9421


- 1 - 

Było to wiosną. Wracałem do domu po pracy. Nagle usłyszałem płacz dziecka. W miarę upływu czasu i drogi - płacz narastał. W pewnej chwili zauważyłem, idącą naprzeciw mnie, starszą panią i chłopca, który płakał. Zatrzymali mnie oboje i zaczęła się rozmowa. "Proszę pana, tan chłopiec boi się wracać sam do domu, ponieważ chcą go pobić jacyś nieznani, starsi chłopcy" trudno mu było przez łzy wypowiedzieć chociaż jedno zdanie. A nieco uspokoiwszy się, przemówił: "Proszę pana, zabrali mi ładny, nowy scyzoryk. I teraz jeszcze chcą mnie pobić". Wówczas powiedziałem do niego: "Nie bój się! Idę w tym samym kierunku. Odprowadzę cię bezpiecznie do domu".

Wreszcie ruszyliśmy w drogę. Kilka metrów od miejsca naszego spotkania, zauważyłem grupę chłopców. Byli bardzo zajęci zabawą. Wtem przerwali. Kiedy byliśmy obok, jeden z nich - trzymając piłkę powiedział: "Proszę Pana, ten chłopak kłamie!" Zapytałem: "dlaczego?"

"Dlatego - odpowiedział jeden z nich - ponieważ my go wcale nie chcemy pobić. To tylko ci, którzy stoją tam dalej. Ujrzałem w głębi chłopców, którzy rozchodzili się na nasz widok. Każdy poszedł w swoją stronę. Pani, która szła obok powiedziała do mnie: "To ja już pójdę do domu, mieszkam tu obok. A pan niech odprowadzi chłopca".

Idąc dalej w kierunku domu chłopca, zapytałem go o imię. Powiedział mi, że ma na imię Jacek. "Bardzo ładne imię" - odpowiedziałem. Spojrzał mi w oczy. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Trudno było dostrzec, że przed kilku minutami był jakby innym chłopcem. Tuż przed swoim domem wydusił z siebie: "Proszę pana. Ja przepraszam, że sprawiłem tyle przykrości. Zabrałem cenny czas. Od dzisiaj już będę się grzecznie zachowywał wobec swoich kolegów, żeby nie było przykrości".

"Dobrze - powiedziałem - bardzo dobrze, że takie masz postanowienie. Innym razem bądź grzeczny, kiedy przebywasz pośród swoich kolegów. I dotrzymuj słowa, żeby cię nie skrzywdzili. Widzisz, w życiu ludzkim trzeba szanować słowo. I po co ci to było? I panią wprowadziłeś w zakłopotanie i mnie. O tym to ja zapomnę. Przebaczę tobie, ale pamiętaj na przyszłość: Bądź dzielny! Mów prawdę!"

Ks. Anuszkiewicz E., Obietnica przebaczenia, BK 2-3 / 1984/, s. 84-85

- 2 -

Proszę księdza moja córka rozwiodła się, ponieważ jej mąż był alkoholikiem po prostu maltretował rodzinę. Córka znalazła sobie dobrego i męża i ojca dla swoich dzieci. Są wzorowym małżeństwem i

rodziną. Dlaczego Kościół zabrania im uczęszczać do sakramentów?

- W moim domu rodzinnym panował niebywały rygor wprowadzony przez despotycznego ojca. Chciałam wyrwać się jak najszybciej z tego domu i w tym celu bardzo wcześnie zawarłam małżeństwo z mało znanym mężczyzną. Po pewnym czasie okazało się, że małżeństwo było nieudane. Rozwiedliśmy się. Czy ja nie mam prawa do szczęścia? Dlaczego Kościół jest tak mało wyrozumiały i nie chce zezwolić na zawarcie tego prawdziwego małżeństwa, w którym teraz trwam?

- Dwa miesiące po moim ślubie wybuchła wojna. Mąż był wywieziony na Sybir, a potem dostał się na Zachód. Stamtąd z powodów politycznych nie chciał wrócić. Zostałam z dzieckiem, któremu potrzebny był ojciec. Zawarłam z innym nowe małżeństwo. Czy to aż taka zbrodnia, dlaczego mnie niewinną Kościół dyskryminuje?  

Miłość jest tylko wówczas prawdziwa i autentyczna jeżeli jest wolna i niczym nie skrępowana. Zawarcie małżeństwa traktują jako formę czasowej umowy społecznej.

