Sławianie czyli ci co mówią niemcy ci co nie mówią tylko bełkocą(1)

za;https://tygodnik.tvp.pl/40950141/slowianie-antropologiczny-smietnik-czy-najbardziej-wierni-genetycznemu-dziedzictwu-europy

Słowianie – „antropologiczny śmietnik” czy „najbardziej wierni genetycznemu dziedzictwu Europy”?

 piątek, 25 stycznia 2019

Udostępnij:    



Magdalena Kawalec-Segond

MAGDALENA KAWALEC-SEGOND

Wydanie nr 62

Wydanie nr 62

Tematy:

Jeśli ktoś od 500 lat mieszka na peryferiach Europy (bo owa się odwróciła od lądu ku oceanowi w czasach wielkich odkryć geograficznych) i w dodatku należy do etnosu, którego nazwa według popularnej etymologii pochodzi od słowa „niewolnik”, to mało kto będzie się z nim liczył i słuchał jego narracji. Choćby wymyślił koło (i ser).

Kiedy Genetix namiesza w Archeo

Ich ekspansja trwała ponad tysiąc lat. Pozostawili po sobie DNA w każdym dokładnie Europejczyku. Lokalne kobiety lubiły tych jeźdźców i rodziły im wiele dzieci. Kim jesteśmy?

zobacz więcej

Nazwa Słowianie wywodzi się z prasłowiańskiego rdzenia slovo, a nawet praindoeuropejskiego klew-, co oznaczało ludzi „swoich” i/lub „znających słowo”, czyli po prostu umiejących mówić. Jest pradawnym samookreśleniem się niejako w opozycji do „Niemców” – ludów, które w zetknięciu ze Słowianami „nie umiały mówić”, były nie-swoje. Powszechne jest jednak błędne wywodzenie jej od greckiego slávoi, późnołacińskiego sclavus, angielskiego slave, francuskiego esclave – czyli niewolnik. 

Nie da się też o nikim gorzej pomyśleć – i powiedzieć – niż że nie wiadomo, skąd tu nie tak dawno przylazł, a matka i babka mu się puściły z żołdakami, którzy wielokrotnie maszerowali we wszystkie strony przez jego dom. „Jeżdżenie” w ten sposób po Słowianach – w tym Polakach – było i nadal bywa w Europie zjawiskiem naukowym. To znaczy badania lingwistyczne, archeologiczne i historyczne prowadzono tak – a może i po to – aby ten stereotyp utrwalać. 

Na szczęście Genetix miesza w Archeo. Na razie jeszcze w kwestii Słowian i Polaków oficjalnie nieznacznie, choć gdy światło dzienne ujrzy wreszcie wielka praca dotycząca bitwy sprzed 3300 lat nad Tołężą (rzeka Tolensee w Meklemburgii-Pomorzu przednim), to zaczniemy z pewnością żyć w nieco inaczej opisanym świecie. To zmaganie – choć nie opiewał go żaden Homer – zaangażowało siły porównywalne z wojną trojańską. A nawet – biorąc pod uwagę ówczesną gęstość zaludnienia wynoszącą mniej więcej 5 osób na kilometr kwadratowy – ze swoimi około 4 tys. walczących wojowników była to po prostu największa bitwa epoki brązu znana dziś historii, przy której potyczki faraonów opisane hieroglifami na monumentach to zabawy w piaskownicy.



Na okoliczność gigantycznej bitwy nad Tołężą ponad 3 tys. lat temu nasi bezpośredni i bliscy przodkowie pojawili się na Pomorzu Zachodnim w sporej liczbie i uzbrojeni po zęby. Z daleka przybyli z taborami, czy po prostu wyszli z chałupy i poszli się bić? Na zdjęciu XXIV Międzynarodowy Festiwal Słowian i Wikingów, Wolin, 3 sierpnia 2018 – wielka bitwa z udziałem ponad 400 wojów. Fot. PAP/Marcin Bielecki

Jak możemy przeczytać na łamach magazynu „Science” z 2016 roku, w tekście autorstwa Andrew Curry’ego, dotychczasowa analiza 10 proc. powierzchni pobojowiska w tym zachodniopomorskim stanowisku archeologicznym na terenie dzisiejszych Niemiec, prowadzona od początku pod auspicjami lokalnego Uniwersytetu w Greifswaldzie (a są to największe wykopaliska pola bitwy w XXI wieku) wskazuje, że walczyło ze sobą od 2 do 10 tys. ludzi. Nie da się wykluczyć – ze względu na liczbę odnalezionych szczątków – śmierci ćwierci, a nawet aż połowy z nich, czyli całkowitej klęski jednej ze stron i masakry jej wojowników. Że archeo-wojny były wyniszczające, co wiemy dziś bardziej dzięki genetyce niż archeologii, pisałam już wcześniej na łamach Tygodnika TVP.

Seksmisja wydarzyła się naprawdę! Prawdziwi mężczyźni na wojnie zginęli

Warunkujący męskość chromosom Y jest słaby. Nie przetrwa prawdopodobnie kolejnych 5 milionów lat. To powolne uderzenie „bomby prof. Kuppelweisera”.

zobacz więcej

Jedna czwarta poległych wojowników (byli młodzi, jak na nasze standardy: 20-30-letni) miała uprzednie, zagojone rany zadane w walce. Mogli być zatem profesjonalistami lub co najmniej posiadali spore doświadczenie w walce. Najciekawsza jest jednak analiza ich DNA i zawartości izotopów różnych pierwiastków w ich zębach, pozwalająca określić, skąd pochodzili. 

Otóż genetycznie reprezentują oni trzy grupy: podobną do dzisiejszych południowych Europejczyków, podobną do dzisiejszych Skandynawów i podobną do dzisiejszych… Polaków. Z tego faktu nie da się wyciągnąć ani więcej, ani mniej niż to, że przynajmniej na okoliczność tej gigantycznej bitwy ponad 3 tys. lat temu nasi bezpośredni i bliscy przodkowie, lub co najmniej kuzyni przodków, pojawili się na Pomorzu Zachodnim w sporej liczbie i uzbrojeni po zęby. Kwestią jest, czy z daleka przybyli z taborami, czy po prostu wyszli z chałupy i poszli się bić.

Skoro nie mamy dotąd własnego poważnego ośrodka archeogenetyki, to nie ruszymy z miejsca. Bo nikt inny poza nami nie ma interesu w likwidowaniu stereotypów, które panują na nasz temat. 

A tu jeszcze z drugiej flanki występuje zjawisko skrajnie przeciwne, zwane turbo-slawizmem, czy turbo-lechictwem. Z youtuberskich sążnistych przemów na tle map wyrysowanych flamastrem na kartce (nie mają bowiem turbosłowianie przebicia na producentów „Ancient Alliens”) możemy się dowiedzieć, na podstawie średniowiecznego kronikarstwa i innych tej miary źródeł, że Wikingowie to Słowianie, i Wandalowie też. I Hiperborejczycy, a jakże! I w ogóle Noe, a nawet Adam z Ewą to Słowianie, co przecież wywodził już pono „z języka” ksiądz Benedykt Chmielowski w swych nieśmiertelnych „Nowych Atenach”. 

Niestety, w najnowszej a najpowszechniej dziś dostępnej książce z zakresu historii naszej ojczyzny, „Dziejach Polski” prof. Andrzeja Nowaka (Biały Kruk, 2014 r.), „cały ten jazz” robiony dziś przez Genetix w Archeo znajduje słabe odbicie. Bo będąc pozycją najświeższą, w tym jednak zakresie już starzeje się na naszych oczach. Profesor Nowak zatem nie wspomina w ogóle o Tołęży (gdzie szczegółowe wykopaliska trwają dopiero od 2007 roku, a badania genetyczne podjęto jeszcze później), ani nie ma szans napomknąć o analizie pochodzenia genetycznego (chromosomu Y) Piastów, gdzie pierwsze dane pojawiły się niemal dwa lata temu.



Hipotetyczna etnogeneza Słowian ok. 1000 p.n.e. według teorii autochtonicznej. Fot. Wikimedia Commons/ Mathiasrex Maciej Szczepańczyk, na podstawie bazy przygotowanej przez użytkownika Dbachmann - Praca własna, CC BY-SA 3.0

Zaś rozważając na początku swego dzieła genealogię Polaków jako Słowian, prof. Nowak pisze jedynie tak: „W rozprawie przedstawionej na UAM w Poznaniu w 2012 r. Anna Juras przedstawiła wyniki analizy genetycznej szkieletów pochodzących z cmentarzy rozsianych na terenie tworzącym kolebkę państwa Piastów (…). 38 szkieletów pochodziło z II w. p.n.e – IV w n.e., zaś 34 z wieków X-XIV n.e. (…). Z jednej strony widoczne są odległości genetyczne między badanymi populacjami, (czyli że są od siebie odmienne – przyp. MKS), a także zbieżność między materiałami z polskiego średniowiecza i współczesnej Białorusi, Ukrainy, Bułgarii. (…) Z drugiej jednak strony badanie wykazało, iż pewne linie wykazywały ciągłość genetyczną przynajmniej od okresu rzymskiego, lub nawet neolitu”.

