VIII
ROK 1988
6 I 1988 r., Warszawa
Modlimy się we troje z Grzegorzem i Lucyną.
— Prosimy Cię, Panie, za nasz naród. Prosimy o przyspieszenie odrodzenia Polski. Panie, pragniemy w tym roku nie zawieść ciebie.
— Moje kochane dzieci, nasze pragnienia są zgodne, ponieważ Ja też chcę nie zawieść się na was. Ale jeżeli wy o to specjalnie prosicie, to Ja specjalnie dla was dodam do zadań waszych więcej skuteczności, więcej radości — tak że nie obawiajcie się w tym roku, że coś okaże się ponad wasze siły, ponieważ to będą siły nasze wspólne. (...)
Teraz udzielam wam mojego błogosławieństwa i zachęcam do podjęcia wszystkiego, co wam w tym tygodniu polecę, bo wszystko będziemy robić razem.
Tak bardzo pragnę umacniać was
7 I 1988 r.
Modlimy się z o. Janem. Rozmawia z nami Matka Boża. Jak gdyby w odpowiedzi na moje zaskoczenie tłumaczy, że zawsze pozostaje w moim domu, także po odniesieniu Obrazu Nawiedzenia. Maryja mówi:
— Cieszę się wami, dzieci, cieszy Mnie, że zauważacie moje starania i widzicie moje działanie w waszym kraju. Ja już wszystko scalam i jednocześnie ochraniam was. Dlatego zaufajcie Mi i nie martwcie się o te wszystkie sprawy, których wam nie udaje się lub nie udało załatwić. Bo to jest, dzieci, ziemia — jeszcze nie królestwo Boże. Ale wasza miłość i oddanie się sprawom mojego królestwa polskiego i planom Syna mojego też je budują, choć tego nie widzicie.
Poddajcie się moim staraniom bez zbędnego pośpiechu i niepokoju. Zawierzcie możliwościom Boga, który jest Panem niemożliwości.
Mówcie jak najwięcej o pojednaniu, o niesieniu sobie wzajemnie pomocy. Twórzcie koła przyjaciół dookoła siebie, a kiedyś Ja je połączę. (...)
Dobrze, synu, że jesteś poddany swojej władzy; i ona się zmienia wraz z narastaniem zagrożenia. Synu, pokaż ojcu Rektorowi moje teksty, to, co Ja mówię teraz, bo Ja traktuję poważnie swoje obowiązki względem was i pragnęłabym, żebyście równie poważnie traktowali moje wskazówki i chcieli stosować się do nich. Gdyż wszystko to, co mówię, mówię dla waszego dobra, dla dobra całego narodu polskiego. (...)
Dalej wam powtarzam: bądźcie gotowi do działania publicznego według swoich specjalności; ci, którzy to potrafią, niech przygotują: wykłady, odczyty w radio, w telewizji, w sejmie, w komisjach naukowych, we władzach wyższych uczelni. Wszędzie będziecie potrzebni, nie jako członkowie konkretnego zakonu, lecz jako ludzie służący Synowi mojemu uczciwie i z oddaniem.
Błogosławię cię, synu, w każdym zamiarze służenia Synowi mojemu. Moim stałym życzeniem jest, żebyście pamiętali, że macie Matkę i że ta Matka może wam wyprosić wszystko, z czym się zwracacie, prosząc nie tylko dla siebie, lecz także dla innych ludzi.
Chciałabym, synu, abyś każdego, kogo spowiadasz, oddawał mojemu wstawiennictwu, chociażby tylko jedną myślą, i prosił, abym go broniła od zła. Moje ręce są pełne łask, o które ludzie tak mało proszą. Wskażę ci, jak to czynić: jeżeli idziesz do Anny, módl się za nią; jeżeli jedziesz pociągiem, módl się za współtowarzyszy, za kolejarzy i za maszynistę; jeżeli przyjedziesz do jakiegoś miasta, oddawaj Mi je; jeżeli idziesz z wykładem, oddawaj Mi swoich studentów, aby słowa twoje zostały przyjęte jak najlepiej. Proś zwłaszcza za tych słabszych — to jest wasz obowiązek jako nauczycieli. Przy umówionym spotkaniu módl się za swego rozmówcę. Jeżeli zaniedbałeś swoich przyjaciół w Krakowie, to przynajmniej zatelefonuj i uciesz ich, że o nich pamiętasz. Ze współbraćmi w domu staraj się nawiązać więcej przyjaźni i serdeczności, bądź dla nich dobry. Jeżeli ktoś jest smutny lub chory, odwiedź go, pożycz mu książkę — powiedz Mi o nim, a Ja ci podsunę pomysł w danym momencie. Nie myśl, że smutni i oschli nie potrzebują dobroci; może dlatego są smutni i oschli, że za mało jej otrzymali.
Ja się tak bardzo cieszę, gdy widzę wzajemną miłość w was, oddanych Jezusowi.
Wiesz dobrze, że każdy kapłan ma moją specjalną opiekę i troskę, bo oddał się całkowicie na służbę i przez to jest bardziej narażony na ataki nieprzyjaciela.
Synu, teraz przyklęknij i przyjmij moje błogosławieństwo w Imię Pana i Boga mojego. Pamiętaj, że Ja tu jestem już, teraz i zawsze. Tulę cię do serca, synu, i udzielam ci mojej macierzyńskiej miłości. Bo Bóg jest i Ojcem i Matką ludzkości (ze zrozumienia: Bóg jest źródłem zarówno ojcostwa, jak i macierzyństwa ludzkiego, miłości ojcowskiej i miłości macierzyńskiej; w mężczyznach winna być również delikatność i „kobieca" czułość, a w kobietach winno być męstwo i odwaga — jako podobieństwo do Stwórcy).
Dziel się wszystkim ze Mną, bo Ja tak bardzo pragnę umacniać was, wspomagać i pocieszać. Bądź Mi w tym towarzyszem, synu mój. Kocham cię, błogosławię i umacniam w służbie mojej dla dobra waszego narodu, dla wypełnienia dążeń mojego Syna i Jego wspaniałego planu zbawienia.
Błogosławię w Imię Boga Wszechmogącego w Trójcy Jedynego, w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Mówi Pan:
— Chciałbym powiedzieć ci, synu, parę słów. Jasiu, kochany Jasiu, Jasieczku, jeśli Ja polegam na tobie, czyż ty nie powinieneś być bardziej spokojny i polegać na Mnie? Niech cię nic nie niepokoi w naszych wspólnych pracach, bo Ja wiem o wszystkim i nad wszystkim czuwam.
Ponadto macie Matkę, która was kocha, troszczy się o was i ustawicznie was strzeże. Dlatego, synu, ciesz się moją miłością. Widzisz, masz już tyle lat doświadczenia, wiesz, jak rzadko wszystko udaje się w zupełności. Dlatego niech cię nie martwią niepowodzenia i zawody, zwłaszcza na ludziach. Mają prawo do wątpliwości, ale zobaczysz, jak będą chłonni, jak wielu zwróci się do ciebie w momencie, kiedy zagrożenia staną się widoczne i kiedy zarysuje się możliwość zmiany dla waszego narodu. Wtedy ty musisz im mówić to wszystko, co wiesz. Pocieszam cię, bo martwisz się o osobę, która ci się sprzeciwia, a tymczasem i ona będzie potrzebowała pociechy.
Chcę ci powiedzieć, synu, że cieszę się tobą, a najbardziej raduje Mnie to, że nie ostygłeś i że twoja miłość rośnie. Nawet nie wiesz, synu, jak Mnie tym uszczęśliwiasz.
Przygarniam was do serca, dzieci, i błogosławię na nadchodzący rok. Bądźcie dobrej myśli
.
13 I 1988 r.
Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Pan prosi nas, żebyśmy dziękowali Mu w imieniu tych, którzy Mu nie dziękują. Po wymienieniu różnych grup Pan prosi:
— A teraz podziękujcie Mi za tych, którym dałem mało, bo na nich się wspiera moje królestwo na ziemi.
— Dziękujemy za wyniesienie wszystkich biednych, niewykształconych, chorych, upośledzonych, tych, którzy mają życie zmarnowane przez innych; szczególnie za tych, którzy spodziewają się wszystkiego od Ciebie... Prosimy o więcej radości dla chorych i ułomnych, o Twoją stałą obecność przy nich, żeby czuli, że są kochani.
— Tu dużo od was zależy. Macie moje „Słowa" o miłosierdziu. Powinny trafić do chorych, niewidomych, do szpitali... Zróbcie to, dzieci, a ucieszycie Mnie. A teraz dam wam moje błogosławieństwo.
Dla Mnie jedynie ważne jest to, że Mi wierzysz
17 I 1988 r.
Mówi Pan do o. Jana:
— Czy nie sądzisz, synu, że Duch Święty wspomaga cię ciągle? Przecież to, co zaplanowałeś sobie, jest z mojego życzenia. Dlatego chciałbym, synu, abyś jeszcze raz powrócił do tych materiałów, które otrzymałeś.
Ale pozwól, że coś ci zaproponuję: chciałbym, żebyś zaczął od przebywania ze Mną. Chciałbym, synu, abyś czytając słowa moje, czytał je ze Mną i śledził zamiary mojej miłości i wszelkie moje wysiłki i próby. Możesz sobie zanotować kierunki moich starań — wiele w ostatnich „Słowach" mówiłem do waszego narodu. Rozważ i przemyśl, do czego wzywam świeckich, do czego Kościół hierarchiczny i czego pragnę od całego waszego narodu. Zrób sobie z tego notatki — one się przydadzą w rozmowach późniejszych.
„Słowa" moje dawałem wam jako moją pomoc do przekazania wedle potrzeb ludzi, krajów, zgromadzeń czy zespołów ludzkich. Ale ty możesz podzielić je właśnie wedle rodzajów życia: na dotyczące hierarchii, zakonów, misji, krajów na Zachodzie, biednych i chorych, narodu polskiego jako całości; odnoszące się do życia wewnętrznego czy też działalności na zewnątrz; w zależności od typu misji na Wschodzie itd., itd. Dla twojego pogłębienia proponuję ci, żebyś czytał jeszcze raz księgę Izajasza tak, jak Ja ją objaśniałem (patrz załącznik „Czytamy Izajasza z Panem").
Nie spiesz się, synu, pamiętaj, że Ja jestem z tobą, że czytamy razem. Jeżeli będziesz miał wątpliwości i pragnął poszerzenia pewnych tematów, zanotuj sobie. Chciałbym też, żebyś uwierzył, że Ja sam pragnę z tobą mówić. Jeśli w trakcie czytania zostawisz Mi chwilę czasu, bądź pewny, że dam ci wskazówki i rozjaśnię twoje wątpliwości lub upewnię cię poprzez słowa Pisma. Dlatego o jedno cię proszę: nie spiesz się. Oddawaj Mnie swój czas tak, jak gdybym był twoim ukochanym gościem, dla którego masz mnóstwo czasu.
W moich sprawach trzeba spokoju. Niczego nie rób w pośpiechu. Czas jest w moim ręku. Dlatego bądź spokojny. (...) Dla Mnie jedynie ważne jest to, że ty Mi wierzysz i że na ciebie mogę liczyć. Mówiłem wam już, że nie potrzebuję tysięcy. Wszelkie moje dzieła przebiegają w ciszy i spokoju. Ponieważ czasy są dla was krytyczne, a dla wielu ostateczne, dlatego pomoc moja wzrasta i kiedy nadejdzie moment, Ja otworzę wasze uszy i serca. (Z rozeznania: Pan zwraca się do narodów bogatych i wzywa je do postu, pokuty i nawrócenia z drogi zepsucia. Wierzący, a zwłaszcza chorzy i cierpiący, niech się modlią i ofiarowują Panu nieustannie swoje cierpienia. Pan daje obietnice biednym, smutnym, głodnym i nieszczęśliwym, tak jak dawał je na Górze Błogosławieństw).
20 I 1988 r.
Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Mamy dużo indywidualnych próśb...
— Dziękujemy, Panie, żeś tak pokierował wydarzeniami, że kolega chciał zanieść Twoje „Słowa" (o miłosierdziu) do Instytutu Onkologicznego. Prosimy, żeby trafiały też do innych szpitali.
— A ja proszę, żeby trafiały do Hospicjum, bo tam ludzie umierają na raka. Tak bym chciała, żeby umierali pogodzeni...
— A czemu nie prosisz Mnie, abym dla nich przemówił (podyktował „Słowo")? (Pan)
Wymieniamy jeszcze wiele próśb. Wreszcie milkniemy i oczekujemy na to, co Pan nam powie.
— Znam wasze zmartwienia, wasze myśli, wasze wszystkie pragnienia. Nie martwcie się, że jeśli nie powiecie o wszystkim, to Ja o tym nie będę wiedział. Wszystko, co wam potrzebne, dam wam we właściwym czasie.
Pan prosił, żebyśmy modlili się i ofiarowywali przykrości za kapłanów.
Niczym nie martwcie się, dzieci, bo Ja czuwam. Teraz przyciskam was do serca, napełniam moim zdrowiem (...). Uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Chciałbym, moje dzieci, żebyście się czuli stale pod moją opieką, abyście uwierzyli, że Ja jestem z wami, że nigdy z moich oczu nie schodzicie — wy i wszyscy, którym chcecie służyć sobą. Dlatego życzyłbym sobie i prosił o to, abyście niczym nie martwili się z góry. Przyszłość pozostawcie Mnie. I żyjmy razem z dnia na dzień.
20 I 1988 r., Warszawa, wieczorem
— Nie obawiaj się, córko. Ja jestem przy tobie. Dzisiaj pytałem się was, dlaczego nie prosicie Mnie o pomoc dla chorych i umierających. Przecież wiecie, że was kocham i ich — tym bardziej, im ciężej im jest, bo wtedy właśnie niezbędny im jestem Ja i tylko Ja. Podam ci, co chcę, aby wiedzieli, wy zaś postarajcie się jak najszybciej słowa
moje dostarczyć, bo otworzyłem wam drogę tam, gdzie dzieci moje cierpią i giną z lęku, gdzie im najciężej (chodzi o Instytut Onkologii).
Zanim jednak napiszesz, chcę ci powiedzieć, że rozpoczynam już swoje dzieło. Jeżeli nie wierzysz Mi, obserwuj, co się dzieje w przyrodzie: jak cała powstaje przeciw wam, tam przede wszystkim, gdzie najbardziej zakłócono równowagę i gdzie człowiek wniósł najwięcej swoich własnych propozycji posłużenia się naturą dla celów niskich, dla zdobycia bogactw kosztem przyrody, w tym i ludzi. Gdyby nie moja interwencja, która jest waszym ratunkiem, jakże szybko zniszczylibyście się sami, niszcząc jednocześnie życie na ziemi. Jakże jesteście ślepi, głusi i ciemni w waszej pysze z „postępu" nauki i techniki, a przede wszystkim jak egoistyczni, aroganccy i nikczemni. Mówię o tych, którzy wiele posiadają, wiele mogą, a oczy ich wpatrzone są tylko w „zysk" (oślepione pożądaniem posiadania), w więcej i więcej bogactwa, podczas gdy na niczym im samym nie zbywa, a dookoła biedacy umierają z głodu, chorób i nędzy. Nie chcę i nie będę ratował tych, którzy całą ludzkość wiodą na stracenie. Przeciwnie, dam im poznać smak trwogi, głodu, bezdomności i nieszczęścia — ostatni mój dar dla tych, którzy Mną wzgardzili używając moich dóbr w nadmiarze i z zaciekłością broniąc ich przed głodnymi i potrzebującymi.
Czy widzisz, jak u was zatrzymuję surowość zimy, a jak dopuszczam ją na cały kontynent Ameryki Północnej?
Powiedziałam Panu o problemach, jakie mam z sobą sama.
— Córko, z nieprzyjacielem walczyć trzeba, nie zaś ulegać mu. Pozwól, bym Ja sam walczył za ciebie, bo słabiutka jesteś, Ja zaś chcę cię osłonić i wzmocnić. Daj Mi więc szansę, dziecko. Trwaj przy Mnie, wzywaj Mnie i wszędzie bądź ze Mną — nie zaś sama. Jutro, pragnę, abyś Mi usłużyła.
21 I 1988 r., Warszawa
— Oddaję Ci, Panie, na razie godzinę, pod wieczór — więcej.
— Dobrze, córko, więc pisz.
Napisałam cztery strony. Daliśmy tytuł: „Do cierpiących, chorych". To „Słowo Pana" zostało później opublikowane, m.in. w książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia", wydanej przez Wydawnictwo WAM; zamieszczone jest także w niniejszym tomie (patrz Dodatki).
27 I 1988 r.
Grzegorz pyta, czy może przekazać pewien tekst kapłanowi, z którym miałby się zobaczyć. Pan mówi:
— Mogę ci, synu, obiecać, że jeśli będziesz dawał słowa moje powodowany chęcią podzielenia się Mną, powodowany współczuciem, pragnieniem pomożenia, miłosierdziem — wtedy będziesz to robił ze Mną i masz całą moją pomoc i opiekę. Ale też nie mogę zapewnić ci pełnej skuteczności. Przecież Mnie też tyle razy odrzucano. Zapytaj Annę, ile razy jej dopomogłem, kiedy w pragnieniu dzielenia się poszła za daleko. (...)
Grzegorz pyta o możliwość wykorzystania słów Pana do cierpiących, chorych przez dziennikarkę katolickiego pisma, która odpowiada na listy czytelników. Pan mówi:
— Powiedz jej, że może dawać chorym (fragmenty — po przepisaniu na maszynie), jeśli uzna to za pożyteczne. Niech się posługuje moim „Słowem do chorych". Po to je wam daję.
3 II 1988 r.
Modlimy się we troje. Dzielimy się tym, co nas spotkało w ciągu ostatnich dwóch tygodni, za wszystko dziękując Panu.
— Moje dzieci, jeśli poczujecie kiedykolwiek potrzebę pomożenia jakiejś grupie ludzi (chodzi o powszechne ludzkie biedy, np. o alkoholików), zwracajcie się do Mnie, a Ja z mojej wszechmocy udzielę wam zawsze wszystkiego, co wam potrzebne do dawania innym, o ile uznam to za słuszne.
A czy modlisz się za nią?
16 II 1988 r.
Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Rozmawiamy o rekolekcjach i wspominamy pewna osobę, od której doznałam kiedyś dużych przykrości.
- Nie rozumiem, Panie, dlaczego ona ma takie wpływy.
— A czy modlisz się za nią?
— Nie. Staram się zapomnieć o niej.
— To nie rozwiązuje sprawy — mówi Pan.
— Mea culpa (moja wina). Co innego można powiedzieć, gdy się z Tobą rozmawia...
— Można powiedzieć, że się Mnie kocha.
Wymieniamy różne prośby.
— Cieszę się, że wprowadzacie Mnie w swoje sprawy. Wszystko, co mówicie w tym czasie, który oddajecie Mnie, przyjmuję jako waszą wolę opowiedzenia Mi o waszych troskach i oddania ich Mnie (z prośbą o mój współudział).
— Tak, Panie, oczywiście, że Ci wszystko oddajemy.
— A Ja bym chciał, żebyście to robili stale.
Wymieniamy prośby.
— Panie, liczę na operację. Nic nie mówisz, to znaczy, chcesz tego.
— Chcę, poddaj się lekarzowi.
Rozmowa-modlitwa toczy się dalej. Po udzieleniu błogosławieństwa Pan dodaje:
— Pamiętajcie, dzieci, że daję wam odpowiednią do nauki łaskę przyjęcia jej. Napełniam was mądrością i otwieram wam uszy na głos mojego Ducha.
Ja pragnę udzielać się każdemu
21 II 1988 r.
Modlimy się we troje z o. Janem i Grzegorzem. Po zrelacjonowaniu naszych spotkań w ostatnim czasie Pan powiedział:
— Czy widzisz, jak szybko i dobrze toczą się sprawy, kiedy polegacie na Mnie? Tym lepiej będą przebiegać, im bardziej będziecie pozostawiać inicjatywę Mnie, przygotowując się starannie według własnych zobowiązań. Ja chcę z wami współpracować. (...)
Ojciec Jan pyta o dwie osoby (do współpracy).
— Widzisz, synu, Ja pragnę udzielać się każdemu. Próbuj. Przecież wszystko zależy od waszej dobrej woli przyjęcia tego, co chcę wam powiedzieć. (...)
— Nie spieszcie się, dzieci. Powoli. Ja jestem we wszystkim. Wiem o tym. Tylko oddawajcie wszystko Mnie.
Rozmawiamy o naszej historii, dajemy przykłady: Frycz Modrzewski, Piotr Skarga — tradycje społeczne. Mówimy również o naszych winach i o pokucie. Pan tłumaczy:
— Moje dzieci, pokuta to jest odmiana życia. Wszyscy wedle swoich umiejętności pracujecie nad tym, ażeby życie waszego narodu odmieniło się według moich praw. Na ręce Matki mojej, Maryi, składajcie wasze wysiłki (...) i słuchajcie nadal wskazań moich, tak jak to robicie do tej pory, a wtedy nie może stać się nic, co by Mi przeszkodziło w moich planach uzdrowienia waszego narodu, uzdrowienia waszego życia społecznego wedle moich zamierzeń.
Bo chodzi Mi o to, żeby z waszej historii i tradycji, z waszej kultury wyciągać polityczne wnioski i dostosowywać je do praktycznej sytuacji waszego wieku. Potrzebna jest wam konsekwencja, i nie jest konieczne tworzenie czegoś zupełnie nowego, kiedy macie sprawdzone dobre wzory, a jednocześnie uwidoczniły się błędy.
Przyciskam was do serca i daję wam moje błogosławieństwo i zachętę oraz obietnicę dalszego kierownictwa — jeżeli swojej postawy nie zmienicie.
23 (lub 24) II 1988 r., Warszawa
Modlimy się we troje. Po dłuższej rozmowie z nami Pan podsumowuje swoja naukę:
— Jaka to dla Mnie radość współdziałać z synami ludzkimi. Pomyślcie o tym, dzieci. Sądzicie, że to dla Mnie trud, a to jest szczęściem dla Mnie, gdy człowiek zaprasza Mnie do współudziału w swoim życiu.
Pan zwraca się do mnie:
— Gdybyś była zawsze ze Mną, chodziłabyś w radości. (Pan)
— A pokusy, a próby? Trzeba przecież przez to wszystko przejść — odpowiadam.
— A może Ja chcę napełnić was radością. (Pan)
— Bardzo tego potrzebujemy. Jest to dla nas takie ważne.
— Obiecuję ci radość na czas pobytu w szpitalu. Przecież tam będę tym bardziej z tobą.
25 II 1988 r., Warszawa
— Panie, czy chcesz mi coś przekazać?
— Zawsze mam ci coś do powiedzenia, ale jeśli nie masz ochoty na rozmowę, nie narzucam ci się. To, co wam powiedziałem ostatnio (na modlitwie wspólnej we środę, 23 stycznia), ma właśnie na celu pomożenie ci. Nie odkładaj pracy...
Zdziwiłam się. Pan dodał:
— bo modlitwa i medytacja jest pracą. Ale weź siebie samą i postaw przede Mną. Wtedy, w mojej obecności, łatwiej ci będzie zobaczyć przeszkody — bo Ja ci w tym pomogę.
A wy, czy szykujecie drogę Matce mojej?
28 II 1988 r.
Modlimy się we troje z Grzegorzem i jego kolegą Wojciechem. Wojciech zwraca się do Pana:
— Prosiłbym, by Matka Boża nie tylko panowała, ale rządziła, i to nie za dziesięciolecia, a za lata.
— A wy, czy szykujecie drogę Matce mojej?
Wojciech wymienia dziesiątki już nieżyjących wiernych synów Maryi, z o. Maksymilianem Kolbem na czele.
— Bardzo „chytrze" podszedłeś do Mnie, synu, powołując się na tych, którzy służyli Mi całym życiem. Cóż mam począć, kiedy im chciałbym dać jak najwięcej radości, a oni wciąż proszą za wami. Nie mam wam za złe, że przypominacie Mi o czasie, który jest tak ważny w waszym życiu (jest jego elementem).
No więc dobrze, synu, spójrz na siebie. Czy nie zmieniłem twojego spojrzenia na innych? Czy nie ukazałem ci dużo szerszych horyzontów i nie dałem większych możliwości dla twojej pracy. Czy sądzisz, że bawię się tobą? (Pan)
Wojciech skarży się na natłok spraw: codzienność, rozdarcie; sprawy ogólne, bytowe, materialne; martwienie się o biedę innych; prosi o szczyptę oddechu. Pyta w końcu:
— Czy rządzący (w PRL) są tylko głupcami i złodziejami, czy też świadomie służą złu?
— Mój synu. Nie oni rządzą wami, tylko moja wola. Oni są namiestnikami obcego mocarstwa, które runie na waszych oczach bezpowrotnie i całkowicie rozsypie się. Oni poniosą konsekwencje swojego życia beze Mnie. Wy, jeżeli wytrwacie przy Mnie, już tak bardzo krótko, będziecie realizować prawa moje.
— Już staramy się to robić.
— Tak, synu, ale konieczne jest wam jeszcze pełne przeniesienie waszej wiary na Mnie. Przeczytaj, synu, o Mojżeszu. Słyszałeś dzisiaj o Abrahamie, czy potrafiłbyś zawierzyć Mi tak jak on?
— Nie, nie zniósłbym takiej próby.
— Toteż Ja wam takich nie daję (prób). Ale przeczytaj z mojego Pisma historię Jonasza.
Pragnę was przygotować do walki o moje prawa. Bo już niedługo będziecie musieli albo stanowić je, albo stać się naśladowcami innych narodów Europy Zachodniej. Będziecie zmuszeni wybierać i wtedy potrzebna wam będzie głęboka wiara, że wedle moich praw żyjąc potraficie stworzyć świat lepszy, bardziej ludzki, a więc i bardziej ubogacający wasz naród we wszystko, co wam potrzebne. (Pan)
— Wierzę głęboko. Wielu ludzi też.
Rozmawiamy na temat planowanych prac.
— Bądź pewien jednego, że działacie wedle mojej woli. Dlatego wam pomagam. I będę to robił, chyba że nastąpią wśród was spory i kłótnie, więc wystrzegajcie się tego. (Pan)
— Godzić się to iść na kompromis — a gdzie prawda i słuszność?
— Dobrze wiesz, synu, o co Mi chodzi. (Pan)
— Skoro wiem, to się postaram — „kapituluje" Wojciech.
— Dobrze wiesz, że każdy ma prawo do swojego zdania i należy w dyskusji szanować osobę „przeciwnika". W ten sposób możecie się wzajemnie ubogacać. (Pan)
Rozmowa powraca do koncepcji życia narodu według praw Bożych. Wojciech pyta:
— Kierunek — tak. Ale czy naród jest przygotowany, żeby przyjął, uchwalił takie prawa i... wytrzymał?
