PRZEDSTAWIENIE WIELKANOCNE 2006
„A oni wierzyć w to nie chcieli”.
Na scenie trwa zamieszanie, wszyscy przygotowują się do próby przedstawienie. Wśród publiczności siedzi reżyser. Osoby na scenie ustawiają się, do przodu wychodzi narrator przedstawienia, na krzesełku siedzi Piłat, po scenie idzie Jezus. Wszyscy są bez strojów.
Narrator: Był zwyczajny przedświąteczny dzień. Ulicami miasta wolno szedł pobity,
poraniony Człowiek. Powolutku stawiał każdy krok. Przygarbiony dźwigał ciężki krzyż. Kim On jest? -pytali ludzie.
Z widowni wychodzi reżyser.
Reżyser: Co to ma być?! Co wy sobie wyobrażacie?! To ma być przedstawienie?! Cały ten scenariusz do niczego się nie nadaje. (rzuca scenariusz na ziemię) To działo się prawie 2000 lat temu! Kogo to może dzisiaj interesować? Żeby ludzie tutaj przyszli potrzeba czegoś na czasie Kto dziś interesuje się jakimś Jezusem? (uchylają się drzwi i wchodzi dziewczynka)
Dziewczynka: Przepraszam, szukam Pana Jezusa… podobno za kilka dni ma umrzeć, a przed tym będzie dłuuuugo szedł z krzyżem. Myślałam, że może już przyszedł. Nie wie pan?
Reż.: (jest zdumiony, ale i rozbawiony) Dziecko, Jezus umarł bardzo dawno. Jego tutaj nie ma… On odszedł.
Dziew.: Jak to?
Reż.: To był człowiek, którego już nie ma. I tyle!
Dziew.: (ze łzami w oczach) Kłamiesz! To nieprawda, nieprawda… (wybiega ze sceny)
Reż.: (do siebie) śmieszne dziecko… Na czym to ja skończyłem?
Zasuwa się kurtyna. Zza niej wychodzi zapłakana Dziewczynka i siada na scenie.
Dziew.: (mówi przez łzy) To nie może być prawda. Jezus tu jest… blisko. Przecież prawie widziałam jak przechodził, a wtedy wszystko się zmieniało! (uspokaja się) Muszę Go szybko znaleźć i wszystko Mu opowiedzieć!
A oni wierzyć w to nie chcieli…
STACJA PIERWSZA
Jezus przyjmuje niesprawiedliwy wyrok.
KOMENTARZ:
Jezus bez słowa przyjmuje na siebie niesprawiedliwy wyrok. Chce poświęcić się dla ludzi, dla ich zbawienia. Nas tez spotykają sytuacje na które nie chcemy się zgadzać, nie są po nasze myśli, nie akceptujemy ich, krzywdzą nas, poniżają...... ale doświadczamy ich. Czy umiemy tak jak Jezus przyjąć nie sprawiedliwy wyrok?
SCENA:
ZUZIA, FRANEK, MAMA
F: hej młoda, odejdź od kompa, teraz moja kolej, spadaj!!!!!!
Z: proszę Cię, uczę się, jutro mam sprawdzian i jestem na necie, nie chce teraz go zamykać.
F: spadaj, ja musze pogadać z kumplem na gadu-gadu i przyjdzie jeszcze Jaco i zagramy. Idź już!!!!!!
Z: proszę Cię...
F: nie mamy o czym gadać (odpycha ja od komputera)
Z: zawołam mamę
F: wołaj, no lec po nią, co tu jeszcze robisz, i tak nic nie wskórasz
Z: ale proszę
F: spadaj!
Z: mamo, mamo...
M: o co wam znowu chodzi? O co się kłócicie? Nie ma spokoju w tym domu
Z: mam.....
F: (do mamusi) ja mam jutro kolokwium z łaciny i musze się nauczyć. Chciałem skorzystać z kompa bo mam tam potrzebne do tego dokumenty, a ona mi przeszkadza, nie chce mnie tu dopuścić, znów jakieś babskie ploty, a ja mam na prawdę cos ważnego. Mamusiu przecież sama to rozumiesz. Ona zawsze się wpycha i przeszkadza.