Długogłowa arystokracja – kosmici, hybrydy, bogowie? Czyli o „cudach i dziwach, które ukrywa rząd”

Czy ludzie o wysokich czołach są inteligentniejsi i piękniejsi od tych o czołach niskich? Czy odkrywane w różnych zakątkach świata zniekształcone czaszki są pozostałościami po jakiejś specjalnej „rasie”?

zobacz więcej

Prof. Nowak określa ten wyrok genetyki jako salomonowy i uznaje te neolityczne linie za miejscowe, ale etnicznie ze słowiańszczyzną nic nie mające wspólnego1. Możemy ich zatem miewać w genealogii, ale niejako odpryskiem i „zdominowanych genetycznie przez słowiańską ekspansję osadniczą i rozrodczą od VI w. n.e.”. 

Podstawową rzeczą, którą trzeba w tym miejscu zrozumieć jest fakt, że geny, zwłaszcza całe ich kompleksy zwane wielkimi fragmentami chromosomów, zachowują się tak, jak kropla atramentu wpuszczona na szybę zalaną wodą. Im bliżej miejsca spuszczenia kropli, tym kolor – a tym samym powszechność w populacji konkretnych układów genetycznych – intensywniejszy. Gdy powstaje jakaś epokowa mutacja – taka, która rozpocznie nową genetyczna gałąź na drzewie genealogicznym ludzkości – to jej występowanie jest, a przynajmniej teoretycznie powinno być, najczęstsze wokół miejsca powstania. No ale migracje, zwłaszcza wielkie, mogą to zaburzać. I po to jest m.in. archeogenetyka (czy paleogenetyka), aby ustalić, jak się mają ci, co żyją w danym miejscu dziś, do tych, co żyli tu 2 czy 20 tys. lat temu. Albo i wcześniej, o ile poleżeli pod lodem i ich DNA jest dobrze zakonserwowane. Jak to się robi, tłumaczyłam już wcześniej w 
Tygodniku TVP.

W owym tekście opisałam też naszych trzech (a nawet czterech) europejskich ojców i fakt klarowny dziś dla nauki, że z punktu widzenia genetyki wszyscy w Europie, od Norwegii po Sardynię i od Połtawy po Gibraltar, siedzimy na swoim miejscu od 5 tys. lat. Żaden NOWY znaczący element genetyczny już nam od wtedy nie przybył spoza Europy. Raczej wybył, powiedziałabym, w stronę subkontynentu indyjskiego. Zdarzały się oczywiście najazdy i podboje, ale… my, Słowianie zachodni, mamy mniej np. „krwi mongolskiej”, niżby sugerowała nam wyobraźnia. 

Ojciec pierwszy – ów człowiek współczesny, co to przybywszy z Afryki 40 tys. lat temu zdążył się jeszcze wymieszać z białoskórym neandertalczykiem, zanim ten wymarł – zostawił nam swe dziedzictwo genetyczne mniej więcej wszędzie. W linii męskiej pierwsi współcześni potwierdzeni przybysze do Europy to ponoć nosiciele chromosomu Y tzw. haplogrup: C i F (kultury protooryniacka i oryniacka), a następnie I i I2 (kultury magdaleńska i azylska). Tu na marginesie, choć nie zamierzam wprowadzać wiele z tego genetycznego szyfru w popularnym tekście: takimi symbolami określa się konkretne warianty sekwencji DNA chromosomu Y. Biegli w tym systemie, patrząc na wielką literę, cyfrę przy niej i literkę małą bezbłędnie rozszyfrowują, kto jest spokrewniony z kim po mieczu.



Waza z Bronocic – ceramiczne naczynie z rysunkiem (drugi od prawej) interpretowanym jako najstarszy znany dowód używania pojazdu kołowego. Wiek wazy szacuje się na 3635–3370 p.n.e. Fot. Wikimedia commons/Silar - Praca własna, CC BY-SA 3.0

Pewne europejskie populacje mają więcej dziedzictwa po jednym z ojców (np. Sardyńczycy to niemal czysty genom pierwszych Europejskich rolników przybyłych z terenów Anatolii), inni po innym (np. Estończycy w dużej części swego genomu reprezentują komponent ANE, czyli Ancient North Eurasian, z pewnej intelektualnej przekory zwany popularnie „hiperborejskim”, ówże obecny także u Indian Amerykańskich). My zaś najwięcej mamy wspólnego z ojcem, który pojawił się ostatni, i przyniósł z pontyjskich stepów indoeuropejski język i swoje baśnie (więcej na ten temat znajdziesz TUTAJ), ale niewiele kobiet. Te znalazł na miejscu.

Kogo mleko zabija, kogo uzdrawia? Komu szkodzi - i dlaczego są to Azjaci, Afrykańczycy, Latynosi oraz... Finowie

Fermentowanie mleka pozwala je lepiej trawić. A to nasi praprzodkowie dali tę technologię światu! Na Kujawach wytwarzano ser już 6 tys. lat temu.

zobacz więcej

Czy tu wjechał na kołowym rydwanie, czy stąd na nim wyjechał, m.in. na podbój Indii, jest przedmiotem sporu. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że najstarsze na świecie wyobrażenie wozu kołowego o rozdwojonym dyszlu znaleziono wyryte na skorupach naczynia odkrytego na stanowisku archeologicznym we wsi Bronocice koło Pińczowa. Tamże w latach 70. XX w. odkryto również poroża bydła z wyraźnymi śladami zaprzęgania do jarzma. Datowanie C14 umiejscawia te bezcenne dla ludzkości skorupy w okresie 3600 – 3400 p.n.e. 

Podobnie jest z najważniejszym, po chlebie, odkryciem dietetycznym ludzkości, które pozwoliło ludziom niezdolnym do trawienia laktozy w wieku dojrzałym (a tacy niegdyś byliśmy wszyscy) jeść bogate w białko i tłuszcz produkty mleczne i nie mieć biegunki przeplatanej z wymiotami. Mianowicie – z serem. Do niedawna sądzono, że wynalazek serów zawdzięczamy przybyszom z Bliskiego Wschodu czasów biblijnych. Jednak opublikowane na łamach prestiżowego magazynu „Nature” badania wykazały, że na Kujawach wytwarzano ser już 6, może nawet 7 tys. lat temu! Ówcześni osadnicy, pierwsi rolnicy i hodowcy zwierząt, nietolerujący jeszcze laktozy, potrafili wytwarzać naczynia gliniane z rodzajem sita, które pozwalało oddzielić tłustą, fermentującą masę serową od obfitującej w laktozę serwatki (więcej o trawieniu mleka: 
TU).

Brak własnego centrum specjalizującego się w archaicznym DNA, a jednocześnie istnienie najstarszego takiego i najbardziej nadal prestiżowego ośrodka 
nomen omenw Lipsku być może nie ma takich skutków dla naszej suwerenności, no powiedzmy narracyjnej, jak parcie Marchii Wschodniej nach Osten 1000 lat temu, ale … Stan ten nakłada się na znikomość danych archeologicznych i obyczaje pogrzebowe naszych przodków, preferujących kremację. A ta nie daje na razie żadnej szansy na badania archaicznego DNA. (Stąd takie znaczenie stanowiska nad Tołężą – tam woje po prostu utonęli w bagnie i da się pozyskać ich DNA). W XIX wieku, gdy wszyscy na kontynencie zaczęli grzebać we własnej przeszłości, nas po prostu nie było na mapie – i to generalnie, słowiańsko wszystkich. Imperium Rosyjskie zaś, rządzone przez niemiecką dynastię, miało inne troski niż grzebanie w ziemi za słowiańską przeszłością.



Handel we wschodnim państwie wczesno-słowiańskim. Obraz z XIX wieku, nieznanego artysty, znajduje się w prywatnej kolekcji. Fot.: Fine Art Images / Heritage Images / Getty Images

Byliśmy w powszechnej świadomości elit europejskich, jak to barwnie określił porucznik von Nogay w „CK dezerterach”: „trzodą słowiańskich bydląt niezdolnych do samodzielnego życia”. Takie podejście bywa nadal prezentowane np. w niemieckim muzealnictwie. Chociażby w regionalnym muzeum we wspomnianym przy okazji Tołęży pomorskim Greifswaldzie (nota bene: to miasto hanzeatyckie, gdzie studiował i zakładał korporację studencką „Polonia” Ludwik Rydygier). W dziale historii starożytnej regionu stoi napisane, że okres dominacji germańskiej zakończyła wędrówka ludów i przybycie plemion słowiańskich, znacznie od Germanów prymitywniejszych. Zaś późniejsza ekspansja Marchii Wschodniej to nic innego, jak odzyskiwanie przez prawowitych właścicieli ziem zagrabionych przez dzikich najeźdźców. Co oni tam teraz napiszą, skoro zasadniczo muszą pokazać Tołężę i własne wykopaliska, jest co najmniej ciekawe.

Bez niego nie byłoby tranzystorów, komputerów, smartfonów... Przywrócona cześć Jana Czochralskiego

1 września 1939 roku okazuje się, że Czochralski nadal jest Niemcem. W dokumentach ma na imię Johann.

zobacz więcej

Dwudziestolecie międzywojenne było za krótkie, inwestowano – także prywatne środki, np. milionera-chemika Czochralskiego – głównie w Biskupin. Słusznie, ale mało. Po wojnie był wyścig o „piastowskie Ziemie Odzyskane”, ale archeologiczny świat nie miał ochoty rewidować poglądów na podstawie odkryć robionych w takich ramach za Żelazną Kurtyną. Zwłaszcza, że ziemie owe były w najszacowniejszych przewodnikach europejskich po Polsce (np. francuskim Michelinie) określane jeszcze w wydaniach z lat 80. jako „znajdujące się pod czasową polską administracją”. 