— Widzisz, synu. Naród wasz posiada piękną cechę miłości ojczyzny, miłości bezinteresownej. Tę cechę rozwinęła w was niedola wielopokoleniowa. Ona obudziła w was pragnienie prawdziwej sprawiedliwości, której wam tak długo odmawia się. A więc widzisz, jak wielkie dobro wyrosło z tak wielkiego bólu i ucisku. Teraz pragnienie sprawiedliwości jest waszą najgorętszą potrzebą, i to sprawiedliwości prawdziwej, wedle waszego powszechnego (narodowego) sumienia. A więc jest to sprawiedliwość prowadząca pod mój osąd. Ja zawsze wyprowadzam dobro z okoliczności nawet najgorszych. Jeśli je dopuszczam, to po to, aby was uszlachetniały (urabiały was Mnie).
Widzisz, dziecko, jak bardzo wysoko was cenię, jak was szanuję. Dlatego właśnie otrzymaliście propozycje tak wysokiej miary, że uważam, iż zdolni jesteście — jeśli naprawdę zechcecie — wypełnić moje plany. Gdybym was tak wysoko nie cenił (cały naród, wypróbowany przez wiele pokoleń), dałbym wam zadanie mniejsze i cele łatwiejsze; ale pomyśl, synu, jak wielkie szczęście wam gotuję, ile wam chcę dać w zamian za wszystko, co znieśliście (ze zrozumienia: potop szwedzki, rozbiory, unici, prześladowania, Sybir, wiezienia, rzezie, procesy fałszywe, oficjalne kłamstwo i fałsz, zdrady, deportacje, masowe mordy, obozy, łagry, obce rządy, niszczenie duchowe i materialne narodu).
Proponuję, abyście razem ze Mną rozpoczęli budowę nowego świata. Zapragnąłem, abyście wy, właśnie wy, dali upodlonemu i przegniłemu (zgangrenowanemu, zepsutemu) światu szansę odrodzenia się — ostatnią już szansę powrócenia ku Mnie. Jak myślisz, synu, co Mną powodowało, że was wybrałem? (Pan)
— Nie wiem, co w „prehistorii". W nowszej historii Polacy wybrali Ciebie i opowiadają się za Tobą.
— Tak, synu, właśnie o to Mi chodziło. Chcę, aby wasza wolna wola opowiadała się za Mną. Czy nie sądzisz, że teraz stało się to powszechne i obejmuje już cały naród? (Pan)
Moja więź z każdym z was jest osobista, inna i intymna
3 III 1988 r., czwartek, Warszawa
Wczoraj modliliśmy się w naszej grupie domowej. Dziś otrzymałam list od o. Jana, który napisał, że odprawi Msze św. w intencji dobrego przebiegu mojej operacji. Ta wiadomość, a może raczej modlitwa ojca, pomogła mi w zwróceniu się do Pana, któremu dziękowałam, a także prosiłam o pomoc dla mnie i dla różnych osób. Pan powiedział:
— Cieszę się, Anno, że chcesz zwrócić się do Mnie. Nie zawsze jesteś Mi potrzebna do „dyktowania". Czasem chciałbym porozmawiać z tobą jak ojciec z córką.
Moja więź jest z każdym z was osobista, inna i intymna, bo jest stosunkiem miłości wzajemnej. Wiem dobrze o tym, że to moja miłość jest pierwsza, bo z niej powstaliście, że jest stała, mocna, niezmienna, a wasza powoli i z oporami staje się prawdziwą miłością. Ale czy może być inaczej pomiędzy Ojcem a dziećmi Jego? Ojciec tylko daje, dziecko — przyjmuje: żyje i rozwija się z miłości rodziców. Dziecko nic nie ma własnego, wszystko otrzymuje, i wie o tym. Uważa to za stosunek naturalny, gdyż długo trwa, nim staje się samodzielne. Póki dziecko jest w domu rodzinnym, ma wszystkie swoje potrzeby zaspokajane — wedle możliwości i decyzji rodziców. Ja jednak jestem Ojcem bardzo hojnym i dbam o was. Dziecko nie dziękuje ojcu stale i za wszystko, co otrzymuje, bo uważa to za stan normalny — od urodzenia zawsze tak było, prawda? Czyż Ja, wasz rzeczywisty Ojciec, domagam się podziękowań i pochwał? Waszym wyrazem wdzięczności jest radość lub zadowolenie, z jakim przyjmujecie to, co wam daję.
Lecz pomiędzy rodzicami waszymi a Mną istnieje zasadnicza różnica — w celu. Oni przygotowują was do samodzielności w życiu ziemskim — wedle jego wymagań. Musicie więc stawać się odpowiedzialni za siebie, zdobyć wiedzę i umiejętności, stać się zaradni i orientować się możliwie jak najlepiej w warunkach, w jakich macie spędzić życie. Rodzice żyjący blisko ze Mną starają się również o to, by przekazać wam własne doświadczenia...
Co mamy do dania
14 III 1988 r.
Modlimy się we troje z o. Janem i Grzegorzem. W odpowiedzi na pytanie Grzegorza, jak powinien traktować inspiracje do podejmowania działań, żeby nie zlekceważył dobrych, ale nie ulegał lekkomyślnie niewłaściwym, Pan mówi:
— Wszystkie inspiracje, jeśli mają na celu dobro bliźnich i są w zasięgu waszych możliwości, możesz przyjmować jako moje, jeżeli towarzyszy im spokój.
— A jeżeli popełnimy błąd?
— Pamiętajcie, że Ja wasze błędy naprawiam nieustannie.
Pan kieruje teraz słowa do nas wszystkich, a zwłaszcza do ojca Jana:
— Zwracam wam uwagę na misję nawrócenia waszych sąsiadów. Prześledźcie i zanalizujcie, ile dobrego wy, Polacy, wnieśliście na cały teren Litwy, Rusi i Rosji, a gdzie popełniliście błędy; co było przyczyną tych błędów w stosunku do waszych sąsiadów?
Zastanówcie się też nad tym, co moglibyście im dać teraz. Bo Ja uważam, że tylko Mnie samego, żywego Boga. Nauka Kościoła idzie potem (ze zrozumienia: nie należy zaczynać od narzucania im struktur Kościoła katolickiego, naszych obyczajów religijnych; nie powinniśmy narzucać nawet sposobu myślenia; nic nie mamy do dania poza naszą żywą wiarą żyjącą Chrystusem). Najpierw Ja sam żyjący w was i działający przez was oraz moja Ewangelia. Następnie Ojcowie Kościoła, Doktorzy Kościoła, mistycy — odbicie moje w świecie człowieczym (ze zrozumienia: świeci żyjący z Panem i ukazujący Go przez mądrość, wiedzę, miłość i miłosierdzie). Na końcu Zakon (ze zrozumienia: chodzi o przepisy prawa kościelnego, doktrynę Kościoła; w tym powinniśmy dzielić się wzajemnie z prawosławiem własnymi osiągnięciami duchowymi i teologicznymi).
Najpierw Ja i Ewangelia (z ofiarą Mszy świętej i Sakramentami), na końcu zaś organizacja kościelna (tzn. hierarchia, podziały administracyjne; ze zrozumienia: prymat papieski — to Pan w Ojcu Świętym).
Pomyślcie o nawróceniu mojego Kościoła. Jeżeli sami się nie nawrócicie, zniszczycie wszystko — bo Ja wam pomagać nie będę. (...)
(W pracach naukowych) prześledźcie kierunek świętości charakteryzujący wasz naród, jak też waszych sąsiadów. Świętość polską cechuje misyjność i zwrócenie się ku potrzebom świata oraz miłość społeczna (nie tylko u współczesnych, jak brał Albert, także u dawnych, jak ksiądz Skarga). (...) W każdym temacie historycznym powinna być ukazana na końcu możliwość dalszego prowadzenia opisanego dzieła (ze zrozumienia: np. jak dzisiaj według potrzeb współczesnych realizować ideał szkoły pijarskiej czy jezuickiej, tak aby były przykładem dla szkół publicznych; jak organizować dzieła miłosierdzia).
Synu, ciągle miej na uwadze miłość społeczną i udzielanie się sobie wzajemnie. Od was — zakonników, którzy oddaliście Mi życie — żądam, aby wasze udzielanie się miało na celu podnoszenie wszystkich, którzy żyją życiem świeckim (z rozeznania: zakonnicy powinni rozumieć sytuacje świeckich, uczestniczyć w niej przez przyjaźń, udzielanie rad, spotkania czy rekolekcje). Za wygody życiowe — synu, ty nie stoisz w kolejkach, nie gotujesz, nie pierzesz... — odpłacajcie przynajmniej miłością do moich ukochanych dzieci, które tak mało od was otrzymują (serca, dobroci, zainteresowania). Otaczajcie ich troską. Jakże inaczej mogę uzdrowić moich uczniów? (Z rozeznania: ludzie umieją rozpoznać, kto służy Panu, a kto sobie; wyczuwają miłość Boga żyjącego w człowieku i kochającego ich przez niego).
Będę żądał wiele od mojego Kościoła i chcę, żebyście się przygotowali i stanęli w gotowości.
Nawiązujcie kontakty ekumeniczne, rozmawiajcie z protestantami i prawosławnymi, łączcie naród w jedno...
W odpowiedzi na pytanie Grzegorza, czym się kierować przy wybieraniu z zapisków relacji ze spotkań z Panem, które miałyby znaleźć się w książce, Pan mówi:
— Pamiętaj, synu, że tu chodzi o relacje z mojego świata. Powinny być różnorodne, bo bogactwo zainteresowań w was znajduje odpowiedź od moich dzieci (w moim domu). Chciałbym, żeby każdy znalazł w nim (wyborze tekstów) coś dla siebie, bo jedynie wtedy wybór nie stanie się dla niego tylko ciekawostką. A przecież chodzi nam o to, żeby teksty trafiały do serca i duszy człowieka (ze zrozumienia: przez uczucia i rozum).
Grzegorz mówi, że praca nad tekstami nie idzie mu tak wydajnie, jak powinna i pyta, czy powodem tego nie jest trwonienie przez niego czasu. Pan odpowiada:
— Ja znam wasze warunki, synu, i muszę ci powiedzieć, że przeważnie wyobrażacie sobie, że stać was na o wiele więcej, niż rzeczywiście możecie. Nie chodzi Mi o to, żebyś zrobił dla Mnie dużo, tylko abyś to, co robisz, czynił we wspólnocie ze Mną. Już tak było, prawda? Kiedy Ja pomagam, wszystko idzie lżej, więc pamiętaj o Mnie.
Grzegorz przedstawia problemy swojej żony, pracującej zawodowo (w niepełnym wymiarze) oraz uczącej dzieci religii, a ponadto studiującej i zdającej egzaminy z teologii.
— Widzisz, synu, miłosierdzie jest najszybszym nawiązaniem wspólnoty ze Mną. A w lekcjach i w egzaminach pragnąłbym uczestniczyć: chciałbym być zabierany na lekcje i zapraszany do pomagania w nauce. W drodze na lekcje niech oddaje Mi wszystkie dzieci, żeby się otworzyły (na Mnie); one nie bardzo potrafią, więc niech Grażyna Mi je oddaje. W egzaminach i nauce niech oddaje Mi swój czas i uczy się — ze Mną. Przecież ostatecznie uczy się o Mnie (na końcu nauki jestem Ja).
Jakie jest wasze zawierzenie?
16 III 1988 r.
Modlimy się we czworo z Lucyną, o. Janem i Grzegorzem. Dziękujemy Panu za wszystko, czym nas obdarzał, przepraszamy, że nie zawsze poddawaliśmy naszą wole Jego woli, a także prosimy za różne osoby i sprawy. Miedzy innymi modlimy się za młodą kobietę, namawianą przez jej matkę do zabicia dziecka, które nosi w swoim łonie (a córka jest uległa wobec matki). Pan mówi:
— Posłuchajcie, dzieci, nie będę dzisiaj mówił wam niczego nowego. Jesteście wszyscy zmęczeni. Dlatego do następnego spotkania biorę was pod moją specjalną opiekę. I teraz, kiedy macie wszystko, co wam mówiłem do tej pory (przepisane relacje z poprzednich spotkań), przeczytamy to sobie spokojnie w domu, zastanowimy się i omówimy to razem. Wiem, jak się staracie i jak się spieszycie. Dlatego chcę wam dać spokój, siły i więcej radości. Wszystko, co będziecie robić, czyńcie wraz ze Mną. Bo Ja naprawdę staram się ułatwić wam życie, jeśli tego chcecie.
W czasie dzisiejszej Mszy św. ofiarujcie moją Krew również za tę kobietę i za jej matkę. Bo Ja je kocham i pragnę nade wszystko tego, żeby nie obciążyły się zbrodnią.
— Dziękuję, Panie, za Grażynę (żonę). Dziękuję też, że przyjęła Twoje słowa. (Grzegorz)
— Synu, ona jest moim dzieckiem, jak i ty, jakżebym mógł się o nią nie troszczyć. Pamiętajcie, że żyjecie w czasie i każdemu jest potrzebny inny czas (na dojrzewanie wewnętrzne).
— Dziękujemy Ci, Panie, za wszystko, co nam dawałeś. Jesteś, Panie, zachwycający. Jesteś cudowny! (Anna)
— Dziecko, przecież Ja was stworzyłem do szczęścia i już chcę wam je dawać. Przecież praca, chociaż ciężka, już daje wam radość.
— Co bym bez tej pracy robiła. (Anna)
— Umacnia ona nadzieję i chce się działać. (Grzegorz)
— Widzicie, dzieci, tak wpływa na was moje towarzystwo. Ja przyszedłem, żeby służyć i kto zawiera przyjaźń ze Mną, nie może mieć innych intencji niż Ja. Bo przecież się rozumiemy, prawda, dzieci?
— Tyś, Panie, zbawił świat. Odkupiłeś go.
— Bo Ja jestem Bogiem. Ja mogłem. Ale wy współpracujecie nad zbawianiem świata.
Dzieci, tulę was do serca i wcale nie odchodzę. Jestem z wami. Przyjmijcie moje błogosławieństwo.
Ze zrozumienia: Pan chce, żebyśmy okazali, że kochamy Go, okazując miłość sobie wzajemnie. Łączymy ręce w serdecznym uścisku.
Po wyjściu ojca Jana rozmawiamy o stanie społeczeństwa i o tym, że nie możemy się doczekać spełnienia obietnic Pana. Pan pyta nas:
— A czy możecie z czystym sercem powiedzieć, że jesteście gotowi?
— Mogę tylko powiedzieć przewrotnie, że nigdy nie będziemy mogli powiedzieć, że jesteśmy gotowi. (Anna)
— Słusznie powiedziałaś, bo pełna gotowość to świętość.
Chcę, żebyście się sami sprawdzali w każdej sytuacji trudnej lub nieprzyjemnej (zawodzącej was), jakie w tym momencie jest wasze zawierzenie? Czy Ja nadal jestem na pierwszym miejscu w waszym sercu? I to jest wszystko, co wam proponuję na najbliższe dni. Proście, abym wam przypominał o tym w momentach sprawdzania siebie (czyli w okolicznościach, które Pan daje nam właśnie po to).
Wieczorem, już sama, zwracam się do Pana:
— Pozwól, że spytam, co Ty chcesz nam powiedzieć.
— Moje dziecko. Ja jestem z wami. Bądźcie spokojni, bo nigdy nie pozostawię was samych wobec trudności. Wy zaś musicie pewni być mojej obecności i pomocy. Dotyczy to zwłaszcza spraw trudnych lub zaskakujących. Z pewnością nie pozostawię was w niepewności.
Powiedz Janowi, że teraz najważniejsze są sprawy waszego narodu, bo tu jest miejsce mojego działania. Jeśli wy nie nawrócicie się ku Mnie, tym bardziej nie uczynią tego inne narody, które odeszły dużo dalej ode Mnie.
— Przecież my jesteśmy bardzo daleko?
— Tak, to prawda, ale wy zdolni jesteście do powrotu. Brakuje wam nadziei, a Ja wam ją dam. Brakuje wam wiary w to, że służyć macie Mnie w moich wielkich i wspaniałych planach — odsłaniam je wam. A wasza słabość wzywa Mnie; wszak wiesz, że wzywają Mnie wasze niedostatki i nędze, wasz głód i pragnienie, aby ktoś was uznał za godnych szacunku i miłości. Ja jestem tym, kto was kocha, i tę miłość odsłonię wam — całemu narodowi, bo on jest moim dzieckiem, teraz chorym, słabym, wycieńczonym i zrozpaczonym. Czy sądzisz, że Ja tego nie wiem? A może myślisz, że nie chcę lub nie potrafię temu zaradzić?
Pomyślałam, że tyle razy Pan mógł nam pomóc, a nie chciał, np. w powstaniach. Dlaczego mam wierzyć, że teraz nam pomoże?
— TERAZ jest czas właściwy, dlatego teraz właśnie mówię do was, uczę was i przygotowuję. Dobrze więc, że teksty naszych rozmów szykujecie, aby służyły wam, kiedy powiem. Już służą wam, którzy wierzycie Mi, ale niezadługo potrzebne będą szerzej. Wszystkim kieruję, o wszystkim wiem, a jeśli dopuszczam do was niepowodzenia i zawody — bo jest to wam potrzebne do okrzepnięcia i zahartowania się — to jednak bronię was i osłaniam. Czyż nie jest tak?
— Tak, ale pragnęlibyśmy tylu ludziom pomóc, dać radość — dając Ciebie — a oni nie chcą nawet zobaczyć, jak Ty, Panie, mówisz do nas, i odrzucają Twoja miłość bez zapoznania się z nią.
— Nigdy nie było inaczej. Zawsze przez większość byłem odrzucany, a przecież mój naród wierzył w Boga i oczekiwał Mesjasza. Dlaczegóż wy nie mielibyście zaznać mojej goryczy...? Ludzie nie zmieniają się: nieufność i podejrzliwość, zarozumiałość i pycha — to składniki waszej ludzkiej natury. Mnie chodzi o to, abyście wy, którzy uwierzyliście Mi, zawierzyli Mi w pełni, abym z wami mógł prowadzić moje dzieło. Ja nie potrzebuję wielu ludzi, ale pragnę waszej prawdziwej miłości, a ona zawiera w sobie wiarę i ufność, i zupełne zawierzenie. Mnie o was chodzi, dzieci. Mówię to wam, teraz, tutaj, gdzie jestem z wami, bo chcę was przekonać, jak drodzy jesteście dla Mnie i jak nieskończenie o każdego z was zabiegam i pragnę przyciągnąć do siebie, abyśmy stanowili jedno (ze zrozumienia: abyśmy przylgnęli na zawsze do Pana).
24 III 1988 r., czwartek, Warszawa
Byłam dziś na Mszy św. i Drodze krzyżowej w kościele Św. Barbary. Pan uczył mnie. Zwrócił moją uwagę, na to, iż nie powiedział, abyśmy zostawili swój krzyż i szli za Nim, ale: „weźcie swój krzyż i idźcie za Mną". Ponadto, że droga krzyżowa nie jest szybka i że On też szedł z trudem, upadał, mozolił się, ale jednak powoli posuwamy się — On razem z nami — ku Jego królestwu.
Ja nigdy cię nie przymuszam i nie osądzam
25 III 1988 r., Zwiastowanie Pańskie, Warszawa
— Widzisz, Panie, co ze mną się dzieje. Tak chciałam iść dzisiaj do kościoła (przecież wiesz, że czczę i kocham Matkę Twoją i naszą, a naszą Królową), ale po powrocie i drobnych pracach domowych poczułam się taka zmęczona, że nie mogłam nic zrobić. Dopiero teraz. Czy to lenistwo? W każdym razie przepraszam Cię, Panie.
— Wiem, dziecko. A ty wiesz, że Ja nigdy cię nie przymuszam i nie osądzam. Przeciwnie, cieszę się, jeśli pomimo wszystko — tak jak teraz — przychodzisz do Mnie. Cóż chciałabyś usłyszeć?
Myślałam o udręczeniu naszego narodu, o tym, że skutkiem działania naszych władz — przeciw nam — jest chyba duża ilość świętych... ale temat rozmowy pozostawiłam Panu.
— Co Ty chcesz, powiedzieć, Jezu.
— Dobrze, zatem jako Przyjaciel twój, który cię rozumie, odpowiem ci na twoje myśli, pragnienia. Masz rację, że tylko szatan może tak was udręczać, codziennie, nieustannie, z premedytacją, poprzez ludzi oddanych mu lub nienawidzących bliźniego swego.
Zdziwiłam się. Pan od razu odpowiedział.
— Obojętność, lekceważenie, pogarda i arogancja ludzi, którzy są obowiązani dbać o wasze dobro, gdyż za to otrzymują wynagrodzenie, jak również zyski wynikłe ze swej pozycji i władzy, a w sobie wytworzyli tylko samouwielbienie, żądzę posiadania wszystkiego, co się da osiągnąć dzięki karierze, i poczucie władzy nad innymi — wszystko to w oczach moich jest nienawiścią, gdyż jest świadomym szkodzeniem bliźnim, wam, zamiast niesienia pomocy. Ja znam motywy postępowania każdego z was i krzywda wasza, ciągłe cierpienie, zmęczenie, wyczerpanie i wszelkie wynikłe z tego skutki spadają na winowajców w dniu ich sądu, was zaś usprawiedliwiają przede Mną z wielu waszych win.
Masz słuszność, dziecko. Szatan, chcąc zniszczyć człowieka, upodlić go i sprowadzić do życia zwierzęcego, szkodzi sam sobie, gdyż Ja lituję się nad wami i wiele wam wybaczam. Także prawdą jest, że kraj wasz przez te trudne lata, już nie wojenne, przyniósł Mi chwałę, gdyż uczcił Mnie — trwając przy Mnie pomimo wszystko — w tysiącach wiernych, cichych i umęczonych losem. I są przy Mnie, prosząc za was, tysiące świętych z waszej ziemi. Nadal bogate żniwo przynosi Mi ojczyzna wasza, a miłość moja przybliża dzień uwolnienia. Będziecie żyli w moim świetle, wedle pragnienia waszych serc, obiecuję ci to!
Wszyscy jesteście moimi dziećmi
28 III 1988 r., poniedziałek, Warszawa
Znowu miałam napad nieufności i przez trzy dni nie pisałam.
— Witaj, córko. Chciałbym, ażebyś rozmowę ze Mną zaczęła od wszystkich twoich zmartwień. Powiedz Mi o nich.
— Martwię się o to, że książki „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" (maszynopisu) nie ma tam, gdzie być powinna; że nie mam pomocy w tym, co trzeba zrobić. Wynika z tego, że Ty nie pomagasz, a w takim razie, myślę, że nie jest to takie pilne — i przestaję wierzyć Twoim słowom, że „niedługo". Wtedy przychodzą pokusy, że to już ponad dwadzieścia lat, że byłam od początku zwodzona i... odkładam pisanie.
Przecież Ty, Panie, też słyszysz, co szatan mi podsuwa — i milczysz albo (później) powtarzasz swoje obietnice. (Mam żal do Ciebie, że) z jednej strony przynaglasz, a z drugiej stawiasz mnie w sytuacjach, gdzie jestem absolutnie bezradna.
Powiedz, czy to jest szlachetnie, czy takie postępowanie jest godne Przyjaciela. A chcesz, żeby Ci ufać zupełnie... Gdyby tak postępował ze Mną „ludzki" przyjaciel, dawno by się nasza przyjaźń skończyła. A Ty? Czy masz prawo bawić się nami. Już nie chodzi o mnie, ale ile osób już by Cię poznało, gdybyś to nam umożliwił, zamiast wciąż wszystkie możliwości tłumić...
— No widzisz, znowu posłuchałaś głosu nieprzyjaciela. A Ja czekam cierpliwie, żeby z tobą rozmawiać. (...)
Chciałbym też dokończyć moją rozmowę z tobą na temat moich metod wychowawczych, gdyż znajdziesz w niej wytłumaczenie mojego postępowania z wami. Do książki („Świadkowie Bożego miłosierdzia") potrzebnych jest wam jeszcze kilka relacji, i to też chciałbym, abyś uzupełniła. Weź więc nową kartkę i zacznij od dokończenia ostatniego zdania z naszej rozmowy z 3 marca (które brzmiało): „Rodzice żyjący blisko ze Mną starają się również o to, by przekazać wam własne doświadczenia z życia duchowego w przyjaźni ze Mną..."
Wtedy spotkanie wasze ze Mną jest ułatwione i następuje o wiele wcześniej, o ile ufacie rodzicom waszym i ich wskazaniom. Ja zaś podtrzymuję ich i was.
Nie ma człowieka nie przeznaczonego do życia w wieczności ze Mną i nie odkupionego przeze Mnie. Dlatego też jestem Mistrzem każdego z was i wszelkie zaniedbania i braki w waszym wychowaniu duchowym potrafię uzupełnić — jeżeli zapragniecie Mnie. Abyście zaś zechcieli Mnie szukać, naginam okoliczności waszego życia w taki sposób, by wasze poszukiwanie celu i sensu życia znalazło swój koniec — we Mnie.
Całe życie człowieka jest szkołą i nauka nigdy się nie kończy, gdyż jest przygotowaniem was do życia o wiele wspanialszego, życia człowieka dojrzałego, który wyboru już dokonał i wybrał raz i na zawsze Miłość — Mnie, jako wartość najważniejszą, jedynie godną trudu. Wtedy przechodzi do życia wiecznego wedle swojego pragnienia.
W moim królestwie nie istnieje zło ani fałsz i błędy. Ja jestem jego sercem, światłem i Ojcem — już rozpoznanym, odszukanym i na wieczność bliskim. Tym, którzy nie zdążyli przygotować się dostatecznie, by móc w nim żyć, pomagam w oczyszczeniu się, lecz wszelkie moje wysiłki ku temu zmierzają, abyście już na ziemi stali się przyjaciółmi mymi, ażebyście z dzieci wyrośli Mi na synów dojrzałych na tyle, by stać się zastępcami mymi, pomocnikami, a więc — ojcami dla innych ludzi, mniej jasno widzących sens i cel swego życia niż wy.
Wszyscy jesteście moimi dziećmi, nad każdym z was cierpliwie się trudzę i o szczęście jego zabiegam. A szczęście ludzkie spełnia się we Mnie, bo nie dla niewielu lat życia na ziemi — znojnego, pełnego zawodów i przemijania — powołałem was do istnienia, a do pełni życia we wzajemnej miłości w królestwie Bożym: nie znającego śmierci, bólu, braków, starzenia się i rozpadu; przeciwnie — wciąż rosnącego w radość poznawania, rozumienia w nieustającej wymianie miłości, w szczęściu świadomości swojej godności dziecka Bożego, we wdzięczności i uwielbieniu dla Mnie — Tego, który wam ofiarą śmierci swojej to szczęście umożliwił.
