Odrodzenie apologetyki Apologetyka jest potrzebna, aby pokazać, że wiara w religijne świadectwo może być uzasadniona. Musi ona pokazywać kryteria wiarygodności. |
Twierdzenie, że wiara jest łaską, darem od Boga, to dla chrześcijan aksjomat. Począwszy od synodu w Orange w VI wieku, Kościół konsekwentnie nauczał, że wiara od samego początku zależy od działania Ducha Świętego. Jednakże sobory potwierdzają, że wiara nie jest ślepym skokiem w ciemność, lecz aktem w pełni zgodnym z rozumem.
Przez wieki teologia chrześcijańska podejmowała wysiłki, aby zachować właściwą równowagę. Wiara jako hojny dar Boga jest wolną i odpowiedzialną decyzją ze strony osoby wierzącej. Łaska Boża nie pomija ani nie niszczy naszych wrodzonych zdolności, lecz kieruje nimi tak, aby mogły działać w jeszcze doskonalszy sposób. Wierzący ma powody ku temu, by wierzyć, dzięki otrzymanemu światłu łaski. W encyklice Fides et ratio Jan Paweł II wielokrotnie stwierdza, że wiara poprzez wyostrzenie wewnętrznego wzroku pozwala umysłowi wznieść się ponad siebie samego, w żaden sposób go nie osłabiając. Poprzez wzmocnienie umysłu wiara umożliwia mu przekraczanie naturalnych ograniczeń.
Tak więc wiara nie jest prostą zdobyczą umysłu, lecz owocem jego wysiłku podporządkowanego słowu Boga, które przychodzi poprzez objawienie. Bóg jako nieskończone źródło tego, co istnieje lub może istnieć, jest nieskończenie większy od wszystkiego, co można wywnioskować z porządku stworzonego. Jego wewnętrzna istota i zamiary są znane jedynie Jemu samemu, o ile nie zechce ich ujawnić. Jednakże ze względu na nas Bóg objawił coś ze swej istoty i swych zbawczych planów po to, abyśmy mogli Go bardziej kochać i lepiej Mu służyć. Wielkim i niedoścignionym objawieniem Boga jest Jego Syn, odwieczne Słowo, które stało się ciałem w Jezusie Chrystusie. Chrześcijanin trwa przy tym żywym i wcielonym Słowie, w którym może znaleźć zbawienie.
W takiej perspektywie możemy zastanawiać się nad zadaniem apologetyki, racjonalnej obrony wiary. Apologetyka nie może i nie powinna próbować przedstawiać tajemnic wiary, które jak powiedziałem, znajdują się poza zasięgiem ludzkiej wyobraźni i w które wierzy się na podstawie mocy słowa Bożego, pewniejszego niż wszelka logiczna dedukcja. Jednak aby uwierzyć, musimy znaleźć powody, aby uznać, że to, co jest podawane jako słowo Boga, jest nim rzeczywiście. Wyartykułowanie tych powodów w systematyczny sposób jest zadaniem apologetyki.
Ziemskim życiem Jezus dostarczył powodów przemawiających za tym, by w Niego uwierzyć. Wskazywał na swe cuda czynione mocą Bożą, stanowiące wypełnienie proroctw mesjańskich Starego Testamentu. Od początku chrześcijanie uważali samouniżenie się Chrystusa na krzyżu i Jego chwalebne zmartwychwstanie za najważniejszy znak Jego boskiego synostwa. Przez ostatnie dwa tysiące lat apologetycy twierdzili, że jeśli ktoś szuka dowodów, to są one tak liczne, iż zaprzeczanie im byłoby niedorzeczne.
Dyskusja z prądami filozoficznymi
Apologetyka musi wyjść naprzeciw adwersarzom wiary, obecnym w każdym następnym pokoleniu, wszędzie tam, gdzie się oni znajdują. W ciągu pierwszych trzech wieków literatura chrześcijańska miała charakter defensywny. Starała się powstrzymać prześladowania, udowadniając rzymskim urzędnikom, że chrześcijanie są dobrymi obywatelami, którzy przestrzegają praw i modlą się za cesarza. W ciągu kolejnych kilku wieków nastąpił zdecydowany zwrot w kierunku obalania poglądów filozofów twierdzących, że stoicyzm i neoplatonizm mogą dostarczyć wszystkiego, czego potrzeba do szczęśliwego życia. W średniowieczu chrześcijańscy apologeci kierowali swą uwagę na żydów i muzułmanów, argumentując, że Jezus, w przeciwieństwie do Mahometa, wypełnił proroctwa mesjańskie Starego Testamentu. We wczesnych czasach nowożytnych apologetyka musiała zmierzyć się z nowymi prądami filozoficznymi. Z jednej strony starała się obalać poglądy sceptyków, którzy skłaniali się ku twierdzeniu, że rozum nie może powiedzieć niczego o Bogu, duszy i nieśmiertelności. Z drugiej strony dyskutowała z racjonalistami, którzy utrzymywali, że ludzki rozum jest w stanie udowodnić tak wiele w odniesieniu do tych rzeczywistości, iż żadne objawienie nie jest potrzebne.
