tr贸jk膮t贸w i pentagram贸w wykonanych kred膮 albo w臋glem na uprz膮tni臋tej pod艂odze na 艣rodku wielkiego pokoju. A nocami grzmia艂y owe rytmy i inkantacje; dosz艂o w ko艅cu do tego, 偶e s艂u偶ba zacz臋艂a potajemnie rozsiewa膰 pog艂oski, 偶e Charles oszala艂.

W styczniu 1927 roku zaszed艂 osobliwy wypadek. Pewnej nocy, oko艂o p贸艂nocy, kiedy Charles monotonnym g艂osem ci膮gn膮艂 rytua艂, kt贸rego niesamowite kadencje budzi艂y w ca艂ym domu upiorne echa, od zatoki przyszed艂 nag艂y poryw przenikliwego wiatru, po czym nast膮pi艂o trudne do wyt艂umaczenia dr偶enie ziemi, kt贸re odczuli wszyscy mieszkaj膮cy w s膮siedztwie ludzie. Jednocze艣nie kot zacz膮艂 wykazywa膰 niebywa艂e przera偶enie, a w promieniu mili rozszczeka艂y si臋 wszystkie psy. By艂o to preludium do gwa艂townej burzy z piorunami 鈥 fenomen o tej porze roku 鈥 kt贸rych trzask by艂 tak dono艣ny, 偶e pa艅stwo Wardowie pomy艣leli w pierwszej chwili, 偶e piorun trafi艂 w dom. Ruszyli spiesznie na g贸r臋, by obejrze膰 wyrz膮dzone szkody, ale w prowadz膮cych na poddasze drzwiach przywita艂 ich Charles. W jego bladej, z艂owieszczej twarzy o stanowczym wyrazie malowa艂a si臋 przyprawiaj膮ca o trwog臋 mieszanina powagi i triumfu. Zapewni艂 rodzic贸w, 偶e w dom nie trafi艂o, a burza wkr贸tce minie. Wyjrzawszy przez okno, przekonali si臋, 偶e ma racj臋; b艂yskawice oddala艂y si臋, korony drzew, targane dziwnym, lodowatym podmuchem ci膮gn膮cym znad wody nieruchomia艂y, a grzmoty przekszta艂ci艂y si臋 najpierw w odleg艂y, st艂umiony chichot, poczym ucich艂y ca艂kowicie. Pojawi艂y si臋 gwiazdy, a maluj膮cy si臋 na twarzy Charlesa triumf skrystalizowa艂 si臋, przybieraj膮c niezwykle osobliwy wyraz.

Po tym zdarzeniu, mniej wi臋cej przez dwa miesi膮ce, Ward du偶o mniej czasu ni偶 zazwyczaj sp臋dza艂 w laboratorium. Wykazywa膰 te偶 zacz膮艂 dziwne zainteresowanie pogod膮, pytaj膮c bez przerwy, kiedy nadejdzie wiosna i puszcz膮 skuwaj膮ce ziemi臋 okowy lodu. Pewnej nocy, pod koniec marca, dobrze ju偶 po p贸艂nocy opu艣ci艂 dom i wr贸ci艂 dopiero nad ranem. Jego matka 鈥 kt贸ra w艂a艣nie si臋 obudzi艂a 鈥 pos艂ysza艂a dochodz膮cy od bramy wjazdowej d藕wi臋k silnika. Potem dobieg艂y j膮 st艂umione przekle艅stwa i kiedy zaintrygowana podesz艂a do okna, ujrza艂a i偶 cztery ciemne postacie wyci膮gaj膮 z ci臋偶ar贸wki, pod dyktando Charlesa, d艂ug膮, ci臋偶k膮 skrzyni臋 i wnosz膮 j膮 przez boczne drzwi do domu. Potem dobieg艂 j膮 zdyszany oddech i ci臋偶ki ch贸d po schodach, a na koniec g艂uche t膮pni臋cie na strychu. Par臋 chwil p贸藕niej rozleg艂 si臋 d藕wi臋k schodz膮cych po schodach krok贸w i czw贸rka m臋偶czyzn zn贸w pokaza艂a si臋 na polu przy ci臋偶ar贸wce, kt贸r膮 zaraz odjechali.

Tego dnia Charles zaci膮gn膮艂 okiennice w swym zaciszu na poddaszu, zamkn膮艂 si臋 tam na g艂ucho i przyst膮pi艂 do pracy z jakim艣 metalowym przedmiotem. Nikogo nic wpuszcza艂 i uporczywie odmawia艂 proponowanych posi艂k贸w. Oko艂o po艂udnia rozleg艂 si臋 jaki艣 dono艣ny 艂omot, a po nim straszny krzyk i odg艂os upadku. Kiedy zaniepokojona i pani Ward zastuka艂a do drzwi, po d艂u偶szym milczeniu syn odpowiedzia艂 cicho, 偶e wszystko jest w jak najlepszym porz膮dku. Ale obrzydliwy, nie do opisania smr贸d, kt贸ry bucha艂 zza drzwi, r贸偶ni艂 si臋 ca艂kowicie od poprzednich zapach贸w. P贸藕nym popo艂udniem, kiedy ucich艂y dobiegaj膮ce zza zamkni臋tych na g艂ucho drzwi dziwne, sycz膮ce d藕wi臋ki, m艂odzieniec pojawi艂 si臋 osobi艣cie; wystraszony i dziwnie wymizerowany. Zabroni艂 komukolwiek i pod jakimkolwiek pozorem przekroczy膰 progu laboratorium. Tak w艂a艣nie rozpocz膮艂 si臋 kolejny etap jego sekretnych zaj臋膰! Nigdy ju偶 p贸藕niej nic wolno by艂o nikomu wchodzi膰! ani do tajemniczej pracowni w mansardzie, ani do przylegaj膮cego d贸j niej magazynku, kt贸ry Charles sam wysprz膮ta艂 i umeblowa艂 z grubsza, do艂膮czaj膮c do swego nietykalnego, prywatnego kr贸lestwa, i traktuj膮c go jako sypialni臋. Tam te偶, zamkni臋ty z ksi膮偶kami przyniesionymi z biblioteki na dole, 偶y艂 a偶 do czasu, kiedy zakupi艂 bungalow w Pawtuxet, dok膮d przeni贸s艂 ca艂y sw贸j naukowy dobytek.

Wieczorem tego dnia, Charles ukry艂 przed domownikami gazet臋 i pozoruj膮c jaki艣 wypadek, zniszczy艂 pewne jej strony. Doktor Willett na podstawie zezna艅 domownik贸w ustali艂 p贸藕niej dat臋 tego wydarzenia, wydoby艂 z redakcji 鈥淛ournalla" nie zniszczony egzemplarz i sprawdzi艂 tre艣膰 zniszczonego przez Warda fragmentu. By艂 to niewielki artyku艂:


Nocni kopacze na Cmentarzu P贸艂nocnym

Robert Hart, nocny str贸偶 na Cmentarzu P贸艂nocnym zaskoczy艂 dzi艣 nad ranem, w najstarszej cz臋艣ci cmentarza kilku m臋偶czyzn, kt贸rzy przybyli tam ci臋偶ar贸wk膮. Z pozostawionych 艣lad贸w wynika, i偶 natkn膮艂 si臋 na nich, nim ci zd膮偶yli dokona膰 tego, co zamierzali 鈥 bez wzgl臋du, co to mia艂o by膰.

Zaskoczy艂 ich oko艂o czwartej nad ranem; uwag臋 jego zwr贸ci艂 bowiem dochodz膮cy spoza budki, w kt贸rej przebywa艂, d藕wi臋k motoru. Kiedy zaintrygowany wyszed艂 na zewn膮trz, ujrza艂 w niewielkiej odleg艂o艣ci na drodze ci臋偶ar贸wk臋: niestety szelest st贸p na 偶wirze zdradzi艂 jego obecno艣膰. M臋偶czy藕ni spiesznie umie艣cili na ci臋偶ar贸wce wielk膮 skrzyni臋, i, nim zdo艂a艂 ich pochwyci膰, odjechali w stron臋 ulicy. 呕aden z okolicznych grob贸w nic zosta艂 uszkodzony i Hart s膮dzi, 偶e chcieli t臋 skrzyni臋 zakopa膰 w ziemi.

Kopacze musieli pracowa膰 ju偶 d艂u偶szy czas, bowiem Hart natkn膮艂 si臋 na olbrzymi, 艣wie偶y wykop, w znacznej odleg艂o艣ci od szosy w kwaterze Amosa Fielda, gdzie pozosta艂o ju偶 niewiele kamiennych nagrobk贸w. Dziura wielko艣ci grobu by艂a pusta, a zgodnie z planem cmentarza w miejscu tym nigdy nie by艂o 偶adnego grobu.

Sier偶ant Riley z Drugiego Posterunku obejrzawszy miejsce przest臋pstwa wyrazi艂 opini臋, 偶e d贸艂 wykopany zosta艂 prawdopodobnie przez bootlegger贸w, kt贸rzy w ren straszny i pomys艂owy zarazem spos贸b, chcieli ukry膰 w bezpiecznym miejscu sw贸j towar. Przes艂uchiwany Hart zezna艂, i偶 ci臋偶ar贸wka skierowa艂a si臋 prawdopodobnie w stron臋 Rochambeau Avenue, ale pewno艣ci nie ma.


Przez kilka kolejnych dni, Charles Ward z rzadka tylko pokazywa艂 si臋 rodzinie. Powi臋kszaj膮c swe kr贸lestwo na poddaszu o sypialni臋, sp臋dza艂 tam dos艂ownie ka偶d膮 chwil臋, a posi艂ki, dostarczane mu pod drzwi odbiera艂 dopiero wtedy, gdy s艂u偶膮cy si臋 ju偶 oddali艂. Ponownie wr贸ci艂y monotonne formu艂y i 艣piewy w dziwacznych rytmach; niekiedy przypadkowi s艂uchacze s艂ysze膰 mogli brz臋kliwy d藕wi臋k szk艂a, syczenia jakich艣 chemikalii, szum p艂yn膮cej wody oraz warkot gazowych p艂omieni w palniku. W okolicy zamkni臋tych drzwi laboratorium w powietrzu wisia艂 od贸r, jakiego nigdy tam wcze艣niej nie by艂o. W twarzy m艂odego samotnika, ilekro膰 wychodzi艂 ze swego ukrycia, malowa艂 si臋 wyraz najg艂臋bszego zamy艣lenia. Raz osobi艣cie si臋 uda艂 do Atheneum po ksi膮偶k臋, kt贸rej widocznie potrzebowa艂, innym razem wynaj膮艂 go艅ca, kt贸ry przywi贸z艂 mu z Bostonu jak膮艣 inn膮, tajemnicz膮 ksi臋g臋. Og贸lnie sytuacja stawa艂a si臋 coraz bardziej niezno艣na i rodzina, wraz z doktorem Willettem na dobr膮 spraw臋 nie wiedzia艂a co z tym wszystkim zrobi膰 i co o tym s膮dzi膰.


-6-


Pi臋tnastego kwietnia nast膮pi艂o kolejne, dziwne wydarzenie, do kt贸rego doktor Willett przywi膮zuje du偶膮 wag臋. Sta艂o si臋 to w Wielki Pi膮tek 鈥 co zw艂aszcza na s艂u偶bie wywar艂o wielkie wra偶enie 鈥 ale pozostali domownicy potraktowali to jako czysty zbieg okoliczno艣ci. P贸藕nym popo艂udniem m艂ody Ward zacz膮艂 wyj膮tkowo dono艣nym g艂osem powtarza膰 pewn膮 formu艂臋 i pali膰 przy tym jakie艣 substancje, kt贸rych ostra wo艅 roznios艂a si臋 po ca艂ym domu. Formu艂臋 t臋 s艂ycha膰 by艂o w ca艂ym hallu tak wyra藕nie, 偶e nads艂uchuj膮ca niespokojnie pod zamkni臋tymi drzwiami pani Ward zdo艂a艂a zapami臋ta膰 poszczeg贸lne jej s艂owa i potem, na pro艣b臋 doktora Willetta zapisa膰 j膮. Formu艂a brzmia艂a jak poni偶ej, a eksperci poinformowali doktora, i偶 blisk膮 jej analogi臋 znale藕膰 mo偶na w mistycznym dziele 鈥淓liphas Levi" o tajemniczej postaci, kt贸ra przekrad艂a si臋 przez uchylone, zakazane drzwi i ujrza艂a przera偶aj膮ce otch艂anie znajduj膮cej si臋 za nimi pr贸偶ni:





Per Adonai Eyoim, Adonai Jahova, Adonai Sabaoth, Metraton Ou Agla Methon, verbum pythonicum, mysterium salamandrae, cenventus sylvorum, antra gnomorum, daemonia Coeli God, Almonsin, Gibor, Jehosua, Evam, Zariathnatmik, Veni, veni, veni.


Trwa艂o tak bez przerwy i na okr膮g艂o bite dwie godziny; potem w s膮siedztwie rozleg艂o si臋 piekielne wycie ps贸w. Jak przera藕liwe by艂o to wycie, 艣wiadczy膰 mog艂a nast臋pnego dnia ilo艣膰 szpalt w gazecie po艣wi臋conych temu wydarzeniu. Mieszka艅cy domu jednak nie zwr贸cili na to uwagi. Problem wycia bowiem skutecznie przys艂ania艂 im nap艂ywaj膮cy nieustannie zza zamkni臋tych drzwi laboratorium od贸r. Odra偶aj膮cy, wszechprzenikaj膮cy smr贸d, jakiego nikt nie czu艂 dot膮d i nigdy ju偶 nie poczuje w przysz艂o艣ci. Wtedy te偶 nast膮pi艂 straszliwy b艂ysk, kt贸ry 鈥 gdyby nie 艣wiat艂o dnia 鈥 z pewno艣ci膮 o艣lepi艂by domownik贸w. Wraz z b艂yskiem sp艂yn膮艂 g艂os, jakiego 偶aden ze s艂uchaczy nie zdo艂a艂 ju偶 zapomnie膰. Pochodzi艂 z jakiej艣 nies艂ychanej, og艂uszaj膮cej dali i g艂臋bi; i nie by艂 to g艂os Charlesa Warda. Wstrz膮sn膮艂 on domem w posadach i poprzez zgie艂k czyniony przez psy s艂ysza艂o go co najmniej dw贸ch s膮siad贸w. Wstrz膮艣ni臋tej, pods艂uchuj膮cej pod drzwiami laboratorium syna pani Ward, przesz艂y po plecach lodowate ciarki, kiedy poj臋艂a, piekielne znaczenie tego g艂osu. Charles bowiem opowiedzia艂 jej kiedy艣, jak straszn膮 s艂aw膮 si臋 贸w g艂os cieszy w mrocznych ksi臋gach, i o tym jak grzmia艂 鈥 wed艂ug list贸w Fennera 鈥 nad skazan膮 na zag艂ad臋 farm膮 Pawtuxet owej straszliwej nocy, kiedy umiera艂 Joseph Curwen. Nie by艂o najmniejszych w膮tpliwo艣ci co do to偶samo艣ci tej koszmarnej frazy, kt贸r膮 Charles, jeszcze w czasach, kiedy szczerze o wszystkim rozmawia艂 z rodzicami, tak 偶ywo opisywa艂. By艂 to tylko fragment, w archaicznym i zapomnianym j臋zyku:


DIES MIES JESCHET BOENE DOESEF DOUYEMA EINTEMAUS."


Zaraz po grzmi膮cym g艂osie, nadci膮gn膮艂, mimo, i偶 by艂 to 艣rodek dnia jakby mrok, a za nim fala smrodu, odmiennego wprawdzie od dotychczasowych, lecz r贸wnie obcego i trudnego do zniesienia. Charles zn贸w podj膮艂 艣piew i matka zapami臋ta艂a poszczeg贸lne sylaby, kt贸re brzmia艂y jak: 鈥淵i 鈥 nash 鈥 Yog 鈥 Sothoth 鈥 he 鈥 Iglb 鈥 fi 鈥 throdag" ko艅cz膮c si臋 s艂owem: 鈥淵ah!", wydanym g艂osem o maniakalnej sile wspinaj膮cym si臋 a偶 po rozdzieraj膮ce uszy crescendo. Sekund臋 p贸藕niej powietrze wype艂ni艂 zawodz膮cy skowyt, kt贸ry wybuch艂 z szale艅cz膮 si艂膮 i stopniowo zmieniaj膮c form臋 i tonacj臋, przeszed艂 do paroksyzmu diabolicznego, histerycznego 艣miechu. Kobieta zamar艂a na chwil臋, lecz nad trwog膮 jednak wzi臋艂a g贸r臋 艣lepa odwaga matki; pani Ward post膮pi艂a do przodu i zapuka艂a do drzwi; odpowiedzia艂a jej g艂ucha cisza. Zastuka艂a ponownie, i wtedy sparali偶owa艂 j膮 straszliwy skrzek, tym razem niew膮tpliwie wydany znanym jej tak dobrze g艂osem syna, ale wsp贸艂brzmi膮cy jednocze艣nie z tym innym, wci膮偶 Jeszcze wibruj膮cym w powietrzu g艂osem. Zemdla艂a, jakkolwiek nie jest w stanie przypomnie膰 sobie dok艂adnej i bezpo艣redniej przyczyny tego zas艂abni臋cia. Pami臋膰 p艂ata czasem mi艂osierne figle.

Pan Ward wr贸ci艂 z firmy dok艂adnie kwadrans po sz贸stej i nie zastawszy 偶ony na parterze, dowiedzia艂 si臋 od przera偶onej s艂u偶by, 偶e zapewne pilnuje drzwi Charlesa, zza kt贸rych dobiega艂y jeszcze dziwniejsze odg艂osy. Natychmiast pod膮偶y艂 na pi臋tro, gdzie na korytarzu pod drzwiami laboratorium natkn膮艂 si臋 na rozci膮gni臋t膮 na pod艂odze 偶on臋. Przyni贸s艂 wi臋c spiesznie z toalety w pobliskiej alkowie szklank臋 wody i chlapi膮c zimnym p艂ynem na twarz nieprzytomnej, obserwowa艂 z ulg膮 jak stopniowo dochodzi do siebie i otwiera oszo艂omione oczy. Wtedy, nieoczekiwanie, jego z kolei przeszy艂 lodowaty dreszcz i niewiele brakowa艂o, by pan Ward wpad艂 w taki sam stan, z jakiego wysz艂a w艂a艣niejego 偶ona. Pogr膮偶one bowiem dot膮d w ciszy laboratorium, nie by艂o ju偶 wcale ciche; dobiega膰 zacz臋艂y stamt膮d d藕wi臋ki napi臋tej, st艂umionej rozmowy prowadzonej wprawdzie g艂osem zbyt cichym, by da艂o si臋 rozr贸偶ni膰 poszczeg贸lne s艂owa, ale w jaki艣 spos贸b przejmuj膮cej do szpiku ko艣ci.

To, 偶e Charles mamrocze jakie艣 formu艂y, nie by艂o niczym nowym; tylko 偶e tym razem by艂 to wyra藕ny dialog 鈥 czy te偶 jego imitacja 鈥 w kt贸rym z 艂atwo艣ci膮 rozr贸偶ni膰 by艂o mo偶na pytania i odpowiedzi, o艣wiadczenia i odzewy. Jeden z g艂os贸w nale偶a艂 z ca艂膮 pewno艣ci膮 do Charlesa, ten drugi jednak posiada艂 g艂臋bi臋 i tubalno艣膰, jakich m艂odzieniec przy najlepszych nawet ch臋ciach nie by艂by w stanie wydoby膰 ze swego gard艂a. By艂o w nim co艣 tak obrzydliwego, blu藕nierczego i anormalnego, i偶 wy艂膮cznie straszny krzyk, jaki wyda艂a w tej chwili 偶ona pana Warda sprawi艂, 偶e nie zemdla艂. Przeciwnie, odezwa艂y si臋 w nim takie instynkty opieku艅cze, jakich Theodore Howland Ward w dotychczasowym swym 偶yciu jeszcze nie do艣wiadczy艂. Wzi膮艂 偶on臋 na r臋ce i, nim w pe艂ni dotar艂y do jej 艣wiadomo艣ci g艂osy, kt贸re nim tak straszliwie wstrz膮sn臋艂y, szybko zni贸s艂 j膮 na parter. Umykaj膮c na d贸艂, pos艂ysza艂 jednak co艣 co sprawi艂o, 偶e zachwia艂 si臋 pod niesionym ci臋偶arem. Krzyk pani Ward bowiem musieli us艂ysze膰 ci inni, i w odpowiedzi, zza zamkni臋tych drzwi dobieg艂y pierwsze artyku艂owane, wyra藕ne s艂owa. By艂a to tylko uwaga, kt贸r膮 podniecony Charles zwr贸ci艂 komu艣, lecz w jaki艣 mglisty spos贸b nios艂a ona ojcu nieznan膮 gro藕b臋:

- Sza鈥 pisz!

Po obiedzie Wardowie odbyli d艂u偶sz膮 narad臋 i ojciec postanowi艂 jeszcze tego wieczoru rozm贸wi膰 si臋 ostatecznie z synem. Nieistotne, jak wa偶ne by艂y zaj臋cia Charlesa, takie zachowanie si臋 by艂o niedopuszczalne. Ostatnie wybryki przekracza艂y ju偶 granice zdrowego rozs膮dku, zagra偶aj膮c 艂adowi w domu i nerwom pozosta艂ych domownik贸w. M艂odzieniec musia艂 chyba straci膰 rozum, gdy偶 tylko zwyk艂e szale艅stwo t艂umaczy膰 mog艂o tak dzikie wrzaski i wyimaginowane rozmowy prowadzone r贸偶nymi g艂osami. Je艣li nie po艂o偶y temu kresu, pani Ward ci臋偶ko rozchoruje si臋 na nerwy, a s艂u偶ba porzuci prac臋.

Kiedy sprz膮tni臋to ze sto艂u, pan Ward wsta艂 i ruszy艂 na g贸r臋 do laboratorium Charlesa. na trzecim pi臋trze zaintrygowa艂y go d藕wi臋ki dochodz膮ce z nie u偶ywanej ostatnio biblioteki syna. Kto艣 najwyra藕niej przerzuca艂 tam ksi膮偶ki i papiery. Kiedy zdesperowany ojciec przekroczy艂 pr贸g pokoju, ujrza艂 m艂odzie艅ca, d藕wigaj膮cego ca艂e nar臋cze ksi膮偶ek.

Twarz Charlesa by艂a wychud艂a i zmizerowana, a na d藕wi臋k g艂osu ojca, upu艣ci艂 raptownie na pod艂og臋 d藕wigany ci臋偶ar. Na rozkaz zrezygnowany usiad艂 pos艂usznie i musia艂 wys艂ucha膰 tego, co pan Ward mia艂 mu do powiedzenia. Oby艂o si臋 bez scen. M艂odzieniec zgodzi艂 si臋 z ojcem, 偶e wszystkie te g艂osy, mamroty, magiczne zakl臋cia i smr贸d chemikali贸w s膮 rzecz膮 niedopuszczaln膮 i obieca艂 popraw臋, jakkolwiek zastrzeg艂, 偶e chcia艂by w dalszym ci膮gu utrzymywa膰 wszystko w tajemnicy.

Obecnie jego praca polega膰 b臋dzie zasadniczo na lekturze; niemniej jednak musi znale藕膰 sobie jakie艣 pomieszczenie, gdzie w razie potrzeby b臋dzie m贸g艂 swobodnie kontynuowa膰 swe wokalne rytua艂y. Wyrazi艂 skruch臋 z powodu matki, wyja艣niaj膮c przy tym, i偶 owa p贸藕na konwersacja stanowi艂a cz臋艣膰 starannie i drobiazgowo opracowanego systemu symbolicznego, kt贸rego celem by艂o wytworzenie pewnej atmosfery umys艂owej. Pana Warda najbardziej zadziwi艂a w tej rozmowie znajomo艣膰 trudnych i zawi艂ych termin贸w chemicznych, jak膮 przejawia艂 jego syn; og贸lne wra偶enie jednak by艂o pozytywne i m臋偶czyzna nabra艂 przekonania, 偶e Charles, mimo swych dziwactw, tajemniczego napi臋cia maluj膮cego si臋 w twarzy oraz 艣miertelnej powagi, jest bez w膮tpienia normalny i zr贸wnowa偶ony. Rozmowa w sumie niczego nie rozstrzygn臋艂a i kiedy Charles podni贸s艂 rozsypane na ziemi ksi膮偶ki i opu艣ci艂 pok贸j, pan Ward na dobr膮 spraw臋 nie wiedzia艂, co z tym wszystkim zrobi膰. Pozostawa艂a jeszcze tajemnicza 艣mier膰 biednego Niga, kt贸rego godzin臋 wcze艣niej znaleziono martwego w piwnicy; mia艂 wytrzeszczone 艣lepia i wykrzywiony przera偶eniem pysk.

Oszo艂omiony rodzic, kierowany jakim艣 niejasnym detektywistycznym instynktem, odruchowo rozgl膮da艂 si臋 po pustych p贸艂kach, sprawdzaj膮c, co zabra艂 ze sob膮 na strych jego syn. Biblioteka m艂odzie艅ca by艂a dok艂adnie posegregowana i pan Ward bez trudu zorientowa艂 si臋, czego brakuje. Skonstatowa艂 ze zdumieniem, 偶e tym razem Charles nie tkn膮艂 偶adnej z ksi膮偶ek traktuj膮cych o historii czy okulty藕mie. Zabra艂 wy艂膮cznie rzeczy wsp贸艂czesne 鈥 traktaty naukowe, podr臋czniki literatury, prace filozoficzne oraz pewne roczniki gazet i czasopism. Bior膮c pod uwag臋 dotychczasowe zainteresowania Charlesa Warda by艂o to zdumiewaj膮ce. Ponadto pan Ward czu艂, 偶e jest tu co艣 jeszcze; odnosi艂 pog艂臋biaj膮ce si臋 ca艂y czas wra偶enie dziwaczno艣ci.

Odczucie by艂o tak silne, 偶e pan Ward zamar艂 i wszelkimi si艂ami pr贸bowa艂 ogarn膮膰 my艣l膮 i sprecyzowa膰 dok艂adnie, co jest tutaj nie w porz膮dku. Bo niew膮tpliwie co艣 by艂o nie tak; czu艂 to zar贸wno duchem jak i cia艂em. Zreszt膮 od pierwszej chwili, kiedy trafi艂 do tego pokoju, wyczuwa艂 to intuicyjnie. I nagle przysz艂o ol艣nienie.

Farba z przeniesionego tu z domu w Olney Court portretu Curwena nad ozdobnym gzymsem kominka na p贸艂nocnej cz臋艣ci 艣ciany pokoju, by艂a kompletnie z艂uszczona. Czas, przez jaki pok贸j sta艂 pusty 鈥 a wi臋c i nieogrzewany 鈥 zrobi艂 swoje. Farba 艂uszczy艂a si臋 i 艂uszczy艂a zwijaj膮c si臋 warstwa po warstwie, a偶 kruche p艂atki odpada艂y, ods艂aniaj膮c same drewniane pod艂o偶e obrazu; i oczy Josepha Curwena przesta艂y ju偶 艣ledzi膰 ka偶dy krok tak podobnego do niego m艂odzie艅ca. Obraz rozpad艂 si臋 i jedynie na pod艂odze pozosta艂a warstwa delikatnego, b艂臋kitnawo鈥攕zarego kurzu.












































ROZDZIA艁 CZWARTY


Przemiana i szale艅stwo


-1-


Przez ca艂y tydzie艅, kt贸ry nast膮pi艂 po pami臋tnym Wielkim Pi膮tku, Charles Ward pokazywa艂 si臋 domownikom du偶o cz臋艣ciej ni偶 zazwyczaj; przenosi艂 bowiem nieustannie ksi膮偶ki z biblioteki do laboratorium na poddaszu. Jego zachowanie si臋 by艂o poprawne i rozs膮dne, wy艂膮cznie matce bardzo nie podoba艂 si臋 wystraszony i zaszczuty wyraz jego oczu. Ponadto przejawia膰 zacz膮艂 wilczy wprost apetyt, co mo偶na by艂o wnosi膰 po ilo艣ci zam贸wionego u kucharza jedzenia.

Doktor Willett na wie艣膰 o pi膮tkowych ha艂asach i wydarzeniach, w najbli偶szy wtorek zamkn膮艂 si臋 z m艂odzie艅cem w bibliotece, gdzie z portretu na 艣cianie nie spogl膮da艂 ju偶 d艂u偶ej Curwen i odby艂 z Charlesem d艂ug膮 rozmow臋, kt贸ra 鈥 jak wszystkie dotychczas 鈥 niewiele przynios艂a nowego. A jednak doktor stanowczo utrzymuje, 偶e m艂odzieniec by艂 jeszcze wtedy niew膮tpliwie sob膮 i przy zdrowych zmys艂ach. Obiecywa艂, 偶e ju偶 wkr贸tce rozg艂osi 艣wiatu rewelacje, ale na razie musi zorganizowa膰 sobie nowe laboratorium, gdzie艣 poza rodzinnym domem. Zniszczenie portretu niewiele go obesz艂o, co bior膮c pod uwag臋 jego pierwotny entuzjazm, by艂o rzecz膮 dziwn膮; zw艂aszcza i偶 fakt rozpadni臋cia si臋 w proch obrazu, zdawa艂 si臋 bawi膰 m艂odzie艅ca.

Po jakich艣 dw贸ch tygodniach, Charles zacz膮艂 znika膰 na d艂u偶szy czas z domu i pewnego razu, kiedy stara, dobra Murzynka Hannah przysz艂a pom贸c w wiosennych porz膮dkach, wspomnia艂a przy okazji o ci膮g艂ych wizytach m艂odzie艅ca w starym domu w Olney Court, gdzie zawsze zjawia艂 si臋 z wielk膮 waliz膮 i prowadzi艂 w piwnicy jakie艣 cudaczne badania. Do niej samej i do starego Asa odnosi艂 si臋 zawsze bardzo dobrze, ale sprawia艂 wra偶enie zastraszonego, co niezwykle martwi艂o poczciw膮 Murzynk臋, kt贸ra zna艂a go przecie偶 od urodzenia.

Kolejne wie艣ci o jego poczynaniach nadesz艂y z Pawtuxet, gdzie bardzo cz臋sto widywali go pewni przyjaciele rodziny. Wygl膮da艂o, 偶e bez przerwy odwiedza pla偶臋 i przysta艅 na Rhodes-on-the-Pawtuxet; p贸藕niejsze 艣ledztwo przeprowadzone przez doktora Willetta ujawni艂o, i偶 gor膮czkowo poszukiwa艂 tam doj艣cia na poro艣ni臋ty zbitym g膮szczem zaro艣li brzeg rzeki, wzd艂u偶 kt贸rej odbywa艂 d艂ugie w臋dr贸wki w kierunku p贸艂nocnym. P贸藕niej, w maju, wznowi艂 raz w laboratorium na poddaszu swe rytualne 艣piewy, co spowodowa艂o gniewn膮 reakcj臋 pana Warda, a ze strony Charlesa z kolei, mglist膮 obietnic臋 poprawy. Rzecz mia艂a miejsce z rana, kiedy to po 艣piewach, zn贸w rozleg艂a si臋 鈥 jak w 贸w burzliwy Wielki Pi膮tek 鈥 wyimaginowana rozmowa. M艂odzieniec spiera艂 si臋 sam ze sob膮, czyni艂 sobie wym贸wki, a na koniec wybuch艂a straszna awantura i krzyki. Doskonale mo偶na by艂o rozpozna膰 czyje艣 stawiane dono艣nym g艂osem 偶膮danie, kt贸remu kto艣 uparcie si臋 sprzeciwia艂. Pani Ward natychmiast znalaz艂a si臋 na g贸rze i zacz臋艂a pods艂uchiwa膰 pod drzwiami. Rozr贸偶ni膰 zdo艂a艂a zaledwie fragment rozmowy, gdzie jedynym wyra藕nym zwrotem by艂o: 鈥減rzez trzy miesi膮ce musz臋 mie膰 to czerwone". Kiedy zako艂ata艂a do drzwi, wszelkie ha艂asy natychmiast usta艂y. Przepytywany p贸藕niej przez ojca Charles, wyja艣ni艂, 偶e wyst膮pi艂y pewne konflikty sfer 艣wiadomo艣ci. Konflikt贸w takich unikn膮膰 m贸g艂by wy艂膮cznie jaki艣 wybitny umys艂, ale on 鈥 Charles 鈥 postara艂 si臋 przenie艣膰 je w inne dziedziny.