Jakże przejść możecie z waszej atmosfery nienawiści, złości, podejrzliwości, przewrotności i kłamstwa do mego domu — domu miłości wzajemnej, radości, prawdy i braterstwa — jeżeli uprzednio nie przygotujecie się do życia w nim? A jak inaczej przygotować się możecie, jeśli nie przez odrzucenie — w sobie — tego wszystkiego, co przynależne jest światu, lecz nie ma wstępu do królestwa mojego? Tego was uczyłem, przebywając z wami i żyjąc wśród was, ukazywałem — sobą samym — że można być człowiekiem wedle zamysłu Ojca, nie zarażając się drążącym was złem. Powiecie: „Ale Ty byłeś Bogiem". Tak, lecz i człowiekiem, tak jak wy, doświadczającym wielorakiego zła, braków, niedoli i cierpienia. Istotne jest to tylko, jak Ja odpowiadałem na owo zło świata, i to było nauką uczniów moich, a poprzez nich stało się Ewangelią waszą.
Ci, którzy podejmują trud naśladowania Mnie, uczą się — każdy we właściwych dla siebie i najbardziej sprzyjających warunkach — jak stawać się nowym Adamem, nową Ewą, dziećmi Bożymi współżyjącymi z Ojcem swym w miłości i zrozumieniu już tu na ziemi. Jeśli nauczania mego nie odrzucicie, nie zlekceważycie, chociaż wydać się wam może nieprzydatnym do życia wśród ludzi poszukujących dóbr materialnych i walczących ze sobą o nie, jeżeli uszanujecie starania moje o was, miłość moją i troskę o każdego z was, jeśli nie odepchniecie Mnie i nie wzgardzicie Ofiarą moją, lecz przeciwnie, wykorzystacie Krew moją, która oczyszcza was, i Ciało moje, które umacnia i przemienia was — nie umrzecie, a przejdziecie z życia ku życiu we wspaniałości królestwa.
Dom, który przygotowałem wam, nie ma granic ani kresu czasu, ale wejdą doń ci tylko, którzy nauczyli się kochać. Na tę naukę poświęćcie życie. Daję wam siebie — ku pomocy, Duch Święty wam radzi, podtrzymuje was, rozpala. Tysiące nauczycieli z domu mego z radością udziela się wam i każdy z was może wśród nich wybrać sobie przyjaciół wedle upodobania swego. Pierwszym z nich Ja jestem!
Uwierzcie tylko, że okoliczności, warunki, miejsce na ziemi, czas i sytuacje Ja sam wybrałem wam; wedle natury waszej — gdyż każdy z was co innego w sobie poskromić musi, co innego wybrać i innego zła poniechać. Jeśli zaś przyjmiecie do serca naukę moją i podejmiecie trud wyborów ze Mną, razem, rychło stać się możecie nauczycielami dla młodszych braci waszych i wypełnicie w sobie zamierzenie moje dla rodzaju ludzkiego.
Bądźcie śmiali, proście odważnie
29 III 1988 r.
Spotkaliśmy się w trzy osoby (ze Zbyszkiem i Grzegorzem). Mówimy, co w Polsce niepokoi nas i martwi. Podczas modlitwy Pan odpowiada:
— Moje biedne dzieci, wiecie przecież, że moim największym pragnieniem jest, żebyście trwali przy Mnie; wtedy jesteście bezpieczni. Proszę was, trwajcie przy Mnie przez ten okres, pamiętajcie o Mnie, skupcie się przy moim Krzyżu i czerpcie z mojej Krwi. Wszystkie łaski potrzebne dam wam. Zanurzajcie w niej wszystkie bóle i grzechy świata. Kierujcie ją na głowy tych, których zbawienia pragniecie — wszak wiecie, że moja Krew zmywa wszelkie zło. Korzystajcie z łask miłości i przebaczenia, jakie zawarte są w mojej Ofierze.
Chciałbym, żebyście byli hojni względem siebie i całego świata — to okres mojego miłosierdzia. Otwieram wam moje Serce po to, abyście brali z niego to, co jest wam potrzebne, czego potrzebujecie.
W miłosierdziu moim zanurzajcie cały wasz naród, bo potrzebuje oczyszczenia. Mówcie to każdemu, komu możecie. Proście za wszystkich, których grzechy i winy was bolą — za wszystkie sprawy, sytuacje, a nawet za wszystkie urzędy. Proście, abym naprawił to, co zostało zdeformowane, wynaturzone, „odwrócone". Korzystajcie z mocy mojej Krwi, bo to jest Krew Boga; oddaję wam ją do dyspozycji.
Proście za wasze rodziny, domy, osiedla, dzielnice, parafie, za wasze instytucje. Proście też za tych, którzy wami rządzą, ponieważ wzięli na siebie ciężar przekraczający ich siły — i bez mojego błogosławieństwa zniszczą wasz kraj i siebie; a Ja pragnę ratować wszystkich. (Mamy się zogniskować na naszym narodzie — naszej rodzinie).
Zanoście do Mnie wasze pragnienia, skupiajcie się na mojej Ofierze; ale zobaczcie, co wam dała moja Ofiara...
Boleję nad tym, że tak mało pragniecie, że tak nieśmiało prosicie, a przecież Krew moja otworzyła wam skarbiec Bożego Miłosierdzia. Bądźcie śmiali, proście odważnie. Nie jesteście żebrakami — jesteście moimi dziećmi!
Konieczne jest zawierzenie Mi „pomimo wszystko"
30 III 1988 r., środa, Warszawa
— Mam wyrzuty sumienia, Panie. Wydaje mi się, że chcąc ukończyć tekst o wychowaniu (z 28 marca) na tej samej stronie, zmusiłam Cię niejako do skrócenia jego treści. Chciałabym to naprawić i proszę, pomóż mi przy ewentualnych poprawkach.
— Cieszę się, Anno, że przyznałaś się do błędu. Wiesz, że chciałem powiedzieć wam nieco więcej. Na razie przeczytaj ostatnią stronę. Rozpocznij od: „Pierwszym z nich jestem Ja" (koniec przedostatniego akapitu).
— Musicie Mi jednak uwierzyć. Dlatego podstawą waszego życia, czyli rozwoju duchowego, jest zawierzenie Mi. Wiara we Mnie — to za mało; przyjęcie moich słów i życie wedle nich — to jeszcze za mało. (Tak postępował bogaty młodzieniec, lecz nie poszedł za Mną. Co mu przeszkodziło? — Przywiązanie do tego wszystkiego, co posiadał, a czego porzucić nie chciał). Konieczne jest zawierzenie Mi „pomimo wszystko" — pełna i stała ufność w to, że kocham was i cokolwiek czynię, chociażby wydawało się, że krzywdzę was, robię to dla waszego dobra wiecznego, dla prawdziwego szczęścia człowieka.
U podstaw grzechu pierworodnego tkwi nieufność i podejrzliwość względem intencji Boga. Zaszczepił ją w was nieprzyjaciel, lecz wy przyjęliście do serca oszczerstwo i zwątpiliście w bezinteresowną miłość Boga, Ojca i Dobroczyńcy waszego. Dlatego szatan mógł doprowadzić was do zaprzeczenia prawu Bożemu, do odmówienia Bogu wiary, a więc i posłuszeństwa. Cały rodzaj ludzki nieustannie się z tym boryka. W każdym z was żyje czujna i podejrzliwa gotowość do zaprzeczenia zamiarom Boga, Jego nieskończonej dla was miłości, miłosierdziu, ojcowskiej trosce i pomocy. I ciągle powtarzacie wspólny wasz błąd. Dlatego póki nie odstąpicie od niego, próżne są moje wysiłki.
Dlatego też wciąż mówię wam o mojej naturze, przekonuję was, a ostatecznie ofiarowałem się, aby wam śmiercią moją udowodnić miłość Boga do swego stworzenia, dziecka zbuntowanego i nieszczęśliwego — człowieka.
Zwracając się ku Mnie, każdy z was musi chcieć sam obalić swój błąd; na gruzach nieufności, zwątpienia i podejrzliwości — ustawić żelazny fundament zawierzenia. Jeśli odrzucicie ten przytłaczający was ciężar błędu, reszta będzie prosta, bo Ja podejmę wasze życiowe ciężary i poniosę je z wami. Podążać będziemy do domu Bożego wspólnie i razem przekroczymy bramy życia.
Zawierzenie Mi — to nie jeden akt woli, ale to nieustanne odpowiadanie: „ufam" na niezliczone pytania rodzące się wśród wydarzeń każdego dnia. Dlatego gorąco pragnę, abyście uwierzyli Mi, że to Ja sam biorę udział w waszym życiu. Ja wybieram codzienne sytuacje, okoliczności, ludzi, z którymi was spotykam, tak jak zadecydowałem o czasie, warunkach i miejscu, w jakim się narodziliście, o waszych talentach, zdrowiu, powołaniu i liczbie waszych dni, a wszystko to dobierałem jako najbardziej wam przydatne — wedle natury waszej. Każdy z was jest odmienny i każdy na drodze ku królestwu mojemu inne pożądania odrzucić musi, co innego poskromić w sobie, czego innego poniechać; różne przeszkody pokonujecie, każdy wedle możności swojej. Macie odmienne hierarchie wartości wpojone wam przez otoczenie, różne kryteria ocen. Wychowanie, a i możliwości wasze różne są, zależne od epoki i ustroju, w jakim żyjecie, od czasu pokoju i czasu wojen lub przemocy zła. Świat wabi was, a zarazem przeciwstawia się wam.
Bo życie, dzieci moje, to pora wyborów. I po to je otrzymujecie, aby móc sami zadecydować o sobie. Ale Ja w nim jestem ciągle obecny — żywy i kochający. Jeżeli przyjmiecie do serca naukę moją i podejmiecie trud wyborów wraz ze Mną, wspólnie, Duch mój prowadzić was będzie i prostym stanie się odróżnienie dobra od zła, pozorów od rzeczywistości, prawdziwego piękna od złudzeń. On bowiem jest Światłem i Prawdą, przewodnikiem waszym i pewnością. Z Bogiem żyjąc, w miłości i zaufaniu, prostą drogą i szybko postępować będziecie, rychło zatem stać się możecie nauczycielami dla młodszych braci waszych; a świat spragniony jest Prawdy i głodny Mnie. Wtedy staniecie się przyjaciółmi mymi i wypełnicie — w sobie — zamierzenie moje dla rodzaju ludzkiego: „aby wszyscy stanowili jedno", „abyście się wzajemnie miłowali" — które jest kluczem do królestwa niebieskiego. Nie tylko sami wejdziecie tam, lecz wprowadzicie ze sobą rzesze zabłąkanych braci swoich, a miłość Boga otoczy was i nasyci...
6 IV 1988 r.
Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem.
— Teraz jest tydzień Twojego Miłosierdzia, Panie.
— Przygotujcie więcej tekstów o moim miłosierdziu.
— Pomóż nam, Panie, żeby Twoje słowa trafiły do narkomanów.
— Dlaczego Mnie nie prosicie o słowo do narkomanów i potencjalnych samobójców. I do nich chcę mówić.
Teraz daję wam moje błogosławieństwo. I oczekujcie mojego miłosierdzia. Spodziewajcie się go, liczcie na nie. Proście przez siostrę Faustynę, przez jej wstawiennictwo.
10 IV 1988 r., Niedziela Miłosierdzia, Warszawa
Byłam na Mszy świętej. Dałam Panu akt przebaczenia wobec dwóch moich (zmarłych) kolegów z konspiracji, do których miałam wiele żalów. Pan nawiązuje do tego:
— Cieszę się, dziecko, żeś przebaczyła wszelkie przykrości Ludwikowi i Eustachemu. Sprawiłaś im radość i ulgę, a to jest właśnie czyn miłosierdzia. Chcesz wiedzieć, czy potrzebna jest pomoc i komu. Rozmawiaj z nimi. W dniu mojego miłosierdzia spotkajcie się i zbliżcie ze sobą — a Ja jestem z wami.
Tego dnia rozmawiałam z moją Matką, która przygotowała mnie do rozmowy z kolegami, tłumacząc niektóre sytuacje, będące przyczyną mojego żalu do nich. W rezultacie w ciągu najbliższych kilku dni rozmawiałam, i to bardzo dużo, z nimi oboma (Ludwikiem i Eustachym), a także z gen. „Nilem" i zmarłym przed trzema tygodniami panem Antonim P. Rozmowy z Ludwikiem i Eustachym kontynuowane były jeszcze w ciągu następnych tygodni. Doszły wtedy jeszcze rozmowy z kilkoma innymi osobami. Wszystkie te rozmowy (niemal w całości) zamieszczone są w książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia".
Chcę waszego wyzwolenia
12 IV 1988 r., wtorek, Warszawa
— Panie, Tyś powiedział jeszcze przed wojną cioci Alinie: „Naród twój pogodzi Mnie z ludzkością". Czy to prawda?
— Tak, powiedziałem, i tego pragnę, ale od was zależy, czy zechcecie Mi służyć sobą nie pojedynczo, a wspólnie. Teraz tylko razem możecie pokonać trudności. Natomiast ode Mnie możecie spodziewać się takiej pomocy, jaka będzie wam potrzebna, i dużo więcej jeszcze. Ja moich darów nie skąpię i nie odmierzam, lecz powinny być one uszanowane i przyjęte; ponadto musicie zrozumieć, dlaczego wam je daję, dlaczego właśnie was oszczędzam i wasz kraj osłaniam. Tak stanie się, lecz dopiero wtedy, gdy nadejdą czasy ucisku i przerażenia na cały świat.
Teraz wydaje się wam, że właśnie was doświadczam najbardziej, że dopuściłem na was całe zło świata i chcę was zgubić. Nie, Ja was tylko uczę. Jest to bolesna nauka, pragnę bowiem obudzić w was wstręt do przemocy, do niesprawiedliwości, do pogardy dla ludzi, kłamstwa i obłudy w życiu politycznym, a we współżyciu społecznym ciągle stawiam was wobec skutków waszych głównych wad: nienawiści wzajemnej (z której wynika okradanie się wzajemne, oszukiwanie, wyzyskiwanie, poniżanie jednych przez drugich, brak godności w postępowaniu), niesumienności, braku odpowiedzialności i uczciwości w pracy, pobłażliwości dla własnych wad i lenistwa. Ta wzajemna jątrząca was zawiść, obojętność na cudze cierpienie, zakamieniały egoizm, chciwość i zachłanność zatruwają wasze współżycie społeczne, właściwie uniemożliwiają je wam. Czujecie się nieszczęśliwi, wręcz zrozpaczeni; wygnaliście precz radość, uśmiech, pogodę i spokój wewnętrzny, lecz nadal szukacie winy w innych, naprawdę zaś staliście się wrogami samym sobie. I nie chcecie trzeźwo zabrać się do naprawiania szkód — w sobie i w życiu społecznym. Doprowadzam was do dna, abyście nareszcie odkryli źródło błędów, a kiedy zapragniecie mojej pomocy w odradzaniu się, dam ją wam.
Chcę waszego wyzwolenia, lecz abyście umieli żyć w wolności, w ładzie i zgodzie, musicie zmienić się: odejść od siebie ku moim planom, zapragnąć służyć Mnie — przez cały wasz naród, wspólnie (a nie jednostkowym interesom). Bo po to was przygotowuję, byście mogli żyć w mojej wolności i pokoju — i dawać je innym.
Niczego wam tak nie trzeba jak orędownictwa Matki
13 IV 1988 r.
Mówi Pan:
— W tych czasach, które nadchodzą, nikt by nie ostał się bez mojej specjalnej opieki. Dlatego troska moja wzrasta do tego stopnia, że mówię z wami osobiście, abyście wiedzieli, że stoję przy was. Starajcie się zrozumieć póki czas, że to całe działanie moje jest wyrazem mojej miłości do was i uwierzcie Mi, aby nie zawstydziła was Niniwa.
Przychodzę do was z pomocą z całym niebem, dlatego liczcie na współbraci waszych, którzy są ze Mną. Najbardziej zwracajcie się ku Maryi, Królowej nieba i waszej, bo niczego wam tak nie trzeba jak orędownictwa Matki.
14—22 IV 1988 r., Warszawa
Przez cały ten okres codziennie rozmawiałam z różnymi osobami — na życzenie Pana — spisując ich relacje ze spotkania z Nim i z Jego miłosierdziem.
Dla osoby jadącej na Wschód
23 IV 1988 r., sobota, pod Warszawą
Jestem u Lucyny, która ma jechać na Litwę, i chce tam zabrać te teksty, które Pan sobie życzy, by spróbować je przekazać. Jednocześnie obawia się, milicji i inwigilacji. Proszą Pana o wskazówki dla niej.
— Powiedz, Anno, córce mojej, że Ja pragnę tylko jednego: aby ufała Mi całkowicie, tak mocno, że zezwoli Mi działać według moich zamiarów. Dlatego musi być niezależna od własnych pragnień, od napięcia przewidywań i lęków. Ja będę ją prowadził z chwili na chwilę i w ten sposób ona będzie wolna od zobowiązań względem Mnie, od wysiłków, by Mnie zadowolić i od żalu, że coś się jej nie udało (skoro o wszystkim decydować będzie Pan).
Tych, którzy Mi ufają, uwalniam od ciężaru odpowiedzialności, przygotowań, a i od zawodów. Kiedy ktoś zaufa Mi — polega na Mnie, nie zaś na własnych umiejętnościach i sprawności. Wtedy cieszy go każda chwila działania, a jej brak przyjmuje jako moja wolę — i tak naprawdę jest.
Od wszystkiego, co mogłaby dla Mnie wykonać, ważniejsza jest Mi ona sama. Bo tym najważniejszym zadaniem, które jej zlecam, jest stanie się moją przyjaciółką, a sytuacje i miejsca są tylko materiałem, z którego ona ma tę przyjaźń budować. Czy może być przyjaźń tam, gdzie nie ma pełnego zaufania...? Niechaj więc zawierzy Mi, bo jedzie ze Mną, i tam, chcę, by nasza przyjaźń pogłębiła się — przez zawierzenie Mi. Jednak o kilku sprawach powiem, aby pozbyła się niepokoju.
Zabrać może to, co uważa za słuszne, bo będę ją ochraniał, ale niedużo. (...) Dewocjonalia nie są potrzebne, gdyż zwracają uwagę na resztę rzeczy. Niezbędne jest moje Słowo — Pismo Święte, jako osobista książka modlitwy.
Chciałbym, ażeby córka moja bardziej posługiwała się tym, co zrozumiała, przeżyła i pamięta ze słów moich, czyli, by służyła Mną samym — a wtedy słowa będą jej osobistym świadectwem, a nie prelekcją czy kazaniem. Do nakarmienia moim słowem wystarczy to, co wymieniłem. Lucyna wie, że posyłam ją do młodzieży, a grunt przygotowuje zrozumienie, zainteresowanie, osobista przyjaźń w szczerości i życzliwości; ważny jest osobisty stosunek do rozmówców.
Nic więcej Mi nie potrzeba. A Matka moja w Ostrej Bramie wspomoże ją, bo wspomaga, chroni i prowadzi każdego, kto Mnie miłuje i pragnie gotować Mi drogę.
Błogosławię wszystkie wasze gorące pragnienia, starania i wolę waszą umacniam w wysiłku wypełnienia woli mojej, moje małe córki.
Ojciec Ludwik
29 IV 1988 r.
W wychowaniu Bożym mogą brać udział także nasi bracia przebywający w królestwie niebieskim. Ojciec Ludwik mój dawny spowiednik, kontynuował nawet z nieba kierownictwo duchowe wzglądem mnie. Teraz próbował mi pomóc — skutecznie — gdy przeżywałam zniechęcenie i zaczęłam wątpić w sens tego wszystkiego, co robię.
— Jestem z tobą, Ludwik. Przecież myślałaś o mnie (ojciec Ludwik tłumaczy swoją obecność ze względu na moje zdziwienie). Może na początku rozmowy przekażę ci kilka uwag. Można?
— Tak.
— Widzę, że zauważyłaś już, jak bardzo potrzebna ci samotność. Nigdy nie działamy inaczej — w Panu — jak czekając na wasze zrozumienie. Inaczej byłaby to presja, a przecież jesteśmy mądrymi twoimi przyjaciółmi. Wiemy, jak Chrystus Pan postępował z nami i pragniemy — teraz dla ciebie — pełnej wolności wyboru, poczucia swobody życia w Panu.
Nic się nie stało. Powoli dojdziesz do pełnej równowagi i stałości w przestawaniu z Nim. On sam pracuje nad tobą.
Otóż wiem, że zrozumiałaś intencje Pana. Męczy cię teraz każdy, kto nie ma z tobą wspólnoty duchowej, i to w naszej wspólnej pracy. A (dzieje się tak) dlatego, że Pan czyni w twoim życiu miejsce dla nas. On nie chce, żebyś cierpiała z powodu odsunięcia od przyjaciół i znajomych „ziemskich", dlatego powoli odsłania przed tobą pustkę konwenansów towarzyskich i nudę rozmów o niczym.
— Gdyby Bóg dał mi prawdziwą, czyli kochającą rodzinę i prawdziwych przyjaciół...
— Masz ich tylu, ilu wytrzymujesz (o. Jana i Grzegorza) (...) Potrzeba ciszy, spokoju i samotności jest prawidłowa. Nic nie rób „na siłę", dziecko. Zwolnij tempo i nie ulegaj namowom i perswazjom ludzkim. Ty sama czujesz, co ci jest potrzebne i wedle swego wyczucia postępuj. Nie ulegaj prośbom, jeżeli wyczuwasz w nich interesowność; broń się przed próbami ingerencji w twój sposób życia. Podlegasz Panu i masz być do Jego dyspozycji. Nikt i nic przeszkodzić ci w tym nie może. Ty zaś staraj się porządkować swój układ zajęć dnia tak, by znajdować czas dla nas o takiej porze, kiedy nie jesteś zmęczona. Pamiętaj o tym, że my dużą wagę przywiązujemy do twego samopoczucia. Masz mało sił i musisz nimi właściwie gospodarzyć. Nie żyjesz w zdrowych warunkach. Ale będzie lepiej, więc wytrzymaj i nie niepokój się.
Chciałaś wiedzieć, co jest teraz najważniejsze (w twojej pracy). Ostatnie rozmowy (do książki), jeśli zechcesz. Po nich zamkniemy temat. Ale na dzisiaj dosyć. Jedź jutro, radzę ci to, odetchniesz świeżym powietrzem.
Błogosławię cię w imieniu Pana naszego Jezusa Chrystusa. + Ludwik OP
l V 1988 r.
Zwróciłam się do ojca Ludwika:
— Nie pojechałam, ojcze, nie mogłam się zdobyć na wysiłek wyjścia z domu samej. Wiem, że się w ten sposób powoli sama zabijam, ale jestem zbyt zmęczona — w ogóle życiem. Coraz mniej mi na nim zależy. Ostatecznie ważne jest tylko to, co napiszę, a nie ja sama. Dla was także. Ponadto, czy warto to wszystko szykować? Dla kogo? Przecież to nie są ludzie (ci, z którymi się stykam, których oglądam w telewizji). Żyją gorzej niż zwierzęta, bo one nie są nikczemne. Wiem, że wszystko robię na próżno, że zaprzepaszczą i zmarnują wszystkie możliwości, bo zawsze tak robili. Do tej pory nic nikomu nie pomogłam i na pewno nic nie pomogę, bo oni nie szukają Boga i nie potrzebują Go. Chcą tylko więcej mieć.
— Nie dawaj się, Aniu, ogarniać smutkowi i rozżaleniu. To jest działanie waszego nieprzyjaciela (szatana) i wiesz dobrze, że nic dobrego ci nie da. Nie słuchaj go, słuchaj nas.
Mówi Ludwik. Przecież chciałaś ze mną rozmawiać.
Przyjmij ode mnie tę wskazówkę. Ponieważ piszesz wedle woli Pana, a więc służąc planom Pana, występujesz przeciw władcom waszego świata — siłom nieprzyjaciela, i on o tym wie. Nie może zniszczyć tego, coś wykonała, bo to własność Pana, ale niszczy ciebie samą poprzez wszystko to, co na ciebie źle wpływa, a nawet poprzez zachowanie przyjaciół, jeśli się nie pilnują. Właśnie szatan chce cię tak zrazić do ludzi, żebyś zdecydowała nic więcej dla nich nie zrobić. Ta głupota, nieuczciwość, akty złej woli, lekceważenia i niedbalstwa, to, z czym się wciąż stykasz u ludzi — to wszystko on pilnie reżyseruje, aby cię ostatecznie zrazić. Twoją odpowiedzią obecnie może być tylko: „pomimo wszystko" — i w tym jest cała twoja zasługa.
Myślałaś o heroizmie. Wyobraź sobie, że on zawiera się właśnie w takich drobnych codziennych zwycięstwach, a nie w czynach wielkich. Twoja walka toczy się tu i teraz, a nie „kiedyś". I nie walczysz sama, jeśli tylko zechcesz skorzystać z naszej pomocy, jak teraz. A więc rozpocznijmy działanie...
2—7 maja — codziennie rozmawiałam z Panem i spisywałam relacje z tych spotkań (zostały zamieszczone w książce „Świadkowie Bożego miłosierdzia").
Dałem jej udział w mojej drodze krzyżowej
8 V 1988 r., niedziela, Warszawa
Otrzymałam telefon od Grażyny A. z mojej grupy Odnowy w Duchu Świątyni, z którą modliłyśmy się. razem w 1987 roku.
- Panie, telefonowała Grażyna ze szpitala. Strasznie cierpi. Prosi, żeby się za nią modlić, bo nie ma już sił. Co ja mam robić?
- To, co właśnie uczyniłaś. Mówić Mi o tym.
— Ja tego nie rozumiem. Przecież Ty kochasz Grażynę. Wiesz, co z nią się dzieje. Co ja mogę zrobić, jeżeli Ty nie chcesz jej pomóc. Czy moja prośba ma jakiekolwiek znaczenie?
— Ma, Anno. Tego właśnie was uczę, tego pragnę, abyście się za siebie wzajemnie wstawiali. Może właśnie czekam na twoją prośbę...
— Więc proszę Cię, ulżyj jej zaraz, natychmiast. Nie zwlekaj. Czy prawdziwy Przyjaciel nie pospieszyłby natychmiast na ratunek, gdyby mógł? A Ty możesz. Jednak Ty jesteś przyjacielem Grażyny, więc dlaczego tak ją męczysz?
