Paulo Coelho Największyr

Paulo Coelho

Henry Drummond

Największy dar

Z portugalskiego przełożyła

Zofia Stanisławska

Tytuł oryginału

O DOM SUPREMO


Widzisz tę kobietę?

Wszedłem do twego domu, a nie podałeś mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała mi stopy i swymi włosami je otarła.

Nie dałeś mi pocałunku, a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich.

Głowy nie namaściłeś mi oliwą; ona zaś olejkami na­maściła nogi moje.

Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grze­chy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje”.

Ewangelia według Św. Łukasza 7; 44-47



Pewnego chłodnego wiosennego poranka pod koniec dziewiętnastego wieku zgromadziła się grupa kobiet i mężczyzn.



Spotkali się, by wysłuchać kazania jednego z najsłynniejszych kaznodziei tamtych czasów. Przybyli z różnych zakątków Anglii, ciekawi, co ma im do powiedzenia.

Jednak on, od ośmiu miesięcy przemierza­jąc świat i wypełniając trudną misję głoszenia słowa bożego, był zmęczony i wyczerpany. Spojrzał na nieliczną grupę wiernych, powie­dział kilka zdań i zamilkł. Tego popołudnia Duch Święty pozbawił go daru przemawiania.

Jego smutny wzrok padł na znajdującego się wśród wiernych młodego misjonarza, który niedawno wrócił z Afryki i być może miał coś ciekawego do powiedzenia.

Pastor poprosił młodzieńca, by go zastąpił.

Ludzie zgromadzeni w parku miasta Kent byli rozczarowani.



Nikt nie znał młodego misjonarza. Właściwie nie był on misjonarzem. Odmówił przyjęcia święceń kapłańskich, gdyż nie czuł powołania.



Przez dwa lata przemierzał Afrykę, szukając sensu życia i próbując zrozumieć siebie. Prag­nął podążać śladami ludzi, którzy mieli odwa­gę wyznawać swoje ideały.

Wiernym zgromadzonym w parku nie spo­dobała się ta zamiana. Przybyli, aby poznać doświadczonego, mądrego i sławnego pastora, a nie słuchać nieznanego nikomu człowieka, który tak jak oni poszukuje prawdy.


Jednak Henry Drummond - bo tak nazy­wał się młodzieniec - wiele się przez minione lata nauczył.



Pożyczył od jednego z wiernych Pismo Święte i przeczytał fragment Listu świętego Pawła do Koryntian:


Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,

a miłości bym nie miał,

stałbym się jak miedź brzęcząca

albo cymbał brzmiący.

Gdybym też miał dar prorokowania

i znał wszystkie tajemnice,

i posiadał wszelką wiedzę,

i wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił,

a miłości bym nie miał,

byłbym niczym.

I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność

moją,

a ciało wystawił na spalenie,

lecz miłości bym nie miał,

nic bym nie zyskał.

Miłość cierpliwa jest,

łaskawa jest.

Miłość nie zazdrości,

nie szuka poklasku,

nie unosi się pychą;

nie dopuszcza się bezwstydu,

nie szuka swego,

nie unosi się gniewem,

nie pamięta złego;

nie cieszy się z niesprawiedliwości,

lecz współweseli się z prawdą.

Wszystko znosi,

wszystkiemu wierzy,

we wszystkim pokłada nadzieję,

wszystko przetrzyma.

Miłość nigdy nie ustaje,

jak proroctwa, które się skończą,

albo jak dar języków, który zniknie,

lub jak wiedza, której zabraknie.

Po części tylko bowiem poznajemy

i po części prorokujemy.

Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,

Zniknie to, co jest tylko częściowe.

Gdy byłem dzieckiem,

mówiłem jak dziecko,

czułem jak dziecko,

myślałem jak dziecko.

Kiedy zaś stałem się mężem,

wyzbyłem się tego, co dziecięce.

Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;

wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz.

Teraz poznaję po części,

wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.

Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy:

z nich zaś największa jest miłość”.



Wszyscy słuchali w ciszy i skupieniu, lecz byli zawiedzeni.

Większość wiernych znała ten fragment i często zastanawiała się nad jego znaczeniem. Młodzieniec mógł wybrać inny, mniej znany tekst.


Gdy Henry skończył czytać i zamknął Pismo Święte, spojrzał w niebo i przemówił:



Każdy z nas przynajmniej raz w życiu postawił sobie pytanie, przed którym stają kolejne po­kolenia:

Co jest najważniejsze w życiu?

Chcemy jak najlepiej wykorzystać czas, który nam dano, bo drugi raz tego daru nie otrzymamy. Dlatego musimy zdać sobie spra­wę, w którą stronę chcemy podążać i co ma być naszym nadrzędnym celem.


Mówi się, że największym skarbem jest wia­ra. To proste słowo od wieków stanowi funda­ment religii.


Czy rzeczywiście wiara jest najistotniejsza? Jeśli tak uważamy, to jesteśmy w błędzie. Jeśli naprawdę w to uwierzymy, możemy przestać wierzyć.

Przeczytany przeze mnie fragment przenosi nas do czasów pierwszych chrześcijan. I jak słyszymy: „(...) trwają wiara, nadzieja, miłość- te trzy: z nich zaś największa jest miłość”.

Święty Paweł nie rzuca tych słów na wiatr. Prze­cież sam wcześniej mówi:

Gdybym posiadł wszelką wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym”.

Święty Paweł nie uciekł przed problemem, przeciwnie, świadomie porównał wiarę i miłość. Na koniec uznał:

,,(...) z nich zaś największa jest miłość”.

Dla świętego Pawła było to zapewne trudne wyznanie. Ludzie zwykle radzą innym to, co sami uważają za swoją mocną stronę.

Miłość nie była mocną stroną świętego Pawła. Jeden z jego uczniów zauważył, że dopiero z wie­kiem apostoł stał się bardziej tolerancyjny i wyro­zumiały. Ręka, spod której wyszły słowa: „z nich zaś największa jest miłość”, dawniej wiele razy była splamiona krwią.

List do Koryntian nie jest jedynym tekstem, w którym miłość określana jest jako summum bonum, największy dar. Jej wartość podkreślają wszystkie wielkie dzieła chrześcijaństwa.

Święty Piotr mówi: „Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość za­krywa wiele grzechów”.

Święty Jan mówi: „Bóg jest miłością”.

W innym fragmencie listu świętego Pawła czy­tamy, że „miłość jest wypełnieniem prawa”.

Dlaczego święty Paweł to mówi? W tamtych czasach ludzie wierzyli, że po śmierci pójdą do raju, jeśli będą żyli zgodnie z dziesięcioma przyka­zaniami i setkami innych praw zebranymi w Ko­deksie Przymierza. Przestrzeganie tych praw było najistotniejsze, ważniejsze nawet od samego życia.

Dlatego Chrystus powiedział: „Pokażę wam prostszą drogę do mego Ojca. Jeśli to pojmiecie, będziecie postępować bez obawy, że obrażacie Boga”.

Miłość. Jeśli będziecie kochać, wypełnicie pra­wo, nie zdając sobie z tego sprawy.

Sami możemy się przekonać, czy ta zasada sprawdza się w życiu.

Weźmy pierwsze przykazanie: „Będziesz miło­wał Pana Boga swego z całego serca swego”. Oto jest miłość.

Nie będziesz brał imienia Pana Boga twego nadaremno”.