W XIX wieku apologetyka chrześcijańska przeszła kolejną zmianę. Odpowiadała na poglądy przedstawicieli nauk przyrodniczych i szkoły krytyki historii. Zaatakowali oni wiarygodność Biblii na podstawie tego, co uważali za naukowe i historyczne podwaliny. Apologeci musieli wykazywać, że nowe odkrycia dotyczące początków istnienia wszechświata i ludzkości w żaden sposób nie umniejszają roli Boga jako Stworzyciela. Udowadniali też, że nowoczesna krytyka historii nie unieważnia biblijnego opisu czynów i słów Boga, stanowiących Objawienie.
Około połowy XX wieku apologetyka prawdopodobnie po raz pierwszy uzyskała złą sławę wśród samych chrześcijan. Organizacje takie, jak Catholic Evidence Guild (Stowarzyszenie Świadectw Katolickich) oraz Catholic Truth Society (Towarzystwo Prawdy Katolickiej) nagle zniknęły ze sceny. Kursy apologetyki, które były podstawą nauczania religijnego w kolegiach i seminariach, zarówno protestanckich, jak i katolickich, zostały skreślone z planu studiów. W ich miejsce pojawiła się nowa dyscyplina znana pod nazwą teologii fundamentalnej. W przeciwieństwie do apologetyki nie próbowała zwracać się do niewierzących, lecz zadowalała się analizą prowadzoną na potrzeby wierzących, mówiąc o tym, w jaki sposób Bóg doprowadza ludzi do akceptacji Jego słowa.
Przyczyny upadku
Jak doszło do tego nagłego upadku? Można podać cztery podstawowe przyczyny. Źródłem niepopularności apologetyki była przede wszystkim jej własna przesada. Sposób, w jaki uprawiało ją wielu myślicieli chrześcijańskich, groził wchłonięciem przez nią prawie całej teologii. W niektórych przypadkach, idąc zbyt daleko, rościła sobie prawo do udowadniania, opierając się na przekonujących argumentach, nie tylko wiarygodności, lecz także prawdy chrześcijańskiego objawienia. Spotykając się z historykami na ich własnym gruncie, szwajcarski kapucyn Hilarin Felder utrzymywał, że Ewangelie mają „w pełnym zakresie i w najściślejszym tego słowa znaczeniu historyczny autorytet i naukowe dowody”. Następnie zaś stwierdzał ku swemu zadowoleniu, mniej zaś ku zadowoleniu czytelników, że „jedynie takie studium Chrystusa, które wyznaje mesjańskość oraz boskość naszego Zbawiciela, może rościć sobie prawo do zgodności z duchem chrześcijaństwa i uznane zostać za stosujące metodę naukową. Każda koncepcja chrystologiczna, która uznaje Jezusa za zwykłego człowieka, patrząc z historycznego punktu widzenia, jest absurdalnym wymysłem”. Na apologetykę padło podejrzenie, że obiecuje więcej, niż jest w stanie udowodnić, i manipuluje faktami, aby uzasadnić wymagane wnioski. Nie zawsze apologetyka unikała wady, którą Paul Tillich nazwał „świętą nieuczciwością”.
Drugą jej wadą była skłonność apologetów do poprawiania doktryny chrześcijańskiej w taki sposób, aby była ona łatwiejsza do przyjęcia przez świecki umysł. Liberalni teologowie protestanccy, porzucając wysiłek udowodnienia boskości Chrystusa, zadowolili się rozmytą wersją wiary, według której Chrystus nie był nikim więcej niż najwyższym autorytetem etycznym, który wpoił zasady miłości Boga i bliźniego. Apologetycy ci przestali bronić ponadnaturalnych wydarzeń, takich jak dziewicze narodzenie Jezusa, Jego cuda i chwalebne zmartwychwstanie. Reagując na to odejście od ortodoksji, Karl Barth, wielki szwajcarski teolog protestancki, stwierdził, że apologetyka z samej swej istoty prowadzi do kompromisu z niewiarą. Oskarżał apologetów, że pragnąc uczynić Ewangelię wiarygodną, wychodzą na pole bitwy, powiewając białą flagą, i w efekcie rezygnują z podstaw wiary.