— Wytłumaczę ci to, Anno. Ona ofiarowała swoje cierpienia za uratowanie dwojga ludzi uzależnionych głęboko (narkomanów, jak się dowiedziałam później). Ja przyjąłem jej ofiarę. Moja droga córka nie chce Mnie prosić o zdjęcie z niej cierpienia, bo sądzi, że powinna je wytrzymać dla dobra tych, o których się troszczy. Ale prosi o to pośrednio — przez ciebie. A ty nie wiesz, jak najskuteczniej prosić, czyż nie tak?
— Tak, Panie.
— Więc powiedz Mi, że pragniesz gorąco, żebym poszedł do Grażyny i przy niej pozostał, bo ufasz Mi i wiesz, że Ja ulżę jej. To prawda, że ty nie możesz nic pomóc fizycznie, ale możesz i powinnaś wyręczać się Mną. Czy sądzisz, że ci odmówię?
— Nie wiem, jakie są Twoje plany, Panie, względem niej.
— Pomyśl o tym, że jeśli nawet mam „swoje" plany, to mogę je zmienić dla ciebie, dlatego że prosisz Mnie.
9 V 1988 r., poniedziałek, Warszawa
— Panie, jadę do Grażyny do szpitala. Co chcesz, żebym jej powiedziała?
— Odpowiem ci, córko, bo znam motywy twojego pytania. Uspokój Grażynę. Powiedz jej, że dałem jej udział w mojej drodze krzyżowej, aby zbliżyć ją ku sobie i otworzyć dla niej mój skarbiec łask. Niech się niczego nie obawia, a czas dany jej wykorzystuje dla zbawienia ludzi. Oddaję jej moją Krew, niechaj używa jej dla wykupienia grzeszników sprawiedliwości mojej. Będzie żyła i będę z nią jak przyjaciel z przyjacielem, bowiem zrozumiała Mnie. Zanieś jej moje błogosławieństwo i słowa otuchy. Kocham ją i nie opuszczę nigdy.
10 V 1988 r.
— Dziękuję Ci, Panie, za Grażynę, za to, co dla niej robisz. I cieszę się razem z nią. Dziękuję Ci też za pomoc i ulgę dla niej (Grażyna od rana zaczęła czuć się coraz lepiej). Dziękuję Ci też, że mówisz do niej (Grażyna słyszała to samo, co ja zapisałam wczoraj, tyle że innymi słowami), jesteś blisko niej i poszerzasz jej pojmowanie. Dziękuję Ci za to małżeństwo, które wyzwoliłeś z narkomanii...
Zapewniam was, że nie ma człowieka niezdolnego do dawania z siebie dobra
11 V 1988 r.
Przyszedł Grzegorz przed swoim wyjazdem na rekolekcje. Modliliśmy się. Pan powiedział m.in.:
- Wzywam was do szerzenia tych moich słów, które mówią o miłości powszechnej, o wspólnocie, o wzajemnej pomocy, o dążeniu ku jedności i przebaczaniu. Uczcie się zwłaszcza przebaczania waszym nieprzyjaciołom, bo dopiero ta umiejętność uczyni was zdatnymi do służby Mnie. Wyrozumiałość, przebaczanie win, podbijanie serca nieprzyjaciół i czynienie z nich przyjaciół własnych jest dla Mnie dowodem waszej sprawności duchowej. Mówcie o tym, pragnijcie tego i ćwiczcie się, szukając w każdej sytuacji spraw łączących was z waszym rozmówcą. Szukajcie płaszczyzny, na której możecie się zrozumieć. Wy przecież taką macie: jest nią miłość Ojczyzny.
Jeszcze uczcie się zrozumienia, że ojczyzna to nie jest ideał, a żywi ludzie, ułomni i pełni wad, tak jak i wy. Żeby ich podźwignąć, trzeba dać im coś do kochania, wskazać drogę, na której i oni potrafią coś dla wspólnego dobra zrobić, czymś się wykazać. Bo zapewniam was, że nie ma człowieka niezdolnego do dawania z siebie dobra. Nawet ten, kto został już zniszczony moralnie, zdeprawowany, zdolny jest do podniesienia się przy mojej pomocy. Ale płynie ona przez wasze ręce, przez wasze serca, bo słowo bez miłości jest puste...
Chcę, żebyście się przygotowywali w sercach i duszach, bo w waszym narodzie zawsze przywódcom stawiano wysokie wymagania moralne. Stawiajcie więc wspólnie sami sobie wymagania, abyście mogli być przykładem dla innych, a wtedy Ja was wspomogę i braki wasze uzupełnię.
Nie zapominajcie też, że jesteście z dobrowolnego wyboru królestwem Maryi. Jeżeli potrzebna wam była Królowa, która jest wszystko wybaczającą Matką, opiekunką, pocieszycielką, która wyraża sobą pełnię macierzyństwa, jakże wy możecie działać przeciw Niej? Rozważcie to sobie. To mówcie.
Stworzyłem was na współpracowników Boga
23 V 1988 r., poniedziałek, Warszawa
Modlimy się z Lucyną i jej matka, które mają razem jechać do Wilna. Pan mówi:
— Jak mógłbym was nie zrozumieć, skoro sam stworzyłem waszą naturę. Przecież w swoim planie przeznaczyłem was na współpracowników Boga i każdy z was, który chce wraz ze Mną służyć światu, przywraca całej ludzkości cząstkę jej rzeczywistego powołania.
Moje drogie córki, właśnie teraz wam daję taką okazję, jeżeli zechcecie przysłużyć Mi się. Od czasów mojego życia na ziemi nic się nie zmieniło: już wtedy uczyłem apostołów rozsyłając ich po dwóch, i teraz nie czynię inaczej.
Ty, córko, towarzysz swojej przyjaciółce modlitwą (tam, gdzie nie pójdziesz z nią), a ty wykorzystuj okazje, które będę ci dawał. Ale z niczym się nie spiesz, niczego nie rób sama, dopóki nie zauważysz w duszy, że to jest moja wola. Zapewniam cię, dziecko, że będziesz Mnie rozumiała, o ile będziesz trwała we Mnie, a to znaczy w pokoju i ciszy wewnętrznej. (...)
Nie spodziewaj się, córko, nadzwyczajności, ponieważ Ja działam zawsze w ciszy i w ukryciu. Chcę przez ciebie położyć podwalinę pod przyszłe dzieło zwrócenia się młodych ku Bogu — i zauważ, dziecko, nie tylko Polaków, ale wszystkich, którzy się do Mnie zwrócą — ponieważ młodzież jest zwykle dość czysta, by szukać ideałów i jeszcze pragnie nie dóbr materialnych, ale kochania i służenia Temu, kogo się kocha.
Tego, co mówię ci, córko, nie bierz ze sobą; zostaw to w Sercu mojej Matki. I kiedy będziesz mówiła o ożywieniu religijnym w Polsce, mów o wielu możliwościach i ruchach, bo Ja daję wam naprawdę duży wybór w służbie.
Gdybyś miała, córko, zapraszać (do Polski), patrz na serce tego człowieka, patrz, co go najbardziej porywa. Jeżeli zobaczysz pragnienie zbliżenia ze Mną, poznania Mnie, pragnienie służby — takiego wybieraj.
— Mam trudności w medytacji...
— Zdaj się w tym, córko, na Mnie. Do Mnie się zwracaj pytając o temat. Wykorzystuj codzienne czytania Pisma świętego i zauważaj sytuacje powszednie, wobec których cię stawiam. Bo nie ma chwili, w której nie moglibyście znaleźć pokarmu dla rozważań o Mnie przejawiającym się w świecie. (...) Chcę, żebyś wiedziała, córko, że kiedy Ja mówię do duszy, nikt inny głosu mojego słyszeć nie może, bo Bóg sam w swoim bycie przenika was, czego wy sami nie jesteście w stanie zrobić (nawet w niebie).
Teraz chciałbym dać wam moje błogosławieństwo na drogę. Przyjmijcie moją miłość, moją opiekę i moje towarzystwo na drogę i cały pobyt. Nie opuszczę was aż do powrotu. Umacniam was i wiedzcie, moje córki, że wiele dobrego spodziewam się po was. Pamiętajcie, że macie kochającego Ojca i liczcie na Mnie w każdej chwili. Bądźcie spokojne, bo oto Ja, Bóg Wszechmogący, opiekuję się wami. A jeśli chcecie uradować Mnie, cieszcie się każdą chwilą, którą wam ofiarowuję, bo to jest mój dar dla was, prezent dany z miłości.
Wszystko się spełniło; a na granicy nawet nie było rewizji przedziału.
Przyjmuję twoje troski
24 V 1988 r.
Modlimy się we dwoje przed imieninami Grzegorza:
— Dziękuję Ci, Panie, za Twoją miłość, za to, że umacniasz moją ufność. (Grzegorz)
— Ja wszystko mogę uczynić, synu, jeżeli człowiek daje Mi swoją dobrą wolę. Ty, synu, oddajesz Mi ją, dlatego mogę cię prowadzić szybciej i więcej ci ofiarować.
— Dziękuję Ci, Panie, za żonę i dzieci. Cieszę się każdym przejawem ich wzrastającej ufności i miłości do Ciebie.
— Widzę, synu, że Mnie rozumiesz, bo Ja też w ten sposób cieszę się wami. I nie notuję w pamięci waszych potknięć i niedostatków, ale raduję się każdym przejawem waszej miłości do Mnie.
Chciałbym ci dzisiaj, synu, podziękować za twój bezinteresowny udział w naszej współpracy. Jeżeli spotykam się z gorącym pragnieniem usłużenia Mi — tak jak syn służy ojcu (z miłości, a nie za pieniądze) — cieszę się tak ogromnie, że gotów jestem dać wszystko to, czego pragniesz; ale muszę ograniczać się do dawania tyle, ile teraz możesz unieść. Bo już poznałeś, jak moje dary przytłaczają swoją wielkością takich jak ty, synu, którzy rozumieją ich wagę i mają poczucie odpowiedzialności za to, co wam wkładam do rąk, abyście rozdawali. Dlatego chcę cię dzisiaj obdarzyć pokojem wewnętrznym, opartym na zawierzeniu Mi, bo nie chciałbym, synu, aby ciążyła ci świadomość posiadania mego bogactwa, którym nie możesz tak się dzielić, jak byś chciał. Pragnę, aby mój pokój towarzyszył ci i udzielał się innym. Strzeż więc prostoty uczuć (jaką ma dziecko: jak zawierzenie, to pełne).
— Broń mnie przed tym, abym udzielania się innym przeze mnie Twojego pokoju nie przypisywał sobie. (Grzegorz)
— Synu, modlisz się codziennie „strzeż nas ode złego". To jest właśnie to. Codziennie Mi to mówisz. Ani jedno słowo z tej modlitwy nie jest próżne.
Synu, czy masz dzisiaj jakieś prośby? Chciałbym je spełnić, gdyż pragnę twojej radości. Powiedz Mi je.
Grzegorz prosi o pomoc dla żony, tłumacząc, jak postrzega niektóre jej problemy i trudności.
— Synu, prosisz Mnie o pełne uzdrowienie twojej żony. Masz prawo oczekiwać tego ode Mnie, ponieważ męża uczyniłem odpowiedzialnym za żonę. Licz na Mnie, synu, bo rozumiem twoje pragnienie. Sam jestem Ojcem niezliczonej ilości bytów, a wciąż pragnę nowe powoływać do istnienia, aby cieszyły się szczęściem. A ty, synu, bądź dla niej jeszcze czulszy, delikatniejszy, wyrozumialszy. Ona teraz jest słabsza niż ty. Ty, synu, bądź dobry, a Ja będę działał.
— Proszę jeszcze za synów i za wszystkich moich bliskich, zwłaszcza tych, którzy odeszli od Ciebie i bardziej potrzebują Twojej pomocy. (Grzegorz)
— Widzisz, synu, zależy nam na tym samym. Wiesz, Grzegorzu, miłość bliźniego polega na pragnieniu, abym udzielił mu takiego samego szczęścia, jakiego pragnie się dla siebie. Czy masz kogoś, synu, kto bardzo leży ci na sercu?
— Proszę za zagubionych, zmaterializowanych sąsiadów i kolegów z pracy, za kapłanów z parafii...
— Tak, synu, przyjmuję twoje troski, a ty przypominaj Mi o nich, zwłaszcza o kapłanach. Księża to jest moja wielka troska.
— Dziękuję za Mamę (za to, że jest w Twoim domu).
— Mój synu, czyż Ja kocham ją mniej niż ciebie? Ona tu jest teraz ze Mną. Porozmawiajcie ze sobą.
Pan nasz pragnie, abyśmy się sobie udzielali wzajemnie
Mówi matka Grzegorza:
- Ojciec nasz i Pan pragnie, abyśmy się sobie udzielali wzajemnie - poprzez wszystkie „granice" (tzn. ludzkość w królestwie niebieskim i na ziemi). Przecież w gruncie rzeczy wciąż jesteśmy jedną rodziną. My cieszymy się szczęściem w domu Pana, lecz wy teraz właśnie „zarabiacie" na niebo starając się poszerzyć zakres szczęścia dla innych ludzi, żyjących razem z wami i tych, którzy nadejdą. Jednak nie wiecie nic o tym, że zwiększacie i nasze szczęście. Bo niebo rośnie ludźmi: im więcej ich tam jest, tym większa jest ich radość i szczęście. Niebo — miliony bytów szczęśliwych — jest chwałą Bożą. Wyśpiewują sobą, wyrażają sobą chwałę Boga miłującego je — Tego, który stwarza dla szczęścia i daje im to szczęście.
Ale nasza ziemia też ma stać się miejscem chwały Bożej — to jest tym największym darem dla Boga od nas wszystkich, całej rodziny ludzkiej — i teraz jest wasza kolej trudzenia się nad przywróceniem w życiu ludzkości należnych Bogu praw. Dlatego, ktokolwiek na ziemi służy Panu, ma naszą ogromną pomoc i jesteśmy przy nim (nie schodzi nam z oczu, radzimy mu, opiekujemy się nim...).
Proszą też za was wszyscy, którzy się oczyszczają (w czyśćcu), w miarę jak zaczynają pojmować plany Boże, a zwłaszcza swoje uchybienia spowalniające ich realizację na ziemi. Piekło też o tym wie. Dlatego stawia przeszkody i stara się zniszczyć wszelkie dobre zamierzenia i prace. Dlatego tak bardzo atakowani są słudzy Boży i tak bardzo nęceni ku „dobrom świata". Miejcie dla nich wyrozumiałość, ale proście za nimi. Proście zwłaszcza świętych kapłanów: Andrzej Bobola tyle może; wszyscy ci, którzy zwyciężyli pokusy świata. Proście ostatnich papieży i oddawajcie ich opiece tych, którzy sami sobie nie radzą. (...)
I ja troszczę się o naszą rodzinę na ziemi, ale nie jestem w tym osamotniona. My prosimy, a ty masz być dla nich apostołem Jezusa. Chociaż tak bardzo trudno jest być świętym na co dzień wobec tych wszystkich, których droga do Pana nic nie obchodzi, to jednak najbardziej działa przykład. Dlatego nie zrażaj się, współczuj im i nie odrywaj się od Pana (jedną ręką trzymaj człowieka, któremu chcesz pomóc, a drugą ręką trzymaj się Pana). Ja ci towarzyszę.
Przygotowuję was do podjęcia służby mojemu Synowi
26 V 1988 r., Dzień Matki
Modlimy się we czworo z Grzegorzem, Wojciechem i Zbyszkiem. Modlimy się za nasze Matki, a także Żony, Babcie, Ciocie... — za wszystkie matki, szczególnie za te, które przeżywają pokusę zabicia dziecka. Mówi Maryja:
— Jestem waszą Matką, zawsze obecną, nieustannie nad wami czuwającą. Cokolwiek robicie dla mojego Syna, robicie to ze Mną, bo Ja prowadzę dzieło Jego w świecie. Tu, w moim kraju, przygotowuję was do podjęcia służby mojemu Synowi przez cały naród, przez wszystkich...
— To jest coś, co mnie przeraża — ci „wszyscy". (Wojciech)
— I mnie też. (Anna)
— A Ja się nie zrażam, bo znam wasze serca i wierzę, że może obudzić się miłość w każdym z was (miłość do Boga, pragnienie służenia Mu). Pamiętajcie, moje drogie dzieci, które tak dobrze znam, że Ja nigdy nie tracę nadziei. Jeżelibyście nawet wszyscy przestali wierzyć w możliwość odrodzenia się waszego narodu, zawsze pozostanę Ja, nadal ufając i wstawiając się za wami. Pamiętajcie, że macie Orędowniczkę. Nawet w najcięższych chwilach waszego życia. Dlatego nie bójcie się tej grozy, co nadchodzi, bo Ja was ocalę. (...)
Rosja Mnie kochała i mam nadal swoje miejsce w ich sercach. Ja wierzę, że razem pójdziemy wyzwalać ich z ciemności błędu i grzechu. (...)
— Myślę, że my, Polacy, umiemy zaufać Bogu w sytuacjach krańcowych: uroczystych lub tragicznych, ale nie na co dzień. Ja poddaję się szybko. (Wojciech)
— Synku, oddaj ten brak ufności Mnie, przecież jestem przy tobie...
— Oddajemy się tobie, Maryjo, z naszymi rodzinami..., a także z pragnieniem służenia w dziele realizacji planów Bożych na ziemi.
— Ja je z wami prowadzę, tak jak matka, wspólnie z dziećmi.
13 VI 1988 r.
Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem. Pan zwraca się do nas:
— Zawsze wam mówię, poznawajcie się, poznawajcie się jedni z drugimi. Jeśli tylko jest okoliczność sprzyjająca moim sprawom, poznawajcie się. Posłuchaj, synu, jeśli masz możliwość, jeśli widzisz okazję do spotkania się lub rozmowy w moich sprawach, wykorzystaj to. Chciałbym tylko, żebyś się nie uzależniał ode Mnie.
Przypomnij sobie, jak rozesłałem do czynienia posługi miłosierdzia moich uczniów po dwóch, bardzo jeszcze niedojrzałych. O ile więcej od nich wiesz ty, od jak dawna w porównaniu z nimi służysz Mi. Ja cię traktuję jak przyjaciela, a przyjacielowi pozostawia się pełną wolność. Czy nie uważasz, synu, że jest to najwyższy dowód zaufania? Bo wiem, że twoje serce jest skierowane ku Mnie i że troszczysz się o moje sprawy.
O rekolekcjach
— Moje dzieci, wiecie, że ciągle osiada na was pył świata, ponieważ w nim żyjecie. Potrzebne jest wam oczyszczenie się w moim świetle, potrzebne jest wam moje uzdrowienie, bo bez mojej pomocy słabniecie. A Ja pragnę wam dodać również sił fizycznych, bo nawet nie wiecie, jak bardzo wiąże się stan duszy ze stanem zdrowotnym ciała.
Ja nie potrzebuję od was wiele czasu, ale potrzebna Mi jest pełna wasza wola zawierzenia Mi i jak najgorętsze pragnienie przyjęcia moich darów i mojego kierownictwa. Nikt z was nie wie, co jeszcze mogę mu dać i jak wiele dla Mnie możecie dokonać razem ze Mną, wspólnie. Pragnę, abyście znajdowali przynajmniej raz do roku — a chciałbym o wiele częściej — czas, w którym oddawalibyście przewodnictwo Mnie. (Byłby to okres leczenia naszych słabości i naszych ran oraz poszerzania naszej świadomości). Jeśli zezwolicie Mi postępować w tym czasie wedle mojego pragnienia, to będziecie przemienieni. Chciałbym, aby Jan, który ma duże doświadczenie, pomagał wam w tym.
Teraz, dzieci, nie macie już czasu. Daję wam moje błogosławieństwo. Cieszę się wami, raduję się waszym pragnieniem służenia Mi tam, gdzie możecie. Cieszę się postawą Grzegorza, którą cechuje pewność, przezorność, nie nadmierny entuzjazm. Tulę was do serca, daję wam mój pokój i specjalną obietnicę opieki. Jesteście zmęczeni, moje dzieci, wszyscy, dlatego daję wam więcej sił. Grzegorzu, powiedz żonie, że błogosławię jej pracy. (...)
O zawierzeniu
Podczas modlitwy wspólnej Grzegorz prosi w intencji swojej zmarłej ciotki, o której los najwyraźniej się lęka. Mówił o niej, o jej stosunku do życia, do wiary... W końcu „odkrył", że Bóg bardziej od niego ja kocha, bardziej pragnie jej szczęścia i lepiej ją usprawiedliwi, i przestał ją tłumaczyć, a po prostu ufnie powierzył ja Panu, dobremu, miłosiernemu Ojcu. Wtedy Pan powiedział:
— A Ja przyjmuję twoje prośby. Jeżeli oddajecie Mi kogoś z zupełnym zawierzeniem i wy w imieniu tych osób liczycie na moje miłosierdzie dla nich, nie ma prawie możliwości, żebym nie mógł ich ocalić. (Przeszkodą może być zapiekły upór w złym).
Wiecie, jak bardzo cenię miłość bezinteresowną, jak cieszy Mnie wasza troska o innych. Przecież wtedy działamy razem, jesteście podobni do Mnie. A Ja mogę to podobieństwo wzmagać w was, aby rosło.
Kocham was, dzieci.
Znajdujecie się pod szczególną opieką Matki mojej
18 VI 1988 r.
Modlimy się we czworo. Pan mówi:
— Wiem, że mnóstwo z was modli się i prosi nieustannie o pokój, ale o wiele więcej ludzi cierpi, jest zagrożonych śmiercią, głodem, żyje w lęku i niepewności jutra. Tak wiele czasu wam dałem, wciąż odkładając czas kataklizmów.
Jeśli już powiem: „TERAZ" — ruszą do działania wszystkie moje sługi i nie przestaną wypełniać mojej woli aż do końca, który Ja zaplanowałem. Nic się nie zmieni z tego, co wam zapowiedziałem i wiecie, że dla waszego narodu mam pełnię miłosierdzia, ponieważ nie przez jedną nację zostaliście skazani na śmierć. (...)
Bądźcie czujni, przygotowujcie się i bądźcie miłosierni w myślach, w mowie, w czynach, a przede wszystkim w sercu. Niech wasze serca zjednoczą się z moim. Nie straszcie ludzi niepotrzebnie, bo nie wysyłam was jako zwiastunów zagłady. Pragnę, abyście głosili moje miłosierdzie tym mocniej, im straszniejsze będą okoliczności. (...)
Mówi Pan do ojca Jana:
— Starałeś się, synu, zrobić dla Mnie, co mogłeś. Wiele osób nie przyjęło twoich słów — pozostaw ich. Powiedziałem, że lęk jest moim ostatnim ratunkiem wobec nieskończenie rozdmuchanej obecnie i pewnej siebie pychy intelektualnej, także w moim Kościele. Ale lęk o życie może otworzyć ich na to, co dotychczas odrzucali, w tym i na moje słowa. (...)
Mój synu, uprzedzam was z miłości, ale nie nawołuję do usilnej i chaotycznej bieganiny. Ten czas będzie próbą człowieczeństwa dla każdego z was, a dla Mnie próbą i ujrzeniem, ile z mojej miłości zdołał zawrzeć w sobie każdy z was. (Chodzi o Kościół instytucjonalny) (...)
Zmiłuję się nad każdym, ale wśród przyjaciół moich pragnę mieć ludzi, którzy wybierają Mnie, bo Mnie kochają, nie zaś tych, którzy liczą na Mnie w trosce o swoje własne bezpieczeństwo. (...)
Pomogę każdemu z was, ale nie szukam tłumu przyjaciół. Szukam zrozumienia i miłości, i tam, gdzie one są, tam Ja też jestem. (...)
Miłość moja spoczywa na was. Niech was ogarnie, napełni, abyście stali się naczyniem, z którego się ona przelewa na wszystkich głodnych i potrzebujących. Pragnę tego. A im bardziej groźna i niebezpieczna będzie trwać pora, tym bardziej będzie potrzebne waszym bliźnim poczucie bezpieczeństwa, świadomość mojej obecności i opieki oraz pewność, że miłosierdzie moje da się uprosić. I to będzie najważniejsze wasze zadanie.
19 VI 1988 r.
Nie mogłam pisać, bo sforsowałam ręce w drodze powrotnej. Szłam do siostry Barbary W. Poprosiła mnie o „Pozwólcie ogarnąć się Miłości".
— Pomogę ci, Anno. Wiem, jakie są twoje intencje, dlatego będę z tobą i podtrzymam cię. Nie martw się niczym, córko, z góry. Zaufaj mi.
21 VI 1988 r.
Pytałam o to, czy Grażyna, która wyjeżdżała na dwa miesiące do Szwecji, może być spokojna. Pan powiedział:
— Słyszę cię, Anno. Możesz jej to obiecać i zapewnić o mojej opiece nad całą rodziną. Ale pospiesz się (żeby zdążyć jej to przekazać).
Wasz naród ma być wyrazicielem mojego miłosierdzia
24 VI 1988 r.
Mówi Pan:
— To wy, wasz naród ma być wyrazicielem mojego miłosierdzia. Was wyprowadzę i obronię, abyście świadczyli o Mnie. Waszej wdzięczności oczekuję, wdzięczności przejawiającej się nie w chwili i nie w słowach, a w stałej, chętnej, radosnej współpracy ze Mną. Od was oczekuję, dzieci, rozpoczęcia budowy nowego, przemienionego świata — wedle moich planów, a nie własnych.
Moje miłosierdzie zawieszam nad wami, ale wy musicie je nie tylko przyjąć, ale z nim czujnie współpracować. Miłosierdzie moje jest jak tysiąc talentów. Ile wy powinniście oddać Mnie, waszemu Dobroczyńcy?
Moje miłosierdzie jest miłością współczującą, przebaczającą i podnoszącą człowieka. Wola ludzka musi chcieć ją przyjąć i pełnić — współczując, przebaczając i podnosząc.
