Walton辧sa Za艣lubiny

DELSA WALTON


ZA艢LUBINY

Prze艂o偶y艂 Marcin M艂odzi艅ski



Rozdzia艂 I


Z zacisznego cienia balkonu Carolyn Dunn przygl膮da艂a si臋, jak m臋偶czyzna w艂o偶y艂 do ust papierosa. Graham pstrykn膮艂 zapalniczk膮 i spojrza艂 poprzez pok贸j pe艂en ludzi prosto na ni膮. Odwr贸ci艂a si臋, by spojrze膰 na morze i odbijaj膮ce si臋 w nim ostatnie promienie znikaj膮cego s艂o艅ca.

W dali wida膰 by艂o sylwetk臋 ameryka艅skiego lotniskowca, kt贸ry kierowa艂 si臋 na po艂udnie, do wielkiej Bazy Marynarki San Diego w Coronado. Nie zwa偶a艂a ju偶 na dochodz膮ce z ty艂u 艣miechy i rozmowy. Pr贸bowa艂a zebra膰 si臋 w sobie i w ko艅cu uspokoi艂a si臋. Widok Graya stoj膮cego w drzwiach by艂 dla niej niespodziank膮, nie by艂o go ju偶 od dawna w jej 偶yciu.

Nagle us艂ysza艂a melodyjny d藕wi臋k dzwonka. Odstawi艂a szklank臋 i posz艂a otworzy膰 drzwi. Wchodz膮cy Jack uda艂, 偶e przewraca si臋 na ni膮. Obj膮艂 j膮 wp贸艂, szukaj膮c jej ust. Ze 艣miechem wyzwoli艂a si臋 z jego obj臋膰.

Jedzenie jest tam, kolego! 鈥 wskaza艂a.

Spojrza艂a w br膮zowe, roze艣miane oczy wysokiego m臋偶czyzny o rozja艣nionych s艂o艅cem w艂osach. Czeka艂 na ni膮 z u艣miechem, kt贸ry dobrze pami臋ta艂a.

Gray?... To ty?! 鈥 wykrzykn臋艂a oszo艂omiona. Wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i powiedzia艂 do stoj膮cej za nim dziewczyny:

Wendy, kochanie, chcia艂bym , 偶eby艣 pozna艂a moj膮 przyjaci贸艂k臋 ze studi贸w. To jest Carolyn Dunn. 鈥 Spojrza艂 na t艂um za jej plecami. 鈥 Wygl膮da na to, 偶e niewielu ze starej paczki pozosta艂o. Prawda, Caro?

Jack przyni贸s艂 tac臋 z drinkami i Carolyn zaprowadzi艂a ich do pokoju. Najpierw podsun膮艂 tac臋 ma艂ej, jasnow艂osej Wendy.

Oto, co obiecuj臋 ci, 艣licznotko, je艣li wyjdziesz za mnie dzi艣 wiecz贸r... nawet tylko na kilka minut 鈥 kusi艂.

Wychylona przez kuchenne drzwi Janet dawa艂a gwa艂towne znaki i Carolyn przeprosi艂a towarzystwo, by dowiedzie膰 si臋 o co chodzi.

Czego chcesz? 鈥 spyta艂a, wchodz膮c do kuchni i energicznie zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

Czy to nie Graham Butler? 鈥 spyta艂a podekscytowana Janet. 鈥 Lata min臋艂y, odk膮d go ostatni raz widzia艂y艣my. Co on tu robi? Jak nas odnalaz艂? Na Boga, Caro, co zamierzasz zrobi膰? To by艂o tak dawno!

Siedem lat temu 鈥 odpowiedzia艂a machinalnie Carolyn. 鈥 Jack go... ich przyprowadzi艂. Nie wiem, dlaczego, lak, to ju偶 siedem lat...

Janet spojrza艂a na przyjaci贸艂k臋 badawczo.

Uwa偶aj, kochanie. Nie pozw贸l si臋 znowu zrani膰. Umilk艂a zaniepokojona, lecz po chwili oczy jej zab艂ys艂y.

Ale na Boga, czy偶 nie jest wspania艂y? Taki przystojny, wykszta艂cony, obyty i elokwentny. Och! Typowy 艂owca serc! 鈥 Dosta艂a lekkiej chrypki i za艣mia艂a si臋. 鈥 Powa偶nie, Caro, uwa偶aj na niego. Nie powtarzaj tego, co ju偶 by艂o. Siedem lat! Wydaje si臋 niemo偶liwe, by to mog艂o by膰 tak dawno. Dobrze si臋 czujesz?

Carolyn zacz臋艂a si臋 niecierpliwi膰.

Gray nie jest cz臋艣ci膮 naszego 偶ycia, Janet, i to ju偶 od siedmiu d艂ugich lat! 鈥 Umilk艂a, lecz po chwili doda艂a asekurancko: 鈥 Ale wci膮偶 jest naszym starym przyjacielem, czy偶 nie? Dla nas wszystkich. Po艣piesz si臋 wi臋c i chod藕 si臋 przywita膰.

Wr贸ci艂a do zat艂oczonego pokoju i podesz艂a do Graya. Spojrza艂a na niego figlarnie.

C贸偶, Gray...

C贸偶, Carolyn 鈥 odpowiedzia艂. 鈥 Mia艂em nadziej臋, 偶e zobacz臋 tu ciebie i ca艂膮 paczk臋. Co s艂ycha膰? Miasto zmieni艂o si臋 tak, 偶e ledwie je pozna艂em. 鈥 Rozejrza艂 si臋 dooko艂a. 鈥 Wygl膮da na to, 偶e nie藕le dajesz sobie rad臋. Jack m贸wi艂, 偶e nie wysz艂a艣 za niego, ale 偶e jeste艣cie stale razem.

Carolyn bada艂a jego twarz, nie odpowiadaj膮c przez d艂ug膮 chwil臋. To nie by艂 ju偶 ten sam zabawny, beztroski i niecierpliwy Gray, kt贸ry uczyni艂 tak pasjonuj膮cym jej szesnastoletnie 偶ycie. Jego twarz by艂a chudsza ni偶 przedtem, prawie ko艣cista i mocno ogorza艂a od s艂o艅ca. U艣miecha艂 si臋, pokazuj膮c bia艂e z臋by i zmarszczki wok贸艂 oczu... ale wra偶enie pozosta艂o takie samo. By艂o w nim opanowanie i cynizm, kt贸ry w jaki艣 spos贸b j膮 zaalarmowa艂. Cofn臋艂a si臋 o krok i wpad艂a na kogo艣 stoj膮cego za ni膮.

Carolyn? Bez rozm贸w o 偶yciu intymnym? 鈥 Spok贸j jego g艂osu zaniepokoi艂 j膮. To nie by艂 JEJ Grey.

Nie... 鈥 zmusi艂a si臋 do s艂abego u艣miechu. Przyj臋cie widocznie go nie bawi艂o i zaczyna艂 si臋 niecierpliwi膰.

Jej rozmy艣lania przerwa艂 Jack.

Chod藕, Gray...

Carolyn odwr贸ci艂a si臋 i wysz艂a na balkon. Opar艂a si臋 o barierk臋 i spojrza艂a w d贸艂. Na po艂udniu, a偶 do drutu kolczastego na meksyka艅skiej granicy, rozci膮ga艂 si臋 sze艣ciomilowy pas bia艂ej pla偶y. W miar臋 jak oczy stopniowo przyzwyczaja艂y si臋 do ciemno艣ci, zacz臋艂a rozr贸偶nia膰 podnosz膮c膮 si臋 z nad pla偶y mg艂臋 i za艂amuj膮ce si臋 o wybrze偶e fale.

To przyp艂yw鈥 鈥 pomy艣la艂a.

Opar艂wszy podbr贸dek na d艂oniach, spojrza艂a na wybrze偶e o postrz臋pionych klifach i ma艂ych pla偶ach. To by艂 jej ulubiony widok 鈥 dziki i pierwotny. Mo偶e dlatego, 偶e przypomina艂 jej Monterey i p贸艂wysep Carmel, chocia偶 tutaj 鈥 bli偶ej r贸wnika 鈥 by艂o znacznie cieplej. To zawsze przynosi艂o jej spok贸j.

Pochylaj膮c si臋, spojrza艂a z wysoko艣ci dziewi膮tego pi臋tra na pla偶臋 poni偶ej. Ludzie niczym zabawki biegali po piasku lub walczyli na swych deskach surfingowych z ogromnymi falami. Ich s艂abe, ledwo s艂yszalne na tej wysoko艣ci g艂osy w niczym nie zak艂贸ca艂y spokoju. Jakie to szcz臋艣cie, 偶e ona i Janet zdo艂a艂y zaoszcz臋dzi膰 na wynaj臋cie mieszkania.

Patrzy艂a, jak jeden z ch艂opc贸w wjecha艂 艂atwo na fal臋, ustawi艂 si臋 pod k膮tem, pod膮偶aj膮c za jej tocz膮cym si臋 grzbietem, by w ko艅cu spa艣膰 z wyrzuconej w powietrze deski i wraz z nast臋pn膮 fal膮 znale藕膰 si臋 na pla偶y. Carolyn u艣miechn臋艂a si臋 lekko. Robi艂a to samo setki razy i w tym momencie czu艂a prawie zapach i smak s艂onej wody... Tak wiele razy robili to z Grayem, kt贸ry by艂 jej pierwszym nauczycielem surfingu.

O czym my艣lisz? Chcesz mi o tym powiedzie膰? 鈥 zapyta艂 mi臋kko Gray staj膮c obok.

Patrzy艂am, jak kto艣 p艂yn膮艂 na desce i przewr贸ci艂 si臋. Zatrzyma艂e艣 si臋 u Jacka? 鈥 spyta艂a.

Nie, mieszkamy w Hiltonie na Harbour Island, bli偶ej lotniska. Janet zdecydowa艂a si臋 na karier臋, czy ma jakie艣 plany? A ty, rozpocz臋艂a艣 prac臋? Jack daje do zrozumienia, 偶e ty i on jeste艣cie blisko.

To nie brzmia艂o jak pytanie, raczej jak stwierdzenie. Niedbale pstrykn膮艂 niedopa艂kiem, pozwalaj膮c mu powoli spada膰 na piasek.

Carolyn uderzy艂a zdawkowa oboj臋tno艣膰 w jego g艂osie i pytaniach.

Tak, niewielu ze starej paczki pozosta艂o 鈥 odrzek艂a ch艂odno. 鈥 Wielu pobra艂o si臋 i wyprowadzi艂o. Jack i Janet zostali. Trzymamy si臋 razem. Znasz nasze motto: 鈥濶ic nie jest warte zachodu pr贸cz 艣miechu i mi艂o艣ci, i starych przyjaci贸艂鈥.

Wzi臋艂a Graya za r臋ce i cicho doko艅czy艂a:

A ty, Gray? Jeste艣 przecie偶 jednym z nas. 鈥 Jej g艂os sta艂 si臋 cieplejszy.

Naprawd臋, Caro? 鈥 spyta艂 mi臋kko. 鈥 Min臋艂o du偶o czasu.

Co robi艂e艣 przez te siedem lat?

To a偶 tak d艂ugo? Czas ucieka. Jack troch臋 pisa艂 mi o tym, co u was s艂ycha膰. Wiedzia艂a艣, 偶e byli艣my w kontakcie.

Oczyma przeczesa艂 t艂um za jej plecami. Kiedy zw臋偶y艂y si臋 w znajomym u艣miechu, Carolyn odwr贸ci艂a si臋, by zobaczy膰 kogo szuka艂. Spostrzeg艂a u艣miechaj膮c膮 si臋 Wendy i zobaczy艂a, jak dziewczyna z gracj膮 podchodzi do Graya, k艂ad膮c mu zalotnie d艂o艅 na ramieniu, a drug膮 dotykaj膮c krawata.

Gray, kochanie, naprawd臋 musimy ju偶 i艣膰, bo sp贸藕nimy si臋 na obiad 鈥 odwr贸ci艂a si臋 do Carolyn. 鈥 Niekt贸rzy zostali specjalnie zaproszeni na ten obiad tylko po to, by spotka膰 Graya. To jakie艣 wa偶ne interesy...

Jestem got贸w kochanie. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 do Carolyn. 鈥 Mi艂o by艂o zn贸w ci臋 spotka膰. Przepraszam, 偶e mog艂em zosta膰 tylko tak kr贸tko, ale wiesz jak to jest.

Nadszed艂 Jack i otoczy艂 Carolyn ramieniem, po czym oboje odprowadzili Graya i Wendy do wyj艣cia. W drzwiach Butler spojrza艂 na Carolyn.

Spr贸buj臋 si臋 z wami skontaktowa膰 jak wr贸c臋 z Nowego Jorku. Je艣li w og贸le wr贸c臋, bo moje sprawy mog膮 si臋 skomplikowa膰. W przysz艂ym miesi膮cu musz臋 by膰 w Australii. Zobaczymy. W ka偶dym razie dzi臋ki za drinka. B臋dziemy w kontakcie, Jack.

Poczu艂a si臋 upokorzona. Nie mog艂a sobie przypomnie膰, by kiedykolwiek wcze艣niej dosta艂a tak膮 鈥瀘dpraw臋鈥. Spojrza艂a na k艂臋bi膮cy si臋 w pokoju t艂um. Gray wydawa艂 si臋 by膰 w jaki艣 spos贸b zgorzknia艂y. C贸偶, ostatecznie to on od niej odszed艂 i nigdy nie zada艂 sobie najmniejszego trudu, by si臋 z ni膮 skontaktowa膰. Wzruszy艂a ramionami. Tak, to ju偶 historia i nic wi臋cej nie mo偶na zrobi膰. By艂o oczywiste, 偶e Gray nie mia艂 zamiaru do tego wraca膰. I chocia偶 nie zignorowa艂 jej ca艂kowicie, by艂 wystarczaj膮co odpychaj膮cy.

Wesz艂a do kuchni, szybko odkr臋ci艂a kurek i wypi艂a ma艂y 艂yk wody. Wzruszaj膮c ramionami, pomy艣la艂a, 偶e lepiej zrobi, gdy wr贸ci na przyj臋cie i przestanie roztrz膮sa膰 przesz艂o艣膰. Jej 偶ycie by艂o dobrze zorganizowane. Sprawa tej starej mi艂o艣ci ju偶 jej nie dotyczy艂a. Przekl臋ty Gray! Przewraca jej 艣wiat do g贸ry nogami. Lepiej b臋dzie, gdy zapomni o nim.

Wesz艂a z powrotem do pokoju pe艂nego ludzi. Wszyscy poch艂oni臋ci byli w艂asnymi sprawami. Nie czu艂a si臋 zobowi膮zana do brania udzia艂u w kt贸rejkolwiek z rozm贸w. Niecierpliwie odwr贸ci艂a si臋 w kierunku balkonu, wpatruj膮c si臋 w monotonnie wznosz膮ce si臋 i opadaj膮ce fale.

Gray z pewno艣ci膮 nie by艂 ju偶 tamtym dwudziestodwuletnim szale艅cem, kt贸rego kocha艂a tak zapami臋tale. Wtedy zrobi艂aby wszystko, co chcia艂. Mia艂a szcz臋艣cie, 偶e opiekowa艂 si臋 ni膮 tak 鈥瀞taromodnie鈥. Faktycznie czu艂 si臋 za ni膮 tak odpowiedzialny, 偶e jej ojciec nigdy by go o to nie podejrzewa艂. Zawsze odprowadza艂 j膮 do domu o wyznaczonej przez ojca godzinie z wyj膮tkiem tego jednego razu. Mia艂 na ni膮 oko, gdy p艂ywali na desce, nie pozwala艂 je藕dzi膰 z sob膮 na motorze po niebezpiecznym terenie.

Westchn臋艂a. Mo偶e to zachowanie i pieszczoty sprawi艂y, 偶e nabra艂a takiej pewno艣ci, 偶e j膮 kocha艂 tak samo jak ona jego. Dlatego tak trudno by艂o zrozumie膰, dlaczego nigdy nie mia艂a od niego 偶adnych wiadomo艣ci. Teraz, po艂ykaj膮c 艂zy, wspomina艂a te wszystkie listy, kt贸re do niego napisa艂a i nie mog艂a wys艂a膰, nie wiedz膮c dok膮d. Ale dzisiejsze spotkanie 鈥 chocia偶 min臋艂o siedem d艂ugich lat 鈥 odsun臋艂o wszystko na dalszy plan. To by艂o co艣, co zak艂贸ci艂o dotychczasowy bieg jej 偶ycia.

Sta艂a oparta o framug臋 drzwi, wpatruj膮c si臋 w ciemne morze. Gray mia艂 teraz t臋 wewn臋trzn膮 energi臋 i wol臋, kt贸rych brakowa艂o mu w m艂odo艣ci. Pewno艣膰 siebie onie艣miela艂a j膮; ch艂opiec, kt贸rego zna艂a tak dobrze, by艂 jej teraz prawie obcy! Odczu艂a jak膮艣 strat臋, cho膰 za偶y艂o艣膰 i znajomo艣膰 przecie偶 pozosta艂y.

Poza tym ta dziewczyna, Wendy. By艂o oczywiste, 偶e ona, Carolyn, nic nie znaczy艂a. Prawd臋 m贸wi膮c, by艂 bardziej atrakcyjny jako m臋偶czyzna ni偶 jako ch艂opiec. Ale by艂 te偶 oczywi艣cie inny ni偶 wtedy, gdy mia艂a szesna艣cie lat. Teraz, w wieku lat dwudziestu trzech, jej nastawienie do 偶ycia i mi艂o艣ci by艂o zupe艂nie inne. Przez ten czas otoczy艂a si臋 ochronnym murem oboj臋tno艣ci, bo inaczej nie zdo艂a艂aby powt贸rnie wytrzyma膰 bolesnych zawod贸w.

Hej, Carolyn! Wracaj na ziemi臋!

Jack pstrykn膮艂 jej palcami przed oczami. Roze艣mia艂a si臋, gdy otoczy艂 j膮 ramieniem i poprowadzi艂 do pokoju. Trzyma艂 si臋 blisko niej do ko艅ca przyj臋cia, uprzejmie nalegaj膮c, by bra艂a udzia艂 we wszystkim, co si臋 dzia艂o.

W ko艅cu go艣cie rozeszli si臋. Pozostali tylko Jack i Janet. Szybko wzi臋li si臋 do roboty i wkr贸tce by艂o czysto. Jack opr贸偶ni艂 popielniczki i pozbiera艂 serwetki, Janet zebra艂a szklanki i zanios艂a je do kuchni, gdzie Carolyn p艂uka艂a je i ustawia艂a w zmywarce. W ko艅cu uruchomi艂a maszyn臋 i zdj膮wszy buty rozci膮gn臋艂a si臋 wygodnie w fotelu pod oknem.

Wyje偶d偶am do rodzic贸w na weekend, Carolyn 鈥 powiedzia艂a Janet. 鈥 Nie chc臋 si臋 sp贸藕ni膰 do Escondido, bo mama i tata zaczn膮 si臋 martwi膰. Bawcie si臋 dobrze. Do zobaczenia w niedziel臋 wieczorem.

Podnios艂a ma艂膮 walizeczk臋 i id膮c do wyj艣cia kiwn臋艂a Jackowi palcem.

Zamkn膮艂 za ni膮 drzwi i wyci膮gn膮艂 si臋 na fotelu obok Carolyn. Przez chwil臋 siedzieli cicho, a偶 wreszcie Carolyn westchn臋艂a lekko.

To chyba by艂o udane przyj臋cie, co, Jack?

S膮dz臋, 偶e tak, ale teraz czas na kolacj臋. Znam takie jedno miejsce: spok贸j, dobre jedzenie przy 艣wiecach. Potem mo偶e przeja偶d偶ka wzd艂u偶 wybrze偶a? Dzi艣 jest pe艂nia, wi臋c powinien by膰 wspania艂y nastr贸j do... rozm贸w. Co o tym s膮dzisz, kochanie?

Ch臋tnie, Jack. Spok贸j to co艣, czego mi dzi艣 trzeba 鈥 odrzek艂a. Jack by艂 weso艂ym kompanem i nie czu艂a przy nim 鈥瀞t艂amszenia鈥 jak czasami przy innych m臋偶czyznach.

Ach tak! Zm臋czona i s艂aba... Niezdolna do oporu 鈥 mam nadziej臋 鈥 powiedzia艂 ze 艣miechem. Uni贸s艂 brwi w figlarnym spojrzeniu. 鈥 Wstawaj kobieto, chod藕my nape艂ni膰 偶o艂膮dki.

Poci膮gn膮艂 j膮 za r臋k臋. Carolyn przeci膮gn臋艂a si臋 i posz艂a poprawi膰 w艂osy i makija偶 oraz wzi膮膰 p艂aszcz i jedwabn膮 chustk臋, kt贸r膮 za艂o偶y艂a ju偶 w otwartym, sportowym wozie Jacka.

Zgodnie z zapowiedzi膮 Jacka jedzenie by艂o wspania艂e, a jego towarzystwo weso艂e i przyjemne jak zawsze. Osi膮gn臋li ten stopie艅 za偶y艂o艣ci, jaki oznacza艂 starych, dobrych przyjaci贸艂. Przez chwil臋 pomy艣la艂a, 偶e mo偶e ciotka Martha mia艂a racj臋; 偶ycie z Jackiem by艂oby spokojne i bezpieczne, je艣li kto艣 m贸g艂by okre艣li膰 jego osobowo艣膰 roze艣mianego dowcipnisia jako spokojn膮. C贸偶, mo偶e to niepotrzebna krytyka. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e nie czu艂a si臋 z nim bli偶ej zwi膮zana, a ich stosunki opiera膰 si臋 mog艂y tylko na szacunku. Ciotka Martha pr贸bowa艂a rozmawia膰 z ni膮 kiedy艣 o tym, 偶e 鈥瀗adszed艂 czas by si臋 ustatkowa膰鈥, ale nie widzia艂a celu zmienia膰 ich stosunki w co艣 wi臋cej. Zawsze mog艂a si臋 wycofa膰, gdyby jej wolno艣膰 by艂a zagro偶ona.

Wracaj, wracaj, gdziekolwiek jeste艣! 鈥 powiedzia艂 Jack, zapalaj膮c papierosa. 鈥 Chod藕my, za偶y膰 ksi臋偶ycowej przeja偶d偶ki.

Otworzy艂 samoch贸d i przyci膮gn膮艂 j膮 ku sobie. Obj膮艂 j膮 ramieniem i bacznie spojrza艂 w oczy, nim w ko艅cu pochyli艂 si臋 szukaj膮c, jej ust. Carolyn biernie pozwoli艂a si臋 ca艂owa膰. Po chwili roze艣mia艂a si臋 i wsiad艂a do samochodu.

To nie parking, Romeo.

Nieco poirytowany Jack zamkn膮艂 drzwi i du偶ymi krokami okr膮偶y艂 samoch贸d, by nast臋pnie wsi膮艣膰 i zapali膰 silnik. Jad膮c nadmorsk膮 drog膮 przez La Jolla i Mission Bay, zacz膮艂 si臋 rozlu藕nia膰 i w ko艅cu zachichota艂 sam do siebie. Zatrzymali si臋 na wznosz膮cym nad zatok膮 pag贸rku z wspania艂ym widokiem na nocne San Diego. Jack wy艂膮czy艂 silnik. Noc by艂a prze艣liczna i Carolyn usiad艂a wygodniej, by podziwia膰 krajobraz. Jack poruszy艂 si臋 i obr贸ci艂a si臋 w jego stron臋. Ich usta spotka艂y si臋; pomy艣la艂a, 偶e w tak膮 noc nie ma w tym nic z艂ego, Wyci膮gn膮艂 ramiona, by przyci膮gn膮膰 j膮 bli偶ej i uporczywie napieraj膮c na jej usta pr贸bowa艂 wywo艂a膰 w niej troch臋 nami臋tno艣ci.

Nie, Jack. Poprzesta艅my na sympatii. Wiesz, 偶e nie lubi臋 przesadnych pieszczot.

Zobaczy艂a, 偶e kurczowo chwyci艂 kierownic臋. Zrozumia艂a, 偶e go zrani艂a.

Carolyn, czy to przesadna pieszczota, gdy staram si臋 pokaza膰, 偶e ci臋 kocham... i potrzebuj臋... i pragn臋. Czy naprawd臋 nie czujesz do mnie nic wi臋cej? Tylko zwyk艂膮 sympati臋?

Delikatnie uj臋艂a jego zaci艣ni臋te d艂onie.

Och, Jack, jeste艣 wszystkim, czego dziewczyna mog艂aby pragn膮膰: przystojny, oddany, m臋ski i zarazem delikatny... Jestem pewna, 偶e uszcz臋艣liwisz jak膮艣 dziewczyn臋 jako wspania艂y m膮偶. Jack, ja... ja...

Ale nie ciebie, Caro?

Przykro mi, Jack 鈥 odrzek艂a. 鈥 Ja ci臋 kocham jak najlepszego przyjaciela i brata, jakim zawsze dla mnie by艂e艣. Mo偶e po prostu nie jestem z tych, co wychodz膮 za m膮偶. 鈥 Serce jej si臋 艣cisn臋艂o, gdy to powiedzia艂a.

C贸偶, mia艂em nadziej臋, 偶e b臋dziesz moj膮 dziewczyn膮. Straci艂em du偶o czasu, opiekuj膮c si臋 tob膮 po odej艣ciu Graya, ale zdawa艂a艣 si臋 by膰 taka samotna... Mo偶e wesz艂o mi w krew otaczanie ci臋 opiek膮... W ka偶dym razie...

Jak wspania艂y brat, Jack. I wierz mi, 偶e doceniam to.

Tak. Chyba si臋 pomyli艂em. Mo偶e znajdzie si臋 kto艣, kto b臋dzie mnie chcia艂 鈥 powiedzia艂 z wymuszonym u艣miechem.

Podobasz si臋 dziewczynom, musisz tylko skoncentrowa膰 si臋 na jednej z nich.

Czy to dlatego nie traktujesz mnie powa偶nie? Jeste艣 zazdrosna?

Dotkn臋艂a palcem koniuszka jego nosa.

Ale偶 traktuj臋 ci臋 bardzo powa偶nie... jak brata. Zostawmy to tak. Dobrze?

Milcza艂 przez d艂ug膮 chwil臋.

Czy to ma co艣 wsp贸lnego z tym, 偶e dzi艣 przyprowadzi艂em Graya?

Odpowied藕 brzmi, oczywi艣cie, 鈥瀗ie鈥. Gray to inne czasy. Gray to przesz艂o艣膰.

Nigdy przedtem ci臋 o to nie pyta艂em, nie chcia艂em budzi膰 w tobie przykrych wspomnie艅. Czy ty... lub tw贸j ojciec... uniewa偶nili艣cie ten meksyka艅ski 艣lub? 鈥 zapyta艂 powoli.

Serce Carolyn 艣cisn臋艂o si臋 i odetchn臋艂a g艂臋boko, zanim odpowiedzia艂a ze zduszonym gard艂em:

Ojciec nigdy si臋 o tym nie dowiedzia艂. By艂o w tym tyle niepotrzebnych emocji. Poza tym wszyscy m贸wili艣cie, 偶e to nielegalne. Pami臋tasz?

Po d艂ugiej chwili doda艂a:

Czu艂am si臋 wtedy jak wyrwana z korzeniami. My艣lami wraca艂am do tego wiele razy. Du偶o czasu zabra艂o mi doj艣cie do siebie po tym 鈥瀞tarciu鈥 鈥 jak to okre艣li艂 tata.

Kochanie, nie jestem pewien, czy to by艂o legalne. Powinna艣 to sprawdzi膰.

By膰 mo偶e.

Spotkanie z Grayem przywodzi stare wspomnienia, czy偶 nie? Wiedzia艂a艣, 偶e Gray i ja pisali艣my do siebie? 鈥 m贸wi艂 cicho Jack.

Us艂ysza艂am o tym dzi艣 wiecz贸r.

Nasza przyja藕艅 z Gray鈥檈m przetrwa艂a pr贸b臋 czasu. 鈥 Zamy艣li艂 si臋. 鈥 A to ju偶 艂adnych par臋 lat.

Siedem 鈥 powiedzia艂a. Rzuci艂 jej baczne spojrzenie.

Tak 鈥 powiedzia艂 stanowczo. 鈥 Siedem. Wiesz, 偶e Grey by艂 za艂amany, kiedy tw贸j ojciec nie powiedzia艂 mu, dok膮d wyjecha艂a艣 i kiedy jego listy wraca艂y do niego nie otwierane. Pisa艂 i dostawa艂 listy z powrotem. Jeden przys艂a艂 do mnie, ale ja te偶 nie wiedzia艂em, gdzie jeste艣, dop贸ki p贸艂tora roku p贸藕niej nie wr贸ci艂a艣. Tw贸j ojciec mnie tak偶e nie chcia艂 nic powiedzie膰. W ka偶dym razie Gray wyjecha艂 z rodzicami dzie艅 po twoim znikni臋ciu. Po pobycie w Australii poszed艂 do szko艂y w Anglii. P贸藕niej zmar艂 mu ojciec i na jego barki spad艂y rodzinne interesy. Gray ci臋偶ko pracowa艂, by wreszcie postawi膰 wszystko na nogi. Tak czy inaczej, nie mia艂 wiadomo艣ci od ciebie i s膮dz臋, 偶e tak jak ty wydoro艣la艂 i... zapomnia艂.

Carolyn siedzia艂a cicho, s艂uchaj膮c jego wyja艣nie艅 o sprawach, o kt贸rych dot膮d nie mia艂a poj臋cia. Dobrze by艂o wiedzie膰, 偶e Gray pr贸bowa艂, cho膰 jej tata go nie zrozumia艂. Wszystko mog艂o si臋 potoczy膰 zupe艂nie inaczej.

W ka偶dym razie, Caro, s膮dz臋, 偶e ka偶dy z nas chcia艂 ci臋 w jaki艣 spos贸b chroni膰... Bali艣my si臋 o ciebie 鈥 powiedzia艂 i zamkn膮艂 jej zimne d艂onie w ciep艂ym, przyjaznym u艣cisku. 鈥 Nie pozw贸l zrani膰 si臋 znowu Grayowi ani komukolwiek innemu. Wycierpia艂a艣 ju偶 wystarczaj膮co du偶o. Musisz te偶 zda膰 sobie spraw臋, 偶e Gray 偶yje teraz w 艣wiecie zupe艂nie innym od naszego.

Siedzia艂a tak przez d艂ug膮 chwil臋, po czym wstrz膮sn臋艂a ramionami, tak jakby chcia艂a zrzuci膰 z nich jaki艣 ci臋偶ar.

Powiem ci to, co powiedzia艂em dzi艣 wieczorem Janet. Czas i odleg艂o艣膰 oddzieli艂y Graya od naszego 偶ycia bardzo skutecznie. Tamte lata to przesz艂o艣膰, to czas, kt贸ry przemin膮艂. Ani on, ani my ju偶 nie jeste艣my tacy sami, ale jest wci膮偶 naszym przyjacielem. 鈥 Roze艣mia艂a si臋 lekko. 鈥 Poza tym wygl膮da na to, 偶e jest nieosi膮galny.

Tak, ta ma艂a blondynka prezentuje si臋 nie藕le jako kandydatka na jego 鈥瀙ierwsz膮 dam臋鈥. Zachowuje si臋, jakby byli ju偶 zar臋czeni, a on zdaje si臋 jej ulega膰. To Australijka. Jedzie z nim do Nowego Jorku. Opowiada艂a mi o nocnych lokalach i teatrach, kt贸re musz膮 zaliczy膰.

Uj膮艂 lekko jej 艣ci艣ni臋te palce i kontynuowa艂:

To tylko przestroga, kochanie. Kocham ci臋, wiesz o tym. Okay, okay... jak brat. 鈥 Poca艂owa艂 koniuszek jej nosa i przekr臋ci艂 kluczyk w stacyjce.

Potem ju偶 nic nie m贸wi膮c, odprowadzi艂 j膮 do drzwi mieszkania.

Nie wejd臋 do 艣rodka. Dobranoc, siostrzyczko. Do zobaczenia.

Kiedy by艂a ju偶 gotowa do snu, pomy艣la艂a, 偶e dobrze si臋 sta艂o, 偶e Janet by艂a teraz z rodzicami w Escondido. Dzi臋ki temu mia艂a czas na uspokojenie k艂臋bi膮cych si臋 my艣li. I na wyci膮gni臋cie wniosk贸w na przysz艂o艣膰.



Rozdzia艂 II


Carolyn usiad艂a i zamy艣lona zapatrzy艂a si臋 w mieni膮ce si臋 blaskiem ksi臋偶yca fale oceanu. 鈥濻iedem lat! 鈥 pomy艣la艂a. 鈥 To by艂 d艂ugi czas鈥. I cho膰 dzisiejsze spotkanie z Grayem o偶ywi艂o jej my艣li i uczucia, apogeum swej pierwszej mi艂o艣ci mia艂a ju偶 dawno za sob膮.

Zgasi艂a 艣wiat艂o i wsun臋艂a si臋 do 艂贸偶ka, naci膮gaj膮c ko艂dr臋. Pod艂o偶y艂a ramiona pod g艂ow臋 i zapatrzy艂a si臋 w ciemno艣膰.

Gray by艂 taki sam i jednocze艣nie zupe艂nie inny... Starszy i powa偶ny. Wydatna kwadratowa szcz臋ka nadawa艂a jego twarzy wyraz 艣mia艂o艣ci. By艂 nienagannie ubrany, wed艂ug najnowszej mody i otacza艂a go aura powa偶ania sukcesu. Wygl膮da艂 atletycznie i zgrabnie. By艂 tak czysty i wypiel臋gnowany, 偶e przyjemnie by艂o sta膰 u jego boku.

G艂臋boko zaczerpn臋艂a powietrza i westchn臋艂a. Teraz by艂 艣wiatowcem... Mia艂 t臋 pewno艣膰 siebie, kt贸ra sprawi艂a, 偶e wyda艂 si臋 jej obcy i 偶e znik艂a gdzie艣 ich dawna za偶y艂o艣膰. Wspomnienia nap艂yn臋艂y do niej jak fale. Zn贸w poczu艂a przyp艂yw niepohamowanego uwielbienia i mi艂o艣ci, tak jak wtedy, gdy mia艂a szesna艣cie lat. Obr贸ci艂a si臋 niespokojnie. Szesna艣cie!

Przez te lata nauczy艂a si臋 w ko艅cu, 偶e takie 偶ywio艂owe i wielkie uczucia cechuj膮 tylko niedojrza艂e dziewcz臋ta. Dlatego lepiej b臋dzie, je艣li nie pozwoli sobie drugi raz na podobne zaanga偶owanie, zw艂aszcza je艣li to, co m贸wi艂 Jack, by艂o prawd膮. Domy艣la艂a si臋, 偶e Gray by艂 zar臋czony z Wendy lub tego bliski.

I co po tym wszystkim robi艂 w San Diego?鈥 鈥 rozmy艣la艂a.

Kiedy ostatnio o nim s艂ysza艂a, by艂 w szkole w Monachium, w Niemczech. Zdoby艂 wykszta艂cenie, jak chcia艂a jego rodzina, ale z pewno艣ci膮 nie poszed艂 w 艣lady ojca. Jako m艂oda dziewczyna nie przyk艂ada艂a du偶ej wagi do faktu, 偶e jego ojciec by艂 bogatym Australijczykiem, skierowanym przez rz膮d do pracy w Los Angeles. Gray zdawa艂 si臋 by膰 z dala od tego. Mo偶e dlatego, 偶e studiowa艂 na Uniwersytecie w San Diego. By艂 po prostu 鈥瀓ednym z wielu鈥, przyjacielem Jacka. Zawsze by艂 z ni膮, otacza艂 opiek膮... a ona kocha艂a go mi艂o艣ci膮 granicz膮c膮 prawie z nabo偶e艅stwem.

Przykry艂a oczy r臋k膮, pr贸buj膮c zatrzyma膰 powracaj膮ce uparcie jaskrawe wspomnienia tamtej niedzieli.

W sze艣膰 os贸b 鈥 Jack i Janet, Brian i Nora oraz Carolyn i Gray 鈥 wybrali si臋 do Tijuany na walki byk贸w. Carolyn ogl膮da艂a je po raz pierwszy i by艂a bardzo podekscytowana tym, 偶e meksyka艅ski t艂um wo艂a艂 鈥瀘le!鈥 za ka偶dym razem, gdy torreador mija艂 si臋 z bykiem. Gor膮ce s艂o艅ce, nastr贸j fiesty w ca艂ym amfiteatrze, s艂oneczne iskry w b艂臋kicie pobliskiego Pacyfiku plus emocjonuj膮ce uczucie, 偶e by艂a z Grayem w obcym kraju, nada艂y tej chwili szczeg贸lnego uroku.

W艣r贸d rozprawiaj膮cego po hiszpa艅sku t艂umu doszli wolno na parking i wyj臋li kostiumy k膮pielowe z baga偶nika samochodu. Wszyscy zbiegli w d贸艂 na poblisk膮 pla偶臋. By艂a zat艂oczona, a poniewa偶 i fale nie nadawa艂y si臋 do surfingu, rozwa偶ali, czy zosta膰 tu czy pojecha膰 do Silver Strand po ameryka艅skiej stronie granicy.

Wtedy Janet, b臋d膮ca 鈥瀔o艅sk膮 maniaczk膮鈥 (jej rodzice mieli ma艂e rancho w Escondido) zaproponowa艂a:

Troch臋 dalej w dole wynajmuj膮 konie. Mogliby艣my wybra膰 si臋 na przeja偶d偶k臋 po pla偶y w kostiumach k膮pielowych. Co wy na to?

Jednocze艣nie wbiegli na wzg贸rze i usadowiwszy si臋 w samochodzie, ruszyli w podr贸偶 na po艂udnie.

Konie o偶ywi艂y si臋, przeskakuj膮c fale. Rumak Carolyn by艂 najszybszy, pogna艂a wi臋c pierwsza, a za ni膮 Gray na swoim pojezdku. W ko艅cu pozwoli艂a mu si臋 dogoni膰. Zsun臋艂a si臋 z konia i poprowadzi艂a go w fale. Gray pod膮偶a艂 za ni膮, co jaki艣 czas schylaj膮c si臋 i chlapi膮c na ni膮, ze 艣miechem, gar艣ciami wody. W ko艅cu wyszli na piasek i wolno skierowali si臋 ku pozosta艂ym, trzymaj膮c si臋 za r臋ce i prowadz膮c konie.

Mieli w艂a艣nie wej艣膰 zn贸w do wody, by okr膮偶y膰 oddzielaj膮ce ich od reszty towarzystwa ska艂y, gdy Gray przyci膮gn膮艂 j膮 ku sobie. Delikatnie odgarn膮艂 z twarzy kosmyk w艂os贸w.

Wyje偶d偶am w 艣rod臋 do Australii 鈥 powiedzia艂. Spojrza艂a na niego oszo艂omiona i jej oczy wype艂ni艂y si臋 艂zami. Opad艂a na kolana. Gray usiad艂 obok i delikatnie podni贸s艂 palcem jej podbr贸dek.

Caro?

Jej wargi zadr偶a艂y, gdy j膮 poca艂owa艂.

Chcia艂abym... 鈥 wyszepta艂a, przytulaj膮c si臋 do niego.

Wiesz, 偶e jeste艣my zbyt m艂odzi, prawda? 鈥 powiedzia艂, odsuwaj膮c j膮 delikatnie od siebie, by spojrze膰 jej w oczy.

Wci膮偶 tego chc臋 鈥 powiedzia艂a.

Rozleg艂 si臋 d艂ugi, przenikliwy gwizd i odwr贸cili si臋. Tamci machali ku nim r臋kami. Nadszed艂 czas powrotu.

Znam ma艂膮 restauracyjk臋 w Ensenada 鈥 zaproponowa艂 w samochodzie Jack. 鈥 Troch臋 si臋 sp贸藕ni my, ale wyt艂umaczymy to jako艣 waszym rodzicom, dziewczyny. Co wy na to? To ostatnia szansa, Gray. W porz膮dku?

Wszyscy zgodzili si臋 i ruszyli na po艂udnie wzd艂u偶 malowniczego wybrze偶a Meksyku. Dobre jedzenie, meksyka艅ska muzyka i ta艅ce ludowe, jak r贸wnie偶 rozs膮dna dawka tequili, nape艂ni艂y ich serca radosnym uczuciem. Kiedy zacz膮艂 si臋 dancing, Carolyn ukry艂a si臋 w ramionach Graya i zacz臋li ta艅czy膰 po zalanym blaskiem ksi臋偶yca patio.

Kocham ci臋 Gray, pami臋taj, na zawsze 鈥 powiedzia艂a mi臋kko.

S艂odka. Moja s艂odka dziewczynka 鈥 szepn膮艂, przytulaj膮c j膮 mocno.

Jest dziesi膮ta. Powinni艣my ju偶 wraca膰 鈥 powiedzia艂a Janet w ramionach Jacka. 鈥 To prawie sto mil i b臋dzie ju偶 po p贸艂nocy, kiedy b臋dziemy w domu.

Gray i Carolyn wolno pod膮偶yli za reszt膮 w kierunku parkingu.

Czy jest jeszcze co艣, co chcia艂by艣 zrobi膰 w ostatni膮 niedziel臋 swego pobytu w Ameryce, Gray? 鈥 zapyta艂 Jack. 鈥 Zosta艂y nam dwie godziny.

Masz na my艣li 鈥瀢 Meksyku鈥, czy tak? 鈥 sprecyzowa艂a Janet.

Patrzcie, tu jest jeden z tych pa艂ac贸w 艣lub贸w. 鈥 Jack wskaza艂 na szyld nad drzwiami, na kt贸rym widnia艂 wypisany wielkimi literami napis: 鈥炁歀UBY鈥. 鈥 Wchodzisz, p艂acisz dwadzie艣cia dolar贸w, wype艂niasz formularz i bierzesz 艣lub, 贸 tak. 鈥 Pstrykn膮艂 palcami.

Wszyscy roze艣mieli si臋 i wtedy kto艣 powiedzia艂:

Za par臋 dni wracasz do Australii. Chcesz jeszcze jednej przygody? Spr贸buj! O偶e艅 si臋! To nigdzie nie jest tak przyjemne jak w Meksyku.

Gray roze艣mia艂 si臋, przyciskaj膮c Carolyn do swego boku.

Kogo mam po艣lubi膰? To dziecko?

Nie jestem dzieckiem! Mn贸stwo dziewczyn wychodzi za m膮偶 w moim wieku! 鈥 powiedzia艂a, odpychaj膮c go. 鈥 A poza tym, kto powiedzia艂, 偶e b臋d臋 chcia艂a?

Gray ze 艣miechem chwyci艂 jej d艂onie.

A chcia艂aby艣, kochanie? Wyjdziesz za mnie?

Tak 鈥 wyszepta艂a.

Halo, moja dziewczyna m贸wi 鈥瀟ak鈥. 鈥 Gray roze艣mia艂 si臋, okr臋ci艂 j膮 dooko艂a i postawi艂 na ziemi.

Podniecona Carolyn, 艣miej膮c si臋, przylgn臋艂a do niego na chwil臋, by odzyska膰 r贸wnowag臋, po czym wyrwa艂a si臋 i zacz臋艂a biec po ulicy.

To znaczy, je艣li mnie z艂apiesz 鈥 zawo艂a艂a. Zacz膮艂 j膮 goni膰.

Nie doczekasz dnia, w kt贸rym uda ci si臋 uciec ode mnie, ptaszyno 鈥 艣mia艂 si臋.

Przebieg艂a kilka metr贸w, nim zn贸w znalaz艂a si臋 w jego ramionach.

Poddajesz si臋? 鈥 spyta艂.

Poddaj臋 鈥 wyszepta艂a zziajana. Opar艂a g艂ow膮 na jego piersi i tak pozostali, dop贸ki reszta nie do艂膮czy艂a do nich.

Tu jest nast臋pny szyld. Nie wiem, czego oni si臋 boj膮, skoro to i tak niewa偶ne po przej艣ciu granicy. Po prostu papierek i tyle.

Czy to prawda? 鈥 spyta艂 Gray.

Nagle chwyci艂 r臋k臋 Carolyn i weszli na ciemne schody w kierunku 艣wiat艂a.

To b臋dzie pami膮tka. Okay?

Przestraszona, ale z b艂yszcz膮cymi oczami, skin臋艂a g艂ow膮, a za nimi ruszy艂a reszta.

Co by艂o potem? Pami臋ta艂a twarz Graya i wiedzia艂a z pewno艣ci膮, 偶e odda艂a mu swoje serce i pragn臋艂a, by by艂o tak zawsze. C贸偶, mo偶e kiedy艣 b臋dzie tak naprawd臋!

Po kr贸tkiej ceremonii wszyscy zeszli ze schod贸w, 艣miej膮c z ich beztroski i przerywaj膮c sobie nawzajem w dowcipach.

Pa艅stwo m艂odzi鈥 zostali; Gray wyj膮艂 dwudziestodolarowy banknot ze swego zawsze pe艂nego portfela i wr臋czy艂 go urz臋dnikowi, kt贸ry udzieli艂 im 艣lubu. Wreszcie wzi膮艂 j膮 pod r臋k臋 i poprowadzi艂 do wyj艣cia.

Halo, pani Butler 鈥 powiedzia艂 mi臋kko, schylaj膮c g艂ow臋 i dotykaj膮c ustami jej ust w d艂ugim poca艂unku. Podni贸s艂 g艂ow臋, z艂apa艂 jej r臋k臋 i zbiegli na ulic臋.

Kiedy dotarli do zaparkowanego thunderbirda, pozostali ze 艣miechem kazali im zaj膮膰 tylne siedzenie, podczas gdy sami 艣cisn臋li si臋 na przednim.

To b臋dzie kr贸tki miesi膮c miodowy i kr贸tkie ma艂偶e艅stwo. Tylko dwugodzinne, dzieciaki, wi臋c nie tra膰cie czasu. Daj mi kluczyki, Gray.

Gray wr臋czy艂 im kluczyki, postanowiwszy przed艂u偶y膰 pasjonuj膮c膮 przygod臋.

By艂o oko艂o p贸艂nocy, gdy wreszcie opu艣cili miasto Estenada. Wszystkie trzy dziewczyny obawia艂y si臋 reakcji rodzic贸w na sw贸j p贸藕ny powr贸t, ale to tylko dodawa艂o emocji ca艂ej eskapadzie.

Carolyn wiedzia艂a, 偶e ko艂o trzeciej dotr膮 do domu i ba艂a si臋, 偶e ojciec b臋dzie si臋 martwi艂. Zawsze z wyrozumieniem s艂ucha艂 jej zwierze艅 i by艂a pewna, 偶e i tym razem zrozumie i przebaczy im, zw艂aszcza teraz kiedy Gray mia艂 wyjecha膰. Jednak nie my艣la艂a o tym, bo Gray zn贸w zamkn膮艂 j膮 w swych ramionach.

Caro, kochanie, moja s艂odka dziecinko. Przez pe艂ne dwie godziny nale偶ysz do mnie, tylko do mnie, moja ma艂a 偶ono 鈥 m贸wi艂 tu偶 przy jej ustach. 鈥 Kochasz mnie?

Serce zabi艂o jej mocniej i ufnie osun臋艂a si臋 w jego ramiona.

Zawsze, Gray. Zawsze... zawsze... i zawsze! 鈥 przyrzeka艂a 偶arliwie.

Padaj膮ce na morze 艣wiat艂o ksi臋偶yca i bia艂ogrzywe fale rozbudzi艂y w Carolyn bolesn膮 艣wiadomo艣膰 pi臋kna tej nocy. My艣l, 偶e za dwa dni nie b臋dzie ju偶 z ni膮 Gray, nie dawa艂a jej spokoju. Przylgn臋艂a do niego ustami, poczu艂a na twarzy jego oddech i obj臋艂a go ramionami za szyj臋. Si臋gn臋艂a palcami do guzik贸w jego koszuli i g艂aska艂a jego pier艣, pragn膮c by膰 jeszcze bli偶ej.

Lepiej usi膮d藕, Caro, p贸ki jestem jeszcze w stanie ci臋 o to prosi膰.

Gray... ? 鈥 zapyta艂a, nie rozumiej膮c.

Istnieje r贸偶nica mi臋dzy nami臋tno艣ci膮 a mi艂o艣ci膮 鈥 odrzek艂, wyg艂adzaj膮c ubranie.

Usiad艂a dr偶膮ca i zacz臋艂a rozmy艣la膰. By艂o oczywiste, 偶e on nie kocha艂 jej tak bardzo... By艂a z艂a za to wieczne otaczanie jej opiek膮. W ko艅cu, gdy min臋li ju偶 wzg贸rza niedaleko Tijuany, samoch贸d zatrzyma艂 si臋 na pla偶y.

Wszyscy wysiada膰! Ostatnia k膮piel w meksyka艅skim morzu. Jest ju偶 i tak p贸藕no, to kilka minut wi臋cej nie zrobi r贸偶nicy 鈥 powiedzia艂 Jack.

