Dekadentyzm w literaturze okresu modernizmu
Dekadentyzm był jednym z najpopularniejszych prądów w literaturze ostatniego dziesięciolecia XIX wieku. U jego podłoża leżało przekonanie, że wraz ze schyłkiem wieku nastaje kryzys wszelkich wartości (moralnych i kulturowych), że ludzkość dobiega kresu. Postawa dekadencka charakteryzowała się przekonaniem o bezsensie działania i przeciwdziałania rozkładowi cywilizacji. Dominowało przeczucie nieuchronnej katastrofy i wynikające z niego: apatia oraz bierność. Właśnie ta bierność była charakterystyczna dla dekadentów, którzy nie buntowali się, nie starali zapobiec nadchodzącej zagładzie, ograniczali się tylko do pozy, do gestu. Dekadenci uważali, że świat jest piekłem, zaś życie z samej swej istoty jest czymś nędznym i żałosnym. Taki ból egzystencjalny cierpią wszyscy ludzie, jednak najbardziej męczą się jednostki najwrażliwsze, o najlepiej rozwiniętej świadomości.
Za prekursora dekadentyzmu uważa się francuskiego poetę, Charlesa Baudelaire'a. Chociaż jego debiutancki tom wierszy Kwiaty zła, ukazał się w 1857 r., to jednak wiele znajdujących się w nim utworów stanowiło zapowiedź nadchodzących nowych prądów i nurtów poetyckich.
Wiersz Spleen II przynosi wizję totalnego zaniku chęci życia. Nastrój absolutnego przygnębienia, rezygnacji określa nie tylko fatalne samopoczucie podmiotu lirycznego, dotyczy również tego, co znajduje się na zewnątrz. Smutek ogarnia cały świat, zasnuwa niebo, spowija ziemię. Spleen II stanowić będzie w latach późniejszych wzór dla wielu poetów dekadentów.
W Polsce nastroje dekadenckie pojawiają się wraz z nadchodzącym końcem XIX w. Dekadentyzm w wierszach Kazimierza Przerwy-Tetmajera najwyraźniej uwidacznia się w utworach wchodzących w skład drugiego tomiku jego poezji, który ukazał się w roku 1894, a więc w okresie najsilniejszego natężenia tendencji schyłkowych.
Człowiek żyjący na przełomie wieków XIX i XX jest zagubiony, bezradny. Czuje nadchodzącą zagładę. W wierszu Koniec wieku XIX przedstawiony jest taki właśnie zrezygnowany i zniechęcony bohater, który nie potrafi przyjąć żadnej postawy wobec otaczającego, wrogiego mu świata. W utworze tym zakwestionowane zostają zarówno romantyczne (walka, uczuciowość, emocje), jak i pozytywistyczne (aktywizm, rozum, nauka) ideały. Zadając szereg retorycznych pytań, autor neguje jakiekolwiek postawy. I tak aktywizmowi i walce Tetmajer przeciwstawia „mrówkę rzuconą na szyny”, emocjom - „skorpiona, co się zabija, kiedy otoczą go żarem”. Wyjściem nie jest nawet rezygnacja, zaprzecza temu kolejne retoryczne pytanie: ,,Czyż przez to mniej się cierpieć będzie, gdy się z poddaniem schyli pod nóż gilotyny?”. Okazuje się, że człowiek z końca wieku jest przepojony poczuciem beznadziejności do tego stopnia, że nie znajduje żadnego ratunku, nie potrafi nawet odpowiedzieć na żadne z zadanych mu pytań - „Głowę zwiesi! Niemy”. Typowym wyrazem postawy schyłkowej jest wiersz Dziś, będący czymś w rodzaju wizerunku pokoleniowego: „dziś - pierwsze nasze myśli są zwątpieniem, nudą, szyderstwem, wstrętem i przeczeniem”. Trudno o bardziej zwięzłe wyrażenie uczuć miotających dekadentami. „Zwątpienie” to oczywiście brak wiary w świat, postęp, ideały, wreszcie w Boga. „Nuda” - to stan psychiczny, w którym zanika wszelka radość i chęć życia. Kolejne stany opisane w wierszu Tetmajera to „szyderstwo” i „wstręt”, charakteryzujące dobitnie stosunek pokolenia do całego otaczającego świata. l wreszcie „przeczenie”, czyli negacja, odrzucenie jakiegokolwiek programu pozytywnego. Pokolenie schyłku XIX stulecia ma poczucie braku własnej wartości i umiejętności: „My nie tracimy nic, bośmy od razu nic nie przynieśli”.