Powodów rozdzielania małżeństw i zawierania nowych jest bardzo wiele. Niektóre są czystym kaprysem, inne zdają się mieć z pozoru słuszność. Zdarza się, że jedna ze stron jest rzeczywiście pokrzywdzona i niewinna. Kościół posłuszny poleceniom Chrystusa nie akceptuje tych nowych związków żądając ich pełnego rozwiązania, powrotu do prawowitego małżonka życia w separac3i Lub przynajmniej, jeśli sytuacja jest nieodwracalna, żąda powstrzymania się od aktów przysługujących tylko małżonkom.

Ks. Paczkowski W - J., Rozwiedzeni, którzy zawarli nowy związek, BK 1-2 /1990/, s. 92

- 3 -

"Moje małżeństwo - mówi pewien mężczyzna - rozpadło się. Nawet resztki starej przyjaźni zginęły bezradnie w szaleńczej burzy mojej łamiącej się tożsamości. Kiedy odnalazłem się jakoś w nowym małżeństwie, mój Kościół odmówił mi swojego błogosławieństwa. Wyrok oparty na niebotycznym ideale nierozerwalności zabrzmiał surowo i nieludzko. Na nic zdała się moja chrześcijańska wiara. I gdy Kościół odrzucił moje drugie małżeństwo, ja odrzuciłem moje chrześcijaństwo"

/P. Eicher, Der Herr gibits den Seinen in Schlaw, Munchen 1980, s. 28 n; tłum. A. K. /.

Ks. Kalbarczyk A., "Zanikająca miłość", BK 1-2 /1990/, s. 94

- 4 -

W połowie lutego przy torach kolejowych na przedmieściach Liwerpolu w Wielkiej Brytanii znaleziono straszliwie pokaleczone zwłoki małego dziecka. Wypadek wstrząsający: okazało się, że dwóch dziesięcioletnich chłopców uprowadziło i w okrutny sposób zamordowało dwuletnie dziecko. Sprawa ta wstrząsnęła opinią publiczną Wielkiej Brytanii. Minister oświaty zwrócił się do Kościoła Katolickiego, angielskiego i innych o solidne wychowanie religijne w szkołach, tak by nawet małe dzieci umiały rozróżnić dobro od zła.

Ks. Kolarz W., Dwóch synów - kto spełnił wolę ojca?, BK 1-2 /1993/, s. 78

- 5 -

"Boże, muszę Ci powiedzieć, co się ze mną dzieje. Moja miłość zanika. Wszelkie nadzieje i ponawiane próby pojednania na nic się zdały. Najchętniej bym krzyczała i uskarżała się na swój los. Nie wiedziałam, że miłość może być takim cierpieniem? Często wydaje mi się, że rozwód jest najlepszym rozwiązaniem, żebyśmy się już więcej nie ranili. Myślę o dzieciach które najbardziej są pokrzywdzone. A jednak proszę Cię, Panie, by moje wnętrze nie było jałowe, pozbawione uczuć, gdy zarysowuje się szansa na przemianę, żebym nie była zamknięta w sobie, gdy mój mąż poprosi mnie o przebaczenie, żebym nie zapominała o tych wszystkich pięknych chwilach, które z nim przeżyłam.

Ślubowaliśmy sobie wierność i nie wiedzieliśmy, że życie tak łatwo ją złamie. Proszę Cię o siły. Proszę Cię o wyrozumiałość. O zachowanie mojego... naszego małżeństwa. Proszę Cię o okruchy miłości bez której nie mogę żyć (Gottestob, Kath. Gebet - und Gesangbuch, Stuttgart 1975, nr 245; tłum. A. K...

"Zanikająca miłość" (modlitwa) BK 90

- 6 -

W roku 1911 pięcioosobowa ekspedycja brytyjskich badaczy wyruszyła, aby zdobyć Biegun Południowy. Kierownikiem tej ekspedycji był Robert Scott. Aby zdobyć Biegun Południowy odkrywcy mieli do pokonania 800 mil głębokich śniegów, lodu i potwornego zimna. 18. 0l 1912 r. ekspedycja zakończyła się wielkim sukcesem. Po raz pierwszy stopa ludzka dotknęła Bieguna Południowego. Niestety chwalebny wyczyn tych odważnych odkrywców zamienił się w porażkę w czasie ich powrotu. Dwóch z nich umarło z trudów, zimna i wycieńczenia. Trzech pozostałych zamarzło na śmierć zaledwie kilka kilometrów od miejsca, w którym mogli otrzymać pomoc lekarską i żywność.

