Tren IX (Kupić by cię, Mądrości, za drogie pieniądze!...) - analiza i interpretacja
Kreacja podmiotu w [i]Trenie IX[/i] zostaje sprowadzona przede wszystkim do funkcji filozofa-poety, który skupia się głównie na przedstawieniu swojemu słuchaczowi pewnego stanowiska w kwestii cnoty stoickiej. Wiersz jest stychiczny, sylabiczny, trzynastozgłoskowy ze średniówką po siódmej sylabie. Odstępstw od rytmu wzorowego jest sporo, bo aż 10, co stanowi połowę łącznej ilości wersów. W związku z tak wielką liczbą świadomych zaburzeń składniowo-metrycznych również intonacja staje się niespokojna. Zdaje się naśladować falowanie głosu osoby przemawiającej.
Jan Kochanowski uważany jest za wyznawcę doktryny stoickiej i epikurejskiej przede wszystkim ze względu na wybitnie horacjański charakter swoich Pieśni, w których wpływy Cycerona również nie są bez znaczenia. Był więc Kochanowski wybitnym humanistą. Powiedzielibyśmy dzisiaj, że był dzieckiem swoich czasów, choć należy zauważyć, iż niemal w równym stopniu, co owe czasy kształtowały jego postawę, on, poeta czarnoleski, kształtował wiek, w którym żył. Nie dziwi więc, że zaczyna swój tren IX od apostrofy do Mądrości.
Już w pierwszym wersie czytelnik dowiaduje się, że Mądrość godna jest tego, żeby zapłacić za nią najwyższą kwotę, owe [i]drogie pieniądze[/i]. Co więcej, wers 2 przynosi potwierdzenie tej tezy dzięki powołaniu się na opinie pewnych autorytetów. Kim są ci, którzy - podobno - prawdziwie mienią”? Chodzić może tutaj o nauczycieli Kochanowskiego: Cycerona, Horacego, Senekę i innych wyznawców doktryny stoickiej (tak rozszyfrowuje ten fragment wybitny znawca twórczości poety, Janusz Pelc). Fragment ten można również odnosić do dowolnego człowieka, który podobne poglądy uważał za właściwe sobie (może to być np. wykształcony humanista).
Mądrość posiada ogromne i rozliczne właściwości, o czym dowiadujemy się już z drugiego wersu. Od tego momentu zaczyna się wykład na jej temat, który zajmuje w zasadzie cały utwór. Można by pokusić się nawet o stwierdzenie, że jest to próba stworzenia wierszowanej pochwały tej wartości, jest to jednak panegiryk przewrotny.
Podmiot liryczny stwierdza, że zdobyta Mądrość odpycha od nas frasunki i żądze (popędliwości), przez co człowiek staje się bliski istocie niebiańskiej - aniołowi, któremu obce są wszelkie udręki życia ziemskiego. Nie odczuwa lęku, nieszczęścia go nie spotykają (są one domeną tylko i wyłącznie człowieka). [i]Wszytki rzeczy ludzkie[/i] tracą znaczenie. Inne przymioty owego stanu to bezpieczeństwo i stałość, w których można mieć oparcie (mówi o tym wers 10).
Kochanowski mówiąc o Mądrości z całą pewnością odnosi się do Mądrości stoickiej, którą, w określonym rozumieniu, filozofowie nazywali najwyższą cnotą. Aby ją zdobyć należy wyzbyć się tego, o czym była mowa na początku trenu: frasunków i pożądliwości, a w zasadzie należy wzbić się ponad nie, wznieść się ponad doczesność, stać się na nie nieczułym. Raz osiągnięta cnota nie przemija. Daje zarazem stan eudajmonii, wiecznego szczęścia, które stanowi przeciwieństwo cierpienia spowodowanego przywiązaniem do przemijającego i kruchego życia doczesnego.
Jednak już w tym momencie dostrzec można pewne zgrzyty dzięki dokładnemu oglądowi treści, konfrontacji partii środkowych z początkowymi. Jak możliwe jest pozostanie w spójności z powyższym odczytaniem żal podmiotu związany z poczuciem zmarnowania czasu na poszukiwania Mądrości?
[c]Nieszczęśliwy ja człowiek, którym lata swoje
Na tym strawił, żebych był uźrzał progi twoje![/c]
Skoro Mądrość gardzi [i]skarby wielkimi[/i], wynosi ponad człowieka skrytego [i]pod dachem złoconym[/i] osobę ubogą, to czemu miałaby zostać kupiona za pieniądze? Przecież ostatecznie osiąga się ją poprzez wyrzeczenie się bogactw. Kupowanie mądrości za pieniądze przypomina zyskiwanie miana człowieka uczciwego za pomocą kradzieży - cnota nie jest przecież sprzedajna. Niepokój czytelniczy wywołany tą obserwacją każe podejrzewać, że utwór nie jest pochwałą mądrości stoickiej.