Czy odważylibyśmy się mówić bez szacunku o kimś, kogo kochamy?

Pamiętaj, aby dzień święty święcić”.

Czyż nie czekamy z niecierpliwością na spotka­nie z ukochaną osobą, by całkowicie poświęcić się miłości? Tak samo postępujemy wobec Boga, jeśli Go kochamy.

To miłość zmusza nas, byśmy przestrzegali praw ustanowionych przez Boga.

Komuś, kto kocha, nie trzeba przypominać, żeby czcił swego ojca i matkę albo żeby nie zabijał. Człowiek, któremu leży na sercu dobro bliźniego, nikogo nie okradnie. Jak można okradać człowie­ka, którego się kocha? Nie trzeba mu przypomi­nać, by nie składał fałszywego świadectwa przeciw swemu bliźniemu. Nie zrobi tego, tak jak nie bę­dzie pożądał żony bliźniego swego.


Tak więc „miłość jest wypełnieniem prawa”.

Miłość to zasada stanowiąca podsumowanie wszystkich innych reguł.

Z przykazania miłości wywodzą się wszystkie pozostałe przykazania.

Miłość to tajemnica życia.

Tę prawdę zrozumiał święty Paweł i dlatego napisał list, którego fragment dziś przeczytaliśmy. Znajdujemy w nim najpiękniejszy i najważniejszy opis summum bonum, największego daru.

Święty Paweł porównuje miłość do innych pojęć, które w jego czasach miały wielką war­tość.

Przyrównuje ją do szlachetnego daru, jakim jest zdolność przemawiania językiem porusza­jącym ludzkie serca i umysły, dającym moc działania i przekraczania granic.

Święty Paweł odnosi się do wielkich proro­ków: „Gdybym mówił językami ludzi i anio­łów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”.

Czyż nie ma racji? Często słuchamy słów, które mają zmienić świat, ale wypowiadane są bez emocji i brakuje im miłości. Dlatego, choć są mądre i proste, nie poruszają nas.

Święty Paweł porównuje miłość do daru prorokowania, do wiary i miłosierdzia.

Dlaczego miłość jest ważniejsza niż wiara?

Bo wiara jest jedynie drogą prowadzącą ku miłości największej.

Dlaczego miłość jest ważniejsza od miło­sierdzia?

Bo miłosierdzie jest jednym z przejawów miłości, a całość jest zawsze ważniejsza od czę­ści. Miłosierdzie jest drogą, którą podąża mi­łość, by zbliżyć do siebie bliźnich.

Wiemy, że w akcie miłosierdzia może za­braknąć miłości. Jakże łatwo rzucić grosz bied­nemu na ulicy. Czasem prościej dać jałmużnę niż się od niej powstrzymać.

Przestaje nas wzruszać okrutny widok ludz­kiej biedy.

Dzięki jednej monecie spada nam ciężar z serca. Dla nas strata niewielka, a żebrakowi ulży w cierpieniu.

Jednak gdybyśmy naprawdę tego człowieka kochali, zrobilibyśmy dla niego o wiele więcej.

Albo nie zrobilibyśmy nic. Być może, po­wstrzymując się od rzucenia nędznego grosza, przez poczucie winy obudzilibyśmy w sobie prawdziwą miłość?



Święty Paweł porównuje miłość do męczeń­stwa. Ja jednak proszę wszystkich, którzy prag­ną poświęcić życie dla dobra ludzkości: nawet jeśli chcecie za Boga oddać życie, wasza ofiara nic nie zmieni, gdy zabraknie w niej miłości. Absolutnie nic!

Najważniejsze w życiu jest dawanie świa­dectwa miłości. To uniwersalny język, dzię­ki któremu można równie dobrze mówić po chińsku, jak w dialekcie hindi. Jeśli kiedykol­wiek odwiedzicie któryś z tych krajów, język miłości sprawi, że każdy was zrozumie.

Świadectwem naszej wiary jest sposób, w jaki przechodzimy przez życie, a nie to, co mówimy.

Niedawno byłem w sercu Afryki, w rejonie Wielkich Jezior. Poznałem tam ludzi z rozrzewnieniem wspominających Davida Living­stone'a, jedynego białego, jaki pojawił się na ich ziemi. Gdy trzy lata po nim przemierzałem kontynent afrykański, spotykałem ludzi, któ­rzy na dźwięk tego nazwiska uśmiechali się sze­roko, wspominając poczciwego lekarza. Choć nie rozumieli ani słowa z tego, co mówił, czuli, że przemawia przez niego miłość.

Jeśli wy także będziecie nosić w sobie mi­łość, trud waszego życia nie pójdzie na marne. Ona pomoże wam dobrać słowa, gdy będzie­cie chcieli mówić o Bogu lub o życiu ducho­wym. Bez tego oręża nie warto iść w świat, by w pięknych słowach opowiadać o cudach wia­ry. Jeśli zapomnicie o miłości, cały wasz trud będzie nadaremny.

Możecie osiągnąć wszystko i być gotowi na wszelkie poświęcenie, ale nawet jeśli dacie się spalić na stosie, a nie będzie w was miłości, czyn ten będzie bez znaczenia dla Boga i dla was samych.



Na zakończenie swoich rozważań o miłości święty Paweł w trzech wersach dokonuje za­dziwiającego podsumowania tego, czym jest największy dar.

Powiada, że na miłość składa się wiele rzeczy.

Można ją porównać do światła. Ze szkoły pamiętamy, że gdy weźmiemy pryzmat i pod­niesiemy go do słońca, promień rozszczepi się na siedem kolorów.

Są to barwy tęczy.

Święty Paweł robi to samo z miłością. Prze­świetla ją promieniem swej wrażliwości i uzy­skuje siedem elementów składających się na to uczucie.

Promień przenikający przez pryzmat ukła­da się w tęczę miłości.

Z czego składa się ta tęcza? Z wartości, o których słyszymy na co dzień i powinniśmy według nich żyć.

Te proste uczucia i zwykłe sprawy składają się na to, co nazywamy największym darem.

Miłość tworzą następujące cechy:

Cierpliwość: „miłość cierpliwa jest”.

Dobroć: „łaskawa jest”.

Wspaniałomyślność: „miłość nie zazdrości”.

Pokora: „nie szuka poklasku, nie unosi się pychą”.

Szlachetność: „nie dopuszcza się bezwstydu”.

Oddanie: „nie szuka swego”.

Tolerancja: „nie unosi się gniewem”.

Szczerość: „nie pamięta złego”.

Uczciwość: „nie cieszy się z niesprawiedli­wości, lecz współweseli z prawdą”.

Cierpliwość, dobroć, wspaniałomyślność, pokora, szlachetność, oddanie, tolerancja, szczerość, uczciwość. Te wartości składają się na największy dar i wypełniają duszę człowie­ka, który chce zaznaczyć swą obecność w świe­cie i jednocześnie być blisko Boga.

Wszystkie wymienione cechy związane są z naszą codziennością, z teraźniejszością i przy­szłością, ale także z wiecznością.

Dużo uwagi poświęca się miłości do Boga, ale Chrystus mówi nam o miłości do czło­wieka.

My wierzymy, że pokój jest w niebie.

Chrystus szuka go na ziemi.