Kiedy znaleziono ciała tych badaczy, znaleziono również kronikę, w której opisane były wszystkie wydarzenia z wyprawy, aż do momentu ich śmierci.

Jednym z tych badaczy był Bill Wilson, który był lekarzem wyprawy. W młodości był on absolwentem Uniwerstytetu w Cambridge. Koledzy ze studiów nadali mu przydomek "cynika". Miał on bowiem bardzo nieprzyjemny charakter i bardzo złośliwy dokuczliwy język. Pewnego razu napisał w liście do swego przyjaciela o samym sobie: "Wiem, że jestem pysznym, złośliwym, obrażającym innych, a przede wszystkim jestem wielkim egoistą".

W czasie tej wyprawy na Biegun Południowy Bill "cynik" stał się zupełnie innym człowiekiem. Koledzy z wyprawy nazwali go "Billem, który wprowadza pokój". Kierownik wyprawy, Robert Scott napisał o nim w Kronice wyprawy: "Bil jest wspaniałym kompanem, nieustannie radosnym, dodającym ducha każdemu z nas, gotowym zawsze do pomocy i do poświęcenia się dla innych. Jego niebieskie oczy budzą zawsze nadzieję, a jego umysł jest pełen pokoju".

Zaś sam Bill Willson napisał tuż przed swoją śmiercią: "Niezależnie od tego czy będę długo żył, czy jutro umrę, wiem, że jestem w rękach Boga i żyję po to, aby innych do Boga przyprowadzić...". "Musimy czynić co tylko możemy, a resztę pozostawmy Bogu. Pokładam moją ufność w Bogu niezależnie od tego co się ze mną stanie".

Historia Billa ilustruje ten rodzaj przemiany serca, którego doświadczył młodszy syn z dzisiejszej ewangelii i o którym słyszeliśmy również w pierwszym czytaniu z Księgi proroka Ezechiela.

KS. MARIAN BENDYK ŻYĆ EWANGELIĄ - A -

- 7 -

- Dzisiaj będę piekła makowiec - oświadczyła mama Piotra i Wojtka w sobotni ranek. - Będziemy mieli słodkie pieczywo na niedzielę.

- Hura! - zawołali bracia. Myśl o zjedzeniu pysznego ciasta podczas niedzielnego podwieczorku z rodzicami bardzo im odpowiadała.

- Mam jednak dla was w związku z tym zadanie - kontynuowała mama - Zapas mąki w dom jest na wyczerpaniu a blacha do pieczenia ciasta znajduje się u babci od czasu jej imienin. Trzeba więc kupić mąkę i pożyczyć blachę od sąsiadki z drugiego bloku. I to będzie wasze dzisiejsze zadanie.

- Dobrze, zaraz biegnę do sąsiadki! - zawołał Piotrek.

- A czy nie można by pożyczyć od sąsiadki także i mąki? - skrzywił się Wojtek.

- Nie. Sklepy są otwarte i można bez problemu mąkę kupić - odpowiedziała mama. - Tutaj są pieniądze i ty, Wojtku, pójdziesz zaraz do sklepu, a Piotrek idzie do sąsiadki. Ja na godzinę wychodzę, a gdy wrócę, chcę mieć wszystko przygotowano do pieczenia.

- Już biegnę - zawołał Piotrek i wyszedł z domu. Natomiast Wojtek ociężałym krokiem powlókł się do swego pokoju. Wcale nie chciało mu się wychodzić po zakupy. Za chwilę wyszła również mama.

Zgodnie z zapowiedzią mama wróciła po godzinie. Weszła do kuchni i spojrzała na stół: stała na nim kilogramowa torebka z mąką. I ani śladu blachy do pieczenia!

- Wojtek! Piotrek! - zawołała mama. Do kuchni przyszedł tylko Wojtek.

- Bardzo mi się nie chciało iść do sklepu, ale poszedłem, bo bez mąki nie mielibyśmy wspaniałego podwieczorku - powiedział.

- Dziękuję ci. Bardzo się cieszę, że się przełamałeś i spełniłeś moje polecenie. A gdzie jest Piotrek? - zapytała mama.