Sposób mówienia o cnocie do złudzenia przypomina tradycyjne konwencje panegiryczne, lecz w istocie jest czymś zupełnie innym. Niemal co krok spotykamy w utworze ironię, jest ona obecna od pierwszych słów - kupić mądrość to paradoks, który dla czytelnika szesnastowiecznego był aż za bardzo widoczny, wręcz narzucający się, a tym samym warunkujący sposób lektury dzieła. Podobnie nie na serio należy odczytać „odmienienie w anioła”, które miałoby nastąpić pod wpływem zgłębiania tajemnic mądrości. Trudno nie dostrzec w tym szyderstwa, powątpiewania, przesady. Owa Mądrość miałaby być tak cudowna, że człowieka odczłowiecza, zobojętnia. Szczególnie widać to, gdy skonfrontujemy obraz mądrości z omawianego trenu z całym cyklem, który przedstawia przecież uczucia osoby rozpaczającej po śmierci ukochanej córki. Idealistyczny stan stoickiej obojętności oznaczać musi nieczułość.
Dlatego właśnie podmiot w wersie 17 podkreśla, że jest przede wszystkim człowiekiem. To wyznanie własnej istoty wystarcza za szeregi wyjaśnień. Podmiot mówi o sobie: [i]ja człowiek[/i], co równa się stwierdzeniu [i]człowiekiem jestem, więc nic, co ludzkie nie jest mi obce[/i]. [i]Ja[/i] liryczne mówi o sobie, że mimo poświęcenia wielu lat na naukę i kontemplację, na poszukiwanie mądrości - człowiekiem być nie przestał, bo to niemożliwe. Nie przemienił się w anioła, chociaż myślał o sobie, że doszedł do i]Stopniów ostatnich[/i], a więc, jak czytamy w komentarzu Pelca, [c]najwyższych wiodących do przybytku Mądrości[/c]. Przegrał jednak, został [c]Między insze, jeden z wiela, policzony[/c].
Rola ojca zdaje się być w [i]Trenie IX[/i] niewidoczna, ale jest wciąż nieodzowna do zrozumienia pobudek, jakie skłoniły filozofa do podjęcia, drastycznych w swych konsekwencjach, kroków. Ukazują one bowiem przesunięcie środka ciężkości, jakie dokonało się w systemie wartości podmiotu-filozofa. Dla Kochanowskiego utwór ten musiał stanowić swoistą autopolemikę z dotychczasowymi przekonaniami.
Tren X (Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała?...) - analiza i interpretacja
Tren X jest pisany wierszem stychicznym, trzynastozgłoskowym o schemacie (7+6). Jest to liryka wyznania podmiotu, liryka bezpośrednia. Jeśli chodzi o linię intonacyjną nie sprawia ona w tym utworze zbytnich kłopotów, ponieważ jest w najwyższym stopniu podporządkowana składni zdania pytającego. Z takich właśnie elementów składa się w zasadzie prawie cały utwór. Składnia pytajna w szczególności sprzyja układom paralelnym członów wersowych, choć zdarza się, że ów paralelizm nie jest tak wyraźny przez zabiegi składniowe w obrębie wersu (np. ww. 5 i 6).
Jest to kolejny utwór, który rozpoczyna się apelem do zmarłej Orszuli: [c]Orszulo moja wdzięczna, gdzieś mi się podziała? [/c] Fragment ów zawiera więcej informacji niż czytelnik jest w stanie przypuszczać. Po pierwsze nadaje ton pytajny, po drugie określa stopień zażyłości podmiotu wołającego z osobą, do której się zwraca, po trzecie wskazuje na role podmiotu, po czwarte określa sytuację liryczną.
Ton pytajny dyktuje warunki intonacyjne, rytmiczne i filozoficzne w całym utworze. Rolę podmiotu jako ojca widzimy przede wszystkim w określeniach wskazujących na stopień zażyłości z córką. Chodzi o epitet [i]wdzięczna[/i] oraz zaimek dzierżawczy [i]moja[/i]. Rola filozofa zawarta jest tu pośrednio, właśnie poprzez ton pytajny. Można by go określić jako istotę poszukującą. Zaś o sytuacji lirycznej możemy wnioskować tyle tylko, że mamy do czynienia z poczuciem straty, z którego wynika rozpacz. Będzie to znajdowało potwierdzenie w kolejnych wersach utworu.
Utwór składa się w lwiej części z pytań, na które nie pada żadna konkretna odpowiedź. Nie są to oczywiście pytania retoryczne, gdyż wyraźnie odczuwalna jest potrzeba odpowiedzi. Dla każdego humanisty sprawa życia, śmierci i sytuacji pozagrobowej była dość klarowna. Wykształcony człowiek doby renesansu znał doskonale Pismo Święte oraz tak zwanych pisarzy pogańskich (antycznych) wraz z całym towarzyszącym im bagażem mitologicznym. Wiele przekonań i wyobrażeń było kreowanych w sposób synkretyczny, czyli łączący obie te tradycje jako nie będące wzajemnie opozycyjne. Owe dwie jakości traktowane były równorzędnie i jako takie współtworzyły model kulturowy (umysłowy) czasów dawnych. Znany jest horacjański topos non omnis moriar. Dodać należy do tego filozofię stoicką, nakazującą odrzucić nietrwałą miłość do rzeczy materialnych i pozostanie obojętnym nawet wobec śmierci (por. tren IX). Kochanowski wraz z całą swoją twórczością doskonale wpisywał się w ówczesny model umysłowości, który jednocześnie sam współtworzył.