Krytyka ze strony Bartha zawierała zbawienne ostrzeżenie. Część literatury katolickiej praktykuje dziś rodzaj doktrynalnego minimalizmu. Starając się pokazać, jak niewiele potrzeba, by wierzyć, taka apologetyka sprawia wrażenie, że wiara jest bardziej ciężarem niż przywilejem. Jeśli wiarę przykroi się w maksymalnym stopniu, tak jak sugeruje to opisywane podejście, czytelnik zaczyna się zastanawiać, dlaczego w ogóle oczekiwać od kogoś znoszenia jej trudów?
Trzecią pokusą apologetów jest podkreślanie znaczenia ludzkiej aktywności kosztem łaski. Piszą oni czasami w taki sposób, jakby możliwe było przekonanie siebie samego do wiary. W reakcji na to wypaczenie niektórzy protestanci popadli w drugą skrajność. Opierając się na przekonaniu, że ludzka natura jest całkowicie zniszczona przez grzech pierworodny, twierdzili, że nie odgrywa ona żadnej roli w zbliżaniu się do wiary. Nadając doktrynie o usprawiedliwieniu przez samą wiarę nową interpretację, odrzucili apologetykę jako próbę samousprawiedliwienia się grzesznego człowieka bez pośrednictwa łaski. Takie wychwalanie ślepej wiary często występuje razem ze skrajnym predestynacjonizmem. Według tego ujęcia Bóg udziela wiary tylko tym, których przeznaczył do zbawienia, resztę zaś rodzaju ludzkiego skazuje na wieczną zagładę. W takich fideistycznych ramach apologetyka byłaby zupełnie bezcelowa. Katolicy przynajmniej nie idą tą drogą, ponieważ Kościół naucza, że Bóg oferuje swą łaskę wszystkim, nie zmuszając nikogo do wierzenia. Wiara, tak jak to powiedziałem wcześniej, jest w pełni ludzkim działaniem podjętym z pomocą łaski.
Zauważany ostatnio brak popularności apologetyki nie bierze się wyłącznie z teologicznych przekonań, takich jak trzy opisane powyżej. Czynniki socjologiczne także mają znaczenie. W społeczeństwie pluralistycznym, wiara religijna jest uważana za czynnik powodujący podziały. Chrześcijanie, aby uniknąć konfliktów, często uciekają się do wymówki, że ludziom należy dać wolność w decydowaniu o tym, w co chcą wierzyć. Nie można nikogo przekonywać do wiary, powiadają. Nawet podniesienie kwestii prawdy w religii jest uważane za coś niewłaściwego.
Takie unikanie kontrowersji, chociaż wydaje się miłe i uprzejme, w rzeczywistości jest podstępne. Skutek jest taki, że religia zostaje zepchnięta ma margines tak dalece, iż ludzie nie mają już odwagi zabierać publicznie głosu w jej sprawie. To uprywatnienie wiary wpływa destrukcyjnie na wierzących. Jeśli uważamy, że nie jest ważne, aby inni słyszeli chrześcijańskie zwiastowanie, w nieunikniony sposób zaczynamy kwestionować jego znaczenie dla nas samych. Skutkiem jest masowy spadek zainteresowania nauczaniem religijnym. Niechęć osób wierzących do obrony wiary spowodowała pojawienie się zbyt dużej liczby mętnie myślących i apatycznych chrześcijan, którzy w niewielkim stopniu przejmują się tym, w co należy wierzyć. Ich mało entuzjastyczne chrześcijaństwo dalekie jest od tego, które wyznawali apostołowie i męczennicy. Jest to raczej zwyrodniały odrost autentycznego chrześcijaństwa.
Odrodzenie
Widząc, jak wiara słabnie, jeśli zaprzecza się jej racjonalnym podstawom, zaangażowani chrześcijanie powracają dziś do apologetyki. Tytuły najnowszych książek pokazują zmianę klimatu. Jeszcze nie tak dawno temu łatwo można było znaleźć książki o takich tytułach, jak The Bankruptcy of Apologetics (Bankructwo apologetyki) Willarda L. Sperry'ego, Unapologetic Theology (Teologia nieapologetyczna) Williama C. Plachera czy Humble Apologetics (Prosta apologetyka) Johna G. Stackhouse'a juniora. Krzepiący jest fakt, że obecnie pojawiły się nowe tytuły stanowiące alternatywę dla wcześniej wymienionych. W 1990 roku Paul Griffiths opublikował swą starannie przemyślaną pozycję An Apology for Apologetics (Apologia apologetyki), w 2001 roku zaś William A. Dembski i Jay Wesley Richards opracowali zbiór esejów zatytułowany Unapologetic Apologetics: Meeting the Challenges of Theological Studies (Apologetyka nieapologetyczna: Sprostanie wyzwaniom nauk teologicznych). Dwa ostatnie z wymienionych tytułów wskazują na odrodzenie apologetyki.