Z: mam.....
M: no wiesz, jak możesz tak postępować, nie wiesz ze Franek ma jutro ważny sprawdzian, może miałabyś trochę wyrozumiałości i miłości do brata!!! Tak się nie da żyć. Ile razy mam powtarzać, i czemu ja musze wiecznie was rozdzielać. Proszę teraz, Franek siadaj do nauki, a Ty Zuzanno do roboty, umyjesz naczynia po kolacji i wyprowadzisz psa. A Ty synku
(z miłością) ucz się spokojnie.
STACJA DRUGA
Jezus bierze krzyż na ramiona
KOMENTARZ:
Życie przynosi różne zdarzenia, radosne i smutne. Przynosi dobre rzeczy i krzyże. Radosne chwile, myślimy, że się nam należą, a krzyże i cierpienia, myślimy, nie mogą nas spotkać, bo dlaczego nas, dlaczego nam musi się to przytrafiać. Panie Boże, dlaczego ja… a może przyjąłbyś swój krzyż i swoje cierpienie…
SCENA:
Krzysiek, Karolina, Asia,
(dom, dzieci się bawią - chłopiec mama jest zajęta swoimi obowiązkami)
Karolina: Ładnie uczesałam twoją lalkę..., hej Asia!
Asia: Ładnie, prześlicznie.
Krzysiek: Mamo, o której wróci tata?
Mama: Za niedługo wróci z kopalni.
Asia: Tatuś musi mi pomóc odrobić zadanie domowe...
Karolina: Mnie tata najpierw pomoże...
Krzysiek: Mamo, jak myślisz, tata pogra jeszcze ze mną w piłkę...
Mama: Spokojnie, spokój!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Myślę, że tata znajdzie dla nas wszystkich czas, ale pamiętajmy, że tatuś jest zmęczony po ciężkiej pracy.
(dzwoni telefon, dzieci wracają do swych zajęć)
Mama: Halo. Co się stało?....... Ja... Jaki wypadek....w kopalni. Boże...Mój mąż(płacze i odkłada słuchawkę).
Karolina: Mamo kto dzwonił?
Mama: Nikt, nikt dzieci.
Asia: Czy chodzi o tatusia?
Mama:(wzdycha)Dzieci, tatuś miał wypadek na kopalni. Teraz jest w niebie wraz z babcią i dziadkiem, będzie nam trudniej, ale jeśli będziemy się trzymać razem, to jakoś sobie poradzimy. (wybucha płaczem)
Krzysiek: To tatuś nie wróci do domu?(dzieci tulą się do mamy).
STACA TRZECIA
Pierwszy upadek
KOMENTARZ:
W wirze życia zapominam o sobie, biegnę aby zdobywać, mieć, posiadać.. liczą się dla mnie rzeczy materialne. Ale czy warto? Gdzie mam oparcie? Gdzie jest cel, do którego dążę. A gdy będę załamany, kto ma pomoże? Kogo, czy co znajdę?
SCENA:
ZIOM, SYNEK
(normalny chłopak, podchodzi do niego ziom)
ZIOM: Cóżeś taki spięty, my friend. Yo, Yo.......( witają się po ziomalsku).
SYNEK: Cześć, jutro jest ważny sprawdzian z Polskiego, a ja nic nie umiem, ziom.
ZIOM: Że jak? Przejmujesz się lichą stary, ja mam tu coś(wyciąga woreczek, małe zawiniątko) co ci pomoże wkuwać, rumianeczek pierwsza klasa, wsypujesz do szklaneczki, wrząteczek i puf masz piąteczkę. Czaisz bazę?
SYNEK: Nie... To niezdrowe. Nie wezmę tego. To mi nie pomoże.
ZIOM: Czekaj, czekaj...odbieram złe fale. Toma znam cię od berbecia, od przedszkola. Mówię ci nic nie poczujesz, a informacje same ci wskoczą do głowy.
SYNEK: Ale to nielegalne.
