21 część I

Rozglądaliśmy się jeszcze chwilę po lotnisku. Ślad po Jamesie urywał się przy bramkach, ale w żaden sposób nie mogliśmy dociec, przy której. Udaliśmy się do informacji.
- Dokąd odleciały samoloty przed południem? - spytał Carlisle kobiety przy ladzie.
- Nowy Jork, Los Angeles, San Francisco, Washington, Phoenix, Teksas... - wymieniała po kolei każde miasto. Phoenix... Wstrzymałem oddech. A co jeśli...? Nie, to było niemożliwe. "To na pewno zbieg okoliczności" pomyślał Emmett, patrząc na mnie. Odwróciłem wzrok. Nie chciałem widzieć tego przygnębienia malującego się na jego twarzy. Tęsknota, smutek, żal - to były także moje uczucia. Potęgowały się, gdy widziałem jego ból.
- Dobrze, dziękujemy - powiedział Carlisle do kobiety i gestem wskazał na ławkę przed barem.
"Musimy się naradzić" przekazał mi w myślach. Usiedliśmy, by wyglądać naturalniej.
- Co zrobimy? - spytał Emmet, spoglądając gdzieś w dal. Podążyłem za jego wzrokiem i ujrzałem witającą się parę. Coś mnie zakuło w piersiach.
- Nie ma pojęcia - odparł Carlisle. - Sytuacja nas przerosła, musimy dalej gonić Jamesa, ale mam wrażenie, że coś przeoczyliśmy.
Zamilkliśmy. Każdy z nas zastanawiał się co dalej.
- Jest tylko jedno wyjście. Czas skontaktować się z Alice - stwierdziłem. W tym samym momencie zadzwonił telefon Carlisla. Wyjął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz.
- To ona - poinformował nas i podał mi go.
Odebrałem.
- Co jest? - spytałem.
- Miałam wizję, gdzie James był w jakimś domu. Zaczęłam rysować go Jasperowi, gdy podeszła Bella i stwierdziła, że to jest jej dom.
- Słucham?!
- Edward, nie mam pojęcia, co się dzieje. Błagam, zrób coś.
- Poczekaj chwilę - warknąłem zdenerwowany do telefonu. Odwróciłem się do Emmetta i Carlisla.
- Alice twierdzi, że tropiciel pojawi się w domu Belli. Czyli to nie był zbieg okoliczności. James jest na pokładzie samolotu zmierzającego do Phoenix.
"O cholera!" pomyślał Emmett.
" Edward, w takim razie nie mamy wyboru. Musisz ją stamtąd zabrać." przekazał mi ojciec telepatycznie.
- Wiem - powiedziałem.
- Pakuj Bellę, zabieramy ją gdzieś.
- Ale jak to?
- Zmiana planu. Tylko szybko. Wsiadamy w pierwszy samolot. Macie czekać na lotnisku - rzuciłem i rozłączyłem się.
Oddałem Carlislowi telefon i zwróciłem się do Emmetta.
- Idź sprawdzić, o której jest samolot do Phoenix.
Brat skinął głową i chwile później już go nie było.
- Ja jadę po dokumenty i pieniądze. Ty masz tu zostać i rozejrzeć się - powiedział Carlisle i skierował się do wyjścia z lotniska.
Patrzyłem jeszcze jakiś czas jak odchodzi. Potem ruszyłem w kierunku bramek. Wiedziałem, że było to bezcelowe, ale musiałem się czymś zająć, by odgonić ponure myśli. To był jednak fatalny pomysł. Spacerując w pobliżu bramek widziałem żegnające lub witające się pary, rodziny. Widziałem matki z dziećmi, tulące się małżeństwa. Znów miałem wrażenie przytłoczenia. Mimowolnie usiadłem na pobliskiej ławeczce i zapatrzyłem się w okno. Bella była w zagrożeniu. Znowu, przeze mnie. Ale, czy ja, choć raz, pomyślałem, że jest bezpieczna? Czy nie miałem wrażenia, że to nie koniec? James kluczył, aż w końcu nam uciekł. Całą nadzieję mogłem pokładać w Alice i Jasperze. Ale czy była jeszcze jakaś nadzieja?
- Edward! - głos Emmetta wyrwał mnie z zamyślenia. - Edward, samolot mamy za godzinę. Gdzie jest Carlisle?
- Pojechał po dokumenty - odparłem bezbarwnym głosem, przypominając sobie słowa Belli, które wypowiedziała na polanie: "Czyli już nie ma nadziei?". Wtedy była.
Emmett bezszelestnie usiadł koło mnie i pogrążył się w swoich rozmyślaniach. Znów chciałem mu zapewnić prywatność, ale nie potrafiłem. Współczuł mi. Tęsknił. Bał się o rodzinę. Emocji, które nim targały nie sposób było wymienić. Siedzieliśmy tak jeszcze pół godziny, on - walczący z ponurymi myślami, ja - przygnębiony, zrezygnowany. Carlisle dołączył do nas.
- Mam już wszystko. Wsiadamy.
Udaliśmy się za nim na pokład samolotu. Po drodze zadzwoniłem jeszcze do Alice, by powiedzieć jej o której będziemy.
- Uważaj na siebie - szepnęła, zanim się rozłączyła.
Gdy zajęliśmy miejsca, Emmett spojrzał na mnie i rzekł:
- Edward, wiem, że jest ci ciężko, ale... przestań.
Spojrzałem na niego pytająco.
"Jesteś taki załamany. Po prostu weź się w garść"
Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć. "Dobra"? Spojrzałem w okno.
- Ty też się martwisz. Nawet nie wiesz, jak bardzo to widać. Ale w porządku, będę starał się nie okazywać uczuć...
"Już nie długo będzie po wszystkim."
- Tak, Emmett. Wywiozę Bellę, a wy będziecie mogli wrócić do domu...
"Nie! Jedziemy z tobą!"
- Nie ma mowy. To was nie dotyczy. - To ich nie dotyczy...
"Edward, jesteśmy rodziną. Kochasz ją. A my cię nie zostawimy" pomyślał, a potem odwrócił się ode mnie.
Zrozumiałem, że rozmowa skończona. Wystartowaliśmy.




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
21 Część Dwudziesta Never Drink With Strangers
Część 21 Znaki nakazu
Część 2. Postępowenie zabezpieczające, ART 730(1) KPC, III CZP 49/10 - z dnia 21 lipca 2010 r
Część 3. Postępowanie egzekucyjne, ART 987 KPC, III CZP 137/07 - z dnia 21 lutego 2008 r
Psychologia 21.03.2012, Finanse i rachunkowość UMK notatki wykłady pytania egzaminy, II część, Psych
Część 3. Postępowanie egzekucyjne, ART 802 KPC, V CNP 1/09 - postanowienie z dnia 21 maja 2009 r
Część 21 Znaki nakazu
0310 21 10 2009, opracowanie nr 10 , Układ pokarmowy część III Paul Esz(1)
Część 1 Lekcja 21
czesc Model (1) poz 21
21 SOŁŻENICYN ALEKSANDER DWIEŚCIE LAT RAZEM CZĘŚĆ II ROZDZIAŁ 21 W CZASIE WOJNU Z NIEMCAMI
88 Leki przeciwreumatyczne część 2
W 21 Alkohole
guzy część szczegółowa rzadsze