Dopiero odkrycia w Jaskini Obłazowej – opisane w „Nature”’ w 1987 roku (wspominaliśmy o nich w 
TYM tekście ) – oraz postępy „archeologii autostradowej” i wreszcie swoisty boom archeologiczny ostatnich kilku lat, gdy odkryto np. osadę z epoki brązu (VIII-VI w p.n.e.) koło Suchowoli na Podlasiu (usłyszeliśmy o niej w sierpniu ubiegłego roku), zmieniają reguły gry. Także najbogatszy pradziejowy grób z terenu Polski na wschód od Wisły, nazwany „książęcym”, sprzed 2 tys. lat, o którym doniesiono 11 stycznia tego roku, daje nadzieję na nowe otwarcie tematu słowiańszczyzny – i Polski – w światowej archeologii. Oczywiście nadal jako „ziem dzisiaj zamieszkiwanych przez Słowian”, ale dobre i to na początek. 

Pytanie, które ciśnie się w tym momencie jest następujące: gdzie Słowianie (i Polacy) mają swoje korzenie genetyczne i kulturowe (bo to nie musi być tożsame)? Czy w „drużynie” Mieszka I i jego ojca (początek X wieku, jak sugerowałaby nasza estyma dla daty 966)? Na marginesie tej debaty istniał też pogląd (nazwę go „fonnogaizmem”), zaprezentowany np. w popularnej książce „Czy wikingowie stworzyli Polskę?” Zdzisława Skroka (Iskry, 2013), że lechicki żywioł potrzebował tu twardej i sprawnej ręki wikingów, aby „ogarnąć temat” tworzenia wspólnoty politycznej, państwa i administracji. Zatem Mieszko (ewentualnie jego ojciec i dziad oraz drużyna) byli wikingami. Czy może korzeni mamy szukać w kulturze określanej przez archeologów jako Praga-Korczak, co to niczym Filip z konopi, wyskakuje w środku Europy w wieku V-VI n.e.? Tak twierdzą historycy, tzw. allochtoniści, jak i prof. Nowak. A może „wszyscyśmy z Biskupina” i pochodzimy z kultury łużyckiej, obecnej tu, gdzie dziś Polska, 1300-500 lat p.n.e., jak uczono nas w PRL-owskiej szkole?



Rozprzestrzenienie języków słowiańskich w Europie. Fot. Wikimedia commons/Bukkia - Praca własna, Domena publiczna

Językoznawcy z kolei nie mają wątpliwości, że przynajmniej kulturowo, bo język jest podstawą kultury znacznie bardziej niż dowolne potłuczone garnki (aczkolwiek są od tej reguły odstępstwa), mamy ścisły związek z ekspansją indoeuropejskich ludów określanych jako kultura ceramiki sznurowej (3000-2250 p.n.e.). Obok czy w obrębie tej grupy genetycy, taki np. David Reich z Harvardu, znajdują lud nazywany Yamnaya – Jamowcami, od struktury stosowanego przez nich pochówku ziemnego. To był ów europejski, wspomniany wyżej ojciec nr 4. Zostawił chromosom Y dziś określany jako R1b, a nawet – w sposób dość nieuprawniony – jako „germański Y”2.

Obcinano im palce na znak, że należą do zamkniętej kasty. Elity okaleczonych „szamanów” – malarzy

Wchodzili w głąb europejskich jaskiń, by malować na skałach. Tysiące lat temu podpisywali się odciskiem dłoni – bez kciuka, często bez palca serdecznego i małego.

zobacz więcej

Na istotnym marginesie: DNA ludzi kultury ceramiki sznurowej niemal kompletnie (poza chromosomem Y) pokrywa się z DNA ludzi z kultury grobów jamowych. Teoria o stworzeniu kultury ceramiki sznurowej przez ludzi z kultury grobów jamowych nie zaistniałaby bez zastosowania genetyki3. Porównywanie tylko znalezisk archeologicznych niepoprawnie stwierdzało, że były to odrębne grupy ludności! (Czy ja ciągle nie mówię, że garnki można lepić raz takie, raz inne, a geny trwają i tylko trochę się zmieniają?) 

Tuż obok nich – w tej samej dla dzisiejszej Europy fali rodzicielskiej, z tych samych pontyjskich stepów i niemal w tym samym czasie – pojawiają się Zrębowcy, nazywani tak od grobu w jamie ziemnej umacnianego palami zaciosywanymi i łączonymi na zrąb. Genetyczne bardzo blisko Yamnaya i z chromosomem Y jak Sznurowcy, zostawili po sobie bowiem chromosom Y R1a. Na wyrost nieco nazywany słowiańskim. Do tych dwóch grup zatem jeszcze będziemy musieli wrócić. Zresztą nasza środkowoeuropejska historia wydaje się robić to 
non stop, czyż nie? 

Brak własnego ośrodka badawczego sprawia również, że analizom danych, śledzeniu światowych (także, a właściwie zwłaszcza rosyjskojęzycznych, nie tylko zachodnich) publikacji na temat badań archaicznego DNA oraz porównywaniu publicznie dostępnych, anonimowych danych genetycznych zdeponowanych w firmach trudniących się genealogią genetyczną, poświęcają się pasjonaci. W ramach prywatnych przedsięwzięć prowadzoną oni projekty genetyczne poświęcone konkretnym haplogrupom chromosomu Y (np. 
R1a , I2a ) lub DNA konkretnych grup (np. Polaków ) czy regionów (Śląsk). Niektórzy, jak np. ks. Stanisław Pietrzak z Rożnowa, prowadzą serwisy internetowe uczące o genetycznym pochodzeniu. Stosowne do analizy danych genetycznych oprogramowanie bywa dostępne, ale są i tacy, którzy tworzą własne informatyczne pomoce i skrypty. 

Byłoby dobrze, gdyby ich trud spotkał się z życzliwą i krytyczną uwagą środowisk naukowych. Nie chodzi tu bowiem o budowanie jakiś „kompletnie od czapki” turbosłowiańskich „teorii”, tylko o dotarcie do własnych korzeni, zbudowanie genealogicznego drzewa. A i zakumulowana przez hobbystów wiedza i obeznanie z tematem czasem mogłaby zawstydzić profesjonalnych genetyków.



W Otwocku odkryto dobra materialne tzw. kultury świderskiej z późnego paleolitu, datowanej na 10600 lat p.n.e. do ok. 9600 lat p.n.e. Należy ona do kręgu kultur ostrzy trzoneczkowatych (na rysunku). Nazwa kultury nawiązuje do eponimicznego stanowiska Świdry Wielkie. Fot. Wikimedia Commons/Albin L - Praca własna, Domena publiczna

W ramach takich amatorskich analiz porównawczych autosomalnego DNA (auDNA – nasz DNA z wyjątkiem chromosomów X, Y oraz mitochondrialnego DNA dziedziczonego prawie wyłącznie po matce) można próbować szukać słowiańskiego, czy nawet polskiego DNA wśród pierwszych Europejczyków sprzed ponad 35 tys. lat, badanych na przykładzie szczątków tzw. człowieka z Goyet. Ma on bowiem, według analiz jednoliterowych miejsc polimorficznych w auDNA, spore podobieństwo do nas, jak tu jesteśmy. Większe niż do innych grup etnicznych – przechowaliśmy trochę więcej niż trochę tego „komponentu DNA”. W okresie lodowcowym to ludność najczęstsza w całej Europie, w polodowcowym na terenie dzisiejszej Polski – co najmniej do neolitu (3100–2600 p.n.e., kultura amfor kulistych). Między nim a nami pośredniczą ludzie tzw. kultury świderskiej (wykopaliska Świdry Wielkie w Otwocku), datowanej na ok. 10 tys. lat p.n.e., czyli początek ery polodowcowej.

Wyszukana medycyna… troglodytów

Uzdrawiająca moc kamieni i tatuaży. Nasz europejski przodek – Ötzi – 5 tysięcy lat temu ze znawstwem i pieczołowicie dbał o nadwyrężone zdrowie.

zobacz więcej

Skoro genetyka pozwala badać DNA mający nawet kilkadziesiąt tysięcy lat, to nie da się ukryć, że genetyczne badania Karelczyka z Jeleniej Wyspy pokazują, że Słowianie mogą mieć w nim odległego „współplemieńca”, sprzed 8 tys. lat. Ów Karelczyk nie tylko posiadał znajdowaną u ok. połowy polskich mężczyzn haplogrupę R1a chromosomu Y, ale przede wszystkim dzieli z Polakami dużo materiału genetycznego znajdującego się na pozostałych chromosomach, czyli auDNA. Co przez to rozumieć? 

Najprawdopodobniej był jednym z przodków populacji, która złożyła się w odpowiednim momencie na proto-Indo-Europejczyków. Stąd też dużo wspólnego DNA ze Słowianami i Bałtami (a w nieco mniejszym stopniu z całą resztą Europy). Jeśli kontynuować analizy autosomów, to wydziela się dość wcześnie, bo ok. 24 tys. lat temu, wspomniany już wyżej komponent ANE, ten „hiperborejski”, poznany dzięki szczątkom chłopca z Syberii zwanego Mal’ta. A z niego już w mezolicie, dzięki mieszankom z innym wiodącym komponentem genetycznym Europy ówczesnej, powstaje autosomalny komponent wschodnioeuropejski. 