- Nie wiem - odrzekł Wojtek. - Ale niedawno słyszałem jego głos na podwórku. Mama wyjrzała przez okno. Rzeczywiście, wśród gromady chłopców biegających za piłką ujrzała Piotrka.

- Piotrek! A gdzie blacha do pieczenia? - zawołała. Piotrek usłyszał głos mamy. Podszedł pod okno i w zakłopotaniu stał ze spuszczoną głową.

- Obiecałeś mi pomóc, Piotrze. Jak spełniłeś obietnicę?

- Przechodziłem obok chłopców, którzy grali w piłkę. Brakowało im jednego zawodnika. Poprosili mnie i zacząłem grać. Zupełnie zapomniałem o placku.

- Widzę, że nie mogę na ciebie liczyć, Piotrze - zakończyła smutno mama i zamknęła okno.

Który z braci spełnił polecenie mamy? - Wojtek! Mimo, że początkowo nie chciał, przełamał się jednak i poszedł po mąkę. Piotrek chętnie zgodził się pomóc mamie, ale jej polecenia nie wypełnił. Który z nich postąpił lepiej? - Wojtek, choć jeszcze lepiej byłoby, gdyby od razu, bez ociągania się, poszedł do sklepu.

Ks. Rafał Czerniejewski - CO ROBIĆ, BY NAM PAN BÓG PRZEBACZYŁ? BIBLIOTEKA KAZNODZIEJSKA 1-2 (137) 1996

- 8 -

Jakże piękną scenę - korespondującą z dzisiejszą liturgią słowa kreśli ks. Jan Twardowski w Niecodzienniku (Kraków 1991, s. 32): "Usłyszałem krzyki przy drzwiach wejściowych do kościoła. Chciano wyrzucić kobietę. Wołali: - To ulicznica. Taka może okraść kościół. Obroniłem ją. Poszliśmy razem do zakrystii. Powiedziała, że chciała się wyspowiadać: - Stałam na ulicy, obsypał mnie śnieg, przypomniała mi się moja sukienka do I Komunii świętej". Nierządnice wchodzą do królestwa niebieskiego przed niemiłosiernymi stróżami moralnej poprawności!

Dla Boga nie są najważniejsze słowne deklaracje. Nie każdy, kto woła: "Panie, Panie" wejdzie do królestwa niebieskiego. Dostanie się ono jedynie tym, którzy wytrwale pełnią wolę Ojca niebieskiego. Tak wiele pada pięknych słów, obietnic, bez pokrycia. Znajomi składają wobec nas wspaniałe deklaracje pomocy, a jak przychodzą trudności, pozostajemy najczęściej sami. W życiu - podobnie w dzisiejszej przypowieści - liczą się czyny, a nie puste obietnice. Dobre czyny przemawiają o wiele głośniej aniżeli słowa. Niewielkie przedsięwzięcie zrealizowane znaczy więcej aniżeli wielkie obietnice. Już starożytni ułożyli maksymę "verba docent, exempla trahunt" - słowa uczą, przykłady pociągają. Podobna mądrość kryje się w przysłowiu: "lepszy wróbel w garści niż skowronek na dachu". Nie znaczy to jednak, że należy słowa lekceważyć, mieć je za nic. Żadną miarą. W słowach kryje się ogromna siła. Trzeba się jednak starać, aby nie były one puste. Słowa winny iść w parze z adekwatnymi do nich czynami. Papież dobroci Jan XXIII lubił dużo mówić, nieraz robił sobie z tego powodu wyrzuty, a jednak słowa przez niego wypowiedziane rodziły wspaniałe owoce. Starał się żyć według zasady, którą proponował innym. A zawarł je w lapidarnej dewizie: Zaufać Panu, zachowywać pokój serca, wszystko brać z dobrej strony, być cierpliwym i wszystkim dobrze czynić, a nie źle.

Być może właśnie sfera odpowiedzialności za słowo domaga się "opamiętania" i uporządkowania w naszym życiu.

Ks. Henryk Sławiński - BÓG NIE CHCE ŚMIERCI GRZESZNIKA Współczesna Ambona 1999

- 9 -

Na temat wartości słowa wypowiedział się pięknie nasz polski poeta i filozof A. Asnyk:

"Ten ma największe hojności porywy, Komu fortuna odmówiła mienia.

A ten najbardziej bywa gadatliwy, Co nie ma właśnie nic do powiedzenia".