Wyrazem tej postawy jest również sonet Nie wierzę w nic, w którym uczucia negatywne z wiersza Dziś znajdują rozwinięcie w formie skrajnej:
|
„Nie wierzę w nic, nie pragnę niczego na świecie, Wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów...” |
Zniszczone zostały wszelkie ideały, marzenia, programy. Widoczny jest brak jakichkolwiek perspektyw, zaś jedynym pragnieniem jest pragnienie nirwany czyli stanu, w którym występuje całkowite wyrzeczenie się woli życia, stanu nicości, popadnięcia w niebyt, w nieistnienie. Naturalną konsekwencją tej postawy jest Hymn do Nirwany - utrzymane w błagalnym, modlitewnym tonie wezwanie do nirwany, przypominające swą formą psalm De profundis. Podmiot liryczny, zwracający się za pomocą epifory (kończenie kolejnych wersów tym samym słowem, w wierszu Tetmajera epifora ma charakter bezpośredniego zwrotu do bóstwa) do nirwany, woła: „I przyjdź królestwo twoje na ziemi, jak i w niebie”, błaga o kres cierpień i męczarni, jakie niesie z sobą życie wśród ludzkiej podłości. Nirwana jawi się tu jako zbawienie, jako najwyższe bóstwo:
|
„O przyjdź i dłonie twoje połóż na me źrenice, Nirwano! Twym unicestwiającym oddechem pierś niech sycę, Nirwano!” |
Typowym dekadentem był, zmarły w roku 1901 śmiercią samobójczą, Stanisław Korab-Brzozowski. Jego wiersze, stanowiące dowód totalnego pesymizmu i niewiary w sens życia, zostały wydane pośmiertnie w tomie Nim serce ucichło.
Wiersz Lilia przynosi właśnie taki obraz absolutnego przygnębienia, Kwiat lilii, otoczony przez cuchnące, zatęchłe wody, umiera. Nietrudno zrozumieć metaforyczne przesłanie utworu: człowiek nie potrafi znaleźć sobie miejsca w świecie, otoczenie jest mu wrogie, jedynym wyjściem jest postawa pełnego rezygnacji oczekiwania na śmierć.
Śmierć jest postrzegana przez Brzozowskiego jako wybawienie, stan, który przynosi ukojenie, uspokojenie. Takim wezwaniem śmierci jest utwór O, przyjdź!, w którym podmiot liryczny oczekuje z niecierpliwością śmierci, ponagla ją, przyzywa.
Leopold Staff należy już do drugiego pokolenia poetów Młodej Polski. W tomie Sny o potędze, obok głośnego nawoływania do siły i aktywności życiowej, pojawiły się utwory wyciszone, nastrojowe. Również i tom następny, wydany w roku 1903, Dzień duszy przynosi takie wiersze, między innymi Deszcz jesienny, który może się wydawać żywcem wyjęty spośród sztandarowych kompozycji dekadentów, tworzących w ostatnim dziesięcioleciu XIX wieku. Wiersz jest zdominowany przez nastrój smutku, wywołany jesienną szarugą. Dzwoniący monotonnie o szyby deszcz wyraźnie oddziałuje na psychikę podmiotu lirycznego, budzi w nim jednoznacznie ponure skojarzenia. Narzuca się tu porównanie ze Spleenem Charlesa Baudelaire'a, świat przedstawiony tamtego wiersza też jest zdominowany przez szarą, deszczową aurę. W Deszczu jesiennym myśli podmiotu lirycznego obracają się wokół czyjejś śmierci, jakiegoś pogrzebu, cmentarza, grobów. Nawet przechodzący przez ogród szatan w końcu zrozpaczony kładzie się na kamieniach i płacze. Szatan, który potrafi czynić tylko zło, siać trwogę i przerażenie, tutaj budzi jedynie litość. Utwór wykazuje związki z impresjonizmem - poeta stara się uchwycić ulotność nastroju chwili. Refren, dający się czytać w rytm bijącego monotonnie o szyby deszczu, dowodzi zastosowania onomatopei - wyrazów dźwiękonaśladowczych. Jest również realizacją postulatu Paula Verlaine'a, domagającego się silnych związków poezji z muzyką.
Portret dekadenta stworzył też Stefan Żeromski w swej powieści Ludzie bezdomni. Jest to przyjaciel Judyma, inż. Korzecki. On też nie potrafi znaleźć sobie miejsca w życiu, nie umie pogodzić się ze światem, wybiera ucieczkę w śmierć, popełnia samobójstwo. Jest on jednym z bezdomnych, jakich wielu w powieści Żeromskiego.
Stanisław Wyspiański w Weselu ukazał nastroje panujące wśród polskiej inteligencji przełomu wieków. Nie zabrakło więc i tu dekadentyzmu. Poeta w Wesela ma pewne cechy Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Łączy galanterię wobec kobiet, umiejętność żonglowania słowami, z pesymizmem, poczuciem beznadziejności, rozdźwięku między ponurą, szarą rzeczywistością a marzeniami o sile, mocy. Dziennikarz także narzeka w rozmowie ze Stańczykiem na ogólny upadek wartości i skarży się, że nie widzi siły w sobie i innych, by temu przeciwdziałać. Karykaturalnym ujęciem postaci dekadenta jest wiecznie pijany Nos, wyznawca „Bachusa i As tarte”. Łączy on w sobie wszystkie ujemne cechy przybyszewszczyzny.
Trudno ocenić wpływ dekadentyzmu na twórczość poetów młodopolskich. Wielu z nich demonstrowało w swych wierszach autentyczne stany zagubienia, lęku, samotności. Próbowano przezwyciężać te nastroje: jedni wyjeżdżali w góry, by w kontakcie z przyrodą tatrzańską szukać ukojenia, inni znajdowali nowe fascynacje filozoficzne i poetyckie. Początek wieku dwudziestego przynosi powolny kres dekadentyzmu.