Mniej wi臋cej w po艂owie czerwca, pewnej nocy zaszed艂 kolejny, tajemniczy wypadek. Wczesnym wieczorem rozleg艂 si臋 w laboratorium jaki艣 rumor i 艂oskot, ale nim pani Ward dotar艂a do drzwi, wszystko si臋 uspokoi艂o. O p贸艂nocy, gdy rodzina udawa艂a si臋 ju偶 na spoczynek i szef s艂u偶by domowej 鈥 zgodnie ze swym p贸藕niejszym o艣wiadczeniem 鈥 zamyka艂 w艂a艣nie na noc frontowe drzwi, u st贸p schod贸w pojawi艂 si臋 chwiejnym i niepewnym krokiem, d藕wigaj膮cy wielk膮 waliz臋 Charles. M艂odzieniec nie odezwa艂 si臋 s艂owem i tylko gestem pokaza艂, 偶e pragnie wyj艣膰; poczciwy, pochodz膮cy z Yorshire s艂uga natychmiast zauwa偶y艂 jego rozgor膮czkowany, rozbiegany wzrok i dziwne dr偶enie cia艂a.

Otworzy艂 drzwi i m艂ody Ward bez s艂owa opu艣ci艂 dom, z rana jednak lokaj powiadomi艂 o wszystkim pani膮 Ward. S艂u偶膮cy o艣wiadczy艂, i偶 w spojrzeniu, jakim obrzuci艂 go Charles by艂o co艣 piekielnego i m艂ody gentelmen nie powinien w ten spos贸b spogl膮da膰 na uczciwych ludzi. \V ka偶dym b膮d藕 razie, lokaj nie mia艂 zamiaru pozosta膰 pod tym dachem przez nast臋pn膮 noc. Pani Ward pozwoli艂a m臋偶czy藕nie odej艣膰, ale nie przywi膮za艂a wi臋kszej wagi do jego s艂贸w. By艂oby bowiem 艣mieszn膮 rzecz膮 akurat tej nocy podejrzewa膰 Charlesa o jakie艣 agresywne zachowanie; z laboratorium na g贸rze 鈥 pani Ward nie mog艂a d艂ugo zasn膮膰 鈥 dobiega艂y st艂umione odg艂osy jakich艣 westchnie艅 i szlochu, m贸wi膮cych jedynie o najg艂臋bszej rozpaczy. Od tej w艂a艣nie chwili pani Ward regularnie ju偶 nas艂uchiwa艂a nocami dobiegaj膮cych z g贸ry d藕wi臋k贸w; tajemnica jej syna wypar艂a z umys艂u matki wszelkie inne my艣li.

Kolejnego wieczoru, podobnie jak mia艂o to miejsce prawie trzy miesi膮ce wcze艣niej, Charles Ward wzi膮艂 gazet臋 i zn贸w niby przypadkowo zniszczy艂 obszerne jej cz臋艣ci. Nikt z domownik贸w jako艣 nie zwr贸ci艂 na ten szczeg贸艂 uwagi; dopiero p贸藕niej, kiedy doktor Willett zacz膮艂 wi膮za膰 ze sob膮 poszczeg贸lne fakty, trafi艂 i na t臋 okoliczno艣膰. W redakcji 鈥淛ournalla" odnalaz艂 wi臋c kompletny egzemplarz gazety i oznaczy艂 dwa artyku艂y, o kt贸re zapewne chodzi艂o Charlesowi:


Kolejni rabusie na cmentarzu.

Dzisiejszego ranka Robert Hart, nocny str贸偶 na Cmentarzu P贸艂nocnym, ponownie natkn膮艂 si臋 w najstarszej cz臋艣ci cmentarza na 艣lad hien cmentarnych. Rozkopany zosta艂 i ograbiony gr贸b Ezry Weedena, urodzonego w roku 1740 i zmar艂ego w 1824 roku 鈥 jak by艂o napisane na zdj臋tej i z furi膮 potrzaskanej p艂ycie nagrobnej. Czynu dokonano za pomoc膮 szpadla ukradzionego z pobliskiego magazynu narz臋dzi.

Cokolwiek mog艂o znajdowa膰 si臋 jeszcze w ziemi 鈥 ponad sto lat po pogrzebie 鈥 zosta艂o zrabowane i w jamie odkryto tylko kilka kawa艂k贸w zbutwia艂ego drewna. Nie znaleziono 艣lad贸w k贸艂 偶adnego pojazdu, ale policja zdj臋艂a odcisk buta, kt贸rego 艣lad podeszwy sugeruje, 偶e w艂a艣ciciel by艂 cz艂owiekiem wytwornym.

Hart sk艂onny jest wi膮za膰 ten incydent z poprzednim, jaki mia艂 miejsce w marcu zesz艂ego roku, kiedy to sp艂oszy艂 grup臋 m臋偶czyzn z ci臋偶ar贸wk膮, kt贸rzy zd膮偶yli tylko wykopa膰 g艂臋boki d贸艂. Sier偶ant Riley z Drugiego Posterunku jednak jest innego zdania i wykazuje istotne r贸偶nice mi臋dzy tymi dwoma przypadkami. W marcu d贸艂 wykopano w miejscu, gdzie nigdy nie by艂o grobu; teraz ograbiono istniej膮c膮 od dawna i zadban膮 mogi艂臋, a zniszczona p艂yta nagrobna 艣wiadczy o jakich艣 g艂臋bszych motywach, jakimi kierowali si臋 barbarzy艅scy rabusie.

Powiadomieni o tym incydencie Weedenowie, wyrazili swe najwy偶sze zdumienie i oburzenie; nie mieli przecie偶 wrog贸w, kt贸rzy by pragn臋li a偶 niszczy膰 gr贸b ich przodka. Hazard Weeden z Angel Street, mieszkaj膮cy pod numerem 598 przypomnia艂 wprawdzie star膮 legend臋 rodzinn膮, zgodnie z kt贸r膮 Ezra Weeden, na kr贸tko przed Rewolucj膮 wpl膮tany mia艂 by膰 w jak膮艣 dziwn膮, cho膰 nie przynosz膮c膮 mu ujmy histori臋 鈥 ale w ostatnich czasach nic podobnego si臋 przecie偶 nie wydarzy艂o. Spraw膮 zaj膮艂 si臋 osobi艣cie Inspektor Cunningham; ma on nadziej臋 w najbli偶szym czasie wykry膰 jakie艣 nowe szczeg贸艂y.


W Pawtuxet szczekaj膮 psy.

Dzisiejszej nocy, oko艂o trzeciej nad ranem, mieszka艅c贸w Pawtuxet wyrwa艂o ze snu niezwyk艂e ujadanie ps贸w, dobiegaj膮ce gdzie艣 znad rzeki, nieco na p贸艂noc od Rhodes-on-the-Pawtuxet. Si艂a i charakter tego wycia, zgodnie z opini膮 os贸b, kt贸re je s艂ysza艂y, by艂y doprawdy niezwyk艂e, a Fred Lemdin, str贸偶 nocny z Rhodes, utrzymuje, i偶 ujadaniu towarzyszy艂o co艣, co do z艂udzenia przypomina艂o wrzaski 艣miertelnie przera偶onego i pogr膮偶onego w m臋czarni cz艂owieka. Ostra i bardzo kr贸tka burza z piorunami, kt贸ra przesz艂a gdzie艣 w pobli偶u zakola rzeki, po艂o偶y艂a kres niepokojowi zwierz膮t. Z incydentem tym wi膮偶膮 si臋 dziwne i paskudne zapachy, dolatuj膮ce zapewne ze zbiornik贸w z olejem, stoj膮cych na brzegu; one to mog艂y spowodowa膰 niepok贸j ps贸w.


W wygl膮dzie Charlesa zacz臋艂y zachodzi膰 teraz osobliwe zmiany. By艂 wyra藕nie wystraszony, a w oczach p艂on臋艂y mu dzikie b艂yski i wracaj膮c pami臋ci膮 do tych dni, wszyscy s膮 /godni, 偶e m艂odzieniec pragn膮艂 jakby wyzna膰 co艣, co napawa艂o go nieludzkim przera偶eniem. Matka, chorobliwie ju偶 przeczulona i nas艂uchuj膮ca ka偶dej nocy, spostrzeg艂a, i偶 pod os艂on膮 ciemno艣ci, syn jej nieustannie robi jakie艣 tajemnicze wypady, kt贸re wi臋kszo艣膰 akademicko nastawionych psychiatr贸w, 艂膮czy zgodnie z odra偶aj膮cymi przypadkami wampiryzmu, o kt贸rych tak sensacyjnie pisa艂a w tamtych dniach prasa. Ale ich sprawcy nigdy nie znaleziono. Wypadki te, nazbyt 艣wie偶e i g艂o艣ne by wnika膰 w ich szczeg贸艂y, dotyczy艂y ofiar w r贸偶nym wieku i r贸偶nej p艂ci, a dochodzi艂o do nich g艂贸wnie w dw贸ch konkretnych rejonach: na zabudowanym rezydencjami wzg贸rzu w North End 鈥 w pobli偶u domu Ward贸w 鈥 oraz na przedmie艣ciach Providence, w okolicach Cranston, niedaleko Pawtuxet. Atakowani byli zar贸wno nocni przechodnie, jak i osoby 艣pi膮ce przy otwartym oknie, a ci kt贸rzy prze偶yli, utrzymywali jednomy艣lnie, 偶e atakowa艂 ich chudy, gi臋tki, skacz膮cy potw贸r z p艂on膮cymi oczyma; chwyta艂 z臋bami szyj臋 lub g贸rne rami臋 ofiary i 艂apczywie pi艂 krew.

Doktor Willett, kt贸ry utrzymuje wci膮偶, 偶e nawet wtedy Charles Ward by艂 jeszcze normalny, jest bardzo ostro偶ny w pr贸bach wyt艂umaczenia tej makabry. Posiada w艂asn膮 teori臋, a w stanowczych opiniach ogranicza si臋 wy艂膮cznie do dziwnej negacji:

Nie m贸wi臋 鈥 twierdzi 鈥斉糴 wiem, kto lub co jest sprawc膮 tych napad贸w i morderstw, ale mog臋 艣mia艂o o艣wiadczy膰, 偶e Charles Ward nie mia艂 z tym nic wsp贸lnego. Jestem pewien, 偶e nie zna艂 smaku krwi, o czym lepiej ni偶 jakiekolwiek s艂owne argumenty, 艣wiadczy膰 mog艂a jego . przewlek艂a anemia i wzrastaj膮ca wci膮偶 blado艣膰 twarzy. Wtr膮ci艂 si臋 w przera偶aj膮ce sprawy i zap艂aci艂 za to; ale potworem czy 艂ajdakiem nigdy nie by艂. W tej chwili nie chc臋 ju偶 nawet o tym my艣le膰. Nadesz艂a przemiana, w wyniku kt贸rej dawny Charles Ward umar艂. A w ka偶dym b膮d藕 razie umar艂a jego dusza, gdy偶 szalone cia艂o, kt贸re znikn臋艂o ze szpitala Waite'a, posiada艂 kto艣 inny.

Willett m贸wi艂 to ze znajomo艣ci膮 rzeczy, gdy偶 cz臋sto bywa艂 w domu Ward贸w, gdzie leczy艂 pani膮 Ward. W wyniku ci膮g艂ego napi臋cia, stan jej nerw贸w niebywale si臋 pogorszy艂, a nocne czuwania sprowadzi艂y tylko chorobliwe halucynacje, o kt贸rych nawet doktorowi m贸wi艂a z niech臋ci膮. Willett wprawdzie w rozmowach z ni膮 bagatelizowa艂 to wszystko, lecz w duchu by艂 bardzo zaniepokojony. Wszystkie te halucynacje niezmiennie wi膮za艂y si臋 ze st艂umionymi d藕wi臋kami szlochu i westchnie艅 dobiegaj膮cymi z laboratorium na poddaszu i z sypialni syna o najprzer贸偶niejszych porach dnia i nocy. Ostatecznie wi臋c, na pocz膮tku czerwca, Willett poleci艂 pani Ward uda膰 si臋 do Atlantic City na d艂u偶sz膮 kuracj臋 zdrowotn膮, a panu Wardowi oraz skrytemu i wycie艅czonemu Charlesowi kaza艂 pisywa膰 do niej wy艂膮cznie pogodne listy. Prawdopodobnie temu wymuszonemu przez doktora i niech臋tnemu z jej strony wyjazdowi, pani Ward zawdzi臋cza zdrowe zmys艂y, a zapewne i 偶ycie.


-2-


Wkr贸tce po wyje藕dzie matki, Charles Ward rozpocz膮艂 starania o zakup bungalowu w Pawtuxet. Mimo, i偶 by艂 to n臋dzny, niewielki, drewniany budynek wyposa偶ony w betonowy gara偶, usytuowany na wysokim, s艂abo zabudowanym brzegu rzeki, nieco powy偶ej Rhodes, to z jakich艣 nieokre艣lonych powod贸w m艂odzieniec nie pragn膮艂 nic lepszego. Tak d艂ugo nachodzi艂 r贸偶ne agencje handlu nieruchomo艣ciami, a偶 jedna z nich podj臋艂a si臋 tego zadania i za艂atwi艂a mu kupno bungalowu po wyg贸rowanej zreszt膮 cenie od jakiego艣 niech臋tnie pozbywaj膮cego si臋 go w艂a艣ciciela. Kiedy tylko to si臋 sta艂o, Charles pod os艂on膮 nocy przetransportowa艂 tam wielk膮 ci臋偶ar贸wk膮 wszystkie swoje skarby z laboratorium na poddaszu, 艂膮cznie z ksi膮偶kami 鈥 i tymi dziwacznymi, i wsp贸艂czesnymi, kt贸re niedawno zabra艂 ze swojej pracowni. Ci臋偶ar贸wk臋 艂adowa膰 kaza艂 g艂臋bok膮 noc膮, tote偶 ojciec przypomina sobie tylko, 偶e przez sen s艂ysza艂 st艂umione przekle艅stwa i tupot czyich艣 n贸g na g贸rze, kiedy zabierano rzeczy. Nast臋pnie Charles wr贸ci艂 do swych pokoi na trzecim pi臋trze i nigdy ju偶 nie odwiedza艂 strychu.

W bungalowie Pawtuxet, m艂odzieniec otoczy艂 si臋 nie mniejsz膮 tajemnic膮, ni偶 w swoim kr贸lestwie na poddaszu; z tym tylko, 偶e teraz posiada艂 ju偶 dw贸ch powiernik贸w tych sekret贸w: 艂ajdacko wygl膮daj膮cego Portugalczyka, Metysa z South Main Street w Waterfront, kt贸ry pe艂ni艂 funkcj臋 s艂u偶膮cego, oraz chudego cudzoziemca w ciemnych okularach i o d艂ugiej, szczeciniastej, wygl膮daj膮cej na farbowan膮 brodzie, kt贸ry najwyra藕niej by艂 wsp贸艂pracownikiem Charlesa. S膮siedzi na pr贸偶no pr贸bowali poci膮gn膮膰 za j臋zyk tych dw贸ch dziwnych osobnik贸w. Mulat Gomez po angielsku m贸wi艂 bardzo s艂abo, a brodacz, przedstawiaj膮cy si臋 jako doktor Allen, r贸wnie偶 nie zdradza艂 ochoty do zwierze艅. Wprawdzie sam Ward pr贸bowa艂 by膰 bardziej komunikatywny, ale spowodowa艂 tylko powszechne zdumienie swymi badaniami chemicznymi. Po kr贸tkim czasie zacz臋艂y kr膮偶y膰 dziwne s艂uchy o p艂on膮cych noc膮 w farmie tajemniczych 艣wiat艂ach; a nieco p贸藕niej, kiedy 艣wiat艂a te nagle znik艂y, jeszcze dziwniejsze opowie艣ci o niewiarygodnych wprost ilo艣ciach mi臋sa kupowanego u rze藕nik贸w lub bezpo艣rednio w jatkach, o st艂umionych krzykach, deklamacjach, rytmicznych 艣piewach i wrzaskach dochodz膮cych prawdopodobnie z niezwykle g艂臋bokich piwnic pod farm膮. Nowe, dziwne gospodarstwo nie cieszy艂o si臋 sympati膮 okolicznej bur偶uazji i nic dziwnego, 偶e snuto mroczne historie, 艂膮cz膮ce czarnego s艂u偶膮cego z epidemi膮 wampiryzmu; zw艂aszcza, 偶e plaga ta ograniczy艂a si臋 teraz wy艂膮cznie do teren贸w samego Pawtuxet i przyleg艂ych do Edgewood ulic.

Wi臋kszo艣膰 czasu Charles sp臋dza艂 w bungalowie; czasami jednak przebywa艂 r贸wnie偶 pod dachem swego ojca i wci膮偶 zaliczany tam by艂 do domownik贸w. Ze dwa razy opu艣ci艂 na tydzie艅 miasto, lecz cel tych wyjazd贸w jest dotychczas nieznany. By艂 coraz bledszy i coraz bardziej wycie艅czony, a w rozmowach z doktorem Willettem wykazywa艂 coraz mniejszy brak pewno艣ci siebie, kiedy powtarza艂 sw膮 star膮 艣piewk臋 o wadze bada艅 i przysz艂ych rewelacjach. Doktor Willett zazwyczaj czyha艂 na niego w domu rodzic贸w, poniewa偶 g艂臋boko zaniepokojony i zdezorientowany ojciec, chcia艂 mie膰 jednak jak膮 tak膮 kontrol臋 nad skrytym i niezale偶nym ju偶, doros艂ym synem. A sam doktor 鈥 przytaczaj膮c na to wiele argument贸w 鈥 ci膮gle obstaje, i偶 m艂odzieniec w tym czasie by艂 jeszcze normalny.

Wampir przesta艂 grasowa膰 we wrze艣niu, ale ju偶 w styczniu, Charles Ward popad艂 w kolejne, ci臋偶kie tarapaty. Nieustanny, nocny ruch ci臋偶ar贸wek do bungalowu w Pawtuxet sta艂 si臋 obiektem powszechnego zainteresowania i czysty przypadek sprawi艂, i偶 wysz艂o na jaw, jaki towar one wo偶膮. W odludnym miejscu, w pobli偶u Hope Yalley hijackerowie zastawili jedn膮 ze swych niecnych zasadzek; tym razem jednak z艂oczy艅c贸w czeka艂 prawdziwy szok. Po dostaniu si臋 do pod艂u偶nych pude艂, ujrzeli i偶 zawieraj膮 one przechodz膮c膮 wszelkie wyobra偶enie makabr臋; odkrycie to by艂o tak koszmarne, 偶e nie da艂o si臋 go utrzyma膰 w tajemnicy, i wie艣膰 o nim wysz艂a poza 艣wiat podziemny. Z艂odzieje po艣piesznie zakopali 艂up, ale sprawa sta艂a si臋 g艂o艣na i policja stanowa wszcz臋艂a dochodzenie. Aresztowany wkr贸tce potem w艂贸cz臋ga, za obietnic臋 zwolnienia z odpowiedzialno艣ci s膮dowej za r贸偶ne inne sprawki, zgodzi艂 si臋 zaprowadzi膰 oddzia艂 偶o艂nierzy do miejsca, gdzie zakopano skrzynie. W tych spiesznie wykopanych schowkach znaleziono pewne, niezwykle odra偶aj膮ce i haniebne rzeczy; tak odra偶aj膮ce, 偶e ze wzgl臋du na opini臋 publiczn膮 鈥 r贸wnie偶 mi臋dzynarodow膮 鈥 nie ujawniono tego, co znale藕li przej臋ci groz膮 wojskowi. Co do tego, by spraw臋 wyciszy膰, nikt nie mia艂 cienia w膮tpliwo艣ci 鈥 nawet pozbawieni wszelkich skrupu艂贸w oficerowie 艣ledczy. Nast膮pi艂a gor膮czkowa wymiana telegram贸w z Waszyngtonem.

Skrzynie jecha艂y do bungalowu Charles Warda w Pawtuxet. Natychmiast te偶 z艂o偶yli tam oficjaln膮 wizyt臋 oficerowie stanowi federalni. Blademu, zdenerwowanemu m艂odzie艅cowi towarzyszyli dwaj jego kompani. Charles z艂o偶y艂 przekonywuj膮ce i 艣wiadcz膮ce o jego niewinno艣ci zeznania! Potrzebowa艂 pewnych okaz贸w anatomicznych do bada艅, kt贸rych znaczenie i autentyczno艣膰 mo偶e zweryfikowa膰 ka偶dy, kto zna艂 go przez ostatnie dziesi臋ciolecie. Zam贸wi艂 wi臋c potrzebny towar w paru agencjach, s膮dz膮c, 偶e prowadz膮 one legaln膮 dzia艂alno艣膰. Kiedy inspektorzy wspomnieli o straszliwym ciosie, jaki zada膰 mo偶e opinii publicznej i dumie narodowej wie艣膰 o ca艂ej sprawie, Charles o艣wiadczy艂, 偶e o to偶samo艣ci okaz贸w nie wiedzia艂 absolutnie nic, i sam jest wstrz膮艣ni臋ty. O艣wiadczenie Warda popar艂 w ca艂ej rozci膮g艂o艣ci brodaty wsp贸艂pracownik, doktor Allen, kt贸rego dziwnie g艂uchy g艂os, bardziej przekona艂 oficer贸w, ni偶 nerwowe t艂umaczenia Charlesa. Ostatecznie wi臋c sprawa zosta艂a zatuszowana, ale oficerowie skrz臋tnie zapisali adres agencji w Nowym Yorku, kt贸ry poda艂 im Ward; dalsze 艣ledztwo nie przynios艂o jednak 偶adnych rezultat贸w. Nale偶y doda膰, 偶e okazy szybko i bez rozg艂osu wr贸ci艂y na swoje miejsca, i spo艂ecze艅stwo nigdy nie dowiedzia艂o o blu藕nierczym zak艂贸ceniu ich spokoju.

Dziewi膮tego lutego 1928 roku doktor Willett otrzyma艂 od Charles Warda list, kt贸remu przypisuje kluczowe znaczenie i na kt贸rego temat toczy nieustanne polemiki z doktorem Lymanem. Podczas gdy ten s膮dzi, 偶e list stanowi wy艂膮cznie potwierdzenie klinicznego przypadku dewentia praecox, Willett traktuje go jako ostatnie, ca艂kowicie jeszcze normalne o艣wiadczenie nieszcz臋snego m艂odzie艅ca. Szczeg贸ln膮 wag臋 przyk艂ada do normalnego charakteru pisma, kt贸re 鈥 jakkolwiek wykazuje ju偶 pewne oznaki nadchodz膮cego za艂amania nerwowego autora 鈥 bez w膮tpienia jest charakterem Charles Warda. Tekst brzmia艂 w ca艂o艣ci tak:


100 Prospect St.

Providence, R.L 脫smy luty 1928

Drogi Doktorze Willett: _______

Czuj臋, 偶e nadszed艂 w ko艅cu czas, bym wyjawi艂 to, co dawno ju偶 obiecywa艂em, i o co艣 tak cz臋sto mnie molestowa艂. Cierpliwo艣膰, jak膮 wykaza艂e艣 oraz zaufanie pok艂adane w moim rozumie i uczciwo艣ci zawsze b臋d臋 ceni艂 bardzo wysoko.

Teraz, kiedy jestem got贸w z艂ama膰 milczenie, musz臋 wyzna膰 ze wstydem, 偶e nie b臋dzie 偶adnego triumfu o jakim marzy艂em. Zamiast triumfu znalaz艂em przera偶enie i moja rozmowa z tob膮 nie b臋dzie rozmow膮 o sukcesie, b臋d臋 natomiast prosi艂 o pomoc i rad臋, jak ratowa膰 siebie i 艣wiat od przekraczaj膮cej wszelkie ludzkie wyobra偶enie grozy. Przypominasz sobie, co m贸wi艂y listy Fennera o napadzie na Pawtuxet. Nale偶y to uczyni膰 ponownie, i to jak najszybciej. Wisi bowiem nad nami co艣, czego nie da si臋 s艂owami opisa膰 鈥 a zale偶y od tego przysz艂o艣膰 ca艂ej cywilizacji, wszelkie prawa natury, by膰 mo偶e los systemu s艂onecznego i wszech艣wiata. Bo jakkolwiek czyni艂em to w imi臋 wiedzy, wyci膮gn膮艂em na 艣wiat艂o dzienne przera偶aj膮c膮 okropno艣膰. Teraz wi臋c, w imi臋 wszelkiego 偶ycia i ca艂ej znanej natury, musisz mi pom贸c wepchn膮膰 to ponownie w nico艣膰.

Pawtuxet opu艣ci艂em na zawsze i musimy wyt臋pi膰 wszystko, co tam zosta艂o; 偶ywe czy martwe. Nie wr贸c臋 ju偶 tam, i nie wolno ci wierzy膰, je艣li nawet pos艂yszysz, 偶e tam jestem. Wszystko ci wyja艣ni臋 podczas spotkania. Wracam na dobre do domu i prosz臋 by艣 odwiedzi艂 mnie, jak tylko uda ci si臋 wygospodarowa膰 pi臋膰-sze艣膰 godzin czasu, by wys艂ucha膰 wszystkiego, co mam do powiedzenia. Zajmie to sporo czasu 鈥 i uwierz mi, 偶e nigdy nie mia艂e艣 wi臋kszego obowi膮zku zawodowego jak teraz. Moje w艂asne 偶ycie i m贸j zdrowy rozs膮dek, s膮 tutaj rzeczami najmniej istotnymi.

Nie wa偶臋 si臋 powiedzie膰 o tym ojcu, gdy偶 nie poj膮艂by zapewne ca艂ej rzeczy. Powiedzia艂em mu tylko, 偶e grozi mi niebezpiecze艅stwo; wynaj膮艂 zatem z agencji czterech detektyw贸w, kt贸rzy pilnuj膮 domu dniem i noc膮. Nie wiem na ile oka偶膮 si臋 pomocni; przeciw sobie bowiem maj膮 si艂y przera偶aj膮ce, si艂y, kt贸re nawet ty z trudem sobie wyobrazisz i zrozumiesz. Przyb膮d藕 wi臋c pr臋dko, je艣li pragniesz ujrze膰 mnie jeszcze 偶ywego i wys艂ucha膰, w jaki spos贸b mo偶esz ocali膰 kosmos od absolutnego piek艂a.

Przyb膮d藕 kiedykolwiek... nie b臋d臋 wychodzi艂 z domu. Nie dzwo艅 przed tym, bo nie wiadomo kto lub co mo偶e ci臋 przej膮膰. I b艂agajmy wszystkich bog贸w jacy istniej膮, by nic nie stan臋艂o na przeszkodzie naszemu spotkaniu.


Z najwy偶sz膮 powag膮 i rozpacz膮

Charles Dexter Ward.


P. S. Zastrzel doktora Allena jak tylko go zobaczysz, a jego cia艂o rozpu艣膰 w kwasie. Nie pal zw艂ok.


Doktor Willett otrzyma艂 list o dziesi膮tej trzydzie艣ci przed po艂udniem i natychmiast zorganizowa艂 sobie rozk艂ad dnia tak, by popo艂udnie i wiecz贸r po艣wi臋ci膰 tej donios艂ej rozmowie; a je艣li zajdzie potrzeba, przeci膮gn膮膰 j膮 nawet do p贸藕na w nocy. W domu Ward贸w planowa艂 pojawi膰 si臋 oko艂o czwartej, ale i tak wi臋kszo艣膰 zaj臋膰 tego dnia wykonywa艂 czysto mechanicznie; ca艂y czas bowiem nurtowa艂y go najdziksze my艣li. na kim艣 obcym list 贸w m贸g艂 sprawi膰 wra偶enie, 偶e pisa艂 go maniak, ale Willett zbyt dobrze zna艂 dziwactwa Charlesa, by potraktowa膰 pismo jako stek bredni. Wyra藕nie czu艂, 偶e w powietrzu wisi co艣 nieuchwytnego, starodawnego i okropnego, a wzmianka o doktorze Allenie stawa艂a si臋 zrozumia艂a w powi膮zaniu z szeptanin膮 w Pawtuxet o enigmatycznym wsp贸艂pracowniku Warda. Willett s艂ysza艂 o jego wygl膮dzie i manierach, i by艂 niezmiernie ciekaw, jaki te偶 rodzaj oczu kry艂 pod s艂ynnymi ju偶, ciemnymi okularami.

Punktualnie o czwartej doktor Willett zapuka艂 do domu Ward贸w, ale ku swemu zdziwieniu dowiedzia艂 si臋, 偶e Charles zmieni艂 zamiar i opu艣ci艂 dom. Spotka艂 tam te偶 wynaj臋tych detektyw贸w, kt贸rzy oznajmili, 偶e m艂odzie艅ca jakby opu艣ci艂 nurtuj膮cy go od jakiego艣 czasu strach. Odby艂 tego ranka szereg rozm贸w telefonicznych. Spieraj膮c si臋 i argumentuj膮c, odpowiada艂 komu艣 o nieznanym g艂osie zdaniami takimi jak: 鈥淛estem bardzo zm臋czony i chwilowo musz臋 odpocz膮膰", 鈥淣ie mog臋 przez jaki艣 czas nikogo przyj膮膰 i musisz mi to wybaczy膰", 鈥淧rosz臋 od艂贸偶 decyduj膮c膮 akcj臋 a偶 dojdziemy do jakiego艣 kompromisu" czy te偶 鈥淏ardzo mi przykro, ale musz臋 ca艂kowicie oderwa膰 si臋 od wszystkiego; porozmawiam z tob膮 p贸藕niej". Nast臋pnie, nabieraj膮c widocznie 艣mia艂o艣ci, niepostrze偶enie wy艣lizgn膮艂 si臋 z domu. Fakt ten wyszed艂 na jaw dopiero w chwili jego nieoczekiwanego powrotu, kiedy to oko艂o pierwszej po po艂udniu, bez s艂owa wszed艂 do domu. Od razu poszed艂 na g贸r臋, gdzie ogarn膮膰 go musia艂a nowa fala paniki; s艂yszano bowiem, jak po wej艣ciu do biblioteki wyda艂 g艂o艣ny, piskliwy okrzyk przera偶enia, kt贸ry przerodzi艂 si臋 po chwili, z kolei w zd艂awiony charkot. Kiedy jednak s艂u偶膮cy uda艂 si臋 na g贸r臋 z pomoc膮, m艂odzieniec stan膮艂 w drzwiach i gestem nakaza艂 m臋偶czy藕nie odej艣膰. Potem da艂y si臋 s艂ysze膰 g艂o艣ne stukoty, uderzenia i skrzypienie, jakby przestawia艂 co艣 na p贸艂kach; w ko艅cu zn贸w pojawi艂 si臋 w hallu i szybko opu艣ci艂 dom. Willett zapyta艂, czy nie zostawi艂 jakiej艣 wiadomo艣ci; odpowiedziano, 偶e nie. S艂u偶膮cy, kt贸rego najwyra藕niej zatrwo偶y艂o co艣 w wygl膮dzie i wzroku Charlesa, dopytywa艂 si臋 troskliwie doktora, czy istnieje jeszcze nadzieja na wyleczenie rozstrojonego nerwowo m艂odzie艅ca.

