VII
ROK 1987
Pragnę was przemienić
9 I 1987 r., Warszawa
Modlimy się wspólnie z dwoma przyjaciółmi z Odnowy w Duchu Świętym (Jackiem i Piotrkiem). Mówimy o słowach Pana na ten rok dla każdego z nas. Pan mówi:
— Dzieci moje! Cieszę się, kiedy jesteście przy Mnie. Wszystko, o czym mówiliście dzisiaj, spełni się wam, ponieważ tak bardzo boli Mnie wasz głód wewnętrzny. A wiem, że mogę wam pomóc; wierzycie we Mnie przecież. Dlatego niczego się nie bójcie, nie przewidujcie nic złego, bo kiedy Ja działam, przynoszę wyzwolenie i radość, a nie ból, krew i łzy.
Przyjdę wraz z synem moim, Janem Pawłem II papieżem. Pragnę jednak, abyście wiedzieli, że od was, od waszego przygotowania zależy zakres mojej pomocy. Dlatego, proszę was, mówcie wszędzie o moim życzeniu, abyście przygotowali dusze swe i serca swoje na godne przyjęcie darów moich przeznaczonych wam. Oczyszczajcie się, trwajcie w gotowości, przebaczajcie sobie wzajemnie wasze winy i starajcie się kochać wzajemnie dla miłości mojej. Kochać — to znaczy pragnąć dla każdego, z kim was spotykam, tego samego, czego pragniecie dla siebie; nie mniej! Kochać prawdziwie — to znaczy służyć sobą tak, jak Ja służyłem wam: zawsze, chętnie, gorąco i niczym się nie zrażając. Ja przychodzę do was w mojej nieskończonej mocy, którą pragnę ogarnąć was, nasycić i przemienić.
Oczekuję waszego „fiat" (niech się stanie — chodzi o słowa wypowiedziane przez Maryję podczas Zwiastowania). Od waszej zgody uzależniam moc mego działania. Odpowiedzią waszą jest stałe i cierpliwe ponawianie waszego oddania się Mnie. Mówcie tak jak Maryja: „Oto ja, służebnica Pańska. Niech mi się stanie wedle słowa Twego".
Dlatego mówię wam — nie zniechęcajcie się waszymi upadkami i waszą słabością, ponawiajcie wysiłki i chciejcie Mnie włączać w nie, a wtedy Ja będę działał z moją potęgą w was.
Nie martwcie się tym, że jesteście słabi, zmienni, brudni i nieumiejętni, bo to są cechy natury ludzkiej. Ponad nimi moja miłość łączy się z pragnieniem serca człowieczego, które Mnie pragnie i wzywa. Ja znam was, dzieci, i wiem, że wasze jest tylko „chcę", „chcę służyć Tobie", „chcę wypełniać wolę Twoją". Wykonaniem waszych pragnień zajmę się Ja sam.
Trwajcie przy Mnie, dzieci. Powracajcie ku Mnie, jeśli zaś znajdziecie, wzywajcie Mnie, liczcie na Mnie, polegajcie na miłości mojej do was. Oczekujcie z ufnością wypełnienia obietnicy mojej. Ufajcie Mi i trwajcie w wierze, miłości i zawierzeniu. A Ja przyjdę i dam wam to wszystko, czego serca wasze pragną...
Chcę, aby naród wasz wprowadził Mnie na mój tron, tron Króla waszego, Pana sprawiedliwości, miłosierdzia i pokoju. Jeśli Mi otworzycie serca i przyjmiecie Mnie z gotowością i żarliwie, pozostanę z wami i pozwolę, aby prawa moje zakiełkowały, wyrosły i wydały owoce swoje dla dobra całej ludzkości. Wasz kraj pragnę uczynić pierwszym ogrodem moim, chcę z wami przebywać, wspomagać was, oświecać i mówić do was, ponieważ kiedyś — u zarania ludzkości — tak żyłem z wami. I powracającym do Mnie (synom marnotrawnym) otworzyć pragnę bramy królestwa mojego na ziemi, które może rozpocząć się w waszym narodzie, wedle waszej dobrej woli.
Wybór pozostawiam wam. Jeśli naprawdę Mnie kochacie — wypełniać będziecie wolę moją.
Przystępujcie do szykowania miejsca w waszych sercach. Gotujcie Mi drogę, już, od tej chwili, codziennie. Bo tak, jak kiedyś posłałem Jana, tak teraz wy, synowie moi, wszyscy jesteście posłańcami moimi. Głoście miłość moją, zmiłowanie i łaskę moją dla waszego narodu, a przez was — aż po krańce ziemi.
Błogosławieństwo moje i moc moją daję wam, aby was wiodła i podtrzymywała. Kocham was. Otrzymujemy słowa potwierdzenia z Pisma św. (Iz. 54, 1-10).
13 I 1987 r.
Przyszła do mnie Grażyna A. i Krzysztof. Rozmawiamy o naszych przyjaciołach z ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Modlimy się wspólnie. Oddajemy Panu wszystkie nasze troski, ludzi, wydarzenia, które nas absorbują lub niepokoją. Umawiamy się na kolejne spotkanie za dwa tygodnie.
Ufaj mocy mojej
14 I 1987 r., środa, Warszawa
Niepokoiłam się, czy o. Jan nie ma jakichś przykrości.
— Był o. Jan. Co chciałbyś, Panie, aby zrobił on, a co ja? (...)
— Czy zauważyłaś, jak pomagałem ci w drodze? Zawsze powinnaś prosić Mnie o pomoc w tym, w czym widzisz złośliwość nieprzyjaciela i jego działanie przeciw tobie.
(Jest ponad 20 stopni mrozu, a ja czekam codziennie pół godziny, godzinę i więcej; nic nie jedzie lub psuje się. A w domu zaledwie 10... 11 stopni. Dziś prosiłam Pana o pomoc w drodze na opłatek emerytów i w obie strony nie czekałam.)
Chcę, abyś nie martwiła się o Jana. (...) Ja dopuszczam ufającym Mi tylko to, co potrzebne jest do ich uświęcenia, ale nie zsyłam na nikogo upokorzenia i bólu bez potrzeby. Zaufaj Mi i w tym, co działam w innych.
Teraz nadchodzi czas mego działania w twojej ojczyźnie i Ja sam kształtuję okoliczności. Nie zawsze wszystko jest niszczone lub czeka. We właściwej porze potrafię sobie dać radę nawet pomimo oporów waszej natury, ostrożnej, wyczekującej i lubiącej utarte ścieżki i przyzwyczajenia. Wiesz, o czym mówię, dziecko.
— O Kościele, czyli o nas wszystkich łącznie z hierarchią.
— Tak często mówisz o moim zamiłowaniu do prostoty, ubogich środków i cichego działania. Tak mogę postępować, lecz mogę i poruszyć ziemię całą, gdy zechcę. Kiedy wróg wasz wystąpi jawnie w grozie i zniszczeniu — aby was unicestwić — Ja odpowiem mu w waszej obronie mocą, jakiej jeszcze nie widziałaś, i łaską, która was przemieni i otworzy wasze serca na obecność moją i na niezwyciężoną opiekę, którą was otoczę. Ja jestem wszystkim: zarówno ciszą i tchnieniem łagodnego wiatru, jak huraganem, ogniem i gromem, kiedy występuję w sprawiedliwym gniewie, w obronie was, moich dzieci, którym Ja dałem istnienie — i tylko Ja Panem jego jestem. Dlatego nie obawiaj się o moje plany, bo nie zawsze milczę, i potrafię walczyć o szczęście tych, którzy polegają na Mnie — a wy czyż nie liczycie na Mnie...? Bądź więc spokojna i ufaj mocy mojej, bo objawi się ona w waszym kraju.
Pan gromadzi wspólnotę
27 I 1987 r., wtorek, Warszawa
Spotykamy się z Grażyną A. i Krzysztofem. Na spotkaniu jest także Grzegorz. Poznałam go ponad rok temu przez Jacka, który był jego studentem. Grzegorz przeczytał „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" (pożyczone mu przez Jacka w maszynopisie) i, jak mówił, zachwycił się Bogiem, Jego stosunkiem do nas. Zaczął mi pomagać w przepisywaniu tekstów, co było dla mnie dużą pomocą. Czynił to starannie; posługiwał się komputerem, dzięki czemu wprowadzanie korekt było łatwiejsze (skuteczniejsze, ponieważ nie dochodziły nowe błędy). Jest pierwszy raz na tego rodzaju domowym spotkaniu modlitewnym (wywodzącym się z Odnowy w Duchu Świętym).
Proszę Pana o słowo. Otwieramy Pismo św. na rozdziale 38 Księgi Syracha, czytamy szybko i, nie znalazłszy nic dla siebie, przechodzimy do pytań. Pan mówi, że chce, żebyśmy ustalili termin następnego spotkania (wyznaczamy 10 lutego) i w tym czasie codziennie od rana zwracali się do Pana (Syr 38, 24-39,11) i codziennie czytali Proroków. Grażyna prosi, żeby Grzegorz otworzył Pismo święte. Grzegorz otwiera je na tym samym fragmencie. Tym razem prosimy Ducha Świętego o zrozumienie. Czytamy powoli, rozważając. Zatrzymujemy uwagę m.in. na takich fragmentach: „czas wolny poświęci proroctwom", „duszę przykłada do rozważania Prawa Najwyższego" i „wszystkie dzieła Pana są dobre".
Krzysztof prosi o większe pragnienie bycia ze Słowem Pana i o nacisk na niego, żeby Pan go do tego przymusił. Pan odpowiada:
— Mój synu. Nie jest moją metodą narzucanie wam czegokolwiek i „przyciskanie" was. Ale nieustannie zwracam wam uwagę — tak jak dzisiaj przez moje słowa — abyście żyli ze Mną codziennie i w każdej chwili. Jest do tego potrzebna moja pomoc i Ja wam jej nigdy nie odmówię — jeśli poprosicie. Specjalnie uzależniam ją od waszej chęci. Tak bardzo szanuję waszą wolność wyboru. Pokazałem wam przed chwilą, jak wielka jest różnica pomiędzy czytaniem Pisma świętego a czytaniem go wraz ze Mną. A teraz, dzieci, chciałbym usłyszeć od was to, co mówią wasze serca.
Mówię, że Pan zachęcał mnie nieraz do czytania Proroków. Pytam teraz, co mam czytać.
— Czytaj Izajasza, dziecko.
Rozumiemy, że jest to wskazówka dla nas wszystkich i cieszymy się.
— Chciałbym wam jeszcze coś powiedzieć, dzieci. Oznaczcie czas następnego spotkania mojego z wami i spróbujcie włączać Mnie w wasze sprawy każdego dnia, kiedy tylko przypomnicie sobie o tym.
Ustalamy spotkanie na 10 lutego.
— Chciałbym, żebyście oddawali mojej miłości wszystkich, których kochacie, a mojemu miłosierdziu i litości każdego, u kogo widzicie zło (z wami samymi na czele). Pragnę, abyście wobec ludzi stawali razem ze Mną (a nie sami ze swoją słabością).
Mówimy, że odkrywamy nową metodę nauczania nas przez Pana. Pan daje nam krótkie terminy (wykonania zadań), abyśmy szli systematycznie.
— Jak małe dziecko — mówię. Pan odpowiada:
— A czymże wy jesteście (jeśli nie dziećmi)? Kiedy się spotkamy, opowiecie Mi, jak wam się to udało.
Prosimy Pana o różne sprawy (dotyczące naszego życia duchowego). Po chwili Pan pyta:
— Czy znudziliście się obcowaniem ze Mną, czy jeszcze nie?
Zaprzeczamy gorąco. Pan dziękuje Grzegorzowi za to, co robi dla Niego (chodzi o przepisywanie tekstów).
Krzysztof prosi o konkretne wskazówki, czy ma wyjechać do innego miasta, czy nie, ale Pan okazuje, że decyzję ma podjąć sam. (Krzysztof prosił uprzednio Pana o pomoc w znalezieniu pracy i pracę znalazł; prosił też o pomoc w znalezieniu mieszkania i też pomoc otrzymał). Po chwili Krzysztof prosi o rozpoznanie woli Bożej. Pan odpowiada:
— Teraz prosisz właściwie. (Bądź spokojny) na pewno cię nie opuszczę.
Grzegorz prosi o światło przy ocenianiu studentów, aby nie był ani zbyt pobłażliwy, ani zbyt surowy.
— Dam ci bardzo prostą radę, synu. Bądź ze Mną, zrobimy to razem. Ale oddawaj Mi twoją dobrą wolę, a wtedy odpowiedzialnym będę Ja, a ty możesz spokojnie zdać się na Mnie.
Pamiętajcie, że macie Ojca bardzo łagodnego...
30 I 1987 r.
Spotkaliśmy się z Grzegorzem. Modlimy się. Jest to pierwsza osobista rozmowa Grzegorza z Panem. Pan mówi:
— Mój synu, Anna mówiła ci wczoraj, że chciałbym usłyszeć, czy pragniesz Mi służyć. ...Wcale cię pytać nie będę, bo już to robisz. A Ja znam twoje serce i ufam twojej wierności.
— Umacniaj mnie, Panie.
— Robię to codziennie i nie bój się, że kiedykolwiek cię zostawię.
— Ufam Ci, Panie.
— I Ja też polegam na tobie, synu.
Widzisz, Grzegorzu, Ja zawsze czekam na waszą dobrą wolę. Nigdy planów moich nie narzucam wam, a jedynie proponuję. Dlatego, synu, wszystko zależy od was samych. Im bardziej wprowadzacie Mnie w wasze życie, im większe obszary duszy swojej Mnie poddajecie (ze zrozumienia: intelekt, ciało, wyobraźnie, emocje... — wszystko), tym bardziej przylegacie do Mnie. Wtedy możemy się zrozumieć jak prawdziwi przyjaciele.
A Mnie zależy na waszym zrozumieniu, bo pragnę was podnieść ku waszemu prawdziwemu powołaniu: współpracy ze Mną, współtworzeniu i współobdarzaniu. Dlatego, synu, droga ku Mnie przebiega w czasie, zaś każde wybranie przez was Mnie zamiast świata uzdatnia was ku szerszej służbie mojej, ku doskonalszemu działaniu.
Dlatego, synu, żyjąc pod moim okiem wykonuj możliwie jak najlepiej to, co ci teraz daję, bo pragnę o wiele więcej złożyć na ciebie. Wiedz o tym. Wiem, że chcesz być pożyteczny i zapewniam cię, że zrobię dla ciebie wszystko, co będzie potrzebne, aby twoja służba była skuteczna i niosła dobro. Powiedz też żonie twojej, że błogosławieństwo moje daję całemu domowi, a ona będzie towarzyszem twoim, wsparciem i pomocą. Pragnę być Ojcem waszym w waszym domu. Przyjmijcie Mnie do waszego życia w każdej chwili doby. Pragnę waszej radości i pragnę, abyście to, co Ja wam daję, rozdzielali wśród potrzebujących.
W związku z kontaktem służbowym z Rosjanami i pragnieniem zwrócenia ich uwagi na Boga, podzielenia się z nimi czymś... Pan mówi:
— Nie obawiaj się, synu, młodych Rosjan. Pamiętaj, że to Ja za nimi tęsknię i współczuję im głęboko. Reszta zależy od nich.
Daję wam (tobie, żonie i dzieciom) moje błogosławieństwo. Kocham was. A wy pamiętajcie, że macie Ojca bardzo łagodnego, dobrotliwego i gotowego wspomóc was zawsze w każdej potrzebie.
4 II 1987 r.
Dzisiaj w nocy o pierwszej (jeszcze czytałam) był dzwonek. Zajrzałam przez wizjer i zapytałam, kto to. Wysoki szczupły chłopak ucharakteryzowany na wyobrażenie Jezusa oświadczył: „Jezus Chrystus". Odpowiedziałam: „A jeśli tak, to niech pan szybko odejdzie, bo zadzwonię na milicje". Usłyszałam kroki; raczej jednej osoby, bo jeśli jeszcze ktoś był, to na dole. Ale w nocy! Brama zamknięta, tramwaje nie chodzą. Kto go przywiózł pod moje drzwi. Na dworze mróz. Nie znam go. Przyszedł pod moje drzwi (na jedną z osiemnastu klatek schodowych). Kto go przysłał? Jeśli miano mnie za wariatkę, no to już sprawdzono, że nią nie jestem. Ale kto...?
— Proszę Cię, Ojcze, powiedz, czy mam się z tym liczyć, czy to tylko złośliwość szatana — przez ludzi?
— Nie obawiaj się, Anno, bo Ja czuwam w dzień i w nocy. Nie bój się też o nasze materiały. Gdyby były zagrożone, powiedziałbym ci. Bądź spokojna. A dla tego człowieka proś o miłosierdzie, bo bardzo go potrzebuje. Dobrze zrobiłaś. Moi wysłańcy nie straszą i nie niepokoją. Proś o. Jana o ponowne poświęcenie mieszkania. Chciałbym z wami rozmawiać dzisiaj.
Czyż mało do kochania wam dałem?
5 II 1987 r., czwartek, Warszawa
Modlimy się z ojcem Janem. Poprzedniego dnia Pan dawał mi komentarze do Pisma świętego; czytałam wedle Jego woli Izajasza (30, 8-11. 15. 18. i 31, 1).
— Będę mówił nie tylko do Jana i do ciebie. Chcę uprzedzić was, że już przystępuje do dzieła zniszczenia nieprzyjaciel wasz, a zatem i Ja zbliżam się z ratunkiem i pomocą. (...) Najważniejsze teraz jest szerzenie mojej księgi przyjaźni („Pozwólcie ogarnąć się Miłości" — w maszynopisie). (...)
Dbam o was i ostrzegam przez Kościół mój święty (Triumfujący), przez Maryję, Matkę waszą, wreszcie sam, a wy nie słuchacie. To, co przepisałaś o. Janowi, jest teraz dla was najważniejsze (patrz Iz 30, 8-11.15.18; 31, 1). Moi prorocy służyli Mi na wiele wieków i dla całej ziemi na czasy niebezpieczne dla poszczególnych narodów i dla was wszystkich — jak teraz. Pamiętajcie, że Słowo moje trwa, a Ja sam wskazuję wam — jeśli Mnie pytacie i chcecie zrozumieć — to, co jest dla was przeznaczone na teraz.
„Pozwólcie ogarnąć się Miłości" dawajcie tym, którzy zechcą je wziąć i słowem moim dzielić się — niech nie zwlekają.
„Słowa" moje (słowa ostrzeżenia dla wszystkich ludzi oraz dla Kościoła, słowa miłości, nadziei i zachęty, niektóre kierowane do Polaków) nie w całości, a wedle treści powinny być znane. Daję je wam w duchu miłosierdzia, miłości i litości i w duchu przestrogi i nagany. Nie powinny leżeć czekając, aż wypełnią się ostrzeżenia moje, gdyż chcę, aby nie spełniły się — a jest to możliwe, gdy usłyszę żal i zobaczę zmianę w sercach waszych, wasze odwrócenie się od pełnionego zła i nawrócenie ku Mnie. Nie zwiastuję wam śmierci, a przeciwnie, mówię wam, że możecie jej uniknąć, gdy porzucicie grzech i nienawiść wzajemną, a zaczniecie pełnić dobro w imię moje.
Dla waszego narodu ważne jest zrozumienie mojego pragnienia współpracy z wami, i dlatego wszystkie zestawy tekstów (...) jednakowo są potrzebne, jako też słowa, które mówię wam, tak jak w tym dniu. Pokaż to o. Janowi i pytajcie.
We wszystkim zaś, co dotyczy spraw moich, pomogę wam. Kiedy świat niszczony jest nienawiścią, co jest najważniejsze? Jestem Miłością — co mają czynić słudzy moi? Służyć Miłości, głosić miłość, rozważać, jak można mnożyć miłość moją, jak otoczyć miłością wszystkie potrzeby człowieka stęsknionego Mnie — Miłości prawdziwej. Prawdziwy rozum rozważać powinien, w czym przejawia się moja miłość (materia, życie, władze człowieka i jego możliwości budowania miłości i rozszerzania jej). Czyż mało do kochania wam dałem? A dla waszego narodu czyż nie powinna być godna najgłębszego szacunku i miłości ojczyzna wasza — matka, która was wychowywała — Mnie — przez wieki i dzięki której macie tylu świętych i bohaterów w moim domu? Czy nie warto zastanowić się, jakie to cechy w was zaszczepiła, że zdolni staliście się bardziej do miłości niż do nienawiści?
I ty, synu, możesz mówić o wszystkim, z czym się zapoznałeś.
— A o cechach polskich?
— Mów, jak najbardziej powinieneś mówić. Myślę, że serca słuchających otworzą się, jeśli oprzesz prawa moje na waszych cechach narodowych.
Traktuję was poważnie
10 II 1987 r.
Spotykamy się w takim samym gronie jak 27 stycznia (Grażyna, Grzegorz, Krzysztof); dodatkowo obecny jest o. Jan. Czytamy Księgę Ezechiela; odczytujemy z przeczytanych fragmentów, że prorok oznajmia ludowi wszystko, co usłyszał, i że jest to jego obowiązkiem (Ez 11, 14-25). Grażyna mówi, że otrzymała proroctwo dla chorej, ale boi się przekazać je, bo wie, że jej choroba jest poważna. Pan pyta:
— Moja córko, czy wierzysz, że to są moje słowa?
— Tak, wierzę.
— To jakie masz prawo zatrzymywać je dla siebie? Ucz się, córko, proroctwa. Zadaniem proroka jest przekazywanie moich słów tam, gdzie są kierowane. Nie rozważaj, czy one się spełnią, czy nie. To moja sprawa. Chciałbym, na przyszłość, abyś nie wahała się długo. Prorok winien nieść słowa Pana jak najszybciej.
Prosimy o umocnienie. Pan mówi:
— Moi mili. Ja o słowa moje dbam. Waszym (zadaniem) jest tylko zaniesienie ich. Wy jesteście moimi posłańcami, zwiastunami. Pełnicie zadanie Jana Chrzciciela. Głosicie te same słowa: „prostujcie ścieżki" i „już siekiera do pnia przyłożona".
Czasu na nawrócenie macie mało. Stawajcie się nowym ludem — moim ludem, ufającym Mi i polegającym na Mnie.
Słowa moje ostrzegają, ale i przygotowują. Ja wam nie grożę, ale objawiam, w czym zagrażacie sami sobie i w czym niszczycie się wzajemnie.
W słowach moich ukryta jest nadzieja. A to, że w ogóle mówię, jest dowodem mojej miłości do was i mojej ojcowskiej troski. Zauważcie też, że mówiąc je wam, traktuję was poważnie: nie jak małe, „ślepe" dzieci, a jak ludzi dorosłych, którzy sami dysponują sobą i mogą słowa moje przyjąć lub odrzucić. Dałem wam więc wybór. Czyż nie traktuję was w ten sposób jako przyjaciół swoich?
Grzegorz powierza swoich bliskich; mówi, że niektórzy z nich są zbuntowani wobec Boga. Pan odpowiada:
— Synu, dla Mnie nie ma osoby „nieważnej". Nikogo nie kocham mniej niż ciebie. Pytałeś Mnie o swoją ciotkę. Spróbuj. Jeżeli ty działasz z miłości, to Ja, wiedząc o tym, wspomagam cię. Uczę cię mojego postępowania. Zwracam się do każdego po wielekroć, nie zrażając się, mimo że jestem przepędzany.
Nie bójcie się niczego w służbie mojej.
— Panie, co masz dla nas na ten tydzień?
— Czytajcie dalej Izajasza.
Wola wasza otworzyć się musi na wolę moją
17 II 1987 r., wtorek, Warszawa
— Słucham Ciebie, Ojcze.
Pan mówił, co mam przekazać następnego dnia o. Janowi. część przeznaczona była dla pasterzy Kościoła. Pan powiedział, jak bardzo jest im potrzebny.
— Proszę Cię, synu, przestrzegaj i przynaglaj. (...) Przeczytajcie to, co zapowiadał Izajasz ludowi Izraela. Bo chociaż Ja was przeprowadzę przez ogień i wodę (Iz 43, 1), lecz nie wszyscy przejdą, a nikt pewien życia nie będzie i spokoju od lęku nie zazna wcześniej, aż skończą się żniwa śmierci. Lepiej by więc było, abyście czyści wstępowali w czas oczyszczenia ziemi. Dlatego dziś mówię wam: nawracajcie się szybko i biegnijcie pod płaszcz mojej opieki. To, co podałem wam, przyjmijcie i dzielcie się słowem moim z każdym, kto zechce go wysłuchać. Przyspieszcie wysiłki, bo teraz nie czas na odkładanie najważniejszej rzeczy — zrozumienia i przyjęcia mojej obecności przy was, mojej opieki i miłosierdzia. Zapoznawajcie braci swoich ze Mną, a okazje, które będę wam dawał, wykorzystujcie. Teraz Ja i tylko Ja jestem Panem dusz waszych i waszego życia. Polegajcie na pomocy mojej i szykujcie się. Spotkanie wasze z Janem Pawłem II, namiestnikiem moim, niech będzie spotkaniem ze Mną samym, i tak stawajcie przed nim, jak byście chcieli w dniu sądu stanąć przede Mną. Będziemy badać wasze serca, waszą gotowość do służby, wasze pragnienie dzielenia pragnień naszych i wprowadzania w czyn zamierzeń naszych, tak jak wódz sprawdza przygotowanie swoich wojsk na dzień przed ciężką wojną. Sługa mój pierwszy rozumie wolę moją i pragnie tego, czego Ja zapragnąłem. I on, tak jak Ja, nie pozorów chce, ale odnowy waszych dusz i umysłów. Ja mogę to uczynić, jeśli otworzycie się przede Mną i powiecie Mi: „Wejdź, Boże nasz, bo oczyściliśmy dom nasz (Polskę) i przyjmujemy Cię nie na chwilę, lecz na zawsze. Wejdź, Ojcze, i pozostań z nami, bo Ty jesteś oczekiwaniem naszych serc".
Wtedy miłość moja wyleje się na wasz biedny, smutny kraj i przemieni go w ojczyznę pokoju, radości i wdzięczności. Pragnę tego, lecz wola wasza otworzyć się musi na wolę moją. Tym szybciej stanie się to, im szybciej poznacie miłość moją do was, do całego narodu. Dlatego liczę na was, dzieci, bo jeśli wielcy nie chcą, to mali, pokorni i nieznani poprowadzą dzieło moje, bo ich za najbliższych sercu mojemu (za najbliższych przyjaciół, tak jak Apostołów) uznam i błogosławieństwem obejmę. I nic im zbyt trudne nie będzie.
Pragnę, abyście wysłuchali Mnie, kiedy spotkacie się jutro, a ty, córko, wytłumacz wszystko, co mówię ci, tak jak to zrozumiałaś.
Macie się stać żołnierzami moimi
2 III 1987 r.
Spotkaliśmy się z Grzegorzem, który zakończył przepisywanie fragmentów z „rozmów z Panem"; utworzyły one wybór „Pan mówi nam". Pan udziela nam wskazówek:
— Posłuchaj, Aniu. Chcę, żebyście wiedzieli, że czasu jest już bardzo mało. Dlatego przygotowujcie się na spotkanie z Papieżem tak, jak ci to już mówiłem, jak na przegląd armii przygotowanej do walki. Z tym, że walczyć będziecie przede wszystkim o moje prawa. Dlatego szkolcie się i szkolcie innych tak, jak przygotowuje się rekrutów, aby się stali sprawni.
Macie się stać żołnierzami moimi. Bierzcie wzór z Jezusa i stawajcie się do Niego podobni: w bezinteresowności, w niemyśleniu o zabezpieczeniu się, w pragnieniu niesienia natychmiastowej pomocy tym, którzy potrzebują jej, a są obok was. W zjednoczeniu ze Mną będziemy służyć razem tym wszystkim, którzy przygotować się nie zdołali. Pragnę, abyście byli mężni, pełni nadziei, nie ulegający depresjom i lękom. Chcę, abyście roztaczali mój pokój, abyście myśleli o tym, że jesteście rozdawcami mojej pomocy. Dlatego okres postu poświęćcie pracy nad hartowaniem się i wprawianiem (we władaniu sobą). (...)
Moje dzieci. Mówcie o tym, że Ja na was liczę i że moja pomoc uzależniona jest od waszej postawy pomocy bliźnim. Jeżeli wy zajmiecie się przede wszystkim dbałością o bezpieczeństwo własne (i waszych rodzin), Ja pozostawię was waszemu sprytowi. Ale tym, którzy będą działali w imię moje, obiecuję mój współudział; a któż może zwyciężyć Boga?
To mówię ci, synu, żebyś wpisał te słowa na początku wyboru tekstów... Dziękuję ci, synu, za to, co zrobiłeś dla Mnie, i teraz, proszę, odpocznij. Jeszcze nam czasu wystarczy.
Ostrzeżenie dla chrześcijan, którzy oddali swe życie na służbę Bogu
4 III 1987 r., Środa Popielcowa
W czwartek mieli przyjść do mnie prowadzący z pewnej wspólnoty modlitewnej, aby razem się modlić, bo we wspólnocie panuje stagnacja i jest zniechęcenie... i nie ma służby. Chcemy prosić Pana o radę. Na początku zwracam się do Pana z prośbą, żeby wskazał mi, czego chce ode mnie. Pan wskazuje Pismo święte. Otwieram na Izajaszu — wstęp i omówienie jego działalności. To mi uprzytamnia, że nie przepisałam tych wersetów, które mi Pan wskazywał wraz z Jego tłumaczeniem. I robię to zaraz, bo zapomniałam, że Pan mi to polecił. (Uwaga późniejsza: z tych komentarzy Pana powstał tekst „Czytamy Księgę Izajasza z Panem" — zamieszczony w Dodatkach w niniejszym tomie).
— Moja córko! Dobrze, że spisałaś to, co wam mówiłem. Teraz (przy dalszym czytaniu Izajasza) mówię do ciebie, bo już zrozumiałaś, jak mówię przez proroków. To były moje słowa potwierdzające wszystkie moje zamiary podane wam uprzednio. Teraz posłuchaj Mnie uważnie:
— Od dzisiejszego dnia zaczyna się wasz okres przygotowania dusz na godne przyjęcie — z wdzięcznością i uwielbieniem — mojej Ofiary za was. Jeżeli nie będziecie gotowi, a więc oczyszczeni i odmienieni, nie będziecie zdolni zmartwychwstać wraz ze Mną i wasze wyzwolenie odwlecze się. Wzywam was do usilnej pracy nad sobą, do uczciwego spojrzenia na siebie. Mówicie, że Mnie służycie, że Mnie oddaliście swoje życie. Jednak prawda jest ta, że dla niejednego z was prawdziwym „bogiem" (bożkiem) jest on sam! Wasza własna osoba jest ośrodkiem waszych zainteresowań, zabiegów i wysiłków — analizujecie wciąż siebie i tylko siebie i wciąż drżycie o to, aby nie stała się wam krzywda, abym wam czegoś nie ujął, gdy wy pragniecie wciąż coś sobie dodawać, zyskiwać i rosnąć we własnym mniemaniu i w opinii świata. Jeżeli nie odwrócicie się od zabiegania o to wszystko, co wam jest przyjemne, co upodobaliście sobie i w sobie, Ja odwrócę się od was i pozostawię was waszym własnym planom i pragnieniom, ponieważ nie zniosę dłużej kłamstwa i obłudy. Przed światem ukazujecie się jako słudzy moi, a w myślach zdradzacie Mnie, i liczyć na was nie mogę.
Zbieram teraz wojska moje i wśród przyjaciół moich pozostawię tych tylko, którym na planach moich dla waszego narodu zależy, i którzy będą im służyć, nie zaś sobie. Pamiętajcie, że znam swoich i czytam w sercach waszych. Jesteście wygodni, ospali i gnuśni, leniwi w służbie bliźnim, w miłowaniu bliźniego i w wysiłkach wymagających od was poświęcenia waszego czasu i sił. Spieszycie tam tylko, gdzie was widać i gdzie spodziewacie się uznania. Cichego trudu i zmęczenia unikacie, a rzeczywistych potrzeb bliźniego staracie się nie zauważać. Teraz, kiedy jesteście silni i sprawni, boicie się ciężarów i macie zawsze mnóstwo wymówek i usprawiedliwień na własną obronę. Co będzie z wami, kiedy staniecie się starzy i słabi? Jak mogę polegać na was? Powiedziano wam: „jedni drugich ciężary noście", a wy wciąż widzicie tylko własne i radzi byście przerzucić je na innych. A przecież to Ja sam żyję w bliźnich waszych potrzebujących was. I Ja nie otrzymuję od was żadnej pomocy prócz słów...
Dałem wam słowa moje. Praktykujcie je!
Mówię to wam, aktywnym członkom mojego Kościoła, członkom wspólnot i ruchów, prowadzącym innych i nauczającym ich. Czegóż to uczycie? Podziwiania was i wielbienia waszej wiedzy i umiejętności, waszego oddania — Mnie? A kiedy przychodzi do działania, nie widać was. Wy przygotowujecie dalsze wypowiedzi i to was tłumaczy. Dookoła was pełno jest potrzeb — ludzi samotnych, chorych, kalekich, opuszczonych. Pełne bólu szpitale, rozpacz umierających w Instytucie Onkologii, płacz w domach dziecka, gdzie zamierają z braku miłości serca moich najmłodszych dzieci. Są domy odrzuconych — starych i niepotrzebnych nikomu, ale nie Mnie. Cierpię w nich i oczekuję was. A wy schodzicie się lata całe „w imię moje", aby spotykać się ze sobą dla własnej przyjemności. Ja udzielam się wedle siły waszej miłości bliźniego, waszego pragnienia służenia Mnie. Chciałem mieć was naczyniem moich łask, wypełniać was tak, by moje światło, moja radość i nadzieja przelewały się i spływały z waszych rąk w głodny Mnie świat. A wy przychodzicie — każdy z małą buteleczką — by zaczerpnąć ze Mnie troszeczkę, na własne potrzeby, i niesiecie mój dar, by go zamknąć i używać we własnym domu. Ja pragnę dawać zawsze, nieustannie i wszystkim, którzy potrzebują. Wy, moje dłonie — zaciskacie je. Jeśli potrzebujecie Mnie, to tylko dla siebie i „swoich".
Umniejszacie szczodrobliwość moją, ograniczacie miłość, którą składam w was.
Nie jesteście Samarytaninem — wy nie chcecie zauważyć rannego i bezsilnego, bo to by was kosztowało wiele czasu, kłopotu i trudu. A to Ja sam leżę i krwawię na oczach mojego — podobno — Kościoła... Czegóż mam się po was spodziewać w ciężkich dniach grozy? A one są już w drzwiach i tym razem nadchodzą nieodwołalnie. Ostatni czas, jaki wam daję, już jest!
Starajcie się; rośnie się — czynem. Uświęcam was w służbie mojej, a nie — na fotelu. Jeśli pozostaniecie nadal w martwocie, rozegnam was i zostaniecie sami, każdy z własnym lękiem, a Ja znajdę sobie synów nowych, którzy nie tylko będą wołać: „Panie, Panie", ale będą wypełniać wolę moją.
Wy mówiliście, że oddajecie Mi swoje życie. Jeśli jest to prawdą, służcie miłości, tej jaką wam daję, kochajcie Mnie w bliźnich waszych. Jeśli nie chcecie, powiedzcie Mi już, teraz: „Nie wiedzieliśmy, co robimy", i odejdźcie z tej pozornej służby całkowitego oddania się Mnie ku swoim sprawom, a Ja was ścigać nie będę. I nie potępię. Daję wam ostatni czas wyboru.
To, Anno, przeczytaj im jutro, ale najpierw słowa moje, którymi objaśniałem ci Izajasza. Bo wciąż Mi nie odpowiadacie — „ze Mną, czy przeciwko Mnie" iść chcecie? Dlatego, jeśli wasz naród ma ocaleć, opowiedzieć się za Mną powinni ci, którzy rozumieją swą odpowiedzialność, którzy znają Mnie i wiedzą, czego Ja od was pragnę, bo czytają Pismo moje. Mnie nie potrzeba wielu, ale chcę pełnej służby, pełnego oddania. Pragnę, aby Polacy chcieli Mnie swoim Królem uczynić i panowaniu mojemu powierzyć swoją Ojczyznę z pełnym zaufaniem, wierząc w miłość moją i współpracując z nią. Jeśli tak wielu jest wśród was zniewolonych, ślepych i głuchych, tym bardziej starać się o łaskę moją powinni dojrzali i świadomi, bo jedni za drugich prosić możecie i jedni drugich — ocalić.
Pragnę wylać na was morze łask, ale dary moje muszą być podjęte i wykorzystane. Kto ma być rozdającym, jeśli nie ten, który przyjaźń zawarł ze Mną? A jeśli będzie leniwy, wygodny i zimny, nie rozda dóbr moich, ale przywłaszczy je sobie lub zmarnuje...
