Baśń z 1001 cudu (P. Gociek Rzeczpospolita), ciekawe teksty


Baśń z 1001 cudu - wieczór 99.

Piotr Gociek 22-02-2008, ostatnia aktualizacja 22-02-2008 16:34

- Na początku - zagaił Premier - chciałbym podziękować. Słysząc te słowa, kilku ministrów czym prędzej zaczęło się pakować, pochlipywać pod nosem i wstawać z krzeseł. A pani Minister Zdrowia nawet załkała, szepcząc „Nie dali mi szansy!".

- Podziękować za wysiłek, nie za dalszą współpracę - szybko dopowiedział premier, któremu rząd się trochę rozłaził. I rząd wtedy wrócił na stanowiska wokół wielkiego owalnego stołu, by obchodzić razem wigilię stu dni działalności.

Był chłodny sobotni wieczór. W TVP 1 krajowi szansoniści bili się o Eurowizję, a w telewizji TVN niania Frania o serce pana Skalskiego. Na prywatkach ludzie martwili się o przyszłość imprezy (czy aby na pewno nie skoczyć do hipermarketu po jeszcze jedną flaszkę?), a mężowie i żony stanu zebrani w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów troskali się o przyszłość Polski.

Było to posiedzenie nieformalne. I to tak bardzo, że zaproszono nawet przyjaznego wszystkim państwu Posła z Penisem oraz Doktora Muchołapskiego, znanego też szerzej jako Wicemarszałek Sejmu. Ten ostatni wprowadzał zresztą więcej zamieszania niż powagi, bo ciągle go trzeba było uciszać. Wciąż na głos układał obelżywe wiązanki o moralnych karłach bolszewickich z PiS, Jarosławie Bierucie, Lechu Gomułce, stalinowcach z CBA oraz kaczogrubasach.

- Jutro studniówka - rzekł Premier. - Bardzo proszę o właściwy strój. Chłopcy białe koszule i kolorowy krawat, dziewczęta granatowe spódnice za kolana i białe rajtuzy.

- Będziemy tańczyć? - pisnęła nikomu nieznana blondynka. Dopiero po dłuższej chwili Premier przypomniał sobie, że chyba powołał ją kiedyś na stanowisko Ministra Rozwoju Regionalnego.

- No, jak dzisiaj nie ustalimy, co jutro mówić - odparł Minister Spraw Wewnętrznych - to faktycznie media z nami ładnie zatańczą.

- Spódnice za kolana? To chyba na matury? - spytał nieco mechanicznym głosem Koalicyjny Wicepremier Ludowy.

- Matur w tym roku nie będzie, bo nauczyciele strajkują - odparła pani Minister Edukacji.

Gwar panujący w sali obrad ucichł jak nożem ucięty. Przerażone oczy wpatrywały się w Premiera z pewną taką niepewnością. Szef Doradców Premiera zakasłał w mankiet.

- Za naszej kadencji nie ma strajków - przypomniał delikatnie. - My prowadzimy dialog społeczny.

Pani Minister Edukacji spąsowiała i wydukała ciche „przepraszam".

- To co robiło dwanaście tysięcy nauczycieli na manifestacji? - spytał Koalicyjny Wicepremier (nieco mechanicznym głosem).

- Wyrażało poparcie dla rządu - oświadczył Szef Doradców. - Mieli dosyć ponurych lat tyranii ciemniaków i zaraz po obaleniu kaczystów wylegli radośnie na ulice wyrażać swe szczęście pląsami i śpiewem.

- Ale dlaczego śpiewali Międzynarodówkę? - dopytywał się Minister Obrony.

- W uznaniu dla nowej jakości w mojej polityce międzynarodowej! - z dumą ogłosił Minister Spraw Zagranicznych. - To znaczy… W naszej polityce międzynarodowej. - poprawił się zaraz nieco ciszej, zgromiony wzrokiem Premiera.