Teraz na tle owych przeważających i lokalnych autosomów, trzeba rozważyć dziedziczenie chromosomu Y, jako że on nie ulega innym przemianom genetycznym niż mutacje i dziedziczy się wprost po ojcu. A autosomy po obojgu rodzicach nie tylko mutują, ale i wymieniają się całymi odcinkami pomiędzy wariantem matczynym i ojcowskim, czyli rekombinują. 

Tutaj, jak już zapowiedziałam, zainteresujemy się grupą określoną jako Y R1, skoro nasi rodzimi panowie są właśnie w nią najczęściej wyposażeni. Otóż według wyliczeń, ponad 30 tysięcy lat temu powstała haplogrupa R. Gdzie dokładnie? Do końca nie wiadomo, ale najstarsze dotąd odnalezione R to właśnie chłopiec Mal’ta z Syberii datowany na „zaledwie” kilka tysięcy lat mniej (ok. 24 tysiące lat). Około 20 tysięcy lat temu powstała haplogrupa R1a. Natychmiast rozdzieliła się na gałąź mającą około 14 tysięcy lat oraz drugą, mającą dzisiaj 12 tysięcy lat. Do tej pierwszej, nieco starszej gałęzi należał Karelczyk z Jeleniej Wyspy. Należy też do niej większość (99%) obecnie żyjących posiadaczy R1a, zajmując przeróżne miejsca na jej „drzewie genealogicznym”.



A co z DNA Piastów? Czy najdłużej panująca i owiana legendami polska dynastia tak naprawdę miała pochodzenie obce? Na rysunku Jana Matejki z cyklu „Poczet królów i książąt polskich” Mieszko I z dynastii Piastów, sprawujący władzę od ok. 960 roku – w 966 roku przyjął chrzest. Fot. Wikimedia Commons, domena publiczna

Grupa Karelczyka dzieli się na kolejne dwie podstawowe kategorie. Jedna występuje reliktowo na terenie Europy i „walczy o przetrwanie”, a druga jest zdecydowanie popularniejsza i ma się bardzo dobrze. Liczący niespełna 6 tysięcy lat chromosom Y, tzw. R1a-M417 i wszystko, co się z niego wywiodło na drodze mutacji, „miało w swoich rękach” bardzo duży kawałek historii. Byli to bowiem: Alanowie, Scytowie, Bałtowie, Słowianie, ale też ludy nordyckie, Sasi, Normanowie, Hunowie, Persowie, Ariowie itd. Wszystkie te grupy R1a da się odróżnić operując specyficznymi nazwami mutacji odróżniających je i kolejno pojawiających się w czasie.

Naukowcy hodują mózg neandertalczyka. Stworzyli go z ludzkich neuronów

Można ten mini-organ wszczepić myszy czy małpie i patrzeć, co będzie.

zobacz więcej

Do tej haplogrupy należy ponad połowa mężczyzn w Polsce, ale występuje ona powszechnie wśród ludności słowiańskiej i bałtyckiej, a także m.in. u Skandynawów i ich potomków w całej Europie Północno-Zachodniej. Dużo R1a jest po Słowianach (i nie tylko) w samych Niemczech. Nie brak R1a u ludności irańskojęzycznej. Wśród Pasztunów żyjących w Afganistanie zdarza się nawet większy udział R1a niż gdyby przetestować chromosomy Y stacjonującego tam polskiego kontyngentu wojskowego. Obie tak testowane grupy mężczyzn różniłyby się jednak znacznie miejscem zajmowanym przez ich konkretne Y na drzewie R1a. 

Przy okazji opisywania Polaków nie sposób nie powiedzieć słowa więcej o dwóch najbardziej tajemniczych zagadnieniach. Pierwsze: jak się genetycznie mamy my dzisiejsi do mieszkańców starożytnego Biskupina, czyli kultury łużyckiej. Może trudno w to uwierzyć, ale nie ma wyników dotyczących kopalnego DNA tej kultury ze znalezisk na terenie Polski. Jest tylko pre-łużycka próbka z kultury iwieńskiej, ze stanowiska w Gustorzynie na Kujawach (ma Y R1a-Z280). W okolicach zaś obecnego Halberstadt (Saksonia-Anhalt) odnaleziono chromosom Y R1a-Z280 datowany na 1113-1020 p.n.e, a więc nie tak długo po bitwie nad Tołężą. 

auDNA tej próbki wyglądał germańsko, co nie dziwi z racji sąsiedztwa kultur przypisywanych proto-Germanom, ale już gałąź chromosomu Y wskazuje na pochodzenie „sznurowe” i to takie z rejonu Wisły. Czyli np. pra-dziadek tego Saksończyka był typowym Łużyczaninem, ale już (pra)babka i matka proto-Germankami. Znajdowanie niektórych gałęzi R1a-Z280 tylko u obecnie żyjących potomków Celtów lub Germanów pozwala wysnuć przypuszczenia, że kultura łużycka w pewnym, raczej niedużym stopniu wpływała genetycznie na te dwa krystalizujące się etnosy. Dziś żyją nie tak liczni potomkowie Łużyczan rozsiani po całej Europie i nie mający najczęściej o tym bladego pojęcia. 

Drugie pytanie: co z DNA Piastów? Do jakiej haplogrupyY należała najdłużej panująca i najbardziej chyba owiana legendami polska dynastia? Szczególnie, że nie brak jest hipotez dotyczących jej obcego pochodzenia. Około dwa lata temu pojawiły się, nieoficjalnie, wstępne wyniki analizy piastowskiego chromosomu Y z dwóch różnych pochówków. Jak na razie wszystko wskazuje, że będzie to haplogrupa R1b, a nie najliczniejsza w Polsce R1a.




 Pochodzenie Słowian

Czy to oznacza, że piewcy obcego pochodzenia Piastów mieli rację? Bynajmniej, na razie to o niczym nie przesądza. R1b posiada, w zależności od regionu zamieszkania, około 20% Polaków, jest to więc trzecia najpopularniejsza w Polsce haplogrupa (po R1a i I). Bardzo wiele, tak samo jak w przypadku R1a i innych haplogrup, mówi genetykom-genealogom dokładna pozycja na drzewie. Może ona zadecydować o tym, czy tamto R1b miało zupełnie obce podłoże, czy było od dłuższego czasu u Słowian, czy też może pochodzi np. od zastanych pozostałości po Gotach?

Bogowie uwielbiali ludzką krew i dym z palonych serc. Czaszki ofiar obierano ze skóry i mięśni, a czerepy nawlekano na żerdź

Najpierw kapłan ostrym jak brzytwa nożem z obsydianu rozcinał klatkę piersiową i wyjmował bijące wciąż serce. To uśmiercało ofiarę. Rytuał jednak trwał dalej.

zobacz więcej

Czeka nas w tej kwestii ciekawy czas. Tym bardziej, że od kilku lat trwają oddolnie prowadzone badania m.in. szlachty mazowieckiej, czy ludności z podwarszawskiego Urzecza. Testuje się też z własnej inicjatywy coraz więcej Polaków, którzy chcą w ten sposób poznać swoje genetyczne dziedzictwo. Każdy, kto chce i ma na to środki, może zbadać swój DNA w kilku wiodących na rynku firmach. Każda z tych osób będzie mogła sprawdzić, czy i jak bardzo jest spokrewniona z Piastami, gdy już poznamy dokładny wynik analizy ich DNA. I opowiedzieć o tym na facebookowej stronie polskojęzycznej grupy Genealogia Genetyczna czy w podobnych „klubach” innych mediów społecznościowych. 

Do pełnego obrazu brakuje jeszcze badań kopalnego DNA z szeregu okresów i miejsc w Polsce i Europie. Nie znamy dokładnych wyników z kultur archeologicznych przypisywanych np. proto-Słowianom, choć możemy wywnioskować, jakie mogli mieć wyniki, na podstawie ostrożnej analizy rezultatów obecnych Słowian. Brakuje też wyników ludności żyjącej od nas bardziej na północ, chociażby Prusów i Jaćwingów, a także tej na południe od Karpat – Daków, Traków, Illyrów czy Greków. Nie tylko my Polacy zmagamy się z niedotestowaniem szczątków naszych przodków – tak naprawdę dotyczy to sporej, choć z roku na rok coraz mniejszej części Europy i świata. Kopalnego DNA jest coraz więcej. 

Nie da się wyciągnąć DNA z kości spopielonych, ale nie traćmy nadziei. Dziś neandertalski DNA da się przebadać nawet jeśli znajduje się w moczu zdeponowanym w jaskini 40 tys. lat temu! Dokonał tego prof. Mathias Meyer z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej w Lipsku. Z kolei uczeni skandynawscy odkryli wystarczające do badań genetycznych ślady DNA na żywicy zwanej karczem brzozowym, przeżutej przez paleolitycznych łowców-zbieraczy. 

Archeolodzy też pewnie w końcu zmienią opcję i dostrzegą, że nie święci garnki lepią, tylko konkretni ludzie. O konkretnym DNA. I to on powie więcej o ich pochodzeniu, pokrewieństwie i dziedzictwie tych ludzi niż tylko wytwory ich rąk. Oznacza to, że na temat Słowian możemy się jeszcze wiele dowiedzieć. O ile zaczniemy wreszcie budować WŁASNĄ infrastrukturę, która na to pozwala. 

