Modlitwa harmonijną
funkcją człowieka
Modlitwa to dialog osób: Boga i człowieka. O Bogu najlepiej powiedzieć, że JEST i "kropka", gdyż wtedy mówi się treść prawdziwą, zaś wszelkie określenia (przez niedoskonałość naszego poznania) niosą tak dużą dozę subiektywizmu, że jak powiedział bodaj św. Tomasz z Akwinu (w parafrazie): mówiąc o Panu Bogu częściej mówimy Kim On nie jest, niż to Kim naprawdę jest? Gdy mówimy o człowieku, jest trochę łatwiej, chociaż i tu często upraszczamy rzeczywistość. W popularnej wizji człowieka, "szatkujemy" go na ciało, ducha i duszę, co jest często bardzo pożytecznym "zabiegiem", może jednak być równocześnie powodem wielu nieporozumień, zwłaszcza, gdy mówiąc o człowieku, myślimy jedynie o jego "części". Stąd tyle problemów w ustaleniu np. hierarchii potrzeb człowieka, systemu wartościowania rzeczywistości itp.
Podobnie i rzecz się ma w dziedzinie modlitwy. Słuchając opinii i zgłaszanych oczekiwań na ten temat, nietrudno usłyszeć o często przeciwstawnych preferencjach. Jedni akcentują wymiar przeżyć na modlitwie, prawie utożsamiając proporcjonalnie jej "wartość" z ilością doznań li tylko emocjonalnych, gdzie istotną rolę spełniają na modlitwie różnego rodzaju zjawiska "nadzwyczajne" (czyt. raczej - sensacyjne). Można usłyszeć opinie, że jak się dwóch lub trzech nie przewróci, jak nie ma modlitwy w językach, jak nie ma odpowiedniego "czadu" muzycznego - tzn., że nie było modlitwy, że wspólnota przeżywa kryzys, albo co gorsza nastąpił udany atak szatana? Na przeciwstawnej szali wagi należałoby ustawić poglądy odżegnujące się od wszelakiej "charyzmatyczności" na modlitwie. Typowym zdaniem dla tej opcji jest to, które niedawno usłyszałem: "my nie jesteśmy grupą charyzmatyczną, my nie będziemy wydziwiać i się emocjonalizować, my będziemy jedynie odmawiać Nieszpory?" (notabene ciekawe komu i co będą odmawiać?). Pomiędzy tymi dwoma poglądami istnieją jeszcze inne modyfikacje dotyczące form modlitwy, korzystania z gestów, tańców, metod integrujących i dynamizujących grupę modlitewną, itp.
Niepokojem nie napawa fakt, że istnieją takie poglądy (bo w każdym z nich jest część prawdy, zresztą często akcentowana w związku z doznaną przesadą w jakiejś dziedzinie życia modlitwy, zwłaszcza wspólnotowej), ale to, że są one wypowiadane w sposób przeciwstawiający jedne drugim, a nie, jak powinno być, podawane uzupełniająco. Przecież Liturgia Godzin - jest modlitwą, paraliturgia różnych nabożeństw - jest modlitwą, rozmowa z Panem Bogiem w "cztery oczy" - jest modlitwą, "charyzmatyczne" w swojej formie spotkanie modlitewne również - jest modlitwą.
Właściwie należałoby powiedzieć, że każdy z tych wyżej wymienionych sposobów modlitwy - może być modlitwą, ale niekoniecznie w danym przypadku nią jest. Przecież z własnego doświadczenia możemy wskazać na fakty, że zdarza się, iż po modlitwie jedyne, co możemy o niej powiedzieć, to to, że właśnie się skończyła? Tak jak można "zasłonić" się brewiarzem, czyli "odmówić" daną jego część i wcale się nie pomodlić, tak też można "zasłonić" się modlitwą równoczesną ("wieczernik"), modlitwą w językach, czy chociażby siedzeniem przez godzinę w milczeniu przed tabernakulum. Istotą modlitwy jest spotkanie, dialog człowieka z Bogiem. Jeżeli to nie następuje, to chociaż na zewnątrz niby wszystko się dokonało, to tak naprawdę nie można powiedzieć, że miała miejsce modlitwa, rozmowa Boga i człowieka. Inną, tutaj drugorzędną (chociaż w procesie wzrostu bardzo ważną), rzeczą jest aktualna jakość tej relacji, ale winna ona stanowić stały przedmiot pracy nad sobą. Najpierw musi zaistnieć relacja, aby później dbać o intensywność jej przeżywania.
Prawdą jest stwierdzenie, że modlitwa to dialog człowieka z Bogiem (oczywiście pierwsze słowo do powiedzenia w tym dialogu ma Bóg, to On nas łaską pobudza do rozmowy, to tak ważne jest Jego: "Szema": słuchaj). Dialog CZŁOWIEKA, zatem nie dialog tylko ludzkiego intelektu, tylko emocji, tylko odpowiedniej pozycji ciała, ale dialog człowieka, zatem każdej sfery jego życia!!! Zrozumienie tej prawdy pozwoli nam myśleć i mówić o modlitwie właściwym językiem. Nie zmienia to faktu, że każdy będzie miał swoje ulubione sposoby dialogu z Bogiem i to zarówno te sam na sam, jak i te we wspólnocie. I tak jest właściwie, o ile jednocześnie człowiek jest otwarty na każdą inną proponowaną formę, zakładając, że jest ona prowadzącą do spotkania z Bogiem.
Jako konsekwencję proponowanego sposobu myślenia, należałoby przyjąć postawę otwartą wobec wielości form i sposobów modlitwy, wobec bogactwa różnorodności, jakie niesie w sobie doświadczenie Kościoła. Z tej postawy winna zaś zrodzić się wrażliwość na możliwą "inność" przeżywania spotkania z Bogiem przez moich bliźnich. Ta wrażliwość z jednej strony może być dla mnie okazją do skorzystania z nieznanego mi dotychczas sposobu dialogowania z Bogiem, z drugiej zaś strony, gdy mam na to wpływ, np. prowadząc spotkanie modlitewne, ukształtować modlitwę w taki różnorodny sposób, że każdy z obecnych znajdzie coś dla siebie. Wydaje się, że świadomość, iż modli się "cały" człowiek, pomoże nam widzieć bogactwo form modlitwy (zwłaszcza dotyczy to problemów w modlitwie wspólnotowej) jako dar ich wzajemnego dopełniania się, a z drugiej strony ochroni nas przed niebezpieczeństwem skostnienia w jakiejkolwiek monoformie.
ks. Ryszard Nowak