Gray wyni贸s艂 Carolyn z samochodu, wzi膮艂 za r臋k臋 i pobiegli na brzeg. Tam zatrzymali si臋 i Gray zdj膮艂 z szyi ma艂y, z艂oty medalion na 艂a艅cuszku, i zapi膮艂 jej na karku.

To wszystko, co mog臋 ci teraz da膰, Carolyn. To s艂aba namiastka pier艣cionka, cho膰 jak s膮dz臋 bardziej rzeczywista ni偶 艣lub 鈥 powiedzia艂 i zaczerpn膮艂 g艂臋boko powietrza. 鈥 To naprawd臋 wspaniale jest by膰 twoim m臋偶em, pani Butler. Je艣li czas i odleg艂o艣膰...

Dla mnie, Gray, niewa偶ny jest czas ani odleg艂o艣膰, niewa偶ne gdzie b臋dziesz i jak d艂ugo... 鈥 odpar艂a.

Przygarn膮艂 j膮 do siebie, k艂ad膮c palec na jej ustach.

W ka偶dym razie, pami臋taj o mnie, Caro 鈥 powiedzia艂, wpuszczaj膮c jej medalion za bluzk臋. Gdy znalaz艂 si臋 mi臋dzy jej piersiami, poczu艂a jego ciep艂o.

Szcz臋艣ciarz z niego, zostanie z tob膮 鈥 wyszepta艂.

Gdy wr贸cili do samochodu, Gray wzi膮艂 kluczyki i prowadzi艂 w ciszy wczesnego poranka. By艂o wp贸艂 do czwartej, gdy zatrzymali si臋 przed jej domem w Chula Vista. Gray wysiad艂, by j膮 odprowadzi膰.

Ojciec sta艂 w drzwiach, blady i zdenerwowany.

Nie musisz wchodzi膰 dalej, Gray. Ostatni raz widzisz moj膮 c贸rk臋.

Tato, nie... 鈥 powiedzia艂a.

Id藕 do swojego pokoju. Porozmawiam z tob膮, kiedy troch臋 och艂on臋 鈥 powiedzia艂 srogo.

Carolyn spojrza艂a b艂agalnie na Graya.

Sir, prosz臋 pozwoli膰 mi wyja艣ni膰... 鈥 powiedzia艂.

Nie ma tu ju偶 nic do powiedzenia. Odejd藕! 鈥 odrzek艂.

Zobaczymy si臋 p贸藕niej, kochanie. 鈥 Gray spojrza艂 na ni膮 i pos艂a艂 jej poca艂unek, nim odszed艂.

Ojciec zamkn膮艂 drzwi i wszed艂 za ni膮 do jej pokoju.

Id藕 do 艂贸偶ka, Carolyn. Porozmawiamy p贸藕niej. Carolyn spojrza艂a na jego blad膮, zm臋czon膮 twarz i rozp艂aka艂a si臋.

Przepraszam, tato, ale daj mi powiedzie膰...

Jutro b臋dzie na to czas!

Obudzi艂a si臋 o dziesi膮tej i przeci膮gn臋艂a leniwie, po czym natychmiast usiad艂a, przypomniawszy sobie wczorajsze wypadki. Musi zobaczy膰 ojca i wyt艂umaczy膰 mu wszystko.

Szybko umy艂a si臋, ubra艂a i zbieg艂a po schodach. Ojciec siedzia艂 przy stole, przed nim sta艂 telefon. Zatrzyma艂a si臋. To by艂o dziwne. Spodziewa艂a si臋, 偶e b臋dzie musia艂a p贸j艣膰 do niego do biura i mo偶e nawet zje艣膰 z nim lunch, by m贸c si臋 wyt艂umaczy膰. Jego obecno艣膰 w domu oznacza艂a natychmiastowe wyja艣nienia.

Nie idziesz do biura, tato?

Usi膮d藕 i zjedz 艣niadanie, potem porozmawiamy 鈥 powiedzia艂.

Si臋gn臋艂a po sok pomara艅czowy i gryz膮c tosta rozmy艣la艂a, jak zacz膮膰, jak wybada膰 jego nastr贸j. W ko艅cu odstawi艂a talerz.

Tato... 鈥 powiedzia艂a.

Carolyn, mia艂em nadziej臋, 偶e b臋d臋 m贸g艂 ci臋 przy sobie zatrzyma膰 po 艣mierci matki. C贸偶, teraz widz臋, 偶e si臋 myli艂em. Potrzeba ci kobiecej opieki. Przela艂em na ciebie ca艂膮 sw膮 mi艂o艣膰, mo偶e za bardzo ci pob艂a偶a艂em i oczekiwa艂em wi臋cej, ni偶 mo偶na wymaga膰 od dziewczyny w twoim wieku. Tak czy inaczej, twoi przyjaciele s膮 zbyt 鈥瀝ozpuszczeni鈥 jak < na tw贸j wiek i jak na bezpieczn膮 i szcz臋艣liw膮 przysz艂o艣膰, jakiej dla ciebie pragn臋. C贸偶, nie potrafi臋 otoczy膰 ci臋 opiek膮, jakiej ty potrzebujesz.

Tato, mylisz si臋. Kocham ci臋, a ty jeste艣.. ! 鈥 krzykn臋艂a desperacko i 艂zy zacz臋艂y p艂yn膮膰 jej po policzkach.

Wysy艂am ci臋 do twojej babki.

Kiedy?

Samolot odlatuje o jedenastej pi臋膰dziesi膮t. Masz teraz czas na szybkie spakowanie si臋. 呕adnych telefon贸w, Carolyn. Musz臋 zrobi膰 wszystko, by zapewni膰 ci bezpiecze艅stwo, niewa偶ne jak bardzo mnie to boli 鈥 powiedzia艂 i zobaczy艂a, jak zacisn膮艂 z臋by ze zdenerwowania.

Tato! Ty nie rozumiesz! 鈥 krzycza艂a, obiegaj膮c st贸艂 i chwytaj膮c go za r臋ce.

Powoli uwolni艂 si臋 z jej obj臋膰.

Tato, prosz臋, pozw贸l mi si臋 wyt艂umaczy膰! 鈥 spr贸bowa艂a ponownie.

W drodze na lotnisko. A teraz id藕 si臋 pakowa膰.

Nie! Nie! Nie p贸jd臋! Gray wyje偶d偶a jutro i do tego czasu chc臋 tu pozosta膰. Musz臋 zosta膰! 鈥 krzycza艂a, za艂amuj膮c r臋ce. 鈥 Tato, dlaczego si臋 tak zachowujesz? Prosz臋, pos艂uchaj mnie. Nigdy nie by艂e艣 tak pod艂y.

Zblad艂 i zbli偶y艂 si臋 do niej.

On nie jest ciebie godzien, jest tylko jednym z wielu. Wyje偶d偶asz i nie miej co do tego w膮tpliwo艣ci! Natychmiast wstawaj i pakuj si臋, albo ja zrobi臋 to za ciebie.

Wybieg艂a 艂kaj膮c.

Nie mog臋. Nie mog臋. Nie teraz. Po jego wyje藕dzie zrobi臋 wszystko, co chcesz. Prosz臋, nie teraz!

Sta艂 w drzwiach i zagryza艂 wargi.

Pojedziesz natychmiast! Musisz to zrobi膰. Masz przed sob膮 ca艂e 偶ycie i przysz艂o艣膰, kt贸rej nie pozwol臋 ci zepsu膰.

Wyci膮gn膮艂 z szuflady torb臋 i rzuci艂 na 艂贸偶ko.

Pakuj si臋.

Zalana 艂zami wrzuca艂a rzeczy do torby. Nigdy przedtem nie przypuszcza艂a, 偶e ojciec nie b臋dzie chcia艂 jej wys艂ucha膰 i zrozumie膰. To by艂o niepoj臋te.

Przez ca艂膮 drog臋 na lotnisko p艂aka艂a, pr贸buj膮c wyt艂umaczy膰 mu, 偶e nie zrobi艂a nic z艂ego.

A wi臋c dzi臋ki Bogu, jeszcze nie jest za p贸藕no 鈥 odpowiada艂 tylko i pozostawa艂 nieugi臋ty.

Sprawi艂 jej zaw贸d, m贸wi膮c, 偶e nadszed艂 czas, by jego matka wzi臋艂a jej przysz艂o艣膰 w swe r臋ce.

B臋d臋 za tob膮 t臋skni艂 鈥 powiedzia艂 ze 艂zami w oczach. Zarzuci艂a mu z p艂aczem r臋ce na szyj臋.

Prosz臋, tato, nie...

Ruszaj!

Odwr贸ci艂a si臋 i potykaj膮c ruszy艂a ze szlochem i 艣wiadomo艣ci膮, 偶e nie ma innego wyj艣cia.



Rozdzia艂 III


Zapad艂a w sen. Zn贸w by艂a na pla偶y. 艢miej膮c si臋, bieg艂a wzd艂u偶 wybrze偶a z rozwianymi w艂osami i rozpostartymi ramionami. Odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a przez rami臋, kiwaj膮c w kierunku majacz膮cej z ty艂u rozmytej postaci.

Chod藕! 鈥 wo艂a艂a szcz臋艣liwa, nie s艂ysz膮c swego g艂osu. Patrzy艂a, jak cie艅 powoli znika. Desperacko pr贸bowa艂a biec, biec i goni膰 cie艅, nim zniknie zupe艂nie z jej pola widzenia. Zacz臋艂a p艂aka膰.

Nieeeeee, nie odchod藕...

Obudzi艂a si臋 i z ulg膮 stwierdzi艂a, 偶e znajduje si臋 w bezpiecznym zaciszu swego mieszkania.

Spojrza艂a na kalendarz 鈥 by艂a sobota. Mo偶e wi臋c odpoczywa膰, posprz膮ta膰, poczyta膰, napisa膰 listy. Zreszt膮 mo偶e listonosz przyniesie co艣 interesuj膮cego.

Dolecia艂 j膮 s艂aby szum morza. Wci膮偶 jej towarzyszy艂y wspomnienia ze snu, nape艂niaj膮c dusz臋 uczuciem zagubienia. Jak dobrze obudzi膰 si臋 w ciep艂ej i spokojnej rzeczywisto艣ci. Szybko wyskoczy艂a z 艂贸偶ka. Wzi臋艂a prysznic, ubra艂a si臋 i jedz膮c 艣niadanie, za偶ywa艂a rozkoszy samotno艣ci.

Cieszy艂a si臋, 偶e ma dzi艣 mieszkanie tylko dla siebie i nie ma nic, co by jej przeszkadza艂o, nic, co koniecznie musia艂aby zrobi膰. Umy艂a w艂osy i wysuszy艂a je na s艂o艅cu, siedz膮c w fotelu na tarasie i rozmy艣laj膮c. Odczuwa艂a co艣 w rodzaju zmys艂owej przyjemno艣ci w po艣wi臋caniu czasu w艂asnej osobie. Pomalowa艂a paznokcie jasnym lakierem. Nasmarowa艂a delikatne, lekko opalone ramiona i d艂ugie, szczup艂e nogi olejkiem do opalania i leniwie przeci膮gn臋艂a si臋 w s艂o艅cu. W taki dzie艅 opalanie si臋 by艂o przyjemno艣ci膮 i nie mo偶na by艂o tego zmarnowa膰.

Potem postanowi艂a upiec ciasto. Najlepiej kruche, z mn贸stwem orzech贸w. Kocha艂a piec ciasta w swej przestronnej kuchni. Rzadko jednak mia艂a czas na uleganie swojej s艂abo艣ci. Ubi艂a pian臋 i za艣mia艂a si臋 cicho. By艂o to ciasto wed艂ug australijskiej receptury, kt贸r膮 Gray przyni贸s艂 jej kiedy艣 od matki. Min臋艂o wiele czasu, od kiedy piek艂a je ostatnio. Z pewno艣ci膮 wczorajsze spotkanie z Grayem rozbudzi艂o w niej apetyt na nie.

W艂o偶y艂a ciasto do piekarnika, wzi臋艂a col臋 i okulary s艂oneczne, po czym zn贸w wysz艂a na balkon, by poopala膰 si臋 jeszcze, zanim ciasto si臋 upiecze.

Ciekawe, czy Gray zadzwoni, gdy wr贸ci z Nowego Jorku鈥 鈥 pomy艣la艂a.

W ksi膮偶ce telefonicznej widnia艂o nazwisko Janet. Ale przecie偶 m贸g艂 wzi膮膰 telefon od Jacka, je艣li naprawd臋 by艂 zainteresowany. Przypomnia艂a sobie sen, jaki mia艂a ostatniej nocy. To nie by艂 dobry sen, zreszt膮 nie pierwszy i nie ostatni. Ale ten by艂 jaki艣 wyczerpuj膮cy. Spowodowa艂y go z pewno艣ci膮 prze偶ycia ostatniej nocy... i b贸l, jaki te wspomnienia wci膮偶 wywo艂ywa艂y. I propozycja Jacka... oraz jej niepok贸j, czy aby na pewno go nie zrani艂a... czy po tym wszystkim utrzymaj膮 przyja藕艅?

Spotkanie z Grayem by艂o niespodziank膮; chocia偶 oboje dawno ju偶 wyro艣li ze swych dziecinnych marze艅, wci膮偶 nie mog艂a da膰 sobie rady ze swoj膮 pod艣wiadomo艣ci膮 i snami.

Popijaj膮c col臋 przewraca艂a strony 鈥濵ademoiselle鈥, dop贸ki jej wzroku nie przyku艂a jasnow艂osa modelka.

Jest podobna do przyjaci贸艂ki Graya 鈥 pomy艣la艂a. 鈥 Wspania艂a dziewczyna, z pewno艣ci膮 w nim zadurzona鈥.

On mia艂 wszystko, czego dziewczyna mog艂a oczekiwa膰 od m臋偶czyzny: by艂 przystojny, bogaty, obyty, wykszta艂cony i mi艂y.

Zn贸w spr贸bowa艂a skierowa膰 my艣li w innym kierunku, tak jak nauczy艂a si臋 to robi膰 ostatnimi laty.

Wyj臋艂a ciasto z piekarnika i od艂o偶y艂a, aby wystyg艂o. Nast臋pnie przygotowa艂a polew臋 czekoladow膮 i pokry艂a ni膮 swoje dzie艂o, dodaj膮c orzechy. Kiedy wystyg艂o, pokroi艂a je na kawa艂ki i u艂o偶y艂a na szklanej, pami膮tkowej paterze matki.

Uk艂adaj膮c je, przypomnia艂a sobie, 偶e Gray lubi艂 patrze膰, jak to robi艂a. Zanurza艂 wtedy palce w polewie i oblizywa艂. Jak szcz臋艣liwa by艂a zawsze, gdy Gray by艂 razem z ni膮. By艂a do niego tak przywi膮zana! Nosi艂a ten ma艂y medalion przez lata. A jednak go od艂o偶y艂a.

Umy艂a r臋ce i w艂膮czy艂a ekspres do kawy. Wesz艂a do sypialni. Ze szkatu艂ki z bi偶uteri膮 wyj臋艂a i otworzy艂a jedno z ma艂ych pude艂eczek. By艂 tutaj! Podnios艂a go i obr贸ci艂a w palcach. Przygl膮da艂a mu si臋 przez d艂ug膮 chwil臋 i wreszcie dotkn臋艂a wyrze藕bione s艂o艅ce z wypisan膮 wok贸艂 brzeg贸w nieczyteln膮 inskrypcj膮. Szybko zapi臋艂a go na szyi i poczu艂a na piersi ch艂贸d metalu. Zn贸w zala艂a j膮 fala wspomnie艅.

Babka wysz艂a wtedy po ni膮 na lotnisko w Kansas City i od razu otoczy艂a j膮 komfortow膮 opiek膮. Stworzy艂a tak sympatyczn膮 atmosfer臋, 偶e Carolyn powiedzia艂a jej prawie wszystko. Nigdy nie m贸wi艂a nikomu o 艣lubie. A jednak dziwne, 偶e ojciec nigdy o tym nie us艂ysza艂. Przy 艣lubie by艂y przecie偶 jeszcze cztery osoby. Ojciec przerwa艂 jej kontakty z przyjaci贸艂mi, sam tak偶e nie mia艂 z nimi 艂膮czno艣ci. Po latach nie by艂o ju偶 sensu wraca膰 do czego艣, o czym lepiej by艂o zapomnie膰.

Lato sp臋dzi艂a w Kansas City i tam te偶 sko艅czy艂a szko艂臋. Nast臋pnie wyjecha艂a do San Jose State w Californi i zatrzyma艂a si臋 przez rok u ciotki Marthy. Wr贸ci艂a potem do San Diego i mieszka艂a z ojcem, dop贸ki nie zdoby艂a dyplomu. Przez przyjaci贸艂 ojca uda艂o jej si臋 dosta膰 prac臋 w Stowarzyszeniu Hodowc贸w Warzyw i Owoc贸w. Uzyska艂a dobr膮 praktyk臋.

To dobrze, 偶e sp臋dzi艂a z ojcem ostatnie lata jego 偶ycia. W ko艅cu odnale藕li t臋 za偶y艂o艣膰 i zrozumienie, kt贸re 艂膮czy艂o ich kiedy艣... i w ko艅cu zrozumia艂a jego trosk臋 i niepok贸j o dobro jedynej, osieroconej przez matk臋 c贸rki.

Po 艣mierci ojca sprzeda艂a dom, a ubezpieczenie i praca zapewni艂y jej materialny komfort. Mia艂a wielu przyjaci贸艂, lubi艂a sw膮 prac臋. Powinna wi臋c by膰 zadowolona z 偶ycia. Poci膮gn臋艂a nast臋pny 艂yk coli i skrzywi艂a si臋, bo nap贸j by艂 teraz ciep艂y i zbyt s艂odki. Przysz艂o jej do g艂owy, 偶e w ci膮gu ostatnich miesi臋cy stawa艂a si臋 coraz bardziej zm臋czona i niezadowolona.

Niekt贸rzy z jej przyjaci贸艂 dostali prac臋 za oceanem i Carolyn mia艂a nadziej臋, 偶e jej w艂asne starania r贸wnie偶 przynios膮 rezultaty. Powinna zobaczy膰 kawa艂ek 艣wiata. Te par臋 s艂贸w, kt贸re wys艂a艂a, powinny przynie艣膰 jakie艣 rezultaty.

Roze艣mia艂a si臋 sama do siebie. Ani Jack, ani Janet nie mogli zrozumie膰 przyczyn jej niepokoju. Trzeba przyzna膰, 偶e ona sama r贸wnie偶. Przeci膮gn臋艂a si臋 i postanowi艂a zej艣膰 na d贸艂 by pop艂ywa膰 w basenie, a mo偶e nawet skusi膰 si臋 na surfing. Nie... przecie偶 w艂a艣nie umy艂a w艂osy. Basen nie zaszkodzi. Wsta艂a i wysz艂a za艂o偶y膰 swoje bikini. W艂o偶y艂a aksamitny, d艂ugi szlafrok z rozpi臋ciem do uda po jednej stronie. U艂o偶y艂a swe d艂ugie w艂osy w du偶y kok z ty艂u g艂owy, pomalowa艂a usta i wreszcie by艂a gotowa.

R臋ka spoczywa艂a ju偶 na klamce, gdy zadzwoni艂 dzwonek. Za drzwiami sta艂 Gray.

Drugi raz w ci膮gu dwudziestu czterech godzin.

Dzi艣 rano mia艂e艣 jecha膰 do Nowego Jorku! 鈥 zawo艂a艂a.

Wyczu艂em zapach twojego ciasta w Mission Bay i zdecydowa艂em, 偶e nie mog臋 wyjecha膰, nie spr贸bowawszy cho膰 jednego kawa艂ka! Mog臋 wej艣膰? 鈥 zapyta艂, u艣miechaj膮c si臋 szeroko.

Cofn臋艂a si臋, zawstydzona brakiem dobrych manier.

Jestem zaskoczona. Weszli do kuchni.

Chcesz do niego mleka, czy wolisz kaw臋? 鈥 spyta艂a, odwzajemniaj膮c u艣miech.

Trzymajmy si臋 starych zwyczaj贸w, kiedy s膮 tak dobre jak te. Prosz臋 o mleko i ciasto. Min臋艂o sporo czasu, odk膮d jad艂em je ostatnio!

Zobaczy艂a, jak zlizuje mleko z ust. Z wysi艂kiem podnios艂a wzrok, by napotka膰 jego roze艣miane spojrzenie.

Wiem, min臋艂o ju偶 tyle lat. Ale niekt贸rzy piel臋gnuj膮 dawne wspomnienia. Nie my艣la艂am, 偶e tak lubisz to ciasto. 鈥 Jej g艂os zadr偶a艂 lekko.

Lubi臋 鈥 odrzek艂 cicho.

Nagle oczy mu zab艂ys艂y, a wargi jak dawniej wyd臋艂y si臋 przekornie.

Oczywi艣cie, masz racj臋. Wtedy byli艣my m艂odzi, a siedem lat do szmat czasu. Ludzie si臋 zmieniaj膮.

Wiem.

Gray rozpar艂 si臋 w fotelu na balkonie i rozejrza艂 si臋 wok贸艂.

Bardzo przyjemne mieszkanie. Jeste艣 sama?

Janet wyjecha艂a na weekend do rodzic贸w na rancho.

Janet... pami臋tam ma艂膮 Janet. To ju偶 tak dawno. By艂a tu wczoraj wieczorem?

Widzia艂a ci臋 z kuchni, ale wyszed艂e艣 i nie zd膮偶y艂a przywita膰 si臋 z tob膮 i twoj膮 dziewczyn膮. Z pewno艣ci膮 chcia艂aby ci臋 zn贸w spotka膰, zreszt膮 tak jak my wszyscy.

Tak, c贸偶... b臋dzie musia艂a zaczeka膰 a偶 wr贸c臋 z Nowego Jorku.

Jak d艂ugo tam b臋dziesz?

Mniej wi臋cej dwa tygodnie 鈥 odrzek艂. 鈥 Wszystko zale偶y od tego, jak szybko zako艅cz臋 tam moje interesy. Jedziemy w kilka os贸b, wiesz... teatry, nocne kluby, wy艣cigi... Mo偶e pojad臋 jeszcze na Floryd臋. W takim przypadku wraca艂bym do Australii przez Guadelajar臋 i Mexico City. 鈥濸od膮偶aj za s艂o艅cem鈥 鈥 to ja!

To brzmi jak nieudolne motto: 鈥瀙od膮偶aj za s艂o艅cem鈥...

Bo w艂a艣nie tak jest, kochanie 鈥 鈥瀊aw si臋 偶yciem!鈥 鈥 By艂 zblazowany.

Gray, ze swoim wykszta艂ceniem, pieni臋dzmi, wp艂ywami i mo偶liwo艣ciami musisz mie膰 jakie艣 wi臋ksze cele w 偶yciu! 鈥 wykrzykn臋艂a zdumiona.

Meksyk! To jest miejsce, gdzie 艣wieci s艂o艅ce i jest weso艂o! Pami臋tasz? 鈥 Powiedzia艂 to g艂osem, kt贸ry dobrze zna艂a.

U艣miechn膮艂 si臋 przekornie. Wreszcie wsta艂 p艂ynnym ruchem i opar艂szy si臋 o barierk臋, zapatrzy艂 w mieni膮cy si臋 od s艂o艅ca Pacyfik.

A mo偶e pojedziesz z nami? Do Nowego Jorku, a potem do Meksyku, Caro? Tam to jest legalne... to znaczy, aby艣my byli razem.

G艂臋boki rumieniec pokry艂 jej szyj臋 i twarz.

Jak powiedzia艂e艣, ludzie si臋 zmieniaj膮. Prawie si臋 teraz nie znamy.

Czy偶by艣 a偶 tak spowa偶nia艂a? Nigdy wi臋cej rozrywek i zabawy? Dawniej by艂a艣 zawsze gotowa! Czy偶by艣 zapomnia艂a, jak cieszy艂a艣 si臋 偶yciem, kochanie? Chcesz, aby ci臋 tego znowu nauczy艂? 鈥 powiedzia艂 z rozbawieniem.

Podszed艂 do niej i zanurzywszy palce we w艂osach, poca艂owa艂 w usta, rozchylaj膮c je z wpraw膮.

Widzisz? To nie takie trudne.

Na trz臋s膮cych si臋 nogach dotar艂a do fotela i usiad艂a bez s艂owa. Jego arogancja i zarozumia艂o艣膰 by艂y tak du偶e, 偶e nie potrafi艂a im stawi膰 czo艂a. Siedzia艂a cicho, patrz膮c na niego i pr贸buj膮c odzyska膰 r贸wnowag臋.

Gray spogl膮da艂 na morze.

To miejsce ma szczeg贸lny urok, Carolyn. Nie wiedzia艂em o tym. W zasadzie nie pami臋ta艂em. 鈥 Wreszcie doda艂: 鈥 Jack m贸wi艂, 偶e my艣lisz o pracy za oceanem. To ma by膰 na rok dwa czy... na sta艂e?

Prawdopodobnie na par臋 lat, dop贸ki nie stan臋 na nogi... zobacz臋, czy mi si臋 spodoba... i mo偶e znajd臋 przyjaci贸艂.

Zarumieni艂a si臋. Z pewno艣ci膮 niewiele go to obchodzi.

W ka偶dym razie powinnam wiedzie膰 na czym stoj臋, zanim osi膮d臋 na sta艂e, nie uwa偶asz?

Tak, bez w膮tpienia, cho膰 z w艂asnego do艣wiadczenia wiem, 偶e ka偶de miejsce ma sw贸j urok. Dlatego w艂a艣nie lepiej bra膰 to lekko... i bawi膰 si臋 偶yciem.... dop贸ki nie zdecydujesz si臋 zosta膰 z kim艣 na sta艂e.

Czy w艂a艣nie dlatego pod膮偶asz za s艂o艅cem, Gray? Nie jeste艣 jeszcze got贸w zwi膮za膰 si臋 z kim艣 na sta艂e? 鈥 zapyta艂a powa偶nie.

A kto m贸wi, 偶e nie jestem got贸w? Ostatnio nad tym si臋 zastanawiam.

Jej serce ucich艂o, zabi艂o i zn贸w ucich艂o. Czy偶by my艣la艂... o niej?

Gray podni贸s艂 si臋, lekkim ruchem poda艂 jej r臋k臋. Wstali. Dotkn膮艂 palcem jej policzka.

Caro, nie b贸j si臋 wyj艣膰 na spotkanie 偶ycia... we w艂a艣ciwym czasie, oczywi艣cie. Jack m贸wi艂, 偶e go odrzuci艂a艣. Czy jeste艣 tego pewna... ? 鈥 Spojrza艂 g艂臋boko i figlarnie w jej oczy. 鈥 C贸偶, czas si臋 po偶egna膰. Musz臋 jecha膰 na lotnisko. Chcia艂em zobaczy膰 ci臋 przed wyjazdem, na wypadek gdybym wraca艂 prosto do Australii. Musz臋 by膰 tam za miesi膮c, a mam jeszcze mn贸stwo miejsc do odwiedzenia. Uwa偶aj na siebie! 鈥 powiedzia艂 i poca艂owa艂 j膮 w usta.

Ca艂a dr偶膮c, pod膮偶y艂a za nim do drzwi. Ka偶dym nerwem chcia艂a b艂aga膰 go, by zosta艂.

A wi臋c pod膮偶aj za s艂o艅cem, Gray.

To ty powiedzia艂a艣, kochanie. 鈥 Zachichota艂.

Nie m贸w do mnie 鈥瀔ochanie鈥 w ten spos贸b. Nie jestem tak膮 dziewczyn膮. Poza tym, nie jestem twoim kochaniem, w 偶adnym razie! 鈥 Da艂a upust swoim emocjom.

Gray roze艣mia艂 si臋 艂agodnie, ale widzia艂a, 偶e jego oczy s膮 spokojne i zamy艣lone.

Kiedy艣 by艂a艣 moim kochaniem... C贸偶, tak czy inaczej uwa偶aj na siebie. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 i wszed艂 do windy.

Carolyn zamkn臋艂a powoli drzwi i z dr偶eniem n贸g usiad艂a w fotelu, w kt贸rym przedtem siedzia艂 Gray. Po chwili u艣wiadomi艂a sobie, 偶e bije r臋kami w jego oparcie. Schowa艂a pi臋艣ci do kieszeni. Dosz艂a do wniosku, 偶e rozmowa z Grayem wywo艂a艂a w niej zbyt gwa艂towne emocje, ale wci膮偶 mia艂a jeszcze tyle si艂y, aby ratowa膰 si臋 przed nim. Czy to mo偶liwe, by wci膮偶 b艂膮dzi艂a w swych dziewcz臋cych marzeniach?

Jednak pozosta艂o kilka fakt贸w, kt贸rym powinna stawi膰 czo艂a, nie pozwoli膰 na nowo wybuchn膮膰 swoim uczuciom. Znowu odszed艂. Jak mog艂aby z nim 偶y膰, widz膮c go raz na siedem lat! M贸wi艂, 偶e 鈥瀦astanawia艂 si臋 nad ma艂偶e艅stwem鈥. Oczywi艣cie z t膮 Wendy. Jedzie z nim do Nowego Jorku.

Carolyn podci膮gn臋艂a kolana pod brod臋. Gray nie prze偶y艂 tych siedmiu lat bez przyjaci贸艂... i przyjaci贸艂ek. Z pewno艣ci膮 mia艂 ich wiele. Powinna by艂a si臋 obrazi膰, zamiast wzdycha膰, kiedy zaproponowa艂 jej ten wyjazd do Meksyku. Poza tym to w艂a艣ciwie nie by艂o zaproszenie. Po prostu dra偶ni艂 j膮, albo by艂a to subtelna aluzja, 偶e jest taka 艂atwa, 偶e mog艂aby pojecha膰 z nim do Meksyku, ot tak sobie. Nie wspomnia艂 te偶 nic o Australii.

Oczy zacz臋艂y b艂yszcze膰 ze wzruszenia. Nawet je艣li wszyscy tak robili, je艣li to by艂o wszystko, czego od niej chcia艂 鈥 ona na to nie p贸jdzie! Pragn臋艂a w 偶yciu czego艣 wi臋cej ni偶 tylko dobrej zabawy.

By艂am prawdopodobnie pierwsz膮 mi艂o艣ci膮 Graya, ale z pewno艣ci膮 nie ostatni膮鈥 鈥 pomy艣la艂a ze z艂o艣ci膮. Nie, nie chcia艂a by膰 kolejnym nabytkiem do jego haremu!

W ko艅cu wsta艂a i zmy艂a z twarzy 艣lady 艂ez, 偶a艂uj膮c, 偶e nie mo偶e zmy膰 艣lad贸w, jakie ma w duszy... ani jego poca艂unk贸w, dotyku jego palc贸w na twarzy, jego wizerunku w swej pami臋ci.

Pomy艣la艂a, 偶e potrzeba jej towarzystwa, 艣miechu, rozmowy i ruchu! Wzi臋艂a okulary, r臋cznik i ksi膮偶k臋 i wysz艂a na basen.

C贸偶, tym razem nie by艂 tak zjadliwy jak ostatnio, ale musz臋 przyzna膰, 偶e wracam z dalekiej podr贸偶y 鈥 pomy艣la艂a, jad膮c w d贸艂 wind膮. 鈥 Dzi臋ki Bogu nie jestem ju偶 tylko k艂臋bkiem niedojrza艂ych uczu膰. I mam swoj膮 prac臋 i swoich przyjaci贸艂鈥.

Wesz艂a na basen, kto艣 chlapn膮艂 na ni膮 wod膮.

Chod藕, Carolyn, po艣cigamy si臋 do drugiego brzegu.

Zdj臋艂a szlafrok i zanurzy艂a si臋 w przyjemnie ch艂odnej wodzie.



Rozdzia艂 IV


W ci膮gu nast臋pnych kilku tygodni Carolyn porz膮dkowa艂a swoje sprawy zwi膮zane z prac膮. Pod艣wiadomie pragn臋艂a wyjecha膰 do Australii i wci膮偶 kurczowo trzyma艂a si臋 swych dziewcz臋cych marze艅. Zapowied藕 Graya, dotycz膮ca jego ma艂偶e艅skich plan贸w w niedalekiej przysz艂o艣ci, u艣wiadomi艂a jej, 偶e 偶y艂 teraz w艂asnym 偶yciem, gdzie nie by艂o dla niej miejsca.

Kiedy to zrozumia艂a, postanowi艂a rozes艂a膰 og艂oszenia na ca艂y 艣wiat, do wszystkich miejsc, gdzie mog艂aby otrzyma膰 stosown膮 prac臋. Chcia艂a uciec z Californi, od swych wspomnie艅, od przyjaci贸艂 i ich ci膮g艂ych pyta艅 w stylu: 鈥濿idzia艂a艣 Graya?鈥 lub 鈥濭ray wygl膮da艂 ostatnio wspaniale, prawda?鈥 Wiedzia艂a, 偶e w takiej atmosferze nie mog艂aby zapomnie膰 o przesz艂o艣ci, a teraz nadszed艂 czas, aby pomy艣le膰 o przysz艂o艣ci. W niedziel臋 odwiedzi艂a redakcj臋 Los Angeles Times i zamie艣ci艂a mn贸stwo og艂osze艅. Wiedzia艂a, 偶e up艂ynie troch臋 czasu, nim otrzyma odpowiedzi.

We wtorek, wracaj膮c z pracy, zatrzyma艂a si臋 przed skrzynk膮 na listy, by sprawdzi膰, czy jest ju偶 poczta. Przez szczelin臋 zobaczy艂a wielk膮 urz臋dow膮 kopert臋. Dr偶膮cymi r臋kami wyci膮gn臋艂a klucz z torebki. Czy偶by to by艂a odpowied藕 na jej og艂oszenia? Wbieg艂a do mieszkania i rzuci艂a torebk臋 na tapczan. Podekscytowana rozci臋艂a kopert臋 paznokciem.

Jej marzenia spe艂ni艂y si臋! Koperta by艂a z Trans-World Fruit Company Limited! Przeczyta艂a pobie偶nie pismo i wyrzuci艂a w g贸r臋 ramiona, trzymaj膮c list w jednej r臋ce. Tak! To by艂o to! Prawdziwy pocz膮tek jej sn贸w! Ta艅czy艂a w k贸艂ko, powtarzaj膮c sobie, 偶e oto 艣wiat stoi przed ni膮 otworem.

Och, Janet, przychod藕 szybko! Musz臋 si臋 tym z kim艣 podzieli膰鈥 鈥 pomy艣la艂a.

Usiad艂a i jeszcze raz przeczyta艂a pismo. Tym razem uwa偶nie, by m贸c jeszcze raz w pe艂ni si臋 nim nacieszy膰.

Chcieli, aby najszybciej stawi艂a si臋 w Queensland, w Australii. Jej kwalifikacje w przemy艣le spo偶ywczym uznali za odpowiednie. Byli zadowoleni z jej praktyki zawodowej jak r贸wnie偶 z wiedzy teoretycznej.

Zdenerwowana wesz艂a do kuchni, wypi艂a szklank臋 wody i wr贸ci艂a do listu.

Pani referencje, jak r贸wnie偶 wykszta艂cenie i do艣wiadczenie zawodowe stawiaj膮 pani膮 o wiele wy偶ej od pozosta艂ych kandydat贸w.

Rozradowana czyta艂a jeszcze raz i jeszcze raz. Dalej by艂o o pensji, jakiej mo偶e si臋 spodziewa膰, i na ko艅cu ponownie pro艣ba, aby przyby艂a jak najszybciej, je艣li zdecyduje si臋 przyj膮膰 ofert臋.

Je艣li si臋 zdecyduj臋! Wiedzia艂a ju偶, 偶e si臋 zdecyduje z pewno艣ci膮. Ochoczo odwr贸ci艂a nast臋pn膮 stron臋.

Z przyjemno艣ci膮 zajmiemy si臋 sprawami zwi膮zanymi z pani przyjazdem i podr贸偶膮, je艣li powiadomi pani o swej decyzji naszego agenta w Los Angeles.

Nie mog艂a uwierzy膰 swemu szcz臋艣ciu. Jedzie do Australii, by pozosta膰 tam na reszt臋 偶ycia! Tak, oferta by艂a zbyt kusz膮ca, 偶eby j膮 odrzuci膰. Poczu艂a si臋 nagle ca艂kowicie wolna. 呕a艂owa艂a, 偶e nie mo偶e wznie艣膰 si臋 jak ptak. Z listem w r臋ku wirowa艂a po pokoju. Przypomnia艂a sobie Graya i jej rado艣膰 na chwil臋 przesz艂a w niepok贸j. Szybko jednak dosz艂a do wniosku, 偶e Australia to kontynent wielki jak ca艂e Stany i prawdopodobnie nigdy go nie zobaczy. Poza tym, zanim tam dotrze, Gray b臋dzie ju偶 pewnie 偶onaty.

W my艣lach zacz臋艂a sporz膮dza膰 list臋 spraw do za艂atwienia przed wyjazdem, ale by艂a zbyt podniecona i nie mog艂a ju偶 d艂u偶ej wytrzyma膰 w mieszkaniu. Postanowi艂a wyj艣膰 po Janet na przystanek. Nie mog艂a doczeka膰 si臋 windy i zbieg艂a ze schod贸w. Id膮c przez hol, pos艂a艂a poca艂unek skrzynce pocztowej i u艣miechaj膮c si臋 szeroko, wysz艂a na zat艂oczon膮 ulic臋.

Usiad艂a na 艂aweczce i czeka艂a na autobus, kt贸rym mia艂a przyby膰 Janet. Rozgl膮da艂a si臋 z zainteresowaniem, przygl膮daj膮c si臋 ludziom. Ka偶dy z nich porusza艂 si臋 w swoim prywatnym 艣wiecie, mia艂 w艂asne 偶ycie... w艂asn膮 mi艂o艣膰... i b贸l, ale na pewno nikt nie mia艂 tak wspania艂ej wiadomo艣ci jak ona. Z ciekawo艣ci膮 przygl膮da艂a si臋 wszystkim i wszystkiemu wok贸艂. Mog艂a ju偶 nigdy tego nie zobaczy膰.

W ko艅cu autobus zahamowa艂 i Carolyn wybieg艂a na spotkanie Janet, gdy drzwi otworzy艂y si臋 z trzaskiem.

Co si臋 sta艂o? 鈥 spyta艂a Janet. 鈥 To musi by膰 co艣 wielkiego, skoro tak promieniujesz!

Dosta艂am cudown膮 prac臋 w Australii! 鈥 za艣piewa艂a Carolyn.

Nie! Naprawd臋? Och, Caro, tak si臋 ciesz臋! Tak bardzo chcia艂a艣 gdzie艣 wyjecha膰 鈥 powiedzia艂a Janet, bior膮c Carolyn pod rami臋 i obie wesz艂y do domu.

Przyrz膮dzi艂y na kolacj臋 krewetki i sa艂atk臋 z avocado. Poniewa偶 by艂y g艂odne, dopiero przy p膮czkach i kawie podj臋艂y rozmow臋.

Dobrze, 偶e w zesz艂ym tygodniu odebra艂am paszport. Przynajmniej nie b臋d臋 musia艂a teraz przechodzi膰 przez szczepienia i inne przyjemno艣ci. Wszystko co musz臋 zrobi膰, to odebra膰 wiz臋, zaplanowa膰 co bior臋 ze sob膮 i rozdysponowa膰 rzeczy, kt贸re tu zostawi臋.

Kupi臋 od ciebie wszystko, co b臋dziesz chcia艂a zostawi膰. Rodzice mi pomog膮. Powinna艣 jednak wzi膮膰 troch臋 rzeczy, skoro planujesz wyjazd na sta艂e 鈥 powiedzia艂a Janet.

Szcz臋艣liwe i podekscytowane sp臋dzi艂y ca艂y wiecz贸r na omawianiu szczeg贸艂贸w przeprowadzki. Janet b臋dzie musia艂a wzi膮膰 inn膮 dziewczyn臋, by dzieli艂a z ni膮 koszty mieszkania, ale obie wiedzia艂y, 偶e z tym nie b臋dzie problemu.

A co z Jackiem, Carolyn? Czy ta decyzja go nie zrani? Bardzo si臋 do ciebie przywi膮za艂 鈥 spyta艂a Janet.

Carolyn opowiedzia艂a o g艂臋bokiej przyja藕ni, jak膮 czu艂a do Jacka i 偶e na pewno zrozumia艂, 偶e g艂臋bsze uczucia nie wchodz膮 w gr臋. Oczy Janet zamigota艂y.

My艣la艂am, 偶e Jack jest nieosi膮galny 鈥 powiedzia艂a.

Naprawd臋 jest wyj膮tkowy i mo偶e spr贸buj臋... pocieszy膰 go 鈥 je艣li rzeczywi艣cie tego potrzebuje.

Nie potrzebuje tego, ale 鈥瀝uszaj 艣mia艂o鈥 鈥 jak m贸wi膮 Australijczycy 鈥 kochanie. 鈥 Carolyn roze艣mia艂a si臋.

W ko艅cu usiad艂a do maszyny i szybko napisa艂a list, 偶e przyjmuje ofert臋 pracy. Postanowi艂a wys艂a膰 go w drodze do biura. Ostatecznie zdecydowa艂y, 偶e p贸jd膮 do 艂贸偶ek, bo jutro czeka艂 je pracowity dzie艅, cho膰 Carolyn wiedzia艂a, 偶e nie zmru偶y oka. Mia艂a tyle do przemy艣lenia.

Zadzwoni臋 do przedsi臋biorstwa wcze艣nie rano i powiem im, 偶e si臋 zgadzam, i wysy艂am im moje pisemne potwierdzenie. Mo偶e podadz膮 mi te偶 troch臋 wi臋cej informacji 鈥 powiedzia艂a, gasz膮c 艣wiat艂o.

Rano rzeczywi艣cie uzyska艂a wi臋cej informacji. Chcieli, aby by艂a gotowa w ci膮gu trzech tygodni, je艣li zdo艂a uporz膮dkowa膰 swoje sprawy i je艣li odpowiada to jej obecnemu pracodawcy.

Zapewni艂a ich, 偶e otrzyma艂a paszport w zesz艂ym roku, a dwutygodniowy termin b臋dzie wystarczaj膮cy. Bez tchu zako艅czy艂a rozmow臋 i poczu艂a, 偶e po prostu musi z kim艣 porozmawia膰, wi臋c zadzwoni艂a do Janet do biura.

Janet! Za trzy tygodnie wyp艂ywam statkiem z Los Angeles, m/s 鈥濷RONSAY鈥. Mog臋 wzi膮膰 ca艂y kontener rzeczy! Tak, ca艂e trzy tygodnie w podr贸偶y! Czy to nie wspania艂e? ... Tak... ale po prostu musia艂am ci powiedzie膰. Do zobaczenia wieczorem. 鈥 Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋, u艣miechaj膮c si臋 do w艂asnych my艣li.

Niech臋tnie wr贸ci艂a do swej pracy, my艣l膮c, 偶e teraz trudniej b臋dzie jej si臋 skoncentrowa膰, ale uczciwo艣膰 wymaga艂a, by poczyni艂a ten wysi艂ek. Przede wszystkim powinna napisa膰 sw膮 rezygnacj臋 wraz z wyja艣nieniem, dlaczego odchodzi.

Nast臋pne tygodnie min臋艂y szybko, musia艂a bowiem wprowadzi膰 swego nast臋pc臋 we wszystkie obowi膮zki. Mia艂a jednak szcz臋艣cie: jedna z dziewczyn w biurze zast臋powa艂a j膮 czasem, gdy mia艂a wakacje lub by艂a na zwolnieniu, i bez trudno艣ci mog艂a przej膮膰 jej prac臋. Na po偶egnalnym przyj臋ciu by艂o mn贸stwo zabawy i pami膮tkowych prezent贸w. Wszyscy z艂o偶yli si臋 i kupili jej zestaw walizek.

Pakuj膮c rzeczy, kt贸re mia艂y by膰 wcze艣niej zabrane do portu, my艣la艂a o tym, 偶e za艂aduj膮 je na statek i nie zobaczy ich wcze艣niej nim dotrze do Toowoomba po drugiej stronie 艣wiata. Pakowanie si臋 sprawia艂o jej przyjemno艣膰 i budzi艂o wspomnienia. Cieszy艂a si臋, 偶e mo偶e zabra膰 wszystkie rodzinne skarby; srebrne monety matki, trzy r臋cznie wyszywane obrusy, szal zrobiony na drutach przez ciotk臋 Marth臋, prze艣cierad艂a i koce, a nawet komplet porcelanowych naczy艅, kt贸rego matka strzeg艂a jak skarbu. Zabieraj膮c je ze sob膮, czu艂a zadowolenie, 偶e b臋d膮 one cz臋艣ci膮 jej przysz艂ego 偶ycia.

Kiedy ju偶 walizki zosta艂y zapakowane i wyekspediowane kolej膮 do portu w Los Angeles, Carolyn zacz臋艂a wybiera膰 i pakowa膰 ubrania, kt贸re mog艂a potrzebowa膰 w czasie podr贸偶y. Zbiera艂a r贸偶ne informacje o mieszka艅cach, klimacie i kulturze tego dalekiego l膮du. Teraz by艂o tam lato, wi臋c potrzebowa艂a lekkich, przewiewnych ubra艅. W San Diego by艂o zimniej, bo przecie偶 zbli偶a艂o si臋 Bo偶e Narodzenie.

Z powodu 艣wi膮t i r贸wnie偶 jej wyjazdu wzros艂a liczba przyj臋膰 i prywatek. Lista sprawunk贸w zgin臋艂a gdzie艣 w zamieszaniu i ostatnie dni up艂yn臋艂y na gor膮czkowym kompletowaniu wszystkiego.

Bo偶e Narodzenie sp臋dzi艂a z Janet i jej rodzicami na ranczo w Escondido; by艂 to kr贸tki odpoczynek po wydarzeniach ostatnich dni. Kupi艂a kilka gwiazdkowych prezent贸w. Zdziwi艂o j膮 troch臋, 偶e Jack r贸wnie偶 bra艂 udzia艂 w rodzinnych 艣wi臋tach, ale Janet umawia艂a si臋 z nim i chcia艂a, by do nich do艂膮czy艂.

Mo偶e Jack i Janet zostan膮 razem na sta艂e鈥 鈥 pomy艣la艂a, le偶膮c w 艂贸偶ku w szarej po艣wiacie 艣wi膮tecznego poranka. Pasowaliby do siebie, chocia偶 z pewno艣ci膮 min臋艂oby troch臋 czasu, zanim przyzwyczai艂aby si臋 my艣le膰 o nich jak o parze. Wyskoczy艂a z 艂贸偶ka. W艂o偶y艂a ciep艂e, szerokie spodnie i we艂nian膮 kamizelk臋. Szybki spacer na szczyt wzg贸rza, by obejrze膰 wschodz膮ce s艂o艅ce, b臋dzie 艣wietnym sposobem na rozpocz臋cie tego 艣wi膮tecznego dnia. Wysz艂a z domu i w rze艣kim powietrzu poranka zacz臋艂a wspina膰 si臋 pod g贸r臋.

Och, jak dobrze jest 偶y膰!鈥 鈥 pomy艣la艂a.

Stan臋艂a pod wielkim d臋bem na szczycie i patrzy艂a jak wschodzi s艂o艅ce, by zala膰 艣wiat swym blaskiem. Spojrza艂a na zach贸d, na z艂otem pofa艂dowane wy偶yny z po艂aciami zielonych sad贸w avocado, z zaro艣lami d臋b贸w mi臋dzy alejkami cytryn i pomara艅cz. To by艂 wspania艂y widok. Nape艂ni艂a nim oczy i serce. Mo偶e ju偶 nigdy go nie zobaczy...

Ogarn臋艂a j膮 nostalgia. B臋dzie t臋skni膰 za tym wspania艂ym, ukochanym krajem. Odwr贸ci艂a si臋 i wolno zesz艂a w d贸艂, w kierunku domu.

Gdy wesz艂a do kuchni, przywita艂 j膮 mocny zapach parzonej kawy i par贸wek oraz ciep艂y u艣miech matki Janet. Carolyn tak偶e odpowiedzia艂a u艣miechem. By艂o Bo偶e Narodzenie!

Czy mog臋 w czym艣 pom贸c? 鈥 spyta艂a.

We藕 t臋 tac臋 z par贸wkami, kochanie. Mo偶emy zaczyna膰 鈥 pad艂a odpowied藕.

Carolyn wesz艂a do jadalni. Janet i Jack siedzieli ju偶 za sto艂em, trzymaj膮c si臋 za r臋ce i rozmawiaj膮c. Janet spostrzeg艂a j膮 i u艣miechn臋艂a si臋, wyrywaj膮c Jackowi sw膮 r臋k臋.

By艂a艣 ju偶 na dworze, Caro? 鈥 spyta艂a.

