III ROK83

III


ROK 1983


IX ROZMOWA - Postawiłem krzyż na drodze twojego narodu, przed wami stoi Syn mój i oczekuje - przyjmiecie Go czy odrzucicie?


7 I 1983 r.


Pomyślałam, że jest pierwszy piątek, a ja nie zdobyłam się na to, żeby wyjść z domu na Mszę świętą.


- Teraz Ja przychodzę do ciebie. Zawsze Ja uprzedzam człowieka. Ja jestem dawcą wszelkiego dobra. Ja daję wam moją miłość, pomoc, przebaczenie, dźwigam was, zachęcam, podtrzymuję i nieskończenie cierpliwie ponawiam moje starania. Jakże mogłoby być inaczej?


Ja jestem miłością, mocą, dobrocią, wy jesteście nicością; beze Mnie - nicością spragnioną i głodną. Nie macie nic własnego, wszystko otrzymujecie ode Mnie. Pomyśl, Anno, czyż istnieje w waszej ludzkiej rzeczywistości cokolwiek, czego nie otrzymalibyście ode Mnie? To co ludzkiego (w sensie: humanistycznego, godnego człowieka) dokonał człowiek, zawsze, od zarania ludzkości dokonywał dzięki moim darom. Spójrz, jakie one są. Dałem wam zmysły wrażliwe na wszelakie piękno. Dałem wam rozum pozwalający rozpoznać prawidłowość i nieprawidłowość, sumienie jasno wołające, co dobrem jest, a co nim nie jest. Podzieliłem się z wami moim dobrem - to dar twórczości, tworzenia, ulepszania, doskonalenia. Udzieliłem wam mojej miłości, dobroci, miłosierdzia, abyście stawali się do Mnie podobni. I mimo że marnotrawicie je, profanujecie i szydzicie z nich, nie cofam darów moich, nie odbieram też miłości mojej najgorszemu z bluźnierców - bo Ja jestem Ojcem waszym prawdziwym. Kocham was. Z powodu słabości waszej i grzechu, miałkości waszych pragnień i wysiłków, szybkości przemijania, kruchości uczuć kocham was jeszcze mocniej.


W moim nieskończonym świecie (duchowym) nie istnieją byty słabsze od was i bardziej zdane na moje miłosierdzie. Wiele mam dzieci, w różnym wieku (o różnym stopniu doskonałości), ale wy, ludzie, jesteście jak niemowlęta bezradne na rękach moich. Dlatego noszę was w ramionach, piastuję i strzegę was jak matka najczulsza.


Jeżeli zachęcam was, abyście byli względem Mnie jak dzieci, nie mówię wam w przenośni. Pragnę, abyście żyli w prawdzie, a prawda jest taka, że jestem wam Ojcem, a wy - dziećmi moimi: zbłąkanymi, nieszczęśliwymi, samotnymi, przerażonymi na pustyni życia, póki nie chcecie mojej pomocy, póki samodzielnie stajecie przeciw niebezpieczeństwom świata. Cóż dzieje się wtedy z wami? Za miskę soczewicy sprzedajecie swoje synostwo, wybraństwo, odwieczne szczęście mojego domu...


Serce moje, serce Ojca waszego płacze nad wami, miłość zaś moja nie pozwala Mi zniewalać was, krępować. Wybrałem Syna umiłowanego na ofiarę miłości. Od swojej okrutnej śmierci za was On staje na waszej drodze z rozwartymi ramionami, a rany Jego krwawią. Postawiłem na waszych drogach krzyż, ale zawsze jest na nim Syn mój, i kto przyjmuje krzyż, przyjmuje Syna mojego - a to przymierze jest wieczne.


Anno, dziecko moje. Postawiłem krzyż na drodze twojego narodu. Przed wami stoi Syn mój i oczekuje - przyjmiecie go, czy odrzucicie...? Teraz jest dla was czas wyboru. Wybierzecie to, ku czemu serce wasze się skłania.


Cóż więc serce wasze wybiera? Miłość aż do śmierci i przebaczenie katom, współczucie i miłosierdzie bez granic, czy tylko to, co w człowieku jest własnego: grzech, trwanie w buncie, w odrzuceniu dobra, nienawiść? Siebie wybierzecie, czy Syna mojego...?


A jeśli Jego, dla Niego samego - to wybierzecie wszystko! Bo w Nim jest prawda i miłość, i przebaczenie, w Nim jest pokój i pojednanie, w Nim i tylko w Nim jest pełnia miłości Boga waszego, i z Nim zstąpi w naród twój ta pełnia miłosiernej i niepamiętliwej miłości mojej dla całej ludzkości. Przez was wyleje się przebaczenie moje i łaska na cały skażony świat.


Pragnę, aby te słowa moje były wiadome wam. Polecam ci, abyś je szerzyła.


X ROZMOWA - Od was zależy szczęście wielu narodów


10 I 1983 r.


- Co będzie, jeśli Polacy odmówią posłuchu i przebaczenia lub zrobi to niewielu z nas? A jeżeli zawiedziemy Cię, Ojcze?


- Zadecydowałem już, moje dziecko, przyszłość bowiem jest dla Mnie jak dzień dzisiejszy, jednak od człowieka zależy, jak wykorzysta moje zmiłowanie. Im większy włoży wysiłek, aby tworzyć przyszłość wraz z Bogiem swoim, tym bardziej go ubogacę. Z trudu swojego może zebrać plon stukrotny, ale może i... niewielki. Ja daję wam porę stosowną, słońce i deszcz, upał i chłód, wiatr Ducha mojego, który was ożywia, łaskę moją, która was umacnia w wytrwałości, ofiarności i męstwie - ale trud pracy do was należy, jest on bowiem nie tylko waszym synowskim obowiązkiem wobec Mnie, ale waszą chlubą, zaszczytem, i w królestwie moim okryje was dumą, przyobleczę chwałą, jaką daję wiernym synom moim.


Trud, praca na mojej roli, znoszenie niewygód i ciężarów dnia to moje największe dary dla was: i nie odejmę od was tęgo, co w zaufaniu ojcowskim wam powierzam: starań - wraz ze Mną - nad zbawieniem świata. Polegam na was i ufność moja w waszą wierność, miłość i dzielność powoduje, iż was właśnie wybrałem, abyście szli na przodzie z pochodnią miłości mojej - aby zapalić świat. Niech dzięki wam ożyje to, co już półumarłe było, nasyci się przebaczeniem i nadzieją, co się za odrzucone miało, a starcze, uschnięte drzewo Europy niechaj znów zazieleni się, zakwitnie i wyda owoce swoje.


Od was, dzieci moje ukochane, wypróbowane w ogniu, zbolałe i słabe, lecz zdolne do wielkiej miłości, do służby gorącej Synowi mojemu - od was zależy szczęście wielu narodów. Na was czekają z utęsknieniem głodni mojego słowa i uciemiężeni. Od was oczekują zmiłowania także ciemięzcy wasi i od nikogo nie otrzymają go, jak tylko od was, Polaków, bo tak chcę Ja, wasz Bóg, Sędzia sprawiedliwy. Waszym prawem jest odwet i daję go wam: odwet Syna mojego - przebłaganie Mnie za grzechy narodów ciemnych, okrutnych i ślepych, przebaczenie i zmiłowanie nad oprawcami waszymi, sługami nieprzyjaciela, niewolnikami duchów zła i nienawiści. Smutni i nieszczęśliwi (narody ZSRR), zmuszeni służyć złu, potrzebują przebaczenia i zmiłowania waszego, gdyż są spętani grzechem - a wielka jest ich wina względem was od wielu już pokoleń. Dlatego stali się niewolnikami - zbrodnia nieodżałowana oddała ich w ręce nieprzyjaciela.


A moja miłość pochyla się nad prześladowanymi i cierpiącymi, choćby czyści nie byli. I wy nie jesteście czyści przede Mną. Lecz sprawiedliwość moja żąda, by wyzwolenie, światło i miłość przynieśli krzywdzicielom - skrzywdzeni.


Tak jak wyzwolił was z niewoli grzechu Syn mój - Miłość, którą niewinnie zamordowaliście - tak wy wyzwalajcie, ożywiajcie i napełniajcie moją nadzieją tych wszystkich, którzy wam zło czynili. Syn mój, Zbawiciel wasz, was poprowadzi, a moc Boga Nieskończonego będzie z wami. Idźcie! Przed wami kładę ziemię ogromną, spragnioną uprawy i siewu. Wszystko, czego potrzebować będziecie, dam wam. Błogosławieństwo moje spoczywa już na was. Niech was umocni, uzdrowi, nasyci wiarą i męstwem.


Niczego się nie bójcie - Ja jestem z wami. Zwycięstwo obiecuję wam i miłość moją.


Oto Przymierze moje nowe pomiędzy Bogiem a człowiekiem.


Oto miłość Boga do marnotrawnego syna człowieczego.


XI ROZMOWA - Szczególnie czuwam nad moimi kapłanami


Prosiłam o pomoc dla znajomego księdza.


- Dziecko moje. Słyszę twoją prośbę. Jeżeli nie wiesz, modląc się za kogoś, o co prosić, bo nie są ci wiadome moje zamiary względem tej osoby, oddawaj ją mojemu miłosierdziu. To jest ta furtka do wnętrza mojego Serca, która zawsze jest otwarta.


Wszystko, nawet grzech, służy wam w drodze do mojego królestwa. Czasem jest konieczne, abym dopuścił do waszego, nawet


głębokiego upadku, jeśli z uporem liczycie na swoje siły, podczas gdy Ja pragnę, abyście opierali się na moich.


Jest to szczególnie ważne w przypadku moich kapłanów, którzy mają dowodzić na pierwszej linii frontu. Oni w nieustannym boju z nieprzyjacielem muszą zachowywać stałą łączność ze swoim dowódcą, bo chociaż są przygotowani do walki, to jednak ogólnych planów znać nie mogą i nie wiedzą, do czego będą użyci. Tylko dokładne i ścisłe wykonywanie rozkazów gwarantuje zwycięstwo. Oficer, choćby najwaleczniejszy, działając samowolnie i ślepo może zgubić siebie i podległych sobie, bo nie otrzyma w porę pomocy. Może też spowodować przegranie bitwy i znasz z historii przykłady wielkich klęsk spowodowanych przez niekarnych i nieposłusznych, zawistnych lub zdradzieckich dowódców.


Szczególnie czuwam nad moimi kapłanami, bo obdarzam ich hojnie ze względu na ciężar służby, a i po to, aby mieli czym służyć tym, do których ich posyłam. A niektórzy z nich traktują swe charyzmaty jako własność osobistą, która ich zdobi i ubogaca. Ten błąd staram się im wykazać, póki ich wrażliwość i miłość do Mnie trwają, po to właśnie, aby ją zachowali do końca.


Miłość do Mnie jest miłością do Boga, Stwórcy i Zbawcy; jest miłością istoty zależnej i żyjącej cały czas z nieskończonego zasobu mojego miłosierdzia. Ono powoduje, że obdarzyłem was wolnością, podtrzymując nieustannie wasze życie, wspomagając, ratując, darząc i przebaczając wam wciąż na nowo wasze winy. Ale największą z nich jest w oczach moich przywłaszczanie sobie mojej własności. To właśnie nazywacie pychą.


O pysze


Dlatego tak niszczące dla was jest przyoblekanie się pychą, że zaczynacie żyć w kłamstwie. Ono was otacza i wszystko, cokolwiek robicie, robicie źle - bo przypisujecie sobie. Budujecie fałszywy obraz świata i swojego w nim miejsca. Błędny staje się wasz stosunek do Mnie. Zapominacie, że wszystko, czym jesteście, co robicie i co osiągacie, otrzymaliście z mojej do was miłości. Jest ona tak wielka, że zezwalam wam na błędy i pomyłki, ale staram się po ojcowsku was naprowadzać na drogę prawdy. Temu służą wasze upadki, krytyka otoczenia, niepowodzenia, a nawet cięższe przypadki, które wam daję jako deskę ratunku.


Dlatego największym moim darem jest to, czego tak się boicie: ubóstwo fizyczne, ubóstwo darów, ubóstwo środków. Ono stosunek prawidłowy: synowskiej uległości i zawierzenia mi czyni czymś prostym i naturalnym. Ono pozwala Mi budować - na synu ufającym Mi - moje wielkie plany i ono zawsze prowadziło do prawdziwej świętości.


Moja miłość do ubogich i cichych jest niezmierna. Oni są najpotężniejszymi filarami Kościoła, oni budują, odnawiają i uświęcają świat. Od moich uczniów aż do Maksymiliana (Kolbego) przez wszystkie wieki te ukochane dzieci moje służyły Mi z synowskim oddaniem tak ufnie i wiernie, że mogłem w nich i z nimi zbawiać świat. Bo nigdy żaden z nich, czy to Franciszek (z Asyżu), czy Antoni (Padewski), czy Teresa (z Avila), Katarzyna (Sieneńska), Klara, Joanna (d'Arc), Wincenty (Pallotti), Jan (Bosko), Jan (Vianney), Jan XXIII, mój sługa pierwszy, czy wasi bliscy: Stanisław (Kostka), Albert (Chmielowski), Maksymilian i inni, których nie znacie lub czcicie zbyt mało - nikt z nich nie przypisał sobie tego, co moje, a co darowane im było. Oni, poznawszy swoją własną słabość, nieumiejętność i niemoc w czynieniu dobra, Mnie wzywali na pomoc, bo serce ich krwawiło nad niedolą świata, a pomóc mu nie potrafili. Wołali Mnie i przybywałem z radością, a przyjęty z wdzięcznością i uwielbieniem - jako jedyny ratunek - pozostawałem. Wtedy dom ich napełniał się moją mocą, a miłość moja wylewała się na zewnątrz. Czegokolwiek dokonali kiedykolwiek święci moi, było moim dziełem, bo zawsze napełniam bez miary wasze puste dłonie wyciągające się ku Mnie. Jakże bym mógł odmówić pomocy tym, którzy o nią proszą, zawieść ufność i nadzieję ubogich...?


Słabość przyciąga moją moc, jak płacz niemowlęcia wzywa matkę. Chciejcie uwierzyć, że jesteście słabi i bezbronni wobec potęgi niewidzialnego świata zła. Zrozumcie, że bez mojej nieustającej opieki nie przeżylibyście bez grzechu ani sekundy. Słabość jest wasza naturą, uleganie pokusom - stanem naturalnym. Nie macie skali porównawczej: mierzycie swoją wielkość wyższością nad zwierzętami, prymitywnymi plemionami (które są czystsze niż wy), nad ludźmi upośledzonymi umysłowo lub fizycznie, nad każdym, któremu - pozornie - dałem mniej niż wam. Pozornie, gdyż udowodniłem wam, co jest moim darem największym; ponieważ wiecie też, że żadne upośledzenie nie jest dla Mnie przeszkodą - ale jest nią kłamstwo pychy.


Spytacie, dlaczego jej nie karzę. Bo jestem Ojcem, a nie bogiem kar i bata. Jednak nawet Bóg, jeśli jest ojcem wolności bytów duchowych, może być bezradny. Moją największą karą jest pozostawienie człowiekowi jego woli, jeśli pomimo wszelkich prób moich i usiłowań trwa on w opornym mniemaniu o swojej wielkości i samowystarczalności. Dla ducha człowieczego może stać się to zgubą, więc czuwam i do ostatniej sekundy życia czekam, czy człowiek wezwie Mnie. Staram się uratować go od zguby wieczystej, ale życie jego już zmarnowane zostało, zmarnotrawione, puste lub pełne odrażającego brudu krzywdy ludzkiej, niskich namiętności, przewrotności i zdrady. Oto, jakie są plony pychy.


Każdy z was ma w planach moich wyznaczone zadanie i do jego wykonania zostaje odpowiednio wyposażony. Potem widzę, że ci z synów moich, którym dałem najwięcej - dla budowy mojego królestwa na ziemi - budują, lecz sobie, ziemskie, krótkotrwałe pałace, przywłaszczywszy sobie to, co im zaledwie użyczone zostało; a moja budowla oczekuje na robotników. Dlatego fundamenty zaledwie stoją, a mógłby mój dom pomieścić już całą biedną, błądzącą, nieszczęśliwą i zbolałą ludzkość ziemi. Ze względu na jej cierpienia gniew mój spada na przeniewierców, i nie ma dla nich miejsca w domu Ojca, o ile nie nawrócą się prosząc o zmiłowanie. Dlatego surowość moja dla tych, którzy Mnie się oddali na służbę, a potem lekceważą ją i obracają na własne korzyści, jest wielka: równa darom, których rozrzutnie używali dla dobra swego, a nie - bliźnich.


Ten sługa mój, który najwięcej otrzymał, najbardziej też jest zagrożony. Dlatego pilnie śledzę jego poruszenia i nie zaniedbam rzucania kamieni na jego drodze. Jeśli one nie pomogą, położę większe kłody. Dla niego lepiej będzie, aby wcale nie mógł Mi służyć, niż aby służył sobie okłamując siebie i Pana swego. Za każdy upadek, za każdy cios, każdy ból błogosławić Mnie będziecie. Dlatego już teraz przyjmujcie nauki z wdzięcznością, bo grzech jest nieodłącznym waszym cieniem. Do końca życia zdolni jesteście do zaparcia się Mnie, o ile nie umocnię was i nie napełnię was sobą.


Bóg, będąc miłością bezinteresowną, takiejże miłości pożąda.


Pragnę tego, lecz zostawiajcie Mi otwarte drzwi waszej duszy. Nie wejdę tam, gdzie gospodarzowi dobrze ze sobą w zawartej izbie. Nie jestem mu potrzebny, a nawet mógłbym być wyrzutem sumienia, którego jego wola nie chce słuchać. Tam wchodzę, gdzie gospodarz przed drzwiami domu oczekuje Mnie z zapalonym światłem i zaprasza Mnie, bo jest samotny, smutny, bezradny i spragniony pomocy i rady przyjaciela.


Dla tych, którzy swoje życie Mnie oddali do rozporządzenia - i ty do nich, Anno, należysz - jestem wszystkim. Bóg nie byłby miłością, gdyby swojemu biednemu dziecku odbierał wszelkie nadzieje świata nie dając w zamian więcej. A miłość Boga jest bezgraniczna. Dlatego On oddaje się wam - cały. Możecie rozporządzać Jego mocą, miłością, opieką. On staje się wam przyjacielem i matka, towarzyszem pracy, służy wam radą, udziela swojej siły i mądrości, tłumaczy, wyjaśnia, oświeca, uczy, dzieli się z wami swoimi troskami i projektami, wysłuchuje waszych zwierzeń, pociesza w płaczu. I nigdy się nie zraża.


Jeżeli człowiek oddaje Bogu to, co otrzymał - swoje życie, czyli wszystko, co ma i mógłby mieć, Bóg oddaje człowiekowi swoją nieskończoność. I to jest sprawiedliwość Miłości: Wszystko za wszystko. Nie każdy chce takiej zamiany. Bo Bóg będąc miłością bezinteresowną, takiejże bezinteresowności pożąda.


Ale kiedy człowiek zgodzi się bez targów na wszystko, co ze sobą niesie „posiadanie" miłości Pana swego (tak jak Maryja przyjęła wolę Boga), powraca do postawy synowskiej i rozpoczyna się dla niego nowe życie, wspólne. Oczywiste, że będzie ono pełne (zwłaszcza początkowo) upadków, nieumiejętności i płaczu. Ale uczy go Ojciec, a Ojciec wie wszystko o naturze niemowlęcia, małego dziecka, dziecka, które rośnie, rozwija się i dorasta pod Jego kierunkiem.


Rośniecie pod opieką moją, Anno, to udział w moim działaniu - od najdrobniejszych starań poczynając po większe. Zresztą, jak wiesz, dziecko żyje, rozwija się i uczy korzystając z zasobów Ojca. Pragnąłbym nauczyć cię, córko, jak powinnaś wykorzystywać moje bogactwo. Bo masz przecież Ojca bogatego bezmiernie, a sama cierpisz z powodu cierpienia powszechnego. To, co przygotowujemy razem, na pewno przyniesie pożytek, bo Ja wiem, co jest wam najbardziej potrzebne. Ale chciałbym też wykorzystać twoje pragnienie pomagania innym w przypadku potrzeby. Starasz się jak umiesz, ale - widzisz - dużo wspomóc nie możesz, bo nie masz własnych środków. Pragnę nauczyć cię, jak korzystać z moich. Będzie to też nauka bezinteresowności.


- Proszę Cię o to, Ojcze. Ty wiesz, jak chciałabym być prawdziwie bezinteresowna.


- Będę cię prowadził, a ty przyjmuj osoby i sprawy tak, jak bym był to Ja sam z moimi sprawami. Ty będziesz Mnie reprezentowała, a Ja będę działał.


- W jaki sposób?


- Zdaj się na Mnie.


Pan uczy psalmami


20 I 1983 r.


Prosiłam Pana o pomoc, o wskazówki, o podtrzymanie, bo nie mogłam się skupić i stać się w pełni przytomną, taka byłam senna i zamroczona, zapewne na skutek zmian ciśnienia. Otworzyłam Pismo święte na psalmie 107 (10-16, 24-31), potem przewróciłam zamiast jednej dwie zlepione kartki - psalm 109 (16-17 i 21-31). Wtedy zabrał głos Pan:


- Czyż nie widzisz, że mówię do ciebie ciągle? Mówię teraz psalmami, bo jestem zawsze tym samym Bogiem dla każdego wieku, rasy i pokolenia.


Jestem niezmienny. Zawsze tak samo sprawiedliwy i miłujący. Zawsze boleję nad uciemiężonymi i staję po stronie biednych i prześladowanych.


Jestem obroną i wyzwoleniem pogrążonych w ucisku, a nie było jeszcze w rozwoju ludzkości takiego znieprawienia, takiej przemocy, a także takiego zagrożenia jej bytu, jak to jest teraz. Pomimo waszej wiedzy i rozumu, tak przez was cenionego, jesteście, bardziej bezbronni i bliżsi zagłady niż kiedykolwiek. Bo wszystkie wasze władze, którymi was obdarzyłem, jeśli zbuntują się przeciw Mnie - dawcy, prawodawcy, sprawiedliwości i władcy was samych i wszystkiego, co otrzymaliście - stają się waszymi wrogami. I tak rozum zaprzągł wyobraźnię, aby projektowała narzędzia zbrodni,wola zdeptała sumienie, bo przeszkadzało jej nienawidzieć, pogardzać i niszczyć, a raz zerwawszy wędzidło, pędzi ku przepaści, nie powstrzymuje jej bowiem moja mądrość, a przeciwnie - ulega nieprzyjacielowi, gdyż bez sumienia jest ślepa i nie rozeznaje, komu służy. Nieprzyjaciel kieruje was ku zgubie wiecznej, bo wyczuwa, że ma niewiele czasu, a pragnie zagarnąć jak najwięcej dusz. Chce wykorzystać skonstruowane przez was - na bliźnich waszych - mordercze i straszne narzędzia śmierci tak, aby zniszczyły najgęściej zaludnione obszary ziemi. Są one bezbronne, gdyż odrzucając Mnie i moją opiekę, dobrowolnie służą szatanowi. On sądzi, iż nie przyznam się do synów marnotrawnych i bronić nie będę tych, którzy Mną wzgardzili. Ale myli się. Ja jestem miłością bezinteresowną, wolną od mściwości i obrazy. Wasze winy i bluźnierstwa dotknąć Mnie nie mogą, tak jak gniew myszy polnej nie obrazi słońca. Szkodzicie tylko sobie samym, a gniew mój prawdziwie rozbudzacie prześladując jedni drugich.


Żaden ojciec nie zniesie spokojnie zbrodni jednego syna na drugim. Kiedy niszczycie siebie samych, bronię was, jako swojego daru ze względu na moją miłość, którą otoczyłem was, a także dlatego, że choć sami sobą gardzicie, Ja znam waszą nieśmiertelną wartość i wiem, czym stanie się dla was wasze istnienie przyszłe w mocy nieprzyjaciela.


Tak więc Ja bronię każdego z was przede wszystkim przed samym sobą. Lecz wy niszczycie też inne życia zasłaniając im prostą drogę do Mnie, a kierując na wiele fałszywych dróg. popełniacie zbrodnie przeciw Duchow mojemu, zbrodnię zabijania ducha, nie ciała. Wtedy sprawiedliwość moją macie przeciwko sobie - wedle świadomości waszej zbrodni was sądzę. Od tych z was pragnę oczyścić ziemię.


Rozważ, Anno, jeszcze raz słowo moje, a potem pytaj.


Przeczytałam jeszcze raz psalmy 107 i 109. Pan uczy nas psalmami i wskazuje, jak je czytać w obecnym czasie.


- Teraz odpowiem ci: łaskawością moją jest otworzenie więzień i skruszenie kajdan, w których więziono dusze człowiecze. Łaskawością moją jest wskazanie prostej drogi błądzącym i napojenie łaknących. Tych, którzy zgłodniali byli i życie ducha w nich zamierało, uwolnię od trwogi, nakarmię i powiodę prostą drogą do „miasta zamieszkałego" - do mojego Kościoła.


Was uczynić pragnę wykonawcami mojego dzieła miłosierdzia.


Przez wasze ręce uczynię to. Wy, Polacy, będziecie moimi pasterzami. Ale że żywiliście w sercach nienawiść i pogardziliście zamysłem moim, „trudami przyginam wam serca" i nikt wam nie pomoże, jak tylko Ja sam. Kiedy poprzez cierpienia ucisku i trwogi obudzi się wasza dusza na bardziej od was uciśniętych, błądzących i ślepych krzywdzicieli waszych i zawołacie: „zbłądziliśmy", a ratunku tylko ode Mnie wzywać będziecie, wyprowadzę was z ciemności i mroku i kajdany pokruszę, byście wolne dłonie mieć mogli. Bo Ja posyłam was, abyście nieśli i rozdawali chorym i znędzniałym słowo moje, „aby ich uleczyć i wyrwać od zagłady ich życie". Dzięki Mi czyńcie za łaskawość moją, za moje cuda dla synów człowieczych, bo na waszych oczach uczynię je. Ź radością głoście dzieła moje, bowiem pobłogosławię was, „podniosę nędzarza z niewoli", rozmnożę was i ubogacę.


Tym zaś, którzy „prześladowali biedaka i nieszczęśliwego", „mówili językiem kłamliwym", „bez przyczyny napastowali braci", a moim błogosławieństwem wzgardzili, cofnę je, a ich pozostawię żywiołom. Bo litość mam nad udręczonymi, a sprawiedliwość dla dręczycieli. Wedle ich złości osądzę ich.


Sędzią jestem Ja. Wy nie sądzić macie, a miłować nieprzyjaciół waszych. Miłować, znaczy to nie tylko odpuścić im, użaliwszy się nad nędzą ich duszy, ale zapragnąć dla nich uzdrowienia, zapragnąć służyć im bogactwem, które wy macie - prawdą i miłością mojego Syna; prosić o to dla nich, o co dla siebie prosicie: o wolność - moją, o przebaczenie - moje, o miłość i błogosławieństwo - moje. Wtedy otworzę wam serce moje i bogactwa moje staną się waszymi. Spełnijcie nadzieje, jakie w was pokładam. Ukażcie światu dobroć i przebaczenie Ojca.


Oto teraz zacznie się oczyszczenie ziemi we łzach i trwodze. To, czego ludzkość zrozumieć nie chciała w miłości i cierpliwości mojej, poźna i pojmie w grozie i bólu.


- Cóż my teraz możemy zrobić? Jesteśmy zniewoleni.


- Nie do tego świata was posyłam, jaki się kończy, lecz do tego, który zrodzi się ze zniszczeń, cierpienia i klęski pośród płaczu, pokuty i wzywania ode Mnie ratunku. Otworzą się ślepe oczy i obudzą sumienia. Zapragną Mnie całym sercem i duszą. Was wzywam zawczasu, bo wy być macie pierworodnymi synami moimi w tym dziele. Rozumieć Mnie, służyć Mi i plany moje wypełniać macie. Was uczynić pragnę wykonawcami mojego dzieła miłosierdzia i przebaczenia. Oto sprawiedliwość moja wobec was grzesznych ustępuje przed zmiłowaniem i współczuciem moim. Żałujcie, a zapomnę wam winy wasze. Zapragnijcie służyć Mi, a zleję na was ogromy łaski, które was podniosą, umocnią i uczynią godnymi służby mojej.


Ukochani, biedni, bolejący synowie moi! Jak długo jeszcze dacie się prosić...?


Dziękuj Mi, dziecko, że wybrałem ciebie; gdyż większej marności nie znalazłem i właśnie słabość twoja wzrusza Mnie i pociąga ku tobie. Bo ty, Anno. taka słaba jesteś, że żyć beze mnie nie możesz. Wiem o tym i staję przy tobie w całej mocy mojej.


Jesteś jak twój naród, tak słaby bezradny, cierpiący i pełen wad. Nie posiadasz nic i nic sama nie możesz, ale pragniesz Mnie. Dlatego moc moja przybliża się i napełnia cię. Dlatego pokochałem was i u was zakładam kamień węgielny domu mego. Z wami żyć pragnę i z wami odnowić ziemię. Taka jest wola moja, taka miłość moja!


XII ROZMOWA - Ja i tylko Ja mogę dać ci pomoc


Powiedziałam Panu, że nie jestm godna rozmowy z Nim.


- Moje dziecko. Nikt nie jest Mnie „godzien". Nie dlatego mówię do was, że jesteście Mnie „godni", a dlatego, że was kocham, a wy potrzebujecie Mnie.


Ty, Anno, teraz rozumiesz swoją własną słabość i wiesz, że Ja i tylko Ja mogę dać ci pomoc. Życzyłbym sobie, abyś trwała w tej świadomości. Jako twój mistrz i wychowawca zapewniam cię, że będę cię prowadził poprzez upadki, jeśli tylko zauważę w tobie chorobliwą miłości do ciebie. Owszem, pragnę, abyś miłość moją do ciebie wykorzystywała tak jak rozkapryszone dziecko, któremu ojciec niczego mu nie odmówi. Ale to dziecko wie, że musi


najpierw poprosić ojca, bo samo nic nie posiada. Dlatego, córko moja, będę ci przypominał o twojej słabości i zależności, równocześnie zaś będę ci dawał wciąż nowe dowody miłości, bo łatwo się załamujesz i trudno ci uwierzyć w to, że kocham cię zawsze i nie liczę twoich błędów i wad, za to cieszy Mnie każdy twój odruch miłości do Mnie i do twojego otoczenia.


- Ojcze, trudno mi prosić Cię o cokolwiek, bo nie zauważam, żebyś mnie wysłuchiwał. Wydaje mi się, że moje prośby są puste i Ty nie bierzesz ich poważnie. Nic się nie zmienia u ludzi, o których proszę.


- Jak myślisz, dlaczego tak ci się wydaje?


- Nie wiem.


- Więc ci to wytłumaczę. Otóż ty spodziewasz się skutku natychmiastowego. Chciałabyś, żebym spełniał twoje życzenia od razu. Tymczasem słuszne jest, abyś ufała w moją miłość do ciebie. Ojciec kochający zawsze uważnie słucha słów swojego dziecka, ale biorąc jego prośby do serca, daje mu tylko to, co jest potrzebne i pożyteczne w tym czasie, teraz - pamiętając jednak o wszystkim.


- Ale ja proszę za innych ludzi?


- Wiem, że mówisz o prośbach dla dobra innych. Pamiętaj, że oni też są moimi ukochanymi dziećmi i również nimi opiekuję się i prowadzę je ku sobie. Jeśli ich droga wiedzie poprzez cierpienia, zawody i trudności, widocznie nie może być inaczej. Im też potrzebne jest oczyszczenie. Czyż ciebie łatwą drogą prowadziłem?


- Ojcze, ja nikomu nie życzę takiego życia jak moje. Nikt by tego nie wytrzymał przez tyle lat.


- A ty wytrzymałaś?


- Ojcze, ja czekałam, żeby móc służyć Polsce. Ale Ty wiesz, ile narosło we mnie nieufności, podejrzliwości, uraz i niechęci, i ile chorób. Ty sam musisz mnie teraz z tego wydobywać i uzdrawiać, a wydaje mi się, że kochać w ogóle nie nauczę się. Uważam się za kalekę po czterdziestu latach takiego życia.


- A jeszcze wczoraj dziękowałaś Mi za wszystko?


- Tak, ale nigdy nikomu nie życzyłabym, aby swoje życie przeżył tak jak ja.


- Czy to nie zarozumiałość?


- Przecież wiesz, Ojcze, że pomagałeś mi, ale nadal uważam, że byłabym o wiele lepsza, pełna radości i ufności, gdybyś mi dał szansę bycia szczęśliwszą, choć trochę bycia - kochaną.


- Zawsze byłaś kochana przez Mnie - a czyja miłość jest tak wielka i prawdziwa jak moja? A teraz, Aniu, pragnę twojej radości i ufności i daję ci tak wielkie przywileje, jakich nikt wokół ciebie nie ma: daję ci moją bezpośrednią bliskość, moje zrozumienie, chcę być z tobą, rozmawiać, wysłuchiwać cię, dzielę się z tobą moimi planami... Nie sądzisz, że na tej nowej drodze szybko nadrobimy zaległości i braki?


- Chciałabym, Ojcze, ale czy ja naprawdę nauczę się być Twoją córką - taką, jaką Ty chcesz mnie mieć?


- Dziecko, zawsze byłaś moją córką i nigdy nie przestałaś nią być. W moich rękach nie możesz stać się inna niż całkowicie moja, ukochana, idąca zawsze ze swym Ojcem. Ja ciebie nie pozostawię samej ani na chwilę. A ty? Przecież nie zechcesz porzucić Mnie?


- Ciągle czymś grzeszę.


- Zdradzają cię twoje ludzkie słabości, ale Mnie chodzi o twoje serce...


- Ojcze, przecież wiesz, że jesteś - Wszystkim. To, co jest dobrem, pięknością, prawdą, prawidłowością i mądrością, co jest sensem i istnieniem - jest w Tobie. Poza Tobą nic nie ma. Tylko Ty jesteś przyczyną, źródłem i podtrzymaniem wszelkiego istnienia. Jak można odrzucić Ciebie? A najpiękniejsze jest Twoje miłosierdzie, przebaczenie, zmiłowanie wobec nas, Twój plan zbawienia nas, miłość Chrystusa do nas. Nic większego, bardziej zachwycającego, bardziej wstrząsającego nie istnieje. Jak można odrzucić prawdę i wybrać kłamstwo? Odrzucić to, co miłosierne, łagodne i cierpliwe, a wybrać mrok i nicość...?


- Widzisz, córko, że żyję w twoim sercu. Zamienić je pragnę w świątynię swoją. Bądź więc cierpliwa względem własnej niedoskonałości, bo nie ty działasz, a Ja buduję w tobie moje królestwo. Ja jestem budowniczym doskonałym. Wiem, co, gdzie i w jakiej porze powinno powstawać. Ty we wnętrzu własnej duszy poruszasz się w ciemności, nic nie widzisz i nic nie rozpoznajesz. Ja jestem twoim światłem; chroń je i nie pozwalaj mu zagasnąć. Szanuj moją obecność w tobie. Pamiętaj myśląc i mówiąc o sobie, że ty, to nie tylko twoja ludzka nicość, ale moja nieśmiertelna Najświętsza Obecność. Że ty, to nie ty sama, a Ja i ty - zawsze razem. Twoja niedoskonałość przesłania Mnie innym, ale tobie wiadoma jest - i chcę, aby zawsze była - moja żywa obecność.


XIII ROZMOWA - O dobroci i innych darach Pana


- Córko moja, widzisz, że bez mojej pomocy nie potrafisz wytrwać w dobrym. Pytasz, dlaczego są ludzie, którzy są „dobrzy" nawet będąc z dala ode Mnie. Dobroć serca też jest darem - danym po to, aby obdarzona nim osoba mogła służyć nim swoim bliźnim. Wiedz, że ani jedna z zalet charakteru nie jest wam „wrodzona", związana z naturą człowieka, ale dana człowiekowi przeze Mnie.


- Czasem dziedziczą je bez żadnych zasług.


- Owszem, jeżeli dar taki jest wykorzystany właściwie - dla pomocy innym, a nie dla korzyści własnych - wtedy wzrasta i udziela się otoczeniu. Oto dlaczego może on trwać w niektórych rodzinach z pokolenia w pokolenie - ale też nie u wszystkich potomków.


Dobroć jest moim wspaniałym darem i trzeba go szanować. Jakże często dodaję go i mnożę u tych, którzy służą Mi w pocie czoła i w boleści z powodu świadomości, że serce mają oschłe i nie ma w nich dobroci w mierze potrzebnej bliźnim.


Spójrz na świętych moich. Ilu z nich było od narodzenia „dobrymi"? Niewielu. Ale Ja pracowałem z nimi i rozwijałem w nich zarodki cnót, aż rozkwitały we wspaniałe kwiaty mojego ogrodu. Potrzebne są do tego dwa warunki: przyzwolenie człowieka, abym go prowadził, i jego zgoda na wszystko, co z nim robię.


Przyzwolenie musi być stałe i silne, bo to fundament mojego działania w duszy człowieka. Jest ono łatwiejsze niż zgoda na wszystko, co czynię. Tego Mi brak u ciebie. Zgoda na moje metody nauki, dla każdego z was inne, zależne nie tylko od waszej struktury duchowej i stopnia zabrudzenia grzechem, lecz od zadania, ku któremu was kieruję - zgoda taka wymaga absolutnego zawierzenia Mnie jako waszemu lekarzowi, nauczycielowi i przyjacielowi.


Zgoda prawdziwa to zawierzenie mojej miłości. Nie można zawierzyć komuś, kogo się nie zna. Trzeba zatem pragnąć poznania Mnie w mojej miłości do was. Abyście mogli uwierzyć jej, dałem wam Syna mojego. Powierzyłem go wam, kochającego i bezbronnego, aż do śmierci miłującego was pomimo waszej zbrodni. To Ja, wasz Bóg i Stwórca wyszedłem naprzeciw waszej nędzy, aby ukazać wam bezgraniczną i bezwarunkową miłość Boga do was, grzesznych i złych.


Ja z każdym nawiązuję przyjaźń odrębną


5 II 1983 r.


- Ojcze, proszę Cię, pomóż mi. Od dwóch tygodni codziennie są u mnie ludzie. Staram się pomóc im, ale nie mam już sił. Tęsknię znów do zupełnej samotności. Zabierają mi czas, kiedy jestem wypoczęta i mogłabym pisać. Wiem, Ojcze, że nie byłam gościnna dla Aliny, ale już nie mogłam nikogo znieść. Dopiero przed chwilą wróciłam z kolejki i z zakupów i na myśl, że mam ją zabawiać towarzyską rozmową i szykować poczęstunek wtedy, gdy chciałam odpocząć i zacząć rozmowę z Tobą, ogarnęła mnie rozpacz. Wiesz, że i tak, kiedy odpoczęłam, przyszła Basia z bratem i ich już nie odprawiłam, ale znów nie pisałam. Co mam robić?


- Moja córko, nie każę ci przecież przyjmować zawsze i każdego. Wiesz, że twoją służbą jest słuchanie Mnie i przekazywanie moich słów, gdy ci to polecam. Potrzebny ci umiar i przezorność. Zauważyłaś, że niektóre osoby przychodzą zajmować ci czas, ale nie ma pomiędzy wami żadnej więzi ani wymiany; tym nic pomóc nie zdołasz. Alinę poleć Mnie, gdyż jej potrzebne jest uzdrowienie i tylko Ja mogę to uczynić. Nie wyrzucam ci, że bronisz się przed natrętami wtedy, gdy nie masz sił. Pragnąłbym natomiast, abyś, jeśli już kogoś witasz w swoim domu, była całkowicie dla niego otwarta i abyś wzywała Mnie jako swoją pomoc - Mnie, który mogę sprawić, by twoi goście nie odeszli „głodni”. To jest moją troską, bo pragnę przez każdego, kto Mi się oddaje, nieść pomoc potrzebującym - tak jak niosę ją tobie.


- Odmówiłam korekty książki ojcu Krzysztofowi.


- Ojcu Krzysztofowi pomóc nie mogłaś w tym, czego pragnął. Nie mogłaś zrobić za niego korekty całej książki, bo jej nie znasz. I on to zrozumiał. A Ja nie pozwoliłem na to, bo masz za słabe oczy: nawet kilka stron męczy cię, cóż dopiero kilkaset, i to w tak krótkim czasie.


Każdy z was musi sam swój „kierat" ciągnąć, bo to jest praca jego życia. Mój syn to zrozumiał. Z moją pomocą wykona to, co wydaje mu się nie do wykonania. Obiecuję ci, że dam mu siły, bo pisał dla Mnie, i słuszne jest, bym go umocnił. Ty zrobiłaś to, co mogłaś, i nie odjechał bez zachęty.


- Jednak może Ty, Panie, chciałeś, abym zrobiła tę korektę?


- Wydaje ci się, córko, że wymagam od ciebie doskonałości, a Ja pragnę tylko twojej miłości, uwagi i gotowości do służby. Chcę częściej z tobą mówić, niekoniecznie wtedy, gdy zapisujesz, i pragnę gorąco twojej uwagi, twojego wstawiania się za braćmi i nade wszystko twojej szczerej i ufnej wiary w moja miłość do ciebie.


Zacząłem mówić ci, co tobie przeszkadza w pełni zaufania. Dużo czytałaś, a niewiele książek nasyconych jest rzeczywistym światłem mego Ducha. Inne mogą nawet zamącić waszą wiarę, odstraszyć was i odsunąć. Sięgasz ciągle po doświadczenia cudze, podczas gdy Ja z każdym rozmawiam i nawiązuję przyjaźń odrębną, będącą tajemnicą pomiędzy nami. Pragnieniem moim jest, abyś teraz - póki ci nie zezwolę - odłożyła wszystkie dzieła teologiczne i powróciła do mojej Księgi. Czytaj Pismo święte.


- Bez komentarzy?


- Owszem, możesz posługiwać się słownikiem i objaśnieniami, ale komentować je będę ci Ja sam. Pragnę objawić ci się w mojej wielkiej dla was wspaniałomyślności, dobroci i miłosierdziu, które trwają i na które zawsze możecie liczyć. Chcę, Anno, abyś poznawała Mnie lepiej, bo twoja wiara wymaga oparcia w faktach.


Chcę, byś wiedziała, że Ja jestem waszym Ojcem, waszą mądrością, waszą ucieczką w nieszczęściu i przewodnikiem w drodze. Ja i tylko Ja wyzwolić was mogę i poprowadzić ku waszemu prawdziwemu powołaniu, a jeśli je podejmiecie - stać się waszym rzeczywistym władcą. Rządzić wami w sprawiedliwości i pokoju, zapewnić wam szczęście, radość i tak obdarowywać, by z twojego narodu, jako z mojego źródła pito żywą wodę i rozdawano ją wszystkim spragnionym ludziom ziemi. Pragnę umocnić was w zaufaniu do Mnie, w pewności mojej obecności i pomocy.


XIV ROZMOWA - Nauka czytania Pisma świętego


6 II 1983 r.


- Czy chcesz ze mną rozmawiać, Boże?


- Czekałem na ciebie. Dzisiaj nauczyć cię pragnę, jak odnajdywać Mnie w Piśmie świętym.


Otóż w każdym fakcie z historii mojego ludu staraj się zobaczyć Mnie, któremu wszystko zawdzięczają, który ich kocham, i ich zachowanie względem Mnie. Spostrzeżesz wtedy, że w twoich czasach nic nie zmieniło się, że ludzie zawsze tak samo błądzą, są niewdzięczni, ślepi i głusi. Zobacz, jak wciąż naprawiam błędy ludzkie, a za krzywdy sam płacę skrzywdzonym. Zauważ, jak nieskończenie wielka jest moja cierpliwość i wyrozumiałość. Zobaczysz też, ilekroć ostrzegałem i napominałem, zanim zacząłem karać, gdy już innych środków zabrakło.


Zacznij, Anno, czytać od ksiąg prorockich, bo tam zaczyna się bezpośrednia służba człowieka powołanego przeze Mnie do pełnienia funkcji mojego głosu, mojego posłańca i wyraziciela mojej woli. Teraz rozpocznij czytanie.


Przeczytałam Izajasza rozdz. 1 i 2.


O narodach, które mienią się chrześcijańskimi


- Zaczęłaś czytać, Anno, od proroka mojego, Izajasza. On dobrze zrozumiał to, czego żądałem od mego ludu. Ale teraz ludem moim jest ten, który przyjmuje Syna mego i pragnie Go swym Panemuczynić. Ludem moim jest Kościół Syna mego z ciała i z ducha Niestety, wielu chrześcijan, którzy sądzą, że reprezentują Mnie wobec innych ludów, popełnia najcięższe zbrodnie. Bo chrześcijanami mienią się narody Europy i obu Ameryk, a spójrzcie, ile zła i krzywdy wyrządzili swym bliźnim. Przez nich płacze ziemia cała. Naprawdę wolałbym, aby nie przyznawali się do Mnie, bo w sercach ich nieprzyjaciel ma swoje legowisko. Więc chociaż sami Mną się zasłaniają jak tarczą, Ja nie przyznam się do nich. Przeciwnie, zedrę z nich kłamstwo i obłudę, zniszczę pozory i ujawnię ich prawdziwy kształt przed światem. Wołałem i wołam jeszcze: „Ręce wasze pełne są krwi! Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu! Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrym! Troszczcie się o sprawiedliwość, wspomagajcie uciśnionego..." (Iz l, 15-17).


Takie samo jest zawsze wołanie moje, bom jest zawsze ten sam Bóg miłosierdzia i miłości. Jak długo patrzeć mam, jak uciskają słabych i bezbronnych, grożą sobie nawzajem, nie mając litości nad innymi i nad własnym ludem. Ale oni zacięli się w oporze, „pokochali" niesprawiedliwość i krzywdę: w niej widzą zyski swoje. Co robić mam Ja, Ojciec wasz biedny? Jeśli nie wystąpię w obronie prześladowanych i uciemiężonych, zginą oni i ich ciemięzcy razem, bo to, co sobie zgotowali, pochłonie ludzkość ziemi. Serce moje przeżywa wasz przyszły ból i lęk (które niezadługo ogarną was). Nie stworzyłem was przecież dla strachu i cierpienia...


Spójrz, córko, do czego Mnie zmuszacie. Nie raduję się gniewem i karą. Obca jest Mi wasza nienawiść i gwałt. Syna mojego najświętszego dałem wam, by wziął na siebie zło i nędzę waszą, a wy mówicie, że czcicie Go, i za sługi Jego się podajecie, mordując, oszukując, kłamiąc, niszcząc wszystko, co dałem wam w hojności swojej - ziemię całą i bliźnich waszych.