W całych Stanach Zjednoczonych widać znaki tego odrodzenia, któremu przewodzą ewangelikalni protestanci. Apologetycy takiego pokroju, jak Norman L. Geisler, William Lane Craig czy J. P. Moreland publikują dziś prace naukowe na temat teologii naturalnej oraz dowodów wiary chrześcijańskiej. Inaczej niż liberalni protestanci z wcześniejszego okresu podkreślają oni ortodoksję, w bezkompromisowy sposób broniąc podstawowych prawd chrześcijańskich dotyczących Trójcy Świętej, wcielenia, pokuty oraz cielesnego zmartwychwstania Jezusa. Ich metoda skutkuje. Kościoły, które łączą troskę o ortodoksję z żarliwą apologetyką, rozrastają się. Ich seminaria przyciągają wielkie rzesze pełnych entuzjazmu studentów.
Podobne odrodzenie następuje, choć nieco wolniej, w kręgach katolickich. Wielu z czołowych orędowników odrodzenia apologetyki to konwertyci z innych wyznań chrześcijańskich, szczególnie z Kościołów ewangelikalnych. Peter Kreeft z Boston College uprawia apologetykę bliską tej reprezentowanej przez wspomnianych wyżej protestantów ewangelikalnych. Scott Hahn i wielu innych wykładowców franciszkańskiego uniwersytetu Steubenville w stanie Ohio śmiało głosi, że protestancka Biblia wskazuje na prawdę wiary katolickiej. EWTN, telewizja założona przez Matkę Angelikę, nadaje odnoszące duży sukces programy poświęcone apologetyce popularnej. Karl Keating, prowadzący w San Diego instytut Catholic Answers (Katolickie odpowiedzi), zrobił już wiele, aby zatrzymać falę przejść osób pochodzenia hiszpańskiego do fundamentalistycznych sekt protestanckich. Także wśród angielskich konwertytów na katolicyzm, żyjących w XX wieku, takich jak G. K. Chesterton, Ronald Knox czy Arnold Lunn, widać odnowę zainteresowania apologetyką. Wielu innych konwertytów publikuje historie swego dochodzenia do wiary.
Wysiłki te spotykają się oczywiście z pewnym krytycyzmem płynącym z wnętrza Kościoła katolickiego. Wspomniani autorzy są oskarżani o posiadanie czarno-białej wizji objawienia, o poprawianie tekstów i o triumfalizm. Oskarżenia te trzeba rozważyć. Jeśli płyną one z mentalności, która minimalizuje element doktrynalny wiary lub cofa się przed każdym rodzajem konfrontacji, krytyki takiej prawdopodobnie nie należy brać pod uwagę. Apologetyka musi być nieco kontrowersyjna. Powinna otwarcie bronić nauczania Kościoła.
Metody
Współczesna apologetyka stosuje wiele metod. Tak zwane „podejście klasyczne” opiera się na wzorcach znanych od XVII wieku. Wpierw stosuje się tu filozofię, aby udowodnić istnienie Boga i możliwość objawienia. Następnie zwraca się ku historiografii, aby potwierdzić biblijny opis historii zbawienia i jej kulminacji w Jezusie Chrystusie. Takie podejście może być dosyć skuteczne w stosunku do czytelników, którzy świetnie znają filozofię i którzy już trochę interesują się Pismem Świętym. Metodę tę należy jednak stosować z umiarem.