O pewnym zgromadzeniu zakonnym
3 VII 1988 r.
Pan mówi:
— Moje dziecko, chciałbym, żebyś z ojcem prowincjałem porozmawiała przed wyjazdem. Jemu naprawdę zależy na dobrej służbie całego zakonu. Gdyby mógł, całą ziemię by chciał doprowadzić do Boga. Pragnie gorąco mojego panowania na polskiej ziemi i we Włoszech, które uważa za drugą ojczyznę (ojczyznę założyciela zakonu). A Ja powiedziałem ci, przypomnij sobie, że w dziele nawrócenia Rosji chcę widzieć zakony skromne, ubogie duchem, czyli pozbawione pychy. Syn mój (założyciel zakonu) uprosił u Mnie dla swoich synów duży udział w tej misji, a Ja widzę ich służbę jako podzielenie się ich własnym charyzmatem z narodami Wschodu — darem służenia pomocą i opieką biednym, chorym i nieszczęśliwym, służbą pełnioną w radości, bo tego pragnął mój ukochany syn. Narody Wschodu nie włączyły w swoją służbę — Mnie, czynnego, społecznego miłosierdzia. Jest to dar udzielania się sobie i służenia sobie wzajem w sprawach materialnych dotyczących ciężaru kondycji ludzkiej. Jeżeli zechcą, otrzymają ode Mnie ten wielki dar. I nie będą mieli gdzie pomieścić garnących się do nich młodych ludzi głodnych służby.
Jeśli prowincjał będzie cię chciał wysłuchać, przekaż mu te słowa i powiedz, że Ja mogę dać im więcej, niż zdołają udźwignąć. Mogę dać im nieskończone szczęście wprowadzania ludzi zabłąkanych i „bezdomnych" (nie wiedzących, co ze sobą zrobić, gdzie służyć i jak służyć) w moje szeregi, gdzie znajdą pokój, bezpieczeństwo i radość z możności darzenia i ratowania innych. Ale synowie (założyciela zakonu) muszą być gotowi do przyjęcia ciężaru moich łask. Nie chodzi Mi o ich ilość, ale o tężyznę wewnętrzną, zapał, energię i gotowość „rzucenia się na najgłębszą wodę" na moje życzenie — czyli o absolutne zawierzenie Mnie i miłość gotową na wszystko w zawierzeniu. (...)
Ty wiesz, dziecko, jak bardzo pragnę poruszyć, ożywić miłość we wszystkich ludziach, ruchach i zgromadzeniach, które się Mnie na służbę oddają. Pragnę dla ich szczęścia, aby wkraczali w mój dom z pełnymi rękoma, uszczęśliwieni z tego, że wykorzystali życie właściwie — wysławili Mnie nim, każdy wedle pragnienia swego serca. Ale jakże mało serc Mi odpowiada...
Spójrz na niego z miłością
3 VII 1988 r.
Modlimy się we dwoje z Grzegorzem. Pan mówi:
— Dziękuję wam, dzieci, za wasz trud. Cieszę się wami. Tak właśnie chcę, żebyście byli zupełnie spokojni, bo jesteście blisko przy moim Sercu i ono was zakrywa przed każdym niebezpieczeństwem. Mówię to tobie, Grzegorzu.
— Niepokoję się o to, czy podczas pobytu w Niemczech nie zostanę zaskoczony jakimiś niebezpiecznymi wydarzeniami...
— Synku, nawet gdybyś był w lwiej jamie, jak Daniel, ja cię potrafię wydobyć — wraz z synami. (...)
— Tyle prac, których się podjąłem, powinienem dokończyć...
— Mój synu, staraj się zawsze dokończyć tę pracę, jakiej się podejmujesz, ale rób to spokojnie. Coś ci zaproponuję: oddaj ją na chwałę moją. Przecież to jest część twojego życia, a czyś nie ofiarowywał Mi całego życia?
— Przyjmij ją, Panie, proszę...
— Wszystko, synu, cokolwiek zechcesz powierzyć Mi, przyjmę z radością. Przecież nie możesz Mi oddać ani stad wielbłądów, ani gry na scenie (teatru). Możesz Mi oddać tylko ubrane w twoją osobowość moje dary, prawda?
— Oj, tak.
— Widzisz, synku, Ja z radością przyjmuję każde wasze westchnienie, każdą myśl, każdy wasz uśmiech skierowany ku Mnie. Czy nie jesteś zmęczony?
— Nie.
— No to powiem ci jeszcze, jak cieszy Mnie twoje gorące pragnienie dzielenia się Mną.
— Ale jest ono też Twoim darem, i dziękuję Ci za nie.
— Jest wspólnotą ze Mną. Spójrz, jak Ja się dzielę Sobą, Sobą w Hostii, którą może przyjąć każdy, kto zechce. A jak niewielu z was naprawdę Mnie pragnie. Im większa miłość, tym większe pragnienie udzielania się całym sobą, rozdawania siebie, i przy tym ten, kto kocha, nie myśli o sobie, a tylko o tym, że jest potrzebny — jak chleb, jak mówił syn mój Albert (brat Albert Chmielówski).
— Ale dzielenie się Tobą w tych tekstach jest i szczęściem, i obowiązkiem...
— Jest potrzebą serca synowskiego, który kocha Ojca, jest z Niego dumny i pragnie, żeby wszyscy Go poznali. To właśnie jest miłość.
I jeszcze ci coś powiem, synu. Miłość do ludzi może się przejawiać jako najgłębsze współczucie dla ich głodu, błądzenia, szukania, braku zaspokojenia — i wtedy tak bardzo pragnie się ich nakarmić. Przypomnij sobie, jak nakarmiłem rzesze głodnych i zmęczonych, szukających Mnie i potrzebujących słowa Bożego. Ja, synu, żyję w tobie, przenikam cię, i przez ciebie, z tobą, twoim sercem kocham i pragnę obdarzać. Nie dałem ci, synu, ryb wędzonych i placków, złożyłem w twoje ręce moje słowa, moją miłość do ludzi, moje dążenie do nasycenia ich sobą. Jestem szczęśliwy, że wspólnie łamiemy mój chleb i rozdajemy go. (...)
Oddawajcie wszystkich, wszystkich Mnie, mówiąc o ich sprawach.
Wspominamy różne osoby, również — choć nie bez wątpliwości — takie, o których sądzimy, że działają w złej wierze. Pytamy się: „Co z takimi robić?"
— Gdy zobaczysz go na ekranie (telewizora), spójrz na niego z miłością.
Moje dzieci, już późno, odpocznijcie. Daję wam moje błogosławieństwo i włączam w nie Lucynę. Moja mała wspólnoto, błogosławię was. Jestem z wami i jutro was wspomogę. (...) Kocham was, moje dzieci.
Miłość wasza względem siebie nawzajem powie Mi, kim jesteście prawdziwie
10 VII 1988 r.
Mówi Pan do kapłana na Wybrzeżu:
— Chciałbym, abyście pewni byli mojej opieki i nie ulegali panice, bo Ja mogę umniejszyć „zło", ale wtedy, kiedy wy okażecie sobie miłość wzajemną. Modlitwy są potrzebne, ale modlitwa dochodzi do Mnie niesiona na skrzydłach miłości, a miłość czyni, a nie mówi i deklaruje.
Pragnę od was wszystkich miłości wzajemnej i jeśli dopuszczę na was to, co wy nazywacie „złem", będzie to sprawdzian przed moimi oczyma, ile w was jest rzeczywistego synostwa. Jestem Miłością i kto jest prawdziwie synem moim, kieruje się miłością w myślach, słowach i czynach. Teraz przede wszystkim potrzebne będą czyny. Potrzebna będzie miłość wasza względem siebie i ona Mi powie, kim jesteście prawdziwie.
Teraz, synu, daję ci moje błogosławieństwo i proszę, nie martw się zbytnio niczym. Masz przecież Ojca. Przeciwności, kłopoty i trudności daję ci, abyś miał co pokonywać i mógł pogłębiać swoje zawierzenie. To są moje dary wiecznotrwałe (zawierzenie i duma z pokonanych przeciwności), więc proszę, przyjmij je z ochotą. (...)
W waszym kraju, synu, rozpoczynam moją budowę. Potrzebni Mi są święci kapłani. Niech cię to nie przeraża, bo nie ty sam nad sobą pracujesz, ale Ja cię uświęcam — wedle pełni zawierzenia (własnymi siłami nikt z was nic by nie zrobił).
Ja jestem Panem niemożliwości
11 VII 1988 r.
Mówi Pan do zakonnicy (z zakonu kontemplacyjnego na Wybrzeżu):
— Czy wiecie, córki, jak nieustannie Maryja błaga za wami?
Mówiłem, że prośbom Jej oprzeć się nie mogę i nie chcę, bo mam w sercu Jej obraz, kiedy stała pod krzyżem i cierpiała wraz ze Mną (widzę, jak gdyby oczyma Chrystusa Pana patrzącego z wysokości krzyża, podniesione ku Niemu oblicze Matki stężałe, zamarłe z bólu, białe jak papier). Dlatego mówię wam wszystkim, liczcie na moją Matkę, polegajcie na Niej, ufajcie Jej, bo Ona potrafi was przenieść ponad falami. Nie bójcie się, bo nie ma mocy, która mogłaby przeciwstawić się Jej woli złączonej z wszechmocną wolą Bożą. (...)
Starajcie się, moje dzieci, tak „ślepo", bezgranicznie, do końca zawierzyć Bogu, jak uczyniła to Matka moja od momentu Zwiastowania i jak w tej ufności trwała.
Mnie najbardziej potrzebne jest wasze zawierzenie. Tak mało mam dzieci ufnych, że wciąż ich poszukuję. Widzisz, córeczko, wy kobiety jesteście bardziej ofiarne, bardziej wrażliwe na mój głos, bardziej skłonne zawierzyć swemu Zbawicielowi. Dlatego do was się zwracam i właśnie w polskich zgromadzeniach kontemplacyjnych (żeńskich) szukam tej miary miłości, która pozwoli Mi usprawiedliwić cały wasz naród i uratować go. (Z rozeznania: zawierzenie sióstr zobowiązuje Pana, a ponieważ prośbami ogarniają cały naród, więc Pan odpuszcza całemu narodowi; przebaczenie jest konsekwencją zawierzenia). Wiem, dziecko, że Mnie rozumiesz. Dlatego na waszym zawierzeniu chcę budować mur obronny na waszym Wybrzeżu (wał tak mocny, że fale go nie rozmyją).
Nie pragnę waszego męczeństwa, a przeciwnie, chcę, abyście się stały dawczyniami ocalenia dla tych wszystkich, których sobą zasłaniacie. Tylu wokół was jest słabych, nieszczęśliwych, a przez to bardzo grzesznych ludzi. Któż ich osłoni przed sprawiedliwością Ojca, jeśli nie wy? Ale Ja, córki, ufam wam i liczę na was, tak jak ojciec liczy na swoje prawe dzieci (nie tylko prawowite, ale te, które poszły prawą drogą naśladując ojca).
Tereny przybrzeżne nisko położone będą zalane, ale nie zatopione na zawsze (fala przejdzie, ale cofnie się.). (...) Mogę dopuścić, aby niektóre dzielnice zburzyła woda, jeśli będą przeżarte przez grzech i nie odwrócą się od niego. Ale Ja jestem Bogiem Mojżesza (przejście przez Morze Czerwone) i mogę uczynić z żywiołami to, co zechcę. W to musicie głęboko wierzyć, że Ja jestem Panem niemożliwości, i na tym opierać swoje zawierzenie — na tym i na waszej miłości do biednych, grzesznych, nieszczęśliwych, do waszych niedojrzałych bliźnich.
Weźcie moją Matkę za wzór zawierzenia
Do grupy osób na Wybrzeżu (podczas rekolekcji) Pan mówi:
— Dzieci, zaprosiłem was tutaj, bo chciałem nasycić was sobą i przygotować do pomocy sobie w dniach zagrożenia. Bardzo mało Mi potrzeba, wyłącznie zawierzenia Mi, ale pełnego zawierzenia. Pragnę mieć w was pomocników, braci i siostry moje. Pragnę dać wam udział w ratowaniu świata, dlatego będę was obdarzał, uzdrawiał i nasycał sobą, aby was wzmocnić. I będę przy was stał nieustannie. Czy chcecie zawierzyć Mi absolutnie, na zawsze i w każdych okolicznościach?
— Tak, Panie...
— Potrzebne Mi jest tylko wasze „tak". Jeśli Mi tylko zezwalacie, obejmuję was swoją miłością zawsze, każdego dnia. Od tej chwili chcę, abyście wiedzieli, że jesteście moją własnością nie dlatego, abym chciał was zniewolić, ale żebym mógł was zachować i otoczyć moją mocą, a także żebyśmy mogli wspólnie rozumiejąc się i kochając, służyć światu. Bardzo was potrzebuję, dzieci.
Powiedziałem wam niedawno, że dla jednego człowieka zawierzającego Mi w pełni gotów jestem uratować miasto, a wy dziwiliście się, że nie powiedziałem, jak duże miasto. Nie obiecuję wam uratowania całego terenu (...) i wszystkich rzeczy materialnych, ale możecie wyprosić uratowanie ludzi. Ufajcie Mi, módlcie się za każdego, z kim się spotkacie, oddawajcie Mi wszystkich, o których usłyszycie, wasze otoczenie, sąsiadów, szkoły i szpitale, wasze kościoły i wasze muzea — wszystko, co cenicie, co chcielibyście zachować. Bo widzicie, dzieci, wasze zawierzenie jest dowodem wobec wszystkich sił ciemności, że jestem tu (w tym mieście) kochany, i wtedy mogę wystąpić jako Pan waszych serc, a Ja mogę wszystko (ze zrozumienia: zawierzenie jest wyznaniem wiary, że tylko Pan ma prawo rządzić, i wtedy Pan będzie naprawdę rządzić, a Pan jest Miłością).
I proszę was, dzieci, nie myślcie o waszej nicości i o tym, że was mało, bo to dla Boga nie ma żadnego znaczenia. Przez jedno „fiat" skromnej, ubogiej dziewczyny przyszło na świat zbawienie. Więc weźcie moją Matkę za wzór, za Matkę — pełną mocy i miłosierdzia, bo My zawsze jesteśmy razem.
Nie chcę was przerażać, przeciwnie — chcę was otoczyć niezwyciężoną opieką, więc bądźcie spokojni.
Do kapłana:
— Synu, zalecam wam tu, w Szczecinie, abyście mocno opierali się o moją Matkę. Proście Ją, by Ona — ze względu na mieszkających tu Polaków, którzy Ją czczą jako Królową Polski, i przez pamięć o setkach tysięcy tych, których Niemcy wydarli z trzewi (z ciała) waszego narodu — zechciała uznać te okolice jako część swego prawowitego Polskiego Królestwa, i jako takie wybroniła przed moją sprawiedliwością (która dokona sądu nad narodami).
Proście Ją stale, bo to jest Matka wszechmocna (przez prośbę), a Ona będzie Panią waszych losów.
Do kapłana pragnącego posługiwać na Wschodzie
30 VII 1988 r.
Podczas modlitwy wspólnej z kapłanem Pan mówi:
— Nie chcę, aby synowie moi zagubili się, samotni, w obcych im środowiskach. Dlatego pragnę, aby tam szybko powstawały zwarte parafie. Pragnę, aby z wami pojechali młodzi, aktywni animatorzy ruchów katolickich i osadzali się przy parafiach, ściśle współpracując z księżmi i pomagając im we wszystkich służbach kościelnych, a ponadto działając na zewnątrz. (Obraz jak gdyby zarzucanej sieci rybackiej o dużych oczkach, lecz bardzo mocnych węzłach — parafiach).
Mówiłem wam już, dzieci, że na terenie Rosji europejskiej będzie ogólne nawrócenie, ale potem — i to bardzo szybko — nastąpi fala powołań. Gdzież pójdą ci ludzie, których wezwę, jeśli nie do was?
W większych miastach, pragnę, aby w przywróconych wam klasztorach powstawały seminaria duchowne i pierwsze ośrodki życia wspólnotowego, przede wszystkim życia otwartego, gotowego do jak najszerszej służby bliźnim, bo cała Rosja będzie biedna, głodna, potrzebująca wsparcia, a przede wszystkim miłości takiej, jaką daje swoim bliźnim Matka Teresa (czyli bezwarunkowej i dla najbiedniejszych).
Na terenach dawniejszego Wielkiego Księstwa Litewskiego wciąż trwa pamięć o zakonach, które tu istniały, i dlatego łatwo wejdą one na swoje dawne miejsce w życiu społecznym (jezuici, franciszkanie i wiele innych). Chciałbym, abyście czynili miejsce zakonom młodym, takim jak albertyni, michalici, orioniści, pallotyni, mali bracia i małe siostry Karola de Foucaulda, misjonarki miłości Matki Teresy i inne...
Ty, synu, masz duże doświadczenie i masz wielu przyjaciół i wychowanków. Mógłbyś wybranych wśród nich pociągnąć za sobą. Chodzi Mi o to, mój synu, żeby nie powstawała na ziemiach tak bardzo doświadczonych potężna i stroma hierarchia Kościoła. Chciałbym, abyście raczej potraktowali ten teren jako misyjny.
Więc, synu, przygotuj się. Radziłbym pod tym kątem gromadzić odpowiednie książki, poczynając od elementarzy (polskich) i śpiewników do ksiąg liturgicznych, bo tam ich mają mało, rozeznawać ludzi i rozmawiać z nimi. Paramenty kościelne bierzcie tylko konieczne, lecz jak najwięcej polskich książek.
A także słuchaj Mnie, mój synu, bo Ja pragnę rozmawiać z tobą bez pośredników.
3 VIII 1988 r.
Rozmawialiśmy o dłuższych rekolekcjach — o ich wartości, ale i o trudności ze znalezieniem na nie czasu. Pan mówi:
— Twoje oczyszczenie, synu, Ja przeprowadzam wciąż, z chwili na chwilę, ponieważ jesteś poddany tak wielu obowiązkom, że nie możesz z nich się wyłączyć. A nawet nie chcę tego dla ciebie, bo ty przewodzisz swojej rodzinie i jej pomagasz w dojrzewaniu ku Mnie.
Żyjcie wszyscy z dnia na dzień, bo tak będzie wyglądało wasze życie w okresie nadchodzącym. Czy teraz widzicie, jak bardzo jest wam potrzebny bliski i wyraźny, stały kontakt ze Mną, taki, jak ma żołnierz ze swoim dowódcą?
— I takich jak my wziąłeś, Panie, do współpracy?
— Bo Ja nie szukam tych, co sobie dobrze radzą beze Mnie, a tych, co Mnie potrzebują. I dodam wam jeszcze, dzieci, że naturę każdego z was potrafię w zupełności wykorzystać w waszej służbie, jeśli się poddacie mojemu wychowaniu. A ono trwa...
Znowu zaczęliście się martwić, dzieci, a przecież Ja proponuję każdemu z was pogłębienie przyjaźni ze Mną.
No to teraz podziękujcie Mi, dzieci, za moją miłość do was — do każdego z was inną, lecz równie bezgraniczną.
Bądźcie pełni nadziei
8 VIII 1988 r.
Maryja mówi o nadziei:
— Czy wiecie, dlaczego Jezus powierzył Mi teraz waszą Ojczyznę? On tak bardzo pragnie was uratować, a wy wciąż jesteście nieoczyszczeni („niedoczyszczeni"). Dlatego potrzebna wam ochrona i wstawiennictwo Matki. A Ja uczynię wszystko, aby osłonić was przed Aniołami Sprawiedliwości, wykonawcami woli Pana (ze zrozumienia: dlatego Pan chce, żeby „niepokalaność" Maryi obroniła nas przed wykonawcami wyroków Bożych „zasłaniając" nasze grzechy, naszą grzeszność).
Ale kiedy Ja przy was stanę i zobaczycie Mnie wyraźnie, zechcecie oczyścić się i nawrócić ku życiu zgodnemu z wolą mego Syna, życiu w przyjaźni z Nim. (...)
Bądźcie dobrej myśli, bądźcie pełni nadziei, bo Bóg daje wam nowe życie, prawdziwie godne człowieka. Kończy się okres rozpaczy, ślepoty i błędu, zaczyna się moje panowanie, a Ja was będę wychowywać Bogu. Nie lękajcie się, bo Ja jestem Matką prawdziwą. Potrafię dbać nie tylko o duszę dziecka, ale o jego ciało. Znam jego potrzeby (głód, lęk przed zagrożeniem chorobą, kalectwem, śmiercią...).
Teraz błogosławię wam, dzieci.
8 VIII 1988 r.
Do zakonnicy ze zgromadzenia kontemplacyjnego (związanego z Matka Boża), z domu na Wybrzeżu, Maryja mówi:
— Ja, wasza Matka Wielkiego Zawierzenia, wzywam was do współpracy i polegam na was.
Córki, nie dopuszczajcie do siebie lęku i wątpliwości. Ufajcie w pomoc moją i oddawajcie pod płaszcz mój wszystkich, o których pamiętacie (imiennie) i całe tereny przybrzeżne. Proście też, abym chroniła wasze skarby kultury, z takim trudem uratowane (odbudowane...).
Matka Boża nawiedza rodziny w parafii
15 VIII 1988 r.
W domu Grzegorza w dniu święta Wniebowzięcia znajduje się przyniesiony z kościoła obraz Matki Bożej, w którym Maryja nawiedza rodziny parafii. Modlimy się we troje, z żoną Grzegorza. Rozmowę zaczyna Maryja:
— Czy chcecie, abym została Matką całej waszej rodziny?
— Tak. Tak.
— A czy zezwolicie, abym was wychowywała i abym wychowanie waszych synów wzięła w swoje dłonie?
— Tak. Tak.
— Chciałabym, abyście stali się moimi pomocnikami. A Ja już przystępuję do działania w waszym kraju. Spójrzcie na mojego Syna. Wszystkie moje myśli, dążenia, cała miłość skupia się na Nim.
Pragnę, aby jak najszybciej Syn mój odzyskał swoje królestwo, rozpoczął panowanie — najpierw tu, a potem coraz dalej, aż obejmie w posiadanie całą ludzkość, za którą już zapłacił swoją Krwią, a która odrzuca panowanie Miłości.
Wy, moje dzieci, zaznaliście tak wiele krzywd, cierpienia i lęku, że łatwo wam uciekać się do Mnie. Tak bardzo spragnieni jesteście mojej macierzyńskiej miłości, opieki i troski. Dlatego tak spieszę ku wam, aby dać wam to wszystko, czego jesteście głodni.
Będę wam Matką prawdziwą w porze grozy i śmierci. Potrafię was uchronić przed wszelkim złem, a proszę was tylko o jedno: kochajcie Jezusa! Wzywajcie mego Syna, czyńcie Mu miejsce w waszych sercach, myślach, zamiarach. Proście, aby wszedł w życie waszego kraju w pełni swej władzy. On jest miłością. Jeżeli zechcecie, ta niesłychanie potężna miłość wypełni was i przemieni. Staniecie się narodem przyjaciół Boga.
A wy, dzieci, czy chcecie służyć Jego planom wraz ze Mną?
— Tak. Tak. I w imieniu dzieci też: tak.
— Przyjmuję was, dzieci, do swojej rodziny. Odtąd pamiętajcie, że macie rzeczywistą Matkę i oddawajcie Mi wszystkie wasze trudności, zamiary, kłopoty, od rzeczy poważnych do najbłahszych.
Daję wam moje błogosławieństwo macierzyńskie w imieniu Boga Wszechmogącego w pełni Trójcy Świętej. Tulę was do serca, moje drogie, kochające dzieci.
Modlimy się w ciszy. Maryja mówi po chwili:
— Pamiętajcie, że jeżeli wy czujecie się moimi dziećmi, to możecie prosić za innymi, żebym i ich przyjęła.
Po myśli o zmarłej matce Maryja mówi:
— Jestem Matką wszystkich ludzi. Jestem Matką waszych matek. I nie ma osoby tak bardzo starej, ażeby nie potrzebowała miłości macierzyńskiej.
Grzegorz miał wyjechać z synami do Niemiec. Wobec ostrzeżeń Pana zapytaliśmy, czy nie ma się czego obawiać. Pan mówi:
— Zabierzcie Mnie też, jako czwartego. Jedźcie spokojni. Czyż mógłbym nie troszczyć się o was? Przecież obiecałem. Korzystajcie z ostatnich dni spokoju. Wiem, że nie potrzebuję ci mówić, żebyś nie marnował okazji, bo od dawna wiem, jak ci na moich sprawach zależy.
Błogosławię was, dzieci, i daję wam mój pokój, który przynosi z sobą Matka moja. A Ona pragnie pozostać z wami. Cieszcie się i dziękujcie, bo nie ma większego daru niż posiadanie takiej Matki, jaką jest Maryja, Matka moja i wasza.
— Dziękujemy. I przepraszamy za tych, którzy lekceważą ten Dar.
— Oni wrócą, wrócą... — odpowiada Maryja.
Chcę być z wami stale
21 VIII 1988 r.
Pan mówi do matki trojga małych dzieci, która kiedyś była w Odnowie Charyzmatycznej:
— Moja córeczko. Dzisiaj chcę mówić z tobą, ponieważ wiem, jak mało masz czasu (z powodu opieki nad niemowlęciem).
Chciałbym, córko, nauczyć cię najprostszej rozmowy ze Mną, którą możesz prowadzić (w każdej chwili, w czasie dnia pracy). Masz własne dzieci, więc wiesz, ile razy przychodzi do ciebie dziecko z prośbą, żebyś coś mu dała, coś wytłumaczyła; pragnie, abyś zaspokoiła jego bieżące potrzeby i robisz to. A Ja jestem waszym Ojcem, który jest usuwany z waszego życia, jest wam niepotrzebny, nie chcecie Jego pomocy. Nie wierzycie, że mógłbym wam pomóc w każdej sprawie, nawet tej najbardziej „praktycznej". (Pan mówi to z głębokim smutkiem).
— Ja nie potrzebuję długich modlitw, lecz chcę być z wami stale. Dlatego zwracaj się do Mnie w każdej najbłahszej sprawie, kiedy przypomnisz sobie o Mnie; zwracaj się jedną myślą, jednym zdaniem. Dam ci przykład, córko. Wiem, ile razy budzi cię w nocy płacz niemowlęcia. Czemu nie poprosisz Mnie, dziecko, żebym mu dał dobry sen? Czemu nie powiesz Mi, że bardzo jesteście zmęczeni i pragniecie przespać spokojnie noc.
To samo dotyczy pozostałych synów. Rozmawiaj ze Mną o nich. Mów Mi, co cię w nich cieszy i dziękuj Mi za to, czym ich obdarzyłem. Bo przecież widzisz w nich moją miłość do was (do waszej rodziny). Ale mów Mi też o tym, co ciebie martwi lub niepokoi (w dzieciach) i proś o pomoc w tej sprawie. To samo dotyczy również was, to znaczy ciebie i twojego męża, i waszych bliskich. Przecież Ja mogę wszystko, a czuję się wam tak mało potrzebny właśnie na co dzień. A Ja jestem przy was i mógłbym wam być pomocny w tych sprawach, do których Mnie dopuścicie, w których zechcecie skorzystać z mojej pomocy.