ZIOM: Masz, nic nie płacisz, przyjacielska posługa.
SYNEK: Ale, ale...
ZIOM: Żadne ale, bo ci tak zostanie. Trzymaj i idź, a nie zabłądzisz.
SYNEK: Mmmmmm(waha się),dobra spoko, dzięki. Cześć!!!!!
ZIOM: Nie ma za co. Nara, ziom.
STACJA CZWARTA
Jezus spotyka Matkę
KOMENTARZ:
Ileż to razy na naszej drodze spotkałem jak Jezus Matkę swą, a w przeciwieństwie odrzuciłem jej dłoń? Ileż to razy nią wzgardziłem? Ileż razy nie zwracałem uwagi na jej ból z mego zachowania? Czy współczesny człowiek, tego upragnionego XXI wieku jest zdolny do odbioru miłości macierzyńskiej? Czy jest zdolny dostrzec to bogactwo niezgłębione, kryjące się w niezwykłym połączeniu matki i syna, matki i córki? Nie można zaprzepaścić i odrzucić tego daru, daru Bożego, który spływa na fali ogromnej łaski. Bywa że w beznadziejnych chwilach, kiedy wszyscy oddalają się od nas, kiedy nie widzimy światła, ona pozostaje sama, na pustyni serca twego jak oaza - kwitnące źródło życia...dające nadzieję...
SCENKA:
MATKA, LEKARZ, SIOSTRA
(OIOM, łóżko z chorym, dwie pielęgniarki, lekarz)
MATKA: Przepraszam, chciałabym do syna, on miał wypadek, powiedzieli mi że tu jest, czy mogłabym się z nim zobaczyć. Proszę!
LEKARZ: A nazwisko?
MATKA: Ziębowiecki Stasio
LEKARZ: tak jest tutaj, ale niestety nie mogę pani wpuścić, jest po operacji, miał wiele obrażeń, jego stan jest stabilny.
MATKA: Ale czy mogłabym go zobaczyć, proszę? To mój syn, moje dziecko. Ma pan dzieci? Proszę mnie zrozumieć!
LEKARZ: Nie mogę Pani wpuścić. Nie mogę. Też mam dzieci i wiem co Pani czuje. Bądźmy dobrej myśli.
MATKA: Nic Pan nie rozumie? Czy Pan nie rozumie? Proszę mnie wpuści. Niech mnie Pan wpuści!!
LEKARZ: Siostro, siostro, gdzie jest jakiś Stasio? Zatrzymać ją, tu nie wolno wchodzić! Nam miłość Boską niech ją ktoś zatrzyma.
MATKA: Synku, Stasiu, Stasieńku! (przyklęka, łapie go za rękę, on leży nieprzytomny) Nie bój się mama jest przy Tobie, jestem tu przy Tobie. (pielęgniarki wyprowadzają matkę)
MATKA: Jestem przy Tobie… bądź silny.. nie zostawiaj mnie samej.. nie zostawiaj…
STACJA PIĄTA
Cyrenejczyk pomaga dźwigać krzyż Jezusowi
KOMENTARZ:
Kim powinien być Cyrenejczyk po 2 tysiącach lat? Czy nadal trzeba go zmuszać do pomocy? Czy nadal nie umie odrzucić od siebie wizji człowieka zlanego potem i krwią? Czemu nie może poświęcić się i zbrudzić ubrania, po to by pomóc? Przecież to tak mało, tak niewiele z siebie dajemy, a jednak paradoksalnie ogrom. Wystarczy chcieć i przemóc w sobie barierę zewnętrzną, by dostrzec prawdziwe oblicze - duszę, to co stanowi istotę naszego człowieczeństwa. Trzeba przebić się przez to fałszywe zaciemnienie, przez ten mur, od którego chcemy uciec. Przecież wystarczy tylko dotknąć tej barykady, by runęła i otworzyła nieskończony ogród - prawdy naszego jestestwa. Nie czekaj, aż cię upomną by pomóc, sam tego pragnij i tak żyj...dla innych...