W przypadku teologii naturalnej należy działać z ostrożnością przy opieraniu się na intuicji bytu, która dostarcza solidnej bazy dla tradycyjnej metafizyki. Jeśli ktoś próbuje udowodnić istnienie Boga, stosując metody nauki empirycznej czy czysto pojęciowej logiki, dowody takie nie wytrzymają wnikliwego badania. Zajmując się świadectwami biblijnymi objawienia, niektórzy współcześni apologeci, podobnie jak ich poprzednicy sto lat temu, próbują ustalić historyczność cudów biblijnych na podstawie obiektywnej metody historycznej. Nie mam zamiaru krytykować takich prób. Sceptyczni historycy na próżno starają się zaprzeczać świadectwom, że Jezus przypisywał sobie boskość oraz że powstał cieleśnie z martwych. Nie można jednak oczekiwać, aby podejście oparte na świadectwach przekonało tych historyków, którzy wykonują swój fach, opierając się na agnostycznych lub ateistycznych założeniach. Potwierdzą oni, że Jezus istniał i poprzez swe nauczanie i cuda przyciągnął do siebie grupę oddanych uczniów. Zaprotestują jednak, twierdząc, że za pomocą tej metody nie da się niczego powiedzieć o tym, co ponadnaturalne. Nie potraktują poważnie twierdzeń, że Jezus narodził się z matki dziewicy lub że powstał z grobu i wstąpił do nieba w swym zmartwychwstałym ciele. Apologetyka, aby pokonać zastrzeżenia zgłoszone przez filozofię analityczną i świecką historiografię, musi zmienić swe podstawy. Musi znaleźć sposób, przez który będzie można doprowadzić ludzi do uznania tego, co w przeciwnym wypadku odrzuciliby jako niemożliwe do obrony.
Tę kwestię, podobnie jak wiele innych spraw, papież Jan Paweł II poparł w samą porę swym autorytetem. Uważa on, że najlepszym sposobem, by obudzić świat z jego metafizycznego snu jest personalizm. Rozpoczyna on swoje argumenty za istnieniem Boga nie od refleksji nad skończonością, zmiennością, przypadkowością i porządkiem wszechświata, tak jak tradycyjnie postępowano, lecz od refleksji nad pragnieniem ludzkiego serca, którego dążeniem jest jedność z tym, co boskie. Według niego ludzie zostali stworzeni dla transcendentnej prawdy, która jest osobą. Mówi Ona o sobie samej „Ja jestem prawdą”. Kościół jest miejscem, w którym osoby tworzą ze sobą wspólnotę w Jezusie Chrystusie. W ten sposób Papież przedstawia intersubiektywną i interpersonalną wersję chrześcijaństwa, która może być bardzo atrakcyjną alternatywą dla czytelników, cierpiących na anonimowość współczesnego kolektywizmu bądź izolację obecnego indywidualizmu.
Świadkowie
W swoim programie nowej ewangelizacji nakreślonym w encyklice Redemptoris missio Papież przypomina swym czytelnikom, że świat poszukuje dziś nie tyle argumentów, ile świadków — ludzi wierzących świadczących swym słowem i czynem o Panu Jezusie, z którym spotkali się poprzez doświadczenie wiary. Według słów Papieża zawartych w encyklice Fides et ratio, „wiara w porównaniu ze zwykłym poznaniem opartym na oczywistych dowodach jawi się często jako rzeczywistość bogatsza o pewien ludzki wymiar, wiąże się bowiem z relacją międzyosobową i angażuje nie tylko osobiste zdolności poznawcze, ale także głębiej zakorzenioną zdolność zawierzenia innym ludziom, nawiązania z nimi trwalszej i ściślejszej relacji”. Uważam, że ten akcent położony na osobiste zaufanie zawiera ogromną obietnicę dla odnowy apologetyki.
W ostatnich stuleciach apologetyka koncentrowała się głównie na tym, w jaki sposób docieramy do Boga. Opierała się na quasi-naukowych metodach badawczych, które zawdzięczamy w większym stopniu Kartezjuszowi, Locke'owi i Spinozie niż modlitewnym poszukiwaniom takich osób, jak św. Augustyn, św. Anzelm, Pascal czy Newman. W objawionej religii, którą jest chrześcijaństwo, podstawowe pytanie brzmi, w jaki sposób Bóg przychodzi do nas i otwiera przed nami świat znaczeń, niedostępnych dla ludzkich władz poznawczych.
Sugeruję, że odpowiedzią jest świadectwo. Objawienie będące słowem Boga jest formą boskiego świadectwa. Wiara jest co do swej istoty przyjęciem słowa Boga, świadka, który ani nie może oszukać, ani nie może być oszukany. Słowo Boga przychodzi do nas poprzez świadectwo człowieka: proroków i apostołów, natchnionych autorów Pisma Świętego, oraz Tradycję Kościoła, która w wierny sposób przekazuje i interpretuje to, co Kościół otrzymał od Chrystusa i apostołów.