Daję wam, dzieci, mój pokój. Chciałbym, aby zapanował między wami dwoma. Pamiętajcie, że dałem go wam; starajcie się utrzymać mój dar.
Ta osoba nie przyjęła słów Pana; nawet nie chciała ich przeczytać, tym bardziej — zatrzymać. Bardzo oddaliła się od Boga (w tym czasie). Dlatego te pełne miłości słowa Pana pozostały u mnie i teraz mogą służyć innym matkom, jeżeli przyjmą je do serca i zaczną praktykować.
Ja nad wszystkim czuwam
5 IX 1988 r.
Zostało wydane „Pozwólcie ogarnąć się Miłości". Cieszymy się bardzo. Martwimy się zarazem, że ma różne niedostatki — nazwisko podane na okładce wbrew obietnicy, brak przedmowy od wydawnictwa — świadczące być może o rezerwie wobec książki. Pan mówi:
— Chciałem wam przypomnieć delikatnie, że to Ja jestem Autorem „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" i kto ma pretensje, ma je do Mnie. Teraz, kiedy książka jest, chciałbym, aby szła przede wszystkim za granicę. Grzegorzu, jeśli znasz adres tego księdza franciszkanina (o którym mówiłeś), wyślij mu egzemplarz.
Moje dzieci, po co tyle niepokoju? Przecież Ja nad wszystkim czuwam. Waszą rzeczą jest jedynie być Mi posłusznym. A Ja wam sytuacje odpowiednie znajduję i stawiam przed wami ludzi...
Gdy rozmawiamy o sytuacji w świecie, Pan mówi:
— Teraz najważniejsza jest modlitwa wstawiennicza. Osłaniajcie nią innych, nie tylko wasz kraj, ale wszystkie narody ziemi. Wtedy będziecie się jednoczyć z moim Kościołem (w niebie).
Daję wam moje błogosławieństwo.
9 IX 1988 r.
— Czy chcesz, Panie, wskazać coś Małym Braciom?
— Tak, córko, chcę im dopomóc, ale o ile zechcą przyjąć moje słowa. Teraz powiedz, że mam dla nich piękne pole do działania: pole nie uprawiane, pustynne, bo pozbawione długo Wody Żywej — Mnie. Te „dzikie" pola, pragnę, aby zamienili w urodzajną ziemię, bo jest ona z natury dobra, żyzna i może Mi przynieść plony stokrotne. Jedynie brak jej gospodarza. Brak troski, brak miłości, brak miłosierdzia, sprawiedliwości i braterstwa. Brak im też celu. Tęsknią i łakną Mnie, bo długo ich okłamywano i oszukiwano (Pan mówi o ZSRR).
Pragnę posłać was, dzieci Karola, abyście stali się im braćmi — a przydam wam ich wielu. Rozmnożę was i rozsieję, jak siewca sieje ziarno, abyście ziemie rozliczne i nieogarnione (nawet wyobraźnią) uczynili pożytek przynoszącymi i uszczęśliwili szukających, dając im cel i sens nadając ich życiu.
Ja kocham was zawsze i pomimo wszystko
10 IX 1988 r.
Zapytałam Pana o sens mojego pobytu u znajomej z Odnowy, gdzie nie wypoczęłam, a nawet poczułam się gorzej, gdzie oczekiwano ode mnie pracy, do jakiej nie byłam już zdolna, gdzie — wbrew zapowiedziom — nie było czasu na wspólne rozmowy z Panem...
— Moja córko. Czyż nie widzisz, że oni potrzebowali pomocy? Mówisz, że pomocy fizycznej i że cały czas miano do ciebie pretensje o to, że nie mogłaś zrobić tego, czego oni się po tobie spodziewali. A czy owe oczekiwania (wobec osoby chorej) nie świadczą o ich złym stanie? Mówię o tym, że twojej znajomej potrzebna jest modlitwa wstawiennicza. Liczę na ciebie, córko. Byłyście w jednej wspólnocie i lubiłaś ją. Wiem, że teraz, kiedy poznałaś jej braki, trudno ci ją lubić, ale bierz przykład ze Mnie. Ja kocham was zawsze i pomimo wszystko. A przecież chcesz być ze Mną? A więc i kochać powinnaś tak, jak Ja was miłuję.
Ukazałem ci potrzebę i zagrożenie. Musi się za nią modlić ktoś, kto widzi jej braki i potrzeby, nie ci, którzy są zaślepieni, bo oni nie proszą. Zauważyłaś, że tam nie ma stałej i serdecznej więzi ze Mną, liczę więc na ciebie, córko. Jej bardzo potrzeba orędownictwa przede Mną. Chodzi Mi o twoją dobrą wolę darowania jej (jej złośliwości i szykan) i o stałe prośby, abym Ja ją bronił, bo jest zagrożona. Sama to widzisz.
A o siebie się nie martw. Ja się o ciebie troszczę i pomogę ci. Nie obawiaj się o serce (zasłabłam tam), Ja cię wyleczę. Czyż nie jestem lekarzem dusz i ciał waszych?
13 IX 1988 r.
Po modlitwie z Jerzym z zakonu pragnącego posługiwać na Wschodzie (po jego wyjściu) zwracamy się do Pana:
— Dziękujemy Ci, Panie, za jego otwartość. Jak Ty, Panie, dbasz o nich!
— O każdego człowieka, chciałaś powiedzieć. Bo nie mam innych niż tylko — synów (i córki).
— Czy chcesz nam coś powiedzieć, Ojcze?
— Chcę, żeby ta przyjaźń (znajomość) trwała.
Widzisz, córko, teraz zamiary moje względem Rosji będą się coraz bardziej urealniać. Dlatego tym z was, którzy Mi wierzą, a których Ja chcę mieć w tym dziele (dziele nawrócenia), mogę już wskazywać ich miejsce i zadania.
Cieszę się waszą radością, dzieci. Oto mój dar dla was na dzisiejszy dzień. A teraz odpocznijcie. Błogosławieństwo moje dałem wam i ponawiam, a ty, Grzegorzu, zabierz je wraz z radością swoją do domu, aby udzieliła się wam wszystkim.
Codzienne sprawy
16 IX 1988 r.
Mówimy o znajomych księżach, także o ich wadach i niedociągnięciach.
— Panie, oddajemy Ci naszych księży...
— Proście za nich. (Pan)
— Trzeba by prosić cały dzień, wymieniając imiona, imiona, imiona...
— Oddawajcie Mi całą parafię, wraz z jej „kierownictwem". (...) (Pan)
— Przepraszamy, Panie, za nasze rozproszenia. To jest nawet niegrzeczne.
— Jestem cierpliwy (ze zrozumienia: trudno by było inaczej z ludzkością przestawać). (Pan)
— Proście (o co chcecie).
— Prosimy, Panie, o Twoje słowo do zagubionej młodzieży. Tylu ich jest. (Grzegorz)
— Dobrze, przygotujcie się. (Pan)
— A mali bracia? (Anna)
— Są moją radością. Możecie pytać Karola (de Foucault), a i Mnie. (Pan)
Wymieniamy jeszcze różne prośby.
— W październiku powinnam mieć operację... (Anna)
— Rób to, co teraz: przedstawiaj Mi swoje plany. Czy to już wszystko, co ci ciąży? (Pan)
Wymieniamy prośby za różnych ludzi i sprawy.
— Czy chciałbyś, Panie, dodać jakieś relacje do tego zbioru, którego opracowanie właśnie kończymy? (Zbiór ten został później wydany jako „Świadkowie Bożego miłosierdzia").
— A nie chcielibyście spotkać się z kimś, kto Mi służył całe życie służąc bliźnim? (Pan)
Rozumiemy, że chodzi o Janusza Korczaka.
— Cudownie! (Grzegorz)
— Ojciec Ludwik z nim współpracował. (Anna)
— Ja wam dopomogę w tych ostatnich relacjach. Bądźcie spokojni.
— Dziękuję Ci, Panie, za radość widoczną u Grażyny. (Grzegorz)
— Będzie jeszcze większa. (Pan)
18 IX 1988 r.
Mówi ojciec Ludwik:
— Witaj, Anno. Mówi Ludwik. Dawno nie rozmawialiśmy. Wiem, o co chcesz mnie prosić, boś o tym myślała. Rzeczywiście znaliśmy się z Januszem Korczakiem — pozostańmy przy pseudonimie literackim. Już z nim rozmawiałem. Naturalne jest, że wolę Pana wypełniamy z całą chęcią i z radością.
Pragnę moich kapłanów prowadzić moją własną drogą
21 IX 1988 r.
Modlimy się wspólnie z kapłanem (Stanisławem).
— Mów, Panie, bo sługa Twój słucha.
— Czego się lękasz i czym się martwisz?
- ...
— Synu, powiedz Mi, czy kochasz Mnie.
— Tak, kocham Cię, Panie Jezu.
— Czy wstępując do seminarium chciałeś służyć Mnie?
— Tak.
— I tylko Mnie?
— Tak, i ludowi Bożemu, zgodnie z Twoją wolą.
— Czy wiesz, że kapłan jest moim najbliższym przyjacielem?
— Tak.
— Chcę ci powiedzieć, że dla Mnie ważniejszy jesteś ty sam niż wszystko, czego mógłbyś dla Mnie dokonać.
— Tak, dziękuję, że mnie kochasz.
— Ty szykowałeś się do prowadzenia innych ku Mnie. Ale ciebie prowadzę Ja sam.
— Czy to znaczy, że nie mam szukać mistrzów i nauczycieli, i przewodników wśród ludzi i zaufać...?
— Tak, synu, ale Ja ci to wyjaśnię. Pomyślałeś kiedyś o tym, że kapłan powinien przede wszystkim naśladować Mnie?
— Tak, chcę Cię, Panie Jezu, naśladować i przepraszam, jeżeli grzeszyłem szukając bardziej siebie niż Ciebie.
— Widzisz, synu. Ja pragnę moich kapłanów prowadzić moją własną drogą, abyśmy się zżyli i zrozumieli. Każdy z was (ludzi) przechodzi pewien odcinek mojej drogi, ale kapłan, który ma wielu ludziom zastąpić Mnie, powinien przejść wiele odcinków tej drogi, żeby umiał lepiej pomóc tym, którym ma służyć, wraz ze Mną, który im służę sobą. Mnie, synu, na tobie zależy, dlatego pragnąłbym, abyś zechciał przyjąć ze zrozumieniem i wdzięcznością również bolesne fragmenty mojego życia. Bo z kimże je podzielę? Trzydzieści lat żyłem poddany wszelkim wymaganiom swojego stanu i otoczenia, a przecież mogłem służyć światu już od dziecka (Pan przypomina spotkanie z kapłanami w świątyni).
Mój synu, mówiłeś o selektywności. A czy ty jej nie przeprowadzasz w życiu? Jakżeż więc możesz głosić innym to, czego sam nie pokonałeś? A Ja chcę, żebyś był moim głosem. Może żądam od ciebie zbyt dużo, ale widzisz, moja nauka jest poszerzaniem miłości w człowieku. Okoliczności zewnętrzne ujawniają ci, kim jesteś. A Ja ci mówię, że chcę dla ciebie, abyś stał się drugim Mną i tak ci ufam, i tak polegam na twojej miłości do Mnie, że wierzę, iż zdolny jesteś przełamać w sobie to wszystko, co ci przeszkadza w pełnym miłowaniu świata. Nie obawiaj się, że będziesz niepotrzebny. Ja mam wciąż za mało przyjaciół. Powiedz jeszcze raz, czy naprawdę chcesz nim być.
— Tak.
— Więc zapraszam cię, żebyś przeszedł ponad wszystkim, co ci przeszkadza, co cię boli i drażni, do wspólnoty miłowania wraz ze Mną. Ci, o których mówiliście z niechęcią lub urazą, też są dziećmi mojej miłości. Sami widzicie, jak bardzo potrzeba im pomocy. Życz im tego, czego życzysz sobie: mojej miłości i zbawienia. Patrząc moimi oczyma zobaczysz w nich nie dostojników, a dzieci pełne niedoskonałości — bo takimi jesteście wszyscy we wspólnocie Kościoła.
Błogosławię ci i proszę, pamiętaj o Mnie w każdej chwili dnia i nocy i mów do Mnie o wszystkim, co cię boli, czego pragniesz i do czego dążysz. Ja cię słucham. Daję ci moje siły i łaskę w trudnym dziele przełamywania swojej natury cielesnej. (...)
Pamiętaj, synu, o jednym, że kocham cię dla ciebie samego.
Ucz się kochać, synu. Miłowanie nie wymaga czasu. Wymaga tylko objęcia życzliwością tych, z którymi cię spotykam i oddawania ich Mnie. (...)
Wiedz, synu, i pamiętaj, że to w moich oczach powinieneś wydawać się wiernym synem. (...) Staraj się, synu, podobać Mnie naśladując Mnie w mojej postawie względem grzeszników (bez gromienia ich). (...)
Synu, umacniam cię i upewniam, że nie schodzisz z oczu moich. Wiedz, że chcę mieć w tobie przyjaciela tak oddanego, aby mógł zostać powiernikiem miłości mojej, która was wspomaga. Powierzaj Mi wolę miłowania tych, którzy cię nie miłują, i użalaj się nad ich biedą, a i zagrożeniem.
27 IX 1988 r.
Modlimy się ponownie z tym samym kapłanem co 21 września.
— Ciągle mam uczucie niepokoju i smutku, chociaż słowa, które mi mówisz, są światłem. Czuję się „udręczony"... (Stanisław)
— Nie takie rzeczy ze Mną robią, synu.
— Jak się starać o miłowanie razem z Panem?
— Dobrze, powiem ci, synu. Przecież Ja cię oczyszczam.
Powinieneś dziękować Mi za każdy dzień, za każdą chwilę, jaką ci daję, abyś miał czas i spokój potrzebny ci dla dokonania wyboru. Bo Ja stawiam cię teraz przed ostatecznym wyborem drogi: albo Ja i tylko Ja w pełnym zawierzeniu, bez niecierpliwości, nieufności, podejrzliwości (ze zrozumienia: podejrzliwości wobec Boga, nieufności co do Jego miłości), albo ty w swojej naturze i żyjąc wedle niej. Zauważ, synu, że mówiąc to, okazuję ci moje zaufanie i polegam na twojej miłości do Mnie.
Stanisław mówi o pewnym chłopcu zagrożonym demoralizacją.
— Oddawaj go Mnie. Oddawaj go tak, jak gdyby był twoim rodzonym bratem, z taką samą miłością.
Czy sądzisz, synu, że Ja nie wiedziałem, że mój naród jest podbity, zniewolony przez imperium rzymskie? A jednak nie walczyłem z okupantem. Czy nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego tak szybko centrum mojego Kościoła umieściłem w (mieście) Rzymie?
— Było to zwycięstwo Miłości...
— Widzisz, synu, Ja zawsze spieszę się tam, gdzie jest największy grzech. Uwierz Mi, synu, że grzech jest chorobą duszy. A Ja jestem lekarzem dusz. Nie przyszedłem sądzić i potępiać, a ratować.
— Chcę być, Panie Jezu, przez Ciebie uratowany i uczestniczyć w dziele ratowania innych; być Twoim przyjacielem, pomocnikiem, narzędziem...
— Wiem o tym, synu. Dlatego chcę ci pomóc. Łączność ze Mną jest wspólnotą miłowania, a najbardziej miłości potrzeba tym, którzy jej w sobie nie mają. Zrozum, synu, że każdy z was rozpoczął istnienie z Miłości i bez miłości umiera, ale ponieważ umiera przede wszystkim dusza, nie jest to dla was widoczne, tym bardziej że człowiek głodny poświęca wszystkie swoje wysiłki zdobyciu pożywienia. Im dalej jest ode Mnie (od Kościoła, od Ewangelii), tym bardziej błądzi i szuka na ślepo. W tych poszukiwaniach, coraz bardziej rozpaczliwych i bezpłodnych może dojść aż do nienawiści. Zastanów się, synu, czy Ja kiedykolwiek na nienawiść odpowiedziałem nienawiścią?
— Dotknął mnie zarzut, że głoszę nienawiść, ale intencją moją było rozróżnienie zła i grzesznika.
— Synu, nie po to cię powołałem, żebyś „nazywał rzeczy po imieniu".
— A co chcesz, Panie, abym czynił?
— Cały czas prowadzę cię ku temu, abyś zrozumiał, że Ja pragnę nawrócenia grzesznika, który jest — równie jak ty — ukochanym moim dzieckiem. Każdy, bo inaczej nie istniałby. Ty jesteś moim odbiciem, a chcę, abyś był Mną samym. Ja jestem Miłością. Tylko miłość może człowieka głodnego nasycić, tylko miłość może uratować grzesznika.
— Czy i w jakiej mierze ktoś, kto jest odbiciem Chrystusa, może wypowiadać słowa twarde?
Ze zrozumienia: wypędzając przekupniów ze świątyni czy także gromiąc faryzeuszy aż do nazwania ich „grobami pobielanymi" Pan mówił ostre słowa i działał gwałtownie jako Syn Boży dbały o cześć Ojca. Kiedy człowiek (który nigdy nie jest nieskazitelny) potępia innego człowieka, ten zamyka się wtedy i odpowiada nienawiścią.
— Moje drogi nie są drogami waszymi, ale Ja wam daję wszelką pomoc.
Synu, jeszcze raz zapytuję cię. Czy chcesz Mnie naśladować?
— Tak, Panie, Ty wiesz, że chcę pomimo oporów mojej natury i proszę o pomoc, żebym nie zaparł się Ciebie.
— Ja ci pomogę. Licz na Mnie, polegaj na Mnie, mów Mi o wszystkim.
— Czy w mowie wewnętrznej, czy wobec ludzi?
— Tylko ze Mną. Dlatego właśnie staję przy tobie jako Przyjaciel, żebyś miał komu powiedzieć (wszystko, co cię gnębi).
— Mam trudności ze znalezieniem stałego spowiednika. Czy mógłbyś mi wskazać spowiednika, przewodnika duchowego?
— Ja jestem twoim przewodnikiem. Ale wierzę, że kiedyś ty staniesz się takim spowiednikiem, jakiego potrzebuje mój lud.
— Chcę, Panie Jezu. Proszę Cię o to.
— Jeśli chcesz być dobrym spowiednikiem... Dobry spowiednik musi mówić ludziom, że są kochani i budzić nadzieję.
— A ludzie z niepełną świadomością grzechu?
— Tym bardziej mów im, że Ja ich kocham — pomimo wszystko.
— Czasem odmawiam rozgrzeszenia...
— Ale powiedz, że czekasz na tego kogoś, aż namyśli się i przyjdzie.
...
— Teraz, synu, jest czas twojego ostatecznego wyboru. Ten czas, który ci daję, będzie nauką kochania. (Ze zrozumienia: czytając Ewangelie, należy przyjrzeć się stosunkowi Pana do ludzi).
— Niekiedy byłem oszukiwany przez ludzi. Zdarzało się, że reagowałem gwałtownie.
— Powiedziałem: jeżeli weźmie ci suknię, dodaj płaszcz. Jeżeli nie możesz dać płaszcza, dodaj modlitwę i wstawiaj się za niego. A jeżeli będziesz komukolwiek coś dawał, powiedz Mi, że dajesz to jako zadośćuczynienie za grzechy twojego bliźniego.
...
Czy wiesz, że możesz otrzymać wszystko, o co Mnie poprosisz?
...
— Muszę już iść. Mam odprawić Mszę żałobną i pogrzeb. (ks. Stanisław)
— Idź, bo nie należy lekceważyć swoich obowiązków. A w drodze módl się za tych, których ciała składają do ziemi.
Pamiętaj, synu, o jednym, że kocham cię, że kocham cię tym silniej, im bardziej jest ci moja miłość potrzebna, kocham cię tym goręcej, im bardziej jesteś sam. Cały jesteś zanurzony w mojej miłości, tylko tego nie czujesz.
Błogosławię ci, synu, na ten czas, który nadchodzi. Licz na Mnie, zwracaj się do Mnie. Ja ci na pewno pomogę. Razem możemy wiele dobra uczynić i pomóc wielu moim biednym, głodnym dzieciom.
Chciałbym zdobyć wasze pełne zaufanie
30 IX 1988 r.
Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem po rozmowie o wydarzeniach w życiu każdego z nas, stanowiących temat do refleksji nad działaniem Pana. Mówi Pan:
— Moje dzieci. Sami widzicie, jak się o was staram. Cały czas uczę was współżycia ze Mną. Chciałbym zdobyć wasze pełne zaufanie. Na czym ono polega? Na podejmowaniu okazji, które wam daję i na przyjmowaniu w spokoju i cierpliwie okresów, w których pozornie nic się nie dzieje lub są trudności. Bo chcę was przekonać o jednym: że zawsze jestem z wami, że ten, kto powierzył Mi swoje życie, nie tylko nie schodzi z moich oczu, ale prowadzę go sam w każdej minucie jego życia.
Tak jak to mówiłem, moim jest — darzenie, waszym działem w tej współpracy — przyjmowanie tego, co Ja wam przygotowuję, podejmowanie moich darów i czynienie ich użytecznymi. Natomiast okresy pozornej stagnacji uczą was cierpliwości, a trudności, pragnę, aby nauczyły was niezrażania się i ponawiania wysiłków, czyli wytrwałości.
Tak więc widzicie, każda chwila jest moim darem — doceńcie ich różnorodność i odmienność. Wszystko wam jest tak potrzebne, jak ziemi odmiana pór roku i tygodni, a nawet dni zmiennej pogody.
W każdym z wydarzeń jestem Ja, Ojciec kochający i troskliwy. Zapraszam was, abyście cieszyli się tą świadomością...
Błogosławię was na nadchodzące dni, przyciskam do Serca i proszę, pamiętajcie o mojej obecności.
28 X 1988 r.
Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem. Pan mówi:
— Pytacie, czy jestem zadowolony (z waszej wspólnej pracy). Ja się cieszę, dzieci, z każdego z was, z waszej dobrej woli i szczerego pragnienia współżycia ze Mną; czy to nie więcej niż zadowolenie? Myślicie, że wasze prace są pełne ułomności, a Ja życzyłbym sobie doskonałości? Otóż nie. Doskonałość jest atrybutem moim. W waszych pracach przejawiają się wasze osobowości, w pełni wolności pragnące Mi usłużyć. I tylko to jest dla Mnie ważne. Czyż kiedykolwiek powielałem Marie, Małgorzaty, Teresy...? Każda była inna. I dlatego w ogóle istnieje tak liczna ludzkość (z rozeznania: bogactwo różnorodności).
— Prosimy o jakieś sugestie, co robić z przygotowywanym zestawem „Bo gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w imię moje, tam jestem pośród nich". Jak się zabrać do jego rozpowszechniania? (Grzegorz)
— Pokaż znajomym zakonnikom i zaproponuj im wydanie w Krakowie jako ważnej pomocy katechetycznej dla rodzin. A swoją drogą, synu, jeśli możesz, to odbij trochę (egzemplarzy). (...)
Do ojca Jana o zaprzyjaźnionym zakonniku:
— ...i powiedz, że moim życzeniem jest, żeby ten tekst się rozchodził. Przekaż mu też błogosławieństwo, które daję wam.
Niech spocznie na was... doda wam sił i napełni was radością nadziei. Bo już stoję w drzwiach.
To samo błogosławieństwo moje i tekst, który odbijesz, zanieś też, synu, córkom moim (znajomym zakonnicom w zakonie kontemplacyjnym).
Prosimy za różne osoby.
— Wszystkie wasze prośby przyjmuję w Sercu (z uśmiechem). A teraz, dzieci, przyjmijcie błogosławieństwo i pozostańcie ze Mną do jutra.
Coraz bardziej będę rozpalał w was głód mojej obecności
29 X 1988 r.
Modlimy się we czworo, z ojcem Janem, Grzegorzem i Grażyną, jego żoną..
— Słuchamy Cię, Panie. Zapraszamy Cię, żebyś był Gospodarzem, a my będziemy słuchali.
— Słowem, chcecie takiej katechezy jak w Szczecinie? — uzupełnia Pan z uśmiechem.
— Moje dzieci. Chciałbym przede wszystkim tego, żebyście niczym się nie niepokoili. Bo wasza przyszłość (narodu) jest w rękach Matki. Dlatego chcę, abyście przyjmowali każdy dzień z radością, nie obawiając się i nie zabezpieczając bardziej, niż to zrobiliście. Chcę, żebyście się dzielili pomiędzy sobą i udzielali sobie wzajemnie — a to znaczy o wiele więcej. Chcę, żebyście się dzielili — Mną.
Moim zamiarem dla was (dla narodu) jest, aby czas zagrożenia (chodzi o wszystkie zagrożenia) był czasem mojej katechizacji, czasem szybkiego nawrócenia ku Mnie waszego narodu. Wtedy potrzebne będą wszystkie moje teksty (dotyczące dzieła nawracania), a jeszcze bardziej Ja sam, prowadzący was, żywy, obecny i widomie działający.
Pomyśleliśmy, że chodzi o znaki działania Pana („zbiegi okoliczności"), jakie dostrzegamy często sami. Pan to potwierdza:
— Wy już je znacie. Dlatego, moje dzieci, mówcie teraz o łatwości spotkania się ze Mną i dawajcie świadectwo — tam, gdzie możecie — a Ja pomogę wam. Bo coraz bardziej będę rozpalał w was głód mojej obecności. Posługujcie się moimi słowami („Pozwólcie ogarnąć się Miłości"). Wy teraz torujecie Mi drogę. (...)
Po pytaniu ojca Jana o prowadzenie rekolekcji.
— Wszystko, synu, stosuj tam, gdzie pojedziesz. Komu możesz, mów, że Ja przeprowadzam mobilizację — swoją. Mówiłeś dziś: „dusza moja pragnie Boga żywego" (refren psalmu z czytań z dnia), a Ja chcę, żeby „dusza narodu" podobnie pragnęła Boga (ze zrozumienia: Pan już pobudza również Białoruś i Rosje). A jeśli spotkasz ojca Mariana, to powiedz, że to Ja przeoruję grunt. (...)
Chcę wam podziękować, dzieci, za wszystkie wasze dotychczasowe starania. Bo moje słowa już się rozeszły daleko, i kto ich potrzebuje, ten je otrzyma, kto zechce się przygotować, ten będzie przygotowany. Boleję nadal nad losem Polaków w Niemczech (również w Holandii i Belgii) i nad brakiem przekładów. (...)
Proszę was jeszcze o jedno. Szerzcie słowa o miłości i pojednaniu, uspokajajcie, hamujcie emocje waszych przyjaciół czy podwładnych (...). Mówcie coraz więcej o miłosierdziu wzajemnym, a Ja, jeśli zechcecie, powiem wam moje „Słowo" o udzielaniu sobie miłosierdzia wzajemnego.