SCENA:
NIEWIDOMY, BABCIA, WNUCZEK
(niewidomy chce przejść przez ulice, gwar ulicy, biała laska)
BABCIA: jak było dzisiaj w szkole? Jakie oceny, pewnie szóstki, taki zdolny jesteś mój wnusiu!
WNUCZEK: Och babciu, dziś nie dostałem żadnych ocen, ale pół serduszka za aktywność, wiedziałem kto napisał Pana Tadeusza.
BABCIA: Bardzo ładnie, kochany jesteś! Widziałeś! To dobrze, że Ci opowiedziałam o Panu Tadeuszu i Adamie Mickiewiczu.
WNUCZEK: A co mi dziś opowiesz babciu?
BABACIA: Coś Ci opowiem, ale najpierw zjemy obiad. A o której przyjdą po Ciebie rodzice?
WNUCZEK: O 7 a pokażesz mi zdjęcia dziadka jak był mały.
BABACIA: Oczywiście, że Ci pokażę kochanie. O popacz, ten pan nie może przejść przez ulicę, pomóż mu.
WNUCZEK: Oj babciu, nie chcę. Koledzy będą się ze mnie śmiać.
BABCIA: Ależ nie będą się śmiać, nawet tak nie myśl, pomóc drugiemu nie jest śmieszna, trzeba pomagać innym. I nie wahaj się, gdy ktoś potrzebuje pomocy.
WNUCZEK: A może ktoś inny mu pomoże.
BABCIA: Bardzo Cię proszę. A chcesz dziś wieczorem posłuchać jakiejś historii?
WNUCZEK: No dooooooooooooobrze!
(wychodzi na drogę, przeprowadza niewidomego)
WNUCZEK: Pomogę panu.
NIEWIDOMY: Dziękuję ci , dziecko . Stałem chwilę i nie wiedziałem jak przejść. Bóg ci zapłać !
STACJA SZÓSTA
Weronika ociera twarz Jezusa
KOMENTARZ:
Weronika wyszła z tłumu i na oczach ludzi otarła twarz skazańca. Nie bała się, chciała Jezusowi chociaż w ten sposób pomoc. Bezinteresowna i czysta miłość......
jest cierpliwa, łaskawa, nie zazdrości, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, wszystko znosi, we wszystkim pokłada nadzieje, nie ustaje.
SCENA:
ŻONA, MĄŻ
(na scenie stół, krzesła, zona krzątająca się po kuchni cos sprząta. Wchodzi mąż trzaskając drzwiami)
ŻONA: Witaj kochanie! Zjesz dzisiaj cały obiad, czy tylko drugie danie?
MĄŻ: Nie jestem głodny.
ŻONA: Opowiesz mi jak było dzisiaj w pracy?
MĄŻ: Nie mam ochoty. Przynieś mi gazetę
ŻONA: (z przejęciem) a może zrobić Ci kawy?
MĄŻ: Nie, nic nie chce. Daj mi spokój! Nie denerwuj mnie, a i przynieś mi te piwa z lodówki bo zaraz przyjdą do mnie koledzy z pracy. Jakieś ciasto upiekłaś, nie?
ŻONA: nie, nie upiekłam.
MĄŻ: Dlaczego???
ŻONA: Nie mogłam, musiałam dłużej zostać w pracy. Nic nie mówiłeś, ze przyjdą goście.
MĄŻ: Na Ciebie to w ogóle nie można liczyć.
STACJA SIÓDMA
Drugi upadek
KOMENTARZ:
Nakrzyczałem na sąsiada, osądziłem ludzi, nie miałem zamiaru wysłuchać bliskiej mi osoby, uderzyłem psa. Wszystko mnie denerwuje i wszyscy mają do mnie pretensje! Świat się na mnie uwziął! Dajcie mi spokój! Muszę się jakoś ratować… na pewno coś znajdę….
SCENA:
SYNEK, ZIOM
SYNEK: Maro, Maro!!! Yo ziom!!!!!!!!!!
ZIOM: O co chodzi koleś?
SYNEK: Masz jeszcze trochę tego rumianeczku, bo mi bardzo smakuje i teraz mam same piątki!