Człowiek pragnie znać odpowiedź na pyta­nie: „Komu poświęcić swoje życie?”. Nie jest to kwestia wydumana czy narzucona z góry. Pojawia się we wszystkich cywilizacjach, na­wet tych najbardziej odległych. Jest to bowiem najgłębsza potrzeba każdego człowieka, prze­jaw działania Ducha Świętego w świecie do­czesnym.

Takim przejawem jest największy dar, będą­cy nie tylko oznaką łaski, ale także sumą czy­nów i słów obecnych w naszym codziennym życiu.



Miłość cierpliwa jest”.

Naturalną postawą w miłości jest umiejęt­ność czekania - ze spokojem, bez pośpiechu i z wiarą, że przyjdzie chwila, gdy uczucie samo się objawi.

Miłość w swej łagodności cierpliwie cze­ka na odpowiedni moment, by okazać swoją moc.

Miłość jest cierpliwa. Wszystko zniesie.

Wszystkiemu wierzy.

We wszystkim pokłada nadzieję.

Bo miłość wszystko rozumie.

Dobroć. Miłość wprowadzona w czyn.

Zauważyliście, że Chrystus przez większość życia czynił dobro i sprawiał ludziom radość?

Swoją krótką obecność na ziemi w dużej mierze poświęcił uszczęśliwianiu innych.

Zauważcie, że choć Chrystus miał wiele do zrobienia, nie zapomniał otoczyć troską bliź­nich.

Tylko jedna rzecz jest ważniejsza od szczęś­cia - świętość. Ona jednak nie leży w zasięgu naszych możliwości. Natomiast z łatwością możemy uczynić innych szczęśliwymi. Bóg wyposażył nas w ten dar, który niemal bez wysiłku możemy wykorzystać. Jeśli uważnie rozejrzymy się dookoła, przekonamy się, jak mało nas to kosztuje.

Dlaczego więc tak niechętnie sprawiamy innym radość? Szczęście nie mnoży się w niewoli, nie ubywa go, gdy się nim dzielimy. Prze­ciwnie, rozdając je, stajemy się bogatsi.

Ktoś powiedział: „Najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić dla ojca, to otoczyć miłością jego dzieci”.

Świat bardzo potrzebuje takiej postawy!

Jakże łatwo okazać dobroć i jak szybko ro­dzi ona wdzięczność, zapisując się w pamięci bliźnich na całe lata.

Wielka jest nagroda za okazane dobro. Nie ma bowiem nic piękniejszego niż dług miłości. Ona nigdy nie zawodzi.

Miłość jest prawdziwą energią życia.

Browning powiedział:


Życie ze wszystkimi swymi radościami i smutkami, z nadziejami i strachem to jedyna szansa, by nauczyć się miłości, poznać miłość, jaką była, jest i może być”.


Tam, gdzie jest miłość, jest także człowiek i Bóg.

Ten, kto raduje się miłością, potrafi również cieszyć się drugim człowiekiem i Bogiem. Bóg jest miłością. Dlatego KOCHAJMY!

Bez wyjątku, w każdej godzinie, bez odkła­dania na później, bez strachu przed cierpie­niem: KOCHAJMY!


Podzielcie się swoją miłością z biednymi. To takie proste. Obdarzcie nią bogatych, którzy nikomu nie ufają, bo nie dostrzegają miłości. Choć bardzo jej potrzebują, nie potrafią dzie­lić się nią z bliskimi. Wszystkim nam trudniej przychodzi wyrazić miłość wobec najbliższych. Często staramy się ich zadowolić, ale nie daje­my im radości.

Obdarzajmy innych radością. Wykorzystuj­my każdą możliwość, by sprawiać innym przy­jemność. Najbardziej na tym skorzystamy my sami, nawet jeśli nikt nie dowie się o naszych uczynkach. Świat wokół będzie radośniejszy i wszystko stanie się prostsze.

Jestem na ziemi tu i teraz. Powiedzcie mi, co dobrego mogę zrobić, jaką radość sprawić innym. Nie pozwólcie mi czekać ani odkładać tego na później, gdyż ta chwila nigdy się nie powtórzy.



Wspaniałomyślność. „Miłość nie zazdrości”. Tego uczucia nie trawi ogień zawiści, bo nasza miłość nie konkuruje z miłością otaczających nas ludzi.

Pozwólmy innym kochać i sami dajmy jesz­cze więcej miłości.

Ofiarujmy siebie bliźnim, dzielmy się tym, co w nas najlepsze.

Gdy zechcemy zrobić coś dobrego, zawsze znajdą się ludzie, którzy będą mieli ten sam cel. Gdyby się jednak okazało, że czynią dobro lepiej od nas, nie zazdrośćmy im.

Zazdrość budzą w nas najczęściej ludzie z najbliższego otoczenia, przez co niszczymy to, co w nich najlepsze. Zazdrość to najbar­dziej nikczemne z ludzkich uczuć. Czyha, by zniszczyć dzieło dobrych ludzi, nawet jeśli miało ono służyć również nam.

Najlepszym sposobem, by wydostać się z jej szponów, to skupić się na miłości.

Możemy zazdrościć jedynie wspaniałomyśl­ności i wielkoduszności tym, których miłość uchroniła przed „chorobą zawiści”.



Gdy nauczymy się tego wszystkiego, pozostaje jeszcze jedna ważna rzecz: pokora. Zamknij­my usta i zapomnijmy o cierpliwości, dobro­ci i wspaniałomyślności. Jeśli w naszym życiu pojawiła się miłość i jeśli dokonała swego szlachetnego dzieła, nauczmy się milczeć i nie przechwalać się sukcesami.

Miłość ukrywa nie tylko swe dzieło, ale i samą siebie.

Miłość nie zatraca się w samozadowoleniu.

Miłość „nie szuka poklasku, nie unosi się pychą”.



Piąty element tęczy miłości może wydawać się dziwny i bezużyteczny. To szlachetność. W ten sposób objawia się miłość między ludźmi.

Zwykło się uważać, że szlachetność jest pojęciem względnym, lecz to nieprawda. Ta cecha miłości przejawia się przede wszystkim w drobiazgach.

Miłość nigdy nie jest agresywna, niesto­sowna ani grubiańska. Najbardziej nieśmiała osoba na świecie, niezdolna do nawiązywania kontaktów, gdy w jej sercu pojawi się miłość, zachowuje się tak, jak powinna.

Carlyle powiedział: „Robert Burns jest najszlachetniejszym człowiekiem w Anglii, ponieważ kocha wszystko, co Bóg stworzył: i mysz, i kwiatek polny, rzeczy małe i duże. Przy takim nastawieniu do świata Burns może rozmawiać z każdym, i biednym, i boga­tym, gościć w pałacu i nocować w skromnej chacie”.

Wiemy więc, jaki powinien być człowiek szlachetny: to ktoś zachowujący się z godnoś­cią. Oto cały sekret miłości.

Kto ma w sercu miłość, ten nigdy nie za­chowa się grubiańsko, nie będzie pozerem ani snobem. Te przywary dotyczą jedynie ludzi będących niewolnikami własnych uczuć, któ­rzy nie potrafią kochać.

Miłość nie dopuszcza się bezwstydu”.



Oddanie. Gdy kochamy, nie myślimy o zaspo­kojeniu swoich potrzeb, nie koncentrujemy się wyłącznie na swoich uczuciach.

Miłość domaga się tylko tego, co do niej należy.

