Nie czyńmy tylko samych kroków i figur, choreoterapia


 "Nie czyńmy tylko samych kroków i figur, lecz studiujmy namiętności, przyzwyczajając naszą duszę do ich odczuwania"

Tekst: JUSTYNA MASELLA, Zwierciadło, luty 2002

http://www.choreoterapia.com.pl/centrum.htm

JEAN GEORGES NOVERRE (1727-1810), francuski baletmistrz i teoretyk tańca

Ponoć Cycero był zdania że "człowiek trzeźwy ­nigdy prawie nie tańczy, chyba że od rozumu odejdzie". Może jego pogląd tłu­maczy fakt, że cierpiał na żylaki i bóle nóg.

Taniec od wieków był wykorzystywany w celach leczniczych, leczono nim duszę i ciało. W średniowiecznych Włoszech ist­niał zwyczaj zwany tarantyzmem. Polegał on na leczeniu tańcem ludzi ukąszonych przez tarantulę. Muzycy grali na gitarach przez całą noc, a ukąszony śmiertelnym jadem tańczył do utraty sił. W końcu mdlał, ale po paru godzinach budził się zupełnie zdrowy.

Maurice Bejart, wielki tancerz i chore­ograf francuski, chyba najlepiej nazwał se­kret tej formy ekspresji: "Taniec jest jednąz rzadkich dziedzin działalności ludzkiej, gdzie czlowiek jest zaangażowany całkowi­cie: ciałem, duszą i umysłem". W tym byćmoże tkwi przyczyna wciąż rosnącej popu­larności tańca jako formy terapii. W USA, w Europie Zachodniej, a powoli także i u nas powstaje coraz więcej miejsc, gdzie prowadzone są specjalistyczne warsztaty. jedni wybierają jazz, drudzy tango, jeszcze inni afrykańskie rytmy albo flamenco.

Większość jednak łączy różne rodzaje mu­zyki. Na takie zajęcia przychodzą ludzie, którzy chcą odreagować stresy i frustracje, którzy walczą z depresją, szukają źródeł radości i pragną lepiej poznać samych siebie.
Do tego, że taniec pomaga zachować kondycję, chyba nie trzeba nikogo specjal­nie przekonywać. Wiadomo, że pracują wtedy wszystkie mięśnie, a oddech staje się głębszy Organizm spala kalorie, ciało poci się wydalając toksyny Poprawia się krążenie krwi i zmniejsza się napięcie mięśni. Nasze ruchy stają się bardziej sko­ordynowane, pełne gracji i harmonii. Ta­niec często bywa także afrodyzjakiem, po­budza bowiem energię seksualną.

Dla umysłu taniec jest bramą do sponta­nicznego, odważnego i wyzwolonego ze schematów myślenia. Jeżeli poddamy się swojemu ciału, jeżeli nauczymy się go słu­chać i zaczniemy poruszać się kierowani wewnętrznymi impulsami, to jednocze­śnie lepiej poznamy samych siebie, swoje potrzeby, emocje i pragnienia, czasem głę­boko ukryte. Odkryjemy swój twórczy po­tencjał. Z drugiej strony taniec, który jest układem określonych kroków i gestów, to świetne ćwiczenie na koncentrację. To ro­dzaj medytacji: powtarzamy jakieś czyn­ności, skupiamy uwagę na poprawnym ich wykonaniu, wreszcie przestajemy kon­trolować każdy krok, aż w końcu to taniec zaczyna tańczyć nas.

Zamiast psychoterapeuty

- Sam nie mogę w to uwierzyć, ale to prawda: taniec pomógł nam pokonać kry­zys naszego związku - opowiada Paweł, 34-letni pracownik firmy reklamowej, któ­rego spotykam na kursie tanga. - To byłpomysł mojej dziewczyny. Po pierwszych zajęciach chciałem zrezygnować. Ale ona była uparta. Jestem jej za to wdzięczny, bo znów otworzyliśmy się na siebie, udało nam się na nowo odnaleźć radość we wspólnej zabawie, rozmowie, seksie.