Na was, przeniewierców darów moich i zdradzieckie sługi Syna mego, na was wyleję czarę mego gniewu. „Obrócę rękę moją na ciebie, wypalę do czysta twą rudę i usunę cały twój ołów" przewrotna rzeszo obłudników udających owczarnię Syna mojego. Nie boleję nad niewiarą tych, co Mnie nie znają, bo z waszej winy nie poznali Mnie. Nie obwiniam ich, bo zaiste, nie mogli rozpoznać w was dziedziców moich. Ale wy, którym na setki lat dałem błogosławieństwo moje, wy zdradziliście Mnie i hardo trwacie w kłamstwach swoich, bezwstydni, przede Mną. Przeto powstanę, by przerazić ziemię, a w blasku mego majestatu sczeźnie buta i czelność człowieka.


Kiedyś, Anno, niewierny był Mi tylko malutki naród, ród Izraela, teraz sprzeciwia Mi się cały niemal lud mój, odkupiony


bezcenną Krwią Boga swego. Karciłem małe plemię, które przetrwało jedynie z litości mojej nad jego nędzą. Teraz oczyścić muszę całą ziemię ze zgnilizny grzechu, bo wam, ubogim i uciemiężonym, chcę dać wolność, byście mogli żyć w braterstwie, pokoju i przyjaźni, jaka przystoi wam, synom moim. Dzień Pana Zastępów nadchodzi.


Będę was ratował, a nie karał


7 II 1983 r.


Pan nawiązał do wczorajszej rozmowy:


- Cóż więc zrozumiałaś, córko moja?


- Zrozumiałam, Ojcze, że jesteś nieskończenie dobry dla nas wszystkich, nawet dla najgorszych z nas. Że jesteś tak bezinteresowny i łaskawy, że nawet najgorszych bluźnierców znosisz i podtrzymujesz ich życie. Wiem już, że do tego, co nadchodzi, zmusiliśmy Cię sami, i to dlatego tylko, że obecnie nasze zło zagraża wszystkim ludziom. Że Ty, Ojcze, musisz wystąpić w takiej mocy, jaka potrzebna jest do uratowania nas przeciw nam samym. Rozumiem, że cierpisz, Ojcze, znając strach i ból Twoich dzieci, które będą cierpieć i umierać, ale nie możesz zgodzić się na zagładę wszystkiego i dla uratowania chociaż cząstki zezwolisz na środki najstraszniejsze, ale jedynie skuteczne.


Widzę naszą winę jako chrześcijan, członków kultury europejskiej, chociaż nie identyfikuję się z rasą germańską, z Anglosasami i narodami romańskimi. My, Polacy, sami byliśmy stale krzywdzeni, a nie uczestniczyliśmy w najokrutniejszych bezprawiach, wymordowywaniu całych narodów, nawracaniu siłą i gwałtem, w rzeziach w imię Twoje - ale wspólny z całym światem „chrześcijaństwa" jest nasz grzech zaparcia się Chrystusa, nasze życie codzienne dalekie od tego, co uznajemy za słuszne i przyjmujemy, ale tak mało pełnimy. Tyle zrozumiałam z Twoich słów, Ojcze.


- Zrozumiałaś zatem, Anno, że nie gniew powoduje Mną, a moja nieskończona miłość do was, i że będę was ratował, a nie karał. Znam twój naród, dziecko moje. Znam każdy czyn, słowo i myśl szlachetną każdego z was od początków waszego istnienia.


Dlatego właśnie, że nie naśladowaliście innych narodów z mojego ludu, że byliście przez nie gnębieni, prześladowani i przeznaczeni na zagładę, z której Ja was wydobywam po wielekroć i chronię - dlatego was wyłączyć pragnę z hekatomby, którą złoży świat. Dlatego was wybrałem, abyście nieśli moje prawo miłości i przebaczenia. Wiem, że zrozumiecie moje najgorętsze pragnienie, aby narody miecze swe przekuły na lemiesze i nie podnosiły się więcej przeciw sobie, a wspólnie szły, wspierając się wzajemnie w światłości mojej.


Czy sądzicie, dzieci, że za wiele żądam od was?


- Ojcze, nie! Przecież pragniemy tego, modlimy się o to, ale zawsze władzę przejmują najbardziej sprytni, podli i wyrachowani. Jak nas obronisz przed takimi? Jak może walczyć człowiek prawy z przeciwnikiem podłym, zdolnym do każdej przewrotności, kłamstwa, podstępu? U nas od pokoleń giną szlachetni, a władzę obejmują nędzni. Czy teraz będzie inaczej? Wiesz, Ojcze, że przez te lata od 1939 roku ludzie widzieli jedno: że przeżywa i wygrywa człowiek bez honoru i godności, uległy i schlebiający, bezwzględny dla podległych mu, przekupny, zdolny do przyjęcia każdego rozkazu, do wyparcia się własnych poglądów, do zdrady własnego sumienia dla kariery, sławy i bogactwa. Ty widziałeś to, Ojcze, i kazałeś nam to znosić przez tyle lat. Wyrosły setki tysięcy łajdaków. Oni nie dadzą się odpędzić od swoich zdobyczy. Przecież nie zgubisz ich?


- Córko moja, zaufaj mojej miłości do was. W wasze losy Ja będę miał wgląd. Ja was przesieję i oczyszczę. Już to czynię, ale to dopiero początek. Wiem, ile zła wyrosło w waszym narodzie, ale ty nie wiesz - ile męstwa, odwagi i gotowości do poświęceń. Ja będę budował sam na tych, których znam tak, jak oni sami nie znają siebie. Obiecuję wam, że dam wam ludzi wedle mojego upodobania, a oni będą Mi posłuszni i nie splamią się zdradą. Przygotowuję wam synów dobrych i wiernych.


XV ROZMOWA - Ludzkość jest moją córką zbuntowaną przeciwko Mnie


- Ojcze, czy mam dalej czytać Pismo święte?


- Córko, wiem, że masz wiele pytań. Mówiłem ci, że najbardziej boli Mnie twoja nieufność i lęk. Pytaj o co chcesz.


- Boli mnie, Ojcze, krzywda milionów ludzi, dlatego że błogosławisz i pozwalasz na bezkarność ludziom - po ziemsku - silnym i uprzywilejowanym. Przecież Ty wiesz, że będą zbrodniarzami i dajesz im wszystkie warunki - po to, by mogli popełniać zbrodnie. Myślę tu np. o Anglikach grabiących pół świata, o Hiszpanach, którzy zniszczyli wiele kultur. Czy ci mordowani nie byli Twoimi dziećmi? Myślę o Niemcach, którzy wymordowali Prusów i wszystkie zachodnie plemiona słowiańskie, a resztki zgermanizowali, o hitlerowcach, którzy korzystają ze swojej zdobyczy i szydzą z nas, bo nikt się za nami nie ujął. Im pobłogosławiłeś, a nas ukarałeś - za wszystko, cośmy znosili. Myślę o Amerykanach w Wietnamie, Francuzach w Algerii i wielu innych państwach, które popełniają tak straszne zbrodnie od wieków - a Ty nadal im błogosławisz?


Sprawiedliwość Twoja jest pośmiertna, ale ludzie mają tylko jedno życie i dlaczego jedni mają je cale w powodzeniu w zbrodni, a inni nie mogą nic wypełniać z tego, co mogliby, bo mają zdolności i pragnienia, i chęć pracy, a Ty im wszystko zabierasz. To jedno życie, jakie im dajesz, zostaje zmarnowane nie z ich winy, ale oni przez całą wieczność będą wiedzieli, że nic nie dali ludzkości, nic nie stworzyli dobrego, podczas gdy inni egoistycznie i cynicznie żerują na Twoich darach, a Ty im błogosławisz, choć widzisz, że krzywdzą innych. Nie mogę pogodzić tego, co widzę, ze zrozumieniem, że Ty darzysz, prowadzisz, wspomagasz i wiesz o wszystkim. Jeśli jesteś Panem tu, na ziemi, to dlaczego dopuszczasz do takiej bezkarności zła? Przecież to Ty dałeś tym ludziom więcej szans i środki do pełnienia zła. Myślę o sługach nieprzyjaciela, o świecie polityków, bankierów, handlarzy broni, narkotyków, handlarzy i propagatorów seksu, perwersji, zepsucia, o policji, wojsku, dyktatorach i generałach, którzy niszczą, prześladują i torturują przeciwników albo całe narody.


Dlaczego słaby jest wyzyskiwany i prześladowany, bo jest słaby - przecież z Twojej woli? Dlaczego siłę i potęgę zbrodniarza podtrzymujesz - skoro trwa?


Nie mogę zrozumieć, Ojcze, jak pogodzić to, że „stosujesz wiatr do wełny jagnięcia" z Twoją obojętnością - jak gdyby - na to, co dzieje się z najbiedniejszymi; Twoją miłość i miłosierdzie z przyzwoleniem na zbrodnie silnych; Twoją wszechmoc i obecność przy nas z praktyczną niemocą? Dlaczego jedni mają Twoje błogosławieństwo pomimo zbrodni, i to przez wieki, a inne narody cierpią, bo nie bronisz ich? A przecież to Ty stwarzasz ludzi i narody. Ty jesteś Panem naszych losów, ale czy tylko pojedynczo i po śmierci? Jak zrozumieć te sprzeczności?


Ja nigdy nie wiem, co Ty, Ojcze, możesz uczynić, ale „nie chcesz", a czego nie możesz z powodu naszej wolnej woli. A przecież, jeżeli jesteś dawcą wszystkiego, dajesz też powodzenie zbrodniarzom, mimo że ich wolna wola nie wybiera Ciebie, tylko zło. Co może na ziemi zdziałać szatan? Czy Ty nie masz nad nim władzy? Już w Piśmie świętym niepokoiła mnie ta dwuznaczność: stałe błogosławieństwo dla Żydów, wtedy gdy wyrzynali inne ludy. Czy Ty, Panie, z góry skazujesz na zagładę całe narody, tak niewinne jak np. Aborygeni w Australii czy Indianie obu Ameryk? Nie rozumiem tej strasznej nierówności, jak gdyby z góry planowanej. Kto daje siłę i powodzenie zbrodniarzom - Ty czy szatan? I czemu Ty, który jesteś Miłością, nie stajesz w naszej obronie?


Widzisz, Ojcze, jeśli już powiem, co mnie boli, to można to uznać chyba za bluźnierstwo.


- Córko, cieszę się, żeś powiedziała szczerze to, co myślisz. Chcę ci wytłumaczyć tyle, ile zdołasz zrozumieć. Nie powinnaś nic taić przede Mną. Pragnę twojej szczerości.


Syn mój ukochany pokazał wam, jaką drogą pragnę was prowadzić. Ludzkość jest moją córką zbuntowaną przeciw Mnie. Odrzuciła drogę synowskiej miłości i posłuszeństwa, odrzuciła też moje prawa, bo zapragnęła stanowić własne. Stan grzechu pierworodnego, grzechu, który jest udziałem każdego człowieka, jest stanem buntu przeciwko moim prawom - buntu obejmującego wszystkie władze człowieka; a życie jest okresem, który dałem każdemu z was na osobisty wybór: powrotu do Mnie lub trwania w buncie.


Ponieważ dałem wam dar nieśmiertelnego duchowego życia, uczyniłem człowieka podobnym do Mnie, i to podobieństwo nie zostało wam - pomimo buntu - odebrane ani nawet „zawieszone". Powrót do Mnie możliwy jest zawsze dla każdego z was - jeśli tego zapragnie. Ale też każdy z was ma udział w sprzeciwianiu się mojej sprawiedliwości, mądrości, dobroci i miłosierdziu. Stan całej ludzkości jest sumą tych sprzeciwów. Każde pokolenie i każdy naród wnosi do ogólnego nieszczęścia swój własny wkład wedle własnego zła, które w sobie zezwoliło zasiać lub wyhodować. Ale też, zauważ, zawsze i wszędzie znajdują się tacy, którzy świadomie idą drogą mego Syna, a jeśli nawet nie znają Go, słuchają swego sumienia - mojego daru. Tych osądza zgodność ich życia z tym, co sumienie im nakazywało.


Mój świat, świat duchowy, nie zna bezruchu. Nie ma w nim stagnacji, jest żywy. Dobro w nim rozwija się i wzrasta, a zło owocuje coraz dalszym odchodzeniem ode Mnie. To, co w was jest duchowe, podlega prawom świata duchowego, tak jak to, co „fizyczne", podlega moim prawom nadanym temu środowisku energii i materii. Bunt waszej natury duchowej nie maleje; stał się tak groźny, że niszczy coraz więcej i szerzej. Już nie tylko was samych i waszych niewinnych braci, ale zagraża całej ziemi. Wpływa nawet na wasze środowisko i powoli ulega ono całe skażeniu.


...abyście nie utracili nadziei powrotu do Mnie


- Dlatego Ja, Ojciec wasz, z miłości do was - takich, jakimi jesteście obecnie - występuję w obronie mojej własności, mojego daru dla was, jakim jest ziemia. Pomimo waszego zła uratuję ziemię, abyście nie utracili nadziei powrotu do Mnie. Jestem Panem ziemi i Ojcem waszym. Syn mój powiedział wam przypowieść o ojcu miłosiernym i synu marnotrawnym. To obraz całej ludzkości i każdego z was. Syn powrócił, kiedy doświadczył nadmiaru zła. A ojciec, ojciec kochający, nie bronił mu odejść. Dlaczego? Bo miłość nie zniewala, nie zatrzymuje siłą. Jeżeli Miłość widzi, że nie jest kochana - tak jak kochany i pożądany jest świat - pozwala odejść i obdarza na drogę wedle swej miłości i hojności. Miłość wie, że bogactwo darów może, choć nie musi, spowodować większe i dłuższe oddalenie, aż do wyczerpania wszystkich środków; może też spowodować zgubę, ale Miłość zawsze pokłada nadzieję w podobieństwie synów do Ojca, w więzi „krwi wspólnej", którą związał się z wami Syn Boży, Słowo Ojca. Miłość ufa, że dary otrzymane zostaną użyte dla szerzenia dobra, a nie zmarnotrawione. Dlatego daje więcej silniejszym, którzy je unieść mogą i przez swą siłę więcej dobrego dokonać.


Nie każdy syn rozrzutnie używa bogactw. Wszystko, co dobrego powstało w ludzkiej kulturze, wiedzy, życiu społecznym - z czego korzystacie teraz wy - powstało dzięki mojej hojności. Nie możecie Mi jej wyrzucać, gdyż i was obdarzyłem; a ciebie, córko moja, czyż nie specjalnie? Kocham was wszystkich, dlatego nie przestaję was darzyć.


Pytałaś, dlaczego zezwalam na nadużywanie moich Boskich darów - bo tym jest obracanie ich na cele złe. Bo dla Mnie wy ważniejsi jesteście niż moje bogactwo. Miłość wierzy, że uzyska odzew, że po daremnym poszukiwaniu syn powróci do Ojca - bo tylko miłość Ojca zaspokoić może ludzką potrzebę miłości (u człowieka stworzonego przez Miłość i dla miłości). Dlatego tak cierpliwie was czekam i miłosiernie znoszę wasze zło. Czyż nie długo czekałem na twoją gotowość? Czyż przez te lata nie ochroniłem cię po wielekroć od śmierci. Czy nie cierpiałem nie mogąc ci pomóc, bo nie zrozumiałaś jeszcze, że w pełni mogę pomóc tym, którzy tego zapragną i oddadzą Mi z ufnością swoje losy i swoją wolę? Bo to właśnie jest powrotem do Ojca. Czy mniej cię przez te lata kochałem, pomimo że dawałem ci długie i ciężkie próby? I nie wynagradzam ci teraz czasu bólu i tęsknoty?


Wierzyłem, że zechcesz pokochać Mnie dla wspaniałości mojego miłosierdzia i miłości. Dla tego czasu podtrzymywałem cię, zachęcałem i darzyłem, choć miałaś żal, że tak mało radości otrzymałaś. Nie tak było. Dawałem ci możność wyboru. To ty sama odrzucałaś małe i złudne radości, bo nie wydawały ci się ciebie godne ani prawdziwe. I tak było. Ale to Ja ci oświetlałem ich fałsz i złudność, Ja, będący przy tobie, strzegący cię i broniący twojego życia - a to dlatego, że kiedyś oddałaś Mi je do dyspozycji dla dobra twojej ojczyzny. Zaufałaś Mi wtedy i nie cofnęłaś prośby, a nawet pozwalałaś Mi na większą swobodę działania w tobie. Trzeba było czasu dla ukształtowania się w tobie zdecydowanej woli zawierzenia i Ja ten czas ci dałem.


Czyż mniej niż ciebie kocham jakiegokolwiek innego człowieka? Czekam na każdego do ostatniej chwili, bo prawie w każdym żyły kiedyś zamiary czyste i wola czynienia dobra, a jeśli nie, to przemoc zła i krzywdy zbudzić może tęsknotę do tego, w czym jestem Ja: do dobroci, przyjaźni, miłości, pokoju i uciszenia, do radości, nadziei i głębokiego żalu za zmarnowanym dobrem.


Doprawdy, tak niewiele potrzeba Mi, by zbawić człowieka. Tylko powrotu, tylko tego słowa: „Ojcze, nie jestem godzien, ale ufam Twojemu miłosierdziu". Zwrócenie się do Mnie już jest zawierzeniem Mi, uznaniem Mnie - Ojcem. Wybór zostaje uczyniony. Wtedy miłość moja wszystko wybacza, wszystkiego zapomina; raduję się synem odzyskanym.


O wyborze


13 II 1983 r.


- Dziękuję Ci, Ojcze, za poszczególne momenty zrozumienia Twoich słów, które następują nagle, w ciągu dnia; wtedy wyjaśnia mi się jakiś fragment z Twojej rozmowy (o którym rozmyślam).


- Cóż zrozumiałaś, Anno?


- Zrozumiałam, Ojcze, że Ty każdego z nas kochasz pojedynczo i prowadzisz indywidualnie. Ze dużo od nas nie chcesz, tylko zgody na takie prowadzenie. A potem to, co mówiłeś, Ojcze, o dwóch warunkach: 1) oddaniu Ci siebie i swojego życia, abyś Ty był jego Panem i 2) zgodzie na wszystko, co Ty z nami robisz, na Twoją metodę nauki. Powiedziałeś, Ojcze, że ten drugi warunek jest trudniejszy i tego Tobie brak u mnie. Zrozumiałam, że zgodą na wszystko jest przyjęcie - a nie odrzucanie - każdego zdarzenia, a także całego życia, jakie nam zaplanowałeś. Na przykład garbu, ślepoty, choroby nieuleczalnej, przedwczesnej śmierci, ale także głodu, biedy, monotonii i zmęczenia naszych dni - wszystkiego, co nam się zdarza, i ta zgoda jest właśnie wyborem, a on może być też uczyniony w ostatnim momencie życia, np. zgoda na śmierć na raka w młodym wieku - „bo Ty tego chcesz". Wiec taki wybór, czyli zgoda na Twoje zamiary, jest możliwy dla każdego i nie ma zgody „większej" czy „mniejszej", bardziej „marnej", jak np. zgoda na śmierć głodującego żebraka Hindusa, czy „wspanialszej", jak zgoda np. na paraliż u najsławniejszego tancerza. Wszystko jest tłem, a rzeczywistością jest tylko odpowiedź każdego z nas: „Tak, przyjmuję" czy „Nie, nie chcę!"


- Dobrze zrozumiałaś, córko. Zauważ też, że na wybór pełny składa się wiele wyborów drobnych, które doń prowadzą. Walka


z przeciwnościami, z oporami ciała, otoczenia, sytuacji jest stałym mówieniem Mi: „Tak. Pomimo moich upadków i niedoskonałości, tak!"


Najczęściej początkowo wybory są ślepe, bardzo często błędne, jeśli kieruje nimi egoizm, nieświadomość lub bardzo zły wpływ otoczenia, ale to w moich oczach niczego nie przesadza. Jestem cierpliwy, a nie rozumiejącym pomagam i przedłużam czas życia, lub przeciwnie, skracam je, dopuszczam cierpienie, strach i ból, np. więzienie, chorobę, biedę, zależnie od tego, co komu bardziej pomoże. Ale nie są to kary, a środki wychowawcze, zatem pomoc moja. Nic więcej nie potrzeba, jak przyjąć je, abym mógł przyjść z większą pomocą i rozpocząć współpracę. Czasem wobec słabości i zmęczenia człowieka zabieram go od razu. Lecz jeśli tego nie uczynię, zaczynam bogacić jego życie, czynić je twórczym i pożytecznym. I nie zniechęcam się nigdy niestałością czy niewiernością człowieka, w którym już zapalił się choćby najbardziej nikły ogieniek miłości do Mnie lub chociażby zrozumienia. Wtedy staję się lekarzem, pielęgnuję i doprowadzam do prawidłowego stanu wszystko, co w takim człowieku było chore, skrzywione i połamane.


Jestem uzdrowicielem i takim jestem dla całej ludzkości: nie tylko dla tych, co mówią Mi „Ojcze", ale i dla ludzi w narodach, które wołają „Nie!" Bo widzisz, często jest tak, że władze, rządy i możni wołają: „Nie chcemy Ciebie, nie uznajemy Ciebie, gardzimy Tobą", a narody płaczą za Mną z głodu i tęsknoty, i to tym bardziej, im mniej otrzymują prawdziwie ojcowskiej opieki. Prześladowania, uciemiężenie, strach i śmierć, nie są to moje metody, ale to Ja z nich czerpię korzyści - dla dobra człowieka, który odwraca się od zła i doświadczywszy go zaczyna tęsknić za Mną, ukrytym w moich prawach: sprawiedliwości, miłości, miłosierdziu, pokoju i ładzie. Syn mój objawił je wam - sobą.


Odczuwam niezmierną miłość Boga do narodów Związku Radzieckiego i narodów Azji.


O szatanie


Po przerwie. Pytałam ...


- Dałem ci już odpowiedź i słyszałaś ją. Ale wyjaśnię ci to dokładniej. Szatan jest też moim stworzeniem, zbuntowanym przeciwko Mnie. Ale jego piękno i wspaniałość nieskończenie przewyższały waszą. Otrzymał też jasną świadomość rzeczywistości i żył w prawdzie. Zbłądził uważając, że może być równość pomiędzy Stwórcą a Jego dziełem i odrzucił swoją zależność. Zezwoliłem więc na to, czego pożądał. Ale odrzucając zależność, w przekonaniu iż jest doskonały, zaprzeczył Rzeczywistości i odtąd istnieje w kłamstwie. A w mojej obecności kłamstwo obnaża się i unicestwia, nie może go być; aby więc istnieć nadal, odszedł ode Mnie. Istnieje w nieskończonej pustce zaprzeczenia, gdzie nienawiścią wypełnia nicość swojej egzystencji.


Lecz Ja nie niszczę swoich stworzeń. I on powstał z miłości i wie o tym. Wie, co posiadał, a co odrzucił, i ta świadomość jest wieczystą udręką. Ale on odrzuca moje przebaczenie, a to dlatego, że tak bardzo ubogaciłem go, iż czuje się nieskończenie wspaniały i dumny. Dar istnienia przyjął za swoją zasługę i pycha zaślepiła go.


Szatan jest zjednoczony z nieskończoną liczbą moich stworzeń pozostających w stanie buntu, nienawiści i kłamstwa. Ja jednak podtrzymuję ich istnienie. Nie może wam nic uczynić, jeśli nie zezwolicie mu na to. Działanie jego na was opiera się na oddziaływaniu na wasze władze: rozumowanie spekulatywne, wyobrażenia i emocje, aby podporządkować sobie wolę człowieka. Jest spętany gdyż będąc wolny unicestwiłby ludzkość, ponieważ żywi do was nienawiść. Zna bowiem moją miłość do was. Was zniszczyć nie może, bo Ja i tylko Ja jestem Ojcem i Panem wszelkiego bytu duchowego. Jeśli jednak wybieracie bunt przeciwko Mnie, zaprzeczacie waszej zależności i odrzucacie Mnie jako swego Ojca i Stwórcę, odrzucając również moją miłość do was - wtedy łączycie się z duchami zaprzeczenia, kłamstwa i nienawiści - wtedy ci, którzy przewyższają was nieskończenie w mocy zła, podporządkowują was sobie.


Ja bronię was wszystkich


Ja jednak czuwam i bronię was wszystkich. Walczę o najbardziej zagrożonych aż do ostatniego westchnienia, które jakże często bywa powrotem do mnie. Jestem Ojcem zawsze gotowym przebaczyć.


Miłość moja do was obmyśliła plan zbawienia. Syn mój jedyny - nieskończona świętość, prawda i droga - objawił wam Mnie, takiego jakim jestem: miłością, miłosierdziem, czułością i przebaczeniem, ojcem i matką wszystkiego, co istnieje. Ja - to miłość dobroczynna, wciąż udzielająca się, darząca, podtrzymująca swoje dzieci: byty powołane do istnienia z „nadmiaru" szczęścia Boga, pragnącego uszczęśliwiania i po to stwarzającego byty nowe, aby przeznaczone do szczęścia mogły je posiadać w życiu zalewanym potokami ognia miłości mojej.



XVI ROZMOWA - Do każdego człowieka przemawiam, ale różnymi słowami


14 II 1983 r.


- Dziękuję Ci, Ojcze nasz, bo to, co napisałam, pomoże nie tylko mnie. Ale wciąż zdumiewa mnie, że Ty, Bóg, chcesz tyle tłumaczyć właśnie mnie. Przecież nie mam przygotowania teologicznego, nie jestem też zakonnicą ani człowiekiem dobrym czy świątobliwym. Czy to Cię, Ojcze, nie poniża, że mówisz ze mną?


- Powiedziałaś „Ojcze", córko moja. Kogóż zdziwić może serdeczna więź pomiędzy ojcem a dzieckiem, zwłaszcza tak małym, które bardzo ojca potrzebuje. Przygotowywano cię od urodzenia do takiej przyjaźni ze Mną, która ignoruje wszelkie przedziały. „Naukowe" - teologiczne czy filozoficzne - wiadomości mogłyby cię zupełnie zamknąć przed moim głosem. Czyż nie zaznaję tej niewiary i sceptycyzmu od tylu moich dzieci, które oddały Mi życie, złożyły śluby wierności i miłości, a potem zasłaniają oczy swej duszy? Wydaje im się, że wiele wiedzą, ale to, co zgromadziły, jeśli nie otwiera serca na moje przybycie, staje się suchymi wiórami (drewnem na opał). Niektórzy synowie moi wysokie stosy budują z nich sobie. Lepiej by dla nich było, aby dostali ode Mnie dar ubóstwa umysłu niż to szkodliwe bogactwo, które tak dogadza ich dobremu mniemaniu o sobie, uznaniu ze strony świata; bo Ja boleję nad przeniewierstwem dzieci moich.


Powiedz sama, Anno, czyż tak trudno jest mówić ze Mną? Czy jestem taki groźny, surowy, niedostępny? Czyż nie mówię prosto i jasno?


- Ojcze, właśnie to peszy, że jesteś za dobry, że trudno uwierzyć w aż taką Twoją dobroć!


- Żem jest dobry! Jestem źródłem dobroci. Ona wypływa z mojego Serca, ze Mnie istnieje. Czyż nie wiecie o tym?


- Ojcze, czasem wydaje mi się, że Ty nie możesz sobie wyobrazić naszego uwarunkowania. Przecież my żyjemy w czasie i przestrzeni fizycznej. Posługujemy się wyobraźnią. Wiemy, że jesteś wielki, bardzo wielki, że jesteś Stwórcą wszechświata, czyli ogarniasz wszystkie mgławice i galaktyki, i więcej. Istniejesz poza czasem, w wieczności. Jakież to proporcje w stosunku do nas? Powiem: przypuśćmy, że jak człowiek i mikrob. Ale człowiek bakterii nie widzi i nie może jej pokochać, a Ty nas kochasz! Jak to pojąć?


- Tak, w stosunku Bóg - człowiek, wyobraźnia zawodzi, bo dana jest wam dla potrzeb życia na ziemi. Także rozum jest ograniczony, bo posługuje się wnioskowaniem logicznym przez analogie. A przecież słyszysz Mnie wyraźnie i wiesz, że to Ja mówię do ciebie. Jak to jest możliwe?


- Nie wiem i sądzę, że właśnie ta niewiedza nie pozwala ludziom przyjąć takiej możliwości, uwierzyć w nią.


- Anno, przecież jesteś moją córką. A podobieństwo do Ojca?


- Dusza, Ojcze. Ale jak ona działa przez ciało? Jak Twoje słowa do mnie mogą być zrozumiane przez mózg i zamienione na logiczne zdania?


- To jest mój dar dla ciebie. Jest to moje działanie w tobie. I nikt nigdy sam, choćby się starał całe życie, całą siłą woli i pracą nad sobą, nie usłyszy Mnie, jeżeli Ja nie zechcę.


- A ja sądziłam, że Ty mówisz, Ojcze, do każdego i że każdy Cię usłyszy, jeśli uwierzy w to, że go kochasz i chcesz z nim mówić.


- Do każdego człowieka przemawiam, ale różnymi słowami poprzez ludzi, moje Księgi (Pismo święte), wydarzenia, poprzez


świadectwo życia Syna mego, światło Ducha mojego, przez ludzkie błędy i doświadczenia. Każdemu też dałem kompas sumienia i tęsknotę za Mną, ukrytym w pięknie, prawdzie, dobroci i miłosierdziu.


- W takim razie inni są skrzywdzeni, bo nie mogą tak po prostu zapytywać Cię, Ojcze, i zachwycać się Twoją dobrocią.


- Inni łatwiej przyjmą inne moje drogi do ich serc. Ale ty, Anno, wiesz, że piszesz nie tylko dla siebie. Wiesz, że pragnę, abyś słowa moje zachowywała dla innych i dzielisz się z tymi, którzy ci wierzą. Kiedy przyjdzie czas głoszenia, będziesz je głosiła, ale teraz jest jeszcze czas adwentu i pokuty. Teraz oczyszczajcie się, otrząsajcie z brudu i kłamstwa. Masz, dziecko, serce ludzkie, nie inne, a takie samo, i to, co ty sercem swoim przyjmujesz, przyjmą także twoi bracia. Ja mówię do was jasno i nie ukrywam się w ciemności. Pytaj, Anno, i dziel się z potrzebującymi.


- Czy doczekam się czasu wolności?


- Przygotowuję cię, córko, do współpracy. Będziesz głosiła moją wolę i obiecuję ci, że doczekasz się wolności twojego kraju. Ja sam to uczynię. Czas oczyszczenia już rozpoczyna się. Czuwajcie i módlcie się, bo przyjdzie niespodziewanie i przeobrazi ziemię. Nie w wieczności, a już teraz, w twoim życiu na ziemi potrzebuję cię. Moje słowa nie zwodzą. Powiedziałem: „Nadchodzi pora oczyszczenia ziemi”. Powiedziałem: „Wyzwolę was, jeśli Mi zawierzycie". Zawierz Mi i ty, Anno.


Tego mogę dokonać w sakramencie pojednania


16 II 1983 r.


Znajoma przyprowadziła syna (30 lat). Był uzdrowicielem w Towarzystwie Radiestetów. Nałykał się jogi, teozofii i mnóstwa mętnej wiedzy tajemnej. Ma wiele darów, ale nie widzi braków. Czułam ogromny niepokój, czułam, że wprowadził chaos i zakłócił spokój w moim domu, toteż od razu po jego wyjściu zapytałam Boga:


- Ojcze, skąd ta trudność w porozumieniu się z nim. Nic nie mogłam mu pomóc. Co nam przeszkadzało i co mogę dla niego zrobić?


- Córko moja. Ażeby móc mu pomóc, trzeba go uwolnić od tego, co wchłonął w siebie. Tego mogę dokonać Ja w sakramencie pojednania. Ten niepokój rozniecał „ktoś", kto robił wszystko, aby przeszkadzać wam w nawiązaniu porozumienia.


Oddawaj go Mnie, a jego matce powiedz, niech doprowadzi go do Mnie, a Ja uzdrowię go. Chcę tego. Bardzo się zaplątał i trzeba, aby całkowicie odszedł od wszystkiego, co zgromadził. On czuje potrzebę uczynienia tego, ale tylko w odniesieniu do osób i środowiska, podczas gdy potrzeba, aby uwolnił się od wyobrażeń, przekonań i nawyków myślowych. Pragnę oczyścić jego umysł, wyobraźnię i serce, a nie ciało, które jest tylko sługą. Oddawaj go mojemu miłosierdziu i proś dla niego o dobrą wolę wyzbycia się całego nagromadzenia ułomków „wiedzy", która obciąża go, krępuje i nie pozwala na wkroczenie mojej prawdy. Ja chcę mu dać moje światło i zrozumienie, niech więc uprzątnie śmieci „wiedzy" ludzkiej.


- On sugerował mi zabłąkanie się twierdząc, że jestem na rozdrożu i że powinnam kochać Pana. Wiem o tym, iż powinnam - z całej mocy swojej. Pytał, czemu denerwuję się. Teraz wiem, że dlatego, że była przy nim „obecność" mącąca i skłócająca.


- Nie lękaj się, córko. Jestem z tobą. Kocham cię. Nie wierz w to, co ci sugerują inni. Nie jesteś na rozdrożu, jesteś w moich dłoniach i Ja cię prowadzę.


Chcę, żebyś wiedziała, że jesteś i będziesz atakowana przez nieprzyjaciela, a on najczęściej posługuje się ludźmi, którzy sami nie wiedzą, komu służą - bo służą przez swoje wady i grzech. Dlatego nie przejmuj się uwagami i złośliwościami innych, a oddawaj je pod mój osąd.


Nie wszystko, co spotykasz w życiu, ma służyć twojemu wzrostowi wewnętrznemu jako moja pomoc. Wiele bólu i zła wyrządza nieprzyjaciel, aby wam szkodzić i przeszkadzać w drodze, zwłaszcza gdy już rozpoczynacie swoją pracę dla Mnie. Wiecie przecież, że życie wasze na ziemi jest bojowaniem. Dlatego nie chronię was przed pociskami wroga, ale nie pozwalam was zniszczyć. Nieprzyjaciel może was razić z daleka, ale przystępu do waszej duszy Ja bronię, jeśli oddajecie mi się - jeżeli dopuszczę do cięższego, doświadczenia, to wyłącznie po to, abyście okrzepli i nabrali odwagi zwyciężając.


Zwyciężysz, Anno, zawsze - chroniąc się w mojej obecności i Mnie oddając obronę siebie. Lepsze jest to niż występowanie samemu do walki z przeciwnikiem potężnym a niewidzialnym. Pamiętaj zawsze o mojej obecności i gotowości do obrony i proś o nią.


XVII ROZMOWA - Pan pragnie współpracować ze mną w naszym domu


18 II 1983 r.


- Córko moja. Pragnę, abyś okres Postu spędziła pod moim kierownictwem. Bądź gotowa, by słuchać Mnie, kiedy tego zapragnę. Dlatego ogranicz spotkania i rozmowy do najkonieczniejszych. Jeśli oddajesz Mi swoją wolę w tym względzie, sam będę stał na straży twojego spokoju.


- Czy mam zostawić spotkania we wspólnocie oraz z ludźmi ze wspólnot?


- Nie znaczy to, że masz zaniechać spotkań we wspólnocie oraz z tymi, którym możesz coś z moich darów udzielić, ale o tym Ja zadecyduję. Pragnę też, abyś czas wykorzystywała lepiej. Czytaj Pismo moje, tak jak zaczęłaś, od proroka Izajasza. Czytając, słuchaj głosu mego w twojej duszy. Nie chcę, abyś wszystko pisała; chcę natomiast, abyś rozumiała, co ci poprzez Księgę ukażę.


Teraz pragnę ci powiedzieć, że wszystkie twoje usiłowania śledzę pilnie. Nie jest dla Mnie ważne twoje powodzenie w moich sprawach, a twoje pragnienie służenia Mi. Jeśli pomimo wysiłków wydaje ci się, żeś nic nie wskórała, mylisz się, Anno. Okazałaś Mi swoją miłość, a to jest twój dar, który cieszy Mnie najbardziej. Kiedy zechcę, wspomogę cię, dlatego nie patrz na to, co ci się nie udaje, jako na zmarnowane wysiłki, a jako na twoją modlitwę, twój wyraz miłości, który zawsze jest przeze Mnie przyjęty. Kiedy zaś nie udaje ci się, odwleka, nie możesz pomimo chęci czegoś dla Mnie załatwić, dajesz Mi samo pragnienie - kwiaty najpiękniejsze, bo ciernie na ich gałązkach, to ciernie korony bolesnej mego Syna. Dzielisz wtedy Jego cierpienie. Jeśli nie odrzucasz go, nie narzekasz, nie chowasz do Mnie żalu i nie czynisz wyrzutów, stajesz się współuczestniczką Jego drogi krzyżowej i zyskujesz moje zmiłowanie. Tak robiąc będziesz mogła wyprosić u Mnie wszystko, bo skarby mojej łaskawości otwarte są dla tych, którzy towarzyszą Jezusowi w cierpieniu.


- Ojcze, wydaje mi się, że od czasu, kiedy rozpocząłeś osobiście uczyć mnie, coś zaczyna się w moim sercu przesuwać - jak gdyby igła kompasu, drgając i falując, jednak wciąż wracała do Ciebie i wskazywała Ciebie. Od opinii ludzi staje mi się droższa i cenniejsza Twoja ocena i Ty sam, Ojcze, stajesz się stale obecny. Za mało i za rzadko zwracam się do Ciebie, ale mam pewność Twojej bezpiecznej, ojcowskiej, wyrozumiałej dla mnie obecności.


- Bo tak jest istotnie, córko moja. Pomagam ci i towarzyszę w każdej chwili. Wiedz, że jest tak zawsze w życiu każdego z was, ale teraz pragnę, byś obecność moją przyjęła jako rzeczywistość w świecie; życzę sobie, byś z niej czerpała. Dlatego mówiłem do Wojciecha i do moich stroskanych córek, dlatego dałem ci wskazówki dla syna twojej znajomej. Pragnę być u ciebie jak we własnym domu, a więc nie niemym świadkiem, a gospodarzem i Ojcem dla każdego, kto Mnie szuka i potrzebuje. Serce moje goreje pragnieniem udzielania się wam, wspomagania, uzdrawiania, bo tak ciężko znosicie swój los, tyle jest w was zmęczenia i słabości.


Wiedz, Anno, że zawsze jestem i nigdy nie jesteś zdana na własną niemoc. Dlatego nie myśl o swojej nieumiejętności, a o Mnie, który przyszedłem, aby się wam udzielać.


Kieruje Mną miłość ku wam. Jestem Miłością i mogę napełnić was sobą, jeśli zrozumiecie, że Ja, to nie przyjemność i ciepło, odczuwalne przez wasze ciało, a moc nieskończona oczyszczająca was, zasilająca i zachęcająca do wysiłku opuszczania siebie dla dobra bliźnich. Umacniam was w wierze i ufności, a siły wasze kieruję ku potrzebującym pomocy. Dlatego, córko moja, nie „odczuwanie Mnie" jest istotne, choć i to daję wam niekiedy, lecz myśli, słowa i czyny wasze wyłaniające się z pragnienia służenia sobą, tym, co macie i możecie. Dojrzewa się w tym, co codzienne, niepozorne, najmniej widoczne, a częste.


XVIII ROZMOWA - Pragnę, byś poznawała Mnie i zachowywała słowa moje


19 II 1983 r.


- Czytałaś, córko, jak ci to wskazałem, słowa Izajasza. Teraz Ja pragnę objaśnić ci, co znaczy „zazdrosna miłość Pana Zastępów".

Niepokoił mnie ten zwrot (Iz 9, 6). Zazdrość u Boga?


- Ja, Ojciec ludzkości, Pan wszystkiego, co ze szczodrobliwości swojej dałem wam, nie mogę być o nie „zazdrosny" w waszym pojęciu tego słowa: zazdrosny, a więc pożądający tego, co inny posiada - ale pożądam waszego szczęścia. (Przerwałam, ktoś przyszedł).


20 II 1983 r.


Ksiądz Jan prosił o modlitwę za swojego przyjaciela, który jest pogrążony w nałogach, a ja nie spieszyłam się z prośbą o pomoc i nie oddałam go Panu od razu. Ks. Jan zatelefonował, że przyjaciel zaraz będzie u niego. Wtedy zapytałam Pana. Zadzwoniłam potem do ks. Jana, ale telefon był zajęty. Poszłam więc na Mszę św. w jego intencji.


- Widzisz, córko, że Ja jestem potrzebny, a ty ociągasz się z prośbą o pomoc. Czyżbyś uważała, że ten, o którego (ksiądz) Jan prosił cię, jest mało wart dlatego, że jest teraz „martwy"? Przecież tym bardziej potrzebuje ratunku. A Ja pragnę mu go dać. Pilnie potrzebuje pomocy i szuka jej u ludzi, ale nikt pomóc mu nie może, tylko Ja, który mogę w jednej chwili uzdrowić człowieka.


Powiedziałem, że chcę działać tu, w twoim domu i z tobą. Skorzystajmy więc z osiągnięć techniki ludzkiej - dobrze wykorzystanego daru mojego dla umysłu człowieka. Zapytaj, Anno, (księdza) Jana, czy czuje się dostatecznie bezradny, aby zdać się na moją wolę i decyzję. Jeśli tak - a życzyłbym sobie, aby stale żył w świadomości swej niemocy i mojej pomocnej obecności - to niech zrobi Mi miejsce w sobie i słucha Mnie. Jeżeli jego przyjaciel zgodzi się na zrzucenie swego ciężaru przede Mną i poprosi Mnie o przebaczenie za zmarnowane lata i siły, wysłucham go. Do Jana należy zawierzenie Mi za nich obu. To przekaż.


22 II 1983 r.


- Ojcze, dziękuję Ci za to, że pomagasz mi i proszę Cię, broń mnie przed telefonami i przed samą sobą. Bez Twojej pomocy nie mogę nawet zwrócić się ku Tobie.


- Tak, córko, rzeczywiście nie możesz, ale Ja przyjdę ci z pomocą, kiedy zobaczę twoją zdecydowaną wolę spotkania się ze Mną. Jeśli jednak spostrzegam, że nie kwapisz się do Mnie, nie przeszkadzam ci. Zawsze pozostawiam wam wolny wybór.


Prosiłam, żeby Pan zwracał mi uwagę.


- Nie, dziecko, do niczego was nie będę naginał. Jeśli kochacie Mnie prawdziwie, przychodzicie do Mnie - a Mnie cieszy tylko wasza miłość, szczera i prawdziwa.


- Przecież oddałam Ci się, Panie, do dyspozycji?


- Już Mi siebie oddałaś - całą - a Ja wiem, co w tej całości wymaga uzdrowienia i czynię to, lecz potrzeba Mi w tym twojego stałego przyzwolenia. Do lekarza trzeba przyjść, gdy czuje się swoją chorobę. Przychodź jak najczęściej, bo Ja zawsze czekam na ciebie.


- Przypominaj mi o tym mocniej, Panie.


- Miłość nie czyni wymówek i nie wymaga. Jest cierpliwa i wierzy w miłość tego, kogo pokochała. Miłość, Anno, stosuje się do słabości osoby, którą kocha, i do jej natury, którą zna tak, jak Bóg zna swoje dziecko. Jeszcze nie ufasz Mi w pełni. Jeszcze boisz się, że pozostawię cię samą lub odrzucę. A Ja wciąż zapewniam cię, że moja miłość trwa. Jest wieczysta i nieskończona, nie zna miary.


Gdyby Bóg przestał kochać stworzenie swoje, zaprzeczyłby swojej naturze. Miłowanie jest życiem Boga. To Ja chciałem cię mieć, dlatego istniejesz - z mojej miłości. Czyż dobra matka może znienawidzić swoje dziecko? A prędzej by matka odrzuciła niemowlę swoje, niżbym Ja porzucił moje biedne i słabe, bezradne dziecko.


Wiedz, że kiedy zwracasz się do Mnie, serce moje rozpala się radością. Zapominam na zawsze wszystkie twoje niewierności i cieszę się tobą jak skarbem odzyskanym. Jesteście moją radością i pociechą, kiedy wracacie do Ojca. Nic we Mnie nie ma wtedy prócz radości.


Pragnę tego, córko, byś poznawała Mnie i zachowywała słowa moje. Pragnę być poznawanym. Teraz, kiedy nieprzyjaciel głosi jawnie o Mnie kłamstwa, oskarżenia i oszczerstwa, które wielu przyjmuje za prawdę (nawet wśród moich kapłanów są niewierni i wątpiący), teraz Ja zbliżam się na spotkanie z wami, abyście sami poznali Mnie i uwierzyli. Poznać Boga na ziemi możecie przez Jego działanie, więc ukazuję je wam. Nie widzisz Mnie oczyma ciała, ale słyszysz Mnie i rozumiesz oczyma duszy, bo w niej jest odbity obraz mój. Ciało przestanie ci służyć i wróci do ziemi, skąd powstało, ale wciąż idziesz ku Mnie i wreszcie nastąpi oczekiwane spotkanie. Chcę, abyś wtedy rzuciła się w moje stęsknione ojcowskie ramiona przepełniona szczęściem, a nie zalękniona i pełna smutku z powodu swoich win. Dlatego przygotowuję cię i otwieram się przed tobą.


Pragnieniem moim jest, abyś poznawszy miłość moją do was, moją łagodność i dobroć, mówiła o Mnie innym swoim braciom, abyś chciała świadczyć prawdę o Mnie i ukazywać prawdziwy mój wizerunek. Do tego konieczne jest twoje głębokie i pełne przekonanie, że jestem takim, jakim chcę, byś Mnie poznała. Do tego potrzebna ci moja przyjaźń i prowadzenie cię, których ci nie odejmę. Nie lękaj się, dziecko, nic nie może przeszkodzić moim zamiarom.


Moja miłość do każdego człowieka jest tajemnicą Serca Boga. Jest niezgłębiona, a dla każdego - nieskończona, ale odmienna. Ciebie też prowadzę wedle mego szczególnego pragnienia umiłowania ciebie, a było ono właśnie takie, a nie inne, i z niego powstałaś. Przestań dziwić się mojej woli. Każdemu robotnikowi płacę tyle, ile chcę, bom jest dobry. W dobroci mojej ukryte są motywy mojego z wami postępowania. Daję z miłości i o jej nieskończonej obfitości świadczą moje dary. Wedle ich wielkości dla ciebie osądź - kim jestem.


