MInimaLenka, NLP, Wiedzma60


Początek

piątek, 21 stycznia 2011 12:41 Skocz do komentarzy

Na początku byłam minimalistką. Oczywiście wcale tego tak nie nazywałam. Ale czytając d 2 lat literaturę i nieliczne blogi na ten temat wiem, że tak właśnie było... Żyłam spokojnie, miałam niewiele rzeczy materialnych i masę czasu. W mojej licealnej i studenckiej szafie królowało powietrze. Książki wypożyczałam z biblioteki. Pod koniec każdego roku - szkolnego czy akademickiego - robiłam wielkie porządki z papierami. Zamykałam sprawy nieaktualne. Jakoś tak rok przed obroną mgrki zrobiłam ostatnie wielkie sprzątanie. A potem zaczęło się moje konsumpcyjne życie. Zaczęłam zarabiać regularne pieniądze i kupować. Moje półki wypełniły się książkami, które nie zostały do dziś przeczytane. Filmami, które od kilku lat nie zostały nawet rozpakowane z folii. Ubraniami, które wiszą do dziś z metkami. Czemu nie zrobiłam z tym porządku od razu 2 lata temu, kiedy to wpadła mi w ręce książka Dominique Loreau? Przecież przeczytałam ją całą od razu. Z zapartym tchem, na szkoleniu, w kilka godzin "połknęłam" ją od przedniej do tylnej okładki. I włączyło mi się długotrwałe myślenie. Potem trafiłam na blog Ajki. I szok! Właściwie sama mogłabym napisać identyczny. Czytałam go, jakbym czytała o sobie. A 2 dni temu weszłam na bloga Maćka Jasicy. I postanowiłam zacząć pisać własnego. Bo mało nas jakoś w sieci. Nas, minimalistów. 

Od grudnia wzięłam się za odgruzowywanie mieszkanka. Kompleksowo. Wszędzie naraz. Przekopałam się przez ubrania, książki, kosmetyki. Sporo rzeczy znalazło już nowych właścicieli. Na pewno ponad 100... ile zostało? Nie mam jeszcze odwagi policzyć. Ale mam coraz więcej czasu, przestrzeni, przemyśleń. 

A mój blog będzie właśnie o powrocie do minimalizmu. O powrocie do początku. 

Poradniki i mody

sobota, 22 stycznia 2011 9:55 Skocz do komentarzy

Od wielu już lat polski rynek zalewają wszelakie poradniki i programy o tym, jak udoskonalić własne życie, wygląd, mieszkanie. Sama posiadałam ich całą masę. Nie zaprzeczam też, że swojego czasu namiętnie śledziłam wszelkie Trinny i Zuzie oraz Goka. W ramach samoświadomości wyglądowej zafundowałam sobie profesjonalną analizę kolorystyczną (Pani Wiosna) - która to analiza zaowocowała zakupem ubrań w "odpowiednim" kolorze. I wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie prosty fakt, że moje ulubione kolory to biel i czerń (kto zna temat wie, że są one zakazane dla Wiosen) i błękity i zielenie w odcieniach z palety Lata. A jednak przez kilka lat kupowałam ubrania Wiosenne i ... wieszałam je w szafie. Te wszystkie wielbłądzie wełny, żółcie, łososie. Brrr. Na szczęście prawie wszystkie już sprzedałam.

Podobnie ma się rzecz z meblowaniem wnętrz. Te wszystkie lansowane kolory i style wnętrzarskie. I znów nie powiem, że nie oglądałam Justina i jego kolegi i nie przechodziłam fascynacji kanałem Domo :-) Chłonęłam te wszystkie piękne ogrody i salony. Kupowałam przed umeblowaniem własnego M magazyny typu Cztery Kąty. I ... frustracja. To, co najbardziej mi się podobało (dużo przestrzeni) okazało się mało realne do wprowadzenia na mój skromny metraż. O ogrodzie na balkonie nie wspomnę... Ale akurat w kwestii M i B (Mieszkania i Balkonu) mam pewne pomysły na przestrzeń - pod warunkiem, że Ślubny i Rodzony pójdą na współpracę :-)

Rozpisałam się ale jakoś tak bez wniosków. Więc czas na wnioski - jeśli komuś analiza kolorystyczna pomogła to wspaniale. Ja jestem oporna i lubię po swojemu, więc zostaję przy tym, co lubię. Rodzinną decyzją podziękowaliśmy Cyfrze +  za współpracę, więc wyżej wspomniane programy są poza naszym zasięgiem. To sprawia, że mamy mniej chciejstw. Że możemy odgruzowywać nasze szafy i komody. Że zaczynamy żyć po naszemu. 