Dlatego tak twardo do was mówię. Nie pora jednak na troszczenie się o siebie u tych, o których Ja sam się troszczę, gdyż oddali Mi siebie. I jeśli rzeczywiście Mi wierzą — powinni pozostawić Mi siebie, a szybko rozpocząć starania o dobro bliźnich swoich, aby być gotowym do walki o szczęście waszego narodu. Potrzeba Mi żołnierzy dobrze wyszkolonych w służbie Miłości — a nie rekrutów. Ćwiczcie się codziennie, a jeśli ktoś powie, że nie ma warunków ani czasu, Ja odpowiadam już: „Odejdź, synu, i przestań się łudzić, że Mnie służysz, bo kiedy przyjdzie czas grozy, głodu i niewygód, tym bardziej warunków ani czasu nie znajdziesz. Odejdź i nie zakłamuj się, że tylko Mnie służyć pragniesz, a wtedy odpowiadać przede Mną nie będziesz".
Wszystko, co jest teraz poruszeniem serc ku Mnie w ojczyźnie waszej, Ja sprawiam, aby was przysposobić do służby mojej. A czynię to dla was, dla wyzwolenia i szczęścia waszego. Czyż tego nie rozumiecie...? Czy nie powinniście stawać przy Mnie ochoczo, mężnie i licznie? Bez waszej woli, waszych wysiłków i waszego udziału nie uratuję was. Nie dlatego, że nie mogę, lecz dlatego, że będzie to dowód, że wolności nie pragniecie, Polski nie kochacie, a moje przyjście, moja obecność, moje rządy miłości nie są wam potrzebne.
Nie chciany nie przyjdę. Potrzebne jest Mi wasze wezwanie — pragnienie miłowania, i dowód — czyny miłości i miłosierdzia. Wytłumacz to.
Możecie być — jeśli zechcecie — ludem moim
14 III 1987 r., sobota, Warszawa
Przed przyjazdem ojca Jana Pan mówił, czego oczekuje od Pasterzy w Kościele. W związku ze zbliżającą się II wizytą Papieża w Polsce Pan mówił, że nie chce przygotowań formalnych, zewnętrznych, lecz oczekuje przygotowania serc. Pan powiedział wtedy m.in.:
— Ja jestem Miłością, przybywam, aby darzyć miłością i od was oczekuję miłości, tylko miłości i niczego prócz miłości. Jeżeli zastanę waszą miłość oczekującą na Mnie, zapraszającą Mnie do waszych serc i spodziewającą się ode Mnie wszystkiego, o czym marzycie, czego jesteście spragnieni — dam wam wszystkie przeznaczone dla was dary moje, wyleję na was Ducha mojego, nasycę was moją mocą, uzdrowię i wyzwolę.
Przybywam, aby zawrzeć z narodem waszym nierozerwalne przymierze.
Ja, Bóg wasz i Zbawiciel wasz zapragnąłem wziąć was w szczególną opiekę, ochronić, uratować w światowej pożodze i poprowadzić:
— abyście byli świadectwem miłosierdzia mojego dla ufających i polegających na nim — na oczach świata, który wyparł się Mnie i sam stanie wobec zagłady, bez wiary i bez nadziei;
— abyście świadczyli miłosierdzie światu, jak na lud mój przystało;
— abyście stali się prawdziwie ludem moim, darzącym się wzajemnie dobrocią, pomocą, miłosierdziem i miłością, które w was rozpalę;
— abyście się społecznie miłowali;
— i abyście dla wszystkich ludów stali się przykładem i wzorcem, z którego czerpać będą i korzystać, wedle niego budować nowe, prawidłowe formy życia społecznego i doskonalić je.
Wy możecie być — jeśli zechcecie — ludem moim. Wśród was zamieszkać pragnę Ja, który was do bytu powołałem, strzegłem, ocaliłem po wielekroć i teraz ocalę, a upodobawszy was sobie, sam was nauczać pragnę, karmić miłością i uczyć radości, pokoju i szczęścia współpracy ze Mną. Jeśli opowiedzą się za Mną serca wasze — tak stanie się.
Teraz jest ostateczny czas wyboru waszego. Czekam z zamiarem moim na wspólną wolę waszą...
Wspomagać was będę wedle waszych wysiłków — nie inaczej
24 III 1987 r.
Spotykamy się w kilka osób. Mówimy o doświadczeniach ostatnich dni, o działaniu Pana i działaniu szatana. Prosimy za potrzebujących, za tych, których nie lubimy, którym trudno przebaczyć, i za nas samych, o prostotę, o uwolnienie od zmartwień. Dziękujemy za łaski, za Jego działanie w nas i wokół nas. Prosimy o oddalenie wojny i kataklizmów. Pan mówi:
— Czy wiesz, synu, ile lat czekałem na wasze (ludzkości) nawrócenie, jak zwlekałem? Jak bardzo współczuję tym wszystkim, którzy będą musieli przejść przez lęk, przez grozę. Powiedziałem wam: „już jest przesądzone", ale wy proście, proście, abym złagodził nieszczęścia, proście, abym zmiłował się, proście o to, abym znalazł w mojej ludzkości dobrą wolę, bo Ja mogę zmniejszyć niszczycielskie działanie żywiołów, jeśli zwrócicie się do Mnie.
Tam, gdzie się Mnie oddacie w opiekę, zwrócicie się do Mnie, gdzie będziecie wzywać Mnie, żałując za całą złość waszą, tam Ja uciszę żywioły i wprowadzę mój pokój. Wy zwłaszcza pewni bądźcie mojej opieki i pomocy. A kiedy przez ziemię będzie się przewalało szaleństwo żywiołów, wy nieustannie proście Mnie za ginących w tym czasie braci waszych. Tego się spodziewam po was: współczucia, orędownictwa, nieustannych próśb — bo jeśli nawet zginą, to wtedy Ja będę przy nich i sam ich przeprowadzę przez śmierć. Spodziewam się, że w tym czasie wy będziecie trwali przy Mnie i swoją czynną postawą byli Mną samym ratującym, pocieszającym i przygarniającym („Żyję już nie ja, lecz żyje we mnie Chrystus ). Czy mogę się po was tego spodziewać...?
Kiedy się z wami spotkam (7 IV 87), chciałbym usłyszeć od was, jak próbowaliście, co się wam udało, a w czym natura wasza stawiała Mi największy opór. Wtedy będę mógł uzdrowić w was to wszystko, co jest chore.
Otwieramy Pismo święte: Obdarzenie życiem nadprzyrodzonym — Rz 8, 1-13 — Życie według Ducha. Pan dopowiada jeszcze:
— Wspomagać was będę wedle waszych wysiłków, nie inaczej.
Kończymy dziękczynieniem.
Ja sam będę twoim nauczycielem i mistrzem
5 IV 1987 r., niedziela, Warszawa
— Panie, dlaczego tak trudno mi pisać? Dlaczego nie wiem, co robić, od czego zacząć i co jest najważniejsze teraz? (Chciałam się przygotować — wedle życzenia Pana dla nas — na okres Wielkiego Postu, ale nie wiedziałam jak).
— Najważniejszy, Anno, jestem Ja i nic w twojej pracy nie jest ważniejsze ponad zwrócenie się do Mnie. A skoro masz tak wielką łaskę, że możesz zwracać się do Mnie spodziewając się odpowiedzi, czemu nie korzystasz?
Nieprzyjaciel wasz wie dobrze, co jest najistotniejsze w twojej służbie i stara się przekreślić ją pozostawiając to tylko, czym on sam posługuje się — ślepe posłuszeństwo. Ty zaś wiesz, że Ja nie narzędziem pragnę cię mieć, a przyjacielem, że chcę twojej ufności, zrozumienia, wymiany myśli, rozmowy. Czemuż więc samą siebie poniżasz traktując się jak przyrząd, którym Ja się posługuję...?
Jesteś atakowana, i to bardzo silnie. Twoje siły tu nie wystarczą, lecz kiedy wzywasz Mnie i prawdziwie Mnie pragniesz, jestem, a wtedy nikt przeszkodzić nam nie może ani zaszkodzić ci. Wiesz o tym, a wciąż chcesz radzić sobie sama.
— W ten sposób szkodzę sama sobie?
— „Szkodzisz sama sobie"? Tak nie jest. To on chce zniszczyć cię odrywając ode Mnie. Ty zaś poddajesz się, zamiast walczyć. Wiem, Anno, że zamęt wprowadzają w twoją koncepcję „pracy nad sobą" przeróżne rady, pouczenia i wymagania, o których słyszysz i czytasz. Nie wiesz, z których korzystać, z czym walczyć najpierw, co jest dla ciebie największym złem, a co mniejszym, co pierwsze, a co ostatnie. Ten zamęt w tobie wróg twój wytwarza i powiększa do tego stopnia, że czujesz się osaczona, zdezorientowana i wtedy poddajesz się.
Dlatego teraz Ja sam będę twoim nauczycielem i mistrzem. Bo tylko Ja wiem, jaką pragnę cię mieć, odkąd powstał mój zamysł i stał się faktem, odkąd istniejesz jako istota duchowa, nieśmiertelna, swobodna w swoich wyborach, ale poszukująca Mnie i tęskniąca do mojej miłości — tak jak Ja oczekuję twojej. Powstałaś przecież do istnienia z mojej miłości do ciebie. Ona trwa, zawsze ta sama: mocna i niezmienna. Jesteś dzieckiem mojej miłości i nigdy nie wychodzisz spod tarczy mojej opieki, choć wolno ci żyć jak chcesz.
— Dlaczego właśnie ja mam być prowadzona specjalnie? — pomyślałam.
— Pytasz, dlaczego właśnie ty masz być „specjalnie" prowadzona. Bo dałem ci, córko, „specjalnie" wielki ciężar, a ty pomimo upadków i nieustającego cierpienia, które ci towarzyszy...
— W czym najbardziej?
— W całej twojej naturze, dziecko.
...nie odrzucasz swojego zadania i nie chcesz Mnie zawieść. Więc i Ja nie zawiodę cię.
Posłuchaj moich wskazówek potrzebnych tobie:
1. Ja i tylko Ja jestem twoim mistrzem, przyjacielem i Ojcem!
2. Tylko ode Mnie spodziewaj się nauki, pomocy, wytłumaczenia trudności, obrony i opieki — wszystkiego!
3. Odłóż teraz wszystkie książki (duchowe), nauki, pomoce duchowe i nie słuchaj pouczeń innych (poza twoim spowiednikiem, któremu możesz przedstawiać do wglądu to, co ci mówię, zawsze, na jego życzenie).
4. Pozostaw tylko Pismo święte i słowa moje, które mówiłem ci osobiście dla ciebie. Czytaj je, a zobaczysz, jak mało stosowałaś się do nich, jak je lekceważyłaś. W czytaniu wzywaj Mnie na pomoc w zrozumieniu i pragnij, aby one nasycały cię, a Ja będę z tobą.
5. Niech to będzie nauka we dwoje. Dlatego miej otwarty zeszyt i pytaj Mnie lub też Ja sam zwrócę twoją uwagę na to, co zechcę.
6. Weź pod uwagę wskazówki z Księgi Syracha i według nich układaj dzień. Wypisz je sobie i miej przed oczyma.
7. Według nich rozmawiaj ze Mną. Pragnę, aby modlitwy twoje były szczere, bezpośrednie, nie wyuczone, a twoje, z tej chwili, w której się zwracasz do Mnie.
8. Natomiast wtedy, kiedy modlisz się modlitwami Kościoła (we wspólnocie ludu Bożego, przede wszystkim na Mszy świętej), włączaj w nie cały mój Kościół — w pełni! W łączności z moim niebem ogarniaj orędownictwem wszystkich obecnie żyjących oraz pokutujących (w czyśćcu) w oczekiwaniu na wejście do mojego domu: oni wszyscy potrzebują miłosierdzia i przebaczenia waszego.
9. Kiedy dzień rozpoczniesz od zwrócenia się do Mnie, pamiętaj, iż spodziewam się w nim twojej służby. Dlatego kiedy otworzysz zeszyt w ciągu dnia, rozpocznij od postawy sługi: „Oto jestem"...
10. A jeśli będę chciał mówić przez ciebie, nie martw się o niewypełnienie innych punktów, gdyż jest to twoja służba bliźniemu; zaś Samarytanin nie tłumaczył się służbą w świątyni, lecz działał.
To jest teraz twoje działanie.
Czy zrozumiałaś moje intencje, córko?
— Tak.
— Zacznijmy więc od zaraz.
Powtórki z dawnych rozmów
6 IV 1987 r., poniedziałek, Warszawa
— Oto jestem, Panie.
— Dzisiaj będziemy czytać od nowa moje rozmowy z tobą. Przygotuj zeszyt.
Na początku „Rozmów" ojciec Ludwik tłumaczył mi potrzebę zwracania się wprost do Pana i zachęcał do tego.
— Panie, już pięć lat temu ojciec Ludwik mówił mi to, co Ty dzisiaj, a ja jeszcze nie nauczyłam się tej codziennej, stałej rozmowy. Już wtedy oczekiwałeś mojego pragnienia bycia z Tobą, a ja zadowalałam się biernym słuchaniem. A poza tym czasem byłam tak daleko od Ciebie. Co więc mam robić, aby teraz było inaczej?
— Przeczytałaś, więc już wiesz, że ważna jest twoja postawa, twoje pragnienie nasycenia się, poddania działaniu moich słów. Na dzisiaj dosyć. To, co obiecałem ci, uczynię, bo nie odrzuciłaś swojej służby — i widzisz, ile zrobiliśmy wspólnie.
— Tak, służyłam Ci, ale dla Ciebie samego nie miałam czasu. Nie umiałam rozmawiać w ciągu dnia i trwać przy Tobie. I nadal tego nie umiem. Pomóż mi, Jezu.
— Na pewno ci pomogę. Właśnie rozpoczynam nowy rozdział naszej nauki. Jestem Tym, który kształtuje człowieka, gdy on tego zapragnie. Jestem rzeźbiarzem dusz. Jeżeli chcesz, uzyskasz kształt, jaki zapragnąłem ci nadać. Staniesz się w pełni sobą, córko.
— Bądź wola Twoja we mnie. Pragnę świadczyć o Tobie, a nie odstraszać od Ciebie. Chcę być zawsze z Tobą, dla Ciebie żyć. Ty wiesz.
— Beze Mnie nie potrafisz zmienić się; ze Mną — to łatwe. Tak będzie.
9 IV 1987 r., czwartek, Warszawa
— Wiesz, Panie, że byli u mnie ludzie przez te trzy dni. Czy to jest też moja służba?
— A jak ty sądzisz?
— Uważam, że tak i daję im swój czas: tyle, ile potrzebują. Dzielę się z nimi Tobą.
— O to właśnie chodzi, córko. Masz się dzielić tym, co ci mówię, bo po to mówię, abyś niosła moje słowa. Jesteś moim posłańcem, tym, który oznajmia moje słowa wedle waszych warunków. Zanieś ojcu Walerianowi to, co macie, a jeśli Grzegorz będzie mógł, niech jedzie z tobą, bo on potrafi przekazać ojcu Walerianowi, jak ludzie reagują na moją miłość. Teraz zaś weź zeszyt „Rozmów": będziemy czytać.
Przeczytałam II rozmowę z 6 X 1982 r. (patrz I tom „Bożego wychowania ). Pan powiedział o tekście „Propozycje z pozycji polskich" (patrz Dodatki w niniejszym tomie):
— Zależy Mi na tym, aby ten tekst, pojednawczy i przemawiający do was jako Polaków, rozszedł się szeroko i dopomógł wam; po to jest podany.
— Panie, kiedy Ty mówiłeś, że pragniesz przeze mnie udowodnić nam, jak bardzo chcesz nam pomagać, Ty już myślałeś o „Słowach", o „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" — a mnie do głowy nie przychodziło, że to jest możliwe.
— Słowa już ci podałem i obserwowałem pilnie, czy cię nie znudzę, ale ty byłaś przygnębiona tym tylko, że nie są one nikomu potrzebne. A teraz — widzisz? — są czytane. A to dopiero początek. Nie sądź też, że już nic ci nie podam. Wiele pragnień moich czeka na was, aż dojrzejecie do przyjęcia ich.
12 IV 1987 r., Niedziela Palmowa, Warszawa
W piątek 10 IV miałam dziesięć godzin sprzątania, a w sobotę nie miałam na nic sił. Najgorsze, że odczuwałam tak silną potrzebę bycia samą, jak inni odczuwają głód czy pragnienie. Ale nie zwróciłam się do Pana. Zmarnowałam ten dzień.
— Teraz staję przed Tobą i pytam, co dzisiaj powinnam robić.
— Moja córko, za dużo czasu nie masz, więc wróć do czytania „Rozmów".
Po przeczytaniu przeze mnie III rozmowy zapytałam Pana:
— Chciałabym spytać Cię, Panie, czy teraz, kiedy powiedziałeś nam (na spotkaniu modlitewnym), że chcesz uzdrawiać w nas to, co chore, jeśli cię o to poprosimy, czy mam Ci powiedzieć, co mnie dręczy, czy też przyjąć cierpienia jako krzyż. Ale czy wady takie jak niecierpliwość, porywczość — czy to naprawdę „muszę" znosić? Czy też starać się zmienić? Ale bez Ciebie jest to niemożliwe. To są zastarzałe cechy charakteru. Sama nie dam sobie rady.
— Moja mała córeczko. Wiem, że motywacją twoją jest lęk przed psuciem naszej wspólnej pracy i obawa przed urażeniem innych ludzi. A więc proś, proś o odsunięcie wszystkiego, co ci w pracy twojej dla Mnie przeszkadza. Proś, bo teraz nadchodzi dla was czas łaski. A skoro ty od tak dawna pracujesz — dla was wszystkich! — masz też prawo prosić Mnie i być wysłuchana. Teraz wszystkich was pragnę przemienić. Dlaczegóż ciebie miałbym pominąć? Przygotuj się na ten dzień i mów to innym. Chcę być waszym wyzwolicielem, waszym lekarzem i uzdrowicielem. Wykorzystajcie łaskawość moją.
13 IV 1987 r., poniedziałek Wielkiego Tygodnia, Warszawa
Pan wskazuje na czytanie „Rozmów". Przeczytałam rozmowę IV (tę rozmowę powinnam czytać stale).
— Zawsze jest to samo, od początku wojny (II światowej). Pragnę umrzeć dla Ciebie i być z Tobą i z taką samą mocą pragnę zrobić dla Ciebie — tu — jak najwięcej. Wciąż tak mało robię, a tak bardzo chcę pomóc Ci otworzyć oczy ludziom na Twoją prawdziwą obecność, miłość, bliskość. A oni nie dbają o to. Wiem, że tak mało zrobiłam, a i to, co zrobiłam, Tyś sam mi dał. Przecież ja tylko przekazuję Twoje słowa, usiłuję pozyskać ludzi dla Ciebie, a oni czasem łaskawie raczą przeczytać, częściej — nie, a prawie nikt nie zachwyca się Twoją miłością do nas. Bo przecież tylko z miłości ostrzegasz nas, przygotowujesz, tłumaczysz i napominasz. Twoje miłosierdzie przebija z każdego zdania, Twoja troska i ojcowska opieka są widoczne!
We wszystkim, co cię spotyka, upatruj miłości i woli mojej
15 IV 1987 r., wtorek, Warszawa
— Proszę Cię, Panie, pomóż mi. Proszę Cię o spokój i proszę Cię, poradź, co robić z rekolekcjami, żeby ludzie mogli korzystać z pomocy ojca Jana. Ta osoba stara się szkodzić i Zbyszkowi, i Ojcu. (...) A Ty, Panie, patrzysz na to i nic nie robisz. Dlaczego?
— Anno, Ja widzę i wiem wszystko o waszych działaniach i ich motywach. Chcesz, abym zawsze wspomagał dobro, a nie dopuszczał do działania zła? Moje działanie jest inne. Przez wasze wybory, które odbywają się wśród przeciwności, w walce, wykazujecie, na czym wam naprawdę zależy: na pełnieniu woli mojej czy też własnej. Dla Mnie istotny jest wasz wybór — każdego z was, i M. również. Wybory wasze osądzą was w moich oczach. Nie zabraniam wam ich ani nie przeszkadzam. Macie wolność działania. Dobrzy w trudnościach się „szlifują". Złe zamiary szkodzą tym, którzy je wprowadzają w czyn. Lecz Ja chcę, ażeby ujawniły się w pełni, ażeby ich szkodliwość stała się jawna. A „poszkodowanym" sam krzywdę naprawiam.
Nie zalecałem wam nigdy, abyście pogodzili się ze złem, przeciwnie, walczcie z nim, lecz walczcie moimi metodami. Za M. trzeba się modlić i ty to powinnaś rozumieć. A teraz oddaj Mi ją, a także cały twój dzień dzisiejszy i niczym się nie martw, bo Ja jestem z tobą i sił ci dodaję. Po południu będziemy czytać „Rozmowy".
Przeczytałam rozmowy V i VI. Pan uczył mnie miłości bezinteresownej na przykładzie miłości do Polski (w czasie wojny). Czytając dodałam w myśli, że nie tylko byliśmy gotowi oddać życie; służbę w konspiracji uważałam za zaszczyt i łaskę. Pan zaczął rozmowę:
— Dałem ci przykład miłości do ojczyzny — w okresie wojny. Powiedziałaś Mi, że służba — dla Polski! — była zaszczytem. A dla Mnie...? Tu zobaczyłaś od razu obraz twoich „puszących się" i zarozumiałych współbraci, którzy pysznią się przywilejami w moim Kościele i „zaszczyt" ujrzałaś jako „czerpane korzyści". Dlaczego, córko?
— Bo myśmy ginęli i byli gotowi wszystko dać dla niej, a oni chcą brać, zagarniać; sami sobie biorą zapłatę. Chyba dlatego trudno mi określić służbę Tobie, Panie, jako zaszczyt i łaskę.
— Tak, córko. Widzisz, to, co najgorsze w moim Kościele, najbardziej jest widoczne i najboleśniejsze dla Mnie i dla przyjaciół moich. Ale mam ich wielu, a dlatego właśnie, że naśladują moje życie, nie widać ich. Wiesz, dla nich Ja tak jestem ważny, że nie myślą o sobie, a o tym, aby być Mi użytecznymi, aby jak najwięcej zrobić dla innych — wedle własnych umiejętności. I oni są szczęśliwi, że mogli Mi się przysłużyć. Czy tak bardzo są różni od was z okresu wojny?
— Nie, Panie, tylko my jeszcze służyliśmy „przeciw sobie".
Myślałam o tym, że my (wtedy zresztą duchowni podobnie jak świeccy) „w zamian" mieliśmy w perspektywie śmierć, tortury, kalectwo, wiezienie albo obóz — w pełni anonimowości — a wielu z tych, którzy teraz oficjalnie służą Panu, żyje w uprzywilejowanych warunkach materialnych mając ponadto możliwości zrobienia kariery i zyskiwania honorów i godności.
— Tak, ale wśród nich (z okresu wojny) tylu było moich sług. Ojciec Maksymilian to jeden z tysięcy... Chcę ci wytłumaczyć, Anno, że ten, który prawdziwie Mi służy, służy z miłości i żadne warunki zewnętrzne, nawet najgorsze, tego nie zmienią. To właśnie będziesz mogła zobaczyć w najbliższym czasie. A inni odpadną, będą szukać bezpieczeństwa dla siebie w lęku i niepokoju. Tylko ten, kto kocha świadomie DOBRO przez siebie wybrane, ten może wszystko wytrzymać i pozostać sobą nie zmieniając swojej postawy.
Ty, Anno, nie zmieniłaś się pomimo tylu lat ciężarów, smutku, trudu, samotności i niepowodzeń. Czy sądzisz, że te dziesiątki lat są dla Mnie dowodem mniejszym niż kilka lat ryzykowania życiem, kiedy nadzieja była przed wami? (Obraz wschodu słońca). Nie, córko, są o wiele większym dowodem twojego wyboru. Przecież w służbie Mnie „przez Polskę" — jak mówisz — tyś dała całe życie, dziesiątki lat; tak, bo tu cię chciałem mieć i taką cię przygotowywałem. Nie szukałaś nagrody i zapłaty. Dlatego przyniosłaś Mi chwałę, boś uznała za zaszczyt i łaskę służenie Mi. Dlatego posiadasz moją miłość. Polegam na tobie. Dumny jestem i szczęśliwy, córko, że ty, taka drobina, taka słabość, stanęłaś do walki o prawo służenia Mi przeciw całemu „światu" (jak u Pawła). Nie dałaś się ugiąć ani odwrócić i nikt nie zdołał cię przemienić lub zniechęcić. Bez pewności, w ciemnościach i smutku trwałaś przy tym, coś uznała i umieściła w swoim sercu i, nie wiedząc o tym, przygotowałaś Mi w nim tron.
Ty widzisz swoje słabości i zaniedbania, a Ja widzę twoją miłość i ją tylko biorę pod uwagę. Dlatego właśnie, że u ciebie jest ona „pomimo wszystko" i „na zawsze" — jest wierna sobie.
Córko, chcę ci dzisiaj powiedzieć, że kocham cię miłością Ojca, którego nie zawiodłaś. Z dziecka stałaś Mi się przyjaciółką, i będę tak dzielił z tobą szczęście i chwałę moją, jak ty trwałaś w samotności, w cierpieniu i długim oczekiwaniu.
Pomyślałam, że nie wiem, czy nie umrę. Miałam skierowanie do przychodni onkologicznej na badania na 17 IV (wykazały, że nie ma objawów, ale wtedy nie wiedziałam o tym, a teraz czuję się źle i bardzo słabo). Powiedziałam to Panu myśląc, że Pan przesuwa terminy, i tyle osób z tych, które miały współpracować — bo tak mówiono — nie doczekało, wiec i ja mogę być w tej sytuacji. Dwadzieścia lat czekałam na rozpoczęcie zapowiadanego oczyszczenia ziemi, ale Pan, który zna przyszłość ludzi, lituje się nad nimi, bo wie, jak będą ginąć w przerażeniu i nie przygotowani, a przecież tysiące z nich — w grzechu i nienawiści. To wszystko przemknęło mi przez głowę. Pan powiedział:
— Zaufaj Mi, Anno. To, co sam ci obiecałem, bez próśb twoich, to otrzymasz. Bo bardzo potrzebna Mi będziesz teraz właśnie: przygotowywałem cię wiele lat do takiej współpracy. Wiem, czego serce twoje pragnie. We wszystkim, co cię spotyka, upatruj miłości i woli mojej. Ja cię nie skrzywdzę, dziecko, Ja cię pocieszę i uszczęśliwię. Teraz zaś mówię ci: „Nie bój się. Ten, który cię kocha, jest przy tobie i czuwa nad tobą. Ufaj Mi i pozostawaj w moim pokoju. Daję ci go".
Wieczorem wróciłam do tych słów z obawą.
— Wiesz, Panie, bałam się, że piszę sama do siebie, bo te słowa są „za dobre". Teraz, kiedy je przeczytałam ponownie, wzruszyły mnie bardzo. Ty nas naprawdę zupełnie inaczej widzisz niż my sami siebie. Ja widzę w sobie mnóstwo wad, niedociągnięć i zaniedbań — i wiem, że to prawda. Dziękuję Ci.
— Córeczko! Za mało miałaś w swoim życiu słów miłości. Innym przekazujesz je ode Mnie, prawie codziennie, a sama miałabyś nigdy ich nie otrzymać? Gdzież byłaby sprawiedliwość moja? Dlatego że służysz Mi swoją osobą zawsze i chętnie, kiedy Mnie potrzebują, Ja miałbym też traktować cię jak rzecz pożyteczną, która sama nie cierpi, nie potrzebuje miłości i można ją wykorzystać i pozostawić...? Czyż Ja mógłbym nie zauważyć lub pominąć ciebie — osobę ludzką spragnioną wspólnoty miłości, o bardzo rozwiniętej potrzebie dawania, a więc tak samo rozwiniętej potrzebie udzielania się i wymiany? Teraz, Anno, Ja przystępuję do wspólnoty z tobą. Chcę żyć z tobą stale i mocno utwierdzić cię w sobie. Poznasz, jaką jest wspólnota z Jezusem.
Nadchodzi czas waszego przemienienia, oczyszczenia, napełnienia Duchem Bożym. Ty przez lata przygotowywałaś to dzieło.
— Pewno mogłam zrobić więcej, niż zrobiłam?
— Robiłaś, co mogłaś. I to tylko ważne jest w oczach moich. Teraz chcę, ażebyś odczuła miłość moją i poznała jej siłę. Święta Zmartwychwstania mojego spędzimy razem i zaznasz szczęścia mojej obecności. Przygotuj się na radość, a nie smutek. Pozostań w pokoju.
16—18 IV 1987 r.
Po przeczytaniu rozmowy VII.
— Tyle rad dałeś mi, Panie, a ja zapomniałam o nich. Zwłaszcza sprawa miłości bliźniego, tego w masie, w tramwaju, w autobusie, w kolejce, w sklepie, w miejscach publicznych — to dla mnie tragedia. Nie wytrzymuję tych prymitywnych, ale bardzo silnych emocji, które koło mnie szaleją, zwłaszcza chciwości, żądzy posiadania, a także odczuwam złość i złośliwość ludzką, zwłaszcza kiedy są zamierzone (wcale nie muszą być skierowane przeciw mnie). Nie wytrzymuję w tłoku — a tłok jest wszędzie. Tyś to wytrzymywał, Panie, bo ich stworzyłeś i kochasz ich, a ja za nic nie mogę ich pokochać. Liczę na Ciebie, Panie.
— Nic się nie martw, córko. Ja ci pomogę. Nasycę cię moją miłością, a wtedy zapragniesz ją rozdawać. Spodziewaj się moich darów, licz na nie, oczekuj.
— Boże, Ty wiesz, że mnie są potrzebne wszystkie.
— Otrzymasz wszystko, czego potrzebujesz. Szczęśliwi są ci, co nic nie mają, bo Ja napełniam wasze braki aż do pełni. Ufaj Mi, córko. Oczekuj Mnie w spokoju i ufności.
Teraz chcę, abyś już położyła się, a jutro wstań wcześniej i spotkaj się z ojcem (chodzi o księdza zakonnego, mojego spowiednika). Potrzeba, abyś była czysta. Wezwij Mnie i powierz Mi jutrzejszy dzień, a pomogę ci we wszystkim.
19 IV 1987 r., Niedziela Wielkanocna
Po przeczytaniu rozmów VIII i IX.
— Czy coś się zmieniło w naszym narodzie? Twoje słowa są wspaniałą obietnicą, ale ja nie wiem — Ty wiesz — czy nastąpiła zmiana na lepsze w nas.
— Tak, Anno. Powoli, bardzo nieliczni, ale zwracacie się ku Mnie. Bez mojej mocy trudno wam, a tak niewielu liczy na Mnie naprawdę. Powiedz, Anno, czy ty wierzysz w moją miłość do ciebie?
— Tak. I oczekuję spełnienia się Twojej obietnicy.
Ale w oba dni Wielkanocy miałam mało czasu dla Pana. W niedzielę była Urszula. Wyszłyśmy na godzinny spacer (pierwszy raz od jesieni) i potem obie zasypiałyśmy. Przekazałam jej słowa od Pana i sama już nie mogłam pytać. Dziś, w poniedziałek, jeszcze odpoczywam po dniu wczorajszym.
Kto ufa Mi, niech nie ustaje w prośbach za zagrożonych braci swoich
21 IV 1987 r., wtorek po Wielkanocy, Warszawa
— Oto jestem.
— Dobrze, córko. Dzisiaj chciałbym ci coś powiedzieć. Przygotuj oddzielny papier.
Pisałam XXII Słowo Pana. Było poważne, a zarazem pełne miłosierdzia. Pan przygotowywał ludzi do nadejścia kataklizmów i innych groźnych wydarzeń niosących śmierć, a jednocześnie dawał oszałamiające w swej hojności obietnice zbawienia. Pan powiedział m.in.:
— Jestem Ojcem każdego człowieka i będę przy każdym z was, który Mnie uzna i miłosierdziu mojemu zawierzy. Jesteście nieśmiertelni, dzieci, a chociaż przestaliście wierzyć w ludzką godność i waszą przyszłość w królestwie moim, Ja nadal obiecuję ją wam. A ponieważ czasu możecie nie mieć na odmianę, żal i naprawienie krzywd, obiecuję wam, że odpuszczę wam wszystkie wasze winy za jedną myśl skruchy. Wystarczy Mi wasze „Żałuję", „Przebacz, Ojcze!", abym dał wam życie wieczne — gdyż Jezus, Syn Boży wykupił was swoją Krwią.
Wszyscy, bez względu na waszą religię lub jej brak, bez względu na wasze winy, zostaliście już opłaceni przede Mną ofiarą śmierci krzyżowej Boga-Człowieka. Krew Boga ma moc zbawczą leżącą w samej naturze Boga i wszyscy możecie być przez nią obmyci — jeżeli zechcecie.
Nie ma wśród was ludzi czystych. Wszyscy uczestniczycie we wspólnej winie nienawiści do braci swoich. Inaczej nie powstałyby śmiercionośne bronie. Wszyscy podlegacie sądowi sprawiedliwości mojej. Ale ponad wszystkim góruje miłosierdzie moje.
Dlatego obiecuję przebaczenie i darowanie win — wszystkich, nawet najcięższych — każdemu, kto będzie żałować za nie i wezwie miłosierdzia mego.
Obiecuję to wszystkim ludziom ziemi, biednym, zabłąkanym dzieciom moim.
Kto zaś ufa Mi i zna miłość moją, niech nie ustaje w prośbach za zagrożonych i ginących braci swoich. Niech wzywa miłosierdzia mojego przez ofiarę Krwi Jezusa Chrystusa na głowy ślepych i zniewolonych. Niech sam miłosierdzie świadczy wokół, polega na Mnie i mój pokój rozdaje. Proście, dzieci, proście nieustannie, bo nie znacie godziny własnej śmierci, tym bardziej więc litujcie się nad umierającymi. (...)
Jednak było mi bardzo żal biedaków, którzy zgina.
— Napisałam, Panie. Tak żal mi wszystkich bezbronnych i słabych, którzy nic nie mogą przeciwdziałać, a zwykle oni właśnie giną.
— Moje serce, córko, płacze nad wami, ale przecież chcecie tego sami: oddaliście się w służbę nienawiści?
— Nie ci, biedni. To rządy, koncerny, mafie, handlarze bronią i tajne rządy.
— Tak, córko, ale ludność ich wybiera i popiera.
— Ludność ma taki wybór, jak u nas, z dwojga lub trojga złego. Tam znany jest tylko bogaty, u nas — sam wiesz.
— Tak, ale oni sami ustanowili swoje prawa. Nie chcą ich zmieniać. Zadowoleni są, gdy ich państwo grabi inne narody, aby tylko im było lepiej, czyż nie tak?
Wiem, córko, o wszystkim. I dlatego takie rządy rozegnam i państwa rozbiję lub zubożę, aby zaznali niedoli. Narody, które tolerują w swoich rządach kłamstwo, bezprawie, nadużycia i nie protestują masowo(!) — córko — godne są swoich rządów. Tak, wiem, że są ślepi, ale z własnej winy. Zajęli się gromadzeniem bogactw i zatracili sumienie (tj. odwrócili się od spraw publicznych, nie kontrolują ich, bo zajęci są swoimi prywatnymi interesami).
— Przecież są protesty (myślę o Amerykanach; tam protestuje Kościół katolicki, młodzież, ruch przeciw wojnie w Wietnamie, Martin Luther King i inni).
— Na tych, którzy protestują i rozumieją zło, będą się mogły ich społeczeństwa oprzeć już po okresie oczyszczenia.
Czy teraz rozumiesz, jak bardzo potrzebny jest ziemi wzorzec prawidłowego ustroju i obraz narodu żyjącego wedle sumienia...?
— Ale my go nie możemy zrealizować?
— Dlatego teraz takie warunki wam ofiaruję i sam wspomogę was.
— Dlaczego nie wcześniej, dlaczego aż 200 lat musieliśmy cierpieć?
— Nie, córko, wcześniej nie było to możliwe. Musiała ujawnić się w pełni zła wola państw żyjących egoistyczną żądzą zdobywania — tylko dla siebie — wszystkiego, co uznały za bogactwo. I Niemcy, i Rosja musiały przejść całą swoją drogę aż do końca. To samo dotyczy Anglii i Stanów Zjednoczonych. Człowiek musi sprawdzić konsekwencje swojego wyboru, tak samo — narody. Czy widzisz, jak bardzo jesteście obdarowani wobec innych? A to wszystko z mojego miłosierdzia.
— A Maryja, czy nie wstawia się za nami?
