Rozdział 8

Rozdział 8

Rowe z trudem za mną nadążał. Skręcając moje skrzydła w prawo, opuściłam się na gałęź, łapiąc z lewej strony pień drzewa. Gałązka zaskrzypiała pod moimi stopami, ale utrzymała mój ciężar. Odróciłam się i spojrzałam na Rowe, aby nadrobił zaległości. Przyzywając swoje moce, uniosłam wolną rękę w jego stronę. Świeży podmuch wiatru nie tylko pchnął go w moim kierunku, ale także uniósł go wyżej w powietrze.

Część naszej umiejętnośći latania pochodziła z magii i zdolności, do kontroli wiatru. Żelazny kołnierz Rowe, hamował jego zdolność kontroli wiatru, sprawiając, że musiałam pomagać mu w regularnych odstępach czasu. Nie był zadowolony z tej umowy, a mruczane przez niego przekleństwa przychodziły do mnie, kiedy byliśmy na tym samym wietrze. Mogłam tylko potrząsnąć głową. Nie było sposobu, bym mogła mu ufać bez kołnierza. Miałam wątpliwości, czy nie poderżnie mi gardła, by mógł ruszyć w swoją drogę, chodź nie byłam pewna czy nie prowadziła by ona do Aurory, nawet po spotkaniu córek Greenwooda.

- Dlaczego tak się śpieszysz? - domagał się Rowe, kiedy się do mnie zbliżył.

Ściągając na chwilę skrzydła, ugięłam nogi, zanim odepchnęłam się od drzewa i wystrzeliłam w powietrze. Wiatr uderzył we mnie, kiedy tylko ponownie rozłożyłam skrzydła, unosząc mnie ponad wierzchołki drzew. Pełnia powoli zanikała, ale na ziemi nadal malowało się srebrzyste światło, połyskując na śniegu zasypującym góry, nad którymi lecieliśmy.

-Jest ktoś z kim musimy porozmawiać, zanim dotrzemy o Cynni - wyciągnęłam ramiona i rozłożyłam palce, ciesząc się dotykiem chłodnego wiatru pomiędzy nimi. - Nie jesteś moim jedynym zadaniem.

- Kto?

Zignrowałam jego pytanie, kiedy przyglądałam się ziemi, która wypełniała przestrzenie pomiędzy grubymi sosnami. - Tam.

Obejrzałam się by zobaczyć jak Rowe mi się przygląda i przez chwilę zastanawiałam się czy nie zacznie się kłócić.

- Ku mojemu zaskoczeniu, poruszył skrzydłami i zaczął powoli krążyć, by mógł wylądować na polanie, którą mu wskazałam. Ruszyłam za nim, dość szerokim łukiem, by nie wylądować mu na piętach.

Grunt był miękki pod stopami przez topniejący śnieg i niedawny deszcz, który przeszedł przez teren. Składając skrzydła, uklękłam i włożyłam palce w ziemię. Przechyliłam głowę na bok, wsłuchując się we wszystkie moje zmysły. Były inne naturi w okolicy, a wielu z nich, było z klanu zwierzęcego. Byliśmy bardzo blisko miejsca w którym powinniśmy być. W rzeczywistości, jeśli jeszcze nie byliśmy obserwowani, powinno to nastąpić bardzo szybko.

- Gdzie jesteśmy? - zapytał Rowe. Spojrzałam w górę, by zobaczyć go stojącego z rękami na biodrach, ale nie miał skrzydeł. Było jeszcze kilka godzin przed wschodem słońca, co oznaczało że nadal mogliśmy podróżować w powietrzu, zanim nakazałam postój. Ale teraz mógł powiedzieć, że planuję podróż na piechotę. Nie ciągnęłam nas w powietrze, jeśli to nie było absolutnie konieczne. Dla nas było bezpieczniej i szybciej podróżować w powietrzu. Na lądzie stawaliśmy się celem zbyt wielu stworzeń, które miałam nadzieję uniknąć, aż dotrzemy do naszego następnego celu.

