Jezus z Nazaretu naucza: „Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota” (Mk 7, 21n, por. Mt 15, 19 oraz Ga 5, 19n). Można powiedzieć, że jest to katalog fundamentalnych grzechów, które w chrześcijaństwie przybierały różne nazwy, zmieniając swoją kolejność i znaczenie. Obecnie w teologii katolickiej noszą one miano grzechów głównych. Jest ich siedem: pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew i lenistwo. W Wielkim Poście na łamach naszego tygodnika chcemy dokonać egzystencjalnej refleksji i swoistego rachunku sumienia, aby lepiej przeżyć ten szczególny okres przygotowania do Paschy Pana. Rozpoczynamy od zamyślenia nad jednym z grzechów głównych, jakim jest obżarstwo, gdyż w wyjątkowy sposób kontrastuje ono właśnie z postem.
Każdy żywy organizm musi się odżywiać. Zasadniczo przyswaja tyle pokarmu, ile potrzebuje. Człowiek jest jednak jedynym stworzeniem, które potrafi się nieracjonalnie objadać.
Zaspokojenie
potrzeby jedzenia i picia jest życiową koniecznością. Służy w
naturalny sposób podtrzymaniu naszych funkcji organicznych. Od
zarania dziejów jest też okazją do zbliżania się ludzi do
siebie. Stół bowiem jednoczy ludzi, dostarczając im nie tylko
pokarmu, lecz przede wszystkim stwarzając jedyną w swoim rodzaju
przestrzeń, gdzie możemy się ze sobą spotkać oraz dogłębniej
poznać.
Doceniał
to Jezus z Galilei, którego redaktorzy ewangelicznych tekstów
bardzo często przedstawiają podczas spożywania posiłków. W
trakcie tej czynności ustanawia też Eucharystię, która jest dla
ludzi wierzących posiłkiem duchowym.
Kult konsumpcji i ortoreksja
Wydaje
się, że w obecnych czasach sprawy związane z jedzeniem i piciem
stają się pierwszoplanowym zagadnieniem ludzkiego życia. Koncerny,
które zajmują się produkowaniem żywności na masową skalę, za
pomocą kampanii reklamowych epatują człowieka – poczynając od
jego dzieciństwa – iluzją szczęścia wypływającego z
zaspokojenia potrzeby jedzenia.
Sztuczne
zatem potęgowanie tego elementarnego pragnienia i form jego
zaspokojenia powoduje praktycznie rujnowanie zdrowia całych
społeczeństw. Problem ten dotyczy w szczególnym stopniu państw
szeroko rozumianego Zachodu (przede wszystkim USA), gdzie skutkiem
obżarstwa jest po prostu powszechnie zauważalna otyłość nawet u
małych dzieci. Kwestia nadwagi wypływa również m.in. z
zaspokajania uczucia głodu w tzw. barach szybkiej obsługi (fast
foody) niezdrową, bo naszpikowaną związkami chemicznymi,
żywnością, która niekiedy dosłownie nie nadaje się... do
jedzenia. Człowiek zaś po prostu zapycha się nią. Być może
właśnie dlatego można zaobserwować modną tendencję do
spożywania tzw. zdrowej żywności, którą wytwarza się w
gospodarstwach stosujących naturalne metody produkcji. Można też
zauważyć przechodzenie wielu ludzi na wegetarianizm.
Nieumiarkowanie
w jedzeniu i piciu prowadzi niejednokrotnie do wielu chorób mających
swoje źródło w ludzkiej psychice. Wśród nich swoje żniwo zbiera
anoreksja, bulimia czy też alkoholizm. Ten ostatni często wiąże
się wręcz z fizycznym bólem. Coraz częściej mówi się o nowej
chorobie o podłożu psychicznym, która łączy się z jedzeniem.
Jest
nią ortoreksja. Polega na swoistym kulcie jedzenia. Przejawia się
obsesją na punkcie kulinarnej czystości i zdrowego żywienia.
Początkowo dany człowiek rezygnuje z konkretnych potraw. Potem je
tylko określone rodzaje pożywienia. Upraszczając, ortorektyk w
końcu sam produkuje i przyrządza sobie żywność, aby za wszelką
cenę zachować nienaganne zdrowie i przedłużyć swoje życie.
Przyczyna
ortoreksji leży w nieuzasadnionej racjonalnie dbałości o zdrowie.
Zapadają na nią ludzie skoncentrowani na sobie i za wszelką cenę
dążący do doskonałości.
Cnota umiaru i kultura jedzenia
Nadmierne
jedzenie i picie z pewnością nam szkodzi. Dlatego też trzeba nam
umieć powiedzieć sobie głośno i wyraźnie: STOP! Praktykowanie
zaś cnoty umiaru wydaje się wręcz wymarzoną receptą na nasze
żywieniowo-kulinarne zapędy (np. por. Syr 31, 12nn.). Brak umiaru w
jedzeniu i piciu prowadzi do utraty radości ze spotkania przy stole,
który ma jednoczyć, a nie dzielić.