Prawie dwie godziny doktor Willett, rozgl膮daj膮c si臋 po zakurzonych p贸艂kach z kt贸rych zabrano prawie wszystkie ksi膮偶ki, czeka艂 daremnie w bibliotece Charles Warda. U艣miechn膮艂 si臋 ponuro na widok ozdobnego gzymsu na p贸艂nocnej 艣cianie, sk膮d jeszcze przed rokiem, spogl膮da艂a 艂agodnie szczup艂a twarz Josepha Curwena. Po jakim艣 czasie zacz臋艂y po k膮tach gromadzi膰 si臋 cienie, a promienie zachodz膮cego s艂o艅ca ust臋powa膰 miejsca jakiemu艣 nieuchwytnemu, rosn膮cemu przera偶eniu, kt贸re niczym mroczny cie艅 nap艂ywa艂o wraz z nadchodz膮c膮 noc膮. Pojawi艂 si臋 wreszcie Ward i natychmiast zacz膮艂 ciska膰 gromy na syna za to, 偶e bez s艂owa przepad艂 nie wiadomo gdzie. Nie wiedzia艂, 偶e Charles um贸wi艂 si臋 z doktorem, ale obieca艂 powiadomi膰 natychmiast Willetta o powrocie m艂odzie艅ca. Willett z ulg膮 opu艣ci艂 bibliotek臋; wyra藕nie czu艂, i偶 w pokoju czai si臋 co艣 przera偶aj膮cego i niesamowitego. Zupe艂nie, jakby zniszczony portret zostawi艂 po sobie dziedzictwo z艂a. Nigdy zreszt膮 nie lubi艂 tego obrazu; i nawet w obecnej chwili, puste miejsce nad kominkiem sprawia艂o, 偶e pragn膮艂 jedynie wydosta膰 si臋 na 艣wie偶e powietrze.


-3-


Rankiem Ward senior powiadomi艂 Willetta, 偶e syn wr贸ci艂. Doda艂, 偶e telefonowa艂 doktor Allen z wiadomo艣ci膮, 偶e Charles jest w Pawtuxet, 偶e pozostanie tam jeszcze jaki艣 czas i dlatego nie ma powod贸w do obaw. Obecno艣膰 m艂odzie艅ca w bungalowie jest niezb臋dna, gdy偶 on 鈥 Allen 鈥 musi uda膰 si臋 na nieokre艣lony bli偶ej czas w podr贸偶, a kto艣 musi kontynuowa膰 badania. Charles przesy艂a najlepsze pozdrowienia, przepraszaj膮c jednocze艣nie za tak nag艂膮 zmian臋 plan贸w. Pan Ward po raz pierwszy rozmawia艂 z doktorem Allenem i tembr jego g艂osu poruszy艂 w ojcu jakie艣 mgliste, i niepokoj膮ce wspomnienia.

S艂ysz膮c tak sprzeczne i zaskakuj膮ce wie艣ci, doktor Willett straci艂 g艂ow臋. Gor膮czkowo艣膰 i 偶arliwa powaga listu Charlesa by艂y wiarygodne i wywar艂y na doktorze g艂臋bokie wra偶enie; c贸偶 wi臋c mog艂a znaczy膰 owa nieoczekiwana zmiana plan贸w? M艂ody Ward pisa艂, 偶e odkry艂 rzeczy blu藕niercze i straszne, 偶e jego noga nigdy ju偶 w bungalowie nie postanie, a brodaty wsp贸艂pracownik musi zosta膰 za wszelk膮 cen臋 zniszczony. Szybko jednak o wszystkim tym zapomina艂 i ponownie skry艂 si臋 za kurtyn臋 swych sekret贸w. Zdrowy rozs膮dek nakazywa艂 pozostawi膰 m艂odzie艅ca jego dziwactwom, lecz inny, g艂臋bszy instynkt wzbrania艂 przej艣膰 nad listem do porz膮dku dziennego. Willett 鈥 mimo, i偶 przeczyta艂 go ju偶 wiele, wiele razy 鈥 nie m贸g艂 zdecydowa膰, czy to tylko pusty i szalony tw贸r wariata, czy te偶 za bombastycznym s艂ownictwem i p贸藕niejsz膮, nieoczekiwan膮 zmian膮 plan贸w, nie kryj膮 si臋 g艂臋bsze tre艣ci. Przera偶enie bij膮ce z listu by艂o zbyt autentyczne i zbyt otch艂anne, by pozwoli膰 na sceptycyzm; a w po艂膮czeniu z tym, co doktor ju偶 wiedzia艂 o potworno艣ciach spoza czasu i przestrzeni 鈥 pismo nabiera艂o jeszcze dramatyczniejszego sensu. Pojawi膰 si臋 musia艂y rzeczy naprawd臋 przera偶aj膮ce i ka偶dy, bez wzgl臋du kim by nie by艂, powinien w ka偶dej chwili by膰 got贸w do dzia艂ania.

Ponad tydzie艅 doktor Willett 艂ama艂 sobie nad tym problemem g艂ow臋, dochodz膮c stopniowo do przekonania, 偶e wizyta w bungalowie w Pawtuxet jest nieunikniona. Jak dot膮d, nikt ze znajomych Charlesa nie odwa偶y艂 si臋 zak艂贸ci膰 mu spokoju w zakazanej samotni, i nawet pan Ward zna艂 jej wn臋trze wy艂膮cznie z opis贸w syna; niemniej Willett uzna艂, 偶e osobista rozmowa z pacjentem jest rzecz膮 niezb臋dn膮. Pan Ward otrzymywa艂 od syna kr贸tkie, wymijaj膮ce i pisane na maszynie listy; takie same zreszt膮 dostawa艂a przebywaj膮ca na kuracji w Atlantic City pani Ward. na przek贸r osobliwym odczuciom powodowanym dawnymi legendami o Josephie Curwenie, jak te偶 rewelacjami i ostrze偶eniami Charlesa Warda, doktor postanowi艂 przyst膮pi膰 do dzia艂ania i wyruszy膰 艣mia艂o do bungalowu na urwisku ponad rzek膮.

Willett, gnany kiedy艣 dziwaczn膮 ciekawo艣ci膮, raz ju偶 tam zaw臋drowa艂 鈥 nie wchodz膮c oczywi艣cie do 艣rodka budynku 鈥 i drog臋 zna艂 stosunkowo dobrze; pewnego wi臋c wczesnego popo艂udnia, pod koniec lutego, wybra艂 si臋 tam autem. Jad膮c swym niewielkim samochodem przez Broad Street, rozmy艣la艂 o grupie zajad艂ych ludzi, kt贸rzy sto pi臋膰dziesi膮t siedem lat wcze艣niej pod膮偶ali t膮 sam膮 tras膮 i ku temu samemu, straszliwemu miejscu.

Droga przez schodz膮ce w d贸艂 stoku przedmie艣cia trwa艂a kr贸tko, i niebawem ujrza艂 przed sob膮 schludne Edgewood i senne Pawtuxet. Tam skr臋ci艂 w prawo, w Lockwood Street i t膮 poln膮 drog膮 dotar艂 a偶 do jej ko艅ca. Zostawi艂 tam pojazd i ruszy艂 pieszo, kieruj膮c si臋 na p贸艂noc, gdzie nad przepi臋knymi zakolami rzeki i ci膮gn膮cymi si臋 za ni膮 zamglonymi nizinami, wznosi艂 si臋 strony brzeg. Dom贸w by艂o tu niewiele i bez trudu rozpozna艂 na wysokim wzniesieniu po lewej stronie samotny bungalow z betonowym gara偶em. Szybko przeby艂 zapuszczon膮, 偶wirow膮 艣cie偶k臋 i zdecydowanie zapuka艂 do drzwi. Kiedy z艂owieszczy mulat 鈥 Portugalczyk 鈥 uchyli艂 je na szeroko艣膰 艂a艅cucha, doktor na tyle ju偶 panowa艂 nad dr偶eniem g艂osu, 偶e ten zabrzmia艂 twardo i stanowczo. Powiedzia艂, 偶e musi natychmiast widzie膰 si臋 z Charles Wardem w bardzo wa偶nej sprawie. Nie chce s艂ysze膰 偶adnych wykr臋t贸w, a odprawa sprawi, i偶 z艂o偶y dok艂adny raport starszemu Wardowi. Mulat wci膮偶 si臋 waha艂, ale kiedy Willett pchn膮艂 drzwi, ten napar艂 na nie ca艂ym cia艂em. Doktor ponowi艂 偶膮dania podniesionym g艂osem. I wtedy z mrocznego wn臋trza dobieg艂 ochryp艂y szept, kt贸ry z jakich艣 nieokre艣lonych powod贸w zmrozi艂 s艂uchacza do szpiku ko艣ci:

Niech wejdzie, Tony 鈥 powiedzia艂 g艂os. 鈥 R贸wnie dobrze mo偶emy porozmawia膰 teraz, jak i p贸藕niej.

Doktora Willetta ogarn臋艂a panika. Zatrzeszcza艂a bowiem pod艂oga i ukaza艂 si臋 w艂a艣ciciel dziwnego ochryp艂ego g艂osu. By艂 nim nie kto inny, jak Charles Dexter Ward.

Tej fazie choroby pacjenta doktor Willett przypisuje szczeg贸lne znaczenie i dlatego zapami臋ta艂 i spisa艂 p贸藕niej najdrobniejsze szczeg贸艂y spotkania. Twierdzi, 偶e w艂a艣nie wtedy nast膮pi艂a zasadnicza przemiana umys艂u Charlesa Dextera Warda, a jego m贸zg podczas tej rozmowy w bungalowie, nie by艂 ju偶 m贸zgiem cz艂owieka, kt贸rego rozw贸j doktor obserwowa艂 przez lat sze艣膰 i dwadzie艣cia. Polemiki 藕 doktorem Lymanem zmusi艂y Willetta do wielkiej precyzji s膮d贸w; pocz膮tek szale艅stwa Charlesa Warda 艂膮czy z pierwszym, napisanym na maszynie do rodzic贸w listem. Takich list贸w m艂ody Ward wcze艣niej nie pisa艂; nawet 贸w ostatni, gor膮czkowy list do Willetta by艂 zwyk艂ym listem Charlesa. Te nowe natomiast 鈥 dziwne i staro艣wieckie sugerowa艂y, 偶e umys艂 ich autora uwalnia艂 migawkowo wszelkie wra偶enia, my艣li i wiadomo艣ci, zebrane pod艣wiadomie jeszcze w czasach zach艂annych studi贸w historycznych. Wyra藕nie stara艂 si臋 by膰 wsp贸艂czesny; ale duch tych list贸w 鈥 a nierzadko i j臋zyk 鈥 niew膮tpliwie nale偶a艂 do przesz艂o艣ci.

Przesz艂o艣膰 t臋 czu艂o si臋 wyra藕nie w ka偶dym tonie i ge艣cie Warda, kiedy ten go艣ci艂 doktora w swym mrocznym i tajemniczym bungalowie. Gestem nakaza艂 mu usi膮艣膰 i natychmiast zacz膮艂 m贸wi膰 dziwnym szeptem, kt贸rego pochodzenie wyja艣ni艂 zarazem na wst臋pie:

Od tego przekl臋tego powietrza znad rzeki nabawi艂em si臋 gru藕licy. Musisz mi wi臋c wybaczy膰 ten g艂os. Podejrzewam, 偶e przys艂a艂 ci臋 tu m贸j ojciec, kt贸ry zdaje si臋 bardzo ubolewa nade mn膮. Mam wi臋c nadziej臋, 偶e nie przeka偶esz mu niczego, co by go jeszcze bardziej zaalarmowa艂o.

Willett, kt贸ry z najg艂臋bsz膮 uwag膮 ws艂uchiwa艂 si臋 w owe zgrzytliwe tony g艂osu gospodarza, jeszcze dok艂adniej 艣ledzi艂 wzrokiem twarz m贸wi膮cego. Czu艂, 偶e co艣 jest nie tak 鈥 zw艂aszcza kiedy skojarzy艂 sobie, co m贸wi艂 przera偶ony, pochodz膮cy z Yorkshire s艂u偶膮cy. W pomieszczeniu by艂o mroczno, ale doktor nie 艣mia艂 prosi膰, by ods艂oni臋te okna. Zapyta艂 natomiast Warda, czemu nie dotrzyma艂 obietnicy danej w li艣cie sprzed tygodnia.

W艂a艣nie do tego zmierzam 鈥 powiedzia艂 gospodarz 鈥 Zdajesz sobie spraw臋, 偶e mam nerwy w fatalnym stanie; robi臋 wi臋c i m贸wi臋 rzeczy, za kt贸re nie zawsze odpowiadam. Cz臋sto ci wspomina艂em, 偶e jestem o krok od dokonania prze艂omowych odkry膰; ich donios艂o艣膰 sprawia, 偶e bywam roztargniony. Ponadto ka偶dy by si臋 przerazi艂 tym, co odkry艂em. na szcz臋艣cie panika, kt贸rej uleg艂em, bardzo szybko min臋艂a. By艂em os艂em domagaj膮c si臋 ochrony detektyw贸w i stercz膮c w domu; skoro zaszed艂em ju偶 tak daleko, moje miejsce jest tutaj. Moi 艣wi臋toszkowaci s膮siedzi s膮 nie najlepszego zdania o mnie i w chwili s艂abo艣ci zapewne sam uwierzy艂em w to, co rozpowiadaj膮 na m贸j temat. W tym co robi臋, dop贸ki robi臋 to, w艂a艣ciwie nie ma 偶adnego z艂a. B膮d藕 tak dobry i zaczekaj jeszcze z sze艣膰 miesi臋cy, a poka偶臋 ci co艣, co z nawi膮zk膮 wynagrodzi ci cierpliwo艣膰.

Wiesz r贸wnie偶 zapewne, 偶e pozna艂em spos贸b zdobywania wiedzy o minionych sprawach ze 藕r贸de艂 pewniejszych ni偶 ksi膮偶ki; i tobie zostawiam os膮d, jak istotne dla historii, filozofii i sztuki okaza膰 si臋 mog膮 te drzwi, do kt贸rych znalaz艂em dost臋p. M贸j przodek te偶 do nich dotar艂, ale pojawili si臋 ci podgl膮dacze i zamordowali go. Ponownie doszed艂em do tej wiedzy 鈥 czy raczej w niewielkim jeszcze stopniu docieram do jej cz臋艣ci. Tym razem jednak nic si臋 nie wydarzy, a ju偶 na pewno nie przez moje idiotyczne l臋ki. B艂agam pana, niech pan zapomni o wszystkim co napisa艂em, i prosz臋 nie obawia膰 si臋 ani tego miejsca, ani czegokolwiek co si臋 w nim znajduje. Wiele zawdzi臋czam doktorowi Allenowi i winienem mu przeprosiny za wszystko, co z艂ego o nim napisa艂em. Jego tu nie ma; wyjecha艂 tam, gdzie niezb臋dna by艂a jego obecno艣膰. W pracy wykazuje zapa艂 r贸wny mojemu, jest moim najbli偶szym wsp贸艂pracownikiem, wi臋c jak偶e si臋 dziwi膰, i偶 m贸j l臋k przed dalsz膮 prac膮 przej膮艂 go r贸wnie wielkim l臋kiem.

Ward przerwa艂 i doktor na dobr膮 spraw臋 nie wiedzia艂 jak na to zareagowa膰 i co odpowiedzie膰. Czu艂 si臋 niemal g艂upio, kiedy Ward w tak prosty spos贸b wypar艂 si臋 wszystkiego co napisa艂 w li艣cie. Ponadto dr臋czy艂a go my艣l, 偶e jakkolwiek sama rozmowa jest dziwna, nienaturalna i z pewno艣ci膮 szalona, to sam list w swej wymowie by艂 tragiczny i jak najbardziej w stylu Charles Warda jakiego zna艂. Kiedy spr贸bowa艂 zmieni膰 temat rozmowy, poruszaj膮c pewne kwestie, kt贸re 鈥 jak s膮dzi艂 鈥 powinny wprowadzi膰 m艂odzie艅ca w lepszy nastr贸j, efekty okaza艂y si臋 zgo艂a groteskowe. To samo zreszt膮 powtarza艂o si臋 i p贸藕niej, kiedy podobny zabieg pr贸bowali stosowa膰 psychiatrzy. Zas贸b informacji Charles Warda o 艣wiecie wsp贸艂czesnym jak te偶 i o w艂asnym, osobistym 偶yciu by艂 niewyt艂umaczalnie ubogi; pami臋膰 m艂odzie艅ca by艂a natomiast skarbnic膮 wiedzy o rzeczach dawnych, kt贸r膮 naby艂 w m艂odo艣ci. Wiedza ta wprost tryska艂a z niego niczym z jakiej艣 otch艂annej pod艣wiadomo艣ci, kt贸ra nieoczekiwanie zdominowa艂a umys艂 Charlesa, wymazuj膮c wszelk膮 pami臋膰 tak o nim samym, jak i o czasach obecnych. Ogrom tej dawnej wiedzy jak膮 dysponowa艂 m艂odzieniec by艂 anormalny i bezbo偶ny i Ward wszelkimi si艂ami stara艂 si臋 ten fakt ukry膰. Kiedy jednak Willett porusza艂 pewne problemy, kt贸re tak 偶ywo interesowa艂y ch艂opca jeszcze w czasach m艂odzie艅czych studi贸w historycznych, Charles mimo woli wykazywa艂 tak膮 znajomo艣膰 rzeczy, jaka nie mog艂a by膰 udzia艂em 偶adnego 艣miertelnika. Willettowi, kiedy to s艂ysza艂, z przej臋cia bieg艂y dreszcze po krzy偶u.

Ward m贸g艂 naturalnie zna膰 wiele szczeg贸艂贸w, na przyk艂ad, 偶e grubemu szeryfowi spad艂a peruka kiedy pochyli艂 si臋 podczas przedstawienia w Douglass's Historionick Academy na King Street jedenastego lutego 1762 roku, na kt贸r膮 to dat臋 przypad艂 czwartek, lub te偶, 偶e aktorzy tak paskudnie skr贸cili tekst sztuki Steele'a 鈥淶a偶enowany kochanek", i偶 kto艣 wyrazi艂 zadowolenie, 偶e wiod膮cy prym w ustawodawstwie Babty艣ci, dwa tygodnie p贸藕niej zamkn臋li teatr, Stare listy bowiem i pami臋tniki mog艂y r贸wnie偶 powiedzie膰 o tym, 偶e dyli偶ans Thomasa Sabina z Bostonu by艂 鈥渄iablo niewygodny". Ale c贸偶 dysponuj膮cy najrozleglejsz膮 nawet wiedz膮 historyk m贸g艂 wiedzie膰 o tym, jak skrzypia艂o nowe god艂o Epenetusa Olney'a (paradna Korona, kt贸r膮 zawiesi艂 by艂 po zmianie nazwy swej gospody na Crown Coffe House)? To tak, jakby kto艣 za dwie艣cie lat zna艂 pierwsze takty radia w Pawtuxet.

Ward mia艂 ju偶 go艣cia najwyra藕niej do艣膰. Pytania dotycz膮ce dnia dzisiejszego i swojej osoby po prostu zbywa艂, a gdy rozmowa schodzi艂a na kwestie historyczne, na twarzy pojawia艂 si臋 mu wyraz znudzenia. Wida膰 by艂o, 偶e chce wy艂膮cznie zadowoli膰 go艣cia na tyle, by ten sobie poszed艂 i nigdy ju偶 nie wraca艂. na koniec zaproponowa艂 doktorowi, 偶e poka偶e ca艂y dom, co te偶 bez zw艂oki uczyni艂 oprowadzaj膮c Willetta od strychu po piwnic臋. Doktor, kt贸ry bacznie si臋 wok贸艂 rozgl膮da艂, natychmiast spostrzeg艂, 偶e w por贸wnaniu z ogromn膮 ilo艣ci膮 ksi膮偶ek wyniesionych przez Charlesa z ksi臋gozbioru w domu rodzinnym, w bungalowie by艂o ich bardzo niewiele. Ponadto ksi膮偶ki, kt贸re ujrza艂 w niewielkim, tak zwanym 鈥渓aboratorium" by艂y po prostu b艂ahe. Z ca艂膮 pewno艣ci膮, w艂a艣ciwa biblioteka i laboratorium musia艂y si臋 mie艣ci膰 gdzie艣 indziej; gdzie, tego doktor nie ustali艂. Kolejna wi臋c pr贸ba poszukiwa艅 czego艣, czego sam nie potrafi艂 dok艂adnie okre艣li膰 spe艂z艂a na niczym, i jeszcze przed zapadni臋ciem zmroku, Willett wr贸ci艂 do miasta. Natychmiast uda艂 si臋 do Warda seniora i z艂o偶y艂 szczeg贸艂owy raport. Obaj m臋偶czy藕ni zgodnie przyznali, 偶e m艂odzieniec niew膮tpliwie postrada艂 rozum, lecz postanowili jednak nie wszczyna膰 drastycznych krok贸w. Przede wszystkim natomiast nale偶a艂o trzyma膰 na uboczu pani膮 Ward, o ile nie domy艣la艂a si臋 ju偶 czego艣 z dziwnych, pisanych na maszynie list贸w, kt贸re wysy艂a艂 do niej syn.

Teraz pan Ward osobi艣cie postanowi艂 z艂o偶y膰 synowi niespodziewan膮 wizyt臋. Pewnego wieczoru doktor Willett zabra艂 go swym samochodem i zaprowadziwszy do miejsca, z kt贸rego wida膰 by艂o bungalow, sam czeka艂 cierpliwie na powr贸t pana Warda. Spotkanie, z kt贸rego ojciec wr贸ci艂 pos臋pny i zatroskany, trwa艂o d艂ugo. Pan Ward si艂膮 prawie wdar艂 si臋 do hallu i kategorycznym tonem pos艂a艂 Portugalczyka po syna. D艂ugo jeszcze musia艂 na niego czeka膰, a gdy wreszcie pojawi艂 si臋, w jego zachowaniu nie by艂o 艣ladu jakichkolwiek uczu膰 synowskich. Mimo, i偶 艣wiat艂o w ca艂ym domu by艂o przygaszone, m艂odzieniec uskar偶a艂 si臋, i偶 niezno艣nie go razi jego blask. W og贸le m贸wi艂 bardzo cicho twierdz膮c, 偶e gard艂o ma w fatalnym stanie; w chrapliwym g艂osie jednak by艂o co艣 niepokoj膮cego i na d艂ugo zapad艂 on w pami臋膰 poruszonemu ojcu.

Po tej wizycie m臋偶czy藕ni poj臋li, i偶 je艣li chc膮 ratowa膰 umys艂 m艂odzie艅ca musz膮 po艂膮czy膰 swoje wysi艂ki. Przede wszystkim zacz臋li zbiera膰 wszelkie informacje i szczeg贸艂y maj膮ce jakikolwiek zwi膮zek z Charlesem. na pierwszy ogie艅 posz艂y s艂uchy i plotki kr膮偶膮ce w Pawtuxet; zgromadzenie ich by艂o spraw膮 w miar臋 prost膮, jako 偶e obaj mieli w okolicy wielu znajomych i przyjaci贸艂. Wi臋kszo艣膰 informacji zebra艂 naturalnie doktor Willett, gdy偶 ludzie rozmawiali z nim ch臋tniej i szczerzej, ni偶 z rodzicem g艂贸wnego bohatera owych historii. Zgodnie twierdzili, 偶e styl 偶ycia m艂odego Warda sta艂 si臋 co najmniej dziwny, jego dom wi膮zano z przypadkami wampiryzmu z poprzedniego roku, a ci膮gle, nocne przyjazdy i odjazdy ci臋偶ar贸wek dope艂nia艂y tych mrocznych spekulacji. Miejscowi kupcy szeroko rozpowiadali o dziwnych zam贸wieniach dostarczonych im za po艣rednictwem Mulata o z艂owieszczym wygl膮dzie oraz o osobliwych, nienormalnych ilo艣ciach mi臋sa i 艣wie偶ej krwi zamawianych u dw贸ch okolicznych rze藕nik贸w. Dla gospodarstwa z艂o偶onego z trzech os贸b, takie ilo艣ci by艂y po prostu czystym absurdem.

Kolejn膮 spraw臋 stanowi艂y dobywaj膮ce si臋 spod ziemi d藕wi臋ki. Istnia艂o tu wiele niejasno艣ci i rozbie偶no艣ci w opiniach, wszystko jednak zasadza艂o si臋 na kilku bezspornych faktach. Po pierwsze, z budynku dobiega艂y d藕wi臋ki jakich艣 rytualnych ceremonii w czasie, gdy ca艂y bungalow pogr膮偶ony by艂 w ciemno艣ciach. Mog艂y one naturalnie dochodzi膰 ze znanej ju偶 piwnicy; plotka jednak uparcie twierdzi艂a, i偶 ha艂asy te dochodz膮 z innych, g艂臋bszych i rozleg艂ej szych krypt. Szeptano r贸wnie偶, 偶e obecny bungalow stoi dok艂adnie na miejscu dawnej farmy Curwena 鈥 co podobno potwierdza艂 jeden ze znalezionych za portretem dokument贸w; na ten szczeg贸艂 pan Ward i doktor Willett zwr贸cili szczeg贸ln膮 uwag臋. Kilkakrotnie poszukiwali bez skutku drzwi na brzegu rzeki, o kt贸rych wspomina艂y stare r臋kopisy. Je艣li natomiast idzie o samych mieszka艅c贸w bungalowu, to Brava, Portugalczyk, by艂 znienawidzony, brodaty i w okularach doktor Allen budzi艂 powszechny l臋k, a blady, m艂ody naukowiec cieszy艂 si臋 paskudn膮 reputacj膮. Ostatni tydzie艅 czy dwa przynios艂y w nim zaskakuj膮ce zmiany; m贸wi膰 zacz膮艂 dziwnie odra偶aj膮cym, chrapliwym szeptem, a kiedy kilkakrotnie opu艣ci艂 sw膮 samotni臋, nie stara艂 si臋 nawet by膰 dla ludzi uprzejmy.

Tego typu informacje, szperaj膮c tu i tam zebrali pan Ward i doktor; wiele godzin p贸藕niej strawili nad nimi, pr贸buj膮c doj艣膰 do jakich艣 konkretnych wniosk贸w. Gromadzili i por贸wnywali ze sob膮 wszelkie znane fakty z 偶ycia Charlesa 鈥 艂膮cznie z gor膮czkowym listem, kt贸ry w ko艅cu doktor Willett pokaza艂 Wardowi 鈥 jak te偶 wszelkie strz臋py informacji o Josephie Curwenie. Daliby wiele, aby zajrze膰 do papier贸w, kt贸re znalaz艂 Charles; najwyra藕niej w nich bowiem 鈥 oraz w tym, co m艂odzieniec dowiedzia艂 si臋 o dawnym czarnoksi臋偶niku i jego dziele 鈥 tkwi艂 klucz do aktualnego szale艅stwa Charlesa Warda.


-4-


A jednak rozw贸j dalszych wypadk贸w nast膮pi艂 bynajmniej nie za spraw膮 pana Warda i doktora Willetta. Ojciec i doktor wkroczyli w cie艅 zbyt mroczny i bezkszta艂tny, by zdo艂ali go o w艂asnych si艂ach przenikn膮膰. Z pewnym niepokojem wymieszanym z ulg膮 spostrzegli, 偶e pisane przez m艂odego Warda na maszynie listy do rodzic贸w przychodz膮 coraz rzadziej. A kiedy nadszed艂 pierwszy dzie艅 kolejnego miesi膮ca, a wraz z nim termin regulowania nale偶no艣ci p艂atniczych, urz臋dnicy w niekt贸rych bankach zacz臋li ze zdziwieniem potrz膮sa膰 g艂owami i wzajemnie telefonowa膰 do siebie. Zaraz potem w bungalowie pojawili si臋, znaj膮cy Charlesa wy艂膮cznie z widzenia przedstawiciele bank贸w, by dowiedzie膰 si臋, dlaczego ka偶dy czek Warda nosi niezdarnie sfa艂szowany podpis. Byli zaskoczeni, kiedy m艂odzieniec chrapliwym g艂osem wyja艣ni艂, i偶 od niedawna cierpi na niedow艂ad r臋ki, co uniemo偶liwia mu normalne pisanie. na dow贸d, przytoczy艂 argument, i偶 zwyk艂e listy do rodzic贸w musi pisa膰 na maszynie; co 艂atwo sprawdzi膰.

Nie to jednak wzbudzi艂o w膮tpliwo艣ci prowadz膮cych 艣ledztwo; by艂 to bowiem przypadek w miar臋 normalny i nie budz膮cy podejrze艅. Nie kierowali si臋 nawet kr膮偶膮cymi w Pawtuxet plotkami, kt贸re do niejednego z nich musia艂y dotrze膰. Najwi臋ksze zdumienie wzbudzi艂 bez艂adny i skomplikowany spos贸b wys艂awiania si臋 m艂odego cz艂owieka. Stwierdzi艂 bowiem, 偶e od pewnego czasu cierpi r贸wnie偶 na zaburzenia pami臋ci, zw艂aszcza w partiach odnosz膮cych si臋 do istotnych spraw finansowych, kt贸rymi jeszcze miesi膮c czy dwa wcze艣niej z 艂atwo艣ci膮 si臋 zajmowa艂. Z punktu widzenia tak logicznej i sp贸jnej przemowy trudno by艂o znale藕膰 wyt艂umaczenie chorobliwej luki w pami臋ci, dotycz膮cej tak bardzo istotnej sprawy. Co wi臋cej, chocia偶 偶aden z tych ludzi nie zna艂 bli偶ej Warda, wszyscy natychmiast dostrzegli kolosalne zmiany w jego sposobie wys艂awiania si臋 i w zachowaniu. Wiedzieli wprawdzie, 偶e jest historykiem, ale przecie偶 najbardziej nawet zwariowany historyk nie stosuje na co dzie艅 przestarza艂ej frazeologii i gest贸w, kt贸re dawno ju偶 wysz艂y z u偶ycia. Owa kombinacja chrapliwego g艂osu, pora偶onych r膮k, s艂abej pami臋ci, zmienionej wymowy i zachowania si臋 musia艂y 艣wiadczy膰 o zaburzeniach psychicznych lub o powa偶nej chorobie, co zapewne by艂o podstaw膮 kr膮偶膮cych o m艂odzie艅cu plotek. Po powrocie do miasta, urz臋dnicy bankowi zgodnie orzekli, 偶e konieczne jest spotkanie z Wardem seniorem.