- Przyznam, że wolę tańczyć sama - mó­wi Dorota, studentka historii sztuki. - Ła­twiej mi wtedy osiągnąć pewien rodzaj transu, który odpręża i relaksuje. Ważne jednak jest dla mnie, aby móc tańczyć ze swoim życiowym partnerem i aby czerpać z tego przyjemność. Jest to kolejna płasz­czyzna porozumienia, sposób otwarcia się na drugiego człowieka, poznanie jego ciała i duszy. Czasem zamiast robienia sobie wy­mówek, lepiej oddać się we władanie tanga, tego tańca zwaśnionych kochanków.

Taniec w kręgu

- Na pierwsze spotkanie szłam bardzo spięta - opowiada Barbara, nauczycielka. - Myślałam o tym, jak będzie mi trudno przełamać wewnętrzne opory i tańczyć z obcymi kobietami. Kiedy stanęłam z ni­mi w kole, zupełnie zapomniałam o tym lęku. Poczułam się na właściwym miejscu. Wolna od obaw, bezpieczna, otwarta na drugiego człowieka. Czasem myliłam kro­ki, ale muzyka i krąg prowadziły mnie da­lej. Czułam się coraz bardziej odprężona, zniknął ból brzucha i chandra.

- Stare tańce greckie, armeńskie, rosyj­skie czy kurdyjskie przechowują mądrość wielu pokoleń - mówi Hanna Sypiańska, która prowadzi te zajęcia. - Istnieją tańce miłości i tańce mocy, takie, które opowia­dają o wędrówce albo o spotkaniu. Zawar­te są w nich pradawne gesty. Pozwalają one odnaleźć wewnętrzną energię i budzą róż­ne uczucia, na co dzień ukryte albo zapo­mniane. Współczesne wychowanie narzu­ca wiele tabu związanych z cielesnością, wyrażaną między innymi przez erotyzm. Muzyka i ruch pomagają pozbyć się nie­potrzebnych i sztucznych barier. Taniec w kręgu to bezinteresowne bycie razem, wspólna zabawa. Uczy pozawerbalnego kontaktu i akceptacji własnego ciała. I daje zwyczajną ludzką radość i poczucie siły.

- Wcześniej nigdy nie tańczyłam - opo­wiada Monika, która na co dzień pracuje w biurze. - Zawsze się wstydziłam, byłam spięta, bałam się, że inni mnie oceniają, wydawało mi się, że jestem niezdarna. Jednocześnie czułam potrzebę, żeby to przełamać. A że lubię muzykę etniczną, trafiłam tutaj. Te tańce dają możliwość wy­rażania siebie przez ruch. No i jestem wśród ludzi, czuję, że mam z nimi kon­takt. Dla mnie to idealne połączenie: moż­liwość ekspresji i poczucie wspólnoty.

- Taniec w kręgu daje energię i siłę ­ mówi Hania, fizjoterapeutka. - Myślę, że to dzięki formie koła i bezpiecznemu doty­kowi. Jeden drugiego wspiera. Nawet jeśli pomylisz kroki, to krąg pociągnie cię dalej.

Lubię tu przychodzić, bo mogę bez słów uczyć się mądrości starszych ode mnie kobiet - wyznaje Magda, studentka psychologii. - Kiedy z nimi tańczę, czuję, że one mocniej niż ja stoją na ziemi. A jed­nocześnie wydaje mi się, że ja mogę im przekazać moją młodzieńczą energię i wi­talność. Wytwarza się taka pierwotna, po­zawerbalna, międzypokoleniowa więź oparta na wzajemnym szacunku i zaufa­niu. Nigdy w relacjach z dorosłymi nie czuję się tak bezpiecznie, jak tutaj.

