We dwoje, czyli
słowicze trele.
Osoby:
Misiu
para
w sensie partnerskim i twórczym
Dziunia
Dziunia:
(przeglądając
gazetę): Misiu, posłuchaj. Ogłoszono konkurs poetycki pod hasłem:
:Jak pięknie się różnić”. Myślę, że powinniśmy coś
napisać.
Misiu:
Tak, Dziuniu, jak zwykle masz słuszność. Pisać trzeba, pieniążki
z nieba nie spadną. Tylko, że my jesteśmy jako para i jako twórcy
tak zgodni, że nie powstanie nic zgodnego z tematem konkursu.
Dziunia:
Ale
spróbujmy! Nagrody są takie atrakcyjne! Można by napisać o
jakiejś parze małżeńskiej, oczywiście nie tak zgodnej jak nasza.
Jak sądzisz!
Misiu:
Dobry pomysł. Proponuję, by on był supermanem...
Dziunia:
No nie, a ona pewno kurą domową?
Misiu:
(z radością): Widzisz, jacy jesteśmy zgodni. Właśnie tak!
Dziunia(ze
złością): Wprost przeciwnie. Wcale nie jesteśmy zgodni!
Misiu:(pojednawczo):
No więc dobrze. Złammy nasze zasady i popracujmy każde osobno.
Potem przedstawimy efekty swojej pracy?
Dziunia:
Zgoda.
(po
pewnym czasie)
Misiu:Dziunia,
mam coś ciekawego, posłuchaj:
„Płacze
pani Słowikowa w gniazdku na akacji”
Dziunia:
Zbyt płaczliwa jakaś.
Misiu:
Może, tak jak ty, ma oczy na mokrym miejscu. Ale wracając do tej
Słowikowej ona ma powód: „Bo pan Słowik przed dziewiątą miał
być na kolacji”
Dziunia:
A nie powiedziała mu, o której poda do stołu? Nie potrafiła go
odpowiednio ustawić.
Misiu:
„Tak się godzin wyznaczonych pilnie zawsze trzyma”
Dziunia:
Na, no...
Misiu:
„A tu już po jedenastej – i Słowika nie ma!”
Dziunia:
No właśnie, jakbyś czytał o sobie.
Misiu:
Nie przeszkadzaj. Nie chcesz wiedzieć co zawiera menu?
Dziunia:
Powiedz lepiej, co musiała przygotować...
Przecież
ona gdzieś lata...
Misiu:
No dobrze już, dobrze...
„Wszystko
stygnie! Zupka z muszek na wieczornej rosie,
Sześć
komarów nadziewanych w konwaliowym sosie,
Motyl
z rożna, przyprawiony gęstym cieniem z lasku,
A
na deser – tort z wietrzyka w księżycowym blasku”.
Dziunia:
Chyba się tym nie naje. Ale to ładny fragment, uroczy...
A
nie niepokoiła się ta żona?
Misiu:
Właśnie. Posłuchaj:
„Może
mu się coś zdarzyło? Może go napadli?
Szare
piórka oskubali, srebrny głosik skradli?
To
przez zazdrość! To skowronek z bandą skowroniątek!
Piórka
– głupstwo, bo odrosną, ale głos – majątek!”
Dziunia:
Czekaj, czekaj. Mam pomysł na zakończenie:
„Nagle
zjawia się pan Słowik, poświstuje, skacze...
>>
Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał?
Przecież
ja tu płaczę! <<
A
pan Słowik słodko ćwierka: „[Wybacz moje złoto,
Ale
wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!]”
Misiu:
Dziękuję, dziękuję Dziuniu, doceniłaś moją wrażliwość.
Dziunia:
Przecież to było o Słowiku, nie o tobie Misiu.
Posłuchaj
tego:
„Denerwuje
się pan Słowik...”
Już
prawie dwunasta – ”
Misiu:
Co? O północy żony jeszcze nie ma w domu?
Dziunia:
Nie przerywaj, Misiu.
„Już
prawie dwunasta –
a
tu pani Słowikowa
wciąż
nie wraca z miasta”.
Misiu:
Nie rozumiem co on robi o tej porze w domu?
Dziunia:
„On już sprzątnął, pozamiatał
i
pościerał kurze –
lśni
czystością całe gniazdko!
(G
– 2 niezbyt duże)
Czas
najwyższy, by się wreszcie
zabrać
do obiadu,
a
tu pani Słowikowej
ciągle
ani śladu”
Misiu:
Ona pewno ugotuje?
Dziunia:
To nie takie proste. Posłuchaj dalej:
[„Co
tu robić?
Co
gotować?]
Rozpacz
go ogarnia.
[Wczoraj
byli Wróbelkowie –
i
pusta spiżarnia!”]
Misiu:
No już czas najwyższy, by wróciła.
Dziunia:
O tak.
„Wreszcie
wraca Słowikowa...
–
Nie gniewaj się, stary,
ale
straszna dziś kolejka
była
po komary.
O
motylkach szkoda marzyć,
a
muszki mrożone,
więc
komary tylko wzięłam.
Proszę
– oto one,
weź
je oskub i wypatrosz
i
ugotuj w garnku!”
Misiu:
A ona nie może? Przecież wróciła w porę.
Dziunia:
(kręcąc głową czyta dalej)
„Ja
nie mogę – mam dziś koncert
w
Łazienkowskim parku...............
Wszystkie
miejsca wyprzedane
gałązki
i loże,
będzie
prasa, recenzenci,
sam
pan Waldorff może..”
Misiu:
„Jednym słowem wielka gala”
Dziunia:
Owszem „nie jakaś chałturka,
przygotować
więc się muszę
i
przeczesać piórka!”...
Misiu:
I co on na to? Pewnie głos uwiązł mu w krtani?
Dziunia:
„Westchnął tylko biedny słowik,
przypiął
fartuch z listka –
i
do garów!... [Taki los już,
gdy
żona artystka.
Znana,
sławna, rozrywana –
i
zarabia krocie...]
Misiu:
A pan słowik? Także śpiewa.
Ale
przy robocie?
Dziunia:
(kiwając
głową, z zadowoleniem)
„A
pan słowik? Także śpiewa.
Ale
przy robocie!”
Misiu:
No, co za jednomyślność! Wiele lat wszechstronnej
współpracy
nie poszło na marne. Tylko co my zrobimy z konkursem?
Dziunia:
Nie wiesz? Zanotujemy naszą rozmowę i sztuka gotowa.
Misiu:
No wiesz! T był mój pomysł. Magnetofon przezornie uruchomiłem już
przy pierwszych twoich słowach, Dziuniu.
Dziunia:
Wspaniale, Misiu. Nie ma to jak we dwoje.
[Danuta Bula