Od samego początku chrześcijaństwo rozprzestrzeniało się poprzez żywe świadectwo wierzących. Apostołowie byli świadomi, że przekazują przesłanie, które przyszło od Boga. Księga Apokalipsy odnotowuje świadectwo św. Jana, który „poświadcza, że słowem Bożym i świadectwem Jezusa Chrystusa jest wszystko, co widział” (Ap 1,2). Św. Paweł pisze o sobie i o innych apostołach: „Jesteśmy wysłannikami Chrystusa, Bóg kieruje swe wezwanie poprzez nas”. Gratuluje on Tesaloniczanom, że przyjęli Jego nauczanie „nie jako słowo ludzkie, ale — jak jest naprawdę — jako słowo Boga” (1 Tes 2,13). Także dziś wierni muszą oprzeć się na świadectwie.
Osobiste świadectwo domaga się epistemologii całkiem odmiennej od naukowej, tak jak się ją powszechnie rozumie. Naukowiec traktuje dane jako bierny obiekt, który ma zostać opanowany i znaleźć się w obrębie horyzontów intelektualnych badacza. Interpretacje podawane przez innych nie są przyjmowane na podstawie autorytetu, lecz są testowane poprzez krytyczne badanie. Jednak jeśli postępujemy na podstawie świadectwa, sytuacja jest całkiem odmienna. Wydarzenie ma charakter międzyosobowego spotkania, w którym świadek pełni aktywną rolę, wpływając na nas. Bez zmuszania nas w jakikolwiek sposób do wierzenia świadek wzywa do dobrowolnej zgody, która angażuje osobisty szacunek i zaufanie. Odrzucenie przesłania oznacza odmowę zaufania świadkowi. Zaakceptowanie go oznacza pełne ufności poddanie się jego autorytetowi. W takim stopniu, w jakim wierzymy, wyrzekamy się naszej autonomii i dobrowolnie opieramy się na ocenie innych.
Metoda apologetyki zarysowana powyżej — teologia naturalna i historia — są przede wszystkim naukowe. Jako filozofowie i historycy traktujemy nasze dane jako coś bezosobowego, co ma znaleźć się w zasięgu naszego świata myśli. Metoda ta jest użyteczna, aby potwierdzić pewne doktryny i poprawić pewne błędy, rzadko jednak prowadzi do nawrócenia. Przejście od niewiary do wiary chrześcijańskiej zawiera nawrócenie na całkowicie nową perspektywę, dlatego świadectwo odgrywa tu niezastąpioną rolę. Poprzez słowo swego świadectwa Bóg może nas przyprowadzić do uznania tego, czego nie moglibyśmy odkryć sami.
Apologetyka jest potrzebna, aby pokazać, że wiara w religijne świadectwo może być uzasadniona. Musi pokazywać kryteria wiarygodności. Niektóre z tych kryteriów zostały już opracowane w innych dyscyplinach. Historycy, dziennikarze oraz sędziowie opierają się na przekazach świadków. Muszą sprawdzać ich wiarygodność, aby uniknąć błędów. Poszukują świadków, którzy mogą coś wiedzieć i którzy nie mają powodów, aby oszukiwać innych. Wolą wcześniejsze źródła, jak najbliższe samych wydarzeń, i takie, które opierają się na relacjach wielu niezależnych osób.
Analogiczne kryteria można zastosować w apologetyce do oceny świadectwa religijnego, takiego jak to zawarte w Piśmie Świętym. Nie można tu jednak w pełni korzystać z kryteriów stosowanych w historii uprawianej na uniwersytetach. Autorzy biblijni nie są zawodowymi historykami, zajmującymi się dokładnym relacjonowaniem tego, co Jezus powiedział i uczynił przy takiej lub innej okazji. Są ludźmi wierzącymi, pragnącymi przekazać Dobrą Nowinę oraz obudzić wiarę w Chrystusa Zbawiciela. W zakończeniu Ewangelii św. Jana czytamy: „Te zaś [słowa] zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego” (J 20,31).
Kryteria oceny
Trudno jest stworzyć kryteria dla oceny świadectwa religijnego. Można jednak podać pewne podstawowe reguły. Sugeruję pięć następujących: zbieżność, stanowczość, nowatorstwo, przemiana i oświecająca moc.
Po pierwsze, świadectwo Nowego Testamentu jest wczesne, wielorakie i zbieżne. Ewangeliści pochodzili z różnych wspólnot i patrzyli z różnej perspektywy na życie Chrystusa. Zgadzali się jednak w sprawach podstawowych. Nowy Testament zawiera wiele teologii, lecz tylko jedną wizję Chrystusa i życia chrześcijańskiego. Wszystkie opisy przedstawiają Jezusa jako Syna, który mówi i działa z najwyższym autorytetem, oddaje swe życie na odkupienie świata i zmartwychwstaje z grobu w chwale. Opisy te są zgodne w twierdzeniu, że głosił On rewolucyjny ideał życia ludzkiego, sławiąc ubóstwo, pokorę, miłość bliźniego i cierpliwość w cierpieniu jako drogę do wiecznego zbawienia.