— Prośby Matki mojej wiele znaczą, ale to Ja sam dałem Ją wam za Królową. Ona prowadzi dzieło moje. Jest Orędowniczką waszą i Nauczycielką. Ileż już was nauczyła! Zachowaliście sumienie. To was wyróżnia wśród innych narodów. Dlatego Duch Święty, Duch Prawdy i Mądrości uczyć was może i jest słyszany.
— Czy to już ostatnie Twoje „Słowo" (XXII; patrz uwaga w tekście z 5 lutego)?
— Tak, to jest ostatnie moje „Słowo" do wszystkich przed tym, co nadchodzi. Ale wpośród dzieła będę do was mówił, a potem i inne narody będą Mnie słuchać.
Daj tytuł: „Ja, Bóg, mówię do wszystkich ludzi i ostrzegam. Przygotujcie się".
Postanowiliśmy włączyć je do „Słów Pana" jako XXII Słowo.
23 IV 1987 r., czwartek, Warszawa
Spotykamy się we czworo (Grażyna A., Grzegorz, Krzysztof i ja). Po przeczytaniu ostatniego Słowa Pana (z 21 IV) modlimy się, by Jego słowa znalazły oddźwięk w sercach ludzi. Grażyna proponuje przeczytanie Słowa Bożego i otwiera Pismo święte (Ba 3-4-5, 9).
Modlimy się za ludzi, za narody — za tych, którzy nas krzywdzą, za morderców, za tych, którzy giną, którzy Boga nie znają, którzy przyczyniają się do zguby innych. Modlimy się o pokój, o ufność, aby rozprzestrzeniały się w świecie. Prosimy, by do serc ludzi szczególnie „opornych" na łaskę Bożą, „trafiła" Maryja, Królowa Polski. Mówi Pan:
— Wy, moje dzieci, nie będziecie sami. W tym czasie Ja będę z wami. A Matka moja będzie nie tylko cześć odbierać, lecz stanie się rzeczywistą Matką, która karmić was będzie i troszczyć się o wszystko, co wam potrzebne do życia.
W waszej ziemi będzie to okres cudów codziennych. Zobaczycie, jak wygląda moja odpowiedź na wasze zaufanie. Dlatego nie przerażajcie się, bo i o zagrożeniach uprzedzę was zawczasu (przed kataklizmami, chorobami). Będę wam rzeczywistym Ojcem i obroną waszą.
A wy proście zwłaszcza za sąsiadów waszych i za tych, którym zagraża najgorsze niebezpieczeństwo; wymieniłem wam te narody. Proście Mnie też o nawrócenie świata. Proście przez te trzy dni (do Niedzieli Miłosierdzia). To, co nadejdzie, postawi was w prawdzie: zobaczycie własną bezsilność, a te siły, które się rozpętają, spłuczą cały blichtr i pozłotę. Waszym współdziałaniem ze Mną jest proszenie o miłosierdzie. Oczekuję was w waszym współczuciu i w waszych prośbach w ciągu tych trzech dni.
Proście też, zwłaszcza w Niedzielę Miłosierdzia, aby Duch mój, kiedy zstąpi na wasz kraj, znalazł miejsce w sercach waszych, gdzie mógłby pozostać. Proście o otworzenie się serc ku Mnie.
Do następnego (6 V 1987) spotkania chciałbym, dzieci, żebyście przeczytali Księgę Barucha.
Wieczorem Pan powiedział jeszcze o przygotowaniach do Niedzieli Miłosierdzia.
— Powiedz, że w myśl moich życzeń powinniście prosić wszyscy, a już szczególnie w dniu, który sam wybrałem (Niedziela Miłosierdzia). Chcę was wysłuchiwać. Cieszy Mnie, kiedy prosicie o sprawy inne, niż dotyczące was emocjonalnie. Chcę, abyście spojrzeli na cały świat okiem wyobraźni, wiedząc — ode Mnie — co będzie się działo i znając wasze losy w czasie tej ostatniej wojny. Proście nie czekając, aż moje słowa wypełnią się. W ten sposób będziecie uczestniczyć w zbawieniu waszych ginących braci.
A teraz poproś Mnie, Anno, o siły, gdyż chcę ci je dać.
Prośby wasze są w moim sercu
26 IV 1987 r., Niedziela Miłosierdzia
— Staję przed Tobą, Jezu, i oddaję Ci ten dzień. Ty wiesz, ile miłosierdzia potrzebuję. Proszę Cię o pomoc.
— Dobrze, Anno. Dzisiaj Ja twój dzień sam zaplanuję. Teraz, kiedy będziesz na Mszy świętej, zaproś całe niebo, aby uczestniczyło w Ofierze mojej i błagało o miłosierdzie dla świata.
— Czyżbyś zamierzał, Panie, (...) odsunąć zapowiedziane wydarzenia?
— Już nie odsunę pory oczyszczenia, ale wy możecie wybłagać złagodzenie klęsk i nawrócenie dla umierających i do tego was zachęcam, bo chociaż jedni zginą, a inni przeżyją, winy wasze są wspólne. Ja więcej czasu pozostawiam grzesznikom, a szybciej zabieram sobie nieszczęśliwych, cierpiących, głodnych i spragnionych miłości. Dlatego nie sądźcie, że „źli" wyginą, a „dobrzy" pozostaną. Klęski dotkną całe narody, a moją największą karą jest upadek i rozproszenie dla silnych, rozbicie zmowy ludzi zbrodniczych i poniżenie pysznych.
Dalej będziemy mówić po twoim powrocie.
Wieczorem o 22.
— Jednak zdobyłaś się, Anno, na ten wysiłek, choć późno.
— Dlaczego dla mnie jest to wysiłkiem?
— Nieprzyjaciel wasz stara się nie dopuścić cię do Mnie i stwarza różne przeszkody. Musisz wiedzieć, że z nim walczysz, a nie z własną słabością czy lenistwem.
— Powinieneś mnie bronić, Panie.
— Ja, dziecko, cieszę się, jeżeli pomimo wszystko zwracasz się do Mnie.
Wiem, córko, o co chcesz Mnie spytać, bo mówisz Mi to w myśli, i to niejeden raz. Powiedz Janowi, że powinniście robić wszystko, co możecie, nie czując się odpowiedzialnymi za skutki. Niech was nie martwi i nie niepokoi nieufność, niewiara i obojętność ludzka; teraz cały świat obezwładniony jest przez sługi nieprzyjaciela. On chce, abyście nie wierzyli, nie przygotowywali się, nie byli gotowi na te straszne czasy, które nadchodzą. Używa wszystkich środków w was przeciw wam samym, a najlepszym jest apelowanie do waszej pychy, waszej miłości własnej, waszego umiłowania własnej urojonej godności. Wiara w takie słowa, w ten sposób przekazywane przez osobę stojącą w hierarchii ocen niżej niż oni (mówię o moim klerze) naruszałaby ich poczucie własnego znaczenia.
— Tak mało jest tych, którzy pragną słuchać Twoich słów i wierzą im...
— Ja, córko, rozumiem motywy waszego postępowania. Ale też potrafiłem znaleźć Jana; teraz Grzegorz pomaga ci w Warszawie. (Prosiłaś Mnie o dobrą maszynistkę. Czyż nie wybrałem lepiej?)
— Ale ile na to czekałam!
— Wiem, że po wielu latach, lecz za to wtedy, kiedy jego pomoc stała ci się niezbędna.
Przekaż (Janowi), że nie chcę wam podawać dnia, ale podałem już porę roku (Iz 18, 5) i miejcie ją w pamięci!
„Bo przed winobraniem, gdy kwiaty opadną
i zawiązany owoc stanie się dojrzewającym gronem,
wtedy On obetnie gałązki winne nożycami,
a odrośle oddawszy odrzuci."
— Oddałaś Mi, Anno, siebie, was wszystkich, całą ludzkość. Prosiło z tobą całe niebo. Prośby wasze są w moim sercu. Nie pragnę, dziecko, żebyś Mi powtarzała to samo po wiele razy, lecz abyś zawierzyła Mi. Dzisiaj nie będziemy dłużej mówili. Jutro natomiast, gdy będziecie z Janem i Grzegorzem, posłuchajcie Mnie, gdyż chcę z wami porozmawiać.
Daję ci moje błogosławieństwo. Zapewniam cię, że wiem wszystko o tobie i prośby pamiętam.
27 IV 1978 r., poniedziałek
Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem. Przedstawiamy Panu nasze plany na okres wakacji. Grzegorz ma jechać za granicę i się niepokoi. Pan mówi:
— Pragnę, abyście byli spokojni, bo Ja sam dbam o was. Planujcie wasze życie, a jeśliby wam coś zagrażało, Ja w odpowiednim czasie przestrzegę tych, którzy dla Mnie pracują.
W rozmowach poruszajcie wciąż sprawę jedności narodu, współdziałania, niesienia sobie wzajemnej pomocy i mówcie, że myśląc o przyszłości, należy tak właśnie budować swoje koncepcje. Pragnę widzieć wasz kraj jako jedną rodzinę. Pragnę widzieć współpracę pomiędzy zakonami oraz współpracę ich z ludźmi świeckimi wszędzie tam, gdzie to jest możliwe.
Pragnę, abyście oczekiwali Mnie i przyjęli z radością (chodzi o przyjazd Papieża i przybycie razem z nim Pana, który pragnie pozostać). Mówcie o oczyszczeniu wewnętrznym ludzi i o tym, że ja spełniam (z radością) oczekiwania ludzkich serc. Oczekujcie ode Mnie, spodziewajcie się, liczcie na Mnie, proście Mnie!
Wasze przymierze ze Mną jest warunkiem waszego istnienia w tych czasach (czasach kataklizmów, oczyszczenia). Mówcie o tym każdemu, komu możecie, aby wciąż rosła liczba tych, którzy liczą na Mnie i oczekują ode Mnie zawarcia przymierza — bo oni będą dla Mnie wyrazicielami woli całego narodu.
Prosimy o błogosławieństwo dla osób starających się przetłumaczyć „Pozwólcie ogarnąć się Miłości". Pan mówi:
— Dzieci, jeśli chodzi o zagranicę, starajcie się tam, gdzie możecie. A te zakony, które otrzymały słowa mojej miłości („Pozwólcie ogarnąć się Miłości"), niech zrozumieją tęsknotę ludzką i niech służą nimi, gdzie mogą.
Róbcie, co możecie i nie przejmujcie się niepowodzeniami, a tam, gdzie znajdę dobrą wolę ludzką, pomogę wam. Nigdy na ziemi nie udaje się wykonać wszystkiego, czego chcę, ale moim sprzymierzeńcem będzie teraz lęk. Obiecuję wam moją pomoc, moje światło. Zaufajcie mojej opiece, którą rozciągam nad wami.
Daję wam błogosławieństwo moje.
Daję ci siebie samego, abyś miał co rozdawać
3 V 1987 r., uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Korony Polskiej
Miał przyjść do mnie nazajutrz zakonnik zainteresowany sprawami misji na terenach ZSRR. Spytałam Pana, jak się przygotować do tego spotkania. Pan powiedział do mojego spodziewanego gościa:
— Chcę ci, mój synu, dać kilka wskazówek, abyś wiedział, o co Mnie pytać jutro. Wiesz już, że wam, Polakom, powierzam zadanie nawrócenia sąsiadów waszych, lecz wedle ich pragnienia — nie inaczej. Najbliżsi mojemu sercu są najbardziej nieszczęśliwi, cierpiący i szukający Mnie — nie ważne pod jaką postacią: prawdy, sprawiedliwości, miłosierdzia, opieki, obrony i jedynej ucieczki, celu i sensu życia czy też wspólnoty miłości i służby światu. Ze wszystkich narodów sąsiedzkich najbardziej głodni Mnie będą Rosjanie. Przeżyją wstrząs upadku, ujarzmienia i utraty potęgi, którą się szczycili. Nie będą wiedzieli, jakim celem ją zastąpić. Inaczej rzecz będzie się miała z narodami podbitymi, które zajmą się sprawami politycznymi (uzyskania i utrwalania własnej niepodległości). Dlatego Ja chciałbym być przy najbiedniejszych i pozbawionych nadziei, aby im zaofiarować siebie — nadzieję, radość i perspektywę nowego życia w pokoju i przyjaźni, w mojej wolności.
Nie możecie im nieść treści obcych ich zrozumieniu. Nie trzeba im (...) skompromitowanej (po tej wojnie) i upodlonej, a ponadto rozbitej i zrujnowanej kultury Zachodu. Im potrzebny jestem Ja sam! Ja utoruję drogę, którą wkroczą do wspólnoty mojego ludu. Oni muszą zapoznać się ze Mną.
Pamiętaj, synu, że misję Samarytanina zlecam narodowi polskiemu — nie (tylko) zakonom ani organizacji kościelnej. Do tego dzieła powołuję wszystkich — zakony i świeckich, a wśród nich młodzież. I wtedy trzeba, abyście wszyscy — w zgodzie, w miłości braterskiej i razem — współpracowali ze sobą, aby widziano w was jeden lud Boży, a nie współzawodnictwo i żądzę wpływów i znaczenia; wtedy zniszczycie zamysły moje i odepchniecie zamiast przygarnąć. Pomyśl, synu, ile szkód przez tysiąclecia wyrządza rywalizacja Greków i Rzymian. Czas już z tym skończyć. Pragnę, abyście działali wspólnie wedle waszych największych umiejętności i najlepszej woli. Niech pycha i arogancja nie zniszczą moich starań. A Ja postępuję zawsze delikatnie, cierpliwie, z miłością i dobrocią, i tak chcę działać, a nawet z większym jeszcze współczuciem, wyrozumiałością i pobłażliwością ze względu na ich stan — na brak wiedzy, wieloletnie uprzedzenia i manipulowanie ich świadomością, jakiemu długo byli poddawani. Trzeba ich traktować specjalnie, jak chore i słabe dzieci, i leczyć miłością, moją miłością. (...)
Obiecuję wam nawrócenie się ku Mnie narodów Rosji dawniej chrześcijańskich, ale zaczynać musicie od ziem dawniej do was należących, waszą krwią bronionych i uświęconych wiarą pokoleń. Tam zwłaszcza, gdzie ginęli słudzy moi, gdzie przelewano krew unitów, gdzie wasza troska o lud zyskała w zamian śmierć — tam was kieruję najpierwej, gdyż ci bracia wasi, którzy was wyprzedzili, wspomogą was z mojej łaski.
Ziemie niegdyś wasze oszczędzę. One pragnąć będą was, lecz w wolności i w miłości. Naród Białej Rusi, wśród którego wielu jest tych, którzy za Polaków i katolików się uważają, powita was jak przyjaciół. Bądźcie nimi. Wspomnijcie na wiele lat zniewolenia, strachu, podejrzliwości, przymusu, w których żyli, i przystępujcie do nich z całą delikatnością lekarza. (...)
Chcę, aby wszyscy ludzie tam żyjący czuli się wolni i swobodni we własnym wyborze. Naród mieszkający na ziemiach Białej Rusi będzie potrzebował pomocy i wsparcia. Żył już z wami i przy was, a co więcej — zna waszą i własną wspólną historię. Teraz lepiej niż dawniej docenia wolność, jakiej doznawał, i swobodę, zwłaszcza wiary, jakiej doświadczał. To, czego najbardziej pragnie — to wolność i swoboda decydowania o sobie, sprawiedliwość i równość prawdziwa. Ze wszystkich sąsiadów waszych jest wam najbliższy, bo wiele wchłonął z waszej kultury i waszego sposobu życia. Kiedyś, jako obywatele Wielkiego Księstwa Litewskiego, byli obywatelami Rzeczypospolitej Obojga Narodów i za nią krew przelewali na równi z wami. Na równi z wami byli też ciemiężeni, prześladowani i zmuszani do przyjmowania religii caratu, później — do wyrzeczenia się swojego języka, później (w ZSRR) — do porzucenia swojej wiary, którą żyli. Ta ludność kochała Mnie, walczyła o zachowanie prawa do religii i cierpiała.
Kocham ich. Pragnę dać im siebie, ofiarować im mój pokój — prawdziwy — moje bezpieczeństwo i ład. (...) Od nich pragnę rozpocząć dzieło miłosierdzia.
A więc posyłam was, abyście darzyli — nie brali. Bądźcie tam samarytaninem, lekarzem, przyjacielem. Ja pójdę z wami i pomogę wam wedle waszej bezinteresowności i rzeczywistej miłości bliźniego. (...)
A wszędzie, gdzie pójdziecie, nieście Mnie — nie „katolickiego" czy „prawosławnego", a prawdziwego: Ojca kochającego każdego człowieka. Moją księgę przyjaźni („Pozwólcie ogarnąć się Miłości") podałem z myślą o zaspokojeniu oczekiwania głodnych Mnie i spragnionych, opuszczonych i zalęknionych, tych, którzy mało Mnie znają, lękają się Mnie i nic o tym nie wiedzą, że kocham ich i serce moje tęskni i pragnie ogarnąć ich, nasycić i rozgrzać.
Pomagaj Mi w tym, synu, bo oto daję ci siebie samego, abyś miał co rozdawać, czym łamać się ze zgłodniałymi. Kiedy poznają Mnie żyjącego dziś z nimi, łatwiej przyjmą Ewangelię i wszystkie Księgi moje (Pismo święte). „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" jest elementarzem nauki o mojej miłości do was. (...)
Pamiętaj, synu, że czas ten — to czas powrotu do pierwszych wieków chrześcijaństwa; braterstwo prawdziwe, równość, przyjaźń, radość i entuzjazm — oto czego pragnę. Pragnę bowiem oszczędzać wam męczeństwa, nie zaś mnożyć je. Dlatego Duch Święty będzie was prowadzić (ze zrozumienia: bez Jego pomocy nie damy sobie rady, ale o tę pomoc powinniśmy prosić). Wybieraj zatem pokornych, gorących i na Mnie mocno opartych, a wtedy razem wiele dokonamy. Na terenach misyjnych nie teologów, choćby najlepszych, chcę mieć przy sobie, a przyjaciół wiernych i polegających na Mnie.
A teraz pytaj, synu. Ja chcę ci odpowiadać tak, jak odpowiada prawdziwy przyjaciel.
13 V 1987 r., środa
Modlimy się we troje, z Grzegorzem i Krzysztofem. Prosimy Pana o Jego obecność, o prowadzenie przez Ducha Świętego... Otwieramy Pismo święte i czytamy (Syr 35,11 - 36,17):
— Bóg wysłuchuje ubogiego i skrzywdzonego...
— Piękne jest miłosierdzie...
— Niech Cię uznają, jak my Cię uznajemy...
Dziękujemy Bogu, m.in. za objawienia z Fatimy sprzed 70 lat, a gdy dziękujemy za „Pozwólcie ogarnąć się Miłości", Pan zaczyna mówić:
— Moje dzieci! Ona (książeczka ta) będzie znana w każdym kraju ziemi. Przecież po to wam mówiłem o mojej miłości, abyście ośmielili się przyjść do Mnie, abyście nie bali się przytulić do Mnie, abyście pozwolili wziąć się w opiekę. Ja czuwam nad moimi słowami. W nich jest moja miłość do was.
Na te straszne czasy, które spowodowaliście, daję wam moją miłość wyrażoną słowami. Każdemu z was daję ją w ręce; tak, jak bym składał w wasze dłonie moje serce. Chcę, aby moje słowa wyprowadziły was z rozpaczy, z ciemności, grozy - na światło mojego oczyszczonego, obmytego świata, który wam przygotowuję. Jeśli naprawdę Mi ufacie, dziękujcie Mi już, bo nie odrzuciłem was, nie wzgardziłem wami, nie pozostawiłem samotnych w lęku i rozpaczy, a przeciwnie - przychodzę do was, aby zamieszkać w każdym z was w jego domu. Wiecie, że was obronię i uratuję!
Ale to jeszcze mało. Ja was uszczęśliwić pragnę, moje biedne dzieci, przygięte ciężarami.
Moja księga miłości jest dowodem mojej opieki, pamięci, troski i współczucia. Obiecuję wam, że przemienię Ziemię, a wasz kraj uczynię przyjacielem swoim. Oczekujcie tego, co nadchodzi, z nadzieją i wiarą we Mnie, w zawierzeniu - bo Ja was nie zawiodę. Mówcie to innym; niech szykują się na przemianę i odrodzenie, bo Ja już nadchodzę. Oczekujcie Mnie (jak w Niedzielę Palmową, a nie w lęku i przerażeniu).
Waszą odpowiedzią będzie współpraca ze Mną w dziele miłosierdzia
13 V 1987 r., środa, Warszawa
Modlimy się razem z o. Janem. Pytamy Pana o czas oczyszczenia ziemi i o to, dlaczego ten czas opóźnia się.
— Witam was, dzieci. Cokolwiek wam podawano, było to dowodem troski i pragnienia ułatwienia wam życia w okresie wojny i kataklizmów, które teraz Ja dopuszczam. Nie dziwcie się, że troskliwość moich dzieci wyprzedzała tak bardzo porę zapowiedzianą. Za to teraz macie już gotowe wskazówki. Warto, aby Jan zanotował je sobie, po prostu w punktach, i miał u siebie, a podzielić się może z tymi osobami, które zrozumieją, że odpowiedzialność obejmuje zdolność przewidywania i przygotowania planów samoobrony również dla Kościoła. Wszystko, co w ciągu wieków traciliście z dóbr materialnych, utraciliście wskutek braku przewidywania i przezorności. (Pan przypomina kasatę zakonów w Galicji, utratę skarbów koronnych, utratą wielu dzieł sztuki w wyniku wojny 1939 roku, łącznie z Zamkiem Królewskim). Pragnę wam oszczędzić przepadku tych resztek, które jeszcze macie.
Pan zwraca się. do o. Jana:
— Mój synu, niech cię nic nie niepokoi, cokolwiek by zaszło, dlatego że Ja o tym wiem. Mój Kościół jest również terenem działania nieprzyjaciół, którzy jeszcze zawzięciej niż innych prześladują moje sługi właśnie dlatego, że oni służą Mnie.
Wiedz, że Ja jestem z tobą i naprawdę ważny jest twój stosunek do Mnie. Okoliczności zewnętrzne tylko wykazują, na ile Mi ufasz. Chcę ci powiedzieć, synu, że Ja polegam na tobie. Masz moje zaufanie i moją przyjaźń. Dlatego bądź spokojny, synu, i niczym się nie przejmuj. Ci, którym moje sprawy wydają się śmieszne lub dziwne, nie będą takimi, kiedy rozpoczną się „dni gniewu". (Tak to ludzie będą później określali — komentuje Pan). A wtedy będziesz bardzo pomocny tym wszystkim, z którymi rozmawiałeś, z którymi mówiłeś o naszych sprawach. Wiem, że nie potrzeba cię zachęcać, dlatego spokojnie rób to, co możesz, i rozmawiaj z tymi, którzy chcą cię słuchać.
Pytasz się, jaki dać tytuł całości. Zechciałem wybrać was sobie i przygotować, abyście wiedzieli, jakie jest moje życzenie względem was, Polaków, i do czego was powołuję w tych czasach. I dokonałem tego. Reszta zależy od was samych. Ja wierzę, że Mnie nie zawiedziecie. Ale wasza przyszłość jest w waszych rękach. Mój synu, tę wolę względem Polaków jasno i dokładnie wyrażają teksty.
Chcesz koniecznie mieć tytuł całości? Ja, Pan wasz, zawieram z waszym narodem przymierze — to jest treść, nie tytuł — zapraszam do przyjaźni ze Mną i oczekuję waszej odpowiedzi. Podałem wam prosto i wyraźnie, czego się po was spodziewam. Waszą odpowiedzią będą nie słowa, a współpraca ze Mną w moim wielkim dziele miłosierdzia względem świata, w którym wy jesteście moimi posłańcami i zwiastunami. (...) Daję ci błogosławieństwo, a moja miłość cię otacza.
Dla waszych próśb i zawierzenia pochylę się nad całym narodem
25 V 1987 r.
— Ja was znam i wiem, jak zareagujecie na zagrożenie. Bardzo szybko nastąpi zmiana, a czas odpowiedni po temu dam wam. (...) Świat stanie w ogniu dokoła was — tak — lecz wy będziecie jeszcze w stanie mobilizacji zewnętrznej i wewnętrznej i zwiększy się zdyscyplinowanie. Właściwie ustawicie wtedy własną hierarchię wartości, a nadzieja, która w was się obudzi, da wam siły i impuls do działania dla dobra wszystkich. Wtedy słowa moje zostaną potraktowane poważnie, a Kościół mój odłoży to, co dotychczas uważał za ważne, dla spraw nieporównanie ważniejszych, istotnych, w których nie da sobie rady beze Mnie.
A Ja czekam, kiedy wreszcie stanę się wam niezbędny, kiedy zechcecie słuchać Mnie uważnie i liczyć się z moimi życzeniami i moimi planami. TERAZ zaś ci, którzy poznali je, którzy wiedzą, czego się po was spodziewam, niech proszą Mnie w imieniu wszystkich o zawarcie z wami przymierza.
Waszym Abrahamem jest syn mój, Jan Paweł II — tak że arcykapłana otrzymaliście. Wy zaś wspierać go macie i tak stawać przede Mną, jak byście byli posłami waszego narodu; bo Ja chcę widzieć w was reprezentację Polski. Dbajcie więc o stan waszych dusz, ufajcie Mi, oczekujcie mojej łaski i spodziewajcie się jej. Proście o nią.
Teraz jest pora zawarcia z wami przyjaźni lub — nie, jeśli jej nie zapragniecie całym sercem, wy, którzy poznaliście Mnie. Dla waszych próśb i zawierzenia pochylę się nad całym narodem i ujmę go w swoje dłonie.
Przygotowujcie się i mówcie o tym jedni drugim. Chcę widzieć wasze serca otwarte i oczekujące.
28 V 1987 r., Wniebowstąpienie, pod Warszawą
— Czy potrzebujesz mnie, Ojcze?
— Tak, córko, chcę, ażebyś Mi usłużyła.
Pan mówił o swoim pragnieniu zawarcia aktu przymierza z naszym narodem. Powiedział m.in.:
— A stać się to ma w Warszawie, jako stolicy waszej, w mieście, które kupiło wam przebaczenie moje za cenę swojej krwi. Karol (Jan Paweł II) jest rówieśnikiem tych, którzy ginęli tu (w Powstaniu 1944 r.), ufnie oddając się w moje ręce bez żalu i złorzeczenia. On jest tym, który w imieniu was, obecnie żyjących członków narodu, stanąć winien przede Mną i dopełnić Ofiary przebłagania. Dla tego celu przyodziałem go w najwyższe uprawnienia. Jest on synem waszym i wodzem mojego Kościoła, który teraz wyprowadzam z odrętwienia i namaszczam do służby światu na czas grozy i śmierci, czas przerażenia, lecz i oczyszczenia, nawrócenia i powrotu ku Mnie.
Wy w tym dziele moim będziecie pierwszymi jako naród i jako pierwocina ludu mojego. Słuszne jest i sprawiedliwe, aby błogosławieństwo moje spoczęło na was przez dłonie przeze Mnie powołane i uświęcone.
Was czynię misjonarzami świata, samarytaninem wobec tych, którzy was prześladowali, i świadkiem moim ku odrodzeniu dusz ludzkich.
Wam powierzam nawrócenie sąsiadów waszych, zwłaszcza tych, którzy winni są krwi waszej, cierpienia i nędzy.
Na was wylewam nieskończoność łask moich, miłosierdzia i wspomożenia. Uzdrawiam was, umacniam w wierze i nasycam mocą moją. (Pan daje nam Ducha Świętego).
Przyjaciółmi mymi was czynię. Do serca was przygarniam i opieką otulam. Daję wam pomoc Maryi, Królowej nieba i Pani waszej, i wszystkich sług moich.
Chcę, abyście to wiedzieli, by móc uwierzyć, prosić i otrzymać błogosławieństwo moje i przymierza ze Mną dopełnić. Takie jest zamierzenie moje. Wolą moją jest, aby syn mój Karol, Papież wasz, Jan Paweł II poznał słowa moje i był ich świadomy. A postąpi jak zechce.
Prosiłam dziś Pana o potwierdzenie właściwego zrozumienia Jego słów. Otworzyłam Pismo święte na II Księdze Samuela 22, 31-33, potem czytałam Psalm 116, 17-19.
2 Sm 22, 31-33
Bóg — Jego droga nieskalana,
słowo Pana w ogniu wypróbowane,
On tarczą dla wszystkich, którzy doń się chronią.
Bo któż jest bogiem, prócz Pana
lub któż jest skałą, prócz Boga naszego?
Bóg, co mocą mnie przepasuje
i nienaganną czyni moją drogę
Ps 116, 17-19
Tobie złożę ofiarę pochwalną
i wezwę imienia Pańskiego.
Moje śluby, złożone Panu, wypełnię
przed całym Jego ludem
na dziedzińcach domu Pańskiego,
pośrodku ciebie, Jeruzalem.
Ja wciąż próbuję, ciągle na nowo rozpoczynam dialog...
29 V 1987 r., piątek, pod Warszawą
— Czegóż się lękasz, córko? To Ja odpowiadam za moje słowa. Ty tylko piszesz.
— Boję się, Ojcze, że nie dotrą na czas (...)
— Pomimo to, córko, słuchaj Mnie chociaż ty i zapisuj uważnie słowa moje. Nie tylko ty słyszysz Mnie. Są jeszcze w Kościele moim tacy, nawet na najwyższych stopniach, którym jestem potrzebny, którzy pragną rady mojej, słów moich, pomocy. Ja wciąż próbuję, ciągle na nowo rozpoczynam dialog, ufając w dobrą wolę człowieka. (...)
Towarzysz Mi, córko, na twardej drodze ponawiania wysiłków, ryzyka i bólu zawodów. Warto zrobić wszystko dla końcowego zwycięstwa, a ono będzie — nasze. Jeśli ty, córko, nie dasz się zniechęcić, nie poddasz się presji nieprzyjaciela waszego, wszystko to, co zrobisz dla Mnie, wyda plon — w odpowiednim czasie — bo Ja nie pozwolę zmarnować nawet źdźbła z trudu dla Mnie uczynionego. Dlatego myśl tylko o tym, że Mnie służysz, że jesteś współpracownicą w planach moich dla Polski i świata i że pisząc, wypełniasz wolę moją. Reszta jest w moich rękach.
Nie bój się też, że skrzywdzę ojczyznę twoją, przez jakąkolwiek winę jednego człowieka, nawet najwyżej wyniesionego, bo to Ja go wyniosłem, a Ja zawsze błędy wasze naprawiam. Lecz po cóż od razu myśleć o najgorszym? Jeśli na tobie nie zawiodłem się, dlaczegóż miałby zawieść Mnie wierny i kochający Mnie syn mój, Karol?
— To prawda, Ojcze. Przepraszam. Dałam się wodzić na pokuszenie.
— Tak, córko. Ale już powróciłaś do zawierzenia.
Pytasz, czy we wczorajszym tekście nie ma błędów. Nie, niech tak pozostanie. Oczywiste jest, że nie możesz napisać wszystkiego, co rozumiesz, bo daję ci zrozumienie, które musisz ująć w słowa i w zdania, a nie w traktaty. Cieszy Mnie, że mogę ci dać właśnie owo ogólne pojęcie, które obejmuje zasięg czasu, działań, przyczyn i skutków, a opiera się na twojej znajomości mojej nauki dawanej ci (z nieba) przez tyle lat przez twoją Matkę, Ludwika i wielu przyjaciół i na twojej wiedzy zebranej w życiu. Powiem ci, córko, że to wszystko to tylko fundament. Otwiera cię na zrozumienie mojej nauki miłość, jaką otoczyłaś twoją ojczyznę i moje plany dla niej; a teraz odpowiadasz miłością na inne moje zamierzenia i to bardzo Mnie raduje.
— Ojcze, zdumiewa Mnie to, że rozmawiasz ze mną tak spokojnie, jak gdyby nie było takiej ważnej sprawy, jak Twoje słowa dla Jana Pawła II.
— Moje drogie dziecko! Dla Mnie ty jesteś równie cenna jak on. Chciałem cię uspokoić i pocieszyć, a także przygotować do spokojnego przyjęcia moich słów dla niego. Nie obawiaj się, nie jest on bardziej moim synem niż ty córką. Dałem każdemu z was inne dary i każdy służy Mi nimi, jak może, wedle swego przekonania. Teraz odpocznij, córeczko. Zdążymy. A tę wczorajszą stronę trzeba będzie przepisać i dołączyć, a także oddać Janowi w wielu egzemplarzach do jego dyspozycji
.
30 V 1987 r., sobota, pod Warszawa
— Czy ten tekst wczorajszy mogę przekazać także i świeckim?
— Tylko najbardziej zaufanym, Anno, tym, którzy przyjmują słowa moje. Oni niech trwają na modlitwie i proszą w duchu o królowanie moje w waszym kraju, o błogosławieństwo moje dla Polski na wasze trudne i odpowiedzialne zadanie. Niech przepraszają za wspólne winy, proszą o przebaczenie i oddają Mi siebie do dyspozycji. Niech pragną służyć Mi wiernie i niech proszą o własne zadania i o moje kierownictwo. Niech też dziękują Mi już za chwałę, w jaką przyoblec zamierzam naród wasz bez względu na waszą nędzę i nieprzygotowanie. Od woli każdego z was zależy los wasz wspólny. Niewielu będzie świadomych, lecz niech oni ofiarowują się w imieniu wszystkich.
Teraz zaś, córko, zacznij pisać. Już nie odkładaj. Ja mówię, ty słuchaj i zapisuj.
Zapisałam.
— Teraz, córeczko, skończmy rozmowę. Pomimo wprawy ten list kosztował cię wiele sił. Błogosławię cię. Śpij dobrze, Anno. Ja jestem zawsze przy tobie.
Ja byłem waszym świadkiem — Pan mówi o Powstaniu Warszawskim
l VI 1987 r., poniedziałek, pod Warszawą
— Co jeszcze powinnam zrobić, Ojcze?
— Teraz, Anno, już nic ci nie podam. Chcę, ażebyś odpoczęła. W Warszawie porozum się z Grzegorzem i daj mu do przepisania wszystko, tak aby gotowe było na przyjazd ojca. Przy Janie powiem, czego chcę i odpowiem na jego pytania. (...)
Chcesz wiedzieć, jaką dać odpowiedź, gdyby pytano o Powstanie Warszawskie 1944. (...) Otóż, córko, Ja nie lubuję się we krwi i zabijaniu, ale rozumiem pragnienie wolności i potrzebę przeciwstawienia się złu. Rozumiem rycerskość waszego wychowania i dążenie do otwartej walki z najeźdźcą podstępnym, okrutnym i przewrotnym. Rozumiem tak bardzo pragnienie zasłonięcia własnym ciałem i ofiarą życia — innych, słabszych i bezbronnych, których nieprzyjaciel na naszych oczach zabija — że Ja sam oddałem życie i ciało swoje wydałem na tortury, żebyście wy byli wolni. Kto z takim zamiarem rzuca się do walki, zawiera ze Mną braterstwo krwi. Wy tak zrobiliście.
Stanęliście do walki bardziej przez miłość niż kierowani nienawiścią. Nienawiść dobrze planuje i przewiduje rozsądnie obliczając zyski. Pragnie niszczyć, zagrabiać i kosztem wroga, zabijając go, osiągnąć korzyść i satysfakcję — zaspokojenie własnych pragnień. Wy chcieliście zaspokoić pragnienia narodu kosztem własnym, i aż do końca — rozumiejąc waszą słabość, osamotnienie i wiedząc o przegranej — walczyliście równie dzielnie i bezinteresownie. Ja przy was byłem i znam wasze serca, waszą wielką miłość — dziecinną, naiwną, nie chcącą mierzyć rozsądkiem, ale głęboką, prawdziwą i bezinteresowną. Wy w głębi serca wierzyliście, że Ja przyjmę waszą ofiarę, że nie zapomnę i że wasza śmierć nie będzie w moim sercu zagubiona, lecz przeciwnie — uczynię ją cenną. Wiedzieliście, że to jest próba straszliwa, zbyt ciężka na wasz wiek i doświadczenie, a jednak podjęliście ją z męstwem i samozaparciem aż do końca. Ja byłem waszym świadkiem i wy odwoływaliście się do Mnie. Wiedzcie, że tysiące walczących powierzało Mi siebie jako ofiarę za Warszawę, za Polskę, za to, abym zapanował w waszym kraju w wolności, pokoju i prawdzie. Nie wszyscy czynili to świadomie, ale miłość w was żyła do końca, wolna i zwycięska — moja miłość, którą dzieliłem się z wami i moja ofiara krzyża, który wy przyjmowaliście jako własny z dumą, gdyż w nim umieściliście swój honor.