Należy o tym wszystkim pamiętać, gdy analizuje się sytuację liryczną. Poeta-ojciec z żalem opłakuje zmarłą córkę i pyta: [c]gdzieś mi się podziała?[/c] Od humanisty tego formatu, co Kochanowski oczekujemy raczej pewności niż serii pytań. Chcemy więc być przekonani, iż pytania owe odwołują się raczej do erudycji czytelnika, który musi udzielić sobie odpowiedzi samemu, lecz taką opcję już wykluczyliśmy - to nie są pytania retoryczne. Każde pytanie odwołuje się do znanego motywu występującego w utworach o tematyce funeralnej. Nie wiadomo nawet, według jakiego klucza należałoby odpowiadać.
Problem pytań zrodził się z chwilą, kiedy podmiot postanowił zwrócić się do zmarłej córki, której ciało spoczywa już w trumnie, w grobie (por. tren VII). Podmiot uświadamia sobie, że musi zwrócić się do istoty (bytu), która znajduje się w innym miejscu, w innym wymiarze niż on sam, w związku z czym, aby mógł zostać zrozumiany, czuje potrzebę zlokalizowania swojej Orszulki: [c]W którą stronę, w którąś się krainę udała?[/c] Na tej właśnie płaszczyźnie rodzi się dramat i problem. Podmiot zadaje serię pytań, korzystając przy tym z całej swojej erudycji. Pyta o pośmiertne drogi wywodzące się z tradycji chrześcijańskiej, mitologicznej, lecz odpowiedź nie pada z nikąd. [i]Ja[/i] liryczne, które jawi się czytelnikowi jako poeta doctus nie doczekuje się odzewu. Stąd wniosek, że żadna wiedza ani żadna religia nie dają prawdziwej wiedzy eschatologicznej. Być może nie dają w takim razie żadnej pewnej wiedzy. Nie dają już oparcia, skoro ich treści nie stają się użyteczne.
Ani niebo (rozumiane w sensie chrześcijańskim lub mitologicznym), ani raj, wyspy szczęśliwe, ani reinkarnacja (życie pod postacią słowika) ani czyściec nie są miejscami przebywania Orszulki. Nie wiadomo czy i gdzie dociera głos, który zdaje się być właśnie owym biblijnym głosem wołającego na puszczy. W konsekwencji uwaga mówiącego zwraca się w akcie desperacji do jakiegoś miejsca przedwiecznego, na które nie ma już żadnej nazwy, a w którym dziecko mogło przebywać zanim się narodziło. Niewystarczalność tego, co podmiotowi znane zmusza go do podjęcia desperackiego kroku rozpaczy:
[c]Czyś po śmierci tam poszła, kędyś pierwej była,
Niżeś się na mą ciężką żałość urodziła?[/c]
Dramatyzmu wypowiedzi poetyckiej przydaje narzucająca się anafora wynikająca ze składni zdania pytającego. Chodzi o powtarzające się zaimki [i]czyś, czyliś, czy, czyli.[/i]
Wszelkie pytania skierowane są do Urszuli stanowią równocześnie apele, są wołaniami. Mają więc podwójną, złożoną funkcję, co dodatkowo komplikuje sytuację komunikacyjną. W dużym uproszczeniu wygląda to tak, jakby każde pytanie dotyczące określonego miejsca było jednocześnie wołaniem w tę konkretną przestrzeń pośmiertną. W obliczu braku odpowiedzi podmiot zaczyna podejrzewać, że córka w ogóle go nie pamięta, że nie wie co się z nim dzieje (ww.7-8). Wykazuje jednak determinację i ponawia wołania aż do wezwania rzuconego w nieznane.
Zakończenie przybiera postać znanego fragmentu:
[c]Gdzieśkolwiek jest, jesliś jest, lituj mej żałości,
A nie możesz li w onej dawnej swej całości,
Pociesz mię, jako możesz, a staw sie przede mną
Lubo snem, lubo cieniem, lub marą nikczemną.[/c]
Wypowiedziana jest wreszcie treść najważniejsza dla całego utworu. Po to właśnie podmiot rozpoczął swój monolog - aby uzyskać pocieszenie. Żądanie owo jest o tyle bardziej wymuszone przez dramatyzm sytuacji, o ile ojciec nie wie wcale, czy w ogóle zostanie usłyszany (nie mówiąc już u wysłuchaniu). Zjawienie się mary znikomej (nikczemnej) byłoby potwierdzeniem sensowności podjętych wysiłków. Podobne zdarzenie będzie miało miejsce w [i]Trenie XIX[/i], choć droga do niego jeszcze daleka.
Z tej perspektywy można dojść do jeszcze jednego, ważnego wniosku. Sytuacja liryczna wskazuje, że poeta, decydując się na stwierdzenie, że nie wie, gdzie jest jego córka, mówi coś bardzo ważnego na temat dotychczasowych przekonań o ludzkich możliwościach poznawczych oraz o wartości religii. Zakwestionowane zostają wszystkie wyniki dotychczasowych rozważań eschatologicznych, wiedza, o której była mowa wcześniej traci na znaczeniu (o ile w ogóle nie traci znaczenia). To, co dzieje się z człowiekiem po śmierci jest dla żyjących niepoznawalne, a jedyną niepodważalna informację można by zaczerpnąć od samych zmarłych - lecz ci milczą. Tren X jest także kontynuacją buntu przeciwko pewnym ideom, zapoczątkowanego najwyraźniej w trenie IX, rozszerzoną na płaszczyznę religijną, eschatologiczną. Tren XI będzie stanowił apogeum buntu podmiotu.