Magdalena Kawalec-Segond ,
biolog molekularny i mikrobiolog, współautorka „Słownika bakterii” (Adamantan, Łódź 2008)


Autorka składa OGROMNE podziękowania Panu Arturowi Martyce za krytyczną analizę niniejszego tekstu, uwagi recenzenckie, sformułowanie przypisów i olbrzymią dawkę czasu oraz dobrej woli. Pan Artur Martyka jest administratorem projektu genetycznego analizy DNA Polaków i członkiem ekipy projektu analizy haplogrupy R1a.


 Elżbieta Cherezińska

Przypisy:1 Rozprawa doktorska Pani Juras dotyczyła niestety DNA mitochondrialnego, które jest bardzo krótką cząsteczką, dziedziczoną wyłącznie niemal po matce. mtDNA nie nadaje się do odróżniania ludności germańskiej i bałto-słowiańskiej, bo zarówno jedni jak i drudzy posiadają podobne proporcje linii z paleolitu (głównie U5), mezolitu (U5 i U4), neolitu (N, T1a, J1c, H3, H5, H1), czy też typowo ze stepu (oprócz kontynuacji poprzednich już z większą ilością literek pojawiają się przeróżne I, V itd.). Im nowsza epoka archeologiczna, tym pula dostępnego mtDNA zaczyna być coraz bardziej wymieszana i etnosy, które skonsolidowały w epoce brązu czy żelaza (Germanie, Słowianie) składały się z mieszanek, trudnych do odróżnienia od siebie. Prawdopodobnie udałoby się wyodrębnić konkretne linie, które powstały tylko w danym etnosie, ale byłyby one stosunkowo nieliczne i niedeterminujące charakteru danej kultury archeologicznej w konkretnym przypadku (bo jak wykluczyć, że np. nie wymieniano się kobietami?). Profesor ma więc sporo racji w swoich wątpliwościach, mimo braku odpowiedniego przygotowania w temacie. Te wyniki znaczą tyle, że znajdowano tam linie będące w Europie od tysięcy lat i nic ponad to. 

2 Właściwie Germanie to prawdopodobnie tylko jedna konkretna gałąź R1b, znana jako U106. Jamowcy (a przynamniej ci środkowi i wschodni) należeli przede wszystkim do zupełnie innej gałęzi – R1b-Z2103, która jest obecnie najliczniejsza na Bałkanach, Kaukazie, w Azji Mniejszej. Niewykluczone, że zachodni Jamowcy należeli także do innych gałęzi R1b, w tym takich, z których wywodzi się U106 zwana germańską oraz P312 będąca z grubsza celtycką, ale też italo-celtycką w postaci takiego U152. Poza R1b-U106 ich inną uniwersalną haplogrupą jest I1, a z R1a lokalnie jest to L664 i Z284. 

3 U Jamowców nie ma potwierdzonego przypadku haplogrupy R1a (tylko sporo R1b i pojedyncze I2-M223), podczas gdy u Sznurowców są prawie same przypadki R1a. Możliwe, że Sznurowcy wywodzą się z jakichś północnych klanów Jamowców bogatych w R1a, ale na razie nie ma na to jakichkolwiek dowodów w postaci kopalnego DNA. Ogólnie są dość podobni genetycznie z tą dość ważną różnicą, którą trudno zignorować. Dotychczasowe dane kopalne sugerują raczej, że Zrębowcy mogą wywodzić się z grup wschodnich i południowo-wschodnich Sznurowców.

 Zdjęcie główne: Wolin, 3 sierpnia 2018. XXIV Międzynarodowy Festiwal Słowian i Wikingów, w którym bierze udział prawie dwa tysiące wojów z rodzinami z kilkunastu krajów Europy. Prezentują kulturę i tradycje obu ludów, ich obozowiska, walki i rzemiosło. Na zdjęciu wielka bitwa z udziałem ponad 400 wojowników. Fot. PAP/Marcin Bielecki

===================================================================


MOWA SŁEWÓW

LUTY 7, 2019RUDAWEB  LEAVE A COMMENT

Cztery stulecia przed pierwszym wymienionym przez Rzymian wodzem Słewów, jego imię podaje helleński Ojciec Historii. Herodot w „Dziejach” wymienia króla scytyjskiego, który został zabity przez króla Agatyrsów. Swargaweith zgładził około pół tysiąca lat p.n.e. Ariaweitha. 58 lat p.n.e. Juliusz Cezar pokonuje z kolei Ariowista, króla słewskiego. Rzymski wódz opisuje to w „Komentarzach z wojny galijskiej”.

Obaj pognębieni królowie noszą to samo imię, a różnice w jego zapisie są skutkiem użycia różnych języków i alfabetów do oddania miana wspólnego dla obu władców: Ἀριαπείθης po grecku, które możemy czytać Ariapeithes, zaś Ariovistus to zapis łaciński. Po usunięciu typowych dla obu języków końcówek mamy Ariapeith i Ariovist. Jednak w starożytnej grece nie występowała litera odpowiadająca głosce ‚w/v’. Bliska brzmieniowo w tej wersji starożytnej greckiego jest ‚φ’ – ‚pʰ’. Niemniej podobne jest ‚π’ – ‚p’. Oto odnośny fragment relacji Herodota w mojej interpretacji, która usuwa greckie końcówki ze scytyjskich imion oraz wprowadza nieznane grece ‚w’ w miejsce ‚p’: „Ariaweith, król scytyjski, miał kilku synów, w tym Skyla, który był dzieckiem, [ale] nie rodowitego Skyta, lecz kobiety z Istrii. Urodzony przez nią Skyl, zaznajomił się z greckim językiem i literami. Jakiś czas później Ariaweith został zdradziecko zabity przez Swargaweitha, króla Agathyrsów; po czym Skyl objął tron”.

Z opisów rzymskich historyków wynika, że najważniejszym i obejmującym główną część Germanii państwem na północ od Dunaju jest Słewia (Suevia). W ramach tej federacji najpotężniejszy w początkach naszej ery był związek Lęhów (Lugiów). Z kolei wśród najważniejszych narodów lęhickich wymieniani są najgroźniejsi w walce Hariowie/Ariowie. Hary/Hari (to pierwotna wersja, jak Słewy/i, a nie Słew-owie – stary źródłosłów ze współczesną końcówką) nazwę swą otrzymali jeszcze w IV tysiącleciu p.n.e.. Hara czy hora to starosłowiańska nazwa góry, a więc Hary to… górale, ale później – wysoko urodzeni, szlachetni. Miano to zostało najpewniej nadane im przez Słowian naddunajskich, których potomkami byli ci, którzy wywędrowali z pierwszej kolebki i zamieszkali między górami a Bałtykiem. Od północnych pobratymców oddzielały ich Karpaty i Sudety – wysokie góry. Nazwa haria/aria występuje powszechnie w indoirańskim kręgu kulturowym. Kazimierz Jan Paczesny, w pracy „Lugiowie i Wandalowie a ziemie polskie w starożytności”, przytacza nazwę rzeki Harii, która wcześniej określana była jako Arius. Płynie ona przez Afganistan, Turkmenistan i Iran, a teraz nosi nazwę Hari Rod. To świadectwo ludu, który w II tysiącleciu p.n.e. opanował Indie, tworząc podwaliny współczesnej cywilizacji hinduskiej. Ci Hariowie swoją wędrówkę na Wschód mogli rozpocząć z dzisiejszej Europy środkowowschodniej ponad 3 000 lat p.n.e., jak wskazują badania genetyków i wychwycona w opracowaniach archeologów droga ekspansji kultur. Około półtora tysiąca lat później Hariowie wkraczają poza Himalaje, ale wcześniej pozostawiają swoje ślady na całej trasie – od Wisły do Indusu. Nadal też pozostaje w Europie Środkowej lud, który nosi dawną, pierwotną nazwę – Hari/Hary. Jak zwykle w takich wypadkach nie wszyscy ruszają w daleką wędrówkę. Świadczy o tym chociażby haplogrupa męska R1a-Z93 (typowa dla współczesnych ludów indoirańskich) wydobyta ze szkieletu w miejscowości Merichleri w Bułgarii, która pochodzi z ok. 1600 r. p.n.e. Tak więc wbrew wcześniejszym przypuszczeniom, różne mutacje R1a – dziś wiązane głównie z osobnymi etnosami słowiańskimi i indoirańskimi – funkcjonowały obok siebie jeszcze w Europie epoki brązu. Wszystkie one pochodzą od R1a-M417, ojczystej dla kultury ceramiki sznurowej, którą Frederik Kortlandt przypisał do kręgu wenedzko-bałtosłowiańskiego. Ich język na początku był wspólny i różnicował się dopiero poprzez upływające millenia i oddalenia, zwiększające się z tysiącami przebytych kilometrów. Ponieważ ojczyzną tego ludu była Europa Środkowa i/lub Wschodnia, to narody pozostające w tym rejonie zachowały najwięcej pierwotnych cech owego wspólnego języka praindosłowiańskiego. Byli to Hariowie i ich pobratymcy, którzy zostali w rejonie Karpat, podczas gdy Hariowie, którzy opuścili te terytoria około 3 000 lat p.n.e., zawędrowali aż za Himalaje i do Persji, gdzie w literaturze zapisali się jako Ariowie. Przekształcenie to jest efektem występowania w językach indoeuropejskich tzw. ‚h’ niemego. Z reguły zanika ono w wymowie przed ‚a’, zaś zjawisko to powszechne jest dziś w językach romańskich, czyli wywodzących się z łaciny.