Mój minimalizm

sobota, 22 stycznia 2011 13:16 Skocz do komentarzy

Minimalizm nie jest dla mnie niczym trudnym. Wprost przeciwnie. Jest dla mnie stanem jak najbardziej naturalnym. Mogłabym się w 2 minuty spakować do jednej walizki, wsiąść w samochód i pojechać przed siebie. Wiem, że nie brakowałoby mi żadnej porzuconej rzeczy. 

Tak naprawdę nie wiem, jak to się stało, że nagle mam zbyt dużo przedmiotów (zbyt dużo, jak na moje potrzeby - zdaniem wszystkich wokół mam mało). Nie lubię zakupów. Centra handlowe to dla mnie miejsca stresujące. Ale uległam jakoś ogólnej konsumpcji. 

Nawyki mam jednak dobre - nadmiar przedmiotów wywołuje u mnie duszności i chęć pozbycia się. 

Niewiele mi potrzeba

wtorek, 25 stycznia 2011 16:38 Skocz do komentarzy

... od dawna i w niemal każdej dziedzinie. Z tego powodu niektórzy uważają mnie za osobę dziwną. Przecież dziś wypada mieć coraz to nowsze zabawki, co sezon nowe ubrania, co kwartał inną fryzurę. Ktoś, kto na pytanie - co chciałabyś dostać w prezencie? odpowiada - nie wiem, wszystko mam irytuje. Przecież inne kobiety zawsze mają za mało ubrań, biżuterii, kosmetyków. A ja mam ich wystarczająco. A nawet na tyle dużo, że nie chcę więcej. 

Przez kilka ostatnich miesięcy pozbywałam się. Sprzedałam 2/3 mojego zbioru butów. Dwie torebki. Kilka reklamówek ubrań. Większość kosmetyków - w tym niemal całą kolorówkę. Jakieś dwie półki książek. Filmy. 
Niektóre rzeczy rozdałam. Ciągle jeszcze sporo zostało. Ale już czuję, że coraz głębiej oddycham. I pakuję kolejne reklamówki, które znikają. 

Sięgnęłam do książek, które stały na półkach. Czytam je i oddaję innym. Zostały już tylko dwie półki i stosik tych mniej lubianych. Na razie podoba mi się taka ilość. Kupię im kiedyś oszkloną szafkę :-) i dokupię dwie nowe książki. 

I prawidła butom, jeśli będę ich mieć najwyżej dziesięć par. Tak naprawdę nie potrzebuję więcej. 

Posiadanie więcej niż potrzebuję uważam za niemoralne. Nieekologiczne. 

Mól książkowy

środa, 26 stycznia 2011 15:39 Skocz do komentarzy

Kiedyś byłam prawdziwym molem książkowym. Tym bardziej uważam za sukces ograniczenie ich do liczby poniżej 70. W tym językowe i kulinarne. Liczba ta pewnie niedługo jeszcze się uszczupli. 

Założyłam, że pozbędę się każdej książki kucharskiej, z której nie wyjdą mi 3 przepisy z rzędu. Proste? Banalnie!  

Zaledwie z kilkoma książkami jestem tak bardzo związana, że nie wyobrażam sobie, że mogłabym się ich pozbyć. Chociaż, gdybym je miała w formie elektronicznej to kto wie... 

Mam czas

czwartek, 27 stycznia 2011 6:39 Skocz do komentarzy

Z każdej strony słyszę, że ludzie "nie mają czasu". Nie wiem, jak to robią. Moja doba wystarcza na wszystko, choć przecież odeszłam od minimalizmu o kilka kilometrów i nadal mam sfery "do posprzątania" - co czasu wymaga. 

Zawodowy zadaniowy czas pracy powoduje, że czasem odpuszczam pracę całkowicie - głównie na rzecz bycia Mamą przez duże M. Potem siadam i nadrabiam "tyłki". Ale nawet przy nadrabianiu - mam czas. przynajmniej na to, co dla mnie istotne. Że czasem przymykam oko na lekki bałagan? Jestem w stanie go nie widzieć. Alternatywna aranżacja przestrzeni widocznej (przy jednoczesnym pedantycznym poukładaniu w powierzchniach zamkniętych) nie przeszkadza mi w niczym. W pokaźnym stosie zawodowych papierów bez problemu znajduję wszystko, co jest mi w danej chwili potrzebne. Że niby minimalista ma zawsze puste biurko? I zawsze klocki w pudełku? No - po skończonej zabawie mam i ja :-) 

Wracając do wątku głównego - myślę, że mam czas bo mam dobre podejście. Ustalone wyraźnie priorytety. I ich kolejność. Najważniejszy jest Rodzony. Potem B. Pilna praca. Następnie Ludzie. Gotowanie. Powrót do minimalistycznego stanu posiadania. Myślenie o tym, na co mam ochotę. Robienie tego lub nie.