W Anglii, jak w wielu innych krajach, lu­dzie słusznie walczą o swoje prawa. Są jednak szczególne sytuacje, gdy możemy zrzec się czę­ści naszych przywilejów.

Co prawda święty Paweł nie wymaga od nas takiego poświęcenia. Wie, że gdy ktoś kocha, nie domaga się zadośćuczynienia ani nagrody za to, co robi.

Kochamy, gdyż zostaliśmy obdarzeni naj­większym darem, a nie dlatego, że oczekujemy czegoś w zamian.

Wcale nie jest trudno zrzec się części swo­ich przywilejów, wynikających z roli, jaką od­grywamy w społeczeństwie. O wiele trudniej oddać część siebie, a najtrudniej — nie oczeki­wać za to nagrody.

Gonimy za czymś, kupujemy, zdobywamy, jesteśmy nagradzani, ale czasem w szlachetnym geście możemy oddać swoją nagrodę. Propo­nuję nawet pójść dalej: w ogóle nie oczekiwać rekompensaty za swój trud.

Id opus est. Oto dzieło. Miłość starczy za wszystko.

Szukasz w życiu wielkich rzeczy? - pyta kaznodzieja. - Nie szukaj”.

Dlaczego? Bo nie w rzeczach kryje się wiel­kość, lecz w oddaniu wynikającym z miłości.

Wiem, jak ciężko dobrowolnie zrzec się na­grody.

Wiem, jak trudno nie oczekiwać nagrody za swoje uczynki.

Nie, nie powinienem tego mówić. Tak na­prawdę w miłości nic nie jest trudne. Wierzę, że jarzmo miłości jest lekkie. Sprowadza się do tego, jak żyjemy. Miłość to najprostszy sposób, by dobrze przeżyć swoje życie. Ona nie szu­ka poklasku i wypełnia swym światłem każdą chwilę naszego istnienia.

Podstawową prawdą dotyczącą naszego ży­cia duchowego jest to, że nie ma większego szczęścia niż dawanie.

Powtarzam: nie w braniu i posiadaniu, lecz w dawaniu jest prawdziwe szczęście. Tylko i wyłącznie w dawaniu.

Obecnie ludzie dążą do szczęścia złą dro­gą. Chcą mieć i dostawać, chwalić się tym, co mają, zdobywać i korzystać z cudzej pracy. Większość nas uważa, że na tym polega reali­zacja życiowych celów.

Jednak spełnienie to przede wszystkim da­wanie i służenie. Chrystus mówi, że kto chce być wywyższony, powinien służyć bliźniemu. Kto pragnie szczęścia, dla tego miłość powin­na być kluczem do życia. Reszta nie ma zna­czenia.

Kolejnym elementem tęczy miłości jest tole­rancja. „Miłość nie unosi się gniewem”.

Zwykliśmy uważać nietolerancję za dzie­dziczną słabość, cechę osobowości, defekt na­tury, choć w rzeczywistości to przywara całej ludzkości. Dlatego też święty Paweł, mówiąc o miłości, nie zapomina o tolerancji. W wielu fragmentach Biblii nietolerancja jest opisywa­na jako jeden z najbardziej niszczących mecha­nizmów ludzkiego działania.

Najbardziej smuci mnie to, że nietolerancję i uprzedzenia przejawiają ludzie uważający się za cnotliwych. Zwykle ta ułomność jest niczym plama na honorze człowieka, który miał wszel­kie dane po temu, by być dobrym i szlachet­nym. Zdarza się, że ludzie niemal doskonali nagle wpadają w gniew, gdy ktoś się im sprze­ciwia, bo uważają, że tylko oni mają rację.

Zjawisko nietolerancji u osób uważających się za doskonałych jest jednym z największych problemów ludzkości.

Istnieją dwie kategorie grzechów: grzechy ciała i grzechy ducha. W pewnej przypowie­ści z Nowego Testamentu syn marnotrawny opuszcza rodzinny dom i idzie w świat, a jego starszy brat zostaje z ojcem. Gdy po długiej tułaczce syn marnotrawny powraca, ojciec wy­daje na jego cześć wielką ucztę. Dowiedziaw­szy się o przygotowaniach, starszy syn zwraca się przeciw ojcu. „Czyż nie służyłem ci przez lata i nie pracowałem, podczas gdy on trwonił twój majątek?” - spytał.

Syn marnotrawny zgrzeszył ciałem, lecz jego brat popełnił większy grzech: grzech du­cha. Ciekawe, że większość nas bez wahania wskazałaby na syna marnotrawnego jako tego, który popełnił cięższy grzech. Czy rzeczywiście tak jest?

Nie ma takiej wagi, która pozwoliłaby osza­cować ciężar ludzkich grzechów. „Gorszy” i „lepszy” to puste słowa. Jednak powiadam wam: drobne przewinienia często okazują się cięższym grzechem od prostych błędów.

W oczach Boga, który jest miłością, grzech przeciw miłości jest sto razy gorszy. Nietolerancja jest gorsza od popędu, chciwości, próż­ności czy opilstwa.

Przez nią życie nabiera goryczy.

To ona niszczy społeczne więzy.

To ona sieje nienawiść i spustoszenie.

To ona wypędza kobiety i mężczyzn z domów.

To ona odbiera siłę młodości.

To ona bezinteresownie sieje rozpacz i nie ma sobie równych.

Spójrzmy na starszego brata. Jest grzeczny, pracowity, cierpliwy, odpowiedzialny. Podzi­wiamy jego cnoty. Widzimy tego młodego chłopca, niemal dziecko, stojącego w drzwiach przed ojcem.

Rozgniewał się więc i nie chciał wejść” — czytamy. Jakże postawa starszego brata musiała zaboleć marnotrawnego syna! Ilu grzeszników nigdy nie zazna spokoju w niebie z powodu lu-dzrbez serca, którzy stoją bezpiecznie w domu ojca!

Zastanówmy się, jaki wyraz twarzy przybrał starszy brat, wypowiadając te słowa. Może był zazdrosny, wściekły, dumny, okrutny, a może miał minę człowieka, który wierzy w swoją nieomylność? Upór, żal, brak miłosierdzia to cechy charakteryzujące duszę, która nie zna miłości.

To uczucia prowadzące do nietoleran­cji i uprzedzeń.

Każdy z nas spotyka się w życiu z podobny­mi sytuacjami. Wiemy, że te przewinienia są o wiele gorsze od grzechów ciała.

Czyż sam Chrystus nie mówił o tym uczo­nym mężom, gdy wskazując kobietę lekkich obyczajów, zapewniał, że ona pierwsza trafi do królestwa niebieskiego?

W niebie nie ma miejsca dla ludzi nietolerancyjnych i przesądnych. Raj stałby się wów­czas miejscem nie do zniesienia, zarówno dla tych biedaków, jak i dla pozostałych.

Człowiek nietolerancyjny powinien się od­rodzić, odrzucając wszystko, co uważał dotąd za nietykalne i pewne. W przeciwnym razie ni­gdy nie wejdzie do królestwa niebieskiego.

Aby wejść do królestwa niebieskiego, czło­wiek musi nosić raj w sobie.