Miano przywódcy Hariów, najwaleczniejszych ze Słewów, poznali Rzymianie i zapisali jako Ariovistus. Usłyszeli – h’Ariow(w)i(e)szcz lub ‚Ariowieść (w sensie: Ariów Wieść, czyli Wiodący, Przewodzący – Wódz), ale z braku liter odpowiednich do oddania brzmienia zapisali jak umieli najwierniej. Niewykluczone jednak, że owo -wieść mogło dźwięczeć jeszcze bliżej wersji łacińskiej, bo -wiesti; tak, jak przyjmuje językoznawstwo dla najstarszych wersji ogólnosłowiańskich. Byłoby wówczas h’Ariow-wiesti. Możliwe jest również, że mamy słowiańsko-sanskrycką zbitkę Ariow Isz, Ariów Władca. Ta ostatnia wersja jest uprawdopodobniona poprzez bliskie związki sanskrytu z najbardziej konserwatywnymi językami słowiańskimi. Ponadto możemy analizować formę -wit. W mowie Słowian połabskich ich główny bóg to Swątewit, czyli Święty Pan, gdzie ‚wit’ to pan, władca. Na gruncie indosłowiańskim uzyskujemy więc w pełni zgodne z funkcją króla słewskiego miano Ariów Wódz, czyli tytuł, a nie koniecznie imię własne. Wcześniej rozpoznane u króla scytyjskiego – Ariaweith, gdzie -weith było próbą zapisania przez Herodota dźwięków -wieść. Oba zapisy poświadczają czterechsetletnią ciągłość tego tytułu królewskiego czy wodzowskiego.

Krótko przyjrzyjmy się innym próbom rozszyfrowania imienia króla Słewów, podanych przez angielską wikipedię. Opracowanie wikipedysty odwołuje się do źródeł poszczególnych wywodów, może więc posłużyć jako wiarygodne. Oto cytat oryginalny:

Most scholars consider Ariovistus to be derived from the Gaulish ario („noble, free, advanced”) and uid-, uidi-, uissu- („perception, knowledge”).[20] Ariovistus thus would mean „Noble Sage” or „He Who Knows in Advance.” Ariovistus can be found listed in Celtic etymological dictionaries among similar Gaulish names, such as Ariomanus („Good Leader”), Ariogaisus („Spear Leader”), and Ariobindus („White Leader”).[21][22]

Another possibility is that it’s a combination of Proto-Germanic harjaz („army, host”) and *fristaz („lord, ruler”). In other words, he would’ve been known by his kinsmen as Harjafristaz. Similar reconstructed Germanic names are *Harjawaldaz (En. Harold) and *Waldaharjaz (En. Walther), both also translating to army-ruler.

The segmentation of the name into Ario- and -vistus is well established. A 19th-century connection between Ehre, „honor”, and Ario- turned out to be invalid.[23] There is currently no complete agreement on how the word should be derived. Most etymological dictionaries are silent about it.

William Smith’s Dictionary of Greek and Roman Biography and, under Ariovistus, suggests another derivation of the first element that seems to fit runic inscriptions known today. He translates Ario- by German Heer, „a host” and -vistus by German Fürst, „a prince”.

If Ario- is a Roman representation of a Germanic ancestor of Heer, the ancestor is West Germanic *harja- from Germanic *harjaz appearing in such constructs as *harja-waldaz and *harja-bergaz. The Indo-European root is *koro-. The Indo-European linguist, Julius Pokorny, in Indogermanisches Etymologisches Woerterbuch (which is available on the Internet) simply states on Page 67 under ario-? that the Celto-Germanic personal name, Ariovistus, proves nothing (with regard to „Aryan”) because it can come from *Hario-.

The reconstructed *harja is actually attested in Runic inscriptions as Harja and Harijaz standing alone (possibly meaning a man of the Harii) Harijaz Leugaz (Lugii?) and Swaba-harjaz (Suebi?) in combination, as well as being a prefix in Hari-uha „first warrior” and Hariwolafz „battle wolf”.[24]„.

Najbardziej brzmieniowo wierny zapisom Greka i Rzymian jest celtycki Ario-uid (gdzie ‚u’ i ‚v’ wzorem łaciny klasycznej mogą być wymienne), czyli Szlachetny Mędrzec. Jednak nie ma wiele wspólnego z funkcją głównodowodzącego armią – pasuje do kapłana, druida czy raczej wieduna. Natomiast etymologie protogermańskie wywodzone z – oddającej funkcję wodza – kombinacji ‚harjaz’ (armia) + ‚*fristaz’ (władca) dają w efekcie brzmienie oddalone zarówno od przekazu w grece, jak i w łacinie – Harjazfristaz. Pomijam już dalsze spekulacje w efekcie prowadzące do hipotetycznych *Harjawaldaz i *Waldaharjaz, a także Hari-uha, czyli Pierwszy Wojownik. Im bardziej na gruncie, współczesnych lub rekonstruowanych (– wyrazy z * na początku), słowników germańskich próbują lingwiści oddać funkcję wodza, tym dalej są od imienia zapisanego przez autorów współczesnych królom scytyjskiemu i słewskiemu.

Krótko – etymologia germańska to ślepa uliczka. Najbliższa, równocześnie brzmieniem i znaczeniem imionom oraz jednocześnie tytułom opisywanych królów, jest wersja słowiańska z uprawnionymi odwołaniami sanskryckimi. Zgodne jest to z aktualną wiedzą o bliskości najbardziej zachowawczych języków słowiańskich i sanskrytu wedyjskiego, która wynika nie tylko z językoznawstwa porównawczego, ale także z ustaleń genetyki. Ponadto, zgodnie z zasadami lingwistyki (np. gllotochronologia) im starsze formy języka, tym bardziej podobne do innych pochodzących z tego samego pnia. Stąd na zakończenie – podnoszony już przeze mnie – oczywisty wniosek, że do rozwiązywania znaczenia imion „barbarzyńców” z naszej części Europy, zapisanych przez starożytnych, w pierwszym rzędzie należy używać wyrażeń słowiańskich i uzupełniająco sanskryckich.

Na zdjęciu rekonstrukcja urny z pracy Anny Lasoty-Kuś „Nowo odkryte cmentarzysko z wczesnego i młodszego okresu wpływów rzymskich w Ostrowie, stan. 21, gm. Przemyśl, woj. podkarpackie”, w której autorka dokonuje analizy wzajemnych wpływów „przeworskich” (słewskich) i sarmackich na ziemiach pod polskim Karpatami w okresie wojen Słewów z Rzymem.

za;http://rudaweb.pl/index.php/2019/02/07/mowa-slewow/

======================================================================







CZARA SYNA TOMIRY I ETRUSKI NAPIS W SUDETACH

LISTOPAD 10, 2018RUDAWEB  171 KOMENTARZY

Zdjęcia dwóch inskrypcji, nadesłane przez naszych Czytelników, nie pozwoliły na dokładne odczytanie treści tych napisów. Oba jednak zostały sporządzone przy użyciu znaków pochodzących z tego samego źródła. Wskazują bardzo wczesne – i pierwotne wobec innych ludzkich alfabetów – powstanie pisma w słowiańskim sercu Europy około 9 tysięcy lat temu.

Zacznijmy od inskrypcji, której zdjęcie otrzymaliśmy od Pana Mariana Nosala. Napis wykonano tysiące kilometrów od tej kolebki piśmiennictwa. Jednak – w odróżnieniu od kolejnej inskrypcji – możemy określić czas jej powstania i zaryzykować przybliżenie okoliczności. Pochodzi z kurhanu Złotego Wojownika w Kazachstanie, szacunkowo datowanego na 5 w. p.n.e. Dotyczy rejonu, którym władali wschodni Scytowie, zwani w tych czasach Sakami przez Persów i Massagetami przez Greków. Zasłynęli walkami z imperium perskim, a zwłaszcza pokonaniem go przez ich królową Tomirę (Tomyris). Według Herodota, rozbiła ona w 530 r. p.n.e. Persów pod wodzą Cyrusa II Wielkiego, który poległ w tej bitwie. Grecki historyk w „Dziejach” opisuje wyprawę perskiego króla królów na ziemie Tomiry. Cyrusnajpierw wysyła na obce terytorium wojsko, stworzone z najsłabszych żołnierzy i służbyobozowej, skazując ich na stracenie. Po to, by wciągnąć Massagetów w pułapkę, bowiem za linią wroga czekała na nich przygotowana w obozie Persów uczta. Królowa wydziela do pierwszego ataku część swoich sił i oddaje dowództwo nad nimi synowi Swargapiojowi (Spargapises). Ten szybko wycina oddziały Cyrusa i zdobywa ich obóz. Massageci widząc zastawioną ucztę, zasiedli i ucztowali, po czym nasyceni jadłem i winem – posnęli. Wtedy naszli ich Persowie, wielu z nich wymordowali, a jeszcze większą ich liczbę wzięli żywcem do niewoli, między innymi syna królowej”. Tomira wysyła do Cyrusa swojego posłańca, który przekazuje jej żądanie: “Zwróć mi syna i odejdź bezkarnie z tego kraju, aczkolwiek trzecią część wojsk Massagetów okryłeś hańbą. Jeżeli tego nie uczynisz, przysięgam ci na boga słońca, pana Massagetów, że ja ciebie, choć jesteś nienasycony, krwią nasycę”. Cyrus odmówił, zaś Swargapioj – kiedy otrzeźwiał po uczcie – prosił Cyrusa, aby go uwolnił z kajdan. Uzyskał to, ale gdy go tylko rozkuto i stał się panem swoich rąk, odebrał sobie życie”. Z kontekstu wynika, że królewicz zadał sobie szybką śmierć, co będzie ważne w dalszych rozważaniach. Obolała matka postanowiła pomścić syna tak, jak królowa obiecała najeźdźcy. W decydującej bitwie rozbiła Persów. Ich wódz poległ. Kazała odszukać jego ciało: “a znalazłszy, wsadziła jego martwą głowę do bukłaka[wypełnionego krwią], lżyła trupa, wyrzekając nadto te słowa: Tyś mnie zniweczył, choć żyję i zwyciężyłam cię w bitwie, boś mego syna podstępem wziął do niewoli; za to ja ciebie, jak ci zagroziłam, nasycę krwią”.