Rytm Czarnego Lądu

- Osobowość znajduje się również w ciele, tą drogą też możesz poszukiwać swojej duchowości - tłumaczy Afra Cru­do, włoska tancerka, która już trzeci rok z rzędu prowadzi we Wrocławiu warsztaty tańca nowoczesnego. - Najpierw musisz opanować technikę, dopiero potem po­zwól wewnętrznej energii kształtować for­mę twoich ruchów. Afra wykorzystuje w swojej pracy tańce afrykańskie. Rytm bębnów sprawia, że trudno ustać w miejscu. Jednak szybko okazuje się, że wszystkie mamy sztywne kręgosłupy i biodra. A taniec afrykański angażuje całe ciało. Stopy stoją mocno na ziemi, z której czerpiemy energię. Kolana lekko ugięte, po to, by owa energia mogła swobodnie płynąć w górę. Wiele gestów przepełnionych jest erotyzmem. Natural­ne, zmysłowe ruchy bioder, piersi i ra­mion okazały się dla nas, wyzwolonych Europejek, nie lada wyzwaniem.

- Tę erotyczną energię tańca afrykańskie­go trzeba rozumieć bardzo szeroko - mó­wi Karolina, studentka nauk przyrodni­czych. - Jako radość życia, jako (zdolność do odczuwania przyjemności płynącej z obcowania ze światem. Kobiety tańcząc romansują same ze sobą, cieszą się swoim ciałem, które w zmysłowym ruchu bioder, piersi i ramion znajduje swój właściwy wy­raz. Ruch ten nie jest zwykłą gimnastyką, lecz ekspresją ciała w rytmie. Rytm to życie. Życie jest tańcem. Energię i moc życia, płodności i radości można wyrazić poprzez muzykę, śpiew i taniec, które są przyjem­nością. Jak seks. Kobieta, która nie lubi swojego ciała, nie będzie ani szczęśliwą ko­chanką, ani dobrą tancerką. Dobre tancer­ki są dzikie, wolne i pełne godności. Świa­dome swego ciała i kobiecości. Podobają się, nie starając się przypodobać.

Choreoterapia

- Taniec jest jak lustro, pozwala zoba­czyć nasze braki i nasze mocne strony Jest dobrą metodą terapeutyczną dla ludzi cierpiących na nerwicę, dla tych, którzy mają problem z nawiązaniem kontaktu z drugim człowiekiem, dla ludzi, którzy mają trudności z zaakceptowaniem wła­snego ciała (lub siebie), dla osób w depre­sji - mówi Zuzanna Pędzich, która prowa­dzi terapię tańcem w Klinice Nerwic przy Instytucie Psychiatrii i Neurologii w War­szawie. - Stosuję przede wszystkim muzy­kę instrumentalną, która wyraża dużo emocji, żeby każdy mógł odnaleźć w niej coś innego. Wykorzystuję tańce murzyń­skie i indiańskie, nastawione na kontakt z ziemią, bo większość pacjentów cierpi na brak ugruntowania (stoją tak, że można by przewrócić ich jednym palcem), a to ozna­cza brak kontaktu z rzeczywistością. Uczę różnych gestów - jeśli zwiększy się zakres ruchów pacjenta, to automatycznie zwięk­sza się zakres jego zachowań. Tańce poma­gają rozładować napięcie i agresję. I oczy­wiście dają radość i energię. Na ostatnich zajęciach zaproponowałam, aby jedna oso­ba uformowała drugą w rzeźbę, a potem te figury miały ożyć w tańcu. Pewna pacjent­ka cierpiąca na depresję została wyrzeźbio­na jako dumna tancerka z uniesioną głową i ramionami. Kiedy zaczęła się ruszać, mia­łam wrażenie, że zapaliło się w niej jakieś światło. Emocje, które nas męczą, można odtańczyć, i strach albo smutek przemie­nić w tańcu w coś pięknego.

Jak taniec wpływa na nasze ciało?