Tren XI (Fraszka cnota! - powiedział Brutus porażony...) - analiza i interpretacja
Tren XI uważany jest za ogniwo centralne całego cyklu. Czemu tak jest? Należy mieć na uwadze przede wszystkim dwie podstawowe role podmiotu mówiącego w Trenach, które potrzebne są, aby doprowadzić do skraju rozważania na temat pewnych problemów ogólnych. Po pierwsze występuje on jako poeta-ojciec, po drugie natomiast jako poeta-filozof (humanista, dziecko swoich czasów). W niektórych utworach cyklu występuje tylko jedna kreacja, w innych obydwie. Nie można faktu owej [i]mnogiej[/i] obecności lekceważyć, gdyż w połączeniu z konkretnymi treściami może się ona okazać niezwykle istotna. Tak jest w tym przypadku.
Pierwszy wers przynosi przytoczenie słów Brutusa tyranobójcy (zabił on Juliusza Cezara, sam zaś zginął z rąk jego mściciela Oktawiana Augusta; kiedy umierał miał wypowiedzieć słowa wzgardy dla cnoty, którą uznał za niewolnicę Losu):
[c]Fraszka cnota ! - powiedział Brutus porażony...[/c]
Można by rzec, że sam cytat niczego jeszcze nie znaczy, gdyż, odpowiednio wyróżniony, nie zmusza autora do identyfikowania się z konkretnymi treściami w nim zawartymi. Jednak w trenie XI jest inaczej, poeta podejmuje ów wątek, jakby słowa Brutusa stanowić miały jedynie preludium, zwięzłą i obfitą w znaczenia kwintesencję tego, co ma nastąpić w dalszych partiach utworu. Owa sytuacja przestaje dziwić, kiedy poszukamy odpowiedzi na pytanie, czemu akurat takie nawiązanie, oraz czemu owo preludium stanowią słowa Brutusa. Otóż z negacją cnoty baczny czytelnik cyklu zetknął się już między innymi w trenie IX, gdzie problem ten został podjęty, choć nie do końca wprost. Negacja Mądrości ukryta była pod płaszczem jej pochwały i tylko końcowe cztery wersy mówiły coś bezpośrednio, choć jedynie o dążeniach samego podmiotu. W niniejszym trenie owa deprecjacja osiągnąć ma apogeum.
Wróćmy do początkowego wersu utworu. O Brutusie mówi się, że jest „porażony”. Porażony znaczy tu tego, który odebrał razy, został raniony. Zacytowane zdanie krzyczał więc ktoś, kto ogromnie cierpiał z powodu określonego zdarzenia, które przysparzało mu bólu fizycznego. Owo zdarzenie doprowadziło go do kryzysu wartości, w które dotychczas bardzo głęboko wierzył. Już w tym zwięzłym objaśnieniu ujrzeć można wyraźną paralelę do sytuacji podmiotu lirycznego cyklu trenów. Jak to zostało powiedziane, poeta podejmuje wątek znikomości cnoty jako najwyższej wartości stoickiej. Co więcej, wprowadza jednocześnie problematykę wanitatywną, kiedy przekonuje odbiorcę o marności i znikomości wszystkiego, co rzeczywiste, co: [c]Fraszka, kto się przypatrzy, fraszka z każdej strony! [/c] Dodatkowej ekspresji przydaje temu stwierdzeniu to, że stanowi ono wykrzyknienie, analogiczne do wykrzyknienia Brutusa. Tak więc podmiot nie tylko nie dystansuje się wobec treści przytoczonych słów tyranobójcy, lecz także w pełni się z nimi utożsamia. Ta obserwacja jest przerażająca z punktu widzenia humanisty, ponieważ stanowi coś więcej niż tylko wyrzeczenie się dawnych ideałów, o co można było podejrzewać podmiot liryczny w trenie IX. To dosłownie totalne zanegowanie ich sensowności, przydatności i esencjonalnej wartości w świecie. Mądrość nie może mieć najmniejszej wartości jeśli się przyjmie, że [i]fraszka z każdej strony[/i], że [i]wszystko marność[/i]. Przekonanie o wszechogarniającej znikomości rzeczy materialnych wzmacnia jeszcze powtórzenie, trzykrotne przywołanie (w sensie dosłownym) rzeczownika [i]fraszka[/i]. Jest to wyraz dwusylabowy, a więc akcentujemy jego pierwszą sylabę, co w efekcie daje również intensywne walory brzmieniowe w kluczowych pozycjach początkowej partii strofy.
