Indianin znad Wisły
Wychowany wśród kanadyjskich Szaunisów Sat-Okh przyjeżdża do Polski, gdzie walczy w czasie II wojny o jej niepodległość. Słynie z bohaterstwa i wyjątkowego sprytu. Po wojnie zmuszony jest zostać w PRL na stałe i tu pielęgnuje kulturę współplemieńców. To nie fabuła przygodowej powieści, ale biografia Stanisława Supłatowicza.
Wiadomości › Prasa › Emigracja
19 sie, 12:15
Indianin znad Wisły
Wychowany wśród kanadyjskich Szaunisów Sat-Okh przyjeżdża do Polski, gdzie walczy w czasie II wojny o jej niepodległość. Słynie z bohaterstwa i wyjątkowego sprytu. Po wojnie zmuszony jest zostać w PRL na stałe i tu pielęgnuje kulturę współplemieńców. To nie fabuła przygodowej powieści, ale biografia Stanisława Supłatowicza.
Sat-Okh Foto: Agencja Forum
Była zima 1917 roku, kiedy Stanisława Supłatowicz wraz z jedenastoma towarzyszami forsowała czółnami Cieśninę Beringa, łączącą dwa kontynenty: Azję i Amerykę Północną. Do tak desperackiego kroku doprowadziły ją prześladowania carskie. Na mroźne pustkowia Syberii przyjechała za mężem, który w 1905 roku został tam zesłany za działalność polityczną (obydwoje należeli do PPS-Lewicy). Gdy dotarła na miejsce, zastała go chorego i umierającego. Kiedy po kilku tygodniach zmarł, przeniosła się na Półwysep Czukocki i korzystając z rewolucyjnego zamieszania w Rosji, postanowiła szukać szczęścia gdzie indziej. Z pomocą Czukczów zdecydowała się na przeprawę na Alaskę.
Po przepłynięciu ponad 80 kilometrów w wyjątkowo niesprzyjających warunkach (niektóre źródła mówią, że jako jedyna przeżyła) wreszcie dobiła do upragnionego brzegu. Wiadomo tylko tyle, że udało jej się przedostać do Kanady, a tam znalazła schronienie pośród Indian plemienia Shawnee (Szaunisów, Szawanezów). Mieszkając wraz z nimi wpadła w oko synowi plemiennego wodza, imieniem Wysoki Orzeł (Leoo-Karko-Ono-Ma). Po pewnym czasie wyszła za niego za mąż i przybierając imię Biały Obłok (Ta-Wach) postanowiła, że resztę życia spędzi u boku nowej rodziny. Przynajmniej tak jej wówczas się wydawało.
Dwa światy
Z tego związku urodziło się troje dzieci. Najmłodszy z nich to nasz bohater, Sat-Okh (Długie Pióro) urodzony w kwietniu 1920 r., choć pewności co do daty nie miał nawet on sam. Często przy tej okazji mówi się również o roku 1922 jako dacie narodzin Sat-Okha. Całe zamieszanie wynika z faktu, że w indiańskiej wiosce nie prowadzono żadnych zapisów, a kiedy Sat wrócił z matką do kraju, ta wyrobiła mu metrykę, podając celowo rok 1925, jako rok narodzin syna.
Jak w ogóle doszło do tego, że obydwoje wrócili do Polski? Przez kompletny przypadek. W kanadyjskiej wiosce Sat-Okh wychowywany był jak każde indiańskie dziecko. Uczył się rozmawiać z naturą, polować, odprawiać rytuały itd. Któregoś dnia, a było to w latach trzydziestych, uratował przed atakiem niedźwiedzia dwóch białych mężczyzn. Jak się okazało, jeden z nich był Polakiem. W wiosce powiedział matce Sata, że Polska jest już niepodległym krajem. Stanisława bardzo chciała odwiedzić rodzinę i pokazać dzieciom swoją ojczyznę.
Na takie rozwiązanie nie zgodził się jednak jej mąż. Wysoki Orzeł oświadczył, że jeśli uprze się na wyjazd, może zabrać tylko najmłodszego syna. W 1937 r. Stanisława i Sat-Okh wyjechali więc do Polski. Kraj nad Wisłą, podobnie jak cała podróż, zrobiły na młodzieńcu tak ogromne wrażenie, że przez pierwszy rok do nikogo się nie odzywał.
Matka wyrobiła mu także polskie dokumenty. Od tamtej pory nazywał się Stanisław Supłatowicz. Zapisała go do szkoły, by uczył się języka. Tam też siostry zakonne obcięły mu długie włosy. W 1939 roku mieli już wracać do Kanady, gdy zastał ich wybuch II wojny światowej...
Kozak
Wrodzona odwaga i wola walki sprawiły, że zaraz po wrześniowej klęsce Sat znalazł się w strukturach polskiego państwa podziemnego (przewinął się przez Służbę Zwycięstwu Polski i Związek Walki Zbrojnej). W 1940 roku został jednak aresztowany przez gestapo. Przez wiele miesięcy był bity i torturowany. W końcu skazano go na zsyłkę do Auschwitz. Do Oświęcimia jednak nie dotarł. 12 kwietnia 1942 roku wraz z kilkoma innymi śmiałkami podjął próbę ucieczki w wagonu bydlęcego, który zmierzał do obozu koncentracyjnego.