To tylko kr贸tki spacer przed 艣niadaniem. Ranek jest taki pi臋kny 鈥 odrzek艂a Carolyn, stawiaj膮c tac臋 na stole.

Dla Carolyn ostatnio wszystko wygl膮da pi臋knie, wspaniale i cudownie 鈥 przekomarza艂a si臋 Janet.

C贸偶, to dobry rok dla nas wszystkich, a dla Carolyn to pocz膮tek nowego, wspania艂ego 偶ycia. Cho膰 bez w膮tpienia obecne 偶ycie te偶 si臋 jej podoba 鈥 matka Janet u艣miechn臋艂a si臋. 鈥 Cieszymy si臋 razem z tob膮 i chcemy, by ci si臋 powiod艂o.

W ko艅cu wszyscy zasiedli do sto艂u, a w k膮cie zab艂ys艂a ogromna 艣wi膮teczna choinka. Stos prezent贸w stopniowo zmniejsza艂 si臋, a gdy wreszcie znikn膮艂 zupe艂nie, Jack si臋gn膮艂 na najwy偶sz膮 ga艂膮藕.

Tu jest jeszcze jeden... dla Janet 鈥 powiedzia艂. Carolyn zobaczy艂a, jak wyci膮ga z kieszeni ma艂e pude艂eczko.

Ciekawe od kogo 鈥 powiedzia艂a Janet, szybko odpakowuj膮c prezent. Z szeroko otwartymi oczami otworzy艂a pude艂ko i spojrza艂a pytaj膮co.

Od ciebie? Dla mnie? 鈥 spyta艂a niepewnie.

Jack ukl膮k艂 przed ni膮 na pod艂odze, wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i pokiwa艂 g艂ow膮.

Dla ciebie. Czy zostaniesz moj膮 偶on膮? Janet rzuci艂a si臋 w jego ramiona.

Tak! Och, Jack!

Otoczy艂 j膮 ramieniem i zwr贸ci艂 si臋 do jej ojca:

Czy pan si臋 zgadza?

Wygl膮da na to, 偶e ona odpowiedzia艂a za nas wszystkich, ch艂opcze.

Reszta dnia by艂a pe艂na emocji; zwierzenia, 艂zy szcz臋艣cia, plany na przysz艂o艣膰...

Janet, Jack i Carolyn czuli si臋 naprawd臋 szcz臋艣liwi, gdy wracali tego samego popo艂udnia do San Diego.

Gdy k艂ad艂y si臋 ju偶 do 艂贸偶ek, Janet zacz臋艂a niepewnie:

Caro, mam nadziej臋, 偶e moje zar臋czyny nie zak艂贸caj膮 twoich plan贸w. Chc臋, aby to by艂y dla ciebie tak szcz臋艣liwe chwile jak s膮 dla mnie.

B膮d藕 szcz臋艣liwa z Jackiem, Janet. Tak si臋 ciesz臋! Nie mog艂o by膰 lepszego prezentu ni偶 to, co si臋 sta艂o. Dwoje moich najlepszych przyjaci贸艂 b臋dzie na zawsze razem. Naprawd臋 bardzo si臋 ciesz臋! 鈥 odrzek艂a Carolyn.

Janet usiad艂a na 艂贸偶ku ze skrzy偶owanymi nogami i Carolyn wiedzia艂a, 偶e chce porozmawia膰.

Zawsze kocha艂am Jacka, Caro 鈥 zacz臋艂a Janet z b艂yszcz膮cymi oczami. 鈥 Nawet kiedy byli艣my dzie膰mi. Tak jak ty i Gray, cho膰 Jack traktowa艂 to o wiele mniej powa偶nie. Ale on wiedzia艂, 偶e ja chcia艂am... 偶e potrzebowa艂am go bardziej ni偶 on mnie.

Nie wiedzia艂am o tym. W ka偶dym razie pasujecie do siebie! B膮d藕 szcz臋艣liwa i wykorzystaj ka偶d膮 chwil臋 tych wspania艂ych dni 鈥 powiedzia艂a Carolyn.

Jasne! Jestem pewna, 偶e to b臋dzie prawdziwa mi艂o艣膰 i 偶e teraz spe艂ni膮 si臋 wszystkie marzenia mojego 偶ycia... Nareszcie! Dostan臋 to, czego chc臋... i ty tak偶e dostaniesz, czego chcesz. Och, Carolyn, czy 偶ycie nie jest cudowne?! Mo偶e jest kto艣 w Australii, kto w艂a艣nie czeka na ciebie!

Najpierw musz臋 si臋 tam dosta膰 i zadomowi膰 w nowym otoczeniu 鈥 odrzek艂a ze 艣miechem Carolyn. 鈥 Ale teraz idziemy do 艂贸偶ek, gdzie b臋dziesz mog艂a 艣ni膰 o Jacku.

Zapadaj膮c w sen s艂ysza艂a jeszcze westchnienia Janet i u艣miechn臋艂a si臋, podzielaj膮c szcz臋艣cie przyjaci贸艂ki.

Dwa dni p贸藕niej Jack i Janet odwie藕li j膮 na lotnisko, na kr贸tki lot do San Jose. Carolyn zrobi艂a rezerwacj臋 i postanowi艂a wej艣膰 na pok艂ad dopiero w San Francisco, wi臋c mog艂a przed wyjazdem odwiedzi膰 ciotk臋 Marth臋.

Czekanie w holu lotniska d艂u偶y艂o si臋. Przysz艂o wielu przyjaci贸艂, by uca艂owa膰 j膮 i 偶yczy膰 przyjemnej podr贸偶y. 艁zy nap艂yn臋艂y jej do oczu, gdy pomy艣la艂a, 偶e porzuca wszystkich dla czego艣 tak efemerycznego, jak praca na drugim ko艅cu 艣wiata.

Wreszcie zapowiedziano jej lot. Wyca艂owana ze wszystkich stron, ze 艣ci艣ni臋tym gard艂em i pe艂nymi 艂ez oczami wsiad艂a do samolotu.

Napisz do nas! 鈥 wo艂ali, gdy odwr贸ci艂a si臋 na stopniach, by ostatni raz im pomacha膰.

Gdy samolot wystartowa艂, spojrza艂a na miasto, dom, San Diego, zatok臋 i okolice, Point Loma, Coronado, Mission Bay. Linia wybrze偶a znikn臋艂a jej z oczu, samolot wzni贸s艂 si臋 nad chmurami. Zatopi艂a si臋 w fotelu i odetchn臋艂a g艂臋boko. Jedn膮 nog膮 by艂a w podr贸偶y na drug膮 stron臋 艣wiata. Zamkn臋艂a oczy i w my艣lach sprawdza艂a sw膮 list臋 baga偶y w nadziei, 偶e nie zapomnia艂a o czym艣 wa偶nym.



Rozdzia艂 V


Carolyn sta艂a na nabrze偶u, wpatruj膮c si臋 w ogromny statek. Ochoczo chwyci艂a por臋cz trapu i wesz艂a na pierwszy stopie艅. Woda za burt膮 by艂a oleista, pe艂na papier贸w i 艣mieci. Tu偶 nad poziomem wody ujrza艂a otw贸r w statku, przez kt贸ry 艂adowano wielkie paki i kontenery przeznaczone do wy艂adunku w najdalszych zak膮tkach 艣wiata.

Nagle zda艂a sobie spraw臋, 偶e z ty艂u czekaj膮 ludzie, kt贸rym zagradza przej艣cie, i szybko wesz艂a na pok艂ad. Patrz膮c na艅, zrozumia艂a od razu, dlaczego 鈥瀘kr膮偶anie pok艂adu鈥 by艂o rzeczywi艣cie zdrowym 膰wiczeniem. Nie mog艂a si臋 doczeka膰 ko艂ysania, by wypr贸bowa膰 swe 鈥瀖arynarskie鈥 nogi.

Jaki wspania艂y widok鈥 鈥 pomy艣la艂a, spogl膮daj膮c na roze艣miany i szcz臋艣liwy t艂um.

By艂a zadowolona, 偶e mg艂y przes膮dzi艂y o tym, 偶e ciotka Martha i reszta rodziny pozostali w domu. Nalega艂a, by nie wyje偶d偶ali na autostrad臋 w takich warunkach, i w ko艅cu zgodzili si臋 po偶egna膰 j膮 na stacji kolejowej w San Jose. Samotno艣膰 pozwala艂a jej na pe艂ne poznanie uroku tej chwili. Wodzi艂a wzrokiem po za艂odze, a偶 w ko艅cu znalaz艂a stewarda.

Gdzie znajd臋 kajut臋 numer siedem? 鈥 spyta艂a.

Ruszy艂a podniecona we wskazanym kierunku, przez korytarz po bli偶szej nabrze偶a stronie statku. W ko艅cu znalaz艂a si臋 w ma艂ym korytarzu z kabinami po obu stronach i odnalaz艂a sw贸j numer. Otworzy艂a drzwi. By艂a tam umywalka, ma艂a szafka, par臋 szuflad i dwie koje.

Roze艣mia艂a si臋. Kajuta by艂a bardzo ma艂a. Nie by艂o tu luksusowych warunk贸w, ale by艂a w pierwszej klasie i to powinno jej wystarczy膰 przez trzy tygodnie, kt贸re mia艂a tu sp臋dzi膰.

Powiesi艂a p艂aszcz, poprawi艂a w艂osy i makija偶. Szybko wysz艂a na pok艂ad, podesz艂a do relingu i spojrza艂a na ludzi na nabrze偶u. Potem przenios艂a wzrok na zatok臋 b艂yszcz膮c膮 w promieniach s艂o艅ca. Cieszy艂a si臋, 偶e g臋sta mg艂a podnios艂a si臋 i s艂o艅ce b臋dzie 艣wieci膰, gdy wyp艂yn膮 przez Golden Gate Bridge na morze. Trz臋s艂a si臋 troch臋 z zimna i podniecenia. By艂a wreszcie na pok艂adzie, w drodze do nowego 偶ycia! Zamy艣li艂a si臋 oparta o barierk臋.

Ostatnia noc w San Jose by艂a zabawna. Ciotka Martha, siostra matki, by艂a bardzo zmartwiona jej podr贸偶膮 do Australii. Zapewni艂a ciotk臋, 偶e nie ma si臋 czym niepokoi膰.

Carolyn roze艣mia艂a si臋 lekko do siebie. Te ostatnie miesi膮ce by艂y ci臋偶kie, ale na szcz臋艣cie b臋dzie mia艂a pi臋膰 dni relaksu i odpoczynku, zanim statek dop艂ynie na Hawaje.

Rozleg艂 si臋 dzwonek ostrzegawczy.

Wszystkich pozostaj膮cych na l膮dzie prosimy o zej艣cie z pok艂adu! 鈥 us艂ysza艂a zapowied藕.

Napi臋cie i emocje podwoi艂y si臋. Przy d藕wi臋kach muzyki, w艣r贸d poca艂unk贸w i okrzyk贸w pasa偶erowie machali ludziom stoj膮cym na brzegu. Magia tej chwili udzieli艂a si臋 r贸wnie偶 Carolyn i dziewczyna wierzy艂a, 偶e niekt贸re z posy艂anych poca艂unk贸w s膮 przeznaczone dla niej. B艂臋kitne oczy b艂yszcza艂y w podnieceniu. Patrzy艂a podekscytowana na ludzi wok贸艂 i s艂a艂a poca艂unki stoj膮cym w dole na brzegu. Oszo艂omiona patrzy艂a w roze艣miane oczy... Graya? Roze艣mia艂 si臋 i uda艂, 偶e 艂apie ca艂usa, machaj膮c w podzi臋kowaniu. To niemo偶liwe! To musia艂 by膰 kto艣 tylko podobny do Graya.

Do widzenia, do widzenia 鈥 zawo艂a艂a, machaj膮c ludziom na nabrze偶u.

Muzyka gra艂a weso艂o.

To obrzydliwe. Ma na twarzy tyle szminki, 偶e wygl膮da jakby mu poder偶ni臋to gard艂o! 鈥 us艂ysza艂a g艂os stoj膮cej obok kobiety.

Roze艣miana odwr贸ci艂a si臋 i spojrza艂a we wskazanym kierunku. To by艂 Gray. 艢mia艂 si臋, gdy naraz ca艂owa艂o go kilka kobiet, a m臋偶czy藕ni 艣ciskali mu r臋ce. Gray spojrza艂 na ni膮 i wtedy us艂ysza艂a, jak m贸wi do jednej z dziewczyn:

Pod膮偶a膰 za s艂o艅cem 鈥 to ja!

Gray odwr贸ci艂 si臋 do ma艂ej blondynki u swego boku, do Wendy... ?

Chod藕 kochanie, zabior臋 ci臋 do kajuty 鈥 powiedzia艂. 鈥 Powinna艣 odpocz膮膰 po tym ca艂ym szale艅stwie.

Znikn臋li w korytarzu.

Carolyn sta艂a bez ruchu. Wci膮gni臋to trap i statek, prowadzony przez niewielkie holowniki, zacz膮艂 z wolna zbli偶a膰 si臋 ku b艂yszcz膮cym wodom wielkiej Zatoki San Francisko.

C贸偶, Carolyn! Znowu si臋 spotykamy 鈥 powiedzia艂 Gray.

Spojrza艂a na niego; roze艣miane oczy spowa偶nia艂y, gdy patrzy艂, jak zmaga艂a si臋 ze sob膮, pragn膮c si臋 uspokoi膰. Dotkn膮艂 palcem jej policzka.

To wspaniale, 偶e ci臋 tu znalaz艂em! P艂yniesz do Australii? Wiem, 偶e dosta艂a艣 prac臋! Czy masz jakie艣 problemy, Caro?

W tym momencie ruszy艂y gigantyczne turbiny statku i poczu艂a dygotanie pod stopami. Przez chwil臋 my艣la艂a, 偶e jej 艢wiat rozwiewa si臋 jak lotne piaski. Uspokoi艂a si臋 jednak, widz膮c, jak wielki statek wyrusza w morze.

Zapatrzona, opar艂a si臋 na obejmuj膮cym j膮 ramieniu Graya.

To nie jest po偶egnanie, ma艂a. Wr贸cisz tu znowu. Nie ukrywaj uczu膰. 艁zy s膮 nieodzown膮 cz臋艣ci膮 rozstania 鈥 powiedzia艂.

Carolyn schroni艂a si臋 w jego ramionach. 艁zy ciek艂y jej po policzkach.

Tak, mog臋 wr贸ci膰, je艣li zechc臋 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Dzi臋kuj臋 ci, Gray. Zwykle si臋 nie rozczulam... mia艂am zbyt du偶o wra偶e艅 w ci膮gu ostatniego miesi膮ca. Co za niespodzianka spotka膰 ci臋 tu na pok艂adzie... i twoj膮 przyjaci贸艂k臋 r贸wnie偶! Wygl膮da na to, 偶e odb臋dziemy razem tropikaln膮 podr贸偶... to znaczy 鈥 na tym samym statku... Jej 艣miech brzmia艂 troch臋 sztucznie.

Mi艂o by艂o spotka膰 ci臋 na pok艂adzie. Do zobaczenia! 鈥 powiedzia艂a, wchodz膮c do 艣rodka. By艂a z艂a i pragn臋艂a uciec od jego towarzystwa.

Schodz膮c korytarzem w d贸艂, uspokoi艂a si臋 nieco. By艂aby zgubiona, gdyby pozwoli艂a Grayowi zak艂贸ci膰 t臋 podr贸偶. Odwr贸ci艂a si臋 i z powrotem pomaszerowa艂a na pok艂ad. Gray sta艂 tam nadal oparty o barierk臋.

Siedem 鈥 powiedzia艂. 鈥 Wi臋c ci膮gle jest troch臋 opanowania w mojej dziewczynie. Lont skraca si臋 z wiekiem. Zwykle dolicza艂em do dziesi臋ciu...

Carolyn odwr贸ci艂a si臋 w艣ciek艂a.

Ustalmy to raz na zawsze, Gray. Nie jestem 鈥瀟woj膮 dziewczyn膮鈥. I nie zamierzam zosta膰 cz臋艣ci膮 twojego... twojego haremu! 鈥 powiedzia艂a gorzko i przerwa艂a, przera偶ona w艂asnymi s艂owami.

Spojrza艂 na ni膮 lodowato.

Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek prosi艂, by艣 zosta艂a cz臋艣ci膮 mego haremu. I... 鈥 jak m贸wisz 鈥 nie jeste艣 moj膮 dziewczyn膮. Ja wyra偶am si臋 swobodnie. Tak, tak, pami臋tam! Nie jeste艣 tak偶e moim kochaniem. Do zobaczenia, panno Dunn. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂.

Patrzy艂a, jak si臋 oddala艂. Spojrza艂a na ogromny most Z艂otej Bramy, przesuwaj膮cy si臋 wolno nad ich g艂owami w kierunku rufy. St艂umi艂a w sobie uczucie zagubienia. Dlaczego nie mo偶e by膰 spokojn膮?

Nie mia艂a zamiaru do艂膮czy膰 do ludzi skacz膮cych przymilnie wok贸艂 Graya. C贸偶, ta podr贸偶 powinna po艂o偶y膰 wreszcie kres jej dziewcz臋cym marzeniom, od kt贸rych chyba jeszcze si臋 nie uwolni艂a. Zm臋czona posz艂a do kajuty, by odetchn膮艂 przed kolacj膮.

Gdy wyci膮gn臋艂a si臋 na 艂贸偶ku, przekona艂a si臋, 偶e by艂o nadspodziewanie wygodne i doskonale nadawa艂o si臋 do spania przy lekkim ko艂ysaniu statku. By艂a to jej ostatnia my艣l przed zapadni臋ciem w sen.

Gdy obudzi艂a si臋, zacz臋艂a rozmy艣la膰 o Grayu i Wendy. W ko艅cu ona te偶 mia艂a swoje w艂asne 偶ycie i przez siedem lat 偶y艂a jego pe艂ni膮 bez Graya. Chcia艂a by膰 dalej sob膮 i nie przejmowa膰 si臋 niczym. Dzisiejsza kolacja b臋dzie pierwszym krokiem. Oczekiwa艂a na ni膮 z niecierpliwo艣ci膮, my艣l膮c o nowych znajomo艣ciach, kt贸re, bez w膮tpienia, przyjdzie jej zawrze膰 w czasie tej podr贸偶y. Gray b臋dzie zdziwiony, gdy zobaczy, 偶e jest niezale偶na. Znajdzie sobie w艂asnych przyjaci贸艂.

Steward zapuka艂 do drzwi, przypominaj膮c, 偶e herbata podawana jest o czwartej.

Postanowi艂a wzi膮膰 prysznic i steward skierowa艂 j膮 do wielkich 艂azienek na ko艅cu korytarza. Po od艣wie偶aj膮cej k膮pieli wr贸ci艂a do kabiny, by si臋 przebra膰.

Z entuzjazmem my艣la艂a o wieczorze. Nagle przesta艂a malowa膰 rz臋sy i zda艂a sobie spraw臋, 偶e obecno艣膰 Graya na pok艂adzie mog艂aby by膰 bardzo interesuj膮ca. Chcia艂a pokaza膰 mu, co traci! Zachichota艂a, akceptuj膮c swe dziecinne my艣li.

Kolacja by艂a bardzo oficjalna, co pokrywa艂o si臋 z jej wyobra偶eniem o brytyjskich statkach. Podano ogromn膮 tac臋 z r贸偶nymi przystawkami. W艂a艣nie zastanawia艂a si臋 nad wyborem, gdy z boku us艂ysza艂a:

Dzie艅 dobry. Nazywam si臋 Gray Butler i zdaje si臋, 偶e to jest m贸j stolik.

Odwr贸ci艂a si臋 zaskoczona. Ponad sto艂em, poda艂 r臋k臋 dw贸m siedz膮cym przy nim m臋偶czyznom. Pozdrowi艂 ich 偶ony, po czym ch艂odno zwr贸ci艂 si臋 ku Carolyn:

Z pann膮 Dunn mia艂em ju偶 przyjemno艣膰 si臋 spotka膰.

Pammondom z Detroit powiedzia艂, 偶e jest biznesmenem. Tak, jest Australijczykiem wykszta艂conym w Anglii, Stanach Zjednoczonych i w Niemczech 鈥 odpowiada艂 na pytania towarzystwa z Dallas. I wci膮gn膮艂 ich wszystkich w rozmow臋 o swoich w艂asnych interesach i dzia艂alno艣ci. Carolyn przys艂uchiwa艂a si臋, z jakim zainteresowaniem odnosi艂 si臋 do grupki uroczych, starszych ludzi. By艂a pod wra偶eniem jego taktu i elokwencji, obycia i zainteresowania ich sprawami. Zrozumia艂a, 偶e w ci膮gu tych lat zajmowa艂 si臋 czym艣 wi臋cej ni偶 tylko zabaw膮. Zwr贸ci艂a uwag臋 na pa艅stwo Hammond贸w. Byli kulturaln膮 par膮 zainteresowan膮 zwiedzaniem 艣wiata. Synowie przej臋li interesy, wi臋c za偶ywali teraz zas艂u偶onego odpoczynku.

Bensonowie z Teksasu ufali w艂asnym pieni膮dzom. On zna艂 si臋 na polityce, podatkach, c艂ach i cenach. Ona zna艂a wybitnych ludzi, najlepsze szko艂y, najnowsz膮 mod臋.

Na ich pytanie o cel jego wizyty w Stanach, Gray odpowiedzia艂:

Och, pod膮偶am za s艂o艅cem.

S艂ysz膮c to, Carolyn postanowi艂a wyrazi膰 sw膮 pogard臋 dla tego rodzaju bezcelowego 偶ycia.

Do Meksyku, Nowego Jorku, na Floryd臋... i do Australii 鈥 prychn臋艂a pogardliwie.

Prosz臋, prosz臋! Czy pani sporz膮dza dziennik moich podr贸偶y, panno Dunn? 鈥 spyta艂.

Jej twarz zap艂on臋艂a.

Jedziesz a偶 do Australii, moja droga? To tylko wakacje, czy zamierzasz tam pozosta膰? 鈥 zapyta艂a pani Hammond, by odwr贸ci膰 bieg dyskusji.

Jednak Gray nie da艂 si臋 na to z艂apa膰.

Przeprowadzasz si臋 w moje rodzinne strony? Zn贸w zarumieni艂a si臋 na aluzj臋, 偶e pod膮偶a za nim. Odwr贸ci艂a si臋 do innych, ignoruj膮c to pytanie.

Zamierzam sp臋dzi膰 nast臋pne trzy lata w Australii, w nowym otoczeniu, w nowej pracy... i w艣r贸d nowych przyjaci贸艂.

Co on sobie wyobra偶a?! 鈥 pomy艣la艂a w艣ciek艂a. 鈥 Zachowuje si臋 tak, jakbym jecha艂a za nim鈥. Wsta艂a szybko i po偶egna艂a wszystkich.

Zobaczymy si臋 rano na 艣niadaniu 鈥 powiedzia艂a swobodnie. 鈥 To by艂 dla mnie wielki dzie艅 i najlepiej zrobi臋, gdy wcze艣nie p贸jd臋 do 艂贸偶ka.

Sen nie przyszed艂 tak 艂atwo, jak si臋 tego spodziewa艂a. Le偶膮c w koi, ws艂uchiwa艂a si臋 w skrzypienie ko艂ysz膮cego statku i dziwne odg艂osy nowego, obcego 艣rodowiska. Uderza艂a pi臋艣ci膮 w poduszk臋 w bezsilnej z艂o艣ci, 偶e wygl膮da艂o to tak, jakby rzeczywi艣cie wsz臋dzie pod膮偶a艂a za Grayem. Musi jeszcze raz to przemy艣le膰, by odzyska膰 konieczny spok贸j.

Stopniowo zacz臋艂a przyznawa膰 si臋 w duszy, 偶e faktycznie mia艂a nadziej臋 spotka膰 go w Australii i dlatego w艂a艣nie ten wyjazd by艂 dla niej tak wa偶ny. Wiedzia艂a te偶, 偶e ta dziewczyna z pewno艣ci膮 by艂a z nim zwi膮zana, mo偶e by艂a nawet jego narzeczon膮? Gdzie by艂a dzisiejszego wieczoru? Czy Gray b臋dzie jada艂 przy ich stole? Mo偶e Wendy do nich do艂膮czy? Zobaczy艂a w ciemno艣ci jego u艣miechni臋t膮 twarz. Chcia艂a odpowiedzie膰 u艣miechem i dotkn膮膰 palcami jego brwi.

Bez Graya鈥 鈥 ta my艣l obudzi艂a w niej uczucie z niczym niepor贸wnywalnej straty, cho膰 mia艂a siedem lat, by si臋 do niego przyzwyczai膰. Zanim dotrze do Sydney, musi odzyska膰 r贸wnowag臋 ducha. Mo偶e nawet obecno艣膰 Graya na statku pomo偶e jej w usuni臋ciu go ze swych my艣li i 偶ycia.

Przewr贸ci艂a si臋 na bok i powoli u艂o偶y艂a g艂ow臋 na poduszce. Z resztkami 艂ez zapad艂a w sen.

Nast臋pnego ranka przysz艂a na 艣niadanie z dobrym apetytem, kt贸rego nabra艂a podczas kr贸tkiego spaceru po pok艂adzie. Kelner postawi艂 przed ni膮 wielki talerz kanapek. Nigdy przedtem nie jad艂a tak obfitego 艣niadania. Nagle my艣l o jedzeniu wyda艂a si臋 jej odra偶aj膮ca. Potrz膮saj膮c g艂ow膮, poprosi艂a o tosta i kaw臋. Nadszed艂 Gray i siadaj膮c obok zam贸wi艂, ogromne 艣niadanie. Spojrza艂 na ni膮 i zapyta艂:

Mo偶e pop艂ywamy?

Powiedzia艂a, 偶e 鈥瀖a listy do napisania鈥 i uciek艂a do kabiny. W czasie lunchu zn贸w stan臋艂a przed tac膮 sardynek i zrozumia艂a, 偶e serwuj膮 je tu na ka偶dy posi艂ek. Nagle ca艂e to jedzenie zacz臋艂o przyprawia膰 j膮 o md艂o艣ci. Gdy Gray usiad艂 obok, skoczy艂a na r贸wne nogi i wybieg艂a na pok艂ad w nadziei, 偶e lekka bryza przywr贸ci jej apetyt. Ale nie przywr贸ci艂a.

Z wdzi臋czno艣ci膮 opar艂a si臋 na czyim艣 ramieniu i na mi臋kkich nogach zesz艂a w d贸艂 korytarza, do kabiny i do 艂贸偶ka. Po艂o偶ywszy si臋, spojrza艂a w oczy Graya. Po艂o偶y艂 j膮 na 艂贸偶ku, po czym zdj膮艂 kamizelk臋. Poczu艂a przyjemny ch艂贸d mokrego ok艂adu, wyciera艂 pot z jej twarzy.

Gray... 鈥 wyszepta艂a.

W porz膮dku, kochanie. We藕 tabletk臋 鈥 powiedzia艂, wr臋czaj膮c jej szklank臋 wody do popicia.

Nast臋pne trzy dni sp臋dzi艂a na zmaganiu si臋 z chorob膮 morsk膮, zadowolona, 偶e Gray mia艂 co innego do roboty. Nie chcia艂a, 偶eby widzia艂 j膮 w takim stanie.

Czwartego dnia steward przyni贸s艂 jej herbat臋 i tosta, i posadzi艂 w fotelu. Nie mog艂a si臋 skoncentrowa膰 na zadrukowanych stronach trzymanej na kolanach ksi膮偶ki. Jak dobrze by艂o zn贸w znale藕膰 si臋 w艣r贸d ludzi! Nagle na ksi膮偶k臋 pad艂 czyj艣 cie艅. Podnios艂a g艂ow臋. To by艂 Gray. Usiad艂 w fotelu obok.

Czujesz si臋 lepiej? 鈥 zapyta艂.

Jak wida膰 鈥 odpowiedzia艂a natychmiast.

Jutro b臋dziemy na Hawajach. Jakie masz plany?

Kuzyn mojej matki, David i jego 偶ona Beth Farris, 鈥 poka偶膮 mi wysp臋. 鈥 Zamilk艂a, widz膮c, 偶e jasnow艂osa Wendy wesz艂a na pok艂ad machaj膮c w ich kierunku.

Gray! Chod藕 do nas, czekamy! 鈥 zawo艂a艂a.

Um贸wi艂em si臋 na gr臋 w shuffleboard* [Shuffleboard 鈥 gra polegaj膮ca na trafianiu kr膮偶kami w oznaczone cyframi pola.] na g贸rnym pok艂adzie. Baw si臋 dobrze. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂 do roze艣mianej blondynki.

Nagle opanowa艂o j膮 uczucie zm臋czenia i niezadowolenia. Wydawa艂o si臋, 偶e zamierza zaproponowa膰 jej wsp贸lne zwiedzenie Hawaj贸w i przez chwil臋 pomy艣la艂a, 偶e nie jest zn贸w taki niedost臋pny. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e r贸wnie dobrze m贸g艂 zaproponowa膰 jej tylko do艂膮czenie do grupy, a ona tego nie chcia艂a.

Choroba morska troch臋 zepsu艂a jej podr贸偶, ale steward zapewni艂 j膮, 偶e teraz ma 鈥瀖arynarskie nogi鈥. Mog艂a wi臋c si臋 troch臋 zabawi膰. Tak, chyba powinna by膰 bardziej przyst臋pna. Gray mo偶e pokaza膰 jej mn贸stwo ciekawych rzeczy na statku i wyspach, kt贸re mieli odwiedzi膰. To nie by艂a jego pierwsza podr贸偶.

Siedzia艂a na pok艂adzie i zastanawia艂a si臋, czy przyj膮膰 t臋 form臋 przyja藕ni, kt贸r膮 Gray zdawa艂 si臋 oferowa膰.

Nagle jakby lampka zapali艂a si臋 w jej m贸zgu i zrozumia艂a, 偶e wtedy, wiele lat temu, naprawd臋 powa偶nie zwi膮za艂a si臋 z Grayem. Poczu艂a si臋 tak, jakby by艂a 偶on膮 Graya, pani膮 Carolyn Butler. Tamta niedziela nie by艂a dla niej tylko zabaw膮, jak膮 zdawa艂a si臋 by膰 dla niego. Ona pami臋ta艂a.

Wsta艂a i zesz艂a do kabiny, by chwil臋 odpocz膮膰. Czu艂a si臋 jeszcze niepewnie po chorobie morskiej i po艂o偶y艂a si臋 do 艂贸偶ka. Rozlu藕ni艂a si臋 i odzyska艂a spok贸j, jakiego nie zazna艂a ju偶 od dawna.



Rozdzia艂 VI


Hawaje entuzjastycznie przywita艂y statek i jego pasa偶er贸w. By艂a muzyka, girlandy kwiat贸w, ta艅ce i poca艂unki. Cumowanie by艂o pasjonuj膮ce i Carolyn cieszy艂a si臋, 偶e ma kogo艣, kto czeka na ni膮 na brzegu, nawet je艣li by艂 nim pi臋膰dziesi臋cioletni kuzyn jej matki. Przywita艂a go serdecznym u艣ciskiem, gdy za艂o偶y艂 jej na szyj臋 pachn膮cy wieniec z kwiat贸w i uca艂owa艂 w oba policzki. Jego 偶ona by艂a nadzwyczaj mi艂a; wygl膮da艂a bardzo atrakcyjnie w d艂ugiej, ozdobionej niebieskimi kwiatami muumuu.

Pierwsze co zrobimy, to przebierzemy ci臋 w nasze wyspiarskie stroje narodowe. Sama przekonasz si臋, jak s膮 wygodne, du偶o bardziej ni偶 lniany kostium 鈥 oznajmi艂a. 鈥 I m贸w nam Beth i David. Nie dbamy tu zbytnio o kurtuazj臋, a poza tym jeste艣my przecie偶 rodzin膮.

Och, Beth, tu jest wspaniale! Prawie nie mog臋 uwierzy膰, 偶e wreszcie jestem na Hawajach!

Wiem, moja droga. Zaplanowali艣my tw贸j pobyt na wyspie. Zaczniemy od razu i zabierzemy ci臋 na przeja偶d偶k臋: najpierw do centrum kulturalnego w Laie, potem na plantacj臋 ananas贸w. A wieczorem zaprosili艣my paru przyjaci贸艂, na pla偶y przed naszym domem. Co ty na to?

Och, przez ca艂e 偶ycie tylko o tym s艂ysza艂am. To brzmi cudownie! Pomy艣le膰, 偶e teraz wezm臋 w tym udzia艂 鈥 odpowiedzia艂a Carolyn z entuzjazmem.

Z t艂umu wyszed艂 Gray i zbli偶y艂 si臋 do nich.

Pa艅stwo jeste艣cie rodzin膮 Carolyn. Nazywam si臋 Gray Butler. Caro i ja jeste艣my starymi przyjaci贸艂mi, wi臋c stara艂em si臋 ni膮 opiekowa膰 w czasie tej podr贸偶y. Do wieczora za艂atwi臋 swoje sprawy, czy przyjmiecie moje zaproszenie na obiad?

Carolyn umilk艂a. C贸偶 za arogancja! Opiekowa艂 si臋 ni膮, te偶 co艣!

Beth roze艣mia艂a si臋.

Gray, to wspaniale pozna膰 przyjaci贸艂 Carolyn. W艂a艣nie m贸wili艣my jej, 偶e planujemy Luau na dzi艣 wiecz贸r. Przyjd藕, prosz臋! B臋dziesz mile widziany. Zapraszamy!

Carolyn, wstrzymuj膮c, oddech czeka艂a na jego odpowied藕.

Gdybym m贸g艂 jeszcze przyprowadzi膰 przyjaci贸艂k臋, to propozycja brzmia艂aby cudownie 鈥 odpowiedzia艂.

Z kieszeni koszulki wyj膮艂 ma艂y notes i zanotowa艂 adres. Po偶egna艂 si臋 ze starsz膮 par膮 i dotkn膮艂 policzka Carolyn, nim znikn膮艂 w t艂umie.

B臋dzie oczywi艣cie Wendy...

Najpierw musimy sprawi膰 ci muumuu, kochanie 鈥 powiedzia艂a Beth, gdy wsiadali do samochodu zaparkowanego na ko艅cu nabrze偶a. Jechali przez stare miasto i handlow膮 dzielnic臋 Honolulu. Beth wskazywa艂a r贸偶ne interesuj膮ce miejsca i budynki.

Wreszcie zatrzymali si臋 przed niewielkim sklepem na ko艅cu miasta, gdzie mo偶na by艂o dosta膰 hawajskie ubrania.

Wesz艂y do sklepu i Beth wybra艂a dla Carolyn stroje. Jeden na wieczorne Luau na pla偶y, a drugi 鈥 bardziej oficjalny i egzotyczny 鈥 na bal na statku. Carolyn kupi艂a r贸wnie偶 kostium k膮pielowy. Czu艂a, 偶e b臋dzie odpowiedni nawet dla przem膮drza艂ych przyjaci贸艂 Graya. By艂 bia艂y, jednocz臋艣ciowy, z g艂臋bokim wyci臋ciem na plecach i dobrze podkre艣la艂 jej figur臋. Kupi艂a jeszcze p艂aszcz pla偶owy w kolorze b艂臋kitu, jakim malowa艂a oczy. Wspaniale podkre艣la艂 kolor jej sk贸ry.

By艂a zadowolona z zakup贸w i mia艂a nadziej臋, 偶e b臋dzie dobrze wygl膮da膰 wieczorem.

Beth informowa艂a:

Zaprosili艣my pewnego m艂odego Hawajczyka, by dotrzyma艂 ci dzi艣 towarzystwa! Jest przystojny, wysoki i dobrze zbudowany. Jest prawdziwym flirciarzem. My艣l臋, 偶e b臋dzie najlepszy, by pokaza膰 ci nasz膮 wyspiarsk膮 kultur臋, bo pi臋knie 艣piewa, a dziewczyny ustawiaj膮 si臋 do niego w kolejkach!

Och, jeszcze jeden... 鈥 mrukn臋艂a Carolyn pod nosem.

Co m贸wisz, kochanie?

Mia艂am na my艣li, 偶e jest po prostu jeszcze jednym aroganckim m臋偶czyzn膮!

John nie jest arogancki, moja droga. Jest po prostu bardzo swobodny i zabawny, lak naprawd臋 ci臋偶ko pracuje i Dawid m贸wi, 偶e b臋dzie pierwszym m艂odym prezesem tutejszego banku. W ka偶dym razie my艣leli艣my, 偶e b臋dzie dla ciebie weso艂ym partnerem na wiecz贸r. W ko艅cu wyspy s膮 stworzone do romans贸w! Wi臋c rozlu藕nij si臋, kochanie. Po prostu baw si臋 dobrze!

Centrum Kultury Polinezyjskiej by艂o dok艂adnie takie jak je opisywano w przewodnikach i Carolyn z zainteresowaniem ogl膮da艂a wystawy z Fid偶i, Samoa, Tahiti i Tonga.

Zwiedzimy to dok艂adniej, kiedy przyjedziesz tutaj nast臋pnym razem. Zreszt膮 my艣l臋, 偶e masz ju偶 jaki艣 obraz wyspy 鈥 powiedzia艂 David. 鈥 Zanim odjedziemy, rzucimy jeszcze okiem na Akademi臋 Hawajsk膮.

Budynek Akademii usytuowany by艂 daleko od centrum miasta; Carolyn da艂a wyraz swojemu zdziwieniu.

Tak, kochanie, przybywaj膮 tu m艂odzi ludzie ze wszystkich wysp po艂udniowego Pacyfiku i mo偶e to lepiej, 偶e odrywa si臋 ich w ten spos贸b od rozrywek miasta. Ucz膮 si臋 tutaj pracowa膰 i kszta艂ci膰 innych, a gdy uko艅cz膮 edukacj臋, wracaj膮 na rodzinne wyspy, by s艂u偶y膰 wiedz膮 swoim rodakom 鈥 wyja艣ni艂 David.

Mijali w艂a艣nie pi臋kn膮 艢wi膮tyni臋 z b艂yszcz膮cym wodospadem. Spojrzeli w g贸r臋 na strzelist膮 wie偶yczk臋, kt贸ra zdawa艂a si臋 wskazywa膰 b艂臋kitne niebo.

Zwr贸ci艂a twarz w kierunku wiatru i zaczerpn臋艂a przesi膮kni臋tego ostrym zapachem ananas贸w powietrza. Unios艂a w g贸r臋 r臋ce i sta艂a z rozwianymi w艂osami. David wr臋czy艂 jej du偶膮 szklank臋 soku ananasowego. Zacisn臋艂a d艂onie na lodowatych kropelkach po zewn臋trznej stronie naczynia. Gdy zimny nap贸j sp艂yn膮艂 do jej gard艂a, pomy艣la艂a, 偶e nigdy przedtem nie pi艂a czego艣 r贸wnie dobrego i o偶ywczego.

W chwil臋 p贸藕niej mijali wielk膮 baz臋 marynarki z pomnikiem Pearl Harbor, po艣wi臋conym ofiarom ataku, kt贸ry wci膮gn膮艂 Stany Zjednoczone do udzia艂u w II wojnie 艣wiatowej.

Czy chcia艂aby艣 jeszcze dzi艣 to zobaczy膰? 鈥 spyta艂 David.

T臋skni臋 za herbat膮, najlepiej w hotelu, gdzie mogliby艣my si臋 troch臋 od艣wie偶y膰. Ale ty decydujesz Carolyn, to tw贸j dzie艅 鈥 powiedzia艂a Beth.

S膮dz臋, 偶e baz臋 mo偶emy od艂o偶y膰. Za to 鈥瀐erbata鈥 brzmi bardzo zach臋caj膮co.

Zaparkowali samoch贸d i przeszli do przestronnego holu 鈥濳si臋偶niczki Kaiialani鈥. Usiedli na werandzie przy stole pokrytym 艣nie偶nobia艂ym obrusem. Srebrne krople deszczu 艣cieka艂y z dachu, ozi臋biaj膮c powietrze. Jak przyjemnie by艂o siedzie膰 w tej tropikalnej scenerii.

To jest 偶ycie!鈥 鈥 pomy艣la艂a Carolyn, wyciskaj膮c sok na pomara艅czow膮 papaj臋 i zanurzaj膮c 艂y偶eczk臋 w jej soczystym mi膮偶szu.

A teraz do domu 鈥 zapowiedzia艂 David. 鈥 Pla偶a Waikiki wygl膮da najlepiej w 艣wietle ksi臋偶yca. Surfingowi oddasz si臋 w Australii 鈥 oni tam pasjonuj膮 si臋 sportami na powietrzu. Dzi艣 wieczorem John poka偶e ci w Waikiki Diamentow膮 G艂ow膮. Okay, dziewczyny? A wi臋c do domu!

Do domu! 鈥 Beth i Carolyn przytakn臋艂y ch贸rem.

Le偶膮c w ch艂odnej bia艂ej po艣cieli, Carolyn patrzy艂a na turkusowe mgie艂ki wznosz膮ce si臋 w dali nad wzg贸rzami. Jaki to pi臋kny kraj i jak wspania艂膮 par膮 byli David i Beth. Ich dom by艂 odbiciem ich szcz臋艣liwego i zgodnego po偶ycia. Oczy zacz臋艂y jej si臋 klei膰 i odwr贸ci艂a si臋 na drugi bok z r臋kami przy policzkach.

Co robi艂 dzi艣 Gray?鈥 鈥 zastanawia艂a si臋.

W ka偶dej wolnej chwili jej my艣li wraca艂y do tego szalonego faceta.

Rozleg艂o si臋 pukanie i w drzwiach pojawi艂a si臋 Beth.

Co powiesz na zimnego drinka na werandzie, zanim zaczniemy przygotowywa膰 si臋 na przyj臋cie?

Wspaniale! Zaraz b臋d臋 na dole.

Ubra艂a si臋 szybko. Powinna si臋 rozlu藕ni膰 i nie martwi膰, co si臋 stanie. W ko艅cu nadszed艂 czas na zabaw臋 i rado艣膰. Zaraz za ni膮 nadszed艂 David, a Beth poda艂a mu zimnego drinka.

Ch艂opcy na pla偶y zrobili wszystko co trzeba. A wy dziewczyny 鈥 jeste艣cie gotowe na 鈥瀔si臋偶ycowe czary鈥?

Nasze zadania s膮 wykonane. Tace z owocami i sa艂atkami czekaj膮 w lod贸wce, napoje si臋 ch艂odz膮, a mi臋so i ryby le偶膮 przy ognisku 鈥 odrzek艂a Beth.

David odwr贸ci艂 si臋 do Carolyn.

Johny b臋dzie tu wkr贸tce. Ca艂a m艂odzie偶 idzie si臋 k膮pa膰 i p艂ywa膰 przed ogniskiem. B臋dziesz mia艂a szans臋 si臋 z nimi zapozna膰, zanim przyjd膮 pozostali.

Za艂贸偶 sw贸j kostium, moja droga, bo b臋dziesz wci膮偶 wchodzi膰 i wychodzi膰 z wody. Polubisz Johny鈥檈go. Jest bardzo zabawny i towarzyski.

Tak jak i wy... Jestem! 鈥 powiedzia艂 wysoki, przystojny m臋偶czyzna, wchodz膮c do mieszkania. 鈥 Maria powiedzia艂a, 偶eby przyj艣膰, wi臋c jestem.

Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do Carolyn.

Chod藕, p贸jdziemy na d贸艂 na pla偶臋 鈥瀦apozna膰 si臋鈥, jak to m贸wi艂a Beth.

Po chwili zagwizda艂 z podziwem, gdy Carolyn ukaza艂a si臋 w swym bia艂ym kostiumie.

Oto widok potrzebny oczom zm臋czonego m臋偶czyzny!

Carolyn roze艣mia艂a si臋.

Widz臋, 偶e zamierzasz zauroczy膰 mnie uprzejmo艣ci膮.

Pami臋taj, 偶eby nie bra膰 go powa偶nie, Carolyn. Tak jak ci m贸wi艂am, on jest znany z tego, 偶e 艂amie serca wszystkim dziewczynom wok贸艂. Nie wierz w nic, co on powie. 鈥 Beth r贸wnie偶 si臋 u艣miechn臋艂a.

Czuj臋 si臋 dotkni臋ty. Ja zawsze mam na my艣li to, co m贸wi臋. Czy mog臋 powiedzie膰, 偶e wspaniale wygl膮dasz, Beth?

Wzi膮艂 Carolyn za r臋k臋 i zbiegli 艣cie偶k膮 na pla偶臋. Nast臋pna godzina min臋艂a im szybko i weso艂o. P艂ywali, a potem biegali wzd艂u偶 brzeg贸w, ciesz膮c si臋 pi臋knem wieczoru i swoj膮 m艂odo艣ci膮.

Gdy s艂o艅ce skry艂o si臋 za horyzontem, Johny wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i poprowadzi艂 艣cie偶k膮 w kierunku domu.

Wi臋kszo艣膰 przyjaci贸艂 Johny鈥檈go by艂a w jej wieku. Przystojny wielkolud przez ca艂y czas sta艂 u jej boku i przedstawia艂 wszystkich, pr贸buj膮c w艂膮czy膰 j膮 w swoje otoczenie. Kilka os贸b przynios艂o instrumenty: ukulele, gitary, b臋bny, bongosy i okaryny; inni przynie艣li jedzenie. Byli bardzo naturalni i sympatyczni. Oczywiste by艂o, 偶e spotykaj膮 si臋 cz臋sto i dobrze si臋 nawzajem znaj膮. Zauwa偶y艂a, 偶e mieli r贸偶ne karnacje sk贸ry, co jednak zdawa艂o si臋 nie mie膰 znaczenia i przez nikogo nie by艂o dostrzegane.

Dziewcz臋ta zrzuci艂y swoje muumuu i koszulki, a ch艂opcy rozebrali si臋 do spodenek. 艢cigali si臋 po pla偶y, wci膮偶 wbiegaj膮c i wybiegaj膮c z wody i baraszkuj膮c z pi艂k膮. Carolyn od lat nie bra艂a udzia艂u w czym艣 takim i teraz czu艂a si臋 wspaniale.

W ko艅cu zawo艂ano ich na posi艂ek. Usiedli na piasku, by zje艣膰 wspania艂膮 piecze艅 i sa艂atki.

Carolyn by艂a zachwycona, ale ci膮gle zastanawia艂a si臋, co si臋 sta艂o z Grayem.

Prawdopodobnie Wendy nie mo偶e ubra膰 si臋 na czas鈥 鈥 pomy艣la艂a.

Nagle Johny porwa艂 j膮 za r臋k臋 i zacz膮艂 biec w kierunku wody. 艢mia艂 si臋, gdy chwyci艂a w po艣piechu r臋cznik, a偶 wreszcie rzuci艂a go na suchy piasek.

Odrzu膰 k艂opotliwe my艣li, pi臋kna. Kiedy jeste艣 ze mn膮, my艣l tylko o mnie. To jest nasza noc!

Obj膮艂 j膮 i poca艂owa艂, po czym pochyli艂 si臋 i ochlapa艂 j膮 zimn膮, morsk膮 wod膮. Odwr贸ci艂 si臋 i zacz膮艂 wchodzi膰 do wody.

Carolyn zach艂ysn臋艂a si臋, lecz po chwili ruszy艂a za nim.

Kiedy ksi臋偶yc wy艂oni艂 si臋 znad morza, wszyscy usiedli wok贸艂 ogniska, a instrumenty cicho zaintonowa艂y hawajsk膮 pie艣艅.

Za艣piewaj, Johny, za艣piewaj! 鈥 rozleg艂y si臋 pro艣by. Nie potrzebowa艂 wi臋kszej zach臋ty i obj膮wszy Carolyn ramieniem, 艣piewa艂: 鈥濻艂odka Leilani, niebia艅ski kwiatuszku鈥.

Carolyn opar艂a si臋 o niego. Po chwili Johny podni贸s艂 g艂os, by inni w艂膮czyli si臋 do 艣piewu. Leniwie wodzi艂a wzrokiem po zgromadzonych. Nagle co艣 zacz臋艂o si臋 dzia膰: przyjecha艂 Gray... By艂 sam. Beth przywita艂a go, a David wr臋czy艂 mu pe艂ny talerz. Carolyn nie wiedzia艂a, czy ma wsta膰 i podej艣膰 do nich, czy nie. Poczu艂a, jak Johny obejmuje j膮 ramieniem i przytula do siebie, szepcz膮c:

Pami臋taj mnie s艂odka Leilani.

Uspokoi艂a si臋.

U艣miechnij si臋, kochanie 鈥 szepn膮艂 zn贸w Johny i odwr贸ci艂a si臋 do niego z lekkim u艣miechem, o kt贸ry tak si臋 dopomina艂.