- Trudno dokładnie powiedzieć, ile kalo­rii spalamy w tańcu. To nie jest tak wymier­na rzecz, jak aerobik - mówi Beata Dyraga, właścicielka Klubu Zdrowia i Równowagi DYRAGA - FIT, autorka kompleksowej, no­watorskiej terapii odchudzającej.

- Oczywiście w tańcu pracują mięśnie nóg, brzucha czy ramion. Dzięki temu sta­ją się one bardziej elastyczne i wzmacniają się. Jeżeli poruszamy się szybko, przyspie­szona zostaje akcja serca i występuje więk­sze spalanie tłuszczu, tym samym poprawia się krążenie krwi w organizmie. Wydzielają się adrenalina i noradrenalina, które powo­dują, że czujemy się lepiej, oraz określane mianem enzymu młodości endorfiny dzia­łające przciwbólowo. Taniec ma dobro­czynny wpływ także na nasz układ kostny Kiedy się ruszamy, sprawiamy, że nasze sta­wy stają się bardziej "naoliwione", co zapo­biega schorzeniom reumatycznym. Poza tym wzmacniamy kręgosłup i naturalnie pogłębiamy nasz oddech. Organizm pobie­ra więcej tlenu i szybciej się oczyszcza. Ta­niec pomaga również rozładować stresy i wyrażać emocje, a to wszystko ma ogrom­ny wpływ na nasze ciało.

„Najtrudniej zatańczyć siebie” Hanna Samson, Twój Styl, luty 2002

PSYCHOLOGIA   ODKRYWAMY CHOREOTERAPIĘ

Najtrudniej zatańczyć siebie

Tekst: HANNA SAMSON

Tu nie powtarza się cudzych kroków, lecz szuka własnych. Nie podąża za mistrzem, lecz budzi wewnętrzną tancerkę. Jest w każdej z nas, tylko czasem śpi ukryta za murem lęków, zahamowań, kompleksów. Na Warsztatach Tańca Współczesnego w Poznaniu są zajęcia, które burzą ten mur. Choreoterapia to metoda leczenia duszy. Tańczysz i w ruchu odnajdujesz szczęście

Całe miasto roztańczone, mam wrażenie, że wszyscy się znają, choć to niemożliwe. Na warsztaty tańca, od ośmiu już lat organizowane przez Ewę Wy­cichowską, dyrektorkę Polskie­go Teatru Tańca w Poznaniu, przyjechało ponad 1600 uczest­ników i 39 nauczycieli z całego świata. Oprócz funky jazzu, fla­menco, modern dance czy afro coraz większą popularnością cieszy się choreoterapia. Może brać w niej udział każdy bez względu na wiek, figurę, do­świadczenie. Ponad trzystu chętnych, wśród nich są nasto­latki i kobiety po pięćdziesiąt­ce, z trudem mieści się w sie­demnastu grupach. Czego tu szukają? - Chcą lepiej poznać siebie i swoje emocje, uwolnić się od napięć, poprawić kontak­ty z innymi - mówi Ewa Wyci­chowska. - Chcą przezwyciężyćkompleksy i ograniczenia. Ta­niec budzi optymizm, uczy re­laksacji, spontaniczności. Moż­na wytańczyć z siebie lęki, smu­tek. Ludzie zmieniają się w tań­cu, nawet gdy o tym nie wiedzą. Odnajdują własny styl, który jest piękny, bo naturalny. Kie­dyś taniec był częścią życia, dziśmusimy sami się do niego do­kopać, by poczuć własny rytm i wspólny puls grupy.