Zauważcie, że gdy o tym mówiłem, zacząłem się denerwować. W moich słowach pojawiła się nietolerancja i odsłoniła we mnie coś zgoła odpychającego. To wielka próba dla miłości. Musimy zdać sobie sprawę, że nie osiągniemy spokoju wewnętrznego, pozwalającego roz­kwitnąć miłości, jeśli ulegniemy nietolerancji. Spójrzcie, jak łatwo uśpić czujność i pozwolić, by duszą zawładnęły złe myśli. Opowiadając o szlachetności, pokorze, cierpliwości, do­brych manierach i oddaniu, przestałem nad sobą panować.

Popełniłem grzech ludzi opiewających wszel­kie cnoty - wpadłem w pułapkę nietolerancji.

Na tym przykładzie widać, że nie wystar­czy mówić o uprzedzeniach. Musimy dojść ich źródeł, dokonać zmiany, dotykając najgłęb­szych pokładów naszej osobowości. Tylko wtedy zdołamy zwalczyć rodzącą się w nas złość. Staniemy się łagodniejsi nie dlatego, że wyzby­liśmy się agresji, lecz dlatego, że otworzyliśmy się na miłość.

Bóg jest miłością. Ta miłość nas przenika i zmienia. Stajemy się łagodniejsi, czyści. To ona pozwala wyzbyć się zła, odnawia, leczy i odbudowuje wnętrze człowieka.

Nie zmienimy się siłą naszej woli.

Nie zmieni nas upływ czasu.

Zmieni nas miłość.


Dlatego pozwólmy miłości przeniknąć na­sze serca. Pamiętajmy: to kwestia życia i śmier­ci. Na nic zda się moje kazanie o miłości, jeś­li nie potrafię jej wzbudzić w innych. „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”.

Lepiej nie żyć wcale niż żyć bez miłości.

Lepiej nie żyć niż nie kochać.



Porozmawiamy teraz o niewinności i szcze­rości. Największy wpływ mają na nas ludzie, którzy wierzą w to, co mówimy. W atmosferze wzajemnych podejrzeń ludzie się od siebie od­dalają.

Gdy spotykamy się ze szczerością ze strony drugiej osoby, otwieramy się na nią. Gdy ktoś w nas uwierzy, stajemy się odważni i przyjaź­nie patrzymy na świat.

Zrozumienie drugiego człowieka potrafi nas całkowicie zmienić.

Dobrze jest mieć świadomość, że są jeszcze na świecie ludzie, którzy nie zniechęcają się i czynią dobro, bo znają jego wartość. Takie osoby zyskują szacunek bliźnich i Boga. Nie odczuwają zazdrości i nie są obojętni, bo mi­łość „nie pamięta złego”. Wszędzie dostrzegają dobro i dają z siebie to, co mają najlepszego.

Kto kocha, przechodzi przez życie zwycię­sko, choć nie oczekuje nagrody. Jakże cudow­ne jest życie ludzi, których opromienia światło miłości! To wielka siła i błogosławieństwo spę­dzić choćby jeden dzień, nie pamiętając złego.


Gdy ludzie nam ufają, to znaczy, że daje­my im miłość. Pamiętajmy jednak, że można czynić dobro, obdarzając swoim zaufaniem in­nych. Nasza otwartość na ludzi może narazić nas na cierpienie, ale to bez znaczenia w ob­liczu radości wypełniającej nasze życie. Nie musimy nakładać ciężkiej zbroi, zasłaniać się tarczą i chwytać za broń. Ochronią nas szcze­rość i otwartość.

Możemy pomóc tylko tym, którym ufamy. Szacunek dla innych pozwala nam odbudować szacunek wobec samych siebie.

Jeśli wierzymy, że ktoś może ulec przemia­nie, i potraktujemy go na równi ze sobą, on sam otworzy się na nasze słowa z wiarą, że ma szansę zmienić się na lepsze.

Miłość nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą”.

Zwróćmy uwagę, jak ważna jest uczciwość. Kto potrafi kochać bliźniego, ten kocha praw­dę i cieszy się nią, nawet jeśli nie jest to praw­da, jakiej go uczono.

Ta prawda nie jest zawarta w doktrynach.

Tej prawdy nie głoszą w kościołach.

Ta prawda nie jest kolejnym „izmem”.

Kochający człowiek „współweseli się z praw­dą”, szuka jej z otwartym umysłem, pokorą, bez uprzedzeń i nietolerancji i cieszy się z tego, co odkrywa.


Być może słowo „uczciwość” nie jest naj­trafniejszym określeniem tej wartości składają­cej się na miłość. Nie znajduję jednak lepszego słowa. Nie mam bowiem na myśli uczciwości upokarzającej bliźniego, wytykającej błędy, by pokazać, jacy to jesteśmy wspaniali. Prawdzi­wa miłość nie polega na wypominaniu innym słabości, lecz na akceptacji i radowaniu się, gdy widzimy w kimś przemianę na lepsze.


Nie będziemy już analizować miłości. Teraz musimy sprawić, by wszystkie te elementy sta­ły się częścią naszej egzystencji.

Główny cel naszego życia na ziemi to na­uczyć się kochać.

Życie stwarza nam wiele możliwości, byśmy opanowali tę sztukę. W każdej chwili naszej ludzkiej egzystencji możemy nauczyć się mi­łości. Życie to nie długie wakacje, lecz ciągła nauka.

Najważniejszą zaś lekcją jest nauka miłości.

Trzeba wciąż uczyć się kochać.


Co sprawia, że ktoś staje się wielkim arty­stą, pisarzem czy muzykiem?

Praktyka.

Co sprawia, że ktoś jest uznawany za wiel­kiego człowieka?

Praktyka. Tylko tyle.

Dla rozwoju duchowego równie ważne jak dla rozwoju fizycznego jest ćwiczenie. Kto nie ćwiczy mięśni ramion, nie będzie miał bicep­sów. Jeśli nie poddasz swojej duszy ćwiczeniom, będziesz słaby psychicznie i nie zaznasz radości towarzyszącej przemianom duchowym.

Miłość nie jest wytworem chwili.

W miłości objawia się bogactwo i siła życia. Człowiek może się spełnić tylko przez nią.

By tak się jednak stało, potrzebujemy ciąg­łych ćwiczeń praktycznych.


Co robił Chrystus w warsztacie stolarskim?

Ćwiczył.

Choć był doskonały, ćwiczył. Wiemy o tym z ewangelii. W ten sposób dojrzewał do roli, jaką miał spełnić wobec Boga i ludzi.

Spróbujmy spojrzeć na świat jak na wielki warsztat, w którym uczymy się miłości. Prze­stańmy walczyć z tym, co przydarza nam się w życiu. Nie narzekajmy, że wciąż musimy być czujni, zmagać się z nieprzyjaznym otocze­niem, stykać się z niedobrymi ludźmi.

To jest właśnie warsztat, jaki stworzył dla nas Bóg.

Nie bójmy się pokus i nie dziwmy się, że pełno ich wokół i stale musimy czynić wysiłki, by im nie ulec. W ten sposób Bóg kształtuje naszą duszę.

Wszystko to uczy nas cierpliwości, pokory, poświęcenia, tolerancji. Nie odrzucajmy ręki, która nas rzeźbi, bo to ona wskazuje nam dal­szą drogę.

Uwierzmy, że z każdą minutą stajemy się coraz piękniejsi. Choć trudno to zaakcepto­wać, przeciwności losu i pokusy są narzędziem w ręku Boga.

Goethe mówił: „Talent rozwija się w samot­ności, charakter — w rwącej rzece życia”.