Wspania艂e Hula Hands鈥, 鈥濳si臋偶yc Manikura鈥, 鈥濸oza raf膮鈥 鈥 powtarzali wszyscy za czystym g艂osem Johny鈥檈go. Czyta艂a o tym, ale dzi艣 to widzia艂a i by艂a to realizacja jej snu. Muzyka nape艂nia艂a ca艂e cia艂o.

Jedna z dziewczyn wsta艂a i zacz臋艂a porusza膰 si臋 w zmys艂owym rytmie hula. Sugestywnie opowiada艂a histori臋 nieszcz臋艣liwej mi艂o艣ci, z t臋sknot膮 i nadprzyrodzon膮 gracj膮. Johny wsta艂.

Chod藕, kochanie. Naucz臋 ci臋 tej sztuki, moja 艣liczna! 鈥 szepta艂 mi臋kkim, ciep艂ym g艂osem.

Zacz臋艂a ta艅czy膰.

By艂o cudownie, tylko... Gray si臋 ni膮 nie interesowa艂. Nawet nie zdawa艂 sobie sprawy z tego, 偶e ona flirtuje z innym m臋偶czyzn膮. By艂 ca艂kiem zaabsorbowany dziewczyn膮 z wyspy. Obejmowa艂 j膮, ta艅czy艂 i przekomarza艂 si臋 z ni膮.

Carolyn uca艂owa艂a Beth i Davida na po偶egnanie, a Johny zaprowadzi艂 j膮 do samochodu.

W贸wczas Gray pomacha艂 r臋k膮.

Do zobaczenia na statku, Caro! 鈥 krzykn膮艂. Jechali, a ciep艂y wiatr rozwiewa艂 jej w艂osy. Przylgn臋艂a bli偶ej do Johny鈥檈go. 艢piewa艂 wyspiarsk膮 piosenk臋 o mi艂o艣ci, prowadz膮c samoch贸d w blasku ksi臋偶yca. Pozwoli艂a mu wzi膮膰 si臋 za r臋k臋. Opar艂a g艂ow臋 na jego ramieniu, znalaz艂a si臋 w dziwnym stanie mi臋dzy snem a jaw膮.

Czas, kt贸ry tu sp臋dzi艂a艣 by艂 zdecydowanie zbyt kr贸tki. Chcia艂bym kiedy艣 pokaza膰 ci prawdziwe serce tej wyspy, ale teraz musimy si臋 pospieszy膰, by odwie藕膰 ci臋 na statek!

My艣l臋, 偶e po偶egnamy si臋 tutaj, Johny. To by艂 cudowny dzie艅. Mia艂am wszystko, co mog艂abym sobie wymarzy膰. 鈥 Roze艣mia艂a si臋 lekko. 鈥 Razem z romantyzmem 鈥 doda艂a.

Johny porwa艂 j膮 w ramiona. Roze艣mia艂a si臋 i cofn臋艂a w lekkim prote艣cie, a on zacz膮艂 nuci膰 鈥濻艂odka Leilani鈥, trzymaj膮c jej obie r臋ce. Podobali jej si臋 ludzie z wyspy.

Prawdopodobnie maj膮 ogromn膮 praktyk臋 z turystami, kt贸rzy przyje偶d偶aj膮 na wysp臋鈥 鈥 pomy艣la艂a.

Us艂ysza艂a dzwon okr臋towy i wesz艂a na pok艂ad. Opar艂a si臋 o barierk臋 i szuka艂a wzrokiem Johny鈥檈go. By艂 tam!

Jak mi艂o jest mie膰 na brzegu kogo艣 komu mo偶na rzuci膰 serpentyn臋鈥 鈥 pomy艣la艂a, 艣ciskaj膮c jeden jej koniec.

Syrena zagrzmia艂a swoje pos臋pne 鈥濨UUU鈥, rozdzwoni艂y si臋 dzwonki. Przechyli艂a si臋 przez reling i zobaczy艂a, jak wci膮gano trapy.

Aloha... Aloha, Johny 鈥 zawo艂a艂a, rzucaj膮c mu serpentyn臋. Z艂apa艂 j膮 ze 艣miechem.

Nagle zobaczy艂a Graya stoj膮cego wci膮偶 w艣r贸d ludzi na nabrze偶u. Serce zabi艂o mocniej. Nie zd膮偶y! Pomi臋dzy wisz膮cym trapem a nabrze偶em by艂o ju偶 co najmniej trzy stopy wody.

Nie zd膮偶y! Nie da rady! Skoczy艂 na koniec rampy, zachwia艂 si臋, lecz po chwili odzyska艂 r贸wnowag臋. Wbieg艂 po ruchomej rampie na pok艂ad.

Carolyn opar艂a si臋 o reling. Krew pulsowa艂a jej w skroniach.

Nag艂e pojawi艂 si臋 tu偶 przy niej.

Mia艂a艣 dobry dzie艅, Caro? 鈥 spyta艂. Spojrza艂a na niego w艣ciekle.

Ty! 鈥 krzykn臋艂a.

Przestraszona? 鈥 Jego 艣miech pod膮偶a艂 za ni膮.

Ze 艂zami w oczach dosz艂a do kabiny. Zamkn臋艂a drzwi i pozosta艂a w niej, a偶 nie odzyska艂a spokoju.



Rozdzia艂 VII


Przez dwa dni trzyma艂a si臋 od niego z daleka. Stale by艂 w towarzystwie dziewcz膮t. Bez w膮tpienia by艂 atrakcyjny, mia艂 powodzenie i du偶膮 swobod臋 bycia. Traktowa艂a go zimno. W 偶adnym wypadku nie mia艂a zamiaru sta膰 si臋 jedn膮 z jego wielbicielek.

Wiele s艂ysza艂a o przekraczaniu r贸wnika na morzu i wyczekiwa艂a tego dnia z entuzjazmem. Zabawa na basenie by艂a taka, jak si臋 spodziewa艂a, a p贸藕niej k膮piel wyda艂a jej si臋 nadzwyczaj o偶ywcza i przyjemna. Nagle Gray zanurkowa艂 tu偶 przy niej. Wci膮gn膮艂 j膮 pod wod臋, poca艂owa艂 i zakr臋ci艂 si臋 jak foka. Wyp艂yn臋艂a na powierzchni臋, parskaj膮c ze zdziwienia. By艂 bezczelnym, zarozumia艂ym, samolubnym samcem! Si臋gn臋艂a po r臋cznik... Gray rozci膮gn膮艂 si臋 obok w s艂o艅cu. Usiad艂a obok.

W ko艅cu podni贸s艂 si臋 na 艂okciach i spojrza艂 na ni膮.

Dzi艣 wieczorem b臋dzie bal kapita艅ski. Czy p贸jdziesz ze mn膮?

Nie mog艂a uwierzy膰! Nadszed艂 czas, by ubra膰 t臋 sza艂ow膮, koronkow膮 sukni臋, kt贸r膮 kupi艂a w San Francisco! Nie posz艂aby na ta艅ce bez partnera, wi臋c nadarza艂a si臋 艣wietna okazja na weso艂膮 zabaw臋. Rozmy艣laj膮c w podnieceniu, przycisn臋艂a kolana do piersi. Postanowi艂a sobie, 偶e nic nie zepsuje jej dzisiejszego wieczoru. Bal kapita艅ski! Brzmia艂o to wspaniale: wiecz贸r z Grayem!

Wieczorny bal by艂 du偶o bardziej szykowny ni偶 si臋 spodziewa艂a. By艂a zadowolona, 偶e ubra艂a d艂ug膮, wieczorow膮 sukni臋. Gray wygl膮da艂 wspaniale w l艣ni膮cym, czarnym smokingu. Zabawne, 偶e nigdy dot膮d nie widzia艂a go w takim stroju. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e musia艂 wielokrotnie bywa膰 na takich przyj臋ciach. 呕y艂 bez niej swoim w艂asnym 偶yciem przez dobre par臋 lat.

Wr臋czy艂 jej szkar艂atn膮 r贸偶臋.

B臋dzie pasowa膰 do twojej sukni 鈥 powiedzia艂. Powi贸d艂 po niej wzrokiem w g贸r臋 i w d贸艂, i poczu艂a, jak ogarnia j膮 fala przyjemno艣ci i dumy, kt贸r膮 dostrzeg艂a tak偶e w jego oczach. Wzi膮艂 j膮 pod r臋k臋 i razem zeszli w d贸艂 korytarza.

D艂ugi st贸艂 zape艂niony by艂 wszystkimi rodzajami egzotycznego jedzenia. Jedna z rze藕b w galarecie otoczona by艂a ogromnym kr臋giem z sera, z biegaj膮c膮 wok贸艂 ma艂膮 szar膮, kokosow膮 myszk膮. Na innym talerzu sta艂a 艣winka z galarety. Na tacach by艂y wszystkie mo偶liwe rodzaje hors d鈥檕euvres. Egzotyczne gor膮ce dania, mro偶one owoce i melony u艂o偶one na wszystkie mo偶liwe sposoby. By艂a oczarowana t膮 wystaw膮 sztuki kulinarnej. Spojrza艂a na Graya, gdy poda艂 jej tac臋 i prowadzi艂 wzd艂u偶 sto艂u. Czu艂a si臋 weso艂a i rozlu藕niona.

Zacz臋to podawa膰 drinki. Muzyka zaprasza艂a do ta艅ca. Wkr贸tce podnie艣li si臋, by do艂膮czy膰 do ta艅cz膮cych. Opar艂a si臋 o niego, gdy otoczy艂 j膮 ramionami i poprowadzi艂 w ta艅cu. By艂a zachwycona. Spe艂ni艂y si臋 sny. Zatopi艂a palce w jego w艂osach. Westchn臋艂a i ruszy艂a po parkiecie w takt muzyki. Czu艂a na skroniach dotyk jego ust i poruszaj膮cy jej w艂osy oddech.

Caro... moja s艂odka 鈥 wyszepta艂.

Dr偶a艂a z emocji. Czu艂a si臋 tak, jakby z daleka wraca艂a do domu; chcia艂a by膰 bli偶ej i bli偶ej w jego ramionach. Gdyby tylko... gdyby on tylko... !

Skierowa艂 j膮 w cie艅 szalupy i przyci膮gn膮艂 bli偶ej siebie.

Caro... s艂odka... to ju偶 zbyt d艂ugo 鈥 wyszepta艂, zbli偶aj膮c swe usta do jej ust.

Wszystkie my艣li i uczucia ulecia艂y nagle z jej g艂owy i ca艂膮 siebie zawar艂a w tym jednym poca艂unku. Teraz by艂o inaczej, mia艂 przecie偶 do艣wiadczenie, kt贸rego brakowa艂o mu wcze艣niej. By艂o to tak, jakby ca艂owa艂a Graya, kt贸rego pami臋ta艂a, a jednocze艣nie kogo艣 zupe艂nie obcego. Zapragn臋艂a przytuli膰 si臋 i odnowi膰 ich dawn膮 za偶y艂o艣膰.

Och, Gray, m贸j kochany 鈥 wyszepta艂a. Przyciskaj膮c j膮 wci膮偶 mocniej do siebie, ca艂owa艂 jej usta i oczy. Pochyli艂 si臋 do jej ucha i szepn膮艂:

Jeste艣 moja, Caro... tylko moja.

Nagle w swej wyobra藕ni ujrza艂a inn膮 dziewczyn臋, spoczywaj膮c膮 w jego ramionach, tak jak ona teraz... Wendy. Zdj臋艂a mu z szyi ramiona i opar艂a si臋 o jego pier艣. Wzi膮艂 jej r臋k臋 w swoj膮 d艂o艅.

O co chodzi, kochanie? Czy nie wiesz, 偶e jeste艣 moim ma艂ym kochaniem?

Desperacko chcia艂a wr贸ci膰 w jego ramiona, ale musia艂a zada膰 mu to pytanie.

A Wendy? Czy dzi艣 wiecz贸r jest nieosi膮galna? Czy dlatego zaprosi艂e艣 mnie? Nie widzia艂am jej przez ostatnie par臋 dni.

Och, dlaczego nie mog艂a poczeka膰 z tym, a偶 sko艅czy si臋 dzisiejsza noc?

Wendy zosta艂a w Honolulu, o czym wiedzia艂aby艣, gdyby艣 cho膰 troch臋 interesowa艂a si臋 moimi sprawami 鈥 powiedzia艂 ch艂odno.

Pu艣ci艂 jej r臋k臋 i obr贸ci艂 si臋 w stron臋 relingu, chwytaj膮c si臋 go mocno.

Wi臋c teraz masz czas dla mnie! 鈥 powiedzia艂a. Jej oczy wype艂ni艂y si臋 艂zami 偶alu.

Och, Gray, po prostu powiedz, 偶e mnie kochasz... tylko mnie 鈥 my艣la艂a desperacko. 鈥 To wszystko, co chcia艂abym us艂ysze膰... Pom贸偶 mi!鈥

Jej usta dr偶a艂y. Wyci膮gn臋艂a do niego r臋k臋 w b艂agalnym ge艣cie.

Zignorowa艂 to i patrzy艂 zadumany na rozlan膮 po faluj膮cym morzu po艣wiat臋 ksi臋偶yca.

Odrzuca艂a艣 mnie stale, odk膮d spotkali艣my si臋 w San Diego, Carolyn. Albo zbudowa艂a艣 zbyt du偶o zap贸r, albo nie chcesz mnie zaakceptowa膰. O co chodzi?

Po艂yka艂a 艂zy, pr贸buj膮c odpowiedzie膰 przez 艣ci艣ni臋te gard艂o:

Bo anga偶uje mnie to zbyt mocno, Gray. Ja nie mog臋 by膰 jedn膮 z wielu... dziewczyn z twego haremu. Co z Wendy? Ona te偶 ma uczucia.

Tak, s膮dz臋, 偶e to wystarczaj膮ce wyja艣nienie. A wi臋c w ten spos贸b my艣lisz o mnie i o mojej uczciwo艣ci. Zaanga偶owanie jest mo偶liwe u ciebie, ale niemo偶liwe u mnie. 鈥 Jego g艂os sta艂 si臋 tak lodowaty, 偶e cofn臋艂a si臋 o krok i zobaczy艂a, jak zaciska w z艂o艣ci usta. 鈥 Jeste艣 teraz kim艣 w rodzaju s臋dziego, prawda? Zimna i pusta. Jakby艣 sta艂a w kolejce tych staraj膮cych si臋 by膰 godnymi mojej uwagi, cz臋艣ci膮 mojego... haremu, kt贸ry rezerwuj臋 dla tych, k. t贸re chc臋 i prosz臋. Ale ciebie nie prosi艂em. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂.

Carolyn sta艂a przez kilka minut, oddychaj膮c g艂臋boko. Palcami przyciska艂a usta, by powstrzyma膰 szloch. Czy naprawd臋 by艂a taka, jak m贸wi艂? Zimna i... nieprzyst臋pna? Czy jej wysi艂ki, by nie da膰 si臋 ponownie zrani膰, sprawi艂y, 偶e poczu艂 si臋 niechciany? Je艣li go zrani艂a, tylko od niej zale偶a艂o, czy naprawi to czy nie. Kiedy obudzi艂y si臋 jej uczucia i pragnienia? Czy to b臋dzie dobre dla nich obojga?

Sta艂a tak w cieniu przy barierce, pr贸buj膮c uporz膮dkowa膰 chaos rozbieganych my艣li i emocji, i staraj膮c si臋 pouk艂ada膰 je w logiczn膮 ca艂o艣膰. W ko艅cu zrozumia艂a, 偶e nie chcia艂a tego zrobi膰. Gray by艂 cz臋艣ci膮 jej 偶ycia... jej nadziej膮, pragnieniem i snem. I zrani艂a go. Musi go znale藕膰 i naprawi膰 to, co zepsu艂a.

Wesz艂a na pierwszy pok艂ad i 鈥 sama niewidoczna 鈥 obserwowa艂a ta艅cz膮cych. Nie by艂o go tam. Przesz艂a do 艣wietlicy, potem do bufetu i bar贸w, ale nigdzie go nie znalaz艂a.

Pomy艣la艂a, 偶e mo偶e by膰 w swojej kabinie i ruszy艂a wzd艂u偶 korytarza. Zapuka艂a nie艣mia艂o do drzwi.

Pana Graya tam nie ma, prosz臋 pani. Kilka minut temu widzia艂em go na g贸rnym pok艂adzie 鈥 powiedzia艂 przechodz膮cy obok steward.

Odwr贸ci艂a si臋 i skierowa艂a na schody. Po drodze zn贸w zacz臋艂a si臋 zastanawia膰. Gray nie odpowiedzia艂 na jej pytanie o Wendy. Powiedzia艂 tylko, 偶e jest teraz na Hawajach. By艂a Australijk膮 i kiedy艣 przecie偶 wr贸ci do domu. Mo偶e tak偶e wr贸ci膰 do Graya. Tym razem Carolyn czu艂aby si臋 naprawd臋 zraniona. Z wiekiem przysz艂o jeszcze wi臋ksze zaanga偶owanie. Wci膮偶 nale偶a艂a do Graya i musia艂a koniecznie wyja艣ni膰 to nieporozumienie.

Wesz艂a na o艣wietlony blaskiem ksi臋偶yca pok艂ad. Pocz膮tkowo nie mog艂a go nigdzie dojrze膰, lecz wkr贸tce jej oczy przyzwyczai艂y si臋 do ciemno艣ci i zobaczy艂a go opartego o szalup臋 ratunkow膮. G艂ow臋 opar艂 o burt臋 艂odzi. Zrobi艂a krok w jego kierunku. Chyba wyczu艂 jej obecno艣膰, bo odwr贸ci艂 si臋. Przygl膮da艂 si臋, jak do niego podchodzi艂a, poczym wyprostowa艂 si臋 i stan膮艂 przed ni膮 w obronnej, jak jej si臋 przez chwil臋 wydawa艂o, postawie.

Gray, chcia艂abym... 鈥 zacz臋艂a, zwalniaj膮c krok i zatrzymuj膮c si臋 wreszcie.

Czeg贸偶 mo偶e jeszcze chcie膰 Carolyn Dunn? 鈥 spyta艂 kpi膮co.

Pocz臋艂a m贸wi膰 st艂umionym g艂osem:

Chcia艂abym, aby艣my byli przyjaci贸艂mi, Gray. Przepraszam, je艣li nie zrozumia艂e艣... Nie chcia艂am powiedzie膰 niczego, co mog艂oby ci臋 zrani膰. Och, Gray, prosz臋! Pragn臋 twojej przyja藕ni bardziej ni偶 czegokolwiek na 艣wiecie. Przeszli艣my tak wiele... Prosz臋 nie pozw贸l, by艣my to zaprzepa艣cili. 鈥 Jej oczy wype艂ni艂y 艂zy, podesz艂a do niego, wyci膮gaj膮c r臋k臋.

Patrzy艂 na wod臋. Mia艂a ju偶 odej艣膰, gdy us艂ysza艂a jego niski g艂os.

Wi臋c chcesz mojej przyja藕ni. C贸偶, mo偶e powinni艣my zacz膮膰 od nowa, mo偶e przesz艂o艣膰 nie wystarcza na przysz艂o艣膰. W porz膮dku, Caro. Niech b臋dzie przyja藕艅.

Odwr贸ci艂 si臋 do niej i delikatnie podni贸s艂 jej r臋k臋 do swych ust. Oboje oparli si臋 o barierk臋 i Gray poda艂 jej chusteczk臋, by otar艂a 艂zy.

Gray, oboje nie wiemy, co dzia艂o si臋 w ka偶dym z nas przez te ostatnie siedem lat 鈥 powiedzia艂a roztrz臋sionym g艂osem. 鈥 Potrafi臋 zrozumie膰 twoje potrzeby, by kocha膰 i by膰 kochanym. M贸wi艂e艣, 偶e planujesz ma艂偶e艅stwo... i ja naprawd臋 chc臋, by艣 by艂 szcz臋艣liwy z t膮, kt贸r膮 kochasz. Nie chc臋 si臋 wtr膮ca膰, ale ceni臋 twoj膮 przyja藕艅 i nie b臋d臋 ci si臋 wi臋cej naprzykrza膰 lub krytykowa膰. Och, Gray, naprawd臋... 鈥 Wzi臋艂a g艂臋boki oddech. 鈥 Kiedy planujesz to ma艂偶e艅stwo?

Na razie b臋d臋 musia艂 od艂o偶y膰 moje plany. Ale 偶ycie jest, jakie jest... a nie takie jakim chcieliby艣my, by by艂o 鈥 odpowiedzia艂.

Czy to dlatego Wendy zosta艂a na Hawajach, 偶e nie uk艂ada si臋 mi臋dzy wami? Tak mi przykro! I jeszcze ja do艂膮czy艂am do twoich problem贸w, prawda? Przepraszam. 鈥 Przytuli艂a si臋 do jego ramienia. 鈥 Przyrzekam od teraz pomaga膰 ci we wszystkich k艂opotach. Gray, ona kiedy艣 wr贸ci do domu i b臋dziecie mogli wszystko naprawi膰.

Patrzy艂 na ni膮 przez d艂ug膮 chwil臋, a偶 wreszcie nik艂y u艣miech zago艣ci艂 w k膮cikach jego ust.

Chcesz by膰 takim ma艂ym, pomocnym duszkiem, tak? Dobrze, b膮d藕 nim.

Nieoczekiwanie zajrza艂a mu w oczy i u艣miechn臋艂a si臋 szeroko.

A wi臋c najpierw nale偶y wszystko dobrze zaplanowa膰 i przesta膰 si臋 tym martwi膰.

M贸wisz tak, jakby艣 nie藕le si臋 orientowa艂a w sprawie: 鈥濲ak nie uschn膮膰 z 偶alu鈥 鈥 powiedzia艂 ze 艣miechem.

Cieszy艂a si臋, 偶e sta艂a w cieniu i nie m贸g艂 zauwa偶y膰 jej za偶enowania.

S艂ysza艂am o tym co nieco 鈥 odpowiedzia艂a zuchwale.

Nie bazujesz na w艂asnych do艣wiadczeniach? 鈥 spyta艂, dotykaj膮c jej nosa.

Kiedy艣 czyta艂am o tym ksi膮偶k臋 鈥 odrzek艂a szybko. Nie chcia艂a obci膮偶a膰 go swoimi uczuciami, kiedy jego w艂asne by艂y zranione. Och, by艂o tak dobrze m贸c znowu rozmawia膰 z Grayem. Przyja藕艅 by艂a daleko lepsza ni偶 k艂贸tnie, kt贸re prowadzili od pocz膮tku tej podr贸偶y.

C贸偶, pani doktor Dunn, co zaleca pani na jutro swemu pacjentowi?

Gry sprawno艣ciowe o dziewi膮tej, zaraz po 艣niadaniu, potem basen przed lunchem. Je艣li ci to odpowiada? 鈥 spyta艂a.

Zastosuj臋 si臋 dok艂adnie do zalece艅, pani doktor. 鈥 U艣miechn膮艂 si臋 do niej. 鈥 Ale co z dzisiejszym wieczorem? Co z bezsennymi godzinami t臋sknoty nad ranem?

Och, Gray! 鈥 wykrzykn臋艂a. 鈥 Pospacerujemy po pok艂adzie.

A potem kawa we dwoje, w blasku ksi臋偶yca? 鈥 spyta艂.

Nie kawa, Gray. To nie pozwoli ci spa膰. Gor膮ca czekolada 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Tak, na pok艂adzie. I d艂uga rozmowa. Mamy sobie tyle do opowiedzenia... a przy okazji to pozwoli ci na chwil臋 zapomnie膰 o k艂opotach.

Pog艂adzi艂 j膮 palcem po policzku.

Moja s艂odka Caro... 鈥 Roze艣mia艂 si臋, wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i w艂o偶y艂 wraz ze swoj膮 do kieszeni. Wyruszyli na spacer po pok艂adzie.

Zacisn臋艂a palce na jego d艂oni. Cieszy艂a si臋 jego blisko艣ci膮 i nowym zwi膮zkiem mi臋dzy nimi. Nawet je艣li nie domy艣la艂 si臋, 偶e go kocha, mog艂a mu s艂u偶y膰 pomoc膮 i poparciem.

Opar艂a mu g艂ow臋 na ramieniu. By艂a szcz臋艣liwa, 偶e mo偶e sp臋dzi膰 ten czas z nim i dla niego.

Wreszcie zasiedli w wygodnych fotelach po zawietrznej stronie pok艂adu, a steward przyni贸s艂 im dymi膮c膮, pachn膮c膮 czekolad臋 i herbatniki.

Teraz do dna, Gray. S膮dz臋, 偶e po tym b臋dziesz spa艂 jak dziecko.

Tak m贸wisz? 鈥 spyta艂. 鈥 Nie uwa偶asz, 偶e powinna艣 przyj艣膰 i przykry膰 mnie oraz poca艂owa膰 na dobranoc?

Wstali razem i poszli wzd艂u偶 korytarza do drzwi jej kabiny. Stali przez kilka chwil. Gray wzi膮艂 klucze i otworzy艂 drzwi.

Czy nie powinienem zajrze膰 do 艣rodka i sprawdzi膰, czy kto艣 nie czyha pod 艂贸偶kiem? 鈥 spyta艂 figlarnie.

Grey! Nie jestem star膮 pann膮, kt贸ra dr偶y o swoj膮 cnot臋 鈥 powiedzia艂a.

Nie? 鈥 Podni贸s艂 do g贸ry palce i zacz膮艂 wylicza膰: 鈥 呕adnych poca艂unk贸w. 呕adnych zabaw. 呕adnych randek. 呕adnych poufa艂o艣ci. Ostro偶na powaga. Ale przede wszystkim 偶adnego haremu!

Chcia艂a zaprotestowa膰, ale Gray szybko poca艂owa艂 j膮 w czo艂o.

Nie martw si臋, kochanie 鈥 powiedzia艂 pokornie. 鈥 Twoja przyja藕艅 jest bezcenna. Sprawimy, 偶eby tak zosta艂o.

I odszed艂 w d贸艂 korytarza do swojej kajuty.

Carolyn sta艂a, patrz膮c za nim z g艂ow膮 pe艂n膮 sprzecznych my艣li. Czy rzeczywi艣cie by艂a tak pruderyjna? Nie pami臋ta艂a te偶 tych: 鈥炁糰dnych poufa艂o艣ci鈥... Mia艂a w ko艅cu poczucie humoru. I co rozumia艂 przez 鈥瀘stro偶n膮 powag臋鈥? Dlatego, 偶e mia艂a zasady... Prawdopodobnie mn贸stwo dziewcz膮t, z kt贸rymi chodzi艂, by艂o mu powolnych. I z tego punktu widzenia patrzy艂 te偶 na ni膮. Och, znowu si臋 z ni膮 dra偶ni艂. To by艂o prawdopodobne.

Przez nast臋pne dni Carolyn czerpa艂a tylko czyst膮 przyjemno艣膰 i rado艣膰 z towarzystwa Graya. Nauczy艂a si臋 docenia膰 jego bystro艣膰 i poczucie humoru, a tak偶e umiej臋tno艣膰 rozmawiania o wielu rzeczach. Przy艂apa艂a si臋 nawet na tym, 偶e cieszy si臋, 偶e Wendy nie bierze udzia艂u w tej podr贸偶y.

By艂o oczywiste, 偶e on r贸wnie偶 znajdowa艂 przyjemno艣膰 w jej towarzystwie, a poza tym z Wendy sp臋dzi prawdopodobnie ca艂e 偶ycie. Tak, to wszystko, co ona mog艂a od niego otrzyma膰. Dlatego ceni艂a ka偶d膮 godzin臋 i ka偶dy dzie艅, zdaj膮c sobie jednocze艣nie spraw臋 z tego, jaki b贸l czeka j膮 w nadchodz膮cych tygodniach. Wspomnienia tych dni, tych chwil b臋d膮 musia艂y wystarczy膰 jej na ca艂e 偶ycie. Wiedzia艂a, 偶e tym razem b贸l i strata b臋d膮 o wiele wi臋ksze ni偶 siedem lat temu.


Nast臋pny post贸j mia艂 by膰 na wyspach Fid偶i. Planowali z Grayem sp臋dzi膰 ten dzie艅 razem, wi臋c gdy o sz贸stej rano us艂ysza艂a pukanie do drzwi, by艂a ju偶 gotowa do wyj艣cia. Po chwili stali oboje przy relingu, patrz膮c, jak s艂oneczne wyspy powoli wynurzaj膮 si臋 zza horyzontu. Wkr贸tce znale藕li si臋 na wyspie. Gray by艂 zdziwiony jej 偶ywym zaciekawieniem, gdy mijali 艂膮ki, gdzie pas艂y si臋 bawo艂y z ptakami na grzbietach. Ma艂e palmowe chatki i suknie tubylc贸w lavalava uzupe艂nia艂y kr膮g jej zainteresowa艅. Ale tego dnia wszystko mia艂o specjalny kolor i znaczenie.

Przyjechali do hotelu i od razu przebrali si臋 w kostiumy k膮pielowe. Spotkali zn贸w na trawniku przy wej艣ciu na pla偶臋. Gray wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i pobiegli na brzeg, przedzieraj膮c si臋 przez piaszczyste wydmy. Woda mia艂a tak膮 sam膮 temperatur臋 jak powietrze. Gray p艂yn膮艂 obok niej i wci膮ga艂 j膮 pod wod臋. W ko艅cu uwolni艂a si臋 i sama zacz臋艂a go topi膰. Chwyci艂 jej ramiona i 艣miej膮c si臋, zamkn膮艂 w 偶elaznym u艣cisku. Jej serce zap艂on臋艂o z emocji. Stan臋艂a na nogi i wtedy poca艂owa艂 j膮 delikatnie. Bezskutecznie pr贸bowa艂a powr贸ci膰 do rzeczywisto艣ci.

Och, Caro... m贸g艂bym ci臋 udusi膰 鈥 powiedzia艂a z moc膮. Odsun膮艂 si臋 od niej, wr贸ci艂 na pla偶臋 i rozci膮gn膮艂 na piasku.

Co mia艂 na my艣li? Wygl膮da艂o to tak, jakby nie chcia艂, by przypomina艂a mu Wendy! W艂a艣ciwie nigdy o niej nie m贸wi艂, co wydawa艂o si臋 dziwne 鈥 ale my艣la艂a, 偶e rozmowa na ten temat sprawia mu b贸l.

Wysz艂a z wody i ukl臋k艂a obok niego. Skropi艂a wod膮 jego pier艣 i r臋k膮 dotkn臋艂a kryj膮cego oczy ramienia.

Przepraszam, Gray! Nie chcia艂am wywo艂a膰 bolesnych wspomnie艅.

Szybko opl贸t艂 j膮 ramieniem i przyci膮gn膮艂 ku sobie, ca艂uj膮c czule w usta.

G艂upia dziewczyno, czy nie mo偶esz zrozumie膰, 偶e ci臋 kocham? 鈥 wybuchn膮艂. 鈥 Czy naprawd臋 musz臋 kocha膰 ci臋 jak przyjaciela... albo jak siostr臋? Och, Caro... moje najdro偶sze male艅stwo!

Chwyci艂 j膮 w ramiona i toczyli si臋 po piasku, dop贸ki cali nie byli nim oblepieni. Musieli wi臋c wr贸ci膰 do wody, by zmy膰 z siebie drobne ziarnka. Zanurzy艂 j膮 i zatopi艂 palce w jej w艂osach, op艂ukuj膮c je z piasku. Podnios艂a si臋. Odgarn臋艂a spadaj膮ce na oczy kosmyki i spojrza艂a na niego uroczy艣cie.

Gray, tak bardzo ci臋 kocham 鈥 wyszepta艂a. Przygl膮da艂 si臋 jej przez chwil臋, a偶 wreszcie z b艂yskiem w oczach pochwyci艂 j膮 w ramiona.

Jak brata, czy jak przyjaciela?

Prawdziwie, Gray.

Zwinnie przesz艂a pod jego ramieniem i pobieg艂a do hotelu. Poprawi艂a makija偶 i u艂o偶y艂a w艂osy w lu藕ny kok. Podniecenie wybucha艂o w niej coraz to now膮 fal膮. Czu艂a ulg臋, 偶e w ko艅cu mu to powiedzia艂a... nie szkodzi, 偶e 艣miali si臋 przy tym, czyni膮c ze swoich wyzna艅 co艣 chwilowego.

Wysz艂a na wielki, obro艣ni臋ty winnymi krzewami, hotelowy taras. Gray poda艂 jej nap贸j owocowy i usiedli wygodnie w fotelach.

Zdaje si臋, 偶e lubisz igra膰 z ogniem, ma艂a 鈥 powiedzia艂 spokojnie. 鈥 Lepiej nie pr贸buj tego z nikim pr贸cz mnie.

Gray, mia艂am przyjaci贸艂 przez siedem lat bez twoich rad i bez ciebie... 鈥 Zamilk艂a. Nie chcia艂a zn贸w wszczyna膰 k艂贸tni. 鈥 Tak, Gray. Ale ja ci臋 znam. Pami臋tasz?

Pami臋tam 鈥 odrzek艂 cicho.

Przez chwil臋 milczeli oboje. Carolyn zwr贸ci艂a ku niemu g艂ow臋 i zajrza艂a w jego oczy. Serce zabi艂o jej mocniej na widok czu艂ego u艣miechu, jaki go艣ci艂 w k膮cikach jego ust.

Jeste艣 wspania艂膮 kobiet膮, moja ma艂a 偶ono. Podnios艂a si臋 szybko na fotelu i rumieniec obla艂 jej twarz.

Wiesz, 偶e ni膮 jeste艣, Caro. Prze艂kn臋艂a 艣lin臋.

Czy dlatego nie mo偶esz si臋 o偶eni膰, Gray? Czy to jest pow贸d konfliktu z Wendy? 鈥 Jej serce nagle zamar艂o. 鈥 Gray... 鈥 Jej g艂os stawa艂 si臋 coraz bardziej niepewny, gdy widzia艂a, jak nag艂e zdumienie w jego spojrzeniu zast臋puje uprzejmo艣膰.

Zadzwoni艂 dzwonek na lunch. Gray wsta艂 i pom贸g艂 jej podnie艣膰 si臋 z fotela. Reszta turyst贸w do艂膮czy艂a do nich po drodze.

Podano pieczone prosi臋. Zapach jedzenia pobudzi艂 ich apetyty.

Gdy sko艅czyli, usiedli na trawie, czekaj膮c na muzyk臋 i ta艅ce. Obejrzeli wojenny taniec z mieczami i podrzucaniem zapalonych pochodni, wykonany przez atletycznych wyspiarzy. Po nich wesz艂y dziewcz臋ta, kr臋c膮c kusz膮co biodrami. Carolyn patrzy艂a czy Grayowi podoba si臋 wyst臋p. Patrzy艂 na ni膮, u艣miechaj膮c si臋, zadowolony z jej dobrego nastroju.

Odwzajemni艂a u艣miech. Ceni艂a to, 偶e potrafi膮 zrozumie膰 si臋 bez s艂贸w. Gray zap艂aci艂 kilka dolar贸w i tubylcy zgrabnie jak wiewi贸rki wspi臋li si臋 na palm臋, by zerwa膰 艣wie偶e kokosy.

O trzeciej zn贸w znale藕li si臋 w autobusie pe艂nym turyst贸w ze statku. Usiad艂a obok, a on przyci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej siebie.

Autobus trz膮s艂 si臋 i podskakiwa艂 na nier贸wnej drodze i Carolyn przytuli艂a si臋 do niego. Spojrza艂a mu w oczy, 艣miej膮c si臋, gdy jaki艣 szczeg贸lnie ostry zakr臋t rzuci艂 j膮 w jego ramiona.

Przepraszam, 偶e lec臋 na ciebie 鈥 powiedzia艂a znacz膮co.

Przyci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej.

Po to s膮 m臋偶owie 鈥 odpowiedzia艂 鈥 by wspiera膰 swoje 偶ony.

Spojrza艂a mu w oczy z bij膮cym sercem.

Nie widz臋, bym by艂a m臋偶atk膮... a ty? Nie ma tu obr膮czki 鈥 powiedzia艂a, wyci膮gaj膮c r臋k臋.

Bezczelna 鈥 powiedzia艂, ca艂uj膮c j膮 w usta. 艢miej膮c si臋, rozpi膮艂 jej 艂a艅cuszek i zawiesi艂 na nim sw贸j pier艣cionek. Nagle umilk艂, gdy zobaczy艂 ma艂y medalion. Trzyma艂 go przez chwil臋 w palcach.

To medalion, kt贸ry da艂em ci siedem lat temu 鈥 powiedzia艂.

Uca艂owa艂 jej pe艂ne 艂ez oczy i przytuli艂.

Szcz臋艣liwy ten medalion, 偶e mo偶e by膰 tak blisko ciebie, moja ma艂a 偶ono 鈥 wyszepta艂 mi臋kko do jej ucha.

Carolyn przylgn臋艂a do niego, pragn膮c w duszy, by nie prosi艂 o wyja艣nienia.



Rozdzia艂 VIII


Autobus zatrzyma艂 si臋 niedaleko portu, blisko targu. Carolyn chodzi艂a od stoiska do stoiska, kupuj膮c drobne upominki, kt贸re zamierza艂a wys艂a膰 do rodziny i przyjaci贸艂 w Stanach. Gray towarzyszy艂 jej, od czasu do czasu przystaj膮c, by wybra膰 pami膮tki dla siebie. Kupi艂 jej dwie egzotyczne sukienki: turkusow膮, jedwabn膮 sari i brylantow膮 lavalava. Gdy pr贸bowa艂a protestowa膰, stwierdzi艂, 偶e przywilejem m臋偶贸w jest kupowanie 偶onom stroj贸w. Czu艂a si臋 tym troch臋 za偶enowana, ale w ko艅cu da艂a spok贸j, ciesz膮c si臋, 偶e ma kogo艣, kto o ni膮 dba. Zaczyna艂a j膮 dr臋czy膰 my艣l, 偶e to tylko przelotny romans, kt贸ry mo偶e si臋 sko艅czy膰, gdy dotr膮 do Sydney. I wtedy pozostan膮 jej tylko wspomnienia. Ale przychodzi艂a jej do g艂owy tak偶e cudowna my艣l, 偶e mo偶e na zawsze pozostan膮 razem! Gray wydawa艂 si臋 by膰 ni膮 zainteresowany. Postanowi艂a trzyma膰 si臋 tej my艣li i by艂a zdecydowana wykorzysta膰 w pe艂ni czas, jaki przyjdzie jej sp臋dzi膰 z Grayem.

Jak dobrze by艂o zn贸w znale藕膰 si臋 na statku, wzi膮膰 prysznic, suszy膰 w艂osy i rozczesywa膰 je. Rozmarzona przygotowywa艂a si臋 do obiadu i dancingu, kt贸ry mia艂 po nim nast膮pi膰. W艂o偶y艂a mi臋kk膮, d艂ug膮 sari, kt贸r膮 jej kupi艂. Pomalowa艂a oczy i wyperfumowa艂a si臋. Gdy od drzwi dobieg艂o j膮 ciche pukanie, by艂a ju偶 gotowa i ochoczo opar艂a si臋 na jego opieku艅czym ramieniu.

Obiad tego wieczoru by艂 wyj膮tkowy, chocia偶 nie pami臋ta艂a dok艂adnie, co jedli. Po posi艂ku spacerowali po pok艂adzie, dop贸ki nie zacz臋艂y si臋 ta艅ce i Gray nie pochwyci艂 jej w ramiona. Poruszali si臋 wolno w zmys艂owym rytmie muzyki. Wreszcie zatrzymali si臋 przy barierce i stali zapatrzeni w /鈥 odbity w wodzie blask ksi臋偶yca. Po d艂ugiej chwili Gray uj膮艂 jej d艂onie w swe r臋ce. Delikatnie poca艂owa艂 jej palce. Potem si臋gn膮艂 do kieszeni i wsun膮艂 jej na palec obr膮czk臋. Zamkn膮艂 d艂o艅 i podni贸s艂 j膮 do ust, ca艂uj膮c palec z obr膮czk膮.

W porz膮dku, Caro? 鈥 spyta艂 cicho, przyciskaj膮c jej r臋ce do swej piersi.

Je艣li tego chcesz? 鈥 wyszepta艂a przez 艣ci艣ni臋te gard艂o.

Moja s艂odka... Chc臋 ciebie 鈥 powiedzia艂.

Och, tak, Gray... tak, najdro偶szy. 鈥 Zarzuci艂a mu ramiona na szyj臋 i poca艂owa艂a go, wspinaj膮c si臋 na palce.

Gray przytuli艂 j膮 czule do siebie. Ich poca艂unki by艂y po偶膮dliwe i podniecaj膮ce.

Caro... s艂odka... 鈥 powiedzia艂 zn贸w, obracaj膮c j膮 w kierunku ta艅cz膮cych. 鈥 Chod藕, zata艅czymy.

艢miej膮c si臋 cicho, obj臋艂a go za szyj臋. Spojrza艂 pytaj膮co w jej oczy.

Z czego si臋 艣miejesz, podst臋pna czarownico?

Czy偶bym rzeczywi艣cie by艂a podst臋pn膮 czarownic膮? 鈥 spyta艂a.

Moj膮 pi臋kn膮 i podst臋pn膮 ma艂膮 czarownic膮... W dodatku niezno艣n膮. Ale odpowiedz na moje pytanie. Co ci臋 tak bawi?

Przypomnia艂o mi si臋 w艂a艣nie to, co kiedy艣 powiedzia艂 m贸j dziadek. By艂by oburzony, gdyby widzia艂 dzi艣 nasze zachowanie 鈥 odrzek艂a.

Co masz na my艣li? Mo偶emy si臋 przecie偶 kocha膰, moja 偶ono! A poza tym tylko ta艅czymy 鈥 powiedzia艂, zatrzymuj膮c si臋 na 艣rodku parkietu.

W艂a艣nie to! M贸j dziadek mawia艂: 鈥濼aniec to uprawianie mi艂o艣ci przy muzyce鈥 鈥 wyrecytowa艂a, udaj膮c niski glos. 鈥 A to w艂a艣nie robimy.

Roze艣mia艂a si臋 cicho i otoczywszy go ramionami, delikatnie przyci膮gn臋艂a jego g艂ow臋 ku swojej.

I uwielbiam to! 鈥 doda艂a.

Z g艂o艣nik贸w pop艂yn臋艂y d藕wi臋ki starego przeboju 鈥濪obranoc, kochana鈥 i Gray zacz膮艂 nuci膰 jej szeptem do ucha: 鈥... otocz膮 ci臋 sny, a w ka偶dym z nich ja b臋d臋 trzyma艂 ci臋 w obj臋ciach; dobranoc kochana, dobranoc鈥. Kiedy muzyka ucich艂a, trzyma艂 j膮 d艂ugo w ramionach.

Caro... ? 鈥 spyta艂 delikatnie. 鈥 Czy b臋dziesz moj膮?

Tak 鈥 odpowiedzia艂a.

Wzi膮艂 j膮 pod rami臋 i poszli wzd艂u偶 korytarza. Jej my艣li uspokaja艂y si臋 stopniowo.

Nagle zachichota艂a troch臋 histerycznie. Stan臋li w otwartych drzwiach.

艢miejesz si臋 w najmniej oczekiwanych momentach. Z czego tym razem?

Spu艣ci艂a wzrok i patrzy艂a na swe z艂o偶one r臋ce.

Pomy艣la艂am sobie, 偶e m贸j pok贸j by艂by za ma艂y na... romans. 鈥 Spojrza艂a w g贸r臋 i w jej oczach za艣wieci艂y 艂zy. 鈥 Och, Gray, czy naprawd臋 jestem tw贸j 偶on膮?

Tak, Caro, jeste艣 moj膮 prawdziw膮 偶on膮... je艣li tylko chcesz ni膮 by膰.

Czy jeste艣 pewien, 偶e tego chcesz? 鈥 spyta艂a.

Nie zadawaj g艂upich pyta艅. 鈥 Roze艣mia艂 si臋 cicho. Zdenerwowana spu艣ci艂a oczy.

B臋d臋 potrzebowa艂a szlafroka... i szczoteczki do z臋b贸w 鈥 wyj膮ka艂a niepewnie.

Po偶ycz臋 ci sw贸j. Kochanie! Poca艂uj mnie. Podnios艂a g艂ow臋 i ujrza艂a lekki u艣miech w k膮cikach jego ust. Uj膮艂 jej g艂ow臋 w swe d艂onie i przez d艂ug膮 chwil臋 g艂臋boko patrzy艂 jej w oczy.

Ty jeszcze nigdy... nie mia艂a艣 nikogo przedtem, Caro?

Nigdy nie istnia艂 dla mnie nikt pr贸cz ciebie, Gray 鈥 odpowiedzia艂a.

Przytuli艂 j膮.

Jeszcze we藕miemy ten 艣lub, kochanie. Z ca艂膮 pomp膮... z ko艣cio艂em, druhnami, kwiatami, rodzin膮 i ca艂膮 reszt膮... jak tylko dotrzemy do Australii. A czas, kt贸ry dzieli nas od tej chwili, b臋dziemy sp臋dza膰 razem, pani Carolyn Butler, moja panno m艂oda... Wyjdziesz za mnie, Caro? W przysz艂ym tygodniu?

Odsun臋艂a si臋 i zajrza艂a mu g艂臋boko w oczy. Patrzy艂a na niego, dop贸ki 艂zy nie wype艂ni艂y jej oczu, i w ko艅cu z powrotem znalaz艂a si臋 w jego obj臋ciach.

Gray...

Szybko pochyli艂 si臋, wzi膮艂 j膮 na r臋ce i przeni贸s艂 przez pr贸g kajuty.

Moja Caro... moja ma艂a panno m艂oda! 鈥 szepta艂, zamykaj膮c drzwi.

Przez pi臋膰 dni za偶ywali niebia艅skich rozkoszy. Carolyn wydawa艂o si臋, 偶e nigdy nie b臋dzie mia艂a dosy膰. Pragn臋艂a zapomnie膰 o tym, kiedy byli roz艂膮czeni. Przez nieko艅cz膮ce si臋 pytania i odpowiedzi pragn臋艂a pozna膰 ka偶d膮 chwil臋 z owych siedmiu lat jego 偶ycia.

W ko艅cu zape艂ni艂a t臋 luk臋 i mog艂a ju偶 teraz po艂膮czy膰 i por贸wna膰 obraz m艂odego Graya sprzed siedmiu lat z dzisiejszym 鈥 starszym i bardziej do艣wiadczonym. Koleje jego losu sta艂y si臋 teraz mniej wa偶ne i wybaczalne, gdy ju偶 je pozna艂a.

Gray, nie wydajesz si臋 by膰 zainteresowany moj膮 przesz艂o艣ci膮, tak jak ja twoj膮. Czy nie obchodzi ci臋 to? 鈥 spyta艂a pewnego dnia, gdy le偶eli razem na r臋cznikach przy basenie.

Otoczy艂 j膮 ramieniem.

Caro, obchodzi mnie wszystko, co ma zwi膮zek z twoj膮 osob膮... a szczeg贸lnie twoje usta... 鈥 Poca艂owa艂 j膮, pobudzaj膮c jej serce do 偶ywszego bicia. 鈥 I twoje uszy... 鈥 Uchwyci艂 wargami p艂atki jej uszu. 鈥 I tw贸j spalony s艂o艅cem ma艂y nosek... 鈥 doda艂, dotykaj膮c go palcem 鈥 i ramiona... twoj膮 tali臋... szyj臋... i biodra... 鈥 Zmys艂owo przesuwa艂 d艂oni膮 po jej ciele.

Przytuli艂a si臋 do niego i cofn臋艂a, zobaczywszy grup臋 wbiegaj膮cych na basen nastoletnich dziewcz膮t.

Nie jeste艣my sami, Gray 鈥 szepn臋艂a. Roze艣mia艂 si臋 cicho i poca艂owa艂 j膮 w czubek nosa. Podni贸s艂 si臋 i stan膮艂 na nogi.

Czas na ma艂膮 k膮piel przed obiadem, kochanie. Pom贸g艂 jej wsta膰, wzi膮艂 na r臋ce i wrzuci艂 piszcz膮c膮 do wody. Po chwili skoczy艂 za ni膮.

Wyp艂yn臋艂a na powierzchni臋 parskaj膮c.

Chcia艂e艣 mnie utopi膰!

Roze艣mia艂 si臋 i okr臋ci艂 jak foka. Wysz艂a z wody i usiad艂a na skraju basenu. Leniwie przygl膮da艂a si臋, jak dwukrotnie przep艂ywa艂 basen. Jego ramiona raz po raz zanurza艂y si臋 w wod臋, by po chwili zn贸w b艂ysn膮膰 w s艂o艅cu.

Po prysznicu przebrali si臋 do obiadu. Gray przyszed艂 po ni膮, czeka艂 chwil臋, a偶 sko艅czy si臋 malowa膰.

Moja Caro, moja s艂odka 鈥 szepta艂, tul膮c j膮. 鈥 Czy jeste艣 szcz臋艣liwa? 鈥 zapyta艂. 鈥 Czy nie 偶a艂ujesz, 偶e stracisz now膮 prac臋 i na zawsze porzucisz 偶ycie w Stanach?