Ziom: No widzisz, dobra rada: mądry kumpel ci pomoże, nie ważne jak, ale pomoże.
Synek: No, masz?
Ziom: Ale...to kosztuje. Nic nie ma za darmo.
Synek: Wtedy mi dałeś za darmo, Maro kolego, proszę!!
Ziom: No, ale jak, tak z powietrza? ...
Synek: Ja nic nie mam, żadnej sałaty.
Ziom: A ta Twoja kurtka ładna, mareczka porządna...Kurteczka za 100g towaru.
Synek: (waha się, jest zdezorientowany) Dobra.
Ziom: Umowa stoi, piąteczka.
Synek: Dzięki, dziękiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii...................
Ziom:(patrzy się na swój towar) Dobrze że sam tego nie biorę, bo byłbym idiotą.
STACJA ÓSMA
Pociesznie niewiast
KOMENTARZ:
Jezus pociesza niewiasty mimo męki i bólu zauważa je. Kieruje na nie swoja wzrok chociaż bardzo cierpi. A czy ja mam miłosierdzie wobec bliźnich? Nie niosę krzyża, nie mam korony cierniowej i ran na ciele i tez widzę innych, ale ich każde najmniejsze potkniecie, każdy błąd, widzę źdźbło w oku brata, a belki we własnym nie zauważam. Taki jestem doskonały, wspaniały?
SCENA:
MAMA, PRZEMUS
M: cześć synku, właśnie wróciłam. Zjadłeś obiad? A co tam chowasz, co robisz? Natychmiast mi pokaz co tam masz (wyciąga mu rękę). CO TO JEST? Papierosy ? kopcisz?
Przecież mówiłam Ci ze to szkodzi zdrowiu!! Będziesz miał żółte zęby, a o raku nic już nie wspomnę. Jak możesz tak lekceważyć własne zdrowie? Czego Cię uczyłam?! Masz szlaban! Przez tydzień nie ma telewizora, komputera i żadnych kolegów.
STACJA DZIEWIĄTA
Trzeci upadek
KOMENTARZ:
Na dworcach, ulicach, w bramach są ludzie, którzy marzą tylko o chwili zapomnienia, nie mają nic do stracenia, niczego nie pragną, nie zależy im na kimkolwiek. Czekają tylko na tę chwilę, gdy będą mogli znów przenieś się do cudownej krainy zapomnienia i szczęśliwości…
Nie szkodzi, że niszczą swe ciało i zatracają ducha…
Czy dla nich trzeci upadek Zbawiciela nic nie znaczy? Nie ma dla nich nadziei?
SCENA:
Synek: (na fali) Maro, Maro, ziomuś, ziomuś... Gdzie jesteś ziomalku?(kaszle) Mam kasę, sprzedałem chyba całe złoto w chacie; pierścionki starej, zegarek starego... Maro daj towarek(kaszle)
(nadchodzą dwaj skejci)
Skejt: Patrz jaki ziom?
Synek: To ty Maro?
Sklejt: Maro, Maro nie, czy ja wyglądam jak Maro?(śmieją się skejty bezsensu)
Synek: Macie jakiś towar? Mam pieniądze.
Skejt: Towar, coś mamy.
Synek: Tak(cieszy się z przyjemnością)
Skejt: Mamy...
(wyciągają pały, biją go za sceną, wrzaski i uciekają przez scenę)
STACJA DZIESIĄTA
Odarcie z szat
KOMENTARZ:
Mam koleżankę której tata często bardzo późno wraca z pracy. Jest ciągle zmęczony i przygnębiony. Podobno chce nawet zmienić pracę, ale dzisiaj o nią jest ciężko, bo takie są czasy.
Jest dobrym człowiekiem, miłym i pracowitym, ma nawet ciekawe hobby - zbiera stare monety. Bardzo to lubi i zawsze cieszy się jak znajdzie jakąś nową. Jednakże ciągle zdruzgotany jest swoją pracą.