- U nas też były stra... znaczy, demonstracje poparcia dla rządu! - wypaliła Minister Zdrowia. - I od razu się poprawiło. Liczba chorych spadła tak bardzo, że pielęgniarki mogły odejść od łóżek pacjentów. Bo kim się tu opiekować, kiedy wszyscy zdrowi! - entuzjazmowała się pani minister. - Potem lekarze przestali operować, no bo kogo tu rozcinać, jak wszystkim żyje się lepiej! I jaka od razu oszczędność dla budżetu! NFZ niczego nam nie musi refundować!

- A u mnie rząd demonstracyjnie poparli celnicy! - włączył się Minister Finansów. - Dość mieli tej PiS-owskiej polityki podejrzeń i pomówień. Przecież nie będą grzebać obcym ludziom w bagażu i traktować ich jak przestępców! Więc przestali robić te upokarzające kontrole na granicy. Tylko że kierowcy to jakaś nieuświadomiona prawicowa dzicz, w ogóle się nie połapali. Zamiast jechać przez przejście graniczne, chcieli blokować Warszawę! Kompletne cymbały!

- Górnicy też są z rządem! - oświadczył uroczyście (choć nieco mechanicznym głosem) Wicepremier Koalicyjny, który był też i Ministrem Gospodarki. - Niektórzy zjechali pod ziemię, żeby wyrąbać sto chodników na sto dni rządu.

- I nie wyjdą, dopóki nie skończą! Takie charakterne chłopaki! - dopowiedział Minister Infrastruktury. Było to wszystko, co miał do powiedzenia od dnia zaprzysiężenia.

- Tego będziemy się trzymać! - rzekł Szef Doradców. - Ale żeby wszystko ładnie jutro na konferencji prasowej wypadło, mam tu dla każdego studniówkową ściągawkę. Początek jest wszędzie taki sam. „Nadejszła wiekopomna chwila".

- To moje - szepnął Minister Rolnictwa.

- „Po latach niewoli i mrocznej PiSowskiej opresji zaświtała jutrzenka swobody - czytał Szef Doradców. - Jak po burzy nadchodzi spokój, a po nocy dzień, jak po głodzie dostatek, a po suszy deszcz". Dalej trzeba powiedzieć, że zastaliście ministerstwa zrujnowane, ale zostawicie murowane. I dołożyć listę osiągnięć własnych.

- Z tym deszczem to bym się nie wyrywał - pokręcił głową Minister Kultury - bo jak będzie powódź, to popłyniemy jak rząd Cimoszewicza.

I wtedy zapadła niezręczna cisza. Dopiero wówczas dało się słyszeć dziwne odgłosy dobiegające z drugiego końca sali, gdzie siedział Minister Sprawiedliwości. Otaczała go grupka siwych, doświadczonych sędziów i adwokatów, którzy mamrotali monotonnie, lecz głośno. Było to zagłuszanie, na wypadek gdyby minister musiał przedstawić informacje niejawne. Każdy z adwokatów miał też przy boku krótką poręczną pałkę, bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy w pobliżu pojawi się jakiś młody konkurent bezczelnie chętny do praktyki w zawodzie.

- U mnie wszystko jak trzeba! - uśmiechnął się szeroko minister. - Wywaliliśmy na zbity pysk wszystkich PiSowskich prokuratorów, sędziów, prezesów i innych tam. Teraz będziemy stawiać im zarzuty.

- A jakie? - zaciekawił się Minister Obrony.

- Takie tam… - Minister Sprawiedliwości machnął ręką - że faktury za środki czyszczące zgubione, dwóch spóźniało się do pracy, jeden ma nieaktualne badania okresowe, jeden dziecko nieślubne z ukraińską gosposią, trzech jadło służbowe obiady w Pizza Hut. W ogóle straszny bałagan był w naszym pionie. Kilka osób próbowało wszczynać postępowania, ktoś podobno przesłuchiwał świadków, jeden sędzia to nawet chciał wydać jakiś wyrok, ale go na szczęście woźny sądowy w porę związał i zakneblował.