Stojąc, wytarłam ręce o spodnie, zanim przesunęłam kosmyk włosów za ucho. - Jesteśmy w Smoky Mountains ( Dymnych Górach). Musimy udać się tam - wskazałam w kierunku południowo wschodnim, w głąb lasu, gdzie nie było żadnej oznaki ludzkiego życia. Były tylko punkciki ludności w górach, a wszystkie były tak daleko od siebie, że mogliśmy stąpać po regionie nie maskując się i nie będąc zauważonym.

- Będziemy iść?

- Na razie.

- Więc ruszamy na terytorium klanu zwierzęcego - powiedział, maszcząc brwi, kiedy zaczęłam mijając go.

Nadal szłam, kiedy próbował mnie dogonić. - Będziemy rozmawiać z Kane.

Rowe podbiegł kilka kroków i brutalnie chwycił mnie za ramię, zatrzymując mnie. - Próbujesz nas zabić. Od kiedy wrota zostały otwarte Kane i reszta klanu, stali się bardzo terytorialni. Nie będą cię witać, bo jedyne co będą widzieć to - Oni idą atakować.

- Niech atakują. Odniesiemy zwycięstwo i będziemy mieć prywatną eskortę do ich przywódcy - powiedziałam, wyrywając się z jego uścisku i kontynuując spacer po lesie.

- Jesteś przekonana, że z tym batem jesteś w stanie zniszczyć każdego naturi? - zaszydził Rowe, a ja słyszałam jego koki na miękkiej ziemi. Był przynajmniej za mną.

- Nie będę używać bata przeciwko klanu zwierzęcemu - warknęłam. - Po prostu bronią swojego terenu przed intruzami. Jasmine i reszta próbowały mi ciebie odbrać i zabić mnie. Oni nie widzą powodu. Kane ludzie bedą.

- Oni już nas otaczają.

- Wiem.

- A jednak jesteś zdecydowana by kontynuować tę samobójczą misję, bo Cynnia cię poprosiła.

- Ona poprosiła o ciebie. Ta mała dodatkowa wycieczka nie może być aż tak zdradliwa.

- Ha. Ha - zaśmiał się Rowe, kiedy uświadomił sobie że się z nim drażnię. Miałam wątpliwości czy rozmowa z Kane nie stanie się niebezpieczna i trudna. Od otwarcia wrót i ataku Miry na Aurore, klan zwierzęcy w znacznym stopniu oddzielił się od innych klanów i zebrał w Smoky Mountains używając skalisty i mocno zadaszony teren jako schronienie przed światem. A teraz ja i Rowe szliśmy prosto do serca ich terenu.

Trwaliśmy w milczeniu, kiedy drzewa powoli falowały ku górze, gdzie było największe stężenie naturi. Słyszałam jak zwierzęta zbliżają się do nas drapiąc i uderzając w kory i brud. Węzeł zakręcił się mocniej w moim żołądku, a ja starałam się utrzymać w spokoju swoje tętno, nawet kiedy krąg klan zwierzęcego zacieśniał się, aż w końcu staniemy twarzą w twarz z głosem grupy, która została wysłana by bronić terytorium przed intruzami.

Kiedy weszliśmy na małą polankę, niski pomruk przetoczył się wokół nas. Stojąc z Rowe, mogłam dostrzec kilka dużych wilków, dwa rysie i parę lwów górskich. Mniejsze świecące oczy wpatrywały się w nas w ciemności, przez co domyśliłam się, że byliśmy otoczeni dużą ilością lisów i szopów. Używając swoich mocy odkryłam, że większość dużych zwierząt otaczających nas, była po prostu naturi, które zmieniły się w zwierzęta, podczas gdy mniejsze stworzenia był po prostu wezwane do pomocy w nadchodzącej walce.

- Jesteśmy tu, by porozmawiać z Kene - ogłosiłam, trzymając puste i otwarte dłonie po obu stronach. Nie chciałam zaczynać walki i za wszelką cenę chciałam tego uniknąć, biorąc pod uwagę, że byliśmy mniej liczni.