Czuliście się zaszczyceni mogąc oddać życie za to, co ukochaliście tak mocno — a w waszych sercach wyryte były moje prawa. I Ja wam je teraz oddaję — uświęcone moją ofiarą, gotowe do realizacji, umocnione moją wolą i postanowione przez moją sprawiedliwość. Miłosierdzie zaś moje, tak drogo przez was kupione, skłania się ku wam teraz w pełni łaski Boga niezwyciężonego. I wszyscy, którzy Mi zaufali, a za całą Polskę przez ciężkie lata wojny — nie tylko w Powstaniu i nie tylko w Warszawie — zdawali egzamin z miłowania, wierności i prawości, ze Mną są i razem idziemy wam na pomoc. Ponieważ zaś Warszawa przyjęła na siebie najcięższą próbę i przeszła ją zwycięsko — słuszne jest, aby nagrodę zwycięstwa otrzymała ode Mnie, bo do Mnie się odwołała i Mnie w prawach moich, w miłowaniu bliźnich i w służbie im aż do śmierci naśladowała. Ma miłość moją i łaska moja podniesie ją i uświęci. Tak uczyni Bóg sprawiedliwy, Bóg kochający ofiarnych i wiernych.
Wezwijcie cały Kościół mój i całe niebo i proście za świat
7 VI 1987 r., Niedziela Zesłania Ducha Świętego, Warszawa
Ojciec Kazimierz miał odprawić u mnie w domu Mszę świętą. (Byli też Krzyś i Jarek).
— Proszę Cię, Panie, pomóż nam. Bądź z nami i daj każdemu z nas to, co jest nam konieczne, aby wyzdrowieć i umocnić się.
— Będę, córko. Zróbcie tak, jak ci to radziłem: wezwijcie cały Kościół mój i całe niebo i proście o świat, Kościół, Polskę i o was samych, a także proście bardzo o dary Ducha Świętego i o pomoc moją w odnalezieniu swojego właściwego powołania dla obu chłopców. A po Mszy pozostańcie chwilę na modlitwie i oczekujcie na moje słowa.
Pan polecił mi przeczytać wszystkim słowa przewidziane na liturgię Mszy św. w niedzielę 14 VI.
8 VI 1987 r., poniedziałek, Warszawa
Oglądałam wszystko w telewizji, wtedy lepiej się słyszy każde słowo. Wieczorem od godz. 18 do 20 była Msza w kościele Wszystkich Świętych na otwarcie II Kongresu Eucharystycznego. Celebrował Ojciec Święty. Był chyba bardzo zmęczony lub chory. Przed burzą. Teraz (2040) grzmi już i błyska, a także mocno pada. Pewno wielu ludzi z kościoła nie zdążyło wrócić i zmokną. Wydawało mi się, że Papież wszystko to, co robi, robi z wielkim trudem, siłą woli. Kiedy rozdawał Komunię świętą, czynił to pięknie — takim gestem podawałby ją Jezus. Wydawało mi się, że cieszy go każda osoba, że osobiście dzieli się z nią Jezusem. Chwilami jak gdyby przełykał łzy i z trudem tłumił płacz. Pokochałam go i pierwszy raz odczułam głęboką cześć. Wydawało mi się, że jest naprawdę naszym Ojcem.
— Ty, Boże, wiesz, jak trudno mi szanować autorytety i uznać czyjeś rzeczywiste dostojeństwo, to wewnętrzne, a teraz to czułam. Cieszę się.
— I Ja się cieszę, córko, że pozbyłaś się uprzedzeń i odczułaś moją obecność w nim i moją miłość, którą was ogarnialiśmy. Masz rację, Anno, syn mój czuł się bardzo źle i trudził się bardzo. Proś Mnie o siły dla niego. (...) I bądź dobrej myśli, Ja jestem z tobą.
Jedyną prawdziwą miarą miłości jest trud poniesiony...
11 VI 1987 r., czwartek, Warszawa
— Córko, chcę, żebyś powiedziała twojemu znajomemu animatorowi, że jedyną prawdziwą miarą miłości jest trud poniesiony z miłości do Mnie. Wszelka inna działalność, choćby bardzo aktywna, ale związana z satysfakcją własną, z poczuciem swojego znaczenia, wartości, umiejętności, nagradza samą siebie, a dla Mnie jest przykra, gdyż doprowadzić was może do zupełnego odejścia ku miłości własnej, do takiego uwikłania się w kłamstwie o sobie, że już nie zechcecie powrócić ku służbie pokornej i cichej. A w takich staraniach, kosztem własnym dla miłości mojej czynionych, wyraża się wasza rzeczywista miłość — jeśli w was jest. Tylko to, co was kosztuje, jest przeze Mnie przyjmowane z radością. Im zaś trudniej ciężary dla Mnie ponosicie, tym prawdziwsza i czystsza jest miłość wasza.
Powiedz mu, aby nie działał „dużo", gdyż to Mnie nie raduje, a jemu zaszkodzić może, lecz aby wybierał sprawy trudne, choćby niewielkie były, i wykonywał je ze spokojem i radością, a nie z gniewem, niechętnie i mówiąc o tym dookoła. W cichości, prosto i chętnie służyć Mi należy.
13 VI 1987 r., sobota, Warszawa
Modlimy się we czworo (z Ania, Jarkiem i Krzysztofem). Pan mówi:
— Otwórzcie się na jutrzejszy dzień (Msza Przymierza na pl. Defilad) i proście o wszystkie łaski potrzebne wam w życiu, zwłaszcza dla godnego pełnienia służby mojej. Bo ja chcę być szczodrobliwy względem was. Proście Mnie za swój naród, o pomoc wam — całego nieba — bo chcę wam ją dać. Proście Mnie, abyście nie zawiedli zaufania mojego. Bo nie dojrzeliście do przyjęcia ogromu łaski mojej; ale moja miłość nie może się już powstrzymać — tak wasza bieda wzywa Mnie.
Dziękujcie Mi za wszystko, co zdziałam w was i pojmijcie i doceńcie moją wielkoduszność.
Teraz, dzieci, idźcie do waszych domów i starajcie się wypocząć. Ja pójdę z każdym z was. (Było już późno, a nazajutrz każdy musiał być wcześnie na punktach zbornych).
Serce moje raduje się na jutrzejsze spotkanie z wami. Przyjmijcie wszystko, co usłyszycie, jako słowa mojego błogosławieństwa. Przygarniam was do serca, dzieci.
„Oto Ja zawieram przymierze wobec całego ludu twego" (Wyj 34, W)
18 VI 1987 r., Boże Ciało, Warszawa
Ostatnio nie rozmawiałam z Panem, gdyż chciałam uczestniczyć we wszystkich nadawanych w radio i telewizji uroczystościach. Ponadto przebywało u mnie wiele osób i nie miałam chwili spokoju. (...) Były też ogromne skoki ciśnienia i temperatury, częste i nagłe, a ja nie wytrzymuję fizycznie takich zmian. Dlatego dopiero dzisiaj, kiedy nikt do mnie nie przychodzi i nie telefonuje, mogę pisać.
— Jeżeli poznajesz swoje wady i bolejesz nad nimi, a jednocześnie nie możesz sobie poradzić z nimi, cóż możesz zrobić? To właśnie, co teraz zrobiłaś. Oddać je powinnaś Mnie. Ze Mną naradzaj się, proś o interwencję i słuchaj uważnie moich rad.
Teraz chcę mówić z tobą o innej sprawie. Naradzacie się, rozmyślacie, a nie pytacie Mnie, który chcę wam odpowiedzieć i uspokoić wasze obawy. (Chodziło o to, czy przymierze z Panem zostało zawarte. Szukaliśmy w słowach Jana Pawła II i w tekstach czytań; według naszego rozeznania sam Pan je przygotował na ten dzień).
Pierwsze czytanie z Księgi Wyjścia: Odnowienie Przymierza 34, 4 b-6. 8-9:
„Mojżesz wstawszy rano wstąpił na górę, jak mu nakazał Pan, i wziął do rąk kamienne tablice. A Pan zstąpił w obłoku i [Mojżesz] zatrzymał się koło Niego, i wypowiedział imię Jahwe. Przeszedł Pan przed jego oczyma i wołał: «Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w łaskę i wierność». I natychmiast skłonił się Mojżesz aż do ziemi i oddał pokłon, mówiąc: «Jeśli darzysz mnie życzliwością, Panie, [to proszę], niech pójdzie Pan w pośród nas. Jest to wprawdzie lud o twardym karku, ale przebaczysz winy nasze i grzechy nasze i uczynisz nas swoim dziedzictwem»".
I dalej werset 10: „Pan odpowiedział: «Oto Ja zawieram przymierze wobec całego ludu twego...»"
Drugie czytanie z Drugiego Listu św. Pawła do Koryntian 13,11-13; Ewangelia według św. Mateusza 28, 16-20.
Potem Pan sam zabiera głos:
— Wy prosiliście Mnie i syn mój (Jan Paweł II) prosił, abym zechciał swojej obietnicy dotrzymać pomimo waszego nieprzygotowania, nieświadomości i grzeszności. Przymierze z wami zostało zawarte i trwa.
Pomyślałam, że tak mało osób o tym wie.
— Mojżesz otrzymał je ode Mnie — sam. I wy w ciszy, w sercu i w duchu zawarliście je. Nie martwcie się, bo w powszechnej radości, w uniesieniu i w płaczu wdzięczności za ocalenie narodu powtórzycie je z całym społeczeństwem, gorliwie, gorąco i jawnie we wszystkich kościołach i na placach waszych miast. Tak będzie, gdyż doświadczycie opieki mojej Opatrzności i zrozumiecie, kto jest prawdziwym i prawowitym Królem waszych dusz.
Teraz nadchodzi czas zamętu, grozy i zniszczenia. Dlatego umacniajcie się w obecności mojej. O to prosił Mnie syn mój a wasz Papież i w tej intencji — nawrócenia, oczyszczenia i umocnienia w wierze wspólnej Ojczyzny — ofiarowywał Mi wszystkie trudy tej pielgrzymki. A były one wielkie. (...) Byłem z nim i z nim cieszyłem się, smuciłem i cierpiałem w nim. On widzi wasz stan i tłumy wiwatujące nie przesłaniają mu obrazu waszej płytkości religijnej, lenistwa duchowego i znieruchomienia całego ociężałego aparatu kościelnego. Proście Mnie o obudzenie duchowe, a wraz z nim o poruszenie miłości społecznej w narodzie.
Przymierze z wami zostało zawarte
24 VI 1987 r., środa, św. Jana Chrzciciela, Warszawa
— Czy jestem potrzebna, Panie?
— Pragnę posłużyć się tobą. Dawno już, córko, nie rozmawiałaś ze Mną szczerze i bezpośrednio. A dzisiaj jest odpowiednia pora. Powiedz Mi, co cię trapi.
— Wiele jest osób, Jezu, którym jest potrzebna pomoc: Anka, Krzyś, Jarek. Ale ja nie umiem i nie chcę być ich kierownikiem, wiem, że nie mam odpowiednich darów ani umiejętności, a oni liczą, że im pomogę. Nie umiem. Niepokoi mnie Jarek. Coś z nim nie jest w porządku, ale nie wiem, co. Bardzo męczy mnie jego obecność. Powiedz, Panie, co z nimi robić.
— Bądź dla nich dobra, Anno, ale ograniczaj czas wizyt. Jesteś teraz słaba i trudno ci pełnić rolę gospodyni, rozmówcy i powiernika. Dlatego staraj się o spokój w domu i ciszę. Ani nie obawiaj się. Pamiętaj, jak ty sama lgnęłaś do osób starszych i doświadczonych. Anka też potrzebuje rady i pogłębiania wiadomości i tak traktuj waszą znajomość. Co do Krzysztofa, Ja go prowadzę, ale trudno mu opanować głód wrażeń i potrzebę potwierdzenia swojej wartości w oczach innych. Wciąż szuka dla niej „aplauzu" poza Mną, a nie rozumie, że Ja i tylko Ja jestem Tym, w którego oczach wasza wolność jest bezcenna i który robi wszystko, abyście jej sami nie stracili. Ale Ja daję wam tyle czasu, ile go wam potrzeba, wedle miary dla każdego z was innej. Dlatego oddawaj oboje Mnie, ile razy o nich pomyślisz. (...)
— Cieszy Mnie, córko, że uwierzyłaś w słowa moje i nie niepokoi cię już sprawa zawarcia przymierza z wami. Ja tego zapragnąłem, wyznaczyłem odpowiedni dzień i godzinę, dałem wam Arcykapłana z waszej krwi, aby przymierza dopełnił, a darem przebłagalnym dla sprawiedliwości Ojca byłem Ja sam (symbol — Biały Baranek) ofiarowujący się za was, odkupiający was i błogosławiący wam w żmudnej pracy oczyszczania się, odradzania i formowania na nowo — w Duchu moim. Przymierze moje z wami stało się aktem potencjalnym, dopełnione zaś będzie, kiedy wy przyobleczecie się w nowego człowieka. Ja wiem, że stanie się tak i że nie zawiedziecie Mnie. W tym czasie, który już wyłania się znad horyzontu, nie będziecie mieć innego wyboru, jak tylko ze Mną trwać lub zginąć beze Mnie. Na waszych oczach tak będą ginęły całe narody, miasta milionowe i wielkie połacie ziem, krainy całe. Wasz wybór będzie wyborem najgłębszej istoty waszych dusz, wyborem wiary i ufności, wyborem serca. To, że zwrócicie się ku Mnie i oprzecie na moim miłosierdziu — świadcząc je sobie wzajem — to dopiero stanie się dopełnieniem Aktu Przymierza i uczyni je rzeczywistością widzialną i odczuwalną powszechnie. Wtedy rozwiążę wory łask i wysypię je na was.
I Ja, Anno, oczekuję tej pory. Wiem, że niepokoi cię termin, bo chcesz uprzedzić innych. Podam ci go, kiedy będzie już bardzo bliski, abyś się nie martwiła o twoich bliźnich. Ale jeszcze wytrzymaj, przyjmując niewiedzę jako pokutę za wspólne winy. Dobrze? Jutro będę cię potrzebował, córko.
Nieprzyjaciel usiłuje zepsuć moje dzieło
29 VI 1987 r., poniedziałek, św. Piotra i Pawła, Warszawa
Otrzymałam egzemplarze (maszynopis) „Pozwólcie ogarnąć się miłości". Nie do przyjęcia. A tak oczekiwaliśmy. Byłam załamana, bo czekaliśmy z utęsknieniem, żeby mieć choć jeden egzemplarz wzorcowy.
— Anno, przestań się martwić. I tak zwyciężymy. Będzie jeszcze tak wiele wydań. To są pierwsze próby i pierwsze efekty działania nieprzyjaciela, który usiłuje zepsuć moje dzieło, jak robi to już od początku. Przez wady każdego z was działa i stawia przeszkody tam, gdzie wola ludzka go słucha.
— Wiem, Panie, że miałam Ci służyć już w czwartek, a piszę dopiero dzisiaj, a i to czekając na Grzegorza. I ja jestem winna. Proszę Cię, Panie, powiedz, co chciałbyś dla małego Marka. I weź go w opiekę. Proszę, pomóż mu w znalezieniu pracy, aby zarobił na następny rok studiów.
— Chciałem, żebyś go poznała i pomogła mu. To też jest moja pomoc. Liczę na niego, bo obdarowałem go i przeznaczyłem do służby publicznej w przyszłym waszym ustroju, i uczę go, lecz trzeba mu oparcia, takiego właśnie, jakie ty będziesz mogła mu dać. I w tym, sądzę, że się na tobie nie zawiodę.
30 VI 1987 r., wtorek
— Posłuchaj, Anno. Dobrze, żeś korekty zrobiła, ale wolałbym, abyś zaczęła od zapytania, czy Ja nie chcę twojej służby — innej. Otóż powiedz Grzegorzowi, że dobrze Mnie zrozumiał. Te rozmowy o śmierci i życiu ze Mną będą potrzebne, ale wymagają wprowadzenia i objaśnień. Z tym zwróćcie się do Mnie, kiedy już całość przygotujecie. Teraz ważne są moje „Słowa" i ostrzeżenia, a także moja nauka („Pozwólcie ogarnąć się Miłości"), bo one później już nie będą mogły być rozesłane. Należy zająć się nimi. To mów Alicji i osobom, które mogą wziąć udział w tej pracy. Powtórz też to Janowi. Jutro w modlitwie zwróćcie się do Mnie o radę, a Ja wam objaśnię wszystko, czego nie wiecie lub nie rozumiecie. Teraz można pocztą wiele rozprowadzić, a czasu już mało.
Proś o skoncentrowanie się na tym, w czym możecie pomóc ludziom innych krajów, bo później zajmiecie się sprawami waszego narodu. Jan, jeśli może, niech zadba, aby syn mój, Karol, otrzymał jeszcze to, co ostatnio dołączycie. Ty zaś słuchaj Mnie, bo jeszcze kilka „Słów" pragnę przekazać tam. To będą już ostatnie próby pomożenia moim dzieciom w świecie. XXII Słowo dawajcie tam, gdzie poszły poprzednie.
Teraz śpij już dziecko.
Spodziewam się po was gotowości i chętnej współpracy
l VII 1987 r., środa, Warszawa
Modlimy się we troje z Grażyną i Grzegorzem. Otwieramy Pismo święte:
Ks. Jeremiasza — Uwięzienie Jeremiasza, uratowanie i uwolnienie;
Ks. Ezechiela — Miecz Pański (21);
Ks. Hioba — cała (otworzyliśmy na wstępie);
Dzieje Apostolskie l, 5-8.
Pan mówi:
— Nie chcę waszego lęku, tylko zaufania. Zawsze tylko mała część ludzi przyjmowała Słowo Boże. Wzmogę moją pomoc, ale nie chcę, żeby was martwiła mała skuteczność waszego działania.
— Co możemy zrobić?
Pan wskazuje Psalm 56 — „Uciśniony ufa Panu". Rozumiemy, że chodzi nie tyle o pokutę, post, ile o zawierzenie Panu. Pan mówi:
— To, że czas grozy nadchodzi, mówię wam, z którymi współpracuję, ale nie wymagam od was, żebyście głosili to publicznie. Teraz chodzi o pomoc dla zagranicy, dla ludzi zagrożonych — tak jak możecie.
— Co mamy robić?
— Głoście słowa moje. Bardziej polegajcie na Mnie (obraz — Pan przeprowadza ludzi, lecz każdego człowieka osobno, przez lód). Nie zaniedbujcie żadnych okazji. (...)
Zaczęliśmy się martwić o wszystkich, którzy zginą, o cały świat.
— Daję wam teraz moje błogosławieństwo. I nie chcę, żebyście się martwili, bo przecież bierzecie udział w moich planach ratowania ludzkości. Będziecie nieść moją pomoc, moje dary.
Uczyniłem was przyjaciółmi moimi, więc nic nie znaczą materialne przemiany świata wobec rozpoczętego przeze Mnie dzieła duchowego odrodzenia świata, w które was włączyłem. Dlatego spodziewam się po was gotowości i chętnej współpracy ze Mną, a nie smutku i trwogi.
9 VII 1987 r., czwartek, Warszawa
— Wiesz, Panie, że jadę do o. Jana. Czy mam coś przekazać?
— To, co mam mu do powiedzenia, powiem w trakcie waszej rozmowy, a Jan to sobie zanotuje. To, co chcę powiedzieć wam wszystkim, przekażę ci później, a Grzegorz przepisze. Proś Jana o pomoc w sprawie rozesłania egzemplarzy „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" i zabierz 3 egzemplarze ze sobą jutro. A teraz zrób korektę.
Dla Ojca najboleśniejsze jest, gdy nie jest wzywany
12 VII 1987 r., niedziela, Warszawa
— Zaraz przyjdzie o. Jan. Czy mam mu coś przekazać? Pomyślałam przy tym, że powinnam się najpierw pomodlić. Pan od razu odpowiedział, a potem, kiedy wzięłam pióro, powtórzył to.
— Powiedziałem ci, dziecko: „Wszystko to, co nie jest rozmową ze Mną, nie jest modlitwą". Ty zapytałaś: „A modlitwy Kościoła?"
Wtedy w waszym imieniu zwraca się do Mnie kapłan jako wasz rzecznik, a wy towarzyszycie mu. Są to modlitwy w imieniu całego Kościoła: wielbiące Mnie, proszące, wstawiające się i dziękujące Mi jako waszemu Stwórcy, Ojcu i Prawodawcy, i Synowi mojemu jako waszemu Odkupicielowi i Pośrednikowi.
— A Duch Święty?
— Wszystkie wasze modlitwy są kierowane przez Ducha Świętego, który was inspiruje i wstawia się za wami.
Teraz mówię ci o osobistej rozmowie każdego z was ze Mną. Jak myślisz, w jakiej szacie przystępuję do rozmowy z wami? Zawsze i tylko w szacie miłosierdzia. Zapamiętaj to sobie dobrze i nie lękaj się, córko. Każdy z was potrzebuje nade wszystko miłosierdzia i daję mu je.
— Czym jest w istocie miłosierdzie Boże?
— Miłosierdzie, córko, płynie z dobroci mego serca, z ojcowskiej troski i wyrozumiałości dla waszych słabości. Miłosierdzie jest miłością Wszechmocnego, Świętego i Nieskalanego do tego, co z natury swojej słabe jest, bezbronne i grzeszne, ale wyrywa się ku Mnie i — będąc zależne — liczy na opiekę moją.
Mówisz, że mało osób rozumie swoją zależność. To nie jest ważne. Ja ją znam.
Mówisz jeszcze, że nie liczą na Mnie, a polegają na sobie. Do czasu, dziecko, do czasu. Ja zaś, który powołałem ich do istnienia, odpowiedzialny jestem za każdego z was zawsze i pomimo wszystko, tak jak każdy dobry ojciec. Istotne jest to, czy dziecko uznaje swego ojca, czy też wyrzeka się go. Wtedy zrywa się porozumienie między nami i chociaż opieka moja trwa, to skuteczność jej niszczy człowiek sam. Działa przeciw sobie i szkodzi sobie; często śmiertelnie szkodzi...
Ale tam, gdzie dziecko wie, że ma Ojca i jest kochane, nic nie może zerwać obopólnej więzi miłości, a więc porozumienia i przyjaźni Ojca ze swym dzieckiem. Dziecko chore ma prawo wołać Ojca i wymagać pomocy. Żądać jej — to prawo dziecka. Dla Ojca najboleśniejsze jest, gdy nie jest wzywany; kiedy dziecko woli chorować niż prosić. Wtedy nawet wszechmogący Ojciec cierpi ból odrzucenia.
— Czy to możliwe, żeby aż tak zależało Ci, Ojcze, na każdym z nas...?
— Tak. Bo jestem rzeczywistym Ojcem i wiem o tym. Zrodziłem was do szczęścia, abyście rośli, obcowali ze Mną, ze Mną współtworzyli szczęście wasze, które jest szczęściem służenia innym, bo wtedy wzrasta szczęście wspólne dla całego rodzaju ludzkiego, i abyście potem cieszyli się wraz ze Mną w wieczności pożytecznością waszą.
— Każdy?
— Każdy, córko, kto Mi zaufa i ze Mną żyje dzień po dniu, buduje dom przyszłego szczęścia braciom swoim i ma w nim swoje miejsce. Gdybym nie tego chciał, inaczej planowałbym wasz świat.
Mówisz (w duchu), że ludzie tak mało mogą dokonać. A ich pragnienia? A wysiłki? A najmniejsze uczynki? Ja widzę je. Nie wedle wielkości dokonań was sądzę, a wedle waszej miłości. Widzę serca i czystość ich lub brud. Przypomnij sobie „grosz wdowy": oto jest dar godny Mnie! — dar miłości. Robicie, co możecie, czasem prawie nic nie możecie, ale serca wasze wołają do Mnie. Oto słowa prawdziwe!
Przyszedł o. Jan. Pytał, jak widzę obraz wdowy z przypowieści Pana Jezusa, bo powiedziałam, że rozumiem całość, ale nie widzę kolorów czy szczegółów, np. ubrania, wielkości skarbonki itd. Widzę to inaczej. Widzę biedna kobietę, która oddaje wszystko, co ma (jeden grosik), bo kocha Boga i chce Go uczcić jak może; widzę jako wewnętrzny — bo nie dla oczu ludzkich dokonany — czyn miłości; drobna, chuda kobieta, zamotana w jakieś chusty, w wielkiej świątyni (ale raczej nie gmach świątyni jest ważny, a potężny, przebywający w niej niewidzialnie Bóg, który z miłością przyjmuje ten — wielki dla Niego — dar).
Pan to wszystko ukazał mi, bo nie mogłam zdobyć się na pisanie. Bałam się po prostu. Tak jest, kiedy zaniedbuje się w pracy dla Pana i w życiu. Bardzo źle się czułam ostatnio.
Później, kiedy modliliśmy się z grupą szczecińską i mówiliśmy o zagrożeniu miasta, Pan powiedział:
— Proście o opiekę nad mieszkańcami Szczecina, Świnoujścia i wszystkich wysp, zwłaszcza na lewym brzegu Odry, nad rybakami i rolnikami. Oddawajcie ich mojemu miłosierdziu i proście bardzo Maryję, Królową waszą, aby wstawiała się za wami. Pomagajcie sobie wzajemnie, przebaczajcie i kochajcie się. Takie postępowanie zyska wam przychylność moją. (...) Wy jesteście moimi świadkami — na oczach tych, którzy utracili wiarę lub nienawidzą Mnie. (...) Mojego syna, Mieczysława (kapłana), nie lękajcie się wprowadzić w moje plany. O ile zechce, pomoże Mi.
Gdy w roku 1994 przygotowywaliśmy ten fragment do druku, zapytaliśmy Pana, czy zagrożenia są nadal aktualne. Pan odpowiedział:
— Moje dzieci. Sprawę Szczecina pozostawiam mieszkańcom tego miasta. Jeżeli się nawrócą i przyjdą do Mnie z prośbą o pomoc, dam ją; będzie tak jak z Niniwą. Ale jeśli nie odwrócą się od zła, wrócą do nich ich grzechy w postaci zagrożenia (siłami przyrody).
Proś Mnie o dar przebaczenia tej osobie
16 VII 1987 r., czwartek
Wczoraj i dzisiaj pisałam teksty, które miałam przekazać.
— Napisałam, Panie, i poproszę o przepisanie. Ale potem nie wiem, komu dać Twoje słowa. Szatan szaleje.
Powiedziałam Panu o działaniach pewnej osoby przeciwstawiającej się energicznie (i bezczelnie) tekstom przekazywanym przeze mnie.
— Czy Ty, Panie, zawsze spokojnie się przyglądasz, gdy szatan działa? Czy on wszystko może?
— Moja córko, bądź spokojna i weź pod uwagę te słowa, które powiedziałem Zbyszkowi. Proś Mnie o dar przebaczenia tej osobie. Oddaj Mi całą tę sprawę i przestań o niej myśleć, a tym bardziej przewidywać, bo Ja jestem panem waszych losów i robię to, co chcę. Jeśli nawet dopuszczam do działań nieprzyjaciela waszego, to i tak zwyciężam. Teraz daję ci moje błogosławieństwo. Przyjmij je.
Do Mnie przychodzi się z potrzeby serca i kochając pyta, czym można Mi usłużyć
17 VII 1987 r., piątek, Warszawa
Zapisałam tekst uzupełniający wczorajszy. Pan powrócił następnie do moich obaw:
- A teraz przestań myśleć o przyszłości, bo to moja rzecz. Ty tylko piszesz to, co mówię ci i dzięki temu wiele wiesz, ale nie żądam od ciebie, żebyś działała, a jedynie abyś zawiadamiała i ostrzegała (już!) tych, którzy ci uwierzą. Sama widzisz, jak ich jest mało. Na pewno nie będę cię winił za nieostrzeżenie tych, którzy mogli usłyszeć słowa moje i przygotować się, a nie zrobili tego z lenistwa, lekceważenia bądź pewności siebie. I chcę, abyś nie wprowadzała w plany moje tych, którzy przyjdą do ciebie widząc zagrożenie, w lęku o siebie i swoje dobra. Do Mnie przychodzi się z potrzeby serca i kochając pyta, czym można Mi usłużyć, nie inaczej.
Nie pragnę, abyś stała się „wróżką" oznajmiającą osobiste losy każdemu, kto tego zechce. Wezwałem cię, byś mój głos przekazywała wtedy, tym i tak, jak Ja tego zapragnę. A Ja powiem ci zawsze, kiedy zechcę.
Przynaglam was, bo nadeszła pora, lecz wiem, a wy sami przekonujecie się, jak ludzie są oporni, jak przyjąć nie chcą tego, co im nie odpowiada. Nie chcę, żebyś biegała i wołała, bo nie jest to czas na publiczne głoszenie. Lęk dopiero zbliży was do Mnie i nauczy poważnego traktowania słów moich, bo i sytuacja będzie dostatecznie niepokojąca i przynaglająca do zwrócenia się ku istotnie ważnym wartościom.
Wiesz, Anno, że zagrożenie życia wywołuje u ludzi gotowość wewnętrzną, zwrócenie się ku sprawom poważnym, a odrzucenie tego wszystkiego, co miałkie, płytkie i nie mające żadnego znaczenia dla życia poszczególnych ludzi i całego narodu. Niebezpieczeństwo rodzi solidarność i współpracę, a takie, z jakim wy się spotkacie, poruszy was do dna duszy. Sprawa wiary we Mnie i w miłość moją do was stanie się istotną, bo ode Mnie będziecie spodziewać się ratunku, a nie od kogokolwiek innego; bo nie ma nikogo, kto by was ocalił, jeżeli Ja nie zechcę tego uczynić. Ty wiesz, dziecko, że chcę, i tę pewność będziesz przekazywała wokół siebie.
Teraz skończmy rozmowę, a jutro zechciej Mi usłużyć.
25 VII 1987 r., sobota, Warszawa
— Wczoraj nie zdążyłam, ale dzisiaj słucham Cię, Panie.
— Posłuchaj, Anno. Jest już późno i chciałbym, abyś szybko zasnęła, bo jutro czeka cię wiele zajęć. Ja nie mam do ciebie „pretensji" czy „żalu". To ty, kiedy nie zrobisz tego, co miałaś wykonać, martwisz się i masz wyrzuty sumienia, które wypomina ci gnuśność i lenistwo na mojej służbie. Ja zaś mówię ci: do rozmowy ze Mną przystępuj wypoczęta i spokojna, bo wtedy służysz Mi lepiej. Dlatego będziemy rozmawiali jutro, ale pisać zaczniesz dopiero w poniedziałek. Dobrze, że dzień rozpoczniesz od spowiedzi i Mszy świętej. Widzisz sama, że trudno ci pisać dzisiaj.
Oddaj Mi sprawę Anki i proś za nią, zamiast myśleć z troską lub niechęcią, bo to nic ci nie daje oprócz zmęczenia i niepokoju.
27 VII 1987 r., poniedziałek, Warszawa
— Ojcze, Ty jesteś obecny w każdej sytuacji i z każdą osobą. Powiedz, co powinnam zrobić z Anką. Tego szantażu (Anka próbowała zmusić znajomego, żeby się nią zainteresował i ożenił i zagroziła samobójstwem) nie spodziewaliśmy się. I nie mów mi, Ojcze, co by zrobił Jezus, bo On był Bogiem i mógł zrobić wszystko, znał też wszystkie sprawy ukryte, a ja nic tu zrobić nie mogę, chyba ugiąć się przed szantażem... Czy Ty tego chcesz? Jakoś nie mogę w to uwierzyć. Przecież dobroć nie powinna być głupia i pobłażająca dla sprytu i egoizmu? Nie wiem, ale płacę bólem serca i strasznym napięciem...
— Moja córko. Powinnaś natychmiast zwrócić się do Mnie, oddać Mi Ankę i zaufać w pełni, a wtedy byłabyś spokojna. Zrobiłaś to, ale z uczuciem niechęci. Ja i ciebie rozumiem. Podstęp budzi niechęć, a presja powoduje chęć uwolnienia się od niej. Pomyśl jednak o tym, że Anna (Anka) przez swoje uczucia, emocje — nie opanowywane — stała się też ofiarą. Nieprzyjaciel wasz potrafi wmówić wam bardzo sugestywnie uczucia, których nie macie. Macie natomiast miłość własną, a jeśli ona czegoś dla siebie chce i w tych żądaniach nie jest ograniczona przez rozum i wolę człowieka, staje się on (szatan) poprzez pożądanie panem duszy ludzkiej. Ona jest ofiarą, chociaż z własnej woli weszła w tę zależność (nie zdając sobie sprawy, że jest kierowana i służy nie swoim chęciom, a wrogowi). Dlatego to, co odczuwasz i co cię tak niepokoi, jest jego obecnością w tej sprawie i to jego działanie na ciebie budzi w tobie opór. Dlatego teraz z zupełnym spokojem i zaufaniem oddaj Annę (Ankę) Mnie i proś w imię mego miłosierdzia o uwolnienie jej od złego ducha, który ją obezwładnia i kieruje ku samozniszczeniu. Bądź też pewna, że Ja czuwam i spieszę wam z pomocą zawsze, kiedy popełniacie błędy zwabieni jego sugestiami i mirażami, które wam podsuwa. Zrób to zaraz ze współczuciem dla jej ślepoty i dziecinnej miłości do siebie.
Zrobiłam to natychmiast i zaczęłam od „Ojcze nasz". Zdziwiłam się, że tak bezmyślnie wypowiadam wersety, zamiast bezpośrednio mówić do Pana. Wtedy słowa „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" nabrały barwy i znaczenia (miałam żal do niej, że ten jej „szantaż" rozbił mnie wewnętrznie). Potem „i nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego" zadźwięczały mocno i wyraziście. Zrozumiałam, że Jezus przygotował nas na wszystkie okoliczności i wiedział, jak bardzo będziemy potrzebowali pomocy. Szybko poprosiłam o uwolnienie jej od złego ducha w imię Miłosierdzia Chrystusa i Jego do Anki miłości. Oddałam ją w całkowita opiekę Bogu. Natychmiast przyszedł absolutny spokój, cisza wewnętrzna, radość tak nagła, że miałam ochotę płakać z wdzięczności. Ciężar spadł mi z serca nagle i w zupełności, jak gdyby ktoś go zdjął ze mnie. Do tej pory trwa pokój...
Czyniąc dobro współpracujecie ze Mną
28 VII 1987 r., wtorek, Warszawa
Dzisiaj postanowiłam pisać, bo czasu mało, ale nieustannie coś mnie odciąga. Nareszcie teraz zaczynam, a jest już godzina 17.
— Weź teraz, Anno, odrębny papier i nie martw się z góry.
Zapisałam XXIII Słowo Pana, mające charakter ostatniego ostrzeżenia i tak też nazwane. Pan powiedział m.in.:
— Obiecuję być przy każdym, kto wezwie Mnie, i chociażby był najgorszym zbrodniarzem, jeżeli żałować będzie i odwoła się do mojego miłosierdzia, uratuję go dla mego królestwa i sam przez śmierć przeprowadzę.
Jeżeli taką obietnicę daję grzesznym i zło czyniącym, o ileż dobrotliwszym będę dla ludu mojego ufającego Mi i we Mnie szukającego obrony; ludu ze wszystkich ludów ziemi — bo nie jest ważna formalna przynależność wasza, a wasze odwołanie się do Mnie. Ojcem waszym jestem i najcichsze wołanie dziecka usłyszę. Będę wam tarczą i opoką. Dlatego nie lękajcie się, bo nawet śmierć ciała, jeśli Ja przy was jestem, nie przerazi was i nic wam uczynić nie zdoła. Przeprowadzę was przez nią sam i nie doznacie trwogi. Pamiętajcie, że nieśmiertelni jesteście i dom wieczysty macie zapewniony. Kto z was z ucisku przybywa, otrzymuje ode Mnie szczęście nieskończone.
Nie lękajcie się śmierci; lękajcie się grzechu, oczyszczajcie się i gotujcie, aby czas katastrof, klęsk, grozy i śmierci zastał was o Mnie opartych i czystych.
Wzywam was, dzieci moje, do miłosierdzia, miłości wzajemnej i pomagania sobie tak, abym w was swoje podobieństwo zobaczył. Wasze miłosierdzie ma wielką moc nad sercem moim, i dla jednego miłującego bliźnich swoich gotów jestem odpuścić winę całemu miastu. Przez was przychodzi katastrofa na świat i wy waszymi czynami możecie ją umniejszyć; możecie skrócić czas klęski i wielu ludzi ocalić. (...)
Wiedzcie, że czyniąc dobro, współpracujecie ze Mną i wypraszacie ziemi przebaczenie moje. Ci zaś, którzy umierać będą łącząc śmierć swoją z Ofiarą Jezusa Chrystusa, przebaczając i przyjmując wolę moją bez sprzeciwu, znajdą się w domu moim bez sądu, choćby poganami do godziny śmierci byli i powrócili do Mnie w ostatniej chwili. Tak ich przygarnę, jak przyjąłem „dobrego łotra", towarzysza śmierci krzyżowej, który dopiero umierając, osądził się i zwrócił ku Zbawcy swemu.