Mocno oplot艂a go ramionami i przylgn臋艂a do niego.

Nigdy, najdro偶szy. Kocham ci臋. Zawsze ci臋 kocha艂am... i zawsze b臋d臋 ci臋 kocha膰. Teraz dopiero zacz臋艂am 偶y膰 naprawd臋 przez te ostatnie kilka dni. Siedem lat wydaje si臋 teraz niczym, a te cztery dni wype艂niaj膮 ca艂e moje 偶ycie.

Cofn臋艂a si臋 i podnios艂a g艂ow臋. Patrzy艂a na niego z blaskiem szcz臋艣cia w oczach.

Wiesz, Gray, wcale nie czuj臋 si臋 zar臋czona... 鈥 U艣miechn臋艂a si臋 niepewnie, gdy po jego twarzy przesun膮艂 si臋 cie艅. 鈥 Czuj臋 co艣 wi臋cej. Zawsze czu艂am si臋 jak 偶ona.

Wyci膮gn臋艂a do niego r臋k臋, a on u艣miechn膮艂 si臋 czule.

Moja ma艂a wybranka. 鈥 Jego u艣miech sta艂 si臋 przewrotny. 鈥 Zmienimy to 鈥 powiedzia艂, patrz膮c na zegarek 鈥 za trzy dni, cztery godziny i kilka minut. We藕miemy legalny 艣lub w Australii.

Carolyn wspi臋艂a si臋 na palce i poca艂owa艂a go w usta.

Zawsze jestem g艂odna po k膮pieli. Nie mog臋 si臋 ju偶 doczeka膰, kiedy dop艂yniemy do Nowej Zelandii. Chcesz wiedzie膰, dlaczego?

Gray pochyli艂 si臋 do przodu i bawi艂 jej palcami.

C贸偶 takiego jest w Nowej Zelandii, kochanie?

Ty tam b臋dziesz i poka偶esz mi wszystko... wszystko.

Zamkn臋艂a w d艂oniach jego kciuki. 鈥 Wiesz, nie mog臋 si臋 doczeka膰 dnia, kiedy wreszcie zaczniemy 偶y膰 razem. Jakie wszystko jest teraz przyjemne i podniecaj膮ce!

Ja r贸wnie偶 patrz臋 teraz na wszystko inaczej, bo patrz臋 twoimi oczyma, Caro. I wszystko jest pi臋kne, lak jak ty 鈥 powiedzia艂. 鈥 Ty nie mo偶esz doczeka膰 si臋 dnia, kiedy zaczniemy wsp贸lne 偶ycie, a ja czekam na noce.

Obla艂a si臋 rumie艅cem.

Pojedziemy na wycieczk臋 po Aucland, a p贸藕niej zabior臋 ci臋 do pewnej ma艂ej restauracji, gdzie podaj膮 najlepsz膮 zup臋 z Toaharoa w ca艂ej okolicy. To typowa nowozelandzka ryba o specyficznym smaku. B臋dzie ci smakowa艂a 鈥 powiedzia艂 Gray, gdy przyniesiono im obiad.

Po po艂udniu drzemali w fotelach na pok艂adzie. Carolyn wypytywa艂a o jego mieszkanie w Balmain, w Sydney.

W艂a艣ciwie, Caro, to raczej... kawalerskie mieszkanie. Jest du偶e, z widokiem na zatok臋 i s艂u偶y mi bardzo dobrze jako miejsce odpoczynku i spotka艅 z przyjaci贸艂mi. Mo偶e ci si臋 niezupe艂nie podoba膰. M贸j prawdziwy dom znajduje si臋 w Queensland. To du偶a posiad艂o艣膰. S膮 tam plantacje owoc贸w, byd艂o i konie. Lubisz je藕dzi膰 konno, Caro? Sprawi臋 ci konika, je艣li zechcesz.

Farma... konie... krowy! 鈥 wykrzykn臋艂a Carolyn podniecona. 鈥 Och, Gray, uwielbiam jazd臋 konn膮! To jest jak sen 鈥 spe艂nia si臋 wszystko, czego kiedykolwiek pragn臋艂am! Naucz臋 si臋 wyrabia膰 mas艂o 鈥 wiesz przecie偶, 偶e jestem dobr膮 kuchark膮. Robi臋 te偶 艣wietny stek... 鈥 Spojrza艂a w jego roze艣miane oczy.

To niezupe艂nie tak, kochanie. W Australii nazywaj膮 farmy 鈥瀞tacjami鈥. Do ci臋偶kiej pracy mamy tam oko艂o dwunastu aborygen贸w, a poza tym co powiedzia艂aby Mabel, gdyby艣 odsun臋艂a j膮 od prowadzenia domu? Caro, jeste艣 taka s艂odka i niewinna... Ciesz臋 si臋, 偶e tak jest. 鈥 Poca艂owa艂 j膮 delikatnie w usta. Potem wzi膮艂 za r臋k臋 i poszli przygotowa膰 si臋 do kolacji.

Ca艂y czas by艂a rozentuzjazmowana.

Tak czy inaczej, Gray, nie mog臋 doczeka膰 si臋 tej chwili, kiedy zobacz臋 miejsce, gdzie mieszkasz i sp臋dzasz sw贸j czas.

Kiedy przyszed艂, by zabra膰 j膮 na kolacj臋, wyda艂 jej si臋 jaki艣 niespokojny i roztargniony. Przez ca艂y wiecz贸r stara艂a si臋 odwr贸ci膰 jego my艣li od tego, co tak bardzo go zaprz膮ta艂o. W ko艅cu jednak pomy艣la艂a, 偶e mo偶e lepiej b臋dzie dowiedzie膰 si臋, o co chodzi.

Gray, masz jaki艣 problem. Powiedz mi, mo偶e ci pomog臋.

Pochyli艂 si臋 ku niej i wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.

Kochanie, w Auckland b臋d臋 musia艂 zej艣膰 ze statku i lecie膰 samolotem do Sydney 鈥 powiedzia艂 powa偶nie.

Chcia艂a zaprotestowa膰, ale po艂o偶y艂 jej palec na ustach.

Za pi臋膰 dni ty tak偶e b臋dziesz w Sydney. Ale zanim do tego dojdzie, zafundujemy sobie wspania艂膮, po偶egnaln膮 noc. I obiecuj臋, 偶e wr贸cimy do tego zaraz, jak znajdziesz si臋 w moich ramionach, w Australii.

Gray, dlaczego nie mog臋 jecha膰 z tob膮? Co mo偶e by膰 tak wa偶nego, 偶e nie mog臋 wzi膮膰 w tym udzia艂u?

To interesy, Caro. Co艣, co musi by膰 za艂atwione w ci膮gu najbli偶szych kilku dni. Nie mia艂bym dla ciebie czasu, a ty nie zrozumia艂aby艣 dlaczego 鈥 powiedzia艂, podnosz膮c palcem jej podbr贸dek i ca艂uj膮c j膮 delikatnie w usta. 鈥 To niemo偶liwe, by艣 mog艂a ze mn膮 jecha膰.

Carolyn nagle poczu艂a, 偶e traktuje j膮 jak ma艂e dziecko. Szarpn臋艂a g艂ow膮 i podnios艂a si臋.

Wr贸c臋 za chwil臋 鈥 powiedzia艂a ch艂odno.

W toalecie poprawi艂a fryzur臋 i maluj膮c usta, rozmy艣la艂a nad now膮 sytuacj膮. Je艣li Gray musi za艂atwi膰 jakie艣 interesy, tylko od niej zale偶y, czy b臋dzie mu w tym pomaga膰, czy te偶 stanie si臋 w艣cibsk膮, zazdrosn膮 鈥炁紀nk膮鈥. W ko艅cu przecie偶 zawsze chcia艂a, by by艂 obrotny i zdecydowany w d膮偶eniu do celu, a teraz zacz臋艂a mu w tym przeszkadza膰. Stopniowo odzyskiwa艂a zimn膮 krew. Wr贸ci艂a na pok艂ad. Gray siedzia艂 na swoim miejscu. Pochyli艂a si臋 i poca艂owa艂a go w policzek. Wyci膮gn膮艂 r臋ce i posadzi艂 j膮 w fotelu obok siebie.

Pomo偶esz mi si臋 spakowa膰 i zaraz wr贸cimy na pok艂ad na ta艅ce, a potem... moja s艂odka... 鈥 Spojrza艂 na ni膮 znacz膮co.

Carolyn podskoczy艂a na fotelu i klasn臋艂a w r臋ce.

Pierwszy raz b臋d臋 ci臋 pakowa膰 do podr贸偶y w interesach. Wstawaj, m贸j bohaterze, idziemy... Chc臋 szybko wr贸ci膰 z powrotem na ta艅ce.

Pakuj膮c si臋, a potem ta艅cz膮c, starali si臋 jak najlepiej wykorzysta膰 ostatnie chwile wzajemnej blisko艣ci. Trzymaj膮c si臋 za r臋ce, wolno spacerowali po pok艂adzie. Kiedy wreszcie stan臋li przed drzwiami Carolyn, Gray wzi膮艂 j膮 w ramiona. Jej usta rozchyli艂y si臋 pod delikatnym lecz nieust臋pliwym naporem i poczu艂a z rozkosz膮, 偶e nale偶y do tego m臋偶czyzny.

O 艣wicie obudzi艂y j膮 wpadaj膮ce przez iluminator promienie s艂o艅ca. Otworzy艂a oczy i przeci膮gn臋艂a si臋 leniwie. Nagle wszystko sobie przypomnia艂a. Wyskoczy艂a z 艂贸偶ka, 偶eby si臋 szybko ubra膰. Wtem us艂ysza艂a pukanie do drzwi, kt贸re po chwili otworzy艂y si臋 i w progu stan膮艂 Gray.

Jestem ju偶 gotowy, kochanie. Chcia艂em si臋 po偶egna膰 tutaj, gdzie mog臋 poca艂owa膰 ci臋 tak, jak chc臋 鈥 powiedzia艂, tul膮c j膮 w d艂ugim poca艂unku.

Uwa偶aj na siebie, kochanie, i do zobaczenia w Australii. Nie wychod藕 za mn膮 na pok艂ad. Lepiej zosta艅 jeszcze w 艂贸偶ku i 艣nij o mnie, kochana. 鈥 Poca艂owa艂 j膮 szybko i zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

Carolyn sta艂a przez d艂ug膮 chwil臋, walcz膮c ze 艂zami. Szybko w艂o偶y艂a spodnie i sweter, i przejecha艂a grzebieniem po w艂osach. Gray powinien wiedzie膰, 偶e jest dziewczyn膮, kt贸ra b臋dzie go zawsze wita膰 i 偶egna膰. Poza tym chcia艂a jeszcze raz na niego spojrze膰. Po艣piesznie po艂yka艂a 艂zy. Czeka艂o j膮 pi臋膰 d艂ugich, nieko艅cz膮cych si臋 dni bez Graya!

Szybko zbieg艂a w d贸艂 korytarzem i znalaz艂a si臋 na najni偶szym pok艂adzie. Nigdzie go nie by艂o, wi臋c pobieg艂a do jego kabiny. Mo偶e nie zabra艂 jeszcze wszystkich baga偶y? Spotka艂a stewarda i dowiedzia艂a si臋, 偶e pan Butler w艂a艣nie wyszed艂 i prawdopodobnie jest ju偶 na l膮dzie. Stan臋艂a przy trapie, wzrokiem szukaj膮c Graya w艣r贸d ludzi na nabrze偶u. W ko艅cu go zobaczy艂a. Podnios艂a r臋k臋 i chcia艂a ju偶 zawo艂a膰, lecz w tym momencie on pomacha艂 r臋k膮 i krzykn膮艂 do kogo艣. Wtem ujrza艂a Wendy, jak szybko przedziera si臋 przez t艂um i wpada w jego ramiona, a potem ca艂uje go, obejmuje i prowadzi do samochodu. Carolyn sta艂a jak sparali偶owana, dop贸ki samoch贸d nie znikn膮艂 jej z oczu. Trwa艂a tak, nie wierz膮c w艂asnym oczom, a偶 kto艣 nie poprosi艂 jej, by si臋 odsun臋艂a.

Wr贸ci艂a do kabiny i usiad艂a na krze艣le. Pragn臋艂a si臋 rozp艂aka膰, maj膮c nadziej臋, 偶e 艂zy przynios膮 jej ulg膮. Nie mog艂a zrozumie膰 tego, co si臋 sta艂o. Gray ok艂ama艂 j膮! Interesy! I ona w to uwierzy艂a! Ogarn臋艂o j膮 takie wzburzenie, 偶e nie mog艂a ju偶 d艂u偶ej siedzie膰 spokojnie. Wsta艂a i zacz臋艂a chodzi膰 po ma艂ej kajucie. W ko艅cu uczesa艂a si臋 szybko, pomalowa艂a usta i podni贸s艂szy do g贸ry g艂ow臋, wysz艂a na pok艂ad. Zadzwoni艂 dzwonek na 艣niadanie i Carolyn machinalnie pod膮偶y艂a za jego wezwaniem.

To niemo偶liwe 鈥 my艣la艂a. 鈥 Musi by膰 jakie艣 wyja艣nienie!鈥

Jak偶e by艂a naiwna! Sama pcha艂a si臋, by nie艣膰 mu pociech臋, teraz jednak wiedzia艂a, 偶e tak naprawd臋 obchodzi艂a go tylko Wendy.

Rozmy艣laj膮c o tym wszystkim, patrzy艂a, jak przy stole zajmuje miejsce jej towarzyszka podr贸偶y. Gdy przyniesiono posi艂ek, pani Hammond zwr贸ci艂a si臋 do niej:

Moja droga, ciesz臋 si臋, 偶e tylko my dwie jeste艣my tu dzisiejszego ranka. M贸j m膮偶 m贸wi, 偶e powinnam trzyma膰 si臋 od tego z daleka, ale lubi臋 i podziwiam ci臋. 鈥 Chcia艂am ostrzec ci臋, by艣 za bardzo nie zaanga偶owa艂a si臋 z Grayem Butlerem. Zauwa偶y艂am, 偶e sp臋dzasz z nim wi臋kszo艣膰 czasu... Moja droga, musz臋 powiedzie膰 ci, 偶e z tego co mi wiadomo, on jest zar臋czony z pewn膮 australijsk膮 dziewczyn膮. Byli艣my z m臋偶em u pa艅stwa Pursers, gdy ostatniej nocy rozmawia艂 z l膮dem przez radio, i s艂yszeli艣my, jak umawia艂 si臋 z ni膮, by wyjecha艂a po niego dzi艣 rano.

Po艂o偶y艂a r臋k臋 na d艂oni Carolyn.

Graham Butler jest przystojnym m臋偶czyzn膮. Ale 鈥 jak s膮dz臋 鈥 on 偶yje w innym 艣wiecie. Nie chcemy, aby ci臋 zrani艂, moja droga.

Carolyn spojrza艂a w jej blad膮 twarz.

Wszystko w porz膮dku, pani Hammond. Wiedzia艂am, 偶e dzi艣 rano schodzi ze statku.

Wsta艂a i odesz艂a od sto艂u, staraj膮c si臋 zachowa膰 spok贸j. Wysz艂a na pok艂ad. Najszybciej jak umia艂a pobieg艂a do biblioteki. Tam prawie zawsze by艂o pusto, z dala od w艣cibskich oczu steward贸w czy pokoj贸wek 艣ciel膮cych jej koj臋. Usiad艂a, by za wszelk膮 cen臋 zwalczy膰 wzburzenie, kt贸rego nie mog艂a uspokoi膰. W ko艅cu wysz艂a z biblioteki z kamienn膮 twarz膮.

Lepiej b臋dzie, jak zwiedz臋 Auckland, skoro ju偶 tu jestem鈥 鈥 pomy艣la艂a i wr贸ci艂a do pokoju, by zabra膰 torebk臋.



Rozdzia艂 IX


Podr贸偶 przez Morze lasmana z Nowej Zelandii do Australii sta艂a pod znakiem sztormowej pogody. Deszczowe chmury zdawa艂y si臋 pod膮偶a膰 za statkiem i Carolyn spacerowa艂a po pok艂adzie w potokach wody i porywistym wietrze. Pogoda pasowa艂a do jej nastroju. Jednocze艣nie czu艂a, 偶e ta sytuacja przynios艂a jej odpr臋偶enie i spok贸j, kt贸rego tak pragn臋艂a.

W dzie艅 przyjazdu do Sydney Carolyn ju偶 od wczesnego ranka obserwowa艂a horyzont w poszukiwaniu l膮du. O sz贸stej rano doczeka艂a si臋 wreszcie upragnionego widoku. Statek skierowa艂 si臋 w stron臋 wielkiego portu. Zatoka mieni艂a si臋 w s艂o艅cu. Ogl膮da艂a setki 艂贸dek r贸偶nych rozmiar贸w, kt贸re przep艂ywa艂y obok lub sta艂y przycumowane.

Oparta o barierk臋, z nadziej膮 zastanawia艂a si臋, czy spotka tam Graya. Tak czy inaczej wkr贸tce sama si臋 o tym przekona. Serce bi艂o jej coraz mocniej.

Kontrola celna mog艂a trwa膰 bardzo d艂ugo i Carolyn postanowi艂a zje艣膰 co艣 przed zej艣ciem na l膮d. B贸g wie, kiedy b臋dzie mia艂a okazj臋 zje艣膰 porz膮dny posi艂ek w ci膮gu najbli偶szych dni, a poza tym to da jej zaj臋cie na nast臋pne p贸艂 godziny. Zreszt膮 prawdopodobnie potrzeba jej tego, by si臋 uspokoi膰. Zesz艂a do jadalni. Pa艅stwo Hammond przybyli tam ju偶 wcze艣niej. Rozmowa nie klei艂a si臋 i Carolyn w ko艅cu po偶egna艂a si臋, obiecuj膮c, 偶e do nich napisze. Zesz艂a do kabiny, by zabra膰 rzeczy.

Szybko omiot艂a wzrokiem pok贸j i upewniwszy si臋, 偶e niczego nie zapomnia艂a, wysz艂a na pok艂ad. Chcia艂a by膰 jedn膮 z pierwszych na l膮dzie. Nagle poczu艂a pewno艣膰, 偶e Gray b臋dzie na dole i 偶e b臋dzie czeka艂, by przytuli膰 j膮 w swych ramionach. Zbieg艂a po trapie i steward przytrzyma艂 jej r臋k臋, by si臋 nie potkn臋艂a. U艣miecha艂a si臋 rado艣nie. By艂a jedn膮 z pierwszych na australijskiej ziemi.

Wesz艂a do pomieszczenia kontroli celnej. Gdy po chwili jej oczy przywyk艂y do p贸艂mroku, zacz臋艂a uwa偶nie przeszukiwa膰 wzrokiem t艂um witaj膮cych. Jednak w艣r贸d machaj膮cych r膮k i u艣miechni臋tych twarzy nie mog艂a dostrzec Graya. Nie by艂o go tu. Czekaj膮c na swoj膮 kolej, zmusza艂a si臋 do pogodzenia z tym. Tak, musi teraz zacz膮膰 now膮 prac臋, zdoby膰 nowych przyjaci贸艂 i wej艣膰 w nowe 偶ycie.

Przesz艂a wreszcie przez kontrol臋 celn膮, nios膮c w r臋kach sw膮 ma艂膮 walizeczk臋, kuferek oraz ogromny, pe艂en pami膮tek kosz z Fid偶i. Postawi艂a je na ziemi i unios艂a r臋k臋, by przywo艂a膰 taks贸wk臋. Pomy艣la艂a, 偶e b臋dzie musia艂a znale藕膰 jaki艣 hotel i 偶e nie by艂oby to potrzebne, gdyby Gray by艂 tutaj. 鈥濭艂owa do g贸ry i patrz przed siebie鈥 鈥 pomy艣la艂a natychmiast.

Podjecha艂a taks贸wka i gdy Carolyn podnios艂a sw膮 torb臋, jaka艣 r臋ka chwyci艂a jej waliz臋. Obr贸ci艂a si臋 i poczu艂a, jak Gray ca艂uje j膮. Pod艣wiadomie opar艂a mu r臋ce na ramionach w czu艂ym powitaniu. Nagle przypomnia艂a sobie wszystko i odsun臋艂a go. Gray szybko za艂adowa艂 wszystko do baga偶nika. Posadzi艂 j膮 na przednim siedzeniu i usiad艂 za kierownic膮.

Skr臋cili na 艣wiat艂ach i wjechali na g艂贸wn膮 drog臋 do Balmain. Gray uj膮艂 j膮 za r臋k臋.

Przepraszam, 偶e nie wyszed艂em ci臋 przywita膰, kochanie. To przez te 艣wiat艂a... i parkowanie! Caro, te ostatnie dni trwa艂y tak d艂ugo. Jak dobrze mie膰 ci臋 zn贸w przy sobie... nareszcie. Kochasz mnie?

Wysun臋艂a palce z jego d艂oni i odchyli艂a si臋, ostentacyjnie wyjmuj膮c szmink臋 z torebki.

Dok膮d mnie zabierasz, Gray? Do hotelu? 鈥 spyta艂a. 鈥 Nie musisz martwi膰 si臋 o mnie. Jestem przyzwyczajona troszczy膰 si臋 o sam膮 siebie. Nie czuj si臋 zobowi膮zany 鈥 doda艂a z lekkim dr偶eniem ust.

Oczywi艣cie, 偶e czuj臋 si臋 zobowi膮zany. O co ci chodzi! Hotel? Te偶 co艣! Zabieram ci臋 do swojego domu. A ty my艣la艂a艣, 偶e gdzie, g艂upia g膮sko? Powiedzia艂em ju偶, 偶e przepraszam. Co wi臋cej mog臋 powiedzie膰?

Przepraszam, Gray 鈥 powiedzia艂a ze 艂zami w oczach.

S艂usznie przepraszasz 鈥 powiedzia艂 i znowu wzi膮艂 j膮 za r臋k臋. 鈥 Jest kilku moich przyjaci贸艂 i par臋 os贸b z rodziny. Czekaj膮, 偶eby ci臋 pozna膰, chocia偶 sami jeszcze o tym nie wiedz膮. Nie powiedzia艂em im o tobie i naszym 艣lubie. Chcia艂em by艣 zaprezentowa艂a si臋 osobi艣cie, kochanie. M贸wi膮c o 艣lubie, planowa艂em, 偶e we藕miemy go natychmiast, kiedy tu b臋dziesz i mam nawet wszystkie dokumenty, ale niestety dzi艣 wieczorem musimy wyjecha膰 do Oueensland. B臋d臋 musia艂 pokaza膰 ci Sydney innym razem, a nasz meksyka艅ski 艣lub b臋dzie musia艂 nam wystarczy膰, dop贸ki na miejscu nie damy na zapowiedzi. Czy mo偶emy zaczeka膰 jeszcze troch臋, kochanie?

Carolyn spojrza艂a na niego i podnios艂a jego r臋k臋 do swych ust.

Och, Gray, tak bardzo ci臋 kocham, tak bardzo.

Przysu艅 si臋 bli偶ej, Caro. T臋skni艂em za tob膮. Spojrza艂a mu uwa偶nie w twarz, po czym opar艂a si臋 na jego ramieniu. Nie oszukiwa艂 jej. Nie wszystko jeszcze si臋 zgadza艂o, ale Gray wyja艣ni to w odpowiednim czasie. 艁zy nap艂yn臋艂y jej do oczu, gdy pomy艣la艂a o b贸lu, w jakim 偶y艂a przez te ostatnie pi臋膰 dni. Gray nie mo偶e dowiedzie膰 si臋 o tym. 艢cisn臋艂a jego d艂o艅 i przylgn臋艂a do niego.

Kiedy dotarli na miejsce, Gray przeni贸s艂 jej rzeczy do windy. Obj膮艂 jej smuk艂膮 tali臋 i poca艂owa艂 w usta. Odsun膮艂 si臋 i nacisn膮艂 przycisk.

Caro, zbyt d艂ugo byli艣my roz艂膮czeni. Zosta艅 blisko mnie, moja kochana. Dobrze?

Poca艂owa艂a go, kiwaj膮c g艂ow膮.

Drzwi windy otworzy艂y si臋 i weszli do pokoju pe艂nego ludzi. Jej oczy b艂yszcza艂y z ciekawo艣ci. To byli przyjaciele i rodzina Graya, kt贸rzy teraz mieli si臋 sta膰 jej rodzin膮 i przyjaci贸艂mi. Gray wzi膮艂 jej walizk臋 i poprowadzi艂 do ogromnej sypialni z wychodz膮cym na zatok臋 balkonem.

Wr贸膰 do mnie, jak tylko umalujesz si臋 鈥 powiedzia艂 i zostawi艂 j膮 sam膮.

Wysz艂a na moment na balkon, po czym wr贸ci艂a i stan臋艂a przed ogromnym lustrem. Prawie siedem tysi臋cy mil st膮d zosta艂o San Diego i wszyscy, kt贸rych zna艂a, ale po drugiej stronie drzwi by艂a jej przysz艂o艣膰, jej 偶ycie... i jej mi艂o艣膰.

U艣miechn臋艂a si臋, maluj膮c usta r贸偶ow膮 szmink膮. Nagle za jej plecami otworzy艂y si臋 drzwi i zobaczy艂a eleganck膮, ozdobion膮 kafelkami i wyko艅czon膮 chromem oraz szk艂em 艂azienk臋. Ale jej oczy wpatrywa艂y si臋 w posta膰 stoj膮cej w drzwiach dziewczyny. Carolyn odwr贸ci艂a si臋 do lustra i stan臋艂a z ni膮 twarz膮 w twarz. Nie wiedzia艂a, co powiedzie膰.

Och, ty jeste艣 t膮 dziewczyn膮 z San Diego, z kt贸r膮 przyja藕ni艂 si臋 Gray, gdy by艂 ch艂opcem! 鈥 odezwa艂a si臋 Wendy. 鈥 Zastanawiam si臋, dlaczego Gray robi wok贸艂 ciebie takie zamieszanie? M贸wi艂, 偶e jeste艣 tu po raz pierwszy i chce powita膰 ci臋 tu tak ciep艂o, jak ty powita艂a艣 go w swoim kraju. M贸wi jak typowy Australijczyk! C贸偶, lepiej wr贸c臋 na przyj臋cie i sprawdz臋, czy wszystko jest w porz膮dku. Je艣li jeste艣 ju偶 gotowa, poprosz臋 kogo艣, 偶eby ci臋 przedstawi艂.

Odchodz膮c, Wendy zobaczy艂a baga偶e Carolyn i zwr贸ci艂a si臋 do niej:

Nie zamierzasz chyba tutaj zosta膰? To by艂oby bardzo k艂opotliwe dla Graya! Przyjmujemy tu du偶o ludzi i nie mamy miejsca na pok贸j go艣cinny. Poza tym, naprawd臋, mamy mn贸stwo w艂asnych spraw. Musz臋 z nim o tym pom贸wi膰. Mo偶esz przecie偶 zatrzyma膰 si臋 w hotelu?

Carolyn sta艂a zmieszana i za偶enowana. Zwil偶y艂a j臋zykiem usta i prze艂kn臋艂a 艣lin臋. Tylko od Graya zale偶a艂o, czy 鈥 powie tym ludziom o niej i o 艣lubie. Jednak obecna sytuacja by艂a nie do przyj臋cia i odezwa艂 si臋 jej temperament.

Zdaje si臋, 偶e to zale偶y do Graya, nie s膮dzisz? To jego dom i b臋dziesz musia艂a go o to spyta膰. 鈥 Podnios艂a g艂ow臋 i wysz艂a z pokoju.

Nigdzie nie widzia艂a Graya. Czu艂a si臋 samotna w tym pe艂nym ludzi pokoju.

Jestem Judith, kuzynka Graya 鈥 powiedzia艂a dziewczyna o br膮zowych w艂osach, 艂api膮c j膮 za r臋k臋. 鈥 Chod藕, poznaj nasz膮 rodzin臋 i przyjaci贸艂.

Powoli oprowadzi艂a Carolyn po pokoju, przedstawiaj膮c j膮 i dodaj膮c kr贸tki komentarz o ka偶dej z obecnych os贸b.

W ko艅cu nadszed艂 Gray i obj膮艂 j膮 ramieniem.

Kochanie nast膮pi艂a niewielka zmiana plan贸w 鈥 szepn膮艂 jej do ucha. 鈥 Nie mo偶emy wyjecha膰 dzi艣 wieczorem, a ja musz臋 zaraz wyj艣膰 do biura. Przepraszam, kochanie, Judith zaopiekuje si臋 tob膮. Okay?

Gray? Co si臋 sta艂o? Mo偶e mog臋 pom贸c? 鈥 wyj膮ka艂a. Trzymaj膮c j膮 w ramionach, odwr贸ci艂 si臋 w stron臋 go艣ci.

Drodzy przyjaciele... musz臋 was na chwil臋 opu艣ci膰. Bawcie si臋 dobrze, a ja wr贸c臋, jak tylko b臋d臋 m贸g艂. Mia艂em zamiar zawiadomi膰 was o czym艣, ale to b臋dzie musia艂o zaczeka膰 do mojego powrotu. Przez ten czas zaopiekujcie si臋 t膮 ma艂膮 Amerykank膮. Otoczcie j膮 nasz膮, australijsk膮 opiek膮. Do zobaczenia wkr贸tce.

U艣cisn膮艂 j膮 i poszed艂 do drzwi. Wendy poda艂a mu marynark臋 i pomog艂a si臋 ubra膰. Potem poprawi艂a mu krawat i poca艂owa艂a szybko. Roze艣mia艂 si臋, k艂ad膮c palec jej na nosie, i wyszed艂.

Zastanawiam si臋, co takiego Gray ma nam do powiedzenia. Chodzi prawdopodobnie o zar臋czyny z Wendy! Wszyscy si臋 tego spodziewamy od jakiego艣 czasu. Osobi艣cie s膮dz臋, 偶e m贸g艂by wybra膰 lepiej 鈥 ale w ko艅cu to jego 偶ycie i jest ju偶 du偶ym ch艂opcem. W ka偶dym razie to nie moja sprawa... chocia偶 oczywi艣cie wszyscy jeste艣my ciekawi 鈥 powiedzia艂a Judith, przynosz膮c jej cytrynowy nap贸j.

Gray poleci艂 mi zaopiekowa膰 si臋 tob膮, Carolyn 鈥 powiedzia艂a Wendy. 鈥 Judith, ty masz du偶e mieszkanie. Mo偶e Carolyn mog艂aby spa膰 u ciebie, dop贸ki nie rozpocznie pracy?

B臋dzie mi mi艂o go艣ci膰 ci臋 u siebie, Carolyn, ale s膮dz臋, 偶e to od Graya zale偶y, gdzie j膮 umie艣cimy 鈥 odrzek艂a kuzynka Graya.

Jednak jego nie ma i ja musz臋 zatroszczy膰 si臋 o wszystko. Nie b臋dzie dobrze, gdy zostanie tutaj. Gray nie powinien umieszcza膰 jej w swoim mieszkaniu. Co powiedzieliby na to ludzie? 鈥 spyta艂a Wendy.

Czemu nie? Ty zostajesz tutaj, kiedy chcesz... tak jak teraz. Co to za r贸偶nica? 鈥 zapyta艂a Judith.

Przyjmij do wiadomo艣ci, 偶e istnieje ogromna r贸偶nica mi臋dzy mn膮 a t膮 dziewczyn膮! Baw si臋 dobrze, moja droga, a p贸藕niej mo偶esz zatrzyma膰 si臋 u Judith lub w hotelu, jak wolisz 鈥 stwierdzi艂a Wendy.

Nie potrzebuj臋 nikogo, by si臋 o mnie troszczy艂. Robi艂am to sama wystarczaj膮co d艂ugo 鈥 cicho powiedzia艂a Carolyn, przyjmuj膮c godn膮 postaw臋.

Jak sobie 偶yczysz 鈥 odpowiedzia艂a blondynka.

No, no, naprawd臋 wprowadza si臋 do Graya, razem ze swoj膮 bezczelno艣ci膮 i zaborczo艣ci膮 鈥 skwitowa艂a Judith.

Carolyn pr贸bowa艂a si臋 u艣miechn膮膰 i znale藕膰 jak膮艣 zwyczajn膮 odpowied藕, ale nie zdo艂a艂a. Nagle oczy Judith zab艂ys艂y.

To jest Ronald, prosto ze stacji 鈥濧rara鈥 w Queensland. Jest naszym ekspertem od gleb. Polubisz go, tak jak ja.

Judith roze艣mia艂a si臋 i Carolyn wyczu艂a, 偶e ten m艂ody cz艂owiek by艂 dla niej kim艣 szczeg贸lnym.

Bardzo serdecznie zapraszam ci臋, je艣li zechcesz zatrzyma膰 si臋 u mnie. B臋d臋 ca艂y czas w domu, by wpu艣ci膰 ci臋, gdy przyjdziesz. Okay?

Dzi臋kuj臋 ci za opiek臋, Judith. Zobaczymy si臋 na pewno w ci膮gu najbli偶szych dni i mam nadziej臋, 偶e zostaniemy przyjaci贸艂kami.

W takim razie wszystkiego najlepszego 鈥 powiedzia艂a kuzynka, bior膮c Ronalda za r臋k臋 i wychodz膮c.

Przyj臋cie zdawa艂o ci膮gn膮膰 si臋 bez ko艅ca i Carolyn pragn臋艂a ju偶 tylko powrotu Graya, kt贸ry pozwoli jej zaj膮膰 odpowiednie miejsce w艣r贸d tych ludzi. Odpowiedzia艂a na niezliczon膮 ilo艣膰 pyta艅 na temat swojego zawodu, rodzic贸w, pobytu w Australii. W ko艅cu zacz臋艂a czu膰 si臋 jak rocznik statystyczny i ciekawy okaz motyla przypi臋tego za szk艂em. Coraz trudniej przychodzi艂o jej prowadzenie grzecznych rozm贸w i udzielanie mi艂ych odpowiedzi.

Wysz艂a na taras i spojrza艂a na zatok臋. Sta艂a, rozkoszuj膮c si臋 wiatrem i dalekimi odg艂osami ulicy i statk贸w w porcie. To b臋dzie jej dom... je艣li Gray tu wr贸ci i przedstawi j膮 jako swoj膮 偶on臋. U艣miecha艂a si臋 do swych my艣li. Chocia偶 ich meksyka艅ski 艣lub by艂 legalny, Gray w jaki艣 spos贸b zdawa艂 si臋 odgadywa膰 jej pragnienie, 偶eby 艣lub powt贸rzony tutaj sta艂 si臋 ukoronowaniem ich zwi膮zku.

Musimy ju偶 jecha膰, moja droga. Nie mo偶emy d艂u偶ej czeka膰 na Graya. Mam nadziej臋, 偶e spodoba ci si臋 w Australii. M贸wi艂a艣, 偶e b臋dziesz pracowa膰 w Toowoomba, wi臋c prawdopodobnie nie zobaczymy si臋, dop贸ki zn贸w nie odwiedzisz Sydney. Je艣li przyjedziesz, zadzwo艅 do mnie! 鈥 powiedzia艂a, wchodz膮c na taras Marian, ciotka Graya. 鈥 To wspania艂y widok, prawda?

Carolyn wesz艂a za ni膮 do pok贸j u. Wzi臋艂a udzia艂 w po偶egnaniach i przyj臋艂a mn贸stwo 偶ycze艅 na przysz艂o艣膰.

Gray nie wr贸ci艂. Wszyscy, opr贸cz Wendy, opu艣cili mieszkanie. Sta艂o si臋 oczywiste, 偶e Wendy nie zamierza podejmowa膰 jej d艂u偶ej.

Zadzwoni臋 po taks贸wk臋, by zawioz艂a ci臋 do Judith albo do hotelu. Gdzie chcesz? 鈥 nalega艂a Wendy.

Gray prosi艂, bym tu na niego czeka艂a 鈥 odpar艂a Carolyn. 鈥 To znaczy, 偶e spodziewa si臋 zasta膰 mnie tu po powrocie.

Niestety, nie wiadomo, kiedy to nast膮pi. Wyobra偶asz sobie, 偶e mu si臋 podobasz? Zreszt膮, kto mu si臋 nie podoba? 鈥 powiedzia艂a z westchnieniem. 鈥 Ale ja rozumiem Graya i nalegam, aby艣 zatrzyma艂a si臋 gdzie indziej.

Carolyn pomy艣la艂a, 偶e w takim razie nie mo偶e tu zosta膰.

W porz膮dku, wezm臋 swoje rzeczy 鈥 powiedzia艂a. Wesz艂a do sypialni i napisa艂a:

Gray, zatrzyma艂am si臋 w hotelu 禄Australia芦. Wszystko ci wyja艣ni臋.

Caro Po艂o偶y艂a kartk臋 na szafce i przycisn臋艂a grzebieniem. W ten spos贸b na pewno jej nie przeoczy. Pozbiera艂a rzeczy i wysz艂a z 鈥瀒ch鈥 sypialni.

Na dole czeka艂a ju偶, wezwana przez Wendy, taks贸wka. Po drodze Carolyn zastanawia艂a si臋, czy to mo偶liwe, by mogli by膰 wreszcie razem. Wsz臋dzie mi臋dzy nimi pi臋trzy艂o si臋 tyle przeszk贸d.

Zamkn膮wszy za Carolyn drzwi, Wendy wzruszy艂a ramionami i zacz臋艂a zbiera膰 szklanki i opr贸偶nia膰 popielniczki. Gray b臋dzie zadowolony, gdy po powrocie zastanie dom wolny od zapachu tytoniu i alkoholu. Wy艂膮czy艂a wszystkie 艣wiat艂a opr贸cz jednej, ma艂ej, sto艂owej lampki. To 艣wiat艂o wprowadzi go w dobry nastr贸j. Wysz艂a do swojego pokoju.

Mijaj膮c drzwi sypialni Graya, postanowi艂a wej艣膰 i sprawdzi膰, czy go艣cie nie zostawili tam 偶adnych naczy艅. Na szafce le偶a艂a kartka Carolyn.

Wendy przeczyta艂a j膮 szybko i serce zabi艂o jej mocniej. Czy to mo偶liwe, by ta dziewczyna by艂a dla Graya czym艣 wi臋cej ni偶 zwyk艂膮 znajom膮? Z pewno艣ci膮 jest tylko kokietk膮, kt贸ra pr贸buje omota膰 go!

Szybko chwyci艂a kartk臋, z艂o偶y艂a j膮 i wsun臋艂a do portmonetki. Potem zgasi艂a 艣wiat艂o i wysz艂a z pokoju.



Rozdzia艂 X


Rano usiad艂a na 艂贸偶ku i si臋gn臋艂a po szlafrok. Gray nie przyszed艂, ani nawet nie zadzwoni艂. Czy偶by nie dosta艂 kartki? Si臋gn臋艂a po telefon.

Halo! Tu Wendy! 鈥 Us艂ysza艂a zaspany g艂os. Carolyn g艂臋boko zaczerpn臋艂a powietrza.

Czy mog臋 rozmawia膰 z Grayem? 鈥 spyta艂a.

Carolyn, czy tak? Gray w艂a艣nie bierze prysznic. Nie chcia艂abym mu przeszkadza膰. On ma dla siebie tak ma艂o czasu. Naprawd臋, Carolyn... czy nie mo偶esz tego zrozumie膰? 鈥 zapyta艂a Wendy.

Carolyn mocno 艣cisn臋艂a s艂uchawk臋.

Nie wiesz, czy otrzyma艂 moj膮 wiadomo艣膰?

Jak膮 wiadomo艣膰?

Zostawi艂am dla niego kartk臋 na szafce z ubraniami.

Chwileczk臋, zaraz sprawdz臋 鈥 powiedzia艂a Wendy i Carolyn us艂ysza艂a, jak odk艂ada s艂uchawk臋. 鈥 Nic tam nie ma, wi臋c musia艂 j膮 zabra膰. Czy ty ju偶 zupe艂nie straci艂a艣 swoj膮 godno艣膰? Twoja nachalno艣膰 zaczyna ju偶 by膰 m臋cz膮ca 鈥 ci膮gn臋艂a z艂o艣liwie.

Carolyn od艂o偶y艂a s艂uchawk臋. Co teraz robi膰? Musi go zobaczy膰. Szybko wzi臋艂a prysznic, ubra艂a si臋 i zesz艂a na d贸艂. Z艂apa艂a taks贸wk臋 i kaza艂a zawie藕膰 si臋 do jego mieszkania.

T臋po przygl膮da艂a si臋 porannemu ruchowi, migaj膮cym czerwonym i zielonym 艣wiat艂om. Przypomina艂a sobie, co m贸wi艂 do niej wczoraj. Na pewno mu si臋 nie... znudzi艂a!

Nacisn臋艂a przycisk windy i wzi臋艂a g艂臋boki oddech. Drzwi otworzy艂a gosposia.

Przysz艂am do pana Grahama Butlera. Chc臋 si臋 z nim zobaczy膰 鈥 powiedzia艂a Carolyn.

Pan Gray przed chwil膮 wyszed艂. Zabra艂 ze sob膮 baga偶e. Wyjedz膮 do Queensland o jedenastej. Bardzo si臋 spieszy艂 i by艂 czym艣 zaniepokojony. W ka偶dym razie ju偶 tu nie wr贸ci, prosz臋 pani. Przykro mi! S艂ysza艂am, jak m贸wi艂 do pani Wendy, 偶e musi co艣 jeszcze za艂atwi膰 przed wyjazdem na lotnisko, wi臋c obawiam si臋, 偶e nie z艂apie go pani nawet w biurze.

Czy pani Wendy wysz艂a z nim? Czy jedzie z nim do Cjueensland?

Z pewno艣ci膮. Wyszli razem w wielkim po艣piechu. Przykro mi, 偶e ich pani nie zasta艂a 鈥 powiedzia艂a gosposia, patrz膮c, jak blada Carolyn wsiada do windy.

Na ulicy przystan臋艂a na chwil臋, by namy艣li膰 si臋, co pocz膮膰. Spojrza艂a na zegarek. By艂a prawie dziewi膮ta... Zosta艂y jeszcze dwie godziny, zanim Gray opu艣ci Sydney.

Nagle podj臋艂a decyzj臋. Mia艂a czas, by zabra膰 z hotelu swoje rzeczy i spotka膰 si臋 z Grayem na lotnisku. M贸wi艂 przecie偶, 偶e chce j膮 zabra膰 do Queensland, spodziewa艂a si臋, 偶e w ten spos贸b go znajdzie. Tak, to w艂a艣nie powinna zrobi膰, poczeka膰 na niego na lotnisku.

Podnios艂a r臋k臋, by z艂apa膰 taks贸wk臋 i wkr贸tce zn贸w znalaz艂a si臋 w hotelu 鈥濧ustralia鈥. Szybko za艂atwi艂a wszystkie formalno艣ci i oko艂o dziesi膮tej by艂a w poczekalni lotniska Kingsford Smith. Do planowanego odlotu Graya zosta艂a jeszcze ca艂a godzina.

Nie jad艂a 艣niadania i zacz臋艂a odczuwa膰 g艂贸d. Wesz艂a do baru, zam贸wi艂a kaw臋 i ciastka. Usiad艂a tak, by m贸c obserwowa膰 poczekalni臋. Nie chcia艂a zgubi膰 go ponownie.

W ko艅cu zapowiedziano lot do Brisbone, jednak Graya wci膮偶 nie by艂o wida膰. Carolyn wsta艂a i ustawi艂a si臋 w kolejce, by zap艂aci膰 rachunek.

Nagle dostrzeg艂a go. Kroczy艂 szybko przez hall, obejmuj膮c ramieniem Wendy. Przystan膮艂 na chwil臋 i r臋k膮 zburzy艂 jej w艂osy. Potem uj膮艂 jej d艂o艅 i poprowadzi艂 do czekaj膮cego samolotu. Wendy pierwsza wesz艂a na schodki i po chwili oboje znikn臋li we wn臋trzu samolotu.

Wszystko sta艂o si臋 tak pr臋dko, 偶e Carolyn nie mia艂a czasu przedrze膰 si臋, by ruszy膰 za nimi. Stra偶nik zatrzyma艂 j膮 w przej艣ciu. Nie mia艂a biletu.

M贸j m膮偶 wyje偶d偶a. I nie wie, 偶e jestem tutaj. Mo偶e chocia偶 przeka偶e mu pan, 偶e tu jestem. Och, prosz臋 鈥 przekonywa艂a go desperacko.

W ko艅cu zdecydowa艂 si臋, by spe艂ni膰 jej pro艣b臋, lecz w tej chwili zatrzasn臋艂y si臋 drzwi samolotu. 艁zy cisn臋艂y si臋 jej do oczu, gdy samolot wzni贸s艂 si臋 do g贸ry i znikn膮艂 jej z oczu.

Panienko, mo偶e fili偶ank臋 kawy? 鈥 zapyta艂 nie艣mia艂o portier, jakby obawia艂 si臋, 偶e zemdleje.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Nie mia艂a si艂y m贸wi膰, poza tym czu艂a, 偶e przy pr贸bie wydania najl偶ejszego d藕wi臋ku wybuchn臋艂aby histerycznym p艂aczem. Usiad艂a na miejscu opuszczonym przez jednego z pasa偶er贸w i siedzia艂a tak, nie艣wiadoma up艂ywu czasu.

W ko艅cu, w ponurym nastroju, pozbiera艂a baga偶e i zacz臋艂a rozmy艣la膰 o tym, co j膮 czeka. By艂o a偶 nadto oczywiste, 偶e Gray inne sprawy uwa偶a艂 za wa偶niejsze, zabiera艂 ze sob膮 Wendy z czu艂o艣ci膮 i rozmys艂em. Nigdy nie zapomni tej ostatniej sceny, gdy g艂aska艂 w艂osy Wendy.

Ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e niczego nie rozwi膮偶e, siedz膮c w poczekalni lotniska, podnios艂a si臋 i wzi臋艂a baga偶e.

Potrzebuje pani taks贸wk臋? 鈥 us艂ysza艂a pytanie kierowcy.

Usiad艂a na tylnym siedzeniu i pomy艣la艂a, 偶e hotel 鈥濧ustralia鈥 jest o wiele za drogi, ale nie zna 偶adnego innego miejsca.

Dok膮d pani sobie 偶yczy? 鈥 spyta艂 taks贸wkarz.

Czy zna pan jakie艣 miejsce, gdzie mog艂abym si臋 zatrzyma膰? Czyste, ale niezbyt drogie.

Prosz臋 zostawi膰 to mnie. Pani jest ze Stan贸w, prawda? 鈥 Przytakn臋艂a. 鈥 Ja te偶. Z Birmingham ko艂o Detroit. O偶eni艂em si臋 z Australijk膮, kiedy by艂em tu w wojsku. Niewiele obchodzi艂y j膮 nasze ziemie w Detroit, a poza tym t臋skni艂a za rodzicami, wi臋c wr贸cili艣my do Australii. Dla mnie to niewielka r贸偶nica. Poza tym, lubi臋 ten kraj. W ka偶dym razie dop贸ki 偶ona jest szcz臋艣liwa i mnie jest tu dobrze.

Z wolna Carolyn zacz臋艂a s艂ucha膰 monologu taks贸wkarza i zwraca膰 uwag臋 na ruch za szyb膮. Spojrza艂a w lusterko, dostrzegaj膮c jego uwa偶ne spojrzenie. U艣miechn膮艂 si臋, gdy rumieniec wr贸ci艂 na jej policzki, a jego oczy rozb艂ys艂y, gdy odpowiedzia艂a u艣miechem. Nie by艂a sama na tym 艣wiecie, skoro nawet taks贸wkarz stara艂 si臋 jej dyskretnie pom贸c.

Postawi艂 jej baga偶 w hallu ma艂ego hotelu 鈥濳ings Cross鈥.

Na pewno wszystko w porz膮dku? Mog臋 zawie藕膰 pani膮 do ameryka艅skiej ambasady, je艣li ma pani problemy finansowe.

Nie, nie, wszystko w porz膮dku. Dzi臋kuj臋 panu za trosk臋 i pomoc. Mam rozpocz膮膰 tu prac臋. M贸j problem nie jest natury finansowej 鈥 powiedzia艂a, szukaj膮c banknotu.

Wkr贸tce przyzwyczai si臋 pani do tego. Je艣li nie chodzi o pieni膮dze, to inne problemy rozwi膮偶e czas. Powodzenia! 鈥 powiedzia艂, dotykaj膮c czapki.

Posz艂a do pokoju, u艂o偶y艂a ubrania w szafce i znowu zacz臋艂a rozmy艣la膰. Ten ma艂y hotelik b臋dzie odpowiedni na najbli偶sze kilka dni, chocia偶 pod prysznic musi schodzi膰 na d贸艂. lak, zostanie tu, dop贸ki nie zdecyduje co dalej.