Sz贸stego marca 1928 roku w biurze pana Warda odby艂a si臋 d艂uga i powa偶na rozmowa, po kt贸rej oszo艂omiony i przybity ojciec wezwa艂 natychmiast doktora Willetta. Ten obejrza艂 zdeformowane, niezdarne podpisy na czekach por贸wnuj膮c je w my艣lach z charakterem pisma ostatniego, gor膮czkowego listu. R贸偶nica by艂a zasadnicza, a jednocze艣nie w tym nowym charakterze r臋ki by艂o co艣 piekielnie znajomego. Pismo posiada艂o niewyra藕ny, archaiczny charakter, i w og贸le by艂o niepodobne do normalnego stylu m艂odzie艅ca. Dziwne 鈥 ale gdzie艣 ju偶 takie pismo widzia艂! Stary doktor nie mia艂 w膮tpliwo艣ci: Charles zwariowa艂. Wida膰 by艂o, 偶e w takim stanie m艂odzieniec nie mo偶e d艂u偶ej prowadzi膰 spraw maj膮tkowych, czy wr臋cz przebywa膰 w spo艂ecze艅stwie ludzi zdrowych; nale偶y szybko wzi膮膰 go pod kuratel臋 i ewentualnie leczy膰. Wezwano psychiatr贸w: doktor贸w Pecka, i Waite'a z Providence oraz doktora Lymana z Bostonu. Pan Ward i doktor Willett przedstawili najbardziej prawdopodobn膮 histori臋 przypadku, a nast臋pnie przeszli do pustej obecnie biblioteki m艂odego pacjenta, gdzie odbyli d艂ugie konsylium. Lekarze przyk艂adali szczeg贸ln膮 wag臋 do drobiazgowego przejrzenia wszystkich ksi膮偶ek i papier贸w, kt贸rych Charles nie zabra艂, a kt贸re mog艂y nasun膮膰 jakie艣 nowe spostrze偶enia na temat usposobienia i stanu umys艂owego pacjenta. Po tej czasoch艂onnej czynno艣ci, psychiatrzy przestudiowali dok艂adnie list, jaki m艂odzieniec przys艂a艂 Willettowi; bez wahania przyznali, 偶e studia Charlesa Warda, rzeczywi艣cie mog艂y wstrz膮sn膮膰 jego umys艂em tak, i偶 naukowiec straci艂 zdrowy rozs膮dek. Byli ciekawi tych innych, zabranych st膮d ksi膮偶ek i dokument贸w, lecz dost臋pne one by艂y tylko w bungalowie w Pawtuxet. Przez dwa kolejne dni Willett wykazywa艂 wiele energii. Wydoby艂 przede wszystkim o艣wiadczenie robotnik贸w Curwena oraz wydoby艂 z redakcji 鈥淛ournalla" nieuszkodzone egzemplarze gazet i por贸wna艂 ze sob膮 zniszczone przez Charlesa, niby przypadkiem, artyku艂y.

We czwartek, 贸smego marca doktorzy Willett, Peck, Lyman i Waite, w towarzystwie pana Warda, nie kryj膮c rzeczywistego powodu naj艣cia, z艂o偶yli m艂odzie艅cowi pami臋tn膮 wizyt臋. Bez zw艂oki te偶 przyst膮pili do szczeg贸艂owego przepytywania pacjenta. Ubranie Charlesa 鈥 na kt贸rego musieli bardzo d艂ugo czeka膰 鈥 wydziela艂o z siebie ostr膮, dra偶ni膮c膮, laboratoryjn膮 wo艅. M艂odzieniec okaza艂 niezwyk艂膮 nieust臋pliwo艣膰, bez wahania przyzna艂, 偶e jego pami臋膰 i r贸wnowaga umys艂owa 鈥攖e wyniku g艂臋bokich i skomplikowanych studi贸w cokolwiek szwankuj膮; nie protestowa艂 te偶, kiedy zaproponowano mu zmian臋 otoczenia. Poza owym brakiem pami臋ci, wykazywa艂 niezwykle wysoki poziom inteligencji, i gdyby nie owo uporczywe trzymanie si臋 archaicznej frazeologii i zast臋powanie wsp贸艂czesnych poj臋膰, przestarza艂ymi 鈥 jego zachowanie si臋 by艂oby w艂a艣ciwie bez zarzutu. O swej pracy powt贸rzy艂 doktorom dok艂adnie to, co poprzednio wyja艣ni艂 ju偶 rodzinie i Willettowi, a gor膮czkowy list z poprzedniego miesi膮ca z艂o偶y艂 na karb nerw贸w i histerii. Upiera艂 si臋, 偶e w mrocznym bungalowie nie ma innej biblioteki ani laboratorium poza tymi, kt贸re pokaza艂, i bardzo zawile t艂umaczy艂 obecno艣膰 przenikaj膮cych jego odzie偶 zapach贸w. Plotki s膮siad贸w przypisywa艂 wy艂膮cznie tandetnym pomys艂om rodz膮cym si臋 z niezaspokojonej ciekawo艣ci. Co do miejsca pobytu doktora Allena, to owszem, wie gdzie aktualnie przebywa, ale nie jest upowa偶niony do rozg艂aszania tego. Zapewni艂 jednak swych go艣ci, 偶e brodacz w okularach, kiedy zajdzie potrzeba, z ca艂膮 pewno艣ci膮 si臋 pojawi. Odprawiaj膮c i sp艂acaj膮c niewzruszonego Brava 鈥 kt贸ry opar艂 si臋 wszelkim nagabywaniom doktor贸w. 鈥 i zamykaj膮c p贸藕niej, bungalow, kt贸ry sprawia艂 paskudne wra偶enie, jakby wci膮偶 jeszcze kry艂 w sobie jakie艣 mroczne sekrety, Ward nie wykazywa艂 najmniejszego zdenerwowania. By艂a w nim wy艂膮cznie 艂agodna, filozoficzna rezygnacja; jakby samo opuszczenie bungalowu by艂o epizodem przej艣ciowym, kt贸re, je艣li rzecz ca艂膮 si臋 u艂atwi i wykona natychmiast, nie poci膮gnie za sob膮 偶adnych nast臋pstw w przysz艂o艣ci. Od czasu do czasu tylko przystawa艂 na chwil臋, jakby nads艂uchuj膮c jakich艣 s艂abych odg艂os贸w z wn臋trza domu. Wida膰 by艂o, 偶e 艣wi臋cie wierzy w sw贸j pot臋偶ny i bystry intelekt, kt贸ry przezwyci臋偶y w ko艅cu wszelkie k艂opoty, jakie sprowadzi艂y na niego zwichrowana pami臋膰, utracony g艂os, niemo偶no艣膰 r臋cznego pisania oraz tajemnicze i ekscentryczne zachowanie. Zdecydowano nie powiadamia膰 o wszystkim matki, a pan Ward podj膮艂 si臋 pisa膰 do niej na maszynie listy w imieniu syna. Pacjenta umieszczono w spokojnym, malowniczo po艂o偶onym w zatoce na Conanicut Island, prywatnym szpitalu doktora Waite'a, gdzie natychmiast poddany zosta艂 najszczeg贸艂owszym badaniom i testom. Dopiero teraz wysz艂y na jaw pewne anomalie fizyczne: spowolniony metabolizm, odmieniona sk贸ra oraz niewsp贸艂mierne reakcje nerwowe. Spo艣r贸d wszystkich lekarzy, najmocniej poruszony by艂 doktor Willett; 鈥 towarzyszy艂 bowiem Charlesowi od chwili jego narodzin i tylko on m贸g艂 w pe艂ni ocenia膰 przera偶aj膮ce rozmiary tego fizycznego rozprz臋偶enia. Pacjentowi znik艂o nawet oliwkowej barwy znami臋 na biodrze, podczas gdy na piersi uformowa艂 si臋 du偶y, czarny za艣niad czy te偶 znami臋, kt贸rego nigdy dot膮d nie by艂o. Willett zastanawia艂 si臋 wr臋cz, czy m艂odzieniec nie zosta艂 obdarzony jakim艣 鈥渄iabelskim znakiem", kt贸ry 鈥 jak gadano 鈥 k艂adziony by艂 podczas pewnych odra偶aj膮cych, nocnych spotka艅 w dzikich i odludnych miejscach. Doktor wci膮偶 mia艂 w pami臋ci dokumenty z rozprawy czarownic w Salem, kt贸re Charles pokaza艂 mu jeszcze w czasach, kiedy nie otacza艂 si臋 tak膮 tajemnic膮: 鈥減. G.B. nocy tej z艂o偶y艂 Znak Dyabelski na Bridgeta S., Jonathana A., Simona O., Deliverence'a W., Josepha C., Susan P., Mehitable C. i Deborah B." Niepokoi艂a go r贸wnie偶 twarz Warda, i w ko艅cu odkry艂 z dr偶eniem serca przyczyn臋 niepokoju. Powy偶ej prawego oka, na czole m艂odego cz艂owieka pojawi艂o si臋 co艣, czego nigdy tam nie by艂o 鈥 niewielki punkcik czy blizna, dok艂adnie takie same jak na rozkruszonym portrecie Josepha Curwena. 艢wiadczy膰 to mog艂o o jakich艣 odra偶aj膮cych, rytualnych zaszczepieniach, jakim obaj poddani zostali w trakcie swych okultystycznych karier. Charles stanowi艂 zagadk臋 dla wszystkich lekarzy. Z polecenia pana Warda wszelkie adresowane do pacjenta lub doktora Allena listy miano przyjmowa膰 i dostarcza膰 mu do domu. Willett nie przypuszcza艂, by przynios艂o to wi臋ksze efekty, gdy偶 wszelkie istotniejsze wiadomo艣ci przesy艂ane by艂y zapewne przez umy艣lnych pos艂a艅c贸w. W drugiej po艂owie marca jednak nadszed艂 do doktora Allena list z Pragi. Zar贸wno doktorowi jak i ojcu da艂 on wiele do my艣lenia. Pisany by艂 niewyra藕nym, staro艣wieckim pismem i cho膰 z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie pisa艂 go cudzoziemiec, to stylistyk膮 odbiega艂 wyra藕nie od wsp贸艂czesnej angielszczyzny i do z艂udzenia przypomina艂 charakter pisma m艂odego Warda w ostatnim czasie. By艂o w nim napisane:





Kleinstrasse II, Altstadt, Praga 2 lute艅 1928


Bracie w Almousinie鈥擬etratonie! _______

Dnia dzisiejszego od ci臋 wzmiank臋 otrzyma艂em o tym, co rozwin臋艂o si臋 z Proch贸w, co ci je by艂em przys艂a艂em. Niew艂a艣ciwe si臋 to okaza艂o i 艣wiadczy wyra藕nie, 偶e Nagrobek zmieniony by艂 kiedy Barnabus wydostawa艂 Okaz. Tak cz臋sto si臋 dzieje, zatem ostro偶ny b膮d藕 z Rzecz膮 co艣 wydosta艂 z teren贸w Kaplicy Kr贸lewskiej A.D. 1769, i co艣 wydosta艂 na Starym Miejscu Grzebalnym A.D. 1690. Wydosta艂em rzecz tak膮 w Egipcie po 75 latach, co sprawi艂o t臋 Szram臋, kt贸r膮 dostrzeg艂 u mnie ch艂opiec tutaj, A.D. 1924. Ju偶 dawnom ci m贸wi艂, nie wywo艂uj Tego kt贸rego nie poskromisz; zar贸wno z martwych Proch贸w jako te偶 ze Sfer zewn臋trznych. Stosuj S艂owa kt贸re ca艂y czas gotowe s膮; lecz wstrzymaj si臋 zawsze, ilekro膰 偶ywi膮c W膮tpliwo艣膰 pewny艣 nie jest Kogo masz. na Dziewi臋ciu z Dziesi臋ciu cmentarzy kamienie pozamieniane s膮. Nie masz pewno艣ci, p贸ki nie sprawdzisz. Dnia dzisiejszego wie艣膰 dosta艂em od H., kt贸ry mia艂 K艂opot z 呕o艂nierzami. 呕a艂uje, 偶e Transylwania przesz艂a z W臋gier do Rumunii i zmieni艂by swe Siedlisko, gdyby w Zamku nie by艂o tyle Tego, o czym wiemy. Lecz o tym niew膮tpliwie ju偶 ci pisa艂. W nast臋pnej przesy艂ce b臋dzie co艣 z Grobowca na Wzg贸rzu na Wschodzie, a co ci臋 niebywale uraduje. W mi臋dzyczasie nie zapominaj, 偶e pragn臋 B.F. Gdyby艣 mo偶liwo艣膰 mia艂 takow膮, wydosta艅 mi go. Lepiej ni偶 ja znasz G. z Filadelfii. Bierz go sobie pierwszy, je艣li wola, lecz nie u偶ywaj za mocno, by nie sta艂 si臋 K艂opotliwy. Musz臋 z nim w ko艅cu porozmawia膰.


Yogg鈥擲othoth Neblod Zin

Simon O.

Dla p. J.C. w

Providence.


Pan Ward i doktor Willett os艂upieli na widok tak oczywistego dowodu niczym nie u艣mierzonego szale艅stwa. Po chwili dopiero 鈥 stopniowo 鈥 dociera膰 do nich zaczyna艂 prawdziwy sens tego, co przeczytali. A wi臋c to doktor Allen nie Charles Ward, by艂 duchem wiod膮cym w Pawtuxet? Wyja艣nia艂oby to z kolei determinacj臋 i dziki dopisek w ostatnim, gor膮czkowym li艣cie m艂odzie艅ca. I co wsp贸lnego mia艂 brodaty cudzoziemiec w okularach z 鈥減. J.C."? Jakkolwiek wnioski nasuwa艂y si臋 same, to istnia艂y jednak granice zdrowego rozs膮dku i dopuszczalnych potworno艣ci. Kim by艂 鈥淪imon O."? Starcem, kt贸rego Ward odwiedzi艂 w Pradze przed czterema laty? By膰 mo偶e, ale du偶o wcze艣niej istnia艂 inny Simon O. 鈥 Simon Orne, alias Jedediah z Salem, kt贸ry znikn膮艂 w 1771 roku, a kt贸rego osobliwy charakter pisma, doktor Willett spotka艂 ju偶 raz na fotostatycznej, wykonanej przez Charlesa kopii formu艂y Orne'a, i kt贸ry obecnie nieomylnie rozpozna艂 w tym li艣cie. Jakie偶 koszmary i tajemnice, jakie偶 zaprzeczenie i zwichrowanie znanych praw natury powr贸ci艂y po p贸艂tora wieku, by n臋ka膰 Stare Providence z jego wie偶yczkami i kopu艂ami?

Kompletnie zbici z tropu, ojciec i stary doktor udali si臋 z wizyt膮 do przebywaj膮cego w szpitalu Charlesa. Tam bardzo ostro偶nie zacz臋li podpytywa膰 m艂odzie艅ca o doktora Allena, o wizyt臋 w Pradze, o to co wie o Simonie czy te偶 Jedediahu Orne z Salem. M艂odzieniec dawa艂 grzeczne, cho膰 wykr臋tne odpowiedzi; wykaszla艂 swym schrypni臋tym g艂osem, 偶e doktor Allen posiada zadziwiaj膮cy dar kontaktowania si臋 spirytualnie z niekt贸rymi lud藕mi z przesz艂o艣ci oraz 偶e pewien mieszkaj膮cy w Pradze korespondent brodacza posiada jakoby podobny dar. Wkr贸tce po opuszczeniu szpitala, w g艂owach pana Warda i doktora Willetta za艣wita艂a my艣l, 偶e tak naprawd臋, to wypytywa艂 ich Charles; nie wyjawiaj膮c nic istotnego, zamkni臋ty m艂odzian pomys艂owo wypompowa艂 z nich wszystko, co zawiera艂 贸w praski list.

Doktorzy Peck, Waite i Lyman nie przyk艂adali wi臋kszej wagi do osobliwej korespondencji kompana m艂odego Warda. Z praktyki bowiem wiedzieli, 偶e pokrewni sobie ekscentrycy i monomani, cz臋sto zawieraj膮 sojusze i byli przekonani, i偶 Charles z Allenem odkryli zaginione pisma Orne'a, skopiowali je i rozg艂osili o rzekomej reinkarnacji dawno zmar艂ej osoby. Sam Allen, reprezentuj膮cy sob膮 po prostu podobny przypadek chorobowy, zdo艂a艂 przekona膰 m艂odzie艅ca, 偶e ten jest inkarnacj膮 martwego od stuleci Curwena. Medycyna zna takie przypadki; na tej podstawie twardog艂owi lekarze pr贸bowali rozproszy膰 w膮tpliwo艣ci Willetta odno艣nie nag艂ej zmiany charakteru pisma pacjenta. Jakkolwiek Willett zwraca艂 uwag臋 na podobie艅stwo pisma Warda i Curwena, psychiatrzy traktowali to 'jako mani臋 na艣ladowcz膮 鈥 jakiej zreszt膮 nale偶a艂o si臋 w takim przypadku spodziewa膰, i pomijali w swych rozwa偶aniach ten szczeg贸艂. Widz膮c tak prozaicznie stanowisko swych koleg贸w, Willett poradzi艂 panu Wardowi, by zachowa艂 tylko dla siebie kolejny list, kt贸ry drugiego kwietnia nadszed艂 do doktora Allena z Rakus w Transylwanii. Adres na kopercie napisany by艂 charakterem tak 偶ywo przypominaj膮cym styl pisma z szyfr贸w Hutchinsona, 偶e przej臋ci zgroz膮 ojciec i lekarz d艂u偶szy czas nie odwa偶yli si臋 rozpiecz臋towa膰 koperty. By艂o w nim napisane:


Zamek Ferenczy 7 marca 1928

Drogi C. :_

Mia艂em tu na g贸rze u, siebie Brygad臋 20 Milicjant贸w i toczy膰 musia艂em z nimi swar o to, co gadaj膮 Wie艣niacy o mnie. Trza wykopa膰 g艂臋biej i Ciszej 偶y膰. Ta plaga rumu艅ska jest W艣cibska nad wraz, zw艂aszcza tam gdzie Napitek i jad艂o trza kupowa膰. 艁o艅skiego miesi膮ca M. wydosta艂 mi sarkofag Pi臋ciu Sfinx贸w z Acropolis, gdzie to wedle Tego, co wywo艂a艂em znajdowa膰 si臋 powinien. Odby艂em 3 rozmowy z Tym co posta艂o na nim pogrubione. Udam si臋 wprost do Pragi, do S.O. a nast臋pnie do Ci臋. Uparte to jest, ale znasz sposoby na Takie. Wykaza艂e艣 rozum trzymaj膮c mniej ni偶 Przedtem; nie ma Potrzeby bowiem trzyma膰 Stra偶y w Postaci, bo 偶re wi臋cej ni偶 jest Warta, a ponadto 鈥 jak sam zbyt dobrze wiesz 鈥 K艂opoty z tego wynikn膮膰 mog膮. Mo偶esz si臋 obecnie swobodnie przemieszcza膰 i Pracowa膰 gdzie wola, bez Niebezpiecze艅stwa Zabicia, tusz臋 jednak, 偶e 偶adna Rzecz nie zmusi ci臋 do tak K艂opotliwego Post臋powania. Kontem jestem, 偶e nie frymarczysz z Tymi z Zewn膮trz, bo w tym 艢miertelne Zagro偶enie tkwi; sam wiesz najlepiej co by艂o, gdy偶e艣 poprosi艂 o Obron臋 tego, kt贸ry nie by艂 w stanie ci jej zapewni膰. Przewy偶szasz mnie w Formu艂ach, a zatem drugi mo偶e je z Powodzeniem wypowiedzie膰, jakkolwiek Borellus wyobra偶a艂 sobie, 偶e tylko wtedy Sukces si臋 osi膮gnie, gdy S艂owa w艂a艣ciwe si臋 posiada. Czy Ch艂opiec stosuje ich cz臋sto? Markotnym, 偶e staje si臋 zbyt wra偶liwy, o czym przekona艂em si臋, gdym go mia艂 tutaj przez pi臋tna艣cie Miesi臋cy. Pewnym jednak, 偶e wiesz jak sobie poradzi膰 z nim. Nie mo偶esz zniszczy膰 go Formu艂ami, bo nie pracuj膮 tak, jak inne formu艂y wskrzyszaj膮ce z Proch贸w; lecz wci膮偶 R臋ce masz mocarne i N贸偶 i Pistolet, a Groby 艂atwo si臋 kopie; kwas dzia艂a powoli. O. m贸wi 偶e艣 mu przyobieca艂 B.F. Musz臋 i ja go mie膰 p贸藕niej. B. wkr贸tce si臋 do ciebie wybiera i by膰 mo偶e da ci to, czego pragniesz z Mrocznej Rzeczy poni偶ej Memphis. Zachowaj ostro偶no艣膰 z tym, co wywo艂asz i strze偶 si臋 Ch艂opca. W ci膮gu roku wyci膮gniem Legiony z Do艂u, a wtedy Granicy nie stanie temu co nasze. Zaufaj mi, znasz wszak O., a jam mia艂 tych 150 lat wi臋cej ni偶 ty, by kwestie te zg艂臋bi膰.

Nepheru ______ Ka nai

Hadoth

Edw: H

Dla J. Curwena,

Esq. Providence.


Willett i pan Ward nie pokazali tego listu psychiatrom; podj臋li natomiast dalsze, energiczne dzia艂ania na w艂asn膮 r臋k臋. 呕adna sofistyka nie mog艂a odwr贸ci膰 faktu, i偶 doktor Allen, przybysz o dziwnej brodzie i w okularach, o kt贸rym Charles w swym gor膮czkowym li艣cie pisa艂, i偶 stanowi potworne zagro偶enie, prowadzi艂 obfit膮 i ponur膮 korespondencj臋 z dwoma nieznanymi osobnikami, kt贸rych podczas swej podr贸偶y odwiedzi艂 m艂ody Ward, i kt贸rzy wyra藕nie stwierdzaj膮, i偶 s膮 dawnymi kolegami Curwena z Salem; ewentualnie ich awatarami. Nie ulega艂o ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e Allen samego siebie te偶 traktuje jako wcielenie Josepha Curwena, nosz膮c si臋 przy tym z zamiarem 鈥 czy raczej tak mu radzono 鈥 zabicia 鈥渃h艂opca", bez w膮tpienia Charlesa Warda. Planowano jakie艣 przera偶aj膮ce rzeczy, i bez wzgl臋du na to, kto je inicjowa艂, wiod膮c膮 postaci膮 by艂 zaginiony Allen. Lecz dzi臋ki Bogu, Charles jest w szpitalu, a wi臋c zupe艂nie bezpieczny. Pan Ward bez wahania wynaj膮艂 ponownie detektyw贸w i pu艣ci艂 ich tropem brodatego doktora. Mieli dowiedzie膰 si臋 sk膮d przyby艂, co m贸wiono i co wiedziano o nim w Pawtuxet i 鈥 w miar臋 mo偶liwo艣ci 鈥 ustali膰 aktualne miejsce jego pobytu. Da艂 im komplet odebranych Charlesowi kluczy do bungalowu i zaleci艂 dok艂adnie przeszuka膰 pok贸j Allena. Mo偶e w艣r贸d pozostawionych tam rzeczy natrafi膮 na jaki艣 艣lad. Rozmowa z detektywami odby艂a si臋 w dawnej bibliotece Charlesa. Miejsce to otacza艂a jaka艣 nieokre艣lona aura Z艂a, i zebrani tam m臋偶czy藕ni, opuszczaj膮c to pomieszczenie odczuli wyra藕n膮 ulg臋. Bardzo mo偶liwe, i偶 by艂a to wy艂膮cznie sugestia, powodowana plotkami o nikczemnym, starym czarnoksi臋偶niku, kt贸rego wizerunek widnia艂 niegdy艣 nad ozdobnym gzymsem kominka. W ka偶dym razie, i doktor i ojciec i detektywi, wszyscy oni wyczuwali jaki艣 nieuchwytny 鈥 wzrastaj膮cy chwilami wr臋cz do materialnej zgo艂a emanacji 鈥 wyziew, koncentruj膮cy si臋 wok贸艂 miejsca, gdzie kiedy艣 by艂 portret.






































ROZDZIA艁 PI膭TY


Koszmar i kataklizm


-1-


Teraz ju偶 odra偶aj膮ce wypadki potoczy艂y si臋 wartko. Pozostawi艂y one w duszy Marinusa Bicknella Willetta trwa艂y 艣lad, postarzaj膮c jednocze艣nie m臋偶czyzn臋 鈥 kt贸ry i tak m艂odo艣膰 mia艂 ju偶 dawno za sob膮 鈥 o dobrych dziesi臋膰 lat. Podczas jednej z narad uzgodni艂 z panem Wardem kilka kwestii, kt贸re 鈥 jak to obaj czuli 鈥 psychiatrzy by wykpili. Uznali, 偶e na ziemi wci膮偶 istnieje potworny ruch, si臋gaj膮cy korzeniami w nekromancj臋 starsz膮 ni偶 czary w Salem. Mimo, i偶 godzi to w znane prawa natury, 偶yj膮 dwaj co najmniej m臋偶czy藕ni 鈥 o trzecim nie 艣mieli nawet my艣le膰 鈥 kt贸rzy przej臋ci zostali bez reszty przez umys艂 i osobowo艣膰 ludzi, 偶yj膮cych jeszcze przed rokiem 1690. Ze wszystkich list贸w i dokument贸w, starych i wsp贸艂czesnych, maj膮cych jaki艣 zwi膮zek ze spraw膮, wynika艂o niezbicie, 偶e owe przera偶aj膮ce kreatury 鈥 a w艣r贸d nich i Charles Ward 鈥 rabowa艂y groby pochodz膮ce z r贸偶nych epok, a nale偶膮ce przewa偶nie do najm膮drzejszych i najwybitniejszych ludzi 艣wiata, o偶ywiali i przywracali prochom jaki艣 szcz膮tek 艣wiadomo艣ci i w ten spos贸b wydobywali ze wskrzeszonych ich wiedz臋. Koszmarne upiory ci膮gn臋艂y na ch艂odno odra偶aj膮cy proceder, wymieniaj膮c mi臋dzy sob膮 s艂awne ko艣ci z oboj臋tno艣ci膮 j zimn膮 kalkulacj膮 uczni贸w zamieniaj膮cych si臋 ksi膮偶kami. Pot臋ga i wiedza wydarte tym wiekowym prochom przewy偶sza艂a wszystko, co zna艂 kosmos i co mog艂o by膰 udzia艂em jednego cz艂owieka czy grupy ludzi. Odkryli piekielne sposoby utrzymywania swych m贸zg贸w przy 偶yciu 鈥 czy to we w艂asnych czy w obcych cia艂ach 鈥 oraz zg艂臋bili naturalnie sekret wszczepiania 艣wiadomo艣ci umar艂ym, kt贸rych potem trzymali razem. Wydaje si臋, 偶e stary, groteskowy Borellus mia艂 racj臋 pisz膮c o sporz膮dzaniu z najstarszych nawet szcz膮tk贸w 鈥 tak ludzkich jak zwierz臋cych 鈥 pewnych 鈥淧odstawowych Proch贸w" z kt贸rych mo偶na wskrzesi膰 cie艅 dawno zmar艂ego stworzenia. Istnia艂a specjalna formu艂a na wywo艂anie takiego cienia i inna 鈥 na poskromienie go; a obecnie wiedza ta zosta艂a jeszcze pog艂臋biona, i mo偶na j膮 by艂o w miar臋 艂atwo przyswoi膰. Nale偶a艂o jednak przy takim wywo艂ywaniu zachowa膰 daleko id膮c膮 ostro偶no艣膰, poniewa偶 markierzy grob贸w nie zawsze byli dok艂adni.

W miar臋 jak Willett i pan Ward przechodzili od konkluzji do konkluzji, po plecach bieg艂y im coraz zimniejsze ciarki. Z jakich艣 nieznanych miejsc i grob贸w mo偶na r贸wnie偶 艣ci膮ga膰 stwory 鈥 je same lub pewne ich g艂osy; z tym r贸wnie偶 nale偶y uwa偶a膰. Joseph Curwen takich zakazanych stwor贸w wywo艂a艂 wiele, a co do Charlesa... W艂a艣nie, co mo偶na powiedzie膰 o nim? Jakie moce 鈥渟poza Sfer" dotar艂y do艅 z czas贸w Josepha Curwena i skierowa艂y jego my艣li na rzeczy zapomniane? Doprowadzi艂y go do odkrycia i zastosowania na nowo pewnych recept. Rozmawia艂 z budz膮cym trwog臋 mieszka艅cem Pragi, a potem d艂ugo przebywa艂 w towarzystwie owej kreatury z g贸r Transylwanii. No i ostatecznie musia艂 odnale藕膰 gr贸b Josepha Curwena. Nie wolno te偶 pomin膮膰 artyku艂u w gazecie i tego, co s艂ysza艂a noc膮 matka m艂odego Warda. Potem m艂odzieniec wezwa艂 co艣; i to co艣 przyby艂o na wezwanie 脫w pot臋偶ny g艂os w powietrzu w Wielki Pi膮tek i te inne d藕wi臋ki w zamkni臋tym laboratorium na poddaszu. Ich g艂臋bia i moc 鈥 co przypomina艂y? Czy偶 nie by艂a to straszliwa zapowied藕 wzbudzaj膮cego powszechny l臋k dziwnego przybysza, doktora Allena i jego upiornego basu? Tak, to w艂a艣nie czu艂 przej臋ty nieokre艣lon膮 groz膮 pan Ward, kiedy jedyny raz rozmawia艂 z tym cz艂owiekiem przez telefon; je艣li by艂 to w og贸le cz艂owiek.

Czyja piekielna 艣wiadomo艣膰 i g艂os, czyj okropny cie艅 przyby艂, w odpowiedzi na tajemnicze rytua艂y Charlesa Warda, do laboratorium za zamkni臋tymi drzwiami? Te spieraj膮ce si臋 g艂osy... 鈥減rzez trzy miesi膮ce musz臋 mie膰 to czerwone"... Wielki Bo偶e! Czy偶 zaraz potem nie pojawi艂 si臋 wampir? Ograbienie starego grobu Ezry Weedena i p贸藕niejsze wrzaski w Pawtuxet 鈥 w czyjej g艂owie wyl膮g艂 si臋 pomys艂 zemsty, i kto na nowo odkry艂 owo przekl臋te siedlisko wcze艣niejszych blu藕nierstw? Potem bungalow i brodaty przybysz, plotki i strach. Ani ojciec, ani doktor nie pr贸bowali nawet wyja艣ni膰 istoty szale艅stwa Warda 鈥 byli jednak przekonani, 偶e na ziemi臋 powr贸ci艂 umys艂 Josepha Curwena, by raz jeszcze wyzwoli膰 pradawn膮 makabr臋. Czy takie przej臋cie przez demona jest w og贸le mo偶liwe? Macza w tym palce Allen, to pewne, i detektywi musz膮 wydoby膰 na 艣wiat艂o dzienne wi臋cej szczeg贸艂贸w o kim艣, kto stanowi zagro偶enie dla 偶ycia m艂odego cz艂owieka. A tymczasem, poniewa偶 nie ulega ju偶 kwestii, 偶e" pod bungalowem rozci膮gaj膮 si臋 jakie艣 otch艂anne krypty, nale偶y uczyni膰 wszystko, by je odnale藕膰. Willett i pan Ward, pomni ostatniego konsylium i sceptycyzmu psychiatr贸w postanowili osobi艣cie podj膮膰 szczeg贸艂owe poszukiwania. Uzgodnili, 偶e nast臋pnego dnia wyrusz膮 do Pawtuxet z plecakami i wszelkim sprz臋tem, niezb臋dnym do poszukiwa艅 i eksploracji podziemnej.

