TWORZENIE TRWAŁEJ WIĘZI MAŁŻEŃSKIEJ
Na poprzednim spotkaniu Ania próbowała wyjaśnić sens słów, którymi będziecie ślubowali sobie w kościele. Gdy my braliśmy ślub trzeba było przedtem wziąć tzw. ślub cywilny. Dzisiaj nie jest on obowiązkowy, ponieważ istnieją śluby konkordatowe. Jednak ze względu na wypowiadane na tym ślubie słowa, chciałbym od nich rozpocząć dzisiejszą konferencję o tworzeniu trwałej więzi małżeńskiej.
Po złożeniu przed urzędnikiem uroczystego oświadczenia, że wstępuję w związek małżeński z obecną przy mnie dziewczyną, wypowiadało się następującą deklarację: „ i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe.”
Najlepszą gwarancją tego, że nam się to uda jest zaproszenie do naszego małżeństwa Pana Boga, aby był obecny we wszystkich naszych sprawach i kierował nimi. Ale Pan Bóg wymaga również naszego współdziałania z nim w tym dziele.
Myślę, że budowanie jedności naszego małżeństwa powinniśmy rozpocząć od troski o prawdę. Prawdę o naszych uczuciach: radosnych i tych przykrych, o naszych nadziejach i rozczarowaniach. Możemy tego dokonać jedynie poprzez rozmowę!
W małżeństwie nie może być tematów tabu lub niedomówień. Wszystko trzeba wyjaśnić upewniając się, że współmałżonek dobrze zrozumiał to, co chciałem mu przekazać.
Kobieta ze swej natury ma większą swobodę w komunikowaniu się, ba, wręcz przymus psychiczny. Mężczyzna ma na tę jej potrzebę odpowiedzieć, zwłaszcza mężczyzna, który zdecydował się na małżeństwo. Ma ją wysłuchać, bo to jest jej ważna potrzeba, a nie mówić „znowu nadaje, nawija, ględzi”. To „nadawanie” przez kobietę jest w Bożym planie stwórczym, bo każde dziecko, które dopiero, co otworzyło oczy i słyszy swą matkę, która robi do niego miny, gaworzy i mówi do niego, przechodzi przyspieszony kurs nauki życia. W tym dziele kobieta ze swoją potrzebą komunikowania się jest niezastąpiona. Im większa emocja, tym większy przymus wypowiedzenia tego na zewnątrz. No i tu zaczynają się problemy.
Powiedzmy, poczęło się dziecko. Oboje szczęśliwi.
Nikomu nie powiemy, dopóki nie widać, dobrze? To będzie nasza słodka tajemnica!
Dobrze, nie powiemy.
Umówili się oboje, dali sobie słowo. Idą na imieniny i żona mówi:
Mnie kawy nie, dziękuję, ja teraz kawy nie piję. Wino?! W żadnym wypadku.
Oczywiście wszyscy wiedzą natychmiast, o co chodzi. Czy on powinien mieć pretensję? No, na pewno ograniczone. On powinien zdawać sobie sprawę, że jej jest ciężko tak emocjonujące, tak cudowne wydarzenie utrzymać w tajemnicy. Wobec tego, drodzy panowie, trzeba przez palce patrzeć na dotrzymywanie tajemnicy przez kobiety, zwłaszcza tajemnicy, która wiąże się z wielką emocją zarówno pozytywną, jak i negatywną.
A jeśli już zaczniemy ze sobą rozmawiać - poznawać wzajemnie swój punkt widzenia na wszystkie nasze sprawy, wtedy okaże się jak często różnimy się w poglądach. A mamy budować jedność! Dlatego winniśmy wspólnie planować i decydować o tym, co jest naszym wspólnym dobrem: sprawa wydatków, sposób wychowania dzieci, spędzanie wolnego czasu itd. Wtedy łatwiej jest nam podkreślać naszą wspólnotę: częściej mówić „my”, zamiast „ja”. Jest to dzielenie się sukcesem i wspólne dźwiganie porażek.
Nigdy natomiast nie możemy w towarzystwie, nawet w żartach, mówić źle o współmałżonku lub o jego rodzinie (te słynne dowcipy o teściowej!). Jest to niszczenie naszego małżeństwa, podrywanie zaufania współmałżonka i ranienie go. Nie powinniśmy też zachwycać się kimś innym, bo może to być odebrane jako porównywanie tej osoby ze współmałżonkiem.