Nad moją głową, duża soba zachukała kilka razu, zanim rozpięła swoje piękne białe skrzydła i poszybowała w dół. Białe pióra rozpłynęły się, ukazując człowieka z ciemno brązową skórą i kudłatymi blond włosami. Wyglądałby bardziej naturalnie w postaci lwa, niż skromnej i łatwej do przeoczenia sowy. Światło księżyca pozłacało jego nagie ciało, kiedy zrobił kilka kroków w naszym kierunku. Zwierzęta które nas otaczały również zrobiły kilka kroków o przodu, zacieśniając krąc. Rowe zmienił swoje miejsce, uderzając swoim ramieniem o moje, podczas gdy ja chciałam pozostać w miejscu tak długo jak to możliwe. Chcieli pobudzić nas do działania.

W większości przypaków ufałabym, że Rowe nie uderzy, ale oni spokojne starali się zasiać w nim strach. Jednakże, żelazny kołnierz hamował jego moce, pozostaiając go słabym i zdanym na ich łaskę. Pozostawiłam go w niedogodnej pozycji, a to było coś, do czego byłam pewna, że był przyzwyczajony. Jeśli czuł się zbytnio zagrożony, nie miałam wątpliwości, że wolałby uderzyć jako pierwszy, by się uratować.

Uspokuj się, szepnęłam do jego umysłu, kiedy próbowałam wysłać pokrzepiającą falę spokoju do jego mózgu.

Zamierzaja zniszczyć nas, zanim będziesz miała szansę przedstawić im sprawę - warknął Rowe. W tym samym czasie poczułam jak jego oddech powraca spokojny i stabilny.

- Przyszliśmy porozmawiać z liderem klanu Kene - ogłosiłam silnym głosem. - Dopuścisz nas do niego?

- Znam cię, Nyx, oraz moc twojego bata, który zwisa ci z biodra - powiedział człowiek o złotych włosach. - Świetna broń królowej.

- Również cię znam, Locke - powiedziałam z lekkim ukłonem głowy. - Obrońca Kane i drugi przywódca w kolejności siły, który jest ze zwierzęcego klanu. Ale źle o mnie myślisz. Jestem pewna, że wiesz już, że nie jestem dalej bronią Aurory. Zostałam okrzyknięta zdrajczynią, a teraz chętnie szukam kogoś, kto chce pokoju na Ziemi.

- I zdaje się że trzymasz się w odpowiednim towarzystwie - drażnił się Locke. - Zdrajca podróżujący z innego rodzaju zdrajcą. Otwieracie klub?

- Tak - porzyznałam, sprawiając, że jego brwi wystrzeliły do góry, zanim odchylił głowę ze śmiechu. Nie dołączyłam do niego, ponieważ nie żartowałam. To nie było w mojej naturze.

- I chcesz uklęknąc przed Kane i prosić by jego ludzie chronili ciebie i tego zdrajcę, kiedy Aurora czycha na wasze głowy? - powiedział Locke, gdy zauważył, że nie uraczyłam go żartem o którym sądził.

- Rowe nie jest zdrajcą - zrobiłam krok bliżej Locke'a więc moje iało znajdowało się teraz pomiędzy dwoma naturi. - Poświęcił wszystko co kiedykolwiek miał, swoje miejsce wśród naszych ludzi, więc teraz możesz stać na ziemi i owijać się ciepłymi mocami Matki Ziemi. Rowe nie jest zdrajcą - powtórzyłam.- On jest twoim wybawicielem i należy szanować to co osiągnął.