Czy Rubens, malując legendę Tomiry, wiedział coś czego my nie wiemy o wizerunkach Massagetów z podgolonymi łbami i sumiastymi wąsami na wzór współczesnej mu szlachty polskiej? ?

Nad jeziorem Issyk kul, w dzisiejszym Kazachstanie, w 1970 r. archeolodzy odkryli grobowiec z bogatym scytyjskim wyposażeniem. Szczególnie strój, w którym spoczął zmarły, wzbudził sensację. Odziano go w zbroję wykładaną misternie wykonanymi płytkami złota. Wyliczono, że strój Złotego Wojownika został złożony z 4 tysięcy płytek szlachetnego metalu.

Fot. wikiwand.com/en

Naukowcy ustalili, że spoczywający w kurhanie człowiek miał około 180 cm wzrostu, był więc jak na owe czasy bardzo wysoki. Na jego ciele nie znaleziono żadnych śladów, wskazujących na śmierć w bitwie. Nie zmarł też ze starości, bo miał 17 lat. Nie zmogły go również choroby, bo badanie kości wykazało znakomity stan zdrowia. Nie wykryto też w jego szczątkach śladów trucizny. Śmierć musiała przyjść błyskawicznie. Narzędzie, którym ją zadano musiało precyzyjnie trafić od razu w ważny organ lub arterię żylną, nie uszkadzając kości je otaczających. Tak mógł zabić się Swargapioj – zaraz po zdjęciu kajdan, pragnący jak najszybciej zmyć z siebie hańbę lekkomyślnej klęski. Natomiast po śmierci tak pieczołowicie mogła wyposażyć go w zaświaty jego kochająca matka i zarazem potężna królowa. Nie mamy źródeł pisanych, które mogłyby przesądzić tę wersję. Są jednak logiczne poszlaki.

Cii, leż olity

Inną zagadką, do której rozwiązania warto przybliżyć się, jest znaczenie imion matki i syna. Zapisane przez Herodota imię królowej Τoμυρίς brzmi ˈtomyr’ z końcówką rozdzielającą -is. Przyjmuje się, że miano to pochodzi od zachodnioirańskiego ‚Tahmirih’ i oznacza dzielny/dzielna. Jest jednak typowo słowiańskie imię Tomir i jego żeński odpowiednik Tomira. We współczesnej polszczyźnie można je tłumaczyć jako „to pokój” w sensie stan bez wojny lub spokój, chociaż jest też wersja wywodzenia ‚to’ od ‚tomimi’ – męczący, dręczący; byłoby więc bardziej wojownicze „MęczącyPokój”. Zaiste, nieodgadnione są przesłanki niektórych lingwistów.

ToMir-a to imię dla dziewczynki, nawet z królewskiego rodu, jak najbardziej odpowiednie. Nawet po koronacji, wskazujące także na pożądane cechy władcy, który ma przede wszystkim zapewnić poddanym pokój i ład. Biorąc pod uwagę wspólnotę kulturową indosłowiańską, imię Tomira jak najbardziej mogła nosić królowa Massagetów, czyli potężnych, wielkich (awestyjskie massa znaczy to samo co polskie: masa – masowy > liczny, masywny, potężny czy wielki; także sanskryckie: maha) Getów (nazwa używana przez Greków na ludy zamieszkujące Scytię i Trację, a więc Słowian europejskich). Persowie nazywali ich Sakami. Dzięki również tym różnym mianom jednego ludu współcześnie próbuje się dzielić ludy scytyjskie na trzy grupy – Scytów (europejskich), Massagetów i właśnie Saków. Nie znane jest DNA Tomiry i jej syna, ale w większości próbki kopalne wykazują dla tej grupy ludów mutacje R1a1, w których zawiera się m.in. 57 proc. dzisiejszych Polaków, ale są niemal równie liczni Afgańczycy czy w końcu ponad 70 proc. najwyższej kasty hinduskich kapłanów. Można by sprawdzić ten trop badając szkielet Złotego Wojownika – określić czy jego Y-DNA mogło należeć do rodu scytyjskiego i przypieczętować identyfikację etnosu Swargapioja.

Spargapises to forma przyjęta we współczesnej literaturze zachodniej. Grecki zapis to Σπαργαπίσης, który czyta się Spargapiois. Przy czym znak ‚η’ można czytać [ɛː] lub ‚i’. Po usunięciu helleńskiej końcówki -s otrzymujemy więc Spargapioi(ɛː). W greckim alfabecie nie ma znaku oddającego głoskę ‚w’, za to jest odpowiadająca ‚b’, która zamiennie może być używana do oddania ‚w’. Jeśli jednak przyjmiemy, że indosłowiański królewicz nosił imię Swargapioj, to okaże się, iż dokładniej można przekazać jego brzmienie wstawiając ‚p’ za nieznane Grekom ‚w’. Bliższe mogłoby być ‚ϕ’ (‚fi’), jednak ‚p’ odpowiada ‚w’ niewiele mniej, a jest bardziej precyzyjne niż ‚b’. Swarga – znana również jako świaszczyca, swarzyca, swarożyca bądź ośmioramienny kołowrót, jest najbardziej znanym i rozpowszechnionym symbolem słowiańskim. Może symbolizować słońce – szczególnie kołowrót (zauważmy, że Tomira zaklina się na „boga słońca, pana Massagetów”). Jej ważnym elementem jest cyfra cztery – cztery żywioły, cztery pory roku oraz cztery strony świata. Tym samym swarga (i jej podstawowa wersja – swastyka) może być symbolicznym wyobrażeniem otaczającej nas rzeczywistości. Kołowrót dodatkowo rozszerza znaczenie na nieustający bieg życia, ale też jego ciągłość, powtarzalność i niezmienność. Ponadto symbolizując słońce oznacza też ogień. Jest więc znakiem obrazującym również cały porządek świata. Czy syn (zapewne pierworodny, bo dowodzący samodzielnie jedną trzecią armii królestwa swojej matki) nie jest dla rodziców całym światem? Następne pytanie – czemu mógł odpowiadać drugi człon imienia królewicza – ‚pioj’? Śpiewać to po rosyjsku ‚петь’, a po słoweńsku – ‚pojejo’. Tak więc Swarga-pioj to Swargę śpiewający/opiewający, czyli opiewający Świat w sensie chwalący uniwersum bądź „boga słońca, pana Massagetów”. Nie przypadkiem kogut pieje, a nie śpiewa, każdego ranka do wschodzącego Słońca.Jednak alternatywny sposób odczytania znaków o lub σ, może prowadzić do formy imienia królewicza – Swargawis, z następującą końcowką grecką -ɛːs albo -is. ‚Wis’ odpowiadałoby wówczas ‚wieść’, a więc Swargawieść – np. SwargąWiodący. Więcej o tym wariancie w komentarzu Guślarza i mojej odpowiedzi:http://rudaweb.pl/index.php/2018/11/10/czara-syna-tomiry-i-etruski-napis-w-sudetach/#comment-325771

O swoim, wcześniejszym odczytaniu imienia królewicza przypomniał Pan Czesław Białczyński: „W mojej powieści ‚Tomirysa i Czaropanowie’ jego imię brzmi Swargospisa„. Patrz:https://bialczynski.pl/2018/11/12/rudaweb-czara-syna-tomiry-i-etruski-napis-w-sudetach/#more-92549

Po raz kolejny potwierdza się kluczowa rola członu Swarga, co czyni jeszcze bardziej uprawnionym rozwiązywanie zagadki Massagetów na gruncie Słowiańszczyzny.

Wyposażeni w możliwość rozpoznania imienia Swargapioja dzięki znajomości Słowiańszczyzny, możemy przyjrzeć się teraz źródłom pisanym z jego przypuszczalnego grobu. Najczęściej badanym pod tym kątem jest opis srebrnej czary znalezionej w kurhanie. Otrzymaliśmy zdjęcie części tej inskrypcji.

Ponadto dysponujemy odrysowaniami dokonanymi przez różnych badaczy.

Znaki z czary Swargapioja na pewno nie są tamgami. Nie są również literami węgierskiego, ani innego „turkijskiego”, rovasu. Nie dają się także z sukcesem odczytać przy pomocyfutharku (choć tu zauważymy bez trudu część znaków zbieżnych z runami wenedyjskimi, o których za chwilę), albo proto-cyrylicy (tu można zauważyć cechy wskazujące na odwinczańskie pochodzenie, co też okaże się ciekawe), jak proponowali badacze rosyjscy. Nie sprawdza się również alfabet kharosti. Natomiast bliżej do rozpoznania liter aramejskich, ale jeszcze bliżej do alfabetu fenickiego, z którego powstał aramejski. Tych alfabetów próbowali dotychczas użyć badacze do odszyfrowania sakijskiej inskrypcji.