SCENA:
DYREKTOR, PRACOWNIK
(kilku biernych pracowników)
D: Ty, zostaniesz dzisiaj po godzinach w pracy.
P: ale dlaczego, panie dyrektorze dlaczego JA?
D: ja Cię bardzo lubię bo taki sumienny jesteś. Zależy Ci na tej robocie?
P: Przecież szef wie, że zależy!.
D: wiec ja jadę, a jak przyjadę to ma tu być tak jak przed moim wyjazdem i ani się waz ruszyć stad. Jak nie chcesz to na Twoje miejsce jest 100 innych. Jeszcze masz jakiś problem? I zastanawiam się jaki z Ciebie jest cienias. Nawet nie masz swojego zdania. Nie to co ja szef.
STACJA JEDENASTA
Przybicie do krzyża
KOMENTARZ:
W Poznaniu na ulicy Chrobrego jest Wielo specjalistyczna Klinika Onkologii, w której leżą dzieci chore na raka. Są w różnym wieku, najmniejsze mają nawet 6 lat. Trafiły tam, bo miały wiele szczęścia, szybko udało się wykryć chorobę, dlatego będą żyć. Dzięki specjalistycznej opiece medycznej i ogromnej woli walki z chorobą, zarówno ich samych jak i ich najbliższych, mają szansę ocalić swoje życie. Będą mogły śmiać się, cieszyć, skakać do nieba, będą mogły służyć innym swoimi rękoma, jeździć na rowerze i oglądać swoje ulubione filmy w telewizji. Marzyć...
Chętnie porozmawiałbym, z którymś z byłych pacjentów kliniki. Zapytałbym ich pewnie o wszystko, ale najbardziej o to czym dla nich jest życie.
.........Ale nie wszyscy mają tyle szczęścia...
SCENA:
TOMEK
(chustka na głowie-rak)
Monolog chorego na raka
Wiecie jak trudno było mi przyjść tu do was? Nawet sobie z tego nie zdajecie sprawy...Ja wielokrotnie zadawałem sobie pytanie: Dlaczego ja? DLACZEGO WŁAŚNIE JA? Przecież na tym świecie jest tylu bandziorów, oszustów, nie wiem- gangsterów.To czemu wlaśnie mnie to spotkało?! Ja...ja już nie miałem siły, te wszystkie operacje, chemioterapie, zastrzyki, tabletki, eksperymenty a może się uda- ale jednak nie...Ja już nie mogłem...Ale znalazłem, inaczej-rozumiem już- na 3 miesiące przed śmiercią- o co Bogu chodziło...
Wiecie co to za uczucie jak dostajesz wyniki i lekarz mówi, że masz jeszcze góra 90 dni?...Za co?!- A za to, że dopiero teraz, gdy umieram, widze i rozumiem co znaczy życie. Ale nie takie życie mierzone bogactwem, marką samochodu ani czy masz oryginalne ciuchy. Życie to tu, tu wewnątrz, sercem, duszą. Czy myślicie, że ja przed chorobą byłem inny? Taki sam byłem jak większość z was! Dokładnie! I cały problem polega na tym, że świat pojmujesz dopiero wtedy, gdy- albo spotka cię to, co mnie teraz, albo gdy stracisz kogoś bliskiego. No niech ktoś powie teraz, że tak nie jest, że jak umrze ktoś na kim ci zależeło, kogo kochałeś, że się nie zastanowisz nad marnością i kruchością tego życia...Tylko dlaczego, dlaczego… potrzebujemy aż takiego bodźca, żeby to zauważyć i zacząć się zmieniać?...
Wiecie to dziwne, ale dziękuję Bogu, że mnie tak doświadczył. Bo dał mi trochę czasu(niewiele-parę tygodni), ale dał po to,bym zrozumiał sens istnienia. Myślę, że zrobił to też, żebym przekazał wam to...to takie... moje świadectwo. Byście zrozumieli, że macie jeszcze czas, żeby zmienić siebie i swoje życie. Ja już praktycznie nic nie zmienię, ale poznałem prawdę. Wy macie szansę i poznać prawdę życia- i je zmienić... Dobra wracam na oddział, za chwile mam następne zastrzyki.