Moja miłość, zazdrosna o wasze istnienie, występuje przeciwko zakusom nieprzyjaciela.


Wieczorem.


- Chcesz usłyszeć do końca wytłumaczenie słów: „Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona"? Każdy, kto jest w królestwie moim, jest w nim dlatego, że zazdrośnie strzegłem go - jako swojej wyłącznej własności. Walczyłem o niego, broniłem go przed zasadzkami nieprzyjaciela, nie odstępowałem w dzień ani w nocy - i miłość moja zagarnęła go do mojej owczarni.


Miłość moja zazdrosna jest o szczęście swoich dzieci. Raczej pozwolę zburzyć wszystkie kościoły moje, niż dopuszczę do krzywdy


najmniejszego z synów ziemi. Dzieła wykonane przez was niczym są wobec wartości nieśmiertelnej jednej duszy ludzkiej.


Gdybyście znali swoją utajoną wielkość! Duch Człowieczy ma pieczęć Syna mego, Jezusa. Odkupiony i uświęcony przez Jego ofiarowanie się, otoczony ogniem Jego miłości, ukochany aż do śmierci krzyżowej - czyż może nie być zazdrośnie strzeżony, ochraniany i broniony?


Człowiek chciał być wolny w swoich wyborach, zupełnie niezależny, nikomu nie podporządkowany. A przecież grozi mu to nieustającym zagrożeniem utraty istnienia wiecznego (ze Mną). Wobec tej grozy, dla was niewyobrażalnej, miłość Pana waszego, udzieliwszy wam wolności raz i na zawsze, strzeże was zazdrośnie i gorliwie baczy na wasze bezpieczeństwo. Wy widzicie to, co widzialne, co groźne i bolesne dla ciała, a dusze swoje topicie w bagnie występków, nałogów i zbrodni. Bóg zna wasze prawdziwe zagrożenie i przed śmiercią wieczną was ocala, jeśli inaczej nie może, to poprzez śmierć ciała.


Trudne dla człowieka jest zrozumienie działania jego Boga. Widzi niebezpieczeństwa dla swego zdrowia, wygody, pomyślności i życia, i walczy z nimi, opiera się zaś temu, co zdrowe dla jego duszy, co zapewnia mu jej zdrowie i życie wieczne w takim szczęściu, o jakim wyobrażenia mieć nie może - a to dlatego, że duch człowieczy ma blask chwały swego Odkupiciela, a w królestwie niebieskim nie ma miary dla szczęścia miłości.


A jednak ten odkupiony człowiek, mając zawsze otwarte bramy przebaczenia, mogąc korzystać z pełni miłości i opieki Boga, Ojca swego, odrzuca Go, znieważa, gardzi nim i z zawziętością czyni wszystko, co tylko może, aby wyrwać się spod Jego opiekuńczych skrzydeł. Jak zrozumieć taką złość i takie zapamiętanie się w ślepej i pysznej głupocie duszy?


Jaką byłaby wasza przyszłość, gdybym Ja, który stworzyłem was dla szczęścia uczestniczenia w życiu moim, gdybym pozostawił was waszej ślepocie i nienawiści wzajemnej? Oto teraz właśnie, w tym pokoleniu, nastąpiłby wasz koniec. Głupi i ślepi słudzy nieprzyjaciela osiągnęli władzę i przez ich pychę i nienawiść zginęlibyście wszyscy, bo wymyśliliście już na siebie dostatecznie niszczące narzędzia zbrodni. Zgubilibyście też wszystkie stworzenia moje i planeta wasza pozostałaby grobowcem pychy całego rodu ludzkiego. Lecz moja miłość, zazdrosna o wasze istnienie, występuje przeciw zakusom nieprzyjaciela. Włada on rządami wielu narodów i takie rządy obalę i zmiotę z powierzchni ziemi. Władzą moją - którą ograniczałem z miłości do was, z miłości ku duszom waszym - poruszę żywioły ziemi. Będą to żniwa śmierci, ale śmierci ciał, a nie dusz waszych, bo czego nie dokonała dobroć i cierpliwość, tego dokona lęk i nieszczęście. One odwrócą ludzkość od zgubnego kierunku i otworzą oczy zasnute bielmem bogactwa. Cierpię nad tym dziełem, do którego przystąpić muszę dla waszego ratunku. A jednak zazdrosna miłość ojcowska dokona tego, iż oczyszczona ziemia odetchnie pokojem i pojedna się ze Mną. W tym czasie liczę na was, Polaków, gdyż udzielę wam zmiłowania i obrony.


XIX ROZMOWA - Krwią obmywam was z win


23 II 1983 r.


- Nic dziwnego, córko, że bronisz się przed ludźmi, bronisz przecież Mnie, który cały ci się oddaję. Bronisz ciszy i spokoju, w których mieszkam. Słyszałem twoje wątpliwości. Wiedz, że życie „dla ludzi" dopiero wtedy jest prawdziwie darzące i owocne dla nich, kiedy człowiek może rozdawać te dary, które dla nich składa w jego dłonie moja szczodrość. Potrzeba więc wiele ode Mnie brać, aby wiele dawać. Wiedz też, że tylko moje dary są twórcze, rozwijające, pożywne i uzdrawiające. Jakże często ludzie chcą dawać zaledwie - siebie, a nawet w całym blasku najbogatszych moich darów każdy z was jest wyłącznie nicością, przyozdobioną przeze Mnie - nicością, póki nie otworzy Mi serca na mieszkanie. Kiedy zaś Ja staję się mistrzem i przyjacielem człowieka, ma on już nie swoje nikłe zasoby - to Ja ze swoją nieskończoną mocą oddaję się mu i czerpać może bez dna i końca z mej szczodrobliwości.


Wiem, że chciałabyś móc pomagać innym ludziom, ale nic swojego nie masz do rozdania. Prosiłaś Mnie, abym przez cały okres Postu nie dopuścił do jednego dnia bez dania czegokolwiek twoim bliźnim, i dbam o to, ale dary materialne, to niewiele. Chciałbym, ażebyś nauczyła się darzenia skuteczniejszego i o wiele bogatszego, w ciszy swojego domu prosząc Mnie o to, co cię boli, czym się martwisz, czego nie umiesz załatwić - a Ja ci odpowiem...


- Ojcze, spraw jest tyle, że nie wiem od czego zacząć.


- Zacznij od swojej rodziny, to naturalne.


- Chciałam Cię spytać, Ojcze mój, kto z mojej rodziny jest w najgorszym stanie duszy w Twoim czyśćcu i co ja mogłabym uczynić, aby im pomóc.


- Rozumiem, że do rodziny swojej włączasz wszystkich swych bliskich. Pomocy twojej potrzebuje wiele osób, ale najbardziej ciotka twoja Zuzanna. Inne osoby bliskie ci same już usilnie błagają Mnie i przepraszają poznawszy swoją nędzę i brak miłości, którym raniły Mnie, obojętnie przechodząc obok potrzeb bliźnich, a nawet szkodząc im pogardą, lekceważeniem, surowym sądem lub złością. Ona nadal nie chce uznać w zupełności swoich win.


- Modliłam się za nią, Panie.


- Wiem, prosiłaś Mnie już, ale Ja nie zmuszam i nie przynaglam nikogo. Czyściec mój jest stanem pojmowania, niekiedy bardzo powolnego zrozumienia swojego własnego stosunku do prawdy; często dowiedzenia się - tu dopiero - o swoim miejscu w moim planie i o mojej nieskończonej miłości w stosunku do tych moich biednych dzieci, które przez całe swoje życie odrzucały Mnie - o moim nieskończonym dla nich zmiłowaniu.


Nie sądź, że ich tam opuszczam. Ja ich leczę, a potem uczę podtrzymując, w miarę jak oczyszczające się oczy dusz coraz jaśniej pojmują moje miłosierdzie w swoim życiu i w śmierci. Tak bardzo poranione przez braci swych i sponiewierane przychodzą one do Mnie, że tu dopiero poznają kim jestem. Szczęściem moim jest objecie ich moją miłością, danie pocieszenia w płaczu, obietnicy życia w wieczystej radości ze Mną. Kiedy mogę, otwieram im mój dom, ale gdy nienawiść wrogów rozbudziła ich nienawiść i mściwość, kiedy sami czynili zło, muszą oczyścić się przez głęboki żal, przebaczenie winowajcom swoim i przebłaganie za własne winy - a wtedy ważne jest dla nich przebaczenie wasze.


Dlatego jeśli rzeczywiście pomóc chcesz twoim zmarłym, przebaczaj im co prędzej wszystko, czym ci zawinili, a przebaczenie twoje łącz z Ofiarą Syna mego i Mnie oddawaj.


- Ofiarowałam za nich odpust zupełny.


- Zrobiłaś tak. Ale wszystkie nawroty żalu staraj się oddalać, w imię miłosierdzia mojego; wtedy łączysz się ze Mną, a Ja udzielam ci łask, o które prosisz.


Marek


24 II 1983 r.


Zapytałam o Marka, jednego z moich przyjaciół (zmarł w 1980 r.). Pan odpowiedział:


- Zmiłowałem się nad jego wielką winą, bo bolał nie tyle nad sobą, ile nad losami swoich bliźnich, zwłaszcza zamordowanych w okresie wojny (był w kilku obozach koncentracyjnych). To, czego nie mógł przezwyciężyć na ziemi, tu, u Mnie zrozumiał i miłość moja do was stała mu się widoma. Oczekuję nań, córko, i nie dopuszczę, by długo trwał pod bramami domu mego. Cierpienia jego tłumaczą go przede Mną, bo chociaż nie łączył ich z Męką Syna mego, przeszedł bardzo wiele bólu służąc sprawie swojego narodu, a więc dawał swoje życie za waszą przyszłość.


Przerwałam rozmowę i zaczęłam się modlić. Oddałam Marka Chrystusowi prosząc, aby choć jedna kropla Krwi Jezusa Ukrzyżowanego oczyściła go.


- Dobrze zrobiłaś. Powiedziałem, że możesz czerpać z nieskończoności moich skarbów, ale największym z nich jest Krew Syna mojego wylana za was aż do ostatniej kropli. W tej Krwi, która stała się widomym, znakiem nieogarnionej a niewidzialnej miłości Boga zanurzaj tych, dla których uprosić pragniesz moje przebaczenie.


Znowu zaczęłam się modlić, dziękując Bogu za Jego miłość do nas. Po pewnym czasie, gdy wzięłam pióro do ręki, zaczął mówić Jezus z największą miłością, żarliwie i gorąco:


- Ciałem moim karmię wasze dusze, a Krwią obmywam was z win. Na krzyżu pojednałem was z Ojcem i krzyż aż do skończenia świata jest miejscem przebaczenia i powrotu do Ojca niebieskiego. Przez krzyż przeprowadziłem was Ja sam. Podźwignąłem go i zawisłem na nim, aby moja miłość do was widoczna się stała dla wszystkich pokoleń ludów ziemi. Krew moja oczyszcza was w oczach Ojca. Dlaczego tak mało z niej korzystacie...?


Zanurzcie w niej wszystkie zbrodnie ziemi, a Ja wam przebaczę. Krew moja - miłość moja - pragnie odpuszczać wam winy, oczyszczać was i przebaczać wam. Przychodźcie pod mój krzyż. Widoczny jest wszystkim, bo zawiesiłem go nad światem. Przyjdźcie do mnie wszyscy, bo wszyscy potrzebujecie Mnie, aby ocaleć.


Przyjdź i ty, Anno, nie obawiaj się: to Ja ukrzyżowany zostałem, abyś ty była wolna. Swoje małe krzyże codzienne przynoś Mnie, opieraj o mój krzyż. Ja na nim zawsze jestem obecny, bo aż do końca ziemi krzyżujecie Mnie nieustannie, a Ja, głodny waszej wolności, waszego szczęścia, czekam ciągle, by móc wyzwalać każdego, kto przyjdzie zaufawszy Mi.


Przyjdź, córko, po miłość moją. Bez ustanku wylewa się z mojego Serca rzeka Krwi dla waszego zbawienia. Czerp z niej dla każdego, kto potrzebuje.


Wróciłam do modlitwy. Prosiłam za Marka, by został obmyty we Krwi Jezusa. Potem Pan zachęcał mnie, bym odpoczęła oparłszy się (w wyobraźni) o drzewo Jego Krzyża i przebywała w Jego obecności. Po pewnym czasie Pan nasz, Jezus Chrystus, powiedział:


- Marek już jest ze Mną!


Ze zdumienia i szczęścia nie mogłam nic powiedzieć, tylko serce dziękowało...


XX ROZMOWA - O pokorze


25 II 1983 r.


Dziękowałam Panu. A wczoraj poprosiłam o jakiś znak od Marka i zaraz wycofałam się z tej prośby zawstydzona nieufnością. Jednak Pan wysłuchał mnie w najprostszy, a jednocześnie dziwny sposób. Szukając pewnej książki wyciągnęłam z dna szafy wielki atlas świata leżący tam od co najmniej pięciu lat. Odkurzyłam go i przygotowałam do włączenia dwóch kopert z mapami (nadchodziły co pół roku w ramach subskrypcji), które odnalazłam uprzednio. W atlasie była teczka mapek z walk Polaków w czasie II wojny światowej, a pod nią koperta z urzędowym nadrukiem jakiegoś


ministerstwa. Zajrzałam przed wyrzuceniem. Była to żartobliwa kartka od Marka z 1970 roku. „Droga i miła sercu memu Anno! Życzę Ci zdrowia i pełnego zadowolenia z tego, co robisz dla siebie i dla »milionów« ..." i dalej sprawozdanie ze stanu kwiatów w domu itd. Przypominam sobie, że zostawiłam mu wtedy klucze z prośbą o podlewanie i udostępniłam pewne teksty, żeby mógł je przeczytać. Skąd się ten list tam znalazł, naprawdę trudno się domyśleć.


Rozpoczęłam „rozmowę" dziękując Panu za miłość do nas, za przebaczenie, za miłosierdzie nad cierpiącymi w czyśćcu, za Marka.


- On dziękuje Mi, córko, i prosi za ciebie. Wiedz, że moje szczęście ze spotkania się z każdym, kto do Mnie wraca, większe jest niż wasze, bo mogę nareszcie przycisnąć do serca tego, o kogo tak długo zabiegałem. Syn marnotrawny cierpiał, ale także cierpiał z nim razem Ojciec oczekując bezradnie.


Bezradność Boga wobec człowieka polega nie na niemożności pomagania, bo Ja czuwam, opiekuję się i mnożę znaki wskazujące drogę powrotu, lecz na tym, że człowiek może pomocą moją wzgardzić i odrzucać ją, jeśli jego wola dąży do „szczęścia" innego niż moje. Napisałaś wyraz szczęście w cudzysłowie i wiesz dlaczego, ale też wiesz po sobie samej, z jakim trudem natura ludzka podporządkowuje się moim prawom. Ileż ona chce posiąść dla siebie, i to wcale nie tylko dóbr najniższego rzędu, ale - wciąż idąc do Mnie - zagarnia ku sobie to, co tylko Mnie przynależy: uznanie, cześć, pochwały, wdzięczność, podziw, a nawet uwielbienie. Człowiek rzadko żyje w prawdzie o sobie, czyli w pokorze. Uznaje nader często, że moje prawa są słuszne, sprawiedliwe, dobre i tak odpowiadające sumieniu, że warto wedle nich żyć, im służyć, po czym całe jego życie upływa na usilnej służbie... sobie samemu. To są ludzie letni; brak im żyznej ziemi pokory.


Przychodzi mi na myśl przypowieść o siewcy i ziarnie.


- Pytasz, jak osiągnąć pokorę?


27 II 1983 r.


Pan od razu rozwija tłumaczenie na temat mojego pytania sprzed dwóch dni, poszerzając jego treść:


- Nie da się osiągnąć jej inaczej niż przez jasne zrozumienie prawdy o swojej sytuacji wobec Mnie: jest nią zależność istoty stworzonej wobec jej Stwórcy. Człowiek, mimo swej kruchości i słabości, nie jest istotą stworzoną dla zabawy, krótkotrwałą igraszką okoliczności i przypadku. Twierdzenie takie jest zaprzeczeniem mojej istoty - miłości darzącej, stwarzającej każdy byt po to, by cieszył się szczęściem życia z Bogiem swym. Dlatego miano Ojca jest Mi najbliższe i cieszy Mnie najbardziej. Owo prawdziwe ojcostwo kieruje moim postępowaniem względem was. Ono pozostawia wam wolność wyboru jako podstawę stosunków pomiędzy Stwórcą a stworzeniem, bez względu na jego niedoskonałości, grzech i skłonność do fałszywych wyborów.


Ze względu jednak na owe cechy i na naturę Boga (na moją niezmienną miłość do każdego mego stworzenia), pomoc moja i opieka trwają, stosując się do waszej słabości. Aby nie zniweczyć udzielonej wam wolności i nie krępować was obowiązkiem wdzięczności, czuwam nad wami z czułością i delikatnością matki, tak że możecie czuć się samodzielni i kto nie chce, może aż do śmierci nie wiedzieć nic o mojej stałej pomocy. Ponieważ płynie ona z mego miłosierdzia, nie ogląda się na wasze zasługi, a udziela wedle waszych potrzeb - potrzeb nade wszystko waszej duszy. Zależy Mi bowiem, byście nie utracili waszych praw do królestwa mojego. Syn mój przywrócił je wam ofiarą własnego życia, gdyż człowieczą tęsknotę do szczęścia i miłości zaspokoić może tylko istnienie w mojej miłości.


Syn pozna szczęście prawdziwe dopiero powróciwszy ze świata w dom Ojca, w Jego wyczekujące ramiona (przypowieść o synu marnotrawnym i miłosiernym ojcu).


Kościół mój wie o tym, a przecież jakże często brakuje wam pokory. Miłość moja raduje się obdarzaniem was, ale wy przypisujecie dary moje sobie i na nich wyrasta wasza pycha. Oszukujecie samych siebie i szkodzicie sobie - najbardziej zaś, kiedy kierujecie uwagę i podziw bliźnich na siebie, zamiast wskazywać prawdziwego dawcę. Prawdą jest, że pracą własną umacniacie i rozwijacie dary moje, ale po to dałem je wam; a czynicie to z moją pomocą, bo wedle pragnienia i wysiłków waszych daję wam potrzebne - w tym do czego dążycie - okoliczności, warunki, zdrowie, ludzi pomocnych i wszystko, co przydatne zamierzeniom waszym. Cieszą Mnie wasze dążenia, poszukiwania i radość osiągnięć. Cieszę się waszą radością i nie odejmuję jej wam, nawet gdy szkodzi wam. Nie ograniczam was, niczego nie odbieram, bo prawa moje zostały wam dane i wiecie, co słuszne jest, a co szkodliwe. Jeśli przekraczacie je lub odrzucacie, jest to wasz wybór - po to zaś żyjecie, by wybrać.


Podałem ci, Anno, szerzej sprawę mojej zgody na wasze błędy i winy, ażebyś zrozumieć mogła to, co teraz powiem. Pokora - to nie czołganie się przede Mną z lęku i obawy przed zasłużoną karą. Cierpię nad waszym strachem przede Mną, Przecież miłości lękać się nie trzeba? A miłość moja aż nadto widoczna jest właśnie w moim, cierpliwym przyzwoleniu na czynienie przez was zła, krzywd i niesprawiedliwości.


W dziejach waszych widoczne jest zło i zbrodnia, ale równie jawne jest dobro, bo ono was rozwija, kształci i ubogaca wasze życie i aż do dnia obecnego zachowuje gatunek ludzki. Otóż, każde dobro ma źródło w darach moich. Największym dobrem jest miłość bliźniego, która go ratuje, uczy, wspomaga i doskonali. Największą zatem miłością jest ta, która ratuje, uczy, wspomaga i doskonali duszę człowieka, jego całego - bo dusza angażuje do służby temu, co wybierze i pokocha, wszystkie swoje władze, a ciało włącza się powoli i służy równie usilnie.


Miłością daną światu jest Syn mój. On stoi na czele Kościoła, który założył, by służyć po wszystkie czasy i każdemu. Kościół mój stanowią ci, którzy pragną włączyć się w dokonujące się dzieło zbawienia ludzkości. Życiem Kościoła, czyli wszystkich jego członków, jest Jezus, Zbawiciel wasz. Jest on rzeczywistym życiem twoim, tak jak i milionów innych moich dzieci. Znaczy to też, że On i tylko On jest przewodnikiem Kościoła, a wy, pokolenie po pokoleniu, realizujecie Jego plany dla kolejnych epok - pod jednym wszakże warunkiem: że stajecie się współpartnerami Boga. Jest to możliwe, kiedy rozumiecie swoją pozycję: Jego robotników, żołnierzy, wykonawców Jego woli, a nie twórców swoich własnych koncepcji zbawiania świata.


Oto pokora: zrozumienie swojego miejsca w planach Boga. Nie jest to umniejszeniem, a wywyższeniem człowieka: przez miłość Bóg czyni stworzenie swoje swoim przyjacielem, a w życiu ziemskim - bratem współzbawiającym bliźnich. Jakiego jednak trzeba zrozumienia, by nie sprawić zawodu Jezusowi...?


Syn mój wszystkich powołuje do przyjaźni ze sobą, ale tak mało z was ją podejmuje. Dlaczego?


Bo początkiem pokory jest poznanie siebie w prawdzie. Prawda mówi o waszej zależności, grzeszności, pysze, pożądliwości i umiłowaniu siebie ponad Boga. Prawda zadaje kłam pysze człowieka - źródłu grzechu pierworodnego. Jest bolesna i budzi sprzeciw skażonej natury ludzkiej. Ale prawda wyzwala.


Jeśli przyjmiecie prawdę o sobie, przyjmiecie ją w całości. Słuszne stanie się wam zrozumienie zależności człowieka, ale objawi się wam także nieskończona miłość Boga do synów swoich. Jeśli przyjmiecie ją w sobie, zrodzi się w was miłość synowska, wypędzając lęk (uprzedzenie) i usuwając fałszywy obraz Boga.


Z pokory wypływa i w pokorze tylko żyć może wolna od lęku, prawdziwa miłość synów do Ojca. Pokora synów ludzkich wobec Syna Pierworodnego rodzi prawdziwe braterstwo. Braterstwo zaś i przyjaźń z Synem moim uzdatnia was do życia ze Mną teraz i w wieczności.


Tylko z Nim i w Nim przeobrazicie ziemię; działając „dla Niego", ale sami (według własnych pomysłów i upodobań), niszczycie Jego dzieło.


Tak mało mam synów, którzy oddają Mi się w zaufaniu i w miłości, rozumiejąc ograniczoność swoją i nieskończoność mojej do was miłości. Ona oczekuje na wasze zezwolenie, na wasze przyznanie się: „Ojcze, nic nie mam, a Ty masz wszystko. Wspomóż mnie, syna swego." Wtedy wylewam łaski moje bez miary. Zobacz świętych moich. Oni ze Mną działali, moimi darami darzyli. Czyż mało im ofiarowałem?


XXI ROZMOWA - Ja sam dałem Maryję światu


2 III 1983 r.


- Moje dziecko, chcesz wiedzieć, co pragnę, abyś czyniła? Nie uciekaj ode Mnie, pozwól uczyć się, nie rozpraszaj się na drobne, niepotrzebne czynności. Czyż nie Ja najważniejszy jestem dla ciebie? Wiem, jak słaba jesteś, dlatego wiele nie wymagam, prawda? Teraz jest czas twojej nauki.


- Czy mam przekazywać słowa?


- Dziel się moimi słowami z tymi, którzy pragną je słyszeć i przyjmują je, ale z nikim więcej. Niepokoje i lęki Mnie oddawaj i sama chroń się w mojej obecności, kiedy tylko coś zamąci twoje myśli, bo nieprzyjaciel sprzeciwia się twojej nauce i przeszkadza ci zajmując czas i odciągając do spraw mało ważnych.


- Oddaję Ci, Panie, godzinę, (bo tyle miałam czasu)


- Dobrze, Anno, biorę sobie tę godzinę.


- Co z Antonim? - spytałam, jak pomóc znajomemu kapłanowi.


- Polecaj go mojej opiece, kiedy tylko o nim pomyślisz. Proś o uzdrowienie go z jego chorób - bo każdy z was je ma - o to, bym go sam bronił i osłaniał. Czyń to przez Serce Maryi i Jej współofiarę z Synem moim. Podaję ci środki skuteczne, bo zawsze pragnę uzdrawiać i wspomagać, a prośby wasze za innych otwierają moje miłosierdzie i współczucie.


Maryja jest waszą Królową. Jest też Królową kapłanów, Kościoła i świata. Ja sam dałem Ją światu, dla którego jest widzialnym i zawsze żywym obrazem mojej ojcowskiej i macierzyńskiej zarazem miłości dla synów człowieczych. Jest jedną z was, a zarazem Tą, przez którą zawiązałem z wami Nowe Przymierze. Jest ziemską Matką Syna mego. Z Jej zgody wyrósł Kościół mój i każdy z was Jej zawdzięcza życie w nim.


Jej zgoda była warunkiem mojego planu wybawienia was.


- Ale Maryja była niepokalanie poczęta!


- Tak, ze względu na świętość Boga uczyniłem Ją poczętą bez grzechu, ale wola Jej tak była wolna jak wasza. Miała też pełną


świadomość odpowiedzialności za życie i zdrowie Dziecka, Mesjasza, i znała swoją absolutną słabość. Ale Maryja widziała przede wszystkim moją wolę i nie stawiała jej sprzeciwu. Tak bardzo pragnę, abyście wzorowali się w tym na Maryi. Nie pytajcie stale: „Dlaczego ja?", „Dlaczego mnie to spotyka?", „Dlaczego tak, a nie inaczej?" Bo jeśli wierzy Mi się i ufa mej mądrości i miłości w pełni, to rozumie się, że na zgodzie człowieka Ja buduję swoje plany, a one nie potrzebują waszej oceny czy korekty. Tym bardziej zbędne jest niedowiarstwo w moje stałe prowadzenie i w ogóle wszelkie wątpliwości, które od was słyszę.


Moje plany są zbyt potężne i szerokie, abyście mogli je objąć i żaden człowiek zrozumieć nie może doskonałości zamysłów Boga w ich odwiecznej mądrości. A przecież zachwyca was ta cząstka, której wspaniałość jesteście zdolni uchwycić. Czyż nie świadczy ona o swym Twórcy?


Czy wobec tego nie należałoby przyjąć wszystkiego, co daję wam, tak jak malutkie dziecko przyjmuje pokarm matki - naturalnie i bez sprzeciwu? W niemowlęciu nie ma podejrzliwości i sprzeciwów ani lęku, że matka źle je karmi, pragnie otruć, daje mu za mało lub nie to, co otrzymać powinno.


Dlatego daję wam jako wzór postawę dziecka: postawę ufności i szczerości, postawę zależności a zarazem całkowitego polegania na miłości matki.


Ten, kto ufa prawdziwie, wolny staje się od lęków i niepokojów. Nic go nie przeraża, nie mąci jego spokoju i radości, w jakiej żyje. Wie, że jest kochany i istnieje w obecności Ojca, pod Jego ochroną, bezpieczny i zawsze pewien pomocy, ratunku, rady i pociechy w potrzebie.


Ten, kto tak żyje, jest już tu, na ziemi, ze Mną zespolony i nic zachwiać nim nie może. Tę radość i pokój dać wam pragnę. Zdobywajcie dar mój, dążcie do niego, pragnijcie szczęścia, które oczekuje was. Tak bardzo pragnę oddać się waszej ufnej miłości.


XXII ROZMOWA - Moja miłość obmyśliła twoją drogę


3 III 1983 r.


Dziękowałam Panu za wszystko, co zrobił dla mnie, bo minęło sześć lat od „Chrztu w Duchu".


- Teraz nie wiesz jeszcze, co dla ciebie robię. Dziękujesz Mi za to niewiele, które znasz. Wieczności nie wystarczy, aby wysławić moją miłość, wielkoduszność i cierpliwość, z jakimi obchodzę się z wami. Teraz „widzicie" Mnie przez podobieństwa. Podobne jest to do wiedzy waszej o słońcu w czasie księżycowej nocy. Tylko odblask światła i życie całej natury, w tym i wasze, mówią wam, że istnieje siła, która życie stwarza, podtrzymuje i nasyca. Ja sam ukryty jestem


za moimi prawami. Są to prawa kierujące życiem układów słonecznych i „większe" dla galaktyk, które rozwijają się i żyją według nich. O ileż wspanialsze i doskonalsze są moje prawa moralne, których uczyłem was przez tysiące lat.


Odsłaniałem się powoli przed wami aż do zupełnego ogołocenia - w Synu moim. On sam sobą objawił wam moją naturę: "nieskończoną miłość, która w sobie mieści wszystko i sama jest źródłem wszystkiego. Cokolwiek jest, z niej się poczęło. Jestem miłością twórczą, zradzającą, zawsze darzącą, ojcowską i macierzyńską zarazem. Szczęście wylewa się ze Mnie bez kresu i ograniczeń.


Córko moja. Tak mało teraz przyjąć możecie z tego, co dla was przygotowałem, ale i ta drobina przeobrazi życie każdego, kto Mnie przyjmie w sercu swoim. „Sercem" nazywacie, w nauce o Mnie największą głębię waszej duszy ośrodek ducha w was, gniazdo


przygotowane przez ducha człowieka, abym w nim spoczął. Do każdego z was przychodzę inaczej. Z każdym z was zaprzyjaźniam się osobno i każdy ma przyjaźń ze Mną - zupełną.


Ciągle martwię się i szukam spowiednika. Rozmawiam o tym, pytam, i miałam żal, że Pan nikogo doświadczonego mi nie dawał.


- Moje życie z tobą, Anno, jest niepowtarzalne i jedyne. Bo chociaż rozwojem dusz rządzą prawidłowości, które Kościół mój wciąż zgłębia i stara się rozpoznawać - dla dobra dusz - to jednak Ja i tylko Ja jestem ich Stwórcą; stąd też jestem jedynym ich prawdziwym mistrzem.


Zaufaj Mi, córko. Poszukujesz spowiednika, gdyż boisz się pomyłek, błądzenia, urojeń. To pochwalam. Zauważ jednak, że nie znajduję dla ciebie żadnego ojca duchownego. Czyż to prak miłości


z mojej strony? Nie, nadmiar. Postanowiłem prowadzić cię sam, ażebyś mogła szybciej osiągnąć sprawność duchową potrzebną ci. Skoro zatem Ja cię prowadzę, a nie daję ci możliwości kontrolowania przez spowiednika, to zadbam też o to, abyś nie była napastowana i sam cię bronić będę jako swojej własności.


Ty zaś powinnaś zaufać Mi i odważnie wejść w ciemność ufności i zawierzenia. W niej pragnę budować naszą zupełną, stałą i pewną przyjaźń. Dla celów, ku którym cię wiodę, potrzeba, abyśmy rozumieli się tak, abyśmy stali się jednością. Pozostaw wszystkie pytania, które się w tobie teraz rodzą. Zaufaj mojej miłości. Ona


obmyśliła drogę i środki. Ona darzy, ona uświęca, ona prowadzi, strzeże i ona wszystkie niebezpieczeństwa zna i zaradzić im potrafi.


Znam twoją nicość, bo wzywa Mnie i płacze. Ona zaprasza Mnie, bym wszedł i pozostał z tobą.


Ty poznawać masz moją miłość do ciebie, moją wszechmoc, moją przyjaźń, opiekę i umiłowanie ludzi. Bo im wspólnie służyć będziemy. Pozostań w pokoju, moja mała córko.


XXIII ROZMOWA - Sam ciebie prowadzę


7 III 1983 r.


Zapytałam, czy Pan chce jeszcze rozmawiać ze mną.


- Tak, córko, chcę rozmawiać z tobą. Przedstawiłaś Mi przed chwilą wiele wątpliwości i pytań. Potem przeczytałaś moje słowa sprzed kilku dni dotyczące odłożenia pytań i zawstydziłaś się. A jednak Ja odpowiem ci, bo chcę, abyś się Mnie radziła we wszystkim, tak właśnie jak uczeń pyta się mistrza swego, a tylko wymówek i wyrazów nieufności wolałbym nie słyszeć od ciebie.


Mówiłem ci, że jestem mistrzem twoim i sam ciebie prowadzę. Nie znaczy to, że zawsze pozbawiona będziesz rozumiejącego cię spowiednika, a tylko, że do tej pory ci go nie dawałem, prawda?


- Tak.


- Dlatego idź do tego, którego ksiądz Jan ci doradza. Pamiętaj też, że Ja zawsze jestem obecny. Przed spowiedzią postaraj się zostawić Mi trochę czasu w milczeniu i w ciszy; wtedy będę mógł


dać ci odpowiednie światło.


Nie martw się też tymi dniami, w których służysz ludziom w tym, co im jest potrzebne. Przykrość sprawiłabyś Mi, gdybyś lekceważyła potrzeby bliźnich. Wiedz, Anno, że miłe Mi jest twoje


zainteresowanie, bo kiedy starasz się pomóc komuś w tym, czego mu potrzeba, robisz to dla Mnie. I nie jest to przenośnia.


Spracowanemu słudze już tu na ziemi wychodzę na spotkanie, a do mojego domu wprowadzam go sam w radości i weselu. Tak dzieje się z każdym, kto wraz ze Mną udziela się światu.


Tak też jestem obecny w waszym rodaku, umiłowanym synu moim, Karolu - Janie Pawle II. Wspomagajcie go modlitwą, bo trudne czasy ma przed sobą, ale nie obawiaj się, żyć będzie i wiele jeszcze dla Mnie dokona. Chcę, żebyś wiedziała to. Nic nie taję przed tobą, przeciwnie, pragnę, abyś zrozumiała plany moje dotyczące waszego kraju i sytuacji, w której przyjdzie wam działać. Nie martw się, córko, bo kiedy będzie trzeba, sam ci ułatwię pokonanie przeszkód, które teraz postawiłem przed tobą.


- Dlaczego, Panie, stawiasz te przeszkody?


- Dlatego, córko, że chronię cię i osłaniam, a także uczę i przygotowuję. Mówię ci, czego się po tobie spodziewam, a nawet wymagam tego, ale wstrzymuję wykonanie, aż nadejdzie czas właściwy.


- Ale przecież to jest okrucieństwo!


- Wiem, uważasz to za tak okrutne jak mój nakaz malowania mego wizerunku - dla Faustyny. Kiedy w tobie zrodzi się stała gotowość na spełnienie wszystkiego, czego życzę sobie, nawet


niemożliwości. Ja dam ci warunki i ludzi odpowiednich, bądź tego pewna. Teraz zaś trwaj we Mnie i ze Mną. Myśl o Mnie. Kochaj Mnie. Słuchaj Mnie. Tulę cię do mego serca, córko.


Czy odmówiłem komukolwiek pomocy...?


8 III 1983 r.


Byłam na święceniach akolitów i lektorów. Kleryk Wojciech prosił mnie o modlitwę z matką i bratową - w pośpiechu, bo było mało czasu.


- Pytasz mnie, Anno, o modlitwę za Wojciecha z nim i jego rodziną. Niepokoi cię, czy były to twoje słowa, czy moje. Co tobą kierowało, dziecko, kiedy zgodziłaś się na modlitwę, w której oczekiwano od ciebie przekazania moich słów?


- Czułam się nieszczęśliwa, przymuszona, zawstydzona takim żądaniem. Wydawało mi się, że to niegodny przymus względem Ciebie, Panie. Z drugiej strony to był dzień święceń diakonatu, dzień Wojciecha, i on tak bardzo pragnął w tym dniu słów od Ciebie, a przede wszystkim dla matki i bratowej. Wiedziałam, że one nie są przygotowane, ale liczyły na słowa i od zmarłego ojca Wojciecha; Wojciech im to zapewne obiecał. Czułam się jak zażenowany świętokradca i mam wiele obaw, czy nie mówiłam „od siebie".


- Nie, córko, to Ja mówiłem do nich, choć „przymuszony", i też powodowało Mną współczucie i pragnienie umocnienia ich wiary w moją obecność i opiekę. Tego też pragnął Wojciech. W moim życiu na ziemi ciągle byłem przymuszany. Nieustannie nalegano na


Mnie, wypraszano, wręcz wymuszano pomoc. Przypomnij sobie ślepego i trędowatych, sparaliżowanego, którego spuszczono przez dach - przede Mnie, nie dając Mi mówić o Ojcu. Nie liczono się z moim czasem ani zmęczeniem, a tym mniej z niechęcią do publicznego ujawniania mojej mocy, którą traktowano nie jako objawiającą się miłość i moc Ojca, a jako sztuczki czarnoksięskie, czyż jednak odmówiłem komukolwiek pomocy? Nigdy, ponieważ ogarniała Mnie litość i współczucie. I nadal tak czynię. Jeśli będziesz współpracować ze Mną, możesz spodziewać się niejeden raz takiej sytuacji. I zawsze współczucie twoje będzie i moim. Nie chciałbym natomiast nigdy zobaczyć w tobie próżności i zadowolenia ze swojej władzy nad moim Sercem, bo opiera się ona na mojej łaskawości, miłości do was wszystkich, miłosierdziu i pragnieniu przyjścia wam z pomocą - które ty wyzwalasz, jeżeli uczucia nasze są wspólne. Kiedy wzywasz pomocy mojej dla potrzebującego, udzielam jej. Pragnę gorąco, abyś Mnie wzywała jak najczęściej - ale tylko z miłości, ze współczucia, z pragnienia dopomożenia. Po to dałem ci mój dar. Po to wypełniam cię sobą i staję się „dostępny" tęskniącym za Mną, potrzebującym Mnie, poszukującym i zbłąkanym.


- Panie, zawsze mam ochotę przedstawić Ci ogromną listę osób, które potrzebują Twojej pomocy - ze mną na czele. Zdaję sobie sprawę, jak wiele ciąży na mnie. Cała przeszłość, w której spotykały mnie krzywdy. Ale ja również krzywdziłam ludzi, a nie wiem kiedy i do jakiego stopnia. Naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, że mam potężne „belki" w oku, ale ile ich jest i jak je wyjąć, nie wiem i bez twojej pomocy nie dam sobie rady.


- Dlatego właśnie spieszę ci z pomocą. Ze Mną razem nie możesz zbłądzić. Wiele zawiniłaś względem bliźnich swoich ostrymi sądami, krytyką, brakiem miłosierdzia w myślach i często w słowach, dlatego naprawić to możesz świadcząc miłosierdzie, prosząc Mnie za tych, których krytykujesz, usprawiedliwiając ich w swoim sercu i wobec Mnie tak, jak Ja usprawiedliwiam ciebie. Twoim największym wrogiem jest język. Więcej wyrządzasz nim zła, niż robisz czynem, bo potem widzę, jak pomagasz tym, o których myślałaś z gniewem i potępieniem.


- Co robić, jeżeli mówię szybciej niż pomyślę?


- Jeżeli będziesz trwała w mojej obecności, nie będziesz mogła źle wyrażać się o tych, których kocham. Jeżeli Ja kocham was, grzesznych, będąc samą czystością, ty - grzeszna jak oni (chociaż każdy wedle swej natury) - jak możesz żądać od nich doskonałości, sama nie żądając jej od siebie. Wiesz, jak trudna jest droga oczyszczania się z wad i nawyków. Wiesz, o czym mówię; słuchałem twojej rozmowy telefonicznej. Oburzasz się i pogardzasz „chamstwem", a przecież tym jest pogarda bliźniego, czyż nie tak?


Przepraszałam Pana.


- Posłuchaj, Anno. Ja nikogo nie potępiam, ciebie też nie. Bo Ja jestem waszą pomocą, mistrzem i drogą. Potępienie i pogarda


odrzuca, podczas gdy wyrozumiałość i cierpliwość pozostawia czas, usprawiedliwia i stara się delikatnie wykazać błędy i drogę poprawy. Czyż nie tak postępuję z tobą?


Najpierwej trzeba kochać ze wszystkich sił, całą wolą i sercem. Z miłością wszystkiego dokonać można. A że cierpisz nad jej brakiem, daję ci miłość moją i chcę, ażebyś uczyła się ze Mną kochać. Zapewniam cię, że nie ustanę w ukazywaniu ci mojej miłości do was. Chcę, abyś była świadkiem mojego postępowania z wami - zawsze łagodnego i pełnego troskliwości. Widzisz, jak zwracam się do was, kiedy Mnie potrzebujecie, jak bardzo staram się pocieszyć was, podnieść z załamania, zachęcić i leczyć wasze rany. Każdy z twoich bliźnich krwawi. Każdemu potrzebny jest opatrunek, a nie kara. Lekarz nie pyta chorego o przyczyny choroby. Mnie są one znane. Rzadko ktoś rani się sam. Zawsze za jego cierpieniem, kalectwem lub otwartą raną stoią winy innych względem niego. Niekiedy przez wiele pokoleń są przekazywane. Biedne dziecko ludzkie już z mlekiem matki pije truciznę. Jakże często świat niszczy i niweczy dobro już w zarodku. U młodziutkiego stworzenia pozbawionego odporności, doświadczenia i własnego rozeznania powstaje fałszywy obraz rzeczywistości, gdzie bogiem jest pieniądz, użycie, sława lub kłamliwe wyobrażenie prawdy. Czyż mogę je winić za późniejsze błędy?


Ty, Anno, sądy o bliźnich również przekazywane miałaś w oparciu o ich pochodzenie, znaczenie, inteligencję, sposób zachowania, wiedzę - a więc równości w nich nie było i jeszcze ciąży nad tobą taki sposób osądu. Ty jednak wiesz, że wszystko jest moim darem, więc Jak można osądzać tak surowo tych, którzy mniej niż ty otrzymali?


- Ale zło jest złem!


- Tak, dziecko, „zło jest złem", ale ludzie czyniący zło jakże rzadko widzą je jasno. Oni po prostu myślą tak wiele o sobie, że nie zostaje im już chęci na zauważanie potrzeb bliźnich. Jest to grzech pierworodny ludzkości: miłość własna stawiająca „ego” pośrodku życia, ubóstwiająca je. „Pycha żywota”, to żywa rzeczywistość, i w każdym czasie tak samo obecna i szkodliwa. My właśnie z nią walczymy, prawda? Każdy, kto Mnie wybiera, wybiera prawdę, ale i walkę ze światem o miejsce dla mego tronu. I z każdym z moich przyjaciół jestem, wspomagam go i osłaniam.


XXIV ROZMOWA - O przyjaźni człowieka z Bogiem


9 III 1983 r.


Była u mnie Danusia i modliłyśmy się razem. (Danusia wstąpiła później do zakonu).


- Moje dziecko, powiedziałem przed chwilą tobie i Danusi, że jeżeli chcecie, aby przyszli do mnie inni, których Mi oddajecie, i o których zbliżenie do Mnie prosicie, wy same musicie nauczyć się żyć ze Mną w ścisłej przyjaźni.


Nie pragnę wielu „letnich" ludzi. Pragnę prawdziwego zrozumienia i głębokiej więzi miłości z każdym z was. Przez jedną osobę ufającą Mi i kochającą Mnie gorąco przyjść do Mnie może ogromna liczba obojętnych dawniej i zimnych, natomiast letniość nigdy i nikogo rozgrzać nie zdoła.


Cały mój Kościół pozostanie nadal daleki ode Mnie (chodzi o brak zażyłej osobistej przyjaźni z Jezusem) i śpiący, jeśli nie zakiełkuje w nim, chociażby w kilku osobach, moja żywa i gorąca obecność. Dlatego, jeśli naprawdę zależy wam na bliźnich waszych, na ojczyźnie waszej i świecie, starajcie się dopuścić Mnie do waszych Serc.


Serce, w którym Ja żyję, może zapalić cały świat. Przez serce Maryi, Matki mojej, przyszło zbawienie na świat. W każdym z was, wraz z wypowiedzeniem „fiat" - „niech się tak stanie", „oto ja, służebnica Pańska" - na nowo rodzi się moje zbawcze działanie. Jedynie bowiem wasza zgoda pozwala Mi połączyć moją wszechmoc z waszą nicością.


Człowiek może powiedzieć swemu Bogu zdecydowane „nie", lecz najczęściej mówi „tak, przyjdź" - ustami, a serce jego drży z lęku, że odbiorę mu coś z tego, co nagromadził sobie.


Ja widzę serca, i tam tylko przychodzę, gdzie droższy gospodarzowi jestem nad wszystkie skarby ziemi. Lecz jeśli przyjdę i gościnę otrzymam, pozostanę, i wtedy Ja dzielę się z gospodarzem moimi skarbami. Jakie one są, już poznajecie, ale to są dopiero początki przyjaźni. Powinna ona wciąż rozwijać się i wzrastać. Dlatego potrzebna Mi przestrzeń w sercu waszym. Im mniej w nim waszych upodobań, przywiazań, zamiarów i nawyków, tym bardziej wypełniam miejsce uprzątnięte i przygotowane Mnie - tym, co ze sobą przynoszę. Pustą przestrzenią w sercu ludzkim jest nie tylko odrzucenie tego, co zbędne, co przeszkadza i zaśmieca, ale i pragnienie przyjęcia tego, co Ja wnoszę, pragnienie ufne i gorące (bo płynące z miłości) przyjęcia wszystkiego, co będę chciał wnieść. Bo jeśli się ufa swemu przyjacielowi, to i polega się na nim we wszystkim, co czyni.


Waszym przyjacielem Ja jestem i pożądam gorąco waszego zawierzenia, zdania się na Mnie. Wtedy mogę człowieka ziemskiego przemienić tak, by wszystko, co moje, stało się i jego własnością.


Moja natura przenika ufających Mi i uświęca. Stajemy się Jednością. Wspólnie kochamy świat i służymy mu. Dla przyjaciół moich otwarta jest cała moc moja, z której czerpać mogą i rozdawać wedle swej hojności i miłosierdzia.


Przyjaźń z człowiekiem jest szczęściem moim.


10 III 1983 r.


- Pomogę ci, córko. Nie czynię tego gwałtownie. Powoli odwracam twoją uwagę i upodobania ku temu, co pożywniejsze jest i bardziej cię wzbogaca. Dlaczegóż miałbym małemu dziecku wyrywać jego zabawkę? Czekam, aż zainteresują je bardziej nauki i obecność Mistrza.