Ja, kiedyś na imieninach u siostry żony zachwycałem się galaretą, którą podała na stół. Aby sprawić przyjemność gospodyni powiedziałem, że takiej dobrej jeszcze nie jadłem. Później długo musiałem wyjaśniać żonie, że nie chciałem przez to powiedzieć, że nie umie gotować. Ostrożnie z komplementami pod adresem innych osób!
Najważniejszą dla mnie osobą ma być mój mąż - moja żona. To właśnie z tą osobą chcę przeżyć swoje życie. Nie do pomyślenia jest taka sytuacja, jaka kiedyś miała miejsce u naszych przyjaciół. Żona oczekująca z obiadem na męża denerwuje się, że długo nie wraca z pracy. Przychodzą jej do głowy różne złe myśli: może był wypadek, może ktoś go napadł. Późnym wieczorem zjawia się uśmiechnięty mąż i na wymówki żony odpowiada z rozbrajającą szczerością i zdziwieniem: „Otrzymałem awans w pracy, musiałem więc podzielić się tą radością z mamusią...” A że mamusia mieszka w miejscowości oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów... Można pomyśleć: wzorowy syn! Tak, ale on powinien być przede wszystkim wzorowym mężem! To właśnie żona ma być tą, która pierwsza przeżywa nasze radości i sukcesy. Rodzice, pomimo największego szacunki jakim ich obdarzamy nie mogą nam przysłaniać współmałżonka. Przecież Pan Bóg mówi: „Opuści człowiek swego ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną i będą dwoje jednym ciałem”. To opuszczenie dotyczy nie tylko oddalenia fizycznego lecz także emocjonalnego: to już nie rodzice, ich ocena i uczucia są dla mnie najważniejszym probierzem mojego powołania, lecz ta, której ślubowałem, że jej nie opuszczę (dotyczy to również opuszczenia duchowego). Innym przykładem jest postawa pewnej mamusi młodej mężatki. Mamusia nie mieszka z nimi, ale przywozi obiadki w garnuszkach, bo nie wierzy, że młodzi sobie poradzą. Trzeba było wiele mądrości i taktu tych młodych ludzi, żeby w sposób nie raniący uczuć mamy, poprosić ją o okazanie im zaufania i pozostawienie samym sobie wobec codziennych problemów i obowiązków, aby sami mogli przeżywać swoje życie i doświadczać radości wspólnego decydowania o swojej rodzinie.
Pierwszy kryzys w małżeństwie.
Rozczarowanie samym małżeństwem i partnerem. Małżeństwo nie spełnia oczekiwań:
nie daje poczucia bezpieczeństwa w zakresie materialnym (koszta utrzymania wspólnego domu wcale nie są mniejsze niż „kawalerki”, więcej obowiązków -sprzątanie i praca na rzecz drugiej osoby (moja matka lepiej dbała o moje koszule, obiecywałeś, że będziesz nosił węgiel, a teraz co?)
wracają osobiste przyzwyczajenia, chęć dysponowania swoim czasem, życie towarzyskie,
próba narzucenia swojego stylu lub ciche usuwanie się - targowanie o czas i prawo nieobecności poza domem,
rozczarowanie życiem seksualnym: kobieta do pełni przeżycia w tej dziedzinie dochodzi powoli, czasami przez lata, mężczyzna natomiast z biegiem lat zaczyna traktować żonę z „rutyną” człowieka korzystającego spokojnie ze swoich praw - mało interesuje się przeżyciami partnerki. Na odmowę czułości kobieta reaguje instynktownie - odmową uznania i podziwu swojego męża. Z jej strony pogarda, z jego, w rewanżu, szorstkość lub wręcz brutalność. Po latach nie sposób dojść „kto zaczął” - oboje będą w sercu nosić poczucie krzywdy i niesprawiedliwości.
Nawyk poszukiwania poza sobą przyczyn swojego niezadowolenia - pretensje do rzeczywistego człowieka, że się okazał innym się był wydawał. Zamiast korygować swój sąd i pracować nad akceptacją rzeczywistości zaczynamy domagać się, aby człowiek przybrał wymarzony przez zakochanego kształt. Czasami może budzić się podejrzenie ,że partner świadomie chciał wprowadzić nas w błąd, udając takiego, jakim się wydawał. I tu najmniejsza pretensja odbierana jest jako niezasłużona krytyka i brak sprawiedliwości; najgorzej gdy zaczynamy obustronnie uzasadniać słuszność swoich pretensji.
Próba wychowania sobie partnera. Udaje się to tylko wtedy, gdy druga strona akceptuje widzianą oczami swojego współmałżonka swoją wizję osobowości i czynnie współpracuje.(Ja uznałem tę prawdę, że nie umiem wyrażać swoich pragnień-stosuję przymówki, boję się mówienia wprost - teraz nad tym pracuję).