STACJA DWUNASTA
Śmierć na krzyżu
KOMENTARZ:
Słowa Jana Pawła II z płyty.
SCENA:
(tablica z datą śmierci Jana Pawła II)
STACJA TRZYNASTA
Zdjęcie z krzyża
KOMENTARZ:
Ciało Jezusa umęczone cierpieniem i konaniem spoczęło na kolanach Matki, która mogła wtedy podtrzymać syna z serdecznością jak to robiła w Betlejem utulając Go do snu. Otwórzmy nasze serca na potrzeby innych : małżonków, dzieci, rodziców, przyjaciół, sąsiadów, kolegów…Starajmy się pielęgnować miłość taka samą jaką Matka Jezusa miała dla Swojego Syna, bezgraniczną, nieustającą…
SCENKA:
MATKA, DZIECKO
DZIECKO: Mamo, mamo!
MAMA: Co się stało? Co się stało, synku? Nie płacz. Chodź, przytulę cię, jestem przy tobie.
DZIECKO: Mamo, boję się!
MAMA: Nie bój się, to tyko zły sen, jestem przy tobie, spróbuj zasnąć.
DZIECKO: Ale bądź tutaj!!
MAMA: Dobrze, synku, zaśpiewam ci kołysankę (śpiewa kołysankę)
STACJA CZTERNASTA
Złożenie ciała w grobie.
KOMENTARZ:
Ludzie są nierozumni, nielogiczni i samolubni,
KOCHAJ ICH MIMO WSZYSTKO
Jeśli czynisz dobro, oskarżają cię o egocentryzm,
CZYŃ DOBRO MIMO WSZYSTKO
Jeśli odnosisz sukcesy i , zyskujesz fałszywych przyjaciół
i prawdziwych wrogów
ODNOŚ SUKCESUY, MIMO WSZYSTKO
Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro
BĄDŹ DOBRY, MIMO WSZYSTKO
Szlachetność i szczerość wzmagają twoją wrażliwość
BĄDŹ SZLACHETNY I SZCZERY, MIMO WSZYSTKO
To, co budujesz latami, może runąć w ciągu jednej nocy
BUDUJ, MIMO WSZYSKO
Ludzie w gruncie rzeczy potrzebują twej pomocy,
mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz
POMAGAJ, MIMO WSZYSTKA
Dając światu najlepsze, co posiadasz, otrzymujesz cios
DAWAJ ŚWIATU NAJLEPSZE, CO POSIADASZ
MIMO WSZYSTKO
SCENKA:
Dziewczyna wchodzi na scenę z zapaloną świecą. Na środku gasi ją zostaje ciemność.
Recytacja w ciemnościach z zapaloną świecą w rękach.
Wojciech Dobosz
Quo vadis…
Szedł człowiek z krzyżem
Szedł Bóg grzechami lekkimi przygarbiony
Pod niebem bezmiernym
Mgłą kamienną zasnuty
Przez wzgórza zielenią rozciągnięte
Przez łąki kwitnące
Przez pola zaorane, oziminą posiane
Pod słońca krwawym promieniem
I usiadł na pniu drzewa
By spocząć
Nikt nie szedł za Nim
Zafrasował się
Głowę koroną z cierni zmęczoną
Złożył na ręku i łzy uronił
A ludzie przechodzili, niczym drzewa
Przed oczami ociemniałego
Wszyscy pośpiesznie
jak pociąg bez stacji
jak wędrowiec bez przystanku na zachwyt
Powstał więc Chrystus
I nałożył te drzewa dwie belki zbite
jak strumień wytryskujący ze skały
na człowieka
By otrzeźwił się rześką wodą tego strumienia
I ujrzał krew z cierni
Skapującą jak ogień żywy
I spojrzał w oczy dla niego
śmiercią zamknięte
I włożył w rany po gwoździach
niewierną rękę
By rzekł z czołem ku ziemi pochylonym
Quo vadis, Domine
Domine, quo vadis...