Często pięknymi słowami usiłuje się zatuszować lenistwo, brak chęci uczynienia czegokolwiek albo zwykłą obojętność.

"Czynem bądźmy pierw, niźli grzmotem. Górą czyny! A słowa? (...) Potem!"

- wołał C. K. Norwid.

Być może, znajdą się dzisiaj pośród nas tacy, którzy się opamiętają. Na poprawę nigdy nie jest za późno. Każdy remont jest stosowny do "opamiętania", do nawrócenia. Pamiętajmy wszakże, iż nie wystarczy dobry początek na drodze chrześcijańskiego życia, konieczny jest też dobry koniec: "Finis coronat opus" - koniec wieńczy dzieło, mawiali starożytni.

Ks. Henryk Sławiński - BÓG NIE CHCE ŚMIERCI GRZESZNIKA Współczesna Ambona 1999

- 10 -

"Jesteś moim przyjacielem! Dla ciebie zrobię wszystko! - - powiedział Jurek do Grzesia, i ten mu zaufał. W pewną sobotę Grześ mówi do Jurka: - Wiesz dobrze, że z matematyki nie jestem najlepszy. Może spotkamy się w niedzielę i wytłumaczysz mi to, czego nie pojmuję?

- Dobrze odpowiada lurek, chociaż wie, że w niedzielę nie przyjdzie do Grzesia, bo ma mecz...

Grzesiek na niego czekał; czekał na przyjaciela, który nie był wcale jego przyjacielem".

Ów pierwszy syn z dzisiejszej Ewangelii postąpił podobnie jak Jurek. Obiecał, może się przy tym uśmiechnął, i... zapomniał, nie poszedł, nie usłuchał. Nie był dobrym synem. Powinien się był sam domyślić wcześniej, że trzeba tacie pomóc w winnicy. Tato musiał dopiero prosić go o pomoc, tak jak i drugiego syna. Ale ten drugi okazał się w końu lepszym synem. Choć odmówił ojcu: "nie chcę", to jednak "opamiętal.się i posedl" (Mt 21,30).

Jesteśmy często podobni do Jurka i do pierwszego syna. Obiecanki-cacanki: "Będę grzeczny obiecuje,

lecz mamusi swej pyskuje.

Będę wdzięczny -- obiecuje, lecz dziadkowi życie truje. Kochać ludzi - obiecuje, lecz nikomu nie daruje.

Brzydko jest nie dotrzymywać obietnic. Niewierność danemu słowu to wada, z którą trzeba walczyć. Obiecujemy samemu Panu Bogu.

Przy spowiedzi św. obiecujemy poprawę: tak, nie będę wymawiał brzydkich słów, będę słuchał i szanował rodziców, będę dobry dla siostrzyczki, braciszka, kolegów, koleżanek, dla nauczycieli i księdza, nie zapomnę o codziennej modlitwie... A potem - zapominamy i martwimy tym dobrego Ojca w niebie.

Ks. Roman Froń - MÓW ZAWSZE BOGU: TAK! Współczesna Ambona 1993

- 11 -

Wystarczy wspomnieć tutaj szereg imprez jakie pod wspólnym tytułem "Inwazja Mocy" były organizowane podczas ubiegłorocznych i minionych wakacji. Te przereklamowane imprezy, z nazwy tylko "mocne" muzyką, jakże inną "mocą" emanowały na otoczenie. Ta opłakana "moc" wynikała z wielkiej ilości alkoholu spożywanego przez bardzo młodych uczestników tych libacji, bez żadnych ograniczeń i kontroli, a także z inwazji "przemocy" jaką agresywni i podchmieleni uczestnicy tych zgromadzeń obdarzyli przechodniów i mieszkańców, niszcząc i demolując co się dało. Po jednej z takich imprez, przedstawiciel, władz miasta stwierdził, że nawet trawa na stadionie musi zostać poddana renowacji, tak wszystko poniszczono. Należy więc zapytać, co można przeciwstawić takiej inwazji zła na umysły i serca młodzieży? Jak ma wyglądać "domowa szkoła przetrwania" chrześcijańskich ideałów miłości, trzeźwości, abstynencji?

W tym momencie przypomnijmy sobie wołanie Jana Pawła II, skierowane do młodzieży w Poznaniu, dnia 3 czerwca 1997 roku: "Nie dajcie się zniewolić! Nie dajcie się skusić pseudowartościami, półprawdami, urokiem miraży, od których później będziecie się odwracać z rozczarowaniem, poranieni, a może nawet ze złamanym życiem".