Jak pięknie być sobą

Przyjechałam tylko na ostatnie dwa dni warsztatów. Idąc roz­tańczonym korytarzem szkoły baletowej, czuję się jak intruz, jak przybysz z innego świata. W dodatku grupa Judith Bun­ney, amerykańskiej choreotera­peutki, która od kilku lat przy­jeżdża do Poznania, broni się przed obcymi. Gdy w końcu zga­dzają się, bym spędziła z nimi kilka godzin, robią to tak, jakby dawali mi niezwykły prezent. Wkrótce zrozumiem dlaczego. Tu odbywa się misterium zdję­cia masek i odsłonięcia siebie. Taki akt wymaga zaufania, może się zdarzyć tylko tam, gdzie ludzie czują się naprawdę bez­piecznie. Ale najpierw rozgrzew­ka. Każdy po kolei jest prowa­dzącym, nadaje grupie własny ruch, reszta podąża za jego im­prowizacją. Tę zabawę znamy z dzieciństwa, w różnych odmia­nach pojawiała się na podwór­kach, ktoś jest panem, ktoś jest cieniem, ktoś jest panią, a ktoś lustrem, ale tu wygląda to ina­czej. - Jak to możliwe, że macie tyle pomysłów, czy wcześniej to sobie planujecie i ćwiczycie? - py­tam podczas przerwy. - Skądże. Tańczymy spontanicznie - odpo­wiadają. - Taniec jest w tobie. Musisz tylko posłuchać siebie ­ dopowiada Judith. Na jej zaję­ciach nie ma nauki kroków ani technik. Nie narzuca się stylu tań­ca, uczestnicy poznają różne moż­liwości ekspresji, czerpią od sie­bie nawzajem, a wszystko po to, by doskonalić własny taniec, roz­wijać indywidualny styl. Każdy jest inny i ma prawo taki być. Najważniejsze, żeby umiał wyra­zić siebie, pokazać swoje uczucia. Czy próbowałaś kiedyś porozu­mieć się z kimś bez słów? Tu bez słów odbywają się całe rozmowy. Gdy przestajemy się skupiać na swoich lękach, otwieramy się na innych. Odbieramy czyjś ruch i uczucia, które on wyraża, uczy­my się empatii. Dostrajamy się do siebie nawzajem, dajemy i bierze­my, opowiadamy komuś siebie i słuchamy jego. Nawiązuje się kontakt i porozumienie. Wszyst­kie zdarzenia są tu krystalicznie czyste, bo nikt nie zalewa ich po­tokiem słów. Są lustrem, w któ­rym przegląda się cała grupa. Zadziwiające, jak wiele można zo­baczyć, gdy ktoś tańczy. Czasem propozycja niewielkiej zmiany: żeby zamiast kluczyć i kluczyć, szybciej dojść do celu, żeby za­miast chodzić na czubkach pal­ców, mocniej stanąć na ziemi, prowadzi do wyjścia poza nasze nawyki, stereotypowe rozwiąza­nia od lat wiążące nam nogi.

Wielka radość

Grupa Beaty Mareckiej, specja­listki od terapii tańcem, która do Poznania przyjeżdża co roku z Wiednia, jest bardziej otwarta. Nie łączy jej wielka tajemnica, tylko wielka radość. Ale zanim się o tym przekonam, czuję się skrępowana. Jestem w parze z Elżbietą, mamy sobie przeka­zywać impulsy i reagować na nie odpowiednio do ich siły i miej­sca przyłożenia. Robimy to naj­pierw nieś miało, lekko dotyka­my swoich rąk i pleców, żeby nawet przypadkiem nie przekro­czyć granic przyzwoitości. Ale szybko, nadzwyczajnie szybko, przekraczamy granice konwen­cjonalnego dotyku, poznajemy ciało partnerki i własne, dajemy sobie nawzajem uwagę. Wcale nie jest łatwo zareagować ade­kwatnie do bodźca. Straciliśmy świadomość ciała, używamy go nawykowo. Nogi chodzą, ręce sa­me uderzają w klawisze kom­putera, a my myślimy o czymś innym. Teraz stajemy się świa­dome ruchu, rozpoznajemy na­pięcia mięśniowe, w których ulo­kował się stres, widzimy, gdzie kryją się lęki, a co wzbudza w nas agresję. Rozkładamy ruch na czynniki pierwsze, świadomie wprowadzamy zmiany, stopami mocno stajemy na ziemi, gestem wzmacniamy pewność siebie. Rozglądam się po sali. Te same twarze osób, które znam zaled­wie od godziny, a razem bawi­my się jak dzieci, cieszymy swo­ją bliskością, której nie psują żadne niepotrzebnie wypowie­dziane słowa.