STACJA PIĘTNASTA
Zmartwychwstanie
SCENA:
(Dziewczynka prowadzi za rękę niepewnego narkomana, prawie musi go ciągnąć)
Dziew.: No chodź w końcu! Nie bój się!
Nark.: Ale… ja się tam nie nadaję! Czy oni wiedzą, kim ja jestem?
Dziew.: Nie: kim jesteś, tylko: kim byłeś! Podstawowa różnica!
Nark.: No tak… Ale wstyd mi za… za to wszystko!
Dziew.: I to już jest bardzo ważny krok! I takich ludzie, których chcę ci przedstawić pomogą uczynić ci jeszcze bardzo wiele! Musisz uwierzyć w siebie i w to, że dasz radę! (po chwili, już mniej stanowczo) ja w Ciebie wierzę. (narkoman patrzy na nią i nie wie, co powiedzieć. Przychodzą ludzie, którzy przyjmują go jak brata, witają się z nim jakby go znali od dawna, ale dawno go z nimi nie było. Siadają w kręgu)
Psycholog: Witaj z powrotem, w innym świecie, który ty sam najpierw musisz zbudować w sobie! A my jesteśmy z tobą!
(pojawia się reżyser)
Reż.: jasne, jasne! A ja zaraz polecę na wycieczkę na księżyc. Ludzie! Na jakim świecie wy żyjecie?! Przecież to jest absurdalne! Kto w dzisiejszych czasach komuś bezinteresownie pomaga? Pieniądze! Forsa! Szmal! Tylko to się liczy! No… ewentualnie jeszcze sława, oczywiście to zła. Czy wy nie widzicie, co się dzieje?! Oglądacie czasami telewizje?! I co tam widzicie? Katastrofa, trzęsienie ziemi, wybuch wulkanu, wojny, ktoś się pokłócił, tamten obraził tego, a ten zripostował… kiedy ostatni raz słyszeliście, że ktoś się z kimś pogodził, że walki się zakończyły, że ceremonia przebiegła prawidłowo, bez żadnej afery. To się nie sprzedaje. To jest nie medialne. I wy, naiwni, myślicie, że jak pokarzecie ludziom taką ładną bajeczkę z szczęśliwym zakończeniem, że kogoś to zainteresuje? (ironiczny śmiech) Liczą się fakty i w dodatku, te budzące grozę fakty! (chce odejść, pewny, że nikt mu nic nie odpowie)
Dziew.: pan się chyba pomylił… (jakby nie była świadoma sytuacji, uważa to za zwykły błąd, jak przejęzyczenie, „lapsus linqua”)
Reż.: (z niedowierzaniem, zdziwieniem, że ktoś mu śmiał zaprzeczyć) ja? Niby w czym???
Dziew.: no… przecież to oczywiste! Powiedział pan, że to sytuacja jest nieprawdziwa. (jakby chciała zaimponować mu swoją wiedzą, udowodnić, że wie więcej od jakiegoś brzydkiego i niegrzecznego pana) A to nie prawda! ja znam pana psychologa i on jest miły dla wszystkich! (jakby jej się nagle coś przypomniało) i nigdy nie krzyczy!
Psych.: (troszkę zaskoczony całą sytuacją i zmieszany słowami Dziewczynki) dziękuję bardzo… Prawdą jest, że do nas każdy może przyjść. My nie patrzymy na to, jaki byłeś, ale na to, jaki jesteś i jakim, chcesz być! Zgadzam się, że media pokazują najwięcej złych rzeczy, ale to wcale nie znaczy, że dobrych nie ma i że nikogo nie interesują! Niech pan popatrzy na tych ludzi (wskazuje na publiczność) czy oni faktycznie przyszli tu tylko po to, by usłyszeć, jak bardzo jest źle? A może skoro wszyscy pokazują tylko przemoc bądźmy oryginalni i pokarzmy dobro. Do tego nie trzeba wiele! Wystarczy odrobina dobrych chęci! I trochę wiary, że ten świat jednak nie jest taki zły, bo jeszcze nie zatracił do końca jednego - miłości!
(piosenka) Niech mówią że….