Pozamyka艂a opr贸偶nione walizki i u艂o偶y艂a je w k膮cie szafy. Usiad艂a na 艂贸偶ku. Przysz艂o jej do g艂owy, 偶e najpierw powinna znale藕膰 sw贸j instytut i zobaczy膰, co dla niej przygotowali. Trzeba si臋 zaj膮膰 tym zaraz, zanim nadejdzie weekend. Wzi臋艂a portfel i przeciws艂oneczne okulary i wysz艂a na ulic臋. Poda艂a taks贸wkarzowi adres, kt贸ry mia艂a na kopercie.

Gdy dojechali, wysiad艂a z taks贸wki i spojrza艂a na stoj膮cy przed ni膮 wysoki budynek. Nad wej艣ciem widnia艂o wypisane ogromnymi literami: 鈥濼HE TRANSWORLD FRUIT COMPANY鈥. A wi臋c to tutaj! Przesz艂a przez ogromne oszklone drzwi. Obok wind mie艣ci艂a si臋 portiernia. Jedenaste pi臋tro, zanotowa艂a i odwr贸ci艂a si臋 w kierunku otwieraj膮cych si臋 cicho drzwi. Z windy wysz艂a m艂oda dziewczyna.

Dzie艅 dobry. Mog臋 w czym艣 pom贸c? 鈥 zapyta艂a, u艣miechaj膮c si臋 przyja藕nie.

Tak, szukam dyrektora do spraw personalnych 鈥 odpowiedzia艂a Carolyn.

Niestety, wszyscy wyjechali ju偶 na weekend. Zamykamy o czwartej trzydzie艣ci. Biuro b臋dzie otwarte w poniedzia艂ek rano. Przykro mi! 鈥 zawo艂a艂a.

Carolyn sta艂a przez chwil臋, rozgl膮daj膮c si臋. W ko艅cu wysz艂a z budynku i wolno ruszy艂a ulic膮, patrz膮c na sklepowe wystawy. Wesz艂a do niewielkiego parku i zacz臋艂a przygl膮da膰 si臋 go艂臋biom i mewom, kt贸re bez obawy zabiega艂y o pokarm. S艂o艅ce zacz臋艂o zni偶a膰 si臋 nad horyzontem. Spok贸j i cisza wieczoru powoli udziela艂y si臋 jej duszy. Zacz臋艂a snu膰 plany. Przez weekend mog艂a zasmakowa膰 turystycznych atrakcji miasta. Ojciec zawsze jej powtarza艂, 偶e najlepiej zwiedza si臋 miasta, je偶d偶膮c tramwajami. A wi臋c 鈥 zacznie od jutra.

Nagle poczu艂a si臋 g艂odna. Rozejrza艂a si臋 dooko艂a. Jedna z herbaciarni wygl膮da艂a bardzo zach臋caj膮co. Wchodz膮c pomy艣la艂a, 偶e zacznie od prawdziwej australijskiej herbaty i usiad艂a przy stoliku ko艂o okna.

Wysz艂a z baru z poczuciem zadowolenia i gotowo艣ci na spotkanie nowych przyg贸d. Rozejrza艂a si臋 wok贸艂, powoli zesz艂a ze wzg贸rza i usiad艂a na 艂awce obok czekaj膮cej na autobus dziewczyny. Zacz臋艂a si臋 przys艂uchiwa膰 rozmowom stoj膮cych obok ludzi. Chocia偶 m贸wili po angielsku, trudno jej by艂o nad膮偶y膰 za tokiem rozmowy. Tutejsze zwroty i akcent, podobny do londy艅skiej gwary, sprawia艂y, 偶e rozmowa brzmia艂a dziwnie dla jej nie przyzwyczajonych uszu. Przez chwil臋 przygl膮da艂a si臋, jak dziewczyna obok robi na drutach. Postanowi艂a spyta膰 si臋 jej o drog臋 do hotelu. Dziewczyna okaza艂a si臋 bardzo mi艂a i zaproponowa艂a jej wszystkie mo偶liwe warianty powrotu, a tak偶e opowiedzia艂a, co Carolyn powinna zobaczy膰 w Sydney. W my艣lach Carolyn odbywa艂a ju偶 wycieczki metrem, promami, tramwajami i autobusami. W ko艅cu przyjecha艂 autobus i dziewczyna wsta艂a.

To m贸j numer, prosz臋 wsi膮艣膰 w nast臋pny i zrobi膰 tak, jak m贸wi艂am. Powodzenia! 鈥 Wsiad艂a do autobusu i zatrzasn臋艂y si臋 za ni膮 drzwi.

Carolyn siedzia艂a w ciszy ciep艂ego wieczoru i spogl膮da艂a na rozb艂yskuj膮ce neony.

Zadowolona wysiad艂a z autobusu przy 鈥濳ings Cross鈥. Wolno ruszy艂a ulic膮, wpatruj膮c si臋 w sklepowe wystawy i ws艂uchuj膮c w brzmi膮ce wok贸艂 rozmowy. W oknie greckich delikates贸w dostrzeg艂a kilka smacznych pasztecik贸w i zdecydowa艂a si臋 kupi膰 je na kolacj臋. Pachnia艂y tak, jak te, kt贸re kupowa艂y zawsze z Janet. Opanowa艂o j膮 nag艂e uczucie nostalgii i zacz臋艂a zastanawia膰 si臋, co oni wszyscy robi膮 teraz w domu.

Czym mog臋 pani s艂u偶y膰?

Poprosz臋 paszteciki. 鈥 Gdy si臋ga艂 po nie, doda艂a: 鈥 Co to za ma艂e, t艂uste ptaszki? Wygl膮daj膮 bardzo apetycznie.

To burzyki, prosz臋 pani 鈥 odpowiedzia艂.

Nigdy o nich nie s艂ysza艂am 鈥 powiedzia艂a Carolyn. Sprzedawca z b艂yskiem w oczach pochyli艂 si臋 ku niej.

Mieszkaj膮 na wybrze偶u w skalnych dziurach. 呕yj膮 tam tak偶e w臋偶e. M臋偶czy藕ni i ch艂opcy, kt贸rzy 艂api膮 burzyki, wk艂adaj膮 r臋ce do dziur i czasami zamiast ptak贸w dostaj膮 troch臋 trucizny.

Naprawd臋? 呕artuje pan! 鈥 wykrzykn臋艂a.

C贸偶, tak powiedziano mi, gdy przyby艂em do tego kraju. Kto to mo偶e wiedzie膰? Pani chyba te偶 od niedawna w Australii?

Carolyn roze艣mia艂a si臋.

Jestem tu od bardzo niedawna, zatrzyma艂am si臋 w tym ma艂ym hotelu w dole ulicy. Mam dosta膰 prac臋 w Queensland. Jestem ze Stan贸w. 鈥 Zap艂aci艂a z u艣miechem i wysz艂a szcz臋艣liwa ze sklepu.

Tej nocy, gdy po艂o偶y艂a si臋 w ciep艂ym 艂贸偶ku swojego zacisznego hotelu, opanowa艂o j膮 uczucie spokoju. Wyda艂o jej si臋, 偶e up艂yn臋艂o ju偶 du偶o czasu, kt贸ry mia艂a sp臋dzi膰 sama... i 偶e Gray j膮 kocha. Odwr贸ci艂a si臋 na bok i dotykaj膮c ustami obr膮czki, kt贸r膮 w艂o偶y艂 jej na palec, usn臋艂a...


Przez nast臋pne dwa dni stara艂a si臋 zwiedza膰 wszystkie najciekawsze miejsca. Najpierw wybra艂a si臋 na przeja偶d偶k臋 promem po zatoce, przy weso艂ej muzyce i trzepocz膮cych flagach. Z Circular Cay pojecha艂a do Manly, by wyk膮pa膰 si臋, pole偶e膰 na pla偶y i zje艣膰 dobre lody. Autobusem dojecha艂a do Bankstown i z powrotem, a tak偶e do Parramatta, gdzie zwiedza艂a dom kapitana Bligh鈥檃 z tych czas贸w, gdy by艂 gubernatorem Nowej Po艂udniowej Walii. W Zatoce Botany widzia艂a jacht Regatta i zjad艂a obiad w Starej Operze. Uda艂o si臋 jej nawet obejrze膰 wyst臋p baletu Bolshoi. Muzyka i wspania艂e popisy tancerzy naprawd臋 j膮 zachwyci艂y.

Kupi艂a sukienk臋 u Snowsa 鈥 model z Pary偶a, robiony przez s艂awnego projektanta. Wiedzia艂a, 偶e nie mo偶e sobie na ni膮 pozwoli膰, lecz z drugiej strony czu艂a, 偶e raz w 偶yciu warto kupi膰 taki ciuch!

U Anthony Horderns鈥檃 kupi艂a wspania艂y, lekki i mi臋kki koc z australijskiej we艂ny. W piwnicy Davida Jones鈥檃 zjad艂a ostrygi, kt贸re gor膮co poleca艂a dziewczyna z parku.

Pe艂na obaw pr贸bowa艂a rozezna膰 si臋 w wielopoziomowej stacji metra. W ko艅cu zesz艂a w d贸艂 po schodach... wydawa艂o si臋, 偶e s膮 ich setki i wreszcie znalaz艂a si臋 w kolejce p臋dz膮cej jak kometa, by wy艂oni膰 si臋 na dzienne 艣wiat艂o i przez Sydney Bridge przejecha膰 na p贸艂nocne wybrze偶e. 呕ywo odwr贸ci艂a si臋 do m艂odej, trzynastoletniej dziewczynki siedz膮cej obok.

To wspania艂e! 鈥 wykrzykn臋艂a.

Dziewczynka spojrza艂a na ni膮 szeroko otwartymi oczyma.

Pani jest Amerykank膮, prawda? 鈥 spyta艂a.

Je藕dzisz t臋dy do szko艂y?

Mieszkam w St. Ives i chodz臋 do dziewcz臋cego college^ w Roseville. Och, jeste艣my ju偶 w Crows Nest. M贸j brat chodzi tu do szko艂y. Za kilka lat b臋dzie bankierem, jak m贸j tata.

Kiedy dziewczynka wysiad艂a, Carolyn usiad艂a wygodnie i zacz臋艂a patrze膰 przez okno na lesiste wzg贸rza i ma艂e stacyjki, na kt贸rych poci膮g zatrzymywa艂 si臋 w drodze powrotnej.

W poniedzia艂ek o dziewi膮tej rano zameldowa艂a si臋 w recepcji firmy i zosta艂a skierowana do dzia艂u personalnego. Drzwi otworzy艂a sekretarka i Carolyn zauwa偶y艂a wypisane na nich z艂otymi literami nazwisko 鈥濵r. Harding鈥.

M臋偶czyzna za biurkiem wsta艂, gdy wesz艂a, i wskaza艂 jej miejsce naprzeciwko siebie.

Prosz臋 usi膮艣膰, panno... Dunn, czy tak? W czym mog臋 pom贸c?

Rzeczywi艣cie, nazywam si臋 Dunn 鈥 odpowiedzia艂a szybko. 鈥 Mia艂am zg艂osi膰 si臋 do pana po instrukcje, zaraz po przybyciu do Sydney.

Tak... c贸偶, nast膮pi艂a niewielka... ummm... zmiana w planach. W艂a艣ciciel, dyrektor generalny chcia艂 za艂atwi膰 pani przyj臋cie do pracy, ale nagle wezwano go w wa偶nej sprawie do Szwajcarii. My艣la艂em, 偶e wysz艂a pani za m膮偶 i nie b臋dzie pani szuka膰 pracy.

Czy pan Butler kontaktowa艂 si臋 z wami w mojej sprawie? 鈥 spyta艂a Carolyn, rozmy艣laj膮c gor膮czkowo, 偶e mo偶e Gray pr贸bowa艂 j膮 znale藕膰.

Umm... tak, co艣 w tym rodzaju 鈥 powiedzia艂, opieraj膮c brod臋 na r臋kach. Spojrza艂 na Carolyn. 鈥 C贸偶, s膮dz臋, 偶e powinni艣my wys艂a膰 pani膮 do Queensland, do hotelu Lennons na wybrze偶u. Je艣li w ci膮gu dw贸ch tygodni nikt z naszego biura w Brishane nie skontaktuje si臋 z pani膮, prosz臋 zg艂osi膰 si臋 do naszej, tamtejszej plac贸wki po dalsze instrukcje. I prosz臋 zadzwoni膰 do nas jutro. Wszystko b臋dzie przygotowane. Dzi臋kuj臋, 偶e skontaktowa艂a si臋 pani z nami tak szybko. 鈥 Poda艂 jej r臋k臋 i wsta艂, ko艅cz膮c rozmow臋.

Wysz艂a z budynku na zalan膮 promieniami po艂udniowego s艂o艅ca ulic臋. Pomy艣la艂a, 偶e nadarza si臋 艣wietna okazja, by zwiedzi膰 ogr贸d zoologiczny Taronga. Do jutra nie ma nic do roboty. Wsiad艂a w autobus i wkr贸tce spacerowa艂a ju偶 po olbrzymim zoo, podziwiaj膮c wspania艂e widoki, zjadaj膮c kie艂baski i popijaj膮c col臋. Szczeg贸lnie interesowa艂a j膮 dzika fauna Australii: kangury, dziobaki, ptaki i w臋偶e. Mo偶e kiedy艣 zobaczy je w ich naturalnym otoczeniu.

Nast臋pnego ranka u drzwi windy czeka艂 na ni膮 uprzejmy pan Harding. Wzi膮艂 j膮 pod rami臋 i poprowadzi艂 do swojego biura. Sekretarce poleci艂 poda膰 herbat臋.

Oto pani bilet, program podr贸偶y, rezerwacja w hotelu Lennons i ma艂a zaliczka na drobne wydatki. Hotel i posi艂ki b臋d膮 op艂acane przez nasze biuro w Brisbane. Powiedzmy, 偶e b臋dzie to ma艂y urlop. Jako 偶e nie ma dyrektora generalnego, a pani przyjecha艂a tu na nasze wezwanie, pani wydatki b臋d膮 pokrywane przez firm臋, dop贸ki nie zostanie pani formalnie przyj臋ta.

Carolyn by艂a oszo艂omiona tak膮 hojno艣ci膮. 鈥濧ustralijczycy wszystko za艂atwiaj膮 z gracj膮鈥 鈥 pomy艣la艂a.

Panie Harding, bardziej interesuje mnie praca ni偶 wakacje. Czy nie ma niczego, co mog艂abym robi膰, zanim naprawd臋 zaczn臋 prac臋?

C贸偶, w tej chwili nie potrafi臋 na to odpowiedzie膰. Matka naszego dyrektora mia艂a ci臋偶ki atak serca, wi臋c wyjecha艂 nagle i zostawi艂 nas troch臋 zdezorientowanych. Mamy nadziej臋, 偶e wszystko p贸jdzie dobrze i wkr贸tce wr贸ci tu, by wyja艣ni膰 kilka spraw. Nie tylko w pani sprawie potrzebujemy jego decyzji 鈥 powiedzia艂 zamy艣lony.

Przykro mi to s艂ysze膰, ale naprawd臋 musz臋 nalega膰 na jaki艣 bardziej konkretny termin. Wygl膮da na to, 偶e mo偶e to potrwa膰 tygodnie, a ja nie mog臋 po prostu siedzie膰 i czeka膰 na nie wiadomo co 鈥 odrzek艂a Carolyn.

Tak, rozumiem pani punkt widzenia. I powiem pani, co zrobimy. Je艣li nie powiadomimy pani w ci膮gu pi臋ciu dni od pani przybycia do Queensland, prosz臋 skontaktowa膰 si臋 z naszym biurem w Brisbane. B臋d膮 mieli upowa偶nienie, by pani膮 zatrudni膰 鈥 powiedzia艂.

W biurze linii lotniczych potwierdzi艂a swoj膮 rezerwacj臋 i gdy zapowiedziano jej lot, wysz艂a przez bram臋 do czekaj膮cego samolotu.



Rozdzia艂 XI


Mija艂 drugi dzie艅 jej pobytu w Lennons Hotel i Carolyn wygrzewa艂a si臋 na s艂o艅cu, odpoczywaj膮c po surfingu, gdy goniec hotelowy przyprowadzi艂 do niej wysokiego m臋偶czyzn臋.

Carolyn, wszyscy musieli艣my si臋 nie藕le napracowa膰, 偶eby ci臋 odnale藕膰! 鈥 powiedzia艂 Ronald, przykucaj膮c obok niej. 鈥 Czemu nie zosta艂a艣 w hotelu 鈥濧ustralia鈥, tak jak m贸wi艂a艣 Wendy? I co robi艂a艣 przez ca艂y ten czas? Gray nie mo偶e zrozumie膰, dlaczego nie zosta艂a艣 w mieszkaniu, jak ci臋 o to prosi艂. Tak samo Wendy. Wymeldowa艂a艣 si臋 z hotelu 鈥濧ustralia鈥 w艂a艣nie wtedy, gdy Gray wytropi艂 ci臋 tam po niemo偶liwej ilo艣ci telefon贸w. Nie mia艂 czasu ci臋 dalej szuka膰 i pozostawi艂 to nam 鈥 doda艂, przesuwaj膮c r臋k膮 po w艂osach.

C贸偶, mia艂 jednak czas, by zabra膰 z sob膮 Wendy. Reszta to d艂uga historia i je艣li Gray chce j膮 us艂ysze膰, z pewno艣ci膮 b臋dzie wiedzia艂, gdzie mnie znale藕膰 鈥 powiedzia艂a Carolyn, podci膮gaj膮c kolana pod brod臋.

Opar艂a na nich g艂ow臋 i przez chwil臋 patrzy艂a na niego zamy艣lona. To dziwne, ale nie zna艂a jego nazwiska.

Przepraszam, ale jak brzmi twoje nazwisko, Ronaldzie? I jak mnie tu znalaz艂e艣?

Eagan, Ronald Eagan 鈥 powiedzia艂, wyjmuj膮c kopert臋 z wewn臋trznej kieszeni marynarki. 鈥 Znalaz艂em ci臋 przez Trans World-Fruit Company w Sydney. 鈥 Wskaza艂 na brzeg koperty. 鈥 Nie wiem, o co chodzi, ale Gray jest bardzo zaniepokojony. Przed wyjazdem da艂 mi ten list do ciebie. Prosi艂, bym ci臋 odnalaz艂 i zaopiekowa艂 si臋 tob膮. Mo偶e to wyja艣ni ci sprawy, kt贸rych ja nie potrafi臋 ci wyt艂umaczy膰.

Wr臋czy艂 jej kopert臋. Carolyn otworzy艂a j膮 i wyj臋艂a kartk臋 napisan膮 przez Graya. Czyta艂a z bij膮cym sercem:


Caro, kochana, nagle wezwano mnie do Europy. Om贸wimy nasze sprawy, gdy wr贸c臋 do Australii; nam nadziej臋, te wkr贸tce. Poprosi艂em Ronalda, by do tego czasu zaopiekowa艂 si臋 tob膮. Wyje偶d偶am bardzo zaniepokojony, ale mam nadziej臋, te bliscy mi ludzie zast膮pi膮 mnie do czasu powrotu. Wszystko wyja艣ni臋 ci, gdy si臋 wkr贸tce spotkamy.

Podpisane po prostu: 鈥濭ray鈥.


Carolyn wpatrywa艂a si臋 w zapisan膮 kartk臋. Kilka spraw jasno wynika艂o z tego listu. Graya oddziela艂o teraz od niej p贸艂 艢wiata. Wydelegowa艂 do opieki nad ni膮 zupe艂nie obcego cz艂owieka. Wendy oczywi艣cie mieszka艂a z nim, a ona, Carolyn, mia艂a by膰 tam go艣ciem. Taka sytuacja by艂a nie do przyj臋cia.

Z wolna narasta艂 w niej gniew. Nie chcia艂a jednak, by Ronald poczu艂, 偶e nie docenia jego wysi艂k贸w. Wsta艂a i podnios艂a sw贸j r臋cznik i rzeczy. Wyci膮gn臋艂a do niego r臋k臋.

Ubior臋 si臋 i zjemy razem lunch w hotelu. Powiesz mi, co o tym s膮dzisz. Dobrze?

W milczeniu weszli do hotelu. Ronald podszed艂 do baru, a Carolyn na g贸r臋 do pokoju.

Wzi臋艂a prysznic i przebra艂a si臋 w turkusow膮 koszulk臋. Zesz艂a na d贸艂. Ronald podszed艂 natychmiast i uj膮wszy j膮 pod rami臋, poprowadzi艂 do przestronnej, l艣ni膮cej biel膮 obrus贸w restauracji. Po lunchu, kt贸ry Carolyn ledwie tkn臋艂a, Ronald odsun膮艂 na bok fili偶ank臋 po kawie i opar艂 na stole r臋ce.

Carolyn, Gray powiedzia艂 mi, 偶e jeste艣 jego 偶on膮. Wiele czasu zaj臋艂o mu, zanim znalaz艂 odpowiedni膮 dziewczyn臋. Ale ma teraz mn贸stwo obowi膮zk贸w, a ty jeszcze niezupe艂nie rozumiesz, co si臋 dzieje. Nie odrzucaj wi臋c tego, co masz 鈥 powiedzia艂.

Zdaje si臋, 偶e na razie traktuje mnie jako jeszcze jeden 鈥瀘bowi膮zek鈥 鈥 odrzek艂a cicho Carolyn.

Jestem pewien, 偶e to co艣 wi臋cej. Dlaczego nie chcesz, bym zabra艂 ci臋 do 鈥濧rara鈥. Tam zaczekamy na powr贸t Graya i wtedy wyja艣nimy wszystkie nieporozumienia 鈥 powiedzia艂.

Czy znasz okoliczno艣ci naszego 艣lubu? 鈥 zapyta艂a i Ronald potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. 鈥 C贸偶, jeste艣 przyjacielem Graya, a on m贸wi ci to, co uwa偶a za stosowne. Ale teraz ja ci powiem, 偶e przyby艂am do Australii jako ekspert przemys艂u spo偶ywczego. Od dawna wiedzia艂am, 偶e b臋d臋 pracowa膰 w Toowoomba. Gray wie, co to za firma i wie, 偶e tam b臋d臋. S膮dz臋, 偶e lepiej b臋dzie, je艣li nie zmieni臋 swoich plan贸w. Zamierzam zacz膮膰 wreszcie prac臋. Ona musi zaj膮膰 teraz nadrz臋dne miejsce w moim 偶yciu.

Czy to znaczy, 偶e nie kochasz Graya? To dlaczego, do diab艂a, wysz艂a艣 za niego za m膮偶? 鈥 wybuchn膮艂.

Carolyn spu艣ci艂a oczy i spojrza艂a na swoje zaci艣ni臋te d艂onie.

Kocham go... zbyt mocno 鈥 wyszepta艂a przez zaci艣ni臋te usta.

Jestem pewien, 偶e ci臋 te偶 kocha. Gdzie艣 tu musi by膰 jakie艣 nieporozumienie 鈥 powiedzia艂 przestraszony.

W ka偶dym razie chc臋 kontynuowa膰 swoj膮 prac臋... i swoje 偶ycie. Gray b臋dzie wiedzia艂, jak mnie znale藕膰... je艣li tego chce 鈥 powiedzia艂a cicho.

Ronald wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.

Nie wiem na tyle du偶o, by s艂u偶y膰 ci prawdziw膮 rad膮, ale chc臋 偶eby艣 wiedzia艂a, 偶e zawsze jestem got贸w pom贸c ci, jak tylko potrafi臋.

Chcia艂abym tego bardzo.

Wstali i wyszli po偶egna膰 si臋. Patrzy艂a, jak odje偶d偶a i nagle poczu艂a si臋 zagubiona. Jeszcze raz zosta艂a odci臋ta od Graya.

Nast臋pnego dnia zjawi艂a si臋 w biurze TransWorld Fruit Co. w Brisbane, w gabinecie szefa regionalnego przedstawicielstwa. Gdy pokaza艂a mu list z Los Angeles, lekko poczerwienia艂 na twarzy.

W czym mog臋 pani pom贸c?

Carolyn poczu艂a si臋 tak, jakby bawiono si臋 z ni膮 w ciuciubabk臋.

C贸偶, na pocz膮tek powinnam chyba zameldowa膰 si臋 na plantacji w Toowoomba. Czy pan mo偶e powiedzie膰 mi, jak si臋 tam dosta膰?

Ale偶 oczywi艣cie, zajm臋 si臋 t膮 spraw膮. Mamy tu miniautobus, kt贸ry zawiezie pani膮, gdziekolwiek pani sobie 偶yczy. Kierowca przyjedzie po pani膮 do hotelu.

Wspaniale! W takim razie, czy mog臋 wyruszy膰 natychmiast? Moje baga偶e s膮 w tamtym biurze i naprawd臋 chcia艂abym jak najszybciej rozpocz膮膰 prac臋 鈥 powiedzia艂a Carolyn.

Si臋gn膮艂 po telefon i natychmiast po艂膮czy艂 si臋 z gara偶em.

Niech Danny przyjedzie natychmiast do mnie do biura i niech przygotuje samoch贸d gotowy do drogi, do Toowoomba.

Carolyn westchn臋艂a zadowolona. Australijczycy wreszcie zrozumieli, co maj膮 robi膰. Poda艂a r臋k臋 m臋偶czy藕nie za biurkiem i podzi臋kowa艂a mu za pomoc.

Sta艂a przy ogrodzeniu, gdy podjecha艂 samoch贸d i m艂ody m臋偶czyzna wyskoczy艂 na zewn膮trz.

Czy to pani ma jecha膰 do Toowoomba? 鈥 zapyta艂, szeroko otwieraj膮c oczy. 鈥 Fiu, fiu! Mo偶e powinienem wzi膮膰 samoch贸d szefa, bo w tym wytrz臋sie si臋 pani przez drog臋.

Carolyn, 艣miej膮c si臋, zapewni艂a go, 偶e wszystko w porz膮dku i ruszyli w drog臋.

Wyjechali z miasta i Carolyn odetchn臋艂a 艣wie偶ym, przepe艂nionym zapachem eukaliptus贸w, powietrzem. Pomy艣la艂a, 偶e nareszcie znalaz艂a swoje miejsce na 艣wiecie.

Jak d艂ugo b臋dziemy jecha膰? 鈥 spyta艂a.

Jakie艣 cztery godziny. To zale偶y od tego, ile razy b臋dziemy si臋 zatrzymywa膰 鈥 odrzek艂 zwi臋藕le kierowca.

Carolyn rozsiad艂a si臋 wygodnie. Mieli na rozmow臋 mn贸stwo czasu. Z zainteresowaniem patrzy艂a na mijane wzg贸rza i farmy.

Przejechali w艂a艣nie 艂atwiejsz膮 po艂ow臋 drogi i Carolyn zaproponowa艂a post贸j na lunch.

Znam dobre miejsce za tym wzniesieniem. Podaj膮 tam dobre placki i herbat臋 鈥 odpar艂.

Jedzenie rzeczywi艣cie by艂o dobre; posilili si臋 herbat膮 i pieczon膮 wo艂owin膮. Kiedy Carolyn spyta艂a go, sk膮d pochodzi, odpowiedzia艂, 偶e urodzi艂 si臋 w Brisbane, ale wi臋ksz膮 cz臋艣膰 ostatnich dw贸ch lat przepracowa艂 w Toowoomba.

Polubi pani ten kraj. Toowoomba to 鈥濳r贸lowa Wy偶yny Darling鈥.

Carolyn obliczy艂a, 偶e przejechali ju偶 prawie sto mil w g艂膮b l膮du. Gdy spyta艂a Danny鈥檈go, jak jeszcze daleko, pochyli艂 si臋 nad kierownic膮, wskazuj膮c palcem przed siebie:

Widzi pani to urwisko? Toowoomba jest na szczycie. Nied艂ugo zaczniemy wspina膰 si臋 pod g贸r臋 i z ty艂u b臋dzie pani mia艂a wspania艂e widoki.

Spojrza艂a przez tyln膮 szyb臋. Krajobraz rzeczywi艣cie by艂 wspania艂y. Czerwony kolor ziemi na ods艂oni臋tym zboczu przypomina艂 jej rodzinne strony.

Ziemia ma tu taki kolor jak w wielu miejscach w Arizonie i Nowym Meksyku, a tak偶e w Californii.

Pani jest ze Stan贸w?! 鈥 wykrzykn膮艂.

Uwa偶aj! 鈥 wykrzykn臋艂a , bo samoch贸d zjecha艂 zbyt blisko skraju drogi. 鈥 Ale teraz mam zamiar zosta膰 Australijk膮 i potrzebuj臋 pomocy, by si臋 tu osiedli膰. Nie wiesz przypadkiem o jakim艣 czystym mieszkaniu, kt贸re mog艂abym szybko wynaj膮膰?

C贸偶... moja mama wynajmuje pok贸j, ale nie wiem, czy nie b臋dzie zbyt ma艂y. Przeprowadzi艂a si臋 tutaj, 偶eby by膰 bli偶ej mojej siostry, kt贸ra wysz艂a za tutejszego bogacza 鈥 powiedzia艂 zamy艣lony. 鈥 W ka偶dym razie ona lepiej b臋dzie potrafi艂a pani pom贸c. Zawioz臋 pani膮 do niej. Biura i tak b臋d膮 ju偶 zamkni臋te, a pani przynajmniej b臋dzie mia艂a zapewniony nocleg.

Przeje偶d偶ali w艂a艣nie nad brzegiem zbocza i Carolyn zobaczy艂a pi臋kne, ocienione drzewami, senne miasto, pogr膮偶aj膮ce si臋 w narastaj膮cym p贸艂mroku.

Och, Danny, tu jest cudownie 鈥 zawo艂a艂a rozentuzjazmowana Carolyn.

Tak, prosz臋 pani; Kr贸lowa Wy偶yn Darling 鈥 powt贸rzy艂 z dum膮.

Skr臋ci艂 w ocienion膮 drzewami ulic臋 niedaleko du偶ego, starego domu z bia艂ymi werandami po obu stronach. Stoj膮ca przed domem siwa kobieta z grabkami w r臋ku, wyprostowa艂a si臋 i spojrza艂a na nich pytaj膮co. Nagle zobaczy艂a Dannego i podesz艂a do samochodu.

Nie pozna艂am ci臋 w tym samochodzie, Dan. Kog贸偶 to ze sob膮 przywioz艂e艣? 鈥 spyta艂a.

Mamo, to panna Dunn. Przyjecha艂a z Ameryki, by pracowa膰 dla koncernu owocowego. Potrzebuje miejsca, gdzie mog艂aby si臋 zatrzyma膰. Pomy艣la艂em, 偶e mog艂aby艣 jej pom贸c. Chocia偶 na dzisiejsz膮 noc 鈥 doda艂.

M贸j Bo偶e! 鈥 wykrzykn臋艂a. 鈥 Jak膮 prac臋 pani wykonuje, 偶e musia艂a pani przeby膰 a偶 tak膮 drog臋?

Prace badawcze, pani... ? Przepraszam, ale Danny nie powiedzia艂 mi nazwiska.

Nazywam si臋 Hubbard, panno Dunn. Ten Danny! Uczy艂am go lepszych manier, ale on si臋 wci膮偶 zapomina!

Prosz臋 wej艣膰, panno Dunn, mam nadziej臋, 偶e wypije pani z nami herbat臋.

Carolyn skin臋艂a g艂ow膮 i wesz艂a za gospodyni膮 do domu. Pomy艣la艂a, 偶e herbata to dobry pomys艂, ale przyda艂by si臋 porz膮dny obiad. Podr贸偶 pobudzi艂a jej apetyt! Rozejrza艂a si臋 po du偶ej kuchni.

Po kilku minutach usiedli za sto艂em do prawdziwego posi艂ku. Jedzenie, cho膰 troch臋 inne ni偶 to, do kt贸rego by艂a przyzwyczajona, okaza艂o si臋 bardzo smaczne. Sa艂atka ze 艣wie偶ych owoc贸w rozbudzi艂a w niej prawdziwy entuzjazm.

To papaja i 艣wie偶e ananasy 鈥 otrzyma艂a odpowied藕.

To dlatego jest taka dobra. Zdaje si臋, 偶e owoce stan膮 si臋 moj膮 ulubion膮 potraw膮.

Spyta艂a pani膮 Hubbard o mo偶liwo艣膰 zatrzymania si臋 na noc.

Oczywi艣cie. Powinnam by艂a sama ci to wcze艣niej zaproponowa膰. Zosta艅 jak d艂ugo chcesz. Najcz臋艣ciej jestem tu sama i wynajmuj臋 pok贸j, g艂贸wnie po to ty mie膰 towarzystwo. Co prawda, moja c贸rka przychodzi tu niemal codziennie, ale wieczory bywaj膮 d艂ugie 鈥 powiedzia艂a pani Hubbard, prowadz膮c j膮 do pokoju. 鈥 艁azienka jest naprzeciwko 鈥 doda艂a, wskazuj膮c drzwi.

Carolyn wesz艂a do przestronnego pomieszczenia. 艢wie偶e powietrze wpada艂o przez otwarte okna, rozwiewaj膮c bia艂e firanki. Przesz艂a przez pok贸j i otworzy艂a drzwi, wychodz膮ce na werand臋. By艂o tu jak w domu! Odwr贸ci艂a si臋 do siwej kobiety i ze 艂zami w oczach wyci膮gn臋艂a do niej r臋k臋.

Zostan臋 tu!

Danny, przynie艣 do sypialni pani walizki. Wygl膮da na to, 偶e mam towarzystwo na jaki艣 czas.

Zwr贸ci艂a si臋 do Carolyn i doda艂a:

Ostatnia lokatorka opu艣ci艂a mnie kilka tygodni temu, by wzi膮膰 艣lub. C贸rka m贸wi, 偶e jestem jak biuro matrymonialne i rzeczywi艣cie dziewczyny, kt贸re si臋 tu zatrzymuj膮, prawie zawsze wychodz膮 za m膮偶. Lubi臋 m艂odzie偶 i mo偶e dlatego zawsze czekam, dop贸ki nie znajd臋 kogo艣 odpowiedniego. Ty w艂a艣nie tak wygl膮dasz. B臋dzie mi mi艂o ci臋 go艣ci膰... i s艂ucha膰 opowie艣ci o Ameryce.

Nast臋pnego ranka obudzi艂 j膮 ochryp艂y 艣miech dochodz膮cy zza okna. Wyskoczy艂a z 艂贸偶ka ciekawa, co to mo偶e by膰? Wyjrza艂a przez okno. Pani Hubbard rzuca艂a w艂a艣nie traw臋 podobnemu do kurczaka ptakowi. Spojrza艂a na Carolyn.

Nie widzia艂a艣 jeszcze naszych kookaburra? Czasami m贸wimy na nie 鈥瀦imorodki鈥. To mi艂e stworzenia. Mam nadziej臋, 偶e je polubisz.

Tak naprawd臋 to nie pozna艂am jeszcze w og贸le australijskiej fauny i flory, wy艂膮czaj膮c ogr贸d zoologiczny Toronga w Sydney! O wielu rzeczach w Australii nie mam jeszcze poj臋cia 鈥 powiedzia艂a Carolyn.

艢niadanie b臋dzie za dziesi臋膰 minut. Masz jakie艣 specjalne 偶yczenia?

Carolyn odpowiedzia艂a, 偶e zje cokolwiek. Umy艂a z臋by i ubra艂a si臋 w lniany kostium. Zaraz po 艣niadaniu musia艂a i艣膰 do swojej firmy.

Na stole sta艂o ju偶 gor膮ce danie, kt贸re by艂o mieszanin膮 utartych ziemniak贸w, grochu, mi臋sa z wczorajszej kolacji oraz owsianki i jajek. Powinna powiedzie膰 pani Hubbard, i偶 nie jest zwolenniczk膮 obfitych 艣niada艅, bo dba o utrzymanie odpowiedniej wagi. Jednak wiedzia艂a, 偶e tego ranka musi spr贸bowa膰 wszystkiego, gdy偶 starsza kobieta z pewno艣ci膮 w艂o偶y艂a w to wiele pracy.

Wychodz臋 zameldowa膰 si臋 w biurze swojej firmy. Nie wiem, co wyznaczyli mi do zrobienia, ale przypuszczam, 偶e nie rozpoczn臋 bada艅 jeszcze przez najbli偶sze kilka dni. B臋dziemy mia艂y czas, 偶eby si臋 zaprzyja藕ni膰. A ja b臋d臋 mog艂a lepiej pozna膰 miasto. Wr贸c臋 jak najszybciej 鈥 powiedzia艂a wychodz膮c.

Danny wyjecha艂 o si贸dmej do Brisbane 鈥 powiedzia艂a pani Hubbard. 鈥 Zam贸wi艂am dla ciebie taks贸wk臋, by zabra艂a ci臋 do firmy. To ca艂kiem blisko.

W biurze powiedziano jej, 偶e pan Gooding b臋dzie wolny za kilka minut i poproszono, by zaczeka艂a. Carolyn usiad艂a, rozgl膮daj膮c si臋 po nowoczesnym gabinecie. Nagle jej uwag臋 przyku艂 wielki, z艂oty medalion z napisem na obwodzie, zawieszony na 艣cianie. Wygl膮da艂 tak jak tamten, kt贸ry Gray podarowa艂 jej po ich 艣lubie! Jej by艂 zbyt ma艂y, aby rozr贸偶ni膰 szczeg贸艂y i zawsze my艣la艂a, 偶e by艂y to przypadkowe wzorki. Ale du偶y medalion na 艣cianie by艂 bardzo wyra藕ny 鈥 olbrzymie z艂ote s艂o艅ce i napis: 鈥濸od膮偶aj za s艂o艅cem... ku owocom 艣wiata鈥. Z bij膮cym sercem spyta艂a sekretark臋, czy to motto firmy.

Tak, to nasze motto. Jeste艣my tu dumni z naszej s艂onecznej pogody i m贸wimy to ca艂emu 艣wiatu 鈥 odpowiedzia艂a i da艂a jej znak, 偶e mo偶e ju偶 wej艣膰 do Goodinga.

Pan Gooding 鈥 korpulentny, 艂ysiej膮cy m臋偶czyzna oko艂o pi臋膰dziesi膮tki 鈥 wskaza艂 jej miejsce po drugiej stronie biurka.

Mamy niewielki problem w zwi膮zku z pani prac膮, panno Dunn. Widzi pani, wybudowali艣my budynek, w kt贸rym mie艣ci膰 si臋 b臋dzie centrum badawczo-naukowe i pani biuro. Dyrektor Generalny firmy mia艂 nad tym projektem ca艂kowity nadz贸r. W zasadzie by艂 to jego pomys艂! Innymi s艂owy, zajmowa艂 si臋 tym w spos贸b szczeg贸lny. Byli艣my ju偶 w fazie wyposa偶ania, kiedy nagle musia艂 wyjecha膰 za ocean. Wydaje nam si臋, 偶e nie jeste艣my na tyle dobrze zorientowani w jego planach, by posuwa膰 si臋 naprz贸d. Pani miejsce pracy nie jest jeszcze gotowe! Naturalnie zostanie pani wci膮gni臋ta na list臋 p艂ac, chocia偶 trudno powiedzie膰, od kiedy zacznie pani pracowa膰.

Czy dyrektor zamierza艂 wyposa偶y膰 biuro osobi艣cie? 鈥 spyta艂a.

Nie, ale pomieszczenia nie s膮 jeszcze gotowe 鈥 powiedzia艂 z przygn臋bion膮 min膮.

Czy m贸g艂by pan wyznaczy膰 kogo艣, 偶eby mnie oprowadzi艂? Mo偶e mog艂abym co艣 doradzi膰. Naprawd臋 chcia艂abym pom贸c, skoro mam tam pracowa膰.

Podni贸s艂 si臋 zza biurka.

Oprowadz臋 pani膮 osobi艣cie.

Przeszli do ogromnej przetw贸rni. Skr臋cili w bok i dostali si臋 do pomieszcze艅 biurowych. Weszli do pustego, przestronnego pomieszczenia, pomalowanego w kolorze pastelowej zieleni.

Carolyn by艂a oczarowana jego wygl膮dem.

Kto tu b臋dzie ze mn膮 pracowa艂? 鈥 spyta艂a.

Na razie nikt, ale szukamy kogo艣 w Australii do pracy z pani膮. W terenie, w naszej najwi臋kszej stacji mamy specjalist臋 od sadzenia i hodowli ro艣lin. Przedstawimy go p贸藕niej, gdy obejmie ju偶 pani swoje laboratorium 鈥 powiedzia艂. 鈥 My艣l臋, 偶e b臋dziecie bliskimi wsp贸艂pracownikami.

Carolyn sta艂a przed wielkim oknem z widokiem na przetw贸rni臋.

S膮dz臋, panie Gooding, 偶e umia艂abym urz膮dzi膰 i wyposa偶y膰 ten gabinet. Robi艂am to samo w mojej poprzedniej pracy i naprawd臋 chcia艂abym przygotowa膰 to laboratorium. Prosz臋, niech mi pan pozwoli.

Pan Gooding przygryz艂 w zamy艣leniu doln膮 warg臋.

Tak zrobimy. Mo偶e pani zacz膮膰 natychmiast. Ale b臋dzie pani potrzebna pomoc. Nie zna pani naszych dostawc贸w i nie wie pani, jak ich znale藕膰. Dam pani do pomocy jedn膮 z naszych maszynistek i je艣li b臋dzie dobrze pracowa膰, mo偶e j膮 pani przyj膮膰 do siebie jako asystentk臋.

Carolyn by艂a zachwycona rysuj膮cymi si臋 przed ni膮 perspektywami.

Jej pomocnica okaza艂a si臋 m艂od膮, inteligentn膮 dziewczyn膮.

To Neli Grant 鈥 przedstawi艂 j膮 Gooding. 鈥 Neli, b臋dziesz pomaga膰 pannie Dunn i w przygotowaniu, i wyposa偶eniu biura i laboratorium zgodnie z jej wskaz贸wkami. Je艣li b臋dzie si臋 wam dobrze wsp贸艂pracowa膰, to w przysz艂o艣ci r贸wnie偶 pozostaniesz przy pannie Dunn na wyznaczonym przez ni膮 stanowisku.

Razem wesz艂y do laboratorium, by w niewielkim biurze zaznajomi膰 si臋 i przedyskutowa膰 najwa偶niejsze sprawy.

Przez nast臋pne trzy tygodnie Carolyn pracowa艂a na wysokich obrotach. Gdy stopniowo poznawa艂a mieszka艅c贸w miasta i nabiera艂a wprawy w poruszaniu si臋 po okolicy, czu艂a si臋 coraz pewniej. Podobali jej si臋 ci pro艣ci ludzie z ich dziwnym akcentem. Zacz臋艂a zyskiwa膰 sobie przyjaci贸艂.

W niedziel臋 chodzi艂a do ko艣cio艂a z pani膮 Hubbard. Zacz臋艂a bywa膰 na r贸偶nych spotkaniach, kt贸re dostarczy艂y jej du偶o satysfakcji. Neli pomaga艂a jej bardzo, stosuj膮c si臋 w czasie pracy do wymaga艅 Carolyn. W ko艅cu laboratorium by艂o gotowe 鈥 dok艂adnie tak jak sobie wymarzy艂a!

Pani Hubbard wspiera艂a j膮 posi艂kami, a ich wieczorne rozmowy skupia艂y si臋 teraz wok贸艂 dzia艂alno艣ci spo艂ecznej. Grupa aktorska zaanga偶owa艂a Carolyn do malowania dekoracji. Zaproszono j膮 do ch贸ru ko艣cielnego, bra艂a udzia艂 w uroczysto艣ciach i akcjach charytatywnych.

Pewnego dnia Danny przywi贸z艂 dla niej ma艂ego kangura. Joey (tak go nazwa艂a) by艂 rozkosznym male艅stwem, kt贸re straci艂o matk臋. Carolyn by艂a wniebowzi臋ta, gdy Danny przyni贸s艂 go razem z butelk膮 do karmienia. Z przyjemno艣ci膮 przygl膮da艂a si臋, jak skacze po kuchni niczym miniaturka doros艂ego kangura. 艢mia艂a si臋, gdy Danny postawi艂 przed nim jutow膮 torb臋 i mlasn膮艂 j臋zykiem.

Chod藕, Joey, wchod藕 do 艣rodka.

Ma艂y kangur wskoczy艂 do torby i obr贸ci艂 si臋 do 艣rodka na grzbiet, wystawiaj膮c nad jej brzegiem g艂ow臋 i przednie 艂apki. Danny podni贸s艂 torb臋 i zawiesi艂 na 艣cianie.

Matka nosi艂a go w ten spos贸b, wi臋c b臋dzie mu si臋 tam dobrze spa艂o. Pewnego dnia stanie si臋 zbyt du偶y, by trzyma膰 go w mie艣cie.

Stopniowo Carolyn zacz臋艂a rozpoznawa膰 ludzi na ulicy, a i oni j膮 pozdrawiali. Spaceruj膮c wzd艂u偶 cienistej alei, my艣la艂a o swoim szcz臋艣ciu. Czu艂a, 偶e wreszcie znalaz艂a sw贸j dom.



Rozdzia艂 XII


Sta艂a w laboratorium i uj膮wszy si臋 pod boki patrzy艂a z u艣miechem na owoce swej trzytygodniowej pracy.

Teraz jeste艣my gotowe, Neli 鈥 powiedzia艂a do stoj膮cej obok dziewczyny. 鈥 B臋dziemy musia艂y wyznaczy膰 sobie nowe zadania!

To znaczy gdzie, Caro, i czego b臋dziemy szuka膰? 鈥 spyta艂a asystentka.

Jutro rano obwieziesz mnie samochodem po r贸偶nych sadach, kt贸re zaopatruj膮 nasz膮 firm臋 w owoce. Musz臋 zapozna膰 si臋 z glebami, pozna膰 sposoby nawo偶enia i porozmawia膰 z kierownikami o ich planach rozwoju upraw owoc贸w. Wiesz, gdzie one si臋 znajduj膮, prawda? 鈥 powiedzia艂a Carolyn.

Oczywi艣cie, sporz膮dz臋 pe艂n膮 list臋 i b臋dziemy wiedzia艂y, co i w jakich ilo艣ciach uprawia si臋 na ka偶dej farmie.

Wczesnym rankiem by艂y ju偶 w drodze do du偶ej plantacji pomara艅czy. Neli robi艂a notatki, a Carolyn zbiera艂a pr贸bki kwiat贸w, owoc贸w, kory i li艣ci. Rozmawia艂a te偶 z w艂a艣cicielem. A kiedy wr贸ci艂a do samochodu, z艂o偶y艂a pr贸bki do pude艂ka i starannie je opisa艂a.

Przed po艂udniem odwiedzi艂y jeszcze dwie farmy i w doskona艂ym humorze pod膮rza艂y ku nast臋pnym. Carolyn prowadzi艂a samoch贸d, a Neli by艂a pilotem.

Neli, co mamy teraz na naszej li艣cie? 鈥 spyta艂a nagle Carolyn.

To najwi臋ksza ze wszystkich naszych stacji. Nazywa si臋 Arara. Maj膮 tam prawie wszystko; tak偶e dobrego kucharza, kt贸ry mo偶e pocz臋stuje nas herbat膮.

Arara! To by艂a stacja Graya. Wiedzia艂a, 偶e jego posiad艂o艣膰 znajduje si臋 gdzie艣 w Queensland, ale nie przypuszcza艂a, 偶e zaopatruje w owoce jej firm臋 i 偶e to tak blisko. Ogarn臋艂o j膮 podniecenie na my艣l, 偶e zobaczy miejsce, w kt贸rym jest prawdziwy dom Graya. Czy to mo偶liwe, by go tam spotka艂a? Serce zacz臋艂o jej bi膰 mocniej. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e bardzo chcia艂aby go zn贸w zobaczy膰.

U艣wiadomi艂a sobie, 偶e Neli milczy, jakby czeka艂a na odpowied藕.

Przepraszam, zamy艣li艂am si臋 na chwil臋. Co powiedzia艂a艣?

M贸wi艂am, 偶e kierownikiem jest tam Ronald Eagan i 偶e dzwoni艂am do niego wczoraj, by go uprzedzi膰 o naszym przyje藕dzie. To bardzo du偶a stacja i b臋dziemy go potrzebowa膰.

To dobrze. Ronalda pozna艂am wcze艣niej i ciesz臋 si臋, 偶e b臋dzie nam pomaga艂. Musimy pracowa膰 wszyscy razem, by utrzyma膰 wysoki standard produkcji. To dobrze, gdy du偶e stacje s膮 ch臋tne do wsp贸艂pracy.

Neli spojrza艂a na ni膮 zagadkowo.

Musimy by膰 ju偶 jakie艣 sto mil na p贸艂noc od Toowoomba. Czy dalej s膮 jeszcze jakie艣 farmy?

Chyba 偶artujesz. Arara ci膮gnie si臋 przez nast臋pne sto mil. To wielka stacja, Carolyn, i s膮 tam nie tylko owoce. Maj膮 te偶 byd艂o, owce i konie!