Lecznicza dawka zachwytu

Na zajęciach Marii Skommer, która wykorzystuje terapię tań­cem w pracy z narkomanami, mamy zatańczyć swój pora­nek. Każda wstaje z łóżka, my­je się, ubiera, ale jakże inaczej to robimy. Jedne biegają ner­wowo, bo wstały za późno, inne robią wszystko powoli. Jedne są metodyczne, inne chaotyczne

Jeszcze inne nie mogą się na­dziwić, że wyglądają tak, jak wyglądają, i tysiącem zabiegów upiększających próbują ten stan zmienić. Tańczymy po kolei, każ­da ma swoje pięć minut, nie szkodzi, że wszyscy patrzą, te spojrzenia pełne zachwytu po­magają rozkwitać, choć więk­szość nie należy do osób, które lubią być w centrum uwagi. ­

Nie poznaję siebie - mówi Iwo­na, 22-letnia studentka ekono­mii. - Ludzi z mojego roku znam już trzy lata, a czuję się fatalnie, gdy wszyscy na mnie patrzą. A tu to lubię, niech patrzą, ja też chętnie patrzę na innych. Nie staram się już nikogo naślado­wać, pozwalam sobie tańczyć i coraz bardziej lubię siebie. To niezwykłe, jak ludzie potra­fią się pięknie poruszać. I to nie wtedy, gdy odtwarzają wyuczo­ny krok, ale gdy improwizują, słuchając muzyki i siebie. Gdy wyzwolą się ze skrępowania, gdy zapomną o tym, co na co dzień przygniata ich do ziemi.- Tu jestem kimś innym - mówi Jola, 44-letnia nauczycielka na­uczania początkowego. - Przy­jeżdżam tu co roku, to jest jak nałóg. Wciągnęłam w to moją 17 -letnią córkę. Nie chodzimy na te same zajęcia. Spotykamy się wieczorem w akademiku, a ona mówi: "Mamo, nigdy bym nie pomyślała, że jesteś taka fajna". Tu sama czuję się fajna. Pogodna, wesoła, swobodna. Może właśnie tu jestem sobą, a nie w domu czy w szkole? Może to przetrwa?- J a na pewno będę już inna, niż byłam - twierdzi 40-letnia Be­ata, kulturoznawca. - Dostałam tyle wsparcia od grupy, że z pew­nością wystarczy mi na cały rok. Gdy przychodzi moja kolej, tań­czę moje poranne grzebulstwo, zakończone nerwowym pośpie­chem. I śmieję się z siebie razem z innymi. A gdyby tak inaczej za­czynać dzień?