Talent rodzi się w samotności. Wytrwałość, wiara i siła modlitwy - w trudach życia. Oso­bowość człowieka kształtuje się jedynie przez jego aktywny udział w życiu.

W codzienności uczymy się miłości.



Opowiedziałem wam o miłości, byście mogli lepiej zrozumieć swoje relacje z Bogiem i bliź­nimi.

Jednak to zaledwie kilka aspektów tego za­gadnienia. Miłości nie da się opisać.

Światło to o wiele więcej niż jego elementy składowe. To blask i migotanie w przestrzeni.

Miłość jest czymś więcej niż sumą wszyst­kich jej elementów - to żywe, pulsujące i bo­skie zjawisko.

Jeśli połączymy wszystkie kolory tęczy, uzy­skamy biel, ale nie stworzymy światła.

Tak samo, łącząc wszystkie cechy, o których mówiliśmy, możemy stać się cnotliwi, ale czy nauczymy się kochać?

Jak więc napełnić serca miłością?

Powinniśmy starać się jak najwięcej o niej myśleć.

Próbujmy naśladować tych, którzy nauczyli się kochać.

Zapomnijmy wszystko, czego do tej pory nauczono nas na temat miłości, łącznie z moim kazaniem.

Módlmy się.

Czuwajmy.


Jednak żadna z tych rzeczy nie skłoni nas do miłości, bo ona jest skutkiem działania. Do­piero gdy poznamy przyczynę, zrozumiemy, skąd bierze się skutek.

Chcecie wiedzieć, co jest ową przyczyną?

W pierwszych słowach Listu świętego Jana, zamieszczonego w nowym wydaniu Biblii, czytamy:

My miłujemy, ponieważ On sam pierwszy nas umiłował”.

Napisane jest „miłujemy”, a nie „miłujemy Boga”, jak błędnie tłumaczono dawniej.

My miłujemy, ponieważ On sam pierw­szy nas umiłował”. Zwróćcie uwagę na słowo „ponieważ”.

To jest ta przyczyna, o której mówiłem.

Najpierw On nas pokochał i dzięki temu my potrafimy kochać.

Wszyscy jesteśmy przejawem boskiej miłości.

Kochamy Go, kochamy siebie nawzajem, kochamy świat.

Tak to działa. Nasze serca ulegają przemia­nie. Wystarczy zastanowić się nad miłością, którą obdarzył nas Bóg, a nauczymy się ko­chać.


Nie możemy zmusić się do kochania, ale nie możemy również zmusić innych, by pokochali nas. Jedyne, co możemy zrobić, to otworzyć się na miłość, być zawsze blisko niej i postępo­wać zgodnie z jej nakazami.

Pokochajcie miłość. Doceńcie to, co dla was robi. Kochając miłość, sami będziecie mi­łością.

Miłość rodzi miłość.

Jeśli zbliżymy metalowy przedmiot do źród­ła elektryczności, porazi nas prąd. Na tym po­lega zjawisko indukcji. Gdy zaś przybliżymy ten przedmiot do magnesu, zacznie działać jak magnes.

Jeżeli będziemy blisko tego, który nas ko­cha, przepełni nas Jego miłość.

Kto szuka przyczyny, zrozumie skutek.


Musimy pojąć, że rozwój duchowy nie jest dziełem przypadku, kaprysem ani wynikiem fascynacji tym, co nadprzyrodzone. Potrzeba roz­woju duchowego bierze się z prawa naturalnego, które z kolei wiąże się z prawem boskim.

Kiedyś Edward Irving odwiedził umierają­cego chłopca. Podszedł do niego, położył mu rękę na czole i powiedział:

Chłopcze, Bóg cię kocha”.

Po tych słowach wyszedł.

Chłopiec zerwał się z łóżka i zawołał: ,,Bóg mnie kocha! Bóg mnie kocha!”. Dziecko wy­zdrowiało. Pewność, że jest kochany przez Boga, sprawiła, iż znalazł w sobie moc i zwal­czył chorobę.

W taki sam sposób miłość niszczy zło w ser­cu, czyniąc ludzi lepszymi, bardziej cierpliwy­mi, tolerancyjnymi, miłymi, oddanymi i szcze­rymi.

Nie ma innego sposobu, by zacząć kochać. To bardzo proste. Kochamy innych, kochamy siebie, kochamy naszych wrogów, a wszystko dlatego, że na początku pokochał nas Bóg.



Teraz już wiemy, dlaczego święty Paweł uznał miłość za największy dar.

Pozostało nam rozważyć kwestię podstawo­wą, którą można streścić w jednym zdaniu:

Miłość trwa wiecznie.


Miłość nigdy nie ustaje” - powiada święty Paweł. Po raz kolejny przedstawia nam długą listę rzeczy, które w jego czasach uważano za istotne i wierzono, że są wieczne.

Święty pokazuje nam, jak kruche i przemi­jające są te wartości.

Miłość nigdy nie ustaje, jak proroctwa, które się skończą”.

W tamtych czasach każda matka marzyła, żeby jej syn stał się prorokiem. Przez wieki Bóg przemawiał do ludzi ustami proroków i dlate­go mieli oni większą władzę od królów. Ludzie z trwogą czekali na pojawienie się kolejnego posłańca niebios, a gdy przychodził, oddawali mu cześć.

Święty Paweł jest jednak bezlitosny w swych są­dach. Mówi o „proroctwach, które się skończą”.

Biblia pełna jest proroctw. Kiedy jednak za­częły się spełniać, traciły swoje pierwotne zna­czenie. Przemijały jak stare historie i pamiętali o nich jedynie ludzie najbardziej religijni.


Święty Paweł mówi dalej o „darze języków, który zniknie”.

Wiemy, że pierwsze języki, którymi posłu­giwali się ludzie, powstały tysiące lat temu. Pomagały w organizowaniu życia, umacniały więzi społeczne, pozwalały przetrwać we wro­gim i pełnym niebezpieczeństw świecie. Gdzie podziały się te języki?

Zniknęły.

Egipcjanie wznosili piramidy i pokrywali pismem budowle, które przetrwały do dzisiaj. Nadal istnieją jako naród, lecz posługują się już innym językiem.

Sami możecie zinterpretować te przykłady-dosłownie lub jako symbol. Ważne jest to, że pozwalają nam one zrozumieć sens słów świę­tego Pawła. List do Koryntian, któremu poświęcamy nasze rozważania, apostoł pisał starą greką. Jednak gdyby dzisiejsi Grecy dostali do rąk oryginalny tekst, niewielu z nich potrafiło­by go odczytać.

Przez ponad tysiąc pięćset lat łacina rządziła światem, ale dziś straciła swe pierwotne znacze­nie. Kolejny przykład stanowią prastare języki innych ludów Europy. Języki dawnych Galów czy Szkotów umierają na naszych oczach.

Oprócz Biblii najpopularniejszym tekstem w Wielkiej Brytanii jest dziś Klub Pickwicka Charlesa Dickensa. Prawie cały utwór został napisany językiem, jakim posługuje się angiel­ska ulica. Jednak uczeni uważają, że za pięć­dziesiąt lat powieść Dickensa będzie niezrozu­miała dla przeciętnego czytelnika.

Święty Paweł idzie dalej, mówiąc o „wiedzy, której zabraknie”.