Ale najfajniejsze jest chyba to, że umiem odpuścić. Że nie zakładam planu maksimum. Że robię to, co dla mnie ważne. To, co nieważne - może poczekać.

Zaraz pakuje B.Pilne "tyłki" do torby i lecę do pracy pochwalić się oszałamiającymi efektami wczorajszego nadrabiania...

Zawsze mam co na siebie włożyć

piątek, 28 stycznia 2011 12:34 Skocz do komentarzy

Nie pamiętam w życiu ani jednej sytuacji, kiedy stanęłam przed szafą (bez względu na to, czy była to kiedyś wspomniana przeze mnie szafa pełna powietrza czy też moja obecna gęściej zaopatrzona) i powiedziałam - nie mam co na siebie włożyć. Z moją szafą jest dokładnie tak, jak z pakowaniem się na wyjazd: 2 minuty i mam cały komplet na każdą okazję. Właściwie porządki w szafie mogłabym zakończyć na wyrzuceniu/oddaniu/sprzedaniu rzeczy, które mi nie pasują mentalnie albo do żadnego kompletu. Ale ostatnio znajduję pewną przyjemność w przeglądaniu stanu posiadania i ewentualnym dopasowywaniu tych ubiorów do reszty za pomocą planowania przeróbek krawieckich.

Ubrania mam różne - przeważnie proste i jednobarwne. Ale nie tylko. Mam też trochę "dodatków", które sprawiają, że nie wyglądam nudno. Ogólnie uważam, że Gok Wan zostawiłby mi wszystko, co wisi na wieszakach i dokupił kilka sztuk. Sama zresztą widzę taką potrzebę (bo nawet minimalistka musi czasem coś kupić). 

Moje przyszłe ubrania:

 - czarny sweterek w serek, 

 - biały T-shirt z długimi rękawami, 

 Więcej potrzeb na dzień dzisiejszy nie mam. 

Minimum kosmetyków - maksimum urody

poniedziałek, 31 stycznia 2011 10:20 Skocz do komentarzy

Żeby nie było, że jestem taka idealna i mam wszystkiego mało :-) kosmetyków mam ciągle sporo. Co prawda kolorowych już mniej niż 5 ale za to różnych innych pół sporej półki w szafie. Nie używam wszystkich tylko kilku. A reszta czeka na swoją kolejkę. Znalazłam już kilka kosmetyków doskonałych i zamierzam przy nich pozostać ale w przypadku innych ciągle jestem na etapie testowania. Dążę do wymarzonej liczby 10 kosmetyków. I tyle. Więcej nie trzeba. 

Nie jestem solariowa, nie palę papierosów, nie mam obsesji twarzy z okładki bez jednej zmarszczki. Nawet używając 100 kosmetyków zestarzeję się. Ciągle jedynym sposobem na zachowanie wiecznej młodości jest młodo umrzeć :-) 

Ja do tego jestem krótkowidzem, więc po zdjęciu soczewek nie widzę w lustrze każdej zmarszczki czy niedoskonałości :-)

Inna bajka to to, że lubię kosmetyki. Zwłaszcza te apteczne, w białych opakowaniach. Ale jakąś słabość mogę mieć. Czytam składy na opakowaniach, jestem świadomą konsumentką. Taki mój mały bzik. I pasja od wielu lat bo już w podstawówce chciałam zostać kosmetyczką. 

Wątek kosmetyczny pociągnięty

poniedziałek, 31 stycznia 2011 18:00 Skocz do komentarzy

Moi domowi mężczyźni odpoczywają, więc mam czas dla siebie. Zabronili mi się odzywać i chodzić tam i z powrotem (zdiagnozowane ADHD). Więc siadam do komputera i chociaż sobie postukam palcami po klawiaturze. 

Skoro zaczęłam wątek kosmetyczny to go teraz pokontynuuję. A mianowicie zastanowię się głośno i publicznie, jakie kosmetyki wejdą w skład "gorącej 10tki". 

1.Pasta do zębów.

2.Szampon.

3.Żel pod prysznic.

4.Krem z filtrem.

5.Krem nawilżający.

6.Dezodorant.

7.Krem do dłoni i stóp.

8.Odżywka do włosów.