- Skaranie boskie z tymi PiS-owskimi złogami! - sapnął Poseł z Penisem. - Na mnie też ciągle jakieś sądy i kontrole nasyłali! PIT-y, VAT-y, ZUS-y! A niby skąd na to wszystko mam wziąć? Co to ja, Caritas?

- Spokojnie - rzekł Minister Sprawiedliwości. - To jest już normalny kraj, nikt tu nikogo po sądach ciągał nie będzie!

- Tylko tego maoistowskiego chłystka Ziobrę, tego hunwejbina padlinożernego trzeba postawić przed Trybunał Stanu! - włączył się Wicemarszałek. - I Antka, i braci, i Ziobrę, i Szczygłę, i Antka. I Ziobrę! I braci!

Minister Sprawiedliwości wskazał głową na kąt sali, gdzie dwóch radców w eleganckich garniturach zrzucało co chwila paprotki z półki na laptopa, fotografowało efekty i pilnie notowało. - Bez pośpiechu, panowie. Jak dopasujemy odciski doniczek, to się przyszykuje najpierw trybunalik, a potem przytulną celę. Tylko się martwię - tu minister się zasępił - żeby ten Ziobro wcześniej komuś palców nie obciął, bo wtedy go będę musiał wypuścić. W końcu prawo ma być równe dla wszystkich.

- Dobra robota! - pochwalił Premier - Kto następny?

Wtedy Minister Obrony podniósł rękę.

- Nasze wojska donoszą, że w Afganistanie i w Iraku nie ma już żadnych PiSowców - zameldował. - Ostatnich trzech wytropiliśmy w Karbali. Nie było łatwo, bo to szczwane bestie, kute na cztery nogi. Próbowali nam wmówić, że są z partii Baas, a nie PiS.

- PiS, Baas, jeden pies - sentencjonalnie mruknął rozmarzony Minister Zagraniczny. - Trzeba dorżnąć watahę.

- Operacja jest w toku - poinformował Minister Obrony. - Teraz jedziemy szukać ich do Czadu.

- Tam nie będzie łatwo - zafrasował się Wicemarszałek Sejmu. - Czarna sotnia szkodników z PiS łatwo się może ukryć wśród miejscowych czarnych.

- W kraju też mogłoby iść sprawniej - z wyrzutem rzekł Minister Spraw Wewnętrznych. - Robimy w resorcie, co możemy, ale koalicjanci nam nie pomagają.

Minister Rolnictwa bezradnie rozłożył ręce. - Takie uwarunkowania, co robić… Mój pion jest wyczyszczony z pisiactwa. Teraz wyrzucamy tych, co głosowali kiedyś na AWS. Ale nie mamy jak ścigać niedobitków po lasach, bo wszystkie wykupił Piskorski.

- W moim ministerstwie było łatwiej - pochwalił się Minister Zagraniczny. - Okazało się, że wszyscy, którzy byli za PiS-em, tylko udawali. Tylko prezydent ciągle się wpieprza, ambasadorów mi chce nominować, na spotkania międzynarodowe próbuje jeździć.

- Trzeba go czymś zająć - stwierdził Szef Doradców.

- Może po cichu uznamy niepodległość Kosowa i wyślemy tam doradców wojskowych? - zaproponował Minister Zagraniczny - A prezydent się dowie z Onetu i z telewizji.

- A jak się będzie potem pieklił, to mu wyślemy telegram, że jego doradca jest małą dziewczynką - dodał Szef Doradców.

- Z naukowego punktu widzenia mam pomysł - nieśmiało odezwała się pani Minister Nauki. Był to pierwszy pomysł w jej resorcie od zaprzysiężenia. - Ten zestrzelony amerykański satelita mógł zawierać broń biologiczną. I jak przelatywał nad Polską, to mógł mieć przeciek.