Po drugie, autorzy biblijni nie przemawiają jako badacze próbujący zrozumieć zamiary Boga na podstawie ludzkiej spekulacji, lecz raczej jako świadkowie prawdy, która dociera do nich z mocą objawienia. Przyjmując to, czego byli uczeni, za słowo Boże, głoszą je z niezachwianą pewnością. Siła ich przekonania jest oznaką tego, że Bóg przemówił do nich mocnymi dowodami.
Po trzecie, nowiny, którą głoszą, nie przyjęliby, gdyby nie objawienie z góry. Jako pobożni Żydzi uważali, że tylko Jahwe jest Bogiem i żaden człowiek Nim być nie może. Jednak teraz po spotkaniu Jezusa oddają Mu boską cześć, nazywają Go Panem i Bogiem i wielbią Go na równi z Ojcem. Cóż poza objawieniem mogłoby ich przekonać, że zwykły cieśla z Galilei jest Panem wszechświata?
Po czwarte, apostołowie i ich współpracownicy zostali przemienieni przez głoszoną nowinę. Nie posiedli jej, lecz sami dali się jej posiąść. Z nieśmiałych uczniów, zamykających z obawy drzwi Wieczernika, stali się apostołami głoszącymi otwarcie swą wiarę, ryzykując więzienie, biczowanie i męczeństwo. Żadna zewnętrzna przeciwność nie mogła ich powstrzymać od mówienia tego, co widzieli i słyszeli. Ich niezwykły dynamizm jest dowodem przekształcającej mocy Boga.
Po piąte, cechy głoszonej nowiny są właściwe dla objawienia. Dostarcza ona wskazówek do rozwiązania zagadki cierpienia i śmierci, których nie potrafi dać żadna ludzka filozofia. Dostarcza ona nadziei tym, którzy, po ludzku mówiąc, nie mają się czego spodziewać. Oferuje przebaczenie grzesznikom pogrążonym w bagnie grzechu. Usuwając bariery między poszczególnymi narodami oraz wrogość między różnymi rasami i grupami etnicznymi, Ewangelia promuje cywilizację powszechnego pokoju i miłości.
Także sama forma przekazu jest niezwykła. Pokazuje ona obraz Jezusa, wcielonego Pana, który mówi i działa z niespotykaną władzą, wprawiając w zakłopotanie swych wrogów, równocześnie okazując litość pokutującym grzesznikom i współczucie słabym i odrzuconym. Odrzucony przez swoich oddaje dobrowolnie życie, modląc się za swych oprawców. Umiera nagi i opuszczony na krzyżu po to, aby zostać wzięty do chwały przez swego Ojca. Historia Jezusa, sugestywna w szczegółach i zachwycająca swym przebiegiem, przekracza siłę ludzkiej wyobraźni. Jest ona tak urzekająca, że niektórzy traktują ten fakt jako dowód na jej prawdziwość.
Osoba Jezusa robi jeszcze większe wrażenie, jeśli patrzy się na nią w perspektywie historii zbawienia. Pojawia się On na scenie jako zwieńczenie tysiącletniej literatury prorockiej, która z nadzieją i niecierpliwością wyczekiwała pojawienia się Zbawiciela. Wiara zaszczepiona przez Jezusa przetrwała przez dwa tysiące lat, zdobywając wielką liczbę zwolenników z każdego kraju i narodu. Wspólnota chrześcijańska jest nadal ożywiającą siłą w świecie. Mimo ludzkiej słabości swych członków Kościół jest znakiem, sakramentem wypełnionym obecnością Chrystusa, trwałym świadkiem swego własnego boskiego pochodzenia.
* * *
Jak więc apologetyka zaangażowanego świadectwa religijnego wypada na tle innych metod, takich jak podejście klasyczne oparte na teologii naturalnej oraz podejście oparte na dowodach, odwołujące się do naukowej historii? Świadectwo, jak wyjaśniłem, ma charakter międzyosobowy. Świadek czynnie angażuje się w to, co mówi, zmuszając nas do podjęcia wysiłku zrozumienia. Osobiste zwrócenie się do nas może dziwić, stanowić dla nas wyzwanie, dostarczać nam nowych inspiracji i w ten sposób skłaniać nas do nawrócenia. W takim stopniu, w jakim otwieramy się na świadectwo, uczymy się polegać na wiarygodnych świadkach i podporządkowywać się ich świadectwu. Takie podejście, oparte na wierze, przygotowuje nas do religijnego nawrócenia, będącego osobistym podporządkowaniem się przemawiającemu do nas Boskiemu Świadkowi — Chrystusowi.