W miejscowości Tunel Sat-Okh wyskoczył z pędzącego pociągu. Udało mu się uciec, ale przypłacił to poważnymi ranami. W czasie upadku złamał rękę, a jego nogę dosięgła kula niemieckiego strażnika. Doskonale obeznany z lasem potrafił się w nim ukryć. Przez ponad pół roku leczył rany, ukrywając się w leśniczówce koło Jędrzejowa, a następnie we wsiach w powiecie koneckim na Kielecczyźnie.
W 1943 roku wstąpił do oddziału „Bończy” por. Kazimierza Załęskiego, 25 Pułku Piechoty Armii Krajowej. Jako partyzant o pseudonimie „Kozak” dał się poznać jako wyjątkowy sprytny i niezastąpiony zwiadowca. Uczył kolegów jak poruszać się po lesie bez pozostawiania śladów oraz jak się w nim wyżywić w czasie kiedy doskwierały im problemy z aprowizacją. Z racji swoich zdolności często był wysyłany na zwiady, zyskując opinię człowieka do zadań specjalnych.
Za działalność wojenną został zresztą wielokrotnie nagradzany, m.in. Krzyżem Walecznych, Medalem Wojska Polskiego, czy Krzyżem Armii Krajowej. Wraz z zakończeniem wojny został jednak potraktowany przez reżim podobnie jak reszta akowców - więzieniem!
Powrót po latach...
Po wyjściu na wolność osiadł na stałe w Gdańsku, gdzie założył zresztą później rodzinę. Bardzo chciał wrócić do Kanady, jednak władze ludowe konsekwentnie odmawiały mu wydania paszportu. Postanowił więc zaciągnąć się do pracy w porcie. Zaczynał jako mechanik w Polskich Linii Oceanicznych, a skończył jako marynarz, pływając po morzach i oceanach m.in. słynnym „Batorym”. Ojczystą wioskę udało mu się odwiedzić dopiero w roku 1966.
W Kanadzie wzbudził sensację. Historia Indianina, polskiego marynarza, który walczył z Polakami o wolność ojczyzny, dobrze sprzedawała się w mediach, toteż za oceanem zrobiło się głośno o jego wizycie. Jednak pobyt nie należał raczej do udanych. Nigdy nie udało mu się odnaleźć ojca, spotkał się za to z siostrą (Spadającą Gwiazdą) i bratem (Żelaznym Okiem). O ile siostra (wraz z mężem aktywnie walczyła o prawa Indian, za co obydwoje zostali w 1968 roku zastrzeleni przez nieznanych sprawców) ucieszyła się z wizyty, brat nie krył wrogości w stosunku do niego.
Uważał go za zdrajcę, który razem z matką opuścił rodzinę i uciekł do białych. Mówił, że Sat-Okh jest niczym jabłko: „choć ma czerwoną skórę, w środku jest biały”. Żelazne Oko zawsze miał nieprzychylny stosunek do białych. Kilkanaście miesięcy po spotkaniu z bratem zginął zastrzelony przez patrol kanadyjskiej policji, kiedy nie chciał się zastosować do ich poleceń. I tak niegdysiejsza ojczyzna stała się dla Sat-Okha obcym światem, w dodatku zupełnie pustym.
Ocalić od zapomnienia
Po powrocie do Polski angażował się w działalność oświatową, pielęgnując obrzędy i obyczaje Szaunisów. W szarej pereelowskiej rzeczywistości możliwość obcowania z kulturą rdzennych Indian była rzeczą nie do zastąpienia. Wiedzą to zwłaszcza czytelnicy pełnych realizmu i szczerych refleksji książek Sat-Okha,. Pierwsza z nich ukazała się już w 1958 r. i była to powieść autobiograficzna („Ziemia słonych skał”). I tak zaczęła się jego przygoda z piórem. Książki Sat-Okha były tłumaczone na kilkadziesiąt języków świata.
Oczywiście to nie jedyna forma jego aktywności. W barwnym pióropuszu występował w programach telewizyjnych dla młodzieży (m.in. cykl „Na indiańskiej ścieżce”), uczył tradycyjnego tańca, stawiania tipi, indiańskiego rękodzieła itd. Był również jednym z pionierów ruchu indianistów w Polsce, współtwórcą i czołową postacią Polskiego Ruchu Przyjaciół Indian (PRPI).
Zmarł 3 lipca 2003 roku w Szpitalu Marynarki Wojennej w Gdańsku. Choć jego życie było inspiracją dla wielu pokoleń ludzi, zdarzały się również głosy krytyczne, sugerujące, że cała niejasna przeszłość Sat-Okha to jedynie wymysł pisarza. Nie bez znaczenia w tym sporze był fakt, że matka Sata, wyrabiając mu polską metrykę po przyjeździe do kraju, postarała się, by nie było w niej śladu po indiańskim pochodzeniu jej syna.
Więcej na ten temat:
„Wojownik z urodzenia” (film dokumentalny), reż. Klaudiusz Jankowski, 2007.
„Niezwykła biografia Sat-Okha, czyli jak się zostaje legendą” - praca magisterska Katarzyny Krępulec, Lublin 2004.