- A co to niby pomoże? - zdziwił się Poseł z Penisem.

Twarz Ministra Spraw Wewnętrznych rozjaśnił uśmiech! - Łapię! Kocia grypa! Powiemy, że to była kocia grypa, groźny wirus C2H5OH! A satelita przeleciał akurat nad Krakowskim Przedmieściem! Genialne! W Pałacu Prezydenckim zrobi się kwarantannę, a media się zaplują czerwonymi paskami!

Premier pokiwał głową z uznaniem dla konceptu, zapisał coś w notesie i rzekł: - Wszystko pięknie, ładnie, ale musimy przyśpieszyć, kochani, bo się spóźnię na autobus!

- Do Gdańska? - spytał nieskładny chór kilku głosów

- Nie, na Dworzec Centralny. Linia 502 - odparł Premier.

- Kolejarze straj… Znaczy, manifestują poparcie dla rządu!? - rzuciła ryzykowny domysł Minister Zdrowia

- Niechby tylko spróbowali! - zażartował rubasznie Minister Spraw Wewnętrznych, bo tak się w resortach siłowych żartuje. - Nie, po prostu premier jedzie do Ameryki, na spotkanie z prezydentem Bushem.

- Ale przecież to dopiero za dwa tygodnie? - zdziwiła się Minister Edukacji. - I dlaczego przez Centralny?

- Podróż trochę potrwa. - wyjaśnił Minister Zagraniczny. - Premier musi kupić w kantorze dolary. Potem mamy pośpieszny pociąg do Łodzi Fabrycznej. Nocujemy w hotelu Grosik. Rano złapiemy autostop na lotnisko Lublinek. Stamtąd Ryanairem lecimy do Charleroi.

- To pod Brukselą - błysnął wiedzą Minister Obrony. - Tam to dopiero nie lubią PiS-u! A niedaleko jest Waterloo, gdzie kiedyś Anglicy dokopali temu francuskiemu Kaczorowi!

- Dwa dni później mamy lot do Lyonu. Stamtąd autokarem do Calais - ciągnął Minister Sportu - i już w środę przeprawiamy się barkami przez kanał La Manche. Śpimy w Dover, pod miastem jest taki mały, słodki bed & breakfast.

- Znam, znam - pokiwał głową Poseł z Penisem. - Zawsze się tam zatrzymuję, jak wiozę forsę na Kajmany.

- O świcie przyjedzie po nas ambasador Wielkiej Brytanii i zabierze samochodem do Southampton - kontynuował Premier. - Wieczorem odpływamy do Ameryki na pokładzie frachtowca „Duma Walijczyków". Skromna kabina trzeciej klasy, z widokiem na maszynownię.

- Genialne! - sapnął Minister Zagraniczny. - To się nazywa tanie państwo! Nie jakieś tam luksusowe samoloty rządowe!

- No dobra! - Premier klasnął w ręce. - Czas leci! Następne resorty, proszę referować! Po kolei: obniżka podatków, podwyżki dla wszystkich, nowe autostrady, metro, stadiony, dotacje z Unii, wzrost gospodarczy, czystsze środowisko, proszę bardzo!

Ale klaśnięcie Premiera odbiło się tylko od ścian opustoszałej sali. Pozostali ministrowie pierzchli bowiem w popłochu, wykorzystując nieuwagę Premiera, przerażeni najwyraźniej faktem, że będą musieli opowiedzieć o swoich sukcesach. Być może mieli ich tak wiele, że po prostu nie wiedzieli, od którego zacząć. Tak czy inaczej na posiedzeniu nie został prawie nikt.

- Z kim ja muszę pracować... - westchnął Premier.

- Ja właściwie też muszę już lecieć… - bąknął Minister Kultury. - Na Polsacie zaczyna się „Halo, Hans".