Teraz, Anno, wiesz, że jestem stale przy tobie. Pragnę utrwalić w tobie to przeświadczenie, bo nie zawsze będziesz je „odczuwała". Ale chcę, abyś wtedy też pewna była mojej żywej, czujnej i kochającej cię obecności. Nie na „odczuwaniu" polega stała nasza przyjaźń, a na zawierzeniu Mi. Każde moje słowo jest prawdą. Jeśli mówię ci, że zawsze jestem z tobą - niezależnie od tego, co ty robisz i w jakim stanie ducha znajdujesz się, nie od ciebie bowiem uzależniam moją obecność, a od siły miłości mojej ku tobie - jest to słowo Boga twojego. A słowo Boga jest fundamentem świata. Wasze dojrzewanie jest skutkiem zawierzenia Mu, a im jest pełniejsze, tym prędzej Ja przychodzę z pomocą. Zaufanie Mi jest największym darem, jaki możecie Mi złożyć..


Przerwałam, ktoś przyszedł.


Ludzkość grzęźnie w kłamstwie pychy


11 III 1983 r.


- Moja córko. Zawsze znam całkowicie stan człowieka w jego wszystkich władzach. Wiem, że trudno ci się skupić, że czujesz się zmęczona i senna. Silnie reagujesz na zmiany pogody i dlatego wcale cię nie przynaglam. Jeśli jednak znajdujesz chwilę czasu, by być ze Mną, i chcesz tego, sprawiasz Mi wielką radość.


- Ty, Panie jesteś dla nas za łagodny, za dobry!


- Mówisz, że jestem „za dobry" dla was. Że za mało wymagam, a za dużo przebaczam, że należałoby wziąć was silniej „w karby". Dlaczegóż miałbym to czynić? Celem moim jest, abyście wy byli szczęśliwi. Czy można kogoś zmusić do szczęścia?


Dla was, a nie dla siebie, pragnę szczęścia. Ja jestem szczęściem tak nieskończonym, iż nic Mi nie potrzeba. Pomimo to, zauważ, że równie silnie pragnę obdarzać moim szczęściem was, którzy go nie posiadacie w sobie, a znaleźć możecie jedynie przeze Mnie zanurzywszy się w szczęściu Boga.


Wszystko zrobiłem, abyście mogli uświadomić to sobie, każdy z was z osobna. Podtrzymuję was w waszych poszukiwaniach, zachęcam, pomagam. Towarzyszę wam, gdy dopiero poszukujecie Mnie pod wieloma postaciami „szczęścia": ostrzegam was i ochraniam, wskazuję cele i drogi do nich. Bo najczęściej na początku nie Ja sam jestem celem waszym, a szaty moje widzialne, które was zachwycają i zwracają ku odnalezieniu ich ośrodka - Osoby w nich utajonej, ale żywej, prawdziwej przyczyny istnienia tego, co widzicie, przeżywacie i istnienia was samych.


To, że z całej mocy mojej miłości pragnę uszczęśliwienia was - uszczęśliwienia jedynie prawdziwego - wypływa z mojej istoty: darzącej miłości. Wszystkie niezliczone byty duchowe powołałem do istnienia dla uszczęśliwienia ich: objęcia moim szczęściem, udzielenia im pełni - dla nich możliwej - mojej własnej szczęśliwości.


Wam, rodzinie ludzkiej, dałem prawo wyboru, gdyż zapragnąłem tego. Grzechem waszym stała się podejrzliwość i nieufność względem moich zamiarów dla was. (Widzę obraz i rozumiem sens grzechu pierworodnego, którego uczestnikiem jest każdy z nas). A przecież wiedzieliście, że wszystko, wraz z własnym istnieniem, zawdzięczacie Mnie. Pomimo to nie chcieliście zawierzyć mojej miłości i postanowiliście sami decydować o sobie. Przeceniliście swój rozum i swoją znajomość rzeczywistości. Odrzuciliście zależność ode Mnie, która przecież nie przestała pomimo to być zależnością. Stąd żyjecie wciąż w świecie złudzeń, ułud i fałszu, a uparte odrzucanie prawdy o was samych mści się na was coraz tragiczniej Im głębiej zanurzacie się w kłamstwo pychy, tym gorsze są konsekwencje tego. Ten wiek jest wiekiem zbiorowych obłędów całych bloków narodów. Zauważ, jak z jednego kłamstwa wchodzicie natychmiast w drugie, a każda realizacja fałszywej wizji (życia społecznego) opłacana jest krwią, zbrodnią i nieszczęściem milionów ludzi.


Dałem wam rozum, a wy obracacie w ruinę i śmierć, cokolwiek zaczynacie budować. Widzisz, jak straszliwą przeszkodą jest pycha. Nie pozwala ona zrozumieć źródeł błędu i zawrócić ze ślepej drogi. Tworzy błędne koło, z którego nie wyjdziecie inaczej jak przez śmierć, poprzez śmierć całego globu, o ile Ja was nie uratuję.


Dlatego teraz właśnie otwieram upusty swego miłosierdzia. Nie mogę zaprzeć się samego siebie. Jestem Miłością i zmiłuję się nad wami.


Cokolwiek otrzymujecie ode Mnie, otrzymujecie, gdyż zalewam was moją miłością, bogatą we wszelkie dary, szczodrobliwą, łaskawą, i odradzającą. Gdybyś widziała rzekę miłości spływającą na ziemię wam ku pomocy... (Pan mówi to ze smutkiem i ze współczuciem dla naszej ślepoty duchowej).


Każdy, kto zwraca się ku Mnie, kto Mnie prawdziwie Panem swym i Bogiem uznaje, może uczestniczyć w uczcie mojej zastawionej dla was. Każdy, kto Mi zawierzy, kto przyjmie moją miłość, gdyż zna Mnie i wie, żem jest dobry - każdy z was może czerpać i pić, i innym udzielać wszystkiego z dóbr moich, o co poprosi.


Czy teraz wiesz już, dziecko, dlaczego tak cię obdarzam...?


Odpowiedziałam:


- Tak, wiem: bo mnie kochasz Twoją bezgraniczną miłością.


12 III 1983 r.


- Ojcze, wiem już, że będziesz mnie kochał zawsze. A tylko na miłości warto się opierać. Naucz mnie tak kochać bliźnich, jak Ty mnie kochasz. Wiem, że będę żałować wszystkiego, co mogłam dla Ciebie zrobić, a czego nie wykonałam - tego, że zawiodłam Ciebie. Pomóż mi, Ojcze, dostrzegać Twoje znaki i lepiej słyszeć Twoje wezwania. Nauczyłeś mnie czekać i nie martwić się upływem czasu. Poddałam się Tobie. Nareszcie zostawiam Ci inicjatywę i czekam, co mi dasz do zrobienia, ale wciąż tak dużo czasu pozostawiam sobie, a tak mało pozostaję z Tobą. Czuję Twoją obecność. Jestem szczęśliwa, kiedy w domu jestem sama z Tobą. Wiem, że stale tak być nie może, ale broń mnie, Ojcze, przed natrętami. Pozwól, aby przychodzili ci, którym mogę pomóc w jakikolwiek sposób, a nie ci, którzy szukają „lustra" i mnie używają do tego, by się w nim przeglądać.


Proszę Cię, Ojcze, bądź rzeczywistym Panem mojego... i Twojego domu. Dziękuję Ci za to, że chcesz tu wspomagać ludzi, radzić im i pocieszać. Daj, Panie, odczuć innym Twoją obecność. Pozwól mi usunąć się, mniej być gospodynią, a więcej słuchaczem. Pragnę, abyś Ty się objawiał, aby goszczący tu zwracali się do Ciebie, z Tobą mówili i Ciebie uczyli się poznawać w Twojej prawdziwej naturze, w Twojej dobroci, miłości, współczuciu, wyrozumiałości i w Twojej pomocy, bo tylko ona jest prawdziwie skuteczna.


Kocham Cię, Ojcze mój i Boże. Kocham Cię, mój Przyjacielu i Mistrzu. Kocham Cię, tajemniczy Duchu - Światło, Miłości i Przewodniku nasz.


XXV ROZMOWA - Kto ze Mną chce zawrzeć przyjaźń, odrzucić musi wszystko to, co go od bliźnich oddziela


12 III 1983 r., po południu


- Córko moja, zachęcam cię, byś stale ze Mną rozmawiała o cierpieniach i kłopotach innych ludzi. Chcę, ażebyś była pośrednikiem. Nie każdy zna drogę do mojego serca. Nie każdego uczę tak, jak ciebie. Pragnę więc, ażebyś poznając Mnie, który ci się objawiam, ukazywała Mnie innym twoim bliźnim, gdyż dary moje służyć mają dobru wspólnemu.


- Jak im to przekazywać?


- Ja cię prowadzę i drogę do ciebie poznają ci, którzy zdolni są do przyjęcia mojej nauki. Nie każdemu możesz mówić o naszej przyjaźni, ale każdemu możesz ukazywać Mnie. Ja ci w tym pomogę. W domu twoim pragnę spotykać się z tymi, którzy szukają zbliżenia do Mnie i przyjaźni ze Mną. Po to ci go dałem, co sama rozumiesz. Przekaż im, że pragnę takiej przyjaźni: ścisłej, osobistej, bliskiej - z każdym człowiekiem. Niechaj próbują, niech odważą się traktować Jezusa jak kogoś najbliższego sobie, kogoś, kto - niezależnie od ich stosunku do Boga - kocha ich jak nikt inny, rozumie, chce pomagać i z nimi współpracować dla zbawienia świata.


Wiedz, że przyjaźń ze Mną jest włączeniem się w moją miłość, moje plany, moje starania o was. Ja zabiegam o każdego człowieka. Kto ze Mną chce zawrzeć przyjaźń, odrzucić musi wszelkie uprzedzenia, niechęci - wszystko to, co go od bliźnich oddziela.


Uczę cię, córko, rozumieć moje „spojrzenie" na ludzi, mój stosunek do was, a także moje postępowanie z wami. Jeżeli uznajesz, że jest ono dla was najlepsze, rozum nakaże ci naśladować je, bo sumienie zawsze wskazuje ci prawdę, mówi o mojej do was miłości. Im bliżej Mnie będziesz trwać, tym bardziej podzielać będziesz moją miłość. Wiesz już, że sama nie zrobisz nic dobrego, ze Mną zaś wszystko. Dla Mnie nie ma niemożliwości ani ograniczeń, ale nie wiesz jeszcze, jak bardzo pragnę udzielać wam mojej mocy. Wedle waszego uwierzenia Mi i polegania na Mnie dam wam udział w moim działaniu, i stanie się wam łatwe i proste pokonanie każdej bariery niemożliwości, jaką, stawia rozum ludzki, mało świadomy jeszcze i obciążony przesądami, błędami, zadufany w sobie i pyszny. Świat jest jak wczesna młodość człowieka: sądzi i wydaje wyroki - a wie tak mało.


Lud Starego i Nowego Przymierza


Po przerwie zapytałam Pana, co On sądzi o mojej dzisiejszej rozmowie ze znajomą, która kwestionowała Ewangelię.


- Odpowiem ci, córko, bo tego właśnie pragnę, byś nie innych, a Mnie pytała w przypadku niepokoju.


Ewangelia moja nie jest jedną z wielu filozofii. Jest jedyną prawdą, jedyną nadzieją, jedyną rzeczywiście Dobrą Nowiną, bo jest... prawdziwa. To Ja mówię wam o waszej rzeczywistości, ukazuję wam drogę zbawienia i sam was prowadzę. Dlatego wierząc słowu memu, nie możecie zbłądzić.


Ongiś przymierze zawarłem z jednym człowiekiem, gdyż uwierzył Mi (Pan wskazuje mi Abrahama). Stał się on ojcem plemienia. Obiecałem mu, że potomstwo jego stanie się tak liczne jak gwiazdy i tego dotrzymałem. Potrzebny był Mi lud, na którym zaszczepić chciałem prawa moje i rozpocząć w nim naukę, która otworzyłaby im oczy na miłość, przebaczenie i miłosierdzie moje. Wszystko, co działo się z nimi, temu służyło. Objawiałem się im w istocie mojej na tyle, ile przyjąć mogli. Sprzeciwiali Mi się nieustannie. Zdradzali i zapierali się w dobrobycie, bluźnili w nieszczęściu. W tym byli tacy sami jak cały lud człowieczy.


Wybrałem ich, aby stali się dla innych ludów przykładem współżycia w miłości, by sobą potwierdzali, że miłość moja jest tak wielka, iż zbliżam się do człowieka i udzielam się mu, kieruję nim i doradzam. Ale oni nie tego chcieli. Uznali się za „wybranych" przeze Mnie ze względu na swoją wielką wartość, a nie - jak prawdziwie się stało - ze względu na Mnie samego - miłość litościwą dla was i współczującą wam z powodu nędzy waszej, słabości, ślepoty i grzechu.


Mieli stać się pierwszą szczepionką szlachetną na dziczce drzewa ludzkiego. Chciałem, by pociągali za sobą inne narody, by chcieli głosić prawdę o Mnie. A oni zamknęli się za murami mojego Przymierza pogardzając resztą mych dzieci! (Pan to mówi gniewnie).


Dałem im więc Syna swego - Świętość Najświętszą, Czystość Nieskończoną, Światło i Prawdę - aby On ich przemienił. Wypełniłem wszystkie obietnice moje. Sobie byłem wierny pomimo niewierności Izraela.


Córka izraelska, Maryja (Pan mówi: Miriam), okazała Mi wierność za cały ród swój i naród żydowski - Jej winniście wdzięczność. Ona przyjęła Słowo moje i wiernie strzegła Go i dzieła Jego. Tak więc „Zbawienie wyszło od Żydów", ale swoi nie przyjęli Go. Ci, którzy przylgnęli do Jezusa w szczerości serca, stali się zarodkiem Nowego Przymierza, jakie Syn Boży przypieczętował własną krwią. Od tej pory moim „ludem wybranym" są ci i tylko ci, którzy umiłowali Syna mego i idą za Nim. Jeden jest „naród wybrany" - lud ludów, lud bez granic i różnic, lud mój umiłowany równie i zawsze tak samo - nieskończenie. (Zrozumiałam, że potencjalnie jest nim cała ludzkość, bo Pan tak ją widzi - w przyszłości).


Syn mój pragnie ogarnąć miłością swą, przebaczeniem i opieką całą ludzkość. Nikogo nigdy sam nie odrzuca, wszystkich przygarnia, gdyż miłość nie niszczy i nie wyklucza. Kto tak myśli, nie rozumie miłości. Nie ma narodów „lepszych" i „gorszych", „mniej" i „bardziej" kochanych. Są w oczach moich jak ludzie - różnią się, bowiem od każdego z nich innej służby pragnę i do takiej dałem im potrzebne narzędzia. Narody rosną jak ludzie i jak ludzie błądzą, poszukują, gubią drogę prostą, a wybierają zdradliwą. Daję im czas potrzebny. Ale i narody, jak ludzie, starzeją się i umierają lub giną gwałtownie, jeśli pełnią zło, gdyż spotykają się wtedy z podobnymi sobie, i tylko Ja mógłbym je ocalić - jeśli Mi zawierzą. Nie tylko ludzie, lecz całe narody - jeżeli chcą tego - odrzucają Mnie, występują przeciw Mnie i nienawidzą Mnie i sługi moje. Pozostawiam im czas. Jeśli trwają uparcie w błędzie, szerzą nienawiść i niszczą inne ludy, upominam je, oświecam przez klęski i nieszczęścia, ale uparte i zakamieniałe pozostawiam im samym. Nienawiść i zbrodnia niszczą się same.


Zapytałam, czy Bóg przyjaźni się tylko z ludźmi ze swego Kościoła.


- Ja przyjaźnię się z każdym człowiekiem, który wzywa Mnie, pragnie, szuka i kocha prawa moje, a przyjmuje i rozwija dary moje. Oni tworzą lud Boży, a granice jego nie pokrywają się z mapą organizacji Kościoła. Tym, którzy cierpią głód Boga, będąc poza ziemskim Kościołem, dopomagam, doprowadzam doń lub czuwam nad nimi i wspomagam sam. Dzieje się to tam, gdzie nauka Syna mego jeszcze nie dotarła lub została zniweczona przez grzech tych, którzy własne zło pokrywają płaszczem Kościoła, lub przez nieprzyjaciela (przez posłuszeństwo jemu). Lud Boży, a więc mój lud, stanowią wyznawcy, słudzy i przyjaciele Syna mego oraz ci, którzy żyją wedle Jego słów odnajdywanych w sumieniu, nie wszędzie bowiem istnieć może żywy organizm Kościoła, ale wszędzie znajdują się tacy, którzy kochają Boga.


Powiedziałem „nie pokrywa się z mapą organizacji Kościoła", gdyż tak jak Kościół mój przenika wszędzie, tak nieprzyjaciel ma licznych czcicieli wśród przyjętych przez chrzest do mojego ludu. Wielu też wrogów moich mieszka - i niszczy dzieło moje - pośród narodów, które twierdzą, iż są chrześcijańskie.


Przerwałam, ktoś przyszedł.


Tak wielu Żydów służyło Mi z miłością


13 III 1983 r.


- Ciągle jeszcze nie jesteś przekonana. Jestem waszym Ojcem. Czyż ojciec wyróżnia jedne, a odrzuca inne swoje dzieci?


- A Izaak? - pomyślałam.


- Myślisz o Jakubie i Ezawie? Zanim urodził się Jakub, Ja zapragnąłem go i obdarzyłem stosownie do zadania, ku wykonaniu którego przygotowałem go. Niedobrze jest, kiedy dzieci nie słuchają ojca i same chcą kształtować swoje losy zanim dojrzeją i zobaczą się w prawdzie.


Wciąż pytasz, czy zawsze kochać będę Żydów bardziej niż inne narody i wybaczać im wszystko, a inne wciąż karać. Myślisz, Anno, o twoim narodzie.


Każdemu człowiekowi najmniejsze dobro przezeń uczynione pamiętam i wynagrodzę. Tak wielu Żydów służyło Mi z miłością, tylu ich mam w domu moim - a oni wciąż proszą i orędują za swoimi ślepymi i zawziętymi braćmi. Czyż mogę się oprzeć prośbom tych, którzy pierwsi poszli za Synem moim? Prośbom Jego samego i Maryi...?


Spytałam, jak to możliwe, żeby Bóg - Jezus Chrystus prosił. Pan odpowiedział:


- Jezus Chrystus, Syn mój pierworodny, wstrzymuje sprawiedliwość moją ukazując swój Krzyż.


Pan powraca do tematu Żydów:


- Wciąż daję im czas. Wiem, iż wśród nich nieprzyjaciel ma wielu sług chętnie i gorliwie służących mu. Od wieków zaślepieni są tym samym błędem, przez który odrzucili i zgładzili Syna Bożego - Tego, dla którego istnieli, walczyli i dla którego Ja ukochałem ich. Kamień węgielny odrzucony został przez mój lud, ale Kościół mój zbudowałem na nielicznych, którzy uwierzyli i którzy ginęli kolejno dla miłości Syna mego i Boga swego, a także dla miłości was wszystkich, którzy przyjdziecie. Czyż mogę ich zapomnieć?


Ale spójrz, rozproszyłem ich po świecie, przez wieki bez ojczyzny byli i bez świątyni, którą utożsamiali z moją obecnością wśród nich. Zobacz, inne narody wciąż wchodzą do Kościoła mojego, włączają się w społeczeństwo moje z radością i nadzieją, a oni, jak martwe drzewo, nie dają Mi owocu. Istnieją - wedle obietnicy mojej - ale jakże im trudno do Mnie powrócić. Widzisz, istnieje też „pycha narodu" i zawsze takie same skutki przynosi: ślepotę, kłamstwo, stagnację w błędzie, brak wzrostu, zamieranie...


Przerwałam, ktoś przyszedł.


Dlaczego odrzucono oczekiwanego Mesjasza


16 III 1983 r.


- Wiesz, Anno, co było powodem odrzucenia Jezusa i Jego nauki? Nawarstwione w ciągu wieków przekonanie o osobie Mesjasza. Mieli wiele słów proroków mówiących prawdę o Synu moim, bowiem przygotowywałem ich, lecz oni przyjmowali te tylko, które zdawały się głosić chwałę Zbawiciela i Jego prawdy jako chwałę Izraela, podbijającego świat i zakładającego ziemskie mocarstwo, a naród wybrany widzieli jako taki, który pomści się na wrogach i stanie jako pan nad wszystkimi innymi narodami, by rządzić nimi twardą ręką i czerpać z nich bogactwa.


Tyle czasu przebywałem z nimi, objawiałem się im, a nie zrozumieli Mnie. Czcili Niewidzialnego, a pożądali materialnego, ziemskiego, i wierzyli, że Ja, kochając mój lud, dam mu zająć miejsce Rzymu i władzę nad światem. Kochali więc i oczekiwali nie Mesjasza zbawcy i wyzwoliciela z grzechu, a wodza prowadzącego ku osiągnięciu wszelkich zaszczytów i dóbr ziemskich. Pokochali naprzód już swoje przyszłe bogactwa i przywileje, nie Mnie, Boga swego bowiem użyć chcieli jako narzędzie swoich zamysłów. (To ostatnie zdanie Pan mówi z naciskiem, prawie z oburzeniem).


Jeszcze raz - zobacz, jak pycha, nienawiść i chciwość zaślepiają oczy mędrców, uczonych i kapłanów służących swemu Bogu. Przez setki lat uczyłem ich sprawiedliwości, miłosierdzia, dobroci, swoim stosunkiem do nich ukazując im jacy być powinni, by stać się mogli moim ludem prawdziwie. Przebaczałem im zawsze, aby nauczyć ich przebaczenia.


Pomimo ich win i ustawicznego powrotu do dawnych błędów nie odwróciłem się od nich i nie zerwałem Przymierza. Byłem wierny, łaskawy, chętnie zapominałem ich winy i łzom ich zawsze dawałem się uprosić. Litowałem się nad ich nędzą, ślepotą i słabością. Wreszcie przez posłuszeństwo i zupełne zawierzenie Mi w osobie Córy Izraelskiej (Maryi), przez Nią i dzięki Niej Bóg stał się człowiekiem i zamieszkał wśród ludu swego, by podzielić z nim niedolę, cierpienia i krzywdy i dać mu nadzieję.


Jezus, Syn mój umiłowany przyszedł, by osobiście ich przemienić i pojednać ze Mną. Lud mój miał wolną wolę, był przygotowany.


Mógł wybrać Jego - Prawdę, Miłość i Przebaczenie. A stało się, że starsi narodu, Moi(!) kapłani, wyznawcy i uczeni w Piśmie, przerazili się Jego nauką - Moją nauką - i Boga, oczekiwanego Zbawcę swego odrzucili i w imieniu ludu bezprawnie - niewinnego! - zamordowali.


Dlaczego mówię ci, córko, to, co znać powinnaś? Otóż Ja każdemu narodowi i człowiekowi daję czas potrzebny dla wzrostu, nauki i zrozumienia celu i sensu jego istnienia. Jeśli czas ten wykorzystany zostanie właściwie, wtedy w odpowiedniej porze Ja stawiam zadanie i pracującego wspomagam swoją mocą. Izrael nie poznał godziny nawiedzenia swego, bo uczyć się nie chciał, a trwał tylko przy tym, co odpowiadało jego ludzkim skłonnościom. Nie nauczyciele i mędrcy - Ja sam go uczyłem. Ode Mnie przez wieki odbierał słowa prawdy. Mówiłem przez proroków i nauczycieli. Dawałem im przewodników. Moje światło oświecało ich, a dłoń moja wyciągała się w ich obronie, gdy Mnie wzywali. Pod moim okiem rośli. Wydawać się może niemożliwym, by Syna mojego nie przyjęli sercem otwartym i gorącym, a jednak znienawidzili go aż do śmierci krzyżowej...


Spójrz, jak dary moje, pomoc moja i miłość, zostały sponiewierane i odrzucone...


Co dzieje się, gdy naród lub człowiek wszystko, co daję mu, odrzuci? Wy chcielibyście kary, potępienia, sprawiedliwości widocznej i szybkiej, bo krótkie jest wasze życie, a krzywda i niesprawiedliwość was boli. Życie wasze jednak nie jest jednodniowe i duch wasz jedynie chwilowo widzi przez mgłę i błądzi. W moim nieskończonym świecie każda krzywda naprawiona być musi, a sprawiedliwość moja trwa wiecznie. Tam jest jej dom, nie na ziemi. Dlatego wciąż cierpieć będziecie i smucić się, dopóki nie zawierzycie Mi i nie oprzecie się na Mnie samym - Prawodawcy i Sędzim.


Ale spójrz, co dzieje się z Izraelem. Oddaliłem się i pozostał im dom ich pusty. Nie daję im mniej niż innym, ale nie współżyję już z nimi jak ojciec z dziećmi swymi.


Syn mój odkupił was, całą ludzkość ziemi aż do skończenia świata. Wyszedł z kolebki Izraela i z wysokości krzyża „wybraństwo" ludu mego rozpostarł na was. Porzucił Izrael, dom swój rodzinny, wszedł w świat i wciąż idzie w Kościele swoim aż po krańce ziemi. Z Nim i za Nim poszła „resztka Izraela", garstka nieduża, i oni stali się pierwszym owocem oddanym Mi w darze przez Syna mojego. Owoc ów z ogrodu Izraela pochodził i z jego soków pijecie wszyscy. Każdy, kto był Mi wierny i - kolejno przez wieleset lat mojego prowadzenia - wypełniał wolę moją, głosił prawdę moją i prawa moje, teraz ze Mną jest i nagrodę swoją odbiera. Oni siali ziarno, wy co roku plony Mi przynosicie. Syn mój spichrze swoje napełnia i nie ma ludu lub narodu, którego dzieci nie przebywałyby z Nim w królestwie Jego.


Zauważ dalej, kto poszedł pierwszy za Synem moim i nie dziel na Żydów i pogan, patrz w dusze. Pierwsi poszli ci, którym obce były: pycha, uprzedzenia, pogarda i chciwość. Poszli ubodzy i prości, głodni Ewangelii Syna mego, spragnieni miłości, braterstwa, pokoju, radości, wolności, prostoty życia i przyjaźni. Poszli ci, którzy nie bogactwa szukali, nie zaszczytów i władzy, a prawdy i sprawiedliwości.


Na czym Jezus założył fundamenty mojego Nowego Przymierza? Na starych głazach mojego Zakonu - lecz na tych, co odrzucone zostały (przez kapłanów i uczonych w Piśmie)...


- Na Prawie i sprawiedliwości?


Pan powtarza: „na Prawie i sprawiedliwości" i dodaje:


- Tak, lecz przede wszystkim na miłości i miłosierdziu, na współczuciu i wzajemnym powszechnym, braterskim miłowaniu.


Syn mój odsłonił na nowo moje prawdziwe oblicze: Boga waszego - Ojca miłującego was. Ukazał wam też - sobą, sam - sytuację waszą: nie sług, żebraków i przybłędów, lecz rzeczywistych synów moich, oczekiwanych w domu moim - bo czystych, obmytych Krwią Boga-Człowieka.


Wola moja wypełniła się, lecz ci, którzy przez wieki z dumą nosili miano „narodu wybranego", odmówili Mi posłuchu. Mieli być pierwsi, będą ostatnimi, ponieważ pozostawiłem ich własnemu ich wyborowi. Odrzucili i zamordowali Miłość, dlatego tak trudno im kochać moje dzieło w świecie. Usychają w swoim getcie spowici w pychę, nadal zachowując przekonanie o swoim wybraństwie.


Kościół otwarty jest dla wszystkich narodów


Stracili Mnie i dlatego wciąż sami próbują realizować obietnice moje dane im nie dla ich wyjątkowej doskonałości, a ze względu na Syna mojego. Jezus, Zbawiciel wasz, założył Kościół swój z małą resztką Izraela, i oni przejęli błogosławieństwo i obietnice moje. Oni byli pierwszymi współpracownikami moimi w dziele zbawiania świata. Byli ludem moim „wybranym", tak jak teraz wy (ludzie obecnie żyjący) nim jesteście. I nie ma w nim Żyda ani poganina, białego czy czarnego - są tylko ukochane dzieci moje i jest jeden Ojciec, Bóg, Pan wasz. Dom mój otwarty jest i dostępny dla każdego, kto zapragnie weń wejść.


W Kościół mój na ziemi wciąż nowe wkraczają narody i każdy z nich wnosi własne bogactwa, którymi je uposażyłem. Każdy też dzieli się tym, co otrzymał, rozwinął i uświęcił, z całą wspólnotą Kościoła. Miłość moją ma każdy naród, lecz w miarę dorastania spodziewam się służby gorliwszej, większego oddania, głębszej współpracy z tymi, które przygotowałem i uznaję za dojrzałe.


Do Polaków


Za dojrzałych do pełnienia służby miłości i miłosierdzia, do współczucia i przebaczenia uznaję teraz was. Twój naród, Anno, przeszedł ciężką i twardą naukę, bo ćwiczyłem go i hartowałem. Nadchodzi czas, abyście ukazali się światu w swojej samarytańskiej służbie. Dla niej zachowałem was i jeszcze zachowam. Na nią błogosławieństwo moje wam daję i pomoc moją szczególną. Moja ojcowska, troskliwa opieka rozpina się nad wami (widzę to jak namiot, jak skrzydła olbrzymiego orła rozłożone nad nami - całym małym narodem osłanianym przez nie) i zapewniam was, że nie ma siły, która mogłaby wam zagrozić. Teraz wy (Polacy) jesteście „wybraną" cząstką mojego ludu, bowiem wam właśnie powierzam służbę najtrudniejszą i najcięższą - torowania nowych dróg, przewodnictwa na drodze ku Mnie już nie poszczególnych ludzi bądź grup, ale całych narodów. W tym liczę, że naprawicie winę Izraela i okażecie wierność Królowi waszemu, Jezusowi Chrystusowi.


Tęsknota moja do bliskiego współżycia z wami powoduje, że postanowiłem znowu żyć z wami tak ściśle, jak niegdyś z Izraelem. Bóg tęskni do miłości człowieka, do wypełniania swoim szczęściem pustki oczekiwania ludzkiego. Wasz trudny i bolesny los sprawia, iż do was serce moje wyrywa się i pragnę was nasycić najpierwej. Wybrałem was z powodu waszej ufności, zawierzenia Mi w nieszczęściach, jako też ze względu na wasze cierpienie i słabość. Potrzebujecie Mnie i wzywacie Mnie, wierzycie w miłość moją do was - i to mi wystarcza.


Nasze wady i słabości wzywają miłosierdzia Pana


Naród wasz grzeszny jest i oporny, wycieńczony i smutny. Ja jestem czystością, przebaczeniem, mocą i radością. Jak bardzo jestem wam potrzebny...


Niewielu jest czystych pomiędzy wami, ale dla tych niewielu przychodzę. Dam wam moją siłę, wyleczę i obdarzę tak, że staniecie się zdrowi. Dlatego wracajcie do Mnie liczcie na Mnie, nawracajcie się i trwajcie we Mnie. Ja jestem waszą twierdzą i ocaleniem. Moje biedne, biedne dzieci - wychodzę wam naprzeciw. Ja, Ojciec Miłosierny, przychodzę, aby przebaczyć i radować się wami.


- Ojcze, czy dlatego tak podkreślałeś wady Izraela, te, które przeszkodziły mu przyjąć Jezusa jako Mesjasza, że nam teraz grozi to samo? Że też możemy zawieść Ciebie? Wskaż, Ojcze, co jest w nas najgroźniejsze dla naszej służby Tobie. Co może ją przekreślić...?


- Córko moja, słusznie pytasz, bo przeszkadza Mi w was wiele waszych wad i przywiązań. Ja upodobałem was sobie, bowiem nie znalazłem w was tego, co Izraelowi zaszkodziło najbardziej. Jednakowoż są w was wielkie przeszkody, które uniemożliwić mogą przejawienie się mojej mocy pośród was. Powiem ci, które to są, abyś mogła przekazywać innym ostrzeżenia moje.


Winni jesteście niewierności, niestałości uczuć, rozumu i woli. Łatwo was skłócić, wyobraźnię waszą zamącić, bo mało zależy wam


na czystej prawdzie, a wiele na pozorach. Jesteście łatwowierni i ulegający obcym wpływom, gdyż zezwoliliście, aby wasza własna hierarchia wartości została zasłonięta przez cudze a fałszywe. Nie okazaliście jej wierności ani nie uszanowaliście jej godności. Nie broniliście dostatecznie twardo i odważnie tego, co wam powinno być drogie, bezcenne i nie do kupienia za żadne skarby tego świata.


Nie mówię tego o wszystkich. Ty i podobni tobie płaciliście wielkim cierpieniem, żalem i goryczą, ale zobacz, jak łatwo zdradzili Mnie w moim Kościele i moich prawach. Ile wśród was zabójstw (przede wszystkim dzieci), rozbicia małżeństw, nałogów, ile nienawiści, zaślepienia i uporu w złym. Ilu z was dało się złowić nieprzyjacielowi na najnędzniejsze przynęty, dusze swe mając za nic?


Dzisiaj nie pisz więcej, córko. Jestem przy tobie i zadbam, by nie stała ci się krzywda.


Robotnicy wymieniali przewody elektryczne w całym mieszkaniu. Poprzednio wymieniali przewody wodne i centralnego ogrzewania. Teraz znów kurz, brud i zniszczenia... Byłam zdenerwowana, bo „nachodzą" bez uprzedzenia, a ja sama nie jestem w stanie przygotować mieszkania.


XXVI ROZMOWA - Pan kontynuuje (do Polaków)


19 III 1983 r.


- Prosiłaś Mnie, Anno, abym ci wskazał, co Mi najbardziej przeszkadza w objęciu w twoim kraju współpracy z wami. Jednocześnie w duchu mówiłaś Mi z żalem, że dopuściłem, ażeby w Polsce wymordowani zostali najwspanialsi, najdojrzalsi i najbardziej świadomi waszej drogi, a pozostawiłem „ciemne masy" niezdolne do zainteresowań wyższych niż materialne, zdane na deprawację i podłość tych, którzy zawładnęli nimi. Czyż nie tak?


Tak myślałam.


- Czytaj dalej proroków, córko moja. Zobaczysz, jak ich prześladowano, jak Mnie Żydzi słuchać nie chcieli. Wiedz, że Izrael zachowywał w szacunku, na piśmie i na ustach słowa i nakazy moje, ale ich nie zachowywał w sercu, i sumienie swoje zatwardził.


Zamknęli wśród kapłanów i uczonych w Piśmie to, co miało stać się treścią ich życia. Stosowali przepisy, nakazy i zakazy Zakonu. Wszystko, co w nim ludzkie było - to pielęgnowali, a serce Praw, które im dałem, nie biło. Ileż to razy wzywałem ich do sprawiedliwości, do miłości wzajemnej, pomocy i opieki, jaką winni dać możni ubogim i zależnym? Ileż razy powtarzałem, żem miłosierny, dobry i łaskawy, że przebaczam chętnie i urazy nie chowam? Wzywałem, by naśladowali Mnie, skoro za lud mój się uważają. Czym jest pasterzem wilków...?


A oni pragnęli mieć we Mnie zapewnione zwycięstwo, władzę, sławę, bogactwo i wywyższenie ponad inne narody. Wszystko mieć chcieli, a Ja tym miałem być, który im spełni ich nędzne, pełne żądzy i chciwości oczekiwania... Dawali Mi rytuał, próżne gesty i słowa puste, sercem zaś lgnęli do zagarnięcia całego świata i używania go - w imię moje! (Pan mówi to z oburzeniem).


Czy wy (Polacy) powtórzycie ten błąd?


Abyście pokusy nie mieli, inną (niż Izraela) drogą was wiodę: poprzez nędze i nieszczęścia tej ziemi pragnę wzbudzić waszą tęsknotę i pożądanie gorące moich dóbr prawdziwych, sycących i dobrych. Nie zaprzeczycie, że są w was żywe i obejmują wszystkich choć trochę myślących tym silniej, im bardziej głód ich im doskwiera.


Teraz Ja spytam ciebie, jakie one są. Wylicz je.


Kiedy Pan tak mówi, człowiek natychmiast i posłusznie jak dziecko, szczerze i prosto mówi to, co myśli - jak ojcu najgodniejszemu szacunku, który chce z nim poważnie rozmawiać.


- Przede wszystkim, Ojcze nasz, jest to głód sprawiedliwości prawdziwej, głód ładu, a także uczciwości, prawidłowości i mądrości w postępowaniu władz. Wielki jest głód prawdy jasnej, jawnej. Jest też ogromne pragnienie wolności wyboru - prawa do samodzielnego działania dla dobra innych, do zrzeszania się celem wspólnego tworzenia dobrych i uczciwych form życia. Jest głód życia w pokoju i bezpieczeństwie według własnych praw polskich, w naszej kulturze, z władzami wybieranymi spośród nas, zapewniającymi nam to wszystko, co wydaje się nam potrzebne. Tęsknimy za naprawieniem krzywd, za równością, miłosierdziem rzeczywiście pełnionym, za jasnością i jawnością prawa i prawdziwie ludzkim (to jest godnym, honorowym, dotrzymującym obietnic) postępowaniem w sprawach publicznych. Zresztą co ja Ci, Ojcze, mogę powiedzieć, czego byś nie znał...?


- Zapytałem cię, Anno, bo przed chwilą mówiłaś Mi, że społeczeństwo obecne jest ciemne i przyziemne, skupione na dążeniu do zdobywania dóbr materialnych. Chyba nie myślałaś tylko o sobie wyliczając Mi wasze pragnienia...?


Chwytam tę naganę i natychmiast przepraszam. Kiedy Pan widzi, że człowiek zrozumiał swój błąd, od razu przechodzi do dalszej rozmowy.


- Wiem, że myślałaś o wielu milionach ludzi, a zatem może być i tak, że pożądają Mnie i moich darów także ciemni, chciwi, niedouczeni. Czyż więc nie uzupełniłem sam tych braków, które powstały ze względu na śmierć tylu waszych braci...?


A oni, Anno, są ze Mną lub, nieliczni, oczekują na wejście do mego domu. Dla nich i dla was lepiej jest, że wykorzystali szansę, jakie im dałem. Oni przyspieszyli swoje szczęście i mają świadomość swojej pożyteczności.


Zdumiałam się myśląc, ilu straciliśmy wspaniałych naukowców, artystów, lekarzy, wynalazców, nauczycieli, oficerów, matek... i jak inne byłoby społeczeństwo, gdyby oni żyli. Uważałam, że Pan kpi mówiąc mi tak i pomyślałam z ironią, jaka też może być pożyteczność z nieobecnych. Pan odpowiedział spokojnie, jak gdyby nie dostrzegając mojej pretensji.


- Pytasz, jaka ona jest. Wzrost dobra, wzrost miłości na ziemi. Wszak mówiłem ci, że człowiek idący ze Mną lub w imię moje - zbawia świat. Twoja ojczyzna ma wielki wkład w dzieło miłości wzajemnej rozwijające się w świecie. Teraz ich (pokoleń Polaków) miłość wróci się wam, ponieważ Ja jestem Sprawiedliwością, i tam, gdzie zasiano ziarno miłości bezinteresownej, ofiarnej, darzącej - dla dobra bliźnich swoich - Ja pobudzę rozkwit i dojrzewanie, i żniwo ogromne, by nic z miłości ludzkiej dążącej ku Mnie nie zmarnowało się. Wy teraz zbierać będziecie w radości - obiecuję to wam - z bogatego siewu miłości braci waszych, służących Mi w bólu i łzach.


Powiedziałem: „Kto oddaje życie za przyjaciół swoich...", a wy darzyliście miłością, aż do oddania swojego życia - szerokie, bardzo liczne rzesze ludzi wielu narodowości. Nie tylko za Polaków walczyli i ginęli twoi bracia... Ta miłość pragnąca szczęścia innych, nawet poprzez śmierć swoją lub kalectwo - wróci się wam.


Ja jestem Sprawiedliwością świata. Nic zginąć nie może z tego, co złożono w dłonie moje. Dlatego teraz okażę się wspaniałomyślny wobec małości waszej, nędzy i grzechu. Ofiarność człowieka ma wielką władzę nad sercem moim...


Będziecie świadczyć życiem w miłości wzajemnej


Nie miej więc żalu do Mnie za braci swoich. To, że mówię z tobą - Ja, Bóg twój, z nicością słabą i grzeszną - jak ojciec z córką, zawdzięczasz ofiarności swojego narodu. Ich prośbom nie mogę się oprzeć. A niezliczona jest ich liczba w domu moim. Pomocy ich zaznałaś i będziesz z nimi wspólnie pracować.


Teraz innej służby pragnę od was. Świadczyliście krwią, będziecie świadczyć życiem w miłości wzajemnej...


Pomyślałam o naszej nędzy moralnej, głupocie i grzechu.


- Kto ma wierzyć w naród twój, jak nie ty? Nie zwątpienia po tobie się spodziewam, a wstawiennictwa i współczucia. Wszyscy święci moi z pospolitej gliny wyrastali. Człowiek jest i będzie zawsze marnością. Ale w glinie ciała ludzkiego płonie mój ogień i kiedy ją wypali, objawia się nieskończona godność dziecięctwa Bożego. Pieczęć Krwi Chrystusowej niweczy grzech i w przemienionym człowieku jaśnieje blask chwały mojej - u was słabo widoczny, w moim domu oślepiający aniołów.


Nie człowiek przemienia się, to Ja przemieniam tych, którzy w zaufaniu Mnie się powierzą. Oczekuję tylko waszej zgody, silnej i ustalonej. Jestem Wszechmocą i Wszechmiłością. Cóż może przeszkodzić Mi - wielka zaiste - wasza nędza? Ja walczę za was. Zaufajcie i trwajcie w ufności, a Ja wyzwolę was i poprowadzę.


XXVII ROZMOWA - Przyjmujcie zdarzenia dnia jako moje pożywienie


- Córko, czyż sądzisz, że może Mnie coś zdziwić? Wszak znam naturę waszą i bezgraniczną słabość waszą. To wy nie zdajecie sobie z niej sprawy. Szatan jest księciem tego świata, a wy w swej zarozumiałości lekceważycie go.


Przerwałam z powodu bólu (atak kamicy żółciowej); trwało tak do rana.


23 III 1983 r.


- Kocham Cię, Ojcze.


- I Ja cię kocham, córko. Przecież widzisz jak pomagam ci, jak cię osłaniam. Wiesz, że zawsze masz moją opiekę, więc przyjmuj spokojnie wydarzenia i sytuacje, tak jak się układają; w każdej jestem obecny. Mów też o tym innym. Kiedy spotyka cię coś nagle, zaskakuje, tak jak w rozmowie ze Mną, oddawaj to natychmiast Mnie i bądź spokojna. Tak zrobiłaś. A środki lekarskie, jeśli są odpowiednie, powinnaś zażywać. Przecież umysł ludzki pracuje dla ulżenia chorobie odnajdując odpowiednie leki spośród wielu, jakie wam przygotowałem.


Ja nie chcę waszego cierpienia. Jeśli nic wam pomóc nie zdoła, znaczy to, że wolą moją jest, abyście je przyjęli i obrócili na swój pożytek przez oddanie waszego cierpienia Mnie. Czasami nic więcej Mi nie potrzeba, aby was od niego uwolnić.


Trzeba oddawać Mnie wszystko, nie tylko ból fizyczny. Dlatego najlepiej dla was jest, kiedy oddajecie Mi z synowskim poddaniem wszystko to, co wam przygotowałem na dzień dzisiejszy, a w miarę jak czas upływa, przyjmujcie kolejno poszczególne zdarzenia jako moje pożywienie - a więc z wdzięcznością, bo wierząc w jego posilność. Czyż nie tak, córko?


Chcę, abyście postępowali naprzeciw życiu z radością i nadzieją. Przecież to Ja zastawiam wam stół. Nie spodziewajcie się zatem kłopotów i smutku, a „przygody", okazji do sprawdzenia waszej wiary i zaufania, okazji do ulżenia bliźnim, wykazania im swojej troski i dobroci - bo jesteście przecież moimi zwiastunami i sobą o Mnie świadczycie.


Teraz, Anno, idź, ale z życzliwością i uśmiechem, tak jak wypada komuś, kto idzie ze Mną. (Miałam odebrać w pracy kartki żywnościowe).


Cześć odbieram, gdy ufasz Mi i polegasz na Mnie


Wieczorem po modlitwie wspólnej.


- Dziękuję Ci, Ojcze mój, za wszystko, co mi dajesz. Za pomoc Twoją i opiekę, za możność mówienia z Tobą. Wiem, że zupełnie nie zdaję sobie sprawy z wielkości Twojego daru, że nie doceniam Twojej dobroci dla mnie i że spoufalam się w sposób bezwstydny i niegodny. Naucz mnie, Ojcze, prawdziwej czci dla Ciebie i odpowiedniego zachowania, proszę Cię o to.


- Moja mała córeczko. Od małego dziecka ojciec nie pragnie czci, a tym bardziej bojaźni, ale miłości i radości. Dziecko, które ufa swoim rodzicom i wie, że jest kochane, jest bezpośrednie i szczere. Otwarcie wyraża swoje uczucia; ze wszystkim, co je boli, biegnie do nich, bo wie, że zawsze spotka je miłość, a nie nagana, strofowanie lub kara. A jaka jest radość ojca, który wie, że dziecko cieszy się jego obecnością, wita z radością, zwierza się ze wszystkiego i czuje się szczęśliwe, kiedy ojciec trzyma je za rączkę. Idzie z nim ufnie, polega na nim i ma świadomość opieki i obrony ojca.


Takim Ojcem jestem i pragnę, abyś posiadła głęboką świadomość mojego prawdziwego ojcostwa. Dlatego zezwalam ci na zupełną swobodę, że dopiero wtedy stajesz się szczera i otwarta względem Mnie. A tego pragnę najbardziej. Cześć odbieram, gdy ufasz Mi i polegasz na Mnie. Nie możecie uczcić Mnie bardziej niż przez pełne zaufanie i zawierzenie mi zawsze i we wszystkim. To uszczęśliwia Mnie i pozwala mi tak was chronić i prowadzić, jak tego potrzebujecie.


XXVIII ROZMOWA - Powiedziałem wam: „Jedni drugich ciężary noście"


24 III 1983 r.


- Wiem, jak bardzo martwisz się, córko, sprawą waszej wspólnoty. Skoro oddałaś Mi to zmartwienie, nie obawiaj się dłużej. Cokolwiek nastąpi, będzie to moją wolą, a Ja postanawiam to, co dla ciebie będzie najlepsze.


- Wskaż, Ojcze, co robić.