Ks. Henryk Kościsz BYĆ APOSTOŁEM TRZEŹWOŚCI TO PEŁNIĆ B0ŻĄ WOLĘ I CHODZIĆ DROOAMI PANA w WIERZĘ W BOGA OJCA - Materiały Homiletyczne Rok A - Pod red. Ks. dr Stanisław Sojka Tarnów 1999

- 12 -

Trzeźwy od dziesięciu lat alkoholik Piotr, daje takie świadectwo: "Piłem kilkadziesiąt lat. Nie widziałem wyjścia z tej sytuacji. Ale zawsze sobie mówiłem: Są gorsi ode mnie Pewnego dnia spotkałem swojego dawnego kolegę od kieliszka, jednego z tych "gorszych", według mnie "bez przyszłości", i nie poznałem go w pierwszej chwili. Elegancki gość, żona, dziecko, samochód. I wtedy pomyślałem, mógł on się wyrwać, może i ja potrafię. I ta ambicja, może zazdrość spowodowały, że jego przykład pomógł mi dziesięć lat temu zerwać z nałogiem".

Ks. Henryk Kościsz BYĆ APOSTOŁEM TRZEŹWOŚCI TO PEŁNIĆ BOŻĄ WOLĘ I CHODZIĆ DROOAMI PANA w WIERZĘ W BOGA OJCA - Materiały Homiletyczne Rok A - Pod red. Ks. dr Stanisław Sojka Tarnów 1999

- 13 -

Opowiem wam o posłuszeństwie Janka, gdy miał 6 lat. Będzie to opowiadanie trochę śmieszne, ale każdemu chłopcu i dziewczynce przypomni o obowiązku posłuszeństwa w rodzinie.

Mamusia wychodziła z domu i powiedziała: "Janku, zachorowała sąsiadka, muszę ją odwiedzić. Babcia śpi na górze, zostajesz sam, Pan Bóg patrzy na ciebie".

Janek zaczął się bawić. Udawał najpierw szewca. Wyciągnął stary but mamusi i udawał, że go naprawia. Potem ze starego garnka wyciągnął kamienie i piasek i zaczął go obracać, jakby chciał mleć. Nagle przypomniał sobie, że tam wysoko w garnku jest prawdziwe ziarno. Wspiął się, ale nie mógł dostać. Przystawił skrzynię. Już, już prawie dostaje garnek. Nagle coś się zaczepiło i wszystko z góry leci: ziarno się rozsypało, rozbił się garnek oliwą; wszystko pomieszało się na podłodze. Janek chwilowo stanął bezradny. Potem wziął miotłę i zaczął zamiatać, ale się wszystko jeszcze bardziej rozmazało. Usiadł i zaczął myśleć.

Za takie przestępstwo - myśli - należy się kara i to wielka. Mamusia go nigdy nie biła, ale dziś nie obejdzie się bez rózgi. Najgorsze to, gdy mamusia zapyta: "Janeczku, czy byłeś grzeczny?" - O, wtedy jak spojrzeć mamie w oczy? - Lepiej się od razu przyznać.

Janek chwycił za rózgę, spojrzał na nią i ją pocałował. Wybiegł z mieszkania, narwał na łące kwiatów, przyozdobił nimi rózgę i czekał. Gdy tylko mamusia weszła do mieszkania, Janek poważnie podał jej ozdobioną rózgę i powiedział: "Mamusiu, trzeba mnie wybić, bo byłem niegrzeczny". - Zdumiona mamusia aż się uśmiechnęła, gdy ujrzała rózgę ozdobioną kwiatami. Gdy Janek ujrzał ten uśmiech, skoczył do mamusi i ją uściskał.

Co myślicie o tym opowiadaniu? Czy i wy także przyznacie się, gdy byliście nieposłuszni? - Tak. Czy i wy przeprosicie? - Tak. Czy i wy, małe dzieci, i wy dorastające, przytulicie się do mamy czy taty? - Tak. Czy przyrzekniecie poprawę? - Tak.

Ks. T. Dusza MSF Posłuszeństwo s. 129-130, Materiały Homiletyczne Wrzesień/Październik  Nr 159



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
9421
9421
9421
1 Liczebność Mikroorgid 9421
9421
9421

więcej podobnych podstron