Tak... wiem 鈥 odpowiedzia艂a Carolyn, kieruj膮c samoch贸d na drog臋 do domu stoj膮cego na 艂agodnym wzniesieniu.

Szerokie werandy obrasta艂y winogrona, a w powietrzu unosi艂 si臋 zapach r贸偶 i kwiat贸w pomara艅czy.

Podjed藕 od tamtej strony, Carolyn. O, Ronald w艂a艣nie wychodzi z biura 鈥 powiedzia艂a Neli.

U艣miechn臋艂a si臋, witaj膮c si臋 z Ronaldem. Po kr贸tkim powitaniu poprowadzi艂 je do stoj膮cego obok jeepa.

Obwioz臋 was najpierw po sadach, by艣 mog艂a obejrze膰 wszystko z grubsza, potem zjemy lunch i poka偶臋 ci szklarnie i szk贸艂ki m艂odych upraw. Mamy tu tak偶e trzcin臋 cukrow膮, ale TransWorld chyba nie jest tym zainteresowany 鈥 powiedzia艂.

Carolyn by艂a zaskoczona wielko艣ci膮 stacji, kt贸ra by艂a z pewno艣ci膮 wystarczaj膮co du偶a, by mie膰 w艂asne laboratorium. Spostrze偶eniem tym podzieli艂a si臋 z Ronaldem.

Tak, Gray wspomina艂 co艣 o tym. M贸wi艂, 偶e by艂oby to olbrzymie udogodnienie, ale wyjecha艂, zanim zacz臋li艣my o tym powa偶niej my艣le膰. Mo偶e p贸藕niej, kiedy wr贸ci... 鈥 powiedzia艂.

Podjechali pod szerokie, bia艂e schody prowadz膮ce na ocienion膮 werand臋. Carolyn wysiad艂a z samochodu i wesz艂a na pierwszy stopie艅. W cieniu winogron sta艂 st贸艂 nakryty bia艂ym obrusem. Spojrza艂a na rozci膮gaj膮ce si臋 przed domem pola i sady. 鈥濼o wszystko mog艂oby nale偶e膰 do mnie... gdyby tylko Gray mnie kocha艂鈥 鈥 pomy艣la艂a i poczu艂a jak do oczu nap艂ywaj膮 jej 艂zy.

Us艂ysza艂a, jak otwieraj膮 si臋 drzwi; odwr贸ci艂a si臋, staj膮c naprzeciwko Wendy, elegancko ubranej i uczesanej.

Ach, nasza ma艂a maszynistka! 鈥 odezwa艂a si臋. Ronald podszed艂, s艂ysz膮c jej s艂owa.

To jest... 鈥 spojrza艂 na Carolyn, potem zn贸w na Wendy, a偶 wreszcie doko艅czy艂. 鈥 To jest nasz konsultant do spraw rozwoju. Naczelny konsultant, moja droga.

Jak si臋 masz, Wendy? My艣la艂am, 偶e bawisz gdzie艣 w 艣wiecie z Grayem 鈥 powiedzia艂a Carolyn.

Sk膮d ci to przysz艂o do g艂owy? 鈥 zdziwi艂 si臋 Ronald. 鈥 Przecie偶 Gray nigdy jej ze sob膮 nie zabiera.

Ale偶 Ronaldzie, czy偶by艣 nie wiedzia艂, 偶e gdy spotka艂y艣my si臋 po raz pierwszy, by艂am z Grayem w San Diego, a potem w Nowym Jorku?

Wendy obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i wesz艂a do domu. Pozostali usiedli za sto艂em. Carolyn by艂a tak przej臋ta spotkaniem z Wendy, 偶e nie zwraca艂a uwagi na jedzenie.

Po obiedzie Ronald zabra艂 j膮 do szklarni i pokaza艂 szk贸艂ki upraw. Zebra艂a pr贸bki i razem z Neli ruszy艂y do miasta, postanawiaj膮c po drodze zatrzyma膰 si臋 na herbat臋.

Nie zdawa艂am sobie sprawy, 偶e odleg艂o艣ci s膮 tu tak du偶e, Neli. Czy pozosta艂e stacje r贸wnie偶 s膮 tak daleko? Podr贸偶e zajm膮 nam mn贸stwo czasu 鈥 powiedzia艂a Carolyn.

C贸偶, Arara jest najdalej, ale musimy zaliczy膰 jeszcze inne stacje. Je艣li wszystko p贸jdzie tak sprawnie jak dzi艣, powinni艣my si臋 z tym upora膰 do ko艅ca przysz艂ego tygodnia.

Dobrze. Odwiedzimy wszystkie te miejsca, i mo偶e uda mi si臋 stworzy膰 jaki艣 program rozwoju 鈥 powiedzia艂a Carolyn.

Nast臋pny tydzie艅, zgodnie z planem, sp臋dzi艂y na podr贸偶owaniu po farmach i stacjach. Zbiera艂y pr贸bki, ogl膮da艂y uprawy, wys艂uchiwa艂y pracownik贸w. W ko艅cu lista stacji zosta艂a wyczerpana.

Spotka艂y si臋 w biurze, by uporz膮dkowa膰 notatki. Carolyn pokaza艂a, jak powinny by膰 posegregowane i kt贸re informacje przydadz膮 si臋 do sporz膮dzenia wykres贸w rozwoju, po czym zostawi艂a to Neli. Jej zadaniem by艂o stworzenie zwartego programu, kt贸ry by艂by mo偶liwy do przeprowadzenia i pomocny zar贸wno dla jej firmy jak i plantator贸w. Wykresy i notatki, kt贸re sporz膮dza艂a ka偶dego wieczora, zacz臋艂y uk艂ada膰 si臋 w zwart膮 ca艂o艣膰. W ko艅cu przeci膮gn臋艂a si臋 i si臋gn臋艂a po telefon:

Ronald, potrzebuj臋 twojej pomocy, by wystartowa膰 z tym programem. Czy mo偶emy spotka膰 si臋 jutro na lunchu?

Dobrze, przyjad臋 鈥 odpowiedzia艂 kr贸tko.

Tego wieczora obie pracowa艂y do p贸藕na. O sz贸stej Nell schowa艂a notatnik i Carolyn zamkn臋艂a drzwi laboratorium.

Program bada艅 by艂 got贸w a one obie by艂y zadowolone z wynik贸w swej pracy.

Och, jak dobrze, 偶e jutro jest sobota, Carolyn. Jeste艣 jak poganiacz niewolnik贸w 鈥 powiedzia艂a Neli ze 艣miechem.

Carolyn zachichota艂a.

Ja te偶 z tob膮 pracowa艂am, Neli. Ale m贸wi膮c powa偶nie, Ronald przyje偶d偶a jutro do miasta i b臋dziemy omawia膰 szczeg贸艂y. Jego praktyczna wiedza i do艣wiadczenie s膮 nieocenione.

Jest bardzo zaanga偶owany gdy, chodzi o dobro Arary i Graya Butlera. B臋dziesz mnie potrzebowa艂a do robienia notatek? 鈥 spyta艂a.

Mam nadziej臋, 偶e potrafi dostrzec po偶ytek, jaki przynios艂oby hodowcom wprowadzenie naszego programu. Dosta艂am dzisiaj od szefa zgod臋 na jego realizacj臋. Nie, nie musisz przychodzi膰 jutro. Zobaczymy si臋 w poniedzia艂ek. 呕ycz臋 mi艂ego weekendu... i dzi臋kuj臋 za pomoc.

lej nocy, mimo zm臋czenia, k艂ad艂a si臋 do 艂贸偶ka z uczuciem satysfakcji z w艂asnej pracy. Niecierpliwie oczekiwa艂a jutrzejszego spotkania z Ronaldem. On m贸g艂 da膰 przyk艂ad mniejszym plantatorom i zach臋ci膰 ich do pe艂nej kooperacji.

Nast臋pnego dnia siedzieli za sto艂em w olbrzymiej kuchni; pani Hubbard w艂o偶y艂a wiele wysi艂ku w przygotowanie lunchu. Niecz臋sto podejmowa艂a w swoim domu ludzi ze 艣wiata biznesu. Carolyn docenia艂a jej starania i rozumia艂a, 偶e rozmowa b臋dzie musia艂a poczeka膰, dop贸ki nie sko艅cz膮 je艣膰.

W ko艅cu usiedli wygodnie z fili偶ankami kawy, a pani Hubbard pozbiera艂a naczynia. Carolyn z艂o偶y艂a obrus i po艂o偶y艂a na stole swoje wykresy, mapy i notatki.

Teraz interesy 鈥 roze艣mia艂a si臋 Carolyn.

Zacz臋艂a wyja艣nia膰 swoje plany i propozycje na temat wzrostu wydajno艣ci, rozmiar贸w owoc贸w, eliminacji pestek i chor贸b ro艣lin. W ko艅cu opar艂a si臋 wygodnie na krze艣le i zapyta艂a:

Co o tym s膮dzisz?

To jest mo偶liwe do przeprowadzenia. Je艣li dopracujemy jeszcze kilka szczeg贸艂贸w, b臋dzie to dok艂adnie to, co mia艂 na my艣li Gray. Ale nie powiedzia艂a艣, w jaki spos贸b zamierzasz zach臋ci膰 innych do wsp贸艂pracy.

My艣la艂am o dw贸ch rzeczach: za艂o偶eniu dw贸ch czy trzech laboratori贸w na polach z eksperymentalnym programem, kt贸ry potem mo偶na by rozwin膮膰 na ca艂y obszar, a tak偶e spotkaniu si臋 plantator贸w na seminarium, gdzie dowiedz膮 si臋, jak mog膮 zwi臋kszy膰 plony, a tym samym i w艂asne profity 鈥 powiedzia艂a. 鈥 Masz jakie艣 propozycje?

Ko艣ci贸艂 prawdopodobnie udost臋pni艂by nam miejsce na konferencj臋; maj膮 kilka sal nadaj膮cych si臋 do tego celu. Swenson, ten po drugiej stronie doliny, chyba zgodzi si臋 na umieszczenie laboratorium na swoim terenie. My mogliby艣my otworzy膰 drugie. Czy to wystarczy na pocz膮tek? 鈥 spyta艂 Ronald.

Gdy sko艅czyli, Carolyn wzi臋艂a notes i po偶egna艂a go, obiecuj膮c jak najszybciej pojecha膰 do Brisbane i zam贸wi膰 wyposa偶enie do laboratori贸w. Przyjedzie do Arary, gdy nadejd膮 dostawy i b臋dzie mo偶na przyst膮pi膰 do realizacji planu. W razie potrzeby zadzwoni do Ronalda po pomoc. Pozbiera艂a swoje papiery i zanios艂a je do pokoju, po czym zesz艂a na d贸艂 i usiad艂a wygodnie obok pani Hubbard.

Pszczo艂y, brz臋cz膮ce w kwiatach krzew贸w za oknem, i ciep艂o popo艂udnia przynios艂y jej uczucie spokoju. Drzema艂a tak, dop贸ki nie us艂ysza艂a brz臋ku naczy艅. Pani Hubbard przygotowywa艂a herbat臋.

Zdaje si臋, 偶e potrzebowa艂am odpoczynku. Przepraszam, ale to by艂 bardzo pracowity weekend. Ma to swoje plusy 鈥 nie daje czasu na rozmy艣lanie o smutnych rzeczach.

Pani Hubbard poda艂a jej fili偶ank臋 herbaty.

Mam przeczucie, kochanie, 偶e co艣 ci臋 martwi. Z ch臋ci膮 wys艂ucham ci臋, je艣li zechcesz podzieli膰 si臋 swoim smutkiem ze star膮 kobiet膮, kt贸ra ju偶 wychowa艂a swoje dzieci.

Nikt nie mo偶e mi pom贸c 鈥 powiedzia艂a cicho Carolyn.

Milcza艂a przez d艂ug膮 chwil臋, a偶 wreszcie westchn臋艂a. Pani Hubbard u艣miechn臋艂a si臋 przyja藕nie:

M贸wisz, jakby艣 by艂a zakochana.

By艂am przez d艂ugi czas, pani Hubbard, ale to beznadziejne.

Czy kto艣 pozosta艂 w Stanach? 鈥 spyta艂a starsza pani.

Znam go od dawna, jeszcze z San Diego. Teraz jest zar臋czony i zakochany w innej dziewczynie. Ona mieszka w jego domu 鈥 powiedzia艂a Carolyn.

Ju偶? 鈥 wykrzykn臋艂a pani Hubbard. 鈥 Ci m艂odzi ludzie! Niekt贸rzy z nich s膮 zbyt beztroscy!

Och, niezupe艂nie o to mi chodzi. Ona zdaje si臋 by膰 cz臋艣ci膮 jego rodziny. Nie ma go teraz w domu, a ona daje do zrozumienia, 偶e nied艂ugo si臋 pobior膮.

A co on daje do zrozumienia?

Carolyn pomy艣la艂a przez chwil臋 i nagle jej serce zabi艂o mocniej. Gray niczego nie dawa艂 do zrozumienia, ale wtedy nie zna艂 prawdziwych zamiar贸w Wendy... A je艣li zna艂? I chocia偶 Carolyn nazywa艂 鈥瀞woj膮 偶on膮鈥, zostawi艂 j膮, by wyjecha膰 z inn膮 dziewczyn膮. Wystarczy艂o mu, 偶e zaspokoi艂 swoje 芦m臋skie 偶膮dze禄 鈥 my艣la艂a ze z艂o艣ci膮. Wci膮偶 kocha艂a go tak bardzo.

Wiesz, moja droga, staram si臋 wyobrazi膰 sobie, kto to mo偶e by膰. Widzia艂am z tob膮 tylko Ronalda Eagana, ale ty nie wydajesz si臋 by膰 w nim zakochana 鈥 odezwa艂a si臋 pani Hubbard.

Nie, to nie Ronald 鈥 odpowiedzia艂a Carolyn.

I jeste艣 pewna, 偶e ju偶 nic nie da si臋 zrobi膰? 鈥 upiera艂a si臋 gospodyni.

Caroiyn westchn臋艂a g艂臋boko i z nadziej膮 w oczach spojrza艂a na pani膮 Hubbard.

Nie, nie jestem pewna. I to w艂a艣nie mnie tak dr臋czy. Mam jeszcze nadziej臋...

Pani Hubbard delikatnie pog艂adzi艂a j膮 po w艂osach.



Rozdzia艂 XIII


Carolyn i Neli uzyska艂y zgod臋 Swensona na budow臋 laboratorium na jego plantacji. Pojecha艂y do Brisbane, sk膮d wr贸ci艂y z ca艂膮 ci臋偶ar贸wk膮 zakupionego w mie艣cie wyposa偶enia.

Podczas pobytu w Brisbane Neli zaprowadzi艂a Carolyn do najlepszego z ma艂ych sklepik贸w z ubraniami. Carolyn kupi艂a sobie kilka letnich sukienek, a tak偶e kostium do jazdy konnej. Ronald powiedzia艂 jej, 偶e nast臋pne dwa weekendy musi przeznaczy膰 na nadzorowanie prac przygotowawczych na farmie. Kiedy by艂a tam ostatnio, Ronald obieca艂 jej ma艂ego konika. Z niecierpliwo艣ci膮 wyczekiwa艂a tej chwili; je藕dzi艂a przecie偶 du偶o z Ja net w Escondido.

Nast膮pi艂a te偶 jeszcze inna niewielka zmiana w planach. Ronald zaproponowa艂, by zorganizowa膰 w Ararze ognisko i rodeo, na kt贸re zaprosiliby wszystkich hodowc贸w, plantator贸w i klient贸w Trans World, aby zapozna膰 ich z nowym programem.

W nast臋pny pi膮tek Carolyn wcze艣nie wysz艂a z biura i dojecha艂a do stacji na czas, by odby膰 jeszcze kr贸tk膮, konn膮 przeja偶d偶k臋. Kiedy znalaz艂a si臋 w siodle, ogarn臋艂o j膮 nag艂e uczucie wolno艣ci i szcz臋艣cia. Pochyli艂a si臋 do przodu i lekkim cwa艂em wyjecha艂a ze stadniny. Za tras臋 obra艂a sobie w膮sk膮 艣cie偶k臋, wznosz膮c膮 si臋 stromo za domem. Siedz膮c w siodle, pochyli艂a si臋 i g艂adzi艂a jedwabny kark wierzchowca. Po raz pierwszy spogl膮da艂a z g贸ry na Arar臋 i na dom Graya. Siedzia艂a tak d艂ugi czas. Spok贸j wieczoru powoli nape艂nia艂 jej serce. W ko艅cu, gdy ucich艂 ju偶 艣piew ptak贸w, ruszy艂a z powrotem do stadniny znan膮 ju偶 sobie drog膮. Eagan spotka艂 j膮 w stajni. Odda艂a wodze ma艂emu aborygenowi i ruszy艂a za Ronaldem do domu.

Tego wieczora wsp贸lnie pracowali nad przygotowaniem wyposa偶enia laboratorium. Carolyn zrobi艂a notatki i zapisa艂a kilka rzeczy, kt贸re powinna ze sob膮 przywie藕膰 w przysz艂ym tygodniu. Po kolacji usiedli na werandzie w wygodnych fotelach i zacz臋li rozmawia膰 o planach urz膮dzenia festynu i o wystawach, jakie powinni zorganizowa膰 wok贸艂 stacji.

Jednak my艣li Carolyn wci膮偶 kr膮偶y艂y wok贸艂 Wendy; zastanawia艂a si臋, gdzie ona mo偶e by膰. W ko艅cu ciekawo艣膰 przewa偶y艂a i zapyta艂a o to Ronalda:

Wendy wyjecha艂a do Sydney 鈥 odpowiedzia艂. 鈥 Gray wr贸ci艂 ze swoj膮 matk膮. Ona potrzebuje Wendy do opieki. Jest do niej bardzo przywi膮zana. Wendy jest chrze艣nic膮 pani Butler, ale ona traktuje j膮 jak c贸rk臋, kt贸r膮 straci艂a.

Carolyn poczu艂a, 偶e zaczyna jej brakowa膰 powietrza.

Nie wiedzia艂am, 偶e pani Butler chorowa艂a. Czy to co艣 powa偶nego? 鈥 spyta艂a.

Nie s艂ysza艂a艣, 偶e mia艂a bardzo ci臋偶ki zawa艂 serca? 鈥 wykrzykn膮艂 Ronald. 鈥 Przecie偶 dlatego Gray musia艂 wyjecha膰 tak nagle kilka tygodni temu! Przez ten czas by艂a na kraw臋dzi 偶ycia i 艣mierci. Gray nie m贸g艂 jej zostawi膰, ani przewie藕膰 tutaj, dop贸ki jej stan si臋 nie poprawi艂. Teraz ju偶 dochodzi do siebie.

Przykro mi, ale o tym nie wiedzia艂am. To z pewno艣ci膮 nie by艂o dla niego 艂atwe.

Tak, a ty nie zmniejszy艂a艣 mu zmartwie艅, Carolyn! W艂a艣ciwie postawi艂a艣 go w cholernie trudnej sytuacji 鈥 mi臋dzy zobowi膮zaniami wzgl臋dem ciebie a obowi膮zkami wobec matki. Ona potrzebowa艂a go bardziej ni偶 ty. On jest wszystkim, co jej pozosta艂o! A ty go krytykujesz! 鈥 ci膮gn膮艂 zdenerwowany.

Carolyn dr偶a艂a pod naporem jego s艂贸w. W ko艅cu odezwa艂a si臋, pr贸buj膮c nada膰 g艂osowi normaln膮 barw臋.

Nie wiedzia艂am, Ronald. Gray zdawa艂 si臋 by膰 tak... zaanga偶owany z Wendy, nawet w niej zakochany. Wydawa艂o mi si臋, 偶e tylko niepotrzebnie zaprz膮tam mu g艂ow臋. Wendy zawsze dawa艂a mi do zrozumienia, 偶e si臋 narzucam, niezale偶nie, czy Gray by艂 ze mn膮 czy nie. Przecie偶 sam widzisz, 偶e ona jest ci膮gle u jego boku. Razem w Sydney, razem tutaj i razem w San Diego. Wsz臋dzie! 鈥 Westchn臋艂a i doda艂a po chwili: 鈥 Wszystko czego kiedykolwiek chcia艂am, to jego szcz臋艣cia. Je艣li jego szcz臋艣ciem jest Wendy, ja nie chc臋 mu w tym przeszkadza膰.

Wendy to rozpieszczona dziewczyna! Pani Butler przyzwyczai艂a j膮 uwa偶a膰 si臋 za cz艂onka rodziny. To, 偶e Gray toleruje jej obecno艣膰, nie znaczy, 偶e jest zaanga偶owany uczuciowo. Traktuje j膮 jak starszy brat. Czy Gray kiedykolwiek da艂 ci do zrozumienia, 偶e ci臋 nie chce? 鈥 spyta艂 niecierpliwie.

Oczywi艣cie, 偶e nie. Sp臋dzili艣my pi臋kne chwile mi臋dzy Hawajami a Now膮 Zelandi膮. Gray jest honorowym cz艂owiekiem i sam zreszt膮 m贸wi, 偶e jestem jego 鈥瀘bowi膮zkiem鈥 鈥 powiedzia艂a.

Ty chyba masz obsesj臋 na punkcie tego s艂owa. Gray chcia艂 tego, niewa偶ne czy ci臋 kocha艂 czy nie!

Tak, wiem... czy kocha艂 mnie czy nie 鈥 powt贸rzy艂a z wysi艂kiem.

I powinna艣 si臋 z tego cieszy膰 鈥 przerwa艂 jej. 鈥 Przepraszam Carolyn, nie mia艂em zamiaru o tym m贸wi膰, ale Gray jest moim przyjacielem, a teraz tak偶e ty nim jeste艣. Jeste艣cie dwojgiem wspania艂ych ludzi i jestem pewien, 偶e musia艂o zaj艣膰 jakie艣 nieporozumienie 鈥 doda艂 z naciskiem.

Carolyn milcza艂a, z trudem pr贸buj膮c zebra膰 my艣li.

Czy wiesz, kiedy Gray tu wr贸ci? 鈥 zapyta艂a.

Wszystko w r臋kach Boga albo raczej lekarzy. Wiem, 偶e potrzebny jest zar贸wno tutaj jak i w Sydney. Wr贸ci, jak tylko b臋dzie m贸g艂 鈥 odpowiedzia艂.

Czy wie, 偶e jestem tutaj?

Tak. Co tydzie艅 wysy艂am sprawozdania do biura w Sydney. Wspomnia艂em w nich o tobie i twojej pracy.

A jednak zatelefonowa艂 po Wendy...

Za oknem rozleg艂o si臋 granie cykad. Zapad艂a ciep艂a, cicha noc.

Carolyn, najlepszym sposobem, aby pom贸c sobie i Grayowi, jest doprowadzenie tego projektu do ko艅ca. Nic, co ci臋 martwi nie wyja艣ni si臋 do czasu gdy Gray tu wr贸ci i b臋dziecie mogli wszystko om贸wi膰! 鈥 powiedzia艂 spokojnie Ronald.

Wiem 鈥 odrzek艂a tak cicho, 偶e ledwie m贸g艂 j膮 us艂ysze膰. 鈥 Ale jutro czeka nas pracowity dzie艅. Chcia艂abym zrobi膰 tak du偶o jak to tylko mo偶liwe. Ronald, czy by艂oby 藕le przyj臋te, gdybym przesz艂a si臋 po domu z gospodyni膮 i s艂u偶b膮, by lepiej przygotowa膰 dom na przyjazd pani Butler. Pomog臋 ci w doborze menu i rozmieszczeniu go艣ci. My艣la艂am, 偶e Wendy b臋dzie tu, by ci pomaga膰, ale skoro jej nie ma, wezm臋 to na siebie.

Wspania艂a dziewczyna! 鈥 us艂ysza艂a w odpowiedzi. W g艂臋bi domu zadzwoni艂 telefon.

To do pana Ronalda 鈥 oznajmi艂a s艂u偶膮ca Sarah. Eagan znikn膮艂 w g艂臋bi domu. Po chwili otworzy艂 drzwi.

Do ciebie, Caro.

W ciszy podnios艂a s艂uchawk臋.

Hallo, m贸wi Carolyn Dunn.

A nie Carolyn Butler, kochanie?

Gray?

Caro, jeste艣 prawdziwym b艂臋dnym ognikiem. Czy ty nigdy nie zostajesz w jednym miejscu?

To mi艂o zn贸w ci臋 s艂ysze膰. Czy twoja przyjaci贸艂ka dotar艂a bezpiecznie? Zdaje si臋, 偶e nie, bo po c贸偶 by艣 dzwoni艂? 鈥 spyta艂a z gorycz膮.

Caro, nie b膮d藕 niem膮dra. Porozmawiamy o tym, kiedy ci臋 zobacz臋.

Ci膮gle s艂ysz臋 tylko 鈥瀔iedy鈥.

Co ona robi? Przecie偶 nie chcia艂a go denerwowa膰.

Dowiedzia艂am si臋 dzi艣 o twojej matce. Mam nadziej臋, 偶e jest ju偶 lepiej 鈥 doda艂a spokojnie.

Tak, Caro, ale dlaczego m贸wisz, 偶e dowiedzia艂a艣 si臋 dopiero dzisiaj? Jestem pewien, 偶e napisa艂em ci o tym w li艣cie, poza tym Wendy powinna by艂a ci powiedzie膰. My艣la艂a艣, 偶e co robi艂em przez ten ca艂y czas w Europie?

Ronald powiedzia艂 mi o twojej matce dopiero dzi艣 wieczorem. Wendy nic mi nie m贸wi艂a, ale widzia艂am j膮 bardzo kr贸tko. My艣la艂am, 偶e by艂e艣 w Europie w interesach, w li艣cie wspomina艂e艣 tylko, 偶e czujesz si臋 za mnie odpowiedzialny.

Caro, oczywi艣cie, 偶e czuj臋 si臋 za ciebie odpowiedzialny. Za kogo mnie bierzesz? Ale nie o tym chcia艂em z tob膮 m贸wi膰. Kochanie, wykona艂em dziesi膮tki telefon贸w, pr贸buj膮c si臋 z tob膮 skontaktowa膰. Ron m贸wi艂, 偶e wykonujesz tam dobr膮 robot臋. Naprawd臋 pragn臋 przyjecha膰 do was, ale na razie to niemo偶liwe. W ka偶dym razie my艣lami jestem przy tobie. Korzystaj ze wszystkiego, co ci tylko potrzebne. T臋skni臋 za tob膮, Caro 鈥 doda艂 mi臋kkim g艂osem.

Jej usta zadr偶a艂y i d艂ugo nie mog艂a wym贸wi膰 s艂owa.

Gray... 鈥 odezwa艂a si臋 wreszcie. W s艂uchawce us艂ysza艂a g艂os Wendy na tle muzyki: 鈥 Potrzebuj臋 ci臋. Przyjd藕, prosz臋.

Jego odpowied藕 skierowana by艂a do Wendy:

Zaraz przyjd臋!

Po czym odezwa艂 si臋 zn贸w do s艂uchawki:

S艂yszysz mnie kochanie? T臋skni臋 za tob膮.

Maj膮c przy sobie Wendy? Jak to mo偶liwe? To j膮 wybra艂e艣! To j膮 zabierasz do siebie. Ona jest tam, a ja tutaj.

Jego g艂os nagle sta艂 si臋 zimny.

Widz臋, Caro, 偶e musimy powa偶nie porozmawia膰 i chcia艂bym, 偶eby艣 do tego czasu by艂a rozs膮dna. Przyjad臋, jak tylko to b臋dzie mo偶liwe. Kocham ci臋, jeste艣 moj膮 偶on膮. Nie zapomnij o tym. Dobrze?

Dobrze, Gray!

Musz臋 ju偶 ko艅czy膰. Matka mnie wo艂a. Do zobaczenia...

Dzi臋kuj臋 Ronaldzie. Ja... ja... och, po prostu dzi臋kuj臋. Poca艂owa艂a go i wesz艂a na g贸r臋, aby po艂o偶y膰 si臋 spa膰. Ale sen nie przychodzi艂 i Carolyn le偶a艂a, snuj膮c plany na nadchodz膮ce dni. Wreszcie zgasi艂a 艣wiat艂o i le偶膮c z r臋kami pod g艂ow膮 zapatrzy艂a si臋 w ciemno艣膰. By艂o ju偶 bardzo p贸藕no, gdy w ko艅cu zapad艂a w sen z obrazem Graya przed oczyma i s艂owami 鈥瀔ocham ci臋鈥 w sercu.

Obudzi艂a si臋 wcze艣nie rano. By艂o tyle rzeczy do zrobienia! Podczas 艣niadania poprosi艂a Ronalda, by zorganizowa艂 spotkanie ze s艂u偶b膮. Entuzjazm Carolyn udzieli艂 si臋 wszystkim i pozostali ch臋tnie zgodzili si臋 jej pom贸c, po czym rozeszli si臋, by zaj膮膰 si臋 przygotowaniem miejsc dla go艣ci. Ustalili gdzie odb臋dzie si臋 dancing i przedstawienie dla dzieci. Carolyn z entuzjazmem przyj臋艂a propozycj臋 zorganizowania rodeo. Ronald podj膮艂 si臋 wszelkich przygotowa艅 w tym celu.

Wspaniale! Mo偶e powinni艣my rozszerzy膰 terminarz i zaprosi膰 go艣ci ju偶 w czwartek! 鈥 wykrzykn臋艂a Carolyn.

Zgodzili si臋 ch臋tnie i tym samym wszystkie sprawy gospodarcze zosta艂y ustalone.

Nast臋pnie zwr贸ci艂a si臋 do Ronalda, by zaj膮艂 si臋 przygotowaniem jedzenia. Wed艂ug planu sze艣膰 owiec i cielak miary zawisn膮膰 na hakach w oczekiwaniu na ognisko. By艂o tam te偶 mn贸stwo szynek i w臋dzonego mi臋sa.

Nadszed艂 czas na herbat臋, po czym ka偶dy ruszy艂 do swoich zaj臋膰.

Wreszcie Carolyn zesz艂a do stajni i wyprowadzi艂a Lady Brid. Osiod艂a艂a j膮 i ruszy艂a przez pola. Zeskoczy艂a z konia i pochyli艂a si臋, by wyj膮膰 manierk臋 z wod膮. Usiad艂a ze skrzy偶owanymi nogami, syc膮c oczy widokiem okolicy. Wreszcie wsta艂a i pogalopowa艂a z powrotem.

Do domu鈥 鈥 pomy艣la艂a.

lak, to by艂 prawdziwy dom... bo do niego nale偶a艂 Gray 鈥 to by艂 jego dom rodzinny... Pragn臋艂a uczyni膰 go pi臋knym, go艣cinnym i wspania艂ym. Miejscem, do kt贸rego Gray chcia艂by zawsze powr贸ci膰.

To prawie tak jak na jego przyj臋cie, a mo偶e nawet zd膮偶y i przyjdzie tu na czas鈥 鈥 pomy艣la艂a.

Kolejne dwa weekendy Carolyn sp臋dzi艂a tak偶e w Ararze, pomagaj膮c w sprz膮taniu, pieczeniu i przygotowywaniu dekoracji. Pod koniec rozejrza艂a si臋 wok贸艂 z satysfakcj膮. Wszystko by艂o gotowe! W magazynach zgromadzono jedzenie. 艁贸偶ka by艂y przygotowane, 艣wie偶e firanki powiewa艂y na lekkim wietrze. Zewsz膮d nadchodzi艂y odpowiedzi na zaproszenia. Wsp贸艂praca z farmerami zapowiada艂a si臋 dobrze.

Pracownicy stacji wyznacz膮 we wtorek miejsce pod ognisko, a przygotowania do sobotniego pieczenia wo艂u rozpoczn膮 si臋 w pi膮tkowy wiecz贸r. W czwartek rano pod drzewami stan膮 wielkie tablice. Go艣ci b臋dzie zabawia艂 zesp贸艂 muzyczny. Wszystko by艂o zaplanowane.

Carolyn by艂a pewna, 偶e wszystko si臋 powiedzie. Pragn臋艂a tylko, by Gray zd膮偶y艂 tu przyjecha膰 z matk膮. To stanowi艂oby ukoronowanie jej dzie艂a. Nie by艂o od niego wiadomo艣ci.

W ostatni niedzielny wiecz贸r przed festynem Carolyn wsiad艂a do samochodu. Niech臋tnie opuszcza艂a Arar臋. Wiedzia艂a, 偶e nast臋pne trzy dni b臋d膮 ci膮gn膮膰 si臋 w niesko艅czono艣膰, bo jej serce pozosta艂o tutaj. C贸偶, czas jako艣 przeminie!

W czwartkowy poranek Carolyn razem z pani膮 Hubbard ruszy艂y w podr贸偶 do Arary. Neli mia艂a do艂膮czy膰 p贸藕niej z grupk膮 dziewczyn z biura. Pani Hubbard by艂a bardzo zadowolona.

B臋d臋 potrzebowa艂a pani pomocy 鈥 prosi艂a Carolyn, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e prawdopodobnie tak b臋dzie.

Wczesnym popo艂udniem wraz z Ronaldem patrzyli na efekt swych przygotowa艅: rozstawione sto艂y, fotele i girlandy weso艂o b艂yszcz膮cych mi臋dzy drzewami 艣wiate艂. Podjecha艂 pierwszy samoch贸d pe艂en roze艣mianych dziewcz膮t z TransWorld, wi臋c zeszli z werandy pom贸c go艣ciom si臋 rozlokowa膰. Danny by艂 ju偶 na dole, by wraz z dwoma aborygenami wzi膮膰 baga偶e i odstawi膰 samoch贸d na parking. Wszystkie dziewcz臋ta przywioz艂y 艣piwory, planowa艂y bowiem nocleg na sianie.

Do dziesi膮tej zebra艂o si臋 oko艂o sze艣膰dziesi膮t os贸b. Wszyscy zostali nakarmieni, po czym zebrali si臋 przed domem, aby 艣piewa膰 ludowe, australijskie piosenki. Carolyn by艂a tam tak偶e. Siedzia艂a na trawie ze skrzy偶owanymi nogami, patrz膮c na gwiazdy i pragn膮c, by Gray by艂 tutaj.

Nast臋pnego dnia rano obudzi艂y j膮 g艂osy baraszkuj膮cych za oknem dzieci. Szybko wsta艂a, ubra艂a si臋 i zesz艂a do kuchni, by wypi膰 fili偶ank臋 kawy. Jako艣 nie mog艂a si臋 przyzwyczai膰 do australijskiego zwyczaju picia herbaty i wci膮偶 wola艂a kaw臋. Wygl膮da艂o na to, 偶e 艣niadanie dla go艣ci w艂a艣nie si臋 gotuje. My艣la艂a o planach na dzisiejszy dzie艅.

Do dziesi膮tej nie mia艂a w艂a艣ciwie nic do roboty. O jedenastej herbata, potem przeja偶d偶ka po wystawach i szklarniach i wreszcie do nowego laboratorium. Nast臋pnie przerwa na lunch.

Dziewcz臋ta z biura zabior膮 dzieci nad wod臋, gdzie b臋d膮 mog艂y pop艂ywa膰.

W艂a艣ciciele i plantatorzy zbior膮 si臋 o drugiej na przygotowanym przez Ronalda kr贸tkim odczycie o glebach i uprawie. Mia艂a tam tak偶e zabra膰 g艂os i opowiedzie膰, jak jej laboratorium w TransWorld i trzy inne laboratoria mog膮 pom贸c w ochronie ro艣lin przed chorobami, grzybami i szkodnikami.

Wielkie pieczenie mi臋sa zaplanowano na sz贸st膮. P贸藕niej mia艂y by膰 ta艅ce. Rozk艂ad dnia by艂 dok艂adnie wype艂niony. Teraz by艂 czas na kr贸tk膮 przeja偶d偶k臋.

Szybko wesz艂a do stajni i osiod艂a艂a Lady. Wjecha艂a na wzg贸rze i 艣wie偶y wiatr powia艂 jej w twarz. Roze艣mia艂a si臋. By艂a dok艂adnie tu, gdzie zawsze pragn臋艂a by膰... w domu Graya, a on powiedzia艂, 偶e j膮 kocha!

Stoj膮c na szczycie, spogl膮da艂a na jad膮ce w oddali samochody. Z zadowoleniem pomy艣la艂a, 偶e zje偶d偶a si臋 coraz wi臋cej go艣ci.

Po drodze ze stajni zdecydowa艂a si臋 sprawdzi膰, jak idzie przygotowanie jedzenia na sobotnie ognisko. Patrzy艂a na olbrzymie ilo艣ci mi臋sa i par贸wek, na wielkie kot艂y gotuj膮cych si臋 warzyw. W domu s艂u偶膮ce zmywa艂y w艂a艣nie po 艣niadaniu. Rozejrza艂a si臋 wok贸艂. Kwiaty wci膮偶 wygl膮da艂y 艣wie偶o. Wszystko by艂o czyste i l艣ni膮ce.

Tylko Ronalda nigdzie nie by艂o wida膰. Zbli偶a艂 si臋 czas wyjazdu do jego sad贸w! Gdzie on m贸g艂 si臋 podzia膰? Spyta艂a o to szybko przechodz膮cego przez pok贸j Danny鈥檈go.

Jest w stajni, prosz臋 pani 鈥 odpowiedzia艂, znikaj膮c jej z oczu.

Carolyn pobieg艂a do stajni, zastanawiaj膮c si臋, jak mog艂a si臋 z nim min膮膰. Oczywi艣cie nie sz艂a prosto do domu, ale mimo to by艂o dziwne, 偶e si臋 nie spotkali. Prawie wbieg艂a do pomieszcze艅 stajni.

Nie, prosz臋 pani, pojecha艂 t臋dy przez pole. 鈥 Wskaza艂 jej drog臋 jeden z ch艂opc贸w.

Szybko wyprowadzi艂a Lady i pogalopowa艂a we wskazanym kierunku. Wkr贸tce w oddali dostrzeg艂a wolno jad膮cych obok siebie dw贸ch m臋偶czyzn. Rozmawiali, wskazuj膮c co艣 przed sob膮. Dr偶膮c ruszy艂a w ich kierunku.

Ronald! 鈥 zawo艂a艂a, gdy tylko zbli偶y艂a si臋 na wystarczaj膮c膮 odleg艂o艣膰.

M臋偶czy藕ni odwr贸cili si臋. Gray wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋!

Hallo, Caro. S艂ysza艂em, 偶e dokonujesz tutaj wspania艂ych rzeczy! 鈥 Wpatrywa艂 si臋 w ni膮.

Poczu艂a, jak 艂zy cisn膮 si臋 jej do oczu.

Och, Gray...

Podjecha艂 do niej, pochyli艂 i poca艂owa艂 nami臋tnie.

Nigdzie nie mog艂em ci臋 znale藕膰, ale Ronald powiedzia艂, 偶e wci膮偶 gdzie艣 biegasz, nadzoruj膮c przygotowania. W ka偶dym razie jeste艣my.

Ronald spojrza艂 na zegarek.

Trzeba wraca膰, bo inaczej zawalimy ca艂y plan. Wszystko teraz dzieje si臋 tu wed艂ug rozk艂adu. Gray, b臋dziecie musieli zaczeka膰.

Jechali obok siebie. Carolyn patrzy艂a na Graya. Jaka g艂upia by艂a, my艣l膮c, 偶e prowadzi艂 beztroskie 偶ycie, gdy tak swobodnie wymawia艂 swoje 鈥瀙od膮偶aj za s艂o艅cem鈥. W艂a艣ciwie to przyda艂oby mu si臋 zwolni膰 troch臋 tempo 偶ycia. Potrzebowa艂 spokoju i ciszy, by na nowo odzyska膰 si艂y.

Cieszy艂a si臋, 偶e by艂 wreszcie przy niej w czasie wycieczki do sad贸w, gdzie Ronald obja艣nia艂 swoje innowacje trzydziestu przyby艂ym hodowcom.

W ko艅cu wszyscy weszli na ocienion膮 werand臋, by napi膰 si臋 herbaty. Gray poprosi艂, by usiad艂a przy nim. Odwr贸ci艂 si臋 jeszcze i odpowiedzia艂 na czyje艣 pytanie.

Tak, z艂o偶y艂o si臋 bardzo szcz臋艣liwie, 偶e mog艂em na czas przyjecha膰 tu z Sydney. Ronald wykonuje tu 艣wietn膮 robot臋. Nie wiem, jak poradzi艂bym sobie bez niego. Nie, nie jest 偶onaty, cho膰 wol臋 偶onatych i osiad艂ych pracownik贸w, ale, i jak si臋 dowiaduj臋, ma zamiar po艣lubi膰 moj膮 kuzynk臋, lak, w ci膮gu dw贸ch miesi臋cy. To wspania艂a para.

Carolyn leniwie przys艂uchiwa艂a si臋 rozmowie, na nowo prze偶ywaj膮c przyjemno艣膰 bycia blisko Graya... Ucieszy艂a si臋, s艂ysz膮c o Ronaldzie i Judith. Nagle przypomnia艂a sobie matk臋 Graya.

Gray? 鈥 wyszepta艂a. 鈥 Nie przywita艂am si臋 jeszcze z twoj膮 matk膮. Czy nie powinnam do niej i艣膰?

Zosta艅 przy mnie 鈥 odpowiedzia艂 cicho. 鈥 Ona teraz odpoczywa. P贸jdziemy do niej p贸藕niej.

Wystawy okaza艂y si臋 wielkim sukcesem. Wszystko sz艂o zgodnie z planem. Kiedy wszyscy zebrali si臋 za sto艂ami, by wys艂ucha膰 referat贸w, Carolyn wi臋cej my艣la艂a o Grayu, ni偶 o mowie, kt贸r膮 mia艂a wyg艂osi膰. Z wysi艂kiem pr贸bowa艂a skoncentrowa膰 si臋, kiedy jednak nadesz艂a jej kolej, jasno i wyra藕nie zacz臋艂a obja艣nia膰 sw贸j program.

Usiad艂a obok Graya. 艢cisn膮艂 jej r臋k臋, dodaj膮c otuchy. Fala ciep艂a zala艂a jej serce.

Nagle zacz臋艂a s艂ucha膰 uwa偶niej:

W艂a艣ciciel i dyrektor generalny TransWorld w jednej osobie jest z nami w ten weekend 鈥 powiedzia艂 pan Harding.

Carolyn rozejrza艂a si臋 wok贸艂. Wszyscy patrzyli na... Graya i bili brawo.

To dzi臋ki jego dalekowzrocznym planom powsta艂a idea stworzenia takiego programu dla nas wszystkich. Co jest dobre dla TransWorld i Arary, jest dobre tak偶e dla nas wszystkich.

Gray podni贸s艂 si臋 i powiedzia艂:

Drodzy przyjaciele, to wasz wysi艂ek i wasza praca sprawi艂y, 偶e ten program si臋 powiedzie. TransWorld jest dumny, 偶e mo偶e z wami wsp贸艂pracowa膰!

Kr贸tko i zwi臋藕le 鈥 to motto Graya Butlera! 鈥 Zachichota艂 m臋偶czyzna obok niej.

Aplauz i dowcipne komentarze zako艅czy艂y oficjaln膮 cz臋艣膰 festynu.

Carolyn oszo艂omiona odpowiada艂a na pytania zgromadzonych ludzi. Jednak trudno jej by艂o skupi膰 my艣li. Je艣li TransWorld 鈥 to Gray, a wi臋c to on sprowadzi艂 j膮 do Australii. Serce zabi艂o jej mocniej. To znaczy艂o, 偶e wci膮偶 jej pragn膮艂.



Rozdzia艂 XIV


Szybko w艂o偶y艂a d艂ug膮, niebiesk膮 sukienk臋. Czeka艂y j膮 ta艅ce, zdecydowa艂a si臋 wi臋c na p艂askie, lekkie sanda艂y. Z przyjemno艣ci膮 rozmy艣la艂a o wieczorze. Ludzie zbierali si臋 wok贸艂 ognisk, zamawiaj膮c steki i kie艂baski przygotowane przez ubranych na bia艂o kucharzy. Spojrza艂a w lustro, ostatni raz poprawiaj膮c sukienk臋. By艂a gotowa na swoje pierwsze australijskie garden party.

Pani Hubbard wesz艂a do pokoju i zm臋czona usiad艂a na 艂贸偶ku.

To 艂贸偶ko naprawd臋 wygl膮da zach臋caj膮co. Chcia艂abym tylko zdj膮膰 buty i chwil臋 odpocz膮膰. Wygl膮dasz dzi艣 wspaniale! Zw艂aszcza z tymi ognikami w oczach. Czy to dzisiejszy sukces, czy tw贸j m臋偶czyzna jest tutaj?

I to, i to, pani Hubbard. lak, on jest tutaj... i kocha mnie, jestem tego pewna.

Pani Hubbard wyci膮gn臋艂a si臋 na 艂贸偶ku i u艣miechn臋艂a do Carolyn.

C贸偶, specjalnie mnie to nie dziwi. By艂by chyba g艂upcem, gdyby nie doceni艂 twojej warto艣ci. Inteligencja i uroda w jednej kobiecie to kombinacja, kt贸ra trafia si臋 niewielu m臋偶czyznom.

Za godzin臋 rozpocznie si臋 party, wi臋c niech pani odpocznie tu przez ten czas. 鈥 Okry艂a j膮 kocem i doda艂a rado艣nie: 鈥 Mamy prawie stuprocentow膮 frekwencj臋 i wszyscy zdaj膮 si臋 popiera膰 program!

Naprawd臋 my艣lisz, 偶e mog臋 sobie troch臋 odpocz膮膰?

Oczywi艣cie! Tak wiele pani dzi艣 pomog艂a! Prosz臋 teraz odetchn膮膰 przed wieczornym festynem.

Wysz艂a z pokoju, delikatnie zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Kucharze zapewnili j膮, 偶e wszystko idzie dobrze i zgodnie z planem. Obesz艂a ka偶de miejsce, by sprawdzi膰, czy wszystko w porz膮dku i nagle zobaczy艂a Wendy pochylon膮 nad siwow艂os膮 kobiet膮 w fotelu. By艂a to matka Graya.

Jaka艣 r臋ka uj臋艂a j膮 pod rami臋 i Carolyn odwr贸ci艂a si臋, by spojrze膰 w roze艣miane oczy Graya. Prowadzi艂 j膮 do matki i Wendy.

Czy pami臋tasz Carolyn, mamo? Spotka艂a艣 j膮 tylko raz, siedem lat temu. Teraz wygl膮da inaczej, prawda? 鈥 zapyta艂.

Carolyn spojrza艂a w br膮zowe oczy starszej kobiety i uj臋艂a j膮 za r臋ce.

lak si臋 ciesz臋, 偶e mog艂a pani przyjecha膰, pani Butler 鈥 powiedzia艂a, skonsternowana jej ch艂odnym spojrzeniem.

To m贸j dom, panno Dunn i ch臋tnie bior臋 udzia艂 w ka偶dym organizowanym tu przedsi臋wzi臋ciu.

M贸w jej po imieniu, mamo. Ona to wszystko zorganizowa艂a. 鈥 Gray u艣miechn膮艂 si臋 do Carolyn. 鈥 Jest nie tylko pi臋kna, ale r贸wnie偶 zdolna i odpowiedzialna. Poradzi艂a sobie wspaniale!

Tak, jak si臋 masz, Wendy? 鈥 powiedzia艂a cicho Carolyn i zwr贸ci艂a si臋 do matki Graya: 鈥 Przykro mi z powodu pani choroby, pani Butler. Do niedawna nic o tym nie wiedzia艂am. Je艣li mog臋 co艣 zrobi膰 dla pani...

Pani Butler wzi臋艂a za r臋k臋 Wendy.

Mam moj膮 ma艂膮 Wendy. Ona i Gray byli jedynymi lud藕mi, kt贸rzy dodawali mi si艂 podczas tych okropnych dni w Szwajcarii i w Sydney.

Drug膮 d艂oni膮 uj臋艂a d艂o艅 Graya.

Carolyn przesta艂a si臋 u艣miecha膰 i spojrza艂a na Graya. Spojrza艂 czule na matk臋, a potem na Wendy, kt贸r膮 szturchn膮艂 w bok.

Wendy jest nasz膮 praw膮 r臋k膮.

Pani Butler jeszcze raz ch艂odno spojrza艂a na Carolyn.

Tak, Gray, to prawda.

Wiedzia艂a, 偶e nie nale偶y irytowa膰 chorej kobiety. Zarazem jednak trz臋s艂a si臋 ca艂a, patrz膮c na t臋 tr贸jk臋: matka, syn i... Wendy!

Na szcz臋艣cie Neli poprosi艂a j膮 o pomoc i Carolyn odesz艂a nadzorowa膰 przygotowanie posi艂ku. Potrzebowa艂a czasu, by przemy艣le膰 t臋 sytuacj臋.