Sz贸stego kwietnia dzie艅 wsta艂 pi臋kny, i dwaj badacze oko艂o dziesi膮tej byli ju偶 w bungalowie. Po wej艣ciu do 艣rodka pobie偶nie rozejrzeli si臋 po ca艂ym domu. Wnioskuj膮c po ba艂aganie jaki panowa艂 w pokoju doktora Allena, byli tam ju偶 wcze艣niej detektywi i obaj poszukiwacze 偶ywili cich膮 nadziej臋, 偶e uda艂o si臋 im wytropi膰 jakie艣 ciekawe rzeczy. Ich g艂贸wnym zadaniem natomiast by艂o przeszukanie piwnicy. Zeszli wi臋c do niej i zacz臋li dok艂adnie bada膰 pod艂og臋 i 艣ciany, czego nie mogli uczyni膰 poprzednim razem, w obecno艣ci m艂odego, szalonego w艂a艣ciciela. Sprawa przedstawia艂a si臋 nie najlepiej; przejrzane przez nich cal po calu gliniana pod艂oga i kamienne 艣ciany sprawia艂y wra偶enie litych i z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie by艂o w nich najmniejszego otworu czy szczeliny. Willettowi za艣wita艂a w g艂owie my艣l, 偶e skoro piwnica bungalowu wykopana zosta艂a przez poprzedniego w艂a艣ciciela, a ten nic nie wiedzia艂 o istnieniu starszych, i jeszcze g艂臋bszych katakumb, to pocz膮tek pasa偶u winien nosi膰 艣wie偶e 艣lady kopania, pozostawione tam przez m艂odego Warda i jego kompan贸w, kiedy poszukiwali starodawnych krypt, o kt贸rych wiedz臋 czerpali z paskudnych 藕r贸de艂.

Doktor pr贸bowa艂 spojrze膰 na spraw臋 oczyma Charlesa; bez skutku. Zatem ponownie 偶mudn膮 metod膮 eliminacji, cal po calu obejrza艂 pionowe i poziome powierzchnie podziemia. Wkr贸tce pozosta艂 mu tylko niewielki, ogl膮dany ju偶 raz podest przed baliami. Teraz wi臋c majstruj膮c na r贸偶ne sposoby, wyt臋偶aj膮c swe ca艂e si艂y, pr贸bowa艂 go pchn膮膰. Uda艂o si臋; g贸ra podestu drgn臋艂a i obr贸ci艂a si臋 przesuwaj膮c poziomo na metalowym trzpieniu. Pod spodem znajdowa艂a si臋 g艂adka betonowa powierzchnia z 偶elazn膮 klap膮 zamykaj膮c膮 w艂az. Podniecony ojciec podskoczy艂 do niej natychmiast z zapa艂em; pokrywa nie by艂a ci臋偶ka i m臋偶czyzna podni贸s艂 j膮 bez k艂opotu. Obserwuj膮cy to z pewnej odleg艂o艣ci doktor Willett spostrzeg艂 naraz, 偶e twarz pana Warda przybiera dziwny wyraz, 偶e m臋偶czyzna chwieje si臋 na nogach a nast臋pnie osuwa na ziemi臋. W chwil臋 potem z czarnej dziury buchn臋艂a fala straszliwego smrodu.

Przez d艂u偶sz膮 chwil臋 towarzysz doktora Willetta le偶a艂 nieprzytomny na ziemi, a ten cuci艂 go zimn膮 wod膮. Pan Ward z trudem jednak dochodzi艂 do siebie i wida膰 by艂o, 偶e smrodliwy wyziew z krypty zawiera膰 musia艂 jakie艣 szkodliwe sk艂adniki. Nie chc膮c ryzykowa膰, Willett po艣pieszy艂 na Broad Street po taks贸wk臋 i wkr贸tce, mimo sk艂adanych s艂abym g艂osem przez chorego protest贸w, odwi贸z艂 go do domu. Sam z kolei wr贸ci艂 do bungalowu, wyj膮艂 elektryczn膮 latark臋 i zakrywszy nos steryln膮 gaz膮 ponownie zszed艂 do piwnicy, zdecydowany zbada膰 t膮 nowo odkryt膮 otch艂a艅. Zepsute powietrze ulatnia艂o si臋 powoli i w ko艅cu Willett m贸g艂 pos艂a膰 pierwszy snop 艣wiat艂a w czarn膮 niczym Styks dziur臋. Ujrza艂 zwyk艂y, cylindryczny szyb g艂臋boko艣ci oko艂o dziesi臋ciu st贸p, o betonowych 艣cianach do kt贸rego wiod艂a 偶elazna drabina. Dalej zaczyna艂a si臋 kondygnacja starych, kamiennych schod贸w, kt贸re niegdy艣 dochodzi膰 musia艂y a偶 do powierzchni ziemi, nieco na po艂udnie od obecnego budynku.

Willett bez wstydu przyznaje, 偶e wspomnienie legend o Curwenie skutecznie ostudzi艂o w nim zapa艂 do samotnego zej艣cia w cuchn膮c膮 otch艂a艅. Ca艂y czas mia艂 w pami臋ci list Luke'a Fennera, opowiadaj膮cy dzieje tej ostatniej, potwornej nocy. W ko艅cu jednak obowi膮zek wzi膮艂 g贸r臋 nad l臋kiem i doktor zrzuci艂 w otw贸r wielki plecak, w kt贸ry zamierza艂 zapakowa膰 wszelkie znalezione na dole papiery i dokumenty. Po drabinie, z racji swego wieku, zszed艂 powoli i zatrzyma艂 si臋 dopiero u szczytu 艣liskich stopni. W 艣wietle latarki dostrzeg艂, i偶 budowla musi by膰 bardzo stara, a o艣liz艂e, ociekaj膮ce wilgoci膮 艣ciany porasta paskudny, gromadz膮cy si臋 od stuleci mech. Schody zbiega艂y i zbiega艂y; nie spiralnie, lecz w trzech raptownych skr臋tach; i by艂y tak w膮skie, 偶e z najwy偶sz膮 trudno艣ci膮 mog艂o si臋 na nich min膮膰 dwoje ludzi. Doliczy艂 si臋 prawie trzydziestu stopni, kiedy z do艂u dobieg艂 go nik艂y d藕wi臋k; taki, 偶e odesz艂a mu ochota do dalszego liczenia.

By艂 to bezbo偶ny d藕wi臋k, jeden z tych w niskiej tonacji, podst臋pnych i ur膮gaj膮cych naturze, d藕wi臋k jaki nie powinien w og贸le istnie膰. G艂uchy lament, pot臋pie艅czy skowyt, bezwstydne wycie, ryk ch贸ru udr臋czonych i 偶a艂osnych, pozbawionych umys艂u stwor贸w 鈥 wszystko to, i du偶o wi臋cej, ni贸s艂 贸w cichy przecie偶, ale zawieraj膮cy w sobie, przyprawiaj膮c膮 o md艂o艣ci kwintesencj臋 ohydy, d藕wi臋k. Czy jego w艂a艣nie nas艂uchiwa艂 Ward, kiedy go st膮d zabierano? By艂a to najokropniejsza rzecz jak膮 Willett w 偶yciu s艂ysza艂. Ha艂as dobiega艂 z nieokre艣lonego punktu i doktor, kt贸ry zszed艂 ju偶 by艂 na sam d贸艂 schod贸w, zatoczy艂 latark膮 kr膮g, wy艂uskuj膮c z ciemno艣ci wysokie 艣ciany korytarza, podziurawione czarnymi, 艂ukowymi otworami przej艣膰 i zwie艅czone cyklopim sklepieniem. Hali, w kt贸ry trafi艂, mia艂 jakie艣 czterna艣cie st贸p wysoko艣ci do 艣rodka sufitu i dziesi臋膰-dwana艣cie st贸p szeroko艣ci. Pod艂oga wy艂o偶ona by艂a po艂upanymi p艂ytami, a 艣ciany i powa艂a pokryte zapraw膮 murarsk膮. Korytarz ucieka艂 w niesko艅czono艣膰, gin膮艂 w mroku i Willett nie pr贸bowa艂 nawet zgadywa膰 jego d艂ugo艣ci. Niekt贸re z 艂ukowych przej艣膰 posiada艂y drzwi w Starym, kolonialnym stylu o sze艣ciu ozdobnych p艂aszczyznach z ka偶dej strony; inne zia艂y pustka.

Przezwyci臋偶aj膮c spowodowany odleg艂ym wyciem i panuj膮cym smrodem strach, Willett przyst膮pi艂 do ogl臋dzin 鈥 jedno za drugim 鈥 tych 艂ukowych przej艣膰. Za ka偶dym z nich znajdowa艂 si臋 艣rednich rozmiar贸w pok贸j o 偶ebrowanym suficie, przeznaczony do jakich艣 szczeg贸lnych cel贸w; wi臋kszo艣膰 pokoi posiada艂a paleniska, kt贸rych przewody kominowe stanowi艂y niezwykle oryginalne rozwi膮zanie in偶ynieryjne. W zalegaj膮cym od p贸艂tora stulecia kurzu i paj臋czynie majaczy艂y porozstawiane tu i 贸wdzie instrumenty, czy co艣 co wygl膮da艂o na nie; wi臋kszo艣膰 z nich potrzaskana przez dawnych naje藕d藕c贸w. Wiele sal sprawia艂o wra偶enie nie tkni臋tych ludzk膮 stop膮 od stuleci, i musia艂y z pewno艣ci膮 pami臋ta膰 jeszcze pierwsze eksperymenty Josepha Curwena. W ko艅cu natrafi艂 jednak na zamieszkany pok贸j lub te偶 do niedawna zajmowany. Znajdowa艂y si臋 w nim ba艅ki z naft膮, rega艂y i sto艂y, krzes艂a i szafki oraz biurko zawalone stosem papier贸w 鈥 zar贸wno starych, jak i pochodz膮cych z czas贸w najnowszych. Po k膮tach porozstawiane by艂y lichtarze i lampy naftowe; znalaz艂szy wi臋c pude艂ko zapa艂ek, Willett pozapala艂 nape艂nione ju偶 i gotowe do u偶ytku lampy.

W pe艂niejszym 艣wietle zobaczy艂, 偶e trafi艂 do pracowni, czy te偶 biblioteki, Charlesa Warda. Wiele ze zgromadzonych tu ksi膮偶ek doktor zna艂 z widzenia, a ogromna cz臋艣膰 mebli pochodzi艂a naturalnie z posiad艂o艣ci na Prospect Street. Tu i tam dostrzeg艂 inne, znajome przedmioty i nieoczekiwanie poczu艂 si臋 tak swojsko, 偶e zapomnia艂 prawie zar贸wno o smrodzie jak i zawodzeniu, dobiegaj膮cym tu z du偶o wi臋ksz膮 si艂膮 ni偶 na schodach. Jak to sobie wcze艣niej umy艣li艂, najpierw przyst膮pi艂 do przejrzenia papier贸w; szczeg贸lnie chodzi艂o o z艂owieszcze dokumenty znalezione tak ju偶 dawno temu przez Charlesa za portretem w Olney Court. Dopiero w trakcie poszukiwa艅 dotar艂o do艅, jak gigantycznego si臋 podj膮艂 zadania. Z艂o偶one bowiem w tym miejscu 鈥 stos za stosem, kartoteka za kartotek膮 鈥 papiery, zapisane dziwnymi, obcymi literami i jeszcze dziwniejszymi wzorami, wymaga膰 b臋d膮 miesi臋cy, nawet lat, by wszystkie posegregowa膰, odszyfrowa膰 i zredagowa膰. Gdy trafi艂 na pot臋偶ny pakiet list贸w ze stemplami z Pragi i Rakus, natychmiast odgad艂 z charakteru pisma, 偶e pochodz膮 one od Orne'a i Hutchinsona; wszystkie je zabra艂 i do艂膮czy艂 do pakunku, kt贸ry zamierza艂 zabra膰 w plecaku na g贸r臋.

I wreszcie w zamkni臋tej, mahoniowej szafie, zdobi膮cej niegdy艣 dom Ward贸w, Willett odnalaz艂 plik papier贸w Curwena. Rozpozna艂 je dzi臋ki temu, 偶e Charles, tak wiele przecie偶 lat temu 鈥 i bardzo niech臋tnie 鈥 pozwoli艂 mu rzuci膰 na nie okiem. M艂odzieniec najwyra藕niej trzyma艂 je ca艂y czas razem, gdy偶 znajdowa艂y si臋 tutaj wszystkie tytu艂y, kt贸re zapami臋tali robotnicy. Brakowa艂o jedynie papier贸w adresowanych do Orne^ i Hutchinsona oraz samego szyfru z kluczem. Willett wsadzi艂 to wszystko do plecaka i kontynuowa艂 przegl膮danie kartotek. Poniewa偶 nadrz臋dn膮 spraw膮 by艂o zdrowie m艂odego Warda, doktor zaw臋zi艂 swe poszukiwania g艂贸wnie do rzeczy pochodz膮cych z ostatniego okresu. I oto, po艣r贸d znacznej ilo艣ci r臋kopis贸w wsp贸艂czesnych, trafi艂 na jeden, wyj膮tkowo osobliwy. Osobliwo艣膰 polega艂a na tym, 偶e zawiera艂 kilka tyko stronic zapisanych normalnym pismem Charlesa; a i to w dodatku pochodz膮cych sprzed co najmniej dw贸ch miesi臋cy.

Reszta r臋kopisu, zawieraj膮ca nieko艅cz膮ce si臋 szeregi symboli i formu艂, notek historycznych i filozoficznych uwag, pisana by艂a r臋k膮 Josepha Curwena; staro艣wieckie, niewyra藕ne pismo, ale bez w膮tpienia pochodz膮ce z ostatniego okresu. Najwidoczniej Charles musia艂 po艣wi臋ci膰 wiek czasu i wysi艂ku na nauk臋 pisania charakterem dawnego czarnoksi臋偶nika, ale za to sztuk臋 t臋 opanowa艂 do perfekcji. Nie trafi艂 natomiast na 偶aden 艣lad trzeciego charakteru pisma 鈥 doktora Allena. Skoro jednak by艂 on tu rzeczywistym szefem, to naturalnie zmusza艂 m艂odego Warda do sekretarzowania i m艂odzieniec pisa艂 pod dyktando.

W tym nowym materiale niezwykle cz臋sto wyst臋powa艂a pewna formu艂a 鈥 a w艂a艣ciwie formu艂 para 鈥 i zanim Willett zako艅czy艂 inspekcj臋 papier贸w, zna艂 j膮 na pami臋膰. Sk艂ada艂a si臋 ona z dw贸ch r贸wnoleg艂ych kolumn; ta po lewej stronie wie艅czona by艂a archaicznym symbolem zwanym 鈥淕艂ow膮 Smoka", przedstawianym graficznie jako wznosz膮cy si臋 w臋ze艂; po prawej stronie koresponduj膮cy z ni膮 znak 鈥淥gona Smoka", czyli w臋ze艂 opadaj膮cy. Wygl膮da艂o to mniej wi臋cej tak, i doktor prawie pod艣wiadomie poj膮艂, 偶e ta druga formu艂a nie by艂a niczym innym jak pierwsz膮, tyle, 偶e napisan膮 zg艂oskowo odwrotnie,



za wyj膮tkiem ko艅cowej monosylaby oraz osobliwej nazwy Yog 鈥 Sothoth, kt贸r膮 to pozna艂 ju偶 by艂 w r贸偶nych pisowniach w innych dokumentach, jakie w zwi膮zku z t膮 okropn膮 spraw膮 przegl膮da艂. Tak w艂a艣nie brzmia艂y formu艂y 鈥 dos艂ownie tak, gdy偶 Willett napotka艂 tam tak膮 ich ilo艣膰, 偶e 艣wietnie obie zapami臋ta艂 鈥 a pierwsza z nich, w dziwny, cho膰 bardzo nieprzyjemny spos贸b, poruszy艂a jego wspomnienia; i dopiero p贸藕niej skojarzy艂 j膮 z wydarzeniami Wielkiego Pi膮tku sprzed roku. Formu艂y te mia艂y w sobie co艣 tak natr臋tnego i tak cz臋sto wyst臋powa艂y w dokumentach, 偶e doktor, nim zda艂 sobie z tego spraw臋, nie艣wiadomie mrucza艂 je sobie pod nosem. Kiedy przejrza艂 i zebra艂 wszystkie interesuj膮ce go aktualne materia艂y, zaniecha艂 dalszego szperania. Obieca艂 sobie, 偶e kiedy ju偶 przekona tak sceptycznie nastawionych psychiatr贸w, wr贸c膮 tu wsp贸lnie en masse celem bardziej systematycznych poszukiwa艅. Obecnie chcia艂 jeszcze znale藕膰 ukryte laboratorium. Zostawi艂 wi臋c plecak w o艣wietlonej pracowni i ponownie wnikn膮艂 w ciemny, odra偶aj膮cy korytarz, kt贸rego sklepione wn臋trze wci膮偶 odbija艂o nieustannym echem g艂uchy, obrzydliwy skowyt.

Kolejne pokoje do kt贸rych wchodzi艂, aczkolwiek by艂y puste lub wype艂nia艂y je tylko rozpadaj膮ce si臋 skrzynie i z艂owieszczo wygl膮daj膮ce, o艂owiane trumny, wywar艂y na nim piorunuj膮ce wra偶enie; 艣wiadczy艂y bowiem dobitnie o ogromie i rozmachu oryginalnych prac prowadzonych przez Josepha Curwena. Pomy艣la艂 o 偶eglarzach i niewolnikach, kt贸rzy znikali w niewiadomy spos贸b, my艣la艂 o zbeszczeszczonych grobach we wszystkich cz臋艣ciach 艣wiata i o tym wreszcie, co musia艂a tu ujrze膰 grupa naje偶d偶aj膮cych farm臋 zdesperowanych ludzi. Doszed艂 do wniosku, 偶e lepiej ju偶 wi臋cej nie my艣le膰. Nieoczekiwanie po prawej stronie wy艂oni艂y si臋 rozleg艂e, kamienne schody i doktor domy艣li艂 si臋, 偶e prowadzi膰 musia艂y do jednej z zewn臋trznych budowli Curwena 鈥 zapewne s艂awetnej kamiennej dobud贸wki z wysokimi, w膮skimi oknami 鈥 skoro te, kt贸rymi zszed艂 tutaj wiod艂y niegdy艣 do farmy o stromym dachu. 艢ciany korytarza rozesz艂y si臋 nieoczekiwanie, a smr贸d i skowyt spot臋偶nia艂y. Willett poj膮艂, 偶e trafi艂 do jakiej艣 przestronnej, otwartej sali 鈥 tak wielkiej, 偶e 艣wiat艂o latarki nie si臋ga艂o jej kra艅ca. Kiedy ponownie ruszy艂 do przodu, natkn膮艂 si臋 zaraz na pot臋偶ne, rozstawione w sporych odst臋pach filary podpieraj膮ce 艂uki stropu.

Po jakim艣 czasie dotar艂 do miejsca, gdzie filary tworzy艂y kr膮g, niczym monolity Stonehenge; w 艣rodku kr臋gu, na podwy偶szeniu znajdowa艂 si臋 ogromny, rze藕biony o艂tarz do kt贸rego prowadzi艂y trzy stopnie. Doktora zaintrygowa艂y niezwyk艂e rze藕by na tym o艂tarzu; podszed艂 wi臋c bli偶ej i skierowa艂 tam snop elektrycznego 艣wiat艂a; gdy ujrza艂 jednak co one przedstawiaj膮, odskoczy艂 przej臋ty niewys艂owion膮 groz膮 i nie pr贸bowa艂 ju偶 wi臋cej zg艂臋bia膰 mrocznych ryt贸w zbroczonych zakrzep艂膮, sp艂ywaj膮c膮 strugami a偶 do ziemi krwi膮. Ruszy艂 przed siebie i dostrzeg艂 w pewnej chwili rozci膮gaj膮c膮 si臋 gigantycznym 艂ukiem 艣cian臋 podziurawion膮 miejscami czarnymi otworami przej艣膰 wiod膮cych do p艂ytkich cel z 偶elaznymi kratami i przytwierdzonymi do 艣ciany 艂a艅cuchami, z kt贸rych ka偶dy zako艅czony by艂 okowami na kostki i nadgarstki. Cele by艂y puste, lecz wszystko przenika艂 bezustanny, odra偶aj膮cy smr贸d, a pos臋pne j臋ki trwa艂y; jeszcze bardziej uporczywe ni偶 dot膮d i urozmaicane czasami niepokoj膮cym d藕wi臋kiem mlaszcz膮cych uderze艅.


-2-


Od tak straszliwego odoru i niesamowitego ha艂asu nic ju偶 nie mog艂o odwr贸ci膰 uwagi Willetta. Mimo, i偶 w ogromnym hallu z filarami by艂y one du偶o dono艣niejsze i szczeg贸lnie odra偶aj膮ce, doktor odni贸s艂 wra偶enie, 偶e dobiegaj膮 z jeszcze dalszych g艂臋bin mrocznego, dolnego 艣wiata podziemnych sekret贸w. Zanim m臋偶czyzna, poszukuj膮c jakich艣 prowadz膮cych w dalsze g艂臋biny schod贸w odwa偶y艂 si臋 przekroczy膰 kt贸re艣 z czarnych, 艂ukowych przej艣膰, omi贸t艂 strumieniem 艣wiat艂a kamienn膮 posadzk臋. By艂a z rzadka, i w nieregularnych odst臋pach wy艂o偶ona kamiennymi p艂ytami, popstrzonymi w zadziwiaj膮cy spos贸b niewielkimi otworkami, kt贸re tworzy艂y niejasne, jakby nie doko艅czone desenie. Obok dostrzeg艂 bardzo d艂ug膮, niedbale ci艣ni臋t膮 na pod艂og臋 drabin臋. Spogl膮daj膮c na ni膮 Willett mia艂 irracjonalne odczucie, i偶 do drabiny tej, w jaki艣 osobliwy spos贸b, przylgn膮艂 szczeg贸lnie mocno, okrutny, przenikaj膮cy tu wszystko smr贸d. Kiedy ostro偶nie j膮 mija艂, u艣wiadomi艂 sobie nieoczekiwanie, 偶e zar贸wno ha艂as jak i fetor pot臋guj膮 si臋 w bezpo艣redniej blisko艣ci owych dziwnie podziurkowanych p艂yt; zupe艂nie jakby stanowi艂y rodzaj prymitywnych, zapadowych drzwi wiod膮cych w jeszcze g艂臋bsze regiony grozy. Przykl臋kn膮wszy wi臋c przy jednej z nich, usi艂owa艂 p艂yt臋 poruszy膰 r臋koma; nat臋偶y艂 ca艂e si艂y i p艂yta drgn臋艂a. Kiedy tylko jej tkn膮艂, z g艂臋bin dobieg艂 niebywale dono艣ny j臋k i Willett musia艂 przem贸c si臋, by odsun膮膰 w bok ci臋偶ki kamie艅. Kiedy le偶膮c na brzuchu na osuni臋tej p艂ycie skierowa艂 latark臋 w rozwieraj膮c膮 si臋 plam臋 ciemno艣ci o powierzchni yarda kwadratowego, z do艂u buchn膮艂 taki fetor 鈥 nie by艂o dla艅 dos艂ownie okre艣lenia 鈥 偶e doktor dozna艂 zawrotu g艂owy.

Je艣li spodziewa艂 si臋 jakich艣 kolejnych schod贸w wiod膮cych w budz膮c膮 najwy偶sz膮 otch艂a艅, srodze si臋 zawi贸d艂. Po艣r贸d smrodu i chrapliwego skowytu dostrzeg艂 tylko g贸rn膮 parti臋 ceglanej, cylindrycznej studni o 艣rednicy oko艂o p贸艂tora yarda, pozbawionej drabiny czy jakich艣 innych akcesori贸w umo偶liwiaj膮cych zej艣cie do 艣rodka. Kiedy 艣wiat艂o pad艂o w d贸艂, skowyt przemieni艂 si臋 raptownie w seri臋 okropnych skamle艅, kt贸rym towarzyszy艂y odg艂osy 艣lepej, zajad艂ej i bezsilnej furii, oraz d藕wi臋k mlaszcz膮cych uderze艅. Poszukiwacz zadr偶a艂 na my艣l, jak odra偶aj膮cy stw贸r m贸g艂 czai膰 si臋 w otch艂ani. Zaraz jednak nabra艂 odwagi; le偶膮c plackiem na ziemi i trzymaj膮c latark臋 na d艂ugo艣膰 wyci膮gni臋tej r臋ki, wychyli艂 si臋 za z grubsza tylko ociosan膮 kraw臋d藕. Pocz膮tkowo nie potrafi艂 niczego rozr贸偶ni膰 za wyj膮tkiem o艣liz艂ych, poros艂ych mchem cegie艂 艣ciany, wsi膮kaj膮cej bezkre艣nie w ten dotykalny niemal wyziew mrocznego, obrzydliwego i pe艂nego b贸lu szale艅stwa; i naraz ujrza艂 jak na dnie w膮skiego szybu g艂臋boko艣ci dwudziestu-dwudziestu pi臋ciu st贸p, podskakuje niezdarnie jaki艣 ciemny kszta艂t. Latarka zadr偶a艂a mu w d艂oni, ale t艂umi膮c ogarniaj膮cy go strach ponownie zajrza艂 do 艣rodka, by przekona膰 si臋 jakie to 偶ywe stworzenie zamkni臋to w mroku tej nienaturalnej studni, skazuj膮c na powoln膮 g艂odow膮 艣mier膰. Nie by艂 to jedyny tu wi臋zie艅. Podobn膮 m臋k臋 przechodzi艂y przez ten d艂ugi miesi膮c 鈥 od kiedy lekarze zabrali Warda 鈥 inne stworzenia wi臋zione w s膮siednich studniach, kt贸rych dziurkowane, kamienne pokrywy tak g臋sto 艣cieli艂y pod艂og臋 wielkiej, sklepionej pieczary. Czymkolwiek te stwory by艂y, nie mog艂y po艂o偶y膰 si臋 na zbyt szczup艂ej powierzchni dna szybu; zatem przez te okropne tygodnie od chwili, kiedy nieoczekiwanie opu艣ci艂 je pan, czeka艂y niemrawe, podskakuj膮c.

Ale Marinus Bicknell Willett 偶a艂owa艂, 偶e ponownie tam zajrza艂. Jakkolwiek by艂 chirurgiem, zahartowanym weteranem wielu prosektor贸w, nigdy ju偶 nie by艂 ten sam. Trudno wyt艂umaczy膰 w jaki spos贸b jedno spojrzenie na ca艂kiem realn膮, i o daj膮cych si臋 okre艣li膰 rozmiarach rzecz, mog艂o cz艂owiekiem wstrz膮sn膮膰, tak, 偶e kompletnie go odmieni艂o. Mo偶emy tylko stwierdzi膰, 偶e pewne kontury istoty zawiera艂y w sobie tak pot臋偶n膮 symbolik臋 i nasuwa艂y takie my艣li, 偶e oddzia艂a艂y w straszliwy spos贸b na umys艂 wra偶liwego my艣liciela, nios膮c sob膮 straszliwe napomknienia mrocznych, kosmicznych relacji i nie posiadaj膮cych nazwy rzeczywisto艣ci, wykraczaj膮cych daleko poza zapobiegawcze z艂udzenia zwyk艂ej, ludzkiej wyobra藕ni. Za owym drugim spojrzeniem Willett ujrza艂 taki kszta艂t 鈥 czy te偶 ca艂膮 istot臋 鈥 偶e przez kilka chwil by艂 bez w膮tpienia r贸wnie szalony, jak ka偶dy z pacjent贸w prywatnego szpitala doktora Waite'a. Nie spostrzeg艂, 偶e ze zmartwia艂ej d艂oni wypad艂a mu latarka, nie zwr贸ci艂 uwagi nawet na dono艣ny chrz臋st z臋b贸w, kt贸ry powiedzia艂, jaki los spotka艂 j膮 na dnie dziury. Ogarni臋ty panik膮 wrzeszcza艂 i wrzeszcza艂 i wrzeszcza艂 wysokim g艂osem, w kt贸rym najbli偶si nawet przyjaciele nie potrafiliby rozpozna膰 doktora. Poniewa偶 nie by艂 w stanie d藕wign膮膰 si臋 na nogi, pe艂z艂 i toczy艂 si臋 rozpaczliwie po wilgotnym bruku, gdzie z tuzin贸w przypominaj膮cych Tartar studni dobywa艂 si臋, jakby w odzewie na szale艅czy krzyk cz艂owieka, wyg艂odzony skowyt i j臋k. Kaleczy艂 d艂onie o szorstkie, lu藕ne kamienie, kilkakrotnie uderzy艂 g艂ow膮 w stoj膮ce mu na drodze filary, lecz niepomny na nic, ucieka艂. Po jakim艣 czasie jednak och艂on膮艂 na tyle, 偶e zatrzyma艂 si臋 skulony w otaczaj膮cej go, kompletnej ciemno艣ci, w smrodzie i zaduchu, zatykaj膮c d艂o艅mi uszy, by odgrodzi膰 si臋 od jednostajnego wycia i rozsadzaj膮cych czaszk臋 skowyt贸w. Ocieka艂 potem i by艂 bez 艣wiat艂a; wstrz膮艣ni臋ty i przera偶ony, pogr膮偶ony w przepastnym mroku i zgrozie, zmia偶d偶ony psychicznie widokiem, kt贸rego nigdy ju偶 nie zdo艂a艂 wymaza膰 z pami臋ci. Tu偶 pod nim tuziny innych stwor贸w; a jedna studnia mia艂a zdj臋t膮 pokryw臋. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e to co艣 nigdy nie zdo艂a sforsowa膰 o艣liz艂ej 艣ciany, ale dreszcz szed艂 mu po krzy偶u na my艣l, 偶e mo偶e jednak w 艣cianie szybu znajdzie si臋 jaki艣 stopie艅, jaki艣 chwyt...

Nie potrafi艂 okre艣li膰 czym by艂 ten stw贸r. Przypomina艂 niekt贸re rze藕by na piekielnym o艂tarzu; z tym, 偶e by艂 偶ywy. Z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie by艂 tworem znanej natury; by艂 zbyt nie wyko艅czony. Deformacje w najwy偶szym stopniu zdumiewa艂y, a nieprawid艂owo艣ci proporcji trudno by艂o nawet opisa膰. Willett przyznaje tylko, 偶e tego rodzaju stwory musia艂y by膰 istotami, kt贸re Ward wywo艂a艂 z niekompletnych proch贸w, i kt贸re trzyma艂 potem wy艂膮cznie w celach niewolniczych lub rytualnych. Gdyby zreszt膮 potwory te pozbawione by艂y jakiegokolwiek znaczenia, ich wizerunki nie widnia艂yby na tym przekl臋tym kamieniu. A nie by艂 to najgorszy jeszcze ze stwor贸w przedstawianych na o艂tarzu; ale Willett nie odkrywa艂 ju偶 kolejnych dziur. Pierwsz膮, w miar臋 rozs膮dn膮 refleksj膮 jaka przysz艂a mu do g艂owy, by艂a my艣l o b艂ahym pozornie ust臋pie w starych dokumentach dotycz膮cych Josepha Curwena, kt贸re dawno temu porz膮dkowa艂; by艂a to fraza ze z艂owieszczego, przechwyconego listu Simona czy Jedediaha Orne'a do dawnego czarnoksi臋偶nika:

Z pewno艣ci膮 w Tym co wskrzysi艂 H., z Tego co艣my zebra膰 tylko Cz臋艣ciowo zdo艂ali, nie by艂o Niczego poza naj偶ywszym Okropie艅stwem.