Ostrzeżeń nie przyjmujecie, przygotowań nie czynicie, głos mój odrzucacie, bo niewygodny wam jest. Nie rozumiecie, że nie straszę was, a ojcowską miłością powodowany uprzedzić was chciałem i przygotować. Dlatego jest to ostatnie wołanie moje do odnowy, oczyszczenia i skruchy, a na skutek niedowiarstwa waszego otrzymacie je w ostatniej godzinie, godzinie grozy, zniszczenia i zbliżającej się śmierci.
Wtedy dopiero przyjmiecie słowa moje. Jednakże daję je wam (już teraz), aby dowodem wam były miłości mojej, troski, i świadczyły, że nadal kocham was, jestem z wami i bronię was. (...)
29 VII 1987 r., środa, Warszawa
— Panie, to, co podałeś, jest straszne, zwłaszcza że nie ostrzegasz, które rejony i miasta są najbardziej zagrożone. Czy nikogo nie chcesz przygotować?
— Moje dziecko. Najważniejsze jest przygotowanie do przyjęcia tego, co Ja daję — chociażby to nawet była śmierć — z gotowością jako mojego wyboru dla każdego, kogo to spotyka. Przyjąć z gotowością to wyrzec: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode mnie ten kielich, jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie".
Mówcie Mi: „Bądź wola Twoja", bo taki jest warunek nadejścia królestwa mojego — chociażby zwiastowały je huragany, pioruny i ogień, potop czy trzęsienia ziemi, zarazy czy śmierć. Aby budować nowy dom na miejscu starego i przegniłego, należy nie tylko gruzy usunąć i teren wyrównać, ale wykopać głęboko miejsce na nowe fundamenty. Trzeba dokopać się do skały, a tą opoką są moje prawa nadane wam i podpisane Krwią Jezusa, Zbawiciela waszego. Z Jego bezcenną Ofiarą łączy się każdy, kto śmierć swoją Mnie oddaje, a krew swoją do Jego Krwi dołącza. Dlatego, powiadam ci, każdy, kto straci życie Mnie je powierzając, nie tylko zyska je, lecz i współudział mieć będzie w odkupieniu świata. W obecnych czasach ludzkość odrzuciła ofiarę Syna Bożego i wzgardziła nią, dlatego sama ofiarować się musi, by dobrowolnym potwierdzeniem wyboru mojego wykazać, iż uznaje Mnie i powraca do Mnie.
Znam was, więc nie wymagam od was niemożliwości: dobrowolnego oddania życia za przyjaciół swoich — jak uczynił Jezus za wszystkich ludzi ziemi — ale pragnę przyjęcia woli mojej bez buntu, tam gdzie tego zażądam, przynajmniej przez tych, którzy wyznają Mnie swym Bogiem i znając moją miłość i miłosierdzie, mają pewność, że ich nie skrzywdzę. Zawierzenie Mi — pełne i w najcięższej sytuacji, stałe i ufne — jest drogą powrotu ku Ojcu.
Syn marnotrawny musiał zejść na samo dno nędzy fizycznej i upokorzenia swej ludzkiej godności, aby doświadczywszy zła świata odwrócić się odeń i powrócić do Ojca i Jego sprawiedliwości. Gdyby zła nie zaznał, zginąłby na wieczność w pozorach dobra, w kłamstwie i wyuzdaniu...
Chciałaś, córko, prosić, abym wymienił tych, którzy są najbardziej zagrożeni. Dobrze, zrobię to, a Grzegorz niech słowa ostrzeżenia zabierze, tak by dotarły do przyjaciół twoich, a i jego rodziny. (...) Chcę też, aby Jan rozesłał je tam, gdzie mu uwierzą, ale przede wszystkim do Rzymu (...). Być może, że oni zdobędą się na zawierzenie Mi na tyle, by przygotowania poczynić. Wtedy prosić należy o zawiadomienie władz generalnych innych zgromadzeń.
— Ojcze, powiedz, czy powinnam rozmawiać w sprawie znajomego franciszkanina?
— Chciałbym, ażeby wszystkie zgromadzenia przygotowały się. Zależy Mi na zgromadzeniu franciszkańskim we wszystkich krajach ubogich. A was, Polaków, chcę widzieć na Wschodzie. Dlatego wprowadź przełożonego domu, o ile zechce on z tobą rozmawiać. Przekaż wtedy to, co podjąłby się zabrać do Włoch.
Próbuj, córko, ale jeśli nie uda ci się, nie popadaj w depresję. Ja towarzyszę ci i przyjmuję twój wysiłek, natomiast wyniki zależą od postawy i charakteru człowieka. W tym przypadku zezwalam, a co będzie, zobaczymy. (...)
A teraz słuchaj, co mam ci do powiedzenia, boś Mnie długo o to prosiła.
Kataklizmy ogarną całą ziemię; będą to wybuchy wulkanów, trzęsienia ziemi, ruchy skorupy ziemskiej, przesuwanie się płyt lądowych i dna mórz i oceanów. Specjalne nasilenie katastrof dotknie półkulę północną (...) Wzburzenie wód spowoduje zniszczenie wybrzeży na całym świecie (...). Dlatego ostrzeżenia moje przydadzą się wszędzie, o ile zostaną przyjęte.
Zapewniam cię, córko, że nawet gdybyś je rozsyłała masowo, nic byś nie wskórała. Ludzie nie chcą uwierzyć temu, co ich trwoży i wieści im klęski; chyba gdy widzą już ich pierwsze objawy. Dlatego nie czuj się odpowiedzialna za rozpowszechnianie moich słów. Mówię ci to dla najbliższych przyjaciół naszych. (...)
Wybrzeża, ujścia rzek, tereny nadmorskie, zwłaszcza nizinne i bagienne, narażone są na zalanie lub zgoła zatopienie. Tereny sejsmiczne ożywią się, górskie rzeki wyleją, głębokie doliny wypełni woda, a wielkie zbiorniki wodne zamknięte tamami grożą zalaniem ziemiom niżej położonym. Rozsądek nakazuje unikać takich miejsc... Nie podam ci, Anno, nazw miejscowości, bo będą ich dziesiątki tysięcy. (...)
Pomyślałam, że Pan mówi jak matka czy ojciec.
— Moje dziecko, Ja jestem Ojcem i bliskie Mi są wszelkie wasze sprawy. (...)
Europa nie będzie oszczędzona; przeciwnie, cały Zachód wraz ze Stanami Zjednoczonymi ulegnie ruinie. Kraje te ze względu na ogromne zniszczenia staną się ubogie i nie powrócą już do dawnej świetności.
Teraz, Anno, skończymy, bo jesteś zmęczona i słabo Mnie słyszysz.
2 VIII 1987 r., niedziela, Warszawa
— Ojcze, tęsknię do Twojego świata, do dobroci, przyjaźni, prawości, do Twoich praw, pomimo że wiem, że nie jestem godna wejścia tam, ale tam jest miłość, a tu jest tak strasznie zimno i smutno. Teraz szczególnie. Ty znasz przyczyny, których ja nie pojmuję.
Telefonuje ojciec Kazimierz, chce przyjść. Ja się wykręcam, bo zbyt źle się czuję. Ojciec nalega. Wtedy słyszę Pana:
— Moja mała córeczko. Sam przyjść nie mogę, ale przyjmij syna mojego tak, jak przyjęłabyś Mnie. Przychodzę, żeby cię pocieszyć. Nie smuć się.
Ojciec Kazimierz przyszedł, aby odprawić dla mnie Mszę świętą „imieninową". Potem smutek minął. Śmialiśmy się i cieszyli. Był to prawdziwy dar Boży i Pan sam przybył — w Eucharystii — aby mnie pocieszyć.
3 VIII 1987 r., poniedziałek, Warszawa
— Czym mogę Ci usłużyć, Panie?
— Będziemy pisać, córko. Ale teraz pokaż wszystko Grzegorzowi i jeśli macie wątpliwości, pytajcie. Wiem, co najbardziej cię niepokoi. Możesz napisać Jadwidze (do Nowego Jorku), (...) że chciałbym ich uratować, a więc powinni Mi uwierzyć i zawierzyć. Ze względu na moje obietnice dla was pisz, że wolno jej ostrzec Polaków, przede wszystkim tych, którzy są ze swoją ojczyzną związani i którzy za nią ryzykowali życie; a jeżeli posłuchają, ochronię ich. (...)
Nie ułatwiam wam życia, ale bronię was i opiekuję się wami
6 VIII 1987 r., czwartek, Warszawa
Grzegorz miał za kilka dni wyjechać na Zachód. Chciałam przez niego przekazać ostrzeżenia dla przyjaciółki w USA (nie byłam pewna, czy list z Polski doszedłby do niej) i ewentualnie także innych osób.
— Ty, Ojcze, wszystko wiesz. Powiedz, co jeszcze chciałbyś przekazać przez Grzegorza. I czy to są już ostatnie Twoje ostrzeżenia dla zagranicy? Czy we wrześniu, kiedy przyjadą znajomi, będzie jeszcze można im coś przekazać? Czy będą jeszcze kontakty?
— Dobrze, Anno. Więcej ostrzeżeń nie będę podawał. Wystarczą te, które otrzymaliście i nimi wolno wam dysponować wedle waszego zrozumienia, a i możliwości. Nie ułatwiam wam życia, ale bronię was i opiekuję się wami. (...)
Wiem, Anno, że jesteś zmęczona. Oprzyj się na Mnie i licz na pomoc moją.
Dopóki będzie można, dopóty dzielcie się z tymi, z którymi was spotkam, tym, co ich dotyczy. (...)
Znacie miłość moją do was, moją łaskę i pragnienia, znacie też moje zamiary i wszystko to, co wiecie, możecie przekazywać wedle waszego rozeznania. Ja ufam wam, gdyż służycie Mi z serca i pragniecie wypełnienia się zamiarów moich względem was. Zawarliśmy przyjaźń, która nigdy zerwana — przeze Mnie — nie będzie. Ponadto w chwilach trudnych, w chwilach wahań i wątpliwości macie Mnie przy sobie. Pytajcie. Jeśli nie usłyszycie odpowiedzi, szukajcie jej w Piśmie moim. Jednak Ja pragnę mówić z każdym z was. Uwierzcie w to, zwłaszcza ty, Grzegorzu. W potrzebie zawsze licz na Mnie, wspomogę cię.
Dam ci teraz, synu, kilka rad. Otóż bądź zupełnie spokojny. Nie szukaj gorączkowo i w pośpiechu, gdyż Ja czuwam i spotkam cię z tymi, z którymi chcę. Zależy Mi na przełożonych zgromadzeń i tych członkach mojego ludu, którzy jeżdżą i mogą słowa moje roznieść po świecie.
— Dokąd?
— W każdym miejscu są potrzebne, zwłaszcza na Zachodzie, i tam, gdzie zagrożenia będą — wedle słów moich. Do Niemiec, synu, dawaj przede wszystkim słowa ostrzeżenia, przygotowania (te ostatnie) i miłosierdzia. Tu oprzyj się o zakony i młodzież, tę z Odnowy Charyzmatycznej. Oni dużo jeżdżą i mają dużo kontaktów. Lecz nie pozostawiaj żadnych tekstów w rękach tych, którzy się nimi nie podzielą i traktują je jako prywatne ostrzeżenie — dla siebie. Lepiej będzie, jeżeli pozostawisz je sobie niż w takich dłoniach. Szukaj gorących i traktujących Mnie poważnie, pragnących wypełniać wolę moją.
8 VIII 1987 r., sobota, Warszawa
Po wyjeździe Grzegorza.
— Ojcze, czy wszystko napisałam?
— Nie martw się, Anno. List dojdzie do twojej przyjaciółki i nic Grzegorzowi nie zagrozi. Bądź spokojna. Co mogłaś, to zrobiłaś. Błogosławieństwo moje daję wam: tobie, Grzegorzowi i jego synowi. Pracować będą w moich sprawach, a więc ze Mną. Zadbam o nich jak Ojciec powinien. Matka Grzegorza też z nim będzie przez cały czas. Ona go wspomoże w rozmowach — z mojej woli, bo pragnę jej radości.
Oddałaś Mi się na służbę bezwarunkowo
20 VIII 1987 r., czwartek, Warszawa
— Słucham Cię, Ojcze.
— Moja córko, nie obawiaj się. Ja cię zawsze obronię, jeśli zwrócisz się do Mnie o pomoc. I nikt w rozmowę moją z tobą wejść nie śmie. Odpowiadam na twoje obawy i wątpliwości.
Wiem, przeglądasz stare zapiski i znajdujesz mnóstwo niejasności i nie spełnionych obietnic, dlatego lękasz się, że i teraz to się powtórzy. Nie, teraz rozmawiasz ze Mną. Wtedy uczyłaś się, przechodziłaś — nic o tym nie wiedząc — wiele prób, a szatan starał się zniszczyć twoje zaufanie do (twojej) Matki i innych moich dzieci. Dlatego często wykorzystywał twoje emocje, bo przez nie mógł wprowadzać swoje sugestie. Ty zaś wyczuwałaś to i twoje zdenerwowanie i napięcie rosło. A jednak, córko, nie odwróciłaś się, nie rzuciłaś twojej pracy, a to ze względu na prawdę i piękno tych wypowiedzi, które były ci podawane w sprawach Polski. Postanowiłem więc, że od tych treści rozpoczniemy współpracę. I nie zawiodłem się. Służyłaś Mi zawsze chętnie i gorąco w tych zagadnieniach, a także we wszystkim, co mogło nieść pomoc innym ludziom. Dopiero wtedy, kiedy zostały zakończone tamte prace (...) — powoli i dzięki zaufaniu, jakim cieszył się u ciebie Ludwik, twój wielki przyjaciel teraz (w niebie), a wtedy ojciec duchowny — zaczęłaś słuchać rad i treści czysto duchowych. A on przygotowywał cię do spotkania ze Mną. Postanowiłem bowiem uczyć cię sam.
Wtedy w łagrze, kiedy zwróciłaś się do Mnie z zaufaniem i szczerze powiedziałaś Mi o wszystkim, co jest dla ciebie ważne, wtedy otworzyłem ci moje serce i zdecydowałem, że właśnie na tobie rozpocznę budowę mojego przyszłego panowania w ojczyźnie twojej. Wtedy ty oddałaś Mi się na służbę bezwarunkowo; w zamian Ja powoduję, że staje się ona coraz szersza, i jaśniej, obszerniej wprowadzam cię w moje zamierzenia. Dużo zrobiłaś dla Mnie, dziecko, w trudzie, samotności, przeciwnościach i niezrozumieniu. Wciąż widzisz swoje błędy i niedociągnięcia, i brak doskonałości w mojej służbie, a Ja widzę twoją wierność i gotowość służenia Mi pomimo twoich wad, słabości i fizycznych braków. Nie wyszukuj w sobie tego, co złe, jeszcze nie oczyszczone, co cię w tobie smuci, a jeśli, to tylko po to, by wszystko Mnie oddawać. Bo Ja myślę o tobie, nigdy nie zaprzestanę starań i w tym zaufaj Mi.
Nie martw się więcej tym, że jesteś człowiekiem, z całym ludzkim obciążeniem, a nie aniołem. O ciebie Ja się troszczę i powoli i łagodnie pracuję nad tobą, tak jak ty pracujesz dla mojej chwały w waszym kraju i w świecie. Widzisz, kiedy żołnierz pełni służbę, o jego potrzeby winien dbać dowódca. Ja nim jestem, a także przyjacielem i Ojcem zarazem. Czy to rozumiesz?
Więc pozbądź się niepokoju i obaw. Ja cię wszystkiego nauczę. Jeżeli Ja się nie spieszę, tym bardziej nie powinnaś ty. Ten niepokój budzi w tobie twój wróg, gdyż wtedy ulegasz załamaniom — przestajesz szukać Mnie. Czujesz się niegodna mojej służby. Ale czy Ja kiedykolwiek powiedziałem ci to sam?
— Nie.
— No widzisz sama. Nie Ja jestem niezadowolony z ciebie, a on — z naszej współpracy. To on robi wszystko w tym kierunku, żebyś pisać przestała, a w każdym bądź razie, abyś zwrócenie się do Mnie odkładała. W twoim życiu, córko, najważniejsza jest rozmowa twoja ze Mną, gdyż po to ten dar otrzymałaś, aby nim służyć. Przez wiele osób, które słuchają go — nieświadome tego, kto im działania sugeruje — usiłuje nieprzyjaciel zabrać ci czas, osłabić cię, zmusić do odwrócenia się ku innym zadaniom, których Ja ci nie powierzyłem i nie tego dla ciebie chcę. Dlatego, dziecko, mówię ci to, abyś nie miała skrupułów, abyś nie przyjmowała sugestii, że nie jesteś dobrą chrześcijanką, jeżeli nie zrobisz tego lub tamtego dla jednej z osób, które przychodzą, abyś im służyła. Gdybyś była w zakonie, miałabyś zakres swoich obowiązków i nikt oprócz przełożonych nie mógłby tego zmieniać. Ty żyjesz w świecie, a twoim przełożonym jestem Ja sam i tylko Ja. Ja zaś pragnę dla ciebie tej służby, jaką sam dla ciebie wybrałem. Żaden człowiek nie ma prawa zmieniać mojej woli. Bo ty już służysz od wielu lat i tu jesteś Mi nie do zastąpienia, w innych zaś sprawach nie masz wprawy i Ja ci nie daję pomocy, kiedy je rozpoczynasz. Dlatego kończą się szybko, bo Ja zazdrosny jestem o twój czas i siły, których masz mało.
Jeszcze raz ci mówię: tylko współpraca ze Mną i z moim Kościołem w chwale, a na ziemi z tymi, którzy chcą Mi usłużyć i wspomóc cię w twojej pracy. Teraz, kiedy w samotności pozostajesz, odczuwasz zadowolenie, prawda?
— Tak, ogromne.
— Bo tak jest teraz dobrze i tego chcę Ja. Każdy, kto ci przeszkadza, a przychodzi nie w naszych sprawach, nie przybywa tu z mojej woli, wiedz o tym. Masz prawo bronić twojego spokoju, bo jest ci niezbędny do życia i pracy. Nie czuj się „winna", „zła", „pozbawiona miłości bliźniego", jak on ci to sugeruje. Miłość bliźniego okazujesz pisząc to, co Ja mówię do ludzkości, bo to jest twoja służba. Chcę, żebyś ten tekst pokazała spowiednikowi i Janowi. Oni też nie spotkali się jeszcze z podobnym rodzajem służby, a chcę, żeby wiedzieli, że życie wielu ludzi od jej ciągłości zależy. Nigdy nie odmawiamy nikomu, kto w moich sprawach do ciebie przychodzi — ale w zakresie twojej służby i dla służenia Mi, nie zaś dla ciekawości lub dla prywatnych swoich potrzeb. Ty nie jesteś kierownikiem duchowym ani „wróżką", ani „spowiednikiem", ani „pocieszycielką" w sprawach powikłań życiowych. Nie dałem ci takich umiejętności, aby cię nie odciągały od twojego stałego stania przy Mnie i słuchania woli mojej.
Teraz, Anno, w tych czasach służba twoja stanie się intensywniejsza i zajmie ci cały wolny czas. Dlatego mówię ci: dobrze robisz broniąc swoich sił i czasu — Mnie należnego. Podoba Mi się oprzeć plany moje na słabości twojej, ale bronię cię i dbam o ciebie, bo znam twoją naturę i jej potrzeby. Nasz dom nie jest zajazdem publicznym; jest miejscem spotkań z tymi z przyjaciół moich, którym bliskie są i drogie moje plany odrodzenia i oczyszczenia ziemi, plany mojego ratunku, jakie wam w zaufaniu powierzam. Tu też jest miejsce przyszłych waszych spotkań z moimi dziećmi, które wam przyprowadzę ku pomocy. Ten czas nadchodzi. Nie obawiaj się, znajdę ci wśród was ludzi odpowiednich; bo Ja ich znam.
Teraz zaś wróć do swojej pracy, córko. Masz w niej moje błogosławieństwo. Daję ci też pokój i radość. Nie odrzucaj mojego daru.
Tych, którzy Mnie się oddali, nie opuszczam nigdy
l IX 1987 r., wtorek, Warszawa
Modlimy się we troje, z o. Janem i Grzegorzem. Mówi Pan:
— Moje dzieci, uwierzcie Mi, że dla Mnie najważniejsza jest wasza chęć pracy dla Mnie, wasza gotowość, wasze pragnienie zrobienia dla Mnie wszystkiego, co możecie. To właśnie cieszy moje serce, to jest prawdziwy dar dla Mnie. W rezultatach Ja was wspomagam, tam gdzie trafiam na dobrą wolę waszych rozmówców, ale dla Mnie i dla was samych jedynie ważna jest wasza miłość: bo przecież jeśli chcecie Mi służyć, to dlatego, że Mnie kochacie.
Dziękuję Ci, synu. Starałeś się, a Ja cię wspomagałem. Najlepiej jest, kiedy dalszy bieg spraw pozostawiacie Mnie. Ja chciałbym dać szansę służenia Mi wielu osobom i jeżeli wy poruszacie ich serca i umysły, to potem Ja mogę działać sam.
Tobie, Grzegorzu, i tobie, Janie, daję błogosławieństwo na ten rok pracy naukowej (waszej służby Mnie w pracy naukowej).
Otwieramy Pismo św. na Księdze Ezechiela 3, 16-21 (właściwie od 2,1).
— Bądźcie spokojni. Ja jestem z wami, bo tych, którzy Mnie się oddali, nie opuszczam nigdy.
Chcę, żeby wiedziano, aby wszyscy wiedzieli, jak bardzo was kocham. Mówcie im o mojej miłości.
Zaczynamy nowy rok nauki, w którym Ja chciałbym się posłużyć wami pełniej - tobą, Janie, i tobą, Grzegorzu, bo ty sobą świadczysz o Mnie, świadczysz, że jestem wartością. (...)
Pamiętajcie, że Ja wszystkim kieruję i niczym się nie martwcie.
Daję wam moje błogosławieństwo. Chcę, aby wasze siły się wzmogły. Chcę dać wam więcej energii i będę powoli otwierał wam większe możliwości działania w moim kierunku.
Pamiętajcie, że wszystko, co robicie, jest na chwałę Boga Ojca Wszechmogącego.
To, co Ja daję każdemu z narodów, jest wiecznotrwałe
6 IX 1987 r., niedziela, Warszawa
Prosiłam Pana o odpowiedź na list Janka z Czechosłowacji z poważnymi pytaniami kierowanymi do Pana dotyczącymi jego wyborów w życiu. Janek pragnął zostać księdzem, wiec odsłużył dwa lata w wojsku i wstąpił do seminarium duchownego. Pan powiedział, żebym przekazała Jankowi od Niego te słowa:
„Mój synu. Jeżeli nadal będziesz Mi wierny, jeśli będziesz pragnął ode Mnie pomocy i rady i we wszystkim, co ciebie spotykać będzie, liczyć będziesz na Mnie, Ja potrafię ciebie obronić i wyprowadzić z każdego zagrożenia i wierny będę obietnicom moim. Tu, w Warszawie, obiecałem ci, że dam ci możliwości przekraczające twoje wyobrażenia, a tyś Mnie nie zawiódł. Dlatego teraz z łaskawości mojej dla ciebie pragnę spełnić twoje najskrytsze pragnienia. Chcę stać się twoim mistrzem i przyjacielem. Chcę być przez ciebie słyszanym. Chcę towarzyszyć ci i ramię przy ramieniu z tobą iść od tej chwili aż do wieczności.
Nie zawiedź Mnie, synu. Komu wiele daję, od tego więcej jeszcze wymagam. Otrzymujesz ode Mnie dziesięć talentów. Oczekuję od ciebie podwojenia tej miary. Miarą moją jest nie złoto, a dusze ludzkie, nieśmiertelne, noszące na sobie pieczęć krwi Syna mego, poszukujące Mnie w trudzie i niepokoju, głodne Mnie i spragnione. Sobą ich nie posilisz, ale oto Ja sam oddaję się w twoje dłonie: będę się przez nie udzielał — wedle szczerości twoich uczuć. Niechaj więc zawołaniem twoim zostanie: «Nic dla mnie — wszystko dla Boga». Bo Ja obiecuję dać ci wszystko, o co Mnie dla bliźnich twoich poprosisz. Ponawiam obietnicę moją: razem będziemy służyć tym, którzy Mnie potrzebują — wedle hojności mojej. We Mnie nie zabraknie ci sił.
Umacniaj w sobie pewność obecności mojej i wiedz, że oczy moje nigdy z ciebie nie schodzą. Jestem Ojcem kochającym, wyrozumiałym i cierpliwym. Pragnę, byś ty naśladował Mnie, Ojca swego. Pragnę, by obraz mój został na tobie odbity i stał się dla wszystkich widoczny, abyś go nie przesłaniał sobą, gdyż jest teraz wielka potrzeba dawania świadectwa. Tak daleko odeszliście ode Mnie, dzieci, że znów objawiać się wam muszę w synach moich. I nie słowa, a życie wasze ma świadczyć o Mnie. Liczę na ciebie, synu. Drogi Mi jesteś i pragnę obdarzać cię coraz hojniej, bo darzenie sprawia Mi radość. A jeśli je powściągam, to czynię tak ze względu na ułomność waszą. Wasze dobre mniemanie o sobie może zahamować deszcz moich darów. Uważaj więc, synu, by nie ograniczać łaski mojej, która przez ciebie dosięgnąć ma wielu i miej w pamięci, że daję, byś miał co rozdawać mniej uposażonym. Ty zaś niczego potrzebować nie będziesz, bowiem Ja sam o ciebie dbać będę i swoim chlebem karmić, swoją miłością nasycać, jeśli pozostaniesz Mi wierny, synu mój".
Te słowa obietnic daję Jankowi. Powiedz, że naród czeski musi odnaleźć swoją własną drogę ku Mnie, nie „niemiecką" ani „rosyjską", gdyż od narodu dojrzałego, wiele wieków żyjącego ze Mną, Ja spodziewam się jego własnego świadectwa, a jeżeli zatracił się w przeciwnościach, niech szybko powraca do źródeł, z których za młodu czerpał siły i zapał.
To, co Ja daję każdemu z narodów — dzieci moich — jest wiecznotrwałe, bo z moich winnic pochodzi, nie starzeje się i nie przekwita. Jest tą „barwą", „wonią", „melodią", którą pragnę, by wysławiano Mnie; jest waszym hymnem ubogacającym pieśń całej ludzkości o inne, nowe „dźwięki" czy „słowa". Szukajcie w historii waszej — Czesi, Morawianie i Słowacy — tego, co już daliście światu i co jeszcze dać możecie. Przyszłość mają te tylko narody, które pragną dzielić się swoim dobrem i darzyć nim inne. Te, które brać tylko pragną, są albo bardzo młode, albo wyłamały się ze wspólnoty ludzkiej, a wtedy nie są godne istnienia i zginąć muszą, bo Ja ich nie bronię.
To Ja spotkałem was...
10 IX 1987 r., czwartek, na wsi u znajomej
— Moja córko. Teraz chcę, żebyś odpoczywała i cieszyła się moim darem. Dlatego nic ważnego nie podam ci, ale pragnę, abyś rozmawiała ze Mną, zwracała się do Mnie i pytała. Wiem, że obu wam zależy na odpowiedzi w sprawie najważniejszej dla Lucyny: „Czym, chcę, aby Mi służyła?" Odpowiedz tak:
To Ja spotkałem was, byście się poznały i zdecydowały, czy pragniecie współpracować ze sobą w tym, co Ja przez ciebie prowadzę, a więc w sprawach odrodzenia i uświęcenia twojego narodu, w tym i Kościoła mojego w twoim kraju. Mam swoje plany dla Lucyny. Zapytaj ją, czy chciałaby powrócić do kraju swego dzieciństwa (do Wilna; ze zrozumienia: nie teraz, a później, po wojnie i wszelkich niepokojach). Jeśli tak, poniesie tam słowa moje i pomoże w powrocie do Mnie ludziom głodnym Mnie i oczekującym. Po to ją przygotowywałem i obdarowałem odpowiednio do jej zadania. Zatem musiałaby przygotować się i poznać moje zamiary, przyjąć je za swoje i dzielić się z innymi tym, co pozna przez ciebie. Zapytaj ją i powiedz, że cokolwiek zrobi, nie zmieni to mojej miłości do niej; i tylko jeśli odpowie ci „tak", możesz jej pokazać moje słowa.
Chcę, aby ufała Mi zupełnie, gdyż z moich rad będzie korzystać, a nawet jedynie z moich w pewnych okresach i sytuacjach, dlatego ćwiczę ją w oddaniu się mojej woli. Dlatego też chcę, aby zaufała Mi zupełnie w sprawie ratunku dla swoich synów. Nie zabraniam jej napisać — tak uczyniłaby każda matka — lecz niech listy pełne będą serdecznej dbałości, zainteresowania ich pragnieniami i chęcią poznania ich, a przestrogi niech będą na końcu i krótko, gdyż jeśli zechcą powrócić, przyciągnie ich jej obecność jako matki (nie nauczycielki; bo uczyć ich będę Ja sam, jeżeli ona będzie wypełniać wolę moją). Wszystkie powaby świata ginącej, lecz sytej i wygodnej kultury zachodniej Europy przeważyć może miłość i pragnienie bycia z matką w czasach ciężkich i niebezpiecznych — ale z matką darzącą uczuciem, oczekującą dzieci z miłością i pragnącą ich obecności. Niech to sobie rozważy. A ty, Anno, nie lękaj się pytać Mnie przy niej. Jednak nie dzisiaj.
Teraz chcę, by mógł do niej zwrócić się i być słyszanym syn mój, Jerzy, który już jest ze Mną, a bardzo pragnie rozmowy. Obiecałem mu ją wiedząc, że chętnie jego słowa przekażesz, Ja zaś życzę sobie tego. Widzisz, dziecko, Jerzy miał bardzo ciężką drogę przez życie. Dlatego Ja nie mogłem być względem niego surowy.
— Czy to on będzie bezpośrednio rozmawiać ze mną?
— Tak, będzie z tobą rozmawiał sam, więc słuchaj uważnie i nie niepokój się, bo odczuwasz jego obecność, ale Jerzy jest ci życzliwy i z góry wdzięczny za umożliwienie rozmowy.
Rozmawiałam następnie z Jerzym, mężem Lucyny (zmarłym kilka lat temu).
15 IX 1987 r., wtorek, na wsi
Z Jerzym rozmawiałam przez kilka kolejnych dni. Mówił o spotkaniu z Panem po śmierci, o oczyszczeniu... Dziś zapytałam Pana:
— Panie, czy to z twojego polecenia mówi Jerzy i czy mam dalej pytać i prosić o relacje?
— Tak, chcę, aby ludzie dowiedzieli się o moim świecie więcej, gdyż pojęcia wasze są oparte na przekazach z czasów dawnych, a zwłaszcza z okresu średniowiecza, kiedy zmieszały się z wierzeniami ludów prymitywnych i pozostały w tradycji wciąż widziane poprzez różnorakie mity, wyobrażenia, a nawet bajki.
Teraz, kiedy zagrożenie wasze wzrasta, a lęk przeniknie wszystkie klasy, narody i ludzi różnych wierzeń, a także ludzi w nic nie wierzących, odrzucających istnienie świata duchowego (a więc ciągłości waszego życia), a co ważniejsze dla nich samych — istnienie mojej sprawiedliwości — potrzeba, aby świadectwa waszych braci były znane. Twoją sprawą jest przyjęcie ich, Grzegorza zaś — przepisanie. O to, co będzie dalej, nie martwcie się, bo tym Ja sam się zajmę.
Dlatego to, co mówi wam Jerzy, mówi z mojego życzenia. Dlatego też wysłuchaj tego, co powie ci Jasia (kuzynka). Marynię sam ci przyprowadzę, gdyż jest pokorna i nie śmie mówić o sobie, a Ja chcę, aby ludzie na ziemi poznali, jaka jest miłość moja do wiernych powołaniu i jak witam te ciche, skromne i wierne Mi dzieci moje.
Słuszne jest, ażeby relacje objęły też tych, którzy umierają obecnie, gdyż w czasach wojny, czasach rozpasania duchów ciemności, Ja sam przesłaniam sprawiedliwość płaszczem przebaczenia, a współczucie stępia miecz sądu. Życzę sobie, aby i to, co mówię ci teraz, zostało włączone, bo wszystkie relacje z mojego świata, świata szczęścia i świata ekspiacji (czyśćca) — nauki człowieczeństwa dla niedojrzałych i tęsknoty dla oczyszczających się — są moim darem dla was na czas grozy i żałoby.
Tym sposobem przychodzę wam z pomocą, by was przygotować i zapoznać ze sobą przez usta tych, którzy już poznali Mnie, a proszą o pomoc wam wszystkim, żyjącym na ziemi w grzechu i nieświadomości. Chcę, abyście zrozumieli, że kocham was od chwili waszego zaistnienia i nie przestaję kochać nigdy; że życie wasze tu, na ziemi, jest terenem nieustannej walki i wyborów, które was powoli krystalizują i po śmierci ciała ustawią w stałości wedle prawdziwej woli waszego serca.
Jeżeli wybierzecie nienawiść do Mnie i bliźnich waszych, sami uciekać będziecie od światła, od prawdy, od potęgi miłości mojej — bo znieść jej nie możecie, kiedy przesyca was nienawiść. Sami się osądzacie i sami wybieracie wieczność beze Mnie: straszliwą otchłań bezlitości, w całym jej okrucieństwie i wieczystej agonii ducha.
Ja nie zabijam istnień tych, których powołałem do bytu, lecz że powołała je Miłość w pragnieniu uszczęśliwienia miłością, odrzucenie jej powoduje wieczystą udrękę, głód i powolne konanie z braku mojej obecności.
Pragnę oszczędzić wam piekła. Chcę, żebyście poznali, jak łatwo Mnie przebłagać, uprosić, jak prosta jest droga do Mnie. Chcę też, abyście dowiedzieli się z ust braci waszych, jaka jest nieustanna pomoc, której wam udzielam, jaka jest moja ojcowska miłość do tych, którzy z samego zaistnienia swego powołani są do miłości wzajemnej, do szczęścia w domu moim.
Rozmawiałam następnie z Jerzym, ale po pewnym czasie powróciłam do rozmowy z Panem, mówiąc Mu o problemach, jakie mam z sobą sama.
— Moja mała córko. Nie proś Mnie o to, co ci się w tobie nie podoba, co chciałabyś zmienić na cechy podobające ci się u innych. Proś Mnie o to, abym uczynił cię podobającą się Mnie. Przecież Ja pragnę mieć moją małą Annę, nie zaś powielenie innej osoby. Twoje usposobienie, dziecko, nie jest Mi niemiłe, pomimo że tak różni się od tych, które ty uważasz za wzorcowe. Przykładem dla ciebie niech będą nie święci, a tylko gorąco ich miłości do Mnie. U każdego z nich przejawiała się ona poprzez ich usposobienie, charakter, wychowanie i wiele uwarunkowań, wśród których żyli. Czy sądzisz, że u ciebie nie ma jej wcale?
— Nie widzę jej.
— A przecież to, co robisz, robisz dla Mnie, prawda?
— Tak. Abyś był poznawany i kochany goręcej, ale i dla tych ludzi, którzy czytając zobaczą Cię takim, jakim jesteś naprawdę, i przybliżą się do Ciebie.
— A więc jesteś pośrednikiem pomiędzy Mną a twoimi bliźnimi?
— Nie myślałam o tym, ale chyba tak.
— Tak jest, Anno. Bo Ja zapragnąłem mieć w tobie takiego właśnie przyjaciela, taką córkę, która zechce Mnie zrozumieć w moim pragnieniu osobistej bliskości z każdym tak jak z tobą.
— Ale, Jezu, to Ty jesteś blisko mnie, a ja? Czy sądzisz, że ja nie czuję, jak Cię opuszczam, jak rzadko zwracam się do Ciebie, jak bardzo mało korzystam z Twojej dobroci, która każdego innego już dawno uświęciłaby?
— Oddaj Mi teraz, Aniu, twój ból z powodu swojej niedoskonałości, zaniedbań i słabości.
Oddałam.
— Czy nie rozumiesz, że on mówi o twojej miłości?
— Wolałabym cieszyć Cię, Panie.
— Mnie cieszy to, co ty chcesz Mi oddać, a możesz ofiarować Mi tylko to, co posiadasz. Powiedziałem ci kilka dni temu, że nie oddajesz Mi swoich grzechów, tylko twoje cierpienie z ich powodu. Czy naprawdę sądzisz, że ci, którzy teraz są ze Mną — nawet najlepsi — nie grzeszyli? Oni płakali nad sobą dzień i noc i dobrze wiedzieli o swojej niedoskonałości.