- Zdaje się, że miałeś skończyć z polityką historyczną! - ofuknął go Premier. - Lepiej się zastanów, co zrobić jutro z tą konferencją na sto dni.

- Może zwołamy jakiś szczyt? - zaproponował Minister Spraw Wewnętrznych.

- Jaki szczyt?

- Biały szczyt, zielony szczyt, nie wiem, czerwony szczyt - na głos myślał minister. - Najlepiej jakiś szczyt wszystkiego.

- Za późno - Premier spojrzał na zegarek. - Nie zdążymy nikogo zawiadomić. A poza tym na Canal Plus zaraz będzie magazyn ligowy, chciałem sobie obejrzeć.

- Mam! - wykrzyknął Szef Doradców. - Odwołamy sto dni!

- Odwołamy?

- Tak jest! Odwołamy! Ile niby dni już rządzimy? - zadał podchwytliwe pytanie Szef Doradców.

- No niby sto - rzekł niepewnie premier.

- A figa! A gdzie soboty, niedziele i święta? To niby też ma się liczyć?! - zaperzył się Szef Doradców. - Jak policzymy tylko dni robocze, to do stu dni nam zostaje jeszcze prawie miesiąc!

- Odejmij jeszcze moje Dolomity! - przypomniał uradowany Premier. - Przecież na urlopie nie rządzą, co nie? To kiedy wtedy wypadnie studniówka?

- Gdzieś w Wielkanoc - odparł Minister Zagraniczny. - Wtedy trochę nie wypada świętować. Może pierwsza niedziela po Wielkanocy?

- Weekendu szkoda - mruknął Premier. - Lepiej poniedziałek.

- Nie lubię poniedziałków - zaprotestował Wicepremier Koalicyjny (nieco mechanicznym głosem).

- No to wtorek - zdecydował Premier. - Jaki to będzie dzień?

- Pierwszy kwietnia. Prima aprilis - odparł Szef Doradców.

- Doskonale! - zatarł ręce Premier. - A kogo obwinimy za niewłaściwe obliczenie stu dni rządu i zwołanie na jutro niepotrzebnej konferencji? PiS? - zapytał niepewnie.

- PiS! - bez wahania potwierdził Szef Doradców.

- PiS! - przytaknęli chórem pozostali na sali ministrowie, niecierpliwie zerkając ku drzwiom.

- Już by nas dawno stąd na kopach pogonili, gdyby nie ten PiS - mruknął pod nosem Wicemarszałek Sejmu. Ale, jak zawsze, nikt nie zwrócił uwagi na to, co miał do powiedzenia. Trudno się dziwić. W końcu sam sobie na to ciężko zapracował.

Źródło : Rzeczpospolita



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Katyń. (P. Gociek rp.pl), ciekawe teksty
Nazywasz mnie MISTRZEM, Ciekawe teksty
Szczeniaki na sprzedaż, Ciekawe teksty
Najdroższa Kruszynko, Ciekawe teksty
czy patriota może popierać ten reżim (tad9 S24), ciekawe teksty
Chcę Ci , Ciekawe teksty
Szukam Ciebie Boże, Ciekawe teksty
Bartyzel o karze śmierci, ciekawe teksty
NA BLIŹNICH POLEGAĆ, Ciekawe teksty
Oj ci księża (Zacheusz fronda.pl), ciekawe teksty
Życie po śmierci (Tygodnik powszechny), ciekawe teksty
Love story, CIEKAWE teksty
Niosę Ci koszyk nadziei, Ciekawe teksty
Boję się, CIEKAWE teksty
M O D L I T W A DO MARYI, Ciekawe teksty
Już nie przeszkadza (Krasnodębski rp.pl), ciekawe teksty
Moim zdaniem (R. Okraska), ciekawe teksty
Spełnił się najgorszy sen Agaty (Milcarek Rzepa), ciekawe teksty
Oto stoję u drzwi i kołaczę, Ciekawe teksty

więcej podobnych podstron