- Moja córko. Dojrzałymi wśród was są tylko ci, którzy ufają Mi ślepo i gotowi są na wszystko, co im polecę. Inni realizują swoje własne koncepcje... w imię moje. To jest nieszczęściem waszym, że pragniecie się uszczęśliwiać wzajemnie - poza Mną.


- Ale nie każdy Ciebie słyszy; a może myśli, że to Ty mu radzisz, a to tymczasem jego myśli lub jeszcze gorzej. Przecież i ja boję się wciąż takiej możliwości...


- Wtedy należy porównywać to, co wam mówię teraz, z moimi słowami (z Pisma świętego), zwłaszcza gdy przekazywał je wam Jezus, Syn mój, Prawda i Miłość. Ja niezmiennie jestem miłością, dobrocią, miłosierdziem i przebaczeniem. Powiedziałem wam: „Jedni drugich ciężary noście", „miłujcie się wzajemnie", służcie sobie, podtrzymujcie: się, głoście słowo moje, uzdrawiajcie, wypędzajcie szatana, pojednajcie się z przeciwnikiem waszym, miłujcie nieprzyjaciół waszych, a i to jeszcze, że „zdrowi nie potrzebują lekarza" - a Ja przyszedłem na świat, aby odszukać to, co zgubione było, i przyłączyć do stada zagubione owce. Ja trzciny nadłamanej nie złamię, trędowatych (w grzechu żyjących) uzdrowię, słabych umocnię, a skruszonemu przebaczę. Ja, Pan wasz, szedłem naprzeciw grzechowi, złu i chorobie, a nie odwracałem się od nich. Wołałem i wołam: „przyjdźcie do Mnie wszyscy, a Ja was napoję".


Niegodne jest, aby jakikolwiek człowiek cierpiał stąd, że inni wierzący odsunęli go ode Mnie - dla najpiękniejszej nawet idei wymyślonej przez człowieka. Kiedy bowiem zacznie się „oczyszczać" Kościół mój od tego, co brudne, nie dość dobre, chore i ułomne, pozostanie on pusty, i sami twórcy takich koncepcji skażą siebie na usunięcie zeń - z powodu braku miłości bliźniego swego. Jeśli kocha się tylko to, co zdrowe, przydatne i podobające się - kocha się siebie samego. Mnie kochać potrzeba w tych, którzy zginą beze Mnie - bo Ja żyję w każdym człowieku, ale najbliżej jestem nędzy i biedy ludzkiej. Zawsze tak było.


Zobacz, jak żyłem, z kim spotykałem się, do kogo głosiłem słowa moje: do zdrowych, dojrzałych, mądrych, uczonych, młodych? Do mężczyzn tylko, czy też do kobiet i dzieci? Do „swoich", czy też i do „obcych"? Nie gardziłem celnikami lub ludźmi obłudnymi, zdradziecko zastawiającymi pułapki na Mnie, aby Mnie zgubić. Wszystkim poświęcałem czas i uwagę i wszystkich ich pragnąłem uzdrowić i pociągnąć ku Ojcu. Kto się zła boi, a przed chorobą ucieka i dobiera sobie ludzi według swego upodobania, nie Mnie służy i nie rozeznaje mojej miłości do was. Proście, aby Antoni przewidział i zechciał ze Mną współpracować wedle woli mojej, nie swojej.


Najtrudniej jest zrozumieć, że Ja kocham wszystkich i wszystkich was pragnę mieć w domu moim. A tych, którzy się źle mają, poszukuję, by ich uzdrowić. Błędy trzeba poprawiać, ludzi uczyć, nawet gromić, lecz nie odrzucać. Gdzież pójdą ci, których nikt nie chce...?


XXIX ROZMOWA - Jeżeli ty chcesz komuś pomóc, Ja z pewnością chcę tego o wiele silniej


25 III 1983 r., święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, Warszawa


- Dziękuję Ci, Ojcze, za okazanie mi swojej woli. Dziękuję Ci też za ojca Krzysztofa, bo chociaż nie wiem, co powie, ale sam fakt, że był obecny, podszedł do telefonu i rozmawiał ze mną na temat spowiedzi, to już jest dużo.


- W codzienności dobrze robisz, gdy odpowiadasz ze spokojem i miłością na potrzeby bliźnich. Jeżeli ty chcesz komuś pomóc, Ja z pewnością chcę tego o wiele silniej, i w miarę jak ograniczasz swoją impulsywność i pozostawiasz Mi więcej miejsca, wchodzę pomiędzy was i udzielam się wam. Wtedy ci, którzy przychodzą do ciebie, aby Mnie spotkać, wyjdą bardziej posileni i umocnieni. Zapragnąłem mieć taki dom, w którym spokojnie i cicho możemy się spotykać: Ja, lekarz dusz, mistrz i przyjaciel, i ci, co potrzebują Mnie.


Ty obawiasz się ludzi nie przygotowanych, reagujących emocjonalnie, uważających spotkania ze Mną za sensację. (...) Dlatego nie trap się i ufaj Mi. Wielu chcę uzdrowić w naszym domu, ale to Ja i tylko Ja jestem jego Panem. Ja przywiodę potrzebujących głębokiej więzi ze Mną, takich, którym ułatwiać będziesz spotkanie ze Mną i zawarcie prawdziwego braterstwa.


Im bardziej zaufasz Mi we wszystkim, co ciebie dotyczy, tym szerzej będę mógł wejść w twoje życie i przemienić je. Nie martw się swoją nędzą. Ona pomaga ci znaleźć swoje właściwe miejsce: dziecka, które ufa i kocha, i dlatego słucha Ojca swego.


O prawdziwej dojrzałości do współpracy


Pomyślałam, że chciałabym stać się dojrzałą do współpracy z Panem. Pan od razu zaczął tłumaczyć.


- Dojrzałość prawdziwa polega na zrozumieniu, że Ja was stworzyłem i obdarzyłem stosownie do rodzaju naszej współpracy ze Mną dla zbawiania świata. Świat zbawiany jest przez moją Ofiarę i przez wasze dłonie współpracujące ze Mną dzień po dniu, cicho, cierpliwie i delikatnie - ponieważ takie jest moje postępowanie z wami. Czyż nie doświadczyłaś tego? Dojrzałość to zdatność do takiej współpracy. A zatem wymaga ona bliskiej przyjaźni, więzi miłości i zrozumienia, ale też zezwolenia na zabijanie w sobie tego wszystkiego, co efektywność współpracy umniejsza - chociażby samo w sobie złe nie było. Będę cię uczył tego, córko moja, powoli i po trochu, bowiem nie chcę sprawić ci bólu.


- Czy nie można by szybciej?


- Znam twoje możliwości i słabość, dlatego też wspomogę cię mocą mojego Kościoła. Nie będziesz sama. Okres rekolekcji naszych kończy się...


Przerwałam, ktoś przyszedł.


26 III 1983 r.


Pan kontynuuje wczorajszą rozmowę, jak gdyby była przerwana przed chwilą.


- Niepotrzebnie martwisz się. Nie powiedziałem ci przecież, że nie będę z tobą więcej rozmawiał; powiedziałem, że ten okres kończy się. Czy możesz powiedzieć Mi, czego się nauczyłaś?


- To trudno określić, bo nie tylko umysł pracował, czy raczej służył i męczył się przekładem tego, co zrozumiałam, na odpowiednie słowa - a i one też nie dają całości nauki. Sądzę, że najważniejsze było to, co zapadało w duszę i stawało się pewnością, to, że mówię chętniej „Ojcze" niż „Panie", które to słowo odczuwam jako stwarzające dystans i nie oddające Twojego stosunku do nas - prawdziwej, ciepłej, ojcowskiej miłości.


Ojcze, przecież wiesz, że zbliżyłeś mnie do siebie, że mam pewność Twojej obecności, miłości, pomocy i rady. Pojęłam Twoją miłość - tak wielką, że czyni Cię prawie bezradnym wobec naszej złej woli i uporu w czynieniu zła. Obudziłeś we mnie, Ojcze, czułość wobec Twojej bezbronnej miłości do nas, która jest tak niezmiernie delikatna, troskliwa i macierzyńska, że daje się wyzyskiwać, nadużywać, profanować, bo nie potrafi karać. Nie zna zemsty. A gniew Twój wyzwala tylko krzywda ludzka. Ty tylko dajesz, my zawsze otrzymujemy. Dbasz o nasze szczęście nieskończenie bardziej niż my sami. Przestałam się Ciebie bać, Ojcze, jesteś tak zachwycający w tym wszystkim, co zdołałam pojąć z Twojej natury!


Najważniejsze jest to, że zdobyłem twoje zaufanie


27 III 1983 r., niedziela


- Wiesz, Ojcze, że przy takiej pogodzie męczę się, zasypiam i duszę. Dzisiaj postanowiłam zrobić inaczej. Proszę Cię, wzmocnij mnie fizycznie, żebym mogła pisać, a ja oddaję Ci mój czas.


- Dobrze, dziecko. Tak właśnie powinnaś robić zawsze, bo Ja cię słyszę i spieszę z pomocą. Wymieniłaś Mi nieco z tego, czego cię nauczyłem, ale nie powiedziałaś najważniejszego. Wyjaśniałem ci wiele, prostowałem twoje poglądy, wychowywałem cię, jednak najważniejsze jest to, że zdobyłem twoje zaufanie.


- Ojcze, to jest straszne, że Ty, któryś nas stworzył, obdarzasz i kochasz, Ty musisz „zdobywać" nasze zaufanie, i tak się trudzisz dla byle kogo, takiego jak ja.


- Dla córki, Anno. Dla dziecka, któremu pomoc moja była bardzo potrzebna. Ale nie nazywaj trudem tego, co jest moją radością: zdobycie odzewu w twoim sercu, rozmowa z tobą, obdarzanie cię moją miłością, której tak bardzo byłaś głodna. Jeżeli pojęłaś, że jestem Miłością, rozumiesz, jak Miłość spragniona jest wzajemności, zrozumienia i odpowiedzi.


- Nigdy Ci, Boże, nie potrafię odwzajemnić się. Znasz mnie przecież, wiesz, jaka jestem.


- A przecież rozumiemy się. Od ciebie pragnę tylko tego, co sam w tobie zaszczepiłem i pielęgnuję; a ty z całego serca kochasz moje dary i służysz Mi nimi. Kochasz, dziecko, swoją ojczyznę i pragniesz, aby cała oddała się Mnie i ze Mną, wedle praw moich, żyła.


Starałem się, abyś pokochała nie tylko dary moje, ale Mnie samego, Dawcę i Ojca, bo tylko wtedy współpraca twoja ze Mną dla dobra Polski staje się możliwa.


Dawałem ci moją pomoc w Kościele moim (chodzi o Kościół w niebie). Zyskałaś wielu przyjaciół przez te lata, kiedy pisałaś to, co ci podawano. Lecz oni i Ja boleliśmy nad tym, że chociaż służysz Mi ochoczo i wytrwale, to jednak Mnie samego unikasz, lękasz sie i bronisz przed spotkaniem ze Mną. W moim darze dla was - ruchu Odnowy w Duchu Świętym, Duchu Bożej miłości, mądrości i światła - otrzymałaś pomoc, a i sama mogłaś Mi służyć lepiej przekazując słowa mojej miłości i pociechy tym, którzy jej potrzebowali. Byłaś świadkiem mojego działania i powoli oswajałaś się z moją bezpośrednią bliskością i dobrocią dla was, sama jednak nadal obawiałaś się Mnie i twoje zaufanie nieustannie odbierałaś Mi.


Postanowiłem wtedy, że stanę się najbliższym przyjacielem twoim ażebyś sama poznać mogła, jaki jestem i takim jest moje obcowanie z każdym, kto zapragnie Mnie bardziej niż wszystkich dóbr świata, chociaż formy przyjaźni mogą być różne. Ja dostosowuję moją pełnię do waszych potrzeb, aby każdy z was otrzymać mógł to, czego pragnie i co mu jest niezbędnie potrzebne. Tobie, Anno, niezbędna była przyjaźń ze Mną, pewność mojej miłości do ciebie, świadomość mojej obecności i rady, pomocy i opieki. Zbudowałem je w tobie. Chroń moje dary i nie pozwalaj im zgasnąć.


Teraz, kiedy już wiesz, że kocham ciebie stale, jednakowo mocno i na zawsze, bo doświadczyłaś tego, możesz swoje doświadczenie przekazywać potrzebującym. Ufność twoja będzie wypróbowyana, lecz po to, ażebyś Mnie mogła ofiarować swój dar: poleganie na Mnie zawsze i wszędzie, nie zaś by wątpić i ustępować nieprzyjacielowi. Ja jestem z tobą. Jesteśmy wciąż razem i to się nigdy nie zmieni, bo miłość wiąże i Kochający nie opuści ukochanej, dopóki nie wprowadzi jej do swego domu. Strzeże jej i czuwa nad nią w dzień i w nocy, choć niewidzialny i niewyczuwalny.


Dlatego, córko moja, nie trwóż się w próbach i zbądź niepokoju. Niechaj twoja ufność rośnie i owocuje w słońcu i deszczu, w cieple i w burzy, bo wszystko, co daję, ma na celu twój wzrost i osiągnięcie pełni.


- Czy teraz pozostawisz mnie. Panie?


- Nie opuszczam cię, przeciwnie, współpraca moja z tobą wzrośnie i poszerzy się - wedle moich zamierzeń. Natomiast obecność moja ukryje się w twojej ufności. Ale też nie na zawsze. Uczę cię stale, ustawicznie cię wzbogacam. Zobaczysz Mnie w twoim życiu, działaniu, w innych ludziach.


- Czy nie będziesz ze mną rozmawiał?


- Jakżeż bym mógł odebrać ci raz dane dobro? Rozmawiaj ze Mną, kiedy tego zapragniesz, lecz mniej czasu mieć będziesz do pisania. Dlatego też życzyłbym sobie, abyś wykorzystywała na rozmowy ze Mną każdą chwilę w drodze, w tramwaju, przy zajęciach domowych. Mów Mi o wszystkim, co cię boli, i o każdym, dla kogo potrzebna jest moja pomoc. Słuchaj uważnie mojej odpowiedzi. Nie zawsze ją usłyszysz, ale Ja prośby twoje zawsze usłyszę, a co będę uważał za słuszne, spełnię. Błogosławię cię, Anno.


XXX ROZMOWA - O odpowiedzialności kapłanów


28 III 1983 r., poniedziałek, Warszawa


- Wyznam ci, córko, że ból każdego z was rani Mnie. Ból „odrzucenia", który teraz odczuwacie (swojego rodzaju kryzys w grupie modlitewnej), Ja znoszę z wami. Spójrz na mnie. Przecież Mnie odrzucił mój własny naród, przygotowany przeze Mnie do współpracy ze Mną. Naród, który istniał, by ponieść moją naukę do innych ludów, wolał Mnie zabić.


Nie dziw się słabości ludzkiej i błędom. Wynikają one z nie dosyć ścisłej więzi ze Mną tych, którzy Mnie się oddali, ale nie chcą słyszeć Mnie, abym im nie przeszkodził w ich własnych planach.


Wydawać się może, że bardziej kocham moje sługi niż resztę ludu Bożego, a to dlatego, że nie zabraniam im błądzić, chociaż ich błędy szkodzą większej ilości ludzi i bardziej są bolesne i widoczne. W rzeczywistości daję im tę samą wolność, ale ponieważ więcej otrzymali i ślubowali Mi służbę wierną, surowszy będzie mój sąd. Jeżeli przez któregokolwiek z nich choć jedna moja owca przepadnie, jego uczynię winnym. Jest to straszna odpowiedzialność. Ale też pozostawiam im czas...


Za (księdza) Antoniego módlcie się, a Ja wspomogę każdego z tych, których odrzucił. Zwłaszcza tym pomoc potrzebna, których nie ostrzegł i nie skarcił tak, jak powinien. Jestem przy każdym z was, a im kto jest słabszy, tym większą pomoc otrzyma. Jeżeli ofiarują to cierpienie Mnie za rozwój ruchu, wkrótce powstaną nowe grupy i Ja będę wam pomagał silniej i skuteczniej.


Każde działanie wymaga ofiary, cierpienia i postu. Wasz ból oddajcie Mi, a Ja przemiemę go w grunt żyzny pod ziarno mojego z wami przebywania dla wzrostu waszego w miłości ze Mną. Mów to innym i nie martw się niczym.


Teraz uczcij Mnie i bądź ze Mną w ciągu tych dni. Błogosławię cię, córko.


XXXI ROZMOWA - Cierpienie jest skarbem waszym


30 III 1983 r.


Podczas wspólnej modlitwy z moją młodą znajomą, Wiktorią, niespokojną o los swojej zmarłej babki, Anny (przy której czuwała w szpitalu, ale nie do samej śmierci). Zapytałam Pana, czy mogę spytać o zmarłą babcię Wiktorii.


- Jestem z wami, córko. Chciałem, abyś mogła pomóc współpracując ściśle ze Mną. Tego cię uczę.


Powiedz Wiktorii, córce mojej, żeby była zupełnie spokojna: Anna jest ze Mną. Kocham ją i cieszę się nią. Dziękujcie Mi za moje zmiłowanie, za moją miłość i łagodność, z jaką przeprowadzam tych, którzy ufają Mi.


Anna mogła chorować długo i cierpieć straszliwie (nowotwór). Ja zrobiłem to, co było potrzebne, aby ulżyć jej. Wszystkie okoliczności temu służyły, by spotkała się ze Mną w radości. Kto z cierpienia do Mnie przychodzi, przeżywa szczęście nieskończone.


Ból jest konieczny dla tych, którym chcę go oszczędzić w moim świecie. Ból jak strumień czystej wody obmywa resztki brudu u tych, którzy nie potrzebują gruntownego oczyszczenia, bo przyjęli moją propozycję i wykorzystali ją. Spowiedź i sakrament chorych, który przygotowuje was na spotkanie ze Mną, są moimi ogromnymi darami. Jeśli są wykorzystane, otwierają przed wami mój dom. Lecz cierpienie zniesione bez narzekania i złorzeczenia Mi powoduje, że sam przychodzę, by wprowadzić umęczone moje dziecko. Cierpienie jest skarbem waszym. A daję go tylko tyle, ile jest niezbędne.


Wiktorio, ciesz się, bo będziesz miała opiekę i pomoc babki twojej, której to obiecuję. Ona otrzymała tę łaskę, o którą prosiła. Dlatego chciałem, abyś była przy niej, by więź pomiędzy wami utrwaliła się. (Jak się później dowiedziałam, Wiktoria otrzymała na spotkaniu modlitewnym polecenie czuwania przy umierającej babce).


Nikt, kto ze Mną jest, nie odchodzi od swych bliskich. Wszyscy kochają bardziej, goręcej i z większą mocą bliskich swoich, bo kochają moją miłością, bezinteresowną, pełną współczucia i dobroci. Niech w rodzinie twojej Anna (babka) będzie uszanowana wedle mojej miłości do niej, bo pokochałem ją za jej cichość, wytrwałość i miłość zdolną przebaczać.


Na prośbę Anny błogosławię was.


Anny nie znałam. Wiedziałam o niej tylko, że była prostą wiejską kobietą i że „niecierpliwiła się chorobą", bo czekała na nią praca w domu. Już po naszej modlitwie dowiedziałam się więcej: Przed operacją wyspowiadała się; przed śmiercią przyjęła sakrament chorych (była przytomna aż do zakończenia udzielania go). W życiu wyróżniała ją „cichość", pokora, niemyślenie o sobie, nieżądanie niczego dla siebie, samozaparcie, troska o innych i znoszenie z miłością) męża pijaka i dwóch pijących synów. Ileż takich cichych kobiet Pan doprowadza do siebie taką „zwyczajną" drogą!


XXXII ROZMOWA - O darach Bożych: „Daję z miłości. Darmo dane ma być darmo rozdawane"


2 IV 1983 r., Wielka Sobota, pod Warszawą


- Córko moja. Usłyszałaś, co powiedziałem ci w kaplicy.


- Słyszałam, że kiedy dziecko idzie do szkoły, mniej ma czasu na rozmowy z ojcem, ale ojciec cieszy się, kiedy w wolnych chwilach przybiega do niego z tą samą ufnością, jaką miało dawniej.


- Tak, będę mówił do ciebie, kiedy będzie potrzeba i kiedy będziesz ku Mnie zwrócona. Jeżeli nie jestem „za wielki" dla ciebie, tym bardziej - dla innych, którzy tylko przez ciebie mogą spotkać się z moim bezpośrednim słowem. Tak będzie też w Niedzielę Miłosierdzia, dlatego przygotuj się i bądź wypoczęta.


Następnego dnia Pan mówi do kleryków jednego ze zgromadzeń, gdzie jechaliśmy w kilka osób modlić się z nimi o wylanie Ducha Świętego:


- Pragnę dać wam wiele łask, a ty przygotuj ich do godnego przyjęcia moich skarbów, które daję im darmo, aby nimi służyli. Jeśli uznają je za swoje „ozdoby", dane im ze względu na ich wartość, wyższą niż innych kleryków, spotkają się z moim sądem żądającym rachunku, a nie z miłosierdziem. Daję - z miłości, aby służyli nimi - z miłości do bliźnich. Darmo dane ma być darmo rozdawane, a trud rozdania jest wszystkim, co za nieskończoną miłość moją oddać Mi mogą. Z miłości poszerzam dla nich granice współpracy ze Mną, ale wymaga to szybkiego dojrzewania, by dary moje dobrze były użyte i by głupota pychy nie zniszczyła człowieka. Okazuję wam nie tylko zaufanie moje, lecz i powołuję do stałego i wiernego współżycia ze sobą, bo bez niego zgubicie siebie i dary moje.


Odpowiedzialność przede Mną wzrasta stosownie do bogactwa, które rozdaję wam. Niech ta ojcowska nauka pozostanie w waszych sercach. Błogosławię wam, synowie, na bogate żniwa i ciężką pracę w radości mojej.


- Ojcze, dzięki Ci za wszystko, co mi dajesz. Za Twoją miłość i dobroć. Za to, że tak troskliwie dbasz o mnie. Wiesz, Ojcze, że wszystko Ci oddaję i że nic nie wiem, co będzie dalej, poza Niedzielą Miłosierdzia. Wiesz, że boję się bezużyteczności, ale ufam Tobie. Bądź uwielbiony w miłości do nas, w Jezusie, w Jego życiu, ofierze i śmierci.


- Syn mój oddał się wam w zupełności, abyście wy mogli żyć. Pragnij tego - wraz z Nim - z całej mocy swego serca i czyń wszystko, aby Syn mój był w życiu waszym uwielbiony. Kochaj i pracuj z Nim. Oddaj Mu siebie i trwaj w Nim. Błogosławię cię, córko.


XXXIII ROZMOWA - Kapłanom przyjaźń z Panem jest absolutnie niezbędna


12 IV 1983 r., wtorek, Warszawa


- Córko, martwisz się, zamiast zapytać Ojca swego. Czyżbyś już nie ufała Mi?


Wiem, że myślisz, iż już nie chcę z tobą rozmawiać, a moja miłość jest wciąż ta sama, niezmienna. Zauważyłaś, jak mało masz teraz czasu dla Mnie? Za to robisz to, coś powinna - myślisz i działasz dla dobra ludzi. Czyż Ja nie tak samo postępuję? Tak więc robimy to samo - Ojciec i Jego małe dziecko, które chce naśladować Ojca. Dlatego że pragniesz dawać, daję ci możność darzenia. Im więcej będziesz służyła bliźnim, tym więcej dam ci okazji i pomocy ku temu.


- Przecież ja tak mało mogę dawać?


- Bądź cierpliwa i rób to, co możesz z dnia na dzień, póki Ja sam nie wskażę ci innych zadań. Przyjmuj do twojego - i mojego - domu każdego, kto do niego przychodzi. Dziel się tym, co posiadasz, a przede wszystkim tym, co ci powiedziałem i co z mojej woli mówił ci Ludwik i inni moi synowie i córki (chodzi o osoby zmarłe, żyjące w królestwie Chrystusa).


Teraz przygotuj się do rozmowy z Wojciechem. Wolą moją jest, byś z tymi z jego kolegów, którzy tego zapragną, podzieliła się słowami, jakie każdemu z nich będą najbardziej potrzebne i bliskie.


Słowa moje nie powinny pozostawać utajone, mówiłem je bowiem tobie, aby was przybliżyć ku sobie, ośmielić, zachęcić i przestrzec. Słowa moje są pełne światła i mocy. Każdy, kto je zechce przyjąć szczerym sercem, nie poprzestanie na nich, a zapragnie pełni mojego Słowa - Jezusa, Zbawcy waszego. Ty masz ułatwiać bliźnim zbliżenie się do Syna mego. Jesteś pośrednikiem pomiędzy Nim a tymi, którzy Go szukają i potrzebują.


Kapłani i ci, którzy oddali Mi całe swoje życie, są tymi, którym jestem absolutnie niezbędny. Bo jeśli ktoś z was Mnie oddaje się do dyspozycji, musi zbliżyć się do Mnie tak, byśmy jedność stanowili, jeżeli nie chce zmarnować swego daru, powoli wycofując swoją ofiarę, i w ten sposób oszukując Mnie i siebie. Jeżeli jednak zawiąże się bliska i zażyła przyjaźń pomiędzy Bogiem a Jego stworzeniem, które jest nieskończenie kochane, ale jakże rzadko wie o tym, człowiek otwiera się przed swym Zbawicielem, pozwala Mu uzdrowić siebie i prowadzić tak, że zdolny się staje do wypełnienia swego zadania - a więc jest szczęśliwy.


Współpraca z Bogiem opiera się na ufności i zawierzeniu


15 IV 1983 r., piątek, Warszawa


- Witaj, córko. Cieszę się, że zwracasz się do mnie z ufnością. Nie pozwalaj nigdy, by ufność w tobie zmalała lub zgasła. Współpraca twoja z Bogiem twoim opiera się na twojej ufności i zawierzeniu Mi.


Kiedy ufasz Mi głęboko i w pełni, wtedy stajesz się moją współpracownicą, towarzyszką i świadkiem. Świadczyć prawdziwie można tylko o tym, co się zna, rozumie i podziela. Świadczyć o Mnie ten tylko może, kto zaznał sam mojej obecności i działania.


Pragnę, abyś objaśniała innym plany moje i zachęcała do włączenia się w nie. Ponieważ zaś nie możesz wiedzieć o tym, jakie Ja obmyśliłem zadania dla każdego z nich, gdzie będą najbardziej potrzebni i oddadzą Mi chwalę największą, dążyć powinnaś do ułatwienia każdemu, kogo do ciebie przyprowadzę, jak najbliższego spotkania ze Mną. Dlatego nie obawiaj się wzywać Mnie i pytać.


Ja chcę wejść w wasze życie, bezpośrednio z wami rozmawiać i radzić wam, leczyć, prostować to, co skrzywione i uzdrawiać choroby duszy i ciała. Chcę dać się wam poznawać jako wasz mistrz, lekarz dusz waszych, przyjaciel niezawodny,Jako wasza opoka, obrona, wódz wasz niezwyciężony, wasze światło i moc.


Pamiętaj, córko, że ja, Jezus Chrystus, wasz Zbawiciel, przybywam do was w mocy, świętości i pełni Trójcy Świętej, aby was przysposabiać, nauczać i uświęcać. Jestem nieskończoną chwałą, miłością i miłosierdziem - otwartymi ku wam, abyście czerpali, uczyli się ufać, kochać, abyście rośli ku Mnie, umiłowane dzieci moje, tak słabe i upadające beze Mnie. Chwałę natury Boskiej osłaniam tak silnie przed wami, abym - utajony i cichy mógł być przyjęty przez was bez lęku...


Nie lękajcie się, a ufnie zwracajcie się do Mnie


- Z jakiego właściwie powodu odczuwamy lęk?


- Z powodu świadomości grzeszności i nędzy waszej w świetle prawdy mojej odsłaniającej się jasno. Jednak Ja przybywam do was, nie aby sądzić was, lecz by ratować i podnosić.


Dlatego naprzeciw wam wychodzi moje przebaczenie i miłosierdzie, moje współczucie i miłość. Nie lękajcie się więc, a ufnie i otwarcie zwracajcie się do Mnie. Nie chcę być niemym świadkiem waszych rozmów. Pragnę waszej miłości, zaufania i otwarcia się na moją pomoc, którą chcę wam dać. Zwracajcie się ku Mnie, nie ku sobie wzajemnie. Mnie przedstawiajcie swoje bolączki, Mnie proście o rozwiązanie waszych trudności, niepokojów i niepewności. Jestem uzdrowicielem - do Mnie przynoście wasze choroby i troski.


Po to przychodzę tu, by wam służyć, tak jak ojciec służy dzieciom swoją mądrością, siłą i opieką. Tylko od waszej wiary i ufności zależy, czy otrzymacie pomoc, bo zezwolenie wasze na to, co będę czynił w was, jest konieczne - a zezwala się temu tylko, w czyją miłość, umiejętność i moc się wierzy.


Tu ustanawiam moją lecznicę, miejsce spotkań z przyjaciółmi Mymi. Nie konfesjonał, a ogród przyjaźni i miłości wzajemnej. Nie trzeba Mnie wzywać. To Ja oczekiwać tu będę - was. Powitam was z wyciągniętymi ramionami, bo miłość moja do was jest wciąż głodna wzajemności. Czeka w milczeniu, czy ją zawołacie, a na jeden głos miłości i tęsknoty odda się wam cała.


Nie bójcie się Mnie. Przychodźcie spragnieni i pełni nadziei, a nie odejdziecie puści. Miłość moja nie może już wytrzymać samotności i zamknięcia, wychodzi na ulicę i do domów, gdzie Ją wpuści gospodarz - aby udzielać się, obdarzać, napełniać i karmić głód waszych dusz. Pozwólcie się kochać. Błogosławieństwem moim napełniam was.


XXXIV ROZMOWA - O spowiedzi: To Ja wzywam cię. Przyjdź!


16 IV 1983 r., sobota, Warszawa


Zastanawiałam się, czy powinnam iść do spowiedzi, bo nie odczuwałam silnych wyrzutów sumienia, a niezadowolenie z siebie i poczucie „szarości" swojej duszy mam z kolei stale. Zapytałam Pana.


- Anno, posłuchaj mnie. Sakrament pokuty jest moim miejscem spotkania z grzesznikiem. Grzeszni jesteście wszyscy. Wszyscy potrzebujecie mojego przebaczenia. Lepiej jest, gdy przychodzicie do Mnie wtedy, gdy lżejsze choroby was trapią, niż kiedy choroba jest już zaawansowana i bardzo ciężka.


To Ja wzywam cię dzisiaj. Przyjdź! Pragnąłbym móc oczyścić cię z tego nalotu pyłu, który pokrył cię, bo nieostrożna jesteś i nie bronisz się przed nim. Jest to pył myśli niechętnych i nieżyczliwych, odruchów pozbawionych miłości bliźniego i delikatności, która każdemu jest potrzebna. Przyjdź, córko, do Mnie.


Tak bardzo pragnę przyjaźni...


19 IV 1983 r., wtorek, Warszawa


Szczęśliwa byłam, te koleżanka z grupy otrzymała odpowiedź nie przeze mnie (bo to może być mylne), ale wprost od Pana. Wiemy już, że udział Pana w spotkaniu może być i taki. No i mamy Jego potwierdzenie, że będzie tu Panem, a więc, że to On mówił, czego sobie życzy. Może jest to brak ufności, ale wciąż kontroluję się i sprawdzam, bo tak się boję wplątać coś własnego we wspaniałe, mądre, podnoszące nas słowa Pana.


- Moja córko, pochwalam twoją czujność, ale pragnę, abyś wiedziała, że to Ja sam stoję na straży. Moją wolą jest, aby nic nie skaziło słów, które przez ciebie daję każdemu, kto je przyjmie i zechce je praktykować w swoim życiu. To, co ci mówię, Anno, pomóc powinno każdemu w zbliżeniu się do Mnie bez obawy, bezpośrednio i szczerze.


Tak bardzo jestem spragniony przebywania z wami, uczenia was poznawania Mnie prawdziwego - Boga-Człowieka, żywego, kochającego was, troszczącego się o was, współczującego wam, tęskniącego do waszej prawdziwej serdeczności, otwartości i zaufania. Moja Ewangelia uczy was, jakim był Jezus, ale wiecie przecież, że zmartwychwstałem w ciele uwielbionym, nie podległym już śmierci. Syn Boży - Syn Człowieczy obie natury tak ściśle połączył, żeby być z wami zawsze, by stać się dla każdego, kto Mu zaufa, najbliższym przyjacielem, nauczycielem, pomocą, ucieczką. Ten mój świadomy i dobrowolny akt złączenia się z wami więzami krwi, którą za was wylałem, ma aktualność wieczystą. Byłem, jestem i będę z wami aż do skończenia świata. Tak rzadko wasza znajomość „teologiczna" wyciąga z tego praktyczne wnioski. Niesłychanie trudno jest Mi przekonać was, pokonać wasze uprzedzenia i fałszywe wyobrażenia o Mnie. Jeszcze rzadziej mogę liczyć na wasza szczerą, serdeczną i naturalną przyjaźń, której nie skąpicie sobie nawzajem lub tęsknicie za nią, ale Mnie wykluczacie. Ta jestem zawsze sam, odsunięty, zaniedbany, traktowany nieludzko.


- Jak to? - przeraziłam się


- Bo jak to nazwiesz, Anno, że człowiek zwraca się do Mnie recytując formułki, cudzymi słowami, bezmyślnie i mechanicznie, bez cienia uczucia, tak jak gdyby odrabiało się przykry obowiązek. Tyle osób przez całe życie nie powiedziało Mi jednego serdecznego słowa. Wciąż jestem odtrącany, raniony, poniewierany, i to nie przez wrogów, nie - przez ludzi odkupionych moją Krwią, przeze Mnie wyzwolonych. Nie oczekuję wdzięczności, ale choć trochę zrozumienia, dopuszczenia Mnie do bliższego współżycia, abym mógł wam pomagać, ulżyć, uzdrowić to, co w was chore. A tak naprawdę, to zupełnie zdrowych nie ma pomiędzy wami. Dopiero wtedy stajecie się nimi, kiedy Ja was wspomagam.


Zauważ, jak pospieszyłem ci z pomocą, kiedyś zechciała powierzyć Mi siebie. Czyż nie pomogłem ci we wszystkim? O ileż spokojniej czujesz się teraz, prawda? A to dopiero początki naszej współpracy. Daję ci maleńką część mojego smutku, kiedy spotykam cię z ludźmi znanymi ci, którzy są daleko ode Mnie, a ty odczuwasz smutek. Wiesz, że biedni są oni wszyscy, bo głodni Mnie, a nie uwierzą w to. Wydaje się im, że brak im tego co materialne lub zdrowia czy młodości, a to głód szczęścia prawdziwego, jakim Ja jestem. Daję ci to odczucie, abyś rozwijała w sobie współczucie i pragnienie obdarzania Mną bliźnich.


- Nie potrafię. Nie wiem jak to zrobić.


- Nic się nie martw. Nauczę cię tego. Razem będziemy działać, bo przecież chcesz Mi dopomóc w wejściu do serc ludzkich, prawda? Ty dajesz Mi do dyspozycji swoją osobę, a Ja to wykorzystam. Wiem kto Mnie pragnie, kto jest głodny, kto szuka i nie ustaje. Bo widzisz, Ja przyjdę na wezwanie, nawet najkrótsze. Mówiłaś, jak „polowałem" na owego księdza, gdy współpracowała ze Mną Józefa (opowiadałam komuś o siostrze Józefie Menendez). Otóż jedna myśl miłości, jedno wezwanie, westchnienie - jak zrobiła to twoja ciotka, Joanna (ciotka umierając zawołała: „Jezu, ja już nie mogę..." i w tej sekundzie skonała) - wystarczą, abym natychmiast objawił swoją miłość i moc.


Ja nie odstępuję od was nigdy. Czekam z utęsknieniem, nieskończenie cierpliwie, kiedy przypomnicie sobie o Tym, który was kocha. Wolność wasza jest uszanowana, bo przyjaźń ze Mną nawiąże tylko ten, kto tego zapragnie, ale wspomagam was, bronię, ratuję i udzielam życia wam wszystkim, stale i w każdym momencie.


Jednak tak bardzo pragnę zrozumienia, przyjaźni i wymiany miłości. Za jedną chwilę, w której zatrzymujecie waszą nikłą miłość na Mnie, daję całego siebie. Czyż to zła wymiana? Czy istnieje ktoś inny, który by tak bezgranicznie i niezmiennie was kochał...?


XXXV ROZMOWA


23 IV 1983 r., sobota, Warszawa


- Witaj, córko moja. Niepokoisz się sprawą przeprowadzki do dzielnicy, której nie znasz i nie lubisz, ale nie wiesz, czy Ja tego nie pragnę? Oddaj Mi twój niepokój i obawy. A teraz posłuchaj.


Pragnę, abyś pozostawiła Mi czas każdego dnia. Nie żądam od ciebie wiele: pół godziny, nie dłużej, ale za to systematycznie. Postaraj się o to już od dzisiaj, dobrze? Chciałbym z tobą rozmawiać często i o wszystkim. Dlatego teraz oddaj Mi to, co cię martwi, boli i cieszy.


Zrobiłam tak.


- Tego pragnę, Anno. Oddawaj Mi swoje sprawy codzienne...


XXXVI ROZMOWA - Czy jesteśmy przez Ciebie, Panie, mniej kochani niż inne narody?


30 IV 1983 r., sobota, Warszawa


- Nie umiem, Panie, wykorzystać odpowiednio tego czasu, w którym mam być z Tobą. Nie potrafię być serdeczną. Proszę tylko i oddaję ci innych ludzi. Przykro Mi, że nie sprawiam ci radości.


- Moja córko, na wszystko przyjdzie pora. Jakżeż mógłbym cię uleczyć, gdybyś nie przychodziła do Mnie?


- Przecież Ty to wiesz.


- Ja wiem, co ci dolega, ale bez twojego zezwolenia nie mogę przystąpić do leczenia. Chcę wiedzieć, czy wierzysz w moją moc


i czy zgadzasz się na moje metody. Pragnę też usłyszeć, co ci dolega najbardziej, czego chciałabyś się pozbyć.


- Mówię Ci to, Panie.


- Tak, mówisz, ale nie bardzo wierzysz w moją miłość do ciebie i w moją moc.


- Wiem, że mógłbyś, Ojcze, uzdrowić mnie w jednej chwili, ale tego nie robisz. Mało albo nic się we mnie nie zmienia. Dlaczego w książkach pisanych przez protestantów tyle jest dowodów Twojej natychmiastowej i skutecznej pomocy? Przecież wielu z nich otrzymywało ją niejako „z góry", nie wierząc lub w ogóle nie spodziewając się jej. Może to nasz kompleks katolicki albo „narodowy", ale jak się czyta o Twojej pomocy w Stanach Zjednoczonych, wydaje się, że ich kochasz bardziej, a my - jak zawsze - jesteśmy Ci bardziej obojętni, mniej kochani. Wszystko, co nas spotyka, świadczy o tym, a Ty to potwierdzasz. Nie masz dla nas tej gorącej, natychmiastowej pomocy, jaką miałeś dla nich. Wiesz przecież, jak strasznie jesteśmy zniewoleni, jak bardzo cierpimy. Ale Ty też nas omijasz. I dla Ciebie jesteśmy „gorsi". A przecież mówiłeś. Ojcze, że tym bardziej spieszysz z pomocą, im biedniejsi i słabsi jesteśmy. Ale u nas nie uzdrawiasz, nie dajesz takiej radości i tylu łask i darów, nie wspomagasz nas i nie przemieniasz czy „nawracasz" tak, jak tam. Żądasz, abyśmy wierzyli w Twoją moc i miłość dla nas, ale tak mało jej przejawiasz. Jesteś skąpy w stosunku do nas. Nie mówię o sobie, ale o wszystkich dookoła. Co z tego, że Ciebie proszę, przecież bez rezultatu. Tam dajesz świadectwa swej mocy i miłości do ludzi - przecież nie lepszych niż my; tam oni widzą Twoją natychmiastową i silną odpowiedź bez względu na ich wiarę, z góry niejako. U nas nie chcesz. Dlaczego?


1 V 1983 r., niedziela, Warszawa


- Anno, wydawało Mi się, że zrozumiałaś, jak bardzo was kocham. Tymczasem okazuje się, że nadal nie wierzysz Mi. Chciałabyś, córko, szybko widzieć rezultaty?


- Bo mamy mało czasu.


- Mówisz, że mało jest czasu? Ja jestem dawcą czasu i zawsze w odpowiedniej porze realizuję moje zamierzenia. Moc moja przejawi się u was, w twoim kraju, mocniej niż gdziekolwiek, ale jeszcze krótki czas musicie cierpieć, ufać Mi i wierzyć moim stowom. Konieczne jest bowiem powszechne postanowienie odmiany życia.


- Panie, dopuściłeś, aby nas demoralizowano. Dałeś władzę łajdakom, którzy rządzili zbrodniczo. Myślę o masowych morderstwach i prześladowaniach po wojnie, o ostatnich latach i o ustawie zezwalającej na „przerywanie ciąży", czyli na bezkarne zabijanie. A teraz sam zbierasz plon: ruinę kraju i ruinę sumień. To kraj masowych złodziejstw, żebraniny i cwaniactw. Przecież to Ty dopuściłeś do tego. Czy myśmy tego chcieli? Wiesz, że nie. Wiem, jak bronisz inne narody, kiedy chcesz, np. Finlandię czy Austrię. Nie wierzę, żeby tam bardziej wierzono Ci niż u nas, a ich uratowałeś. Dlaczego nie nas? Teraz chcesz cudów od nas, tymczasem to Ty musisz je uczynić - tu, jeśli cokolwiek ma tu powstać dobrego. Nas wychowywano do ofiarności przez pokolenia. Chłopi zawsze będą chcieli coś skorzystać. Widzę przecież, jak trudno im zrobić cokolwiek bezinteresownie. Co robiono w „Solidarności", jak dbano o własne interesy i karierę? Nie wierzę w obudzenie sumień wśród wielu milionów ludzi żyjących tylko dla siebie. Widzisz, co się dzieje, jak nas okradają na każdym kroku: rzemieślnicy, handlarze, zakłady przemysłowe, pracownicy handlu, inicjatywa prywatna, spekulanci, urzędy i władze. Kradnie każdy, kto może, i na pewno nie zrezygnuje z tego, co mu korzyść przynosi w ogólnej nędzy.


Nie wierzę w powszechną odmianę, bo nie ma nadziei ani celu, dla którego warto by to zrobić. Dla Ciebie już to robią ci, którzy pragną Ciebie, a na innych nie licz. Zobacz, Panie, ilu ludzi znałam, ilu chciałam przyprowadzić do Ciebie, a nie udało mi się ani razu. Nikt nie chciał nawet zobaczyć, spróbować, a przecież wszystkim jesteś niezbędny. Żyją bez Ciebie i uważają, że nie jesteś im potrzebny. Czy sądzisz, Jezu, że mnie to nie boli? Że się tym nie gryzę i nie cierpię...? Ale nie wierzę, że to się zmieni.


Nawrócenie narodu nastąpi dopiero wobec grozy


- Moja córko, rozgoryczyłaś się i poddałaś żalowi, a to są uczucia niszczące i bezpożyteczne. Posłuchaj lepiej, co Ja mam ci do powiedzenia.


Wasze powszechne nawrócenie się na moją drogę nastąpi wtedy kiedy stanie przed wami groźba całkowitej zagłady. Ona obudzi społeczny zryw w obronie wartości najwyższej dla was i wspólnej - waszego bytu narodowego. Wobec takiej grozy, która zawiśnie nad światem, zjednoczycie się i zwrócicie wasze serca ku Mnie, jako jedynej waszej obronie i tarczy. Moja Matka stanie się w tym czasie rzeczywistą Królową narodu polskiego. Wtedy gdy dokoła was ginąć będą i rozpadać się kraje o wiele od was bogatsze i potężniejsze, kiedy śmierć straszliwa, natychmiastowa i zaskakująca zagarniać będzie miliony waszych braci w jednej sekundzie - bo użyjecie przeciw sobie broni jądrowej (przed którą ostrzegała was od lat Maryja, Matka moja i wasza) - wtedy lęk o życie stłumi wszelkiej inne pragnienia. Nie Tylko w Polsce, lecz na całym świecie nastąpi przemiana duchowa. Te kraje, które wierzyły Mi i uznawały Mnie swym Panem, zwrócą się ku Mnie i skupią swoją ufność i wierność wokół mojego Krzyża. Inne, które praktycznie odrzuciły Mnie, bo od dawna byłem dla nich tylko symbolem i wspomnieniem, pozostaną w swojej agonii same i nie znajdą oparcia. Tam zapanuje chaos, panika i zbiorowe szaleństwo: jedni przez drugich i przeciw drugim będą dążyć do zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Tak stanie się w krajach, którym zazdrościcie mojej opieki (USA i kraje Europy Zachodniej). Zobaczysz też, jak bogactwo i poczucie siły zniszczyły odporność społeczeństw, a podkopując - z dawna i planowo - moje prawa, rządy zgotowały zgubę własnym ludom.


Wtedy zobaczysz i przekonasz się, czy miałaś rację wątpiąc w swój naród. Bo Ja wierzę w waszą głęboko ukrytą wierność moim słowom, która ujawni się, gdy zamrą niskie emocje i pożądania. Dam wam moją pomoc w osobie Papieża. Mój syn, Jan Paweł II ufa Mi i rozumie Mnie. On was przygotuje. Teraz zaś szykuję ziarno na zasiew. Nie wielu potrzeba Mi, lecz ufających Mi, żyjących ze Mną w przyjaźni bliskiej i oddaniu. Przygotowuję was sobie.


Ty pomóż Mi w tym, by dosyć było tych, którzy głosić będą Mnie żywego, obecnego i kochającego was. Powiedz to Wojciechowi (miał przyjść). Daję wam moje błogosławieństwo.


- To Ty, Panie, musisz mi w tym dopomóc, bo żebym mogła to zrobić, muszą przyjść do naszego (Twojego i mojego) domu, prawda?


- Tak, córko, i w tym pomogę ci. Jeśli chcesz, abym był uczestnikiem waszego spotkania, uprzedź o tym i czyń Mi miejsce. I tego was nauczę.