Chcę ci wytłumaczyć, córko, że im bardziej przybliżam cię do siebie, tym widoczniejsze stają się dla ciebie wszystkie twoje niedoskonałości, bo Ja jestem światłem dusz. Dlatego zamiast przerażać się, dziękuj Mi za to, że tak przyciągam cię do siebie, że dbam o to, byś mogła zobaczyć się w prawdzie już tu, a Ja na pewno ci pomogę w usunięciu twoich niedostatków — twoich — a nie w odziewaniu się w cudze cnoty. Masz przecież i własne.
— Ja ich nie widzę.
— Razem poradzimy sobie. Przecież wiesz, że cię nie pozostawię, że ci pomogę i uczynię cię taką, jaką cię zapragnąłem mieć — jeśli nie będziesz stawiać Mi przeszkód. Ale nie martw się, dziecko, Ja wiem, że pragniesz mojej pomocy. Kocham cię, córeczko. W to powinnaś wierzyć mocno i stale.
A teraz, wiem, że pragniesz podzielić się Mną z Lucyną. Uważasz, że byłaby skrzywdzona, gdybym i z nią nie rozmawiał...? Więc poproś ją tutaj.
Lucyna zapytała o Oławę. Pan odpowiedział:
— Opierajcie się na objawieniach uznanych przez Kościół, bo wtedy towarzyszy im moja pomoc. Moje dziecko, jeśli „nie masz przekonania", to w tym jest również moja pomoc. Ja cię strzegę (...) Tam, gdzie różne objawienia powtarzają to, co jest w Ewangelii, można to przyjąć, ale trzeba bardzo, bardzo pilną uwagę przywiązywać do wszystkich drobnych i jak gdyby ubocznych małych odchyleń i nawet pojedynczych zdań. Badanie ich jest sprawą Kościoła, nie waszą. Dałem wam czujne sumienie, więc kierujcie się nim, a wystrzegajcie się sensacji, tego, co głośne i powodujące zbiegowiska. Wolę, abyście nie uwierzyli w prawdziwe objawienie (przed oficjalną opinią Kościoła), niż gdybyście poddawali się każdej sugestii. Bądźcie pewni, że Matka moja tam, gdzie rzeczywiście działa, tworzy dobro, przemienia ludzi, i prędzej czy później jest przez mój Kościół uszanowana.
Teraz Kościół mój walczy z oporami nawet w swoim wnętrzu. Moje sprawy są zawsze zwalczane i spotykają się z trudnościami. Gdyby Kościół był rzeczywiście „mój", czyli we wszystkich swoich członkach zawsze wypełniał wolę moją, byłbym słyszany i to, co moje, byłoby rozpoznawane łatwo przez tych, którym dałem pełnię darów. Ale sami wiecie, jacy jesteście.
Lucyna pytała następnie, czy może jechać do matki i rodzeństwa na Wybrzeże.
— Córko, czy Ja byłem kiedykolwiek przeciw rodzinie? Potem Pan radził:
— Z niczym nie należy spieszyć się, córko, bo na waszej nadgorliwości może budować szatan. Dlatego chciałbym, żebyś wchodząc w nowe sprawy nie ulegała emocjom i przyjmowała je jako mój dar dla ciebie, ale nie — przez ciebie dla innych ludzi, na razie.
Lucyna oddała Panu swoich synów mieszkających za granicą.
— Nic lepszego zrobić nie mogłaś, bo przecież nikt z was nie potrafi uratować ludzi, których Ja nie pragnę specjalnie ochronić. Ale jeżeli wy prosicie, i to przez Matkę moją, i ufacie Mi, wasza ufność zobowiązuje Mnie tak bardzo, że mogę nawet zmienić zamiary moje.
Mówiłyśmy o modlitwach za ludzi w czyśćcu.
— Specjalnie cieszy Mnie wasza pamięć i miłość do tych ukochanych dzieci moich, które cierpią z powodu swoich błędów, będących najczęściej winą całego społeczeństwa ludzkiego (jakie ich otaczało). Troska o nich jest dowodem waszego poczucia wspólnoty (zrozumienia współzależności i miłości wzajemnej całego Kościoła Chrystusowego — powszechnego). Daję wam obu moje błogosławieństwo.
Pragnę waszej przyjaźni pełnej zaufania
22 IX 1987 r., wtorek, Warszawa
Pytałam, czy Pan chce coś przekazać o. Janowi.
— Moje dziecko, zwróćcie się do Mnie w modlitwie. Chciałbym, aby Jan zachęcony przykładem twoim i Lucyny zechciał rozmawiać ze Mną, Jezusem, tak bezpośrednio jak wy. Ja pragnę waszej przyjaźni pełnej zaufania, chcę naturalnej, zwykłej, codziennej możności wymiany myśli. Po to też stałem się człowiekiem, aby was ośmielić i zdobyć wasze zaufanie. Czyż można uczynić więcej, jak — dla okazania wam, jak was kocham i jak jesteście Mi drodzy — dać za was życie...? Pomyślcie, czyż to nie zobowiązuje was do równej szczerości, do zawierzenia Mi na co dzień, a nie tylko do ceremoniałów w oznaczonych godzinach. Przecież Ja swoim dzieciom nie udzielam audiencji siedząc na tronie, a przebywam z nimi, chcę rozmawiać, cieszyć się ich radością i słuchać o ich planach, aby potem pomóc wam realizować je.
Chcę, abyście mówili Mi o wszystkim „na bieżąco", aby dać Mi radość dzielenia waszego dnia, waszych smutków i radości, nadziei i niepowodzeń. Z przyjacielem jest przecież łatwiej żyć, prawda? Zwłaszcza z takim, który was nigdy nie zdradzi i nie opuści?
To mówię i tobie, Anno. Nie bój się swojej spontaniczności i bezpośredniości wobec Mnie. Mnie to cieszy. Tylu mam oddanych, ale sztywnych i ceremonialnych sług, że chcę też trochę szczerości i śmiałości. Przyjrzyj się dzieciom. Czy one przejmują się stanowiskiem ojca, chociażby był królem?
— Nie zawsze.
— Jeżeli tak jest, to wina sług i wychowawców, którzy je uczą szacunku i etykiety, zamiast mówić im o miłości ojca. Dlatego mówię ci to sam, i to po wielekroć. I nie myśl, jak teraz, że Ojciec może znużyć się dzieckiem, które trudno się uczy. Ja obalam, odrzucam i wyprostowuję twoje wyobrażenia i leczę rany zadane ci przez życie. Pozwól Mi stosować moje leki. I daję ci błogosławieństwo na dzisiejszy dzień.
Przyszedł ojciec Jan. Pan sam zagaja rozmowę.:
— Synu, czy myślisz, że Ja nie znam ciebie tak dobrze? Że nie wiem, jak szybkie jest bicie twego serca? Jestem z tobą i chcę ci powiedzieć: nie martw się nigdy tym, co robisz dla Mnie wedle swej najlepszej woli. Nawet gdyby było to błędne, Mnie cieszy, że robisz to dla Mnie. To jest twoja deklaracja miłości. Więcej się mówi działając niż mówiąc; pierwszy syn z przypowieści powiedział „tak" i nie poszedł, drugi „nie", ale poszedł do pracy. Powiedz Mi, jakie są twoje najbliższe plany.
Spokojnie, synu, nie wszystko naraz. Zacznijmy od tego, co najbliższe (początek roku akademickiego). W wykładach, zwłaszcza dla młodzieży, nawiązuj do faktów bieżących, które młodzi znają z doświadczenia. Mów im o przymierzu, co tylko możesz, bez ujawniania skąd o tym wiesz.
Synu, zwróć uwagę, że w przymierzu Ja jestem stroną zawsze wierną i dlatego wszystko zależy od was. Ale przymierze zobowiązuje. Przypomnij sobie i zwróć uwagę, że naród izraelski, który spodziewał się po Mnie wszystkiego i do dziś uważa siebie za naród wybrany, sam przekreślił przymierze moje z nim: odrzucił Mesjasza, którego oczekiwał, a przecież ze względu na objawienie się Jego samego wszystko inne było im dodane. Mów, że przymierze ze Mną nie jest wybraństwem i zapłatą, bo ziemia jest terenem walki, a zapłata będzie w niebie. Przymierze ze Mną zobowiązuje do dawania świadectwa o Mnie, do walki w pierwszych szeregach, do przewodzenia innym w dawaniu świadectwa o Mnie — przede wszystkim swoim życiem. Tu we wszystkim, jak w całym planie przymierza, najważniejsza jest wola ludzka — wasza wola (wola Pana jest pewna — Pan chce przymierza).
Powiedz, że wedle siły pragnienia służenia Mi Ja dam wam warunki, pole do działania i pomoc. Nigdy nie było inaczej. (...)
Zachęcaj też, synu, młodzież do zagłębiania się w historii swojej Ojczyzny. Rób to delikatnie, ale operuj faktami z historii waszej, żeby wspominać i żeby ich zawstydzić, że tego nie wiedzą. Przecież to są ciekawe sprawy. (...)
Do kapłanów: Rozpalcie w sobie miłość
13 X 1987 r., wtorek, Warszawa — LXX rocznica wielkiego znaku w Fatimie
Miał przyjść zakonnik (ojciec Jan T.), którego nie znałam.
— Nie lękaj się. Bądź pewna mojej opieki. Jeżeli ojciec Jan (T.) zechce pomocy i słów moich, niech powie, a Ja odpowiem mu. Ten tekst przeznaczony jest dla przełożonych nowicjatów, seminariów duchownych diecezjalnych i uczelni teologicznych. Chciałbym, aby znany był też przełożonym zgromadzeń żeńskich. Potem i w ruchach, ale teraz nie.
Następnie Pan podyktował mi tekst, który został zatytułowany: „Jakich chciałbym mieć kapłanów". Pan powiedział m.in.:
— Teraz nadszedł czas, ażeby powiedzieć wszystkim polskim zgromadzeniom zakonnym (i in.) kształcącym — Mnie! — przyszłych kapłanów, jakimi Ja chciałbym ich mieć. Po skuteczności ich działania w ciągu najbliższych 20 — 30 lat okaże się, czy wzięto rady moje poważnie i wprowadzono je w życie zgromadzenia. Ja najbardziej liczę na tych, którzy kochają Mnie i służą Mi świadomie — rozumiejąc moje plany i pragnąc z całego serca i woli dokonać dla Mnie wszystkiego, co tylko mogą. Wtedy dokonać będą mogli i tego, co się niemożliwym wydaje, gdyż Ja sam współpracuję i działam z przyjaciółmi mymi, a dla Mnie nie ma niemożliwości. Jest też radością moją sprawianie niespodzianek, usuwanie przeszkód, torowanie nowych dróg i widoczne okazywanie współdziałania mojego moim wiernym Mi i ufającym Mnie dzieciom. Ku temu, kto nie siebie, a Mnie samego niesie bliźnim swoim, Ja nakłaniam uszy i serca — bo jestem wciąż tym samym Jezusem wędrującym po ziemi w poszukiwaniu głodnych Mnie, smutnych i nieszczęśliwych, aby ich sobą nasycić.
Teraz pragnę polskiemu narodowi otworzyć drogę na Północ i na Wschód i z wami podążać ku oczekującym, zniewolonym i zawiedzionym. To jest mój wielki dar dla was, a zawdzięczacie go miłości, ofierze i cierpieniu wielu pokoleń waszych rodaków; dlatego dziękujcie im i proście ich o pomoc w waszej służbie, a stanie się ona skuteczniejsza, bo Ja niczego odmówić nie potrafię tym, którzy Mnie zawierzyli i krzyże swoje na moim oparli. Drogi wasze ku narodom Związku Rad usiane są ich grobami, przesiąknięte ich krwią. Ceńcie ją, bo jest z moją Krwią złączona, i ich ofiarą wykonacie dzieło nawrócenia, za które oni życie oddali.
Do tego trudu wzywam cały naród polski, naród ukochany, chroniony i wychowywany od wieków przez Matkę moją, którą wy Królową swoją obraliście. Maryja, Królowa nieba i ziemi pragnie, abyście wy otworzyli Mi drogę do ciężko doświadczonych (przez własne wybory) dzieci moich marnotrawnych pragnących powrotu. Jesteście narodem, który wybrał sobie Królową Niepokalaną, Przeczystą, niosącą moje miłosierdzie, dobroć, przebaczenie. Jakże starać się musicie, by godnie Ją reprezentować. Maryja pragnie ogarnąć swoją macierzyńską miłością — przez wasze wysiłki — tych, których Ja kocham i przybliżyć ku sobie pragnę. Tak jak Ona podziela, rozumie i prowadzi dzieło moje w świecie, tak wy, Jej słudzy, jej ukochane dzieci, naśladujcie Matkę moją w Jej bezinteresownej, łagodnej, cierpliwej miłości, łagodzącej gniewy, uśmierzającej spory, łączącej w jedno dzieło wielorakie starania. Ona spajała Kościół mój, gdy Mnie zabrakło; była moim Obliczem, moją Żywą Obecnością, Zwornikiem młodego Kościoła.
Teraz chcę, abyście Ją naśladowali, bo tym, którzy długo sierotami byli na łasce tyranów, trzeba delikatności, czułości i miłosierdzia — trzeba Matki. Wasza ojczyzna, chcę, by stała się obliczem Matki mojej, Jej dłońmi niosącymi pomoc, uśmierzającymi cierpienie, rozdającymi mój pokarm — Mnie samego — w czynie, słowie i w sakramentach. Przygotowujcie się — wszyscy. Wszystkie ruchy świeckich są Mi w tym potrzebne. Kobiety zrozumieją troski kobiet, młodzież podzieli się swoją radością, nadzieją i bezpośredniością. Lecz kapłani — to moja troska największa. Potrzebna jest moim głodnym dzieciom pomoc sakramentalna. Lecz jeśli pójdą tam słudzy zadufani w sobie, zarozumiali, butni, dumni ze swej pozycji, żądający przywilejów, pierwszych miejsc i uznania — zniszczą dzieło moje! Jeśli jeszcze zakony rywalizować będą w „statystyce", zniechęcą do Mnie tych, którzy na Mnie — Żywego — z utęsknieniem czekali, a spotkają się z ludzką próżnością, pychą, niezgodą i wszelkimi wadami waszymi, których tak wiele macie...
Czasu już bardzo mało. To, co wam powiedziałem — rozważcie. Kleryków (na misje) wybierajcie wedle podobieństwa do Matki mojej.
Dopuśćcie też Mnie do waszej młodzieży. Boicie się ruchów moich (np. Odnowy w Duchu Świętym), a przecież to Ja sam udzielam się tym, którzy Mnie pragną. Ja uczę ich, że jestem do ich dyspozycji, blisko i stale. Ja wprowadzam ich w ścisłe współżycie ze Mną, nauczam rozmowy, prostoty, bezpośredniości, a czynię to po to, aby być słyszanym, być im przyjacielem pewnym, doradcą i oparciem — może jedynym, gdy znajdą się sami na nieznanej im ziemi. (...) Dary moje zmuszają do służby gorliwszej, nie zezwalają na wygodę i lenistwo, a nakłaniają ku trudowi i budzą boleśnie z iluzji i zakłamania. (...)
Otóż dla waszych kleryków chcę być jedynym, żywym i obecnym Bogiem i przyjacielem, jedyną miłością — a jedynym celem ich życia winno być wypełnianie mojej woli wedle mojego wyboru i prowadzenia. Od was zależy, czy dopuścicie Mnie do dzieci moich dostatecznie blisko. Ku rozeznaniu macie ojców duchownych nowicjatu. Najlepsi z nich i najbardziej doświadczeni powinni służyć swoim rozeznaniem w ruchach, które wśród was rozniecam.
Nieszczęściem jest, że działają tam klerycy i księża młodzi i niedoświadczeni (...) Dlaczego nie chcecie zobaczyć, że we wszystkim, co nowego rozwija się w moim Kościele (nie — obok niego), żyje moje działanie? Bo Ja zawczasu przygotowuję sobie robotników na porę żniw. One są już blisko. Co zrobicie, jeżeli wyleję morze łask na zgłodniałych, zmarzniętych i wypuszczonych z niewoli? Wiecie przecież, jak wzywa miłosierdzia mego każdy niedostatek, głód i ból? Pragnę ich zaprosić na ucztę weselną, obdarzać, uszczęśliwiać. Tak długo oczekiwałem na nich, Ja, Ojciec miłosierny. Potrzeba będzie Mi synów, którzy te same dary posiadają, by nauczyć ich, jak ich używać dla dobra Wspólnoty Kościoła.
Na terenach Białej Rusi i przyległych do niej chcę, by powstał Kościół mój odnowiony, charyzmatyczny, młody, taki, jaki był u początków. Nie dam wygasić w nim mojego ognia, a rozpalę go tak, by ciepła starczyło na miliony. Azja Mnie oczekuje. Ten młody, odrodzony Kościół pójdzie z apostolskim zapałem na ziemie, gdzie Mnie jeszcze nie znają lub skąd Mnie wygnano. Was pragnę mieć zarzewiem tego pożaru miłości, abyście szczęście mieli być pierwszymi, dzielić się Mną, głosić Mnie, świadczyć o Mnie (...) A wy, mój Kościele...?
Proszę was, nie zmarnujcie daru, jaki wam daję. Rozpalcie w sobie miłość. Cała wiedza i nauka o Mnie to dopełnienie; powinno być jak najlepsze, ale najpierw — Ja! Musicie nawrócić samych siebie. Naród, który sobie wybrałem za towarzysza dzieła dnia dzisiejszego, sam potrzebuje nawrócenia. Wy pierwsi powinniście zapłonąć. (...) (Kościele mój), proszę, wróć do dni młodości swojej. Zakochaj się we Mnie, Zbawicielu swoim. Rozpal się ogromnym pożarem — przecież stoję przed tobą żywy i oczekujący. Mówię do ciebie! Wzywam cię na gody przebaczenia i zmiłowania, pojednania i miłosierdzia. Prowadzę cię ku wypełnieniu twojego zadania. Dla niego cię zachowam i obronię, wyzwolę i ręce twoje napełnię wszelakim dobrem, abyś miał co rozdawać.
Kościele mój — narodzie polski, jakże cię kocham! Jakże ci zaufałem, jakie wyniesienie, jaką chwałę ci gotuję. Ile wdzięczności i błogosławieństw towarzyszyć ci będzie. Zapłoń miłością do Pana swego i zapragnij Mu służyć. Całą moc miłowania złóż we Mnie, a Ja przemienię ją w miłowanie — moje. Razem rozpalimy świat. Ludzkość odrodzi się w moich prawach. Oczyszczona i znowu młoda, odetchnie pokojem. Wy to sprawicie, jeżeli pokochacie zamierzenia moje i zechcecie je przyjąć i żyć nimi — ze Mną, w miłości mojej i w błogosławieństwie moim!
Tak tęsknię do waszej bezpośredniej, szczerej rozmowy
20 X 1987 r., wtorek, Warszawa (godz. 21)
— Ojcze, znowu przez dwa dni wróg mój odciągał mnie od pisania. Jeśli zaś zdobyłam się na otwarcie teczki, trafiałam na Twoje słowa pełne miłości i zachęty. Czytałam, ale było już za późno, żeby pisać. Dzisiaj teraz nareszcie zaczynam. Otworzywszy teczkę z rozmowami z Tobą, Ojcze, znalazłam sytuację identyczną z dzisiejszą i Twoje rady, więc mówię: „Oto jestem".
— Chcesz Mnie zapytać o sytuację ogólną, prawda?
— Tak, Ojcze. Czy to, co się dzieje w Zatoce Perskiej i spadek na giełdzie nowojorskiej to już jest początek?
— Tak, Anno, to już pierwszy sygnał. A i kataklizmy rozpoczynają się. Słyszałaś o deszczach i huraganach, o trzęsieniu ziemi w Los Angeles i okolicach. Są to moje ostrzeżenia, ale nikt ich nie przyjmuje, tylko wy... tak niewielu wśród was. (...)
Czy widzisz, córko, jak rozwija się działanie zła, kiedy obie strony przepełnione są nienawiścią i pogardą dla siebie? Jak łatwo czynią błędy i same siebie stawiają w sytuacji, która prowadzi je do coraz gorszych czynów? Brak dobrej woli powoduje, że pogrążają się same dobrowolnie w czynach złych i wyborach najgłupszych, najmniej racjonalnych, niosących najgorsze skutki. Do czego to prowadzi pycha narodowa, fanatyzm i nietolerancja? I to u narodu, który uważa się za mądry, światły i wysoce cywilizowany, jak teraz Stany Zjednoczone.
Pomyśleliśmy o wytępieniu Indian, o stosunku do Murzynów, o działalności Ku-Klux-Klanu i niektórych sekt, o mafiach, handlu bronią i narkotykami, itp.
— Chcę, żebyście się dobrze przyjrzeli i zapamiętali błędy i ich przyczyny, bo powinniście ich unikać w przyszłości. Honor i godność narodu polega na jego umiejętności współżycia z innymi, szacunku dla ich odrębności i nieczynieniu im tego, czego by swoim obywatelom ich rząd chciał oszczędzić. Naród wielki — to naród wielkoduszny i wspaniałomyślny, spieszący innym z pomocą w razie potrzeby, lecz nie wywierający na nich presji, nie dążący do ich podporządkowania się — sobie, nie usiłujący — nigdy! — wykorzystać ich trudnej sytuacji dla pomnożenia własnych korzyści.
Proś o. Paulina, by zabrał dla o. Jana moje ostatnie „Słowo" i postarał się z nim porozmawiać o sprawach młodzieży zakonnej. Życzyłbym sobie, by i w ich seminariach rozwinęła się umiejętność przyjaźni ze Mną i szczerość bezpośredniej rozmowy w serdecznej zażyłości i zaufaniu. Tak tęsknię do waszej przyjacielskiej rozmowy.
25 X 1987 r., niedziela, Warszawa
— Czy chcesz, Ojcze, powiedzieć coś jeszcze ojcu Janowi?
— Przekaż, córko, że pragnę, aby Jan był zupełnie spokojny. Wiem, że chciałby zrobić dla Mnie wszystko, i tylko to jest ważne. To, co inni od was przyjmą, nie ma dla Mnie znaczenia. Ze względu na was cieszę się, że się staracie, natomiast plany moje wypełnią się, gdy Ja sam przemienię was. Już to robię. Im na świecie będzie gorzej, tym wy bardziej będziecie wzrastać w nadzieję. Wtedy otworzą się wasze oczy i uszy na moje słowa. To już bardzo blisko. (...)
Dam wam nieco czasu na zastanowienie się, mobilizację wewnętrzną i przygotowanie. Wtedy prowadźcie rozmowy, na które później już czasu może nie starczyć. Wtedy spodziewam się po was pilnych starań i szerokiego oddźwięku w tych, którym już o moich planach mówiliście. Teraz trudzicie się, ale to jest sianie ziarna. Musi ono spocząć w ziemi. Nie wyrośnie od razu.
Obecnie najważniejszą sprawą są ostrzeżenia Kościoła, zakonów i wszystkich, którzy je przyjmą — na Zachodzie — i pomoc Wschodowi. Będę wam pomagał, ale nie smućcie się. Nawrócenia, i to masowe, nastąpią, kiedy runie system ZSRR, a z nim strach, a pozostanie bezradność, zagubienie, brak celu i pogodzenie się z utratą złudzeń, wiary w przyszłość i wiary w nieomylność „religii marksistowskiej". Zrobiono z teorii ekonomicznych broń dla tych, którzy chcieli burzyć i zdobyć władzę nad światem, a tłumom nakazano wiarę. I uwierzyli, gdyż człowiek szuka i pragnie wierzyć, a jeśli odrzuci to, co Ja wam sam objawiłem i potwierdziłem Krwią Syna mojego, waszego Zbawiciela, gotów jest uwierzyć w teorie potworne, krwawe i dla rozumu ludzkiego upodlające. Wciąż nowym Baalom składacie ofiary z własnych dzieci, gdyż wzgardziliście dobrowolną ofiarą — Boga. Nie chcieliście przyjąć prawdy, a tłumnie spieszycie do ołtarzy bożków.
28 X 1987 r., środa, Warszawa
Modlimy się we troje, z Lucyną i Grzegorzem. Pan mówi:
— Cieszę się, kiedy się gromadzicie, żeby mówić ze Mną wspólnie. To jest dla Mnie tym, czym dla was spotkanie rodzinne, i nie czuję się taki samotny w moim pragnieniu bycia z wami. (...)
— Dziękujemy za Twoje słowa (...) i prosimy, by ta radość i zachwyt nimi stały się udziałem wielu ludzi. (Grzegorz)
— Taki mam zamiar, synu. (Pan)
— Proszę, bym umiała przekazywać Twoje słowa. (Lucyna)
— Wiesz, właśnie tego Mi potrzeba. Jeżeli będziesz trwała w pokoju (bez emocji), jeżeli oddasz każde spotkanie Mnie i dopuścisz Mnie do współpracy, współdziałania... (Pan)
Pan zwraca się teraz do nas wszystkich:
— Pamiętajcie, dzieci, że szatan ma do was dostęp przede wszystkim przez niekontrolowane emocje i potrafi wykorzystać tak samo wasz żal czy smutek, jak i nadmiar entuzjazmu czy radość (chodzi tu o naszą nadgorliwość). I zwłaszcza wtedy wydaje się wam, że to Ja was popieram i zachęcam, tymczasem to nieprzyjaciel wasz wykorzystuje waszą miłość własną i chęć działania, które wy chcecie rozumieć jako pragnienie apostolstwa. Pamiętajcie wtedy o Mnie i o moich metodach działania. Wzorujcie się na Mnie.
Mówimy o pragnieniu grupy parafian zorganizowania w naszej parafii adoracji i o trudnościach. Pan radzi:
— Teraz próbujcie działać przez księdza Marka.
W czasie wojny wasze kościoły będą pełne. Liczę, że wtedy i ci moi kapłani, którzy Mi służą, ale Mnie nie kochają, nawrócą się ku Mnie i będą Mi służyć nie z obowiązku, a z miłości.
A teraz, proszę was, oddajcie Mi w milczeniu, ufając w moje miłosierdzie, te sprawy, które dla was są najdroższe i najważniejsze...
Po dłuższej chwili:
- Przyjmuję wszystko, co Mi dajecie. A Ja nigdy nie zapominam
.
A jeśli już ktoś Mi odpowie — czyż mógłbym go odrzucić?
31 X 1987 r., sobota, Warszawa
W modlitwie wspólnej we środę 28 X Pan chciał, żebyśmy powiedzieli Mu o wszystkich, za których będziemy prosić. Dzisiaj znalazłam czas na osobistą rozmowę i długo wyliczałam cierpienia, choroby i niedole różnych osób. Wtedy Pan powiedział:
— Chcę rozmawiać z tobą, dziecko. Mówiłaś Mi o wszystkich, za których prosisz Mnie, ale nie mówisz Mi o sobie samej. Powiedz, co ci dolega.
Posłuchaj Mnie, córko. Wszystkie codzienne sprawy, braki, kłopoty, zmartwienia, nawet najdrobniejsze, przedstawiaj Mi, bo Ja jestem współgospodarzem naszego domu i chcę wiedzieć o wszystkim.
— O drobnych codziennych sprawach?
— Jeżeli nie mówisz o nich, to oznacza, że sama chcesz sobie poradzić, a przecież wiesz, jak mało jesteś praktyczna. Wciąż nie wierzysz, że mogę i chcę ci pomóc, prawda? Ja zaś uczę cię przez tyle lat, że tam, gdzie prosisz Mnie o pomoc, ułatwiam ci życie i wiele spraw załatwiam, czyż nie tak?
Pomyślałam, że gdybym ze wszystkim biegła do Pana, stałabym się niezdolna do decyzji — ubezwłasnowolniona.
— Naprawdę uważasz to za ubezwłasnowolnienie? A Ja — za przyjacielską pomoc, a zwrócenie się twoje do Mnie — za dowód zaufania, prawdziwy dowód twojej przyjaźni.
Pytasz, co ty Mi dajesz w zamian. W przyjaźni nie ma „odwdzięczania się"; jest wymiana myśli, pragnień i dzielenie się wszystkim, co przeżywamy, w tym też i bólem, zmartwieniami, trudnościami. Im szersza płaszczyzna wspólnych zainteresowań, wspólnoty odczuwania, wspólnoty miłowania, tym przyjaźń głębsza, pełniejsza. Zauważ, jak Ja ci dużo mówię o moich celach, zamiarach względem was, o mojej do was miłości, o planach ratunku, o obietnicach moich dla ziemi, zwłaszcza dla twojego narodu. Dlaczego to robię, jak myślisz?
— Dlatego, żebym to wszystko przekazała innym.
— Jak mało Mnie znasz, Anno. Dlatego, że znalazłem w tobie oddźwięk, że przekonałem się, że plany moje są ci drogie, że cieszysz się nimi i pragniesz z całego serca brać w nich udział. Przekonałem się, iż pragniesz spełnienia moich zamierzeń nie tylko względem twojej ojczyzny, lecz we wszystkim, co dotyczy innych krajów, nawet tych, którymi gardziłaś i pragnęłaś dla nich sprawiedliwej kary. A teraz, poznawszy, że je kocham, modlisz się za nie i pragniesz im pomóc, a nawet skarżysz Mi się na trudność takiej pomocy. A mój Kościół? Dawniej nie czułaś się jego członkiem. Za Kościół uważałaś tylko władze duchowne i kler, także zakony. A jak jest teraz?
— Teraz jest gorzej, Panie, bo martwię się wciąż, a często wstydzę za wielu „katolików".
— Tak, córko, bo czujesz się odpowiedzialna i znając moje zamiary, a nie widząc odzewu, przerażona jesteś myślą, że Mnie zawiedziecie, zwłaszcza tym, że mógłby zawieść Mnie Kościół mój, który — jak powiedziałem — pragnę, by objął całą Polskę (by powrócili do jedności Kościoła bracia odłączeni, a nawrócili się zabłąkani).
Zamyśliłem w was rozpocząć na nowo — bo już chciałem, aby naród żydowski był domem moim — dzieło współżycia ze Mną całych narodów. Zawsze chciałem przebywać z wami. Nikt tak Mnie nie potrzebuje jak wy, moje biedne marnotrawne dzieci...
Ty jesteś jednym z nich. Czy widzisz, jak powoli (małymi krokami) uczę cię życia wraz ze Mną, przyjacielem twoim. Wszak wiesz, że nie masz bliższego, bardziej cię rozumiejącego, bardziej wybaczającego ci wszystkie twoje uchybienia, bardziej kochającego cię przyjaciela. Czyż nie obdarzyłem cię wedle mej hojności?
— Aż za bardzo! — wykrzyknęłam.
— Wiem, córko, że dla ciebie samej dar ten jest za ciężki, lecz wiesz, że moim pragnieniem jest nieść go wraz z tobą, a nawet za ciebie. Cierpliwie uczę cię dzielenia się ze Mną tym, co ci daję na codzień, a ty z uporem, niepotrzebnie starasz się wszystko nieść sama... Dlaczego nie ufasz Mi?
— Bo jestem sama.
— Właśnie dlatego, że jesteś sama — z mojej woli, gdyż chciałem być dla ciebie wszystkim — dlatego tak spieszę ku tobie, abyś była ze Mną stale, zawsze we dwoje, razem. Wiem, że trudno ci, ale próbuj, dziecko, bo Ja wciąż jestem z tobą, blisko, i nic Mnie od ciebie nie odrzuci. Mówiłem ci, córko, że znalazłem w tobie zrozumienie i pragnienie służenia Mi w moich planach dla was. Nie jest łatwo znaleźć wśród was przyjaciela, a jeśli już ktoś Mi odpowie — jak ty — czyż mógłbym go odrzucić? Przyjaciół się szanuje, Anno.
Cała wasza pewność jest ze Mnie
2 XI 1987 r., Zaduszki, Warszawa
— Panie, „oto jestem".
— Powiedz Mi, co cię tak zmartwiło?
— Przecież wiesz, Panie...
Opowiedziałam Panu o bolesnej dla mnie sprawie dotyczącej grobu rodzinnego, spowodowanej przez córkę z drugiego małżeństwa mojego dziadka. Kiedy przyszłam do grobu, zastałam wmurowaną przy tablicy dziadka tablice jego drugiej żony, pochowanej w dokupionej sąsiedniej kwaterze, nie było natomiast żadnej tablicy mojej babki, prawowitej żony i matki jego pięciorga dzieci, spoczywającej razem z nim we wspólnym grobie. Dziadek zawarł drugie małżeństwo za życia mojej babci (uzyskał rozwód, a w celu zawarcia nowego związku zmienił wyznanie). Pan powiedział m.in.:
— Cieszę się, Anno, że powiedziałaś Mi o tym. Właśnie tego pragnę, abyś zawsze, kiedy coś cię boli, szła z tym do Mnie, a nie „do ludzi", gdyż oni ci pomóc nie mogą, Ja zaś chcę i mogę.
— Widzisz, córko, twoja krewna (bo jednak macie wspólną krew) (...) nie jest katoliczką, nie jest nawet „wierząca", więc jak możesz od niej wymagać prawości i szlachetności. Cała wasza prawość jest ze Mnie. Ona postępuje tak, jak jej jest wygodniej. Przez całe życie żywiła żal i urazę i postanowiła usunąć swoje kompleksy.
Ona szczerze wierzy, że jej matkę i twojego dziada łączyła miłość. I zapewniam cię, że jej matka kochała swojego męża i starała się być dla niego dobrą żoną. Ja widzę winy wszystkich pokoleń. Ona płaci za winę bardziej twojego dziada niż swojej matki. To on spowodował przez słabość swojego charakteru wszystkie skutki trwające do dziś. I ona tę słabość dziedziczy. Nie postąpiła szlachetnie — i Ja nie pochwalam przebiegłości i kłamstwa — ale czy myślisz, że nie dziedziczy nic po waszej rodzinie? A jaką była twoja biedna (Tu Pan wymienił moją bliską krewną. Zdziwiłam się, gdyż ta osoba gardziła biednymi i wszelkimi sposobami bogaciła się; nawet w okresie wojny niczego jej nie brakowało. Pieniądze były dla niej celem). Dla Mnie jest ona bardzo biedna, bo daleka ode Mnie (w czyśćcu), więc nieszczęśliwa. Tak samo biedna jest i ona (ta, o której rozmawiamy), bo sama sobie ciężary gotuje. To, co zrobiła, jest niegodne uczciwego człowieka i ona o tym wie. Nie wierzy w nic poza granicą śmierci, inaczej nie ośmieliłaby się tak sponiewierać oboje swoich rodziców.
Czy sądzisz, że oni nie cierpią patrząc, co czyni ich córka? I przepraszają nieustannie Mnie i swoich bliskich.
— Czy moja babcia też cierpi?
— Nie martw się, twojej babce Ja sam ból wynagradzam: ból nie z powodu napisu, lecz płynący ze świadomości, jak długo ciążą na was błędy popełniane przez tych, którym Ja przebaczyłem, ale wy — im drodzy — jeszcze cierpicie przez ich winy. Ona jest z twoim dziadem, bo zostali sakramentalnie związani przede Mną. Kochają się i rozumieją.
Widzisz, dziecko, ten, kto jest w moim królestwie, musi zrozumieć przedtem (przed wejściem do niego) wszystkie swoje winy i złe wybory i nie tylko za nie żałować, lecz prosić i otrzymać przebaczenie od tych, wobec których zawinił. Oni oboje musieli sobie przebaczyć. Twoja babka uczyniła to dla spokoju umierającego męża, już przy nim. (Dziad umierając powiedział, że żałuje, iż babcia dała mu zezwolenie na rozwód i że bardzo chciał być z nią. Druga żona była jego sekretarka; gdy okazało się, że jest w ciąży, babcia zgodziła się na rozwód). Od dawna jest ze Mną. Ona umiała poświęcać się i kochać, wiesz o tym, córko, i wiesz, że wszystkie — naprawdę straszne — swoje cierpienia oddawała za ciebie (Babcia długo umierała na raka). Nigdy jej naprawdę nie podziękowałaś, a ona tak ciebie kocha.