9.Krem z witaminą C.

10.Preparat do demakijażu.

11.Woda termalna.

12.Perfumy.

Wyszło dwanaście. Czyli "gorąca 12tka". Całkiem minimalistycznie - biorąc pod uwagę, że kiedyś miewałam więcej cieni do powiek :-)

Z racji niedawnego konsumpcjonizmu mam dużo więcej kosmetyków ale zamierzam się z nich "odchudzić". W końcu idzie wiosna czyli najlepszy czas na odchudzanie :-) 

Nieminimalistyczne zakamarki

wtorek, 01 lutego 2011 17:23 Skocz do komentarzy

Mam takie miejsca, które uparcie opierają się minimalizmowi. Nie umiem ich "dosprzątać". Szufladki pełne rozmaitości, z którymi nie umiem nic konstruktywnego zrobić. I leżą sobie tak jakieś wycinki z gazet czekające na przeczytanie (w teczce na gumkę w szkocką kratę), płyty (w niebieskiej reklamówce), książki "do dania" (na najwyższej półce w szafie). A ja nie umiem się zmobilizować, żeby im wreszcie kiedyś znaleźć innego właściciela, nareszcie je przeczytać czy po prostu - w akcie desperacji - wyrzucić.

Wiem, że zabierają energię. Że powodują gorsze samopoczucie. Że przywiązują mnie do przeszłości. (Nie wymyśliłam tego sama, tylko wyczytałam w mądrych książkach).

Teraz zamiast pisać bloga powinnam z nimi walczyć :-) może nawet postawić sobie warunek, że nie napiszę żadnego nowego wpisu dopóki się z tym nie uporam. A później to opisać ;-)  

Inspiracja Carpe diem

środa, 02 lutego 2011 17:04 Skocz do komentarzy

Jestem człowiekiem żyjącym przeważnie w zgodzie ze sobą. Nie mam problemów z tym, żeby spojrzeć sobie w twarz. Z każdego dnia chwytam tyle, ile się da. Ile się da oznacza, że jednak liczę się z ludźmi (tymi ważnymi dla mnie) i z okolicznościami. Nie spełniłam wszystkich swoich chciejstw ale nie czuję się przez to mniej spełniona. Ogólny tor mojego życia biegnie bardzo zadowalająco. Ale może ja jestem po prostu taka mało-polska? Taka nie-narzekająca? Bo nie narzekam. Miałam w życiu dużo pod górkę. Brakowało mi wiele razy tego przysłowiowego "pół punktu do podium". Nie szkodzi. Sam sukces nie był nigdy aż tak ważny. Ważny był proces tworzenia, pokonywania. Dobra zabawa po drodze. A że nie wyszło? Nie szkodzi. Tyle innych rzeczy mi wyszło :-)

Wiele razy zmieniałam plany na życie. Teraz też nie zakładam, że zostanę tu, gdzie jestem. Bo ja jestem taki trochę "struś pędziwiatr". Interesowało mnie już bardzo wiele rzeczy w życiu. Jedne z pasji przetrwały. O innych już nawet nie pamiętam.

Wiem, co jest dla mnie dobre. Umiem o to zawalczyć. Umiem wejść w ostry zakręt własnego życia. Albo nawet przejechać po pasie zieleni na drugą stronę autostrady. Podjęłam wiele niepopularnych decyzji. Ale moich.

Zrealizowałam większość swoich marzeń. A na pewno te wszystkie, których realizacja zależała tylko ode mnie. Teraz mam inne. Bo ja mam ciągle nowe marzenia. Jedne gonią drugie.

Żyję godnie. Żyję w zgodzie ze sobą. Nie zawsze jest to przyjemne i słodkie ale jestem autorem swojego życia. I to - jak mówi mój Tato - odkąd skończyłam 2 lata :-)

Moja przestrzeń

piątek, 04 lutego 2011 13:18 Skocz do komentarzy

Wymyśliłam sobie ostatnio, że jak już pozbędę się rzeczy nieużywanych to zrobimy remont. Przemalujemy ściany, może kupimy nowe meble. Dopasujemy je do naszego stanu posiadania. Uwielbiam zmiany, więc myśl o buszowaniu po ukochanej Ikei będzie silnym motywatorem. Co prawda nasi goście już teraz wzdychają, że mamy bardzo dużo wolnego miejsca ale ja bym jeszcze uszczupliła. Marzy mi się zmieszczenie całego dobrostanu w naszej garderobie. Tak, żeby w salonie był tylko stół z krzesłami, narożnik i szafka z telewizorem. I jakiś piękny duży obraz.

