Inscenizacja na podstawie opowiadania M. Terlikowskiej ,,Nikt się nie strzęsie”
Marek (chodzi smutno po scenie, co jakiś czas kopie kamyk na podłodze): Po co nam ten cały Tomasz? Kiedyś wszyscy mną się zajmowali, a teraz nawet nie zauważyli, że wyszedłem.
Zza sceny wychodzi dziewczynka. Podskakuje i nuci piosenkę. Nagle zauważa chłopca.
Dziewczynka: O cześć! To w Twojej rodzinie urodził się ten śliczny dzidziuś.
Marek: Śliczny?? Przecież on wygląda jak żaba!!
Dziewczynka: Co ty mówisz! Żaba jest mokra!
Marek: On też jest przeważnie mokry.
Dziewczynka: Jak się go przewinie, to jest suchy. I taki cieplutki i można go przytulać.
Marek: No nie wiem…
Dziewczynka: Jak to? Nie dotykałeś jeszcze swojego braciszka?
Marek: - A po co mam dotykać? I tak wszyscy się nad nim trzęsą.
Dziewczynka: A nad tobą przestali, co? (zaczyna się śmiać)
Zza sceny wychyla się chłopiec i krzyczy:
Chłopiec: Haniu chodź szybko, pękła rura od gorącej wody, to u naszych sąsiadów - Kowalskich!
Dziewczynka: Muszę iść, oni też mają małego dzidziusia a Pan Kowalski złamał nogę!
Hania schodzi ze sceny, Marek zostaje sam, rozgląda się, nagle na scenę wchodzi kobieta i ciągnie wózek.
Kobieta: - Co się u nas stało?
Marek: Nic takiego, tylko rura pękła. Jak Pani chce, to popilnuję wózka.
Kobieta: Dobrze, popilnuj... bo tam mój mąż... Ma nogę w gipsie...
Marek zostaje sam, pochyla się nad wózkiem, odsłania kocyk i mówi do dziecka.
Marek: No cicho, cicho… zaraz naprawią tę wstrętną rurę i wrócisz do domu. Uśmiechasz się? Ale jesteś ładny!
Kobieta (wybiega zza sceny, ociera pot z czoła): Dziękuję ci za przypilnowanie małego. Nie wszyscy chłopcy są skorzy do pomocy.-
Marek: Ee, ja nic takiego nie zrobiłem... Zresztą mam małego braciszka, więc jestem przyzwyczajony... (uśmiecha się i żegna z kobietą) Do widzenia!
Kobieta: Do widzenia (schodzą ze sceny).
Na scenie pojawia się tata i mama (trzyma dzidziusia na rękach), którzy nerwowo spacerują po pokoju, tata zerka na zegarek. Nagle wchodzi Marek.
Tata: Gdzieś ty był? Martwiliśmy się!
Marek: Pękła rura u Kowalskich i pilnowałem dziecka.
Mama: Dziecka?? No, proszę…
Marek: Tatusiu, czy możemy zabrać Tomeczka na spacer?
Mama: Nie! Najpierw przebierzesz się w suche rzeczy i zjesz obiad.
Marek: Ojej! Niech się mama nade mną nie trzęsie. Przecież teraz wszyscy trzęsiemy się nad Tomkiem. Prawda mały?
Wszyscy się śmieją i przytulają. Koniec. Piosenka.