W moim domu nikt nie cierpi i nie zostaje niczym zaskoczony. Moje dzieci znają was i pamiętają, jak same błądziły i szkodziły sobie. Każdy wasz błąd powoduje u tych, którzy was kochają, zwiększenie próśb za was, gdyż oni nie opuszczają was i wiedzą o was wszystko. Im na was nieskończenie zależy. Wiedzą, jak przyczynili się przez swoje niedoskonałości do waszych upadków. Oni proszą stale, troszczą się i pomagają wam. I za ciebie prosi Mnie nie tylko twoja rodzina, bliscy i znajomi. Proszą też ci wszyscy, którym pomogłaś, i ci, którzy zawinili względem ciebie, a już są u Mnie lub oczyszczają się. Każdy z was jest otoczony miłością; i N. również, tylko ona odrzuca ją, bo w nią nie wierzy. Ty zaś możesz ją przyjąć. Dlatego teraz, chciałbym, żebyś Mi oddała całą tę sytuację i twój ból z tego powodu. Zrób to z miłości do Mnie i do twoich bliskich, którzy są tu, przy tobie. Pani K., matka N., też tu jest. Przeprasza cię za córkę i współczuje ci. Przyjmij ich miłość, a możesz to zrobić tylko przebaczając N., i wtedy otrzymasz błogosławieństwo moje, córko.
4 XI 1987 r., środa, Warszawa
Pan mówił dla znajomego o zadaniach ludzi żyjących na prowincji.
— Dla niego i jego przyjaciół ważne jest to wszystko, co dotyczy działalności społecznej zespołów ludzkich, niesienia pomocy i organizowania samorządów w poszczególnych gminach i miasteczkach. Tam mają Mi wykazać, czym są w istocie: uczniami moimi czy nieprzyjaciela waszego.
Właśnie na nich liczę, że potrafią naukę moją wprowadzić w codzienne życie. Prowincja, a więc tereny nie zagrożone, powinny stać się „wylęgarnią" inicjatyw społecznych, innowacji, pomysłów usprawnienia i właściwego prowadzenia pomocy. Na nich liczę, na zespoły ochotnicze reagujące natychmiastowo na wszelkie potrzeby swojego środowiska.
Przyszedł Grzegorz. Pytał, jak dokonywać wyboru pomiędzy różnymi obowiązkami? Mówił, że widzi, iż czyni to źle (z niektórych obowiązków nie wywiązuje się w terminie).
— Dam ci radę, synu. Jeżeli jesteś w rozterce (co wybrać z dwóch lub więcej spraw lub działań), wybieraj to, co cię mniej nęci. To stara, wypróbowana metoda.
9 XI 1987 r., poniedziałek, Warszawa
Pytałam, czego Pan sobie życzy.
— Rób dalej korektę, córko, bo potem będziesz miała mniej czasu.
11 XI 1987 r., środa, Warszawa
Podczas modlitwy we troje (z Lucyną i Grzegorzem) prosiliśmy o pomoc Pana dla naszych przyjaciół.
— Chciałem zapytać o mojego przyjaciela (wyjeżdżającego na długo). Myślę, że chciałby poznać Twoje słowa i może dzielić się nimi.
— Powiedz mu, synu, że (...) w czasie jego nieobecności biorę w opiekę jego rodzinę — jeśli zaufa tej opiece. Powiedz mu też, że ma wolność zabrania „Słów" moich lub nie.
Każdego, kto chce Mi usłużyć swoją osobą (na tyle, na ile może), uznaję posłańcem moim i kroki jego otoczę specjalną troską. Nie znaczy to, że kochać go będę bardziej, bo kocham was nieskończenie — bez względu na to, co zrobicie — lecz współpracuję z nim, dając mu szansę udziału w moim dziele waszych dni — dziele oczyszczenia i odrodzenia świata. Moim jest zawsze zaproszenie, waszym dziełem — odpowiedź.
— Proszę Cię jeszcze za drugiego przyjaciela: żeby otworzył się na Ciebie.
— Synu, moje wezwanie dotyczy każdego z was osobiście. Do każdego kieruję je inaczej, wedle jego możliwości przyjęcia go. Nie daję wam „Słów" moich, żebyście je siłą wmuszali ludziom, ale aby każdy z was zrozumiał, że go widzę, kocham, troszczę się o jego przyszłość i zabiegam o niego. Moje słowa kieruję do serca każdego z was, a jeśli odpowie Mi przyzwoleniem, wtedy rozpoczniemy życie w przyjaźni.
Do Jugosłowian
11 XI 1987 r.
Wieczorem przyszedł Grzegorz jeszcze raz (byłam z Lucyną). Nieoczekiwanie dla siebie miał spotkać się z księdzem z Jugosławii (franciszkaninem). Pytał się, czy Pan nie chce, żeby coś mu przekazać. Klękliśmy do modlitwy, a Pan powiedział:
— Maryja, która jest Królową Polski, pragnie objąć swoim panowaniem całą Słowiańszczyznę — takie jest pragnienie mojej Matki.
Im bardziej jesteście odsuwani ode Mnie, tym usilniej Ona błaga Mnie o opiekę nad wami. Ona prowadzi dzieło moje w świecie i Mnie buduje tron w Polsce (centrum panowania Maryi Królowej Polski), ale pragnie, aby jego blask, blask tronu Boga (panowania Bożego) ogarnął wszystkie ludy, które kiedyś kochały Ją i Jej pomocy wzywały. Dlatego módlcie się, ogarniając miłością narody czerpiące niegdyś wiarę z Kościoła Wschodniego, bowiem czas jest, by stała się jedna owczarnia. Maryja ułatwi wam powrót ku Mnie i obiecuje wam wolność sumień, wolność duchową, tak abyście mogli swobodnie opowiedzieć się za Mną wedle wyboru waszej woli. Specjalnie módlcie się za narody najciężej zniewolone, gdyż w nich pragnę rozniecić ogień mojej obecności. Wyleję na nich wielkie łaski Ducha Świętego i podniosę je ku sobie, tak że staną się moimi świadkami.
Wy, Jugosłowianie, też możecie stać się nimi dla całej południowej Europy. Pragnijcie zatem kochać i miłosiernymi stać się dla wszystkich waszych sąsiadów. Przebaczajcie i proście o przebaczenie, proście też, abym was oczyścił i przygotował, a wtedy i wy staniecie się apostołami moimi.
Ja jestem tym, który naprawia krzywdy i wynagradza cierpienia wedle nieskończonej miary miłosierdzia mojego. Współczuję wam, rozumiem was, i kiedy Matka moja otworzy Mi drzwi waszych serc, przyjdę, wyzwolę was i dam wam pokój prawdziwy. Ale abyście mogli żyć w moim pokoju, musicie przyjąć moje warunki — warunki Boga!
Musicie miłować nieprzyjaciół waszych, przebaczać, prosić za nich i Mnie ich oddawać. Ogarniajcie też miłością całą ludzkość, a szczególnie — jak wy — zniewoloną, nieszczęśliwą, osieroconą beze Mnie i tęskniącą do mojej miłości. Bowiem Ja kocham wszystkich, a najgoręcej spieszę z pomocą ku najbiedniejszym i najbardziej Mnie głodnym — tym, „którzy się źle mają". Jeżeli mamy być Jednem — Ja, wasz Stworzyciel, Zbawiciel i Ojciec, i wy, moje najukochańsze dzieci — musimy kochać wspólnie. Starajcie się więc pokochać wszystkich i wszystko, co jest moje. Orędujcie, przebaczajcie sobie wzajemnie i proście o wszystko, co wam potrzebne, a dam wam — bo Ja pragnę obdarzać i uszczęśliwiać.
W dniach grozy i śmierci, które nadchodzą, pragnę dać wam opiekę moją. Maryja, Matka wasza prosi za was — wy proście Mnie w jedności z Nią, gdyż prośbom Niepokalanej Współodkupicielki waszej nie mogę się oprzeć. Maryja, Matka wasza, błaga Mnie o zmiłowanie nad całym światem — wy proście wraz z Nią, a wtedy Ja ocalę was i napełnię was moim pokojem. Dlatego nie przerażajcie się, lecz przyjmijcie to, co będzie się działo, jako wyraz woli mojej, bo przystępuję do dzieła oczyszczenia i odrodzenia świata.
I wy możecie stać się moimi współpracownikami w tym dziele.
Błogosławieństwo moje i zachętę daję wam Ja, wasz Pan i Bóg.
Chcę wychowywać sam swoje dzieci
11 XI 1987 r., późnym wieczorem
— Dzisiaj spotkaliśmy się z Tobą, Panie, we troje. Dzięki Ci za wszystko to, co nam powiedziałeś. To wspaniale, że chcesz nam pokazać swoje zachwycające, mądre i przemawiające do serca projekty. Twoje zamiary zawsze nas zbawiają i ratują od zguby. Nigdy nic bardziej zachwycającego nie można by wyobrazić sobie. Twoja wielkoduszna, wspaniałomyślna miłość do nas zapiera dech w piersiach, oszałamia, przerasta nasze pojęcia o Tobie. Dziękuję Ci, Przyjacielu, za dzisiejszy dzień.
— Cieszę się, córko, z twojej radości. Zawsze pytajcie Mnie w sprawach dla was ważnych, po to przecież spotykamy się. Sprawiacie Mi radość licząc na Mnie. Chcę być dla was pomocą, chcę wychowywać sam swoje dzieci i jak „ludzki" ojciec cieszę się, gdy mogę was mieć blisko przy sobie, być z wami, rozmawiać, cieszyć się waszą radością, a także żartować i bawić się. Tak jak powiedziałaś, Anno, wiele mam oddanych Mi, ale sztywnych i ceremonialnych sług zachowujących się jak urzędnicy dworscy, służba lub lokaje, a tak niewielu z was chce przebywać ze Mną w weselu i radości, z uśmiechem, naturalnością i szczerością. Nie martw się nigdy, córko, taką postawą: Ja się wtedy cieszę tobą i z tobą. Smutno Mi, gdy narzekasz, martwisz się lub surowo sądzisz swoich bliźnich. Lecz kiedy będziesz częściej przestawać ze Mną, będziesz pogodniejsza, spokojniejsza i szczęśliwsza. Ja staram się o to, ale trzeba, żebyś moje starania przyjmowała, a moje dary doceniała lub choćby zauważała. Ja wtedy pomnożę je dla ciebie. Przecież chcę twojej radości, moja mała córeczko.
Nie ma narodu, któremu bym nie dał dostatecznej pomocy
13 XI 1987 r.
Mówi Pan do o. Jana:
— Zastanawiając się nad historią waszą, która jest przecież waszym dziedzictwem i skarbem, którym wy teraz macie rozporządzać, planujcie, jak usunąć wasze słabości i zło, które w sobie nosicie, i jak rozwinąć wszystko to, co w waszym dziedzictwie jest piękne i oryginalne (tylko polskie) i co pożyteczne będzie dla innych narodów.
Zastanówcie się nad tym, że w waszej historii, w waszych prawach, w waszej nauce macie wiele przykładów głębokiej mądrości i szacunku dla wolności. Zwróć uwagę, synu, ilu synów mojego Kościoła, ilu księży, biskupów, zakonników, brało udział w życiu politycznym — nie tylko w senacie. Masz do pomocy teksty — zobacz, synu, ile z podanego zakresu moglibyście wykonywać wy (twoi współbracia, a także inne zakony) w dziedzinie katolickiej nauki społecznej, socjologii i psychologii, a zwłaszcza w dziedzinie opieki społecznej. Kiedyś (podano ci to w tekstach) zakony pełniły rolę ministerstw w nie istniejącym rządzie Polski zniewolonej i podzielonej. Teraz, kiedy wam wrócę pełnię wolności, zakony zadania swoje będą mogły pełnić swobodnie w imieniu państwa.
— Kogo przede wszystkim mam czytać?
— Synu, opieraj się na Feliksie Konecznym, moim ukochanym synu. On pisał z moją pomocą i czuł to wszystko sercem Polaka, nie wzorując się na Heglu. A Ja pragnę, żebyście wy wszyscy byli sobą. Pragnę, żeby Polacy byli Polakami, a Niemcy — Niemcami. Największy hołd złożycie Mi uwielbiając Mnie w swoim istnieniu i życiu — w życiu Wspólnoty Polskiej (jeżeli się uświęcimy jako Polacy, idąc polską droga do Boga).
Nie ma narodu, któremu bym nie dał dostatecznej pomocy w rozwinięciu jego indywidualnej możności oddania Mi czci i uświęcenia się jako cały naród. Ale wy, pragnę, żebyście byli pierwszymi, którzy tego dokonają, tak żebyście dla reszty ludzkości stali się dowodem, że jest to możliwe a wam pożyteczne.
Nie oczekuję od was, ludzi, niczego więcej ponad to, czego dla was zapragnąłem; dlatego dałem wam wszelkie możliwości, żeby to osiągnąć. Dotyczy to misji waszej względem narodów dookoła: tam będą i państwa rozbite, a wśród tych, którym trzeba będzie nieść pomoc, będą nawet Niemcy. Zastanówcie się, dzieci, jacy pójdziecie niosąc Mnie do moich tęskniących za Mną dzieci (Białoruś, Rosja i inne tereny ZSRR). Zastanówcie się, jakich poniesiecie samych siebie. Nie chcę, żebyście podobni byli wszystkim pseudodemokracjom Zachodu. Chcę, żebyście byli przemienieni jako naród i jako państwo. Macie im ukazywać przez siebie, w jakich nowych formach społecznych żyjecie, jakie wśród was panują stosunki społeczne: muszą one być sprawiedliwe, a równocześnie powszechne i skromne, bez nadużyć i zepsucia. Nie chcę, abyście byli transferem na Wschód wszelkiego zepsucia Zachodu
.
16 XI 1987 r., poniedziałek, Czerna
Jesteśmy na rekolekcjach z Lucyna.
— Wczoraj przyjechałyśmy i dziękujemy Ci, Ojcze, za Twoją wyraźną pomoc, opiekę i obecność. (...) Co powinnam robić i czego najusilniej się uczyć?
— Moja córko. Tu (w czasie rekolekcji) ujawniają się wasze braki, a Ja pragnę przystąpić do oczyszczenia was obu — każdą z innych uchybień i każdą w inny sposób. Dlatego zawsze, kiedy będziesz z siebie niezadowolona, rozważ wraz ze Mną, dlaczego; i oddaj Mi ten niedostatek, a Ja go zabiorę. Chcę oczyszczać was i przyspieszam moje starania, gdy Mi oddajecie swój czas. Dlatego życzyłem go sobie. Tu, córko, masz dobre ku temu warunki. Nic innego nie powinno cię zajmować jak tylko analizowanie przyczyn twoich uchybień ze Mną i przy mojej pomocy, wtedy kiedy je rozpoznajesz i za takie uważasz.
Bolejesz nad sobą — słusznie — ale zapominasz, że kocham cię
17 XI 1987 r., wtorek, Czerna
— Ojcze, powiedz mi, dlaczego tak trudno mi być absolutnie poprawną? Wszystkie plany rekolekcji wypełniać? Wczoraj na drodze krzyżowej przez cały czas walczyłam ze sobą, żeby nie zasnąć (...) Chciałam być przy Tobie przez pół godziny adoracji (...), ale były rozproszenia. Dlaczego? Przecież chciałam być cały ten czas przy Tobie.
— Moje dziecko. To Ja jestem cały czas przy tobie. Ty, jak dziecko, odbiegasz, zmieniasz zainteresowania, potrzebujesz ruchu i zmiany. I takie dziecko jest normalne. Smutne byłoby, gdybyś udawała „osobę dorosłą" nie będąc nią. Wszyscy jesteście dziećmi, a dorastacie dopiero wtedy, gdy przebywacie ze Mną, i to powoli, w trudzie i ciągłych niedostatkach doskonałości. Rzecz w tym, że wy je zaczynacie dostrzegać, a to już dobry początek. Beze Mnie ludzie żyją nie widząc i nie pragnąc nic więcej niż to, co otrzymali ode Mnie jako zadatek. To im wystarcza.
Bo widzisz, córko, to Ja rozbudzam w was pragnienie zbliżenia się do Mnie, Ja je rozpalam i Ja tym jestem, który uczy. Przyzywam was i zarazem idę z wami. Zdaj się na Mnie. Ja sam dbam o twój wzrost. I przyjmij moją naukę teraz.
Każdy z was jest inny. Każdego inaczej prowadzę, we właściwym, dla niego najlepszym, tempie i czasie. Nie przymierzaj się do nikogo, nie porównuj, a nade wszystko nie martw się niczym i nie wątp. Ty, córko, od dawna pracujesz dla Mnie i ze Mną. Jesteś przyjaciółką moją na wieczność, choć jeszcze bardzo młodą. Ale twój wzrost (rozwój duchowy) to moja sprawa. Nie lękaj się, bo nie zaniedbam niczego. Poddaj się mojej metodzie.
Bolejesz nad sobą — słusznie — ale zapominasz, że Ja cię kocham, a ty kochasz Mnie; i nie zaprzeczaj, bo robisz dla Mnie wszystko to, co możesz, a sądzisz, że mogłabyś pracować za wszystkich ludzi ziemi i zrobić wszystko za nich. (Pan daje mi do zrozumienia, że mam bardzo wygórowane mniemanie o swoich możliwościach). Ja pragnę ciebie z tym tylko, co ty Mi przynosisz ze swoich talentów, nie cudzych. Spójrz, córko, ile już Mi oddałaś z darów danych ci, i przestań się martwić. Chcę, żebyś widziała siebie w prawdzie, a ty zamartwiasz się złem, a nie chcesz widzieć dobra (w sobie). Dlaczego? Czy Ja tak patrzę na ciebie? Prawda, że nie? A więc czemu nie chcesz przyjąć siebie prawdziwej?
Miłosierdzie jest najszybszą drogą do mego serca
19 XI 1987 r., czwartek, Czerna
Znajoma z rekolekcji, która działała w Hospicjum, rozpaczała po śmierci matki. Zapytałam Pana, czy jej matce potrzebna jest pomoc. Pan powiedział m.in.:
— Przekaż córce mojej, że matka jej oczekuje na wejście do domu mego. Każdy czyn miłosierdzia czyniony przez córkę zbliża matkę ku życiu wiecznemu, gdyż świadczy, że dobrze córkę wychowała, i oręduje za nią.
W odpowiedzi na pytanie o celowość „zakupywania" dalszych Mszy św. za dusze matki Pan powiedział:
Ofiara moja na Mszy świętej nigdy nie jest daremna, lecz ponieważ jest Ofiarą mojej Męki i Krwi, to Ja sam decyduję, jaką duszę jej użytecznością wykupię. (...) Wasze prośby, wasza miłość wzrusza Mnie, a najbardziej dzieła miłosierdzia czynione przez was z prośbą o miłosierdzie dla waszych bliskich. Ofiarą moją najchętniej podnoszę tych, którzy przyszli z wielkiego ucisku, samotnych, za których nikt się nie modli i tych, którzy innym świadczyli dobro. (...) Droga Mi jesteś, córko! Proszą, abym ukoił twój ból, te dzieci, którym ty pomagałaś w przejściu ku Mnie.
Pytałam później Pana o Hospicjum, czy powstawanie tych zespołów jest zgodne z Jego wolą.
— Tak, chcę tego, córko. Te zespoły, które teraz powstają, powinny rozwinąć się na cały kraj jak najszybciej. Ten, kto nie jest miłosierny, nie będzie mógł Mi służyć: bo w twojej ojczyźnie nie będzie dwóch służb miłosierdzia, a jedna — w moje Imię i ze Mną dla służby waszym potrzebującym bliźnim. Chcę, aby rozwinęła się ona szybko i szeroko, bo wy dać ją macie sąsiadom waszym. Zaszczepicie w ten sposób Mnie samego, pełniącego służbę wam, ludziom nade wszystko Mnie potrzebującym, ludziom głodnym, słabym, chorym i cierpiącym, samotnym i zrozpaczonym, tym, do których serce moje się wyrywa. Wy zaś możecie być moimi rękoma, moimi stopami — Mną samym, rozmnożonym tak, jak Ja sam udzielam się światu w opłatkach Sakramentu Eucharystii. Chcę, córko, by wiedziano, iż błogosławię ich i wspomagam, a także, że czyniąc miłosierdzie spełniają najgłębsze pragnienie mego serca — Serca Boga miłosiernego, współczującego i litującego się nad bólem ludzkim. Jeśli działać będziecie świadomie ze Mną, rozmnożę was w wielość i uświęcę. Wiedzcie, że droga miłosierdzia czynionego ze wszystkich sił, woli, umysłu i serca (z samozaparciem) jest najszybszą drogą do mego serca. Mało tego, Ja wtedy biorę w opiekę swoją was i rodziny wasze, uznaję was bowiem za krewnych moich.
Zapragnąłem znowu mojego młodego Kościoła (rozmowa o problemach zgromadzenia zakonnego)
20 XI 1987 r., piątek, Kraków
Modliliśmy się w cztery osoby, w tym dwóch zakonników z pewnego zgromadzenia.
- Chciałbym prosić o jedność wśród członków mojego zakonu, o autentyzm życia...
— Mnie o to chodzi jeszcze bardziej. Wiecie, że zdziałać coś dla Mnie możecie tylko w jedności. Dopiero w okresie zagrożenia zmuszeni będziecie do zapomnienia wszystkich wzajemnych zastrzeżeń i przyczyn niezgody. Zawsze cel wielki podporządkowuje sobie wszystkie mniejsze, drobne cele osobiste każdego człowieka (własne plany).
Przyzwyczailiście się już do Mnie. Tak rzadko staję się dla was płomieniem, który was rozpala, dlatego zapragnąłem znowu mojego młodego Kościoła (okresu Apostołów). Jeżeli będziecie pragnąć gorąco odnowy i poruszenia serc wśród was, Ja to spełnię. Ale wielki płomień pożera — jeżeli pragnie się służyć Mnie z całego serca, ze wszystkich sił i z całej woli, to cóż zostanie wam samym? Dlatego tak niewielu decyduje się na służbę absolutnie, całkowicie oddaną Mnie.
W tych czasach, które nadchodzą, Ja takich was właśnie pragnę i potrzebuję — i mogę was przemienić. Mnie teraz potrzebni są gorący.
Postanowiłem rozpocząć dzieło odnowienia świata od was (Polaków) — ale kimże wy jesteście beze Mnie? Jeżeli wasza wola powie „tak", Ja mogę w apostołów przemienić alkoholików, narkomanów, wykolejoną młodzież i bezsilnych starców. Wiecie przecież, że Ja mogę wszystko — jeżeli wy zechcecie i w tym pragnieniu trwać będziecie.
Czyż mniej mam liczyć na was, moi synowie, którzy oddaliście Mi swoje życie świadomie i dobrowolnie? Pragnę was widzieć na pierwszej linii mojego frontu. Jesteście przecież wyszkoleni i odpowiednio wyposażeni. Cóż więc stoi temu na przeszkodzie? (Pan)
— Lękamy się. (zakonnik)
— A dlaczego w czasie okupacji nie baliśmy się? Dlaczego tego nie możemy zrobić dla Chrystusa? Chyba brak nam perspektyw... W czasie wypraw krzyżowych był cel wielki. (...) Może dałam zły przykład. A męczennicy pierwszych wieków? — zapytałam.
— Spodziewasz się, że stworzę wam takie warunki? (Pan z lekkim uśmiechem)
— Cel nam się zatarł, szczególnie w naszym zakonie, (zakonnik)
— Otworzę wam granice. Dam wam szanse, takie szanse, że jeżeli zawczasu nie przygotujecie mocnych sieci, będą pozrywane od nadmiaru ryb. Ale pomyślcie, kogo zaniesiecie tym, co modlą się o przyjście MOJE. Czy z miłości do Mnie nie możecie przyjąć okresu postu i pokuty, okresu oczyszczenia się i przygotowania, tak bardzo wam potrzebnego, abyście mogli być obrazem moim dla innych.
Pobudzam cały wasz kraj do głębokiego przeżycia postu i was do włączenia się w nieszczęście całego narodu nie od strony waszych żołądków (nie od strony ciała), a tylko od strony zmężnienia waszych dusz. Ukażę wam, jak to należy czynić.
Przygotowujcie się:
— przebaczając sobie wzajemnie,
— usilnie starając się kochać tych, którzy szkodzą wam,
— łagodząc spory,
— dążąc do pojednania się z tymi, którzy was znać nie chcą,
— działając przeciw wam samym, przeciw waszym pożądaniom,
— próbując przyjaźni z tymi wszystkimi, którzy są od was jak najdalsi,
— próbując nawiązywać więź przyjaźni ponad wszystkimi różnicami,
a Ja wam w tym pomogę na pewno.
Weź Mnie za Przyjaciela (rozmowa Pana z dwoma zakonnikami)
21 XI 1987 r., sobota, Kraków
Modlimy się we czworo, z dwoma zakonnikami ze zgromadzenia szczególnie związanego z Maryją. Jeden z nich wyraża wątpliwość, czy Pan w ogóle zechce włączyć się do rozmowy. Pan mówi:
— Moje kochane dzieci. Ja chciałbym z wami mówić bez końca i stale. Wiem, że w głębi waszych dusz słyszycie Mnie, ale Ten, który tak bardzo kocha, chce być przy tych, których kocha — zawsze, nie tylko w wyznaczonych godzinach. Stałem się człowiekiem i zachowałem swoje człowieczeństwo, aby być wam Bratem, Przyjacielem, który was wspiera we wszystkich waszych sprawach dnia codziennego.
Pan zwraca się teraz do jednego z zakonników, ojca K.
— Mój synu, czy Przyjacielowi nie powiedziałbyś o wszystkim, co cię gnębi, z prośbą o pomoc? Proś, abym twój słuch poprawił — jeśli uwierzysz, że Ja mogę. Oddawaj Mi nie tylko swoje udręki i ciężkie zmartwienia, ale i najdrobniejsze wahanie, wątpliwość.
Chciałbym ci coś zaproponować: spróbuj modlić się ze Mną i z twoimi klerykami razem. Oni zachowali bezpośredniość i nie czują lęku przede mną, a ty możesz wtedy czuwać nad nimi, aby nie doznali szkody. Ja tak się do was wyrywam.
Mój synu, cieszę się z ciebie, dajesz Mi dużo radości. Pozwól, abym Ja z kolei mógł napełnić cię moją radością. Ja chcę z wami nie tylko modlić się, ale i śmiać, radować, cieszyć się obecnością waszą. Ciężko Mi, kiedy traktujecie Mnie jak Ojca tak szacownego, że przychodzi się do Niego jedynie składać Mu uszanowanie i hołdy. A Ja nie jestem tak stary (Pan mówi to żartobliwie, pragnąc przełamać sztywność postawy sługi, jaką przybrali obaj zakonnicy), aby nie móc bawić się z wami i cieszyć się wraz z wami światem, jaki wam dałem, abyście mieli co kochać. Synu, bierz udział w radości moich dzieci. Zawsze wolę, jeżeli bezpośredniość, szczerość, radosna spontaniczność wyprzedzają szacunek i sztywne posłuszeństwo, niż gdyby było odwrotnie. Ja chcę żyć z wami w radości.
I na ciebie, synu, pragnę wylać ten bezmiar mojej serdeczności, jaki mam dla ciebie. Pragnę wzmocnić twoje siły. Chcę, żebyś wiedział, jak wdzięczny ci jestem za twoją walkę i współczucie twoje dla najbardziej bezbronnych, najsłabszych dzieci moich (chodzi o obronę życia nienarodzonych).
Zapraszam cię, synu, weź Mnie za Przyjaciela na każdą chwilę twojego dnia. Chciałbym, abyś się bardziej oparł na moim ramieniu, aby ci lżej było iść ze Mną. Daję ci, synu, błogosławieństwo moje, daję ci moją miłość, daję ci prawo do interwencji w każdej sprawie zagrożenia życia — tak fizycznego jak i duchowego — bo chciałbym, synu, uradować cię. Proszę cię, synu, „używaj" Mnie. Ja mam nieskończoną ilość sił, darów i możliwości. Udostępniam ci to wszystko. Co moje, niech będzie i twoim już teraz: bierz i rozdawaj, ile chcesz. Hojni są moją radością.
Dajemy ci błogosławieństwo — Ja i Matka moja zjednoczona ze Mną w miłości. Pozostań w pokoju.
Pan zwraca się teraz do drugiego z zakonników, ojca P.
— Mój synu, znasz od dawna moje plany. Poznałeś Mnie; wiesz, jaki jestem. Te słowa, które daję wam, stosuj. Dawaj je ludziom jako lekarstwo dla ich szybszego wyzdrowienia.
Chciałbym, abyś wspomagał (twojego współbrata) K. w jego odpowiedzialnej pracy, a jeśli będziecie działać wspólnie, Ja się dołączę — trzeci.
Pragnę przygotować dzieci mojej Matki, aby świadczyły o Niej, naśladując Ją w Jej stosunku do ludzi (Kana Galilejska). Chcę, aby byli pomnożoną Maryją, gotową do usług w nowych Kościołach, które się zrodzą na ziemiach dawniej waszych i dalej (na Wschodzie). Pragnę, abyście wy specjalnie ukazywali stęsknionemu, sierocemu światu macierzyństwo mojej Matki, które przez Nią stać się powinno macierzyńską cechą całego mojego Kościoła (macierzyńskim duchem Maryi w Kościele katolickim).
Synu, licz na Mnie. Wzywaj Mnie ciągle, w każdej sytuacji. I proszę cię, obejmij swoim zainteresowaniem i wstawiennictwem do Matki mojej wszystkich swoich kolegów naukowców. Bo widzisz, synu, oni często stają się jednostronni: zbyt mało zwracają uwagi na serce, które powinno obejmować miłością tych, których uczy. Bo człowiek to nie tylko intelekt, który trzeba rozwijać; zwłaszcza człowiek młody — on pragnie działać z miłości. Oddaje się Mnie z porywu miłości i chciałby służyć temu, co najgłębiej kocha.
Łatwo służyć ukochanej matce, lecz dużo trudniej oschłej i wymagającej nauczycielce. Pragnę, aby Kościół mój miał rzeczywiste, żywe oblicze macierzyńskie.
Ja was wzywam pierwszy, miłując was. Próbujcie działać tak i wy. Ufam, synu, że Mi w tym pomożesz (w uświadamianiu o tym życzeniu Pana).
Powiedz Mi teraz szczerze, czy czegoś pragniesz, czy chcesz Mnie o coś zapytać. Ja czekam.
— O miłość i nabożeństwo do Męki Pańskiej. Żebym nie bał się śmierci, zdany na wolę Bożą co do okoliczności i sposobu. (ojciec P.)
— Mój synu, nie ma lepszego sposobu zabezpieczenia się przed tym, co nas straszy, jak powiedzenie Mi o tym, tak jak teraz. Zapewniam cię, że nie masz się czego bać, bo Ja sam przychodzę do tych, którzy Mnie kochają. Uwierz Mi, synu, że Ja doczekać się was nie mogę. (Pan)
— Żebym otwarł serce na Ducha Świętego, bo On jeden może rozpalić nasze serca, i żebym mógł napełniać Nim innych. I żeby nasz zakon niósł Ciebie ludziom w Polsce i innym narodom... (ojciec K.)
— Tak, synu, zawsze ufałem, że mogę na was liczyć. Kochamy wspólnie wszystkich, jesteśmy więc zjednoczeni w miłości. Wy tylko chciejcie, Ja dam wam siły — kiedy robotnicy idą do pracy, gospodarz daje im odpowiednie narzędzia. Zapraszam was na najobfitsze żniwa świata.
A teraz staję wśród was, obejmuję was i przyciskam do swojego serca. Polegam na was, bo sam z wami będę i niczego wam nie poskąpię, o cokolwiek Mnie poprosicie. Wszystkie wasze prośby zachowuję w sercu swoim i nigdy o żadnej nie zapominam. Bądźcie pełni radości i pewności wypełnienia się planów moich, ponieważ wszystko, co zamierzyłem, jest objęte niezmierzoną szczodrobliwością i mocą moją.
Błogosławię wam, a Duch mój, Duch Święty, który prowadzi was — służy wam pełnią swego światła; bo On jest Parakletem, Tym, który idzie przy waszym ramieniu.
Bądźcie śmiali. Nie jesteście aż tak słabi ani tak mało mogący, jak sądzicie. Wy tylko pragnijcie miłować wraz ze Mną, a Ja będę przygotowywał wasze drogi z dnia na dzień, z kroku na krok. Przecież kocham was. Czy nie wiecie, że już jesteście moi? W całym wszechświecie nic wam zagrozić nie może, bo Ja jestem z przyjaciółmi moimi.
Daję wam moje błogosławieństwo i radość obecności mojej, pewność mojej miłości, którą chcę, abyście odtąd żyli, nie martwiąc się żadnymi waszymi ludzkimi przypadłościami. Bo Ja nie chcę więcej, niż zrobić możecie i nie przynaglam przyjaciół moich ponad ich siły. Ja nie liczę tego, czegoście nie wykonali, lecz raduję się gorąco każdym dobrem, które dajecie światu.
Dziękujcie Mi za miłość moją, za troskę moją o was i mówcie o tym, bo Ja tak bardzo jestem spragniony waszej ludzkiej miłości. W ciężarach uciekajcie się do mojego Serca, jak Jan w czasie Wieczerzy. Oprzyjcie się o nie, wtedy usłyszycie, jak ono bije dla was. Niech Serce moje będzie wam schronieniem i oparciem. Kocham was, moi drodzy spracowani synowie. Jeszcze raz błogosławię wam i powierzam was opiece Najdoskonalszej Matki mojej
.
Przynajmniej wy kochajcie Mnie (rozmowa Pana z siostrami zakonnymi)
21 XI 1987 r., sobota, Kraków
Modlimy się razem z Lucyną - i z kilkoma siostrami z zakonu kontemplacyjnego. Siostry modlą się zza kraty.
— Prosimy, Panie, o światło dla (naszego) domu. (siostry)
— Moje drogie dzieci. Mnie u was jest dobrze. Cieszę się wami, ale powiem wam, czego chciałbym. Jeżeli chcecie uradować moje serce, starajcie się całkowicie zawisnąć na moim miłosierdziu. W ten sposób wynagrodzicie Mi krzywdę, która Mnie spotyka od setek tysięcy odkupionych przeze Mnie moich dzieci, które nie chcą Mi zawierzyć, które Mnie się boją i widzą we Mnie wyłącznie surowego sędziego, a Ja jestem głodny miłości ludzi. Przynajmniej wy kochajcie Mnie i ufajcie w najdrobniejszych sprawach. Gromadźcie się przy Mnie jak Maria, u moich stóp, a wtedy będę mógł wśród was wypocząć, tak jak odpoczywałem w domu Łazarza.
— Martwimy się o sprawy powołań. Mamy tylko jedną nowicjuszkę. Dlaczego? (siostry)
— Jakie jest zadanie wasze?
— Modlitwa o zbawienie duszy, oddanie się całkowite do dyspozycji Bogu.
— Wszystkie teksty, jakie podawałem, a jakie wy macie teraz u siebie, mówią, że nadchodzą czasy oczyszczenia ziemi, czas postu, lęku i grozy. To u was pragnę mieć ośrodek pokoju i pełnego zawierzenia Mnie. Wzywam was do modlitwy za tych, którzy zginą. Wzywam was do próśb wstawienniczych za wasz naród. Wiecie już, córki, że powołuję go do współpracy ze Mną, wiecie też, że w waszej ojczyźnie pragnę rozpocząć budowę nowego porządku — stąd pragnę ukazać światu żywy przykład narodu, który chce współpracować ze Mną, służyć mi i żyć wedle moich praw, a najważniejszym z nich są słowa moje: „abyście się społecznie miłowali".
Ukazuję wam, moje ukochane Marie, plany moje, a wy wiecie, jak oporny i jak słaby duchowo jest wasz naród. Wspomagajcie go, proście za nim, przepraszajcie i żałujcie za winy tych, którzy sami nie żałują. Wstawiajcie się za wszystkimi, którzy występują przeciwko Mnie, nie wiedząc, co robią. W moim królestwie (jakie Pan chce mieć tu, na ziemi) ci, którzy rozumieją (są dojrzali), osłaniają sobą tych, którzy błądzą w ciemnościach.
Nie martwcie się, córki, że was jest mało. Pomyślcie, że jedenastu moich uczniów, zwykłych, prostych, biednych ludzi, przemieniło świat ze Mną. Nie jest was za mało na ten kraj. Wszystkich, którzy Mnie rozumieją, wzywam teraz do współpracy ze Mną, a cóż wy możecie innego, jak nie wstawiać się, prosić, przepraszać i powierzać Mi waszą troskę. Cała reszta jest działaniem moim.
Podam wam sposób: tak jak moja Matka obejmowała Mnie i tuliła w ramionach, tak wy obejmujcie miłością ten biedny, wymęczony, wykorzystywany kraj i składajcie go na moim ołtarzu tak jak małe dziecko, i proście, aby Krew moja obmywała go codziennie, a Ciało moje napełniało życiem i zdrowiem.
Obiecałem wam (Polakom), że was przemienię i uzdrowię, gdyż sami nie podołacie temu, ale potrzeba Mi próśb (zgody waszej woli), a tak mało z was prosi. Dlatego potrzeba Mi waszych próśb (Pan chce przyjmować wstawiennictwo niewielu ludzi jako prośby reprezentantów narodu).