Kiedy wychwalam odrodzenie się apologetyki, którego jesteśmy ostatnio świadkami w Stanach Zjednoczonych, sugeruję, że apologetyka może znaleźć inspirację w tego rodzaju personalizmie, który wyznaje papież Jan Paweł II. Od kilku lat opowiadam się za apologetyką religijnego świadectwa. Mogłaby ona skorzystać z kategorii personalistycznych, z którymi oswoili nas filozofowie chrześcijańscy, tacy jak Gabriel Marcel: świadectwo, zaproszenie, odpowiedź, zaangażowanie, wierność i wspólnota. Kategorie te pomagają dostosować nasze myślenie do myślenia biblijnego, szczególnie do Ewangelii stanowiących dokumenty wiary.
Apologetyka osobistego świadectwa odpowiada szczególnie duchowi katolicyzmu. W akcie katolickiej wiary poleganie na świadectwie prowadzi ku Chrystusowi i Kościołowi, poprzez który kontynuuje On swą misję w świecie. Takie świadectwo zaprasza nas nie tylko do osobistego nawrócenia, lecz także do wspólnoty z wszystkimi wiernymi.
Ostatni papieże wzywali Kościół katolicki do nowej ewangelizacji. Chcąc ewangelizować, musimy pozwolić na to, aby świadectwo Boga, apostołów i Kościoła przemawiało przez nas. Nie możemy tego uczynić w przekonujący i skuteczny sposób, jeśli sami nie będziemy pewni, że świadectwo to jest wiarygodne, i jeśli nie będziemy w stanie do tego przekonać innych. Pismo Święte poucza nas, aby nie zaniedbywać apologetyki. Pierwszy list św. Piotra stwierdza: „Zawsze bądźcie gotowi do obrony (apologian) tej nadziei, która jest w was” (1 P 3,15). Jeśli kochamy Chrystusa, troszczymy się o naszą wiarę i chcemy rozszerzać jej zbawczy wpływ, nie cofniemy się przed tym ważnym obowiązkiem. Nadszedł już odpowiedni moment i pojawiła się nagląca potrzeba odrodzenia apologetyki.
Niebiosa mają więcej gwiazd niż ziemia ziaren
Piasku, i biorąc pod uwagę czas, każde małe słońce
Połączone razem powinno dać świat, w którym światło gwiazd [uczyniłoby
Niebo jasnobiałym, ciemność zaś zostałaby pochłonięta.
A jednak noc pozostaje. Przyćmione gwiazdy oświecają
Swe odrębne drogi, a nakreślone konstelacje
Łączą swe punkty, my zaś pod nimi śnimy
I śpimy, a następnie budzimy się z nadejściem brzasku.
Wszechświat, rozszerzając się od swego powstania,
Jest większy, starszy niż jego światło; niezrównany
Tą siłą, która wciąż oddziela dzień od nocy —
Tą samą, która odmierza nasze lata — jest czas:
Ograniczenie, które daje nam noc
I chroni nas przed nieustannym światłem. (Robert W. Crawford)
przeł. Krzysztof Warchoł
Artykuł opublikowano w numerze 143. miesięcznika „First Things” z maja 2004 roku.
٭ Paradoks sformułowany w 1826 roku przez Heinricha Wilhelma Mathäusa Olbera, twórcy rozumowania, według którego statyczny, nieskończony, odwieczny i jednorodny wszechświat powinien być cały czas jasny (także w nocy). Takiemu wnioskowi przeczy jednak nasze doświadczenie (przypis tłumacza).
AVERY DULLES ur. 1918, wychowany jako prezbiterianin, przeszedł na katolicyzm w czasie studiów w Harvardzie w 1940 roku, wstąpił do jezuitów, święcenia kapłańskie przyjął w 1956 roku, doktoryzował się z teologii na Uniwersytecie Gregoriańskim, wykładał na uczelniach w USA i Europie, opublikował 21 książek i około 700 artykułów poświęconych głównie eklezjologii, nauce o objawieniu i problemom ekumenizmu, nie będąc biskupem, w 2001 roku otrzymał kapelusz kardynalski jako pierwszy amerykański teolog wyniesiony do tej godności.