Gdzie podziały się mądrości starożytnego świata? Zniknęły z powierzchni ziemi. Dziś dziecko w wieku szkolnym wie więcej niż Sir Isaac Newton, który sformułował prawo grawi­tacji. Poranna gazeta nadaje się do wyrzucenia, gdy nadchodzi wieczór. Opasłe encyklopedie sprzed dziesięciu lat możemy obecnie kupić za bezcen, gdyż odkrycia naukowe opisane na ich stronach przeszły do lamusa historii.

Zauważcie, jak szybko para wodna zastąpi­ła konia jako siłę pociągową, a tę niebawem zastąpiła elektryczność. Dzięki niej wszystkie dotychczasowe odkrycia stały się wkrótce prze­żytkiem. Jeden z największych współczesnych autorytetów, Sir William Thomson, przewidy­wał: „Silnik napędzany parą wodną niedługo pójdzie w niepamięć”.

Wiedza, której zabraknie”.

Czasem przez ogrodzenie widzimy w obejściu stare koła, połamane części wozu, żelazne przed­mioty zżarte rdzą. Dwadzieścia lat wcześniej przedmioty te napawały dumą ich właściciela.

Dziś nie stanowią żadnej wartości, zaśmie­cając nasze domy i ogrody.

Współczesna nauka i filozofia, z których teraz jesteśmy tak dumni, kiedyś też się zestarzeją.

Kilka lat temu wielkim autorytetem w dzie­dzinie medycyny był Sir James Simpson, mieszkający w Edynburgu wynalazca chlo­roformu i ojciec współczesnej anestezjologii. Ostatnio biblioteka uniwersytecka zwróciła się do jego siostrzeńca, aby zabrał stamtąd prace naukowe wuja, gdyż studenci przestali z nich korzystać.

Siostrzeniec odpowiedział: „To znaczy, że musicie wynieść na strych nie tylko dzieła mojego wuja, ale także wszystkie, które powstały wcześniej niż dziesięć lat temu”.

Sir James Simpson był człowiekiem po­wszechnie cenionym. Odwiedzali go naukow­cy z różnych zakątków świata. Mimo to jego wynalazki, podobnie jak niemal wszystkie od­krycia tej epoki, straciły wartość.


Teraz widzimy jakby w zwierciadle”.

Czy są rzeczy, które trwają wiecznie? Świę­ty Paweł pominął wiele spraw. Nie wspomniał o pieniądzach, powodzeniu, sławie, ogranicza­jąc się do najważniejszych zagadnień swoich czasów. Poświęcił uwagę sprawom, którymi zajmowali się najmądrzejsi ludzie tamtej epo­ki, świadomie przemilczając wiele z nich.

Święty Paweł nie potępia tych rzeczy. Mówi jedynie, że nie trwają wiecznie; są ważne, lecz nie najistotniejsze.

Jest bowiem coś ważniejszego.

To, kim jesteśmy, jest istotniejsze od tego, co robimy i co posiadamy. Ludzie nierzadko nazy­wają grzechem to, co nim nie jest, mając na my­śli szybko przemijające uczucia. Jakże są ulotne.

To określenie często pojawia się w Nowym Testamencie. Święty Jan nie mówi, że świat się myli, lecz że przemija.

Świat jest pełen pięknych rzeczy, które nas porywają i wzbogacają.

Jednak nie są trwałe. Wszystkie sprawy doczes­ne, piękno, rozkosze ciała, duma trwają chwilę.

Dlatego nie przywiązujcie wagi do tego, co ulotne. Ziemskie przyjemności nie są tego warte, aby poświęcać im czas i oddawać swoją nieśmiertelną duszę.

Jedyne, co trwa wiecznie, to „wiara, nadzie­ja i miłość”.

Powiecie, że dwie z tych rzeczy również mogą przeminąć: wiara, kiedy ostatecznie po­czujemy i przeżyjemy obecność Boga, oraz na­dzieja, gdy zostanie ona zaspokojona.

Jednak miłość będzie trwać wiecznie.

Wieczny Bóg jest miłością. Szukajcie więc miłości — tej chwili wieczności, która jako je­dyna przetrwa, gdy ludzkość osiągnie swój kres. Miłość będzie jedyną akceptowaną we wszechświecie walutą, podczas gdy inne mo­nety, używane przez ludzi różnych narodowo­ści, stracą wartość.

Jeśli chcecie poświęcić się wielu sprawom, zacznijcie od miłości. Wtedy cała reszta będzie wam dana. Pamiętajcie, by każdej rzeczy na­dać właściwą wartość.



Pamiętajcie, by każdej rzeczy nadać jedynie właściwą jej wartość.

Pamiętajcie, by ta myśl kierowała waszym życiem i aby miłość była dla was największą wartością. Czyńcie to, co czynił Chrystus: bu­dujcie swoje dzieło na fundamencie miłości.

Miłość jest wieczna. Pamiętacie, jak świę­ty Jan mówił o niej zawsze w kontekście życia wiecznego? Kiedy byłem mały, stale słyszałem, że „Bóg tak bardzo kochał świat, że zesłał swe­go Syna Pierworodnego, by ci, co w Niego wierzą, nie pomarli, lecz żyli wiecznie”.

Pamiętam, jak dorośli ciągle powtarzali, iż Bóg tak bardzo ukochał ludzi, że wystarczy Mu zaufać, a na ziemi zapanuje pokój, radość i zgoda. Potem odkryłem, że to nie jest cała prawda. Rzeczywiście, zaufanie to najprostsza droga do miłości, ale łaski życia wiecznego dostąpią jedynie ludzie wierzący w Boga i kocha­jący Go.

Pismo Święte przedstawia nam jeszcze inną wizję. Nie wystarczy zapewnić światu pokój. Z kart Biblii dowiadujemy się, że Chrystus narodził się po to, aby ofiarować człowiekowi życie pełne miłości. Każdemu z nas daje dość czasu, abyśmy nauczyli się kochać.

W świetle tych słów ewangelia nabiera sensu: przemienia ciało i duszę, wskazuje drogę i cel.

Wiele tekstów religijnych pisanych jest dla wybranej grupy ludzi.

Obiecują pokój, lecz nic nie mówią o życiu.

Skupiają się na wierze, zapominając o mi­łości.

Zajmują się pojęciem sprawiedliwości, po­mijając kwestię objawienia.

Człowiek zniechęca się i zaprzestaje ducho­wych poszukiwań.

Nie będziemy komentować tych błędów. Dla nas jest rzeczą oczywistą, że tylko mi­łość pełna może konkurować z miłością tego świata.

Kochać pełnią miłości oznacza żyć pełnią życia.

Kochać na zawsze to żyć wiecznie. Życie wieczne jest nierozerwalnie złączone z miłością.

Dlaczego pragniemy żyć wiecznie? Bo chce­my, by dzień jutrzejszy przyniósł nam to, co kochamy. Pragniemy przeżyć choćby jeszcze kilka chwil z ukochaną osobą. Chcemy spo­tkać kogoś, kto będzie godny naszej miłości i sam pokocha nas tak, jak na to zasługujemy.

Dlatego człowiek, który nie ma nikogo, kogo mógłby pokochać, pragnie śmierci. Jak długo będzie otoczony przyjaciółmi, ludźmi, których kocha i którzy jego kochają, tak długo będzie żył.

Żyć znaczy bowiem kochać.

Nawet miłość do zwierzęcia, choćby uko­chanego psa, może być wystarczającym powo­dem, aby żyć. Jeśli jednak człowiek zerwie tę nić miłości wiążącą go ze światem, utraci mo­tywację do dalszego życia.