Pochodzenie alfabetu fenickiego kieruje nas w stronę źródła tego pisma, czyli znaków winczańskich. Jak stwierdził serbski naukowiec Radivoje Pešić, to najstarsze pismo ludzkiej cywilizacji stworzyli Słowianie na Bałkanach. Na jego podstawie rozwinęły się m.in. pisma minojskie, fenickie, greckie i etruskie. Z kolei polski badacz Winicjusz Kossakowski zwrócił uwagę na podobieństwa pisma etruskiego i systemu run wenedyjskich/polskich. To alfabety starsze niż symbole na czarze z kurhanu w Issyk kul, o którym wiemy, że mógł skrywać szczątki indosłowiańskiego królewicza, a bezsprzecznie możnego scytyjskiego. Spróbujmy więc odczytać tę inskrypcję runami wenedyjskimi, powstałymi najpóźniej w I tys. p.n.e. (kiedy istniała, opisana też przez Herodota, federacja scytyjska dochodząca do ziem dzisiejszej Polski), czyli w epoce Tomiry i jej syna. Niestety skoncentruje się na fragmencie, który znalazł się na zdjęciu przysłanym przez Czytelnika. Porównanie bowiem dostępnych odrysowań tekstu z tą fotografią wskazuje na brak wiernego odwzorowania w odręcznych rysunkach. Z dolnego wersu mamy więc 7 znaków (począwszy od 3.), które możemy pewniej przeanalizować.

W oparciu o powyższą tabelę run Kossakowskiego uzyskujemy:

L, prawdopodobne Ą, prawdopodobne Ż, O, LI odwrócone – IL?, Y, niedopisane (zaciemnione na prawym skraju zdjęcia) T. Czytane z lewej do prawej: LĄŻ O (I)L(I) YT. LĄŻ – leż, słoweńskie i dolnołużyckie laž. Chyba nie trzeba wyjaśniać co znaczy. Teraz O(I)L(I)YT, czyli niemal identyczne z polskim OLIT. O jak w Odziany czy Obuty. LIYT bliskie jest polskiemu LITY. Lity zaś to:

1. «odlany z kruszcu»

2. «tworzący jednolitą, zwartą masę»

3. «przetykany złotymi nićmi»

-lit «ostatni człon wyrazów złożonych wskazujący na ich związek znaczeniowy z kamieniem, skałą, skamieliną lub minerałem» – według słownika PWN.

Natomiast zgodnie ze „Słownikiem etymologicznym języka polskiego” Aleksandra Brücknera: lity, ‘ulany’, »lite żelazo, złoto«; »pas złotolity«, ‘przetykany nićmi złotemi’; stąd licina, ‘bałwan ulany’, ‘modła’; jednolity, ‘szczery, czysty’ (jak w czeskiem)”.

Rozszyfrowujemy jako:

LEŻ OLIT(y) – leż odziany złotem.

Przekaz pasujący do kontekstu prezentowanych zabytków – ciało zmarłego okryte złotem. Napis wyryty szybkimi, nie zawsze precyzyjnymi znakami też zdradza moment powstania inskrypcji – tuż przed złożeniem do kurhanu podczas dopełniania obrzędu pochówku. Tłumaczy to niepotrzebne linie, które mogły powstać podczas błyskawicznego rycia w metalu oraz niedokładności w porównaniu z wzorcami, ustalonymi w tabeli Kossakowskiego. Np. w Ą ogonek pociągnięty w odwrotną stronę. Ponieważ napis wyryto na srebrnej czaszy, to doskonale wpasowuje się w toast wzniesiony podczas tryzny/stypy, znanej zarówno wśród Słowian jaki i Scytów. By upewnić się, że ten fragment jest uzupełnieniem spójnej całości trzeba odszyfrować cały napis, ale do tego należy mieć odpowiedniej jakości zdjęcie czary, a nie odpisy z „drugiej ręki”. Niemniej w dostępnym odrysowaniu, omawiany dolny wers z naczynia, odczytałem (stosując runy Kossakowskiego) jako:

T Ś L Ą Ż L Li Y T Y I, a dalej nieczytelne-Cz Ą I S Ł.

Możemy odszyfrować początkowe TŚ LAŻ LITY I,

a więc CI(cho) LEŻ LITY I… (w tej wersji brakuje O przed LITY odczytanego ze zdjęcia, a które jest niepewne w odrysowanych znakach).

Najbardziej prawdopodobna wersja przełożenia tej części napisu na współczesną polszczyznę to:

Cicho leż odziany złotem litym”.

Przesłanie logiczne i spójne w kontekście miejsca odkrycia zabytku i przekazu źródeł z epoki. W odróżnieniu od odczytania, które na dziś uważane jest za najpełniejsze (ale nie uznawane powszechnie za poprawne), autorstwa węgierskiego lingwisty Janośa Harmatty:„The vessel should hold wine of grapes, added cooked food, so much, to the mortal, then added cooked fresh butter on”. Po polsku: „Naczynie powinno pomieścić wino z winogron, dodać gotowane jedzenie, tak dużo, aż do śmiertelnego, następnie dodać ugotowane świeże masło.” Po pierwsze – jak ugotowane jedzenie można jeszcze bardziej „uśmiercić”? Po drugie – jakie źródła opisują taką scytyjską potrawę z 6-4 w. p.n.e.? Po trzecie – po co najpierw osobno gotować masło skoro i tak wkrótce zostanie ugotowane z „uśmierconym” jedzeniem i winem? Interpretacja Harmatty nie ma zbytniego związku z kontekstem archeologicznym oraz przekazami źródłowymi. Ze srebrnych czar pijano wino, a nie gotowano w nich jakiś dziwny gulasz.

Etruskowie w Sudetach?

Jeszcze bardziej zagadkowa jest kolejna inskrypcja odkryta przez naszych Czytelników.

W październiku grupa badaczy odnalazła na terenie Sudetów Zachodnich miejsce kultu przedchrześcijańskiego. Było ono odnotowane przez niemieckich archeologów przedwojennych. Po wojnie nie prowadzono w tym miejscu badań. W centrum stanowiska znajduje się obrabiany obelisk, który zapewne stał wcześniej i przewrócił się lub został przewrócony. Na obelisku, po starciu mchów i porostów, odkryto wyryty w kamieniu napis runiczny. Próbowano go odczytać według różnych pism od futharku i ogham poprzez alfabet fenicki, głagolicę oraz interpretację run według Kossakowskiego. Badacze z Sudetów twierdzą, że w tym ostatnim ujęciu napis faktycznie da się odczytać. Oto zdjęcie, które nam przesłali:

Moim zdaniem, wstępna analiza wskazała, że w oparciu o same runy Kossakowskiego nie uda się odczytać napisu. Dopiero sięgnięcie do innych pism słowiańskich nieco oświetliło obraz. Według tabel XIV, XV i XVI ze wspomnianej pracy Radivoje Pesicia „Vinčansko pismo” (ss. 17,18), otrzymaliśmy:

G – winczańskie, etruskie lub starofenickie;

B, F – wariantowe winczańskie;

TH, H, DżE – wariantowe etruskie z Leprignano;

H – jw.;

G – powtórzenie pierwszego znaku.

Wychodzą więc różne możliwości:

GBDżEDżEG,

GFHHG,

GBTHTHG,

itd, itp.

Można jeszcze sięgnąć do autorskiej wersji Kossakowskiego odczytania znaku przypominającego łacińskie H jako D na steli z Novilara (6 w. p.n.e.) i wówczas wyszłoby:

GFDDG

Ułożenie napisu sugeruje czytanie od lewej do prawej, odwrotnie niż w wielu innych etruskich inskrypcjach. Generalnie to pismo odwinczańskie. Problemem jest uzupełnienie samogłosek, które – jak wiadomo – w starych inskrypcjach często pomijano. Badacze z Sudetów mają nadzieję, że stali Czytelnicy naszego bloga wskażą dodatkowe tropy w odczytaniu napisu.

za; http://rudaweb.pl/index.php/2018/11/10/czara-syna-tomiry-i-etruski-napis-w-sudetach/

==============================================================================================================================================




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Cross selling czyli na co uwaza Nieznany
''Tabliczka szczęścia, czyli za co kochamy czekoladę'' (1 2007 r )
Dobre wibracje, czyli po co kobiecie wibrator
Cytaty czyli to co najlepsze na wykładzie z BO
Świąteczne uczty, czyli, na co możemy sobie pozwolić
Karuzela z Kelwinami, czyli na co komu temperatura barwowa
ZWROT VAT W PIGUŁCE czyli to co musisz wiedzieć
Poradnik czyli wszystko, co powinienes wiedziec o BFie
Czy można oszukać przeznaczenie czyli po co człowiekowi dusza Sławomir Bączkowski fragment
schemat bimbrowni czyli nawożenie CO
Andrejs Pumpurs Laczplesis czyli Ten co rozdarł niedźwiedzia (Łotewski gardzina) Epos narodowy Łoty
Janusz Szpotański Towarzysz Szmaciak czyli wszystko co się dobrze kończy (1977)

więcej podobnych podstron