Cóż jeszcze mógłbym dla was zrobić, dzieci?
— Młode pokolenie jest tak zagubione... Czy mógłbyś powiedzieć coś szczególnie do nich? (Grzegorz)
— Mój synu, moje wszystkie słowa są do nich. Nie sądź, że młode pokolenie nie zrozumie tego, co mówię o waszej ojczyźnie. Przeciwnie, odczują je w sercu głębiej, bo jest w nich głód — pożądanie! — sprawiedliwości.
— Wojciech przekonuje i nalega, że naszą grupę powinno się szybko powiększyć. Ale jak wyszukiwać właściwe osoby?
— Słuchajcie, dzieci. „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" jest moim sprawdzianem, czy Ja tej osobie jestem potrzebny, czy jestem przez nią zapraszany, wzywany. Jeżeli ktoś nie szuka Mnie żywego, kochającego, mówiącego mu o swojej miłości, będzie zawsze tylko wykonawcą, lecz nie przyjacielem czy apostołem (z rozeznania: apostoł to ten, który idzie kierując się natchnieniami Ducha Świętego; czyli współpracuje stale z Bogiem — działają razem).
I jeszcze ci powiem, Janie, że jeżeli ktoś prosi o pomoc Ducha, Ducha Prawdy, Światła i Miłości, przyjmie „Pozwólcie ogarnąć się Miłości", bo przecież jesteśmy jej (tej książki) Autorem. Ale nie sądź, że każdy jest gotów na przyjęcie (z rozeznania: nie każdy, kto nie przyjmuje — „nie jest godzien" czy „jest daleko"; nieprzyjecie może wynikać z trudności intelektualnych lub osobistych niechęci, niewiary w takie drogi Pana itd.).
I dlatego, synu, dając komuś moje słowa, oddawaj go jednocześnie opiece Ducha Świętego i pamiętaj o nim w czasie Mszy świętej (z rozeznania: należy „stawiać" go pod Krzyżem, by oczyścił się we Krwi Chrystusa).
Pan zwraca się do Grażyny:
— Moja córeczko, czyżbyś ty nie miała żadnych problemów?
— Co (mam zdecydować) z moimi studiami?
— Widzisz, córko, te studia, choć same w sobie nie nakarmią twojej duszy, ale mogą ci pomóc w pogłębieniu znajomości Mnie samego, którego chcesz poznawać. One dadzą ci odpowiednie — potrzebne wam, ludziom — upoważnienia. Bo Ja chciałbym, córko, żebyś mogła pracować wprost ze Mną, darząc Mną innych. Chciałbym wyzwolić cię od pracy, która ci coraz bardziej ciąży, i dać ci radość tworzenia w sercach ludzkich mojego żywego wyobrażenia.
Dam ci jedną radę: wszystko, co robisz w pracy zawodowej i na tych zajęciach, rób „dla miłości mojej", dla Mnie samego, oddając Mi dzień po dniu — a kiedy przejdziesz do współpracy ze Mną, Ja ci to wszystko zwrócę „z procentem".
Nie lękajcie się też o synów, bo przecież już Mi ich powierzyliście. W każdym przypadku, kiedy będziecie się o kogoś martwić, zechciejcie przypomnieć sobie, że Ja tę osobę kocham bezgranicznie — tak jak was. Dla Mnie nie jest ona nigdy „gorsza" czy „mniej warta", bo powstała i żyje z miłości mojej. Oczywiście, konieczna jest odpowiedź człowieka, ale jej czas znam Ja. Wy proście i kochajcie, stawiajcie ich pod Krzyżem moim, dzielcie się Mną przyjmując Komunię. (Pan „podpowiada", jak się modlić: „Kocham Cię, Panie, razem z ta osoba, która nie chce cię znać", „Panie, kocham Cię razem z tym, który nie może Cię kochać czy nie chce, czy jest zniewolony"...).
Pod Krzyżem stawiajcie także nieprzyjaciół. (Z rozeznania: gdybyśmy kochali naprawdę nieprzyjaciół, nikt nie zostałby potępiony).
Po dyskusji na temat rozumienia tego „dzielenia się" Pan dodaje:
— Moje dzieci, jest tyle sposobów pukania do mojego serca. Każdy z was może mieć swoją własną metodę; bo każdy z was inaczej wyraża swoją miłość — wedle swojej osobowości.
A teraz powiem wam coś innego. Proszę, powiedzcie Mi kolejno, czym się w tej chwili najbardziej martwicie, co wam najbardziej dolega i czego się najbardziej obawiacie.
— Styl naszych jezuickich studiów filozoficznych (triumfalistyczny, na pognębienie przeciwnika) czy nie wyraża pychy intelektualnej? Św. Tomasza szanuję i kocham, ale teraz...? (o. Jan)
— Tak, synu, jeżeli Ja przystępuję do dzieła odrodzenia, odradzam cały świat, we wszystkim (do starych bukłaków młodego wina się nie wlewa). Synu, jak wyobrażasz sobie możliwości nawrócenia Rosji przy takim podejściu? A przecież Ja ich kocham i chcę dać im siebie (Miłość), a nie teologię katolicką, choćby najlepszą...
— Martwię się dwiema rodzinami...
Zwracając się do nas ojciec Jan dodaje:
— Powierzałem je Panu...
— Tak, synu, Ja to pamiętam. Czy sam masz jakieś lęki? (Pan)
— Martwię się o zdrowie.
— Synu, co pewien czas należy dać się przebadać całkowicie. Idź do dobrego lekarza, nie oszczędzaj na tym, i zrób dokładne, pełne badania.
— Martwię się najbardziej o moją siostrę. (Grażyna)
— Córko, kochasz ją? Więc włączaj ją w swoją modlitwę. A jeśli starasz się robić coś dobrego, oddawaj Mi to w imieniu was obu. Masz do tego prawo, bo łączą was więzy krwi. Po prostu pamiętaj o niej przede Mną.
— Liczne i różnorodne obowiązki, perspektywa długiego wyjazdu... (Grzegorz)
— Synu, to wszystko jest sprawdzianem twojego zawierzenia. Nic ci więcej nie trzeba, jak tylko prosić Mnie o pomoc i siły, i współpracę, i pewność, że to otrzymasz. A przy tym nie niepokój się o przyszłość, ale ze względu na Grażynę i na dzieci (na miłość, która was łączy) obiecuję ci, że w okresie zagrożenia będziesz tu. Nie pozostawię cię poza granicami kraju; tu, synu, będziesz Mi bardzo potrzebny.
Teraz, dzieci, ponieważ spieszycie się, uklęknijcie, dam wam moje błogosławieństwo. Przyciskam was do mojego serca i zamykam w nim na stałe. Chcę, żebyście wiedzieli, iż odtąd przebywacie w obrębie mojej miłości. A znaczy to nie tylko „pokój i bezpieczeństwo", ale i to, że cokolwiek robimy, robimy wspólnie (o ile się nie oddalicie).
Niech moje błogosławieństwo spocznie na was i pozostanie. A tobie, Grażyno, daję je dla twoich obu synów; przekaż im je, nawet nie słowami. Tobie, Grzegorzu, daję błogosławieństwo moje dla twojej babki. Kiedy będziesz szedł do niej (do szpitala), zanieś jej miłość moją i powiedz jej, jak bardzo ją kocham. Powiedz jej też odchodząc, że Ja przy niej pozostaję, bo ją kocham, a kochający chce być zawsze blisko swojej miłości (zwłaszcza jeżeli ona tego potrzebuje). To samo dotyczy ciebie, Anno.
Dla Mnie istotny jest tylko wasz zamiar, intencja, wasza wola... (do zakonnicy)
10 XI 1988 r.
Pan odpowiada na modlitwy zakonnicy, na jej wątpliwości.
— Panie, najbardziej zależy mi na Twojej przyjaźni. Nie wiem, czy to, co robię, robię dobrze, czy masz, Panie, z tego chwałę, czy jestem Ci miła... I co dalej będzie ze mną?
— Córko, cokolwiek robisz, oddawaj to Mnie, pragnąc wykonać pracę jak najlepiej ze względu na Mnie samego. Wtedy Ja przyjmę twoje pragnienia jako twój najserdeczniejszy dar — i to bez względu na lepsze czy gorsze wykonanie pracy. Pracujecie wszyscy wedle danych wam możliwości, umiejętności i sprawności, lecz dla Mnie istotny jest tylko wasz zamiar, intencja, wasza wola. Jeśli serce wasze pragnie działać dla mojej chwały, głosi ją, tak jak umie; a Ja uszczęśliwiony jestem waszą pamięcią, staraniem, wysiłkiem, chociażby nawet nic wam się nie udawało. Mnie nie na doskonałości waszej i waszych dzieł zależy, a na miłości, którą przez nie Mi okazujecie. Ojciec raduje się z miłości, jaką Mu córka okazuje, a nie z jej prezentów, gdyż wszystko ma lub może zdziałać sam.
Ja daję wam szansę współpracy ze Mną, gdyż dzieci powinny wykazywać podobieństwo do Ojca swego: darzyć — jak On darzy, służyć sobą bliźnim, jak służył im Jezus, nie zniechęcać się, nie zrażać, nie przestawać kochać nawet największego wroga, a przeciwnie, modlić się i ofiarowywać zań — jak uczyniłem to Ja zawisłszy na krzyżu. Aż tak, córko, sięgać powinno podobieństwo owo, chociaż nie daję wam prób tak strasznych, a tylko codzienne propozycje spotkania i służenia wspólnie światu, czyli tym wszystkim, z którymi was spotykam.
Pytasz, czy jesteś Mi miła. Czy Ojcu tak bezmiernie kochającemu może być niemiłe Jego własne dziecko? Nawet gdyby znienawidziło Go, Ojciec kochać je będzie i tym bardziej troszczyć się o nie; czyż nie tak, córko?
Pytasz i niepokoisz się, a tu jednego potrzeba: kochaj Mnie, a więc zawierz też mojej miłości do ciebie, i żyj w pokoju. Bo kto zawierza Mi prawdziwie — wie, że nigdy nikogo nie opuściłem i nie może się to zdarzyć, abym pozostawił lub odrzucił — sam — dziecko swoje. Jeszcze mocniej oprzyj się na miłości mojej do ciebie i z tą pewnością pełnij codzienne swoje obowiązki — wedle sił swoich, nie ponad nie. Zawierzenie jest sprawdzianem miłości, będąc wyrazem zaufania i zupełnego zdania się na wolę Umiłowanego. Bo jakże inaczej człowiek wyrazić może miłość swoją Temu, który wszystko posiada, wszystko może i niczego nie potrzebuje... oprócz ufnego zawierzenia opornej i nieufnej woli człowieka. Tam, gdzie już żyje pełne zawierzenie, nie ma mowy o niepokoju, niepewności, obawach. To wszystko budzi w was nieprzyjaciel, aby zerwać więź przyjaźni prawdziwej, opartej na wierze w rzetelność, prawość i miłość Przyjaciela.
Popatrz, córko, Ja tak ufam tobie, polegam na tobie i pewien jestem, że świadomie nie zdradzisz Mnie nigdy, nie opuścisz i nie uczynisz nic na szkodę moją. A przecież Ja znam naturę ludzką, tak słabą, chwiejną i pełną nie spełnionych obietnic. Jednak od wieków wciąż jednakowo kocham was i od tylu z was otrzymuję miłość wzajemną. Naśladuj Mnie, córko, i bądź dobrej myśli. Powołałem was do istnienia w szczęściu wiekuiście trwającym i tylko wasza ustalona, zła, wroga Mi wola mogłaby moją wolę przekreślić; jeśli nie ma jej, cóż może Mi przeszkodzić? Znam waszą kondycję człowieczą i nie według heroicznych wysiłków was sądzę ani nadzwyczajnych dzieł, gdyż tam, gdzie one się objawiają, działam Ja sam (lecz działam wedle miary zawierzenia waszego).
Szukam od wieków przyjaciół, którzy by ze Mną szli ratować świat i służyć mu. Dlatego potrzebne jest poznanie Mnie i zrozumienie się tak bliskie, abyśmy stali się Jednym. Do tego wzywam każdego z was. I ciebie, moja kochana, zatroskana, zmęczona córeczko. Czy widzisz w tym jakieś przeszkody? Bo Ja nie.
Tulę cię do Serca mego i chcę, abyś trwała przy nim. Umacniam cię i oddaję w specjalną opiekę Matce mojej, Maryi. Niech pokój mój otoczy cię i pozostanie.
Synem jest ten, który kocha, szanuje swego Ojca i pragnie Go naśladować...
15 XI 1988 r.
Modlimy się we dwoje z Grzegorzem:
— Jesteś nam bardzo potrzebny, Panie...
Długo wyliczamy nasze prośby, przedkładamy sprawy, ludzi, trudności...
— Moje dzieci, przyjmijcie to wszystko, co was spotyka, jako zadośćuczynienie Mi za winy wasze i waszych bliskich, a Ja do nich dołączę moją Ofiarę. Bo chciałbym, abyście wszystko teraz oddawali za swój naród. Cieszcie się też każdym, kto odpowiada na moje wezwanie, tak jak Ja się cieszę; a takich jest wielu. Czy nie widzicie, że moje dzieło już się rozwija („kiełkuje")?
Cieszę się, że wszystkie zmartwienia swoje i kłopoty oddaliście Mnie. Tego właśnie było Mi potrzeba, żeby móc zdjąć z was ten ciężar.
Dawno już nie rozmawialiście ze Mną, zapomnieliście, sami głosząc moje słowa, że „gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich" (Mt 20, 18). Nie mówiłem nigdy, że nie jestem z każdym z was, ale dwoje to już jest wspólnota — i wtedy możecie reprezentować przede Mną całą wspólnotę ludzką.
Anna zauważyła, że Barnaba chodził z Pawłem, Piotr też nie chodził sam, Chrystus rozsyłał uczniów po dwóch... — a na to Pan:
— Czy zapomnieliście już, że pierwszą wspólnotą ludzką byli Adam i Ewa?
Po chwili Pan zwraca się do Anny z delikatną propozycją:
— Wiesz co, swoją drogą mogłabyś ojcu F. dać „Pozwólcie ogarnąć się Miłości".
Do Grzegorza Pan mówi:
— Chciałbym, żebyś kochał swoich studentów tak jak swoich synów. Daję ci w zastępstwie wszystkich twoich uczniów — możesz mieć wielu synów.
Synem, Grzegorzu, jest ten, który kocha, szanuje swego ojca i pragnie go naśladować, a nawet służyć mu i pomagać (synostwo duchowe jest być może nawet ważniejsze) — i takich synów Mi teraz potrzeba szczególnie wielu. Nie wymagam od ciebie dużo, zwłaszcza teraz, ale zainteresowanie, uśmiech, żart, zachęta to jest pierwszy krok ku człowiekowi; a ci młodzi biedacy żyją bez autorytetów, tacy strasznie samotni, zwłaszcza ci, którzy mieszkają w domach akademickich — zwróć na nich szczególną uwagę. A Ja będę ci błogosławił w takim otwarciu się względem nich. Bo widzisz, synu, Mnie na nich zależy.
Teraz błogosławię wam i pozostaję z wami. Bądźcie więc pełni nadziei, optymizmu, radości, bo przecież wiecie, jak was kocham.
Wieczorem zwracam się do Pana:
— Dziękuję Ci, Przyjacielu mój, za to wszystko, co mi dajesz — pomimo tego, że czuję się bardzo zmęczona i smutna. Teraz, kiedy odpoczęłam kilka dni po tych codziennych wielogodzinnych rozmowach, czuję, że powinnam zabrać się do pracy. Co Ty byś sam chciał mi zaproponować? (Anna)
— Chcę ci powiedzieć, córko, że kocham cię tym silniej wtedy, kiedy ty służysz Mi „pomimo wszystko", podejmując każdą sprawę, którą ci ofiarowuję. Właśnie wtedy, gdy marzysz o odpoczynku, a Ja stawiam nową osobę przed tobą, potrzebującą twojej pomocy i rozmowy, widzę twoją miłość i gorące pragnienie zbliżenia ku Mnie innych, poszukujących Mnie. Twoje dowody miłości to ludzie, z którymi dzielisz się miłością moją. Wiem, o ile trudniej ci teraz, kiedy jesteś słaba, ale nie martw się. Pomogę ci we wszystkim, czego sama zrobić nie potrafisz, wedle twojej pomocy Mnie. Wszak przyjaciele wspomagają się wzajemnie, prawda?
Pomyślałam, że Pan wspomaga mnie, ale w czym ja mogę wspomóc Pana, który jest wszechmocnym Bogiem? Pan odpowiada na moje myśl:
— Moja chwała jest we wszechmocy, lecz wasza godność polega na służbie Temu, kogo się wybrało — służbie „pomimo wszystko" — i nie chcę odbierać wam tej chwały, którą wypracowujecie sobie w trudzie, zmęczeniu i wysiłku, jakże często wbrew „rozsądkowi", wbrew potrzebom ciała, wbrew radom, namowom i okolicznościom zewnętrznym, tak wam obecnie nieprzychylnym. Ale to już ostatnie chwile.
Wierz Mi, córko, że już chwieją się posady tego świata. Będziecie moimi świadkami, bo Ja potrafię nie tylko uzdrawiać ciała i dusze, lecz wskrzeszać umarłe i wrogów uczynić apostołami moimi.
O siebie bądź spokojna. Nie dam cię skrzywdzić. I dlatego czekaj cierpliwie, aż okoliczności same się ułożą. Zdaj się w tym na Mnie.
A teraz córeczko, odpocznij i spróbuj poprawić i uzupełnić I część „Żywego świętych obcowania" (tak nazywaliśmy wówczas wybór tekstów, który ostatecznie został wydany pod tytułem „Świadkowie Bożego miłosierdzia"). Ja ci w tym pomogę, a także wszyscy, którzy brali udział w rozmowach. Wasze (twoje i Grzegorza) prośby dzisiejsze zachowuję w sercu, bądźcie tego pewni. Błogosławię, córeczko, i dodaję ci sił.
24 XI 1988 r.
Modlimy się z Grzegorzem, który prosi za syna.
- Nic się nie martw, synu. Chciałem, żeby trochę odpoczął. Poza tym sam widzisz, że to ciebie odciąża, a on jest już dość dorosły, żeby brać czynny udział w organizowaniu życia domowego. I nie oszczędzaj mu tego, synu.
Z rozeznania: Temu młodemu pokoleniu będzie potrzebna w przyszłości duża sprawność fizyczna. Jak można będzie liczyć na rezygnację z wygód (m.in. chodzi o misje w Rosji) u osób, które nie zahartuję się dość wcześnie.
Byłam w dobrym nastroju. Pan to podkreślił, mówiąc:
- Cieszę się, gdy się śmiejesz.
Zastanawiamy się nad planem dalszej pracy nad tekstami. Pan mówi:
- Moje dzieci, wszystkie moje teksty będą potrzebne. Ani jeden nie był dawany po to, żeby miał leżeć zamknięty. Moje rozmowy prywatne z tobą też były pomocą dla was, ale poruszaliśmy tam różne tematy, które przydatne będą tak świeckim, jak i teologom. Poza tym, córko, Ja wcale nie chcę zakończyć rozmów naszych, tylko ty przede wszystkim powinnaś załatwić to, o co cię prosiłem. (...)
— Prosimy za tych Polaków, którzy są daleko, do których (podobno) nawet poczta często nie dociera...
— Nad wami wszystkimi rozciąga się opieka Maryi — nad tymi, którzy uważają się za Polaków i wzywają Jej. Oddawajcie ich Maryi, proście za nich.
— Co jest teraz najważniejsze?
— Wykańczajcie prace.
Teraz udzielam wam mojego błogosławieństwa i pomogę wam w pracy. Daję wam siły i energię, daję wam moją pomoc i zatrzymuję was przy moim sercu — ciebie, Grzegorzu, wraz z całą twoją rodziną.
Gotów jestem uratować każdego, kto wezwie Mnie
27 XI 1988 r., święto Chrystusa Króla
Modlimy się we troje z ojcem Janem i Grzegorzem. Pan mówi:
— Posłuchajcie Mnie, dzieci. Widzicie, że Ja zastępuję drogę każdemu, ale nie zatrzymuję go siłą. Jeżeli ktoś obchodzi Mnie i idzie dalej swoją drogą, pozostawiam go jego wyborowi.
Ojciec Jan mówi o spotkanym naukowcu z Rosji.
— Spotkałem cię po to z nim, abyś był mu przewodnikiem i pomocą. Dlatego czekaj spokojnie. On szuka Mnie, dlatego zapewne nie zrezygnuje (z kontynuowania spotkań).
Rozmawiamy o przygotowanym wyborze tekstów: „Bo gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w imię moje, tam jestem pośród nich". Pan mówi:
— Daj go, synu, zaprzyjaźnionym siostrom (z zakonu kontemplacyjnego) i powiedz, niech się nim dzielą. Ojcom (z zakonu maryjnego) też. Daj im go mówiąc, że jest moim życzeniem, aby im służył w pracy jako pomoc katechetyczna dla kleryków — do użycia według rozeznania.
Bądź, synu, sobą. Postępuj tak, jak do tej pory: podchodź, rozmawiaj, nawiązuj znajomości i dawaj się poznawać. Nic więcej nie chcę ponad to, czym możesz Mi usłużyć.
Studentów kochaj jak synów. Jeżeli nosisz tytuł „ojciec", świadczysz o moim ojcostwie. Wiedz, że to zobowiązuje (tych, którzy już to zrozumieli).
— Nie mam łatwości słowa.
— Gdy zauważysz, że któryś jest smutny, podejdź i zapytaj. Ojciec nie poucza, ojciec się troszczy. (...)
— Co teraz robić?
— Wykańczajcie prace, załatwiajcie to, co powinniście załatwić lub o co Ja prosiłem. Bierzcie poważnie moje inspiracje (bieżące).
Pogłębiajcie, dzieci, przyjaźń ze Mną, trwajcie przy Mnie, proście za wszystkich. Oddawajcie Mi ludzi, sytuacje, wydarzenia na całym świecie. I chciałbym was prosić, abyście objęli swoją miłością tych, których ja wam powierzam — te narody, którym pragnę, abyście Mnie zanieśli, abyście Mną ich obdarzyli, zwłaszcza Białoruś, ale nie zapominajcie o dalszych.
Teraz daję wam moje błogosławieństwo i dziękuję wam, dzieci, za waszą dobrą wolę. Ciszę się wami, cieszę się, że się rozumiemy. Cieszę się, że w waszych sercach odbija się moje pragnienie służenia światu. I nie poganiam was.
Kocham was. Pragnę udzielić wam większej skuteczności. Dlatego w spotkaniach z ludźmi będę zawsze z wami i będziemy działać razem.
Czy rozumiesz, co to znaczy posiadać miłość Boga?
27 XI 1988 r., święto Chrystusa Króla, wieczorem
Od dwóch tygodni czuję się źle. Od kilku dni nie wychodzę. Wciąż brakuje mi sił, ciszy, milczenia, ale nie wykorzystuję czasu, który mam. Dzisiaj też czuję się źle. Po wyjściu o. Jana i Grzegorza byłam taka słaba, że pogodziłam już się z myślą, że nie pójdę do kościoła. Nagle przed godzina 19 nastąpił jak gdyby zryw. Ubrałam się szybko i poszłam z pośpiechem (chociaż niezbyt szybko z powodu gołoledzi). Liczyłam na spowiedź, żebym mogła przystąpić do Komunii św., chociaż dużej nadziei nie miałam, wiedziąc, że nieraz miałam trudności z zastaniem księdza w konfesjonale o tej porze. Tymczasem księża byli, i to w dwóch konfesjonałach. Uprzytomniłam sobie wtedy, że dziś jest święto Chrystusa Króla — mojego Króla, któremu się przecież oddałam. Ja zapomniałam, ale On pamiętał; inaczej nie mogłam sobie tego wytłumaczyć. Wieczorem w ciszy mam już odwagę zwrócić się do Jezusa. Pan mówi:
— Moja miłość do ciebie, Anno, jest nieporównywalna z twoją. Jest stała i niezmienna. Ja kocham NA ZAWSZE i bez względu na wzajemność. Bo prawdziwa miłość, moja mała córeczko, oddaje się umiłowanej osobie. Pragnie jej szczęścia, i w tym celu działa nie poszukując niczego dla siebie. Miłość ofiarowuje siebie pragnąc darzyć, uszczęśliwiać, służyć całą sobą.
Czy rozumiesz, co to znaczy „posiadać miłość Boga"? A przecież masz Mnie całego, bo teraz króluję w twoim sercu i ogarniam twoją malutką, słabą, niezaradną, bezbronną istotę, taką jak malutkie dziecko, i podnoszę do swego serca, aby ją nasycić własnym Ciałem i Krwią, nasycić istnieniem Bożym. Karmię cię jak matka własne pisklę i osłaniam przed wszelkim zagrożeniem. Cała zanurzona jesteś w moim cieple, bezpieczeństwie i mocy.
Pomyślałam, że nie czuję tego. Pan podjął to:
— Nie czujesz, bo ciało ludzkie nie odbiera tego, co duchowe. A jednak powiedz Mi, czy odczuwasz teraz niepokój? A może lęk lub przykre przewidywania?
— Nie, przeciwnie, spokój i brak potrzeb. W takich chwilach trudno by mi było nawet prosić o coś dla siebie. Wszystko Ty wiesz i Ty prowadzisz. (Anna)
— Tak, córeczko, i włos ci z głowy bez mojej wiedzy nie spadnie. A codzienne udręki to wspólnota losu z całym narodem. O to Mnie prosiłaś, prawda?
Pomyślałam o wielu innych.
— „To, co Polskę stanowi", jak mówi syn mój, Karol, to cierpi teraz, wzywa sprawiedliwości mojej i Matkę moją o ratunek błaga. To wielki post, adwent, oczekiwanie na przyjście moje — a Ja przybędę. Ci, co oczekują, otrzymają Mnie, ale biada tym, którzy teraz bawią się życiem (przez wyuzdanie, narkotyki, rozpustę, hulanki i nadużywanie bogactw dla siebie) i moje dary obracają w błoto (dosłownie „w gnój" — obraz gnojówki), szydzą z nich i igraszki sobie uczynili z miłości mojej, miłosierdzia i litości. Biada światu pieniędzy, światu żądz rozpasanych, światu nienawiści wzajemnej, pogardy i dążenia do niszczenia, bo cały zanurzony jest w mocy nieprzyjaciela i cały stanie się jego zwierzyną. Polowanie już zaczęte, na razie giną słabsi, ale nadchodzi pora na łowy całego piekła.
— Dlaczego, Panie, nie chcesz ich ratować?