XXXVII ROZMOWA - Ty masz wprowadzać w obręb naszej przyjaźni


2 V 1983 r., poniedziałek, Warszawa


Kiedy zaczęłam i nie mogłam się modlić w czasie tej pół godziny, w której mówię do Pana, usłyszałam:


- Powiedziałem ci: „Dzisiaj będziesz pisać". Pragnę, byś Mnie zawsze słuchała, gdy mówię do ciebie. Rozmowa ze Mną nie jest trudna. Mówię prosto i jasno. Nie pragnę, abyś codziennie powtarzała Mi to samo ani też mówiła do Mnie formułkami. Zastanów się, jak mówiłabyś do twego najbliższego i najmądrzejszego przyjaciela. Czyż nie radziłabyś się go w swoich sprawach, nie opowiadała o tym, czym się cieszysz lub martwisz? Czy nie zasięgałabyś rady i nie oczekiwała pomocy...?


- Ale Ty, Jezu, to wszystko wiesz. Po co mówić o czymś, co znasz lepiej ode mnie?


- Pragnęłaś, Anno, przyjaźni ze Mną. Oto jestem. Bliższego ci przyjaciela nie znajdziesz, a także bardziej kochającego cię i rozumiejącego, bardziej wyrozumiałego i skorego do pomocy. A kiedy jest czas na rozmowę pomiędzy Mną a tobą, nie masz Mi nic do powiedzenia?


Znam ciebie i wszystko, co ciebie dotyczy, jest Mi wiadome, jednak na straży twojej wolności stoi twoja wolna wola. Mogę zrobić wszystko, co uważam za dobre dla ciebie i innych, jeśli Mi na to pozwolisz.


- Tak zrobiłam.


- Owszem, słyszałem, że oddajesz Mi swoją wolę. Dlatego powiedziałem ci, że dziś pragnę rozmawiać z Tobą - pisząc, gdyż jest to forma, do której przywykłaś, a słowo napisane pozostaje. (...)


- Co mam powiedzieć znajomym?


- Mów o Mnie. W mojej obecności odbywają się wasze spotkania. Ja ci pomogę. Jeśli będą pytać, odpowiem. Przez ciebie pragnę otworzyć ich oczy na moją rzeczywistą obecność i bliskość. Ty masz ich wprowadzać w obręb naszej przyjaźni. Słowa moje do ciebie są jej dowodem. Przez nie udowadniam, jak zależy Mi na zawarciu z każdym z was stałej, wiernej, przyjacielskiej więzi miłości. Moi kapłani są moimi najbliższymi współpracownikami na ziemi. Dzielę się z nimi moją mocą. Czyż tym bardziej nie powinni Mnie słuchać w każdej godzinie życia? Przecież, gdyby chcieli żyć ze Mną w prawdziwym zrozumieniu, mogliby dokonać po stokroć więcej, gdyż Ja moim przyjaciołom nie skąpię łask i pomocy. Czyż ty nie jesteś tego dowodem?


- Tak, Jezu, otrzymałam od Ciebie ogromny skarb, tylko nikomu nie jest on potrzebny. Jest tak od lat. Uginam się pod ciężarem worka brylantów - na pustyni. (...)


- Chciałem, ażebyś mówiła Mi o tym, co ci naprawdę ciąży i dolega, a potem oddawała to Mnie. Dlatego teraz oddaj tych, do których masz żal, mojemu miłosiernemu Sercu, a o innych proś Mnie i polecaj ich mojemu prowadzeniu.


Uczyniłam tak.


XXXVIII ROZMOWA - O Duchu Świętym i Bogu w Trójcy Jedynym


4 V 1983 r., środa, Warszawa


- Panie, oddaję Ci mój czas i proszę, wytłumacz mi, kim jest Duch Święty, jaka jest Jego rola w historii zbawienia, o co powinniśmy Go prosić? Jak Go słuchać i jak Go pokochać, skoro nie ma oparcia dla Jego wyobrażenia? Wiem, że Duch Święty nigdy nie mówi o sobie, lecz o Ojcu i Synu, ale jest też Osobą, i też wszechmocną, więc jaki jest Jego zakres zainteresowania nami? Czy jeśli przyjaźnię się z Tobą, Jezu, to równie przyjaźnię się z Duchem Świętym, czy też przyjaźń z Nim jest inna, osobna? Czy w ogóle można zawiązać przyjaźń z Duchem Świętym?


- Anno, córko moja. Pytasz o sprawy trudne, ale znam twoje intencje i odpowiadam ci tak, abyś Mnie dobrze zrozumiała.


Ja jestem Bogiem Jedynym. W trzech Osobach, z których każda posiada pełnię bóstwa bez żadnych braków. Żadna z Osób Trójcy Świętej nie uzupełnia sobą pełni drugiej (Osoby), ponieważ Bóg nie zna ograniczeń, które mogłyby stanowić przeszkodę przenikaniu się, udzielaniu się sobie wzajemnie.


Natomiast wy żyjecie w świecie przestrzeni i czasu, a formy cielesne stanowią przeszkody nie tylko w udzielaniu się, lecz nawet w zrozumieniu się nawzajem. Tylko miłość zdolna jest przekroczyć wszelkie ograniczenia, i im bardziej dajecie się jej przenikać, tym wiecej poszerzacie teren spotkania ze Mną i ze sobą wzajemnie. Miłość to Ja, i nie istnieje nic, co by nie powstało z miłości i w czym miłość nie podtrzymywałaby istnienia.


- Piekła też?


- Istnienie piekła również podtrzymuję, bo nie odbieram nigdy daru istnienia bytom przeze Mnie stworzonym. Jestem wieczystym i nieustającym dawcą życia.


Abyście nie zginęli na wieczność, Słowo Boże stało się człowiekiem, a odkupując was sprawiedliwości Ojca zachowało braterstwo z wami tak bliskie, że Jezus Chrystus staje się przyjacielem każdego z was, kto tego stosunku bliskości zapragnie. Przyjacielem człowieka staje się Bóg w całej swej pełni i mocy.


Ojciec tak was miłuje, jak Syn Boży, jak i Duch Boży - Osoba niewidzialna i niewyobrażalna, sprawcza Miłość rozwijająca was ku życiu z Ojcem i Synem.


Kiedy miłujesz Mnie, Anno, miłujesz też Ojca niebieskiego i Osobę Ducha Świętego, gdyż niemożliwe jest kochanie Boga „częściowo", a nie w pełni Bóstwa.


Ja, Bóg, staję się twoim przyjacielem, gdyż nie mogłabyś przystąpić do Mnie, gdybym Ja tego nie zapragnął wcześniej i nie położył przed tobą mostu. Jest nim Osoba Jezusa Chrystusa, znana ci, zrozumiała i bliska przez swoje życie ziemskie i przez swoją ofiarną śmierć. Jakaż jest miłość Boga, jeśli tak wychodzi naprzeciw ograniczoności i nędzy ludzkiej? To pytanie stawia Bóg przed każdym z was, gdy poznajecie Ewangelię. I wtedy nie jest już niemożliwe dla człowieka zwrócenie się do Syna Bożego, Jezusa


Chrystusa, Boga-Człowieka, a w Nim do nieogarnionego majestatu Trójcy Świętej.


6 V 1983 r., piątek, Warszawa


- Słuchaj uważnie. Nad każdym z was, kto prosi o to i zezwala na to, trudzi się cała Trójca Święta, by uzdatnić go ku życiu z Bogiem. Ojciec niebieski jest Tym, który powołał do istnienia i podtrzymuje życie każdego swojego stworzenia, troszcząc się o nie z czułością matki i ojca. Nie jest inny w naturze swojej od Syna, który objawił się wam i będąc Jezusem, mówił i świadczył sobą o Ojcu niewidzialnym i niewyobrażalnym. Oto jak Ojciec stanął wśród was w Synu - Słowie swoim.


Jakim był Jezus, takim jest Bóg, Pan świata. Jest więc Bóg miłością bezinteresowną i bezgraniczną, dla was miłosierną i zdolną wszystko przebaczyć, pragnącą przebaczać, uzdrawiać, ożywiać was i oczyszczać; miłością spieszącą wam naprzeciw, wspomagającą was zawsze i w każdej sekundzie życia bez względu na wasze słabości i grzech. Przeciwnie, słabość wasza wyzwala Jego opiekuńczą i troskliwą dobroć. Jezus żył wśród grzeszników, uzdrawiał, oświecał, uczył, wyzwalał z niewoli szatana, odpuszczał grzech i nigdy nie odwrócił się od grzesznika ze wstrętem, a kiedy ganił, czynił to dla ratowania człowieka. Jezus nie zrażał się małością i nędzą uczuć i żądz nawet u uczniów swoich, bo znał mialkość natury ludzkiej. Kochał ludzi ponad tym i ponad to wszystko, co was zraża wzajem do siebie i dlatego nawet sami siebie pokochać nie potraficie tak gorąco i bezwarunkowo, jak Bóg kocha was. Oto obraz Boga.


Jezus, objawiające się wam Słowo Boga, żył w pełni Ducha Świętego. W pełni Ducha Świętego ofiarował się i zamordowany został Człowiek ukrywający w swoim człowieczeństwie naturę Boga. Jego ofiarowanie się - za ludzkość całą - objęło pełne wyniszczenie natury ludzkiej i wyzwoliło pełnię miłosierdzia natury Boskiej, które udziela się odtąd aż do skończenia świata. Natura Boża jest niezmienna, wieczysta, nieogarniona w swojej mocy. Nieogarnione, wieczyste, niezmienne jest braterstwo rodu ludzkiego zawarte przez Jezusa Chrystusa, miłosierne Słowo Boga, z Bogiem w Trójcy Jedynym.


Jezus, Syn Boży i człowieczy, wypełnił swoje posłannictwo w czasie historycznym. Zmartwychwstał Bóg-Człowiek w ciele uwielbionym, zachowuje je, i wzywa nadal każdego z was po imieniu do przyjaźni ze sobą, do pójścia za sobą ku Ojcu.


Duch Pański, Duch Święty, obecny w Synu na Golgocie, niewidzialny a Święty, uwielbił Ojca w ofierze Syna, i bezgraniczna, wszechmocna miłość przebaczająca i oczyszczająca wylała się na rodzaj ludzki.


Duch Święty buduje wciąż Kościół Pański, jest tą „miłością" Pawłową (z I Listu do Koryntian), która trudzi się nad uświęceniem człowieka kierując go ku przyjaźni z Synem, by w Nim uwielbić wszechmocnego i nieskończenie miłosiernego Ojca.


XXXIX ROZMOWA - O trudnościach w codziennej modlitwie


Prosiłam o pomoc.


- Zawsze ci chętnie pomogę, jeśli się zwrócisz do Mnie. Zauważ, córko, jak bardzo jesteś odciągana ode Mnie i jak trudno ci znaleźć te pół godziny dla Mnie. Czy sądzisz, że to ty sama jesteś taka leniwa? Nie. Jest ktoś, kto chce ci za wszelka cenę przeszkodzić w zbliżeniu do Mnie. Działa przez twoje wady i niedociągnięcia, ale też w ten sposób ukazuje ci to, co ci przeszkadza najbardziej. Chciej więc wykorzystać ataki nieprzyjaciela do zwycięstwa nad nim. Zobacz, jak on działa. Rano tłumaczy ci, że trudno ci się skupić, bo jesteś bardzo senna. Później słyszysz, że masz bardzo dużo czasu i odkładasz spotkanie ze Mną na późniejszą godzinę. Wtedy zaczynają się telefony, przypominasz sobie o wielu sprawach do załatwienia w domu i na zewnątrz, zaczynasz się spieszyć, by zdążyć na obiad. To ci zajmuje dwie, trzy godziny. A później odpoczywasz. Dalej znowu masz sprawy, które są ci przedstawiane jako krótkotrwałe, inni przychodzą do ciebie lub ty wychodzisz do innych osób. Wracasz późno i nie masz sił, jesteś zbyt zmęczona. Czyż nie tak? W ten sposób tracisz całe dnie, a Ja czekam na próżno.


- Panie, gdybym Cię kochała, nie byłoby tak. W ten sposób okazuje się, że nie kocham Cię naprawdę, i to powoduje, że jestem smutna i zmartwiona.


- Nie, córko, nie osądzam cię tak źle. Po prostu uczysz się, jak być ze Mną i wydaje ci się to bardzo trudne. Pragnę cię pocieszyć - tylko początki są trudne, tak jak nauka chodzenia, mówienia i czytania dla dziecka, które później stają się jego żywiołem; wszystko to, co nowe, jest trudne, ale chciałbym widzieć cię podchodzącą do pokonywania trudności z radością, zwłaszcza wtedy, gdy przezwyciężenie ich zbliży cię do Mnie.


- Ja nie bardzo rozumiem, dlaczego wydaje mi się takim trudem pół godziny modlitwy, skoro pisząc rozmawiam z Tobą, Panie, o wiele dłużej.


- Widzisz, córko, kiedy rozmawiasz ze Mną, to Ja kieruję rozmową; ty jesteś bardziej bierną. Natomiast w rozmowie myślnej czy ustnej wydaje ci się, że Ja życzę sobie twojej inicjatywy. Nie jest tak. Ja pragnę tylko tego, abyś stawała przede Mną oddając Mi twój czas, a Ja sam poprowadzę nasze spotkanie. Nawet jeśli nic nie „odczuwasz" lub nie „mówisz" Mi, trwasz przede Mną, a twoje milczenie przyjmuję jako twoją modlitwę. Dlatego nie lękaj się ciszy. Jeśli masz Mi coś do powierzenia - ludzi czy sprawy - mów, jeśli chcesz się wyżalić - poskarż Mi się, lecz jeżeli nie odczuwasz takiej potrzeby - spokojnie i ufnie trwaj przede Mną bez niepokoju o swoją nieudolność. Ja jestem obecny i przyjmuję twój dar - czas - nie niepokój się tą sprawą.


- Dziękuję Ci, mój Nauczycielu, za Twoją pomoc.


- Myślisz, Anno, co zrobisz podczas wyjazdu. Chcę, żebyś cieszyła się moim darem - odpoczynkiem w przyrodzie. Ale na wieczory pozostawiam moje słowa, które, tak jak chciałem, pragniesz jeszcze raz przeczytać i napisać szczegółowy spis rozdziałów. Zrób to. Ponadto weź trochę papieru. Z rozmów ze Mną nie rezygnuj, ale będą również rozmowy „pisane". Teraz, dziecko, daję ci moje błogosławieństwo.


XL ROZMOWA - Oczyszczajcie się na przyjście Pana (przed drugą pielgrzymką Papieża Jana Pawła II do Polski)


12 V 1983 r., czwartek, Warszawa


- Posłuchaj Mnie, córko. Pragnę, ażebyś poszła do ojca Krzysztofa i przekazała mu - z mojej woli - to, co powiedziałem do twojego narodu, te kilka „słów", w których mówię, czego od was oczekuję: nawrócenia ku Mnie, a więc żalu za winy popełnione, szczerego postanowienia poprawy i starań w tej mierze. Najważniejsze w moich oczach jest nawrócenie serc - oczyszczenie ich z miłości do bogów waszych: pożądliwości oczu i serca. A od Kościoła mego oczekuję pokory i posłuszeństwa Mnie, a nie własnym koncepcjom i planom, oraz umiejętności służenia mojemu ludowi z pozycji sługi, a nie władzy i wywyższania się.


Łączcie się wszyscy w miłości do siebie, w staraniach o siebie - wzajemnie. Porzućcie nienawiść, niechęci i uprzedzenia, darowujcie krzywdy, zapominajcie winy - z miłości do Mnie, tak jak Ja wam zapomniałem je. Oczekując mego przybycia przygotowujcie się ofiarą, modlitwą i pojednaniem, jeżeli prawdziwie pragniecie, abym was wyzwolił. Kapłani moi powinni przodować nie w słowach pustych, a w porzuceniu wszystkiego, co im przeszkadza w służbie prawdziwie Mnie godnej. Od nich żądam, by nie gorszyli ludu mojego, ale szli przed nim w czystości, pokorze i miłości ofiarnej, nie pamiętając o sobie. Wedle ich troski o lud mój będą bowiem osądzeni.


Gotujcie drogę Panu swemu. Bo przybędę ze sługą moim Janem Pawłem II i wspomogę was, jeśli zastanę oczekiwanie czystych serc i oczyszczone sumienia. Znam je i żadne pozory Mnie nie zadowolą. Pragnę waszej wiary, czystości i miłości ogarniającej Mnie żyjącego w was, i wedle niej obdarzę was łaską moją.


O pojednanie i przebaczenie sobie wzajem


15 V 1983 r., niedziela, Warszawa


- Napisz, Anno, to, co ci mówię:


Posłuchajcie Mnie, dzieci! Tak bardzo pragnę wam pomóc, a wy uniemożliwiacie mi to przez trwanie z uporem w złości i niechęci wzajemnej. Dla waszego dobra wzywam was do pojednania się ze sobą wzajem, do przebaczania sobie krzywd i odwrócenia się od waszych wspólnych win.


Jeżeli uważacie się za wyznawców Jezusa Chrystusa, czemuż Go nie naśladujecie? Dlaczego nie staracie się zadośćuczynić wezwaniom Pana swego? Dlaczegóż zaślepiacie swoje oczy i serca? Wszak widzicie, że źle się dzieje w ojczyźnie waszej. Czyżbyście już miłość do niej stracili...?


Oto Ja sam przychodzę, aby wam dać wyzwolenie i pokój, a wy nie czynicie żadnych przygotowań prawdziwie Mnie godnych. Jestem Panem waszych dusz i w duszach własnych przyjmować Mnie będziecie. Cóż więc czynicie w tej sprawie?


Oczyszczajcie się, abym was zastał czystych i gotowych, bo moje plany względem was nie pozwolą wam na trwanie w gnuśności. Jeżeli nie przygotujecie, nie miast i placów waszych, ale dusz i serc waszych na przyjęcie mojego działania, nie zdołacie zrozumieć, ku czemu was kieruję i nie rozpoznacie mojego głosu. Stracicie możność służenia Mi i świadczenia o Mnie, stracicie też łaskę, którą chcę was posilić i umocnić. Jeżeli zaś odwrócicie się od słów moich, które są wam znane i są fundamentem życia społecznego: „abyście się wzajemnie miłowali", „abyście stanowili jedno", nie zniesiecie ciężaru nadchodzących dni i ojczyzna wasza dozna klęsk wspólnych z całym rodem ludzkim, klęsk, których chcę wam oszczędzić. Nie uciekajcie więc w puste słowa od wezwań moich, lecz stawajcie w gotowości, by dać świadectwo o Mnie czynem i przykładem. Tego oczekuję od was i nic innego nie zadowoli Mnie.


- Czy powinnam te słowa przekazać i komu?


- Tak, Anno, pragnę byś przepisała te słowa, jak również to, co wiesz o moich zamiarach co do waszego narodu - z ostatnich rozmów naszych, i oddała je ojcu Krzysztofowi. Powiedz, że ciebie przygotowałem sobie do zadania pośredniczenia i tłumaczenia słów moich innym, na czasy, które nadeszły.


Kres królestwa pychy, zbrodni, fałszu i obłudy już nadciągnął. Przekształcę wasze losy. Możnych pozostawię głodowi i rozpaczy, a biednych i niepozornych osłonię i wyzwolę, a także pomoc moją im dam i słowa prawdy, które zaniosą w środek ciemności, kłamstwa i gwałtu. Szykujcie się, bo nie znacie ani dnia, ani godziny, w których przybędzie śmierć zwielokrotniona a straszliwa. Niech zastanie was mocno wspartych na Mnie w wierze, miłości i zaufaniu, wy bowiem macie być świadectwem dla ludów ziemi, jak żyje i działa naród wyznający czynem Mnie i miłość moją, której zawierzył. Jeśli wy zechcecie zawierzyć Mi tak, by przebaczyć krzywdy i niesprawiedliwe prześladowania, jak ongiś Szczepan konając przebaczył wrogom - współbraciom swoim - gdy go kamienowali (dzisiejsza Ewangelia), wtedy Ja, Pan Nieskończoności, odpuszczę wam wasze wielkie winy względem Mnie. Wymazując zaś grzech dam deszcz darów moich, aby was przemieniały. Staniecie się narodem przyjaciół moich, wykonawcą planów moich, moim ludem wyprzedzającym inne na drodze ku lepszemu - bo mojemu - ładowi i pokojowi. Nie tylko wyzwolę was, lecz tak ubogacę i uzbroję w dary moje, iż pokonacie zło w sobie i staniecie się tym ludem, jaki chciałem mieć: ludem moim żyjącym wespół z Panem swym i Zbawcą w szczęściu, obfitości, radości i pokoju; ludem ożywiającym inne narody, chrzczącym je w Duchu moim.


Tak chcę Ja, Pan Zastępów, Ojciec wasz i Pan wiekuisty.


XLI ROZMOWA - Ja sam staram się zjednoczyć was


20 V 1983 r., piątek, Warszawa


Spotkałyśmy się w mojej wspólnocie domowej, trwającej już trzy lata. Po raz ostatni byłyśmy razem wszystkie cztery, ponieważ jedna z nas jutro wstępuje do zakonu. Pytałam Pana, czy coś jej mam przekazać. Pan odrzekł:


- Posłuchaj, córko. Teraz Ja sam kieruję jej losem. Wszystko, co będzie jej potrzebne, dam jej. Więzów przyjaźni pomiędzy wami nie przecinam, a przeciwnie, umacniam je moją miłością, która ogarnia was i jednoczy. Dlatego też chcę, abyście wzajemnie wspomagały się. Dałaś jej moje „słowa" i pragnę, aby one wspomagały ich wysiłki ku nawróceniu świata. Błogosławię was w miłości wzajemnej.


Po południu.


- Wiem, córko, na czym ci zależy. Pragnieniem moim jest, abyście się wzajemnie miłowali. Miłować, to znaczy rozumieć się, dzielić swoje troski, wspomagać się zawsze, szanować i robić wszystko, co tylko można, dla zbawienia swoich bliźnich, tak jak dla samego siebie. Dlatego powstawały zgromadzenia, zakony, ruchy powszechnie ogarniające mój lud, kiedy życie wydawało się szczególnie trudne.


Teraz przeżywacie chwile bardzo ciężkie i dlatego specjalnie silnie odczuwacie potrzebę łączenia się dla pewniejszego przeciwstawienia się złu i wzmożenia waszej własnej siły oddziaływania. Ja sam staram się zjednoczyć was i zachęcam was do poszukiwania takiej formy życia społecznego, która wyda się wam najbardziej dla was odpowiednia i w której służba wasza stanie się możliwie najlepsza. Dlatego tak wielki ich wybór od wieków wam daję. Moim pragnieniem jest, aby lud mój żył we wspólnotach, a nie rozproszony pośród świata.


Wiesz, córko, ilu moich synów i córek zdradziło Mnie w waszym kraju? Ilu codziennie odchodzi ode Mnie, chociaż Ja przygarnąłem ich i dałem im samo dobro - siebie samego? „Świat" tworzą ludzie żyjący poza łaską moją, w grzechu, duchowo ślepi i martwi. Ten świat jest obecnie bardzo silny i aktywny. Atakuje was nieustannie i żeby mu nie ulec, trzeba szukać oparcia w braciach. Dlatego szukajcie takiej formy przyjaźni, jaka wyda się wam najlepsza w drodze ku Mnie poprzez bliźnich waszych. Ja was w tym wspieram, zachęcam i błogosławię.


Nie obawiaj się też mojego niezadowolenia, jeśli nie udało ci się od razu załatwić tego, czego życzyłem sobie. Nie jestem twoim


szefem ani dowódcą, a Ojcem bardzo wyrozumiałym. Widzę wysiłki twoje i dobrą wole, dlatego proszę, przestań niepokoić się i martwić. Nieprzyjaciel ludzkości chętnie taki niepokój wznieca i podsyca, a wtedy gubisz się i tracisz ciszę wewnętrzną i spokój. Ja jestem przy tobie i kocham cię zawsze tak samo gorąco, a tylko to jest istotne i tylko to powinno cię zajmować. Wiedz, że póki sumienie nie wyrzuca ci, żeś Mnie świadomie obraziła, niepokój twój nie ma podstaw.


Powiedziałam, że sumienie mi mówi, że jestem nie w porządku względem różnych spraw.


- Znam twoje wady i cechy charakteru. Nie możesz stać się kimś zupełnie innym, niż jesteś. Ale skoro oddajesz się Mnie i na Mnie liczysz, możesz być pewna, że zbuduję w tobie moje królestwo. Potrzeba na to jednak czasu, zaufania i cierpliwości w znoszeniu swoich wad. One są też twoim krzyżem i dlatego znoś je pokornie prosząc Mnie i oczekując w pewności, mego wspomożenia.


XLII ROZMOWA - Jakże pragnę stać się wam nieodzownie potrzebny


26 V 1983 r., czwartek, pod Warszawą


- Ojcze mój, pomóż mi w opracowaniu rozmów z Tobą. Pomóż mi zrozumieć jak najgłębiej wszystko to, co mi powiedziałeś.


- Pomogę ci, córko. Nie spiesz się i powoli, spokojnie rozważaj moje słowa. Chcę, abyś powracała do nich, abyś przyjęła je w sobie z przyzwoleniem, tak aby mogły zakiełkować w twojej duszy i róść. Dlatego czytając pamiętaj, że każde moje słowo jest dowodem mojej miłości do ciebie i do każdego, kto je będzie czytał. To moja pomoc dla was i zachęta do zwracania się do Mnie w ufnym oczekiwaniu na pomoc i odpowiedź, jakiej dziecko ma prawo spodziewać się od kochającego je Ojca.


Przez ciebie tak bardzo pragnę zbliżyć do siebie moje nieśmiałe, zalęknione dzieci, niepewne, czy kocham je dostatecznie, by zajmować się nimi stale, osobiście i z najwyższą troskliwością. Pragnę nauczyć was prostoty w zwracaniu się do Mnie, szczerości i bezpośredniości, aż staną się one waszą stałą predyspozycją duszy wzywającej Ojca. Jakże spragniony jestem waszej ufności i zawierzenia Mi we wszystkich sprawach waszego życia. Jakże pragnę stać się wam nieodzownie potrzebny. Cierpię stale głód nie odwzajemnionej miłości. Dlatego kiedy znajdę dziecko szczerze i mocno kochające Mnie, zajmuję się nim z wielką radością i prowadzę je, ucząc i oczyszczając, chroniąc i wspomagając. Ubieram je też we wszystkie łaski, jakie podźwignąć może. Szczęście moje z odzewu duszy na moją miłość jest tak nieskończone, że nie zaniedbam niczego, aby duszę taką, niezależnie od jej słabości, braków i wad, doprowadzić do mego domu. Nie rozstaję się z nią nigdy i wiem o wszystkim, co jej dotyczy. Każdy odruch serca pobudza mnie do ogarnięcia jej moją miłością, a każdą słabość czy brak zapominam natychmiast, gdy dusza przeprasza i wzywa Mnie.


Pytasz, dlaczego mówię o „duszy". Widzisz, córko, ku Mnie zwraca się pierwsza, najgłębsza część waszej istoty - wasza dusza. Ona potrzebuje Mnie i woła, a kiedy przyjdę, od niej rozpoczynam dzieło waszego uświęcenia. Dusza przeze Mnie ogarniona powoli skupia wszystkie władze duszy i ciała ku służbie mojej, aż cały człowiek stanie się przemieniony, bo w głębi jego duszy płonie już stały ogień mojej obecności. On niszczy grzech i przez coraz czystsze naczynie ujawnia się światu światło mojej miłości. To jest celem mojego działania w życiu człowieka - by stał się on moim świadkiem.


Aby spotkać się ze Mną, trzeba wam ciszy i czasu


30 V 1983 r., wtorek, pod Warszawą


- Ojcze mój, potrzebuję Ciebie.


- Jestem zawsze obecny. I Ja czekam na twoje słowa. Posłuchaj, córko. Beze Mnie jesteście wciąż trapieni głodem. Ponieważ nie zdajecie sobie sprawy z istoty waszego głodu, czynicie wysiłki, by zaspokoić go tak, jak to wam wydaje się najlepsze. Każdemu jego natura wskazuje inne środki: jednemu gromadzenie bogactwa, drugiemu - wiedzy, trzeciemu - uznania i pochwał. Każdy z was stara się zapełnić pustkę w sobie. Stwarzacie sztuczne podniety. Mnożycie hałas; zgiełk tłumu poszukującego emocji otacza was. Wzrasta ilość sztucznych namiastek „szczęścia", w które zanurzacie się. A to wszystko po to, aby nie pozostawać samemu z sobą, gdyż wtedy głód wasz staje się dręczący. Ta ucieczka niszczy wasze zdrowie i waszą wytrzymałość, oślepia was i ogłusza. Dlaczego tak postępujecie?


Tym sposobem życia utrudniacie sobie powrót do Mnie, gdyż zatracacie umiejętność trwania w spokoju, który sprzyja refleksji. Aby spotkać się ze Mną, trzeba wam ciszy i czasu. W im większym ruchu i gwarze żyjecie, tym więcej czasu wam potrzeba, aby uspokoić się, odrzucić szum zbędnych, błahych myśli i opróżnić dusze wasze z wszelkich emocji, pożądań i planów. Ja przemawiam w ciszy. Kto chce spotkać się ze Mną, powinien porzucić wszystko to, co mu przeszkadza w trwaniu przede Mną w pokoju wewnętrznym.


Wiem, córko, że nie jest ci łatwo, dlatego tak bardzo pomagam ci, jednak i ty musisz czynić wysiłki, a Ja, widząc je, przybliżę się. Wszystko, cokolwiek mówię ci, czynię dla twojego dobra. Lecz potrzebna jest współpraca, bo tylko ona wykazać może, czy prawdziwie ci na Mnie zależy. A teraz pozostań przy Mnie przez chwilę w milczeniu. Ja jestem z tobą.


XLIII ROZMOWA - O Eucharystii


2 VI 1983 r., Boże Ciało, pod Warszawą


- Chcesz dowiedzieć się, córko, czym jest Komunia święta. (Myślałam o tym). Hostia jest widoczną dla was rzeczywistą obecnością Boga. Przyjmując w siebie opłatek, wiecie z całkowitą pewnością, że w tym momencie osoba wasza, słaba, chwiejna, nigdy nie dość czysta, zawsze spragniona i głodna, łączy się z Bożym Ciałem - ze Świętością Najświętszą, bo napełnia ją Osoba Boga Najwyższego, aby ją uświęcić, umocnić, nakarmić i pociągnąć ku sobie.


- Ale przecież jesteś, Panie, zawsze z nami?


- Jestem zawsze przy was obecny. Podtrzymuję was i prowadzę. Komunia nie daje wam Mnie bardziej, niż kiedy jestem w sakramencie pokuty, bierzmowania lub w sakramencie chorych. Zawsze jestem z wami - cały, w pełni swojej świętości.


Jednak Komunia łączy Mnie z duszą w inny sposób. Kiedy przychodzicie do stołu mojego, mówicie Mi tym, że potrzebujecie Mnie - Chleba Życia - aby żyć pełniej, że pragniecie zaspokoić głód i wiecie, że nic go nie nasyci poza Mną, wreszcie, że kochacie Mnie i pragniecie przyjąć Mnie w duszy waszej w sposób najpełniejszy z możliwych na ziemi. Jest to świadome wasze wyznanie miłości i ufności, i wiary we Mnie. Teraz bowiem nie możecie zobaczyć Mnie, jakim jestem prawdziwie. Stoję przed wami osłonięty zasłonami wiary, ufności i miłości, i poprzez nie oddaję się wam cały, lecz dla zmysłów niewidzialny. Tajemnica mojego oddania się wam większą jest i bardziej niepojętą niż rzeczywistość mojej obecności w opłatku Hostii.


Pomyśl tylko, córko, jak nieskończoną jest miłość, która zdaje się - całkowicie bezbronna w malutkim okruchu materii - na waszą wolę. Zastanów się też, jak wielką jest wiara Boga w waszą dobrą wolę i nadzieja Boga w wasze uratowanie i zbawienie, jeśli pozwala tak się traktować, jak dopuszczam do tego Ja, Pan Nieskończoności . Miłość moja w tym sakramencie umniejszyła się do nicości prawie, a wszystko po to, aby was ośmielić i pociągnąć ku sobie.


XLIV ROZMOWA - Co jest „honorem" Boga


8 VI 1983 r., wtorek, Warszawa


- Pisz, córko. Tak bardzo cenisz „honor". Czy wiesz, co jest „honorem" Boga? Jego wierność stworzeniu swojemu bez względu na niewierność i przewrotność człowieka. Wierność Boga jest bowiem stałością Jego działania. Bóg nie zmienia się, nie błądzi, nie waha; dokonuje tego, czego zapragnie Jego twórcza miłość i nic odmienić lub zburzyć Jego planów nie zdoła.


W stosunku do człowieka wiernością Boga jest niezmienna miłość i miłosierdzie, zawsze i każdemu pragnące przebaczać. Wrota miłosierdzia zawsze są szeroko otwarte. Nie ma takiego potwora w ludzkim ciele, który nie byłby godzien i nie otrzymałby przebaczenia, gdyby tego zapragnął prawdziwie, chociażby w ostatniej sekundzie życia. Honorem Boga jest bronić każdego swojego stworzenia, wspomagać je, tłumaczyć i usprawiedliwiać, wciąż odnajdywać i na nowo próbować zdobyć jego serce.


Nieskończona świętość Boga tak bezgranicznie przerasta możliwości pojmowania jej przez człowieka, że złość i nikczemność, chociażby całego rodzaju ludzkiego, jest wobec niej drobiną pyłu i dymu. Tylko czułość i delikatna, niezmiernie subtelna miłość Boga zapewnia ludzkości istnienie. Troskliwość, łagodność i umniejszenie swej mocy - tak by stała się wam niewyczuwalna prawie - wyrozumiałość, cierpliwość i nieustające, stałe, niewzruszone podtrzymywanie w was życia, bronienie i ochranianie was przed potęgą niewidzialnych dla was sił nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego - oto honor Boga Wszechmocy wobec słabości i nędzy Jego stworzeń, które dla tej ich „jednodniowej" kruchości życia tak nieskończenie umiłował Ten, który jest Dawcą.


Bezmierna, niewyczerpana nigdy jest ojcowska i macierzyńska zarazem miłość Boga wobec tych, których zechciał On powołać do istnienia. Lecz nigdy i wobec żadnych innych bytów stworzonych nie jest ona bardziej bezgranicznie cierpliwa i wyrozumiała niż wobec rodzaju ludzkiego. Godność i honor Wszechmocnego leży w Jego bezwarunkowym umiłowaniu tego, co najsłabsze, najmniej rozumiejące, bezradne i bez pomocy Boga skazane na zgubę; godność tak wspaniałomyślna, że nic i nigdy zrazić Jej i zniechęcić nie zdoła, tak hojna, że tylko darzy, tak miłosierna, że zawsze przebacza, tak kochająca, że za jedno ludzkie westchnienie miłości oddaje człowiekowi samą siebie.


Wszelka ludzka tęsknota za prawością, godnością, honorem i szlachetnością jest w istocie pożądaniem niewzruszonej, nieskończonej, niezmiennej natury Boga - jedynej pewnej Pełni Bytu, jaka jest („Jestem, Który Jestem" Wj 3, 14), była i będzie zawsze.


Tak, dziecko. Kiedy tęsknicie do niezachwianej, prawdziwej, fundamentalnej pewności - Mnie wzywacie. „Ja Jestem, Którym Jest" - wszystko inne ze Mnie i przeze Mnie powstało. Ja i tylko Ja jestem waszą pewnością, niezmiennością, odniesieniem. Kto Mnie zaufa i odda Mi siebie, zachowa życie swoje na wieki - we Mnie - bowiem Ja oddaję Miłość za miłość. Ja wszystko ogarniam i nasycam sobą każdą pustkę, bo pełnia moja boleje nad głodem szczęścia i natychmiast spieszy, aby głodnemu zaofiarować siebie. Bezgraniczna godność mojej świętości sprawia, iż udzielam się moim stworzeniom ze szczodrobliwością natury Boga, bez względu na nędzę i słabość ludzką. Żyjąc cieleśnie nie możecie przyjąć więcej, niż znieść może wasz ludzki organizm, lecz w moim domu napełniam was i ubogacam wedle moich zamiarów - bo szczęście moje cieszy się uszczęśliwianiem tych, których umiłowałem odwiecznie i na zawsze.


XLV ROZMOWA - Wasza niedoskonałość nie przeszkodzi Mi budować na was planów moich


18 VI 1983 r., trzeci dzień wizyty Jana Pawła II, sobota, Warszawa


- Moja córeczko, proszę cię, nie martw się tak sobą. Wszyscy jesteście słabi. Rozpoczynając współpracę naszą wiedziałem, jak jesteś słaba. Znam ciebie o wiele głębiej niż ty sama siebie. Gdybym wymagał od was doskonałości fizycznej i duchowej, stworzyłbym was takimi. W moim świecie mam wiele bytów o wysokiej, a nawet nieskazitelnej, doskonałości, ale nie istnieją słabsze, bardziej kruche i wątłe od rodzaju ludzkiego.


Dlatego też wy otrzymujecie całe moje miłosierdzie, współczucie, zmiłowanie, całą moc mojej troskliwości, wyrozumiałości i łagodności, pełnię przebaczenia i macierzyńskiej miłości. Jesteście moimi najmłodszymi dziećmi i darzę was taką opiekuńczą miłością, jaka innym bytom, które istnienie ode Mnie otrzymały, nie jest potrzebna.


Pragnąłbym tego tylko, ażebyście swoją słabość i absolutną zależność rozumieli i przyjmowali tę prawdę o sobie bez protestu, nie ubierając się w kłamstwo pychy i wielkiego o sobie wyobrażenia.


Gdybyście chcieli uznać, że cokolwiek z dobra powstało na ziemi, Ja wam to dałem w wasze głodne dłonie, i nie dla wartości waszych i zasług, lecz aby stało się to waszą radością. Wszelkie talenty, zdolności, umiejętności kładę przed wami, abyście wybierali, to, co wam sprawi więcej przyjemności, a także pozwoli wam darzyć bliźnich, uszczęśliwiać ich, wzbogacać i ułatwiać im życie, a przede wszystkim pozwoli im i wam samym zbliżyć się ku Mnie, który czekam. Dary wołają o Dawcy, lecz jeśli oślepli ci, którzy je przyjmują, biorą oni wszystko, co daję wam, jako należną sobie własność. Teraz biorą już zdrowie i życie ludzkie jak zabawkę, którą zepsuć mogą, gdy zechcą. Nigdy ślepota wasza nie była straszliwsza w skutkach, które sprowadza na ziemię.


Dlatego też moja pomoc wzrasta i staje się „widzialna" i „dotykalna", kiedy przez wasze usta mówię do was, kiedy schodzę pośród was, aby was ratować, wspomagać i bronić. Z gwałtowną miłością Ojca zatrwożonego o wasze bezpieczeństwo przybywam i nie szukam wśród was czystości, nieskazitelności nie pokalanej grzechem, gdyż ich nie znajdę na ziemi. Szukam najsłabszych, najbardziej bezbronnych wśród tych, którzy Mi uwierzyli i wzywają Mnie, Do tych przychodzę najpierwej, dla których jestem jedynym oparciem, bezpieczeństwem, poręką ich życia.


- Ty, moja mała córko, tak bardzo potrzebujesz Mnie, że oprzeć się nie mogę pragnieniu obdarzania cię moimi bezcennymi darami. Ale moja miłość w swej nieskończoności pragnie więcej: nie tylko darzyć, lecz samej się oddać tej, która Mi kiedyś tak zawierzyła, że oddała Mi szczęście całego swojego życia. Czyż mógłbym nie przyjąć od dziecka największego daru, jaki ono może ofiarować?


- Ja nie myślałam o całym życiu, a tylko o czasie niewoli, bo nie chciałam szczęścia osobistego w czasie, kiedy cały kraj jest zniewolony, a inni ludzie są zabijani lub więzieni.


- Wiem, córko, że nie myślałaś o całym życiu, lecz o kilku lub kilkunastu latach. Wiem też, że uczyniłaś to z miłości do swojej ojczyzny - nie do Mnie samego, jak się zastrzegasz. Ale któż z was zna Mnie samego - jakim jestem...?


Znacie Mnie przez podobieństwa, poprzez to, co wyraziłem przez moje stworzenia i poprzez słowa moje, wreszcie przez Osobę Syna mego. A tyś pragnęła dla swojej ojczyzny mojego przybycia i królowania. Czyż więc nie wezwałaś Mnie? A Ja, czyliż mógłbym nie przybyć?


Słabość twoja nie oznacza „zła" w oczach moich. Niedoskonałość, która tak was boli, jest oznaką waszego wieku niemowlęcego. Mnie ona nie przeszkodzi budować na was planów moich. Widzisz, córko, płaczesz i bolejesz nad niewiernością swoją, nad zaniedbaniami i brakami, a Ja widzę, jak służysz Mi, jak nigdy nie odmówiłaś pośredniczenia w rozmowie mojej z wami. Ty martwisz się swoją istotną niedojrzałością, Ja zaś cieszę się każdym twoim wysiłkiem, każdą myślą do Mnie skierowaną, każdym twoim wezwaniem Mnie ku pomocy. Wołaj Mnje jak najczęściej. Tak bardzo pragnę być potrzebny, a nawet - niezbędny. Któż wzywa częściej niż dziecko? Do kogóż matka przybiega najszybciej, z największą troską? Do niemowlęcia. Nie martw się więc twoim stanem, bo on wzmaga moją czułość i nasila opiekę. Ty, dziecko, wołaj Mnie jak najczęściej sobie i innym ku pomocy.


XLVI ROZMOWA - Papież przygotowuje was


22 VI 1983 r., środa, Warszawa, czas pielgrzymki Jana Pawła II


- Córko moja! Dlaczegóż jesteś taka smutna? Czy to, co oglądasz w telewizji, słyszysz w radiu i czytasz w waszej prasie - czy to wszystko nie cieszy cię?


- Powinno, Ojcze, ale nie czuję radości. Wiem, że Papież powoli przesuwa nasz sposób rozumowania w kierunku miłości społecznej i współdziałania, lecz czy to wszystko nie rozpłynie się w emocjach? Papież wyraźnie przygotowuje nas do nadchodzących czasów, czyli zna je i wie, że już są blisko, ale my tego nie rozumiemy - a tylko wielkość celu mobilizuje na miarę zadań. Oni nic o tym, co nas czeka, nie wiedzą, więc i potrzeby rzeczywistego zrywu nie czują, poza może młodzieżą i głęboko, mądrze wierzącymi. A reszta? Jakoś trudno mi o radość...


- Widzisz, córko, tylko to, co powierzchowne. Ja sieję moje ziarno w głębi dusz ludzkich. Ważne jest, aby tam spoczywało, oczekując pory kiełkowania i wzrostu. Cieszę się wami - waszą gotowością przyjęcia rad i zaleceń mojego syna Jana Pawła II. Zapewniam cię, że słowa moje, które on głosi wam - bo moje są słowa o miłości, która zwycięża zło, o przebaczeniu i pojednaniu - te słowa zapadają w wasze serca. Są rozumiane i uważane za słuszne i właściwe dla wierzących Mi i wyznających Mnie. A to już nie są emocje, a otwarcie się na prawdę i uznanie jej.


Zauważ, że Papież przygotowuje was również do właściwego formowania waszych własnych władz, gdy nadejdzie pora. Gdy mówi wam o sprawiedliwości, o prawdzie, o współpracy całego narodu, o tym, że rząd winien mu służyć i wypełniać wolę społeczeństwa, mówi to z mojej woli. Podaje wam obraz prawidłowego ustroju, aby wyrył się w waszych sercach, kiedy jego tu nie będzie. Robi on, co tylko może, dla przygotowania waszego, a Ja daję mu łaskę trafiania do waszych serc. Darzę go siłą i Duch mój towarzyszy mu.


Przyjrzyj się uważnie twarzom ludzi: to nie entuzjazm emocjonalny, ale zawierzenie mu. Przyjmujecie słowa, które wam daję, wierzycie im i ufacie w prawdziwą miłość Jana Pawła II do was i do waszej wspólnej ojczyzny. Pojmujecie, że są one podane wam dla jej dobra. Ja zaś umocnię je w sercach waszych, aby wzrastały, bo chcę waszego ratunku, waszej służby, i waszej miłości nie zawiodę. Dziękuj Mi, córko, i ciesz się obietnicą.


XLVII ROZMOWA - Ja jestem Panem waszych dokonań


26 VI 1983 r., niedziela, Warszawa


- Ojcze mój, co chciałbyś, żebym zrobiła?


- Idź, dziecko, spokojnie, zabierając to, co przygotowałaś. (...) A teraz przestań się już kłopotać, bo to są moje plany i Ja sam czuwam nad nimi. Ty, dziecko, pisz i staraj się załatwić to, co ci polecam, lecz zawsze pamiętaj, że Ja jestem Panem waszych dokonań i nie od ciebie zależy czas i miejsce, a tylko wysiłki są twoje, i to wedle twoich możliwości. Nie żądam od ciebie tego, czego załatwić nie potrafisz, a tylko szczerych chęci wykonania próśb i rad twojego Ojca, który zna ciebie tak dobrze i jest tak wyrozumiały i cierpliwy. Wieczorem chcę mówić z tobą, żeby odpowiedzieć ci na twoje wątpliwości. Teraz błogosławię cię, córko.


Wieczorem.


- Chciałem, córko, powiedzieć ci, ażebyś nie spodziewała się zawsze niepowodzeń i smutku. Jesteś ze Mną, a Mnie cieszy sprawianie wam radości. Dlatego przygotuj się do wyjazdu, który uczynię pożytecznym dla ciebie, a przez ciebie i dla innych.


XLVIII ROZMOWA - Pragnę, abyście przyzwyczajali się do mojej stałej obecności


28 VI 1983 r., wtorek, Warszawa


Spytałam Pana, jak się przygotować do wyjazdu na rekolekcje i czego się Pan po mnie spodziewa.


- Córko, spodziewam się po tobie, że będziesz świadczyć o Mnie swoim zachowaniem i słowem. Będę wśród was i będę was prowadził dzień po dniu.


Powinniście zatem, razem z Wojciechem (klerykiem) trwać przy Mnie, w każdej wątpliwości zwracać się do Mnie o radę, prosić o pomoc, o światło, o Ducha Mądrości, Rady i Pokoju. Pilnie będę oczekiwał waszych wołań i próśb, a jeśli zgodnie prosić będziecie, dam wam to, co potrzebne wam będzie w służbie waszym bliźnim, nawet gdyby to było coś „niezwyczajnego". Pragnę, abyście przyzwyczajali się do mojej stałej obecności, pomocy i współpracy, bowiem potrzebna będzie wam - w waszej służbie w przyszłości - pewność mojego z wami współdziałania pełnego mocy i nie znającego niemożliwości. Tylko od waszej postawy względem Mnie i waszych braci zależeć będzie, ile dobra zdziałacie.