To odbiera „życiodajną siłę”.

By mieć udział w życiu wiecznym, trzeba poznać miłość. Bóg jest miłością. Święty Jan mówi: ,,Bóg dał nam życie wieczne, a to życie jest w Jego Synu”.

Niezależnie od wyznawanej religii i wiary najpierw szukajcie miłości. Reszta będzie wam dana.

Miłość musi być wieczna, bo Bóg jest wieczny.



Miłość to życie.

Miłość nigdy nie zawodzi, podobnie jak ży­cie przepełnione miłością.

O tym właśnie mówi święty Paweł: źródłem wszechrzeczy jest miłość, ten największy dar, trwający wiecznie, podczas gdy wszystko inne przemija.

Miłość jest tu i teraz, w nas samych. Nie jest czymś ofiarowanym człowiekowi po jego śmierci. Przeciwnie, trudno uczyć się miłości na starość, gdy wcześniej się jej nie szukało i nie doświadczało.

Najgorsze, co może spotkać człowieka, to żyć i umrzeć w samotności, nie kochając i nie będąc kochanym.

Kto kocha, będzie zbawiony.

Kto nie kocha i nie jest kochany, będzie po­tępiony.

Kto raduje się miłością, będzie radować się w Bogu, bo Bóg jest miłością.



Już kończę moje długie kazanie. Przedtem jed­nak pragnę wam coś zaproponować. Kto z was chce przynajmniej raz w tygodniu spotykać się ze mną przy lekturze tego fragmentu Listu do Koryntian?

Proponuję, byśmy spotykali się przez naj­bliższe trzy miesiące. Pewien człowiek, który tak zrobił, całkowicie odmienił swoje życie.

Możecie też sami czytać List do Koryntian, szczególnie te fragmenty, w których jest mowa o miłości.

Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, miłość nie zazdrości”.

Wprowadzajcie w życie te zasady, a wtedy wszystko, co będziecie czynić, doprowadzi was do wieczności. Warto poświęcić trochę czasu, by nauczyć się kochać.

Żaden człowiek nie zostaje świętym, kiedy śpi. Musi się modlić, medytować.

Tak samo każda próba doskonalenia cha­rakteru wymaga przygotowania i starań.

Bądźcie wobec siebie wymagający. Nadajcie sens waszemu istnieniu. Jeśli spojrzycie wstecz, zobaczycie, że najwspanialsze chwile waszego życia były przepełnione duchem miłości.

Gdy z perspektywy czasu spojrzymy na nasze życie, w którym potrafiliśmy uniknąć pułapek złudnych przyjemności, zauważymy, że kluczowe momenty następowały wówczas, gdy przeżywaliśmy miłość, gdy bez rozgłosu robiliśmy coś dobrego dla innych. Być może było to coś tak błahego, że nie warto o tym mówić, ale pozwoliło przez ułamek sekundy poczuć się częścią wieczności.

Widziałem w życiu najpiękniejsze dzieła Pana Boga i zaznałem niemal wszystkich przy­jemności, jakich może doświadczyć człowiek. Gdy jednak patrzę wstecz, przypominam so­bie zaledwie kilka krótkich chwil, kiedy dane mi było stać się nieudolnym naśladowcą bożej miłości.

Dla tych chwil warto było żyć. Wszystko inne przemija, ale te drobne, niewidoczne ge­sty miłości usprawiedliwiają moją egzystencję.

Miłość bowiem nigdy nie ustaje.



Święty Mateusz przedstawił w swojej ewangelii klasyczny opis sądu ostatecznego. Syn człowie­czy zasiada na tronie i rozdziela niczym pasterz owce od kozłów.

Wtedy każdy z nas zada sobie podstawowe pytanie: „Jak żyłem?”.

Tak samo mógłby zapytać: „Jak kochałem?”.

Najważniejsza w drodze do zbawienia jest miłość. Nie będą liczyć się nasze czyny,

w co wierzyliśmy

i co osiągnęliśmy.

Nic z tych rzeczy nie będzie nam policzone -istotne będzie to, jak kochaliśmy bliźniego.

W niepamięć pójdą popełnione przez nas błędy. Zapamiętane zostaną tylko te chwile, gdy mogliśmy zrobić coś dobrego, a nie uczy­niliśmy tego. Ponieważ nie dawać świadectwa miłości to jakby działać wbrew Bogu. To dowód na to, że nigdy Go nie poznaliśmy, że On kochał nas na próżno, a Jego Syn na darmo oddał za nas życie.

Nie kochać to przyznać się do tego, że Bóg nie miał wpływu na nasze myśli i życie, że ni­gdy nie zbliżyliśmy się do Niego na tyle, by poczuć Jego cudowną miłość. Dlatego:

Żyłem dla siebie, myślałem o sobie,

o sobie i nikim więcej -

jakby Jezus nigdy nie żył,

jakby nie umarł”.


Wszystkie narody staną razem przed obli­czem Boga. Będziemy sądzeni w obecności ca­łej ludzkości.

Każdy z nas osądzi także sam siebie.

Będą tam obecni ludzie, którym pomogli­śmy, będą również ci, którymi pogardziliśmy i których odrzuciliśmy. Nie będą potrzebni świadkowie, gdyż świadczyć będzie za nas na­sze własne życie.


Jedynym oskarżeniem będzie brak miłości.

Pamiętajcie: słowa, które padną w dniu sądu, nie będą pochodzić z ksiąg teologicz­nych, od świętych ani z kościelnych ambon.

Wypłyną one z ust głodnych i biednych.

Nie będą pochodzić z pacierza ani z teolo­gicznych ksiąg.

Wypłyną z ust nagich i bezdomnych.

Nie będą pochodzić z Biblii ani modlitew­ników.

Zamiast słów przemówią szklanki pełne wody, którą komuś podaliśmy lub której po­skąpiliśmy.



Kim jest Chrystus?

To Ten, który nakarmił biednych, przy­odział nagich i nawiedził chorych.

Gdzie jest Chrystus?

Kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, mnie przyjmuje”.

Kto jest z Chrystusem?

Ten, kto kocha.



Gdy młodzieniec zamilkł, słońce dawno już zaszło. Ludzie wstali w ciszy i udali się do swych domów. Nie zapomnieli tego dnia do końca życia. Poczuli siłę największego daru i zapragnęli, by to popołudnie na długo zostało w ich sercach.



Szkoda, że ten dzień na zawsze nie pozostanie w naszej pamięci -pomyślał jeden z wiernych.

Bo jak powiedział młodzieniec, przetrwa tylko miłość.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Paulo Coelho Największy dar
Paulo Coelho Największy dar
Największy dar Paulo Coelho, Henry Drummond [pl][pdf]
Paulo Coelho 1992 – As Valkírias
Paulo Coelho Na brzegu rzeki
— Paulo Coelho(1)
Paulo Coelho minut
Paulo Coelho Podręcznik Wojownika Światła (2)
Paulo Coelho, Pewien mężczyzna
Paulo Coelho 2000 – O Demônio e a Srta Prym
Paulo Coelho Szatan organizuje wyprzedaż
Paulo Coelho 1998 – Veronika Decide Morrer
Paulo Coelho 1987 – O Diário de um Mago
Paulo Coelho Alchemik
Paulo Coelho Podręcznik Wojownika Światła