Gniew jako przyjaciel
Gniew - jako przyjaciel ! Pod czas warsztatów mam okazję obserwować wiele pięknych uczuć, często ukrytych i wypartych tak głęboko, że ciężko je dostrzec. Kiedy w trakcie warsztatów następuje transformacja gniewu, złości, nienawiści. Utulony gniew staje się sprzymierzeńcem. Lubię spotkania z niewyrażonym gniewem, z niewypowiedzianą złością. Takie potworki skrywają się zazwyczaj za pięknymi słowami, za pozorną łagodnością. A wychylają swe koszmarne mordki w prostych niezauważalnych słowach. Takim najpiękniejszym dla mnie koszmarkiem jest zdanie „ ja nie mam w sobie złości, ja nie mam w sobie gniewu”. Uwielbiam te słowa wypowiedziane w połączeniu z mimiką anioła, dają wręcz pewność, że gniew zalega tak subtelne i głębokie pokłady osoby wypowiadającej takie słowa. Wyparcie, niedopuszczanie do siebie gniewu, a nade wszystko nie dawanie sobie prawa do gniewu czy złości - to są najprostsze i najczęściej stosowane sposoby na „radzenie” sobie z gniewem. Popadając w rozwój duchowy, całe skupienie pada na część białą, anielską, i skupiamy się i zauważamy tylko takie uczucia jak łagodność, miłość, opanowanie. A są to takie same uczucia, jak i gniew czy złość. Występują one u nas w sposób naturalny i pięknie jest, gdy zdajemy sobie z nich sprawę, piękniej, gdy jesteśmy ich świadomi. Gdy rozgniewanie rozpoznajemy od razu i nie dopuścimy, by niewyrażone zaległo w nas (przecież nie musimy ze złości zabijać, wystarczy, że nazwiemy rzecz po imieniu). Jesteśmy bardziej prawdziwi i zdrowsi. Taki zalegający gniew, niewyrażona złość, są siedliskiem chorób, powodują blokady na poziomie energetycznym. Zamaskowana złość jest przyczynkiem wielu chorób natury psychicznej, jak i fizycznej. Kiedy nie dajemy sobie prawa do złości, do gniewu, skazujemy się na ból większy niż niesie gniew. Kiedy mamy jakiekolwiek oczekiwania, wyobrażenia, tak wobec innych, jak i wobec siebie, nieuniknione są rozczarowania i gniew. Możemy się prężyć, udawać przed sobą i przed innymi oświeconych i uduchowionych, i święcie w to wierzyć. Naprawdę nie ma w tym nic złego. Poza tym, że sami sobie robimy na złość. Nie namawiam tu do wybuchania złością, eskalacji gniewu. Chodzi mi tylko o prostą prawdę, że jesteśmy wszystkim, czyli złością i gniewem też, że jesteśmy ludźmi. Kiedy rozpoznajemy irytację, podenerwowanie, jest szansa, że ta cząstka cienia zobaczy słońce. Kiedy na jakimś treningu asertywności wyraziłem swoją złość w sposób spokojny dla otoczenia - zobaczyłem siebie pełniejszym, ale kiedy wybucham złością i udaje się to wyhamować, zapanować, a nie udawać, że nie ma tego we mnie, też jest dobrze. Kiedy potrafię powiedzieć „tak, kochanie, wkurza mnie to, co mówisz”. Tak, jestem zdenerwowany po wczorajszej rozmowie. Jestem bliżej prawdy o sobie. Złość i gniew - to najczęstsze uczucia blokujące naszą energię w przeszłości, mające ogromny wpływ na przyszłość. Wybaczanie sobie to nic innego jak akceptacja siebie. Na szlaku wybaczania spotykamy najróżniejsze potworki, akceptując je podążamy dalej w kierunku zrozumienia, w kierunku zgody i prawdy.