PADA ŚNIEG. Salvatore Adamo
Już rtęć na zerze, niebo szare jest od chmur,
W smutnym plenerze, krążą roje śnieżnych piór.
W takim dniu twych zwierzeń,
Szept cichy znów słyszę,
Jak przez białą ciszę, szepnij swe marzenie.
W środku zimy grzał się park,
Pijąc wyznań żar z twych warg,
A śnieg słał wśród ścieżek,
Swój puszysty kobierzec.
La, la, la, la, la, la, la, la
La, la, la, la, la, la, la, la.
Już rtęć na zerze, niebo szare jest od chmur,
W smutnym plenerze, krążą roje śnieżnych piór.
Jest w nich wierszy tyle,
Że mam znowu szansę,
Żyć dawnym romansem, choć przez krótką chwilę.
W środku zimy grzał się park,
Pijąc wyznań żar z twych warg,
A śnieg słał wśród ścieżek,
Swój puszysty kobierzec.
A śnieg słał wśród ścieżek,
Swój puszysty kobierzec.
La, la, la, la, la, la, la, la,
La, la, la, la, la, la, la, la,
La, la, la, la, la, la, la, la,
La, la, la, la, la, la, la, la.