Zuzanna, mój anioł stróż

Jestem małym nasionkiem ukry­tym głęboko w ziemi. Powoli zie­mia ogrzewa się, rosnę, w końcu przebijam się na powierzchnię. Czuję na twarzy ciepłe promie­nie wiosennego słońca. Muzyka ożywia mnie coraz bardziej, prze­pełnia mnie radość istnienia, mo­je ciało wyraża ją we własnym rytmie, roztapiam się w nim, za­pominając, że wokół są ludzie. Kiedy otwieram oczy, czuję się jedną z nich, tak jak oni wyszłam ze swojej skorupki i rosnę na słońcu. A potem tańczymy i ska­czemy, szukamy własnego ruchu, tempa, skoku, po którym pada­my bezwładnie w ramiona anio­ła stróża. Moim aniołem jest Zuzanna Pędzich, choreoterapeutka z Warszawy, która na co dzień leczy tańcem neurotyków. To ostatnie zajęcia prowadzonej przez nią grupy. Czuję jej siłę, mogę iść na żywioł, gdy ona nade mną czuwa, nic mi się nie sta­nie. Tańczę w rytm muzyki, ro­bię te wszystkie baletowe kroki, które zawsze mnie pociągały, ale tylko czasem próbowałam je wykonać w domowym  zaciszu, szybkie pas między kuchnią a pokojem, teraz tańczę przy ludziach, a oni przy mnie tańczą, tańczy­my razem, wszyscy tańczymy sie­bie. Słuchamy swoich dziecięcych intuicji i podążamy za nimi. Po­tem ja jestem aniołem stróżem, bardzo chcę, żeby Zuzanna mogła poczuć się bezpiecznie, wiem, że uchronię ją przed wszystkim, przecież jestem jej aniołem stróżem. W końcu padamy wyczerpani. - Czy to nie dziwne, że człowiek płaci za to, żeby się zmę­czyć? - śmieje się 26-letnia Jola, anglistka. - Drugiego dnia my­ślałam, że nie zwlokę się z łóżka. Ale jaka to satysfakcja, gdy po­kona się samą siebie. - Jedni idą w góry, ja co roku tu zdobywam mój ośmiotysięcznik - śmieje się 42-letnia Ola, położna. - Żałuję, że kasa chorych za to nie pła­ci, że nie ma takich zajęć w po­radniach - mówi Lena, 21 lat, studentka prawa. - Dzięki nim wychodzimy ze stresów, nie wpa­damy w depresję.
Nie wpadnie w depresję ten, kto nazbierał tyle dobrych wrażeń. Od samego siebie i od innych. Pa­trzę, jak ludzie, podzieleni na grupki, przygotowują swój ostat­ni, pożegnalny taniec. Jako no­wicjuszka jestem z tego zada­nia zwolniona, choć teraz, gdy sztywność zniknęła, żal mi tak siedzieć z boku i tylko patrzeć. Cztery dziewczyny z pierwszej grupy tańczą, jakby ćwiczyły godzinami złożony układ wymagający współpracy i koordy­nacji. Potem druga grupa, wresz­cie trzecia, ta ostatnia włącza wszystkich do swojego tańca, mnie też zapraszają do koła. Bo kiedy już znajdzie się siebie, czło­wiek otwiera się na innych, bez lęku dzieli się sobą. Tańczę razem z nimi, cała staję się tańcem, czu­ję, że moje ciało i dusza to jedność, wiruję radośnie, nic mnie już nie krępuje, obudziłam swoją we­wnętrzną tancerkę, to wspaniałe uczucie.
    Dziękuję ci, Zuzanno. - HANNA SAMSON



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Referat Autobiografia pisarza nie jest tylko chronologicznym zapisem jego życia
GIS pyt5, Pytania z geoinformatyki od zaocznych, a własciwie nie pytania tylko takie zagadnienia z p
Nie pani, tylko towarzyszka
To nie przyjaźń tylko miłość
Ewolucja nie jest tylko grą ślepych przypadków, Szkoła życia Feliksa
Mogłabym nie spać tylko po to
Classic To nie przyjaźń tylko miłość
Sławianie czyli ci co mówią niemcy ci co nie mówią tylko bełkocą(1)
W krainie figur geometrycznych, Scenariusze zajęć i nie tylko
higiena to nie tylko czystośc ciała
Szarlotka, Przepisy z Tupperware i nie tylko
Małżeństwo o jakim marzymy 29-41, DOKUMENTY NP KOŚCIOŁA ŚW I NIE TYLKO
Małżeństwo o jakim marzymy 1-10, DOKUMENTY NP KOŚCIOŁA ŚW I NIE TYLKO
List od Jezusa II, DOKUMENTY NP KOŚCIOŁA ŚW I NIE TYLKO

więcej podobnych podstron