Szczęśliwie mam już naprawdę mało rzeczy, które mi przeszkadzają. Nie piszę o tym na blogu ale prawie codziennie odkładam coś, z czego nie korzystam. Szczegółami nie będę nikogo zanudzać :-)

Granice minimalizmu

niedziela, 06 lutego 2011 17:04 Skocz do komentarzy

Zastanawiam się, gdzie zaczyna się i kończy minimalizm. Nie mam tu na myśli tego, żeby podać jakiś przedział liczbowy. Ale gdzieś przecież są granice zdrowego rozsądku. 

Sama mam niewiele (co jest pojęciem względnym) ale do magicznych 100 rzeczy jest mi daleko. Nie wzięłabym też udziału w konkursie na najtańszy telefon komórkowy czy aparat fotograficzny. "Dziadostwo" nie jest dla mnie synonimem minimalizmu. Lubię, kiedy rzeczy, których używam są ładne. To przeważnie nie oznacza tanie. Ale daje poczucie przyjemności z ich korzystania. Stawiam jakość ponad ilość.

Nie mam obsesji zastanawiania się nad każdym zakupem. Jeżeli czegoś mi brakuje to po prostu to nabywam. 

Moje granice minimalizmu wyznacza ekologia (ten temat rozwinę innym razem) i własne możliwości w zakresie używania.

Nadgorliwość - nawet w minimalizmie - bywa groteskowa.  

Zasada 4:1:
- 4 rzeczy gładkie na jedną wzorzystą,
- 4 klasyczne na jedną "trendową",
- 4 góry na każdy "dół".

Kiedy kupujesz nową rzecz sprawdź czy:
- pasuje do przynajmniej trzech innych, które już masz w szafie (znajomość swoich kolorów to już połowa sukcesu),
- posłuży na trzy różne okazje (klasyczne dżinsy są tu świetnym przykładem: z marynarką do pracy na casual day, z podkoszulką na co dzień, z białą bluzką i biżuterią na bardziej uroczystą okazję),
- przetrwa przez trzy kolejne sezony (czyli raczej przyzwoitej jakości klasyka).

Minimalizm ma mimo wszystko więcej zalet niż wad. Jestem często pytana o tzw. bazę (capsule wardrobe), bo wiele kobiet chce raz na zawsze pożegnać problem pt. "nie mam co na siebie włożyć, a szafa pęka w szwach". Donna Karan uważa, że ta baza to 7 rzeczy, Gok Wan - że 24. Ja uważam, że ta magiczna liczba będzie różna dla różnych kobiet, przede wszystkim zależy bowiem od zawodu i stylu życia. Niemal każda jednak kobieta może oprzeć się na następującej bazie:  kilka par spodni, w tym dżinsowych; żakiet, kurtka i płaszcz; parę bluzek, w tym koszulowa; kilka spódnic i sukienek; kilka par butów i dwie lub trzy torebki (jedna na dzień, jedna na wieczór, jedna weekendowa). To moim zdaniem minimum. Radzę też stosować "zasadę siedmiu" (w wersji mniej minimalistycznej to "zasada trzech"): zanim zaniesiesz wybrany ciuch/dodatek do kasy, zrób w myślach przegląd zawartości swojej szafy i upewnij się, że nowy nabytek będzie pasował do siedmiu (trzech) rzeczy, które już masz. Jeśli nie - odłóż.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Purystka minimalistka, NLP, Wiedzma60
zacząć przygodę z minimalizmem, NLP, Wiedzma60
Minimalistyczne BN, NLP, Wiedzma60
Smoothie, NLP, Wiedzma60
Samą siebie nazywa Kobietą Organiczną, NLP, Wiedzma60
Bierzemy 12 miesięcy, NLP, Wiedzma60
10 kroków ku zdrowszemu życiu, NLP, Wiedzma60
100 dni, NLP, Wiedzma60
Myśl ze Słoika Dla Każdego, NLP, Wiedzma60
Baktus, NLP, Wiedzma60
Czapka jest na spory rozmiar głowy, NLP, Wiedzma60
partyzanckie skrapowanie, NLP, Wiedzma60
Przepisy pp, NLP, Wiedzma60
kwiatek składa się z 4 osobno wykonanych płatków i środka, NLP, Wiedzma60
Mapa mojej przestrzeni, NLP, Wiedzma60
Soczewica zawiera duże ilości potasu, NLP, Wiedzma60
El pomodoro, NLP, Wiedzma60
45 reguł, NLP, Wiedzma60
Wstawaj rano, NLP, Wiedzma60

więcej podobnych podstron