Nierozerwalnie
związane jest z tym zagadnienie szeroko rozumianej kultury jedzenia
oraz centralnej roli posiłku w życiu rodzinnym. Stół bowiem jest
tą przestrzenią, która jednoczy ludzi. W dzisiejszych czasach,
niestety, coraz częściej odchodzi się od wspólnych rodzinnych
posiłków. Trzeba by jednak jak najrychlej do nich powrócić. Być
może będzie to pierwszy krok do wychowania do kultury jedzenia i
picia, aby umiejętnie korzystać z Bożych darów, do których
należy przecież pożywienie.
Warto
też praktykować modlitwę przed i po posiłku jako chrześcijańskie
dziękczynienie za wielki dar chleba. Kiedyś przecież w naszych
domach nagminnie całowało się kromkę chleba, gdy ta przypadkowo
upadła na ziemię. Innym zaś wyrazem naszego szacunku dla Bożych
darów było czynienie znaku krzyża na napoczynanym bochnie chleba.
Coraz rzadziej, niestety, spotykamy podobne gesty. Dzieje się tak
przede wszystkim dlatego, że wielu ludzi (nie tylko młodych) nigdy
nie doświadczyło prawdziwego uczucia głodu.
Świadomość potrzeb innych
Okres
Wielkiego Postu jest wyjątkowym czasem dla chrześcijanina.
Podejmujemy w nim bowiem wiele wyrzeczeń ze względów religijnych.
Wśród nich jedno z naczelnych miejsc zajmuje wstrzemięźliwość
od pokarmów i napojów. Post o tyle ma sens, o ile jest podejmowany
z motywów religijnych i ofiarowany Bogu w konkretnej intencji.
Ponadto
w okresie poprzedzającym Wielkanoc, pobudzeni naszą żywą wiarą w
Boga, wyrażającą się w konkretnych czynach, których fundamentem
jest miłosierna miłość jako „spoiwo doskonałości”
chrześcijańskiej (por. Kol 3, 12-17), możemy podejmować wiele
inicjatyw zmierzających do zaspokajania potrzeby jedzenia i picia u
innych ludzi.
Każdy
odpowiedzialny człowiek zdaje sobie bowiem sprawę z ogromu biedy i
głodu na świecie. W pierwszym rzędzie warto byłoby zatroszczyć
się o tych, którzy żyją nieopodal nas. Potrzebujących nigdy nie
brakuje. Właśnie dla nich organizowane są m.in. zbiórki żywności
w wielu miejscach. W drugim zaś rzędzie można byłoby zająć się
tymi, którzy cierpią niedostatek w tzw. krajach Trzeciego Świata,
choćby przez finansowe wsparcie różnego rodzaju misyjnych
inicjatyw. Nie możemy też zapominać o modlitwie.
Miłość remedium na grzech
Grzech
jest występowaniem przeciwko Bożym prawom i woli naszego Stwórcy.
W gruncie rzeczy jest on też godzeniem w samego siebie i drugiego
człowieka, prowadząc wręcz do urzeczowienia nas samych i innych.
Największym i najważniejszym prawem jest przykazanie miłości Boga
i bliźniego. Miarą owego przykazania jest miłość Jezusa do
swoich uczniów, którymi przecież i my jesteśmy. Mamy się bowiem
tak miłować, jak On nas umiłował (por. J 15, 12nn.). Bóg sam
jest Początkiem i Kresem prawdziwej miłości (por. 1 J 4, 7nn.).
Jeśli zaś gdzieś nie ma miłości, to tam tworzy się przestrzeń,
w której króluje grzech. Jest on przecież przeciwieństwem
miłości. Po prostu jest jej brakiem. Jest brakiem Boga.
Nieumiarkowanie
w jedzeniu i piciu jest bez wątpienia jednym z wyrazów braku
miłości. Jest zatem grzechem. Trzeba nam pielęgnować w sobie
uczucie głodu. Ma nim być postawa duchowego głodu Boga i Jego
wszechogarniającej nas miłości, dzięki której istniejemy. Tu nie
może być mowy o jakiejkolwiek formie obżarstwa. Człowiek
prawdziwie wierzący całe życie dąży bowiem do zaspokojenia owej
wewnętrznej potrzeby. Stanie się to wtedy, gdy połączymy się na
zawsze z uwielbionym Panem, który pokonał grzech, obdarowując nas
wiecznością w misterium swojego zmartwychwstania. On już teraz
zaprasza nas na niekończącą się ucztę w swoim królestwie, gdzie
– jak głęboko w to wierzymy – nasycimy się pełnią Jego
darów, a szczególnie pełnią Jego miłości.