Wersy 2 i 3 stanowią odrębne, paralelne rytmicznie człony, których zadanie sprowadza się do potwierdzenia, uwiarygodnienia i uwypuklenia treści wcześniej wyrażonych. Są to dwie zamknięte jednostki składniowo-intonacyjne, podporządkowane w dalszym ciągu regułom sylabowca regularnego (7+6), stanowiące dwa pytania retoryczne, skierowane do odbiorcy. Co ciekawe, są one niezwykle banalne. Odnosi się wrażenie, że tak błahe powody, dla których należy zarzucić poszukiwanie cnoty mógł wysunąć tylko człowiek prosty, dla którego liczą się realne korzyści. Nigdy natomiast ktoś wykazujący znaczną erudycję, a za kogoś takiego zwykle uważa się podmiot liryczny [i]Trenów[/i]. Otóż wydaje się, że podmiot trenu XI chce, żeby postrzegać go właśnie jako prostego człowieka, który ma prawo do zwykłych uwag, do najprostszych przeżyć i zwątpień.
Odpowiedź na pytanie dotyczące praw rządzących światem zawiera się w kolejnym fragmencie. Rządzi nim „nieznajomy wróg jakiś” - tajemna siła, fatum, na które nikt nie ma najmniejszego wpływu, a od jego działania nawet cnota się nie uchroni. Wyraźnie uwidocznia się w tych fragmentach również skrajna autopolemika z całym dotychczasowym dorobkiem myślowo-artystycznym poety czarnoleskiego. W jego pieśniach problematyka związana z losem i stoicką mądrością stanowił przedmiot niejednego utworu. Uważa się nawet, że owe kwestie wyznaczają w znacznym stopniu charakter ksiąg wzorowanych na Horacym.
W [i]Pieśniach[/i] stosunek pochwalny Kochanowskiego do cnoty, do ładu świata, wynikającego z przyjęcia tej wartości jako nadrzędnej jest wyraźny. Jak widać wynik rewizji wcześniejszych poglądów jest w tym przypadku skrajnie negatywny. Stanowczo odrzucone zostaje wszystko to, co uznawane było przez podmiot za wartość najwyższą. Zmieniło się radykalnie jego postrzeganie świata, co znajduje wyraz między innymi w odmiennym rozumieniu funkcjonowania i zakresu działania Fatum (Fortuny). Zmienia się zupełnie postawa człowieka, który żyje pośród nieustannych jej zabiegów. Poeta poprzestaje jedynie na negacji, zmuszony ukorzyć się przed nieuchronnością burzycielskiej i nieprzewidywalnej siły.
Począwszy od wersu 9. wprowadzony zostaje problem rozumu i granic ludzkiego poznania:
[c]A my rozumy swoje przedsię udać chcemy:
Hardzi miedzy prostaki, że nic nie umiemy,
Wspinamy się do nieba, boże tajemnice
Upatrując; ale wzrok śmiertelnej źrzenice
Tępy na to! (...) [/c]
Wiedza dotycząca rzeczywistości realnej, stanowiąca wynik badań naukowych, które z natury są racjonalne, przestaje reprezentować jakąkolwiek wartość. Nie stanowi już wyróżnika dla ludzi, którzy ją uprawiają, przez co stają się oni niczym zwykli prostaczkowie z tą jedną różnicą, iż udają, że są kimś lepszym. Jedyną wartość może zatem posiadać poznanie wyroków boskich, gdyż przemijalną, nietrwałą i kruchą rzeczywistość nie cechuje najmniejsza atrakcyjność poznawcza. Nieustanność tych wysiłków uwypuklona jest poprzez przesunięcie za pomocą przerzutni wyrazu [i]upatrując[/i] (w domyśle [i]Boże tajemnice[/i]) na pozycję początkową wersu 12. Wers kolejny przynosi informację zawartą w wykrzyknieniu, które wskazuje na daremność wszelkich tego typu starań - wzrok „śmiertelnej źrenicy” możemy odczytywać jako symbol Boga, który jest „tępy” - obojętny na starania ludzi, którzy chcą posiąść „boże tajemnice”.
Podmiot wątpi jednocześnie, że jakiekolwiek poznanie, tak jak osiągniecie cnoty, jest najprawdopodobniej niemożliwie:
[c]Sny lekkie, sny płoche nas bawią,
które się nam podobno nigdy nie wyjawią[/c]
W Trenie XI mamy do czynienia z rozległą i negatywną w skutkach rewizją światopoglądową. Podmiot, który chciał być postrzeganym jako prostaczek, okazał się być erudytą dużego formatu. Wspomniana rewizja obejmuje sferę ludzką, religijną, filozoficzną oraz naukową. W każdym przypadku doszło do brutalnego zanegowania dotychczasowego, powszechnie panującego stanu. Właśnie z tego powodu szczególna wydaje się być końcowa apostrofa do „żałości”, połączona z pytaniami retorycznymi:
[c]Żałości! co mi czynisz? owa już oboje
Mam stracić: i pociechę, i baczenie swoje?[/c]
Podmiot zrzuca swoje rozterki na karb żałości, która skłoniła go do odrzucenia poprzedniego światopoglądu. To właśnie żal, smutek, negatywne emocje powodują utratę zdrowego rozsądku (baczenie) i wszelakiej pociechy.