Ja pragnę napełnić was sobą do granic możliwości człowieka, ale czyńcie Mi miejsce, bo tam, gdzie Ja wchodzę, nie dzielę się z nikim. Jestem jedynym Panem, jedynym nauczycielem i władcą, tak jak każdy z was jest dla Mnie jedynym, niepowtarzalnym, ukochanym dzieckiem. Moja miłość oddaje się cała, lecz pożąda wyłączności. Pozwólcie zatem, bym objął was moją miłością, zamiast byście kochali sami siebie, bowiem wasza miłość własna nic dobrego wam nie da: ani was nie przemieni, ani nie uszlachetni, ani nie podźwignie, gdyż słaba jest i ślepa. Bardziej kocha ciało niż duszę, bardziej przyjemność niż obowiązek, bardziej to, co pochlebia, niż to, co prawdę o was wyraża. Miłość własna zarozumiała jest i egocentryczna, szuka własnej chwały i pragnie uznania, a w bliźnich z upodobaniem ogląda własne oblicze.


Widzisz, córko, jak bardzo dziecinna, niedojrzała i nierozsądna jest miłość własna człowieka? A Ja kocham cię miłością ojcowską, troskliwą i przewidującą, która wychowuje, karmi i napełnia prawdziwym dobrem, dlatego że czyni cię zdolną do darzenia dobrem, które Ja ci daję. Bo Ja pragnącym dawać napełniam ręce niezniszczalnym złotem mojej miłości dla was. Oczekuję, Anno, waszych próśb i pragnień, aby je spełniać i cieszyć się waszą radością. Spodziewajcie się wszystkiego ode Mnie.


XLIX ROZMOWA - Nie ma „zbyt marnych" zajęć


2 VII 1983 r., sobota, Warszawa


- Moja córko. Chciałbym, ażebyś w ciągu dnia, kiedy zwracasz się do Mnie, oddawała Mi to, co właśnie robisz, jako twój akt miłości.


- Przecież przeważnie są to sprawy prozaiczne - konieczne, ale nie twórcze?


- Wiem, że są to sprawy i czynności codzienne, zwykłe, „przyziemne" - według ciebie, ale dla Mnie jest to oddawaniem Mi części twojego życia. Pomyśl, życie dałem ci Ja i Ja wybrałem dla ciebie takie a nie inne warunki. Zmuszają cię one do wielu czynności absorbujących twój czas i siły, prawda? Wydają ci się nudne, mozolne i sadzisz, że jest to czas stracony. Ale czy ze Mną i przy Mnie może być cokolwiek zmarnowane? A przecież jest to część twojego życia, które - całe - oddałaś Mi i pragnęłaś, abym został jego Panem. Wysłuchałem cię, i jestem Nim. Jednakowoż prawdziwie stanę się Nim wtedy, kiedy będę mógł wejść w każdą sytuację i każdy moment twojego życia. Czy zrozumiałaś Mnie?


- Tak, Ojcze. Do tej pory bardzo rzadko zapraszałam Cię do udziału w moim codziennym życiu, a Ty tego pragniesz - ale dlaczego? Czy nie nudzi Cię bycie ze mną, kiedy sprzątam, gotuję czy robię zakupy w długich kolejkach? Dla mnie to strata czasu i przykrość.


- Widzę to, córko, i dlatego właśnie pragnę być i brać udział w każdym momencie, ażeby te „nudne" i „puste" zajęcia stały się pełne treści. Będą takimi, kiedy zostaną Mi oddane. Ja je przyjmę jako twój dar, bo cóż oddać Mi możesz, jeśli nie to, co Ja ci ofiarowałem?


Dowiedz się, Anno, że nie ma „pustych" ani „zbyt marnych" zajęć, nie istnieje też „czas stracony" - istnieje wykorzystany właściwie lub odrzucony. Ty właśnie „odrzucasz" z lekceważeniem moje dary, zamiast ofiarować je Mnie. Powiedz, co możesz Mi ofiarować prócz tego, co Ja sam przygotowałem ci...? Zatem jeśli chcesz ucieszyć Mnie, oddawaj Mi stale, po kolei każdą chwile twego życia. Zobaczysz, że staną się one pełne blasku i znaczenia.


Teraz, Anno, skończ pisanie. Jesteś zmęczona. Daję ci moje błogosławieństwo.


L ROZMOWA - Wychowuję was także poprzez błędy i upadki


6 VII 1983 r., środa, rekolekcje, Śląsk


- Ojcze, proszę Cię, pomóż nam. Widzisz, jak ograniczone są niektóre z tych dzieci. Nie można do nich trafić, bo nic ich naprawdę nie obchodzi oprócz „życia", czyli robienia co się chce i szukania przyjemności. Jak pomóc?


I, Ojcze! Dlaczego nie chcesz dać nam deszczu? Tu padało ostatnio w kwietniu. Nie daj się prosić dłużej, bo rolnicy cierpią. Oni tak proszą.


- Porozmawiamy, córko, jak wrócisz. Zapytaj Wojciecha, czy nie ma on pytań i próśb, gdyż pragnę mu pomóc.


8 VII 1983 r., piątek, Śląsk


- Moja córko. Nie zawsze i nie zaraz otrzymujecie wszystko, o co prosicie. Niekiedy spodziewam się po was wytrwałości w prośbach, a także silnej wiary w to, że was wysłucham. Lituję się nad wami, lecz litością mądrej matki, która pragnie, aby jej dzieci zyskały pełne człowieczeństwo. Lecz deszcz dam wam wkrótce. Ty, wierząc w to, możesz Mi już dziękować.


Uwaga. W niedzielę o godzinie 16 było nabożeństwo błagalne o deszcz. Na drugi dzień, w poniedziałek po południu spadł ulewny deszcz i przez trzy dni przechodziły burze z dużymi opadami.


- Powiedz Wojciechowi, ażeby we wszystkie swoje kontakty z ludźmi wprowadzał Mnie i prosił Mnie, abym pośredniczył pomiędzy wami. Sługa mój, o którego zapytywał, jest człowiekiem chorym, a chorych trzeba znosić z miłością i cierpliwością. Naśladujcie w tym Mnie, który tak z wami postępuję nawet wtedy, kiedy wasze zachowanie niszczy lub opóźnia realizację moich planów. - a one są zawsze, jak to rozumiesz, dla was najlepsze. A jednak godzę się na ich burzenie, czyli dopuszczam, aby z powodu złej woli lub grzechu jednostek cierpiały masy ludzi. Skrzywdzonych bowiem i potraktowanych bez miłosierdzia Ja dźwigam i umacniam, i Ja im w wieczności gotuję zapłatę nieskończonego szczęścia, podczas gdy ci, którzy moje plany psują, wypaczają, opóźniają albo wręcz walczą z nimi, pozostawieni zostają samym sobie, aby zaznali goryczy grzechu, samotności, opuszczenia i znikomości własnych sił i dążeń. Ja wychowuję was także poprzez błędy, upadki, a nawet zdrady kiedy wasza pewność siebie, miłość własna i pycha zaczynają was niszczyć.


Dlatego módlcie się, proście i ponoście ofiary za tych, którym powodzi się w czynieniu zła, sianiu niepokoju i zgorszenia, zwłaszcza jeżeli są to ludzie, którzy oddali życie na służbę moją, a rozpoczęli służenie... sobie. W ten sposób pomożecie im w powrocie ku Mnie. Bo takie jest moje pragnienie. Nie chcę karać was i bić batem trwogi. Nie pragnę potępienia grzesznika, lecz jego nawrócenia - a to dlatego, iż znam waszą słabość, ograniczenia, a i to także, że

ojciec kłamstwa łatwo was zwodzi podając zło jako dobro, i kto nie żyje stale w mojej obecności, staje się podatny pokuszeniu i żyje w złudzeniach.


Powiedz, córko, Wojciechowi, aby rozmawiał z dziećmi pojedynczo, a przed każdą rozmową Mnie tę osobę oddawał. Niech wierzy Mnie, który ich miłuję, że nie omieszkam wejść w serca tych, którzy zechcą przyjść do Mnie. Jeżeli on stwarza warunki, Ja je wykorzystam. Nie dla wszystkich, bo nie wszyscy właśnie w tym czasie przygotowani są do odnowy życia, ale dla tych, którzy pragną Mnie, stanę się mocą i opieką i pociągnę ich ku sobie. Niech ufa Mi i liczy na Mnie, a nie kłopocze się nadmiernie, gdyż odpoczynek spoczywa w ufności. Życzę zaś sobie, abyście żyli spokojni, radośni i ufni ponad wszystkim, co skłóca i poza troskami dnia codziennego. Poproś go, abyście mogli wspólnie stanąć przede Mną i prosić za resztą, a Ja umocnię was. Daję wam moje błogosławieństwo.


Jeszcze przed wyjazdem kupiłam w antykwariacie rzeźbę Chrystusa odjętą od krzyża. Nie mogłam patrzeć, że traktowany jest jako rzecz do sprzedania na równi z meblami i porcelaną i że jest sprzedany, sponiewierany (bo na nogach zawieszono kartkę z ceną), bezradny.


- Anno, słyszałaś, co ci powiedziałem. (Słyszałam, bo Pan mówił do mnie, kiedy niosłam rzeźbę na ulicach Opola i w autobusie). Chcę być w tym wizerunku w naszym domu po to, by skupiał na sobie myśli gości naszych i odnosił je ku Mnie, który cierpię za nich, kocham, przebaczam i czekam na ich oddanie się. Jesteś moja tak, jak Ja jestem twój. Przez ten wizerunek będę wam dawał umocnienie i wszelkie potrzebne wam łaski. Ucieszyłaś Serce moje, gdy zapragnęłaś, aby sponiewierany kupczeniem i nikomu niepotrzebny wizerunek mojej miłości i męki stał się znowu czczony i uwielbiony. Dlatego obiecuję ci, że przyniesie on błogosławieństwo domowi twojemu, a moja żywa obecność ożywi się i objawi w sercach tych, którzy w jego „zasięgu" zwracać się będą ku Mnie.


Tak bardzo pragnę być kochany, a tak samotny jestem w wielu krzyżach służących ku ozdobie, wiszących w muzeach i zbiorach ludzkich, w opuszczonych kościołach, kaplicach, na cmentarzach i rozstajach dróg. A przecież to miłość moja wychodzi wam naprzeciw i poprzez przypomnienie mojej ofiary za was pragnie odwrócić was od zła, w którym żyjecie.


Pragnę, aby mój wizerunek, którym kramarzono, został na nowo poświęcony i aby już nigdy nie doznał opuszczenia. Przynoście przedeń swoje troski, cierpienia, niepokój i grzech, a Ja zdejmę z was wszelkie ciężary. Ty, Anno, pragnę, abyś pokochała miłość moją tak, by całkowicie i zawsze we wszystkim polegać na Niej. Tego pragnę, a mój wizerunek ma ci to przypominać w każdym momencie życia.


Tak nieskończenie, szaleńczo was kocham. Tak pożądam waszej miłości i waszego zaufania. Nie pozostawię was samych wobec nadchodzącej śmierci i grozy żywiołów. Oddawajcie się w moją opiekę! Polegajcie na Mnie! Liczcie na Mnie!


LI ROZMOWA - Chciałbym, ażebyś zrozumiała wartość orędownictwa


25 VII 1983 r., Śląsk


- Córko moja. Chciałem, ażebyś odpoczęła - a plany moje nie wymagały od ciebie wielkiego wysiłku, prawda? Ty zaś martwiłaś się, że nie jesteś Mi potrzebna. Owszem, w tym, w czym mogłaś, służyłaś Mi. Wydaje ci się to sprawą małą? A przecież jeden człowiek, któremu pomożesz w zbliżeniu się do Mnie, w poznaniu mojej miłości, w zrozumieniu prawdy o moim stęsknionym oczekiwaniu i nieskończonym pragnieniu objęcia was moją miłością, staraniem i opieką - czyż to jest mało?


Wartość każdego z was jest nieskończona w Ofierze Jezusa Chrystusa. Wy krwią Jego jesteście obmyci, uświęcani Jego świętością. Nad każdym z was z pomocą pochyla się Bóg w Trójcy Świętej Wszechmocny, a wy, współpracujący z Bogiem swym, jesteście wieloma maleńkimi cząsteczkami tej pomocy. Wy tylko współpracujecie - prowadzi i naucza sam Bóg. Dlatego każdy z was dojrzewa przy współpracy tysięcy braterskich rąk wedle woli Mistrza. On wie, kto z was i kiedy, i komu dopomóc może. Do was należy przede wszystkim pragnienie służenia sobą i stan gotowości, który osiąga ten, kto wciąż przy Mistrzu swym przebywa baczny na Jego wolę.


Jeżeli zechcesz ściśle zjednoczyć się z Jezusem, codziennie na nowo owo zjednoczenie odnawiając, odgadywać będziesz bez słów Jego pragnienia, kochać będziesz Jego Sercem i służyć Mu całą swą osobą: myślą (orędownictwem), słowem i czynem. Nie będzie wtedy w życiu twoim czasu „pustego", jak to odczuwasz, kiedy wydaje ci się, że nie robisz nic dla Mnie. Nie jest tak. Kiedy bowiem dusza twoja staje przede mną w gotowości, w pragnieniu służenia Mi, inni trudzą się czynem lub słowem, a ty im towarzyszysz, tak jak twoim słowom i działaniu towarzyszą modlitwy i prośby innych. Po co istnieć miałyby zakony zamknięte, jeśli nie po to, by wspierać pracujących - potęgą swej wierności i stałej, ofiarnej modlitwy. Ich wiarą, ufnością i miłością wy osiągacie zwycięstwo.


Chciałbym, ażebyś zrozumiała, córko, wartość orędownictwa. Kiedy w rozmowie ze Mną szczerze przedstawiasz swoje zamierzenia, troski i pragnienia w stosunku do bliźnich twoich i ciebie samej, dzieje się tak, iż to, co dotąd tylko ciebie przygniatało i napełniało żalem, teraz staje się naszą wspólną troską. Przyjaciel bowiem dzieli wszystkie myśli i dążenia tych, których kocha. Ja, nieskończenie wierny i miłujący przyjaciel, nie tylko przejmuję je, ale natychmiast zaradzić pragnę, dopomóc, rozwiązać trudności, ulżyć tobie i tym, za których prosisz. A to dlatego, iż mam moc uczynić to, kocham ciebie i kocham tych, o których Mnie prosisz.


Pytasz, dlaczego trzeba Mnie prosić, jeśli sam wiem, czego, wam potrzeba. Ty prosisz Mnie, gdy sama pomóc nie możesz, prawda? Ja zaś związany jestem wolnością woli waszej, którą wam dałem; jej pokonać ani naruszyć nie chcę. Jeśli jednak prosicie Mnie - ze względu na waszą dobrą wolę, zaufanie Mi i pragnienie dopomożenia tym, co się źle mają, Ja potrafię okoliczności tak ułożyć, by zła wola, opory i niechęci ucichły, a nieprzyjaciel wasz porzucił swój łup.


- Jak rozpoznać jego obecność i co wtedy robić?


- Jeżeli z nim się spotkacie, a wyczuwacie to po niepokoju, który was ogarnia, po bezowocności waszych starań, po nienawiści z jaką - poprzez człowieka - darzy was wróg wasz, wtedy zwracajcie się do Mnie i proście, a nie ustawajcie. Szatan i słudzy jego bardzo was niszczą. Opanowali rządy wielu krajów i dusze milionów ludzi. A jednak Ja zwyciężę. Gdy oni przystąpią do żniwa, plony wy - Mnie przynosić będziecie. Na ten czas potrzeba Mi wielu pomocników. Szykuję sobie spośród was tych, którzy pragną ratunku dla świata i we Mnie szukają go.


Ty, dziecko, jesteś jednym z nich, lecz pracuje was wielu. Dlatego ty kończysz to, co inni zaczęli; a obok ciebie trudzi się mnóstwo. I każdego z was wezwę, gdy jego udział stanie się niezbędny; jeśli czuwa i przy Mnie trwa, wezwanie usłyszy. Dlatego czuwajcie, abyście pory stosownej nie przespali. Trwajcie w miłości mojej i w niej szukajcie ucieczki, pomocy i nadziei. Kocham was i błogosławię wam.


LII ROZMOWA - Dobrze jest, kiedy przyjmujesz to, co Ja ci podaję


4 VIII 1983 r., czwartek, Warszawa


- Córko moja, wciąż martwisz się. Niepokoi cię zarówno twoje zmęczenie i brak sił, jak i twoja bezczynność w mojej służbie. Słuchasz ojca niepokoju i zamętu. Gdybyś ufała Mi w pełni, przyjmowałabyś, radośnie wszystko to, co ci na ten dzień ofiarowuję. Prawdziwie służysz Mi, kiedy wypełniasz moją wolę - a jest nią to, co cię spotyka w dniu codziennym - ty zaś pojmujesz służbę Mnie jako nieustające działanie.


- Tak, Ojcze.


- Ja sam daję ci ludzi potrzebujących Mnie prawdziwie - a o tym wiem Ja, nie ty. Dlatego często mylisz się i mówisz o Mnie nieprzygotowanym jeszcze; sobie trudu dodajesz, a im nie pomagasz. Bądź spokojna i pomyśl o tym, że inni ludzie, jak teraz Wojciech, też wspomagają cię w tym. Wiem, że czynisz to z gorliwości, wiedząc że powiedziałem ci: „Mów", „Przekaż to innym" - ale i wtedy posłuchaj, co Ja ci mówię. Teraz jest pora przygotowania na żniwa moje. Trzeba nabrać sił i sprawności. W tym cię wspomagam. Jechałaś sądząc, że będziesz służyła moim słowem, i dałem wam tę radość, ale dzielić będziecie się jesienią. Natomiast ty uczona byłaś cierpliwości, uciszenia, wyrozumiałości, i dziękujesz Mi za to. Leczę cię, dziecko, i uzupełniam twoje braki. Dobrze jest, kiedy przyjmujesz to, co Ja ci podaję, bez okazywania zawodu, żeś spodziewała się innych darów. Dobrze jest, kiedy trwasz przy Mnie w każdym dniu i spokojnie znosisz przykrości, krzywdy czy bezczynność - jeśli tego chcę Ja, twój mistrz.


Znam twój organizm. Dlatego daję ci teraz ciszę, samotność i czas na refleksję - nie na działanie. Nie chcę twego przemęczenia i napięcia, dlatego sama nic nie przyspieszaj. Do ojca Kazimierza pójdź. (...) Jeśli zechce przyjść, poproś o poświęcenie mojego wizerunku. Pragnę królować w nim w naszym domu.


Wczoraj, kiedy starałaś się jak najdelikatniej zdrapać skalpelem pleśń i spękaną farbę z rzeźby, tak aby drewna nie zadrasnąć, powiedziałem ci: „O ileż bardziej wrażliwy jest na cierpienie żywy człowiek, którego Ja staram się oczyścić; i dlatego pracuję nad każdym z was z najwyższą delikatnością, bardzo powoli, bez pośpiechu, aby nie sprawić wam bólu. Czy teraz lepiej rozumiesz moją metodę...?


- Jezu, widzę, jak mnie oszczędzasz, jak Jesteś cierpliwy i nigdy mnie nie przynaglasz, a jeśli ganisz, to robisz to tak subtelnie, aby nawet nie zadrasnąć naszej śmiesznej ambicji, godności, czy dobrego mniemania o sobie. Nie znam nikogo tak wyrozumiałego, tak szlachetnego, tak wrażliwego jak ty, Panie. Przecież ty obchodzisz się z nami łagodniej i czulej niż my sami ze sobą. Ty nas szanujesz nawet wtedy, gdy my się sami nie szanujemy, nie lubimy i gardzimy sobą. Popatrz, Jezu, na mnie. Tyle mi dajesz, objawiasz mi siebie samego, a jak ja ci się odpłacam? Zapominam o Tobie, odwlekam rozmowę lub ją przerywam, nie pamiętam o twoich życzeniach, nie mówię do Ciebie, nie proszę o wszystko i zawsze, jak powinnam. Każdy przyjaciel zraziłby się i odszedł, a ty wciąż mnie kochasz. Mam ciągle poczucie winy względem Ciebie, ale nie potrafię się zmienić. A Ty to znosisz!


- Córko, jakże mogłabyś nauczyć się przyjaźni, gdybym nie ukazywał ci, jak postępuje prawdziwy przyjaciel. Jak mogłabyś nauczyć się kochać, gdybym Ja cię nie kochał? W prawdziwej miłości jest niezmienność, trwałość, pewność, w której spoczywa ufnie ten, który uwierzy, że jest kochany. Takiego zawierzenia Mi pragnę dla ciebie, bo moja miłość obejmuje cię, lecz ty wciąż jeszcze nie jesteś jej pewna. Uszczęśliwia Mnie możność dania wam takiej pełni miłości, która przeważa całe zło świata, która osłoni was, zabezpieczy i przeniesie ponad cierpieniem, samotnością, złośliwością i nienawiścią nieprzyjaciela uderzającego na was poprzez słabości innych ludzi, a nawet bezpośrednio, zwłaszcza tam, gdzie zdobył władzę i może niszczyć, rozdzielać i szkodzić jawnie, w złych prawach i poprzez złych wykonawców władzy.


Nie niszczę ich, ale was pragnę uchronić, wziąć na ręce, nieść ponad złem. Dotyczy to nie tylko kleru i powołań zakonnych. Właśnie wy, żyjący w świecie, najbardziej narażeni jesteście na ciosy i rany, a także najbardziej bezbronni stajecie się, jeśli - ze względu na Mnie - nie odpowiadacie odwetem. Do was zwracam się z pragnieniem przyjaźni, obrony i opieki, z tarczą mojej miłości, lecz jakże często wy widzicie tylko mój krzyż, jako znak jeszcze cięższego cierpienia, i uciekacie przed nim.


Moja męka wyzwoliła was. Ja zapłaciłem za was sam. Krzyż jest zwiastunem miłości wielkiej i wiernej na wieczność. Krzyż mój jest świadectwem umiłowania was ponad śmierć. Jest znakiem przebaczenia i nadziei, tak bardzo często odrzucanej. Jestem źle na ziemi widziany, nie chciany, wzgardzony, wyszydzony i sponiewierany. Moja miłość i przyjaźń nie przynosi materialnych korzyści, dlatego nie chcecie jej. (Pan mówi to z wielkim smutkiem).


Jeśli zauważę, że któreś z moich dzieci pragnie Mnie i wzywa, biegnę jak kochająca matka, z pośpiechem i wzruszeniem, i nie odwrócę się, nie zapomnę, nie zaniecham niczego, by to moje ukochane, płaczące dziecko przygarnąć. Nigdy nie pozostawię głosu wzywającego Mnie bez odpowiedzi. Nie odstąpię i nie oddam nieprzyjacielowi duszy ufającej Mi. Kto wzywa Mnie - ten Mnie ma. Kto pragnie przyjaźni mojej - otrzyma ją. Przelotne, kruche i liche ogarnięte zostanie i przyobleczone w moc, czystość i męstwo, a spragnionemu otworzę źródło wody żywej nieprzebranej obfitości ze skarbów Ojca Nieskończoności.


Bo taka jest wola moja, hojność moja, miłość moja. Darzę was wedle swojej natury, bo jestem Bogiem nieprzebranego miłosierdzia i łaski.


LIII ROZMOWA - Ja słabość ludzką rozumiem


6 VIII 1983 r., pierwsza sobota miesiąca, Warszawa


Wczoraj byłam u spowiedzi; zapomniałam powiedzieć o wszystkich niewiernościach, opuszczeniach modlitwy, niepisaniu itp. Powiedziałam Panu o nich teraz. Pan spytał:


- Czy świadomie chciałaś sprawić Mi ból?


- Nie! - przeraziłam się.


- W takim razie winy twoje wynikają ze słabości, a Ja słabość ludzką rozumiem.


Potem modliłam się słowami Staffa:


- „Nie widzą Ciebie moje oczy, nie słyszą Ciebie moje uszy, a jesteś światłem w mej pomroczy, a jesteś Duszą mojej duszy".


Wtedy Pan powiedział:


- To prawda. Jestem Duszą twojej duszy. Jestem jej życiem - Tym, który ożywia - bo dusza beze Mnie jest martwa (jak trup bez duszy). Kiedy odchodzę, zabieram ze sobą wszystko, co jest moje - całą miłość, dobroć, litość, miłosierdzie. Dusza zostaje z tym tylko, co jest jej, co sobie wybrała, ukochała, wyhodowała sobie...


Zrozumiałam, że dusza w piekle jest jak zeschły wiór. Istnieje, bo Pan jej nie unicestwia, ale tylko z tym, co miała „swojego", ludzkiego, co wybrała sobie sama, a nic, co „Bożego", nie pozostaje. Śladu dobra, miłości, przebaczenia, współczucia - uczuć, w których był Pan - tam nie ma. Przerażające! Pustka, głód, rozpacz. Jest tylko to, co Bogu zaprzecza.


LIV ROZMOWA - Ukazuję ci twoją słabość, ażebyś częściej zwracała się ku Mnie


12 VIII 1983 r., piątek, Warszawa


- Moje dziecko. Jeśli nie przynaglam cię, znaczy to, że teraz nie pragnę ci nic przekazać. Nie jest to jednak równoznaczne z unikaniem rozmowy z tobą. Ty jesteś tą, która unika Mnie i odkłada wciąż spotkanie się ze Mną. Dlatego teraz odłóż pióro i przeproś Mnie, a także oddaj Mi te wszystkie sprawy, które dawno oddać Mi powinnaś. Boli Mnie, że tak lekceważysz zmartwienia i kłopoty ludzkie, o których wiesz, a zwłaszcza te, z których nie widać wyjścia (z ludzkiego punktu widzenia).


Kiedy wczoraj w trakcie waszego spotkania ze Mną powiedziałaś Mi ze zmartwieniem, że chyba niemożliwe jest, abym potrafił zjednoczyć taką „przypadkową grupę ludzi w jedność modlitewną", odpowiedziałem ci dając wam poznać moją troskę o was, miłość i moc. Czyś wyciągnęła z mojego stosunku do was wnioski praktyczne? Czemuż nie prosisz Mnie i nie dziękujesz Mi?


Przerwałam. Zaczęłam oddawać Panu sprawy ludzkie i dziękować.


15 VIII 1983 r., Wniebowzięcie Maryi - święto Matki Boskiej Zielnej, Warszawa


- Córko, ukazuję ci twoją słabość po to, ażebyś częściej zwracała się ku Mnie z prośbą o umocnienie, o pomoc, o siły duchowe i fizyczne. Jeżeli będąc tak słabą, jaką jesteś, nie zwracasz się do Mnie, nie wzywasz Mnie na ratunek, znaczy to, że wolisz trwać w swojej słabości, niż prosić o siły do służby. Nie przynaglam cię teraz, to prawda, ale nie oznacza to, że moją wolą jest, abyś pozostawała bierna i bezczynna z dala ode Mnie.


Ja zawsze pragnę być z tobą. Miłość, Anno, pragnie otoczyć opieką, bronić i osłaniać tę, którą kocha, zwłaszcza wtedy, gdy jest ona słaba, bezsilna i zmęczona, taka, jaką ty teraz jesteś. Miłość pragnie się udzielać, oddawać cała tej, którą upodobała sobie; pragnie podzielić się swoim dobrem, swoją mocą i bogactwem. Moja miłość jest wciąż bijącym, nieskończenie zasobnym źródłem wszelkiej miłości, jaka może istnieć. Pragnie ona nasycić sobą ludzkie dusze - pustynie jałowej i spękanej z posuchy ziemi. Beze Mnie, Anno, dusza twoja jest miejscem pustynnym, na którym nic zakiełkować i wzrastać nie może.


To Ja jestem życiem duszy, „żywą wodą", która budzi życie, wzrost i powoduje, że dusza staje się bogata w owoce. Lecz są to owoce mojej pracy, chociaż z jej gleby wyrastają.


Ja jestem ogrodnikiem, gospodarzem, organizatorem życia duszy. Uwierz Mi, córko, iż tylko przy mojej stałej obecności i nieustannej pielęgnacji możesz Mi przynieść pożytek. I wiedz, że nie od bogactwa gruntu zależą owoce.


Ja jestem ogrodnikiem doskonałym. Jeśli ziemia jest uboga - ubogacę ją, jeśli sucha - dam wiele wody łaski, jeśli kamienista i pełna chwastów - wyrwę je, a kamienie odrzucę. Wszystko, co potrzebne, zdziałam sam, jednakże warunkiem jest, aby to była ziemia - moja. Tam, gdzie spotkam się z ufnością, gdzie zawierzą Mi i poddadzą się moim staraniom z zupełnym zaufaniem, gdzie z radością i wdzięcznością przyjmują moje zabiegi - tam osiągnę plony stukrotne.


Ale nie chcę być krępowany i traktowany podejrzliwie. Przychodzę wszak do swojej własności; mam prawo do niej - kupionej tak bardzo drogo. Spójrz na Mnie. Czyż nie oddałem ci, Ja pierwszy, samego siebie...? Krzyż, Anno, był spełnieniem ofiary całkowitej. Podjąłem go dobrowolnie i ochotnie dla waszego ratunku.


Kiedy wy oddajecie się Mnie, nie prowadzę was na krzyż, a od cierpienia wyzwalam., Wyprowadzamwas z niewoli grzechu, z ciemności kłamstwa, z lęku, z bezcelowości istnienia, z błędnych dróg - ku prawdzie. Wyzwalam was ze świata pogardy, żądz, pychy, nienawiści i przemijania. Za smutek i ból daję radość, za samotność, głód przyjaźni i miłości - samego siebie. Staję się ojcem, mistrzem i towarzyszem, sam was prowadzę, osłaniam i bronię jako swej własności.


Pragnę, Anno, twojego zaufania na co dzień. Proszę, zawierz mojej miłości...


LV ROZMOWA - O ileż bardziej walczyłbym w twojej obronie, gdybyś chciała być broniona


23 VIII 1983 r., wtorek, Warszawa


- Pisz, córko. Kiedykolwiek zauważysz, że jesteś „odciągana" niejako od rozmowy ze Mną, wiedzieć musisz, że to nieprzyjaciel atakuje cię, i to w sposób podstępny, ponieważ pragnie oszukać cię i ukraść ci czas. Czas jest też moim darem i trzeba starać się wykorzystywać go jak najlepiej.


Pomyślalam, że przecież nie robię nic złego.


- Jeśli nie robisz nic złego, nie znaczy to, że korzystasz z czasu umiejętnie. Wiesz dobrze, że tego nie umiesz. Czyż nie należałoby tym bardziej prosić Mnie, abym nim gospodarzył? Postaraj się, dziecko, pamiętać o oddawaniu Mi prawa do dyspozycji Twoim czasem, a wtedy - wspólnie - wykorzystamy go prawidłowo. Widzisz, córko, potrzebna Mi twoja zgoda nie jednorazowa, a tysiąckrotna w ciągu jednego dnia. Razem z życiem obdarowałem cię czasem i mogę dysponować nim tylko za twoją zgodą.


Moje dary są pełne i nigdy ich nie cofam ani nie naruszam. Chcę, abyście rzeczywiście byli wolni. Twoja wolność względem Mnie jest zupełna. Ja nikogo nie wabię ani nie przynęcam. Zbyt szanuję moje stworzenie, aby je tak traktować. Tylko twoje dobrowolne zwrócenie się do Mnie może Mnie uradować. Jeżeli jestem ci potrzebny prawdziwie - zawołasz Mnie, jeśli nie - nie narzucam ci mojej obecności (która trwa w ukryciu).


Spytałam, czemu Pan nie odejdzie, bo zasługuję na to.


- Bardzo Mnie potrzebujesz, dlatego jestem tak blisko. Moja miłość nie pozwoliłaby Mi odejść i porzucić cię wśród tylu niebezpieczeństw.


- Wydaje mi się, że mam za dużo, żeby ufać w pełni? (emerytura, mieszkanie).


- Widzisz, Anno, to zabezpieczenie, jakie ci dałem, ma na celu stworzenie ci poczucia bezpieczeństwa. Dotyczy ono zaledwie sfery spraw materialnych, podczas gdy twoje potrzeby są o wiele szersze. Nie ciało, a dusza twoja potrzebuje opieki - tym większej, im bardziej chcesz Mi służyć bo wtedy narażgna jesteś na ciągłe ataki nieprzyjaciela. A ty go w ogóle nie rozpoznajesz.


- Panie, jak to jest możliwe, że szatan jest tam, gdzie Ty jesteś? Przecież on powinien uciekać od Twojej świętości?


- Jest on księciem tego świata, który zapragnął przywłaszczyć sobie i nad wami panować. Ludzkość wyraziła zgodę i potwierdza ją każdym grzechem, każdą niewiernością każdego z was. Grzech jest jego własnością. Przez grzech jesteście terenem jego łowów. Ci, którzy w grzechu żyją, są jego ofiarami, jego niewolnikami - to znaczy, że wola ich jest spętana. Wy, którzy staracie się od grzechu wyzwalać i oddajecie się Mnie, walczycie o swoją wolność duchową, nieskończenie ważniejszą niż jakakolwiek niewola. Maksymilian (Kolbe) był zupełnie wolny w miejscu najstraszliwszej próby, na jaką wystawiał dzieci moje szatan. Prawdziwą niewolą jest zniewolenie przez grzech.


Szatan jest przebiegły i podstępny. Metody swoje zmienia i dostosowuje do okoliczności. A ty, Anno, jesteś prostoduszna i otwarta, nie stosujesz podstępów i brzydzisz się nimi, stąd trudno ci zrozumieć, z jak perfidnymi metodami się spotykasz. Wchodzisz w pułapki nie zauważając krat. Tak jak w okresie wojny i długo jeszcze potem chroniłem cię i osłaniałem przed niebezpieczeństwem zewnętrznym, tak wciąż cię osłaniam i bronię przed nieprzyjacielem duszy - na tyle, na ile Mi zezwalasz.


- Panie, przecież oddałam Się Tobie?


- Jesteś moja, boś zapragnęła tego, ale wybór swój musisz potwierdzać czynami. Czynem jest zarówno działalność, jak i myśl. Dlatego przypominam ci, ze możesz Mi się oddawać w opiekę w każdej chwili - lub nie - Twoją wolę zawsze uszanuję.


Pragnę otoczyć cię murem mojej opieki, ażebyś tak nie cierpiała wciąż narażona na prowokacje i podstępy. Twoja łatwowierność powoduje, że jesteś bezradna. Tracisz siły, spokój i radość nie wiedząc dlaczego, a to on wciąż stara się zerwać porozumienie twoje ze Mną.


- Więc broń mnie, Panie!


- Bronię cię, ale o ileż bardziej bym walczył w twojej obronie, gdybyś chciała być broniona - w każdym momencie.


- Jak mam to zrobić?


- Oddawaj Mi swoje noce, kiedy zasypiasz, a gdy się budzisz, wołaj Mnie, który czekam, abyś oddala Mi swój dzień i swoją wolę, swoje zamiary, plany i spotkania z ludźmi, a także twoje zajęcia domowe, twoje prace i odpoczynek, twoje zdrowie i służbę Mnie. Tego oczekuję od ciebie. Błogosławię cię. Anno.


LVI ROZMOWA - O Kościele: Byś miała współudział ze Mną w trosce o Kościół mój


25 VIII 1983 r., czwartek, Warszawa


- Ojcze, proszę Cię, pomóż mi.


- Gdy wzywasz Mnie, dziecko, spieszę z pomocą.


Gdybyś wiedziała, jak bardzo wszystkim wam jestem potrzebny. Jak niewiele z tego, co od dwóch tysięcy lat czyni Kościół mój, zrobione zostało z mojej woli, wedle moich planów.


- A reszta?


- Cała reszta - to plany ludzkich ambicji, działających dla dobra Kościoła utożsamianego ze Mną, ale traktowanego jako instytucja świecka. Starano się usilnie, by gmach Kościoła był potężny, piękny, by miał silną władzę i znaczenie w świecie - tak jak gdyby świat był sędzią mojego Kościoła, a nie Ja. Chciano podobać się światu o wiele częściej i goręcej niż Mnie. Gdyby można było zobaczyć i ocenić całe dzieje Kościoła moimi oczyma, zobaczono by, że mniej go prowadzę, niż go ratuję. Istnieje bowiem z mojego nieskończonego miłosierdzia pomimo ogromu zła, jakiego się dopuszczał, pomimo ciągłej niewierności, ambicji ludzkich, żądzy władzy, bogactwa, znaczenia, pomimo ustawicznych zdrad, zaparcia się Mnie, braku miłosierdzia i litości, pomimo nieposłuszeństwa, pychy i niezrozumienia Mnie i moich dróg. Ale Ja jestem wierny, cierpliwy i wciąż was wychowuję, ciągle wybaczam i naprawiam sam wasze błędy.


Nic co „ludzkie" nie jest obce wam - mojej owczarni - a tak mało w was podobieństwa do Mnie, waszego Ojca...


Bolejesz i cierpisz w zetknięciu z niektórymi z moich kapłanów. Pomyśl, o ile silniej cierpię Ja, który dałem za nich życie i dopuściłem ich do największej poufałości ze sobą. Zechciej przyjąć ten ból, który cię spotyka, jako współudział ze Mną. Potrzeba Mi przyjaciół, którzy podzielą ze Mną cierpienia i troski moje. Sama nie wiesz, jak ciężkie jest twoje strapienie, jakie cię przygniata. Ja to wiem i pragnę, byś ciężar ten Mnie oddała. Wiedz, że wiem o wszystkim, co cię spotyka, i jeśli cię przed tym nie bronie, to dlatego, byś miała współudział ze Mną w trosce o Kościół mój, skoro pragniesz Mi w nim służyć.


Wszystko, co rodzi się w nim nowego, jest odrzucane i prześladowane zawsze, zanim wyrośnie i wyda owoce. „Ludzkie" zawsze walczyć w nim będzie z „Bożym", a Kościół mój jest aż nazbyt „ludzki". Potrzeba mu oczyszczenia i dam mu je - z największej miłości - ale będzie to silne lekarstwo. W krajach, które przejdą chrzest krwi i grozy, Kościół mój oszczędzony nie będzie. Nie w ilości sług moich leży jego moc, a w świętości. Doświadczę więc ich, jak złoto w ogniu się sprawdza, a czego nie dokonała dobroć moja, tego - być może - dokona lęk.


Pytasz o Kościół mój w twoim kraju. (...) Ja obudzę was z letargu. Oddzielę was od tego, co światowe, wygodne, od pożądań sławy, znaczenia, bogactwa, od stawiania siebie przede Mną w czynach i myślach.


Pamiętaj, że we wszystkim, co dziać się będzie w Polsce spełnia się moja wola. Dlatego też zawsze musisz pamiętać, że nie krzywda spotyka was, a moje wychowanie. Będziesz to mówić innym, gdy pora stosowna nadejdzie, a te moje słowa będą świadczyły o moich zamiarach. Nie stanie się wam krzywda, a przeciwnie - odrzucicie to, co zbędne, dla tego, co moje. Zmężniejecie i zawierzycie Mnie, i tylko Mnie. Wtedy będziecie służyć Mi z ufnością i oddaniem.


Tylko służba szczera i gorąca - aż do przelania krwi - świadczy o Mnie. Wy zaś macie być moim świadectwem. Dam wam warunki do takiej służby, jaką pełnili słudzy moi w pierwszych wiekach Kościoła - do życia ze Mną i dla Mnie. I nie odstąpię was, a otoczę pomocą, uświęcę i sam przez was działać będę. Zbliża się pora oczyszczenia i pora żniwa. Czuwajcie, bo nie znacie dnia ani godziny. Liczę na wierność waszą i błogosławię wam.


LVII ROZMOWA - Maryja liczy na was


26 VIII 1983 r., święto Matki Boskiej Częstochowskiej, piątek, Warszawa


- Córko, oddaj się dzisiaj Matce mojej jako Jej własność - aby mogła tak cię bronić, jak tego potrzebujesz i abyś mogła tak służyć Jej, jak tego Maryja, Matka moja i wasza zapragnie.


5 IX 1983 r., poniedziałek, Warszawa


- Co chcesz, Panie, żebym zabrała i na co się przygotować?


- Pragnę, córko, przygotować cię i oczyścić. Weź papier i pióro; nic innego nie będzie ci potrzebne. Oczekuję na ciebie w domu Matki mojej i twojej. Chciej przyjmować to, co ci dawać pragnę, z radością i wdzięcznością.


8 IX 1983 r., święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w sanktuarium Maryi, Pani Podlasia, w Leśnej Podlaskiej


- Pragniesz, córko, abym powiedział wam o Maryi, Królowej świata, i o planach moich względem waszego narodu. Dobrze. Słuchaj i pisz uważnie.


Maryja przyjmując wolę Boga bez zastrzeżeń, całkowicie i z pełnią dobrej woli ludzkiej oddała się Jemu na własność jako Jego służebnica. Wszystko, co następuje od chwili tej decyzji jest jej konsekwencją.


Ta, która pierwsza powróciła do stanu pierwotnie istniejącej ufnej zależności od woli i postanowień Stwórcy i Ojca, stała się pierwszą w domu Ojca. Jest Jego radością, chlubą i włada Jego Sercem. Była Matką, przyjacielem wiernym i sługą Syna Bożego, Jezusa, Zbawiciela waszego. On czcił Ją i był Jej posłuszny, a wyniósł Matkę swą do udziału w Odkupieniu ludzkości poprzez udział w swej Męce aż do granic wytrzymałości Maryi. Mianował Ją - sam - Matką waszą i aż do zgonu stała silnie i nieugięcie na straży dzieła Syna, złączona z Nim sercem, wolą, umysłem. Zanurzona w Bogu, w jasności Ducha Świętego podtrzymywała chwiejność i słabość natury ludzkiej tych, którzy głosili słowo Jezusa: Ona była tabernakulum pierwszych dni Kościoła, jego największą świętością; Ona była ogniem płonącym wiecznie, równo i spokojnie przed Panem - była modlitwą Kościoła. Podczas gdy inni trudzili się fizycznie, Ona trwała w uwielbieniu, przebłaganiu, wstawiennictwie. Jej obecność, Jej osoba, była ośrodkiem, z którego Duch Święty nasycał, oświecał i ożywiał, a także prowadził i poprawiał błędy młodej wspólnoty Kościoła, gdyż Maryja była wypełniona Duchem Bożym, jak przejrzyste naczynie pełne ognia i blasku.


Bóg utrwalił na wieczność wszystko to, co Maryja przyjęła od Niego w swoim życiu, gdyż to, co Boże, nie przemija, a istnieje w wieczności. Nikt z ludzi nigdy nie przyjął i nie przyjmie więcej. Najukochańsza Córa Boga posiada Go tak w pełni, jak On ogarnął Jej ludzką naturę i uświęcił Ją sobą. Maryja jest nieskończenie doskonałą pełnią Boga zwróconego ku rodzajowi ludzkiemu, a więc pełnią Miłosierdzia i macierzyńskiej Miłości. Ona zawiera wszystko, co w sobie mieści pojęcie doskonałego Macierzyństwa: stałą troskę, pomoc, orędownictwo, wstawiennictwo, pociechę, zachętę, nieskończenie cierpliwe prowadzenie, przebaczenie, wyrozumiałość, bezinteresowność miłości, pragnienie zbawienia każdego człowieka i nieskończenie doskonałą pełnię darów Ducha Świętego. Oto Ona - Królowa nieba i ziemi, Pani władająca (przez wstawiennictwo) Sercem Boga, Chwała rodu ludzkiego i jego Nadzieja...!


Maryja - sobą - wypełniła najdoskonalej zamiary Boga. Stawszy się Matką Słowa Bożego, przez doskonałą służbę otrzymała udział w zbawieniu ludzkości. Jej cierpienie ofiarowane za was pod krzyżem, włączone w cierpienie Boga-Człowieka, zespolone z Męką Jezusa stało się wspólną ofiarą, czystą, świętą, i trwa w wieczności. Jest pierwowzorem każdej ofiary ludzkiej, dzięki której człowiek kiedykolwiek połączy się ze swym Zbawicielem.


Maryja jest Współodkupicielką i nauczycielką ludzkości. Cokolwiek Syn uczyni dla was, czyni to z Matką swą, Maryją. Miłość Boga jest stała i niezmienna. Współudział Maryi jest nie tylko stały, lecz wciąż wzrasta, gdyż staje się wam coraz bardziej potrzebny. Pamiętajcie, że teraz kiedy doszliście do granicy istnienia rodzaju ludzkiego przez dobrowolnie przyjętą niewolę i gorliwą służbę ojcu nieprawości, teraz polegać możecie jedynie na miłosierdziu Pana. Bóg odwiecznie sprawiedliwy postawił Maryję u furty miłosierdzia. Przez Nią płynie potok przebaczenia, bo Ona jest głosem błagającym u tronu Boga o zmiłowanie dla was.


Maryja jest Matką. Matka wierzy zawsze w odmianę swoich dzieci i nie przestaje prosić o litość, przebaczenie i przywrócenie wam dziecięctwa Bożego. Jeżeli chcecie ocaleć, musicie trwać w zjednoczeniu z Nią - nieskończenie czystą - jedynie zdolną uprosić miłosierdzie.


Maryja jest Matką Kościoła, jest w pełni świadomą zamierzeń Bożych. Syn Boży założył Kościół swój, aby objął on całą ludzkość i przywrócił jej utracone synostwo. Po to przyszedł na świat, by przez swoją Ofiarę tę utraconą więź miłości przywrócić. Póki ona trwa, choćby w niewielu ludziach - istnieje nadzieja na odrodzenie świata. Wszelkie wysiłki Maryi mają to na celu.


W sytuacji obecnej, kiedy rozum ludzki, ułomny i wciąż błądzący, podporządkował się szatanowi, pracującemu nad rozbudowaniem pychy w człowieku (gdyż nic szybciej i skuteczniej nie niszczy daru rozróżniania dobra od zła), szatan doprowadził go do stanu zaślepienia tak obłędnego, że ludzkość z całą pasją buduje własne zniszczenie - w tej sytuacji ratunkiem jest Maryja: najcichsza i najpokorniejsza, najwierniejsza i pełna zawierzenia. Jest Ona drogą powrotu do Chrystusa - Zbawiciela i Króla przyszłych wieków odrodzonej ludzkości.