I nagle 贸w straszny fragment nabra艂 nowej tre艣ci i jakby podwoi艂 si臋 uzupe艂niony wspomnieniem podsuni臋tym natychmiast przez us艂u偶n膮 pami臋膰: pokutuj膮cej ongi艣, ludowej plotki o spalonym i zdeformowanym stworze, znalezionym na polach w tydzie艅 po naje藕dzie na farm臋 Curwena. Charles Ward zdradzi艂 doktorowi to, co us艂ysza艂 od starego Slocuma: nie by艂 to ani cz艂owiek ani znane kt贸remukolwiek z mieszka艅c贸w Pawtuxet zwierz臋.

Kiedy tak doktor miota艂 si臋 w t臋 i w t臋 stron臋, tul膮c si臋 co chwila do 艣mierdz膮cej, kamiennej posadzki, s艂owa te nieustannie d藕wi臋cza艂y mu w uszach. Pragn膮c wyrzuci膰 je z pami臋ci, zacz膮艂 szepta膰 s艂owa Modlitwy Pa艅skiej; i popad艂 ostatecznie w mnemoniczny chaos, wyj臋ty 偶ywcem z kart 鈥淧ustynnej krainy" T.S. Eliota, i powtarza艂 ju偶 tylko na okr膮g艂o podw贸jn膮 formu艂臋, odkryt膮 niedawno w podziemnej bibliotece Warda: Y'ai'NG 'Ngah, 鈥 Yog 鈥 Sotho艂h i tak dalej, a偶 do ko艅cowego podkre艣lenia Zhro. Zdaje si臋, i偶 uspokoi艂o go to na tyle, 偶e zdo艂a艂 d藕wign膮膰 si臋 na nogi; sta艂 teraz w zaciskaj膮cym si臋 na nim czarnym jak smo艂a, lodowatym powietrzu, przera偶ony utrat膮 latarki i rozpaczliwie rozgl膮da艂 si臋 za jakim艣 b艂yskiem 艣wiat艂a. Nie potrafi艂 zebra膰 my艣li; wyt臋偶y艂 tylko wzrok w poszukiwaniu najs艂abszego nawet l艣nienia, czy refleksu 艣wietlnego dobiegaj膮cego z jasno o艣wietlonej biblioteki. Po jakim艣 czasie wyda艂o mu si臋, 偶e widzi 鈥 gdzie艣 nies艂ychanie daleko 鈥 leciutki poblask i z bolesn膮 wr臋cz uwag膮, na d艂oniach i kolanach, po艣r贸d wycia zacz膮艂 skrada膰 si臋 w tamtym kierunku, wiedziony jedn膮 my艣l膮: nie stoczy膰 si臋 do obrzydliwej dziury, jak膮 sam ods艂oni艂, i nie wpa艣膰 na kt贸r膮艣 z licznych kolumn.

Po pewnej chwili, kiedy dotkn膮艂 dr偶膮cymi palcami czego艣, o czym wiedzia艂, 偶e to stopnie prowadz膮ce do piekielnego o艂tarza, natychmiast si臋 ze wstr臋tem cofn膮艂. Innym zn贸w razem napotka艂 dziurkowan膮 p艂yt臋; dok艂adnie t膮 sam膮, kt贸r膮 osobi艣cie odsun膮艂. I od tej chwili jego uwaga sta艂a si臋 zgo艂a upokarzaj膮ca. Na szcz臋艣cie nie trafi艂 na budz膮cy zgroz臋 otw贸r. Cokolwiek tam w 艣rodku by艂o, tkwi艂o nieruchomo i milcza艂o. Najwidoczniej po偶arcie latarki nie wysz艂o mu na zdrowie. Za ka偶dym razem, kiedy trafia艂 palcami na kolejn膮 podziurkowan膮 p艂yt臋, m臋偶czyzna dr偶a艂. Przej艣cie po nich budzi艂o niekiedy g艂uchy j臋k; zasadniczo jednak nie poci膮ga艂o 偶adnych skutk贸w, gdy偶 doktor porusza艂 si臋 rzeczywi艣cie bezszelestnie. Kilkana艣cie razy blask nikn膮艂 i Willett poczu艂 fal臋 gor膮ca na my艣l, 偶e przecie偶 lampy, jedna po drugiej, musz膮 si臋 wypala膰 i gasn膮膰. Perspektywa, 偶e ugrz臋藕nie w tych straszliwych ciemno艣ciach, pozbawiony zapa艂ek, po艣r贸d podziemnego 艣wiata koszmarnego labiryntu kaza艂a mu podnie艣膰 si臋 z ziemi i pobiec, co teraz ju偶 鈥 kiedy otwarty otw贸r pozosta艂 daleko w tyle by艂o w miar臋 bezpieczne. Wiedzia艂, 偶e gdy pogasn膮 ju偶 wszystkie lampy, los jego spocznie w r臋kach ludzi, kt贸rych pan Ward 鈥 po up艂ywie jakiego艣 czasu 鈥 wy艣le mu na odsiecz. W ko艅cu pieczara si臋 sko艅czy艂a i Willett, wbiegaj膮c w w膮ski korytarz, ujrza艂 bij膮cy zza drzwi po prawej stronie, blask. W chwil臋 p贸藕niej sta艂 ju偶 w sekretnej bibliotece m艂odego Warda 鈥 dr偶膮cy ale szcz臋艣liwy 鈥 i obserwowa艂 ostatni膮, skwiercz膮c膮 ju偶 lamp臋, kt贸rej blask przyni贸s艂 mu wybawienie.


-3-


W nast臋pnej ju偶 chwili ze znalezionych tu uprzednio zapas贸w nafty spiesznie uzupe艂nia艂 wypalone lampy. Kiedy w pokoju zn贸w by艂o jasno, zacz膮艂 rozgl膮da膰 si臋 za jak膮艣 latark膮; bo jakkolwiek przej臋ty groz膮, obowi膮zek wci膮偶 bra艂 g贸r臋 i by艂 zdecydowany dotrze膰 do samych korzeni dziwacznego szale艅stwa Charlesa Warda. Latarki nie znalaz艂 i zadowoli膰 si臋 musia艂 najmniejsz膮 z lamp naftowych. Zabra艂 ponadto galon zapasowej nafty, a kieszenie ponapycha艂 zapa艂kami i 艣wiecami. Je艣li za ow膮 straszliw膮 wielk膮 sal膮 z plugawym o艂tarzem i odra偶aj膮c膮, ods艂oni臋t膮 studni膮 trafi na ukryte laboratorium, sp臋dzi w nim zapewne sporo czasu i potrzebowa膰 b臋dzie du偶o 艣wiat艂a. Przej艣cie rozleg艂ej sali wymaga艂o od doktora wielkiego hartu ducha; nie mia艂 jednak innego wyj艣cia. Na szcz臋艣cie przera偶aj膮cy o艂tarz i otwarta studnia usytuowane by艂y w sporej odleg艂o艣ci od 艣ciany z celami, kt贸rych czarne, tajemnicze, 艂ukowe otwory stanowi艂y logiczny obiekt dalszej eksploracji.

Tak wi臋c Willett wr贸ci艂 do wype艂nionego odorem i pe艂nym udr臋ki wyciem hallu z filarami, przykr臋caj膮c tylko na chwil臋 lamp臋, by unikn膮膰 przelotnego nawet widoku piekielnego o艂tarza i odkrytej jamy z le偶膮c膮 obok podziurkowan膮, kamienn膮 p艂yt膮. Wi臋kszo艣膰 przej艣膰 wiod艂o do niewielkich kom贸r, niekt贸rych pustych, niekt贸rych wci膮偶 jeszcze pe艂ni膮cych funkcj臋 sk艂ad贸w. Znajdowa艂y si臋 w nich intryguj膮ce zbiory gnij膮cej, pokrytej kurzem odzie偶y; i poszukiwacz zadr偶a艂, kiedy rozpozna艂 w niej ubiory pochodz膮ce sprzed stu pi臋膰dziesi臋ciu lat. W innym z kolei pomieszczeniu natkn膮艂 si臋 na du偶e ilo艣ci odzie偶y ca艂kiem wsp贸艂czesnej, jakby przygotowanej dla ogromnej liczby os贸b. Ale najbardziej nie podoba艂y si臋 mu wielkie, pojawiaj膮ce od czasu do czasu miedziane beczki; czu艂 instynktown膮 odraz臋 zar贸wno do nich samych, jak i pokrywaj膮cej je z艂owieszczej inkrustacji. Budzi艂y one w nim jeszcze wi臋kszy l臋k, ni偶 r贸wnie niesamowicie rze藕bione, o艂owiane puchary, w kt贸rych zachowa艂y si臋 resztki jakiej艣 wstr臋tnej zawarto艣ci i od kt贸rych bi艂 tak odra偶aj膮cy fetor, 偶e zabija艂 sob膮 panuj膮cy w krypcie smr贸d. Kiedy zbada艂 ju偶 blisko po艂ow臋 艣ciany, trafi艂 w kolejny korytarz; bli藕niaczo podobny do tego, kt贸rym przyszed艂. Wiod艂o z niego wiele drzwi.

Tutaj te偶 rozpocz膮艂 poszukiwania. Min膮艂 trzy, 艣redniej wielko艣ci i puste pokoje nim trafi艂 do wielkiej, pod艂u偶nej izby. Wype艂nia艂y j膮 solidne szafy, sto艂y, paleniska, ca艂kiem wsp贸艂czesne instrumenty naukowe, nieco ksi膮偶ek, a przede wszystkim nieko艅cz膮ce si臋 rz臋dy p贸艂ek ze s艂ojami i butelkami. Wszystko to 艣wiadczy艂o, 偶e odnalaz艂 w ko艅cu poszukiwane laboratorium nale偶膮ce do Charles Warda 鈥 a przed nim niew膮tpliwie, jeszcze do Josepha Curwena.

Po zapaleniu trzech, nape艂nionych ju偶 i gotowych do u偶ytku lamp, doktor Willett zacz膮艂 z przej臋ciem rozgl膮da膰 si臋 po otoczeniu i znajduj膮cych si臋 tam sprz臋tach. Analizuj膮c poszczeg贸lne odczynniki chemiczne na p贸艂kach, doszed艂 do wniosku, 偶e m艂ody Ward, g艂贸wnie zajmowa艂 si臋 chemi膮 organiczn膮. Generalnie, ze zgromadzonej tu aparatury naukowej 鈥 w艣r贸d kt贸rej by艂 te偶 makabrycznie wygl膮daj膮cy st贸艂 do prowadzenia sekcji 鈥 niewiele si臋 dawa艂o wywnioskowa膰 i Willett by艂 rozczarowany. Po艣r贸d ksi膮偶ek znalaz艂 stary, postrz臋piony, pisany gotykiem egzemplarz Borellusa; czy to tylko zbieg okoliczno艣ci, 偶e Ward podkre艣li艂 w nim te same ust臋py, kt贸re tak strwo偶y艂y poczciwego pana Merrita na farmie Curwena, przed ponad stu pi臋膰dziesi臋ciu laty? Tamten egzemplarz musia艂 oczywi艣cie podczas najazdu zagin膮膰 wraz z reszt膮 okultystycznej biblioteki Curwena. Z laboratorium wiod艂y trzy pary 艂ukowych drzwi i zaintrygowany doktor ruszy艂 w ich kierunku. Podczas pobie偶nych ogl臋dzin stwierdzi艂, 偶e dwa wej艣cia prowadz膮 do niewielkich sk艂ad贸w ze stosami bardzo uszkodzonych, po艂upanych trumien; doktor zdo艂a艂 nawet odczyta膰 dwie czy trzy znajduj膮ce si臋 jeszcze na nich tabliczki. Znalaz艂 te偶 sporo odzie偶y oraz kilka ca艂kiem 艣wie偶ej daty i zabitych na g艂ucho gwo藕dziami skrzy艅, kt贸rych jednak wola艂 na razie nie otwiera膰. Bardzo go zainteresowa艂y pewne przedmioty, kt贸re 鈥 jak s膮dzi艂 鈥 stanowi艂y sm臋tne resztki dawnego laboratorium Josepha Curwena. R臋ce naje藕d藕c贸w pastwi艂y si臋 nad nimi z wyj膮tkowym barbarzy艅stwem, ale jeszcze teraz, po latach, mo偶na by艂o w nich rozpozna膰 oryginalny sprz臋t chemiczny z czas贸w georgia艅skich.

Trzecie sklepione przej艣cie wiod艂o do wielkiej komory o 艣cianach zastawionych szczelnie p贸艂kami. Po 艣rodku sta艂 st贸艂, a na nim dwie lampy. Willett natychmiast je zapali艂; w ich blasku zacz膮艂 studiowa膰 zawarto艣膰 nieko艅cz膮cych si臋 rz臋d贸w otaczaj膮cych go ze wszech stron p贸艂ek. Niekt贸re g贸rne poziomy by艂y puste, ale wi臋kszo艣膰 zape艂nia艂y niewielkie, o intryguj膮cym wygl膮dzie, o艂owiane naczynia, generalnie dw贸ch typ贸w: wysokie, i bez uszu, jak greckie lekyty na oliw臋, oraz inne 鈥攝 jedn膮 r膮czk膮 鈥 przypominaj膮ce s艂oje phaleron. Wszystkie one posiada艂y metalowe zatyczki i pokryte by艂y dziwacznymi, odlanymi w formie p艂askorze藕by, symbolami. Na pierwszy rzut oka Willett spostrzeg艂, 偶e s膮 one bardzo skrupulatnie posortowane. Wszystkie lekyty zebrano po jednej stronie pokoju i opatrzono na g贸rze du偶ym, wykonanym w drewnie napisem: 鈥淥chrona", phalerony po drugiej stronie zatytu艂owano: 鈥淢ateria". S艂oje te, czy garnki 鈥 za wyj膮tkiem niekt贸rych z najwy偶szych p贸艂ek, kt贸re by艂y puste 鈥 zawiera艂y kartonowe etykietki z numerem; najwidoczniej odsy艂aczem do jakiego艣 katalogu, kt贸ry Willett natychmiast postanowi艂 odszuka膰. Chwilowo jednak bardziej zainteresowa艂a go zawarto艣膰 naczy艅, w zwi膮zku z czym, na pr贸b臋, otworzy艂 na chybi艂 trafi艂 kilka lekyt贸w i phaleron贸w. Wsz臋dzie by艂o to samo: niewielka ilo艣膰 delikatnego niczym kurz proszku, bardzo ulotnego i w r贸偶nych odcieniach. Doktor nie potrafi艂 ustali膰 kryterium, wed艂ug kt贸rego proszek by艂 posegregowany; zar贸wno w lekytach jak i w phaleronach b艂臋kitnawo-szary proszek m贸g艂 sta膰 przy r贸偶owawo-bia艂ym, a jakakolwiek zawarto艣膰 phaleron贸w posiada艂a sw贸j odpowiednik w lekytach. Py艂 charakteryzowa艂 si臋 wyj膮tkow膮 nie przyczepno艣ci膮. Willett, kt贸ry wysypa艂 sobie na d艂o艅 zawarto艣膰 s艂oja, po wsypaniu go z powrotem zauwa偶y艂, 偶e do d艂oni nie przylgn臋艂a ani odrobina proszku. Zagadk臋 stanowi艂y dla艅 dwie nazwy i na pr贸偶no 艂ama艂 sobie g艂ow臋 nad przyczep膮, dla kt贸rej ta bateria chemikali贸w zosta艂a tak radykalnie oddzielona od szklanych s艂oi na p贸艂kach we w艂a艣ciwym laboratorium. 鈥淥chrona", 鈥淢ateria": by艂y to 艂aci艅skie okre艣lenia na s艂owa 鈥淪tra偶e" i 鈥淭worzywo" i nagle w rozb艂ysku skojarzenia przypomnia艂 sobie, gdzie ju偶 wcze艣niej napotka艂 s艂owo 鈥淪tra偶e". Oczywi艣cie, w ostatnim li艣cie rzekomego Edwarda Hutchinsona do doktora Allena: 鈥淣ie ma Potrzeby bowiem trzyma膰 Stra偶y w postaci, bo 偶re wi臋cej ni偶 jest Warta, a ponadto 鈥 jak sam zbyt dobrze wiesz 鈥 K艂opoty z tego wynikn膮膰 mog膮". Czy ma to jaki艣 sens? Ale zaraz 鈥 czy偶 nie istnieje inny jeszcze odno艣nik do 鈥渟tra偶y"? Zapomnia艂 o nim kiedy czyta艂 贸w list Hutchinsona. M艂ody Ward, jeszcze w czasie gdy nie otacza艂 si臋 tak膮 tajemnic膮, wspomina艂 o pami臋tniku, w kt贸rym Eleazer Smith pisa艂 o szpiegowaniu 鈥 swoim i Weedena 鈥 na farmie Pawtuxet. W tej budz膮cej l臋k kronice by艂a wzmianka o pods艂uchanej rozmowie jaka mia艂a miejsce zanim jeszcze czarnoksi臋偶nik ca艂kowicie schroni艂 si臋 pod ziemi臋. Smith i Weeden utrzymuj膮, 偶e w owej rozmowie brali udzia艂 Curwen, jacy艣 jego wi臋藕niowie oraz stra偶e tych wi臋藕ni贸w. Stra偶e te 鈥 zgodnie z Hutchinsonem, czy te偶 jego awatarem 鈥 鈥溑紃膮 wi臋cej ni偶 s膮 warte", i z tego wzgl臋du doktor Allen nie trzyma ju偶 ich w postaci. A je艣li nie w postaci, to mo偶e w 鈥減rochach", do kt贸rych ta czarnoksi臋ska zgraja zredukowa艂a tak wiele ludzkich cia艂 i ko艣ci?

A zatem to w艂a艣nie zawiera艂y lekyty; potworny owoc bezbo偶nych rytua艂贸w i czyn贸w, w wyniku kt贸rych pokonane lub zastraszone istoty, przyzywane moc膮 jakiej艣 piekielnej inkantacji, pomaga艂y swym blu藕nierczym w艂adcom przes艂uchiwa膰 opornych. U艣wiadomiwszy sobie co w rzeczywisto艣ci wysypa艂 sobie na d艂o艅, Willett zadr偶a艂 i gor膮czkowo odsypa艂 proszek z powrotem. Ca艂膮 si艂膮 woli st艂umi艂 paniczn膮 ch臋膰 ucieczki z tej pieczary odra偶aj膮cych p贸艂ek i milcz膮cych, spogl膮daj膮cych zapewne wartownik贸w. I w贸wczas pomy艣la艂 o 鈥淭worzywie" 鈥 w bezliku s艂oj贸w phaleron po drugiej stronie pokoju. Te偶 prochy 鈥 lecz je艣li nie prochy 鈥渟tra偶y", to czego? Bo偶e! Czy to mo偶liwe, i偶 spoczywa艂y w nich 艣miertelne szcz膮tki tytan贸w my艣li z wszystkich czas贸w; porwani przez najstraszliwsze upiory z krypt, w kt贸rych umie艣ci艂 ich 艣wiat, wezwani zostali przez szale艅c贸w pragn膮cych wydrenowa膰 ich wiedz臋 w jakim艣 sobie tylko wiadomym, ob艂臋dnym celu; czy o tym w艂a艣nie, mgli艣cie wspomina艂 nieszcz臋sny Charles w gor膮czkowym li艣cie: 鈥渃a艂a cywilizacja, wszelkie prawa natury, by膰 mo偶e los systemu s艂onecznego i wszech艣wiata."? A Marinus Bicknell Willett przesiewa艂 sobie przez palce te prochy!

Kiedy w odleg艂ym ko艅cu pokoju dostrzeg艂 niewielkie drzwi, podszed艂 do nich jak najspieszniej i zacz膮艂 bada膰 wzrokiem prymitywny znak wykuty nad framug膮. By艂 to symbol, kt贸rego widok nape艂ni艂 mu dusz臋 l臋kiem. Bowiem pewien przyjaciel doktora 鈥 mroczny marzyciel 鈥 wyrysowa艂 mu niegdy艣 i obja艣ni艂 par臋 rzeczy, jakie pozna艂 by艂 w czarnych otch艂aniach snu. W艣r贸d nich znajdowa艂 si臋 w艂a艣nie znak Koth, kt贸ry fanta艣ci spotykaj膮 nad 艂ukowym wej艣ciem do pewnej czarnej, stoj膮cej samotnie w p贸艂mroku, wie偶y; Willett poczu艂 w贸wczas natychmiastow膮 odraz臋 do tego, co 贸w przyjaciel 鈥 Randolph Carter 鈥 m贸wi艂 o pot臋dze tego znaku. Kiedy jednak w przepe艂nionym smrodem powietrzu, wyczu艂 nieoczekiwanie kolejny, gryz膮cy od贸r, Willett zapomnia艂 o znaku. By艂 to raczej zapach chemikali贸w ni偶 zwierz膮t i z pewno艣ci膮 dobiega艂 zza zamkni臋tych drzwi. By艂 to ten sam zapach, jaki wydziela艂a odzie偶 Charles Warda w dniu, kiedy zabierali go lekarze. Czy偶by w艂a艣nie tu wtedy pracowa艂, i prac臋 t臋 przerwa艂o naj艣cie doktor贸w? By艂 m膮drzejszy od Josepha Curwena i nie stawia艂 oporu. Willett, kt贸ry z zuchwa艂膮 desperacj膮 postanowi艂 zbada膰 ka偶de cudo i ka偶dy koszmar tej piekielnej krainy, uj膮艂 w d艂o艅 niewielk膮 lamp臋 i przekroczy艂 pr贸g. Ogarn臋艂a go fala nieokre艣lonego l臋ku, ale niez艂omnie par艂 ku swym celom. W pomieszczeniu przecie偶 nie mog艂o by膰 偶adnej istoty, kt贸ra by wyrz膮dzi艂a mu krzywd臋. A ponadto o偶ywia艂o go pragnienie przenikni臋cia okropnej chmury, kt贸ra spowi艂a dusz臋 Charlesa Warda.

Pok贸j by艂 艣rednich rozmiar贸w i bardzo skromnie umeblowany 鈥 st贸艂, krzes艂o oraz dwie zadziwiaj膮ce maszyny z klamrami i ko艂ami w kt贸rej Willett natychmiast rozpozna艂 艣redniowieczne instrumentarium do zadawania tortur. Po jednej stronie drzwi sta艂 stojak z potwornymi pejczami, a nad nim p贸艂ki z szeregiem o艂owianych puchar贸w ukszta艂towanych na podobie艅stwo greckich kyliks贸w. Po drugiej stronie by艂 st贸艂, na nim lampa Arganda, blok papieru, o艂贸wek i dwa zatkane lekyty, najwyra藕niej zostawione tu w po艣piechu lub przez zapomnienie. Willett zapali艂 lamp臋 i spojrza艂 bacznie na papier; musia艂 koniecznie dowiedzie膰 si臋, co m艂ody Ward pisa艂 w chwili, kiedy mu przerwano. Nie by艂o tam w zasadzie nic; wy艂膮cznie nie powi膮zane ze sob膮 zdania nabazgrane r臋k膮 Curwena i nie nios膮ce 偶adnych tre艣ci:

B. nie umar艂. Uciek艂 przez 艣ciany i znalaz艂 Miejsce poni偶ej." 鈥淧oznaj star膮 V. m膮dro艣膰 Sabaoth i naucz si臋 Sposobu." 鈥淲skrzyszony trzykrotnie Yog 鈥 Sothoth i przys艂any Nazajutrz."

F. szuka sposobu zniszczenia wiedzy jak wskrzysza膰 Tych z Zewn膮trz."

Kiedy pot臋偶ny blask lampy Arganda rozja艣ni艂 mrok, docieraj膮c do wszystkich zakamark贸w pomieszczenia, doktor ujrza艂, 偶e w 艣cianie na przeciwko drzwi 鈥 pomi臋dzy urz膮dzeniami do tortur 鈥 tkwi膮 ko艂ki ze zwieszaj膮cymi si臋 niedbale szatami w pos臋pnym, 偶贸艂tawo-bia艂ym kolorze. Ale du偶o bardziej interesuj膮ce okaza艂y si臋 dwie pozosta艂e, puste 艣ciany; obie g臋sto pokryte mistycznymi symbolami i formu艂ami niezdarnie wykutymi w g艂adko wypolerowanym kamieniu. Wilgotna pod艂oga te偶 nosi艂a 艣lady ryt贸w i Willett rozpozna艂 ogromny pentagram po艣rodku oraz cztery okr臋gi o 艣rednicy trzech st贸p ka偶dy, usytuowane w po艂owie odleg艂o艣ci mi臋dzy owym pentagramem a rogami pokoju. W jednym z okr臋g贸w, w pobli偶u owych zawieszonych niedbale 偶贸艂tawych szat, sta艂 p艂ytki kyliks, kt贸rych tak wiele znajdowa艂o si臋 na p贸艂kach powy偶ej upiornego stojaka z pejczami. Natomiast tu偶 za obwodem ko艂a, Willett dostrzeg艂 dzbanek phaleron, pochodz膮cy z innego kr臋gu, w kt贸rym zachowa艂o si臋 nieco suchego, matowo-zielonkawego, zwietrza艂ego proszku; i Willett dosta艂 prawie zawrotu g艂owy na my艣l co to wszystko znaczy i czym 贸w proszek mo偶e by膰. Pejcze i urz膮dzenia do zadawania tortur, kurz lub prochy ze s艂oja 鈥淢ateria", dwa lekyty z p贸艂ki 鈥淥pieka", szaty, formu艂y na 艣cianach, notatki na papierze, reminiscencje z list贸w i legend oraz tysi膮ce drobnych spostrze偶e艅, w膮tpliwo艣ci i podejrze艅, kt贸re tak dr臋czy艂y przyjaci贸艂 i rodzic贸w Charlesa Warda; pod wp艂ywem tego wszystkiego, doktora ogarn臋艂a fala grozy i sta艂 spogl膮daj膮c nieruchomym wzrokiem na 贸w zielonkawy proszek w smuk艂ym, postawionym na pod艂odze, o艂owianym kyliksie.

Kiedy opanowa艂 si臋 na tyle, by rozs膮dnie my艣le膰, Willett zacz膮艂 studiowa膰 wykute w kamieniu formu艂y. Inkrustowane, niewyra藕ne litery m贸wi艂y, 偶e wzory te pochodz膮 jeszcze z czas贸w Curwena, ale komu艣, kto przeczyta艂 wiele jego materia艂贸w i przekopa艂 si臋 przez histori臋 magii, tre艣膰 tych formu艂 nie by艂a ca艂kiem obca. Doktor rozpozna艂 mi臋dzy innymi t膮, kt贸r膮 pani Ward s艂ysza艂a w niepokoj膮cy Wielki Pi膮tek, rok wcze艣niej. Znawcy twierdzili, i偶 formu艂a ta, to straszliwa inwokacja adresowana do tajemniczych b贸stw spoza zwyczajnych sfer. Formu艂y te brzmia艂y nieco inaczej ni偶 zapami臋ta艂a je pani Ward; r贸偶ni艂y si臋 te偶 od tekstu na zakazanych stronicach 鈥淓liphasa Levi", kt贸re pokazali mu znawcy przedmiotu. Ich to偶samo艣膰 jednak nie ulega艂a w膮tpliwo艣ci, a takie s艂owa jak Sabaoth, Metraton, Almonsin czy Zariatnatmik 艣cina艂y doktorowi dusz臋 lodem, gdy偶 poczu艂 ju偶 i pozna艂 wiele z tego kosmicznego obrzydlistwa.

Inskrypcje pokrywa艂y zar贸wno 艣cian臋 po lewej jak i po prawej r臋ce od wej艣cia. A na lewostronnej Willett, kiedy si臋 zbli偶y艂, natychmiast odnalaz艂 par臋 formu艂, kt贸ra tak cz臋sto wyst臋powa艂a w notatkach w bibliotece. Okr膮g艂o rzecz bior膮c, by艂y to formu艂y ze staro偶ytnymi symbolami 鈥淕艂owy Smoka" i 鈥淥gona Smoka" w nag艂贸wku. Ich pisownia jednak r贸偶ni艂a si臋 od wersji wsp贸艂czesnej, jak gdyby Joseph Curwen posiada艂 inny spos贸b konotacji d藕wi臋ku lub te偶 p贸藕niejsze studia rozwin臋艂y jeszcze silniejsze i doskonalsze warianty inwokacji o kt贸rych mowa. Doktor pr贸bowa艂 pogodzi膰 wyrze藕bion膮 wersj臋 z t膮, kt贸ra tak uporczywie dr膮偶y艂a mu pami臋膰. Podczas gdy wersja, kt贸r膮 pami臋ta艂 zaczyna艂a si臋: 鈥淵'a i' ng 'ngah, Yog 鈥 Sothoth", ten epigraf brzmia艂: Aye, cngengah, Yogge 鈥 Sothotha", wyra藕na r贸偶nica w drugim s艂owie.

Rozbie偶no艣膰 mi臋dzy dwoma tekstami 鈥 tym zapami臋tanym oraz wykutym w kamieniu 鈥攏ie dawa艂a Willettowi spokoju; i naraz odkry艂, 偶e 艣piewa na g艂os pierwsz膮 formu艂臋, pr贸buj膮c zestawi膰 d藕wi臋k, kt贸ry sobie przypomina艂, z wyrytymi na 艣cianie literami. Tajemniczo i z艂owrogo brzmia艂 jego g艂os w tej otch艂ani staro偶ytnego blu藕nierstwa. Grzmia艂 jego monotonny 艣piew wzmacniany jeszcze, czy to czarem minionego i niezg艂臋bionego, czy te偶 piekielnym, ponurym i bezbo偶nym wyciem dochodz膮cym z dziur, kt贸rych nieludzki ch贸r wzrasta艂 i opada艂 rytmicznie, docieraj膮c poprzez smr贸d i ciemno艣膰 a偶 tutaj:



Y ' AI 'NG 'NGAH

YOG 鈥 SOTHOTH

H'EE - - - - L 'GEB

F' AI THARODOG

UAAAH !


Ale c贸偶 znaczy艂 ten zimny wiatr, kt贸ry zrodzi艂 si臋 wraz z pierwszymi tonami? Lampy zacz臋艂y dono艣nie skwiercze膰, a z powietrza sp艂yn膮艂 mrok tak g臋sty, 偶e z trudem tylko dostrzec m贸g艂 litery na 艣cianie. Pojawi艂 si臋 dym i gryz膮cy smr贸d, kt贸ry zabi艂 prawie dobiegaj膮cy z odleg艂ych szyb贸w od贸r; smr贸d jakiego ju偶 raz do艣wiadczy艂. Tym razem jednak niepor贸wnanie silniejszy i bardziej ostry. Odwr贸ci艂 wzrok od inskrypcji i omi贸t艂 spojrzeniem pok贸j wraz z ca艂膮 jego dziwaczn膮 zawarto艣ci膮. Spostrzeg艂, i偶 ze stoj膮cego na pod艂odze kyliksu ze zwietrza艂ym proszkiem bije chmura zielonkawo-czarnego wyziewu; zaskakuj膮co rozleg艂a i g臋sta. Proszek ten... Wielki Bo偶e!... pochodzi艂 z p贸艂ki 鈥淢ateria" co si臋 teraz z nim dzieje, co si臋 zaczyna? Pierwsza formu艂a z pary zosta艂a wy艣piewana: G艂owa Smoka, wznosz膮cy si臋 w臋ze艂 鈥 Wielki Zbawicielu, czy偶by to mia艂 by膰...!