— Ja, córko, nie mogę ratować tych, którzy swoją wolą dobrowolnie służą nieprzyjacielowi. Wiem jednak, że niewielu ma świadomość, komu właściwie służy, i dlatego gotów jestem ratować każdego, kto wezwie Mnie, choćby ostatnim oddechem. Jednakże szok lęku i grozy, jaki stanie się ich udziałem, chociaż nastąpi z woli nieprzyjaciela, Ja wykorzystam dla ich zbawienia.
Módlcie się o nawrócenie dla ginących, a dla siebie o gotowość do służby, jakiej się od was spodziewam. Teraz, dziecko moje, błogosławię zamiarom twoim i umacniam je mocą moją.
2 XII 1988 r.
Modlimy się we troje u chorego Grzegorza.
— Dziękuję, Panie, że moje kontakty ze studentami się ożywiły i „ociepliły". (Grzegorz)
— Bo widzisz, synu, oni muszą mieć autorytety (ze zrozumienia: człowiek wierzący jako wzór).
Chciałem rozmawiać z wami jak przyjaciel z przyjaciółmi. Ale przyjaciel też odpowiada na pytania, tylko inne (nie: „co robić", lecz np. o problemy wewnętrzne). A może chcecie kogoś oddać Mi specjalnie...?
Wyliczamy... (m.in. ekonomistów nie widzących wyjścia z obecnej sytuacji). O. Jan, powróciwszy dopiero co ze zjazdu ekonomistów, pyta:
— Czy nie szkoda trochę czasu na rozmowy z profesorem marksistą?
— Synu, szkoda ci czasu na rozmowę? Jak możesz mówić o Mnie, jeżeli się nie poznacie? Czy zdobyłbym sobie Mateusza, gdybym do niego nie poszedł? Wy głoście nadzieję. Przecież Ja mogę im wyjście wskazać.
Moje dzieci, czy nie czujecie mojej radości z przebywania z wami? Pomyślcie tylko, czy przyjaciel prawdziwy jest wymagający w stosunku do swoich przyjaciół.
— Dziękuję Ci, Panie, za pokój wewnętrzny... I ja... I ja.
Ojciec Jan przedstawiał jeszcze problemy dotyczące rekolekcji, które miał prowadzić.
— Ja chciałbym być stale z wami, ale znam wasz czas. Ale umówmy się, Janie, że całą drogę będę ci towarzyszył. A ty bądź otwarty.
— Proszę o to.
— A Ja muszę ci powiedzieć, że nigdy się na tobie nie zawiodłem. Ty moje wskazania bardzo dobrze słyszysz i odpowiadasz na nie swoją dobrą wolą.
Grzegorzu, kładę ręce na tobie, i na tobie, Janie, i na tobie, Anno. Błogosławię wam, dzieci. A w czasie świąt pamiętajcie, że będę z wami, jako Ten, który was kocha naprawdę. Abyście nie czuli się samotni, przyjdę z wszystkimi waszymi bliskimi.
Grzegorz odczuł poprawę stanu zdrowia. Przebyte później badania potwierdziły to, że nie musi poddawać się kuracji.
O zadaniu Polski
8 XII 1988 r., święto Niepokalanego Poczęcia NMP - zakończenie Roku Maryjnego
Modlimy się z Grzegorzem w godzinie łaski (12—13). Mówi Maryja:
— Tak pragnę nauczyć was prawdziwej miłości względem każdego człowieka i każdego narodu. Bo przecież, dzieci moje, Ja nie „posyłam was na misje", Ja z wami idę pocieszać, podnosić, napełniać nadzieją całe narody. Z wami chcę przyprowadzić je do stóp Syna mojego (pod Krzyż), aby odżyły. Ja służę Mu, moje dzieci, z wami (Polakami), gdyż zawierzyłam waszej wierności i polegam na niej pomimo tej widocznej słabości i pozornego waszego odejścia ode Mnie. Znam wasze serca i wiem, że dla was nadal jestem Matką — nawet wtedy, kiedy wam się wydaje, że o tym zapomnieliście.
Moje drogie, kochane dzieci. Ułatwię wam wszystko i pomogę wam, a zaczniemy od mojego dawnego królestwa, od tych, którzy Mnie kochali i kochają nadal (Wielkie Księstwo Litewskie, Biała Ruś; także Rosja, ta, w której czczono Maryję). Nie lękajcie się też Rusi Czerwonej, bo i tam pójdziemy, lecz nieco później.
Sama was bronić będę. Te ziemie już są zapłacone krwią waszych męczenników i ludności miejscowej (nasi święci zapłacili za nasze misje w obecnych czasach; oni siali, a my będziemy zbierać; Maryja zaprasza nas na żniwa). Całe pokolenia prześladowanych niosły Mnie ze sobą na najdalsze sybirskie etapy (Maryja nigdy nie zapomina o nikim, kto Ją kochał; najdalszy bezimienny grób jest ukryty w Jej Sercu i będzie tym kawałkiem ziemi, na którym Ona może oprzeć stopę w przyszłości).
Moje dzieci, dla Mnie nie ma nic niemożliwego. Ja i Chiny przygarnę do serca i przyprowadzę Jezusowi jak Matka (nie państwo, a ludzi, miliony pojedynczych ludzi). To, co jest ziemskiego w historii waszej, to przeminie, pozostawiając rany, cierpienia i ból (to czeka teraz Syberię, Rosję — wojna, rozpad...), ale plany Boga opłacone Jego Krwią spełnią się (nawrócenie Rosji i Azji), i nie pozostawimy was (ludzkości) sierotami. Cała ludzkość będzie mogła przyjąć miłość Boga — wedle swojej woli.
Moje dzieci, Ja was już prowadzę.
Kończymy modlitwę w godzinie łaski. Na koniec Maryja udziela nam błogosławieństwa.
— Podam ci, Anno, szczegółowo moje zamiary, bo pragnęłaś wiedzieć, jakie przygotowania powinniście już czynić. (O późniejszej porze).
A teraz, dzieci, oddajcie Mi siebie, swoich bliskich i tych wszystkich, o których wiecie, że są daleko ode Mnie lub nie chcą znać Syna mego. Oddawajcie Mi też tych, do których was poślę i tych, którzy cierpią i umierają w tej chwili z mojego królestwa Armenii.
Wszystko, co teraz znosicie, oddawajcie w duchu pokuty za wasz naród — łącząc z ofiarą Krwi Syna mojego.
Wieczorem Maryja uzupełniła swoje słowa o misjach:
— Znam wasze serca zdolne do przebaczenia i wrażliwe na cudzą nędzę i ból. Znam też cierpienie moich dzieci pozbawionych pomocy Kościoła, tęskniących do Syna mego, który stał się dla nich jedyną ucieczką, ostoją i ratunkiem — zwłaszcza na ziemiach niegdyś
waszych, zabranych wam przemocą i wciąż błagających Mnie o powrót. To nie tylko tereny zagarnięte na początku ostatniej wojny, z których miliony niewinnych ofiar orędują za wami i sprawiedliwości wołają przed tronem Boga, to również te wielkie obszary, które za polskie same się uważały i dobrowolnie z Polską się połączyły, i los swój z jej losem związały. One w Polsce widzą wolność duchową, znają — i być może zbyt idealizują — waszą wierność Bogu. (...) Oni czczą Mnie jako Matkę i Wszechpośredniczkę Łask, dlatego Jezus, Syn mój ukochany i Bóg mój, życzy sobie, abym nie tylko Królową waszą była, lecz abym przez wasz naród przywróciła ich życiu godnemu człowieka. Ja zaś wiem, że wy daną wam wolnością pospieszycie dzielić się z obolałymi, zniewolonymi i tak straszliwie doświadczonymi, jak są nimi dzieci moje na Białej Rusi, na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego i rdzennej Rosji.
Niczego nie obawiajcie się. Działajcie miłością braterską, nie przemocą. Pozostawcie im tyle wolności, ile zapragną, aby nie przeraziła ich wizja nowego zniewolenia. Tam idźcie, gdzie was wezwą. Podejmujcie inicjatywy pomocy w przyjaźni. Tak idźcie do nich, jak szedł Kościół apostolski, Kościół wspólnoty nadziei, równości, braterstwa i jedności duchowej, pozostawiający braciom zupełną wolność języka, obyczajów, przynależności narodowej (rozumianej w owym czasie raczej jako wspólnota kulturowa). Głosić macie Ewangelię mego Syna: wolność duchową, miłość braterską i nadzieję. (...)
Teraz starajcie się przygotowywać, dlatego udostępniajcie słowa mego Syna i moje tym, którym możecie. Przygotowujcie też pomoce potrzebne wam w tej służbie — wedle waszego rozeznania. O wielu już wiecie, wiele przygotowuje się (Pismo św. po rosyjsku drukowane na Zachodzie). Zbierajcie książki i pomoce szkolne, tak jak to już czynicie, nawiązujcie przyjaźnie, a ci, którzy pragną Mi służyć w tym dziele i mogą wyjechać, niech przyjmują zaproszenia i dają się poznać (sugestia: klerycy na letnich obozach wędrownych, młodzież z różnych ruchów, wycieczki szkolne lub studenckie, oazy, grupy modlitewne itp.). Próbujcie wszystkich dróg nawiązania znajomości, a potem przyjaźni.
Nigdy Mi żaden nowy przyjaciel nie zastąpi starego
11 XII 1988 r.
Modlimy się we troje z Lucyną, i o. Janem. Prosimy za różne osoby. Pan mówi:
— Ja pragnę przygarniać. Nigdy nie mam zbyt wielu przyjaciół. Nigdy Mi też żaden nowy przyjaciel nie zastąpi starego.
Zawsze Mnie prosiliście o katechezy, a więc chciałbym wam coś powiedzieć teraz, w tym gronie.
— Tak, Panie. Dziękujemy Ci za to, co już nam powiedziałeś. Bo ludzie cieszą się czytając to. Dziękujemy Ci za każdego człowieka, którego Twoje słowa pobudzają do kochania Ciebie. (Anna)
— Ale dzieje się to dzięki wam. Wiem, że to robicie z radością — z o ile większą radością Ja się z wami spotykam. Czy sądzicie, że tak wielu ludzi pragnie obcować ze Mną? (Pan mówi to ze smutkiem).
— Nie wiedzą, że ich miłujesz i że mogą tak z Tobą obcować.
— Właśnie dlatego dałem wam moje słowa.
Pragnąłbym, abyście się nauczyli ode Mnie jeszcze jednej rzeczy. Staram się nigdy was nie przeciążać, a wy często sami sobie dokładacie pracy. Ja przyjmuję waszą służbę z radością, ale znam wasze siły i możliwości, a wy przeceniacie je. Dlatego często chcecie więcej zrobić, niż Ja sam pragnę. To nie jest Mi potrzebne. Zapomnijcie o wszystkich historiach z życia świętych Średniowiecza, a pamiętajcie wyłącznie o tym, że między nami zachodzi stosunek przyjaźni. Czy ktoś z was mając ukochanego przyjaciela wykorzystywałby go i nadużywał jego sił? Ja postępuję z wami jak z przyjaciółmi. (...)
Chciałbym, aby ta więź przyjaźni, ta bezpośredniość, która nas łączy, trwała i obejmowała inne osoby, jeśli tego zapragną...
Zwłaszcza tobie, Janie, polecam, abyś skierował uwagę na swoich młodszych konfratrów. Tu nie chodzi o ilość, ale o jakość. Zwracaj też uwagę na ich zainteresowania misyjne. I weź do serca moją radę, która zmierza ku temu, żeby młodzież wasza lepiej poznała historię swojego kraju; dopomogę ci w tej sprawie. Chodzi o to, żebyście zastanowili się nad tym, jakich świętych rodzi Mi Polska. Bo ta specyfika jest prawdziwym kryterium, ujawniającym wasze rzeczywiste powołanie narodowe. (Pan wskazuje na dwie cechy polskiej świętości: misyjność i uwrażliwienie na potrzeby społeczne). Zachęcaj ich do uczenia się historii na nowo (macie piękną bibliotekę). Szkoła dała im maturę, ale nie uczyła rzetelnie o własnym narodzie. Oni powinni ten brak uzupełnić, i to jak najszybciej — potem nie będzie czasu.
Podtrzymujcie stare przyjaźnie i nie zaniedbujcie tych, z którymi dzieliliście się Mną, bo wy im będziecie potrzebni (ze zrozumienia: Pan przez nas).
— Dziękujemy Ci, Panie, żeś nas oddał Maryi.
— Oczekiwałem na te słowa.
Dzisiaj chciałbym was obdarzyć większą odpornością psychiczną i fizyczną, udzielić wam daru zdrowia, bo teraz jest wam trojgu bardzo potrzebny. Umacniam was w sobie. Błogosławię was całą mocą mojego miłosierdzia i mojej przyjaźni. +
— Panie Jezu, chciałam poradzić się w sprawie katechizowania młodzieży, która okazała się „hałaśliwa i trudna" (zastępuję nieobecnego księdza). Jak mam do niej podchodzić? (Lucyna)
— Pomyśl, dziecko, co ich czeka, i pomyśl o nich z litością i współczuciem. A poza tym, jakie oni mają domy, jakie rodziny!
Widzisz, są dwie krańcowości równie szkodliwe: jedna, kiedy rodzice dają swojemu dziecku wzory grzechu (chodzi nie tylko o pijaństwo i rozpustę, ale o nieuczciwość, kłamstwo itp.); drugie, gdy zbyt dużo mówią mu o Mnie, nie dając przy tym świadectwa swoją postawą.
Moi święci mówili o Mnie wtedy, kiedy mieli takie zadanie (św. Augustyn, św. Teresa Wielka, kapłani, jak np. św. Antoni...). Ale inni żyli ze Mną w milczeniu i świadectwo ich życia jest prawdziwie głosem wołającym o Mnie na całą ziemię (mała święta Teresa, o. Kolbe, który najwięcej zdziałał swoją śmiercią, Edyta Stein, św. Ludwik Maria Grignon de Montfort, obecnie Matka Teresa).
I ty, dziecko, świadcz o Mnie swoim zachowaniem. Módl się za nich, proś Mnie o współpracę w katechezie. Świadcz swoją cierpliwością i współczuciem.
O Armenii dotkniętej trzęsieniem ziemi
11 XII 1988 r.
Po trzęsieniu ziemi w Armenii modlimy się wspólnie w intencji tego kraju. Pan mówi:
— Mówicie o Armenii i ledwo zauważacie, że to jest początek mojego działania dla zgaszenia wybuchu nienawiści. I tak będę postępował dalej, tylko z dużo większą siłą. Bo, widzicie, śmierć nie jest żadnym nieszczęściem — jest koniecznym etapem drogi do Mnie, jest progiem przez który przechodzicie. Natomiast nienawiść, mściwość mogą was na zawsze oderwać ode Mnie. Bronię was przed tym, ale to jest bardzo trudne, gdyż zwykle człowiek uczy się na własnych błędach, a Ja pozostawiam mu czas. Tym razem jednak czasu może zabraknąć, dlatego nauka moja staje się tak bolesną i nabiera przyspieszenia.
15 XII 1988 r.
Podczas modlitwy wspólnej Pan powraca do Armenii:
— Myślisz, że ich śmierć jest niepotrzebna, zwłaszcza tylu dzieci i młodzieży? Oni są zasiewem, jak zawsze — czyści i niewinni (Pan przypomina mi rzeź niemowląt w Betlejem, wyprawę krzyżową dziecięcą, Powstanie Warszawskie, a nawet zabijanie młodzieży na Węgrzech). Czy wiesz, ilu teraz opiekunów i pomocników będzie miała Armenia w swojej misji? Oni wszyscy są u Mnie — przyjąłem, kogo tylko mogłem — i zapewniam cię, że tylko bardzo niewielu jest daleko ode Mnie, ponieważ tragedię ich śmierci (przedwczesnej) policzyłem im jako krzywdę, chociaż sam dopuściłem do niej.
Teraz, w swoim zadaniu, Armenia będzie miała silne wsparcie, tak jak przedtem płacili za nią ich rodacy mordowani przez Turków. Ale (ze zrozumienia: Pan pragnie „w zamian" za tę tragedię dać narodowi ormiańskiemu wolność) otrzymają to, czego najbardziej pragnęli: będą wolni i będą zjednoczeni. Będą mogli wypełniać wolę moją niosąc Mnie innym narodom. Dałem im krzyż, śmierć i żałobę, ale Ja byłem wśród nich i dlatego nastąpi zmartwychwstanie — ze Mną, w pokoju, miłości wzajemnej i pragnieniu dzielenia się Mną, a nie w rozjątrzeniu i nienawiści (ze zrozumienia: ze względu na przyszłe zadanie Pan tak gwałtownie powstrzymał tę rosnąca falę nienawiści wzajemnej).
Tak będzie, ponieważ wierzę w ich prawdziwą miłość ku Mnie (to znaczy polegam na nich i ufam, że Mnie nie zawiodą). Tak samo ufam narodowi gruzińskiemu, lecz muszą wyjść ze swojej izolacji i otworzyć szeroko ramiona ku wszystkim otaczającym ich narodom, zwłaszcza wtedy, kiedy potrzebna im będzie pomoc i ratunek. Wierzę (ze zrozumienia: Bóg zawierza wolnej, dobrej woli człowieka), że zrozumieją, iż prawdziwe chrześcijaństwo jest apostolskie (a znaczy to, że stale idzie ku innym, by dzielić się z nimi swoim szczęściem). W tych czasach, które nadchodzą, łagodzić mają spory i udzielać azylu, stanowiąc ziemię pokoju dla innych narodów skłóconych i walczących ze sobą.
To przekażesz, jeśli będziesz mogła.
— Co byś chciał, Panie, bym przekazała księdzu biskupowi?
— Powiedz synowi mojemu, do czego was przygotowuję i pokaż ten zestaw tekstów zapewniając, że jeśli zechce, to otrzyma egzemplarz. Oddaj książkę swoją mówiąc, że jest to wynik mojej współpracy z tobą w ciągu kilku lat i że tę księgę mojej przyjaźni po to napisałem, abyście mieli co dawać tym, którzy szukają Mnie i pragną przyjaźni ze Mną. Chcę, żeby wiedzieli, jak są kochani ci, którym dostępu do Mnie wzbraniano.
Powiedz, że przygotowujecie rozmowy ze zmarłymi, które Ja chciałbym móc dawać wszystkim, aby nie bano się śmierci, a tym bardziej spotkania ze Mną. (...)
Teraz, dzieci, uklęknijcie, przyjmijcie moje błogosławieństwo i radujcie się moją miłością, zamiast się martwić. Błogosławię wam, dzieci, z całą moją miłością, współczuciem dla waszych kłopotów i miłosierdziem, którego potrzebujecie — cały naród — i które wam daję pomimo waszych braków, oporów i niezrozumienia moich intencji nawet przez bliskich i służących Mi ludzi.
— Dziękujemy Ci, Panie, za Twoje miłosierdzie. Polska tylko na nim może się oprzeć...
— Wszyscy, wszyscy ludzie... (mogą się opierać wyłącznie na Miłosierdziu Boga). Ale wy to rozumiecie, a narody bogate, wygodnie żyjące nie potrzebują Mnie i sądzą, że zawsze będą na pierwszych miejscach. Biedne, ciemne narody — jak straszne będzie ich przebudzenie. Ale wy się nie bójcie, bo Maryja nie pozwoli was skrzywdzić. Chciałbym tylko, abyście chcieli się dzielić w przyszłości z waszymi bardziej poszkodowanymi braćmi i wierzę, że tak będziecie postępować. Błogosławię wam, dzieci. +
Do księdza jadącego na Wschód
17 XII 1988 r.
— Czekam na zapowiedzianego gościa. Pan mówi:
— Dobrze, że chcesz rozmawiać ze Mną. Rób tak zawsze, kiedy czekasz, a umówiony gość nie nadchodzi. Ze Mną nie ulegniesz napięciu i zdenerwowaniu, a Ja, dziecko, dotrzymam ci towarzystwa i dam ci mój pokój.
Przerywam, bo ktoś dzwoni. Przychodzi ksiądz. Mówi o niektórych swoich problemach i marzeniach dotyczących misji. Podczas modlitwy Pan mówi do niego:
— Mój synu, przecież to Ja ciebie wysyłam. Gdybym Ja nie chciał, nie pojechałbyś. Dlatego pragnę, abyś dowiózł wszystko, co ze sobą zabierasz (Pismo św. itp.), a chciałbym od ciebie tylko jednego: kiedy będziesz przed granicą, módl się za wszystkich celników będących na służbie i każdego z nich oddawaj Mnie z prośbą, abym wziął go w swoją opiekę na zawsze. (Ze zrozumienia: nie chodzi tu o „sposób" na przejście kontroli celnej, ale o postawę wobec wszystkich ludzi tam, w szczególności takich jak celnicy). Widzisz, dowodem miłości braterskiej jest nie tylko działanie, ale i myśl troskliwa. Pragnę tego dowodu od ciebie.
Czy chcesz Mnie, synu, o coś zapytać? (Pytaj śmiało, nie krępuj się).
— Czy ta prośba, o taką pracę (kapłańską) aż do zmęczenia, spełni się?
— Synu, poddaj się mojej woli i bądź cierpliwy — Ja prowadzę swoimi drogami — ale zapewniam cię, będziesz pożyteczny... Chciałbym, synu, abyś był raczej poddany Mnie z zupełnym spokojem, jak Ja byłem poddany woli Ojca, niż żebyś płonął (nad)gorliwością. Słuchaj Mnie w sercu, a ponieważ nie jesteś jeszcze wprawny, więc pytaj Mnie po prostu: „Ojcze, tak?" lub „Ojcze, nie?", a Ja cię na pewno nie pozostawię bez odpowiedzi.
Cieszę się, synu, iż to zrozumienie (że można prowadzić rozmowy z Panem, że Pan tego chce) zakiełkowało już w twoim sercu. Ja mam ręce pełne łask. Pragnę je wylewać na te tłumy biednych, głodnych ludzi. Żniwiarzy Mi brak, dlatego każdy z was jest Mi niezbędny — jeżeli służyć będzie moim zamysłom, odrzucając wszelkie koncepcje i plany własne. Nawiązuj znajomości, uśmiechaj się do ludzi, bądź im prawdziwym bratem — bo sobą świadczysz nie tylko o Mnie, ale o swoim narodzie. Każdy z was powinien im Polskę przybliżać — taką, jaką Ja ją widzę. Pamiętaj o godności Królowej swojej i postępuj jak Ona, tak jak to zamierzasz, synu. Bądź zupełnie spokojny w moich rękach i nie zapominaj o oddawaniu Mi każdego, z kim cię spotkam — aż do powrotu.
Dam ci moje błogosławieństwo, bo jest ci potrzebne, synu. Umacniam w tobie moją miłość, moje współczucie, moje miłosierdzie i łaskawość. Umacniam twoje zamiary, twój umysł, twoją wolę, umacniam twój język, umacniam twoje dłonie, napełniam cię sobą — abyśmy służyć mogli wspólnie w pełni darów Ducha Świętego potrzebującym Mnie. Nie odstąpię ciebie, aż do powrotu.
Wszystko było tak, jak Pan zapowiedział, bo ksiądz usłuchał rad i poddawał się przez cały czas pobytu Jego prowadzeniu; „było cicho, spokojnie, rodzinnie, ale aktywnie".
Szukam przyjaciół prawdziwych
29 XII 1988 r.
— Widziałeś sam, Panie, mój Przyjacielu, co się ze mną działo. Nie miałam czasu ani sił, żeby pisać, dopiero dzisiaj.
— Moja mała przyjaciółko. Ja przecież cały czas jestem przy tobie. To Ja daję ci wszystko, co przygotowałem dla ciebie. Jeszcze w tym roku dałem ci możność wykazania miłości naprawdę bezinteresownej. Ucieszyłaś Mnie spiesząc do mego chorego syna z dobrą wiadomością ode Mnie (Słowo Pana dla Ormian w związku z trzęsieniem ziemi i „Pozwólcie ogarnąć się miłości") — to na pewno wspomogło go w chorobie. (Sam ci to powie).
Teraz oddaj Mi, córeczko, wszystkie przykrości i żale, twój smutek i zmęczenie, a także choroby, a Ja je przyjmę od ciebie.
— Czy nie chcesz, Panie, czegoś przekazać przeze mnie?
— Wszystko to, co zamierzyłem, jest już napisane i przygotowane, bo służyłaś Mi gorliwie, córeczko. Teraz będę mówił bezpośrednio do tych, którzy zwrócą się do Mnie o rady, którzy Mnie potrzebują, którym na Mnie naprawdę zależy. Nigdy i nikt nie jest dla Mnie „niegodnym" rozmowy, o tym pamiętaj; jednakże tyle już okazałem wam miłości i pomocy, tylekroć wskazywałem drogę, zachęcałem, prosiłem, tłumaczyłem i nawoływałem do prawdziwego nawrócenia Kościół mój, zwłaszcza hierarchię, kler i zakony, iż więcej nic ode Mnie nie usłyszą dopóty, dopóki sami tego nie zapragną. Posługuj się tymi tekstami, które dałem wam.
Dla was, moi kochani pomocnicy, mam zawsze otwarte serce i z radością oczekuję was, a także tych, za których wy prosicie i których przyprowadzacie Mi, bo pragną mojej bliskości całym sercem, a nie szukają wrażeń i emocji. Powiedziałem: nie szukam przyjaciół wielu — szukam przyjaciół prawdziwych, którzy tak zawierzają Mi, jak Ja polegam na nich. Nie martw się, nie jest ich tak mało, jak myślisz. Będę im przyjacielem wiernym, skałą i opoką, a także zadbam, aby ci, którzy Mnie szukają, odnaleźli drogę do Mnie.
Dzisiaj, pragnę, abyś zatelefonowała do męża Grażyny i do znajomego Mieczysława, i napisała resztę kart (świątecznych), by nikt nie czuł się zaniedbany. A my powrócimy do pogłębienia naszej przyjaźni. Czy zgadzasz się?
— Na wszystko.
— Dobrze, córeczko. Powrócić musisz też do korekt. A jeśli zechcesz pytać Mnie w tych sprawach, wysłucham cię z radością. Tulę cię do serca, dziecko, i umacniam w sobie.
31 XII 1988 r.
Obraz, w którym Matka Boża odwiedza rodziny naszej parafii, zostaje przyniesiony do mnie. Gdy wpadłam na pomysł, żeby Sylwestra i Nowy Rok spędzić w towarzystwie Matki Bożej Częstochowskiej, okazało się, że jest to możliwe, bo w tym dniu obrazu Maryi nikt nie zaprosił do siebie. Modlimy się przed nim z Grzegorzem.