Pysze i szyderstwu, cynizmowi i zakłamaniu Władca wszechrzeczy przeciwstawia wzór pokory, ufności i absolutnego zdania się na Jego wolę. Te cnoty jednoczą was z Maryją i czynią z was Jej współpracowników w zbawianiu świata, a w obecnym czasie - w ratowaniu nieszczęsnej zaślepionej ludzkości.


Maryja - Królowa świata, ludzkości, Kościoła, jest Królową waszego narodu, ponieważ od wieków upatrzyła was sobie i zechciała przyjąć to bolesne berło, by was przygotować, wychować i przysposobić do zadania czasu obecnego. Jeżeli zrozumiecie, iż Ona jest waszą przewodniczką i wodzem najwyższym w tej strasznej walce o ocalenie i odrodzenie ludzkości i was wybrała w swojej macierzyńskiej miłości jako straż przyboczną (tak jak królowa, kiedy do walki przystępuje w otoczeniu młodocianych synów swoich), zrozumiecie też, jak wiele zależy od waszej woli - służenia Maryi lub nieposłuszeństwa wobec Niej.


Służyć Matce swej może tylko ten syn, który Ją kocha, czci i naśladuje, przy postępowaniu odmiennym każde nabożeństwo jest pozorne, jest zdradą i prędzej czy później ujawni się jako służba wrogom Chrystusa. Kto prawdziwie czci Matkę, ten podziwia Jej charakter i cnoty, zachwyca się Jej mądrością i pięknością, pragnie zrozumieć Jej zamierzenia i mieć w nich swój udział jak największy, gdyż miłość nie zadowala się małym.


Otóż udział taki Maryja pragnie wam powierzyć. Jeśli zechcecie zawierzyć Jej metodom i w uciszeniu i pokorze (która jest zrozumieniem waszej dziecięcej zależności od Ojca, lecz i przyjęciem Jego pewnej do was miłości) postępować zgodnie ze wskazaniami Jej Syna - Maryja sama stanie się waszym wodzem. Wtedy nietykalni staniecie się dla nieprzyjaciela, a od żywiołów i grozy broni ludzkiej Ona was ochroni.


Walka nie toczy się tylko w świecie materii. Teraz nieprzyjaciel występuje jawnie i czelnie przeciw prawom Bożym, pragnąc obrócić w niwecz Jego święte plany. Ludzkość stoi u bram piekła. Swoją zdobyczą mieni ją szatan. Lecz póki jest zawierzenie Panu, poty nadziei. W zawierzeniu Maryja, Maryja, Maryja jest orędowniczką, pomocą i mocą waszą. Sami nie wytrwacie przeciw światu, lecz z Nią i pod Jej dłonią nic was zniszczyć nie może. Dlatego nie naśladujcie świata, nie walczcie jego bronią: pychy, nienawiści, pogardy i kłamstwa. Te środki przyniosą zagładę sługom i niewolnikom szatana. Świat niszczy się sam, a żagiew gniewu i zaślepienia rozpala już nowe olbrzymie stosy, na których spopieli się cywilizacja bez Boga, bez miłości, litości i wstydu. Wy ocalejecie, lecz tylko pod płaszczem Maryi. Królowa nieba - Wódz wojsk nieprzeliczonych - przejmie pole walki i wyzwoli zniewolonych. Ona obdarzy wolnością i pokojem ziemię, aby Słowo Boże, Syn umiłowany zstąpić mógł i objąć królowanie.


Maryja - najcichsza i najpokorniejsza, w której nie ma grzechu - zdepcze głowę węża, gdyż wobec Jej świętości jest on bezwładny i do oporu niezdolny. Teraz jednak ma on wielką władzę na ziemi i wasz kraj nie jest od niej wolny. Czyńcie zatem wszystko, by wyzwalać siebie i swoich bliskich. Wobec słabości waszej jedynie Maryja pomóc wam może. Lecz Ona jest niezwyciężona.


Nie patrzcie więc z zazdrością na świat, który przemija w pełni swych grzechów. Patrzcie oczyma Maryi na ludzkość odkupioną Krwią Jej Syna, ludzkość biedną, bezwolną, nieszczęśliwą i swoim cierpieniem wzywającą miłosierdzia Bożego. Patrzcie ze współczuciem i miłością na bliźnich waszych. Spieszcie im z pomocą, orędujcie za nimi, oddawajcie Maryi wszystkich, nad których grzechem bolejecie. Proście imiennie i w Jej sercu składajcie niewolników szatana. Nie żywcie nienawiści ani gniewu, odrzućcie mściwość, która zaślepia. Burzcie wszelkie przegrody, jakie nieprzyjaciel wzniósł pomiędzy wami.


Przestańcie pragnąć wciąż więcej dla siebie w przededniu zagłady całych narodów, milionów bliźnich waszych. Ożywcie wasze serca miłością Maryi. Ona jest Matką. Nie tylko was uchroni, lecz da wam więcej, niż sami potraficie zdobyć. Da wam ojczyznę wolną, oddychającą pokojem, szczęśliwą i jednomyślną. Da wam ludzi mądrych i dojrzałych do służby narodowi. Da wam urodzaj i chleb w obfitości. Zawierzcie Matce. Stańcie się Jej chlubą. Ona pragnie podźwignąć was z niedoli i uczynić świadectwem dla świata.


Maryja liczy na was. Otwiera wam wolny, ogromny świat, w który możecie wprowadzić Jezusa Chrystusa - Pojednanie, Bramę i Drogę Życia.


Jeśli Jej zawierzycie prawdziwie: życiem i czynem, pokutą i pojednaniem się, oczyszczeniem dusz i serc waszych - Ona stanie się wam opoką i tarczą, ratunkiem i wspomożeniem tak rzeczywistym, że będziecie wielbić Matkę swą aż do skończenia świata.


Maryja - Królowa nieba i ziemi jest wśród was żywa, kochająca, gotowa do pomocy. Prosi za was, wciąż przeprasza za wasze winy i wyprasza wam zmiłowanie. Bądźcie Jej godni. Zawierzcie Jej! Ufajcie Jej! Słuchajcie Maryi!


LVIII ROZMOWA - Nie uświęcam was natychmiast i całkowicie


25 X 1983 r., wtorek, Warszawa


- Jestem, córko, przy tobie. Wcale cię nie opuściłem. To ty tak bardzo uciekasz przede Mną. Dlaczego? Odpowiedz Mi na to pytanie.


- Nie wiem, Ojcze, ale jest mi ogromnie trudno zwrócić się do Ciebie. Nie mogę się modlić ani pisać. Czuję się zupełnie bezwładna, pozbawiona woli i energii, zmęczona. A teraz zaczynam sobie zdawać sprawę ze swojej grzeszności. Proszę, Cię, Boże, zmiłuj się nade mną. Nie wierzę, że mogę się przemienić. Masz przed sobą, Boże, kłębek brudu i nieszczęścia. Nic więcej nie potrafię powiedzieć.


- Dlatego jestem, aby cię podnieść i nasycić nadzieją. Córko, szatan działa przez twoje wady, i przez zaniedbanie pracy nad sobą dałaś mu mejsce w sobie. On wchodzi wszędzie tam, gdzie Mnie nie ma. Jeżeli przez swoją wolę nie czynisz miejsca Mnie, trzymsz je dla nieprzyjaciela. A przecież Ja pragnę być z tobą, by chronić cię, leczyć i prowadzić. Ty zaś pragnęłaś odpoczynku. Dałem ci to, czego pragnęłaś, abyś się przekonała sama, czy lepiej jest iść ze Mną, czy trwać w uporze bierności.


Cieszy Mnie, że pragniesz podnieść się i dalej iść. Życie na ziemi zawsze jest walką, pokonywaniem przeciwności. Lecz Ja idę z człowiekiem; czego on nie potrafi, Ja mogę. Idę jako najbliższy przyjaciel, pragnąc tego i prosząc, aby zmęczony człowiek oddał Mi swój ciężar i przestał martwić się o drogę, bo Ja ją znam. I nie może zdarzyć się, by zabłąkał się ten, kogo Ja prowadzę.


Kłębkiem grzechu i nieszczęścia jest człowiek, kiedy jest sam; nawet wtedy, gdy mniema, że wszystko posiadł i świetnie sam sobie radzi. Cóż poradzić możesz, córeczko, moje małe, biedne dziecko, przeciw przemocy niewidzialnego zła? Beze Mnie stajesz się jego ofiarą, gdyż szatan zna twoje wady i działa chytrze, przewrotnie, na tysiąc sposobów. Zapamiętaj, że tam, gdzie człowiek spotyka się z nieprzyjacielem dusz sam bez mojej pomocy, przegrywa zawsze; świat pełen jest jego nieszczęśliwych niewolników.


Ale Ja czuwam i bronię tych, którzy Mnie wzywają i ufają Mi. Jeśli dopuszczam, by zwyciężał, robię to, abyście zobaczyli i uznali swoją rzeczywistą słabość, a przez to uciekali się do mojej pomocy. Ja jestem blisko.


Teraz powierz Mi się z pokorą i zaufaniem. Właśnie dla twojej słabości tak troszczę się o ciebie. Najbardziej potrzebują Mnie ci, którzy pragną Mi służyć, lecz z powodu swojej słabości nie czynią tego tak, jak powinni. Oni mają całą moją cierpliwość i wyrozumiałość, troskliwość i podtrzymanie. Mam upodobanie w tych, którzy nie rezygnują, nie ustają w wysiłkach, nie poddają się zniechęceniu pomimo świadomości własnej nicości. Iluż bym miał sług, gdyby służyć Mi szli tylko sprawiedliwi i nieskazitelni? Nikogo, gdyż nie ma na świecie człowieka bez grzechu. Piętno grzechu dźwigacie wszyscy, a Ja jestem tym, który przebacza, oczyszcza i usprawiedliwia zawsze każdego, kto mówi Mi: „Zgrzeszyłem, Ojcze, przebacz mi". Obiecuję ci przebaczenie pełne zawsze, kiedy powiesz Mi: „Zgrzeszyłam względem bliźniego swego, przebacz mi, Ojcze".


Nie uświęcam was natychmiast i całkowicie. Droga do Mnie na ziemi trwa w trudzie poprzez czas życia, ale daje wam moja miłość, pomoc i przebaczenie. Winy wasze wciąż usuwam w niepamięć. Ciągle was dźwigam i kocham zawsze tak samo silnie. Dlatego podnieś się, córko, i nie bój się. Ze Mną idziesz. A teraz dziękuj Mi za miłość, jaką cię obdarzam pomimo wszystkich twoich wad. Ufaj Mi, córko.


LIX ROZMOWA - Kto kocha plany moje, temu dam udział w wypełnianiu ich


31 X 1983 r., poniedziałek, Warszawa


Bylam w kościele, kiedy usłyszałam, że Pan chce ze mną mówić, gdy wrócę do domu.


- Córko, pragnę, abyś wypełniła wolę moją: udaj się do N. (...) Nie myśl, co mówić masz, gdyż teraz będziesz moim posłem i stosowne słowa włożę w twoje usta.


Wiedz, córko, że sama z siebie nic dobrego uczynić nie możesz, ale Ja, który cię prowadzę i czuwam nad tobą, mogę - o ile Mi się szczerze oddajesz i pragniesz usłużyć Mi z całego swego serca. Ja mogę wykorzystać każde narzędzie, nawet tak oporne i nieumiejętne, jakim ty jesteś - dla dobra twojego narodu wedle twoich próśb i oddania.


Prosisz, abym zmiłował się nad tobą. Nie ustawaj w prośbach, bo potrzebujesz mojego zmiłowania, a Ja, wciąż przebaczający i podnoszący was z prochu, nie odrzucę próśb twoich. Proś o twoją ojczyznę. Oddawaj memu miłosierdziu każdego, o kim wiesz, że żyje w grzechu.


Cieszy Mnie, kiedy pomimo swej niegodności przynosicie przede Mnie swoje troski o bliźnich waszych, wtedy bowiem liczycie tylko na Mnie i ufacie miłości mojej. Dlatego, córko, pomimo twoich wad i zaniedbań, ufaj miłości mojej do ciebie. Niech nic i nigdy nie odrywa cię ode Mnie. Ani słabość twoja, ani ułomności, ani zaniedbania nie oddzielą cię od mojej ojcowskiej opieki, jeżeli sama nie odwrócisz się. Kocham cię dla słabości twojej i biedy, i dla nich tak bogato cię obdarowuję, bo sama z siebie nic nie posiadasz i niczym podobać się nie możesz.


Lecz Ja, Ojciec twój, obdarzam cię moimi darami, ażebyś mogła dzielić się i rozdawać dobra moje, skoro swoich nie masz, a pragniesz udziału w moim dziele. Kto pragnie i prosi, ten otrzyma. Kto sam się oddaje, tego nie pozostawię za drzwiami mego domu. Kto kocha plany moje, temu dam udział w wypełnianiu ich na miarę jego możliwości, a nawet więcej - na miarę mej szczodrości i wielkoduszności.


Jesteś moim świadkiem, córko, żyjącym dowodem mojego nieskończonego zmiłowania i mojej wierności, dlatego niech cię nie trwoży i nie niepokoi twoja słabość. Znam ją i na niej opieram wielkość moich planów, aby okazało się moje upodobanie w tym, co słabe, potrzebujące mojej pomocy, opieki i troski. Ażeby nikt z powodu nędzy swojej, słabości czy grzeszności nie lękał się podejść do Mnie, wzywać mnie i zaufać Mi.


Zaufania waszego pragnę ponad wszystko. Zawierzcie mojej miłości do was. Uwierzcie, że chcę wam pomóc i uwolnić od zła - jeśli Mi na to zezwolicie. Pragnę przecież szczęścia swych dzieci. Dla szczęścia was powołałem do bytu i wciąż podtrzymuję wasze istnienie.


Dzieci moje, zawierzcie Mi, wzywajcie Mnie, dajcie się ratować i leczyć. Jak matka biegnie do dziecka, tak Ja czekam na wasz pierwszy krzyk, aby natychmiast przyjść wam z pomocą. Jestem waszą mocą, męstwem, radością i miłością waszą. Otwórzcie serca. Pozwólcie Mi wejść. Pozwólcie się kochać.


LX ROZMOWA - Służba Mnie nie jest smutkiem i utrapieniem


15 XI 1983 r., wtorek, Warszawa


- Córko, niepotrzebnie martwisz się i niepokoisz. Spełniłaś moją wolę i to tylko jest ważne. Nawet gdyby teksty te nie znalazły zrozumienia, nie jest to twoją winą, i Ja - nie ty - pokieruję dalszymi ich losami. Bądź spokojna, gdyż dbam o moje dzieła i nie pozwolę im przepaść.


Wiem, że obawiasz się spotkania z tym księdzem, z którym pragnąłem, abyś zawarła znajomość. Jest to potrzebne. Czas jest, abyś rozpoczęła dzielić się z innymi tym, co ci powiedziałem.


16 XI 1983 r., środa, Warszawa


Zaproponowano mi wyjazd do miasta, w którym powstaje nowa grupa.


- Daję ci do tego sposobność. Zrozumiałaś moją troskę o ludzi, którym jestem tak niezbędnie potrzebny, chociaż oni sami nie są tymi, z którymi chciałabyś przestawać. Lecz właśnie ci potrzebują pomocy. Wiedz też córko, że pomoc moją daję wedle waszych potrzeb. Dlatego niczym martwić się nie masz powodu. Ja cię wspomogę, Ja będę z tobą, Ja będę uzdrawiał i darzył. Jeśli ty pełnisz wolę moją, Ja działam wraz z tobą i wspieram cię moją mocą. Dlatego lepiej jest wypełniać to, czego Ja pragnę od człowieka, niż samemu budować dzieła szumne i głośne. Ja działam w uciszeniu, ale moje działanie jest ożywiające, skuteczne i przynosi skutki trwałe. Jeśli człowiek odpowiada na moje wezwanie, Ja działam poprzez niego. A Ja szukam zagubionych owiec, smutnych i nieszczęśliwych, wołających Mnie poprzez swoje błędy, poszukiwania i tęsknotę. Przypomnij sobie, jaką byłaś, gdy cię wezwałem. Co by się stało z tobą, gdybym nie przyszedł z ratunkiem?


Służba Mnie nie jest smutkiem i utrapieniem: „jarzmo moje jest lekkie", bo Ja je podtrzymuję. Chcę cię mieć tam, gdzie pomóc możesz najwięcej, bo czasu jest bardzo mało a ludzie tak mało świadomi tego, co nadchodzi. Trzeba ich przygotować: mówić im o Mnie, jakim jestem dla was, jak was kocham, jak wam pomagam, leczę, strzegę i prowadzę, jak pragnę waszego szczęścia. (...)


- Czy powinnam mówić do grupy?


- Jeśli będzie potrzeba, abyście byli tam w grupie, pomogę w tym. Zależy Mi bowiem na moich dzieciach i nie chcę, aby błądziły i wikłały się, lecz by szły do Mnie drogą jasną, szeroką i prostą. Ty ją znasz i pomożesz Mi naprostować to, co skrzywione.


Pytałam, dlaczego nie w mojej dzielnicy.


- Odpowiadam zawsze na wezwanie człowieka, lecz tam, gdzie nie potrzebują Mnie, nie narzucam się.


- Ale, Ojcze, cóż są winni ludzie, że tutaj duchowieństwo nie chce słyszeć o tym ruchu odnowy w Kościele?


- Oni pierwsi powinni zrozumieć potrzebę odnowienia życia - ze Mną. Oni są moimi pasterzami. Im powierzyłem opiekę i przewodnictwo i oni odpowiadać będą przed sprawiedliwością moją, jeśli służyli Mi leniwie i niedbale.


Ciebie, córko, pragnę posłać tam, gdzie Mnie chcą przyjąć, gdzie pragną mojej pomocy i oczekują przemiany.


Córko, ciesz się moją miłością i poddaj się prowadzeniu. Ze Mną nie zabłąkasz się i innych na manowce nie powiedziesz. Kiedy pójdziesz po odbiór tekstów, powiedz słudze mojemu, że czas dany wam już się kończy. Teraz nadchodzi okres pokuty i oczyszczenia. Oszczędzę was (Polaków) tym bardziej, im wy powszechniej odrzucać będziecie wasze grzechy i przywary. Im prędzej i goręcej uznacie swoje winy, zaprzestaniecie niezgody i nienawiści wzajemnej, a zapragniecie pojednania i miłości mojej w bliźnich waszych. Przyjmij miłość moją!


LXI ROZMOWA - W moim sercu nie ma „gorszych", „niepotrzebnych", „niekochanych"...


19 XI 1983 r., sobota, Warszawa


Zastanawiałam się, czy pytać Pana, czy lepiej nie być za ciekawą.


- Mówiłem ci, córko, że cieszę się, kiedy zwracasz się do Mnie pytając o to, czego nie rozumiesz. Przez ciebie dowiedzą się też inni. Przecież Ja nic przed wami nie taję, lecz prawie nikt pytać Mnie nie chce. Gdyby mieli do Mnie taki stosunek, jaki ma dziecko do ojca, którego kocha i którego nie lęka się nigdy, wtedy byliby otwarci i szczerzy.


- A bojaźń Boża?


- Cześć oddajecie Mi uznając moją miłość do was, a nie bijąc czołem i uniżając się pełni lęku. Czyż można tak bardzo bać się kogoś, kto kocha? Wiem, że przeraża was moja czystość i majestat wobec waszej nędzy, lecz przecież Ja was powołałem do bytu w takiej słabości i „jednodniowości" życia na ziemi. Znam was takich, jakimi będziecie w domu moim, w mojej świętości, którą was przyoblekę. To, co ziemskie, jest skażone z natury swojej, ale jest też spragnione czystości, świętości, nieskazitelności mojej, w której odnajdzie się w swej właściwej istocie - skończonej, lecz podobnej Ojcu.


Nie pragnę onieśmielać nikogo, pragnę przyjaźni waszej, zaufania, pełnego zawierzenia Miłości. Czyż nic wam nie mówi moja śmierć za was? Wciąż stoicie z dala, biedni, chorzy i nieszczęśliwi, sami ze sobą przeciw światu. A moja miłość ukrzyżowana, pełna mocy i łaski, pragnąca darzyć, leczyć, uzdrawiać was i chronić, trwa bezradna wobec waszej wolności i wciąż nasłuchuje, aby biec na pierwsze zawołanie. Czyż taka miłość onieśmiela?


Taką postać przybrała miłość moja dla waszej słabości, i jeśli zwracacie się do Mnie, idźcie pod krzyż, gdzie ogołociłem się do granic możliwości, aby nikt z was nigdy nie czuł się ode Mnie biedniejszy, niegodny mego miłosierdzia, zbyt nędzny. Czyż może być większy dowód miłości mojej do was?


Dlatego, Anno, córko moja, pragnę, abyś mówiła o Mnie ukrzyżowanym, współcierpiącym, rozumiejącym was, współczującym wam i wybaczającym; o Mnie, Jezusie Chrystusie, Bogu-Człowieku, przyjacielu waszym, Zbawicielu, doradcy i opiekunie, towarzyszu waszych dróg; o Mnie takim, jakim jestem dla ciebie. Niech wielkość i nieskończony majestat Boga nie przerażają was i nie onieśmielają, gdyż ponad wszystkim jest miłość. Miłość miłosierna, wyrozumiała i pragnąca przebaczać czeka, abyście ją dopuścili do swojego życia, tak bardzo smutnego beze Mnie.


Mów, Anno, że sprawiedliwość moja nie jest waszą, że usprawiedliwiam was bardziej niż wy siebie wzajemnie. Mów o niewyczerpanym miłosierdziu dostępnym każdemu, kto o nie prosić będzie. W moim sercu nie ma gorszych, niepotrzebnych, niekochanych. Choćbyście Mnie codziennie krzyżowali, Ja was kochać będę. Istotą moją jest miłowanie.


Miłuję też twój naród, taki jakim jest, bo jego nieszczęście większe jest niż grzech. Dusze wasze są zniewolone, zagubione, oślepione. Tak bardzo potrzebne jest wam ciepło mojej miłości. Mów o tym, że kocham was, cokolwiek zrobicie. Pomimo że wciąż ranicie moje serce nienawiścią i szkodzeniem sobie wzajem, Ja kocham was nie mniej, niż gdybyście doskonali byli, a nawet bardziej jeszcze się troszczę (ze zrozumienia: ze względu na nasz zły stan i zagrożenie życia wiecznego).


Mów o moim miłosierdziu, zawsze gotowym zapomnieć i darować, o mojej radości z każdego waszego aktu miłości i dobrej woli, o mojej nieustającej pomocy, o nieskończonym strumieniu łask, które czekają na proszących o nie. Mów, Anno, że Ja, Jezus, Pan wasz i Bóg, usprawiedliwiam was przed Ojcem, że macie orędownika, na którego może liczyć każdy z was. Nie bójcie się przyjść do Mnie. Ja jestem łaskawą Miłością.


Chcę, abyś i ty miała udział w moim obdarowywaniu.


Po przerwie.


- Córeczko, przecież Ja jestem przy tobie wtedy, kiedy Mi służysz. Zawsze jestem obecny przy każdym, kto Mi się oddał i pełni moją - a nie swoją - wolę. Nie zawsze odczuwalny, rozpoznany przez waszą świadomość, ale jestem, ponieważ razem budujemy moje dzieło w świecie. Natomiast ty, tak słaba, masz oparcie we Mnie silne i pomocne. Jeżeli odejmuję środki własne, jak tobie - pamięć, nad czym tak bolejesz, to daję ci moje słowa. Głos mój słyszysz, uwagi moje przyjmujesz, a w miarę twojej służby coraz jaśniej i pełniej będziemy się rozumieć. Nie obawiaj się swojej nieumiejętności, bo Ta ją znam. Duch mój towarzyszy ci i wspomaga w tym, czego nie posiadasz.


Wiedz, że lepiej jest nie mieć nic własnego, niż korzystać tylko ze swoich darów - one są skończone, choćby najwspanialsze były. Lecz moje możliwości są nieograniczone i przyjaciołom oddaję je do dyspozycji; owszem, raduję się, jeśli dużo z nich korzystają i o wiele proszą. Przecież wiem, córeczko, że chcesz pomagać i służyć i wiem, jak niewiele możesz. Czyż mógłbym pozostawić cię z pustymi rękoma? Będziemy zawsze razem służyć biednym i potrzebującym, a Ja dawać ci będę to, co jest im potrzebne wedle ich braków i niemocy. Z dnia na dzień dawać ci będę to, co konieczne, oraz to, co Ja zechcę dać wam, nawet wtedy, kiedy o nic nie prosisz, bo wyobrazić sobie nie potrafisz, co i ile dać mogę ze szczodrości mojej. Już doświadczasz niespodziewanego bogactwa, jakim cię obdarzam. Chcę, abyś i ty miała udział w moim obdarowywaniu. Dlatego trzymaj się Mnie mocno i zawsze słuchaj, co mówię.


23 XI 1983 r., środa, Warszawa


- Moje dziecko, powiedziałaś Mi, że tylu z was chciałoby coś dla Mnie zrobić w świecie, a Ja wam tak mało daję szans. Wiem, że przemawia przez ciebie rozgoryczenie. Wiesz, ile ci dałem, ale wiesz też, że nie służysz Mi tymi darami, ponieważ „nikt ich nie potrzebuje". Czujesz się bezużyteczna i nikomu niepotrzebna? Mnie jesteś potrzebna, a to jedynie jest ważne. (Pan mówi to z naciskiem.)


Posłuchaj, córko. Ja jestem dawcą darów i o czasie ich użycia też tylko Ja zadecyduje.


- Czy teraz oczyszczasz mnie, Ojcze?


- Owszem, oczyszczam cię, bo potrzebujesz oczyszczenia, a to, co daję ci, jest ci nieodzownie potrzebne. Leczę cię, dziecko, z chorób, które nabyłaś, ale nie sądź, że winię cię za nie, przeciwnie, współczuję ci, bo nosiłaś wiele nie zawinionych ciężarów i te z ciebie powoli zdejmuję. Dlatego obdarzam cię nadmiernie i przedwcześnie, lecz miłość moja nie może się temu oprzeć. Nie jesteś jeszcze gotowa służyć Mi tak wiernie i gorliwie, jak powinno wdzięczne dziecko usługiwać ojcu swemu, a przecież daję ci tyle okazji i możliwości, abyś właśnie czuła się potrzebną Mi. Dla Mnie każdy człowiek ma wartość bezcenną, a przecież pomagasz, jak możesz, wielu osobom...


- Nie wszystkim.


- Tak, wiem, że nie wszystkim, że są tacy, których unikasz, ale przyjdzie czas i na zrozumienie, że służba Mnie wiąże się z trudem i cierpieniem twojego „ego" dopóty, dopóki ono nie jest gotowe dla miłości mojej na wypełnienie wszystkiego, co stawiam przed moim sługą. Zrozumiesz, dziecko, że nie efekty cenię, a gorliwość w tym, czym człowiek usłużyć Mi może, i nie wielkich czynów i dzieł pożądam (bo one wszystkie są moje), a ufności i wykorzystywania takich szans, jakie Ja podaję. We wszystkim innym jest czynna miłość własna, która pragnie osiągnięć i sukcesów, podczas gdy Ja daję codzienny trud i krok po kroku was prowadzę. W tym, córko, wzrastać powinny ufność twoja i zawierzenie mojej miłości do ciebie. Widzisz sama, ile masz braków?


- Tak, Ojcze, to prawda. Ale ja wtedy czuję się tak odrzucona, że tracę siły i chęć do życia, i jeszcze mniej Ci służę.


- Bo jesteś jeszcze bardzo małym dzieckiem; byle co cię zraża i męczy. Ale Ja cię wychowuję, dlatego nie masz się czym martwić.


- Tak, Ojcze, wiem, że nigdy Mnie nie odrzucisz i zawsze kochasz, a jednak powiedz, czyż dary Twoje nie powinny być cenione? Czy te cudowne plany Twoje i Twoje słowa nie powinny być przyjęte, a nie odrzucane? Przecież one tyle mogą pomóc! Czy zawsze mam być strażnikiem niepotrzebnych skarbów? Jeśliś Mi je dał, czyż nie powinny być użyte?


- Będą użyte i będą bardzo potrzebne. Jeśli ty, córko, nie zmarnujesz ich sama, a wiem, że nie chcesz tego, Ja sam będę je rozdzielał i mnożył, bo moje są i przeto godne czci, ożywiające i pożyteczne wam. Czas przyjdzie, gdy staną się pożądane i upragnione, ale ty, dziecko, musisz stać się dojrzałą do rozdawania ich. Ja ci pomagam, a czyż Mnie może się coś oprzeć?


- Oprócz mojej złej woli.


- Tak, słusznie powiedziałaś: oprócz twojej złej woli. Ale widzisz, ojciec zawsze wierzy, że Jego dziecko go kocha, a jeśli kocha, to stara się pełnić jego wolę i nie zasmuca ojca. Ty, córko, jesteś bardzo, bardzo słaba, dlatego usprawiedliwiam cię i daję ci tyle pomocy. Teraz dam ci pomoc twoich przyjaciół i bliskich z domu mojego. Oni dodadzą ci sił, przyniosą radość i miłość. To wszystko czynię dla ciebie z wielkiej miłości, która nigdy nie patrzy na to, czy dziecko zasłużyło sobie na nią, gdyż kocha je nieskończenie i troszczy się o nie.


- Co mam zrobić? I gdzie pójść...?


- Dałem ci, córko, zajęcie na dni najbliższe. I wiesz już, że nie cieszy Mnie, kiedy zrywacie ze sobą z gniewem lub żalem. Dlatego powoli i spokojnie rozluźniaj więzy ze starą grupą, bo z niej cię zabiorę do innej pracy, ale rób to z dobrocią. Z dobrocią staraj się służyć tam i tym ludziom, których stawiam na twojej drodze dziś, a Ja cię wspomogę. Świadcz o Mnie tam, gdzie o to cię proszą, przyjmuj tych, którzy cię potrzebują, i idź tam, gdzie możesz pomóc. Dlatego dobrze będzie, jeśli pomożesz koleżance, która ma wiele darów, ale nie wszystkie.


Uwaga dopisana 23 Xl 1985 r.: Pan zabrał mnie, ale z jakim bólem i przykrościami spotkałam się. I dopiero po odejściu z tej grupy (a sami o pomoc prosili) zaczęłam pisać. Od 4 IX 1984 r. do 14 V 1985 r. dyktował mi Pan „Pozwólcie ogarnąć się Miłości". We współpracy z Panem trzeba się liczyć z bólem, cierpieniem, chorobą, pogardą i odrzuceniem przez ludzi, bo to nasz wkład i cena.


- Przeczytałaś (z „Księgi starców"), że spokój ma ten, kto cieszy się ze spełnienia woli mojej, a nie z powodzenia swoich planów. Takim spokojem pragnę cię napełnić. Dlatego mówię ci teraz, że wykonałaś moją wolę. Ciesz się i dziękuj Mi za wielką miłość moją.


24 XI 1983 r., czwartek, Warszawa


- Czy pragniesz, Jezu, coś mi polecić na drogę do tego miasta?


- Będę tam z tobą. Oddaj Mi swoje usta, swój głos, swój umysł - wszystko to, czym pragniesz Mi służyć, a Ja to wykorzystam. Posyłam cię nie na smutek, a na radość, wiec po cóż ten lęk? Czyżbyś bała się, że cię nie wspomogę? W rozmowie ze sługą moim bądź szczera. Zapytaj też, czy nie pragnie on moich słów - a Ja go umocnię. Nie zabieraj nic poza tym, co mówiłem o Kościele moim. (...) Błogosławię cię, dziecko, przyjmij miłość moją.


LXII ROZMOWA - Talenty dane wam muszą zaowocować pożytkiem dla waszych bliźnich


29 Xl 1983 r., wtorek, Warszawa


- Ojcze, dziękuję Ci, żeś zechciał mną się posłużyć. Przekazywałam Twoje słowa tak często, aż zaczęłam się obawiać, że to ja sama mówię. Uspokoiły mnie dopiero Twoje słowa podane mi przed wyjazdem, kiedy je po powrocie przeczytałam. Cieszę się, że byłam tam pożyteczna. Dzięki Ci, Ojcze!


Ale teraz boję się iść do tego księdza po przekazane mu teksty; boję się bólu i smutku. Czy chcesz, Ojcze, żebym tam poszła już jutro, czy mogę iść we czwartek? Dziś już dowiedziałam się, że on wycofuje się, że się boi, że nie chce mieć „nic wspólnego". Dlaczego tak jest? Przecież Twoje słowa są tak mądre, pełne dobroci i miłości do nas. Dlaczego takie skutki wywołują? I co mam robić dalej, Ojcze, jak odbiorę teksty? Gdzie mam iść?


- Córko, pragnę, ażebyś nie przewidywała z góry wyników smutnych i przykrych wydarzeń. Kiedy służysz Mi prawdziwie, ważne jest dla ciebie tylko wypełnienie mojej woli. Cierpienie, smutek i zawody są znakiem, że służysz Mnie, bo ta służba nie daje korzyści, zadowolenia z siebie, szybkiego powodzenia i nie jest łatwa. Świat i szatan sprzeciwiają się prawdzie i walczą z nią. Poprzez przywary, nie opanowane wady ludzkie i grzech anioły ciemności starają się zniszczyć moje dzieło. Ale czyż jest to możliwe?


Kościół mój trwa i wzrasta w świętości poprzez walkę i trud. Taką jest droga ludzkości od chwili upadku. Każdy, kto Mnie wybiera, wybiera sprzeciwianie się złu. Nie ma od tej drogi wyjątków. Chociaż niektóre dusze zabieram prędko ze świata, a inne osłaniam odbierając im możność rozeznania, gdyż umysł chory nie może wybierać (lecz nie ma też winy, a tylko cierpienie). Wy lękacie się chorób umysłowych, niedorozwoju, kalectwa, a przede wszystkim śmierci, a przecież to Ja decyduję o drodze człowieka i jeśli odejmuję mu moje dary, daję mu tym większe przebaczenie i tym mniej wymagam, im mniej go obdarzyłem i ubogaciłem. Wy zaś pragniecie wszelakiego bogactwa nie pomnąc, że „talenty" dane wam muszą zaowocować pożytkiem dla waszych bliźnich, zwłaszcza tych, którzy ubożsi są od was. Bogactwo jest ciężką odpowiedzialnością, ponieważ Dawca was z niego rozliczy.


Mówię ci to, córko, abyś zastanowiła się nad tym, ile ci dałem już i ile wdzięczności jesteś Mi winna - bo szansę użytkowania darów daję Ja w porze stosownej, ale ty już masz świadomość ich bogactwa. Czyż nie powinnaś zatem wielbić Mnie i dziękować Mi już teraz...? Ty zaś czekasz, aż ludzie je ocenią i przyjmą.


- To prawda, Ojcze, nie rozumiałam tego. (Dziękuję Panu...).


- Pamiętaj, córko, że wdzięczność jest przyznaniem Mnie przywileju dawcy, jest uczczeniem mojej miłości i łaskawości dla was, a więc uznaniem sytuacji rzeczywistej - czyli stawia was w prawdzie i czyni zdolnymi do odbierania dalszych darów, gdyż Ja raduję się obdarowywaniem was i tylko dla dobra waszych niedojrzałych dysz ograniczam je. Dla tych zaś, którzy z radością przyjmują je i z wdzięcznością rozdają, mam skarby nieograniczone. Im więcej pragniecie dawać innym bez myślenia o sobie, tym bardziej gotowi jesteście do współpracy ze Mną.


Dlatego nie myśl, Anno, jak ktoś przyjmie to, co dajesz, i czy odrzucenie tekstów przyniesie ci ból. Wiesz, że dary te ode Mnie otrzymałaś, a więc muszą być „dobre", bo Ja nie daję nic prócz dobra. Wiesz, że pragniesz przez nie nieść pomoc służąc Mi wedle twego zrozumienia i umiejętności - i to niech ci wystarczy. Twoja jest wola dobra i trud, rezultaty - moje. Lecz przecież daję ci i radość, prawda? (Pan przypomniał mi niedawny wyjazd).


LXIII ROZMOWA - O powstawaniu wspólnoty


11 XII 1983 r., niedziela, Warszawa


- Ojcze, dziękuję Ci za Twoją miłość do cioci Niuty (otrzymałam wiadomość o jej śmierci). Zamiast smutku czuję wielką radość i szczęśliwa jestem, że tyle osób z mojej rodziny jest z Tobą. Bądź uwielbiony przez nas wszystkich. Dzięki Ci, Ojcze!


- Cieszy Mnie, córko, że pytasz Mnie, co powinnaś robić wedle mojej woli i planów dla ciebie. Widzisz, dziecko, tam gdzie reguła i święte posłuszeństwo prowadzą, wystarczy poddać się im, a tam gdzie obowiązki ściśle są określone, wystarcza wykonywanie ich gorliwie i w pełni. Lecz ty żyjąc w świecie i w nim służąc Mi sobą, chcąc służyć mi dobrze, powinnaś szukać moiei woli, bo prowadzę cię z dnia na dzień bez planów dalekich. Zgodziłaś się na takie moje kierownictwo, a w zamian Ja chętnie rozmawiam z tobą. Nie chcę, abyś niepokoiła się swoją „niepotrzebnością". Widzę, że uczysz się czekać i zaczynasz rozumieć, że każde działanie ma swoją właściwą porę. Tak trzeba, córko. Ja pragnę mieć pełną wolność działania z tobą.


Pytasz Mnie o tę parafię, w której, jak słyszałaś, zawiązuje się wspólnota. Wiesz, że to Ja jestem Odnową Kościoła. Im szybciej obejmie ona wasz kraj, tym bardziej gotowi będziecie do świadczenia o Mnie. Lecz pragnąłbym, ażebyście zebrali się razem w małej grupce i poznali się lepiej. Stwórzcie małą wspólnotę i niech ona stanie się wam wspólnotą prawdziwą. Nie „zespół kierowniczy" jest wam potrzebny, a miłość wzajemna, która was połączy tak, abym Ja stał się jej (wspólnoty) Panem. Musicie poznać nie wasze umiejętności - bo Ja wam je dam wedle potrzeb - a waszą zdolność współpracy w miłości, wyrozumiałości i szacunku wzajemnym. Nie szukajcie pierwszego miejsca, oddajcie je - Mnie. Ja was poprowadzę. Od waszej bezinteresownej miłości do siebie wzajemnie i do tych, którzy przyjdą na moje wezwanie po pomoc do Mnie i dla których wy stać się macie moim obrazem - od waszej rzeczywistej postawy służenia Mnie i im zależeć będzie, czy w tej parafii powstanie nowe ognisko mojej miłości.


Chcesz wiedzieć, jak zacząć. Módlcie się za te osoby, które wejść mają do współpracy z wami. I módlcie się o to, aby we wszystkim działa się wola moja, a nie wasza. Ustępujcie sobie wzajemnie i poznawajcie moją miłość do każdej z was. Kochajcie się jak siostry, aby moja miłość mogła was napełniać, a Ja będę żył wpośród was.


Taka jest wola moja. Przekaż ją, Anno, i przekaż też błogosławieństwo i zachętę moją. Uczcie się, córki, miłować moją miłością, bo ją macie rozdawać, nią służyć innym i ku niej prowadzić. To jest zadanie, które stawiam przed wami.


LXIV ROZMOWA - O zadaniach i odpowiedzialności kapłanów


13 XII 1983 r., wtorek, Warszawa


- Przekaż synowi mojemu (zakonnikowi), że w okresie nadchodzącym wspomogę go. Dam mu więcej sił, aby podołał obowiązkom, które na niego spadną. Dlatego niech go nic nie przeraża i niech się niczym nie martwi. Jestem przy nim. Pragnę, aby był głosem moim, by zapowiadał moje zmiłowanie nad wami i moje przebaczenie. Kiedy nadejdzie pora oczyszczenia, niech gotów będzie nieść orędzie Janowe. Pragnąłbym rozmnożyć głos wołający:


Prostujcie drogi Pańskie, bo oto siekiera już jest przyłożona do pnia. Żałujcie i odmieńcie wasze życie, abyście żyli i mogli cieszyć się moją miłością. Nie pragnę śmierci grzesznika, lecz jego nawrócenia".


Dla wielu czas ich się kończy. Niechże powracają ku Mnie z pośpiechem największym, aby zdążyli uzyskać ojcowskie przebaczenie...


Nie pragnę waszego upadku, chcę was ocalić, jeżeli powrócicie na drogi moje. Zapragnąłem uczynić was (Polaków) świadectwem o Mnie dla świata. Lecz jakże mam tego dokonać, skoro winy wasze wzywają sprawiedliwości mojej na wasze głowy...? Tak jak niegdyś prowadziłem naród Izraela przez cierpienie, niewolę i śmierć - dla ich krnąbrności - tak i dziś mogę spuścić na was mój gniew, jeśli nie opamiętacie się.


Nie do władz waszych wołam, gdyż usunę je sprzed moich oczu, bo samozwańcze są i z uporem trwają w grzechu, lecz do waszych władz w moim Kościele wołam: Podejmujcie wszystkie wysiłki, ogarniajcie troską i miłością cały naród, wszystkie jego pokolenia i środowiska, aby nie pozostał nikt nieświadomy tego, kim jestem: Sprawiedliwością dla upartych w błędzie, Przebaczeniem dla żałujących i porzucających swój grzech, Miłosierdziem dla wiernych Moim przykazaniom. A najważniejszym z nich jest to: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem... a bliźniego swego, jak siebie samego" (Mt. 22, 37-39). Kto zaś jest bliźnim waszym, to wiecie. Wedle waszego miłosierdzia i Ja wam je okażę.


Niechże więc Kościół mój zatroszczy się o wszystkich potrzebujących opieki i pomocy, o dusze ich i ciała. Lekarz, gdy zaraza panuje, nie o swoim zdrowiu myśli, lecz o ratowaniu chorych i zagrożonych. Wy niesiecie moje lekarstwo dla świata - udzielajcie go hojnie i bez ograniczeń. Bądźcie też gorliwi w służbie mojej, bo rozliczę was wedle waszego poświęcenia i trudu dla całego ludu mojego. I ostrzegam, że surowość moja jest dla złych i niedbałych sług moich wedle darów, jakie im dałem, i przyjaźni i poufałości, z jaką żyłem z nimi. Czuwajcie, abyście nie usłyszeli wyroku mojego: „nie znam was".


Synu, mówię to tobie, ażebyś ostrzegał, zachęcał i zagrzewał innych, zwłaszcza wśród kapłanów, w zgromadzeniach zakonnych, wśród braci i kleryków. Wasza odpowiedzialność jest wielka. Jeśli to zrozumiesz, nie pychę będziesz odczuwał, a lęk, gdyż bogato cię obdarowałem. Rozważam dary moje dla ciebie, a i to, że wciąż cię wspomagam i ubogacam. Czyż lepszy jesteś od innych, że tak wiele otrzymałeś? Nie. Lecz Ja kocham cię i darmo daję to wszystko, abyś miał Mi czym służyć. Pragnę dać ci o wiele więcej jeszcze, by twoje słowa budziły sumienia i poruszały śpiących. Ty zaś głoś orędzie Janowe tak, jak możesz. Nie mam dla ciebie, synu, innego zadania na cały ten czas, jak to. Ono jest najważniejsze. Udzielaj przebaczenia mojego skruszonym, ratuj błądzących, wspomagaj odwagą i nadzieją zalęknionych. Mów im, że raduję się nawróceniem grzesznika i grzechów jego nie chcę pamiętać, że oczekuję synów marnotrawnych z tęsknotą, bo szczęściem moim jest uszczęśliwianie was, nie zaś karanie. Moc moja jednym tchnieniem może spopielić ziemię, lecz po cóż niszczyć bym miał to, co tak słabe jest i bezbronne? Stworzenie moje, które powołałem do istnienia, uchronić pragnę i od zguby ocalić. Dlatego miej nadzieję i głoś ją wszędzie. Bo ja chcę waszego powrotu i oczekuję was w pełni miłosierdzia. Tobie zaś, synu, daję moją moc słowa i błogosławieństwo w służbie mojej. Jestem z tobą i nie opuszczę cię.


Okazało się, że patronem zakonnika jest św. Jan Chrzciciel, a ja go znam pod imieniem zakonnym.


LXV ROZMOWA - Oczekuję waszego złączenia się ze Mną w krzyżu - takim, jaki wam daję


26 XII 1983 r., Boże Narodzenie, Warszawa


- Dałeś mi, Panie, bardzo smutne święta. Powiedz mi, Ojcze, co chciałeś ode mnie otrzymać?


- Córko moja. Wiesz, czego chciałem, a tylko oczekujesz potwierdzenia, prawda?


- Tak, Ojcze.


- Świat jest w przededniu straszliwego cierpienia i potrzeba mu ofiar i pokuty. Od wszystkich, którzy to rozumieją, oczekuję złączenia się ze Mną w krzyżu, takim jaki wam daję.


Takim wielkim krzyżem jest dla ciebie odrzucenie cię, brak serca i dobroci u bliźnich twoich, ich obojętność i zakłamanie w miłości bliźntego. To jest dla ciebie boleśniejsze niż samo uczestniczenie w świątecznym obrządku i dlatego dałem ci w dniu radości rodzinnej i wspólnotowej samotność i opuszczenie. Idź i oddaj je Mnie. Tego oczekuję od ciebie i błogosławię cię, córko moja. Ja jestem blisko.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
w 13 III rok VI sem
Pomiar RR III ROK
III ROK licencjackie
III rok harmonogram strona wydział lekarski 2013 2014 II i III Kopia
Terapia logopedyczna Konspekt 2, PWSZ Tarnów Filologia polska II rok, PWSZ Tarnów Filologia polska I
2. profil i zakres działania, Logistyka I stopień, III ROK, 1, logistyka w zarządzaniu, biznespaln
Zaliczenie z receptury-2, materiały ŚUM, IV rok, Farmakologia, III rok, 7 - Receptura (TheMordor), Z
Wyklad 8, III rok, Diagnostyka laboratoryjna, Wykłady diagnostyka
najważniejsze kodeksy, odk, III rok, kościół wschodni
egzamin neuro, Pielęgniarstwo licencjat cm umk, III rok, Neurologia i pielęgniarstwo neurologiczne g
Immuny- transplant, III ROK, immuno
cv po ang, Po I-III rok
Parchy pytania z odpowiedziami, Weterynaria, III rok, kolokwia
6 Bioakustyka, BIOLOGIA UJ LATA I-III, ROK III, semestr I, biofizyka, sprawozdania
Algodystrofia, fizjoterapia, AWF, III rok, Reumatologia