Pod doktorem ugi臋艂y si臋 kolana. Przez g艂ow臋, jak oszala艂e galopowa艂y nie powi膮zane ze sob膮 strz臋py wspomnie艅 tego co widzia艂, co s艂ysza艂 i co czyta艂 o przera偶aj膮cym Josephie Curwenie i przypadku Charlesa Dextera Warda: 鈥淢贸wi臋 raz jeszcze, nie wywo艂uj Niczego czego nie poskromisz... Stosuj S艂owa kt贸re czas ca艂y gotowe s膮, lecz wstrzymaj si臋 zawsze ilekro膰 偶ywi膮c W膮tpliwo艣ci pewny艣 nie jest Kogo masz... Trzy Rozmowy z Tym, co zosta艂o w nim pogrzebione... 鈥淲ielkie Nieba, c贸偶 to za kszta艂t za przegrod膮 dymu?"


-4-


Marinus Bicknell Willett wie, 偶e za wyj膮tkiem niekt贸rych tylko i to najbardziej oddanych i 偶yczliwych przyjaci贸艂, nikt nie da mu wiary. I im tylko wyzna艂 prawd臋; a niekt贸re osoby postronne, do kt贸rych historia dotar艂a, rzeczywi艣cie skwitowa艂y j膮 艣miechem, stwierdzaj膮c i偶 doktor na staro艣膰 dziwaczeje. Zalecano mu d艂u偶szy urlop, radz膮c przy tym, by w przysz艂o艣ci unika艂 pacjent贸w cierpi膮cych na zaburzenia umys艂owe. Jedynie pan Ward wiedzia艂, 偶e wszystko co m贸wi do艣wiadczony lekarz jest najstraszliwsz膮 'prawd膮. Czy偶 nie widzia艂 na w艂asne oczy owej obrzydliwej studni w piwnicy? Czy偶 doktor Willett o jedenastej godzinie tego z艂owieszczego ranka nie odwi贸z艂 go do domu 鈥 pokonanego, chorego? Czy偶 nie telefonowa艂 do lekarza na pr贸偶no wieczorem tego dnia; i jeszcze nast臋pnego? I czy偶 osobi艣cie nie pojecha艂 w po艂udnie do bungalowu, gdzie znalaz艂 nieprzytomnego, ale ca艂ego przyjaciela w jednym z 艂贸偶ek na pi臋trze? Willett oddycha艂 chrapliwie, a oczy otworzy艂 dopiero, gdy pan Ward wla艂 mu do ust odrobin臋 przyniesionej z samochodu Brandy. Natomiast te偶 zadr偶a艂, wyda艂 skowyt i zacz膮艂 wykrzykiwa膰: 鈥 Ta broda... te oczy... Bo藕e, kim ty jeste艣... ?!

Rozumie si臋, nies艂ychanie tym zaintrygowa艂 schludnego, b艂臋kitnookiego i g艂adko wygolonego gentelmana, kt贸rego wszak zna艂 od dzieci艅stwa.

P艂awi膮cy si臋 w potokach jaskrawych promieni po艂udniowego s艂o艅ca bungalow, wygl膮da艂 tak samo jak dnia poprzedniego. Odzie偶 Willetta, za wyj膮tkiem drobnych plam i rozdar膰 na kolanach, by艂a w jak najlepszym porz膮dku; i jedynie bij膮ca z niej lekka, ale ostra wo艅 przypomina艂a panu Wardowi zapach, jaki wydziela艂o ubranie syna w dniu, kiedy go zabierano do szpitala. Latarka doktora oczywi艣cie zagin臋艂a, lecz jego pusty obecnie plecak le偶a艂 tam, gdzie zostawi艂 go poprzedniego dnia. Bez s艂owa wyja艣nienia, ale z widocznym wysi艂kiem woli, zataczaj膮c si臋 jak pijany, Willett ruszy艂 na d贸艂, do piwnicy, gdzie pr贸bowa艂 poruszy膰 fataln膮 platform臋 przed baliami. Nawet nie drgn臋艂a. Ruszy艂 wi臋c do k膮ta, gdzie zostawi艂 torb臋 z narz臋dziami, wyj膮艂 pot臋偶ne d艂uto i zacz膮艂 zrywa膰 deski pod艂ogi 鈥 jedna za drug膮. Pod spodem by艂 tylko lity beton. Pan Ward, kt贸ry pod膮偶y艂 za nim, pr贸cz go艂ego cementu niczego innego nie zobaczy艂; nie istnia艂a ju偶 偶adna obrzydliwa studnia, 偶aden 艣wiat podziemnej grozy. 呕adna sekretna biblioteka, 偶adne papiery Curwena, 偶adna koszmarna dziura wype艂niona smrodem i wyciem, laboratorium, p贸艂ki, wykryte w kamieniu formu艂y, 偶adne... Poblad艂y z nag艂a doktor Willett odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 m艂odszego m臋偶czyzny i mocno pochwyci艂 go za ramiona.

Wczoraj 鈥攑owiedzia艂 cicho. 鈥擟zy widzia艂e艣 to... czy czu艂e艣?

Sparali偶owany strachem i zdumieniem pan Ward skin膮艂 tylko lekko g艂ow膮. Lekarz wyda艂 d藕wi臋k ni to westchnienia ni to ci臋偶kiego sapni臋cia i te偶 kiwn膮艂 g艂ow膮.

Zatem ci wszystko opowiem. 鈥 rzek艂.

Przez pe艂n膮 godzin臋 w najbardziej nas艂onecznionym pokoju jaki znale藕li na pi臋trze lekarz szepta艂 zdumionemu ojcu sw膮 przera偶aj膮c膮 opowie艣膰. Niewiele w sumie mia艂 do powiedzenia poza tym, 偶e kiedy rozwiewa艂 si臋 zielonkawo-czarny wyziew z kyliksa, ujrza艂 jaki艣 majacz膮cy kszta艂t. Ale obecnie by艂 zbyt wyczerpany, by docieka膰, co si臋 w艂a艣ciwie wydarzy艂o. Obaj m臋偶czy藕ni potrz膮sali w zadumie g艂owami i pan Ward w ko艅cu odwa偶y艂 si臋 cicho zasugerowa膰:

Przypuszczasz, 偶e jest sens kopa膰?

Doktor milcza艂. Na to pytanie 偶aden ludzki umys艂 nie by艂 w stanie odpowiedzie膰. Zbyt wielkie moce z nieznanych Sfer zagnie藕dzi艂y si臋 po tej stronie Wielkiej Otch艂ani. I pan Ward ponownie zapyta艂:

Ale偶 dok膮d to posz艂o? Rozumiesz, przenios艂o ci臋 do pokoju, a samo w jaki艣 spos贸b zatka艂o otw贸r.

Willett zn贸w zby艂 to milczeniem.

Lecz sprawa si臋 na tym nie sko艅czy艂a. Tu偶 przed opuszczeniem bungalowu, si臋gaj膮c po chusteczk臋 do nosa, doktor Willett wyczu艂 palcami, poniewieraj膮cy si臋 w towarzystwie 艣wieczek i zapa艂ek, kt贸re mia艂 ze sob膮 w krypcie, kawa艂ek papieru, kt贸rego przedtem z ca艂膮 pewno艣ci膮 w kieszeni nie by艂o. By艂 to strz臋p papieru z bloku na stole w bajecznym pokoju zgrozy pod ziemi膮, zapisany o艂贸wkiem 鈥 zapewne tym samym, kt贸ry le偶a艂 ko艂o stosu papier贸w. Karteczka by艂a starannie z艂o偶ona i poza s艂abym, gryz膮cym zapachem tajemniczej komory, nic nie sugerowa艂o istnienia innego 艣wiata. Ale sam tekst by艂 zdumiewaj膮cy. Nie by艂o to pismo wsp贸艂czesne, lecz skomplikowane litery pochodz膮ce bezpo艣rednio z mrocznego 艣redniowiecza, kt贸rych, nachylaj膮cy si臋 nad nimi laicy nie potrafili odczyta膰. Sam uk艂ad listu jednak mia艂 w sobie co艣 mgli艣cie znajomego.


Musia艂a to by膰 wiadomo艣膰. Poruszona dw贸jka m臋偶czyzn spiesznie ruszy艂a do samochodu Warda, gdzie polecono szoferowi zawie艣膰 si臋 na obiad do jakiego艣 zacisznego miejsca, a nast臋pnie do Biblioteki Johna Haya na wzg贸rzu.

W bibliotece bez trudu znale藕li doskona艂e podr臋czniki paleografii, nad kt贸rymi 艂amali sobie g艂owy a偶 do zmierzchu, kiedy to zapalono ju偶 wielki 偶yrandol. Znale藕li to czego szukali! Litery nie by艂y 偶adnym fantastycznym wymys艂em, ale tworzy艂y normalne pismo pochodz膮ce z zamierzch艂ych czas贸w. By艂a to ostra minusku艂膮 sakso艅ska z 贸smego lub dziewi膮tego wieku naszej ery; z tych dzikich czas贸w, kiedy pod cieniutk膮 otoczk膮 m艂odego jeszcze chrze艣cija艅stwa 偶y艂y potajemne, starodawne wiary i obrz臋dy, a blady ksi臋偶yc Brytanii spogl膮da艂 na dziwne rytua艂y w rzymskich ruinach w Caerleon, w Hexhaus i w Wie偶ach potrzaskanego muru Hadriana. By艂a to barbarzy艅ska 艂acina pochodz膮ca z barbarzy艅skich czas贸w: Coninus nescandum est. Cadaver aq (ua) forti dissolvendum, nec aliq (ui) d retinendum. Tace ut potes. 鈥 co mo偶na z grubsza przet艂umaczy膰: 鈥淐urwen musi umrze膰. Cia艂o ma by膰 rozpuszczone w aqua fortis tak, by nic z niego nie zosta艂o. Zachowaj absolutne milczenie."

Zbici z tropu Willett i pan Ward milczeli. Natkn臋li si臋 na nieznane, ale 鈥 ciekawa rzecz 鈥 nie wzbudzi艂o to w nich takich emocji, jakie powinna wywo艂a膰 zagadka tej miary. Co do Willetta, to jego zdolno艣膰 odbierania nowych, wzbudzaj膮cych groz臋 wra偶e艅, prawie zupe艂nie wyczerpa艂a si臋 ostatniej nocy. Obaj m臋偶czy藕ni zatem, a偶 do zamkni臋cia biblioteki, siedzieli bezczynnie, pogr膮偶eni w grobowym milczeniu.

Apatyczni, pojechali do domu Ward贸w na Prospect Street, gdzie do p贸藕nej nocy prowadzili rozmowy na oderwane tematy. Doktor nie wr贸ci艂 ju偶 tego dnia do domu. By艂 u Ward贸w jeszcze, kiedy w niedziel臋, oko艂o po艂udnia nadesz艂a telefoniczna wiadomo艣膰 od detektyw贸w, kt贸rzy tropili doktora Allena.

Przechadzaj膮cy si臋 w艂a艣nie nerwowo w szlafroku po pokoju pan Ward, osobi艣cie odebra艂 telefon. Na wie艣膰, 偶e raport jest ju偶 prawie got贸w, poleci艂 im stawi膰 si臋 nast臋pnego dnia wcze艣nie rano. Telefon od detektyw贸w o偶ywi艂 nieco obu m臋偶czyzn, gdy偶 bez wzgl臋du na to, sk膮d pochodzi艂o dziwaczne przes艂anie pisane minusku艂膮, by艂o rzecz膮 pewn膮, i偶 鈥淐urwen", kt贸rego maj膮 zniszczy膰, jest nikim innym jak owym brodatym i w okularach przybyszem. Charles ba艂 si臋 tego cz艂owieka, a w gor膮czkowym li艣cie do doktora Willetta oznajmi艂, 偶e trzeba go zabi膰 i rozpu艣ci膰 w kwasie. Ponadto Allen 鈥 pod nazwiskiem Curwen 鈥 otrzymywa艂 listy od innych czarnoksi臋偶nik贸w w Europie i najwyra藕niej traktowa艂 siebie jako wcielenie dawnego nekromanty. A obecnie na dodatek, z nowego i nieznanego 藕r贸d艂a, nadesz艂o kolejne przes艂anie, 偶e 鈥淐urwena" nale偶y zabi膰 i te偶 rozpu艣ci膰 w kwasie. Powi膮zania by艂y zbyt wyra藕ne, by 偶ywi膰 najmniejsze w膮tpliwo艣ci; czy偶 Allen nie zamierza艂 鈥 za rad膮 tej kreatury okre艣laj膮cej siebie mianem Hutchinsona 鈥 zamordowa膰 m艂odego Warda? Naturalnie, list w kt贸rym by艂a o tym mowa nie dotar艂 do brodatego adresata, ale z tekstu wnioskowali, 偶e Allen ju偶 wcze艣niej planowa艂 rozpraw臋 z m艂odzie艅cem, gdyby ten sta艂 si臋 zbyt 鈥渨ra偶liwy", Allena trzeba schwyta膰 i je艣li nawet cz艂owiek ten nie poniesie najsurowszych konsekwencji, to umieszczony zostanie w miejscu, sk膮d nie zdo艂a ju偶 wyrz膮dzi膰 Charlesowi najmniejszej krzywdy.

Maj膮c nadziej臋 na jakie艣 nowe informacje, ojciec i doktor wyruszyli po po艂udniu nad zatok臋, by odwiedzi膰 w szpitalu m艂odego Charlesa. Kiedy Willett szczeg贸艂owo opowiedzia艂 mu co odkry艂 w piwnicy bungalowu, m艂odzian poblad艂, upewniaj膮c tym doktora, 偶e ostatnie prze偶ycia nie by艂y 偶adnym snem. Kiedy m贸wi艂 o zakrytych jamach i czaj膮cych si臋 w nich hybrydach, pilnie obserwowa艂 twarz Charlesa szukaj膮c w niej potwierdzenia. Tym razem jednak Ward zachowa艂 nieruchom膮 twarz. Willett urwa艂, po czym podniesionym g艂osem zacz膮艂 m贸wi膰 o skazanych na powoln膮, g艂odow膮 艣mier膰 stworach, gromi膮c m艂odzie艅ca, 偶e jest pozbawiony uczu膰. W odpowiedzi jednak us艂ysza艂 tylko sardoniczny 艣miech, kt贸ry przej膮艂 go dreszczem. Charles bowiem widz膮c ju偶, 偶e nie ma sensu zaprzecza膰 istnieniu krypty, zachichota艂 nieoczekiwanie, po czym wyj膮tkowo okropnym, zmutowanym g艂osem wychrypia艂:

Gwi偶d偶臋 na nie. Jedz膮, ale wcale nie musz膮. To bardzo interesuj膮ce. Miesi膮c, powiadasz bez jedzenia? M贸j panie, troch臋 skromno艣ci! Nieszcz臋sny stary Whipple i banda jego 艣wi臋toszkowatych junak贸w wystawili si臋 tylko na 艣miech. Wyt艂uk艂by wszystko, czy偶 nie tak? Ale, do cholery, z Zewn膮trz dochodzi艂 taki zgie艂k, 偶e nie dos艂ysza艂 d藕wi臋k贸w dobiegaj膮cych ze studni i nie dotarli do nich. W og贸le nie mia艂 poj臋cia, 偶e co艣 takiego istnieje! Niech was piek艂o poch艂onie, te przekl臋te stwory wyj膮 tam w dole jeszcze od czasu, kiedy stworzy艂 je Curwen, sto pi臋膰dziesi膮t siedem lat temu!

Niczego wi臋cej nie dawa艂o si臋 z m艂odzie艅ca wyci膮gn膮膰. Zdumiony tym dziwnym oporem doktor kontynuowa艂 jednak opowie艣膰 w nadziei, 偶e zaskoczy czym艣 s艂uchacza, prowokuj膮c tym samym do wyzna艅. Obserwuj膮c bacznie twarz Charlesa, doktor nie potrafi艂 st艂umi膰 ogarniaj膮cej go zgrozy na widok zmian, jakie w ch艂opcu zasz艂y w ci膮gu ostatnich miesi臋cy. M艂ody Ward rzeczywi艣cie musia艂 艣ci膮gn膮膰 z niebios jak膮艣 przera偶aj膮c膮 makabr臋. O偶ywi艂 si臋 dopiero, kiedy Willett napomkn膮艂 o pokoju z formu艂ami i zielonkawym proszku. Na twarzy wykwitn膮艂 mu kpiarski u艣mieszek, a kiedy us艂ysza艂 co Willett wyczyta艂 w papierach o艣wiadczy艂 spokojnie, i偶 notatki s膮 stare i zapewne bez znaczenia dla kogo艣, kto nie zosta艂 g艂臋boko wprowadzony w histori臋 magii.

Ale doda艂 鈥 gdyby艣 zna艂 s艂owa i poruszy艂 to, co ja wydoby艂em ze s艂oja, nie przychodzi艂by艣 tu i m贸wi艂 mi o tym. To numer 118 i wyobra偶am sobie tw贸j szok, gdyby艣 zajrza艂 do katalogu w innym pokoju. Nigdy go jeszcze nie wskrzesza艂em, lecz mia艂em to uczyni膰 w艂a艣nie tego dnia, kiedy艣 mnie tu zaprosi艂.

Kiedy Willett przeszed艂 do formu艂y kt贸r膮 wypowiedzia艂, i do zielonkawo-czarnego dymu jaki si臋 w贸wczas pojawi艂, nieoczekiwanie na twarzy Charlesa po raz pierwszy odmalowa艂 si臋 strach.

Przysz艂o, ale ty jeste艣 tutaj, 偶ywy!

Kiedy Ward kraka艂 te s艂owa, jego g艂os jakby wyrwa艂 si臋 z p臋t choroby i by艂 nagle g艂臋boki niczym przepastna otch艂a艅 pe艂na niesamowitych rezonans贸w. Na Willetta sp艂yn臋艂o natchnienie i nieoczekiwanie w opowie艣膰 wpl贸t艂 przestrog臋, kt贸r膮 wyczyta艂 w li艣cie:

Powiadasz numer 118? Ale nie zapomnij, 偶e obecnie na dziewi臋ciu cmentarzach z dziesi臋ciu zosta艂y pozamieniane kamienie. Nie b臋dziesz nigdy pewien, dop贸ki nie sprawdzisz! I gwa艂townym ruchem podstawi艂 ch艂opcu przed oczy zapisan膮 minusku艂膮 kartk臋. Takiego efektu si臋 nie spodziewa艂. Charles Ward po prostu zemdla艂.

Ca艂a rozmowa naturalnie odbywa艂a si臋 bez wiedzy lekarzy; w przeciwnym bowiem razie, psychiatrzy zarzuciliby ojcu i lekarzowi, 偶e utwierdzaj膮 wy艂膮cznie pacjenta w jego urojeniach. Bez niczyjej pomocy wi臋c, doktor Willett i pan Ward podnie艣li nieprzytomnego m艂odzie艅ca i po艂o偶yli na 艂贸偶ku. Dochodz膮c do siebie pacjent wymamrota艂 kilkakrotnie, 偶e musi natychmiast z艂apa膰 Orne'a i Hutchinsona; tak wi臋c. kiedy ju偶 w pe艂ni powr贸ci艂a mu 艣wiadomo艣膰, doktor doda艂, 偶e przynajmniej jedna z tych kreatur jest jego 艣miertelnym wrogiem; radzi艂a bowiem doktorowi Allenowi zg艂adzi膰 go. Rewelacje te nie wywar艂y na gospodarzu najmniejszego wra偶enia, lecz ju偶 wcze艣niej go艣cie spostrzegli, 偶e z niewyja艣nionych powod贸w, sprawia on teraz wra偶enie cz艂owieka zaszczutego. Stanowczo odm贸wi艂 dalszej rozmowy i niebawem Willett z ojcem opu艣cili progi kliniki, ostrzegaj膮c jeszcze raz na odchodnym, by m艂odzieniec strzeg艂 si臋 brodatego Allena. Charles odpowiedzi膮) na to, 偶e typek ten jest bardzo dobrze pilnowany i nie mo偶e ju偶 nikomu wyrz膮dzi膰 krzywdy, cho膰by nawet bardzo tego chcia艂. Powiedzia艂 to z jakim艣 diabolicznym, 艣cinaj膮cym krew w 偶y艂ach chichotem. Willett nit obawia艂 si臋, by Charles zdo艂a艂 nawi膮za膰 jakikolwiek kontakt z t膮 potworn膮 par膮 z Europy. Wiedzia艂, 偶e w艂adze szpitalne przegl膮daj膮 wszelk膮 nadchodz膮c膮 i wychodz膮c膮 z kliniki korespondencj臋 pacjent贸w i nie przeocz膮 偶adnego szalonego czy dziwacznego tylko listu.

Sprawa Orne'a i Hutchinsona 鈥 je艣li to nimi naprawd臋 byli przebywaj膮cy za granic膮 czarnoksi臋偶nicy 鈥 potoczy艂a si臋 jednak w spos贸b nieoczekiwany. Kierowany jakim艣 mglistym przeczuciem, Willett zwr贸ci艂 si臋 do mi臋dzynarodowego biura bie偶膮cych wycink贸w prasowych z pro艣b膮 o wykaz godnych uwagi zbrodni i wypadk贸w w Pradze i wschodniej Transylwanii. Po sze艣ciu miesi膮cach, spo艣r贸d r贸偶norodnych artyku艂贸w, wy艂owi艂 dwa niezwykle intryguj膮ce. Jeden m贸wi艂 o ca艂kowitej zag艂adzie w nocy domu w najstarszej dzielnicy Pragi, oraz o zagini臋ciu nikczemnego starca, Josefa Nedeha, kt贸ry zamieszkiwa艂 w tym domostwie od niepami臋tnych czas贸w. Drugi by艂 o tytanicznej eksplozji w Transylwanii, w g贸rach na wsch贸d od Rakus, w kt贸rej 艣mier膰 ponie艣li wszyscy mieszka艅cy ciesz膮cego si臋 z艂膮 s艂aw膮 Zamku Ferenczy, o kt贸rego w艂a艣cicielu m贸wiono tak 藕le, 偶e zainteresowa艂y si臋 nim w艂adze, i gdyby nie 贸w wypadek k艂ad膮cy kres ci膮gn膮cej si臋 zreszt膮 r贸wnie偶 od niepami臋tnych czas贸w sprawie, zosta艂by niebawem wezwany do Bukaresztu na przes艂uchanie. Willett utrzymuje, i偶 r臋ka kt贸ra napisa艂a ow膮 minusku艂臋 dysponowa艂a jak膮艣 pot臋偶n膮 broni膮; powierzaj膮c Curwena doktorowi, autor notatki potrafi艂 odnale藕膰 i rozprawi膰 si臋 osobi艣cie z Ornem i Hutchinsonem. O tym, jaki ostatecznie los spotka艂 tych dw贸ch ludzi, doktor stara艂 si臋 skwapliwie nie my艣le膰.

-5-


Nast臋pnego ranka Willett po艣pieszy艂 do domu Ward贸w; koniecznie bowiem chcia艂 uczestniczy膰 w rozmowie z detektywami. Oczekuj膮c ich nadej艣cia oznajmi艂 panu Wardowi, 偶e Allena 鈥 czy te偶 Curwena, je艣li przyj膮膰 interpretacj臋 reinkarnacji 鈥 nale偶y koniecznie zabi膰 lub uwi臋zi膰. Ojciec i lekarz siedzieli w pokoju na parterze; g贸rnych partii domu bowiem unikano z powodu panuj膮cej tam nieokre艣lonej, ale zatrwa偶aj膮cej atmosfery grozy; grozy, kt贸r膮 starsza s艂u偶ba przypisywa艂a przekle艅stwu, jakie rzuci艂 na dom nieistniej膮cy ju偶 obraz Curwena.

O dziewi膮tej zjawi艂o si臋 trzech detektyw贸w i bez zw艂oki przekazali to, co mieli do powiedzenia. Niestety, nie uda艂o si臋 im ustali膰 miejsca pobytu Brava Tony Gomesa, jak te偶 tego, sk膮d pochodzi艂 i gdzie aktualnie przebywa doktor Allen. Zebrali natomiast spor膮 ilo艣膰 kr膮偶膮cych w okolicy pog艂osek i ustalili szereg nowych fakt贸w odno艣nie pow艣ci膮gliwego w mowie przybysza. Mieszka艅cy Pawtuxet traktowali Allena jak istot臋 w jaki艣 spos贸b nienaturaln膮 i panowa艂o powszechne przekonanie, 偶e g臋sta, rudawo-blond broda jest albo sztuczna albo farbowana. T臋 spraw臋 detektywi rozstrzygn臋li pozytywnie, bo w pokoju Allena w fatalnym bungalowie natkn臋li si臋 na drug膮, tak膮 sam膮 sztuczn膮 brod臋 i par臋 ciemnych okular贸w. Mia艂 g艂臋boki i tubalny g艂os, kt贸rego nie spos贸b zapomnie膰 鈥 pan Ward skin膮艂 w tym miejscu potakuj膮co g艂ow膮, gdy偶 doskonale pami臋ta艂 sw膮 jedyn膮 rozmow臋 telefoniczn膮 z tym cz艂owiekiem 鈥 oraz z艂o艣liwe spojrzenie oczu, mimo skrywaj膮cych je, oprawnych w r贸g przydymionych szkie艂. Jeden z kupc贸w, z kt贸rym prowadzi艂 interesy, dobrze zna jego charakter pisma; twierdzi, 偶e jest ono osobliwe i niezgrabne i w zrobionych o艂贸wkiem notatkach znalezionych w pokoju Allena w Pawtuxet, natychmiast rozpozna艂 jego r臋k臋.

Piek艂o wampiryzmu, kt贸re wybuch艂o zesz艂ego lata, ludzie wi膮zali raczej z Allenem ni偶 Wardem; to Allen, twierdzili, by艂 wampirem. Detektywi dotarli te偶 do tych przedstawicieli policji, kt贸rzy odwiedzili bungalow po odra偶aj膮cym incydencie z napadem na ci臋偶ar贸wk臋. Sam doktor Allen nie sprawi艂 na nich szczeg贸lnie z艂owieszczego wra偶enia, jakkolwiek przyznali, 偶e w tajemniczym i mrocznym domu, dominuj膮c膮 osob膮 by艂 w艂a艣nie on. Wprawdzie by艂o tam ciemno i nie zdo艂ali przyjrze膰 mu si臋 dok艂adniej, ale utrzymywali, 偶e z ca艂膮 pewno艣ci膮 rozpoznali by go gdyby mieli si臋 z nim ponownie spotka膰. Dziwne wra偶enie sprawia艂a jego broda, a nad prawym okiem mia艂 niewielk膮 blizn臋, kt贸rej nie zdo艂a艂y przys艂oni膰 ciemne okulary. Poszukiwania w pokoju Allena nie przynios艂y poza brod膮, okularami i drobnymi notatkami 偶adnych rewelacji. Willett bez trudu pozna艂 w tych notatkach charakter pisma, kt贸ry zna艂 ju偶 z dawnych r臋kopis贸w Curwena oraz ostatnio robionych zapisk贸w Warda, kt贸re znalaz艂 w zaginionych katakumbach grozy.

W miar臋 nap艂ywu kolejnych szczeg贸艂贸w, zar贸wno w doktorze Willecie jak i w panu Wardzie narasta膰 zaczyna艂 jaki艣 niewyra藕ny, ale podst臋pny, kosmiczny l臋k. I nagle jednocze艣nie obu m臋偶czyzn porazi艂a szalona my艣l. Fa艂szywa broda, okulary, niezgrabny charakter pisma Curwena... stary portret i Curwen z niewielk膮 blizn膮 nad okiem... Odmieniony m艂odzieniec w szpitalu z tak膮 sam膮 blizn膮... g艂臋boki, g艂uchy g艂os w telefonie; czy偶 nie ten sam, kt贸ry nieoczekiwanie us艂yszeli w szpitalnym pokoju Charlesa, gdy m艂odzieniec na chwil臋 straci艂 panowanie nad sob膮? Czy kto艣 widzia艂 Charlesa i Allena razem? Tylko raz, policja 鈥 ale kto p贸藕niej? Co wydarzy艂o si臋, kiedy Allen wyjecha艂, a Charles, kt贸remu min膮艂 raptownie narastaj膮cy od jakiego艣 czasu l臋k, przeni贸s艂 si臋 na sta艂e do bungalowu? Curwen... Allen... Ward... 鈥 w jak膮 blu藕niercz膮 i odra偶aj膮c膮 fuzj臋 zla艂y si臋 dwa stulecia i dwie osoby? Przekl臋te podobie艅stwo m臋偶czyzny z portretu do Charlesa 鈥 czy偶 nie 艂ypa艂 i nie 艂ypa艂 okiem, wodz膮c przy tym wzrokiem za Charlesem? Dlaczego Allen i Charles, nawet gdy byli sami i nikt ich nie obserwowa艂, kopiowali charakter pisma Josepha Curwena? I na koniec przera偶aj膮ce zaj臋cia tych ludzi... zaginiona krypta grozy, gdzie doktor przez jedn膮 noc tak si臋 postarza艂; wyg艂odzone potwory w odra偶aj膮cych jamach; straszna formu艂a i jeszcze straszniejszy jej rezultat; przes艂anie w minusku艂臋 znalezione w kieszeni Willetta; papiery, listy, rozmowa o grobach, 鈥減rochach" i odkryciach. Co z tego wynika? I wreszcie pan Ward uczyni艂 rzecz najrozs膮dniejsz膮. Gnany instynktem, nie zadaj膮c nawet sobie pytania po co to robi, wr臋czy艂 detektywom pewien przedmiot i poleci艂 go pokaza膰 tym kupcom w Pawtuxet, kt贸rzy na w艂asne oczy widzieli z艂owieszczego doktora Allena. By艂a to fotografia jego nieszcz臋snego syna, na kt贸rej obecnie ostro偶nie domalowa艂 atramentem par臋 ci臋偶kich szkie艂 oraz czarn膮, spiczast膮 brod臋; tak膮 sam膮 jak膮 znaleziono w pokoju Allena.

Pogr膮偶eni w ci臋偶kim milczeniu i zadumaniu ojciec i doktor czekali przez dwie godziny w dusznym pokoju, gdzie g臋stnia艂 strach i zbiera艂y si臋 zwolna tajemnicze wyziewy; a pi臋tro wy偶ej, z pustego miejsca1 nad kominkiem w bibliotece zdawa艂y si臋 pada膰 wci膮偶 i pada膰 kuse spojrzenia. Powr贸cili detektywi. Tak, twarz na przeprawionej fotografii do z艂udzenia przypomina doktora Allena. Na te s艂owa pan Ward poblad艂, a Willett zacz膮艂 wyciera膰 chusteczk膮 od nosa powilg艂e naraz brwi. Allen... Ward... Curwen... 鈥 zbyt odra偶aj膮ce, by mie艣ci艂o si臋 w granicach zdrowego rozs膮dku. C贸偶 takiego ch艂opiec wywo艂a艂 z nico艣ci, i co mu to co艣 uczyni艂o? Co si臋 naprawd臋 sta艂o? Kim jest 贸w Allen kt贸ry pragn膮艂 zabi膰 zbyt 鈥渨ra偶liwego" Charlesa? Dlaczego jego przysz艂a ofiara w postscriptum gor膮czkowego listu pisa艂a, 偶e Allena trzeba tak dok艂adnie roztopi膰 w kwasie? Dlaczego przes艂anie w minuskule, kt贸rego prawdziwej genezy nikt nawet nie pr贸bowa艂 dochodzi膰, te偶 nakazywa艂o zniszczy膰 鈥淐urwena"? Na czym polega艂a owa przemiana i kiedy mia艂 nast膮pi膰 jej ostatni etap? Tego dnia, kiedy nadszed艂 gor膮czkowy list Warda, m艂odzieniec ca艂y ranek wykazywa艂 ogromny niepok贸j. A po po艂udniu nast膮pi艂a przemiana. Niepostrze偶enie wymkn膮艂 si臋 z domu, po czym wr贸ci艂, zuchwale przechodz膮c obok wynaj臋tych dla jego ochrony ludzi. Odmiana zatem musia艂a nast膮pi膰 w czasie, gdy by艂 nieobecny. Ale czy偶 nie krzykn膮艂 z przera偶enia, kiedy wszed艂 do swojej pracowni? Co tam znalaz艂 Albo...co znalaz艂o jego? Pozoracja powrotu. Nikt przecie偶 nie widzia艂 jak wychodzi 鈥 czy to by艂 w艂a艣nie 贸w obcy cie艅 i groza, kt贸re zniewoli艂y dr偶膮cego ch艂opca, kt贸ry w rzeczywisto艣ci wcale domu nie opuszcza艂? Czy偶 s艂u偶膮cy nie wspomina艂 o dziwacznych ha艂asach?