Locke spojrzał na Rowe przez ramię a jego pełne usta zacisnęły się w wąską linię, kiedy ważył moje słowa. Ku mojemu zdziwieniu, chrząknął miekko i skinął Rowe, przyznając mi troche racji, jaką mogłam wyciągnąć od naturi. Musiałam wygrać ich wszystkich, jeden po drugim, by wyciągnąć ich z dala od pokrętnych myśli Aurory. W ogniu walki, wielu z nich trzymało się jej spódnicy, ale teraz kiedy magia ziemi ponownie popłynęła przez nasze wygłodniałe ciała, nasi ludzie zaczynali myśleć inaczej. Byli trochę bardziej otwarci. Cynnia mogła ustawić przede mną szereg zadań, ale ponieważ obserwowałam Rowe po raz pierwszy od zdrady Aurory, stało się dla mnie moją osobistą misją, dążenie do tego by odzyskał częściowo chwałę i cześć jaka mu się należała.

- Poruszyłaś ważny punkt, Ciemna - powiedział Locke, zaciskając zęby kiedy użył mojego pseudonimu, który będzie moim przekleństwem do końca życia. - Jestem gotów zostawić w spokoju Rowe, jeśli opuści nasze terytorium i nie wróci.

- A ja? - zapytałam, przechylając głowę do boku.

- Musisz odpokutować za zbrodnie - powiedział Locke, a złośliwy uśiech odmalował się na jego przystojnej twarzy. - Zabiłaś szeregi członków klanu zwierzęcego w ciągu długich wieków. Atakowałaś i uderzałaś w strach w sercach naszych ludzi, podczas gdy przysięgałaś być naszym obrońą.

- Chodź wiem, że mi nie uwierzysz, nie czułam raości przy tym, lecz po prostu wykonywałam rozkazy królowej, co również przysięgałam robić. Ten powód nie zwalnia mnie z moich zbrodni, ale nieco bardziej wyjaśnia przyczyny mojego działania.

- Wygodna odpowiedź. Zrzuć winę na królowę i umyj ręce od tej sprawy - zadrwił Locke.

- Krew naszych ludzi zawsze będzie plamić moje ręce, a ja będę płacić za te zbrodnie, ale teraz nie czas na to. Czy Kane nie chce mieć szansy znalezienia prawdziwego źródła twojej złości i izolacji? Czy twój wielki przywódca nie chce zaatakować Aurory?

- Skąd wiesz, że nie mamy zaplanowanego już ataku na jej panowanie?

Rowe prychnął, robiąc krok do przodu. - Podczas gdy klan zwierzęcy zawsze miał najsilniejszych wojowników wśród naszych ludzi, nie będziecie wystarczająco blisko niej, jak można mieć nadzieję. Potrzebujecie pomocy i Kane wie o tym. W przeciwnym razie nie ukrywalibyście się w górach, ale maszerowali przez te wielkie krainy by podjąc z nią walkę.

- Kazano ci odejść- rzucił Locke, zasiskając pięści po bokach.

Rowe wzruszył ramionami. - Nyx stoi przed wam, oferując wa szansę znalezienia się u jedynej, która użyje was jako psy wojenne. Czy nie było by w waszym interesie by Kane usłyszał jej plan? Poza tym, czy twój lider nie miałby więcej radości z oglądania jej śmierci, niż odebrania głowy po bitwie?

Twoja pomoc jest mniej niż pokrzepiająca, mruknęłam w mózgu Rowe, zachowując idealnie pustą twarz, kiedy Locke rozważał mój los.

Jeśli umrzesz teraz, nigdy nie uwolni się od tej przklętej obroży. Ponadto wolałbym, żeby Locke i inni nie odkryli, że masz mnie na krótkiej smyczy.

Po ponad minucie, jeden kącik ust Locke uniósł się w półuśmiechu. - Zahaczyłeś o ciekawy argument Rowe. Sprawy były ostatnio cicho. Jestem pewny, że Kane będzie wdzięczny za trochę rozrywki, zwłaszcza jeśli oznacza to zabicie nie tylko siostry królowej, ale także Ciemnej.