Tren XIX (albo sen) - analiza i interpretacja
Tren XIX stanowi zamknięcie całego cyklu, jego podsumowanie. Ujmując go w kategoriach kompozycji epicedium, można powiedzieć, że przynosi pocieszenie (consolatio) oraz napomnienie (exhortatio). Dotyczy przede wszystkim spraw ziemskich oraz problemu przywrócenia pierwotnego ładu i spokoju związanych z przeżyciami człowieka. Jest to najdłuższy tren, składający się z trzech obszernych strof pisanych sylabowcem trzynastozgłoskowym (7+6) z rymami, tradycyjnie, sąsiadującymi, gramatycznymi oraz dokładnymi.
Podtytuł utworu sugerujący, iż chodzi o sen, posiada dość bogatą tradycję piśmienniczą, szczególnie antyczną, choć nie tylko. Pisze o tym Janusz Pelc: [c]Formuła drugiej części Trenu XIX odwoływała się do tradycji antycznej, przypomnijmy „Sen Scypiona” w Cycerońskim dziele „De republica”. Wskazywano też na analogie z tradycją średniowieczną. Dodać jeszcze należy analogie Petratkowskie.[/c]
Zmęczony całonocnym czuwaniem wypełnionym lamentami i modlitwami znużony ojciec chwilowo traci rozeznanie, przysypia. Sytuacja ta przedstawiona jest w ten sposób, że ani czytelnik, ani nawet sam podmiot nie wiedzą, czy faktycznie wizje, które mają się pojawić są snem, czy jawą:
[c]Żałość moja długo w noc oczu mi nie dała
Zamknąć i zemdlonego ukoić ciała.
Ledwie mnie na godzinę przed świtanim swymi
Sen leniwy obłapił skrzydły czarnawymi.
Na ten czas mi się matka właśnie ukazała,
A na ręku Urszulę moję wdzięczną miała[/c]
Po tej relacji następuje opis dalszych wydarzeń aż do chwili, kiedy przemawia do Jana jego matka:
[c]Spisz, Janie? czy cię żałość twoja zwykła piecze?
Zatym-em się ocknął.[/c]
Sytuacja zdaje się być stosunkowo jasna. Kolejność relacji każe przypuszczać, że Jan ocknął się, a zatem całe zdarzenie działo się na jawie. Jednak, jeśli skonfrontować powyższe relacje z zakończeniem trenu rzecz okaże się nieco bardziej skomplikowana i, w zasadzie, niewyjaśniona jednoznacznie:
[c]Tu zniknęła. - Jam się też ocknął. - Aczciem prawie
Niepewien, jeślim przez sen słuchał czy na jawie.[/c]
Po wstępnym zarysowaniu sytuacji, w której rzecz ma miejsce, pojawia się opis córeczki. Orszulka przychodzi do ojca prosto z łóżeczka, do którego została poprzedniego dnia położona. Z poprzednich trenów wiadomo, że owym łóżeczkiem jest trumna. Dziecko jest nawet ubrane zgodnie z opisem stroju trumiennego zawartego w trenie VII. Tam było: [i]Giezłeczkoć tylko dała a lichą tkaneczkę[/i], tu natomiast: [i]Giezłeczko białe na niej[/i]. Dziewczynka, która obecnie się ukazuje, nie ma żadnych oznak wpływu śmierci na jej ciało, wygląda jak żywa:
[c]Twarz rumiana, a oczy ku śmiechu skłonione.[/c]
Jej ukazanie stanowi spełnienie żądania zrozpaczonego ojca, zawartego w trenie X w wersach 15-18. Jednak Urszulka nie może przemówić, gdyż, zgodnie z tym, co stwierdziła matka w swym monologu, miała jedynie trzydzieści miesięcy.
Matka poczyna objaśniać, że wołania Jana doszły krain, w których przebywają umarli i zostały usłyszane, oraz że ona, ze względu na młody wiek dziewczynki, wzięła na siebie obowiązek spełnienia prośby syna, ukojenia jego żalu i udzielenia mu napomnienia. Pierwsze napomnienie dotyczy zwątpienia w istnienie jakichkolwiek krain, w których bytują zmarli (por. tren X). Takie krainy istnieją, mówi kobieta, i są miejscem wiecznej szczęśliwości. Matka przywołuje starotestamentowe memento, którego źródło tkwi w księdze Genesis 3, 19: [c]Wrócisz do ziemi, z którejś powstał, bo prochem jesteś i w proch się obrócisz,[/c] aby zaznaczyć nieśmiertelność duszy. Te dwa fakty, trawestacja świętej Księgi oraz wiara w życie po śmierci wskazują na to, że matka reprezentuje chrześcijański światopogląd, w związku z czym można się spodziewać, iż przeważająca część jej rad będzie miała takie właśnie podłoże. Dlatego w następnych słowach nakazuje synowi wiarę w te słowa.
Od wersu 39 zaczyna się nawiązanie do trenu IV, w którym to podmiot wyraził w dramatyczny sposób swój sprzeciw wobec śmierci tak młodej osoby, co w jego mniemaniu było zakłóceniem naturalnego porządku rzeczy. Matka i w tym gani Jana. Uważa, że jako człowiek światły nie powinien był sądzić że ziemskie rozkosze mogą być komuś droższe niż niebiańskie:
[c]O biedne i płone
Rozkoszy wasze, które tak są usadzone,
Że w nich więcej frasunków i żałości więcej![/c]
I kawałek dalej:
[c](...) ani się frasuj, że tak rana
Twojej ze wszech najmilszej dziewice śmierć zesłana!