Lekarstwem na rozwój miłości i trwałości małżeństwa jest pokora - akceptacja własnego ograniczenia i niepełności. Ona pozwala zobaczyć wartości dawane i otrzymywane we właściwej perspektywie (wrodzone spojrzenie zawsze większym widzi to, co samo daje). Daje to szansę na zaistnienie wdzięczności. Ujawnienie przeżywanej wdzięczności pozwala dającemu odkryć, że jest potrzeby, że daje komuś szczęście - wypełnia więc szczególnie bardzo kobiece pragnienie, o którym mówi aforyzm:
Kobieta nieskończenie więcej pragnie uszczęśliwiać niż przeżywać własne szczęście.
Pamiętajcie o tym panowie, że wdzięczność wyrażona żonie najbardziej przekonuje ją o waszej miłości i otwiera jeszcze bardziej skarbiec jej serca. Moja Babcia ŚP często określała to, że nieba chciałaby przychylić.
Żeby tyko nie doprowadzić tej wdzięczności do takiej puenty:
Mąż budzi się w szpitalu po operacji i widzi siedzącą przy nim żonę. Z trudem zaczyna wymawiać słowa. Żona pochyla się nad nim i słyszy:
Ty zawsze jesteś przy mnie: wtedy, gdy potrącił mnie samochód - byłaś ze mną; gdy spłonął nasz dom - stałaś przy mnie i wtedy, gdy moja firma zbankrutowała - byłaś blisko.
Wiesz co kochanie?
Co najdroższy? - w oczach żony zaszkliły się łzy wzruszenia.
Myślę, że ty przynosisz mi pecha!
Pochwal żonę za atrakcyjny wygląd, za czułość, za pięknie nakryty stół. Powiedz mężowi, że jesteś dumna z jego umiejętności wykonywania drobnych napraw, jego odwagi i sprawiedliwości. Sam doświadczyłem tego, że od czasu, gdy zdobyłem się na to, by podziękować żonie za wyprasowanie koszuli czy zrobienie mi kawy, Pan Bóg zaczął mi odkrywać coraz więcej wspaniałych rzeczy, którymi obdarowuje mnie poprzez żonę.
W sprawach trudnych w naszym małżeństwie musimy rozmawiać, choć to czasem bolesne, bo tylko w ten sposób uchronimy nasze małżeństwo. Co więcej, właściwie rozwiązane problemy budują je a nas uodporniają na przeżytą sytuację konfliktową.
Nabieramy wtedy mądrości życiowej. Dlatego nie bójmy się dialogów gorących, namiętnych, przeradzających się niekiedy w kłótnię. Mówi się, że nie kochają się ci, którzy jeszcze nigdy nie pokłócili się ze sobą. Ważne żeby wymiana zdań, kłótnia zawsze kończyła się znalezieniem takiego rozwiązania, w którym żadna ze stron nie czuje się pokonana. Właśnie w ten sposób utrwala się miłość między małżonkami, bo przecież miłość to rezygnowanie ze swego ja, z tego, co jest wygodne, przyjemne tylko dla mnie po to, aby również mój współmałżonek był ze mną szczęśliwy.
Nie wolno problemów spychać je w podświadomość i udawać jakby nic się nie stało albo zacinać się w poczuciu krzywdy, niezrozumienia i budować między sobą mur milczenia.
Przecież nawet na wojnie dopóty istnieje szansa na pokój, dopóki zwaśnione strony spotykają się przy stronie rokowań. Nigdy nie należy się poddawać zniechęceniu, lecz zawsze szukać sposobu rozwiązania problemu. Tylko wtedy małżeństwo jest poważnie zagrożone, gdy któraś ze stron zaczyna myśleć o rozwodzie.
Pytano kiedyś wiekowego jubilata, który obchodził siedemdziesiąta rocznicę swego ślubu czy w czasie tak długiego pożycia małżeńskiego nigdy nie przyszła mu do głowy myśl o rozwodzie? Szczerze się zdziwił. Rozwód? Nie, nigdy! Parę razy już chciałem ją udusić, ale rozejść się? Nie, nigdy!