Gray siedzia艂 za sto艂em z matk膮, Wendy i dwoma przedsi臋biorcami z Toowoomba. Carolyn podesz艂a do nich, by poda膰 poncz. Gray z艂apa艂 j膮 za r臋k臋:

Usi膮d藕 z nami, Caro 鈥 poprosi艂. Natychmiast wtr膮ci艂a si臋 Wendy:

Nie widzisz, 偶e jest potrzebna przy obs艂udze go艣ci? Carolyn spojrza艂a na jej jasn膮 twarz, po czym odwr贸ci艂a si臋 do Graya, u艣miechaj膮c si臋 promiennie... i fa艂szywie.

lak. Popracuj臋 jako kelnerka, bo inaczej ludzie zostan膮 bez jedzenia.

Odesz艂a do innych sto艂贸w, ci膮gle czuj膮c na sobie spojrzenie Graya. Zdawa艂 si臋 preferowa膰 tamto grono przyjaci贸艂...

Westchn臋艂a. To by艂 ci臋偶ki dzie艅, ale jak dot膮d wszystko sz艂o g艂adko. Przysz艂o jej do g艂owy, 偶e w艂a艣ciwie jest tu kim艣 w rodzaju kelnerki... a nie pani膮 domu, jak to sobie wyobra偶a艂a. Pani Butler i Wendy by艂y tu gospodyniami. Obie wyra藕nie j膮 ignorowa艂y.

Rado艣膰, jak膮 odczuwa艂a, znik艂a bezpowrotnie. By艂a zm臋czona i nie mog艂a ju偶 d艂u偶ej 艣cierpie膰 zachowania Wendy.

Zacz臋艂a gra膰 muzyka i Carolyn odsun臋艂a stoj膮cy przed ni膮 talerz z kolacj膮. By艂a ju偶 zimna, ale Carolyn ledwie jej tkn臋艂a. Usiad艂a na trawie blisko ta艅cz膮cych. Czy Gray zata艅czy z ni膮? Widok Graya ta艅cz膮cego z Wendy przerwa艂 jej rozmy艣lania. Poprzez t艂um macha艂 do niej r臋k膮. 鈥濸arty! 鈥 pomy艣la艂a. 鈥 Tak, ale dla Wendy鈥.

Zatrzyma艂a si臋 przy ogromnej wazie z ponczem. Naprzeciw sta艂a Wendy, przypatruj膮c si臋 jej:

Widz臋, 偶e wci膮偶 pr贸bujesz! To, 偶e Gray naj膮艂 ci臋 do pracy, nie znaczy od razu, 偶e interesuje si臋 tob膮 osobi艣cie! On ma dobre serce dla wszystkich!

Carolyn patrzy艂a na ni膮 przez d艂ug膮 chwil臋.

Dla ciebie te偶?

Co to znaczy dla mnie te偶?

Dajesz mi do zrozumienia, 偶e wci膮偶 trzymam si臋 kurczowo koszuli Graya. A czy ty sama tego nie robisz?

R贸偶nica polega na tym, panno Dunn, 偶e ja mam do tego prawo, a ty nie.

Nagle Carolyn poczu艂a, 偶e tego ju偶 za wiele. Mia艂a do艣膰 tych ci膮g艂ych przym贸wek, tej bezczelno艣ci. Wyprostowa艂a si臋 i wysoko unios艂a g艂ow臋.

Mam tu prac臋 do wykonania. To o wiele wi臋cej, ni偶 ty tu robisz!

Wendy chwyci艂a j膮 za rami臋.

Nie b膮d藕 taka bezczelna! Wsz臋dzie, gdzie ruszy si臋 Gray, ty wleczesz si臋 za nim! Ta uroczysto艣膰, z kt贸rej jeste艣 taka dumna, tak naprawd臋 jest w z艂ym gu艣cie 鈥 ha艂a艣liwa i wstr臋tna. Prawdziwe przyj臋cie jest dla elity.

Carolyn spojrza艂a na Ronalda, kt贸ry w艂a艣nie nadszed艂 i stoj膮c za plecami Wendy, s艂ysza艂 ca艂膮 rozmow臋. Jego twarz pociemnia艂a z gniewu.

Nie przyk艂adam wagi do twoich opinii, Wendy.

Panno Wendy! 鈥 poprawi艂a zjadliwie Wendy.

Panno Wendy. A teraz prosz臋 by艣 wysz艂a. Natychmiast! Nie chc臋 ci臋 tu widzie膰.

Jak 艣miesz... ? 鈥 krzykn臋艂a Wendy.

艢miem. Nie chc臋 ci臋 tu widzie膰. Niszczysz ca艂y wysi艂ek wielotygodniowej pracy! Wyjd藕!

Wendy nagle wybuchn臋艂a p艂aczem.

Och, Gray... dlaczego... 鈥 j臋kn臋艂a i rzuci艂a si臋 w jego ramiona.

Obj膮艂 p艂acz膮c膮 dziewczyn臋. Carolyn odwr贸ci艂a si臋, by odej艣膰, ale Gray powstrzyma艂 j膮, chwytaj膮c za rami臋. Spojrza艂a na jego blad膮 twarz.

Nigdzie st膮d nie p贸jdziesz!

Carolyn patrzy艂a, jak wyci膮gn膮艂 chusteczk臋 i otar艂szy 艂zy dziewczynie, odwr贸ci艂 si臋, obejmuj膮c j膮 ramieniem.

Co ci si臋 sta艂o, 偶e robisz Wendy takie sceny? Ona tu zostanie. Odpowied藕 zamar艂a jej na ustach.

Oczywi艣cie przeprosisz Wendy, Carolyn.

Nie, Gray, tego nie mog臋 zrobi膰 鈥 odpowiedzia艂a cicho.

Dobre maniery nale偶膮 do mego wychowania a mam nadziej臋, 偶e r贸wnie偶 twojego! Powinna艣 przeprosi膰!

Wszyscy doko艂a umilkli i Carolyn spojrza艂a po zaciekawionych twarzach.

Jak 艣miesz m贸wi膰 do mnie w ten spos贸b? Nie maj膮c w og贸le poj臋cia o tym, co tu si臋 sta艂o! Jak 艣miesz mnie kompromitowa膰?

Prze艂kn臋艂a 艂zy. Nie rozp艂acze si臋 przed nimi.

Chocia偶 pracuj臋 dla ciebie, to nie b臋d臋 znosi膰 takiego traktowania, jakiego zazna艂am tu dzi艣 wieczorem... od twojej... drogiej Wendy... i od ciebie, panie Butler! 鈥 wykrzykn臋艂a.

Zdenerwowani patrzyli sobie prosto w oczy. Wendy rzuci艂a mu si臋 na szyj臋.

Och, Gray, kochanie, nie wiem, co ja jej zrobi艂am? Ale przepraszam. Przepraszam. 鈥 Przylgn臋艂a do jego piersi. Blady, spojrza艂 na Carolyn ponad g艂ow膮 p艂acz膮cej dziewczyny.

C贸偶, Carolyn? Czy teraz przeprosisz?

Przez d艂ugi moment patrzy艂a na niego zimnym wzrokiem. Wzburzone serce uciszy艂o si臋 w niej i tak偶e sta艂o si臋 zimne. By艂o jasne, po czyjej stronie stoi Gray. Odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i odesz艂a. Wszystkie jej marzenia i nadzieje leg艂y w gruzach. Wyprostowa艂a si臋, wychodz膮c poza kr膮g 艣wiat艂a. W ko艅cu w cieniu eukaliptusa odnalaz艂a ciemno艣膰, kt贸rej tak bardzo potrzebowa艂a. Wybuchn臋艂a p艂aczem.

Do diab艂a... do diab艂a... do diab艂a! 鈥 Ale to nie pomaga艂o.

Gray bezradnie patrzy艂 na odchodz膮c膮 Carolyn. Odprowadzi艂 Wendy do matki.

Musz臋 i艣膰 poszuka膰 Carolyn. Mo偶e si臋 zgubi膰. 鈥 Przejecha艂 d艂oni膮 po w艂osach.

Nie, Gray 鈥 zawo艂a艂a Wendy. 鈥 Nic jej nie b臋dzie!

P贸jd臋 z tob膮, Gray 鈥 powiedzia艂 Ronald.

Gdy wyszli, po艂o偶y艂 mu d艂o艅 na ramieniu i przystan膮艂.

Nie by艂bym twoim przyjacielem, gdybym nie powiedzia艂 ci, jak g艂upio post膮pi艂e艣 z Carolyn. Ta dziewczyna wykona艂a tu fantastyczn膮 robot臋. M贸wisz mi, 偶e jest twoj膮 偶on膮, a traktujesz j膮 jak wynaj臋t膮 gosposi臋. A Wendy zas艂uguje na porz膮dne lanie!

W艂a艣nie dlatego, 偶e jest moj膮 偶on膮, nie pozwol臋 jej traktowa膰 moich go艣ci w ten spos贸b!

Kto tu jest go艣ciem? Wendy czy Carolyn? Czy mo偶e Carolyn jest tylko najemn膮 pomocnic膮? 鈥 zapyta艂 Ronald.

Wystarczy, Ron, nie znios臋 tego nawet od ciebie.

S艂ysza艂em, co Wendy jej powiedzia艂a i czym sprowokowa艂a jej wybuch. I wiem, 偶e twoja 偶ona jest niewinna. Uwierz mi. Wendy pr贸bowa艂a o艣mieszy膰 j膮, szydzi艂a z niej i rz膮dzi艂a si臋 tak, jakby mia艂a do tego prawo. Wendy zrobi艂a wszystko, aby Carolyn poczu艂a si臋 tu nie chciana! A ty nie tylko jej na to pozwoli艂e艣... Ty j膮 wspiera艂e艣, cz艂owieku! Tak, ma艂a Carolyn zosta艂a sama mi臋dzy tob膮, Wendy i twoj膮 matk膮.

Zaczynasz nadu偶ywa膰 naszej przyja藕ni, Ron. Wiesz o tym dobrze, 偶e matka po prostu nie mia艂a jeszcze okazji pozna膰 Carolyn.

Zauwa偶y艂em, 偶e twoja matka, prawdopodobnie niechc膮cy, zrobi艂a dzi艣 wieczorem dok艂adnie to samo co ty 鈥 przygarniaj膮c Wendy i odrzucaj膮c Carolyn. Jest po prostu zbyt przywi膮zana do tej dziewczyny, a ona zachowuje si臋 tak, jakby艣 by艂 jej w艂asno艣ci膮. Wszyscy twoi przyjaciele robi膮 zak艂ady, kiedy og艂osisz zar臋czyny.

To nie tak! Matka lubi towarzystwo Wendy. Ona oczywi艣cie czuje si臋 cz臋艣ci膮 rodziny. Przecie偶 faktycznie tu mieszka.

A twoja 偶ona oczywi艣cie, nie. 鈥 Chwyci艂 Graya za rami臋. 鈥 Je艣li chcesz Wendy, to niech tak b臋dzie. Ale je艣li kochasz Carolyn, to lepiej napraw swoje b艂臋dy, bo inaczej stracisz j膮... na zawsze!

Nie mog臋 tolerowa膰 takiego zachowania w moim domu... nawet w przypadku Carolyn. Ona wie, 偶e j膮 kocham.

Doprawdy? Zgadzam si臋, 偶e post膮pi艂a 藕le. Ale oczywi艣cie nic z艂ego nie ma w tym, 偶e Wendy m贸wi do Carolyn jak bardzo jest niechciana w twoim domu! To Wendy kaza艂a jej wynosi膰 si臋 tamtej nocy z twojego mieszkania w Sydney! By艂em tam, Gray. A ty nie! I by艂em tutaj przez ca艂y czas. To oczywiste, 偶e na pierwszym miejscu stawiasz Wendy.

Ron, nie znios臋 tego! M贸wi艂em Carolyn, 偶eby zosta艂a w moim mieszkaniu, a ona powiedzia艂a Wendy, 偶e woli i艣膰 do hotelu. Carolyn wie, 偶e j膮 kocham, a Wendy jest jak moja m艂odsza siostra.

Dobrze, Gray. Oczywi艣cie do ciebie nale偶y wyb贸r: Wendy czy Carolyn. Chyba, 偶e wydaje ci si臋, 偶e m贸g艂by艣 mie膰 obie wisz膮ce ci na szyi... blondynk臋 i brunetk臋. Ale powiem ci co艣, przyjacielu. My艣l臋, 偶e ju偶 wszystko zniszczy艂e艣! To by艂o niez艂e przedstawienie i Carolyn zosta艂a upokorzona. A ona na to nie zas艂uguje. Zw艂aszcza od twojej 鈥瀖a艂ej, s艂odkiej Wendy鈥. Ona potrafi poradzi膰 sobie bez twojej pomocy. 鈥 Odwr贸ci艂 si臋 i odszed艂.

Gray ruszy艂 pod g贸r臋. Czy Ronald ma racj臋? Je艣li tak, to wyrz膮dzi艂 Carolyn naprawd臋 wielk膮 krzywd臋! Nadbieg艂 ch艂opiec ze s艂u偶by. Zatelefonowa艂 kto艣 z daleka i matka wys艂a艂a go, by znalaz艂 Graya. Zawr贸ci艂 niecierpliwie.

Kobiety!鈥 鈥 pomy艣la艂 poirytowany i nagle ogarn臋艂a go my艣l, 偶e by膰 mo偶e straci艂 j膮 na zawsze.

Carolyn wesz艂a na szczyt wzg贸rza. Oddycha艂a ci臋偶ko. Kosztowa艂o j膮 to wiele wysi艂ku. Usiad艂a na trawie i pogr膮偶y艂a si臋 w swoim nieszcz臋艣ciu. Czu艂a si臋 bezsilna, zraniona i samotna. Po艂o偶y艂a si臋 i wpatrywa艂a w ma艂e postacie ta艅cz膮ce w dole. 艁zy przynosi艂y jej teraz ulg臋.

Wysi艂ek ostatnich dni i dzisiejszy nag艂y wybuch emocji sprawi艂y, 偶e powoli zacz臋艂a ogarnia膰 j膮 senno艣膰.

Jaka艣 r臋ka delikatnie odgarn臋艂a jej w艂osy.

To ja, Caro... 鈥 powiedzia艂 Gray, bior膮c j膮 w ramiona. Zawstydzona spojrza艂a na wielki, z艂oty ksi臋偶yc mi臋dzy drzewami. W dali ledwie s艂ycha膰 by艂o muzyk臋 i nagle wszystko wr贸ci艂o do niej z now膮 si艂膮. Podnios艂a si臋 i Gray wsta艂 r贸wnie偶, trzymaj膮c j膮 za r臋ce.

Caro, prosz臋... musisz zrozumie膰... 鈥 powiedzia艂.

Nagle przesta艂a mu si臋 wyrywa膰 i, staj膮c naprzeciw niego, podnios艂a wysoko g艂ow臋. Pomy艣la艂, 偶e nigdy jeszcze nie wygl膮da艂a tak pi臋knie.

Rozumiem, Gray. Moim problemem by艂o to, 偶e nie potrafi艂am si臋 przystosowa膰. Teraz m贸j problem jest bardzo prosty. Zosta艂am sama. By艂am ju偶 sama tak d艂ugo, 偶e si臋 tego nauczy艂am.

Caro, kochanie, pos艂uchaj...

Nie! Nie, Gray. Ja po prostu... po prostu... nie nadaj臋 si臋 do tego.

Wyrwa艂a r臋ce z jego d艂oni i zacz臋艂a schodzi膰 ze wzg贸rza.

Nawet tutaj鈥 nie ma spokoju鈥 鈥 pomy艣la艂a.

Co za nierozs膮dna kobieta! Niech to wszyscy diabli!

zakl膮艂 cicho i ruszy艂 za ni膮.

Chwyci艂 j膮 za rami臋 tak mocno, 偶e poczu艂a b贸l.

Carolyn, przecie偶 Wendy nie chcia艂a... 鈥 zacz膮艂. Uwolni艂a si臋 z jego u艣cisku i zaci艣ni臋t膮 pi臋艣ci膮 uderzy艂a go w pier艣.

Nie obchodzi mnie twoja cholerna Wendy. Ciebie z pewno艣ci膮 tak! 鈥 wybuchne艂a. 鈥 Tylko ona jest ci bliska, tylko Wendy okazujesz swoj膮 lojalno艣膰, opiek臋 i zrozumienie. Jaka by艂am g艂upia, patrz膮c na to wszystko. Musia艂am by膰 艣lepa i g艂ucha, ale teraz to jest ju偶 jasne jak s艂o艅ce.

Moja ma艂a, s艂odka Caro!

Nie Gray! Nawet ja... stara, dobra Caro potrzebuj臋 czego艣 wi臋cej, ni偶 by膰 tylko obowi膮zkiem. Ale Wendy u艣wiadomi艂a mi, 偶e tylko tyle dla ciebie znacz臋.

Och, Caro... kochana 鈥 wyszepta艂 z b贸lem.

Tak, Gray marzy艂am o mi艂o艣ci. Przyznaj臋 to. Ale nie b臋d臋 twoim obowi膮zkiem. Nie! Mo偶esz o tym zapomnie膰!

Poblad艂, ale powstrzyma艂 z艂o艣膰. Pomimo jej wysi艂k贸w wci膮偶 trzyma艂 j膮 za r臋ce.

Caro, kochanie, jeste艣 po prostu zdenerwowana i zm臋czona.

Wyszarpn臋艂a si臋 wreszcie z jego u艣cisku. Bieg艂a na o艣lep, dop贸ki nie potkn臋艂a si臋 i nie upad艂a na traw臋. Chwyci艂 j膮 za ramiona potrz膮saj膮c i przytuli艂 do piersi. Pr贸bowa艂a uwolni膰 si臋.

Wracaj do swojej ma艂ej Wendy. Zostaw mnie sam膮!... Nie znios臋 tego wi臋cej!

Szlochaj膮c bi艂a pi臋艣ciami w jego piersi.

O Bo偶e, zostaw mnie... zostaw mnie sam膮... prosz臋.

P艂aka艂a bezsilnie.

Caro... s艂odka!... Prosz臋, kochanie 鈥 m贸wi艂. 鈥 Pos艂uchaj mnie!

Nie, nie, nie.. ! 鈥 wo艂a艂a, rzucaj膮c g艂ow膮 na boki.

Poca艂owa艂 j膮 w usta mocno i stanowczo. Brutalno艣膰 poca艂unku zacz臋te ust臋powa膰 nami臋tno艣ci. Przesta艂a si臋 opiera膰 i stopniowo zacz臋艂a oddawa膰 poca艂unki. Przyci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej siebie, wodz膮c r臋k膮 po jej ciele. Uspokoi艂a si臋 i poca艂owa艂a go nami臋tnie. Nale偶a艂a do niego i je艣li chcia艂 od niej tylko tyle, ostatecznie mog艂a na to przysta膰. Ca艂owa艂 j膮 po szyi i ramionach.

Och, Gray, m贸j kochany 鈥 wyszepta艂a.

Jeste艣 moj膮 偶on膮, Carolyn... a nie kim艣 do tarzania si臋 w trawie.

Wyprostowa艂a si臋 i uwolni艂a d艂onie z r膮k Graya.

Tak, rzeczywi艣cie mamy obowi膮zki. A tym masz tak偶e swoj膮 matk臋, Wendy i interesy.

Ruszy艂a 艣cie偶k膮 w kierunku migocz膮cych w dole 艣wiate艂. Otrzepa艂a si臋 z li艣ci i piasku. Przyspieszy艂a kroku.

Lepiej zejd藕my na d贸艂, by zaj膮膰 si臋 nasz膮 prac膮! Lekko zbieg艂a ze wzniesienia i poprawi艂a r臋k膮 w艂osy. Podnios艂a tac臋 szklanek, by zanie艣膰 je do kuchni, gdy zbli偶y艂 si臋 Ronald.

Carolyn, mam nadziej臋...

Och, Ronaldzie, naprawd臋 s膮dz臋, 偶e wykonali艣my dobr膮 robot臋 鈥 przerwa艂a mu. 鈥 Czy na jutro wszystko gotowe?

Wszystko gotowe. Zgadzam si臋, 偶e odnie艣li艣my du偶y sukces. Dla ciebie nie ma jutro nic do roboty! Po prostu odpocznij i obejrzyj australijskie rodeo i wy艣cigi. Z pewno艣ci膮 jeste艣 zm臋czona. 鈥 Umilk艂 na chwil臋.

Caro, Wendy ma ci co艣 do powiedzenia 鈥 odezwa艂 si臋 Gray.

Ja te偶 mam jej co艣 do powiedzenia! Dobranoc panno Wendy, czy te偶 mo偶e przysz艂a pani Butler. Mam nadziej臋, 偶e ju偶 wkr贸tce nie zobacz臋 偶adnego z was.

Odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie i wesz艂a do kuchni. Postawi艂a tac臋 i nagle poczu艂a, 偶e kto艣 unosi j膮 w ramionach.

Postaw mnie! Co robisz? 鈥 krzykn臋艂a.

Zamierzam sprawi膰, by moja 偶ona wys艂ucha艂a moich wyja艣nie艅. A ja ch臋tnie wys艂ucham twoich we w艂asnym 艂贸偶ku. Zrozumiano?

Usiad艂 w fotelu na werandzie i posadzi艂 j膮 sobie na kolanach.

Nie mog臋 pozwoli膰 ci odej艣膰, Caro.

Chcia艂a protestowa膰, ale zamkn膮艂 jej usta poca艂unkiem. Przylgn臋艂a do niego, szcz臋艣liwa, 偶e jest blisko swego m臋偶czyzny... m臋偶a... , kt贸ry obejmuje j膮, jak tego pragn臋艂a.

Opar艂a g艂ow臋 na jego piersi, a on szepta艂 jej do ucha. W ko艅cu zupe艂nie si臋 uspokoi艂a.

Teraz z pewno艣ci膮 jeste艣 zm臋czona, wi臋c na razie nie b臋dziemy o tym m贸wi膰. Ale uwierz mi 鈥 jeste艣my razem i musisz si臋 do tego przyzwyczai膰.

Dobrze, Gray, zrobimy jak powiedzia艂e艣. Na razie 鈥 doda艂a.



Rozdzia艂 XV


Promienie porannego s艂o艅ca dotkn臋艂y jej powiek i Carolyn otworzy艂a oczy. Na stoliku przy 艂贸偶ku sta艂a taca z herbat膮. Usiad艂a i spojrza艂a na zegarek. By艂o dziesi臋膰 po pi膮tej... za wcze艣nie by wstawa膰. Pok贸j wype艂nia艂o rze艣kie powietrze. Si臋gn臋艂a po fili偶ank臋, na tacy le偶a艂a kartka przygnieciona 偶贸艂t膮 r贸偶膮. Pow膮cha艂a j膮.

Ta r贸偶a to wyraz mojej mi艂o艣ci. Wygl膮dasz s艂odko, gdy 艣pisz.

To Gray przyni贸s艂 jej r贸偶臋 i herbat臋! My艣li m膮ci艂y jej si臋 w g艂owie. Co teraz? A je艣li naprawd臋 j膮 kocha... ?

Otrz膮sn臋艂a si臋 niecierpliwie. Koniecznie nale偶a艂o trzyma膰 emocje na wodzy, przynajmniej do ko艅ca weekendu. Pomy艣la艂a o Wendy i zacisn臋艂a usta, po czym szybko posz艂a pod prysznic.

B艂yskawicznie wytar艂a si臋 i ubra艂a. Pomy艣la艂, 偶e Gray wi贸z艂 j膮 do swojego domu przez ponad siedem tysi臋cy mil. Wszystkie w膮tpliwo艣ci rozstrzygn膮 si臋, gdy sko艅czy si臋 weekend. Dotkn臋艂a ustami mi臋kkich p艂atk贸w r贸偶y i w艂o偶y艂a j膮 do szklanki przy 艂贸偶ku.

W napi臋ciu oczekiwa艂a wypadk贸w nadchodz膮cego dnia. Z daleka, od strony obozu aborygen贸w raz po raz dochodzi艂o wycie oswojonych ps贸w dingo i pianie kogut贸w.

Cicho wysz艂a z pokoju. Zbieg艂a ze schod贸w i ruszy艂a 艣cie偶k膮 w stron臋 corralu. Rumaki przyprowadzono wczoraj o zmroku i chcia艂a je zobaczy膰. Poczu艂a, 偶e kto艣 j膮 艣ledzi i spojrza艂a za siebie; pod膮偶a艂 za ni膮 ma艂y ch艂opiec.

Jestem Balambi, p贸jd臋 z pani膮 i opowiem o wszystkim, co b臋dzie pani chcia艂a wiedzie膰. 鈥 Patrzy艂 na ni膮 niespokojnie.

Carolyn rozproszy艂a jego obawy.

Bardzo si臋 ciesz臋, 偶e b臋dziesz mi towarzyszy艂, Balambi.

Poczu艂a zapach ogniska i zobaczy艂a jak mi臋dzy drzewami unosi si臋 ku niebu cienka smu偶ka dymu. Wiele 艣cie偶ek prowadzi艂o do buszu i gdy si臋 zawaha艂a, Balambi od razu wskaza艂 jedn膮 z nich. Nagle podni贸s艂 ostrzegawczo r臋k臋 i oboje zastygli w bezruchu. W oddali dostrzeg艂a ciemn膮 sylwetk臋 m艂odego kangura. Sta艂 na tylnych 艂apach, przednimi przyci膮gaj膮c ga艂臋zie krzew贸w, jad艂 li艣cie. Cicho podeszli kilka krok贸w. Zwierz臋 spojrza艂o na nich przyja藕nie, ale uciek艂o, gdy znale藕li si臋 zbyt blisko.

Us艂ysza艂a r偶enie konia i spojrza艂a na ch艂opca. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, ods艂aniaj膮c bia艂e z臋by.

To dzikie konie!

Wyszli na otwarty teren i przestraszone konie przebieg艂y na drug膮 stron臋. Czerwona chmura kurzu wzbi艂a si臋 w powietrze, tworz膮c w promieniach s艂o艅ca niepowtarzaln膮 sceneri臋. Patrz膮c na konie, Carolyn doznawa艂a na przemian uczucia przyjemno艣ci i smutku. Nie mog艂a nic na to poradzi膰, ale szkoda jej by艂o tych pi臋knych zwierz膮t, kt贸re ju偶 nied艂ugo mia艂y zosta膰 pokonane i zacz膮膰 s艂u偶b臋 u ludzi.

Stan臋艂a przy ogrodzeniu i przygl膮da艂a si臋 koniom.

Dwadzie艣cia cztery 鈥 policzy艂 Balambi. 鈥 Razem jest ich czterdzie艣ci, ale kilka odpad艂o, zanim zosta艂y zap臋dzone do corralu. W stadzie jest kilka tryk贸w.

Tryki? Co to? 鈥 spyta艂a. By艂a zachwycona swoim towarzyszem i jego buszme艅skim j臋zykiem.

Tryk to ko艅, kt贸ry nie jest dobry. Jest bezwarto艣ciowy, za stary lub kaleki, jak tamten. 鈥 Wskaza艂 na star膮 klacz o zniekszta艂conych kopytach.

Dlaczego tu jest, skoro si臋 nie nadaje?

Wiele z tych koni to jej 藕rebi臋ta. 艁atwo j膮 prowadzi膰, a one id膮 za ni膮. Potem na pewno zn贸w j膮 wypuszcz膮.

A ten du偶y gniadosz? Biega lekko i wysoko nosi g艂ow臋. Jest pi臋kny, ale jaki艣 przestraszony 鈥 spyta艂a. 鈥 Czy b臋dzie dobry do zaganiania stad?

Nie, jest zbyt nerwowy! Zawsze b臋dzie niepos艂uszny. Skacze z byle powodu jak kangur 鈥 odpowiedzia艂 roztropnie. 鈥 Ten brylasty b臋dzie dobry pod wierzch. 鈥 Balambi wskaza艂 na inne zwierz臋ta.

Carolyn roze艣mia艂a si臋.

Brylasty... to znaczy silny i mocno zbudowany. Czy to masz na my艣li?

Tak, prosz臋 pani, jest bardzo mocny.

A co powiesz o tym kasztanie przy ogrodzeniu? 鈥 spyta艂a Carolyn.

Ten cukierek przeznaczony jest dla cz艂owieka, kt贸ry go z艂apa艂 i przyprowadzi艂. Pan Butler daje konia temu, kto go schwyta i potrafi uje藕dzi膰.

Carolyn 偶a艂owa艂a, 偶e nie wzi臋艂a notesu, by zapisa膰 te wszystkie nowe s艂owa. Jaki interesuj膮cy by艂 jej ma艂y kompan...

Us艂yszeli t臋tent i odwr贸cili si臋 ku nadje偶d偶aj膮cemu w艂a艣nie ma艂emu aborygenowi.

To m贸j brat!

艢niadanie jest gotowe, prosz臋 pani. Szef powiedzia艂, 偶eby pani przysz艂a. Czy pojedzie pani ze mn膮?

Carolyn spojrza艂a na Balambiego.

Nie, my艣l臋, 偶e si臋 przejdziemy. 鈥 U艣miechn臋艂a si臋 do ch艂opca na koniu.

Zeskoczyli z ogrodzenia i ruszyli 艣cie偶k膮 do domu.

Dobrze pani zrobi艂a 鈥 powiedzia艂 Balambi tonem znawcy. 鈥 To stara szkapa.

Gray spotka艂 j膮 w drzwiach jadalni.

Jeste艣, Caro. Ron m贸wi, 偶e rodeo mo偶e rozpocz膮膰 si臋 o 贸smej.

S艂ysza艂am tak wiele o 艢wi臋cie Buszmen贸w, 偶e ju偶 nie mog臋 si臋 doczeka膰.

Jak tylko sko艅czysz 艣niadanie, p贸jdziemy popatrze膰 na przygotowania.

A co z twoj膮 matk膮?

Wendy si臋 ni膮 zajmie. Nie lubi gor膮ca, much, potu i kurzu. Przyjd膮 obie dopiero na wieczorne ognisko.

Ruszyli samochodem przez pola. Na parkingu sta艂o ju偶 wiele woz贸w i ci臋偶ar贸wek.

Dzi艣 jest tu o wiele wi臋cej ludzi ni偶 wczoraj 鈥 zauwa偶y艂a Carolyn.

Rodeo przyci膮ga ludzi z s膮siednich stacji, a wy艣cigi ze wszystkich stron. Aukcja kilku moich koni sprawi艂a, 偶e na lotnisku wyl膮dowa艂o ju偶 par臋 samolot贸w.

Macie lotnisko w Ararze? Nie widzia艂am go. Nie wiedzia艂am te偶 nic o wy艣cigach i aukcji. Jak nakarmimy tyle ludzi?

Wszystko za艂atwione. Teraz masz si臋 tylko zrelaksowa膰 i bra膰 udzia艂 w zabawie. To rozkaz! 鈥 U艣miechn膮艂 si臋.

W miar臋 jak zbli偶a艂a si臋 godzina rozpocz臋cia rodeo, wok贸艂 corralu g臋stnia艂 t艂um. Z trzech stron zbudowano trybuny i Carolyn z Grayem zaj臋li si臋 rozmieszczaniem swych go艣ci. Kilka minut po 贸smej tr臋bacz zagra艂: 鈥濨o偶e chro艅 Kr贸low膮鈥, a Gray wyg艂osi艂 kr贸tkie powitanie.

A teraz niech zwyci臋偶y najlepszy! 鈥 zako艅czy艂. Rodeo by艂o rozpocz臋te.

Stali niedaleko bramy i wyja艣nia艂 jej zasady rozgrywaj膮cych si臋 konkurencji. Ka偶dy ko艅 mia艂 sta膰 si臋 w艂asno艣ci膮 cz艂owieka, kt贸ry go okie艂zna. Nie nadaj膮ce si臋 pod wierzch pozosta艂e konie zostan膮 wypuszczone.

Ten cukierek 鈥 Gray u艣miechn膮艂 si臋 do Carolyn 鈥 to dobre zwierz臋. 鈥 Uni贸s艂 brwi zdziwiony, 偶e o nic nie pyta.

Tak, ten kasztan 鈥 odpowiedzia艂a szybko. 鈥 Tw贸j Hughie go dosi膮dzie... je艣li potrafi.

Tak, Hughie go z艂apa艂 i teraz musi da膰 mu rad臋...

Masz na my艣li zmaltretowa膰. 鈥 U艣miechn臋艂a si臋 zadowolona ze swej znajomo艣ci tutejszych okre艣le艅.

Tak, pani wszystkowiedz膮ca. 鈥 U艣miechn膮艂 si臋, szturchaj膮c j膮 w bok. 鈥 Je艣li go zmaltretuje, b臋dzie m贸g艂 go zatrzyma膰, ale je艣li...

... poleci 鈥 roze艣mia艂a si臋 Carolyn. Gray zajrza艂 jej w oczy.

Zdaje si臋, 偶e zacz臋艂a艣 studiowa膰 nasz tutejszy j臋zyk. 鈥 Pod膮偶aj膮c za jej wzrokiem, spojrza艂 na rozpromienionego ch艂opca. 鈥 Wi臋c to tak. Powinienem by艂 domy艣li膰 si臋, 偶e to dzieci kr臋c膮 si臋 ko艂o ciebie. Balambi, wys艂a艂em ci臋, 偶eby艣 opiekowa艂 si臋 pani膮, a nie uczy艂 j膮 slangu.

Roze艣mia艂 si臋 i pog艂aska艂 ch艂opca po g艂owie.

Wi臋c je艣li Hughie poleci, wtedy b臋dzie mia艂 szans臋 inny je藕dziec. Konia bierze zwyci臋zca.

Wreszcie kilku je藕d藕c贸w ubranych w sk贸rzane stroje przyprowadzi艂o kasztanowego ogiera i wystraszone zwierz臋 zacz臋艂o rzuca膰 si臋 po arenie. Gdy przebiega艂o ko艂o Hughiego, m臋偶czyzna chwyci艂 lasso i rzuci艂 je pi臋knym 艂ukiem. P臋tla zacisn臋艂a si臋 na karku ogiera. Desperacko pr贸buj膮c si臋 uwolni膰, zwierz臋 ci膮gn臋艂o cz艂owieka po ca艂ej arenie. Z trybun rozlega艂y si臋 okrzyki zach臋ty. Kilku siedz膮cych przy bramie pomocnik贸w zdj臋艂o kapelusze i macha艂o nimi zawzi臋cie, dopinguj膮c kowboja. Wreszcie ko艅 troch臋 os艂ab艂 i Hughie powoli zbli偶y艂 si臋 do niego.

Trzymaj膮c mocno liny, podchodzi艂 coraz bli偶ej i bli偶ej. Powoli, unikaj膮c uderze艅 kopyt, zacisn膮艂 w ko艅cu p臋tl臋 na szyi ogiera. Podbieg艂 jeden z pomocnik贸w i chwyci艂 konia za ucho. Zwierz臋 podnios艂o g艂ow臋. Cz艂owiek na moment zawis艂 w powietrzu. Po chwili jednak jego ci臋偶ar przewa偶y艂 i zn贸w znalaz艂 si臋 na ziemi. Inny z pomocnik贸w poda艂 siod艂o, kt贸re Hughie wrzuci艂 na grzbiet konia.

Podniecona Carolyn pochyli艂a si臋, by przez chmur臋 czerwonego kurzu lepiej obserwowa膰 zmagania. Hughie zapi膮艂 ju偶 popr臋g i nagle podni贸s艂 si臋 na siod艂o. Pomocnik uskoczy艂 mu z drogi. Ko艅 uni贸s艂 si臋 na tylnych kopytach i po chwili opad艂 na d贸艂 z szarpni臋ciem, kt贸re wzbudzi艂o u Graya pomruk zadowolenia. Dzikie zwierz臋 jednym susem przeskoczy艂o p贸艂 areny, po czym jak szalone zacz臋艂o skaka膰 na boki. Za ka偶dym razem wydawa艂o si臋, 偶e Hughie wyleci z siod艂a i za ka偶dym razem m臋偶czyzna w u艂amku sekundy powraca艂 na swoje miejsce.

Przydu艣 go, Hughie! 鈥 krzycza艂 Gray, machaj膮c kapeluszem.

Nie by艂o tu limitu czasu jak w Stanach, gdzie Carolyn ogl膮da艂a pokaz w Rio Del Mar. Tam po o艣miu sekundach jazdy rozlega艂 si臋 gwizdek i pomocnicy zdejmowali je藕d藕ca z grzbietu rozszala艂ego zwierz臋cia.

Kiedy zauwa偶ono, 偶e ko艅 s艂abnie, m臋偶czy藕ni otworzyli bram臋 ogrodzenia, podczas gdy pomocnicy z dala trzymali pozosta艂e konie. Hughie uderzy艂 ogiera pi臋tami i wyprowadzi艂 go przez bram臋. Carolyn patrzy艂a podekscytowana, jak zwierz臋, widz膮c przed sob膮 otwart膮 przestrze艅, b艂yskawicznie ruszy艂o przed siebie z uczepionym jego grzbietu jak pijawka je藕d藕cem. Po chwili oboje znikn臋li za horyzontem.

Wszyscy wstali zadowoleni. Hughie spisa艂 si臋 wy艣mienicie.

Dobra jazda. 鈥 Us艂ysza艂a Carolyn za plecami. Balambi wdrapa艂 si臋 na ogrodzenie, by lepiej widzie膰, jak wprowadzaj膮 nast臋pnego konia.

Ten brylasty jest bardzo mocny 鈥 powiedzia艂a Carolyn do Graya.

Roze艣mia艂 si臋 i pochyli艂, by j膮 poca艂owa膰.

Prosz臋, jaka sprytna! 鈥 powiedzia艂 cicho. Zarumieni艂a si臋 pod spojrzeniem ciekawych s膮siad贸w. Dzie艅 p艂yn膮艂 jak szcz臋艣liwy sen. Kiedy rodeo dobieg艂o ko艅ca, t艂um ludzi przeni贸s艂 si臋 pod os艂oni臋t膮 wielkim dachem aren臋 bez 艣cian, na kt贸rej mia艂a odby膰 si臋 aukcja. Na 艣rodku posypanego trocinami placu wybudowano podwy偶szenie dla prowadz膮cego. Wok贸艂 areny porozstawiano rozk艂adane krzes艂a. Wprowadzane pojedynczo konie najpierw oprowadza艂 trener, po czym prowadz膮cy rozpoczyna艂 licytacj臋.

Carolyn nigdy przedtem nie by艂a na aukcji i Gray wyja艣nia艂 jej zasady sprzeda偶y oraz zalety ka偶dego konia, tak jakby by艂a jego klientem. Ze 艣miechem przedrze藕nia艂 prowadz膮cego.

Pod koniec wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i poszli obejrze膰 wy艣cigi.

Czy aukcja przynios艂a dobre rezultaty? 鈥 spyta艂a.

Mniej wi臋cej takie, jakich oczekiwa艂em, kochanie...

O czwartej postanowi艂a sprawdzi膰, jak id膮 przygotowania do wieczornego ogniska i ta艅c贸w. Wszystko by艂o bez zarzutu. Zdecydowa艂a si臋 wzi膮膰 prysznic, by zmy膰 z w艂os贸w czerwony py艂. Pomy艣la艂a te偶, 偶e godzinka odpoczynku pomo偶e jej zebra膰 si艂y na wiecz贸r.

Sp臋dzili ca艂y ten czas razem i nie by艂o z nimi Wendy. Wyci膮gn臋艂a z szafki d艂ug膮, 偶贸艂t膮 sp贸dnic臋 w br膮zowe kwiaty i zastanawia艂a si臋, czy jest wystarczaj膮co elegancka na wieczorne ta艅ce. Tak, b臋dzie pasowa膰 do lekkiej, 偶贸艂tej bluzki z d艂ugimi r臋kawami. Chcia艂a dzi艣 wygl膮da膰 jak najlepiej.

Sta艂 na dole, patrz膮c, jak schodzi ze schod贸w. Kiedy stan臋艂a przy nim, wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.

Czy wyjdziemy teraz do naszych go艣ci, Caro? 鈥 spyta艂 cicho.

W贸wczas w drzwiach biblioteki pojawi艂a si臋 Wendy.

Och, Gray, dobrze 偶e tu jeste艣. Pom贸偶 mi zabra膰 mam臋 do naszych go艣ci.

Gdzie jest Zack? My艣la艂em, 偶e on ci pomaga? Roze艣mia艂a si臋 d藕wi臋cznie.

Znasz przecie偶 tych aborygen贸w, kochanie... Nigdy ich nie ma, kiedy s膮 potrzebni. Mama jest gotowa i czeka od dwudziestu minut i si臋 niecierpliwi.

Caro...

Oczywi艣cie, Gray. Czy mog臋 w czym艣 pom贸c, Wendy? Mo偶e wezm臋 szal albo pled?

Dziewczyna spojrza艂a na Carolyn.

Nie, nie potrzebujemy ci臋 鈥 powiedzia艂a i wesz艂a za Grayem do pokoju.

Carolyn wzruszy艂a ramionami. Gray nie m贸g艂 post膮pi膰 inaczej. Wysz艂a przed dom. W艂a艣nie podawano do sto艂贸w.

Chod藕 ze mn膮! 鈥 powiedzia艂 Gray, prowadz膮c j膮 do sto艂u, gdzie siedzia艂y jego matka i Wendy. 鈥 Teraz mog臋 mie膰 na oku wszystkie damy drogie mojemu sercu.

Ale m贸j drogi, jak panna Dunn, siedz膮c tu z nami, b臋dzie mog艂a dba膰 o ca艂e przyj臋cie? 鈥 spyta艂a s艂odkim g艂osem pani Butler. 鈥 Kto艣 musi zaj膮膰 si臋 naszymi go艣膰mi. Jestem pewna, 偶e panna Dunn to zrozumie.

W艂a艣nie w tej chwili pani Hubbard da艂a znak Carolyn, 偶e jest potrzebna.

Twoja mama ma racj臋, Gray 鈥 powiedzia艂a i szybko, i wdzi臋cznie... posz艂a do kuchni.

Podano posi艂ek. Wszyscy ju偶 jedli, gdy Gray zn贸w stan膮艂 przy Carolyn. Obj膮艂 j膮 w talii i poprowadzi艂 do samotnego stolika dla dw贸ch os贸b na werandzie. Pn膮cza winogron i purpurowo ukwieconych bouqainvillea os艂ania艂y ich przed wzrokiem ludzi. Odsun膮艂 jej krzes艂o, sam usiad艂 naprzeciwko.

A teraz jedz, a ja b臋d臋 m贸wi艂. By膰 mo偶e potrzeba nam by艂o czasu, by naprawd臋 si臋 pozna膰, by zape艂ni膰 t臋 luk臋 siedmiu lat; by stworzy膰 prawdziwy zwi膮zek, jakim powinno by膰 ma艂偶e艅stwo. Ale ja od pocz膮tku wiedzia艂em, 偶e tylko ty mo偶esz zosta膰 moj膮 偶on膮.

By膰 mo偶e masz w膮tpliwo艣ci, Caro... ale ja my艣l臋, 偶e twoje miejsce jest przy mnie... przy stole, w艣r贸d ludzi, w 艂贸偶ku... wsz臋dzie gdzie jestem ja. Nigdy nie chcia艂em ci臋 zrani膰, kochanie, ale je艣li jeszcze raz spr贸bujesz uciec ode mnie, nie b臋d臋 si臋 powstrzymywa艂. Pami臋taj!

Ale Gray, to...

Caro, zrobi臋 wszystko, 偶eby ci udowodni膰, 偶e ci臋 pragn臋 i 偶e chc臋 by艣 by艂a przy mnie.

Pom贸g艂 jej si臋 podnie艣膰 i stan臋li razem na szczycie schod贸w, zapatrzeni na 艂膮ki i 艣wiat艂a przyj臋cia na dole.

To jest moja ojczyzna, Caro... kraj, kt贸ry kocham. To bogactwo mego serca, a z nim wszystkie moje ziemskie dobra, moja Carolyn. A teraz ciebie nimi obdarzam.

Wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i poprowadzi艂 na przyj臋cie. Kiedy znale藕li si臋 w kr臋gu 艣wiate艂, Wendy podesz艂a do Graya, by poprosi膰 go do ta艅ca.

Dzi艣 wiecz贸r nie ta艅cz臋 z nikim, pr贸cz mojej dziewczyny 鈥 odpar艂, bior膮c Carolyn w ramiona.

Poprowadzi艂 j膮 blisko orkiestry i gdy muzyka umilk艂a stan臋li na podwy偶szeniu.

Kochani, chcia艂bym was o czym艣 zawiadomi膰! Chcia艂bym powiedzie膰 wszystkim, 偶e ta utalentowana, inteligentna i pi臋kna kobieta u mego boku wkr贸tce b臋dzie moj膮 偶on膮!

Przez t艂um przeszed艂 pomruk, a Carolyn u艣miechn臋艂a si臋 delikatnie.

Wzi膮艂 j膮 za r臋k臋 i kontynuowa艂 ze 艣miechem.

Znam j膮 i kocham od o艣miu lat. Nasz 艣lub odb臋dzie si臋 w starym, dobrym stylu wed艂ug australijskiej tradycji... Tutaj w Ararze, jutro!

Jutro? 鈥 zapyta艂a bezg艂o艣nie.

Jutro 鈥 powt贸rzy艂, patrz膮c w jej zap艂akane oczy. 鈥 W porz膮dku, kochanie? Minister i wszyscy nasi przyjaciele ju偶 tu s膮; rodzina te偶. Nic wi臋c nie stoi na przeszkodzie. Mam ju偶 wszystkie dokumenty.

Gray...

Zn贸w zacz臋艂a gra膰 muzyka.

Co z Wendy?

Jutro wyje偶d偶a do ciotki w Sydney. Wiem, 偶e ulega艂em jej... jak m艂odszej siostrze. By艂em 艣wiadomy jej sympatii do mnie. Ale s膮dzi艂em, 偶e z czasem z tego wyro艣nie. Teraz ten czas nadszed艂. Mo偶e zbyt d艂ugo na to pozwala艂em. W ka偶dym razie nie martw si臋 o ni膮.

A twoja matka?

Zaraz do niej p贸jdziemy. Ale nie bierzesz 艣lubu z moj膮 rodzin膮, Caro. To mn膮 powinna艣 si臋 zajmowa膰.

Obj膮艂 j膮 wp贸艂, podni贸s艂 wysoko, okr臋ci艂 wok贸艂, postawi艂 i poprowadzi艂 do matki. Trzymaj膮c si臋 za r臋ce, kl臋kn臋li przed starsz膮 kobiet膮.

Mamo... Carolyn by艂a moja, odk膮d sko艅czy艂a szesna艣cie lat. Chcia艂em powiedzie膰 ci to ju偶 dawno. Carolyn wysz艂a za mnie w Meksyku. To jest dziewczyna dla mnie. Kochaj j膮 tak, jak ja j膮 kocham. Ona potrzebuje ciebie, bo nie ma na 艣wiecie nikogo pr贸cz nas.

Przez d艂ug膮 chwil臋 patrzy艂a mu w oczy, po czym wyci膮gn臋艂a r臋k臋 do Carolyn.

Kochasz mojego syna, Carolyn? Nawet po tak d艂ugim rozstaniu?

Nigdy nie by艂o dla mnie nikogo innego... i nigdy nie mog艂o by膰, pani Butler 鈥 odpowiedzia艂a cicho.

Powinna艣 m贸wi膰 mi teraz 鈥瀖amo鈥, moja droga. A teraz biegnijcie oboje ta艅czy膰 i pozw贸lcie nam wszystkim cieszy膰 si臋 waszym szcz臋艣ciem.

Gray wsta艂 i wzi膮艂 Carolyn w ramiona, przyciskaj膮c z ca艂ych si艂 do siebie.

Kocham ci臋, Caro 鈥 wyszepta艂. 鈥 Nigdy wi臋cej nie uciekaj ode mnie... Przyjd藕 do mnie, kochana, sp贸jrz mi w oczy i b臋dziesz wiedzia艂a, 偶e ci臋 kocham... i troszcz臋 si臋 o ciebie. Obiecujesz?

Gdziekolwiek p贸jdziesz, ja p贸jd臋 z tob膮; cokolwiek b臋dziesz robi艂, ja zrobi臋 tak偶e i nic pr贸cz 艣mierci nas nie roz艂膮czy 鈥 odpowiedzia艂a cicho, ca艂uj膮c go w usta.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Delsa Walton Za艣lubiny
Walton Delsa Zaslubiny RPP051
Walton Delsa Za艣lubiny
Jo Walton Unreliable Witness
Jo Walton Tradition
Obrz臋dy za艣lubin
Analiza obrazu Za艣lubiny Arnoldinch
Jo Walton On the Wall
ZA艢LUBINY W LESIE, przedszkole, las
Jo Walton Relentlessly Mundane
Jo Walton At The Bottom Of The Garden
Jo Walton Eucatastrophe Poem
WalMart Waltona pomnik kapitalizmu
Jo Walton Unreliable Witness
Gordon Lucy Zaslubiny w Gretna Green
Carroll Jonathan Za艣lubiny Patyk贸w
Carroll Jonathan Zaslubiny patykow