Nie od rozkoszyć poszła; poszłać od trudności[/c]
Matka nawiązuje nawet do utyskiwania Jana, iż to jemu pierwszemu nie było dane umrzeć. Stwierdza ona, iż w rzeczywistości lepiej się stało. Owo przekonywanie połączone z wyliczeniem korzyści pośmiertnych rozciąga się aż do w. 76 oraz 93-105. Kolejny wers rozpoczyna się ważnym z perspektywy całości cyklu napomnieniem (ww. 77-80). Odnosi się ono do zwątpienia w świat doczesny, wynikającą z głębokiego odczuwania kruchości wszelkiego przyrodzenia. Postawa wanitatywna bierze się, zdaniem matki, ze zbytniego baczenia na sprawy doczesne, które faktycznie przemijają i oparcia w nich mieć nie można. Nie uprawnia to jednak do negatywnego nastawienia, do przyjęcia postawy człowieka zrezygnowanego, bez nadziei i wsparcia w trwałych wartościach, które przecież istnieją i są osiągalne: [c]Tu w czas obróć swe myśli, a chowaj się na te[/c]
[c]Nieodmienne, synu mój, rozkoszy bogate![/c] Co do tego, że należy pokładać swe nadzieje w rzeczach stałych upewnia słuchacza silna pozycja rzeczownika [i]nieodmienne[/i] nadana mu dzięki przerzutni. O jakie rzeczy nieprzemijalne może tu chodzić? Wyjaśnia to następujący fragment (ww. 107-110):
[c]Abyś nie przepamiętał, że baczenie twoje
I stateczność jest droższa! W tę bądź przedsię panem,
Jako się kolwiek czujesz w pociechy obranem.[/c]
Otóż pociechy szukać należy w stałości i rozumie (baczeniu). Trzeba „mieć je na pieczy” (troszczyć się o nie), gdyż w obliczu fortuny rzeczywiście jesteśmy bezsilni, ale, mimo wszystko, mamy pocieszenie. Należy nie popadać w stan poczucia beznadziejności i zawsze korzystać z tego, co od wyroków ślepego losu się uchowało (ww. 133-136).
Problematyka filozoficzna wyodrębniona została w oddzielnej, ostatniej strofie. Nie porusza ona kwestii stoicyzmu czy, ogólnie, humanizmu. Mówi raczej generalnie o sytuacji kryzysu:
[c]W co się praca i twoje obróciły lata,
Któreś ty niemal wszystkie strawił nad księgami[/c]
Matka stosuje do syna-filozofa takie samo napomnienie, jakie on sam mógł skierować do siebie. Czyni z niego jednak uszczypliwy przytyk: [c]Wywiodłeś innym, nie wywiodłeś sobie,[/c]co znaczy tyle, że innym ludziom wcześniej mógł radzić, gdy byli w nieszczęściu, a sobie sam poradzić nie może? Matka oczywiście wierzy w samopocieszenie. Więcej nawet, uważa, że taki mędrzec jak Jan nie powinien zdawać się w zupełności na działanie czasu, lecz jego kojący wpływ „rozumem ma uprzedzić”. Człowiek rozsądny nie rozpamiętuje przeszłości, ale patrzy przed siebie, w przyszłość i jest przygotowany na każdą przypadłość, zarówno dobrą, jak i złą. Całość napomnienia kończy matka trawestacją słów Cycerona: [c]ludzkie przygody
Ludzkie noś![/c] Oznacza to, że ludzkie przypadłości należy znosić tak, jak człowiekowi przystało. Kolejne napomnienie odwołuje się do Pisma Świętego: [c]Jeden jest Pan smutku i nagrody. [/c]
Tren XIX stanowi kres metafizycznej i ogólnofilozoficznej drogi poety-ojca-filozofa. Po długotrwałej żegludze po morzu zwątpienia i rozpaczy wprowadza poetę na spokojne wody nowego ładu i ukojenia. Dlatego właśnie musi przynieść rekapitulację wszelkich spraw poprzednio poruszanych. Przywrócenie wiary w nieodmienne wartości dokonuje się przy jednoczesnym przyjęciu założenia, że człowiekowi nie wolno odmawiać prawa do ludzkich odruchów i myśli. Tak więc nie do przyjęcia staje się dawna koncepcja Mądrości stoickiej, nieczułej właśnie na to, co ludzkie. Formuła nowego ładu musi być na tyle pojemna, żeby zmieścić w sobie ludzkie cierpienie. Musi więc ona być zarówno stoicka, jak i chrześcijańska.