Willett zadzwoni艂 na tego cz艂owieka i na stronie zada艂 mu cicho kilka pyta艅. Z pewno艣ci膮 by艂a to paskudna sprawa. S艂u偶膮cy s艂ysza艂 dobiegaj膮ce zza drzwi ha艂asy 鈥 krzyk, dyszenie, st艂umione, zd艂awione j臋ki, potem rodzaj klekotu, skrzypienie, uderzenia; a mo偶e wszystko naraz. A jeszcze p贸藕niej, kiedy pan Charles bez s艂owa wyszed艂 sztywno z pokoju, by艂 ju偶 inny. S艂u偶膮cy, na wspomnienie tej chwili ca艂y dr偶a艂 wci膮gaj膮c g艂o艣no nosem zawiesiste powietrze nap艂ywaj膮ce z kt贸rego艣 otwartego na pi臋trze okna. W domu zago艣ci艂o przera偶enie i tylko praktyczni detektywi nie czuli jego rzeczywistej g艂臋bi. Ale nawet i ich dr臋czy艂 niepok贸j; sprawa by艂a bardzo nietypowa i zawiera艂a w sobie trudne do zdefiniowania elementy, kt贸rych nie byli w stanie zg艂臋bi膰 do ko艅ca. Doktor Willett pogr膮偶y艂 si臋 w gorzkim, g艂臋bokim zamy艣leniu; by艂y to przera偶aj膮ce my艣li. Od czasu do czasu pomrukiwa艂 co艣 pod nosem formu艂uj膮c w g艂owie coraz to nowe i straszniejsze konkluzje; a偶 po艂膮czy艂 w ko艅cu wszystkie ogniwa ca艂ego 艂a艅cucha koszmarnych wydarze艅.

Pan Ward uczyni艂 r臋k膮 znak, 偶e narada sko艅czona i wszyscy, za wyj膮tkiem jego samego i doktora Willetta opu艣cili pok贸j. Bi艂o w艂a艣nie po艂udnie, lecz powietrze mroczy艂o si臋, jakby cienie nadchodz膮cej nienormalnie nocy rozpo艣ciera艂y sw膮 ponur膮 opo艅cz臋 nad nawiedzonym przez fantomy domem. Willett wszcz膮艂 z gospodarzem bardzo powa偶n膮 rozmow臋, nalegaj膮c, by ten zezwoli艂 mu przej膮膰 bez reszty inicjatyw臋. Przewidywa艂 bowiem rzeczy potworne i uwa偶a艂, 偶e przyjaciel 艂atwiej je zniesie ni偶 ktokolwiek z najbli偶szej rodziny. Jako domowy lekarz domaga艂 si臋, by wpuszczono go do opuszczonej biblioteki na pi臋trze, gdzie starodawny gzyms nad kominkiem emanowa艂 z siebie potworn膮 groz臋, wi臋ksz膮 nawet ni偶 wtedy, gdy z panneau spogl膮da艂y chytrze oczy Josepha Curwena. W bibliotece tej doktor zamierza艂 sp臋dzi膰 samotnie jaki艣 czas.

Oszo艂omiony zalewem groteskowej makabry i nie mieszcz膮cych si臋 wprost w g艂owie szalonych wniosk贸w, pan Ward m贸g艂 tylko wyrazi膰 zgod臋. P贸艂 godziny p贸藕niej doktor zamkn膮艂 si臋 w przekl臋tym pokoju zdobnym w dekoracyjn膮 p艂aszczyzn臋 z Olney Court. Stoj膮c pod drzwiami, ojciec s艂ysza艂 przez jaki艣 czas dziwne d藕wi臋ki przysuwanych przedmiot贸w i szurania. Potem doktor przekr臋ci艂 co艣 gwa艂townie i s艂ysze膰 si臋 da艂o skrzypienie ci臋偶kich drzwi, zapewne od jakiej艣 szafy. St艂umiony krzyk, parskni臋cie i przykre odg艂osy d艂awienia si臋. Potem to co艣 zamkni臋to i w drzwiach zazgrzyta艂 klucz. W hallu pojawi艂 si臋 doktor Willett. Mia艂 dziki wzrok, a twarz upiornie blad膮. Za偶膮da艂 drewna do prawdziwego kominka na po艂udniowej 艣cianie pokoju. Powiedzia艂, 偶e piec nie wystarczy, a elektryczne polano jest nieu偶yteczne. Pan Ward nie 艣mia艂 zadawa膰 偶adnych pyta艅 i da艂 tylko stosowne polecenie. Kto艣 ze s艂u偶by przyni贸s艂 nar臋cze grubych, sosnowych polan i dr偶膮c wszed艂 do wype艂nionej ska偶onym powietrzem biblioteki, by po艂o偶y膰 je na palenisku. W mi臋dzyczasie Willett uda艂 si臋 na g贸r臋 do ogo艂oconego laboratorium i zni贸s艂 stamt膮d jakie艣 drobiazgi, kt贸rych w lipcu nie zabra艂 Charles. Ni贸s艂 je w zakrytym koszu i pan Ward nie zdo艂a艂 si臋 zorientowa膰 co to jest.

W chwil臋 potem doktor znowu zamkn膮艂 si臋 na klucz w bibliotece, a za oknem pojawi艂y si臋 spadaj膮ce w d贸艂 z komina k艂臋by dymu. P贸藕niej, po dono艣nym szele艣cie gazet, Willett ponownie z dono艣nym skrzypieniem co艣 otworzy艂. Nast膮pi艂y uderzenia, kt贸rych d藕wi臋k wywar艂 na s艂uchaczach straszne wra偶enie. Z kolei dwa zduszone okrzyki Willetta, a zaraz potem 艣wiszcz膮cy d藕wi臋k nios膮cy w sobie nie daj膮c膮 si臋 okre艣li膰 nienawi艣膰. Na koniec, nawiewany z g贸ry wiatrem dym sta艂 si臋 czarny, niezwykle gryz膮cy i jadowity. Pan Ward trz膮s艂 i kr臋ci艂 g艂ow膮 jak oszala艂y, zbita w gromadk臋 s艂u偶ba obserwowa艂a z przera偶eniem wal膮cy z g贸ry, odra偶aj膮co czarny dym. Trwa艂o wieki chyba, nim opary zacz臋艂y rzedn膮膰, a zza zablokowanych drzwi dobiega膰 niewyra藕ne, zgrzytliwe d藕wi臋ki, potem szuranie i inne trudne do okre艣lenia odg艂osy. Ostatecznie po zatrza艣ni臋ciu jakiej艣 szafy pojawi艂 si臋 Willett. Pos臋pny, blady, w oczach pali艂y si臋 mu ognie szale艅stwa. Ni贸s艂 przykryty ga艂ganem kosz, kt贸ry zabra艂 by艂 wcze艣niej z laboratorium na g贸rze. Zostawi艂 w bibliotece otwarte okno, przez kt贸re do przekl臋tego pokoju nap艂ywa艂o zdrowe ju偶, 艣wie偶e powietrze mieszaj膮c si臋 z nowym 鈥 dziwnym tu 鈥 zapachem 艣rodk贸w odka偶aj膮cych. Staro艣wiecki gzyms kominka wci膮偶 tkwi艂 na swoim miejscu, ale nie spowija艂a go ju偶 aura z艂a; sta艂 sobie spokojny i majestatyczny w bieli boazerii, jakby nigdy nie by艂o tam portretu Josepha Curwena. Nadchodzi艂a wprawdzie noc, ale nie nios艂a ju偶 d艂u偶ej ze sob膮 cienia poprzedniego l臋ku; wy艂膮cznie lekk膮, nieuchwytn膮 melancholi臋. O tym, czego dokona艂 doktor nigdy nikomu nie powiedzia艂. Odezwa艂 si臋 tylko do pana Warda:

Nie odpowiem na 偶adne pytania. Powiem tylko, 偶e istnieje inny rodzaj magii. Dokona艂em wielkiego oczyszczenia. Dlatego mieszka艅cy domu b臋d膮, ju偶 spa膰 spokojnie.


-6-


Owo 鈥渙czyszczenie" by艂o dla doktora Willett r贸wnie ci臋偶k膮 pr贸b膮 jak w臋dr贸wka w zaginionej krypcie. Starszy lekarz, gdy dotar艂 wreszcie wieczorem do domu, by艂 u kresu si艂. Przez trzy dni wypoczywa艂 nie ruszaj膮c si臋 prawie ze swego pokoju, jakkolwiek p贸藕niej s艂u偶ba opowiada艂a szeptem, 偶e we 艣rod臋 po p贸艂nocy s艂yszano jego kroki na dole, a potem d藕wi臋k otwieranych i zamykanych drzwi wej艣ciowych. Wyobra藕nia s艂u偶by na szcz臋艣cie ma swoje granice, w przeciwnym bowiem razie, po czwartkowym artykule w ,,Kvening Bullettin" powsta膰 mog艂o wiele domys艂贸w i plotek.


Zn贸w Hieny cmentarne na Cmentarzu P贸艂nocnym.

Od czasu nikczemnego zbeszczeszczenia grobu Weedena, dziesi臋膰 miesi臋cy temu, panowa艂 spok贸j. Lecz oto dzisiejszej nocy dozorca na Cmentarzu P贸艂nocnym, Robert Hart, ponownie natkn膮艂 si臋 na nocnego grasanta. Oko艂o drugiej nad ranem, kiedy wyjrza艂 ze swej budki, zauwa偶y艂 po p贸艂nocnej stronie blask kieszonkowej latarki. Kiedy wyszed艂 na zewn膮trz, ujrza艂 jakiego艣 m臋偶czyzn臋 trzymaj膮cego, bardzo dobrze widoczny w elektrycznym 艣wietle, szpadel. Stra偶nik niezw艂ocznie ruszy艂 w po艣cig; nieznany osobnik jednak pobieg艂 szybko do g艂贸wnego wyj艣cia, wydosta艂 si臋 na ulic臋 i znikn膮艂 w mroku zanim Hart zdo艂a艂 go pochwyci膰 czy rozpozna膰.

Podobnie jak za pierwszym razem 鈥 rok temu 鈥 hiena, cmentarna nie zdo艂a艂a zrealizowa膰 swych plan贸w. W pustym miejscu na kwaterze Ward贸w wida膰 by艂o 艣lady kopania, ale nie by艂o tam dziury wielko艣ci grobu. Same mogi艂y zreszt膮 nie ponios艂y 偶adnego szwanku.

Hart nie jest w stanie opisa膰 dok艂adniej grasanta. Tyle tylko, 偶e by艂 to drobny, posiadaj膮cy zapewne bujn膮 brod臋 m臋偶czyzna. Dozorca uwa偶a, 偶e wszystkie trzy wypadki 艂膮cz膮 si臋 ze sob膮. Policja z Drugiego Posterunku jednak s膮dzi inaczej. Chodzi tu zw艂aszcza o koszmarne okoliczno艣ci drugiego incydentu, kiedy to zrabowana zosta艂a starodawna trumna ze zw艂okami Weedena, a sama p艂yta grobowa w skandaliczny spos贸b zniszczona.

Pierwsza pr贸ba, w marcu ubieg艂ego roku przypisano j膮 Bootleggerom, usi艂uj膮cym ukry膰 sw贸j 艂up 鈥 zosta艂a udaremniona. Sier偶ant Riley przypuszcza, 偶e ostatni incydent by艂 natury podobnej. Oficerowie z Drugiego Posterunku dok艂adaj膮 wszelkich stara艅, by pochwyci膰 gang 艂otr贸w winnych tego rodzaju przest臋pstw.


Ca艂y czwartek doktor Willett nie opuszcza艂 swego pokoju; zupe艂nie jakby nabiera艂 si艂 po tym co by艂o lub te偶 szykowa艂 si臋 do czego艣, co ma nast膮pi膰. Wieczorem napisa艂 list do pana Warda, kt贸ry do adresata dotar艂 nast臋pnego ranka. Pod wp艂ywem tego listu oszo艂omiony rodzic popad艂 w d艂ugie i g艂臋bokie zamy艣lenie. Z powodu poniedzia艂kowych wydarze艅 i szoku, pan Ward, maj膮c wci膮偶 艣wie偶o w pami臋ci ponure 鈥渙czyszczenia" przez wszystkie te dni nie potrafi艂 nawet skupi膰 si臋 na tyle, by prowadzi膰 swe zwyk艂e interesy. W li艣cie doktora jednak, jakkolwiek zapowiada艂 on kolejne nieszcz臋艣cia i nowe tajemnice, by艂o co艣 krzepi膮cego.



10 Barnes ST

Providence,R.I.

12 kwietnia 1928.


Drogi Teodorze: _____

Czuj臋, 偶e musz臋 ci co艣 wyzna膰, nim dokonam tego, co zamierzam jutro zrobi膰. Zako艅cz臋 t膮 okropn膮 histori臋 jaka si臋 nam przydarzy艂a (wydaje si臋, 偶e nie istnieje na 艣wiecie 艂opata, kt贸ra zdo艂a艂aby ponownie odkopa膰 to okropne miejsce, kt贸re obaj poznali艣my), ale my艣l臋, 偶e je艣li ci wszystkiego bli偶ej nie wyja艣ni臋, tw贸j umys艂 nie znajdzie ukojenia.

Znasz mnie przecie偶 od dziecka, my艣l臋 wi臋c, 偶e uwierzysz, je艣li powiem 偶e pewne rzeczy musz膮 pozosta膰 nierozstrzygni臋te i niezbadane. Wydaje si臋, 偶e b臋dzie du偶o lepiej, je艣li poniechasz dalszych spekulacji i domys艂贸w co do przypadku Charlesa; nade wszystko za艣 zabraniam ci wspomina膰 cokolwiek matce, poza tym oczywi艣cie, czego mo偶e si臋 sama domy艣le膰. Kiedy jutro wpadn臋 do ciebie, Charles ju偶 ucieknie. I tyle tylko mo偶e pozosta膰 w ludzkiej pami臋ci; by艂 szalony i uciek艂. Kiedy ju偶 zaprzestaniesz pisa膰 w jego imieniu listy na maszynie, mo偶esz stopniowo i ogl臋dnie wprowadza膰 we wszystko jego matk臋; a i to tylko cz臋艣ciowo. Osobi艣cie radz臋 ci do艂膮czy膰 do niej w Atlantic City, gdzie sam te偶 odpoczniesz. B贸g jeden wie, jak bardzo tego potrzebujesz. Ja zreszt膮 r贸wnie偶 udam si臋 na Po艂udnie, by uspokoi膰 tam nerwy i nabra膰 nieco odwagi.

Kiedy wi臋c wpadn臋 do ciebie, nie zadawaj mi pyta艅. Sprawy zreszt膮 mog膮 potoczy膰 si臋 藕le, ale tak czy owak o wszystkim ci臋 powiadomi臋, Nie s膮dz臋 jednak by do tego dosz艂o i pogodnie patrz臋 w przysz艂o艣膰. Nie b臋dziesz ju偶 si臋 musia艂 martwi膰 synem, gdy偶 Charles b臋dzie bardzo, ale to bardzo bezpieczny. Ju偶 teraz jest du偶o bezpieczniejszy ni偶 mo偶esz to sobie wyobrazi膰. Nie zaprz膮taj te偶 sobie g艂owy kim lub czym jest doktor Allen. Jest tak膮 sam膮 przesz艂o艣ci膮 jak portret Josepha Curwena i kiedy zapukam do twych drzwi, b膮d藕 pewien, 偶e osoba taka nie istnieje. Problem poruszony w przes艂aniu pisanym minusku艂膮 stanie si臋 zar贸wno dla ciebie, jak i dla wszystkich innych nieaktualny.

Musisz jednak poskromi膰 swe przygn臋bienie i przygotowa膰 na wszystko swoj膮 偶on臋. Chc臋 ci bowiem wyzna膰, 偶e ucieczka Charlesa nie b臋dzie oznacza膰 jego powrotu do was. Dotkni臋ty zosta艂 dziwaczn膮 chorob膮, jak to zapewne wywnioskowa艂e艣 ju偶 ze zmian fizycznych i umys艂owych jakie w nim zasz艂y i nie wolno ci si臋 艂udzi膰, i偶 kiedykolwiek go jeszcze zobaczysz. Uwierz w jedno 鈥 nigdy nie by艂 szatanem ani szale艅cem; by艂 pe艂nym entuzjazmu, zami艂owanym w nauce i dziwnym ch艂opcem, kt贸ry uwielbia艂 tajemniczo艣膰. Ale przesz艂o艣膰 sta艂a si臋 przyczyn膮 jego zguby. Natkn膮艂 si臋 na rzeczy, o istnieniu kt贸rych 艣miertelnik nie powinien nawet my艣le膰. Ale on si臋gn膮艂 wstecz poprzez lata w spos贸b, w jaki nikt nie powinien si臋ga膰. Stamt膮d w艂a艣nie wype艂z艂o co艣, co go wch艂on臋艂o.

Dotkn臋 teraz kwestii, w kt贸rej musisz zawierzy膰 mi 艣lepo i tylko na s艂owo. Nie b臋dzie 偶adnych w膮tpliwo艣ci co do losu Charlesa. Po roku mniej wi臋cej, kiedy ju偶 nie b臋dzie ch艂opca, mo偶esz postawi膰 pomnik w swej kwaterze na Cmentarzu P贸艂nocnym; dok艂adnie dziesi臋膰 st贸p na zach贸d od miejsca, gdzie spoczywa tw贸j ojciec. B臋dzie to bowiem miejsce wiecznego spoczynku twego syna. Nie obawiaj si臋, 偶e zakopany tam b臋dzie jaki艣 odmieniec czy inna potworno艣膰. Popio艂y w tym grobie b臋d膮 szcz膮tkami twego w艂asnego, nieodmienionego potomka 鈥 prawdziwego Charlesa z oliwkowym znamieniem na biodrze i bez czarnego, diabelskiego znaku na piersiach czy te偶 blizny na czole. Charlesa, kt贸ry nigdy nie by艂 naprawd臋 z艂y i kt贸ry 偶yciem zap艂aci艂 za 鈥渨ra偶liwo艣膰".

To wszystko. Jutro Charles ucieknie, a ty za rok postawisz mu pomnik. A jutro mnie nie wypytuj. I uwierz, 偶e honor twej starodawnej rodziny pozostanie nieskalany: jak to zawsze by艂o w przesz艂o艣ci.

Z najg艂臋bsz膮 sympati膮 oraz 偶yczeniami by艣 zachowa艂 ducha, spok贸j i podda艂 si臋 si艂om wy偶szym, jak zawsze.


Najszczerszy tw贸j przyjaciel

Marinus B. Willett.


W pi膮tek rano 鈥 trzynastego kwietnia 1928 roku 鈥 Marinus Bicknell Willett uda艂 si臋 do Charlesa Dextera Warda przebywaj膮cego w prywatnym szpitalu doktora Waite'a na Conanicut Island. M艂odzieniec, jakkolwiek sili艂 si臋 na uprzejmo艣膰, by艂 w pos臋pnym nastroju i wida膰 by艂o, i偶 nie ma ochoty na szczer膮 rozmow臋. Odkrycie przez doktora krypty oraz okropne jego w niej przej艣cia postawi艂y mi臋dzy m艂odzie艅cem, a nim mur skr臋powania i obaj, po wymianie wst臋pnych, wymuszonych grzeczno艣ci spogl膮dali na siebie z zak艂opotaniem. Miary dope艂nia艂 wyraz twarzy doktora nieruchomej niczym maska 鈥 w kt贸rej Charles dostrzeg艂 co艣, czego tam nigdy dot膮d nie by艂o. Pacjenta po prostu opu艣ci艂a ca艂a odwaga; by艂 艣wiadom, 偶e po ostatniej wizycie nast膮pi艂a przemiana i troskliwy dotychczas doktor rodzinny, przemieni艂 si臋 w bezwzgl臋dnego, pozbawionego lito艣ci i skrupu艂贸w m艣ciciela.

Ward poblad艂 straszliwie; pierwszy milczenie z艂ama艂 doktor:

Znaleziono wi臋cej 鈥 powiedzia艂 鈥 I musz臋 ci臋 uczciwie ostrzec, 偶e nadszed艂 dzie艅 zap艂aty.

Co, ponownie kopi膮c spotka艂e艣 jeszcze wi臋cej i jeszcze bardziej wyg艂odzonych i nieszcz臋艣liwych moich pupili? 鈥 zabrzmia艂a ironiczna odpowied藕.

By艂o jasne, 偶e m艂odzieniec do ko艅ca b臋dzie odgrywa艂 junaka.

Nie 鈥 odpowiedzia艂 spokojnie Willett 鈥 Tym razem nie musia艂em kopa膰. Wynaj臋li艣my ludzi, kt贸rzy tropi膮c doktora Allena, znale藕li w bungalowie fa艂szyw膮 brod臋 i okulary.

Wspaniale 鈥 powiedzia艂 zaniepokojony nagle gospodarz, usi艂uj膮c wszelkimi si艂ami by膰 obra藕liwie dowcipny. 鈥 My艣l臋, 偶e okaza艂y si臋 bardziej twarzowe ni偶 twoja w艂asna broda i twoje w艂asne okulary.

Tobie w nich by艂oby bardziej do twarzy 鈥 przysz艂a g艂adka i obmy艣lana odpowied藕 鈥 I rzeczywi艣cie tak by艂o.

Kiedy to powiedzia艂, wydawa艂o si臋, 偶e czarna chmura przys艂oni艂a s艂o艅ce, cho膰 uk艂ad cieni na pod艂odze nie uleg艂 zmianie. Ward ponownie si臋 odezwa艂.

I tego tak gor膮czkowo poszukujesz? Zak艂adasz, 偶e temu cz艂owiekowi z jakich艣 wzgl臋d贸w bardzo zale偶a艂o na dwoisto艣ci?

Nie odpar艂 powa偶nie Willett 鈥 zn贸w si臋 mylisz. To nie tw贸j interes, 偶e kto艣 poszukuje dwoisto艣ci; chodzi jedynie o to, 偶e nie ma on wog贸le prawa istnie膰, oraz 艣wiadczy, 偶e nie zniszcz tego co wywo艂a艂o go z przestrzeni.

Ward przerwa艂 gwa艂townie.

Doskonale, co艣 pan odkry艂 i czego ode mnie 偶膮dasz? Doktor milcza艂 jaki艣 czas, jakby szuka艂 odpowiednich s艂贸w.

Znalaz艂em 鈥 powiedzia艂 Znalaz艂em co艣 w szafie za antyczn膮 p艂aszczyzn膮 ozdobn膮 nad kominkiem, na kt贸rej by艂 ongi艣 portret. Spali艂em to co艣, a prochy pogrzeba艂em w miejscu, gdzie powinien by膰 gr贸b Charlesa Dextera Warda.

Szaleniec wci膮gn膮艂 w p艂uca ze 艣wistem powietrze i zerwa艂 si臋 z krzes艂a na kt贸rym siedzia艂. Przekl臋ty, sk膮d o tym si臋 dowiedzia艂e艣? I kto ci uwierzy, 偶e by艂 on 鈥 po tych pe艂nych dw贸ch miesi膮cach kiedy 偶y艂em?

Co w og贸le zamierzasz zrobi膰?

Willett, mimo, 偶e by艂 cz艂owiekiem drobnej postury, nabra艂 jakiego艣 s臋dziowskiego majestatu. Ruchem d艂oni uciszy艂 pacjenta.

Nikomu o tym nie wspomnia艂em. Nie jest to sprawa dla og贸艂u to szale艅stwo spoza czasu i groza spoza sfer. Nie pojmie tego 偶aden policjant, prawnik, s膮d czy psychiatra. Dzi臋ki Bogu, przypadek sprawi艂 i偶 mam wystarczaj膮co wyobra藕ni, by my艣l膮c o tym wszystkim nie popa艣膰 w kompletny m臋tlik. Nie wprowadzisz mnie w b艂膮d Josephie Curwenie Wiem, 偶e twoja przekl臋ta magia istnieje naprawd臋.

Wiem ju偶 jak sprawi艂e艣, 偶e urok kt贸ry zrodzi艂 si臋 poza czasem sp臋ta艂 twego sobowt贸ra i potomka zarazem; wiem jak pchn膮艂e艣 go w przesz艂o艣膰 nakazuj膮c wskrzesi膰 ci臋 z twego odra偶aj膮cego grobu; wiem jak trzyma艂 ci臋 w ukryciu w laboratorium, a ty uczy艂e艣 si臋 wsp贸艂czesnego 艣wiata i w艂贸czy艂e艣 nocami jako wampir. P贸藕niej wyszed艂e艣 z ukrycia w brodzie i w okularach by nie budzi膰 powszechnego zdumienia swym bezbo偶nym podobie艅stwem do niego; wiem co postanowi艂e艣 uczyni kiedy on uchyla艂 si臋 do grabie偶y grob贸w i wiem co艣 planowa艂 dalej. Wiem jak to wszystko zrobi艂e艣.

Odrzuci艂e艣 brod臋 i szk艂a myl膮c tym ludzi, kt贸rzy strzegli domu My艣leli, 偶e to on wszed艂 do 艣rodka i my艣leli, 偶e to on wyszed艂; a i przecie偶 go udusi艂e艣 i schowa艂e艣. Nie wzi膮艂e艣 jednak pod uwag臋, i偶 nast膮pi艂 kontakt dw贸ch umys艂贸w i dw贸ch osobowo艣ci. By艂e艣 g艂upcem Curwen, wyobra偶aj膮c sobie, 偶e zewn臋trzne podobie艅stwo wystarczy Czemu nie pomy艣la艂e艣 wcze艣niej o mowie, o g艂osie, o charakterze pism; No i dopiero po niewczasie poj膮艂e艣 sw贸j b艂膮d. Wiesz lepiej ni偶 ja, kto lub co, napisa艂o minusku艂膮 owo przes艂anie; ale ostrzegam, nie by艂 to czy na pr贸偶no. Istniej膮 paskudztwa i blu藕nierstwa, kt贸re nale偶y wszelkimi 艣rodkami zniszczy膰 i jestem najg艂臋biej przekonany, i偶 autor tej minusku艂y zajmie si臋 ju偶 osobi艣cie Orne'm i Hutchinsonem. Jedna z tych kreatur napisa艂a ci kiedy艣: 鈥渘ie wywo艂uj niczego, czego nie poskromisz". Ju偶 raz zosta艂e艣 zniszczony 鈥 zapewne w taki w艂a艣nie spos贸b 鈥 a teraz tw贸j w艂asna, z艂a magia zniszczy ci臋 ponownie. Curwen, cz艂owiek mo偶e zmienia膰 Natur臋 tylko do pewnych granic i ka偶de okropie艅stwo jakie stworzy艂e艣, powstanie przeciw tobie. I zetrze ci臋 w py艂.

Stoj膮cy przed doktorem stw贸r, przerwa艂 mu spazmatycznym krzykiem. Beznadziejnie osaczony i bezbronny, zdaj膮c sobie spraw臋, i偶 kas da pr贸ba przemocy fizycznej sprowadzi tu ca艂膮 chmar臋 pracownik贸w szpitala 艣piesz膮cych z pomoc膮 doktorowi, Joseph Curwen uciek艂 si臋 do znanych sobie i starodawnych sposob贸w. Wskazuj膮cymi palcami obu d艂oni zacz膮艂 wykonywa膰 serie kabalistycznych ruch贸w wypowiadaj膮c jednocze艣nie g艂臋bokim, g艂uchym g艂osem 鈥 nie krytym ju偶 symulowan膮 chrapliwo艣ci膮 鈥 pocz膮tkowe s艂owa straszliwej formu艂y:

PER ADONAI ELOIM, ADONAI JEHOYA, ADONAI SABAOTH, METRATON...

Lecz Willett by艂 szybszy. Mimo i偶 na dworze zacz臋艂y wy膰 psy, a od strony zatoki zerwa艂 si臋 nagle lodowaty wiatr, doktor mierzonym g艂osem rozpocz膮艂 uroczyst膮 inkantacj臋. Oko za oko... magia za magi臋... 鈥 wypowiedzia艂 dok艂adnie to, czego nauczy艂 si臋 w otch艂ani i co dobrze zapami臋ta艂! Marinus Bicknell Willett rozpocz膮艂 drug膮 z formu艂.

Za pomoc膮 pierwszej wskrzesi艂 autora minusku艂y...

Rozpocz膮艂 tajemnicz膮 inkantacj臋, kt贸r膮 zaczyna艂 Ogon Smoka, znak opadaj膮cego w臋z艂a:


OGTHROD AI'F

GEB'L - - - - EE'H

YOG 鈥 SOTHOTH

'NGAH'NG AFY

ZHRO


Ju偶 po pierwszym s艂owie jakie pad艂o z ust Willetta, pacjent umilk艂. Oniemia艂y nagle potw贸r czyni艂 tylko dzikie ruchy r臋koma; ale niebawem r臋ce r贸wnie偶 zosta艂y unieruchomione. Kiedy pad艂o straszliwe imi臋 Yog 鈥 Sothoth, rozpocz臋艂a si臋 obrzydliwa przemiana. Nie by艂o to dok艂adnie roztapianie si臋, lecz rodzaj transformacji czy rekapitulacji; i Willett musia艂 zamkn膮膰 oczy by nie zemdle膰. W przeciwnym bowiem razie nie wypowiedzia艂by inkantacji do ko艅ca.

Nie zemdla艂 i cz艂owiek z bezbo偶nych stuleci, cz艂owiek posiadaj膮cy zakazane sekrety, nigdy ju偶 nie nawiedzi 艣wiata. Min臋艂o szale艅stwo spoza czasu, a przypadek Charlesa Dextera Warda sta艂 si臋 przesz艂o艣ci膮. Doktor Willett dobrze zapami臋ta艂 to, co pozna艂 w kryptach. Jak przewidywa艂, nie potrzebowa艂 wcale kwasu. Joseph Curwen 鈥 podobnie jak przed rokiem przekl臋ty obraz 鈥 le偶a艂 na ziemi w postaci cieniutkiej warstwy delikatnego, b艂臋kitnawo-szarego kurzu.




KONIEC.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
H P Lovecraft Przypadek Charlesa Dextera Warda
Lovecraft H P Przypadek Charlesa Dextera Warda
Howard Phillip Lovecraft Przypadek Charlesa Dextera Warda
Lovecraft H P Przypadek Charlesa Dextera
Przypadek Charlesa Dextera Warda, H. P. Lovecraft
HPL Przypadek Charlesa Dextera Warda
H P Lovecraft The case of Charles Dexter Ward
H P Lovecraft The Case of Charles Dexter Ward
Przypadek Charlsa Dextera Warda
H P Lovecraft The case of Charles Dexter Ward
Przypadek II
STUDIUM PRZYPADKU 2
METODA INDYWIDUALNYCH PRZYPADK脫W