Pamiętajmy tylko, że nasze konflikty mamy rozwiązywać sami, prosząc oczywiście Pana Boga do pomocy, ale starajmy się nie włączać w to rodziny. Jeśli potrzebujemy jakiejś rady, niech to będzie doświadczony przyjaciel rodziny, ksiądz, czy osoba z Poradnictwa Rodzinnego. Bo często poróżnieni młodzi małżonkowie chętnie by już się pojednali, bo tak naprawdę to świata poza sobą nie widzą, gdyby nie mamusia, która włączyła się w to nieporozumienie i tak dochodzi sprawiedliwości w poczuciu krzywdy swojego dziecka, że często doprowadza do tego, że „dziecko” wraca pod jej opiekuńcze skrzydła. Następuje separacja. Młodzi tracą najpiękniejsze pierwsze lata swego małżeństwa i narażają się na pozbawienie szansy zdobycia samodzielności i dojrzałości.
A przecież w gruncie rzeczy i mąż i żona pragną tego samego: być szczęśliwym i sprawić by ze mną był szczęśliwy mój współmałżonek. Umiejmy dostrzec i docenić te starania.
Musimy nauczyć się wracania myślą do radosnych wspólnych przeżyć z naszego narzeczeństwa i małżeństwa. Szczególnie, gdy doświadczamy uczucia przygnębienia, czy zniechęcenia.
Odświeżenie w pamięci naszej radości tamtych chwil wyzwoli w nas optymizm, że znowu przyjdą dobre dni i jednak zaznaliśmy w życiu szczęścia - to na wypadek naszej depresji! Postarajmy się, aby nasze wzajemne zabieganie o siebie z okresu narzeczeństwa trwało nadal!
Nie zapominajmy o tych drobiazgach, które sprawiają radość współmałżonkowi! Jak bardzo się cieszyłem i byłem szczerze wzruszony, gdy ubierając się do pracy znajdowałem w kieszeni Halls`y, które włożyła mi Ania! Było to dla mnie dowodem na to, że myśli o mnie, że mnie kocha, że nawet w ten drobny sposób pragnie mego szczęścia.
Dążąc do budowania coraz większej jedności pomiędzy nami, nie możemy jednak zapominać o tym, że nasz współmałżonek potrzebuje też przestrzeni wolności, w której mógłby realizować swoje zainteresowania i hobby. Będzie to wyrazem naszego szacunku dla odmienności drugiej osoby i jej zainteresowań.
Szacunkiem powinno się również objąć rodzinę współmałżonka. Nie unikajmy wizyt u jego rodziców i krewnych. Przecież to oni go wychowali i oddali tobie w zaufaniu, że będziesz go kochać nie mniejszą miłością niż oni. Podtrzymujmy tradycję wspólnego spędzania świąt, imienin czy też innych okazji bycia razem. Jak wspaniale musi czuć się teściowa, gdy 26 maja zjawia się zięć z kwiatami i rozpoczyna: „Kochana Mamusiu ...”
Teściowie nie są twoimi wrogami, a takie ich traktowanie rani zarówno ich jak i twojego współmałżonka oraz motywuje jego rodziców, aby dostosowali się do roli jaką im narzucasz. Myślę, że każde z rodziców twego współmałżonka jest wspaniałe. Tylko sztuką jest to odkryć i docenić.
Jeśli już mówimy o odkrywaniu prawdy o rodzinie naszego kandydata do małżeństwa, to okres narzeczeństwa powinien być czasem szczególnego przypatrywania środowisku, z którego pochodzi nasz wybranek. Może nam to pomóc w ocenie jego zachowań i reakcji zarówno obecnych jak i tych w przyszłości. Trzeba nam zgłębić atmosferę jego domu rodzinnego : jakie postawy są tam preferowane, do czego wszyscy dążą, jak odnoszą się nawzajem do siebie i do innych ludzi; czy jest tam miejsce na szacunek dla innego człowieka, czy też liczy się tylko efekt końcowy każdego działania; czy ceni się tam uczciwość, czy może wyznaje zasadę, że cel uświęca środki i kto ma więcej (władzy, pieniędzy) ten jest ważniejszy; czy jest to rodzina wierząca czy też może wyznająca zasadę: „zwyciężaj albo giń”. Innymi słowy czy są to ludzie budzący nasze zaufanie i pragnienie przebywania wśród nich. Mówi się, że żenię się z konkretną dziewczyną, a nie jej rodziną, jednak poznanie wyznawanych wartości przez środowisko, z którego się wywodzi może otworzyć nasze oczy na niedostrzeganą jeszcze jej wartość, ale może też być przesłanką o niebezpieczeństwie ujawnienia się w przyszłości skłonnościach lub cechach charakteru, których dzisiaj u niej nie widzimy, natomiast dostrzegamy w jej najbliższej rodzinie.