- Dziękuję - mruknęłam przez zaciśnięte zęby. Wiedziałam, że nie będę przyjęta z otwartymi ramionami, ale nie spodziewałam się tak wielkiej wrogości. Zbyt wiele czasu mieszkałam spokojnie z Cynnią i zążyłam zapomnieć jak bardzo znienawidzona byłam przez resztę naszych ludzi. Wielu chciałoby zobaczyć moją głowę na palu tak mocno, jak chcieli zobaczyć Cynnię i Aurorę martwe. Gdybym nie wierzyła w wizję Cynni, powiedziałabym, że nadszedł czas by kolejna rodzina zaczęła rządzić naturi, a Aurora i Cynnia powinny zniknąć z życia i z pamięci.

- Będziesz zaprowadzona przed Kane, gdzie będzie mógł zadecydować, czy masz być poddana audiencji czy po prostu zabita - powiedział Locke.

- A moje ułaskawienie? - zapytał Rowe?

Świeży uśmiech pojawił się na twarz Locke, kiedy ten zwrócił oczy na jednookiego naturi. - Odwołane, ponieważ zdecydowałeś się pozostać przy jej boku. Twoje życie jest z powrotem w rękach Kane - następnie wrócił do postaci sowy i wzleciał do nieba, lecąc wysoko nad naszymi głowami na chwilę zanim ruszył w kierunku wschodnim.

Stajesz się większym problemem niż jesteś warta, mruknął cicho Rowe, kiedy zaczął iść. Inne naturi w postaci zwierząt, zbliżyły się do nas, pchajać nas do przodu. Nasza eskorta warczała i syczała, utrzymując szybkie tępo, w obawie że zwolnimy za bardzo.

Byłeś w obliczu śmierci z rąk Aurory, kiedy cię złapałam, odpowiedziałam, kiedy przeskoczyłam kłodę. Szarpnęłam prawą nogę do przodu, kiedy przeniosłam się na kolejną, starając się ominąc lisa kręcącego się obok mojej kostki. Jego małe, ostre zęby chwyciły bok mojego skórzanego buta. Teraz narzekasz, że jesteś w obliczu śmierci z rąk Kane. Czy naprawdę istnieje różnica? Śmierć to śmierć, prawda?

Uważam, że bardziej prawdopodobne, że uniknę śmierci z rąk Kane, ale będę siedzieć w tej przeklętej obroży, ponieważ będziesz martwa zanim dostanę klucz.

Zaczynam rozumieć, dlaczego Krzesicielka Ognia jest tak zdeterminowana by cię zabić.

Ku mojemu zdziwieniu, Rowe obejrzał się przez ramie i błysnął zły uśmiechem. Po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy naturi drażni się ze mną. Rowe z którym dorastałam zawsze był bewzględnym mordercą i genialnym wojownikiem, ale w ciągu ostatnich miesięcy, kiedy poznawałam go na ziemi, odkryłam, że miał również dość unikalne poczucie humoru. Czy to wszystko było dla niego grą? Czy miał jakiś sekret, który ukrywał? Chłód przeszył mój kręgosłup, kiedy zastanawiałam się, kogo powinnam obawiać się bardziej: Kane czy Rowe.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc
kurs html rozdział II
Podstawy zarządzania wykład rozdział 14
7 Rozdzial5 Jak to dziala
Klimatyzacja Rozdzial5
Polityka gospodarcza Polski w pierwszych dekadach XXI wieku W Michna Rozdział XVII
Ir 1 (R 1) 127 142 Rozdział 09
Bulimia rozdział 5; część 2 program
05 rozdzial 04 nzig3du5fdy5tkt5 Nieznany (2)
PEDAGOGIKA SPOŁECZNA Pilch Lepalczyk skrót 3 pierwszych rozdziałów
Instrukcja 07 Symbole oraz parametry zaworów rozdzielających
04 Rozdział 03 Efektywne rozwiązywanie pewnych typów równań różniczkowych
Kurcz Język a myślenie rozdział 12
Ekonomia zerówka rozdział 8 strona 171
28 rozdzial 27 vmxgkzibmm3xcof4 Nieznany (2)
Meyer Stephenie Intruz [rozdział 1]
04 Rozdział 04