Matka moja prosi, i wy, moje córki, proście z Nią, a jako waszą ofiarę zadośćuczynienia sprawiedliwości mojej dawajcie pełnię swego zawierzenia — i w tym się ćwiczcie. Znakiem waszego zawierzenia jest radość.
Teraz daję wam moje błogosławieństwo. Przyjmijcie otwartym sercem moją miłość do was, moją radość z was. Bo Ja chcę, moje drogie córki, szczycić się waszym zawierzeniem wobec całego nieba.
Daję wam też zapewnienie pełni bezpieczeństwa i otaczam was moją opieką, która jak mury obronne was osłoni. Żyjcie, córki, w pokoju i niczym się nie trwóżcie, bo miasto wasze będzie nietknięte i kraj wasz nie będzie zniszczony.
Wierzcie Mi, córki, ufajcie mojej miłości do was, abym mógł mieć (u was) dom przyjaciół, pełen radości, pokoju, zgody i przyjaźni wzajemnej, w którym odpoczywać będę.
30 XI 1987 r., poniedziałek, Warszawa, moje urodziny
— Ty wiesz, Panie, że chcę być pożyteczną. (...) Proszę Cię o wszystkie dary potrzebne mi w tym, bym nie odstraszała od Ciebie, by nie widziano złej służebnicy, a tylko i wyłącznie Ciebie, takiego jakim jesteś. Pragnę ukazać światu Ciebie, jak Ty ukazujesz się mnie w Twojej miłości, dobroci, łagodności, zrozumieniu nas (...) Nie odchodź, proszę, bez Ciebie jest sama pustka i słabość. Zostań prawdziwym Gospodarzem naszego domu, jego Panem. Ja też jestem jego częścią, pamiętaj o tym; rządź we mnie, Jezu, jak sam chcesz; rób to, co się Tobie podoba, proszę Cię o to. Bądź mi prawdziwie Przyjacielem, zawsze i we wszystkim. Czy godzisz się na to, Panie...?
— Tak, Anno. Przyjmuję twoje propozycje. Wejdę mocniej w twoje życie, zbliżę się bardziej, uczynię cię moim świadkiem, moją przyjaciółką, powiernicą moją. Proszę cię tylko o jedno: nie odchodź, nie unikaj Mnie, nie zaniedbuj. Kiedy się kocha tak jak Ja, boleśnie odczuwa się niestałość ukochanej osoby. Im bliżej będę, tym silniej ranić Mnie będziesz. Ale Mnie to nie zniechęca, nie lękaj się. Przecież Mnie potrzebujesz i pragniesz. Czy może być większe szczęście dla Mnie jak być ci niezbędnym? A tak jest, prawda?
— Tak, Jezu.
— A więc nigdy cię nie opuszczę. Kocham cię, Anno, moja mała córeczko. Na zawsze będziemy razem, i w radości, wierz Mi.
30 XI 2987 r., wieczorem
Modlimy się we troje (z Lucyną i Grzegorzem). Wymieniamy wiele próśb. Lucyna zwraca się o pomoc w związku z planowanym wyjazdem do Wilna.
— Moja córko, czy sądzisz, że Ja dla ciebie nic nie planuję? Ty proś tylko o stałą dobrą wolę i bezinteresowne działanie, a wtedy Ja mogę przeprowadzić wszystko, co zamierzyłem. (Pan)
— Niepokoję się o moją siostrę. Ma jechać do Azji, gdzie może być niebezpiecznie. Gdyby otworzyła się na Ciebie, byłbym o nią spokojny, ale ona jest raczej zamknięta. Prosimy o silną interwencję. Pomóż jej, Panie. (Grzegorz)
— Czego się nie robi dla przyjaciół. (Pan — żartobliwie)
Dziękujemy i prosimy o różne sprawy. Po pewnym czasie pytamy Pana, czego On od nas oczekuje.
— Przyjmujcie z wdzięcznym sercem wszystko, co wam daję (nie przebierając). Kochajcie Mnie. Tak mało otrzymuję miłości (tak mało dociera jej do Mnie od was). Mówcie Mi o waszej miłości w imieniu tych wszystkich, którzy Mnie nie kochają, a Ja wam uwierzę. (Z rozeznania: Pan pragnie, aby wymieniać imiennie tych, których znamy).
— Rozumiemy Cię, Panie...
— Jeszcze nie rozumiecie. Bo Ja bym chciał, abyście zagarniali ku Mnie również skrzywdzonych i nieszczęśliwych, cierpiących i opuszczonych, uzależnionych, prześladowanych i tych, którzy zamyślają samobójstwo. To jest szczególnie ważne. Do tego służyć wam mogą nie tylko rozmowy i modlitwy, ale gazety, telewizja, radio, bo z nich dowiadujecie się o tragediach ludzkich i potrzebach.
Chcecie wiedzieć dokładnie, czego pragnę? Jeżeli wasze serce mówi Mi „kocham Cię", powiedzcie: „kocham cię razem z tymi, którzy cię jeszcze kochać nie umieją, którzy cię odrzucili albo nie poznali, ale których ty kochasz tak samo jak mnie".
Rozumiejąc moją miłość do was, proście, abym otworzył serca oporne na przyjęcie Jej. I wymieniajcie tych, o których prosicie.
Dzieci, nie chcę wam dawać formułek. Pragnę, aby miłość każdego z was znalazła w waszych sercach, myślach i ustach wyraz sobie właściwy. Dałem wam tylko ogólną myśl, jak gdyby zarys i zapewniam was, że pomożecie i to bardzo tym, których włączycie w nasz osobisty dialog miłości, bo odpowiedzią jest pełnia mojej miłości, a ta rozbija mury i kruszy kamienie tak długo, aż dotrze do tego, co jeszcze jest żywe w człowieku.
Wiedzcie, że Ja ufam, że w każdym z was istnieje — do ostatniego oddechu — zalążek mojego życia (czyli miłości), który ofiarowałem wraz z życiem każdemu z was. I on może rozpalić się pod wpływem mojej miłości, jeżeli wy wstawiacie się i prosicie Mnie wtedy, kiedy taki człowiek już nie prosi, nie może lub nie chce.
Upoważnia was do tego wspólnota waszego człowieczego braterstwa. Ja, Pan nieskończoności, proszę was o to.
Poddaj się moim staraniom
6 XII 1987 r., niedziela, Warszawa
Napisałam do zakonnika w USA, którego poznałam w Polsce i bardzo ceniłam. Niedawno dostałam jego adres.
— Napisałam, Panie, a Tyś powiedział, żebyśmy się nie niepokoili.
— Tak, obiecałem mu opiekę. Obiecuję też, że pomogę Jadwidze, a ty włączaj ją w swoje modlitwy i pamiętaj też o ojcu Grzegorzu.
— Panie, pomyślałam, że może Ty byś chciał o wiele więcej przeze Mnie nam podać, a ja przez odkładanie i zaniedbywanie pisania psułam Twoje zamierzenia? Może więc teraz, skoro nie idę na operację, nadrobiłabym zaległości?
— Dobrze, córko, skoro chcesz, Ja ci podam w najbliższym czasie to, co zamierzyłem. Ale pamiętaj, że sama Mnie o to prosiłaś.
— Czy to będzie takie trudne, czy też długie?
— Sama się przekonasz, ale dzisiaj chcę ci odpowiedzieć na to, co cię niepokoiło w rozmowie z redaktorem twojej pracy („Pozwólcie ogarnąć się miłości"). Specjalnie powiedziałem „twojej pracy", bo tak jest, Anno. To, co zamierzyłem wam dać, otrzymało „ciało" dzięki twojemu wysiłkowi. Wysiłek ten obejmuje nie tylko słuchanie Mnie, ale także i niezliczone korekty, poprawki i twoje wszystkie zmartwienia i zawody, twoje rozmowy, tłumaczenia, opinie ludzkie, z którymi się stykałaś, jak również jakże dla ciebie przykre spotkania z niedowiarstwem, obojętnością, brakiem odzewu, z odrzucaniem moich słów przez zawiść, zazdrość, lekceważenie, ze względu na twoją osobę i inne ludzkie motywacje. To jest twój wkład w naszą wspólną pracę, i chcę, żebyś go uznała. To wszystko razem jest miarą twojej miłości do Mnie, a ty martwisz się, że Mnie nie kochasz. (Pan mówi to ze zdziwieniem).
— Panie, przecież Twoje słowa były mądre, piękne, słuszne i będą pomocne ludziom — jak mogłabym ich nie pisać...?
— No widzisz. Więc oceniły je twój rozum i twoje sumienie, zaś wola zdecydowała pisać. Twoja cała dusza uznała je — w świetle Ducha Świętego (który prowadził cię, bo On jest w każdym moim dziele i przy każdym, kto chce Mi służyć) — za DOBRO, prawda?
— Tak, myślę o tych tekstach jak o kotwicy dla zagubionego człowieka.
— A ty, córko, martwisz się swoim brakiem miłości bliźniego... Wiedz, że każdy daje bliźnim to, co ma w sobie, nie zaś wszystko, co byłoby im potrzebne — o czym wam już mówiłem. Dawałem wam wiele propozycji czynienia dobra, aby każdy z was mógł znaleźć coś, co wyda mu się najbardziej pociągające — każdy wedle swoich możliwości. Ja zaś twoje bardzo ograniczyłem, abyś nie szukała na próżno i nie miotała się wśród wielu działań miłosierdzia, a pozostała przy takim, jakie Ja sam dla ciebie wybrałem. Ty zaś wciąż się martwisz, że nie robisz więcej. Tak samo było w okresie wojny: wciąż pragnęłaś czynić więcej. Wiem, córko, że tak chce się wyrazić wasza miłość w młodości, lecz gdy przychodzi dojrzałość, człowiek wybiera z wielu zadań to jedno, według jego rozeznania, najlepsze, najwyższe, najdoskonalsze, najbardziej użyteczne, a zarazem to, które — już znając siebie — wie, że wypełnić potrafi jak najlepiej.
Bo widzisz, Aniu, człowiek wyłoniony z Doskonałości, z jej zamysłu, będzie zawsze dążył do spełnienia — w sobie — doskonałości w stopniu dla siebie możliwym. Może przy tym przemierzyć wiele dróg i nie od razu znaleźć swój własny wyraz; i owszem, przymierza, sprawdza, odrzuca i znów szuka, bo nic, co nie zbliża go ku doskonałości, nie zadowala go. Jeśli ma szeroko otwarte oczy duszy i zachowuje więź ze Mną, nie pomyli się nigdy.
Myślisz, że są tacy, którzy szybko znajdują swój cel? Tak sądzisz o powołaniu zakonnym? Nie. Oni tylko szybko wchodzą na swoją drogę i na niej nieustannie dokonują wyboru. Ze Mną w przyjaźni i nie odchodząc ode Mnie — tylko tak idzie się prosto, co nie znaczy łatwo. Beze Mnie (bez łaski Bożej) każdy wybór doprowadzi was do umiłowania siebie w każdym działaniu, jakie wybierzecie. A to prowadzi do najgorszego nieszczęścia (jakim jest życie w złudzeniach i zakłamaniu).
Teraz zapytuję cię, co według osądu twojego sumienia i twego rozumu możesz ofiarować światu jako twój dar najpożyteczniejszy i najdoskonalszy?
— Owoce mojej współpracy z Tobą, Jezu, czyli Twoje SŁOWA! Nic się z nimi nie może równać. Ale czy ja to robię dobrze? Czy ktoś inny nie zrozumiałby ich lepiej?
— Nie, córko, ciebie przeznaczyłem sobie i przygotowywałem cię przez całe życie. Dałem ci rodzinę i warunki, a i miasto, i czas po temu odpowiedni. Wszystko, co wydarzyło się w twoim życiu, było przygotowaniem do przyjaźni ze Mną. To, co cię spotykało złego i dobrego, to, czego ci poskąpiłem (bo jest to próbą, czy człowiek nie zwróci się ku pozyskaniu tego i wszystkich sił nie obróci ku zdobywaniu jakiegoś z dóbr tego świata) i czego głód i potrzebę tak boleśnie odczuwałaś — wszystko było sprawdzianem, czy rzeczywiście pragniesz tylko tego, co moje. Ja odpowiadam na prawdziwe wezwanie serca.
Powiesz, że byłem okrutny? Cierpiałem wraz z tobą, chroniłem cię i podtrzymywałem. Ale widzisz, dziecko, moje sprawy — to sprawy poważne. Ja dałem za was całego siebie — pierwszy. Wy Mnie naśladujecie. Bo jeśli mamy razem pracować dla ratowania ludzkości, to musimy iść jedną drogą. Czy Mnie rozumiesz?
— Tak, Jezu.
— Dawałem ci, córko, tylko to, co znieść mogłaś i dbałem o twoje nauczanie. Cierpienie jest szkołą najszybszą, chociaż najboleśniejszą. Głód duszy jest wzywaniem Mnie; jest też wspólnym cierpieniem całego waszego narodu, a ty chciałaś los jego podzielać, prawda? Jakże inaczej mogłoby rozwinąć się w tobie zrozumienie i współczucie. Głód sprawiedliwości, moje biedne dziecko, był wam potrzebny. To głęboki wykop pod fundamenty tego gmachu ojczyzny twojej, którego zarys już jest nakreślony. Teraz rozpoczniemy budowę. Wciąż razem, córko. Teraz już zawsze razem.
Wszystko zrozumiałaś, moja mała przyjaciółko. Wiesz już, że pora na ostateczne oczyszczenie naszej współpracy ze wszystkiego, co jej przeszkadza lub jest w niej zbędne. Będziemy ją doskonalić wspólnie, we dwoje, ty i Ja. Dlatego poddaj się moim staraniom i przyjmuj wszystko, co dawać ci będę. Dość walczyłaś sama (choć osłaniałem cię), teraz wchodzimy w czas żywej, intensywnej współpracy: człowiek i Bóg, przyjaciel z Przyjacielem — aby widziano i wiedziano, że Ja tego chcę, że nasza przyjaźń jest możliwa i jakie przynosi skutki dla człowieka. Chcę, aby każdy z was zapragnął przyjaźni i współpracy ze Mną ośmielony i zachęcony przez twój przykład, Anno. Takie jest pragnienie mego serca. Tego tak bardzo pragnę dla ciebie, córeczko, dla twojej radości, byśmy cieszyli się wspólnie.
O Trójcy Świętej
7 XII 1987 r., poniedziałek, Warszawa
— Obiecałem, że wyjaśnię ci to, co cię zaniepokoiło. Przestań się bać. Chociażby wszyscy teologowie świata twierdzili inaczej, ty słuchaj Mnie. Nigdy żadnemu teologowi nie obiecywałem nieomylności.
Ja, Pan wasz i Bóg, Jeden w Trójcy, jesteśmy Jednością trzech Osób w miłości. Miłość jest naturą Boga, zarówno Ojca, jak Syna, jak i Ducha Świętego. Miłość jednoczy. Miłość nieskończona, niewymierna, niczym nie ograniczona w swej pełni — jednoczy bezgranicznie, stanowi pełnię jedności...
— Ojcze, przerwałam, bo stwierdziłam, że więcej nie pojmuję. Nie mam punktu zaczepienia do rozpoczęcia procesu rozumowania. Za mało umiem. (...)
— Nie, córko. To Ja chciałem cię doprowadzić do granic poznania. Tajemnicę Trójcy Świętej dlatego właśnie określa się jako dogmat, że drogą rozumowania nie można osiągnąć pełnego zrozumienia istoty współżycia Boga Jedynego, bo istnienie Boga jest poza zasięgiem intelektu ludzkiego, przeznaczonego do orientacji w warunkach waszego życia. Ja sam daję się wam poznać, bo kochając was, wciąż staram się przybliżyć ku wam — Ja, w całym majestacie Trójcy, Bóg wasz i Stwórca, Przyjaciel swego stworzenia, jego Wybawca i Odkupiciel, Doradca i Przewodnik.
Posłuchaj, dziecko. Duch Święty jest waszym stałym towarzyszem. Kto chce usłyszeć Go, usłyszy na pewno. On mieszka w duszy waszej...
Przerwałam, ktoś przyszedł.
Miejcie dla innych cierpliwość
9 XII 1987 r., środa, Warszawa
Modliliśmy się we troje. Pan powiedział m.in., że chce, abyśmy patrzyli na świat Jego oczyma:
— Patrzeć moimi oczyma to znaczy patrzeć na wszystko jako na mój dar i wyraz materialny mojej miłości; na ludzi — jako na moje dzieci powstałe z mojej miłości, przeznaczone do życia w miłości i ciężko zmagające się ze sobą i światem o prawo do takiego życia wiecznego.
Pragnę, abyście widzieli nie powierzchnię, a głębię każdej osoby ludzkiej. Czy wiecie, co nią jest? Głód szczęścia, nienasycenie nim, potrzeba bycia kochanym. A ta potrzeba jest tak wielka! Taką wielkością i tajemniczością została obdarzona dusza ludzka, w której Ja składam swoją miłość i zarodek życia wiecznego — wiecznego szczęścia.
Ja widzę w was poszukiwanie, głód, pragnienie sprawiedliwości. Widzę choroby, okaleczenia, rany, dla których was nie stworzyłem i Ja wam ich nie zadałem, ale odebraliście je od świata i waszych — tak samo nieszczęśliwych — towarzyszy drogi.
Odrzućcie wszystkie etykiety, które tak łatwo nadajecie sobie wzajemnie i miejcie dla innych cierpliwość. Te dziesiątki ludzi, z którymi się spotykacie codziennie, nie są wam dane, abyście ich nauczali, ale abyście ich kochali. Nie są im potrzebne wasze uczucia emocjonalne, lecz wasze świadczenie o mojej miłości do nich! Po prostu, dzieci, nie przeciwstawiajcie się jej. (Z rozeznania: Chodzi tu Panu o to, byśmy okazywali normalną grzeczność, uprzejmość, cierpliwość, łagodność, wyrozumiałość, spokój, opanowanie).
9 XII 1987 r., wieczorem
Modlimy się. wspólnie z Wojciechem, który przedstawia Panu swój pomysł działalności gospodarczej z udziałem firmy zagranicznej.
— Próbuj, synu. Jeżeli uważasz, że to jest pożyteczne dla twojego kraju i czujesz się na siłach, to próbuj.
— Mam wątpliwości, czy to jest realne.
— Ja widzę was żyjących w świecie realnym i chcę, abyście mieli warunki możliwie dobre. Nie chciałbym jednak, żebyście dążyli tylko do luksusu i będę go ograniczał, ponieważ ponownie odwróciłby was ode Mnie, tak jak odwrócił cały Zachód. Wszystko, co jest wam pożyteczne, potrzebne i ułatwia wam życie, chciałbym wam dać. Czy sądzisz, synu, że nie wspomagałem i nie obdarzyłem odpowiednimi zdolnościami tych, którzy ten samochód skonstruowali? Wszelka inteligencja jest moim darem. Mnie chodzi tylko o to, abyście darów moich nie przywłaszczali sobie tylko dla własnej korzyści. Słuszne jest, aby ci, którzy więcej ode mnie otrzymali, służyli tym „uboższym".
Chciałbym, synu, aby twoje poczucie odpowiedzialności ogarniało coraz szersze zakresy. Jeśli dałem ci dar praktycznego myślenia i umiejętność realizowania swoich planów, to zamierzeniem moim było, abyś tymi darami służył całości (narodowi, społeczeństwu), od której tyle otrzymałeś.
Po dyskusji na temat powstawania fortun w przyszłej Polsce Pan mówi tylko:
— Aby nie kosztem innych.
Po rozmowie o formach udziału pracowników we własności przedsiębiorstw, w której znajomy wypowiadał się przeciw równości jako „jednakowości", Pan dodaje:
— Sam się opowiadasz za poczuciem równości, ponieważ swojego pracownika traktujesz jako człowieka, a o to Mi chodzi.
11 XII 1987 r., piątek
Rozmawiamy z Wojciechem, który pragnie włączyć się do współpracy. Zwracamy się do Pana. Pan pyta:
— Wojciechu, czy rzeczywiście pragniesz Mi służyć w moich planach?
— Tak.
Wojciech mówi szerzej o swoim pragnieniu twórczości i o potrzebie pomocy Boga dla nas (tworzenia wspólnie z Nim). Pan potwierdza jego słowa:
— Twórczość to jest mój dar. Ja się dzielę z wami moją naturą Twórcy. Cieszę się z każdego uszlachetnienia, jakie wprowadzacie w to tworzywo, które wam dałem, w świat pierwotny, i boli Mnie, i serce Mi się kraje, gdy widzę, jak niszczycie moje dzieło.
Przedstawiaj Mi swoje plany
13 XII 1987 r., niedziela, Warszawa
Modlimy się we dwoje z o. Janem. Niepokoimy się, że tyłu zadań nie udaje się nam wykonać. Mówi Pan:
— Spokojnie, dzieci. Ja jestem od planowania i Ja stwarzam okazje. I cieszę się bardzo, jeżeli wy podejmujecie je z radością. Tego pragnąłem dla was — chcę swobody i radości (obraz: Pan wcale nie chce widzieć nas jako zmęczone szkapy dorożkarskie).
Pan zwraca się do o. Jana:
— Mój kochany synu, czemu się ciągle ustawiasz w pozycji sługi? Ja jestem twoim Przyjacielem, a ty jesteś bratem w kapłaństwie. Ja wcale nie chcę ci wydawać poleceń. Nie zmuszaj Mnie do tego.
Ale jeśli chcesz, synu, to pokażę ci sposób obcowania ze Mną. Przedstawiaj Mi, nawet codziennie — Ja się nie gniewam, jeśli się do Mnie mówi często — przedstawiaj Mi swoje plany, zwłaszcza związane z moimi planami, i proś Mnie o uczestnictwo w nich. Jeśli je zaakceptuję, na pewno ci w nich pomogę. Proś Mnie też za tych, których ty widzisz, których byś chętnie włączył do współpracy, poddawaj ich mojej ocenie i proś Mnie o otwarcie ich serc. Jeśli w głębi serca będą tego chcieli, Ja ich na pewno poruszę. Tych, co nie odpowiadają, pozostawiaj. Jak będzie czas, sami do ciebie przyjdą, bo nie będzie człowieka, który by się nie lękał.
16 XII 1987 r., środa, Warszawa
Podczas modlitwy we troje Grzegorz prosi Pana:
— Proszę Cię, Panie, za kolegę. On jest daleko od Ciebie, ale, jak sądzę, jest bardzo głodny Ciebie...
— Oddawajcie go Mnie codziennie. Proście Mnie o dobrą wolę dla niego, o pragnienie poznania Mnie. Nawet nie wiecie, ile znaczą wasze prośby dla tych ludzi, za których prosicie.
Grzegorz radzi się co do podzielenia się z poznanym Rosjaninem, naukowcem z Leningradu, czymś, co pomogłoby mu w poznaniu Pana. Pan mówi:
— Chciałbym do niego dotrzeć. Pożycz mu, synu, moją księgę przyjaźni („Pozwólcie ogarnąć się Miłości" w maszynopisie) jako dowód twojego największego zaufania. Możesz powiedzieć, że jesteś tym poruszony.
Pan wskazuje następnie fragmenty, takie jak:
„nie mam «lepszych» i «gorszych»" (Wstęp);
„najbardziej z tymi, którzy mało Mnie znają" (V cz., r. 18 i 19).
— Powiedz mu, synu, jedno. Niech mówi wszystkim, którym może i niech sam prosi Mnie stale o miłosierdzie dla swojego miasta. Przypomnij mu, synu, los Niniwy. Powiedz mu, że nie jest przesądzony los tego miasta ze względu na nieustanne błaganie tych, którzy zmarli (z głodu i zimna) i zginęli w czasie blokady. Ci są ze Mną. Ale błagania ich muszą znaleźć odpowiedź w was, żyjących. Oczekuję na przemianę waszą.
Grzegorz niepokoi się, że nie znajduje dostatecznie dużo czasu na pracę nad tekstami. Pan mówi:
— Synu, chciałem ci powiedzieć, że pragnę, abyś we wszystkich sprawach moich czuł się zupełnie wolny i nie przymuszony. Nie chcę, żebyś się tak spieszył, żebyś robił to kosztem zdrowia. Kiedy przyjdą chwile przełomowe, wtedy będziecie wytężać wszystkie siły; teraz — spokojnie. (Ze zrozumienia: współpraca ma być źródłem radości, a nie zatroskania i poczucia przymusu).
Zrozumcie Mnie, dzieci. Ja chciałbym, gdybym mógł, obdarzyć was niebem już tu, na ziemi. Pragnę w każdym razie, aby wasze zaufanie do Mnie i poleganie na Mnie odjęło wam lęk, poczucie zagrożenia i zniosło potrzebę zabezpieczania się za wszelką cenę.
Więzy krwi
24 XII 1987 r., Wigilia, Warszawa
Przyszedł Grzegorz. Gdy składamy sobie życzenia świąteczne, moje myśli kierują się ku Mamie. Zastanawiam się, czy Mama jest tu teraz oraz inni nasi bliscy. W tej chwili mówi moja Matka:
— Oczywiście, że jesteśmy tu wszyscy. Jak mogłoby być inaczej. Matka Grzegorza dzięki synowi wchodzi w nasze plany, włącza się do współpracy, a Pan jej pozwala, ponieważ krótko żyła (ze zrozumienia: śmiercią swoją okupiła śmierć dziecka, teraz ma możliwość zadośćuczynienia). Chciałaby przekazać kilka słów bezpośrednio dla Grzegorza.
Mówi matka Grzegorza:
— Syneczku, pamiętaj, że jestem z wami. Dzisiaj przy wigilii myśl o mnie jako o osobie żyjącej i cieszącej się razem z tobą, bo naprawdę cieszę się waszą miłością wzajemną (z dziećmi) i wtedy jestem szczęśliwa przy was.
Synku, pani Ziuta (tak matka Grzegorza określiła moją) już ci powiedziała, że mogę współpracować z tobą. Na razie asystuję ci we wszystkich rozmowach i staram się wnieść ze swej strony trochę „naszego klimatu" (spokój, poczucie pewności, radości, prawidłowości). Cieszymy się oboje. Przekonałaś się, że nie ma między nami przegrody — poza jedną, że nas nie widzicie i musicie zawierzyć, ale to jest prawem dla całej skażonej grzechem pierworodnym ludzkości. (...)
Synku, myśl o mnie dzisiaj i wtedy, kiedy się zobaczysz ze swoim ojcem. A ja ze swej strony będę się starać. Mnie bardzo boli jego stosunek do życia. Czy sądzisz, że my kiedykolwiek zapominamy...? Ale chcę ci powiedzieć, synu, że cokolwiek robisz dla Pana, to oręduje za tymi, wobec których czujesz się odpowiedzialny, z którymi wiążą cię więzy krwi.
Synu, wiem, że teraz już musisz iść. Nie chciałabym, żeby twoja żona się martwiła.
Kogóż mam wzywać do współudziału, jak nie przyjaciół moich?
28 XII 1987 r., poniedziałek po świętach Bożego Narodzenia, Warszawa
Ostatni okres miałam ciężki: Zatrułam się w stołówce. Wieczór przed Wigilią przechorowałam. Wyglądało to dość poważnie, tak że byłam przez pewien czas w kontakcie telefonicznym z pogotowiem. Więc na Wigilię był post. Ponieważ odłożyłam lekarstwo na bóle stawów, dlatego nad ranem i przez cały dzień odczuwałam straszny ból, najgorszy w noc wigilijną. Na Mszę świętą chodziłam wieczorem, bo wtedy ból był mniejszy. W drugi dzień Świąt przyszedł W. o godz. 14 (po swoim obiedzie), a wyszedł o 19, więc nie jadłam prawie nic. Prawdziwy post, ale bez uczucia głodu. Byłam zmęczona zatruciem. Nieprędko zdecydowałam się na rozmowę z Panem, a gdy już się zdecydowałam, nie wiedziałam, jak zacząć.
— Ja pragnę rozmawiać z tobą, Anno. To, co ci dałem na Święta, było moim największym darem. Dałem ci udział w moim cierpieniu.
— W tym czasie?
— Właśnie w tym czasie, Anno, ginęło wielu ludzi, popełniano wielkie zbrodnie, a dzień pamięci o moim zmiłowaniu nad wami profanowali moi wyznawcy poprzez wszelkie ciężkie grzechy i wynaturzenia. Nie mówię ci o tych, którzy Mnie nie znają lub odrzucili Mnie, lecz o tych, którzy publicznie głoszą się chrześcijanami. Oni właśnie te dni pojednania i miłości wzajemnej zamienili w dni egoistycznego używania życia, dni pijaństwa i wyuzdania. Wiedziałem, że Mnie zrozumiesz i nie będziesz Mi wymawiać, że dałem ci zaznać przykrości. Ja sam połączyłem twoje cierpienia z moimi na Krzyżu, aby uzyskały moc zbawczą. Ci ludzie, którzy tak bardzo lekceważą moje dary, którzy tak lekko traktują swoje powołanie do świętości, mają — może — już niewiele życia przed sobą. Ich czas może skończyć się gwałtownie i w grozie, bez możności powrotu ku Mnie. Potrzebna im pomoc. Kogóż mam wzywać do współudziału, jak nie przyjaciół moich?
Sama zauważyłaś we wszystkim, co działo się z tobą, moją wyraźną wolę. I przyjęłaś ją, czym sprawiłaś Mi radość, której tak mało od was otrzymuję. Ja też czasem pragnę coś otrzymać, ale zadowala Mnie jedynie to, co duchowe. Ja nie jestem niemowlęciem, nie są Mi potrzebne dary pasterzy i władców. Potrzebne jest Mi wasze dobrowolne oddanie Mi się bez względu na to, czy jest ono „przyjemne", czy też przykre, bolesne, raniące. Dałem ci, córko, trochę przykrości, trochę niepokoju, bo nie wiedziałaś, czym się to zatrucie skończy, trochę bólu i niepewności, ale umacniałem cię i posilałem — sobą. Wszyscy bliscy twoi byli przy tobie i nie czułaś samotności, prawda?
— Tak, ale byłam strasznie słaba i nic nie mogłam zrobić, nawet modlić się ani pisać.
— Twoją modlitwą było przyjęcie moich darów bez narzekania i żalu. Tak więc dni te spędziłaś ze Mną, chociaż „nie czułaś" tego. Bycie ze Mną nie zawsze polega na mówieniu do Mnie lub słuchaniu czy zapisywaniu tego, co Ja ci mówię. Istotą naszej przyjaźni jest przebywanie w obecności mojej, towarzyszenie Mi tam, gdzie Ja ciebie prowadzę, branie udziału — wraz ze Mną — w sytuacjach czy stanach, w jakie Ja cię wprowadzam. Pamiętaj jednak, że zawsze Ja jestem z tobą, tak jak towarzyszę ci zawsze, nawet gdy nie prosisz Mnie o to, bo jakże opuścić mógłbym tę, którą kocham. Tak pragnę, abyś towarzyszyła Mi w tym, czym cię obdarzam. Dałem ci post, przykrość, ból stawów, ale w czasie, w którym mogłaś je przyjąć bez niczyjej szkody, a i ty byłaś wolna od obowiązków.
— A rozmowa z Tobą?
— Rozmowa ze Mną nie jest twoim obowiązkiem; przynajmniej, jak sądzę, jest dla ciebie radością, jak jest nią dla Mnie. Nie jest potrzebna zapisywana rozmowa tam, gdzie jest obecność. Ja zaś byłem, i przyznaj, że nie przynaglałem cię (do zapisywania rozmowy), abyś mogła odpocząć i odprężyć się po przykrościach. Rozmawialiśmy teraz i jeszcze wielokrotnie rozmawiać będziemy. Ciesz się też, Anno, z przyjęcia Waltera. To twoje prezenty dla Mnie. Rozradowały Mnie. Błogosławię cię, córeczko.
Nic oprócz Ofiary Boga wybawić was nie mogło
29 XII 1987 r., wtorek, Warszawa
Nie wiedziałam, od czego zacząć rozmowę, wiec zdecydowałam, że najlepiej będzie, kiedy Pan sam rozpocznie.
— Chcesz, abym to Ja mówił? Dobrze.
Pragnęłaś, córko, abym ci wyjaśnił, czy może z tobą mówić tylko Jezus Chrystus, wasz Zbawca, a Ja odpowiedziałem ci, że żyje w was, wspomaga was i uczy Duch Święty, Duch Prawdy, Ten, który zstąpił na Maryję, a od dnia, który nazywacie „Zesłaniem Ducha Świętego" (na pamiątkę pierwszego spoczęcia na was Jego mocy), podtrzymuje Kościół mój, a uczniami swymi czyni tych, którzy w sakramencie bierzmowania proszą o Jego dary, o Jego rady, o Jego przewodnictwo. Tak więc Ten, którego wy nazywacie trzecią Osobą Trójcy Świętej, uświęca was i przy was stoi jako Przyjaciel najbliższy i niezawodny. On oczy wasze i serca kieruje ku Jezusowi, Zbawicielowi waszemu, i ku Mnie, Ojcu waszemu.
Jezus Chrystus, Syn Boży, druga Osoba Trójcy Świętej jest waszym orędownikiem przede Mną i jest pośrednikiem pomiędzy Mną a wami. Ale cóż to znaczy? Czyż to, że zbyt „wielki" jestem, by mówić z wami? ...Jakież to ludzkie!
Jezus Chrystus, Bóg, stał się człowiekiem, aby przybliżyć wam Boga nieogarnionego, niewidzialnego, niedostępnego poznaniu waszych władz cielesnych, waszych zmysłów. Stał się człowiekiem, aby Krwią swoją móc was odkupić, bowiem nic oprócz Ofiary Boga wybawić was nie mogło. Lecz Bóg jest duchem. Dlatego związał bezmiar Boży z naturą ludzką i stał się człowiekiem widzialnym, słyszanym, oglądanym, żyjącym z wami, nauczającym i uzdrawiającym was i... straszliwie przez was zamordowanym.
Duch Święty był z Nim, bo Bóg jest jednością, lecz Duch nie cierpiał (cierpieć cieleśnie może tylko to, co cielesne). Duch Święty uwielbiał Ojca w każdej sekundzie życia ziemskiego — Syna, a chwałą otoczył Go na Golgocie. Tam ujawniła się wam w pełni natura Boga, Jego miłość do was; i zaprawdę, nigdy nie ujrzycie większej.
A teraz odpowiedz Mi. Czy, zanim Jezus narodził się w Betlejem, rozmawiałem z wami Ja, Ojciec wasz, pierwsza Osoba Trójcy Świętej?
— Mówiłeś z nami, Panie, Ty sam w swej pełni, w Trójcy Świętej.
— Słusznie mówisz, bo Duch Święty wspomaga cię. Rozmawiałem z wami Ja sam w swej pełni. Syn był przy Ojcu i Duch obecny był także, gdyż Miłość odwieczna i bezgraniczna zespala nas w Jedność. Bóg trwa w jedności i kiedy rozmawia z wami Syn Boży — JESTEŚMY RAZEM; kiedy Duch Święty poucza was — JESTEŚMY RAZEM. Kiedy Ja, Ojciec wasz i Stwórca, chcę mówić z wami, czynię to — tak jak teraz mówię z tobą, dzieckiem moim, stworzonym z pragnienia bezgranicznej miłości, z pragnienia Ojca tęskniącego za przebywaniem z dziećmi swymi, pragnącego udzielać się im, tulić je w ramionach, podnosić ku sobie. Jestem Ojcem rozradowanym, gdy słyszę pierwsze, nieśmiałe, dziecinne próby rozmowy, Ojcem pragnącym osobiście nauczać, tłumaczyć i udzielać się tym, których kocham — lecz zawsze RAZEM JESTEŚMY.
Trójca Święta — to nieustająca, niewyobrażalna w swej mocy i intensywności energii Wymiana Miłości. Pragniemy ogarnąć nią każdy byt z Boga powstały — a innych nie ma. Są tylko te, które trwają przy Nas, te, które oderwały się od Miłości z własnego wyboru, i wy, z trudem i bólem powracający ku Ojcu. Ze względu na ten trud, cierpienie i słabość waszą macie całą potęgę miłości Bożej, Jego troskliwość i czujną opiekę, Jego cierpliwość, łaskawość i miłosierdzie.
I ty ich doświadczasz, córko, aczkolwiek „nie czujesz", bo Bóg nie przejawia się poprzez zmysły i emocje. Dziś jednak pragnę napełnić cię moją miłością, radością, mocą i pokojem. Przyjmij je i dziękuj Mi, córko, za niezmierne dary moje, jakie w tobie umieszczam, aby rosły. Daję ci błogosławieństwo moje.
Prosiłam o słowo. Otrzymałam psalm 71 (prośba o szczęśliwą starość), Ef 6, 10-20 (zachęta do walki duchowej — jak bardzo aktualna i potrzebna), a dla świata Dn 5, 25 (mene, mene, tekel, ufarsin).