O żywocie ludzkim ("Fraszki to wszytko") -analiza i interpretacja
Wiersz Jan Kochanowskiego pt. [i]O żywocie ludzkim[/i], zgodnie ze swym tytułem, traktuje o życiu człowieka. Temat ten podejmowany był przez poetę również w wielu innych utworach, nie tylko [i]Fraszkach[/i], ale również [i]Pieśniach[/i], z których wyłania się koncepcja życia człowieka jako ciągłej daremnej walki ze zmienną Fortuną. I w omawianej fraszce odnajdujemy myśl o zmienności i niepewności ludzkiego losu:
[c]Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy,
Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy.[/c]
Mamy tu do czynienia z charakterystyczną dla fraszek - szczególnie tych filozoficznych, refleksyjnych - konstrukcją podmiotu lirycznego. Podmiot tego wiersza występuje w roli mędrca, nauczyciela, który objawia prawa rządzące światem i człowiekiem. Mimo że występuje w roli kogoś, kto wie więcej, to jednocześnie identyfikuje się z adresatami swojego utworu (z każdym człowiekiem), gdyż tak jak oni podlega prawom, o których mówi. Ta identyfikacja jest szczególnie widoczna w ostatnim dwuwersie utworu, w którym występuje nagromadzenie zaimka osobowego [i]nas[/i] („nas”, „naszym”, „nam”).
Utwór ma prostą budowę formalną, składa się z ośmiu wersów, każdy po jedenaście głosek (5+6). Występują rymu parzyste, żeńskie, dokładne. Poeta posłużył się niewyszukanymi środkami artystycznymi (anaforą, wyliczeniem, porównaniem), dzięki czemu uzyskał wiersz o spokojnej tonacji pasujący do poruszanej tematyki. Najważniejsze jest tu przekazanie górującej nad utworem tezy o niepewności ludzkiego losu:
[c]Fraszki to wszystko, cokolwiek myślimy,
Fraszki to wszystko, cokolwiek czynimy; [/c]
Pamiętajmy, że „fraszka” to nie tylko znana nam dzisiaj nazwa gatunkowa, to słowo oznacza również drobiazg, rzecz niepoważną, błahostkę i właśnie to znaczenie zostało wyzyskane w omawianym utworze. Wszystko co człowiek myśli i czyni jest błahostką, niczym wielkim, nic nie jest pewne, niczego nie można zaplanować. Podmiot mówi: „Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy” (nie ma sensu się o cokolwiek starać). To stwierdzenie może trochę dziwić w wierszu poety, który tak często i konsekwentnie namawia do starania się o cnotę. Ale zdaje się, że właśnie takiego radykalnego stwierdzenia wymaga gorzka wymowa tego wiersza:
[c]Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,
Wszytko to minie jako polna trawa; [/c]
To wyliczenie zaskakuje, bo w jednym rzędzie zostały postawione tak nierówne dobra jak pieniądze i sława (sława gwarantująca nieśmiertelność, istnienie w pamięci potomnych, to jedną z najważniejszych wartości opiewanych prze Kochanowskiego), uroda i zacność. Zdaje się, że to zestawienie pełni funkcję nietypowej hiperboli, potęgujące poczucie marności ludzkiego żywota.
Ostatni dwuwers puentujący wiersz przywołuje stary topos świata jako teatru:
[c]Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,
Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom.[/c]
Koniec wiersza ukazuje człowieka jako marionetkę, kierowaną przez nieznaną siłę, bezwolną, mniemająca wpływu na swoje życie. Owa kierująca siła ma tu rys nieprzyjazny, prześmiewa się z człowieka i złudnego porządku jego świata.
Na dom w Czarnolesie - analiza i interpretacja
[i]Na dom w Czarnolesie[/i] to utwór o charakterze religijnym. Tytuł wiersza wskazuje też na jego autobiografizm, pozwala to odczytywać fraszkę jako osobistą modlitwę Kochanowskiego.
Wiersz ma budowę stychiczną, składa się z ośmiu wersów trzynastozgłoskowych, ze średniówką po siódmej sylabie. Występują najczęstsze u Kochanowskiego rymy parzyste, żeńskie, dokładne.
Utwór ten to doskonały przykład fraszki poważnej, utrzymanej w tonie intymnego wyznania. [i]Na dom w Czarnolasie[/i] rozpoczyna się apostrofą do Boga, jako władcy ludzkiego życia:
[c]Panie, to moja praca, a zdarzenie Twoje;
Raczyż błogosławieństwo dać do końca swoje![/c]
Zwrot poety jest pełen pokory, choć dom w Czarnolesie jest efektem jego pracy, to szczęście jakiego tam doznaje zależy od Boga, dlatego podmiot zwraca się do Niego z prośbą o dalsze błogosławieństwo. Poeta przeciwstawia wszelkie bogactwa tego świata, najpiękniejsze, najdostatniejsze domy swojej posiadłości, w której zaznał tyle szczęścia:
[c]Inszy niechaj pałace marmorowe mają
I szczerym złotogłowem ściany obijają,
Ja, Panie, niechaj mieszkam w tym gnieździe ojczystym, [/c]
Nie bogactwo okazuje się najważniejsze, ale „gniazdo ojczyste”, miejsce związane z tożsamością poety. Dalej wymienia inne podstawowe dary, o które prosi Pana:
[c]A Ty mnie zdrowiem opatrz i sumnieniem czystym,
Pożywieniem uczciwym, ludzką życzliwością,
Obyczajami znośnymi, nieprzykrą starością.[/c]
Szczęście w wydaniu Jana z Czarnolasu składa się z bardzo prostych rzeczy: zdrowia, sumienia czystego, życzliwości ludzi, pożywienia, itd. Wszytko to jednak jest rozpatrywane w kategoriach daru boskiego, o który prosi się z pokorą.