Zagrożeniem trwałości małżeństwa jest agresja w rodzinie. Jeśli obserwujemy takie zachowania w rodzinie naszego narzeczonego, niech to będzie przestrogą, że i on może reagować w ten sposób na sytuacje konfliktowe. Dzisiaj coraz częściej słyszy się, że agresorami są panie. Niedawno widziałem w telewizji program o tym problemie. Policja, do której zwrócił się maltretowany przez własną żonę mąż, ironizowała sprawę i de facto pognębiała tylko tego nieszczęśnika: „babie nie możesz dać rady? co z ciebie za chłop?!” Może winny jest wpływ postaw współczesnego świata, który twierdzi, że wszystko trzeba zdobyć siłą, a sprawiedliwości nikt tak nie wymierzy jak tylko ty sam?!
„... i przyrzekam, że uczynię wszystko, aby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe”.
Powtórzmy: jeżeli do naszego małżeństwa zaprosimy Jezusa, On jest gwarancją, że przetrzymamy każdą burzę i osiągniemy zbawienie. W Jego imię zawieracie sakramentalny związek małżeński w pełni uczestnicząc we Mszy Św. On jest w was. On jest z wami. Będzie z wami się radował na przyjęciu weselnym, będzie przeżywał wzruszenie przyjmowanych życzeń, będzie także w czasie waszych miłosnych uniesień. Nie zostawiajcie Boga za drzwiami sypialni! On was uświęcił w sakramencie małżeństwa i chce wam błogosławić. Niech każda chwili waszego małżeństwa będzie przeżywana razem z Panem Bogiem. Zawierzając mu siebie niczego nie tracicie, bo On nie zabiera tego dla siebie, tylko wam zwraca to uświęcone i naprawione!
Wolą Boga było, abyście się poznali, pokochali, zapragnęli być razem. Doprowadził On was do dnia zaślubin, abyście obdarowywali się nawzajem szczęściem. Więc sądzisz, że teraz gdy zawierzysz mu siebie i współmałżonka miałby robić coś wbrew sobie? Nie, On wasze życie uczyni prostszym, bo jest Bogiem prawdy; szczęśliwszym, bo jest Bogiem radości; spokojniejszym, bo jest Bogiem wiernym.
Jak z Nim współdziałać? Przede wszystkim módlcie się. Stawajcie do modlitwy wspólnie jako małżeństwo. Niech to będzie nawet krótka modlitwa, ale płynąca z waszych serc i dotykająca tych spraw, którymi aktualnie żyjecie. Pan Bóg nie oczekuje, abyś imponował Mu pamięcią modlitw wyuczonych przed Pierwszą Komunią Św. Pragnie, abyś otworzył mu swe serce, abyś był wobec Niego szczery! Gdy jest wam ciężko - wyżalajcie się przed Nim; gdy czujecie się bezradni lub zagrożeni - proście o radę; gdy radość przepełnia wasze serca - dziękujcie Mu! Nie szukajcie mądrych słów, które nie byłyby waszymi. Bóg pragnie waszej prostoty, spontaniczności i ufności. Później, gdy będziecie mieli dzieci, módlcie się przy łóżeczku waszej pociechy, a zobaczycie, że Bóg będzie dla niego Kimś bardzo bliskim i nie trzeba go będzie specjalnie uczyć modlitw w przygotowaniu do Pierwszej Komunii Św. Ono po prostu będzie na pamięć umiało te modlitwy, którymi modlili się jego rodzice. Później, w miarę dorastania, będzie tylko poznawało sens wyuczonych słów.
Budując swoją rodzinę nie możemy ograniczyć się tylko do zdobywania rzeczy materialnych: domu, samochodu, dobrej pozycji społecznej. Musimy nieustannie troszczyć się o rozwój naszego życia duchowego. Umocnieniem każdego małżeństwa są sakramenty święte, zwłaszcza Komunia Św. Korzystajcie z niej często.
Nie zapominajcie o waszych jubileuszach. Świętujcie rocznice ślubu, zapoznania się i tego wszystkiego, co jest dla was ważne i radosne. Dziękując sobie za dar wspólnego życia, nie zapomnijcie podziękować Panu Bogu za Jego łaskę i wasze powołanie. Uroczysta kolacja z okazji rocznicy ślubu niech będzie poprzedzona Mszą Św. i Komunią do udziału, w której zaproście swoich gości.
Dużą pomocą w duchowym wzroście małżeństwa jest udział w którejś ze wspólnot kościelnych. Są specjalne wspólnoty dla ludzi młodych, dla małżeństw. Każdy może znaleźć swoje miejsce.
4